Asnyk, Adam
2014-07-08
1968
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Paulina Choromańska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/asnyk-bez-odpowiedzi
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
Domena publiczna - Adam Asnyk zm. 1897
Adam Asnyk, Pisma, tom III, wydanie nowe zupełne, w układzie i z objaśnieniami F. Hoesicka, nakładem Księgarni F. Hoesicka, Warszawa 1924.
http://pl.wikisource.org/wiki/Pisma_T._III_%28Adam_Asnyk%29/Bez_odpowiedzi
Wiersz
Pozytywizm
Liryka
Bez odpowiedzi
text
0.3Poezja
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/use/7541.jpg
Czterech chłopców z majstrem, Loray Mill, Gastonia, North Carolina,, Lewis Wickes Hine (1874 - 1940), domena publiczna
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/7541/
Adam Asnyk
Bez odpowiedzi
Nie znali nigdy, co to jest dostatek, /
Lecz znali tylko, co trud i potrzeba; /
Nieraz im brakło mleka w piersiach matek, /
Nieraz im brakło na zagonach chleba. /
Nie znali nigdy tej pomyślnej doli, /
W której bez troski o jutrzejszą strawę, /
Duch ludzki z mroku budząc się powoli, /
Na światło oczy otwiera ciekawe, /
Gdyż od kolebki czatowała bieda, /
Co duszy dziecka rozwinąć się nie da.
Los im poskąpił wszystkich swoich darów, /
I dał im środków do walki za mało... /
Prócz życia trudów i życia ciężarów, /
Jedno im prawo do życia zostało; /
Jednak znosili swą nędzę cierpliwie, /
Jako istnienia warunek niezmienny; /
Marząc o przyszłem, a bogatszem żniwie, /
Zapominali o trosce codziennej, /
Żądając wzamian za pracę mozolną: /
By im wraz z dziećmi wyżyć było wolno.
Lecz teraz próżne wszelkie wysilenia! /
Żadna wytrwałość zbawić ich nie może, /
Głód, ciała w żywe szkielety zamienia, /
Kładąc w ciemnościach na zmrożone łoże. /
Dziś nie o sytość, lecz o żywot idzie, /
Gdyż to nie zwykłej nędzy widmo blade, /
Lecz śmierć głodowa w całej swej ohydzie/
Tysiącom rodzin zwiastuje zagładę, /
W zimowej nocy wchodzi w ich mieszkania, /
Przynosząc męki wolnego konania.
To śmierć głodowa! przy zgasłem ognisku/
Zasiada, wlokąc całun lodowaty, /
I matkom dzieci porywa z uścisku, /
I nagie trupy zostawia wśród chaty, /
I kroczy dalej w upiora postaci, /
Rozpościerając gorączkowe dreszcze... /
A zmarły wstaje, by zabijać braci, /
Za krzywdy swoje mszcząc się w grobie jeszcze, /
I rozszerzając zaraźliwe tchnienia, /
Idzie do ludzi przemawiać sumienia.
A ci, co jeszcze wśród mogił zostali, /
Aby oglądać męczarnie swych rodzin, /
Trawieni ogniem, co wnętrzności pali, /
Mierzą ostatek uchodzących godzin, /
I patrzą w otchłań... szukając gdzieś na dnie/
Nie uchwyconej ocalenia mocy,/
Ale myśl w próżni kręci się bezwładnie, /
I gaśnie w głuchej odrętwienia nocy... /
I nic nie mogąc odnaleźć nędzarze/
Chylą z rozpaczą wychudzone twarze.
Wiedzą, że wszędzie ta sama dokoła/
Głodowej śmierci konieczność straszliwa, /
Że brat ratunku udzielić nie zdoła, /
Bo sam go teraz daremnie przyzywa. /
Więc milczą, patrzą na śniegu posłanie, /
Słuchają wiatru żałobnego wycia, /
I w ciemność smutne rzucają pytanie: /
„Gdzie jest ich prawo najświętsze do życia? /
„Czemu są na śmierć skazani i za co? /
„Gdy na chleb ciężką zarabiali pracą“.
Kto im odpowie na ten wykrzyk głuchy? /
Ludzkość zostanie w odpowiedzi dłużną, /
Bo choć szlachetne poruszą się duchy/
I miłosierdzie pospieszy z jałmużną, /
Rzucone wsparcie nie rozstrzygnie w niczem, /
I w niczem ciemnych pytań nie rozświeci, /
I ziemia dalej z sfinksowem obliczem/
Będzie pożerać pracujące dzieci, /
A ludzkość będzie roztrząsać ciekawa, /
Ten zgrzyt w harmonii społecznego prawa.