Gerard Witowski Loteria Felieton nr 5, z 1 maja 1816 roku. Spes incerta futuri. Vergilius, Aeneida VIII, 580 Nadzieja niepewna przyszłości. Że każdy człowiek, który nie jest chory i nie zmartwiony, więcej trzyma o swoim dobrym przeznaczeniu, aniżeli może trzymać by powinien, dowodem jest pomyślny powszechnie obrót wszystkich loterii. Nie tyle się udają zaręczenia morskie, ogniowe towarzystwa, bo nie każdy chce widzieć podobieństwo nieszczęścia, bo rzadko kto myśli o mogącym go spotkać złym losie. Widzieliśmy w różnych czasach światłych obrońców loterii, lecz widzieliśmy także równie światłych i gorliwych jej przeciwników. Miałażby loteria, jak wiele innych rzeczy, swoją razem dobrą i złą stronę? Tak przynajmniej wnosić należy z przykładu sławnego pana Mercier, który ją potępiał jako filozof, a sam potem jako polityk radził jej zaprowadzenie. Wielkim niezawodnie dla towarzystwa ludzkiego dobrodziejstwem jest loteria w tych wszystkich zawodach, gdzie do zbiegu różnych niebezpieczeństw łączy się potrzeba niepospolitych zdatności; to jest, gdzie dobre o sobie i szczęściu swoim rozumienie powinno w młodym umyśle wzniecać zapał, bez którego nie byłoby ani wielkich czynów, ani sztuk pięknych. W tym wzięciu mówca, poeta, wojownik, żeglarz, kiedy przychodzi stan obierać, gra w loterię, która go ma chlubną sławą uwieńczyć alboli też wieczną okryć niepamięcią. Przechodząc od tych wysokich wyobrażeń loterii do znaczenia, w jakim zwykle bywa braną, widzimy loterię pod postacią dobrowolnej ofiary, użyteczną potrzebie krajowej. U nas, za panowania Stanisława Augusta, wprowadzoną była loteria liczbowa, czyli genueńska, a klasyczną poznaliśmy dopiero za rządu pruskiego. Byłoby tu zbyt długo wyliczać sposoby, do jakich brały się zagraniczne rządy celem powiększenia dochodu z loterii. Mam jeszcze z roku 1770 ciekawy dokument *tontyny*, tak zwanej od imienia wynalazcy loterii, czyli pożyczki do skarbu francuskiego, przez którą procenta każdego zmarłego akcjonisty spadały na jego towarzyszów w miarę stawki, aż do ostatniego, z którym umarzał się razem i kapitał. Ten rodzaj losowej sukcesji wielką miał wziętość w kraju, w którym rychła zmiana okoliczności wkrótce też i tontynę w zapomnienie podała. Chciał jeszcze starodawny zwyczaj mieć loterię w pomoc zabawie. Ludwik XIV, monarcha wspaniały w rozrywkach nawet, dał świetny w tym rodzaju przykład okazałości. — „Wkrótce — (słowa są Woltera) — po ślubie Księcia Pana — (wnuka Kondeusza Wielkiego) — nakazał Monarcha zabawkę, do której kardynał Mazarini dał myśl pierwszą w roku 1646. Urządzono w Marly na pokojach królewskich cztery sklepy napełnione czym tylko mógł ustroić bogaty i wytworny przemysł Paryża. Te cztery sklepy, ozdobione przepysznymi wystawami, wyobrażały cztery pory roku. W pierwszym znajdował się syn królewski z Panią de Mortemar, w drugim młody Książę z Panią de Maintenon, w trzecim Książę du Maine z Panią de Thiange, w czwartym nareszcie Księżna młoda z Księżną de Chevreuse. Osoby na tę zabawę zaproszone wygrywały losem kosztowne klejnoty znajdujące się w sklepach, a tak rozdawał podarunki Król swoim poddanym w sposobie siebie godnym. Loteria kardynała Mazariniego mniej była szykowną i mniej okazałą. Znano takie loterie za dawnych cesarzów rzymskich, lecz żaden z nich do tego przepychu nie łączył wytwornej grzeczności Ludwika”. Gdy modą naówczas było, nie tylko w kraju, ale nawet za granicą, naśladować najmniejsze postępki Monarchy tego, zwyczaj grania w loterię stał się wkrótce powszechnym w Europie. Stąd loterie familijne w czasie kolędy, stąd antraktowe we Włoszech, czyli tak zwane *czekino*, rozkosz na długie wieczory niektórych warszawianów. Lecz kiedy ci, którzy o potrzebach kraju radzić muszą, myśleli tylko, jak podatki nakładać na głowy do gry chętne, inni tylko jak się bawić lub rozśmieszać; w takim razie wymyślić loterię, która by grającemu dawała nadzieję bardzo do pewności zbliżoną i przyjemną mu rozrywkę czyniła, i w tym jeszcze wszystkim znajdować kazała dobry uczynek: taką jednym słowem loterię, jaka była ciągniona u nas na ubogich i przyniosła niemało znaczącą sumę 11600 złotych, wymyślić mogły te tylko dostojne osoby, które zwykły I w świętym celu łączyć pożytek z słodyczą. Znakomite stolicy tutejszej damy, nieznużone zbieraniem jałmużn w ostatnich dniach postu, w samej zabawie znalazły dla nieszczęśliwych nowe źródło wsparcia i zniewoliły ubiegającą się do pięknych celów publiczność, że dopełniła zamiaru, który ich szlachetne uwieńczył chęci. Niesiono dary (po większej części znacznej wartości), dary mające składać fanty loterii, z tak dobroczynną hojnością i uprzedzaniem się tak skwapliwym, że liczba oznaczona fantów w dniach niewielu uzupełnioną została. Należało mi, jako ciekawemu, śpieszyć się po bilety, które z niesłychaną szybkością wykupione zostały; należało przy tym dążyć wcześnie do miejsca ciągnienia, aby znaleźć łatwe wnijście, a razem i stanowisko dogodne do uwag mogących się nastręczyć: jakoż o wpół do szóstej wieczorem jużem się znajdował na salach redutowych z Panem Iniarskim, moim sąsiadem z koszar kadeckich. Mieliśmy pół godziny czasu obejrzeć, co było ciekawszego. Na dziesięciu stolikach w linii przez dwie sale, na wzniesionej galerii ustawionych, rozłożone zostały fanty w sposobie pełnym wdzięku i okazałości. Miłym był ten obraz dobroczynnego przepychu, gdzie złoto i kunszta, zbytkowi dotąd służące, ubóstwu niosły ofiarę; a gust, ta najpiękniejsza wszystkiego ozdoba, ręką płci pięknej wszędzie rozniesiony, podwoił jeszcze przyjemność miłego już przez się widoku. Stoliki podobne do dziesięciu wytwornych sklepów, ubrane w sztambuchy, obrazy, kryształowe koszyki, zegarki, szpady, wedźwody, srebrne naczynia i porcelanę podwajały się w lustrach im odpowiadających, pod którymi kosztowne gobeliny, ścianę całkowicie zakrywające, za dno służyły całemu obrazowi. Na dopełnienie świetności ustawiono pomiędzy stolikami lampy w półsferach i globach, a wierzchnią część widoku łączyły wazony, wieńce i kosze z naturalnymi kwiatami, i tym sposobem składały ogniwa jednego łańcucha, który się od końca do końca przez dwie sale rozciągał. Na szczęście nasze spotkaliśmy pana Soliniego. Znajomość bardzo pożyteczna dla wielu nowin i ciekawości, którymi się zwykle opatruje. Pan Solini nauczył nas, że fanty dostały się losem i w równych częściach każdemu stolikowi, że te ostatnie podzielono losem także pomiędzy damy, i że nareszcie świetne ich grono widzieliśmy dlatego zielonymi przepaskami ozdobne i jednakowo w bieli ubrane, żeby nie tylko dobrą grającym zapowiadać nadzieję, lecz razem, aby tę różnofarbną fantów mieszaninę przerwać gustowną prostotą. Bylibyśmy się jeszcze od pana Soliniego dalszych o nieskończonym porządku (co było istotną prawdą) dowiedzieli rzeczy, ale dano znak zaczęcia i damy porządkiem miejsca zajęły. Snadniej było postrzegać niż opisać wzory tak powszechnego na twarzach, a w szczegółach tak rozmaitego zajęcia. Przed każdym stolikiem położono numery, które u każdego z nich wyciągnięte być miały, lecz tłumy ciekawych, według wychowania lub stanu, zbierały się naprzeciw rzeczy najbardziej lubionych. Skąpcy chwytali oczyma to sztućce, to różne srebrne i złote naczynia; łakomcy to słoiki z konfiturami, to pudła cukrem napełnione; uczeni wzrok nieśli za książkami; przyjaciele sztuk pięknych spoglądali na obrazy; kochankowie na różne pamiątki, na których znajdowali cyfry kochanek. Pomiędzy wojskowymi, których największa ciżba dała się widzieć około burki księcia Poniatowskiego, spostrzegłem towarzysza broni, niedawno świetnymi okrytego laury, któremu chlubniejszym nad wszystkie skarby zdawało się posiadać tę drogę pamiątkę trudów Bohatera i Wodza. Życzenia (pokazało się: niepróżne), jakie niosłem naówczas, aby ten szacowny upominek dostał się w najgodniejsze, to jest w jego ręce, przerwały dalszy ciąg uwag moich. Wkrótce też rozpoczęło się losowanie. Proszę wyobrazić ruch, jaki koniecznie sprawić musiały głosy dziesięciu razem objawień fortuny; proszę przy tym wystawić sobie zawody tych ludzi, którzy nie zwykli na małym przestawać. — Tamten śpieszy z swoim numerem, aby usłyszał, że przegrał; ten wygrywa, czego nie żądał, co mu nawet mieć nie wypada; i trzeba przyznać, że te nieporozumienia losu nie były częścią widowiska najmniej bawiącą, i że owszem, śmiesznie zdawało się widzieć prokuratora wygrywającego kornety, panienkę pistolety albo brzytwy; wojskowego otrzymującego damskie nowe trzewiki, a podeszłą babunię, która wygrywała kompas albo szablę turecką. Powoli sklepy zaczęły się obnażać z najpiękniejszych ozdób swoich, a sale natomiast wystawiały widok jakoby rabunku. Jaki taki niósł w ręku otrzymaną zdobycz i tę starał się uwieść do domu. Największa część, jak to zwykle bywa, niekontenta z przeznaczenia, szukała na miejscu zaraz jakiej zyskownej zamiany; inni najkosztowniejsze nawet sprzęty zwracali po wygraniu do kantoru, aby w dniu licytacji umówionej na korzyść ubogich raz jeszcze spieniężonymi być mogły. Jeśli jaka zabawa przyjemne w pamięci zostawia wrażenie, to zapewne ta, która pozwala rozkosz zmysłów z rozkoszą serca połączyć. Piękność celu i zachwycenie sprawione dla otrzymania pożądanego wsparcia przypomniały mi, odchodzącemu z tej loterii, owe słowa Cycerona: Homines ad Deos nulla re propius accedunt, quam salutem hominibus dando (Cicero, Oratio pro Ligario, 12: „Wtenczas prawdziwie ludzie zbliżają się do Bóstwa, kiedy niosą ratunek bliźniemu”). Powróciwszy do siebie, raz jeszcze przeszedłem w myśli doznane na tym wieczorze przyjemne uczucia i nie przypominam sobie, abym od lat kilkunastu znalazł słodsze kiedy czasu przepędzenie. Mamże i to powiedzieć, że z dwóch, które trzymałem, losów oba były szczęśliwe? Wygrałem bowiem perspektywkę właśnie do oczu moich i flakonik z kroplami wzmacniającymi, które doktor pozwolił zażywać na cukrze. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/witowski-loteria/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Gerard Witowski, Loteria, w: Gazeta Warszawska no V, Warszawa 1816. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Biblioteki. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła.