Pierre Beaumarchais Wesele Figara Komedia w pięciu aktach prozą tłum. Tadeusz Boy-Żeleński ISBN 978-83-288-2110-1 Przedstawiona po raz pierwszy przez aktorów nadwornych J. K. Mości we wtorek, 27 lutego 1784 Wstęp Mówiąc swojego czasu o Wyznaniach Jana Jakuba zaznaczyłem, iż ze wszystkich dzieł tego pisarza najbliższym dla nas pozostało to, w którym kreśli dzieje swego *życia*, w przeciwieństwie do wielu pisarzy XVIII wieku, których życie jest dla zrozumienia ich dzieł niemal obojętne. Nie może się to odnosić do autora Wesela Figara. Dopiero w świetle życia tego pisarza można ustalić i zrozumieć wszystkie perspektywy jego dzieła; poza tym życiorys jego jest sam przez się tak bogaty w ciekawe szczegóły i tak znamienny dla epoki, iż jedynie żałować mi przychodzi, iż muszę ściągnąć go tutaj do szczupłego zarysu. Piotr Augustyn Caron, który później przybrał nazwisko de Beaumarchais, urodził się w Paryżu w r. 1732 jako syn zegarmistrza. Ojciec, nawrócony kalwin, był człowiekiem uczciwym, światłym i przedsiębiorczym. Straciwszy trzech synów, pragnął, aby ostatni, jaki mu pozostał, był jego następcą w rzemiośle; dlatego nie umieścił go w żadnym wyższym zakładzie naukowym, ale dał mu wykształcenie ściśle zawodowe. Wszystko, co Beaumarchais posiądzie w dziedzinie ducha, będzie zawdzięczał jedynie sobie i życiu, które w tym wypadku okazało się nader szczęśliwym nauczycielem. Po wcześnie rozbudzonym półdziecięctwie Cherubina i dość burzliwych latach młodzieńczych, młody Caron daje dowody wybitnego uzdolnienia w swoim zawodzie, jak również szerokości horyzontów sięgających poza jego granice. Chodziło o wynalazek z zakresu zegarmistrzostwa dokonany przez przyszłego komediopisarza, a którego pierwszeństwo chciał mu zagarnąć kto inny. Beaumarchais wytacza proces — pierwszy z serii procesów, które miały towarzyszyć mu przez całe życie — równocześnie apeluje do Akademii Nauk, do opinii za pomocą artykułów w „Mercure de France” i — wygrywa sprawę. Mikroskopijny zegareczek w pierścionku, ofiarowany w hołdzie pani de Pompadour, daje go poznać na dworze, dokąd wzywa go sam monarcha. To wszystko nie zaspokajało ambicji młodego człowieka. Ubóstwiany całe życie przez kobiety, kobiecej też rączce zawdzięczać będzie pierwszy krok ku wywyższeniu. Znajomość zawarta w sklepie z klientką, panią Franquet, przynosi mu najpierw mały, lecz dość honorowy urzędzik, tanio odkupiony — modą XVIII w. — od jej męża, a następnie, po śmierci tegoż, małżeństwo z bogatą, o dziesięć lat starszą wdową. W niespełna rok żona umiera; mimo że Caron zabezpieczył sobie kontraktem prawo dziedzictwa, brak pewnych formalności oraz zabiegi rodziny zdołały go zeń wyzuć. Zostało mu jedynie „szlacheckie” nazwisko de Beaumarchais, które wedle praktykowanego zwyczaju przybrał był od folwarczku będącego własnością żony. Gdzie, w jakiej okolicy Francji leżało owo Beaumarchais, było zawsze i jest do dziś dnia rzeczą niezbadaną. Beaumarchais nie traci głowy w trudnej sytuacji. Raz zwróciwszy na siebie uwagę Wersalu jako zegarmistrz, wypływa tam obecnie jako muzyk, harfista, popierany przez córki Ludwika XV, miłośniczki muzyki. Beaumarchais daje im lekcje, układa dla nich utwory muzyczne, organizuje koncerty. Równocześnie uprawia i inne stosunki, jest zażyły w domu pana Le Normand, męża pani de Pompadour; tam wchodzi w świat finansów i uświadamia sobie własne w tym kierunku talenty. Oddaje, dzięki łasce dworu, przysługę finansiście Duvernay, który przez wdzięczność wprowadza go w świat interesów i pozwala przy sobie dojść do fortuny. Pierwszym staraniem Beaumarchais'go po zbogaceniu było wznieść się do stanu szlacheckiego. Skłania ojca do poniechania zawodu zegarmistrza, sam zaś, kupując za pięćdziesiąt sześć tysięcy franków dyplom „sekretarza królewskiego”, staje się tym samym szlachcicem. „Nie mogąc zmienić przesądu, trzeba mu się poddać” — powiada z filozofią godną Figara. Dobrze zaopatrzony w pieniądze i rekomendacje, puszcza się do Hiszpanii. Podróż ta miała rozmaite cele. Najpierw, sprawy rodzinne; dalej pomysły ekonomiczno-finansowe; wreszcie pociąg do uciech i wrażeń. Temperament Beaumarchais'go nastarczy wszystkiemu: widzimy go, jak rozrzuca fantastycznie śmiałe pomysły handlu kolonialnego, gra grubo u ambasadorów, bałamuci ich żony, układa wiersze na nutę melodii hiszpańskich, słowem, wchodzi w skórę madryckiego „kawalera” pierwszej wody. A jako jeszcze jeden rezultat podróży — memoriał przedłożony księciu de Choiseul o stanie politycznym Europy i Hiszpanii. (…) Pomysły jego finansowe nie znalazły w Hiszpanii gruntu; sam powiada, iż furia francese rozbiła się o bezwładność hiszpańskiej flegmy. Wróciwszy do Paryża, Beaumarchais pcha się dalej do fortuny i wywyższenia, ale to nie wystarcza jego bujnej naturze. Rzuca się w teatr; pisze sztukę pod tytułem Eugenia, w rodzaju sentymentalnego dramatu, zapoczątkowanym przez Diderota, Sedaine'a i La Chaussee'go; rodzaj sprzeczny zresztą z jego talentem i naturą. Mimo iż Beaumarchais przygotował grunt dla sztuki — tak jak to on tylko potrafił — odczytując ją po salonach i z góry tworząc jej stronnictwo, nie uzyskała powodzenia; ledwie później, przerobiona i skrócona, zdobyła wątłe życie na deskach scenicznych. Najwytrawniejsi znawcy, Grimm, Wolter, Collé, odsądzali po tej próbie pisarza od wszelkich nadziei. W r. 1769 żeni się Beaumarchais powtórnie — z panią Léveque, młodą i bogatą wdową; żona umiera mu po paru latach, jak również syn z tego małżeństwa, które nie przyniosło Beaumarchais'mu prawie nic pod względem majątkowym, ponieważ majątek żony był głównie dożywociem. Ale Beaumarchais miał wrogów; już po śmierci pierwszej żony, poprzedzonej rychłym zgonem jej męża, puszczano przeciw pisarzowi podejrzenia trucicielstwa; obecnie niedorzeczne te pogłoski zaczęły obiegać ze zdwojoną siłą. Zaiste, Beaumarchais ze świadomością rzeczy mógł ustami don Bazylia wyśpiewać ów boleśnie ironiczny hymn na cześć potwarzy! Nowa sztuka Dwaj przyjaciele, czyli Kupiec z Lyonu również nie zdobyła powodzenia. Beaumarchais poznaje gorycze, jakimi świat poi wygwizdanego autora. W ogóle lata te stanowią w życiu pisarza okres niepowodzeń, z których zdołał się wydźwignąć jedynie mocą swej niespożytej energii, żywotności i talentu. Niewczesny koncept, jaki dla rozerwania króla podsunął staremu dworakowi, księciu de la Vallière, ściąga na Beaumarchais'go niełaskę dworu. Wreszcie — najcięższe z nieszczęść — w r. 1770 umiera przyjaciel jego i protektor, Paris Duvernay, uregulowawszy na trzy miesiące przed śmiercią rachunki swoje z pisarzem i zostawiwszy mu formalne pokwitowanie. Hrabia de la Blache, spadkobierca finansisty, nienawidził Beaumarchais'go. „Nienawidzę tego człowieka, tak jak się kocha kochankę”. Odmówił uznania rachunków, zarzucił fałszerstwo aktu i wpisanie punktów, którym Duvernay był, jego zdaniem, obcy. Wszczął się zawiły proces; Beaumarchais wygrywa w pierwszej instancji, ale hrabia apeluje. Wśród tego Beaumarchais napisał słowa i muzykę opery pod tytułem Cyrulik sewilski i przedłożył ją aktorom włoskiego teatru. Operę odrzucono. Niewyczerpany w energii autor przerabia na poczekaniu operę na komedię i czyta ją aktorom Komedii Francuskiej, gdzie zyskuje przyjęcie. Ale nieprzewidziany wypadek krzyżuje plany. W toku prób wybucha zwada między pisarzem a księciem de Chaulnes, zazdrosnym o względy aktorki Menard. Dochodzi między rywalami do publicznej bójki; skandal jest taki, iż obaj zapaśnicy dostają się do więzienia. Hrabia de la Blache korzysta z pobytu Beaumarchais'go w For-l'Evêque, aby dosięgnąć sparaliżowanego w obronie przeciwnika i uzyskać osądzenie sprawy. Beaumarchais miota się w swym zamknięciu; uzyskuje wreszcie, iż pod strażą wypuszczają go kilka razy, aby mógł zająć się procesem. Referentem sprawy był sędzia Goëzman, nieżyczliwy dla pisarza. Beaumarchais po długich staraniach zdobywa u niego audiencję za cenę stu ludwików i zegarka z brylantami, ofiarowanych żonie sędziego, plus piętnaście ludwików rzekomo „dla sekretarza”. Beaumarchais przegrywa proces. Pani Goëzman zwraca mu — jak umówiono w razie przegranej — sto ludwików i zegarek, ale piętnaście ludwików sekretarza przepadły jak kamień w wodzie. Beaumarchais, podrażniony niepowodzeniami, podnosi krzyk, domaga się zwrotu; Goëzman wytacza niebacznie skargę o usiłowanie przekupstwa i zniewagę żony sędziego! Wszczyna się nowy proces, pamiętny w dziejach literatury tym, iż daje asumpt do słynnych Memoriałów pisarza, które bawiły i elektryzowały Francję od najlichszego z mieszkańców Paryża aż do samego króla. „Nie znam — pisze w którymś z listów Wolter — zabawniejszej komedii, tragedii bardziej wzruszającej, a zwłaszcza lepiej oświetlonej drażliwej sprawy…”. A w innym, pisanym do d'Alemberta: „Co za człowiek! Łączy wszystko: dowcip, powagę, rozsądek, wesołość, siłę, zdolność wzruszania, wszystkie rodzaje wymowy bez ubiegania się o żaden; miażdży przeciwników i daje lekcje swoim sędziom…”. Poza talentem pisarskim, jaki ujawnił się tu pierwszy raz w całej pełni, Beaumarchais miał tę zręczność, iż umiał wyzyskać na swą korzyść wszystkie pasje polityczne i wszystkie niezadowolenia nurtujące wówczas w Paryżu, i w ten sposób uczynił własną sprawę sprawą ogółu; ale poza tym wszystkim Memoriały jego wyrastają ponad lokalne znaczenie procesu: to potężne i niechybne ciosy zadawane w najsłabsze punkty strupieszałego już sądownictwa i całego na feudalnych przeżytkach opartego systemu. Beaumarchais wygrał sprawę… tak jak ją mógł wygrać przeciw takiemu przeciwnikowi… Wygrał i przegrał zarazem. Sędzina Goëzman otrzymała naganę, której musiała wysłuchać na kolanach. Sędziemu Goëzmanowi polecono podać się do dymisji. Ale i Beaumarchais otrzymał *naganę*, co wedle ówczesnej procedury równało się śmierci cywilnej. Memoriały jego — jako oszczercze! — skazano *na szarpanie szczypcami i spalenie* w dziedzińcu sądowym. Nad tym Salomonowym wyrokiem pełny sąd radził od piątej rano do dziewiątej wieczór. Jakimi sposobami Beaumarchais zdobył na tyle kredytu, aby uzyskać odwet, to już inny rozdział jego historii, nie najmniej fantastyczny w tym zdumiewającym życiorysie. Ale uzyskał odwet w całej pełni: najpierw rehabilitację z wyroku z Goëzmanami, potem rewizję procesu z hrabią de la Blache i wygraną tegoż procesu. Jaką popularność zdołał osiągnąć, świadczy, że w dniu wygranej miasto Aix, gdzie toczył się proces, iluminowano. *Naród* — jak mu to z całym talentem podsunął — uznał jego sprawę za swoją. I teraz dopiero, po wygaśnięciu sprawy, zrodzony w jej trakcie — i z niej — wielki pisarz oblecze ją w nieśmiertelne kształty. Z Memoriałów i ich przedmiotu przekształconego twórczo, przetransponowanego na intrygę miłosną powstanie Wesele Figara. Figaro, w Cyruliku sewilskim jeszcze usłużny sługus z komedii, zmieni się tu w utalentowanego i uczciwego plebejusza, nabrzmiałego, mimo że ton całej sztuki jest rozkosznie wesoły, buntem i szyderstwem. „O panie hrabio, cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dosyć pospolity, podczas gdy ja…!”. Te słowa wielkiego monologu Figara, wyrzucone gniewnie przez zaciśnięte zęby, padną ze sceny na widownię, na której będą się tłoczyli zachwyceni i oklaskujący arystokratyczni słuchacze. „Figaro to rewolucja już w czynie” — mówił Napoleon. „Figaro zabił szlachtę” — wołał Danton. Otóż konflikt Figara z Hrabią urodził się niewątpliwie z procesu z hrabią de la Blache, tak jak owa centralna sprawa sądu z nieśmiertelnym sędzią Brid'oison (don Guzman) urodziła się ze sprawy z Goëzmanem. Cała skala tonów, jakie Beaumarchais genialnie zinstrumentuje w Weselu Figara, znajduje się już w Memoriałach. Rzadko kiedy można śledzić z taką precyzją i na tak interesującym materiale narodziny wielkiego pisarza. I mimo woli, odłożywszy książkę, popada człowiek w zadumę i sili się odgadnąć, jak by wyglądał dziś świat, jak literatura, gdyby sędzina Goëzman nie była zatrzymała owych szczęśliwych piętnastu ludwików? Świat jak świat, licho go tam wie; ale to pewna, że teatr wyglądałby inaczej. Wesele Figara pokazało mu nowe drogi. Mimo to położenie Beaumarchais'go nie było najlepsze. W dawnej jurysprudencji „nagana” taka była wyrokiem śmierci cywilnej; brakło tylko kilku głosów, aby Beaumarchais był skazany na galery. Hrabia de la Blache wyzuł go z majątku; o wystawieniu Cyrulika, którego próby zawieszono, nie mogło być mowy. Aby uzyskać na drodze łaski królewskiej nadzieję unicestwienia wyroku, Beaumarchais oddaje dworowi usługi dość dwuznaczne, z zakresu policji polityczno-literackiej: wyławia pamflet przygotowany do ogłoszenia w Anglii przeciw pani du Barry, wykupuje rękopis i przeprowadza jego zniszczenie. Wśród tego król umiera, następca zaś jego, Ludwik XVI, nie ma przyczyny solidaryzować się w obowiązkach wdzięczności dla obrońców honoru pani du Barry… Na szczęście pamfletów nie brak; krążą, i nader złośliwe, wymierzone w Marię Antoninę. Nowa wyprawa Beaumarchais'go pełna romantycznych przygód, które okazują się jedynie Szelmowskimi sztuczkami Skapena i sprowadzają nań — zamiast nagrody — uwięzienie w Wiedniu z podejrzeniem, niezupełnie niepodobnym do wiary, że to on sam… był autorem pamfletu, którego przychwyceniem się chlubił. Wypuszczony za wstawiennictwem tajnej policji francuskiej (również dość dwuznaczną odgrywającej w tej sprawie rolę), odszkodowany za trzydziestojednodniowe więzienie tysiącem dukatów, które odrzuca, i diamentem, który przyjmuje, wraca do Paryża. Wróciwszy, Beaumarchais uzyskuje podjęcie prób Cyrulika sewilskiego i wreszcie, po trzechletniej odwłoce, doczekuje się jego wystawienia 23 lutego 1775 r. W tryumfalnej przedmowie, jaką opatruje swoją komedię, ogłaszając ją drukiem, pisze w nagłówku: „komedia, wystawiona i położona na scenie Komedii Francuskiej dnia…” itd. To niemal prawda. Paryż za długo czekał na Cyrulika i za wiele się spodziewał. Sztuka, która zyskała żywy poklask czytana w salonach przez autora, na scenie wydała się rozwlekła, przeładowana i — prawie że padła. Beaumarchais wziął się zaraz nazajutrz do roboty, oczyścił, skupił, ściągnął do czterech aktów i w tej nowej postaci zdobył niespodziewany i tym razem trwały sukces. Tutaj następuje w życiu Beaumarchais'go — mimo iż przyzwyczaiło nas ono do niespodzianek — okres niemal fantastyczny. Była to chwila, kiedy kolonie angielskie w Ameryce oderwały się od pnia macierzystego i podjęły wolnościową wojnę. Beaumarchais jeden z pierwszych, już w r. 1775, ocenił doniosłość wydarzeń. Obyczajem XVIII wieku zasypuje memoriałami króla i ministrów; odradza jawne wystąpienie przeciw Anglii, ale zaklina o tajemne udzielenie posiłków „buntownikom”. Rząd francuski uznaje trafność jego poglądów; pozwala mu zorganizować całe biuro dostawy broni i opatruje je milionową subwencją, do której przyczynia się również milionem rząd hiszpański. Dom powstaje pod firmą Rodrigue Hortalez i Spółka. Beaumarchais rozwija coraz szerzej swoje plany; osiąga to, iż wystawia własną „flotę wojenną” złożoną z jednego wprawdzie, ale znakomicie uzbrojonego okrętu. Działalność jego utyka wskutek nierzetelności Stanów, od których Beaumarchais miał otrzymywać w zamian za amunicję tytoń i bawełnę, a nie otrzymał nic prócz weksli Franklina i teoretycznego uznania swych pretensji. Zaledwie w r. 1835 rodzina Beaumarchais'go windykuje w drodze ugody osiemset tysięcy franków jako spłatę długu, który w r. 1793 uznany został w wysokości blisko półtrzecia miliona. W r. 1776 Beaumarchais uzyskał swą rehabilitację z wyroku w sprawie z Goëzmanem, wszczął na nowo proces przeciw hrabiemu de la Blache, przysporzył uciechy i emocji Francji nowymi memoriałami i — tryumfalnie wygrał. Mieszkańcy Aix, przed którego to miasta trybunałem rzecz się toczyła, uczcili ten wynik iluminacją, serenadami itd. Temperament Beaumarchais'go, nie wyczerpany tak różnorodną działalnością, znajduje sobie jeszcze nowe pole. Podejmuje on sprawę, mimo iż skromniejszą co do rozmiarów, ale z pewnością nie najmniej drażliwą. Doświadczywszy w stosunkach swoich z teatrami, jak dalece autorzy dramatyczni są ofiarą wyzysku przedsiębiorstw teatralnych, organizuje — więcej z potrzeby działania i poczucia sprawiedliwości niż z własnego interesu, gdyż dochody autorskie nie mogły stanowić rubryki w jego milionowych pozycjach — syndykat autorów dramatycznych, prowadzi walkę przeciw aktorom i — po latach — uzyskuje ustawowe uregulowanie kwestii. Ale wszystko to to jedynie cząstka czynności, jaką Beaumarchais rozwija na wszystkich polach. Można powiedzieć, iż był on Figarem całego Paryża. Od ministrów i wynalazców aż do uwiedzionych dziewcząt szukających rady i pomocy — wszyscy zwracają się do niego: dla każdego ma w zanadrzu pomysł, kombinację, radę, pożyczkę. Zaś w nawale tych najróżnorodniejszych spraw i zatrudnień — jakże odległych od literatury! — powstaje dzieło, które ma jeszcze raz zelektryzować Francję i unieśmiertelnić swego twórcę: Wesele Figara. Ukończone w r. 1778, przyjęte przez Komedię Francuską w r. 1781, Wesele Figara doczekało się wystawienia dopiero w r. 1784. Trzy lata Beaumarchais walczył przeciw powadze zakazu królewskiego i zwyciężył dzięki zręczności, z jaką umiał wygrywać jedyną prawdziwą potęgę owej doby — opinię. Cenzor, któremu zrazu przedłożono sztukę, aprobował ją. Ale zawieziono rękopis do Wersalu, król i królowa kazali go sobie przeczytać. Ludwik XVI oświadczył wręcz: „To ohydne; nigdy nie pozwolę wystawić tej sztuki”. Powiadają, iż Beaumarchais odzywał się głośno w Paryżu: „Król nie chce, aby Wesele Figara było grane: *zatem* — będzie grane”. Skoro rozeszła się wieść o zakazie, cały Paryż chciał poznać sztukę, Beaumarchais zręcznie gospodarował faworem lektury użyczanym co najwpływowszym osobom. Przez chwilę zdawało się, że będzie można sztukę odegrać dla zamkniętego grona; aktorzy komedii umieli już role, bilety były rozdane. W ostatniej chwili król zabronił. Wedle relacji pani Campan: „nigdy — w owych dniach poprzedzających upadek tronu — słowa *ucisk i tyrania* nie były wymawiane z większą pasją i gwałtownością”. A wymawiały je usta klasy najdostojniejszej i najbliżej stojącej tronu dla tej komedii, której treścią i celem było okryć tę właśnie klasę śmiesznością i wstydem! W końcu, po nieskończonych zabiegach, zezwolono na widowisko prywatne, a wreszcie, 27 kwietnia 1784 r. — publiczne. Co się działo pod teatrem i w teatrze, tego nie pamiętają dzieje sceny. Najwyżsi dostojnicy tłoczyli się z roznosicielami afiszów; złamano kordon straży i kratę żelazną; parę osób uduszono w ścisku. Trzysta osób z największego świata jadło obiad w garderobach aktorek, aby tym pewniej dostać się na salę. Księżne i margrabiny czuły się szczęśliwe, wciśnięte gdzieś w kącik na galerii, obok osób więcej niż wątpliwego towarzystwa. Wesele Figara miało sześćdziesiąt osiem przedstawień niemal jednym ciągiem; ilość na owe czasy olbrzymia. Można się domyślić, iż zawistni i wrogowie nie patrzyli spokojnie na ten tryumf. Przedmowa do Wesela Figara, jedna z najbłyskotliwszych kart pióra Beaumarchais'go, odzwierciedla zajadłość walki. Wśród coraz żywszej polemiki, prowadzonej za pomocą piosenek, artykułów, listów otwartych, wymknęła się Beaumarchais'mu nieszczęśliwa aluzja do udaremnionego zakazu królewskiego. Wyzyskano tę okoliczność, aby poruszyć króla przeciw niemu. Nie wstając od stołu karcianego, przy którym się zabawiał, Ludwik XVI skreślił na siódemce pik rozkaz uwięzienia Beaumarchais'go i odprowadzenie go do Św. Łazarza, domu poprawy dla rozpustnej młodzieży. Paryż przez kilka dni bawił się nieszczęściem pisarza, po czym nastąpił zwrot w opinii: zaczęto się oburzać na samowolę władzy. Dwór spostrzegł, iż popełnił krok fałszywy. Beaumarchais'go wypuszczono na wolność; w dzień jego uwolnienia wszyscy niemal ministrowie byli obecni na przedstawieniu Figara; co więcej, Ludwik XVI kazał wystawić w Trianon Cyrulika, gdzie sama królowa grała rolę Rozyny! Wreszcie wypłacono przeszło dwa miliony franków należne pisarzowi tytułem odszkodowania za uszczerbki, jakie ucierpiała w bitwie morskiej jego „flota”, a których wypłacenia dotąd na próżno się domagał. Epizod ten jest jednym z najwymowniejszych rysów malujących ostatnie podrygi „dawnego porządku”, w których samowola łączy się w zdumiewający sposób ze słabością. Był to zarazem ostatni przebłysk gwiazdy Beaumarchais'go. W licznych i zawiłych sprawach, jakie ściągnęły nań i nadal jego śmiałe i awanturnicze nieraz przedsiębiorstwa, opinia, ta najwyższa wówczas instancja, do której zawsze apelował i na której umiał grać po mistrzowsku; obraca się teraz stale przeciw niemu, a na korzyść przeciwników. Bo też te ostatnie lata monarchii, pędzące z zawrotną szybkością ku przewrotowi, jak również i sama epoka rewolucji, innej wymagają broni i wymowy. Skończył się czas śmiechu i lekkiej ironii: namaszczony patos, deklamacja, waląca maczugą inwektywa — oto hasła chwili. Przekonał się o tym Beaumarchais, spotkawszy się z takim przeciwnikiem jak Mirabeau, który, świeżo wypuszczony z więzienia, zrujnowany i żądny rozgłosu, dał się użyć za narzędzie wrogich Beauimarchais'mu finansistów paryskich. Zresztą Beaumarchais nie ma już dawnego zapału. Bogaty, szczęśliwy w nowo stworzonym ognisku rodzinnym, myśli raczej o spoczynku. Buduje i zdobi pałac położony na bulwarze, naprzeciwko Bastylii. W swoim czasie Ludwik XVI słuchając monologu Figara mówił: „To ohydne; nigdy nie pozwolę tego wystawić; trzeba by zburzyć Bazylię, jeśli wystawienie tej sztuki nie miałoby być groźną niekonsekwencją”. Minęło kilka lat; lud ciągnie burzyć Bastylię: Beaumarchais zgłasza prośbę, aby mu powierzono nadzór burzenia cytadeli, „iżby — powiada — sąsiednie domy nie poniosły przy tym uszczerbku”. „Roztropna przezorność. Cudowny symbol!” — czyni w tym miejscu słuszną uwagę jego biograf. W toku rewolucji, spotwarzany, denuncjowany, zmuszony niemal bronić życia, Beaumarchais znajduje energię, aby wystawić sztukę Występna matka, w której jeszcze raz wprowadza na scenę Figara przykrojonego na nową modłę. Sztuka, słaba zresztą, padła; czasy nie były pomyślne dla literatury. Prześladowania walą się nań w dalszym ciągu. Uwięziony, jedynie wpływom dawnej kochanki, pani Houret, zawdzięcza ocalenie; 9 Termidor ratuje od gilotyny żonę jego, siostrę i córkę. Kilka lat tuła się za granicą, wreszcie w r. 1796 wraca, aby kosztować spokoju na resztkach, dość pokaźnych zresztą, dawnej fortuny. Umiera nagle w r. 1799. Takim było życie Beaumarchais'go. Jak wspomniałem, z żalem ograniczam się do skreślenia go w najogólniejszych rysach, gdyż dopiero w szczegółach nabiera ono pełni wyrazu. Można powiedzieć, iż życie pisarza jest satyrą ancien régime'u, co najmniej równie kapitalną jak jego dzieła. I dzieła te są z nim ściśle związane, wypływają zeń niejako. Pierwiastek awanturniczej swobody i śmiałości, jaki cechuje sprawy jego życia, jest i w jego pismach; twórczość nie jest u Beaumarchais'go celem, ale epizodem jego wielostronnej działalności. Idzie też linią bardzo nierówną. Po słabych — mimo iż nie tak młodzieńczych — początkach, po których nawet wytrawni sędziowie odsądzali autora od przyszłości, następuje kilka lat, w których talent jego, smagany na przemian sukcesem i przeciwnościami, rozgrzany pasją i karmiony wszelkiego rodzaju doświadczeniem, skupia się, mężnieje, sypie iskrami — i znowuż po tych kilku latach omdlewa, traci prawdę i życie. O „dramatach” — nazwa ta była wówczas nowością — Beaumarchais'go nie mówi się zupełnie. Rodzaj tak zwanej „łzawej komedii” (comédie larmoyante), w przeciwieństwie do tragedii, która prawo cierpienia i szlachetności przyznawała jedynie królom i bohaterom, rozwinął się później, w XIX wieku, jako „dramat mieszczański” i udowodnił trafność poglądów pierwszych jego twórców; niemniej pierwsze dzieła na tej drodze — tak Diderota, jak La Chaussée'go, nie mówiąc o idących w te ślady pierwszych sztukach Beaumarchais'go — są to płody martwo urodzone. Dopiero Memoriały ujawniają talent pisarski, który tutaj, pod wpływem pasji i desperacji, zapomniał o wzorach i literaturze i odkrył bogatą, sobie tylko właściwą żyłę twórczości. Niestety, mimo świetnych zalet, Memoriały dzielą los okolicznościowych broszur, ściśle związanych ze sprawą, której aktualność przebrzmiała: mało kto ma dziś odwagę zapuszczać się w ten gąszcz zawiłej kontrowersji i odszukiwać w nim rysy werwy i dowcipu autora, skoro może rozkoszować się nimi w miłej, świeżej i łatwo dostępnej formie dwu jego nieśmiertelnych komedii. Tak więc dzieło życia Beaumarchais'go streszcza się w dwóch utworach: Cyruliku sewilskim i Weselu Figara. Dwie te sztuki skupiły w sobie niejako rasowe elementy francuskiego teatru, odmłodziły je, przetworzyły w nowe formy i przekazały następnym pokoleniom, stając się podwaliną nowoczesnej sceny francuskiej. Cały niemal późniejszy teatr, począwszy od Scribe'a poprzez Sardou i współczesnych mu dramaturgów, aż do Króla Caillaveta i Flersa, tego Wesela Figara à rebours, mieści się w zarodku w dziele Beaumarchais'go. Jak wspomniałem, Beaumarchais jako komediopisarz, mimo swej beztroski i świeżości tworzenia, ma we krwi cały poprzedzający teatr francuski. Ogólna treść i założenie jego sztuk prostotą swą przypominają tradycyjne farces średniowiecza; intryga ma wiele z owych imbroglio, które przeniknęły z Włoch na scenę francuską; z Moliera przejmuje śmiałe rysy charakterów, jasność i zwięzłość ekspozycji, i — w razie potrzeby — gwałtowność inwektywy; z następców jego bogactwo i urozmaicenie w wikłaniu akcji; z Marivaux tchnienie erotyczne i subtelność profilów kobiecych: ale jakże to wszystko przetworzone, przepojone nowym życiem! Z jaką swobodą miesza wszystkie rodzaje, stapiając je w nowe twory! Komiczne imbroglio splata się z komedią charakterów; pustota farsy z satyrą społeczną i tchnieniem rewolucyjnym: wszystkie dawne elementy pod dotknięciem tego jedynego talentu stają się czymś na wskroś nowym. Weźmy treść Cyrulika: opiekun czyhający na rękę i majątek pupilki; młody panicz krzyżujący, przy pomocy sprytnego lokaja, jego plany; przebrania, lekcja śpiewu, wymiana listów, wreszcie nieodzowny rejent, ślub… czy może być na pozór coś bardziej zużytego? Ale jak to wszystko, począwszy od pierwszej sceny spotkania hrabiego z Figarem, tętni życiem, jak iskrzy się, czaruje świeżością! Ta urocza Rozyna ze swą przebiegłością i prostotą, z tkliwą uległością i dziewiczą dumą, o ileż cieplej jest kobieca od „pupilek” dawnej komedii! Ten sługus-wyga, stanowiący od Plauta do Moliera i jego następców sprężynę komicznego teatru, jakże nowe zyskuje perspektywy w postaci nieśmiertelnego dziecięcia XVIII wieku, Figara! A Bazylio, rozkoszny Bazylio! Czy można wcielenie podłoty przedstawić w formie bardziej rozbrajającej niewinności? Zakończenie sztuki nawet, przy tak konwencjonalnych środkach, ileż posiada tutaj dramatycznego życia i ludzkich walorów! A dialog! (…) Replika po replice pędzi z zawrotną chyżością, nie dając czasu na opamiętanie, nie zostawiając miejsca na hałaśliwy wybuch śmiechu; nim wrażenie zdążyło się utrwalić, już spędza je drugie, trzecie, scena mija na kształt świetnego fajerwerku. Tu już jesteśmy w całej pełni w nowożytnym teatrze, i to najlepszym. Jeżeli w Cyruliku autor, wziąwszy dawne formy, potrafił je odrodzić, w Weselu Figara posunął się jeszcze dalej w twórczej oryginalności. Wesele Figara jest sztuką jedyną w swoim rodzaju, nieprzypominającą absolutnie niczego; dziełem, w którym pisarz dał *całego siebie*. Z niego, nim samym niemal jest ów Figaro, pogłębiony tu i silniej narysowany, ze swą aż nadto bogatą przeszłością, swymi gorzkimi doświadczeniami, kipiącą żywotnością i radością życia. Z niego, z bolesnych przeżyć pisarza ta walka talentu z „urodzeniem”, słuszności z przywilejem. Z siebie przekazuje autor Figarowi tę namiętność intrygi, często wikłającej sprawę dla przyjemności intrygowania, tę łatwą filozofię życia i ten… powiedzmy, niedostatek skrupułów moralnych. Z siebie wreszcie Beaumarchais, całe życie namiętnie kochany przez kobiety i umiejący je kochać, daje tę drażniącą atmosferę zmysłów, delikatną gamę kobiecości — tego czarującego Cherubina wreszcie, najśmielej, najoryginalniej może stworzoną postać w całej sztuce (…). Ten mały pazik, urwis, który — wyrastając wszędzie pod nogami hrabiego i doprowadzając go niemal do szaleństwa — przysparza akcji tyle niezrównanych efektów, kocha wszystkimi pierwocinami swego trzynastoletniego serca; kogo? — gdybyż on sam wiedział! Ale świeżość Wesela Figara jako utworu scenicznego nie wyczerpuje bynajmniej bogatych i różnorodnych perspektyw tego dzieła. Napoleon mówił o Weselu Figara, że to „Rewolucja już w czynie”; Danton wołał głośno, że „Figaro zabił szlachtę”. W jakim stopniu tedy możemy uważać Beaumarchais'go za współtwórcę rewolucji? Nie ulega wątpliwości, że, podobnie jak większość pisarzy XVIII w., którzy rewolucję przygotowali, Beaumarchais nie był rewolucjonistą. Dawny porządek rzeczy, zwłaszcza od czasu gdy wywalczył sobie w nim dość poczesne miejsce, znacznie lepiej odpowiadał temperamentowi pisarza niż nadchodząca epoka republikańskiej „cnoty”. Ale w ciągu swego niespokojnego życia miał sposobność zajrzeć za wszystkie kulisy rządu, społeczeństwa i obyczajów; połknął niejedno upokorzenie; doznał niejednej krzywdy; na własnej skórze przekonał się, iż prawa i urządzenia dogorywającego świata nie odpowiadają potrzebom dojrzewających mas narodu. Nasiąknął — nie mogło być inaczej — wszystkimi ideami, dyskusjami, całą filozofią swego wieku. I miał talent. Zrobił w Weselu Figara (a po części w Cyruliku) na swój sposób to, co czynił Wolter w ulotnych pisemkach, którymi przez pół wieku blisko zasypywał Francję; wszystkie prawdy po tysiąc razy dyskutowane, przyjęte, niemal utarte, przebił stemplem swego talentu na monetę obiegową; nadał im formę najzwięźlejszą, najlotniejszą — i tym samym, mocą potężnego wpływu słowa padającego ze sceny, wraził je tym bardziej w mózgi i serca współczesnych. Żadna z tych prawd nie była nowa; ale to właśnie — uwagę tę czyni Sarcey, znawca psychologii teatralnej — stanowiło ich siłę: prawda nowa, padająca ze sceny, oszałamia i nie znajduje współdźwięku; prawda znana, uznana, podana w scenicznej plastyce słowa, zyskuje potężny odgłos u zachwyconych słuchaczy. Od tych „prawd” roi się komedia Beaumarchais'go; nie ma chyba obyczaju, prawa, urządzenia jego epoki, które by nie przeszły przez ognisty tusz tego fajerwerku. Przede wszystkim sądownictwo. Z nim, jak to wiemy z życiorysu pisarza, osobliwie miał na pieńku. Miał też i dawne wzory i sięgnął po nie swobodną ręką. Wziął niemal żywcem Rabelaisowską figurę sędziego (ledwie zdrobniwszy jego nazwisko: Brid'oie — na Brid'oison) i pokazał ją w ruchu, w działaniu. Scena procesu w akcie III musiała do współczesnych przemawiać wymowniej niż tomy całe spisane od paru wieków przeciw śmieszniej i przestarzałej procedurze i nadużyciom sądownictwa. MARCELINA / do Gąski / Panie sędzio, niech pan wysłucha sprawy. GĄSKA / w todze sędziowskiej, zająkuje się nieco / Do-o-brze więc! Werba-alizujemy. BARTOLO Chodzi o przyrzeczenie małżeństwa. MARCELINA Połączone z pożyczką pieniężną. GĄSKA Ro-ozumiem, et caetera, jak na-astępuje. MARCELINA Nie, panie sędzio, bez et caetera. GĄSKA Ro-ozumiem, i czy masz pani sumę? MARCELINA Nie, panie sędzio, to ja pożyczyłam. GĄSKA Ro-ozumiem, ro-ozumiem; żądasz pani zwrotu pieniędzy? MARCELINA Nie, panie sędzio; żądam, aby mnie zaślubił. GĄSKA Ro-ozumiem do-oskonale. A on, czy chce panią za-aślubić? MARCELINA Nie, panie sędzio. O to właśnie proces. GĄSKA Czy pa-ani mniemasz, że ja nie ro-ozumiem procesu? MARCELINA Nie, panie sędzio, do Bartola w kogóżeśmy wpadli! do Gąski Jak to! To pan będziesz nas sądził? GĄSKA Czyż w innym celu nabyłem moją po-osadę? MARCELINA / wzdychając / To wielkie nadużycie taki handel. GĄSKA Tak. Le-epiej by było dawać je nam da-armo. FIGARO …Panie radco, zdaję się na pańską sprawiedliwość, mimo że jesteś sędzią… Drugi cel pocisków to przywilej urodzenia, najbardziej znienawidzony ze wszystkich, bolączka „trzeciego stanu”, przeciw której przede wszystkim zwróciła się rewolucja. Beaumarchais, jak wspomniałem w życiorysie, „nie mogąc zwalczyć przywileju, poddał się mu” i nabył szlachectwo za brzęczącą monetę; ale zbyt wiele ucierpiał w życiu od przewag „urodzenia”, aby nie miało się to odbić w całym jego dziele. Nie bierzmy zbyt dosłownie ustępu apoteozującego szlachectwo, który sam z własnych Memoriałów cytuje w przedmowie. Te same saturnalia, które w kilka lat potem w sposób krwawy święci rewolucja, tu odbywają się na scenie w formie, której wesołość maskuje oblicze jadowitej satyry. Już samo założenie sztuki jest postawieniem na głowie dotychczasowego teatralnego porządku, w którym „panowie” bawili się na scenie kosztem prostaczków: tutaj — w rezultacie — rozum, uczciwość, wdzięk, słowem, „piękna rola” jest po stronie pary służących; figurą zaś pocieszną sztuki, Grzegorzem Dyndałą niemal, raz po raz wystrychniętym na dudka, jest — hrabia. A czyż trzeba przypominać nieuszanowanie, jakim tchną wszystkie repliki Figara, i wszystkie zjadliwe groty wypuszczone na fortecę przywileju! HRABIA …Reputację masz fatalną! FIGARO A jeśli więcej wart jestem od niej? Czy dużo jest wielkich panów, którzy by mogli to samo powiedzieć? HRABIA …Przy swoim talencie i zaletach mógłbyś kiedyś dobić się awansu. FIGARO Talent drogą do awansu? Wasza dostojność żartuje. Mierność i płaszczenie się: oto środki, aby dojść do wszystkiego. HRABIA …Lokaje ubierają się w tym domu dłużej niż panowie! FIGARO Bo nie mają służących, którzy by im pomagali. HRABIA …W trybunale sędzia zapomina o sobie i ma na oczach jedynie prawo. FIGARO Pobłażliwe dla wielkich, twarde dla małych. A sławny monolog Figara w piątym akcie: …Nie, panie hrabio… dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!… Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie trud, aby się urodzić, nic więcej… Oto sztuka, o której wystawienie walczył przez trzy lata przeciw królowi sam kwiat „uprzywilejowanych”, aby blisko przez setkę przedstawień z rzędu oklaskiwać na scenie włóczenie w błocie wszystkiego, na czym wspierało się ich istnienie i stanowisko. Walka ta i okoliczności, w jakich uzyskano wystawienie Figara, potężnie wzmogły doniosłość jego wpływu. Wesele Figara jest dziełem bardziej genialnym niż doskonałym. Uderzające jest, ile wad i nieprawdopodobieństw wykazuje ta sztuka wzięta pod skalpel krytycznej analizy. Zdaniem Sainte-Beuve'a akcja łamie się w akcie III, w dość niesmacznej sentymentalnej scenie, gdy Marcelina poznaje w Figarze własnego syna. Sarcey zwraca uwagę, jak logicznie słabo nakreślona jest rola samego Figara: ma on pozory niespożytej czynności, a właściwie nie robi nic, wszystkie jego intrygi okazują się zawodne lub bezużyteczne, nic z tego, co przewiduje, się nie sprawdza, a wszystko robią inni lub przypadek. Ale na odwrót, można by to wziąć jako punkt wyjścia do podziwu dla prestidigitatorstwa scenicznego autora i jego poczucia optyki teatralnej, skoro te wszystkie braki występują jedynie przy zimnym rozważaniu, a nie w świetle rampy. Zresztą niesłuszne byłoby szukać w sztuce rzeczy, których autor nie miał zamiaru w niej pomieścić. Chciał dać swoim współczesnym wesołość — i dał ją, i ileż jeszcze poza tym, i na jak długo! Ale nawet w końcowym „wodewilu”, kiedy w atmosferze ogólnego pojednania i pustoty każdy z aktorów sztuki rzuca swój pożegnalny kuplet rozbawionemu parterowi, i wówczas pod wesołą nutą dźwięczy akcent brzemiennego przyszłością protestu: Różnie los ludzi obdarza: Królem ten, pastuchem ów; Traf różnicę całą stwarza, DUCH ją zatrzeć może znów; Tysiące królów, z ołtarza, Śmierci zmiótł wszechmocny gest: *Wolter nieśmiertelny jest.* Daremnie optymizm sędziego Gąski stara się uspokoić siebie i publiczność: Ot, panowie, ko-omedyjka W bu-udzie prze-edstawiona tej Wiernie ży-ycie wam odbija Ludku, co dziś słu-ucha jej; Krzywdzą go: gwałt, wrzaski, chryja; Aż w końcu, z tych wszy-ystkich burz, Kropnie pio-osenkę — i już! Tym razem nie skończyło się na piosence! * Sądy krytyczne, jakie wywołały obie komedie Beaumarchais'go, były bardzo rozbieżne; echa ich znajdują odbicie w przedmowach autora. (…) To pewna, iż nawet ci, którzy najpochlebniej oceniali obie sztuki, dalecy byli od podejrzewania ich znaczenia dla rozwoju przyszłego teatru we Francji. Jak wspomniałem, Figaro pojawia się jeszcze po raz trzeci na scenie w sztuce pod tytułem Występna matka. Jest to utwór słaby, niemający nic z prawdziwego Beaumarchais'go; wystygła werwa pisarza szuka ucieczki w modnej za czasów Beaumarchais'go sentymentalnej deklamacji. Cyrulik sewilski i Wesele Figara pojawiły się w polskim przekładzie niemal bezpośrednio po ich ogłoszeniu drukiem w języku francuskim. Przekład obu sztuk (bez przedmów autora), ogłoszony bezimiennie, nie odpowiada, jak większość przekładów owej epoki, dzisiejszym wymaganiom; na swój czas był wcale dobry i sumienny. Rękopiśmienny egzemplarz przekładu Wesela Figara (bezimiennego również), wedle którego grywało się tę sztukę, poza wydatnymi skróceniami (prawie cały monolog Figara w akcie V!), często dość swobodną stopą przechodzi obok oryginalnego tekstu. Sądzę zatem, że niniejsze wydanie utworów Beaumarchais'go okaże się usprawiedliwione i potrzebne. Dla większości polskich czytelników stanie się ono — nawet pomimo pojawiania się co kilkanaście lat Wesela Figara w teatrze — prawdziwą rewelacją tego bujnego, żywego, a tak mało do dziś dnia naruszonego przez czas talentu. T. Ż. Warszawa, kwiecień 1932. Szalony dzień czyli Wesele Figara Przez wzgląd na miłe androny Darujcie rozsądku zgrzyt. Wodewil z 5 aktu sztuki Charaktery i stroje *Hrabia Almawiwa* — winien być grany bardzo szlachetnie, ale z wdziękiem i swobodą. Skażenie serca nie powinno nic ujmować z dobrego tonu. Wedle ówczesnych obyczajów, wielcy panowie traktowali jako zabawkę wszystko to, co tyczyło czci kobiecej. Rola tym trudniejsza do dobrego oddania, ile że w sztuce osobistość ta zawsze jest ofiarą. Ale grana przez doskonałego aktora (pana Molé) uwydatniła tym lepiej wszystkie inne role i umocniła powodzenie. Strój w pierwszym i drugim akcie myśliwski, buty z cholewami, starym hiszpańskim krojem. Od trzeciego do ostatniego aktu bogaty strój narodowy. *Hrabina* — między dwoma sprzecznymi uczuciami zdradza jedynie zdławioną czułość lub gniew bardzo umiarkowany. Nic zwłaszcza, co by mogło w oczach widza poniżyć tę miłą i cnotliwą istotę. Ta rola, jedna z najtrudniejszych, przyniosła wiele zaszczytu talentowi panny Saint-Val. Strój w pierwszym, drugim i czwartym akcie to luźny szlafroczek, z gołą głową; Hrabina jest u siebie w domu, rzekomo niezdrowa. W piątym akcie ma strój i wysoki kok Zuzanny. *Figaro* — Nie można nazbyt zalecić aktorowi, który będzie grał tę rolę, aby dobrze przejął się jej duchem, jak to uczynił pan Dazincourt. Gdyby dał w niej coś innego niż rozsądek zaprawny wesołością i dowcipem, zwłaszcza gdyby domieszał najlżejszą szarżę, obniżyłby rolę, którą pierwszy komik, pan Préville, uznał godną talentu największego aktora, o ile pochwyci jej różnorodne odcienie i zdoła się wznieść do jej pełnej koncepcji. Strój taki jak w Cyruliku sewilskim. Zuzanna — Młoda osoba, zręczna, dowcipna i wesoła, ale nie wyuzdaną wesołością naszych bezczelnych subretek. Ładny jej charakter nakreślono w przedmowie: aktorka, która nie widziała panny Contat, powinna tam go wystudiować, chcąc właściwie oddać rolę. Strój w pierwszych czterech aktach: staniczek biały z bufami, bardzo wykwintny; spódniczka takaż, toczek, który później modniarki nazwały à la Suzanne. Podczas uroczystości w ostatnim akcie hrabia kładzie jej na głowę toczek z długim welonem, z wysokimi piórami i białymi wstążkami. W piątym akcie ma na sobie luźną lewitkę Hrabiny, nic na głowie. Marcelina — Rozsądna kobieta, żywa z natury, która błędom i doświadczeniu zawdzięcza wyrobienie. Jeśli aktorka wzniesie się pełną godności dumą do moralnej wyżyny, jaka następuje po scenie poznania w czwartym akcie, przyczyni się wiele do zainteresowania rolą. Strój hiszpańskiej duenny, ciemny, z czarnym stroikiem na głowie. Antonio — zdradza jedynie stan lekkiego pijaństwa, rozpraszającego się stopniowo; w piątym akcie jest już prawie trzeźwy. Strój hiszpańskiego wieśniaka, rękawy zwisające z tyłu, kapelusz i białe trzewiki. Franusia — Dziewczynka dwunastoletnia, bardzo prostoduszna. Strój: brunatny staniczek z pętlicami i srebrnymi guzikami; spódnica jaskrawa, czarny toczek z piórami. Takiż strój mają i inne wieśniaczki podczas uroczystości weselnej. Cherubin — Tę rolę może grać (jak też i grała) jedynie młoda i ładna kobieta. Nie mamy w teatrach bardzo młodego człowieka dość wyrobionego, aby odczuć jej wszystkie finezje. Lękliwy bez granic wobec Hrabiny, gdzie indziej przemiły urwis; niespokojne i mętne pragnienie jest tłem jego charakteru. Idzie za głosem budzącej się dojrzałości, ale bez planu, bez celu, poddając się chwili; słowem, jest takim, jakim każda matka w głębi serca pragnęłaby może, aby był jej syn, choćby miała dużo przez to cierpieć. W pierwszym i drugim akcie bogaty strój hiszpańskiego pazia, biały, haftowany srebrem; niebieski płaszczyk, kapelusz z piórami. W czwartym akcie gorset, spódniczka i toczek — jak młode wieśniaczki, w których jest gronie. W piątym mundur oficerski, kokarda i szpada. Bartolo — Charakter i strój jak w Cyruliku sewilskim; gra tutaj jeno drugorzędną rolę. Bazylio — Charakter i strój jak w Cyruliku sewilskim; również rola drugorzędna. Gąska — winien mieć ową niezłomną i szczerą pewność siebie, jaką mają głupcy, skoro zbędą się nieśmiałości. Jąkanie jego jest tylko jednym wdziękiem więcej i powinno być ledwie dostrzegalne; myliłby się grubo aktor i grałby zupełnie fałszywie, gdyby szukał w nim komizmu roli. Polega ona cała na kontraście powagi stanowiska, a śmieszności charakteru; im mniej aktor będzie szarżował, tym więcej okaże prawdziwego talentu. Strój: toga hiszpańskiego sędziego, węższa niż u naszych prokuratorów, prawie sutanna; do tego wielka peruka, rabat na szyi i długa biała laseczka w ręku. Łapowy — ubrany jak sędzia, biała laseczka, nieco krótsza. Woźny, czyli Algazil — Strój urzędowy, płaszcz i szpada przypięta wprost, bez rzemiennego pasa. Nie nosi butów, ale trzewiki czarne, białą perukę z obfitymi lokami, krótka biała pałeczka. Słoneczko — Strój wieśniaczy, zwisające rękawy, jaskrawy kubrak, biały kapelusz. Młoda pasterka — Strój jak Franusi. Pedrillo — Kubrak, kamizelka, pas, bicz, buty pocztowe, siatka na głowie, kapelusz kurierski. Osoby nieme — jedne w togach sędziów, drugie w strojach wieśniaczych, inne w liberii. OSOBY * Hrabia Almawiwa — wielkorządca Andaluzji * Hrabina — jego żona * Figaro — służący Hrabiego i burgrabia zamku * Zuzanna — pierwsza garderobiana Hrabiny i narzeczona Figara * Marcelina — z fraucymeru Hrabiny * Antonio — ogrodnik pałacowy, wuj Zuzanny i ojciec Franusi * Franusia — córka Antonia * Cherubin — pierwszy paź Hrabiego * Bartolo — lekarz w Sewilli * Bazylio — nauczyciel klawicymbału * Don Guzman Gąska — sędzia * Łapowy — pisarz, sekretarz don Guzmana * Woźny sądowy * Słoneczko — młody pasterz * Młoda pasterka * Pedrillo — kurier Hrabiego * Grono służących * Grono wieśniaczek * Grono wieśniaków Rzecz dzieje się w zamku Aguas-Frescas, o trzy mile od Sewilli. AKT PIERWSZY / Scena przedstawia pokój wpół umeblowany; wielki fotel, jak dla chorego, stoi pośrodku. Figaro z łokciem w ręku mierzy podłogę. Zuzanna przed lustrem umocowuje sobie na głowie bukiecik kwiatu pomarańczowego, tak zwany wianek panny młodej. / SCENA PIERWSZA / Figaro, Zuzanna / FIGARO Szerokość stóp dziewiętnaście, długość dwadzieścia sześć. ZUZANNA Spójrz, Figaro, oto wianek, czy tak lepiej? FIGARO / bierze ją za rękę / Bez porównania, moje ty śliczności. Och, jakże ten dziewiczy wianek, w dzień ślubu, na głowie ładnej dziewczyny wydaje się słodki oczom oblubieńca!… ZUZANNA / wysuwając się / Co ty tam mierzysz, kochanie? FIGARO Patrzę, Zuziulu moja, czy to łóżko, które pan hrabia nam daje, będzie tu ładnie wyglądało? ZUZANNA W tym pokoju? FIGARO Oddaje go nam. ZUZANNA A ja nie chcę. FIGARO Czemu? ZUZANNA Nie chcę. FIGARO Ależ przecie? ZUZANNA Nie podoba mi się. FIGARO Trzebaż podać jakąś rację. ZUZANNA A jeśli nie chcę podać?! FIGARO Ot co, kiedy kobieta jest człowieka pewna!… ZUZANNA Dowodzić, że mam słuszność, znaczyłoby przyznać, że mogę jej nie mieć. Jestem twoją panią czy nie? FIGARO Kręcisz nosem na pokój najwygodniejszy w całym zamku, położony między apartamentami obojga państwa. Ot, w nocy pani czuje się niedobrze, zadzwoni: hyc! dwa kroki i jesteś u niej. Pan hrabia życzy sobie czego; tylko pociągnie za sznurek: hop! w trzech susach jestem na rozkazy. ZUZANNA Wybornie! Ale kiedy zadzwoni rano, aby ci dać jakie ważne i długie zlecenie, hyc! dwa kroki i jest pod mymi drzwiami, i hop! w trzech susach… FIGARO Co ty chcesz powiedzieć, Zuzanno? ZUZANNA Wysłuchajże spokojnie. FIGARO Ale cóż wreszcie, na miły Bóg! ZUZANNA To, mój kochasiu, że znużony gonitwą za okolicznymi pięknościami hrabia Almawiwa pragnie wypocząć sobie w zamku, ale nie przy własnej żonie. Na twoją, słyszysz, Figaro, obrócił oczy i ma nadzieję, że to mieszkanie niezgorzej mu się nada. Oto co zacny Bazylio, zacny dostawca uciech swego pana i mój szlachetny nauczyciel śpiewu, powtarza mi co dzień przy lekcji. FIGARO Bazylio! O mój koteczku! Jeśli kiedy porcja rzęsistych kijów zaaplikowana na krzyże wzmocniła komu szpik pacierzowy… ZUZANNA Myślałeś, niebożątko, że posag, jaki mi dają, to dla twoich pięknych oczu, dla twoich znamienitych zasług?… FIGARO Dosyć zdziałałem, aby mieć prawo tak mniemać. ZUZANNA Mój Boże! Jacy ci rozumni ludzie są głupi! FIGARO Tak mówią. ZUZANNA Ba! Ale nikt nie chce wierzyć. FIGARO Źle czyni. ZUZANNA Dowiedz się, że za cenę tego posagu hrabia spodziewa się uzyskać po kryjomu kwadransik sam na sam, który dawne prawo pańskie… Znasz ów piękny przywilej. FIGARO Tak dalece znam, iż gdyby hrabia żeniąc się nie był zniósł tego ohydnego prawa, nigdy bym się nie zgodził zaślubić cię w jego dobrach. ZUZANNA Otóż jeżeli je zniósł, żałuje tego; i właśnie od twojej narzeczonej pragnie je dziś potajemnie odkupić. FIGARO / uderzając się po głowie / Głowa mi pęcznieje ze zdumienia; czoło moje użyźnione… ZUZANNA Nie trzyjże! FIGARO Czemu? ZUZANNA A nuż się zrobi jaki pryszczyk; ludzie przesądni… FIGARO Śmiejesz się, hultajko! Ach, gdyby był sposób dopaść tego arcyzwodziciela, wpakować go w zmyślną pułapkę, zgarniając równocześnie jego złotko!… ZUZANNA Intryga i pieniądze: Figaro w swoim żywiole. FIGARO Nie wstyd mnie wstrzymuje, to pewna. ZUZANNA Obawa? FIGARO Nie sztuka przedsięwziąć rzecz niebezpieczną, ale uniknąć niebezpieczeństw i dopłynąć szczęśliwie do celu, ot co! Zakraść się do kogoś w nocy, zdmuchnąć mu żonę i wziąć sto batogów za fatygę — nic łatwiejszego pod słońcem: tysiąc łajdaków bez mózgu zdołało tego dokazać. Ale… / dzwonek / ZUZANNA Pani się obudziła; poleciła mi, abym pierwsza zjawiła się u niej w dzień mego wesela. FIGARO Czy i w tym tkwi jakaś tajemnica? ZUZANNA Owczarz powiada, że to przynosi szczęście opuszczonym żonom. Bywaj zdrów, mój Fi, Fi, Figaro, myśl o naszej sprawie. FIGARO Małego buziaka dla odświeżenia umysłu. ZUZANNA Buziaka! Dziś? Memu kochankowi? To by było ładnie! A cóż by na to jutro powiedział mój mąż? / Figaro ściska ją / No! no! no! FIGARO Ty nie masz pojęcia, jak ja cię kocham. ZUZANNA / poprawiając strój / Kiedyż przestaniesz, nudziarzu, mówić mi o miłości od rana do wieczora? FIGARO / tajemniczo / Kiedy będę mógł ci jej dowodzić od wieczora do rana. / powtórny dzwonek / ZUZANNA / z daleka przykładając palce do ust / Masz swego całusa z powrotem; nicem ci już nie winna. FIGARO / biegnie za nią / O nie! Nie w tej walucie dostałaś! SCENA DRUGA FIGARO / sam / Czarująca dziewczyna! zawsze roześmiana, tryskająca życiem, pełna wesołości, dowcipu, miłości i rozkoszy! Ale cnotliwa! przechadza się żywo, zacierając dłonie O panie hrabio, drogi panie hrabio, chciałbyś mnie przystroić… po hrabsku! Zastanawiałem się też, czemu uczyniwszy mnie burgrabią zabiera mnie z sobą na ową ambasadę i mianuje kurierem. Rozumiem, panie hrabio: trzy promocje na raz: ty wiceministrem; ja pędziwiatrem; Zuzia gosposią pałacu, podręczną ambasadorową; a potem w cwał, kurierze! Gdy ja będę galopował w jedną stronę, ty, panie hrabio, ujedziesz z moją miłą ładny kawał drogi! Ja będę się chlastał w błocie i nadkręcał karku dla chwały twego rodu; pan raczysz łaskawie przyczynić się do pomnożenia mojego! Wzruszająca wymiana usług! Ale, ekscelencjo, to za wiele naraz. Załatwiać w Londynie jednocześnie sprawy swego pana i jego służącego; zastępować przy cudzoziemskim dworze wraz osobę króla i moją — to za wiele, o połowę za wiele. Co do ciebie, obwiesiu Bazylio, mój synaczku, ja cię nauczę, jak się gwizda po kościele, ja ci… Nie! Trzeba grać komedię; obu naraz wystrychnąć na dudka. Baczność na dziś, mości Figaro! Przede wszystkim przyśpieszyć ceremonię, aby tym pewniej dobić do ołtarza; usunąć Marcelinę, która ma na ciebie diabelny smaczek; zgarnąć złoto i podarki; wywieść na manowce zachcianki pana hrabiego; wygarbować sumiennie skórę imć Bazylia; wreszcie… SCENA TRZECIA / Marcelina, Bartolo, Figaro / FIGARO / urywa / Ho! ho! ho! ho! Jest i grubas. Sługa pana doktora, wesele w komplecie. Dzień dobry, dzień dobry, najmilszy z doktorów. Czy to mój ślub sprowadza pana do zamku? BARTOLO / wzgardliwie / Nie, mości Figaro, bynajmniej. FIGARO To byłoby bardzo szlachetnie! BARTOLO Zapewne; szlachetnie i głupio. FIGARO Ja, który miałem nieszczęście zmącić pańską uroczystość weselną… BARTOLO Czy masz mi co innego do powiedzenia? FIGARO Nie wiem, czy zaopiekowano się pańskim mułem. BARTOLO / w złości / Gaduło przeklęty! Zostawże nas. FIGARO Gniewasz się, doktorze? Ludzie pańskiego rzemiosła mają bardzo twarde serca! Cienia litości dla biednych bydlątek… w istocie… zupełnie, jak gdyby to byli ludzie! Bądź zdrowa, Marcelino; wciąż masz ochotę procesować się ze mną? Gdy się nie kocha, trzebaż nienawidzić?… Odwołuję się do doktora. BARTOLO Cóż to takiego? FIGARO Jejmość opowie panu resztę. / wychodzi / SCENA CZWARTA / Marcelina, Bartolo / BARTOLO / patrzy za odchodzącym / Hultaj zawsze ten sam! Umrze w skórze największego bezczelnika, o ile go z niej nie obedrą żywcem. MARCELINA / okręca nim / Jesteś wreszcie, wiekuisty doktorze? Zawsze tak poważny i flegmatyczny, że można by umrzeć czekając twej pomocy, tak jak się wzięło ślub niegdyś mimo twych przezorności. BARTOLO Zawsze cierpka i dokuczliwa. Więc cóż? Na cóż moja obecność w zamku tak potrzebna? Hrabia miał jaki wypadek? MARCELINA Nie, doktorze. BARTOLO Może Rozyna, jego przewrotna żona, czuje się niezdrowa, co daj Boże?! MARCELINA Tęskni i wzdycha. BARTOLO Czego? MARCELINA Mąż ją zaniedbuje. BARTOLO / z radością / Ha! Godny małżonku, mścisz się mojej krzywdy! MARCELINA Nie wiadomo, jak określić hrabiego: zazdrosny i płochy. BARTOLO Płochy z nudów, zazdrosny z próżności: cóż naturalniejszego? MARCELINA Dziś, na przykład, wydaje Zuzię za swego Figara i z racji tego związku… BARTOLO Który jego ekscelencja uczynił koniecznym? MARCELINA Niezupełnie; ale który pragnąłby uświęcić po trosze z oblubienicą… BARTOLO Pana Figara? Hm, o to można dobić targu z nim samym. MARCELINA Bazylio twierdzi, że nie. BARTOLO I ten opryszek tutaj? Ależ to istna jaskinia! Cóż on tu robi? MARCELINA Tyle złego, ile tylko zdoła. Najgorsze w tym wszystkim to nudne amory, jakimi płonie dla mnie od dawna. BARTOLO Na twoim miejscu byłbym się już dwadzieścia razy uwolnił od natręta. MARCELINA A to jak? BARTOLO Wychodząc zań. MARCELINA Niesmaczny, okrutny szyderco, czemuż ty nie uwolnisz się za tę samą cenę od moich nalegań? Czyż to nie jest twoim obowiązkiem? Gdzież pamięć przyrzeczeń? Co się stało ze wspomnieniem małego Emanuela, owocu zapomnianej miłości, która miała nas zawieść do ołtarza? BARTOLO / zdejmując kapelusz / Czy po to, aby mi kazać słuchać tych smalonych dubów, sprowadziłaś mnie z Sewilli?… Ten paroksyzm małżeński, który przypiera cię tak nagle… MARCELINA Dobrze więc! Nie mówmy o tym. Ale jeśli nic nie zdoła ciebie samego skłonić do spełnienia obowiązku, pomóż mi bodaj zdobyć innego. BARTOLO To najchętniej: możemy pogadać. Ależ któryż śmiertelnik opuszczony od niebios i od kobiet… MARCELINA Ach, któż by inny, doktorze, jeśli nie piękny, wesoły, rozkoszny Figaro!… BARTOLO Ten ladaco? MARCELINA Nigdy markotny; zawsze w dobrym humorze, zawsze cieszący się chwilą, bez troski o przeszłość, jak o przyszłość; pełen życia, szczodry! Och, szczodry… BARTOLO Jak złodziej. MARCELINA Jak wielki pan. Uroczy, jednym słowem; ale z tym wszystkim istny potwór!… BARTOLO A Zuzia? MARCELINA Nie dostanie go, niecnota, jeśli zechcesz, doktoreńku, pomóc mi wyzyskać pewne zobowiązanie, które ma wobec mnie. BARTOLO W dzień ślubu? MARCELINA Och, rozchodzą się ludzie i od ołtarza! Gdybym się nie lękała odsłonić małej kobiecej tajemnicy… BARTOLO Czyż kobiety mają tajemnice dla lekarza? MARCELINA Ach, wiesz dobrze, że nie mam ich dla ciebie! Płeć, do której należę, jest namiętna, lecz lękliwa: próżno jakiś czar wabi nas ku rozkoszy, najzuchwalsza kobieta czuje w sobie głos, który ostrzega: „Bądź piękną, jeśli możesz, cnotliwą, jeśli chcesz; ale bądź szanowaną bezwarunkowo!”. Owóż skoro trzeba przede wszystkim być szanowaną, skoro każda kobieta czuje tego wagę, nastraszmy wpierw Zuzannę rozgłoszeniem propozycji, które jej czyni hrabia. BARTOLO Do czegóż to doprowadzi? MARCELINA Do czego? Zuzanna przez prosty wstyd będzie uparcie odrzucać jego ofiary; hrabia przez zemstę poprze mój protest przeciw ich małżeństwu; wówczas moje zamęście staje się pewne. BARTOLO Ma słuszność. Na honor! Dobra sztuka; wydać moją starą gospodynię za hultaja, który pomógł mi wydrzeć młodą narzeczoną! MARCELINA / szybko / Który pragnie sycić swoje żądze kosztem mych najsłodszych nadziei. BARTOLO / szybko / Który w swoim czasie ukradł sto talarów, dotąd leżących mi na sercu. MARCELINA Ach, cóż za rozkosz!… BARTOLO Ukarać łajdaka… MARCELINA Wyjść za niego, doktorze, wyjść za niego!… SCENA PIĄTA / Marcelina, Bartolo, Zuzanna / ZUZANNA / trzyma w ręku czepeczek z szeroką wstążką, na ręku suknię / Wyjść za niego! Za kogóż to? Za mego Figara? MARCELINA / zgryźliwie / Czemuż by nie? Toć i ty nie co innego robisz! BARTOLO / śmiejąc się / Paradny argument: tylko kobieta w złości zdobędzie się na podobny! Mówiliśmy, piękna Zuziu, o szczęściu, jakim dlań będzie posiadanie ciebie. MARCELINA Nie licząc pana hrabiego, o którym się nie mówi. ZUZANNA / z dygiem / Sługa uniżona pani; ilekroć otworzysz usta, zawsze musisz powiedzieć coś gorzkiego. MARCELINA / z dygiem / Sługa pani nawzajem; gdzież ta gorycz? Czyż nie jest sprawiedliwie, aby wspaniałomyślny pan dzielił po trosze radość, którą sprawia swym poddanym? ZUZANNA Radość, którą sprawia?… MARCELINA Tak, pani. ZUZANNA Szczęściem, zazdrość pani jest równie znana, jak prawa jej do Figara nikłe. MARCELINA Można by je uczynić trwalszymi, umacniając je na twój sposób. ZUZANNA Och, tym sposobem posługują się raczej osoby wytrawne. MARCELINA A dzieciątko do nich nie należy. Niewinna jak stary sędzia! BARTOLO / odciągając Marcelinę / Bywaj zdrowa, piękna oblubienico naszego Figara. MARCELINA / dygając / Tajna wspólniczko jego dostojności pana hrabiego. ZUZANNA / dygając / Który jejmość panią niezmiernie poważa. MARCELINA / dygając / Czy pani uczyni mi ten zaszczyt, aby spoglądać i na mnie łaskawym okiem? ZUZANNA / dygając / Pod tym względem nie pozostaje jejmość pani nic do życzenia. MARCELINA / dygając / Z dostojnej pani taka śliczna osóbka! ZUZANNA / dygając / Et, wystarczy, aby jejmość wszyscy diabli brali. MARCELINA / dygając / A zwłaszcza wielce czcigodna! ZUZANNA / dygając / Ta cnota przystoi matronom. MARCELINA / rozwścieczona / Matronom! Matronom! BARTOLO / zatrzymując ją / Marcelino! MARCELINA Chodźmy, doktorze; nie panuję nad sobą. dygając Sługa uniżona. SCENA SZÓSTA ZUZANNA / sama / A leć, kumoszko! Leć, mądralo! Równie mało lękam się twych zakusów, jak gardzę zniewagami. Patrzcie mi starą Sybillę! Dlatego że liznęła książki i dręczyła jaśnie panią za młodu, chce się rządzić jak szara gęś w zamku! rzuca na krzesło suknię Sama już nie wiem, po co tu przyszłam. SCENA SIÓDMA / Zuzanna, Cherubin / CHERUBIN / wbiegając / Och, Zuziu! Od dwóch godzin czatuję na chwilę, kiedy będę cię mógł zdobyć samą. Ach, ty wychodzisz za mąż, a ja odjeżdżam. ZUZANNA W jaki sposób małżeństwo moje łączy się z odjazdem pazia jego dostojności? CHERUBIN / żałośnie / Zuziu, hrabia mnie oddala. ZUZANNA / przedrzeźniając go / Cherubinku, znowu jakieś głupstwo! CHERUBIN Zastał mnie wczoraj u twej kuzynki, Franusi; pomagałem jej przepowiadać rolę niewiniątka na dzisiejszą uroczystość. Powiadam ci, jak mnie zobaczył, wpadł w taką wściekłość!… „Wynoś się — wrzasnął — mały…”. Nie śmiem w obecności kobiety wymówić tego słowa. „Wynoś się! A jutro nie będzie cię w zamku”. Jeśli pani hrabina, moja piękna chrzestna, nie zdoła go ułagodzić, stało się, Zuziu, tracę na zawsze szczęście oglądania ciebie. ZUZANNA Oglądania mnie?… Teraz moja kolej? Więc już nie do pani wzdychasz potajemnie? CHERUBIN Ach, Zuziu! Jaka ona szlachetna i piękna! Ale jaka imponująca! ZUZANNA To znaczy, ja nie jestem imponująca i ze mną można się ośmielić… CHERUBIN Wiesz aż nadto, niegodziwa, że ja nie śmiem się ośmielić… Ale jakaś ty szczęśliwa! W każdej chwili ją oglądać, mówić do niej, ubierać, rozbierać, szpilka po szpilce!… Ach, Zuziu! Dałbym… Co ty tam trzymasz? ZUZANNA / przedrzeźniając go / Ach, szczęśliwy czepeczek i błogosławioną wstążkę, które otulają w nocy włosy uroczej chrzestnej matki… CHERUBIN / żywo / Czepeczek! Wstążka!… Daj mi ją, moja kochana. ZUZANNA / cofając / Za pozwoleniem! „Jego kochana”! Patrzcie go, jaki poufały! Ech, gdyby to nie był, ot, smarkacz… / Cherubin wyrywa wstążkę / Ach, wstążka! CHERUBIN / ucieka dokoła wielkiego fotela / Powiesz, że podziała się gdzieś, zniszczyła; powiesz, żeś zgubiła; co ci się podoba. ZUZANNA / goniąc go dokoła / O, za parę lat, przepowiadam, będzie z ciebie największy urwis pod słońcem!… Oddasz ty wstążkę? / chce odebrać / CHERUBIN / dobywa z kieszeni piosenkę / Zostaw, ach, zostaw, Zuziu! Dam ci mą piosenkę: gdy wspomnienie twej pięknej pani będzie zasmucać wszystkie moje chwile, twoje będzie mi jedynym promieniem, jaki może jeszcze ogrzać moje serce. ZUZANNA / wyrywa piosenkę / Ogrzać twoje serce, łotrzyku! Zdaje ci się, że mówisz do swej Franusi; przyłapali cię u niej, wzdychasz do pani, a robisz czułe oczy do mnie na dokładkę. CHERUBIN / w podnieceniu / To prawda, na honor! Nie wiem już, co robię; ale od jakiegoś czasu czuję dziwny niepokój; serce mi bije na sam widok kobiety, słowa *miłość i rozkosz* przyprawiają je o dreszcz i pomieszanie. Potrzeba mówienia komuś: „Kocham ciebie”, rozpiera mnie tak, że mówię to sam sobie, uganiając po parku, twojej pani, tobie, drzewom, obłokom, wiatrowi, który je unosi wraz ze słowami. Wczoraj spotkałem pannę Marcelinę… ZUZANNA / śmiejąc się / Cha! cha! cha! cha! cha! CHERUBIN Czemuż nie? Wszak jest kobietą! Panna! Kobieta! Ach, jakież te miana są słodkie! Jakie wzruszające! ZUZANNA Oszalał! CHERUBIN Franusia jest poczciwa; słucha mnie bodaj; ty nie jesteś dobra. ZUZANNA Wielka szkoda; jeszcze tego brakowało. / chce wyrwać mu wstążkę / CHERUBIN / wykręca się i ucieka / Aha! Właśnie! Wydrzesz mi ją chyba z życiem. Jeśliś nierada z ceny, dołożę tysiąc całusów. / ściga ją / ZUZANNA / obraca się uciekając / Tysiąc policzków, jeśli się zbliżysz. Poskarżę pani; nie tylko nie będę prosić za tobą, ale sama powiem jego dostojności: „Wybornie, panie hrabio, wygoń tego łotrzyka, odeślij do domu małego hultaja, który śmie durzyć się w jaśnie pani, a na dobitkę mnie ciągle chce całować”. CHERUBIN / spostrzega wchodzącego Hrabiego; rzuca się z przerażeniem za fotel / Zgubiony jestem! ZUZANNA Co się dzieje? SCENA ÓSMA / Zuzanna, Hrabia, Cherubin ukryty / ZUZANNA / spostrzega Hrabiego / Ach!… / zbliża się do fotela, aby zasłonić Cherubina / HRABIA / podchodzi bliżej / Wzruszona coś jesteś, Zuziu! Mówiłaś sama do siebie… Twoje serduszko wydaje się w stanie… bardzo naturalnym zresztą w takim dniu… ZUZANNA / zmieszana / Panie hrabio, czego pan sobie życzy? Gdyby waszą dostojność zastał tu kto ze mną… HRABIA Byłbym w rozpaczy, gdyby mnie ktoś zaskoczył; ale wiesz, jak żywo interesuje mnie twoja osóbka. Bazylio nie ukrywał ci moich uczuć. Mam tylko chwilę, aby wytłumaczyć moje zamiary; posłuchaj… / siada w fotelu / ZUZANNA / żywo / Nic nie słucham. HRABIA / bierze ją za rękę / Jedno słowo! Wiesz, że król mianował mnie ambasadorem w Londynie. Zabieram Figara; daję mu znakomitą pozycję, że zaś obowiązkiem żony jest towarzyszyć mężowi… ZUZANNA Ach, gdybym śmiała mówić! HRABIA / przyciąga ją do siebie / Mów, mów, droga; korzystaj z praw, jakie daję ci nad sobą na całe życie. ZUZANNA / przerażona / Nie chcę tych praw, panie hrabio, nie chcę. Zostaw mnie, wasza dostojność, błagam. HRABIA Ale powiedz wprzódy. ZUZANNA / z gniewem / Sama już nie wiem, o czym mówiłam. HRABIA O obowiązkach żony. ZUZANNA A zatem: kiedy pan hrabia wziął jaśnie panią z domu doktora i zaślubił ją z miłości; kiedy zniósł dla niej pewien ohydny przywilej… HRABIA / wesoło / Tak strasznie dotkliwy dla dziewcząt, prawda? Ach, Zuziu, to urocze prawo! Gdybyś przyszła pogwarzyć o nim o zmroku do ogrodu, opłaciłbym to lekkie ustępstwo taką ceną… BAZYLIO / za sceną / Nie ma ekscelencji w domu. HRABIA / wstaje / Co to za głos? ZUZANNA Och, ja nieszczęśliwa! HRABIA Wyjdź naprzeciw, żeby nie wszedł. ZUZANNA / zmieszana / Mam pana tu zostawić? BAZYLIO / woła za sceną / Hrabia był u jaśnie pani, ale już wyszedł, pójdę zobaczyć. HRABIA I nie ma gdzie się ukryć! A! Za fotelem… od biedy; odprawże go co rychlej. / Zuzanna zagradza drogę, Hrabia odtrąca ją lekko, ona cofa się tak, że staje między nim a paziem. Gdy Hrabia schyla się i zajmuje miejsce Cherubina, ten okręca się, wskakuje, przerażony, równymi kolanami na fotel i chowa się. Zuzanna chwyta suknię, którą przyniosła, okrywa nią pazia, i staje sama przed fotelem. / SCENA DZIEWIĄTA / Hrabia i Cherubin ukryci, Zuzanna, Bazylio / BAZYLIO Czy panna Zuzia nie widziała hrabiego? ZUZANNA / szorstko / Gdzież miałam widzieć? Zostaw mnie pan. BAZYLIO / przysuwa się / Gdybyś była rozsądniejsza, nie byłoby nic dziwnego w moim pytaniu. Figaro go szuka. ZUZANNA Szuka człowieka, który życzy mu najgorzej na świecie — po panu? HRABIA / na stronie / Przekonajmyż się, jak on mi służy. BAZYLIO Pragnąć dobra kobiety, czyż znaczy źle życzyć jej mężowi? ZUZANNA Nie wedle twoich ohydnych zasad, stręczycielu. BAZYLIO Czegóż żąda tu kto nadzwyczajnego? Czyż nie jesteś gotowa użyczyć tego samego innemu? Dzięki tej lubej ceremonii to, co ci było wzbronione wczoraj, stanie się jutro twoim obowiązkiem. ZUZANNA Niegodny! BAZYLIO Ponieważ ze wszystkich poważnych rzeczy małżeństwo jest największym błazeństwem, myślałem… ZUZANNA / w oburzeniu / Ohyda! Kto panu pozwolił wejść? BAZYLIO Och! och! Jaka zła! Uspokójże się, duszko! Stanie się tylko to, co zechcesz; ale nie sądź, że uważam imć Figara za właściwą przeszkodę: gdyby nie pewien pazik… ZUZANNA / trwożliwie / Cherubin? BAZYLIO / przedrzeźniając / Cherubino di amore, który kręci się koło ciebie bez ustanku: dziś jeszcze myszkował tutaj, kiedy rozstałem się z tobą; czy zaprzeczysz? ZUZANNA Cóż za potwarz! Precz stąd, niegodziwcze! BAZYLIO Jestem niegodziwcem, bo mam oczy. Czy nie dla ciebie i ta piosenka, którą się nosi w takiej tajemnicy? ZUZANNA / w gniewie / Och, tak! Dla mnie!… BAZYLIO Chyba że ją ułożył dla samej jaśnie pani! Kiedy usługuje przy stole, powiadają, że patrzy na nią takimi oczami!… Ale, do kata! Niech nie igra: hrabia na tym punkcie jest mocno gburowaty. ZUZANNA / wzburzona / A pan jesteś skończony zbrodniarz, aby rozsiewać podobne bajki i gubić nieszczęśliwe dziecko, które popadło w niełaskę u pana. BAZYLIO Czy to ja wymyśliłem? Powtarzam, co wszyscy mówią. HRABIA / wstając / Jak to, wszyscy mówią! ZUZANNA O nieba! BAZYLIO Cha! cha! HRABIA Biegnij, Bazylio, niech go wypędzą. BAZYLIO Och, jakże mi przykro, że wszedłem tutaj. ZUZANNA / pomieszana / Boże, Boże! HRABIA / do Bazylia / Słabo jej. Posadźmy ją w fotelu. ZUZANNA / odpychając go żywo / Nie chcę. Wchodzić tak przemocą to niegodnie! HRABIA Jest tu nas dwóch, moja duszko. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa! BAZYLIO W istocie, jestem w rozpaczy, że tak sobie ostrzyłem język na paziku, skoro pan hrabia mógł słyszeć. Chciałem jedynie wybadać uczucia panny Zuzi; w gruncie bowiem… HRABIA Pięćdziesiąt pistolów, konia i niech go odeślą do rodziców. BAZYLIO Ekscelencjo, dla prostego żarciku? HRABIA Mały ladaco: wczoraj jeszcze złapałem go z córką ogrodnika. BAZYLIO Z Franusią? HRABIA W jej izdebce. ZUZANNA / oburzona / Gdzie pan hrabia też widać czegoś szukał! HRABIA / wesoło / Doskonałe spostrzeżenie. BAZYLIO I dobrze nam wróży. HRABIA / wesoło / Ależ nie; szukałem wujaszka Antoniego, pijaczyny ogrodnika, aby mu dać jakieś rozkazy. Pukam, długo nikt nie otwiera; kuzyneczka wydaje się zmieszana, zaczynam coś podejrzewać, zagaduję ją i tak, wśród rozmowy, przyglądam się spod oka. Była tam za drzwiami jakaś firanka, wieszadło, nie wiem co zresztą, jakieś schowanie na szmatki; otóż nie pokazując nic po sobie, powoli, powoli, odsłaniam firankę naśladując gest, podnosi suknię z fotela i widzę… spostrzega pazia A!… BAZYLIO Cha! cha! HRABIA Ta sztuka warta tamtej. BAZYLIO Jeszcze lepsza. HRABIA / do Zuzanny / Wybornie, panienko: ledwie zaręczona, już sobie poczynasz w ten sposób? Więc to dla mego pazia tak pragnęłaś zostać sama? A ty, paniczu, brakowało jeszcze tego, abyś, niepomny szacunku dla chrzestnej matki, obrócił oczy na jej garderobianą, żonę twego przyjaciela? Ale ja nie ścierpię, aby Figaro, człowiek, którego szanuję i kocham, padł ofiarą podobnej zdrady. Czy on wszedł z tobą, Bazylio? ZUZANNA / wzburzona / Nie ma tu ofiary ani zdrady; był w pokoju, kiedy pan hrabia mówił ze mną. HRABIA / porywczo / Dałby Bóg, aby to było kłamstwem! Najzawziętszy wróg nie śmiałby mu życzyć takiego nieszczęścia. ZUZANNA Prosił mnie o słówko do pani, aby wyprosiła jego łaskę. Wejście waszej dostojności przeraziło go tak, że skrył się za fotelem. HRABIA / w gniewie / Szalbierstwo! Toć ja sam siadłem tutaj, wszedłszy do pokoju. CHERUBIN Tak, panie hrabio, a ja, drżąc cały, przycupnąłem za fotelem. HRABIA Nowe szalbierstwo! Wszak ja skryłem się tam przed chwilą. CHERUBIN Tak, wasza dostojność, wówczas właśnie ja schowałem się w fotelu. HRABIA / z rosnącym wzburzeniem / Ależ to istna jaszczurka z tego małego… węża! Podsłuchiwał nas! CHERUBIN Przeciwnie, wasza dostojność, robiłem, co mogłem, aby nie słyszeć. HRABIA Przewrotni! do Zuzanny Nie pójdziesz za Figara. BAZYLIO Powściągnij się, wasza dostojność, nadchodzą. HRABIA / ściągając Cherubina z fotela i stawiając go na nogi / Zostałby tak na oczach wszystkich! SCENA DZIESIĄTA / Cherubin, Zuzanna, Figaro, Hrabina, Hrabia, Franusia, Bazylio, tłum służby, wieśniaczek, wieśniaków biało odzianych. / FIGARO / trzymając wianek z białymi piórami i wstążkami, do Hrabiny / Jedynie pani hrabina zdoła nam wyjednać tę łaskę. HRABINA Patrz, hrabio, przypisują mi władzę, której nie posiadam; że jednak w ich prośbie nie mam nic nagannego… HRABIA / zakłopotany / Musiałoby być bardzo wiele… FIGARO / po cichu do Zuzanny / Wspieraj me usiłowania. ZUZANNA / po cichu do Figara / Które nie doprowadzą do niczego. FIGARO / po cichu / Próbuj. HRABIA / do Figara / Czegóż chcecie? FIGARO Ekscelencjo, wasale twoi, wzruszeni zniesieniem pewnego dotkliwego prawa, które miłość waszej dostojności dla pani hrabiny… HRABIA Więc co? To prawo już nie istnieje. O cóż tedy chodzi? FIGARO / chytrze / Że czas, aby cnota dobrego pana zajaśniała przed światem; jest ona dziś dla mnie takim dobrodziejstwem, że pragnę być pierwszym, który uczci ją przy swoim ślubie. HRABIA / z rosnącym zakłopotaniem / Żartujesz, przyjacielu! Zniesienie hańbiącego prawa jest jedynie spłaceniem długu rycerskości. Hiszpan może zabiegać o względy kobiety, ale wymagać ich najsłodszych objawów jako niewolniczej powinności, och, to tyrania Wandala, a nie przywilej szlachetnego Kastylczyka. FIGARO / ujmując Zuzanną za rękę / Pozwól zatem, wasza dostojność, aby ta młoda osóbka, której honor ubezpieczyła twoja, panie, cnota, otrzymała z twej ręki, publicznie, ten wianek dziewiczy, zdobny w białe pióra i wstążki, symbol czystości twoich, panie, intencji… Uświęć ten ceremoniał dla wszystkich małżeństw i niechaj chóralny śpiew utrwali na zawsze wspomnienie… HRABIA / zakłopotany / Gdybym nie wiedział, że zakochany, poeta i muzyk to trzykrotny tytuł pobłażania dla wszystkich szaleństw… FIGARO Przyłączcie się do mych próśb, przyjaciele. WSZYSCY Wasza dostojność! Wasza dostojność! ZUZANNA / do Hrabiego / Czemuż uchylać się od tak zasłużonej chwały? HRABIA / na stronie / Przewrotna! FIGARO Niech wasza dostojność spojrzy: nigdy piękniejsza oblubienica nie doda więcej ceny poświęceniu waszej dostojności. ZUZANNA Zostaw mą urodę i sławmy jedynie cnotę pana hrabiego. HRABIA / na stronie / To ukartowana gra. HRABINA Przyłączam się do nich, hrabio; ten obrzęd będzie mi zawsze drogi, skoro zawdzięcza początek uroczej miłości, którą czułeś dla mnie. HRABIA Czuję ją zawsze; z tego też tytułu zgadzam się. WSZYSCY Wiwat! HRABIA / na stronie / Wpadłem. głośno Iżby ten obrządek mógł odbyć się tym uroczyściej, pragnąłbym jedynie odłożyć go nieco. na stronie Każmy co żywo szukać Marceliny. FIGARO / do Cherubina / I cóż, figlarzu! Nie jesteś zachwycony? ZUZANNA Jest w rozpaczy; pan hrabia go oddala. HRABINA Och, hrabio, łaski dla niego. HRABIA Nie zasługuje na nią. HRABINA Ach, jest tak młody… HRABIA Nie tak bardzo, jak pani mniema. CHERUBIN / drżąc / Przebaczać wspaniałomyślnie — to prawo, którego wasza dostojność nie zrzekł się, zaślubiając panią. HRABINA Zrzekł się jedynie tego, które nękało was wszystkich. ZUZANNA Gdyby jego dostojność wyrzekł się prawa przebaczenia, byłoby to z pewnością pierwsze, które pragnąłby potajemnie odkupić. HRABIA / zakłopotany / Bez wątpienia. HRABINA Odkupić?… CHERUBIN / do Hrabiego / Byłem płochy, to prawda, wasza dostojność; ale nigdy cień niedyskrecji… HRABIA / zakłopotany / Dobrze już! Dość na tym…. FIGARO Co on ma na myśli? HRABIA / żywo / Dość już, dość; wszyscy żądają, aby mu przebaczyć, przystaję; idę nawet dalej, daję mu kompanię w swojej legii. WSZYSCY Wiwat! HRABIA Ale pod warunkiem, że pojedzie natychmiast ją objąć! FIGARO Och, wasza dostojność, jutro. HRABIA / z naciskiem / Tak chcę. CHERUBIN Jestem posłuszny. HRABIA Pokłoń się chrzestnej matce i poleć się jej łasce. / Cherubin przyklęka przed hrabiną, nie mogąc mówić ze wzruszenia / HRABINA / wzruszona / Skoro nie można zatrzymać cię ani na dziś, jedź tedy, młodzieńcze. Nowe obowiązki powołują cię, wypełń je godnie. Przynieś zaszczyt swemu dobroczyńcy. Zachowaj w pamięci ten dom, w którym młodość twoja znalazła tyle pobłażania. Bądź posłuszny, poczciwy i odważny; będziemy z radością dzielić się każdym twym powodzeniem. / Cherubin wstaje i wraca na miejsce / HRABIA Bardzo pani wzruszona! HRABINA Nie przeczę. Któż odgadnie los dziecka rzuconego w tak pełne niebezpieczeństw rzemiosło! Jest mi powinowaty; co więcej, moim chrzestnym synem. HRABIA / na stronie / Widzę, że Bazylio miał słuszność. głośno Młodzieńcze, uściskaj Zuzannę… ostatni raz. FIGARO Czemu, ekscelencjo? Wszak będzie tu przyjeżdżał zimą. Uściskaj i mnie, kapitanie! ściska go Bywaj zdrów, Cherubinku. Zaczyna się dla ciebie tryb życia zgoła odmienny, moje dziecko. Ba! Już nie będziesz krążył cały dzień wpodle damskiej kwatery; przepadły łakocie, podwieczorki, śmietanki; koniec z „ciepłą rączką” i ze „ślepą babką”. Koledzy żołnierze, dobre kompany, do kroćset! Ogorzałe, obdarte, wielka fuzja, ciężka jak sto diabłów: w prawo zwrot, w lewo zwrot, naprzód marsz, naprzód ku chwale i ani drgnij w drodze, chyba że jaki tęgi strzał z muszkietu… ZUZANNA Pfe! Zgroza! HRABINA Cóż za wróżby! HRABIA Gdzież Marcelina? Osobliwe, nie ma jej z wami! FRANUSIA Wasza dostojność, Marcelina udała się do miasta przez folwark. HRABIA A wróci? BAZYLIO Kiedy się Bogu spodoba. FIGARO Gdyby mu się mogło spodobać, aby mu się nigdy nie spodobało… FRANUSIA Pan doktor prowadził ją pod rękę. HRABIA / żywo / Doktor tu? BAZYLIO Uczepiła się go z miejsca. HRABIA / na stronie / Nie mógł się zjawić bardziej w porę. FRANUSIA Zdawała się bardzo podniecona, idąc rozprawiała głośno, potem przystawała, wymachiwała, ot tak, rękami… a pan doktor robił o tak, ręką, uspokajając; była taka zagniewana! Mówiła coś o szwagrze Figaro. HRABIA / biorąc ją pod brodę / Szwagrze… przyszłym. FRANUSIA / wskazując Cherubina / Czy wasza dostojność przebaczył nam już za wczoraj?… HRABIA / przerywając / Bądź zdrowa, mała, bądź zdrowa. FIGARO To jej sobacza miłość tak ją nosi; byłaby nam całkiem zepsuła uroczystość. HRABIA / na stronie / Zepsuje, ja ci ręczę. głośno Pójdźmy, hrabino. Bazylio, zajdziesz do mnie. ZUZANNA / do Figara / Wstąpisz do mnie, kochanie? FIGARO / po cichu do Zuzanny / Cóż? Źle połknął haczyk? ZUZANNA / po cichu / Rozkoszny chłopiec z ciebie! / wszyscy wychodzą / SCENA JEDENASTA / Cherubin, Figaro, Bazylio / / Podczas gdy wszyscy wychodzą, Figaro zatrzymuje ich obu i ściąga z powrotem. / FIGARO No więc, chodźcież przecie! Ceremonia uznana, wesele dziś wieczór; trzeba zestroić się, jak należy; nie bądźmyż jak ci aktorzy, którzy nigdy nie grają tak licho, jak w dniu, kiedy krytyka najbardziej ma na nich oko. My nie mamy przed sobą jutra, aby się zrehabilitować. Musimy dziś dobrze umieć role. BAZYLIO / złośliwie / Moja jest trudniejsza, niż sobie wyobrażasz. FIGARO / czyniąc niepostrzeżony przezeń ruch, jakby go grzmocił / Nie zdajesz też sobie sprawy z uznania, jakie cię czeka. CHERUBIN Figaro, zapominasz, że ja odjeżdżam. FIGARO A chciałbyś zostać? CHERUBIN Czy bym chciał?! FIGARO Trzeba kluczyć. Ani mru-mru przy odjeździe. Płaszcz podróżny na ramię; gotuj na oczach wszystkich zawiniątko, niech widzą konia u bramy. Galopem aż do folwarku; potem piechotą, tyłami z powrotem. Hrabia będzie myślał, żeś pojechał; nie właź mu tylko na oczy; biorę na siebie, że ułagodzę go po weselu. CHERUBIN Ale Franusia nie umie roli. BAZYLIO Czegóż tedy, u diabła, jej uczysz? Toć od tygodnia nie opuszczasz jej na krok. FIGARO Nie masz dziś nic do roboty: daj jej, z łaski swojej, lekcję. BAZYLIO Ostrożnie, młodzieńcze, ostrożnie! Ojciec jest grubo niezadowolony, córce oberwało się po buzi! Ej! ej! Czego ty jej tam uczysz! Cherubinie! Cherubinie! Staniesz się przyczyną zgryzoty! Póty dzban wodę nosi!… FIGARO Aha, wsiadł na swego konika ze starymi przysłowiami! No i cóż, bakałarzu! Co powiada mądrość narodów: Póty dzban wodę nosi, póki… BAZYLIO …się nie napełni. FIGARO / odchodząc / Nie takie głupie, na honor, nie takie głupie! AKT DRUGI / Scena przedstawia wspaniałą sypialnię, wielkie łóżko w alkowie na stopniach. Drzwi wchodowe otwierają się i zamykają w trzeciej kulisie po prawej; drzwi do alkierza w pierwszej po lewej. Drzwi w głębi wiodą do garderoby; po prawej okno. / SCENA PIERWSZA / Zuzanna, Hrabina wchodzą drzwiami z prawej / HRABINA / rzuca się w berżerkę / Zamknij drzwi, Zuzanno, i opowiedz mi wszystko ze szczegółami. ZUZANNA Nie ukryłam nic pani hrabinie. HRABINA Jak to, Zuziu, chciał cię uwieść? ZUZANNA Och nie! Pan hrabia nie zadaje sobie tyle trudu z prostą służącą. Chciał mnie kupić. HRABINA I pazik był przy tym? ZUZANNA Ukryty za fotelem. Przyszedł mnie prosić, abym się za nim wstawiła do pani. HRABINA Czemu nie zwrócił się wprost do mnie? Czyż byłabym mu odmówiła, Zuziu? ZUZANNA Toż samo i ja mówiłam. Ba! Gdyby kto słyszał jego żale, że odjeżdża, a zwłaszcza że opuszcza panią: „Ach, Zuziu, jaka ona szlachetna i piękna! Ale jaka dumna!”. HRABINA Czy ja wyglądam na to, Zuziu? Ja, która zawsze brałam go w obronę! ZUZANNA Potem zobaczył wstążkę pani, którą trzymałam w ręku, i rzucił się na nią… HRABINA / z uśmiechem / Wstążkę?… Cóż za dzieciństwo! ZUZANNA Chciałam odebrać; och, gdyby go pani widziała! Istny lewek, oczy mu tak błyszczały… „Wydrzesz mi ją chyba razem z życiem” — wołał podnosząc swój wątły i słodki głosik. HRABINA / w zadumie / I co, Zuziu? ZUZANNA Ano, cóż, proszę pani, alboż można dać sobie rady z tym diabełkiem? A chrzestna matka to, a chciałbym znów owo; i dlatego że nie śmiałby ucałować ani kraju sukni pani, chciał z tego wszystkiego mnie wyściskać raz po raz. HRABINA / w zadumie / Zostawmy… zostawmy te szaleństwa… Zatem, moja dobra Zuzanno, mąż mój powiedział ci wreszcie… ZUZANNA Że jeśli nie zechcę go wysłuchać, weźmie stronę Marceliny. HRABINA / wstaje i chodzi, wachlując się silnie / Już mnie wcale nie kocha. ZUZANNA Czemuż więc taki zazdrosny? HRABINA Jak wszyscy mężowie, moja droga: jedynie przez dumę! Ach, nadto go kochałam! Znużyłam go czułościami, zmęczyłam miłością; oto mój jedyny błąd. Ale nie ścierpię, aby to uczciwe wyznanie miało ci zaszkodzić; wyjdziesz za Figara. On jedynie zdoła nam pomóc; czy przyjdzie? ZUZANNA Natychmiast, skoro tylko pan hrabia ruszy na polowanie. HRABINA / wachlując się / Otwórz trochę okno na ogród. Szalony upał!… ZUZANNA To stąd, że pani mówi i chodzi tak żywo. / otwiera okno w głębi / HRABINA / wciąż w zadumie / Gdyby nie to wytrwałe unikanie mnie… Ha! Mężczyźni są bardzo niegodziwi. ZUZANNA / woła od okna / Och, pan hrabia jedzie konno aleją, za nim Pedrillo z dwoma, trzema, czterema chartami. HRABINA Mamy czas. siada Ktoś puka, Zuziu. ZUZANNA / biegnie otworzyć, nucąc / Och, to mój Figaro! Och, to mój Figaro! SCENA DRUGA / Figaro, Zuzanna, Hrabina siedzi / ZUZANNA Jesteś, skarbie! Chodźże tutaj. Pani hrabina się niecierpliwi!… FIGARO A ty, Zuziątko moje? Pani hrabina nie ma się czym przejmować. W gruncie, o cóż chodzi? O drobnostkę. Panu hrabiemu wydaje się nasza młoda żonka ponętna, chciałby uczynić z niej swą kochankę; bardzo naturalne. ZUZANNA Naturalne? FIGARO Mianował mnie tedy kurierem, a Zuzię radcą ambasady. Bardzo roztropnie. ZUZANNA Skończysz raz? FIGARO A ponieważ Zuzanna, moja narzeczona, nie przyjmuje dyplomu, hrabia będzie popierał Marcelinę. Jeszcze raz pytam, cóż prostszego? Na tych, którzy krzyżują jego projekty, mści się obalając ich własne; toć to jest to samo, co każdy z nas czyni i co właśnie mamy zamiar zrobić. No i cóż? To wszystko. HRABINA Czy ty możesz, Figaro, traktować tak lekko zamiar, który niweczy szczęście nas wszystkich? FIGARO Któż to powiada? ZUZANNA Zamiast przejmować się naszym strapieniem… FIGARO Czy to nie dosyć, że się nim zajmuję? Owóż, aby postępować równie metodycznie jak pan hrabia, ochłódźmy przede wszystkim jego zdobywcze zapały, niepokojąc go na jego własnych gruntach. HRABINA Dobra myśl; ale jak? FIGARO Już się stało, pani; fałszywe ostrzeżenie tyczące jej osoby… HRABINA Mojej osoby?! Tyś oszalał! FIGARO Och, będzie szalał, ale mój pan. HRABINA On, taki zazdrosny!… FIGARO Tym lepiej. Aby powodować ludźmi tego charakteru, trzeba im smagać nieco krew: kobiety umieją to tak dobrze! Następnie, skoro się ich rozżarzy do czerwoności, przy odrobinie sprytu można ich zaprowadzić, dokąd się chce, bodaj nosem do Gwadalkwiwiru. Kazałem oddać Bazyliowi bilecik nieznanej ręki ostrzegający hrabiego, że jakiś gaszek będzie się starał widzieć z panią dziś podczas balu. HRABINA I ty śmiesz igrać w ten sposób z prawdą, kosztem honoru uczciwej kobiety? FIGARO Mało jest takich, z którymi bym się na to odważył w obawie, aby zmyślenie nie okazało się prawdą. HRABINA Może każesz mi jeszcze dziękować! FIGARO Ale powiedzcie mi, panie, czy to nie urocze urządzić panu hrabiemu dzień w ten sposób, aby krążąc, czatując, złorzecząc własnej żonie strawił czas, który przeznaczał na uciechy z moją! Będzie zupełnie zbity z tropu: gonić za tą? Czatować na tamtą? Wzburzony, pomieszany, oo! patrzcie, jak gna po równinie mszcząc się na niewinnym zającu! Tymczasem nadchodzi godzina ślubu; nie powziął nic stanowczego, aby mu przeszkodzić, a nie będzie śmiał sprzeciwić się wręcz przy pani. ZUZANNA Nie; ale Marcelina, ta uczona główka, ona będzie śmiała z pewnością. FIGARO Brr! To mnie niepokoi, na honor! Każ powiedzieć hrabiemu, że o zmierzchu przyjdziesz do ogrodu. ZUZANNA Na to liczysz? FIGARO Tam do licha! Słuchaj przecie; ludzie, którzy nie chcą niczego tknąć, nic nigdy nie osiągną i w ogóle są do niczego. Oto moje zdanie. ZUZANNA Śliczne! HRABINA Jak i sam pomysł. Zgodziłbyś się więc, aby uległa? FIGARO Wcale nie. Każę wdziać suknię Zuzanny komu innemu; hrabia, przychwycony na schadzce, czyż będzie się mógł wyprzeć? ZUZANNA I kogóż ustroisz w moje suknie? FIGARO Cherubina. HRABINA Odjechał. FIGARO Dla innych, ale nie dla mnie: czy pozwolicie mi działać? ZUZANNA Można się spuścić na niego, gdy chodzi o intrygę. FIGARO Dwie, trzy, cztery na raz, diabelsko powikłane i krzyżujące się wzajem. Byłem urodzony na dworaka. ZUZANNA Mówią, że to rzemiosło tak trudne. FIGARO Dostawać, brać i prosić jeszcze — to w trzech słowach cała tajemnica. HRABINA Tyle zdradza otuchy, że i mnie zaczyna jej udzielać. FIGARO Taki był mój zamiar. ZUZANNA Mówiłeś zatem?… FIGARO Że w czasie nieobecności hrabiego przyślę ci Cherubina; uczesz go, ubierz: zamykam się z nim, uczę go roli; a potem prosimy w tany, panie hrabio! / wychodzi / SCENA TRZECIA / Zuzanna, Hrabina siedzi / HRABINA / trzymając puzderko z muszkami / Boże, Zuzanno, jak ja wyglądam!… Ten młody człowiek ma tu przyjść za chwilę… ZUZANNA Więc pani hrabina nie chce, aby się wyleczył? HRABINA / spoglądając w zadumie w lusterko / Ja!… zobaczysz, jak go wyłaję. ZUZANNA Każmy, niech zaśpiewa swą piosnkę. / kładzie ją Hrabinie na kolanach / HRABINA Ależ bo w istocie włosy moje są w takim nieładzie. ZUZANNA / śmiejąc się / Wystarczy poprawić te dwa pukle; tym lepiej będzie się pani łajało. HRABINA / opamiętując się / Co ty tam paplesz, szalona głowo? SCENA CZWARTA / Cherubin z miną zawstydzoną, Zuzanna, Hrabina siedzi / ZUZANNA Wejdź, wejdź, panie oficerze, pani pozwala. CHERUBIN / posuwa się, cały drżący / Ach, pani! Jakże mnie ten tytuł martwi! Przypomina mi, że trzeba opuścić te strony… chrzestną matkę… taką… dobrą… ZUZANNA I taką ładną! CHERUBIN / z westchnieniem / Ach tak! ZUZANNA / przedrzeźniając / „Ach tak”! Niebożątko! Ze swymi długimi, obłudnymi rzęsami! No dalej, piękny Cherubinku, zaśpiewaj pani swą romancę. HRABINA / rozwija papier / Któż to… ma być autorem? ZUZANNA Widzi pani rumieniec winowajcy; na cal różu na policzkach. CHERUBIN Czyż nie wolno uwielbiać?… ZUZANNA / grozi mu pięścią pod nosem / Powiem wszystko, ladaco! HRABINA Czy on… ją śpiewa? CHERUBIN Och, pani, jestem tak wzruszony… ZUZANNA / śmiejąc się / I mniam, mniam, mniam! Skoro pani sobie życzy, skromny panie autorze! Ja ci będę towarzyszyć. HRABINA Weź moją gitarę. / Hrabina siedząc patrzy w papier idąc za słowami piosnki. Zuzanna stoi za fotelem i preludiuje zaglądając w nuty przez ramię pani. Pazik stoi przed nią ze spuszczonymi oczami. Razem odtwarzają piękny sztych Van Loo, pod tytułem La Conversation espagnole. / PIOSENKA CHERUBINA Hej, z wiatrami w przegony (Jakże serce, jak serce ukoić!) — byle rzucić te strony — nieś mnie, koniu, daleko. Nieś mnie, koniu, daleko! Przy gaiku nad rzeką, tam mię żal mój dogonił (Jakże serce, jak serce ukoić!), bym rzewliwe łzy ronił, myśląc o mej jedynej. Myśląc o mej jedynej w cieniu młodej brzeziny, drogie imię — mój Boże — (Jakże serce, jak serce ukoić!) ostrzem ryłem na korze, Król przejeżdżał tamtędy. Król przejeżdżał tamtędy, dwór, rycerze w dwa rzędy. «Paziu! — rzecze królowa — (Jakże serce, jak serce ukoić!) skąd ta łezka perłowa? Czemu smutkiem twarz blada? Czemu smutkiem twarz blada? Może znajdzie się rada». «Każesz, wyznać ci muszę (Jakże serce, jak serce ukoić!), dałbym życie i duszę dla mej pani przesłodkiej. Dla mej pani przesłodkiej więdnę niby kwiat wiotki». «Nie płacz, piękne me dziecię! (Jakże serce, jak serce ukoić!) pań jest więcej na świecie, posłuchaj rady zdrowej. Posłuchaj rady zdrowej, będziesz paziem królowej. Helena, moja dworka (Jakże serce, jak serce ukoić!), przyhołubi amorka, spłynie łaska Kościoła». «Spłynie łaska Kościoła, Nic twa rada nie zdoła. Wolę umrzeć z rozpaczy (Jakże serce, jak serce ukoić!), gdy nie można inaczej kochać mego anioła». HRABINA Jest w tym szczerość… uczucie nawet. ZUZANNA / składa gitarę na fotelu / Och, co się tyczy uczucia, chłopiec… Ale, ale, panie oficerze, czy mówiono ci, że dla ożywienia wieczoru chciałybyśmy się przekonać, czy która z moich sukien nie nada się tobie? HRABINA Obawiam się, że nie. ZUZANNA / mierzy się z nim / Jest mojego wzrostu. Zdejmijmy mu najpierw płaszcz. / odpina / HRABINA A gdyby kto wszedł? ZUZANNA Alboż robimy co złego? Zamknę drzwi. biegnie Ale przede wszystkim chciałabym coś dlań na głowę. HRABINA Na mojej toalecie leży czepeczek kąpielowy. / Zuzanna wchodzi do alkierza drzwiami po lewej na przodzie sceny / SCENA PIĄTA / Cherubin, Hrabina siedzi / HRABINA Aż do otwarcia balu hrabia nie będzie wiedział, że jesteś w zamku. Powiemy mu później, że w oczekiwaniu, aż przygotują twój dekret, wpadła nam myśl… CHERUBIN / pokazuje dekret / Niestety, pani, oto już jest! Bazylio oddał mi go w imieniu hrabiego. HRABINA Już? Obawiali się stracić bodaj minutę. czyta Tak im było pilno, że aż zapomnieli pieczęci. / oddaje dekret / SCENA SZÓSTA / Cherubin, Hrabina, Zuzanna / ZUZANNA / wchodzi z wielkim czepkiem / Jakiej pieczęci? HRABINA Na dekrecie. ZUZANNA Już? HRABINA Toż samo mówiłam. Czy to mój czepeczek? ZUZANNA / siada koło Hrabiny / I najpiękniejszy ze wszystkich. / śpiewa ze szpilkami w ustach / Zwróć nieco głowę, prosto stój, Janie de Lyra, miły mój. / Cherubin przyklęka, Zuzanna stroi mu głowę / Ach, pani, ależ uroczy! HRABINA Ułóż mu kołnierzyk bardziej po damsku. ZUZANNA / poprawia / O tak… Patrzcie mi tego hultaja, jak jemu do twarzy za dziewczynę! Zazdrosna jestem, doprawdy! bierze go pod brodę Słuchaj, przestaniesz ty być taki ładny? HRABINA Cóż za wariatka! Trzeba podwinąć rękaw, aby suknia lepiej leżała… podwija Cóż on ma na ramieniu? Wstążkę?! ZUZANNA I to wstążkę pani. Rada jestem, że pani widziała. Powiedziałam mu już, że sama powiem! Oho! Gdyby hrabia nie wszedł, z pewnością odebrałabym wstążkę, bo jestem prawie tak silna jak on. HRABINA Ależ tu krew! / odwiązuje wstążkę / CHERUBIN / zawstydzony / Dziś rano, na wsiadanym, poprawiałem munsztuk; koń szarpnął głową i guzik skaleczył mi ramię. HRABINA Jeszcze nikt chyba wstążką… ZUZANNA A zwłaszcza kradzioną. Popatrzmyż tedy, co ten łańcuszek… guzik… wędzidło… nie rozumiem się nic a nic na tych nazwach. Och, jakie on ma białe ramię! Istna kobieta! Bielsze niż moje! O, niech pani patrzy! / porównuje / HRABINA / lodowato / Poszukaj raczej kawałka kitajki w gotowalni. / Zuzanna popycha mu głowę, śmiejąc się. Cherubin pada na obie ręce. Zuzanna wchodzi do alkierza. / SCENA SIÓDMA / Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi / HRABINA / jakiś czas milczy, z oczami wlepionymi we wstążkę. Cherubin pożera ją wzrokiem / Co zaś do wstążki, panie kawalerze… bardzo lubię ten kolor… i byłam bardzo zmartwiona z jej zguby… SCENA ÓSMA / Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi, Zuzanna / ZUZANNA / wchodząc / A opatrunek? / Oddaje Hrabinie kitajkę i nożyczki / HRABINA Kiedy pójdziesz szukać swoich szmatek, weź wstążkę od innego czepeczka. / Zuzanna wychodzi w głębi, zabierając płaszcz pazia. / SCENA DZIEWIĄTA / Cherubin na kolanach, Hrabina siedzi / CHERUBIN / ze spuszczonymi oczami / Ta, którą mi odebrano, wyleczyłaby mnie w mgnieniu oka. HRABINA Jakim cudem? pokazując kitajkę To o wiele skuteczniejsze. CHERUBIN / wahając się / Skoro wstążka… opasywała głowę… lub spoczywała na ciele osoby… HRABINA / przecinając zdanie / …obcej! Staje się dobra na rany? Nie znałam tej własności. Dla wypróbowania zachowam wstążkę, którą miałeś na ramieniu. Za pierwszym zadraśnięciem… której z garderobianych… spróbuję. CHERUBIN / wzruszony / Pani zachowa wstążkę, a ja jadę! HRABINA Nie na zawsze. CHERUBIN Jestem tak nieszczęśliwy! HRABINA / wzruszona / Płacze teraz! To ten niegodziwy Figaro ze swoją wróżbą!… CHERUBIN / w podnieceniu / Ach, chciałbym, aby się co rychlej sprawdziła. Gdybym miał pewność, że umrę za chwilę, moje usta odważyłyby się… HRABINA / przerywa i wyciera mu oczy chusteczką / Cicho bądź, cicho, dziecko. Nie ma odrobiny sensu w tym, co mówisz. / pukanie do drzwi / HRABINA / pyta podniesionym głosem / Któż to puka w ten sposób? SCENA DZIESIĄTA / Cherubin, Hrabina; Hrabia za sceną / HRABIA / z zewnątrz / Czegóż zamknięte? HRABINA / zmieszana, powstaje / Mąż! Wielkie nieba! do Cherubina, który zerwał się również Ty bez płaszcza, z obnażoną szyją, ramionami! Sam ze mną! Ten nieład, list, który hrabia otrzymał, jego zazdrość!… HRABIA / z zewnątrz / Nie otwiera pani? HRABINA Bo… bo jestem sama. HRABIA / z zewnątrz / Sama! Z kimże tedy rozmawiasz? HRABINA / zakłopotana / Z tobą… oczywiście, hrabio. CHERUBIN / na stronie / Po tym, co zaszło wczoraj i dziś rano, zabiłby mnie na miejscu! / biegnie ku gotowalni, wpada i zamyka za sobą / SCENA JEDENASTA HRABINA / sama, wyjmuje klucz i biegnie otworzyć Hrabiemu / Och, cóż za nierozwaga! Co za nierozwaga! SCENA DWUNASTA / Hrabia, Hrabina / HRABIA / dość surowo / Nie jest w pani zwyczaju zamykać się! HRABINA / zmieszana / Przebierałam gałganki… Przebierałam gałganki z Zuzią… Poszła na chwilę do siebie. HRABIA / przygląda się jej / Twarz i głos pani są bardzo zmienione!… HRABINA Nic w tym dziwnego… zupełnie nic dziwnego… upewniam… mówiłyśmy o tobie… poszła, jak ci wspomniałam… HRABIA Mówiłyście o mnie!… Wróciłem pod wpływem jakiegoś niepokoju; kiedy wsiadałem na konia, oddano mi bilecik… och, nie przywiązuję doń najmniejszej wagi, ale… podrażnił mnie… HRABINA Jak to, panie?… Co za bilecik? HRABIA Trzeba przyznać, pani, że ty albo ja otoczeni jesteśmy bardzo niegodziwymi ludźmi. Ostrzeżono mnie, że ktoś, kogo uważam za nieobecnego, postara się zobaczyć z panią. HRABINA Ktokolwiek byłby ów śmiałek, będzie chyba musiał wejść tutaj; mam zamiar cały dzień nie opuszczać pokoju. HRABIA A wieczór, na wesele Zuzi? HRABINA Za nic w świecie; czuję się bardzo niedobrze. HRABIA Na szczęście doktor jest tutaj. Cóż to za hałas? HRABINA / zmieszana / Hałas? HRABIA Ktoś przewrócił jakiś mebel. HRABINA Ja… ja nic nie słyszałam. HRABIA Musi tedy być pani diablo zajęta! HRABINA Zajęta? Czym? HRABIA W tym gabinecie jest ktoś, pani. HRABINA Jak to… któż by? HRABIA To ja o to pytam; dopiero wszedłem. HRABINA Ależ… prawdopodobnie Zuzia robi porządek. HRABIA Powiedziała pani, że Zuzia poszła do siebie. HRABINA Poszła… lub weszła tam… nie wiem pewnie. HRABIA Jeśli to Zuzia, skąd twoje zmieszanie? HRABINA Zmieszanie… z przyczyny mojej pokojówki? HRABIA Czy z przyczyny pokojówki, nie wiem; ale co do zmieszania, to rzecz pewna. HRABINA Rzecz pewna, hrabio, że ta dziewczyna niepokoi i zajmuje ciebie o wiele więcej niż mnie. HRABIA / w gniewie / Zajmuje do tego stopnia, iż pragnę widzieć ją w tej chwili. HRABINA Zdaje mi się w istocie, że pragniesz tego często; ale nigdy zuchwalsze podejrzenie… SCENA TRZYNASTA / Hrabia, Hrabina; Zuzanna wchodzi z rękami pełnymi sukien / HRABIA Tym łatwiej będzie je rozproszyć. woła w stronę alkierza Wyjdź, Zuziu, rozkazuję. / Zuzanna zatrzymuje się koło alkowy w głębi / HRABINA Jest prawie nieubrana; czyż można w ten sposób obchodzić się z kobietami w ich mieszkaniu? Przymierzała suknie, które jej daję z okazji ślubu, uciekła usłyszawszy twój głos. HRABIA Jeśli tak bardzo się boi pokazać, może bodaj przemówi. obraca się ku drzwiom Odpowiedz, Zuziu, czy jesteś? / Zuzanna, która dotąd stała w głębi, pomyka do alkowy i chowa się / HRABINA / żywo, w stronę alkierza / Zuziu, zakazuję ci odpowiadać. do Hrabiego Jeszcze nikt nie posunął tyranii do tego stopnia. HRABIA / zbliżając się do drzwi / Och, skoro nie chce mówić, ubrana czy nie, muszę ją widzieć. HRABINA / staje przed drzwiami / Wszędzie indziej nie jest w mej mocy przeszkodzić panu; ale mam nadzieję, że choć we własnym pokoju… HRABIA A ja mam nadzieję, że dowiem się za chwilę, kto jest owa tajemnicza Zuzia. Żądać od pani klucza byłoby, jak widzę, daremnie! Ale jest sposób, aby wysadzić te drzwiczki. Hej! jest tam który? HRABINA Chcesz wołać ludzi i dawać publiczny rozgłos podejrzeniu, które uczyniłoby nas pośmiewiskiem? HRABIA Ma pani słuszność; w istocie, ja sam wystarczę: pójdę w tej chwili przynieść, co potrzeba. idzie ku drzwiom i wraca Ale by wszystko zostało, jak jest, czy raczy pani towarzyszyć mi bez skandalu i hałasu, skoro ich tak nie lubisz?… Rzeczy tak prostej nie zechcesz chyba odmówić! HRABINA / zmieszana / Ależ, mężu, któż myśli ci się sprzeciwiać? HRABIA Ach, zapomniałem o drzwiach do garderoby; muszę je zamknąć również, iżby uniewinnieniu pani stało się zadość w całej pełni. / zamyka drzwi w głębi i wyjmuje klucz / HRABINA / na stronie / O nieba! Cóż za nierozwaga! HRABIA / wracając / Teraz, kiedy pokój zamknięty, przyjm moje ramię, proszę. podnosząc głos Co się tyczy Zuzi, musi łaskawie zaczekać w alkierzu, aż wrócę; najmniej zaś, co jej grozi za moim powrotem… HRABINA W istocie, hrabio, trudno o wstrętniejszą przygodę… / Hrabia wyprowadza ją i zamyka drzwi na klucz. / SCENA CZTERNASTA / Zuzanna, Cherubin / ZUZANNA / wybiega z ukrycia, podbiega do alkierza i mówi przez dziurkę od klucza / Otwórz, Cherubinie, prędko; to ja, Zuzia, wychodź. CHERUBIN / wychodzi / Ach, Zuziu, cóż za straszna scena! ZUZANNA Wychodź, nie ma minuty do stracenia! CHERUBIN / przestraszony / A jak wyjść? ZUZANNA Nie wiem, ale wyjdź. CHERUBIN Jeśli nie ma wyjścia? ZUZANNA Po rannym spotkaniu hrabia zgniótłby cię, a my byłybyśmy zgubione. Biegnij uwiadomić Figara… CHERUBIN Okno nie jest może zbyt wysokie. / biegnie do okna / ZUZANNA / ze zgrozą / Z piętra! Niepodobna! Och, biedna pani! A moje małżeństwo, o Boże! CHERUBIN / wraca / Wychodzi na inspekty; co najwyżej uszkodzę parę grządek. ZUZANNA / zatrzymuje go, wołając / Zabije się! CHERUBIN / w uniesieniu / W gorejącą otchłań, Zuziu, raczej, niż ją narazić… A ten całus przyniesie mi szczęście. SCENA PIĘTNASTA ZUZANNA / sama, wydaje okrzyk przerażenia / Och!… pada na chwilę na krzesło; z trudem zbliża się do okna i wraca Już jest daleko! Och, mały urwis! Równie zwinny jak ładny! Jeśli temu zbraknie w życiu kobiet… Zajmijmy co prędzej jego miejsce, wchodząc do alkierza Możesz teraz, panie hrabio, wyłamać zamek, o ile cię to bawi; zje diaska, kto dobędzie ze mnie słowo. / zamyka się / SCENA SZESNASTA / Hrabia, Hrabina wracają do pokoju / HRABIA / trzyma w ręku obcęgi, które rzuca na fotel / Wszystko jest, jak zostawiłem. Pani, nim mnie narazisz na konieczność skruszenia drzwi, zastanów się: jeszcze raz pytam, nie chcesz otworzyć? HRABINA Ach, mężu, jakiż straszliwy poryw zdolny jest niweczyć w ten sposób względy należne godności żony? Gdyby to miłość władała tobą i podsuwała ci te szaleństwa, usprawiedliwiłabym je mimo ich niedorzeczności; zapomniałabym może przez wzgląd na pobudki wszystko, co jest w nich obrażającego. Ale sama próżność czyż może szlachetnego człowieka przywieść do takich wybryków? HRABIA Miłość czy próżność — otworzysz, pani, albo natychmiast… HRABINA / stając między Hrabią a drzwiami / Wstrzymaj się, hrabio, proszę. Czy sądzisz, że byłabym zdolna uchybić samej sobie? HRABIA Co się pani podoba; chcę widzieć, kto jest w alkierzu. HRABINA / przestraszona / Dobrze więc, mężu, zobaczysz. Posłuchaj mnie… spokojnie. HRABIA Więc nie Zuzia? HRABINA / trwożliwie / W każdym bądź razie nie osoba… której mógłbyś się w czymkolwiek obawiać… Gotowałyśmy żarcik… bardzo niewinny… doprawdy… na dziś wieczór… i przysięgam… HRABIA I przysięgasz?… HRABINA Że ani on, ani ja nie mieliśmy zamiaru cię obrazić. HRABIA / szybko / „Ani on, ani ja”? Więc to mężczyzna? HRABINA Dziecko raczej, mężu. HRABIA Któż? HRABINA Ledwie śmiem go nazwać. HRABIA / wściekły / Zabiję go. HRABINA Wielkie nieba! HRABIA Mów więc. HRABINA Młody… Cherubin. HRABIA Cherubin! Zuchwały!… Oto więc moje podejrzenia i bilecik sprawdziły się. HRABINA / składając ręce / Och, hrabio, nie myśl… HRABIA / tupiąc nogą; na stronie / Wszędzie spotykać przeklętego pazia! głośno Proszę, pani, otwórz; wiem wszystko teraz. Nie byłabyś tak wzruszona, żegnając go dziś rano; on byłby odjechał, jak mu kazałem; nie byłabyś z takim nakładem fałszu układała bajeczki o Zuzannie; nie byłby się tak skwapliwie schował, gdyby nie kryło się w tym nic występnego. HRABINA Lękał się pogniewać cię, pokazując ci się na oczy. HRABIA / odchodząc od zmysłów, krzyczy przez drzwi do alkierza / Wychodźże raz, malcze przeklęty! HRABINA / bierze go wpół i odciąga / Och, hrabio, mężu, gniew twój… ja drżę o niego. Nie dopuszczaj, błagam, próżnego podejrzenia! I niech to, że go zastaniesz trochę rozebranym… HRABIA Rozebranym!… HRABINA Niestety! Miałyśmy go przebrać za kobietę: ma mój czepek, jest w kamizelce, szyja i ramiona gołe; miał właśnie przymierzać… HRABIA I pani pod pozorem słabości chciałaś zostać w pokoju! Niegodna żono! Ha! Zostaniesz w nim… długo, ale trzeba wprzód wypędzić zeń zuchwalca, i to tak, abym go już nie spotkał nigdzie. HRABINA / padając na kolana, ze wzniesionymi rękami / Hrabio, miej litość dla dziecka, nie darowałabym sobie nigdy, iż stałam się przyczyną… HRABIA Przestrach twój przydaje wagi jego zbrodni. HRABINA On nie winien, odjeżdżał już; to ja kazałam go zawołać. HRABIA / wściekły / Powstań, usuń się… Pani masz śmiałość przemawiać do mnie za innym! HRABINA Dobrze więc, mężu, usuwam się; wstaję; oddam ci nawet klucz od alkierza: ale zaklinam cię w imię twej miłości… HRABIA Mej miłości, wiarołomna! HRABINA / wstaje i oddaje klucz / Przyrzeknij, że pozwolisz odejść temu dziecku, nie robiąc mu nic złego; niech potem cały twój gniew spadnie na mnie, jeśli cię nie przekonam… HRABIA / biorąc klucz / Nie słucham już nic. HRABINA / rzuca się na berżerkę, zasłaniając chustką oczy / Nieba! On zginie. HRABIA / otwiera drzwi i cofa się / Zuzia! SCENA SIEDEMNASTA / Hrabina, Hrabia, Zuzanna / ZUZANNA / wychodzi, śmiejąc się / „Zabiję go, zabiję”. Zabij go więc pan, tego niegodziwego pazia! HRABIA / na stronie / Ha! Cóż za nauczka! patrząc na Hrabinę, która stoi osłupiała I pani także udajesz zdumienie?… Ale może ona tam nie sama… / wchodzi / SCENA OSIEMNASTA / Hrabina siedzi, Zuzanna / ZUZANNA / podbiega do Hrabiny / Niech się pani uspokoi, jest daleko, wyskoczył. SCENA DZIEWIĘTNASTA / Hrabina siedzi, Zuzanna, Hrabia / HRABIA / wychodzi z gabinetu zawstydzony; po krótkim milczeniu / Nie ma nikogo, tym razem wina po mojej stronie. Hrabino… gra pani komedię bardzo dobrze. ZUZANNA / wesoło / A ja, wasza dostojność? / Hrabina przyciska chustkę do ust, aby ochłonąć, i milczy / HRABIA / zbliża się / Jak to, pani, więc to był żart?… HRABINA / opamiętując się nieco / Czemuż by nie? HRABIA Cóż za szkaradna zabawa! I na cóż to?… HRABINA Czyż pańskie szaleństwa zasługują na litość? HRABIA Nazywać szaleństwem coś, co tyczy honoru? HRABINA / stopniowo coraz pewniejszym tonem / Czyż po to złączyłam swoje życie z pańskim, aby być wiecznie wydana na opuszczenie i zazdrość, dwie rzeczy, które pan jeden śmiesz kojarzyć? HRABIA Ach, pani, to było za wiele. ZUZANNA Jaśnie pani winna była pozwolić panu hrabiemu, aby zwołał służbę… HRABIA Masz słuszność, zawiniłem… Daruj, Rozyno, jestem tak zawstydzony!… ZUZANNA Niech wasza dostojność wyzna, że zasłużył na to po trosze. HRABIA Czemuż nie wyszłaś, kiedy cię wołałem, niegodziwa? ZUZANNA Odziewałam się, jak mogłam, pokłułam się cała szpilkami; zresztą pani hrabina, broniąc mi się odezwać, miała pewno swoje racje. HRABIA Miast przypominać mi moje błędy, pomóż mi uzyskać przebaczenie. HRABINA Nie, hrabio; podobnej zniewagi się nie zapomina. Schronię się do urszulanek; widzę, że czas mi to uczynić. HRABIA Byłabyś zdolna, tak bez żalu?… ZUZANNA Co do mnie, jestem pewna, iż ani jeden dzień nie spłynąłby pani bez płaczu. HRABINA A gdyby nawet, Zuziu? Wolę raczej opłakiwać niewdzięcznika niż mieć tę słabość, aby mu przebaczyć. Nadto mnie obraził. HRABIA Rozyno! HRABINA Nie jestem już ową Rozyną, którą tak oblegałeś! Jestem biedną hrabiną Almawiwa, biedną, opuszczoną żoną, której już nie kochasz. ZUZANNA Pani! HRABIA / błagalnie / Przez litość!… HRABINA Nie miałeś jej dla mnie. HRABIA Ale bo ten bilecik… przywiódł mnie do szaleństwa! HRABINA Napisano go bez mego zezwolenia. HRABIA Wiedziałaś o nim? HRABINA To ten wariat Figaro. HRABIA On w tym palce maczał? HRABINA …oddał Bazyliowi… HRABIA Który powiedział mi, że ma go z rąk jakiegoś wieśniaka. O przewrotny dławidudo! Więc to tak? Siedzisz na dwóch stołkach? Zapłacisz mi za wszystkich! HRABINA Żądasz przebaczenia dla siebie, a odmawiasz go innym! Oto mężczyźni! Och, gdybym zgodziła się przebaczyć przez wzgląd na uniesienie, w jakie mógł cię wtrącić ten bilecik, żądałabym, aby amnestia była powszechna. HRABIA Dobrze więc, z całego serca, hrabino. Ale jak okupić błąd tak upokarzający? HRABINA / wstaje / Był nim dla nas obojga. HRABIA Ach, powiedz, dla mnie samego. Ale nie mogę jeszcze pojąć, jak kobiety zdołają tak szybko i zręcznie nastroić się na ton wymagany przez okoliczności. Czerwieniłaś się, płakałaś, twarz ci się mieniła… Na honor! Jeszcze jesteś zmieniona… HRABINA / siląc się na uśmiech / Rumieniłam się… z oburzenia na twą podejrzliwość. Ale czyż mężczyźni są na tyle subtelni, aby rozróżnić wzburzenie obrażonej cnoty od pomieszania zrodzonego z poczucia winy? HRABIA / uśmiechając się / A ten paź wpół rozebrany, w kamizelce, prawie nagi… HRABINA / ukazując Zuzannę / Widzisz go przed sobą. Czy nie milej ci raczej spotkać ją niż kogo innego? Zazwyczaj takie spotkanie nie sprawia ci przykrości. HRABIA / śmieje się głośniej / A te prośby, te udane łzy… HRABINA Zmuszasz mnie do śmiechu, a doprawdy nie mam na śmiech ochoty. HRABIA Zdaje się nam, że jesteśmy wielcy politycy, a jesteśmy proste dzieci. To ciebie, pani, król winien posłać w ambasadzie do Londynu! Płeć wasza musiała bardzo gruntownie zgłębiać sztukę udawania, aby osiągnąć tak zadziwiające rezultaty! HRABINA To wy zmuszacie nas do tego. ZUZANNA Traktujcie nas jako jeńców na słowo, a zobaczycie, czy jesteśmy ludźmi honoru. HRABINA Skończmy już, hrabio. Może posunęłam się za daleko; ale pobłażliwość moja wobec tak ciężkiej zniewagi powinna co najmniej uzyskać mi twoją. HRABIA Ale powtórz jeszcze, że przebaczasz. HRABINA Czy ja to powiedziałam, Zuziu? ZUZANNA Nie słyszałam, proszę pani. HRABIA Więc pozwól się wymknąć temu słowu. HRABINA Czy zasługujesz na nie, niewdzięczny? HRABIA Tak, skruchą moją. ZUZANNA Podejrzewać, że u pani w alkierzu chowa się mężczyzna! HRABIA Ukarała mnie dość surowo! ZUZANNA Nie wierzyć jej, gdy powiada, że to Zuzia! HRABIA Rozyno, nie dasz się zmiękczyć? HRABINA Ach, Zuziu, jakaż ja słaba! Jakiż przykład ci daję! wyciągając rękę do Hrabiego Już nikt nie będzie wierzył w gniew kobiety. ZUZANNA Ba, proszę pani, czyż z nimi nie zawsze trzeba skończyć na tym? / Hrabia całuje gorąco rękę żony / SCENA DWUDZIESTA / Zuzanna, Figaro, Hrabina, Hrabia / FIGARO / wbiega zdyszany / Mówiono, że pani zasłabła. Pędzę co rychlej… Widzę z radością, że to bajki. HRABIA / sucho / Bardzoś troskliwy. FIGARO To mój obowiązek. Ale skoro nic nie grozi, wasza dostojność, oto młodzi wasale i wasalki zebrali się na dole ze skrzypkami i gęślami, czekając chwili, w której pan hrabia zezwoli, bym powiódł narzeczoną… HRABIA A któż zostanie, by czuwać przy hrabinie? FIGARO Czuwać? Wszak nie chora. HRABIA Nie; ale ten nieznajomy, który ma się z nią widzieć? FIGARO Jaki nieznajomy? HRABIA Ten z bileciku, któryś oddał Bazyliowi. FIGARO Kto to powiada? HRABIA Gdybym nie wiedział tego skądinąd, obwiesiu, sama fizjonomia twoja upewniłaby mnie, że kłamiesz. FIGARO Jeśli tak jest w istocie, nie ja kłamię, ale moja fizjonomia. ZUZANNA Daj pokój, nieboraku! Nie marnuj elokwencji: powiedziałyśmy wszystko. FIGARO Powiedziały — co? Traktujecie mnie jak Bazylia! ZUZANNA Że napisałeś przed chwilą bilecik, aby wmówić w pana hrabiego, iż pazik znajduje się w tym alkierzu, gdzie ja się tymczasem zamknęłam. HRABIA Co na to odpowiesz? HRABINA Nie ma już co ukrywać, Figaro; żart skończony. FIGARO / starając się zgadnąć / Żart… skończony? HRABIA Tak; consumatum est. Cóż ty na to? FIGARO Ja… na to… że chciałbym, aby można było to samo rzec o mym małżeństwie, i jeśli pan hrabia każe… HRABIA Przyznajesz się wreszcie do bileciku? FIGARO Skoro pani sobie życzy, skoro Zuzia sobie życzy, skoro sam pan hrabia sobie życzy, trzebaż i mnie się zgodzić, ale na miejscu waszej dostojności, na honor! nie wierzyłbym ani słowa wszystkiemu, co my tu opowiadamy. HRABIA Wciąż kłamać wbrew oczywistości! Zaczyna mnie to drażnić. HRABINA / śmiejąc się / Biedny chłopak! Czemuż żądać koniecznie, hrabio, aby raz w życiu powiedział prawdę? FIGARO / po cichu do Zuzanny / Ostrzegłem go o niebezpieczeństwie; to wszystko, co uczciwy człowiek może zrobić. ZUZANNA / cicho / Widziałeś pazika? FIGARO / cicho / Cały poturbowany. ZUZANNA / cicho / Biedaczek! HRABINA Chodźmy, hrabio, ta para nie może się doczekać; niecierpliwość tak zrozumiała! Zejdźmyż dopełnić ceremonii. HRABIA / na stronie / A Marcelina, Marcelina… głośno Chciałbym bodaj… ubrać się. HRABINA Dla służby?… Czyż ja się ubieram? SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA / Figaro, Zuzanna, Hrabina, Hrabia, Antonio / ANTONIO / podchmielony; trzymając doniczkę zgniecionych goździków / Wasza dostojność! Wasza dostojność! HRABIA Czego chcesz, Antonio? ANTONIO Każże, pan hrabia, okratować okna, które wychodzą na moje grzędy. Wciąż wyrzucają mi coś przez okno; ot, przed chwilą wyrzucono mi człowieka. HRABIA Przez te okna? ANTONIO Patrzże, hrabio, jak urządzili moje goździki! ZUZANNA / cicho do Figara / Ratuj, Figaro, ratuj! FIGARO Wasza dostojność, toż on pijany od samego rana. ANTONIO Takżeś zgadł! To mała reszteczka z wczoraj. Oto jak ludzie wydają sądy… mętne… HRABIA / gwałtownie / Ten człowiek! Ten człowiek! Gdzie on? ANTONIO Gdzie? HRABIA Tak. ANTONIO O to właśnie pytam. Muszę go znaleźć koniecznie. Jestem pańskim sługą: ja sam mam pieczę o ogród; wpada mi w ogród mężczyzna; czuje pan hrabia… że moja reputacja… ZUZANNA / cicho do Figara / Odwróć to, odwróć jakoś. FIGARO Zawsze więc będziesz pił? ANTONIO Gdybym nie pił, wściekłbym się. HRABINA Ale nadużywać w ten sposób, bez potrzeby… ANTONIO Pić bez pragnienia i czulić się o każdej porze roku, pani hrabino, wszak to jedno odróżnia nas od innych bydląt. HRABIA / żywo / Odpowiadaj albo cię wypędzę. ANTONIO Alboż ja bym odszedł? HRABIA Co? ANTONIO / dotykając ręką czoła / Jeśli pan nie masz dosyć tego, aby zachować dobrego sługę, ja nie jestem dość głupi na to, aby odprawiać tak dobrego pana. HRABIA / potrząsa nim w gniewie / Zatem powiadasz, że wyrzucono mężczyznę z tego okna? ANTONIO Tak, moja ekscelencjo; przed chwilą, w białej kamizeli; uciekał, psiakość! aż się kurzyło… HRABIA / zniecierpliwiony / No i?… ANTONIO Chciałem biec za nim, ale nabiłem sobie o kratę takiego siniaka… że nie mogę ruszać ani ręką, ani nogą u tego małego palca. / podnosi palec / HRABIA Poznałbyś bodaj tego człowieka? ANTONIO Och, jeszcze by nie!… Gdybym go choć widział! ZUZANNA / po cichu do Figara / Nie widział. FIGARO Ileż historii dla głupiej doniczki! Ileż ci trzeba, stękało, za twoje goździki? Nie ma co ukrywać, wasza dostojność: to ja skoczyłem. HRABIA Jak to, ty? ANTONIO „Ileż ci trzeba, stękało”? Zatem ciało twoje tęgo podrosło od owego czasu? Bo widziałeś mi się grubo mniejszy i cieńszy. FIGARO Oczywiście; kiedy człowiek skacze, kurczy się… ANTONIO Mnie by się zdawało, że to był raczej… aby nie zełgać… ten mały szkrab, ten pazik. HRABIA Cherubin, chcesz powiedzieć? FIGARO Tak, wrócił razem z koniem umyślnie po to spod Sewilli, gdzie już się pewnie znajduje. ANTONIO Och, nie, tego nie mówię, tego nie mówię! Nie widziałem, żeby koń skakał, inaczej powiedziałbym sumiennie… HRABIA Cierpliwości!… FIGARO Byłem w garderobie u dworek, w białej kamizelce: bo też upał!… Czekałem na moją Zuzię, kiedy nagle słyszę głos pana hrabiego, hałas, brum, brum!… Nie wiem, co za lęk mnie chwycił; przypomniałem sobie bilecik; i przyznam się wręcz do swej głupoty: skoczyłem bez zastanowienia na inspekty. Stłukłem nawet nieco prawą nogę. / rozciera nogę / ANTONIO Skoro to ty, niechże ci oddam ten świstek, który przy upadku wypsnął ci się z kamizeli. HRABIA / rzuca się ku Antoniowi / Daj! / rozwija papier i składa go / FIGARO / na stronie / Wpadłem. HRABIA / do Figara / Czy z przestrachu nie zapomniałeś, co zawiera ten papier i skąd znalazł się w twojej kieszeni? FIGARO / zakłopotany, szpera po kieszeniach i dobywa kolejno różne papiery / Nie, z pewnością. Mam ich tyle! Cała korespondencja zamkowa, ogląda jakiś papier To? A, to list od Marceliny, cztery stronice, ładna historia!… A to? czy przypadkiem nie prośba tego biednego kłusownika?… Nie nie, o jest… O, w drugiej kieszeni spis inwentarza… / Hrabia znów rozwija papier / HRABINA / cicho do Zuzanny / Nieba! Zuziu! To patent oficerski. ZUZANNA / po cichu do Figara / Wszystko stracone, to dekret. HRABIA / składa papier / No i cóż, arcyprzemyślny człowieku, nie domyślasz się? ANTONIO / zbliżając się do Figara / Pan hrabia pyta, czy się nie domyślasz. FIGARO / odpycha go / Pfuj! Ten paskudziarz chucha mi w sam nos! HRABIA Nie przypominasz sobie, co to być może? FIGARO Aaaa! Povero! To będzie dekret tego biednego chłopczyny! Powierzył mi go i zapomniałem mu oddać. Oooo! Ja roztrzepany. Cóż on pocznie bez dekretu, trzeba pędzić… HRABIA Czemu ci go oddał? FIGARO / zakłopotany / Chciał… chciał, żeby coś z tym zrobić. HRABIA / ogląda już papier / Wszak nic nie brakuje. HRABINA / po cichu do Zuzanny / Pieczęć. ZUZANNA / po cichu do Figara / Pieczęci brakuje. HRABIA / do Figara / Nie odpowiadasz? FIGARO Hm… bo tak… w istocie… prawie nic nie brakuje… Powiada, że to zwyczaj… HRABIA Zwyczaj! Co za zwyczaj? FIGARO Żeby był opatrzony pańską herbową pieczęcią. Może obeszłoby się bez tego. HRABIA / rozwija papier i mnie go w złości / Postanowione jest widać, że nic się nie dowiem. na stronie To Figaro dowodzi tym wszystkim i ja nie miałbym się zemścić? / zwraca się ku drzwiom z gniewem / FIGARO / zatrzymuje go / Wasza dostojność wychodzi, nic nie postanowiwszy co do uroczystości? SCENA DWUDZIESTA DRUGA / Bazylio, Bartolo, Marcelina, Figaro, Hrabia, Słoneczko, Hrabina, Zuzanna, Antonio, służba Hrabiego, wasale / MARCELINA / do Hrabiego / Niech wasza dostojność nic nie postanawia! Wcześniej niż jemu łaskę, nam jesteś winien sprawiedliwość. On ma zobowiązania wobec mnie. HRABIA / na stronie / Nadchodzi moja pomsta. FIGARO Zobowiązania? Jakie? Wytłumacz się, pani. MARCELINA Wytłumaczę się, zwodniku! / Hrabia siada na berżerce, Zuzanna staje za nią / HRABIA O cóż chodzi, Marcelino? MARCELINA O przyrzeczenie małżeństwa. FIGARO Ot, po prostu oblig w zamian za pożyczone pieniądze. MARCELINA / do Hrabiego / Pod warunkiem małżeństwa. Wasza dostojność jesteś wszechmocnym panem, najwyższym sędzią prowincji. HRABIA Skieruj rzecz przed trybunał, wymierzę wszystkim sprawiedliwość. BAZYLIO / ukazując Marcelinę / W takim razie wasza dostojność pozwoli, abym i ja przedłożył moje prawa do Marceliny? HRABIA / na stronie / A, to ten hultaj, oddawca listu. FIGARO Inny wariat tegoż gatunku! HRABIA / z gniewem do Bazylia / Twoje prawa! Twoje prawa! Właśnie tobie przystało odzywać się w mojej obecności, mości błaźnie! ANTONIO / klaszcząc w dłonie / Trafił hrabia w sedno: to jego tytuł. HRABIA Marcelino, wszystko zawieszamy na razie, aż do rozpatrzenia twoich praw, które odbędzie się publicznie, w wielkiej sali. Ty, uczciwy Bazylio, wierny i pewny pośle, udasz się po ławników. BAZYLIO Dla tej sprawy? HRABIA I po wieśniaka, który ci oddał list. BAZYLIO Alboż ja go znam? HRABIA Wzdragasz się? BAZYLIO Nie zgodziłem się do załatwiania posyłek. HRABIA Hę? BAZYLIO Jestem niepospolity mistrz na organach, uczę hrabinę na klawicymbale, dworki ćwiczę w sztuce śpiewu, paziów na mandolinie; przede wszystkim zaś obowiązkiem moim jest umilać waszej dostojności czas brzdąkaniem na gitarze, kiedy się jej spodoba rozkazać. SŁONECZKO / wysuwa się / Ja bym poszedł, wielmożny panoczku, jeśli wasza wola. HRABIA Jak się nazywasz i jaki masz urząd? SŁONECZKO Nazywam się Słoneczko, dobry panoczku; koziarz, koziarek sprowadzony tu względem… tego niby… fajwerku. Dziś moje kózki mają niby… święto, a ja znam, gdzie jest w mieście ten wściekły kram z procesami. HRABIA Podoba mi się twoja gorliwość; ty zaś do Bazylia będziesz towarzyszył panu, przygrywając na gitarze i zabawiając go w drodze śpiewem. Uważaj go za mego gościa. SŁONECZKO / uszczęśliwiony / Co! ja, ja jestem… / Zuzanna ucisza go ręką, ukazując Hrabinę / HRABIA To twój urząd: ruszaj albo cię przepędzę. SCENA DWUDZIESTA TRZECIA Ciż sami z wyjątkiem Hrabiego BAZYLIO / do siebie / Ha! Nie będę rozbijał nosa o garnek żelazny, ja, który jestem tylko… FIGARO Pustym czerepem… BAZYLIO / na stronie / Miast dopomagać do ich małżeństwa zakrzątnę się koło Marceliny. do Figara Nie gódź się na nic, wierzaj, póki nie wrócę. / bierze gitarę z fotela / FIGARO / idzie za nim / Godzić się! Och, nie, nie lękaj się; choćbyś nawet miał nie wrócić nigdy… Nie wyglądasz mi coś do śpiewu; chcesz, abym ja zaczął?… Hop! hop! wesoło! Bierz górne la-mi-la, na cześć mojej narzeczonej. / cofając się tańczy i przyśpiewuje; Bazylio towarzyszy mu na gitarze, cały orszak idzie za Figarem / Ponad góry złote Wolę wdzięk i cnotę, Zuzi, Zuzi mej, Hej, hej! Hej, hej! Hej, hej! Oddam góry złote Za jedną pieszczotę — Zuzi, Zuzi mej, Hej, hej! Hej, hej! Hej, hej! / śpiew oddala się i zamiera za sceną / SCENA DWUDZIESTA CZWARTA / Zuzanna, Hrabina / HRABINA / siedząc w berżerce / Widzisz, Zuziu, ładną scenę sprowadził mi twój wartogłów swoim bilecikiem. ZUZANNA Och, pani, kiedy wyszłam z alkierza, gdyby pani była widziała swoją twarz! Zbladła pani w jednej chwili: ale to tylko na moment, a potem stopniowo zrobiła się pani czerwona, czerwona, czerwona! HRABINA Więc on wyskoczył oknem? ZUZANNA Bez wahania, cudny dzieciak! Lekki… jak pszczółka. HRABINA Och, ten nieszczęsny ogrodnik! Wszystko to przejęło mnie do tego stopnia… myśli nie mogłam zebrać po prostu. ZUZANNA Och, ja przeciwnie: poznałam dopiero, do jakiego stopnia światowe obycie pozwala wielkim paniom kłamać tak, aby się nie zdradzić. HRABINA Mniemasz, że hrabia dał się wywieść w pole? Och, gdyby spotkał tego dzieciaka gdzie w zamku! ZUZANNA Wydam zlecenie, aby go dobrze ukryto… HRABINA Trzeba, aby wyjechał. Po tym, co się stało, pojmujesz, że nie mam ochoty posyłać go do ogrodu na twoje miejsce. ZUZANNA To pewna, że i ja nie pójdę. Oto więc moje małżeństwo jeszcze raz… HRABINA / wstaje / Zaczekaj… A gdyby… w miejsce kogo innego i w twoje… gdybym ja sama… ZUZANNA Pani! HRABINA Nikt nie naraziłby się na niebezpieczeństwo… hrabia nie mógłby zaprzeczyć… Ukarać jego zazdrość i dowieść mu zdrady, to byłoby… Chodźmy: szczęśliwy obrót pierwszej sztuczki dodaje mi odwagi… Daj mu znać, że przyjdziesz. Ale zwłaszcza niech nikt… ZUZANNA Och, Figaro! HRABINA Nie, nie. Chciałby zaraz palec umaczać… zepsułby może. Podaj mi aksamitną maseczkę i laskę; pójdę podumać o tym na terasie. / Zuzanna wchodzi do gotowalni / SCENA DWUDZIESTA PIĄTA HRABINA / sama / Trzeba przyznać, że projekt jest dość zuchwały… odwraca się Ach, wstążka! Miła wstążeczko, zapomniałam o tobie! bierze ją z berżerki i rozwija Nie opuścisz mnie już… będziesz mi przypominała scenę, gdy to nieszczęsne dziecko… O, hrabio, cóżeś ty uczynił? A ja sama! Co czynię w tej chwili? SCENA DWUDZIESTA SZÓSTA / Hrabina, Zuzanna / / Hrabina chowa ukradkiem wstążkę za gors / ZUZANNA Oto laseczka i maska. HRABINA Pamiętaj, zabroniłam ci wtajemniczyć bodaj słówkiem Figara. ZUZANNA / z radością / Pani projekt jest czarujący. Zastanowiłam się. Wszystko załatwia, wszystkiemu kładzie koniec, wszystko ogarnia; co bądź by się zdarzyło, małżeństwo moje obecnie jest pewne. / całuje rękę Hrabiny; wychodzą / / W czasie antraktu lokaje urządzają salę audiencjonalną; wnoszą dwie ławy dla adwokatów, które ustawiają po bokach sceny, tak aby przejście z tyłu było wolne. Na środku, w głębi, wznoszą estradę o dwóch stopniach, na której stawiają fotel Hrabiego. Stolik i taboret pisarza ku przodowi z boku, siedzenia dla Gąski i innych sędziów po dwóch stronach estrady. / AKT TRZECI / Scena przedstawia komnatę w zamku, zwaną salą tronową, a która służy za salą audiencjonalną. Z jednej strony na ścianie godła królewskie, pod nimi portret króla. / SCENA PIERWSZA / Hrabia, Pedrillo w rajtroku, w butach z ostrogami, ma w ręku zapieczętowany pakiet / HRABIA / szybko / Zrozumiałeś dobrze? PEDRILLO Tak, ekscelencjo. / wychodzi / SCENA DRUGA HRABIA / sam, krzyczy / Pedrillo! SCENA TRZECIA / Hrabia, Pedrillo wraca / PEDRILLO Wasza dostojność? HRABIA Nikt cię nie widział? PEDRILLO Ani żywy duch. HRABIA Weź araba. PEDRILLO Osiodłany u furty. HRABIA Ostro, jednym tchem, aż do Sewilli. PEDRILLO Trzy mile tylko, ale opętane. HRABIA Skoro staniesz na miejscu, dowiedz się, czy paź przyjechał. PEDRILLO Do gospody? HRABIA Tak; a zwłaszcza od jak dawna. PEDRILLO Rozumiem. HRABIA Oddaj mu dekret i wracaj szybko. PEDRILLO A gdyby go nie było? HRABIA Wracaj jeszcze szybciej i zdaj mi sprawę. Ruszaj. SCENA CZWARTA HRABIA / sam; chodzi zamyślony / Głupstwo strzeliłem, oddalając Bazylia!… Gniew to rzecz diabła warta. Ten bilecik ostrzegający o czyichś zamiarach na hrabinę; ta pokojówka zamykająca się w alkierzu, właśnie gdy ja przybywam; żona zdjęta prawdziwym lub udanym lękiem; człowiek jakiś, który skacze oknem… drugi, który wyznaje… lub wpiera we mnie, że to on… Nitka wymyka mi się… Jest w tym coś niejasnego… Inna rzecz, poddanka: cóż to ma za znaczenie dla ludzi tego stanu! Ale hrabina! Gdyby jaki zuchwalec śmiał… Co ja mam za myśli… W istocie, kiedy głowa płonie, najrozsądniejszy człowiek zaczyna bredzić jak we śnie! Bawiła się: te zduszone krzyki, ta źle skrywana radość! Nie, hrabina szanuje się: mój honor… kiż diabeł go tam pomieścił! Z drugiej strony, jak stoimy? Czy ta szelmeczka Zuzia zdradziła mój sekret?… Ba! Nie jest jeszcze jej sekretem, więc… Co mnie prze do tego kaprysu? Dwadzieścia razy chciałem poniechać wszystkiego… Szczególne działanie niepewności! Gdybym jej pragnął bez walki, pragnąłbym tysiąc razy mniej. Ten Figaro marudzi! Trzeba go zręcznie wybadać… / Figaro ukazuje się w głębi i zatrzymuje się. / … i starać się w rozmowie wymacać ostrożnie, czy coś wie o mej miłości do Zuzi. SCENA PIĄTA / Hrabia, Figaro / FIGARO / na stronie / Tuśmy, panie hrabio! HRABIA …czy wie od niej bodaj słówko… FIGARO / jak wyżej / Domyślałem się tego. HRABIA …ożenię go ze starym gratem. FIGARO / jak wyżej / Przedmiot afektów imć Bazylia? HRABIA A teraz pomyślmy, co zrobić z tej dziewczyny… FIGARO / jak wyżej / Och, moją żonę, jeśli łaska. HRABIA / odwraca się / Hę? Co? Kto tu? FIGARO / zbliża się / Ja, na rozkazy waszej dostojności. HRABIA A cóż znaczyły te słowa? FIGARO Ja nic nie mówiłem. HRABIA / powtarza / „Moją żonę, jeśli łaska”. FIGARO To… to ostatnie słowo — mówiłem komuś: „Idź, uwiadom moją żonę, jeśli łaska”. HRABIA / przechadza się / Jego żonę!… Rad bym wiedzieć, co za sprawy mogą zatrzymywać imć Figara, gdy ja go każę wołać? FIGARO / udając, że poprawia ubranie / Powalałem się, upadłszy na inspekty; zmieniłem ubranie. HRABIA Trzebaż na to godzinę? FIGARO Zawszeć trzeba czasu. HRABIA Lokaje ubierają się w tym domu dłużej niż panowie! FIGARO Bo nie mają służących, którzy by im pomagali. HRABIA Nie bardzo zrozumiałem, co ci się kazało dziś rano narażać na bezcelowe niebezpieczeństwo, rzucając się… FIGARO Niebezpieczeństwo! Rzekłby kto, iż otchłań pochłonęła mnie żywcem… HRABIA Próbuj, próbuj wywieść mnie w pole, udając, że nie rozumiesz, wykrętny sługusie! Rozumiesz dobrze, że nie o niebezpieczeństwo mi chodzi, ale o pobudki. FIGARO Wskutek fałszywego donosu wpada pan wściekły, druzgocząc wszystko jak Potok Moreński; szuka pan mężczyzny, trzeba ci go natychmiast, inaczej wywalisz drzwi, skruszysz zamki! Znajduję się tam przypadkiem; kto wie, czy w pierwszym uniesieniu… HRABIA / przerywając / Mogłeś uciec schodami. FIGARO A pan przyłapać mnie na korytarzu. HRABIA Na korytarzu! na stronie Unoszę się i chybiam tego, o czym pragnę wiedzieć. FIGARO / na stronie / Wyczekajmyż go tam, gdzie zmierza, i trzymajmy się ostro. HRABIA / łagodząc ton / Nie to zresztą chciałem powiedzieć, dajmy pokój… Miałem… tak, miałem ochotę zabrać cię do Londynu za kuriera… ale wszystko zważywszy… FIGARO Wasza dostojność zmienił zdanie? HRABIA Po pierwsze, nie umiesz po angielsku. FIGARO Umiem Goddam. HRABIA Nie rozumiem. FIGARO Powiadam, że umiem Goddam. HRABIA No więc? FIGARO Do kaduka! Angielszczyzna to piękny język: niewiele trzeba umieć, aby zajść daleko. Z jednym Goddam można przejechać całą Anglię, nie zaznawszy najmniejszego braku. Chce pan wsunąć tłustego kurczaka? Wejdź tylko do garkuchni i zrób ten oto gest. udaje, że kręci rożnem Goddam! Przynoszą ci nóżki cielęce. To cudowne! Ma pan ochotę napić się przedniego burgunda? Wystarczy tylko tyle. odkorkowuje butelkę Goddam! Przynoszą ci kufel piwa, piękny cynowy kufel, z pianą po brzegi. Rozkosz! Zdarzy się panu spotkać miłą osóbkę, z tych, co to pomykają drobnym kroczkiem, ze spuszczonymi oczkami, z łokietkami przy sobie, kręcąc odrobinę kuperkiem? Przyłóż pan wdzięcznie palce do ust! Ha! Goddam! Wytnie ci policzek niczym tragarz portowy: dowód, że rozumie. Anglicy, trzeba przyznać, dodają czasem w rozmowie tu, owdzie parę słów; ale łatwo poznać, że Goddam jest podstawą języka! Jeśli więc wasza dostojność nie ma innych przyczyn, aby mnie trzymać w Hiszpanii… HRABIA / na stronie / Chce jechać do Londynu: nic mu nie powiedziała. FIGARO / na stronie / Myśli, że nic nie wiem; pociągnijmy go za język. HRABIA Jaki powód miała hrabina, aby mi płatać podobną sztuczkę? FIGARO Na honor, wasza dostojność, pan hrabia wie lepiej ode mnie. HRABIA Uprzedzam jej życzenia, obsypuję ją podarkami… FIGARO Obdarza ją pan, ale ją pan zdradza. Cóż po koronkach temu, kto nie ma kubraka? HRABIA …Dawniej mówiłeś mi wszystko. FIGARO A teraz nic panu nie ukrywam. HRABIA Ile ci dała hrabina za twój współudział? FIGARO Ile mi pan dał, aby ją wydobyć z rąk doktora? Ej, panie hrabio, nie poniewierajmy człowiekiem, który nam dobrze służy; łatwo go zmienić w lichego lokaja. HRABIA Czemu wszystko, czego się tkniesz, musi trącić krętactwem? FIGARO Bo wszędzie można się go dopatrzyć, skoro się gwałtem szuka. HRABIA Reputację masz fatalną! FIGARO A jeślim więcej wart od mej reputacji? Czy dużo jest wielkich panów, którzy by mogli to samo powiedzieć? HRABIA Sto razy widziałem cię, jak szedłeś ku fortunie, a nigdy prostą drogą. FIGARO Cóż pan chce? Straszna tam ciżba; każdy chce biec; cisną się, popychają, trącają łokciami, przewracają; dojdzie do mety, kto może, reszta ginie stratowana. Toteż mam tego dosyć; co do mnie, wyrzekam się. HRABIA Fortuny? na stronie To coś nowego. FIGARO / na stronie / Na mnie teraz kolej. głośno Wasza dostojność obdarzył mnie posadą burgrabiego; to bardzo piękne stanowisko. Nie będę tedy po prawdzie radośnie witanym kurierem zajmujących nowin, ale w zamian szczęśliwy z młodą żoną w głębi Andaluzji… HRABIA Któż by ci bronił wziąć ją do Londynu? FIGARO Trzeba by ją opuszczać tak często, że niebawem miałbym małżeństwa wyżej uszu. HRABIA Przy twoim talencie i zaletach mógłbyś z czasem dobić się awansu. FIGARO Talent drogą do awansu? Wasza dostojność żartuje. Mierność i płaszczenie się: oto środki do wszystkiego. HRABIA Trzeba by tylko pod mym kierownictwem obeznać się nieco z polityką. FIGARO Znam ją. HRABIA Tak jak język angielski: główne zasady! FIGARO Tak, gdyby było tutaj czym się chwalić. Ale udawać, że się nie wie tego, co się wie; że się wie czego się nie wie; że się rozumie to, czego się nie pojmuje; że się nie słucha tego, co się słyszy; że się może zwłaszcza więcej, niż się może w istocie… Często jako największy sekret ukrywać, że nie ma żadnego; zamykać się, aby temperować pióra; udawać głębię, kiedy się jest tylko, jak powiadają, czczym i próżnym; bez ustanku grać od siedmiu boleści poważną figurę, rozpuszczać szpiegów i utrzymywać zdrajców, naruszać pieczęcie; przejmować listy i starać się uszlachetniać lichotę środków ważnością przedmiotu — oto cała polityka albo niech zginę! HRABIA Ech, to raczej definicja intrygi! FIGARO Polityka, intryga mniejsza; ponieważ, jak sądzę, są one nieco spokrewnione z sobą, niech się para nimi, komu wola! „Ja wolę mą miłą, hej, wolę mą miłą!”, jak powiada piosenka poczciwego króla. HRABIA / na stronie / Chce zostać. Rozumiem… Zuzanna zdradziła mnie? FIGARO / na stronie / Połknął haczyk: odpłaciłem mu jego własną monetą. HRABIA Zatem masz nadzieję obronić się Marcelinie? FIGARO Czy mi to pan hrabia weźmie za zbrodnię, że odtrącam starą pannicę, skoro wasza dostojność raczy nam zabierać sprzed nosa wszystkie młódki? HRABIA / drwiąco / W trybunale sędzia zapomina o sobie i ma na oczach jedynie prawo. FIGARO Pobłażliwe dla wielkich, twarde dla małych. HRABIA Sądzisz więc, że ja żartuję? FIGARO Och, któż to wie, wasza dostojność? Tempo galantuomo — powiada Włoch; czas zawsze mówi prawdę: on to pouczy mnie, kto mi życzy źle, a kto dobrze. HRABIA / na stronie / Widzę, że wie wszystko: ożenię go ze starą. FIGARO / na stronie / Próbował mnie przechytrzyć i czegóż się dowiedział? SCENA SZÓSTA / Hrabia, Lokaj, Figaro / LOKAJ / oznajmiając / Don Guzman Gąska. HRABIA Gąska? FIGARO No tak, oczywiście. Rzeczywisty sędzia, naczelnik trybunału, pański mąż zaufania. HRABIA Niech zaczeka. / Lokaj wychodzi / SCENA SIÓDMA / Hrabia, Figaro / FIGARO / patrzy jakiś czas w milczeniu na Hrabiego pogrążonego w zadumie / …Czy tylko tyle życzył sobie pan hrabia? HRABIA / opamiętując się / Ja?… Mówiłem, aby przyrządzić salę na audiencję. FIGARO No więc? I czegóż brakuje? Fotel dla waszej dostojności, wygodne krzesła dla uczonych w prawie, taboret dla woźnego, ławki dla adwokatów, posadzka dla wytwornej publiki, a hołota z tyłu. Idę odprawić froterów / Wychodzi. / SCENA ÓSMA HRABIA / sam / Ladaco zaczął dobierać się do mnie! Cóż za sposób dysputowania! Wyzyskuje każde słowo, przypiera do muru, ciągnie za język… O hultajko! O hultaju! Porozumieliście się, aby sobie zadrwić ze mnie!… Bądźcie przyjaciółmi, kochankami, bądźcie, czym wam się podoba, zgoda; ale, do kroćset! małżeństwo… SCENA DZIEWIĄTA / Zuzanna, Hrabia / ZUZANNA / zdyszana / Panie hrabio… przepraszam waszą dostojność. HRABIA / cierpko / Cóż takiego, moja panno? ZUZANNA Pan hrabia się gniewa? HRABIA Życzyłaś sobie czegoś zapewne? ZUZANNA Pani hrabina ma wapory. Biegłam prosić pana hrabiego, aby nam pożyczył flakonika z eterem. Odniosłabym natychmiast. HRABIA / podając / Nie, nie, zatrzymaj dla siebie. Niebawem może ci się przydać. ZUZANNA Alboż kobiety takie jak ja miewają wapory? To choroba jaśniepaństwa; nabywa się jej w buduarach. HRABIA Tak czuła narzeczona, skoro jej przyjdzie stracić swego przyszłego… ZUZANNA Skoro odszkodujemy Marcelinę posagiem, który pan hrabia przyrzekł… HRABIA Przyrzekłem? ZUZANNA / spuszczając oczy / Wasza dostojność, tak przynajmniej zrozumiałam. HRABIA Tak, o ile byś się zgodziła zrozumieć znowuż co innego. ZUZANNA / ze spuszczonymi oczami / Czyż nie jest mym obowiązkiem być powolną waszej dostojności? HRABIA Czemuż więc, niedobra dziewczyno, nie powiedziałaś tego wcześniej? ZUZANNA Czyż jest kiedy za późno na powiedzenie prawdy? HRABIA Przyszłabyś o zmierzchu? ZUZANNA Czyż nie przechadzam się co wieczór? HRABIA Dziś rano obeszłaś się ze mną tak surowo! ZUZANNA Rano? A pazik za fotelem? HRABIA Ma słuszność, zapomniałem. Ale czemu ta uparta odmowa, kiedy Bazylio w moim imieniu… ZUZANNA Na cóż taki Bazylio?… HRABIA Ciągle ma słuszność! Mimo to imć Figaro, któremu, obawiam się bardzo, wypaplałaś wszystko… ZUZANNA Hm! Zapewne, mówię mu wszystko z wyjątkiem tego, co trzeba zmilczeć. HRABIA / śmiejąc się / Och, filutko! Więc przyrzekasz? Gdybyś chybiła słowu… porozumiejmy się, moje serce: nic ze schadzki — nic z posagu, nic z małżeństwa. ZUZANNA / z głębokim dygiem / Ale też jeśli nic z małżeństwa, nic z przywileju pańskiego, wasza dostojność. HRABIA Skąd ona bierze tyle sprytu, ta dziewczyna? Na honor, szaleć będę za nią! Ale twoja pani czeka na flakon… ZUZANNA / śmiejąc się i oddając flakon / Czyż mogłabym mówić z panem bez pozoru? HRABIA / chce ją uściskać / Rozkoszne stworzenie! ZUZANNA / wymyka się / Ktoś idzie. HRABIA / na stronie / Mam ją. / wychodzi śpiesznie / ZUZANNA Chodźmy zdać sprawę pani. SCENA DZIESIĄTA / Zuzanna, Figaro / FIGARO Zuziu! Zuziu! Gdzie ty tak pędzisz prosto z rozmowy z hrabią? ZUZANNA Prawuj się teraz, jeśli chcesz; w tej chwili wygrałeś proces. / ucieka / FIGARO / spieszy za nią / Ależ, powiedz… SCENA JEDENASTA HRABIA / wraca sam / „W tej chwili wygrałeś proces”! Byłbym wpadł w ładną pułapkę! O moja miła parko! Już ja was nauczę!… Piękny wyroczek, legalnie uzasadniony… Ale gdyby miał spłacić tę starą… Ba, czym?… Gdyby spłacił… Ech, czy nie mam dumnego Antonia, którego szlachetna pycha nie chce Figara za siostrzeńca, gardząc w jego osobie nieznanym przybłędą? Gdyby mu podbić bębenka… Czemu nie? Na szerokim łanie intrygi trzeba hodować wszystko, nawet próżność głuptasa. woła Anto… / widząc wchodzącą Marcelinę itd., Hrabia wychodzi / SCENA DWUNASTA / Bartolo, Marcelina, Gąska / MARCELINA / do Gąski / Panie sędzio, niech pan wysłucha mej sprawy. GĄSKA / w todze sędziowskiej, zająkuje się nieco / Do-obrze więc! Werba-alizujemy. BARTOLO Chodzi o przyrzeczenie małżeństwa. MARCELINA Połączone z pożyczką pieniężną. GĄSKA Ro-ozumiem, et caetera, jak na-astępuje. MARCELINA Nie, panie sędzio, bez et caetera. GĄSKA Ro-ozumiem; masz pani sumę? MARCELINA Nie, panie sędzio, to ja pożyczyłam. GĄSKA Ro-ozumiem, ro-ozumiem; żądasz pani zwrotu? MARCELINA Nie, panie sędzio; żądam, aby mnie zaślubił. GĄSKA Ro-ozumiem do-oskonale. A on, czy chce za-aślubić? MARCELINA Nie, panie sędzio; o to właśnie proces. GĄSKA Czy pa-ani mniemasz, że ja nie ro-ozumiem pro-ocesu? MARCELINA Nie, panie sędzio! do Bartola W kogóżeśmy wpadli! do Gąski Jak to! To pan będzie nas sądził? GĄSKA Czyż w innym celu nabyłem swoją po-osadę? MARCELINA / wzdychając / To wielkie nadużycie taki handel! GĄSKA Tak, le-epiej by było dawać je nam darmo. Przeciw ko-omu wnosisz pani skargę? SCENA TRZYNASTA / Bartolo, Marcelina, Gąska; Figaro wraca, zacierając ręce / MARCELINA Przeciw temu oto niegodziwcowi, panie sędzio. FIGARO / bardzo wesoło do Marceliny / Może przeszkadzam? Hrabia przybędzie za momencik, panie radco. GĄSKA Wi-idziałem już gdzieś tego chło-opca. FIGARO U szanownej małżonki pańskiej, w Sewilli, do jej usług, panie radco. GĄSKA Kie-edyż to? FIGARO Nieco mniej niż rok przed urodzeniem szanownego młodszego pańskiego syna. Śliczny chłopak, dumny zeń jestem. GĄSKA Tak, najła-adniejszy ze wszystkich. Powiadają, że ty tu coś bro-oisz? FIGARO Pan radca nadto łaskawy. Ledwie jest o czym mówić. GĄSKA O-obietnica małżeństwa! Ha! ha! Biedny du-udek! FIGARO Panie radco… GĄSKA Mówiłeś już z moim se-ekretarzem, poczciwym chłopcem? FIGARO Imć Łapowy, pisarz trybunału? GĄSKA Tak; to jest, wła-aściwie, on jada z dwóch żło-obów. FIGARO Jada! Powiedzmy: żre! Och, tak, byłem u niego wedle ekstraktu, i dubeltowego ekstraktu, jak zresztą w zwyczaju. GĄSKA Należy dopełnić fo-ormy. FIGARO Oczywiście, panie radco; o ile treść procesu należy do stron, wiadomo, że forma jest przywilejem trybunału. GĄSKA Nie ta-aki głupi, jak mi się zrazu wy-ydawało. Dobrze więc, przy-yjacielu, skoro z ciebie taki łepak, bę-ędziemy mieli pieczę o twej sprawie. FIGARO Panie radco, zdaję się na pańską sprawiedliwość, mimo że jesteś sędzią. GĄSKA Hę?… Tak, je-estem sędzią. Ale jeśliś winien, a nie pła-acisz? FIGARO W takim razie pan sędzia widzi, że to tak, jakbym nie był winien. GĄSKA Bez wą-ątpienia. Hę? hę? Co on po-owiada? SCENA CZTERNASTA / Bartolo, Marcelina, Hrabia, Gąska, Figaro, Woźny / WOŹNY / idzie przed Hrabią i krzyczy / Jego dostojność, panowie! HRABIA Co, pan w todze, panie Gąska! Toć to domowa sprawa: zwykły surdut byłby aż nadto dobry. GĄSKA To pan jest aż nadto dobry, panie hra-abio. Ale ja się nie ruszam bez togi; przede wszystkim fo-orma, uważa wasza dostojność, fo-orma! Niejeden, który śmieje się z sędziego w kubraku, zadrży na sam widok prokuratora w todze. Fo-orma, o, fo-orma! HRABIA / do Woźnego / Proszę wpuścić trybunał. WOŹNY / otwiera, krzycząc / Wysoki trybunał! SCENA PIĘTNASTA / Ciż sami, Antonio, służba zamkowa, wieśniacy i wieśniaczki w weselnych strojach, Hrabia na wielkim fotelu. Gąska na krześle obok, Pisarz na zydlu za stołem; sędziowie, adwokaci na ławkach, Marcelina obok Bartola; Figaro na drugiej ławce; chłopi i służba stoją z tyłu. / GĄSKA / do Łapowego / Mości Łapowy, proszę powołać strony. ŁAPOWY / czyta / „Szlachetnie, bardzo szlachetnie, nieskończenie szlachetnie urodzony don Pedro George, hidalgo, baron de los Altos y Montes Fieros y otros montes; przeciw imć Alonzowi Kalderonowi, młodemu autorowi dramatycznemu. Chodzi o komedię nieżywo narodzoną, której każdy się wypiera i zwala ją na drugiego”. HRABIA Obaj mają słuszność. Oddala się sprawę. Jeśli spłodzą we dwóch nowe dzieło, które zyska nieco uznania, nakazuje się, że szlachcic da mu swoje nazwisko, poeta zaś talent. ŁAPOWY / czyta inny papier / „Andrzej Petruccio, rolnik; przeciw poborcy podatków”. Chodzi o samowolne wymuszenie. HRABIA Sprawa nie należy do naszej kompetencji. Lepiej przysłużę się moim poddanym, popierając ich u króla. Idź dalej. / Łapowy, bierze trzeci papier; Bartolo i Figaro wstają / ŁAPOWY „Barbara Agar Raab Magdalena Michalina Marcelina Chwacianka, panna, pełnoletnia…”. / Marcelina wstaje i kłania się / „…przeciw imć Figaro…”. Imię chrzestne in blanco. FIGARO Anonim. GĄSKA A-anonim! Có-óż to za pa-atron? FIGARO Mój własny. ŁAPOWY / pisze / Przeciw Anonimowi Figaro. Stan? FIGARO Szlachcic. HRABIA Szlachcic? / Łapowy pisze / FIGARO Gdyby niebo zechciało, byłbym synem księcia. HRABIA / do Łapowego / Dalej. WOŹNY / krzyczy / Cisza, panowie! ŁAPOWY / czyta / „…W sprawie pozwania pomienionego Figara o małżeństwo przez rzeczoną Chwaciankę. Przy czym doktor Bartolo będzie stawał za skarżącą, rzeczony zaś Figaro za samego siebie, jeśli trybunał zezwoli na to, wbrew postanowieniom obyczaju i jurysprudencji”. FIGARO Obyczaj, mości Łapowy, jest często nadużyciem. Klient, bodaj trochę wykształcony, zawsze zna lepiej własną sprawę niż pewni adwokaci, którzy, pocąc się na zimno, drąc się ile tchu i znając wszystko z wyjątkiem faktu, o który chodzi, równie mało troszczą się o to, że zrujnują klienta, jak o to, że znudzą audytorium i uśpią trybunał, bardziej później nadęci, niż gdyby ułożyli Oratio pro Murena. Co do mnie, opowiem rzecz w niewielu słowach. Panowie… ŁAPOWY Straciłeś ich aż nadto, nie jesteś bowiem stroną skarżącą i przysługuje ci jedynie obrona. Zbliż się, doktorze, i odczytaj przyrzeczenie. FIGARO Ba! Przyrzeczenie. BARTOLO / kładąc okulary / Jest zupełnie jasne. GĄSKA Zo-obaczmyż. ŁAPOWY Cisza, panowie! WOŹNY / krzyczy / Cisza! BARTOLO / czyta / „Ja, podpisany, uznaję, iż otrzymałem od jejmość Marceliny Chwacianki, w zamku Aguas-Frescas, dwa tysiące bitych talarów, którą to sumę przyrzekam, że oddam jej na żądanie w tymże zamku lubo że ją zaślubię w odwdzięczeniu tej przysługi”. Konkluzja moja domaga się zapłacenia obligu i dopełnienia obietnicy plus koszta prawne. przechodząc w ton obrońcy Panowie!… Nigdy bardziej interesująca sprawa nie zaprzątała uwagi trybunału; i od czasu Aleksandra Wielkiego, który przyrzekł małżeństwo pięknej Telestris… HRABIA / przerywając / Nim pójdziemy dalej, panie adwokacie: czy oskarżony uznaje ważność obligu? GĄSKA / do Figara / Co pan masz do powiedzenia na to, co ci o-odczytano? FIGARO Tylko to, panowie, iż musiała zajść zła wola, omyłka lub nieuwaga w sposobie odczytania aktu, albowiem nie jest tam napisane, „że tę sumę oddam *lubo* że zaślubię”, ale „że tę sumę oddam *lub* że zaślubię”; a to wielka różnica. HRABIA Czy w akcie jest *lub* czy *lubo*? BARTOLO Lubo. FIGARO Lub. GĄSKA Mości Łapowy, przeczytaj sa-am. ŁAPOWY / biorąc papier / To najpewniejsze; często strony przekręcają w czytaniu. czyta mamrocząc A-a a-a. Chwacianka-a-a-a… Aha! którą to sumę oddam jej w tymże zamku… lub… lubo… lub… lubo… Tak niewyraźnie napisane… kleksa ktoś usadził… GĄSKA Kle-eksa? A-aha! BARTOLO / ciągnąc obronę / Ja twierdzę, iż to jest łącznik kopulatywny *lubo*, który wiąże korelatywne członki zdania: spłacę pannę tę a tę *lubo* się z nią ożenię. FIGARO Ja zaś twierdzę, że to jest łącznik alternatywny *lub*, który rozdziela pomienione członki: spłacę pannę *lub* się z nią ożenię. Trafił frant na franta, pedant na pedanta. Niech mi wyjeżdża z łaciną, ja go zazionę greką; ani zipnie. HRABIA Jak rozsądzić taką sprzeczność? BARTOLO Zgadzamy się. Taki lichy wykręt nie uratuje winnego. Rozpatrzmy skrypt w tym sensie… czyta „że oddam jej na żądanie w tymże zamku lub że ją zaślubię. To tak, jakby kto powiedział, panowie: „Weźmiesz środek przeczyszczający lub (niby inaczej rzekłszy) dwa grany rabarby”; co wychodzi na jedno z tym: „Weźmiesz środek przeczyszczający, czyli dwa grany rabarby”. Albo: „Zastosujmy u chorego derivativum lub krwiopuszczenie”; to tak, jakby powiedział: „Zastosujemy derivativum, czyli krwiopuszczenie”. Zatem: „Spłacę ją w tymże zamku lub się z nią ożenię”, to znaczy: „Spłacę ją w tymże zamku, czyli się z nią ożenię…”. FIGARO Wcale nie. Zdanie opiewa w tym sensie: „Chorego zabija choroba *lub* lekarz”; lub lekarz, to niewątpliwe. Inny przykład: „Nie będziesz pisał nic, co by się podobało publiczności, lub głupcy będą cię szkalować”; lub głupcy, sens jasny; w tym bowiem wypadku *głupcy* albo łajdaki stanowią podmiot rządzący. Czy mistrz Bartolo sądzi, że ja zapomniałem gramatyki? Zatem oddam jej w tymże zamku, *przecinek*, lub się z nią ożenię… BARTOLO / szybko / Bez przecinka. FIGARO / szybko / Z przecinkiem. *Przecinek*, panowie, lub się z nią ożenię. BARTOLO / patrząc w papier, szybko / Nie ma przecinka, panowie. FIGARO / szybko / Był przecinek, panowie. Zresztą człowiek, który zaślubia, czyż ma obowiązek oddawać? BARTOLO / szybko / Tak; żądamy małżeństwa z separacją od wspólności majątków. FIGARO / szybko / A ja od wspólności łoża, skoro małżeństwo nie jest umorzeniem. / sędziowie wstają i naradzają się po cichu / BARTOLO Pocieszne wykręty! ŁAPOWY Cisza, panowie! WOŹNY / wrzeszczy / Ci-isza! BARTOLO Obwieś nazywa to płaceniem długów. FIGARO Czy pan swojej sprawy bronisz, panie adwokacie? BARTOLO Bronię tej panienki. FIGARO Bredź pan dalej, ale przestań znieważać. Kiedy, lękając się zapalczywości stron, trybunały zgodziły się na to, aby osoby trzecie stawały w ich imieniu, nie uczyniły tego po to, aby ci spokojni obrońcy mieli się stać bezkarnymi napastnikami; czynić tak znaczy poniżać najszlachetniejszą instytucję. / sędziowie wciąż naradzają się po cichu / ANTONIO / do Marceliny, pokazując sędziów / Co oni tyle mamroczą? MARCELINA Przekupiono głównego sędziego; on przekupuje drugich, i proces przegrany. BARTOLO / półgłosem, ponuro / Obawiam się. FIGARO / wesoło / Brawo, Marcelinko! ŁAPOWY / wstaje, do Marceliny / Ha! To za wiele! Oskarżam tę panią i dla honoru trybunału żądam, aby zanim się wyda wyrok w tamtej sprawie — osądzono wprzód ten proces. HRABIA / siada / Nie, mości pisarzu, nie będę wyrokował w sprawie mej osobistej zniewagi; hiszpański sędzia nie będzie się musiał wstydzić wybryku godnego zaledwie azjatyckich trybunałów: dosyć już innych nadużyć. Postaram się uleczyć jedno z nich, motywując mój wyrok: każdy sędzia, który uchyla się od tego, jest wrogiem praw. Czego może żądać skarżycielka? Małżeństwa w razie niezapłacenia; obie rzeczy razem kolidowałyby z sobą. ŁAPOWY Cisza, panowie. WOŹNY / wrzeszcząc / Ci-isza! HRABIA Co mówi obżałowany? Że chce zachować wolność; ma prawo. FIGARO / z radością / Wygrałem! HRABIA Ale skoro brzmienie tekstu mówi: „Którą sumę zapłacę na pierwsze żądanie lub zaślubię etc.”, trybunał skazuje obżałowanego na zapłacenie powódce dwóch tysięcy bitych talarów lub zaślubienie jej w ciągu doby. / wstaje / FIGARO / zdumiony / Przegrałem. ANTONIO / z radością / Wspaniały wyrok! FIGARO W czym wspaniały? ANTONIO W tym, że nie jesteś już moim siostrzeńcem. Serdeczne dzięki, wasza dostojność. WOŹNY / krzycząc / Na ustęp! Na ustęp! / lud wychodzi / ANTONIO Opowiem wszystko mojej siostrzenicy. / wychodzi / SCENA SZESNASTA / Hrabia przechadza się tam i z powrotem. Marcelina, Bartolo, Figaro, Gąska / MARCELINA / siada / Uff! Oddycham! FIGARO A ja się dławię. HRABIA / na stronie / Zemściłem się bodaj, to sprawia ulgę. FIGARO / na stronie / A ten Bazylio, który miał się sprzeciwiać małżeństwu Marceliny, widzicie go, jak wraca! do Hrabiego, który odchodzi Wasza dostojność nas opuszcza? HRABIA Sprawa osądzona. FIGARO / do Gąski / To ten rajca, ten brzuchacz przeklęty… GĄSKA Ja brzu-uchacz?… FIGARO Oczywiście. A ja się nie ożenię; szlachcic ma jedno słowo. / Hrabia zatrzymuje się / BARTOLO Ożenisz się. FIGARO Bez zezwolenia mych szlachetnych rodziców? BARTOLO Wymień ich, pokaż. FIGARO Dajcie mi nieco czasu; tuj, tuj, a dopadnę ich: mija piętnaście lat, jak ich szukam. BARTOLO Samochwał! Pewnie jest jakimś znajdą! FIGARO Prędzej zgubą, doktorze; a raczej skradzionym dzieckiem. HRABIA / wraca / Zgubionym, porwanym, gdzież dowody? Krzyczałby, że mu się dzieje niesprawiedliwość. FIGARO Wasza dostojność, gdyby koronkowe pieluszki, haftowane materie i klejnoty, jakie znaleźli przy mnie opryszki, nie wskazywały na me wysokie urodzenie, zapobiegliwość, z jaką wyciśnięto mi znaki rozpoznawcze, świadczyłaby dowodnie, jak szacownym byłem synem… / chce obnażyć prawe ramię / MARCELINA / wstając żywo / Łopatka na prawym ramieniu? FIGARO Skąd pani wiesz? MARCELINA Bogi! To on! FIGARO Tak, to ja. BARTOLO / do Marceliny / Kto: on? MARCELINA / żywo / Emanuel. BARTOLO / do Figara / Porwali cię Cyganie? FIGARO / w podnieceniu / Tuż koło zamku. Zacny doktorze, jeżeli mnie wrócisz mej szlachetnej rodzinie, naznacz, jaką chcesz, cenę za tę usługę; góry złota nie przerażą mych znamienitych krewnych. BARTOLO / ukazując Marcelinę / Oto twoja matka. FIGARO Mleczna? BARTOLO Rodzona! FIGARO Wytłumaczcie się. MARCELINA / ukazując Bartola / Oto ojciec. FIGARO / zrozpaczony / Au! au! au! o, ja nieszczęsny! MARCELINA Czy natura nie mówiła ci tego tysiąc razy? FIGARO Nigdy. HRABIA / na stronie / Jego matka! GĄSKA To ja-asne: nie o-ożeni się z nią. BARTOLO Ani ja. MARCELINA Ani ty! A twój syn? Przysiągłeś mi… BARTOLO Byłem szalony. Gdyby podobne wspomnienia obowiązywały, trzeba by się żenić z całym światem. GĄSKA A gdyby wglą-ądać tak ściśle, nikt nie że-eniłby się z nikim. BARTOLO Błędy tak pospolite! Opłakana młodość! MARCELINA / rozgrzewając się stopniowo / Tak, opłakana więcej, niżby kto mniemał! Nie myślę zapierać się swych błędów; ten dzień dostarczył aż nazbyt jawnego ich dowodu. Ale jak ciężko pokutować za nie po trzydziestu latach przykładnego życia! Urodziłam się, aby być cnotliwą, byłam nią, odkąd mi dane było osiągnąć pełnię rozumu. Ale w wieku złudzeń, niedoświadczenia i potrzeb, gdy uwodziciele oblegają nas, a nędza nas zjada, co może przeciwstawić biedna dziewczyna tylu zjednoczonym wrogom? Niejeden z tych, co nas surowo sądzą, sam w swoim życiu zgubił może dziesięć nieszczęśliwych! FIGARO Najwinniejsi są zawsze najmniej wspaniałomyślni — oto reguła. MARCELINA / z uniesieniem / Ludzie więcej niż niewdzięczni, którzy kalacie wzgardą igraszki swoich namiętności, swoje ofiary, was to trzeba by karać za błędy naszej młodości, was i waszych urzędników, tak dumnych z prawa sądzenia nas, a zarazem przez swą zbrodniczą niedbałość odejmujących nam wszelki uczciwy sposób egzystencji! Czy jest choć jedno rzemiosło dla nieszczęśliwych dziewcząt? Miały naturalne prawo do wszystkiego, co jest strojem kobiecym; dziś współzawodniczą z nimi tysiące męskich robotników. FIGARO Każą haftować nawet żołnierzom! MARCELINA / podniecona / Nawet w najwyższych klasach kobiety uzyskują od was jedynie parodię szacunku. Mamione pozorną czołobitnością, tkwią w istotnej niewoli; traktowane jak małoletnie, gdy chodzi o ich majątek, karane jak pełnoletnie, gdy chodzi o ich błędy. Ha! Z każdego punktu widzenia postępowanie wasze budzi we mnie wstręt lub litość. FIGARO Ma słuszność. HRABIA / na stronie / Straszliwą słuszność. GĄSKA Mój Bo-oże! Ma słuszność. MARCELINA Ale co nam znaczy, synu, odmowa niegodziwego człowieka? Nie patrz, skąd przychodzisz, ale dokąd idziesz. To jedno ma wagę dla świata. Za kilka miesięcy narzeczona twoja zależeć będzie tylko od siebie; przyjmie cię, ręczę; żyj między żoną a tkliwą matką, które będą cię kochały na wyprzódki. Bądź pobłażliwy dla nich, szczęśliwy dla siebie, wesół, dobry i miły dla całego świata, a matka twoja nic nie będzie pragnąć więcej. FIGARO Złote słowa, mamusiu, jestem twojego zdania. Jacyż ludzie głupi, w istocie! Na te tysiące lat, które świat się toczy, w tym oceanie istnienia, gdzie przypadkowo wyłowiłem jakieś tam liche trzydzieści lat, które nie wrócą już nigdy, miałbym się dręczyć, komu je jestem winien! Pal sześć tych, którzy się tym kłopocą. Spędzić tak życie na szamotaniu się to znaczy ciągle czuć swoje chomąto jak te nieszczęśliwe konie holujące galary pod wodę, które nie spoczywają nigdy, nawet kiedy stoją w miejscu, i wciąż ciągną, mimo iż przestaną iść. Zaczekamy. HRABIA Ta głupia awantura krzyżuje mi wszystko. GĄSKA / do Figara / A szlachectwo, a zamek? Wpro-owa-dzałeś w błąd sprawiedliwość. FIGARO Ładną mi sztukę chciała spłatać ta wasza sprawiedliwość! Toć dla przeklętych stu talarów omal dwadzieścia razy nie utrupiłem tego jegomości, który okazuje się dziś moim ojcem! Ale skoro niebo ocaliło mą cnotę od tych niebezpieczeństw, przyjm, ojcze, moje przeprosiny… a ty, matko, uściskaj mnie… najbardziej macierzyńsko, jak zdołasz… / Marcelina rzuca mu się na szyję / SCENA SIEDEMNASTA / Bartolo, Figaro, Marcelina, Gąska, Zuzanna, Antonio, Hrabia / ZUZANNA / wbiegając z sakiewką w dłoni / Wasza dostojność, proszę wstrzymać wszystko; proszę cofnąć to małżeństwo; spłacę jejmość pannę posagiem, jaki dostałam od pani. HRABIA / na stronie / Do czarta z panią! Wszystko się spiknęło. / wychodzi / SCENA OSIEMNASTA / Bartolo, Antonio, Zuzanna, Figaro, Marcelina, Gąska / ANTONIO / widząc, jak Figaro ściska swą matkę, mówi do Zuzanny / Aha! Spłacisz! Patrz, patrz. ZUZANNA / odwraca się / Dość już widziałam; chodź, wuju. FIGARO / zatrzymując ją / Nie, jeśli łaska. Cóż widziałaś? ZUZANNA Moją głupotę, a twoją podłość. FIGARO Ani jedno, ani drugie. ZUZANNA / w gniewie / A żeń się, ile chcesz, skoro się z nią cackasz. FIGARO / wesoło / Cackam się, ale się nie ożenię!! / Zuzanna chce wyjść, Figaro zatrzymuje ją / ZUZANNA / daje mu policzek / Bezczelny, śmiesz mnie zatrzymywać! FIGARO / do publiczności / To się nazywa miłość! Nim się rozstaniemy, błagam, przypatrz się tej drogiej istocie. ZUZANNA Patrzę. FIGARO I widzi ci się?… ZUZANNA Ohydna. FIGARO Niech żyje zazdrość, nie targuje się o słowa. MARCELINA / z otwartymi ramionami / Uściskaj swą matkę, śliczna Zuziulko. Niegodziwiec, który cię dręczy, jest mym synem. ZUZANNA / biegnie ku niej / Pani jego matką! / trwają przez chwilę w objęciach / ANTONIO To niby od teraz?… FIGARO Dowiedziałem się o tym. MARCELINA / w podnieceniu / Nie, serce moje prąc mnie ku niemu myliło się jedynie co do pobudek; to krew mówiła we mnie. FIGARO A we mnie zdrowy rozsądek kierował instynktem, kiedy ci się broniłem; nie czułem zresztą do ciebie żadnej nienawiści: dowodem pieniądze… MARCELINA / oddając mu papier / Są twoje. Odbierz skrypt — to twoje wiano. ZUZANNA / rzuca mu sakiewkę / Weź i to. MARCELINA / rozgorączkowana / Dość już nieszczęśliwa jako panna, miałam się stać najnędzniejszą z żon — i oto jestem najszczęśliwszą z matek! Uściskajcie mnie oboje; łączę w was całą mą tkliwość. Szczęśliwa dziś jestem, moje dzieci: ach, jak ja was będę kochać! FIGARO / rozczulony, żywo / Przestań, mamusiu, przestań! Chcesz roztopić w wilgoci oczy moje, zroszone pierwszymi łzami, jakie znam? Ale są to, na szczęście, łzy radości. Co za głupota! Omal się ich wstydziłem; czułem, jak płyną mi między palce: patrz, rozstawia palce i wstrzymywałem je jak głupiec! Do diaska ze wstydem! Chcę śmiać się i płakać równocześnie; człowiek nie doświadcza dwa razy w życiu tego, co ja czuję. / tuli matkę z jednej strony, Zuzannę z drugiej / MARCELINA O drogie dziecko! ZUZANNA Drogi Figaro! GĄSKA / ocierając oczy chusteczką / A to co? Czy i-i ja ta-aki głupi jestem? FIGARO / w uniesieniu / Zgryzoto, teraz mogę cię wyzywać! Dosięgnij mnie, jeśli się odważysz, między dwiema ukochanymi istotami. ANTONIO / do Figara / Nie tyle karesów, jeśli łaska. Gdy chodzi w rodzinie o małżeństwo, wpierw zwykli pobierać się rodzice, rozumiesz? Czy twoi podają sobie ręce? BARTOLO Moja ręka! Niech mi wprzód uschnie i odpadnie, nim ją oddam matce takiego obwiesia! ANTONIO / do Bartola / Zatem jesteś pan tylko ojczulkiem z lewej ręki? do Figara W takim razie, mości galancie, nici z tego. ZUZANNA Och, wuju!… ANTONIO Miałbym oddać dziecko rodzonej siostry komuś, kto sam jest niczyj? GĄSKA Czy to mo-ożliwe, ty głupi? Zawsze się jest czyimś dzie-eckiem. ANTONIO Bajbaju!… Nie dostanie jej nigdy. / wychodzi / SCENA DZIEWIĘTNASTA / Bartolo, Zuzanna, Figaro, Marcelina, Gąska / BARTOLO / do Figara / Szukajże teraz, kto cię zaadoptuje. / chce odejść / MARCELINA / biegnie za Bartolem, chwyta go wpół i wiedzie go z powrotem / Czekaj, doktorze, nie odchodź! FIGARO / na stronie / Nie! Wszyscy głupcy całej Andaluzji rozpętali się przeciw memu małżeństwu! ZUZANNA / do Bartola / Tato, tatusiu, to twój syn. MARCELINA / do Bartola / Dowcip, talenty, uroda. FIGARO / do Bartola / I nie kosztował cię ani szeląga. BARTOLO A sto talarów, które mi wyłudził? MARCELINA / pieszcząc go / Tak będziemy dbali o ciebie, tatusiu! ZUZANNA / pieszcząc go / Tak będziemy cię kochać, tatuleńku! BARTOLO / rozczulony / Tato, tatusiu, tatuleńku! Ot, jeszcze głupszy jestem niż pan sędzia. wskazując Gąskę Daję sobą powodować jak dziecko. / Marcelina i Zuzanna ściskają go / Och nie! Nie powiedziałem „tak”. obraca się Gdzie się podział pan hrabia? FIGARO Biegnijmy za nim; wydrzyjmy mu ostatnie słowo. Gdyby uknuł jeszcze jaką intrygę, trzeba by wszystko zaczynać od nowa. WSZYSCY RAZEM Biegnijmy, biegnijmy. / pociągają za sobą Bartola / SCENA DWUDZIESTA GĄSKA / sam / Głu-upszy niż pan sę-ędzia! Można sa-amemu o sobie mówić ta-akie rzeczy, ale… Tute-ejsi ludzie nie zna-ają grze-eczności. / wychodzi / AKT CZWARTY / Scena przedstawia galerię ozdobioną kandelabrami, zapalonymi świecznikami, kwiatami, girlandami, słowem, przygotowaną do uroczystości. Na przodzie po prawej stół z przyborami do pisania, za nim fotel. / SCENA PIERWSZA / Figaro, Zuzanna / FIGARO / trzymając ją wpół / I cóż, kochanie, zadowolona jesteś? Miodopłynna mamusia nawróciła doktora! Mimo niechęci, żeni się z nią, przeklęty wujaszek nie może już ani pisnąć; jedynie hrabia się wścieka, ostatecznie bowiem nasze małżeństwo będzie owocem tego związku. Uśmiechnijże się trochę z tego szczęśliwego obrotu. ZUZANNA Widziałeś kiedy co osobliwszego? FIGARO Weselszego raczej. Chcieliśmy wydrzeć jedno wiano jego ekscelencji i oto mamy już dwa, a żadne od niego. Ścigała cię zaciekła rywalka, ja byłem pastwą rozjuszonej furii i oto nagle zmieniła się w najlepszą z matek. Wczoraj byłem niby sam na świecie i oto mam całą rodzinę; nie tak wspaniałą, co prawda, jak ją sobie w myślach sztyftowałem, ale wcale niezłą dla nas, którzy nie jesteśmy tak ambitni jak bogacze. ZUZANNA Z tym wszystkim, drogi Figaro, z rzeczy, które układałeś, których oczekiwaliśmy, żadna się nie ziściła! FIGARO Przypadek lepiej się spisał niż my wszyscy, moja mała. Tak toczy się świat: człowiek mozoli się, snuje plany, ciągnie w jedną stronę; los spełnia je z drugiej. Od niesytego zdobywcy, który chciałby połknąć ziemię, aż do spokojnego ślepca, który daje się wieść swemu psu, wszyscy są igraszką pani Fortuny; a jeszcze ślepiec z psem lepszego często ma przewodnika i mniej podlega omyłkom niż inny ślepiec wśród całego swego dworu! Co się tyczy uroczego ślepca zwanego Miłością… / znów przygarnia ją czule / ZUZANNA Ach, to jedyny, który mnie obchodzi! FIGARO Pozwól tedy, iż obejmując rolę Szaleństwa będę dobrym psem, który miłość zawiedzie do twej miluchnej bramy; i oto znaleźliśmy pomieszczenie na całe życie! ZUZANNA / śmiejąc się / Miłość i ty? FIGARO Ja i miłość. ZUZANNA I nie będziesz szukał innej kwatery? FIGARO Jeśli mnie na tym złapiesz, niech tysiąc tysięcy gachów… ZUZANNA Przesadzasz: powiedz szczerą prawdę. FIGARO Najprawdziwszą! ZUZANNA Pfe, ty nic dobrego! Więc są różne? FIGARO Ba, jeszcze jak! Od czasu jak zauważono, że dawne szaleństwa stają się mądrością i że dawne kłamstewka, dość licho zasadzone, wydały duże, duże prawdy, mamy ich najrozmaitsze rodzaje. I te, które się wie, nie śmiejąc ich rozpowszechniać: o, bo nie każdą zdrowo jest głosić; i te, które się chwali, nie wierząc w nie: o, bo nie w każdą prawdę dobrze jest wierzyć; i namiętne przysięgi, groźby matek, zaklęcia pijaków, obietnice dworaków, ostatnie słowo kupców: nie masz temu końca. Jedynie miłość moja dla Zuzi jest prawdą szczerej próby. ZUZANNA Podoba mi się twój humor przez to, że taki pusty: czuć, żeś szczęśliwy. Mówmy o schadzce z hrabią. FIGARO Lub raczej nie mówmy o niej nigdy; omal że mnie nie kosztowała mojej Zuzanny. ZUZANNA Nie chcesz już tedy, aby przyszła do skutku? FIGARO Jeśli mnie kochasz, Zuziu, przyrzeknij mi to; niech hrabia zmarznie czekając; to jego kara. ZUZANNA Więcej mnie kosztowało zgodzić się, niż będzie mi ciężko chybić przyrzeczeniu; nie ma już mowy o tym. FIGARO Prawdziwa prawda? ZUZANNA Ja nie jestem taka jak wy, panowie uczeni! Ja mam tylko jedną. FIGARO I będziesz mnie kochała trochę? ZUZANNA Bardzo. FIGARO To za mało. ZUZANNA A ile? FIGARO Gdy chodzi o miłość, widzisz, Zuziu, zanadto to jeszcze nie dosyć. ZUZANNA Nie rozumiem się na tych mądrościach, ale będę kochała tylko męża. FIGARO Dotrzymaj słowa, a będziesz pięknym wyjątkiem z powszechnego obyczaju! / chce ją uściskać / SCENA DRUGA / Figaro, Zuzanna, Hrabina / HRABINA Och, miałam słuszność: gdziekolwiek się ich zdybie, można być pewną, zawsze razem. Ej, Figaro, okradasz przyszłość, małżeństwo i samego siebie, nadużywając w ten sposób słodkiego sam na sam… Wszyscy czekają, niecierpliwią się. FIGARO To prawda, pani hrabino, zapominam o świecie. Przedstawię im swoje usprawiedliwienie. / chce wziąć ze sobą Zuzannę / HRABINA / zatrzymując ją / Pośpieszy za tobą. SCENA TRZECIA / Zuzanna, Hrabina / HRABINA Masz wszystko, czego trzeba, aby pomieniać się na suknie? ZUZANNA Nic nie trzeba, pani hrabino; nie będzie schadzki. HRABINA Jak to? Zmieniłaś zdanie? ZUZANNA To Figaro. HRABINA Zwodzisz mnie. ZUZANNA Miłosierne nieba! HRABINA Figaro nie jest człowiekiem, który by tak łatwo żegnał się z posagiem. ZUZANNA Pani hrabino! Co pani przypuszcza? HRABINA Iż porozumiawszy się z hrabią, żałujesz teraz, że zdradziłaś mi jego zamysły. Znam cię na wylot. Zostaw mnie. / chce wyjść / ZUZANNA / pada jej do kolan / Na imię niebios, nadziei naszej! Pani sama nie wie, jaką mi krzywdę czyni! Po tylu łaskach! Po tym posagu, którym mnie pani obdarzyła!… HRABINA / podnosi ją / Ależ… ja sama nie wiem, co mówię! Wszak ustępując mi swego miejsca w ogrodzie nie idziesz tam sama, moje serce; dotrzymujesz słowa swojemu mężowi, a pomagasz mi odzyskać mego. ZUZANNA Jaką pani mi sprawiła przykrość! HRABINA Doprawdy, czasem mówię bez zastanowienia… całuje ją w czoło Gdzież ta schadzka? ZUZANNA / całuje ją w rękę / Dosłyszałam jedynie słowo „ogród”. HRABINA / wskazując stół / Weź pióro i oznaczmy miejsce. ZUZANNA Pisać do pana hrabiego! HRABINA Trzeba. ZUZANNA Przynajmniej niech pani… HRABINA Biorę wszystko na siebie. / Zuzanna siada, Hrabina dyktuje / Nowa piosenka, na nutę… „Jakże słodko wieczorem pod cienistym kasztanem…”. Jakże słodko wieczorem… ZUZANNA / pisze / Pod cienistym kasztanem… Dalej? HRABINA Lękasz się, że nie zrozumie? ZUZANNA / odczytuje / To prawda. składa bilecik Czym zapieczętować? HRABINA Prędko, szpilkę!! Posłuży za odpowiedź. Napisz na odwrotnej stronie: „Proszę odesłać pieczęć”. ZUZANNA / pisze, śmiejąc się / A, pieczęć!… Ta pieczęć, proszę pani, weselsza jest niż owa na patencie. HRABINA / z bolesnym uśmiechem / Och! ZUZANNA / szuka na sobie / Masz tobie! Nie mam szpilki! HRABINA / odpina lewitkę / Weź tę. / Wstążka pazia wypada zza gorsu na ziemię / A! Moja wstążka! ZUZANNA / podnosi / Wstążka małego hultaja! Pani była tak okrutna?… HRABINA Miałam zostawić ją na jego ramieniu? To byłoby ładnie! Dajże! ZUZANNA Nie będzie jej pani nosiła więcej; splamiona krwią tego dzieciaka. HRABINA / biorąc wstążkę z powrotem / Wyborna dla Franusi… Za pierwszy bukiet, który mi przyniesie… SCENA CZWARTA / Młoda pasterka, Cherubin przebrany za dziewczynę, Franusia i gromadka młodych dziewcząt ubranych jak ona, z bukietami w rękach; Hrabina, Zuzanna / FRANUSIA Wielmożna pani, to dziewczęta ze wsi przyniosły kwiaty. HRABINA / chowając śpiesznie wstążkę / Urocze dzieci! Wyrzucam sobie, ślicznotki, że nie znam was wszystkich. pokazując Cherubina Któż jest ta miła dzieweczka, z tą skromną minką? PASTERKA To moja krewniaczka, proszę pani: przybyła tylko na wesele. HRABINA Ładniutka! Nie mogąc wziąć dwudziestu bukietów, uczyńmyż honor gościowi. bierze bukiet Cherubina i całuje go w czoło Zarumieniła się! do Zuzanny Nie uważasz, Zuziu… że ona przypomina kogoś? ZUZANNA Łudząco, w istocie. CHERUBIN / na stronie, z rękami na sercu / Ach, ten pocałunek głęboko zapadł mi w duszę! SCENA PIĄTA / Młode dziewczęta, Cherubin pośród nich, Franusia, Antonio, Hrabia, Hrabina, Zuzanna / ANTONIO Powiadam panu hrabiemu, że on tu jest: przebierały go u mojej dziewuchy; jego rzeczy zostały tam jeszcze, a oto kapelusz oficerski, który znalazłem porzucony. / zbliża się i czyniąc przegląd dziewcząt poznaje Cherubina, zdejmuje mu z głowy wianek dziewczęcy, wskutek czego długie włosy rozsypują się. Kładzie mu na głowę oficerski kapelusz / Do paralusza, ot i nasz oficerek! HRABINA / cofa się / Nieba! ZUZANNA O, ladaco! ANTONIO Toć powiadałem już wprzódy, że to on!… HRABIA / w gniewie / I cóż, pani? HRABINA Cóż, hrabio! Widzisz mnie nie mniej zdumioną od siebie i z pewnością równie zagniewaną. HRABIA Tak; ale dziś rano?… HRABINA Byłabym winna, w istocie, gdybym ukrywała coś jeszcze. Zaszedł do mnie. Zaczęłyśmy zabawę, którą te dzieciaki doprowadziły do końca; zaskoczyłeś nas, kiedyśmy go ubierały; jesteś tak gwałtowny!… On uciekł, ja się zmieszałam; ogólny strach dopełnił reszty. HRABIA / z gniewem do Cherubina / Czemu nie wyjechałeś? CHERUBIN / zdejmując śpiesznie kapelusz / Wasza dostojność… HRABIA Ukarzę twe nieposłuszeństwo. FRANUSIA / nieopatrznie / Och, wasza dostojność, chciej wysłuchać! Za każdym razem, kiedy wasza dostojność zachodzi mnie uściskać, powtarza przecie: „Jeśli mnie będziesz kochała, Franusiu, dam ci, co zechcesz”… HRABIA / czerwieniąc się / Ja! Ja to powiedziałem? FRANUSIA Tak, wasza dostojność. Zamiast karać Cherubina, daj mi go, wasza dostojność, za męża, a będę cię kochała do szaleństwa. HRABIA / na stronie / Czy jakieś urzeczenie z tym paziem? HRABINA Więc dobrze, hrabio, na ciebie kolej! Wyznanie tego dziecka, równie szczere jak moje, stwierdza wreszcie dwie prawdy: że ja, jeśli przyprawiam cię o niepokój, to zawsze mimo woli, gdy ty dokładasz starań, aby mój pomnożyć i usprawiedliwić. ANTONIO Pan także, ekscelencjo! Ho! ho! Już ja ją nauczę rozumu, jak nieboszczkę jej matkę, która zmarła… Niby nie mówię do tego, ale pani hrabina wie dobrze, że młode dziewczęta, kiedy podrosną… HRABIA / zmieszany, na stronie / Jakiś zły duch obraca wszystko przeciw mnie! SCENA SZÓSTA / Dziewczęta, Cherubin, Antonio, Figaro, Hrabia, Hrabina, Zuzanna / FIGARO Ekscelencjo, jeśli wasza dostojność będzie nam tu trzymał dziewczęta, nie ma sposobu zacząć wesela ani tańców. HRABIA Ty, tańczyć! Żartujesz? Po tym upadku, w którym stłukłeś sobie nogę! FIGARO / ruszając nogą / Boli jeszcze trochę, ale to nic. do dziewcząt Dalej, aniołki, dalej! HRABIA / okręcając nim / Miałeś szczęście, że grzędy były miękkie! FIGARO Wielkie szczęście, to pewna; inaczej… ANTONIO / okręca nim / Do tego machnął kozła, zleciawszy na ziemię. FIGARO Zgrabniejszy, prawda, byłby został w powietrzu? do dziewcząt Cóż, dziewczęta, idziecie? ANTONIO / okręca nim / I przez ten czas pazik cwałował do Sewilli? FIGARO Cwałował czy jechał stępa… HRABIA / okręca nim / A ty miałeś jego patent w kieszeni? FIGARO / nieco zdziwiony / Oczywiście; ale cóż za śledztwo? do dziewcząt Dalej, dziewuchy! ANTONIO / prowadząc Cherubina za ramię / A tu jedna z nich twierdzi, że mój przyszły siostrzeniec jest prosty łgarz. FIGARO / zdumiony / Cherubin! na stronie Przeklęty urwis! ANTONIO Rozumiesz teraz? FIGARO / szukając w głowie / Rozumiem… rozumiem… Hę? Co on baje? HRABIA / sucho / Nie baje; powiada, że to on skoczył w gwoździki. FIGARO / z roztargnieniem / A! Powiada… być może. Nie spieram się o to, czego nie wiem. HRABIA Zatem i ty, i on? FIGARO Czemu nie? Mania skakania może być zaraźliwa: ot, weź pan owcę Panurga; a kiedy pan hrabia jesteś w gniewie, nie ma człowieka, który by nie wolał… HRABIA Jak to, dwóch naraz? FIGARO Choćby dwa tuziny! I cóż to szkodzi, ekscelencjo, skoro nikt sobie nie zrobił nic złego. do dziewcząt No cóż, idziecie wreszcie? HRABIA / podrażniony / Cóż my? Komedię gramy? / słychać fanfary / FIGARO Oto sygnał! Na stanowiska, dziewuszki, na stanowiska! Dalej, Zuziu, podaj mi rękę. / wszyscy pomykają, Cherubin zostaje sam, ze spuszczoną głową / SCENA SIÓDMA / Cherubin, Hrabia, Hrabina / HRABIA / patrząc za Figarem / Widział kto kiedy większego zuchwalca? do pazia Co do ciebie, mości filucie, który udajesz tu zawstydzonego, idź, przebierz się co rychlej i żebym cię nie spotkał cały wieczór. HRABINA Biedny, będzie mu się przykrzyć. CHERUBIN / nieopatrznie / Przykrzyć! Unoszę na mym czole szczęścia bodaj na sto lat więzienia. / kładzie kapelusz i wybiega / SCENA ÓSMA / Hrabia, Hrabina; Hrabina wachluje się w milczeniu / HRABIA Cóż się jego czołu trafiło tak szczęśliwego? HRABINA / z zakłopotaniem / Pierwszy kapelusz oficerski zapewne; dziecku wszystko starczy za cacko. / chce odejść / HRABIA Nie zostajesz z nami, hrabino? HRABINA Wiesz, że nie czuję się zdrowa. HRABIA Daruj jedną chwilę swej protegowanej lub pomyślę, że się gniewasz. HRABINA Oto dwa orszaki weselne; siądźmyż, aby je przyjąć. HRABIA / na stronie / Wesele! Trzeba ścierpieć to, czemu nie można przeszkodzić. / Hrabia i Hrabina siadają z jednej strony galerii / SCENA DZIEWIĄTA / Hrabia, Hrabina siedzą; muzyka gra marsza / POCHÓD / Straż leśna z fuzjami na ramieniu. / / Woźny, ławnicy, Gąska. / / Wieśniacy i wieśniaczki w strojach weselnych. / / Dwie dziewczyny niosą wianek dziewiczy z białych piór. / / Dwie inne niosą biały welon. / / Dwie inne rękawiczki i bukiet. / / Antonio prowadzi za rękę Zuzannę jako ten, który ma ją oddać w ręce Figara. / / Inne dziewczyny niosą drugi wianek, drugi welon i bukiet biały, podobne do pierwszych, dla Marceliny. / / Figaro podaje rękę Marcelinie jako mający ją oddać doktorowi, który zamyka pochód, z wielkim bukietem na piersiach z boku. Dziewczęta przechodząc przed Hrabią oddają służbie przybory przeznaczone dla Zuzanny i dla Marceliny. / / Wieśniacy i wieśniaczki stają w dwóch szeregach po obu stronach sali i tańczą fandango z kastanietami; następnie orkiestra gra riturnellę, podczas której Antonio prowadzi Zuzannę przed Hrabiego; Zuzanna klęka. Gdy Hrabia kładzie jej wianek i welon oraz wręcza bukiet, dwie dziewczyny śpiewają, co następuje: / Śpiewaj, o dziewczę, pana orędzie wspaniałe, Co w sercu jego prawo nad tobą zwycięża: Nad rozkosz wyżej ceniąc szlachetności chwałę, Czystą oddaje cię w ramiona męża. / Zuzanna, klęcząc, podczas ostatnich wierszy ciągnie Hrabiego za płaszcz i pokazuje mu bilecik, który trzyma w ręku; następnie podnosi rękę od strony widzów ku głowie, na której Hrabia niby to poprawia wianek. Zuzanna podaje mu bilecik. / / Hrabia chowa go szybko na piersi; dziewczęta kończą śpiewać; narzeczona wstaje i składa głęboki ukłon. / / Figaro odbiera Zuzannę z rąk Hrabiego i przechodzi z nią w przeciwną stronę sali, ku Marcelinie. Tymczasem wszyscy tańczą dalej fandango. / / Hrabia, któremu pilno przeczytać, wysuwa się na przód sceny i wyciąga papier; wyjmując go, czyni ruch człowieka, który dotkliwie ukłuł się w palec; potrząsa nim, ściska, wysysa i spoglądając na papier spięty szpilką mówi: / HRABIA / podczas gdy mówi, jak również podczas tego, co mówi Figaro, orkiestra gra pianissimo / Do diaska z babami, które wszędzie muszą wściubiać swoje szpilki! / rzuca szpilkę na ziemię, następnie czyta bilecik i całuje go / FIGARO / który wszystko widział, mówi do matki i do Zuzanny / To bilecik miłosny; widać jedna z dziewcząt wsunęła mu go mimochodem. Spięty był szpilką, która go szpetnie ukłuła. / taniec zaczyna się na nowo: Hrabia, przeczytawszy bilecik, obraca go; spostrzega prośbę o odesłanie pieczątki na znak odpowiedzi; szuka na ziemi, wreszcie znajduje szpilkę, którą przyszpila sobie do rękawa; Figaro do Zuzanny i Marceliny / Od miłej osoby wszystko jest cenne. Patrzcie, podnosi szpilkę. Na honor! pocieszna figura! / przez ten czas Zuzanna wymienia znaki z Hrabiną; taniec kończy się, powtarza się riturnella / / Figaro prowadzi Marcelinę przed Hrabiego, jak wprzód Antonio Zuzannę; gdy Hrabia bierze wianek i kiedy mają odśpiewać duet, przerywają go następujące krzyki: / ODŹWIERNY / krzycząc u drzwi / Wstrzymajcie się! Nie możecie wejść wszyscy… Hola! Strażnicy, tutaj! Strażnicy! / straż zbiega się szybko do drzwi / HRABIA / wstając / Co tam znów? ODŹWIERNY Wasza dostojność, to imć Bazylio, a za nim cała wieś, bo idąc śpiewa jak opętany. HRABIA Niech wejdzie sam. HRABINA Panie hrabio, pozwól mi się już oddalić. HRABIA Nie zapomnę ci twej uprzejmości, hrabino. HRABINA Zuzanno!… Zaraz ją odeślę. na stronie do Zuzanny Chodźmy zamienić suknie. / wychodzi z Zuzanną / MARCELINA Zawsze zjawia się tylko, aby szkodzić. FIGARO Nie bój się, mamo, już on spuści z tonu. SCENA DZIESIĄTA / Ciż sami z wyjątkiem Hrabiny i Zuzanny; Bazylio z gitarą w ręku, Słoneczko / BAZYLIO / wchodzi, śpiewając na nutę końcowego wodewilu / Wy, co serduszka zbyt żywe Winicie o cnoty brak, Wstrzymajcie skargi zelżywe: Czyliż zmienność grzeszną tak? Jeśli Miłość jest skrzydlata, Cóż dziwnego, że ulata? Cóż dziwnego, że ulata? FIGARO / podchodząc doń / Tak, dlatego właśnie ma skrzydła na plecach. Mój przyjacielu, co chcesz wyrazić przez tę piosenkę? BAZYLIO / ukazując Słoneczko / Iż dowiódłszy swego posłuszeństwa jego ekscelencji tym, że zabawiałem imć pana należącego do jego kompanii, będę mógł z kolei żądać sprawiedliwości. SŁONECZKO Ba, ekscelencjo! Wcale mnie nie ubawił swymi głupawymi tralalami. HRABIA Krótko mówiąc, czego żądasz, Bazylio? BAZYLIO Tego, co mi się należy, ekscelencjo: ręki Marceliny; przychodzę sprzeciwić się… FIGARO / zbliża się / Szanowny pan od dawna nie widział fizjonomii durnia? BAZYLIO W tej chwili ją widzę. FIGARO Skoro moje oczy służą ci tak dobrze za zwierciadło, wyczytaj w nich następstwa mojej zapowiedzi. Jeśli tylko spróbujesz zbliżyć się do pani… BARTOLO / śmiejąc się / Ej, czemu nie? Pozwól im pogadać z sobą. GĄSKA / wsuwa się między nich / Trze-ebaż, aby dwaj przy-yjaciele… FIGARO My, przyjaciele! BAZYLIO Cóż za omyłka! FIGARO / szybko / Dlatego że składa niezdarne kantyczki? BAZYLIO / szybko / A on wierszydła godne gazeciarza? FIGARO / jak wyżej / Muzykus jarmarczny! BAZYLIO / jak wyżej / Plotkarz gazeciarski! FIGARO / jak wyżej / Organista z przedmieścia! BAZYLIO / jak wyżej / Dżokej dyplomatyczny! HRABIA / siedząc / Hola! Zuchwalcy! BAZYLIO Uchybia mi przy każdej sposobności… FIGARO Ba, gdyby tylko to było możebne! BAZYLIO Rozpowiadając wszędzie, że jestem głupiec… FIGARO Bierzesz mnie tedy za echo? BAZYLIO …gdy nie ma muzyka, którego by mój talent nie uświetnił. FIGARO Uszpetnił! BAZYLIO Wszędzie to powtarza! FIGARO Czemuż by nie, skoro to prawda? Czy jesteś księciem, żeby ci kadzić? Ścierp prawdę, łajdaku, skoro nie masz za co opłacić pochlebcy; albo jeśli lękasz się ją tu znaleźć, po co przychodzisz zakłócać nasze wesele? BAZYLIO / do Marceliny / Nie przyrzekłaś mi, pani, iż jeśli do czterech lat się nie wydasz, mnie wówczas dasz pierwszeństwo? MARCELINA Pod jakim warunkiem przyrzekłam? BAZYLIO Że jeśli znajdziesz zgubionego syna, zaadoptuję go przez miłość dla ciebie. WSZYSCY RAZEM Znalazł się. BAZYLIO No, więc dobrze. WSZYSCY RAZEM / wskazując Figara / Oto on! BAZYLIO / cofając się z przerażeniem / Czart! Ujrzałem czarta! GĄSKA / do Bazylia / I wyrzekasz się jego dro-ogiej matki? BAZYLIO Czyż mogłoby być większe nieszczęście niż uchodzić za ojca obwiesia? FIGARO Kpisz chyba: nie za ojca, ale za syna! BAZYLIO / wskazując Figara / Z chwilą gdy ten pan jest tu czymś, oświadczam, że ja nie jestem już niczym. / wychodzi / SCENA JEDENASTA / ciż sami prócz Bazylia / BARTOLO / śmiejąc się / Cha! cha! cha! cha! FIGARO / skacząc z radości / Zatem w końcu dotrę do swej żony. HRABIA / na stronie / A ja do kochanki! / wstaje / GĄSKA / do Marceliny / I wszy-yscy są zadowoleni. HRABIA Niech wygotują dwa kontrakty; podpiszę. WSZYSCY Wiwat! / wychodzą / HRABIA Trzeba mi spocząć trochę. / chce wyjść za innymi / SCENA DWUNASTA / Słoneczko, Figaro, Marcelina, Hrabia. / SŁONECZKO / do Figara / A ja pójdę pomóc narządzać fajerwerki pod kasztanami, jak kazano. HRABIA / wraca pędem / Co za głupiec dał taki rozkaz? FIGARO Cóż w tym złego? HRABIA / żywo / A hrabina? Wszak jest niezdrowa; skądże będzie mogła przyjrzeć się fajerwerkowi? Na terasie, naprzeciw jej okien. FIGARO Słyszysz, Słoneczko: na terasie. HRABIA Pod kasztanami! Ładny pomysł! na stronie Chcieli puścić z dymem moją schadzkę! SCENA TRZYNASTA / Figaro, Marcelina / FIGARO Cóż za nadzwyczajne atencje dla żony! / chce wyjść / MARCELINA / zatrzymuje go / Dwa słowa, synu. Pragnę oczyścić się wobec ciebie: źle skierowane uczucie zrobiło mnie niesprawiedliwą wobec twej uroczej żony: posądziłam ją o zmowę z hrabią, mimo iż wiedziałam od Bazylia, że zawsze go odpychała. FIGARO Źle znasz swego syna, skoro przypuszczasz, iż mogły mieć nań wpływ kobiece poduszczenia. Najchytrzejszą wyzywam, czy potrafi mnie wywieść w pole. MARCELINA Szczęśliwy, kto zawsze tak mniema, mój synu; zazdrość… FIGARO …jest głupim dzieckiem pychy albo chorobą szaleńca. Ach, na tym punkcie, matko, mam filozofię… nie do zmącenia; jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, przebaczam jej z góry; długo się napracuje… / odwraca się i spostrzega Franusię szukającą kogoś / SCENA CZTERNASTA / Figaro, Franusia, Marcelina / FIGARO Ej… to kuzyneczka podsłuchuje nas! FRANUSIA O nie; powiadają, że to nieładnie. FIGARO To prawda; ale że zarazem użytecznie, mienia się często jedno za drugie. FRANUSIA Patrzyłam, czy ktoś tu jest. FIGARO Już fałszywa szelmeczka! Wiesz dobrze, że nie może tu być. FRANUSIA A kto taki? FIGARO Cherubin. FRANUSIA Nie jego szukam, wiem pysznie, gdzie jest; szukam siostrzyczki Zuzanny. FIGARO A czegóż kuzyneczka chce od niej? FRANUSIA Tobie, kuzynku, powiem. Chciałam… tylko oddać jej szpilkę. FIGARO Szpilkę! Szpilkę!… Od kogóż to, kuzyneczko? W swoim wieku praktykujesz już rzemiosło… opamiętywa się i powiada łagodnie Bardzo dobrze robisz, Franusiu, doskonale; jesteś, kuzyneczko, tak uprzejma… FRANUSIA Na kogo on się znów gniewa? Odchodzę… FIGARO / zatrzymując ją / Nie, nie, żartuję. Czekaj, czekaj… szpilka… prawda? Pan hrabia kazał ci oddać Zuzi? Zamknięty był nią liścik, który trzymał w ręku; widzisz, że wiem wszystko. FRANUSIA Po cóż zatem pytać, skoro pan wie? FIGARO / szukając w myśli / Tak… ciekaw byłem dowiedzieć się, w jaki sposób hrabia dał ci to zlecenie. FRANUSIA / naiwnie / Tak jak kuzyn powiedział: „Masz, Franusiu, oddaj tę szpilkę ślicznej kuzynce i powiedz tylko, że to pieczęć spod wielkich kasztanów”. FIGARO Wielkich… FRANUSIA Kasztanów. Prawda, dodał jeszcze: „Uważaj, żeby cię nikt nie spostrzegł”… FIGARO Trzeba być posłuszną, kuzyneczko; szczęściem, nikt cię nie widział. Spełń zatem pięknie zlecenie i nie mów nic ponadto, co pan hrabia kazał. FRANUSIA I czemuż miałabym mówić coś więcej? Ten kuzyn bierze mnie za dziecko. SCENA PIĘTNASTA / Figaro, Marcelina / FIGARO I cóż, matko? MARCELINA Cóż, synu? FIGARO / łapiąc oddech / No, to już!… Doprawdy, bywają rzeczy!… MARCELINA Bywają rzeczy! No i cóż takiego? FIGARO / z rękami na piersiach / To, com usłyszał, matko, trafiło mnie jak ołowiem. MARCELINA Więc to serce pełne wiary w siebie to był jedynie wzdęty balon? Wystarczyło nakłucia szpilki?… FIGARO / wściekły / Szpilki! Ależ, matko, to on podniósł tę szpilkę. MARCELINA / przypominając, co mówił przed chwilą / Zazdrość! „Och, na tym punkcie, matko, mam filozofię… nie do zmącenia i jeśli Zuzanna oszuka mnie kiedy, odpuszczam jej…”. FIGARO / żywo / Ech, matko! Człowiek mówi, jak czuje: każ najbardziej lodowatemu sędziemu bronić własnej sprawy, usłyszysz, jak zacznie wykładać paragrafy! Już się nie dziwię, że tak mu się nie podobał pomysł fajerwerku! Co do tej lalusi ze szpileczkami, dalszą ma, niż sądzi, drogę do swoich kasztanów! Jeśli sprawa małżeństwa zaszła dość daleko, aby usprawiedliwić mój gniew, to w zamian nie dosyć, abym nie mógł jej porzucić, a zaślubić innej!… MARCELINA Świetna konkluzja! Zniszcz wszystko dla prostego podejrzenia! Kto ci udowodnił, powiedz, że ona ciebie, a nie hrabiego chce wystrychnąć na dudka? Czyś wysłuchał jej zeznań, aby tak skazywać bez apelacji? Zali wiesz, czy przyjdzie pod te kasztany i w jakiej intencji? Co powie, co uczyni? Miałam cię za tęższego w sędziowskim procederze! FIGARO / całując jej rękę z zapałem / Ma słuszność mamusia; ma słuszność, zawsze słuszność! Ale przyzwólmy, mateczko, coś naszej naturze; człowiekowi lżej potem na sercu. Rozpatrzmy rzecz, nim zaczniemy oskarżać i sądzić. Wiem, gdzie się ma odbyć schadzka. Bądź zdrowa, matko. / wychodzi / SCENA SZESNASTA MARCELINA / sama / Bądź zdrów. I ja wiem także. Ułagodziwszy jego gniew, czuwajmy nad postępkami Zuzanny lub raczej ostrzeżmy ją; to takie śliczne stworzenie! Ach, kiedy interes osobisty nie zbroi nas wzajem przeciw sobie, zawsze jesteśmy gotowe wspierać naszą biedną uciśnioną płeć przeciw tym dumnym, straszliwym… śmiejąc się a mimo to nieco głupawym mężczyznom. / wychodzi / AKT PIĄTY / Scena przedstawia aleję kasztanową w parku; dwa pawilony, kioski lub altanki po prawej i lewej. W głębi polanka, na przodzie ławeczka darniowa. Na scenie ciemno. / SCENA PIERWSZA FRANUSIA / sama, trzymając w jednej ręce dwa biszkopty i pomarańczę, w drugiej zapaloną papierową latarnię / W altance na lewo, powiedział. To tu. Gdyby miał teraz nie przyjść, ladaco!… Te draby z kredensu nie chciały mi nawet dać pomarańczy i biszkoptów! „Dla kogóż to, moja panno?” — „Mówię panu, że dla kogoś”. — „Ho, ho! my już wiemy”. — „Więc gdyby nawet? Dlatego że hrabia nie chce go widzieć na oczy, ma już umierać z głodu?” Ba! Kosztowało mnie to tęgiego całusa w sam policzek!… Kto wie? On mi go może odda… spostrzega Figara, który się jej przygląda; wydaje krzyk Ach!… / ucieka i kryje się w altance po lewej / SCENA DRUGA / Figaro w wielkim płaszczu na ramionach, w kapeluszu z szerokim, opuszczonym rondem, Bazylio, Antonio, Bartolo, Gąska, Słoneczko, gromada lokajów i robotników / FIGARO / zrazu sam / Franusia! przebiega oczyma innych, w miarę jak nadchodzą, i mówi szorstko Dobry wieczór, panowie; dobry wieczór. Jesteście wszyscy? BAZYLIO Ci, którym kazałeś przyjść. FIGARO Która godzina mniej więcej? ANTONIO / spogląda w górę / Księżyc powinien by już wstać. BARTOLO Cóż za tajemnicze przygotowania? Mina istnego spiskowca! FIGARO / kręcąc się niespokojnie / Powiedzcie mi, czy nie na wesele zgromadziliście się w zamku? GĄSKA Za-apewne. ANTONIO Szliśmy właśnie do parku, aby czekać sygnału uroczystości. FIGARO Nie pójdziecie dalej, panowie; tutaj pod kasztanami trzeba nam wszystkim uczcić zacną narzeczoną, którą mam zaślubić, i wielkodusznego pana, który ją sobie upatrzył. BAZYLIO / przypominając sobie zdarzenia dnia / Aha, prawda, już jestem w domu. Chodźmy stąd, wierzcie; tu pachnie schadzką; opowiem wam resztę. GĄSKA / do Figara / Wró-ócimy później. FIGARO Skoro usłyszycie moje wołanie, zbiegnijcież się wszyscy; możecie okrzyknąć Figara za bajbardzo, jeśli wam nie pokażę ładnych rzeczy. BARTOLO Pamiętaj, że roztropny człek nie szuka zwady z wielkimi panami. FIGARO Pamiętam. BARTOLO Że już przez samo stanowisko mają przeciw nam zawsze cztery tuzy w ręku. FIGARO Nie licząc talentów, o których zapominasz. Ale pamiętaj też, iż człowiek, o którym wiedzą, że jest tchórzem podszyty, jest na łasce i niełasce każdego łajdaka. BARTOLO Doskonale. FIGARO I że ja mam na nazwisko Chwat, po czcigodnych przodkach mojej macierzy. BARTOLO Istny diabeł ten chłopak! GĄSKA I-istny! BAZYLIO / na stronie / Hrabia i Zuzanna porozumieli się beze mnie: nie mam nic przeciw temu, aby ich wykierować. FIGARO / do służby / A wy, hultaje, jak wam dałem rozkaz, iluminujcie natychmiast ogród lub — na tego czarta, którego chciałbym trzymać w garści — jeśli którego wezmę za kark!… / potrząsa Słoneczkiem / SŁONECZKO / umyka z krzykiem i płaczem / Au! au! au! Przeklęty brutal! BAZYLIO / odchodząc / Niech ci niebo da wszystko najlepsze, mości oblubieńcze! / wychodzą / SCENA TRZECIA FIGARO / sam; przechadzając się w ciemności, mówi tonem na wskroś posępnym / O kobieto, kobieto, kobieto! Słaba i zwodnicza istoto!… Żadne żyjące stworzenie nie może chybiać swemu instynktowi: twoim jest oszukiwać!… Tak uparcie odmawiała, kiedym nalegał w obecności pani; i oto w chwili gdy składa przysięgę, w samej pełni obrzędu… Śmiał się czytając, przewrotny! A ja jak ten głupiec!… Nie, panie hrabio, nie będziesz jej miał… Nie będziesz. Dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!… Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dość pospolity; gdy ja, do kata, zgubiony w lada jakiej ciżbie, jedynie aby istnieć, musiałem rozwinąć więcej talentów i rachuby, niż ich zużyto od stu lat, aby rządzić całą Hiszpanią. I ty chcesz walczyć… Idą… to ona… nie, nie ma nikogo. Noc czarna jak diabeł… I oto odgrywam tu głupią rolę męża, mimo że jestem nim tylko w połowie. siada Czy może być coś osobliwszego niż mój los? Syn nie wiadomo czyj, skradziony przez opryszków, wychowany w ich obyczaju, przykrzę sobie tę kompanię i pragnę się imać uczciwego życia: ba! Wszędzie mnie odtrącają! Uczę się chemii, farmacji, chirurgii: i cała protekcja wielkiego pana ledwie zdoła uzyskać, aby mi dano w rękę lancet konowała!… Zbrzydziwszy sobie dręczenie chorych bydląt rzucam się — biorąc wręcz przeciwne rzemiosło — na łeb na szyję w teatr: abym był sobie przywiązał kamień do szyi! Klecę komedię na tle współczesnych obyczajów. Jako autor hiszpański rozumiałem, iż mogę kpić bez skrupułu z Mahometa: natychmiast poseł… nie wiem już czyj? skarży się, że obrażam mymi wierszami Wysoką Portę, Persję, część półwyspu Indów, cały Egipt, królestwo Barka, Trypoli, Tunisu, Algieru i Maroka; i oto puszczono z dymem moją komedię dla spodobania się władcom mahometańskim, z których ani jeden, jak sądzę, nie umie czytać i którzy znęcają się nad naszym grzbietem, wołając nas *psami chrześcijańskimi*. Nie mogąc spodlić talentu, świat mści się, prześladując go. Policzki zaczęły mi się zapadać, zewsząd oblegały mnie terminy; ujrzałem z dala widmo ohydnego komornika, z piórem za peruką: z drżeniem zbieram resztkę sił. Wszczyna się dyskusja *o naturze bogactw*, że zaś nie trzeba znać rzeczy, aby o niej rozumować, tedy nie mając szeląga przy duszy, piszę traktat o wartości pieniędzy i czystym ich produkcie: i oto wnet widzę z głębi dorożki spuszczający się dla mnie zwodzony most turmy, u której wrót zostawiłem nadzieję i wolność. wstaje Jakże siada z powrotem chciałbym mieć w garści jednego z owych czterodniowych mocarzy, tak lekkich w rozdzielaniu katuszy! Kiedy niełaska spłukałaby trochę jego pychę, powiedziałbym mu… że głupstwa drukowane mają wagę jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg; że bez swobody krytyki nie ma zaszczytnej pochwały, że jedynie mali ludzie lękają się małych pisemek. siada z powrotem Sprzykrzywszy sobie żywienie niesławnego pensjonariusza, wypuszczono mnie wreszcie na ulicę: że zaś jeść obiad trzeba, choć się już nie siedzi w więzieniu, zacinam na nowo pióro i pytam naokół, o czym ludzie mówią. Dowiaduję się; iż podczas mych ekonomicznych wywczasów ustanowiono w Madrycie system wolności produktów rozciągający się nawet na płody pióra i że bylem nie wspominał o zwierzchności ani o religii, ani o moralności, ani o urzędnikach, ani o uprzywilejowanych stanach, ani o operze, ani o innych widowiskach, ani o nikim, kto z czymkolwiek ma coś do czynienia, wolno mi wszystko drukować swobodnie pod pieczą dwóch czy trzech cenzorów. Aby skorzystać z tej lubej swobody, zapowiadam pismo periodyczne i sądząc, iż nie wejdę do niczyjego ogródka, daję mu miano „Dziennik Bezużyteczny”. Tam do licha! Widzę, jak się podnosi przeciw mnie tysiąc żyjących z kałamarza nieboraków; zamykają mi pismo i otom znów bez zajęcia. Rozpacz mnie już ogarnia; ktoś zakrzątnął mi się o posadę, ale, nieszczęściem, miałem kwalifikacje: trzeba było rachmistrza, otrzymał ją tancmistrz. Pozostało mi już tylko kraść; puściłem się na banczek faraona; dopieroż, moi ludzie! zaczynają się kolacyjki, tak zwane *dobre towarzystwo* otwiera mi uprzejmie domy, zatrzymując dla siebie trzy czwarte zysku. Mogłem się odratować; zaczynałem rozumieć, że aby wyjść w świecie na swoje, lepiej być filutem niż mędrcem. Ale ponieważ każdy dokoła łupił, wymagając, abym był uczciwym, trzebaż było zginąć jeszcze i tym razem! Miałem już dość; postanowiłem rozstać się ze światem: dwadzieścia sążni wody miało mnie odeń oddzielić, kiedy dobrotliwy Bóg wrócił mnie do pierwotnego stanu. Podejmuję tedy dawny tobołek i pasek z angielskiej skóry; następnie, zostawiając na szerokim gościńcu dym głupcom, którzy się nim karmią, oraz wstyd, jako zbyt ciężki dla piechura, idę od miasta do miasta, goląc brody: nareszcie żyję bez troski. Wielki pan zjeżdża do Sewilli; poznaje mnie, pomagam mu do żeniaczki: w nagrodę, że dzięki mym staraniom posiadł swoją żonę, dobiera się do mojej! Stąd intrygi, burze… Bliski stoczenia się w przepaść, w chwili gdym miał zaślubić własną matkę, nagle odnajduję całą rodzinę. wstaje podrażniony Kłócą się: to ty, to on, to ja, to wy; nie, to nie my; eh! któż tedy, u diaska? osuwa się na ławkę O dziwny ciągu wypadków! W jaki sposób zdarzyło mi się to wszystko? Czemu to, nie co innego? Któż zawiesił te rzeczy nad mą głową? Zmuszony przebiegać drogę, na którą wszedłem, nie wiedząc o tym, świadom, że ją opuszczę bez własnej woli, umaiłem ją tylą kwiecia, na ile pozwoliła mi moja wesołość: a i to, mówię *moja wesołość*, nie wiedząc, czy ona jest bardziej moja niż co insze, ani co jest owo *ja*, które mnie zaprząta: bezkształtne skupienie nieznanych cząstek; później wątłe, bezrozumne stworzenie: swawolne zwierzątko; młodzieniec rwący się ku rozkoszy, użyciu, praktykujący wszystkie rzemiosła, aby istnieć; tu pan, tam sługa wedle kaprysu Fortuny! Ambitny z próżności, pracowity z potrzeby, ale leniwy… z rozkoszą! Mówca w razie niebezpieczeństwa; poeta dla wytchnienia; muzyk z konieczności; kochanek okresami w ataku szaleństwa; wszystkom widział, wszystkom robił, wszystkiegom użył. Później złudzenia rozwiały się: rozczarowany… Zuziu, Zuziu, Zuziu! Ileż ty mi cierpień zadajesz!… Słyszę kroki… nadchodzą. Oto moment. / cofa się w pierwszą kulisę po prawej / SCENA CZWARTA / Figaro, Hrabina w sukniach Zuzanny, Zuzanna w sukniach Hrabiny, Marcelina / ZUZANNA / po cichu do Hrabiny / Tak, Marcelina mówiła, że Figaro tu będzie. MARCELINA Toteż jest; mów ciszej. ZUZANNA Tak więc jeden słucha, a drugi ma przyjść na schadzkę. Zaczynajmy. MARCELINA Aby nie stracić słowa, skryję się w altanie. / wchodzi do kiosku, gdzie skryła się Franusia / SCENA PIĄTA / Figaro, Hrabina, Zuzanna / ZUZANNA / głośno / Pani drży! Czyżby z zimna? HRABINA / głośno / Wilgoć jest, już wrócę. ZUZANNA / głośno / Jeśli pani mnie nie potrzebuje, odetchnę nieco pod tymi drzewami. HRABINA / głośno / Zaziębisz się. ZUZANNA / głośno / Przyzwyczajona jestem. FIGARO / na stronie / Tak się zdaje! / Zuzanna cofa się blisko kulis, w stronę przeciwną tej, po której czai się Figaro / SCENA SZÓSTA / Figaro, Cherubin, Hrabia, Hrabina, Zuzanna; Figaro i Zuzanna, każde po przeciwnym krańcu, ku przodowi sceny / CHERUBIN / w stroju oficera, wbiega nucąc wesoło finał swej romancy / La, la, la, la. Dałbym życie i duszę dla mej pani przesłodkiej… HRABINA / na stronie / Pazik! CHERUBIN / zatrzymuje się / Ktoś tu chodzi; spieszmyż do mego schronienia, gdzie Franusia… Zawszeć to kobieta!… HRABINA / słuchając / Ha! Wielkie nieba! CHERUBIN / schyla się, wypatrując / Czy się mylę? Sądząc po tym wianku, który rysuje się w zmroku, zdaje się, że to Zuzia. HRABINA / na stronie / Gdyby Hrabia nadszedł!… / Hrabia ukazuje się w głębi / CHERUBIN / zbliża się i ujmuje za rękę Hrabinę, która się broni / Tak, to urocza dziewczyna, którą wołają Zuzia. Ha! Czyż mógłbym się omylić po miękkości tej rączki, po jej nagłym drżeniu, a zwłaszcza po biciu mego serca! / chce położyć sobie rękę Hrabiny na sercu; ona cofa rękę / HRABINA / cicho / Idź stąd! CHERUBIN Jeśli współczucie sprowadziło cię umyślnie w ten zakątek, gdzie jestem ukryty od dawna… HRABINA Figaro ma nadejść. HRABIA / podchodząc, na stronie / Czy to nie Zuzię widzę? CHERUBIN / do Hrabiny / Co mi Figaro! Wcale nie jego oczekujesz… HRABINA Kogóż więc? HRABIA / na stronie / Jest ktoś z nią. CHERUBIN Hrabiego, szelmeczko, który prosił cię o tę schadzkę dziś rano, kiedym przycupnął za fotelem. HRABIA / na stronie, z wściekłością / Znów ten paź piekielny! FIGARO / na stronie / Mówią, że nie trzeba podsłuchiwać! ZUZANNA / na stronie / Mały papla! HRABINA / do Cherubina / Zrób mi tę grzeczność i oddal się. CHERUBIN Nie wcześniej w każdym razie, aż uzyskam zapłatę mego posłuszeństwa. HRABINA / przestraszona / Cóż takiego?… CHERUBIN Najpierw dwadzieścia całusów na twój rachunek, a potem sto na rachunek twej pięknej pani. HRABINA Ty śmiałbyś?… CHERUBIN Ojej! Tak, śmiałbym. Ty zajmujesz jej miejsce przy ekscelencji; ja miejsce pana hrabiego przy tobie: najgłupszą rolę gra w tym Figaro. FIGARO / na stronie / A, obwieś! ZUZANNA / na stronie / Zuchwały jak paź. / Cherubin chce pocałować Hrabinę; Hrabia staje między nimi i odbiera pocałunek / HRABINA / pierzchając / Och, Nieba! FIGARO / na stronie, słysząc pocałunek / Byłbym zaślubił miłą lalusię!! / słucha / CHERUBIN / macając suknie Hrabiego, na stronie / To pan hrabia! / umyka do altany, gdzie schroniły się Franusia i Marcelina / SCENA SIÓDMA / Figaro, Hrabia, Hrabina, Zuzanna / FIGARO / zbliża się / Muszę… HRABIA / myśląc, że mówi do Cherubina / Skoro nie ponawiasz całusa… / wymierza policzek / FIGARO / który się nasunął, dostaje / Au! HRABIA …Porachowaliśmy się tedy z jednym. FIGARO / na stronie; oddala się, trąc policzek / Nie wszystkie zyski podsłuchu są miłe. ZUZANNA / śmiejąc się, po przeciwnej stronie / Cha! cha! cha! cha! HRABIA / do Hrabiny, którą bierze za Zuzannę / Osobliwy ten paź: dostaje tęgi policzek i zmyka pękając od śmiechu. FIGARO / na stronie / Pewnie, ma o co płakać!… HRABIA Ech, do kaduka! Nie mogę zrobić kroku… do Hrabiny Ale dajmy pokój tym głupstwom; zatrułyby całą radość naszej schadzki. HRABINA / udając głos Zuzanny / Czy spodziewał się pan… HRABIA Po twoim sprytnym bileciku! bierze ją za rękę Ty drżysz? HRABINA Zlękłam się. HRABIA Nie po to cię wziąłem za rękę, by cię pozbawić całusa. / całuje ją w czoło / HRABINA Panie hrabio! Ta śmiałość… FIGARO / na stronie / Szelma! ZUZANNA / na stronie / Urocza istota! HRABIA / ujmując żonę za rękę / Cóż za miła i delikatna skórka; jakże daleko hrabinie do tak ładnej rączki! HRABINA / na stronie / Co może uprzedzenie! HRABIA Czyż ona ma to jędrne i toczone ramię! Te ładne paluszki pełne powabu i sprytu? HRABINA / głosem Zuzanny / Zatem miłość… HRABIA Miłość… to tylko romans serca: rozkosz jest jego historią; ona sprowadza mnie do twych kolan. HRABINA Nie kocha już pan żony? HRABIA Bardzo; ale trzy lata czynią małżeństwo tak czcigodnym! HRABINA Czegóż pragnąłby pan u niej? HRABIA / pieszcząc ją / Tego, co znajduję w tobie, ślicznotko. HRABINA Ależ powiedz pan, proszę. HRABIA …Nie wiem; mniej jednostajności może; czegoś drażniącego, nieokreślonego, co stanowi urok: czasem odmowy; czy ja wiem? Żonom wydaje się, że robią wszystko, kiedy nas kochają; przyjąwszy to za pewnik, kochają nas, kochają (jeśli kochają), są tak uczynne i tak gotowe do ofiar, i zawsze, i bez ustanku, iż pewnego pięknego wieczora stajemy zdumieni, znajdując przesyt tam, gdzie szukaliśmy szczęścia. HRABINA / na stronie / Ha! Cóż za nauka! HRABIA W istocie, Zuziu, tysiąc razy przychodziło mi na myśl, że jeśli gdzie indziej upędzamy się za rozkoszą, której nie znajdujemy u nich, to dlatego że one nie dość studiują sztukę podsycania pragnień, odnawiania się, ożywiania, można rzec, czaru miłości urozmaiceniem. HRABINA / dotknięta / Zatem one powinny wszystko?… HRABIA / śmiejąc się / A mężczyzna nic? Czyż możemy zmienić bieg natury? Naszym zadaniem było je zdobyć; ich… HRABINA Ich?… HRABIA Ich — zatrzymać nas: nazbyt zapominają o tym. HRABINA Och, ja nie zapomnę. HRABIA Ani ja. FIGARO / na stronie / Ani ja. ZUZANNA / na stronie / Ani ja. HRABIA / ujmuje rękę żony / Echo jest tutaj, mówmy ciszej. Ty nie potrzebujesz o tym myśleć, ty, którą miłość uczyniła tak żywą i ładną! Przy odrobinie kaprysu będziesz najbardziej drażniącą kochanką! całuje ją w czoło Moja Zuziu, Kastylczyk ma tylko jedno słowo. Oto złoto, przyrzeczone na wykup straconego dobrowolnie prawa, które godzisz mi się zwrócić. Ale ponieważ wdzięk, jakim raczysz go zaprawić, jest bez ceny, dodaję jeszcze ten brylant: noś go na mą pamiątkę. HRABINA / z ukłonem / Zuzia przyjmie wszystko. FIGARO / na stronie / Większej szelmy nie było na świecie! ZUZANNA / na stronie / A to się sypie na nas! HRABIA / na stronie / Interesowna; tym lepiej. HRABINA / spogląda w głąb / Widzę pochodnie. HRABIA Gotują się na twoje wesele. Wejdźmy na chwilę do altany, pozwólmy im przejść. HRABINA Bez światła? HRABIA / pociągając ją lekko / Po cóż? Nie będziemy czytać. FIGARO / na stronie / Idzie, na honor! Domyślałem się. / zbliża się / HRABIA / obracając się, grubym, zmienionym głosem / Kto się tu błąka? FIGARO / z gniewem / Błąka? Umyślnie idzie. HRABIA / po cichu do Hrabiny / To Figaro! / ucieka / HRABINA Spieszę za panem. / wchodzi do kiosku po prawej, gdy Hrabia kryje się w parku w głębi / SCENA ÓSMA / Figaro; Zuzanna w ciemności / FIGARO / stara się wypatrzyć, dokąd idą Hrabia i Hrabina, którą bierze za Zuzannę / Nic już nie słychać; weszli: stało się. głosem zmienionym z podrażnienia Wy, niezgrabni żonkosie, którzy utrzymujecie szpiegów i kręcicie się miesiące całe koło podejrzenia, czemuż nie naśladujecie mnie? Od pierwszego dnia szpieguję żonę i podsłuchuję: w mgnieniu oka człowiek obznajmia się ze wszystkim: to cudowne, żadnych wątpliwości; wie, czego się trzymać. chodząc żywo Na szczęście nie dbam o to; zdrada jej w niczym mnie nie dotyka. Mam ich wreszcie! ZUZANNA / która zbliżyła się po cichu w ciemności, na stronie / Zapłacisz mi za swoje posądzenie. głosem Hrabiny Kto tam? FIGARO / z podrażnieniem / „Kto tam”? Ten, który chciałby z całego serca, aby zaraza zdusiła go przy urodzeniu… ZUZANNA / tonem Hrabiny / Ależ to Figaro! FIGARO / spogląda i mówi żywo / Pani hrabina! ZUZANNA Mów cicho. FIGARO / żywo / Ach, pani, jakże w porę niebo cię sprowadza. Jak pani sądzi, gdzie pan hrabia? ZUZANNA Cóż mnie obchodzi, niewdzięcznik! Powiedz mi… FIGARO / jeszcze żywiej / A Zuzanna, świeżo upieczona małżonka, jak pani myśli, gdzie jest? ZUZANNA Ależ mów ciszej! FIGARO / bardzo szybko / Ta Zuzia, którą wszyscy mieli za tak cnotliwą, która udawała niedotykalską! Tam siedzą zamknięci. Zwołam ludzi. ZUZANNA / zamykając mu usta ręką, zapomina odmienić głos / Nie wołaj! FIGARO / na stronie / To Zuzia! Goddam! ZUZANNA / tonem Hrabiny / Zdajesz się niespokojny. FIGARO / na stronie / Szelma! Chce mnie złapać. ZUZANNA Trzeba się nam zemścić, Figaro. FIGARO Czuje pani żywe pragnienie? ZUZANNA Nie byłabym kobietą! Ale mężczyźni mają sto sposobów po temu… FIGARO / poufale / Pani, jesteśmy sami, możemy mówić otwarcie. Kobiety mają jeden… ale ten jeden wart jest wszystkich naszych. ZUZANNA / na stronie / Spoliczkowałabym go! FIGARO / na stronie / Byłoby bardzo ucieszne, gdyby przed ślubem… ZUZANNA Ale cóż warta taka zemsta, jeśli nie jest zaprawiona odrobiną miłości? FIGARO Wszędzie, gdzie pani jej nie widzisz, bądź pewna, iż szacunek ją przesłania. ZUZANNA / dotknięta / Nie wiem, czy myślisz szczerze, ale nie mówisz przekonywająco. FIGARO / z komicznym zapałem; na kolanach / Ach, pani, ubóstwiam cię. Weź pod uwagę czas, miejsce, okoliczności i niech uraza twoja uzupełni wdzięk, którego nie staje mej prośbie. ZUZANNA / na stronie / Ręka mnie świerzbi. FIGARO / na stronie / Serce mi bije. ZUZANNA Ależ, Figaro, czyś pomyślał?… FIGARO Tak, pani hrabino, pomyślałem. ZUZANNA …że gniew i miłość… FIGARO …nie znoszą odwłoki… Ta rączka… ZUZANNA / swoim głosem; dając mu policzek / Oto jest. FIGARO Ha! Czarci! Co za policzek! ZUZANNA / daje mu drugi / Co za policzek! A ten? FIGARO Au! qu'es aquò? Tam do kaduka! Czy to dziś deszcz policzków? ZUZANNA / bije go przy każdym zdaniu / A! qu'es aquo? Zuzanna; masz za swoje posądzenia; za swoją zemstę, za zdradę, za swoje sposoby, swoje zniewagi i zamiary. To jest miłość? Powtórz jeszcze, coś mówił rano? FIGARO / śmieje się, wstając / Santa Barbara! tak, to jest miłość. O radości, o rozkoszy, o szczęśliwy po stokroć Figaro! Bij, ukochana, bij bez wytchnienia. Ale kiedy pocętkujesz mi całe ciało, spojrzyj łaskawie, o Zuziu, na najszczęśliwszego z ludzi, jakiemu kiedykolwiek kobieta wygarbowała skórę. ZUZANNA Najszczęśliwszego! Ty ladaco! Bałamuciłeś hrabinę tak kusząco, że, doprawdy, zapominając sama siebie już miałam ulec na jej rachunek. FIGARO Mogłemż nie poznać twego ślicznego głosu? ZUZANNA / śmiejąc się / Poznałeś? Ha! Jakże się zemszczę? FIGARO Wytłuc porządnie i chować urazę to już zbyt kobiece! Ale powiedz mi, jakim szczęsnym cudem widzę cię tutaj, kiedy mniemałem, że jesteś z nim, i w jaki sposób ten strój, który mnie zmylił, stwierdza twoją niewinność… ZUZANNA Ech, głuptas z ciebie, dać się wziąć w pułapkę zastawioną dla innego! Czy to nasza wina, jeśli chcąc chwycić jednego lisa złapałyśmy dwóch? FIGARO Któż więc chwyta drugiego? ZUZANNA Własna żona. FIGARO Żona? ZUZANNA Żona. FIGARO / z szaloną uciechą / Ha! Figaro, powieś się, nie odgadłeś tej sztuki. Jego żona? O, dwanaście i piętnaście tysięcy razy sprytne samiczki! Zatem pocałunki w tej altanie… ZUZANNA Odebrała hrabina. FIGARO A całusy pazia? ZUZANNA / śmiejąc się / Pan hrabia. FIGARO A tam, za fotelem? ZUZANNA Nikt. FIGARO Jesteś pewna? ZUZANNA / śmiejąc się / Figaro, ej! pamiętaj o deszczu policzków. FIGARO / całuje jej ręce / Klejnoty istne trzymam. Ale ten jeden od hrabiego był z dobrego kruszcu. ZUZANNA Dalej, pyszałku, ukórz się! FIGARO / czyniąc równocześnie wszystko, co mówi / Masz rację: na kolanach, zgięty, pochylony, rozpłaszczony na ziemi… ZUZANNA / śmiejąc się. / Och, biedny hrabia! Ileż trudu sobie zadał… FIGARO / wstając / Dla zdobycia własnej żony! SCENA DZIEWIĄTA / Hrabia wchodzi głębią i idzie prosto ku altanie po prawej; Figaro, Zuzanna / HRABIA / do siebie / Próżno szukam jej w gaiku, schroniła się może tutaj. ZUZANNA / cicho do Figara / To on. HRABIA / otwierając altanę / Zuziu, jesteś? FIGARO / po cichu / Szuka jej, a ja myślałem… ZUZANNA / po cichu / Nie poznał… FIGARO Dorżnijmy go, chcesz? / całuje ją w rękę / HRABIA / odwraca się / Mężczyzna u nóg hrabiny?… Ha! Jestem bez broni. / zbliża się / FIGARO / wstaje, odmieniając głos / Daruj pani, nie pamiętałem, że ta zwykła nasza schadzka wypada na porę wesela. HRABIA / na stronie / To ten, który siedział w alkierzu dziś rano. FIGARO / jak wyżej / Ale nie może być, aby tak głupia przeszkoda opóźniła chwile naszego szczęścia. HRABIA / na stronie / Ha! Śmierć! Piekło! Szatani! FIGARO / prowadząc ją do altany, po cichu / Klnie. głośno Spieszmy, pani, i nagródźmy sobie krzywdę, jaką nam wyrządzono dziś rano, kiedy musiałem skakać oknem. HRABIA / na stronie / Ha! Wszystko się odsłania! ZUZANNA / blisko altany po lewej / Nim wejdziemy, zobacz, czy nikt nas nie śledzi. / Figaro całuje ją w czoło / HRABIA / krzyczy / Pomsty! / Zuzanna ucieka do altany, gdzie weszli Franusia, Marcelina i Cherubin / SCENA DZIESIĄTA / Hrabia, Figaro / Hrabia chwyta za ramię Figara FIGARO / udając gwałtowne przerażenie / Mój pan! HRABIA / poznając go / Ha! Zbrodniarzu, to ty! Hola! Ludzie! Jest tam kto? SCENA JEDENASTA / Pedrillo, Hrabia, Figaro / PEDRILLO / w butach z ostrogami / Wasza dostojność! Znajduję go wreszcie. HRABIA Pedrillo, doskonale. Jesteś sam? PEDRILLO Prosto z Sewilli, co koń wyskoczy. HRABIA Zbliż się tu i krzycz, co masz siły! PEDRILLO / krzycząc na całe gardło / O paziu ani słychu. Oto papiery. HRABIA / odtrąca go / Ech, głupiec! PEDRILLO Wasza dostojność kazała mi krzyczeć. HRABIA / wciąż trzymając Figara / Na ludzi! Hej, jest tam kto! Nikt nie słyszy? Chodźcie tu wszyscy! PEDRILLO Jest nas dwóch: Figaro i ja; cóż może się stać waszej dostojności? SCENA DWUNASTA / Ciż sami, Gąska, Bartolo, Bazylio, Antonio, Słoneczko, cały orszak weselny z pochodniami / BARTOLO / do Figara / Jak widzisz, na pierwszy sygnał… HRABIA / ukazując altanę po lewej / Pedrillo, pilnuj mi tych drzwi. / Pedrillo staje pod drzwiami / BAZYLIO / cicho do Figara / Schwyciłeś go z Zuzanną? HRABIA / ukazując Figara / A wy wszyscy, moi wasale, otoczcie mi tego człowieka: odpowiadacie zań gardłem. BAZYLIO Cha! cha! HRABIA / wściekły / Milcz! do Figara lodowato Mój rycerzu, czy raczysz odpowiedzieć na moje pytania? FIGARO / zimno / Ba! I któż mógłby mnie zwolnić od tego, ekscelencjo? Pan hrabia panujesz tu nad wszystkimi, wyjąwszy nad samym sobą. HRABIA / powściągając się / Wyjąwszy nad samym sobą! ANTONIO Dobrze powiedziane! HRABIA / powściągając gniew / Nie, jeżeli coś jeszcze mogło pomnożyć mój gniew, to zimna krew, jaką ten łotr udaje. FIGARO Czy my jesteśmy żołnierze, którzy dają się zabijać za sprawy, których nie znają? Ja, kiedy się złoszczę, lubię wiedzieć o co. HRABIA / odchodząc od zmysłów / O wściekłości! powściągając się Uczciwy człowieku, który udajesz nieśmiałość, czy raczysz przynajmniej powiedzieć, co za damę przed chwilą wpuściłeś do altany? FIGARO / złośliwie, ukazując przeciwległą altanę / Do tej? HRABIA / żywo / Nie, do tej. FIGARO / zimno / To inna sprawa. Jest to młoda osoba, która zaszczyca mnie szczególną łaską. BAZYLIO / zdziwiony / Cha! cha! HRABIA / żywo / Słyszycie, panowie? BARTOLO / zdziwiony / Słyszymy. HRABIA / do Figara / A czy ta młoda osoba ma jakie inne obowiązki, które by ci były wiadome? FIGARO / zimno / Wiem, iż pewien wielki pan zaszczycał ją jakiś czas swymi względami; ale czy że ją zaniedbał, czy też ja przypadłem jej do smaku więcej niż ktoś godniejszy kochania, dziś woli mnie. HRABIA / żywo / Woli… powściągając się Przynajmniej jest szczery! Bo to, co on wyznaje, panowie, słyszałem, przysięgam wam, z ust jego wspólniczki. GĄSKA / zdumiony / Wspó-ólniczki!! HRABIA / z wściekłością / Zatem skoro hańba jest publiczna, trzeba, by pomsta była nią również. / wchodzi do altany / SCENA TRZYNASTA / Ciż sami prócz Hrabiego / ANTONIO Słusznie mówi. GĄSKA / do Figara / Któ-óż tedy wziął drugiemu żo-onę? FIGARO / śmiejąc się / Nikt nie miał tego szczęścia. SCENA CZTERNASTA / Ciż sami, Hrabia, Cherubin / HRABIA / ukryty w altanie, ciągnąc kogoś, kogo jeszcze nie widać / Wszystkie wysiłki daremne; zgubiona pani jesteś, godzina twoja nadeszła! wychodzi nie patrząc Cóż za szczęście, że żaden owoc nienawistnego związku… FIGARO / wykrzykuje / Cherubin! HRABIA Mój paź? BAZYLIO Cha! cha! HRABIA / nieprzytomny z wściekłości; na stronie / Wszędzie ten paź diabelski! do Cherubina Co robiłeś w altanie? CHERUBIN / trwożliwie / Kryłem się, jak mi pan hrabia kazał. PEDRILLO Warto było zajeżdżać konia! HRABIA Wejdź, Antonio; przyprowadź przed jej sędziego bezwstydną, która mnie zniesławiła. GĄSKA Pa-ani hra-abiny ekscelencja ta-am szuka? ANTONIO Do paralusza! Jest tedy dobra Opatrzność; tyleś się pan tego napraktykował w okolicy… HRABIA / wściekły / Właźże! / Antonio wchodzi / SCENA PIĘTNASTA / Ciż sami z wyjątkiem Antonia / HRABIA Zobaczycie, panowie, że paź nie był sam. CHERUBIN / trwożliwie / Los mój byłby zbyt okrutny, gdyby jakaś tkliwa dusza nie złagodziła jego goryczy. SCENA SZESNASTA Ciż sami, Antonio, Franusia ANTONIO / ciągnąc za rękę kogoś, kogo jeszcze nie widać / Niechże pani idzie, nie trzeba się dać prosić, skoro wiadomo, że pani tu weszła. FIGARO / wykrzykuje / Kuzyneczka! BAZYLIO Cha! cha! HRABIA Franusia! ANTONIO / obraca się i woła / Do kaduka, jaśnie panie, co za koncept, żeby mnie wybierać dla pokazania kompanii, że to moja dziewucha narobiła całego bigosu! HRABIA / wzburzony / Któż mógł wiedzieć, że ona tam jest? / chce wejść do altany / BARTOLO / zastępując / Pozwól, panie hrabio, to zaczyna być niejasne. Ja mam zimniejszą krew. / wchodzi / GĄSKA A to mi spra-awa trochę za bardzo za-awikłana. SCENA SIEDEMNASTA / Ciż sami, Marcelina / BARTOLO / mówiąc wewnątrz i wychodząc / Nie lękaj się, pani, nie zrobi ci nic złego, ręczę. odwraca się i krzyczy Marcelina! BAZYLIO Cha! cha! FIGARO / śmiejąc się / Cóż za szaleństwo, mama też? ANTONIO Coraz lepiej! HRABIA / wzburzony / Co mi to wszystko! Hrabina… SCENA OSIEMNASTA / Ciż sami, Zuzanna z twarzą zasłoniętą wachlarzem / HRABIA …A, oto wychodzi. chwyta ją gwałtownie za ramię Jak sądzicie, panowie, czego warta jest nikczemna… / Zuzanna pada na kolana, ze spuszczoną głową / Nie, nie! / Figaro pada na kolana z drugiej strony; Hrabia silniej / Nie, nie! / Marcelina pada na kolana na wprost Hrabiego; Hrabia coraz silniej / Nie, nie! / Wszyscy padają na kolana, z wyjątkiem Gąski / / Hrabia oszalały / Choćby was było i sto! SCENA DZIEWIĘTNASTA / Ciż sami, Hrabina wychodzi z drugiej altany / HRABINA / pada na kolana / Niechże ja dopełnię liczby. HRABIA / patrząc na Hrabinę i Zuzannę / Ha! Co widzę? GĄSKA / śmiejąc się / Dalibóg, to pa-ani. HRABIA / chce podnieść Hrabinę / Jak to, ty, hrabino? błagalnie Jedynie wspaniałomyślne przebaczenie… HRABINA / śmiejąc się / Ty, hrabio, powiedziałbyś na moim miejscu: „Nie, nie”; ja zaś po raz trzeci dzisiaj przebaczam bez warunków. / wstaje / ZUZANNA / wstaje / I ja. MARCELINA / wstaje / I ja. FIGARO / wstaje / I ja: jest echo tutaj. / wszyscy wstają / HRABIA Echo!! Chciałem bawić się z nimi w chytrość, a oni potraktowali mnie jak dziecko. HRABINA / śmiejąc się / Nie żałuj tego, hrabio. FIGARO / otrzepując kolana kapeluszem / Taki dzionek jak dziś to dobra szkółka dla przyszłego ambasadora. HRABIA / do Zuzanny / Ten bilecik zapięty szpilką?… ZUZANNA Pani hrabina go podyktowała. HRABIA Należy się jej odpowiedź. / całuje rękę Hrabiny / HRABINA Każdy dostanie, co mu się należy. / daje sakiewkę Figarowi, a diament Zuzannie / ZUZANNA / do Figara / Jeszcze jeden posag. FIGARO / podrzucając sakiewkę w ręce / To trzeci. Ten było ciężko zdobyć. ZUZANNA Jak nasze małżeństwo. SŁONECZKO A podwiązkę panny młodej dostanę? HRABINA / zrywa wstążkę, którą zachowała na łonie, i rzuca ją na ziemię / Podwiązkę? Była przy sukniach Zuzi; masz. / drużbowie chcą spierać się o nią / CHERUBIN / zwinniejszy, chwyta z ziemi i woła / Ten, który chce ją mieć, ze mną się wprzód rozprawi. HRABIA / śmiejąc się, do Cherubina / Ale, ale, mój ty drażliwy jegomościu: cóż ci się zdało tak wesołego w policzku, któryś oberwał przed godziną? CHERUBIN / dobywając do połowy szpady / Ja, panie pułkowniku? FIGARO / z komicznym gniewem / Otrzymał go na mojej fizjonomii: oto, jak możni wymierzają sprawiedliwość. HRABIA / śmiejąc się / Ty? Cha! cha! cha! cha! Cóż ty powiadasz na to, droga hrabino! HRABINA / budzi się z zamyślenia i powiada z czułością / Ach tak, drogi hrabio… I na całe życie, bez chwili zapomnienia, przysięgam. HRABIA / uderzając Gąskę po ramieniu / A pan, don Gąsior, jakież twoje zdanie? GĄSKA O tym, co-o widzę, panie hrabio? Na ho-onor, co do mnie, nie wiem, co powiedzieć: o-oto mój sposób myślenia. WSZYSCY RAZEM Pięknie osądzone! FIGARO Byłem biedny, pogardzano mną. Okazałem nieco talentów, rzuciła się na mnie zawiść. Przy pięknej żonie i majątku… BARTOLO / śmiejąc się / Serca będą się cisnąć do ciebie hurmem. FIGARO Czy podobna? BARTOLO Znam ludzi. FIGARO / kłaniając się widzom / Wyjąwszy żoną i majątkiem, wszystkim innym służę z miłą chęcią. / przygrywka do wodewilu / WODEWIL BAZYLIO Trzy posagi, smaczna brzana, Cóż chcieć więcej, jakem żyw? O pazika czy tam pana Głupiec chyba byłby krzyw; Łacińska prawda uznana Dobrze mówi, wierzcie mi: FIGARO / śpiewa / Wiem… Gaudeant bene nati. BAZYLIO / śpiewa / Nie… Gaudeant bene nanti. ZUZANNA Że mąż zdradza swą połowę, Każdy mu tym bardziej rad; Żonka niech postrada głowę, „Gwałtu!” — krzyczy cały świat; Skąd różnice są takowe? Mam powiedzieć? To nie traf! Silniejszy jest twórcą praw… FIGARO Piotr zazdrośnik, sztuka szczwana, Iżby w domu spokój miał, Kupił srogiego brytana, Co na wszystkich: hau! hau! hau! „Brysiu, cyt! Puść swego pana!…” Gach rzemiosło dobrze zna: Sam Piotrowi sprzedał psa… HRABINA Jedna, choć nie kocha męża, Dba o czci niestarty blask; Druga, tkliwsza na szept węża, Mężowi nie szczędzi łask; Wierzcie, cnota ta zwycięża, Która strzegąc własnych lic O drugich nie sądzi nic… HRABIA Parafianka, tam do kata! Z sercem nieczułym jak głaz, Licha starań to odpłata; Wiwat dama z górnych klas! Na kształt bitego dukata Stempel z władcy wziąwszy rąk Wszystkim wiernie służy w krąg… MARCELINA Jedno pewne jest: to matka, Co nam życia dała chrzest; Wszystko inne, et, zagadka, Miłości to sekret jest. FIGARO / podejmuje melodię / Stąd, wiadomo, rzecz nierzadka, Palcem mógłbym wskazać wam: Syn — brylant, choć ojciec cham… Różnie ludzi los obdarza: Królem ten, pastuchem ów; Traf różnicę całą stwarza, *Duch* ją zatrzeć może znów; Tysiąc królów z ołtarza Śmierci zmiótł wszechmocny gest: Wolter nieśmiertelny jest… CHERUBIN Płci urocza, ty zwodnico, Źródło naszych mąk i bied: Każdy klnie cię, lży — no i co? Każdy do cię wraca wnet; Parter twoją jest siostrzycą: Ten, co niby gardzi nim, Dałby krew za pochwał dym… ZUZANNA Jeśli utwór ten szalony Nauczką wam trąci zbyt, Przez wzgląd na miłe androny Darujcie rozsądku zgrzyt; Tak natury głos tajony Do swych celów w pragnień czas Przez rozkosz prowadzi nas… GĄSKA Ot, panowie, ko-omedyja W bu-udzie prze-edstawiona tej Wiernie ży-ycie wam odbija Ludku, co dziś słu-ucha jej: Krzywdzą go: gwałt, wrzaski, chryja; A w końcu z tych wszy-ystkich burz Kropnie pio-osenkę — i już!… / OGÓLNY BALET / Beaumarchais o Weselu Figara Nieboszczyk książę Conti, zacnej i patriotycznej pamięci (wymawiając głośno jego imię słyszy się dźwięk starego słowa: „ojczyzna”), rzucił mi publiczne wyzwanie, abym wystawił na scenie mą przedmowę do Cyrulika, zabawniejszą, powiadał, od samej sztuki, i abym pokazał w niej rodzinę Figara wspomnianą w tej przedmowie. „Wasza Dostojność — odparłem — gdybym wprowadził jeszcze raz Figara, musiałbym go pokazać starszym i, co za tym idzie, wytrawniejszym: dopieroż by się zaczęły hałasy; kto wie, czy ujrzałby w ogóle światło dzienne?” Mimo to przez szacunek przyjąłem wyzwanie; napisałem ten Szalony dzień, dziś przedmiot tumultu. Książę pierwszy raczył zobaczyć sztukę. Był to człowiek wielkiego charakteru, pan w każdym calu, umysł wyniosły i szlachetny: otóż, mamż wyznać? rad był ze mnie. Ale jakąż pułapkę, niestety, zastawiłem naszym krytykom, chrzcząc komedię czczym mianem Szalonego dnia. Było wprawdzie moim zamiarem odjąć jej nieco wagi; ale nie wiedziałem jeszcze, do jakiego stopnia zmiana godła może sprowadzić na manowce. Gdybym zostawił właściwy tytuł, brzmiałby: *Mąż-uwodziciel*. Dałem im nowy trop: pościg gonił mnie innym śladem. Ale ta nazwa: Szalony dzień, oddaliła ich o sto mil; ujrzeli w dziele już tylko to, czego w nim nigdy nie będzie. Ta przyostra uwaga o łatwości zmylenia tropu donioślejsza jest, niżby kto mniemał. Gdyby zamiast Grzegorz Dyndała Molier nazwał swój dramat *Niedorzeczne parantele*, byłby nim przyniósł o wiele więcej korzyści; gdyby Regnard swego Spadkobiercę nazwał *Karą bezżenników*, sztuka byłaby nas przyprawiła o drżenie. To, co on zrobił bez myśli, ja uczyniłem z intencją. Ale jakiż piękny rozdział można by napisać o sądach ludzkich i o moralności teatralnej! Rozdział, który by można zatytułować: *O znaczeniu afisza*. Jak bądź się rzeczy miały, Szalony dzień został pięć lat w tece. Aktorzy wiedzieli o nim, wydarli mi go wreszcie. Czy uczynili dobrze, czy źle dla siebie, można się było przekonać. Czy że trudność odtworzenia tej sztuki pobudziła ich współzawodnictwo, czy że uczuli wraz z publicznością, iż aby trafić jej do smaku, trzeba nowych wysiłków, nigdy równie trudnej sztuki nie odegrano tak świetnie. Jeżeli autor (jak osądzono) został poniżej siebie, nie ma za to ani jednego aktora, którego by reputacji dzieło to nie ustaliło, nie wzmogło lub nie potwierdziło. Ale wróćmy do jego czytania, do przyjęcia przez aktorów. Na skutek przesadnych pochwał po lekturze wszyscy zapragnęli poznać sztukę. Trzeba by mi było narażać się codziennie na sprzeczki i urazy lub też ustępować naleganiom. Od tej chwili również możni wrogowie autora nie omieszkali ogłosić na dworze, iż w dziele tym, które zresztą jest „stekiem głupstw”, autor obraża religię, rząd, społeczeństwo, obyczaje; że cnota jest w nim pohańbiona, a zło tryumfuje: „jak można się było domyślać” — dodawali. Jeśli poważni panowie, którzy tylekroć to powtarzali, zrobią mi ten zaszczyt, aby przeczytać niniejszą przedmowę, ujrzą bodaj, że cytuję wiernie i ściśle; mieszczańska zaś uczciwość moich cytatów tym bardziej uwydatnia dostojną nieścisłość ich własnych. Tak więc w Cyruliku wstrząsnąłem jedynie państwem; w tej nowej próbie, bezecniejszej i bardziej buntowniczej, burzę je rzekomo od fundamentów do stropu. Nie ma już nic świętego (mówili), o ile to dzieło ma wejść na scenę. Uprzedzano władze za pomocą najpodstępniejszych donosów; szczuto wpływowe korporacje; straszono lękliwe damy; tworzono mi wrogów po zakrystiach: ja zaś, stosownie do ludzi i do okoliczności, odpierałem niską intrygę bezgraniczną cierpliwością, niewzruszonym szacunkiem, uporczywą powolnością; argumentami wreszcie, rozsądkiem, o ile chciano im dać ucha. Walka trwała cztery lata. Dodajcie je do pięciu lat, które sztuka spoczywała w tece: cóż zostaje z aluzji, jakich silą się dopatrywać w mym dziele? Niestety! Kiedy je pisałem, wszystko, co dziś rozkwita, ani kiełkowało jeszcze: to był zgoła inny świat! Przez te cztery lata walki żądałem tylko jednego cenzora; dano mi ich pięciu czy sześciu. Cóż ujrzeli w tej sztuce, przedmiocie takiej nagonki? Najniewinniejszą intryżkę pod słońcem. Magnata hiszpańskiego zakochanego w dziewczynie, którą chce uwieść; wysiłki, jakie młoda oblubienica, narzeczony jej i żona magnata jednoczą, aby unicestwić zamiary absolutnego pana, któremu stanowisko, majątek i hojność dają w ręce wszystkie środki. Oto wszystko, nic więcej. Macie całą sztukę jak na dłoni. Skąd te przeraźliwe krzyki? Stąd, iż miast ścigać jedną tylko przywarę, jak: gracza, pyszałka, skąpca lub obłudnika, co by mu ściągnęło na kark jedną tylko kastę wrogów, autor skorzystał z lekkiej kompozycji lub raczej pokierował swój plan tak, aby wprowadzić weń krytykę mnóstwa nadużyć toczących społeczeństwo. Ale ponieważ w oczach oświeconego cenzora nie stanowi to jeszcze skazy dzieła, wszyscy aprobując je domagali się prawa sceny. Trzebaż więc było je ścierpieć; i wówczas możni tego świata ujrzeli ze zgorszeniem Sztukę, w której z zuchwalstwem iście niesłychanem Bronić własnej małżonki sługa śmie przed panem! M. Gudin Och, jak żałuję, iż z tego na wskroś moralnego tematu nie ułożyłem krwawej tragedii. Wkładając sztylet w rękę obrażonego małżonka (którego nie byłbym z pewnością ochrzcił Figarem!) kazałbym mu w zazdrosnym szale dostojnie zasztyletować możnego rozpustnika. Ponieważ pomściłby swój honor w potoczystych aleksandrynach i ponieważ mój zazdrośnik, co najmniej wódz armii, byłby rywalem jakiegoś bardzo okropnego tyrana władającego haniebnie nad nieszczęsnym ludem, wszystko to, bardzo odległe od naszych obyczajów, nie byłoby, sądzę, zraniło nikogo; krzyknięto by: „Brawo! Bardzo moralne dzieło!”. Bylibyśmy ocaleni, ja i mój nieokrzesany Figaro. Ale ja miałem zamiar zabawić po prostu mych ziomków, a nie wyciskać strumień łez ich połowicom. Występnego kochanka zrobiłem dzisiejszym paniczem, hojnym, dość rozwiązłym, nawet nieco hulaką, ot, jak inni panowie dzisiejsi. Ale co można powiedzieć w teatrze o wielkim panu bez obrażenia wszystkich, jeśli nie skarcić lekko zbytek jego płochości? Czyż to jest wada, której się sami zapierają? Widzę już, jak wielu z nich rumieni się skromnie (o, szlachetny wysiłek!), przyznając, że mam słuszność. Chcąc tedy osądzić mego panka, okazałem wszelako ten wielkoduszny szacunek, iż nie użyczyłem mu żadnej z przywar gminu. Powiecie, że nie mogłem był tego uczynić i że byłoby to pogwałceniem wszelkiego prawdopodobieństwa? Zatem, skoro nie uczyniłem, zapiszcie to na dobro mej sztuki. Wada nawet, o którą go obwiniam, nie wywołałaby komicznego starcia, gdybym w przystępie dobrego humoru nie przeciwstawił mu arcywygi, prawdziwego Figara, który broniąc Zuzanny jako swej prawnej własności równocześnie drwi sobie z zamiarów pana i oburza się bardzo uciesznie, iż ten ośmiela się walczyć na spryt z nim, Figarem, mistrzem w tego rodzaju szermierce. Tak więc z dość żywej walki między nadużyciem i potęgą, zdeptaniem zasad, hojnością, sposobnością, wszystkim, co pokusa ma najwymowniejszego, i tym, co — z drugiej strony — temperament, spryt, zdeptana ambicja mogą przeciwstawić temu atakowi, rodzi się w mojej sztuce zabawna gra. Mąż-uwodziciel, nękany, skłopotany, raz po raz wytropiony i wystrychnięty na dudka, musi trzy razy w ciągu dnia paść do nóg żony, która — dobra, pobłażliwa i czuła — przebacza w końcu; jak w życiu! Cóż w tym morale tak nagannego, panowie? Czy wydaje się on wam nieco lekki, jak na powagę, z którą tu przemawiam? Więc oto macie nieco surowszy, który rani wasze oczy w mym dziele, mimo żeście go nie szukali: a to, iż wielki pan, dość rozpustny, aby chcieć poddać swym kaprysom wszystko, co odeń zawisłe, aby igrać na swoich terytoriach z wstydem młodych poddanek, musi, jak mój hrabia, stać się w końcu pośmiewiskiem własnej służby. I to autor wyraził bardzo silnie, skoro w piątym akcie Almawiwa, wściekły, sądząc, iż pognębi niewierną żonę, wskazuje ogrodnikowi altanę, wołając: „Wejdź, Antonio; przyprowadź przed jej sędziego bezwstydną, która mnie zniesławiła”. Ten zaś odpowiada: „Do paralusza. Jest tedy Opatrzność na świecie! Tyleś pan się tego napraktykował w okolicy, trzebaż było, aby przyszła pańska kolej…”. Ten głęboki morał bije z całego dzieła; gdyby przystało autorowi wykazywać przeciwnikom, że poprzez swą silną lekcję posunął szacunek dla godności winnego dalej, niż można się było spodziewać po energii jego pędzla, zwróciłbym ich uwagę, że hrabia Almawiwa, raz po raz paraliżowany w swoich zamysłach, jest w oczach widzów wciąż upokorzony, nigdy zbezczeszczony. W istocie, gdy hrabina uciekła się do podstępu, aby oślepić jego zazdrość w zamiarze zdradzenia męża, wówczas stawszy się winną sama, nie mogłaby zgiąć do swych stóp małżonka, nie poniżając go w naszych oczach. Gdyby zbrodnicze intencje żony stargały czcigodny węzeł, można by zarzucić autorowi, iż kreśli skażone obyczaje; w przedmiocie bowiem obyczajów sąd wasz tyczy się zawsze kobiet; nie cenicie mężczyzn na tyle, aby w tej delikatnej sprawie wymagać od nich równie wiele. Ale hrabina jest nader odległa od tego szpetnego zamiaru; niezłomnym faktem jest, że nikt nie chce oszukać hrabiego; jedynie przeszkodzić, aby on nie oszukiwał wszystkich. *Czystość pobudek* ratuje tutaj *środki*; przez to samo, że hrabina chce jeno odzyskać męża, wszystkie jego konfuzje są niewątpliwie bardzo moralne, a żadna nie jest hańbiąca. Iżby ta prawda wyraźniej biła w oczy, autor przeciwstawia temu niezbyt skrupulatnemu mężowi najcnotliwszą z żon — i z natury, i z zasad. Kobietę tę, opuszczoną przez nazbyt kochanego męża, w jakiejż chwili pokazuje waszym oczom? W chwili krytycznej, gdy życzliwość dla miłego dzieciaka, jej chrzestnego syna, może się stać niebezpieczna, o ile ona sama dopuści, aby słuszna uraza zyskała nad nią zbyt wiele władzy. Jeśli autor stawia ją na chwilę w walce z rodzącą się skłonnością, groźną dla obowiązku, to aby tym lepiej uwydatnić jej szczerą miłość tego obowiązku. Och, jakąż broń ukuto z tej lekkiej intryżki, aby nas obwinić o nieskromność! Uznajecie w tragedii, że wszystkie królowe, księżniczki żywią płomienne namiętności i zwalczają je mniej lub więcej skutecznie; ale nie znosicie, aby w komedii pospolita kobieta walczyła przeciw najlżejszej słabości! O, przemożny wpływie afisza! Pewny i odpowiedzialny sądzie! Skoro odmieniono rodzaj, ganicie tutaj to samo, czemuście tam przyklaskiwali. A przecie w obu wypadkach zasada jest ta sama: nie ma cnoty bez ofiary. Co nam się podoba w hrabinie, to że widzimy ją w otwartej walce, tak przeciw rodzącej się skłonności, jak przeciw słusznej urazie. Wysiłki, jakich dokłada, aby odzyskać niewiernego męża, oświetlają najkorzystniej podwójną ofiarę, jaką czyni ze swej skłonności i ze swego gniewu. Nie trzeba się zastanawiać ani chwili, aby przyklasnąć jej tryumfowi; jest ona wzorem cnoty, chwałą swej płci, a rozkoszą naszej. Jeśli ta filozofia uczciwości scenicznej, jeśli ta tryumfalna zasada obyczajności teatralnej nie uderzyła naszych sędziów na przedstawieniu, próżno siliłbym się tutaj rozwijać jej konsekwencje. Stronniczy trybunał nie słucha obwinionego, którego z góry chce zgubić; mojej zaś hrabiny nie postawiono przed sąd całego narodu: sądzi ją jedynie komisja. Czemu Zuzanna, sprytna pokojóweczka, zręczna i roześmiana, ma również prawo do sympatii? Bo, nagabywana przez potężnego uwodziciela, z większą wymową pokus, niż trzeba zazwyczaj, aby pokonać prostą dziewczynę, nie waha się zwierzyć zamysłów hrabiego dwóm osobom najbardziej mającym powód czuwać nad jej postępkami: swej pani i swemu narzeczonemu. W całej roli, bodaj najdłuższej z całej sztuki, nie ma ani jednego zdania, słowa, które by nie oddychało rozsądkiem i miłością obowiązku: jedyny podstęp, na jaki sobie pozwala, to na rzecz swej pani, która umie cenić jej przywiązanie i która sama żywi jeno uczciwe zamysły. Czemu w zuchwalstwach swoich wobec hrabiego Figaro bawi mnie miast oburzać? Bo w przeciwieństwie do zwykłych ról lokajów nie jest (i wiecie o tym) szpetnym charakterem komedii. Widząc go, jak w walce z silniejszym musi odpierać zniewagę zręcznością, przebaczamy mu wszystko, skoro wiemy, że walczy ze swym panem na chytrość jedynie po to, aby chronić przedmiot swej miłości i ocalić swą własność. Zatem prócz hrabiego i jego zauszników każdy czyni tam mniej więcej to, co powinien. Jeśli wyciągacie ujemne wnioski o moich bohaterach stąd, że jedni mówią źle o drugich, to wielki błąd. Patrzcież na nasze najwytworniejsze towarzystwo: toć życie całe spędza na tym zajęciu! Do tego stopnia zgoła przyjęte jest szarpać nieobecnych, że ja, który bronię ich zawsze, słyszę często pomruki: „Czart, nie człowiek: jaki on nieznośny! Mówi dobrze o wszystkich!”. Może wreszcie gorszy was mój pazik? (…) Kochany przez wszystkich, żywy, psotny i postrzelony jak wszystkie dzieci bystre, raz po raz swoją ruchliwością miesza niechcący występne zamiary hrabiego. To dziecię natury. Wszystko, co widzi, wyraża się w drgnieniach jego serca; może nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze mężczyzną: oto moment, jaki wybrałem, aby pozyskać dlań sympatię, nie zmuszając nikogo do rumieńca. Niewinne uczucia, jakie go nurtują, udzielają się wszystkim dokoła. Powiecie, że to, co budzi, to miłość? To złe słowo, panowie cenzorzy. Jesteście zbyt światli, aby nie wiedzieć, że miłość, bodaj najczystsza, dąży do czegoś: nie kocha się tedy Cherubina; czuje się, że kiedyś będzie się go kochało. Tę właśnie myśl w wesołej formie włożył autor w usta Zuzanny, kiedy mówi miłemu dzieciakowi: „Och, za parę lat, przepowiadam, wyrośnie z ciebie największe małe ladaco pod słońcem…”. Aby uwydatnić jeszcze ten charakter dziecięctwa, zaznaczyliśmy umyślnie, że Figaro go *tyka*. Czy przypuszczacie, iż w dwa lata później sługa pałacowy ośmieliłby się na to? Patrzcież pod koniec sztuki na naszego pazika; ledwie wdział mundur oficera, już sięga do szpady za pierwszym żarcikiem hrabiego z powodu qui pro quo z policzkiem. Będzie chwat z naszego urwisa! Ale dziś to tylko dziecko, nic więcej. Ale czy to osoba pazia, czy też własne sumienie zadaje magnatowi udrękę za każdym razem, kiedy autor każe się im spotkać? Zwróćcie uwagę na to spostrzeżenie: może was skierować na dobry ślad; lub raczej poznajcie z niego, iż dziecię to wprowadzono na scenę, aby podkreślić jeszcze morał, pokazując, że największego tyrana domowego, z chwilą gdy nosi się z występnymi zamiarami, może doprowadzić do rozpaczy istota najmniej ważna, ten, który najbardziej obawia się znaleźć na jego drodze. Tak więc w tym dziele każda ważna rola ma jakiś cel moralny. Jedyna, która zdaje mu się chybiać, to rola Marceliny. Winna dawnego zbłąkania, którego Figaro jest owocem, powinna by, mówią, czuć się ukarana bodaj hańbą występku, w chwili gdy poznaje syna. Autor mógł wydobyć morał głębszy: wedle obyczajów, które chce poprawić, błąd uwiedzionej dziewczyny jest winą mężczyzn, nie jej. Czemuż tego nie zrobił? Kiedy Molier dość upokorzył kokietkę czy ladacznicę z Mizantropa publicznym odczytaniem jej listów do wszystkich kochanków, zostawia ją splugawioną pod ciosami, jakie jej zadał. Ma słuszność, i cóż by z nią począł? Jest występna z własnego wyboru i chęci: doskonale pocieszona wdowa, modnisia dworska, niemająca nic na usprawiedliwienie swych błędów, plaga zacnego człowieka; autor wydaje ją naszej wzgardzie i taki jest jego morał. Co do mnie, przedstawiając szczere wyznanie Marceliny w chwili niespodziewanego poznania, ukazałem tę kobietę upokorzoną w obliczu Bartola, który ją odtrąca, i Figara, ich wspólnego syna, ściągającego uwagę publiczną na prawdziwych winowajców nierządu, w jaki wciąga się bez litości wszystkie dziewczyny z ludu, obdarzone ładną buzią. A wy, obojętni poczciwcy, którzy bawicie się wszystkim, nie przechylając się na żadną stronę; wy, skromne i nieśmiałe kobietki, którym podoba się mój Szalony dzień (jeśli podejmuję jego obronę, to jedynie, aby usprawiedliwić wasz smak), skoro usłyszycie gdzie jednego z owych mądralów, jak krytykuje ogólnikowo sztukę, jak wszystko gani, nie wskazując niczego palcem, jak krzyczy, zwłaszcza na nieobyczajność, przyjrzyjcie się mu dobrze, wywiedzcie się o jego pozycję, stan, charakter, a zgadniecie natychmiast, jakie słówko uraziło go w mym dziele. Każdy czuje chyba, że nie mówię o szumowinie literackiej, która sprzedaje swoje biuletyny lub artykuły od sztuki. Tacy jak wielebny Bazylio mogą spotwarzać; *gdyby nawet tylko obmawiali, nikt by im nie uwierzył*. Jeszcze mniej mam na myśli owych bezecnych gryzipiórków, którzy nie znaleźli innego sposobu nasycenia swej wściekłości (wobec tego, iż skrytobójstwo jest zbyt niebezpieczne), jak tylko rzucać spod pułapu bezecne wiersze przeciw autorowi, gdy na scenie grają jego sztukę. Wiedzą, że ich znam; gdybym miał zamiar ich nazwać, uczyniłbym to głośno w Ministerstwie Publicznym; dość im kary, że musieli się tego obawiać; to starczy dla mej zemsty. Ale nikt sobie nie wyobrazi, jak wysoko oni zdołali skierować podejrzenia publiczności z przyczyny tak podłego epigramu! Podobni są w tym nędznym szarlatanom jarmarcznym, którzy, aby dodać powagi swym miksturom, obwieszają orderami i wstęgami obraz, który im służy za godło. Nie; cytuję tutaj naszych wścibskich, którzy draśnięci, nie wiadomo dlaczego, krytykami rozsianymi w dziele, silą się mówić o nim źle, nie przestają się cisnąć na moje Wesele. Jest to dość ucieszna rzecz widzieć ich w teatrze w bardzo zabawnym kłopocie, kiedy nie mogą okazać zadowolenia ani gniewu; wysuwają się na przód loży, gotowi drwić z autora, i cofają się natychmiast, aby ukryć cień uśmiechu; porwani werwą wiejącą ze sceny i natychmiast zachmurzeni pędzlem moralisty. Za najlżejszym rysem wesołości udają smutno zdziwionych, robią niezręczne podrygi, udając wstydliwość i spoglądają kobietom prosto w oczy z wyrzutem, iż cierpią takie zgorszenie; następnie, podczas gromkich oklasków, rzucają na publiczność wzgardliwe spojrzenia, którymi ją miażdżą; wciąż gotowi wołać do parteru, jak ów molierowski laluś, który, oburzony powodzeniem Szkoły żon, wołał z balkonu: „Śmiejcież się, chamy, śmiejcież się!”. Zaiste, przednia to zabawa i kosztowałem jej nie jeden raz. To mi przypomina co innego. Podczas pierwszego spektaklu Szalonego dnia oburzano się w korytarzach na to, co nazywano dowcipnie *moim zuchwalstwem*. Jakiś impetyczny staruszek, zniecierpliwiony tymi krzykami, uderzył laską o podłogę i rzekł odchodząc: „Francuzi są jak dzieci: drą się, kiedy ich myją”. Miał olej w głowie ten staruszek! Można było zapewne lepiej się wyrazić, ale lepiej myśleć — wątpię. Wobec tej intencji ganienia wszystkiego, można pojąć, że najtrafniejsze rysy tłumaczono opacznie. Czyż nie słyszałem sto razy, jak szmerek biegł po lożach po tej odpowiedzi Figara: HRABIA Reputacja opłakana! FIGARO A jeślim więcej wart od niej? Czy dużo wielkich panów mogłoby to samo powiedzieć o sobie? Otóż ja twierdzę, że nie ma ich, nie może ich być, chyba rzadkim wyjątkiem. Człowiek mało znany może być więcej wart niż jego reputacja, która jest tylko *cudzym mniemaniem*. Ale jak głupiec na wysokim stanowisku wydaje się dwa razy głupszy, bo nie może nic utaić, tak samo wielki pan, obsypany godnościami, którego majątek i ród pomieściły na świeczniku i który wchodząc w świat ma za sobą wszystko, wart jest prawie zawsze mniej niż jego reputacja, o ile zdoła ją zepsuć. Czyż twierdzenie tak proste i tak dalekie od sarkazmu powinno było wywołać szmer? Jeśli aluzja wydaje się dotkliwa magnatom niedbałym o swą sławę, jak może zranić tych, którzy zasługują na szacunek? Jakaż maksyma padająca ze sceny snadniej może posłużyć za hamulec możnym tego świata i zastąpić naukę tym, którzy nie raczą przyjmować nauk od nikogo? „Nie iżby trzeba było zapominać (powiedział pewien poważny pisarz; i tym chętniej go cytuję, ile że jestem jego zdania), nie iżby trzeba było zapominać — mówi — co się należy wysokiemu stanowisku; słuszna jest, przeciwnie, aby przywilej urodzenia najmniej ze wszystkich podawano w wątpliwość. To darmo otrzymane dobrodziejstwo, owoc czynów, cnót i zasługi przodków, nie może ranić miłości własnej tych, którym go los odmówił. Gdyby w monarchii usunąć pośrednie stopnie, za daleko byłoby od monarchy do poddanych: niebawem ujrzałoby się jedynie despotę i niewolników. Utrzymanie drabinki od prostego rolnika aż do potentata leży jednako w interesie wszystkich stanów i jest może najsilniejszą podporą monarchicznego ustroju”. Ale któż to przemawiał w ten sposób? Kto składał to credo szlachectwa, od którego sądzą mnie tak dalekim? Piotr Augustyn Caron de Beaumarchais, broniąc na piśmie przed parlamentem w Aix w roku 1778 doniosłej i poważnej kwestii, która miała niebawem rozstrzygnąć o honorze pewnego szlachcica i jego własnym. Dzieło, którego bronię, nie zaczepia stanów, ale *nadużycia każdego stanu*: jedynie ludzie, którzy się ich dopuszczają, mają powód się oburzać. Oto przyczyna hałasów. Jakże to? Czyżby nadużycia stały się tak święte, że nie można żadnego zaczepić, aby nie spotkać dwudziestu obrońców? Sławny adwokat, czcigodny sędzia czy posuną się aż tak daleko, aby się utożsamiać z obroną Bartola lub wyrokiem Don Guzmana-Gąski? Słowa Figara o niegodnym nadużywaniu obrony za naszych czasów („to znaczy poniżać najszlachetniejszą instytucję”) wskazały, jak wysoko stawiam szlachetne rzemiosło adwokata; a szacunku mego dla sądownictwa nikt nie zechce podejrzewać, skoro będzie wiadomo, skąd czerpałem swą naukę, i skoro przeczytacie następujący ustęp, również zaczerpnięty z pewnego moralisty, który mówiąc o sędziach wyraża się tak: „Któryż zamożny człowiek chciałby za nader skromne honorarium wykonywać to straszliwe rzemiosło? Wstawać o czwartej rano, aby codziennie udawać się do trybunału i zajmować się tam wedle przepisanej formy sprawami niedotyczącymi go osobiście? Znosić bez ustanku nudę natrętów, przykrość nalegań, gadulstwo obrońców, monotonię posiedzeń, znużenie i napięcie uwagi konieczne do wydania wyroku? Któż zgodziłby się na to, gdyby nie uważał, że to pracowite i uciążliwe życie dostatecznie opłacone jest czcią i szacunkiem publicznym? A ten szacunek, czyż to jest co innego niż sąd ogółu, który jeśli tak wysoko stawia dobrych sędziów, w tym samym stosunku odnosi się z najwyższą surowością do złych”. Któryż to pisarz dawał mi takie nauki? Pomyślicie, że to znowuż Piotr Augustyn. Odgadliście: to on w roku 1773, w czwartym Memoriale, broniąc do upadłego swej smutnej egzystencji zaczepionej przez rzekomego sędziego. Szanuję tedy jawnie to, co każdy winien poważać, a potępiam, co może być szkodliwe. — Ale w tym Szalonym dniu miast podkopywać nadużycia pozwala pan sobie na swobody bardzo naganne; twój monolog zwłaszcza zawiera na temat ludzi pokrzywdzonych losem uwagi przechodzące granice swawoli. — Ech! czyż mniemacie, panowie, że ja miałem jakiś talizman, aby zwieść, omamić, spętać cenzurę i władzę, kiedy im przedkładałem swoje dzieło? Że nie musiałem usprawiedliwić tego, com ośmielił się napisać? Cóż mówi Figaro, gdy przemawia do człowieka wypadłego z łaski? „Że głupstwa drukowane mają znaczenie jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg”. Czyż to jest tak niebezpieczna prawda? Czemuż nie poniechać tych dziecinnych i nużących inkwizycji dających dopiero wagę temu, co nie miałoby jej nigdy? Gdyby, jak w Anglii, władze umiały traktować głupstwa ze wzgardą, która je zabija, wówczas miast wychodzić ze śmietniska, gdzie się wylęgły, gniłyby tam w zarodku i nie rozprzestrzeniałyby się. Mnoży takie pisemka słabość, która się ich lęka; przyczynia się do ich sprzedaży głupota, która je ściga. I jak konkluduje Figaro? „Iż bez swobody i krytyki nie istnieje pochlebna pochwała i że jedynie mali ludzie obawiają się małych pisemek”. Czy to są karygodne zuchwalstwa, czy też zachęta do cnoty? Zamach na moralność czy też maksymy głęboko przemyślane, równie sprawiedliwe jak ożywcze? Przypuśćcie, że są one owocem wspomnień. Jeśli zadowolony z obecności autor przez swą krytykę przeszłości czuwa nad przyszłością, kto ma prawo się uskarżać? I jeżeli — nie wskazując czasu, miejsca ani osób — otwiera przy pomocy sceny drogę dla pożądanych reform, czyż nie osiąga swego celu? Wróćmy do Szalonego dnia. Pewien pan, który ma dowcip, ale go nadto oszczędza, powiadał mi jednego wieczora: — Niech mi pan wytłumaczy, jeśli łaska, czemu w pańskiej sztuce jest tyle zdań niedbałych i nie pańskiego stylu? — Mego stylu, łaskawy panie? Gdybym, na nieszczęście, miał jaki, starałbym się zapomnieć o nim, pisząc komedię. Nie znam nic gorszego w teatrze niż owe mdłe malowidła, gdzie wszystko jest niebieskie, wszystko różowe, gdzie wszystko jest *autorem* bez względu na jego wartość. Skoro przedmiot mnie opanuje, tworzę w wyobraźni wszystkie figury i stawiam je w danej sytuacji. „Myśl o sobie, Figaro, hrabia przeniknął twoją grę. — Umykaj, Cherubinie, natknąłeś się na jego dostojność. — Och, pani hrabino, cóż za nierozwaga… znając gwałtowność męża!..”. Co powiedzą, nie wiem; zajmuje mnie to, co *zrobią*. Skoro się raz rozgrzeją, piszę pod ich dyktandem, pewny, że mnie nie oszukują; że poznam Bazylia, który nie posiada ciętości Figara ani grandezzy hrabiego, ani słodyczy hrabiny, ani wesołości Zuzanny, ani pustoty pazia, a zwłaszcza żadne z nich nie ma wzniosłości don Guzmana-Gąski. Każdy przemawia swoim językiem: niechże bóg Naturalności broni ich, by mieli mówić innym! Zwracajmy tedy uwagę jedynie na ich myśli, a nie na to, czym powinien był użyczyć im swego stylu. …nie jestem wrogiem moich wrogów. Mówiąc wiele złego o mnie, nie zaszkodzili mej sztuce; o ile tylko czuli tyle radości w szarpaniu jej, ile ja miałem przyjemności w jej pisaniu, nikt by nie poniósł szkody. Nieszczęście w tym, że oni się nie śmieją; nie śmieją się na mej sztuce, ponieważ nikt się nie śmieje na ich produkcjach. Znam amatorów, którzy mocno schudli od powodzenia Wesela: darujmy ich gniewom! Widzimy przeto morał w całości i w szczegółach płynący falą niezmąconej wesołości; żywy dialog, którego swoboda zasłania włożoną weń pracę. Jeśli autor dołączył do tego intrygę łatwą i kryjącą artyzm pod samym artyzmem; intrygę, która splata się i rozplata bez ustanku poprzez mnóstwo komicznych sytuacji, urozmaiconych obrazów, podtrzymujących bez znużenia uwagę publiczności przez trzy i pół godziny (czas widowiska: odwaga, o którą nikt dotąd się nie pokusił): cóż zostaje biednym złośnikom, których wszystko to gniewa? Napadać, ścigać autora potokiem obelg słownych, pisemnych, drukowanych; co też czyniono bez wytchnienia. Wyczerpali wszystko — aż do oszczerstwa, aby mnie zgubić wobec wszystkich czynników decydujących we Francji o spokoju obywatela. Szczęściem, sztuka moja jest dostępna oczom narodu, który od długich dziesięciu miesięcy widzi ją, sądzi i ocenia. Dać ją grać póty, póki będzie bawiła, to jedyna zemsta, na jaką sobie pozwoliłem. Nie piszę tego dla obecnych czytelników: opis zła nazbyt znanego nie wzrusza; ale za osiemdziesiąt lat wyda ona swoje owoce. Autorowie owych czasów porównają swój los z naszym; nasze dzieci dowiedzą się, za jaką cenę wolno było bawić ich ojców. …Ale skoro przyrzekłem krytykę własnej sztuki, trzeba mi wypełnić zadanie. Na ogół wielkim jej brakiem jest to, „że pisałem ją bez zdolności obserwacji, że nie ma w niej nic z realnych stosunków i że nie przypomina w niczym obrazu społeczeństwa; obyczaje jej, podłe i skażone, nie mają nawet tej zalety, aby były prawdziwe”. Oto cośmy czytali niedawno w pięknej drukowanej rozprawie, ułożonej przez zacnego człowieka, któremu, aby zostać miernym pisarzem, brak jedynie nieco talentu. Ale pomijając jego mierność, ja, który nie posługiwałem się nigdy krzywym i krętym sposobem, za pomocą którego zbir udając, że nie patrzy w tę stronę, wsuwa sztylet pod żebro, godzę się z tym panem. Przyznaję, iż po prawdzie poprzednie pokolenie wielce było podobne do mej sztuki; przyszłe również będzie podobne; ale co się tyczy obecnego, zgoła nie ma podobieństwa! Nie spotkałem nigdy ani męża uwodziciela, ani magnata rozpustnika, ani chciwego dworaka, ani niesprawiedliwych i tępych sędziów, ani adwokata szermującego obelgami, ani miernot pchających się w górę, ani nikczemnie zawistnego tłumacza. I jeśli czyste dusze, które nie poznają bynajmniej siebie w tym zwierciadle, złoszczą się na sztukę i szarpią ją bez wytchnienia, czynią to jedynie przez szacunek dla swoich dziadów i przez tkliwość dla wnuków. Mam nadzieję, że po tym oświadczeniu zostawią mnie w spokoju; i — SKOŃCZYŁEM. Przełożył Tadeusz Żeleński (Boy) Wypowiedzi na temat Wesela Figara Wesele Figara to najbardziej dowcipna sztuka, jaką kiedykolwiek napisano. Olśniewa na kształt fajerwerku. Autor naruszył w niej wszystkie reguły dramatu, co nie przeszkadza nam przez cztery pełne godziny słuchać jej z niesłabnącym zainteresowaniem. (…) Komedia ta nie zejdzie z repertuaru, będzie często wznawiana i będzie zawsze bawić. Mam wrażenie, że wielcy panowie wykazali brak taktu i umiaru, chodząc do teatru, aby ją oklaskiwać: w ten sposób wymierzyli sobie sami policzek, śmiali się z samych siebie i co gorsza — pobudzali do śmiechu innych. Pożałują tego kiedyś. Pamiętniki baronowej d'Oberkich (1784) Wesele Figara od samego początku odniosło olbrzymi sukces. Powodzenie to, bynajmniej nieprzelotne, zawdzięcza sztuka przede wszystkim samej koncepcji, równie szalonej, jak nowej i oryginalnej. Intryga, łatwa do uchwycenia, obfituje jednak w niezliczone sytuacje w równym stopniu dowcipne jak niespodziewane. Korespondencja literacka Grimma (1784) Figaro jest najlepszym wcieleniem literackim Francuza — dlatego też urodził się w Paryżu. Ma zasadnicze cechy charakteru i umysłowości paryżanina: krzykliwą wesołość fanfarona na co dzień, ale konieczną powagę w momentach decydujących; kpiarz z niego nie lada, ale kpiarz o czułym sercu; bardzo przywiązany do swoich praw, czasami — do swego pana; kochający pieniądze, ale jeszcze bardziej możność wygarnięcia każdemu, co o nim myśli; najczęściej przekorny, rzadko — oszukiwany, nigdy — głupi; umysł wykwintny z drobną domieszką rubaszności; umiejący trafiać celnie niewinnymi żarcikami, z których Paryż zbuduje kiedyś barykady — to właśnie Figaro, najcudowniejszy i najniesforniejszy z paryskich urwisów. A poza tym najlepszy chłopak na świecie. E. Linhilac, Beaumarchais i jego dzieło (1887) Zarówno Cyrulik sewilski, jak Wesele Figara odniosły wspaniałe zwycięstwo na deskach teatru — to prawdziwe arcydzieła. I jeżeli w czasach Beaumarchais'go ludzie wykształceni nie mogli się zdecydować na wydanie sądu o nich, lud ocenił je w lot. W tych intryżkach podlanych sosem hiszpańskim rozpoznał od pierwszego wejrzenia Francję, autora i orzekł, że to „swój człowiek”. Nie powiedział: „To wielki człowiek”, ale zdawał sobie sprawę, że ten rzekomy cyrulik potrafi niejednemu osmalić wąsy. J. J. Brousson, artykuł w „Nowościach literackich” (9. V 1931) Wesele Figara w Polsce Jeszcze zanim Beaumarchais napisał dwie swoje najlepsze sztuki teatralne Wesele Figara i Cyrulika sewilskiego, słynny pisarz francuski Bernardin de Saint-Pierre po przeczytaniu znakomitych Memoriałów napisał, że stawia je na równi z Molierem, a Wolter pisze w jednym z listów: „Radzę panu Beaumarchais, aby swe pamflety wystawił na scenie”. Nerw sceniczny i poczucie dramatyczne autora Wesela Figara były bardzo wyczulone i nawet jego pamflety miały w sobie tak wiele napięcia dramatycznego, że można by je zakwalifikować do wystawienia na scenie. Nic więc dziwnego, że utwory Beaumarchais'go były znane w całej Europie, a muzykę do jego najwybitniejszych dzieł: Wesela Figara i Cyrulika sewilskiego, skomponowali najwybitniejsi kompozytorzy owego czasu Wolfgang Amadeus Mozart i Gioacchino Rossini. Komedia Wesele Figara jest nie tylko najlepszym utworem dramatopisarstwa francuskiego XVIII wieku, ale można ją uważać za najwybitniejsze dzieło europejskiej literatury dramatycznej wieku Oświecenia. Nic więc dziwnego, że Wesele Figara jeszcze nawet przed ukazaniem się w druku we Francji (1784 r.) krążyło w rękopisie wśród arystokratycznych miłośników teatru w Warszawie, rozmiłowanych w literaturze francuskiej. Sam król Stanisław August, protektor sceny polskiej, interesuje się głośno tą sztuką, o której wiele mówiono w stolicy Polski, a którą król Ludwik XVI nazwał „rzeczą obrzydliwą, nie do grania, która w żadnym wypadku nie powinna być wystawiona”. Mimo interwencji królowej Marii Antoniny i wpływowych ludzi z otoczenia króla wystawienie sztuki zostało zakazane we Francji. W liście z 4 listopada 1783 r. Karolina de Nassau, z domu Gozdzka, pisze z Paryża do króla Stanisława Augusta: „Mamy tu kilka nowych sztuk, z których parę zasługuje, aby je Wasza Królewska Mość przeczytał, między innymi komedia Wesele Figara… skoro tylko będzie drukowana albo będzie można dostać manuskrypt, pozwolę sobie przesłać ją Waszej Królewskiej Mości wraz z tekstami muzycznymi”. Karolina Gozdzka, wojewodzianka podlaska, po rozwodzie z marszałkiem litewskim księciem Januszem Sanguszką, poznała w Paryżu księcia Karola de Nassau-Siegen, wydziedziczonego syna panującego księcia jednego z mniejszych państewek niemieckich. Książę Karol de Nassau, typowy awanturnik XVIII wieku, waleczny żołnierz i lew salonowy, owiany sławą egzotycznych podróży, fantastycznych polowań i walecznych bojów w służbie francuskiej, chciał podreperować swą nadwątloną fortunę przez małżeństwo z bogatą i ekscentryczną magnatką polską. Piękna i bogata Karolina Gozdzka prowadziła w Paryżu dom na wielką skalę i zdołała już poważnie nadszarpnąć swój wielki majątek. Ale była to partia jeszcze nie do pogardzenia, jeżeli się weźmie pod uwagę, że prócz klejnotów, kosztowności i wyprawy miała 75 000 dukatów posagu. Toteż waleczny książę de Nassau poprosił o rękę pięknej wojewodzianki. Ślub odbył się w Warszawie 14 września 1780 roku w zamkowej kaplicy. Pannę młodą prowadził do ołtarza sam król Stanisław August, a biskup Naruszewicz z okazji tego ślubu napisał odę poświęconą nowożeńcom. Księstwo de Nassau na Aleksandrii, dzielnicy położonej obok ulicy Oboźnej i Sewerynowa, rozpoczęli budowę pałacu, na razie zaś wyjechali z powrotem do stolicy Francji. Książę de Nassau otrzymał polskie szlachectwo; znany był w Polsce jako książę Denassów, a pałac jego warszawianie przezwali Dynasami. Adam Mickiewicz wspomina o nim w Panu Tadeuszu. Księstwo de Nassau dobrze znali Beaumarchais'go, który przez pewien czas zarządzał finansami awanturniczego księcia. Między księciem de Nassau, jego małżonką a znakomitym komediopisarzem francuskim zadzierzgnął się bliższy stosunek i księstwo żywo interesowali się losami Wesela Figara; książę de Nassau brał udział w próbach tej sztuki w Komedii Francuskiej na jesieni 1781 roku. Gdy zakaz króla uniemożliwił wystawienie Wesela Figara w teatrze paryskim, hrabia Vaudreuil postanowił ją wystawić w swoim zamku Gennevilliers. Aktorami mieli być arystokraci, którzy grali w amatorskim teatrze hrabiego. Książę de Nassau po powrocie z Hiszpanii, gdzie walczył z Anglikami na Gibraltarze, udaje się na to przedstawienie, które odbyło się 26 września 1783 roku w obecności kwiatu arystokracji francuskiej i towarzystwa paryskiego z hrabią d'Artois i panią de Polignac. Królowa miała również być obecna na przedstawieniu, ale choroba nie pozwoliła jej opuścić Paryża. Po powrocie do Polski w połowie 1784 roku książę de Nassau i jego małżonka postanowili wystawić sztukę Beaumarchais'go Wesele Figara w swoim pałacu na Dynasach. Przez długi czas odbywają się próby i wreszcie w liście z dnia 15 grudnia 1785 roku książę de Nassau donosi autorowi Wesela Figara do Paryża o wystawieniu przez niego tej sztuki w Warszawie. „Utrzymują tu — pisze książę de Nassau do Beaumarchais'go — że jako świadek dziesięciu przeszło prób, przy których asystowałem zawsze u boku autora, powinienem go tu zastąpić, biorąc za wzór jego postępowanie z aktorami Komedii Francuskiej. Widzi Pan, drogi Beaumarchais, że rola moja nie należy do najłatwiejszych, toteż nie pretenduję do odegrania jej równie dobrze, jak hrabina Tyszkiewiczowa, którą poznałeś u mnie w Paryżu, odegra rolę hrabiny Almawiwa. Żonie mojej powierzono partię Zuzi, a Zofia, która bardzo urosła, wywiązuje się znakomicie z roli pazika. Figaro — to pan de Maisonneuve, którego grę cechuje mniejszy chłód, a nie mniejsza inteligencja niż grę Denincourta. Hrabią Almawiwa jest pan W[oyna], który nosi się godnie, posiada wszystkie warunki zapewniające trafne odtworzenie tej postaci. Król bywa na próbach i interesuje się poziomem gry; powiedział wczoraj przy kolacji: «Dałbym wiele, żeby przyjechał tu dziś pan Beaumarchais». Rozumie się, że przyklasnęliśmy mu oboje z żoną”. Książę de Nassau w swym liście do Beaumarchais'go z dnia 15 grudnia 1785 r. podał dokładny spis osób biorących udział w pierwszym przedstawieniu warszawskim Wesela Figara. Prócz małżeństwa de Nassau w przedstawieniu występował szambelan Franciszek Woyna, który wspólnie ze stolnikiem koronnym Fryderykiem Moszyńskim z polecenia króla sprawował opiekę nad teatrem w Warszawie, brał udział w amatorskich przedstawieniach i tłumaczył sztuki dramatyczne. Szambelan Franciszek Woyna był właśnie tą osobą, która do teatru wprowadziła Wojciecha Bogusławskiego. Rolę hrabiny Almawiwa odegrała hetmanowa Konstancja Tyszkiewiczowa, córka księcia Andrzeja Poniatowskiego, siostra księcia Józefa Poniatowskiego, marszałka Polski i Francji. Joseph de Maisonneuve, który w sztuce grał rolę Figara — to słynny w warszawskich kołach towarzyskich kapitan francuski, inicjator i organizator wielu przedstawień amatorskich, wytworniś, który warszawskiej młodzieży arystokratycznej dawał wzór paryskiego modnisia. Kim była Zosia, której powierzono rolę pazika w warszawskim przedstawieniu Wesela Figara — nie wiadomo. Jak wynika z listu księcia de Nassau do Beaumarchais'go, przedstawienie Wesela Figara na Dynasach odbyło się w końcu grudnia 1785 r. Sztukę grano w języku francuskim. W dotychczasowej literaturze o warszawskim wystawieniu Wesela Figara historycy teatru polskiego powtarzają za prof. Wiktorem Hahnem, że przedstawienie w pałacu Gozdzkich na Dynasach odbyło się w 1783 r. Data ta polega na nieporozumieniu. Zarówno z listu księcia de Nassau, któryśmy tu cytowali, jak i z innych dokumentów wynika niezbicie, że przedstawienie to miało miejsce w dwa lata później, w końcu 1785 r. Zresztą w 1783 r. książę de Nassau przebywał w Hiszpanii, Paryżu i Wiedniu, a żona jego w Paryżu. Nie mogli więc w tym roku grać w Warszawie. Ale sztuką Beaumarchais'go interesowali się nie tylko arystokraci zgrupowani wokół teatru amatorskiego Gozdzkich na Dynasach, zainteresowali się tą komedią dwaj najwybitniejsi ludzie teatru polskiego XVIII wieku — słynny komediopisarz Franciszek Zabłocki, który przetłumaczył Wesele Figara, i twórca warszawskiej sceny narodowej — Wojciech Bogusławski, który tę sztukę wystawił na scenie polskiej. Tłumaczenie Franciszka Zabłockiego nie zostało wydrukowane, a rękopis tego tłumaczenia nie dochował się do naszych dni. Jest to wielka strata dla literatury polskiej i dla polskiego teatru. Premiera sztuki Beaumarchais'go w tłumaczeniu Franciszka Zabłockiego pt. Dzień swywoli albo Wesele Figara odbyła się w Warszawie w niedzielę 17 grudnia 1786 r., a więc w rok po przedstawieniu francuskim w teatrze na Dynasach. Afisz ogłaszający pierwsze polskie przedstawienie Wesela Figara w Warszawie zawiadamia, że ma się odbyć pierwsza reprezentacja „komedii nowej, z francuskiego przetłumaczonej, w 5 aktach, przeplatanej piosneczkami i tańcami, prozą pt. Dzień swywoli albo Wesele Figara”, i wyjaśnia, że „komedia ta pana de Beaumarchais, autora znajomego z tylu dzieł pierwszych i dowcipnych (…) zdawało się, że tylko dla samej Francji była napisana (…). Mimo to wszystko sztuka, już dotąd na wszystkie niemal języki tłumaczona i wszędzie grana, dała pochop i tutejszemu teatrowi do dania owej w narodowym języku dla prześwietnego publicum”. Jak już zaznaczyliśmy, tłumaczenie Wesela Figara przez Franciszka Zabłockiego nie ukazało się w wydaniu książkowym, natomiast w 1786 r. ukazało się w Warszawie tłumaczenie sztuki Beaumarchais'go dokonane przez Mikołaja Wolskiego pt. Dzień pusty albo Wesele Figara. Tłumacz pisze, że świadomy jest trudności, jakie wyłaniają się przy przekładzie na język polski takiego arcydzieła, jakim jest Wesele Figara, i dodaje, że trzymał się w tłumaczeniu „przyzwoitości przepisów sztuki, natury mowy ojczystej ściślej niż słów autora”. W rzeczywistości tłumaczenie Mikołaja Wolskiego, jak na swoje czasy, było bardzo poprawne: nie jest to tłumaczenie dosłowne, ale dość zręcznie oddane są myśli autora. W trudniejszych miejscach tłumacz ułatwia sobie jednak pracę przez opuszczanie takich ustępów. To właśnie zarzuca mu chyba Zabłocki w afiszu, w którym czytamy: „Oczekiwana była tylko edycja dzieła taka, jaka jest zgodna z manuskryptem samego autora; wiele bowiem poprzednich edycji, sfałszowanych, nie okazywały go jak tylko niedoskonałym i przez połowę niemal co inszego prócz myśli i wyrazów autora mającym”. Ukazanie się Wesela Figara w tłumaczeniu Mikołaja Wolskiego przeszkodziło chyba Franciszkowi Zabłockiemu w znalezieniu wydawcy na swoje na pewno lepsze tłumaczenie tej komedii. Tłumaczenie Franciszka Zabłockiego, jak to widać z cytowanego afisza, zapowiadającego pierwsze przedstawienie w Warszawie, było tłumaczeniem pełnym, bez opuszczeń i doskonale oddającym myśl autora. Wesele Figara w tłumaczeniu szambelana Wolskiego wystawił Wojciech Bogusławski w Wilnie dnia 8 maja 1786 r. Takie były dzieje Wesela Figara na scenie polskiej. Sztuka ta weszła na scenę polską już w następnym roku po ukazaniu się jej w druku w Paryżu w 1784 r. i od tego czasu w ciągu ponad 170 lat nie schodzi z desek teatrów w Polsce. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wesele-figara. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Beaumarchais, Wesele Figara. Komedia w pięciu aktach, tłum. i wstęp Tadeusz Żeleński (Boy), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1959. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Sekuła. Publikację wsparli i wsparły: Studio Koliber, GTadzio, Jacek Bąk, Jarosław Stegliński, Jan Marcinkiewicz, cognitio.pl, ŁB, icedshishajellies.com. ISBN-978-83-288-2110-1