William Szekspir Antoniusz i Kleopatra Tragedia w pięciu aktach tłum. Władysław Tarnawski ISBN 978-83-288-6650-8 Wstęp Część pierwsza. Antoniusz i Kleopatra Szekspira I. Czas powstania i charakterystyka okresu *Notatka w księgach cechu księgarzy.* Zewnętrznych danych do ustalenia chronologii dzieł Szekspira posiadamy bardzo niewiele. Z dramatów ogłoszono drukiem za jego życia mniej niż połowę, bo tylko 17. Znaczna część tych wydań nie pochodziła wcale od niego ani od kogoś będącego z nim w porozumieniu, gdyż nie było w interesie trupy, do której poeta należał, żeby utwory jego rozpowszechniały się w postaci książki. Były to więc często tzw. druki korsarskie, polegające na sporządzeniu w teatrze rękopisu lub dojściu do tego rękopisu inną drogą nieuczciwą. Zapewne jednak czasem ukazanie się takiego nieautoryzowanego wydania, w którym sztuka była okaleczona i nieraz na dobitkę popsuta dodatkami, powodowało ogłoszenie jej przez samego autora, naturalnie po odpowiedniej ilości przedstawień. O każdym wydaniu uwiadomiano cech księgarzy, w którego zapiskach mamy to uwidocznione. Ale nieraz po takim zgłoszeniu druk wcale nie następuje lub następuje dopiero po paru latach. Zdarzało się również, że zgłoszenie miało charakter negatywny, tj. służyło do udaremnienia korsarskiego wydania. Nasz dramat, niedrukowany za życia poety, był prawdopodobnie mimo to zgłoszony w cechu księgarzy jako „książka pod tytułem Antoniusz i Kleopatra” w maju r. 1608, gdyż nie wiemy nic o żadnym utworze z tego czasu, który by mógł treścią odpowiadać podobnemu tytułowi. W takim razie zapewne stało się to za wiedzą samego Szekspira, gdyż wydawnictwo zapowiedział Edward Blount, księgarz, należący później do nakładców Folio z r. 1623, które, jak wiadomo, było dziełem dwóch przyjaciół poety i członków tej samej trupy, Heminge'a i Condella. Możliwe, iż mamy do czynienia z manewrem zabezpieczającym popularną na scenie sztukę przed przedsiębiorczością korsarskich wydawców. W ten sposób posiadalibyśmy terminus ad quem. Jest to jednak wszystko. Poza tym jesteśmy zdani na kombinacje historyczno-literackie i probierze wewnętrzne, przede wszystkim natury metrycznej, a także stylistycznej. *Metryka i styl.* Ukazanie się końcówek słabych, dotychczas prawie zupełnie nienapotykanych, i procent lekkich — doskonale zgadzają się z rejestrem cechu księgarzy, wskazując rzeczywiście na koniec trzeciego okresu twórczości Szekspira, na rok 1606 lub 1607, pomiędzy Makbetem, gdzie po raz pierwszy pojawiają się w znaczniejszej ilości końcówki lekkie, i Koriolanem lub w części tylko przez Szekspira napisanymi dramatami Tymon oraz Perykles. Na takie samo miejsce w chronologii wskazuje i styl, w którym odzwierciedla się osiągnięta przez poetę potęga myśli i wyobraźni. Treść nie może pomieścić się w ramach formy, nieraz ze szkodą dla jasności, jedno wyrażenie obrazowe ściga się i pląta z drugim, a zamiast porównań i tropów szczegółowo wypracowanych, zwykłych za młodych lat poety — kolejno błyskają i gasną liczne, krótkie, niezmiernie śmiałe i efektowne. *Pokrewne tematem utwory w literaturze angielskiej przed Szekspirem.* Sam temat Antoniusza i Kleopatry był już przedtem niezmiernie popularny. Traktowano go jednak stale w sposób humanistyczny, a więc zachowując jedność czasu i miejsca, nikt też nawet nie mógł zamarzyć o przedstawieniu całego stosunku między triumwirem a królową Egiptu i walki jego z Oktawianem o panowanie nad światem. Już Jodelle, autor pierwszej tragedii francuskiej (1578), do której wybrał właśnie ten przedmiot, ogranicza się do samej katastrofy, a właściwie do jej części, przedstawionej przez Szekspira w akcie V. Drugą taką francuską tragedię przetłumaczyła w r. 1592 na język angielski hrabina Pembroke, siostra słynnego sir Filipa Sidney. Był to Marek Antoniusz Garniera. W dwa lata później ogłasza Samuel Daniel swoją Tragedię o Kleopatrze, również utrzymaną w tonie klasycznym i nieprzeznaczoną dla sceny. I on nie wyszedł poza katastrofę. O śmierci Antoniusza opowiada w jego sztuce *Dercetas* (w I, 2) w 100 wierszach z górą. Natomiast nie utrzymał Daniel jedności akcji, wprowadzając za Plutarchem, który był i jego źródłem, rzeczy dość luźnie związane z losami królowej, a także — wbrew starożytnej poetyce — śmierć jej przedstawił na scenie. Niezbyt zręcznie wprowadza motyw miłości *Dolabelli* ku *Kleopatrze*, którą ten listownie uwiadamia o swych uczuciach, a równocześnie o zamiarze *Cezara*, aby ozdobić jej osobą swój triumf. Wówczas *Kleopatra* powiada, że wdzięczna mu jest za miłość i za list, bo list zawczasu ją przestrzega przed niebezpieczeństwem, ale co do miłości — „to musi umrzeć jego dłużniczką, bo Kleopatra już nie może kochać” (IV, 2). Wiele miejsca poświęca Daniel i śmierci *Cezariona*, którego czyni młodzieńcem, rokującym świetne nadzieje i marzącym o zemście nad Rzymem. Także los innego syna *Kleopatry* oraz los nauczyciela, który go zdradził, zajmuje Daniela. Wiersz rymowany wedle schematu *abab* bynajmniej nie przyczynia się do wartości dramatu, bo widać, że autorowi czasem robi trudności. Na wzór Seneki wplatane gęsto morały nużą, a chóry miejscami, wbrew intencji autora, działają komicznie. Nawiasem mówiąc, w wierszu do czytelnika, dodanym do wydania z r. 1607, słowa o „dziwnych czasach, przepełnionych masą utworów tego rodzaju” bodaj czy nie odnoszą się do dramatu Szekspira. Bez wątpienia sztuka Daniela nie wywarła na wielkiego poetę wrażenia, jakkolwiek liczne przedruki świadczą o jej popularności. Mogła jednak zwrócić jego uwagę na temat, znany mu z Plutarcha. Niedoskonałości i usterki pseudoklasycznej Kleopatry siłą kontrastu mogły Szekspirowi podsunąć myśl opracowania tego samego przedmiotu w duchu sceny ludowej, a więc w formie olbrzymiego obrazu psychologiczno-historycznego. Naturalnie, do stawiania podobnej hipotezy trzeba by jeszcze jakichś realnych danych. Oktawia Brandona, drukowana w r. 1598, nie odegrała tu żadnej roli. Sztuka ta, również pseudoklasyczna, przedstawia właśnie tę część historii triumwira, którą Szekspir rozmyślnie częściowo pominął, częściowo pozostawił w półcieniu. *Utwory Szekspira zaczerpnięte z Plutarcha.* Tak więc, biorąc rzeczy realnie, za punkt wyjścia poety musimy uznać lekturę Plutarcha, z którego poprzednio zaczerpnął treść do Juliusza Cezara (na pewno 1600 lub 1601). Możliwe, że już w czasie pisania tej tragedii, zawierającej wzmianki o rozpustnym życiu Antoniusza, powziął zamiar udramatyzowania dalszej jego historii, ale go odkładał ze względu na inne prace i na brak odpowiedniego nastroju. O kilkoletniej przerwie między oboma utworami w braku innych danych świadczyłaby i pewna różnica w charakterystyce triumwira, do której jeszcze wrócimy. Zapewne Szekspir po przerwie tej ponownie zajął się lekturą Plutarcha. Jej owocem był również Koriolan, a Żywot Antoniusza mógł dostarczyć także impulsu do napisania Tymona, opartego zresztą na innym źródle. Jako rok powstania Antoniusza i Kleopatry krytycy oznaczają zwykle 1607. Z pewnego względu powiedziałbym raczej: początek r. 1607 lub koniec 1606 *Cyrograf Barnesa.* Dnia 2 lutego 1607 r. grano przed królową tragedię Barnaby Barnesa pt. Cyrograf. Jej autor, znany, jak mówi Creizenach, bardziej ze swego zbrodniczego trybu życia niż z wierszy lirycznych, spekulował widocznie na antykatolicki nastrój publiczności, gdyż za temat swej sztuki wybrał dzieje najgorszego z papieży, Aleksandra VI. Nie zadowolił się jednakże jego historycznymi zbrodniami, chociaż Guicciardini, z którego czerpał i któremu w dramacie dał rolę chóru, już i tak dość czarno je odmalował. Uzupełnił włoskiego historyka protestanckimi baśniami, bardzo w owym czasie rozpowszechnionymi, o tym, jak to Aleksander zapisał duszę diabłu, aby za tę cenę zasiąść na Stolicy Piotrowej, i jak go diabeł chytrze oszukał co do czasu pontyfikatu, a więc i życia. Prócz tego, wychodząc z zasady, że dobrego nigdy nie za dużo, dodał od siebie parę zbrodni Borgiów, znęcając się zwłaszcza nad niewinną prawdopodobnie córką Aleksandra, Lukrecją. W sztuce tej jest jedna ciekawa scena, przedstawiająca zgładzenie *Astora Manfredi* i jego brata. Chłopców tych, ograbionych z ich posiadłości i wziętych w niewolę przez straszliwego swego syna, *Cezara*, chce *Aleksander* zamordować w ten sposób, ażeby dać śmierci ich pozór naturalnej — wskutek nagłego ochłodzenia się po grze w tenis. Uśpiwszy ich przy pomocy jakiegoś środka, przynosi dwie żmije nilowe i przykłada je nieszczęśliwym do piersi. Zarówno Bernardo, sługa i wspólnik zbrodni *Aleksandra*, jak i on sam wypowiadają przedtem swoje żale nad niewinnymi pacholętami, które przez sen mówią o niebie i o aniołach. *Bernardo* mówi, że choć ma twarde serce, wzdycha nad *Astorem* i jego bratem, a oto monolog mordercy: Zbudź się, Astorze, zbudź się! Zbudź, Filippo! Nie, wszystko pewne i bezpieczne, *był to* *Sen tylko*… Więc wyjdźcie na wierzch, *ptaszki Kleopatry* Egiptu dumny namuł was utuczył, Gdzie Nil ramiony siedmiu mknie ku morzu, Lecz dziś już schudłyście, więc się pożywcie Na tych książęcych piersiach. Ptolemeja Małżonka wielkiej sławy dostępuje, Wskazując pięknym tym bliźniakom z książąt Plemienia drogę śmierci, wy zaś, wdzięczne Chłopięta, wy, rywale Kleopatry, Podzielcie zgon i los jej. I cóż, dumne *Robaki*? Jak smakuje krew książęca? Spęczniały łotry. No, do swego gniazda! Czy nie ma śladu, że tu ssały żmije? Nie, wszystko czyste i bezpieczne. Dobrze, Dobranoc, piękni chłopcy. Zarówno słowa *Bernarda*, jak i cała sytuacja — z pominięciem żmij nilowych — przypominają opowiadanie *Tyrrela* o zamordowaniu bratanków *Ryszarda III* w dramacie historycznym Szekspira (IV, 3). Pierwsze zdanie rozstrzelone w druku jest reminiscencją — i to dość niewłaściwie zastosowaną — ze słynnego monologu tegoż *Ryszarda* w V, 3. Echa tegoż monologu dźwięczą i w początkowych zwrotach 4 sceny I aktu Cyrografu, gdzie *Aleksander* mówi — naturalnie bez świadków: Lecz, Aleksandrze, twe sumienie nie jest Sumieniem; jeśli jest sumieniem, jest to Sumienie trędowate i skażone. Lecz jak to? Masz być tchórzem przez sumienie? Przychodzi na myśl i monolog *Hamleta* „Być albo nie być…” — tylko wyraz conscience najprawdopodobniej nie znaczy tam „sumienie”, lecz „świadomość”. Widzimy więc, że Szekspir, w owych czasach sławny i uznany już za najwybitniejszego współczesnego dramaturga, wywarł pewien wpływ na Barnesa. Czy i owo morderstwo w Cyrografie nie było naśladowaniem sceny szekspirowskiej? Jego autor, polujący na silne efekty, zapewne zupełnie świadomie przyswoił sobie motyw wielkiego kolegi. Zaznaczyć muszę nawiasem, że wydawca Cyrografu w Materialien zur Kunde des älteren englischen Dramas (Londyn, Lipsk, Louvain), Mc. Kerrow, mówi w nocie: „Warto może nadmienić, że około tego czasu powstał Antoniusz i Kleopatra, prawdopodobnie zanim ten dramat wydrukowano, jeżeli nie przed jego pierwszym przedstawieniem. Nie ma jednak powodu do przypuszczenia, że tu jest jakaś aluzja do niego”. W przeciwieństwie do ogółu elżbietańskich dramaturgów Barnes, jak zaznacza, sztukę swoją przed drukiem rozszerzył i uzupełnił. Byłoby więc nawet możliwe, że zapoznawszy się w tym czasie z Antoniuszem i Kleopatrą odpowiednio zmienił scenę zamordowania chłopców. Nic pewnego nie mogę powiedzieć, gdyż wymagałoby to poznania przedtem wszystkich źródeł, z jakich Barnes korzystał, a te nie są dla mnie obecnie dostępne. W każdym razie sądzę, że mamy tu nie aluzję do Szekspira, lecz zależność od niego. Aleksander trzykrotnie żmije nazywa robakami, tak, jak wieśniak (clown) w Antoniuszu. I dziwna, poufała nazwa „ptaszków Kleopatry” trąci nieco tą sceną. Ponieważ zaś aktorzy grający role clownów z reguły czynili dodatki i tekst rozszerzali — nieraz z wielką szkodą dla całości — mógł był ją Barnes nawet usłyszeć w sztuce Szekspira. Bądź co bądź, podobieństwo nie jest przypadkowe, a stroną zapożyczającą się nie był Szekspir, który samobójstwo Kleopatry miał w swoim źródle. Z tego względu sądziłbym, że dramat grany był już najpóźniej w styczniu 1607 r., a może jeszcze w 1606. *Antoniusz i Kleopatra a inne dzieła Szekspira tej epoki.* Od Juliusza Cezara, z którym łączy się treścią, dzieli go cała przepaść różnic nastroju, poglądów i stylu. Różni się i od Koriolana, z którym sąsiaduje chronologicznie i ma wspólne rzymskie środowisko. Bajeczny Rzym z pierwszych czasów rzeczypospolitej ze swą prostotą obyczajów i cnotami tak odbija kolorytem od Antoniusza i Kleopatry, że wybór tematu można by tu przypisać świadomemu lub nieświadomemu pociągowi do przedstawiania kontrastów. Daleko więcej cech wspólnych posiada z Tymonem, którego bohater rywalizuje z *Antoniuszem* w hojności i zamiłowaniu do przepychu w pierwszej części sztuki, w drugiej zaś, doświadczywszy podobnie jak triumwir niestałości przyjaciół, i jak on przez nich opuszczony, popada w mizantropię. Parokrotnie też wygłasza on ostre potępienie żądz cielesnych i zmysłowości, wynikające niewątpliwe także z toku naszego dramatu, ale niewypowiedziane w nim wyraźnie, częścią przez sympatię poety do swoich bohaterów, częścią przez obawę, aby tej sympatii nie stracili u widzów. Dużo pokrewnych żywiołów znajdujemy też w Troilusie i Kressydzie, ponurej komedii, najprawdopodobniej w tym samym czasie powtórnie opracowanej. Bliski czasem powstania Perykles należy już duchem do innej, ostatniej epoki twórczości poety . Pozostawiając zupełnie na boku Peryklesa, musimy stwierdzić, że z pozostałymi dramatami z tego czasu, między innymi także z bezpośrednio przed Antoniuszem powstałym Makbetem, łączy naszą tragedię jedna cecha: studium namiętności, która opanowuje całego człowieka, wypacza charakter i ofiarę swą doprowadza do tragicznego końca. U wstępu do trzeciej epoki Szekspira stoi Hamlet, gdzie (I, 4) napotykamy znamienny ustęp, włożony w usta bohaterowi z powodu duńskiego pijaństwa, a wypowiadający głęboką myśl o jednej wadzie, z wolna rozrastającej się i zatruwającej duszę, zdolnej w ten sposób zrównoważyć wszystkie cnoty i zniszczyć całość. Słowa te są jakby zapowiedzią szeregu dramatów, rozwijających myśl *Hamleta* w studiach psychologicznych nad poszczególnymi namiętnościami: Łatwowierny a gwałtowny *Otello* daje sobie zaszczepić zarazek zazdrości, który doprowadza go do zbrodni i do zburzenia własnego szczęścia. Szlachetny *Makbet* pod wpływem żądzy wyniesienia — z dzielnego obrońcy ojczyzny i wiernego pod danego staje się królobójcą, tyranem i okrutnikiem. Bohaterski *Koriolan* przez niepohamowaną dumę dopuszcza się zdrady ojczyzny. W szeregu tych postaci tragicznych stoi i *Antoniusz*, którego gubi żądza użycia, niedająca się, jak powiedział Goethe w zastosowaniu do naszego dramatu, pogodzić z czynem. Druga grupa tragedii tej epoki ma inny przedmiot. Zajmują się one wewnętrznymi procesami jednostki, głównie w świetle stosunku jej do świata i otoczenia. Kto nie umiał tego stosunku odpowiednio ukształtować, kto oparł go na mylnych przesłankach, tego czeka cierpienie, a często i zguba. Życie wyleczy go z iluzji, przy czym najczęściej „operacja uda się, a pacjent umrze”. *Lear* w zaślepieniu zdziecinniałego starca wziął za dobrą monetę puste frazesy starszych córek, a odtrącił nielitościwie najmłodszą, która „kochała i milczała”. Zapłaci za to piekielnymi cierpieniami, obłędem, a wreszcie śmiercią. *Tymon* widział szczęście w tym, aby na prawo i na lewo garściami rozrzucać dobrodziejstwa, licząc na to, że w potrzebie obdarzeni nimi będą mu pomocni. Przyszła potrzeba — i okazało się, że budował na piasku. Toteż przyjaciel całego świata popadnie w drugą ostateczność, w straszliwą nienawiść do ludzkości, a ta nienawiść go zabije. I z tymi utworami tragedia nasza blisko jest spokrewniona. Bo powodem zguby *Antoniusza* obok jego niepohamowanej żądzy użycia jest również nieznajomość ludzi. Nie znała miary jego szczodrobliwość, Jesienią była, w miarę dojrzewania Płodniejszą z każdym dniem… …Wyspy i królestwa były Sztukami złota, które on upuszczał Z kieszeni… Ale gdy przyszła chwila próby, opuścili go wszyscy krom kilku maluczkich. Co więcej, nawet ta czarodziejka, dla której przegrał wojnę o posiadanie świata, której poświęcił wszystko, małodusznie pragnie ocalić się bez względu na niego, nie umie zdobyć się na dumne ἀποθανεῖν, aż dopiero, gdy on pierwszy wskaże jej drogę, zapragnie połączenia poza grobem, a bodźca doda jej strach przed hańbą i poniżeniem. Z wyborem podobnych tematów idzie w parze pewna gorycz, zapewne zrodzona z dokładniejszego a dojrzałego przyjrzenia się światowi i ludziom, może i z osobistych rozczarowań, o których jeszcze pomówimy niżej. Gorycz ta przesiąka i do komedii tego okresu, przenosząc do nich te same tematy. W Miarce za miarkę cnotliwy i surowy *Angelo*, opanowany zmysłową żądzą, popełnia haniebne czyny i zawodzi zaufanie, jakie w nim pokładał jego książę. Jeżeli, zgodnie z charakterem komedii, uzyskał przebaczenie, to czujemy, że jest to jedno z owych nieumotywowanych i łatwych przebaczeń, w jakie obfitują dramaty Szekspira i jego współczesnych. Młody *Troilus*, natura szczera, szlachetna i bohaterska, zawierzył przysięgom kobiety, a jego ukochana okazuje się — mówiąc nie po szekspirowsku — wietrznicą bez serca. I z tą dziwną tragikomedią dramat nasz ma wiele pokrewieństwa. Tylko że tam rolę starożytnego chóru gra zimny a mądry *Ulisses* — tu *Enobarbus*, człowiek lichy i sam zarażony hedonizmem. Niewesoły jest świat utworów Szekspira z tej epoki. Ale już czasem daje odczuć się podmuch nowej, której godłem będzie tout comprendre c'est tout pardonner. Na duchowym obliczu poety błyśnie nieraz przelotnie wyrozumiały uśmiech autora Burzy i Opowieści zimowej. Wracając do cech epoki trzeciej, nie będę długo zatrzymywać się nad subtelnością psychologicznej analizy i wytrawnością sądu, bo o tych czytelnik łatwo sam sobie wyrobi pojęcie. Ale należy do nich również potężne rozhukanie wyobraźni, do którego odnoszą się słowa Bena Jonsona: sufflaminandus est . Objawia się ono w większym stopniu dopiero w drugiej połowie okresu, powodując pewną luźność dramatycznej budowy. Szekspir w Otellu, zapewne nieco wcześniejszym, z żelazną konsekwencją odrzuca wszelkie uboczne motywy, a w Makbecie, może bezpośrednio sąsiadującym z Antoniuszem i Kleopatrą, umie zdobyć się na idealną nieledwie jedność wewnętrzną i nie dodać prawie ani jednego zbytecznego wyrazu. Inne jednak utwory z tego czasu przeładowuje wspaniale wypracowanymi szczegółami. I jeżeli nawet są one zbędne, a dla dzieł jako dla całości szkodliwe, to przecież nie wyrzeklibyśmy się ich za żadną cenę. Idei jedności dramatycznej nie poświęcilibyśmy monologu Być albo nie być — który przecież jest tylko rodzajem lirycznej parabazy, pochodzącej nie od Hamleta, lecz od Szekspira, a pozbawionej organicznego związku z dramatem — nie poświęcilibyśmy głębokich refleksji Ulissesa w Troilusie i Kressydzie, nie poświęcilibyśmy tego, co w Antoniuszu i Kleopatrze, jak np. epizod *Pompejusza*, jest luźnie tylko związane z całością. Bo nie ulega wątpliwości, że poeta ze swego źródła wziął za dużo, przekraczając wskutek tego normalne rozmiary dramatu i niekiedy rozpraszając uwagę widza czy czytelnika, który nie czuje się wtedy zdolnym do skupienia jej na wypadkach i postaciach pierwszego planu. O metryce i o stylu będzie jeszcze mowa w drugiej części Wstępu. II. Traktowanie materiału *Rozmiary tragedii.* Jeżeli Antoniusz i Kleopatra nie jest najdłuższym utworem dramatycznym Szekspira, jak twierdzą niektórzy krytycy, to w każdym razie należy do najdłuższych, zawiera bowiem w angielskim tekście 3964 wierszy. Szekspir puszcza śmiało wodze swej wyobraźni, nie krępuje się niczym, zapuszcza się w epizody, wpadając w szczodrość, którą wypadałoby czasem nazwać epicką. Ale po bliższym rozważeniu ich celowości niepodobna nie przyjść do przekonania, że wszystko, co pozornie z treścią nie jest związane lub tylko luźnie z nią się łączy, służy do charakterystyki osób lub epoki i, o ile wzniesiemy się ponad ciasny punkt widzenia klasycznej czy pseudoklasycznej poetyki, jest organiczną częścią całości. O pewnych wyjątkach pomówimy później. Bądź co bądź, tragedia byłaby bez pewnych skróceń na scenie za długa. Wybitny znawca dramatu nowożytnego, Creizenach, przypuszcza, że Antoniusza i Kleopatrę wydrukowano w Folio z 1623 r. z pełnego rękopisu Szekspira, sporządzonego z myślą o druku, a nie o scenie, bo dla teatru istniały specjalne wersje, mniej obszerne. I jakkolwiek hipotezy tej nie wspierają żadne dane zewnętrzne, nosi ona wszelkie cechy prawdopodobieństwa. W każdym razie powodem tej obfitości akcji i postaci jest niewątpliwie Plutarch, na którym opierał się Szekspir. Ale życiorys Antoniusza u Plutarcha był tak obszerny, że w każdym razie trzeba było bardzo wiele z niego odrzucić. Toteż poeta korzysta tu ze starożytnego autora o wiele swobodniej niż w dwóch innych swoich dramatach rzymskich, również z niego zaczerpniętych. *Antoniusz Plutarcha a tragedia Szekspira.* Spróbujmy, o ile możności krótko, przedstawić stosunek poety do materiału, jaki znalazł w Plutarchu. *Antoniusz przed spotkaniem z Kleopatrą.* Dzieje pożycia triumwira z królową egipską zaczynają się u Plutarcha w rozdziale 25 (wszystkich jest 88) i obejmują historię lat z górą czternastu. Z poprzednich 24 Szekspir wziął bardzo niewiele, bo zaledwie parę drobnych rysów, zużytkowanych w charakterystyce swego bohatera, jak np. z rozdziału 17 opis fizycznej wytrzymałości Antoniusza po klęsce pod Mutiną. Hazlitt zwraca uwagę na celowość tego ustępu, wprowadzonego dla kontrastu z przepychem i zniewieściałością aleksandryjskiego trybu życia. Dalszy materiał musiał poeta dostosować do rozmiarów 5-aktowej sztuki. Dawniej radził sobie w ten sposób, że rozkładał treść na dwie lub trzy części, tworząc w gruncie rzeczy jakiś potwornych rozmiarów dramat w 10 lub 15 aktach. Ale podobny eksperyment był wykluczony w czasach dojrzałości geniusza dramatycznego. Trzeba więc było to, co niepotrzebne, odrzucić, a resztę ścieśnić w taki sposób, ażeby nabrała pewnej jednolitości i pozorów bezpośredniego następowania po sobie wypadków. I druga jeszcze myśl przyświecała poecie: Musiał dostosować postaci do wymogów dramatu, a więc usunąć rysy, które mogłyby je pozbawić sympatii widza. Dotyczy to przede wszystkim Antoniusza, odmalowanego u Plutarcha bardzo ujemnie, podczas gdy Cezar (August) wygląda o wiele sympatyczniej. Ale też Plutarch miał w pamięci, że Cezar był tym, który skołataną nawę państwa rzymskiego zawiódł do bezpiecznego portu, na Antoniusza zaś mógł zapatrywać się z punktu widzenia rzymskiego urzędnika, z punktu widzenia napisanej ku uczczeniu zwycięstwa pod Akcjum ody Horacego Nunc est bibendum, nunc pede libero. Szekspir takich względów nie miał. Owszem, przyzwyczajony był — w duchu Odrodzenia, którego odzwierciedleniem jest cała literatura elżbietańska — pomijać zupełnie prawie motyw szczęścia lub niedoli społeczeństw, zależnych niewątpliwie od czynów takich protagonistów historii, jak August lub Antoniusz. Motyw ten istniał dla niego w utworach zaczerpniętych z dziejów angielskich i dyktował mu czasem takie sceny, jak II, 5 w trzeciej części Henryka VI, ale nawet w obrazie walk Białej i Czerwonej Róży nie doprowadził poety do bezwzględnego potępienia obu stron wojujących. Pozwolił mu też pominąć wszystkie dobre strony rządów Ryszarda III. Toteż Szekspir w przedstawianiu wielkich tego świata prawie nie zna sympatii płynących z oceny historycznej działalności człowieka, który np. mógł dojść do władzy w sposób występny, splamić się szeregiem zbrodniczych czynów, a mimo to zapewnić krajowi dobrobyt i pomyślny rozwój. Cezar u niego musiał stać się zimnym, obłudnym dyplomatą, poświęcającym swoim osobistym celom wszystko i wszystkich, nawet rodzoną siostrę. A musiał dlatego, że sympatia poety jest po stronie *Antoniusza*. Może powodem jej było wyposażenie go w pewne własne rysy charakteru, ale na pewno decydującą rolę odegrał wzgląd na konieczność obudzenia współczucia w widzach. W tym kierunku Plutarch niedaleko byłby go zaprowadził. Trzeba więc było zatrzeć rysy okrucieństwa, chciwości, dziecinnej nieraz rozrzutności, patrzenia przez palce na ohydne nadużycia swoich kreatur, itd. Dla umotywowania końca kochanka Kleopatry wystarczało pozostawić żądzę użycia, zmysłowość, nierozwagę, zatykanie uszu na dobrą radę, wreszcie dwulicowość w polityce. A i obraz królowej Egiptu musiał wypaść inaczej niż u Plutarcha, który i tak nieco łaskawszy jest dla niej niż inni starożytni pisarze. Obraz ten musiał bowiem złączyć w sobie cały szereg rysów najróżnorodniejszych, częściowo nawet sprzecznych, a tworzących jednolitą całość. Musiał być w zasadzie zgodny z tym, co zapisała historia, a równocześnie pociągającym i — dla publiczności. *Pierwsze spotkanie z Kleopatrą. Życie w Aleksandrii. Odjazd z Egiptu.* Takie więc zadania stały przed Szekspirem, gdy przystępował do wyboru dla siebie materiału i do jego uporządkowania. Chcąc swoim zwyczajem — a równocześnie zgodnie z techniką elżbietańską — przedstawić całą historię, idąc jednak przy tym w kierunku ścieśnienia i przybliżenia do siebie wypadków, usunął pierwsze spotkanie *Antoniusza* z *Kleopatrą* poza ramy akcji, włączając je do dramatu w formie wspaniałego opowiadania Enobarba (II, 3; w Plutarchu rozdziały 25–27). Opis życia w Aleksandrii i zawarte w dwóch następnych rozdziałach anegdoty zużytkował częściowo w szeregu rozsypanych po dramacie obrazków. Akcję rozpoczął od przybycia do Aleksandrii posłów, donoszących o wojnie peruzjańskiej i klęskach w Partii, wreszcie o śmierci Fulwii (I, 2), dodając do tego od siebie przepyszną scenę pożegnania z *Kleopatrą* (I, 3). Pominął szczegół, że Antoniusz początkowo z Egiptu udał się do Fenicji w zamiarze przedsięwzięcia wyprawy przeciw Partom. Ta okoliczność przemawiałaby za tym, że poeta już wtedy postanowił nie przedstawiać nieszczęśliwej wojny z królem Fraatesem. Do tego aktu dodał jeszcze dwie sceny, służące celom ekspozycji i charakterystyki. *Układ z Cezarem. Małżeństwo z Oktawią. Układ z Pompejuszem.* Na początku aktu drugiego, jakby dla zaznaczenia, że rozpoczyna się przygotowany już epizod *Pompejusza*, wyprowadził tego małego syna wielkiego ojca wraz z jego stronnikami na scenę. Dopiero potem wrócił do wątku Plutarcha, tj. do układu *Antoniusza* z *Cezarem* i mającego ich zgodę ugruntować małżeństwa (II, 2, 3; Plut. 30, 31), i tu już dodał scenę z wieszczbiarzem z rozdziału 33, którą zresztą z nadzwyczajną werwą przygotował żartobliwą introdukcją w akcie I, sc. 2. Wplótł następnie jedną scenę w Aleksandrii, a rozdział 32, tj. zawarcie umowy z *Pompejuszem* i ucztę na jego admiralskim okręcie oraz niezwykle charakterystyczny incydens z *Menasem*, przedstawił con amore w II, 6 i II, 7. Szczegóły pobytu Antoniusza w Atenach pominął. *Wyprawa do Partii.* Pierwszą scenę aktu trzeciego poświęcił zwycięstwom *Wentydiusza* nad Partami (Plut. 34). Ten jeden epizod wydaje się zbyteczny. Budzi on podejrzenie, że Szekspir miał przecież zamiar wpleść w swą sztukę boje bohatera swego z Fraatesem, przedstawiające zresztą dobry materiał do szeregu scen wysoce dramatycznych i malujących charakter Antoniusza. Zapewne jednak zorientował się, że wiele rysów wspólnych, jakie dzieliłyby one z ostateczną katastrofą, osłabiłoby potem jej efekty; wyrzucił więc wyprawę na Partów i żałosny odwrót spod Fraaty poza nawias. Pozostawił jednak napisaną już zapewne scenę 1 aktu III częścią ze względu na efekt sceniczny, częścią jako uzupełniającą znakomicie obraz epoki. Wraz z ową wojną odpadł epizod o podstępnym uwięzieniu głównego winowajcy klęski, króla armeńskiego Artawazdesa, i o triumfie nad nim, odbytym w Aleksandrii, rzucający bardzo niekorzystne światło na charakter bohatera. W ten sposób Szekspir pozbył się 16 rozdziałów Plutarcha (37–52). *Zerwanie z Oktawią i Cezarem. Powrót do Kleopatry.* Pominął dalej relację o nieporozumieniu Antoniusza z Cezarem jeszcze przed wyruszeniem pierwszego do Azji, zażegnanym przez Oktawię (Plut. 35). Natomiast w II, 2 przedstawił był już jej rozstanie z bratem i nieszczere zapewnienia przyjaźni obu władców świata przy tej sposobności. W scenie następnej uzupełnił wątek dramatu i charakterystykę Kleopatry (która w tym wypadku jest typową przedstawicielką swej płci) ciekawym motywem, zapożyczonym z kroniki skandalicznej dworu Elżbiety. W III, 4 krótko skreślił rozstanie *Antoniusza* z żoną, z niezwykłym taktem artystycznym usuwając wzmianki o dzieciach, które wyszłyby na szkodę postaci bohatera. W ogóle trudno odnieść z tej sceny wrażenie, że pożycie z Oktawią trwało około trzech lat, a owocem jego była córka i drugie dziecko, w chwili pożegnania się małżonków na zawsze — jeszcze nieurodzone (Plut. 35). Zgodnie ze swoim planem, wedle którego *Antoniusz* od razu w chwili zawarcia układu i małżeństwa z siostrą współzawodnika ma zamiar wrócić do *Kleopatry* (II, 3), pominął szczegóły odnoszące się do powtórnego nawiązania z nią stosunku (Plut. 36), ponieważ zaś *Oktawię* traktował jako postać drugorzędną i nie myślał odwracać uwagi widza od głównych wypadków, postąpił tak samo z relacją Plutarcha malującą szlachetne postępowanie opuszczonej, która nie chciała zgodnie z wolą Cezara wyprowadzić się z rzymskiego domu Antoniusza (54), aż ostatecznie musiała z niego ustąpić na wyraźny rozkaz nieobecnego męża (57), ale nadal z pełnym poświęceniem opiekowała się jego dziećmi, także z pierwszego małżeństwa (tamże). Powodował się tu równocześnie koniecznością skracania wątku i obawą zupełnego pozbawienia *Antoniusza* sympatii w oczach widza. Usunął również wszelkie próby pogodzenia małżonków, przedsiębrane przez wspólnych przyjaciół (Plut. 53, 59). *Bitwa pod Akcjum.* W scenie 5 i 6 III aktu przedstawił niezbędne ze względu na dalszą akcję wypadki historyczne, które poprzedziły ostateczną rozprawę między współzawodnikami, tj. klęskę i śmierć *Pompejusza* oraz odsunięcie od władzy *Lepida* (55). W myśl swej techniki dramatycznej, ścieśniającej o ile możności wypadki i unikającej zbytecznej zwłoki, odrzucił główną, moim zdaniem, przyczynę klęski Antoniusza, tj. odłożenie wojny i danie Cezarowi czasu do poczynienia dostatecznych zbrojeń (Plut. 58). Ale zaważył tu i inny zwyczaj: Oto powody katastrofy musiały być przede wszystkim psychologiczne. Toteż skreśliwszy w III, 6 krótko postępowanie Antoniusza, na podstawie którego Cezar mógł dać swej wyprawie podkład narodowy (Plut. 54, 58, 61), Szekspir w następnej scenie od razu przystąpił do dwóch innych błędów Antoniusza, tj. do zezwolenia na osobisty udział Kleopatry w wojnie i do skłonienia się za jej wpływem, a wbrew wszelkim widokom powodzenia do stoczenia bitwy morskiej. W przedstawieniu pierwszego — zgodnie z Plutarchem — uczynił *Enobarba* rzecznikiem zdrowego rozsądku, natomiast opuścił to, co Plutarch opowiada (56) o nikczemnej roli w tej sprawie Kanidiusza, przekupionego przez Kleopatrę. Zmieścił się tu też zarzut Cezara, że Antoniusz ulega wpływom eunuchów i kobiet (Plut. 60). Bardzo słusznie wytykają Szekspirowi pominięcie pobudek, dla których Kleopatra za wszelką cenę nie chciała opuścić terenu wojny. Oto bała się pojednania kochanka swego z Oktawią (56). Brak tego motywu rzeczywiście odczuwamy w dramacie, a postępowanie królowej wygląda na kaprys rozpieszczonej kobiety. Może jednak ta zmiana była umyślna. Wskazywałoby na to odmienne niż u Plutarcha traktowanie całego stosunku bohatera do Oktawii. Zużytkował poeta i efektowną rozmowę z żołnierzem przemawiającym za lądową bitwą, z 65 rozdziału Plutarcha, oraz rozdział 62, malujący lichy stan floty Antoniusza, szczególnie niewyćwiczoną załogę, i opowiadający o rycersko-awanturniczym wyzwaniu na pojedynek, jakie kochanek Kleopatry posłał Cezarowi. Odpadły natomiast niepomyślne dla Antoniusza wróżby (Plut. 60, 66), ustęp o niebezpieczeństwie dostania się do niewoli, grożącym mu przed bitwą (63), wreszcie szczegóły techniczne o budowie okrętów i przebiegu walki, rozrzucone u Plutarcha po rozdziałach 62–69. Wyliczenie dowódców wziął Szekspir z rozdziału 66, opis ucieczki *Kleopatry* i nieszczęsnego triumwira (III, 8) z następnego. W tejże scenie zaznaczył w mowie *Kanidiusza* zamiar kapitulacji, która (Plut. 69) nie odbyła się tak po prostu, gdyż żołnierze nie chcieli uwierzyć w ucieczkę Antoniusza, a nawet skoro już musieli uwierzyć w nią, nie chcieli słyszeć o poddaniu się, i dopiero po ulotnieniu się w nocy Kanidiusza, pozbawieni wodza, uznali bezowocność oporu. *Antoniusz bezpośrednio po bitwie pod Akcjum.* Pominął Szekspir zawarty u Plutarcha w rozdziale 68 wzruszający opis, jak Antoniusz, trawiony żalem i wstydem, trzy dni spędził, siedząc milcząco na przodzie statku, i umyślnie narażał się na śmierć w czasie pościgu. Pojednanie kochanków przeniósł do Aleksandrii (III, 9; Plut. 68). Nie wspomniał o powziętym przez Kleopatrę fantastycznym planie przeniesienia się na daleki Wschód (Plut. 70), ani o chwilowym pobycie Antoniusza na wyspie Faros, gdzie miał zamiar na wzór mizantropa Tymona osiąść z dwoma przyjaciółmi, z dala od światowego zgiełku (70, 71). Szukanie przez Kleopatrę najlżejszego sposobu śmierci (Plut. 72) zużytkował aż na samym końcu dramatu. Opisaną w następnym (73) rozdziale zdradę Aleksasa bardzo zręcznie wprowadził dopiero w czwartym akcie i opowiadanie o niej włożył w usta *Enobarbowi*. Poselstwo pedagoga Eufroniusza (Plut. 73) uczynił przedmiotem sceny 10, a epizod z Tyreuszem (Plut. 74) obszernie i con amore przedstawił w następnej, zatrzymując wszystko, co podaje Plutarch, ale dodając cały szereg niezmiernie skutecznych efektów. Z 74 rozdziału również wziął wzmiankę o hucznie obchodzonych urodzinach Kleopatry, na końcu sceny zaś dodał krótki monolog, przygotowujący zdradę Enobarba. *Walki o Aleksandrię.* O działaniach wojennych poprzedzających oblężenie Aleksandrii (Plut. 75) Szekspir nie wspomina, a zwięzłą wzmiankę o ostatnim zwycięstwie jazdy Antoniusza (75) rozszerza na kilka krótkich scen, pełnych zgiełku bojowego (IV, 4, 5, 6, 7, 8); pomija natomiast żałosny prawdziwie szczegół, że żołnierz obdarzony przez Kleopatrę — na życzenie Antoniusza — za męstwo złotym pancerzem i hełmem (w dramacie wierny *Skarus*), wziąwszy jedno i drugie, w nocy uciekł do Cezara (75). Rozdział 76 Plutarcha dostarczył materiału do scen IV, 1, 2, 3, wypełnionych ponownym wyzwaniem Cezara na pojedynek, wzgardliwie przez niego odrzuconym, rozczulającą, ale i czułostkową, niegodną wielkiego wodza przemową Antoniusza do służby, wreszcie niepomyślną wróżbą, w której opisie Bakchusa zręcznie zastąpił Herkulesem. Następstwo jednak tych wypadków i owej zwycięskiej bitwy poeta odwrócił — zapewne dlatego, aby widz do chwilowych triumfów, odnoszonych w sztucznym, nerwowym podnieceniu po spędzonej na pijaństwie nocy, nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi. Toteż od razu zdajemy sobie sprawę, że ma to być ostatni przebłysk przedzgonny. O zdradzie *Enobarba* dowiadujemy się w dramacie w scenie 6 IV aktu. W rzeczywistości nastąpiła ona jeszcze przed bitwą pod Akcjum (Plut. 63). Szereg krytyków słusznie motywuje to zamiarem poety zatrzymania go jak najdłużej przy boku *Antoniusza* i *Kleopatry*, aby jeszcze na sposób chóru komentował ich słowa i czyny. Przy tym, dla spotęgowania efektu, Szekspir pomija szczegół, że Domicjusz w chwili przejścia na stronę Cezara już był chory. Dzięki temu zgon jego (IV, 9) przedstawia nam się jako skutek żalu i wyrzutów sumienia. Co najwyżej moglibyśmy przypuszczać, że zażył truciznę. Ale w tragedii naszej mamy i drugi wypadek śmierci wywołanej widocznie tylko cierpieniem moralnym. Zresztą i sam Plutarch, wspomniawszy o gorączce, jaką Ahenobarbus miał w chwili ucieczki z obozu Antoniusza, robi przypuszczenie, że umarł z żalu i wstydu po odesłaniu mu przez zdradzonego wodza skarbów. Natomiast po rycersku pomija Szekspir szczegół, że Kleopatra odradzała tego wspaniałomyślnego postępku. *Klęska i samobójstwo Antoniusza.* Rozdział 77 Plutarcha zawiera ostateczną katastrofę wojskową, tj. poddanie się floty (IV, 10, 11, 12), dalej schronienie się królowej do grobowca (IV, 13), fałszywą wieść o jej śmierci i samobójstwo Antoniusza. Eros odgrywa tę samą tragiczną rolę, a do niemogącego skonać bohatera przy bywa od Kleopatry Diomedes, nazwany pisarzem. Z mieczem Antoniusza biegnie do Cezara Derceteus (Plut. 79). W 78 rozdziale Plutarcha znalazł poeta materiał do sceny w grobowcu i wiernie poszedł za swym źródłem. I tam kochanek każe Kleopatrze ufać tylko Prokulejowi i z dziwnym optymizmem mówi, jak w dramacie, że ginie jako Rzymianin, nie bez sławy (οὐκ ἀγεννῶς) pokonany przez Rzymianina. Zmieniony nieco w tragedii szczegół o pucharze wina, który wychylił Antoniusz, aby skrócić swe męki. U Plutarcha (79) jeszcze przed skonaniem Antoniusza zjawia się Prokulejus; Szekspir ze względów technicznych, chcąc dać spocząć widzowi, kończy akt wybuchem rozpaczy *Kleopatry* i potężnymi słowami, w których królowa zapowiada samobójstwo. *Kleopatra przed katastrofą.* Jakie wrażenie na Cezarze zrobiła wieść o śmierci pokonanego współzawodnika i jakie były jego zarządzenia co do postępowania z Kleopatrą (V, 1) opowiada rozdział 79 Plutarcha. Nie brak i tam wzmianki o papierach, jakie zwycięzca obiecuje odczytać swoim stronnikom na dowód swego umiarkowania i łagodności. Podstępne opanowanie grobowca i udaremnienie pierwszego zamachu samobójczego królowej przedstawia rozdział następny. Rozdział 81 mówi o postępowaniu Cezara z ludnością Aleksandrii, w szczególności z dwoma filozofami, których do swego dramatu wprowadził był Daniel. Te rzeczy Szekspir zupełnie pomija. Mimo widocznej antypatii do Cezara, nie wspomina również o straceniu dwóch synów Kleopatry. Zapewne nie chciał odrywać uwagi od głównych wypadków. Ale istniał tu bez wątpienia i drugi wzgląd. Poeta unikał wzmianki o dzieciach, bo macierzyństwo zepsułoby mu obraz typowej kochanki, jaką miała być *Kleopatra*. Przychodzi tu na myśl Weininger, który dzieli całą płeć niewieścią na dwa typy: matki i hetery. — Dwie rozmowy królowej z Cezarem (Plut. 83, 84) złączył poeta w jedną. Pominął to, co odnosi się do pogrzebu Antoniusza, odrzucił również nieestetyczne szczegóły o wyglądzie Kleopatry, która przyjmowała Cezara brudno ubrana, z piersiami na znak żałoby poranionymi. Nawiasem dodać należy, iż Plutarch, mówiąc o tym, zadaje kłam innym historykom, twierdzącym, jakoby królowa usiłowała jeszcze i trzeciego władcę świata usidlić swymi wdziękami. Epizod z Seleukiem zatrzymał Szekspir, moim zdaniem, dla podkreślenia u swej bohaterki ogólnokobiecego rysu: zdolności do wyrafinowanie chytrego postępowania nawet w rozpaczy, nawet bezpośrednio przed samobójstwem. *Samobójstwo Kleopatry.* Rozdział 85 Plutarcha przynosi rozmowę z Dolabellą, 86 i 87 samobójstwo Kleopatry. Mamy tam jeszcze wzmiankę o kąpieli i wspaniałej uczcie. Poeta banalne te szczegóły, które jednak u historyka przyczyniają się do charakterystyki oddanej użyciu królowej, opuścił ze względu na podniosły nastrój scen przedśmiertnych i na zamiar ukazania bohaterki wyszlachetnioną i uduchowioną w ostatniej chwili życia. Natomiast włożył jej w usta słowa o spotkaniu za grobem z *Antoniuszem* — pendant do podobnej zapowiedzi triumwira w IV, 14, i wspaniały zwrot o konieczności pośpiechu, aby *Iras* pierwsza nie spotkała jej kochanka, a także ważki wyraz husband (mężu!) stanowiący, jak mówi prof. Dyboski, „świadectwo oczyszczenia jej moralnej natury i uświęcenia jej ziemskiej namiętności przez śmierć”. Rozmowę przedśmiertną Charmiany z żołnierzami znalazł Szekspir gotową u Plutarcha, i dobrze zrobił, że nie zmienił jej słów, tak prostych, a tak dumnych w swej prostocie. — Z hipotez co do sposobu samobójstwa (87) wybrał naturalnie ogólnie przyjętą o żmijach. *Komiczne intermezzo u Szekspira. Szczegóły końcowe.* Dawała mu ona sposobność do wprowadzenia tradycyjnego clowna. Lubił zresztą korzystać z tego zwyczaju przed scenami o najwyższym tragicznym napięciu, aby widzowi użyczyć chwili spoczynku, następnie zaś, aby zaznaczyć, jak to wszystko dziwnie plecie się w życiu. Clown w Antoniuszu i Kleopatrze nie odznacza się zbytnim dowcipem. Powtarza zużytą igraszkę wyrazów i często stosowany efekt, polegający na tym, że żegna się raz po raz i mimo to dalej paple ku udręczeniu innych osób. Kto wie jednak, czy słowa jego, że co bogowie stworzą dziesięć kobiet, to diabli pięć popsują, nie są rodzajem apologii z powodu wcielenia w tragedii kobiecości w postać *Kleopatry*. — W twórczości Szekspira stoimy u kresu epoki, w której przedstawiał chętnie kobiety mniej lub więcej złe: od słabej grzesznicy w rodzaju *królowej Gertrudy*, przez *Gonerylę*, *Reganę* i *Lady Makbet*, zatwardziałe zbrodniarki, doszliśmy do niewiernej *Kressydy* i pozbawiającej zdolności do czynu *Kleopatry*. Wolę tu nie wymieniać pewnych epizodycznych postaci, stojących etycznie i społecznie znacznie niżej. To te niewiasty, które „diabli (z brzydkim epitheton ornans czy bez niego) popsuli”. Ale wchodzimy w okres twórczości poety, gdzie spotkamy się z *Mariną*, *Imogeną*, *Mirandą* i *Hermioną*. Możliwe jednak, że Szekspir czynił po prostu zadość wymaganiom swojej publiczności i nie miał tu żadnej głębszej myśli. Rozdział 87 u Plutarcha zawierał i wzmiankę o uroczystym złożeniu zwłok Kleopatry przy Antoniuszu oraz o pochowaniu jej dworek. Szekspir podkreślił ten szczegół, zgodny z tradycją elżbietańskiej sceny. Szczegóły o wieku obojga bohaterów oraz o dzieciach Antoniusza, pozostawionych w Rzymie (Plut. 88), naturalnie odpadły. Dodać trzeba, że niektóre rysy do postaci *Pompejusza* Szekspir zaczerpnął prawdopodobnie z Appiana, który mówi, że *Sekstus*, „zaślepiony przez swego złego geniusza, nigdy nie umiał uderzyć na swych nieprzyjaciół, choć szczęście dawało mu dość pomyślnych sposobności”. Appian nie dostarczył jednak materiału do innych stron charakteru *Pompejusza*, przedstawionego jako głupiec, rozkoszujący się dźwiękiem własnych pompatycznych przemów, nieumiejący z dyplomatycznych względów przemilczeć rzeczy, które mogą innych drażnić, itd. III. Odtworzenie środowiska i epoki Omówiwszy w ten sposób stosunek tragedii do jej źródła, uważam, że dość niewiele pozostaje mi do powiedzenia. Sąd estetyczny niech sobie tworzy sam czytelnik, bo choćbym zdobył się na skrzydlaty entuzjazm, nie wmówię w niego, że podoba mu się to, co mu się nie podoba. Z drugiej strony pamiętam o tym, że sam Szekspir przestrzegał przed „malowaniem lilii i perfumowaniem fiołka” O ile zaś idzie o charakterystykę osób, zapewne wystarczy to, co już na ten temat powiedziałem przy innych sposobnościach, z dodatkiem paru uwag w przypiskach do poszczególnych miejsc utworu. Trzeba jednak poświęcić jeszcze nieco czasu przedstawieniu przez poetę środowiska i epoki, związku między naszym dramatem a jego życiem, na koniec głosom krytyków. Szekspir daleki był od uczoności i pedanterii, cechującej niektórych jego współczesnych, jak Ben Jonson, który dramaty swe z historii rzymskiej zaopatruje w liczne noty, świadczące o wielkim oczytaniu. Zresztą Ben Jonson w tym wypadku był reformatorem, głosicielem nowej idei. Nie na kolorycie lokalnym zależało dramaturgom z czasów Elżbiety i Jakuba, lecz na bezpośrednim działaniu na widza, a w tym kierunku każdy zdążał swoją drogą, tj. używał takich środków, na jakie go stać było. Jeden gromadził tanie efekty, wprowadzał sceny pełne przepychu, huczące odgłosem trąb i bębnów, rozbrzmiewające bitewną wrzawą. Drugi silił się na nadzwyczajne sytuacje. Trzeci schlebiał gustowi parteru, wysilając się na rubaszność i drastyczne dowcipy. Czwarty kokietował ze szlachtą, wyprowadzając na scenę rycerskich kawalerów. Piąty ten sam sposób postępowania stosował do mieszczaństwa londyńskiego. A jedynie najwięksi, składając zresztą haracz gustom publiczności, za rzecz główną uważali wierne i wzruszające przedstawienie tajników serca ludzkiego, zdolne przemówić tylko do garstki wybranych. Ale ścisłość historyczna i koloryt lokalny nie należały do ich celów. Pod tym względem był i Szekspir dzieckiem swego czasu. Gdyby zresztą nawet był miał jakie ambicje w tym kierunku, dorywcze i niesystematyczne wykształcenie byłoby mu stanęło na przeszkodzie. Lecz posiadał on coś, czego nie mieli wychowankowie Oxfordu i Cambridge'u, oburzający się na niego za brzeg morski Czech w Opowieści zimowej i lwicę w lesie ardeńskim komedii Jak wam się podoba. Posiadał genialną intuicję, która mu pozwoliła błądzić w szczegółach, a mimo to tworzyć obrazy oddające wiernie ducha epok i środowisk. Środowisk tych było w Antoniuszu i Kleopatrze dwa: Rzym na przełomie rzeczypospolitej i cesarstwa oraz zhellenizowany Egipt Ptolemeuszów w przededniu utraty niepodległości. Okruchy klasycznego wykształcenia, wyniesione ze szkoły parafialnej, i lektura, zwłaszcza lektura Plutarcha w chwilach wolnych od zajęć czynnego i pod wielu względami płodnego życia — dawały za mało, aby poetę ustrzec od takich usterek, jak bilard na dworze Kleopatry, jak bębny i chorągwie legionów rzymskich. Nie mamy się zresztą o co martwić, jeżeli pomyślimy, że to, co zachowało się w tekście, to zaledwie drobna cząstka. Ileż anachronizmów zawierała inscenizacja sztuki w teatrze „Globe”! Wszakże tam bohaterowie trojańscy, jeżeli nie występowali w hiszpańskich strojach, to w każdym razie walczyli na germańskie topory bojowe (battleaxe), z rękawem swej damy na hełmie. Zdaje się, że toga nie była znana. Widać to właśnie z tekstu sztuk rzymskich Jonsona, który musiał stosować się do kostiumów współczesnego teatru i widocznie ze względu na nie stale określa strój swoich senatorów i obywateli innym, nieco zbliżonym terminem. Więc i Szekspir niewiele dbał o ścisłość w podobnych zewnętrznych szczegółach, bo pisał prawie wyłącznie dla sceny, ta zaś nie byłaby ich oddała. A już egiptologiem — w rodzaju Prusa czy Ebersa — to wcale nie był. Zasłyszał o wylewach Nilu, o krokodylach, o Izydzie, więc czasem napomknął o jednym lub drugim. Piramidy pomieszał z obeliskami, zakorzenionym zresztą u angielskich dramaturgów obyczajem. Nie posiadał całego szeregu wiadomości o ziemi faraonów, które by mu nastręczyły znakomite efekty sceniczne. Ale czymże jest to wszystko wobec wyczarowania z przeszłości olbrzymiego malowidła epoki oraz Rzymu i Egiptu? Podziwem nas przejmuje ta wizja świata w rozkładzie, w którym „bogi i ludzie szaleją”, w którym szlachetny lekkoduch unieszczęśliwia wszystkich sobie oddanych, a zimny, przewrotny polityk staje się nadzieją ludzkości, wzdychającej do zła najmniejszego. Przyczyną tego jest ogólne znikczemnienie. Ideały rzeczypospolitej przeżyły się. Ostatni republikanie legli pod Filippi lub przemienili się w korsarzy czy w zdrajców, walczących ze swą ojczyzną po stronie odwiecznego wroga. Owczym pędem wiedziony tłum hołduje kultowi jednostek. Znamienne są słowa Enobarba na wiadomość o usunięciu od władzy Lepida: Więc teraz, świecie, dwie masz tylko szczęki — Wrzuć między nie swój cały zapas strawy, A jeszcze będą żuły się wzajemnie. Nie w imię ideału demokracji czy oligarchii toczy się walka. Jedynowładztwo już by istniało, gdyby nie to, że nie ma zgody na osobę. O tę osobę jedna połowa świata musi zetrzeć się z drugą. Po jednej stronie chorowity młodzieniec, wódz lichy, ale bystry i przewidujący polityk. Umie on czekać, liczyć i wybierać sobie ludzi. A ci służą mu jak automaty. Rozmowy jego z *Mecenasem* i *Agryppą* są właściwie monologiem *Cezara* — tylko, że część swych myśli sam wypowiada, drugą pozostawia do powiedzenia tamtym. Czujemy, że gdy *Agryppa* (II, 2) występuje z projektem zgody i małżeństwa, to rzecz jest do najdrobniejszych szczegółów ułożona z *Cezarem*. On sam o tym nie zacznie mówić, bo nużby *Antoniusz* wzgardził jego propozycjami i ręką jego siostry? Wszakże on jeszcze za słaby do walki o panowanie nad światem. Więc wysunął *Agryppę* — i milczy. Nie ma po drugiej stronie tego zmysłu politycznego i tej karności. Podczas gdy *Mecenas* i *Agryppa* nie odważyliby się poza oczy w prywatnej rozmowie żartować z *Lepida*, gdyby nie wiedzieli, że niedługo mu już władać nominalnie trzecią częścią świata, *Enobarbus* w owej rozmowie w II, 2, wbrew wyraźnym pokojowym zamiarom swego imperatora, ustawicznie pobrzękuje szablą, naturalnie w przenośnym znaczeniu. A *Antoniusz*? Ten nie ma określonego planu. W razie potrzeby będzie walczył, dla świętego spokoju jednak wolałby, żeby bez tego się obeszło. Zawiera polityczne małżeństwo, ale wnet je zerwie i wie o tym naprzód. *Na Wschodzie ojczyzna jego rozkoszy!* Przesiąkł tamtejszym życiem, pełnym przepychu, blasku i zmysłowych uciech. Jak morfinista, musi do niego wrócić. Uczta, po uczcie przechadzka w przebraniu po ulicach Aleksandrii, potem rozmowa z *Kleopatrą* na temat, czy „miłość da się ująć w cyfry”, potem dla odmiany kłótnia — tak przyjemnie godzić się po kłótni. Wymyślmy coś nowego! O, *Kleopatra* wymyśli na pewno. Antoniuszowi łowiącemu ryby nurek przyczepi do wędki solonego śledzia, to znów kochanka spoi go o świcie, ubierze w swe szaty i sama chodzić będzie z jego mieczem spod Filippi… A posłów z Rzymu nie trzeba — niech czekają! Czyż to nie Wschód prawdziwy? Wschód z rządami kobiet i rzezańców, z leniwym kwietyzmem i wiarą w przeznaczenie. Wszakże to wieszczbiarz egipski rozstrzygnął ostatecznie wahania *Antoniusza*, czy porzucić *Oktawię*, a tym samym, czy rozpocząć wojnę na śmierć i życie z jej bratem. Ciekawa jest scena, w której spotykają się te dwa światy. Na pokładzie galery Pompejusza gra muzyka, ucztują panowie świata. Gospodarz odegrał rolę kota w bajce, co rad by jeść ryby, ale nie chciałby sobie łapek zamaczać. Mówi do Menasa, proponującego mu wymordowanie gości i zagarnięcie władzy nad światem: Ach to wszystko Powinien byś był zrobić, nic nie mówiąc. Jaki żal przebija się w tych słowach! Co to za signum temporis! I upije się na pocieszenie biedny *Pompejusz*, wyniosą *Lepidusa*, *Antoniusz* odejdzie zadowolony, że wszystkich przepił i że poważnego współzawodnika namówił do bakchicznego tańca w oczach jego najznamienitszych stronników, *Cezar* wyjęczy się na niepotrzebne pijaństwo i ostatecznie przerwie ucztę, bo już i tak niepotrzebnie powiedział, że „woli być panem czasu niż jego dzieckiem”… A dwaj starzy wyjadacze, „wielki złodziej lądowy i wielki złodziej morski” pójdą dalej pić do kajuty; ten drugi, podobnie jak jego pan, też ze zgryzoty, mianowicie, że jego pięknego planu nie przyjęto. I jakżeby Szekspir miał odrzucić epizod z Pompejuszem? Czyż taka jedna scena nie lepiej maluje epokę niż wszystkie togi, orły, liktorzy i senatus consulta? Norwid w swojej Kleopatrze wprowadził całe mnóstwo rysów obyczajowych. Szczególnie wiele staranności włożył w odmalowanie tła egipskiego. Mimo to dowolnie — w myśl swej historiozofii — zmienił charakter i rolę Kleopatry, przy czym nie bez wpływu była i dążność, aby stworzyć coś odmiennego niż Szekspir, więc epoki tak, jak on, nie odtworzył. IV. Podkład subiektywny Wszystkie usiłowania, zmierzające ku wykazaniu ściślejszego związku pomiędzy życiem Szekspira a jego dziełami, miały dotychczas wyniki niezmiernie nikłe, a to głównie z powodu ubóstwa posiadanych przez nas pozytywnych szczegółów biograficznych. Wiek XIX może pochlubić się głównie zdobyczami o typie negatywnym, mianowicie odrzuceniem wielu tradycyjnych anegdot. Jedne z nich odrzucono definitywnie, co do drugich wykazano, że równie dobrze mogą być lub nie być prawdziwe. Koniec zeszłego i początek obecnego wieku przyniosły dużo odkryć natury czysto zewnętrznej, szczególnie odnoszących się do majątkowych stosunków poety i jego rodziny w różnym czasie. Ale jakże tu nawiązać nić jakąś pomiędzy kupnem domów i roli lub egzekwowaniem wierzytelności a Snem nocy letniej czy Burzą? Wobec tego ubóstwa materiału po jednej stronie, stały punkt wyjścia dla wszelkich prób tego rodzaju musiała stanowić druga strona, tj. dzieła poety. Miało to dla całego szeregu mniej lub więcej uzdolnionych i ścisłych badaczy niezaprzeczony urok, polegający na zależności wyłącznie prawie od wniknięcia w utwory Szekspira, od wyzyskania ich jak najlepszego i od własnego rozumowania, które zwolennik innej teorii mógł zwalczać tylko tymi samymi środkami. Z rozumowaniem zaś, opartym na lekturze i analizie krytycznej, łatwiej i przyjemniej walczyć niż z faktami. Nic więc dziwnego, że literatura tego rodzaju stała się bardzo obfita, a hipotezy niezmiernie śmiałe; przeważnie jednak mają one ten sam charakter, co część wspomnianych powyżej anegdot, tj. chętnie zgadzamy się na to, że tak mogło być rzeczywiście, ale nic nie stoi na przeszkodzie przyjęciu, że tak wcale nie było, owszem, że rzecz wyglądała zupełnie odwrotnie. W sposób przekonywujący zestawiono z życiem poety właściwie tylko parę motywów z dzieł jego, opierających się na faktach biograficznych znanych już nam skądinąd, a więc wyzyskano uwagi *Hamleta* o teatrze, następnie wzmianki o źle dobranym wieku w małżeństwie i przestrogi przed pieszczotami przed ślubem. Już nieco trudniej poszło z wyzyskaniem dwóch postaci kłótliwych żon w Komedii omyłek i Poskromieniu złośnicy, chociaż przypuszczenia czynione na tej podstawie mają dużo cech prawdopodobieństwa. Ale dalsze wysiłki dotychczas nie wyszły poza zakres wycieczek w dziedzinę fantazji, do której z regionów badań naukowych przechodzi się w tym wypadku tak nieznacznie, że niejeden ani się spostrzegł, jak z historii literatury nieświadomie zawędrował do samej literatury pięknej. Głównym punktem wyjścia były jeżące się całym szeregiem problemów i zagadek Sonety Szekspira. Udało się wykazać niewątpliwe pokrewieństwo mnóstwa ich motywów z poszczególnymi ustępami dramatów i zdobyć w ten sposób pewne uzasadnienie dla biograficznego interpretowania jednych i drugich. Ale dalsze postępy poważnych krytyków, dających się w tym wypadku porównać z biegłym taternikiem, który chciałby wspiąć się na gładki mur prostopadły, rozbiły się o niemożliwość pewnego utożsamienia z rzeczywistymi osobami przyjaciela z pierwszej części sonetów oraz tajemniczego „p. W. H.”, któremu wszystkie są poświęcone, zapewne jednego i tego samego człowieka — i „czarnej kochanki” z drugiej części. Jedynie ta interesuje nas w obecnym wypadku. Sonety mogły być w części lub prawie w zupełności oparte na fikcji. Miłosne — mogły być pisane dla kogoś, w czyje uczucia i położenie „obdarzony miriadą dusz” poeta potrafił przenieść się w ten sposób, jak wczuwał się w najgłębszą istotę postaci swych dramatów. Przeciwko podobnemu poglądowi jednak przemawia stojąca u początku twórczości Szekspira *Rozalina* ze Straconych zachodów miłości, komedii, której źródła dotąd nie odkryto i której osoby robią wrażenie szkiców z natury. Pełne zapału pochwały jej czarnych oczu i włosów oraz śniadej cery, wygłaszane przez *Birona*, który przedstawia może samego poetę, wskazują na to, że ten fizyczny typ kobiety najbardziej Szekspira pociągał i że zapewne poza scenami młodocianej sztuki kryje się jakiś epizod z jego życia. W takim razie złamaniu przysięgi, złożonej przez *Birona*, że na trzy lata wyrzeknie się miłości, odpowiadałoby złamanie wiary małżeńskiej pozostawionej w Stratfordzie Annie. Sonety Szekspira, wedle świadectwa Meresa, musiały w części powstać przed r. 1598. Ale jak ze Straconymi zachodami miłości połączyć ich motyw, odnoszący się do wieku poety, silnie występujący np. w sonecie 138, który i z tego, i z innych jeszcze względów warto tu przytoczyć w całości? Że prawdą żyje, klnie mi się kochanka — Choć wiem, że kłamie, dać jej wiarę wolę: Za naiwnego niech mnie ma młodzianka, Niećwiczonego w szalbierstw świata szkole. I tak się łudząc, żem jest młody dla niej, Choć wie, że zenit moich dni poza mną, Wierzę jedynie w kłamstwo mojej pani I obie strony kroczą drogą kłamną. Przecz ona milczy, że jej wierność znikła, A ja, żem stary, nic nie mówię lubej? O, miłość pozór mieć ufności zwykła I wiek w miłości nie zna lat rachuby. W ten sposób kłamstwem raczym się nawzajem I błędom naszym karm przesłodką dajem. Sonet ten w r. 1599 już istniał, gdyż spotykamy go z pewnymi drobnymi zmianami w zbiorku wierszy wydanym pod tą datą przez przedsiębiorczego, a niesumiennego księgarza Jaggarda pt. Zakochany pielgrzym. Jeżeli więc przyjmiemy istnienie w życiu poety epizodu miłosnego, którego bohaterką była jakaś piękność o czarnych oczach i kruczych splotach włosów, to musimy sobie wyobrazić, że stosunek trwał długo. Pierwsze jego oddźwięki słychać w Straconych zachodach miłości, gdzie poza obawami na przyszłość, dyskretnie wyrażonymi w monologu *Birona* na końcu aktu III, nie pojawia się jeszcze motyw niewierności. Dalszego materiału dostarczyłaby może zaginiona sztuka Love's labours won (Nagrodzone zachody miłości), wymieniona przez Meres'a, przez krytyków zaś bezpodstawnie utożsamiana najczęściej z komedią Wszystko dobre, co się dobrze kończy, czasem zaś — jeszcze mniej trafnie — z Poskromieniem złośnicy. Czy też owe słowa przenikliwego *Birona*, za którym krył się sam poeta, nie przepowiadały drugiej części sztuki, przedstawiającej, jak czterej zalotnicy, po roku żałoby dworskiej osiągnąwszy cel swych gorących pragnień, doznają bolesnych rozczarowań, przy czym znowu *Biron* obejmuje rolę sofistycznego pocieszyciela? Naturalnie są to wszystko jedynie przypuszczenia, ale moim zdaniem równie ugruntowane (tj. wcale nie ugruntowane), jak dawanie tytułu Love's labours won którejś ze sztuk zachowanych. Owocem dalszych etapów stosunku z *czarną czarodziejką* byłyby sonety drugiego cyklu. Jakże jednak pogodzić z wiekiem poety owe wzmianki o starości? Pisząc sonet 138 i 144, a więc zapewne także znaczną część innych sonetów miłosnych, mógł mieć lat trzydzieści parę, był więc wedle naszych pojęć w sile wieku. Ale wówczas inaczej zapatrywano się na tę sprawę. Zresztą starość i młodość są pojęciami subiektywnymi, a z drugiej strony wczesne odsunięcie się Szekspira od teatru i literatury oraz wczesny zgon jego przemawiają za tym, że pod wpływem nadmiernej pracy i wysiłków myśli, a może także jakichś bolesnych przeżyć, postarzał się bardzo prędko. Ów przytoczony sonet silnie akcentuje motyw wieku, tak żywo występujący w ustępie, w którym *Antoniusz* mówi o kłótni między swymi siwymi a czarnymi włosami (III, 9). Ale łączy on się z naszym dramatem i przez skargi na nieszczerość, tak wyraźnie uwidocznioną w pożyciu kochanków. *Kleopatra* lęka się wciąż utraty swego imperatora i broni się przed nią tysiącznymi sposobami, wywołującymi nawet krytykę ze strony Charmiany, która nie jest tak subtelna i chadza widocznie prostszymi drogami. *Antoniusz* wie, że jest okłamywany. Zdarza się też, że wybucha szalonym gniewem, ale potem stale wraca do dawnych uczuć — nie przekonany jakimiś dowodami, ale tylko dlatego, że nie potrafi namiętności wyplenić z serca. Jest on chętną ofiarą, bo sam stara się nie myśleć o błędach *Kleopatry*, ażeby nie stracić złudzeń. Jego zapalna natura musi na kimś wywrzeć wściekłość. W scenie 11 aktu III, każąc ochłostać Tyreusza, powiesił ślusarza zamiast kowala, a wobec królowej przechodzi zaraz potem do tonu łagodnych wymówek i daje się przejednać bombastycznym, stylowo wschodnim frazesom. Jeszcze silniej występuje ten rys w scenach samobójstwa i konania bohatera. Ani słówkiem nie wspomina on o tym, że bezpośrednią przyczyną ciosu, jaki sobie zadał, było kłamstwo *Kleopatry*, mogącej naprzód przewidzieć i rzeczywiście przewidującej skutek fałszywej wieści. Do ostatniej chwili chce zatrzymać złudzenia. I po cóż gorzką prawdą zatruwać sobie konanie? Atoli znaczną rolę odgrywa tu i władza, którą królowa ma nad *Antoniuszem*, taka sama, jaką czarna kochanka z sonetów — o ile są wyrazem rzeczywistych wypadków — nad ich autorem. Skarży się on i zżyma, ale nie może uwolnić się od upadlających więzów. Na przeszkodzie stoi magnetyczny wpływ niebezpiecznej niewiasty. Jak niejednokrotnie wykazywano, spokój i obiektywizm w przedstawieniu stosunku *Antoniusza* do *Kleopatry* wskazują na to, że poeta zapewne odświeżał dawne wspomnienia. Najweselsze i najpogodniejsze komedie jego powstały też po druku sonetu 138 w Zakochanym pielgrzymie. W ten sposób wszelkie subiektywne motywy dramatu byłyby odgrzebane z przeszłości, a jedynie motyw wieku wzięty z danej chwili. Prof. Dyboski występuje nawet z przypuszczeniem, że sceniczne powodzenie Antoniusza i Kleopatry wywołało „plotki na temat Sonetów Szekspira i skorzystał z tego zainteresowania Thorpe, aby zaraz wydać Sonety, których tekst w jakiś sposób dostał do rąk. Obliczenia na sensacyjny sukces zawiodły — może dlatego, że popyt na sonety jako formę literacką już od lat przygasał”. Jeżeli na pewne rysy w obrazie Kleopatry złożyły się — obok szczegółów zaczerpniętych z Plutarcha i z poetyckiej wyobraźni — także jakieś cechy charakteru rzeczywistej kochanki, to, o ile weźmiemy do pomocy sonety i może w tym samym czasie stworzoną postać *Kressydy*, dojdziemy do dziwnych rezultatów. W sonecie 137 poeta wyrzuca swoim oczom, że „znieprawione zbyt stronniczymi (tj. kierowanymi ślepą miłością) spojrzeniami zarzucają kotwicę w porcie, gdzie każdy zawija”. Oburza się na „ślepego błazenka Kupidyna”, że „z tego kłamstwa oczu ukuł haki, do których przywiązany jest sąd (judgment: raczej pociąg) jego serca”. Wreszcie wybucha gniewem: „Dlaczego serce moje ma uważać za prywatną zagrodę to, o czym wie, że jest własnością gromadzką?”. Idąc dalej tym torem, gotowiśmy jeszcze wdać się w przypuszczenia nadzwyczaj krzywdzące dla *czarnej damy* i *Kleopatry* z jednej, a dla Szekspira i *Antoniusza* z drugiej strony. Dlatego porzućmy niewyraźne ścieżki domysłów. Bardzo prawdopodobną rzeczą pozostaje pewien osobisty podkład w Antoniuszu i Kleopatrze i uznają to wszystkie prawie powagi. Ale musi on dla nas być nadal ilością niewiadomą — chyba, żeby udało się odkryć jakieś nowe źródła biograficzne. Ja zaś zapuściłem się w tę kwestię nie tyle dla dojścia do konkretnych wyników, ile dla wykazania, do jakiego stopnia ryzykowne są podobne próby. Jak *Gustaw* powtórzyłem dla nauki scenę, którą przede mną niejeden już lepiej odegrał. Niechże to, co powiedziałem, pozostanie jako ostrzeżenie przed eksperymentami. V. Poglądy na Antoniusza i Kleopatrę. Kleopatra Norwida Nie myślę tu zestawiać zdań poszczególnych, mniej lub więcej wybitnych pisarzy o naszej tragedii ani wyliczać i porównywać z nią utworów pokrewnych treścią. Wystarczy powiedzieć, że ktokolwiek w literaturze zbliżył się do dziejów triumwira i królowej egipskiej, stale (na co zresztą niejednokrotnie zwracano już uwagę) albo starał się współzawodniczyć z Szekspirem, albo z niego czerpał swe natchnienie. Z jakimikolwiek jednak zamiarami pisarze ci przystępowali do dzieła, nikt z nich — od Fletchera i Drydena aż do Heredii i Norwida — nie mógł otrząsnąć się z myśli o naszej tragedii. Dla scharakteryzowania tych prób pozwolę sobie przytoczyć słowa Edmunda Gosse, odnoszące się do sztuki Fletchera, która przedstawia „zielone lata” Kleopatry, mianowicie dzieje stosunku jej z Juliuszem Cezarem: „Jeżeli przyjrzymy się najlepszym momentom twórczości Fletchera — w ognistych i melodyjnych scenach aż do Szalbierki, gdzie pośród zastępu mających dla nas znajomy dźwięk imion rzymskich spostrzeżemy, że z rozpaczliwą determinacją i w sposób niedwuznaczny wyzywa porównanie z Antoniuszem i Kleopatrą — wystarczy nam zwrócić się od cienia do rzeczywistości, aby zobaczyć, jak wątły i nierealny jest ten delikatnie zabarwiony, suchotniczy i fantasmagoryjny obraz namiętności przy trójwymiarowych ludziach (solid humanity) Szekspira”. Ze względu na literaturę polską wspomnieć należy o niewykończonym niestety dramacie Norwida, ogłoszonym po raz pierwszy w r. 1904 w „Chimerze”, t. VIII, przez Zenona Przesmyckiego. Dramat prawdopodobnie miał nosić tytuł Cezar i Kleopatra, łączył jednak oba miłosne epizody życia królowej, a pierwszy miał być przyczyną i wyjaśnieniem drugiego. Norwid najwidoczniej pragnął świadomie przedmiot traktować z punktu widzenia zupełnie przeciwnego szekspirowskiemu. Kleopatra u niego znienawidziła Rzym za śmierć Cezara, Antoniusza zaś chce zrobić narzędziem swej nienawiści. Triumwir jednak, przedstawiony jako człowiek znacznie mniejszy nie tylko od Cezara, ale i od królowej, ulega w tej walce między Wschodem i Zachodem. Dramat pochodzi z lat przed samą śmiercią Norwida i odznacza się ogromną głębokością myśli i pewnością ręki. Ogromnie żałować należy, iż pozostał fragmentem i tak mało jest znany. Współzawodnictwo z Szekspirem widać i w ujęciu tematu, bardziej historiozoficznym niż psychologicznym, i w uduchowieniu Kleopatry i w wyborze motywów, które Szekspir pominął. Wpływ jego widać w kilku miejscach, gdzie Norwid po dobrym namyśle odmiennie używa tych samych motywów. Tak np. echem opowiadania *Enobarbusa* o spotkaniu na Cydnie jest wzmianka o łodzi Kleopatry u Norwida (II, i): Galera królowej Egiptu Poruszyła się w porcie, skąd masztowe liny, Przepojone woniami, zabrzmiały w powietrzu I doniosły tu zapach… gdy trzy ławy wioseł, Urobionych na wzorze narzędzi muzyckich We falach zwisłe, akord wydały i owy Kręgami ich dopływa ucha. Ale widać tu wyraźnie chęć przewyższenia własnymi pomysłami Szekspira, który wiernie szedł za Plutarchem. Początek aktu trzeciego rozgrywa się w grobowcu, który *Kleopatra* wybrała sobie na mieszkanie od śmierci *Cezara*, choć mimo to, częścią dla zagłuszenia się, częścią dla zemsty nad Rzymem, dzieli z Antoniuszem jego huczny tryb życia i daje mu „tę miłość, której on chce i którą może pojąć”. Niezmiernie charakterystyczny będzie i następujący wyjątek: Służebna mi któraś Podszepnęła, by nurek pod falą ukryty Wtykał solone ryby Markowi na wędkę — Koncept, który się udał i który potomność *Kleopatrze* przysądzi, nie *pannie służącej*. Jednym słowem, Norwid wypowiedział wojnę baśni historycznej, której przedstawicielem był dla niego Szekspir, i sam spróbował przy pomocy swej filozofii dziejów i wszechwładzy romantycznego poety odtworzyć ten epizod przeszłości we własnym duchu. Najbardziej sprzecznym z pozytywnie nam znanymi faktami wydaje mi się następujący passus, który wypowiada *Rycerz*, przedstawiony jako człowiek mądry i uczciwy:. …gdyby do wojny przyjść miało Bez córy Ptolomeów wyraźnego słowa, Legie nowozaciężne italskie poszłyby Z Antoniuszem… lecz reszta wojsk… nieco wątpliwie… Zupełna odwrotność tego, co mamy u Szekspira. Ale wpływ angielskiego poety widać przede wszystkim w formie. Jest nią wiersz nierymowany (tylko że 13-zgłoskowy). Wedle Przesmyckiego, Norwid miał poprzedzić tragedię teoretycznym wstępem, do którego robił notatki. Miał tam mówić i o wierszu białym, u nas „długo odpychanym jako nie w charakterze języka”. Szkoda, że Norwid wstępu tego nie napisał, gdyż owa część, odnosząca się do formy, stanowiłaby ciekawe pendant do rymu w przełożonych przez niego w młodszym wieku urywkach z Szekspira, a kto wie, czy nie byłaby przyniosła w ogóle modyfikacji poglądów na zewnętrzną szatę dramatów wielkiego Anglika. O samym dramacie Szekspira dużo i dobrze pisano. Uchwyceniem ducha epoki zachwycał się Mommsen, a hołdy swoje składali przede wszystkim późniejsi twórcy, korząc się przed największym ze swego grona. Z tych głosów wypada wybrać jeden. Utartym zwyczajem wspomnę tu o zdaniu Coleridge'a który nazywa Antoniusza i Kleopatrę bezwzględnie najbardziej podziwu godnym utworem ze wszystkich historycznych dramatów Szekspira, zachwyca się „szczęśliwą śmiałością (valiancy)” stylu, a nadto bardzo trafnie daje czytelnikowi następującą radę: „Sztukę tę powinno się przestudiować, przeciwstawiając ją w myśli Romeowi i Julii jako miłość namiętności i chuci, skontrastowaną z miłością uczucia i instynktu”. Część druga. Zadania tłumacza i forma dramatów Szekspira I. Zasady tłumaczenia dotyczące myśli Podczas przygotowywania i pisania pracy o polskich przekładach dramatów Szekspira nieraz przychodziło mi na myśl, że łatwo krytykować drugich, a o wiele trudniej zmierzyć się z nimi w praktyce. Pod wpływem podobnych refleksji postanowiłem po ukończeniu i wydaniu książki przystąpić do tłumaczenia, uwzględniając zasady, jakie stosowałem przy ocenie moich poprzedników. Owocem tego postanowienia jest między innymi i przekład niniejszy, który uważam za stosowne poprzedzić krótkim wstępem odnoszącym się właśnie do teorii tłumaczenia, a w szczególności tłumaczenia Szekspira. Ponieważ zaś, wprowadzając pewną innowację co do formy, na nią zwłaszcza muszę zwrócić uwagę, poświęcę nieco miejsca zwięzłemu przedstawieniu szaty zewnętrznej dramatów Szekspira, przede wszystkim zaś pięciostopowego wiersza jambicznego, który w nich przeważa. Szczerze żałuję, że pisząc o przekładach dotychczasowych, we wstępie lub zakończeniu nie zestawiłem warunków, jakich należy wymagać od dobrego tłumaczenia. Warunki te niewątpliwie można wysnuć z uwag krytycznych, zawartych w mojej książce. Lecz zdaję sobie sprawę, że było moją rzeczą zrobić to samemu. Zaznaczając więc, że poglądy moje, poza paru punktami podrzędnymi, pozostały niezmienione, przystępuję do spóźnionego nieco spełnienia tego obowiązku. Zacznijmy od strony myślowej przekładu. Tu na pierwszym planie stoją trzy zasady. Pierwsza z nich to poprawność we własnym języku. Drugą jest dokładne oddanie myśli oryginału, która powinna w tłumaczeniu mieścić się bez reszty. Trzecią — oddanie stylu i tonu. A więc należy dążyć do jak najwierniejszego odzwierciedlenia w przekładzie zarówno figur gramatycznych i retorycznych, jak tropów, czyli wyrażeń obrazowych, a zastępować je innymi tylko w wypadku bezwzględnej konieczności. Dalej należy baczyć na to, aby być patetycznym tam, gdzie oryginał rozbrzmiewa patosem, rzewnym, gdzie dźwięczy rzewnością, oschłym, gdzie jest oschły, uroczystym, gdzie uroczysty, figlarnym, gdzie figlarny, cynicznym, gdzie cyniczny, wreszcie rubasznym, gdzie rubaszny. Zasada ta nabiera szczególnej wagi w zastosowaniu do dramatu (bo w dramacie przemawiają kolejno różne osoby), a zwłaszcza do Szekspira, posługującego się po mistrzowsku właściwościami stylu w celu charakterystyki swych postaci. Sądzę, że po ustaleniu tej zasady zbyteczną byłoby rzeczą osobno zastanawiać się nad traktowaniem miejsc i wyrażeń nieprzyzwoitych. Dura lex, sed lex. Poza tymi trzema, równie ważnymi i nieodzownymi warunkami już w drugiej linii stoi postulat oddawania w ten sposób oryginału, aby słowa jego odpowiadały słowom przekładu. Daje się on niekiedy przeprowadzić, przeważnie jednak wywołuje konflikt z jedną z trzech zasad pierwszorzędnych i wiedzie do tego, że tłumacz, chcący go wcielić w życie, wedle niemieckiego przysłowia wylewa dziecko razem z kąpielą, bo w pogoni za dosłownością zmienia myśl czy też ton, lub grzeszy przeciw gramatyce ojczystej mowy. Wiele jest do zrobienia w tym kierunku przy bliskim pokrewieństwie języka oryginału z językiem przekładu. Brückner mówi o poemacie Reja, który zachował się tylko w czeskim tłumaczeniu, że polski tekst przegląda przez czeski. Dowodzi też tego przy pomocy rekonstrukcji całych ustępów. Tu tajemnica powodzenia Schlegla. Ale przy przekładzie Szekspira na język polski dosłowność tylko w pewnych nielicznych wypadkach jest do osiągnięcia, przeważnie zaś po prostu strzec się jej trzeba; to pułapka, w którą nieraz już złapał się nie byle kto, bo np. tak sumienny i uzdolniony tłumacz, jak Stanisław Koźmian. Jeszcze mniej istotnym postulatem jest zachowanie zwięzłości oryginału. Prawda, że najlepiej byłoby nie dodać ani wiersza, równocześnie zaś nie uronić ani okruszyny myśli i nie zrobić najmniejszej przykrości ojczystemu językowi. Ale na to trzeba by być cudotwórcą. Nie powtarzam wywodów na ten temat, które ciekawy znajdzie we wstępie mojej rozprawy o przekładach Szekspira, lecz wyznaję otwarcie, że choć w paru wypadkach zarzucałem tłumaczom zbytnią rozwlekłość, przystąpiwszy do praktyki, od razu byłem zmuszony wybrać złe najmniejsze, powiedzieć z Brutusem — oby nie z tym samym skutkiem — …dobre Przyczyny muszą z konieczności miejsca Ustąpić lepszym i poświęcić zwięzłość ważniejszym zasadom. Skutki takiego rozstrzygnięcia sprawy okażą się szczególnie wydatnie w Antoniuszu i Kleopatrze, dramacie, który stoi u samego schyłku trzeciej epoki Szekspira, a więc należy do czasu dochodzącej do szczytu zwięzłości wysłowienia poety. Wszelkie próby tłumaczenia Szekspira językiem archaicznym uważam za chybione. Co najwyżej można gdzieniegdzie użyć jakiegoś staroświeckiego wyrazu lub zwrotu, tak jak czynią to w oryginalnych utworach niektórzy nam współcześni pisarze, np. Żeromski. Czasem może to okazać się nieodzownym ze względu na konieczność oddania bogactwa słownikowego poety, która również stanowi jeden z warunków dobrego przekładu. Ażeby skończyć z postulatami dotyczącymi treści, powtarzam pogląd, wypowiedziany również we wstępie pracy o przekładach, a odnoszący się do igraszek wyrazów. Ponieważ w miarę rozwoju geniuszu poety stają się one — szczególnie w scenach poważnych — coraz rzadsze, a tłumaczowi nastręczają ciężkie, często nieprzezwyciężone trudności, należy je zastępować równoważnikami tam tylko, gdzie to jest bez pogwałcenia innych zasad możliwe i łatwe do uskutecznienia, poza tym zaś można z nich rezygnować. Zaznaczam, że zapatrywania tego, powziętego już podczas studiów nad polskimi przekładami Szekspira, nie zmieniłem mimo późniejszych dość dokładnych badań i rozważań, których punktem wyjścia była gruntowna rozprawa Leopolda Wurtha na temat igraszek wyrazów u Szekspira. II. Forma dramatów Szekspira Szekspir sam nie stworzył formy swoich dramatów, i w dzisiejszych czasach, kiedy dzięki dobrym wydaniom i krytycznym pracom uczonych angielskich i niemieckich mamy łatwy dostęp do utworów jego poprzedników i współczesnych, kiedy oduczyliśmy się już traktować go oddzielnie, niby drzewo wyrwane z korzeniami z gleby, z której wyrosło, możemy dość dokładnie zdać sobie sprawę z tego, skąd wzięła się ta forma, gotowa już przed nim, a przez niego tylko — jak zresztą wszystko, czego dotknął — udoskonalona i uszlachetniona. Dramat angielski epoki elżbietańskiej powstał z połączenia typu ludowych przedstawień o pochodzeniu kościelnym z typem dramatu klasycznego, naśladowanego pod wpływem Odrodzenia. Ponieważ owe przedstawienia ludowe przeplatano scenami komicznymi, częścią improwizowanymi, wytworzyła się mieszanina wiersza i prozy. Obok wiersza rymowanego pojawił się około połowy XVI w. nierymowany, odpowiadający formie dialogów w starożytnych dramatach i w niektórych ich włoskich lub francuskich naśladowaniach. Dawał on pole do większej swobody i naturalności, pozwalając przy tym na szybsze tempo gorączkowej twórczości dramatycznej, jaką się te czasy odznaczają. Zyskał więc prędko prawo obywatelstwa. Nie wyrugował jednak rymu, który pozostał pożądaną ozdobą. W ten sposób już przedszekspirowski dramat kojarzy w sobie trzy żywioły: wiersz rymowany, wiersz nierymowany i prozę. *Blankverse.* W dziełach dramatycznych Szekspira przeważa wiersz nierymowany, zwany blankverse. Pierwsze jego ślady dostrzegają niektórzy badacze metryki angielskiej już w rytmicznej prozie, jaką zaczyna się Tale of Meliboeus Chaucera. Jednakże celowo i świadomie użył go pierwszy Henryk Howard hr. Surrey w swoim przekładzie drugiej i czwartej księgi Eneidy, ogłoszonym drukiem w r. 1557, ale powstałym co najmniej na 10 lat przed tą datą. Do dramatu wprowadzili go Sackville i Norton, w tragedii Gorboduc czyli Ferrex i Porrex (1561). Ale zarówno u tych nowatorów, jak u paru ich naśladowców wiersz jest szorstki i monotonny. Za przesadę należy uznać to, co mówi o nich np. A. H. Bullen w przedmowie do swego wydania Marlowe'a. Zarzuca im mianowicie, że pomieszali zasadę akcentu z zasadą iloczasu i wskutek tego wiersz ich trzeba wciąż skandować, jak skanduje się poetów starożytnych. Tak nie jest. Już u Surreya i u jego następców rozstrzygającym czynnikiem jest niewątpliwie akcent. Ale stosują oni w szerokim zakresie licencję poetycką, zmuszając aktora czy też czytelnika dość często do dziwnego akcentowania, przy tym zaś wiersz ich, zbyt regularny pod względem średniówki i zakończenia, brzmi szorstko i monotonnie. Pojawiło się później jeszcze kilka utworów, przeważnie dramatycznych, posługujących się tą formą. Ale na wyżynie artyzmu postawił ją, rozsławił i popularność jej zjednał dopiero Krzysztof Marlowe w swym dramacie Tamerlan Wielki (1587?). Efekt sceniczny sztuki, osiągnięty w znacznej części dzięki prawdziwie artystycznej metryce wiersza białego, nie tylko zjednał od razu tej formie, wyśmiewanej pierwotnie przez zazdrosnych współzawodników autora, prawo obywatelstwa, lecz także zdobył dla niej — na lat blisko sto — zdecydowaną przewagę w dramacie angielskim. Szekspir, który w pierwszym okresie swej twórczości pozostawał pod silnym wpływem potężnej indywidualności Marlowe'a, przejął od niego blankverse i używał go nadzwyczaj umiejętnie, nadając mu przy pomocy szeregu środków, które bliżej poznamy, większą rozmaitość i giętkość. Blankverse jest pięciostopowym wierszem jambicznym o schemacie: ◡ — ◡ — ◡ — ◡ — ◡ — i nawiasem mówiąc, istniał już poprzednio w poezji angielskiej jako tzw. wiersz heroiczny, który pod wpływem wzorów klasycznych, włoskich versi sciolti oraz odpowiednich form francuskich uwolniono od rymu. Naturalnie, byłby niezmiernie monotonny, gdyby nie okoliczność, że pewne urozmaicenie wywoływało w nim używanie różnych i różnie umieszczonych średniówek oraz fakt, iż akcent akcentowi nierówny, bo jedno słowo ma go z natury rzeczy i jednoczy logiczny z metrycznym, drugie zaś — samo przez się obojętne — otrzymuje tylko przycisk metryczny, rzecz prosta słabszy. Ponieważ początkowo blankverse był dość jednostajny i co do średniówki, gdyż prawie zawsze następowała po drugiej stopie, nużył ucho i zasługiwał naprawdę na nazwę, jaką mu później, już z powodu Tamerlana, nadał złośliwy pamflecista Tomasz Nash, na nazwę „bębniącego dziesięciozgłoskowca”. Ale zaczęto urozmaicać go, częściowo przy pomocy nieprawidłowości. Oto krótki przegląd środków stosowanych przeciw pierwotnej monotonii: 1) Pojawiła się na końcu jeszcze jedna zgłoska, nieakcentowana, wywołując to, co my nazwalibyśmy zakończeniem żeńskim, i wiersze z taką nadliczbową zgłoską zaczęto promiscue wplatać w tok normalnych. 2) Obok średniówki męskiej po drugiej lub trzeciej stopie: ◡ — ◡ — ‖ ◡ — ◡ — ◡ — lub ◡ — ◡ — ◡ — ‖ ◡ — ◡ — pojawiła się żeńska, działająca bardzo korzystnie, gdyż zawsze wywoływała rozdział stóp metrycznych między poszczególne wyrazy: ◡ — ◡ — ◡ ‖ — ◡ — ◡ — (◡) lub ◡ — ◡ — ◡ — ◡ ‖ — ◡ — (◡) Co więcej, wprowadzono trzeci rodzaj średniówki, zwany epicką, odpowiadający greckiej κατα τρίτον τροχαίον. Przy jej użyciu stale przybywała zgłoska nadliczbowa: ◡ — ◡ — ◡ ‖ ◡ — ◡ — ◡ — (◡) lub ◡ — ◡ — ◡ — ◡ ‖ ◡ — ◡ — (◡) Zdarzało się także, iż zamiast jednej średniówki dawano wierszowi dwie, w dwóch dowolnych miejscach, np.: ◡ — ◡ ‖ — ◡ — ◡ — ‖ ◡ — (◡) lub ◡ — ‖ ◡ — ◡ — ◡ ‖ ◡ — ◡ — (◡) itd. Wskutek tej wielkiej rozmaitości co do przystanków w wierszu — czasem, choć dość rzadko, wydaje się, jakoby średniówki wcale nie było. 3) Wprowadzono przestawienia taktu — z reguły tylko w pierwszej stopie wiersza lub po średniówce, w pewnych nielicznych wypadkach także i na innych miejscach. W ten sposób kładziono trochej (— ◡) zamiast jambu (◡ —), i to zwyczajnie w pewnym określonym celu, tj. gdy na któryś wyraz chciano zwrócić szczególną uwagę, np. — ◡ ◡ — ‖ ◡ — ◡ — ◡ — (◡) lub ◡ — ◡ — ◡ — ‖ — ◡ ◡ — (◡) itd. 4) Również dla wywołania pewnego wrażenia niekiedy opuszczano zgłoskę nieakcentowaną, a nawet i akcentowaną. W deklamacji scenicznej zastępował ją jakiś okrzyk zza sceny, wrzawa wojenna, gest lub nawet po prostu przystanek w deklamacji. 5) Poznaliśmy już dwa wypadki dodawania nieakcentowanej zgłoski nadliczbowej, mianowicie jako żeńskiego zakończenia wiersza i po cezurze epickiej. Później jednak zaczęto także dodawać ją i na innych miejscach, nie wyłączając zakończenia wiersza, posiadającego już ową jedenastą zgłoskę. Bywało ich i po parę, zdarzały się też akcentowane. Ta zbytnia i szkodliwa już swoboda, która nie pozostała bez wpływu i na metrykę Szekspira, a która cechuje przede wszystkim dramaty Fletchera, ostatecznie doprowadziła blankverse do zupełnego zwyrodnienia. 6) Urozmaicająco działały także różne dowolności językowe. Mowa angielska przeżywała podówczas dobę przejściową, którą charakteryzuje znikanie w mowie, a często i w piśmie, końcowego *e*, a także *e* w środku niektórych sufiksów. To umożliwiało poetom używanie takich wyrazów, w miarę potrzeby, w dwojakiej formie. Niezupełnie jeszcze od czasu zlania się staroangielskiego języka z normandzką francuszczyzną ustalony akcent — dawał również często pole do pewnych dowolności. Wreszcie niektóre romańskie końcówki (jak np.: -ion, -ious, -iance) można było w wierszu wymawiać w sposób staroświecki. Dzięki temu np. rzeczownik revolution mógł być czterozgłoskowy, z akcentem głównym na drugiej i pobocznym na czwartej od końca, albo pięciozgłoskowy, z akcentami o niejednakowej sile na pierwszej, trzeciej i piątej. Co więcej, w wielu wypadkach poeta, nie poprzestając na swobodzie, jaką nastręczał mu sam materiał językowy, używał *synkopy* (np. 'bove zamiast above) lub *synizesy* (np. th' other zamiast the other), ażeby w ten sposób pozbyć się zbytecznej zgłoski. Mógł iść i przeciwnym kierunku, przydłużając przy odpowiednich warunkach fonetycznych wyraz o jedną zgłoskę (np. Hen(e)ry zamiast Henry). 7) Od synizesy trzeba odróżnić tzw. slurring, tj. wymawianie zgłoski bardzo szybko i słabo, graniczące z jej zupełnym połknięciem. Znawcy metryki angielskiej traktują tę dowolność osobno, nie zaś razem z ukazywaniem się zgłosek nadliczbowych. 8) Początkowo może wskutek niezaradności, a potem celowo, dla wywołania pewnego wrażenia, wplatano nieraz w tok pięciostopowego jambu wiersze krótsze albo dłuższe (aleksandryny), odpowiadające mu metryką. Czyniono to także z wierszami zupełnie innego typu metrycznego. 9) W utworach poprzedników Szekspira i w jego wcześniejszych dziełach prawie zawsze myśl (tj. zdanie lub pewna samoistna część zdania) kończy się razem z wierszem. Później coraz liczniej pojawiają się wypadki tak zwanego enjambment, tj. przeniesienia myśli z jednego wiersza do drugiego. Pod koniec swej kariery literackiej poeta poszedł bardzo daleko w tym kierunku, o czym jeszcze wypadnie powiedzieć słów parę. 10) Ozdobę wiersza stanowi często aliteracja, która straciwszy w metryce angielskiej rolę pierwszorzędnego czynnika, nigdy jednak zupełnie nie znikła. Polega ona na umieszczaniu w miejscu akcentu zgłosek zaczynających się od tych samych dźwięków spółgłoskowych, rzadziej od różnych samogłoskowych. Pod wpływem wzorów z końca średniowiecza, kiedy już poczucie istoty aliteracji było się do pewnego stopnia zatraciło, zdarza się rozciąganie aliteracji i na zgłoski nieakcentowane. W parze z tą ozdobą wiersza idzie czasem pewna równoległość myśli lub przeciwstawienie. Aliteracja przybiera czasem ciekawe formy, dające wyrazić się następującymi schematami: *aaabb*, *abba*, *abab* itd. W ten sposób przeszliśmy najważniejsze (ale jeszcze nie wszystkie) środki, służące do urozmaicenia wiersza białego. Ogólnikowy ten i krótki przegląd pozwala mi jednak zaniechać rozwodzenia się nad tym, jak dalekie od monotonii stało się dzięki nim jego brzmienie. *Rym.* Przyczyniały się do tego jeszcze i rymy, używane również zazwyczaj celowo w ustępach lirycznych lub refleksyjno-gnomicznych, w zakończeniach scen i aktów, albo nawet tyrad, itp. *Proza* pojawia się przede wszystkim w scenach komicznych, w ustach osób z gminu, w poufnych rozmowach kobiet z kobietami lub mężczyzn między sobą, często w listach i cytowanych dokumentach, zresztą w ogóle tam, gdzie przedmiot najlepiej daje traktować się w mowie niewiązanej. *Pieśni.* Wielką ozdobą dramatu elżbietańskiego są obficie wplatane w tok dialogów pieśni, naturalnie odmienne formą wiersza i rymowane. U niektórych poetów wartość ich przewyższa znacznie same dramaty, szekspirowskie zaś są perłami liryki angielskiej. *Forma dramatów Szekspira jako probierz chronologii.* Jedną z pierwszorzędnych kwestii krytyki, ważną przede wszystkim ze względu na dążność do historycznego przedstawienia rozwoju poety i związku między jego dziełami a życiem, jest chronologia poszczególnych utworów. Danych zewnętrznych jest mało, wobec tego punktu wyjścia dla hipotez, nabierających często cech pewności, trzeba szukać w samym dorobku pisarskim poety. Nie należy, jak czynią to niektórzy krytycy, zwłaszcza niemieccy, usuwać na drugi plan kryteriów wartości artystycznej, dojrzałości sądu, znajomości świata i natury ludzkiej, ogólnego nastroju poszczególnych utworów itd. Wobec tego jednak, że dają one pole do zbyt podmiotowych poglądów, pośród uczonych znawców Szekspira ustaliło się przekonanie, że obok nich prawie równie doniosłym, a mniej zawodnym czynnikiem są właściwości formy. *Proza* stanowi ogółem mniej więcej trzecią część tekstu dramatów Szekspira. Niektóre sztuki historyczne, powstałe dość wcześnie, nie zawierają jej wcale, a najobficiej pojawia się mniej więcej w środku literackiej działalności poety, co przypisać należy zapewne częścią silnie reprezentowanemu żywiołowi komicznemu, częścią bardzo wydatnej, czasami gorączkowej twórczości, cechującej ten okres, względnie te dwa okresy. Proza szekspirowska pozostaje prosta i przejrzysta i w ostatniej epoce, kiedy styl poety w wierszu wskutek przewagi myśli nad formą, nie mogącą pomieścić tego, co wulkaniczna wyobraźnia w nią przemocą wtłacza, jest już trudny i zawiły. Za przykładem Marlowe'a Szekspir wkłada mowę niewiązaną także w usta obłąkanych (*Ofelii* i *Leara*), a idąc nieco dalej w tym kierunku, w Otellu osiąga wielki efekt tragiczny dzięki przejściu do niej w chwili, gdy mąż *Desdemony*, doprowadzony do szału piekielną sztuką *Jaga*, traci zupełnie panowanie nie tylko nad swymi namiętnościami, lecz i nad mową, która je odzwierciedla. Efekt ten jest tym skuteczniejszy, że *Otello*, obdarzony przez swego duchowego rodzica potężną wyobraźnią poetycką, przemawia zazwyczaj językiem pełnym wspaniałych obrazów, a proza owego niedługiego ustępu (IV, 1) jest złożona z samych krótkich zdań i wykrzykników. Konsekwentnym zakończeniem tego wybuchu jest omdlenie *Otella*. Przebudziwszy się z niego, powraca do wiersza. Powyższy przykład jest dowodem, że wybór formy u Szekspira rzadko jest dziełem przypadku, a nawet w tych miejscach, w których dziwi nas początkowo, dokładniejsza analiza często doprowadzi do stwierdzenia celowości. Poza tym Szekspir używa prozy zgodnie z wymienionymi powyżej zasadami, stosującymi się do dramaturgów doby elżbietańskiej w ogólności. Na jedno jeszcze warto zwrócić uwagę. W Burzy *Kaliban*, ów „dziki i potworny niewolnik”, syn diabła i czarownicy, różniący się od zwierzęcia wyłącznie mową — przemawia stale wierszem, podczas gdy przedstawiciele mętów społecznych cywilizowanego miasta, w których towarzystwo się dostał, mówią — prozą. Wszelka przypadkowość jest tu wykluczona. *Kaliban* niewątpliwie mówi tak, jak *Prospero* go nauczył, ale obok tego mamy do czynienia z świadomym, bardzo skutecznym i pełnym myśli przeciwstawieniem. *Rym* przeważa nad wierszem białym jedynie w młodzieńczej komedii Stracone zachody miłości. Sztuka ta, kto wie, czy w ogóle nie najwcześniejsza w twórczości Szekspira (1590?), zawiera wedle G. Königa 62,2% wierszy rymowanych, w Śnie nocy letniej (1594?) mamy ich 43,4%, w Romeo i Julii , sztuce napisanej wcześniej, ale zapewne ponownie opracowanej w r. 1596 lub 1597, tylko 17,2%, w Królu Henryku V (1599), Otellu (1604?) i Cymbelinie (1609 lub 1610) już zaledwie po 3,2%, w Królu Henryku IV (zapewne 1597–1598) i w Hamlecie po 2,7%, w Nocy Trzech Królów (zapewne na samej granicy dwóch stuleci) 13,7%, w Makbecie (zapewne 1606) 5,8%, w Antoniuszu i Kleopatrze 0,7%. W Burzy (1610) poza fantastycznym przedstawieniem w akcie IV i epilogiem mamy tylko jedną parę rymowanych pięciostopowców, w Opowieści zimowej (1610–1611) znikają zupełnie. Przegląd ten wykazuje, że rymów ubywa w miarę rozwoju geniuszu Szekspira, prącego ku coraz większej swobodzie i coraz bardziej gardzącego zewnętrznymi ozdobami, w miarę jak wspina się na niedosiężne wyżyny myśli. Równocześnie jednak widać, że ważną rolę odgrywał w tym wypadku przedmiot. W Śnie nocy letniej służy rym do odróżnienia mowy elfów i do upiększenia scen miłosnych. Ale i w niektórych dość późnych sztukach napotykamy całe ustępy rymowane, w pewnym określonym celu wplecione w tok dialogów. Oto, co powiada w tej sprawie Dowden o Otellu: „…W akcie I, scena 3, wierszach 201–219, *Brabancja*, który utracił córkę, raczy doża zimną pociechą sentencji moralnych, pociechą ujętą w niewielkie epigramy, z których każdy jest rymowanym dwuwierszem, a *Brabancjo* odpowiada ironicznie w ten sam sposób”. Krytyk ten zwraca uwagę i na cyniczne wierszyki *Jaga* w II, 1, w. 141–169 tej tragedii oraz na IV, 5, w. 28–52 Troilusa i Kressydy (sztuki napisanej wedle niego w r. 1603, a przerobionej w r. 1607), w której wodzowie greccy kolejno witają *Kressydę* pocałunkiem. Jest tam w odezwaniach się poszczególnych osób „szczebiotliwość, którą by straciły, gdyby je z rymowanego wiersza przerobiono na biały. Silne potępienie zachowania się *Kressydy* przez *Ulissesa*, które następuje, kładzie kres rymowanemu ustępowi”. Widzimy więc, że rym, jako wywołany zawsze treścią lub nastrojem i wprowadzany świadomie, nie może nam służyć za probierz chronologiczny, mimo niezbicie stwierdzonego faktu, iż jest cechą wcześniejszych utworów, w których pojawia się nawet w formie zwrotkowej, np. w Romeo i Julii, gdzie początek pierwszej rozmowy kochanków ma formę sonetu. *Blankverse Szekspira.* W ściślejszym o wiele związku z chronologią jest budowa wiersza białego. Nie mamy pozytywnych danych ani co do daty przybycia poety do stolicy, ani co do czasu powstania Tamerlana. Wszystkie jednak poszlaki wskazują, że dwa te wypadki zaszły mniej więcej równocześnie (1587). W takim razie genialny młodzieniec stawiał pierwsze kroki w Londynie pod wpływem zdobytej szturmem sławy swego największego poprzednika i jego „bębniącego jedenastozgłoskowca”. Nic też dziwnego, że od razu — obok rymów — zaczął używać tej formy. Prawie na pewno można powiedzieć, że do pierwszych prac dramatycznych Szekspira należało przerabianie dramatów, w których napisaniu uczestniczył Marlowe. Możliwe, że robił to w towarzystwie samego autora. Stąd blankverse jego w tej epoce bardzo podobny jest do pierwowzoru. i) Poeta początkowo niezmiernie rzadko używa żeńskich zakończeń. Pojawiają się jednak coraz częściej, w miarę postępów, jakie młody dramaturg czynił w technice poetyckiej. Oto ich procent w niektórych sztukach (wedle statystyki Hertzberga): 1590 Stracone zachody miłości — 4 1593 Król Ryszard III — 18 1596 Kupiec wenecki — 15 1602 Hamlet — 25 1604 Otello — 26 1609 Cymbelin — 32 1610 Burza — 33 1612/3 Król Henryk VIII — 45,6 I tu przyrost żeńskich końcówek z czasem jest widoczny. Ale nie należy zapominać, że poeta używał ich szczególnie w ustępach lirycznych, w salonowych rozmowach, w scenach kłótni i tyradach o charakterze retorycznym. Rzadsze są w spokojnym opowiadaniu i w miejscach patetycznych. Mimo to użycie tego probierza chronologicznego daje na ogół wyniki zgodne z innymi kryteriami. W wymienionych tu sztukach stanowi wyjątek jedynie Król Ryszard III. 2) Trudno wdawać się tu szczegółowo w sprawę średniówek, którą omówił i w daty statystyczne z czterech sztuk różnych okresów zaopatrzył J. Schipper . Wystarczy powiedzieć, że Szekspir pod tym względem od razu był dość swobodny. Początkowo przeważa średniówka po drugiej stopie lub w trzeciej stopie, później coraz częściej pojawia się ona po trzeciej lub w czwartej. Bardzo rzadka w młodocianych utworach średniówka epicka — staje się częstsza w trzecim okresie. Gwałtowny skok w tym kierunku widzimy w ciekawej i pod innym względem metryce Makbeta (1606). Czwarty okres charakteryzuje częste ukazywanie się podwójnej średniówki. 3) 4) Co do przestawień taktu i braku zgłosek, o ile mi wiadomo, nie spostrzeżono dotąd różnic pomiędzy poszczególnymi okresami. 5) Zgłoski nadliczbowe pojawiają się najczęściej pod koniec działalności poety. 6) Wspomniany proces zanikania *-e* w końcówkach był w pełnym toku, gdy Szekspir zaczynał pisać, i u schyłku jego życia miał się ku końcowi. Odzwierciedleniem tego stanu rzeczy są i dzieła poety. 7) Brak dokładniejszej statystyki. 8) Wmieszane w tok pięciostopowego jambu wiersze odmiennych typów znikają w miarę rozwoju geniuszu Szekspira, natomiast krótsze i dłuższe wiersze pojawiają się częściej, ale w czwartym okresie liczba krótszych znowu się zmniejsza. 9) Im później, tym częściej zdarza się enjambment. Wedle wybitnego krytyka Furnivalla, przypada w Straconych zachodach miłości raz na 18,14 wierszy, w Burzy na 3,02, w Opowieści zimowej na 2,12. Ale szczególnie ważna jest pewna odmiana enjambment, polegająca na tym, że ostatnią zgłoskę wiersza o męskim zakończeniu stanowią wyrazy o słabym akcencie (tzw. light endings, lekkie końcówki) albo normalnie całkiem pozbawione akcentu (tzw. weak endings, słabe końcówki). W tym wypadku wiersz bardzo ściśle łączy się z następnym. Lekkie końcówki pojawiają się po raz pierwszy w znaczniejszej ilości w Makbecie (1606), słabe w Antoniuszu i Kleopatrze, i od tego czasu procent jednych i drugich stale rośnie. 10) Aliteracja miała za sobą tradycję narodową i odgrywała dość znaczną rolę w wierszu największych poprzedników Szekspira, tj. Marlowe'a i Kyda, jak i w romansie dydaktycznym pt. Euphues Lyly'ego, który był niezmiernie popularny za czasów młodości Szekspira i rozpowszechnił styl zwany eufuizmem. Do głównych cech tego stylu należy aliteracja, jak już wyżej wspomniałem, łącząca się z treścią i przybierająca kunsztowne formy. Szekspir już w Straconych zachodach miłości drwi sobie z niej, wplatając utwór jednej z komicznych postaci przeładowany tą ozdobą. Jednakże sam tytuł komedii (Love's Labours Lost) dowodzi, że nie oparł się wpływowi. Ośmieszanie aliteracji powtarza się w Śnie nocy letniej (V, 1) i w pierwszej części Króla Henryka IV (II, 4), gdzie poeta wyraźnie parodiuje styl eufuistyczny. Czyni to również i w Hamlecie w postaci *Poloniusza*, ale tragedia ta zawiera wiersz, w którym aliteracja krzyżowa (*abab*) pojawia się celowo, niewątpliwie bez tendencji ironicznej, i wywołuje silne wrażenie. Widzimy więc, że atawistyczny pociąg do aliteracji mimo wyrozumowanej niechęci do niej musiał istnieć u Szekspira. Na ogół jest jednak dość rzadka, i to przeważnie wzmacnia zestawienia wyrazów bliskich sobie pojęciem lub przysłowiowych, w których jest już własnością języka, bardzo w tym kierunku podatnego. *Blankverse po Szekspirze.* Nawiasem dodaję, że blankverse, popularny już dzięki dramatom Marlowe'a, wskutek wpływu Szekspira zyskał na zawsze prawdopodobnie dominujące stanowisko w poezji angielskiej. Jak przyzwyczajono się do niego w dramacie, niech zaświadczy fakt, że w r. 1598 chytry drukarz, wydając lichy dramat prozą: Sławne zwycięstwa Króla Henryka V, dla wprowadzenia w błąd publiczności wydrukował go tak, aby wyglądał na rzecz napisaną białym wierszem. — Zyskuje on wkrótce i teoretyczne uznanie. Wybitny liryk Tomasz Campion w ogłoszonych w r. 1602 Spostrzeżeniach o sztuce poezji angielskiej mówi, że blankverse odpowiada wybornie łacińskiemu trymetrowi jambicznemu, „dotrzymując kroku swymi pięcioma stopami jego sześciu”. Próby przedsięwzięte w drugiej połowie XVII w., aby w dramacie zastąpić go wierszem parzyście rymowanym, nie dały pomyślnych wyników, i Dryden, który dał przykład w tym kierunku, prędko wraca do szekspirowskiego metrum. Ale tym czasem Milton w Raju utraconym (1667) wprowadził je i do epopei. Od tego czasu, panując prawie niepodzielnie nad dramatem, staje się ono również ulubioną szatą poezji epickiej i do dziś dnia jest najbardziej rozpowszechnioną angielską formą metryczną. Z rosnącą sławą Szekspira blankverse wtargnął żywiołowo i do innych literatur. U nas pojawił się — nieco zmodyfikowany — w epoce romantycznej i dotąd nie stracił znaczenia w dramacie. III. Zasady tłumaczenia dotyczące formy Przejdźmy do kwestii, w jaki sposób polski tłumacz oddawać ma formę dramatów Szekspira. Nie trzeba chyba uzasadniać, że prozie musi odpowiadać proza, rymowi rym, białemu wierszowi wiersz biały. Nawiasem wspominam, że Norwid w nocie do przełożonych przez siebie urywków z Juliusza Cezara (I, 1 i III, 2) i Hamleta (I, 2) wypowiada zdanie przeciwne (w wydaniu Przesmyckiego z 1911 r., tom A, str. 375 in.) Lecz Norwid nie uznaje celowości przeskoków formy u Szekspira, a zarówno jego uwagi o teorii tłumaczenia, jak i sam przekład odzwierciedlają tendencję do retuszowania, którą zresztą z całą pewnością siebie i szczerością wielkiego człowieka wypowiada. Zbyt silna indywidualność nie umiała poddać się innej, choćby o wiele potężniejszej. Zresztą Norwid w tłumaczeniu ody Horacego O saepe mecum tempus in ultimum, gdzie miejscami znać niezrozumienie tekstu, świadomie fałszuje dwa wiersze, psujące mu obraz Horacego — nie tego prawdziwego, oportunisty i dworaka, lecz tego, jakiego sobie wymarzył, cierpiącego i wojującego ironią republikanina w Augustowym Rzymie. Niech wzmianka o tym przykładzie dowolności Norwida stanie za odpowiedź na jego pogląd na zadania tłumacza. Norwid pozostanie Norwidem, choć mu w tym wypadku nie przyznamy słuszności, a my trzymajmy się własnych zasad i nie odstępujmy ani od myśli, ani od formy oryginału. Ale w jaki sposób naśladować rozmaitość rytmiczną szekspirowskiego wiersza, a równocześnie jak najbardziej zbliżyć się do tonu oryginału? Wbrew ogólnie prawie u nas przyjętemu zwyczajowi należy wprowadzić jamby. Na fatalne brzmienie amfibrachów w drugiej połowie wiersza zwrócił był uwagę już Korzeniowski, ale dał pełne równouprawnienie trochejom, a na moim stanowisku stanął dotąd z naszych tłumaczów jeden Ostrowski , pod innymi względami może najmniej wierny. Przy dalszym sposobie postępowania przyświecać powinna dążność do naśladowania środków, jakie Anglikom służą do urozmaicenia wiersza białego — o tyle naturalnie, o ile pozwala na to język polski i polska metryka. Najlepiej omówić je wedle zestawionych powyżej 10 punktów. 1) W polskim języku zakończenie męskie ma zastosowanie bardzo ograniczone, a w wierszu jedenastozgłoskowym, odpowiadającym angielskiemu blankverse, nie może ukazywać się tak często, jak tam żeńskie. To drugie musi być regułą, pierwsze rzadkim wyjątkiem, bez którego można nawet obejść się zupełnie. 2) Rozmaitość średniówki jest najskuteczniejszym środkiem urozmaicenia pięciostopowego jambu. Wbrew dotychczasowym zwyczajom spróbowałem stosować wszystkie jej rodzaje, znane z angielskiego, z wyjątkiem naturalnie średniówki epickiej, którą wyklucza konieczność zachowania w wierszu tej samej ilości zgłosek, będąca w naszej metryce o wiele istotniejszym postulatem niż w angielskiej. Natomiast używam również średniówki podwójnej. Kierowałem się w tym wypadku własnym poczuciem rytmu i własnym uchem, przyzwyczajonym nie tylko do polskiego wiersza, i mam wrażenie, że to, co może w pierwszej chwili razić będzie w formie mego przekładu, po pewnym osłuchaniu się z nią wyda się tylko pożyteczną rozmaitością i swobodą. Mam tak silne przeświadczenie o słuszności tego stanowiska, że chyba zgodna opinia kilku teoretyków i praktyków mogłaby mnie skłonić do odwrotu. 3) Przestawienia taktu wprowadzam w zakresie odpowiadającym angielskiemu pierwowzorowi. 4), 5) W języku polskim nie do naśladowania. 6), 7) Również z natury rzeczy odpada. 8) Krótsze wiersze muszą posiadać tę samą rytmikę, co całość, gdyż inaczej robiłyby wrażenie prozy. Na ogół powinny by stać w tych miejscach, gdzie ma je oryginał. Dłuższe również należy wplatać. 9) Enjambment stosować można równie często lub nieco częściej niż sam Szekspir. 1o) Aliteracja w języku naszym przemija prawie bez wrażenia. Wobec tego trzeba by ją naśladować tylko tam, gdzie użyto jej na pewno celowo, a i to o tyle jedynie, o ile nie wynikłoby z tego poświęcenie ważniejszych względów. *Polskie przekłady Antoniusza i Kleopatry.* Język nasz posiadał dotychczas dwa tłumaczenia tragedii: Krystyna Ostrowskiego, będące raczej przeróbką (1872), i Leona Ulricha, ogłoszone po raz pierwszy w całkowitym wydaniu Szekspira pod redakcją Kraszewskiego (1876). ------------------------------------------------ Specjalnej notatki bibliograficznej nie umieszczamy ze względu na znaczną ilość dzieł z literatury krytycznej, podaną passim w notach Wstępu. Antoniusz i Kleopatra * Marek Antoniusz, triumwir * Oktawiusz Cezar, triumwir * M. Emiliusz Lepidus, triumwir * Sekstus Pompejusz * Domicjusz Enobarbus, przyjaciel Antoniusza * Wentydiusz, przyjaciel Antoniusza * Eros, przyjaciel Antoniusza * Skarus, przyjaciel Antoniusza * Dercetas, przyjaciel Antoniusza * Demetriusz, przyjaciel Antoniusza * Filo, przyjaciel Antoniusza * Mecenas, przyjaciel Cezara * Agryppa, przyjaciel Cezara * Dolabella, przyjaciel Cezara * Prokulejusz, przyjaciel Cezara * Tyreusz, przyjaciel Cezara * Gallus, przyjaciel Cezara * Menas, przyjaciel Pompejusza * Menekrates, przyjaciel Pompejusza * Warriusz, przyjaciel Pompejusza * Taurus, namiestnik Cezara * Kanidiusz, namiestnik Antoniusza * Syliusz, poddowódca w wojsku Wentydiusza * Eufroniusz, poseł od Antoniusza do Cezara * Aleksas * Mardian, rzezaniec, dworzanin Kleopatry * Seleukus, dworzanin Kleopatry * Diomedes, dworzanin Kleopatry * Wieszczbiarz * Clown (wieśniak) * Kleopatra, królowa Egiptu * Oktawia, siostra Cezara, później żona Antoniusza * Charmian, kobieta z dworu Kleopatry * Iras, kobieta z dworu Kleopatry * Dowódcy, żołnierze, posłańcy itd. Rzecz dzieje się w różnych częściach państwa rzymskiego. AKT I SCENA PIERWSZA / Aleksandria. Pokój w pałacu Kleopatry. / / Wchodzą Demetriusz i Filo. / FILO Nie, to miłosne zaślepienie wodza Przechodzi miarę. Wszak te orle oczy, Co lśniły pośród w bój idących hufców Jak zbroja Marsa, w dół spuszczone dzisiaj Lub w rozmodlonym uwielbieniu, w hołdzie Utkwione w smagłej twarzy. Jego serce Bitw kierownika, które wśród zapasów Olbrzymich bojów rozsadzało sprzączki Na jego piersiach, dzisiaj się wyparło Zapału tego, miechem jest, wachlarzem, I raz podnieca, raz zaś studzi żądze Cyganki. Popatrz, idą. / Tusz. Wchodzą Antoniusz i Kleopatra ze swymi orszakami. Rzezańcy ją wachlują. / Bacz dokładnie, A ujrzysz jeden z trzech filarów świata Zmieniony w błazna nierządnicy, patrzaj I zważaj. KLEOPATRA Jeśli to naprawdę miłość, To powiedz, jak jest wielka. ANTONIUSZ Och, żebraczką Jest miłość, która da się ująć w cyfry. KLEOPATRA Do pewnych granic pragnę być kochaną. ANTONIUSZ To chyba nowe niebo znajdź i ziemię. / Wchodzi Dworzanin. / DWORZANIN Łaskawy panie mój, są wieści z Rzymu. ANTONIUSZ Nie cierpię tego. Jaka treść? KLEOPATRA Nie, słuchaj, Antoni. Może Fulwia w gniew popadła Lub, kto wie, może Cezar, co ma mleko Pod nosem, śle ci swój mocarny nakaz: »Zrób to lub tamto! Zajmij to królestwo, Uwolnij tamto! Spełnij naszą wolę, Lub cię ukarzem«. ANTONIUSZ Jak to, ukochana? KLEOPATRA Co, może? Nie, tak jest na pewno. Nie możesz dłużej tu zostawać, przyszło Twe odwołanie od Cezara, przeto Masz słuchać, Antoniuszu. Gdzież rozkazy Fulwii — lecz nie, Cezara — nie, obojga? Wołajcie gońców! — Jakem jest królową Egiptu, ty rumienisz się, Antoni. Twa krew hołd składa Cezarowi — chyba Że twarz twa spłaca wstydu dług, gdy zrzędzi Krzykliwa Fulwia. Gdzie są ci posłańcy? ANTONIUSZ Niech w Tybrze zginie Rzym! W proch niechaj runie wielki sklep państwa, ujętego w karby Porządku! Tu mi żyć! Królestwa — błotem; Na ziemskim gnoju rodzi się tak samo Dla bydła strawa, jak dla ludzi. Z życia Szlachetną cząstkę brać — to jest tak czynić. / ściska ją / I kiedy para, tak wzajemnych uczuć Związana siłą, taka, jak my, para Tak czynić może, niechaj wie świat cały Pod grozą ciężkich kar — że równych nie ma! KLEOPATRA Och, szczyt obłudy! I po cóż pojął Fulwię, nie kochając? Wnet głupią nazwą mnie, choć nią nie jestem, Antoniusz jednak będzie samym sobą. ANTONIUSZ Gdy Kleopatra będzie mu podnietą. Więc przez miłości miłość i przebłogich Jej chwil — nie traćmy czasu na docinki. Minuta niech nie minie nam bez jakiejś Rozkoszy. Co za plany na dziś wieczór? KLEOPATRA Wysłuchasz posłów. ANTONIUSZ Wstydźże się kłótliwa, Królowo, której wszystko jest do twarzy — Śmiech, płacz, szyderstwo, której kaprys wszelki Ku temu zmierza, aby w tobie stać się I pięknym, i wielbionym! Nie chcę posłów — Od ciebie chyba. Dziś wieczorem będziem We dwoje błądzić po ulicach, ludzkie Poznając życie. Pójdź, królowo. Wczoraj Życzyłaś sobie tego. Ani słowa! / Wychodzą Antoniusz i Kleopatra ze swymi orszakami. / DEMETRIUSZ Czy Cezar traci tak na porównaniu Z Antonim? FILO Czasem, kiedy być Antonim Przestanie, brak mu owych szczytnych zalet, Co winny by i dziś być jego działem. DEMETRIUSZ Boleję nad tym, że on stwierdza słowa Ulicznych kłamców, którzy tak go właśnie Malują w Rzymie; ale mam nadzieję, Że jutro lepsze nam przyniesie czyny. Bądź zdrów. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Tamże. Inny pokój w pałacu. / / Wchodzą Charmian, Iras, Aleksas i wieszczbiarz. / CHARMIAN Panie Aleksasie, słodki Aleksasie, najdoskonalszy we wszystkim Aleksasie, prawie nadzmysłowy prototypie Aleksasa, gdzie jest wróżbiarz, któregoś tak chwalił królowej ? — Ach! gdyby tak wiedzieć, kto będzie tym mężem, co to wedle waszego zdania będzie sobie rogi stroił wieńcami! ALEKSAS Wieszczbiarzu! WIESZCZBIARZ Czego sobie życzysz? CHARMIAN To ten? To tyś jest ten świadomy człowiek? WIESZCZBIARZ W natury tajnej księdze coś potrafię Wyczytać czasem. ALEKSAS Pokażże mu rękę. / Wchodzi Enobarbus. / ENOBARBUS Podawać ucztę! Nie żałować wina! Będziemy pić na zdrowie Kleopatry. CHARMIAN Dobry panie, przepowiedz mi dużo szczęścia. WIESZCZBIARZ Nie tworzę doli, tylko ją czytam w przyszłości. CHARMIAN Więc, proszę, wyczytaj coś dla mnie. WIESZCZBIARZ Piękniejszą znacznie staniesz się, niż jesteś. CHARMIAN Sądzi, że nabiorę ciała. IRAS Nie, będziesz malowała się na starość. CHARMIAN Bogowie, chrońcie mnie od zmarszczek! ALEKSAS Nie obrażajcie jego daru proroczego, słuchajcie uważnie. CHARMIAN Sza! WIESZCZBIARZ Ukochasz bardzo, mniej kochana będziesz. CHARMIAN Wołałabym już trunkiem sobie rozgrzać wątrobę. ALEKSAS No, słuchaj, słuchaj. CHARMIAN No, ale teraz, kochanie, jakaś wspaniała wróżba! Każ mi poślubić jednego przedpołudnia trzech królów i po wszystkich trzech owdowieć; każ mi w pięćdziesiątym roku życia mieć dziecko, któremu by Herod żydowski hołd składał; spróbuj ożenić mnie z Oktawiuszem Cezarem, żebym zrównała się z moją panią. WIESZCZBIARZ Przeżyjesz panią, której jesteś sługą. CHARMIAN O, to wybornie! Wolę długie życie niż figi. WIESZCZBIARZ Piękniejszą była dola twa w przeszłości, Niż ta, co przyjdzie. CHARMIAN Oj, to pewnie moje dzieci nie będą miały nazwiska. Proszę cię, ile chłopców i dziewczynek jest mi sądzone? WIESZCZBIARZ Jeżeliby z pożądań twych każdemu Nie zbrakło łona i płodności — milion. CHARMIAN Idź precz, głupcze! Przebaczam ci jako czarownikowi. ALEKSAS Myślisz, że tylko twoje prześcieradła wiedzą o twoich zachciankach! CHARMIAN No, no, niech Iras od ciebie usłyszy o swoim losie. ALEKSAS Wszyscy będziemy znali swój los. ENOBARBUS Mój i większej części nas wszystkich na dziś — to pójść spać po pijanemu. IRAS Oto jest dłoń, która przepowiada przynajmniej czystość, jeżeli nie co więcej. CHARMIAN Tak jak wylew Nilu przepowiada głód. IRAS Idź, ty wariatko w łóżku, nie umiesz wróżyć! CHARMIAN No, jeżeli wilgotna ręka nie jest wróżbą płodności, to ja nie potrafię poskrobać się w ucho. Proszę cię, przepowiedz jej tylko powszednią dolę. WIESZCZBIARZ Jednaka wasza dola. IRAS Jak to? Powiedz mi szczegóły. WIESZCZBIARZ Rzekłem. IRAS Mój los ani o cal nie będzie lepszym od jej losu? CHARMIAN A gdyby ten los o cal tylko miał być lepszy od mego, gdziebyś go wybrała? IRAS Nie na nosie mego męża. CHARMIAN Niech niebo poprawi co gorsze nasze myśli! A Aleksas — pójdź no, jego los, jego los! O, niech zaślubi kobietę, która nie umie chodzić, błagam cię, słodka Izydo! Niech i ta umrze, i daj mu gorszą! I niech gorsze następuje po gorszym, aż najgorsza, śmiejąc się, odprowadzi go do grobu jako pięćdziesięciokrotnego rogala! Dobra Izydo, wysłuchaj tej mojej modlitwy, choćbyś mnie miała odprawić z kwitkiem w sprawie większej wagi! Dobra Izydo, błagam cię! IRAS Amen. Droga bogini, wysłuchaj tej modlitwy ludu! Bo o ile serce pęka na widok pięknego mężczyzny, którego żona się puszcza, o tyle jest śmiertelną zgryzotą widzieć brzydala bez rogów. Więc, droga Izydo, zachowaj względy przyzwoitości i daj mu los, na jaki zasłużył. CHARMIAN Amen. ALEKSAS Ba, gdyby to od nich zależało zrobić ze mnie rogala, skurwiłyby się, ale postawiłyby na swoim. ENOBARBUS Sza! Idzie tu Antoniusz. CHARMIAN Nie, królowa. / Wchodzi Kleopatra. / KLEOPATRA Nie widzieliście mego pana? ENOBARBUS Nie, pani. KLEOPATRA Nie było go tu? CHARMIAN Nie, królowo. KLEOPATRA W wesołym był nastroju, lecz mu nagle Myśl jakaś rzymska przyszła. — Enobarbie! ENOBARBUS Pani? KLEOPATRA Wyszukaj go, przyprowadź. — Gdzie Aleksas? ALEKSAS Tu, do usług. Pan nadchodzi. KLEOPATRA To nań nie spojrzym nawet. Pójdź no z nami. / Wychodzą. / / Wchodzi Antoniusz z posłańcem i świtą. / POSŁANIEC Twa żona Fulwia pierwsza wyszła w pole. ANTONIUSZ Przeciwko bratu memu Lucjuszowi? POSŁANIEC Tak, ale wnet skończyła się ich wojna, Okoliczności zaś ich pojednały; Złączyli wojska przeciw Cezarowi, Lecz lepszy jego lud, z Italii w pierwszej Potyczce odparł ich. ANTONIUSZ No, a najgorsze? POSŁANIEC Zła wieść zaraża posła swą naturą. ANTONIUSZ Gdy treść dotyczy głupca lub też tchórza. Mów, dla mnie przeszłość jest przeszłością tylko. Tak jest. Bo kto mi prawdę mówi, choćby Opowieść jego śmiercią była dla mnie, Ten znajdzie taki posłuch, jak pochlebca. POSŁANIEC Labienus — kiepska wieść — ze swoim wojskiem Partyjskim, wyruszywszy znad Eufratu, Zagarnął Azję i zwycięskie jego Znaki od Syrii dumnie powiewały Po Lidię i po Jonię, gdy — ANTONIUSZ Antoniusz, Powiedzieć chciałeś — POSŁANIEC Panie — ANTONIUSZ Bez ogródek Mów do mnie. Społeczeństwa słów nie łagódź, Zwij Kleopatrę, jak ją zowią w Rzymie, Łaj w słowach Fulwii, piętnuj me przywary Tak szczerze, jako prawdomówność razem Ze złośliwością zdolne są przemawiać. Rodzimy chwasty, gdy odłogiem leży Nasz bystry umysł, żniwem jest nam powieść O naszych błędach. Żegnaj mi tymczasem. POSŁANIEC Jak twoja wola, panie. / Wychodzi. / ANTONIUSZ Z Sycjonu wieści! Hejże! Kto się zgłasza? PIERWSZY DWORZANIN Z Sycjonu człowiek! Dalej, jest tam taki? DRUGI DWORZANIN Rozkazu czeka. ANTONIUSZ Niechże tu się stawi. — Egipskie silne te kajdany skruszę, Lub mi w miłosnym zginąć zaślepieniu. / Wchodzi inny posłaniec. / No, cóż tam? DRUGI POSŁANIEC Fulwia, żona twa, umarła. ANTONIUSZ Gdzie? DRUGI POSŁANIEC W Sycyjonie. Przebieg jej choroby I te szczegóły, które zechcesz poznać, Tu znajdziesz. / Oddaje list. / ANTONIUSZ Wybacz mi. / Drugi posłaniec wychodzi. / Uleciał wielki duch. Pragnąłem tego. Nierzadko, co ze wzgardą odrzucamy, Życzylibyśmy sobie mieć na powrót. Zadowolenie me obecnie słabnie I w rzecz przeciwną zmienia się. Po zgonie Nabiera ona zalet. Z objęć śmierci Wyrwałaby ją dłoń, wprzód popchnąć zdolna. Ja tę królową-czarodziejkę muszę Porzucić. Oprócz znanych mi złych skutków Z gnuśności mojej lęgnie się wciąż dziesięć Tysięcy innych szkód. — Hej, Enobarbie! / Wchodzi Enobarbus. / ENOBARBUS Czego sobie życzysz, panie? ANTONIUSZ Bezzwłocznie muszę stąd odjechać. ENOBARBUS Oho, to pozabijamy wszystkie nasze kobiety. Wszak widzimy mordercze skutki każdej niegrzeczności. Jeżeli przyjdzie im znieść nasz odjazd, śmierć niechybna. ANTONIUSZ Muszę się oddalić. ENOBARBUS Jeżeli okoliczności wymagają, niech kobiety giną; szkoda byłoby odrzucać je bez przyczyny. Choć gdy trzeba wybierać między nimi a wielką sprawą, są niczym. Gdy Kleopatra najmniejsze słówko o tym usłyszy, umrze natychmiast. Widziałem ją dwadzieścia razy konającą w mniej ważnych okolicznościach. Tak pochopnie umiera, że moim zdaniem śmierć musi mieć w sobie coś, co dokonywa na niej jakiegoś miłosnego aktu. ANTONIUSZ Chytrzejsza jest, niż człowiek zdoła pomyśleć. ENOBARBUS Niestety nie, panie. Jej namiętności nie są z żadnego innego materiału, jak tylko z najlepszej cząstki samej miłości. Niepodobna nazwać jej wichrów i ulew westchnieniami i łzami; równie wielkich burz i orkanów nie zapisują kalendarze; to u niej nie może pochodzić z chytrości; a gdyby pochodziło, to widać umie równie dobrze jak Jowisz wywoływać deszcze. ANTONIUSZ Bodajbym jej nigdy nie był widział! ENOBARBUS Toby cię, panie, ominął widok pięknego stworzenia; na braku tego szczęścia straciłby opis twej podróży. ANTONIUSZ Fulwia umarła. ENOBARBUS Panie? ANTONIUSZ Fulwia umarła. ENOBARBUS Fulwia! ANTONIUSZ Umarła. ENOBARBUS No, panie, złóżże bogom dziękczynną ofiarę. Gdy niebianom spodoba się zabrać mężowi jego połowicę, dalejże do ziemskich krawców! U nich znajdzie tę pociechę, że gdy stare suknie się znoszą, jest z czego zrobić nowe. Gdyby nie było kobiet oprócz Fulwii, byłby to rzeczywiście dla ciebie cios i byłoby nad czym rozpaczać; ten smutek uwieńczony jest pociechą; spod starej kiecki wyłazi nowa halka, a w cebuli jest dość łez do polania tej zgryzoty. ANTONIUSZ Publiczne sprawy, rozpoczęte przez nią Nie znoszą mej nieobecności. ENOBARBUS A sprawy, któreś ty tu rozpoczął, nie mogą się również obejść bez ciebie. Szczególnie sprawa z Kleopatrą w całości zależy od ciebie. ANTONIUSZ Dość żartobliwych odpowiedzi. Niechaj Poznają me zamiary poddowódcy. Podróży naszej powód ja wyłuszczę Królowej i uzyskam na nią zgodę. Nie tylko bowiem Fulwii śmierć i jeszcze Ważniejsze rzeczy, które z nią są w związku, Potężnym głosem przemawiają do nas. Wołają nas do domu listy wielu Przyjaciół naszych, czynnych w Rzymie. Sekstus Pompejusz wydał wojnę Cezarowi I włada państwem mórz. Nasz lud niestały, Którego miłość nigdy nie przypadnie Zasłużonemu, nim zasługi jego Nie przejdą do historii, Pompejusza Wielkiego imię i godności zaczął Synowi dawać, stawią go wodzowie Wysoko, dzięki chwale i potędze, A wyżej jeszcze dzięki urodzeniu. Znaczenie jego, wzrósłszy, stać się może Dla świata groźnym. Wiele się wylęga Nowości, które, jak rumaka włosień, Dziś mają tylko życie, lecz bez jadu Gadziny. Powiedz, że życzliwość nasza Dla ludzi niższych od nas stanowiskiem Wymaga, byśmy szybko stąd jechali. ENOBARBUS Wykonam to. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Tamże. Inny pokój w pałacu. / / Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras i Aleksas. / KLEOPATRA Gdzie jest? CHARMIAN Już potem go nie oglądałam. KLEOPATRA Idź, zobacz, gdzie jest, kto z nim jest, co robi. Nie ja posłałam cię. A gdy go smutnym Zastaniesz, powiedz, że ja tańczę. Jeśli Wesołym, donieś, że zasłabłam nagle. A wracaj prędko. / Wychodzi Aleksas. / CHARMIAN Jeśli go gorąco Miłujesz, pani, zaniedbujesz środków, By zmusić go do wzajemności. KLEOPATRA Czegóż Nie czynię, co by należało czynić? CHARMIAN Ustępuj mu na każdym kroku, w niczym Nie przeciw się. KLEOPATRA Szalona tak naucza. To sposób, by go stracić. CHARMIAN Nie przeciągaj Tej struny zbytnio. Ludzie częstą trwogą Dręczeni z czasem znienawidzić mogą. Lecz oto idzie. / Wchodzi Antoniusz. / KLEOPATRA Choram i przybita. ANTONIUSZ Z przykrością mówię, co mnie tu sprowadza. KLEOPATRA Kochana Charmian, pomóż mi stąd odejść. Upadnę. To nie może długo trwać, natura Nie zniesie tego. ANTONIUSZ Droga ma królowo — KLEOPATRA Tak blisko nie stój, proszę. ANTONIUSZ Cóż się stało? KLEOPATRA Już z samych oczu twych wieść dobrą czytam. I cóż matrona mówi? Możesz jechać. Zbyteczne było, że cię raz puściła. Nie powie tego, że to ja cię trzymam; Ja nie mam władzy, ty należysz do niej. ANTONIUSZ Bogowie wiedzą — KLEOPATRA O, nie było jeszcze Królowej tak zdradzonej! Lecz od razu Widziałam posiew zdrady. ANTONIUSZ Kleopatro — KLEOPATRA Jak mogłam myśleć, że mi będziesz wierny Ty, co w zaklęciach boskie wstrząsasz trony, Gdyś Fulwii złamał wiarę? Szał obłędu Dać się uwikłać słownym ślubowaniem, Łamanym w chwili przysiąg! ANTONIUSZ O najmilsza Królowo — KLEOPATRA Nie, nie, proszę cię, nie szukaj Pozorów, by odjechać. Powiedz »żegnam« I idź. Na słowa czas był, kiedyś błagał, Byś mógł pozostać. Odjazd wtedy wcale Nie istniał. Wieczność była na mych wargach I w oczach, błogość w moich brwiach zmarszczonych; Nie było we mnie cząstki tak ubogiej, By niebiańskiego rodu jej odmówić. Tak jest i dziś — lub ty, największy świata Wojownik, stałeś się największym kłamcą. ANTONIUSZ Co? Jak to, pani? KLEOPATRA Brak mi kilku cali Do twego wzrostu. Poznałbyś odwagę Egiptu pani. ANTONIUSZ Słuchaj mnie, królowo: Konieczność, którą wywołała chwila, Gdzie indziej każę działać mi, lecz całe Me serce tobie daję w posiadanie I tu zostawiam. Bratobójczą stalą Połyska nasz italski ląd, a Sekstus Pompejusz krąży już pod rzymskim portem. Dwóch stronnictw równowaga rodzi waśń, Poglądającą tu i tam nieufnie. Znienawidzeni, gdy w potęgę wzrośli, W miłości wzrośli również. Wywołaniec Pompejusz, ojca sławą tak bogaty, Do serc powoli wpełza tym, co szczęścia Nie mieli pod obecnym rządem — trwogą Przejmuje liczba ich; spokojność, której Bezczynność zaciężyła jak choroba, Przeczyszczających leków chce i takie Spostrzega w pierwszej, choć szalonej zmianie. Mój osobisty powód i ten, który Wyjednać winien przede wszystkim twoją Na odjazd zgodę, to zgon Fulwii. KLEOPATRA Chociaż Wiek od głupoty nie mógł mnie wyzwolić, Wyzwolił od dzieciństwa. — Możeż Fulwia umrzeć? ANTONIUSZ Królowo moja — zmarła. Spójrz i, jeżeli raczysz, to przeczytaj, Co za zamieszki wywołała; w końcu Najlepsze znajdziesz — gdzie i kiedy zmarła. KLEOPATRA Obłudne miłowanie! Gdzież święcone Łzawnice, które byś ty wodą smutku Napełniać winien? Dziś już widzę jasno Przez Fulwii śmierć, jak przyjmą moją własną. ANTONIUSZ Dość kłótni! Słuchaj, jakie mam zamiary, Bo te istnieją lub przestają istnieć Stosownie do twej rady. Na ten żar, Co grzeje muł nilowy, twym żołnierzem I sługą stąd odchodzę, ty rozstrzygniesz O wojnie i pokoju. KLEOPATRA Och, przetnijcie Sznurówkę — Charmian — nie już, nie — raz źle mi, Raz w jednej chwili dobrze. Tak to kocha Antoniusz. ANTONIUSZ Przestań, droga ma królowo, Na jego miłość spojrzyj bez uprzedzeń, Uczciwej próby ona się nie lęka. KLEOPATRA Wiem to od Fulwii. Odwróćże się, proszę, I popłacz za nią, potem mnie pożegnaj I powiedz, że to łzy za Kleopatrą. No, zagrajże obłudy szczytnej scenę I niech wygląda na honoru wykwit. ANTONIUSZ Krew mi zaczyna wrzeć. Dość! KLEOPATRA Umiesz lepiej, To było słabo. ANTONIUSZ Klnę się na mój oręż — KLEOPATRA I tarczę. Trochę, trochę się poprawia, Lecz szczyt to nie jest. Spojrzyj, proszę, Charmian, Jak szał do twarzy jest rzymskiemu temu Herkulesowi. ANTONIUSZ Pani, ja odejdę. KLEOPATRA Uprzejmy panie, słówko. Ty i ja Musimy, panie, rozstać się — to nie to — Kochaliśmy się, panie, ty i ja — To nie to, o tym dobrze wiesz. Coś chciałam — Och, moja słaba pamięć to prawdziwy Antoniusz: Zapominam — zapomniana. ANTONIUSZ Lecz, że królewska twa osoba mówi Wciąż o błahości, mógłbym wziąć cię snadnie Za błahość samą. KLEOPATRA Jest to znojna praca Tak blisko serca błahość tę hodować, Jak Kleopatra. Lecz mi przebacz, panie, Bo zachowanie moje mnie zabija, Gdy w twoich oczach nie znajduje łaski. Twa cześć cię woła w oddal. Bądź więc głuchy Na me szaleństwo, bądź dlań bezlitosny. Bogowie wszyscy z tobą! Niech twój oręż Zwycięstwo wieńczy laurem, niech się wszystko Pod twoje stopy ściele! ANTONIUSZ Pójdź! Idziemy. Rozstanie nasze dzieli i jednoczy: Ty, choć tu, będziesz przy mnie na wyprawie, Ja, choć odpłynę, siebie tu zostawię. Ruszajmy! SCENA CZWARTA / Rzym. W domu Cezara. / / Wchodzą: Oktawiusz Cezar, czytając list, Lepidus i świta. / CEZAR Patrz, Lepidusie, poznasz stąd dowodnie, Że to nie jakaś złość wrodzona budzi W Cezarze ku wielkiemu rywalowi Nienawiść. Oto wieści z Aleksandrii: On łowi ryby, pije i wśród nocnych Hulanek światła nie oszczędza. Mężem Nie więcej jest niż Kleopatra. Również Od niego bardziej nie jest zniewieściała Ptolemeusza wdowa. Posłuchania Udzielić ledwie raczył i pamiętać, Że ma wspólników władzy. Ujrzysz męża, Co pierwowzorem jest wszelakich błędów Ludzkości całej. LEPIDUS Nie dam się przekonać, Że dość ma wad, by przyćmić mogły cnoty. Jak plamy są na niebie jego błędy, Gdy w cieniach nocnych tym ogniściej płoną; Dziedziczne raczej niż nabyte, raczej Nie może otrząść się z nich, niżli tkwi w nich Rozmyślnie. CEZAR Jesteś nazbyt pobłażliwy. Powiedzmyż, że to nie jest błąd po łożu Ptolemeusza tarzać się; królestwem Za rozkosz płacić; wraz z niewolnikami Wychylać zdrowia; po ulicach z rana Zataczać się i bić na pięści z tłuszczą Cuchnącą potem; powiedz, że to wszystko Przystoi mu — choć rzadkim zbiorowiskiem Cnót musiałby być człowiek, by mu ujmy Te rzeczy nie przyniosły — lecz Antoniusz Wymówką błędów swoich nie pokryje, Gdyż jego lekki życia tryb zbyt ciężkim Brzemieniem *nas* obarcza. Gdyby tylko Wypełniał wolne chwile swe rozpustą, Ukarałby go przesyt i wyschnięcie szpiku. Lecz tracić czas, co woła go od jego Rozrywek głosem bębna i tak głośno Przemawia, jakby państwo, pieczy mojej I jego powierzone, przemawiało — To zasługuje na skarcenie, godne Chłopaka, który, nad wiek rozwinięty, Buntuje się przeciwko rozsądkowi I doświadczenie swe oddaje w zastaw Rozrywce chwili. / Wchodzi posłaniec. / LEPIDUS Ot, i nowe wieści. POSŁANIEC Spełnione już rozkazy twe, dostojny Cezarze, i mieć będziesz co godzinę Wiadomość o tym, co na świecie słychać. Potęga morska Pompejusza wzrosła, I widać, że ma *miłość* tych, co tylko *Lękali* się Cezara. Malkontenci Gromadzą się po portach, a lud dużo O jego ciężkich krzywdach rozpowiada. CEZAR I sam bym to przewidział. Od dzieciństwa Uczyli mnie, że ten, co jest obecny, Był pożądany, póki się nie zjawił, A ten, którego porwał prąd odpływu, Wprzód niekochany i niegodny tego, Gdy go zabraknie, drogim wnet się staje. Lud jest jak wodna lilia na strumieniu: Włóczęga, krąży tu i tam, jak sługa Za panem, za przypływem i odpływem, Aż w ruchu tym zniszczeje. POSŁANIEC Wieści niosę, Cezarze: Sławni dwaj piraci, Menas I Menekrates, zawładnęli morzem. Więc orzą je i ranią ich wszelakie Okręty. Nieraz ostro o Italię Zawadzą. Z trwogą myśli o tym ludność Nadbrzeżna, żwawa młodzież zaś się burzy. Na morze żaden statek już nie wyjrzy, Bo ledwie go wyśledzą, jest ich łupem. Pompeja imię większych klęsk przyczyną, Niż mógłby zrządzić jego oręż, gdyby Stawiono opór. CEZAR Porzuć, Antoniuszu, Hulaszcze uczty swoje! Gdy cię niegdyś Odparto spod Modeny, gdzie zginęli Wśród boju z tobą konsulowie Hircjusz I Pansa, w tropy twoje głód podążył, A tyś z kolei walczył z nim, choć w zbytku Chowany, z godną dzikich cierpliwością. Napojem był ci koński mocz i woda Spleśniałych kałuż, co by nabawiła I bydło kaszlu. Podniebienie twoje Nie pogardziło nawet najkwaśniejszą Jagodą z płotu o tysiącu kolców. Ba, niby jeleń, gdy pastwiska śniegiem Okryte, korę drzew szczypałeś. Mówią, Żeś na Alp grani jadł ohydne mięso, Którego widok był przyczyną śmierci Niektórych. Wszystko zaś — na twoją hańbę To dzisiaj mówię — ty tak po żołniersku Znosiłeś, że ci prawie nie zapadły Policzki. LEPIDUS Szkoda go. CEZAR Niech wstyd go prędko Do Rzymu przygna! Czas nam już się obu Pokazać w polu; po to też natychmiast Wojenną radę zbierzem. Rośnie w siły Pompejusz, podczas gdy my próżnujemy. LEPIDUS Cezarze, jutro będę mógł dokładnie Oświadczyć, jakie siły — i lądowe, I morskie — zdołam w jak najkrótszym czasie Zgromadzić. CEZAR Czeka mnie ta sama praca Przed tym spotkaniem. Żegnaj. LEPIDUS Bądź zdrów, panie, A czego tylko dowiesz się tymczasem O tych rozruchach poza granicami Italii, racz donosić. CEZAR Nie wątp o tym, Bo to uważam za swój obowiązek. SCENA PIĄTA / Aleksandria. W pałacu Kleopatry. / / Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras i Mardian. / KLEOPATRA Charmiano! CHARMIAN Pani? KLEOPATRA Hejże! Daj mi do picia mandragory! CHARMIAN Na co? KLEOPATRA Chcę przespać ten jałowy okres czasu, Przez który nie ma przy mnie Antoniusza. CHARMIAN Za dużo myślisz o nim. KLEOPATRA Ha! Do zdrady Namawiasz. CHARMIAN Pani, źle mnie zrozumiałaś. KLEOPATRA Rzezańcze Mardian! MARDIAN Co królowa każe? KLEOPATRA Nie każę ci już śpiewać. Nic w eunuchu Nie może być mi miłym. Tobie dobrze, Ty, wytrzebiony, masz wolniejsze myśli — Nie lecą poza Egipt. Masz ty żądze? MARDIAN Dostojna pani, mam. KLEOPATRA W rzeczywistości? MARDIAN Nie, tylko w myśli. Nic takiego zrobić Nie mogę, by nie było przyzwoitym W rzeczywistości; mam ja jednak żądze Palące, myślę o tym, co zrobili Mars i Wenera. KLEOPATRA Charmian, gdzie on teraz? Jak myślisz? Stoi, siedzi, czy też chodzi? Na koniu może? O szczęśliwy koniu, Co Antoniusza niesiesz! Trzymajże się, Rumaku! Wieszli, kogo masz na grzbiecie? Atlasa, co połowę ziemi dźwiga, Ludzkości hełm i ramię. — Mówi teraz Lub szepce: »Gdzie mój wąż starego Nilu?« — Bo tak mnie zowie. Otóż się i karmię Przesłodkim jadem. Miałby myśleć o mnie, Co poczerniałam od szczypiącej Feba Pieszczoty, co mi czoło wiek poradlił? O ty, Cezarze o szerokim czole, Gdyś stąpał niegdyś po tej ziemi, byłam Monarchy godnym kąskiem. Wielki Pompej Stał niegdyś z okiem wrosłym w me oblicze; Kotwicę wzroku swego w nim zatapiał I pragnął umrzeć, patrząc na swe życie. / Wchodzi Aleksas. / ALEKSAS Królowo, cześć ci! KLEOPATRA Jakżeś niepodobny Do Marka Antoniusza! Lecz, że odeń Przychodzisz, *on* pozłocił ciebie swojej Alchemii mocą. I jakże miewa się mój dzielny Marek? ALEKSAS W ostatniej chwili ucałował, droga Królowo — był to z mnogich pocałunków Ostatni — lśniącą perłę tę, a jego Wyrazy w sercu moim są wyryte. KLEOPATRA Me ucho stamtąd wyrwie je. ALEKSAS Powiedział: »Mój przyjacielu, donieś, że potężnej Egiptu pani stały w swych uczuciach Rzymianin muszli skarb posyła. Aby, U stóp jej klęcząc, tak lichego daru Naprawić wartość, jej potężne berło Wzbogacę darem mnogich królestw. Powiedz, Że cały Wschód ją panią będzie mienił«. Tu skinął i, godności pełen, dosiadł Rumaka zuchwałego, który zarżał Tak wielkim głosem, że w bydlęcy sposób Zagłuszył wszystko, com był chciał powiedzieć. KLEOPATRA Wesoły był czy smutny? ALEKSAS Jak czas roku Pomiędzy szczytem zimna i upału — Ni jedno, ni też drugie. KLEOPATRA O, szczęśliwe Usposobienie! Zważaj dobrze, Charmian, O, zważaj! Oto mąż! Uważaj dobrze! On nie był smutny, boby na tych, którzy Obliczem jego rządzą się, padł odblask. Wesoły nie był też, jak gdyby pragnął Im rzec, iż pamięć jego jest w Egipcie Z radością jego. Ale był w pośrednim Nastroju. Boskie połączenie uczuć! Czyś ty wesoły, czyli smutny, jest ci Do twarzy z obu uczuć gwałtownością I nikt nie zdoła zrównać ci. — Czyś spotkał Mych gońców? ALEKSAS Ze dwudziestu. Czemuż tylu Wysyłasz? KLEOPATRA Kto urodzi się w dniu, w którym Do Antoniusza zapomniałam posła Wyprawić, zemrze w nędzy. — Atramentu, Papieru, Charmian! — Radam, że cię widzę, Mój dobry Aleksasie. — Powiedz, Charmian, Czym kiedy tak Cezara miłowała? CHARMIAN O, dzielny Cezar! KLEOPATRA Udławże się za to Najbliższym razem takim uniesieniem! Sław Antoniusza! CHARMIAN O, waleczny Cezar! KLEOPATRA Ha, na Izydę, zęby ci okrwawię, Gdy mi z Cezarem jeszcze raz porównasz Mojego męża mężów. CHARMIAN Najłaskawsza Królowo, wybacz, twojej bowiem śpiewce Wtórzyłam tylko. KLEOPATRA Moje dni zielone! Pstro miałam w głowie, miałam krew zbyt zimną, I przez to tak mówiłam. Ale pójdźmy! Gdzie papier i atrament? Codziennie będzie moje pozdrowienie Dostawał — chyba że wyludnię Egipt. / Wychodzą. / AKT II SCENA PIERWSZA / Messyna. W domu Pompejusza. / / Wchodzą: Pompejusz, Menekrates i Menas. / POMPEJUSZ Jeżeli bogi są sprawiedliwymi, Najsprawiedliwszych ludzi winni wspierać W działaniu. MENEKRATES Wiedz, o zacny Pompejuszu, Że odwlekając, próśb nie odrzucają. POMPEJUSZ Gdy my u tronów ich się korzym z prośbą, Niszczeje przedmiot modłów. MENEKRATES Nieświadomi Własnego dobra, my ich nieraz prosim O własną krzywdę, ich zaś mądra władza Odmawia dla naszego dobra; tak to Jest nam korzyścią bezskuteczność modłów. POMPEJUSZ Ja jestem dobrej myśli: Lud mnie kocha — I morze moje. Wzrasta ma potęga I szczyt osiągnie — tak mi mówi moja Nadzieja wieszcza. Hen, w Egipcie Marek Antoniusz siedzi sobie przy obiedzie I nie chce wojny z dala od Egiptu. Zbierając grosze, Cezar traci serca. Pochlebia obom Lepidus i obaj Schlebiają jemu, lecz on ich nie kocha, A żaden z nich o niego nie dba. MENAS Cezar Wraz z nim są w polu; siły ich potężne. POMPEJUSZ Skąd ta wiadomość? MENAS Od Sylwiusza, panie. POMPEJUSZ Przyśniło mu się. Wiem, że razem w Rzymie Czekają Antoniusza. Lecz niech wszelki urok Miłosny zwiędłe lica twe okrasi, Lubieżna Kleopatro! Niechaj czary Skojarzą się z miłością, żądza pójdzie W obojga służbę! Zamknij rozpustnika W uczt szrankach, niech mu dymi się bez przerwy Z czupryny, niechaj mu epikurejscy Kucharze drażnią podniebienie sosem, Budzącym pozór głodu, by obżarstwo I sen cześć jego odrętwiły całkiem, Aż wpadnie w gnuśność wód letejskich. / Wchodzi Warriusz. / Cóż tam, Warriuszu? WARRIUSZ Wieści, które wam przynoszę, Są całkiem pewne: Antoniusza w Rzymie Czekają lada chwila. Odkąd ruszył Z Egiptu, dalej mógł był już zajechać. POMPEJUSZ W mym uchu milej brzmiałaby wiadomość Mniej ważna. Nie byłbym, Menasie, sądził, By zakochany ten hulaka skronie Miał okryć hełmem dla tak małej wojny. Dwa razy tęższym jest ci on żołnierzem Niż tamci obaj razem. Lecz tym lepiej O sobie sądźmy, gdy ruchawka nasza Zdołała wyrwać Antoniusza, który Rozkoszą nigdy się nie nuży, z objęć Egipskiej wdówki. MENAS Tuszę, że Antoniusz I Cezar będą z sobą w nie najlepszej Harmonii. Żona Antoniusza wszczęła Z Cezarem zwadę, brat mu wydał wojnę, Choć, moim zdaniem, nie z poduszczeń Marka. POMPEJUSZ Menasie, nie wiem, w jaki sposób Nieprzyjaźń mniejsza ustępuje większej. Bo gdyby nie to, że my ze wszystkimi Nimi wojujem, wszczęliby niechybnie Niesnaski między sobą. Czują bowiem, Że dość jest przyczyn, by dobyli mieczów. O ile strach przed nami, niby wapno, Zwaśnione ich umysły zdoła spoić I zatrzeć drobne nieporozumienia, Nie wiemy jeszcze. Niechajże się stanie, Jak chcą bogowie! Nam zaś pozostało W tej grze o głowy moc wytężyć całą. Menasie, pójdźmy! SCENA DRUGA / Rzym. W domu Lepida. / / Wchodzą Enobarbus i Lepidus. / LEPIDUS Mój dobry Enobarbie, z twojej strony Szlachetnym będzie i przystojnym czynem, Jeżeli wodza swego będziesz skłaniał Do łagodności i grzeczności w mowie. ENOBARBUS Nakłaniać będę go, by mówił własnym Swym tonem. Jeśli Cezar go rozdrażni, Niech z góry patrzy nań, niech tak donośnie, Jak Mars, przemawia! Ja bo, na Jowisza, Tę brodę mając, co Antoniusz, dzisiaj Nie goliłbym jej. LEPIDUS Nie czas na prywatne Rozterki. ENOBARBUS Każdy czas tym sprawom służy, Które urodzi. LEPIDUS Lecz niech większym sprawom Ustąpią mniejsze. ENOBARBUS Nie — gdy są wcześniejsze. LEPIDUS Namiętność z ciebie mówi, lecz cię proszę, Popiołów nie rozdmuchuj. — Ot, szlachetny Antoniusz idzie tu. / Wchodzą Antoniusz i Wentydiusz. / ENOBARBUS A stamtąd Cezar. / Wchodzą Cezar, Mecenas i Agryppa. / ANTONIUSZ Jeżeli tutaj się porozumiemy, Na Partów ruszym — słyszysz, Wentydiuszu? CEZAR Ja nie wiem, Mecenasie, o to pytaj Agryppy. LEPIDUS Zacni przyjaciele moi! Was połączyły wielkie rzeczy, niechże Podrzędna sprawa was nie dzieli. Co tam Jest nie w porządku, wysłuchajcie obaj Spokojnie. Jeśli będziem drobne nasze Urazy głośno roztrząsali, będzie To coś takiego, jakbyśmy morderstwem Leczyli rany. Więc, szlachetni moi Koledzy, chciejcie najdrażliwszych punktów Dotykać w słowach jak najsłodszych, niechaj Kłótliwość nie wda się w tę sprawę. ANTONIUSZ Dobrze Powiadasz. Gdybyśmy przed walką stali Przed frontem naszych wojsk, to samo rzekłbym. CEZAR Witamy w Rzymie. ANTONIUSZ Dzięki. CEZAR Siadaj. ANTONIUSZ Panie, Ty pierwszy. CEZAR Nie, po tobie. ANTONIUSZ Jak słyszę, bierzesz za złe rzeczy, które Takimi nie są lub gdy są, to ciebie Nie dotykają. CEZAR Śmiano by się ze mnie, Jeżeli głosiłbym się obrażonym Z powodów błahych lub nieistniejących — Przez ciebie zwłaszcza; śmiano by się więcej, Jeżelibym w uwłaczający sposób Wymieniał imię twe, nie mając nawet Potrzeby go wymieniać. ANTONIUSZ Czym był dla cię, Cezarze, pobyt mój w egipskiej ziemi? CEZAR Tym, czym mój pobyt w Rzymie mógł być dla cię, W Egipcie bawiącego; jeśli jednak Tam knułeś spiski przeciw mojej władzy, To muszę spytać o ten pobyt. ANTONIUSZ »Knułeś«? — Jak to rozumiesz? CEZAR Z całą dokładnością Zrozumiesz moją myśl, gdy to uwzględnisz, Co tu spotkało mnie. Twój brat i żona Toczyli ze mną wojnę, tyś miał odnieść Z tej wojny korzyść, a jej hasłem było Twe imię. ANTONIUSZ Mylne to wywody. Nigdy Mój brat się na mnie nie powołał w swoim Działaniu; sprawę tę badałem ściśle, Mam też zeznania wiarogodnych świadków, Co w twej obronie dobywali miecza. Czyż raczej on nie zachwiał mej powagi, Targnąwszy się na twoją, czyż mnie także Nie dotknął równie ciężko, jak i ciebie, Tą wojną, skoro równą mam przyczynę Być nią dotkniętym. Zadośćuczynieniem Już były listy me. Jeżeli pragniesz Do sporu mieć przyczynę, choć łataną — Nie znajdziesz całej — szukaj sobie innej. CEZAR Wynosisz się, szukając u mnie błędów W rozumowaniu, ale właśnie twoja Obrona jest łatana. ANTONIUSZ Nie tak, nie tak! Wiem, jestem pewny, że nie możesz żywić Najmniejszej wątpliwości co do tego, Żem ja, twej władzy wspólnik, przeciw której On walczył, nie mógł patrzeć się łaskawie Na wojnę, własny pokój mój mącącą. Co do mej żony, chciałbym, byś ty w innej Kobiecie jakiejś trafił na jej ducha. Trzecia część świata twoją jest; z łatwością Wędzidłem możesz ją poskramiać, ale Kobiety takiej nigdy nie poskromisz. ENOBARBUS Bodajbyśmy wszyscy mieli takie żony, ażeby mężczyźni z kobietami wyruszali na wojnę. ANTONIUSZ Nic nie zdołało wstrzymać jej. Zamieszki, Zrodzone z jej niecierpliwości, której Towarzyszyła chytrość w polityce, Przyznaję z żalem, zbytnio zakłóciły Twój spokój, o Cezarze. Co do tego Rzec tylko musisz, żem zapobiec nie mógł. CEZAR Pisałem do cię, w murach Aleksandrii Hulającego, ty me listy w kieszeń Chowałeś, gońca mego wypędziłeś, Nie szczędząc szyderstw, sprzed oblicza swego. ANTONIUSZ Nim go wezwałem, panie, wtargnął do mnie. Jam wtedy właśnie wstał był od biesiady, Trzech królów ugościwszy, i nie całkiem Tym samym byłem, czym być zwykłem z rana. Lecz przypomniałem mu się sam nazajutrz — Tak, jakbym prosił go o przebaczenie. Niech w naszym sporze nie gra żadnej roli Ten chłystek. Jeśli z sobą rozprawiamy, Nie mówmy o nim. CEZAR Ty złamałeś jeden Artykuł swej przysięgi. Już ci teraz Nie żądać nigdy, abym ja go spełnił. LEPIDUS Cezarze, hamuj się! ANTONIUSZ Nie, Lepidusie, Niech mówi. Święta jest ta wiara, którą Wymienia, sądząc, że ja w niej chybiłem. I jakiż to artykuł? CEZAR Zbrojną ręką Pomagać, gdybym tego potrzebował. Ty odmówiłeś. ANTONIUSZ Zaniedbałem raczej, A i to wtedy, kiedy mi chwilowo Trucizna jakaś odebrała była Świadomość. Skruchę dziś ci okazuję, O ile mogę. Lecz uczciwość moja Wielkości mojej nie zuboży, ani Potędze mojej nie pozwoli działać Bez siebie. Prawda jest, że Fulwia wojnę Wznieciła tutaj, aby mnie przywołać Z Egiptu; za co ja, bezwiedna tego Przyczyna, proszę cię o przebaczenie — Lecz nie goręcej proszę, niż czci mojej Przystało w takiej sprawie się uniżyć. LEPIDUS Szlachetne słowa! MECENAS Raczcie pohamować Wybuchy żalów swych; zupełnie o nich Zapomnieć — byłoby to mieć w pamięci, Że zgody waszej głośno się domaga Potrzeba chwili. LEPIDUS Świetnie, Mecenasie. ENOBARBUS Albo jeżeli sobie nawzajem na krótki czas pożyczycie miłości, każdy może swoje odebrać, gdy już o Pompejuszu w świecie ucichnie. Będziecie mieli dość czasu do kłótni, gdy nie będzie nic innego do roboty. ANTONIUSZ Ty jesteś tylko żołnierz; nic już nie mów. ENOBARBUS Prawiem był zapomniał, że prawda musi milczeć. ANTONIUSZ Obrażasz to zebranie; przestań mówić. ENOBARBUS Rób więc swoje, ja będę miał rozsądek głazu. CEZAR Nie tyle razi mnie treść jego mowy, Co ton. Nie sposób nam w przyjaźni zostać, Gdy tak różnimy się usposobieniem. Lecz gdybym obręcz znał, co nas potrafi Nierozerwalnie sczepić, po tę obręcz Od krańca świata goniłbym po kraniec. AGRYPPA Cezarze, chciej zezwolić — CEZAR Mów, Agryppo. AGRYPPA Po matce siostrę masz, Oktawię, którą Powszechnie wielbią. Wdowcem dziś jest Marek Antoniusz. CEZAR Nie mów tak, Agryppo. Gdyby Słyszała Kleopatra, jej wyrzuty Za brak namysłu byłyby słusznymi. ANTONIUSZ Cezarze, nie mam żony. Niechaj dalej Agryppa mówi. AGRYPPA Aby was wieczystą Przyjaźnią złączyć, zrobić braćmi, aby Nierozgmatwanym węzłem serca wasze Skrępować, niech Antoniusz weźmie sobie Za żonę tę Oktawię, której piękność Do najlepszego z ludzi daje prawo, A której cnota i wdzięk przemawiają Językiem obcym innym. Przez ten związek Zawiści małe, co się dziś wydają Wielkimi, oraz wszystkie wielkie nasze Obawy, które jawią się w swej grozie Przed nami, wówczas znikłyby bez śladu; O prawdzie można by otwarcie mówić, Gdy dziś połowa tylko jej jest w mowie; Jej miłość do obydwu swą potęgą Ciągnęłaby jednego ku drugiemu, A ludzką miłość ku nim. Com rzekł, chciejcie Wybaczyć, jest to bowiem owoc długich Rozmyślań mej wierności, nie zaś pomysł Bieżącej chwili. ANTONIUSZ Nic nie powie-ż Cezar? CEZAR Nie, aż usłyszy, jak Antoniusz przyjął To, co tu było powiedziane. ANTONIUSZ Jakąż Moc dotrzymania ma Agryppa, jeśli Odpowiem »Niech tak stanie się, Agryppo«? CEZAR Ma moc Cezara, jego władzę nad Oktawią. ANTONIUSZ Niech między mną a tym tak zacnym dziełem, Wspaniałą przyszłość rokującym, nawet Marzenie senne nie postanie! Podaj Prawicę, niechaj spełni się twa łaska! Niech nas braterska miłość od tej chwili Jednoczy, niechaj włada potężnymi Naszymi plany! CEZAR Oto ma prawica. Oddajęć siostrę tak kochaną czule, Jak jeszcze brat nie kochał. Niechaj żyje, By dzielić naszą władzę i serc naszych Uczucie. Niechaj nigdy nie wygaśnie Wzajemna nasza miłość! LEPIDUS Niech tak będzie! ANTONIUSZ Dobywać miecza nie myślałem przeciw Pompejuszowi, bo w ostatnich czasach Niezwykle dla mnie był uprzejmy. Dzisiaj Podzięką tylko muszę mu zapłacić, By o pamięci mojej źle nie mówił; W ślad za tym rzucę mu wyzwanie. LEPIDUS Słyszysz Wołanie czasu? Trzeba nam bezzwłocznie Pompeja szukać — lub on nas poszuka. ANTONIUSZ Gdzie jego obóz? CEZAR Pod Miseńską Górą. ANTONIUSZ A jakie siły ma na lądzie? CEZAR Znaczne, I wciąż wzrastają, morzem zaś owładnął Bezwzględnie. ANTONIUSZ Wszędzie mówią tak. I czemuż Już z nim nie starłem się! Nie traćmyż czasu, Lecz nim przywdziejem zbroje, omówioną Załatwmy sprawę. CEZAR Sprawi mi to radość Ogromną. Proszę cię do mojej siostry, I sam natychmiast tam cię zaprowadzę. ANTONIUSZ I ty nam towarzystwa nie odmówisz, Lepidzie. LEPIDUS I choroba mnie nie wstrzyma, Szlachetny Antoniuszu. / Tusz. Wychodzą Cezar, Antoniusz i Lepidus. / MECENAS Witaj, panie, z Egiptu. ENOBARBUS Zacny Mecenasie, oko w głowie Cezara! — Mój poczciwy przyjacielu Agryppo! AGRYPPA Poczciwy Enobarbie! MECENAS Możemy cieszyć się, że rzeczy tak dobrze się ułożyły. — Nieźle dokazywałeś w Egipcie. ENOBARBUS Prawda. W dzień spaliśmy nieprzytomni, a w nocy weseliliśmy się przy pucharach. MECENAS Osiem całych pieczonych dzików na śniadanie dla dwunastu osób — czy to prawda? ENOBARBUS Dobra psu i mucha. Mieliśmy tam o wiele potężniejsze uczty, które naprawdę zasługiwały na uwagę. MECENAS Ma to być wspaniała kobieta, jeżeli prawdę o niej głoszą. ENOBARBUS Gdy po raz pierwszy spotkała Marka Antoniusza, od razu miała jego serce w kieszeni. AGRYPPA No, tam naprawdę wystąpiła — chyba że ten, co mi o tym opowiadał, przesadził na jej korzyść. ENOBARBUS Opowiem wam o tym. Jej barka, niby tron skąpany w blaskach, Paliła się na falach. Rufa była Z kutego złota, żagle zaś z purpury I tak pachnące, że miłośnie do nich Wzdychały wiatry. Srebrne wiosła biły W takt fletni, w szybszy bieg wprawiając wodę, W ich uderzeniach, rzekłbyś, zakochaną. Co do niej samej — nędzą są wcieloną Opisy wszelkie. W swoim pawilonie, Ze złotogłowiu tkanym, spoczywała, Piękniejsza od Wenery, w której widzim, Jak nad naturą triumfuje sztuka. Po obu stronach stały pacholęta Z dołkami w twarzach, niby roześmiane Amorki. Różnobarwne ich wachlarze Powiewem swoim, zda się, rozgrzewały Pieszczone lica, które wciąż chłodziły, I psuły własną pracę. AGRYPPA Co za widok Dla Antoniusza! ENOBARBUS Jej niewieści orszak, Jak Nereidy, jak zastępy syren, Życzenia pani odgadywał z oczu, Podnosząc jeszcze krasę jej swoimi Zachwyconymi spojrzeniami. Niby Syrena udawała, że steruje, A pod dotknięciem jak kwiat miękkich dłoni, Nad wyraz sprawnych, z dumy się wzdymały Jedwabne liny. Jakaś woń niezwykła, Płynąca z barki niewidzialnie, miesza Na brzegach zmysły. Lud wylega z miasta, Antoniusz został sam na swoim tronie Na targowicy, jego gwizdu nikt by Nie słyszał prócz powietrza, lecz i ono Na Kleopatrę, gdyby nie strach próżni, Poglądać by pobiegło i w naturze Niewypełnioną zostawiło przepaść. AGRYPPA O rzadka Egipcjanka! ENOBARBUS Gdy wysiadła Na ląd, Antoniusz prosi na wieczerzę Przez gońca, ona zaś mu odpowiada, Że lepiej, aby przyjął jej gościnę, I prosi o to. Grzeczny nasz Antoniusz, Z którego ust kobieta nie słyszała Wyrazu »nie«, dał sobie dziesięć razy Utrefić brodę i na ucztę poszedł. Tam za potrawy sercem swym zapłacił, Choć okiem tylko jadł. AGRYPPA Królewska dziewka! Wszak wielki Cezar dla niej miecz swój złożył W łożnicy. Orał, ona zaś zbierała. ENOBARBUS Widziałem raz, jak biegła po ulicy Czterdzieści kroków; gdy straciła oddech, Mówiła i dyszała. Była wtedy Królewska — w stanie godnym niewolnika I, tracąc oddech, oddychała mocą. MECENAS Antoniusz musi zerwać z nią na dobre. ENOBARBUS Nie zerwie nigdy. Jej wiek nie zrobi zwiędłą, niezmierzona Jej zmienność nigdy nie utraci wdzięku Przez spowszednienie. Głód zaspakajając, Kobiety inne sycą, ona budzi Łaknienie, dając jak najwięcej strawy. W niej najnędzniejsza rzecz nabiera czaru I błogosławią jej kapłani święci, Gdy tarza się w rozpuście. MECENAS Jeżeli piękność, skromność i roztropność Zdołają przykuć serce Antoniusza, To znalazł szczęście swe w Oktawii. AGRYPPA Pójdźmy. Ty, Enobarbie, zechciej być mym gościem Na czas pobytu tutaj. ENOBARBUS Uniżenie Dziękuję. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Tamże. W domu Cezara. / / Wchodzą Cezar i Antoniusz, między nimi oboma Oktawia, i orszak. / ANTONIUSZ Światowe sprawy i mój wielki urząd Niekiedy będą mnie z twojego łona Porywać. OKTAWIA Przez ten cały czas ze zgiętym Kolanem będę u ołtarza bogów Modliła się za tobą. ANTONIUSZ / do Cezara / Dobrej nocy. — Oktawio, w tym, co mówi świat, nie czytaj Przygany dla mnie. Ja nie strzegłem miary, Na przyszłość jednak będę jej pilnował. Dobranoc, droga pani. — Bądź zdrów, panie. CEZAR Dobranoc. / Wychodzą wszyscy prócz Antoniusza. / / Wchodzi wieszczbiarz. / ANTONIUSZ Cóż, chłopcze, chciałbyś teraz być w Egipcie? WIESZCZBIARZ Och, gdybym wcale nie był go opuszczał I gdybyś ty tu nie był przybył! ANTONIUSZ Możesz Powiedzieć mi, dlaczego? WIESZCZBIARZ Ja to widzę Mym drugim wzrokiem i nie mogę mową Wyrazić. Wracaj jednak do Egiptu Co prędzej. ANTONIUSZ Powiedz no mi, czyje szczęście Nad drugie wzrośnie, moje czy Cezara? WIESZCZBIARZ Cezara. Więc, Antoniuszu, bądź od niego z dala. Twój demon, czyli duch twój opiekuńczy, Szlachetny jest, odważny jest i wzniosły, Jest niezrównany, gdzie Cezara nie ma. Lecz blisko niego duch twój, niby jakąś Przeważającą siłą pokonany, Jest żywą trwogą. Niech was jak największa Rozdzieli przestrzeń! ANTONIUSZ Nie mów o tym dłużej! WIESZCZBIARZ Nikomu tylko tobie i sam na sam. Jeżeli jaką grę z nim zaczniesz, przegrasz Na pewno; dzięki wrodzonemu szczęściu Pobije cię wbrew szansom. Gdy on świeci W pobliżu, mroczy się twój blask. Powtarzam, Że duch twój lęka się w pobliżu niego Twym losem rządzić, ale duch to walny, Gdy on daleko. ANTONIUSZ Odejdź i oznajmij Wentydiuszowi, że z nim chcę pomówić. / Wychodzi wieszczbiarz. / Do Partii ruszy. — Nie wiem, czy to sztuka, Czy traf, lecz prawdę rzekł: I kości go słuchają, A wśród rozrywek naszych moja wprawa Przy jego szczęściu jest bezsilna. Z losów Wyciąga, który chce. Koguty jego Wciąż biją moje, choćby on i wszystko Postawił w zakład, a ja nic. Zwycięstwo Kuropatw jego przeciw moim pewne, Choć bez obrączki staną do rozprawy I szanse mają gorsze. Do Egiptu Podążę. Choć zawieram dla świętego Spokoju to małżeństwo, hen na wschodzie Ojczyzna mej rozkoszy. / Wchodzi Wentydiusz. / Wentydiuszu, Do Partii ruszysz. Twe pełnomocnictwo Gotowe. Pójdźże ze mną je odebrać. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Ulica. / / Wchodzą Lepidus, Mecenas i Agryppa. / LEPIDUS Dalej nie trudźcie się już, i za swymi Wodzami pośpieszajcie. AGRYPPA Panie, Marek Antoniusz wstąpił tylko ucałować Oktawię i podąża w nasze tropy. LEPIDUS Więc do widzenia aż do chwili, w której Obaczę was w pancerzach; wiem, że obom Do twarzy będzie. MECENAS Staniem pod Misenum, O ile drogę znam, przed tobą jeszcze. LEPIDUS Wy macie krótszą drogę, ja mam sprawy, Co każą mi kołować. Dwa dni całe Zyskacie. MECENAS i AGRYPPA Panie, życzym powodzenia. LEPIDUS Bywajcie zdrowi. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Aleksandria. W pałacu Kleopatry. / / Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras i Aleksas. / KLEOPATRA Muzyki trochę! Jest ci ona smętnym Pokarmem dla nas, którzy się trudnimy Miłością! DWORZANIN Hola, grać! / Wchodzi Mardian. / KLEOPATRA Nie trzeba. W bilard Zagrajmy. Charmian, pójdź. CHARMIAN Mnie ręka boli, Z Mardianem graj. KLEOPATRA Z rzezańcem grać kobieta Tak samo może, jak z kobietą. Zagrasz? MARDIAN Jak umiem, pani. KLEOPATRA Gdy swą dobrą wolę Okaże aktor, choć jej skutek nawet I nie odpowie, już mu wolno prosić O przebaczenie. Nie, już teraz nie chcę. — Gdzie moja wędka? Chodźmy nad brzeg rzeki. Muzyka moja będzie grać w oddali, A ja swą chytrość zwrócę przeciw rybom O czarnych płetwach. Będę im haczykiem Przebijać paszcze zawalane mułem, A w górę ciągnąc każdą, mieć ją będę Za Antoniusza. »Aha!«, wołać będę, »Już ja cię mam!« CHARMIAN Wesołe były czasy, Gdyś zakładała się przy ryb połowie, A jemu nurek twój przywiązał do haczyka Soloną rybę, on zaś ją z zapałem Wyciągnął. KLEOPATRA Czasy! Oj, te czasy! Śmiech mój Wytrącił go zupełnie z cierpliwości, Wieczorem znów cierpliwość mu wróciła Przy moim śmiechu. Następnego ranka Tak go spoiłam, że już przed dziewiątą Do łóżka poszedł. Wtedy go ubrałam W me szaty i okrycia, za to sama Chodziłam z jego mieczem spod Filippi. / Wchodzi posłaniec. / Z Italii! Wrzućże z całą siłą swoje Rodzajne wieści w ucho me odłogiem Leżące długo. POSŁANIEC Pani — KLEOPATRA Ha! Antoniusz Nie żyje! Jeśli powiesz to, nędzniku, Zabijesz swoją panią. Lecz jeżeli Doniesiesz mi, że zdrów i wolny, oto Masz tutaj złoto, tu zaś z moich żyłek Najbłękitniejszą do ucałowania — Królowie drżeli, rękę tę całując. POSŁANIEC Więc przede wszystkim: ma się dobrze. KLEOPATRA Pięknie, Masz więcej złota. Lecz pamiętaj sobie, Hultaju, o umarłych powiadają, Że dobrze mają się; jeżeli dążysz Do tego, złoto to roztopić każę I wlać ci w gardło. POSŁANIEC Pani, chciej wysłuchać. KLEOPATRA No, dobrze, mów — lecz twarz twa nic dobrego Nie wróży. Jeśli Marek zdrów i wolny — Z tak kwaśną miną nieść tak dobre wieści! Jeżeli źle z nim, przyjść byś był powinien Jak Furia, w wieńcu z wężów, a nie w ludzkiej Postaci. POSŁANIEC Pani, raczysz mnie wysłuchać? KLEOPATRA Przychodzi mi ochota cię uderzyć, Nim powiesz swoje. Gdy mi jednak powiesz, Że żyje, wolny jest, z Cezarem w zgodzie, Nie jeńcem jego — złoto na cię spłynie, Jak deszcz, a perły gradem się posypią. POSŁANIEC Jest zdrów, o pani. KLEOPATRA Ślicznie. POSŁANIEC I w przyjaźni Z Cezarem. KLEOPATRA Jesteś człek uczciwy. POSŁANIEC Nigdy Gorętszą jeszcze przyjaźń ich nie była. KLEOPATRA Majątek zrobisz na mnie. POSŁANIEC Jednak, pani — KLEOPATRA To »jednak« mi się nie podoba. Ono Zatruwa dobre twe poprzednie wieści. To »jednak« jest jak stróż więzienia, który Wnet przyprowadzić gotów potwornego Zbrodniarza. Proszę, przyjacielu, wysyp W me ucho to, coś przyniósł, złe i dobre Od razu. Więc w przyjaźni jest z Cezarem; Jest zdrowy, mówisz; mówisz, na wolności… POSŁANIEC Jest wolny, pani? — tegom nie powiedział, Oktawii służy. KLEOPATRA Jak i gdzie jej służy? POSŁANIEC W łożnicy. KLEOPATRA Zbladłam, Charmian. POSŁANIEC Tak, Oktawię Poślubił, pani. KLEOPATRA Bodaj na cię spadła Najzaraźliwsza z zaraz! / Obala go na ziemię. / POSŁANIEC Cierpliwości, Łaskawa pani! KLEOPATRA Ha! Co mówisz? Precz! / uderza go ponownie / Ohydny łotrze! Oczy twe jak piłkę Przed sobą toczyć będę. Łeb twój z włosów Obedrę. Będziesz smagan skorpionami, Gotowań w słonej wodzie, gdzie w powolnych Męczarniach skonasz. POSŁANIEC Najłaskawsza pani, Ja wieść przyniosłem, lecz nie skojarzyłem Małżeństwa tego. KLEOPATRA Powiedz, że tak nie jest, Dam ci prowincję całą, będziesz dumny Ze swego szczęścia. Odebrane razy Zupełnym będą zadośćuczynieniem Za wywołanie mej wściekłości. Weźmiesz W zapłacie za nie wszelki dar, jakiego Zażądać może skromność twa. POSŁANIEC O pani, On pojął żonę. KLEOPATRA Ha! Za długo żyjesz, Nikczemny! POSŁANIEC Ja uciekam stąd. O pani, Co czynisz? Ja ci nic nie zawiniłem. / Wychodzi. / CHARMIAN Chciej władać sobą, pani. On niewinny. KLEOPATRA Znam ja niewinnych, co nie uszli gromu. — Niech Nil pochłonie Egipt! Niech łagodne Stworzenia wszystkie w węże się przemienią! — Zawołaj mi z powrotem tego chama. Choć wściekła jestem, to go nie pokąsam. CHARMIAN Nie wróci, boi się. KLEOPATRA Nic mu nie zrobię. / Wychodzi Charmian. / Niegodne ręce moje! Bić człowieka Niższego niżli ja — gdy ze swej własnej Przyczyny cierpię! / Wracają Charmian i posłaniec. / KLEOPATRA Chodź no bliżej, chłopcze. Złą wieść przynosić jest to rzecz uczciwa, Lecz nigdy dobra; dobre wiadomości Niech mają cały huf języków, ale Złe niech za siebie same przemawiają, Gdy ludzie je poczują. POSŁANIEC Obowiązek Spełniłem. KLEOPATRA Cóż, ożenił się? Jeżeli Potwierdzisz, gorzej cię już nienawidzić Nie będę niżli teraz. POSŁANIEC Jest po ślubie. KLEOPATRA Niech cię bogowie zetrą! Wciąż to samo? POSŁANIEC Mam kłamać, pani? KLEOPATRA Bodajby tak było, Chociażby pół Egiptu mego stało Pod wodą i zmieniło się w cysternę Dla płazów w łuskach! Idź stąd! Choćbyś lica Miał Narcyzowe, dla mnie są ohydne. — Ożenił się? POSŁANIEC O przebaczenie błagam Królewskiej waszej mości. KLEOPATRA Jest po ślubie? POSŁANIEC Ja nie chcę cię obrazić, a więc nie żyw Urazy. Karać mnie za wykonanie Rozkazu twego, to niesprawiedliwość. — Ożenił się z Oktawią. KLEOPATRA Ha, że jego Przewina łotrem czyni ciebie, który Tak zły nie jesteś, jak twe pewne wieści! Idź precz! Twój towar, przywieziony z Rzymu, Za drogi dla mnie. Trzymajże go sobie, I niechaj jego brzemię cię zabije! / Wychodzi posłaniec. / CHARMIAN Królowo, bądź cierpliwa! KLEOPATRA Antoniusza Wynosząc, ubliżałam Cezarowi. CHARMIAN Ach, ile razy! KLEOPATRA Mam też dziś za swoje. Ha, wyprowadźcie mnie z komnaty. Mdleję. O Iras, Charmian! — Nie, nie, nic mi nie jest. Idź, Aleksasie, niechaj mi ten człowiek Opisze zaraz rysy, wiek Oktawii, Zamiłowania jej, niech nie pominie Koloru włosów. Przynieś mi natychmiast Odpowiedź. / Wychodzi Aleksas. / Niech go nigdy już nie ujrzę — Lecz nie, nie — Charmian, choć mi na Gorgonę Wygląda czasem, czasem i na Marsa. / do Mardiana / Niech mi Aleksas dowie się też o niej, Jakiego wzrostu jest. — Charmiano, możesz Litować się nade mną, ale do mnie Nic nie mów. Prowadź mnie do mej komnaty. / Wychodzą. / SCENA SZÓSTA / W pobliżu Misenum. / / Tusz. Wchodzą: z jednej strony przy odgłosie trąb i bębnów Pompejusz i Menas, z drugiej na czele maszerujących żołnierzy Cezar, Antoniusz, Lepidus, Enobarbus i Mecenas. / POMPEJUSZ Mam waszych zakładników, wy zaś moich. Przed walką pomówimy. CEZAR Najwłaściwiej Rozmową zacząć. Po tośmy pisemnie Posłali ci warunki nasze. Jeśliś Rozważył je, to powiedz, czy są zdolne Twój miecz, ostrzony na mniemanych krzywdach, Do pochwy wrócić i Sycylii oddać Tłum dziarskiej młodzi, której lec tu przyjdzie W przeciwnym razie. POMPEJUSZ Wszystkich trzech was pytam, Wielkiego świata tego senatorów, Zastępców bogów: miałożby zabraknąć Mścicieli ojcu memu, skoro syna Ma i przyjaciół? Wszakci Juliusz Cezar, Co pod Filippi stanął przed Brutusem W postaci ducha, widział was tam, ciężkie Znoszących trudy, by go pomścić. Po co Spiskował blady Kasjusz? Po co Brutus, Rzymianin zacny i powszechnie czczony, A z nim ów zastęp zbrojnych zalotników Wolności świętej zalał krwią Kapitol — Jeżeli nie w tym celu, by jednostka Nie była niczym więcej niż jednostką? W tym samym celu jam uzbroił flotę, Pod którą gniewne morze dziś się pieni. Z nią skarcić chciałem nikczemnego Rzymu Niewdzięczność względem mego szlachetnego Rodzica. CEZAR Karćże — chwila jest po temu. ANTONIUSZ Z żaglami swymi, Pompejuszu, chyba Nas się nie zlękniesz. Pogadamy z tobą Na morzu. Dobrze wiesz, jak wielką mamy Przewagę sił lądowych. POMPEJUSZ Tak, na lądzie Dom mego ojca daje ci przewagę — Lecz że kukułka nigdy nie buduje Dla siebie, trzymaj go, jeżeli zdołasz. LEPIDUS Chciej nam powiedzieć — to dotyczy bowiem Obecnej chwili — jak ci się wydają Warunki nasze. CEZAR Otóż to. ANTONIUSZ Nie czekaj Na prośby, tylko rozważ, co jest warte Przyjęcie ich. CEZAR I co cię spotkać może W pogoni za szczęśliwszym jeszcze losem. POMPEJUSZ Ofiarujecie mi Sycylię oraz Sardynię. Mam oczyścić wszystkie morza. Z korsarzy — i pszenicy pewną ilość Posyłać Romie. Jeślibym się zgodził, To rozejdziemy się bez szczerb na mieczach I zagięć w tarczach. CEZAR, ANTONIUSZ, LEPIDUS To ci obiecujem. POMPEJUSZ Więc wiedzcie, że przyszedłem tu jak człowiek Gotowy do przyjęcia tych warunków, Antoniusz jednak nieco mnie rozgniewał. Choć i pochwałę zasłużoną tracę, Gdy rzecz rozgłaszam, wiedz, że kiedy Cezar I brat twój z sobą wojowali, wtedy Przybyła matka twoja do Sycylii I najżyczliwiej była tam przyjęta. ANTONIUSZ Słyszałem o tym, Pompejuszu, mam też Przygotowane najgorętsze dzięki, Bom ci je dłużen. POMPEJUSZ Daj mi rękę. Nigdym Nie myślał, że cię spotkam tu. ANTONIUSZ Na wschodzie Są miękkie łoża, toteż ci dziękuję, Żeś wcześniej stamtąd wyrwał mnie, niż chciałem. Zyskałem na tym. CEZAR Odkąd raz ostatni Widzieliśmy się, tyś się nieco zmienił. POMPEJUSZ Ha, nie wiem, jakie tam rachunki sroga Fortuna wypisała na mym licu, Lecz łona mego nigdy nie posiędzie, By serce moje zrobić swym lennikiem. LEPIDUS Szczęśliwe to spotkanie. POMPEJUSZ Lepidusie, I ja tak tuszę. — Zgoda więc zawarta. Polećcie, proszę, aby akt spisano, Pieczęcie nasze stwierdzą go. CEZAR Natychmiast. POMPEJUSZ Nim się rozstaniem, jeden u drugiego Przyjęcia uczty nie odmówi. Losy Ciągnijmy, kto rozpocznie. ANTONIUSZ Ja, Pompeju. POMPEJUSZ Nie, Antoniuszu, losuj. Lecz na początku czy na końcu, twoja Egipska świetna kuchnia olśni wszystkich. Mówiono mi, że Juliusz Cezar utył Z tamtejszych biesiad. ANTONIUSZ Dużoś rzeczy słyszał. POMPEJUSZ Ja nie mam brzydkich myśli. ANTONIUSZ I w ozdobne Słowa przystrajasz swe niebrzydkie myśli. POMPEJUSZ Więc to słyszałem. Słyszałem też, że Apollodor przyniósł — ENOBARBUS Dość o tym, przyniósł. POMPEJUSZ A co? Powiedz, proszę. ENOBARBUS Królową pewną w matach do Cezara. POMPEJUSZ Ach, teraz cię poznałem. Cóż tam słychać, Żołnierzu? ENOBARBUS Dobrze. Będzie zaś i lepiej, Bo czuję cztery uczty. POMPEJUSZ Niechże dłoń twą Uścisnę. Nigdym cię nie nienawidził. Widziałem cię wśród boju i z zazdrością Patrzałem na cię. ENOBARBUS Nigdym cię zanadto Nie lubił, panie, ale cię chwaliłem, Gdy twa zasługa dziesięćkroć nad mymi Słowami górowała. POMPEJUSZ Bądź i nadal Otwarty, jest ci z tym do twarzy. — Wszystkich Zapraszam was na pokład mej galery. Panowie, proszę przodem. CEZAR, ANTONIUSZ, LEPIDUS Wskaż nam drogę, panie. POMPEJUSZ Więc pójdźmy. / Wychodzą wszyscy prócz Enobarba i Menasa. / MENAS / na stronie / Twój ojciec, Pompejuszu, nie byłby nigdy zawarł tego układu. / do Enobarba / My dwaj znaliśmy się swego czasu, panie. ENOBARBUS Zdaje mi się, że to było na morzu. MENAS Tak jest, panie. ENOBARBUS Dużoś ty dokazywał na morzu. MENAS A ty na lądzie. ENOBARBUS Będę chwalił każdego, kto mnie pochwali. Chociaż to, czegom dokazywał na lądzie, nie da się zaprzeczyć. MENAS Tak samo jak moje czyny na morzu. ENOBARBUS No, pewnym szczególikom możesz zaprzeczyć dla własnego bezpieczeństwa. Byłeś wielkim złodziejem morskim. MENAS A ty lądowym. ENOBARBUS Co do tego, wypieram się mych zasług na lądzie. Ale daj no mi rękę, Menasie. Gdyby nasze oczy miały urzędową powagę, mogłyby teraz złapać na gorącym uczynku całujących się dwóch złodziei. MENAS Wszystkie ludzkie twarze są uczciwe, cokolwiek by można powiedzieć o rękach. ENOBARBUS Tylko w twarzy każdej pięknej kobiety najczęściej kryje się szelmostwo. MENAS Bez potwarzy! One prócz serc nic nie kradną. ENOBARBUS Przyszliśmy tu z wami walczyć. MENAS Co do mnie, żałuję, że zamiast tego będzie pijaństwo. Pompejusz dzisiaj śmiechem odpędza od siebie szczęście. ENOBARBUS Jeżeli tak, to już go na pewno potem płaczem nie przywoła. MENAS Rzekłeś, panie. Nie spodziewaliśmy się tu Marka Antoniusza. Proszę cię, czy on ożenił się z Kleopatrą? ENOBARBUS Siostra Cezara nazywa się Oktawia. MENAS Słusznie, panie. Była żoną Kajusa Marcella. ENOBARBUS Ale teraz jest żoną Marka Antoniusza. MENAS Jak mówisz, panie? ENOBARBUS Naprawdę. MENAS W taki sposób Cezar i on są ze sobą złączeni na zawsze. ENOBARBUS Gdybym miał o tej zgodzie prorokować, tobym tego nie wróżył. MENAS Zdaje mi się, że polityczne cele więcej zaważyły przy tym małżeństwie niż obustronna miłość. ENOBARBUS I ja tak myślę. Ale zobaczysz, że ta wstęga, która pozornie wiąże przyjaciół jednego z drugim, właśnie udusi ich wzajemne uczucia. Oktawia jest świątobliwego, zimnego i cichego usposobienia. MENAS Któż by nie życzył sobie, ażeby jego żona była taka! ENOBARBUS Ten, który sam taki nie jest — to jest Marek Antoniusz. Wróci on do swojej egipskiej potrawy, a wtedy westchnienia Oktawii rozdmuchają ogień w Cezarze i, jak już powiedziałem, to, co stanowi siłę ich przyjaźni, okaże się bezpośrednią przyczyną zerwania. Antoniusz będzie zaspakajał swe uczucia tam, gdzie je dawno umieścił; tu ożenił się tylko od biedy. MENAS Być może. Chodź, panie, na pokład. Mam czym wypić twoje zdrowie. ENOBARBUS Nie będę się wymawiał, panie. Wyćwiczyliśmy sobie gardła w Egipcie. MENAS Chodź, idziemy. / Wychodzą. / SCENA SIÓDMA / Na pokładzie galery Pompejusza koło Misenum. / / Muzyka. Wchodzą dwaj lub trzej słudzy i zastawiają ucztę. / PIERWSZY SŁUGA Tu przyjdą, chłopie. Niektóre z tych roślin już mają słabe korzonki. Najlżejszy wietrzyk mógłby je powyrywać z gruntu. DRUGI SŁUGA Lepidus czerwony jak burak. PIERWSZY SŁUGA Kazali mu pić za drugich. DRUGI SŁUGA Gdy w przystępie dobrego humoru płatają sobie figle, woła: »Dajcie spokój!« i godzi towarzystwo, sam też nie kłóci się z nikim, a najmniej z pucharem. PIERWSZY SŁUGA Tym większa stąd wojna między nim a jego przytomnością. DRUGI SŁUGA Otóż to jest wleźć pomiędzy wielkich ludzi. Byłoby mi wszystko jedno mieć trzcinę, z której bym nie miał żadnego pożytku, czy ciężką halabardę, której bym nie mógł podnieść. PIERWSZY SŁUGA Jeżeli ktoś powołany jest do wysokiej sfery, a nikt go nie widzi w niej krążącego, to coś tak, jakby ktoś miał puste oczodoły, które tylko okropnie twarz szpecą. / Odgłos trąb. Wchodzą: Cezar, Antoniusz, Lepidus, Pompejusz, Agryppa, Mecenas, Enobarbus, Menas i starszyzna. / ANTONIUSZ Tak postępują: Znaczą przypływ Nilu Na piramidach, mając swą podziałkę. Z niskości jego albo wysokości Już wiedzą, co ma być — głód czy urodzaj. Im wyższy przypływ, tym widoki lepsze, Gdy zaś opada, po namule siewacz Rozrzuca ziarna i po krótkim czasie Nadchodzi żniwo. LEPIDUS Macie tam dziwaczne węże. ANTONIUSZ Tak, Lepidusie. LEPIDUS Ten egipski wąż wylęga się z namułu pod działaniem słońca; tak samo te krokodyle. ANTONIUSZ Właśnie. POMPEJUSZ Siadajcie — i wina! Zdrowie Lepida! LEPIDUS Nie jest mi zupełnie dobrze, ale nie dam się nikomu wyprzedzić. ENOBARBUS Póki się nie wyśpisz. Teraz naprawdę przodujesz całemu towarzystwu. LEPIDUS Nie, naprawdę, słyszałem, że piramidy Ptolemeuszów to nie byle co. Nie przeczcie, bo słyszałem. MENAS / na stronie do Pompejusza / Pompeju, słowo! POMPEJUSZ / na stronie do Menasa / Powiedz mi do ucha. MENAS / na stronie do Pompejusza / Wstań z miejsca, wodzu, błagam cię, i pozwól, Bym parę słów ci rzekł. POMPEJUSZ / na stronie do Menasa / Za małą chwilę. — Podajcie to wino Lepidowi! LEPIDUS Co to jest takiego ten krokodyl? ANTONIUSZ Wygląda jak krokodyl, szerokość ma taką, jak jest szeroki, wysokość dokładnie taką, jak jest wysoki, porusza się o własnych siłach, żyje tym, co jada, a gdy mu braknie sił do życia, dusza jego rozpoczyna wędrówkę. LEPIDUS Jakiego jest koloru? ANTONIUSZ Także swego własnego. LEPIDUS To bardzo dziwny gad. ANTONIUSZ Właśnie. A łzy ma mokre. CEZAR Czy go ten opis zadowoli? ANTONIUSZ Razem z pucharem, który mu podaje Pompejusz. Jeżeli nie, to chyba ma wymagania epikurejczyka. POMPEJUSZ / na stronie do Menasa / Idź, zgiń! Mnie mówić coś takiego? Precz stąd! Bądź mi posłuszny! — Gdzie ten puchar, który Kazałem przynieść? MENAS / na stronie do Pompejusza / Jeśli pamiętając O mych zasługach, zechcesz mnie posłuchać, Wstań z krzesła. POMPEJUSZ / na stronie do Menasa / Czyś oszalał? O co idzie? / Wstaje i odchodzi na bok. / MENAS Zawszem przed szczęściem twym zdejmował czapkę. POMPEJUSZ Tak, tyś mi wiernie służył. I cóż dalej? — Panowie, bawcie się! ANTONIUSZ Mielizna! Strzeż się, Lepidzie, bo zatoniesz! MENAS Chcesz władać całym światem? POMPEJUSZ Co powiadasz? MENAS Czy całym światem władać chcesz? Powtarzam. POMPEJUSZ Jak to się może stać? MENAS Ty zgódź się tylko, A choć uważasz mnie za ubogiego, Ja dam ci cały świat. POMPEJUSZ Tyś zdrowo wypił. MENAS Nie, Pompejuszu, strzegłem się kielicha. Tyś ziemski Jowisz, jeśli śmiesz nim zostać. To, co okala morski nurt, co niebo Otacza, twoim jest, jeżeli zechcesz. POMPEJUSZ Więc wskaż mi sposób. MENAS Trzej współzawodnicy, Trzej władcy świata są na twym okręcie. Każ mi kotwicę odciąć, gdy odbijem Od brzegu, nożem po ich gardłach — wszystko Zostanie twą własnością. POMPEJUSZ Ach, to wszystko Powinien byś był zrobić, nic nie mówiąc. Z mej strony to łotrostwo, z twojej strony Usługa znamienita. Musisz wiedzieć, Że to nie korzyść moją czcią kieruje, Lecz cześć ma sama sobą. Żałuj tego, Że język zdradził twe zamiary. Gdybym Ich naprzód nie był poznał, byłbym potem Pochwalił; teraz muszę je potępić. Daj temu spokój i pij dalej. MENAS / na stronie / Za to Opuszczam twoje zachodzące szczęście. Kto czegoś szuka, ale wziąć się wzbrania, Gdy dają — nigdy tego już nie znajdzie. POMPEJUSZ Do Lepidusa piję. ANTONIUSZ Pompejuszu, Niech go na ląd zaniosą. Ja za niego Ten puchar spełnię. ENOBARBUS Menas, w twoje ręce. MENAS Twe zdrowie, Enobarbie. POMPEJUSZ Nalewajcie, Aż puchar zniknie w winie. ENOBARBUS / wskazując dworzanina, który wynosi Lepida / Patrz, Menasie, To siłacz! MENAS Czemu? ENOBARBUS Co? nie widzisz? Trzecią Część świata dźwiga. MENAS A więc jest pijana Trzecia część świata. Szkoda, że nie cały I w kółko się nie kręci. ENOBARBUS Więc okaż dobre chęci. MENAS Dalejże! POMPEJUSZ To jeszcze nie to samo, co biesiada Aleksandryjska. ANTONIUSZ Nie tak wiele brak już. — Od ucha grajcie! — Zdrowie twe, Cezarze! CEZAR Obeszłoby się. Praca to nie lada Zaprószać sobie głowę, aby przez to Mój mózg się mącił. ANTONIUSZ Bądźże dzieckiem czasu! CEZAR Już lepiej władcą jego, odpowiadam. Przez całe cztery dni bym wolał pościć, Niż tyle wypić w jednym. ENOBARBUS Hej, mój walny Imperatorze, czy nie zatańczymy Egipskich Bachnalii i na chwałę Napoju hymnu nie zanucim? POMPEJUSZ Dobrze! Do dzieła, dzielny mój wojaku! ANTONIUSZ Chodźcie, Trzymajmy się za ręce, Aż zmysły nasze winny sok zwycięsko Zanurzy w słodkiej Lecie. ENOBARBUS Dajcie ręce! — Szturmujcie nam do uszu hałaśliwą Muzyką! Ja tymczasem was ustawię, A potem chłopak nam zaśpiewa. Każdy Ostatnie słowa ma tak głośno za nim Powtórzyć, jak je z głębi płuc potrafi Wyrzucić. / Muzyka gra. Enobarbus ustawia ich, łącząc ręce. / PIEŚŃ Zjaw się, przybądź szybkim krokiem, Pulchny Bakchu z mglistym okiem, Boże winnych gron! W twym płynie Każda z naszych trosk niech zginie! Niech twój liść uwieńczy czoła, A gdy pije brać wesoła, Zawiruje świat dokoła! CHÓR Zawiruje świat dokoła! CEZAR I czegóż chcecie więcej? Pompejuszu, Dobranoc! Daruj mi, kochany bracie. Poważne nasze sprawy poglądają Z pochmurnym czołem na tę lekkomyślność. Żegnajmy się, panowie. Wszak widzicie, Że nam policzki płoną. Enobarbus, Choć silny, teraz słabszy jest od wina. Mnie nawet język staje kołkiem, kiedy Przemawiam. Jak dziwacznie wyglądamy W tych dzikich strojach! Co tu więcej mówić? Dobranoc. Antoniuszu, daj mi rękę. POMPEJUSZ Na brzegu z tobą się spróbuję. ANTONIUSZ Dobrze. Daj rękę. POMPEJUSZ Antoniuszu, masz dom ojca Mojego — mniejsza, myśmy przyjaciele. Do łodzi! Chodźcie. ENOBARBUS Bylebyś nie upadł. / Wychodzą wszyscy prócz Enobarba i Menasa. / Menasie, ja na brzeg nie wrócę. MENAS Pewnie! Pójdź do kajuty mojej. Walić w bębny! Hej, trąby, flety! Hola! Niech wie Neptun, Że głośno wielkich ludzi tych żegnamy. Hej, grajcie, grajcie, niech was piorun trzaśnie! / Tusz trąb i bębnów. / ENOBARBUS Tak, w górę czapka! MENAS Pójdź, szlachetny wodzu. / Wychodzą. / AKT III SCENA PIERWSZA / Równina w Syrii. / / Wchodzi Wentydiusz, jakby w pochodzie triumfalnym, z Syliuszem i innymi Rzymianami, setnikami i żołnierzami. Przed nimi niosą ciało Pakorusa. / WENTYDIUSZ Pobitaś, Partio, strzał ojczyzno. Szczęście Przyjazne czyni mnie mścicielem Marka Krassusa. Nieście ciało królewicza Przed wojskiem. Orodesie, twój Pakorus Zapłacił za Krassusa. SYLIUSZ Wentydiuszu, Dopóki miecz twój krwią partyjską ciepły, Rozbitków ścigaj. Weprzyj w bok rumaka Ostrogi — Medię i Mezopotamię Przetrząśnij szybko i kryjówek resztę, Gdzie kryją się rozbici, by Antoniusz, Twój wielki wódz, uwieńczył twoje skronie I triumfalny dał ci wóz. WENTYDIUSZ Syliuszu, Syliuszu, dość zrobiłem. Zważaj dobrze: Zbyt wielkim zda się czyn, gdy stanowisko Podrzędne. Tego naucz się, Syliuszu. Niedokończonym lepiej czyn zostawić, Niż nabyć przezeń sławę zbyt rozgłośną, Gdy pan daleko. Cezar i Antoniusz Przez swoich wodzów zwyciężali częściej Niż osobiście. Sozjusz, który w Syrii Mój urząd dzierżył, był legatem jego — Utracił łaskę wodza, gdyż zbyt szybko Pozyskał sławę, prawie w okamgnieniu. Kto w wojnie więcej niżli wódz dokaże, Jest wodzem wodza, toteż żądza sławy, Żołnierska cnota, woli i przegraną Niż powodzenie, co ją samą zaćmi. Na Antoniusza korzyść mógłbym wiele Dokonać, alebym go tym obraził, A ta obraza byłaby mych czynów Mogiłą. SYLIUSZ Masz ty przymiot, bez którego Wojownik i miecz jego nie osiągną Znaczenia. Pisać chcesz do Antoniusza? WENTYDIUSZ Pokornie mu przedstawię, cośmy jego Imieniem, wojny czarodziejskim słowem Zdziałali — jak to pod orłami jego, Na czele jego dobrze płatnych szyków Udało nam się rozbić w puch partyjską Konnicę, do dziś dnia niezwyciężoną. SYLIUSZ Gdzie bawi teraz? WENTYDIUSZ Przybyć ma do Aten, I wedle tego, kiedy nam pozwoli Zdobyczy ciężar oraz jego wola, Staniemy przed nim. A więc dalej w pochód! / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Rzym. Przedpokój w domu Cezara. / / Spotykają się Agryppa i Enobarbus. / AGRYPPA Cóż, bracia się rozstali? ENOBARBUS Już z Pompejuszem oprawa załatwiona, Odjechał. Tamci trzej pieczęci kładą. Oktawia płacze, że ma Rzym opuścić. Smutny coś Cezar, Lepid zaś — jak Menas Powiada — ciągle cierpi na błędnicę Od uczty Pompejusza. AGRYPPA O szlachetny Lepidus! ENOBARBUS Poczciwina! Jakże kocha Cezara! AGRYPPA Ba, jak wielbi Antoniusza! ENOBARBUS Co, Cezar? Wszakci to jest ziemski Jowisz! AGRYPPA Antoniusz? Bogiem Jowisz zwać go winien! ENOBARBUS Co, o Cezarze mówisz? Mąż nad męże! AGRYPPA O Antoniuszu, ty arabski ptaku! ENOBARBUS Cezara chwaląc, powiedz: »Cezar« — dosyć. AGRYPPA Nie szczędził obom wyszukanych pochwal. ENOBARBUS Cezara bardziej kocha — Antoniusza Też kocha! Serca, głosy, porównania, Pisarze, wieszcze i śpiewacy nigdy Nie wypowiedzą i nie wyśpiewają, Nie uzmysłowią nigdy, nie wypiszą, Jak Antoniusza kocha. Co się tyczy Cezara — klękaj, klękaj i podziwiaj. AGRYPPA On kocha obu. ENOBARBUS On jest chrząszczem, oni Skrzydełek jego rogowymi pochwy. / Trąby za sceną. / Tak, czas na koń. Bądź zdrów, mój cny Agryppo. AGRYPPA I ty, mój zacny wojowniku. Żegnaj! / Wchodzą: Cezar, Antoniusz, Lepidus i Oktawia. / ANTONIUSZ Nie dalej, panie! CEZAR Zabierasz z sobą cząstkę mej istoty, Więc mnie w niej szanuj. — Ty się okaż, siostro, Po mojej myśli żoną, niechaj próba Przewyższy moje obietnice. — Ty zaś, Cny Antoniuszu, bacz, by to wcielenie Wszelakich cnót, co ma jak wapno spajać Uczucia nasze, nie zostało kiedy Taranem, który wstrząśnie ich murami. Bo lepiej by nam było obopólnej Miłości takim środkiem nie umacniać, Niżeli miałby któryś na tym punkcie Być nie dość czułym. ANTONIUSZ Dla mnie jest obrazą Ten brak ufności. CEZAR Rzekłem. ANTONIUSZ Choćbyś nawet Umyślnie szukał, przyszłość twym obawom Podstawy nie dostarczy. Tak niech bogi Sprzyjają ci i czynią serca Rzymian Powolne twym życzeniom! Czas się rozstać. CEZAR Najdroższa siostro, bywaj zdrowa. Niechaj Żywioły będą ci przyjazne, niechaj Raduje się twe serce. Bądź mi zdrowa. OKTAWIA Szlachetny bracie! ANTONIUSZ Ma w oczach kwiecień — to miłości wiosna I nie bez deszczu. — Bądź mi dobrej myśli. OKTAWIA Opiekujże się domem mego męża — I — CEZAR Co, Oktawio? OKTAWIA Powiem ci do ucha. ANTONIUSZ Jej język nie chce sercu być posłuszny, A przed językiem serce się nie zdradzi — Tak na przypływu fali nieruchomo Łabędzie pióro stoi, nieschylone Ku żadnej stronie. ENOBARBUS / na stronie do Agryppy / Cezar się rozpłacze. AGRYPPA / na stronie do Enobarba / Już łzę ma w oku. ENOBARBUS / na stronie do Agryppy / Jest to znak choroby U konia. O mężczyźnie również dobrze Nie świadczy. AGRYPPA / na stronie do Enobarba / Jak to, Enobarbie? Wszakże Antoniusz zaniósł się potężnym płaczem, Juliuszowego obaczywszy trupa, A pod Filippi płakał też nad ciałem Brutusa. ENOBARBUS / na stronie do Agryppy / Tego roku miał reumatyzm I, wierz mi, z bólu czynił to, co wtedy Bez konieczności, aż i jam się spłakał. CEZAR Nie, będziesz wieści mieć ode mnie, droga Oktawio; czas cię zatrzeć w mej pamięci Nie zdoła. ANTONIUSZ Pójdźmy, panie. Miłość moja Dość silna, aby z twoją pójść za bary. Tak, trzymam cię, a teraz cię wypuszczę, W opiekę dając bogom. CEZAR A więc żegnaj I bądź szczęśliwy. LEPIDUS Niech ci wszystkie gwiazdy Oświecą drogę. CEZAR / całując Oktawię / Bądź mi zdrowa! ANTONIUSZ Żegnaj. / Odgłos trąb. Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Aleksandria. W pałacu Kleopatry. / / Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras i Aleksas. / KLEOPATRA Gdzież jest ten człowiek? ALEKSAS Trochę strach mu przyjść tu. KLEOPATRA No, no. / Wchodzi posłaniec. / Pójdź bliżej, chłopcze. POSŁANIEC O królowo, Wszak Herod judzki nie śmie się pokazać Przed twym obliczem, jeśliś w złym humorze. KLEOPATRA Heroda głowę muszę mieć — lecz kto ją Przyniesie, skoro nie ma Antoniusza? — Pójdź bliżej. POSŁANIEC Najłaskawsza — KLEOPATRA Czy widziałeś Oktawię? POSŁANIEC Tak, królowo. KLEOPATRA Tak — gdzie? POSŁANIEC W Rzymie, O pani. Mogłem przyjrzeć się jej twarzy, Gdy szła pomiędzy bratem swym a Markiem Antonim. KLEOPATRA Czyli jest mojego wzrostu? POSŁANIEC Nie, pani. KLEOPATRA Czy słyszałeś głos jej? Jestli Wysoki czy też niski? POSŁANIEC O, słyszałem. Jej głos jest niski. KLEOPATRA Dobrze. On jej długo Nie będzie lubił. CHARMIAN Lubić ją? O Izis! To niemożliwe. KLEOPATRA Charmian, ja tak myślę! Z bezdźwięcznym głosem, z karłowatym wzrostem! Czyż może kroczyć z majestatem? Wspomnij, Jeżeliś kiedy patrzył na majestat. POSŁANIEC Ach, ona pełza, u niej wszystko jedno, Czy rusza się, czy nie — to tylko ciało Bez ducha, posąg, nie istota żywa. KLEOPATRA Czy pewno? POSŁANIEC Chybabym nie umiał patrzyć. CHARMIAN Nie znajdziesz trzech w Egipcie, co by trafniej Zdawali sprawę. KLEOPATRA Nie jest bity w ciemię, To widzę. Nie ma w niej nic szczególnego — Ten chłopak gust ma dobry. CHARMIAN Przewyborny. KLEOPATRA Jej wiek oznaczyć spróbuj mi. POSŁANIEC O pani, Wszak była wdową — KLEOPATRA Wdową! — Słuchaj, Charmian! POSŁANIEC Trzydziestkę musi mieć. KLEOPATRA Czy masz w pamięci Jej twarz? Podłużną ma, czy też okrągłą? POSŁANIEC Okrągłą, aż niemiło. KLEOPATRA Aha! przeważnie jest to znak głupoty. A jaki kolor włosów? POSŁANIEC Brunatny, czoło zaś nad wyraz niskie. KLEOPATRA Masz tutaj złoto. Nie bierz za złe mojej Poprzedniej złości. Znowu cię użyję; Uważam, że ci sprytu nie brak w służbie, Idź, gotuj się do drogi, nasze listy Gotowe. / Posłaniec wychodzi. / CHARMIAN Chłopak to do rzeczy. KLEOPATRA Prawda. Żałuję mocno, żem go tak dręczyła. Więc wedle niego nie ma nic takiego Na tym stworzeniu. CHARMIAN Zero! KLEOPATRA On królewskiej Godności widział trochę, zna się na tym. CHARMIAN Czy widział? Mógł nie widzieć? Broń Izydo! Gdy służy ci tak długo. KLEOPATRA Jeszcze jedno Pytanie chciałabym mu zadać, Charmian. Lecz mniejsza o to. Kiedy będę pisać, Ty mi go przyprowadzisz. Jeszcze wszystko Być może dobrze. CHARMIAN Pewna jestem, pani. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Ateny. Pokój w domu Antoniusza. / / Wchodzą Antoniusz i Oktawia. / ANTONIUSZ Nie, nie, Oktawio; nie to jedno tylko — To i tysiące rzeczy równej wagi Usprawiedliwić dałyby się — ale Pompejuszowi nową wydał wojnę, Testament zrobił i publicznie kazał Odczytać: Mnie ledwie wspomniał; gdzie już w żaden sposób Nie można było obyć się bez wzmianki Zaszczytnej o mnie, tam ją wplótł, lecz bladą I chłodną; mało miejsca mi poświęcił — Gdzie miał sposobność, tam z niej nie skorzystał, Lecz mówił jak przez zęby. OKTAWIA Nie wierz temu, Mój dobry panie, lub gdy musisz wierzyć, Do serca nie bierz. Jeśli ma nastąpić Zerwanie, nigdy jeszcze nieszczęśliwszej Kobiety nie widziano, bo stać będę Pośrodku, modląc się za obie strony. Bogowie szydzić będą z błagającej: »O, błogosławcie memu panu i mężowi!«, Gdy prośbę tę zniweczę, równie głośno Wołając: »Bratu memu błogosławcie!« Niech brat zwycięży — niechaj mąż zwycięży — Modlitwa walczy z drugą. Nie ma środka Pomiędzy tymi ostatecznościami. ANTONIUSZ Niech miłość twoja, droga ma Oktawio, Do tego zmierza, co mi ją najłatwiej Zachować może. Jeśli cześć utracę, Utracę i samego siebie. Lepiej, Byś mnie nie miała wcale, niżli miała Tak odartego z dumnych mych konarów. Lecz, jak prosiłaś, będziesz pośredniczyć Pomiędzy nami. Ja tymczasem będę Gromadził siły, które twemu bratu Bladością twarz pokryją. Spiesz, jak możesz, Jeżeli pragniesz zgody. OKTAWIA Dzięki, dzięki Mojemu panu! Niech potężny Jowisz Pozwoli mnie, tak słabej, tak bezsilnej, Przywrócić zgodę. Wojna między wami Oboma — byłoby to coś jak gdyby Świat pękł na dwoje, a zabitych ciała Wypełnić miały przepaść. ANTONIUSZ Gdy ujrzysz, gdzie jest źródło tych niesnasek, W tę stronę skieruj niezadowolenie, Bo błędy nasze nie tak równej wagi, By twej miłości równo zaciężyły. Przygotuj się do drogi, wybierz orszak I oznacz koszta, jak zapragniesz sama. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Tamże. Inny pokój w domu Antoniusza. / / Spotykają się Enobarbus i Eros. / ENOBARBUS Jakże się masz, przyjacielu Erosie? EROS Otrzymaliśmy niezwykłe wieści, panie. ENOBARBUS Cóż takiego? EROS Cezar i Lepidus napadli na Pompejusza. ENOBARBUS To stare. Jakiż wynik? EROS Skorzystawszy z jego pomocy w wojnie z Pompejuszem, Cezar teraz zaprzeczył mu równego stanowiska, nie pozwolił mu uczestniczyć w triumfie, co więcej, zarzucił mu, że dawniej pisał listy do Pompejusza, na podstawie własnego oskarżenia go uwięził — i tak biedny trzeci jest pod kluczem, dopóki go śmierć nie wyzwoli z więzienia. ENOBARBUS Więc teraz, świecie, dwie masz tylko szczęki. Wrzuć między nie swój cały zapas strawy, A jeszcze będą żuły się wzajemnie. Gdzie jest Antoniusz? EROS Chodzi po ogrodzie, O tak — kopnięciem zmiata źdźbła z swej drogi, Wykrzyka: » Głupi Lepid!«. Chce na gardle Pokarać tego ze setników swoich, Co Pompejusza zamordował. ENOBARBUS Nasza Potężna flota jest gotowa. EROS Przeciw Italii, przeciw Cezarowi. Nadto Wiedz, Domicjuszu, że cię pan mój wzywa Natychmiast — wieści mogłem był odłożyć Na później. ENOBARBUS Pewnie z tego nic nie będzie, Lecz niechby było! Prowadź mnie do niego. EROS Pójdź, panie. SCENA SZÓSTA / Rzym. Pokój w domu Cezara. / / Wchodzą Cezar, Agryppa i Mecenas. / CEZAR To wszystko zrobił, chcąc okazać wzgardę Rzymowi. Ba, co więcej, w Aleksandrii — Ot, macie opis — w rynku, na wzniesieniu Obitym srebrem, na złocistych tronach Publicznie zasiadł wespół z Kleopatrą. U nóg ich siadł Cezarion, zwany przez nich Mojego ojca synem, i nieprawe Potomstwo, urodzone z ich z rozpusty. Jej samej nadał Egipt, samowładną Królową zrobił Dolnej Syrii, Cypru I Lidii. MECENAS Wobec świadków? CEZAR Tak, w gimnazjum, Gdzie lud swe mięśnie ćwiczy. Swoich synów Ogłosił tam królami królów. Medię, Armenię, Partię dał Aleksandrowi, Ptolemejowi zaś wyznaczył Syrię, Cylicję i Fenicję. W dniu tym ona W stroju bogini Izis wystąpiła, A, jak donoszą, nieraz już w nim przedtem Dawała posłuchania. MECENAS Niech się dowie Rzym o tym wszystkim. AGRYPPA Ma on i tak dosyć Zuchwalstwa jego, straci też dlań wszelką Życzliwość. CEZAR Lud to wie, a teraz właśnie Otrzymał jego oskarżenie. AGRYPPA Kogoż Oskarża on? CEZAR Cezara. Że wydarłszy Sycylię z mocy Seksta Pompejusza, Nie daliśmy mu jego części wyspy. Ponadto mówi, że mu nie zwróciłem Okrętów pożyczonych, a na koniec Jest rozwścieczony, że Lepidus został Urzędu triumwira pozbawiony — A skoro tak się stało, że dział jego Zatrzymujemy. AGRYPPA Odpowiedzmy na to. CEZAR Już to się stało, już wyruszył goniec. Doniosłem mu, że Lepid stał się nazbyt Okrutnym, że na złe używał władzy I że zasłużył na swój los, że z moich Zdobyczy jego cząstkę mu przyznaję, Lecz w takim razie żądam też swej części Z tych królestw, które podbił, i z Armenii. MECENAS On na to nigdy nie przystanie. CEZAR Również I my żądania jego odrzucimy. / Wchodzi Oktawia z orszakiem. / OKTAWIA Cezarze, panie mój, bądź pozdrowiony! Bądź pozdrowiony, drogi mój Cezarze! CEZAR Ach, że cię muszę widzieć odepchniętą! OKTAWIA Nie miałeś nigdy i dziś nie masz przyczyn, By zwać mnie odepchniętą! CEZAR Czemuż do mnie Przybywasz jak ukradkiem, nie jak siostra Cezara. Żona Antoniusza winna Heroldem całe wojsko mieć, a rżenie Rumaków winno wieścić jej przybycie Na długo naprzód. Pod ciężarem ludzi Przydrożne drzewa winny się uginać, Oczekiwanie winno mdleć z tęsknoty, Kurz winien wzbijać się pod strop niebieski Spod stóp ludności — ale ty do Rzymu Przybywasz niby na targ wiejska dziewka, Unikasz jawnych oznak mej miłości — A brak ich nieraz świadczy i o braku Uczucia. Wszakci bylibyśmy wyszli Naprzeciw lądem czy też morzem, znacząc Pozdrowieniami coraz głośniejszymi Twe kroki. OKTAWIA Dobry panie mój, nie z musu Ja tak przybywam, ale z dobrej woli. Mój pan, Antoniusz, słysząc, że ty wojnę Gotujesz, wieścią tą i moje ucho Zasmucił. Wtedy poprosiłam, aby Pozwolił mi tu wrócić. CEZAR A on na to Skwapliwie przystał, skoro ty przeszkodą Stanęłaś między nim a jego żądzą. OKTAWIA O panie, nie mów tak! CEZAR Mam ja nań oko, Wiatr mi przynosi echo jego czynów. I gdzież on teraz jest? OKTAWIA W Atenach, panie. CEZAR Nie, pokrzywdzona ciężko moja siostro: Skinęła Kleopatra — i usłuchał. Swe państwo oddał ścierce i z nią razem Całego świata królów dziś uzbraja Do wojny. Zebrał już: Bokchusa z Libii, Archelausa, króla Kapadocji; Filadelfosa, króla Paflagonii; Trackiego Adallasa; arabskiego Malchusa; króla Pontu; żydowskiego Heroda; Mitrydata, Kommageny Monarchę; Polemona, Amyntasa, Monarchów Medii oraz Likaonii, I wiele innych głów koronowanych. OKTAWIA O biada mnie nieszczęsnej, że me serce Jest podzielone między dwóch przyjaciół, Godzących na się wzajem! CEZAR Witaj w Rzymie! Nasz wybuch listy twe powstrzymywały, Aż nam się stało jasnym, że ty krzywdę Ponosisz, dla nas zaś niedbalstwo rodzi Niebezpieczeństwa. Bądźże dobrej myśli I nie martw się, że czas pod swoje koła Twą radość strącił nieprzepartą siłą. Niech przeznaczenie spełnia swe wyroki I łez mi nad tym nie roń. Witaj w Rzymie! Nic mi droższego nad cię. Twoja krzywda Przerasta zakres myśli, i potężni Bogowie, aby tobie sprawiedliwość Wymierzyć, staną się wykonawcami Zamiarów naszych i przyjaciół twoich. Więc pociesz się i witaj! AGRYPPA Witaj, pani. MECENAS Witaj nam, droga pani. Serc wszystkich Rzymu miłość i współczucie Jest twoim działem. Tylko cudzołożny Antoniusz gardzi tobą w swej ohydzie, Swe możne berło dając nierządnicy I przeciw nam je wznosząc. OKTAWIA / do Cezara / Czy to prawda? CEZAR Niezaprzeczona. Witaj nam, o siostro, I cierpliwością kieruj się we wszystkim, Najdroższa siostro. / Wychodzą. / SCENA SIÓDMA / Obóz Antoniusza w pobliżu przylądka Akcjum. / / Wchodzą Kleopatra i Enobarbus. / KLEOPATRA Już ja ci się odpłacę, nie wątp o tym. ENOBARBUS Lecz za co, za co, za co? KLEOPATRA Tyś mi obiecał, że mnie na tę wojnę Weźmiecie, mówisz zaś, że to niedobrze. ENOBARBUS Więc dobrze, dobrze? KLEOPATRA Czemużbym nie miała Brać w niej udziału osobiście, chociaż Nie mnie wydana? ENOBARBUS / na stronie / Mógłbym odpowiedzieć: Gdy w bój wyruszą klacze i ogiery, Już po ogierach — klacze będą dźwigać Żołnierzy z ogierami. KLEOPATRA Co powiadasz? ENOBARBUS Obecność twoja miesza Antoniusza, Zabiera mu niezbędną cząstkę serca I głowy oraz czasu. Już mu czynią Lekkomyślności zarzut. Mówią w Rzymie, Że twe kobiety i rzezaniec Fotyn Rozstrzygający mają głos w tej wojnie. KLEOPATRA Niech runie Rzym, niech zgniją te języki, Co przemawiają przeciw nam. W tej wojnie Wybitny udział musim wziąć i jako Królestwa swego głowa osobiście Wystąpić. Ty zaś temu się nie przeciw — Ja nie zostanę w tyle. ENOBARBUS Już skończyłem. Ot i wódz. / Wchodzą Antoniusz i Kanidiusz. / ANTONIUSZ Czy nie dziwne, Kanidiuszu, Że on z Tarentu i Brunduzjum z taką Szybkością zdołał przebyć Jońskie Morze I wziąć Toryne? Wiesz już o tym, luba? KLEOPATRA Nikogo bardziej szybkość nie zadziwi, Niż niedbałego. ANTONIUSZ Jest to słuszny zarzut I brzmiałby dobrze w ustach najtęższego Żołnierza, gnuśność gromiącego. Będziem Na morzu walczyć, Kanidiuszu. KLEOPATRA Pewnie, Na morzu, gdzieżby indziej? KANIDIUSZ Czemu pan mój Tak postanowił? ANTONIUSZ Gdyż nas on do tego Wyzywa. ENOBARBUS Panie, wszakżeś go tak samo Na pojedynek wyzwał. KANIDIUSZ Lub do bitwy Wśród pól farsalskich, tam, gdzie Cezar walczył Z Pompejem. Ale on odrzuca wszystko, Co nie jest dlań korzystne. Ty tak samo Powinieneś postąpić. ENOBARBUS Złą załogę Twe statki mają. Twoi marynarze To są mulnicy i wieśniacy, ludzie Na gwałt zebrani, a w Cezara flocie Są tacy, którzy nieraz z Pompejuszem Staczali boje. Ich okręty zwinne, Twe ociężałe. Ujmy nie przyniesie, Że z nim nie zechcesz mierzyć się na morzu, Przygotowany do lądowej walki. ANTONIUSZ Na morzu! ENOBARBUS Tedy, mój czcigodny panie, Pozbawiasz się korzyści, jakie daje Wszechstronne twe wojskowe doświadczenie Na lądzie; dzielisz wojsko swe, złożone W przeważnej części z osiwiałej w bojach Piechoty; własnym swym umiejętnościom Wojskowym każesz zostać na uboczu; Zupełnie tedy zrzekasz się tej drogi, Po której możesz stąpać pewnym krokiem, A zdajesz się na hazard i na szczęście, Rzucając niezachwiane bezpieczeństwo. ANTONIUSZ Na morzu walczyć będę. KLEOPATRA Wszak nad moje Sześćdziesiąt żagli Cezar ni jednego Lepszego nie ma. ANTONIUSZ Spalim niepotrzebne Okręty, z resztą zaś, o pełnej liczbie Załogi, rzucim się od czoła Akcjum Na nadchodzącą flotę Cezarową. Lecz jeśli nie powiedzie się, stoczymy Lądową bitwę. / Wchodzi goniec. / Co tam? GONIEC Wieść się sprawdza. Szpiegowie nasi wiedzą już na pewno, Że Cezar wziął Toryne. ANTONIUSZ Czyż mógłby sam tam być? To niemożliwe! Nadzwyczajności musiałby dokazać. — Więc, Kanidiuszu, zdaję ci dowództwo Mych dziewiętnastu legii i dwunastu Tysięcy jazdy. My na okręt! Pójdźmy, Tetydo moja! / Wchodzi żołnierz. / Czego chcesz, mój stary? ŻOŁNIERZ Na morzu nie walcz, cny imperatorze — Zbutwiałym deskom nie wierz. Czy nie ufasz Mieczowi memu i tym moim bliznom? Niech nurka dają sobie Egipcjanie I Fenicjanie. My nawykliśmy zwyciężać Na ziemi stojąc, pierś w pierś. ANTONIUSZ No, no, chodźmy. / Wychodzą Antoniusz, Kleopatra i Enobarbus. / ŻOŁNIERZ Na Herkulesa, sądzę, że mam słuszność. KANIDIUSZ Tak jest, żołnierzu. Ale on tu działa Nie z własnej woli. Wódz ma swego wodza — Niewiasta nami rządzi. ŻOŁNIERZ Ty na lądzie Dowodzisz legionami i konnicą? KANIDIUSZ Marek Oktawiusz, Marek Justejus, Publikola i Celius są wodzami Na morzu. My zaś mamy niepodzielną Władzę na lądzie. — Ta Cezara szybkość Jest nie do wiary. ŻOŁNIERZ Jeszcze bawił w Rzymie, A wojsko jego już ruszało w drogę, Lecz tak nieznacznie, że zwiódł wszystkich szpiegów. KANIDIUSZ Kto jest na lądzie jego namiestnikiem? ŻOŁNIERZ Niejaki Taurus, mówią. KANIDIUSZ Znam go dobrze. / Wchodzi goniec. / GONIEC Wódz wzywa Kanidiusza. KANIDIUSZ Czas w połogu I każda chwila nową wieść nam rodzi. / Wychodzą. / SCENA ÓSMA / Równina w pobliżu Akcjum. / / Wchodzą Cezar, Taurus, dowódcy itd. / CEZAR Taurusie! TAURUS Panie? CEZAR Ty mi na lądzie nie uderzaj. Trzymaj Swe siły razem i nie przyjmuj bitwy, Aż my na morzu skończym. Nie przekraczaj Poleceń, które tutaj masz spisane. Rozstrzyga się nasz los. / Wychodzą. / / Wchodzą Antoniusz i Enobarbus. / ANTONIUSZ Ustawmy hufce na tym stoku wzgórza Z Cezara szykiem oko w oko. Stamtąd Możemy widzieć liczbę jego statków I wedle tego działać. / Wychodzą. / / Wchodzi Kanidiusz, maszerując ze swym lądowym wojskiem jedną stroną sceny — Taurus, namiestnik Cezara, drugą stroną. Po ich wyjściu słychać wrzawę bitwy morskiej. / / Zgiełk. Wchodzi Enobarbus. / ENOBARBUS Po wszystkim! Już po wszystkim! Nie potrafię Spoglądać dalej na to! »Antoniada«, Egipski okręt admiralski, za nią Sześćdziesiąt jej okrętów ster odwraca I pierzcha. Biada oczom mym! / Wchodzi Skarus. / SKARUS Bogowie! Boginie! Cały zborze olimpijski! ENOBARBUS Co ci się stało? SKARUS Przez głupotę tylko Stracono więcej niż połowę świata! Przecałowaliśmy królestwa, ziemie! ENOBARBUS Jak bój wygląda? SKARUS Dla nas niby dżuma W tysiącu strupów widna. Ta wszeteczna Egipska szkapa — bodaj trąd ją dotknął! — Wśród boju, kiedy szczęście stron walczących Zdawałoby się, jak bliźniaków para, Zupełnie równe, może nawet nasze I starsze nieco — ta, jak krowa w czerwcu, Gdy na niej siądzie bąk, rozwija żagle I pierzcha. ENOBARBUS Jam to widział i ten obraz Osłabił moje oczy tak, że dłużej Nie mogłem patrzyć. SKARUS Ledwie popłynęła, Antoniusz, czarnoksięstwa jej szlachetna Ofiara, morskie skrzydła swe rozwija, Uchodzi z walki w najgorętszej chwili I niby dziki kaczor, rozpalony Miłosną żądzą, jej podąża śladem. Podobnej hańby nie widziałem jeszcze I nie widziałem, żeby doświadczenie, Odwaga męska i wojenna sława Zadały sobie taki cios. ENOBARBUS O biada! / Wchodzi Kanidiusz. / KANIDIUSZ Na morzu szczęście nasze dech już traci I nędznie tonie. Gdyby wódz był został Tym, czym sam siebie z dawnych dni pamięta, To koniec byłby dobry. On sam jednak W najhaniebniejszy sposób dał nam przykład Ucieczki. ENOBARBUS Tędy droga? — to dobranoc. KANIDIUSZ W Peloponezu stronę uciekają. SKARUS Tam dotrzeć łatwo, tam też czekać będę, Co dalej przyjdzie. KANIDIUSZ Ja zaś Cezarowi Legiony moje poddam i konnicę. Już sześciu królów drogę mi wskazuje. ENOBARBUS Ja przecie jeszcze pójdę w ślad zranionej Fortuny Antoniusza, choć rozsądek Gdzie indziej woła. / Wychodzą. / SCENA DZIEWIĄTA / Aleksandria. W pałacu Kleopatry. / / Wchodzi Antoniusz z orszakiem. / ANTONIUSZ Słyszycie? Ziemia mówi mi, bym po niej Nie stąpał. Wstydzi się mnie nosić. Bracia, Przystąpcie bliżej. Taki mrok na świecie Ogarnął mnie, że drogi już nie znajdę. Mam okręt pełen złota. To rozdzielcie Pomiędzy siebie i uchodźcie, aby Pojednać się z Cezarem. WSZYSCY Co, uchodzić? Nie my! ANTONIUSZ Uciekłem ci ja sam i nauczyłem Wszelakich tchórzów, jak to się uchodzi I plecy wrogom pokazuje. Idźcie, O przyjaciele! Ja wybrałem drogę, Na której mi nie trzeba was. Odejdźcie! Mój skarb jest w porcie. Weźcie go. Och, patrzę Z rumieńcem wstydu na to, com uczynił. Me włosy nawet w wojnie są, bo siwe Strofują ciemne za gwałtowność czynu, A tamte znowu lżą je za tchórzostwo I za miłosne zaślepienie. Weźcie Ode mnie listy do przyjaciół, którzy Wam utorują drogę. Tak żałosnym Nie spoglądajcie wzrokiem, bardzo proszę, Nie wymawiajcie się. Za mej rozpaczy Wskazówką idźcie. Wasz jest skarb i okręt. Zostawcie mnie na chwilę. Teraz proszę — Nie, tak uczyńcie, jak wam powiedziałem. Nie umiem już rozkazać, a więc proszę. Będziemy jeszcze kiedyś się widzieli. / Wchodzi Kleopatra, prowadzona przez Charmian i Iras, za nimi Eros. / EROS Nie, dobra pani, zbliż się doń i pociesz. IRAS Zrób to, najdroższa ma królowo! CHARMIAN Pewnie, Masz obowiązek. KLEOPATRA Usiąść mi pozwólcie. — O Juno! ANTONIUSZ Nie, nie, nie, nie! EROS Czy ją widzisz, O panie? ANTONIUSZ Widok mnie przejmuje wstrętem. CHARMIAN O pani! IRAS Pani, dobra ma władczyni! EROS O panie, panie — ANTONIUSZ Tak to, tak. On trzymał Miecz pod Filippi jak cyrkowy skoczek, Gdym ja rozbijał w puch wychudzonego Kasjusza z czołem pomarszczonym. Ja to Zadałem ostateczną klęskę Brutusowi Obłąkańcowi. On zaś, on, jedynie On wysługiwał się namiestnikami I doświadczenia nie miał nic w wojennym Rzemiośle. Teraz jednak mniejsza o to. KLEOPATRA Ach, ach, pomóżcie! EROS Panie mój! królowa. IRAS Chciej doń się zbliżyć, pani, chciej przemówić. To wstyd w innego zmienił go człowieka. KLEOPATRA Więc mnie wesprzyjcie — och! EROS Szlachetny panie, wstań, królowa idzie. Zwiesiła głowę i jest śmierci bliska, Lecz twa pociecha może ją ocalić. ANTONIUSZ Straciłem imię — o sromotna zmiano! EROS Królowa, panie! ANTONIUSZ Gdzieżeś mnie zawiodła, O Egipcjanko! Spójrz, jak swoją hańbę Sprzed oczu twych unoszę, jak wstecz patrzę Na poczet czynów, którem pozostawił Za sobą, wniwecz obrócone hańbą. KLEOPATRA O panie, przebacz mym trwożliwym żaglom! Jam nie myślała, że podążysz za mną. ANTONIUSZ Wiedziałaś aż za dobrze, Egipcjanko, Że serce moje przytroczone było Do twego steru i że mnie za sobą Pociągnąć możesz. Swą przemożną władzę Nad duszą moją znałaś, byłaś pewna, Że twe skinienie mnie zawróci z drogi Przez bogów nakazanej. KLEOPATRA Przebaczenia! ANTONIUSZ Dziś muszę w korne wdawać się układy Z młodzikiem, kłamać, bawić się w nikczemne Wybiegi — ja, com pół ogromu świata Miał za igraszkę każdej mej zachcianki, Com uszczęśliwiał albo spychał w nicość. O, tyś wiedziała, do jakiego stopnia Podbity jestem — tajnym ci nie było, Że oręż mój, co stracił hart pod wpływem Uczucia, będzie słuchał go we wszystkim. KLEOPATRA O przebacz, przebacz! ANTONIUSZ Nie roń łez, powiadam, Bo jedna warta tyle, com ja stracił, A Cezar zyskał. Daj mi pocałunek — Już to mi jest zapłatą. — Jako posła Użyjem dzieci moich wychowawcy. Czy wrócił? — Głowa cięży mi ołowiem, O luba. — Hola! Jest tam który? Wina I coś z jedzenia! — Wiedz, fortuno harda, Że twej srogości równa nasza wzgarda. / Wychodzą. / SCENA DZIESIĄTA / Egipt. / / W obozie Cezara. / / Wchodzą: Cezar, Dolabella, Tyreusz i inni. / CEZAR Niech tutaj przyjdzie poseł Antoniusza. Czy znacie go? DOLABELLA Cezarze, to jest jego Pedagog. Dowód, że jest oskubany, Gdy już przysyła nam tak nędzne piórko Ze swoich skrzydeł — on, co samych królów Miał na posyłki aż za dużo, parę Miesięcy temu. / Wchodzi Eufroniusz. / CEZAR Zbliż się. Cóż nam powiesz? EUFRONIUSZ Od Antoniusza idę, kto bądź jestem. Niedawno jeszcze byłem ja tak małym Do jego celów, jak poranna rosa Na listku mirtu przy olbrzymim morzu. CEZAR To mniejsza. Powiedz, jakie twe poselstwo. EUFRONIUSZ Pozdrawia w tobie pana swej przyszłości I prosi, aby mieszkać mógł w Egipcie. Gdy nie zezwolisz, zmniejsza wymagania: Chce żyć w Atenach jako człek prywatny. Od niego tyle. Teraz Kleopatra Uznaje wielkość twą i w proch upada Przed twą potęgą. Prosi, by z rąk twoich Jej spadkobiercy otrzymali w darze Koronę Ptolemejów, dziś od twojej Zależną łaski. CEZAR Co do Antoniusza, Na prośby jego głuche jest me ucho; A do królowej prośby go przychylę, Jeżeli z granic swego przyjaciela, Wstrętnego wszystkim, wygna lub go zgładzi. Gdy tak postąpi, prośby jej usłucham. — Masz więc odpowiedź dla obojga. EUFRONIUSZ Niech ci Fortuna sprzyja! CEZAR Niech go przeprowadzą Przez łańcuch straży! / Wychodzi Eufroniusz. / / do Tyreusza / Otóż i czas próby Wymowy twojej. Spiesz! Od Antoniusza Odciągnij Kleopatrę. W mym imieniu Przyrzekaj wszystko, czego będzie żądać — Co więcej, własnych nie szczędź jej obietnic. Kobieta mało ma duchowej siły W największym szczęściu, ale nędza zdoła Westalkę nawet uwieść nieskalaną. Chytrości swojej użyj, Tyreuszu, Za trud swój oznacz sobie sam nagrodę, A wola twoja będzie dla mnie prawem. TYREUSZ Cezarze, idę. CEZAR Bacz, jak swój upadek Antoniusz znosi, jak ci się wydadzą Czynności jego oraz zachowanie. TYREUSZ Cezarze, będę baczył. / Wychodzą. / SCENA JEDENASTA / Aleksandria. Pałac Kleopatry. / / Wchodzą: Kleopatra, Enobarbus, Charmian i Iras. / KLEOPATRA I cóż zrobimy? ENOBARBUS Pofilozofujem I umrzem. KLEOPATRA Kto tu winien? czy Antoniusz, Czy ja? ENOBARBUS Antoniusz tylko, że swój rozum W niewolę oddał żądzy. I cóż z tego, Żeś ty uciekła przed olbrzymim wojny Obliczem, kiedy jedne jego rysy Trwożyły drugie? Czemu szedł za tobą? Świąd pożądania nie był był powinien Sparaliżować duszy wodza, kiedy Połowa świata starła się z połową, A szło o niego, jego jedynego. Nie mniejsza jest od straty jego hańba, Że ścigał twoje pierzchające flagi I flotę swą zostawił z tym widokiem. KLEOPATRA Umilknij, proszę. / Wchodzi Antoniusz z Eufroniuszem. / ANTONIUSZ To odpowiedź jego? EUFRONIUSZ Tak, panie. ANTONIUSZ A więc królowa łaskę może znaleźć, Gdy mnie mu wyda? EUFRONIUSZ Tak rzekł. ANTONIUSZ Niech się dowie. / do Kleopatry / Gołowąsowi Cezarowi poślij Tę osiwiałą głowę, a królestwy Wypełni puchar życzeń twych po brzegi. KLEOPATRA Tę głowę, panie? ANTONIUSZ Wracaj doń i powiedz, Że go młodości róża zdobi, świat zaś Spogląda na nią, wyczekując czynów Nad zwykłą miarę. Jego złoto, statki, Legiony mogą być i w ręku tchórza, A słudzy jego mogliby zwyciężać Pod wodzą dziecka tak, jak zwyciężają, Gdy Cezar nimi rządzi. Więc go wzywam, Niech zrzuci świetny czaprak swój i niechaj Bez niego ze mną zmierzy się orężnie Bez osób trzecich. Dam ci to na piśmie, Pójdź ze mną. / Wychodzą Antoniusz i Eufroniusz. / ENOBARBUS / na stronie / Pewnie! Rzecz to niewątpliwa Że Cezar triumfator się wyrzeknie Powodzeń swych i na areny piasek Pośpieszy, aby walczyć z gladiatorem! Spostrzegam dzisiaj, że rozsądek ludzi Jest częścią szczęścia i zewnętrzne zmiany Za sobą ciągną w przepaść ich wewnętrzne Przymioty. Jakże mógł zamarzyć o tym, Gdy zna stan rzeczy, żeby syty Cezar Głodowi jego zechciał odpowiedzieć! Cezarze, tyś i rozum jego podbił! / Wchodzi dworzanin. / DWORZANIN Cezara poseł. KLEOPATRA Co, bez żadnych wstępów? Niewiasty moje, spójrzcie! Ten, co klękał Przed pączkiem róży, dzisiaj nos zatyka Przed już rozkwitłą. Wpuśćcie go! / Wychodzi dworzanin. / ENOBARBUS / na stronie / Coś moja Uczciwość ze mną wadzić się zaczyna. Głupiemu wiernym być — to jest w szaleństwo Przemieniać wierność; kto potrafi jednak W złej doli trzymać się niezmiennie pana, Zwycięża tego, który go zwyciężył, I w dziejach sobie wysługuje miejsce. / Wchodzi Tyreusz. / KLEOPATRA I co rozkaże Cezar? TYREUSZ Chciej wysłuchać Bez świadków. KLEOPATRA Śmiało — sami przyjaciele. TYREUSZ Tym samym pewnie są dla Antoniusza. ENOBARBUS Przydałoby mu się ich tylu, ilu Posiada Cezar — lub i nas nie trzeba. Jeżeli Cezar zechce, pan nasz chętnie Zostanie jego przyjacielem. Wiedz zaś Co do nas, że czyj on, do tego my też Należym — zatem do Cezara. TYREUSZ Dobrze. A więc, przesławna pani, Cezar prosi, Byś zapomniała, jaki los twój wobec Wielkości jego. KLEOPATRA Mów — to po królewsku Zaiste. TYREUSZ Cezar wie, że Antoniusza Ty nie z miłości pieścisz, lecz ze strachu. KLEOPATRA O! TYREUSZ Przeto plamy na twej czci w nim budzą Współczucie, jako zmazy narzucone, Nie zasłużone. KLEOPATRA Jako bóg zna prawdę. Cześć ma zdobyta była, nie oddana. ENOBARBUS / na stronie / Zapytam dla pewności Antoniusza. Och, panie, nawa twoja ma już tyle Otworów, że cię nam opuścić trzeba Przed zatonięciem. Już cię porzucają Najdrożsi twoi. / Wychodzi. / TYREUSZ Mamli Cezarowi Powiedzieć, czego żądasz? Bo on prosi Poniekąd, aby zwracać się do jego Szczodrości. Bardzo by go to cieszyło, By szczęście jego mogło stać się laską, Na której wsparłabyś się. Leczby doznał Uciechy, gdyby z moich ust usłyszał, Żeś opuściła Antoniusza, ufna W opiekę jego, światowładcy. KLEOPATRA Jakie Jest twoje imię? TYREUSZ Imię me Tyreusz. KLEOPATRA O najłaskawszy z posłów, potężnemu Chciej donieść Cezarowi, że przez ciebie Całuję jego dłoń zwycięską. Powiedz, Że chętnie złożę mu u stóp swe berło I klęczeć będę przy nich. Powiedz wreszcie, Że ja wyroku czekam nad Egiptem Z ust jego, których słucha cała ziemia. TYREUSZ Najszlachetniejsze to, co możesz zrobić. Gdy mądrość idzie w bój ze szczęściem społem, Jeżeli tylko pierwsza się odważy Uczynić wszystko to, co jest w jej mocy, Nic im nie trwożne. Dozwól mi tej łaski, Ażebym złożył na twej dłoni dowód Oddania. KLEOPATRA Nieraz, syt zdobywczych myśli, Cezara twego rodzic to niegodne Miejsce zaszczycał swoich ust dotknięciem I gradem pocałunków. / Wracają Antoniusz i Enobarbus. / ANTONIUSZ Na Jowisza Gromowładnego, w łaskach! — Ktoś ty, człeku? TYREUSZ Ktoś taki, który wykonywa tylko Zlecenia z ludzi najdoskonalszego, Najgodniejszego, aby go słuchano. ENOBARBUS / na stronie / Dostaniesz chłostę. ANTONIUSZ Chodźcie tu! — Ty sępie! — Ha, bogi i złe duchy! Ma powaga Topnieje. Dawniej, kiedym krzyknął »hola!«, Królowie biegli jak za piłką chłopcy, Wołając: »Co rozkażesz?«. Ha, czy uszu Nie macie? Jeszcze jestem Antoniuszem. / Wchodzą dworzanie. / Wziąć tego błazna i osmagać! ENOBARBUS / na stronie / Lepiej Jest igrać z lwim szczenięciem niż z lwem starym, Co kona. ANTONIUSZ Ha, na księżyc i na gwiazdy! Osmagać! Niechbym zastał i dwudziestu Najdostojniejszych z tych, co Cezarowi Hołdują, tak zuchwałych wobec ręki Tej… jakże zwie się, odkąd Kleopatrą Już nie jest? — Chłopcy, smagać go, aż będzie Jak żaczek krzywił twarz i głośno skomlał O litość. Precz z nim! TYREUSZ Marku Antoniuszu — ANTONIUSZ Precz z nim! Po chłoście przywieść go na powrót. Swojemu panu ten Cezara błazen Zaniesie me poselstwo. / Wychodzą dworzanie z Tyreuszem. / Gdy cię poznałem, przez pół byłaś zwiędła: Ha! Po toż rzymskie łoże me rzuciłem, Prawego zrzekłem się potomstwa z niewiast Klejnotu, by mnie okrywała hańbą Istota, która patrzy na pachołków! KLEOPATRA Mój dobry panie — ANTONIUSZ Lubiłaś zawsze zmianę. Lecz gdy wzrosną Nad miarę nasze złości, mądre bóstwa, Ujrzawszy, za czym gonią nasze oczy, We własnym naszym brudzie zatapiają Naszego sądu jasność, każą własne Uwielbiać błędy, śmieją się z nas, kiedy Z własnego wstydu dumnie się puszymy. KLEOPATRA Do tegoż przyszło? ANTONIUSZ Wszakże cię znalazłem Jak zimne resztki jadła na zmarłego Cezara misie; ba, ogryzkiem byłaś Po Kneju Pompejuszu; oprócz tego Chwytałaś chciwie w swojej lubieżności Co tylko mogłaś w co gorętszych chwilach, Niezapisanych przez powszechne plotki. Boć jestem pewny: choć przeczuwasz może, Co wstrzemięźliwość, nie znasz jej zupełnie. KLEOPATRA Czyż zasłużyłam… ANTONIUSZ Ha, pozwalać ciurze, Co grosz przyjmuje i »Bóg zapłać« mówi, Na poufałość z towarzyszką moich Igraszek, twoją ręką, tą królewską Pieczęcią związku wzniosłych serc! O, wejść mi Na wzgórze Bazan i zagłuszyć rykiem Rogatą trzodę. Mam ci ja bolesną Przyczynę. Mówić o niej w gładkich słowach To byłoby tak samo, jakby szyja Wisielca grzecznie dziękowała katu Za jego zręczność. / Wracają dworzanie z Tyreuszem. / Ochłostany? PIERWSZY DWORZANIN Tęgo. ANTONIUSZ Czy płakał? Prosił się? PIERWSZY DWORZANIN O litość błagał. ANTONIUSZ Jeżeli żyje ojciec twój, to niechaj Żałuje, że nie jesteś jego córką. Krocz teraz smętnie za triumfującym Cezarem, wziąwszy baty w jego służbie, I niechaj odtąd biała dłoń niewieścia Nabawia cię gorączki. Do Cezara Powracaj, zdaj mu sprawę, jak cię tutaj Podejmowano. Powiedz mu ode mnie, Że mnie rozgniewać gotów, gdyż, jak widzę, Jest dumny i wzgardliwy, bo mi daje Do zrozumienia, czym ja dzisiaj jestem, A zapomina, czym mnie sam znał przedtem. On drażni gniew mój, a to dziś nie sztuka, Gdy dobre gwiazdy, co mnie dawniej wiodły, Pustymi zostawiły swe orbity I jasne światło swoje pogrążyły W otchłani piekieł. Jeśli mowa moja Nie w smak mu pójdzie, możesz mu powiedzieć, Że ma Hipparcha, mego wyzwoleńca. Gdy zechce, może chłostać go, powiesić Lub męczyć — wszystko, co mu się podoba — I tak mi się odwdzięczyć. Proś go o to. No, zabierz sobie swą pociętą skórę I precz! / Wychodzi Tyreusz. / KLEOPATRA Skończyłeś? ANTONIUSZ Biada mi, nasz ziemski księżyc Zaćmieniu uległ. Dość tej jednej wróżby, By Antoniusza czytać z niej upadek. KLEOPATRA Przeczekać trzeba. ANTONIUSZ Aby Cezarowi Pochlebić, wabne ślesz spojrzenia temu, Co mu sandały wiąże. KLEOPATRA Cóż, czy dalej I znać mnie nie chcesz? ANTONIUSZ Ta oziębłość dla mnie! KLEOPATRA Ach, jeśli tak, niech niebo w grad zamieni Me zimne serce i niech go zatruje U źródła, niechaj pierwsze ziarno mego Dosięgnie karku, drugie Cezariona, Aż po kolei łona mego płody I wszyscy dzielni moi Egipcjanie, Gdy już stopnieją burzy tej pociski, Niepogrzebani będą leżeć, póki Żarłoczne muchy i komary Nilu Nie sprawią im pogrzebu! ANTONIUSZ Ja pogodnie Spoglądam w przyszłość. Cezar obozuje Pod Aleksandrią, tam też jego szczęściu Stawimy czoło. Dzielnie się trzymało Lądowe nasze wojsko. Nasza flota, Wprzód podzielona, złączyć się zdołała I groźnie krąży po bałwanach morskich. Gdzieś była, serce moje? Słyszysz, pani? Gdy znów powrócę z pola, by te usta Całować, będę cały we krwi. Jeszcze Historii kartę mieczem swym zapiszę, I jeszcze w nim nadzieja. KLEOPATRA Ach, poznaję Dzielnego mego pana! ANTONIUSZ Ja mieć będę Potrójną mięśni siłę, serce, oddech. Zajadle będę walczył; bo gdy jeszcze Me dni szczęśliwe były i pogodne, Za dowcip życiem darowywał ludziom — Lecz dzisiaj zatnę zęby i każdego, Co drogę mi zastąpi, poślę w ciemność. Hej, jeszcze jedna noc wesoła! Dalej, Mych osmętniałych zwołać mi setników! Raz jeszcze niechaj perlą się puchary — Będziemy szydzić z północnego dzwonu! KLEOPATRA Dziś urodziny moje. Miałam zamiar Przepędzić je po cichu, lecz gdy pan mój Jest znów Antonim, będę Kleopatrą. ANTONIUSZ O, jeszcze wszystko będzie dobrze. KLEOPATRA Zwołać Do mego pana dzielnych jego wodzów! ANTONIUSZ Tak, przemówimy do nich, a wieczorem Postaram się, by wino z blizn im trysło. Królowo, pójdźmy! Jeszcze krew nie woda. W najbliższym boju sprawię, że się we mnie Zakocha sama śmierć, bo będę walczył I z jej zatrutą kosą. / Wychodzą wszyscy prócz Enobarba. / ENOBARBUS On dziś pokona wzrokiem błyskawicę. Być wściekłym — jest to zostać wystraszonym Z samego strachu. W tym usposobieniu Jastrzębia zdolna dzióbać gołębica. Prócz tego widzę, że ubytek w mózgu Dodaje serca imperatorowi. Odwaga, która rzuca się na rozum, Pożera własny miecz. Poszukam środków, By go opuścić. / Wychodzi. / AKT IV SCENA PIERWSZA / Pod Aleksandrią. Obóz Cezara. / / Wchodzi Cezar, czytając list; Agryppa, Mecenas i inni. / CEZAR Chłopięciem mieni mnie i tak urąga, Jak gdyby moc miał wyprzeć mnie z Egiptu. Wysłańca mego ociąć dał rózgami. Na pojedynek mnie wyzywa: — Cezar Po jednej stronie, z drugiej zaś Antoniusz! Niechże się dowie stary zawadiaka, Że dość sposobów innych mam, by umrzeć. Tymczasem śmiejmy się z wyzwania. MECENAS Cezar Powinien by to wiedzieć, że gdy człowiek Tej miary wpadnie w szał, jest utrudzony Obławą na się tak, iż już upada. Odetchnąć mu nie pozwól i wyzyskaj Tę nieprzytomność. Nigdy dostatecznie O bezpieczeństwie własnym gniew nie myślał. CEZAR Donieście naszym co przedniejszym wodzom, Że z mnogich bitw ostatnią chcę zwieść jutro. W szeregach naszych dość jest samych ludzi, Co byli w służbie Marka Antoniusza Niedawno jeszcze, by go dostać w ręce, Dojrzyjcie tego i wydajcie ucztę Dla wojska. Mamy na to w bród zapasów, A ludzie sobie zasłużyli. Biedny Antoniusz! / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Aleksandria. W pałacu Kleopatry. / / Wchodzą: Antoniusz, Kleopatra, Enobarbus, Charmian, Iras, Aleksas i inni. / ANTONIUSZ On ze mną nie chce walczyć, Domicjuszu. ENOBARBUS Nie. ANTONIUSZ A dlaczego? ENOBARBUS Widoki jego powodzenia większe Dwudziestokrotnie, tedy ma się przeciw Jednemu za dwudziestu. ANTONIUSZ Mój żołnierzu, Na morzu i na lądzie walczę jutro I będę żył lub moją cześć ginącą Utopię w takiej masie krwi, że nigdy Nie umrze. Będziesz dzielnie walczył? ENOBARBUS Będę Zadawał ciosy, krzycząc: »Bierzcie wszystko!« ANTONIUSZ To mądre słowa. Pójdź. Zwołajcie moją Domową służbę. Dzisiaj przy wieczerzy Nie będziem sobie skąpić. / Wchodzą trzej lub czterej słudzy. / Daj mi rękę — Uczciwy byłeś — i ty — i ty także — I ty też. Dobrze wyście mi służyli, A króle byli wam towarzyszami. KLEOPATRA / na stronie do Enobarba / Cóż to ma znaczyć? ENOBARBUS / na stronie do Kleopatry / Jeden to ze starych Kaprysów, w które smutek zwykł wystrzelać. ANTONIUSZ I tyś uczciwy. Chciałbym się zamienić Na tylu ludzi, ilu was jest wszystkich, A was połączyć w jednym Antoniuszu, Ażebym mógł wam służyć równie dobrze, Jak wy mnie. SłUDZY Niechże uchowają bogi! ANTONIUSZ No, no, dziś wieczór mi usłużcie, chłopcy, Nie szczędźcie mi pucharów i tak jeszcze Szanujcie, jakby władza ma i dzisiaj Wraz z wami mi służyła tak, jak dawniej, I ulegała woli mojej. KLEOPATRA / na stronie do Enobarba / Czego On chce? ENOBARBUS / na stronie do Kleopatry / Wycisnąć łzy chce swoim sługom. ANTONIUSZ Dziś wieczór dbajcie o mnie. Kto wie, może To powinności waszych kres. Możliwe, Że już mnie nie ujrzycie lub ujrzycie Jedynie marny cień. A może jutro Innemu panu już będziecie służyć. Spoglądam na was jak ten, co się żegna. Ja nie oddalam was — nie, przyjaciele. Jak gdyby łączył was małżeński związek Ze służbą moją, aż do śmierci pana Zostańcie. Dbajcie o mnie dwie godziny Dziś wieczór. Więcej nie wymagam. Niechaj Bogowie za to wam zapłacą. ENOBARBUS Panie, I po cóż ich tak martwisz? Patrz, szlochają. I ja też, osioł, czuję coś jak gdyby Cebulę w oczach. Wstydź się, nie rób nas babami! ANTONIUSZ Ho, ho! Jeżeli tak to rozumiałem, Niech mnie grom spali! Drodzy przyjaciele, Po takim deszczu grzybów nam nie braknie. Zbyt mi bolesne podsuwacie myśli. Ja chciałem was pocieszyć, plotłem brednie. O jutrze tuszę jak najlepiej. Znajdziem Tam, gdzie was poprowadzę, raczej życie I laur zwycięstwa niżli śmierć i chwałę. Czas na wieczerzę, chodźcie! Czarne myśli Utopim w winie. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Tamże. Przed pałacem. / / Wchodzą dwaj żołnierze i zajmują posterunki. / PIERWSZY ŻOŁNIERZ Jak się masz bracie? Jutro dzień wyroczny. DRUGI ŻOŁNIERZ Ha, koniec będzie — taki albo taki. Bądź zdrów. O niczym nie słyszałeś w mieście Niezwykłym? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Nie, o niczym. Cóż nowego? DRUGI ŻOŁNIERZ Możliwe, że to plotka. Dobrej nocy! PIERWSZY ŻOŁNIERZ No, no, dobranoc! / Wchodzą dwaj inni żołnierze. / DRUGI ŻOŁNIERZ Bacznie czuwać, chłopcy! TRZECI ŻOŁNIERZ I wy. — Dobranoc. / Pierwsi dwaj stają na swoich posterunkach. / CZWARTY ŻOŁNIERZ My tu. / zajmują swoje stanowiska / Co do jutra, To byle flocie naszej się powiodło, Ja mam nadzieję, że lądowe siły Nie pokpią sprawy. TRZECI ŻOŁNIERZ Jest to dzielne wojsko I obiecuje dużo. / Muzyka obojów za sceną. / CZWARTY ŻOŁNIERZ Cicho, cicho! Co to za odgłos? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Słuchaj! DRUGI ŻOŁNIERZ Sza! PIERWSZY ŻOŁNIERZ Muzyka W powietrzu. TRZECI ŻOŁNIERZ Gdzieś pod ziemią. CZWARTY ŻOŁNIERZ Dobry znak, Co? TRZECI ŻOŁNIERZ Nie. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Powiadam, cicho! Co to wróży? DRUGI ŻOŁNIERZ To ukochane bóstwo Antoniusza, Herkules go opuszcza. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Chodźcie. Musim Zobaczyć, czyli reszta wart słyszała To samo. / Posuwają się aż do drugiego posterunku. / DRUGI ŻOŁNIERZ Cóż tam, chłopcy? WSZYSCY / razem / Co to? Co to? Słyszycie? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Pewnie. Czyż to nie jest dziwne? TRZECI ŻOŁNIERZ Słyszycie, dzieci? Czy słyszycie? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Idźmy Za głosem tak daleko, jak nasz okręg. Zobaczym, gdzie ustanie. WSZYSCY Dobrze. — Dziwne! / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Tamże. Pokój w pałacu. / / Wchodzą Antoniusz i Kleopatra. Charmian i inni za nimi. / ANTONIUSZ Hej! Eros, zbroję! KLEOPATRA Prześpijże się trochę. ANTONIUSZ Nie, nie; kochanie. — Eros, chodźże! Zbroję! / Wchodzi Eros ze zbroją. / Pójdź, pójdź, mój chłopcze, okryj mnie żelazem, Jeżeli dzisiaj skrewi nam Fortuna, To tylko przez to, że ją wyzywamy. Chodź! KLEOPATRA Nie, ja także będę pomagała. Do czego to jest? ANTONIUSZ Zostawże to, zostaw! Tyś mi płatnerzem serca. Nie tak! Nie tak! — To, to! KLEOPATRA Tak, ja pomogę. To tak pewnie. ANTONIUSZ Tak, dobrze — teraz spróbujemy szczęścia. Tak, widzisz, bracie. Idź się sam uzbroić. EROS W tej chwili. KLEOPATRA Czy to nie jest źle zapięte? ANTONIUSZ Wybornie, świetnie! Kto by zechciał odpiąć, Nim, aby spocząć, sami zdjąć zechcemy, Rozpęta orkan nad swą głową. Eros, Tyś już się spocił, a królowa moja Zręczniejszym giermkiem jest niż ty. No, kończcie! — O ukochana, gdybyś mnie dziś mogła Oglądać w boju, gdyby to królewskie Rzemiosło obcym ci nie było, tobyś Ujrzała pracownika! / Wchodzi żołnierz uzbrojony. / Witaj, chłopcze! Dzień dobry! Wygląd masz człowieka, który Wie to i owo o rycerskich dziełach. Do ulubionych zajęć wstajem wcześnie I idziem jakby w pląs. ŻOŁNIERZ Już tysiąc ludzi Zakutych w zbroje, choć godzina wczesna, Na ciebie czeka w porcie. / Okrzyki za sceną. Odgłos trąb. / / Wchodzą setnicy i żołnierze. / SETNIK Jak piękny ranek dziś. Dzień dobry, wodzu! WSZYSCY Dzień dobry, wodzu! ANTONIUSZ To mi dźwięk przyjemny! Ten ranek, niby duch młodzieńca, który Ma świetną przyszłość, wcześnie rozpoczyna. / do Kleopatry / Tak, to mi podaj! — tutaj — tak, wybornie! Cokolwiek ze mną stanie się, żyj w szczęściu. / całując ją / Masz tu żołnierski pocałunek. Zgoła Nagannym, zgubnym byłoby, haniebnym, Jak mieszczuch dalej żegnać się bez końca. Jak mąż ze stali z tobą się rozstaję. Wy, którzy walki pożądacie, za mną! Ja was powiodę. — Żegnaj! / Wychodzą Antoniusz, Eros, setnicy i żołnierze. / CHARMIAN Idź do swojej Komnaty, pani. KLEOPATRA Prowadź! — Jak on dzielnie Do walki idzie! Gdybyż on i Cezar Rozstrzygnąć wojnę mieli pojedynkiem! Wtedy Antoniusz… ale tak… No, chodźmy! / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Aleksandria. Obóz Antoniusza. / / Odgłos trąb. Wchodzą Antoniusz i Eros. Spotyka ich żołnierz. / ŻOŁNIERZ Niech bogi szczęszczą dziś Antoniuszowi! ANTONIUSZ O, czemuś ty mnie i twe blizny niegdyś Nie nakłoniły do lądowej walki! ŻOŁNIERZ Jeżelibyś był tak postąpił, dzisiaj Królowie zbuntowani i ten żołnierz, Co dzisiaj rano cię porzucił, szliby Jak wierne psy za tobą. ANTONIUSZ Któż to taki Dziś rano odszedł? ŻOŁNIERZ Kto? Ktoś zawsze bliski. Zawołaj Enobarba. — Nie usłyszy Lub z Cezarowych szańców ci odpowie: »Już ja nie twój«. ANTONIUSZ Co mówisz? ŻOŁNIERZ Już on, panie, Jest u Cezara. ANTONIUSZ Odszedł? ŻOŁNIERZ Bez wątpienia. ANTONIUSZ Erosie, poślij za nim jego skarby. Idź — zrób to — każę — nie zatrzymaj szczypty! Napiszesz doń — podpiszę — list życzliwych Pożegnań pełny i pozdrowień. Powiedz, Że życzę mu, by nie miał już przyczyny Do zmiany pana. — Och, mój los znieprawił Uczciwych ludzi! Spiesz się!… Enobarbus! / Wychodzą. / SCENA SZÓSTA / Aleksandria. Obóz Cezara. / / Tusz. Wchodzą Cezar z Agryppą, Enobarbem i innymi. / CEZAR Ty idź, Agryppo, naprzód. Zacznij walkę. Jest moją wolą, żeby Antoniusza Pojmano żywcem. Ogłoś to. AGRYPPA Ogłoszę, Cezarze. / Wychodzi. / CEZAR Już czas pokoju powszechnego bliski. Jeżeli dzisiaj się poszczęści, wszystkie Trzy części świata mogą się ustroić W oliwny wieniec. / Wchodzi goniec. / GONIEC Już Antoniusz w polu. CEZAR Powiedzcie tam Agryppie, by postawił Tych, co zdradzili Antoniusza, w pierwszych Szeregach. Niechaj wywrze swoją wściekłość Na sobie samym. / Wychodzą wszyscy prócz Enobarba. / ENOBARBUS Zbuntował się Aleksas i, wysłany Do judzkiej ziemi w sprawach Antoniusza, Namową swoją skłonił tam możnego Heroda, by przechodząc do Cezara, Opuścił jego pana, Antoniusza. W nagrodę Cezar kazał go powiesić. Kanidiusz służy mu wraz z resztą zbiegów, Lecz im nie ufa jak uczciwym ludziom. — Ja uczyniłem źle — i tak to sobie Wyrzucam, że nie znajdę już pociechy. / Wchodzi żołnierz Cezara. / ŻOŁNIERZ Antoniusz przysłał całe twe bogactwa Za tobą, Enobarbie, pomnożone Hojnością swoją. Pod mą strażą przybył Posłaniec, teraz zaś przed twym namiotem Zdejmuje juki z mułów. ENOBARBUS Weź je sobie. ŻOŁNIERZ Nie żartuj, Enobarbie. Ja mówię prawdę, i najlepiej zrobisz, Jeżeli człeka tego wyprowadzisz Bezpiecznie poza obóz. Ja mam swoje Zajęcia, bobym sam to mógł uczynić. Twój imperator dalej jest jak Jowisz. / Wychodzi. / ENOBARBUS A jam największy nędznik na tej ziemi. Ty szczodry panie, jakżebyś opłacił Mą wierną służbę, gdy tak wieńczysz złotem Nikczemność moją! Czyn ten moje serce Rozsadza. Jeśli pod naciskiem myśli Nie pęknie, szybszy środek myśl uprzedzi; Lecz myśl dokona sama tego dzieła — Tak czuję. Walczyć z tobą! Nie! Poszukam Jakiego rowu, by w nim oddać ducha. Najohydniejsze miejsce jak najlepiej Ostatnim chwilom moim odpowiada. / Wychodzi. / SCENA SIÓDMA / Pole walki pomiędzy obozami. / / Zgiełk. Bębny i trąby. Wchodzi Agryppa z innymi. / AGRYPPA Cofnijcie się! Zanadtośmy się naprzód Wysforowali. Cezar sam się trudzi. Ten nacisk, który wywierają na nas, Oczekiwania przeszedł. / Wychodzą. / / Zgiełk. Wchodzą Antoniusz i Skarus ranny. / SKARUS Mój dzielny wodzu, to mi bój zaiste! Tak od początku trzeba było walczyć, A byliby przed nami do dom pierzchli Z obwiązanymi łbami. ANTONIUSZ Krew ci płynie. SKARUS Tu była rana niby T, lecz teraz Jak H wygląda. ANTONIUSZ Ustępują. SKARUS Wpędzim Razami w mysie dziury. Mam ja jeszcze Na sześć zadrapań miejsca dość. / Wchodzi Eros. / EROS Pobici. To, cośmy uzyskali, jest niemałym Zwycięstwem. SKARUS Dalej! Sieczmy ich po grzbietach I łówmy z tyłu jak zające. Piękna Rozrywka rąbać tego, co umyka. ANTONIUSZ Raz cię nagrodzę za krzepiące słowa, Dziesięciokrotnie za twe męstwo. — Naprzód! SKARUS Ja tam za wami także posztykutam. / Wychodzą. / SCENA ÓSMA / Pod murami Aleksandrii. / / Wrzawa. Wchodzą Antoniusz, Skarus i wojsko w marszu. / ANTONIUSZ Wrzuciliśmy ich do obozu. Niechaj Pobiegnie naprzód ktoś i niech królowej Oznajmi nasze czyny. Jutro, zanim Popatrzy na nas słońce, wytoczymy Krew, co nas dzisiaj ominęła. — Wszystkim Dziękuję, bo żylaste macie dłonie, A potykaliście się nie jak słudzy Mej sprawy, ale jakby każdy taką, Jak ja, miał sprawę. Każdy był Hektorem. Do miasta idźcie, uściskajcie żony, Kochanki, czyny swe opowiadajcie, A one niechaj radosnymi łzami Zmywają skrzepłą krew i pocałunkiem Goją zaszczytne rany. / do Skarusa / Daj mi rękę. / Wchodzi Kleopatra z orszakiem. / Polecam czyny twe tej czarodziejce Potężnej. Szczęście czerp z jej dziękczynienia. / do Kleopatry / O ty, światłości ziemi! Ramionami Zakutą w stal mi spętaj szyję! Cała, Jak jesteś, w serca mego zstąp głębinę Przez ten hartowny pancerz i niech ono, Rozkołysane triumfalnym tętnem, Rydwanem twoim stanie się! KLEOPATRA O panie Nad pany! Tyż to, ty, wcielenie męstwa, Powracasz cały, z uśmiechniętą twarzą Z obieży świata? ANTONIUSZ O ty mój słowiku! — Do leż swych uszli przed naszymi ciosy. Cóż myślisz, mała? Choć się zaplątało Siwizny nieco w młodszych naszych włosów Kasztanowatą barwę, mamy jeszcze Krzepiący mięśnie mózg — i potrafimy Prześcignąć młodych. Spójrz na tego człeka, Łaskawej dłoni nie broń jego ustom — Ucałuj ją, mój woju — on dziś walczył, Jak gdyby bóg, co znienawidził ludzkość, Zniszczenie przyszedł szerzyć w tej postaci. KLEOPATRA Z litego złota, bracie, dam ci zbroję — Do króla należała. ANTONIUSZ Choćby miała Diamentów tyle, co Febowy rydwan — Zasłużył na nią. Daj mi rękę! W marszu Radosnym przejdziem całą Aleksandrię. Piastujmy nasze posiekane tarcze, Jak ludzie, którzy są ich warci. Gdyby Nasz wielki pałac dosyć miał przestrzeni, By hufce te pomieścić, wszyscy razem Dziś wieczerzalibyśmy i spełniali Rozgłośne zdrowia na cześć jutra, które Królewskie wróży nam niebezpieczeństwa. Trębacze, bijcie w ucho grodu brązu Rozgłośną wrzawą, niechaj ją przeplata Dudnienie bębnów, niech wraz z ziemią niebo Tej wrzawie wtórzy, klaszcząc nam w pochodzie. / Wychodzą. / SCENA DZIEWIĄTA / Obóz Cezara. / / Placówki na stanowiskach. / PIERWSZY ŻOŁNIERZ Jeżeli nie zluzują nas natychmiast, Wrócimy do wartowni. Noc jest jasna, A powiadają, że o drugiej mamy Szykować się do boju. DRUGI ŻOŁNIERZ Dzień dzisiejszy Był dla nas ciężki. / Wchodzi Enobarbus. / ENOBARBUS Bądź mi świadkiem, nocy — TRZECI ŻOŁNIERZ Cóż to za człowiek? DRUGI ŻOŁNIERZ Blisko stać i słuchać! ENOBARBUS O ty, księżycu święty, bądź mi świadkiem, Gdy świat wspominać będzie z nienawiścią Odstępców, że się biedny Enobarbus Przed twym obliczem kajał. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Enobarbus! TRZECI ŻOŁNIERZ Spokojnie! Słuchać dalej! ENOBARBUS O ty prawdziwy melancholii władco, Trujące nocy na mnie zlej wyziewy, By uszło życie, co podnosi rokosz Przeciwko woli mojej! Rzuć me serce O twardy głaz występku mego, niechaj W proch się rozsypie, wysuszone smutkiem, Niech z nim skonają myśli me, gadziny! O Antoniuszu, wyższy szlachetnością Niż ja ohydą zdrady, ty mi przebacz, Ty jeden, ludzkość zaś niech mnie zapisze W szeregu podłych zdrajców i odstępców! O Antoniuszu, Antoniuszu! / Umiera. / DRUGI ŻOŁNIERZ Trzeba Pomówić z nim. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Słuchajmy jego mowy, Bo Cezar może na nią być ciekawy. TRZECI ŻOŁNIERZ Tak, lecz on śpi. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Nie, zemdlał. Tak okropną Modlitwą jeszcze nikt snu nie przywołał. DRUGI ŻOŁNIERZ Przystąpmy doń. TRZECI ŻOŁNIERZ Hej, panie, zbudź się, przemów! DRUGI ŻOŁNIERZ Czy słyszysz, panie? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Śmierci dłoń go tknęła. / Bębny w oddali. / Słyszycie? Bębny wcześnie budzą śpiących. My do wartowni go zanieśmy. Jest to Mąż znamienity. — Nasza straż skończona. TRZECI ŻOŁNIERZ Więc chodźcie. Może go ocucim jeszcze, / Wychodzą. / SCENA DZIESIĄTA / Pomiędzy oboma obozami. / / Wchodzą Antoniusz i Skarus z wojskiem w pochodzie. / ANTONIUSZ Do morskiej bitwy dzisiaj są gotowi. Nie mamy łaski w oczach ich na lądzie. SKARUS Chcą walczyć tu i tam. ANTONIUSZ Niech sobie walczą W powietrzu, w ogniu — dotrzymamy kroku. Lecz tak zrobimy: Na pagórkach bliskich Grodowi ze mną będzie stać piechota, A flota odebrała już rozkazy. Już wypłynęła z portu; a więc naprzód, Zajmijmy miejsce, skąd najlepiej można Ich siły zbadać i ich plany przejrzeć. / Wychodzą. / SCENA JEDENASTA / Inna część pola. / / Wchodzi Cezar ze swym wojskiem w marszu. / CEZAR Lecz zaczepieni, brońmy się jedynie Na lądzie. Sądzę, że to nam się uda, Najlepsze bowiem siły swe uczynił Załogą galer. Dalej! na równinę, I wyzyskajmy swą przewagę. / Wychodzą. / SCENA DWUNASTA / Wzgórza pod Aleksandrią. / / Wchodzą Antoniusz i Skarus. / ANTONIUSZ A jednak jeszcze się nie starli. Wszystko Zobaczyć można stamtąd, gdzie ta sosna. Przyniosę ci wiadomość, jaki obrót Przybierze walka. / Wychodzi. / SKARUS Na królowej żaglach Jaskółki sobie zbudowały gniazda. Augurzy mówią, że nie wiedzą, co to Oznacza, nie chcą odpowiadać; mają Ponure twarze. Mężny jest Antoniusz, Lecz przygnębiony. Jego zmienne szczęście Napawa go nadzieją, to znów trwogą O rzeczy, które ma lub których nie ma. / Zgiełk w oddali, jak gdyby wskutek bitwy morskiej. / / Wraca Antoniusz. / ANTONIUSZ Stracone wszystko! Podła Egipcjanka Zdradziła. Moja flota się poddała. Rzucają w górę czapki i radosne Okrzyki wznoszą, niby przyjaciele Po długim niewidzeniu. Ha, po trzykroć Niewierna ścierko, tyś to mnie sprzedała Chłystkowi temu, przeciw tobie tylko Wrze żądzą wojny serce me. — Idź, rozkaż, By uciekali wszyscy, bo gdy wywrę zemstę Na czarownicy tej — mój dzień skończony. Niech uciekają wszyscy. Idź natychmiast. / Wychodzi Skarus. / Już twego wschodu nie zobaczę, słońce! Tu drogi Antoniusza i Fortuny Rozchodzą się, tu uścisk zamieniamy Przy pożegnaniu. To więc kres wszystkiego? Te serca, które za mną szły jak pieski, Stajały dziś i słodycz swą chowają Dla okrytego świeżym kwieciem wiosny Cezara. Sosna, która nad nich wszystkich Wyrosła była, dziś odarta z kory. Zdradzony jestem! Och, och, ta szalbierka Egipska, której czary zabijają! Jej wzrok na wojnę słał mnie i przyzywał Z powrotem do dom. Łono jej mi było Koroną, moim ostatecznym celem. Wycyganiła mi ostatni szeląg Cyganka swoją oszukańczą sztuką. Hej, Eros, Eros! Hej! / Wchodzi Kleopatra. / A kysz, ty wiedźmo! KLEOPATRA Dlaczego pan mój taki rozgniewany Na swą kochankę? ANTONIUSZ Zgiń, przepadnij! — albo Popsuję triumf Cezarowi. Niech cię Pojmaną wzniesie w górę i pokaże Ryczącym plebejuszom! Krocz za jego Rydwanem jako swojej płci zakała! Za grosz, za fraszkę niech cię pokazują Jak dziwo! Niechaj lica twe cierpliwa Oktawia zorze swymi paznokciami — Już je gotuje. / Wychodzi Kleopatra. / Dobrze, żeś odeszła, Jeżeli dobrze żyć — lecz lepiej może, Byś padła była pastwą mej wściekłości, Bo jedna śmierć ocala przed wieloma. Hej, Eros! Hej! Nessusa mam koszulę Na sobie. Naucz mnie, o Herkulesie, Mój przodku, swego szału! Niech wyrzucę Lichasa w górę na księżyca rogi, Niech tymi dłońmi, co obejmowały Najcięższej trzon maczugi, dziś obalę Istotę tego najgodniejszą — siebie Samego. Śmiercią umrze czarownica: Sprzedała mnie rzymskiemu młodzikowi I ginę przez jej zdradę. Za to umrze. Hej, Eros! / Wychodzi. / SCENA TRZYNASTA / Aleksandria. Pokój w pałacu Kleopatry. / / Wchodzą: Kleopatra, Charmian, Iras i Mardian. / KLEOPATRA Na pomoc, dziewki me! On w gorszym szale Niż Ajaks o swą tarczę. I tesalski Odyniec tak nie szalał. CHARMIAN Do grobowca! Tam zamknij się i poślij mu wiadomość O swojej śmierci. Mniej okropne z ciałem Odlatującej duszy szamotanie, Niż kres wielkości. KLEOPATRA Do grobowca! Mardian, Idź mu powiedzieć, że ja się zabiłam, A mym ostatnim słowem był »Antoniusz«. We wzruszający sposób to opowiedz. Idź, Mardian. Wróć mi donieść, jak on przyjmie Wiadomość o mej śmierci. Do grobowca! / Wychodzą. / SCENA CZTERNASTA / Tamże. Inny pokój w pałacu. / / Wchodzą Antoniusz i Eros. / ANTONIUSZ Erosie, czy mnie widzisz? EROS Widzę, panie. ANTONIUSZ Widzimy czasem obłok w kształcie smoka Lub tuman, co ma postać lwa, niedźwiedzia, Miejskiego zamku, poszarpanej skały, We dwa wierzchołki rozwidlonej góry, Błękitnawego wirchu, porosłego Drzewami, które pochylają czoła I zwodzą oczy, chociaż są — powietrzem. Widziałeś te zjawiska. To są zmroku Maszkary. EROS Znam je, panie. ANTONIUSZ Co jest koniem W tej chwili, szybciej, niż pomyśleć zdołasz, Rozpływa się w tumanie mgły i znika, Jak woda pośród wody. EROS Tak jest, panie. ANTONIUSZ Mój dobry giermku, wódz twój jest w tej chwili Podobnym tworem. Wszakci jam Antoniusz — Lecz tej postaci nie utrzymam dłużej, Mój chłopcze. Wszcząłem wojnę tę dla pani Egiptu, a królowa — której serce Mym było, jak sądziłem, moje bowiem W jej było mocy, z nim zaś, póki swoim Je mogłem nazwać, milion innych, dzisiaj Straconych — ona, niby szuler, karty Układa dla Cezara i mej sławie Wygraną grę wydziera oszukaństwem Na triumf wroga! Nie, nie płacz, mój Erosie. W naszej mocy Zakończyć własne dni. / Wchodzi Mardian. / O, twoja pani Nikczemna! Ona oręż mi wykradła! MARDIAN Nie, Antoniuszu, ona cię kochała, A los jej z twoim ściśle był związany. ANTONIUSZ Precz stąd, rzezańcze wstrętny! Milcz! Zdradziła I śmiercią umrze. MARDIAN Człowiek raz jedynie Dług może śmierci spłacić — ten już ona Spłaciła. Stało się, coś chciał uczynić, Bez twojej ręki. Jej ostatnie słowo Było: »Antoniusz, o najszlachetniejszy Antoniusz!«. Po czym imię Antoniusza Zamarło pośród straszliwego jęku. Na ustach miała je i w głębi serca — Oddała ducha, grzebiąc je w swym łonie. ANTONIUSZ Nie żyje? MARDIAN Zmarła. ANTONIUSZ Rozbrój mnie, Erosie. Skończona dzienna praca, sen nadchodzi. / do Mardiana / Że cało stąd odchodzisz, dostateczną Zapłatą jest za trud twój. / Wychodzi Mardian. / Rwij, rwij węzły! Ajasa tarcza siedmioskórna serca Mojego przed tym ciosem nie osłoni. O, pęknij, łono! Bądź od swej pokrywy Choć raz silniejszym, serce, i roztrzaskaj Swą wątłą klatkę! — Spiesz się, śpiesz się, Eros! — Jam już nie żołnierz! — Precz, zniszczone strzępy, Jam był was godzien. — Opuść mnie na chwilę. / Wychodzi Eros. / Dopędzę ciebie, Kleopatro, będę O przebaczenie błagał cię ze łzami. Tak musi być, bo każda zwłoka — męką. Pochodnia zgasła, legniem więc na ziemi, I dość błądzenia. Dziś wysiłek każdy Obraca wniwecz, co osiągnie. Pora Przyłożyć pieczęć — ot, i będzie koniec. Hej, Eros! — Idę już, królowo moja. — Hej, Eros! Czekaj mnie. Gdzie dusze ludzkie Na kwietnym łożu spoczywają, staniem Ze splecionymi dłońmi i będziemy Ściągali na się cieniów wzrok pogodnym Obliczem. Stracą tłumy towarzyszy Eneasz i Dydona, a za nami Podąży ciżba. — Pójdźże, pójdź, Erosie! / Wraca Eros. / EROS Co pan mój każe? ANTONIUSZ Odkąd Kleopatra Umarła, żyłem w takim upodleniu, Że bóstwa gardzą mą ohydą. Oto Ja, którym świat ćwiartował mym orężem I na zielonym grzbiecie Neptunowym Z okrętów stawił miasta, sam na siebie Wydaję wyrok, że mi zbrakło męstwa Niewiasty, że mam umysł mniej szlachetny Niż ona, która mówi Cezarowi Swą śmiercią: »Sama siebie pokonałam«. Przysiągłeś mi, Erosie, że gdy przyjdzie Potrzeba — oto zaś zaprawdę przyszła — Że gdy za sobą będę słyszał pościg Okropnej doli i sromoty, wtedy, Jeżeli każę, życie mi odbierzesz. Czas przyszedł, spełnij to. Nie mnie dosięgniesz, Lecz Cezarowi zadasz cios. Nie blednij! EROS Niechże bogowie bronią! Mam wykonać Rzecz, której rój partyjskich strzał, choć wrogą Miotany dłonią, nie osiągnął? ANTONIUSZ Chciałbyś, Erosie, w Rzymie siedzieć gdzie przy oknie I widzieć pana swego z ramionami Tak złożonymi, jego kark ugięty Z pokorą, lica kąsającej hańbie Na żer wydane, rydwan szczęśliwego Cezara, za nim zaś postępujące Napiętnowane upodlenie? EROS Niechaj Nie ujrzę nigdy! ANTONIUSZ Pójdź więc, bo mnie rana Wyleczyć musi. Dobądź uczciwego Brzeszczotu swego, któryś dla ojczyzny Tak dzielnie nosił! EROS Daruj mi, o panie! ANTONIUSZ Czyś mi nie przysiągł zrobić to, jeżeli Rozkażę, kiedym darzył cię wolnością? Więc zrób natychmiast — lub dotychczasowe Usługi twoje były mimowolnym Przypadku dziełem. No, za miecz, do czynu! EROS Więc odwróć, panie, to oblicze wzniosłe, Przez cały świat wielbione. ANTONIUSZ Już, odwracam. EROS Mój miecz dobyty. ANTONIUSZ Niech więc prędko spełni Czyn, który skłonił cię, byś go wydobył. EROS Mój drogi panie, mój imperatorze, Niech cię pożegnam, nim cios zadam krwawy. ANTONIUSZ Już pożegnałeś i ja cię też żegnam. EROS O wielki wodzu, żegnaj! Mam uderzyć teraz? ANTONIUSZ Tak jest, Erosie. EROS Dobrze więc! / pada na miecz / W ten sposób Oszczędzam sobie łez po Antoniuszu. / Umiera. / ANTONIUSZ O ty, ode mnie trzykroć szlachetniejszy! Mężny Erosie, dajesz mi naukę, Com ja był winien zrobić, a tyś nie mógł. On i królowa ma w pamięci ludzi Zdobyli sobie szlachetniejsze miejsce, Niż ja. Lecz będę oblubieńcem śmierci I w jej objęcia rzucę się jak w łoże Kochanki. Dalej, dalej więc!! Erosie, Twój pan umiera uczniem twym. To twoja Nauka. / pada na miecz / Jak to, żyw? Hej, straży, straży! Dobijcie! / Wchodzi Dercetas ze strażą. / PIERWSZY ŻOŁNIERZ Skąd ten hałas? ANTONIUSZ Przyjaciele, Źlem rzecz swą spełnił. Skończcie, co zacząłem. DRUGI ŻOŁNIERZ Już spadła gwiazda. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Czasy się spełniły. WSZYSCY O, biada, biada! ANTONIUSZ Niech cios śmiertelny zada, kto mnie kocha! PIERWSZY ŻOŁNIERZ Ja nie. DRUGI ŻOŁNIERZ Ni ja. TRZECI ŻOŁNIERZ Nie, żaden z nas. / Straż wychodzi. / DERCETAS Twa dola I zgon rozprasza ludzi twych. Ten oręż, Gdy Cezarowi go pokażę, razem Z tą wieścią dobre zjedna mi przyjęcie / Wchodzi Diomedes. / DIOMEDES Gdzie jest Antoniusz? DERCETAS Tu, Diomedesie. DIOMEDES Czy żywy? Człeku, czy mi nie odpowiesz? / Wychodzi Dercetas. / ANTONIUSZ To ty, Diomedesie? Dobądź miecza I rąb, dopóki nie wyzionę ducha! DIOMEDES Najdostojniejszy panie, jam wysłany Przez moją panią, Kleopatrę. ANTONIUSZ Kiedy? DIOMEDES W tej chwili, panie. ANTONIUSZ Kędyż jest? DIOMEDES Zamknięta W grobowcu swoim. Miała ona trwożne Przeczucie tego, co tu zaszło. Skoro Spostrzegła, że ją podejrzewasz o to — Co się przenigdy prawdą nie okaże — Jakoby w zmowę wdała się z Cezarem, I że wściekłości twojej nic nie wstrzyma, Doniosła o swej śmierci; lecz w obawie O skutek wieści, śle mnie, abym prawdę Wyjawił. Otom jest, lecz się obawiam, Że już za późno. ANTONIUSZ Dobry Diomedzie, Za późno. Straży mej zawołaj, proszę. DIOMEDES Imperatorska straży! Ho, bywajcie! Hej! Pan wasz woła. / Wchodzą niektórzy ze straży. / ANTONIUSZ Do Kleopatry mnie zanieście, bracia. To jest ostatnia służba, jakiej żądam. PIERWSZY ŻOŁNIERZ O, biada, biada, panie, że nas wszystkich Nie możesz przeżyć! WSZYSCY O ty dniu rozpaczy! ANTONIUSZ Nie, dobrzy ludzie, nie schlebiajcie doli Boleścią waszą. Nadchodzące ciosy Witajcie, a to będzie dla nich ciosem, Że je znosicie bez pozorów smutku. Podnieście mnie. Jam nieraz was prowadził, Dziś wy dźwigajcie mnie, o przyjaciele. Za wszystko wam dziękuję. / Wychodzą, niosąc Antoniusza. / SCENA PIĘTNASTA / Tamże. Grobowiec. / / Wchodzą na górze: Kleopatra i jej niewiasty, wśród nich Charmian i Iras. / KLEOPATRA Charmiano, nigdy ja już stąd nie wyjdę. CHARMIAN O, droga pani, pozwól się pocieszyć. KLEOPATRA Nie, nie chcę. Wszystko, co okropne, straszne, Z radością witam, lecz pociechą gardzę. Mojego smutku ogrom, porównany Z przyczyną, musi być tak wielkim, jako To, co powodem jego. / Wchodzi Diomedes. / Cóż? Nie żyje? DIOMEDES Śmierć stoi przy nim, choć nie umarł jeszcze. Na drugą stronę wyjrzeć chciej z grobowca, Tu go przyniosła straż. / Wchodzi na dole Antoniusz, niesiony przez straż. / KLEOPATRA O słońce! W popiół Potężną sferę obróć, w której krążysz! Niech mrok ogarnie zrąb wszechświata, zmianom Podległy! Antoniuszu, Antoniuszu! — Pomóżcie, Charmian, Iras! Pomagajcie I wy na dole! Tu go wyciągnijmy! ANTONIUSZ Dość łkań! Antoniusz nie Cezara męstwu Ulega, jego własne triumfuje Nad sobą samym. KLEOPATRA Tak by być powinno, By Antoniusza zwalczyć mógł jedynie On sam, Antoniusz, lecz po stokroć biada, Że tak się stało! ANTONIUSZ Konam, o królowo! Przez chwilę tylko jeszcze chcę się śmierci Naprzykrzać, póki twoich ust nie dotknę Ostatnim wśród tysięcy pocałunkiem I najbiedniejszym. KLEOPATRA Boję się, najdroższy — O, przebacz, panie mój — lecz ja się boję — Bo mnie pochwycą. Nigdy ja nie będę Cezarowego zdobić widowiska. Jeżeli nożom, wężom i truciźnie Nie zbraknie ostrza, żądła oraz mocy Zabicia, jam bezpieczną. Twa małżonka Oktawia nie poszczyci się, że mogła Swym skromnym okiem, z milczącymi usty Świętoszki, we mnie się wpatrywać. Ale Pójdź, Antoniuszu, pójdź! — Pomóżcie, dziewki! — Musimy w górę cię wyciągnąć. — Bracia, Pomóżcie! ANTONIUSZ Prędzej, bo umieram. KLEOPATRA Otóż Zaiste praca! Jakże pan mój ciężki! Moc nasza cała w wagę się zmieniła I stąd ten ciężar. Gdybym moc Junony Posiadła, uniósłby cię wzwyż Merkury Krzepkimi skrzydły, złożył cię przy boku Jowisza. Ale pójdź! Życzenia ludzkie Są szalonymi. Pójdź, pójdź, pójdź i witaj! / Wyciągają Antoniusza w górę do Kleopatry. / O, witaj! Umrzyj tam, gdzieś żył! Czerp siłę Z tych pocałunków. Gdyby usta moje Darzyły nią w istocie, starłyby się — O tak! WSZYSCY Żałosny widok! ANTONIUSZ Ja już konam, Królowo, konam! Podajcie wina, chciałbym rzec słów parę. KLEOPATRA Nie, ja chcę mówić, bluźnić, aż Fortuna, Fałszywa dziewka, obrażona moich Obelg potokiem, koło swe potrzaska. ANTONIUSZ Królowo, parę słów. Ty u Cezara Honoru szukaj razem z bezpieczeństwem — Och! KLEOPATRA One w parze chodzić nie przywykły. ANTONIUSZ Posłuchaj, luba. Z jego otoczenia Prokulejusa tylko darz ufnością. KLEOPATRA Do stanowczości własnej tylko i do własnych Rąk żywię ufność — nie do kogoś z dworu Cezara. ANTONIUSZ Nie płacz nad żałosną zmianą, Pod koniec dni mych zaszłą, i nie zawódź. Zrób strawą myśli swych mój los miniony, Czas, kiedy żyłem jako tego świata Najszlachetniejszy i największy książę. I nie wybieraj małodusznej śmierci Ni nędznie mego hełmu przed mym ziomkiem Nie zdejmuj z głowy. To Rzymianin pobił W rycerskim boju Rzymianina. Teraz Mój duch ulata. Kończę. KLEOPATRA Ty masz umrzeć, Najszlachetniejszy z ludzi? Nie dbasz o mnie? Ja mam pozostać na tym głupim świecie, Co w braku ciebie w brudny chlew się zmieni? / Antoniusz umiera. / O, patrzcie, dziewki me! Korona ziemi Rozpływa się w nicości! O mój panie! Wojennej sławy wieniec zwiądł, buława Wypadła z rąk żołnierza. Pacholęta, Dziewczynki dziś zrównały się z mężami, Różnica znikła. Na tym świecie, który Oświeca księżyc, nie masz nic już, na co Spoglądać warto. / Mdleje. / CHARMIAN Ukój się, o pani! IRAS Władczyni nasza też umarła. CHARMIAN Pani! IRAS Królowo! CHARMIAN Pani, pani! IRAS Monarchini Egiptu! Pani świata! CHARMIAN Zmilknij, Iras. KLEOPATRA Kobieta tylko dziś, podległa równie Zwyczajnym namiętnościom, jak ta dziewka, Co doi krowy i najniższe spełnia Posługi. W oczy by mi teraz rzucić Krzywdzącym bogom berło me, i rzec im, Ze nim ukradli klejnot mój, dopóty Ten świat był równy ich światowi. Próżno! Cierpliwość głupia, niecierpliwość jako Pies wściekły. Grzechli to przemocą sobie Otwierać śmierci dom nieznany, zanim Śmierć będzie śmiała po nas przyjść? — A cóż to, Niewiasty? Bądźcie dobrej myśli! Cóż to, Charmiano? Zacne dziewki me! Niewiasty, Niewiasty, patrzcie! W lampie mej zabrakło Oliwy, zgasła. / do straży / Bądźcież dobrej myśli, Poczciwi ludzie. Pogrzeb mu sprawimy, A potem trzeba mężnie i szlachetnie Postąpić jako najwznioślejsi z Rzymian, By śmierć wzbić w dumę, że nas bierze. Pójdźmy! To, co potężną kryło duszę, zimne. O dziewki, dziewki! Nikt nam już nie sprzyja Prócz stanowczości nagłej — co zabija. / Wychodzą — ci na górze, niosąc ciało Antoniusza. / AKT V SCENA PIERWSZA / Aleksandria. Obóz Cezara. / / Wchodzą: Cezar, Agryppa, Dolabella, Mecenas, Gallus, Prokulejus i inni. / CEZAR Idź, Dolabello, wezwij, by się poddał. Powiedz, że to zwlekanie bezcelowe Na kpiny z nas zakrawa. DOLABELLA Tak uczynię, Cezarze. / Wychodzi. / / Wchodzi Dercetas z mieczem Antoniusza. / CEZAR Coż to i ktoś ty, co do nas W ten sposób wchodzić śmiesz? DERCETAS Zwę się Dercetas I byłem w służbie Marka Antoniusza, Najgodniejszego jak najlepszej służby. On, póki stąpał po tym świecie, póki Przemawiał, był mym panem. Byłem zdolny Z rąk jego wrogów ponieść śmierć. Jeżeli W swych ludzi poczet raczysz mnie zaliczyć, Tym dla Cezara będę, czym dla niego Wprzód byłem. Jeśli nie, weź moje życie. CEZAR Co mówisz? DERCETAS Mówię, że Antoniusz umarł, Cezarze. CEZAR Z większym trzaskiem by powinna Pierś tak potężna była pęknąć. Świat by Powinien pędzić stada lwów po cichych Ulicach, ludzi rzucać w ich jaskinie. Śmierć Antoniusza to coś więcej niżli Jednostki koniec. W tym imieniu była Połowa świata. DERCETAS Zginął on, Cezarze, Nie przez karzącą dłoń sprawiedliwości, Nie przez najemny sztylet. Dłoń ta sama, Co karty dziejów napełniała sławą, Płynącym z serca męstwem ożywiona, Zadała cios śmiertelny temu sercu. — To jego oręż, z rany go wyjąłem. Patrz, jak zbroczony jego krwią szlachetną. CEZAR Oblicza wasze smutne, przyjaciele? Niech mnie bogowie skarżą, ta wiadomość Jest zdolna królom łzy wycisnąć z oczu. AGRYPPA I to szczególne, że nam opłakiwać Natura każe własne nasze czyny, Spełniane z całym natężeniem woli. MECENAS Równoważyły się w nim cześć i zmazy. AGRYPPA Istoty ludzkiej nigdy nie ożywiał Duch dostojniejszy, ale wy, o bogi, Dajecie nam po trosze wad, by zrobić Śmiertelnikami. — Cezar jest wzruszony. MECENAS W zwierciadło takie spoglądając, musi Sam siebie widzieć. CEZAR Jam cię, Antoniuszu, Do tego przywiódł. Ale przecinamy Bolączki własne. Było mi sądzone Twe oczy napaść takim dniem upadku Lub na twój patrzeć. Dla nas obu miejsca Świat cały miał za mało. Muszę jednak Opłakać łzami równie dostojnymi, Jak krew serdeczna, że ty, brat mój, rywal W najwyższych celach, wspólnik mój we władzy, Druh i towarzysz z pobojowisk, ramię Mojego ciała, serce, co mych myśli Zarzewiem tliło — że nas, równych sobie, Nieubłagane gwiazdy rozdzieliły, Gotując taki koniec. Posłuchajcie, O przyjaciele — / Wchodzi Egipcjanin. / Lecz na sposobniejszą Zaczekam chwilę. Temu człowiekowi Poselstwa jego nagłość patrzy z oczu. Słuchajmy, co nam powie. Skąd ty jesteś? EGIPCJANIN W tej chwili *jeszczem* biedny Egipcjanin. Królowa, pani moja, w swym grobowcu Chroniąca się ze wszystkim, co posiada, O twych zamiarach pragnie się dowiedzieć, By przygotować mogła się do tego, Co mus jej ma narzucić. CEZAR Niechże będzie Otuchy pełna. Dowie się niebawem Od kogoś z naszych ludzi, jak zaszczytnie I jak łaskawie los jej rozstrzygamy. Srogością Cezar nigdy się nie splami. EGIPCJANIN Więc niech cię bogi strzegą! / Wychodzi. / CEZAR Prokuleju, Pójdź tu. Idź do niej, powiedz, że jej hańby Nie gotujemy. Pociesz ją, o ile Jej rozpacz tego będzie wymagała, By za podszeptem swej wielkoduszności Nie pokonała nas śmiertelnym ciosem. Jej pobyt w Rzymie będzie nam wieczystym Triumfem. Idź i donieś mi co prędzej, Co mówi i co o niej myślisz. PROKULEJUS Spełnię Twą wolę, panie. / Wychodzi. / CEZAR Idź, Gallusie, za nim. / Wychodzi Gallus. / Gdzie Dolabella, by im towarzyszył? WSZYSCY Hej, Dolabello! CEZAR Dajcie spokój, wiem już, Do czego go użyłem. Na czas wróci. Wy do namiotu ze mną. Obaczycie, Jak sroga mnie konieczność do tej wojny Popchnęła, jaką łagodnością, jakim Umiarkowaniem tchną me wszystkie pisma. Chodźcie zobaczyć, czym się w tym kierunku Mogę wykazać. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Aleksandria. Grobowiec. / / Wchodzą Kleopatra, Charmian i Iras. / KLEOPATRA W tym opuszczeniu żyje się niezgorzej. Cezarem być — rzecz marna. On, nie będąc Fortuną, jest pachołkiem jej, narzędziem Jej woli. Wielka rzecz jest *to* wykonać, Co innych czynów kresem jest, nakłada Kajdany przypadkowi, pęta zmianę I daje spać, nie czując smaku mierzwy, Żywiącej tak żebraka, jak Cezara. / Wchodzą przed bramami grobowca: Prokulejus, Gallus i żołnierze. / PROKULEJUS Cezar pozdrawia cię, Egiptu pani, I wzywa, byś się namyśliła, co by Mógł na żądanie ci zapewnić. KLEOPATRA Jakie Twe imię? PROKULEJUS Imię moje Prokulejus. KLEOPATRA Antoniusz mówił mi o tobie, każąc Ufnością darzyć. Ale ja nie bardzo Obawiam się zwiedzenia, skoro ufność Nie przyda mi się na nic. Jeśli pan twój Chce mieć królową u swych stóp żebraczką, To powiedz mu, że dla przyzwoitości Majestatowi nie wypada żebrać O coś mniejszego niż królestwo. Jeśli Zdobyty Egipt raczyłby mi oddać Dla syna, dałby mi tak wiele mego Własnego mienia, żebym mu na klęczkach Składała dzięki. PROKULEJUS Bądźże dobrej myśli. W królewskich jesteś rękach. Bądź bez lęku I śmiało zwracaj się do mego pana; On jest tak pełen łaski, że ta łaska Na wszystkich spływa, którym jej potrzeba. O powolności swej mu pozwól donieść, A znajdziesz w nim zdobywcę proszącego O pomoc w dobrym czynie, gdy klękają U jego stóp, by błagać o łaskawość. KLEOPATRA Chciej mu powiedzieć, proszę, że się korzę Przed jego szczęściem, darząc go imieniem Wielkości, którą zdobył. Z każdą chwilą Postępy czynię, ucząc się poddania. Oblicze jego rada bym oglądać. PROKULEJUS Doniosę to, o pani, ty zaś daj się Pocieszyć, bo ja wiem, że stan twój budzi Współczucie w tym, co przywiódł się do niego. GALLUS / na stronie do Prokulejusa / Czy widzisz jak jest łatwo ją zaskoczyć? / Tu Prokulejus i dwaj ze straży wdrapują się do grobowca po drabinie, przystawionej pod jednym z okien, i wszedłszy, stają za Kleopatrą. Część straży odryglowuje i otwiera bramy. / / do Prokulejusa i straży / Pilnujcie jej, aż Cezar sam przybędzie. / Wychodzi. / IRAS O córo królów! CHARMIAN O Kleopatro! Tyś schwytana, pani! KLEOPATRA / dobywając sztyletu / O dobre ręce, śpieszcieże się, śpieszcie! PROKULEJUS Stój, stój, dostojna pani! / chwyta ją i rozbraja / Nie czyń sobie Tak wielkiej krzywdy, jesteś ocalona, A nie zdradzona. KLEOPATRA Co, co? Ocalona Od śmierci, która nasze psy uwalnia Od mąk przewlekłych? PROKULEJUS Kleopatro, nie chciej Mojemu panu źle za hojność płacić Swym samobójstwem. Niech świat ujrzy jego Szlachetność w pięknych czynach. Na wypadek Twej śmierci ona stanie się bezsilną. KLEOPATRA Gdzież jesteś, śmierci? Przyjdź tu, przyjdź i zabierz Królową, wartą więcej niż tłum cały Żebraków i niemowląt! PROKULEJUS Chciej nad sobą Panować. KLEOPATRA Nie tknę jadła ni napoju, A jeśli powódź pustych słów o niczym Ma raz się przydać, oka też nie zmrużę. Niech Cezar czyni, co jest w jego mocy, A ja śmiertelny dom ten zburzę. Nigdy, Wiedz o tym, panie, ja z podwiązanymi Skrzydłami na twojego władcy dworze Nie będę służyć, ni swym skromnym wzrokiem Tępa Oktawia mnie nie będzie karcić. Czyż mają mnie podnosić, pokazując Wrzeszczącej tłuszczy sądzącego Rzymu? Niech raczej pierwszy lepszy rów w Egipcie Przystojnym grobem będzie dla mnie! Raczej W nilowy namuł rzućcie obnażoną, Aż ukąszenia wodnych much mnie wydmą W potworny jakiś kształt! Uczyńcie Raczej krainy mojej piramidy Wyniosłe szubienicą mą, i na nich Powieście mnie w łańcuchach! PROKULEJUS Snujesz przędzę Swych strasznych myśli zbyt daleko. Nigdy Do tego Cezar nie da ci przyczyny. / Wchodzi Dolabella. / DOLABELLA Coś tu wykonał, Prokuleju, o tym Już pan twój, Cezar, wie i wzywa ciebie. Co do królowej, ja pod straż ją wezmę. PROKULEJUS Rad temu jestem, Dolabello. Bądźże Uprzejmym dla niej. / do Kleopatry / Jeśli mi poruczysz Poselstwo do Cezara, to je spełnię Po twojej myśli. KLEOPATRA Powiedz, że chcę umrzeć. / Wychodzi Prokulejus z żołnierzami. / DOLABELLA Najdostojniejsza pani, niezawodnie Słyszałaś o mnie. KLEOPATRA Może być, nie pomnę. DOLABELLA Z pewnością znasz mnie. KLEOPATRA Wszystko jedno, panie, Co znałam, co słyszałam. Gdy kobiety Lub chłopcy swoje sny opowiadają, Wy się śmiejecie? Prawda? To wasz zwyczaj? DOLABELLA Ja nie rozumiem pani. KLEOPATRA Śniło mi się, Że był Antoniusz, imperator. Gdybyż Znów usnąć, aby jeszcze raz zobaczyć Takiego męża! DOLABELLA Racz — KLEOPATRA Twarz jego była Niebiosom równa, miała w sobie słońce I księżyc, które w sferach swych krążyły I oświecały to kółeczko, ziemię. DOLABELLA Najdostojniejsza — KLEOPATRA Ocean stopami Okraczał. Jego podniesione ramię Koroną było, świata herb wieńczącą. Głos jego brzmiał muzyką sfer, gdy mówił Do swych przyjaciół, był zaś rykiem gromu, Gdy wstrząsał światem i zniszczenie szerzył. Nie znała zimy jego szczodrobliwość, Jesienią była, w miarę dojrzewania Płodniejszą z każdym dniem. Delfina wzorem, W rozkoszach tonąc, wznosił grzbiet nad fale. Nosiły barwę jego sług korony I mitry. Wyspy i królestwa były, Jak sztuki złota, które on upuszczał Z kieszeni. DOLABELLA Kleopatro — KLEOPATRA Jakże myślisz, Czy istniał — czy mógł istnieć mąż, o jakim Marzyłam we śnie? DOLABELLA Nie, szlachetna pani. KLEOPATRA Bogowie kłamstwo twe słyszeli. Ale Jeżeli jest lub był, przerasta miarę Widziadeł sennych. Środków brak naturze, By z wyobraźnią współzawodniczyła W tworzeniu dziwów, jeśliby ktoś jednak Wymarzył sobie Antoniusza, wnet by Na cienie, porównane z arcydziełem Natury, zapadł wyrok potępienia. DOLABELLA Wysłuchaj mnie, o pani. Twoja strata Jest wielka, jak ty sama, i stosownie Do jej ciężaru znosisz ją. Niech nigdy Nie zdołam schwytać ściganego szczęścia, Jeżeli smutek, jako echo twojej Boleści, serca mego nie przenika Po sam rdzeń jego. KLEOPATRA Dzięki ci, o panie. Czy wiesz, co Cezar chce uczynić ze mną? DOLABELLA Chcę, byś wiedziała, a powiedzieć trudno. KLEOPATRA Nie, proszę, panie — DOLABELLA Choć jest zacnym mężem — KLEOPATRA Więc w triumfalnym chce mnie wieść pochodzie? DOLABELLA Chce, pani. Wiem to. / Odgłos trąb i wołanie za sceną: / Z drogi! Cezar! / Wchodzą: Cezar, Gallus, Prokulejus Mecenas, Seleukus i dworzanie. / CEZAR Która Z tych niewiast jest królową tego kraju? DOLABELLA To imperator, pani. / Kleopatra klęka. / Wstań, ja nie chcę, Byś ty klęczała. Wstań, królowo, proszę. KLEOPATRA Tak chcą bogowie, panie. Memu władcy I panu winnam być posłuszną. CEZAR Czarnych Myśli poniechaj. Chociaż do żywego Dotknęły czasem, krzywdy nam przez ciebie Zrządzone będziem pamiętali tylko Jak rzeczy, których ojcem był przypadek. KLEOPATRA Jedyny władco świata, niemożliwe, Bym przedstawiła ci mą własną sprawę Tak dobrze, aby całkiem ją wyjaśnić. Wyznaję jednak, że ciężyły na mnie Te ułomności, co bywały często Mej całej płci zakałą. CEZAR Kleopatro, Wiedz, że łagodzić raczej chcę, niż działać Gwałtownie. Jeśli będziesz się stosować Do mych zamiarów, które względem ciebie Są jak najlepsze, zyskasz na tej zmianie. Lecz gdy spróbujesz zarzut okrucieństwa Na moje barki zwalić, w Antoniusza Wstępując ślady, sama się pozbawisz Mej życzliwości i swe dzieci wydasz Na srogość, której pastwą się nie staną, Jeżeli mi zaufasz. Z tym odchodzę. KLEOPATRA Rządź światem, twój jest, my zaś herby twoje I twe zwycięskie godła umieścimy, Gdzie nam rozkażesz. Tędy, dobry panie. CEZAR Twych rad chcę słuchać w sprawach Kleopatry. KLEOPATRA Tu jest spis złota, naczyń i klejnotów, Co należały do mnie. Ocenione Jak najdokładniej; najdrobniejszej rzeczy Nie pominięto. — Gdzie Seleukus? SELEUKUS Tutaj, O pani. KLEOPATRA To mój skarbnik. Jak mu miłe życie, Niech ci potwierdzi, żem nie zataiła Niczego. Prawdę mów, Seleuku. SELEUKUS Pani, Położyć wolę pieczęć na mych wargach, Niż, jak mi miłe życie, rzec nieprawdę. KLEOPATRA Cóż zatrzymałam? SELEUKUS Dość, by za to kupić To wszystko, co spisano. CEZAR Kleopatro, Nie rumień się. Pochwalam twoją mądrość W tym czynie. KLEOPATRA Patrz, Cezarze! Patrz, jak służą Dostojnym. Moje zmienia się dziś w twoje, A jeślibyśmy zamienili miejsca, Tak samo twoje stałoby się moim. W szał istny wprawia mnie niewdzięczność tego Seleuka! Niewolniku! Tyle wiary Masz w sobie, ile mieć jej może miłość, Na pewien czas najęta. Co, odchodzisz? Odejdziesz, wierz mi, lecz ja twoich oczu Dopadnę, choćby były i skrzydlate. Ha, niewolniku, łotrze, psie! Nikczemny Jak rzadko! CEZAR Pozwól nam się ułagodzić, Królowo. KLEOPATRA Rani mnie ten wstyd, Cezarze, Że w chwili, kiedy raczysz mnie odwiedzać, Dostojną swą osobą zaszczycając Istotę słabą, jako ja, mój własny Służalec zwiększa poczet mych udręczeń Przydatkiem swej zawiści. O Cezarze, Sam powiedz! Zachowałam parę fraszek Niewieścich, bawidełek bez znaczenia, Tej ceny rzeczy, jakie rozdajemy Powszedniej miary przyjaciołom — powiedz — Coś z kosztowniejszych rzeczy odłożyłam Dla Liwii i Oktawii, by darami Ich wstawiennictwo zyskać. I czyż musiał Koniecznie wydać mnie człek u mnie wzrosły? Bogowie! Srożej mnie ten cios dotyka Niż mój upadek. Idź stąd, proszę, albo Przez popiół doli mej zabłysną iskry Mojego ducha. Jeślibyś był mężem, To byłbyś miał nade mną litość. CEZAR Zamilcz, Seleuku. / Wychodzi Seleukus. / KLEOPATRA O nas, o najwyższych, wiedzcie, Źle myślą nieraz za przewiny innych, A gdy upadniem, to za ich postępki Płacimy sami. To litości godne. CEZAR Ni tego, coś schowała, Kleopatro, Ni tego, coś podała, nie umieszczam Wśród spisu łupów; wszystko to zachowaj I rozporządzaj wszystkim po swej woli, A wiedz, że Cezar nie jest kupcem, aby Oceniał na twą korzyść lub niekorzyść Towary. Przeto pociesz się, nie buduj Dla siebie więzień ze swych własnych myśli. Nie, nie, królowo droga, gdyż myślimy Postąpić z tobą tak, jak ty nam sama Doradzisz. Jedzże, śpij. Troskliwość nasza I litość czynią nas twym przyjacielem. Bądź tedy zdrowa. KLEOPATRA Panie mój i władco! CEZAR Nie, nie tak. Bywaj zdrowa. / Odgłos trąb. Cezar wychodzi z orszakiem. / KLEOPATRA On mnie łudzi Słowami, dziewki, łudzi mnie, ażebym Nie postąpiła z sobą, jak mi godność Doradza. Ale słuchaj mnie, Charmiano. / Szepce coś Charmianie. / IRAS O dobra pani, skończ. Zgasł dzień promienny I ciemno nam na świecie. KLEOPATRA Wracaj prędko. Wydany rozkaz, wszystko już gotowe. Idź, niech się śpieszą. CHARMIAN Tak uczynię, pani. / Wraca Dolabella. / DOLABELLA Gdzie jest królowa? CHARMIAN Tutaj. / Wychodzi. / KLEOPATRA Dolabello! DOLABELLA Wedle danego przyrzeczenia, które Uczucie zmienia w świętość, to ci, pani, Donoszę: Cezar jechać ma przez Syrię, A ciebie z dziećmi, nim trzy dni upłyną, Wyprawi przodem. Jak najlepiej możesz, Ten czas wyzyskaj. Uczyniłem zadość Mej obietnicy i życzeniom twoim. KLEOPATRA Dłużniczką twoją będę, Dolabello. DOLABELLA A ja twym sługą. Żegnaj mi, królowo, Bo towarzyszyć muszę Cezarowi. KLEOPATRA Bądź zdrów i przyjmij dzięki me. / Wychodzi Dolabella. / No, Iras, Co myślisz? Będą cię, egipska lalko, Pokazywali w Rzymie razem ze mną. Rękodzielniczy motłoch w zatłuszczonych Fartuchach, z młotkiem i mierniczą linią, Podnosić będzie nas, by lepiej widzieć, A oddech, grubą strawą przesycony, Mgłą nas otoczy, poić się będziemy Tej tłuszczy wyziewami. IRAS Niechże bronią Bogowie! KLEOPATRA Ależ nie, to całkiem pewne. Brutalny liktor, niby nierządnice, Wlec będzie, szarpiąc; sprośny wierszokleta Fałszywie będzie śpiewał o nas pieśni, Rzutki komediant bez przygotowania Odtworzy nas na scenie: Antoniusza Przyniosą pijanego, ja zaś ujrzę Piszczącą Kleopatrę — moją wielkość Wcieloną w postać żaka i w obejście Ulicznej dziewki. IRAS Litościwe bogi! KLEOPATRA Nie, to jest pewne. IRAS Nie ujrzę tego nigdy. Niewątpliwie Paznokcie moje więcej mają mocy Niż oczy. KLEOPATRA Otóż to, tak można zakpić Z ich przygotowań i zatriumfować Nad ich głupimi zamiarami. / Wchodzi Charmian. / Nuże, Charmiano! Oczom ludzkim mnie ukażcie W królewskim stroju, dziewki me! Przynieście Najlepsze szaty! Oto mam ponownie Na Cydnie spotkać Marka Antoniusza. A idźże, Iras! Teraz już, szlachetna Charmiano moja, nie będziemy zwlekać. A gdy tę służbę spełnisz, możesz sobie Do dnia sądnego bawić się, jak zechcesz. Koronę przynieś tu i wszystko inne. / Wychodzi Iras. Hałas za sceną. / Co tam za wrzawa? / Wchodzi żołnierz ze straży. / ŻOŁNIERZ Jakiś wieśniak pragnie Koniecznie stanąć przed obliczem Waszej Miłości. Przyniósł figi. KLEOPATRA Niech tu wejdzie. / Wychodzi żołnierz. / Jak liche to narzędzie, co ma spełnić Szlachetne dzieło! On mi niesie wolność. Postanowienie me powzięte, nie masz Nic niewieściego we mnie, niby marmur Od stóp do głów już jestem niewzruszona. Mą gwiazdą przestał być niestały księżyc. / Wraca żołnierz, a z nim wieśniak z koszem. / ŻOŁNIERZ To ten. KLEOPATRA Idź, zostaw go. / Wychodzi żołnierz. / Cóż, masz pięknego Robaka Nilu, zabijającego Bez bólu? WIEŚNIAK A juści, mam go. Alebym nie radził wam go dotykać, bo jego ukąszenie jest nieśmiertelne. Kto od niego umrze, przychodzi do zdrowia rzadko, albo i wcale nie. KLEOPATRA Pamiętasz kogoś, co umarł od jego ukąszenia? WIEŚNIAK Dużo ludzi, mężczyzn i kobiety także. Dopiero wczoraj słyszałem o jednej takiej. Bardzo poczciwa kobieta, tylko troszkę lubiła zmyślać, a kobieta niech nie będzie zmyślna, chyba w czym potrzebnym. Jak umarła od ukąszenia, jakie czuła boleści — słowo daję, pysznie o tym robaczku opowiada; ale kto by wierzył w to wszystko, co opowiadają, temu i połowa mogłaby wystarczyć do zbawienia. To jedno jest wątpliwe, że ten robaczek to dziwny robaczek. KLEOPATRA No, idź, bądź zdrów. WIEŚNIAK Życzę wam dużo uciechy z robaczkiem. / Stawia koszyk. / KLEOPATRA Bądź zdrów. WIEŚNIAK A pamiętajcie, że robak czasem lubi zrobić po swojemu. KLEOPATRA Dobrze, dobrze, bądź zdrów. WIEŚNIAK Bo to, widzicie, można go się nie bać tylko, jak jest w ręku mądrych ludzi. Bo naprawdę robak niewiele ma w sobie poczciwości. KLEOPATRA Nie bój się, będziemy na niego uważali. WIEŚNIAK Doskonale. A proszę was, nie dawajcie mu nic, bo niewart, żeby go karmić. KLEOPATRA A czy mnie ukąsi? WIEŚNIAK Nie miejcie mnie za tak głupiego, żebym nie wiedział, że kobiety nawet diabeł nie ukąsi. Wiem, że kobieta jest kąskiem dla bogów, chyba by ją diabeł przyrządził. Ale, co prawda, te skurwysyny diabły płatają bogom okropne psoty z kobietami. Ci stworzą dziesięć, a diabli pięć zepsują. KLEOPATRA No, już dobrze. Idź, bywaj zdrów. WIEŚNIAK A juści idę. Życzę wam pociechy z robaczka. / Wychodzi. / / Wraca Iras z suknią, koroną itd. / KLEOPATRA Daj szatę, włóż koronę na me skronie. Zaczynam tęsknić za nieśmiertelnością. Już sok egipskich gron tych ust nie zwilży. Tak, dobra Iras, prędzej! Zda się, słyszę Głos Antoniusza. Widzę go, jak wstaje, By wielki czyn mój chwalić. Słyszę! Szydzi Z Cezarowego szczęścia — szczęścia, jakie Bogowie dają śmiertelnikom, aby to Usprawiedliwić swą późniejszą srogość. Już idę, mężu! — niech mi teraz moja Odwaga prawo da tak do cię mówić! Powietrzem jestem i płomieniem. Resztę Żywiołów moich podlejszemu życiu Oddaję. Dobrze — jużeście skończyły? Więc pójdźcie, weźcie z moich warg ostatnie Gorące tchnienie. Dobra ma Charmiano, Bądź zdrowa. Iras, żegnaj mi na długo! / Całuje je. Iras pada i umiera. / Co? Czy mam żmiję w ustach? Ty upadasz? Gdy tak jest lekkim twe rozstanie z życiem, To cięcie śmierci jest jak uszczypnięcie Kochanka, pożądane, choć i boli. Bezmowna leżysz? tak odchodząc, jakbyś Mówiła światu, że pożegnań niewart. CHARMIAN O czarna chmuro, otwórz swe upusty, Bym mogła rzec: »Bogowie sami płaczą«. KLEOPATRA Okażę się nikczemną, jeśli ona Obaczy pierwsza Antoniusza z bujnym Trefionym włosem. On ją pytaniami Zasypie, gotów jej dać pocałunek, Co dla mnie równy niebu. Pójdźże, nędzne Narzędzie śmierci! / do żmii, którą przykłada do piersi / Rozwiąż w lot dotknięciem Ostrego żądła swego ten splątany Żywota węzeł! Biedne jadowite Głupiątko, wpadnij w gniew i skończ! O, gdybyś Ty mogło mówić! Gdybym cię słyszała, Jak tępym osłem zowiesz potężnego Cezara! CHARMIAN Gwiazdo Wschodu! KLEOPATRA Cicho, cicho! Nie widzisz przy mej piersi niemowlęcia, Przez sen ssącego mamkę? CHARMIAN Pęknij, serce! KLEOPATRA Jak balsam słodkie, jak wietrzyka tchnienie Łagodne, miłe, jak… o Antoniuszu! Nie, ciebie wezmę też. / Przykłada drugą żmiję do ramienia. / I na cóż czekać — / Umiera. / CHARMIAN Na tym nikczemnym świecie? Tak, bądź zdrowa! Bądź dumna, śmierci, niezrównana dziewa W twą moc popadła. — Zamknij się, powieko, Niech tak królewskich oczu już na siebie Nie ściągnie nigdy złoty Feb! Korona Skrzywiła ci się. Muszę ją poprawić, A potem sama się zabawię. / Wbiega straż. / PIERWSZY ŻOŁNIERZ Gdzie jest Królowa? CHARMIAN Cicho mów, by jej nie zbudzić. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Bo Cezar przysłał — CHARMIAN Spóźnionego gońca. / Przykłada sobie żmiję. / O pójdź i skończ! Już czuję cię po trosze. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Hej, chodźcie! Źle się dzieje. Oszukano Cezara. DRUGI ŻOŁNIERZ Cezar przysłał Dolabellę, Jego wezwijcie. PIERWSZY ŻOŁNIERZ A to ładne rzeczy! — Czy tak się godzi, Charmian? CHARMIAN Tak się godzi I tak przystało latorośli tylu Królewskich władców. Och, żołnierzu! / Umiera. / / Wraca Dolabella. / DOLABELLA Cóż tutaj słychać? DRUGI ŻOŁNIERZ Same trupy. DOLABELLA Oto Obawy twe sprawdziły się, Cezarze, A ty nadchodzisz, abyś sam zobaczył. Okropność, której tak przeszkodzić chciałeś. / Wołanie za sceną: / Hej, miejsca, miejsca dla Cezara! / Wraca Cezar z orszakiem. / DOLABELLA Panie. Zbyt pewne są twe wróżby. Już się stało To, czegoś się obawiał. CEZAR Najdzielniejsza W ostatnim czynie! Plany me odgadła I po królewsku myśląc, swoją własną Wybrała drogę. — Jakże poginęły? Bo krwi nie widzę. DOLABELLA Kto tu był ostatni? PIERWSZY ŻOŁNIERZ Z figami wiejski prostak. Ot, kosz jego. CEZAR Zatrute były zatem. PIERWSZY ŻOŁNIERZ O Cezarze, Ta Charmian żywa była przed chwileczką, Trzymała się na nogach i mówiła. Zastałem ją, jak poprawiała diadem Na skroniach martwej pani. Stała drżąca I nagle padła. CEZAR O, szlachetna słabość! Jeżeli się otruły, obaczymy Na zewnątrz jakiś ślad obrzmienia. Ona Wygląda jednak, jakby spała, jakby Drugiego chciała złowić Antoniusza W zdradziecką sieć swych wdzięków. DOLABELLA Tu, na piersi, Jest mała kropla krwi i ślad obrzmienia, To samo na ramieniu. PIERWSZY ŻOŁNIERZ Znak od żmii, A tu na liściach fig jest trochę śluzu. Podobny ona pozostawiać zwykła Na brzegach Nilu. CEZAR To prawdopodobne, Że tak umarły. Mówił mi jej lekarz, Iż w nieskończoność wciąż badała środki Najlżejszej śmierci. Dalej! Wziąć jej łoże I wynieść dziewki jej z grobowca. Będzie Przy Antoniuszu swoim pochowana. Podobnie sławnej pary nie pokryje Na świecie żaden grób. Wypadki równie Doniosłe ranią tych, co je kształtują. Ich dzieje budzą taką samą litość, Jak jego chwała, która ich przywiodła Do tego, że ich teraz opłakują. Legiony nasze pogrzeb ten okraszą Swą obecnością przed podróżą naszą. Pójdź, Dolabello! Twym zadaniem będzie, Roztoczyć cały przepych w tym obrzędzie. / Wychodzą. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/szekspir-antoniusz-i-kleopatra/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Władysław Tarnawski, Antonjusz i Kleopatra, Biblioteka Narodowa, Kraków [1921]. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Wojciech Kotwica. ISBN-978-83-288-6650-8