Władysław Syrokomla Gawędy Trzy gwiazdki Gawęda gminna I — Obdarzcie dziada, co pod waszą chatą! Dajcie mi chleba, o więcéj nie pytam; Bóg was nagrodzi, a ja biedny za to Z mojéj książeczki rozdział wam przeczytam. — O! toś uczony, gdy nosisz księgi, Znaczno, żeś szlachcic, a więc nie dziwy; Znaczno po twarzy, żeś zuch był tęgi, Znaczno po oczach, żeś nieszczęśliwy. — — At! litościwy człeku, kiedyś to inaczéj Było ze mną — i szczęście, i postawa hoża; Dziś za młodość, za szczęście — ot ten kij żebraczy! Cóż robić? chodzę z kijem, dziej się wola boża! Myślisz, widzę, że noszę książeczki światowe? Nie, to Ewangeliczka, słowa Chrystusowe! W niéj rozdział po rozdziale przebiegam koleją — Są mędrcy! co światowe księgi rozumieją; Widziałem ja tych mędrców własnemi oczyma, Świecą — jak zimny kamień, przysypany żarstwą, Ich księgi… mocny Boże!… ach czegóż tam nié ma? — Cha, cha, cha, tylko prawdy ani na lekarstwo! Nad niemi mędrcy łamią swe uczone głowy, Nie wierząc w innych ludzi doświadczenie stare; A chcąc wszystko wyłożyć przez rozum książkowy, Tylko serca swe suszą, tylko tracą wiarę. Ejże! źle im bez serca, ich oschła nauka Sama im wykazuje swą lichotę biedną; Czuje mędrzec ból w sercu i w głowę swą puka, — Ej panie! głowa… serce… to nie wszystko jedno! II Ot ja powiem o sobie — służyłem mospanie — W zacnym domu — tak sobie, służyłem z nałogu, Choć była własna chatka, a w niéj dzięki Bogu, Na szlacheckie starcowi wyżywienie stanie. — Miałem wtedy trzech synów i sam byłem krzepki, Bywało my we cztérech choć czarta podążym, Najmłódszy z nich, chłopczyka już miał u kolebki, Najstarszy — był zaścianku naszego chorążym. Przyszła wojna ze Szwedem… krótka szlachcie rada, Już nie siedzieć za piecem, nie pilnować pola, Przyszła wić od hetmana — wola czy niewola, Siadaj na koń kto szlachcic i kto szablą włada. «Ot jedźcie synki» — rzekłem, wywiodłem za wrota I pobłogosławiłem, — padli na kolana, Potem siedli na konie i ruszyli kłusa, Zapłakałem ukradkiem, żem stary sierota, Zmówiłem pięć pacierzy do Pana Jezusa, I poszedłem na służbę do dawnego pana. — III Mój pan, młódszy ode mnie, ciągle czytał księgi, I miał głowę nabitą mądrością niemiecką, Ale umiał szanować stare niedołęgi; Ja mu bywało bajam, on słucha jak dziecko, Słucha, lecz czasem mówi: «ja temu nie wierzę — Bo w księgach nie tak stoi». — Ot dziwak uczony! Pomawiali go ludzie, że trzymał z masony, Lecz to fałsz, sam widziałem jak mówił pacierze. — Dobrze mi było, dość chleba i czasu, Niekiedy panu stare rzeczy plotę, Czasem kuflową podzielam ochotę, Najczęściéj idę ze strzelbą do lasu. Bywało sobie w wieczornéj godzinie, Mówiąc koronkę usiadam na dworze; Liczę Zdrowaśki, patrzając na zorze, — Ni stąd ni zowąd i łza mi popłynie! A była u mnie ta przywyczka marna Żem trzy gwiazdeczki polubił z zapałem; Malutkie gwiazdki, jak… makowe ziarna, Ja tylko jeden znaleźć je umiałem, Jam je odróżniał z innych gwiazdek grona, Drżałem, gdy która nie dość jasno świeci. Ponadawałem im synów imiona, Wierząc, że one to gwiazdki mych dzieci. Tak się to w serce wrosło, wkorzeniło; Że gdy pochmurna albo mglista pora I moich gwiazdek nie ujrzę z wieczora, — Cóś mi na duszy tęskno i niemiło. IV Pan był tęgi myśliwy; raz — było to w maju, Gdzie przed świtem, — z strzelbami poszliśmy do gaju Bić cietrzewie na tokach: przybyliśmy wcześnie, Siedliśmy w naszych budach, — wszystko było we śnie. Czasem chruściel chrapliwy ozwał się gdzie z błota, Czasem wietrzyk zawieje, słowik zaszczebiota. — Tak cicho! ani szaśnie — tak pięknie w téj dobie, Żem niewolnie znak krzyża położył na sobie I począł mówić pacierz strzelisty, głęboki, Spuściłem kurek strzelby na piérwszym odwodzie I czekając cietrzewi, patrzałem w obłoki, Jak zawsze na trzy gwiazdki — te były na wschodzie. Igrały ze mną starym, błysną, to przygasną, To zapłyną obłokiem, to zaświecą jasno, Czysto dziatki swawolne… Ot razem coś mignie, Coś jak sznurek ognisty na niebie przeleci, Spojrzałem… dreszcz mię przeszedł… i krew w żyłach stygnie — Spadły trzy gwiazdki moje… gwiazdki moich dzieci!!… Począłem płakać głośno, sam nie wiedząc za czym, Począłem Anioł Pański — aż Pan krzyknął w gniewie: «Czego tam Janie chlipiesz? popłoszysz cietrzewie, Z twojéj łaski zwierzyny w oczy nie obaczym!» «Ej Panie — powiedziałem — mnie nie do zwierzyny, Ot się trzy małe gwiazdy stoczyły z niebiosów»; — — «To i cóż?» — «Ach te gwiazdy! to były me syny! To gwiazdy moich synów, światełka ich losów!» — — «Skądże to wziąłeś?» — «Hola! wszakże mówią ludzie, Że każdy człek na niebie ma swą gwiazdkę własną; Że jéj bystra zrzeniczka pogląda z daleka, I strzela promykami tak ciemno lub jasno, Jak jasna albo ciemna dola jéj człowieka. — Że gwiazdy tych, co idą szczęśliwą koleją, Piękną iskrą na siném niebie płomienieją, Ot jak ta co pan widzisz!… co się w lewo żarzy… A te gwiazdy drobniutkie — to gwiazdy nędzarzy, Tleją… at! jak dogarek lampy na pogrzebie. — I mówią: że gdy człowiek snem śmiertelnym zaśnie, Wtenczas i gwiazda jego stoczy się po niebie. Błyśnie wężykiem… i zgaśnie. Oj dożyłem na starość! — Widziałem w téj chwili Jak gwiazdy moich dzieci zgasły na błękicie, Ejże biedne me syny! — już mi nie wrócicie… Gdzieś was na cudzéj ziemi wrogowie zabili!!» V Pan począł śmiać się ze mnie: — «Ech! jesteś dziwakiem, Wstydź się wierzyć w te duby, co plecie prostota! Człek swoim, gwiazda swoim postępuje szlakiem, I losami ludzkiemi nic się nie kłopota. — Każda gwiazda na niebie, co ją wzrok doścignie, To planeta lub słońce, przysłonione mgiełką, A to co widzisz czasem — jak przeleci, mignie, To po prostu meteor — lub błędne światełko. — To fosfor albo gazy — próżno głupcy bredzą, Gwiazdy o twoich synach… nic a nic nie wiedzą». — I począł daléj mówić, tłumaczyć na nowo, Po mądremu, z łacińska, fizykę książkową, Chciałem wierzyć i umysł pocieszyć stroskany, Lecz gdzie tam! łza jak na złość po oczach się kręci, Mądre słowa, to prawda — lecz jak groch do ściany, Nie przylgnęły do serca, ani do pamięci. Smutnie kiwnąłem głową i westchnąłem z cicha, Wtém szast!! cietrzew przyleciał — tak blisko aż miło… Złożyłem się — palnąłem — ej pudło u licha! Oko łzami zabiegło i cel prześlepiło!… — VI Upłynął miesiąc — drugi — aż oto — (Czyż mi téj chwili dożyć potrzeba?) Wyszło na prawdę, co ludzie plotą O upadaniu gwiazd z nieba!… Do pana przyszły listy z obozu, I on o synach wieść mi udziela, Że raz na czatach wszyscy trzéj razem Wpadli w zasadzkę nieprzyjaciela I poginęli kulą, żelazem, — A poginęli jak raz w téj porze, Kiedyśmy z rana byli na tokach, Gdym widział gwiazdy zgasłe w obłokach, A pan rozprawiał o meteorze!!… VII Ot zapłakałem, potrząsłem czołem, Oddałem chatę moją rodzinie, Ewangeliczkę i torbę wziąłem, I ruszam sobie po żebraninie. — Z wioski do wioski, z dwora do dwora, Wędruję sobie w słotę i śpiekę, A gdy uczuję, że umrzeć pora, W rodzinne strony znów się powlekę. VIII Lecz już was nudzi, co stary gada, Więc Ewangelię czytać wam będę; A wy czém łaska obdarzcie dziada I za czytanie, i za gawędę, — Grosz na tabakę, suchar dziadowski, Dość tego na mój zapas podróżny. — Starzec przeczytał, dostał jałmużny, I poszedł z Bogiem do drugiej wioski. 31 marca 1846 ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/syrokomla-gawedy-trzy-gwiazdki. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Władysław Syrokomla, Gawędy i rymy ulotne, Nakładem Księgarni pod firmą Zawadzkiego i Węckiego, Warszawa 1853. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Utwór powstał w ramach konkursu ,,Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013", realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w roku 2013. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie ,,Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013". Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może byc utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Aleksandra Sekuła.