Bianka Rolando Biała książka Piekło Pieśń dziewiąta. Pseudohelios wyje Ksandzie, Podargu, Ajtonie i Lamposie żelazny gdzie się podziało wasze ostre, końskie włosie wasze gęste grzywy zasłaniające mi głębokie doły kopane na grobowce Heliosa okrutnego wieczorem muskularne, dźwigające mój odwłok władczy Pociągowa wasza misja skończyła się dosyć szybko Podkradł mi was inny bóg zachodu z brązową twarzą Nie barwi się tak mocno przy zmierzchu czerwienią Me słoneczne potomstwo uciekało promieniami przed mym gniewem olbrzymim i wrzaskiem furii Jednakże wszystkie z dala gdzieś krążyły na orbicie Mieszkałem jako prawie trup słoneczny trochę w Italii Mój pierwszy syn, Faeton, nie mógł patrzeć na mnie nawet w słonecznych okularach, wybuchał płaczem Miażdżyłem jego pneumatyczno-aerodynamiczne kości żelazkodeskami płonącymi, krzesłami wirującymi Jego delikatna matka, pogruchotana odwożona karetkami karetami króla słońca, jechała na sygnale mego odrzucania Nienawidziłem widnokręgu przypisanego mi przez los Wypalałem ich delikatne powierzchnie i wilgotne kąty zakamarki schowane przede mną, jakoś trochę urodzajne Faeton popełnia samobójstwo w trakcie zaćmienia słońca tak był przyzwyczajony do mojego oblicza spalającego Widząc już tylko pustynię w owej krainie pogrzebanej szczątki plączące mi się między zębami i odchodami na drodze gwiaździstej poznałem kobietę-kometę uciekającą podążyłem za nią w inną galaktykę i tam poślubiłem ją koronując się jednocześnie na największego patriarchę Me kolejne mitologiczne potomstwo to drobne księżyce za małe, by je rozbić o siebie z hukiem, ich jęki posłyszeć Meteoryty wysyłane i przedmioty zderzane z ciałem przy wieszaku na płaszcze przygodne, bujający się abażur Abażur złoty był mi konkurencją w oświetleniu wnętrza Abażur żółty, zgnieciony, bujający się wśród przerażenia siłą Bicie po ich lekko uniesionych głowach w stronę słońca Nikt nie jest dostatecznie godny, by spoglądać w me oblicze gniewu i nienawiści do panoram rozpostartych wokół Ona — kometa uciekła z dziećmi z mego widnokręgu montując markizy przeciwsłoneczne, żaluzje ciemne Przesunął się mój ruch jednostajnej fizjologii w bok Mieszkałem znów tam, gdzie inna strona świata się myliła Z kolejną boginią rodziłem kolejne brzuchy nienażarte Przychodziły do mnie, prosząc o ciepło, biłem je okrutnie po tych ustach zdziwionych, oczekujących minuty solarium Potłuczone żebra córki nieznośnej i syna z chorym sercem Sikali ze strachu, gdy wracałem wieczorem do mego pałacu Zniszczeni, płaczący, lizali swe rany po wybuchach słońca Wpełzali pod meble włoskie z wyprzedaży zakupione Byłem przekonany o swej nieśmiertelnej sile niszczącej lecz pomału prawie niezauważalnie stawałem się słaby Traciłem swe rumaki ciągnące mój rydwan spalony ich kopyta jakoś tak tętniły w coraz większym oddaleniu Zrzucony ze swego słonecznego powozu dotknąłem ziemi na której już nikt nie zamieszkiwał, porzucona w pośpiechu Zdychałem przez kilka lat, doczekawszy niepełnosprawności Zachowałem swój jad ukryty między zmarszczkami na zapas by starczyło do końca tego niszczenia wszelkich przejawów życia Me mroczne panowanie i regulacja buntów żelaznym drągiem zanikało jakoś i bladło, znikał mój ostry blask z powidokami W domu starców nikt nie chciał się mną zajmować i doglądać Każdy się mnie bał, opowiadałem im o mym niszczycielstwie o tych zależnych i zaciemnionych, powoli wzrastających w cieniu Opowiadałem, jak odchodził Faeton pierworodnie niszczony po miękkościach odsłoniętych, po miękkościach zasłoniętych Pielęgniarki chowały twarze, a chłopcy ze wstrętem spoglądając życzyli mi wszystkiego najgorszego, dużo chorób w dniu imienin podawali mi papierosy, czekając, aż zgasnę, charcząc w dymie Z czasem zmieniłem się w *czerwonego olbrzyma* obrzękniętego Nowotwór wpompował w me ciało wiele powierza i wodoru choć leżałem, umierając, byłem znów najmasywniejszy, potężny W samo południe, gdy słońce było najwyżej, pojękując, odchodziłem Jak umrę, wszystko zgaśnie, potężne bóstwo zasypia ze wszystkim w grobie wraz z rodziną żywcem pochowaną, wraz ze służącymi i psami, i z wężem ogrodowym, programem telewizyjnym na piątek Miękki zastrzyk przeciwbólowy kołysał się we mnie łagodnie Łuski węża ogrodowego pokryły me oczy, oddech ustał w ciszy Wtedy poczułem pierwszy raz lęk, zmuszał mnie do uciekania odrzucając moje zewnętrzne warstwy, zachował się tylko środek Jądro, skondensowane w środku mym, okazało się skarłowaciałe Zostałem zdetronizowany, pośmiertny zamach stanu i ścięcie głów Nagłe zrozumienie uderzyło mnie w brzuch najgłębszy, w biszkopt Uciekłem jak najdalej od tych szeptów nawracających uciążliwie w wielkim pośpiechu, histerii dotarłem tu, do królestwa strachu zsikując się ciągle przed sobą — przed nadchodzącym czarnym karłem Zbity do mego wnętrza, nigdy się nie poszerza ani zwęża Przypominam sobie płacze nieustające za mną, za okrutnym że był taki ohydny, już prawie nie wspomina się go przy obiedzie Jakieś charczące huki tylko określają moje pochodne kształty ktoś ciągle śpiewa głosami mych ofiar w tle, naśladując idealnie Przypomina mi ich strach przed nadchodzącym Pseudoheliosem zamykane przede mną żółte drzwi do pokoju, drzwi do piekła które i tak wyważę, i wejdę do tej szczeliny, i zmieszczę się tam ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dziewiata-pseudohelios-wyje. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.