Blanka Rolando Biała książka Piekło Pieśń dwudziesta trzecia. Badb Catha kracze Krótkie włosy zachodzą mi na oczy nie widzę nic prócz ich ostrych końców Badb Catha wspaniała, groźna niezwykle kracze w dalekich krainach nieznanych Wykształcona w dobrej rodzinie przyzwoitych Pani kruk, panienka z dziwnym spojrzeniem Studiowałam fotografię z ocenami celującymi Lubiłam fotografować w czerni-bieli reportaże Potem młodziutka, pachnąca wyjechałam do Afryki dokumentować narastającą tam wojnę diamentową Dzięki dostępnym mi stale pieniądzom żyłam dobrze Poznałam go na wytwornym, cukrowym przyjęciu tamtejszego króla plemienia morderczego, wężowego Zaoferował mi wielkie złoża kokainy i wina Zostaliśmy przyjaciółmi, szanował mnie jak siostrę spoglądał w me zaczernione, przekontrastowane oczy Mówił, że widzi w nich śmierć, którą on kocha Podczas jednego z seansów, gdy oblepieni złotem bielusieńkie, magiczne mączki z puzderek wpadliśmy razem na zły pomysł, przekrzykując się Może podał go nam równocześnie jakiś demon ta nasza wspólna zgoda, jednomyślność wtedy Wiedział on od dawna, że lubię fotografować śmierć niby to przypadkową, to zwierząt, to kwiatów dzikich Zajmował się narkotykami oraz ich dystrybucją był właścicielem paru magazynów z słodyczami miał też żelazną czwórkę zajmującą się zabijaniem Śmierć drobnych narkomanów, zbyt głośne prostytutki rodziny konkurencyjnych handlarzy i niecni klienci wioski nie współpracujące z nim, na śmierć skazane Ustanowiliśmy układ, utkwił on w nas, mocno związał On mi dozwalał robić zdjęcia tym zamordowanym w których jeszcze życie się tli, bym mogła oglądać napawając się widokiem ich odchodzenia i cierpienia Tę noc spędziłam z Tym, co dał mi władzę oglądania W mych nozdrzach już czułam wielką tajemnicę Me podniecenie, me drżenie było wielkie, niezwykłe Pierwszy raz zdarzyło się to w niedalekim porcie podczas przeładunku miał być usunięty jeden oszust Jechałam w samochodzie, prawie frunęłam jak kruk zobaczyć ciepłe pole bitwy, napawać się widokiem Strzelanina była krótka, wyszłam, spoglądając na niego Błagał mnie o litość i ratunek, powoli i dostojnie ustawiłam aparat, zaczęłam go fotografować cicho Modlił się chyba, zasłaniał się przed mym uśmiechem Podniecenie ogarnęło mnie wielkie, bo Oto Jestem Bogini wojny syci swe kontrasty w skali szarości jak walczy się ze śmiercią, jak śmiesznie się ucieka Innym razem mój ukochany postanowił wybić wioskę Pojechałam wraz z nimi, czekałam w furgonetce aż zakończą przygotowania do mej uczty wieczornej Krzyki kobiet, wrzaski dzieci i męskie płaczliwe głosy podniecały mnie do tego stopnia, że cała piałam Nie byłam w stanie zapanować nad euforią uśmiechem mego wielkiego spełnienia i radości Gdy już otworzyli drzwiczki, kaci całowali mnie po rękach Nikt się przede mną nie schroni, zabiorę jego duszę do mych skrzynek czarnych i tajemniczo zamykanych W fotografiach pozowali zmuszeni do ostatniego uśmiechu Widziałam te twarze popaprane, anatomiczne konstrukcje Dzieci skulone, wyciągające dłonie do skrzydeł kruka Kroczyłam między ich ciałami, ja, królowa ich umierania Jakże dziwne kwiaty pokrywają tę łąkę, jakże dziwne pole? Setek zdjęć, ujęć z różnych śmierci i cierpień wielu Me suknie w czarnej krwi umoczone jak opłatek łamany Mogłabym ratować ich przed odchodzeniem, tamować ich krwotoki, sklejać tętnice przerwane w jednej chwili ale białe oblicze wyniosłe unosiło się nad nimi Tylko na pamiątkę zachowywałam ich wizerunki, portrety portrety trumienne nieznanych żołnierzy, cichych rodzin W zielonej, soczystej wilgocią dżungli schowana śmierć której i tak nikt nie zauważy, nie osądzi, bezkarne me hobby Król koki sprowadził mi nawet chłopca umiejącego wywoływać zdjęcia w żółtych kuwetach, suszył je na ciepłym powietrzu Wisiały te zdjęcia na sznurkach jak prania, drżały na wietrze Zefir muskał je, kołysał te wizerunki, co litości nie doznały Mój techniczny wkrótce sam się powiesił na tych sznurkach Na którejś z fotografii rozpoznał swe dziecko i żonę dawną Wisiał wraz z tymi zdjęciami, kołysał się na ciepłym wietrze Nadużywałam słodkich narkotyków, pod rzęsami je nosząc Zwycięska w czarnych sukniach u królów afrykańskich Sprzedawaliśmy im najlepsze wyroby cukiernicze w okolicy wraz z bronią do wojen krwawych i potępiających rzesze Nad czarnymi łepkami płynęła biała królowa, język maczająca przygryzając z podniecenia do krwi oczy zachodzące mgłą na wspaniałych wypoczynkach sprowadzanych z mediolanów Mój wielki król zawsze prosił mnie o podjęcie decyzji strategiczne było me krakanie głodne śmierci i krwi Opowiadałam mu często, jak odchodzą jego wrogowie Pokazywałam mu zdjęcia dawnych niepodporządkowanych Śmialiśmy się wtedy, pijąc szampan wyborny, kochając się na tych zdjęciach, jak na niebie czerwonym bóstwa razem a ludy prymitywne odczytują to z konstelacji gwiazd Mordowaliśmy wzajemnie swych kochanków z dziczy przygodnych, obustronnych, śmiejąc się, ćpając Biała jak kokaina królowa nocy rozkoszą i towarzyszem Miałam parę tysięcy zdjęć z różnymi trupami pozującymi w ekstazach cierpienia, bólu zatrzymanego na papierze Śmierć zdarzyła się porą deszczową, gdy odpoczywaliśmy po nocnych eskapadach na dachach świata bezkarnego Do naszego pilnie obserwowanego pałacu wjechała armia Byli wśród nich zbójcy wyszkoleni do przerywania uczt W pałacu wszyscy zostali zastrzeleni, nawet psy w ogrodzie Gdy wtargnęli do sypialni byłam nieprzytomna, naga Podszedł do mnie sędzia, strzelając z hebanowego pistoletu w głowę jasną, całą w lokach z dawna zapętlonych w kołtuny Zdążyłam usłyszeć tylko krzyk zdziwienia króla mego Eksplozje nabojów w mej głowie zapukały krzykiem Leżałam jeszcze chwilę na polu bitwy, słysząc swój ból napełniając się obficie krwią, dławiąc się nią histerycznie Me oczy zamarły i odzyskałam świadomość, znów byłam Poczułam wielką moc, mój lot kruka znów był uwolniony Poczułam obecność innego boga niedaleko stąd za rogiem Uciekłam od niego jak najdalej, moje spojrzenie było przesycone Uciekłam do jakiegoś ciernistego gniazda gorycz się w nim lęgnie na wiosnę Rozbiłam się o bramę, na której rozpoznałam dawne wizerunki dawnej świetności, boskości nurkującej w bólu Pióropusz został mi zabrany, nagość też została zabrana Badb Catha, kiedyś nasycająca się widokiem bitwy ucięte ma skrzydła i dziób, i wszystko ucięte jestem kadrowana skadrowana idealnie do ostatniej fotografii ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dwudziesta-trzecia-badb-catha-kracze. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.