Bianka Rolando Biała książka Czyściec Pieśń dwudziesta dziewiąta. Lilith w powietrzu śpiewa do Bianchi Bianco, Bianco najdroższa i ukryta ciągle Zabieram cię ze sobą daleko, pod spód Tutaj nasze pieśni nie są wysłuchiwane Prochy żywią się melodiami skruszonymi Wtul się w me włosy, bo podążamy przez wiele milionów istnień skrytych do pasa granicznego, gdzie tajemnica sekrety ukryte w słowach i pieśniach Nasze dusze podwójnie rozwarstwione w ukrytych szczelinach czarny krem wyborny Znam te szepty prawie modlitewne w twoim zmęczeniu odnajduję chciwie Czekałam długo na ciebie tutaj, niuchając Nocowałam w swej sukni, żywiąc masy skrawki słodkich korzonków rosnących na moich dłoniach, na stopach żyznych zagubił się ich smak, koloryt dawny dlatego świetnie nadają się na nawóz o nazwie fabrycznej Evergreen for you Schowana w swoich dawnych dekoracjach ze sklejki malowanej odręcznie, heblowanej Scenografie po spektaklach, kostiumy zużyte z bandaży, z plastrów przeciwreumatycznych Mam jeszcze ciepły głos, tylko dla ciebie Miodne wspomnienia rozświetlonych słów Czy pamiętasz ich znikome ślady w sobie? Zdyszana z pośpiechu śpiewam pieśń dla ciebie Jestem taka pospieszna, jestem pospieszna ciepła i wielokrotnie zagięta w sobie tutaj Przenoszę nasze ciężary do cieplejszych krajów naszą zgniliznę w koronkach ze słów noszę Sunę z wielkim wysiłkiem do tyłu trzeba teraz to przeliterować do początku Moja czarna królewno, porzucona przez siebie gdzie twój dwór okazały, gdzie twoje służące których obecności niechybnie oczekiwałaś? Osuszę twe łzy w biegu szalonym i celowym Jestem Lilith, pocieszycielka wycofana w dal Miękkie są nasze zbroje, delikatniejsze niż skóra cieląt i koźląt ssących daremnie wodę ciepłą przegotowaną, ostudzoną do temperatury pokojowej Podatniejsze jesteśmy na rany cięte i rwane Nie patrz tak na mnie, za głośno spoglądasz Musimy uważać na fruwające tutaj papiery ścierne wielkie, atakujące mechanicznie byty roztrzaskane czasami Gruboziarniste pilnują pól pustynnych Me kolana są sine od pasów startowych podchodzenia do lądowania w celach fizjologicznych Wysycha ma skóra delikatna bez kremów, bez dłoni Marnotrawię swą urodę w tym pejzażu z tytoniu Wybielona, chlorowana, w brudzie płukana bielanko ubrana w litanie do najświętszych serc błyszczących mają one funkcje odblaskowe, to czyni je migotliwymi są zdumiewająco funkcjonalne w liściastych lasach Wleczesz swe gobeliny, którymi się nikt nie interesuje ani to latające dywany, ani wyborne dekoracje wnętrz Wyścielają one wysypiska śmieci, pojemniki kradzione pojemniki na śmieci przywożone jak trofea zwycięskie Masz przy sobie klasery ze znaczeniami sprzed wojny między dobrem a złem, drugiej czy dwudziestej dziewiątej Przyciskasz pieśni do siebie jak ostatni oręż, tarczę rzeźbioną chroniącą przed pęsetami i dźwigami abstrakcyjnymi w ścisku, w skrzypieniu, w podnoszeniu wielokrotnym Uciekając przed zagładą rychłą, chowasz się do kąta liczysz i odliczasz od tyłu wszystkie wiersze w nadziei Swoje imię czytasz od tyłu, jak imię przewrócone w śnie lecz nie znajdziesz nic w tym przeczeniu frywolnej magii Musisz się tu więc pogodzić z przyciasnymi słowami z podśpiewkami naszymi sprzedawanymi za grosze Śpiewane rymy i schematy dla fałszywej gwiazdy oby swym blaskiem nas balsamowała przed zniknięciem w zapadniach niepamięci, w niewidoczności pospolitej Murzyńskie oblicza jednak w nas głęboko spoczywają odwrócone od posłuszeństwa, powinności dnia-nocy My, kolonizatorki u bram edenów, przedmieścia rabujące Jakoś nam tak trudno oddawać to myto za przejście ze zbiorów naszych, z plonów niezwykle płodnych trudno dziesięcinę ze słów oddać, przekraczając dalej tupiemy, podskakując w tańcu na znak buntu przeciwko w korowodzie cichym, zamkniętym na wszystko wokół Lecz w środku najgłębiej jest wielki lęk tłuszczem obrośnięty toczy naszą lotność Spoczywasz senna przy mnie, ze znużenia, ze snu Mój złowiony sum cały dnem umorusany, okraszony ciągle w poszukiwaniu mętnych granic dna stawów Węgorze czarne prześlizgują ci się między zębami gdy milczysz, także się kłębią, jak po bitwach morskich To ich umykanie, zakreślone grzbiety, słowa ze śliny nie odczytywalne przez wróżbitów ani grafologów Pochwycam cię, by w ich centrum oś ruchu zanikła powodując ich nienaturalny chaos i rozwarstwienie Podzielić je, rozwarstwić precyzyjnie w podroby na filety bez kręgosłupów dawnych, ości ukrytych na skóry preparowane i suszone w pełnym słońcu w popiołach nienasyconych ciągle i zmuszonych Uważaj, możesz puścić mą wstęgę przez nieuwagę Splotę więc dla ciebie nosze wygodne w drodze z mych czarnych tasiemek powiewających i włosów w powietrzu, co teraz bardziej słonym się wydaje jego smak czujemy już razem w ustach naszych / ciszej / Kołysane przez szepty i szyfony przez szepty i szyfony ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dwudziesta-dziewiata-lilith-w-powietrzu-spiewa-do-bianchi. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.