Mikołaj Rej Żywot człowieka poczciwego ISBN 978-83-288-6370-5 Przedmowa do nowego wydania Reja Życie Reja przez współczesnego jemu Trzecieskiego skreślone tu się znajduje: po upłynieniu trzech niemal wieków nie jesteśmy w stanie cokolwiek bądź do niego przydać, pozostaje więc tylko powiedzieć nieco: o duchu pism Reja, zaletach i wadach. Poczet dzieł jego znajdzie ciekawy czytelnik w Bentkowskim, Juszyńskim; przydajmy tylko: że wydającego się teraz jest edycja pierwotna 1567 in folio w Krakowie przez Oloffa przytoczona, i tegoż roku bez miejsca druku in quarto. Wielkie pomiędzy nimi zachodzić mają różnice: pierwsza ozdobiona rycinami, dawną pisownią; druga bez rycin i pisownia jej prawie teraźniejsza, (jak twierdzi Juszyński) co zadziwiającą zdaje się być rzeczą, ażeby jednym rokiem oznaczone wydania, nie mówię co do samych tylko ozdób, ale co do pisowni, tak wielką miały różnicę. Trzeci raz wydane Zwierciadło Reja, czyli żywot poczciwego człowieka 1568 in folio w Krakowie u Macieja Wierzbięty i podług tego wychodzi teraźniejsza *edycja*; czwarty raz na koniec 1606 w Wilnie w ćwiartce. Wydania in quatro są mniej zupełne, o czym przekonać się można z dykcjonarza poetów polskich ks. Juszyńskiego. Sądząc o Reju, pod różnymi względami uważać go należy, i to niniejszego pisma przedmiotem. Rej pisarzem natury, pisarzem oryginalnym Zaniedbane było jego wychowanie, później wszakże u dworu Andrzeja Tęczyńskiego, wojewody sandomierskiego, przy Mikołaju Sieniawskim, wojewodzie ruskim, hetmanie w. koronnym bawiąc, poznać musiał Rej niewiadomość własną, jej się wstydzić, wiele czytać, przysłuchiwać się poważnym rozmowom, pracować usilnie, a kiedy go natura dlań szczodra niepospolitym obdarzyła dowcipem i przenikliwością, kiedy mu dopomagało z znakomitszymi osobami w kraju obcowanie, powłokę nieokrzesania zetrzeć z siebie zdołał, i nie musiał być pozbawiony wszelkiej w pożyciu przyjemności, gdy w rozmowie z nim smakowali i królowie i możni, i wszystko co było najcelniejszego. Księgi Pisma Świętego, każdemu pomocne, tak wzniosłe, tak doskonałe, znać, że czytał troskliwie, że się nimi przejął, a jeśli bez dobrego przewodnika je czytając, napojony innymi zdaniami, nie korzystał z nich religijnie, wielce go przynajmniej udoskonaliły jako pisarza. Z nich pochwycił Rej niekiedy owe boskie, samą prostotą szczytne sposoby wyrażania się, owe tak szczęśliwe zwroty, ów głos do serca, że tak powiem, przenikający; tyle mają wpływu na umysł te święte księgi, do udoskonalenia się tak nieodbicie potrzebne. Czytał i dziejopisów, często ich przytacza, jeśli nie zawsze w duchu krytyki i łatwowiernie czasem, azaliż można jemu, w tym wieku zwłaszcza, jako winę to poczytać? Tak więc sobie samemu winien będąc, acz spóźnioną, *kulturę*, w latach ugruntowanego rozsądku podobnie jak *Rousseau* zaczął pisać; słusznie więc go nazwać możemy pisarzem Natury, pisarzem oryginalnym. Nie doścignął wprawdzie tego, z którym go porównywać śmiemy, ale ten sam rodzaj zdolności późnego ocucenia się, jednostajne w obu tych mężach usiłowanie do nabycia własnymi siłami oświaty, ta sama dążność w ich pismach, ażeby przez moralność czystą innym stawali się użytecznymi, podobieństwo niejakie między nimi stanowi. Rej pisarzem narodowym Język dawnych Rzymian stał się w całej niemal Europie dyplomatycznym, religijnym i naukowym językiem, ich i Greków literatura wzorową, jedyną przyświecającą gwiazdą tym, którzy wpośród ciemności kierować się nią chcieli, nicią Ariadny, za którą postępowali niepewni swych kroków, w ciągłej obawie, że ośmielając się ją zerwać albo cokolwiek od niej odstępując, na same tylko wpadną bezdroża, w przepaście wlecą. Jeśli gdzie, to u nas mniemanie to głęboko było wkorzenione; religijni, w tym języku słyszeliśmy odzywającą się do nas apostolską stolicę, w tym odbywane kościelne obrządki, tym wznosiliśmy głos do Boga, tym Bóg do nas zdawał się przemawiać; obywatele, w łacińskim odbywaliśmy wszelkie stosunki z obcymi, i w własnym nawet kraju, w tym nie w ojczystym języku odbieraliśmy rozkazy dworu, królów naszych przywileje, nadania i wszelkie łaski, w nim ustawy czytaliśmy i wyroki sądowe, łacińskie pergaminy stanowiły prawa do majątków, stwierdzały umowy ślubne, przenosiły do potomków ostatnią wolę naszą; w tym na koniec języku pobieraliśmy nauki, używaliśmy ich w dalszym wieku lub wsławialiśmy się sami łacińskimi jedynie dziełami. Szczupły nader był zakres pism wyszłych w języku ojczystym za panowania Zygmunta I. Synowi to jego dopiero zostawiono było uczcić tyle narodową mowę, że nią i Monarcha w pismach urzędowych przemawiać zaczynał, i rodacy z nią odzywać się nie wstydzili. Za tym szlachetnym idąc uczuciem i Rej nasz z zamiłowania ojczystej mowy jedynie, i żeby stał się dla wszystkich przystępny, w niej pisał, i pisał z upodobaniem; nie na obce zapatrując się wzory i prawidła, lecz z własnej wydobywając je duszy, słowy, umysłem i sercem Polaka. Porównanie wszelkie brał to z ojczystych rzeczy, to naśladował biblijne. Każdy jego wyraz polski, tok mowy narodowy zupełnie. I zasłużył u współczesnych, i w naszym zasługuje mniemaniu na ten chlubny zaszczyt, ażebyśmy go prawdziwie narodowym pisarzem nazwali. Tym snadniej mu to przychodziło, że, jak sam o sobie powiada: Z granice polskiej milę nigdziem nie wyjechał, Lecz co wiedzieć przystoi, przeciem nie zaniechał. Tak więc oswojony z obcymi, ile nieodbicie było potrzeba, lecz nie skażony, ani przepełniony nimi, zamiłowawszy i ziemię ojczystą, i język, i to powietrze, którym oddychał, czyste i prawdziwe polskie, wywierał je równie w swych pismach, a to co w wierszu do niego powiedziano, my dziś jeszcze przyznamy: „Rozumem i polszczyzną wiele ich przechodzi”. Wszakże i Juszyński, dając wyrok o właśnie teraz wychodzącym dziele, powiada: „Może to dzieło przydać się filologom ojczystym dla szczególnych wyrazów i sposobów mówienia: niemniej daje obraz owoczesnych krajowych zwyczajów, i w rzeczy samej nie znam księgi, w której by można wyczytać wierniejszy opis, nie tylko domowego pożycia dawnych Polaków, ale nawet ich mowy. Czytając to dzieło, można się przenieść myślą w domy i posiedzenia przodków naszych, można doskonale widzieć, jakie przed dwieście kilkadziesiąt lat w Polszcze było gospodarstwo, handel, rząd i najdrobniejsze szczegóły domowych zabaw; bo są opisy strojów, pojazdów, stołów, małżeństw, wzajemnych odwiedzin; zgoła chcący czytać historię domowego życia Polaków wszystko tu znajdzie”. Słusznie w oddawaniu mu zalety nieszczodry Juszyński, to przecie na jego pochwałę wyrzekł: w Reju albowiem, Górnickim i małej podobnych im liczbie Ojców naszych, że tak powiem, niewyrodne poznawać możemy twarze, śledzić ich zwyczaje, skłonności, obyczaje, na nich opierać poszukiwania. Rej pisarzem i moralnym i patriotycznym Gdzie go nie uwiodły błędne religijne mniemania, Rej pisarzem jest moralnym, a kto w pismach swych czystą moralnością oddycha, nie wiem, czy gdzie się go o taki sposób życia, jaki z niektórych fałszywych, a przynajmniej może nie zawsze ściśle bezstronnych świadectw Juszyński mu narzuca. Rozróżniać wreszcie wypada płochą i niebaczną źle wychowanego Reja młodość i podeszlejszy wiek jego, kiedy zapatrując się na cnotliwych i światłych mężów, a obok nich postrzegając i nieudatność własną i złe może nałogi; nieumiejętność pracą wynagrodzić, wady rozsądkiem wykorzenić postarał się i śmiele rzec możemy, stał się godnym tych, z którymi obcować szczęśliwsze dozwoliły mu losy. Lecz ważniejsze może to jest spostrzeżenie, które ośmielamy się uczynić, że w tej epoce żyjąc, kiedy uszczęśliwiające Polskę Jagiellonów plemię, gasło na bezdzietnym z kilku żon Zygmuncie Auguście; kiedy w królu, mężach stanu, rodakach, jakąś fatalną na grożące krajowi osierocenie tronu i zbliżającą się szkodliwą zmianę kształtu rządu postrzegał obojętność; Rej przenikliwszym okiem zgadując przyszłość, zdawał się czytać otwartą przed sobą dalszych dziejów naszych księgę; przewidywał: gdy inni szałem odurzających swobód upojeni, przyjemniejszych a szkodliwszych jeszcze pragnęli chciwie; przewidywał mówię: że gmach ten w zasadach swych pokonywany niebacznie, przez co go wspierać mieli, runie i ciężarem swym przytłoczy mieszkańców. Jakoż on to pierwszy, że tu wspomnę, co przytoczył Czacki, dostrzegając: „że w mieszkaniach Królów, w siedliskach władzy rządowej zaczyna pająk wić pajęczynę; jak ów puszczyk na wieżach gmachów spoczywając wydawał głos ostrzeżenia”. Wszakże i jego wołanie, jak tylu innych po nim, było głosem wołającego na puszczy. Zalety niniejszego zwłaszcza pisma Reja To cośmy wyżej powiedzieli, do zalet pism Reja, niniejszego zwłaszcza, bez wątpienia należy. Przydajmy jeszcze niektóre uwagi. Czyjeż dzieła z Polaków są bardziej w duchu filozoficznym? Zawierają więcej zdań, którymi się napawać, które w ważniejszych życia naszego zdarzeniach przypominać i przytoczyć możemy śmiele, których za godła pism wszelkich używać przystoi i w osobne zgromadzić należałoby zbiory maksym? Nie potrzebujemy dawnych greckich i rzymskich, obejdziemy się bez słynącego z tej miary *La Rochefoucault*, oczytajmy się tylko w naszych, a z podziwieniem ujrzymy nieraz, że to, co on powiedział albo ujmujący wszystkich *Montaigne*, wyrzekli ojcowie nasi. Jakże przyjemnie Rej daje się czytać! Jaka w nim naturalność, zachwycająca prostota, nie bez wzniesienia wszelakoż, jaki porządek, zręczność wyszukania dowodów, trafność w wysłowieniu! Wady pism Reja Oddając mu zalety, na które zasługuje tyle, i wad jego pominąć nie możemy i nie powinniśmy. Niektóre usprawiedliwić się poniekąd mogą, inne są mniej dobrego wychowania skutkiem, inne jego charakteru niezaprzeczenie sprawą, i w tych go niewinnym okazywać nie myślimy wcale. Trafia się, że mniej skromne, mniej przystojne są jego wyrażenia; lecz wyznajmy, że są czasy owej patriarchalnej prostoty, kiedy rzecz każda ma swe nazwanie, kiedy mowa zdaje się być mniej czysta, choć obyczaje skromniejsze zapewne, jak wtenczas, gdy na wszystko rzuca się zasłona, dość przezroczysta wszakże; kiedy dwuznaczność zaledwie pozwolona, a czasem niebezpieczniejsza, jak owa szczerość niewymuszona, a kiedy, obok pozornej niewinności, na czyny, ukryć się zwłaszcza mogące, nie ma prawie hamulca. Jest częstokroć Rej gminny w sposobie wyrażenia się, i ta owocem zaniedbanego, jak sądzę, pierwiastkowego wychowania; rdzy tej i później, mimo wielką nad sobą usilność, widać, że się pozbyć nie mógł zupełnie. Jeśli miało to za sobą korzyść niejaką, że i od prostaczków był zrozumianym, im równie podobać się przez to umiał, z drugiej strony w oczach wyższych osób, teraz nade wszystko, gminność ta jest rażąca. Niepoprawny, niewygładzony Rej bywa; w owych czasach atoli nie ślęczano nad tym, ażeby pisma starannie wygładzać, wymuskać, a gdzie pierwszy wprawdzie postrzega się ulew, lecz kruszec ma cenę, mniej się zważa, chociaż nieco szorstki jest i chropawy. Powtarza się Rej czasem, to w podobieństwach, przytoczeniach, to w sposobach mówienia nawet; w dziełach sporych, jak są jego, trudno jest tego uniknąć. Nie tak prędko mógł je napisać, jak my czytać możemy: zwłaszcza, kiedy przywiązując nas to sprawia, że się od niego nie zdoływamy oderwać. W Reju, tak bym rozumiał, odosobnić należy pisarza prozą i rymopisa. Pierwszy niewątpliwie zasługuje na zaletę i do wyższego nawet rzędu pisarzy w owych czasach należeć ma prawo; drugi, lubo nie jest bez piękności i powabu, częstokroć jest wierszokletą jedynie, czasem płaski, zawsze pospolity, a nigdy prawie wzniosły, wyjąwszy miarę i rymy zdaje się że nie znał, na czym wewnętrzna, na czym prawdziwa zależy poezja; nieco ubarwiona jedynie ta proza, a niekiedy zeszpecona: to gminną odzieżą, to rubaszną postawą i *dialektem*, które tym mniej przystoją mowie uniesień wyższych. Stąd w niektórych zwłaszcza miejscach nie bawi, nie rozśmiesza inaczej dziś pojmujących, ale zdaje się nam być poprzednikiem sławnego Baki, wzorem, na który się zapatrywał godny jego następca, któremu zrównał, którego przewyższył. Wszakże nie pomińmy tego, że umiał cenić tych, w których snać wyższość nad sobą i nad innymi upatrywał, i kiedy Jana Kochanowskiego, młodzieńca wtenczas dla nauki bawiącego w Paryżu, przyniesiono do ojczystej ziemi wiersz Czego chcesz od nas Panie? i Rejowi podano, zasięgając zdania jego, przeczytał z uwagą, zwołał wszystkich obecnych, dowcip i naukę wychwalał, przyszłą Kochanowskiego sławę zwiastował, nie zawistny poczynającej iskrzyć się czystym światłem nowej tej gwieździe. Objaśniono nadto wszelki zadawniony lub niezrozumiały wyraz, a jeśli co wiadomości jakiej dla snadniejszego wyrozumienia zdawało się potrzebować, tę w przypisach umieszczono. ------------------------------------------------ Zwierciadło albo kształt, w którym każdy stan snadnie się może swym sprawam jako we zwierciedle przypatrzyć *Za szczęsnego panowania sławnego króla Zygmunta Augusta, króla polskiego, roku po narodzeniu Pańskim 1567* Omnia probate, quod melius est tenete. To jest nawiętszy rozum, możesz temu wierzyć, Kto się umie w swych sprawach nadobnie rozmierzyć. Ostatka się dobadywaj. Księgi pirwsze żywota człowieka poczciwego *Jakie ma być stanowienie i zachowanie spraw i żywota jego, począwszy od urodzenia jego aż do średnich lat jego* Panie młody,Dla urody,Czynią wrzody,Gdzie złe brody,Z złej gospody, Strzeż się szkody Bo przygody Jako wody, Skąd więc smrody Gdzie skubą brody, Z piekła zalatują, Mijaj. ------------------------------------------------ Na Łodzią, herb starodawny w Polszcze Rozliczne na świecie szkody, Ale snać nawiętsze z wody Bo ta ustawicznie płynie, A niejeden na niej zginie. Rozum ludzki potym sprawił, Iż łodzią na to naprawił, Iż co na wodach pływają, Bezpieczni na niej bywają. W Polszcze zacni ten herb mają, Którzy bezpiecznie pływają W cnotach, w sławach, w poczciwości, Nie bojąc się nawałności. Ani żadnej szpetnej burze, Wznosząc żagle swe ku górze. Iż się żadny nie ochynie, Tak dawno ta łodzia słynie. A każdy stan zacny bywa, Który na tej łodzi pływa. Dziś zacni z Górki panowie Są jej przedniejszy wodzowie. A bezpiecznie w niej pływają, Co to w Polszcze wszyscy znają. Wiatr im szkodliwy nie szkodzi, Każdy do portu ugodzi. A dopłynąć nie zamieszka, Kędy sława z cnotą mieszka. Nuż wy też, drudzy stanowie, Bierzcie to na przykład sobie. Wiatrom się nosić nie dajcie, A do portu się pytajcie. Gdzie sława z cnotą wysiadła: Naucząć was obiecadła. Na każdą poczciwą sprawę, Skąd macie mieć wieczną sławę, Boć o was i o nas idzie, A światu, tej nędznej gnidzie, Nie dajcie się marnie zwodzić, Boć wam, wierę, będzie szkodzić. Bo to, co się wam kęs błyszczy, Pewnie was potym wyniszczy. Jedno cnota trwa na wieki: Tej używajcie opieki. Bo świat to morze burzliwe, Nie jednoć łodziam szkodliwe. Wszytkim być się nam ochynąć, Chcemyli brzegu dopłynąć. Bo jeśli portu chybicie, Cóż dobrego uczynicie? Sami leda gdzie zginiecie, A sławę z cnotą miniecie. Przewieź, przewieź! ------------------------------------------------ Jaśnie Wielmożnym Panom, panom hrabiom z Górki: panu Łukaszowi, wojewodzie poznańskiemu i staroście buskiemu, panu Andrzejowi, staroście gnieźnieńskiemu i waleckiemu, panu Stanisławowi, staroście kolskiemu, pilskiemu i moszyńskiemu etc., panom swym zawżdy miłościwym i łaskawym. Acz nietajna jest nie tylko w Polszcze, ale i u inszych postronnych narodów starożytna zacność domów i narodów W. W., nietajne też są u wszech ludzi zacne, sławne a poczciwe sprawy i obyczaje W. W., które jeszcze od młodości W. W. nie tylko iż sławnie objaśnione były, aleby je byli sobie mogli brać na kształt a na ćwiczenie, nie tylko ludzie młodzi, ale pewnie i dobrym baczeniem ozdobieni. A tego mi, zda mi się, za pochlebstwo żaden słusznie przyczyść nie będzie mógł, gdyż mię z tego dobrze wyświadczyć mogą ci, co się temu lepiej niżli ja przypatrzyli i głośno o tym mówią i powiadają — ale acz ona sława przodków W. W. i także i terazejsza zacnych stanów W. W. sławnie trwa i długo trwać musi, lecz jako mądrzy powiadają, iż się czasy zawżdy mienić muszą, a my też pewnie z nimi także się mienić musimy, a co nie bywa dla ludzkiej dłuższej pamięci pismem podparto, wszytko z odmiennością czasów snadnie z pamięci ludzkiej może być odniesiono — a iż ty książki, które właśnie może zwać zwierciadłem człowieka poczciwego, gdyż we zwierciedle, gdzie brudno, a gdzie krzywo, może wszytko upatrzyć, a upatrzywszy poprawić, teraz nowo są na świat wydane, nie zdało mi się, aby miały być słuszniej komu przypisane a przywłaszczone nad zacny stan W. W., które Pan Bóg i zacnością, i dostojeństwy, i poczciwymi sprawami, i sławnymi żywoty ozdobić raczył, iż czego kto sobie nie doczcie w książkach, niech się ostatka dopatrzy na uczciwych sprawach a zwyczajoch W. W., a k'temu niech będzie długa pamięć po społu i z książkami W. W. na świecie odmiennym. Acz tak rozumiem: jako każda rzecz na świecie, także i ty książki sędziego i podsędka o sobie mieć muszą, a nie każdemu się podobać będą, ale gdyż nie z żadnego ugonku ani pożytku, ani z żadnej niepotrzebnej sławy są na świat wydane, tylko z szczyrej życzliwości braciej swej a narodowi polskiemu, niechże, wierę, dobry brat rozumie a szacuje jako raczy, boć też to zaprawdę drudzy nie z żadnej zazdrości czynią, jedno iżby to rad w sobie ukazał, iżby to lepiej umiał, kiedyby chciał. A wszakoż jeśliby mu się co nie zdało, owo ja pożyczę piórka, o papir też snadnie: niechże sobie poprawi abo z nowu napisze, jako mu się nalepiej będzie zdało. A jakom widział na jednym zacnym domie ty wirszyki napisane: „Sobiem k'woli budował. Szacuj, jako raczysz, A na swym więc poprawisz, co nie k'myśli baczysz” — także ja też tego każdemu snadnie dopuszczam. A też pczoła nie tak szkodliwie ukąsi jako sirszeń. Pczołam tedy o tym ja bęczeć dopuszczam. Bo poczciwy człowiek, równie jako sirszeń, na swym poczciwym przestawa, a nie bierze nigdy miodu z cudzego gniazda i nie kąsa, aż go rozdrażnią. Tylko proszę moich miłościwych panów, aby to ode mnie W. W. jako od życzliwego sławy i długiej pamięci W. W. wdzięcznie przyjęto było. Quia aurum et argentum non sunt mihi, quod habeo hoc vobis do. A przy tym i sam siebie, tak jakom z dawna zwykł, jako on Eschines, który, gdy Sokratesowi dyscypułowie upominki dawali, powiedział, iż: „Nie mam ci co inszego dać, aleć dawam sam siebie”. Jako to Sokrates wdzięcznie od niego przyjął a prawie go sobie jako za syna wziął, to tam o tym historia świadczy. Przy tym daj, Panie Boże, W. W. długie a szczęśliwe przy dobrym zdrowiu panowanie. Data z Kosowa, dzień świętego Jana Chrzciciela, roku 1567. Życzliwy iście na wszem służebnik W. W. Proemium, to jest krótki wywód, co ty księgi w sobie zamykają Starzy oni filozofowie zacni pogańscy, nie wiedząc nic ani o Bogu, ani o wolej bożej, ani o zakonie Jego, tylko się tak przyrodzonymi cnotami sprawując, kto czytał ich sprawy, może się iście podziwować, pomyśliwszy sobie, co to byli za ludzie, a jako cnotliwych, pobożnych a poczciwych obyczajów i używali, i w nich się zachowywali. Ale iż świat jako jest odmienny i z dziwnymi sprawami swymi, to już jawnie a prawie na oko widzimy, że za odmiennością czasów jego i dziwniejszy ludzie nastawają, i dziwnie się mieszają z obyczajmi swymi. A mali się prawda rzec, za łaską bożą, acz i prawa Pańskie, i prawa wedle biegu świata tego słusznie postanowione, a znacznie objaśnione mamy, przedsię co dalej, to w gorsze a w zawikłańsze się sprawy i udawamy, i bezpiecznie ich używamy, a trudno się już ty koła leda jako zahamować mają. A to nam wszytko rozumki nasze nowo wymyślne, omylne postawki, pycha a słówka przekęsowane czynią. Czego nie tak przodkowie naszy używali, co się i z starego pisma ich ukazuje iż po prostu mówili, ale statecznie przy tym, co ich poczciwemu stanowi należało, i stali, i mocno tego używali. A iż wszyscy narodowie języki swymi sprawy, cnoty, i poczciwe obyczaje dla pohamowania swowolnego przyrodzenia ludzkiego i pisali, i na piśmiech potomkom swym zostawiali, jednochmy my Polacy w swym języku prawie zadrzemali, a mało pisma mamy, które by nas wżdy też czasem pohamować mogło, jakobychmy wżdy w roztropnej słuszności spraw, zwyczajów i postępków swych poczciwie używać mogli. Bo jako inszy narodowie o nas, o Polakoch, piszą, iż trudno ma być który naród tak z przyrodzenia do każdego obaczenia tak przykłonny, jako jest naród nasz polski, na którąkolwiek stronę staranie a ćwiczenie swe będzie obrócić chciał. A gdyż o to nic nie dbają ci, które Pan Bóg i naukami ozdobić, i ubłogosławić raczył, aby pisaniem swym albo rozważnym upominaniem swym ludzi przestrzegali z ich powinności, tedy wżdy niech kamienie woła. Tedy mi się z tej przyczyny zdało, acz prostakowi a nieuczonemu, przypatrując się sprawam a obyczajom ludzkim, nasłuchawając się też częstokroć, co poczciwi między sobą ganią, a przy czym też słusznie przestawają, a co słusznie pochwalono i poganiono być może, aby się też wżdy co o tym napisało, jakoby też wżdy poczciwy Polak, gdyż to każdy słusznie zeznać musi, iż jest z przyrodzenia cnotliwy, swe sprawy a swe poczciwe postępki stanowić i ku jakiemu by je końcowi rozważeniem rozumu przywodzić miał, i jako jest powinien w nich się i zachować, i stanowić, aby umiał. A tak to małe napisanie, które się zamyka w tych to księgach, o poczciwym zachowaniu, o cnotliwym stanowieniu żywota człowieka poczciwego, podawam ci przed oczy twoje, mój miły, szlachetny Polaku, acz prostym szyrmem, ale dali Bóg życzliwym, od prostego napisane. Ale gdyż cię Pan Bóg obdarzyć raczył z przyrodzenia roztropnym baczeniem, tak jako to i inni narodowie zeznawają, tak rozumiem, że sobie ostatka z swego uważonego rozmysłu dołożyć będziesz umiał i sławę, i myśl spokojną, i żywot poczciwy, i Panu Bogu wdzięczną ofiarę, jakożeś się o to starać powinien, okazać i uczynić będziesz umiał. Co inaczej być nie może, jedno iż musisz temu swowolnemu osłowi a temu tępemu ciału swemu ująć obroku, a dodawać mu ostróg, i przypatrować mu często munsztuku, aby swowolnie nie bujało. A tak, gdy będziesz ty księgi czedł, tedy wiedz, iż są na trzy części rozdzielone. Pirwsza część jest od urodzenia człowieka, jakie są przypadki jego i jakie ma być ćwiczenie i wychowanie jego aż do lat średnich jego. Druga część jest od średnich lat jego, jaka ma być sprawa około niego i jakie mają być postępki jego i stanowienie poczciwego żywota jego. Trzecia część jest, gdy już przydzie do wieku ostateczniejszego a do poczciwych a szedziwych lat swoich, jako też tam już ma w rozmyślnym żywocie swoim a w poczciwej powinności swojej a w bojaźni bożej stanowić ony wdzięczne, spokojne a szedziwe czasy swoje, a jako się nie ma lękać ani przypadków żadnych tego świata, ani szedziwości swej, ani onego ostateczniejszego strachu, który nas już ma doprowadzić do inszego królestwa a do inszych rozkoszy, niżli są świata tego. Co tak rozumiem, iż cztąc powoli, lepiej to będziesz umiał rozważyć, niżli jakoć tu jest krótko wywiedziono. Vale. Do tego, kto ma wolą czyść ty księgi Przetoć dano ty książki, abyś się rozmyślał, A co jest poćciwego, abyś pilno kryślał. Pomniąc na prędkość wieku, jako z wodą płynie, Jedno sława poćciwa, ta nigdy nie ginie. Pomniąc też na odmienność świata mizernego, A jako na nim nie masz nigdy nic pewnego. Bo nie dufaj fortunie, choć cię kęs popieści, Ta łaska jej, ani wzwiesz, gdyć zginie bez wieści. Tak radzęć w każdej sprawie rozumu się chwytaj. A do cnej poćciwości a sławy się pytaj. Abowiem sława wieczna, która jest kwiat cnoty, Piękniej twój stan ozdobi niż złote forboty. Nie folguj przyrodzeniu, wszak znasz sprawy jego To cię więcej do złego ciągnie niż dobrego. Nie wierz świeckim przypadkom, nie dufaj fortunie, Bo cię ta w las zawiódłszy, ni wzwiesz, kiedyć dunie. Bo choćbyś ty nabarziej pieścił przyrodzenie, Przedsię cię to pociągnie na swoje ćwiczenie. Nie pomoże wilkowi, choć mu mięsa dadzą, Przedsię mu młode kozy przed oczyma wadzą, A jako go powoli wypuszczą z powroza, Alić wnet kwiknie Świnia albo wrzaśnie koza. Kijemże tego wilka, co cię wiedzie k złemu, Niech ci nic nie przekaża poćciwemu twemu. Uczyń gwałt przyrodzeniu, a niech cię nie rządzi Bo ktoć mu da swą wolą, wierz mi, każdy zbłądzi I fortunie omylnej też nie zawżdy dufaj, Radszej cnego rozumu z poczciwością słuchaj. Bo ta snadnie uwiedzie przysmaki dziwnemi, A gdzie się ochyniemy, ani sami wzwiemy. Nie dajże się uwodzić z swej poćciwej drogi, Widzisz, żeć o cię idzie, nieboże ubogi. Bo gdzie z cnoty poczciwej a z rozumu spadniesz, Nie leda jako, wierz mi, co z tym czynić, zgadniesz. Nie bądź wirzbową witką, która tak uroście, Gdzie ją z młodu nachylą, a też miewa goście. Każdy gałęzi łamie, wiedząc, iż nie rodzą, Więc ją i kijem tłuką, i kozy ją głodzą. Lecz bądź drzewem cedrowym, które swe wonności Podawa z Libańskich Gór ku ludzkiej wdzięczności, Cień rozkoszny ze wszech stron rozpuszczając z siebie Także niech wonności cnót zalatują z ciebie; A pod swym także cieniem zakryj, kogo możesz, Sobie w sławie, a jemu w potrzebie pomożesz. Ku książkam krótka przedmowa Cóż, miłe książki, zaż się precz bierzecie, A na wsze strony snać się roznieść chcecie? Nie wiecie, jakie świat ma rozbójniki: Zmylą wam szyki. Bo zazdrość marna na gościńcu stoi, Która cnej cnocie wiele złego broi, A wiedząc pewnie, iż od niej idziecie, Kijem weźmiecie. Swawola sprosna, co ludziom smakuje, Wierzcie mi, iż ta też o sobie czuje, Wiedząc, iż ludzi ciągniecie ku cnocie: Być wam w kłopocie. Bo ty dwie panie, tak na się łaskawy, Ciągnąc k'swej myśli wszytki ludzkie sprawy, Zacna fortuna iż im pochlebuje, Ta was popsuje. Ale wam radzę, obróćcie się tędy, Gdzieby ominąć ty rozliczne błędy, Gdzie na gościńcu sława z poczciwością, Idźcie z chciwością. Nie ustrasząć was żadni rozbójnicy, Gdy ci poczciwi będą społu wszyscy, A jeśli wiernie pomogą cnej cnocie, Być im w kłopocie. ------------------------------------------------ Kapitulum I 1. Jako i przecz Pan Bóg raczył świat stworzyć i człowieka Bóg wszechmogący, którego sprawy, sądy, a na wszem dziwne postępki są, ani rozmierzone, ani żadnym rozumem ogarnione być mogą, gdy raczył świat stworzyć, to jest ziemię, niebo, morza i inne przypadłości na niebie i na ziemi, której dziwnej sprawie żadne się oko przypatrzyć, ani żadny rozum przydziwować się nie może. A wszytko to, cokolwiek oczyma swymi widzieć i rozumem rozeznać możemy, to stworzyć raczył ku czci a ku chwale swojej. A przypatrując się tej dziwnej sprawie, co dalej to więcej się o tym zamyślawać musimy. A iż na niebie wielką a rozliczną, a dziwną różność duchów świętych, to jest aniołów i archaniołów, ku czci a ku służbie swej stworzyć raczył, nie chciał też tego zaniechać, aby też i z tej marnej ziemie, tak jako Bogu wszechmogącemu, powinna cześć a chwała zawżdy iść nie miała. 2. Jako a przecz Pan stworzyć raczył człowieka A tak też potym stworzyć raczył i człowieka, a tak go stworzył i w niewinności, i w dostojeństwie, i w świątobliwości, i w nieśmiertelności, mało nie jako i anioła, tak jako i Dawid święty tego nadobnie w pisaniu swym dołożył, jedno iż różno, tego w widomym ciele, a anioła zasię w niewidomym duchu. To jako tego nędznego człowieka był na tej ziemi postanowić raczył, i jako mu był poddał wszytko pod moc i pod posłuszeństwo jego, to już tam pisma i historie, kto czytał, szyroko o tym poświadczają i wyznawają. Jako też zasie chcąc, aby wiedział on nędznik iż jest creatura a iż ma pana nad sobą, wszytko mu poruczywszy a porzuciwszy pod posłuszeństwo jego, w Raju go, dziwnymi rozkoszami sprawionym, postanowić raczył, aby jedno tak był sobie nad nim rozkoszował w onej niewinności jego, tedy mu jednegoż drzewka zakazać raczył, aby go nie ruszał, ani owocu jego, które drzewko przezwał drzewem żywota, powiedając mu, iż skoro go skosztujesz iż wnet będziesz śmiertelny, a śmiercią będziesz umorzon. 3. Przecz żonę Pan stworzył Adamowi A nie chcąc go tak zaniechać jako pustelnika, powiedzieć raczył, iż: „źle mu być tak samemu, trzeba mu jakiego podpomożenia” i uśpiwszy go twardym snem, wyjął kość z boku jego, a stworzył mu niewiastę też urodą podobną k'niemu. Ten, gdy się obudził, poznał ją wnet i powiedział, iż: „to jest jedna kość z kości moich”. A tu wnet obaczyć każdy może, jako jest dusza rozumna, skoro będzie do ciała wpuszczona, także i w małym dziecięciu, jedno iż nie ma instrumentów jeszcze zrosłych, przez które by on rozum jej i ona nieśmiertelność okazać się miała. Także mu potym onę niewiastę dał za żonę, aby się rozmnażał z nich on naród ludzki, ku czci a ku chwale jego. 4. Przecz czart zwiódł człowieka Diabeł potym, on anioł sprośny, który dla pychy a dla nieposłuszeństwa był strączon z nieba, gdyż był pirwej aniołem światłości, a w wielkiej łasce u Pana tego, gdyż ten Pan pychy a nieposłuszeństwa żadnemu stworzeniu przepuszczać nie raczy, wiedząc onego człowieka w onej łasce Pańskiej i bojąc się, aby mu w niebie nie posiadł onego miejsca jego, nadziewając się jeszcze kiedy przyść ku łasce Pańskiej, wnet oną srogą zazdrością wzruszony starał się pilnie o to, aby był onego nędznika mógł jako zwieść z onego posłuszeństwa jego, a iżby go omierził Panu swemu. Widząc onę niewiastę już mdlejszego przyrodzenia niżli onego człowieka, wnet się o nię pokusił i powiedział jej: „i wiecież wy, czemu wam Pan tego drzewa zakazał albo owoców jego: wiedzcie, iż to drzewo jest takiej mocy, iż skorobyście go skosztowali, wnet byście się stali wieszczymi, a wnet byście wiedzieli, co jest złe, a co dobre”. Onej niebożątku zachciało się być praktykarką a wiedzieć przyszłe rzeczy, wnet urwała jabłko i skosztowała, a namówiła onego nędznika, iż go też skosztował, tak iż potem dowiedział się, co jest złe (ku któremu przyszedł), a co jest dobre, które był utracił. Także wnet niebożątko poznał śmiertelność swoję, poznał wstyd nagości swojej, a już chodził jako błędny w rozpaczy swojej. To już potym jako się nad nim zmiłować, zgromiwszy go, Pan raczył, a jako mu zasię nalazł drogę do miłosierdzia swego, i jako onego sprośnego zwodnika w osobie wężowej przekląć raczył, i jako onemu nędznikowi dał otuchę o miłosierdziu swoim, i jako miało nastać potomstwo z narodu jego, które się miało pomścić onej nieznośnej krzywdy jego, to już tam o tym szyroko historie świadczą, tak jako są o tym samy w sobie napisane. 5. Jako i w jakiej różności naród ludzki rozmnażał się na ziemi A gdy już ten naród nędzny ludzki począł się rozmnażać na ziemi, wedle wolej a sprawy Pana tego, patrzaj, w jakiej różności potym i przyrodzenia, i obyczajów po świecie się dziwnymi kształty rozmnożył. Bo się jeden rodzi srogi — drugi dobrotliwy, jeden pyszny — drugi pokorny, jeden hojny — drugi łakomy, jeden opiły — drugi trzeźwy, jeden mądry a uważnie roztropny, drugi zasię głupi a tępy, a z przyrodzenia ni ocz niedbały. A tak aż do inszych przypadków przyrodzenia różnego, którym się każdy, kto jedno chce, snadnie przypatrzyć i podziwować może: to wszytko razem tenże wszechmogący Pan przy tymże stworzeniu nieba i ziemie sprawić i postanowić raczył. A zowiemy to łacińskim językiem fatum, to jest wyrokiem, a wiecznym dekretem wielmożności jego. A jako co raz rzekł, i jako co któremu stworzeniu przywłaszczyć raczył, także już to koło wiecznie a nieodmiennie toczyć musi aż do świętej wolej jego, a do skończenia świata wszytkiego, tak jako sam o tym jaśnie powiedzieć raczył, iż niebo i ziemia przeminąć może, ale słowa a dekreta jego nieomylne nigdy się zmienić ani przeminąć nie mogą. Patrzajże, jako tu widzimy na tej nędznej ziemi rozmaite różności w przyrodzeniu, tak między źwirzęty, także między rozlicznymi ptaki, rybami, drzewy i między zioły rozmaitymi, tak iż każde stworzenie wedle natury swej a wedle onego raz uczynionego twardego dekretu Pańskiego musi używać obyczajów i przyrodzenia swego, a nigdy się już żadne inaczej odmienić nie może, już tak aż do skończenia świata wszytkiego. 6. O różności stanów niebieskich, a stąd i ludzkich A gdy tak mocne postanowienie widzisz w różnościach stworzenia świata tego, cóż rozumiesz o onych mocach niebieskich, w jakich je dziwnych, różnościach, sprawach i możnościach ten Pan wedle wolej swej świętej postanowić raczył. O czym nam dziwno i myślić, i mówić, bo tego rozum człowieczy żaden właśnie nigdy zrozumieć nie może. Acz tego potym Pan z łaski a z miłosierdzia swego ludziom uczonym a łaską jego ozdobionym dopuścił był po trosze rozumem dosiąc i wyrozumieć. A jako już wiesz i widzisz iż różne są przyrodzenia w każdym stworzeniu na ziemi, także też tam są, wierz mi, dziwnie różniejsze i dziwnymi sprawami i obdarzone, i rozsadzone, tak iż też jedny są płanety dobrotliwe, a drugie sroższe, także aż do inszych postępków, czego się już wżdy ludzie po części z łaski Pańskiej i dopatrzyli, i po trosze wyrozumieli. A iż pospolicie Pan na górze, a podlejszy stan na dole pozostawać musi, a przedsię onej góry zwirzchnością rządzony sprawowan być musi. Także też i w tym porządku ten wszechmogący Pan sprawić i postanowić raczył, iż sprawiwszy ty dziwne biegi a ty różne płanety niebieskie, które się ustawicznie z tym niebem toczą, którego tu po części kęs widzimy około tej małej a okrągłej ziemie, na której jestechmy rozsiani wszędy, a gmerzemy około niej nie inaczej jedno jako mrówki rozsypany około jakiej góry, tedy z jakim przyrodzeniem planeta, na którą część onej ziemie nastąpi, takież się też sprawy i wszytki postępki wedle przyrodzenia onej płanety mieszać i broić muszą. 7. Człowiek wedle biegów niebieskich rodzić się musi A także i człowiek, gdy się tam na ten czas urodzić mu się przytrefi, już wedle sprawy i przyrodzenia onej płanety z takimiż się obyczajami i postępki urodzić musi. A to jest praedestinatio, co zowiemy przejrzenie Pańskie, onym mocnym dekretem Pańskim raz uczynione, iż się człowiek nędzny z onej raz nadanej onym różnym płanetam mocy rodzi abo zły, abo dobry, tak jako mało nie w każdym różne przyrodzenia widamy. Także to stąd przypadnie, iż się stanie potym abo godnym, abo niegodnym łaski Pańskiej, jeśliże temu wczas rozumem a bojaźnią bożą zabieżeć nie będzie umiał, obaczywszy z przypadków niedobrze postanowione przyrodzenie swoje, tak jako o tym i niżej usłyszymy. Boćby to niepotrzebna praca była tego tak wielmożnego Bóstwa, aby po piąci abo po sześci tysięcy lat o namniejszym człowieczku od początku świata wiedzieć a postanowić miał, jako się kto urodzić miał, i z jakimi obyczajmi. Ale jako raz rzekł a jako raz postanowił i mocnym swym dekretem utwirdził i zapieczętował, także się to już tak aż do skończenia świata zawżdy toczyć i sprawować musi. 8. Co sprawuje cztery wilgotności w człowieku Patrzajże zasie już ku tej sprawie dziwnej niebieskiej, co zasię znowu do takiego nędznego a zamieszanego przyrodzenia naszego przypada. Abowiem to jest rzecz nieomylna, iż ciało człowiecze z tych się czterzech wilgotności rodzić musi, to jest, ze krwie, z kolery, flegmy, a z melankoliej. To już wiemy snadnie, co jest krew, a co jest flegma, ale melankolia jest jakaś lipkość a klijowatość po ciele a po członkoch człowieczych rozlana, która też ma niemało mocy swojej. A kolera to jest zgoła żółć, którą częstokroć i w każdym źwirzęciu widamy. A ty czterzy wilgotności są sobie barzo różne i sprzeciwne. Bo krew czyni człowieka wesołego, hojnego, wspaniłego. Kolera pysznego a zuchwałego. Flegma zasię leniwego, ospałego, bladego. A melankolia frasownego, a rzadko wesołego. Otóż którabykolwiek tylko sama człowiecze ciało opanowała, pewnie by je snadnie umorzyła albo barzo zepsowała. Ale to Pan nadobnie tamże przy stworzeniu człowieka postanowić raczył, iż zawżdy jedna ku drugiej przymieszana być musi, tak iż chłodna gorącą chłodzi, a gorąca też zasie chłodnej zagrzewać musi, także się wżdy jedna z drugiej snadnie w swym pogrodzeniu umiarkować może, tak iż on człowiek i w sprawach swych, i w przyrodzeniu swym, i w zdrowiu swym, na co go ony natury ciągną, wżdy niejako umiarkowańszy i pomierniejszy stać się może. A snadnie to każdy obaczyć może, którego przyrodzenia w nim więcej zostawa, i na co go ciągnie, i jakie się w nim obyczaje i przypadki według natury onych wilgotności okazować i stanowić będą, a pospolicie wpijanym narychlej to poznać bywa. Bo koleryk wnet z myślą swą wzgórę wyleci, wnet chce być hetmanem, a choć nic nie masz, przedsię się sobie panem zda. Krewnik zasie wesół, skacze, miłuje, ściska; dałby barzo rad każdemu, by jedno co miał. Melankolik zasię lamentuje, wszytko mu niewczas, wszytko się mu krzywdą widzi. A flegmatyk zasię chrapie, sapi, śpi, a na brzuch pluje, a przedsię i omacmie kofla podle siebie maca. Kapitulum II 1. Jako Pan Bóg, obaczywszy różność przyrodzenia ludzkiego, i rozumem, i przykazaniem swym ozdobić i przestrzegać go raczył Przypatrujże się pilno, gdy już tę odmienność wszechmogący Pan a to zamieszanie w człowieczym narodzie obaczyć raczył, nie chciał tak tego nędznego człowieka zaniechać, jako innego błędnego źwirzęcia, które tylko tak żywie, jako go jego nieme przyrodzenie ciągnie, ale mu dał ducha rozumnego, tak jako o onym Adamie czytamy, iż wpuścił weń Pan ducha żywiącego, to jest ducha rozumnego a roztropnego, aby tu swe to źwirzęce ciało tak onym roztropnym duchem rządził a sprawował, aby ani tym biegom niebieskim, ani temu zawikłanemu, tak jakochmy słyszeli, przyrodzeniu swemu nie dał się rządzić a unosić od poczciwej powinności swojej, ale jako twardym munsztukiem, onym świętym rozumem wszytko w sobie hamował i stanowił, gdzieby go albo ony biegi niebieskie, albo ono jego zawikłane przyrodzenie do czego ciągnęło niesłusznego albo nieprzystojnego człowieczeństwu jego. 2. Jako Pan, podpierając rozumu, dał jeszcze k'temu przykazanie swoje Uważajże dalej, co ten dobrotliwy Pan jeszcze k'temu uczynić raczył, nie dufając i rozumowi, i cnocie tak onemu zawikłanemu przyrodzeniu człowieka nędznego, iżby takie przyrodzenie tylko cnotą a rozumem w sobie pohamować a pomiarkować miał, ale k'temu jeszcze przydał srogie przykazanie swoje, dał różność dziwnych nauk, które się rozsiały po wszemu światu, rozważnie przystrzegając tego nędznego człowieka, jako miał gwałt czynić tym twardym przypadkom przyrodzenia swego, a jakoby się miał sprawować, aby wżdy i Pan miał chwałę, i poczciwość z niego i z poczciwych a z pobożnych spraw i z obyczajów jego. A on też nędznik aby i sławę, i wdzięczność, i zdrowie wżdy jako tako zachował, sprawując się rozumem a bojaźnią bożą, także ku czci swojej i ku dobremu mnimaniu swemu. Cóż jeszcze dalej uczynić raczył, nie dufając onej krewkości a odmienności jego, założył nań srogi zakład a straszny dekret, szyroce mu to na piśmie podawszy, iż jeśli się nie będzie zachowywał wedle przystojeństwa swego a wedle onej świętej wolej jego, a mocnego postanowienia jego, iż srogą śmiercią umrzeć musi i doczesną, i wieczną. Doczesną tu, gdy się dusza miła rozdzieli z tym śmiertelnym ciałem. Wieczną zasię, gdy powstanie z tymże ciałem a stanie na sądzie Pańskim, tam już ma być na wieczne męki i potępienie zdana i skazana pospołu i z tym ciałem swoim. A jeśliże się zachowa w tym żywocie wedle cnotliwego powinowactwa swojego a wedle wolej, a rozkazania Pana swojego, a zgwałci w sobie ono swowolne przyrodzenie swoje, tedy nigdy nie umrze, jedno tak przestąpi z tego żywota omylnego a doczesnego do żywota onego wiecznego, jemu od wieków z dziwnymi rozkoszami zgotowanego a pewnie obiecanego. A acz tu do czasu to mizerne ciało w ziemi zostanie, a jako smacznym snem uspokojono będzie, ale dusza ona wdzięczna już będzie w ręku Pańskich, tak jako Salomon o tym nadobnie napisał, a już będzie w wielkiej radości a w opiece Pańskiej czekała onego wdzięcznego pospołu i z onym ciałem swym, które było do czasu w ziemi zostało, miłościwego zawołania swego, które już ma z pewnych obietnic Pańskich, iż będzie wiecznie sobie z Panem swym królowała a rozkoszowała i z onym nędznym ciałem swoim. 3. Bóg nie chce, aby kto złym był Niechajże tego tak nikt nie mówi: „Ej, by był Bóg nie chciał, nie byłbych ja był nigdy złym ani bych był potępion”. Pewnie, iż tego Bóg nie chce, a owszem się o to stara i upomina, aby był każdy dobrym, a iżby był zbawion, bo do siebie wszytkich nie brakując żadnym stanem jawnie a jaśnie powoływa, a chce, aby byli wszyscy zbawieni, gdzie ono mówi: „Pódźcie do mnie wszyscy, którzyście się upracowali, a ja miłościwie i ochłodzę was, i pocieszę was”. Powieda głośno, iż: „Ja nie chcę śmierci ani potępienia grzesznego, tylko czekam, by się nawrócił, a żył żywotem wiecznym”. Woła: „Nawróćcie się do mnie wszyscy, nawrócę się ja też do was”. Toć już tam do złych a do grzesznych woła, aby się uznali, boć dobrym nawrócenia ani uznania już nie potrzeba, bo tego dokładać raczy, iż: „jeśli się nawrócicie do mnie, już onych przeszłych złości waszych nigdy pamiętać nie będę”. A co takich miłościwych obietnic jego mamy od proroków na świat wywołanych, i usty jego świętymi poświadczonych, a kto by je wyliczyć mógł. A na koniec on Mojżesz nieomylny poseł jego, który już mało nie głośne poselstwa ludowi onemu, które wiódł z Egiptu, przynosił od niego, gdy im przyniósł na kamiennych tablicach jawną wolą a rozkazanie święte jego, tedy im to tak mocnie zapieczętował, iż: „Jeśli się tak zachowywać będziecie wedle wolej a nauki mojej, którą do was posyłam, tedy wszytki błogosławieństwa na was przypadną na ziemi i na niebie”, które im tam Mojżesz na ten czas szyroko wyliczał i nam, potomkom ich, są jaśnie na piśmie zostawione. Dokładając też tego, iż: „Jeśliże tym wzgardzicie, a nie będziecie się chcieć zachować wedle wolej a rozkazania mego, tedy też tego pewnie bądźcie iści, iż na was wszytki przeklęctwa przypadną, co ich jedno jest na ziemi i na niebie”, które im też tam wszytki szyroko wyliczał i opowiedział. A na koniec tym zawiązał, iż: „Oto wam kładę przed oczy wasze przeklęctwo i błogosławieństwo, złe i dobre, obierajciesz sobie, co chcecie wedle wolej swojej”. Niechże tu nie mówi złodziej: „Oj by był Bóg nie chciał, tedy bych ja był nie był złodziejem, ani bych był wisiał”. Niechże tu nie mówi zabijak, łakomiec, wydzieracz, pijanica: „by był Bóg nie chciał, nie był bych ja był taki”, bo to nieprawda, kto by tak tę dobroć wieczną boską potwarzać chciał. Widzisz, iż jawnie Bóg nie chce być przyczyńcą grzechu twojego ani katem nad tobą, gdzie wszędy a wszędy łaskawie a miłościwie upominać każdego raczy, abyś się obaczył w grzechu swoim, a odwrócił się od niego, a on zawżdy chceć być miłościwym Bogiem i nie wspominać ci żadnego przeszłego występku twojego. A k'temu woła na jednego „nie kradń”, na drugiego „nie zabijaj”, na trzeciego „cudzego nie pożądaj”, aż tak i do inszych. Ale ono złe przyrodzenie twoje, w którymeś się urodził, i ony złe czasy twoje, pod którymiś się urodził, tak zgwałciły i rozum, i cnotę twoję, żeś wzgardził i to łaskawe napominanie Pana swego, i sławę swoję, i niebezpieczeństwo żywota swojego, a udałeś się za złym a swowolnym rozmysłem swym, boć do złego wolno kiedy chcesz, gdyż odstąpisz cnoty i upominania Pańskiego, bo już takiego na żadnej pieczy Pan nie ma, który się uda za swowolnym rozmysłem swoim. Ale gdy od złego odwrócisz nogę swoję, tak jako o tym Pismo powiada, o snadnie cię wnet duch Pański przywiedzie na drogi słuszne, z których już nigdy upaść ani się obłądzić nie będziesz mógł. Ano powiedali o jednym kupieckim człowieku, a to była iście rzecz prawdziwa, iż gdy mu się syn urodził, iż zwiódł praktyki a ludzie uczone, aby mu rozsądek uczynili o przypadkoch przyszłych, a o przyrodzeniu syna onego. Tedy się na jedno wszyscy zgodzili, iż ma tak być srogie przyrodzenie jego, iż nigdy nasycon krwie być nie będzie mógł, a nie lża jedno musi być albo katem, albo jakim srogim rozbójnikiem. Ten sobie nieborak ono lekce poważył, a miał to sobie za plotki. Potym gdy już począł on chłopiec podrastać, co potkał małego, albo szczenię, albo koźlę, albo kotkę, to wnet ściął albo zabił. On ociec ubogi, obaczywszy ono złe przyrodzenie jego, posłał wnet zasie po onyż doktory, co mu o onym synu powiadali, i radził się ich co by z tym czynić miał, powiedając im, iż już tego jawnie doznał, co mu o onym synu jego praktykowali i powiedali, prosząc ich, aby mu radę dali jakoby ono złe przyrodzenie syna onego wżdy mogło być czym umiarkowane a uskromione. Tam się na to tak zezwolili wszyscy, aby go dał do rzeźnika, gdzie by nawięcej bydła bijano. On posłuchawszy uczynił tak, jako mu radzili. Ten potym z oną wielką radością rzezał, bił, tłukł ony kozy, ony barany, ony cielęta, tak iż w sobie uskromił onę złą a jadowitą naturę swoję oną krwią bydlęcą, iż z niego był potym i dobry, i barzo bogaty człowiek, z onego przedsięwziętego rzemiesła swego. A tak niech tego nikt nie powieda, aby przyrodzenie mocy nie miało, jeśliże cnotą a rozumem nie będzie powściągniono a zahamowano. Kapitulum III 1. Jako mają rodzicy starać się o wychowanie młodych dziatek swoich i jako mają rozeznawać przyrodzenie ich A tak rodzicy poczciwi, gdy się im rodzą dziatki, mają pilnie obaczać, jeśli nie z płanet, tedy wżdy z przyrodzenia ich, ku czemu by się na potym sprawy ich i postępki ich pociągać miały. Bo snadnie koleryka poznasz i po sierści, bo się urodzi czarno, melankolik lisowato, flegmatyk blado, krewnik z biała rumiano. A także wnet i z przypadków i z młodych jeszcze obyczajów dziecinnych snadnie się obaczyć może, ku czemu się którego przyrodzenie ściąga. Bo się będzie krewnik wnet wszytko śmiał a igrał, flegmatyk spał a drzemał, koleryk się gniewał, melankolik się frasował, a wszytko mu się niewczas będzie zdało. A jeśli mu k'temu dodasz pokarmu jakiegoż, tedy jedno z drugim pomieszawszy się, jeszcze będzie więtszą moc w onym przyrodzeniu miało. A tak panie matki, a zwłaszcza które są przyrodzenia dobrego, barzo by dobrze, aby samy dziatki swe i karmiły, i wychowywały. A jeśliże by tak być nie mogło, tedy iście pilnie trzeba szukać mamki niekordiacznej, nie melankolicznej, nie frasownej, ale co by była przyrodzenia dobrego, obyczajów uczciwych, która aby wnet obaczała, ku czemu by się przyrodzenie dzieciątka onego ściągało, jeśli ku gniewu, jeśli ku ospalstwu, jeśli ku zbytniemu płaczowi albo lamentowi, tedy go po trosze nie gniewem, nie fukiem, ale jakoby igraniem, a nadobnym a łagodnym upominaniem pohamować, a po trosze go od onego przyrodzenia jego odwodzić będzie potrzeba, aby się wżdy w nim po trosze skromiły ony przyrodzone przypadki jego. Bo widzisz i wosk, póki miękki, tedy w się rychlej pieczęć przyjmie, niżli kiedy stwardnieje. 2. Jedła jakie mają być dzieciom dawane Też gdy się już imie dziecię jeść, trzeba mu i pokarmy rozeznawać według przyrodzenia jego. Bo jeśli koleryk, nie dajże mu pokarmów gorących, także i melankolikowi, bo byś jeszcze barziej podpalił onego gorącego przyrodzenia jego. Jeśliże też flegmatyk, nie dajże mu też rzeczy z przyrodzenia zaziębłych, bo byś także jeszcze więcej poprawił tępości i gnuśności jego, a nie pieść też nazbyt przyrodzenia jego, nie żufeczkami, nie tymi wymyślonymi pieścidłki, nie winki też, a jeśli, tedy barzo rzadko i mało, bo i mdlejsze będzie, i żołądek czemu z młodu przywyknie, tego mu się zawżdy będzie chciało. A potym gdy przydzie na grube potrawy, tedy i z trudnością je będzie przechowywać mogło, i onemu żołądkowi rozpieszczonemu zawżdy każda rzecz zaszkodzić więcej będzie mogła, niżli owemu sękowatemu, co przywyknie z młodu złemu i dobremu. A możemy się w tym i widomymi rzeczami sprawić. Patrz na ty kraje, gdzie cebrem piwo piją, a pani matka i w sześci niedzielach donice z grzankami czasem nachyli, jacy się chłopi by żubrowie rodzą, bo jeszcze w brzuchu utyje jako prosię, urodzi się jako ciele, a uroście jako wół. Patrzże zasię na owy winarze, jako chodzą jako kokoszki z zadrobionymi twarzyczkami, a ledwe go połowica na świecie, a i między chłopy już dziś urodziwszego najdzie niżli między tą rozpieszczoną szlachtą, co się winki a papinki zadrobili. 3. Ubiory jakie mają być dziecinne i ćwiczenie obyczajów młodych Nie więżyż mu nazbyt z młodu knefliczków, bryżyczków, pstrych sukienek jako prosięciu, bo jako się tego z młodu nauczy, tak mu się to w pamięć wbije, i tak mu się tego na potym zawżdy będzie chciało, a stąd mu i swawola na potym, i wszeteczeństwo snadnie rość będzie mogło, a wszak mu to i na potym nie zginie, gdy już ku lepszemu obaczeniu przychodzić będzie. Potym gdy już będzie podrastać, nie trzeba go też nazbyt w grozie chować, bo ona młodość jego, gdyż jeszcze zmysły słabe we mdłym ciele być muszą, tedy zbytnią grozą a frasunkiem snadnie może być zgwałcona, iż potym zawżdy straszliwa, tępa a głupia być musi. Ale bez zbytniej grozy a bez frasunku nadobnym napominaniem przedsię mu po trosze trzeba ujmować obroków, aby nie rosło jako wirzba, którą jako nachyli, także też rość będzie. Także go też już będzie trzeba strzec od głupich a od plugawych chłopiąt, od zbytniej czeladzi, bo co z młodu widzi, słyszy, to mu się snadnie wbije w onę młodą pamięć jego, i także z nim będzie rosło. Bo i od starszych to słychamy, iż lepiej to więc pamiętają, co się z młodu około nich działo, niżli co przed małym czasem czynili. Boć może dzieciątko czyście się igrając i paciorka, i łacińskich słów wiele nauczyć, i *a, b, c, d* barzo mu się to snadnie igrając w pamięć wbić może. Nie dajże mu też wiele leda czego szczebiotać, jako to inni barzo radzi widzą, a zową to szpaczkiem, bo jako mu to w obyczaj wnidzie, tedy mu potym z tego wszeteczeństwo uroście, którego go potym trudno oduczyć będzie. Także też i panie matki około dzieweczek swych powinny takież pilność mieć, gdyż to jest naród mdły, a na wszytko snadnie nałomny. Abowim, wierz mi, iż młode wychowanie roztropne, siła potym obyczajów dobrych na starość każdemu umnożyć może. A widamy to i między rodzoną bracią, iż jeden doma źle a swowolnie wychowany jaki jest brzydki w obyczajoch swoich, jako jest niedbały w sprawach swoich, iż wszytko snadniej i utracić, i sam się w niwecz obrócić może. A drugi, który będzie dobrego a poczciwego wychowania, wszytko ono za nim chodząc pozbiera. A przy tym różna wdzięczność i różne uważenie obyczajów u ludzi poczciwych będzie jednego niż drugiego. 4. Jakiego preceptora młodym dzieciom szukać Potym gdy już dzieciątko podroście, iż mu się już zmysły i przyrodzenie lepiej stanowić będzie, starajże mu się pilno o jakiego cnotliwego, statecznego, trzeźwego, a pomiernego preceptora, aby nauki słuszne i obyczajnie poczciwe mógł z niego brać i obaczać. A nalepiej go doma do czasu pochować, bo wżdy i rodziców, i preceptora po trosze się przestrzegać będzie, i lepszy wczas w swym młodym wychowaniu mieć może, i wżdy z onymi sprośnymi chłopięty szkolnymi pospołu rość nie będzie i ich obyczajów sobie do młodej głowy nie nabije. Bo to być inaczej nie może, jakie towarzystwo, takie też i obyczaje pospolicie bywają, a wszak to i między starszymi widamy. Abowiem to jest rzecz pewna, w jakie obyczaje młodość dziecinna będzie podana, takie długo i pamiętać, i używać ich będzie. A możym baczyć i po młodym drzewie, które im nalepiej uszczepiono a oprawiono będzie, tym narychlej i uroście i wdzięczne owoce snadniej może podać z siebie. Także i po młodym koniu, i po innych źwirzętach. Nie dajże się z nim z młodu łamać twardemi a wichrowatymi naukami, boć mu snadnie w młodej głowie wszytko pomieszają, ale co napilniej uczyć go czyść a pisać, a po trosze słowa na polski język wykładać, co by mu ku cnotam a ku poczciwym obyczajom ono młode przyrodzenie przywodziło. Boć, wierę, gramatyka z logiką nie wiem i staremu by się czasem nie uprzykrzyła. Kapitulum IV 1. Jako się ma dzieciątko uczyć o Panu Bogu i o bojaźni jego rozumieć, co się i starszemu przygodzić może A to jest napilniejsza, aby dzieciątko które już ku lepszemu rozumowi będzie przychodziło, uczyło się rozumieć, co jest Bóg, a co jest wola jego. Gdyż, jako Salomon pisze, iż to jest nawiętszy początek każdej mądrości poznać Boga a uczyć się bojaźni jego. A jako Dawid powiada, iż i od dziatek ssących już idzie chwała Panu Bogu na wysokości. Ale iż w tych zamieszanych czasiech świata dzisiejszego iście nie każdy się będzie umiał snadnie z tego wyprawić, co jest Bóg i jaka jest istność jego i wielmożność jego, i co jest wola święta jego, i jako ją rozumieć, i jako jej wszyscy słusznie powinni być mamy, i trzeba się w tym każdemu pilnie obaczać, a nie unosić się za pismy i za wymysły różnymi a dziwnie zawikłanymi, jedno strzec mocno słów a dekretów Pańskich, które nieomylnie wyszły przez Ducha świętego z ust prorockich i apostolskich, i z ust własnych tego dziwnego Bóstwa człowieczeństwem zakrytego, a pilnie je rozeznawać a uważać sobie. 2. Jako prawdziwe pisma rozeznawać mamy Bo acz ludzie różni różnych pism i różnych nauk świat pełen rozsypali, ale iż byli ludzie, też się jako ludzie unosić mogli. Ale jako nas Duch święty nadobnie nauczył, abychmy każdego ducha i każdego pisma słuchali, ale iżbychmy to pilnie rozważali, który jest duch i która nauka z prawdy, powiedając, iż żaden duch nie jest z prawdy, jedno ten, który powieda szczyre słowa Pańskie, a nie żadnych innych wymysłów świata tego. A inszego co, by też i anioł z nieba stąpił, a powiedał nam, niżli to co jest przez Ducha świętego na świat wywołano, tedy temu nie mamy wierzyć, i owszem, przeklinać jako rzeczy nieprawdziwe a omylne, od świata wymyślone. A tak iżby też i preceptor o tym wiedział, i dziecię aby się tego od niego uczyło, iż wedle zgody Pisma świętego tu przez Ducha świętego na świat jawnie a jaśnie wydanego, iż Bóg jest istność dziwna, żadnym rozumem nieogarniona, wszechmogąca, nalepsza i namożniejsza. Który wszytko wie i widzi tak na ziemi, jako i na niebie, i wszytko rządzi a sprawuje wedle wolej a zdania swego, którego żadne oko nie widziało ani żadny rozum słusznie dosiąc nie mógł, ani go żadne pismo wyjaśnić ani wypisać mogło, tylko iż się nam przez głos swój i przez rozliczne głosy prorockie, przez Ducha świętego nieomylnie na świat wydane po części objawić raczył, a na koniec nawięcej przez onego jedynego syna swego, który z nim od wieków w jedyności Bóstwa społecznego zawżdy był, i tu się na świat w człowieczeństwie swym okazać raczył, który był prawy obraz a wyobrażenie jego, tak jako Paweł święty i inni apostołowie szyroko o tym pisali, najaśniej się nam objaśnić i oznajmić raczył. Gdyż to sam ten święty a jedyny Pan jaśnie powiedać raczył, iż: „Kto mnie widzi, widzi i ojca mojego. Abowiem ja i ociec tedy jedno jestechmy, to jest jedynego a społecznego Bóstwa zawżdy społu używamy”. A tuchmy się wżdy po trosze z tej trudności wywiedli, iż wżdy chociaj tak z daleka o tej wielmożności i mówić możemy, wiarą zupełną a nieomylną ostatka dokładając. 3. Jako rozumieć o istności bożej Nie dajże się uwodzić tym nowotnym a wymyślnym rozumkom, którym podobno tego potrzeba, aby imi szyrmowali, aby ten Bóg żadnej istności nie miał, bo powiedają iż jej w piśmie nie masz. Ale iż wiemy pewnie, iż Bóg jest, tedyć wżdy cokolwiek jest, wżdyć musi mieć istność jaką, acz powiedają, iż to jest filozofia, ale tę filozofią samże ten Pan potym jaśnie wyłożyć raczył. A iż Bóg pewnie jest, bychmy też o tym żadnego pisma nie mieli, tedy przypatrzywszy się dziwnym sprawam jego, które on żadnym rozumem nieogarnione sprawuje, tuż jawnie przed oczyma naszemi na ziemi i na niebie, tedy temu bezpiecznie możemy wierzyć, iż jest i był, i będzie na wieki wiecznie. I dobrze się tej możności jego przypatrzyli oni przodkowie naszy rozlicznymi kształty, ale nawięcej u góry Synaj, gdy mówili Mojżeszowi, iż: „nam tylko jedno o tym Bogu powiedasz, iż jest, a my anichmy go nigdy widzieli, anichmy jego głosu słyszeli”. Powiedział im Mojżesz, iż: „Nagotujcie się wszyscy na jutro, pewnie go na tej górze widzieć będziecie, i głos jego usłyszycie, jedno się blisko góry nie przystępujcie, abyście śmiercią nie pomarli”. A jeszcze się było nic nie stało, a już się byli barzo potrwożyli i polękali. Rano jutro jęła się ona góra trząść, potym się ogniem srogim zapaliła, potym poczęły z nieba padać okrutne łyskawice, trzaskawice i pioruny, tak iż już oni ludzie na poły byli pozdychali od strachu, i pytali Mojżesza, co by się to działo. Powiedział im, iż to już Pan idzie, aby z wami mówił, a iżbyście głos jego słyszeli. Potym wszyscy upadli przed Mojżeszem, prosząc go, aby Bóg z nimi nie mówił, aby i głosu jego nie słyszeli, powiedając, iż pewnie pozdychamy. Potym sam Mojżesz szedł do Pana na górę i tamże się z Panem rozmówił, o czym było potrzeba. A tam bezpiecznie doznali oni przodkowie naszy, iż Bóg jest, a iż jest dziwna istność jego i sprawa jego. Także też przedtym, gdy Pan tegoż Mojżesza posyłał do faraona, aby lud jego wolno puścił z Egiptu, który jako tam był zaszedł za Józefem, to już o tym są historie. Tedy gdy Pana pytał Mojżesz, jakie by było imię Jego i od kogo poselstwo sprawować by miał, powiedając, iż: „To srogi król, jako mu ja nie będę umiał powiedzieć, od kogom przyszedł, pewnie bez pomsty nie będę”. Powiedział mu Pan, iż: „Jam jest, ktom jest, i to jest imię moje, i tak mu powiedz, iż kazał ci to powiedzieć ten, który jest”. Tu już słyszysz, iż się Pan istnością zowie, gdy powieda, iż: „Mię tak zową: który jest”. Bo być istność jaka tam nie była, pewnieć by już też tam i jest nie był, i nic nie było. 4. Jako są trzej stanowie w jednej istności Boga Lecz jużby to łacniejsza rozumieć i wierzyć, iż Bóg jest istność, ale jaka to jest istność, już to nie naszego rozumu. Ale to jeszcze przytrudniejszym będzie, iż w tej istności tego dziwnego Bóstwa są trzej stanowie (bo mędrkowie zakazują mówić: trzy persony) to jest ociec, syn i duch święty, a ci trzej stanowie święci oną dziwną istnością Bóstwa onego ogarnieni są, jednostajnej wolej, jednostajnej mocy, jednostajnej władzej, jednegoż dostojeństwa i błogosławieństwa, jednejże chwały i majestatu, a przedsię jedno są, jako tego Jan święty poświadczył. A to jedno a coż inszego mamy rozumieć jedno jeden Bóg, gdyż tego pisma mocnie poświadczają, i także syna prawdziwym Bogiem zową jako i Ojca, także i Ducha świętego. Bo jeślibychmy tylko ojca Bogiem chcieli z tej jedności wydzielić, jużci by żadnym obyczajem drugi być nie mógł. A tu bychmy wielką krzywdę uczynili Synowi, gdybychmy mu to odjęli, co miał od wieków i co mu wszytki pisma z dawna poświadczyły, iż jest prawy Bóg. A jeśliże mu to przywłaszczymy, jakoż radzi i nieradzi musimy, tedyć by już byli dwa albo trzej bogowie. Ale nalepiej z Janem świętym pomy zgodą, iż ci trzej jedno są. A to jedno a jakoż inaczej rozumieć mamy, jedno iż jedno wszytkich a społeczne Bóstwo. A stąd iż musimy rozumieć, iż to jest jedyny, wierny, a prawy Bóg, Ociec, Syn i Duch święty, chociaj w trojakim stanie, ale w jednej istności. O wierz mi, iż to był dobrze obaczył on chytry wąż a on czart sprzeciwnik narodu ludzkiego, iż ci święci trzej stanowie są w tej jednej istności Bóstwa, gdy do onej Jewy w raju mówił, radząc jej, aby jabłko urwała i skosztowała, powiedając jej, iż: „Nie wiecie, czemu wam tego jabłka zakazano, iż jest wieszcze, skorobyście go skosztowali, będziecie jako bogowie, a będziecie wszytko wiedzieć i złe, i dobre”. Acz to mędrkowie wykładają, iż to mówił czart dlatego „będziecie jako bogowie”, iż ich dwoje było: Adam i Ewa. Ale tu trudno mędrkować, bo to jawnie Pan potym wnetże sam wyłożył, iż się ty słowa nie ku Adamowi ani ku Ewie ściągały, jedno ku onemu trojakiemu stanu w jednej istności Boskiej będącemu, gdy ujrzał Adama smętnego, a już prze ono nieposłuszeństwo z Raju wygnanego, tedy powiedzieć raczył: „Onoż ci on Adam, który chciał być jako jeden z nas, wiedząc złe i dobre”. To tu już trudno mędrować, bo byś chciał rzec, iż to ku aniołom mówił, tedy trudno, bo powieda Pismo, iż „żaden ku tobie nie jest podobien, Panie”. I patrz wnet, chociaj tu Pan nie w jednej osobie mówi, a przedsię tą jedną istnością zazdobić raczył, gdy rozkazuje aniołom, aby raj zawarli, tedy tam nie stoi, iż mówili Panowie, ale rozkazał Pan aniołom. A tu się już snadnie każdy może wyprawić, iż ci święci trzej stanowie od wieków są w jednej istności Bóstwa, jednej wolej, władzej i dziwnego majestatu. Gdyż Jan święty jawnie o Synu powieda, iż jakoż od wszech początków był w Bóstwie słowem, a to słowo zawżdy było prawdziwym Bogiem. Niechajże tu kto chce wywraca sobie jako chce, nam nie lza, jedno przy szczyrej prawdzie pisma świętego przestawać. 5. Jako jest Bóg złym srogi, a dobrym miłosierny A tak przypatrzywszy się temu dziwnemu a nigdy nieskończonemu Bóstwu, nie lza, jedno iż się go musimy uczyć bać jako Boga wszechmogącego a Boga straszliwego i na złe barzo srogiego, przed którym drżą wszyscy mocarze na niebie, w piekle i na ziemi. A jako Pismo powiada, iż barzo jest rzecz straszliwa wpaść w możne ręce jego, bo i umie się pomścić, i długo pamięta. Jako ono mamy historią o onym nędznym królu, o Achabie, który k'woli żenie dał zabić niewinnego człowieka o własną winnicę jego, jako się Pan srodze pomścił nad nim a nad oną wszeteczną żoną jego, tak że właśni psi ich łeptali krew ich, a gnojem się stały ciała ich na onejże winnicy, o którą dali zabić człowieka niewinnego. A wszakoż jeszcze nie dosyć na tym było, abowiem potym po niemałych czasiech zabito kilkanaście wnuków jego, toż tam dopiro Pan powiedzieć raczył, iż: „się już teraz nacieszyła dusza moja nad domem Achabowym”. A tak się przypatrz, jako to jest srogi Bóg na złościwego, a straszna jest rzecz rozgniewać go, a wpaść na pomstę w srogie ręce jego. Patrzajże zasię z tej srogości jako jest miłosierny, gdy powiedać raczy, iż: „ilekroć się kolwiek nędzniczek obaczy w upadku swoim, a zawoła do mnie o miłosierdzie moje, tyle się razów będę powinien nad nim zmiłować, a nigdy nie wspominać przeszłych złości jego”. Patrzajże, jako nas wdzięcznymi synaczki swymi zowie, a nam się dopuszcza miłosiernym ojcem swym zwać, dokładając tego, iż: „oczkolwiek mie prosić będziecie, wszytko dla was uczynię”. Powiedając, iż: „gdy żem ojcem waszym jest, azaż jest który ociec taki na ziemi, który gdyby go dziecię jego prosiło o chleb, iżby mu dał kamień; albo gdyby go prosiło o rybę, iżby mu dał jaszczorkę”. Powiedając, iż: „jeśli ojcowie waszy są dziatkom swym miłosierni na ziemi, iżem ja wam nierówno miłosierniejszym ojcem na niebie”. A jeszcze tego poprawując, powiedać raczy, iż: „by matka opuściła dzieci swoje na ziemi, ja was nigdy nie opuszczę”. A tu się podziwuj, jako to Pan dobrotliwy, acz jest złym straszliwy, jako możny Bóg, ale dobrym to już, słyszysz, jako jest dobrotliwy jako miłosierny ociec wdzięcznym dziatkom swoim. 6. O co mamy prosić Ojca swego niebieskiego A gdy już wiemy, iż jest tak miłosierny, a tak dobrotliwy, a iż się Ojcem naszym miłościwym być ozywa, wołajmyż do niego jako do dobrotliwego ojca swego, a uczmy się jeszcze z dzieciństwa wyznawać tej świętej możności tego dziwnego Bóstwa jego, a prośmy go ustawicznie, aby nas pod mocą, pod obroną, a pod królestwem swym ustawicznie chować raczył, aby nam żadna moc w imię jego nigdy straszna nie była, aby nami żadna władza ani żadna niepobożna zwirzchność nie władała, jedno moc a królestwo święte jego. A w tym królestwie jego, a w tej opatrzności jego, a w bezpieczeństwie naszym, aby się między nami święciło one od wieków święte a błogosławione imię jego, a wola święta jego aby się wszędy szyrzyła tak na niebie, jako i na ziemi. Prośmyż go, aby nas raczył opatrować potrzebami doczesnymi jako miłościwy ociec dziatki swoje, wedle wolej a miłosierdzia swego. Prośmy go, aby nam raczył odpuszczać przestępki nasze, gdyż zawżdy upadać musimy przed majestatem jego w złościach naszych z przyrodzenia skażonego swego. A my też bądźmy powinni także wszytko odpuszczać winowajcom naszym dla imienia jego świętego, w czymby nas niesłusznie obrazili. Prośmysz go, aby na nas nie dopuszczał żadnych pokus, które by nas miały odwodzić od świętego Bóstwa jego, abo nam przekazać do świętego miłosierdzia jego, ale iżby nas zbawił ode wszytkiego złego, gdyż jest jego moc, jego władza, jego królestwo na niebie i na ziemi, a żadny nas mocarz z tego wybawić nie może, oprócz tej dziwnej mocy świętego Bóstwa jego. 7. Co mówimy do Ojca, to bezpiecznie mówić możemy do Syna i do Ducha świętego Abowiem co mówiemy do Ojca, to bezpiecznie też możemy mówić i do Syna, i do Ducha świętego, gdyż to jest jedno wieczne a nigdy nierozdzielne Bóstwo, gdyż Syna Pismo Święte na wielu miejscach także ojcem zowie. Bo go Ezajasz głośnie wysławił jeszcze przed narodzeniem jego, iż „się nam to urodzi Bóg mocny a ociec wieku przyszłego”. Gdyż go też takież pisma zową wszędy stworzycielem, jako i Ojca, bo jaśnie Jan święty pisze, iż „przezeń wszytko stało się jest, a bez niego nigdy się nic nie stało”, a także i na wielu miejscach innych. Także i o Duchu świętym Dawid powiada, iż: „gdy wyślesz Ducha swego świętego, Panie, wszytki rzeczy będą stworzony, a prawie odnowisz wszytkę obliczność ziemie”. A tak gdyż nam to jawnie a jaśnie pisma święte poświadczają, iż Syn i Duch święty są z Bogiem Ojcem w jednym Bóstwie, w jednej mocy, w jednej woli, i w jednym dostojeństwie, jako nam tego i ten święty Syn a Pan nasz sam mocnie poświadczać raczy, iż: „Ja a Ociec jedno jesteśmy. A Ociec we mnie, a jam w Ojcu zawżdy jest. A kto widzi mnie, widzi i Ojca mego. A jeśli Ociec ożywia, tedy ja też ożywiam. A jeśli Ociec grzechy odpuszcza, tedy ja też odpuszczam”. A komuż należy ożywiać i grzechy odpuszczać, jedno Bogu: a z tych przyczyn możemy nic nie wątpić, iż Syn, Ociec i Duch święty, iż to jest jeden a prawdziwy Bóg, a wszyscy są onym dziwnym a żadnym rozumem nierozmyślnym Bóstwem społu ogarnieni. A chcemyli tego jeszcze sobie i pismy poprawić, iż Syn był zawżdy i jest prawy Bóg, słuchajmy Jana świętego, co nam o tym powieda, tak pisząc, iż: „W tymechmy poznali miłość szczyrą bożą, iż on za nas położył żywot swój”. Toć już nie Ociec położył za nas żywota swego, jużci też nie Bóstwo, ale ono człowieczeństwo święte, które było jednymże Bóstwem ogarnione pospołu z Ojcem i z Duchem świętym. A na drugim miejscu także powieda, iż: „Bądźmy ustawicznie w Panu naszym, panu Kristusie, który jest prawdziwym Bogiem i żywotem wiecznym”. A Paweł święty, patrz, jako też także o tym do Tytusa pisze, mówiąc, iż: „W tym się nam okazała miłość a łaskawość zbawiciela naszego Boga, iż nie z uczynków naszych, ale z miłosierdzia jego jestechmy zbawieni”. Także też na drugim miejscu mówi: „Nie kuście Kristusa, jako go niektórzy na puszczy kusili”, co Mojżesz jaśnie wykłada, iż Boga kusili. A cóż tu rzecze mędrek albo on wymyślacz, co go maluje dziwnymi przezwiski, zowąc go niedoskonałym Bogiem, jedno Bogiem z Boga pochodzącym, co powieda, iż jedno Ociec jest Bóg, toćby już Syn żadnym obyczajem Bogiem być nie mógł, bo by już był drugi. A gdzieżby się ty mocne pisma podziały, które tu słyszymy, iż Syn jest prawdziwy Bóg, a jeden w jednostajnym Bóstwie z Ojcem i z Duchem świętym. Ale my, będąc tak pewnymi pismy utwirdzeni, nie dajmy się leda wiatrom zwodzić, a stójmy przy wiernym Kościele Krześciańskim, który tak o tym nierozdzielnym Bóstwie od wieków rozumiał, i tak przy tym i dziś ustawicznie stoi, i wiecznie stać będzie. A żaden naród aż do tego czasu od tego się nigdy nie oderwał, chyba to teraz kęs płochych główek. Wszak się o to pokuszali ariani albo oni Julianowie, możni cesarze, i wiele dziwnych heretyków, aby byli to święte a społeczne Bóstwo kiedy roztargnęli, a nigdy nic temu uczynić nie mogli, bo trudno rękę podnieść przeciwko Bogu wszechmogącemu. A bezpiecznie zawżdy wołać możemy do tego społecznego a nigdy nierozdzielnego Bóstwa, Boże Ojcze nasz, któryć jest na niebie, niechaj się będzie święciło między nami święte imię twoje, a niech się na wszem dzieje święta a nieodmienna wola twoja, tak na ziemi, jako i na niebie. A pewnie w każdych prośbach wysłuchani będziemy. A iż sobie k'temu możemy brać na pomoc ono niewinne człowieczeństwo Pana naszego, tymże społecznym Bóstwem ogarnionego, boć Boga nie zwano Jezusem Kristusem, jedno człowieczeństwo Pana naszego, a przedsię w to imię musi klękać każde kolano niebieskie ziemskie i piekielne. A gdy się już tego dzieciątko po trosze nauczy, jako ma rozumieć Boga i jako jest złym, srogim Bogiem, a dobrym ojcem miłosiernym, jako do niego wołać i jako imienia świętego jego sobie na pomoc wzywać, i jako mu dufać będzie miało, tu już potym i do innych nauk będzie snadniejszy przystęp miało. Niechże go z młodu nie bawią owymi gramatykami, logikami, arytmetykami, boć to i na stare przytrudniejszym, albo owymi zawikłanymi poeckimi fabułami. Bo a co mu potym jako Circes ludziom głowy odmieniała albo jako Ulikses pływał, albo co Helenka broiła, abo co Penelope czyniła, acz to potym powoli, gdy się już czego inszego poduczy, nie wadzi sobie dla krotofile czytać. Ale niech czyta historie onych zacnych pirwszych ludzi, jako się onymi dziwnymi rozumy sprawowali, jako niczego i inszego nie patrzali, jedno sławy, cnoty a poczciwości, jakie były dziwne sprawy i żywoty ich, ani ku czemu się innemu nigdy nie ściągały, jedno ku cnocie a ku sławie wiecznej swojej. A nie czynić gwałtu zbytniego w przyrodzeniu, bo więc widamy drugie, iż się tak zacztą albo zamyślą, że i od pamięci odchodzą, a omdlewają co to na potym onej młodej fantazjej wiele zaszkodzić może. Kapitulum V 1. Jaka jest różność w przyrodzeniu ludzkim Abowiem kto się chce przypatrzyć, jakimi dziwnymi przypadki natura nasza zawikłana a zamotana jest, ma się czemu podziwować. Bo patrz, iż się jednemu chce gospodarstwa, drugiemu konia a szarszuna, drugiemu prawa, drugiemu pokoju a czytania, drugiemu tańcu, maszkary, drugiemu opilstwa a ceklaciej, więc szyrmirstwa, więc rozmaitych poskoków. Owo, jako mędrzec napisał, iż: „każdego to do siebie ciągnie, kto się w czym kocha”. A czymże ty chuci nasze różne, a zwłaszcza które by były szkodliwe, okrócić mamy: jedno rozumem a roztropnym uważeniem, co nam niskąd inąd snadniej przypaść nie może, jedno z nauk poczciwych, a z ustawicznego ćwiczenia. Bo się już stąd snadnie nauczyć możemy, jako swój stan poczciwie zachować, jako się rzeczy szkodliwych a niepoczciwych przestrzegać mamy, jako przyrodzenie swoje nałomne, gdy nas do czego niesłusznego wiedzie, zgwałcić a zwyciężyć mamy, jako szczęście i nieszczęście uważać mamy, jako się przyszłych przypadków lękać nie mamy, gdyż widzimy, iż wszytko są rzeczy nieobacznie przeminąłe, tylko co sobie w głowie uścielemy, to z nami zawżdy i wstać, i ukłaść się musi. A jako Diogenes, on wielki mędrzec, powiedał, iż: „ja wiele mam naprzód, gdy rady słusznej dostać nie mogę, iż się sam z sobą rozmówię i sam się siebie poradzę”. A też ja fortuny nie patrzę, kiedy przychodzi, ale kiedy odchodzić ma, bo się tam dopiro jej wszytki skutki okazać muszą. Aleksander Wielki powiedają, iż się nigdy nie układł, aż pirwej miecz pod poduszkę włożył, a z drugiej strony księgi, bo barzo rad wiele czytał. A stądże mu ona jego wielka dzielność i ćwiczenie przychodziło, czytając sprawy onych wielkich królów i mocarzów, co też przed nim bywali. Filip, ociec jego, wielki król macedoński, gdy mu przyniesiono nowinę, iż mu się był ten syn Aleksander urodził, tedy powiedział: „iżem rad synowi, alem temu radszy, iż Arystoteles żyw, a iż się za czasów jego urodził. Bo acz mi dał Bóg syna, ale jeszcze nie wiem jakiego, ale ten może mi go takim synem uczynić naukami i wychowaniem swym, iż pewnie mogę wierzyć, iż będę miał syna godnego”. Abowiem tenże to Arystoteles tak to więc w swych rozmowach rozważał, iż: „ja wolę mieć rozum a naukę niż bogactwo, bo mię to snadnie opuścić może, ale to oboje aż mię do grobu doprowadzić musi, a z niewolnika wolnym zawżdy uczynić może”. Bo ten, co z strachu a po niewoli musi dobrym być, już jest niewolnikiem u żywota swego. Ale to jest prawie wolny, który z cnoty a z statecznego rozmysłu swego dobrowolnie umie dobrym być. Abowiem stara to ona przypowieść jest, iż przestali dobrzy źle czynić rozmiłowawszy się cnoty. Przestali też i źli źle czynić, ale z przestrachu jakiej pomsty. O świętyż to stan, kto się tak umiarkuje, iż się sam rozsądzi a postanowi sprawy swe, iż nikomu nic winien nie bywa, ten się już strachu żadnego nie boi. A kto się strachu ani żadnej przygody nie boi, już złej myśli nigdy być nie może. A kto już złej myśli być nie może, już nie może być inaczej, jedno iż zawżdy wesołych a bezpiecznych czasów używać musi. A to jest żywot prawie błogosławiony, który się nigdy ni ocz nie zafrasuje, bo się już taki nie boi ani sądu, ani żadnego urzędu, ani mu zabiegając dutkuje. Nie boi się ani miecza, ani żadnego nieprzyjaciela, bo go już mieć nie będzie, tylko sobie siedząc z bezpiecznym sumnieniem a z wesołą myślą, czasów swych wdzięcznych a spokojnych używać będzie, a żadny mu na stronę darmo nie upłynie. 2. Jakichże nauk do wolnego żywota potrzeba? A jakichże się nauk do tak świętych obyczajów albo tak wdzięcznego żywota pytać albo się ich uczyć masz? Pewnieć nie gramatyki, która tylko szczebiotać a słówek obleśnych wykręcać uczy, i to z niemałym zatrudnieniem główek młodych, której się potym i powoli nauczyć może, gdy weźmie pochop z onych dziwnych wymowiec, a z onych pięknych słów łacińskich, którym i końca nie masz. Nie masz ci gramatyki we włoskim, w niemieckim, albo także w tureckim i w tatarskim języku, a wżdy się go Polak tak właśnie nauczyć snadnie może, jakoby się tam i urodzić miał. Też i logika, nie wiem, co by nam do polskiego ćwiczenia wiele pomoc mogła, która też nie uczy, jedno wykrętnych słówek, jakoby z prawdy nieprawdę uczynić, a prawdę z nieprawdy; a też dobremu przyrodzeniu z łaski bożej mało się tego liczyć potrzeba. Najdzie dziś drugiego, chociaj się prostaczkiem widzi, iż to tak dobrze będzie umiał wykręcić, jako wierę nanauczeńszy mistrz kolegium. Bo acz to zową wyzwolonymi naukami, gramatykę, logikę, retorykę, muzykę, arytmetykę, geometrią i astronomią, a są to nauki poważne a trudne. Są też drugie, jakoby już od świata wymyślone, jako malarstwa, snycarstwa, złotnictwa, szyrmirstwa i innych wiele. A każdy, kto się nacz ćwiczy, a co mu się podoba, to się już w tym kocha i ćwiczy. Ale ku poczciwemu żywotowi żadne nie są nauki potrzebniejsze, jedno które są rozumem roztropnym a poważnymi cnotami ozdobione. Jako jest sprawiedliwość, stałość, roztropność, pomierność: przy tym też miłosierdzie, stateczność, a rozmyślne uważenie w każdej poczciwej sprawie swojej, a iżby się sam w sobie słusznie rozsądzić, a jako ono powiadają, swą się własną piędzią rozmierzyć umiał; tedy takie nauki człowieka każdego wdzięcznego, poczciwego i sławnego, i na wszem pięknie postanowionego światu ukazać będą mogły. 3. Bez skutku słówka farbowane nic nie są Abowiem co pomogą wystawne a ony zafarbowane z gramatyki słowa, jeśli prawda a skutek daleko się z nimi mija? Są prawie jako gdy na się kto cudną szatę oblecze, a błotem ją pluska albo pierzem nastrzępi. Albo co pomoże geometria, iż się kto nauczy świata albo cudzych gruntów rozmierzać, gdy się sam rozmierzyć poczciwie nie umie, albo i tego grunciku, co mu Pan Bóg dał, aby go umiał pobożnie, pomiernie, a spokojnie używać, wedle krześcijańskiej powinności swojej. Albo co też pomoże komu umieć astronomią, to jest, z biegów niebieskich przyszłe a przypadłe rzeczy, a on i tych, co przed oczyma ma, nie umie użyć ani rozeznać. Drży, gdzie się nie masz czego bać, a raduje się, gdzie się czasem nie masz czemu nazbyt radować. Bo się wnet boi leda nędznego przestrachu dla jakiego błahego uszczyrbienia nędznej majętności swojej. A nie boi się uszczyrbić sławy, cnoty, bogobojności albo inszych zacnych przypadków poczciwego żywota swego. Albo iż się nauczy z muzyki śpiewać, a drugi przed nim bardzo szpetnie wrzeszczy. Albo się nauczy z arytmetyki jako cudze tysiące rozmierzać, a swojej trochy rozmierzyć nie umie, jakoby jej pobożnie, pomiernie użył wedle stanu swego. Uczy się zasię drugi szyrmierstwa; ano by się lepiej uczyć tych sztuk wyprawić, które by były nadobnymi obyczajmi ozdobione i przychędożone, którym by się ludzie i dziwowali, i z nich przykłady brali. Uczy się drugi jako konia munsztukiem załomić, jako mu ji przyprawić, i jako im zataczać, i jako go zrazu wybóść, ano by się pierwej nauczyć, jakoby swą wolą a wszeteczność w sobie załomić, a krygu na nie przypatrować, albo jako się wybóść ze złych a z swowolnych obyczajów swoich, które mu wiele szkodzą, i wiele do dobrej sławy przekazają. Uczy się drugi rozmaitych potraw a przysmaków wymyślać, a tego się nie uczy, co mu z tych wymysłów snadnie przypaść może. Bo naprzód sprośna utrata, a potym smętne ubóstwo, potym prętkie a marne skarżenie ciała. Bo chociaj już nie francuzy, nie guzy, nie wrzody, nie pleury, nie koliki, tedy przedsię tępość, gnuśność, nikczemność, a wszystkim omierżenie, to nas pewnie nie minie, i innych wiele nadobnych przypadków, jako drapanie, chrapanie, sapanie, snadnie przypaść może. I fabułyć by mało wadziły, wiedzieć o świecie, o morzu, jakie niebezpieczeństwa się tam ukazują, jakie tam są skały i zawroty, co się o nie okręty rozbijają albo też zatapiają, jakie się tam dziwy albo śpiewające syreny ukazują, kiedybychmy też to sobie rozmyślali, w jakim też tu niebezpieczeństwie morza tego a świata tego obłudnego pływamy, na którym nic pewnego ani bezpiecznego nie masz, jakie skały i zawroty około siebie mamy, iż ani zwiemy, gdzie się zanurzyć mamy. Jakie też tu syreny około nas harcują, a jeszcze chytrzejsze niż morskie, jakoby nas uśpić, a w czym podejść mogły. Bo stądby wżdy ćwiczenie rosło, i rozumby się polerował, bochmy też jedno tym różni od innych zwierząt. A jeśli pływamy po srogim morzu, grzebiemy się pod grubą a ciężką ziemię, szukając nędznego jakiego wspomożenia swego, daleko by się nam tam owszem przystało grześć, gdzie nam to darmo przychodzi. Gdyż Pan nieomylnie bogactwem a poczciwościami ozdobić obiecał dom każdego człowieka poczciwego a sobie wiernie dufającego. A tu już masz barzo snadną drogę i barzo łacny handel do wspomożenia swego. Bo takżeć to wszytko za jedno pójdzie, choćbyś też czytał i namędrsze filozofy, i nazacniejsze sprawy onych dziwnych ludzi, którzy dzielnościami swymi a sprawami swymi świat i rozmaite królestwa posiadali, albo też także o tym i młode ludzi będziesz uczył i ćwiczył, jeśli sobie i im też nie rozważysz trzeźwości, czujności, dziwnych spraw, cnót, pomiary i innych przypadków onych ludzi zacnych tymi cnotami ozdobionych, wszytko to jedno jakobyś groch miotał na ścianę, jeśliże tego nie będziesz uważał, a nie rozmyślał sobie. 4. Jakiego ćwiczenia mają życzyć poczciwi rodzicy dziatkom swoim A tak poczciwi rodzicowie mają to sobie iście pilnie uważać, w jakie ćwiczenie a w jakie sprawy dziatki swe wprawować mają, gdyż się przyrodzenie nasze rodzi jako goła tabliczka, a co na niej napiszą, to już tak zawżdy na sobie nieść musi. Boć mądrość na świecie jest jakoby jaki ozdobny ratusz w jakim zacnym mieście, rozlicznymi cnotami jako on ratusz wieżyczkami osadzona. A nauki poczciwe, a ćwiczenia roztropne są jakoby gościńce do onego miasta z rozlicznych stron, które łacwie, kto ma baczność roztropną przewodnikiem, doprowadzą do ratusza onego. A tam już między onymi wieżycami rozkosznymi, to jest między cnotami onymi, pewnie sobie znajdziesz spokojną gospodę do każdego poczciwego postanowienia żywota swego. Potym gdy już też ona młodość podrastać będzie, nie wadzi mu też poczedszy sobie czego potrzeba, nauczyć się i konika osieść, i jako sobie na nim poigrać a jako by ji też czasu potrzeby obrócić. A jeśliby mógł i drzeweczko znieść, tedy i to nie wadzi z nim sobie poigrać, ręką uważać do pierścionka albo do czapeczki pomierzyć, a poduczać się z młodu, co by się i na potym przygodziło. Też mu nie wadzi czasem z poczciwym a nie z opiłym towarzystwem posiedzieć, pomówić, pożartować, bo stąd i ćwiczenie, i zachowanie na potym, i znajomość roście. Nie wadzi mu też czasem pouczyć się poszyrmować i poskakać, i na lutence pograć, wszytko to są poczciwe zabawki. Azażby lepiej leżał jako wieprz w barłogu, a marnie czas tracił, co jest drogi klenot, a który już upłynie, już się nigdy nazad wrócić nie może, a nic nie może być szkodliwszego młodemu człowiekowi jako nikczemne próżnowanie. Bo to widamy i w konioch, i w innych źwierzętoch, iż im je naczęściej ćwiczą a wyprawują, tym też naosobniejsze bywają. A kiedy będzie stał jako wół, tedy też z niego jako wół będzie. Owo i ogień im mu naczęściej suchych drew przykładają, tym zawżdy najaśniejszy bywa. Abowiem a czym się innym młody człowiek napredzej ozdobić ma? Jedno nadobną sprawą około siebie, która niskąd inąd przypaść nie może, jako z porządnego ćwiczenia. A do tego już i inne cnoty snadnie przypaść będą mogły, które każdy stan na wszem nadobnie ozdobić i oszlachcić mogą. A wszakoż i w czytaniu, i w każdej sprawie szkoda przyrodzeniu gwałtu czynić, a w każdej rzeczy dobrze jest roztropnego pomiaru używać. Bo i haftowanie, i każda subtylna robota zawżdy piękniejsza bywa, która powoli a z rozmysłem bywa robiona. I deszcz pomierny tedy zawżdy piękniej zioła ożywia i zazieleniewa, niżli ów gwałtowny, bo gwałtowny albo potłucze, albo z błotem pomiesza. A cokolwiek gwałtownie do przyrodzenia przypadnie, i wzrok do oczu, i słuch do uszu, nie może tak słusznego rozsądku dać, jako gdy to powoli i obaczono, i rozważono będzie. Bo i mędrcy tak o tym piszą, iż każda rzecz gwałtowna nie może być, jedno szkodliwa. 5. Jako rozmowy poczciwe młodemu bywają pożyteczne A wszakoż nie tylko czytania, ale i rozmowy poczciwe mogą niemało ćwiczenia do rozumu podawać, gdyż ćwiczenie przy rozumie jest jakoby nadobne kwiecie na dobrym szczepie. Abowiem tak dawno powiadają, iż lepszy jest zawżdy żywy głos niż zdechła skóra, co ją na pargamin wyprawują. A wszakoż tego trzeba strzec, aby ony rozmowy nie były wszeteczne a opiłe, a nie lada o czym, jedno co by się ku poczciwemu polorowaniu a ćwiczeniu do rozumu przygodziły, jakie przedtym miewali oni zacni ludzie, oni mądrzy filozofowie, którym się i dziś ludzie dziwują, a prawie się dusza cieszy ony ich zacne rozmowy czytając. A cóż kto się im na on czas oczywiście przysłuchawał, podobno się jeszcze więcej ucieszyć mógł. Bo to i tam bez tego być nie mogło, aby w takich mądrych a poważnych rozmowach czasem i pożartków pomiernych nie było, aby się też czym czasem dusza ucieszyła. Abowiem to jest wielki przysmak i w czytaniu, i w rozmowach, gdy co dworskiego albo cztąc, albo słuchając z strony przypadnie. Bo tak mądrzy powiedają, iż to jest staranie nalepsze, które też wżdy czasem jaką krotofilą bywa przesadzone. Bo by też wszytko głowa miała robić o wielkich, o trudnych a o poważnych rzeczach, a nigdy by się czym wżdy nie ucieszyła, pewnie by trudno wytrwać mogła. I żelazo by namięższe, gdy się ustawicznie a ciężko obraca, pewnie by się rychło zrobiło, by mu też nie odpoczywał albo go łojem nie podmazował. 6. Jako przy pamięci, co jest potrzebniejszego, zachowywać masz Przytym też to miej na pieczy, iż cokolwiek smacznego przeczcisz albo usłyszysz, niechże to nie będzie u ciebie jako miedzianym brzękiem, który tylko iż mimo uszy leci, ale donosi wszytko do onego wszech zmysłów wójta a do wójtowej, to jest do rozumu a do pamięci, a co wójt rozezna, iż potrzebnego jest, to wójtowa niechaj mocno schowa i zapieczętuje, bo to tam już będziesz miał jako w skrzyni, ku wiernej ręce schowanej. Boć mało po tym, byś nawięcej przeczedł i przesłuchał, jeśliżeć to przy pamięci nie zostanie. Tedy będzie podobno ku onemu chłopu, co milę idzie do kościoła i powieda, przyszedszy do domu, iż było czyste kazanie, a kiedy go spytasz o czym, tedy i słówka nie umie powiedzieć. Abowiem, patrzaj, jako pczółki, choć nie ma twarz, jako się w tym wedle przyrodzenia swego nadobnie sprawują. Napierwej sobie ulepią nadobny plastrzyk z wosku, potym się rozlecą po rozlicznych ziołach, a co niepotrzebne, to precz omijają. A nazbierawszy miodu, do onego plastrzyka nanoszą, a nanosiwszy, potym nadobnie po wierzchu zalepią. Także też baczny człowiek, cokolwiek widzi, słyszy albo przeczyta, to też zebrawszy, co z potrzebniejszych ziółek ma znieść do onego uliku, to jest do rozumu, a nadobnie pamięcią ono zalepić i zapieczętować, iżby to tam długo trwać mogło. A jako pczółka niepotrzebne zioła omija, także też ten, czego mu nie trzeba długo pamiętać a co by mu się w niwecz na potym nie przygodziło, może obminąć, a do ulika nie przynosić ani chować. Bo patrz i na muzykę, gdy jej kto słucha, tedy snadnie wyrozumieć może strunę albo piszczałkę, która różno bęczy, bo i drugie głosy wnet pomiesza. Także też nasłuchawszy się albo naczedszy się onych rozlicznych rzeczy, snadnie rozeznać, co cudnie piska, a co nikczemnie bęczy. A to, co cudniej piska, to sobie i przy pamięci zachować, i pilno uważać, bo się to zawżdy ku wszemu dobremu i ku poczciwej sławie przygodzić może. Kapitulum VI 1. Jako młody człowiek ma się do cudzych krajów przejeździć A gdy już sobie pan młody podroście, a jakim takim ćwiczeniem domowym wżdy też sobie główkę naszychtuje, aby się wżdy nie wyrwał leda jako wilk z sieci, nie wadzi mu się też czasem i do cudzych krajów przejechać, a zwłaszcza tam, gdzie są ludzie pomierni, trzeźwi, obyczajni, a iż się rozumem a poczciwymi naukami parają. Bo to i doma często widamy, iż mało nie w każdym kraju są różnych obyczajów ludzie. Bo jako się gdzie w którym kraju zamnoży opilstwo, niepotrzebna włóczęga, to już tego mają za nikczemnego, kto w onym spółku nie bywa, a tego też towarzystwa nie pomaga. Najdziesz też w drugim kraju, iż leda krzywda tak będzie poważna, co by ją mógł kilkiem słowy odprawić, wnet już pancerze szorują, arkabuzy szrobują, harnasze skrzypią, aby jedno zwyczajowi dosyć uczynić. Aby się o tym pisać miało, jako to jest rzecz szkodliwa i co w sobie przynosi, i ku jakiemu końcowi przychodzi, wiele by czasu wziąć to musiało. Ale i bez pisma snadnie się w tym każdy obaczyć może, co to jest, a zwłaszcza jeśli kto tego kosztował, jako to są rzeczy wstydliwe, i brzydliwe, i ludziom nie mogą być, jedno iż barzo przemierzłe, a zwłaszcza poczciwym. Najdziesz też w drugim kraju gdzie się kozera zamnoży, ano szkapy u zedlów powiązane stoją, ano się łańcuchy taczają, szable się walają, talery się kołaczą, a równie jakoby między kotlarzmi na Grodzkiej ulicy stał, kto już tam w onej zgrai będzie. To już też co się z tego zamnażają, o tym mówić nie chcę, bo czasem musi być po trosze i nieprawdy, i marnej utraty, i z onego niewyspania bladej a zapuchłej twarzy, i niecudnej sławy. A przedsię i pożytku jakiego trudno z tego kto ma użyć. Bo tego wnet jedni rozpożyczają, a rzadko wrócą, drugie się też na wczorajsze długi rozleci, drugie za karty, drugie za wino, drugie też sługam, kucharkom, dudom, że więc tego ledwie trzecia część do mieszka wlezie, i to jeszcze niepewnie, bo będą za nim z daleka drudzy zachodzić, jakoby onego ostatka na nim wyłudzić albo zasię wygrać, albo wypożyczać, a czasem też i okraść. Bo źleś nabył, źle też zginąć musi. Najdziesz też drugi kraj tak zapyśniały, że w nim wszytko miłościwi panowie, by jedno kęs bobru do zawojku przyszył, a knafel u szyje powiesił. A bez kolebek, bez niedźwiedzi aż do kolan na szkapach, a bez dziwnych pstrocin, a zwłaszcza miłościwa pani iście się nie lada jako ukaże. A tak i w tym, gdzie się młody człowiek obrócić ma, gdyż i w cudzych krajoch także różne obyczaje, ma to pilnie sobie uważać, a tych się radzić, którzy wżdy świat widali. Bo acz człowiekowi poczciwemu a bacznemu mało mogą ludzkie obyczaje, a zwłaszcza przemierzłe, zaszkodzić, i owszem, zadziwowawszy się im, może jeszcze w sobie i swych słusznym uważeniem poprawić, co to iście nie lada, co kto się cudzemi karze przygodami. Abowiem zawżdy tego za chędoższego mają, co siedzi między okopciałymi ścianami a nie ubruka się, niżli tego, co siedzi za kobiercy albo za oponami w brudnej koszuli. A wszakoż iż jest nałomne przyrodzenie nasze, zawżdy jednak każdemu lepiej być między takimi ludźmi, z których by wżdy i przykładów dobrych nauczyć a rozmów się nadobnych a pożytecznych nasłuchać mógł. A zbierać sobie co potrzebniejszego z nadobnych i przykładów, i rozmów, i obyczajów, jako pczółka zbiera sobie z nadobnych ziółek przysmaki swoje. Boć pewnie z łopianu ani z pokrzyw, ani z piołunu nic nie przyniesie. Także też i baczny człowiek w każdych przypadkoch swoich iście ma uważać, co łopian a co pokrzywa. Abowiem ci nam nigdy z dobrymi a z poczciwymi rzeczami żadnej burdy nie potrzeba, jedno z niepoczciwymi a z nieprzystojnymi, z tymi nigdy poważna cnota ani stania, ani przymierza, ani zakładu mieć nie może. A zawżdy chceli się na placu zostać w swej sławie, musi z nimi ustawiczną burdę mieć. A jako piszą o Platonie, o onym sławnym mędrcu, iż barzo rad patrzał na ty swowolne na wszeteczne krotofile a sprawy ludzkie, to się im uśmiawszy a nadziwowawszy, zasię to powoli dyscypułom przyszedszy rozważał, jako to są rzeczy zelżywe a sprośne, a poczciwemu nieprzystojne, aby się z tego karali, a na potym się tego przestrzegali. 2. Uważywszy miejsce, gdzie się obrócić, jako się tam sprawować A tak uważywszy już sobie miejsce poczciwe za radą roztropnych ludzi, gdziebyś się już słusznie obrócić miał, starajże się, abyś też tam z tym handlem się ukazał, którym tam ludzie handlują. Bo jeśli słyszysz, iż tam cnoty, dobre obyczaje, a na wszem pomierne a poczciwe sprawy, także i nauki ludziom smakują, także się też ty staraj, abyś też tam przyjechawszy z takimiż się sprawami okazał. Bo acz nie może być tak gruntownie, a wszakoż gdy dobry brant z sobą ze srebra przyniesiesz, już go tam będzie łacniej przyzłocić i przyfarbować. Ale jeśli z szczyrą miedzią tam przyjedziesz, także też zasię z miedzią do domu pojedziesz. Bo już nie tylko, abyś się tam miał z tej miedzi przepolorować, aleć jeszcze lepiej zardzewieje. Bo gdy cię ujrzą niedbalca a nikczemnika, nie tylko, aby cię przestrzegać albo się przeciwiać życzliwie mieli, ale jeszcze z ciebie ostatek wyśmieją, jako to i doma często widamy, bo już tam nie będziesz miał ni brata ni swata, jeśli sobie tego nadobnymi obyczajmi a poczciwym zachowaniem nie sprawisz. Bo już tam będziesz jako on niedźwiedź, nie będzieszli miał zachowania z poczciwych obyczajów swoich, co im tam zaszedszy kuglarze kuglują. Póki łaszkuje a wzgórę skacze, póty mu się ludzie dziwują: a kiedy go po ulicy wiodą, tedy przed nim uciekają. Albo jako on pijanica wszeteczny, który, po ulicach chodząc, każe przed sobą w bęben kołatać, aby wszyscy nań patrzyli, a jego się szaleństwu dziwowali. Ano było daleko lepiej, aby był na miejscu dosiedział, a nie czynił pośmiechu z siebie. Jako ono też o jednym pijanym powiadali, iż chodząc a zalecając się po kąciech powiedał, iż: „Nie wziąłbych tysiąca złotych, abych nie miał jechać do cudzych krajów”. Drugi mu siedząc powiedział: „Mało by nie lepiej, abyś, nic nie wziąwszy, doma siedział, bo dosyć, iżci się tu ludzie dziwują, nie trzebać do cudzych krajów jeździć”. A tak umiarkowawszy się tu nadobnie a postanowiwszy w sobie myśl wspaniałą a obyczaje uczciwe, a dostawszy k'temu sobie pomiernego a statecznego towarzystwa, nadobna to jest rzecz młodemu człowiekowi do cudzych się krajów przejeździć, a tam się ukazać jakoby i sobie, i ojczyźnie swej lekkości nie uczynił. A przypatrować się onym pięknym, poważnym a statecznym sprawam ludzkim, a czasu przedsię darmo nie tracić, a bawić się poczciwymi sprawami ludzkimi a naukami potrzebnymi, aby wżdy sobie nadaremne pracej nie zadawał, tłukąc się po górach, po skałach i po innych miejscach niebezpiecznych. A potym ku swej poczciwej sławie, a rodzicom i innym powinowatym swym z czasem się zasię nadobnie się pięknymi sprawami ozdobiwszy, do domu się zasię wrócił, tak iżby się ludzie przypatrowali onym ozdobnym obyczajom jego, a on aby się onymi brzydził, których tu był między innymi odjechał, obaczywszy, iż się nic nie odmieniły, a iż przedsię w swej klobie stoją. 3. Jakich obyczajów używać między postronnymi narody A gdy już tam w tych zacnych a obyczajnych krajoch będziesz, nie rośćże jako krzywa sosna boru, która nic więcej nie umie, jedno iż się zieleni, a przedsię kole, a szyszki sierdzące rodzi, które się ni nacz inszego nie przygodzą, jedno najeżywszy się na ziemi darmo leżą. Ale rość jako drzewko oliwne, którego i listki nadobnie pachną, i cień z siebie wdzięczny podawają, i jagodki się wżdy ku ludzkimu pożytku przygadzają. A pomni, czymeś stworzon i na coś stworzon. Boś stworzon człowiekiem, a mało nie jako aniołem, ozdobioneś rozumem, czymeś różny daleko od innych źwirząt. Nie chowajże też tego rozumu, jeślić ji Pan Bóg dał, jako czyża w klatce, ale się staraj, abyć zakwitnął pięknymi sprawami a obyczajmi twojemi, aby naprzód Pan twój, który cię tak stworzył, cześć a chwałę z ciebie miał, przyjaciele radość a pociechę, a ty też zasię poczciwość a sławę. To cię oboje snadnie wdzięcznym u wszech ludzi uczynić będzie mogło. Nie dajże się ani młodości, ani złemu przyrodzeniu, ani złemu towarzystwu wodzić, bo wierz mi, iż to wszytko barzo twardouści źrzebcy, a trzeba na nie nie lada munsztuków. Abowiem na co by cię przywieść mogli, barzo to trwa krótko, a barzo długo szkodzi, czego byś potym barzo musiał żałować i barzo się wstydać. A nie trzeba na to ani pisma, ani przykładów przywodzić, kto jedno chce, łacniuchno się temu i doma przypatrzyć może, z jakim ci wstydem tego na starość używają, którzy młodość swą marnie a nierozmyślnie utracają. 4. Co jest za wada młodości ludzkiej Abowiem ta jest wada w przyrodzeniu człowieka młodego, iż nie tam, gdzie rozum chce, ale tam, gdzie go nałomne a swowolne przyrodzenie, nie inaczej jedno jako za rękaw, ciągnie. A zawżdy mu się tego chce, aby się czemu nowemu albo przypatrowało, albo go jakożkolwiek też skosztowało, a zawżdy jako w kotle aby się mieszało. Bo acz się trafi czasem tak szlachetne przyrodzenie, które bez wszego przymuszenia i za małym ćwiczeniem do cnoty a do dobrych obyczajów samo się pociągać będzie, drugie się zasię trefi, które widząc w ludzioch sprośne obyczaje, którymi się zacni a mądrzy brzydzą, i od siebie je odpychają, widząc też w drugich piękne sprawy, którym się ludzie przypatrują, i do siebie ciągną, i jeszcze młodo w poczciwości mają, tedy to sobie rozważywszy, bywa też jakoby niejakim przymuszeniem do cnoty a do dobrych obyczajów przyciągniono. Trzecie zasię będzie tak złe a swawolne, że go żadne przykłady, ani złe, ani dobre, nie ruszą, aż mu z bratem kijem musi lekcją sylabizować. Co acz mu mało pomoże, ale mu wżdy do czasu ujmie onych swowolnych obroków jego. A ten zda mi się, iż się nagorzej udał, bo już to nędzne ćwiczenie, które nie z przyrodzonej cnoty, ale z gwałtownego przymuszania, jako tako wżdy się po trosze polorować musi. Ale chociaj bychmy już sobie ten średni kształt obrali, który nie z gwałtownego przymuszenia, ale z poczciwych i z swowolnych obyczajów ludzkich do cnoty a do dobrych obyczajów nas pociąga, tedy czytając ony zacne, mądre a rozważne sprawy onych zacnych przodków naszych, którzy jeszcze i dziś, prze swe zacne a poważne sprawy, jako żywi między nami słyną, a pamięć ich nigdy umrzeć nie może, przypatrując się też i dzisiejszym żywym, w jakim wszeteczni są u poczciwych obrzydzeniu, a w jakiej zasię poczciwi a skromni i powadze, i baczeniu, jest się czym i ustraszyć, i pocieszyć. A przypatrzywszy się temu, nie być też oną kozą, co dziurą przez płot na kapustę patrzy, a tylko iż oczyma onę swoję chuć odprawi; ale ono, co ujrzysz poczciwego a pięknymi cnotami zafarbowanego, to sobie tak umiłować, ucukrować, a mocno w pamięć zaszrobować masz i tym się parać, i tym się bawić, czym by się on twój stan poczciwy co napiękniej zafarbować a ozdobić mógł. A gdy tak sprawisz stan swój i przyrodzenie swoje, tedyć już żadny czas darmo nie wynidzie. Bo przeszły czas będziesz pamiętał i im się ćwiczył z czytania spraw onych zacnych, mądrych a poważnych ludzi. Terazejszy z przypatrowania różnych obyczajów ludzkich i złych, i dobrych. Przyszły, iż to wszytko w sobie nadobnie umiarkujesz z przypadków ludzkich, co by na potym twój poczciwy stan i zdobić, i oszlachcić, ku czci a ku sławie twojej, aby też zasie potym ludzie takież z ciebie przykładów brali, jako ty teraz też z drugich bierzesz. A wszakoż nie tylko patrz na słówka a na podobieństwa, skąd masz przykłady brać, poglądaj, radzęć, głębiej a prawie do gruntu, aby się słówka piękne także z pięknymi skutki zgadzały. Aby się i sprawy, i postawy, i słówka prawie ściągały do onego celu a do onego znaku, gdzie cnocie z rozumem gospodę zapisano, boć rzadko gdy pospołu w jednej gospodzie nie stoją, chyba iżby gospodarz był nie po temu, a nie był gościom rad. Bo widzisz, iżeć mało nie jednaki blask od mosiądzu, jako i od złota. A tak, radzęć, nie spuszczaj się na blask, próbuj brantu, boć więc silna omyłka w tym czasem bywa, a miej zawżdy porfirius przy sobie, ów czarny kamyk, co złota próbują, z roztropnego baczenia, z uważenia rzeczy różnych z pilnością sprawiony. 5. Jako z postawy poznać sprawy młodego człowieka Abowiem postawy i sprawy każdego człowieka, a zwłaszcza młodego, są też jako młode piwo albo wino, które gdy się trybuje, wszytko z siebie na wirzch wyrzuci. Abowiem umysł stateczny a w poważnym ciele postanowiony, jest jakoby król wszytkim innym zmysłom i sprawam człowieka onego, a zwłaszcza który się uda za sprawami bacznymi, cnotliwymi, a sobie na wszem przystojnymi, tedyć jest prawy król ciała onego. Ale gdy się też uda za sprawami swowolnymi, plugawymi a nieuczciwymi, tedy nie jest król, ale srogi tyran a skazca człowieka onego, który go ustawicznie kazi, tępi a niszczy. A popsowawszy, a pogwałciwszy złymi sprawami swymi prawa a wolności jego, prawie go przywodzi w tyraństwo a w sprośne posłuszeństwo świata tego uniesionego i nieporządnych obyczajów jego, a nie inaczej jedno jakoby go do Wałach w niewolą zaprzedał. A poznasz wnet i z postawy sprawy i postępki umysłu uniesionego. Bo poznasz wnet gniewliwego, poznasz dobrotliwego, poznasz skąpego, także marnotrawnego, poznasz smętnego, poznasz wesołego, poznasz mężnego, poznasz bojaźliwego, a także i od innych przypadków przyrodzenia. Bo wnet tępego a bojaźliwego uźrzysz, gdy co chce poważnego mówić, aliści on piętą wierci, palce skubie, brodę muszcze, postawki stroi, rzkomo szepluni, umizga się jako czapla w kobieli, a każde słówko na troje przekąsi. Ale gdzie umysł stateczny poczciwym umysłem ozdobiony, a iż na się nic wszetecznego nie czuje, czego by się powstydać miał, tedy już i wzrok, i słowa, i postawa jako u orła, co wszytko w słońce patrzy, a jako u onego hetmana, który rycerstwu swemu i sprawą, i postawą swoją dobrej myśli dodawa, także też ten onym, co go słuchać mają. Także i w innych przypadkoch przyrodzenia naszego, każdy snadnie poznać może z postawy a z postępków jego. A tej odmiany nic nam inszego nie czyni, jedno odmienność a niestałość spraw naszych, a nieumiarkowanie statecznego umysłu naszego. A jestechmy barzo podobni ku onym spróchniałym ścianam, które bywają po wirzchu kęs owym cienkim malarskim złotem powleczone, pod którym złotem nie masz nic, jedno szpetne drewno. Także umysł nasz tylko się po stronach z rozmysłem swym wierci, a nigdy przy statecznej stałości nie zostanie, a mało nie jako spróchniałe drewno, tylko iż postawką kęs jako malarskim złotem będzie powleczony. A za tym kęsem omylnego a błyszczącego złota a za pożądliwością jego, która nigdy w naszym ciele słusznie umiarkowana być nie może, każdy umysł nasz, by też był nastalszy i nastateczniejszy, gdy mu gwałtu wielkiego rozum a cnota nie uczyni, musi zawżdy być tak zamieszany a zawikłany, a snadnie z powinności swej poczciwej i uwiedziony, i uniesiony. A snać bychmy się w tym obaczyli, iż w tej skórze, w której chodzimy, jedno jeden człowiek i jeden brzuch, snać bychmy inszych umysłów byli. Gdyż ten jeden człowiek, kiedy by się z myślą na niepotrzebne rzeczy nie unosił, na równej by rzeczy mógł przestać ku wczasowi a ku pokojowi swemu, a nierówno by mógł lepszych czasów użyć, niż w tak zawikłanych a różno rozniesionych rozmyślech swoich. A temu też jednemu brzuchowi a czego by więcej trzeba, jedno jako żydowskiej gęsi, natkać się aż do szyje, czego by zawżdy bez wielkich trudności a bez zamieszanej myśli mógł dowieść. Ale iż szlachetne przyrodzenie nie ścierpi, aby się dalej i wyżej ciągnąć nie miało, chociaj to będzie i z dziwnymi trudnościami, i z wielkim niebezpieczeństwem jego, i z wielkim zgwałceniem a zniewoleniem onego wdzięcznego żywota poczciwego, a zawżdy dobrą myślą ozdobionego i oszlachcionego. Kapitulum VII 1. Kto wiele chce widzieć, trzeba też wiele o tym rozumieć. I jako się młody człowiek w postronnych krajoch zachowywać ma A tak gdy już tam będziesz między onymi różnymi stany i między różnymi sprawami i postawami ich, tuć się będzie dopiro pilno rozumu chwytać, tuć dopirko trzeba będzie pilno i uważać, i rozeznawać, gdzie jest alchimia, a gdzie prawy brant, to jest, gdzie są prawdziwe, cnotliwe a nieomylne obyczaje. Bo wierz mi, iż tam najdziesz człowieka z rozmaitymi przypadki, coć się ukaże jako anioł światłości na postawie, ale na umyśle rad by cię i z skóry wyłupił. Tu już trzeba pilnie rozważać, i z kogo przykłady brać, i komu dufać, i kogo sobie za przyjaciela rozumieć i postanowić. A nalazszy dobrego, cnotliwego człowieka, już się go dzierż jako muru, a przypatruj się pilno i sprawam, i postawam, i wszytkim postępkom jego, abyś także swe obyczaje onymiż ćwioczki jego zakował a mocno zahartował w sobie, jakoby się potym ni na czym nie pośliznęły. Abowiem małoć by pomogło, choćbyś widział Etnę pałającą, rzeki bystrze ciekące, morza ony srodze burzliwe, wieloryby po nich pływające, syreny śpiewające, kokodryły albo smoki latające, miasta, zamki, i pałace rozmaicie się błyszczące, jeśli toż do domu w obyczajoch z sobą przyniesiemy, cochmy byli z sobą wzięli. Trzeba tam będzie czego inszego pilnować więcej, niźli tylko tego, czym by się oczy napasły, pilniejsza daleko, czym by się umysł napasł, nacieszył, a w nadobnej sprawie, a w uczciwych postępkoch aby cię sprawił i postanowił. 2. Jaka choroba, takiego jej lekarza potrzeba Abowiem patrz, gdy kto nogę złamie albo się z konia stłucze, pewnie już nie szuka ani malarza, ani haftarza, jedno co najrychlej co misterniejszego cyrulika, aby onej zabolałej przygodzie swej co narychlej mógł jaki ratunek dać. Także i każdy, kto z zabolałym umysłem a z niedobrze postanowionym przyrodzeniem gdzie przyjedzie, jużci mu też nic ani po malarzu, ani po haftarzu. Ale co? Szukaj co narychlej takiego towarzystwa i takich nauk, czym byś ony swe zabolałe a nikczemne obyczaje co narychlej w sobie ozdobić a wypolorować mógł, abyś nie chodził jako piąte koło między ludźmi, które wszytko z drogi zbiega a leda jako się toczy, aby się i tam, i do domu przyjechawszy, z nadobnymi a postanowionymi obyczajami, ozdobnie potym ukazać mógł. Bo będzieszli chciał postanowić w sobie pychę, a uźrzysz ano jej tam więcej, toć tu będzie trzeba rozsądku, iż to przypadek niedobry, chociaj mu się tam i w ozdobnych ludzioch przypatrzysz. A tu już zasię będzieć trzeba i przeciwnego ćwiczenia, i przeciwnego towarzystwa szukać sobie. Albo także będziesz chciał uskromić łakomstwo w sobie, a uźrzysz ano go tam nierówno więcej; tuć także będzie trzeba mądrego rozeznania w sobie, abyś się takim obyczajom ani przypatrował, ani się ich uczył, a także i do inszych przypadków szkodliwych. Ale się ty przypatruj ludziom poczciwym, pomiernym, pobożnym, we wszem nadobnie postanowionym, których tam wszędy znajdziesz dosyć. Także się zabawiaj i naukami poczciwymi a rozważnymi, które by w tobie nadobne cnoty a poczciwe obyczaje i stanowiły i polorowały. Także i gniew, także i marnotratność, także i nikczemne próżnowanie a marne czasu tracenie, pilnie się staraj, jakobyś to z siebie jako wrzody albo jako inne naszkodliwsze przypadki i wygnać, i uleczyć mógł. A tak poczciwy młodzieniec, a zwłaszcza taki, któremu wżdy przyrodzenie czego szczęśliwego a bacznego dożyczy, ma się pilnie przypatrować onym dziwnym a różnym sprawam ludzkim. A nie tylko ma być tym pielgrzymem, iż się tam zawlókł, daleko mu to pilniejsza, aby ustawicznie wędrował po głowie a po rozmyśle swoim, a rozsądki sobie w niej powoli rozmyślne czynił i rozmierzał, tak iż co ma być słusznie poganiono, aby poganić umiał a tego się przestrzegał. A co też ma być słusznie pochwalono, aby pochwalał a tego się mocno dzierżał i przy tym zostawał. Też aby to w sobie i uważył i roztropnie rozmiarkował, czego się bać, a czego się nie bać, czemu się słusznie radować, a czym się też nie nazbyt cieszyć, przypatrzywszy się odmienności fortuny. A wybierać sobie wszytko po ziarnku jako ptaszek wybiera mak między gorczycami, czyniąc sobie w głowie swej rozważny rozsądek, i z obyczajów, i z rozlicznych ludzkich przypadków, także i z nauk poczciwych. A co by było niepoczciwego a nieobyczajnego, to porzucić, a co by było zasię uczciwego a w nadobnej sprawie postanowionego, tego się mocno dzierżeć a statecznie w sobie postanawiać. 3. Snadnie wszytko w sobie postanowi, kogo rozum rządzi Abowiem gdy już kto w sobie postanowi i sprawki, i postawki swe nadobne, a sprawuje się cnotą a rozumem w każdym roztropnym postępku swoim, a iż to ludzie do niego obaczą, już się będzie każdy cisnął do przyjaźni i do towarzystwa jego. A nie trzeba będzie do tego wiele przysmaków jako drugim, którzy sobie dzbanem, chartem, jastrząbem, i innymi upominki przyjaźń jednają. Już tam każdy dobrowolnie stara się, jakoby się z takim pobratał. Już nieprzyjaciela nigdy nie będzie miał. Abowiem a kto się nań targnie, widząc onę nadobną a skromną domierność jego, bo i nasroższy bojownik zawżdy tego obmija, kto skromnie stoi, bo zawżdy tego pilniejszy, kto mu się sprzeciwi. Abowiem już taką rozważną skromnością, i innymi nadobnymi postępki, już nie tylko młody, ale i stary siła sobie i zwyciężyć, i postanowić snadnie będzie mógł. Abowiem wnet zwycięży razem dwa gniewy, i swój, i onego, kto by się miał targnąć nań. Zwycięży w sobie snadnie i łakomstwo, gdyż to sobie roztropnie rozważy, iż natura człowiecza na równym, na słusznym przestać może. Zwycięży każdą swowolną rozpustność, uważywszy sobie, iż to cnotliwemu, poczciwemu a skromnemu jest wstyd a wielka ohyda jemu i sławie dobrej jego. Lekce sobie poważaj i szczęście, i wszytki odmienności jego, wiedząc, że to do czasu stoi jako zielone drzewko przy drodze. A jeśli na nim owoc jaki uroście, aliżci go kijmi wnet otłuką, że ni listku na nim nie zostanie na zimę, a na wiosnę zasię uźrzysz ano się zieleni. Także też i pieszczoszkowie jego czasem się zazielenią, a czasem ni listku na żadnym nie znajdziesz, bo więc szpetnie z drugiego kwiatki opadną, a czasem za nim i z kijem biegają, aby to zapłacił co na tramie nakryślał. A tak nadobnać to jest rzecz, bo tak i święty Paweł uczy, każdej rzeczy pokusić, a która jest nalepsza, przy tej mocno zostawać. Bo jako są różne natury ludzkie, także też różne są i chuci, i rozumy, i ćwiczenia wedle każdej natury różności. Bo się jednemu chce umieć skakać, drugiemu strzelać, trzeciemu szyrmować, czwartemu śpiewać, piskać, na lutni grać. Owa każdemu się to podoba, do czego go zwyczaj a ono jego przyrodzenie ciągnie. A wszytko to nic poczciwemu nie wadzi, a równie to jest ku innym poczciwym sprawam, jako przysmaki do potraw albo cukier na kaszę, chociaj tak kasza i sama czasem bywa dobra. Abowiem to są przypadki do fortuny potrzebne, do rozumu mało. Abowiem szukając fortuny, czymkolwiek się kto może ozdobić, tedy mu to nic nie wadzi. Bo acz dobre jest srebro samo przez się, ale jeszcze cudniejsze będzie i zacniejsze, kiedy go i tam, i sam przyzłoci. Także i człowiek poczciwy, jakimiż się kolwiek przypadki kiloby foremnymi zafarbuje, wdzięczniejszy bywa u tych, co je fortuna pieści. Kapitulum VIII 1. Jako cnota z rozumem i fortuna różnymi gościńcy chodzą Abowiem patrzaj, jako cnota, rozum a fortuna daleko różnymi gościńcy od siebie ciągną, także im też różnego starania i różnych gospod potrzeba. Bo fortuny trzeba żeglarzowi, oraczowi, formanowi, także i każdemu rzemięśnikowi, kto się ją para albo kto jej szuka. Ale człowiek umysłu wielkiego, który sobie przypadki ty fortuny lekce waży, bo ty za cnotą a za rozumem skakać muszą, jedno iż się puści na rzeczy rozważne, na rzeczy sobie na potym i ojczyźnie swej potrzebne, a z czasem przypadłe, a z daleka jako Orzeł z gór y wszytko co się k czemu ściąga przepatruje, już on mało sobie tych drobnych przypadków od świata i od fortuny waży, a mało się na to rozmyśla. Już się jedno o to stara, jakoby nie jedno sobie, ale wszytkim wedle stanu każdego godnym a potrzebnym mógł być. Abowiem zawżdy to zacniejszy pasterz bywa, który stado owiec pasie, niżli ten, co jedno jednę kozę. Także też ten, co i innym pożyteczny może być, nie tylko jedno sobie. Abowiem co ciało jednemu ozdobić może a zafarbować świata tego przypadki, toć już od fortuny a od przypadku czasów przyść może. Ale co myśl wspaniałą farbuje, tam już nie leda cynobru potrzeba, bo tam trzeba rozlicznych farb, jakoby ona myśl stateczna, a na żadną stronę nieuniesiona, a rozumem na ocel zahartowana, tak jakoby się w szczęściu i w nieszczęściu na żadną stronę nie pośliznęła, pięknie na wszem ozdobiona a zafarbowana była. Bo już takiemu, kto już statecznie umysł swój zafarbuje, wszytko mu za jedno: szczęście i nieszczęście, tak mu się między różami ukłaść i usnąć, jako i między pokrzywami albo piołunem. Obudzi się ano myśl ona wspaniała jako orzeł ku górze wszytko bujać chce, a żadnej innej rzeczy więcej na pieczy nie ma, jedno to napilniej, co by cnotę a rozum ucieszyło. A wierz mi, iż i tam nie leda muzyki potrzeba, bo ci dwa panowie nie każdemu k'woli skaczą. Abowiem patrzaj, że i malarz pirwej farb nie rozetrze, aż sobie pirwej płotno albo tablicę nagotuje, i to, co ma malować, już sobie w rozmyśle swym postanowi. I strzelec łuku swego nie pociągnie, aż sobie pirwej cel upatrzy, do którego strzelać ma. I pisarz papiru nie podniesie, aż sobie pirwej rozmyśli, co na nim pisać ma. Także mądry a roztropny człowiek, gdy co rozważnego a statecznego zacząć ma, pirwej ma uważyć sobie cel, do którego celu on się jego zaczęty umysł pociągać ma, aby darmo a na wiatr nie strzelił, albo iżby leda czego w swym poważnym umyśle darmo nie malował. Aczci jest celów dosyć rozlicznych świata tego, ale nie wszytko potrzebnych. Ale to jest cel napotrzebniejszy człowiekowi poważnemu a poczciwemu, upatrzywszy sobie on krzaczek, gdzie sobie cnota nie inaczej jako piękna papuga gniazdo uwiła, tamże już onymi nadobnymi strzałeczkami rozumem zasadzonymi ma pilnie ugadzać, by się nigdy daleko nie odstrzelił od niego. 2. Cnota wielka królowa Abowiem ta cnota jest tak można królowa, że jej władzej ani śmierć, ani żadny strach nigdy przekazić nie może. Bo chociaj działa trzaskają, hufy się mieszają, proporce się błyskają, już jeden leży, drugi na to miejsce nastąpi, wszytko to ta można królowa rządzi a sprawuje. Abowiem szyrokie jej królestwo jest, które ona głośna sława jako trąba brzmiąca po światu roznosi. Drudzy się z wielką radością na harce, na straży upraszają. Drugi prosi, aby przed innymi ludźmi naprzód chodził. Drugi, aby się pirwej potkał, wiedząc, iż czci a sławy stąd dostać ma, już mu nic nie straszno, już mu wszytko wesoło. Patrzajże na pieszczoszki panie i fortuny, a oni się ubiegają, kto ma pirwej w tanku poskoczyć, losy miecą, kto ma jutro wieczerzą sprawić, kto się ma w maszkarę ubrać. A tak tu obacz, jakoś słyszał, iż cnota z rozumem, a ta omylna pani, pani fortuna, daleko różnymi gościńcy od siebie chodzą. Bo ten już, co tej paniej przysługuje jest jako on kamień, co przy drodze darmo leży, włożyszli ji do ognia, będzie gorący, włożyszli ji do wody, tedy będzie zimny, a trudno ma być myśl jego statecznie na jednę stronę postanowiona. Abowiem od tego tak zacnego celu a od tej świętej cnoty, i od takiego każdego, kto się około niej bawi, daleko na wschód, na zachód, na północy, i na południe, a także i na wsze strony cień zalatuje, i tu jeszcze za żywota, i po śmierci. A snać jeszcze mało nie więcej po śmierci każdemu swemu czyniąc nieśmiertelną pamięć. A snać jeszcze ty nawięcej zdobi, którzy w pracach, w trudnościach, w ranach, a w poczciwych potrzebach przy niej zawżdy sławnie stali. Bo nigdy by byli dziś ludzie nie wiedzieli, co był Hektor, co był Achilles, co był Aleksander, co był Herkules, albo on zacny Priamus albo oni dzielni a sławni hetmani rzymscy, by ich była ta święta królowa oną zacną sławą nie inaczej jedno jako złotą koroną nie ukoronowała. O święteż to były rany ich, albo ony trudności, dla których ona zacna sława, a snać aż do skończenia świata, prawie je żywo zostawiła. Aczci też mają sławę i oni pieszczoszkowie paniej fortuny, on Heliogabalus, on Sardanapalus, co nic inszego nie czynili, jedno z niewiastami a z pochlebniki pili, po sadkoch chodzili, a czasem i kądziołki z nimi prządali albo wzorki szyli. Ale ta ich sława barzo śmierdząca jest, a prawie jedno poczciwym ludziom na przykład zostawiona, aby się onymi marnymi sprawami ich brzydzili a za nie się wstydali, a pilnie się takich marnych spraw ich przestrzegali, które ony wszemu światu ohydziły, oszkaradziły i w złej sławie zostawiły. Bo patrzaj, chociaj nie mieli żadnej burdy ani ran, ani guzów, oni zacni filozofowie wieku przeszłego, ani się na działa, ani na żadne postrachy nie wysadzali, jako był on zacny Plato, Sokrates, Ewrypides, Ksenofon, Kato, ale zawżdy walczyli a wielką burdę ustawicznie mieli z niecnotami a z rozmaitymi sprawami świata tego, a z sprośnymi, a z obrzydłymi występki ludzkimi, radami swymi, sprawami swymi i pismy swymi rozważnymi marny świat przestrzegając: a widzisz przedsię, jaką im ona szyroko po światu latająca sława wieczną pamięć uczyniła. Także i poczciwy człowiek, jeśli mu się nie przytrafi burdy mieć o ojczyznę swą, albo o rzeczpospolitą swą z nieprzyjacielem jakim do tego należącym, niechże się łamie a ma ustawiczną burdę z niecnotami marnymi świata tego, a niech je tępi, niszczy, a zaciera kędy może, a z siebie niech innym piękny przykład dawa, albo takież uczciwymi namowami swymi, albo i pismem, jeśli może być, aby się inni także tego przestrzegali. 3. Pan młody z czym ma do domu przyjechać A tak i ty, mój miły Panie młody, któregożkolwiek stanu będziesz, jeśliże cię Pan Bóg kiedy w jakie postronne kraje albo w różne narody obróci, miejże też to na pieczy, co przedtym też wielcy a zacni stanowie miewali. A nie dosyć na tym, abyś się tam jechał dziwować wystawionym pałacom albo przedtym niewidomym kształtom, ale się przypatruj ludziom i ich kształtom a obyczajom, a zwłaszcza takim, tak jakoś i pirwej słyszał, z których byś miał słuszne przykłady brać, a haftuj je sobie mocno jako wzory na pamięci i na umyśle swoim, abyś je długo pamiętać i roztropnie rozważać umiał, i drugim potym o nich powiadać. A też zasię, jakoż to inaczej nie może być, bo wszędy są ludzie, gdzie ujrzysz sprośne a brzydkie sprawy i obyczaje ludzkie, abyś się imi umiał karać, sobie je brzydzić, i drugie potym z nich przestrzegać. A nie daj czasowi nigdy darmo upłynąć, widzisz, żeć to szkodliwa utrata, kto czas marnie traci, bo się już ten wrócić nigdy nie może: a co godzinka na zegarze uderzy, to już czas przeminął, a co dalej, to do kresu bieżemy. A tak albo czytaj, albo się wżdy czego ucz, albo się czemu przypatruj, a rozeznawaj sobie, upatrując nadobnie, co lepsze, a co gorsze. A staraj się jeszcze tam będąc, abyś w skromności a w statecznym każdej rzeczy uważeniu, a w nadobnych obyczajoch tam wszytkim wdzięcznym był. Boć już tam nic będzie po pysze, po zuchwalstwie, po wszeteczeństwie, gdyżeś się tego napatrzył, że taki nie tylko w cudzych krajoch, ale i doma zawżdy przemierzły a obrzydły bywa. A staraj się o to, abyś nie tylko z poskoczki, z perfumowanymi rękawiczkami, ze pstrymi kabatki do domu przyjechał: ale abyś upstrzył nadobnie umysł stateczny twój cnotą, nauką pomiaru, a nadobnym na wszem postanowieniem twoim. A iżby z ciebie perfumy zalatywały pięknych a uważonych obyczajów twoich, a nie tylko z rękawiczek twoich, aby z ciebie obcy nadobne przykłady brali: a powinowaci twoi zapatrzywszy się na cię, aby się tobą cieszyli, gdy obaczą, że wżdy umiesz o tym i mówić coś widział, i piękne sprawy w sobie okazać, i to nadobnie ozdobić, że się wżdy będą z tego cieszyli, żeś wżdy nie darmo bit do domu przyjechał, a iżeś się nie darmo włóczył po światu. A tu cię już sobie będą wydzierać, a tu cię już między sobą będą w powadze mieć, z tobą wdzięczne biesiady i rozmowy miewać. A ty się dopirko będziesz przypatrował znowu onym sprośnym obyczajom, którycheś tu był odjechał, patrząc z daleka na drugiego, a on siedząc w kącie łeb sobie skubie a paznokcie łupi, a krostami, odzierając sobie z palców, aż do drzwi strzela, a kofel śmierdzący jakoż wczora usiadł podle niego, także też jeszcze podle niego leży. Abowiem jeślibyś też tak w sobie nic w obyczajoch ozdobnego do domu nie przyniósł, tylko to coś widał, tedy równie jakobyś we zwierciadło patrzył, a umuskawszy się, a poprawiwszy sobie szuprinki, a otarszy, gdzie brudno, wnet mało odszedszy wszytkiego byś zapomniał. Bo tak to pospolicie bywa, iż nie tylko zabrukania, ale i twarzy swej własnej każdy, mało odszedszy, zapomni. Bo ujrzysz tam siła kuglarzów, siła mataczów, siła wyłudaczów: a trzeba tam pilnie z tabulatury stępać a pilnie sobie uważać, jako co wyrozumieć. Bo możeć się i tym podziwować, a wyrozumiawszy, co źle, poganić, a co dobre to pochwalić i przy sobie mocno zachować. Bo bierzeć też pczoła i na śmiecioch i na gnoju i na błocie, ale cóż bierze: pierzgę, która się ni nacz przygodzić nie może: a z potrzebnych ziołek tedy zbiera wdzięczny a potrzebny miód. Także też ty tam, przypatrując się rozlicznym sprawam ludzkim, snadnie będziesz mógł rozeznać, co pierzga, a co wdzięczny miód. 4. Do domu przyjechawszy, co pan młody czynić ma Potym gdy już do domu przyjedziesz z takimi pięknymi, tak jakoś słyszał, sprawami swymi, możesz wielką pociechę powinowatym swym uczynić. Nie odmieniajże się jako marzec na wiosnę, gdzie jednego dnia będzie i deszcz, i jasno, i krupy, ale stój statecznie przy onych swych poczciwych obyczajoch, a nie daj się młodości ani onemu nowemu towarzystwu unosić. Abowiem jeśli z nimi z przodku nie będziesz pić, grać, ceklować a łotrować, wnet cię będą Włoszkiem albo Niemczykiem zwać. Wnet będą mówić, iż to z tego nic dobrego nie będzie, bo wszytko fantastykując stroną chodzi. Ale się ty nic temu nie przeciw, bo gdyć się po chwili lepiej przypatrzą i z postępków, i z rozmów, i z pięknych obyczajów twoich, ujrzysz, w jakiej miłości i w jakiej powadze potym między nimi będziesz. Bo możesz ty sobie bez wszetecznego opilstwa albo nikczemnej biesiady zachowanie uczynić: jedno tesaczkiem, gdy przed nimi sztuczkę nadobną wyprawisz: drugie też poskokiem, drugie też lutenką, a nawięcej wdzięcznymi rozmowami, gdy im to będziesz powiedał, o czym nie słychali, albo to im okazował, czego nie widali, albo też czasem im czytał, o czym pirwej nie wiedzieli: bo to są wdzięczne przysmaki u ludzi, a przyrodzenie się w tym każde kocha, kiedy co nowego widzi albo słyszy. A nawięcej przyjacielom a powinowatym umiej to okazować, coś powinien. Nie bądźże też zasię jako darmo leżące drewno, pytaj się o zwyczajoch onej ojczyzny swojej, pytaj się o sprawach rzeczypospolitej, pytaj się, w jakim prawie siedzisz, a staraj się, abyś nicz nie opuścił, coś powinien Bogu, sobie, przyjacielom i ojczyźnie swojej. Nie lenujże się też przyjacielowi ku każdej poczciwej posłudze jego. Wiedzże też o koniku, o służce, o swych rzeczkach, aby cię na wszem ludzie znali w onych postronnych obyczajoch chędożnie ochędożnego, i w domowych też zasię sprawach dbałego, a nie darmo leżącego. Tedy z siebie na wszem a na wszem wdzięczne gronka ukażesz wszytkim ludziom onej niedawno zrosłej młodości swej, tak iż z wielką sławą i miłością od wszech ludzi używiesz onych młodych czasów swoich. Kapitulum IX 1. O dworskim i żołnierskim stanie Potym jeśliżeć by się doma uprzykrzyło, a chciałbyś się też przypatrzyć tu domowym obyczajom ojczyzny swojej, a zdałoć by się albo do dwora, albo w stan rycerski, albo żołnierski udać; jeśliże się udasz do dwora, tedy wierz mi, iż tam trzeba z tabulatury stępać, a mało tam nie więtszej ostrożności będzie potrzeba niżli w cudzych krajoch, bo tam loquebantur variis linguis, a rozmaitych spraw i obyczajów tam ludzi znajdziesz. A trzeba tam pilnie upatrować, gdzie stępić, jako po grudzie bosemi nogami, bo tam silna gruda a silny mróz około ciebie z pirwotku będzie. A wierz mi, iż trzeba wielkiego uważenia każdej rzeczy i wielkiej roztropności, niżli się tam wszytkiemu przypatrzysz. Bo będzieć się zdało, iż cię wnet wszyscy chwalić i miłować będą, między się cię pociągać będą, ano wierz mi, iż cię tak będą nosić po kolędzie, iż się długo nie obaczysz, co się z tobą dzieje. A zwłaszcza jeśli jeszcze będziesz miał jaki dostatczek około siebie. Tu cię jedni pociągną do miłości, drudzy do muzyki, drudzy cię pilno będą namawiać, abyś z nimi pograł, a nie będzieszli chciał o pieniądze, więc o rozkazanie. Ty będziesz mnimał, abyć się miał kazać obłapić wygrawszy, a on ci każe posłać po pieczenią a po garniec wina. A tak dziwnych a dziwnych przypadków, niżli się dobrze przypatrzysz figlom dworskim, będzie około ciebie. Ale się przedsię nic nie ślizaj na tej gołoledzi, stój przedsię mocno przy onym przedsięwzięciu swoim, a długo się rozmyślaj, niżli co masz uczynić. A cnoty, prawdy, miary strzeż pilnie jako oka w głowie. A pomierną a poczciwą układnością zachowaj się każdemu, czyń poczciwość każdemu, nie mów źle głośno ni o kim, choćciby się też co do kogo nie podobało, a zwłaszcza jeśli z kim prawego bezpieczeństwa albo jakiego społku nie masz. A jeślibyś też miał z kim jakie już bezpieczne a prawdziwe towarzystwo, toś już tam winien pomiernie a poczciwie przestrzec go w tym, co by się ludziom do niego nie podobało, abyś tym nie obraził onej fantazjej jego. Boć to jest przyrodzenie każdego, iż mu się wszytko do siebie podobać będzie, chociaj z tegoż drugiego mało przedtym karać będzie. Ale jakoś słyszał, każdej rzeczy pomiernie używaj a roztropnym uważeniem, boć się tam rychlej o prawdę rozgniewają, niżli chociajbyś co cudnym a niedomyślnym pochlebstwem zafarbował. Nie kryjże się też w kąt wedle staniku swego, i nie żałuj tam dać, gdzie ma być słusznie dano. A wszakoż to uważaj, aby się gęba z mieszkiem zgadzała, a nie daj jej naprzód wyskakować. Bo jakoć przodek weźmie, już potym mieszka ledwie kijem do kresu dopędzisz. A wszakoż uważaj czasy, a to czyń, co należy i dostatkowi twemu, i stanikowi twemu. Bo będzieszli się ciągnął nad stanik poczciwy swój, ostrzegaj potym, aby się około ciebie nieprawda nie zamnożyła. Bo taki już musi jednemu dać, a drugiemu wziąć, et mille modis musi przyczyn szukać, gdzie wziąć, tu wziąć, gdzie już zwyczaj a przyrodzenie na kieł wędzidło weźmie. Pana swego i powinności swojej, którąć poruczą, bądź wiernie pilen, i na jaką cię kolwiek posługę wysadzą już czasu strzeż, abyś jej nigdy nie omieszkał. Bo tu już uczynisz i cnocie dosyć, a pana sobie rychlej spowinowacisz. Bo to stara przypowieść, Satis petit qui bene servit, to jest, mało mu trzeba prosić, kto pilnie służy, bo sam pan rad i nie rad, widząc stateczną pilność twą, domyślić się musi, abyś znał łaskę jego. A jako stara przypowieść, iż pilnemu słudze zawżdy roście guz na brzuchu, a leniwemu na grzbiecie. A gdy się tak będziesz sprawować, tedy mocno onemu pirwszemu ćwiczeniu potkowek przytwirdzisz, iż się rzadko będziesz mógł pośliznąć, bo zawżdy więcej mogą dwa niżli jeden. Także i ty, gdy to dwoje ćwiczenie pojednasz, i ono stare swoje cudzoziemskie, i to teraz nowo nabyte, siła będziesz miał naprzód. 2. Stan rycerski jaki jest A jeśliby cię też w stan rycerski albo ten żołnierski myśl wiodła, wierz mi, i tam byś się nie prawie źle udał. Bo tam znajdziesz człowieka poczciwego i dworstwo, i towarzystwo, i ćwiczenie, a snać mało nie potrzebniejsze niźli u dwora. Bo się tam nauczysz gospodarstwa, bo się już swym stanem tam, nie inaczej jako we wsi gospodarstwem, musisz opiekać. Już się tam nauczysz pomiernego szafarstwa, boć tego będzie potrzeba, bo tam trudno jako doma do szpiżarniej. Nauczysz się cirpliwości, nauczysz się spraw rycerskich, nauczysz się około koni, około sług i około innych potrzebnych rzeczy sprawy a opatrzności, a snać mało nie rychlej niźli w onej dworskiej zgrai darmo leżącej. Bo jeślić się trefi być w ciągnieniu, tedy już tam wielka rozkosz patrzyć na ludzi, patrzyć na sprawy, patrzyć na hufy pięknym porządkiem postępując, nasłuchać się onych wdzięcznych trębaczów, bębnów, pokrzyków, aż ziemia drży, a serce się od radości trzęsie. Przydziesz do stanu, nie trzebać już będzie oliwek, limonij ani kaparów dla przysmaków, jako onemu doma leżącemu a rozpieszczonemu brzuchowi. Bo powiadają, iż to nawdzięczniejszy przysmak żołądkowi przegłodzenie. Boć stanie za limonią i za kapary ona wdzięczna przejeżdżka z miłym towarzystwem, żeć tam smaczniejsza będzie wędzonka a kasza, niżli gdybyś leżał za piecem na ścianę nogi wzniósł, a w kobzę grając, czekając, rychłoli obiad dowre, niżlić by przyniesiono bijankę z marcepanem. Abowiem ono powiedali o jednym opacie, który sobie był stracił chuć do jedła, iż jechał do cieplic, aby był sobie chuć naprawił. Potkał go jeden rycerski człowiek niedaleko zamku swego, pytał go: „Dokąd jedziesz, miły ksze opacie?”. Powiedział mu, iż: „Do cieplic, abych sobie mógł chuć naprawić w żołądku, bo nie mogę jadać, a będzie mie to kosztowało namniej tysiąc złotych”. Powiedział mu on rycerski człowiek: „A, miły księże, czemuż na to tak wiele nakładasz? Sprawię ja tobie za dwieście złotych, jedno pojedź ze mną na mój zamek, bo ja tam mam na to nierówno lepsze przyprawy niżli w cieplicach”. Przyjechali na zamek, zamknął mnicha w komnacie i nie dał mu nic jeść tego dnia. Przyszedł do niego rano, pytał go: „Księże opacie, a nie poprawiło się wam nic?”. Powiedział ksiądz, iż barzo mało. Powiedział mu pan, iż będzie, dalibóg, dobrze. Drugiego dnia nie dał mu także nic jeść. Rano przyszedł, ksiądz mu powiedział, iż mu się już jeść zachciewa. Przedsię mu nie dał nic jeść. Trzeciego dnia już na urząd nie szedł do niego. Alić ksiądz, wynurzywszy łeb z komnaty, woła: „Prze miły Bóg, dajcie co jeść”. Potym przyszedł do niego pan: „Otóż widzisz, księże, iż ja to lepiej umiem lekarstwo niż w cieplicach, dajże dwieście złotych, a jedź do domu z ostatkiem”. I także się stało. A tak widzisz, iż przemorzenie jest czysty przysmak do jedła. 3. Żołnierze na leży co czynią Ale iżechmy maluczko odstąpili od żołnierskiego naszego chleba, jużechmy słyszeli, jakie rozkoszy a jakie krotofile są w ciągnieniu między rycerskimi ludźmi. Patrzajże zasię, gdy już potrzeby nie będzie, a rozłożą je po leżach, jakiej tam dopiro rozkoszy i ćwiczenia używać będą. Azaż tam nie rozkosz mają, gdy się do jednej gospody z potraweczkami nadobnymi znoszą? Azaż tam nie będą wdzięczne rozmowy a ony poczciwe żarty: że więc jako ono powiedają i gęba się dobrze nie zakrzywi od śmiechu? Acz też tam i kofel, i żołędny tuz wielkie zachowanie miewają: ale gdy tak, jakoś słyszał, zachowasz na wszem stateczną pomiarę w sobie, nic to tobie wszytko szkodzić nie będzie: bo trudno tego, powiedają, do tańca ciągnąć, kto nierad skacze. Potym zasie na wdzięczne się przejażdżki rozjadą, drudzy do zawodów drudzy też jakim myślistwem, drudzy też z łuków strzelają, kamieńmi drudzy miecą. Owa tam żadny czas bez wżdy jakiej krotofile być nie może. A tak i tam będąc, wszytko sobie uważaj, upatruj, a obieraj sobie, coć się lepszego podoba, a przy czym snadnie zostać masz. A to napilniejsza, abyś sobie nadobną układnością a poczciwym zachowaniem miłość u wszytkich jednał. Bo przydą jakie trwogi, przydą postrachy, jużci każdy będzie radził, jako się sprawować masz, jużci będzie sławy życzył, już, Boże uchowaj, przygody ochotnie cię ratuje. A to napilniej uważaj, abyś w ten czas pomniał na sławę, a na poczciwość swoję, wszak wiesz, jakie ta zawżdy przysmaki i ozdoby ludziom czyniła. Nic ci o ranę, bo się ta łacno zgoi: nicci o więzienie, bo komu obiecał Bóg, nigdy nie zginie: nicci i o śmierć, abowiem nigdziej lepiej ani poczciwiej nie możesz zapieczętować żywota swego. Azaż ji gdzie lepiej stracić w jakiej niepoczciwej biesiedzie: albo opiwszy się gorzałki? A to zawżdy miej na pieczy, gdy tam ujrzysz: ano drapią, biorą a szarpają niewinne ludzi a ich majętności, bo to jest stary zwyczaj wojenny, chociaj się łzy leją, chociaj głosy aż pod niebo o pomstę krzyczą. Aleć ja radzę, byś miał przemrzeć i ze szkapami, tedy możesz ostrzegaj się tego, a byś miał i jednę suknię przedać, a w drugiej się do domu wrócić, tedyć to lepiej będzie, niżli głos niewinny a przeklęctwo na się puścić. Bo wierz mi, iż Pan Bóg na wielkiej pieczy ma, a jaśnie powieda: „Gdy zawoła do mnie ubożuchny o krzywdę swoję, ja muszę pomścicielem jego być”. Bo wierz mi, iż ci się to sowicie oddać musi, alboć szkapy pochromieją, aboć potym i z gospodą zgorają, abo cię okradną. Owa ani obaczysz, jako to Bóg sowito zawetuje, a pomści się krzywdy onego niewinnego. A przedsię to i onemu sowito nagrodzi, bo to jest święte przyrodzenie jego. A nadobnie o tym on Roterodan, sławny człowiek, jakoby z pośmiewiskiem jakim napisał, powiedział, iż przyszedł drab chromy do gospodarza, skąd był pirwej wyszedł, i pyta go gospodarz: „A miły drabie, od naseś wyszedł jako Merkuriusz pod pirzem, a teraześ przyszedł jako Wulkanus, co powiedają o nim: chromy piekielny kowal”. Drab powiedział: „Nie masz się czemu dziwować, tak musi być na wojnie”. Pyta go gospodarz: „A czemużeś wżdy tak odarto przyszedł z tej wojny? A wszak tam wysługują”. Powiedział drab: „I jaciem był wysłużył, ale się jedno przepiło, drugie się też przegrało”. Pytał go gospodarz, iż: „Podobnoś też drugie strawił”. Powiedział drab: „Oj, com miał strawić, chyba na piwie, bo tam nie trzeba nic kupować, wolno tam brać świnie, owce, kury, gęsi, gdzie kto co znajdzie”. Rzekł gospodarz: „Ale to cudze, a Pan Bóg nie kazał ruszać cudzego”. Powiedział drab: „Nie wiem ci ja, jeśli cudze, ale tak tam jest ten obyczaj na wojnie, a teżem się tego wczora spowiedał przed ministrem, co jest u franciszkanów, co powiedają, iż ma taki list z Rzyma, iż by i diabła zjadł, tedy ma moc rozgrzeszyć”. Pyta go gospodarz: „A jakoż cię rozgrzeszył?” Drab powiedział: „A to mi kazał suszyć trzy piątki i czterzy śrzody a dwie mszy nająć, a coś mi mruczał nad głową, kryślając mi po czele”. Pyta go gospodarz: „Ale nie wiesz, co mówił?”. Powiedział drab: „I co mam wiedzieć? Wszak wiesz, że ja nie umiem po łacinie ni słówka”. Rzekł gospodarz: „A jeślić tak rzekł: »Jakimeś tu łotrem przyszedł, takim cię zasię odsyłam, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego«?”. Rzekł drab: „Wierę, ja nie dbam; co on mówił, to mówił, tylko iż mi już wszystko odpuścił”. Rzekł gospodarz: „Aleście się to o cudze jednali, a Bóg przyjąłli to wdzięcznie jednanie wasze?”. Powiedział drab: „Tego ja nie wiem, jeślić miał od Boga jakie listy, ale wiem, że miał od papieża. Ale cóż mnie do tego, kiedy mię on rozgrzeszył?”. Powiedział mu gospodarz: „Idziż, miły drabie! Jaka była spowiedź, takie też rozgrzeszenie, aleć wam pewnie z mnichem być u diabła”. A tak i ty, mój miły bracie, miej na to baczenie, abyś też na taką spowiedź i na takie rozgrzeszenie nie przyszedł, a nie jednaj się z mnichem o cudzą szkodę, radszej onemu nędznikowi opraw a nagródź, jako możesz, aby cię przed Panem Bogiem twoim rozwiązał, bo tym ci to rzeczono: „Cokolwiek na ziemi zwiążecie, będzie związano na niebie”. 4. Przyjechawszy z żołnierstwa jako się rycerski człowiek ma zachować A gdyć Pan Bóg zasię pozdarzy przyjechać do domku twojego, miejże to na pilnej pieczy, abyś ni w czym nie był przykry rodzicom twoim, abyś je na wszem w poczciwości miał, takież i czeladce swojej to pilnie rozkazował. Abowiem wiesz, jaki srogi Pan na to zakład założyć raczył, powiedając, iż: „Miej w poczciwości rodzice twoje, chceszli długo żyw być na ziemi”. Też i inszym powinowatym swym zachowaj się, czym możesz i jako możesz, aby cię i miłowali, i wspomagali, i sławili, i z ciebie się cieszyli. Też nie leż doma darmo jako niepotrzebne drewno, miej się też czasem do koniczka, do zbroiczki, i do inszych potrzebnych sobie rzeczy, a pytaj się o powinnościach swoich, jako się masz i w prawie swoim, i w innych poczciwych sprawach swoich zachowywać. A nie bądź jako grabarz, co dalej nic nie umie jedno z rydlem a z motyką. A to miej na pilnej pieczy, abyś czytał, kiedy możesz, bo widzisz, iż każdemu zwyczaj stoi za drugie przyrodzenie. Bo jakoć to ze zwyczaju wypadnie, już wiedz, żeć potym książki będą warczały na cię, a trudno się zwyczajowi odjąć. Ano Ligurgus, gdy Spartany wprawował w prawa i w poczciwe obyczaje, tedy się im to trudno z przodku zdało. Ten kazał uchować dwoje charciąt równych. Jednego gdy przywiedziono, puszczał do kotła do tłustej parzej, drugiego puszczał za zającem, złomiwszy mu nogę, iż go zawżdy ugonił. Potym gdy prawa miastu oddawał, kazał ony charty obudwu wolno puścić. On jeden, jako zwykł, w kocieł łeb wnurzył, a drugi wnet zająca ugonił. I rozwodził im to, iż: „Widzicie, co to jest zwyczaj. I wy, póki się nie zwyczaicie tym tak dobrym a poczciwym rzeczam, póty się wam będą trudne zdały”. A tak też ty, mój miły bracie, gdyć dał Pan Bóg doróść i poczciwych lat, i dał ci doczekać i poczciwych obyczajów twoich, nie bądźże tym chartem, co tylko wnurzywszy łeb w kocieł, nie umie nic dalej, jedno się w barłóg po uszy zagrześć, ale albo czytaj, albo się baw między poczciwymi ludźmi, a czytaj filozofy, czytaj ony poważne historyki, boć mało po tym, iż się dowiesz, jako Ulisses po morzu pływał, albo jako Circes głowy odmieniała: radszej to uważaj, jako ty tu ustawicznie po morzu pływasz tego świata burzliwego, a odmieniaj sobie głowę bez Circesy w poczciwe a w sławne obyczaje twoje, a tak będzie zawżdy sławna twoja młodość, której zawżdy z rozkoszą użyć możesz i ty, i powinowaci twoi. A tu gdy już jest krótce wypisan żywot młodego a poczciwego człowieka jeszcze od dzieciństwa jego, i jaka jest natura jego, a jakimiby też wędzidły pohamowana mogła być, i jakie mają być sprawy poczciwe i wychowanie jego, już się też piórko musi obrócić do drugiego wieku człowieka poczciwego, jako się ma w średnich leciech swych zachować aż do starszego wieku swego, aby się młodszy starszym ćwiczył, a starszy też w sobie obyczajów poprawował, co by mu się do młodszego nie podobało. A tu już masz wirszyki o młodości człowieka poczciwego Kto by się chciał przypatrzyć młodemu człowieku, Jego dziwnym postępkom i dziwnemu wieku, Może się podziwować odmiennościam świata I jako nam wychodzą nasze młode lata. Prosto się ten błędny świat tak obchodzi z nami, Jako gdy się w szelinie wilk goni z kozami. Tak to wiek sękowaty, by drewno głogowe, A kędy je obrócisz, tu zakłuć gotowe. A guzy po nim wszędzie siedzą we trzy rzędy, Takżeć po młodym panie rozmaite błędy. A snaćby snadniej upaść zająca płochego, Niż gdy swą wolą weźmie łeb chłopa młodego. Lecz i laska głogowa gdy jej przychędoży, Nadobnie ostrugawszy, kosteczką obłoży, Ochotnie z nią staruszek podrygając chodzi, I tam, kędy umyślił, powoli ugodzi. Takżeć pana młodego, gdy go przychędoży, Nadobnie przyskrobawszy, kosteczką obłoży, A żelazkiem na końcu nadobnie zakuje, Wnet i na gołoledzi potym nasz harcuje. Bo gdy z niego, by z głogu, spadnie ostra cutis, Ba, wnet z niego baculus będzie senectutis. Acz są jednak niektórzy, co to z Boga mają, Iż swą młodość w skromności pięknie wychowają. Ale nigdy nie wadzą źrzebcowi ostrogi, Takżeć w grozie pan młody nie tak bywa srogi. Pi-het pi-het poganiaj! A tu się już poczną Wtóre Księgi żywota poczciwego człowieka Jako odprawiwszy w poczciwym wychowaniu młode lata swoje, a przyszedszy ku lepszemu obaczeniu, jako w średniem wieku ma poczciwie stanu swego używać i czym ji ozdobić, i jako ma uważać, co jest przystojnego, a co jest szkodliwego jemu Stet quilibet fortiter in vocatione sua Bracie, patrz, wszak nie orzesz, co się z tobą dzieje, Patrz, jako się w poczciwym wszytko pięknie śmieje. Patrzże też, w niepoczciwym jako wszytko mdleje, Stańże mocno przy cnocie, niech, kto chce, szaleje! Hamuj z góry, Szanuj skóry, Puść za góry, Szpetne chmury, Bo świat bury, Szuka dury, By cię sznury I za mury, Związał po swej woli. Chytry był. Do tego, co by miał wolą czyść ty Wtóre Księgi, miasto proemium Chceszli się podziwować obłędnemu wieku, I to, co z nim przypada każdemu człowieku, Przeczciż ty Wtóre Księgi stanu poczciwego, Jakie mają być sprawy w cnym żywocie jego. Bo młodość w pirwszych księgach już jest odprawiona, Jako ma być w człowieku młodym stanowiona. Tam się mało nauczyć może z tego wieku, Bo widzisz, co się broi we młodym człowieku. Też nie siedzi w swym prawie, bo młodości jego Trzeba pilnie przestrzegać, by źrzebca płochego. Abowiem, by ty z góry wolno puścił koła, Trudno by już hamować swowolnego woła. Lecz gdy już k'latom przydzie, a iż się obaczy, To już też jego miłość ciszej kroczyć raczy; A tak ty wtore książki są wydane na to. Jako gdy wiosna minie, a nastanie lato, Tedy się z onych burzek snadnie wszytko zmieni, Wszytko pięknie zakwitnie, wszytko się zieleni. Bo tu są wypisane średnie ludzkie lata, Jako ich kto ma użyć w obłędności świata. A jako ma uskromić w sobie czasy wszytki I jako ma obaczać szkody i pożytki, I jako ma poczciwie swój stan na wszem chować, I jako ma swą cnotą roztropnie szafować. A tak przecz ci nie szkodać ważyć tej godziny, Bo i o sobie znadziesz tam pewne nowiny. Gdy wejrzysz w ludzkie sprawy jako we zwierciadło, Poznasz, gdzieć się rumieni, a gdzieć też nabladło. Poznasz, gdzieć co przywrzało do umysłu twego, Gdy poznasz obłędności świata omylnego. Boć lepiej kto cudzemi przypadki się karze, Niżliby tak sam siedział jako gil na wsparze. Bo gdy poznasz z ludzkich spraw ich cnoty i zbytek, Tu już łacno obaczysz, co czyni pożytek. Lecz radzęć, dzierż się cnoty, by pijany muru, Nie chceszli mieć z nietrefnych przymówek kapturu. Mądrze gól! Na herb Korab Gdy Pan Bóg się był na świat tak rozgniewał srodze, Gdyż swowolnie żywące zawżdy nędza głodze, Zatopić ji wodami straszliwymi raczył, A jako zwykł, wiernych swych przedsię nie przebaczył. Upatrzywszy Noego w jego stateczności, Patrz, jaką drogę znalazł uwieść go z srogości: Kazał mu archę sprawić, nowina to była, Której by sroga woda nigdy nie topiła. Ten bezpiecznie w tej łodzi i z rodem swym pływał I tam się był przypławił, gdzie pirwej nie bywał. Ludzie potym rozumni z onej przykład brali, Budowali korabie, co też w nich pływali. Lecz iż się mienią czasy i przezwiska rzeczy, Także to słowo korab już na małej pieczy. Potym ludzie rycerscy, co sławy szukali, Na tych sławnych korabioch po światu pływali. Krainy, upatrując, sławnie posiadali, A rozlicznych dzielności swoich używali. Także im też korabie za herby dawano, W których cnotę a dzielność w zacnych sprawach znano. Aż i do naszej Polski ten korab przypłynął, Który był wszędy zacny i tu nieźle słynął. Bo ile Korabczyków tych w Polszcze widamy, Mało ich próżnujących marnie pewnie znamy. Bo pływają w swych cnotach, zacności szukając, A co sławie przystoi, to na pieczy mając. A bychmy w tym przykładu nie mieli inszego, Jedno ten szlachetny dom narodu Łaskiego, Jako ten korab zacny z tego domu płynie, A nigdy się na stronę ni w czym nie uchynie. A daj Boże, by długo w Polszcze u nas pływał I sławy swej zaczętej tak z dawna używał. ------------------------------------------------ Jaśnie Wielkożnemu Panu Olbrychtowi z Łaska, panu na Kieżmarku i na Rytwianiech, wojewodzie sirackiemu etc., panu swemu zawżdy łaskawemu. Iż w tych księgach jest wypisany trojaki wiek człowieka stanu poczciwego, to jest, młodość i wychowanie jego, potym średni wiek, sprawy także i postępki jego: a potym starość zaziembła, także też jako człowiek uczciwy ma się w nim zachować, a pobożnie a poczciwie czasów swych aż do zawołania swego używać, a gdy przyszło do tego średniego wieku, nie chciało mi się tego zaniechać, abych tu Wielmożności Twej wspomionąć nie miał, widząc, że prawie teraz na tym czasie stoisz, a zwłaszcza w ty czasy zamieszane, które się mało nie po wszem świecie i w naszej też Polszczce po części pojawiają, a blisko tego, iż już Pan zaczyna ony obietnice pojawiać, które ma okazać przed świętym przyściem swoim. Azaż już nie powstał brat na brata? Azaż się nie mieszają królestwa? Azaż nie jest uciśniona sprawiedliwość? Azaż nie rostą bluźnirstwa przeciwko Panu i przeciwko Kristusowi Jego? Azaż która rzeczpospolita na świecie w stateczności swej została, aby się zamieszać nie miała? Azaż już nie jest krwią niewinną okropion wszytek świat? A nie wiem, czego już inszego czekamy, jedno onej trąby, kiedy się nam każą porwać a zabieżeć drogę przychodzącemu Panu swemu. A iż to znam, nie z pochlebstwa, bo mi tego nie potrzeba, ale i z własnego rozważenia, i z powieści ludzkich, iż W. Twoję Pan Bóg nie leda dary a upominki obdarzyć raczył, bo i daleko bywasz, i daleko patrzysz, i to wszytko widzisz i rozumiesz, co rycerski a poczciwy człowiek widzieć a rozumieć ma, i co krześcijańskiemu a cnotliwemu człowiekowi widzieć i rozumieć należy, przetom Cię tu wspomionął, aby rozważywszy wiek swój, na którym Cię Pan Bóg teraz prawie na wszytko i zdrowiem, i mocą, i rozumem, i dzielnością ozdobić raczył, abyś przepatrował rzeczy przyszłe, boć już ty, co przeminęły, mało się nam w co przygodzić mogą, tylko abychmy z nich uczciwe przykłady brali, a co było złe, abychmy się tego na potym przestrzegali, a przestrzegając poprawowali. Ale iż już idą podejrzane wieki jakieś, tu właśnie czasowi teraz W. Twojej przystoi, abyś i stan swój poczciwy tak uważać i miarkować raczył, i rzeczypospolitej tak zawikłanej, a snać ku gniewowi Pańskiemu nakłonionej, tak zabiegać raczył, jakoby się z ciebie ukazał on mąż, co o nim Dawid powiadał, który jako drzewo cedrowe kwitnie w domu Pańskim, a żadnemu wichrowi nie da się nie tylko wywrócić, ale i na stronę zakołysać. A tu dopiro okażesz i ozdobisz ono słowo Łaski, które z dawna nigdy nie próżnowało, jedno zawżdy służyło w wielkiej poczciwości i sobie a sławie swej, i Rzeczypospolitej. Bo acz cztąc ten wtóry wiek człowieka poczciwego, mało się o tym WW. nauczyć możesz, bo się tu maluje albo figuruje człowiek uczciwy żywota pomiernego, spokojnego i każda przystojność jego; ale że przychodzimy na takie czasy i na takie wieki, że takiego stanu człowiek tylko sobie dobry a pożyteczny być może, ale zawikłanym czasom mało, snać nam będzie po chwili więcej potrzeba ludzi rycerskich a niźli barnadynów, acz to jako Pan Bóg raczy, wszyscy na małej pieczy mamy, jeszcze się cieszymy omylnym pokojem doczesnym naszym, acz już i w tym pokoju barzo jakoś z drugich leci wełna, a płatniejszy u nas snać wykrętacz z wichrowatą główką niżli rycerski człowiek z buławą. A wszakoż niedługo czekać, iż sami na się narzekać musimy, żechmy zapomnieli onego wirszyka, co mędrzec mówi, iż: „To szczęśliwa rzeczpospolita, co czasu pokoju rozmyśla się na niepokój, a boi się trwogi”, bo już wszędy a wszędy oblany są krwią granice nasze, jedno nam Polakom jako prostakom Pan folgować raczy. A wszakoż już są znaki, iż już, jako prorok pisze, pociąga na nas łuku swego i strzałę nałożył, a pewnie ugodzić umie, gdzie jedno będzie raczył. A przełom tu WW. zaniechać nie chciał w tym średnim wieku, abyś nie zaniechawał powołania swego, gdyż cię Pan Bóg et ad forum et ad corum powołać raczył, to jest, i do rady i do zwady, abyś temu swemu wiekowi darmo upływać dać nie raczył, gdyż widzisz czasy przyszłe, żeć o płatne idą, abyś się wżdy z daleka starał, czym by i Pan Bóg nad tymi czasy i nad tym wiekiem starożytnym był ucieszon, i sława ona starożytna domu i przezwiska swego sławna została, i Rzeczpospolita nasza wżdy też z tego jaką pamiątkę a pociechę brała. Co w tobie racz utwirdzić a ozdobić Bóg Ociec Syn i Duch Św., Bóg na wieki błogosławiony. Amen. Dan z Tyńca etc. W.W. sługa iście życzliwy Kapitulum I 1. O średnim wieku żywota poczciwego człowieka zwłaszcza o pirwszym postanowieniu jego A gdyżechmy już odprawili pirwszy wiek człowieka młodego, to jest od narodzenia jego aż do średniego wieku jego, gdzie się już wypisała wszytka młodość jego, i wychowanie jego, i przyrodzenie jego, ćwiczenie, nauki i wszytki postępki jego, Już też pójdziemy do tego, jako gdy człowiek poczciwy już przydzie do wieku postanawniejszego, to jest, do wieku średniego, któregożkolwiek stanu będzie, jako wiek on swój, i ony czasy swoje, aż do starości swojej, około siebie sprawować i stanowić ma, co by było i ku dobrej sławie jego, i ku poczciwości jego. Bo acz są stany różne i na różne sprawy, urzędy i rozliczne postępki wedle sprawy świata tego dziwnie rozsadzone, a wszakoż już stan narodu pospolitego, tak mi się zda, iż jest właśnie na cztery części rozdzielony, to jest, stan małżeński, stan wdowi, stan dziewiczy, a czwarty stan bezzakonny a sobie wolny. A między tymi wszytkimi stany żaden się lepiej Panu Bogu nie podoba i żaden nie jest poczciwszy, tak ku pobożnemu żywotowi, jako też i ku innym sprawam świata tego, jako stan małżeński. A tak gdy już pan młody przydzie do lat swych doskonalszych, to jest do lat wieku średniego, nie lza, jedno iż się już musi starać, kędy dalej swe koła toczyć ma, a jako się postanowić i umiarkować, jakoby już dalej żywot swój w poczciwym opatrzeniu a w pobożnym postanowieniu rządzić i sprawować miał. A postanowienie jego żadne poczciwsze, przystojniejsze ani pobożniejsze być nie może, jedno sobie wziąć żonkę poczciwą, a w bojaźni bożej wyćwiczoną. A w onej nadobnej społeczności starać się o to ze wszytkiej pilności, jakoby wżdy ony lata swe i lata dalsze, które go już dalej do kresu wiodą, tak wiódł, tak sprawował, jakoby wżdy w nich żywot swój stanowił ku czci Panu Bogu swemu i ku pociesze powinowatym swoim, a takeż i ku czci a ku sławie swojej, także jeśliby się do tego pozdarzył ku służbie Rzeczypospolitej i ojczyźnie swojej, a stąd i ku podparciu i ku porządkowi lepszemu dobrego mienia swego. Co się w żadnym innym stanie wszytko zawrzeć ani słusznie postanowić nie może, jedno w tym stanie, który się Panu Bogu podoba i któremu zawżdy hojne błogosławieństwo obiecuje, gdyż są nigdy nieomylne obietnice jego. 2. Jakim kształtem ma młody człek szukać ożenienia swego A jeśliże już tak myśl swą z przejrzenia bożego postanowisz, tu się dopiro będzie pilno trzeba wyiskać a roztropnie uważać, jakiego towarzysza, i jakimi obyczajmi sobie go szukać i obierać masz. Bo wierz mi, iż tu już nie o rękaw idzie, ale o całą suknię, bo to nie do jutra ma być, albowiem i w tym są dziwne rozmysły ludzkie. Jeden sobie szuka żony z wielkich stanów, nadziewając się z tego i powagi, i tytułów, i rozmnożenia jakiego domowi swemu dostać. Drugi zasię nie dba ni ocz, jedno iż mu się co z miłości a z dobrej myśli tak bez wszego rozmysłu upodoba, to już wiedzie jako kozę za rogi. Drugi zasię nie dba ani o miłość, ani o powagę, ani o urodę, ani się żadnym obyczajom przypatrując, kiloby miała ze dwie wsi a w trzeciej połowicę, by też była i garbata, i żadna, i głupia, tedy jednak będą powiedać, iż się barzo dobrze ożenił. Także też i dziewki gdy kto dawa za mąż, też się rzadko rozmyśla na obyczaje, na wychowanie, kiloby miał półczwarty wsi, tedy wnet powiedają, iż barzo dobrze szła, bo się mu jeszcze po macierzy we dwu wsiach dostanie. Ano dobrze powie, iż szła po macierzy, bo po roku nadalej, alić nasz pan buja po miasteczkach, a pani też do paniej matki na mięsopusty. A tak zda mi się, iż ci wszyscy nie prawie do celu dobiegli, co się tak ożeniają. Bo ów, co się z wielkiego stanu ożenił, nie może być inaczej, aby wżdy staniku swego jako tako przyniewolić nie miał, bo już i więtszym kosztem, i w więtszej powadze, i w wietszej trudności onę miłościwą chować musi, niżli powinien wedle staniku swego. Już czyrwony rząd musi być na woźniki, a niedźwiedzie do kolan, a kobierce z kolebki wywieszaj z obu stron, a gałki aby się ze wszech stron błyszczały. Już dwie służbiste, a trzecia co by im kwokała, a trzy bramy aby były na każdej. Już ściany obbić musi, już z półmiski kapusta. Przyjedzie gość, już go w więtszej cerymoniej chować musi, bo już musi być wino i z bożą męką malowana śklenica, i kasza ryżowa na wieczerzą, bo się już jeczmień dla paniej nie godzi. Przyjedzie zasię szwagier w kilkudziesiąt koni, to już na sześć mis zarębuj, już wszytkim równo nalewaj, bo każdy będzie z lisim kołnierzem, trudno będzie poznać, kie pan. Drugim też do wsi obroki dawaj, owsa dosypuj, że go ledwe gąsiętom kęs na wiosnę zostanie, i to w pudle gdzie pod dachem, aby go nie naleziono. Przyjedzie też zasię pan zięć do pana szwagra, alić konie w karczmie i z pachołki, przywitają go wżdy: „O witajże, panie zięciu, siądźże panie zięciu, nalejże też prze pana zięcia”. A na wieki nie spytają, jeśli jadł pan zięć albo gdzie konie stoją, że czasem nieborak zięć i na czczo się upije, i także i spać do brogu gdzie polezie. A konik, chartek, ptaszek, jeśli się co u pana zięcia przytrefi to już nie jego, pana szwagrowo, i już się tak każdemu wymawiać będzie. Ów też zasię, co się z miłości ożeni, to też żadnym obyczajem długo w dobrym stanie trwać nie może, bo będą prędkie wymówki: „A nie wziąłem nic po tobie”. Także też zasię ona będzie powiedała: „A któż cię prosił, abyś mię był pojmował”. Bo powiedają: „Między głodnymi niedługo miłość trwa, a snać i leda mucha je czasem zwadzi”. A tam już ani gospodarstwo, ani żadna rzecz w dobrym postanowieniu być nie może. Olimpia, Aleksandra Wielkiego matka, gdy jej powiedziano o jednym dworzaninie zacnym Aleksandrowym, iż się także z miłości a nierozmyślnie ożenił, i z lekkiego stanu żonę pojął, powiedała, iż: „się ten tylko oczyma ożenił, ale by się był inszych zmysłów radził, podobno by mu były tego nie dopuściły”. Ów też zasię drugi, co się tylko na grzegorze albo na wasiłki rozmyślał, nie upatrując sobie ani urody, ani obyczajów, ani porządku żadnego, tam też sprawa dobra trudno ma długo być. Bo jako pani panu nadmierznie, a paniej też pan, bo to inaczej nie może być, jeśli obaczy, iż pan wichruje, to już pójdą każdy w swą. Pan do sąsiada zajedzie, to już tam trzy dni pije, do targu zajedzie, ledwie się czasem w tydzień wróci, a pani też do paniej matki albo też gdzie do sąsiady, a czasem się też przygodzi, jako ona stara przypowieść, iż się mitręga między nimi zamnoży, pan się imie wójtowej a pani wójta, więc pan wlecze do wójtowej, a pani też nasypie pełen wór wójtowi, aż więc czasem i krup nie dostanie do kaszę na wieczerzą. A wójt powieda, iż się mitręga żywi. Ale bodaj zabit i z taką mitręgą, bo więtsza mitręga w dworze, kiedy już w pudle nie masz nic. 3. Równemu z równym ożenienie nalepsze Ale jeśli jużeś tak na tym swą myśl postanowił, iż w tym poczciwym stanie chcesz żywot swój postanowić a staniku swego pomiernego, poważnego, statecznego, i bogobojnego użyć, szukajże sobie żonki staniku sobie równego, wychowania a ćwiczenia roztropnego, obyczajków nadobnych a wstydliwych, a pomocy wżdy jakiej jaka może być, bo powiedają, iż to są przysmaki do dobrego ożenienia, uroda, obyczaje, przyjaciele, a pomoc. A nie zawodźże się na wielkie trudności, na wielkie zgraje, na wielkie koszty, boć mało potym, iż bęben przed tobą kołace, a surma wrzeszczy, a chłopi się po płociech wieszają, ukazując sobie, gdzie tu pan młody jedzie. Bo znajdziesz u drugiego, co na tę przejeżdżkę a na przynosiny posagu mu nic nie zostanie i będzie długo sypiał aż do południa, bo go kurek żadny nie obudzi. Ale ty, nie rozmyślając się ani na żadne zbytnie miłości, ani na żadne powagi, ani na żadne spadki albo wielkie pomocy, gdyć się już w obyczajoch i w urodzie, i w poczciwych przyjaciołoch upodoba poczciwa dzieweczka, miejże ty Pana Boga dziewosłębem, a anioły Jego swaty, a bez wszech wielkich zalotów uczyń powinności swej krześciańskiej dosyć, wziąwszy z sobą przyjaciela albo dwu, a to, co byś miał na bębny na surmy albo na opierzone swaty utracić, lepiej, iż tym sobie podpomożesz gospodarstwa swego. A tamci już Pan Bóg pozdarzy wedle obietnic swoich, że z onym miłym a wdzięcznym a sobie równym towarzyszem swoim używiesz długo rozkosznego żywota swego, i wszytkoć się sporzyć i mnożyć będzie około ciebie, jako ono powiadają, jako wianki wił. Bo co jest po długim żywocie, jeśli nie będzie wdzięcznego a miłego postanowienia około niego. 4. Jako jest wdzięczne małżeństwo zgodne Bo to sobie snadnie każdy uważyć może, jakie rozkoszy, jakie miłe przypadki z takiego wdzięcznego stanu każdemu przypadać mogą. Już przygoda, już choroba, już każdy niedostatek lżejszy być musi niżli komu innemu, gdy już jedno drugiego onym wdzięcznym upominaniem cieszy, ratuje i, czym może, wspomaga. Już zawżdy dwoja radość i żałość dwoja pospołu z sobą chodzi. Już zawżdy wszytko sporo, bo jedno drugiego o wszytko się radzi, wszytko się nadobnie a roztropnie stanowi, wszytkiego się a wszytkiego sporo przymnaża. Przyjedzie przyjaciel już mu miło na onę nadobną zgodę a na onę wdzięczną społeczność patrzyć, ano mu oboje usługują, oboje wdzięczną ochotę ukazują, tak iż na równej rzeczy przy onej ochocie woli tam każdy zostać niżli ondzie, gdzieby mu i korcem zasępiwszy nos dosypowano. Nuż gdy się też zasię gdzie między ludzi trefi ona tak wdzięczna a zgodliwa para, w jakiej poczciwości, w jakiej powadze i w baczeniu osobnym u każdego być musi. Już się tu do nich wszyscy kupią, już tu z nimi sobie nadobne rozmówki mają, już się tu sobie leda czemu uśmieją. A oni dwa gdy się trefi między ludźmi co z sobą różno chodzą, a jako wilcy z daleka na się zaglądają, też się im ludzie jako wilkom z daleka dziwują, i owszem się ich strzegą, a żonam uczciwym zakazują, aby z takimi towarzystwa nie miewały, a ich się onych zasępionych obyczajów nie uczyły. Nuż zasię w domku sobie mieszkając taki poczciwy staniczek, azaż mało rozkoszek swych nadobnych pomiernie użyć może? Azaż sobie nie mają onych nadobnych przechadzek po sadkoch, po ogródkoch? Już oboje grzebą, ochędażają, oprawują, szczepią, ziółeczka sadzą, ano wszytko sporo, ano się wszytkiego z wielką ochotą i doźrzeć i o wszytko starać się chce. Już przyszedszy do domeczku ono chędogo, ano wszytko miło, kąseczek chociaj równy, ale chędogo a smaczno uczyniony. Już obrusek biały, łyżeczka, miseczka nadobnie uchędożona chleb nadobny, jarzynki pięknie przyprawione, krupeczki bieluchne a drobniuczko usiane, kureczki tłuściuchne. Owa w każdy kącik, gdziekolwiek weźrzysz, wszytko miło, wszytko jakoby się śmiało, a wszytko wdzieczniej, niżliby u drugiego na trzy misy nakładano. Nuż gdy jeszcze owi przyrodzeni błazenkowie a owy dziateczki wdzięczne przypadną, gdy jako ptaszątka około stołu biegając, świrkocą, a około nich kuglują, jaka to jest rozkosz a jaka pociecha. Już jedno weźmie, drugiemu poda, tedy się tu sobie urozkoszują, to się tu im jako nalepszym błazenkom uśmieją. A ono gdy już imie mówić, tedy leda co bełkocze, a przedsię mu nadobnie przystoi. Tu już patrząc na onę swoję pociechę, jakoż nie mają Pana Boga chwalić? Jakoż mu dziękować nie mają? A Pan też nie może, jedno wdzięcznymi oczyma na onę taką społeczność i na onę ofiarę swoję, którą mu podawają w poczciwym rozrządzeniu swoim patrzyć i im wedle obietnic swych błogosławić. Abowiem to mocno zaślubić raczył takiemu każdemu stanowi, kto się w nim wiernie, pobożnie, pomiernie, a wedle wolej Jego zachowywać będzie, iż bogactwo a poczciwość około nich zawżdy zamnażać się będzie a obiecuje się strzec i rozmnażać obory ich, stodoły ich, gumna ich, tak iż w obfitości zawżdy będą używać dobrodziejstwa Jego, a ziemia im dobrowolnie zawżdy będzie rozmnażała potrzebne owoce swoje. Żonka ona jego będzie jako winna macica, podawając wdzięczne gronka, i Panu Bogu ku czci a ku pociesze onemu towarzyszowi swemu. Dziatki będą jako oliwne gałązki około stołu jego. A sam w swej stałości stanie jako drzewko cedrowe nad pięknym zdrojem mocno stojące, które już żadnym wichrem nigdy poruszono być nie może. A jakiż żywot, proszę cię, a jakież wdzięczniejsze mieszkanie może być człowieka poczciwego za żywota tego niepewnego swego: jedno ten, którego Pan Bóg opiekalnik jest, a który sobie między wszytkimi stany nawdzięczniej upodobać raczył. 5. W jakim jest omierżeniu żywot bezzakonny u Pana Abowiem patrzaj abo czytaj, jako żywot swowolny, tak w zakonie, jak bez zakonu żywiący, był zawżdy u Pana i wszytkiego świata, tak u ludzi pogańskich, jako i u krześcijańskich, w wielkim omierżeniu, a jako zasię poczciwy był w wielkiej powadze i na wielkim baczeniu. Aczby o tym było wiele pisać, a wszakoż jednak krótko tego dotknąć może. Czytaj jedno o Hesterze, czytaj o Sarze, czytaj o Zuzannie, czytaj o onej Annie, panniej świętej, Samuelowej matce, czytaj o Tobiaszu, czytaj o Izaaku, i o innych świętych ludzioch, jako im Pan Bóg zawżdy błogosławił, i w jakiej je łasce swej zawżdy zachowywać raczył, a jako je zawżdy z każdej przypadłej przygody z wielkimi ich pociechami wywodzić raczył i jako dziwnie rozmnażał rozmaite pociechy a ustawiczne radości ich. Czytajże zasię o onym ubogim Dawidzie, czytajże o Salomonie, co się był na swą wolą a na wszeteczność udał, czytajże zasię o onym nędznym Achabie i o onej sprośnej żenie jego, czytajże o Saulu, czytajże o onych przodkoch naszych, o co je wężowie ogniści kąsali, albo co Finees kapłan uczynił i jako to wdzięcznie Pan Bóg od niego przyjął, gdy dwoje zastawszy na swowolnym grzechu, oboje mieczem ku ziemi przebił. Czytajże, co się stało onym swowolnym synom onego świętego Starego Zakonu Heli biskupa, jako wiele dla każdego z tych swowolników ludzi poginęło i jakie nad sobą pomsty brali, i jakie bywały sprawy i dokończenia ich; a tam się nauczysz, na jakim zawżdy był baczeniu stan poczciwy u tego Pana, a na jakim też zasię stan swowolnie a bezzakonnie żywiący. Czytajże zasię, jako Pismo Święte wszędy a wszędy nazywa żonę poczciwą a pobożnie wedle wolej Pańskiej żywiącą, a jako też zasię niepoczciwą, plugawą, a swowolnie żywiącą. Bo owę zowie okrasą domu swojego, jasną pochodnią, wieżyczką nadobną z słoniowych kości zbudowaną, a powiadając, iż zapłaty takiej poczciwej żony nie najdzie tu na ziemi leda gdzie, ażby jej musiał szukać aż na ostatecznych kończynach świata. Czytajże zasię jako złą, swowolną a plugawą Pismo też plugawie przezywa. Bo ją zowie świnią w bramkę ubraną, a pierścień złoty w nozdrzach noszącą, która przedsię zawżdy w gnoju dłubie. Zowie ją złodziejką, łotrynią, która okrada i Boga, i męża swego, a jest skaźcą i domu swego, i sławy swojej, i wszytkiego narodu swego. Czytajże zasię, jakie szpetne pomysły a srogie karanie takie zawżdy brały nad sobą i jakie bywały dokończenia ich, tak iż psi się najadali ścirwów ich, a robacy się tuczyli z onoch swowolnych a splugawionych żywotów ich. 6. Prawa pogańskie na gwałtowniki Czytajże zasię pogańskie prawa i zwyczaje, jako się około takich plugawych swowolnie zawżdy zachowali. Patrz Kumanowie, prości pogańscy ludzie, nie wiedząc nic ani o zakonie, ani o bojaźni bożej, jakie na takie swowolnice byli prawa postanowili, iż gdzie już taką wszetecznicę przeświadczono, tedy ją na oślicę oczyma do ogona wsadzono i przywiązano, i na rynek przywiedziono, zawoławszy, aby się wszyscy zeszli a temu się dziwowali. Potym na nię jelit a plugawych kiszek nawieszano, a płuca jej plugawe na głowę włożno, także ją potym po ulicach wodzono, a chłopięta swowolne błotem, kapustami zgniłymi i czym mogły za nią ciskały, także ją już potym aż do śmierci oślicą zwano. A była jako kat albo hecel, iż żadny z nią poczciwy człowiek ani poczciwa żona żadnego społku ani towarzystwa, ani rozmowy nie miewali. O, siłażby teraz po ty czasy oślic trzeba, a snać i krowy ledwe by temu nastarczyły. Czytajże zasię, jakie też prawa były ustawione na swowolniki, także też takie, jakiegożkolwiek stanu, by też i królewicem był. Czytaj, co się stało Tarkwiniusowi, królewicowi w Rzymie, co był onej poczciwej żenie Lukrecjej gwałt uczynił, jako był szpetnie zelżon i z wielką lekkością i z państwa wygnan. Dionizius, on okrutnik syrakuzański, chociaj był złym a swowolnym panem, patrzaj, co synowi za takież wszeteczeństwo uczynił. Kazał ji wnet pojmać i wywieść na plac, i ściąć. Panowie i człowiek pospolity ledwo go od onej śmierci wypłakali. Przedsię ji kazał do pręgierza przywiązać, i tak okrutnie bić, aż ledwie żyw został. I kazawszy go potym przywieść, pytał go: „Jeśliś ty kiedy słychał o mnie, abych ja był kiedy co tak wszetecznego uczynił?”. Powiedział mu syn: „Nic się temu nie dziwuję, boś ojca królem nie miał”. Powiedział mu ociec: „I ty pewnie ojca króla mieć nie będziesz, jeśliże się tego kiedy drugi raz dopuścisz”. Zeleuchus, lokreński król, na takie swowolniki także też takie prawo wywołać dał, iż kto by się takiego swowolnego wszeteczeństwa a gwałtu dopuścił, aby mu były oczy wyjęte. Trefiło się na jego nieszczęście, iż syn jego, którego jednegoż miał, przestąpił ono prawo, a wziął gwałtem mężowi żonę. Wnet go kazał pojmać a do stołka przywięzać, a posłał po cyruliki, aby mu oczy wyjęli. Panowie się wnet wszyscy zbiegli, pospolity człowiek się też z wielkim płaczem zbieżał, bo był osobny młodzieniec, którego ludzie barzo miłowali, a jedenże sam był, który już miał być dziedzicem królestwa onego, tak że go z wielką trudnością a z wielką pracą wypłakali. A wszakoż im powiedział król, iż: „Nicej wam nie pomogą namocniejsze prawa, jeśli ich sami strzec nie będziecie, a sami je sobie gwałcić będziecie. Ale iżem ja jest stróżem prawa, nie chcę, aby się na czym gwałcić miało”. I kazał wnet stołek podle onego syna przywiązanego postawić, i powiedział im: „Niechże będzie dla was miłosierdzie, a dla mnie sprawiedliwość”. I kazał wnet cyrulikowi, aby mu jedno oko wyjął, a synowi drugie. A tu patrz, w jakiej to były powadze prawa u ludzi pogańskich; ledwo by tak dziś i między krześcijańskimi tego się dopatrzył. Pytali jednego tamże Lacedemończyka: „A u was co za prawo jest ustawiono na takie swowolne ludzi?”. Powiedział, iż: „Nie masz prawa żadnego, abowiem też i takich ludzi między nami nie masz”. Pytali go: „A jakoż to może być, a wszak wszędy ludzie”. Ten powiedział: „A toć prawda, żeć i u nas są ludzie, ale żywą skromnie, pobożnie, poczciwie, nie obżarle, nie opile, a tak snadnie tego wszeteczeństwa mogą być prażni”. A to jest iście prawda. Ale gdy się przypatrzysz na nasze Lacedemońskie biesiady, jakie opilstwa, jakie obżarstwa, jakie wszeteczeństwa się między ludźmi rozmnożyły, możesz im odpuścić, iż nie żywą jako Lacedemończyczy. Ale gdyby też tak poczciwie a pomiernie, a skromnie żyli jako tamci szlachetni narodowie, podobno by też tego siła się uskromić mogło. Ale już trudno ty pokrzywy wypleć, musiałby je motyką mocno wykopać. Ale z łaski bożej żadnej motyki ani żadnej grozy u nas na ty pokrzywy nie masz, wolno im zarastać, jako chcą. I owszem, tego czystym pachołkiem zową, kto się na więcej w ty opilstwa a w ty wszeteczeństwa nabezpieczniej wdawa. 7. Żona dobra dar boży A tak jeśliże cię tak Pan Bóg postanowić raczył, że już ujdziesz tak, jakoś słyszał, takiego wszetecznego żywota swego, a postanowisz staniczek swój w poczciwym małżeństwie świętym, z takim wdzięcznym towarzyszem, tak jakoś już o nim wyższej słyszał, tedy już wiedz, że tego wdzięcznego upominku, a tego tak zacnego klenotu nie masz ni od kogo inszego, jedno od samego Boga. Bo słuchaj, coć Salomon, on wielki mędrzec, król i prorok, o tym tak pewnie powieda, iż: „Bogactwo i inne przypadki poczciwości wszytkoć się to może od ludzi przytrafić, ale żona dobra a poczciwa, to wiedz, żeć ta pewnie od Boga tobie jest dana”. A gdyż to pewnie wiesz, iż ten szlachetny klenot twój dar boży jest, umiejże też nań takie baczenie mieć jako na dar boży a na człowieka bożego, a nie daj mu nigdy przyczyny złego przykładu z siebie, tak w gniewie, jako też w jakiej niedbałości, także też i w innych przypadkoch poczciwemu małżeństwu szkodliwych. A chceszli, aby ona była tobie wierna, skromna, trzeźwia, we wszem pomierna, także się też ty zachowaj przeciwko niej, i takie jej przykłady z siebie dawaj. A nie ukazuj jej żadnego nietrefnego podobieństwa po sobie. Bo to stara ona zwykła przypowieść: co by tobie nie miało być miło, tego drugiemu nigdy nie działaj. A to uważaj, abyś nie upadł w gniew boży, gdyż wiesz, iż żadny grzech bez pomsty być nie może, aby zasię z onej wdzięcznej społeczności jaki rozterk a jaki rozruch w domu się twym nie zamnożył, boć już na to ani Pisma, ani przykładów nie trzeba, często się temu przypatrzyć możesz, jaka to jest sroga pomsta, kogo ją Pan Bóg pokarać będzie raczył. Bo już zła sława, już prędkie ubóstwo, już wzgardzenie u ludzi, już nędzny, mizerny a troskliwy ustawicznie żywot, już niebezpieczeństwo zdrowia, już się z każdego kąta strzec musisz. A snać lepszego świata wilk z wilczycą w lesie używa, niżli tam, gdzie się ten wrzód nieszlachetny zamnoży. A tak to pilnie uważaj sobie a staraj się pilnie o to, jakobyś sobie tak pięknego staniku swego i tak wdzięcznego żywota swego niczym nie przekaził. Kapitulum II 1. Jako się ma poczciwy w powinności swej zachować, postanowiwszy jaki taki staniczek swój A gdzie cię już z łaski swej Pan do tego przywieść będzie raczył, iż już postanowisz około siebie poczciwy a pomierny staniczek swój, pomnisz też już, na coś stworzon i wystawion na świat od Pana twego, i coś powinowat Jemu, i coś też powinowat cnocie swej, i coś też powinowat Rzeczypospolitej i ojczyźnie swej, w której cię kolwiek twój Pan postanowić raczył, także też coś powinien rodzicom i powinowatym swoim. Starajże się wżdy, abyć zawdży na ścienie zbroiczka chędoga wisiała, koniczek na staniu zawżdy gotowy był, boć tego zawżdy potrzeba i dla swej, i dla Rzeczypospolitey posługi. Służka aby też wżdy zawżdy był poczciwy, nieopiły, niewszeteczny, ale coć by się et ad forum et ad corum, jako ono stara przypowieść, przygodził, to jest tobie ku czci i ku posłudze także, i czasu potrzeby przypadłej. Starajże się o przyjaźń nie tylko powinowatych swych, ale i postronnych, aby cię wszyscy miłowali, sławili, czcili, ważyli, boć się to zawżdy przygodzić może i ku potrzebie domowej, i czasu każdej przygody przypadłej. A toć niskąd snadniej przypaść nie może, jedno gdy będziesz żył pobożnie, skromnie a na wszem poczciwie każdemu się zachował, a nikomu nigdy nic winien nie został, a z każdym się sam bez prawa, bez przymuszenia, jedno wedle Boga a świętej prawdy Jego i rozsądził, i postanowił. Czyńże, kędy możesz, wszędy a wszędy gwałt przyrodzeniu swemu, wiesz, żeć to zawżdy ku gorszemu niż ku lepszemu przykłonne jest. Uczże się pilno, abyś zawżdy zakon boży, prawo pospolite a powinność swą we wszem statecznie zachował. A wedle nauki Pańskiej, abyś każdemu zachował, co czyje jest, co należy Bogu, to Bogu, a co cesarzowi, to cesarzowi. To jest: co należy sąsiadowi, to sąsiadowi, co należy kmiotkowi, to kmiotkowi, co należy słudze albo robotnikowi, to niechaj będzie jego. A jako Pan rozkazuje, aby słońce nie zachodziło w ręku twoich zapłaty jego. Uczże się na wszem nadobnej pomiary i powinności swojej, tak w życiu swoim jako i w innych postępkoch twoich, a tego pilnie strzeż, aby gęba nigdy przed mieszkiem w zawód nie wyskakowała, boć to twardousty źrzebiec, a jakoć na kryg weźmie, już go i ku górze trudno zahamować będziesz mógł. A kogo możesz, ratuj, czym możesz, jeśli nie majętnością albo wżdy wspomożeniem jakim, tedy wżdy radą albo pomocą, a nie żałuj dla niego osadnić konika swego, bo masz za to pewną obietnicę Pańską, żeć za to tyle troje nagrodzić i nasporzyć obiecał. Załamujże w sobie twardym wędzidłem wszytki pożądliwości cielesne, boć to jest silny nieprzyjaciel poczciwej sławie twojej. Bo cię to zawżdy będzie wiodło na pychę, na gniew, na pomstę, na łakomstwo, na opilstwo, na obżarstwo i na insze przypadki, które się jemu podobają, a które są ohydne i szkodliwe poczciwemu stanowi twojemu. Bo widzisz, iż cię Pan Bóg stworzyć raczył ku czci a ku chwale swojej, a nie ku lekkości swojej, a stworzył cię na podobieństwo do anioła, a mało cię, jako prorok powiada, uniżyć od niego raczył. Pomnisz sobie, jeśli aniołowi przystoi łotrować albo wszetecznego a swowolnego żywota używać, pewnie gdzie się w to wdasz, i Bóg się ciebie zaprzy, a nie będzie o tobie nic chciał wiedzieć, i prędką lekkość i osławe będziesz około siebie miał, i o niej się zawżdy osłuchawać będziesz. Boć nie darmo święty Paweł pisze, iż wszeteczniki, pijanice, i inne swowolniki srodze będzie Pan sądził na sądzie swoim, to jest, jeśli się nie uznają, a tak będą w tym trwać, a nie najdą miłosierdzia Pańskiego za żywota swego. 2. Godność swą jako powinien poczciwy zachować. A tu będzie i o urzędzie poselskim, i jako wiele na nim należy Starajże się też zasię, abyś się nie nazbyt domem obarłożył, abyś nie był tylko jako wieprz w karmniku albo jako suchy pień na roli, co się oń pługi zawadzają. Wiedz też, w jakim prawie siedzisz i co jest powinność twoja, abowiem widzisz, iż każde prawo, by było namocniejsze, jako będzie na szrot puszczono a poważną roztropnością nie będzie opatrowano, każde się zelżyć musi i barzo osłabieć musi. A przeto na to są uczynione sejmy, aby ci, którzy prawy a sprawiedliwościami ludzkimi szafują, gdzieby z praw pospolitych wykraczali a sprawiedliwości ludzkie tym by się obelżyć miały, aby byli z tego pohamowani i onymi wędzidły, na nie z dawna ustawionymi i napisanymi, aby byli powściągnieni. I dla tego na to między sobą ludzie poczciwi posły obierają, aby sami wielkimi zgrajami a z szkodami na to wszyscy nie jeździli, a tym posłom, już co by sami sprawować mieli, to im poruczają, tego się zwierzają, a zową je nadobnym przezwiskiem, to jest, stróżmi Rzeczypospolitej. A tak, jeślićby się też kiedy trefiło na tym urzędzie być, iżbyć się bracia twoi zwierzyli tak wielkiego klenotu swego, to jest prawa a wolności swoich, tu wierz mi, iż trzeba mądrze golić, bo już tam muszą przypadać rozmaite pokusy i pogrożki, i obietnice, bo tam o dziwne a o różne stany pójdzie, musisz tam niejednego dzwonka ruszyć, a trzeba tam pilno słówka rozstrzygać, co kto mówi. Bo będzieć się zdało, iż barzo dobrze ku Rzeczypospolitej, a zejmiesz pokrywkę, alić piołonek miasto szałwiej w garnku. A tak tu uważaj, co jest sława a poczciwość, ty naprzedniejsze dwa klenoty, abyś je położył na wadze z nędznym a równym pożytkiem, jeszcze k'temu wstydem a lekkością zasadzonym, sam to u siebie uważ, jeśliby daleko z kloby nie wybiły. Bo uważ sobie, o co tam idzie, jedno sobie pomyśl, ktoć się zwierza, i czegoć się zwierzają. Boć się zwierzają oni zaczni a poważni rycerscy stanowie, zwierzająć się oni wdzięczni bracia a powinowaci twoi. Patrzże, czegoć się zwierzają. Zwierzająć się praw a wolności swoich. Zwierzająć się majętności a gardł swoich. Patrzajże, jaka to jest rzecz wielka a poważna, a mógłby ją właśnie jakim sacrosanctum nazwać. A jako ją czasem drudzy szafujemy, a jako się w niej zachowywamy, to już Pan Bóg niech rozeznawa, bo ten wszystko wie, widzi, a nic przed nim zatajono być nie może. Bo ją tak zatrząsamy czasem, nie inaczej jako owym plugawym ogonem lisim, co im ławy pocierają. Abowiem snadnie się tego każdy dopatrzy, niech jedno przypadnie leda prywatka, a nie tylko już swoja własna, ale niechaj ruszą mnicha, księdza, pana, starosty, wojewody albo urzędnika jakiego, albo też szwagra, zięcia, albo powinowatego jakiego, wnet usłyszysz prędką obmowę, prędkie a uporne zasadzenie i czasem niepomierne poswarki, by też to dobrze miało być i z obrażeniem Rzeczypospolitej, kiloby jakiej wioski do czasu podzierżeć dano albo w nadzieję kłosia jakiego. A cóż gdy już przydzie o swą własną, to już tam rzkomo tajemnicami bywa zakryto, a przedsię wszyscy wiedzą, bo Pismo powieda, iż nie masz nic tajemnego, co by się wyjawić nie miało. A sława i zła, i dobra jest barzo głośny dzwon, a brzmi na wszytki strony szyroko. 3. Jaki by poseł miał być wedle cnoty A tak poczciwy człowiek, który by tak zacny urząd a prawie jako jaką świątość, a zwłaszcza ku cnocie swej zwierzony, na się wziąć miał, pewnie się ma rozmyślić, co na się bierze, a jeszcze na miejscu pilnie by się miał rozsądzić z cnotą a z sumieniem swoim, jeśli mu tego wiernie pomagać będą. Bo jeśliby obaczył, iż mu jako ustronić by miały, a iżby się dać miały zwieść tam tym rozlicznym przypadkom świata tego, lepiej by daleko doma z poczciwą sławą zostać, niż się z niepoczciwą a z sprośną ohydą a z tajemnymi przymówkami, a snać i z niebezpieczeństwem zdrowia do domu wrócić. Bo już taki człowiek miałby właśnie być jako anioł boży. Abowiem jeśli każdy cnotliwy a baczny człowiek powinien staniczek swój jak opatrować, tak ozdobić, tak uważać, jakoby ji każdemu z osobna dobrym, cnotliwym, a na wszem nadobnie ozdobnym ukazał, a jeśliże to powinien z jednej osoby swojej, cóż rozumiesz, gdy ony wszytki poważne a zacne osoby weźmie na pracą a na opiekę swoję, którzy się cnocie jego zwierzyli onych naszlachetniejszych klenotów swoich, to jest praw, wolności, gardł i majętności swoich. A na koniec patrz między uczciwymi stany, kto tylko jednego zdradzi, albo się przeciwko jednemu niepoczciwie zachowa, z jakim wstydem, a z jaką lekkością tego używać musi. A cóż owszem tak wiele stanów zdradzić, którzy mu powierzywszy gardł i majętności swoich, jechali do domków swych, ciesząc się nadzielą cnoty jego. A on już tam i prawy ich szafuje, i nowe na nie ustawia wedle zdania swego. Abowiem łakomstwo wielki to jest a możny pan. A pewne za niepewne stracić nie barzo to rozum jest. A tam się już czego pewnego nadziewa, a tu do domu przyjechawszy, nie masz się już czego nadziewać. Ale by się obaczył iż tu nierówno pewniejsze. Bo już pewna sława, pewna wielka poczciwość, pewna miłość a wdzięczność u ludzi, pewne obietnice Pańskie, które wiernemu a cnotliwemu nieomylnie są obiecane. A pewne też zasię pomsty, które złościwego nigdy minąć nie mogą. Abowiem patrzaj, jako jest marna rzecz, gdyby kogo potkało jakie dobrodziejstwo od kogo, aby za to wdzięczności jakiej ukazać nie miał. Ale zasię też nierówno sprośniejsza, dobrodziejstwo jakie wziąć od kogo, a cnotę, sławę i dobre mniemanie za nie zaprzedać, a dać się zwyciężyć, odwieść od poczciwey przystojności swojej. Bo kto wżdy już nieobacznie upadnie, a potym się obaczywszy, już tego drugi raz przestrzega, już takiemu to wżdy bywa i u ludzi, i od Boga odpuszczono. Ale kto dobrze rozmyślnie, chociaj widząc jawną zelżywość swą, złą sławę swą i bliski upadek swój, a przedsię harcuje cnotą swą jako siwym na Kleparzu, a prze marny jaki a krótki pożytek swój, zdradzi napirwej sam siebie, sławę i powinność swą, zdradzi przyjacioły i inne zacne stany, którzy mu się tego powierzyli, zdradzi Rzeczpospolitą, zdradzi potomstwo swoje, a wyda wszytko prawie jako na mięsne jatki: o, już takiemu nie tylko aby to odpuszczono być miało, aleby sprawnie taki miał być wypędzon zawżdy od społku ludzi poczciwych, jako parszywa szkapa, aby się i insze stado od niego nie popsowało. Bo już tam skażony umysł a niepoczciwe serce być musi. Abowiem stateczny umysł a poczciwe serce nigdy się za żadne skarby w niewolą zaprzedać nie może, a zwłaszcza czym by miało uszczyrbić poczciwej przystojności swojej a sławy swojej. Abowiem kamień nigdy się płomieniem nie zapali, jedno marne śmieci, które się ni nacz nigdy przygodzić nie mogą. Ale się snać drugiemu tak zda, iż lepsze jedno dziś niż dwoje jutro, a „co ja mam, to ja mam, a po mojej śmierci niech chceli i niebo upadnie, a skowronki potłucze”. I nadziewa się, iż tym nędznym podpomożeniem i sam tu za żywota świata może użyć, i potomstwo swe opatrzyć. O, nędzneż to twoje użycie czasów twoich, byś się obaczył, i to omylne podpomożenie potomstwa twego. Bo obacz jedno, w jakiej sławie i w jakiej poczciwości, i w jakiej miłości tego czasu twego nędznego a barzo krótkiego używasz i w jakich prawiech, i w jakich wolnościach potomstwo swe zostawujesz, co i sami, i z tym wszystkim ani sami wiedzą, jako marnie potym zginą. I choćby też nie zginęli upadkiem Rzeczypospolitej od ciebie zgwałconej a źle postanowionej, ale zginą onym nieomylnym dekretem Pańskim, iż źle nabytego trzeci dziedzic nie pożywie. 4. Jako starzy ludzie cnoty strzegli A patrzaj na ony poczciwe ludzi wieku starego, jako u siebie tak poważne klenoty uważali. Czytaj, zacz Cycero rzymski gardło dał, zacz Sokrates w Atenach, zacz Seneka, wszytkoć dla sławy a dla poczciwości, iż stali mocno przy cnocie a przy wolności rzeczypospolitej. A toć je też tam wielkie dobrodziejstwa potykały, a wżdy woleli i państwa, i gardła potracić, a sławę sobie nieśmiertelną zostawić, która i dziś po świecie jako żywa lata i wiecznie latać będzie. A ty swoję dla kęsa nędznego pożytku dobrowolnie a z dobrym rozmysłem błotem a śmierdzącym gnojem zagrzebasz, a prawie jakobyś się wstydził, jakoby za jaki zły uczynek za nię. Czytajże zasię, w jakiej Katylina albo inszy burzyce a skazce pospolitej rzeczy sławie zostawali i ku jakiemu końcowi przychodzili, wszak to już i za naszej pamięci, i po stronach, i u nas po trosze się działo. Diogenes, on sławny filozof, kto o nim czyta, tam się nasłucha, w jakiej wadze u niego złota albo bogactwa były, aby się był miał dać uwieść od przystojności swojej, bo by go był barzo rad Aleksander wiele złotem odkupił, aby był chciał być przy nim, a odstąpił od przedsięwzięcia swego. I gdy mu zostawił odjeżdżając bryłę złota, szedszy do morza, wrzucił je w głębokości, powiedając, iż: „Lepiej, iż ja ciebie utopię, niżlibyś ty mnie utopić miało. A co wiedzieć, jeśliby się na potym moje poczciwe przyrodzenie dla ciebie nie uniosło?”. I wiele to kroć potym Aleksander mawiał: „Iżbych nie był Aleksandrem, niczym bych nie radszy był jako Diogenesem”. Sokrates, on też drugi zacny filozof, gdy poń posłał Archezilaus, zacny król, aby był z nim miał rozmowy około postanowienia królestwa swego i około powinowactwa królewskiego swego, po długich rozmowach, gdy już Sokrates miał odjechać, tedy mu król kazał wielkie upominki przynieść, ten zadziwowawszy się, powiedział: „A jakoż ja to mam brać, czego oddać nie mogę: a też mi się zda, żem ja tobie, królu, więcej dał, niżli ty mnie dawasz. Bo ja tobie dawam rzeczy nieśmiertelne, które cię i ku sławie, i ku zacności, i ku jakim sprawam, przez które wiele złota nabyć może, przywodzić będą, a aż z tobą i do grobu wniść muszą, a ty mnie dawasz rzeczy doczesne, nikczemne, a krótko trwające, które nie tylko aby mie ozdobić miały, ale owszem, więcej zelżyć, a z poczciwego umysłu mego a z stałego przedsięwzięcia mego, któregom ja ni na czym inszym jedno na cnocie zasadził, snadnie by mie zwieść mogły”. Ale ach, niestotyż, wieleli dziś takich Sokratesów na świecie znajdzie? A snać dziś nie trzeba wiele złota, ani wiele klenotów na to ważyć, uwiedzie nas snadnie leda czaczko albo leda jaka lekka obietnica, iż sobie dla niej lekce poważymy co naszlachetniejsze ony klenoty swoje, cnotę a długą sławę swoję, a nic nie dbamy, jako Sokrates, aby z nami wstąpiła do grobu. A chociaj to jawnie a jaśnie ludzie widzą, zasłoniwszy przedsię psiną oczy, daj dwie na łęk. A taki nieobaczny człowiek już dwiema szkodzi: i sobie, iż się uwieść da, i onemu, co mu pozwoli rzeczy szkodliwych a jemu nieprzystojnych. A tak ty mój miły, poczciwy człowiecze, któregożkolwiek stanu jesteś, bądź na tym urzędzie, bądź też i bez urzędu, uważaj pilno a pomyślaj sobie, co to jest sława, cnota a poczciwość, a dzierż się tego mocno jako pijany płota, boć wszytko inne snadnie zginąć może, jedno cię to ma aż do grobu doprowadzić. 5. W przypadłych urzędziech jako się poczciwy zachować ma Nuż jeślićby się też przytrefiło, iżbyś na jaki urząd ziemski albo na jakikolwiek inszy, albo na pobory, albo na jakie insze Rzeczypospolitej sprawy był powołan a potrzebowan, jeślibyś mógł bez tego się obejć, tedyćby mało nie lepiej. Ale jeśli się nie będziesz mógł swej wolej odjąć, bo szlachetne przyrodzenie nie dopuści, któremu się wszytko bujać chce by orłowi ku górze, tedy pilno rozmyślaj a roztropnie uważaj, jako się masz w tym bez obrażenia cnoty zachować, bo wierz mi, iż to trudny węzeł a trudno ji rozwięzać, acz to już nędzny żywot, który się w jaką niewolą dla równego pożytku zaprzedawa, bo już tam co naprzedniejsze klenoty człowieka poczciwego zaprzedane być muszą. Naprzód wolny żywot, bo już musisz liczyć i cisioianus, i godzinki, abyś powinności swej nie omieszkał. Potym też i sumnienie; bo byś nacnotliwszym był, nie może to być, aby cię nie uniosły albo dobrodziejstwa jakie, albo upominki jakie, albo też postrachy jakie, abo powinności, abo insze przypadki: azać mało takich najezników około takiego więc pana harcuje? Nuż zasię apelacje na sejmiech albo na wiecoch wyprawować, albo się z poborów wyliczać, albo, jako mówią, respondować, już się rachować, już przymówki cirpieć, aby się też i napoczciwiej w tym zachował, jako wrota nowe zbudujesz albo komin zmurujesz, już bez przymówki być nie może. Już wnet powiedają, iż znać na nim urząd albo pobór. Aleć to snać jednak czasem i bez kunsztu bywa, bo już poborca albo jego pisarze, im może na wójcie nawięcej wytargować a wyciągnąć, to nawiętsze misterstwo, choć będzie daleko nierówno z uniwersałem. Aleć też i wójt, chociaj się widzi prosta skowera, da czasem chytrym poborcą o ziemię. Powiedali o jednym, iż gdy płacono po groszu od głowy, tedy się zmówił z gromadą, iż: „Jutro, kiedy będę oddawał pobór, aby nie było jedno sto głowia we wsi, a drudzy niech się rozlazą albo na orzechy, albo na roboty”, a pod przysięgą oddawano. Tedy nazajutrz przyniósł do poborce sto groszy. Powiedział mu poborca: „A miły wójcie, wszak to wielka wieś jest; tam kilka set pogłowna”. Powiedział wójt z oną zakrzywioną postawą jako prostaczek: „Byłoć, miły panie, byłoć kraszszej czeladzi niemało, aleć się rozbiegło po robotam”, i przysiągł, że ich teraz nie masz we wsi jedno sto, i musiał wziąć bierca sto groszy, a wójt za ostatek z gromadą pił dwie niedzieli. Powiedali też o drugim, iż gdy płacono z osiadłych łanów po kilku groszy, tedy się też zmówił z sąsiady, aby ich nazajutrz trzej na jednym łanie siedzieli: przyniósł też wójt ledwie mniejszą połowicę z onych osiadłych łanów. Powiedział mu poborca: „Wójcie, wielka tam wieś; musi być więcej łanów”. Powiedział wójt, także też z głupią postawą: „Takci się twej miłości widzi, iż wieś wielka, iż się rozrodziła czeladka. Ale możesz temu wasza pańska miłość wierzać, iż u nas dziś trzej siedzą na jednym łanie”. I przysiągł wójt, że trzej dziś siedzą u nas na jednym łanie, i oddał, jako chciał, pobór, a potym pił za ostatek z gromadzicą kilka dni. A tak wzajem ci się ty kobyłki czeszą, ale przedsię Boga i cnoty próżno oszukać: i na wójta, i na poborcę wszytkiego się ludzie dowiedzą. Albo także też i mytnik, a jakoż też ten pobożnie może użyć urzędu swego: bo na jednym miejscu ma pisarze, to już tam vix iustus salvabatur, ledwe się święty wybiega. Na drugim miejscu najmie burmistrzowi, na drugim wójtowi, burmistrz żydowi, żyd pisarzom poruczy, a każdy z tych chce zyskać. A na czymże ten zysk ma być? Nie wyorzeć, ani z młyna wymierzy, jedno co z nędznych ludzi jako tako wyciągnąć a wymęczyć może. A tak i każdy inny urząd niech się tym nie chlubi, aby tam bezpieczne sumnienie spełna zawżdy a pobożnie zostać miało. Piszą o Samnitoch, iż gdy jakiegoś urzędnika, co takież ludzi łupił, obiesić chcieli, tedy się do tego trefił on Ezop, rzkomo z głupia chytry mędrzec, i począł im bajać o lisce, powiedając im, iż: „Musieliście wy nie słychać o onej lisce, co rozniemogszy się, leżała w gorący dzień pod drzewem na zielonej trawie, a muchy ją obsiadły. Przyleciała do niej sroka i powiedziała jej: »Ej, miła siostro, toż masz kłopot przed tymi muchami, chceszże, ja je rozpędzę?«. Powiedziała liszka: »Niechaj, miła siostro, bo odpędzisz ty, co się już napiły, przylecą zasię głodne, tedy więtszy kłopot będę miała«. Także i wy tego obiesicie, co się już napił, a głodnego na to miejsce posadzicie, jeszczeć gorzej będzie i więtszy kłopot ludzie będą mieli”. I zwyciężeni Samnitowie oną fabułą wolno go puścili, i urząd wrócili, a był z niego potym dobry człowiek. Dionizius, on okrutnik syrakuzański, gdy jechał przez rynek, zabiegła mu baba i prosiła go, aby jej co dał. I pytał jej: „A, miła babo, a będziesz za mię Boga prosiła?”. Powiedziała baba, iż: „Będę barzo rada za cię Boga prosiła. Ale iście nie dla ciebie królu, ale iżby po tobie jeszcze gorszy nie nastał”. Kazał jej król i dać nie mało, i wiele potym w sobie złych obyczajów uskromił. A tak nie możeć to być, niech się tym chlubi, kto chce. jako chce, aby się na każdym urzędzie unieść nie miał, a iżby gwałtu nie miał uczynić i wolnemu żywotowi swemu, i sumnieniu swemu. A wszakoż poczciwy człowiek, gdy się rozmyśli na cnotę, na sławę i na bojaźń Boga, i to wszytko w sobie uskromić może, a w każdej sprawie tak sumnienie swe umiarkować może, że się na wszem może pobożnie i poczciwie zachować. Sed quis est et laudabimus eum? Bo jeśliże sam swej cnoty przestrzegać powinien, tedy owszem pasąc takie stado owieczek Pańskich. A Pan woła: „Biada tobie, co łupisz, abowiem też ty pewnie złupion będziesz. A nie wynidziesz, aż wrócisz do namniejszego pieniążka”. A iżby to prawda była, puśćmy już chociaj Pismo na stronę, a uczyńmy sobie w tym sprawę rzeczami jaśnie widomymi. Poźrzymy po wszytkich staniech świata tego, co ich i dzisia jest i co ich i przedtym już i za naszej pamięci bywało, jeśliże uźrzysz dom, który ze złego nabycia powstały, aby się długo rozkorzenić miał, a marnie upaść nie miał. A jeśliże kęs mało pokwitnie, patrzajże, długoli trwać będzie, albo jeśli się w tym rozraduje potomstwo jego. Poźrzysz zasię na dom z dawna poczciwie zasadzony a pobożnie sprawowany, jeśliże się nie zdobi, nie kwitnie, a nie szyrzy z obietnic Pańskich. A to się koło już aż do skończenia świata zawżdy tak toczyć musi. A nie darmo iście prorok ten głos na świat rozwołał, iż: „Byłem młod, a sstarzałem się, wielem świata zwiedził i wielem widział, alem tego nigdy nie widział, aby sprawiedliwy był kiedy opuszczon, a pokolenie jego aby szukało chleba. A tom też widział, iż złościwego zawżdy pobijała złość jego”. Kapitulum III 1. Kogo Pan Bóg pozowie do rady a do spraw koronnych albo jakiego państwa innego, jako ma swój stan poczciwy w tym urzędzie zachować Tu już zasię jeśliby cię pan obaczył godnego spraw swoich, a posadził cię w radzie między onymi, którym się tu zwierzył królestwa swego albo winnice swojej, tak jako On to sam przezywać raczy, to jest, w radzie koronnej, albo jakiego państwa inszego, jakoż się słusznie z tego żaden wymawiać nie ma, gdy będzie własne powołanie Pańskie. Bo komu da Pan ten funt, to jest godność poczciwą, nie każe go w ziemię zagrzebać, ani świece jasnej ciemnym naczyniem zakrywać. Ale nie tak jako drudzy tę szlachetną świecę na górę wstawiają, jedni pochlebstwy, drudzy rozmaitymi przyczynami, drudzy posułami, dary, a dziwnymi upominki i rozlicznym zabieganiem tego dochodzą a prawie to jako arendami dzierżą. A takie już Pismo wilki drapieżnymi zowie, którzy nie drzwiami, ale przez dach a dziurami do tej świętej owczarniej Pańskiej włażą a przychodzą oprócz własnego zawołania Pańskiego; gdzieby pan każdy miał na to osobliwe baczenie mieć, i kogo, i jako do tego pasterstwa do siebie miałby przypuścić a powołać, gdyż on jest dan przedniejszym pasterzem państwa onego, a wiele na tym należy jemu, bo w tym skarbie zawarta jest sława jego, a naprzód łaska Pańska, poczciwość jego, moc i zwycięstwo jego, prawda i sprawiedliwość jego, i wszytko szczęśliwe panowanie jego. Abowiem słuchaj, jakie Pan znaki obwołać dał upadku królestwa każdego i z królem jego, a znaki już zgotowane na pomstę przyszłego gniewu jego powiedając, iż: „Gdy już za złości a za niesprawiedliwości będę miał wolą odmienić państwo albo królestwo jakie, a podać je na łup, a dać je pojeść innym narodom, tedy napirwej wyjmę z niego mocnego, mądrego, poradnego, prawdziwego, sprawiedliwego, na twarzy i na wszech sprawach poczciwego: a niewieściuchów, a ludzi nikczemnych nasadzę na miesca na ich, którzy prze złą sprawę a radę swą sami je snadnie zagubić będą mogli”. A tak poczciwy człowiek każdy, by też był i właśnie do tak zacnego, a może rzec, prawie świętego miejsca powołany, ma się iście na co rozmyślić, a jako święty Paweł pisze: „Doświadsz sam siebie, człowiecze, w godności swojej, abowiem widzisz, o coć idzie, czegoć się Pan zwierza, i coć porucza”. Zwierzać się Pan naprzedniejszego skarbu swojego, stadka swego a owieczek swoich, co sam powiedać raczy, iż w tym jest nawiętsze kochanie Jego. A czegożci się zwierza? Krwie ich, wolności ich, gardł i majętności ich, a przy tym wielkiego stanu, onej osoby, którego na miejscu swym posadzić raczył. Tuć się też już zwierza czci i sławy jego, i wszytkich pobożnych i poczciwych spraw i postępków jego. Ale drugi, nic się na to nie rozmyślając, ciśnie się do tego bez wszego rozmysłu miejsca, jako koza do wrzosu, nic inszego przed się nie biorąc, ani się na żadną powinność na tej prawie światości nie rozmyślając, jedno tylko aby go miłościwym panem zwano, a żonę miłościwą panią, jaką panią sierpską albo piczymierską, a iżby jedno ziemianki posiadała. A jako żyw, drugi na swym miejscu nie siedział ani słówka przemówił. A tak tu już nie lza, jedno i wolność swą, i sumnienie swe, i cnotę swą twardo jako jakie więźnie każdy poczciwy okować musi i już tu nie patrzyć ani na prywaty, ani nazbyt wielkich wczasów swoich. Już tu, jeśliś został tym winarzem Pańskim, trzeba robić a kopać w tej winnicy świętej Jego, aby w niej ony wdzięczne gronka Pańskie prze onę niedbałość twoję marnie nie osychały, ale iżby podawały wdzięczne z siebie owoce swoje. Bo słuchaj srogiego dekretu Pańskiego, iż krwie namniejszego z nich chce patrzyć z ręku twoich. Jużci tam pójdzie o cnotę twoję, o sławę twoję, o straszliwą przysięgę twoję, o on okrutny a srogi sąd Pański, który nie tylko dobre sprawy twoje, ale i nawiętszą sprawiedliwość twoję drugi raz się posądzać obiecuje. A co jeszcze nawiętsza, wziąć na opiekę wszytki doległości koronne, przypadki przyszłe i skądby przypaść miały, i jako im zabiegać, i jako o nich radzić, a nie tylko sobie na nogi jako paw patrzyć, ale daleko trzeba latać z rozmysłem swoim, przestrzegając rzeczy przyszłych i teraźniejszych, jako je i miarkować, i stanowić, i co z czym na potym czynić, i na co pana przywodzić, tak jakobyś w tym ani sławy swej, ani sumnienia swego, ani onej srogiej przysięgi swej nie uszczyrbił. A k'temu, aby cię ludzie sobie jako malowanego obrazka palcy nie ukazowali, pośmiewając się z ciebie. 2. Jako ma wierna a poczciwa rada radzić panu swemu Aby już nic więcej nie było, jedno stan a osoba pańska, wierz mi, iż to jest twardy a sękowaty pień radzić i myślić o tym: A wielkie to jest sacrosanctum na ziemi, bo jest członek boży, przeźrzeniec, powołaniec i pomazaniec Jego, gdyż wiemy, co na tym stanie każdemu państwu wiele złego i dobrego należy. A wiemy, jakie państwa prze złe króle upadały, tak z Pisma Zakonu Starego, jako i z inszych historyj pogańskich, i na co też i sami przychodzili. Abowiem pana każdego umysł jest jako płomień, który się zawżdy ku górze ciągnie, kiedy do niego dobrych drew przykładają. Ale jeśliże mu też mokrych a sapiących przyłożą, tedy się też wlecze po ziemi z dymem pospołu. Także też dobra rada panu każdemu, albo z nim ku górze leci, albo się z dymem po ziemi włóczy. A tu pilnie patrz, jaki to jest postrach, uźrzawszy w panu wadę jaką, gdyż to nie tylko o jego osobę idzie, ale o wszytki i o cię samego, nie przestrzec go. Ano cnota, ano straszna przysięga, ano bolące sumnienie, ano poczciwa powinność jako młotem poczciwego człowieka tłucze a do tego pociąga, aby nie drzemał, aby nie ulegał, a za drugie się nie zasłaniał, a zwłaszcza gdy przydą przed oczy ony srogie przestrachy a ony nieomylne dekreta pańskie, co się więc działo i nad ludźmi, i nad królestwy, a jakie się okrucieństwa okazowały zawżdy nad wszystkimi narody dla złości a niesprawiedliwości królów a książąt państw onych, jako srodze pustoszały, jako się zamki i miasta mocne wywracały, jako się krew niewinna lała, jako obcy a nieznajomi narodowie miesca ony posiadali, kto o tym czyta, pewnie każdemu zadrży wełna i włosy się na łbie najeżą. Patrzajże drugiego przestrachu, weźrzawszy onemu srogiemu pomazańcowi bożemu w oczy, bo niech on będzie nadobrotliwszy, przedsię ma coś bożego a strasznego w sobie, a pewnie jako ono powiedają, iż musi mieć wilcze włosy między oczyma, jako się oń pokusić, jako go strofować albo upominać. A on jednym weźrzeniem srogim snadnie każdemu umysł iście odmienić może. A wszakoż między dwiema rzeczami strasznymi a złymi mądry człowiek zawżdy mniej sobie złą obiera. A tak lepiej wżdy doczesny postrach człowieka śmiertelnego na mały czas odnieść na sobie, niżli postrach a przeklęctwo wieczne onego Boga nieśmiertelnego, w którego ręce straszna rzecz jest wpaść, tak jak o Nim pisma powiedają, postrach straszliwej przysięgi jego, postrach cnoty i sumnienia poczciwego, postrach bliskiego a prędkiego upadku państwa onego, takież i domku twojego, potomstwa twojego i ciebie samego. 3. Jeśli rada uczciwa obaczy w panu złą wiarę abo małe dbanie o bojaźń Boga, co czynić ma A tak jeślibyś w panu obaczył albo jaką złą wiarę, albo małe dbanie o bojaźń bożą, tedy sobie uważywszy on pirwszy postrach, o którymeś już słyszał, uważywszy też on srogi głos onego posła Pańskiego wielkiego, któremu to kazał obwołać wszem królom a książętom, aby nigdy ksiąg zakonu bożego nie wypuszczali z ręku swoich, a zawżdy się w nim ćwiczyli i we dnie, i w nocy, także i głos onego Dawida strasznego, który woła srodze na króle a na książęta: „Oto już teraz królowie ziemscy uczcie się a zrozumiewajcie wolą Pańską którzy sądzicie ziemię, a upadńcie przed nogi Jego, aby kiedy rozgniewawszy się, nie wyrzucił was od obliczności swojej”. A co zawżdy sroższego bywało u Pana tego, a o co się zawżdy wylewała krew niewinna po ziemi: a o co się zawżdy odmieniały królestwa: jedno tam, gdzie się odmieniała wola Pańska. Bo tam nie mówi Mojżesz, aby król nosił księgi jakie od świata wymyślone, ale księgi, na których jest wola Pańska napisana. A któreż są pewniejsze księgi, a któraż jest pewniejsza nauka? Jedno która poszła z ust onego jedynego Syna Bożego, nam tu obiecanego i na świat z tą świętą nauką z onej wysokiej rady społecznego Bóstwa zesłanego. Której tak srodze odmieniać zakazano, nie tylko człowiek obłudny, ale by anioł z nieba zstąpił a powiedał nam co inszego, kazano go nam przeklinać a ni w czym nie wierzyć jemu. Aby nic inszego nie było, jedno sobie wspomniawszy, jaką srogą pomstę bierali oni nędzni królowie nad sobą, którzy wedle wymysłów swoich wymyślali albo odmieniali wolą Pańską, i wieleli kroć przodkowie naszy bywali dla takich królów zawiedzeni w niewolą, i wieleli razów Salomonów kościół złupion i zniszczon bywał. Abowiem to był srodze Pan Salomonowi powiedział, kiedy mu ji dobudowawszy, oddawał, iż: „Póty, Salomonie, oko moje nad tym kościołem będzie, póki się w nim będzie działa wola moja. Ale skoro się tu odmieni wola moja, tedy ja i kościół, i lud pospołu z nim dam na takie pohańbienie, że ci, co pozostaną, będą się dziwować świstając, co się tak dziwnego stało miejscu temu”. O, naświstałżeby się dziś, wierz mi, niejeden, kto by się chciał przypatrzyć, jako się srodze ta wola Pańska na wielu miejscach odmieniła. Albo też sobie wspomni onego nędznego króla Saula, który, wzgardziwszy wolą Pańską, uciekł się do czarownice, co mu się było stało, i jako wiele ludu zamordowano dla tego jego swowolnego grzechu, i jakie było dokończenie jego, bo się sam zabił i szedł tam, gdzie zasłużył. A co się takich rzeczy działo albo co takich królów poginęło, kto czyta historie, tam się nasłucha. A na kimże to zależy? Jedno na panie a na radach jego. Ale Pan Bóg z obietnic swoich snać nam wszytkim zatwardzić serca raczył, iż widząc nie widzimy, a słysząc nie słyszemy, aż się podobno z tym doczekamy srogiej pomsty Jego, bo są nieomylne słowa Jego. Bo patrzaj zasię, jako Pan Bóg wielbił a błogosławił ony święte króle, którzy zasię naprawowali pomieszaną świętą wolą Jego i chwałę Jego. Niechaj, kto chce, przeczyta sprawy onego króla świętego Jozafata, Azy, Ezechiasza, Jozjasza, Jehu albo onych synów Machabejskich, jakie zwycięstwa brali, jako się im szczęściło, jako im Pan Bóg błogosławił i ludowi onemu, który na ten czas pod królowaniem ich był. Owa, jako krótko sam to zawiązać raczył, iż: „którzy mię wielbić będą, ty ja też wielbić będę; a którzy wzgardzą wolą moję, ci też u mnie będą wzgardzeni”. A tak poczciwy pan a cnotliwa rada, nic się nie lękając żadnych przestrachów świata tego, a więcej mając na pieczy strach Boga żywiącego, cnotę i powinność swoję, i upadku przyszłego, ma nadobnie a poczciwie pana upominać, przywodząc mu na pamięć Pismo Święta i straszne i pocieszne przykłady z niego. A Bóg wedle obietnic swoich da wdzięczność w twarzy jego, jako dawał onym prorokom, które także posyłał upominać srogie króle ony z sprośnych występków ich. Jakochmy słyszeli o Heliaszu, o Mojżeszu, o Helizeuszu i o innych. A zapłata pewna iście go nie minie i ty obietnice, którechmy niedawno słyszeli, iż: „kto mię uwielbi, ja go uwielbię; a kto mię będzie wyznawał przed ludźmi, iście go ja też wyznam przed Ojcem moim”. 4. Jako poczciwa rada ma upominać pana z sprawiedliwości Więc też zasię wierz mi, iż i to nie leda jaki drugi węzeł, jeślibyś pana widział, a on mało dba o ludzką sprawiedliwość, albo się też i sam odnosi od niej, choćby też to czynił z jakiego nieobaczenia swego, a jakożby też mogło ścirpieć ono poczciwe sumnienie twoje, aby go z tego upomionąc nie miało, pomniąc ony srogie dekreta Pańskie, co je na ten zły a srogi uczynek głośno wywołać dał, abo jakie się srogie pomsty i nad królmi, i nad królestwy rozlicznymi o ty nędzne łzy ludzkie, którzy byli w niesprawiedliwości uciśnieni, dziewały. Pomni, jako Izajasz, jako Jeremiasz, jako Baruch, jako inszy prorocy srodze grożą a straszliwymi głosy opowiedają o tym srogim a niemiłosiernym grzechu i wszędy a wszędy opowiedają, iż: „dla niesprawiedliwości będziecie zawiedzeni w niewolą i z królmi waszemi, dla niesprawiedliwości będą odmieniony królestwa wasze, a obcy narodowie posiędą ziemię waszę”. Dla niesprawiedliwości zapadła się Sodoma i Gomora. A powiada Pan, iż: „głos wołania ludzi uciśnionych przyszedł aż do majestatu mojego, pójdę a dowiem się, co się to tam dzieje”. O mój miły Panie, toć byś teraz często musiał biegać po rozlicznych miejscoch, dowiedując się, co się to dzieje, widząc a słysząc srogi płacz a narzekanie uciśnionych owieczek swoich. Wspomnisz zasię, co się stało onemu nędznemu królowi Achabowi także o niesprawiedliwość, iż uczynił krzywdę niewinnemu człowiekowi a wydarł mu, k'woli sprośnej a swowolnej żenie, własną winnicę jego, jako były srodze jego wojska z rozkazania Pańskiego porażone, jako sam marnie zabit, i ona sprośna żona jego. Jako psi ich właśni łeptali krew ich a jako się stały gnojem ścirwy ich na onejże winnicy, o którą dał zabić człowieka niewinnego. A co tego w Piśmie znajdzie, a snać i straszno czytać, jako się Pan zawżdy mścił tej srogiej krzywdy swojej. Abowiem gdy dalej tam będziesz czedł o sprawiedliwości, jakochmy ją wszyscy sobie powinni wespołek, tam się nasłuchasz, co pogańscy królowie czynili o niesprawiedliwość, nie mając jeszcze ani zakonu bożego, ani żadnego postrachu na się, jedno sami tak z cnót swoich, i jako się sami w swych sprawiedliwościach zachowali. Usłyszysz tam, jako skóry z jednych łupili, co niesprawiedliwie sądzili, a stołki z nich działali i inne sędzie na nich sadzali, jako synom własnym oczy łupili, jako je za gardła wydawali, jako też i sami z siebie sprawiedliwość czynili. 5. Pogańscy królowie jako strzegli sprawiedliwości Antygon król kazał mandaty rozpisać do wszytkich miast, iż: „Chociajby za mymi własnymi pieczęciami przyniesiono do was dekreta jakie, a nie zgadzałyby się z sprawiedliwością, nie przyjmujcie ich”. Agezylaus, gdy go pytali, co jest potrzebniejszego królowi: moc czyli sprawiedliwość, powiedział, iż: „Gdyby była wszędy sprawiedliwość po świecie, nigdy by mocy nie było potrzeba, bo by już każdy tego zachował przy tym, co czyje jest”. Focjon, on zacny pan, gdy siedział na sądzie, przyszedł do niego Antypater, jego wielki przyjaciel, prosząc go, aby mu tam jakiemuś powinowatemu jego sfolgował na sądzie. Powiedział mu Focjon: „O, trudno ty mnie masz sobie, miły Antypater, uczynić i przyjaciela, i pochlebcę: musisz na jednym przestać”. A co by tego wyliczył albo co się mało niżej o tym nasłuchasz o takich szlachetnych pogańskich króloch, iścieby się mogli i krześcijańsczy z nich czasem poćwiczyć. Albo jako on Filip, wielki macedoński król, co uczynił, jadąc w miasto w wielkim triumfie, gdy za nim wołała niewiasta: „Prze Bóg miły, królu, uczyń mi sprawiedliwość, bomci jest wielką krzywdą uciśniona”. Powiedział jej, iż: „widzisz, iż teraz nie masz czasu”. Powiedziała niewiasta, iż „nigdy sprawiedliwość nie ma patrzyć czasów, a tak jeśliś na to wysadzon, albo czyń sprawiedliwość, albo przestań królem być”. Wnet zsiadszy z konia, uczynił sprawiedliwość onej niewieście, powiedając, iż: „przeciwko prawdzie wymówki nie masz”. Bo patrz, a skąd inąd pan albo jakie książę ma sobie miłość zjednać u poddanych? Jedno z sprawiedliwości. Bo jeśli z hojności albo z dobrodziejstwa, tego się już wszystkim dostać nie może. Ale sprawiedliwość święta, ta się leje jako jasna woda po ziemi, a ta wszytki zniewolić musi, iż muszą onego pana i sławić, i błogosławić. Bo jednemu się stanie sprawiedliwość, a wszyscy mówią: „Boże mu miły zapłać”. I nie darmo on mędrzec pisał onych wirszyków po ścianach książęcych: Iż sprawiedliwość a łaska to są zamki książęce twarde, A pomsta zawżdy przypadła na ony złe tyrany harde. Ale nam nie trzeba przykładów pogańskich, dosyć mamy srogich dekretów Pańskich na tę sprośną ohydę uczynionych, dosyć straszliwych głosów, co nas z tego upominają. A cóż potym, jestechmy prosto jako oni, co rano trochę na kazaniu popłaczą, a k'wieczoru się spiją aż jeden drugiego nie widzi. Także też o tych tak srogich postrachoch gdy słychamy, tedy się nam trochę we łbie zawierci, a jako skoro ukażą zawojek lisi albo się ukaże jaki powinowaty, aliści ze wszytkiego nic. Ano Pan woła: „Miłujcie sprawiedliwość, co sądzicie ziemię”. Ano się opowieda z srogim sądem swoim, iż: „ja i sprawiedliwości wasze, a nie tylko krzywdę z nowu posądzać będę”. A bieda wam, co sądzicie złościwego za darmi jego, a uciskacie sirotkę. Bieda wam, co zowiecie dobre złym a złe dobrym. Jako i Ezajasz powieda od Pana: „A co mnie po pościech waszych, po ofiarach waszych, po wołoch, po baraniech waszych? Ale czyńcie sprawiedliwość, tedy też wasza sprawiedliwość wzejdzie jako słońce przed oblicznością moją”. To niechaj będzie Panu Bogu poruczono: ten umie i umiękczyć, i zatwardzić serca ludzkie. 6. Jako pana przestrzegać z uporu albo gdyby prawa gwałcił poddanym swoim Nuż też, jeślibyś pana widział albo się w pychę unosząc, albo upór jaki przed się biorąc, albo na prawa a na wolności poddanych mało dbając, azażbyś miał być tak bezpiecznej cnoty, a siedząc tak jako malowane drewno a wewnątrz spróchniałe, abyś tego poczciwego pana swego przestrzec nie miał, widząc tak szkodliwe przymioty w nim, skąd by i sława jego, i wszytko szczęście jego snadnie upaść mogło? A jeszcześ k'temu przysiągł consulere et opponere se o każdy taki sprośny przypadek państwa onego. A gdzieżby tu była przysięga twoja, a gdzieżby tu było opponere twoje? Bo gdy się na to rozmyślisz, iż to opponere twoje ku czci a ku sławie onego Pana twojego, i ku jego na wszem szczęśliwemu panowaniu ściągać się będzie, a czegóż się tu lękać masz abo czym się tu strofować z tego masz? Abowiem wspomni sobie, jeśli się ocz więcej krześcijańscy albo pogańscy królowie starali, jedno aby byli mieli miłość a życzliwość u poddanych swoich. A tym zawżdy i królestwa posiadali, i państwa swe rozszyrzali a sławę wieczną aż do dzisiejszych czasów odnosili. A czym wielki Aleksander posiadł świat? Jedno miłością u poddanych swoich. Którzy, by byli mieli i po trzy gardła, radzi by je byli przy nim położyli. A czymże sobie to jednał? Niczym ci inszym, jedno sprawiedliwością a oną dobrocią swoją, którą wszytkim ukazował, a oną układnością swoją, której z nimi wespół używał. Na ziemi z nimi jadał i sypiał, wszytko z nimi na poły dzielił. I gdy go panowie karali, kiedy w skarbie nic nie bywało, tedy powiedział, iż „to pewniejszy u mnie skarb, oto ci, co je widzicie, którzy mnie wiele skarbów rozmnożyć mogą”. Także jeśli królestwo które posiadł, w wielkiej sprawiedliwości je chował, a prawa i wolności każdemu mocno dzierżał. 7. Jako jest wielka rzecz miłość pańska u poddanych Abowiem pan każdy u poddanych swoich jest jako mądry lekarz u chorych swoich. Gdzie widzi, iż może leguchnym lekarstwem co zagoić, tedy nie sieka, nie pali ani przykrymi prochy zasypuje, a też mu za to chorzy i więcej powinni dać, i więcej dziękować. Także też mądry a dobry pan, im nalżej może rany a krzywdy poddanych swych uspokoić, a wolności i prawa ich w całości zachować, tym więtszą u nich sobie miłość a życzliwość zjednać może. Abowiem co jest szczęśliwszego panu albo królowi? Jedno miłość u poddanych. Ano czytamy, co był uczynił Zopirus, on zacny rycerz, rozmiłowawszy się pana swojego Dariusa, gdy przez długi czas Babilonu z wielkimi trudnościami nie mógł dobyć, ten urznąwszy sobie gębę i nos uciekł do Babilończyków, powiedając, iż: „mię ten nieszlachetny a zły pan mój obrzezał, żem mu radził, aby was w pokoju zaniechał”. A wiedzieli, iż to był zacny człowiek w wojsce Dariusowym. Oni mu uwierzywszy, bo były wielkie podobieństwa do wiary, uczynili go wnet starostą i hetmanem, a on potym po woli miasto Dariusowi podał. A tak tu pilno patrz, co to jest, a jako to jest wielka rzecz miłość poddanych przeciwko panom swoim. A co onych było, co sobie dla panów swych ręce palili, gardła dawali, a kto by ich wyliczył. Ale też panowie umieli się poddanym swym zachowywać: a zachowanie trudno skądinąd snadnie ma panu przypaść, jedno gdy pan wszem dobrotliwy, wszem równo sprawiedliwy, a iż wszem równo, tako bogatemu, jako ubogiemu, prawo a wolność jego zachowa. Boć hojnością albo dobrodziejstwy nie możeć być żadnym obyczajem wszem dobrym. Bo też zasię słychamy o złych, jako je poddani truli, jako je marnie z państw wyganiali, potajemnie zabijali; azaby się tu o tym mało napisać mogło. Jako byli oni Dioniziusowie oni Heliogabalowie, oni Sardanapalowie, oni Baltazarowie, jakie pomsty brali, jaka była sława ich. A bychmy więcej przykładów nie mieli, jedno z onego nieobacznego syna Salomonowego Roboama, gdy odrzuciwszy starą radę ojca swego, a usłuchawszy młodej rady pochlebników swoich, połamał prawa a wolności poddanym swoim, powiedając im, iż: „was ociec mój chował pod biczem, ale ja was będę chował pod kijem”. Wnet dziesięcioro pokolenie odstąpiło od niego, a obrali sobie króla innego, a on ledwe na jednymże pokoleniu dokonał żywota swego. A tak patrz, co to jest prawa gwałcić albo łamać poddanym swoim. Patrz zasię pogańskich królów, tak jakoś i wyższej słyszał, czym sobie zwyciężyli poddane swoje. Ano także Antygon, macedoński król, gdy leżał pod Atenami, a już ich miał dobyć, tedy mu panowie powiedali, iż: „musisz, miłościwy królu, dobywszy miasta tego, mocno je oprawić, bo jest nam na wielkiej przekazie”. Powiedział król: „Już ja wiem, jako będzie mocne mury trzeba około tego miasta uczynić”. Pytali go panowie: „A jako?”. Powiedział król, iż: „zachować je w łasce, w sprawiedliwości, a w wolnościach ich, i jeszcze im ich więcej poprawić, tedy to barzo mocne miasto będzie”. I także potym uczynił. Miasto potym, widząc onę łaskę jego, i samo się potym mocno oprawiło, i mocno przy nim stało, a wielką mu miłość i stałość swą na wszem okazywało. Także Agezylaus, lacedemoński król, gdy panowie prosili, aby Spartę dał oprawić, kazał wyniść wszytkim Spartanom przed miasto we zbroi i ukazał je panom onym swoim, powiedając im: „Azaż to nie są mocne mury miasta tego, kiedy je ja będę chował w łasce a w miłości, w prawiech a w wolności ich?”. Tamże im wnet kazał pisać przywileje, tamże im poprawił praw i wolności, a oni by też byli zań i trzykroć gardła dali. 8. Pan każdy słaby bez miłości poddanych Abowiem co jest pan albo książę bez miłości poddanych swoich? Równie jako słup marmorowy piękny, na jego kształt ukowany. Abowiem pyszny a srogi król a ten, który się stara o skażenie wolności poddanych swoich, nie inaczej stoi jako marmorowy słup pośrzod państwa swego, a wszyscy mu się dziwują a mało oń dbają, jeszcze mu, owszem, wszyscy życzą, aby się co rychlej wywrócił a obalił. Bo już taki pan nie może mieć ani wiernej rady, ani żadnej życzliwej pomocy od poddanych swoich, bo już wszytkim serce i chuć upaść musi, już każdy, przeklinając, musi się radszej obrocić do pługa niż do szarszuna, już chociaj po cichu tedy o nim wszyscy mówią, wszyscy szepcą. Już choćby też w nim były i niektóre sprawy dobre, już się przy drugich i ty dobre omierzić muszą. Już tu o sobie też po cichu radzić muszą. A prosto jako ona baba Dionizjusowi zdrowia życzyła, powiedając: nie dla niego, ale by drugi był po nim gorszy nie nastał, albo się też lepszego nadziewała. Boć król albo pan każdy siedzi na miejscu bożym. A jeśli jest namiestnikiem bożym, miałciby też wżdy co pańskiego mieć w sobie. Bo nie przetoć jest Bóg sławny, iż jest Bogiem, ale iż jest dobry, sprawiedliwy, miłosierny, a każdemu mocno prawa dzierży, i wolności nadane jego. Bo jest złym srogim, a dobrym wedle praw ich barzo Bogiem dobrym a miłościwym. 9. Mocne mury miłość poddanych A tak toć są mocne mury pana każdego, toć jest sława i szczęsne panowanie jego, miłość a wierna życzliwość od poddanych swoich. Już mu nie trzeba stróża na wieży ani około konia swego, bo go wszyscy strzegą, a wszyscy by snać radszej gardła dali, niżliby pana onego tak im wdzięcznego, miał z jakiej strony i zły proch zalecieć. Już nie trzeba wojska ani drabów nabywać, zawżdy wojsko gotowe, gdy będzie z miłości, a nie z przymuszenia tego potrzeba. Już wszyscy leda za listkiem bieżą, a za niewolą, nos zwiesiwszy po kąciech się kryją. Już skarb zawżdy gotowy, bo już przeciwko takiemu panu nic nieciężko, a wszytko miło uczynić. A co z niewolej a z przymuszenia, już każde serce upaść musi. Już będzieli wojsko nie takie jako Aleksandrowe, co im dla miłości pana swego wszytko miło było, bo już i serce i śmiałość upaść musi. Dali też kto co tedy z przeklęciem a ze złą wolą. A jakoż się tu szczęścić ma albo może? A tak ty, coś powinien, nic się nie lękaj upominać, gdzie co widzisz nietrefnego w panu swoim. Abowiem gdy się potym w tym obaczy, będziesz zawżdy poważniejszy u niego, a uczynisz przedsię dosyć szlachetnej powinności swojej i przysiędze swojej. Abowiem cnotliwemu nigdy cnota na złe nie wyszła. Diogenes, gdy przyjechał do niego Aleksander, tedy mu wiele mówił: „iżeś się udał na niesprawiedliwość a na łupjestwo ludzi niewinnych”. Aleksander mu powiedział: „Czemuż ze mną tak bezpiecznie mówisz? Zaż nie wiesz, żem ja król?”. Powiedział mu filozof: „Wiem, żeś król, ale kto na się nic złego nie czuje, a czemu się króla ma bać, gdyż każdy król ma być sprawiedliwy”. Powiedział mu król: „A więc się mnie nie boisz?”. Pytał go filozof: „Powiedz mi, jeśliś zły albo dobry”. Powiedział mu król, „iżem dobry”. Powiedział filozof: „O, kiedyś dobry, a czemuż się ciebie mam bać, bo dobry nie umie nic złego uczynić, a zły i bez przyczyny tedy on sobie znajdzie drogę, jako źle uczynić”. Także potym zadziwowawszy się król onej stateczności jego, dawszy mu upominki, odjechał potym precz od niego i był w wielkiej powadze u niego. Także też ty uczyń, mój miły Diogenesie, któryśkolwiek jest wierną radą u pana swego, pewnie także potym gdy się obaczy, i odniesiesz łaskę i upominki od niego, i będziesz w wielkiej powadze u niego. 10. Jako pana przestrzegać z swawolnego żywota Także też zasię jeśli byś pana ujrzał jakim żywotem swowolnym, niedbałym albo niepobożnym żywącego, azażbyś go też słusznie z tego przestrzec nie miał: albo i kto drugi, komu by to należało? Wspomniawszy sobie Dawida, jako wiele ludzi poginęło dla jego wystąpienia swowolnego z żywota poczciwego, co wziął za pomsty za to, jako go własny syn potym Absalon mało o gardło nie przyprawił, jako się potym synowie jego mordowali, jako sobie siostry rodzone wydzierali i jako je niepoczciwie chowali, żony jego pogwałcili, i wiele złego w domu jego po śmierci jego i za żywota jego jeszcze się działo. Albo także on poczciwy a mądry król Salomon, syn jego, któremu w rozumie ani w bogactwie świat równego nie miał ani będzie miał, a wżdy się był dał zwieść niewiastam a uniósł się szpetnie z pobożnej powinności swojej, że był do bałwanów przystąpił a do bogów do ich, i jako był w omierżeniu Pańskim, i co się też potym działo nad potomstwem jego, to już tam wie, kto czytał. Także też on mizerny Baltazar, który się też był udał za pijaństwem świata tego, opuściwszy powinność swą królewską. Aż mu się czasu nalepszej myśli jego ukazała sroga ręka na ścienie pisząca ty słowa: Mane, tekel, fares, to potym mu Daniel, dziecię Duchem świętym napełnione, wyłożył, iż ty słowa to znamionowały, iż: „prze wszeteczny żywot twój będzie rozerwano królestwo twoje”. I także się stało, i sam srodze zginął, i wiele ludzi dla onego jego swowoleństwa poginęło, i królestwo jego było szpetnie roztargniono. Albo także co się działo onemu swowolnemu ludowi na puszczy, gdy się byli stowarzyszyli z białymi głowami pogańskimi, jako je bito mordowano, aż Finees kapłan dwoje razem przebił mieczem do ziemie, toż mu to Pan Bóg za barzo wdzięczny uczynek przyczedł i uśmierzył dla tego wżdy był po części gniewu swego. Albo onym synom nędznym onego Heli, biskupa świętego, co się także wdali byli za swowolnymi żywoty swymi, że je marnie było pomordowano, i wiele ludzi pobito, i archę wzięto. Tak jest Pan Bóg srogi zawżdy na ludzie swowolnie żywiące. A jeśli na każdego z osobna, tedy nie równo więcej na króle. I jużby wżdy jako tako, by sam za to ucirpiał, jakoż go to pewnie żadnego nie minie, ale ludzie marnie giną i królestwa upadają dla takich swowolnych żywotów ich. 11. Pogańscy królowie jako się wszeteczeństwa strzegli Ano i pogańscy królowie, nie mając nic jedno cnotę przed oczyma, tedy się tego wszeteczeństwa zawżdy pilnie przestrzegali. Aleksander Wielki, gdy między więźńmi przywiedziono z Persyjej panien nadobnych barzo wiele, nie chciał żadnej widzieć, a wszakoż kazał je w poczciwości mieć i chować, powiedając, iż: „nie godzi się temu, kto świat zwycięży, aby się miał dać białym głowam zwyciężyć”. Także Cyrus, gdy także Panteą, piękną barzo panią, pojmawszy gdzieś, do wojska przywiedziono, namawiał go Araspo, pan jeden, aby ją oglądał, powiedając mu, iż godna oczu królewskich. Powiedział król, iż: „ja wolę gwałt oczom uczynić niżli cnocie a królewskiej powinności swej”. I kazał ją chować poczciwie, i potym ją wrócił mężowi jej. Abimelech król, gdy mu przywiedziono Abraamowę żonę, iż się jej Abram był zaprzał, bojąc się, aby go dla niej nie zabito, bo była barzo cudna, w jakiej ją poczciwości chował, i jako potym Abraama gromił, iż mu tego nie powiedział, aby była żoną jego, powiedając „iżeś mało srogiej pomsty nie wwiódł na dom mój i wiecznie na potomstwo moje”. A z tych by się przykładów królom albo książętom uczyć, jako mają w poczciwości chować ty kościoły boże a poświęcone ciała swoje, gdyż już nie tylko o nie idzie, ale o wszystek lud im poruczony i królestwa ich. Bo pewnie jeślić się to onym ludziom jeszcze nie tak winnym nie zwoziło, a cóż owszem tym, co mają i pewną wiadomość o nieomylnych pomstach swoich i ludu swojego, i mając zakon Pański ustawicznie przed oczyma swymi. Nie darmo Dawid wołał, upadszy na twarz swoję, gdy się ludzie niewinni walili przed oczyma jego za występek jego, mówiąc: „I czemuż ty karzesz, mój miły Panie, coć nic niewinni? Mnie o to racz karać, com ci winien, a com przestąpił święte przykazanie Twoje”. Nie darmoć wołał, iż: „już przed smętkiem wyschły kości moje, a popiołem jest potrzęsion chleb mój, a ze łzami się zawżdy miesza nędzne picie moje”. Czuł ten, co to jest za grzech, a jako jest zań straszliwy gniew i nieomylna pomsta u Pana. A tak poczciwy pan a zacna rada miałby słusznie zatulać oczy panu swemu poczciwym upominaniem swoim, aby nie patrzyły na próżność, jako tenże Dawid powiedał, a miałby zalepiać, jako woskiem Ulikses zalepiał uszy towarzyszom swoim, aby nie słuchali głosów onych syren pięknie śpiewających na morzu, które pięknym śpiewaniem swym usypiają ludzi na okręciech, a potym je utapiają. O straszneż to syreny świata tego harcują a śpiewają około nas, a trudno się im obronić, jeśli nie będzie kto miał pilniej straży około siebie, aby nie wypadł z tego okrętu powinności swojej a szpetnie się nie ochynął w srogiej pomście swojej. A już nie tylko sam ale to jest okrutniejsza, iż wiele niewinnych ludzi dla występku jego srodze poginąć musi. A jako Salomon pisze: „Strzeż się od niewiasty pięknie ubranej, azaż nie wiesz, jako już wiele ludzi dla niej srodze poginęło?”. 12. Z pychy jako senator poczciwy pana przestrzegać ma Jeśliżeby się też w panu albo w książęciu jakim pycha albo wzgardzenie jakie okazało, ma go przestrzegać pan abo rada jego z daleka, aby pomniał na to, iż nie sam przez się powstał, nie sam się przez się na świat urodził, jest creatura boża, a na tym miejscu, na którym jest, nie sam przez się siadł, przez Pana posadzon. Niechże się rozmyśla, co ten Pan jest i co za obyczajów. Bo to obyczaj Jego święty jest, iż zawżdy się sprzeciwi hardemu, a zmietnie go z stolca jego, a podwyższa pokornego. Niechaj się rozmyśli, iż nie tylko człowiekowi, ale onej szlachetnej kreaturze, aniołowi świałości tego przepuścić nie raczył. Ale jako Piotr święty pisze, iż łańcuchy go stargnąwszy z miejsca jego dla pychy jego, strącił go z wysokości na zatracenie. Niechajże się rozmyśli, iż przy urodzeniu człowiek jest jako piana, po urodzeniu jako bańka, która się leda wichrem zachwiana wnet stłuc może, po śmierci smród a pokarm robakom, a obrzydzenie ludzkie, a dusza, wież to Pan Bóg, w jakim stanie zostać musi, będąc tym sprośnym grzechem zawikłana. Niechaj się rozmyśli, długieli tu jest mieszkanie jego, i długoli tu będzie mu wolno tak nadymać tę postawę swoję. Niechaj się rozmyśli na ony słowa: „Pamiętaj, człowiecze, żeś popiół i w popiół się obrócić masz”. Niech pomni, jeśli sobie może i na piądź przyczynić wieku swego, a jeśli wiek jego dłuższy niż człowieka stanu mniejszego. A jeszcze krótszy, bo ji sobie musi stargać to rozlicznymi frasunki i myśleniem, i sejmy, albo też rozlicznymi potrawami, gdyż rozliczność potraw czyni rozliczność wrzodów. Niechże sobie rozmyśli, jeśliże go do nieba podniosą, czyli też tak w ziemi zostać musi jako nauboższy, i także jego kości śmierdzieć będą jako i nauboższego, a jeszcze barziej, bo się napiły rozlicznych zbytków świata tego. Ale to by jeszcze nic, gdyby nań nie wyszły srogie dekreta Pańskie i za żywota jego, i po śmierci jego. Bo po śmierci Pismo powieda, iż pyszni mocarze mocniejsze też męki cirpieć będą. A czasu sądu Pańskiego, jako Pismo powieda, iż królowie a moczarze świata tego będą się tułać a tłuc między skałami a między górami, prosząc ich, aby je zakryły przed srogością sądu onego. A co jeszcze nasroższa, i nędznicy ich a poddani ich, co ich tu sobie za nic nie mieli, tak jako o tym Salomon pisze, będą je posądzać z onej ich pychy a łakomstwa a niesprawiedliwości ich. Otożeś nadobnie wygrał, żeś na mały czas nakrzywił nosa twego a gęby swojej na wzgardzenie bliźniego swego a człowieka poczciwego. A za żywota jeszcze nie mnimaj, abyć Pan ustawicznie się nie pośmiewał z tej nadętej postawy jego, jedno iż przestał jawnych znaków a dziwów czynić, aleć pewnie po cichu z nimi nie zamieszka, jako to często widamy. Albo niech sobie wspomni onego Nabuchodonozora, co także też był powstał na pychę, że się kazał za boga chwalić, tak iż go Pan tak marnie skarał, że odstąpiwszy od rozumu, uciekł do lasa i przez niemały czas jako wół trawę a siano jadał z innymi bydlęty a ze zwierzęty leśnymi. Abo niech wspomni na ony Babilończyki, co chcieli murować wieżę do nieba, jako je Pan srodze rozproszyć raczył. Albo na onego Achaba i na onę panią hardą jego, co się jej sstało gdy się pysznić chciała, i jakie jej było dokończenie. 13. Łakomstwo jako szkodliwe panu każdemu i jako go z tego przestrzegać Albo jeśliby się pan chciał udać w jakie łakomstwo, także mu też tyż słowa może życzliwa rada jego przypominać, jako i o pysze, jako jest krótki wiek jego, a zawżdy tego obcy naród używał, cokolwiek było z łakomstwa w każdym stanie nazbierano. Bo dekret Pański jest, iż źle nabytego nie tylko sam, co źle nabył, ale i trzeci dziedzic nie pożywie. A jako Pan nie każe sobie skarbić tu, gdzie mol a rdza wszytko pogryzie, ale tam, na górze, gdzie skarb wieczny a nigdy nieprzebrany jest. A ten skarb nabycia łakomego nigdy na dwoje rozdzielon być nie może. Bo jeśli ji tu na ziemi założymy, już nie może być pobożny, już tam ten na górze zniszczeć musi. Jeśli ji też na górze założyć chcemy, już ten ziemski na ziemi osłabieć musi. Bo już nie trzeba będzie łupiestwa, ani niepobożnego nabycia, jedno pobożności a miłosierdzia. A tak nie lza, jedność nam przy jednym zostać. Obierajmyż, który lepszy. Jedno iż tam tym powiedają, kto się oń stara, iż ten ziemski snadnie przypaść może. Ale trudno tu na wiarę, lepiej się nam zda pewnikiem. Nadobny ono była hanszlak na ty ziemskie łakomce ona Semiramis pogańska, babilońska królowa uczyniła, bo była pani barzo waleczna i wiele skarbów miała, gdy kazała na swym grobie wykować: „Kto chce wiele skarbów dostać, ten kamień każ odwalić”. Darius, perski król, gdy po jej śmierci dobył Babilonu, nalazł on napis na onym kamieniu i kazał ji odwalić, nadziewając się tam skarbów. I nalazł tabliczkę mosiądzową na kościach leżącą z tymi słowy, iż: „To musi być niecnota, co z umarłych szuka złota”. Zawstydawszy się, poszedł precz. A dobrze tak na łakomca. A tak poczciwy pan a poczciwa rada, gdzieby widział z tym przymiotem pana swego, słusznie go ma przestrzec z tego, gdyż to są rzeczy krótkie a omylne, a wielkie obrzydzenie i u Boga, i u ludzi z tego się zawżdy umnożyć może. 14. Jeśliby senator widział pochlebstwo około pana, jako go przestrzegać ma Nuż jako też to ścirpieć, jeśli poczciwy pan albo poczciwa rada widzi to jawnie około króla albo około jakiego pana swego, ano się około niego wieszają podszczuwacze, podszeptacze a pochlebnicy marni, wiodąc go na swowolny żywot, wiodąc go na wzgardzenie poddanych, wiodąc na łupiestwo niepobożne, hydząc do niego ludzi cnotliwe, z czego i on też sam ohydzon być musi u ludzi cnotliwych. A jakochmy mało przedtym słyszeli, iż żadna nie jest szkodliwsza rzecz panu jako wzgardzenie u poddanych, tam już wszytko dobre jego i upaść, i odmienić się musi. A tak niech każdy stan obaczy, jeśli jest który naród szkodliwszy każdemu panu jako naród ludzi takich. A jako o nich mądrzy ludzie piszą, iż tacy ludzie gorszy niźli krucy, bo krucy tylko po śmierci ścirwu dojadają, ale ci jeszcze za żywota barzo kłują a oczy łupią każdemu takiemu. A pana takiego, co się takimi ludźmi bawi, zową owym drzewem, co wysoko na skale stoi, iż go żaden doleźć nie może, a piękne owoce wiszą na nim, a tylko iż ich wrony a sroki używają. Abowiem patrz, jako ci krucy jeszcze za żywota kłują a łupią każdego, kogo się imą, a prawie wszytko, co jest nalepszego, to z niego odzierają, odziawszy nadobną a poczciwą skromność, wiodą go na pychę: odjąwszy mu dobroć, wiodą go na łakomstwo, aby jedno sami łupili: wiodą go na swowolny żywot, aby go podpoiwszy a przywiodszy na jakie wszeteczeństwo, rychlej na nim wyłudzili a wyszydzili. A mógłby takiego każdego poczciwy pan, dobrze go obaczywszy, kazać obiesić, jako on pasterz psa obiesił, co mu jagnięta jadał. A gdy go pies pytał: „Czemu mię wiesisz? Azaż ci wilk nie więcej krzyw? Ja iżem kilko jagniąt zjadł i chcesz mie stracić, a byś obliczył, coć wilk owiec albo kóz pojadł, a wżdy mu cirpisz”. Powiedział mu pasterz, iż: „nie tak mi wilk krzyw jako ty, bo się ja wilka strzegę i mam go sobie za nieprzyjaciela, i ciebiem dla tego chował, abyś mi nań pomagał. Ale ciebie karmię, głaszczę, w jednym domu ze mną mieszkasz, zwierzyłem ci się wszytkiego, a ty się ze mną łotrowskie obchodzisz, a w oczy mi pochlebujesz, a po cichu mię zdradzasz. Podzisz na gałąź!” i obiesił go. 15. Naszkodliwsze źwirzę pochlebca Diogenesa, onego sławnego filozofa, gdy pytali, które jest naszkodliwsze zwirze na świecie, tedy powiedział, iż pochlebca, dokładając tego, iż: się każde źwirze sroży a prawie postawą swą przestrzega, kiedy by miało obrazić, ale ten, kiedy się nalepiej ułasi, kiedy nawięcej z pokorną postawą chodzi, tedy się go nawięcej strzec potrzeba; a nie inaczej jako onego robaka jadowitego, niedźwiadka, co pirwej cichuchno przeliże, a potym barzo szkodliwie ułasi. A trzech razem kąsa tym jadowitym żądłem swoim taki wszeteczny człowiek, bo kąsa pana, iż go na złe sprawy przywodzi onymi obleśnymi słowy swymi, kąsa tego, co go do niego hydzi a strofuje sam się rzkomo przysługując, kąsa nędznik sam siebie, a jeszcze snać szkodniej niż tych, gdyż to nań wszyscy baczą a ostrożniej się go strzegą, a palcy go sobie z tyłu ukazują: bo on jedno tego szuka, aby komu co wzięto, a jemu dano. Aleksander Wielki ten barzo pilne oczy na to miał, aby był poznał pochlebcę a prawego przyjaciela, bo to trudny węzeł na pana, i zawżdy, kiedy mu kto co szeptał, tedy drugie ucho zasłonił, powiedając, iż to drugie onemu chowam, co mi powiedasz o nim, iż też przesłuchawszy go, dowiem się, kto między wami prawdę powieda. A gdy był ranion strzałą u szturmu, tedy się zbieżeli pochlebce około niego, powiedając, jako to jest straszliwa rzecz i żałosna na bożą krew patrzyć, bo go z pochlebstwa ziemskim bogiem zwali. Ten powiedział, iż: „możecie wy to bożą krwią albo bożą raną zwać, aleć mnie przedsię boli jako człowieka”. Takież gdy przyszedł do Delfos do kościoła, ksiądz go jeden przywitał synem Jowiszowym. Ten powiedział: „Aby tak było, jako powiedasz, Boże daj to! Abowiem Jowisz jest z przyrodzenia miłosierny, dobrotliwy, sprawiedliwy, wszem łaskawy, aby się też to we mnie tak okazało, a iżbych się weń udał, tak jako mi winszujesz”. Poeta jeden w okręcie przyniósł mu księgi, aby sobie czytał, aby go nie teszno. I znalazł, a on wypisał żywot jego, a pochlebstwa przy tym wiele, i wrzucił je w morze, a obróciwszy się do panów, rzekł: „Godniejszy by był sam wrzucenia w morze, który pochlebstwem a nieprawdą szkaradzi żywoty czyje, abowiem nie mnie to ma być przyczytano, jedno Bogu a wam, sławnemu rycerstwu memu”. Potym gdy go namawiali pochlebcy, aby był dał jaki słup wielki postawić gdzie, a na obraz swój na wieczną pamiątkę swoję, tedy im powiedział, iż: „słup jestli rzecz doczesna, a nie wiecznie trwająca, wolę ja tych słupów nabudować około siebie, co się nigdy nie obalą, a wiecznie trwać będą, to jest, jeden z cnoty, drugi z sprawiedliwości, trzeci dobroci a z miłosierdzia, czwarty, abych to każdemu zachował, co czyje jest. A gdy się ja tymi słupy ostawiam, to jest pewna rzecz, iż się nigdy nie obalą, a wiecznie trwać będą”. O, świętej pamięci słowa, a mieliby je sobie mocarze świata tego pisać nad łóżki swymi, a takimi się słupy ostawiać na wieczną sławę a pamięć swoję. Także gdy Juliusa, onego cnotliwego cesarza w Rzymie, z wielkimi triumfy koronowano, przyszedł też poeta jeden, Poscenius, z książkami, czytając wirsze, co o nim przy onej koronacjej złożył. Usłyszawszy cesarz jawne pochlebstwo, powiedział mu: „Milcz teraz, bo jeszcze nie wiesz, jaki będę, radszej po śmierci mej to zachowaj, tam mię będziesz chwalił, jeśli się co we mnie za żywota dobrego okazować będzie”. Także też Diogenes, usłyszawszy jednego, a on Filipowi, ojcu Aleksandrowemu pochlebował, powiedział, iż „to barzo szpetna rzecz, kto ze srebrnych poszew ołowianego miecza dobywa”. Kserkses, on wielki król, gdy był niezliczone wojsko na Grecją wywiódł, tedy pochlebnicy około niego zaskakowali, powiedając, iżby trzeba i szyrszego świata, i przestrzeńszego morza na takie wojska. Powiedali, „iżby tego przestrzegać, aby się Grekowie nie dowiedzieli o takim wojsku, bo pewnie ucieką z majętnościami swymi, a my nie będziemy mieli co brać”. To tu sobie miasta, zamki upraszali. Jedenże się obrał Lacedemończyk, który mu powiedał: „Królu, dla miłego Boga, miej się na pieczy, bo aczci to wojsko wielkie, ale barzo nierządne a swowolne, a tam przydziesz na ludzi rządne a barzo sprawne”. Potym także się sstało; ony wojska marnie były rozgromione i sprośnie porażone, król z wielką lekkością ledwe ujechał i potym on Lacedemończyk był w wielkiej sławie i powadze u niego. A tu patrz, co pochlebstwo umie, a co prawda, bo ta zawżdy górą latać musi jako orzeł, a gdzie się spuści, nie lza, jedno jako orzeł ptakiem, tak się też ona sławą a poczciwością obłowić musi. 16. Rzemięsła pochlebników Abowiem przypatrz się jedno tej ordzie, jakich oni dziwnych sztuk a hanszlaków w tym swoim rzemięśle używają. Abowiem patrz, gdy panu jakiemu albo książęciu co się foremnego pozdarzy, albo w turniru jakim, albo w gonitwie jakiej, jakoż to poczciwemu panu nic nie szkodzi, kiedy ostrożnie, Boże uchowaj dla jakiej przygody z nieszczęścia, jako się niedawno królowi francuskiemu sstało, tedy wnet naszczuwacze zaskakują, więc tu sobie po cichu rzkomo szepcą, ale tak, aby przedsię pan słyszał: „Bracie a widziałeś, toć to prawy Hektor”. Albo jeśli jako pięknie na nim szata leży, tedy także drugiemu szepce: „A prawda, iż prawy Hiszpan”. Ba, prawda, nokciu, iż Iżpan, bo by był iż chłop, tedyby tak nie chodził. Abo gdy przydzie jaka nowinka, iż gdzie ludzi co urwano albo co porażono, ali z niego wnet Aleksander Wielki. A tak dziwnych a dziwnych najdziesz sztuk w tym jaszczorczym nasieniu, którymi kąsają a szczypią nie tylko pana, ale i wiele ludzi, a na koniec i sami siebie. A tak jeśli czego trzeba wielkiemu stanowi, tedy wiernej rady a prawdziwego przyjaciela, co by mu prawdę mówił. A nikomu oń nie trudniej, jedno wielkiemu stanowi. Bo jedni nie śmieją, drudzy też folgują rzeczam swojem. A wielki stan gdzieby się takiego dopatrzył a doświadczył prawego a życzliwego człowieka, iżby mu prawdę mówił, gdyż żadny przypadków swych obaczyć nie może, a każdemu się swe sprawy podobają, miałby ji, jako ono powiadają, i w złoto okować. Abowiem podszczuwacz a na co on innego pana przywiedzie, jedno na złą sprawę jego, skąd mu i upadek, i zła sława snadnie uróść może. A przedsię mu to nigdy na dobre nie wynidzie, jako onemu rodgisarowi, co był mosiądzowego wołu uczynił tyranowi, co w nim ludzi męczyć miał, i musiał to ukazać sam, jako to być miało. I potym napisano na jego grobie: Consilium malum consultori pessinium. To jest: zła rada zawżdy temu bywa naszkodliwsza, kto ją wymyśla. Ale poczciwy pan albo poczciwy człowiek, świętą cnotą a prawdą ozdobiony, już nie umie nic mówić ani myślić, jedno co sławie a poczciwości należy. A tak tym, którzy są uczciwi stróżowie, i sławy pańskiej, i stanu pańskiego, trzeba tego pilnować, aby w każdym uniesieniu nadobnie pana przestrzegali, nie upornie, ale z przypadku, a pięknymi słowy, nie jawnie, ale po cichu, i to z daleka nań zaszedszy, a jakoby z pożartku jakiego. Bo stan wielki może być snadnie obrażony, że mu przykre upominanie może więcej zaszkodzić niżli pomoc. Ale gdy się pan ubłaga, albo przez jakie przypowieści, albo przez jakie przytoczenie rzeczy, ku każdemu słusznemu postępkowi snadnie może być przywiedzion. A czasem też nie zawadzi i opponere, bo przysięga dociska. A tego iście bądź każdy ist a pewien, ktokolwiek świętą prawdę a cnotę weźmie przed się, iż ci zawżdy górą jako sokół latać musi, a zawżdy się wszem dobrym obłowić musi. A fałsz, a nieprawda zawżdy ponuro a nisko nad ziemią jako pustułka włóczyć się musi, tylko motyle a chrząszcze łapając. Bo prawda święta, chociaj się trochę zakryje jako słońce za górę, ale patrzaj, jako zasię jasno wzejdzie, a zawżdy temu, kto ją mówi, jasno świecić musi i znacznie na dobre zawżdy wyniść musi. Bo tego i sam Pan poświadczyć raczył, iż: „Kto z prawdy jest, ten prawdę mówi, a światłość jego nigdy nie zginie”. Jako i Dawid pisze, iż prawda a sprawiedliwość, potkawszy się na drodze, obłapiły się i pocałowały się, bo się to wszytko prawie na jednym gniaździe lągnie: prawda, cnota a sprawiedliwość. A kogo się ty panie imą, może się szczęśliwym zwać na świecie. Kapitulum IV 1. Jako się ma poczciwy szlachcic w swym szlachectwie zachować i co jest prawe szlachectwo A gdychmy już przebrnęli stany a urzędy i powinowatości pospolite, już też pomy do poczciwego szlachcica, co jest powinien i jako się w swym stanie stanowić i zachowywać słusznie ma. Abowiem na tym wszytko należy, aby był żyw cnotliwym, poczciwym, pobożnym a pomiernym swym żywotem, nikomu nieszkodliwym, a każdemu wiernym a prawdziwym. A to jest pewna a nieomylna rzecz, że stan takiego każdego, w jakimkolwiek przypadku będzie postanowiony, zawżdy kwitnąć musi, a zawżdy sławnym a ozdobnym okazać się musi. A jako o nim Pismo powieda, iż zawżdy stanie między inszemi stany jako drzewo cedrowe na Libańskich Górach, które osobniejszą zieloność i wonność dawa z siebie nad insze głuche a proste drzewa. A nigdy od żadnego wichru poruszon nie będzie, a będzie zawżdy wdzięczny a znaczny między wszytkimi innymi stany, nic się nigdy nie lękając onej starej przymówki świeckiej, iż: kto na się co czuje, mnima, aby o nim wszyscy szeptali, jakoż to pospolicie bywa. A tak jeśliżeś szlachcic, żywże poczciwie, jako na szlachcica przysłusze. Boć to samo przezwisko „szlachcic” zawdży ten dekret na cię feruje, abyś się zachował jako szlachcic, aby cię nikt ni w czym winować ani cię nietrefnie z jakich twoich nieforemnych przypadków strofować nie mógł. Jeśliżeś też stanu mniejszego, także aż do kmiotka, przedsię każdy stan, gdyż jakożkolwiek zachowa powinność swoję poczciwą, pobożną, pomierną, a nic się nie unosi od przystojności swojej, jednostajne przywileje ma od Pana swego nadane, gdyż u niego braku nie masz, gdyż tam nie masz wymianki, jeśli król albo wojewoda, ale zgoła prorok powieda, iż sprawiedliwy człowiek zakwitnie w zebraniu Pańskim nie inaczej jako gałąź palmowa kwitnie na drzewie swoim. 2. Prawe szlachectwo jakie być ma A wszakoż jeśli kto będzie ozdobion stanem szlacheckim, jakoż się już to z dawna na świecie rozniosło, tedyć jeszcze nie to prawe szlachectwo, gdy cnotami nie będzie ozdobione, iż go tak zową albo iż sygnet z jakim herbem na palcu nosi: albo iż ji na sznorze na szyi powiesi, albo iż się czyrwonym albo zielonym woskiem pieczętuje albo na wrociech nadobnych na tablicach herbów nawiesza abo naprzybija, albo iż się chlubi dziady, pradziady albo inszemi przodki swymi, toć jeszcze mało na tym. I owszem, jeśliś się ty wyrodził z nich jakimi wszetecznymi obyczajmi swymi, tedyby ich snać lepiej i nie wspominać, boś je już zelżył, aby byli żywi, barzoby się gniewali, iż się ich potomkiem zowiesz. A acz możesz być twarzą albo urodą do nich podobien, ale daleko obyczaje od nich różne. A nie wiem, by się ciebie nie zaprzeli, abyś im co jako żyw w rodzie być miał. Abowiem szlachectwo prawie jest jakaś moc dziwna a prawie gniazdo cnoty, sławy, każdej powagi i poczciwości. A kto to gniazdo tak zacne dobrowolnie sam przez się szkaradzi, jest podobien ku owemu śmierdzącemu dudkowi, co i sam śmierdzi, i gniazdo swe zawżdy zaplugawi, czego inszy żadny ptak nie czyni, i owszem, je sobie zawżdy każdy chędoży. Abowiem na tych trzech rzeczach ten nazacniejszy klenot należy, na zacności narodu zacnych przodków swoich, na roztropnym ćwiczeniu, a to nawięcej, gdy to jeszcze k'temu wszytko ozdobnie a z pięknymi przystojnościami umie na sobie okazać. 3. Pogańscy ludzie jako cnotami umieli szlachectwo pokrywać Abowiem patrz na ony pogańskie króle, i na inne zacne a sławne ludzi, jako stany swe umieli nadobnymi cnotami swymi pokrywać i jako się o to pilnie starali. Aleksander Wielki, Agezilaus, Agatokles i inni cnotliwi królowie, gdy im pochlebce chcieli swym kosztem słupy z osobami ich kować, malować abo wystawiać, tedy tego nigdy dopuszczać nie chcieli, powiedając, iż ten słup nikogo szlachcić nie będzie, jedno temu sławę uczyni, kto ji nadobnie ukował albo zafarbował. Ale prawe szlachectwo nie na słupie ani na żadnym malowaniu należy. A każdy stan który chce mieć wieczny słup swej pamięci, niechże go wykuje z cnót, a zafarbuje miłosierdziem, stałością a sprawiedliwością, tedy to słupy są niedoczesne, a nigdy się obalić nie mogą, i owszem, będą zawżdy aż do skończenia świata stały. Syrypius, dworzanin jeden w Atenach, powiedział Solonowi, onemu zacnemu filozofowi: „Byś nie był Ateńczykiem, tedy byś ty był gdzie indziej prostym chłopem, jedno iżeś rodem z Ateny, tedy cię to oszlachciło”. Powiedział mu Solon: „Pewnie bych też był Syrypiusem, iżby mnie to nic nie pomogło do oszlachcenia mego. A ty też, dobrze byś był i Ateńczykiem, przedsię byś był Syrypiusem, a takżeć by też nic nie pomogło”. Znacząc to, iż nie naród, nie miejsce szlachci człowieka, jedno cnota a obyczaje. Bo też podobno pan Syrypius musiał być nieprawie dobrze skutnerowanej cnoty. Cycero on zacny w Rzymie, gdy miał poswarek z Salustiusem, tedy mu powiedział Salustius: „żeś ty z lekkiego domu powstał, a niedawno, a chcesz się ze mną równać, a wiesz, jako ja z dawna z wielkiego narodu idę”. Powiedział mu Cycero, iż: „jeszcze ja tak wolę, iż mój dom niedawno powstał, a przez mię jeszcze lepiej będzie ozdobion a oszlachcon. Ale twój, acz dawno postał, ale barzo schodzi, a przez cię jeszcze barziej będzie ohydzon i oszpecon”. A tak nie toć jest szlachectwo, zacność narodu, piękna uroda, wspaniła postawa, wywieszone herby, wszytkoć to są jako jagody na głogu, chociaj się pięknie czyrwinieją, ale smaku w nich żadnego nie masz, a głóg przedsię drapie. Ale kto się ozdobi cnotą, pięknym na wszem umiarkowaniem, poczciwymi postępki, nadobnymi a ozdobnymi sprawami, ten jest jako szczep pięknie uszczepiony, który z siebie nadobne jagódki a wdzięczne owoce zawżdy podawać może. Albowiem jako on mistrz, który uczył Achillesa, gdzie też tam był drugi uczeń u niego Tersytes, nadobne o tym wirszyki napisał, gdy się Achilles poczynał okazować w cnotach, w pięknych obyczajoch, mając się już ku pięknym sprawam a ku dzielnościam. A Tersytes był leniwy, plugawy, ospały, a wszytko w kącie siedział, tedy tam o nich tak napisał: Iż wolałbych zawżdy, aby Tersites urodził *Achillem*, Niż Achilles *Tersiten*, który kąta pilen. Wolałbych, by wół urodził jelenia pięknego, Niżby jeleń urodził wołu leniwego. 4. Szara pycha jako szkodliwa A wszakoż też kto będzie tym szlachetnym klenotem, szlachectwem, chociaj i dobrymi cnotami osadzony, tedy mu tego trzeba między inszemi przypadki pilnie przestrzegać, aby w nim jaka szara pyszka nie urosła. Abowiem, by się też o tym nic nie pisało, by też o tym nigdy nikt nic nie czytał, tylko patrząc na darmohardego chłopa, każdy ten przypadek u siebie snadnie omierzić może, bo się jest czemu i podziwować, i pośmiać, i pokarać, i pomiarkować, i pohamować. A zwłaszcza gdy jeszcze k'temu hardy a ubogi, to już tego z dawnych przypowieści bożym nieprzyjacielem zwali. A patrz jedno na jego postawy, jeśliże się nie masz czemu i pośmiać, i podziwować, a on idzie, nawieszawszy dziwnych pstrych chobotów około siebie, na ludzi nie patrzy, tylko sam na się pogląda, cień upatruje, spluwa, choć mu nie trzeba, rękawicę z tej ręki, na której sygnet, sejmie, a w drugiej ją dzierży, kaszle, krzaka, choć mu się nie chce, z kamyka na kamyk stąpa, kroku strzeże, aby go nie zmylił, na pachołki się ogląda, jeśli je ma. Owa, cożkolwiek pocznie, to wszytko ku sprośnemu a głupiemu chłopu a mało nie ku szalonemu barzo podobno. A jeśli też już gdzie na miejscu między dobrymi towarzyszmi usiądzie, tedy jeśli co mówi, to już z oną przewłoką, z oną postawą, z onym przekęsowaniem słówek, z onym rzkomo zająkowaniem, aby tak rozumiano, iż z rozmysłem mówi. Paznokcie ogląduje, czapki poprawuje, a łotrowie mu siedząc pochlebują, a jeden na drugiego poglądają, a barzo go snadnie na wszytko przywiodą, iż im szynkuje, albo musi posłać, po co jedno każą. Ale, miły bracie, czym się ma pysznić ta nędzna mucha? Izaż nie także człowiek jako i inny, a jeszcze w onych swoich obyczajoch sprośniejszy niźli inny. Izaż się nie tak rodzi jako i inny? Izaż nie tak mrze i nie także w ziemi zgnije jako i inny? Jeśli go pstrociny albo perfumy do tego unoszą, zawżdy się poczciwi tego chronili i za to się wstydali. Sewerus, cesarz rzymski zawżdy w szarej sukni chodził, jednegoż krawca, jednegoż kucharza, jednegoż barwierza zawżdy chował, a powiadał, iż „mi nic po dwu, kiedy mi to jeden odprawić może”. Ale jako za niego rzeczpospolita stała, jako się cnoty z niego i dobre obyczaje mnożyły, to już tam o nim szyrzej historie świadczą. Agatokles, on zacny król, iż był zduńskiego narodu, zawżdy garnek gliniany kazał na służbie między srebrem stawiać i z niego pijał, aby pomniał na stan swój, a iżby go pycha nie unosiła. I gdy dobywał jednego miasta mocnego, kiedy nań wołali szaleńcy z muru: „Zduńczyku, maszże garnce, co imi będziesz swym żołnierzom płacił?”, nic go to nie ruszyło, nadobnie im odpowiedział, iż: „Nie mam garnców, ale wami im miasto garnców będę płacił”. I także się stało, bo zawżdy Bóg tłumi hardego, a podwyższa pokornego. 5. Pan się na pychę nasrożej gniewa A na koniec nie wiem, by się Pan na który inny grzech surowiej gniewał jako na tę sprośną pychę; i anioły z nieba oń zmietował, i króle możne zawżdy oń niszczył, tępił, w niewolą zaprzedawał. Zrzucił Roboama, zrzucił Baltazara, zrzucił Aswerusowę żonę, zrzucił Nabuchodonozora, rozum mu odjąwszy, tak jakochmy już o tym i mało wyższej słyszeli. I Aleksander Wielki, póki się skromnie a poczciwie zachował, póty świat posiadał, a skoro się w pychę podniósł, a w opilstwo podał, tak iż go już bogiem zwali, tak natychmiast marnie zginął, i w niwecz się potym państwo jego także dla pychy a niezgody prędko obróciło. A na żadny pisma srożej nie wołają jako na ten obrzydły i u Boga, i ludzi grzech. Izaż Jakub święty nie woła, iż się Pan zawżdy sprzeciwi hardemu, a pokorne zawżdy upatruje na ziemi i na niebie? Izaż takiego sam Pan nie zowie trawą do czasu zieloną, która k'wieczoru ma uschnąć a w sprośny stóg ma być wyrzucona? Izaż nie wie, gdzie bogacza pysznego pogrzebiono? Azaż nie wie, co się faraonowi stało? Izaż nie widzi, iż pyszny tylko chodzi do czasu jako kur upstrzony z postawami swymi, alić po chwili abo go jastrząb do lasa wlecze, abo ji szpetnie w kotle skubą. A tak poczciwy człowiek ma się strzec tego sprośnego grzechu jako najadowitszego wrzodu a szkodliwego sobie. 6. Szlachcicowi poczciwemu nic skromna wspaniałość nie wadzi A wszakoż szlachcicowi poczciwemu, który już będzie umiał uskromić szarą a niepotrzebną pychę w sobie, nic mu nadobną wspaniłość pomiernie ozdobiona nie wadzi, która ma być jako krzyształ przeźroczysta, nic do siebie ani wszetecznego, ani nieuczciwego nie przypuszczając, która się zawżdy w poważnej a roztropnej myśli ciągnie jako piękny płomień ku górze. A wszakoż jako w każdej rzeczy, także i w tej zwłaszcza trzeba strzec nadobnej a uważonej pomiary, gdyż to mędrcy zawżdy onym łacińskim wirszykiem naprzedniejszą cnotą zwali: Modus omnium est pulcherrima virtus, gdyż każda rzecz nazbyt wysilona zawżdy szkodliwa bywa. I koniowi na zawodzie, gdy mu wolno wędzidła puszczą, a iż się wysili, tedy czasem ledwe kłusem do kresu przybieży. I zboże wysilone nigdy plenne nie bywa. A wszakoż też widamy owę zapadłą a nikczemną myśl, iż się też ni nacz dobrego nie przygodzi, gdy chłop siedzi jako kozieł z zawieszoną brodą, a ni o czym dobrym nie myśli, jedno tylko jako kozieł o kapuście, a tylko tych lekkich rzeczy, a tych jedno, co przed sobą widzi, a które się oczom podobają, pilnuje, iż też już tam każda wspaniłość upaść musi, już ponuro między ludźmi ozdobnymi chodzić musi. A nacudniejszy koń, gdy go szpetną a zdrapaną gunią zakryją, tedy i oszpetnieje, i nie tak dobrej myśli będzie. Także też myśl wspaniła człowieka poczciwego, gdy będzie brudną ponurością a tępością pokryta, także też sszpetnieć i znikczemnieć musi. A wszakoż każda rzecz to napiękniejsza, która bywa piękną pomiernością na wszem nadobnie ozdobioną. Kapitulum V 1. Jako poczciwy człowiek wszytki cnoty w sobie zdobić powinien, a napirwej sprawiedliwość A iż między wszytkimi cnotami bezpiecznie to każdy rzec musi, iż to jest naprzedniejsza cnota sprawiedliwość, a już się do tej wszytki inne cnoty ściągać muszą jako rzeki do morza. Bo gdzie zastąpi sprawiedliwość, już ustać musi łakomstwo, już gniew, już zazdrość. Bo kto będzie pomniał na sprawiedliwość, wszytko to w nim upaść a ustać musi. A tak poczciwemu człowiekowi nie ma być nic inszego na więtszej pieczy, jedno ta święta a przedniejsza cnota sprawiedliwość. Przeto poczciwy człowiek ma pilnie przestrzegać, aby go ani stan żadny, ani szlachectwa, ani żadna wspaniałość od innych cnót nie odciągała, a zwłaszcza od tej świętej sprawiedliwości, a od tego wszech cnót prawego celu. A sprawiedliwość nic inszego nie jest, jedno to każdemu przywłaszczyć, co czyje jest. Także poczciwy każdy człowiek napirwej sam się nadobnie rozmierzywszy, a rozsądziwszy się w sumnieniu swoim, jeśliby co komu winien został, tedy bez wszej srogości prawa, bez wszego przymuszenia, miałby się i z powinności bojaźni bożej, i z powinności cnoty każdemu usprawiedliwić, a to każdemu przywłaszczyć, co komu słusznie należy. Także i każdy, jeśliby był kto w twym poruczeniu, tak sługa, jako poddany, staraj się, aby nikomu nic winien nie został, a iżby każdemu słusznie było, co komu należy, nagrodzono. Abowiem już tu dwu ucieszysz, i owego co mu się krzywda nagrodzi, i owego co był krzyw, iż się już frasować nie będzie, a w pobożnym pokoju sobie zostanie. Abowiem to już wszyscy wiemy, że i u Boga, i u ludzi nie masz nic wdzięczniejszego, jedno dobrowolna a święta sprawiedliwość, skąd pokój i sława, i miłość, i na wszem dobre zachowanie każdemu się u każdego stanu snadnie umnożyć może, a k'temu sobie wdzięczny pokój uczynić i myśl swobodną, która jest droższa nad wszytko złoto. Antystenes, on atenieński mędrzec, gdy go pytali, aby im dał swe zdanie, jakoby każda rzeczpospolita nalepiej a namocniej mogła być postanowiona, tedy tak powiedział, iż: to może kilkiem słów odprawiono być; abowiem to jest namocniejsza rzeczpospolita, gdzie na złego i dobrego równe baczenie bywa. Powiedzieli mu: „To nie może być, bo insze baczenie musi być na złego, a insze na dobrego”. Powiedział filozof: „Toć ja wiem, ale ja powiedam, iżby było równe, to jest, aby się dobremu wedle cnoty jego równo płaciła dobroć jego, a złemu wedle niecnoty jego, aby się też równo płaciła niecnota jego”. Abowiem patrz każdy, iż nie tylko rozszyrzone królestwa albo zacne a wielkie miasta, ale i namniejszy dom człowieka poczciwego, jeśli bez tego zacnego klenotu a bez tej świętej sprawiedliwości słusznie postanowiony być może; gdyż na tym gniaździe już każdy występek ustawać musi, a każda cnota zdobić się musi, gdzie zły będzie karan, a dobry miłowan. Już zły musi przestać być złym, bojąc się srogości karania, a dobry z miłości cnoty, widząc, iż go z tego miłują i na pilnej łasce i baczności mają. 2. Jako barzo tym świętym klenotem, sprawiedliwością, niedbale zatrząsamy Ale, ach niestoteż, jako tym świętym klenotem póty czasy bezpiecznie zatrząsamy, to już każdy rozeznać może, jeśliże tak, jako ten sławny filozof powiedał, iżby na żadną osobę inną baczność nie była, jedno aby równo złemu, jako i dobremu wszytko się oddawało. Niechajże się jedno ukaże Żydek z misą szafranu albo z kilkiem par czyrwonych złotych, ujrzysz, alić wnet druga strona, co z gołymi rękoma przyszła będzie miała pewną dylacją albo ad deliberandum. Już drzwi każdemu, który przydzie z próżną dłonią, zawarte będą, już pewnie poczekaj do jutra. A snać oni pogani na to zawżdy lepszą pieczą mieli, co o nich czytamy, niżli my dziś krześciani, chociachmy poznali wolą Pańską i srogi gniew za ten grzech jego. Antygon, on wielki król, gdy w mieście sądził krzywdy poddanych swoich, przyszedł do niego człowiek jeden, skarżąc się na brata jego rodzonego, na Marsjasza. Przyszedszy Marsjasz do króla, prosił, aby tę kauzę odłożył do domu, aby jej tu jawnie nie sądził przed ludźmi. Król mu powiedział, iż: „Jeśliżeć nic nie winien, tedy to lepiej tu ludziom okazać, niżli w złym mnimaniu zostać. Bo bych ja tam temu lepszą sprawiedliwość uczynił, tedy jednak i ty, i ja bez mnimania nie będziemy. O mnie rzeką, że pochlebił bratu, a tobie rzeką, żeś stronie winien został”. I sądził wnet wedle prawa, tak, jako przystało. Trajan cesarz, gdy syn jego, biegając na koniu po rynku syna koniem rozraził ubogiej niewieście, przyszła niebożątko płaczliwa z onym rozrażonym dziecięciem swoim do cesarza. Wnet cesarz kazał synowi z konia ssieść i wydał go za gardło onej niewieście, powiedając, iż: „ci inszej sprawiedliwości uczynić nie mogę, ale otoć wydawam syna za syna, czyńże z nim, co chcesz”. Potym panowie onę niewiastę udarowali, uprosili, że wypuściła dobrowolnie ze wszystkiego syna cesarskiego. Zeleuchus, także lakoński król, iż był prawo ustanowił, kto by komu gwałt jaki w domu uczynił, aby mu były oczy wyjęte; syn jego tejże nocy, wybiwszy drzwi, wziął gwałtem żonę mężowi. Wnet ji kazał król pojmać i, przywiązawszy do stołka, kazał mu oczy wyjąć. Panowie zbiegli się także i pospolity człowiek, ledwo go uprosili, iż był jedynak, i on mąż mu już wszytko był opuścił. Przedsię i król powiedział, iż musi być sprawiedliwość. I wnet sobie kazał jedno oko wyjąć a synowi drugie. Patrzże, jaka to była sprawiedliwość u człowieka pogańskiego. Lagis, lakoński król, gdy się matka jego przyczyniała za jednym poddanym, aby mu wżdy co sfolgował na sądzie, powiedział, iż: „Gdym był pod posłuszeństwem waszym, rodziców swoich, tedym musiał to czynić, coście kazali, ale gdyście mię już puścili na królestwo, tedym wam powinien poczciwość, ale królestwu sprawiedliwość. A teżeście mie zawżdy uczyli, abych się złego strzegł, a dobrego abych się dzierżał. A co bych ja mógł gorszego na świecie uczynić, jedno gdybych obelżył albo sfałszował świętą sprawiedliwość, która jest naprzedniejszy skarb królestwa każdego”. Harpalus, pan jeden, prosił Filipa, króla macedońskiego, za powinowatym swoim, któremu także o poczciwość szło, aby mu wżdy jaką w tym łaskę ukazał na sądzie, powiedając, iż wielka rzecz jest poczciwość, aby go o taką lekkość jawnie nie przyprawował, a iżby to mogło być bez osławy jego. Powiedział król: „Azaż nie podobniej, iż ten osławę odniesie na sobie, niżlibych ja ją, będąc królem, odnieść miał? Bo by to żadnym obyczajem inaczej być nie mogło, kiedybych tę mu sfolgował, a tego z płaczem a z krzywdą do domu odesłał, aby mię ludzie źle nie sławili”. Egipscy królowie, gdy przed nimi sędziowie przysięgali, tedy tego zawżdy kazali przed sobą w przysiędze dokładać, iżbby dobrze i król co rozkazał przeciwko prawu, tedy tego sędzić nigdy nie mieli. Także i Kambizes król, gdy o jednym sędziem dostateczną sprawę wziął, iż niesprawiedliwie jednego osądził, wnet ji kazał żywo obłupić, a onę skórę wyprawiwszy, kazał z niej stołek uczynić i jego syna sędziem uczyniwszy, kazał na onej skórze posadzić, a na stołku kazał napisać, tego się też ty zawżdy nadziewaj, co ojca potkało. 3. Sprawiedliwy nigdy się zafrasować nie może A tu patrzaj, na jakiej pieczy miewali ludzie pogańscy ten tak zacny klenot, sprawiedliwość świętą. Wiesz to Pan Bóg, my dziś, ludzie krześcijańscy, jako ją szafujemy. Ale zda mi się, kto dziś założy na gruszt srebrnym grotem, iż snadnie tę tarcz przebije i gońca zbodzie. A nie pomnijmy na to nic, iż nasza skóra podobno jeszcze srożej z nas będzie czasu srogiego sądu Pańskiego złupiona, niżli z onego sędziego Kambizesowego. Abowiem z żadnego nas grzechu Pan srożej nie obiecuje karać i sądzić, jedno z sprośnej niesprawiedliwości. Bo nie tylko nas albo domy nasze, ale króle wielkie i z królestwy ich obiecuje niszczyć, a z gruntu wywracać, a na srogi łup wydawać i inszemi narody osadzać. Boć nie darmo woła: „Bieda wam, którzy sądzicie za dary złościwego, bieda wam, co czynicie z światłości ciemność, a z ciemności światłość. Bieda wam, co łupicie, bo też pewnie sami złupieni będziecie”. A jakoż się tu nie lękać? A jakoż tu na pieczy nie mieć tych straszliwych pogróżek Pańskich, wiedząc, że pewne a nigdy nieomylne są? A tak człowiek poczciwy, słysząc tak srogie postrachy Pańskie, słysząc też ty sprawy pogańskie, na jakiej pieczy u nich zawżdy ta święta sprawiedliwość bywała, aczby to każdy i bez postrachów, i bez przykładów, tylko z samej szczyrej cnoty był powinien uczynić, aby był na wszem pilen tej sprawiedliwości świętej, a sam się najpirwej rozsądził z sumieniem swoim, bo to natrudniejszy sąd, łacniej jeszcze z kim innym. A nalazszy w sobie jaką przewarę, aby każdemu nagrodził a oprawił, a uspokoił sumnienie swoje, a potym też i kogo może aby także k'temu przywiódł. To tu już cnota, sława, bezpieczne sumnienie, strach dekretów Pańskich, bezpieczny a spokojny żywot, wszytko spełna zostanie. A ktoż błogosławieńszego a spokojniejszego żywota użyć może nad człowieka takiego: który nic na sobie nie zostawi, czego by się bał albo o co by się frasować miał. 4. Jako poczciwy człowiek zazdrość w sobie hamować ma A tak jeśliże jest szkodliwa rzecz niesprawiedliwość, szkodliwa pycha, tak jakochmy to już słyszeli, ale wierz mi, iż i ta pani, co ją zazdrością zową, niepośledniejsza między nimi, a potrzeba się jej poczciwemu stanowi pilnie przestrzegać. Bo jeśli co snadniej ohydzić może człowieka, tedy ta szlachetna pani. A wierz mi, iż ostre bodźce ma przyrodzenie, co do niej tego tępego osła a to człowieczeństwo nasze pilnie przybadają. A wszak widamy ludzi i z postaw ich, jako się więc tym marnym przypadkiem i hydzą, i jako go używają. Patrz, gdyby kto albo u prawa, abo na jakiej poważnej sprawie i napiękniej, i nadokładniej mówił, tedy go uźrzysz, a on na drugiego pogląda, oczkiem mruga, gąbeczki zakrzywia, jakoby rzekł: „Widzisz, iż ja wszytko baczę i rozumiem”. A potym przyszedszy do niego z uśmiechaniem, powieda: „O, by był jeszcze ówdzie trochę doraził! Ale się nie obaczył, jakoby się tym zdobiąc, iżbych ja to lepiej umiał”. A kiedyby go spytał, czego miał dorazić, pewnie by ze wszystkiego nic nie było. Albo niechaj kto napiękniej na koń wsiędzie, abo co ozdobnego uczyni, ba, wnet znajdzie sędziego i podsędka około siebie. Jeden mówi, iż nie tak ma dzierżeć nogę w strzemieniu, drugi powieda, iż nie tak miał kobierca uwiązać, drugi zasię powieda, iż się ten koń sprawuje, ale go on niedobrze wiedzie. Jakoby rzekł każdy: „iżbych ja umiał lepiej”, a iżby tak o nim rozumiano; ano by ze wszystkiego nic nie było. A przedsie cirpi dwie szkodzie, i owego, jeśli nie dudek, co mu powieda, iż się z niego po woli nakugluje, i owego, co go szacuje, gdy się dowie potym, mało mu za to powinowat będzie. A właśnie to prawie diabelski grzech jest, który bezpotrzebnie zaźrzy nędznemu człowiekowi tego, czym jest, a iż w łasce więtszej jest u Pana niźli on. A najdziesz drugiego, gdy się źle urodzi u niego, a u sąsiada lepiej, tedy się gniewa. Gdy deszcz widzi niedaleko w suchy czas, a u niego go nie masz, tedy łaje. Albo gdy mu grad grochu przytłucze, a drugiemu nic, tedy mu niemiło, a powieda: „Albo tylko na mię diabli oczy przedarli?”. Także gdy mu bydło zdycha, a u sąsiada nie, wszytko diabły winuje a Bogu niczego i nie chce go puścić. Ano człowiek poczciwy ma wszytko skromnie znosić, cokolwiek od Pana przypadnie, bo to wszytko za grzech za jego jest. A jeśli to skromnie znosić będzie, tedy mu to sowito pewnie będzie nagrodzono A nie zaźrzeć ni w czym bliźniemu swemu, a cieszyć się Jopem a obietnicami Pańskimi, iż Pan Bóg wziął, Pan Bóg dać może i wszytko nagrodzić wedle wolej swojej. Kapitulum VI 1. Jako łakomstwo jest szkodliwy przypadek i jako się go poczciwy przestrzegać ma, i z których przyczyn nam przypadać musi. A pirwsza przyczyna koszt dziwnych ubiorów Nuż jeśli się w którym państwie albo królestwie rozmnoży a skrzydła roztoczy na sprośny grzech łakomstwo, tu już sobie rozważ, w jaki zły a niepobożny przypadek takie państwo zatoczyć się musi. Bo już i niesprawiedliwość, i łupiestwo — nie lza, iż z tym panem pospołu z nim osieść musi. Ale patrz, mój miły bracie, jako się to wszytko zamnożyć nie ma, patrząc na nasze koszty, na nasze zbytki tak w piciu, jako i w jedzeniu, także też w nastrzępionych a dziwnych przyprawach i w chodzeniu, i w pojeździech naszych, tak iż już drugich i przezywać, i w nich słusznie chodzić nie umiemy. Abowiem patrz, gdy sobie wspomnisz ony dziwne czuhy, ony falsaruchy, ony stradiotki, ony z dziwnymi kołnierzmi delie, ony żupany, ony rozliczne włoskie, iszpańskie wymysły, ony dziwne płaszcze, sajany, kolety, obercuchy, aż dziwno i straszno o nich mówić, a drugich już ani zwać, ani sobie rozkazać umie, jedno krawcowi poruczy, aby uczynił, jako dziś noszą. A też słyszę w postronnych krajoch, gdzie się trefi każdy naród namalować, tedy Polaka nago malują, a z nożycami, a postaw sukna przed nim: „krajże sobie, jako raczysz!”. Nuż zasię co owych nastało dziwnych pontalików, feretów, smalcowanych łańcuszków, pstrych bieretków z rozlicznymi cętkami. A snać już drudzy nie tylko na głowie, ale i na nogach ty pontały a ty ferety sobie przyprawują. A któż się temu przypatrzyć a przydziwować może, jakolichmy skryślali ziemię i morze, szukając tych dziwnych wymysłów swoich, a prawiechmy ją ludziom wydarli a samichmy ją posiedli, gdyż jest nam wszytkim równo dana. Patrz zasię, co się skarbu bożego popsuje na owy pozłociste nitki, na owy forboty, na owy teperelle, na owy dziwne tkanice, tak szyte, jako haftowane, że już malarze wzorów nie nastarczą wymyślać. Także też owy rozliczne pętlice, strzoki, knafle wymyślne, dziwne sznury, a u nich kutasy, a kto by się tego naliczył a napamiętał! Aby dziesięć krojów na każdy tydzień wymyślił, tedy każdy chwalą. Będzie jedna z długim kołnierzem aż do pasa, to powiadają, iż tak czyście, chłop ozdobny, od wiatru się zasłoni, kiedy trzeba, i kijem we grzbiet nie tak barzo puknie. Będzie zasię druga, co kołnierza nie będzie u niej i na palcu, a przedsię też tak czyście, wolno mi się obejrzeć, kędy chcę i jako chcę, a przedsię mię kołnierz w szyję nie kąsa. Będzie druga z długimi rękawy, a czasem i ze trzemi, też tak powiedają czyście, chłop znaczny na koniu, kiedy rękawy około niego trzpiatają. Będzie druga, co jedno rękawiki do łokcia, a też tak przedsię czyście, wolniejszym tak i snadniej mi na koń wsieść. Więc będzie druga aż do samej ziemie, to też tak czyście, chłop się zda urodziwy i pieszo, i na koniu, i przedsię mi wiatr około goleni nie tak harcuje. Druga zasię będzie mało niżej za pas, a przedsię tak czyście i lżejszy człowiek, i pieszo, i na koniu, i niczym się nie zabawi. Więc będą ostrogi na pół łokcia, to też tak czyście, ozdobny chłop na koniu, i konia się mocno imie, i wszytko czyście. Będą drugie ledwe je przy piętach znać, a przedsię czyście, lżej mi tak i, Boże uchowaj, konia odbyć, tedy mi w trawie nie zawadzą, a przedsię wszytko czyście. Ja wierzę, by kto pozłociwszy rogi na łeb włożył, tedy nie wiem, by nie powiedali, iż to tak czyście, bo wszystko czyście, by się jedno co dziś pojawiło, czegochmy wczora nie widzieli. A co na to „czyście” wynidzie, już tam mieszek niechaj responduje. Bo na owy choboty, co się w nich pośladek jako korzec widzi, co jedno od roboty wynidzie, ubrałby się był za to dobrze pirwej poczciwy szlachcic i z czeladzią. 2. Pojazdy kosztowne Nuż zasię pojazdy nasze, koń za pięć set złotych, rząd za drugie. Nuż owy alzbanty, nuż owy kutasy, nuż owy dziwne muchry, strzępki, aż dziwno patrzyć na ty straszne wymysły świata tego. Bo acz ci nam Bóg ziemię na to dał, abychmy tego używali, co się na niej i w niej rodzi, ale bez wymysłów dziwnych a bez płaczu ludzkiego. Bo cokolwiek słusznej pomiary wykroczy, to już wszytko grzech a ohyda być musi. Albo też owy rozliczne a dziwnie przyprawne kolebki z wywieszanymi kobiercy, z altembasowymi wezgłowmi, z szarłatnymi poponami, z owymi pozłocistymi lewki. A jaki to koszt uczyni, a co na to wynidzie, a jako by to kto obliczyć miał. A jakoż się tu, proszę cię, łakomstwo a łupiestwo zamnożyć nie ma: a jakoż tu prawda a sprawiedliwość spełna zostać może: a jakoż tu żywot wolny a wesoły zostać może: bo gdzie wziąć, tu wziąć, fas albo nefas, to już wszytko o tym wnurzywszy łeb w ziemię myślić musi, skąd to wziąć, by też czasem i prawdy uszczyrbić, jakoby się z innymi zrównać, a onej szarej pysze dosyć uczynić. Bo już tam wyborgować, a nie zapłacić, wypożyczać a nie wrócić: wszytko to być musi. A też kupcy barzo się czasem na tym handlu omylają. Bo pisz ty, co chcesz, na tram, ale ja też, wież to Pan Bóg, kiedy dam. 3. Koszt a rozliczność potraw wymyślnych jako jest szkodliwy, a to druga przyczyna łakomstwa Patrzajże zasię na koszt a na dziwną utratę wymyślnych potraw naszych, jeśliże to nie jest wielka przyczyna niepobożnego żywota naszego. Przypatrz się jedno owym dziwnym półmiskom a owym sprośnym wymysłom świata dzisiejszego. Patrz na owy rozmaite przysmaki, co się sapory zową, a prawie *sapory*, bo chłop po nich *sapi*, oźarszy się jako w barłogu kiernoz. Patrzże na potrząski rozliczne, patrz na pozłotki, na farby; na malowania dziwne, a snaćby ich mógł nie zwać potrawami, ale obrazki jakimi malowanymi. Ano na jednej misie baran pozłocisty, na drugiej lew, na drugiej kur, na trzeciej pani jaka ubrana. Więc dęby z żołądźmi, więc z różami pozłocistymi, więc rozmaitymi kwiatki zewsząd osadzonymi. Więc pozłoty rozliczne, ony kury pozłociste, ony orły, ony zające, a potrawa w pośrzodku za diabła stoi, ona zaprzała a śliska, daleko by lepsza i smaczniejsza była, kiedy by ją z polewanego garnka ciepło na półmisek wyłożył. Druga zasię będzie z pozłocistymi uszyma, co jeszcze w piątek wrzała, to ją aż w niedzielę postawią. Druga też z chleba a z migdałów a z klijem ulepiona, to też ta od kilka dni będzie stała. Nuż jeśli pieczyste będzie, to też czekając towarzystwa jedno wyschnie, niż się drugie upiecze. Będzieli też jaka wyborna pieczenia, to z wirzchu jako skorupa, a w pośrzodku mógłby nią jastrząba nakarmić. A jakież to zdrowie ma być, mój miły bracie? A jakoż się tu i mieszek pospołu i z panem rozboleć nie musi? A jakoż się tu łakomstwo zamnożyć nie musi? A czasem na wieczerzą nie zawżdy półmiski spełna będą; przyjmie ji Żydek barzo rad, chociaj będzie wieprzową pieczenią śmierdział, acz on świniny nie jada. Patrzże jakiego tu żołądka trzeba na takie zaklijone a zaziębłe potrawy, albo też na owy zapalone, co je winy albo muszkatelami zalewają. Więc zasię znowu lać w gardło ony soki, ony witpachery, ony rozekery, ony rywuły, małmazyje, muszkatełły, a jakoż tu chłop zgorzeć nie ma? A jakoż tu może być długi żywot jego? A on jako pies obżarły ledwo dolezie do barłogu swego, a dobrze jeszcze, iż chłop tamże zarazem za stołem nie zdechnie. 4. Mniejszych stanów w potrawach wymysły Więc już i mniejszego stanu bracia naszy tak się tego chwycili, że nie znajdziesz już dziś leda na biesiedzie, jedno każda potrawa musi przyść jako kasztelanka, albo samotrzecia albo samoczwarta. Już to wżdy jako tako kiedy pieczyste albo co w rosole, co by miało być na jednej misie, iż to różno rozłożą, iż będzie gęś na inszej misie, kur na inszej, także też mięso albo cietrzew na inszej; ale owy niewolnice co po niewoli, gdzie wziąć tu wziąć, co mają po tym, iż muszą za panem grochem albo za panią kapustą wędrować? Więc się już tu pani z panem jeszcze z wieczora radzą, co mają przy grochu, a co przy kapuście postawić. Pan powieda, iżby dobrze przy kapuście drugą kapustę, chociaj czarną. Pani zasię powieda, iż: „Dobrzeć by, ale rozynków ani cukru nie mamy. Ale wiecie co, nasmażę ja ciastka jakiego albo myszek na szałwijej”. To się już tak smażą, pieką, że masła w garncu na drugą niedzielę barzo mało zostanie, a święty Wojciech, wiesz to Bóg, kiedy nastanie, niż się drugie pocznie zbirać. Więc ony serwety wyszywane, więc ony tuwalle z dziwnymi wzory, a już ręczników nie umieją zwać, więc ony listwy wkoło około obrusów. A powiedali na jednę panią, iż uźrzała obrus z listwami na stole u ziemianina i powiedziała onej ziemiance, iż: „Już nie wiemy, co mamy przed wami wymyślać, już muszę dać perłowe listwy do obrusa uczynić”. A ziemianka stojąc powiedziała: „Więc my też chociaj drobniejszymi perełkami, miłościwa pani, ale przedsię w tenże wzór co i w. m.”. 5. Różność potraw także różność szkód i wrzodów czynić musi A tak z tych dziwnych wymysłów a z tych dziwnych różności tych przysmaków rozlicznych a co się ma inszego umnożyć? Jedno sprośna utrata, a potym łakomstwo, a potym różność wrzodów a przypadków szkodliwych rozlicznych, a przytym prętka a nieomylna pomsta boża, która zawżdy za grzechem jako chłopiec z mieczem chodzić musi. Bo możeli być sprośniejszy grzech jako takie plugawe obżarstwo? Czego ani pies ani świnia, ani żadne źwirzę nie uczyni, aby miało żrzeć, kiedy mu się nie chce. Jako naszy czynią, iż dzbanem leje w się aż mu po uszoch ciecze, a oczy ze łba dobrze nie wylazą. A k'temu zasię przeklęctwo nędznych ludzi, które zawżdy na trzy głosy do Boga śpiewać musi. Jedni płaczą, co je na ty zbytki połupiono; drudzy płaczą, co się nie mogą kęsa chleba docisnąć sobie kupić, ano szafarze jeszcze przed świtaniem w bronach stoją, co kto przyniesie, to pochwycą, a potym pieką, warzą, tak iż ledwe i psi onych zbytków dojadają, a nędzni ludzie głód a ucisk cirpieć muszą. Aby też żadnej inszej pomsty z obietnic Pańskich ci ożralcy nie mieli, jedno tę, co tuż za nimi chodzi. Bo patrz, wnet z onej biesiady ano go już katarrus męczy, kolera pali, flegma dusi, oczy zasiniały, nogi zapuchły, brzuch jako pudło, scyjatyka, pedogra pewna. Ano mu syropy w gardło leją, skwarny od trzeciego dnia w żołądku macają, ano mu w brzuchu pełno, a w mieszku nic nie masz. Więc i to czasem stoi za kwartanę, ano dłużnicy u drzwi zaglądają, a on się kryje, a on się zapała, psiną oczy zasłoniwszy, a do jutra odkłada, a powieda, iż mu pewnie pieniądze z Gdańska przyniosą, a on tam nie ma ni kwartniczka. A przedsię, gdzie wziąć tu wziąć, k wieczoru znowu nalewaj. Azażby nie lepiej pobożnej, pomiernej, poczciwej, a nie ożarłej biesiady i krotofile użyć: a to na co poczciwszego obrócić, co ma być na sprośne zbytki obrócono. 6. Przyrodzenie nasze różne a zawikłane, różne też w sobie sprawy mieć musi Ale przyrodzenie nasze różne a dziwno zawikłane jest, też różne przypadki na sobie okazować musi. Bo się jednemu podoba jedno, drugiemu drugie. Przodkowie naszy ony święci, nie mając ani pisma, ani żadnego upominania, ani praw żadnych ustanowionych na się, tylko tak z przyrodzonej cnoty swojej, patrz, jako pięknie, trzeźwie, pobożnie, a na wszem pomiernie żyli, i na wszem się sprawowali, a jako długo onych rozkosznych, wesołych, wolnych a szczyrych żywotów swych używali. Ale jako różność obyczajów na świat przypadła, także też za nimi różność we wszem odmienna już we wszem przypaść musiała. Bo gdy nie bywało tak wymyślnych potraw, nie było też tak wymyślnych kucharzów, piekarzów, tortarzów, smażarzów, aptekarzów i inszych do tak wielkich zbytków rozlicznych rzemięsników. Nie było też tak różnych a z dziwnymi wymysły doktorów, barwirzów i dziwnych cyrulików. A czemu? Iż pomierne życie było, pomiernymi też ziółki bez wszech trudnych przypraw, przypadłą choróbkę sobie snadnie uleczyli. Oprawiła to byliczka, bukwiczka, kopytniczek, podróżniczek, i insze drobne ziółka. Ale jako nastała różność wymyślnych pokarmów i z dziwnymi przezwiski, także też nastały i dziwne wrzody, i z dziwnymi przezwiski, co ich pirwej słychać nie bywało. Także też i dziwne lekarstwa i dziwnymi przezwiski nastały. A kto słychał za starych wieków kankry, karbunkuły, antraksy, francuzy i z dziwnymi potomki? Albo także w lekarstwiech bolum armenum, ira pigra, terra sigillata, reubarbarum, reupontikum, hermodaktilorum, alkibingarum, a kto by je wyliczył. Co nie tylko po górach, po skałach szukając ich świat skryślali, ale i pod ziemią, i pod wodą już ich zgmerali, a na koniec ich i tam dostać nie mogą, ale je i z miedzi, i z żelaza, i czasem ze złota palą a dziwnie dystylują. A nie usłyszysz, by kto dziś zacny inaczej zdechł, jedno powiedzą, iż byli tam na jednej biesiedzie, tamże się rozniemógł, takżeć charlał, charlał aż ci poszedł. A prosto nic inszego nie czynią ci ożralcy, jedno się leczą, aby kęs ozdrowieli, a potym się zasię każą, aby się znowu leczyli. A jeśli gwałt czynią tak szlachetnemu przyrodzeniu ciała swojego, a cóż rozumiesz, jeśliże też tam ona niewinna duszyczka na poły nie obumrze: widząc a czując tak zbytnie a tak nietrefne przypadki około siebie. Bo już w takich sprawach dziwne rozpustności a swowoleństwa zamnożyć się muszą, z czego ona nędznica zawżdy utrapiona być musi, a z wielkim wstydem i z żałością ustawicznie używać tego musi, a opłakawać to sama w sobie musi. Ale jako staremu a zastarzałemu cielesnemu wrzodowi korrozywy i innych przykrych rzeczy i gryzących kauteryjej potrzeba, tak żeby też temu zastarzałemu wrzodowi dusznemu, zacnemu z cnoty a z poczciwości, a mniejszemu też z grozy a z przymuszenia, lekarstwa a agaryku potrzeba. A dobrze oni zacni ludzie starzy czynili, gdy się już takie zbytki poczęły zamnażać na świecie, tedy srogie grozy i srogie prawa na to czynili i ustawiali, czego jeszcze i dziś w poczciwych a w pomiernych krajoch zacni narodowie używają. Boże uchowaj w innych stronach pijanego ujrzeć, to wnet kijem podeszwy odbiją albo tam schowają gdzie pewnie ledwe drugiego dnia słońce ogląda. A w drugich krajoch ty marnotraty a swowolne pijanice z okien wywieszają, aby się im drudzy dziwowali a imi się karali. Scipio Afrykański, on zacny hetman rzymski, gdy miasta, które zwano Kartago barzo mocnego dobywał, panię jedno rzymskie tamże leżąc pod miastem prosił towarzyszów na wieczerzą i dał tam uczynić z opłatków albo z marcepanów miasto na podobieństwo miasta onego kartagińskiego. Tamże potym, gdy je na wet przyniesiono, nożmi do niego szturmowali i z łaski bożej że go i dobyli. Hetman, dowiedziawszy się o onych zbytkach, kazał mu co naprzedniejszego konia wziąć, powiedając, iż: „Nie należało tobie pirwej do szturmu przypuszczać i miasta dobyć niżli hetmanowi”. A tak poczciwy człowiek, uważywszy sobie ty wstydliwe zbytki, co z takiego wszetecznego obżarstwa snadnie przypaść mogą, wziąwszy rozum, cnotę a bojaźń bożą przed się, może to w sobie snadnie zahamować, obaczywszy co za szkodliwe przypadki z tego zawżdy przypadać muszą. Obaczywszy też, jakie rozkoszy z poczciwego, z pomiernego, a z pobożnego żywota także snadnie przypadają. Bo sława dobra spełna, zdrowie spełna i mieszek nie tak rychło sklęsnie, jako u wójta nazajutrz po świętym Marcinie, kiedy z dwora idzie. Boć i mieszek jest dobry towarzysz, szkoda go leda o co gniewać. 7. Trzecia a słuszna przyczyna do łakomstwa i do złego żywota: niepomierne pijaństwo A tu patrzaj jako to nadobnym sekwensem idzie: bo z pychy przypada zbytek a obżarstwo, a z obżarstwa zasię co napiękniejszy klenotek opilstwo sprośne a ożralstwo. Abowiem gdy już sobie tych tortów napieką, nasmażą, albo też mniejszy stanowie kreplów, aleć i pieczenia z cebulą po prostu, wierz mi, iż też to niezła pomocnica do tego, to już klękają a czasem i krzyżem padają, a po ziemi się jako bydło walają, lejąc sobie w gardło. A będzie drugi trzy kroć z onym gardłem za węgłem, a jeszcze sobie dobrze gęby nie utrze, a już woła nalej drugą. Owa tylko blują, aby pili, a piją zasię, aby z nowu blwali. A to iście jest osobny przysmak do dobrej biesiady. I powiedają, iż z tego zachowanie roście. A wszak widamy to zachowanie. Bo więc już tam co miał jeden przeciwko drugiemu od roku, a iż po trzeźwiu sobie tego za nic nie miał, to się tam wnet wszytko wspomienie i wnet się krzywdą uczyni, tak iż z onego wielkiego zalecania, a z onego braterstwa wielkiego, wnet pan brat drugiego brata pod ławą maca. Więc i sługam, choćby też czasem drugi nie rad nieborak, tedy mu dzbanem gwałtem będzie lał w gardło, spełnisz mi, bo to za zdrowie twego pana łaskawego, chociaj do niego nikt pić nie będzie. A barzo to panu pomogło, bo pan też gdzieś dawno za płotem albo pod ławą dyszy. Toteż nieborak on dzbanarz leda gdzie we błocie się powali, tamże i uśnie, suknią pomaże, czapkę straci, ostrogi mu odbiorą, z mieszka wszytko wydłubią, a on nieborak mnima, by w łaźni był, a iżby go barwierz golił, ano mu psi gębę liżą. Obudziwszy się, więc się tu oskuba, sukmanę ubłoconą za rękaw za sobą wlecze, nogi mu chodzą po kolędzie, a przedsię na drugiego woła: „O Janie, zamieszkałeś czystej biesiady, tociechmy tu byli weseli, ba, i panowieć się podobno popili, boć ich nie widać”. Aleś wesół, ano we łbie i w mieszku nic nie masz, szczka, zatacza się, łeb się najeżył, a snać daleko weselszy bywają wilczy w lesie i lepszych krotofil używają niż ten szlachetny naród a to uczciwe boże stworzenie, który się już wda w ten wszeteczny a prawie bydlęcy nałóg a zwyczaj. A jakież tu zdrowie ma być, mój miły bracie, jaki rozum, jakie baczenie? Ano się we łbie miesza zawżdy jako w browarze. Ano jeden zgore od gorącości, drugi zgnije od drożdży, dolewając zawżdy tej skórzanej beczki, w której ustawicznie kiśnie, a drożdże się marne w żołądku ustawają. Bo patrz po chwili, alić mu leją syropy w gardło, alić mu trą brzuch jako szkapie na rupie, alić na łbie rogi, guzy jako u kozła, alić się twarz świeci jako karmazyn, a nos jako perełkami osadził, aliści chłopu chrapi w gardle jako naręcznej szkapie, kiedy się ku górze zaciągnie, aliści w mieszku nie masz nic, na ścienie nie masz nic, na grzbiecie niewiele, co się wszytko przelało. Przydzie potrzeba jaka, dopiro się wiercieć, ano więc trudno, kiedy się nie masz do czego rzucić. Bo zać tam będzie jakie ochędóstwo u takiego pana, kofel brudny, garnek o jednym uchu, w oknie wiechcie, stół czamletowy, bo wszędy wzory po nim, kędy się piwo lało, kachel gliną zalepiony, na ławie by mógł rzepy nasiać, pościel brudna, izba zimna a nieumieciona, jastrząb ściany popryskał, owa aż się więc nie chce z onych rozkoszy od takiego pana. A on chodzi jakoby go teraz zdun z gliny ulepił, a nie wie, co ma rzec z sobą, chyba potrawy toć już tam rozliczne będą. 8. Jako pijanice noc ze dnia sobie czynią A drudzy czasem już się im zda krótki dzień, więc opończami zabiwszy okna, to tak aż do drugiego dnia piją. Kucharz też niewiele się upracuje, bo to kapustą albo jakim kawalcem zimnej pieczonki odprawi. A jakoż tu poczciwym żywotem zwać, mój miły bracie, takie dziwne a wymyślne obżarstwa: a on chodząc chrapi, sapi, pod ławę wlezie, ani wie, jeśli jest albo jeśli był człowiekiem, aż mu się to z trefunku trefi, iż się wżdy kiedy kęs oczy rozlepią. A są podobni ku tam tym ludziom, co pod ziemią mieszkają a słońca mało widają. Albo ku onym żydowskim gąsiorom, co je zaślepiwszy, gałki im z jęczmienia w gardło tkają, aby rychlej potyły. A wszakoż i cić potyją, aleć iście nie przyrodzoną tłustością. Bo nos, gęba, brzuch, goleni, wszytko się to nadmie jako pudła, a potym się puka na wiosnę jako młoda wirzbina. A prawie sobie nie biesiady, ale jawne obchody a groby jeszcze za żywota gotują, a dobrze, iż do nich tak żywo nie lazą. Majętności swe i czasy ony wdzięczne żywota poczciwego tak marnie a sprośnie jako inne nieme bydło tracą, które by się nacz lepszego i nacz poczciwszego przygodzić mogły, gdyż człowiek nie stworzony jako bydlę i dlatego go Pan Bóg rozumem obdarzył, aby z niego pociechę miał, a on aby się im też sprawował wedle poczciwej powinności swojej. Bo patrz, najdzieszli ty co dobrego a poczciwego w opiłym człowieku, bo się już tam wszytki obyczaje muszą z beczką zgadzać. Bo beczka, kiedy kiśnie, tedy wszytko z siebie musi na wirzch wyrzucić. Także nasz pan, będąc w baczeniu uniosły, albo także od tejże beczki namówiony, już co sobie wspomni, to na wirzch wyrzuci, już się tam żadny stan nie wysiedzi, żadna tajemnica nie zakryje i sam, cokolwiek na się wie, nie trzeba barnadyna na spowiedź, snadnie on wszytko wypowie. Już nietrefnych przymówek od niego leda ocz snadnie się nasłuchasz, bo mu się, by nalepiej, wszytko opak widzi, z których acz się baczny do czasu pośmiać może, ale kiedy czego wiele a często, tedy się i namędrszemu uprzykrzy. Tamże się napatrzysz nadobnych sprawek i postawek jego, a on chrapi jako świnia, kiedy się drożdży opije, a on sobie pluje na brzuch, a śliny mu się jako zgrzebi z gęby wloką, oczy się jako u szczurka, kiedy z mąki wylezie, błyszczą, suknisko popluskał, a czasem je za sobą po błotu wlecze, pierza we łbie pełno, więc mruczy, sam nie wie co, wszytkim łaje, wszytkim przymawia. Więcbyś go chciał poczciwymi słowy albo hamować a co wżdy z nim mówić, a cóż potym, kiedy mu nie rozumieć, a on klekce jako bocian, krząka jako kiernoz. Więc mu się tu zachce śpiewać, aliści jako cielę ryczy. Więc mu się zachce w tanek, aliści się śliza jako kozieł po ledzie. Więc mu się zachce miłować, aliści drzemie albo uśnie na stole. A we wszytkich sprawach swoich podobniejszy do jakiej bestyjej niemej aniżli ku człowiekowi. A czegóż się ty chcesz na takiej biesiedzie nauczyć? a czemuż się chcesz przypatrzyć? Ano nie tylko taka bestia, ale zacni a mądrzy ludzie w takim sprośnym przypadku upadali. Kto by chciał liczyć ony Samsony, ony Aleksandry, ony Baltazary, ony Herkulesy, wszytko to pijaństwo a białegłówki poraziło. A to byli tacy mocarze, że się ze lwy, z smoki i z innymi okrutnymi źwirzęty łamali a bijali. I Noego biesiady jeszcze i dziś dobrze przypłacamy. Bo takież z opilstwa rozgniewawszy się na syna, na Chama, iż go nie zakrył, przeklął go i wygnał go precz, z którego się potym ci szlachetni panowie Turczy a Tatarowie rozrodzili, a jako ich miłości łaski używamy i po dziś, to już wszyscy wiemy. 9. W opilstwie czas marnie ginie poczciwemu Ano człowiek poczciwy a to szlachetne stworzenie szkoda i jednej godzinki, aby ją miał marnie stracić, a popluskać ją sprośnym plugastwem a wszeteczeństwem jakim, gdyż każda godzinka jakożkolwiek nam, a zwłaszcza w nietrefnej sprośności, upłynie, już nie nasza jest, już ją pan diabeł za swą własną pochwyci, a iście się w niej osobliwie kocha. A tak człowiekowi nic nie jest droższego jako czas, a trzeba mu strzec każdej godzinki, aby jej wszetecznie nie upuścił, aby mu ten szlachetny klenot, czas żywota jego, jako po wodzie list nikczemnie a niepotrzebnie darmo nie upłynął. Azaż mało być może inakszych poczciwych biesiad i inakszych zabawek, niżli tak prawie w tym jako w obumarłym ciele, z których by się i ciało trzeźwie, i ona szlachetna dusza ucieszyć mogła. Abowiem jeśli ciało w tym tak sprośnym opiłym przypadku na poły jako nieżywe jest, cóż rozumiesz o miłej a wdzięcznej duszycy, jeśli też tam obumrzeć nie musi: siedząc w tak plugawej wieży, która jest nie z tej gliny plugawej zlepiona jako to sprośne ciało, ale wyszła z onego grodu niebieskiego, z onych pięknych żywotów a obyczajów anielskich, której się myśl zawżdy jako płomień ku górze ciągnie, jakoż nie ma być smętna, siedząc w tak plugawym gmachu, równie jako poczciwy więzień w śmierdzącej wieży błotem napluskanej? A wszakoż i poczciwy więzień tedy się wżdy stara to przez listy, to przez posły, jakoby wżdy swe rzeczy stanowił, a powinności swej dosyć czynił. Także też ten nędzny a smętny więzień, ta dusza święta, chociaj barzo zbolała w tym plugawym więzieniu swoim, przedsię się stara, a przedsię, jako może, przestrzega tego plugawego a sprośnego gospodarza swego, gdy się też kiedy obudzi, aby się uznał, aby obaczył w tej plugawej sprawie swojej. A cóż gdy on sprośny nałóg, który snać mocniejszy jest niż przyrodzenie, wszytko popsuje, a na żadnej radzie nie przestanie onego więźnia swego poczciwego, który znając to, nigdy bez smętku nie może być, siedząc w tak plugawej a ciemnej wieży, bo się już pewnie nadziewa z ciemności tych doczesnych do ciemności wiecznych za onym srogim dekretem Pańskim iść, który na takie niebaczniki obwołać dał tymi słowy, iż: „Bieda wam wszetecznicy, którzy obracacie dzień w noc, a czynicie z światłości ciemności. Bieda wam, których brzuch bogiem jest, a ni o czym, jedno o nim pieczą macie. Bieda wam, którzy wstawacie rano na ożralstwo, a bęben a piszczałka nad głowami waszymi”. A jakoż się tu nie ma obaczyć poczciwy człowiek z tak sprośnych przypadków, słysząc o nich, człowieka takiego plugawego i z tak strasznych dekretów Pańskich, chyba iżby Bóg nie raczył, a prawie gwałtem zaślepił oczy jego. Kapitulum VII 1. Jako tu już za tymi, jakochmy słyszeli, wszetecznymi przypadki przypadnie on grzech szkodliwy, co ji zową łakomstwo, a za nim pycha, a potym rozterk a zwada A gdychmy się już nasłuchali o tych szlachetnych przypadkoch człowieczego przyrodzenia, a o obżarstwie i o opilstwie, i o inszych dziwnych a szkodliwych zbytkoch, szkodach, a rozlicznych utratach ludzkich, tu już inaczej rozsądzić tego nie możemy, jedno iż z tego prędko uróść musi on sprośny a naszkodliwszy grzech, który jest prawie źródło a studnia wszytkich grzechów, ono sprośne łakomstwo. Abowiem jako to inaczej być może, jedno kto się uda na zbytki, na koszty, na utraty, nie lza, jedno musi szukać, gdzie wziąć tu wziąć, dobrzeli, niedobrzeli, kiloby się przedsię kurzyło. Powiedzże mi, mój miły bracie, jeśliże to wolność czy niewola? Jeśliże to żywot dobry, czyli zły? Jeśliże tam wszystko spełna, co poczciwemu stanowi należy, czyli nie? Bo już tam musi, na kim może, wyłupić, więc wyłupić; na kim może wyłudzić, więc wyłudzić; na kim wypożyczać, więc wypożyczać, a nie wrócić. A jakoż tu właśnie takiego kto może człowiekiem dobrym zwać? Gdyż się do tego przymieszać musi i nieprawdy, i niecnoty, i wszego niepobożeństwa. A nie trzeba nam inszych dowodów, bo go i sam Pan dawno za niedobrego osądził, powiedając, iż złościwego sama złość jego pobije. A bieda temu, co łupi, bo to inaczej być nie może, iż też i sam złupion być musi. A są tacy panowie prosto jako ony szkapy, co je pięknie ubiorą, a po małej chwili aż ci im aż do krwie boki wybodą. Abowiem patrz, jeśli się już w kim ten szkodliwy wrzód a to nieszczęsne łakomstwo zakorzeni, a zwłaszcza w owych, co się ni Bogu ni ludziom nie przygodzą, jedno siedzą u skrzyń swoich jako psi na łańcuchu, a nie używą tego ani oni, ani potomkowie ich. A jako o nich Arystoteles powieda, iż łakomcy nigdy nic lepszego za żywotów swych nie czynią, jedno kiedy pozdychają. Abowiem jako mędrcy powiedają, iż im więcej komu złota przybywa, tym każdemu więtsza chuć do niego roście. A tak tu uważ sobie, jeśliże taki człowiek dobrych czasów użyć może albo nie? Bo już tam biega łeb jako na szrobach, myśląc, jakoby gdzie co załapić albo wyłupić, albo wyszydzić, albo wylichwić, albo wykłamać. Już tam cnota gołotą, a sumnienie też ad banniendum rok złożono. Owa wszytko tam, co dobrze, na barzo cienkiej nici zawieszono być musi. 2. Łakomiec się trudno poczciwym może rozumieć A jakoż się tu poczciwym człekiem taki pan zwać może, a jakoż to z dobrym sumnieniem może powiedzieć, iż dobrego a cnotliwego żywota używa? A gdzież tu on nawdzięczniejszy kwiat, cnota a szlachectwo, słusznie zakwitnąć może, gdy będzie tym jadowitym mrozem zarażono? Gdzież się takiemu co z obietnic Pańskich słusznie poszczęścić może, gdyż obiecał przeklinać dom jego, pole jego, stodołę, oborę i wszytko zebranie jego? Jakoż ten może bezpiecznie którego czasu swego użyć, gdyż wie, iż go Pan przeklina, iż go odstąpił, już kto chce, ten go łupić może, już mu złodziej do okna zagląda, już kuglarz około niego chodzi, aby na nim co wyłudził, a nie wrócił. Abowiem łacno tego dowieść, bo mu już ani u prawa, ani u żadnego sądu nikt nie pomoże, owszem, się jeszcze z niego wszyscy pośmiewać będą. A czegóż się już on dobrego dalej nadziewać ma? Bo za żywota pośmiechu, złej sławy, wzgardzenia wszędy użyć musi, a potym wiecznego i pewnego onego zebrania swego, domu i potomstwa swojego, sprośnego zatracenia a wniwecz obrócenia. Azaż to już nowina? Azaż się już oczy nasze mało tego napatrzyły? Abowiem ten pan już jest jako on baran między owieczkami, co im drabiną siano zakryją, więc owieczki, między szczeble głowy włożywszy, sianko sobie wybierają, a pan baran z daleka stoi albo słomę, albo gnój przegryzywa, bo przed rogami nie może łba między szczeble włożyć, aby siana dosiągł. A silne rogi ten pan ma, co mu do siana nie dopuszczą, a też by mu go szkoda; dobrze mu tak gnój przekęsować! 3. Pan łakomstwo zawżdy na wielkiej pieczy miał i srodze za nie karał Bo patrz, jako Pan ten grzech zawżdy na wielkiej pieczy miał, a nigdy go nikomu przepuścić nie raczył. Naaman, on wielki hetman syryjski, gdy usłyszał o Elizeuszu w Żydowstwie, iż to był wielki człowiek i wiele ludzi uzdrawiał, a iż był okrutnym trędem zarażony, jechał do niego, nabrawszy złota, szat, i innych klenotów, prosząc go, aby go uzdrowił. Tam, jako mu się prorok kazał siedm kroć w Jordanie umywać i jako on trąd opadł z niego, i co to znamionowało, to już tam są, kto chce czytać, historie na to napisane. A gdy już miał odjechać od onego proroka, chciał mu zostawić szat, złota i inszych upominków dosyć. Prorok nie chciał nic wziąć, powiedając, iż są nieprzedajne dary boże. I jechał tak z tym on zacny człowiek, tylko podziękowawszy prorokowi onemu. Giezy, sługa onego proroka, bieżał za nim i ugonił go, i powiedział mu, iż się mój pan rozmyślił i kazał cię prosić, abyś mu posłał funt złota i jaką szatę. Hetman powiedział, iż: „lepiej, iż weźmiesz dwa funty i dwie szacie”. Ten sługa potym, wziąwszy, zakrył to, prorokowi nic nie powiedziawszy. Tejże nocy wpadł nań on wszytek trąd onego hetmana, i jeszcze więtszy, że był tak oszpecony, iż nie znać było, jeśli był człowiek albo źwirzę, i także już chodził z nim aż do śmierci. Poznał potym prorok, co udziałał, i on się nędznik potym przyznał k'temu. Patrzajże zasię, gdy już Żydowie weszli do Obiecanej Ziemie, a już był Mojżesz umarł, a Jozue był na jego miejscu postawion, gdy obległ Jerycho, tedy go już tam Pan nauczył, jako go miał dobyć, ale łacno było mędrować, bo się samy mury obalały. Tamże mu Pan rozkazał, gdy miasta dobędzie, aby nic z niego nie brał, jedno aby wszytko pobił a popalił, tylko srebro a złoto aby zachował na naczynie ku chwale Pańskiej. A gdy miasta dobył, także wszytko uczynił. Żyd łakomiec jeden ukradł płaszcz szarłatny i sponki złote i zakopał w ziemię. Wnet się Pan rozgniewał na wszytko wojsko, iż je tak ustraszył, iż co pirwej dwa Żydowie dziesięć poganów gonili, to w ten czas przed dwiema poganów sto Żydów uciekało, i wiele ludzi było z wojska żydowskiego poginęło. Jozue upadł na twarz, wołając do Pana, aby powiedział przyczynę, przecz się tak rozciągnęła szyroka pomsta Jego nad ludem bożym. Powiedział Pan, iż: „Jest złoczyńca między wami, co z łakomstwa przestąpił rozkazanie moje”. Wnet się tu Jozue zawierciał, wnet losy puścił, że onego łakomca naleziono, i wnet srodze kamieniem utłuczono, a też wnet gniew Pański uspokoił się zasię nad ludem onym. Ano wspomni sobie, co także apostołowie uczynili, gdy Symon czarnoksiężnik do nich przyszedł, przynioszszy pieniędzy niemało, aby mu Ducha Świętego co uprzedali, aby też także dziwy mógł czynić, jako oni czynili, nadziewając się, łakomiec, z tego wielki pożytek sobie uczynić. Słuchajże, co mu Piotr święty powiedział: „Pieniądze twoje niechaj tobie będą na zatracenie, abowiem są drogie, a nigdy nieprzedajne dary boże”. A ten wnet padł, zlęknąwszy się, tuż przed nogami apostolskimi i straszliwie zdechł, i tuż go wnet słudzy jego z kościoła wywlekli. A gdzież są dziś ci Elizeuszowie? A gdzież są tacy apostołowie? Nie tylko, aby miał kto dobrowolnie co przynieść, abychmy wziąć nie mieli, ale by mogło być, i z płaczem wyłupić, i jakożkolwiek dostać, tedybychmy to barzo radzi uczynili. I nie barzo drzem, położyszli co podle siebie, boć drugi nie śpi, strzeż, abyś nie przedrzemał tego, coś położył. Azaż dziś komu w potrzebie jego, a zwłaszcza ubogiemu, drzwi gdzie otworzone stoją bez darów? Azaż dziś ubogi człowieczek radę jaką albo pomoc jaką znajdzie w jakim upadku swoim bez darów? Owa jako stara przypowieść, iż nędznik zawżdy potłoczony leży. Azaż dziś dziwnych naganiaczów nie masz, aby nagnać, gdzieby skąd co przypaść mogło? Ano powiedali o jednym panie, iż gdy ubogi kmiotek przyszedł do niego w jakiejsi też potrzebie swojej, nastawszy się długo u drzwi, poszedł do domu, nie chciano puścić. Potym po chwili przyszedł, wziąwszy na się barana, a stanąwszy u drzwi, począł baranowi ogon łamać, a baranisko też poczęło wrzeszczeć, i kazano go wnet puścić, i sprawił sobie wszytko, co mu było potrzeba. Potym przyszedszy do gromady, żartował sobie z tego, powiedając, iż: „już dawno panu służę, dzień pilno robię, nigdym niczegoj nie zamieszkał, a wżdym żadnego urzędu nie wysłużył. A mój baran, ba, skoro przystał, tejże godziny został otwiernym u pana”. 4. Nie masz żadnej trudności, czegobychmy się dla łakomstwa nie ważyli Ale gdyż to tak do swego przyrodzenia jawnie znamy, iż odmienne jest, a zawżdy przykłonniejsze jest do świata tego obłudnego i do nabycia omylnych przysmaków jego, niżli do cnoty a do poczciwego, pobożnego a wolnego żywota swego, toć tu już trzeba ostróg, toć już tu trzeba twardego leca hamować tego swowolnego osła, tuć już trzeba myśl więzać roztropnym baczeniem, tuć już trzeba ustawicznie pomnieć na słowa ony mędrców onych, co zawżdy mocnie przekładali poczciwe przed pożytecznym. Jakoż snać nie tylko mędrzec, ale głupiec także by to był zeznać powinien. Bo a zaczże stanie pożyteczne, byś go nawięcej nazbierał, jeśli poczciwego nie będzie, jeśli u ludzi ohydzon a zelżon będziesz, jeśli sławy nie będzie: jeśli bezpiecznej wdzięczności nie będzie, jeśli tylko będziesz chodził między ludźmi jako pies, podtulając pod się ogon, czując to na się, żeś komu sadło zjadł. A cóż ci będzie po onym pożytecznym, które jako kamienie zawarte w kącie leży? Ani Bogu z tego sławy, ani tobie, ani pożytku ludziom, ani poczciwości. Abowiem już tam i wolność onę złotą przy tym marnie tracić musisz, którą mądrzy ludzie nad wszytki skarby świata tego zawżdy sobie przekładali. Abowiem jeśli tego rozumem a cnotą w sobie łamać nie będziemy, pewnie przyrodzenie nasze zawżdy w tym obłądzić się musi. Patrz na nastarszego człowieka, jeśliże się jeszcze nie pyta a pilnie nie stara o każdą rzecz, jakoby miał jeszcze tego do sta lat używać. Ano tak pospolicie bywa, kiedy nawięcej chleba narobiemy, aliści zębów nie będzie. Patrz, jeśli się każdy nie pyta, dobrzeli zasiano, będąli co budować, jakoli się woły mają, coli z Gdańska słychać, po czemuli to na targu. A z mniejszych stanów, już nie masz tak poczciwych i niepobożnych kwestów, dla pożytku czegoby się ludzie nie ważyli. Już to nic ukraść, wyłudzić, wykłamać. Już się górnik grzebie pod ciężką ziemię, chociaj wie, iż ich tam niemało przedtym poginęło. Już się marynarz z świętą Barbarką puści na srogości morskie, chociaj wie, iż ich tam ustawicznie wiele tonie. Już bartnik słabemu, łyczanemu powrozowi wierzy gardła swego. Już drab lezie na działa a na pewną śmierć po drabinie na mur, a wszytko w nadzieję pożytku jakiego. Już chłop dla skóry waży się z niedźwiedziem łamać, gardło albo szpetne rany podjąć. Już nie dojeść, nie dopić, nie dospać. A nie masz tej trudności, czegobychmy się nie ważyli dla tego kęsa doczesnego nędznego. Już za pieniądze otruć, zdradzić, we śpiączki zabić, matka dziewkę w sprośną niewolą zaprzedać, już hecel najdzie sługę, co psa za ogon pod sukienicą wlecze, już drugi za katem drabinę niesie. A snać nie masz takiej niecnoty, czego by nędzne pieniądze a marny a krótki pożytek aby ci dwa panowie nie sprawili. A jako jeden zacny dworzanin mówił, iż: „Nie mogę tego u siebie znaleźć, czego by mi nie dostawało. Pojrzę do skrzynie, wedle mego stanu wszytkiego dosyć. Pojdę do stajniej, wedle mej potrzeby koni dosyć. Pójdę do kuchniej, wszytkiego dosyć. Owa w który kąt kolwiek poźrzę, tedy mi się tak zda, iż nie masz wedle mego stanu, czegoby mi nie dostawało. A wżdy na każdy dzień obbieżę wszytki pany, obbieżę trzykroć rynek, szukam jeszcze czegoś, a sam nie rozumiem, czego”. A patrz, baba zdechła już na poły, będzie nosiła pieniędzy macharzynę w zanadrzu, a nie ruszy ich, by miała zdechnąć od głodu, i także z nimi czasem w barłogu gdzie zdechnie, a przedsię będzie albo zwodziła, albo czarowała, albo w gnoju gdzie wrzeszcząc na mrozie żebrała, aby jej co jeszcze do onej macharzyny przybyło. Plebanisko będzie łyse, oprzałe, siwe, ma plebanią, na której by się mógł dobrze mieć i spokojnego żywota użyć, dajże mu drugą. A iż mu w niej kto przekaża, aliści się on wlecze do Rzyma jakoby bocian w jesieni do cieplic, a czasem tamże zdechnie, a do plebaniej się nie wróci. 5. Kto pomni na poczciwą sławę, snadnie łakomstwo zwycięży Ale by każdy pomniał na zacną sławę swoję, pomniał na bojaźń bożą, pomniał na wdzięczny a spokojny żywot swój; pomniał na dzień jutrzejszy, iż nie jego jest, ani wie, co się z nim jutro ma sstać, a uważył sobie odmienność fortuny, jako się ona dziwnym kołem toczy, a iż nigdy długo trwałe królestwo jej być nie może, pewnie by mu też mogło wiele odejć tej omylnej chciwości jego, a pewnie by dał policzek przyrodzeniu swowolnemu, a nie dałby mu się tak jako niedźwiednikowi za nos wodzić. Abowiem baczyć drugi i rozumieć drugi, iż to co mu Pan Bóg dał, iżby to dosyć było na wychowanie poczciwego stanu jego i pomiernego żywota jego. Ale prosto jest jako on wójt we wsi, co mu gromada mówiła: „Miły wójcie, cóż ci też po tym, iż się do tego dwora ciśniesz, masz się jako człowiek, masz wszytkiego dobrego z łaski bożej dosyć, i jeszcze byś się lepiej miał, gdybyś swego domku był pilen, a przedsię tam leziesz, więc przedsię tobą robią jako osłem na każdy dzień, a doma siedząc, dzień odrobiwszy, miałbyś już sobie pokój. Więc tam rychlej nałają, a czasem i we grzbiet się dostanie”. Powiedział wójt: „iżci to wszystko prawda, ale mi przedsię miło, bo się z panem namówię, a też mi to przedsię miło, iż mię panem wójtem zową”. Także nam wszytkim się tego chce, aby nas tymi mizernymi wójty zwano. Nic to wolność stracić, nic to ustawicznej prace używać, nic to w każde się trudności wdać, opuściwszy onę wdzięczną wolność i swobodę swoję, kiloby nas wójty zwano, a kilobychmy wżdy też jakiej szarej pyszki z tego jako tako zażyli. Azaż drugi nie rozstawia brogów na szyrzą, aby się ich więcej zdało, a w drugim dziura aż do ziemie? Azaż nie nawiesza kołnierzów lisich pachołkom na szyi, a w tyle baran dyszy? Azaż gdzie wziąć tu wziąć, szuba kunia być nie musi, a w kalecie przedsię cyrografów z minutami pełno. Ale to nic, kiloby nas wójty zwano, a iżby rzeczono, iż to miłościwy pan idzie, anoby mu własniej możono rzec, iż to miłościwy niewolnik idzie świata tego. 6. Człowieka zabawionego niewolą świata tego dla łakomstwa, trudno go dobrym człowiekiem właśnie zwać A tak zabawiony człowiek światem tym a przypadki dziwnymi i łakomymi zabawkami jego trudno się z roztropnym baczeniem, ba, wierę, i z cnotą, i z wolnością nadobnego żywota swego zgodzić ma, i trudno go jakoś właśnie dobrym człowiekiem kto ma zwać. A to jest wszytka przyczyna tego, iż natura jest sama w sobie tak barzo zawikłana, iż ty dwie rzeczy nigdy w niej obumrzeć nie mogą, iżby kto rzekł, by nawięcej miał, iż: „już mam dosyć”, a iżby się też kto zasię na bliską śmierć swą rozmyślał, jedno tak z daleka na nię zagląda, a do sta lat ją prawie każdy upatruje. Ano kto by się na to dobrze rozmyślił, iż jedno *dziś* to nasz czas własny, *jutro* już nie nasz i nie wiemy, co na nas przypaść ma albo co się z nami stanie. A chociaj to jawnie widzimy, iż ty trudne nabycia nasze są jako proch a marne śmiecie na drodze leżące, które leda wicher porwać i roznieść może, a jakiej trudności, pracej, złej sławy, zniewolenia i niebezpieczeństwa żywota swego szlachetnego dla nich używamy, Bóg wie. Dobrze się na to rozmyśliwszy, mógłby to drugi z siebie otrząsnąć jako zimie z płaszcza śnieg, przyszedszy do ciepłej izby. Gdyż ten zawżdy lepszej rozkoszy używa, co sobie w ciepłej izbie siedzi a grzanki sobie do piwa kraje, niż ten, co po szelinie biega, sam nie wie, czego szuka, a okiś mu za szyję pada. Abowiem patrz, tak jako słychamy, gdy się okręt rozbije, a kto się deszczki ułapi, wierz mi, iż ten tłumoków nie wiąże około siebie. Także i my moglibychmy się rozmyślić, iż barzo w słabym okręcie pływamy po tym burzliwym morzu świata tego, a już ledwe się deski nie chwytamy, a przedsię tłumoki wiążymy pilno około siebie, a wiesz to Pan Bóg, jeśli nas gdzie i z deskami strasznie nie zatopią. Ale to wszytko nic, szlachetne przyrodzenie wszytko nam to snadnie rozradzi. A mogłaby na nas ona pirwsza natura nasza rzewno zapłakać, w którejechmy się w niewinności urodzili, mówiąc nam ty słowa: „O nędznicy nędzni, jam was była nadobnie w niewinności waszej na świat posłała, a wyście to w sobie wszytko sprośnie pomieszali. Azażem ja was była wyprawiła z łakomstwem, z pychą, z obżarstwem, albo z innymi występki świata tego? A wy, nie wiem, gdzieście sobie tego nabyli. A cóż wam było i po rozumie, i po cnocie, com ja wam za osobliwe klenoty dała, gdyście tym wzgardzili, a niepoczciwieście w sobie wszytko splugawili?”. 7. Przeto nam łakomstwo panuje, iż nie wierzymy ani cnocie, ani obietnicam bożym Abowiem patrz, mój miły bracie, co nam tak srodze gwałci to nędzne przyrodzenie nasze, iż nie wierzy ani Bogu, ani cnocie, ani żadnej poczciwej sprawie swojej, jedno tak ciału a marnemu światu dalichmy mocną possesyją w swowolne rozmysły swoje. Pan woła: „Nie szukajcie skarbów na ziemi które wam snadnie rdza i mol pogryzie. Ale jeśli ich szukać albo je mieć chcecie, szukajcież pirwej skarbu niebieskiego, a ja wam to obiecuję, iż wam ty wszytki inne rzeczy na ziemi snadnie przypadną”. A nie pewnyż to skarb, mój miły bracie? A nie widamyż tego jawnie w poczciwych domoch, którzy się sprawują cnotą a bojaźnią bożą, jako u nich kąty wszytki pełne, a łakomca wszytko jawnie ginie, wszytko niszczeje, że czasem, jako ono powiedają, nie masz czym i kotki z kąta wywabić? Patrzajże zasię, jako też za nami cnota miła woła: „Pomni, co jest poczciwość, co jest sława, co jest wdzięczność u ludzi, co jest spokojny a pomierny żywot, daj temu sprośnemu łakomstwu pokój, a uciecz się do rozumu a do obietnic bożych. Łacnoć to wszytko przypadnie, będziesz wszytkiego dosyć miał, aniżlibyś się miał tym sprośnym a niepoczciwym a niepobożnym łupiestwem a łakomstwem bawić”. Ale jako widzimy, iż i w źwirzętach różne przyrodzenia są, także też i w naszym nędznym narodzie różne przypadki i przyrodzenie, i obyczaje okazować się muszą. Bo lew, niedźwiedź, przechodzą insze źwirzęta mocą a srogością, pardus czerstwością, tygrys rychłością, links wzrokiem, wieprz dziki słuchem, a tak aż do inszych źwirząt. Także też i między końmi, i między ptaki, chociaj będą jednakiej natury, a wżdy widamy różne natury. Jeden waśniwy, drugi pokorny, jeden rychły, drugi leniwy, jeden grędą, drugi inochodą, także też ten nasz zawikłany naród. Jeden musi być hojny, drugi łakomiec, jeden trzeźwi, drugi opilec, jeden skromny, pokorny, drugi jadowity a gniewliwy, aż tak i do inszych obyczajów przyrodzenia naszego. A tak mi się zda, iż się nas mało inochodą puszcza, więcej grędą. A czymże to ma być umiarkowano: niczym ci inszym jedno rozumem, cnotą a bojaźnią bożą, boć to są naprzedniejsze skarby nasze, a wszytko nam snadnie zginąć może, jedno to samo nas do grobu doprowadzić ma. Tak jako powiedał on Stylibon mędrzec, gdy uciekał jedno w koszuli z pogorzałego miasta, tedy go żałował Demetriusz, powiedział mu: „I czemuż mię żałujesz, nie zgorzałoć mnie mego nic, wszytkoć ja swoje z sobą noszę”. Powiedział mu Demetriusz: „A cóż nosisz, nieboże, a to nie masz nic, jedno koszulę”. Powiedział mu Stylibon, iż: „Noszę rozum, cnotę, sławę, poczciwość, a to są własne skarby moje. A to, co mi zgorzało, toć było nie moje, tak mi tego było szczęście do czasu pożyczyło. Otóż nieszczęście, się z nim zwadziwszy, wszytko mi to wydarło. Ale się może szczęście jeszcze snadnie poprawić, iż mi to wszytko wrychle nagrodzić może”. A tak kto się cnotą a rozumem sprawuje, snadnie wszytko jako krygiem twardym w sobie załomić może; łakomstwo, już gniew, już obżarstwo i insze wszytki przypadki, wszytko to z siebie rozumem jako majową rosę snadnie każdy otrząsnąć może. Abowiem rozum jest to wielki król a wielki zwycięzca przyrodzenia człowieczego, kto się wda pod królestwo jego. Bo dobreć jest bogactwo i poczciwe, dobrać jest uroda, dobreć są kształty, ubiory i inne przypadki wedle świata tego, ale gdzie to wszytko rozumem a cnotą nie będzie ozdobiono, tedy to wszytko jest jako malowana łódź a pięknie przyprawiona, a dziurawa, albo koń pięknie ubrany, a zły, a nikczemny. I każdy pewnie woli wsieść do owej malowanej a dziurawej, i na konia dzielnego chociaj w prostym siedle wolałby każdy ku potrzebie wsieść, niż na owego upstrzonego, co się wspina, wirzga, ogonem harcuje. Patrzże też zasię, cnota jako to jest wielka, zacna a można królowa, a barzo podobna ku słońcu. Bo słońce, jeśli w nocy za górę zajdzie, tedy tam przedsię innym narodom świeci; jeśli je też jakie chmury we dnie zasłonią, tedy przedsię na inszym miejscu świeci, jako to więc po górach widamy. Także też ta cnota, ta można królowa, chociaj się kęs w kim zaćmi zabawkami świata tego jako ciemnymi chmurami, ej, przedsię się ona wynorzyć a zawżdy zabłyszczeć musi. Bo niechaj straci wstyd kto, jako chce, przedsię bez tego być nie może, gdy wspomni na cnotę, aby się wżdy też kiedy zapłonąć a zawstydać nie miał. A wszakoż w zaplugawionym ciele nie może tak bezpiecznie swych chorągwi roztoczyć, jako w owym wspaniłym a rozumem ozdobionym. Bo cnota w chłopie niedbałym jest jako pozłocista uzda na szkapie parszywej albo jako piękna szata na plugawcu, ano na niej pierza i błota dosyć. Ale gdzie cnota przypadnie do wspaniłego ciała a rozumem ozdobionego, już sobie buja jako orzeł, już mu równo szczęście i nieszczęście, już łakomstwo na stronę, już gniew, już i wszytki inne przypadki snadnie taki każdy w sobie opanować a umiarkować może. A tak poczciwy człowiek, patrz, azali się nie ma na co rozmyślać, słysząc tak straszne a ohydne przypadki przyrodzenia swego. Izaż mu nie lepiej w pięknej cnocie, w nadobnych zwyczajach, z wielką wdzięcznością spokojnego a wdzięcznego żywota używać, ciesząc się pewnymi obietnicami Pańskimi, niżli tak w sobie ty szlachetne a wieczne dary, jako marnym a plugawym błotem popluskać sprośnymi a plugawymi sprawami swymi: to już ja każdego nabożnemu rozmyślaniu poruczam. Kapitulum VIII 1. Jako poczciwy człowiek pychę i inne wszeteczeństwa z niej przypadłe ma w sobie i skromić, i jako się jej przestrzegać Acz mało przedtym i o tej zacnej paniej, o paniej szarej pysze nieco się wspominało, ale dla sekwensu a dla porządku jako to jedno za drugim idzie, i tu się o niej przytoczyć musi. Pospolicie to jedno za drugim chodzi, za zbytki łakomstwo, za łakomstwem a za bogactwem pycha, za pychą wzgardzenie a zwada, więc ubóstwo, toż zasię znowu spomogszy się zbytki, a za zbytki znowu łakomstwo. A tak się to koło z dawna na świecie ustawicznie toczyć musi. A tak ta pani szara pycha niskąd ci inąd snadniej przypaść nie może, jako z wszetecznego łakomstwa, z którego bogactwo roście. A pani pycha jest jako własna dziewka jego. A barzo to pani sprośna i szkodliwa narodowi ludzkiemu. Abowiem dobre mienie, a chociaj i bogactwo pobożne, trudnoć to złym nazywać, boć to są dary boże, gdyż nam Pan ziemię w ręce nasze podać raczył i ze wszytkimi bogactwy jej, ale tak, abychmy tego pomiernie, pobożnie a poczciwie używali, bez nadętej pychy a bez wzgardzenia bliźniego swego, co jest sprośny grzech a barzo przemierzły u Niego. Bo jeśliżeć nas stworzył w sprawach a w obyczajoch ku podobieństwu swemu, boć ku stanowi dziwnemu boskiemu, a kto kiedy czym się namniej przypodobnić może: tak jako Dawid o tym napisał. Ale patrz, jako on będąc Pan nad pany, Król nad królmi, siedząc na wysokościach niebieskich, w nierozmierzonej światłości, ostąpiony dziwnymi tłumy rozlicznych a mocnych a poważnych, nie ziemskich, ale niebieskich sług swoich, to jest archaniołów, aniołów, przeciwko którym wszyscy królowie ziemscy są jako proch a muchy, abowiem przed nimi na rozkazanie Pana tego drżą wszytki mocy i ziemskie, i piekielne, a patrzże, z jaką powagą a z jaką pychą ten Pan używać raczy tego stanu swego: nie masz tak nędznego żebraczka, którego by on do miłosierdzia swego przypuścić nie raczył, a wysłuchać go nie miał. Patrzajże, jako nas, nędzne stworzenie swoje a zlepienie rąk swoich, synaczki swymi, braciszki swymi zwać raczy, do każdego się przyść obiecuje na każde wspomożenie jego, kto jedno zawoła żałobliwym głosem do Niego a mocno uwierzywszy jemu. Więc i anioły swoje święte posyła na posługi wiernych swoich, aby ich strzegli jako źrenice w oku swoim, tak jako Pismo tego poświadcza, a iżby i kamyki wyzbierali na drogach chodzenia ich, aby się z nieobaczka nie obraził w nogę swoję, chociaż to są wielcy stanowie jego. A czymże się ty, nędzna mucho, nadymać chcesz? A dla czegóż tę plugawą gębę podnosisz na wzgardzenie a na lekkość bliźniego swego? Który, byś z nim siadł na wagę, daleko zacniejszy jest aniżli ty u Pana swego, a pewnie, żebyś daleko z kloby skoczył. Jako o tym nadobnie Salomon napisał, jako ci darmopyszkowie na Sądnym Dniu będą na ty narzekać, którymi tu gardzili, a za nic ich tu sobie nie mieli, mówiąc ku sobie: „I dawnożechmy je widzieli nikczemniki a nędzniki na świecie? A teraz siedzą jako gwiazdy, a snać nas jeszcze posądzać mają!”. Jakoż tak pewnie a nieomylnie być musi. A cóż ci po tym nędzniku, iż siedzisz jako malowana opona za kęsem kamienia wykowanego albo za jaką malowaną ścianą, albo za jaką upstrzoną kobierczyną, nadąwszy nos swój albo podniósszy gębę swoję? Ono choć ci kęs w oczy pochlebują a odszedszy wszyscy się śmieją, wszyscy o tobie szepcą, wszyscy tobą, choć nie w oczy, gardzą, a ty nie dbasz, kiloby kilko węsatych chłopów z lisimi kołnierzmi przed tobą stało, a iżciby czterzej ręcznik dzierżeli, a ty abyś jedno chrapał, spluwał, na stroną poglądał, z postawą mówił, a ludzie abyć się jedno dziwowali, a ośmiawszy, aby cię szli szacować z onych sprośnych postaw i obyczajów twoich. A na toż to masz łupić a szacować nędzne ludzi? A na toż się to ma udać nędzne, niepomierne, a niepobożne łakomstwo twoje? A na toż cię Bóg postanowił szafarzem funtów i skarbów świętych swoich? Azaż nie widzisz albo nie słyszysz, iż przed progiem twoim już jako odźwirny stoi ustawicznie nędzny a prętki upadek twój, gdyż Pański dekret nigdy nieomylny nie jest, gdzie obiecuje złożyć zawżdy pysznego z stolca, a podwyższyć pokornego. Gdzie apostoł powieda, jako srodze Pan na niebie zawżdy sprzeciwi się pysznemu, a niszczy pychę jego. 2. Przodkowie naszy święci jako pychy używali? Zapomniałeś podobno onych świętych przodków swoich a wielkich miłośników Pańskich, jeśliże też tak wzgórę podnosili głowy swoje albo jeśliże tak sprośnie nadymali twarzy swoje przeciw bliźnim swoim, albo jeśli tak szukali a zabiegali pożytkom świata tego dla nędznej a tej szarej pychy jego. Mało ci znali alabastrów, marmorów, złota, srebra, pstrych opon i innych dziwnych przysmaków ku temu u Boga sprośnemu grzechowi. Kwiateczki a piękna traweczka to było obicie ich, namiotek albo chrościana budka to były marmory i alabastry ich; podpłomyczek na węglu upieczony a kawalec baraninki to były półmiski ich; miłość wierna, powinność życzliwa, sprawiedliwość, bogobojność, pomierność to były wszytki ubiory ich, wszytki klenoty ich. A zwali się sługami bożymi i sługami bliźnich swoich, a patrz, tacy tam byli wielcy stanowie, oni prorocy, oni zacni patriarchowie, daleko zacniejszy niżli dziś królowie świata tego. Nie graniczyli, nie pozywali się, nie łupili sobie oczu dla marnych pożytków świata tego, tak jako dziś widzimy, leda dla sprośnej a małej krzywdeczki nic to człowieka zabić, nic to ręce mu osiec, nic to z majętności jego wypozwać go. A oni święci ludzie niczym się inszym nie sądzili, jedno prawdą świętą a cnotami swojemi, a słowa ich były: jest — jest, nie masz — nie masz. Ale jako nastały odmienności czasów, jako nastały wystawne zamki, kosztowne miasta, dziwne kształty, dziwne ubiory, dziwne a wymyślne, a snać i z postrachem na poły, jedła a picia rozliczne, także też pospołu z tym nastała sprośna pycha, niepobożne łakomstwo, srogie łupiestwo, okrutna niesprawiedliwość, tak iż się łzy leją niewinnych ludzi, wołając o pomstę do Pana na ty, które tu na to wystawił, aby ich dobrodziejmi a obrońcami byli, gdyż je Pismo zowie bogi ziemskimi a dobrodziejmi ludzi im poruczonych. A stąd musi Pan doślepić oczu każdego takiego, że się już nie będzie mógł obaczyć w każdym z tych szkodliwym przypadku swoim, aż go dowiedzie do onych mocnych dekretów Pańskich, a do srogiego a pewnego zginienia jego. 3. Czemu się nam pychy chce? A wszakoż i nie dziw, iż się do tak marnego nabycia i do tej szarej pychy tak nieobacznie wspinamy, a iż się około tego z tak wielkimi trudnościami a pracami swymi staramy, gdy złoto a bogactwo jest tej mocy na świecie, iż nie masz tak złej rzeczy, której by w dobrą nie obróciło: a nie masz też tak dobrej której by w złą obrócić nie mogło. To snadnie może uwinić sprawiedliwego, a wyzwolić niesprawiedliwego. To drzwi otworzy każdemu, do czego go jedno jego sprośna myśl wiedzie. To ludzi do tego poczciwe snadnie przywieść może, że się będą kłaniać onemu sprośnemu bałwanowi, a snać by się mało nie lepiej, by to nie z grzechem było, owemu lipowemu, nadobnie pozłocistemu ukłonić. A patrz jedno, gdzieć się kolwiek na jakim ześciu albo na jakiej biesiedzie być przytrefi, by też siedział napoczciwszy i nabaczniejszy człowiek, gdy przydzie chociaj by nawietszy nikczemnik a łańcuchów nawiesza na sobie, już się ty pomkni, szarasy, siądźże ty pozłocisty. Przydźże do jakiego prawa, do jakiego sądu, kędy chcesz, ano sprawuje swoję rzecz ubogi lisi kołnierz, a jako sobol przydzie, pomkni się, wierę, lisie, siędzie tu sobol. Już twoja akcyja do jutra musi trwać, a sobola odprawić, bo ma pilną potrzebę, chociaj nic nie będzie. A ubogi baran ten musi za piecem czekać, aż się i tchórze pirwej odprawią. Patrzajże zasię, iż onego pozłocistego, by też, jako ona stara przypowieść, nie umiał i kozie ogona zawięzać, alić go na urzędy sadzają, alić go już z rady nie wyganiaj, występcie wy, szarzy, ale ty, panie łańcuchu, możesz zostać, a czasem go i w radzie posadzą. Azaż tak Pan Mojżeszowi rozkazował, gdy mu poruczał sędzie i urzędniki stanowić między ludem swoim? Nie mówi tam: „Obierz pozłocistego albo z sobolim kołnierzem”, ale mówi: „Obierz między nimi ludzi stateczne, poważne, cnotliwe, poczciwe a sprawiedliwe, a rozdziel je na urzędniki między ludem moim”. Ano i źwirzęta, i ptacy, wszak to oczyma widamy, kiedy lecą albo stady idą, tedy co starszego a wiadomszego zawżdy naprzód puszczają. U nas tylko pozłocisty wszędy naprzód. 4. Co się kolwiek na świecie dzieje, wszystko się ciału k'woli dzieje Abowiem patrz, iż co się kolwiek na świecie dzieje, to się wszytko marnemu ciału dzieje k'woli, nic się na miłą duszę ani na poczciwy umysł nie rozmyślając. Patrz, jako na wszem świecie rozmaity kołat, łoskot, kłopot. Jedni kamienie kują, drudzy rozliczne drzewa ciesą, wymyślając dziwne a nad rozum ludzki budowania. Drudzy orzą, drudzy sieją, kopają, drzewa wywracają. Owa nie próżna ziemia, nie próżne góry, nie próżne wody, gdziebychmy wszędy nie skryślali, szukając pożytków, a wszytko nędznemu ciału k'woli. Patrzże zasię na rozliczne kupie, na zatrudnione furmaństwa, na rozliczne a dziwne rzemięsła, jaki skrzyp, jaki kołat na każdym rynku i na każdej ulicy, jakie dziwne a wymyślne warsztaty, że nie tylko o nich pisać albo mówić, ale i wydziwować się im trudno. A on naszlachetniejszy warsztat gdzieby też co na nim k'woli niewinnej duszycy być miało robiono, barzo zardziewiał a pełen plugawej żużelice, dziwnych zabawek świata tego wszędy około niego leży. Już ono ta sława, pomierność, poczciwość, pobożność dawno zaziębła leży i kram dawno zawarto, gdzie ją polerować miano, skąd miała przypaść ona droga a kosztowna nieśmiertelność, której nadzieją ta wdzięczna duszyczka zawżdy cieszyć się miała. A czymże się to dzieje? Niczym ci innym, jedno żechmy utracili onę szczyrą niewinność naszę, która się była z nami urodziła, a potym zepsowawszy ją tym plugawym a swowolnym zielem, które k'woli światu na wszytko ją złe odmieniło, nic o nię nie dbamy, gdyż nas zawżdy do tego wiedzie, co jego jest, a co się jemu podoba. A choćby też on zacny rozum a ona poczciwa cnota, zezwoliwszy się, mogli temu swowolnemu osłowi gwałt uczynić, a cóż gdy im jego dobrowolnie sami pomóc nie chcemy, i owszem, temu osłowi więcej folgujemy i mocno przy nim stoimy. 5. Żadna rzecz nie jest zła, która bywa rozumem sprawowana A tak próżnoć to ochylać, nie może to żadnym obyczajem dobrym zwano być, co nie bywa roztropnym rozumem, sławną poczciwością a świętą cnotą osadzono. Bo i bogactwa, i wszytki przypadki od fortuny możeć i złymi, i dobrymi nazwać, bo są barzo dobre, i Pismo ich nam nie broni, gdy ich dobrze, poczciwie, pomiernie, nie tylko na swe pożytki, ale i na potrzeby bliźnich swoich, także i Rzeczypospolitej, używać będziemy. Ale zasię gdy tylko nadętej pychy a sprośnego obżarstwa, a opilstwa, a wzgardzenia ludzkiego z nich używamy, a pewnego upadku i z nimi pospołu bezpochybnie czekamy, tedy je złymi nazwać możemy. Bo niech pan za oponami siedzi, jako chce, niech się upstrzy, jako chce, niech się uperfumuje, jako chce, a nie będzieli cnotą a roztropnym baczeniem zafarbowany, nie pomogą mu nic perfumy, przedsię będzie śmierdział jako kozieł. A prosto jest jako muł złotohławem zakryty, a gdy z niego zejmą ztotohłów, alić uszy, ogon, głowa, szyja, wszytko po diable, a wszytko się niczemu dobremu nie godzi. I organyć nadobne pozłociste będą, i nadobnie piszczą, kiedy je dobrze umiarkują, ale jako się też roztrzęsą a rozgłobią z onego porządku swego, to też już będzie więcej sapu a kołatu niźli cudnego piskania. Także też zasię są i złe rzeczy na świecie, ale kto ich pomiernie a z roztropnym obaczeniem używa, tedy nic nikomu szkodzić nie mogą. Złyć jest kat z przyrodzenia, bo już na pomstę a na ludzkie śmierci jest wysadzony, ale kto do tego przyczyny nie da, a co kat komu może złego uczynić? Złyć też miecz, bo na to sprawion, aby ludzką krew rozlewał, ale kto do tego przyczyny nie da, iście miecz sam nie uderzy: a cóż komu wadzić ma? Bo nigdy dobremu nic złego zawadzić nie może. Bo jako jasne a piękne złoto, by też w naplugawszym worku leżało, tedy ono onej swej jasności dla szpetnego worka nigdy stracić nie może. Także i człowiekowi poczciwemu, który roztropnym rozumem wszytko około siebie rozważyć może, a co mu złego zaszkodzić może? A co mu może zaszkodzić łakomstwo, gdy on to, rozważywszy pięknym rozumem, wzgardzi, a skądinąd, a z poczciwszego końca szuka obeścia swego. Złać też i pycha, o której tu teraz mówimy, a cóż mu zawadzi, gdy on uważywszy poczciwy stan swój a bojaźń bożą, a rozmyśliwszy się na to, iż mu to jest przypadek szkodliwy a zelżywy, iż się jej strzeże, a w nię się nigdy wdawać nie będzie chciał. A także i inne przypadki od świata niepotrzebne, umiarkowawszy wszytko rozumem a cnotą w sobie, wszytko to z siebie otrząśnie jako plewy, idąc z gumna, kiedy owies wieją. A niedbalcowi wszytko to będzie jako mocno woskiem przylepił, ani on nigdy o tym myślić będzie. A tak człowiek poczciwy a poczciwie rozważny jest jako blask słoneczny, co wszytki kąty oświeca, wszytki zaziębłości ogrzewa a wysusza, a już nie tylko sam sobie dobry, ale będąc onymi nadobnymi cnotami ozdobiony, już nie lza, jedno wszytkim dobry być musi. Bo jako ćwiczony marynarz nie jedno sobie dobry, ale i onym dobry, co z nim w okręcie siedzą. Doktor też abo cyrulik mądry nie jedno sobie dobry, ale i owym dobry, co jego rady potrzebują. Sędzia też pobożny nie jedno sobie dobry, ale i owym dobry, co jego pobożnego sądu potrzebują. Takżeć i człowiek mądry a baczny, a roztropnymi cnotami ozdobiony, nie jednoć sobie dobry, ale wielu ludziom cnoty jego a poczciwe obyczaje jego zawżdy się przygodzić mogą. Abowiem widzimy w ludzioch rozmaite przypadki, jeden lwa ogłaszcze, iż mu się płaszczy jako zając, drugi niedźwiedzia za nos wodzi, drugi szkapę szaloną tak ukróci, iż mu na kolana uklękać będzie, kiedy nań będzie chciał wsiadać. Takżeć baczny a mądry człowiek i lwa ukróci rozumem swoim, to jest złego, możnego a upornego człowieka, i szkapę szalonę, to jest chłopa szalonego nadobnie ukróci poważnym upominaniem swoim, i niedźwiedzia za nos powiedzie, to jest chłopa gniewliwego a jadowitego, gdy mu z rozumu a z cnoty nadobnych receptów doda. A tak i sobie dobry, i ludziom dobry, bo sobie sławę wieczną uczyni, a ony też okróci, co by ubogim ludziom, złymi obyczajmi swymi zaszkodzić mogli. 6. Jako z pychy wzgardzenie roście, a z wzgardzenia nieprzyjaźń a zwada, a jako się tego poczciwy przestrzegać ma A jako pospolicie po grzmieniu bywa deszcz albo grad, także też po pysze bywa pospolicie wzgardzenie, a po wzgardzeniu przymówki, a potym zwada. A poczciwemu człowiekowi jako to jest szkodliwy przymiot, to już każdy snadnie i rozważyć, i obaczyć może. A tak poczciwy człowiek ma się pilnie strzec i takich biesiad, i takich ludzi, i takich rozmówek, skąd by mu to przypaść miało. Bo iż tego przypadku nie trzeba długo słowy farbować, dobrze się sama ta rzecz zafarbowała, i co szkodliwego, i co trudnego, i co niepoczciwego poczciwemu człowiekowi przynosi. Abowiem kto już w ten bród zabrnie, już nigdy bezpiecznego ani wesołego czasu mieć nie może. Już przejeżdżka pomierna, już przechadzka wdzięczna i inna każda wolność swobodna takiemu się sprośnie zagrodzić musi. Już piwo warz, kury skub, świnie pal nie tedy, kiedy chcesz, ale kiedy musisz albo kiedy czas przypadnie. Ano cię już przyjaciele nawiedzać pojadą i już sług z krzywymi wąsmi musisz więcej chować, niżlić potrzeba, już ci onych kur, czegoś nie doskubł, ostatek pobiją, i kłódkęć do piwnice stłuką, już baran wrzeszczy, a wełna na nim trzeszczy, już będziesz miał zawżdy świeże nowinki, choć to jako żywo nie było, bo cię będą na urząd straszyć, abyś im dolewał, już musisz z nimi kozerę grać, choćbyś nierad, folgując onej potrzebie swojej. Już ubijeszli kogo, tedy źle, ubijąli też ciebie, tedy jeszcze gorzej. Już dekret Pański tuż za piętami chodzi, iż kto rozleje krew człowieczą, musi też pewnie zasię krew jego być rozlana. A kto by wiedział, iż krew jego ma być pewnie rozlana, jakoż dekret Pański nieomylny jest, a nie wie gdzie, kiedy i jako, jakożby taki mógł kiedy dobrej myśli być albo bezpiecznie usnąć, albo się najeść? Więc i wójt we wsi nie obejdzie się bez tego, aby do pana z nowinką nie przyszedł, bo to pospolicie ich święte przyrodzenie jest, aby pany wadzili, a nie wiem, co też na tym wygrają, bo się panowie pojednają, a chłopu w tym rozterku zawżdy w łeb. Bo już: „chłopie, daj kury, daj owies, pódź na straż, rano biegaj po drwa, biegaj po piwo, młóć owies”, a chłopu się przedsię rychlej dostanie niż komu innemu. Bo tak pospolicie powiadają: „O, stłukł ci on mnie jednego, aleć mu ja ich pewnie stłukę trzech”. A cóż ci chłop krzyw? Czemu onego nie tłuczesz, coć winien? Ale iż łacno chłopa zdybać, a wżdychmy się pomścili jako tako. 7. Może być krotofila bez szkodliwych żartów Mogąć być między uczciwymi ludźmi krotofile bez owych niepotrzebnych żartów, bo to stara przypowieść: „Z przyjacielem igraj słówkiem rzadko, ale rączką nigdy”, i to słówkiem poczciwym a nieobraźliwym, boć i słówko czasem rychlej obrazi niżli rączka. Ale to nic u naszych panów, kiedy się rozigrają, jeden drugiemu oczy zalać kampustem albo czym tłustym gębę zamazać, czapkę zrzezać, suknią zdrapać, pod nosem świeczkę zagasić. Więc łża zadać, więc niepoczciwych słówek namówić, a pospolicie charci takie krotofile miewają. Więc się tu po piasku gonią, więc tu przez się skaczą, więc tu jeden drugiego obali, a z onej krotofile to idą w się, aż jeden z chromą nogą, drugi z rozdartym uchem idą skowycząc do domu. A są ty ich krotofile jako wędki na ryby albo wspary na ptaki. Takież rybeczki około wędki igrają, biegają, a ona się im nadobnie błyszczy, alić jedna po chwili chyt na brzeg, ani się sama obaczy, co się jej stało. Albo takież ptaszek pod siecią albo na lepie ani sam wzwie, kiedy uwiąźnie. 8. Różne postawy gniewliwych Abowiem obacz, jakie są różne postawy przyrodzenia człowieczego. Bo się jeden zapłonie ze wstydu, a drugi z gniewu; jeden się śmieje z prawej szczyrości, a drugi się śmieje, kiedy ma uderzyć; jeden płacze z radości albo z wesela jakiego, a drugi, kiedy się rozgniewa. A wszakoż na każdej biesiedzie albo na każdej sprawie to jest napotrzebniejsza człowiekowi bacznemu, aby się zawżdy cisnął do człowieka statecznego a poczciwego, a z nim zawżdy i rozmowy miał, i wdzięcznego towarzystwa używał. A gdyby co miało takiego przypaść na cię, choćby go też już nie było, tedy go miej jako obraz przed oczyma swymi i wszytki sprawy jego. A gdy sobie wspomnisz skromność jego a onę stateczność jego, tedyć każdy przypadek, jakić się kolwiek przytrafi, zawżdyć znośniejszy i rozważniejszy będzie. Bo i z onych drugich przemierzłych obyczajów możesz się sam w sobie po cichu naśmiać, i sam, jeśliby cię też co takiego ruszyło, uciekszy się do rozumu, snadnie w sobie pohamować możesz. 9. Człowiek nie może razem wszytkiego w sobie uskromić A acz żadny człowiek nie może w sobie wszytkiego razem zahamować abo postanowić, bo żadne ciało nie może być tak zdrowe, aby go wżdy kiedy co zaboleć nie miało, ale lepiej wżdy, iż jeden członek zaboli, niżliby wszytko ciało miało boleć. A lepiej zawżdy nogę wywinąć niżli złamać. A tak w roztropnym a w bacznym już wżdy przyrodzenie zgoła wszytko tak zaboleć nie może, aby się powściągnąć nie miało od tego, co mu nie przystoi. Nie tak jako w onym wszeteczniku, co razem i z ciałem, i z duszą mało nie ustawicznie na śmiertelnej pościeli leży. Bo jeśli w sobie obaczy gniew roztropne a słusznie upomiarkowane ciało, już go snadnie uskromić może onymi miotłami dusznymi, co z cnoty a z powścięgliwości robią; także obaczyli i łakomstwo, i obżarstwo, i inne niepotrzebne a niepoczciwe przypadki cielesne swoje. Abowiem za roztropnym rozmysłem a za bacznym ćwiczeniem już tuż ona zacna towarzyszka cnoty świętej stałość mocna przypadnie, tak iż on tak ozdobiony człowiek będzie stał jako mocny filar, którego żadny wicher, ani przestrach, ani żadna rzecz, nigdy ruszyć nie będzie mógł. Abowiem, patrz, i na lwa, i na niedźwiedzia, i na każde jadowite źwirzę, iż zarazem żadnym gwałtem ukrócono być nie może, ale rozumem a nadobnymi postawkami, a wdzięcznym ugłaskaniem, a gdy k'temu często ludzi wida, snadnie ukrócone być może, że się będzie płaszczyło jako zając. Takżeć też przyrodzenie swowolne, jeśli nie będzie rozumem a roztropnym baczeniem ugłaskano, pewnie iż zawżdy płoche być musi, a trudno czym inszym ukrócono być może. 10. Pirwsze przypadki przyrodzenia naszego nie są w naszej mocy Abowiem pirwsze przypadki wzruszenia naszego, to jest rzecz pewna, iż nie są w naszej mocy, na co się wszyscy filozofowie zgodzili. Bo to nie może być, gdy się człowiek nie obaczy, aby się i rozgniewać, i przestraszyć, i zapłonąć nie miał, kiedy nań co z nieobaczka przypadnie. Ale wnet skoro się obaczy a rozum go przestrzeże, tedy wnet wszytko ono snadnie z siebie otrząsnąć może. A powiedają o rycerskich ludzioch, iż kiedy ku bitwie, że jeden zblednie, drugiemu się noga w strzemieniu trzęsie, bo to są pirwsze przypadki, a nie są w naszej mocy, ale skoro się obaczy a uciecze się do rozumu, do sławy a do cnoty o radę, o, wnet go ono wszytko snadnie ominie. Ale jako doktorowie powiedają: Principiis obsta sero medicina paratur, to jest każdej chorobie wczas zabiegaj, bo pozdne lekarstwo niedobre bywa. A także i poczciwy człowiek, gdy obaczy tę chorobę pirwszego wzruszenia w sobie, o, wnet nie mieszkając, co narychlej z onymi syropki wdzięcznymi do niej, naczyniwszy ich z cnoty, z rozumu, a z roztropnego uważenia, pewnie wnet, iż ta pirwsza niemoc w poczciwym człowieku snadnie uleczona być może. Bo sąć też i inne przypadki przyrodzenia naszego, którym się ciało obronić nie może, ale już nie tak szkodliwe jako ty pirwsze. Jako jest zbytnia radość, zbytni smętek, zbytnie wesele, zbytni śmiech, także i bojaźń zbytnia. A wszakoż i tych kto niepomiernie a bez rozumu używa, tedy się i ty snadnie w szkodliwe a w niepotrzebne obrócić mogą. Ale co będzie rozumem a stałością zakowano, to nikomu żadnej szkody uczynić nie może. Bo co mi może uczynić smętek, gdy się ja do rozumu uciekę, iż się trudno wolej bożej sprzeciwić, a iż to pewnie wiem, będęli w tym cirpliwie trwał, iż mi się to ma sowito nagrodzić. Także a co mi może uczynić strach, bym dobrze i rany, i krew na sobie widział, gdy sobie wspomnię na sławę, na poczciwość swoję, żem to powinien i dla sławy swej, i dla ojczyzny swej, i dla Rzeczypospolitej swojej wszytko z chucią znosić. A tak poczciwego a stałego człowieka już ani krzywda, już ani zwada, już ani gniew, ani żadna rzecz niepotrzebna a nie uczciwa nigdy go ruszyć nie może, jedno jako anioł zawżdy w pomierności swej zostawać będzie, a o żadną się rzecz zafrasować nie może. A kto się nigdy ni ocz nie frasuje, już zawżdy wesół, a kto zawżdy myśli wesołej a bezpiecznej, ten zawżdy może rzec, iż błogosławionego a wolnego żywota używa, gdy się k'temu jeszcze będzie przestrzegał wszetecznych biesiad a swowolnych ludzi, tylko iż będzie żywota swego używał z uczciwymi, z pomiernymi a cnotą a rozumem ozdobionymi ludźmi. 11. To nalepszy doktor, co się sam uleczy Abowiem to jest i natańszy i sobie napotrzebniejszy lekarz, kto obaczywszy w sobie chorobę, iż ją sam sobie uleczy. Także poczciwy człowiek, gdy się sam nadobnie rozmiarkuje, a ty przypadki cielesne, iż sam w sobie pohamować będzie umiał. Abowiem ci i biesiada poczciwa nic nie wadzi, chociaj ją kto i z niemałym kosztem swoim uczyni ku swej poczciwości, kiloby nie wszeteczna, nie sprośna, nie owa ożarła, tedyć to jest nadobny przysmak i do sławy, i do dobrego zachowania, boć nas Pan nie chce mieć kartuzy. A jako Salomon pisze, iż człowiek poczciwy ma z ochotną myślą a z wesołym, a z pobożnym sercem używać darów Pańskich, dziękując mu za to. Także też na drugim miejscu Pismo powieda, iż ochotnego szafarza dóbr swoich miłuje Pan Bóg. Ale pewnie nie owego, co z bębny a z dudami, tłukąc się po ulicach, szafuje ty dary Pańskie. Abowiem trzeba się zawżdy rozmyślać, abychmy niczym Pana nie obrazili, a pomiernie a poczciwie wszytkiego używali, aby się wesele nasze, tak jako nas Pismo przestrzega, w smutek nie obróciło. Ano piszą o jednym królu, co ji zwano Pelopidas, iż na każdym feście kazał sobie zawżdy przynieść szklenicę octu i wypił ją. Gdy go pytali, jeśli to dla zdrowia czyni, tedy powiedział, iż: „nie, ale dla tego, iż po weselu jeśliby smutek jaki przypadł, abych ji zawżdy, jakom to powinien, cirpliwie znosił”. Także i każdy, czego w sobie rozumem nie umiarkuje, tedy będzie jako on głóg przy drodze, co sam drapie, a jagoda się niczemu dobremu nie godzi. Ale i głóg, gdy ji nadobnymi gałązkami uszczepi, tedy z niego snadnie może być pożyteczne drzewo. Także sękowate a drapiące przyrodzenie człowiecze, bo i kowalowi łacno o młot, i ślosarzowi o piłkę, i krawcowi o nożyce, gdy już sobie warsztat zgotuje. Także też poczciwy człowiek, gdy sobie nadobny warsztat z cnoty świętej a z rozumu uważnego zbuduje, już mu łacno o wszytko inne naczynie, co im sławę a poczciwość na tym szlachetnym warsztacie snadnie sobie ukować może, a wszytki inne szkodliwe przypadki, jako ty gniewy, ty zwady, ty nieuczciwe wszytki sprawy i biesiady precz na ulicę, jako zużelicę niepotrzebną, od siebie odrzucić może. Kapitulum IX 1. Tu już będzie po tych wszytkich przypadkoch, jako poczciwy człowiek on szkodliwy przypadek gniew w sobie i ukrócić, i umiarkować, i jako się w nim ma i obchodzić, i sprawować A gdyżechmy już odprawili różne przypadki człowieczeństwa naszego, a jako mają być obaczywane, i jako mają być hamowane i skromione w przyrodzeniu naszym, już też pomy do starszego występku naszego jako do fontany, do którego się mało nie wszyscy do rady schodzą, to jest do gniewu szkodliwego. Bo już łakomstwo jako łakomstwo, to wżdy potajemnie łupi, także obżarstwo, opilstwo i inne przypadki. Ale to pan taki, co i łupi, i bije, i rozmaite szkody narodom ludzkim czyni. Abychmy o jego miłości innego świadectwa nie mieli, tedy się jedno przypatrzmy sprawie i postawie jego, tedy to pewnie obaczymy, iż to pan niebarzo dobry musi być. A wspomni sobie jedno kto, jeśliś widział kiedy prawie tym to gniewem zapalonego człowieka; aczkolwiek ten przypadek jadowity nie jest jakoby dziedziczny w ciele człowieczym, także i w innych źwirzętach, ale jest wzruszenie jakieś a zapalenie żółci, krwie i innych wilgotności cielesnych; jako to i w źwierzętach widamy, iż będzie pokorne, łagodne, a gdy się wzruszy a zapali, tedy jest dzikie, srogie, a na poły szalone. Patrz na konia, gdy się zapali, a on z onego cichuczkiego skinie się wnet jako szalony, będzie drżał jako ryba, oczy mu się zapalą jako pochodnie, będzie kwiczał, ryczał, kąsał, wirzgał, owa wszytko musi odmienić w sobie. Także też i wół będzie chrapał, sapał i rogami strzęsał, piasek nogami rozmietował. Także też i pies na kij, na miecz pobieży, czymkolwiek nań ciśniesz, to będzie kąsał. Także i wieprz, patrz, jako się na ludzi wnet będzie puszczał, zębami zgrzytał aż piany z niego pocieką. Owa każde źwirzę w tym przypadku musi sprośnie odmienić przyrodzenie swoje. A wszakoż i w źwirzętach ten srogi przypadek jeszcze wżdy umiarkowańszy jest niżli w tym szlachetnym źwirzęciu, co ji człowiekiem zową, chociaj jest i rozumem, i poczciwością ozdobione, jako prorok o nim powieda. Abowiem mędrcy oni starzy tedy gniew człowieczy doczesnym szaleństwem zwali, jakoż kto się temu przypatrzy, barzo to snadnie rozezna, iż jest coś barzo podobnego k'temu, a jeśli nie ku szaleństwu, tedy ku sprośnej chorobie jakiejsi. Azaż nie widamy, jako z onej nadobnej a łagodnej twarzy wnet się stanie sprośna, sroga, zadęta, zabladła, że straszno na nię patrzyć? Azaż się ony zapalone oczy we łbie wiercieć nie będą jako u szalonego? Azaż nie drżą wargi? Azaż nie zgrzytają zęby? Azaż może spokojem postać? Jedno się wierci, kręci, nogami depce, a nie wie, gdzie się wrazić. Azaż ręce spokojem zadzierżeć może? Jedno imi kiwa, grozi, a jeśli się pomścić nie może, tedy albo się drapie, albo z szalonego łba włosy skubie. Już mowa, już wzrok, już słuch, już wszytki zmysły w nim sprośnie się odmienić muszą, a żadna władza przy słusznej swej mocy już tam zostać nie może. Już ni rozum, ni pamięć, ani baczenie żadne tam spełna być nie może. Już wszytki boże inne dary, które hojnie nad inne źwirzęta nadane mamy, władzej swej ani urzędu swego żadnym obyczajem używać nie mogą, gdyż już marnie tym sprośnym przypadkiem zgwałcone a zniewolone być muszą. 2. Jako są szkodliwe przypadki z gniewu Patrzże zasię, co za szkody a co za przypadki z tego tak szkodliwego zajątrzenia uróść i umnożyć się muszą. Naprzód niemoc pewna z onego tak wzruszonego a zgwałconego przyrodzenia, tak jako to często widamy, snadnie przypaść może. Potym zła sława, bo już tam i sam na się, i na kogo, cokolwiek od kilka lat wie, snadnie wywoła, a nic już tam zatajono być nie może. Więc omierżenie ludzkie, bo się już więc wszyscy tam zbieżą się mu dziwować jako niedźwiedziowi. Jedni hamują, drudzy też jako psu łają, a złym człowiekiem nazywają. Acz potym nędznik tego wsztkiego, obaczywszy się, żałuje, ale nie wczas, sprawiwszy już wszytko, co trzeba. 3. Gniew a rozgniewanie są od siebie różne Abowiem gniew a rozgniewanie są od siebie ty dwie rzeczy jakoby niejako różne, jakoby pijany a opilec. Bo pijany to jest, co nie ustawicznie, jedno iż mu się też to z czasem upić trafi. Ale opilec jeszcze nie wie, jeśli żyw, a już znowu konwie podle siebie maca. Także rozgniewany ten jest z czasem a z przypadku, ale gniewliwy, co już wziąwszy co przed się, już się ustawicznie gniewa, a długo się uskromić w onym swoim przedsięwzięciu nie może. A to jeszcze szkodliwszy, bo z takiego przedsięwzięcia już się więcej złego namnożyć może, niżli z owego do czasu rozgniewanego. Acz ci i owo zły, bo już bywa, acz krótki, ale z szaleństwem na poły. Abowiem patrz, co się z tych długich gniewów na świecie dziewało, także się i zawżdy dziać musi. Bo z tego przychodziły ony srogie walki, dziwne mordy, jadowite krwie rozlania, najazdy, trucizny, dziwne śmierci, srogie onych pięknych a sławnych miast zburzenie, bo jeśli nie mocą, tedy chytrością, ogniem abo jakim przenajęciem. Wiele długo gniewliwy na świecie szkody i wiele złego uczynić może. Bo już tam i sława, i cnota, i zdrowie, i wszytki co naprzedniejsze klenoty tego szlachetnego przyrodzenia człowieczego na barzo lekki szańc a barzo na podły targ wysadzone być muszą. Azaż się nie targnie sługa na pana, syn na ojca, żona na męża? Azaż jeden drugiego nie otruje albo we śpiączki nie zabije? A snać nie masz żadnej niecnoty, czego by się nędzny naród ludzki tym przypadkiem sprośnym zarażony poważyć albo się ocz pokusić nie miał. A widamy to i na małych dzieciach, kiedy się powali albo się ocz rozgniewa, tedy się będzie miotało, będzie ziemię biło i szpetniej wrzeszczy, niżli gdy mu się co inszego stanie, iż już też i mamka musi z nim rzkomo płakać, także też ziemię bić, a ledwe iż z onego zatrwożenia ukrócono będzie. Więc już i ony boskie dary, które Pan dać raczył temu narodowi nędznemu naszemu, abychmy się też wżdy byli czym k'niemu przypodobnili, z tym nieszlachetnym przypadkiem zniszczeć a zagasić się muszą. Bo się miłosierdzie obrócić musi w srogość, sprawiedliwość w krzywdę, słuszne umiarkowanie w rozpustność a w szaleństwo. Już miasto stałości sprośna odmiana, miasto ratunku jakiego albo wspomożenia jakiego, drapiestwo a złupienie. I cożkolwiek jest naszlachetniejszego w przyrodzeniu człowieczym, wszytko szpetną sprawą a przemierzłą postawą odmienić się musi. 4. Kto chce, snadnie rozumem każda rzecz pohamowana być może A wszakoż mądry a rozważny człowiek, nie tylko ten tak chociaj szkodliwy przypadek, ale każdy inny, kiedy chce, snadnie w sobie oną uczciwą powcięgliwością zawżdy pohamować może, wziąwszy przed się bojaźń bożą a zakazanie srogie jego. A potym przypadek przyszłych rzeczy rozważywszy sobie, co złego a co dobrego z każdej rzeczy umnożyć się może, tedy ma temu z daleka rozumem zabiegać, a czynić gwałt przyrodzeniu swemu, a złamać w nim naporne chciwości jego. Abowiem każdy, kto obaczy jaki wrzód szkodliwy na ciele swoim, a iżby się co dalej, to więcej szyrzyć miał na skazę ciała onego, to wnet temu, kędy może, zabiega, a nic się nie gniewa na cyrulika, chociaj go pali, siecze, gryżącymi prochy zasypuje, bo woli do czasu bólu przycirpieć niżli ciało umorzyć. Albo gdy się komu miecz skrzywi, woli ji, o ścianę zawadziwszy, łamać a napraszczać albo ji i do ognia włożyć, i choćby się i złamał, woli na ten czas szkodę mieć, niżliby mu się czasu potrzeby spadać miał, z czego by więtszą szkodę albo i śmierć podjąć mógł. Także i poczciwy człowiek, gdy który szkodliwy w sobie przypadek baczy, który by mu na potym więtszą szkodę uczynić miał, wczas mu w sobie gwałt potrzeba uczynić, a wczas się z nim łamać, a roztropnym uważeniem rzeczy przyszłych a baczną powścięgliwością jako gryzącymi prochy zasypować, a nie dać mu się rozwodzić, aby na potym i więtszej szkody, i więtszego bólu nie przyniósł i nie uczynił. Abowiem i nieprzyjacielowi lepiej zawżdy wczas z daleka się bronić, niż go blisko do brony puścić. Bo jako moc a serce zaweźmie, trudno go potym odegnać bywa. Ale byś tak snać rzekł: „Wżdyć bez gniewu być nie może, bo go potrzeba albo na nieprzyjaciela, albo na złe ludzi, którzy karania bywają godni”. Toć już jest nie gniew, ale sprawiedliwość, a jeśli gniew, tedy gniew pobożny a rozmyślny. Boć się nie gniewa burmistrz na złodzieja, a wżdy ji da obiesić. Nie gniewa się mistrz na dziecię, a wżdy mu czasem miotełką wytnie; nie gniewa się myśliwiec na jelenia, a wżdy go zabije. Także i z nieprzyjacielem gniew musi być, ale rozmyślny a poradny gniew. Bo jeśli go rozmysłem a dobrą radą nie zwalczysz, byś też nań nabarziej z daleka zgrzytał zębami, tedyć mu to nic nie zawadzi. Więcbyś też lepak rzekł, a kiedy by mi brata abo przyjaciela bito, albo dom spalono, abo wybrano, tedy i tego jeszcze nie mam żałować albo się o to gniewać? Tedy i to jeszcze nie gniew, ale pomsta poczciwa. Bo bez wzruszenia jadowitego gniewu może się poczciwy człek pomiernie a rozmyślnie krzywdy swej pomścić, także i krzywdy przyjacielskiej; a snać skromne położenie poczciwego człowieka sroższe jest niżli popędliwość gniewliwa. Bo ten, co mu winien, musi go pewnie gryźć sumnienie, aby się z nim ugodził, widząc onę skromność jego, a k'temu pomyśli sobie, iż chociaj milczy, ale co wiedzieć, co myśli. A tak bez gniewu a bez szkodliwego obruszenia siła sobie rozumny człowiek i krzywdy, i każdej rzeczy inszej nagrodzić może, a przedsię i niepotrzebnych trudności ujdzie, i sława, i dobre zachowanie spełna zostanie. 5. I baczny człowiek rozgniewać się musi, ale z rozumem Abowiem toć być inaczej nie może, że i baczny człowiek, a zwłaszcza pirwszy przypadek, który, iż to już wiemy, że nie w naszej mocy jest, aby w sobie zarazem mógł przełomić, a iżby się też z czasem rozgniewać nie musiał. Ale jakoż się rozgniewa? Pewnie dziecinnym gniewem, które się równo tak rozgniewa, kiedy mu suknią wezmą, jako kiedy gałkę. A posypawszy mu orzechów albo dawszy mu leda jakie cacko, aliści wnet jednanie. Także też rozważny człowiek o równą rzecz, szkoda aby sobie miał targać albo niepotrzebnie frasować szlachetne przyrodzenie swoje. Bo najdziesz drugiego, gdy sługa obrus spluska abo nie chcąc szklenicę stłucze, to wnet do korda albo do kija, równie jakoby mu dom zapalił abo co inszego co nagorszego uczynił. Ale roztropny człowiek może tak uważnymi słowy prostaczka pokarać, że mu to dłużej pamiętno będzie, niżby go uderzył abo jaką inną srogość nad nim uczynił. Bo gniew każdy ma być rozmyślny, a gdzie go komu trzeba ku jakiej poczciwości swojej, tedy go roztropnie trzeba używać. A gdzie go nie trzeba, a czemu sobie przyrodzenie targać? Bo bijemyć też i węża, i wilka, i psa wściekłego, ale z potrzeby, a nie z gniewu, aby to potym komu inszemu nie zaszkodziło. A tak gdziebychmy kogo nierozmyślnie a z srogości gniewu przykro karać chcieli, weźrzymy pirwej w swe afekty jako we zwierciadło, jeślibychmy też tam czego takiego nie naszli, o co by nas też słusznie pokarać miano. A jako Arystoteles pisze, iż gdy masz kogo uderzyć, i już kij podniesiesz, rozmyślże się mało, jeślibyś też czego w sobie nie nalazł, o co by cię też słusznie możono uderzyć. Boć są i drugie afekty w naszym ciele, choć nie barzo szkodliwe, a wżdy kto ich niepomiernie używa, tedy się z nich mogą i szkodliwe uczynić. Jako zbytnia miłość, zbytnia radość zbytni śmiech, zbytnie wesele, i to wszytko może być szkodliwe kto tego bez rozumu a niepomiernie używa. A tak pomierny gniew nie jest ci gniew, ale roztropne karanie a napominanie, aby się potym oni tego strzegli, co im to należy, a tym się karali a upominali. Abowiem toć jest prawda, jakochmy i pirwej słyszeli, iż pirwszego wzruszenia w przyrodzeniu swoim nie może nikt zarazem w sobie pomiarkować, ale obaczywszy się a uciekszy się do rozumu, o, wnet mądry człowiek wszytko w sobie snadnie pohamować może. Ale kto uskromiwszy a ochłodziwszy w sobie pirwsze wzruszenie swe, przedsię się sroży, przedsię jadowitości swej uskromić nie może, toć już jest uporny a rozmyślny gniew, a nigdy na dobre wyniść nie może. Bo i Bóg taki gniew na wielkiej pieczy ma. A najdziesz drugie tak jadowite przyrodzenie, co by rad, aby się ludzie bili a wadzili, a chociajby się krew lała, tedy on, patrząc na to, rozkoszuje sobie. I bywali tacy ludzie i za starych wieków, jako on sprośny Nero albo on srogi okrutnik syrakuzański, abo innych wiele, co sobie za krotofilę krew ludzką rozlewali. Ale jakie też pomsty za to brali, to już tam ich historie o tym poświadczają. Ale to już jest nie człowiecze, ale wilcze albo psie przyrodzenie, który co potka, toby rad kąsał, a zagryznąwszy jednę owcę, porzuci, a wnet drugiej szuka abo ją goni, aby ją takież zagryznął, chociaj mu już tego nie trzeba. 6. Mądrego człowieka gniew jest potrzebny Abowiem mądrego a poczciwego człowieka gniew roztropny na wiele się dobrych rzeczy i obrócić i przygodzić może. Ale nie tak, aby się srożyć miał jako kat, ale jego nadobne upominanie a roztropne rozważanie, choćby też było i z pogróżkami jakimi, tedy pożyteczniejsze jest niżli owego, co wytrzaska wszytko, jako grom, i z pamięci, i z obyczajów ludzkich. Abowiem by wszytki miał karać w srogości gniewu, tedyć by napirwej trzeba od tych a napilniej począć co też drugie karzą a w cudzym oku paździorka szukają, a w swym bierzma szpetnego nie baczą. Bo go karze o nieprawdę jednemu, a on sam wszytkim łgarzem. Karze go, iż komu nałajał, a on wszytkim łaje, wszytki lży a hańbi. Karze go, iż co równego komu wziął albo wypożyczał, a on wszytki drze by barany. A tak gdziekolwiek chcesz pojrzeć, a jakikolwiek stan upatrzyć chcesz, tak zacniejszy jako i mniejszy, patrzaj, wieleli ich znajdziesz albo upatrzysz, aby nie było nic, co by się wżdy w nich też pakarać mogło. Owa wszytkochmy ludzie, jednoż pleban człowiek. I któż jest taki, który by powinność swą zachował, a nigdy nic z niej wykroczył? Widzimy, iż brat brata rad by w czym mógł podstąpił a oszukał, ale tam i z przyrodzenia rzadka zgoda. A filozof napisał, iż rzadki jest ptak feniks na świecie, ale to jeszcze rzadszy ptak między bracią: zgoda. Azaż nie widzimy mąż z żoną w jakiej też zgodzie czasem mieszkają? Azaż nie widzimy, iż syn ojcu lata liczy, a pyta się dawnoli już wałaskiej wojnie? Azaż gość pewien na drodze swojej albo także i w gospodzie swojej? Azaż kmiotek pewien doma, pewien na targu, chociaj nikomu nic nie winien, jedno iż jedzie albo idzie z pobożną robótką swoją. Wszędy a wszędy wilków pełno, wszędy a wszędy nasadził się jeden na drugiego, aby go w czym podejć a podstępić mógł. Wszędy a wszędy łakomstwo a swawola tak szyroko rozbiły sieć swoję, że trudno i niewinnemu, aby się kto z niej wybić miał. A tak złość a przewrotność ona, szczyrość ona, szczyrość szlachetną na tym świecie tak zatłumiła, że prawie zatonęła jako dziurawa łódź na głębokich wodach. A tak potrzebny jest gniew poczciwego człowieka, aby roztropnym a pomiernym napominaniem, a czasem też i poczciwym karaniem niszczył, zacierał a ku dobremu końcowi przywodził ty sprośne wszeteczeństwa ludzkie. Ale by się miał na wszytki prawym a sierdzitym gniewem gniewać, równo jakoby też prawym oszaleniem oszaleć musiał. Bo złość nigdyć się z żadnym człowiekiem nie rodzi, jedno mu z czasem a ze złego wychowania, a jako ze zwyczajem przypaduje. Także też ze zwyczajem, gdy k'temu postrachu jakiego do tego przyłoży, snadnie odpaść może. 7. Człowiek mądry złym z poczciwym karaniem jest jako doktor chorym z łagodnym lekarstwem A jako doktor uczony, gdy widzi wadę jaką w człowieczym ciele, jeszcze nie barzo nazbyt szkodliwą, tedy ją też lekkimi ziółki i wolnymi syropki jako może leczy a opatruje. Ale gdy też obaczy, iżby się szyrzyć abo zapalać chciała, to już mocno agaryku dokłada i korrozywami zasypuje. Także też i człowiek mądry, póki jeszcze widzi nie nazbyt szkodliwe występki ludzkie, to je też leda ziółki, to jest pięknymi słówki a wdzięcznym a rozważnym napominaniem leczy. Ale gdzieby się też zuchwale szyrzyć albo zapalić chciały, więc też miasto agaryku tarasu albo łańczucha na to przyłożyć może. A wszakoż to wszytko może iść bez zapalonego gniewu, jedno z krześcijańskiej miłości, a nie z katowskiej srogości. A jako doktorowi chorzy dziękują, gdy je wyleczy, także i ci pewnie będą dziękować, gdy się obaczą, za ono łaskawe upominanie swoje. Abowiem przyrodzenie człowiecze przykłonne jest ku bojaźni jeszcze z onego przestrachu w raju przodka naszego, gdyż się ze wszytkimi przypadki jego rodzimy. A widamy to i we źwirzętoch, iż strach jest coś przyrodzonego, bo i koń leda przed wiechciem z drogi skoczy, i ptaki z konopi leda czym odstraszy, i niedźwiedź, kiedy trąbę usłyszy, tedy się trwoży. I lew, tak powiedają, iż kiedy wóz tarkoce a straszydło na nim jakie będzie, tedy barzo przed nim ucieka. A także i człowiek, a zwłaszcza gdy co na się czuje, pewnie nie tylko srogością karania, ale i srogością napominania abo srogą postawą snadnie być ustraszon może. Bo i w dziecioch to widamy, chociaj tenże, co z nimi igrał, twarz na nie zakryje albo jako postraszną ukaże, tedy wnet przed nim uciekają. Ale by nie było nic lepszego w człowieczym narodzie, aby i tego nie było, co by ludzi karał, i tych nie było, co by do tego przyczyny dawali, abowiem zda mi się, iż to nałacniejsze rzemięsło niż które inne, bo widzę, iż się siła ludzie mogą nauczyć i niepodobnych rzeczy, i nad przyrodzenie, a cóżby się tak łacniuczkiej, gdyby chcieli, nauczyć nie mieli? Bo trudniejszać jest rzecz po powroziech latać, pod wodami chodzić, zatonęłe rzeczy wynosić, nad przyrodzenie skakać, kuglować albo drwom kazać nadobnie piskać, a cóżby się tak snadnej rzeczy: od gniewu się powściągnąć abo też drugim do niego przyczyny nie dać, nauczyć się nie mieli? Bo tu wielkiej trudności ani wielkiego kłopotu nie trzeba, tylko, wziąwszy przed się bojaźń bożą, wstyd poczciwy przed oczy, złą sławę, trudność karania, każdy,by snadnie to w sobie i na gończym wędzidłku wszystko pokarać i postanowić mógł. A jeśliby też dobrze już ani wstydem, ani bojaźnią bożą kto się uhamować nie mógł, tedy to wżdy i naprostszy uczyni, iż rozeznawszy, co lepszego, a co gorszego, iż wżdy przy lepszym zostanie. Izaż nie lepszy pokój niżli kłopot? Izaż nie lepsza dobra sława niżli zła? Izaż nie lepsza piękna a poczciwa biesiada niżli wszeteczna, sromotna a wstydliwa? Izaż nie lepszy cnotliwy a spokojny żywot niżli warchotny, niespokojny a zewsząd zatrudniony? Izaż nie lepsza sprawiedliwość niż krzywda, za którą i tu na ziemi, i na niebie już pewna pomsta żadnego nie minie? Ale iż nasze przyrodzenie jest tak zgwałcone, iż się zawżdy rychlej ku gorszemu niżli ku lepszemu ciągnie, nie lza, jedno agarykiem dębowym, co trzy lata rósł, a korrozywą żelazną, co na szyi albo na nogach brząka, pohamować go musi. A to może być nie z gniewu, ale z życzliwości, aby potym na co inszego gorszego nie przyszedł. 8. Wada, iż człowiek podobieństwu wiele wierzy A wszakoż i to też nas czasem niemało unosi do niepewnych rzeczy, iż się przyrodzenie nasze wiele podobieństwy sprawuje. Jeden gdy kto czapki nie zejmie, chociaj się nie baczy, wnet mnimamy, aby to z gniewu uczynił. Czasem też między inszymi przywitać zapomni, a iż się w tym nie obaczy, też więc powiedamy: „Cóż, albo się na mię gniewa?”. Towarzyszów prosi na obiad, a drugiego zapomni, też mnima, aby się nań ocz gniewał. Drugi też, gdy przykro na kogo weźrzy, chociajby rad cudniej, ale nie umie, tedy się też drugiemu będzie zdało, aby to z gniewu uczynił. A co tego zasię bywa z omylnych ludzkich powieści, to by już temu i końca nie było. Bo to sobie mają pletliwi ludzie za przysługę, iż co na kogo, chociaj nieprawda, wymyślą a powiedzą. Pięknie to Aleksander uczynił, gdy mu matka pisała, aby się strzegł Filipa doktora. Ten doktorowi list ukazał, a nic się na to nie rozmyślając, bezpiecznie od niego wszytki recepta bierał. I by też był miał wolą co złego uczynić, pewnie się tamże zarazem ze wszytkiego pohamował. A tak ma być uważan gniew, aby nie leda z przyczyny był poruszon, gdyż wiele przyczyn jest i omylnych, i niepewnych na świecie. Abowiem znajdziesz drugiego, co się i na nieme rzeczy, i na Boga gniewać będzie. Utknie się pod nim koń, to już bije, tłucze, jakoby to niebożątko chcąc uczynił. Da mu gałąź w gębę, to już łaje, przeklina, a gałąż co krzywa, on sobie krzyw, iż jej nie obaczył. Uderzy się o kamień w nogę, kamieniowi łaje, a co kamień krzyw, a czemuś go nie przestąpił? Więc będzie łajał gradowi, dżdżowi, śniegowi, błotu, kiedy się upluska, a co deszcz albo błoto krzywo, a czemuś się nie podkasał? A owszem, jeszcze barziej słudze, choć mu nic nie będzie krzyw, jeśli przykro kaszle, jeśli śpiąc chrapi albo mu słoną potrawę przyniesie, albo, umywając się, iż sobie w rękaw wody naleje; a cóż sługa krzyw? On ci by tego wszytkiego nie rad uczynił, ale iż tak z czasem przypadło. Więc talerze, świeczniki, za nim ciskając, potłucze; a co talerze abo świeczniki krzywy? A szkodę przedsię sobie niepotrzebną a bezrozmyślną uczyni. Albo gdy mu bot szwiec ciasny przyniesie, a obuć go nie może, tedy i szewca stłucze, i bot zrąba; a co bot krzyw? A takich wiele przyczyn jest, z których w sobie bezpotrzebnie, tylo przyrodzeniu k'woli, gniew szkodliwy pobudzamy. A barzo łacniuczkie lekarstwo na to jest, jedno maluczki czas ścirpieć, aż się złe kęs odwlecze, a za maluczkie czasu sfolgowanie wielkie złe od siebie baczny człowiek snadnie odegnać może. 9. Wszytki grzechy śmiertelne gniew w sobie zamyka Abowiem co jest sprośniejszego jako gniew nierozmyślny a nieuważony? A snadź już w sobie wszytki śmiertelne grzechy zawrzeć i przenieść je może. Bo już zwycięży pychę, bo musi nadąć gębę, musi łajać, a każdego sobie lekce rozumieć. Zwycięży łakomstwo, bo się leda o krzywdeczkę gniewa, co nie stoi za pieniądz. Zwycięży obżarstwo, bo nie je czasem, aż trzeciego dnia, rozgniewawszy się. Zwycięży nieczystotę, bo sprośne słowa będzie mówił, a wszytko od paniej matki. Zwycięży lenistwo, bo skacze jako zając od kąta do kąta, a już nigdy cicho nie postoi. Zwycięży zazdrość, abowiem a kto mu onej szalonej a sprośnej postawy zaźrzeć będzie? A tak wielki to jest walecznik iście, a nie leda jaki zwycięzca, kto tego nieszlachetnego hetmana, co tę sześć hufów wiedzie za sobą, bez wszej obrony a bez wszej zbroje porazić może. Abowiem nałaczniejsza obrona nań jest ta, włożywszy przedni plach z rozumu na się, a zadni kusz z cnoty, a buławę dawszy sobie uczynić z cirpliwości, tedy go tak snadnie stłucze, że długo porażony tak leżeć musi niżli k'sobie przydzie. Bo to jest acz trudny węzeł na człowieka poczciwego, ale poradziwszy się przedniego plachu, tedy i nietrudny. Bo sprzeciwić się możnemu szaleństwo jest i Pismo nam tego zakazuje. Rzucić się też na słabszego ohyda, grzech i pośmiewisko ludzkie jest. Nie lza, jedno tą zbroją wysszej mianowaną poczciwy człowiek wszytko w sobie umiarkować musi. Kapitulum X 1. Gdy już wiemy, jako szkodliwy jest gniew, tedy się trzeba starać, jako a czym ji w sobie miarkować mamy Toś już słyszał i zrozumiał, jako jest sprośna a nie ku człowieczej postawie, ale prawie ku zwirzęcej podobna sprawa i postawa człowieka rozgniewanego, a jaka tam bywa sprośna i zapomniała myśl jego. Patrzajże, co są za przypadki a co są za ubiory a instrumenta jego. Miecz, kij, siekiera, arkabuz, sahajdak, plugawy taras, pal, szubienica, łańcuch, pęto i innych rozmaitych przypraw dosyć, a kto by się ich naliczył. Patrzajże zasię, jako to jest nieuleczony wrzód, a jako się wszędy rosypał między wszytki narody ludzkie. Bo już inne afekty nie są tak jadowite i snadniej się im poczciwy człowiek obronić może. Boć wżdy już nie wszytko pyszni, nie wszytko łakomi, nie wszytko zwadce, nie wszytko opilcy, ale bez tego sprośnego przypadku ukaż mi jednego na świecie, kto by się obejć miał a kto by był wolen od niego, jeśli nie będzie gwałtownym rozumem a roztropnym przyszłych rzeczy pohamowaniem prawie zwyciężony. A patrz, jako to jest hojny pan. Jeden się rozgniewa a gwałt jaki w mieście albo we wsi uczyni, a tysiąc się ich wnet zbieży. To już tam winny niewinny, kogo kto gdzie potka, to już boży a nasz, aż się krew czasem po ulicach leje. 2. Pirwsze lekarstwo na gniew Cóż z tym czynić, proszę cię? Już doktora nie masz na świecie, aby ten wrzód uleczyć miał, ani nań żadnych receptów z apteki nie najdzie. Już na to żadnego inszego lekarstwa nie masz, by pokupił wszytki zioła, jedno uważywszy tę sprośność jego, tak jakośmy już o niej słyszeli, a wziąwszy przed się bojaźń bożą, uciec się do rozumu, a pomyślić sobie, iż wspaniłemu rozumowi nie przystoi, aby go leda wiatr, a zwłaszcza nieprzystojny, od cnotliwej powinności jego unosić miał. A jeśli go tym nie zahamujesz, ani syropku, ani żadnych piłułek potym na to nie szukaj. Ale jeśli to w sobie sam zahamujesz, gdyż ci do tego już nikt inszy pomóc nie może, patrz, jakie dziękowanie odniesiesz. Bo ten przypadek nie może być, jedno z możniejszym albo z podlejszym. Jeśli ji z możniejszym w sobie zahamujesz, tedy sam sobie pilnie podziękujesz, żeś się odwiódł od niepotrzebnej pracej a trudności. A jeśli z mniejszym, tedy i ony wiele ludzi z nim będąć dziękować, żeś go w pokoju zostawił, a odwiódł od niepotrzebnego kłopotu jego. 3. Drugie lekarstwo na gniew Przy tym strzeż się i takich rozmów, i takiego towarzystwa, które by cię obrazić miało, a zwłaszcza kiedy też czujesz przymiotek jaki w sobie jako człowiek, gdyż żadny człowiek, tak jakoś słyszał, bez tego być nie może. Abowiem patrz, gdy masz wrzód jaki bolący na której stronie ciała, już nie tylko urażenia się boisz, ale i podobieństwa, gdy kto z ręką albo z czym inszym obróci się do ciebie w tę stronę, gdzie boli. Także wiedząc o tym bolącym a szkodliwym wrzedzie w przyrodzeniu swoim, już nie tylko, aby cię kto w to urazić miał, ale i podobieństwa strzeż, abyć skąd do tego nie przypadło. Abowiem kto czuje bliskie zimno, wczas na się kożuch wlecze. Kto widzi szpetną chmurę przed sobą, a nadziewa się prędkiej pluty, wczas sobie opończą odwięzuje. Także też ty, gdy widzisz jaką chmurę na jakiej biesiedzie, a ona się na tę nieszlachetną burzę, na gniew a na zwadę zanosi, odwięzuj wczas opończą albo wczas rozwódź, a sam się hamuj, a na koniec radszej idź precz, a nie daj sobie tej plugawej plucie kapać za szyję. I maszli kogo powinowatego przy sobie, i tego odwiedź z sobą, możeszli. Bo więc naszy bracia, kiedy się dwa swarzą tedy się śmieją, aż kiedy się rzucą do szarszunów, toż dopiro chcą rozwadzać, aliści drugiemu, choć nic niewinien, ręka wisi. Ano stara przypowieść: „Początkowi zabiegaj, bo pozdne lekarstwo nie tak pożyteczne”. Też się sam strzeż, abyś nie czynił takich rozmówek, które by obrażały, bo nie wiesz, z jakim kto przyrodzeniem siedzi. Najdziesz drugiego, co mu się ludzie wszyscy śmieją, a on się o to rozgniewa. A też nas z tego ona stara przypowieść chłopska przestrzega, iż: „kto mówi co chce, usłyszy, co by nie rad”. Antygon, on wielki a waleczny król, chodził jednego czasu między namioty, odmieniwszy się, nasłuchawając, k'czemu się też jego ludzie mają i o czym też sobie rozmawiają. Usłyszał w jednym namiecie, ano o nim szpetnie mówią i barzo mu łają, iż je wywiódł w głodny kraj. On, przystąpiwszy bliżej, pomaluczku rzekł: „Cyt, panowie, lżej mówcie, by król nie usłyszał”. Oni, poznawszy głos królewski, rozbiegli się precz. A on, rośmiawszy się, poszedł potym do pokoju swego, rozumem to ogarnąwszy, iż go ono nic nie ruszyło. A tak trzeba się strzec rozmów takich, co by komu co szkodzić miały, bo nie wiedzieć, gdzie kto stoi i co kogo obraża. Bo krzywda, acz zarównana snadnie być może, ale ten pan szlachetny, pan gniew, długo wirzga jako podgórski źrzebiec, a długo się uspokoić a postanowić nie może. 4. Trzecie lekarstwo na gniew Tego też jest potrzeba ku uskromieniu przyrodzenia naszego, abychmy też obaczali przypadki swoje, bez których żadne ciało być nie może. Abowiem któż się z tym urodził, aby wżdy też kogo kiedy obruszyć nie miał? A jeśli nam to miło, iż to od nas ludzie skromnie przyjmują, albo też czasem nie baczą, niechże też to nam od ludzi będzie miło, gdy nas nieszkodliwie albo z niechcenia czym równym obrażą, iż im też to takież albo przebaczyć, albo też tego za złe rozumieć nie będziemy. Abowiem zaśpi czasem służka nieboraczek, iż zamieszka posługi jakiej, wierci się, żal mu barzo tego, azażby go za to bić albo mordować, obaczywszy, iż to nie ze złości uczynił? Każą nędznemu kmiotkowi na jaką robotę, a on wołku abo konika naleźć nie może, płacze, szukając go, boi się, niebożątko, a już go też bić albo mordować, albo sadzać za to? Albo takież sąsiadek albo kto inszy, iż mi co z niechcenia abo z nieobaczenia uczyni, a już wnet siodłać, a już się wnet mścić? Jakoż tych wiele znajdziesz, co to lekkością zową, kiedy się razem nie pomści. A jabych to zasię zwał poczciwą sławą a rozmyślnym obaczeniem, bo złe nigdy nie uciecze. A tak człowiek poczciwy ma uważać każdy czas i wedle czasu każdy przypadek. A mądrym to człowiekiem zową, kto każdą rzecz z statecznym rozważeniem zaczyna. Także i przypadek gniewu, z której by się kolwiek przyczyny trafił, ma uważać, jeśli z żartu, jeśli umyślmy, jeśli chcąc, jeśli nie chcąc, a zawściągnąć się maluczko, a apelować do słusznego rozmysłu. A tam rozważywszy sobie, iżby się ocz było gniewać, gdyż wspaniłemu człowiekowi też nie przystoi zelżywości odnosić, toż dopirko z roztropnym uważaniem a rozmyślnie rady szukać a przyczyny, jakoby się to poczciwie nawetowało, bo stara ona przypowieść nas uczy, iż zawżdy łacno o drewno, kto chce psa uderzyć. Abowiem gniew bez rozmysłu, tedy go mądrzy ludzie nie zową gniewem, ale furią a szaleństwem. Bo gniew bezrozmyślny trudno ma być na potym bez żałowania. Jako ono o Aleksandrze Wielkim piszą, iż gdy z żartu rozgniewawszy się, kazał Lizymacha, wielkiego a zacnego męża, srogiemu lwowi wyrzucić, Lizymachowi Pan Bóg poszczęścił, iż gdy już lew bieżał do niego rozdrapać go, że zerwawszy płaszcz z siebie a zwinąwszy, wrzucił mu w paszczekę i na głowę, a potym za gardło go podpadszy, tak się długo z nim łamał, aż ji udawił. Jako się potym Aleksander wstydził tego i z jaką tego żałością używał, i jako to Lizymachowi nagradzał, to już o tym historia świadczy. A tak zmysły nasze, jeśli nie będą rozumem pohamowany, tedybychmy pewnie byli niewolniki u nich. Abowiem znajdziesz drugiego, gdy mu się spać zachce, iż sługa nie chcąc co obali albo czym zakołace, albo pies pod oknem zaszczeka, to już słudze kijem, a wygę obiesić. To już tam nie rozum rządzi ale zmysł niebaczny. Albo jeśli się sparzy o piec, to już piec stłuc; abo jeśli się obleje pijąc, to już szklenicą o ziemię: wszytko to są bezrozmyślne przypadki. Ale cokolwiek będzie nadobnym rozumem a uważnym rozmysłem sprawowano, to wszytko nadobnie przystoi poczciwemu człowiekowi. Abowiem to prawy pan, kto się sam zwycięży a nie da sobie rozkazować żadnym afektom albo postronnym zmysłom ciała swego, ażby się wszyscy na jedno zgodzili. 5. Czwarte lekarstwo na gniew Też na rozważeniu przyjacielskim siła rozgniewanemu człowiekowi należy. Bo piękne a rozważne słowa są jako młot, a przerażają aż do serca człowieczego. A wszakoż nie w ten czas go już hamuj, gdy go uźrzysz z zapalonymi oczyma jako psa wściekłego, ale albo przedtym, albo potym, iż go kęs ona furia ominie, toż na ten czas i przykrymi słówki możesz się podeń podsadzić. A to pomni, co mu będziesz mówił, iż gdyby też potym na cię jaka furyjka przypadła, abyś też sobie ony słówka na pamięć przywiódł. A dalekoć to piękniej będzie, iż się i sam w sobie po cichu ufrasujesz, i sam się za się nadobnie pohamujesz. Abowiem to nadobny rachunek, kto idąc na pokoiczek swój sam z sobą poczet uczyni, co dnia tego przystojnego, a co nieprzystojnego uczynił. A to iście uczynek przystojny pohamować rozważnie rozgniewanego, choćby mu też to maluczko przykro było. Sokrates gdy karał Demetriusa z gniewu a z nierozmyślnych postępków jego, rozgniewawszy się plunął mu Demetrius między oczy. A ten mu stojąc powiedział, iż: „Wolę ja to od ciebie odnieść a otrzeć to z twarzy swojej, kilobych jedno otarł niepotrzebne sprawy z umysłu twego. Bo to, co się mnie stało, jedno mnie samemu szkodzi, ale to, co się około ciebie dzieje, i tobie samemu, i wszytkiemu wojsku twemu szkodzić musi”. Jakoż potym tego Demetrius rozmyśliwszy się żałował, to już tam szyrzej napisano stoi. A tak widzisz, jako każda rzecz nierozmyślna nigdy dobra być nie może. Bo najdziesz drugiego takiego, co będzie uprzejmie tego szukał, aby mu nałajano abo go uderzono, aby mu jedno potym co za to dano, albo przepraszano, i na takiego trzeba baczenie mieć. Abowiem gniew takiego człowieka albo ona przyczyna do gniewu, której on podawa, jest jako onego psa na łańcuchu, co się tylko targa a nic uczynić nie może. A jako mu dasz kęs chleba, aliści się on płaszczy a marda ogonem od radości. Też w hamowaniu gniewu trzeba uważać osoby. Bo jeśli poważniejszy, tedy go z wstydem hamować a poczciwie upominać masz, tedy i sam k'sobie snadnie przyść może. Jeśli też podlejszy, tedy go też czasem i pogróżką pohamować możesz, aby się nie wspinał z motyką na słońce. Augustus, cesarz wielki rzymski, gdy był proszon od jednego pana swego, aby też u niego w domu był, a uczynił mu tę poczciwość, i był u niego Augustus, i uczynił on pan fest wielki jako prze cesarza. Z trefunku młodzieniec jeden stojąc u służby szklenicę kosztowną kryształową stłukł. Pan rozgniewawszy się kazał go wnet, ułapiwszy, do sadzawki wrzucić, gdzie mureny były, srogie ryby morskie, aby go roztargały. Tedy nędznik jakoś się onym wywinąwszy, co go już wiedli, uciekł. I przybieżawszy do gmachu, padł u nóg cesarzowi. Cesarz się pytał, co by się to działo. Gdy się wszytkiego dowiedział, kazał wnet onę służbę wszytkę potłuc, powiedając onemu panu: „Aza to tobie przystało za jednę szklenicę niewinnego człowieka tak srogą śmiercią stracić?”. Powiedział on pan, iż: „mię zagniewanie k'temu przywiodło”. Powiedział mu cesarz: „Azaż gniew który może być dobry bez rozmysłu?”. Potym kazał cesarz przynieść srebrną służbę i dał onemu panu, co stało trzykroć za jego, powiedając mu: „Rozmyślajże się potym, gdy co masz z gniewu uczynić. A tak tu sobie uważ, co to jest rozważny umysł poczciwego człowieka”. A tak widząc tak sprośny przypadek przyrodzenia naszego, nie lza poczciwemu człowiekowi, jedno ji rozważać a onym wszech spraw królem, poważnym rozumem wszytko w sobie miarkować. Bo gdzieć tego w radzie swej mieć nie będziemy, pewnieć nam wszytko opak pójdzie. Azaż tu długi czas mieszkania naszego? Azaż nie lepiej, iż po śmierci ty słowa wdzięczne zostawimy po sobie, iż wżdy rzeką, iż to był dobry, cnotliwy a poczciwy człowiek, a cokolwiek czynił, wszytko z rozmysłem czynił. Abowiem tu do czasu siedzimy, jako w jakim dymie parskając, i gniewamy się nad nim, a tego nie baczymy, iż i z dymu wyniść musimy, i dym barzo prędko przeminąć może. A tak każdy poczciwy ma się pilnie rozmyślać na każdą sprawę swoję, aby jej zawżdy z nadobnym rozmysłem a za radą sławnego rozumu poczciwie używał. Kapitulum XI 1. Tu już będzie jako poczciwy człowiek, uważywszy występki i ich przestrogę, jako się zasię ma cnotami sprawować, a napirwej świętą prawdą Jużechmy się nasłuchali, jakie są wady a przymioty przyrodzenia człowieczeństwa naszego i jako są szkodliwe, i jako się ich przestrzegać, i jako je też hamować w sobie mamy. Już się też udajmy do cnót, jako ich poczciwy człowiek i używać ma, i jako to jest powinien dla więtszej ozdoby swojej. A nie wiem, aby między wszytkimi nie była naprzedniejsza prawda, bo iście wiele na tym zacnym filarze inszych cnót się zbudowało. Bo gdzie prawda zawije gniazdo swe, już i sprawiedliwość, już i stałość, już i pomierność, już i roztropność, i insze wszytki cnoty, nie lza, jedno się przy niej osadzić muszą. Abowiem wszytki rzeczy są na świecie jako kwiecie polne, które na wiosnę pięknie zakwitną, ku jesieni poschną, a na wiosnę aliści się zasię znowu błyszczą. Także też ty przypadłości nasze od szczęścia wszytki się mienić a mieszać muszą, jedno święte cnoty, ty nas aż do grobu doprowadzić mają, a i po śmierci między ludźmi pozostałymi tedy nas nieśmiertelnymi czynią, a poczciwą sławą zawżdy pamiątkę naszę obwoływają, tak iż mało nie jako na poły żywi między ludźmi chodzimy. Abowiem gdy się cnotami sprawować będziemy, już o tych innych przypadłych rzeczach pewne od Pana obietnice mamy, daleko pewniejsze, niżlibychmy ich u świata z nawiętszym staraniem szukać mieli. Bo już obiecuje cnotliwemu kąty wszytki jego napełnić bogactwem, i zacnymi poczciwościami na wszem ozdobić stan jego. A tu sobie uważ, co to jest cnotliwie a poczciwie żyć i panem bez kłopotu być, i sławę, onę wielką królową, zawżdy po sobie mieć, i pięknego a spokojnego żywota sobie wedle myśli swej na wszem użyć, a w nim się ustawicznie kochać. 2. Co jest prawda A iż prawda na wszytki cnoty jest prawie jako majowy deszcz na wszytki zioła na ziemi rostące, bo i sam Pan tym przezwiskiem mianować się raczył, podobno to musi być nie leda coś, tedy ją iście każdy poczciwy człowiek na wielkiej pieczy mieć ma, aby słowa jego wedle rozkazania Pańskiego zawżdy były: „jest — jest, nie masz — nie masz”, a iżby się z nią nie uchylał, jako stara przypowieść jest, ani na lewo, ani na prawo. Abowiem to jawnie widzimy, niechaj będzie kto ozdobion napiekniejszą urodą, nawymyślniejszymi kształty i ubiory, niechaj też będzie ozdobion i statecznością, i pomiarą, i powagą wspaniłą, a jeśli prawdy nie będzie, a będzie słówka dziwnie przegryzował, a ludzie to jawnie baczą, tedy to przedsię śmieszny pan będzie. A iście nie darmo oni zacni a święci przodkowie naszy ten obyczaj między się puścili, a pewnie, iż potrzebny, iż: czyń, co chcesz, żartuj jako chcesz, przymawiaj, jako chcesz, wszytko to może być dworskimi obmówkami poczciwymi zakryto i obmówiono. Ale jako się kto z nieprawdą na plac wytoczy, to już tam dalej od gęby żadnej apellacyjej nie masz. Snadź byli obaczyli, iż to miało być coś szkodliwego w poczciwych ludzkich sprawach. Bo jakoż tak jest, iż choćby też tam jaka insza poczciwemu człowiekowi na umyśle jego przywrzała przywara, tedy tym szlachetnym płaszczem z sławnej prawdy urobionym snadnie zawżdy może być pokryta, a snadnie zawżdy może być ozdobiona. A możemy to właśnie przedniejszym klenotem nazwać człowieka poczciwego. 3. Jako prawdę od fałszu rozeznać A wszakoż jest to rzecz potrzebna poczciwemu stanowi na pilnej baczności mieć, aby się w tym świętym klenocie a w tej poważnej prawdzie na wszem statecznie a mocnie zachował, tedy mu też tego iście nie mniej potrzeba, aby ją też i w kim innym rozważyć a obaczyć umiał, bo się to na wiele rzeczy przygodzi. Bo i sam się może przestrzec onym złym przykładem drugiego, i onego też może czasem przestrzec poczciwie z onego szkodliwego przypadku jego. I to k'temu, iż obaczywszy go w tym upornego a niedbałego, może się przestrzec, aby mu nie dał nic na sobie wyłudzić a od prawdy się uwieść, i towarzystwa z nim mieć już się też przestrzegać będzie. Bo to stary przymiot w narodzie naszym, iż jaki sam kto jest, rad by, aby tacy wszyscy byli. Abowiem już nie może być szkodliwsza rzecz, jako gdy kto nadobnymi, farbowanymi słówki a oną anielską postawką pokrywa prawdę świętą, a fałsz a onego nieszlachetnika chce prawdą uczynić. Jeszcze to snać szkodliwszy niżli on pies, co się idąc do ciebie łasi a marda ogonem, a gdy się nie obaczysz, alić on za nogę cap. Bo wżdy ów, co szczeka, jeszcze wżdy przestrzega, że wżdy człek nań sobie kija szuka albo sobie korda poprawi. Abowiem taki człowiek onymi takimi obleśnymi słówki ucukrujeć tak potrawkę, iż by nasłońsza, tedyć się słodka będzie widziała. Podać tak piękne a zafarbowane słówka, żebyś ty przysiągł, że to szczyra prawda, i dasz się snadnie na wszytko przywieść, i wszytko uczynisz, na coć jedno radzić będzie. Abowiem słychamy, iż na morzu wielkie niebezpieczeństwa są i wielkie się dziwy ukazują. A mądry marynarz tedy i ony niebezpieczeństwa roztropnie obchodzić umie, i ony dziwy okrócić, iż mu nic szkodzić nie mogą. Obychmy się my też, nędzni marynarze, obaczyli, po jakich niebezpieczeństwiech na tym omylnym morzu tego obłudnego świata pływamy i jakie dziwy około nas się zataczają, pewnie moglibychmy pilniej się ich strzec, niżli on marynarz na morzu. A pilnie się nam trzeba tych dziwów strzec, bo słyszymy, iż wżdy tam na morzu jakieś syreny głośno śpiewają, niżli ludzi zdradzą. Ale tu nasze syreny świata tego iście nie trzeba im głośno śpiewać; tak ci pięknie ucho naszepce, iż ani sam wzwiesz, ani się obaczysz, kiedy się zanurzysz a z okrętu spadniesz, a snadnie cię przywiedzie on pan syrena, nie śpiewając, na co będzie chciał. A snać tam na ty dziwy w bębny biją, aby je odstraszyli a z dział strzelają. I u nas też takżeby też snać mało nie lepiej czynić, głośno a jawnie wszytkim mówić, nie szeptać, po kąciech się nie odwodzić. Bo stąd i śmiech, i dobra biesiada, i dobre towarzystwo, i ćwiczenie z nadobnych a z poczciwych rozmówek roście. A gdyby mi co pan syrena szeptać chciał, o, wierę z nim do jutra ad deliberandum, aż się obaczysz albo się od kogo inszego dowiesz, co tam w tym garnku pod pokrywką wre, jeśli piołun, jeśli szałwia. Abowiem to jest nadobny przymiot każdego poczciwego człowieka, gdzie są słowa jasne, a nie ponure, a prawie sękowate, a iż się twarz i postawa, i sprawa nadobnie wszytko z poczciwym skutkiem zgadzają, a od cnoty sławnej nic się nie odstrzelawają. Bo patrzaj więc na owego sprośnego a przemierzłego chłopa, co się więc owo słówki niewieścimi pieści, więc się tu umizga, chociaj mu nie trzeba, więc tu postawki dziwne stroi, więc tu słówka rozlicznymi przysmaczki cukruje, jeśliże mu to pochwalić masz albo nie. Abowiem wierz mi, iż tam ledwo trzecie słówko prawdziwe będzie. Abowiem uczciwa prawda nie potrzebuje ani postawek żadnych, ani umizgania żadnego, ani pośmieszków żadnych, ani farbowanych a cukrowanych słówek, jedno jako cieśla siekierą raz wraz, a nigdy nie chybiać, ani się na stronę uchylać, jedno jeśli tak, niech będzie pewnie tak; jeśli też nie tak, to już też tam niechaj na stronie zostanie. Solon, atenieński filozof i przełożony, gdy Ateńczyki w prawa i w poczciwe obyczaje wprawował, tedy ich ni z czegoj więcej nie przestrzegał, jedno z nieprawdy, wywodząc im to, iż prawda jest najprzedniejszy wódz u wszech innych cnot. Tedy przyszedł do niego jeden zacny mieszczanin, któremu się ty ustawy Solonowe nie podobały, wolałby był tak pustopas chodzić. I chcąc mu to rozradzić, powiedział mu na jednego zacnego mieszczanina, iż to tam mówił na jednym miejscu: „Wierę, nie wiem, co nam po tych prawiech, by nas jedno Solon pod pokrywką tych praw w jaką niewolą nie przywiódł”. Solon obaczył, iż to nastrzępiona prawda, powiedział mu: „Miły panie, poczekaj mało, iż po tego poślę, a będę z nim o tym mówił”. Ten powiedział: „O, nie poczekam, bo byś mię z nim zwadził, i proszę cię, nie powiedaj mu tego”. Solon mu powiedział: „Nu, kiedy mu tego nie śmiesz w oczy rzec, tedy ja też temu nie wierzę, bo prawda ma być jasna a nigdy nie pokątna”. Sewerus Aleksander był to zacny cesarz w Rzymie, a bardzo się tymi nieprawdzicy brzydził. Turnius, jego jeden zacny dworzanin, zawżdy sobie tę postawę czynił, jakoby też co na nim u cesarza należało. To go już wodził, to się do niego schylał, jakoby co cesarz z nim mówić chciał. Cesarz, acz to baczył, ale tak tego do czasu zaniechawał, czekając, na co ten czyha. Jeden ubogi człowiek, który pilną sprawę u cesarza miał, dał onemu Turniusowi niemałe upominki, aby mu do cesarza przystęp uczynił albo onę rzecz jego tam u cesarza odprawił. Turnius przyszedszy nachylił się do cesarza, a nic nie mówił. A do onego nieboraka przyszedszy, powiedział mu: „żem ci już wszystko zjednał”. Potym szczęściem przypadło, iż cesarz onemu nędznikowi tak, jako mu było potrzeba, wszytko przysądził, i przy wszytkim został. Turnius, przyszedszy do niego, powiedział mu: „A prawda, żem ci wszytko zjednał, jakom ci powiedział?”. Ten nieborak z wielkim płaczem dziękował i znowu mu drugie upominki dał. Cesarz, gdy się tego dowiedział, kazał słup pośród rynku wkopać i kazał pana Turniusa do niego przywiązać, i nagarnąwszy plugawego śmiecia kazał pod nim kurzyć, aż ledwe żyw został, a woźnemu kazał wołać i na słupie potym napisać, iż: „kto wiatrem służy, temu dymem ma być płacono”. A tak patrz, jako to omylnikom omylne rzeczy tedy też omylnie wychodzą, a prawda święta zawżdy jako słońce oświecić się musi, a blask jej nigdy ustać nie może. Amazidis był okrutnik wielki i posłał do jednego egipskiego kapłana, gdy ofiary bogom swym wedle swego zwyczaju rozrębował, aby mu sztukę z onych ofiar co nagorszą i co nalepszą posłał. A ksiądz mu posłał ozor i wskazał do niego: „Ta sztuka u bydlęcia nie jest szkodliwa, a nie umie ani źle, ani dobrze uczynić. Ale u człowieka, gdy się na złe obróci, już żadna szkodliwsza być nie może. A gdy się też na dobre obróci, już też żadna lepsza i pożyteczniejsza być nie może”. Amazidis zeznawszy, iż to prawda, wdzięcznie wszytko przyjął od niego. 4. Roztropny ma pilno upatrować, co pod pokrywką wre A tak roztropnemu człowiekowi trzeba pilno słowa uważać a rozeznawać, a często z nich pokrywkę zejmować, doglądając, co tam wre. Abowiem patrz, poetowie gdy fabuły swoje piszą, jako oni insze pisali, a insze rozumieli. Bo oni rzkomo pisali o lwiech, o smoczech, o bazyliszkoch, o harpijach, o hydrach, ano się to rozumiało o onych srogich króloch a mocarzach świata tego, jako ludzi kąsali a drapali jako inne zwierzęta srogie. Także i dziś jest wiele tych krasomędrków, co inne mówią, a inne rozumieją, a siła ludzi tymi zakrytościami swymi na co chcą i jako chcą przywodzą. A tak nie tyć słówka mają być baczone albo uważane, które rozlicznymi przysmaczki albo onymi krasomównościami bywają zafarbowane, ale ony, co idą z ust jako piorun trzaskał, a iż znać w nich wierną szczyrość, a iż w nich żadnej obłudności nie masz. Abowiem kto się zdobi tymi krasomównymi słówki, ba, równie jakoby z cudnej rękawice białą rękę ukazał, a ciało inne wszytko krostawe: bo szczyrość z prawdą daleko gdzieś od onych słówek. A tak szczyrość a prawda wielkie to są klenoty u Boga a u ludzi. A gdy to jeszcze będzie stałością jako pięknym płaszczem pokryto, już taki człowiek może się prawie błogosławionym zwać, już jego sława zawżdy będzie jasna jako słońce i u Boga, i u wszech ludzi. Abowiem patrzaj, iż słowa są jako strzały, może jemi i ugodzić, może im też i uskoczyć. A jeśli co trzeba roztropnie uważać, tedy słowa człowiecze. Bo znajdziesz w jednych nadobną, poczciwą, rozważną i prawie prawdziwą radę, naukę i ćwiczenie. Najdziesz też w drugich nadobną wdzięczność, ozdobą i wystawą, i będzieć się zdać, iż prawdziwe i pożyteczne. A gdy je będziesz chciał wypleć, tedy pewnie znajdziesz żagawkę pod majoranem. Bo jako choremu mało po wymownym lekarzu, jedno żeby do zdrowia co narychlej dopomógł, a iżby umiał tranki a syropki co nalepiej sprawić, także też mało mądremu po wymownych słowiech, tylko aby się w nich tranki a syropki prawdziwe a cnotliwe zamykały. A jako mądry cyrulik zaplugawionej rany nie goi, aż ją pirwej gryzącymi prochy albo wódkami wyczyści, toż ją potym leda ziółkiem snadnie zagoić może. Także zaplugawiona myśl człowieka uniosłego, jeśli szczyrą prawdą a nieomylną szczyrością nie będzie wyczyściona, trudno się zagoić ma, a co dalej, to bardziej jeszcze się będzie jątrzyła. Abowiem co ma być milszego człowiekowi stanu zacnego, jedno sława a poczciwość, a spokojny, pobożny a poczciwy żywot. Co wszytko żadnym obyczajem do niego się zebrać nie może, jeśli będzie jakimi niestatecznymi odmiennościami zawikłany, bo się tym i zhydzi, i sławę złą zawżdy na sobie odnosić będzie, i ludzie się go strzec będą. A jakoż on tak o sobie rozumieć ma, iż rozkosznym a poczciwym żywotem żywie, gdy chodzi stroną jako parszywa szkapa, którą stada wybiją, a iż się go ludzie strzegą, doznawszy omylności a wszeteczności jego. A tak uczciwemu człowiekowi to są skarby, to klenoty: myśl wspaniła a niczym niezawikłana, a nadobną cnotą a prawdą jako słońcem objaśniona. 5. Jako stałość z prawdą społu z sobą rostą i jako prawda bez niej trudno ozdobna być ma A gdychmy się już o prawdzie namówili, tu już musimy stałość do niej przystosować, bo ty dwie panie z jednego domu idą, mało nie są sobie ciotczone rodzone. Abowiem kto już prawdę u siebie postanowi, potrzeba mu tego pilno, aby też i stałość umysłu uformował, jakoby się nigdy od żadnej przystojności swojej nie odnosił. Bo jeśliże co może ozdobić poczciwego człowieka, tedy stała a stateczna myśl, iż go ani szczęście, ani nieszczęście, ani żadna przygoda nigdy z stateczności jego nie uniesie, iż stały w przyjaźni, stały w prawach swoich, stały w Rzeczypospolitej, iż go ani strach, ani dobrodziejstwo żadne od jego poczciwej przystojności nigdy nie odwiedzie. Abowiem znajdziesz takich wiele, iż nie tylko samego strachu, ale i leda jakiego podobieństwa jego tedy się już lękają, już się wiercą, już biegają, już się o nowinkach pytają, już nasłuchawają, co ludzie mówią. A gdzie już stałej a statecznej myśli, a serca wspaniłego nie masz, a jakoż ty, proszę cię, o takim człowieku w każdej przygodzie rozumieć masz i jako w nim nadzieję jaką pokładać masz? Bo tam ani rady, ani rozważności o jakich przygodach abo też o przyszłych rzeczach nie najdziesz, jedno trwogę we łbie niepotrzebną a narzekanie, a uciekać by jedno gdzie. Bo już o takiego ani ludzie dbają, ani żadnej pieczej nań mają. Ale stateczna a wspaniła myśl cieszy się odmiennością czasów, iż to jeszcze i przyść, i odmienić się może, a także i drugim otuchy dobrej i serca przydaje, przywodząc im na pamięć, jako ludzie z morza na deskach wypływają, jako z przegranych bitew i z dobytych miast zdrowo, komu czego Bóg nie obiecał, wychodzą, jako drudzy już i pod mieczem bywają, a wżdy wychodzą, jako więźnie srogiego więzienia prażni bywają, gdzie już czasem jedno do jutra śmierci czekali, a pospolicie więc bojowi ludzie i wielcy hetmani na lepszej pieczy i na więtszej łasce takie więźnie zawżdy miewali, który sobie idąc w okowach przy koniu z wesołą myślą śpiewa, niżli owego, co już zdechł na poły. A czasem jej dobrowolnie jeszcze k'temu z upominki puszczają. Abowiem myśl wspaniła zawżdy każdego człowieka wszędy i ozdobić, i znacznym uczynić musi. 6. Frasowny dwie sobie szkodzie czyni z jednej Abowiem każdy frasowny dwie szkodzie sobie z jednej uczynić zawżdy musi. Jedna, iż się ufrasuje a prawie uboleje, ano mu się jeszcze nic nie dzieje, jedno iż go strach ubije. Druga zasię jeszcze gorsza, kiedy co nieszczęsnego przypadnie, to znowu drugi raz frasować się musi, ale już pewniej niż pirwej. Trzecia jeszcze, iż w takiej zamieszanej myśli już ani rady, ani nadzieje, jedno już tak chodzić by sarna przed siecią, która ją już widzi, a psi jej przedsię doganiają. Ale się nalepiej przed czasem spróbować, bo każdy człowiek, który w przygodach bywa, już się przygód mniej lęka, i mniej się przed nimi trwoży. A ty nie maszli z kim innym burdy mieć, a nie maszli inszego ćwiczenia czasu pokoju, harcujże ustawicznie a wiedź burdę z tą zawikłaną a z zafrasowaną myślą swoją, a nie daj się żadnemu strachowi unosić, a pomni na obietnice Pańskie, iż żadnemu wiernemu Jego bez wolej Jego i włos z głowy nie zginie. A pomni, iż nie leda straż masz około siebie, bo anioły pańskie, wierz mi, iż to są pewniejszy stróżowie niżli bracławscy Kozacy, chociaj na tym zrośli. A dobywaj w sobie serca, a nie daj się złej myśli uwodzić, bo to szpetna choroba, wierz mi, kto stęka, ano go jeszcze nic nie boli. A tak gdy się tak otrząśniesz a bezpieczniejszą myśl w sobie postanowisz, wnet u wszytkich wdzięczniejszym i poważniejszym zostaniesz i myśli sobie nie sfrasujesz, i Rzeczypospolitej i rzeczam swoim, jako je masz stanowić, wnet pożyteczniejszym będziesz, i wiele innych przypadków ku twej dobrej sprawie z tegoć snadnie przypaść musi. 7. Wspaniła myśl, patrz, co czyni Abowiem wierz mi, iż taka wspaniła myśl na wszytko się przygodzi. I hetman w wojsce, także i taki sprawca w oblężeniu wiele i sobie, i ludziom serca dodać i rady może, gdy będzie serca stałego a nieuniosłego. Bo już i rada, i rozmowa każda bezpieczniejsza i poważniejsza o wszystkich sprawach być może. Już i serce roście każdemu, widząc pana niezatrwożonego, a on sobie wszytkim na wszem dobrze tuszy. Czytamy o jednej pannie, o hetmańskiej dziewce, gdy jej ojca zabito, który był hetmanem w oblężonym miejście, i już nieprzyjaciele i w bronę się łamali, i mury ubieżeli, ta, wnet skoczywszy, popadła ojcowski miecz i przyłbicę na głowę włożyła, i krzyknęła na ludzi, którzy już byli poczęli uciekać: „O, pomnicie się, źli ludzie, co czynicie! A gdzież ucieczecie? A chociaj hetman zabit, hetmańska dziewka żywa: za mną, kto cnotę miłuje! Bo jaki to wasz wstyd i lekkość będzie, jeśli mię, ubogiej dziewki, nie ratujecie”. Skoczyła na mury, a za nią wszyscy jako wodą linął. A tam jej Bóg poszczęścił, iż miasta obroniła i wielką szkodę w onych ludzioch uczyniła, tak iż musieli od miasta odciągnąć. Patrzże zasię, co Scewola, ono rzymskie panię szlachetne, był uczynił, gdy król jeden możny z wielkimi wojski Rzymu dobywał i już Rzymianom było barzo duszno. Dał sobie uczynić ubiór na kształt onych knechtów, co około onego króla stawali. A gdy król był w namiecie z pany swymi, radząc już, jakoby ku szturmu przypuścić, ten Scewola stanął też między knechty onymi tuż przed namiotem, a ogień wielki tuż blisko niego gorzał. Potym upatrzywszy czas, popadszy spis, skoczył do namiotu onego i zabił pana co naprzedniejszego, co podle króla siedział, a króla nieszczęściem swym chybił. Potym, gdy go łapać chcieli powiedział, iż: „Mię łapać nie trzeba, bom na to przyszedł, abym tu gardło dał”. I porzuciwszy spis, wnet szedł do onego ognia i rękę weń aż po ramię włożył. Potym go kazał król przed się przywieść i pytał go: „Czemuś mię chciał zabić?”. Powiedział Scewola, iż: „Ja mam na cię więtszą sprawiedliwość niżli ty na mię, bom ja twej rzeczy namniejszej nie miał nigdy wolej wziąć, a ty mnie chcesz wszytko moje pobrać, na koniec i gardło”. Pytał go potym: „A czemużeś rękę spalił?”. „Dla tego iż cię chybiła, jakoż cię to jednak pewnie nie minie, bo nas jest takich kilkadziesiąt, cochmy się na to sprzysięgli i gardła odważyli, tak długo na cię czyhać, aż musisz gardło dać”. Król, widząc onę tak wielką stałość jego, a usłyszawszy, iż jeszcze takich kilkadziesiąt jest, wnet odciągnął od Rzymu, a onego udarowawszy, puścił wolno precz. Patrzże, co tu poważna a wspaniła myśl w jednej osobie uczyniła, że jedna osoba i wielkie wojsko poraziła, i ojczyznę od wielkiego upadku wyzwoliła, i sławę wielką nie tylko sobie, ale swym narodom wszytkim uczyniła. Bo acz na ten czas mało ubolał, ale sobie na to barzo wdzięczny plastr przyłożył onej wiecznej nieśmiertelności swojej. Abowiem umysł stateczny a wspaniły nigdy się okazać nie może, jedno w rzeczach przeciwnych. Bo pewnie w cenarze ani w gonionym nic się tam nie okaże. To wszytko poczciwemu nie może przypaść, jedno z rozmysłu poważnego a z myśli nieustraszonej. A wszakoż naprzód z łaski Pańskiej. Bo nie darmo onych wirszyków napisano: Fortunny to, komu szczęście z niebieskiego grodu Z łaski dano, co jest ku czci sprawion Panu Bogu. A takiej wspaniłej myśli człowieka i z postawy, i z każdej sprawy snadnie kożdy doznać może. Bo jeśli z postawy poznasz gniewliwego, smętnego, bojaźliwego, tedy owszem i każdego, kto jest serca stałego a wspaniłego. Bo świat na to stworzon, iż bez postrachów nigdy być nie może. Przypadają srogie ognie, straszliwe gromy, pioruny i dziwne trzaskawice. A gdy się ów ponury wierci, do piwnice ucieka, tedy ów wspaniły jako paw sobie chodzi, nic go postrach żadny nie ruszy, a iż też to wie, iż bez bożej wolej nic się nikomu złego nie stanie. Abowiem frasowna myśl a ku czemu dobremu przygodzić się może? Bo i uboleje, i nic sobie w żadnej rzeczy pomóc ani poradzić nie może. A ów sobie wspaniły z rozważnym rozumem zawżdy wesoło chodzi, nic już o tym nie myśli, co przeszło, jedno co przyść ma. A zginęło, zgorzało, a cóż temu rzec, kto się do rozumu uciecze? Gdy już pewnie widzisz, iż się to już żadnym obyczajem wrócić nie może, a o cóż się tu już frasować masz? A o cóż sobie dobrą myśl psować masz? Lepiej ją już tam obrócić a rozmyślać się, co z tym czynić, a jako by to zasię naprawować, co się skaziło, a Panu Bogu wszytko poruczać, a cieszyć się obietnicami jego, gdyż on to mocno każdemu wiernemu zaślubić raczył, iż jeśli nie odmieni od niego stałości swojej, iż mu sowito każda rzecz nagrodzoną będzie. Abowiem zachorzałemu ciału, byś mu i cukier dał, tedy mu się wszytko gorzko widzi. Także zachorzałemu a lekkiemu sercu i otucha, i dobra myśl, i nadzieja dobra, wszytko to u niego pod wątpieniem, a wszytko mu się gorzko widzi. 8. Stałemu sercu wszytko równo Abowiem stałemu a wspaniłemu sercu, cożkolwiek od szczęścia albo od nieszczęścia przypadnie, wszytko to u niego, jako on sam chce, może być uważano. Bo jeśli mu co przypadnie od szczęścia, albo bogactwa jakie, albo upominki, albo dary jakie, albo cożkolwiek wesołego a wedle myśli jego, to już on onę radość i onę pociechę może w sobie umiarkować jako chce. A najdziesz drugiego z taką postawą, by go nawiętsze szczęście potkało, tedy on przedsię jakoby o to nic nie dbał, a to wszytko wspaniłość myśli czyni. Jeśliże też co nań niefortunnego a na wszem nie k'myśli przypadnie, nic to wszytko u niego, już on na to nie odmieni wesołej twarzy i postawy swej. A czemu? Iż go rozum a ona wspaniłość jego sprawuje. Abowiem szczęście i nieszczęście przypadki z czasem dać mogą, ale umysłu stałego albo też postrasznego, tego nikomu ani dać, ani odmienić przypadki żadne nie mogą, jeśli tego sam w sobie każdy nie umiarkuje. Abowiem ta zaziębła myśl, co się to rozumem a stałością nie sprawuje, a chociaj jeszcze nic na nię nie przypadnie, a już się i podobieństwa przyszłego lęka, powiedz mi, jeśli kiedy bezpieczna albo wesoła być może? A kto dobrej myśli nie używa, a jako ma być nanieszczęśniejszy na świecie? A snaćby już zarazem mało nie lepiej w jaką kapicę albo w kartuzy wleźć, a na koniec abo się obiesić a razem odcirpieć, niżli tak nędznego a zakwaśniałego żywota długo używać. Bo dobrzeć się jest na przyszłe rzeczy rozmyślać, a o nich się z miłymi przyjacioły namawiać, jakoby im zabiegać, ale się już nie tak trwożyć, jakoćby już tuż z siekierą nad głową stano. Abowiem kto tego w sobie roztropnym rozważeniem a rozumem nie umiarkuje, już jest więzień na poły, a jakoby jaki łańcuch ciężki na szyi, tak onę zabolałą a zafrasowaną myśl na sobie ustawicznie nosi. Ale gdzie wspaniła myśl a bezpieczne serce nic go nie zatrwroży, nic go nie uniesie. Rozpomni sobie na ony zacne hetmany, co bitew małych przegrawali, a wielkich zasię wiele wygrawali. Wspomni sobie na ony pogorzałe miasta, zamki, domy, a ony się znowu i bogaciej, i ozdobniej pobudowały, a ludzie się już w nich zapomogli i znowu wesołej a dobrej myśli używają. Wspomni sobie, iż z odmiennością czasów wszytko się łamać a padać musi, a nic nigdy trwałego być nie może. Rozważy sobie, gdzie się podziały ony babilońskie wieże, ony piramides tak mocne, słupy, co je po kilkanaście tysięcy ludzi przez wiele lat budowali, na których sobie oni wielcy królowie groby dla wiecznej pamięci budowali. Rozważy sobie, gdzie się podziały ony zacne a mocne miasta, które jedny zburzeniem srogiem, drugie też trzęsieniem ziemie straszliwie poginęły. A nie tylko miasta, ale i insuły, albo po naszemu krainy, które abo ogień popalił, albo srogie morze zatopiło. Gdzie ony marmory twarde żelazy skowane. Gdzie ony góry abo skały, co je flagi morskie rozwaliły. Gdzie oni dziwni mężowie abo oni srodzy bojownicy, co na jednym świecie przestać nie chcieli, a drugiego szukali. A tak rozmyśliwszy się na tak wielkie a poważne rzeczy, iż nigdy trwałe być nie mogły, nic sobie dobrej myśli nie kazili, a czemuż ty sobie o kęs tej swej nędze albo o żywot swój, co wszystko nie w twej, ale w bożej mocy jest, głowę ustawicznie frasować a zawżdy uboleć masz, a nigdy dobrych czasów nie użyć, a zawżdy na poły obumarły chodzić? 9. Stateczna myśl zawżdy wesoła A tak stała postanowiona myśl człowieka rozważnego, nie lza, jedno iż zawżdy wesołych czasów używać musi, a nigdy się ni ocz zafrasować nie może. Już mu niestraszne żadne nowinki, już mu niestraszne żadne pogróżki niebieskie, żadne praktyki ani żadne zasępione na przyszły upadek jakie planety, gdyż to słyszy zapewne od Salomona, iż taki człek myśli wspaniłej a rozważnego rozumu zwycięży a opanuje wszytki biegi niebieskie. Gdyż słyszy ono nieomylne poselstwo do siebie przez proroka od Pana wskazane, gdzie tak mówić raczy: „Bych się tak barzo rozgniewał na świat, iżbych ji zniszczyć a wykorzenić do końca chciał, albo morem, albo głodem, albo mieczem, albo srogiemi zwierzęty, a ukaże się przed obliczność moję ktokolwiek z tak statecznym umysłem a z tak nieodmienną wiarą, jako był Jop, Daniel abo Noe, już inszy mogą poginąć, ale ten pewnie zbawi duszę swoję”. A oczże się tu stateczny a stały trwożyć ma? A czegóż się lękać ma, gdy sobie uważy przeszłe, przyszłe i teraźniejsze rzeczy? Bo przeszłych już się lękać nie trzeba, o przyszłych jeszcze żadnej pewnej wiadomości nie masz, w co się obrócą i co się z nich sstać ma, a terazejsze też już sobie rozumem rozważa, co z nimi czynić, a k'temu po sobie ma nieomylne obietnice Pańskie; tedy zawżdy wesół, tedy zawżdy z przespieczną myślą sobie stoi jako ono mocne drzewo, które się wiatru żadnego nie boi, a zawżdy sobie z ochotną myślą czasów swych i poczciwego żywota swego a w wielkiej rozkoszy ustawicznie używać musi. Kapitulum XII 1. Jako gdy już kto, uchodząc zbytków wyżej napisanych, a imie się cnót, to jest prawdy i stałości, i innych, tedy mu już do tego przyjaciela trzeba, a tu będzie nauka i jako ji poznać, i jako się przeciw jemu zachować A gdy już z łaski Pańskiej poczciwy człowiek tak się obaczy, iż będzie umiał w sobie zbytki pokarać, a cnotami się zdobić, tedy mu już nawięcej do tego przyjaciela potrzeba, z kim by się bezpiecznie o tym i namówić, i co niepotrzebnego w sobie uskromić, i czasów wesołych a żywota pomiernego a nadobnie na wszem ozdobnego i bezpiecznego użyć. Abowiem kto tego nie ma, już wiele nie ma, a jest jako malowany obraz jaki na ścienie, co na wszytki patrzy, a z żadnym nie mówi, abo jako on żubr odyniec, co go od siebie stado wybije, iż jedno s,am pustopas chodzi, a żadnego społku z innymi zwierzęty nie używa. Abowiem która może być wdzięczniejsza rzecz jako miły przyjaciel, który już wszytko a wszytko społu z tobą niesie, i smutek, i wesele, i szczęście, i przygody także złe i dobre, i wszytkę majętność swoję zawżdy czasu potrzeby jakiej rad by z tobą zawżdy na poły rozdzielił. Już dwie skrzyni za jednę, dwa domy za jeden, dwie stajni za jednę. Już gdy się zjadą wszytko miło, wszytko wesoło, a wszytko jakoby się śmiało. Już wszytko, co się nie k'myśli wodziło, a co we łbie jako w kotle wrzało, to się snadnie wnet uspokoić a w dobre się obrócić może. A wszakoż tu trzeba rozważnego umysłu, i jako go poznać, a poznawszy, jako ji sobie ważyć, a strzec tego, aby nigdy nie był niczym obruszon. Abowiem wierz mi, iż i to nie leda węzeł, niżli sobie prawego przyjaciela postanowisz. Bo jako go ty próbować chcesz, wierz mi, że i ty długo u niego na próbie być musisz. Abowiem rozmaite są kształty a próby, niżli kto prawego przyjaciela prawie doznać może. Abowiem wierz mi, iż niejeden kształt a sprawa w różnych przyjaźniach bywa. A jest tych kilko różności w tych przypadłych a nowo nabytych przyjaźniach. A trzeba oculate stępać, niżli się kto w tym dostatecznie obaczy. 2. Rozliczny kształt przyjaciół, jako ji rozeznać, a napirwszy pochlebny Abowiem jeden kształt przyjaciół jest, w którym się zawiera dobry, cnotliwy, wierny a nieomylny przyjaciel, który już mało że za jedno ciało drugiemu przyjacielowi policzon być nie może. A ten jest, kto nań trefi, żadnym złotem nieprzepłacony, a tego trzeba strzec a szanować prawie jako źrenice w oku. Drugi jest zalecany, który pięknymi słówki, onymi dziwnymi a wymyślnymi przysmaczki będzie około ciebie zaskakował, z dziwnym zalecaniem a z dziwnymi obietnicami, aby cię jedno spowinowacił, a potym ze wszytkiego nic nie będzie. Trzeci zasię będzie pochlebny a omylny, co około ciebie dziwnymi hanszlaki a rozlicznymi wymysły będzie zaskakował, jakoby cię sobie zwiódł a spowinowacił, a pożytki od ciebie jakie takie odnosił. A odszedszy mało dalej od ciebie, a wyłudziwszy co na tobie, będzie się zasię pośmiewał z ciebie. A to jest naszkodliwszy, a jest podobien ku onemu niedźwiadkowi, co, powiedają, nie ukąsi, aż pirwej przeliże. A poznasz go snadnie i z słówek, i z postawek jego, a on tu dziwnymi hanszlaki będzie na cię zachodził, więc to wszytko, co się jedno około ciebie dzieje, będzie chwalił a wysławiał, więc się tu będzie uśmiechał, chociaj mu nie trzeba, więc będzie powiadał jako tam was na jednym miejscu wszyscy barzo dobrze wspominali, jako zawsze zdrowie pili, jako jeden pan was wysławiał, jako powiedał, że szkoda owego człowieka, iż się domem zabawił, bo by się dworem parał, byłby, owo godny człowiek. Ano to go jako żyw nie słyszał. Przydziesz z nim do stajniej, to się rzkomo będzie dziwował onemu porządkowi, to już konie będzie wysławiał, iż takich tu żaden pan w tej okolicy iście nie ma. Będzie pytał: „Ten młody czyjego stada? A kiedyby był w dobrych ręku, byłby to cudny koń, ale dajcie go do mnie, uźrzycie co to za koń będzie, wszak go wam wolno zasię będzie wziąć ode mnie, kiedy jedno raczycie”. A wiem pewnie, iż tylożby go widał. Przydziesz zasię z nim do komory, to znowu będzie po ścianach upatrował, to się znowu wszytkiemu będzie dziwował, to tu będzie na wszem porządek chwalił, to będzie szaty wysławiał, dokładając, iż: „to husarskie szaty prawie, wspaniłe ku waszemu wzrostowi, jużbyście ty kęse niemieckie mogli rozdać, bo zaprawdę iż się już dziś nie dzierżą”. To arkabuzik porwie na ścienie, to siekiereczkę, to czapeczkę, to pióreczko, a przedsię bez tego nie będzie, aby czego nie oberwał. Ale i mało wyżej, w kapitule III, jest też tam niemało napisano o jego świętej miłości, jako poczciwa rada od takiego narodu ludzi na pana swego przestrzegać a upominać ma. 3. Drugi bywa przyjaciel zalecany Drugi bywa przyjaciel zalecany, gdzie już też tam i słówek będzie dosyć, a ochoty jeszcze więcej, aby cię jedno spowinowacił sobie, a miał cię też jako tako przyjacielem sobie, choć już będzie i mało pożytków upatrował sobie tego, a wszakoż jednak, co może być, uskubie. Ale wżdy to przedsię lepszy niż ten pirwszy, który nie szuka niczego inszego, jedno aby co załapił, a ten zalecany jedno aby cię ochotą swoją spowinowacił sobie, acz skutek onego zalecania daleko gdzieś będzie w lesie. Bo gdy do niego przydziesz albo przyjedziesz, toć się już będzie wierciał, skakał, biegał, na czeladź, na żonę będzie wołał: „Nuże, miła Anno, staraj się pilno, co będzie pan jadł, boś jako żywa takiego gościa w swym domu nie miała”. Ano wczora takuchnyż drugi był, co mu takież mówiono. Więc tu nie siędzie, więc tu sam będzie k'stołu służył, więc tu dzban wziąwszy, poklęknąwszy i Anna, to weń łeb wnurzy, aż mu mimo uszy pociecze, za zdrowie pijąc. Ale ma wygraną na poły, bo już pije i za Annę, i za się. To po tym Pożara głodnego każe do izby puścić, ubłociwszy go, to będzie wołał „Hahau, Pożar, hahau!”. Toć będzie powiedał, iż: „Dopiruczko z lasa przybieżał, a jest to taki pies, by nie był postronny, a nie wiem zaczby stał, bo na każdy dzień wyciecze, to tak długo goni, aż mu chłopięta leda z charciskiem gdzie zabieżą, to już też pewny herab, bo jako z rękawa tak przed nim poszczują, bo już tam wszytko na oko, ale młody pies, nadziewam się, iż się jeszcze postanowi (a Pożara ledwe czasem kijem za panem wybiją), wszakoż jeśli się w. m. podoba, by miał złotą sierść na sobie, tedy ja w. m. każdego dam”. Więc potym chudą szkapę przywiedzie, więc tu po izbie każe im wkoło krężyć, powiedając: „By temu koniowi nie jedna wada, byłby to taki koń, żeby mu tu w tej okolicy równia nie było. A jest takiego stada, że ledwe u króla by mu brata znalazł (ano by takuchnego ciotczonego rodzonego leda gdzie na polu uchwycił), jedno iż mi się z bystrości puścił inochodą, ale młody koń, jeszczeby mu to odjął (a szkapę z bystrości ledwe kijem do wody dopędzi), a wszakoż jeśli się w. m. podoba racz ji w. m. kazać wziąć”. A jeślibyś ukazał postawę, iżbyś miał wolą wziąć, to wnet na chłopa kinie: „Nu, wiedziż, Janie do stajniej, kiedy się panu nie podoba”. A jeśli weźmiesz, tedy w tydzień po lepszego pośle, a nie daszli, tedy cię pozowie. 4. A tu już będzie o prawym przyjacielu, i jako go poznać, i jako go chować Ale gdyć się zdarzy na prawego, szczyrego a cnotliwego przyjaciela trefić, który nie z pochlebstwa, ani z żadnej obłudności okażeć się prawym przyjacielem być, o, to już takiego chowaj za skarb a za wielki klenot sobie. Abowiem uczynności a zalecanie jest to do przyjaźni jako sałata do wieprzowej pieczeniej. Bo gdzie wiernej szczyrości a prawej miłości nie będzie, tedy ty inne przypadki są prawie jako czyrwony ogon u złej szkapy. Bo farbuj go ty, jako chcesz, umaluj go, jako chcesz, gdzie cnoty nie masz, przedsię szkapa szkapą. A gdzie się już szczyrość a prawa miłość między przyjacioły zamnoży, a co już może być rozkoszniejszego na świecie? Bo już tam jedna majętność, jedna życzliwość, już wszytko społne, i zdrowie, i sława, i każde szczęście, i każda przygoda, już Boże uchowaj, jakiego potargnienia na jednego, alić drugi już przed nim z szarszunem stoi. Już przypadnieli choroba jaka, alić drugi już biega, doktora i rady, kędy może, nabywając. Przypadnieli też przygoda jaka na jednego, alić drugi biega, rady szuka, pomocy, czyjej może, używa, jako może cieszy a stara się mało nie więcej aniżeli o swoję rzecz własną. Nuż gdy usłyszy jeden, iż gdzie u prawa drugiego wołają, chociaj go nie masz, o, wnet się ozowie, o, wnet o dylacją prosi, wnet prokuratorów biegając szuka, rok pisze albo się stronie uiści, a jako może, tak onej akcyjej jako swojej własnej broni. Jeśliby też kto co ku jednemu mówić chciał, już przed drugim próżno. Bo jeśli nieprawda, pewnie sobie usłyszysz słuszną odpowiedź. A jeśli prawda, to onę rzecz pięknymi słowy obmawia a jako może zdobi, a kędy może nadobnymi obmówkami swymi na wszem go niewinnym czyni. Przypadnąli też trwogi albo niebezpieczeństwa jakie, już jakobyś miał trzecią rękę, już złe i dobre wszytko społu, już rada, rozmowa, pociecha wdzięczna, żeć na poły serca przybędzie w każdym niebezpieczeństwie, gdyż drugiego takiego widzisz podle siebie jako sam właśnie. Już pół frasunku ubędzie, już się dobra myśl mnoży, czego inszy żadnym obyczajem mieć nie może, który takiej społeczności nie ma, jedno tylko sam się wierci jako koza od stada odrażona, kiedy drugie wilk rozgromi. 5. Z prawym przyjacielem rozmowy albo biesiady jakie bywają Trefiąli się też jakie biesiady albo rozmowy z miłym przyjacielem, już od niego nic płonego, nic omylnego nie usłyszysz. Już ci wszytko nadobnie rozważy, rozwiedzie, co by mu się do kogo i do ciebie samego nie podobało i z czego byś się sam w sobie pokarać i pohamować miał. Ano to od przyjaciela miło, od nieprzyjaciela byłoby gniewno i pewnie by tego z tobą ten, co by mu nic do tego nigdy nie mówił, radszej by się z tego po cichu z kim innym naśmiał. A tak poczciwa rada a rozważna rozmowa takiego człowieka ma być u ciebie i wdzięczna, i tak uważona, jakobyś to sobie i rozważał, i w pamięć wbił, a nie puszczał darmo głosu mimo uszy jako od trąby albo od surmy, w której słów ani tekstu żadnego nie masz. Abowiem są jedni, co pilnie słuchają ludzkich rozmów poczciwych, aby sobie jedno uszy napaśli albo się naśmiali, ale aby to sobie albo rozważać, albo do statecznej pamięci przypuścić mieli, aby się im też to na potym przygodziło albo iżby sobie tym jakie ćwiczenie albo przestrogę uczynili, nic o tym nie myśli, a takie słuchanie jest jako brzęk miedziany, co się wnet rozleci po wiatru, a żadnego pożytku nikomu nie uczyni. Drudzy zasię są, gdy go czym w onych rozmowach ruszą, a iż go dotkną w sadno w obyczajoch jego, w których się kocha, a ludzie się takimi brzydzą, chociaj nie o nim rzecz będzie, tedy się przedsię nadziewa, iż to nań przymówki, tedy mu się też bardzo niesmaczne zdadzą rozmowy takie, quia conscius ipse sibi putat de se omnia dici. To jest, *kto co na się czuje, jeśli o nim nie mówią, pilnie upatruje*. Bo jeśli utratnik albo pijanica słyszy, iż to ludzie ganią, iż to wszeteczeństwem a na poły i niecnotą zową, a jako to jest rzecz i ohydna, i szkodliwa, o, już mu się barzo ony rozmowy nie podobają, już krzywo pogląda, już pod stół spluwa, choć mu nie trzeba, już łbem strząsa jako źrebiec, kiedy mu wędzidło w gębę kładą, już mu się ona biesiada nic nie podoba. A także i prawca jaki albo prokurator, gdy usłyszy, ano takie ludzi ludzie poczciwi w rozmowach swych ganią, szczekaczkami, wykrętniki je zową, powiedając o świętej sprawiedliwości i o jej zacności, iżby lepiej, żeby jej wszyscy używali, ludzi jednali, a na niej przestawali. Także też zwadca, gdy usłyszy, ano takie ludzie zwadce zuchwalcy niepoczciwymi zową, przywodząc na plac ich ohydne żywoty, jako się ich ludzie strzegą i jako o nich mówią, o, już wierz mi, iż ta rozmowa i ta biesiada tak takim ludziom smakuje jako kozie wilczy głos, kiedy gdzie niedaleko wyje za płotem. 6. Dla rozważenia słów natura nam i uszy, i rozum dała Bo acz nam natura uszy i rozum, i poczciwy rozmysł dlatego dała, abychmy słuchając rozważnych rzeczy u siebie je na pieczy mieli, co źle, abychmy to i w ludzioch poganili, i tym się sami ćwiczyli, a co też dobrze, abychmy też to pochwalili, aby to w sobie ludzie cukrowali i utwierdzali. Ale zawikłany świat a zamieszana, a nieumiarkowana pożądliwość ciała naszego wszytko nam powichrować musi, iż się zawżdy muszą myśli nasze tam ciągnąć, gdzie je przyrodzenie wlecze. A jako mędrzec powiada: Trahit quemque sua voluptas, to jest: *tam wiedzie myśl płocha, gdzie się kto w czym kocha*. A widzimy to i we źwirzętach, bo ujrzysz na jednym polu kozę, zająca, bociana, krowę, wilka, sarnę, psa, a każdy z nich tego szuka, w czym się kocha. Wilk kozy, a koza wrzosu, pies zająca, a zając trawy, bocian żaby, a żaba błota. Owa, każdy co mu się podoba, tego sobie szuka. Także i w zamieszanych ludzioch nie może być inaczej, jedno do czego kogo nałóg a przyrodzenie ciągnie, tym się zawżdy para tego pilnie szuka. Lecz mądry a baczny człowiek, uważywszy mądrą, potrzebną radę albo też nasłuchawszy się nadobnych a poczciwych rozmów ludzi rozważnych, nie miałby się dać ani przyrodzeniu, ani zwyczajowi, ani nałogowi uwodzić, widząc w sobie, co mu jest szkodliwego a wstydliwego, a co też potrzebnego i poczciwego. A miałby sobie ony poważne słówka wygrzebać po jednemu, jako kokoszka po ziarnku pszenicę wygrzeba z kąkolu. Bo ktoć się już puści za swowolnym rozmysłem swoim, o, już takiemu nie smakuje ani rada, ani przestroga żadnego człowieka, już ten nie może, aby się unieść nie miał. Bo patrz, kto się puści ścieżką na błoto na prost, a ominąć by mógł, pewnie się ubłocić musi. Kto też leży pod słońcem, nie zakrywszy się, pewnie ogorzeć musi. A kto w dym wlezie, pewnie dymem śmierdzieć musi. A kto też z apteki wynidzie, pewnie też cudniejsze perfumy od niego zalatują. A tak poczciwy człowiek i tego dymu, i tego błota każdego słusznie by się przestrzegać a omijać by miał, co by mu było nieprzystojnego, a starać się o to aby co najpiękniejsze perfumy od niego załatały cnót a poczciwych spraw jego. 7. Różny głos jest prawego a omylnego przyjaciela Abowiem jako Pan nasz, ona nieskończona mądrość, powiadać raczy, iż wielka jest różność między głosem najemniczym a między głosem pasterza prawego. Także też daleko różny głos jest prawdziwego przyjaciela a omylnego. Bo też ów poddymacz będzie cię też nadobnie i przestrzegał, i upominał, aleć iście nie dla ciebie, ale dla siebie, aby na swój młyn wodę obrócił. I będzie się rzkomo gniewał, kiedy na jego radzie nie staniesz, ale ty to sobie tak uważ, jakoby cię dziecię spluskało abo, igrając, za brodę pociągnęło, a ty byś go, też igrając, uderzył. A jeśliby się rozgniewało, tedy snadne jednanie, jedno jabłuszko dasz albo cacko jakie. Także też taki przyjaciel omylny, ba, chociaj ci by co przykrego powiedział, ba, równie to sobie miej, jakoby cię dziecię spluskało. A jeśli go też sfukasz, poznawszy omylność serca jego, o, barzo się snadnie leda jabłuszkiem pojednacie. Abowiem taki mało nie jest podobien ku onemu psu, któremu chociaj nogę przetrącisz, a potym go pogłaszczesz a kęs chleba mu porzucisz, alić się on znowu płaszczy a lezie mardając ogonem do ciebie. Abowiem ty pochlebne głosy, choć ci się tak zda, iż cię przestrzegają, a iż ci rzkomo wiernie życzą, mają być przedsię pilnie uważane, bo takie słowa są jako groch w pęcherzu, które tylko iż brząkają a pożytku żadnego nie czynią, tylko iż pies przed nimi ucieka, gdy mu je u ogona uwiążą, albo grad, gdy kołace po dachu, tedy przedsię nic owemu nie szkodzi, co pod dachem siedzi. Albo też są podobne ku owemu czaczkowi, co nim dzieci grają, a potym w błoto wrzucą. Także ty omylne słówka, ba, będąć się zdać jako czaczko dzieciom, ale wybornie by je mógł do błota wrzucić, a mało nie i z panem. Ale głos poczciwego a poważnego człowieka, jest jako on piękny brant u złotnika, od którego już niepotrzebną żużelicę odsadzi, a ten, co ji słyszy, iście ji ma z roztropnym obaczeniem uważać sobie a rozeznawać sobie przypadłe pożytki z niego, które się zawżdy i ku sławie, i ku każdej dobrej sprawie ściągać i obracać będą. A gdy już sobie uważysz i obaczysz takiego człowieka, a iż go k'temu jeszcze poznasz życzliwego przyjaciela sobie, umiejże sobie rozważać i radę jego, i poczciwe rozmowy jego. Bo wierz mi, iż nie leda skarb znajdzie, kto takiego człowieka sobie znajdzie. Umiejże mu też takie przysmaki okazować, nie tylko abyś go miał czym obruszyć, ale abyś go, jako możesz i czym możesz, najwięcej powinowacił sobie. A nadobną na to radę nam filozofowie zostawili, jako mamy zachować stateczność każdemu, kiedy ony wirszyki napisali: Quod tibi displicet alteri ne feceris. To jest: *co się tobie nie podoba, tedy tego strzeżwa** oba*. A to, co byś rad widział, aby przecię ludzie czynili, także też ty to wszytko bądź zasię powinowat ludziom. A tak gdy poznasz szczyrą chuć a wierną życzliwość przyjaciela prawie sobie już życzliwego, o starajże się też o to pilno, aby on też nie mniejszą, owszem, kędy mu to okazać możesz, i więtszą także znał chuć i przychylność po tobie, a nie omylnie ani obłudnie. Bo wierność a szczyrość pożytkić dwa uczynić może i onego już sobie prawie spowinowaconym uczynisz, gdy pozna nieomylną stateczność w tobie, i u innych sobie sławę uczynisz, gdy cię wszyscy cnotliwym a statecznym człowiekiem zwać będą. 8. Jako statecznie miłość a przyjaźń ludzie pogańscy chowali A chceszli tego sobie i cudzymi przykłady podeprzeć, tedy posłuchaj mało, jako i ludzie pogańscy, gdy się prawie sprzyjaźnili, jaką miłość a stateczność między sobą okazowali i jako im to zawżdy na dobre wychodziło. Słuchaj, gdy królował on Dionizjusz, okrutnik syrakuzański, co się było między dwiema zacnymi towarzyszmi stało, którzy się wiernie a nieobłudnie miłowali. Rozgniewał się na jednego on okrutny pan, którego zwano Damon, i osadziwszy go na gardło kazał go do wieży wsadzić. Ten prosił jedno do tego dnia, aby mógł mieć frysztu, aby dom swój i powinowate swe rozprawił, a towarzysza swego Pitiasa chciał na swe miejsce posadzić pod tym zakładem, iż jeśliby się on na czas nie stawił, aby już Pitias to zań zastąpił, co on miał być powinien. Pytał okrutnik Pitiasa, jeśliby to chciał uczynić. Ten się tego z wielką ochotą podjął. Okrutnik podziwować się chcąc, co też z tego uroście, puścił Damona, a Pitiasa na to miejsce posadził. Wyszedł tydzień, Damona nie masz, Pitiasa na plac wywiedziono i rozebrano, już kat począł sztuki wyprawować, a Damon, skokiem bieżąc, wołał wielkim głosem: „O, postój kacie, nic ten niewinien, jam to zań winien zastąpić”. Rozebrawszy się, sam dobrowolnie poklęknął na placu: „Czyńże, kacie, co masz czynić”. A wtenczas onemu tyrannowi onę rzecz powiedziano. Kazał przywieść obudwu i, podziwowawszy się onej stałości ich, kazał obudwu wolno puścić. Także Rzymianie, gdy mieli bitwę zwieść z Antoniusem, byli dwa towarzysze w rzymskim wojsku, Brutus a Licinius, którzy się tak miłowali jako dwa rodzeni bracia, tak że i w jednakiej zbroi, i na jednakich koniech ku potrzebie zawżdy bywali. Brutus, iż był dzielniejszy, sprawniejszy, już o nim w Antoniusowym wojsku wiedzieli i pilnie się oń starali, i sam go Antonius na pilnej pieczy miał. A gdy się bitwa już walna między onymi wojski stoczyła, prosił Antonius, aby na Brutusa ludzie pieczą mieli, a już wiedzieli, w jakiej zbroi i na jakim koniu był, o Liciniusie nic się nie pytali. A gdy w bitwie Brutusowi jako człowiekowi dzielnemu już konia nie dostawało, a ludzie go Antoniusowi już byli pilni, wysadził się przedeń Licinius na takimże koniu i w takiejże zbroi, a na Brutusa wołał, aby się gdzie między ludzi zamieszał; także się sstało. A Licinius tak go długo uwodził, aż się chcąc dał na urząd pojmać, aby jedno Brutus na suszy został. Gdy go wiedli do Antoniusa z wielką radością, mniemając, że Brutusa pojmali, i posłali naprzód z dobrą nowiną, Antonius wyszedł i barzo mu był rad. A gdy już był blisko, Licinius hełmu odchylił, a twarz ukazał i zawołał: „A prawda, żeś się omylił, Antoni?”. Gdy pytał rycerstwa swego, co by się sstało, powiedzieli mu wszytko, co się sstało i jako się ten dał dobrowolnie pojmać, a „mychmy tego nie obaczyli”. Pytał go Antonius: „Czemuś to uczynił?”. Powiedział: „Dlatego, iż się tak z dawna miłujewa, iż to nic jednemu za drugiego gardło dać, a to też k'temu, iżem go znał godniejszego rzeczypospolitej niżli siebie”. Antonius, widząc onę stateczność jego, i tego, udarowawszy, kazał wolno puścić. Orestes a Pilades także byli dwa towarzysze w trojańskiej bitwie; trefiło się, iż obudwu pojmano, a iż był Orestes dzielniejszy, kazano katowi z szarszunem na plac występić, i pytano: „Gdzie tu między wami Orestes?”. Pilades wystąpił i powiedział: „Jam jest Orestes”, i począł się rozbierać. Orestes, potym wystąpiwszy, powiedział, iż: „Nie toć jest Orestes, jest to towarzysz mój, Pilades”. I potym inni poznali, iż to Orestes. Poczęli się wszyscy temu dziwować. I pytali Piladesa: „Czemużeś chciał tak marnie a bezpotrzebnie zginąć?”. Powiedział, iż: „To dawna taka miłość między nami, iż to nic jeden za drugiego gardło dać, a barzo bych go ja rad gardłem swym odkupił, bo to dzielniejszy i potrzebniejszy niżli ja”. Hetmani, widząc onę stałość dziwną ich, kazali, obudwu darowawszy, wolno wypuścić. Patrzajże, jaka to była miłość a stałość między ludźmi pogańskimi. Patrzajże, jako im ta stałość na wielką sławę i na wielką poczciwość wychodziła. A by była nie ta ich stałość, tedy bychmy byli po ty czasy ni kąska o nich nie wiedzieli ani o nich słychali. O, jakoż by to, owszem, między nami, ludźmi krześcijańskimi, być miało, którzychmy im są i dary bożemi, a snać i lepszemy rozumy obdarzeni, jedno nie wiem, by nie na gorsze niż na lepsze. Bo ukaż mi dziś, wieleli by takich Orestesów albo Piladesów nalazł, albo takich Liciniusów albo Brutusów, a snadź by rychlej nalazł takiego, co by się pięknie zalecał a wiele obiecował, a przedsię trzoska w zanadrzu maca, jakoby ji wyłudzić. A tak człowiek poczciwy, ucieszywszy się tak złymi, jako i dobrymi przykłady, ucieszywszy się takimi dziwnymi przysmaki, co jest prawy przyjaciel, jakochmy się tu o tym nasłuchali, ma to u siebie uważyć jako sancta sanctorum, jako ma sobie przyjaciela i obierać, i, obrawszy, jako mocno a nieodmiennie przy nim w swej stateczności stać, nieobłudnie, ale w prawej szczyrości, a zwać go sobie alter ego, to jest: drugi ja. Gdyż między takimi cnotliwymi ludźmi prawie drugi ja zawżdy mieszkać musi. Gdyż szczęście i nieszczęście, radość i przygodę, wszytko to za swe własne mają, jednako tego spólnie używają i jednako się we złym cieszą, a z dobrego się radują. A z jaką też tego i sławą, i rozkoszą używają, tochmy się już o tym nasłuchali. Kapitulum XIII 1. Tu już postanowiwszy prawą przyjaźń sobie człowiek poczciwy, jakiego też żywota ma używać i jako ma wszem dobry być, i jako a gdzie ma roztropnie dobrodziejstwy swymi szafować Gdyż już wiemy, co są cnoty i co też są za przymioty niedobre w ludzkim przyrodzeniu, nasłuchalichmy się też, jako mamy złe w sobie gasić a dobrym a poczciwym jako się mamy zdobić, szlachcić i w nim się zachować, tożechmy teraz mieli, iż nic nie jest żywot osobny bez dobrego towarzystwa, a zwłaszcza bez szczyrego a prawdziwego przyjaciela. Tu już też musimy się uczyć, jako tymi dary bożymi, tu nam od Pana z ziemią podanymi, roztropnie szafować mamy, jako bychmy ich i na zbytki nie szafowali, i wedle cnoty a powinności swej w nich się zachowali, a z tego abychmy sobie i sławy, i poczciwej przyjaźni, i łaski bożej nabywali, dobrych żywotów wesołych a pobożnych sobie używali i przyjaźń, i zachowanie, a zwłaszcza między dobrymi a cnotliwymi ludźmi, i zachowali i rozmnażali. Acz są rozliczne dobrodziejstwa na świecie, którymi różno i między różne stany poczciwy człowiek szafować może, które jedny i bez wszej szkody swej rozlicznym ludzkim stanom czynić może, drugimi też z nadanych rozmaitych darów wedle myśli swej szafować możemy. Bo nie jednoć to są dary boże, co je jedno oczyma w skrzyni, w borze albo w oborze widzieć możemy; sąć też drugie, co ich nie widzimy: jako sprawiedliwość, miłosierdzie, stałość, cnota, a na wszem pobożność. A mało tymi niewidomymi tak wiele ludziom służyć nie możemy jako widomymi. Bo wielka to rzecz, kto komu płaczliwej sprawiedliwości pomoże, a sam ją też każdemu z siebie uczyni. Wielka też to rzecz i dobrodziejstwo, kto będąc miłosierdziem wzruszony, upadłemu, uciśnionemu, strapionemu z upadku jego, z krzywdy jego, z uciśnienia jego pomoże, a w tym go ratuje. A tak rozliczne są dobrodziejstwa świata tego. A jako do czego roztropnego uważenia potrzeba i jako jemi szafować mamy, i jako je u siebie poważać mamy, i w nich się zachować mamy, tedy do tego. Abowiem patrz, iż są niektóre dobrodziejstwa, co są pożyteczne z obu stron: i tym, co je czynią, i tym też, co je prze nie czynią. Drugie też są jakoby muszone, iż je ludzie ludziom muszą czynić. A przedsię i ci co je czynią, i ci prze kogo je czynią, z obu stron z tego pożytek mają. Pirwsze, co są jakoby z obu stron pożyteczne, patrzaj, gdy doktor chorego leczy, to już obiema dobrodziejstwo pożyteczne, i doktorowi, bo pieniądze bierze, i choremu, bo zdrowie bierze. Złotnik, gdy komu złoto albo srebro robi, tedy jemu dobrze, iż pieniądze bierze, a owemu też dobrze, iż złoto albo srebro do domu odniesie. Przewoźnik albo marynarz też ten i ludziom dobrze czyni, i sobie, bo sobie dobrze czyni, iż mu płacą, i onym też nieźle, iż je przewiózł po potrzebach swych na drugą stronę. Także i cieśla, i wszyscy inni rzemięsnicy i sobie dobrze czynią, i ludziom. Są też drugie jakoby przymuszone, a przedsię ten przymuszony i sobie, i ludziom dobrze czyni. Bo sędzia musi kilkokroć roki sędzić do roku, a przedsię i sobie dobrze czyni, i ludziom. Bo sobie dobrze uczyni, iż pamiętnego bobrów i liszek nabierze, a ludziom dobrze, iż ich krzywdy rozsądzi, o które by byli mogli dalszych i więtszych trudności użyć. Także i starosta, także i podstarości, i każdy urzędnik musi ludziom dobrze czynić i sobie też nieźle. Stróż na wieży, gdy się już tego podejmie, musi już strzec pilno i wołać, a przedsię ludziom dobrze czyni, że ich strzeże, a sobie też nieźle, bo go karmić i płacić mu muszą. Także i każdy sługa, i woźnica musi zaprzęgać, gdy mu każą, a przedsię i sobie nieźle czyni, bo mu za to płacą, i onemu, co go, gdzie trzeba, wiezie. Są też drugie dobrodziejstwa, co ludzie o nich ani myślą, ani o tym wiedzą, ani o to proszą, a przedsię je ludzie prze ludzi działają. Jako gdy nieprzyjaciel wtargnie w ziemię, więźniów nabierze, zbierze hetman albo jaki rycerski pan poczet, odbije więźnie ony, o czym oni ani wiedzieli, ani myślili, ani prosili, a przedsię im dobrze uczynił i sobie nieźle, bo z tego i sławy, i pożytku snadnie dostać może. Miasto jakie będzie w oblężeniu i we złej nadziei, obierze się kto zacny, iż go ratuje albo nieprzyjaciela odgromi, albo ratunku miastu doda, już oni, chociaj o tym nie wiedzieli, przedsię dobrodziejstwo wzięli, a ów też na tym przedsię nie stracił. Także też i oracz, który ma zboża wiele, i kupiec, który ma kramy bogate, musi ludziom każdy z nich dobrze czynić, bo muszą przedać, bo by obiema pogniło, a przedsię i ludziom dobrze, i im dobrze, bo pieniędzy nabiorą, a owi też podpomogą potrzeb swoich. Także ziemia, także słońce i miesiąc musi nam zawżdy dobrze czynić, bo są na to od wieków sprawione, a przedsię i sobie, chociaj są nieme elementa, tym nie zawadzą. Bo ziemia z onej swej grubości a szpetności nadobnie się zazieleni i kwiateczkami się rozlicznymi potrzęsie, a słońce też od wszech sławę o swej światłości ma i Panu Bogu przysługę czyni, iż swej powinności nie omieszkawa, na co jest sprawione, także i miesiąc. 2. Dobrodziejstwa, co nas nic nie kosztują, a przedsię się nam oddawają Są też drugie dobrodziejstwa, co nas barzo mało abo nic nie kosztują, a wżdy się nam sowicie oddawają. Bo dasz ubogiemu kęs chleba abo pieniądz, po prawdzie mały koszt, ale owo słówko: „Bóg miły zapłać”, wielka to nagroda, bo się nam to i jawnie, i potajemnie płaci. Jawnie, gdy obaczymy, co nam ziemia na każdy rok za dobrodziejstwa dawa, tedy iście stoi za nasze. Potajemnie, co nam Pan dawa, to już tam pokryte Jego sądy i tajemnice o tym lepiej wiedzą. Są też drugie, co się nam nigdy oddać nie mogą, a wżdy je prze ludzi czynimy. Jako gdy błądzącego na drogę nawiedziemy, pragnącemu wodę jaką albo krynicę ukażemy, także choremu doktora, gdzie mieszka, powiemy, tonącego ratujemy, smętnego pocieszymy i innych takich wiele. Co też niektóre dobrodziejstwa, co je zwierzętom czynimy a przedsię się nam sowito oddawają. Bo koniczka nadobnie cudzimy, karmimy, wycieramy, guńkami przyodziewamy; wołku takież karmimy, krówkę pilno pasiemy, doma jej sieczkę rzeżemy, ścielemy, zapieramy. Ale też koniczek musi za to skakać, kiedy mu każą; wołek na pszeniczkę naorze, a potym mu w róg dadzą; krówka też garniec masła i kopę syrów za onę sieczkę pewnie szynkować musi, a także i insze zwierzęta domowe. I psa, i tego płaszczemy i karmiemy, ale jeden nam w myślistwie pożytki czyni, a drugi w nocy domu strzeże, a we dnie za kozami dybie, a mnima, aby włodarzem był. Są też dobrodziejstwa niektóre szkodliwe, co je prze ludzi czynimy, a wżdy je sobie tym powinowacimy. Bo dasz zwajcy miecza, dobrodziejstwo już szkodliwe, jeśli kogo usiecze albo go też usieką, a przedsię on tobie za ten miecz powinowat będzie. Dasz opilcy dzban gorzałki, iż oszaleje albo zdechnie, a przedsię to u niego niemałe dobrodziejstwo. Kozernikowi dasz karty, dziękuje za nie, a komu zasię szkodę uczyni albo też sam w koszuli lezie spać. Takie i dobrodziejstwa, co jednemu dobre, bywają drugiemu złe. Pomożesz komu złodzieja ułapić, to już owemu dobre, co go ułapił, ale owemu drugiemu panu bardzo niesmaczne, kiedy z gałęzi będzie południa wyglądał. Także gdy sługę pan chce bić, a on by mógł nieborak uciec, a ty go dodzierżysz, panu się zachowasz, ale onemu ni kąska, co mu się grzbiet łupi. 3. Dobrodziejstwa społeczne i poczciwe, i potrzebne Ale jeślibychmy chcieli społecznego a pobożnego, wiernego a prawdziwego dobrodziejstwa między sobą używać, tedy to jest prawe dobrodziejstwo między poczciwymi narody, aby jeden drugiemu wiernie wszytkiego życzył, jeden drugiego, w czym by mógł, ratował, a wierną miłość krześcijańską społeczną jeden drugiemu zachował, upadłego ratował, uciśnionego sądem albo jaką niesprawiedliwością podpomógł, więźnia niewinnego wyswobodził, smętnego nędznego pocieszył i, w czym by jemu mógł, w smętku a w upadku jego posłużyć posłużył, każdemu, co czyje jest, wiernie przywłaszczył i drugiego w tym pohamował, i osądził, z każdym się wiernie a sprawiedliwie zachował, każdego nieomylnie a nieobleśnie miłował. In summa, każdemu aby tego wszytkiego życzył, co by też jedno około siebie rad widział i czego by sam rad w radości używał, i przy czym by rad został. Patrzajże, jakoby tu wiele złego stąd na świecie upaść mogło. Jużby i diabeł, i złościwy człowiek barzo zblednąć a zmienić postawę musiał. Upadłaby wnet ona jadowita niesprawiedliwość, ona sroga ludzka skaźca potwarz, upadłaby wszytka niecnota wymyślna niepobożnych ludzi, upadłyby rozterki, kłopoty, zawikłane a niesprawiedliwe z dziwnymi hanszlaki ony prawa obrzydłe, jużby ludzie pobożni a poczciwi tylko by sobie mieszkali jako anieli święci w wielkiej zgodzie a w wielkiej miłości na ziemi, a jako słońce jużby się rozkwitła cnota i sprawiedliwość ich. Jużby ustały ony niewierne zapisy, ony niepoczciwe cyrografy, na których więcej wierzymy kęsu papirowi a kęsu woskowi niżli cnocie a poczciwości swojej, kiedy by słowa nasze wedle powinności naszej szlacheckiej i krześcijańskiej były: „jest — jest, nie masz — nie masz”, to by to piękne słowa były. 4. Sroga kaźń wstyd na złego Więc byś tak rzekł: „Już wszyscy wiedzą, jako to jest sprośny a szkodliwy przymiot w przyrodzeniu człowieczym ta szpetna obleność a ta ohydna obłudność, a plugawa nieprawda. Czemuż wżdy na ty jakiego karania albo jakich ustaw nie masz między ludźmi poczciwymi?”. Ale, mój miły bracie, byś obaczył jakie srogie statuta, a jakie postraszne kaźni jeszcze z starych naszych na tę sprośną ohydę są z staradawna ustawione. Azaż to nie srogie prawo na łgarza, iż wiarę straci między poczciwymi ludźmi, iż się go strzegą, iż go sobie palcy ukazują, iż bezpiecznej twarzy nigdy między zacnymi ludźmi ukazać nie może, iż go bije on wirszyk w gębę, iż: „kto co na się czuje, gdzie dwa mówią, pilnie upatruje”? Azaż się srodze w gęby nie plaskąją o ten szpetny przypadek? Azaż nie srogie prawo na obleśnika, na pochlebnika, iż go ludzie między sobą podawają, jawnie z niego szydzą, a po cichu go potrzebnym łgarzem zową? Azaż nie masz srogiego prawa na owego łapacza a na wykrętnika sprawiedliwości ludzkiej? Ano go szczekaczem zową, w oczy mu się rzkomo kłaniają, a z tyłu za nim plują. Azaż wszędy rzkomo w żarcie nie ma srogich przymówek o sobie, a czasem i bez żartu, że się ledwe z pięścią drugi u samej gęby wróci. A cóż, wszak to już nie raz powtórzono jest, iż skażona natura a łakomstwem naszychtowana wszytko, zasłoniwszy psiną oczy, ścirpi snadnie, a jako ono powiadają, jako nasłodszą śliwkę tak nadobnie połknie, a jeszcze snadniej przechowa, bo to niedługo w żołądku leży. A powiedali o jednym, iż mu drugi a zacny człowiek tuż u prawa haniebnie łajał głośno, wszem opowiedając, aby się go strzegli, bo ten za kopę zdradzi, ilekolwiek potrzeba razów. A ten coś przedsię czytał. Drugi go, stojąc, w bok kołace: „Cóż, nie czujesz się, iż to o tobie mówią?”. On przedsię czytał, a nic dalej nie powiedział, by: „Niechać on mówi, co chce, kiedy się ja k'temu nie znam, ani temu wierzę”. I zaiste dosyć słuszną obmowę uczynił. 5. Dobrodziejstwo każde z ochotą wdzięczniejsze Mówilichmy mało przedtym o rozlicznych dobrodziejstwiech, a wszakoż społeczne, pobożne, poczciwe, a wierne, jeden drugiemu wedle powinności krześcijańskiej, tochmy sobie nalepsze obrali, i podobno tak na to wszyscy pozwolić musimy. A wszakoż i to, i każde inne, gdy bywa komu czyniono z krzywą a z zasępioną twarzą, już nie może nigdy tak wdzięczne być jako owo, które z uprzejmej ochoty a z szczyrej miłości jednego przeciw drugiemu bywa czyniono. Bo i hetman w każdej rycerskiej sprawie gdy ochotną chuć a wdzięczną postawę rycerstwu swemu okaże, już je też ochotniejsze czyni, i wiele serca im dodawa, iż też ku każdemu jego rozkazaniu z ochotniejszą i postawą, i sprawą zawżdy przykłonniejszy bywają. Także i marynarz, gdy się już powrozy padają, żagle się kołyszą, kotwice się rwą, jeśli z ochotną twarzą a postawą do masztu i do inszych przypraw się miece, wszytkim dobrze tuszy, już się też wszyscy na pomoc jego skupią i, w czym mogą, tedy go ratują. A gdyby też zasępione oczy a smętną, lękliwą postawę ukazał, pewnie by się też już każdy deszczki chwytał a do niej się ochotnie przywięzował. A patrz, jako chuć ochotna u każdego i wdzięczna bywa, i dłużej czasem w pamięci trwać może niżli sama uczynność, bo dasz komu złoto, srebro, konia albo co inszego, złoto może zgorzeć albo zginąć, albo być ukradziono, także szkapa zdechnąć może, ale ona chuć dobrodziejstwa onego zawżdy zostać przy onym musi prze kogoś, co uczynił. Trefić się być daleko gdzie, w cudzych krainach, trefisz tam syna jakiego przyjaciela swego, o którym już była mała nadzieja, aby był na świecie, przywieziż mu go do domu, wiem, żeć musi być za to barzo powinien, bo mu nie leda uczynność okażesz. A wszakoż on syn może rychło zasię umrzeć, ale ona uczynność twoja a chuć ona twoja, wierz mi, iż już długo żywa musi być w domu onym. A patrz, jako i źwirzęta dobrodziejstwa ochotne wdzięcznie przyjmują. Przydziesz, nasypiesz koniowi owsa albo nasypać każesz, potym go każesz sobie osiodłać, uźrzysz, aliści on skacze a wykręca pod tobą za ono dobrodziejstwo twoje. A pospolicie to widamy, iż pod panem zawżdy bywa ochotniejszy, bo już zna dobrodzieja swego. Także każ nakarmić charta przy sobie, a włóż nań jaką piękną obróż, uźrzysz, z jaką ochotą będzie skakał około ciebie i cokolwiek im poszczujesz, barzo by rad ugonił, i każdą rzeczą z ochotą rad by się przysłużył. Także i sokół, i każdy ptak, gdy ji nadobnie ugłaszczesz, foremną jaką czapeczkę nań włożysz, już za tobą lata od stawku do stawku, już krąży, biega, szuka, czym ci by się przysłużył, już co mu słusznego popędzisz, barzo by rad ugonił, jeśli będzie mógł, iżby się tym przysłużył tobie. Niedźwiedź skacze, lew się łasi, igra, głaskać się dopuści onemu, po kim łaskawe a ochotne dobrodziejstwo zna. A cóż owszem człowiek uczciwy, cnotą i rozumem z nieba hojnie obdarzony, aby tego nie miał rozumieć, co kto przeń czyni, abo z jaką chucią czyni, jakoż to obiema nadobnie przystoi, aby i ten, co prze kogo co czyni, i on też, co przeń czynią, aby to między sobą z nadobną postawą a z wdzięczną ochotą czynili. Abowiem i serce z tego roście, i chuci przybywa, aby to długo między sobą pamiętali, a za to sobie powinowaci byli. Abowiem i Pismo nam tego poświadcza, iż ochotnego szafarza dóbr swoich miłuje Pan Bóg. A słuchaj, co on wielki filozof Sokrates uczynił, gdy mu dyscypułowie jego na wielki jakiś fest upominki każdy z osobna wedle obyczaju tamtego kraju przynieśli, winszując mu każdy i szczęścia, i długiego zdrowia na ten rok. Eschines, ubogi młodzieniec, co też tam między onymi dyscypuły był, przyszedł do niego, powiedając mu, iż: „Nie mam ci żadnych upominków, mój miły mistrzu, tobie godnych, coć bych dać miał, ale co mam, toć dawam, sam siebie za niewolnika, a już czyń ze mną, co raczysz”. Sokrates jako to od niego wdzięcznie przyjął i jaką o nim pieczą miał, i nie inaczej jedno jako własnego syna sobie go chował, powiedając mu to, że: „się tobie zda, żeś mi mało dał, ale się mnie tak zda, iż mi żaden nie dał więcej nad cię, gdyś mi sam siebie dał, bo to najdroższy skarb u każdego, iż jest, a iż człowiekiem roztropnym a rozumem od Boga obdarzonym jest”. 6. Co komu przystoi, to mamy przeń czynić A wszakoż i to trzeba uważać, co prze kogo czynić mamy. Bo daszli myśliwemu lutnią, staremu drumlę, kupcowi jastrząba, doktorowi łowczą trąbę albo sarnią sieć, barnadynowi arkabuz, białej głowie ostrogi, alchimiście sahajdak, tedy to żadnemu z tych nie będą wdzięczne upominki, bo będzie każdy z nich rozumiał, iżby im to na pożartek było dano. Także też gdy dasz pijanicy kałamarz, graczowi septempsalmy mistrzowi do kollegium kobzę, kaznodziei czyzmy, wszytko to sobie każdy za pośmiech będzie miał. A tak trzeba uważać, co prze kogo czynić mamy i co komu przystoi. Bo są też drugie dobrodziejstwa jednym pożyteczne, drugim szkodliwe. Bo gdy pan albo przełożony jaki, który tym włada, da łakomcowi jakięmu sądy, da łupiescy pobory, głodnemu myto, bezbożnikowi jakiemu wszetecznemu łokcie, funty, korce pomierzać, tedyć to tym będzie dobrze, ale wszytkim innym źle. Bo już ci nie będą niczegoj innego patrzyć, jedno łupiestwa a pożytków swoich. A tak to nie może być dobrem dobrodziejstwem zwano. I ma to pilnie uważać poczciwy, jako takimi dobrodziejstwy szafować, aby nie były na skazę a na upadek ludzki. Bo jednoć to boże dobrodziejstwo jest, iż tak złym, jako i dobrym dał ziemię i pożytki jej, równo wszytkim dawa deszcz, równo wszytkim kazał słońcu i miesiącowi świecić, i równo wszytki ogrzewać. Ale, jako ono mówią, daleko kęsy zająca, ten wszytko wie, widzi, upatruje, jako złego ma skarać, jako dobrego ma ozdobić i jako złemu ma zarównać i niewdzięczności jego, i niesprawiedliwości jego, czego człowiek nie może uczynić. A tak trzeba mu pirwej zawżdy do rozważnego się rozumu uciec, niżli co ma zacząć albo uczynić, gdyż nie wie przyszłych rzeczy, na co mu wyniść i na co się obrócić mają, i trzeba pirwej pilno w zęby patrzyć, niż komu dobrodziejstwo uczynić. Abowiem złemu dobrodziejstwo uczynić, jakoby na złą szkapę pozłocistą uzdę włożyć albo zachorzałemu żołądkowi zdrowe a chędogie jedło podać, które potym i brzuch nadymie albo się w jakie guzy albo wrzody obróci. Także niepobożny człowiek, choć się już naje a natka pełen brzuch onego dobrodziejstwa twego, przedsię to na dobre wyniść nie może. Bo jako choremu od zdrowych potraw brzuch się nadmie albo się to w guzy obróci, także też ten, choć mu to dobrodziejstwo smakuje a wzmoże się z tego, tedy tego pobożnie, pomiernie a poczciwie nigdy nie używie, jedno się snadnie jako choremu brzuch w onej szarej pysze swojej, a guzów na nim naroście onych rozmaitych wszetecznych wymysłów jego. A chociaj jawnie nie będzie mógł wielu ludziom szkodzić, ale wżdy po cichu uszczypować będzie, a ona jego chutliwa chuć przedsię mało za uczynek nie stoi. Bo chociaj rozbójnik stoi za krzem cały dzień, a nic mu się nie trefi, czym by się mógł obłowić, tedy ona jego wierna chuć, na co się był nasadził, jużby go sama czyście mogła obiesić. Łakomy a niepobożny człowiek stoi u sądu cały dzień z pełną torbą pozwów, czyha na rozmaite ludzi, jakoby mógł kogo usidlić. A iż mu się nie zdarzy, przedsię onej chuci jego nie może żadny dobrą a poczciwą nazwać. Abowiem stara przypowieść, iż dobra wola zawżdy za uczynek stoi. Bo złe przyrodzenie jest podobne ku gorzkiemu piołunowi. Bo cukruj go ty, jako chcesz, przedsię on gorzkości swej trudno co odmienić może. Katylina był w Rzymie, który wielkie dobrodziejstwa miał w onej ojczyźnie swojej, był tam zacnym i w powinnościach rozszyrzony, a przedsię one złe przyrodzenie jego wytrwać nie mogło, nabuntowawszy sobie wiele towarzystwa, zburzył był tak miasto pod figurą tego, że o wolności czynił, tak że wiele ludzi poginęło za onym złym wszeteczeństwem jego, a za uniesionym umysłem sprośnym jego. 7. Są też dobrodziejstwa w nadzieję sowitego zysku Są też drudzy, co w nadzieję jakiej sowitej odpłaty chcą ludziom dobrodziejstwa czynić. Jako gdy chudy pachołek, jako tego wiele bywa, naprze się u jakiego panięcia, aby od niego koń wziął albo szablę jaką pięknie oprawioną. Toć już tego nie dla onego czyni, co mu dawa, bo mu tego nie było potrzeba, jedno dla siebie, aby mu się to zasię kiedy sowito oddało, ale się czasem bardzo omylają. Bo zacni stanowie, chociaj co od kogo wezmą, tedy to u nich w małej powadze bywa albo wnet zasię leda komu dadzą, a prędko tego zapomnią, a o onym ani pomysłu, aby mu to kiedy oddawać mieli. Aleksandrowi Wielkiemu dawał jeden rycerski człowiek zamek swój, który jednoż jeden miał. Powiedział mu Aleksander, iż: „Nie na cięć się rozmyślam, co mi dawasz, ale na się, co bych to miał wziąć, bo ja mam zamków sam nie wiem co, a tak ten twój jeden mógłby się między nimi tak barzo zabłąkać, żebych go ja nigdy nie wspomionął anibych o nim pomyślił, bo to wiem, że mi to nie z chuci dawasz, ale nadziewasz się abych ci to sowito oddał. A tak lepiej ci pewnikiem niż ty swój zamek masz, niżlibyś się potym niepewną nadzieją cieszyć miał”. Do Antygona króla przyszedł jakiś misterny kuglarz i wyprawował tam przed nim ony sztuki swoje. A wyprawiwszy i pochowawszy, prosił króla, aby mu za to kazał dać funt złota. Antygon powiedział, iż to wiele na kuglarza. Kuglarz powiedział zasię, jakoby na pośmiech: „Każyż mi dać grosz”. Antygon powiedział, iż też to lepak mało na króla. A tak niezgodziwszy się, poszedł potym kuglarz, nic nie wziąwszy. A tak mądremu a rozważnemu człowiekowi trzeba rozważać i stany, i czasy, i co prze kogo czynić, i kiedy co czynić. Abowiem poczciwy człowiek każde dobrodziejstwo i długo pamięta, i wdzięcznie przyjmuje. Niepoczciwy a wszeteczny i mało na to baczy, i na marne zbytki albo na skazę drugich to obracać będzie. Powiadali o jednym w Rzymie, co lwa karmił i opatrował, potym z tego urzędu wystał, a innemu to poruczono. Gdy krotofile jakieś w Rzymie czyniono, jako tego tam na ten czas i wiele, i często bywało, wypuszczono rozlicznych źwirząt na plac niemało, puszczono też i onego lwa. Byli też na to już wystrojeni, co mieli z onymi źwirzęty krotofile stroić, był też i on między nimi, co onego lwa przedtym karmił. Potym jakoś z przygody onego nieboraka źwirzęta oskoczyły i mało go nie rozdrapały. Lew on, co go kiedyś karmił, skoczył wnet do niego, źwirzęta rozgromił, sam podle niego, mocno go broniąc, stanął, aż go potym inszy towarzysze ratowali. A tak patrz pilnie, jako to i źwirzęta nieme długo dobrodziejstwa pamiętają, a człowiek marny a niebaczny pótyć za to powinien, póki w ręku dzierży. Kapitulum XIV 1. O niewdzięczności dobrodziejstwa i skąd to przychodzi Są też niektórzy, co dobrodziejstwa ani baczą, ani rozumieją i dziwno im to bywa, iż im tego przyrodzenie nie dało, co inszym źwirzętom. Iż orzeł wysoko buja, pardus dziwno skacze, lew, niedźwiedź, co potka, to łamie, jeleń po wodach pływa, links powiadają, iż przez ścianę widzi, wieprz, powiedają, iż kiedy trawa roście, tedy słyszy, acz się mnie tego wieprz po prawdzie żadny nigdy nie zwierzał. I szacuje sobie drugi ty postępki źwirzętom od przyrodzenia dane. A tego nie baczy, co jest jemu dano, że i orła rozumem swym zaleci, i pardusa zaskoczy, i niedźwiedzia, kiedy chce, w swym posłuszeństwie mieć może. A tak paździorka w oku cudzym szukamy, a swego bierzma, co jest nam od Boga i od przyrodzenia dano, baczyć nie chcemy, a niewdzięcznichmy dobrodziejstwa swego nam hojnie nadanego. Także też to, gdy kto komu dawa poczciwą radę, piękne upominanie, ostrożną przestrogę, co by go miały przewodzić do sławy i do poczciwości, a iż mu nie da albo upominku, albo dobrodziejstwa jakiego, tedy się to u niego za pośmiech, a jeszcze k'temu za jakąś przykrą przysadę zda. Aby się obaczył, iż to wielkie upominki i wielkie bogactwo bierze, bo mu stąd i rozum, i cnota, i sława, i wdzięczność ludzka hojnie rozszyrzyć się może. Jako i mistrz, gdy komu dziatki nadobnie wychowa, cnoty pomierne i piękne obyczaje w nich postanowi, zda mu się, iż nic przeń nie uczynił, kiedy mu suchedni zapłaci, ano nierówno więcej on mu dał, niżli mu ten daje. A tak bacznemu a roztropnie rozważnemu człowiekowi pilnie trzeba obaczać i co od kogo bierze, i co też prze kogo czyni, bo więc w tym nieobaczeniu barzo się rado unosi niebaczne przyrodzenie nasze. Abowiem i podlejszy zacniejszemu może czasem dobrodziejstwo uczynić. Zbiją kogo zacnego z konia, jakoż się to wiele przytrefuje: chudy pachołek z konia skoczywszy, wsadzi onego zbitego nań i uwiedzie go od więzienia albo od śmierci. Biją kogo barzo i już mu bywa ciasno: chudy pachołek, wyrwawszy się gdzie z kąta z szarszunem, przed nim wyskoczy, broni go, uwiedzie go, i toć niemałe dobrodziejstwo. Albo gdy kto tonie, a drugi go dopłynąwszy, chociaj będzie zacniejszy, za łeb go z onej żałosnej śmierci wywlecze, tak drudzy powiadają, iż mu to zasię na suszy odpuści, iż go za łeb wywlókł. Ano Julius cesarz, gdy na sądzie siedział, sądząc sprawy, jako czyja przypadła, przyszła kauza jednego rycerskiego człowieka, który w wielu bitwach przy onym cesarzu bywał. Cesarz go nie poznał i jakoś niedbale jego sprawę sądził. Ten wystąpiwszy powiedział: „Nie pamiętasz li ty, cesarzu, gdyś ono w Hiszpanijej po onej wygranej bitwie pod drzewem siedział a barzoś był upragnął, kiedyć jeden rycerski człowiek przyłbicę wody przyniósł, jakoś to był od niego wdzięcznie przyjął”. Cesarz rzekł: „iżbych mógł osobę poznać, ale bych przyłbice nie poznał”. Powiedział mu on rycerski człowiek: „Tak tuszę, miłościwy cesarzu, kiedyś osoby nie poznał, iżbyś pewnie i przyłbice nie poznał. Abowiem potym w innych bitwach przy tobie i osobę szpetnie pokryślano, i przyłbicę potłuczono”. Pytał cesarz: „A tyś to jest?”, powiedział on człowiek: „iżem ja jest, miłościwy cesarzu, ale iż mi się tymi szramy szpetnie twarz odmieniła, więc mię teraz nie znasz”. Powiedział mu cesarz: „O, nie szpetnie, mój miły bracie, ani tak mów, nie możesz mieć nigdy piękniejszych znaków na swej twarzy jedno ty, które twą cnotę a sławę ozdobiły”. I kazał mu sieść, i znowu jego akcyją kazał repetować. Przedsię skazał przeciwko jemu, bo tak z prawa być musiało. Ale onę szkodę jemu tak sowito nagrodził i wielkimi dobrodziejstwy go opatrzył. A tu patrz, jako dobre długo pamiętać się musi i jako cnota cnotliwemu zawżdy jako jasna świeca przed oczyma się świeci, a nigdy zgasnąć nie może, a zawżdy ona sobie znajdzie drogę, kędy się wynurzyć musi, a jasność swą jako słońce po dżdżu zawżdy wyjaśnić i oświecić musi. 2. Przyczyny niedbałości dobrodziejstwa Aleby snać kto tak rzekł: „Choć mogło być za starych ludzi, iż wżdy dobrodziejstwa i od chudych pachołków długo pamiętali, ale dziś takie wieki i tacy ludzie nastali, iż póki widzą, póty pamiętają, a skoro z oczu, to już wszytko na stronę precz”. Prawdać jest, iż na on czas mogła być u każdego dłuższa pamięć, bo się tak w on czas głowa ludziom nie mieszała jako dziś. Ale gdy dziś pojrzysz na wartogłowne łby ludzkie, jako się mieszają, jako w nich zawżdy jako w kotle wre, mały to dziw, iż chudych pachołków abo jakiej małej uczynności ich ani baczą, ani pamiętają. Ale jeszcze dobrze, iż to pamiętają, skąd rodem wyszli abo co się około nich toczy. Ano dziurką przez szybę wygląda, jeśli już świta, ano każdą godzinkę liczyć musi, ano by nalepsze towarzystwo, by nawdzięczniejsza biesiada, wnet się porwać musi, a nigdy sam swój nie jest, podobno połowica diabłowa. I dziw boży nie tylko, aby co pamiętać miał, ale iż nie poszaleją. Bo już tam i pamięć, i baczenie, i podobno i rozum dziwno się pomieszać musi. Drugi zasię będzie tak niedbały, że zaśpi a zapije wszytki czasy swoje, a nie tylko pamięć, ale i rozum czasem wytopi z siebie. A nie tylko aby na co cudzego pomnieć miał, ale i o swym własnym nic nie myśli, jedno tak sobie buja pustopas: póki żyta póty byta. A potym, gdy już nie masz nic, albo zdechnie, albo się na lutni grać uczy, a tak swego świata jako tako domitręży. Drugiego też żołędny król od wiela rzeczy odwiedzie, a swymi go sprawami zabawi, że tych drobnych rzeczy pamiętać nie będzie powinien. Drugiego trąbka w las tak głęboko zawiedzie, że ledwe w nocy się z niego wytłucze. Przyjechawszy do domu, z onego głodu pije do północy, a śpi do południa. A kiedyż ma co pamiętać: drugiego czepek z brameczką tak uszychtuje, iż nie tylko by drobne rzeczy pamiętać miał, ale czasem zapomni na wieczerzy, co na obiedzie jadł. Bo tam dziwne arkabuzy zawżdy we łbie huczeć muszą. A tak dziwny świat a zawikłany zawżdy szumi a buczy około łbów ludzkich, że szum zawżdy około uszu jakoby się pczoły roiły. A jako taki łeb co długo pamiętać albo na słusznym baczeniu mieć może. A wszakoż nie wszytkoć są tacy zabawce na tropiech, dosyć jest zacnych a poczciwych ludzi na świecie, którzy się takimi uniosłymi a zaplotłymi rzeczami nic nie bawią, a żywotów swych i obyczajów swych poczciwych zawżdy rozmysłem rozważnym i poważnym używają, a to, co ich sławnej cnocie przystoi, zawżdy na pieczy a na baczności mają, a nie tylko aby jakie uczynności ludzkie albo dobrodziejstwa na pieczy mieć mieli, ale się pilnie starają, jakoby swych darów bożych, kędy by mogli, każdemu dobrowolnie udzielili, komu by mogli. Komu dobrodziejstwem, dobrodziejstwem; komu też radą, więc radą; komu pomocą, więc pomocą, i czymkolwiek mogą, i jako mogą, tym by się radzi dobrowolnie każdemu przysłużyli. A są tacy zacni a poczciwi ludzie jako słońce wszem pożyteczni, które wszytki i oświeca, i ogrzewa, i żywności rozmaite ożywia, a wszytkim dobrze czyniąc. Bo ta różność, tak jako sam Pan opowiedzieć raczył, musi się mieszać aż do skończenia świata. A nie kazał tego kąkolu, to jest tych nikczemnych ludzi, pleć ze pszenice, to jest z ludzi poczciwych a pobożnych, iż to już tak społu rość musi. Ale gdy przydzie ono wieczne plewidło albo żniwo, wierę kąkoliku, dopiro się obaczysz, iż się było lepiej jakim głąbem albo czarną kapustą urodzić. 3. Są też dobrodziejstwa, co za nie i łają, i dziękują Najdzie też drugie dobrodziejstwo, co jeden raz za nie podziękują, drugi raz nałają. Bo patrz, gdy kto komu pieniędzy pożycza, to mu barzo dziękują. Ale gdy przydzie od nich albo lichwę dać, albo je za przymuszeniem wracać, tedy się barzo skrobiąc w łeb, łają. Albo gdy komu tesar szczudło przyprawi, to mu barzo chromy dziękuje. A gdy się mu co u niego zepsuje albo iż się na nim powali, to barzo zasię łaje. Albo gdy panowie weseli a szynkarka im wina donasza, to barzo jej za to powinni i panią ją Gretą zową. A skoro przydzie płacić, aliści z niej nieszlachetna baba, bo przypisuje. Powiedano na jednego dobrego człowieka, iż jechał drogą i ujrzał podle drogi chłopa dopiruczko obieszonego, a ludzie od niego idą, a on jeszcze sobą rusza, i kazał wnet skoczyć słudze, że ji uciął. Upadł na ziemię i ożył, i barzo onemu panu dziękował. A potym tejże nocy komorę wyłupał. Jechał po kilku dni tenże człowiek mimo ono miejsce, ano chłopa onegoż znowu wieszą. I pyta pachołka: „I nie onże to złodziej, coś ji ty był odciął?”. Złodziej, stojąc na drabinie, powiedział, że: „On, panie. Ale bodaj mię był zabit odcinał, co bych był już zarazem odcirpiał”. A tak tu już widzisz, iż się trzeba rozmyślać komu dobrodziejstwa czynić, bo złemu nic nie pomoże, z przodkuć rzkomo podziękuje, a potym zasię na żadnym baczeniu to u niego nie będzie, owszem, ci nałaje. A wszakoż to snać naszczęśliwszy jest, kto nic ni od kogo nie potrzebuje, a na równym, staniczek swój umiarkowawszy, przestawa, a nie stara się ani o urzędy, ani o żadne zawikłane sprawy świata tego, tylko to sobie obierze, aby w spokojnym a pomiernym staniku swym żywota swego używał, a komu by mógł, a czym by mógł, aby się funciku swego od pana swego nadanego każdemu zachował, z każdym się obchodził wiernie, powinność swą każdemu okazał, tak jako na czyj stan i na zachowanie należy. Co ten jako Magdalena siła przed Martą wygrał, co się o wielkie rzeczy starała. 4. To nalepsze dobre, co się wszem przygodzi Bo patrz, iż ci każde dobrodziejstwo, jakie się kolwiek komu przytrefi, nie może być jedno dobrem zwano. A wszakoż to jednak musi być nalepszym i zwano, i rozumiano, które nie tylko jednemu, ale i drugim się przygodzić może. Jako gdy poczciwy pan albo poczciwy poseł, widząc krzywdę jaką pospolitą albo widząc uszczyrbek jaki rzeczypospolitej, iż się mocno o to zasadzi, mocno tego pilnuje, broni a strzeże, i ku lepszemu końcowi przywodzi, to już ten nie tylko jednemu dobry, ale wszytkim. Ale powiedają, iż mało takich dziś, snać wymarli w on pośledni przymorek. Dobrzeć jest, kto z osobna przyjaciela jakiekiego wspomaga, ratuje i czym może, sobie go powinowaci. Ale to tak wiele dla siebie czyni, jako i dla niego. Bo też już, panie przyjacielu, siodłaj, kiedyć każą, już też konik nie twój, piesek, ptaszek nie twój, to też więc za to bywa. Acz to jest rzecz osobna mieć przyjacioły osobne, ale to jeszcze osobniejsza, komu za jakie dobrodziejstwo wszyscy służą, wszyscy sławią, wszyscy w poczciwości mają, błogosławią i odsługują. Dobrzeć też owo bywa między towarzyszmi, kiedy dziś jednego czci, waży, daruje, ale się także pewnie od niego trzeciego dnia nadziewa. A tak takie dobrodziejstwa wzajemne bywają i wzajemne też guzy albo francuzy z tego dobrodziejstwa rostą. A wszakoż to nalepszy na świecie dobry, co nie jedno pokątnie dobry, ale jawnie a jaśnie na wiele stanów dobroć jego ozdobić i okazać się może. Jako ono Fabrycjus rzymski, gdy z Pyrusem walczył, było Pyrusowi już przed nim ciężko i posłał do niego Pyrus posły swe, postępując mu niemało i dzierżaw, i złota, aby z nim uczynił kontrakty jakie a zostawił go w pokoju. Wskazał do niego Fabrycjus: „Dobreć to jest wszytko, co mi podawasz, ale by to było jedno mnie samemu dobre. Ale ja wolę przy tym zostać, tego szukać, co by było i mnie, i wiele innym ludziom dobre a pożyteczne. Azaż ty nie wiesz, jakoś ty państwu rzymskiemu wiele szkód poczynił i wiele ludzi zacnych rzymskich potracił? A gdy mi Pan Bóg na cię poszczęścił, już wolę wszytkim dobrze uczynić nie tylko sam sobie, gdy się ich i krzywdy pomszczę, i w lepszym je pokoju, niżli go po ten czas używali, postanowię”. Potym doktor Pyrusów posłał do niego, iż: „Jeśli mię w łaskę swą chcesz przyjąć, tedy trzeciego dnia Pyrusa zwalczysz, bo żyw nie będzie”. Ten wnet posłał Pyrusowi i list swój, i doktora onego, napisawszy do niego: „Widzisz, żebych cię bez trudności mógł użyć, ale się ja nie chcę takimi hanszlaki z tobą obchodzić, jakoś się ty z państwem rzymskim obchodził. A też rycerskiemu człowiekowi nie ma być nic milszego jedno sława poczciwa a cnota nadroższa”. Także tam podobno pan doktor jako zły wziął zapłatę swoję, a Fabrycjus cnotliwy, odniósł wielką sławę i sobie, i ojczyźnie swej. Patrzaj, że tu na co złym złość, a na co poczciwym dobroć a cnota wychodzi. A tu patrz pilno, iż każdy, kto się cnotą wspaniłą a sławą nieśmiertelną, a rozumem poważnym, onym wodzem wszech cnót, sprawuje, jako się na wszem a wszędy zdobi zacny stan jego, jako iż nie tylko sobie, ale wielu innym stanom dobry a pożyteczny być może. A cóż mu z tego roście, patrzaj, wnet sława wieczna, wnet od wszech błogosławieństwo, wnet od wszech wspomożenie, a tu wnet za tym dobry a poczciwy żywot, w którym ani żadnego zafrasowania, ani żadnych trudności nie czuje, gdyż nikogo nie drażni, gdyż się wszem jako poczciwy a cnotliwy człowiek zachowywa. A kto taki żywot około siebie postanowi, azaż już może być szczęśliwszy człowiek na świecie? Który sobie jako orzeł buja w rozkosznej wolności swojej, a inni się ptacy zlatują około niego, służąc mu a prowadząc go, kędy się jedno obróci. A jakoż się tu o taki żywot nie starać? A jakoż o nim nie myślić? Anoś już pewien zdrowia, boć go wszyscy życzą; pewieneś pokoju, bo cię wszyscy strzegą; pewieneś dobrego mienia, bo cię zawżdy wszyscy ratują i wspomogą, a co nad nawyższe, pewieneś onej nieśmiertelnej sławy, która i za żywota twego poczciwe głosy o tobie roznosi, i po śmierci nigdy umrzeć nie może. Pewieneś onej nieśmiertelności wiecznej, której wszyscy z radością czekamy, gdyż sobie żywiesz jako przezroczysty kryształ, nic nikomu nie będąc winien, owszem, wszytkim służąc i jako mogąc, pomagając. A oni też zasię wszyscy błogosławią, i Pana Boga za cię proszą. A powiadają tak, iż się głos Pański zgadza z tymi głosy, na który się też wiele ludzi zgadzają. Kapitulum XV 1. Iż gdy się kto stara, aby się okazał wszem dobry, jako tego ma używać A jeśliżeć już da Pan Bóg takie serce, iż tak umiarkowaną myśl w sobie postanowisz, abyś już takiego żywota używać chciał, i takie błogosławieństwa w nim pozyskać chciał, jako tu o nich słyszysz, tedy go też nie używaj ponuro jako kartuz, boć tego Pan od ciebie nie potrzebuje, i owszem, chce, abyś z ochotną myślą a z poczciwością, a z pobożnością używał dóbr nadanych od niego, a za to dziękując jemu. Ale też tego nie używaj jako on Heliogabalus w Rzymie, który żadnej godzinki nie opuścił, aby był jakiej sprośnej a nieuczciwej krotofile nie wymyślił ku dobrej myśli swojej. A też iż plugawo żył, plugawo też pogrzebion, bo go potym Rzymianie zabiwszy i wrzucili do wychodu. Ale dobra myśl twoja a ochotne serce twoje niech zawżdy używa czasów wdzięcznych, czasów poczciwie wesołych, z miłym a z wdzięcznym, a z poczciwym towarzystwem, z nadobnymi a z poważnymi rozmowami, z których by się i miłość, i zachowanie, i nadobne ćwiczenie mnożyło. Nie z owym szkapim brzuchem, co weń kijmi kołacą, ani z owym kozim rogiem, co jako wół za uchem ryczy. A jeśliby cię i to rozkoszowało, co się uszom podoba, i toć nic nie zawadzi, a wszak tego i Dawid, i inszy królowie używali, ale nie na wszeteczność ani na opilstwo, jedno dla otrzeźwienia spracowanej myśli swojej, tedy są nadobne a ciche muzyczki, przy których wżdy mogą być i rozmowy, a z rozmów nadobne a poczciwe ćwiczenie. Abowiem widzimy to jaśnie, jako nam czas nasz marnie upływa, a co godzinka upłynie, to już nie nasza, a co dalej, to do kresu bieżymy, kto się na to rozmyśli, że czas marnie utraci, wielki klenot takowy każdy utraci. Jako ji tracą opilcy, ożralcy, kozerowie i inni wszetecznicy, co go połowicę zaśpi, a drugą połowicę jako w błazna a w pośmiech obróci. Ale gdy go kto część uda na poczciwą jaką sprawę albo na służbę rzeczypospolitej, część też powinowatym swoim, a część wszytkim, jako może, a część też sobie ku dobrej myśli swojej, nadobną powinnością, tak jakochmy słyszeli, ozdobionej, ten czasy swe złotymi czasy zwać może, a ten bezpiecznie może rzec, iż płynie cichym morzem do portu swego wdzięcznego. Abowiem jako filozofi piszą, iż człowiek nie sam się tylko sobie rodzi jako bezrozumne źwirzę, ale część sobie, część ojczyźnie, a część też przyjacielom. A wszakoż i tej dobrej myśli, i tego pobożnego używania wdzięcznych czasów swoich trzeba ich dalej gdzieś upatrować, niżli tu, co się tylko oczom podoba a przed oczyma się błyszczy, i nie tylko ich tu przed sobą, na ziemi upatrować trzeba, głębiej by się do nich kopać. Bo i kruszec zawżdy lepszy głębszy bywa niżli ten, co na wirzchu roście. I złoto im lepiej wypolerowano będzie, tym się napiękniej błyszczy. Nie lzać, jednoć się nam ustawicznie polerować potrzeba, bo tego żadnego podobno na świecie nie masz, w którym by przysady albo żużelice nie znalazł, a w drugim też i żywe srebro, co to wszytko z miłosiernych uczynków przychodzi. A tak gdy swych dobrych myśli używamy, trzeba się nam pilno wyjiskać, abychmy ich tak używali, żebychmy ani Bogu, ani żadnemu człowieku na liczbie nie zostali, a k'temu sławie a poczciwości swej, a nie mieszali się zmysłami swymi jako motyle po dżdżu albo jaskółki w jesieni nad wodą. Abowiem kto myśli swej stale a statecznie w sobie nie postanowi, a wierci się z nią różno, już nigdy i bezpiecznie wesoła, i słusznie postawiona być nie może. Bo i szczep często przesadzany barzo rad uschnie, i wrzód, kiedy mu często recepty odmienia, barzo się rad jeszcze barziej zapali. 2. Przy sławie ma każdy mocno stać Ale postanowiwszy w sobie taki piękny, pomierny a poważny żywot, tak jakochmy o nim słyszeli, stójże mocno przy nim, nie unośże swej statecznej myśli ani na lewo, ani na prawo od niego. Widzisz, żeć są na świecie ty wszytki rzeczy, około których się nasze zmysły wiercą a odmieniają, jako plewy na ścieżce, które albo podepczą, albo je wicher rozniesie. Widzisz, żeć nic nie zostawa nikomu nic wieczniejszego, jedno sława a cnota. A skądżeć się to ma zamnożyć? Jedno z pięknego a poczciwego żywota twego, a iście nie z blasku złota albo postrocin jakich, albo z jakiego swowolnego, by też i nahojniejszego, żywota. Bo nie czytamy o tym nigdziej, jeśli Achilles, Hektor, Herkules, Scypio albo Ulikses, albo inszy oni sławni a dziwni mężowie na srebrze jadali abo w złotohławie chodzili, albo jeśli w dudy albo w bębny na biesiadach u nich kołatano, jedno wypisano ony sławne cnoty ich, ony poważne dzielności, ony stałe a poczciwe żywoty ich, których sława jako dziś jasna jest, i już tak podobno aż do skończenia świata będzie. Bo próżnoć się nam czym inszym zdobić, jedno poczciwymi cnotami. Bo nie piszą Cicero, Seneka, Plato, Ewrypides, Sokrates, Solon, Ksenofon, Diogenes albo oni inszy sławni a wielkich cnót a rozumów ludzie, których herbów byli i jeśli się o srebro albo o złoto starali, ale wypisano cnoty ich, zacności ich, ony wielkie rozumy ich, ony sprawy ich, że drudzy dla poczciwych spraw swoich i pospolitej rzeczy i gardła dawali, i wiele trudności używali. Abowiem czasy nasze są jako burzliwe morze, które gdy się kęs uspokoi, nadobnie na nie patrzyć, ale gdy się zasię zaburzy, tedy też za diabła stoi. Także się też dzieje prosto między naszymi uspokojonymi a zaburzonymi żywoty. Bo zdać się też więc owym, którzy bezpiecznych a szalonych żywotów używają, iż wielką między sobą rozkosz mają i wielkiej miłości i pokoju używają. Patrzajże po chwili, gdy się ono morze rozigra a zaburzy, aliści jednego flaga wbije pod ławę, drugiego oknem wyrzuci, drugi się o maszt uderzył, ze krwawym łbem chodzi, drugi na jednej nodze skacze. Owa rozmaitych przestrachów tam się na tym morzu rado niemało okaże. A jeśliby też to nie doszło, tedy samy wrzaski, skoki, huki, puki, każdego ubiją, że sobie czasem drugi psim sadłem boki maże. A prawie psim sadłem, bo mu też tak przystoi, a szkoda mu traktywy. Drugi zasię, co się już takimi zabawkami nie pęta, alić siedzi jako pies na łańcuchu, skrzynkami się ostawiał, z ślosarzem się o mocną kłodkę targuje, wszytko miasto zbiegał, wszytki kramy i rzemięśniki skryślał, dopiro kęs przed wieczorem do domu przylazł, i to jeszcze nie jadł, i to podobno już tak będzie o pieczystym suszył, zjadszy kęs chleba z syrem polezie do onej śmierdzącej pierzyny. Co pies zaszczeka, to się do okna porwie, boi się, by się kto do niego albo nie kopał, albo gdzie dziury nie szukał. A tak zeznaj mi to każdy, jako i ten ponury a nędzny, i ten niepomiernie a wszetecznie wesoły żywot, jeśli to dobrym albo wdzięcznym żywotem zwać może? Ale żywot poczciwego człowieka, który wszytkiego z nadobną pomiernością używa, już i wdzięczny, już i zdrowy, już i wesoły, już i bezpieczny, a z wielką miłością ludzką i z dobrą sławą zawżdy ozdobiony być musi. 3. Człowiek poczciwy ma być jako jasna świeca Abowiem myśl wspaniła człowieka poczciwego nie ma nigdy być ponura, ale się zawżdy ma świecić jako jasna jaka świeca na wysokim miejscu postawiona. Gdyż nas i sam Pan z tego upominać raczy: „aby się uczynki wasze nie ćmiły, ale aby zawżdy w was objaśniały, aby się ludzie ćwiczyli, widząc wasze uczynki dobre a poczciwe”. Abowiem serce wspaniłe, niech będzie każdy człowiek jakiegokolwiek stanu, gdy się w nim poważnie okaże, a iż nadobnymi cnotkami będzie ozdobiono, już jest wielki znak, iż tam nie masz nic ponurego ani chytrze pokrytego, jedno szlachetna szczyrość a na wszem prawdziwy umysł stanu poczciwego. A piękniej ta uczciwa swoboda każdego człowieka ozdobić może, niżliby się upstrzył albo ozdobił jakimi nakosztowniejszymi klenoty. Bo zawżdy rychlej się dowiesz o każdego tego nastrzępionego sprawach i obyczajów, bo się każdy pyta o nim, i co jest, i co są za sprawy, i co za obyczaje jego. A zawżdy się rychlej dowiedzą, czym ta flasza śmierdzi, jeśli gorzałką, jeśli rozmarynem, niżli o prostym bukłaczku. Abowiem niech się zdobi, kto chce, czym chce i jako chce, niech się perfumuje, jako chce, jeśliże od niego nie będą zalatawać perfumy a prochy z cnoty, z rozumu, a z uważnej poczciwości utłuczone, wierę, szpikanardy ani muszkum, ani ambra nic mu nie pomoże. A cóż nas do tego przywodzi, iż o ty perfumy sławy a poczciwości mniej dbamy, niżlichmy powinni? Nic ci inszego, jedno nieszlachetne ciało, które bychmy tak radzi upieścili jako anioła jakiego. Już ziemia, morze, lasy nigdy nie są spokojne, a ustawicznie wojowane być muszą, a ni dla czego, by jedno dla tego mizernego a nieszlachetnego ciała. Gdyż dusza ani rozlicznych kształtów, ani ustrzępionych ubiorów, ani dziwnych a pstrych pojazdów nie potrzebuje. Abowiem to jej saneczki, na którychby się naradszej woziła: ozdobna cnota; to jej ubiory wszytki: poczciwość; to jej potrawy narozkoszniejsze: sława, którymi ona tak wdzięcznie nasycona bywa jako ciało napiękniejszymi z ośmią herbów marcepany, a dla nędznego ciała musimy jej wszytko pomieszać, że na równym niebożątko przestać musi. A ten leniwy osioł, a to sprośne ciało, jako piekło, nigdy nasycone być nie może, a jest jako ów obżarły pies, by się nabarziej najadł, dajże mu sztukę mięsa, ba, tak ci będzie długo gryzł, aż jej nic nie zostanie, a czasem też potym długo głód cirpi. Ale by też niecnotliwa wyga po kęsu udrapował sobie, tedyby mu też dłużej potrwać mogło. Takżeć też ta nienasycona natura nasza, ba, by się nabarziej obżarła, ba, byś jej pełno natkał wszytki kąty, rzućże jej jedno sztukę czego łakomego, ujrzysz, jeślić jej z ochotą wielką łapać nie będzie. A nie życzyłbych inszego receptu na ten wrzód łakomemu a niesytemu człowiekowi, jedno aby się takiemu drugiemu przypatrował, jako sam, jakiego rozkosznego żywota, i jakiej miłej wdzięczności u ludzi, i jako wesołych czasów swych w swoim onym zawikłanym stanie użyć może, a nikomu nie może być gorszy, jedno sam sobie. Bo go wżdy kto inny jako tako używie albo wypożyczaniem, albo też wyłudzeniem jakim, jedno sam sobie u siebie ani wypożyczać, ani wyłudzić nic nie może, czym by wżdy podparł onego nędznego żywota swego. A jako filozofi piszą, iż ci łakomcy nic lepszego za żywotów swych nie czynią, jedno kiedy wczas zdychają, aby długo na świecie nędze i pośmiechów ludzkich nie cirpieli. Także też i zbytni marnotratca: małoć nie jednych godności używają, a prawie z jednego domu idą, bo też ów niczego dobrego nie używie, bo jeden czas żywota swego zaśpi, a drugi zapije, a zjadszy onę sztukę mięsa jako on łakomy pies, cochmy mało wyżej o nim słyszeli, także też głód w cieniu albo w pochronie jakiej cirpieć musi, jako ona wyga pod ławą. A też małoby nielepiej jako i ten drugi, aby co rychlej zdechł, aby ani nędze, ani ohydy sprośnej, ani pośmiechu ludzkiego długo nie cirpiał. 4. Marnotratca a skępiec z jednego domu idą Bo acz ci się obiema ich stan i żywot, i obyczaje dobrze podobają, a co się komu nad wszytko podoba, toć już jego Bóg, a jemu za nalepsze się dobro zda, ale o nedzneż to dobro! A jest to dobro prawie szkapie albo bydlęce, bo gdy szkapa abo wół ma owies w żłobie przed sobą, już to u niego nawiętsze dobro na świecie, aliści po chwili jednemu boki wybodą, a sadno jako źwierciadło na grzbiecie, a drugi się na pięć łokci w pługu rościągnął, a po chwili alić mu w róg siekierą szpetnie kołacą. Albo jako też małe dzieci, kiedy im brudne koszulki zejmują, a w białe a we pstre nadobnie wyszyte je ubierają, tedy przedsię płaczą, a nic temu nie rozumieją, iż to ku ich dobremu. Także też ci naszy bracia, gdy z nich pięknym upominaniem a rozważnymi przestrogami ten brud ich obyczajów sprośnych chcą odrzeć a w piękne je obyczaje oblec, tedy im to bardzo niemiło, a dobrze, iż jako dzieci nie płaczą. Abowiem patrz kto się już w taki obrzydły, niewolny, nieuczciwy a zabawiony żywot wda, jeśliże słusznie dobrze postanowionym człowiekiem zwać go może. Albo jeśli bezpiecznie rzec może, iż dobrego a poczciwego żywota używa. Bo możeć i łakomiec, i marnotratnik, i swowolnik i za oponami siedzić, i na srzebrze jadać, a cóż, kiedy myśl zabolała a pięknymi sprawami, poczciwymi cnotami nieozdobiona. Równie podobien taki ku owemu choremu, co pod namiotem na malowanym łóżku a na pstrych poduszkach leży, a przedsię także go boli jako onego, co na prostym, lipowym łóżku także leżeć nie może. Bo patrz, iż już ten łakomiec albo też ten potrzebnik snać więcej nędze użyć muszą niżli człowiek spokojny a poczciwego a pomiernego żywota. Bo obadwa, jednak swym umysłom dosyć czyniąc, bez trudności być nie mogą. Ów jeden biega, aby swych pożytków nie opuścił, a iżby zawżdy dosypował, a ów zasię biega, aby co gdzie wybiegał, a jako może nabył, aby dosyć czynił zwyczajom swoim. A przedsię obadwa bezpieczni być nie mogą, bo wszyscy wiedzą, iż z pieniądzmi jadą do domu, już dawno o nich drudzy myślą, jakoby ich dostać, bo zawżdy na sobola więcej ważą niż na tchórza, bo lepszą skórę ma. A człowiek pomierny, poczciwy a spokojny, który już żywot swój postanowi, iż na tym przestać może, co mu Pan Bóg z łaski dać a poruczyć raczy, iż się nie wyciąga na zbytki, nie kurczy też onych darów bożych w sobie, jako na jego stanik należy, ten ci jedno dobrego a świętego, a wesołego żywota używa. Bo małoć ciało o tym myśli, kiedy się naje, jeśli na srebrze, jeśli na glinianej misie jadło, kiloby się najadło. Mało też o tym myśli, jeśli na pstrej kołdrze abo na prostym wezgłówku spało, kilo iż smaczno spało albo iż się naspało. A co jego przyrodzeniu trzeba więcej? Albo także jeśli z malowanej albo z prostej myślimickiej się szklenice napiło, bo mu dosyć na tym, iż się napiło. Bo acz ci by i to nic nie wadziło, kiedy by się to z nadobną pomiarą a nie z wyciągnionym stanem wszystko czyniło i sprawowało. Ale gdy człowiek pomierny a nadobną, a roztropną poczciwością od Pana obdarzony, umiarkowawszy staniczek swój, pomiernie a poczciwie, a pobożnie czasów swych używa, swych powinności, nacz go Pan Bóg powołać raczył, ni w czym nie omieszka, a nadobnie a pobożnie się w każdym postępku swoim zachowywa, to jest on piękny szczep w rozkosznym wirydarzu wsadzony, który z siebie i wdzięczne wonności, i nadobne pożytki podawa, a nie stoi jako ona płonka głogowa podle drogi, która tylko iż drapie, a jagody się diabłu godzą, a iż go nie unosi ani strach, ani dobrodziejstwo żadne z poczciwej drogi, ten zawżdy wesołego, bezpiecznego, a wdzięcznego żywota użyć może, a nigdy się mu ni ocz bardzo starać się nie potrzeba, bo już i Bóg, i ludzie zewsząd się oń starać będą. Już wedle obietnic bożych wszytko się to na nim wypełnić musi, co Pan poczciwemu a pobożnemu człowiekowi obiecać raczył, bo bogactwa i poczciwość w domu jego zamnożyć się muszą, bo takiego już wszyscy ludzie czczą, ważą a poczciwość mu wszędy działają, i bez słusznego bogactwa, wedle stanu swego, dom jego być nie może, gdyż wszytkiego pomiernie a poczciwie używa, a k'temu iż go wszyscy wspomagają. Kapitulum XVI 1. Jako poczciwy człowiek, już w słusznych sprawach postanowiony, pomiernego a pobożnego gospodarstwa swego ma roztropnie używać Jużechmy się dosyć nasłuchali o powinności poczciwego człowieka, a zwłaszcza już tego, który wyszedszy z płochej młodości swojej, a postanowiwszy staniczek swój, w którym go kolwiek Pan Bóg powoławszy postanowić raczył, bądź to na jakim urzędzie, bądź też w tym wolnym bez urzędu, jako żywot swój poczciwy stanowić i w nim się pobożnie zachować ma, i jako wszytki przypadki cielesne w sobie skromić ma, i jako się cnotami i sprawami rozmyślnymi a poczciwymi zdobić ma, i w nich się zachować ma, i to co człowieku uczciwemu należy, jako się we wszem wedle powinności swej rozważnie i pobożnie zachować a sprawować ma, jakoby ni w czym nie obraził a niczym nie zaćmił jasnego a poczciwego stanu swego. Tu zasię trzeba mało o tym pomówić, jeśliże go już Pan Bóg tak ozdobić i postanowić będzie raczył, i jako i tych cnót, i tych swych i pomiernych, i roztropnie rozważnych postępków swoich spokojnie, pobożnie, a zawżdy z wesołym umysłem i używać ma, i w tym jako się zachować ma. Bo nie dosyć ci na tym, że się już kto i cnotami ozdobi, i dobrego mienia poczciwie nabędzie, jeśliże go z wolną a z wesołą myślą, a z nadobnym a nie z zawikłanym żywotem nie używie. Bo najdziesz drugiego na wszem nadobnie i sprawami uczciwymi ozdobionego, i dostatkiem od Pana i innymi dary Pańskimi opatrzonego, a cóż po tym, kiedy myśl zawżdy będzie frasowna a nigdy nieuspokojona, tak w domowych, jako w innych postronnych sprawach. Ale chceszli ty już na wszem rozkoszy użyć, gdy już około siebie postanowisz z łaski Pańskiej wszytki cnoty a powinności swoje, gdy też już uważysz żywotek swój pobożny, na którym cię kolwiek Pan twój postanowić będzie raczył, nie bądźże onym skrzętnym a frasownym gospodarzem, co jako mnich w Częstochowej chodząc wszytko diabły wygania. Ujrzyli kozę, ano wstawszy na dworze, to woła biegając: „A nie czasże było tego diabła dawno na pole wygnać?”. Ujrzy świnię w brogu, to zasię woła: „Ono diabeł w brogu, halas, diable za drugimi na pole!”. Ujrzy śmieci w izbie, to woła: „A nie czasże wam było tego diabła z izby wymieść?”. Ujrzy gnój pod końmi, to woła na pachołka: „Jeszczeż było nie czas tego diabła dawno wymiotać?”. Owa cały dzień będzie diabły z domu wyganiał. Więc i czeladź potrwoży, pogromi, iż jedni się pokryją, drudzy biegają by szaleni, nie wiedzą, do czego się pirwej rzucić, a sam biegając za nimi z maczugą, tak się ufrasuje, że mu się i jeść ledwe aż ku wieczorowi zachce. A tak trudno to jeszcze kto ma właśnie dobrym a wdzięcznym żywotem nazwać, jedno kłopotem a frasunkiem. Azaż się nie lepiej z żonką, z urzędniczkiem, a chociaj i z panem wójtem, rano wstawszy, nadobnie namówić, czasy i przypadki ich rozważyć, a co potrzebniejszego wedle czasu rozmyślnie postanowić, czeladkę nadobnie rozprawić, każdemu, czego ma być pilen, z powinności swej poruczyć, łaskawie go nauczyć, czemu by sam sprostać do końca nie umiał, tedy każdy z onej łaskawej postawy pańskiej i z onej niepogromnej nauki jego z więtszą ochotą i z więtszą pilnością będzie się starał, aby się onemu panu na wszem przysłużył, i daleko mu wszytko sporzej pójdzie, niżliby mu nade łbem maczugą machał. A wszakoż jednak nie wadzi miasto krotofile i do tego, i do owego się przechodzić, jeśliże tak robi i tak czyni, jako mu rozkazano. A wszakoż jeślibyś je też nalazł śpiące jako apostoły w ogrodcu, tedy też nie wadzi ich maczużką przebudzić, aby na nie pokusy nie przychodziły. Tedy i sam się nie ufrasuje, i z onej wdzięcznej a niezafrasowanej przechadzki przyszedszy do domu i smaczniejsze, i wszytko mu przydzie, jako powiedają, by wianki wił. 2. Rok na cztery części rozdzielon Ale iż różne są czasy w roku, też są i różne przypadki i w gospodarstwie, i w każdej sprawie człowieka poczciwego, gdyż rok jest na czworo rozdzielon. Naprzód wiosna, więc lato, potym jesień, więc zima. A w każdym z tych czasów, i potrzebnego a różnego gospodarstwa, i rozkosznych czasów, i krotofil swych w swoim onym pomiernym a w spokojnym żywocie poczciwy człowiek może snadnie użyć. Bo gdy przypadnie wiosna, azaż owo nie rozkosz z żonką, z czeladką po sadkoch, po ogródkach sobie chodzić, szczepków naszczepić, drobne drzewka rozsadzić, niepotrzebne gałązki obcinać, mszyce pozbierać, krzaczki ochędożyć, okopać, trzaskowiskiem osypać? Bo tego trzeba, aby około młodego drzewka chwast nie rósł. Bo co by miało drzewko rość, to mu onę wilgotność chwast wyciągnie. Też gdy młode drzewka rozsadzasz, niepotrzebne gałązki precz obrzeż i wirzch, jeśli by się wyniósł wysoko. Bo nowo wsadzony korzeń, gdy jeszcze w sobie wilgotności nie ma, gdzie wiele gałęzi na górze, nie może ich używić. Też gdy szczepisz, a pniaczek rozbijesz, tedy nożykiem nadobnie gniazdeczka, gdzie masz gałązkę wsadzić, wybierz, tedy i gałązka pięknie przystanie, i pniaczek jej nie ściśnie, a nie zmorzy, i wnet ją snadniej sok obleje, iż się prędko przyjmie. Też sobie i wineczka, i różyczek możesz przysadzić, bo się to bardzo łacno wszytko a za bardzo małą pracą przyjmie. Dostawszy gałęzi winnych, ukopawszy dołek, nasypawszy gnoju drobnego a trzaskowiska, położywszy dwie gałązce na krzyż, środek onych gałązek wtłoczywszy w on dołek, nadobnie onąż ziemią przyłożysz, a końce ku górze wypuścisz, tedy się to bardzo snadnie przyjmie. Także też tam chwastu strzeż, boć ten każdą rzecz zagłuszy. Potym kiedy się rozroście, niepotrzebne gałązki i liście, gdzie go wiele, obrzynaj, bo także też to wilgotność wyciąga tej, która miała gronka urościć, jako i chwast około szczepów. Więc też sobie pójdziesz potym do ogródeczków, do wirydarzyków, grządki nadobnie każesz pokopać, nie czyńże ich owak kołpakiem nazbyt wysoko, bo i woda snadnie z nich spłynie, i w głębokiej bruździe nic nigdy nie będzie. To sobie z oną rozkoszą nasiejesz ziółek potrzebnych, rzodkiewek, sałatek, rzeżuszek. Nasadzisz maluneczków, ogóreczków. I majoranik, i szałwijka, i inne ziółka, wszytko to nic nie wadzi. Więc włoskich grochów, więc wysokich koprów, więc i innych wiele rzeczy, co się to wszytko przygodzi. Bo to zasię kiedy wzejdzie, tedy to i panienki albo ty inne domowe dzieweczki mogą wypleć i ochędożyć. Więc nie wadzi brzoskiniową, merellową, marunkową kosteczkę wsadzić albo też włoski orzeszek, bo to wszytko prędko uroście, a przedsię i pożytek uczynić może. Także grosz dawszy chłopu na dzień, siła grządek może nakopać, co stanie za dziesięć. Ale najdziesz drugiego takiego niedbalca, co mu się to bardzo trudno widzi i powieda więc: „Oj, wolałbych ja tu gnoju nawozić a jęczmienia nasiać”. Ale jeśli może być i gnój, i jęczmień, i to wszytko, a cóż ci to wadzi, coć i rozkosz, i krotofilę, i pożytek czyni? Boć już z gnojem łacniejsze misterstwo, leda to chłop wywiezie, a włodarz albo wójt jaki może tego doźrzeć. Aleć, wierz mi, i toć stanie za jęczmień. Bo chłopu dasz grosz, jeśli mało masz ludzi do roboty, iż ci płonek przyniesie, dasz drugi grosz, iż ci ich naszczepi, a gdy to zroście, tedyć jedno drzewo i grzywnę pożytku uczynić może. Ano to czysty grosz, co ich kilko z niego uróść może. Nie grosz ci tu krzyw, ale gnuśność a niedbałość leniwego chłopa. Azaż lepiej, iż ci łopian pod okny śmierdzi a pokrzywa cię parzy, niżlibyś co innego na to miejsce posadził? Bo być też to i pożytku żadnego pieniężnego nie uczyniło, tedy azaż mały pożytek potrzeba domowa? Bo z jabłuszka możesz sobie kilka potrawek uczynić, dobre warzone, dobre smażone, dobre pieczone, dobrze im gęś nadziać, dobra kasza z nich, przetarszy przez durszlak, dobrze je ususzyć i w pudle na cały rok chować, nie wszytko głąby gryźć jako świnia. A sama jedna rozkosz przechodzić się sobie i sam, i z przyjacielem między onymi rozkoszkami swymi, a zacz ci to stanie? Bo wżdy rzeką, iż czysty a ochędożny człowiek w domu swoim. 3. Wiosnę kto niedbale opuści, siła na tym należy Nuż zasię tego pilno trzeba doźrzeć, aby nadobnie roliczkę uorano, a co naraniej może być, bo tak w żywocie swym, jako i w gospodarstwie jako jednę godzinkę upuścisz, już siła upuścisz; ale kędy możesz uprzedzaj, gdy czemu przypadnie pogoda z każdym gospodarstwem. Dojrzyż też tego, aby porządnie wsiano, nadobnie uwleczono. Bo kiedy ty tak Panu Bogu oddasz ziemię porządnie sprawioną, jużeś nie ty krzyw, że się nie urodzi, już to wszytko Panu Bogu poruczaj. Także przydzie czas jęczmykowi, groszkowi, tatarecce, nic czasu nie opuszczaj. A niewiele się tymi rzeczami drobnymi baw, chyba co by potrzeba domowa zniosła. Bo nie masz ci zboża inszego pożyteczniejszego, jedno żyto, pszenica, jęczmyk miły a owies. Bo ty drobne rzeczy ani wzwiesz, jakoć się rozlecą. Ale z tych drugich zbóż już masz chleb, już masz piwo, już masz konia, już masz wołu, już masz połeć, już masz owieczkę. A z tego wszytkiego i pieniążki, i hojna potrzeba domowa uroście. A z ostatkiem też kto nie ma portu, więc do targu, albo słodmi wyszynkować, bo i to pożytek niemały uczyni. A wiosny co napilniej bądź pilen, boć to głowa wszystkiemu rokowi. Tu już co wsadzisz, co wszczepisz, co wsiejesz, to już na wszytek rok rość będzie, tylko doglądać, aby tego kozy nie głodały, a chwasty albo pokrzywy nie zagłuszały. Jeśliże też masz sadzaweczki albo stawki jakie, to też tego trzeba nie opuszczać, nadobnie dno przesuszywszy, a gdy już traweczką podroście, nie głęboko wody przystawić, siedm albo dziewięć karpi puścić, takież w drugą karasków. Bo silna to lichwa z kilka ryb puścić, a kilka set kop wziąć. Jeśli też masz łońskie drobne, tedy to w staweczki rozsadzić, a nie maszli, nabyć albo kupić, ali to poroście, ali ty i pieniążki, i pożytek z tego możesz mieć. A nie żałuj grzywny, którać może uczynić dziesięć, i stawku posypać, i nowy, gdzie możesz, jeśli po temu miejsce masz, ukopać, bo to i rozkosz, i pożytek, i wdzięczna krotofila. Jadziesz na przechadzkę, ano rybeczki przed oczyma twymi skaczą, pierwsza rozkosz. Każesz chłopiętom zabrnąć, druga rozkosz, za część weźmiesz grzywnę, a drugie też do panwie trzecia rozkosz, a snać ta trzecia ma coś naprzód przed tymi drugimi. 4. Pczoły, owce niemały pożytek uczynić mogą, także i inne rzeczy Nuż też jeśli masz pczółki, tedy je też wczas podchędożyć, chorym miodu podstawić, także też chwastów i niepotrzebnego plugastwa między nimi nie dopuszczać. A nie maszli, święte to pół grzywny, co grzywna z niego urość może. Nuż też owieczki, azaż też ty mały pożytek uczynić mogą? A nie maszli ich czym chować, więc ich na wiosnę kupić, a na jesień przedać. Dasz za parę pół grzywny, a weźmiesz zasię, gdy jagniątko uroście, w jesieni za onęż parę swoje pół grzywny. Obliczże sobie, coć wełna z nabiałem uczyni, jeśli je przez rok przechowasz. A tak nie trzebać pieniędzy w płat dawać, silnać tu lichwa a pobożna doma uroście, jeśli będziesz miał pieczą o sobie. Nuż też wołka starego albo jakiego podrosłego możesz za młodego przefrymarczyć przez lato go wypaść, zimie plewkami, zgonienkami jako tako wygłaskać, będzie cię kosztował dwie kopie, a weźmiesz zań cztery. Nuż też wieprzka, choćbyś też zań dał pół kopy, więc go chwastem, młótem i czym możesz przez lato rozetkać, a potym mało mu ziarna dodawszy, aliż ty kopę za połeć, a drugie i z drobnymi rzeczami zostanie w zysku. A małaż to lichwa, proszę cię? A małyż to pożytek sobie może poczciwy człowiek bez wielkiej prace, a na poły z krotofilą uczynić? Azaż też źle źróbka kupić za dziesięć złotych, a dać go za trzydzieści? Jedno by nie trzeba zbytnim legatem być abo się zbytnimi a niepotrzebnymi biesiadami zawżdy bawić. Nuż też pani łaskawa domowa azaż też z drugiej strony nie może bez wielkiej pracej, a na poły z krotofilą nadobnych pożyteczków naczynić? Gdy się zabawi około ogrodów, około nabiałów, około lnów, około konopi, wszytko a wszytko może się to sowicie opłacić i domek się napełnić. Bo to zimie zasię z dziweczkami poprzędzie, płócienek nasprawuje, może i uprzedać, może i potrzebę domową zawżdy poczciwą mieć. Nuż też i gąska niezła, bo i piórka i miąsko wżdy też darmo nie wynidzie, a mały to koszt, trawki nasiekać, ukropkiem gorącym ją odmiękczyć, otrąbkami posypać, to się tak tym dobrze pan młody gęś uchowa jako owszem, bo mu to snadniej i połknąć, i przechować. Nuż też kurczątko, nuż też kaczątko, nuż też i gołębiątko: wszytko to nic nie wadzi, bo to bez trudności a na poły z krotofilą wszytko być może. A przedsię i sława, i pożytek z tego roście, iż wżdy rzeką, iż porządek w domu. A tak szkoda poczciwemu człowieku, gdy czas do czego przypadnie, marnie go tyrać, boć dosyć czasów będzie innych i biesiad, i krotofil używać, ale gdy też czas czego, a zwłaszcza którego już ugonić nie może, szkoda go niepotrzebnie opuszczać, bo ten, powiedają, z wodą nam pospołu ucieka. 5. Lato gdy przydzie, co z nim czynić Nuż gdy przydzie ono gorące lato, azaż nie rozkosz, gdy ono wszytko, coś na wiosnę robił, kopał, nadobnieć doźrzeje a poroście, anoć niosą jabłuszka, gruszeczki, wisnecki, śliweczki z pirwszego szczepienia twego. Więc z ogródków ogóreczki, maluneczki, ogrodne ony inne rozkoszy. Ano młode masłka, syreczki nastaną, jajka świeże, ano kurki gmerzą, ano gąski gągają, ano jagniątka wrzeszczą, ano prosiątka biegają, ano rybki skaczą, tylko sobie mówić: „Używaj duszo, masz wszytkiego dość”, a wszakoż z bojaźnią bożą, a z wiernym dziękowaniem jemu. Pojedziesz zasię sobie z krogulaskiem do żniwa, ano nadobnie żną, dzieweczki sobie śpiewają, drudzy pokrzykawają, snopki w kopy znowu układają, ano im i milej, i sporzej robić, kiedy pana widzą, wszakoż nie owego, co się z nimi po polu z maczugą goni albo biczem po grzbiecie kołace. Tamże sobie i przepióreczkę ugonić może, ale nie owak, aby proso abo insze zboże ubogim ludkom łamać miał. Abowiem on, patrząc na to, nie może bez żałości być, a mówi po cichu: „Bodajż w niej zjadł złego ducha”. Też nie owak, aby wszyscy stali, dziwując się, a wołali: „Owo padła, panie, padła!”. A pan się przed nimi pyszni, iż chruściela ugonił, oni stoją, dziwując się, sirpy porzuciwszy. Abowiem w każdej rzeczy trzeba czasu i miary zawżdy używać. To też trzeba doźrzeć, aby nie mokro w brogi układano, a o brogi się wczas starać, niżli w ten czas, kiedy układać, a wczas je i poszyć, i pod nimi uchędożyć. A wszakoż co na nasienie ma być, to wczas wozić i w stogi abo do stodół układać, bo to i w gumnie przeschnąć może; bo z każdą rzeczą szkoda czasu opuszczać, a zawżdy uprzedzać, gdzie kto może. 6. Jesienne rozkoszy i gospodarstwa Przydzie jesień, azaż nie rozkosz do siana się przejeździć, ano nadobnie uorano, nadobnie sieją, włóczą, śpiewają, ano serce roście, ano się nadzieją cieszy, iż z tego, dali Pan Bóg doczekać, na drugi rok pożytek uroście. A wszakoż tego doźrzeć, aby było dobrze uorano, aby urzechy nie było, aby tylko trawy nie pruto. Bo jeśliże ziemia nie będzie z głęboka umiękczona, już ziarno nie może korzonka głęboko puścić, już przyszedszy na twardą ziemię, płaszczyć się musi, a słusznie się wkorzenić nie może, więc i rychlej wypre, a na wiosnę niełacno mu rość sporo. Też trzeba pilnować, aby się dobrze zawlokło, aby brył, jeśli może być, niewiele było, a wczas, a co naraniej, bo im się zboże napiękniej uściele na zimę, tym mu sporzej będzie rość na wiosnę, bo drudzy powiedają, iż rychlej wypre, trudniej ci zawżdy owemu, co się dopirko zgligi, każdy gwałt wycierpić, niżli owemu, co już moc zaweźmie. Bo i dziecię rychlej się zawżdy stłucze niżli chłop stary. Też tego trzeba dopilnować, aby ziarno było dobrze wyschłe, bo mokre albo niedoźrzałe pewnie zgnije. A nie darmo Pan mówi w Ewanielijej: Nisi granum frumenti mortuum fuerit, ipsum solum manet, to jest: jeśli ziarno zbożne nie będzie umorzono, to jest dobrze wysuszono, samo w ziemi zostanie. 7. Krotofile jesienne Tamże sobie możesz kazać i pieski, jeśli je masz, wywrzeć, tamże sobie wnet rozkoszną krotofilę uczynić, ano rozliczne głosy, jako fletniczki z puzany, krzyczą, ano myśliwiec wrzeszczy, trąbi, dojeżdżając za nimi. Wypadnie zajączek, azaż go nie rozkosz poszczwać, za nim sobie pobiegać, a jeszcze lepsza do łęku go przywiązać i do domu przynieść, ano chuć i dobra myśl roście, ano się krew dobra mnoży, ano żołądek przechowywa, ano wszytko zdrowo, wszytko miło. A wszakoż jako na każdą rzecz, tak też i na tę trzeba czasu patrzyć. Nie w on czas, kiedy jeszcze zboża stoją albo drugie dorastają, bo już tam musisz bez rozmysłu bieżeć, gdzie pan zając obóz swój zatoczy, ano jedno psi połamią, drugie szkapy podepczą, ano grzech, przeklęctwo a niewdzięczność darów bożych. Przyjedziesz do domu, ano się jeść chce, ano już wszytko nadobnie gotowo, ano grzybków, rydzyków nanoszono, a ptaszków nałapano, bo i to niemała krotofila, i pan sobie czasem w budzie bardzo rad posiedzi. Ujrzy po chwili ano miody podbierają, ano owieczki strzygą, ano owoce znoszą, zakrywają, a drugie suszą, ano rzepy, kapusty do dołów chowają, układają; drugie też suszą, ano wszytko miło, wszytko się śmieje, wszytkiego dosyć, jedno trzeba tego dojrzeć, aby to wszytko było porządnie opatrzono, aby to, co się z wielką pracą nazbierało, aby się to leda jako nie popsowało. Tedy z tego powoli i grzywna się zamnożyć może, i potrzeby swej poczciwej porządny człowiek zawżdy z rozkoszą użyć sobie może, i rozkosznego żywota, kiloby go sam sobie dobrowolnie nie psował. 8. Gospodarstwo jesienne domowe Jednoby też trzeba, kiedy czemu czas przypadnie, jako karwowi darmo nie leżeć, a nadobnie się i z żonką, i z czeladką do wszytkiego przyczynić. Bo im więtszy dostatek w domu będzie, tym się też będą wszyscy lepiej mieć, bo to i pożytek, i rozkosz, i krotofila. A co to jest za trudność już kapusty, rzepy, pasternaki, piotruszki i inne rzeczy dobrze opatrzywszy, kapustki nadobnej osobno obrawszy, fasę jednę na to obróciwszy, na poły głowki przekrawając, nadobnie ją ułożyć, ćwikiełką przekładać, koprzyku do niej nakłaść, tedy będzie i smaczna, i czyrwona, także i rosołek z niej będzie nadobny i onymi ziółki pięknie pachnący. Nuż też ćwikiełki w piec namiotawszy, a dobrze przypiekszy nadobnie ochędożyć, w talerzyki nakrajać, także w faseczkę ułożyć, chrzanikiem co nadrobniej ukrążawszy przetrząsać, bo będzie długo trwała, także koprem włoskim troszkę przetłukszy przetrzęsać, a octem pokrapiać, a solą też trochę przesalać, tedy to jest tak osobny przysmak, ani twoje limunije, bo i rosołek bardzo smaczny, i sama pani ćwikła, bo już będzie i bardzo smaczna, i bardzo nadobnie pachnęła. Albo też kopru włoskiego, póki jeszcze zielony, także z gałązkami narzezać i jakoby każdą gałązkę warkoczkiem przepleść, także w faseczkę ułożyć, ocetkiem przekropić, a solą po trosze przetrząsnąć, a kamieniem przyłożyć, także też to przysmak i osobny, i długo trwający może być. Albo też rydzyków nasolić, grzybków nasuszyć, a cóż to za praca? A długoż to zamieszka? Ale leniwemu niedbalcowi wszytko się trudno widzi. Nuż też zasię azaż źle ogóreczków nasolić, także też koprzykiem a wiśniowymi albo dębowymi listki przekładać, aby były mocniejsze. Zaż też wadzi i powidłek sobie nadziałać, owoców nasuszyć, różyczek albo innych ziołek nasmażyć, wódeczek napalić? Wszytko to rozkosz a krotofila, a dom wszytkiego pełen, co jest bardzo wielki przysmak ku rozkosznemu a spokojnemu żywotowi człowieka poczciwego. A odprawiwszy ty domowego gospodarstwa, osiawszy te dobrze, więc też nie wadzi, jeśli czas jest, nowinki pokopać, gnojku powozić, domków, chlewików poprawić, a nie maszli kim, więc Bogiem a groszem, a nie żałuj się na to ani zadłużyć ani przystawić. Bo to święta kopa, co dwie za sobą przynieść może. To już potym tam odprawiwszy domek i potrzeby jego, możesz przejeżdżek i wdzięcznych biesiad, i między przyjacioły, i w domku swoim użyć. 9. Zima co za pożytki czyni i co za rozkosze w sobie ma Przydzie zima; azaż mała rozkosz, kto ma lasy albo łowiska z rozmaitym się zwierzem nagonić, a jeśli się poszczęści, więc go nabić i przyjacielom się zachować, i sobie pożytek może się z tego uczynić? Kto też ma jeziora, stawy wielkie, niewody, azaż nie rozkosz po głębokich wodach się nachodzić albo najeździć, niewody zapuścić, ryb rozlicznych nałowić, także się i przyjacielom zachować, i sobie pożytek uczynić? A jeśli nie ma lasów albo wód wielkich, azaż też zła sarnka albo wilczek, z siatkami go poszukawszy (a skóra dziś za pięć złotych, mało nie jako rysia). Albo też kuszę żelazną na lisa zastawić (i za tego też niezła kopa), albo też na mniejszych wodach karasi, karpi, okuni i szczuczek sobie nałowić? A na koniec, by też nie było więcej, azaż nie rozkosz z chaty się przejeździć, na cietrzewka sieć zastawić, kuropatwiczkę rozsiadem przykryć, a przejeździwszy się, a obłowiwszy się, do domu przyjechać, ano izba ciepła, ano w kominie gore, ano potraweczek nadobnych nagotowano, ano grzaneczki w czaszy w rozkosznym piwie miasto karasków pływają. Po obiedzie się do gumienka przechodzić, dopatrzyć się, jeśli dobrze wymłacają, jeśli kłoć wytrząsają, jeśli słomę dobrze układają, plewki, zgoninki chędogo pochowają. A jeśli jeszcze to kto ma, iż na wozy nasypują, łaszty do szkut albo do komieg odwożą. A jeśli tego nie ma, tedy wżdy do targu nasypą, za co i pieniążków, i świeżego miąska, i białych chlebów, i korzenia, i co rozkażesz, toć przyniosą, także i winka, jeślić go będzie potrzeba. A wszakoż i winko, i miąsko, piwko zamożysty darmo mieć może, jako dziś niektórzy działają, kupiwszy kilko albo kilkanaście beczek, za połowicę mało swych pieniędzy nie weźmie, a połowicę darmo pije. Także też kupiwszy gdzie na pole kilkadziesiąt albo sto jałowic, przepędzi je mało dalej na górę, albo także baranów, alić mało nie dwadzieścia każdego z nich do kuchniej darmo przypaść może. Także i piwo, mając swój browar, by też dobrze połowicę do karczmy dał, a połowicę sobie zostawił, tedy za onę połowicę weźmie pieniądze swoje. A wszakoż, iż się to nie każdemu zejdzie, tedy co kto zmoże i jako kto może, tak wżdy oprzątny a roztropny człowiek snadnie się wżdy i tym, i owym podeprzeć może. 10. Żywności dziwne ubogich ludzi Ale kto się chce tym dziwom przypatrzyć, jako się chudzina żywi, idź na krakowski rynek, tam się nadziwujesz, ano jedna kiełbaski smaży; druga gzelce przedaje, druga wątrobę pieczoną z octem a z cebulą, druga też zwodzi, druga z opłatki po rynku i po ulicach biega, druga z wieńcy, druga z ziołki i z czyrwoną maścią siedzi. Więc i u krup, u śledzi, u masła, u świec, u szklenic, u jabłek, u żemeł, u botów, u ryb, u żuru, u barszczu, u ogórków, u rozmaitych ogrodnych rzeczy siedzi, a kto by się ich naliczył. Więc co ich po smatruziech, po kramikoch, pod krzyżmi siedzi. Jedna z żelazem, druga z płótnem, druga barchanem, z leszem, goźdźmi i z rozmaitymi przyprawami, a kto by się tego napamiętał, już nie licząc rozmaitych a rozlicznych rzemięśników, co się swymi robotami żywią, dziwnych kwestów między ludźmi się napatrzysz. A wżdy się żywią i w dobrych szatach chodzą. A cóż by poczciwy człowiek nie miał sobie pożytków nawymyślać, którego Pan i rozumem, i majętnością opatrzył? Ale nasza szara pycha a nasza wszeteczna rozpusta tego drugiemu nie dopuści, że nadziesz czasem dostateczniejszego chłopa we wsi niż samego pana. Gdyż natura człowiecza na równym może przestać, by się Boga bała, a żeby się każdy na swój pamiętny stan rozmyślił. Azaż mało Pan Bóg da rozmaitych przysmaków do snadnego dobrego mienia, tak jakochmy wysszej słyszeli, poczciwemu człowieku, kiedy jedno chciał, a iżby dobrowolnie a niedbale, jako ono stara przypowieść, nie zapominał gruszki swojej w popiele? Nuż nachodziwszy się po swym pobożnym gospodarstwie, już też sobie w ciepłej izbie usiędziesz albo sam, albo z przyjacielem. A jeślić jeszcze Pan Bóg dziatki dał, toć już jako błazenkowie kuglują, żonka z panienkami szyje, też się z tobą rozmawia albo też co powieda, pieczenia się wieprzowa dopieka, cietrzew w rosołku, a kapłun tłusty z kloskami dowiera, więc rzepka, więc inne potrawki. A czegoż ci więcej trzeba? A czegoż ci nie dostawa ku poczciwemu wychowaniu twemu? Byś jedno sam chciał, a sam tego i nabyć, i użyć umiał, tedyć Pan Bóg wszytkiego dosyć dał. Kapitulum XVII 1. Jako już poczciwy człowiek, postanowiwszy około siebie i gospodarstwo, i inne sprawy swoje, ma spokojnego staniku swego używać Gdy już około siebie wszytko nadobnie, pomiernie a poczciwie postanowisz, tak w domowych, jako i w postronnych sprawach swoich, a iż też będziesz chciał spokojnego a pomiernego żywota swojego użyć, nie bądźże też jako pień przy drodze nikomu niepożyteczny, staraj się też wżdy, abyć i prawo swe, w którym siedzisz, i prawo boże, któreś powinien, wżdy też po kęsu rozumiał, abyś też między ludźmi nie siedział jako głucha opona na ścienie, abyś się też i do tego, i do owego poczciwie przymawiać umiał, i przyjaciel aby też z ciebie pociechę i poczciwość czasem miał. Bo małoć by było po nas Bogu i ludziom, jeślibychmy tylko tak jako głuchowie chodzili. Bo acz przyrodzenie już takie nosić musimy, jako nam czas przyniósł, a jakie Pan Bóg raczył dać, ale widząc, jeśliże jest tępe, więc mu dodawać ostróg, ćwiczeniem a baczeniem wywiedując się między ludźmi, co na czym zależy, a czego potrzeba wiedzieć poczciwemu stanowi twojemu. Bo i źrzebiec rychlej się obraca kiedy mu ostróg dodadzą, i noż ostrzejszy, kiedy go ogniwkiem albo musadkiem pociągną. Także i człowiecze przyrodzenie być było natępsze, niechżeć się jedno ćwiczeniem pociągnie, żeć się i na prawą stronę obracać będzie. 2. Czytać poczciwemu, kto umie, jest rzecz bardzo potrzebna A tak jeśli umiesz czytać, azaż to nie rozkosz, też sobie czas upatrzywszy, nad książkami posiedzieć, prawa i powinności się swej dowiedzieć. Więc się namówić z onymi filozofy, z onymi mądrymi przeważnymi a rycerskimi ludźmi, nie trzebać będzie wielkiego nakładu, zbiegasz wszystek świat lekkim kosztem, tuż na miejscu siedząc, tak jakobyś tam wszędzie oczywiście był, a jakobyś wszytko widział, acz nie tak wżdy dobrze, ale wżdy lepiej niżli nic; quia non cuilibet licet adire Corintum, to jest: nie każdemu w drogę do Koryntu, bo tam trudne przejazdy, więc się o nim na miejscu dowiedzieć, a wiarą mocno ostatka dołożyć, tedyć wszytko za jedno stanie, jakobyś tam był. Nuż zasię ażasz to nie rozkosz wiedzieć przyrodzenie każdego źwierzątka, każdego ptaszka, każdego drzewka, każdego ziółka, z czego się może i gospodarstwa wiele nauczyć, i w przygodzie wżdy sobie czasem pomóc, i między ludzi przyszedszy, nie siedzieć jako darmobit, gdzie się wżdy będzie umiał i ku temu, i ku owemu przymówić. Nie bawże się też zasię leda czym, bo mało tobie po Owidiuszu, po Horacjuszu, bo na cię trudny i fabułami zabawiony. Ale sobie to czytaj, co by cię nadobnych cnót a poczciwego żywota uczyło, bo cię to może piękniej ozdobić niżli fabuły niepotrzebne, biorąc piękne przykłady z onych zacnych ludzi przodków pirwszych a poczciwych spraw ich, jako nadobnie w onych pięknych pomiarach, w onych rozważnych sprawach a ozdobnych poczciwościach żywoty swe stanowili i w nich się zachowywali. 3. Konia, zbroje i innych rzeczy poczciwemu spróbować jest rzecz potrzebna Nuż gdy się też trefi czas po temu i pogoda, azaż też to nie jest rzecz potrzebna człowiekowi poczciwemu na konika wsieść, zbroiczki sobie przypatrzyć, słudze też na drugiego kazać wsieść, albo jeśliby się przytrefił dobry towarzysz jaki, więc tu sobie pomiernie pobiegać, spytać go, jeśli się też umie obrócić albo zrazu wyskoczyć, albo się zastanowić, gdy tego potrzeba, albo jeśli mu się takie wędzidłko podoba, jeśli w nim łbem nie strząsa, albo jeśli nie nabożny, jeśli w niebo nie patrzy, łeb wzgórę podniósszy. Więc też nie wadzi, jeśli po temu zdrowie i drzeweczko wziąć, nadobnie sobie z nim poigrać albo też do pierścionka albo do czapeczki pomierzyć, bo stąd i krotofila, i ćwiczenie uróść ci może. I potym kiedy między ludzi uczciwe się trefisz, już będziesz wszędy wdzięczniejszy, gdy to będziesz ukazać umiał, czego drugi nie umie. Ale gnuśność nasza a tępość wszytko to nam snadnie odejmie, bo będzie drugi wolał gdzie w cieniu pod dębem leżeć, albo w kofel naględać, niżliby się tym, co jest jemu potrzebnego albo pożytecznego parać miał. I dąb ci nie zamieszka, i kufel nie zając, wierz mi, iż cię doczeka aż z przejeżdżki przyjedziesz. Bo przydą trwogi albo potrzeby jakie, jakoż świat bez tego być nie może, już siła będziesz miał przed onym chwastem, co ni koniczka osieść, ni drzeweczka w rękę wziąć, zbroiczki na się włożyć nie umie. A czasem z przestrachu zadni plach na przodku sobie zawiesi, a mniema, iż tak bardzo dobrze. Nuż i hetman, i każdy dzielny człowiek już cię będzie na lepszej baczności miał, wiedząc to wżdy na cię, iż to umiesz, czego drugi nie umie. Już cię z przedniejszymi ludźmi będzie posyłał, już cię rychlej i na straż wyprawi. A on prosty cichopęk, musi daleko stroną chodzić. Już ci stąd sława, ozdoba i piękna znajomość róść i mnożyć się snadnie może. Boć nie to mistrz, co się na cichej wodzie wozić umie, ale to więtszy, kiedy wstaną wiatry, burzki, iż i radzić, i pomóc, i ratować umie, i serca drugim doda, iż się ochotniej pospołu z nim co rychlej do brzegu dogrzebać będą. Także i tam w tych świeckich przypadłych burzkach kto nie umie, jedno się w kabat uwiązać, kołet pięknie postanowić, obercuchy owy nadąć, już mu tam zaprawdę będzie trudno z żelaznymi się obercuchy obchodzić. Abowiem zwyczaj każdy stoi, powiedają, za drugie przyrodzenie. A wszemu czas ma być słusznie upatrowan, kiedy orać, więc orać, kiedy plęsać, więc plęsać, kiedy się bić, więc się bić. Ale przedsię wszytkiego tego musi się powoli nauczyć. 4. Co nas w niedbałość przywodzi Abowiem w ty pieszczoty a w ty niedbałości i w ty wszytki rozpusty swawolne nasze, nic ci nas innego nie zawodzi, jedno nasze tępe, gnuśne a rozpustne ciało. Ale mądry ma to iście pilnie rozważać, aby u ciała nie był nigdy niewolnikiem, a podobniej jest, aby jemu ciało służyło niż on ciału. Bo folgując temu swowolnemu osłowi, któremu się tylko leżeć a pieścić chce, siła poczciwy człowiek sobie rzeczy poważnych a sławnych, a sobie pożytecznych opuścić by musiał. Abowiem niech się ono pieści, jako chce, rozkoszuje sobie, jako chce, tedy jednak nigdy bez trwogi być nie może. Bo by też już i tej świeckiej burdy nie było, tedy go jednak dwie przygodzie minąć nie mogą, jedna przypadła, druga przyrodzona. Przyrodzone przygody, jako są rozliczne wrzody, dziwne niemocy, a kto by się ich tu nawyliczył? Ale czego się komu chce, tego mu nalepiej dozwolić. Bo mu się chce ożrzeć, opić, próżnować, roziewiwszy gębę jako wół leżeć, ano mu muchy w nię lazą. Więc z tegoż obżarstwa a z próżnowania nie lza, jedno się rozliczne wrzody zamnożyć w nim muszą, skąd i ona miła a wdzięczna duszyczka z nim pospołu oboleć musi. Bo już z tego musi być tępość, gnuśność, niedbałość, gniew i czasem rozpacz. Aleć nam wszytko ten swawolny pan ciało robi, iż się nas nie boi. Nuż zasię bez przypadłych przygód też być nie może, bo muszą na nie przypadać rozmaite zawżdy postrachy, jako gromy straszne, błyskawice srogie, pioruny, trzaskawice, potopy, ognie, grady i innych przygód i postrachów wiele. A gdzie ćwiczenia wiary i wiadomości o tym nie masz, tedy silne zatrwożenie około niego być musi. Ale ty, coć dał Pan z roztropną duszą opanować to gnuśne a nikczemne ciało, to sobie miej za rozkosz a za osobne ćwiczenie, abyś temu panu nazbyt rzędzić nie dał, a przypatruj mu krygu i stąd, i zowąd, aby nie tędy bujało, kędy chce, ale kędy jego poczciwemu stanowi należy. Gdyż go Pan Bóg raczył stworzyć nie na rozpustności świata tego, ale ku czci, ku chwale swojej a ku poczciwej ozdobie jego i sławie jego, aby sobie nań patrzył a rozkoszował z onego nadobnego postanowienia jego i poczciwych spraw jego, a czekał go już w radości z obiecanym miejscem jego. Tedy wierz mi, iż to nadobne gospodarstwo sobie rozeczniesz, które cię i ku sławie, i ku zdrowiu, i ku ludzkiemu zachowaniu, a naprzód ku łasce Pańskiej snadnie przywieść będzie mogło. 5. Nic lepszego w każdym żywocie, jedno radość a pociecha A iż w każdym żywocie każdego stanu to jest narozkoszniejsze każdemu, co jest z radością a z pociechą jego, i każdy się o to stara, ale jeśliże ma być żywot poczciwy, tedy ma być i radość każda, i pociecha poczciwa. Uważajże to sobie zawżdy, o jaką się starać masz, aby cię ani na zdrowiu, ani na sławie, ani na dobrym mieniu nie obraziła. Boć też pociecha jest wiele pieniędzy nazbierać, jedno iż wiele kształtów do tego znaleźć się może i poczciwych, i niepoczciwych. Bo jeślibyś ich niepoczciwym kształtem nazbierał, tedybyś z tego więtszego smętku niżli pociechy użył, bo złej sławy, złego mniemania, gniewu i pomsty bożej prędkiej. A patrz, byś chciał wyliczyć smaczne pociechy wedle świata, a kto by się ich naliczył? Zdać się to drugiemu za pociechę, iż leda ocz stłucze niewinnego człowieka i kocha się w tym, mniema, iże pan, iż nie da na sobie przewodzić. Ale zasię nie smaczno, gdy przydzie płacić albo siedzieć, zapałać się, osławę cierpieć, a z Bogiem jeszcze nie wiem dojdzieli przed gody jednanie. Zdać się też za pociechę całą noc pić, skakać, bębnać, piskać, czeladzi wiele chować, ceklatum chodzić i innych rozlicznych wszeteczności używać. Ale przewróciwszy kartę na wspak, gdy ta pociecha zlęże, pewnie smętek urodzi. Bo za ony skoki bolą nas więc boki. A ono też piwo, piło je co żywo. Zapłaćże ty za nie, miłościwy panie. A w nocy się grało, w mieszku barzo mało. A onej czeladzi, już też wszytko wadzi. Bo barzo nabledli, z wieczora nie jedli. A pan się w łeb skubie, po mieszku się dłubie. Już nie piskaj, dudo, bo w nim barzo chudo. A cóż działać, biegaj po Mojżesza, nie lza, jedno się przed nim spowiadać. A ten zdrajca ma z Rzymu buły, iż nie rozgrzeszy, aż mu co dadzą. To łańcuszek, co stał za sto złotych, zginie w piącidziesiąt. Sukienka, co wczora kosztowała dziesięć złotych, to dziś ginie w kopie. Aliści takie krotofile, które się nam rozkoszne zdadzą, patrz, co przynoszą: i niezdrowie, i lekkość, i osławę, i prędkie ubóstwo, i gniew boży. Obierajże sobie, co chcesz. Ano zewsząd wołają: „zapłać”, gospodarz „zapłać”, szynkarka „zapłać”, aptekarz „zapłać”, sługa „zapłać”, a drugi też, widząc, iż się nie ozywa pan, widząc też, iż Żydek z sukienką już wędruje, pomyśli też sobie: „A chcemy się dzielić?”, porwawszy też kabat jaki rzezany, to z nim wędruje do chrustu, tamże ji sobie powoli sposzywa. Tak ci się ty krotofile świata tego rozciągają. Ale chcesz i ty pociechy prawdziwej a poczciwemu stanowi należącej użyć, tedy nie jedno masz patrzyć na taką, co tylko samo ciało cieszy, ale aby się pospołu cieszył i on wspaniały umysł przy ciele, aby się i ciało, i umysł, i stan, pięknie wszytko zdobiło. A inszej żadnej pociechy nad tę ani najdziesz, ani wymyślisz, jedno gdy będzie myśl zawżdy poczciwa a bezpieczna, wspaniała i niczym nic nie zniewolona, nadobnymi cnotami i poczciwościami ozdobiona, sumienie bezpieczne a jako krzystał przeźroczyste, które na się ani przed Bogiem, ani przed ludźmi nic wszetecznego nie czuje, a jasne oczy ma na wszytki strony, a nigdziej ich psiną nie pokrywa. To już do tego wszytki inne pociechy snadnie się zbieżeć muszą. Bo gdzie pomierny a nadobny żywot, i dłuższe zdrowie, i dłuższe bogactwo. A gdzie piękne zachowanie a uczciwa sława, tam już u wszech miłość i wszytkiego łacne nabycie. Już tam i piękne biesiady, już tam i każde krotofile uczciwe, i poskoki pomierne, wszytko się znaleźć może. A tak wiedząc to pewnie, iż to są takie nawdzięczniejsze pociechy człowieka poczciwego, wiedząc też pewnie, iż mamy dosyć adwersarzów, co nam w tym przekazują, bo świat, ciało, diabeł barzo nie radzi tych krotofil poczciwych widzą, a bardzoby radzi każdego z nich zrazili. A tak trzeba nam zawżdy pilną straż około siebie mieć, a mieć się na pilnej pieczy, gdyż wiemy o tak misternych harcownikach na się. Bo widamy, iż mądry hetman, chociaj z daleka słyszy o jakim nieprzyjacielu gotującym się ku wojowaniu, już straż, już posłuchy, już szpiegi ma około siebie, a to jeszcze pewnie nie wie, jeśli przydzie albo nie. A my swoje tuż ustawicznie około siebie mamy, a tuż zawżdy około naszych płotów harcują, a wżdy o nich żadnej pieczy nie mamy. Ale zda mi się ta przyczyna, iż nie palą ani biorą tego, co cielesne jest, ani tego przekazają, co mu się podoba. Ale by też to było, o pewnie by była wnet wielka burda o to. A dusza wierę miła z swymi rzeczami niech się jako może po bagniech abo po szelinie kryje. 6. Chwała prawdziwa a omylna Abowiem patrz, kiedy kogo wedle świata chwalą, iż czysty pan, czysty porządek około niego, czeladzi dosyć, koni dosyć, na stole pysznie, więc tam w każdy kąt nalewają, więc tam zawżdy pisk, huk, krzyk aż do północy: to się więc ta chwała każdemu podoba i barzo mu smakuje, i co się kolwiek około takich ludzi broi, iż się wszytko dla tej próżnej chwały broi, i za wielką to rozkosz ludzie poczytają, iż takich żywotów używają. Ale wierę bychmy się właśnie rozsędzić chcieli, iż to wilcza pociecha. Bo wilk kiedy barana ułapi, a do lasa z nim uciecze, już tam z tego wielką pociechę ma, aliści po chwili za nim bieżą, huczą, trębią, psy zwierają, sieciami go otoczyli, alić go do sieci pędzą, alić go psi drapią a wełna z niego leci, aliści w sieci kijem aż się skóra pada. Lepiej się było tej pociechy odrzec, miły wilku, niżliś miał z niej takiego smętku używać. Takżeć się też czasem ta wilcza pociecha i naszym panom potrefuje. Ale kto sobie taką sławę a taką pociechę odniesie, gdy mówią o nim, iż to dobry a cnotliwy człowiek, iż ten ani psa nie drażni, iż żywie nadobnym, uczciwym a spokojnym żywotem swoim, iż zawżdy wesół a zawżdy bezpiecznej myśli używa, w spokojnym sumnieniu swoim będąc, to by dobrze za prawdziwą chwałę i za nie omylną pociechę każdy poczciwy rozumieć i o tę się starać, i w niej się statecznie a z pilnością zachować miał. Bo już insze pociechy wszytki barzo snadnie ku temu zawżdy przypadać będą. Abowiem wiemy i widzimy, iż czas nasz barzo krótki jest, a źdrzejemy jako jabłka słodkie na drzewie, ano jedny głodzą osy, drugie czyrw gryzie, trzecie się też urwawszy rozpadnie. Także też nam przychodzi, i osy nas, i czyrwie rozmaici gryzą, i nie wiemy, kiedy się urwawszy, roztrącić mamy, a wżdy to u nas na małej pieczy. Abowiem jeszcze by się nam łacniej na to urwanie i na to roztrącenie rozmyślić, bo już wiemy, iż to pewna i powinna rzecz; i kto się na to dobrze rozmyśli, iż mały strach. Bo jako nas nic nie bolało, gdychmy nie byli, także nas też pewnie nic boleć nie będzie, kiedy nie będziemy. Ale o tym nic nie myślimy, iż doźdrzewamy a urwać się leda kiedy. A urwawszy się, nie wiem, do jakiej spiżarniej nas schowają, jeśli się sami o to za czasu żywotów swoich nie postaramy. Sen straszliwy, kiedy kto widzi, to ji ludziom opowiada, to się o nim pyta, to się przed nim zdryga. A sen wieczny, który pewniejszy jest niżli ten z kolery przypadły, nigdy u nas na pieczy nie bywa, pilniejszychmy tego maluczkiego czasu swego omylnego niżli tego wiecznego, którego się pewnie albo złego, albo dobrego nadziewamy, zwłaszcza ci, co źle wierzą a żadnej pieczy na to nie mają. A tak poczciwemu człowiekowi trzeba iście na pilnej pieczy mieć ty krótkie a omylne czasy swoje, aby swowolnie nie bujały, aby pustopas jako bydło w jesieni wolno nie biegały, ale iżby były w mocy a w pilnej opatrzności człowieka każdego bacznego, aby on imi szafował a nie ony im. Także też i to obłudne a swawolne ciało, któremu więcej służymy niż jakiemu królowi, a wszytko około niego jest napilniejsze staranie nasze. Ano to szpetna służba, kto nieprzyjacielowi służy a da mu się w niewolą. A tak starajmy się jedno pilno, wziąwszy sobie rozum, cnotę a bogobojność na pomoc, snadnie ty nieprzyjacioły pogromimy, co nas więcej wiodą do złego niżli do dobrego. A zwyciężywszy wszytko, czego nam nie potrzeba, starajmyż się też abychmy sobie po tych burzach a po tych trwogach dziwnych świata tego, nadobnie a spokojnie odpoczynęli. Jakoż tego i każdy bojowy człowiek używa. A tego odpoczynienia inaczej sobie uczynić nie możemy, jedno gdy ozdobiwszy swe uczciwe stany nadobnymi poczciwymi cnotami a uważnymi sprawami, a bogobojnymi postępki, z wesołą, a nie z zakurczoną myślą żywotów swych wdzięcznych a spokojnych używać będziemy, czekając lat starości swojej, a potym onego wdzięcznego zawołania Pańskiego, które takiego żadnego nie minie, gdyż nas będzie raczył zawołać do siebie a do wiecznych onych rozkoszy swoich, gdyż to każdemu nieomylnie zaślubić raczył, iż gdzie On sam jest, chce, aby tam z Nim był każdy sługa jego. A tu już masz, mój miły, poczciwy a krześciański bracie, dwa stany swoje jako tako doprawione, acz z prostego warsztatu, aleć naciężej o początek każdej rzeczy. Już potym wsiadszy na suszy w łodzią, wżdy się do brzegu odepchnąć na głębią snadnie możesz, a więcej się gdzie indziej dopytać możesz, tylko zachowaj stan swój wedle powinności swojej, pewnie cię Duch Pański, tak jakoć Dawid obiecuje, przywiedzie na drogi prawdziwe, z których nigdy spaść nie możesz, ani się obłądzić będziesz mógł. Czego ja tobie jako dobry towarzysz iście wiernie życzę. Do człowieka stanu poczciwego Cóż chcesz czynić mój namilszy bracie, Gdy ty pohromki przypadają na cie? Patrz, jako świat nami dziwnie toczy, Tuż prawie w oczy! Jak nas ciągnie na na swe wszeteczności, A cnota święta na cne poczciwości, Patrzże, jaką z nią zawżdy burdę broi, Nas dziwnie stroi. Ciało swawolne ciągnie się za światem, Chociaj go widzi nieszlachetnym katem; Duszyczka miła, ta bieży za cnotą, Z wielką ochotą. Lecz będąc więźniem w tym swowolnym ciele, Nie może pomóc nigdy sobie śmiele, Przedsię, czym może, tym hamuje ciało, By nie szalało. Ale może mieć wygraną na poły, A po swej myśli rozpuści sokoły, Bo rozum z cnotą pilnie się gotują, Iż jej ratują. Acz ci snać diabeł też swój obóz toczy, Jako srogi kat za pawężą kroczy, Aby ratował swawolnego ciała, By dusza mdlała. Co ty chcesz czynić, mój człowiecze miły, O tobie słyszeć ty straszne nowiny; Tuć by już trzeba rozmysłu bacznego, Czym wyniść z tego. Bo wierz mi, żeć to przystraszniejszym burda, Mało nie gorsza niż tatarska orda, Trzebać na takie mieć harde szyrmierze, Pewne pancerze. Miejże ty jedno zbroję z poczciwości, A hełm na głowę włóż Pańskiej srogości, A pomni jako świeckie lichotarze Pan srodze karze. Potkajże się z światem, z tą marną obłudą; Widzisz, żeć radę ma przy sobie chudą, Ujrzysz, żeć i to twe swowolne ciało, Będzie pirzchało. I on pan diabeł pewnieć musi biegać, Albo gdzie w cierni przed strachem ulegać; Bo on Król z góry to tu ziemskie książę, Okrutnie wiąże. Jedno stoi mocno przy nim w swej stałości, Niech cię nie zwodzą ziemskie obłudności, Snadnie ratujesz duszyce ubogiej, Z tej strasznej trwogi. Bo widzisz, o cię żeć idzie, nieboże, A jeślić cnota z tego nie pomoże, Którą ubłagać masz swojego Pana, Jako hetmana. Któryć pomoże, iż ty burdy wszytki, Snadnie zwyciężysz i wdzięczne pożytki, Na wszem odniesiesz, gdy nabierzesz łupów Z tych marnych trupów. Rozum człowieczy, Gdy w każdej rzeczy, Ma się na pieczy, Tym wszytko zleczy. Trzecie księgi które w sobie zamykają trzeci wiek człowieka poczciwego, to jest już starszych lat jego, które mu przypadają od średnich lat jego aż do powinnego dokończenia jego Estote parati quia nescitis diem nec horam Kto się wczas w drogę gotuje, Ten nabezpieczniej wędruje. Panie stary, Porzuć czary, Im się wiary, Gotuj miary, By bez wiary, Diabeł szary, Do swej fary, Za swe dary, W swe browary, Na przewary, Nie wziął cię na święta, Mądrze gól! ------------------------------------------------ *Jaśnie Wielmożnemu Panu* Panu Spytkowi Jordanowi, na Melsztynie, kasztellanowi krakowskiemu, staroście przemyskiemu, kamionackiemu etc., panu a dobrodziejowi sobie zawżdy łaskawemu Odprawiwszy wiek młodości i średnich czasów człowieka poczciwego, a przyszedszy ku trzeciemu wiekowi ksiąg tych, który w sobie zamyka czasy, sprawy i powinności poczciwego człowieka już w statecznych leciech postanowionego, i jako swe lata a onę poczciwą szedziwość swą wedle sławy a poczciwości swojej i wedle powinności krześcijańskiej swojej stanowić a zachować by miał, nie zdało mi się, abych tu W. W. wspomionąć nie miał, pana a dobrodzieja swego. A acześ W. W. jeszcze laty a czasy do takiego wieku nie przyszedł, ale dary bożymi, które Pan z łaski swej w osobie i w stanie W. W. jaśnie okazować raczy, tedyś W. W. snać ze wszystkimi stany już wieków doskonałych nie tylko porównał, ale snać i daleko przerównał. A trudno mi kto w tym pochlebstw przyczyść ma, bo nie tylko ja, ale snać i wszytka korona ta sławna to W. W. przyczyta, i słusznie przyczytać może. A nawięcej dla tego słusznie mi się tu stan W. W. przytoczyć zdało, widząc ty zawikłane czasy nasze, w jakim niedbalstwie prawie na małej pieczy zostały, co jawnie oczy widzą, i u każdego człowieka poczciwego a rozważnego już pełne ucho tego dźwięku. Gdyż prawa nasze a wolności nasze są z dawnych czasów tak ustanowione, iż rozliczni stanowie imi szafują, i je stanowią, i ich stróżmi są, acz pana swego przyrodzonego (właśnie tak mogę rzec) mamy tak dobrego, tak sławnego, a i wszyscy to znamy, iż ku wszemu dobremu państwa swego bacznego, pilnego, i przychylnego, ale mali się prawda rzec, jasny gniew Pański a różność, a niezgoda stanów koronnych zakopała a zamieszała nam drogę, iż nie możemy przyść ku żadnej porządnej a postanowionej sprawie naszej już od czasów niemałych. A iż z przeźrzenia a miłosierdzia swego Pan Bóg raczył W. W. w tej sławnej koronie pierwszego między stany świeckimi posadzić i postanowić, i takimi dary obdarzać, które się na wszytko dobre i poczciwe sławnej koronie tej i jej Rzeczypospolitej przygodzić mogą. Przeto mi się też tu W. W. zaniechać nie chciało, aby W. W. owszem ta sława więcej ruszała, która się już głośno o W. W. rozniosła, abyś tym ochotniej kopał a robił w tej winnicy bożej, aby oni wieprzowie dzicy, których i w domowych oborach snać dosyć mamy, i około naszych granic pełno ich wszędy ryje, wżdy mogli być jakokolwiek pohamowani, domowi z sławnych a zacnych spraw i przykładów W. W. a postronni z roztropnej a uważonej rady a przestrzeżenia W. W. Boć już zaprawdę i naprostszy się tego doczyść mógł żeć nam o płatne idzie. A to też k'temu, aby dobrych a sławnych ludzi a wiernych miłośników Rzeczypospolitej sława i na potym potomstwu naszemu w uszy kołatała, aby się im też tego zachciewało, gdy o tym czytać będą, takiejże sławy, jakiej ich przodkowie byli, cnotami swymi a poważnymi a uczciwymi sprawami swymi osięgać a pozyskawać. A przytym wiernie tego iście W. W. życzę, aby w dobrym zdrowiu W. W. się tej sławy im dalej, tym więcej przymnażało ku czci Panu Bogu a ku sławie i ku pociesze sławnej Koronie tej; aby i inni z tego sobie dobry przykład brali. Datum z Myślimic trzydziestego dnia września 1567 roku. W. W. życzliwy z dawna sługa, a prawie domowy W. W. Na herb Trzy Trąby Trąba, acz jest instrument od ludzi zmyślony, Ale na wiele przyczyn potrzebnych sprawiony. Trąbą ludzi hetmani budzą ku dzielności, Trąba w każdą potrzebę dodawa chciwości. I Jozue, Jerycha kiedy dobywać miał, Z rozkazania Pańskiego głośno trąbić kazał. Tak że się same mury przed strachem padały, A zawżdy w wielkiej sławie ty trąby bywały. Myśliwcy, gdy swe pany na myślistwo łudzą, Tymi je też trąbami i z wieczora budzą. Iże muszą czujno spać a czasy rozmyślać, A co z nimi przypaść ma, pilno sobie kryślać. Trąbą wilka pasterze straszą więc od stada, Na wiele rzeczy trąba przygodzi się rada. Ludziom zacnym, w czujnościach co zawżdy bywali, Tedy ty trąby za herb królowie dawali, Aby sławnie trąbili w rzeczach znamienitych, Tak w swoich jako i też w sprawach pospolitych. Co słychamy i w Polszcze, iż ty trąby huczą, A zawżdy gdzie przystoi ku cnym sprawam łuczą. Bychmy z tymi trąbami nie mieli innego, Jedno Spytka Jordana, pana krakowskiego. Tej się trąby głos niesie na strony rozliczne, Podawając od siebie ony głosy śliczne. Tak w sprawach pospolitych, takież w obyczajoch, Że to trąba jest zacna, snać i w inszych krajoch. By k'temu bębennicy Polszczy przybijali, Potrzebną by muzykę nam na wszem dawali. Boć iście po ty czasy tych trębaczów trzeba, Co by ich głos po ziemi latał i do nieba. By się mury padały uporów wszetecznych, A wilcy też nie mieli tak swobodek wiecznych, Którzy, by o gromnicach, bardzo stady chodzą, A tę nędzną owczarnią Pańską srodze głodzą. Trzeba trębić na zachód, na wschód, na południe, A z tych trzech trąb trzy głosy na wszem idą cudnie. Acz i doma tych głosów barzo by nam trzeba. Kiedyby nam czwartego jako dostać z nieba. Każdej bychmy nadobnie piosnki dośpiewali, Które się kozim wrzaskiem barzo pomieszali. Do pana szedziwego, doszłego ku trzeciemu wieku, przemowa Przebrnąwszy młode lata i średni wiek k'temu, Pilnie się trzeba uczyć człowiekowi cnemu, Jako już ma do końca przez to morze płynąć, Aby się gdzie na brzegu nie przyszło ochynąć. Bo by to szpetny przewóz, minąwszy głębiny, Do końca przypłynąwszy, łapać się szeliny. Ano flaga ze wszech stron od brzegów odbija, Straszno, gdy kto do portu przypłynąwszy, mija. A tak tuć trzeba pilno iście wiosłem ruszyć, Bo jeśli się uniesiesz, trudnoć sobie tuszyć. Bowiem kto się odbije na głębią od brzegu, Już więc tam trudno naleźć po myśli noclegu. Także też ty w starości, mój namilszy bracie, Chociaj postronne wiatry przypadają na cię, Miej się, radzęć, na pieczy, byś portu nie minął, Byś się dalej odgrzebszy, głębiej nie ochynął. Bo tam barzo zły przewóz i łodzia się chwieje, A on stary przewoźnik, czekając, się śmieje, Który u portu strzeże u piekła samego; Szkoda, byś miał na starość być gościem u niego. Lecz chceszli go oszukać a rozumem schodzić, Iżeć by nic w przewozie twym nie mógł zaszkodzić, Sprawujże się gwiazdami a patrz pilnie w niebo, Tam, gdzie on jest sławny port już Pana twojego. A Temu wiernie dufaj w uprzejmej stałości, Poruczając swe sprawy Jego wielmożności. Sprawując swe poczciwe na tym morzu sprawy, Byś się na wszem zachował jako człowiek prawy. A Ten, gdy będzie raczył z miłosierdzia swego, Snadnie cię przywieść może do portu swojego. A tak czytaj ty książki, nie maszli co działać, Poduczysz się, jako masz swą powinność chować I jako masz bezpiecznie dufać Panu swemu, I jako masz szedziwość swą zachować Jemu. Poganiaj, póki czas! Kapitulum I 1. O człowieku poczciwym, na co się już ma rozmyślać, przyszedszy ku trzeciemu, to jest starszemu wieku swojemu Rozmyślając się na ten wartogłowny a dziwnie zamieszany żywot ludzki, dosyć pracej było wypisując młody wiek jego. Bo jako Augustyn święty powiadał, iż nigdy żadna rzecz nań trudniejsza nie była, jako przypatrzyć się wiekowi człowieka młodego, a rozważyć sobie dziwne drogi a umysły jego. Jeszcze tego dokładając, iżby snadniej snać wyrozumieć mógł drogę, kędy wąż lezie, kędy ryba płynie, kędy ptak leci, niżli kędy myśl a sprawa człowieka młodością niesionego. A wszakoż i o panu średnim, gdy się kto słusnie rozmyśli na sprawy i postępki jego, jakoby się miał słusznie a poczciwie w swej powinności a przystojności zachować, i tam znajdzie dosyć zamieszania około wieku tego świętego. Bo też tam siła postronnych przypadków nazbierać by się mogło, które też są na przekazie wiekowi temu, chociaj już w lepszym baczeniu postanowionemu. Teraz już przydziemy do spokojniejszego, to jest do trzeciego wieku człowieka poczciwego, to jest do starości jego. A wszakoż i tu dosyć znajdzie, czym się będzie zabawić, bo stara przypowieść: „Stary a szalony już dwa razy młód bywa”. Acz ci się ten wiek z tym nie zgadza, starość z szaleństwem, a wszakoż wyjechawszy na targ, wszytko znajdzie kupić i takiego pana mało by się czasem nie dopytał za równe pieniądze. Bo natura człowiecza zawżdy się burzy jako moszcz, aż gdy się ustoi, toteż jedno lagier, co się niczemu dobremu nie godzi, na dnie zostanie. A tak ty mój miły, krześciański bracie, któremu się Pan Bóg da przebić przez ty omylne a burzliwe lata młodości i średniego wieku twojego, nie bądźże tym moszczem ani tym lagrem, ale się uczyń czystym a przeźroczystym winem, aby twe cnotliwe sprawy pięknie się na wsze strony błyszczały, jako gdy luna bije na wsze strony od nadobnej szklenice, jako od kryształu, w której piękne a przeźroczyste wino stoi; bo widzisz, przez jakie się miejsca przebijasz, widzisz, przez jakie morze płyniesz, widzisz, jako jest na nim wiele dziwnych a srogich rozbójników po tych gościńcoch rozsadzonych, że do onego wdzięcznego portu, gdzie cnota, rozum a bojaźń boża wysiadła, trudno się bardzo przed nimi przebić masz. 2. Rozbójnicy człowieka poczciwego, co fortunie przysługują Abowiem wiesz i słychałeś, jako fortuna z cnotą zawżdy ty dwie panie sobie sprzeciwne są, a zawżdy z sobą ustawiczną burdę mają, a pewnie trzeba mądrze golić, przy której by tu zostać. Bo fortuna do czego wiedzie swe dworzany, tochmy się już dosyć o tym w pirwszych wiekoch nasłuchali. Bo je wiedzie do rozkoszy, do swej wolej, do obżarstwa, do opilstwa i do innych rzeczy, co się tylko ciału podobają. Cnota zasię jest takim ludziom bardzo sprzeciwna, a silnym jest nieprzyjacielem ciału. Bowiem ta zasię przysługuje duszy, a dusza miła, widząc, iż jej o płatne idzie, bo o wieczne zatracenie, nie lza, jedno jej przy cnocie zostać. Abowiem fortuna, jako to jest zabawiona pani, i jako siła cnoty każdy odstąpić musi, folgując obyczajom jej, to już baczyć możesz, bo ta bez bogactwa być nie może. A kto bogactwa chce nabywać, musi barzo jej naprzedniejszemu marszałkowi, łakomstwu, przysługować, a dziwnych a rozlicznych trudności używać. A nabywszy zasię tego, jako słyszysz, bogactwa, to już wnet wszytkie dworzany tej paniej fortuny musisz około siebie stanowić. Bo już pan pycha pewnie u takiego człowieka pirwsze miejsce mieć musi. Więc obżarstwo, opilstwo, wzgardzenie, gniew, zwada, nieczystota, tępość, lenistwo, ospalstwo, swawola, wszeteczność i wiele innych tych szkodliwych przypadków, co tej paniej fortunie przysługują, bawić około siebie musi. A przed tymi jej wszetecznymi dworzany, wierz mi, iż się trudno do cnoty przebić. Bo sam możesz baczyć, iż to są barzo wszytko wdzięczni towarzysze. A kto się nie obaczy, woli zawżdy z nimi spółek mieć niżli z tymi, co się około cnoty zabawiają. Bo tam nędza, a mało czego dobrego użyć na świecie przy nich by mógł. 3. Obrońce człowieka poczciwego, co cnocie przysługują Patrzajże zasię miłej cnoty, co o ciało mało dba, tylko onej świętej dusze pilna, która jako więzień ustawicznie w tym swowolnym ciele siedzi, które zawżdy około fortuny zabawiać się musi, iż już ona zawżdy się przeciwić musi tej swowolnej fortunie i tym dworzanom jej, o których tu słyszysz. Bo tam marszałkiem łakomstwo, a tu zasię pobożność, skromność, poczciwość, żywot spokojny a pomierny, który na równym, tylko iżby na poczciwym, ze wszytką wdzięcznością przestawa. Tam zasię rządzi gniew, a tu pokora; tam pycha, a tu nadobna a poczciwa układność; tam opilstwo, obżarstwo, a tu we wszem pomiara, która by ani zdrowiu, ani poczciwym obyczajom nic nie szkodziła. Tam zwada, wzgardzenie, a tu zasię wierna miłość a krześciańska życzliwość każdego zdobić musi. Tam lenistwo, ospalstwo, a tu zasię czujność a pilne rozważanie czasów, aby nigdy darmo a szpetną fuzą nie wychodziły. Patrzajże, jaka to wielka różność. Bo patrz, mój miły bracie, gdy cię już Pan Bóg do spokojniejszego wieku a do szedziwych lat twych przywiedzie, ku której z tych różnych pań koła swe zatoczyć masz. Bo jeśli się do fortuny chcesz obrócić, zaprawdę, żeć to już prawie nie będzie przystało szedziwości twojej, jeszcze wżdy w młodym a w średnim wieku ledwie żeć by się to było nie zeszło. A iż i tam w tym czasie nie prawie się to schodzi, ale tobie już teraz, zda mi się, około cnoty bawić się przysłuszy, bo i pani, i towarzystwo piękniej ci przystoi niżli około fortuny. Abowiem co tobie po łakomstwie, gdyż widzisz, iż już wiek twój przechodzi, iż musisz tu wszytkiego odbieżeć, a do onych się wiecznych skarbów brać, których z obietnic Pańskich ani mol, ani rdza nie gryzie? Co tobie po pysze, boć się już nie zejdzie i nie przystoi, bo do tej wielkiego kosztu i wiele pstrocin potrzeba. Co tobie po gniewie, po zwadzie, a ty ledwe chodzisz i nierównoć by więcej przystało karać a hamować ludzi myśli bezpiecznych a niepotrzebnych, niżlibyś im to pochwalać albo im tego pomagać miał. Co tobie po ożarstwie, po opilstwie, po szaleństwie wszetecznym, gdyż widzisz, iż to młodym i zdrowym szkodzi, a coż owszem staremu? A wszakoż zwyczaj a cne przyrodzenie, znajdziesz wiele tych starych żebraków, co ich z tego wypuścić nie chcą, a jeszcze chodzą z tymi swawolnymi pany nadobnie jako epikurowie, sobie dobrze tusząc, jakoby im kół nie pogorzał. Ale z jaką też tego przystojnością używają, to już to sam każdy u siebie niechaj osądzi. A tak mój miły bracie, gdy cię już Pan Bóg z tymi rozlicznymi flagami a burzkami świata tego będzie raczył przybić do bezpiecznego brzegu spokojnych a poczciwych lat twoich, tu sobie uważ, jeśliżeć nie lepiej tobie z tym wdzięcznym towarzystwem zostać, które się około cnoty bawi, tak jakoś słyszał, niżli z tamtym wszetecznym a z zatrudnionym, co fortunie przysługuje. Bo tu pokój, sława, sprawiedliwość, pomierność, roztropność, każdej rzeczy poważne rozważenie, wdzięczny a spokojny żywot. A czegoż tobie więcej ku tym twym spokojnym czasom potrzeba? A tam zasię zawżdy huk, zawżdy puk, zawżdy pisk, zawżdy pycha, zawżdy zwada, zawżdy opilstwo, swawola, dziwna rozpustność, dziwne kroki i skoki. A cóż tobie, miły bracie, po tym? A uważ to sobie i sam, a osądź się sam, jeślić by to już w twych spokojnych czasiech twoich przystało. 4. Rozmysł słuszny statecznego człowieka Aleby to jeszcze nic, chociajby się z ciebie trochę ludzie pośmiali, ale patrz, jakie dwa klenoty twoje, a snać naprzedniejsze, w tym zależą: naprzód zbawienie, potym zdrowie. Bo jeślibyś się udał za tamtą ordą, co się około fortuny bawi, a patrz, jakie by tam było zdrowie twoje, patrz, jakie by było zbawienie twoje, patrz, jakie tam przysmaki do tego obojga słyszysz. A tak mój miły bracie, gdyż bez słusznego rozmysłu nic słusznie postanowiono być nie może, uważajże czasy swoje, uważajże, do którego kresu płyniesz. Bo jeśli sobie wspomnisz czasy młodości swojej, żeś za tą panią fortuną i za jej dworem po wszytki czasy swoje biegał, nie może być, jedno iż zawżdy przestraszone sumnienie w sobie znaleźć musisz. Ale gdy już obaczysz czasy swe, ku czemu brniesz, a będziesz się brzydził onymi pirwszymi postępki swoimi, a rzucisz się do miłej cnoty i do jej obyczajów, słuchaj, jakiego Pana masz i co do ciebie przez proroka wskazuje, mówiąc, iż: „ilekolwiek kroć złościwy nawróci się ku mnie, a przestanie od pirwszych złości swoich, tyle kroć go ja sobie w łaskę przyjmę, a będę mu Bogiem miłosiernym, a nigdy nie wspomnionę występków młodości jego”. A tu bych cię spytał, co jest lepszego tobie: mieć Boga miłosiernego przy cnocie czy go mieć nieprzyjacielem a sprzeciwnikiem sobie przy onej omylnej a niepobożnej fortunie? A wiesz, żeć nie uszyma ściska. 5. Jakie Pan zawżdy baczenie miał na szedziwe lata Abowiem patrzaj, jakie zawżdy Pan miał baczenie na szedziwe lata i jako je mnożył i błogosławił, acz czasem pokuszał stałości a wiary ich, ale ich nigdy nie opuszczał a nigdy nie wspominał młodości ich i wszeteczności. Wspomni sobie napirwej na Abrahama, jako się Pan z nim nadobnie a miłościwie w szedziwości jego obchodzić raczył, jako go nawiedzał, jako Sodomie na jego przyczynę, by był tam dziesięć sprawiedliwych znalazł, chciał przepuścić, jako Lota, brata jego szedziwego, z onej srogiej okrutności, która się w ten czas z onego sprawiedliwego gniewu Jego nad onymi nieszczęsnymi miasty działa, miłościwie a łaskawie przez anioły swoje wywieść raczył; jako zasię temuż Abrahamowi błogosławić raczył i z żoną jego Sarą, która w dziewięćdziesiąt lat urodziła mu onego syna a zacnego a świętego patriarchę Izaaka, jako Pan Bóg raczył mu zostawić obietnice o przyszłym obiecanym Mesjaszu a o zbawicielu świata tego i jako mu raczył dać wiarę i usprawiedliwienie przez onę wiarę, tak jako o nim Pismo powiada, iż on uwierzył onej obietnicy Pańskiej, chociaj był jeszcze mesjasza nie doczekał, a wżdy już był usprawiedliwion od onego pirwszego pirworodnego grzechu swego. Jakie mu zwycięstwa dawał w szedziwości jego, tak iż on Melchizedech, kapłan Boga żywego, zachodził mu na drogi, wielką mu poczciwość czyniąc, a zanosząc mu chleb a wino po porażkach jego. A tu patrz, jaki to jest wdzięczny wiek a przyjemne czasy człowieka statecznego a poczciwego u Pana tego, który niebem i ziemią, jako raczy, na wszytkim włada. Patrzajże zasię a wspomni sobie onego męża świętego Tobiasza, takież już w szedziwości jego a w zeszłych czasiech jego, co też Pan z nim broić raczył, a jakie dziwne pociechy jego rozmnażać raczył, to tam nadobna historia o tym jest napisana. Jako gdy jaskółczy gnój, z góry spadszy, oczy mu był oślepił, a to wszytko było z dopuszczenia Pańskiego, aby był doświadczył stałości jego. A gdy go Pan obaczył, iż nie odmienił wiary ani stałości swej, jako potym anioła swego do niego posłał, który przystał za sługę do niego. Jako onego anioła wyprawił z synem swoim szukać mu żony. Jako przyszli do Żydostwa, tam gdzie była dziewka jedna zacna, co siedm mężów z dopuszczenia bożego szatan podle niej udawił. Jako on anioł odegnał szataństwo. Jako mu była za małżonkę z wielką pociechą domu onego dana. Jako do domu już idąc, rybę ułowił, żółć z niej wyjął, z wielkim bogactwem i z nadobną i z poczciwą żoną do ojca syna przywiódł, jako mu oną żółcią oczy oświecił, jako potym on ubogi starzec w wielkiej radości i pociesze żywota swego dokonał. A tak to sobie uważaj, iż zawżdy na wielkiej pieczy ty szedziwe lata były u Pana tego, a zwłaszcza ty, które nie w płochości żywota swego, ale w stałej stateczności a w skromnej pobożności zawżdy go używali. Patrz zasię Heliasza sławnego, którego Achab król i z oną złą żoną swoją, z Jezabel, prześladował, jako Pan Bóg był dziwnym stróżem jego. Jako kruk i inni ptacy mu służyli, żywności i inne potrzeby mu nosili; jako gdy król dwa kroć syłał nań po pięciudziesiąt koni, aby go byli pojmali, jako ogień, z nieba spadszy, zawżdy je popalił; jako na jego prośby deszcz, co trzy lata nie był, ziemię z nowu jako już zgorzałą ożywił; jako na jego ofiary wodami polane ogień z nieba spadał. W jakiej sławie i w jakiej powadze ona dziwna jego szedziwość zawżdy była. Jako na koniec ognisty wóz, z nieba spadszy, tak go żywo na ziemi pochwycił i zaniósł z widomości ludzkiej, i dziś jeszcze nie wiemy, gdzie się podział. A tak zawżdy dziwną straż i dziwną opiekę Pan Bóg ukazował nad takimi ludźmi lat statecznych a poważnych. Abowiem płoche a nieustawiczne czasy albo lata zawżdy na małej pieczy bywały u Niego. Także on Elizeus, uczeń albo towarzysz jego, na jakim też baczeniu albo na jakiej straży był u Pana tego, takież w onej szedziwości jego. Jako gdy go dzieci goniły, wolając za nim: „Łysy idzie, łysy idzie”, jako wnet kilka niedźwiedzi, przybieżawszy, gdzie ich tam pirwej nigdy nie było widać, ony dzieci podrapały. Jako onej niewieście sareptańskiej, która mu placek upiekła, będąc w wielkim głodzie, tam gdzie już matki własne dzieci swe jadły, nie mając jedno jednę garstkę mąki a drugą oleju, jako był ono pudło z mąką i onę banię oleiu ubogacił, że go nie mogła przebrać przez wszytek czas głodu onego. A co Pan Bóg innych wiele dziwów z oną jego szedziwością czynił, to już tam szyrzej o tym w historyjej napisano stoi. Nuż Mojżesz w jakiej zacności był w onej swej szedziwości u Niego, że z Nim mawiał jako z towarzyszem, acz stanu Jego boskiego nigdy widzieć nie mógł, ale głos Jego i słowa jego wielekroć i częstokroć słyszał, i co mu poruczał, i co z nim czynił, i jako go nad swym ludem przekładał, i jakiej to powagi człowiek był, i jako na jego rozkazanie morza się rozstępowały, Jordan się wspak obracał, z suchych skał wody ciekły, to już tam o tym pisma dosyć. A na koniec, gdy już i w starości swej nie mógł ku Panu Bogu ręku swych podnosić, tedy mu kapłani oni starego zakonu podnosili; a póki ręce mógł dzierżeć ku górze, póty zawżdy bili Żydowie pogany, a kiedy je spuścił, tedy zasię Żydowie uciekali przed pogany. Także ji potym sam Pan po śmierci jego zagrześć a pochować raczył dla bałwochwalstwa, że się żaden nie mógł dopytać do grobu jego. Patrzajże, jaka to była starość święta jego, a na jakiej pieczy była u Pana ta wdzięczna szedziwoścć tego człowieka świętego. Nuż zasię Jakub, on święty patriarcha, patrz, jako go też Pan doświadczał w stałości jego. Jako mu byli synowie jego brata młodszego, Józefa, w którym się on barzo kochał, poganom zaprzedali, powiedając, iż go zwirzę zjadło. Jakiego smętku i wielkiej żałości przez wiele czasów swych używał. Jako potym on syn jego stracony, przez dziwną sprawę bożą, wielkim panem a pirwszym po królu w Egipcie został. Jako się potym dziwnie o nim dowiedział, jako tam do niego zajechał, w jakiej poczciwości tam u tych ludzi i u króla był. Jakiego strachu i wstydu oni bracia jego, co ji byli zaprzedali, na on czas używali, byłoby tu o tym wiele pisać. Kto chce czytać historią o tym, tedy się tam tego szyrzej dowie. Ale iż się k'temu rzecz wiedzie, w jakiej poczciwości zawżdy szedziwe lata były u Pana tego, tedy on święty człowiek, gdy się już starzał, jako błogosławił onym synom swoim, których było dwanaście, od których dwojenaście pokolenie narodu żydowskiego i dziś jeszcze idzie. A cokolwiek któremu winszował, to wszytko Pan Bóg i zdzierżeć, i potwierdzić raczył. I jako była chwalebna śmierć jego i pogrzeb jego w onych postronnych narodziech pogańskich. Patrz też zasię, jako on święty król Ezechiel w szedziwości swojej był na wielkiej pieczy u Pana tego, gdy do niego posłał Pan, aby rozprawił dom i syny swoje, opowiadając mu czas żywota jego, jako płakał, prosząc Pana, aby mu czasu pomknął, aby opłakał złość a młodość swoję. Jako mu pomknąć czasu Pan Bóg raczył aż do rozważniejszej starości jego, i jako go w wielkiej sławie z świata zjąć raczył, siłaby było pisać o tym. Nuż jako Noe w szedziwości swojej pływał po srogich wodach, a jako Pan był zawżdy dziwnym stróżem jego. Nuż jako Dawid dokonał szedziwości swojej i jako Pan przepuścił mu występki młodych lat jego. A co tego było, a kto by się tego naliczył, jako Pan dziwnie oko swe zawżdy miał nad ludźmi takich wieków, którzy szedziwość swą statecznie postanowioną zawżdy okazali przed świętym majestatem Jego. 6. Jako Pan stare a szalone karał Nuż też zasię patrzaj, jako też zasię ten wiek, który zapomniawszy stanów swych uczciwych, wszetecznych a swawolnych spraw swoich i czasów swoich używali, jako je też na wielkiej pieczy Pan mieć raczył. Kto czytał sprawę onej świętej paniej Zuzanny, gdy ją dwa starcy nalazszy w ogrodzie, a ona się kąpie, chcieli mieć po swej woli. A iż im tego pozwolić nie chciała, jako ją spotwarzyli, iż młodzieńca odegnali od niej i potym ją poprzysięgli. A jako ją Pan jako niewinną dziwnym sądem przez małe dziecię, przez Daniela, wpuściwszy ducha swego w usta jego dziwnie oswobodzić raczył, a oni łyścowie jako wzięli haniebną zapłatę swoję, to też tam o tym historia nadobnie i szyroko pisze. Nuż też on dobry a poczciwy człowiek a szedziwy starzec Heli, biskup zakonu starego, chociaj sam był nic nie winien, jedno iż dopuścił synom swym swowoleństwa a wszetecznych a opiłych żywotów przy kościele bożym używać, jaką haniebną pomstę wziął nad sobą, że i kościół on złupiono, i syny, i wiele innych ludzi pobito, i archę przymierza w pogańską ziemię zaniesiono, i jako sam nędznik z żałości szyję złamał, spadszy z stołka swego, byłoby o tym wiele pisać. I jako zasię przez dziwną sprawę Pańską do Żydostwa archa ona przywrócona była, to już tam, kto chce czytać, dowie się wszytkiego. Jedno iż się do tego rzecz ciągnie, jako szedziwy wiek poczciwy był zawżdy na wielkiej pieczy a straży u Pana tego. A jako też zasię wszeteczny był także na wielkiej pieczy i pomście u niego, i jaką zawżdy zapłatę odnosił na sobie za wszeteczeństwa swoje. Albo takież Datan i Abiron albo Kore a Abiu, oni starcy gdy się sprzeciwili Mojżeszowi a chcieli sobie nowe chwały wymyślać, i ludzi na to byli niemało zwiedli, jako je ogień srodze, z nieba spadszy, palił, jako je ziemia żywo pożyrała, to też tam już o tym historie szyrzej świadczą. Albo też on starzec Olofernes, który przed Betulią onę świętą panią Judyt chciał mieć po swej woli, jako mu srodze ucięła onę sprośną głowę jego i przyniosła ją do miasta. I jako było sprośnie zatrwożono ono straszne wojsko jego, i jako było rozproszono, to o tym już są historie. A co tego bywało, a kto by się tego mógł napisać? 7. Krześciański starzec jak się sprawować ma A tak i ty, mój miły krześciański bracie, który się statecznie przebijesz przez to dwoje płoche wojsko, przez huf młodości twojej, a przez drugi huf śrzednich lat swoich, a staniesz już w obozie spokojniejszej szedziwości swojej, wierz mi, że to nie leda bitwy wygrasz. Bo acz to sławny hetman bywa, który sprawą swą a roztropnością swą wojsko jakie porazi, aleć i to nie gorszy, kto się przez dwoje wojsko przebije. A tak i ty, rozważywszy sobie i strachy, i błogosławieństwa, które już na twe szedziwe lata, tak jakoś słyszał, nieomylnie przypadać mają, miej się, radzęć, na pieczy, wszak widzisz, oczci idzie, boć iście nie o czapkę, ale pospołu i z czapką o głowę. A iżbych ci radził, przy czym masz zostać, zda mi się, żebyś mi za dobre nie miał, iżbych cię takim prostakiem być rozumiał, żebyś nie umiał między błogosławieństwem a przeklęctwem obrać, co jest lepszego. Chybaby cię Pan Bóg jawnie doślepić raczył, jakoż tego wiele bywa za niewdzięcznościami ludzkimi, którzy nie chcą nic dbać na święte upomnienia jego, jakoż o tym dość pisma rozlicznego mamy. A radzęć onej świętej paniej, cnoty chwalebnej, pilnie się dzierż i onych jej dworzanów, jakoś o nich słyszał. Bo udaszli się za fortuną a za marszałki jej, tak jakoś o nich słyszał, pewnie się szpetnie obłądzić musisz. Abowiem przez ty dwie wojska trudno się inaczej przebić masz, jeśliże cnota, rozum a bojaźń boża nie będą warterzmi około ciebie. Ale iż już teraz, jako widzisz, przebiwszy się na suszy, na głębsze się morze znowu puszczasz, to tu jeszcze będzie ostrożniejszej pilności około siebie potrzeba, bo już płyniesz do onego portu swego wdzięcznego, gdzie jako kupiec z dalekich stron przypłynąwszy, radości a pociechy używa w domku swoim i z miłymi przyjacioły swymi, którzy się radują z onego szczęśliwego wrócenia jego z onego dziwnego niebezpieczeństwa jego. Także też ty, jeśliżeć tego Pan Bóg dopomoże, je statecznie a w zacnej poczciwości wydzierzysz i wytrwasz tę uczciwą szedziwość twoję, dla czego już Pan, wedle obietnic swoich, będzie raczył zapomnieć młodych burzek twoich, gdy też już szczęśliwie przypłyniesz z tych dziwnych burzek a nawałności mizernego świata tego do onego wdzięcznego wiernym zgotowanego królestwa wiecznego. Jakież tam wdzięczne będzie odpoczynienie twoje w onym domku twoim dziwnymi rozkoszami ozdobionym a ochędożonym, któremu równia żadne oko nie widało ani ucho nie słychało, jako o tym pisma powiadają! Jakaż tam będzie radość onym wdzięcznym przyjaciołom twoim, onym świętym aniołom Pańskim, którzy zawżdy z wielką radością tam czekają każdego wiernego Pańskiego, tak jako to dawno o nich wiemy. A tak tu już sobie uważaj, mój miły krześciański bracie, jako ten wiek swój poczciwy, gdy już przydziesz do szedziwości swojej, stanowić około siebie a pilnie uważać masz. Bo patrz, ocz ci tu idzie. Napierwej, jeśliże w jakie płoche lata a sobie niepotrzebne starość swą uniesiesz, tedy się z ciebie sstanie jako chimera ludzka, on dziw, którego ludzie przedtym nie widali, sstaniesz się błaznem pospolitym, jako woźny, który za grosz wszytkim powinien, sstaniesz się oną fabułą, co powiadają, iż stary szalony dwa kroć szalony. A k'temu sstaniesz się zawżdy pod przeklęciem bożym i pod pewną a pod rychłą pomstą Jego, która cię żadnym obyczajem minąć nie może z pewnych obietnic Pańskich, tak jakoś się już dosyć o tym nasłuchał. A jeśliże postanowisz nadobnie a rozważnie, a w statecznej pomierności ten uczciwy wiek swój, a cóż ci się stanie? A to napirwej, iż będziesz w wielkiej sławie i w poczciwości u świata wszytkiego, a wszyscy się będą wstydać poczciwej twarzy twojej, a jej wszędy poczciwość czynić. Cóż jeszcze drugiego? Używiesz sobie onego wdzięcznego, pomiernego, spokojnego a zawżdy wesołego żywota swojego. Cóż jeszcze dalej? Będziesz zawżdy pewien straży, opieki i każdego błogosławieństwa Pańskiego, że zawżdy w wielkim bezpieczeństwie będąć kwitnąć ony szedziwe czasy twoje. Cóż jeszcze dalej? Będziesz tego pewien, iż wdzięcznie a bezpiecznie płyniesz po bardzo spokojnym morzu, które cię żadnymi nawałnościami ustraszyć nie będzie mogło, aż dopłyniesz do onego wdzięcznego portu obiecanego swego, w którym masz wiecznie używać rozkoszy swoich. A tak już sobie obieraj, co woda, a co ogień, wszakeś nie prostak; jeśliżeś osiwiał, wżdy byś się też już miał przećwiczyć. 8. Co sobie starzec do poczciwego żywota na pomoc brać ma Dawid, on król wielki żydowski, iż był w wielkiej miłości a powadze u poddanych swoich, a gdy się już był barzo starzał, już nie wiedzieli, czym go zadzierżeć w żywocie jego, ale kładli podle niego dziweczkę Sunamitkę, aby się była od niej zagrzewała ona zaziębia starość jego. Patrzajże też ty, mój miły Dawidzie, któryśkolwiek jest, iż już przydziesz ku zaziębłym latom twoim, a rozmyślisz się, iż się puszczasz na to zastydłe a głębokie morze świata tego burzliwego, a bierzesz się do portu swojego, a iż, jako tu słyszysz, mało mówiemy o ciele i o doległościach jego, bochmy to już paniej fortunie poruczyli, ale iż tobie idzie o duszę, która nędzniczka barzo zastydła a zaziębła w tym twoim swowolnym ciele, miejże się pilnie na pieczy, abyć do końca tak nie zamarzła, aby cię z nią gdzie do gorącego pieca nie odesłano. Ale jako Dawid ciało ogrzewał, tak też ty ogrzewaj tę niewinną a świętą kochankę swoję. A niczym jej inszym bezpieczniej nie ogrzejesz, jedno połóż przy niej ony trzy Sunamitki a ony trzy zacne panienki: wiarę, nadzieję a łaskę. Tu wierz mi, iż ci będzie tak ogrzana i ożywiona, iż ci dotrwa bezpiecznie, a dopłyniesz do obiecanego a do wdzięcznego onego portu swojego. 9. Wiara, nadzieja, łaska mają też swe panny służebne A gdy już ty trzy panienki, tak jako słyszysz, wiarę, nadzieję a łaskę postanowisz a położysz je około tej wdzięcznej duszyce twojej, to już pewnie wiedz, iż już będzie co dalej, to więcej przybywało tych dzieweczek na posługę jej. Bo wnet do wiary przybędzie pobożność, stałość, poczciwość, cnota. Do nadzieje przybędzie wnet stateczna myśl a nieomylne dufanie o Panu swoim. Do łaski przybędzie sprawiedliwość, miłosierdzie, wierna życzliwość każdemu bliźniemu swemu jako sam sobie. A coż ci za posagi albo za upominki ty panienki przyniosą z sobą? Oto patrz, iż po łasce będziesz miał wnet wszytko wypełnienie zakonu, gdy wedle jej rady zachowasz się każdemu w miłosierdziu a w sprawiedliwości swojej, a iż mu będziesz życzył wszytkiego tak jako sam sobie. Ale iż tu jeszcze mało na tym, patrz, coć zasię wiara przyniesie z innymi panienkami swymi, iż uwierzysz mocno obietnicam Pana swego, iż czegoś ty nie mógł wypełnić w zakonie, to On wszytko za cię zastąpił. Starł z ciebie on mocny zapis i obowiązek przodków twoich, którym się byli obowiązali, iż to miał być każdy wiecznie przeklęty, który by był w namniejszym punkcie zakonu nie wypełnił. Cóż ci ta wiara przyniesie? A to od niej będziesz miał onę pewną obietnicę Pana swego, iż ilekolwiek kroć się udasz, wziąwszy tę wiarę sobie na pomoc, o jaką prośbę do Pana swego, tedy zawżdy będzie wysłuchano każde zawołanie twoje. Cóż ci zasię nadzieja przyniesie? A to słuchaj, iż coćkolwiek wiara z łaską zjednała, toć ta jako mocnym przywilejem wszytko zapieczętuje, gdy będziesz miał upełną nadzieję o Panu swoim, tedy cię nigdy nie opuści i wszytko to w tobie sprawować będzie, co już będzie należało poczciwemu stanowi twemu, a już tym, jakoś słyszał, zaziębłym latom twoim. Patrzże, czegoć tu już nie dostanie; bo z wiary będziesz miał taką opatrzność Pańską, bezpieczność i pokój, że będziesz jako anioł boży chodził sobie zawżdy pod królestwem Jego, pod mocą a pod obroną, a pod opatrznością Jego, żeć żaden strach nigdy straszen być nie może, anić nigdy żadne niebezpieczeństwo nie będzie mogło przekazić do każdych twoich poczciwych spraw. Patrzajże zasię, co będziesz miał z łaski tu jeszcze, za żywota swego. Gdy będziesz życzliwie miłował każdego bliźniego swego, to też inaczej być nie może, jedno że cię też wszyscy miłować muszą. A gdy cię wszyscy miłować będą, już ci z tego uroście życzliwość, poczciwość, sława, powaga poczciwych lat twoich, żywot rozkoszny a spokojny, boć już nikt w nim z onej spólnej miłości przekazić nie będzie mógł. A czegoż ci za żywota twego w tej szedziwości twej nie będzie dostawało? Bowiem zasię nadzieja to wszytko w tobie jako mocnym przywilejem upewni i zapieczętuje, iż już w tym twym, jako słyszysz, wdzięcznym a spokojnym żywocie, któryć z wiary a z łaski przypadnie, będziesz zawżdy chodził w bezpiecznej nadziei, iż cię to nigdy nie minie, coć jest w obietnicach Pańskich dano. A tu już, chodząc w takim bezpieczeństwie i w takiej poczciwości żywota swego, a czegóż się już inszego nadziewać masz, jedno jako Pismo powiada, nie umrzeć, jedno przestąpić z tego żywota swego doczesnego do onego żywota swego wdzięcznego a wiecznego sobie z dawna obiecanego? Abowiem wspomni sobie, co ty trzy panienki, o których tu słyszysz, onym przodkom świętym naszym dziwnie sprawowały tu za żywotów ich, tak jako o tym święty Paweł i inni apostołowie nadobnie napisali. Jako wiarą on szedziwy mąż, Abraham, usprawiedliwion jest w starości swojej. Wiarą Noe pływał po onych okrutnościach głębokich czasu srogości onego potopu okrutnego. Wiarą przodkowie naszy przez srogie morza przeszli i wiele pogańskich miast posiedli, także się im za wiarą ich samy mury obalały. Wiarą patriarchowie święci zbawieni, iż uwierzyli obietnicam Pańskim o przyszłym Mesyjaszu swoim. Wiarą oni święci, jako o nich słychamy, wielkie dziwy czynili, umarłe krzesili, kiedy chcieli ogień, deszcz z nieba zwabiali. A na koniec, byś więtszej nie miał podpory o wierze w starości swojej, gdy wspomnisz sobie onego zaziębłego łotra na krzyżu przy Panu swoim, który nic dobrego nigdy nie czynił za żywota swego, patrz, co mu się stało za oną króciuchną wiarą jego. Patrzajże zasię, co o drugiej cnocie, to jest o wiernej życzliwości tak ku Panu swemu, jako i ku każdemu bliźniemu swemu tenże święty Paweł także nadobnie pisze, wszytkim nam powiedając, iż „bychmy mieli taką wiarę, żebychmy góram kazali wstawać, a na drugą się stronę przenosić, a łaski nie będziemy mieć przeciwko Panu i bliźnim swoim, to by to nam mało abo nic pomóc mogło”. Bo widzisz, mój miły bracie, nie dosyć ci jest na tym mówić tylko, iż: „wierzę, wierzę”, wierzyć też i diabeł, iż Bóg jest na wysokości, ale trzeba wierzyć i w Boga, trzeba też wierzyć i Bogu. A cóż to jest wierzyć Bogu? Wierzyć słowom Jego. A cóż to są za słowa Jego? Jest ci ich wiele, szyroko napisanych i z ust Jego, i z ust Ducha Świętego, ale je sam króciuchnym węzełkiem onemu uczonemu w zakonie zawiązać raczył: „Miłuj Pana Boga twego ze wszytkiej dusze i ze wszytkich sił twoich, a bliźniego swego jako sam siebie”. Otóż masz miłość, bez której wiara zastydła zawżdy być musiała, by ta dwoja miłość w tobie być nie miała. Patrzajże zasię, coć z nadzieją przybędzie, iż tak jakoś słyszał, coć wiara z łaską zjedna, to ona to w tobie zapieczętuje, że tego zawżdy ist będziesz, gdy będziesz miał upełną nadzieję o Panu swoim. Bo widzisz, co nadzieja zawżdy czyniła. Patrz, jako nadzieją jest dziwnie pocieszona ona święta Panna, matka człowieczeństwa Pana naszego, iż się zawżdy tego nadziewała, iż to pewnie z czasem na świat przypaść miało, co nam było przez proroki dziwnie a mocnie zaślubiono. Nadzieją Noe oschnął z okrętem na wysokich górach, gdy gołębiczkę z okrętu wypuścił, która mu przyniosła oliwną gałązkę, tedy iż chociaj wiarą pływał, jednak przedsię nadzieją osuszon. Nadzieją Dawid poraził wojska Absalona, syna swego, gdy się był zbuntował przeciwko niemu mało nie ze wszytkiemi poddanymi jego. A gdy go upominali panowie a rady jego, iż się o to mało starał, tedy z pokorą powiedział, iż: „Jeśliżeć mię Pan będzie raczył zostawić na miejscu moim, najdzieć on drogę, kędy i jako to będzie sprawić i uczynić raczył”. A patrz na koniec, oni święci ojcowie w odchłaniach piekielnych, chociaj byli przez wiarę zbawieni, iż się ich tam nie dotknął żadny strach śmiertelny, ale iż tego z zupełną nadzieją czekali zbawiciela swego, wszytko się im sstało według onej nadzieje ich. Bo patrzaj, iż wiara jest jako szczep pięknie uszczepion. Łaska jest jako kwiatki na onym nadobnym szczepie rozkwitnęłe, z której wszytki dobre a miłosierne uczynki pochodzą. Nadzieja jest prawie jako on majowy deszcz, który szczep on nadobnie pokrapia, aby ony wdzięczne kwiatki na nim uschły, a iżby zawżdy była nadzieja, żeby z onego szczepu i z onych kwiatków człowiekowi poczciwemu, który ji w sobie pilno uszczepi wdzięczne owoce i pożytki z czasem swym wżdy też uróść mogły. A tak tu pilnuj, tu się staraj, abyś się tymi cnymi panienkami, tak jakoś słyszał, jako Dawid oną Sunamitką, obłożył, aby w tobie nie zaziębły w tej twej zastydłej szedziwości poczciwe cnoty twoje. A pilnie ten szczep tej stałej wiary swojej okopywaj i polewaj tym majowym dżdżem tą zupełną nadzieją swoją, ujrzysz, jakich owoców a jakich pożytków z tego doczekać możesz, za łaską a za wspomożeniem Pana twego, będzieszli wiernie dufał jemu. Kapitulum II 1. Jako w zawód wszyscy o zakład do kresu bieżymy Paweł święty pisze, że wszyscy w zawód do kresu bieżymy, ale nie wszyscy zakładu bierzemy. Abowiem gdy się przypatrujemy tym świeckim zawodom, tedy tam więc u kresu bywają i pieniądze, i adamaszki, i sukna i insze drobne rzeczy. Bywa też na ostatku i świnia. A czyj koń napirwej przybieży, ten bierze pirwszy klenot, drugi za nim bierze drugi klenot, także i do dalszych. A ten, co się na samym ostatku przywlecze, to mu świnię do szkapy przywiążą, musi ją podle siebie wieść na powodzie aż w miasto albo w dwór, skąd wyjechali. Patrzajże, że tu ten zawód wszyscy bieżymy, ale przedsię siwy naprzód. Bo już ten, co mu Pan Bóg da przyść do trzeciego wieku a do szedziwych lat swoich, bieży naprzód do kresu przed owymi dwiema, co się jeszcze na młodym i na śrzednim wieku zabawiają. A tak, moj miły krześciański bracie, jeśli widzisz około tego nędznego świeckiego zawodu, jako się ludzie pilnie starają, jako szkapy harują, jako je po kresu wodzą, dziwnie stroją, abowiem im o dwie rzeczy idzie, o zakład i o sromotę, bo każdy się boi, aby się z świnią nie włóczył. A cóż ty owszem, gdy się rozmyślisz, o jakić zakład idzie i o jaką sromotę, i jaki kres bieżysz! Boć idzie o tak kosztowny zakład, którego kosztowniejszego ani oko nie widziało, ani ucho o takim nie słychało. Idzieć też zasię o taki wstyd, jeślibyś jako słabo do tego kresu przybieżał, iż snaćby się lepiej tu jeszcze za żywota w niwecz było obrócić, boć już tam nie o świnie pójdzie. Ale rozmyśl się, jaki by to był wstyd twój, gdyby cię nieprzyjaciel twój tuż przed oblicznością Pana twego, przed oblicznością aniołów świętych, przed oblicznością wszytkich zborów niebieskich, wiódł abo wlókł za sobą jako świnię parszywą od stada wypędzoną do barłogu swego. Cóż chcesz czynić, mój miły bracie, abyś i onych tak poważnych zakładów nie stracił, i tą świnią sprośną, tak jako słyszysz, nie został? Nie śpi, radzęć, a bierz przykład od tych świeckich zawodników, haruj tą tępą a leniwą szkapą, to ospałe swowolne a nikczemne ciało swoje, a wodź go ustawicznie po kresu, ukazując mu drogę, kędy bieżeć ma, a przypatruj mu wędzidła pilno, abyć z drogi nie zbiegało. A czymże go harować masz? Nie daj mu się zbytnie objadać, jako szkapie, tych przysmaków obłudnych świata tego, a nie puszczaj go swowolnie na ty omylne trawy jego, ale go więż mocno u żłobu, a przysypuj mu obroków co nawięcej cnoty a bogobojności, a poczciwej pomiary. Wódźże go też ustawicznie po tym placu, kędy bieżeć ma, a ukazuj mu rozumem a roztropnym rozważeniem do kresu, dokąd bieżeć ma. Rozważajże mu zakłady, o któreć idzie, boć idzie o żywot wieczny i o nieskończone radości twoje. Rozważajże mu też onę sromotę, o którą byś przyszedł, tak jakoś wysszej słyszał, iżby cię nieprzyjaciel twój jako sprośną świnię wiódł z wielką sromotą twoją do plugawego barłogu swego. Przypatrujże mu wędzidła z powściągliwości a z pomiernego żywota twego, boć by to była jeszcze więtsza sromota twoja, gdy już w tych szedziwych leciech swoich będąc, a daleko przed innymi do tego wdzięcznego kresu swego bieżąc, byś miał sprośnie a nieobacznie z drogi zbieżeć, a stać się tą plugawą świnią, przybieżawszy nazad do kresu onego wdzięcznego swojego, gdzie Pan twój i z oną wszytką rzeszą niebieską sam oblicznie będzie stał u niego. 2. Jako nas Pismo niepotrzebnymi sługami zowie Abowiem słuchaj, jako ty niedbalce o ten poczciwy żywot swój Pismo rozlicznymi przezwiski zowie. Bo je zowie sługami niepotrzebnymi, drzewem nieużytecznym, które jest godne, aby było precz wycięto a ogniem spalono, kąkolem sprośnym a śmierdzącym, który między nadobną a wdzięczną pszenicą roście, który, jakoś słyszał, gdy przybieżymy do tego kresu, do którego wszyscy radzi nieradzi bieżeć musimy, ma być ze pszenice wybran a ogniem popalon. Zowie drugie zasię, które tu na urzędy swe a na pasterstwo swe do owieczek swoich wysadził, psy niemymi z gardły zatuczonymi, którzy szczekać nie umieją ani mogą, aby odganiali drapieżny źwierz od stada Jego. Zowie je wilki drapieżnymi, zowie je wieprzmi dzikimi, co rozmietują winnicę Jego. A na koniec zowie złodziejmi i zdrajcami swoimi a kozły śmierdzącymi od stada Jego oddzielonymi, którzy nie chcą słuchać głosu Jego. Patrzajże zasię, jako zowie ony miłe a wdzięczne przebrane swoje, którzy pilni wolej świętej Jego, a cieszą się ustawicznie z mocnej wiary i nadzieje swojej o świętym miłosierdziu Jego, a w niczym inszym od świata wymyślonym nadzieje nie mają, jedno w świętym Bóstwie Jego. Zowie je owieczkami swymi wdzięcznymi, którzy słuchają nieomylnego głosu Jego. Zowie je latorosłkami, które wyrosły z szczepu jego. Zowie je gronkami, a sam się zowie winną macicą, które gronka wyrosły z onej świętej macice Jego. Zowie je miłymi swymi, braciszki swymi, pszeniczką swoją, która ma być schowana do onej dziwnej szpiżarniej niebieskiej Jego. A ty zasię, które tu przełożyć raczył nad tymi stady swymi, zowie je jasnymi pochodniami swymi, zowie je gwiazdami, zowie je solą nigdy nieskażoną, która i to, co z nią posolono będzie, zawżdy od skazy zachować może. A na koniec zowie je bogi ziemskimi a anioły światłości. A tak, mój miły bracie, już nie było ani obietnic tak mocnych i tak wdzięcznych i tak pewnych, które poczciwy człowiek zachowając się w sławnym żywocie swoim w stateczności a w pobożności swojej, i tu jeszcze za żywota, i po swojej śmierci nieomylnie odnosić ma. By też nie było i tych strachów srogich, które są ustawicznie niewiernym a złościwym i tu za żywota, i po śmierci ich pewnie zgotowane, a tuż zawżdy za nimi, za piętami ich chodzą, bo to jest rzecz nieomylna, jakoż to ustawicznie i oczyma swymi widamy, iż za grzech inszego myta nie masz, tak jako Paweł święty nas w tym istotnie iści, jedno pomsta, tedy by nas ty samy przezwiska i ucieszyć, i ustraszyć mogły. Azaż nie lepiej być pięknym drzewkiem nadobnie uszczepionym przed oblicznością Pana swego, z którego kwiatki onych Jego dobrych a cnotliwych spraw rozkosznie zakwitają, a owoce cnót a poczciwości już się z niego ukazują i już się zapalają, aniżli onym drapiącym głogiem, który niczegoj innego nie czeka, według obietnic Pańskich, jedno iżby był precz wycięt a w ogień wrzucon? Azaż nie lepiej być wdzięczną pszeniczką przed oblicznością Pana tego niżli tym sprośnym kąkolem, który także, jako słyszymy, ma być ogniem spalon? Azaż nie lepiej być rozkoszną owieczką Pańską niżli kozłem śmierdzącym? Azaż nie lepiej być jasną pochodnią niżli świecą śmierdzącą zagaszoną? Także i solą prawdziwą niżli oną zakażoną, co i to wszytko popsuje, co ją nasolono bywa? Abowiem jeszcze co dziwniejszego w tym się zawięzuje, patrzaj, iż kto ty miłe a wdzięczne przezwiska odnosić będzie, jakich wdzięcznych czasów i spraw wszytkich tu za żywota swego jeszcze używać będzie, bo zawżdy musi mieszkać w onym nadobnym a każdemu poczciwemu człowieku miłym pokoju swoim. Już się starać musi, aby nikomu nic winien nie został. A kto nikomu nic winien nie zostawa, tego też nie za jedno wszyscy miłować i wielką mu poczciwość czynić muszą. Już sobie mieszkać będzie nie inaczej jako anioł, używając rozkosznych a spokojnych czasów swoich, a dwu obietnic już zawżdy będzie pewien od Pana swojego: i tu za żywota bogactwa i poczciwości w domu swoim, i onego nieskończonego królestwa swego, którego wiecznie używać ma przy Panu swoim, i tu bezpieczeństwa każdego, w którym strachu żadnego uznać nie może za żywota swego, gdyż będzie zawżdy ogarnion mocą a zwirzchnością królestwa Pańskiego, a anieli święci ustawicznie będą stróżowie jego. A tak, mój miły bracie, ty tak wielkie a poczciwe rzeczy obaczywszy, snać i szalony z klozy wyrwawszy się, gdyby mu to rozważnie rozwiódł, podobno się obaczył, a snać by wyrozumiał, co jest lepszego, jeśli tak błogosławionego żywota używać i z tymi dziwnymi błogosławieństwy i z nieomylnymi onymi obietnicami swymi, czyli być tym głogiem drapieżnym albo tym drzewem nikczemnym a spróchniałym, które niczego inszego nie czeka, jedno ognia srogiego, albo tym kozłem śmierdzącym, albo tym wieprzem dzikim. Aczby już o przezwisko nic, ale jakich żywotów ci panowie wszyscy używać muszą, to już oczy nasze często widają, bo bezbożnych, nieuczciwych, drapiżnych, swowolnych, opiłych, niespokojnych, niezdrowych, niebezpiecznych, bo już obrona ani straż Pańska nad nimi nie chodzi. Tak iż ustawicznie i wielkich trudności, i dziwnych kłopotów, i rozlicznego niebezpieczeństwa zawżdy używać muszą. A obietnice ich, tak jakoś słyszał, jakie są tu o doczesnym marnym zginieniu ich i o sprośnym rozdrapaniu tego zatrudnionego nabycia ich, i o nędznym dokonaniu ich, i o wiecznym a strasznym potępieniu ich, to już tam od tego jako powiadają i rymu nie masz. 3. Jako nas czas, jako złodziej, okrada Abowiem patrz, mój miły bracie, jako nas czas, jako złodziej, po cichu okrada. Już ci ukradł i młode, i śrzednie czasy twoje. Już, jako ono powiadają, na ostatecznym szczeblu swoim stoisz, jedno cię zepchnąć, a bierzesz się na daleką drogę. A poczciwy człowiek i kiedy się gdzie na mały czas w cudzy kraj opuści, tedy z pilnością rozprawuje domek swój i potrzeby swoje. Rostropny marynarz, gdy się ma puścić na głębokości morskie, tedy opatruje żagle swoje, powrozy, maszty i kotwice swoje. A ty byś się obaczył, na jakie morze płyniesz, mógłbyś pewnie a ustawicznie pociągać powrozów swoich, żaglów i kotwic swoich. Bo tam temu tylko idzie o rzeczy doczesne, a tobie już, nędzniku, o rzeczy wieczne. A wżdy takową niedbałość widamy i w tych szedziwych leciech ludzkich, jakoby im, jako ono stara przypowieść, i kół nie pogorzał. A snać jeszcze z takimi laty i łakomstwo, i staranie roście, że pilniejszy tego nędznego świata niżli wdzięcznych a wiecznych przyszłych radości swoich. Abowiem patrz, mój miły bracie, jako słońce z dobrodziejstwa Pańskiego równo tak złym, jako i dobrym światłości swej użycza, także i ziemia równo wszem dobrodziejstwa swoje szafuje. Ale jeśli się temu dobrze przypatrzysz, uważ to sobie jedno, jeśliże tego równie źli, jako i dobrzy używają? Bo dobrzy tego używają z wielką roztropnością, z wielkim uważeniem rozumu, z wielkim baczeniem bojaźni bożej, z wielką sławą i poczciwością, nie inaczej jako anieli boży. Źli zasię z wielką rozpustnością, z wielką swą wolą, z wielkim niebaczeniem ani na wolą Pańską, ani na strach srogich sądów Jego, ani na powinność swą uczciwą, jedno jako inne bydło abo jako nieme źwirzęta. A mają to sobie za wszytkę rozkosz i za wszytek żywot błogosławiony, także jako bydło albo jako inne źwirzęta. Bo też źwirzęta używają onych wdzięcznych rozkoszy swoich, skacząc sobie po zielonych trawkach, ale też niczegoj inszego nie szukają, jedno aby brzuch natkały aż do szyje, jako i naszy swowolni panowie. A wszakoż jeszcze i źwierzęta tego z wietszą opatrznością używają, bo gdzie usłyszą trąby albo psie głosy, to się trwożą, to już do gęstej szeliny a na bezpieczne miejsca uciekają, a jako mogą, tak się kryją. 4. Pokój od świata Ale naszy dobrzy towarzysze, acz już tego ustawicznie pewni o sobie są, jako wiele trąb około nich huczy, jako wiele psich głosów około nich krzyczy, a wżdy nie tylko, aby się mieli przed tym kryć, ale by jeszcze barzo radzi temu, aby to o nich wszyscy, iż dobrze szaleni, zawżdy wiedzieli. A co inszych głosów postronnych około innych rzeczy, to już podobno w poczet nie idzie. I zda się im, iż wielkiego pokoju a wielkiej rozkoszy między sobą ustawicznie używają. Prawdać jest, iż Pan, idąc do nieba swego, równo złym, jako i dobrym pokój swój zostawić raczył, ale tego też dołożył dobrym a wiernym swoim, iż: „Ja wam nie taki pokój dawam jako dawa świat”. Bo świat dawa pokój złym, gdy idą na jakie wszeteczeństwa swoje, tedy wielka miłość i pokój między nimi bywa. Dawa też pokój między rozbójniki, którego między sobą nadobnie używają, gdy idą do lasa na usiadkę jako z sieciami na zająca. Dawa pokój złodziejom. Dawa pokój poganom między sobą, gdy idą na łupiestwo ludzi niewinnych. Ale słuchaj, co zasię powiedać raczy, iż: „Ja na taki pokój, który świat dawa, puszczę miecz, iż się barzo rozproszyć musi”. Abowiem patrz, z onego wdzięcznego pokoju, który świat pieszczotkom swym dawa, iż jedny powieszą, drugie pobiją, poćwiertują drugie, drudzy też od gorzałek albo od inszego rozmaitego obżarstwa sprośnymi wrzody a rozmaitymi niemocami pozdychają, nogi, ręce połamią. A tu patrz, jaki to jest pokój takich miłośników świata tego, który on im dawa. 5. Pokój od Pana różny od świeckiego Patrzajże zasię na ty, którzy Pańskiego pokoju albo słonecznej światłości albo ziemnego dobrodziejstwa używają, jaka różność jest od tych kochanków świata tego. Bo ci tego wszytkiego używają w wielkiej rozkoszy, w zacnej sławie, w roztropym rozważeniu każdej rzeczy, w bojaźni bożej, w spokojnym sumnieniu, a w pomiernym a w poczciwym żywocie swoim. A tym ci jedno Pan pokój swój zostawić raczył, a tym ci jedno słońce w radości swej świeci, a ziemia hojne a pobożne pożytki rozdawa. A cić jedno onego nalepszego dobra używają, na które się wszyscy filozofowie zwolili, to jest myśli bezpiecznej a żywota spokojnego a poczciwego. A cić się onych zwierzęcych trąb ani psich głosów nie boją, ani ich nasłuchawają, bo wiedzą, iż ona sława święta głośno wytrębuje zacną ich poczciwość, która im nigdy umrzeć ani zaginąć nie może. A toć jest nawiętsze ono dobro nasze, z którego nam i sława poczciwa, i myśl swobodna, i żywot rozkoszny, i łaska, i obrona Pańska na wszem się umnożyć może. A gdy już to takim, jako słyszysz, pięknym a poczciwym żywotem będzie obdarzony i takim pokojem, będąc zawżdy pod królestwem Pańskim, uswobodzony, patrz, jakie dary do niego się zewsząd zbiegać muszą. Bo już do niego popłynie cnota, sprawiedliwość, miłosierdzie, każda pobożność, życzliwość, skromność i każde bezpieczeństwo. A stąd już z obietnic Pańskich bogactwo i poczciwość w domu jego. A jakież więtsze skarby komu przypaść mogą tu na świecie i po tym po śmierci jego, gdyż już pewien będzie w takim pokoju i w takim wdzięcznym żywocie postanowiony wszytkich obietnic Pańskich? Tych ci to skarbów ani mol, ani rdza nie gryzie. Tych ci to skarbów sława poczciwa lata po światu. Ale ty skarby, co od fortuny przypadają, i rdza je snadnie pogryzie, i w niwecz się obracają, i sława, to już wiemy, jako śmierdząca, od nich zalatuje. A wżdy to smaczny wrzód, choć barzo boli, a rzadki, kto nań szuka lekarstwa jakiego. Abowiem każdego zwyczaj to jego rozkosz, a rozkosz jaka taka, kiloby mu się podobała, tedy każdego ciągnie za sobą jako za rękę. Abowiem wrzodu i każdej niemocy nikt lepiej nie obaczy, jedno ten, kogo gdzie co boli. A na ciele barzo to snadnie obaczymy i zawżdy wczas temu zabiegamy; ale iż na miłej duszycy ani pryszczów, ani guzów nie znać, więc też nie dbamy, abychmy ją leczyli. Ale wierz mi, byś się obaczył, iż tam wiecej pryszczów, i więcej syropków potrzeba, wierę, byś się zwierciał między aptekami. Acz tam tego trudno naleźć masz, bo ta już tu raz zabolawszy w tym nędznym ciele, a opatrzenia żadnego nie mając, już tak na śmiertnej pościeli aż do czasu swego obumrzeć musi. Ale potym poznasz, co to była za choroba, gdyć on nadolny doktor będzie pulsu macał. Abowiem kto chce, może każdej rzeczy w sobie poprawić i pochędożyć. Bo patrz, i koszula zabrudzona, gdy ją pięknie wypierze, wnet biała i nadobna będzie. I drzewo krzywe, gdy je porządnie wysznurkuje a wyprostuje, wnet nadobne będzie. A my, bacząc to, jakochmy się zabrukali i jakochmy się pokrzywili, iście by rozum z cnotą dozwolił, moglibychmy się pilnie starać o to wyprostowanie swoje, abychmy tak krzywo leżąc, nie próchnieli, a potym by nas w piec szpetnie nie wrzucono. Kapitulum III 1. Jako się tu równych strachów boimy, o więtsze nie dbamy Abowiem przypatrz się jedno temu pilno, gdy na nas jakie postrachy doczesne tego świata przypadają, jako się wnet około nich zawiercimy, rady a pomocy ze wszech stron szukając i nabywając, a to wiemy, iż ten tret już ustawicznie aż do skończenia świata tak się między nami kołysać musi, bo nas w tym Pan pewnie uiścił, iż zawżdy się tak świat mieszać musi, bo zawżdy z odmiennościami czasów odmienności przypadków mieszać się muszą, bo już za grzech zawżdy pomsta nieomylna na każdego przypadać musi, już ognie, już wody, już trzaskawice i inne z nieba przestrachy, już wojny, trwogi, już wrzody i dziwne niemocy, już tłuczenia i członków łamania, i innych przygód wiele, a kto by się ich naliczył? Tu na ty zawżdy pilne oczy i pilną pieczą mamy, a to z czasem wszytko i uleczono, i naprawiono być może. Ale na ony, co nas wiecznie i straszyć, i męczyć mają i nigdy żadnym obyczajem zagojone być nie mogą, tu o tym ani słówka u nas nie słychać. Ano bych każdego chciał spytać, który by wrzód wolał, co go trzeciego dnia zagoić może, czyli ten, co aż do śmierci trwać przy ciele musi? A wszakoż i w tych przypadkoch cielesnych tedy patrz, jako się ci niedbali ludzie sprawują, bo każdy się boi przyszłej przygody i pilnie o niej radzi, jakoby jej uchodzić, a tego się nie boi ani też przyczyn przestrzega, skąd ona przygoda wieczna przypaść ma. Równie jako owi, co rozwadzają, więc nie poczną rozwadzać, aż do kordów przydą. Aliści ręka wisi, ano było lepiej początkom zabiegać, póki się jeszcze swarzyli. Także i w każdej przyszłej przygodzie bacznemu trzeba by się zawżdy na początki oględać, a strzec się ich, skąd by ona przygoda przypaść miała. Boć wie pewnie zwajca, iż początek jego bez wielkiej przygody być nie może, bo jeśli go usieką, już pewna przygoda, bo barzo boli; jeśliż on też kogo usiecze, już też pewna druga, bo i strzec się, i płacić, i siedzieć albo się pewnych guzów nadziewać musi. A tak lepiej było początkowi zabieżeć niżli samej przygodzie. A jakoż zabieżeć? Rozmyśliwszy się, iż to źle ma być, więc się nie wadzić. Więc też pijanica, iż się ma stłuc albo go łeb ma boleć, albo pośmiech z siebie uczynić, albo pewnie bez jakiej przygody być nie może. A cóż było uczynić? Początkom zabiegać. A jako? Rozmyśliwszy, iż to źle, więc się nie upijać. Ale nic nasz pewnie o tych początkoch nie myśli, kiloby gdzie znowu kofla dopadł. Wieć też i złodziej, iż wilk nosi, a potym go też poniosą, iż mu być pewnie albo na skrzypcu albo na gałęzi, a to, wierz mi, iż przykra przygoda, a mógłby początkom snadnie zabieżeć, by chciał, iżby tej pewnej przygody prażen być mógł. A to nasnadniejsze zabieżenie nie kraść, a cóż, gdy się na to nic nie rozmyśla? Bo patrz, iż mądry a opatrzny gospodarz, gdy postrach jaki będzie słychać o jakim ogniu albo z praktyk, albo też z odpowiedzi jakiej, o, wnet wody na dom nanosi. Także też roztropny człowiek rycerski, gdy czuje postrach o trwogach jakich abo o niepokoju jakim, o, wnet sobie konika wyprawuje i zbroiczkę chędoży, bo zawżdy powiadają, iż: „wczas zabiegaj każdej rzeczy”. Ale my, źli gospodarze, nic nam na tym, aż kiedy już albo gore, albo w łeb dadzą, toż się dopiero wiercimy a przygodam swym zabiegać chcemy, ano już to więc nie wczas bywa, mało nie lepiej zawżdy początkom zabiegać, a powoli każdej przyszłej rzeczy przestrzegać. A tak ty zwłaszcza, nieboże, który już przydziesz ku powinnej szedziwości swojej, którejeś zawżdy doczekać pożądał, a widzisz już, iż ustawicznie przygoda stoi u progu twego, która cię już pewnie minąć nie może, acz ta kostka równie tak młodemu, jako i staremu stawa, zabiegajże, radzęć, początkom wczas. A jeślibyś spytał, jako im zabiegać, gdyż śmierci uść nikt nie może, ale się ty o to pilnie staraj, aby się ony słowa nad tobą wypełniły, które Pan powiedać przez Ducha Świętego raczy, iż śmierć człowieka poczciwego chwalebna przed oblicznością Jego. A taki nigdy nie umiera, jedno przestępuje z żywota do żywota, a z gorszego do lepszego. A tak gdy już ty początki będziesz miał, iż będziesz żył cnotliwym, pobożnym, poczciwym a krześcijańskim żywotem swoim, a wedle powinności swojej, już się przyszłej przygody żadnej nigdy nic lękać nie możesz, ani wiecznej, ani tu doczesnej, gdyż pewnie będziesz ist i tu za żywota bezpieczeństwa na wszem swego, i tych przyszłych wiernych a nieomylnych obietnic swoich, tedy żadne przygody ani śmierć, ani postrachy żadne nigdyć straszne nie będą, a zawżdy będziesz sobie chodził w bezpiecznej myśli swojej a w pięknym, a w spokojnym żywocie swoim. 2. Stałemu sercu nigdy nic strasznego Abowiem patrz, iż stałemu a poważnemu sercu nie tylko duszna przygoda, ale i ta cielesna, chociaj my ciało z przyrodzenia na więtszej pieczy mamy, nigdy straszną być nie może, gdy się na swą sławę a na poczciwość rozmyśli. Jako w bojach rozmaitych poczciwi a rycerscy ludzie idą na działa, na miecze, na spisy, lazą na mury, jeden już leży, drugi na to miejsce nastąpi. A tego, który jest tym światem zabawiony, ba, nie tylko strachem, ale leda jakim podobieństwem strachu, jako dziecię rakiem snadnie upłoszyć może, także go też leda czaczkiem, na co chce, przywieść może. Ale gdzie jest myśl wspaniła a serce bezpieczne, już ani strach, ani żadne dobrodziejstwo takiego od przystojności jego nigdy odwieść nie może, bo widzi, iż mu tego świat ani fortuna wziąć nie może, co mu cnota dała. Bo mu fortuna wziąć nie może stałości, sprawiedliwości, pobożności, poczciwości, a na wszem statecznego a rozważnego około siebie postanowienia. Ano i jakochmy pirwej słyszeli, jako oni Katonowie, oni Ciceronowie, oni Sokratesowie, oni Senekowie, oni Scewole, którzy dla sławy swej wiadomie a prawie chcąc, gardła i majętności swe woleli potracić, niżliby się byli od cnoty albo od poczciwości swej dać odwieść mieli. Pompejus cesarz, gdy był Mamertyńskie miasto tak srodze obległ, iż mu się już żadnym obyczajem obronić nie mogło, i obiecował to mocno żadnego tam nie żywić, Stennius, książę miasta onego, dowiedziawszy się tego, wziąwszy myśl a serce bezpieczne, uczyniwszy się posłem na rokowanie, szedł do cesarza onego. Przyszedszy, powiedział: „iżem ja nie poseł, alem jest książę miasta tego. Ale iżem słyszał, iż się bierzesz, miasta tego dobywszy, żadnego nie żywić, przyszedłem na to, abych cię odwiódł od grzechu i od okrucieństwa takiego, gdyż ci niewinni ludzie nic ci nie krzywi, jedno ja, bo ci musieli czynić, com ja rozkazał. A tak nad tym się mści, coć winien, nie nad tymi, coć niewinni, a toć je dobrowolnie podawani”. Cesarz, widząc onę stałość jego, udarowawszy go, puścił go do miasta i miasto wolnym uczynił, a tego uczynił i sługą, i powinowatym sobie. Patrz zasię także Diogenes, on sławny filozof, gdy był między innymi więźńmi przywiedzion do Filipa, macedońskiego króla, stał z wesołą postawą, poglądając po ludzioch a pośmiewając się z onej dziwnej sprawy świata tego. Król, upatrzywszy onę postawną jego osobę i poważną jego myśl, kazał ji przywieść bliżej do siebie i pytał go, iż: „Podobno, że ty musisz być szpieg jaki”. Powiedział, iż: „Nie byłciem szpiegiem nigdy, ale iściem teraz rad szpiegiem został na ten upór twój a na tę niesprawiedliwość twoję, iżeś przyszedł łupić ludzi niewinnych, a krew ich niewinną rozlewać. A temu się też przypatrować, iż o wielki klenot z fortuną małą kostką miecesz, boś na szańc posadził i gardło, i sławę swoję, a jeszcze nie wiedzieć, jako wygrasz i jakoć się poszczęści”. Filip, widząc onę stałość a bezpieczną myśl jego, kazał ji wnet udarowawszy wolno puścić, i był potym w wielkiej powadze u niego. Także też ono jeden pirata, gdy był na morzu ułapion, bo to są piratowie rozbójnicy morscy, i przywiedzion do Aleksandra Wielkiego, i kazał Aleksander, aby go wiedziono obiesić. Ten zawołał wielkim głosem, mówiąc: „Powiedają o tobie ludzie, żeś sprawiedliwy, a jakaż to sprawiedliwość twoja mnie kazać wiesić, com się jedną galerą żywił, a ty jak tysiącmi łupisz wszytek świat a skryślałeś morze, a wżdyś nic nie winien! Rozsądź między mną a między sobą, kto by godniejszy był obieszenia między nami”. Król, widząc ono serce, jego kazał go wolno puścić i dał mu służbę między rycerstwem swoim. A tak patrz, co tu myśl wspaniała a stałe serce każdemu człowiekowi uczynić może. A także każdy poczciwy człowiek ma się pilnie o to starać, aby stałość swą a poczciwość swą tak pilnie uważał, jakoby się żadnemu strachowi ani żadnemu szczęściu od poczciwej powinności swej nigdy odwodzić nie dał, to jest rzecz pewna, iż mu to na wielką sławę i na pociechę i tu za żywota jego, i po śmierci zawżdy wyniść musi. Abowiem tu, za żywota takiemu człowiekowi już ani ślepych zamków, ani psa na łańcuchu, ani stróża z hejnałem na wieży nigdy nie trzeba, bo już stróżem u niego cnota, gdyż nikomu wedle cnoty nic winien nie będzie. Rozum a bezpieczne sumnienie, a spokojny żywot ślepym zamkiem. Strach bojaźni bożej a wstyd, kto by się miał targnąć na poczciwego a niewinnego człowieka, iście też ten stoi za psa na łańcuchu. A też tam pewnie nigdy fortuna we drzwi nie zakołace i z pomocniki swymi, bo wie pewnie, iż nie ma po co, bo jej cnota u drzwi zastąpiła, woli swe harcowniki obrócić na łakomce a wydzieracze, a na nikczemniki, bo wie, iż się tam rychlej pożywią, i wie, iż jej tam stół zakryto i stołek postawiono, a iż tam i z pożytkiem, i z powagą używie przedsięwzięcia swego. 3. Człowieka poważnego wszyscy się wstydają Abowiem patrz, gdy uźrzysz człowieka poczciwego poważnego a szedziwego, już się go i wszetecznik, i nikczemnik jakoć ulęknąć musi, już go na lepszym baczeniu i na lepszej pieczy mieć musi niżli owego darmolega, chociaj nań czasem i złota jako pstrocin na dzięcioła nawieszają. A czymże się to dzieje, gadaj! Pewnieć nie z jego łysiny ani z szedziwej brody to idzie. Bo nadziesz drugiego z siwą brodą tak szalonego, jako i z gagatkową. Ale człowiek poważny a cnotami ozdobiony jest nieco ku Bogu podobny sprawami swymi, a tak ony Pańskie dary czynią mu jakąś powagę w oczoch jego, że się go wszeteczny zawżdy i wstydać musi, i w poczciwości zawżdy go mieć musi. A wszeteczny zasię, by nawięcej złota nań nawieszał, już tego mieć nie może. A czemu? Iż się w nim ony poważne dary Pańskie nigdy okazać nie mogą. Bo nie pomoże szkapie pozłocista uzda ani złemu mieczowi nowe pochwy, ani spróchniałemu domowi skrzypiące powietrzniki, przedsię zawżdy złe złym być musi, a dobre dobrym. Bo gdy położono grono wina nadobnie doźrzałego, a podle niego drugie z drewna urzezane, chociaj nadobnie pokoszczone, albo uriantówkę pięknie doźrzałą, a drugą także z drzewa albo z kamienia ustruganą, pomalowaną i pokoszczoną, zda mi się, iżby się każdy wolał do tej prawdziwej rzucić. Także prawdziwa cnota a nadobnie w człeku poważnym na wszem ozdobiona daleko zawżdy zacniejsza jest niżli owa upstrzona, by też dobrze była i złotem nakrapiana, i nie wiem jako pokoszczona. A gdyż już tak słyszysz, w jakiej jest powadze i poczciwości człowiek stateczny, poważny, a w leciech swych doskonały, i u Boga na niebie, i u ludzi na ziemi. Słyszysz też, iż ma w sobie jakieś boże dary, których się ludzie radzi i nieradzi zawstydać muszą; słyszysz też, żeś podobien ku onemu winnemu gronu pięknie doźrzałemu, które zawżdy jest wdzięczniejsze u każdego niż napiękniej umalowane, by też było i złotem nakrapiane. Doczekałeś też, czegoś pożądał i o coś zawżdy Pana Boga prosił, abyś doczekał szedziwości twojej. Przepłynąłeś też już wszytki burzliwe czasy młodości twojej, a już się bierzesz i gotujesz do portu swojego, abyś oglądał Pana swego, a użył obietnic swoich od Niego: gotujże też sobie potrzeby powoli, póki cię tu jeszcze Pan twój chować raczy, na tę świętą a pocieszną drogę twoję, wszakeś się już nasłuchał, jako się gotować masz i jakich ci potrzeb na taką drogę potrzeba, i teraz mało niżej jeszcze szyrzej usłyszysz. Nie drzemże, czujże o sobie, bo słyszysz, iż Pan takie sługi błogosławi, które zawżdy znajdzie czujące u drzwi swoich. 4. Wiek człowieczy jest jako rok bieżący Abowiem widzisz, iż wiek twój równie z wiatrem bieży. Widzisz też, iż czas twój podobien jest ku rokowi wedle przyrodzenia bieżącemu. Zbieżałać już wiosna onej kwitnącej młodości twojej, kiedy wszytki kwiatki zakwitają. Zbieżałoć lato onej gorącej średniości twojej, kiedy się wszytki rzeczy zagrzewają. Przypadła na cię już chłodna jesień, kiedy już wszytki rzeczy doźrzewają, a kiedy już mają być do swych szpiżarń pochowane. Już niczego nie czekasz, jedno onej spokojnej zimy, abyś też sobie odpoczynął od wszelkiej prace swojej. Bo widzisz, iż gospodarz dobry robi cały rok w wielkiej pracy swojej, iżeby też sobie zimie odpoczywał, a używał w rozkoszy onej pracy swojej. A także i ty, gdyżeś już przetrwał wszytki czasy poczciwej pracej swojej, a przyszedłeś już ku zastydłym czasom jesiennym swoim, gdzie już wszytki rzeczy pilnie opatrzony a zachowany być mają, opatrujże pilno, starajże się pilno, jakoby ty twe czasy tobie darmo a marnie nie wychodziły, a jakobyś ony pirwsze roboty pirwszych czasów swoich tak zachował w szpiżarniach swoich, jakobyś mógł bezpiecznie za nimi przyść do onego wdzięcznego odpoczywania swego, abyś zawżdy miał myśl swą uspokojoną a żywot swój roztropnie na wszem postanowiony, abyś się nigdy ni w czym nie trwożył ani unosił, a iżbyś zawżdy bezpiecznie czekał wdzięcznego zawołania swego. Abowiem małoć nam na tym jest, kto długim albo krótkim żywotem żyw będzie, boć go sobie ukrócić może, kto chce, część niepomiernym chowaniem, a część go też zaśpi albo zapróżnuje marnie. Ale tu wiele na tym wieku zależy, póki go, póty go, abychmy w nim zawżdy zachowali poczciwe powinności swoje, a mieszkali sobie w nim tak, jako na nasz stan krześcijański a cnotliwy należy, tedy go i wiele przybyć, i wiele się go nadstawić może. Bo się go nadstawi sławą oną wieczną poczciwą a poważną, która nigdy nie umiera, a zawżdy sobie lata jako bujny orzeł po światu w swoich rozkoszach. Nie pomarli dziś oni sławni a zacni ludzie, którzy żywotów swych poważnych a cnotliwych w wielkiej poczciwości używali, tak ludzie zakonu starego, jako i pogańscy, i dziś teraz w sławie swej głośnej jako żywi między nami chodzą. Nie pomarlić też oni wszetecznicy, oni Neronowie, Sardanapalowie, Dionizjusowie, Katylinowie, Nabuchodonozorowie, Heliogabalowie, ale patrz, jaka sława ich obrzydła a śmierdząca, a jako żywo zagrzebiona, a po światu się jako jesienna mgła włóczy na poły z pajęczyną, i jakie były żywoty ich, takie też było i dokonanie, także też i sława ich. Bo jedny pobito, drugie potruto, do wychodów na lekkość ich miotano, iż jaki był żywot, taki też miał być i pogrzeb. A tak i ty, mój miły, poczciwy człowiecze, a zwłaszcza tak jakoś słyszał, któryś już przetrwał wszytki ony burzliwe czasy swoje, nic się nie lękaj, nic się nie trwóż, tylko się o to staraj, abyś już poczciwością ozdobił a zahaftował ty ostateczniejsze czasy swoje. Bo choć byś sobie wspomniał, iż cię kiedy młodość twa unosiła, nic się przed tym nie trwóż, widzisz, iż zawżdy złe przed dobrem uciekać musi jako śnieg przed słońcem, wszytko się to zatrze a zapomni, gdy to ozdobisz na starość poczciwym a sławnym żywotem twoim. A tu też słyszysz, iż masz takiego Pana, iż gdy się do Niego obrócisz, iż nie chce nigdy wspominać młodości twojej. Kapitulum IV 1. Jako poczciwy człowiek, przyszedszy ku latom swoim, ma stan swój sprawować, i jako się ma na przyszłą drogę swoję rozmyślać Abowiem patrzaj każdy, iż czas żywota naszego wszytek jest jako droga, która nas wiedzie do celu a do kresu naszego, bochmy tu są równie jako krawczycy, co wędrują od miasta, aż potym ku starości szukają warsztatów swoich, gdzieby już też usieść a gdzieby już też żywota swego dokonać mieli. Patrzajże, iż wżdy każdy, kto się w drogę puści, rozmyśla sobie zawżdy potrzeby, o czym by zaszedł, i towarzystwa, jakoby na onej drodze bezpieczeństwa użyć miał. A to jest rzecz doczesna i małego rozmysłu potrzebuje. A my, nędznicy, widząc rzecz wieczną, widząc ocz nam idzie, widząc, do jakiego warsztatu wędrujemy, a wżdy to u nas nic, a wżdy o tym ani pomysłu. Tak się nam zda, jakobychmy tu sobie ten świat wiecznie zakupili. A nie baczymy tego, iż na nędznej zagrodzie siedzimy, a kiedy każą, tedy zawżdy wnet z niej prowadzić się musimy, i wszytko marnie a bez rozmysłu, a jeszcze czasem nie wiedzieć komu, cochmy naszczepili, tu zostawić musimy. Bo bychmy się rozmyślili mało, gdzie nas ta droga wiedzie i na co kogo wiedzie, bo wiedzie dobre na wieczną radość a pociechę, a złe zasię na wieczny upadek a na smętek ich, i jako jest straszna, i jako przykra, trudna, ciasna a kamienista. I przez jakie głuche lasy a srogie rozboje świata tego tą drogą się puszczamy, iścieby drugiemu mogło zadrżeć pod kolany; i jako jest rzecz straszna ustąpić albo na lewo, albo na prawo z tej trudnej a barzo obłędnej drogi naszej, a wżdy się nic o tym nie pytamy, ani się o przewodnika nic nie staramy, gdyż żaden inszy pewniejszym przewodnikiem nam być nie może na tę zatrudnioną drogę naszę, jedno tenże sam, który się nam opowieda, iż On jest droga, On jest prawda, On jest żywot wieczny. A do tego żywota wiecznego, jeśli kto tą prawdą a tą drogą nie puści się, którą On nam ukazać raczył, pewnie się każdy barzo omylnie obłądzić musi. A tak trzeba się pilno rozmyślać na tę drogę, abychmy się po niej nie leda jako tułali, a nie tam szli, gdzie nas niosą oczy, jako bydlę za trawą, a nie mniemaniem ani na leda czyje ukazanie, abychmy się na nię puszczali, ale tam, gdzie nam cnota, rozum a bojaźń boża ukaże. Bobychmy też inszym żadnym obyczajem onego świętego przewodnika na tę drogę sobie zjednać nie mogli, jedno tym, któregochmy niedawno wspominali, który jest prawdziwa droga i prawda, i żywot wieczny. Abowiem wszak widzimy rozmaite narody i stany ludzkie, jako się po tej drodze sznurują a prawie się ślizają jako kozy po lodu, strzeżyż się, aby cię który za rękaw nie uchwycił, abyście oba nie padli. Bo pospolicie, kto się pośliźnie, rad się drugiego łapa, i obadwa bywają na ziemi. Abowiem nic nas nie uwodzi nasnadniej z tej poczciwej drogi, jedno omylne towarzystwo a ich obłudne przykłady i obyczaje. Ale ja tobie radzę, gdyż widzisz, iż się po tej drodze tułasz, takiego towarzystwa i szukaj, i używaj, jakie byś rozumiał, iż się nie błąka leda jako, ale iż wżdy wie i rozumie po części o tej drodze swojej. Bo wiem, że to często widasz, iż każda droga z miłym towarzystwem i wdzięczniejsza, i weselsza bywa. Ale jako się wszyscy poczną błękać, już nie może być smętniejsza rzecz, że czasem jako wilcy gdzie w lesie oblec muszą. Abowiem jeśli się puścisz z niewiadomą a z niepotrzebną zgrają, toć będą niepotrzebnych ścieżek wedle swej myśli wiele ukazować. Jeden cię zawiedzie jedną ścieżką do łakomstwa, drugi drugą ścieżką do pychy, trzeci do gniewu, czwarty do obżarstwa, do opilstwa. Ukażeć na onej ścieżce wielkie rozkoszy, wielkie krotofile, jużby ty mnimał, żeś dobrze zawędrował, i jużbyś tam warsztat swój rad przystawił, ale wierz mi, iż się omylisz. Bo najdziesz tego wiele, co się z wierzchu pięknie świeci, ale wewnątrz będzie barzo okopciało. A tak trzeba się nam pilnie iście na to oględować, abychmy w pośrzodku jasności nie tułali się po ciemnościach, a iżbychmy tak w południe nie błądzili jako i o północy. Abowiem chceszli krótkimi słowy wiedzieć, kto tą drogą naprościej chodzi a nigdy nie błądzi, iścieć żaden inszy, jedno ten, u którego jest rzecz nalepsza cnota a bojaźń boża a roztropne każdej rzeczy uważenie, a u którego jest rzecz co nagorsza żywot swowolny, sprośny, a wszeteczny, a kto go bez poczciwego rozmysłu a bez bojaźni bożej ustawicznie nie używa. Bo kto już sobie świat i z jego omylnymi przypadki lekce poważy, a nie da mu się ni na czym z tej poczciwej drogi swej uwieść, ten pewnie już będzie miał onę wdzięczną nadzieję przewodnikiem, która mu prawie z urzędu niebieskiego grodu będzie dana, iż się nigdziej a nigdy z swej poczciwej a potrzebnej drogi obłądzić nie będzie mógł. Abowiem kto tego nie ma, już nie lza, jedno zawżdy obłądzić się musi, a zawżdy w niebezpieczeństwie wielkim myśl jego zatrwożona być musi. Bo jeśli takiemu co z nieszczęścia nietrefnego przypadnie, już się zawżdy trwożyć a omylnie wahać musi. Jeśli też nań przypadną jakie postrachy, już jako koza od wilka przepłoszona zawżdy się trwożyć musi, a nigdy wesołego ani bezpiecznego czasu mieć nie może. A kto tego nie ma, a jako może nędzniejszy człowiek być na świecie: i jako się w swej obłędliwości ustawicznie tułać nie ma? 2. Kto jest prawie błogosławiony, a prawą drogą chodzi A tak niech się chlubi, kto chce, czym chce, ale się żaden prawie błogosławionym zwać nie może. Abo, kto by chciał się chlubić, iż po tej drodze bezpiecznie chodzi? Jedno ten, kto w szczyrości cnoty swej pięknym rozumem ozdobiony, w stałości mocno postanowiony, nadzieją nieomylną utwierdzony, a który żywota swego nadobnego, pomiernego, poczciwego a spokojnego zawżdy z wesołymi a z bezpiecznymi czasy używa, nic się nie lękając szczęścia ani nieszczęścia i wszytkich przypadków świata tego, mając tę wiarę i nadzieję zupełną, że jest mocnym królestwem Pańskim zewsząd ogarniony i pewną strażą opatrzony, który sobie przyszłych rzeczy nic nie waży, tylko je sobie na pamięć a na ćwiczenie rozmyśla, przyszłych się nic nie lęka, a wszytko, co przypaść ma, Panu Bogu porucza, a temu wżdy roztropnie zabiega, kędy może, aby się to, co ma być złe w lepsze obróciło. Terazejszych z bojaźnią bożą a z poczciwą na wszem pomiarą zawżdy a z wesołą myślą używa, sumnienie przeźroczyste ustawicznie w sobie czuje i rozumie, przyjaźni poczciwej a sobie równej używa. Acz ci i to mędrcy za niepoślednią rzecz położyli, kto się może, jeśli mu to przyrodzenie dało, i zacnym ludziom podobać, przyczyny do złego zachowania nikomu nie da, prawa ani żadnej niepotrzebnej burdy się nie strzeże, śmierci ani żadnej przygody się nic nie lęka, a tego, co czas przyniesie a co Pan Bóg nań przepuścić będzie raczył, zawżdy z nieuniosłą myślą czeka, a nic się przed tym nie trwoży. Rozeznajże to sam, jeśliże to nie jest właśnie błogosławiony, a jeśli nie chodzi prawymi a nieobłądliwymi drogami po tych głuchych lesiech obłędnego świata tego. A wszakoż kto się chce prawie błogosławionym zwać albo rozumieć, tedy się to nie tylko na jego samego osobę albo stan rozumieć ma, ale ma to od niego zalatywać jako wdzięczna wonia z kosztownej apteki jakiej na wsze strony szyroko, iżby się to nie tylko jemu samemu, ale i innym rozlicznym stanom i rzeczypospolitej przygodziło. 3. Ubogi w duchu Abowiem poczci sobie u Mateusza świętego w V. kapitulum, jako Pan Bóg człowieka prawie błogosławionego zdobić a przezywać raczy i jakie mu błogosławieństwa przyczyta, wspominając napirwsze błogosławieństwo, iż to jest błogosławiony, który jest ubogi w duchu. Nie mnimajże, abyć tu Pan poczciwie a pomiernie zakazował używać dobrodziejstwa swego od siebie hojnie nadanego, gdyż nam ziemię ze wszystkimi bogactwy jej dał pod posłuszeństwo nasze, abychmy jej, dziękując Jemu, a w bojaźni Jego poczciwie a pobożnie używali. Ale iżbychmy byli ubodzy w duchu, to jest, abychmy tych skarbów ziemskich używali skromnie, pobożnie, poczciwie, nie nadymali jako hardzi diabli paszczek swoich na skazę a na upadek bliźnich swoich, nikim nie gardzili, nikogo sobie lekce nie ważyli, owszem, komu bychmy mogli, z tego dobra nam darmo nadanego wspomagali, ratowali, a wszem się poczciwie, skromnie a pobożnie zachowali, krzywdy swej upornie się nie mścili, a jako Pan apostołom swoim powiedzieć raczył, iż: „kto między wami będzie nazacniejszy, niechaj się czyni jako sługa wszytkich”, abowiem tej zwirzchności, a tej nadętości, a tej daremnej szarej pychy tylko pogani a ludzie niewierni, chociaj i krześciańscy, używają a naśladują. Także też ty czyń mój miły bracie, a zwłaszcza już w tych swych doskonalszych czasiech będąc postanowiony, tedy to błogosławieństwo pirwsze pewnie osięgniesz i będziesz go z rozkoszną myślą używał, co takiemu Pan obiecuje, iż twoje będzie królestwo niebieskie. Patrzajże, jako tu za barzo małą powścięgliwość przyrodzenia twego wielki klenot osiągniesz z obietnice pewnej Pańskiej, a przedsię i sławę, i od wszech zachowanie tu jeszcze na świecie snadnie od wiela osób umnożysz i postanowisz sobie. 4. Cichy Słuchajże drugiego błogosławieństwa, któreć Pan obiecować raczy, jeśli będziesz cichy, skromny, a na wszem pomierny w sprawach swoich, iż ci Pan obiecuje dać posieść ziemię i używać hojnych skarbów jej. Toć też tu trzeba rozumieć, iż nie tylko to jest cichy, co tylko w kącie milcząc leży, a ni nacz dobrego ani ludziom, ani Bogu, ani rzeczypospolitej przygodzić się nie może. Ale to jest cichy, który w cichości, w skromności, a w nadobnej pomierze wszytki rzeczy swe sprawuje, i ludziom, i rzeczypospolitej służy. Bo najdziesz drugiego, co nie umie inaczej mówić, jedno jakoby mu rogate kijce z gęby pirzchały; ano taka postawa i sprawa ni nacz się dobrego nie przygodzi, a wszytko rychlej zatrudni niżli ku końcowi przywiedzie. Bo cichy, skromny a rozważny człowiek więcej sprawić i postanowić może oną nadobną a układną skromnością swą za godzinę, niżli pirzchalec za cały dzień, a rychlej jeszcze powadzi, niżli ku dobremu końcu przywiedzie, gdyż mędrcy powiadają, iż łagodne słowa uśmierzają każdą popędliwość. A tak taki człowiek w pięknej skromności postanowiony i sobie dobry może być, i ludziom. Bo sobie zachowanie i sławę, i błogosławieństwo tu od Pana obiecane zjednać snadnie może, a między ludźmi pokój, zgodę, miłość, oną skromnością swoją snadniej postanowić może niżli ów klekotacz uporny, który i sobie wzgardzenie, i ludziom zatrudnienie rychlej zjedna niż co dobrego. 5. Błogosławiony zasmucony Patrzajże zasię dalej, kogo tu Pan przypominać a błogosławić raczy, ten który jest zasmucony, abowiem zasię prędko będzie pocieszony. Nie mnimajże, aby tu Pan tego od ciebie potrzebował, abyś zawżdy smętnej a ponurej postawy używał, gdyż nas Salomon upomina, abychmy z wesołą a z ochotną, a wszakoż z pobożną a z poczciwą myślą używali dobra swego od Pana nadanego, powiedając, iż „frasowny duch wysusza kości”. A jeśliby Pan Bóg na nie smętek jaki albo przygodę za grzech twój przepuścić raczył, abyś to skromnie a cirpliwie znosił, a ze wszytkiego abyś dziękował Panu swemu. Nie tak jako ów, co gdy mu się co nietrefnego trefi, tedy wszysko diabłom przyczyta, powiedając: „Alboć mię tu byli diabli na ten czas przynieśli, alboć to diabli na mię przepuścili”. A też nie darmo ona przypowieść urosła, iż przygoda nigdy sama nie przydzie, abowiem komu ją poruczasz, ten ci jej jeszcze przysporzy. Drugi więc wiatrom, gradom, wodam łaje, wszytko powiadając: „Alboć to na nas diabli przepuścili?”. Ale gdy ty w onej cichości a skromności swojej wszytko znosić będziesz, tedy i sobie, i ludziom dobrze uczynisz, bo się nie umęczysz, nie ufrasujesz, nie ubolejesz i drugim dobry przykład podasz, iż się takież w swych przygodach sprawować będą. A już masz pewną obietnicę, iż prędko masz być pocieszon i sowito mać to być nagrodzono. 6. Uciążony krzywdą Patrzajże czwartego błogosławieństwa, komu i jako je Pan obiecować raczy, powiedając, iż: „to są błogosławieni, którzy łakną a pragną sprawiedliwości, abowiem oni będą nasyceni”. Nie mnimajże też tu, abyć Pan rozkazował dobrowolnie każdą krzywdę cirpieć, acz on sobie każdą pomstę zostawuje, ale pragnąć a łaknąć sprawiedliwości, to jest, tam jej szukać skromnie, pomiernie a poczciwie, gdzie słusznie ma być szukana, a nie mścić się nigdy żadnej krzywdy swej z upornej myśli swej, oprócz porządku sprawiedliwości od Pana na świecie postanowionej. A gdzieć by co na niej zeszło, poruczaj krzywdę swą onę żałosną w opiekę Panu swemu. Tu dopirko pewnie wiedz, że się on prędko pomścić będzie umiał onej krzywdy twojej, chociaj go o to prosić nie będziesz. A owszem, skromno cierpiąc, nic złego nie będziesz myślił onemu sprzeciwnikowi swemu. A cóż ci z tego uroście? Poczciwa sława i prędsza nagroda. Bo rychlej zwalczy poczciwego człowieka skromne milczenie każdego, niżli owego darmoswara wszeteczne a uporne słowa. A co k'temu? Pewne błogosławieństwo od Pana, tak jako słyszysz, iż prędko będziesz pocieszon i nasycon sprawiedliwości swojej. A zwłaszcza iż to wszytko statecznemu a szedziwemu wiekowi nadobnie przystoi i każdemu poczciwemu człowiekowi skromność a poczciwa pomierność w każdych sprawach swoich. 7. Miłosierny Słuchajże dalej, co piątemu Pan obiecować raczy, powiedając, iż: „błogosławiony miłosierny, abowiem go też pewnie miłosierdzie ogarnie”. O, wielkaż to obietnica a niepospolity skarb tego, jako słyszysz, miłosiernego człowieka. A wszakoż nie jednoć to jest miłosierny, co chleba swego da nędznikowi, albo ji w dom swój przygarnie, albo przyodzieje, ale to jest miłosierny, co wszem miłosierny, to jest, iż chociaj kto z przygody wykroczy co przeciwko niemu, a mógłby go skukłać, zdawić, a skromnie to w sobie znosić będzie, tu już nie lza, jedno, iż to jemu i sławę, i odpłatę przynieść musi. Dalej, gdy uźrzy kogo uciśnionego w sądzie albo w uporze jakim, iż go ratuje, iż mu pomoże, iż się za nim przyczyni, a zwłaszcza takiego, który sam sobie pomóc nie może. Także też potrzebnemu a upadłemu człowiekowi, kędy go może, radą i pomocą swą jaką ratuje a podpomoże, tak jako to jest w wtórych księgach o rozlicznych dobrodziejstwiech szyroko napisano. A k'temu też łaknącemu ułomi chleba swego, nagiego przyodzieje, smętnego pocieszy, więźnia ratuje, chorego, czym może, podpomoże. To tu już słyszysz, iż i wielu ludziom, i sobie dobry być musi. Bo sobie sławę i to błogosławieństwo Pańskie na wszem odniesie, iż go też w każdej jego przygodzie, sprawie i potrzebie pewne miłosierdzie potka. A ludziom też nędznym a uciśnionym oną cnotą swoją wiele i rozlicznie, a bez szkody a trudności swej snadnie pomóc może. A ta cnota nadobnie przystoi każdemu statecznemu a poczciwemu człowiekowi, a zwłaszcza już w dalszych czasiech swych postanowionemu, i nadobnie jej przystoi każdemu naśladować. 8. Serca czystego Tu już dalej szóstą cnotę poczciwego człowieka Pan przypominać nadobnie raczy, wspominając, iż: „to jest błogosławiony, który jest serca czystego, abowiem tacy oglądają Pana Boga swego”. Serce czyste nie tylko na jedno rozumiano być ma czyste, ale na wszytko, aby było czyste a chędogie we wszytkich rozmyślech niepotrzebnych świata tego, aby sobie gwałt czyniło i oko, i ucho, i ręka, aby tam nie patrzyło ani słuchało, skądby snadnie pogorszenie i sobie, i ludziom poczciwym uczynić mogło. A nawięcej ów pan woźny, co wszytko obwoływa złe i dobre, pan język nasz. To jest członek nad wszytkimi członki i naszkodliwszy, i napożyteczniejszy. Bo gdy się uda na poczciwe, na poważne a na przystojne rzeczy, już nie masz nic pobożniejszego a potrzebniejszego na świecie. Ale gdy się też uda na wszeteczne a na niepoczciwe sprawy, już też nie masz gorszego kata na wszytko skażenie ciała, jako jest ten dobry pan. Bo już i oko, i ucho, i ręka, każdy członek, gdy się on imie jako szpak w klatce szczebiotać, pogorszyć się musi. A tak nie darmo tu Pan wspominać raczy serce czyste, gdyż serce jest jako wójt wszytkiego ciała, które inne członki wszytki snadnie uspokoić może. Bo gdy w swym rozmyśle serce czyste wszytko uważnie a roztropnie postanowi, już inne członki jako kmiotkowie albo zagrodniczkowie to wszytko sprawować muszą, co im on wójt rozkaże. A cóż z tego taki człowiek osięgnie? Oto pokój i od wszech miłość a błogosławieństwo. A cóż drugiego? Obietnicę pewną, iż oczy jego pewnie oglądają Pana Boga swego. A to jest rzecz pewna, gdyż z serca szczyrego, czystego a wiernego wszytki inne cnoty snadnie pochodzić muszą. 9. Pacificus Patrzajże siódmej cnoty, którą tu Pan przypominać raczy, iż „to są błogosławieni, którzy są skromni a spokojni, abowiem ci synmi bożymi będą wezwani”. A łacińskim jezykiem zową je pacifici, id est pacem facientes to jest: pokój czyniący na ziemi. Bo nie dosyć ci jest na tym, iż kto sam jako szczurek w kącie spokojem siedzi, a ni nacz się dobrego nie przygodzi, ale co z daleka przegląda pokój rzeczypospolitej, a o nim radzi, a oń się stara, i inne k'temu przywodzi. Przegląda też zasię pokój między ludźmi, między stany, skąd rozterki kłopoty a rozliczne niesnaski rostą, a czasem się i krew rozlewa. Abowiem kto przegląda pokój rzeczypospolitej, silnego się to gospodarstwa imie, iż temu zabiega, jakoby się krew niewinna nie lała po ziemi, a jakoby głos krzyczący nie leciał o pomstę do Pana Boga swego, a na to, aby nie był uciśnion nędznik rozlicznymi wydartki świata tego. Tedy to jest prawie błogosławiony i u ludzi, i u Boga, iż wczas zabiega zaczętym a przyszłym przygodam ojczyzny swojej, tedy i sławę odniesie, i samże też tegoż pokoju pospołu z innymi używie, i błogosławieństwo Pańskie odniesie. Także też gdy widzi, jakie zaburzenie a niepotrzebne zaścia między różnymi stany, tak o grunty jakie, jako i o inne rzeczy, a może temu zabieżeć, a może to słusznie pohamować a skromnie postanowić. A to wszytko nadobnie statecznemu a postanowionemu wiekowi przystoi, a wierz mi, iż też to nie leda cnota, a nie leda poczciwa sprawa. Bo stąd i zachowanie, i sławę sobie snadnie przynieść może, i onym ludziom wdzięczną posługę uczyni, i nie leda upominki a klenoty za to odniesie, abowiem synem bożym pewnie wezwan będzie. A wierz mi, iż to będzie syn zacnego domu, nie trzeba mu się będzie ani herby, ani innymi tytuły zdobić, dosyć jest, iż zostanie tego Pana synem, który i wszytki herby, i wszytki tytuły najmożniejszym królom wedle wolej swojej rozdawa, jako jedno raczy. 10. Uciśniony dla sprawiedliwości Ostatecznie Pan błogosławieństwo tym zawięzać raczył, iż: „to będzie błogosławiony, który będzie cirpiał uciśnienie dla sprawiedliwości”. A tu dwoję sprawiedliwość Pan położyć raczył. Pirwszą ziemską a pospolitą, którą mało wysszej mianować raczył, a tę tu, zda mi się, iż już położył niebieską. Abowiem dalej dokładać raczy, iż: „błogosławieni będziecie, gdy was uciskać a prześladować będą dla imienia mojego”. Tu już Pan tej sprawiedliwości potrzebuje, abychmy się w wierze a w stałości swej usprawiedliwili Jemu, a umieli u siebie rozeznać a uważać sądy i sprawiedliwości Jego, a dziwne sprawy Jego, a iżbychmy się temu nędznemu a obłudnemu światu nigdy nie dali odłudzać a odnosić od niego, by też na nas nawiętsze trudności i nawiętsze przypadki i uciśnienia miały przypadać świata tego. Abowiem słuchaj, co tu Pan za to obiecować raczy, iż zapłata takiego obfita a nie rozmierzona będzie na niebie. O, wielkież to skarby a wielkie klenoty. Abowiem kto już zostanie pod tym królestwem a pod opieką, a pod tą obietnicą Pańską, już go będzie strzegł jako źrzenice w oku, już żadna moc jemu sroga być nie może, acz się na czas jemu zmocnić może, ale sama z swego razu upaść musi ku lekkości swojej. Już sława, już pokój, już miłość, już żywot poczciwy, już wszytki cnoty zamnożyć się z tego muszą. A jakoż ty, poczciwy a już w leciech swoich postanowiony człowiecze, tych cnot w sobie stanowić, farbować a sobie ich cukrować nie masz? Ano już nie masz tak nic szczęśliwego, czego tu już sobie stąd odzierżeć nie masz. Bo sława, pokój, zachowanie, od wszech błogosławieństwo, a od Pana, tak jako słyszysz, tak nieprzepłacone skarby a klenoty, którym równia już nie masz ani na niebie, ani na ziemi. Bo już będziesz za żywota swego takimi cnotami ozdobiony i u Boga, i u ludzi jako anioł boży. Już będziesz i sobie, i wielu innym pożyteczny. A po śmierci a czegoż się innego masz nadziewać, jedno że pewnie osięgniesz ty wszytki obiecane skarby a klenoty swoje. Uważajże, co cię tu potyka w szedziwości twej a w statecznych czesiech twoich, któreś już na wszem zdobić a chędożyć powinien z krześciańskiej powinności twojej. Abowiem patrzaj, jako cnota jest coś dziwnego, poważnego a wspaniłego, a prawie by królewskim klenotem, a zacnych ludzi kosztownym skarbem mogła być nazwana; a miłośniki swe, którzy jej naśladują zawżdy czyni wesołymi, wspaniłymi, bezpiecznymi, zdrowymi i nadobnie rumianymi. Patrz zasię na ty, co wszeteczeństwu przysługują, jeśliże są kiedy prawie weseli, prawie zdrowi, albo prawie rumieni. Bo łakomca wysuszy ona jego ustawiczna praca a myślenie o łakomstwie jego. A gdzież ten wesołych a wdzięcznych czasów użyć może? Darmopycha też unosi ona pawia myśl jego, że też ani dobrej myśli, ani dobrych czasów użyć nie może. Gniewliwego, upornego także też gniew a upór jego zawżdy wymdlić a wysuszyć musi. Pijanica a wszetecznik ten wżdy kęs poskacze, a ostatka żywota swego zaśpi, a potym wspanoszeje, iż żywego srebra w członki napuści, a perełkami twarz osadzi, węgrów a cudzoziemców w nos napuści, a drogich maści w się naleje, a potym jako gęś na wiosnę wyblednie albo jako krowa o świętym Janie, gdy z pola przydzie a brzuch sobie nadmie. Bo ziemia tak złym, jako i dobrym równie jest wszytkim dana, i wolno każdemu wedle swego zdania rozkoszy jej używać. Ale daleko ci dwa różno od siebie w tej rozkoszy używaniu chodzą. Boś już słyszał, jako jej dobry i z jakimi rozkoszami używa. Słyszałeś też, jakich też przypadków zły w swych rozkoszach nabywa. Acz ci się każdemu swe obyczaje podobają, ale ty, co obierać masz, co jest lepszego, przypatruj się pilnie. Ale radzę, idź za dobrym, pewnie się nie omylisz, a nie uniesiesz się z poczciwej a z potrzebnej drogi swojej. Bo się ten zawżdy musi rozmyślać na to, co by ani sławie, ani poczciwości, ani zdrowiu, ani wdzięcznej swobodzie jego nic nie szkodziło. A ten się drugi zasię jedno wala a przewraca jako kiernoz w barłogu, kiedy się drożdży opije, a mało sobie odpoczynąwszy, zasię znowu drożdży szuka. A nic się na to nie rozmyśla, co ów pirwszy z roztropnym uważeniem w tym sobie złego i dobrego przekłada. 11. Każde przyrodzenie musi mieć przysadę w sobie Aczkolwiek to jest prawda, niechaj będzie rola nalepiej uprawiona, i napiękniejszą pszenicą usiana, to nie może być, kiedy podroście, aby się w niej jakiego chwastu co nie ukazało. Także też ta szlachetna rola tego uczciwego narodu ludzkiego, jest ci z przyrodzenia nadobnie sprawiona i piękną pszenicą, to jest pięknymi cnotami, zasiana, ale ten nieszlachetny chwast swawola, a rozkoszy, a obłudności świata tego, nie może to być, aby się między tą pszenicą szlachetną po części okazać nie miał. Ale jako Pan rozkazał: „Plewcie kąkol ze pszenice”, także tego jest potrzeba, kto w sobie ten nieszlachetny kąkol obaczy, trzeba ji roztropnie pleć a gasić ji w sobie rozumem a roztropnym każdej rzeczy uważeniem. Bo jako się zmocni, pewnie i onej wdzięcznej pszeniczki nie mało zatłumić może. Ano to wielka utrata nieszlachetnemu chwastowi dać sobie taką szkodę uczynić, który się ni nacz dobrego przygodzić nie może. Abowiem człowiekowi poczciwemu, acz się i takie, i owakie przypadki w nim mieszać muszą, tedy nic nie jest potrzebniejszego, jedno aby cnota święta jako pani a wielka królowa pospołu z rozumem wszystkiemu rozkazowała. Bo patrz, iż wszytki smysły nasze barzo uniosłe są, a barzo są ku każdej rozkoszy z przyrodzenia przychylne. Patrz, jako się oko kocha, gdy co pięknego po swej myśli widzi, a serce mu tego iście wiernie pomaga. Patrz, jako się ucho cieszy, kiedy co pięknego albo wesołego słyszy. Patrz, jako się język kocha, kiedy mu co wdzięcznego smakuje. Jako się też nosek kocha, kiedy go jakie wdzięczne perfumy albo wonności zalecą. Także i rączka, i nóżka, kiedy się czego wdzięcznego dotyka. A to wszytko mądremu a rozważnemu nic nie szkodzi, bo tego obyczajnie a rozumem używa. Ale wszetecznemu a bezrozmyślnemu każda z tych namniejsza rzecz wiele zaszkodzić może, gdy tego niepomiernie a nierozmyślnie używa. Bo mu z tego albo sprośna utrata, albo marna niemoc, albo prędka śmierć umnożyć się musi. Bo kto się nierozmyślnie na swobodę tego świata puści, równie jako nierozmyślny marynarz na morze, ani wie, gdzie się o skałę otrąci albo w zawrot wpadnie. Ale człowiek rozważny już sobie i czas, i przypadek każdy wszytkich tych uniosłych umysłów swoich tak uważy i tak ich używa, jakoby mu nigdy nic ni na czym nie zaszkodziły. Bo ktoć chce niedźwiedzia albo wieprza ułowić a rozkosz z tego mieć, pewnie też musi boku albo goleni nadstawić. Takżeć też ten kto nierozmyślnie chce świata tego używać, także też boku i głowy często nadstawić musi. Bo tam i prędka zwada, i prędkie każde niebezpieczeństwo często a gęsto zamnożyć się musi. 12. Zabawiony światem, mało się na co przygodzi A na koniec każdy taki zabawiony tym światem, który opuściwszy wszytko, tylko jak błędny błąka się za wszetecznościami jego, powiedz mi, jeśliże się też kiedy do czego dobrego przygodzić może? Bo go ani Bogu, ani ludziom, a na koniec ani sobie. Bo już sam nie swój, jako stara przypowieść, połowica diabłowa. Azaż on je, kiedy chce? Albo śpi, kiedy chce? Albo idzie tam, gdzie chce? Jedno tam, gdzie go czas a swawola, a swowolne towarzystwo zawlecze. Azaż się też Bogu w co przygodzić może? A on Go i do roku czasem nie wspomienie, a pewnie drugi i owę pospolitą modlitwę, co ją pacierzem zową, nie wiem, aby umiał. A w kredzie tam dalej nic nie wie, jedno po Piłata, pewnie o grzechów odpuszczeniu ani o wiecznym żywocie nic nie myśli, tylko że się wżdy miłosiernymi uczynki czasem aż do północy zabawi. Nuż jeśli się też ludziom w co przygodzić może, patrzaj, azaż co poradzić umie? Bo jest silny prokurator. Azaż kogo czym ratuje albo komu pieniędzy pożyczy? Bo chłop zawżdy przy groszu. Azaż on rzeczypospolitej co posłużyć może? Albo sobie wżdy jaką pamiątkę udziałać może? Bo silny filozof. Azaż jakiego słusznego gospodarstwa albo około siebie jakiego porządnego postanowienia użyć może? Bo wielki sprawca. Owa gdzie go kolwiek obrócisz, tedy jest podobien ku owej nadętej pile, co się tłucze od ściany do ściany, kiedy za nią szaleńcy biegają. Przydzieli też jaka potrzeba rzeczypospolitej, a w cóż się przygodzi? Kiedy nie wie nic, nie umie nic, nie widał nic, nie ma też o czym ani na czym, jedno biega jako zatrwożona koza, kiedy ją wilk goni a z lasa się wyrwie. A ów poczciwy, ćwiczony, trzeźwy, rozważny wżdy albo bywał, albo czytał, albo się zawżdy między ludźmi pytał, już ochotniejszy, już chciwszy i gotowszy, już go jako wołu do jarzma pociągać nie trzeba, bo się ku każdej potrzebie sam jeszcze k'temu wpraszać będzie. A tak wielka to jest rzecz kto swe poczciwe czasy a przeminęłe lata rozważnie a roztropnie wychowa aż do szedziwości swojej. Ku której gdy już przydzie, miło mu, iż je sobie wspomina a przed swe oczy przekłada, i jużby go musiał jaki wstyd w oczy kłuć, wspomionąwszy czasy swe poczciwe, jeśliże je w statecznym rozmyśle a w słusznej powadze wytrwał, aby miał starość swą podać na jakie wszeteczne a złe obyczaje. 13. Poważny stan niczym zetrwożon być nie może Abowiem poczciwy a rozważny człowiek a serca zawżdy wspaniłego, jest podobien ku onemu pięknemu drzewu między drobną szeliną stojącemu, na którym i ptacy się gnieżdżą, i pczoły osiadają, i pod nim się rozliczne źwirzęta chłodzą, i na wiele rzeczy przygodzić się może. Ale naszy szelinarze i niczemu się nie godzą, i mało ich znać, i w niwecz się obracają. Bo się już ów ani strachu, ani żadnego niebezpieczeństwa nie boi, a oczy swoje wzgórę zawżdy jako jeleń rogi podnosi, wszędy znaczny, wszędy sławny, szczęście u niego jako rój pczół, który gdy do kogo przyleci, wolno mu zasię i osieść, i odlecić. Dobra swego od Boga nadanego poczciwie używa, ani się z nim nie kurczy, ani go też marnie rozprasza. Bo acz to jest prawda, iż nie jest taki żadny, gdy mu co przypadnie od szczęścia, aby go to mierzieć miało, ale tego różno już od innych używa, bo pobożnie, poczciwie, a z bojaźnią bożą, a tam to obraca, gdzie ma być słusznie obrócono, nie tam, gdzieby tego potym z pośmiechem ludzkim a ze złą sławą i z lekkością użyć miał. Abowiem to jest prawda, iż zawżdy lepiej jechać na koniu niżli piechotą iść; lepiej mieć białą koszulę niżli brudną; lepsze zawżdy wino niż woda. Także też każdy woli się dobrze mieć niżli źle. Ale każda rzecz, na koniec i bogactwo, gdy go kto źle a niepomiernie używa, tedy się zawżdy w gorsze niż w lepsze obrócić może. A wszokoż wspaniły a poczciwy umysł, chociaj na równej rzeczy przestanie, przedsię on pomiernej majętności swej zawżdy z weselszą myślą użyć może niżli bogacz albo łakomiec, albo frasowny, albo też marnie utratny. Abowiem wszytko mu równo, wszytko mu zielono, a wszytko mu za jedno, co mu kolwiek od szczęścia przypadnie, tak złego, jako dobrego. Bo jeśli dobrego co, tedy tego pomiernie używa i pomiernie się z tego cieszy; jeśliże też co złego, tedy ona stateczna a poważna myśl jego nigdy się ni ocz zatrwożyć nie może, tylko czeka z nadzieją, co Pan Bóg dalej będzie czynić raczył. Bo wie, iż jeśli zachowa wiarę a stałość swą ku Panu swemu, iż ku lepszemu końcowi wszytko zawżdy obrócić umie, kiedy raczy. A jako Dawid, gdy go Absalon, syn własny, chciał z państwa wygnać, nic się nie zatrwożył ani się z tego zafrasował, powiadając, iż: „najdzie Pan zawżdy drogę do tego, jeśli mię na mym miejscu zostawić będzie raczył”. Bo patrz, gdy hetman jaki zacny po jakim sławnym zwycięstwie więźnie wiedzie, działa przed nim toczą, chorągwie niosą, nie może być, aby z tego wielkiej radości użyć nie miał. Gdy się też zasię potrafi, iż mu wojsko porażą, także działa i chorągwie pobiorą, nie może to być, aby też wielkiej żałości z tego tajemnej mieć nie miał. A wszakoż jednak obojga tego tak na jaśnią nie ukaże, jako właśnie na umyśle ma. Bo jeśli mu winszują za zwycięstwo, tedy pięknie a pomiernie powieda, iż: „nie ja, ale Pan Bóg to sprawić raczył”. Jeśli go też żałują po przygodzie, tedy sobie przed się dobrze tuszy, myśli zatrwożonej nigdy nie okaże, powiedając, iż: „kto na koniu, ten pod koniem czasem być musi, tak była Pańska wola za grzechy nasze, ale kto zasmucił, dali Bóg to w rychle oglądamy, iż zasię pocieszyć będzie umiał”. Także też stateczny a poczciwy człowiek i z szczęścia, i z nieszczęścia nigdy się leda wiatrowi unieść nie da, wszytko mu równo, a zawżdy sobie będąc dobrą nadzieją utwierdzony, dobrze tuszyć musi, a zawżdy bezpiecznych a wesołych używa czasów swoich. Abowiem to jest poważnemu nauczciwszy przypadek, aby około niego wszytkim sprawam jego cnota z rozumem rozkazowała, a iżby on wszytko opanował około siebie, a żadnej rzeczy aby się nigdy opanować nie dopuścił. Abowiem cnota, iż jest z nieba, zawżdy też jako niebo w koło się toczyć musi, upatrując w każdym poczciwym stanie, kto jej rady używa, czego by zawżdy poprawić a pochędożyć miała. Abowiem ci pieszczoszkowie, co je fortuna opanowała a co je rozpieściła, nigdy nie mają nic pewnego a nic gruntownego około siebie, a na poły z pośmiechem o każdą się rzecz pokuszają. A równie gdy co poważnego chcą zacząć, tak im to przystoi, jakoby głupi hawerz, kiedy by chciał drewnianą motyką twardą skałę łamać, albo puszkarz, który by chciał twardego zamku grochem strzelając dobywać, albo krawiec, co by chciał z papieru opończą uczynić. A przedsię sobie lepiej tuszą i lepiej się im ich sprawy podobają, niźli tych pomiernych a uważnych ludzi. I owszem, jeszcze z ich stanów i z ich żywotów się pośmiewają, powiedając, iż ci niczegoj dobrego nie używą, ani wesela, ani krotofile żadnej. Ano, by się obaczyli, jeśli podobne ich krotofile ku tamtych krotofilam, zeznaliby sami, by się temu dobrze przypatrzyli, iż daleko oni lepszych, poczciwszych i weselszych krotofil używają niżli ów, co na upstrzonym koniku po polu biega, a po chwili za sobą nogę wlecze, albo ów, co trąbkę na szyi powiesiwszy, w lesie niedźwiedziowi albo wieprzowi zabiega, aliści po chwili z odartym bokiem albo z złamaną ręką, albo z podbitym okiem jedzie, abo ów, co się opiwszy, przewraca a jęczy, a dwa palce sobie w gębę tka, aby co rychlej skwarnę zrzucił. Więc by kto rzekł, a także się tu już tylko na tę cnotę a na ten pomierny żywot wszytko oglądając: „Już niczegoj dobrego użyć nie mamy, tedy by już lepiej zarazem albo barnadynem, albo kartuzem zostać?”. Bo jeśli tylko na ten spokojny a na ten pomierny żywot oględać się będziemy, tedy już tak musielibychmy oblec wszyscy jako dzicy wieprzowie w lesie, ani do rycerskich rzeczy, ani do spraw rzeczypospolitej już by nikogo nie było. Ale słuchaj, iż tu nie to pomiernym żywotem zowę, aby się już w niwecz przygodzić nie miał, i owszem, się do każdej rzeczy więcej przygodzi niżli ten wszeteczny, który jednego zaśpi, drugiego, zabawiony będąc figlmi swymi, snadnie zapomnieć może. Ale rozważny człowiek jeśli się uda na rycerski żywot, tedy wszytko rozmyślnie, roztropnie, trzeźwie, w każdej rzeczy baczeniem i uważeniem około siebie sprawuje. A nim wszeteczny, opity a niedbalec oczy sobie przedrze, tedy już ów wszytko nadobnie, porządnie około siebie postanowi i biesiady przedsię, i krotofile poczciwej lepiej daleko niżli ów, po woli sobie użyć może. Aleć ja poczciwym a spokojnym żywotem zowę, gdy kto w każdym stanie i w każdej sprawie swej roztropnie, statecznie a poczciwie wszytko około siebie stanowi. Nie to, aby tylko miał próżnując leżeć jako wieprz w karmniku albo pies na śmieciu. Także też i do spraw rzeczypospolitej lepsze są bacznego a uważnego człowieka trzeźwego a zwyczajnego pięć słów, niżli owego nikczemnika a niedbalca, co nic ani widał, ani słychał, tylko że swe czasy jako pajęczynę po wiatru rozpuścił, by cały dzień jako kokosz na gniaździe krokorał. Bo ów, chociaj nie z prawa, ale radą, pismem a roztropnym rzeczy przyszłych rozważeniem siła poczciwy człowiek może ku dobremu rzeczypospolitej posłużyć a mało nie wiecej niż ów, co piórkiem czubek nastrzępiwszy jako kania po polu lata. Bo by też był i namężniejszy nic po tym, jeśli dobrej sprawy a opatrzności nie będzie. Bo nie darmo mędrcy napisali: Frustra sunt arma foris nisi sint consilia domi, to jest: „Próżno się na polu wadzisz, jeśli doma nie uradzisz”. A mądrzy walecznicy, zawżdy siwe a poważne ludzi, którzy i widali, i słychali, i czynili, tedy na lektykach albo na kolebkach każą za wojski wozić a ich rady a pamięci używają. A tak próżnoć to inaczej szacować, co nie jest rozumem zafarbowano a cnotą na ocel nie zakowano, trudno to słusznie ma być pochwalono. Bo dawna to jest przypowieść: Diu delibera et cito fac, to jest: „Kiedy co masz prędko czynić, trzeba się dobrze rozmyślić”. Nie darmo ono Aleksander Wielki powiadał, kiedy Dariusa poraził i miał w więzieniu matkę jego, a gdy ją przyszedł nawiedzać, był też z nim Efestion, pan jego radny, a iż był urodziwszy niż Aleksander, upadła u nóg jego; potym się obaczywszy, wstydała się za to, Aleksander jej powiedział: „iżeś nic nie wykroczyła, bo też to jest jako drugi Aleksander”. A tak niech się nikt nie chlubi możnościami swymi, iż się go ludzie boją, bo to stara przypowieść: „Kogo się ich wiele boi, musi się też on wielu bać”, bo już też wszyscy nań czyhają. Niech się żaden nie chlubi zacnością narodów swych, wszytko to nic, jeśli się około niego samego ty zacności nie okazują. Niech się nie chlubi nikt bogactwem, bo to wszytko plewy, kto tego niepomiernie używa, a iż u tego nie będzie cnota szafarką a rozum podskarbim, tedy się to prędko jako dym albo popiół przed dom wysypany rozleci, kiedy ji wicher rozpłoszy. Ale kto się ma słusznie chlubić, chlubże się nadobnymi cnotami, a umiej je w sobie i miarkować, i okazawać. Chlubże się poczciwym a pobożnym żywotem swoim, abyś się nikomu sądzić ani szacować nie dał, a sam się nadobnie z każdym i z sobą o wszytko rozsądził. Acz to trudny węzeł na każdego samego siebie poznać, a siła w tych dwu słowiech starzy mędrcy zasadzili: Cognosce se ipsum, to jest: „poznaj sam siebie”. A kto to ma, a kto tak żywie, ten się niech chlubi, iż w rozkoszy żywie, a z wesołą a z bezpieczną myślą czasów swych używa. Kapitulum V 1. Iż mądrość a roztropność różne są sobie w sprawach swoich A tak rozważny, stateczny a poczciwy człowiek zawżdy się ma więcej mądrości niżli tylko samej roztropności dzierżeć i uczyć. Bo roztropność po łacinie zową prudentia, a mądrość sapientia. A o tę mimo wszytki skarby Salomon napilniej Pana prosił, kiedy go Pan obiecał wysłuchać ocz by Go jedno prosić chciał, tedy tego w prośbie swej dołożył: „Ubóstwa ani bogactwa nie dawaj mi, mój miły Panie, tylko opatrz poczciwie potrzeby moje. Ale daj mi mądrość do umysłu mego, abych i Tobie, Panu swemu, i ludowi Twemu mógł godnym sługą być”. Bo roztropności może użyć i kupiec, i kramarz, i każdy rzemieśnik, która już z ćwiczenia a z przypatrowania się różnym rzeczam w człowieku bacznym snadnie zamnożyć się może. Ale mądrość jest coś dziwnego, coś poważnego, a prosto jest z nieba dar boży, która nigdy ponuro w ziemię nie patrzy, jako gęś skubąc trawę, ale buja sobie w rozmyśle poczciwego człowieka jako orzeł, zawżdy z wysoka upatrując a każdy czas uważając, gdzie co przystojnie do czego przystosować może, a na to, co może na wszem ozdobić człowieka poczciwego. Nic u niej fortuna, a ma ją sobie za mamkę a za pochlebnicę, która przed oczyma rodziców dziecię pieści, a zaszedszy z nim za węgieł to je uszczypie albo usiecze. Nic też u niej niefortuna, tę sobie ma za wicher, który pochwyciwszy kęs śmieci jakich a kęs się zawierciawszy i z śmieciami w niwecz się obróci, bo co jest potrzebnego, tego porwać nie może. Także i nieszczęście zawierci się trochę jako wicher i możeć czego kęs porwać jako śmieci, ale czego potrzebniejszego tegoć porwać nie może, to jest cnoty, rozumu a dobrej nadzieje. Bo jako on mędrzec, co jedno w koszuli z pogorzeliska uciekał, gdy go ludzie żałowali, powiadał, iż: „ja swe rzeczy wszytki z sobą mam, jedno co mi była fortuna pożyczyła, to mi pogorzało”. 2. Przyszedszy ku latom, co ma poczciwy mieć na pieczy A tak też ty, mój miły bracie, a zwłaszcza który przydziesz ku szedziwym latom swoim, wołaj z Salomonem ku Panu, aby cię mądrością niebieską z łaski swej opatrzyć raczył, boć już po roztropności a po biegłości świata tego mało, gdyś już ten krys przeskoczył, gdzieć biegłości potrzeba było. Ale tu już teraz pilno się dzierż mądrości, abyś to mógł wszytko rozważnie rozeznać, co jest przystojnego, a co jest nieprzystojnego szedziwości twojej, gdyż już idziesz jako z dalekiego pielgrzymstwa do domku swojego a do odpoczynienia swojego. A już się nie ćwicz mnimaniem ludzkim ani biegłością świata tego, jedno się ćwicz rozumem, cnotą, bojaźnią bożą, a na wszem pomiernym każdej rzeczy swej rozważeniem, każdą rzecz roztropnie upatrując, ku któremu by końcowi słusznie miała być przywiedziona. Weźmiesz sobie do rady ony co naprzedniejsze pany, to jest: sprawiedliwość, pomierność, pobożność, poczciwość, wspaniłość, każdemu nieodmienną wiarę a prawdę, a odwiernym miej sławę, a prymas niech będzie nad wszytkimi rozum, a bojaźń boża kanclerzem, tedy nigdy od słusznej drogi spaść nie będziesz mógł. Już wszytki twoje rzeczy, jako ono kmiotówny śpiewają, będą jako złotem przewijane. Przytym też czas każdy uważaj a patrz, co ku czemu przystoi, a ku któremu się końcowi co ściąga. Przypadkowi żadnemu unosić się nie daj, ani złemu ani dobremu, a bądź prawie człowiekiem a nie owym motylem, co leci, gdzie go wiatr poniesie. Bo ręka, jeśli ją skurczysz, jeśli ją też rościągniesz, przedsię ręką musi być zwana. Także i człowiek umysłu stałego, tak w szczęściu, jako i w nieszczęściu zawżdy się człowiekiem ukazać musi. Przytym poznawaj nie po słowiech człowieka, ale po skutkoch. Boć takież wół ryczy, jako i krowa, albo także ogarz szczeka, jako i kundys, ale wżdy i ogarza poznać, kiedy szczeka na wilka, a kiedy zająca goni. Także u obleśnego człowieka i słowa, i skutek trzeba rozmyślnie uważać, a nie skwapiać się nigdy na rzecz płoną, aż jej pirwej doświadczysz, bo stąd wnet nierozmyślne skwapienie rado uroście, co potym i niepotrzebnych trudności snadnie namnożyć może. Co złe, precz od siebie zamietuj, a co dobre, to przy sobie zawżdy rozmyślnie zostawuj. Boć wżdy łacno rozeznać grosz od szeląga. Przyjaciela jako złoto chowaj. Postronnego też niczym nie draźń, bo stara przypowieść: Canem dormientem irritare noli, to jest: „gdy pies śpi na śmieciu, nie następuj mu na ogon, by cię nie ukąsił”. A jeśli się też obudzi, tedy go nie draźń, radszej go pogłaszcz, jeśli możesz, bo i niepotrzebny człowiek przygodzić się przedsię czasem może. Abyś nic więcej na tym nie wygrał, jedno iż nie będzie miał przyczyny źle o tobie mówić, tedy dosycieś na nim urobił, tanie go kupiwszy. Owa cokolwiek poczniesz a ucieczesz się do swych radnych panów mało wysszej napisanych, tedy nigdy nie zabłądzisz, ani się unieść będziesz mógł. 3. Człowiek poważny jako się ma zachować Jeśliby cię też Pan Bóg jaką powagą albo wspaniłością jaką, albo dostojeństwy jakimi ozdobić raczył, używajże tego roztropnie, jakobyś powinności swej poczciwej, tak przeciw Bogu, jako i przeciw bliźniemu, ni w czym nie obruszył. Niechże cię pycha ani łakomstwo w tym nie unosi. Bo acz ci by się tu wywodziło, co to dwoje poczciwemu stanowi szkodliwego przynosi, najdziesz o tym dosyć w średnim stanie człowieka poczciwego. Abowiem powaga a wspaniałość snadnie nierozważnego człowieka ku siła rzeczam niepotrzebnym przywieść musi. Bo z tego wnet roście gniew, który jako jest szkodliwy, i jako ma być w poczciwym człeku słusznie miarkowan, dosyć o tym w wtórych księgach znajdziesz. Roście też zasię z tego myśl uniosła, iż taki snadnie wiele ludźmi gardzić musi. A kto ludźmi gardzi, musi też być od ludzi wzgardzon. Acz się to przełożonemu a poważnemu za mało zda być wzgardzonym u ludzi, bo mu nie śmie nikt w oczy rzec, ale tak mądrzy o tym z dawna dzierżą, iż lepsza równa a jawna nieprzyjaźń niżli wielka, cicha a skryta, która bez ostrożności wiele na potym zaszkodzić może. Bo tak długo sobie ludzie będą szeptać a po cichu rady swe roznosić, że z tego potym silny się ogień rozniecić może. Boć także na ogień z przodku po cichu dmuchają, a gdy się zamnoży a moc weźmie, trudno ji potym zachować. A wiele takim dmuchaniem pocichym królów i książąt, i innych rozlicznych ludzi szkody i upadki brało. Abowiem taki każdy stan nie ma się ściągać jedno na rzeczy poważne a na sprawy poczciwe, a iżby się myśl taka za żadną rzeczą niesłuszną nie unosiła, choćby jej też co smakowało, a iżby to jej nie przystało. Bo smaczneć są dary, upominki i inne dobrodziejstwa, ale zawżdy ma być smaczniejsza cnota a bojaźń boża. Smaczneć też bywa od ludzi owo pochlebstwo sprośne, owo przemierzłe dutkowanie albo „miłościwy pan”, ale smaczniejszy ma być rozum i każdej rzeczy pomierne rozważenie, tak aby ani za dary, ani za żadnymi upominki, ani za żadnym dutkowaniem myśl się wspaniła nie unosiła, ani nie nachylała od przystojnego. Ale co ma być biało, niechajże będzie biało, a co ma być brudno, niechaj będzie brudno, a złego nigdy nie chwalić, a dobrego nie ganić. Bo smacznać też bywa każda krewność abo powinność między ludźmi i trudny to węzeł na człowiecze przyrodzenie, aby się w tym unieść nie miał. Ale nalepiej obyczajem bożym: u tego nie masz ani Greka, ani Żyda, ani Turczyna, ani Włocha, ani króla, ani żebraka, ani krześcianina, ani poganina, ze wszytkimi się równo obchodzi, każdemu za złe źle płaci, a dobremu za dobre zasię też hojnie odsypuje. A nie tylko Bóg, ale i oni ludzie poważni pogańscy tedy synom ani dziewkam, ani siostram, ani bratom nigdy nie przepuszczali, jedno co cnota przynosiła, tego zawżdy używali. Kto by czytać o tym chciał, siła tego znajdzie, a i tu po części w wtórych księgach, jako synom oczy łupili, jako je za więźnie wydawali, nalazłby o tym niemało. 4. Bóg z daleka wszytko upatruje Abowiem nie mniemaj, abyć Bóg wszytkiego daleko nie upatrował, a iżby wszytkiego nie miał na pieczy, albo za wszytko nie karał. Bo jeśli ty tu, wszedszy na wysoką górę, widzisz mil kilkadziesiąt, a iżby On z takiej wysokości nie miał wszytkiego świata opatrzyć? Albo jeśli ty rozmysłem swoim w jednej godzinie będziesz we Włoszech, w Węgrzech, w Turcech, i wszytko tam tylko na słuch rozmyślasz, co się tam dzieje, a cóż On, będąc nieskończoną mądrością, nie ma wszytkiego rozmyślić i rozważniej wiedzieć, gdzie się co dzieje? A jeszcze k'temu wszytko z każdą rzeczą uczynić może, co się jedno jemu zda wedle myśli swojej. A k'temu jest tak sprawiedliwy, iż równie sądzi króle i książęta, jako i żebraki, a jeszcze snać na ty więtszą pieczą ma. Nie ważyż go sobie lekce, aby on nie miał upatrzyć każdej sprawy twojej, a pewnieć zła źle oddana będzie, a dobra dobrze. Bo ma wszędy szpiegi po wszytkiemu światu, anioły swoje. A też patrzaj, kiedy być przyszło obierać króla albo przełożonego jakiego, prawda, iżbyś zawżdy szukał dobrego, poczciwego, pobożnego, sprawiedliwego, i innym byś na takiego radził. Kiedy być też przyszło, dzieciom swoim opiekalnika postanowić a jemu je poruczyć, prawda, iżbyś też takiego szukał. A na koniec i urzędnika, i szafarza. A jeśli tego w postronnych ludzioch szukasz a podobać się to do nich, a czemuż też w sobie tego nie szukasz albo nie stanowisz, coć się w innych podoba? Bo jeśli byś ty rad nad sobą, tak jakoś słyszał, miał przełożonego cnotliwego, sprawiedliwego, pobożnego, a czemuż się też ty takim nie czynisz, gdy to za świętą a za chwalebną rzecz w innych być poczytasz? Bo jeśli niepotrzebne włosy z głowy i z brody ostrzygasz, paznogcie obrzezujesz i, coć ciało szkaradzi, wszytko odmietujesz od siebie, a czemuż też tego nie obrzynasz a nie przystrzygasz, coć by duszę oszkaradzić miało, gdyż to jest naszlachetniejszy klenot i członek ciała twego. Bo jeśli tę oszpecisz, nie mniemaj, aby cię ciało ozdobić albo oszlachcić miało, bo acz ci jest dobre srebro samo przez się, ale lepsze i cudniejsze, kiedy będzie pięknie pozłacano. Także i ty, radzęć, miej tę szlachetną pozłotkę a tę uczciwą duszę swoję na pieczy, abyć się z tego prostego srebra twego nie ocierała, bo widzisz, iż mało nie szpetniejsze bywa, kiedy się na nim przeliny z otartego pozłocenia ukażą, niż samo przez się białe. A tak jako święty Paweł nadobnie uczy, iż co komu przystoi, to każdemu słusznie ma być od każdego stanu przywłaszczono. Komu dostojeństwo, temu dostojeństwo; komu poczciwość, temu poczciwość; komu czynsz, temu czynsz; komu myto, więc myto; komu też sprawiedliwości potrzeba, więc sprawiedliwość. Owa tu już koniec wszytkich cnót i każdej sprawiedliwości, to każdemu słusznie przywłaszczyć, co komu należy. A jeślichmy tym wszytkim powinni, owszechmy to sobie napowinniejszy, bo nas tak i mędrcy uczą, abychmy sobie zawżdy nabliższy byli, tedychmy tego w sobie napilniej powinni upatrować, i to w sobie stanowić, co naszym poczciwym stanom należy. Bo przeto nam dał Pan pięć smysłów przed innymi źwirzęty, abychmy to upatrowali i tego słuchali, i tego pilni byli, co nam należy, jako tym, co sobie je ku swemu kochaniu stworzył, aby się jemu wszytko w nas podobało, a stąd aby nas chował a opatrował pod królestwem swoim, czego iście złym tak jako innym zwierzętom nie powinien. Bo acz i kruczęta, jako Pismo powieda, są w opatrzności jego, a wszakoż złe a niepobożne tak też opatruje jako kruczęta, bo robaki z młodu, a potym zdechłe świnie jadają; a dobre jako sokolęta, które nadobnych ptaszków z młodu używają, a potym sobie po wysokości powietrza rozkosznie bujają. 5. Zbytnia dobroć szkodliwa A wszakoż też to w sobie masz upatrować, abyś nazbyt dobrym ani też nazbyt sprawiedliwym nie był, ani nazbyt miłosiernym. Bo cokolwiek jest nazbyt, już dobrym być zwano nie może. Bo zabije kto ojca dziatkam smętnym, to już onego zabitego ani onych dziatek rzadko i barzo mało wspominają, tylko o onego, co w wieży albo w łańcuchu siedzi wszyscy się starają, to onemu, co mu pomsta należy, miłosierdzie przed oczy przywodzą, to mu się nie radzą krwią cudzą pyskłać, to powiedają: „Niechaj gdzie indziej wisi abo ji setną, a nie z ręku twoich”. A ów nędznik zabity dawno leży, a nie brzydził się on złoczyńca pomazać krwią jego, a dziatki nędzę i uciśnienie wielkie cierpią. A takie więc zbytnie miłosierdzie siła i cnocie, i sprawiedliwości przekaza. Albo takież i zbytnia dobroć, kiedy kto, będąc przełożonym, złych nie karze, równie jakoby łotrowską szkołę zbudował, a sam w niej był bakałarzem, a uczył je, jako mają złymi być. A tak chceszli sławnym, zacnym, a zawżdy poważnym być i Panu Bogu się swemu podobać, uważajże na wszem w każdej rzeczy słuszną pomiarę ozdobioną poczciwą roztropnością. Niechże cię ani strach, ani dobrodziejstwo żadne, ani powinność żadna z twej poczciwej powinności nie uwodzi. A bądź jako piękne źwierciadło, w którym każdy swe zmazy upatruje. Także patrząc na twe poczciwe a wspaniałe sprawy, niech każdy zmazy swe w sobie upatruje, a tego w sobie niech poprawuje, co w tobie jako w pięknym źwierciedle widzi. A łam w sobie zawżdy przyrodzenie swoje, które się ubrawszy w pożądliwość jako w mocną zbroję, zawżdy z tobą burdę wieść musi, bo cię zawżdy będzie ciągnęło tam, gdzie się jego pożądliwość wiedzie. Ale się też ty zasię ubierz na to w drugą zbroję, z rozumu a z cnoty ukowaną; uźrzysz, żeć wnet biegać omylnemu przyrodzeniu twemu. Bo widzisz, iż fijołek albo majeran, chociaj pięknie pachnie, nic nie jest, kiedy go pokrzywy zagłuszą. Takżeć i człowiek, by był i naurodziwszy, i nawspanilszy, jeśli go złe sprawy a złe obyczaje jako parzące żagawki zagłuszą, też jest jako majeran między pokrzywami. Ale kiedy go kto nadobnie z tych sprośnych żagawek a ze złych obyczajów wyplewie, już pięknie się ozdobi, i nadobne wonności z niego zalatują, z onej pachnącej sławy jego, a z dobrych, a z poczciwych obyczajów jego. Bo patrz, iż kto tak nie będzie ozdobiony tymi pięknymi cnotami a zacnymi obyczajmi żywota swego, a insze z tego karze, jest jako on burmistrz na zacnym ratuszu, co miejskimi skarby szafuje, więc małe złodziejki skazuje wiesić, a sam się nie baczy, iż tyle troje ukradnie. A mógłby takiemu każdemu rzec, jako on pirata rozbójnik morski, jakochmy już wysszej o nim słyszeli, rzekł Aleksandrowi Wielkiemu, gdy go kazał wieść obiesić, iż: „Ty mię każesz wiesić, co się jedną galerą żywię, a złodziejem mię zowiesz, a tu łupisz wszytek świat, a wżdy się dobrym królem zowiesz”. Którego potym kazał puścić, uźrzawszy stateczną myśl jego. Także my też sami siebie okradamy, a już złodziej więtszy nie może być, jedno kto sam sobie kradnie. Bo kto czuje wadę do siebie a zatłumia ją w sobie, prosto jakoby sam siebie okradał. A tak ty, każdy poczciwy człowiecze, na jakiemeś kolwiek stanie jest, a zwłaszcza jeśliżeś jest i laty, i dostojeństwem jakim przełożon i ozdobion, rozmyśl czasy swoje i wiek przyszły swój, nie okradajże siebie, nie tłumże w sobie złych obyczajów, jeśli je w sobie czujesz, ale świeć wszytkim jako jasna świeca dobrymi przykłady swymi, z czego by zawżdy i Bogu chwała, i tobie poczciwość rosła. 6. Wspaniła myśl i układność ma we wszem być uważana A wszakoż w takiej mierze a w takim stanie, i myśl wspaniła, i układność uczciwa miałyby sobie społu ręce dać. Bo też zbytnia układność, acz jest poczciwa, ale człowieku też na jaki urząd przełożonemu ma też być, jaka ma być z rozumem uważana, aby się ją nie zelżył. Zbytnia też wspaniłość albo myśl wyniosła ma też być roztropnie uważana, aby się też nazbyt nie wyniosła, boć myśl wspaniła na wiele się przygodzić może. Ano czytamy o Hannibalu, onym sławnym hetmanie kartagińskim, gdy straż przybiegła, powiedając o wojsku rzymskim tuż przed wszytkimi, jako wielkie i jako ubrane jest. Między którą strażą był też jeden młodzieniec tego serca jakiegoś podłego, co ji Hiszkonem zwano, ten nawięcej o tym strachu powiedał. Hannibal, rozśmiawszy się, rzekł k'niemu: „O, miły Hiszkon, małoć na tym, jeśliże tam Hiszkonów wiele, ale w naszym wojsku jednegoż ciebie widzę, to jest tak bojaźliwego. A iż powiedasz, iż ludzie ubrani, tym nam lepiej, iż będziemy mieli co brać”. Zacny hetman i wszytkiemu wojsku śmiech i dobre serce onym Hiszkonem a oną swą wspaniłą myślą uczynił. Także też potym hetman drugi rzymski, Lukullus, gdy z Tygrańskim królem miał bitwę zwieść, tedy mu drudzy hetmani rozradzali, powiedając, że to dzień niefortunny, bo też w ten dzień Scypiona Afrykańskiego było barzo porażono. Ten powiedział: „Tym będzie lepiej, iż my z niefortunnego dnia fortunny uczynimy, a z onego smętnego państwu rzymskiemu zasię wdzięczny a wesoły uczynimy”. I onym tak poważnym sercem swoim uczynił taką myśl onemu rycerstwu swemu, że wszyscy na bitwę przyzwolili. I tak się im zdarzyło, jako im on prorokował. A wszakże i ta wspaniłość a serce wyniosłe ma być roztropnie umiarkowane, jako ono powiedał Fabius Maksimus, jeden mądry Rzymianin, gdy Minucius, młody hetman jeden rzymski, na nierówne się rzeczy puszczał i kilokroć mu się poszczęściło, tedy gdy o jego szczęściu ludzie rozprawowali, powiadał Fabius, iż: „się ja jego szczęścia więcej niżli nieszczęścia lękam, bo pomnicie, iż nas kiedy zawiedzie”, i także się potym sstało. Paulus Emilius, także drugi hetman rzymski, który już był rozważniejszym a na wszem się rozumem sprawował, gdy przyciągnąwszy do Macedonijej, trefił blisko na sprawione wojska, Nazyka, drugi towarzysz jego, prosił go, aby zarazem potkanie uczynił. Powiedział mu: „bych miał twoję młodość, tedy bych tak uczynił, ale się muszę rozmyślać na strudzone ludzi, bo ci dawno sobie tu leżąc a czekając nas odpoczywają”. A tak patrz mój miły bracie, jako to jest rozważny rozmysł w każdej rzeczy barzo potrzebny, a miara poczciwa w każdej sprawie ma być zawżdy upatrowana. A ty, acześ nie hetmanem, acz wojska żadnego nie wiedziesz, ale masz zawżdy burdę z przyrodzeniem swym, z omylnym światem tym, a już prawie idziesz ku potkaniu z czartem i z śmiercią, z srogimi nieprzyjacioły swymi. Rozważajże czasy swe, rozważajże pomiarę swą w każdej sprawie swej, tedy, dali Bóg, tej się trwogi nic lękać nie możesz, a pewnie snadnie porazisz ty wszytki sprzeciwniki swoje. Kapitulum VI 1. Iż świat bez przygód być nie może i jako się w nich cieszyć i statecznie trwać mamy Iż świat, ta marna obłuda, jest tak odmienny, iż zawżdy się jako burzliwe morze kołysać musi, a nigdy spokojny być nie może, tedy i to mądremu a wspaniłemu umysłowi nadobnie przystoi, gdy przypadną nań z odmiennością czasów jakie żałosne przygody, aby się w tym umiarkować a myśl swą stateczną postanowić umiał. Bo co jest sprośniejszego jako człowiek stateczny a u ludzi za mądrego wzięty, gdy spadnie z rozumu a da się nieszczęściu trwożyć, a nie umie w sobie roztropnym rozważeniem żadnej statecznej myśli postanowić. Abowiem trudnoć myśl wspaniłą poznać w rozkoszy. Bo i marynarz trudno ma być misternym obaczon, gdy po cichej wodzie płynie. Także i hetman, gdy w pokoju siedzi. Także i koń, gdy darmo stoi, a iż kto na nim w potrzebie nie będzie. Abowiem niefortuna nigdy więtszego misterstwa swego nie używa, jedno gdy się o tego pokusi, kto jej figlów nigdy nie skosztował, a iż na to hardzie każe, iż się jej nic nie lęka a lekce ją sobie waży. A cnota zasię, która jej jest na wszem sprzeciwna nigdy też misterniej figlów swych nie okaże, jedno kiedy z nią walczy, a iż się jej na wszem sprzeciwi. A gdzież ty harce zwodzą? Patrzaj, nigdziej ci indziej, jedno w umyśle statecznego człowieka. Ta ciągnie, aby się dręczył, frasował, a jej zasię szukał i na wszem jej przysługował. A cnota go zasię szrobuje, aby statecznej myśli na wszem używał, a okazał się być człowiekiem, iż się tej niemej twarzy, nieszczęściu, uwieść od statecznej myśli swej nie dał, ani się mu zwyciężyć dopuścił, a w swojej stateczności podpirał się nadzieją, a cieszył się obietnicami Pańskimi. Abowiem człowiek mądry nie ma czekać tego, aby go frasunk opuścił, bo się z tym trudno rozmówić, aby na czyjej radzie przestał, gdyż to jest bezrozumny pan. Ale nalepiej, gdy gość od ciebie nie chce długo z domu, albo towarzysz, który z tobą społu jeździ z gospody, nie czekaj go, odjedź go, a nie mieszkaj poczciwym potrzebam swoim. Także i frasunk, a nie chce on od ciebie, idźże ty od niego, a porzuć go na drodze, niechże się tam wierę sam frasuje, jako chce, kilobyś go ty prażen był. Abowiem widzimy to i w bydlętach niemych, i w zwierzętach, i w ptakoch, gdy im dzieci pobiorą albo pobiją, bo też żadnego innego skarbu nie mają, tedy poryczawszy kęs, pobiegawszy, powierciawszy się, snadnie zasię wszytkiego zapomnią, a szukają żywności swojej. Także i ptaszkowie u gniazdek swoich poskwirczawszy, poskrzegotawszy kęs, zasię sobie skaczą po gałązkach i zasię znowu jako i pirwej nadobnie śpiewają, a to nie są żadnym rozumem od przyrodzenia obdarzeni. A czemuż owszem to szlachetne źwirzę, człowiek, który jest i rozumem ozdobion, i obietnicami uiścion, iż mu się to wszytko nagrodzi sowito, jeśliże będzie w nadziei a w swej stateczności stale trwał, nie miałby tego przodku mieć przed żwirzęty: gdyż ony tego wszytkiego nie mając, snadnie mogą być uspokojone od każdego frasunku swego. 2. Szkoda się o to frasować, co się wrócić nie może Bo patrz, gdy to już wiesz, iż świat bez przygód być nie może, a iż każda przygoda, komu się co trefi, nasza wszytkich spólna jest. A zgorzał ci sąsiad, pewnie się też ty tego leda kiedy nadziewaj. A umarł ci drugi, a czegóż się ty masz inszego nadziewać? A jedziesz albo idziesz do niego w nawiedziny. A dla czego? Ni dla czegoj ci innego, jedno iżbyś go cieszył a rozwodził mu odmienność czasów a niestałość fortuny, a przywodził go k'temu, aby się nie frasował, a cieszył się nadzieją, a panu Bogu wszytko poruczał. To tak to mało nie od każdego usłyszysz, kto jedno przyjaciela w przygodzie nawiedza. Chyba ów głuch tego nie umie, jedno czapkę zjąć a dobry dzień dać, a o konwi się co narychlej pytać. A jeśliże to umiesz na cudzym nadobnie to każdemu rozważać, a czemuż owszem to na swym nie lepiej ci przystoi? A byś więcej na frasunk lekarstwa nie miał, jedno iżbyś sobie ty słowa wspomniał, jakoś drugiemu rozwodził, tedy już dosyć rady sam u siebie znajdziesz, jako w sobie myśl swą stateczną i uważyć, i postanowić masz. Albowiem patrz, gdy na pogrzebiech bywamy, albo przyjacioły w przygodach cieszymy, tedy mało odszedszy na stronę, pokiwawszy głową, po cichu sobie rozmawiamy: „Bracie, a cóż działać? Wszytkim ci nam tam być”. A gdyż to wiesz z cudzego przykładu, iż to wszystko na cię wisi, co oczyma widzisz, a pewieneś tego, iż cokolwiek masz i co oczyma widzisz, wszystko to nie twoje, a iż alboć to za żywota zginie, albo iż tego wszytkiego odbieżyć musisz, bo dom, dzieci, żona, jeśli ją masz, skarby i inne bogactwa, wszytko to jest jako pajęczyna w ręku twoich; a gdyż to pewnie wiesz, iż w tym wiecznie dziedziczyć nie masz, a cóż się frasujesz, gdyć to z przypadkiem albo za żywota zginąć może, albo iż tego pewnie odbieżeć musisz? 3. Przyrodzeniu gwałt rozumem czynić mamy Ale byś rzekł: „Rozumiem ci ja temu wszytkiemu, a cóż, gdy przyrodzenie trwać nie może?”. Ale to sobie jedno uważ, jakie jest przyrodzenie twoje, bo jest ozdobione rozumem. A dla czegóż to? Ni dla czegoć inszego, jedno abyś je ustawicznie miał na wodzy, a nie dał mu się tam unosić, gdzieby ono chciało, jedno tam, gdzie ty chcesz a gdzie cię rozum a powinność twoja poczciwa słusznie pociągać musi. Bo gdybyś przyrodzeniu swej wolej dopuścił, nigdy byś żadnego słusznego końca w swej żadnej sprawie poczciwej nie znalazł, jedno byś się mieszał zawżdy, wiercąc jako motyl wichrem zachwycony. Azaż ono nie ciągnie do łakomstwa? Azaż nie wiedzie do gniewu, do pomsty, do pychy? Azaż nie wiedzie do rozkoszy, do swej wolej? A w żadnej rzeczy nigdy w nim słusznego postanowienia ani umiarkowania nie najdziesz. Także też jeśli jaki frasunk na kogo przypadnie, by przyrodzeniu swej wolej dopuścił, jużby sobie nigdy żadnego słusznego postanowienia znaleźć nie mógł, ale dać przyrodzeniu policzek rozumem, rozważywszy to sobie, iż co się już wrócić ani żadnym obyczajem pościgniono być nie może, tedy już i lament, i frasunk nic temu nie pomoże, by się też i spadał człowiek. A mądrzy nas tak upominają, iż na ty rzeczy, które się żadnym obyczajem ani wrócić, ani odmienić nie mogą, napewniejsze jest lekarstwo zapomnienie. Abowiem uważ sobie każdy, na jakie nas niebezpieczeństwo natura tu na świat ustawicznie wydała, i nie darmo płaczemy, gdy się rodzimy. Azaż nasze ciała nie są na takie okrucieństwa wydane? Już niecnotliwe na stronę odłożywszy, które wieszą, ćwiertują, w koła wpletają, na pale biją, ale patrz, że i ciała szlachetne a cnotliwe nigdy nie są w żadnym bezpiecznym postanowieniu utwierdzone. Azaż nie widamy rąk, nóg połamanych? Azaż nie widamy oczu wybitych albo wrzodmi wypłynęłych? Azaż nie widamy, gdy owi srodzy barwirze jako katowie z szpatlami, z szpilkami i z rozmaitymi przyprawami około poczciwych ciał harcują? Jednym kości piłują, drugim ręce, nogi ucierają, drugim po kościach pod skórą żelazmi dłubią. A co tych rozmaitych około ciał szlachetnych przygód, a kto by się ich naliczył? 4. Żadny czas nasz od przygód nie jest bezpieczny Nuż jeśli są bezpieczne drogi nasze, dni i nocy nasze? Ano jedzie jeden, wesoło sobie śpiewając, koń pod nim padnie, aliż albo noga, albo szyja wisi, albo złodziej gdzie ze krza postrzeli. Zamkniesz się w domku swoim, ali cię albo ogień oskoczy, abo się złodziej do ciebie podkopa. A tak nie masz tej żadnej godzinki, abychmy tego pewni a iści byli, aby nas jaka przygoda postronna potkać nie miała. Bo gdyby była fortuna cnotliwa, nigdyby cnotliwego nic złego od niej nie potkało. Ale iż jest niecnotliwa, odmienna a nieustawiczna, nigdy też cnotliwy nic jej nie dufa, aby mu ona kiedy sfolgować miała, Ale przedsię wiele cnotliwy ma przed niecnotliwym w tej jej odmienności nadeprzód. Bo ów w rozpaczy, w złej sławie, a bez żadnej nadzieje, przygód swych używać musi. A cnotliwy lepak a rozumem zapomożony, i w dobrej nadziei, i pociesze od Boga, od rozumu i od przyjaciół, i w poczciwej sławie postanowiony, już z weselszą myślą używa tego, to co mu z dopuszczenia Pańskiego od nieszczęścia przypada. A tak gdyż to już pewnie widzimy, iż przygody nad nami ustawicznie wiszą, a przeczże się ich lękać mamy? A jeśliżeby też co takiego z nieobaczka przypadło, a przeczże się nazbyt frasować mamy? Gdyż wiemy, żechmy już są na to na świat poddani i tak osądzeni, że nigdy bezpieczni być nie możemy. A szkoda sobie z jednej szkody dwu czynić: i frasować się, i cierpieć. Bo by temu frasunek mógł co pomóc, pewnie by ji sobie każdy radszej miasto plastru przyłożył, na drogie lekarstwa nie nakładając. Abowiem i śmierć, i przygoda lepsza jest zawżdy, iż sama przydzie, niż kiedy jej pożądamy. Bo tego, co jest nam sprzeciwno, nigdy z dobrą wolą nie pożądamy, aż musimy. Bo patrz, kiedy kto w jakim okrutnym więzieniu siedzi, w którym srogich mąk używa, tedy Boga prosi, aby mu rychlej śmierć dał. Widamy też drugie takimi srogimi wrzody zdręczone a zmęczone, że proszą o śmierć Pana Boga. Także widamy drugie takimi smętki uciśnione a strapione, żeby barzo radzi pomarli. Także też i przygoda gdy na kogo jaka sroga przypadnie, tedy lamentuje, tedy narzeka, powiedając: „I nie chciał tego miły Bóg, abych się był jeszcze z tej drogi nie wrócił, tedy by mię to było nie potkało. Nie chciał tego miły Pan Bóg, abych ja był jeszcze u barwirza albo u doktora leżał, albo z wojny nie przyjechał, niżli mię to potkało”. A tak nalepiej sobie czasów ani przypadków nie przekładać, a zawżdy dobrej myśli być, a co Pan Bóg przepuści, w skromności a z dobrą myślą znosić, a nadzieją się cieszyć, iż to wszytko z czasem się i naprawić, i wrócić, i nagrodzić może. 5. I niebo, i ziemia, i święci są przygodom poddani Abo patrz, iż nie tylko to nasze liche a nikczemne ciało, albo nasze krótkie ty a omylne czasy są pod przygody poddane, ale i niebo, i ziemia nie jest nigdy bez przypadków. A żadna rzecz nie jest tak ugruntowana, aby z odmiennością czasów nie miała być wzruszona. Azaż nie widamy, jako słońce i miesiąc noszą skażenie na sobie? Azaż nie widamy na powietrzu rozlicznych odmian a dziwnych a strasznych burzek? Azaż gwiazda, która spokojem siedzi? Zawżdy się pospołu z niebem obracać a mieszać musi, a gwałty, a wielkie zarażenia między sobą jedna od drugiej cirpi. Patrzajże zasię, nędzna ziemia jakiej nędzy a przypadkom ustawicznie jest podłożona. Azaż się ona z czasem swym srodze trząść nie musi? Azaż się jej mocne skały nie padają? Azaż jej ognie nie palą? Azaż jej morze nie topi? Azaż na niej co pewnego albo trwałego być może? Azaż się na niej ony twarde miasta, ony mocne zamki nie padają abo nie wywratają? Tylko iż się ich znaki albo doły jeszcze po kęsu, gdzie kiedyś stały, ukazują. A na koniec ukaż mi kto, co by na niej wiecznego a trwałego być miało? A na ostatek ludzie święci, ludzie od Boga przebrani i wywołani, patrz, jeśli który był bez przygody na świecie? Co się działo cnym świętym królom zakonu starego na świecie, kto by chciał wyliczać byłoby wiele tego. Co się działo onym świętym prorokom, nie inaczej jako aniołom, jako je ludzie prześladowali, jako się po puszczach kryli, jako je piłami przecierali i jako zawżdy a zawżdy dziwnego niebezpieczeństwa a nienawiści używali? Co się działo onym Apostołom świętym, miłośnikom Pańskim, że je wiązano, biczowano, jaszczorki je kąsały, ścinano, krzyżowano, żywo łupiono? A cóż to jest? A to patrz, iż się nigdy nic żadny przed żadnym niebezpieczeństwem nie zatrwożył za żywota swego. Patrzajże, jakiej dziś chwały i sławy od ludzi używają. Patrzajże, jako Pismo o nich powiada, iż sławna a chwalebna śmierć ich była przed oblicznością Pańską, i jakiej dziś rozkoszy używają. 6. Gdy święci a zacne ludzie bez przygód być nie mogą, przeczże się frasować mamy? A czymże się ty, nędzna mucho, być rozumiesz? Gdyż ani niebo, ani ziemia, ani ludzie święci ani oni najmożniejszy królowie nigdy bez przygód być nie mogli, a ciebie by jedno nos zaświrzbiał, to już płaczesz, narzekarz a lamentujesz. I czymże ty masz być lepszy niż oni ludzie święci albo oni królowie możni? Ale gdy weźmiesz stałą a stateczną myśl przed się, a opaszesz się nadzieją nieomylną w każdej przygodzie swej, a poźrzysz w rozum swój jako we źwierciadło, a upatrzysz tam wszytki niebezpieczności a odmienności świata tego, a upatrzysz to w rozmyślaniu swoim, iż żaden na świecie, by też nazacniejszy i naświętszy bez przygód nigdy być nie mógł, boć dla tego Pan Bóg oczy wyniosłe dał, abyś nie tylko sobie na pięty patrzył, ale iżbyś i upatrował, i rozmyślał sobie przyszłe i przeminęłe rzeczy. Tedy gdy to wszytko uważnie przed się weźmiesz, snadnie się frasunkowi zmocnić możesz, iż cię jako niema twarz nigdy gryźć nie będzie mógł. A iście to barzo snadnie rozeznać, iż to w naszej mocy jest, iż kto chce, może się frasownym udziałać, może się też temu obronić. Bo niech się kto ozowie, jeśli kiedy od młodości swej jakiej przygody nie miał? A rycerz bojowy barzo snadnie między starymi bliznami nową ranę ścirpieć może. A wszak wiemy, iż zawżdy mamy na się nieprzyjaciela srogiego, fortunę, która z żadnym człowiekiem przymierza statecznie nie dzierży. Aby je też z kim nastateczniej postanowiła i nawiętszą łaskę ukazała, patrzajże, długoli to trwa? Kiedy się nalepiej o jej łasce a o jej przymierzu ubezpieczysz, alić ona jako Moskwicin albo Tatarzyn tuż wnet za posłem wojsko wyprawi, ani wzwiesz, z której cię strony chluśnie. A tak wiedząc pewnie o tak chytrym a czujnym nieprzyjacielu, zaprawdę mielibychmy pilną straż a pilne szpiegi, i pewne hetmany około siebie mieć. A któż hetmanem? Rozum. A któż na straży? Rozmysł. A ktoż szpiegiem? Czujność a baczność. A przedsię się nic nie lękać. A przypadnieli co niewiadomie, więc się bronić a szkody wetować. A czym się bronić? Rostropną stałością. A czymże sobie szkody nagrodzić? Uprzejmą nadzieją. Tedy i taki nieprzyjaciel nic nam straszen nigdy nie będzie. A jeśli nieobacznie przypadnie a szkodę uczyni, żałości nam wielkiej uczynić nie może, jeśli się hetmana a szpiegów radzić będziemy, a iż to uważymy, iż się nam szkody nasze wrychle nagrodzić mogą. Bo jeśli przypadek jaki na ciało przydzie, ten się zasię snadnie zagoić może. Jeśli szkoda, ta się też nagrodzić może. Jeśli kto umarł, ten się już wrócić nie może, ale na to miejsce taki drugi nastąpić może, a tym się cieszyć, iż nie umarł, gdyż pewnie wiemy, iż dusza nieśmiertelna jest. A jeśli był dobry, szkoda mu zaźrzeć rozkoszy jego, których pewnie używa. A jeśli był zły, a czemuż go żałować? Azażby był lepiej marnie a z lekkością zginął, gdyż to złego trudno minąć może. 7. Przykłady na frasunk z ludzi pogańskich Nadobnie ono jeden filozof powiedział, gdy mu sługa z frasowną postawą przyniósł nowinę, iż mu syn umarł, tedy mu rzekł: „A czemużeś się zasępił? Wiedziałciem ja tę nowinę dawno, jeszczeć ty był nie przyjechał”. Powiedział mu sługa: „Nie wiem, od kogoś miał tak prędko wiedzieć, bo wczora przed wieczorem umarł, a jam wnet potym wybieżał”. Powiedział filozof, „iżem ja na to pewniejszego szpiega miał niżli ty, bo skoro się narodził, takem to wnet pewnie wiedział, iż umrzeć miał”. Antygon król, gdy mu powiedziano, iż królewic, syn jego, Alcyjon tak barzo sobie mężnie na harcu poczynał, że ich kilko zbodł, a potym też sam zbodzion i zabit, mało weźrzawszy w ziemię, nic się nie zafrasowawszy, powiedział: „O, miły Alcyjon, nic mi cię nie żal, żeś umarł, bom to zawżdy pewnie wiedział, żeś umrzeć miał. A k'temu się jeszcze tym cieszę, że ani dusza twoja, ani sława twoja nigdy nie umrze. Jedno mi tego żal, żeś nierozmyślnie umarł, a więcej fortunie wierzył, niżli było potrzeba, która nigdy nikomu wiary nie zdzierżała”. Waleryjan, jeden pan rzymski, gdy mu Regilla, żona jego, była umarła, której tak barzo żałował, że zawżdy w ciemnym gmachu przy świecy siadał, czarno wszytko obbić dał i czarny stół przed sobą postawić kazał. Filozof jeden, idąc mimo dom, uźrzał, ano u studniej pięknie białą rzodkiew wypłukano. Pytał się, komu by to; powiedzieli, iż Waleryjanowi. Powiedział: „Powiedzcież mu ode mnie, iż to nie będzie przystało na czarnym stole białą rzodkiew jeść, a iż mi go barzo żal, sam będąc wielkim panem, nędznikowi przysługuje. Bo już nie masz nędzniejszego pana na świecie jako frasunk a kłopoty, co by gorzej sługam swym płacił. Bo kości wysusza, bladą twarz czyni, co nalepsze klenoty: wolne serce a myśl dobrą, psuje. A tak lepiej niech do rozumu przystanie, to pan hojny i hojne na wszem dobrodziejstwa sługam swym czyni”. Waleryjan, usłyszawszy, pomyślił sobie, iż: „Podobno jest takich więcej, co to mnie za pośmiech mają”. Kazał okna otworzyć, sukno obedrzeć, stół wystawić i potym wszytko w sobie przełomił, a dobrej myśli używał. 8. Przykłady na frasunk z ludzi zacnych Zakonu Starego Ale co nam po pogańskich w tej mierze przykładziech, azaż nam ono nie pięknego około tych naszych niepotrzebnych frasunków on Dawid, król święty, przykładu zostawił? A prawie ji na to wystawiono i w kronikę Pańską wpisano, abychmy się tym ćwiczyli a w przygodach się nic nie trwożyli. Gdy mu się syn rozniemógł, którego barzo miłował, tedy leżał na ziemi, nie jadł ani pił. A gdy umarł, tedy się zeszli do niego panowie i szeptali sobie pomału około śmierci onego dziecięcia, a nie śmiał mu nikt powiedzieć. On, podniósszy głowę, powiedział: „Rozumiem ci ja, co szepcecie; podobno syn umarł?”. Powiedzieli mu, iż ci „już tak jest, miłościwy królu, a tak wola boża była”. Ten sobie wnet kazał szatę przynieść, kazał sobie wody dać, umył się, uchędożył się, siadł za stół, kazał panom sieść, kazał jeść nosić, muzykom przyść, i był dobrej myśli. Panowie poczęli znowu szeptać. Król zasię powiedział: „I teraz ci ja temu rozumiem, co szepcecie. Dziwno wam to, iż póki syn był żyw, żem się frasował, a gdy już umarł, żem dobrej myśli. Rozum to sam ukaże, bo póki był żyw, pótym się frasował, a Panam Boga prosił, aby go zachować raczył; ale gdy już umarł, pewnie wiem, iż się już nie wróci; a czemuż się już frasować mam?”. A tak tu każdy obaczyć snadnie może, jeśliże się to ocz jest frasować, co się nigdy wrócić nie może. Radszej już sobie nie psując myśli, staraj się co dalej czynić, a jako tu sobie nagrodzić. Bo tak uczą mędrcy, iż to poczciwemu przystoi przeszłymi się rzeczami ćwiczyć, a przyszłe na pilnej pieczy miewać. Albo ony święte panie, Judyt albo Hester, jako nic się nie zafrasowawszy w okrutnych przygodach, starały się co czynić, a jako temu zabieżeć miały. Judyt, będąc w srogim obieżeniu w miasteczku w Betulijej, tak iż już żadnym obyczajem się obronić nie mogli, i uradzili starszy na ratuszu posłać do wojska, do hetmana, którego zwano Holofernes, iż już aby murów nie psował, a piątego dnia chcieli mu się poddać, rzeczy swe oparzywszy. Przybiegła na ratusz, pogromiła, pofukała ustraszone chłopy ony, mówiąc, iż: „wy Panu Bogu zamierzacie krys do piątego dnia, a On jeszcze dziś może się zmiłować nad nami”. Poruczywszy się Panu Bogu rzkomo uciekła z miasta do hetmana, wyprawiwszy sobie glejt, aby była do czasu w pokoju zachowana. A była to barzo piękna pani. Holofernes, uźrzawszy ją, kazał jej osobny namiot wystawić, wywołał, aby żaden nie śmiał ani palca na nię podnieść, sam ożarszy się od radości, twardo usnął, a ona w nocy szedszy, ucięła mu głowę i do miasta pod płaszczem przyniosła. Wojsko rano widząc ściętego hetmana, zatrwożywszy się, precz się rozbiegło, a miasto wolne zostało. Patrz, jako to Pan Bóg umie smętne pocieszyć, a nad złościwym się pomścić, a przeczże się też ty leda z jakiej przygódki zasmucić marnie albo frasować masz? Także też ta druga, Hester, święta królowa żydowskiego narodu, którą był Aswerus król, prze jej wielką pokorę i urodę, ubożuchną dzieweczkę za wielką królową wziął. Mardocheusz, stryj jej rodzony, był ochmistrzem u niej. Aman, hetman wielki, był na ten czas w wielkiej łasce u króla, a on ochmistrz nigdy mu się kłaniać nie chciał. Ten się rozgniewawszy, uprosił sobie, aby mu król dał moc nad Żydy, którzy by kolwiek w ten czas w królewskiej ziemi byli. Król, nie obaczywszy się, przyłożył mu pieczęć na to i ręką się podpisał; a to już było jako świątość, na co się król podpisał. On Aman kazał wnet barzo wysoką szubienicę w dworze swym zbudować, na której Mardocheusza obiesić miał. Był smęcien Mardocheusz i królowa barzo. Ale już trudno temu było co rzec, gdzie ręka a pieczęć królewska zaszła. Uciekła się, niebożątko, na modlitwy, a potym ubrawszy się nadobnie, nic onego frasunku nie okazując, szła już w nadzieję Pańską do króla i ukłoniwszy się niziuczko u nóg jego, prosiła go, aby jej tę poczciwość uczynił, aby był w domu jej u niej na biesiadzie. Król się obiecał i potym u niej był. Jako mogła, czyniła królowi co nalepszą myśl. A gdy był naweselszy, prosiła go, aby ją tym darował, o co go będzie prosiła. A był też tam i on Aman, któremu się barzo nisko kłaniała. I barzo się z tego kochał i za nią się potym tamże przyczyniał, acz nie wiedział, o co. Król jej obiecał, iż ocz go kolwiek prosić będzie, iż się z żadnej rzeczy wymówić jej nie miał. Także jej na to i pieczęć przyłożył. A ona wnet, wziąwszy już on pewny cyrograf, prosiła, aby jej dał Amana, aby z nim mogła uczynić, co chce. Król, zafrasowawszy się, już nie mógł cyrografu swego zgwałcić, dawszy Amana, szedł na pokój z frasunku, usnął, a ona pana Amana na onejże szubienicy, co był panu stryjowi nagotował, obiesić kazała. A tak tu patrz, co tu Pan czyni z wspaniłymi sercy, którzy o nim nadzieję mając, nigdy w nim nie zwątpili, jako je ratuje a jako je na pieczy ma. A jako Piotr święty napisał, umie Pan i złym, i dobrym słuszną zapłatę zawżdy uczynić. A tak wspomniawszy ty zacne a sławne przykłady stanów zacnych, a czemuż się też ty masz leda o co frasować, a myśl sobie stateczną niszczyć a psować, która zawżdy może być pocieszona i na co potrzebniejszego może być obrócona? 9. Na świecie nic nie masz, co by się odmienić nie miało Abowiem ukaż mi którą ziemię, ukaż które królestwo albo państwo, jeśli kiedy bez przygód albo bez wielkich upadków być mogło? Ukaż mi którą nacją, jeśliże się na którym miejscu zasadziwszy, do końca osiedziała? Kto kroniki czyta, nie najdzie żadnego narodu w żadnym królestwie, aby się kiedy odmienić w inszy naród nie miał. A cóż owszem to nędzne królestwo tego mizernego ciałka naszego miałoby być mocniejsze, aby się nigdy odmienić nie miało, którego już ani na jednym palcu przyczynić nie możymy, jedno jako jest samo odmienne, także też i przyrodzenie odmienne, a nigdy nieuspokojone w sobie nosić musi? Ale gdzie się święty rozum z cnotą temu swowolnemu przyrodzeniu zmocni, pewnie już mu trudno wirzgać, a pewnie krótko już leda na wędzidłku na powodzie chodzić musi. Jedno się też trzeba samemu panu o to przyczynić, aby temu szlachetnemu rozumowi tego płochego źrzebca objeździć dopomógł, widząc, że to tu jego dobremu barzo na wszem pójdzie. Abowiem co jest naszpetniejszego i naszkodliwszego? Jedno myśl zafrasowana a zawikłana. A nie trzeba Cyrcese, co ludziom głowy w bydlęce głowy przemieniała, sam się tu każdy snadnie w bydlę, a snać gorzej niż w bydlę obróci, bo wżdy już bydlę odryczawszy raz, bólu albo smętku swego przestanie, a potym trawką a ziółkami się cieszy. Ale taki zafrasowany człowiek, już ani rozumu, ani zdrowia spełna nie ma, a wierzę, iż i cnoty po trosze uszczyrbić musi. Bo już i Bogu, i ludziom łaje, wszytki i sam siebie przeklina, a na koniec ani Bogu, ani ludziom, ani sobie wniwecz się przygodzić nie może, jedno tylko leży albo siedzi jako niepotrzebny pień, który się już w niwecz dobrego obrócić nie może, a prosto jakoby ku szalonemu podobien. 10. Jako mądry przygody sobie rozważać ma? A tak rozważny człowiek, obaczywszy ty szpetne przypadki i ty obrzydłe szkody z tego tak zafrasowanego umysłu swego, obaczywszy też to z przykładów ludzi wielkich a poważnych, jako się w tym zachowywali i na jakie im to pociechy wychodziło, obaczywszy też tak zamieszany świat, iż żadny mocarz ani żadny potentat taki nie był, aby nań frasunki a przypadki dziwne przypadać nie miały, a nie tylko żadny potentat, ale żadne królestwo, ani świat, ani niebo bez zamieszania nigdy nie było; o, wierzę snadnie, będzieli chciał, ty afekty a ty szpetne przymioty, wziąwszy sobie Boga a rozum na pomoc, zawżdy zwyciężyć może, chyba iżby też tak dobrowolnie szaleć chciał. Abowiem ludzie słabego rozmysłu, leda co przed się wziąwszy, co nie stanie za grosz, mogą sobie za tysiąc złotych oszacować. Ale radzę każdemu, uważywszy ty wszytki rzeczy, także i krótkość czasu swego, aby go sobie dobrowolnie nie psował. Gdyż to każdy widzi, iż każdy zafrasowany człowiek na poły obumarły leży. Radszej to na co inszego przyszłego zachować, a o tym myślić, nie to, co teraz jest, ale to, co potym być ma. Bo to sprośny gospodarz, co sobie dom rozwaliwszy, innego sobie znowu nie buduje. Kapitulum VII 1. Iż są niektórzy, iż nie tylko na przygody, ale i na krótkość żywotów swych się frasują, będąc sami w tym krzywi Są też niektórzy, co nie tylko na przypadłe przygody, ale na przyrodzenie czasem narzekają, iż innym zwierzętom i ptakom dłuższe mieszkanie na świecie i dłuższy żywot dało, niżli temu szlachetnemu źwirzęciu, co je człowiekiem zową. Acz to jest prawda i o tym pewnie wiemy, ale by obaczył ten człowiek, jaki różny jest żywot jego od żywotów źwierzęcych, mógłby się nic nie frasować. Bo ty nędzniątka ani krawców, ani haftarzów, ani złotników, ani rozlicznych kucharzów, ani aptekarzów, ani dworów ku opatrzeniu zdrowia swego nie mają, tylko tak w ziemi dłubiąc, skubąc, rycząc, kopając, nędznej żywności szukają. A temu tak wspaniłemu źwirzęciu, temu to człowiekowi, już nie tylko ziemia, ale i skały, góry, morza, lasy, wody, rozliczne drzewa nie mogą żywności dodać. Na koniec jej i na powietrzu szukają, dziwnymi kształty ptaki łapając a strzelając ku rozkoszy swojej. Źwirzątko też zasię nie ma, jedno kęs skórki kosmatej, która się i zimie, i lecie chłodzi, a kęs niektóre różków, a kopytka słabo zasadzone. A ten pan, człowiek, nie masz tego zwierzątka, nie masz tego ptaszka, którego by nie złupił na rozliczne stroje a ubiory swoje, pod ziemią i w wodach szukając rozmaitych farb a złota, a srebra, czym by ono marne swe ciało zafarbował, nastrzępił a uzłocił. Na koniec już i z robactwa tego szukając, jedwabiów i farb dziwnych nabywając. A snać już nie masz takich wymysłów i takich rzemieśników, których w tych rozkoszach swych nie używają kamienia, pereł, złota, srebra i innych kosztownych rzeczy i pod ziemią, i pod wodami z wielkimi trudnościami szukając i nabywając. Nuż co zasię są co nadroższe klenoty, których już na ziemi nie najdzie, patrz, jako temu źwirzęciu są hojnie nadane, to jest: rozum, cnota, smysły, rozliczne poznanie Boga, rozeznanie złego i dobrego, na koniec po śmierci żywot wieczny. O tych takich zacnych niebieskich klenociech żadne źwirzątko ani wie, ani myśli, ani rozumie. A jako Pismo poświadsza, iż ten nędzny człowiek tak jest zacnie na wszem od Pana ozdobion, iż barzo mało jest różny od aniołów. Patrzajże, jeśliże to jest podobny żywot ku żywotowi źwirzątka niewinnego, które i skóre, i ciało swe nosi ku potrzebie a ku żywności temu to królowi ziemskiemu, a różki swoje zawżdy porzucić musi pod nogi jego, kiedy on jedno każe. A w tych rozkoszach, a w tym błogosławieństwie, i jakoż mu się ma zdać krótki żywot jego? A zwłaszcza iż tego jeszcze k'temu ist, będzieli się w tych rozkoszach pomiernie a cnotliwie sprawował, iż nie umrze, jedno tak przestąpi z tego żywota doczesnego do żywota wiecznego. 2. Człowiek sobie sam krzyw w ukróceniu żywota swego Ale nie wiem, by nam co w tym krótkim żywocie i przyrodzenie na liczbie zostało. Bo bychmy się sami wyiskali, podobno bychmy tę przyczynę rychlej doma znaleźli, niźli w przyrodzeniu. Abowiem i skarb, by był nawiętszy, kto im niepomiernie a nieroztropnie szafuje, pewnie się prędko wyskubie. I szata, kto ją naczęściej ubłoci, a zawżdy ją zasię wyciera, pewnie niedługo się też na niej będzie wełna jeżyła; i żelazo, chociaj rzecz mocna, którym niepomiernie robią, pewnie i tego niedługo będzie. Takżeć też i żywot nasz, ten klenot szlachetny, jako im pomiernie szafujemy i jako ji wycieramy, i jako im robimy, to już też każdy rozeznać może. A nie dba żadny, aby się o to starał, aby temu żywotowi w czym folgował, aby mu się przedłużył, jedno jako jakim karwem albo grubym osłem tak im ustawicznie robi, a przedsię chce, aby długo żyw był. Ani też o tym myśli, aby dobrze żyw był, jedno leda jako kiloby długo, jako inne źwierzę, aby tylko żyw był. Ale gdyby też pomiernie, poczciwie, pobożnie a skromnie czasów swych używał, tedy by i rozkosznie żyw był, i długo żeby sobie tego żywota pociągnąć mógł, a niżli go swowolnie, bezpiecznie, a bez wszego rozmysłu słusznego, nic się nań nie rozmyślając, używa. Abowiem patrzaj, jako tym kosztownym klenotem a tym skarbem swym marnie zatrząsamy albo jako tę ozdobną szatę swą plugawym błotem często pluskamy i przykro wycieramy. A słuszniej bychmy się sami winować mieli, niżli iż winujemy przyrodzenie. Bo obacz każdy, jaki gwałt czynimy i temu niewinnemu przyrodzeniu swemu, i temu szlachetnemu a drogiemu klenotowi, żywotowi swemu. Jeden się puści na okrutne burzki morskie, wiedząc tam o barzo bliskiej śmierci swojej, bo tam do niej nie masz dalej placu, jedno na trzy palce, skoro się deszczka przetrąci, alić już po nich, a jeśli tam nie zginie, tedy się wody opije, nagrąźnie, upracuje, a prawie się jako mięsopustna kiszka nadmie. A długiż może być żywot jego? Drugi się na rozliczne niebezpieczeństwa puści pod ziemię, soli albo ołowu, albo innych rzeczy grzebąc a szukając, gdzie tam rozliczne przygody, błota, wody, smrody i inne niebezpieczeństwa. A jeśli tam nie zginie, tedy wyblednie, także nagrąźnie, że chodzi jako gęś oskubiona na wiosnę. 3. Siedm śmiertelnych grzechów, jako żywot psują Patrzże zasię między zacniejszymi, jakie niebezpieczeństwa, jakie zwady, jakie burdy, wojny a przy tym opilstwa, obżarstwa, frasunki, prawa, trudności, azaż też to żywota mało ukrócić może? A mniemasz, aby gniew zajątrzony mało przyrodzenia zgwałcił i żywota ukrócił? Bo taki, ubolawszy jako na łożną niemoc, już mu się tylko to we łbie wierci, jakoby się pomścił a uczynił dosyć uporowi swemu. Więc też mnimasz, aby mu i łakomstwo nie przeszkodziło, gdy chłop siedzi na skrzyni jako pawica na jaju albo gęś, ksykając, a patrz, jako jej więc on czyrwony nos barzo nablednie, a k'temu praca wielka. Azaż mnimasz, aby pani pycha do tego ukrócenia żywota też się nie przyczyniła? Gdyż z tej wnet prędkie wzgardzenie uroście, a z wzgardzenia lekkie poważenie a zwada, a stąd albo śmierć, albo rany, a potym długi frasunk, kłopot, jako to więc w tych widamy, którzy ty koty igrawają, iż niepewni bywają zdrowia swego i długiego żywota swojego. Nie mnimaj też, abyć i owo lenistwo do tego się nie przygodziło, gdy chłop chodzi z nadętymi oczyma, z opuchłymi goleniami od wielkiego próżnowania a ospalstwa, mając krew skażoną. Bo bez pracej a w darmym próżnowaniu trudno się i dobra krew umnożyć ma, tylko chodzi jako ów bęben u kosarzów, co weń pełno wody nalewają. A tu dopirko patrzaj namilejszego obżarstwa a opilstwa, iż to jest prawy alchimista na ukrócenie tego szlachetnego żywota człowieczego. Ale iż się powtarzać nie chce, dosyć o tym w średnim wieku we wtórych księgach napisano, jako to jest pan szkodliwy i jakie szkody, lekkości i dziwne obrzydłości z niego przypadają. Ale krótko wszyscy filozofowie jego dostojność tak wystawili, powiedając, iż „rozliczność picia a jedła czyni rozliczność wrzodów i niemocy”. Bo każdy się sam w tym osądzi, jeśliże to inaczej może być: bo wczorajsze jeszcze nie zgniło w żołądku, leży jako śmierdzące młóto w kadzi, co z niego tażbir zlano, a dziś mu zasię znowu dolewa, dokłada, a prawie jako zgniłą kapustę na wiosnę tłoczy do śmierdzącej kadzi. 4. Przecz źwierzęta niektóre dłużej żywą niż człowiek A przedsię będziemy narzekać, iż dłużej kruk albo jeleń będzie żyw niżli człowiek, a to niema twarz. Bo wlejże ty jedno jeleniowi pół garnca gorzałki w gardło, a natkaj mu k'temu owych tortów pozłocistych albo owych pastelów pełen brzuch, uźrzysz, będzielić długo bujał. Albo także krukowi, nasyp mu jedno pełno pieprzu w nos, a zalej mu małmazją, wierz mi, iż ci nie będzie długo krakał. A przedsię to zową sławą a zachowaniem. O, nędznaż to sława a sprośne zachowanie, prze które i żywot sobie krócimy, a czasem się jako w nieme źwirzęta obracamy. Azaż inszym kształtem nadobnym, pomiernym a poczciwym nie może być zachowanie między ludźmi sławnymi a zacnymi niżli tym marnym a sprośnym, a prawie świnim obyczajem naszym? A przypatrz się, kto chce, temu, nie więcej li najdziesz siwych, łysych, a przedsie i tłustych, i nadobnie rumianych między ludźmi prostymi, którzy acz grube potrawy jedzą, ale tylko do sytości, a brzucha jako wańtucha nie natkają, ani jako śmierdzącego bukłaka nie naleją, niżli między zacnymi ludźmi; bo acz go też i ten czasem naleje, ale z rzadka, i to k'temu chłodnym piwem, a potem wszytko wypracuje z siebie. Albo takież patrz i między Żydy, między mnichy, jako więcej tłustych i rumianych najdziesz niżli między naszymi braty, którzy ustawicznie z podpuchłymi oczyma a z zabladłą twarzą po światu chodzą. Nie mnimajże też, aby namilsza miłostka też do tego lada jaką pomocnicą była. Azaż ich nie widamy, gdy chłop jako pijany się tłucze, wyblednie, wychudnie z myślenia a z frasunku wielkiego. Więc też już i opilstwo, i obżarstwo w tym zamnożyć się musi; więc i owy skoki, co od nich bolą boki, też się k'temu przyczynią. O inszych się rzeczach już tam dalej nie pytam, ale wierz mi, iż i ten przypadek jest nie leda pomocnik także do ukrócenia tego wdzięcznego żywota naszego. A tak mniejszego stanu ludzie, iż nie tak są zabawni tymi przypadki tych śmiertelnych grzechów jako ci zacniejszy, przeto też i siwszy, i rumieńszy, i trwalszy, i dłuższych żywotów użyć mogą, niżli ci przełożeni. Bo się ten już zabarwić musi więtszymi trudnościami niżli ów prostaczek. Bo acz też ten robić musi, ale mu to więcej pomaga ku zdrowiu niżli zawadzi, ale ten nasz drugi jeszcze ku tak zabawnemu żywotowi swemu, patrz, jakich i drugich trudności używać musi, a zwłaszcza taki, który się zaprzeda w niewolą, a żadnego czasu spokojnego nie ma. Bo jeśliże jest na jakim urzędzie, już go zawżdy pilnować musi, a co którą godzinkę zegar uderzy, to łbem miece by szalony, pilnując, aby czasu swego nie omieszkał. Jeśliby też na wyższy stan rad wstąpił, to za nastolkami, błoto depcąc, biega, przed progiem stoi, a czasem się na nim i prześpi; nie je, aż w nocy, i to na zimne, bo mu barzo przestydło, czekając pana. Nuż zasię żona, nuż dzieci, nuż słudzy, bo tam trzeba, aby było zawżdy pstro, gdzie wziąć tu wziąć, bo się tym ozdobić ma, kto tytułów dostawać chce, a czasem więc drugi na ten szańc szczęścia i wszytko wysadzi; jedno to jego, co na grzbiecie a na szyi zostanie, acz czasem wygra, czasem też, po arendach u mnichów włócząc się, żywota swego dokona. Czego ów pomierny a spokojny wszytkiego snadnie uść może, kiedy będzie chciał na równiejszym przestać a spokojnego żywota używać. A drugi, aż się już na poły starzeje, toż się więc czasem obaczy i narzeka na ony swe niepotrzebne trudności, kłopoty i niewczasy i powieda sobie: „I trzebaż mnie tego było? I nie lepiejże mnie było swego doglądać a spokojnego żywota używać, niż tak jako gonna Masia za dworem biegać? O, już wierę też czas sobie odpoczynąć”. Więc nędznik dopiro się uczyć chce, jako ma żyw być, kiedy by się począć uczyć, jako ma umrzeć. A przedsię jednak z onego zwykłego nałogu nic z tego nie będzie. 5. Natrudniejsze rzemiosło nauczyć się dobrze żyć, w czym się wszytko zamyka Abowiem nic masz na nas trudniejszego a zaplecieńszego rzemiosła a trudniejszej nauki jedno ta, jako mamy żywi być. Bo żywym być umie to i woł, i krowa, ale jako żywym dobrze być, to jest żywotem poczciwym a niezawikłanym, zawżdy wolnym a zawżdy wesołym, to trudna na nas, ba, łacniej się nauczyć na lutni i na organiech grać, niżli się nauczyć takiego żywota w sobie postanowić. A to nadziwniejsza, iż wszyscy ten trudny a zawikłany żywot ganimy, a ten wolny a poczciwy wszyscy chwalimy, a wżdy się z tego naganionego nigdy wyplątać nie możemy. A czemu? Iż zwyczaj przyrodzeniu nie chce nigdy placu ustępić, abowiem bychmy się tego kiedy nauczyli dobrze żyć, jako prawy a poczciwy człowiek żywie, już bychmy się nauczyli wszytkiego dobrego, bo się już w tym wszytki cnoty i rozkoszy zawierają. Już i dobrze umrzeć nie trzeba by się uczyć, wszytko by się już tam w tym kalendarzu nalazło, co jedno dobrym słusznie ma być zwano. Abowiem w tych naszych zawikłanych żywociech, cokolwiek sobie za rozkosz poczytamy, właśnie by to poczciwą nędzą mógł nazwać. Abowiem taki zawikłany człowiek trudno powiedzieć ma, iż: „długom był dobrze żyw na świecie”. Właśniej może powiedzieć: „długom był żyw leda jako na świecie”. Równie jako on marynarz, którego wnet flaga jeszcze u brzegu pochwyci, także go nosi, aż się zasię gdzie do brzegu przytłucze, trudno też ma powiedzieć: „Długom się woził po morzu”, ale: „Długom był w nędzy a w wielkim niebezpieczeństwie na morzu”. A czas, on nazacniejszy klenot, zawżdy takiemu sprośnie a marnie upływa. Ano tego napilniej trzeba strzec, co samo dobrowolnie ucieka, a nigdy się już nie wróci, niżli owego, co nigdy z pieca nie zlezie. A straszna to zguba, która gdy już raz zginie, nigdy potym naleziona być nie może. 6. Są drudzy, co się radują, iż im czas prędko zbiega, a w tym się nie baczą A są drudzy, co jakoby z jaką radością czasy swe wyliczają, aby im rychło zbiegły. Bo go usłyszysz jeszcze w mięsopusty po onej roztropnej biesiedzie, a on sobie dobrze tuszy, iż „nam, dali Bóg, prędko post zbieży, bo na krótki dzień wyszedł”. Potym z Wielkiej Nocy liczy cyzjojanus, dalekoli do świętego Jana, tusząc sobie dobrze, iż „to nam, dali Bóg, prędko zbieży, bo tam też już potym rychło żniwa i owoce nastaną”. Potym liczy do świętego Marcina, też także sobie tuszy, iż: „też to, dali Bóg, prędko zbieży, bo już tam nam czynsze przypadną”. Więc potym zasię, kto ma długi wyciągać, liczy, dalekoli do God, a też sobie winszuje, iż: „to, dali Bóg, nam prędko zbieży, bo będą pieniążki”. A tego nie baczy, iż też sam pan za tymiż czasy bieży, a nie baczy, gdzie mu podkowa odpadnie, a gdzie aż na szyję utknąć ma. Ów zasię, co ma płacić, rad by, aby mu się gody umknęły aż dwie niedzieli po Wielkiej Nocy, bo barzo o tej wiliej nierad słyszy, bo tam nie jedzą aż o gwiaździe. A tak sobie tych czasów po trosze ukradamy, aż się też potym on stary czas rozgniewa, iż nas też samy pokradnie i w dół zawlecze, aby nas nie naleziono. Abowiem tego nic nie baczymy, iż prawie zawód puszczamy do krysu pewnego, a śmierć też z nami ustawicznie ten zawód puszcza; my z czasem o zakład bieżymy, czas już naprzód wyskoczył daleko przed nami i już go podobno nie ugonimy, a śmierć się z daleka za nami jako chuda szkapa tatarska wlecze. Acz z miejsca nic nie jest, ale na zwłokę, Boże ją ródź. Ba, na podolską milę ani się zatchnie, a każdego by wierę na trzy skoki skakał, tedy pewnie ugoni, a ugoniwszy, tu się więc już pytaj, co w zakładzie bierze. Jak bo i oni, co o szkapy się zakładają, tedy powiedają: „Puśćwa o nie”, także też ona iście nie o czapkę puszcza ani o suknie, ale o nie, jako o złe szkapy, a skoro wygra, wnet zarazem łupi, bo drogi owies na nię. By ale wżdy w trawę zwałaszywszy, puściła jeszcze by wżdy jako tako, kiloby nie pryskowała. 7. O przyszłych rzeczach nikt nie myśli A przedsię żaden o tym ani pomyśli: patrz nań u budowania, u murowania, u kopania, u grabarzów, a on wszędy pilnie upomina, aby grunty dobrze zasadzono, aby mocno na teble bito, tak się każdemu zda, niech co natrwalszego zakłada, iż to wszytko przetrwać ma. A tego nie baczy, iż sobie w onych trudnościach a w onych pracach i frasunkoch wiele czasu żywota swego ukraca, a nic się na przyszły czas nie rozmyśla, jedno nędznej fortunie wszytki swe sprawy i sam siebie w niewolą zaprzeda. A wszakoż nie tylko ci, co pracują albo co w bitwach bywają, albo po morzach pływają, są tej niewoli poddani, iż śmierć tuż za nimi dybie, ale wierz mi, iż i owi pieszczoszkowie tego nie prażni, co tylko jako Tytyrusowie pod cieniem sobie odpoczywają, kabatki rzeżą, bociki ciągną, obercuchy sznurkują, perfumy się trzęsą. Bo już i ci trudno pomiernego a długiego żywota użyć mogą, bo już za takimi pieszczotami wszytki się przygody włóczą. A są tacy pieszczoszkowie jako lisowie, co je skwarczki karmią, a potym ubogi lis, chociaj chytry, ani się obaczy, kiedy w stępice wpadnie. O czym się już dosyć pirwej namówiło. Jeszcze ci wżdy jako tako, iż wżdy z krotofilą czasów swych, choć też nie prawie, dobrze używą, ale ów, co brzuch wywaliwszy, siedzi za oponami, chłop jako malowany, jako tłusty karw, który nie wie, kiedy mu w róg dadzą. Bo już nie wie ani samo o sobie, ani o żadnych sprawach swoich, tylko czeka jako młody gawron, gębę roziewiwszy, rychłoli mu co w nię wetkają. Plunieli, trzej zacierają; umywali się, czterzej mu ręcznik dzierżą, a on by przysiągł, że już jest ziemskim bogiem, a iż już nigdy umrzeć nie może, tylko się pyta, wieleli wczora wina wydano, wiele szklenic stłuczono, wiele lanych świec spalono, rychłoli będzie gotowo. A o przyszłych rzeczach ani pomysłu, ani słówka nigdy nie wspomni, jedno spać, ożarszy się, a ospawszy się, znowu żrzeć. Tu jużechmy się też nasłuchali, jako taki pan długo żyw bywa, bo potym nadąwszy się jako prośna świnia, ani wzwięk, kiedy go flegma udusi albo apopleksyja, albo pleura zabije. Daleko by lepiej, miły Bachusie, abyś się na ten czas rozmawiał z ludźmi rycerskimi albo też z ludźmi w cudzych krajoch bywałymi, gdzieć by powiedał jeden, gdzie był, w którym kraju, jaka tam trzeźwość, we wszem pomierność, na wszem nadobna sprawa, iżby cię też wżdy w sobie kiedy poprawił czego, a nie był tylko jako nadęta duda, która, acz też jako kozieł wrzeszczy, ale iż słów w niej nie masz, też jej mało rozumieć. Drugieć by powiedział, jaką w cudzych krajach widał sprawiedliwość, pobożność, czujność, ćwiczenie, owa by cię też wżdy co ruszyło. Trzcić by powiedział, jaką widział sprawę, dzielność, ćwiczenie w rycerskich rzeczach, radę i gotowość, coć by się też wżdy kiedy mogło przygodzić, a zwłaszcza iż widzisz, jako świat zamieszany jest, a nigdy w swym stanie pewnie postanowiony nie jest, ani wzwiesz, kiedy co na cię przypadnie, a ty w onym sprośnym próżnowaniu ledwie sobie umiesz nos utrzeć. A jakożbyś się też ty w ten czas na co dobrego przygodzić mógł, a takież i w innych rzeczach. Albo jeślićby ciężko mówić, abowiem i to leniwcowi z trudnością przychodzi, tedy byś sobie czytał filozofy, historyki piękne, ony ich wdzięczne sprawy i rozprawy, także też sprawy i postępki ludzi przeszłych, ludzi mądrych, ludzi na wszem rozważnych, z czegoć by się wżdy i rozum, i cnota, a na wszytko roztropne baczenie umnożyć mogło. A wżdyby cię też co kiedy ruszyć mogło, żebyś tak nie leżał marnie jako słoń, podparszy się drzewa, który ani wzwie, gdy z nim wiatr ono drzewo zakołysze, iż się i z drzewem obali, a potym o swej mocy już wstać nie może. A wżdybyś się dowiedział, przecz i jako cię Bóg stworzył, i na co cię stworzył. A wżdybyś się też przysłuchał, co cnotliwemu a poczciwemu przystoi, abyś się wżdy też do czego kiedy przygodził. A wżdybyś się dowiedział, jako masz żyw być i jako masz poczciwie umrzeć, nie jako krowa, co objadszy się cykuty a odąwszy się jako bęben, zdechnie we błocie, a skórę odrą na cholewy, a mięso psi zjedzą. A wżdybyś darmo nie liczył zegaru i zdałciby się i dłuższy dzień, i dłuższy żywot, niżli w onym obrzydłym próżnowaniu twoim. 8. Nieszczęsny to jest, który w marnym próżnowaniu czas swój traci Abowiem to nieszczęsny człowiek, co jako bydlę w marnym próżnowaniu czasy swe sprośnie traci, a jest tylko jako staroświecki marmurowy filar, a na nim chłop z spiże ulany, co tylko wróble albo gołębie na nim siadają, a wniwecz się nie przygodzi. Acz ci i owo mało nie także nieszczęsny, co biega, świata łapając, żadnego pokoju ani żadnego wczasu nigdy nie mając, spadków czekając, ekspektatywę sobie jednając, a na onego z wielkim grzechem a gniewem bożym poglądając, po kim się czego nadziewa, w zęby mu jako źrzebcowi zaglądając, jeśli już zronił, albo jeśli je przyjadł. Lata mu liczy, powiada, iż to już niemłody pater, czas by mu przed Mojżesza. A sam ani wzwie, nędznik, w onym kłopocie, jeśli pirwej poń Mojżesz nie pośle. I bywa to często, bo się obadwa społu przeklinają. Bo i ów też nie może mu prawie zdrowia życzyć, co wie, iż mu on pewnie śmierci życzy. A wszakoż wżdy i ten, co tak po światu biega, wżdy się ćwiczy, wżdy się ludziom i sprawiam ich przypatruje. A jeśli też potym na jakim miejscu usiędzie, wżdy się na co przygodzi. Ale owo próżnujące idolum a na co się innego przygodzi? Jedno leży jako spróchniały pień, który już ani na standur pod przecieś, ani na łuczywo się nie przyda, jedno iż mrówki pod nim gmerzą a kokoszy grzebą. A tak patrz, jako sobie czasy i żywoty nasze marnie tracimy, a dobrowolnie ich sami sobie ukradamy. Abowiem chociaj kto doczeka i wzmożenia jakiego, a już go zajdzie zima starości jego, a cóż mu po tym? A z jakąż tego rozkoszą na łóżku, a jeszcze k'temu blisko pieca postawionym, kaszląc a plując używie? Ano już flegma w piersiach skrzypi, ano już dychawica mówić nie dopuści, ano już jednego kłopotu zbył, drugiego nabył, bo zbył prace, biegania, a nabył frasunku a myślenia, a ludzkich szacunków a przymówek. Bo o nim sobie szepcą: „A trzebaż mu tego było? A cóż mu po tym na starość, iż się zniewolił? A naczże się też już dobrego przygodzi?”. A to ma w zysku, iż mu ony wdzięczne czasy marnie upłynęły, których mógł w rozkosznym pokoju a bezpiecznym a pomiernym żywocie użyć, które mu tak marnie zbiegły jako na wiosnę woda, gdy gorące słońce śnieg zaziębły prędko roztopi, tak że go ani znaczku zostanie, a nie wiedzieć, gdzie się podzieje. Także i ci naszy zaziębli panowie, co nam mało nie równo z tym śniegiem giną. Więc sobie tu na starość dopiro groby kują, alabastry, marmury, i insze rozliczne kamienie łamią, herby pozłacają, tabliczek nawieszają, i mniemają, aby onych swych nikczemnych a zaziębłych czasów a żywotów mieli tą pamięcią nadstawić. O, nędznaż to pamięć twoja, a patrz, długolić trwać może, bo się to wszytko z czasem powali albo ogień rosypie. A gdzie jest dziś Aleksandrów grób? A gdzie Herkulesów? A gdzie Achillesów albo Hannibalów? A nie tylko, aby kto wiedział, gdzie który jest, ale gdzie kiedy był, wszyscy nie wiemy. Ale oto masz ich groby, ich herby: sławne dzielności ich a roztropne sprawy ich, które nigdy ani zniszczeć, ani umrzeć nie mogą. A tyś swych spraw, któreć miały wieczną pamięć uczynić w popiele zagrzebionych odbieżał, a teraz marmurem albo alabastrem chcesz swej pamięci nadstawić? Toć są herby, toć jest sława każdego: żywot poczciwy, sprawy ozdobne, roztropne każdej rzeczy wedle stanu każdego rozważenie, które Bogu poczciwość, ludziom podpomożenie jakie, a sobie wieczną sławę uczynić mogą. Ale insze wszytki rzeczy, jako Salomon powiada, Vanitas vanitatum et omnia vanitas — to wszytko próżność na świecie, co się leda jako plecie. 9. Poczciwy jako sobie ma pamięć a dobrą sławę czynić A tak ty, poczciwy każdy człowiecze, a zwłaszcza który już przydziesz ku rozważnym latam swoim, nie trać sobie marnie czasów swoich, a nie ukradaj sobie żywota swego poczciwego tymi zamotanymi sprawami świata tego. Radszej się staraj, już bieżąc ku krysowi swemu, o żywot taki, o sprawy takie, jakobyś się podobał ludziom, a naprzód Panu Bogu swemu, a iżbyś stąd zostawił po sobie nie groby i nie herby, ale cnotliwe a pobożne sprawy swoje na pamiątkę swoję. Bo acz ci wszytko, jako powiedają, z brzękiem dzwonowym przemija, ale wżdy sława dobra nigdy za dzwonem nie biega i długo potrwać może. A zła pospołu i ze złym też źle zagrzebiona bywa, a jeśli ją kto wspomienie, bo się, powiadają, długo złe pamięta, tedy jej inaczej nie wspomienie jedno ku szpetnej lekkości jego, a jeszcze jej więcej przyczyni, czego by za żywota jego nie z takim wszeteczeństwem miał wspominać. A wszakoż są niektórzy, którzy tak jako tako czasy swe przetrwawszy, starości się lękają, iż się po niej bliskiej śmierci nadziewają. Są zasię drudzy, co aby jej doczekali, Pana Boga proszą, a snać zda mi się, iż się ci lepiej udali. Bo młodość i średni czas nie może być żadnym obyczajem, aby się ty obadwa czasy unieść nie mogły. Ale gdy już kto przydzie ku doskonałym latom swym, nie inaczej jakoby przyszedł po wielkim upracowaniu do jakiej pięknej a woniającej łaźniej, w której ony wszytki prace i trudy z siebie nadobnie wypoci, a jeszcze sobie gorzałeczką, oliwką a barskim mydełkiem grzbiet natrze. To po tym smaczno uśnie, i smaczno mu się wszytko zdać będzie. 10. Czym się ma stary leczyć na złe sprawy swoje Także też ty, mój miły poczciwy człowiecze, gdy już obaczysz ony przeminęłe czasy zatrudnione swoje, którycheś używał w zawikłanych a niebacznych leciech swoich, a jużeś przyszedł ku spokojnym czasom swoim a wszedłeś prawie, jako do pięknej łaźniej, do spokojnych lat swoich, wypoćże z siebie ony pirwsze a zamotane sprawy swoje, a zawstydawszy się za nie, jeśli jakie niepomierne były, odrzuć je jako niepotrzebne śmiecie od siebie. A natrzy się jako gorzałką a oliwą a mydełkiem roztropną powścięgliwością, którać jako gorzałeczka wygryzie a wysuszy ony pirwsze a niepotrzebne, jako zaskórne wilgotności, sprawy twoje, a ożywić jako oliwą insze a poczciwsze zwyczaje w tobie, a wybielić je jako barskie mydełko, że się bielić a świecić każdemu z daleka będą ony poczciwe sprawy twoje, z których na potym będzie rosła nadobna a poczciwa sława twoja. A potym się położysz rozkosznie na onym łóżeczku swoim, na którym sobie odpoczywać będziesz, czekając onego wdzięcznego zawołania Pana swego, gdyć każe do siebie przyść jako miłemu przyjacielowi swemu do onych rozkosznych pokojów swoich, jako dawno o nich w rozlicznych piśmiech i o ich rozkoszach słychamy. A chceszli wiedzieć i rozumieć, jakoć ma być ani starość, ani śmierć niestraszna, tu mało niżej sobie albo poczytaj, albo posłuchaj. Kapitulum VIII 1. Przecz się przed starością a przed śmiercią trwożymy A iż są niektórzy, tak jako się i mało wysszej wspominało, którzy Pana Boga proszą, aby szedziwości swej doczekali, a drudzy zasię przed nią się zdrygają a barzo się ją hydzą. I zda mi się, iż ty czterzy rzeczy to ludziom mierżą, iż się tej starości boją a przed nią się trwożą: jedna, iż się każdy nadziewa, że się już w starości swej do żadnej poczciwej sprawy, do żadnej potrzeby przygodzić nie może; druga, boimy się, aby nam ciała nie zemdliła, tak jako w niektórych schorzałych widamy, iżby się też już ni nacz dobrego przygodzić nie mógł; trzecia, boimy się, aby nam tak barzo świata nie omierziła, żebychmy już ani krotofile żadnej, ani dobrej myśli żadnej użyć nie mieli, jedno tak prawie, abychmy obumrzeć mieli jako jaskółki na zimę; czwarta, iż się już blisszej śmierci nadziewamy niżli w inszych czasiech, bo pospolicie po jesieni zima bywa. Ale kto się na to roztropnie rozmyśli, a wszytko sobie rozważy, tedy to snadnie sam u siebie znaleźć i rozeznać może, iż się to wszytko ku lepszemu końcowi obrócić i przygodzić może niźli tak, jako my sobie szacujemy albo niżli się nadziewamy. Abowiem kto tak mnima, iż się już w starości swej ninacz przygodzić nie może, tedy się mnie zda, iż teraz więcej niż kiedy w inszych leciech swoich. Abowiem aczechmy w on czas mogli i ludziom, i rzeczypospolitej więcej służyć, ale nie tak potrzebnie i nie tak rozważnie, jako już teraz, przyszedszy ku roztropniejszym latam swoim. Które i z dawniejszego ćwiczenia, i z postanowniejszego baczenia więcej się teraz przygodzić mogą niżli w onych płochych młodościach naszych. Bo dawno to jest ona stara przypowieść, iż stary od rady, a młody od zwady. Bo która rzecz nie będzie słuszną radą a roztropnym rozmysłem rozważona, trudno kiedy ma być i doskonała; bo dawno mędrcy tak o tym napisali: Quia frustra sunt arma foris, ubi non sunt consilia domi, to jest: *próżna jest na stronie zwada, gdy nie będzie doma rada*. 2. Chytrością moc może zwyciężyć Abowiem wiele o tym czytamy, iż oni starzy ćwikowie a oni sławni a zacni hetmani wieków pirwszych, zawżdy więcy rozumem a uważnymi radami swymi porażali niżli czasem mocami. Patrz, co Hannibal, on sławny hetman kartagiński, uczynił, gdy Rzymianie nań niewiadomie przyszli, tam, gdzie z niewielkim wojskiem leżał, i zaciągnęli go w niebezpiecznym miejscu, tak iż mu już barzo duszno było. A iż widział, iż się mocą obronić nie mógł, szukał rady, jakoby wżdy sobie chytrością jaką pomóc mógł. Potym, posławszy piesze między chrusty, kazał suchego gałęzia z tłustych drzew co nawięcej nanosić. Potym słomami przekładając a prochy, a siarkami przetrząsając kazał wołom na rogi nawiązać, których miał jeszcze kilka set dla żywności w wojsce. Potym w nocy z wojskiem swoim, co go miał, co nabliżej, cichuczko się pod rzymskie wojsko podszańcował, woły puściwszy przed sobą. A gdy już było co nabliżej, kazał zapalić ony wiązani. Ony karwy rykiem i krzykiem wielkim w wojsko rzymskie skoczyły, strach wielki uczyniły, wojsko rozgromiły i oświeciły. A Hannibal z ludźmi przyskoczywszy, wojsko ono tak przestraszone i rozproszone snadnie pobił a poraził wedle myśli swojej. Drugi raz także, gdy z tymiż Rzymiany na morzu wodną bitwę zwieść miał, także iż mu nierówno było, kazał kilko okrętów do brzegu przypuścić, a nabrawszy garnców co nawiecej, posłał takież piesze między skały, gdzie wężów kupy wielkie były, i kazał onych wężów łopatami w ony garnce nagarnąć, potym skórami bydlęcymi surowymi obwięzować i barzo wiele onych garnców także na wszytki okręty swoje kazał nanosić. Gdy się już nazajutrz bitwa stoczyła, tak że się już okręty osękami zwarły tedy się jedni z Rzymiany bili, drudzy w ich okręty ony garnce z wężmi miotali, tamże się ony garnce rozpadały, a wężowie ludziom jednym za boty, drugim za szyję lazły, jęły się kręcić. Ludzie oni, tak srodze przestraszeni, woleli się wężom bronić niżli bitwy patrzyć, tak że je sobie po woli poraził, wedle myśli swojej. A tu patrz, jako rozważna rada a sprawa wiecej czasem może niżli nawiętsza moc. Także Semiramis, ona waleczna królowa babilońska, gdy wojska nieprzyjacielskie pod jej się miastem położyły, naradziwszy się starych a bywałych kryksmanów, kazała, jako świta, bydła wszytki przed miasto ku wojskom nieprzyjacielskim pode mgłę wygnać, a u każdego bydlecia zbrojnego człowieka postawiła, który gałąź zieloną, co nawiętszą unieść mógł, niósł nad sobą. Ludzie oni, co przed miastem leżeli, usłyszawszy ryk, ruszyli się ku onemu rykowi, chcąc korzyści dostać. Ujrzeli też ony wiechy, mnimieli, aby bydło tak pustopas między chrusty chodziło, rzucili się leda jako a nieostrożnie na ono bydło, a on las w nie, a ona też z drugiej strony z drugimi ludźmi przyskoczywszy, ludzi zatrwożone, które on las bił, i ony drugie, którzy się jeszcze trwożyli, snadnie poraziła. A tak niech tego nikt nie powieda, aby ludzie starzy a bywali w takich potrzebach w niwecz się przygodzić nie mieli. Abowiem i marynarz stary a bywały, co u rudla abo u kompasu spokojem stoi a rady drugim dodawa, daleko jest potrzebniejszy niżli owi, co po powroziech biegają, masztów się albo żaglów chwytają, a nie zawżdy wiedzą, co czynią, by ich owi starzy a bywali nie upominali. Abowiem małoć na tym, iż kto powrozy targa albo podkowy łamie, a dalej nic, ani sprawy, ani rady żadnej w sobie nie ma, też tylko za jednego, takież jako i inszy, stanie. Ale gdzie jest rada rozważna a sprawa ćwiczona, więcej jeden radą swą porazić i sprawić może, niżli ich wiele, co nic nie umieją. A tak tu stary niechże się dla tej przyczyny nic starości swej nie lęka, aby się już ninacz przygodzić nie miał, daleko się zawżdy więcej może przygodzić z radą a z pamięcią, a z bywałością swoją niżli wiele młodych, co nic nie umieją i nic nie umieli, i nic poradzić nie mogą, tylko z daleka stojąc, nasłuchawają, gdzie drudzy młócą. 3. Druga przyczyna, przecz się starości boimy Jest też druga przyczyna, przecz się przed starością trwożymy, a to ta, iż się boimy, aby nam ciała nie zemdliła, żeby już tak zawżdy leżeć albo siedzieć musiało, a iżby się już na żadną sprawę dobrą a na koniec ni nacz nie przygodziło. To acz ci prawda jest, iż ci już ku starości nie tak bujne a poskoczne być musi, ale iżby się nie miało w niwecz nie przygodzić, mało tego widamy, chyba iżby było jakie nazbyt ochorzałe, a od Pana Boga skarane. A wszakoż i ono nazbyt poskoczne albo nazbyt bujne a szalone, nie wiem, co też ma naprzód przed owym statecznym a spokojnym. Bo to znajdzie i między młodymi ludźmi, iż będzie jeden bystrzejszy a szaleńszy niż drugi. Ale by się na kogo statecznego przypuścili, co komu lepiej przystoi, pewnie by ów motyliczka przegrał, co skacze jako kozieł po płociech. Bo zaprawdę, jeśli co komu przystoi, tedy nadobny statek młodemu człowiekowi. A zową go więc poważni ludzie panienką, powiedając, iż: „czysty, stateczny młodzieniec, by miał być panienką”. Ale nasz poskoczny nazbyt, a na cóż się jego figle przygodzą? Bo i sobie szkodzi, i ludziom. Bo jeśli na szkapie, tedy się wierci, biega, darmo nigdy nie postoi. Więc albo co potłucze, albo poprzewraca, albo kogo zdepce, a sam też albo o tragarz w łeb albo o gałąź w gębę weźmie, albo i z szkapą padnie, a potym modrem płatem nogę uwija. Jeśli też pieszo, to albo przez stoły, albo przez ławki skacze, jednego nogą w bok, drugiemu szpadą po gębie, a sobie też albo w bok, albo w goleń, albo szklenice potłucze. Owa nie wiem ani rozumiem, nacz się ony figle przygodzą. Bo ni do męstwa, ni do żadnej potrzebnej rzeczy, chyba uciekać a przed guzem uskakować, toby się wżdy na to zeszły. Azaż też ubogi starzec nie może sobie nadobnych a statecznych, a spokojnych przechadzek użyć około stawków, abo po sadeczkoch swoich, albo też po polu, patrzając, nie maszli w pszenicy kąkolu. A potym przyszedszy, siadszy sobie u chędogiego stolika, smacznych a pomiernych potraweczek się najeść, a potym na swym przyrodzonym inochodniczku, który na nogach pan, na białym a nadobnym łóżeczku się przejeździć, z czeladką sobie pomówić, pożartować, pokrotofilić. A jeśli też jaki dostateczny, może też sobie i jaką cichą muzyczką główkę naszychtować, a potym się smaczno przespać, a potym się też już jego stanowi należy. A coż ma ów latacz albo skoczek przed nim, któremu się łeb nigdy uspokoić nie może? Nadobne wirszyki łacińskie jeden także spokojny pan nad łóźkiem był sobie kazał napisać: Stet quicunque vult sublimi lubricus in aula, Me tamen nil faciat at sola dulcis quies. Co po polsku tak może właśnie wyłożyć: Niech się, kto chce, dziwuje ścianam malowanym, Niech też, kto chce, kołace botem podkowanym, Mnie już nic nie smakuje, jedno wdzięczny pokój, A ty już tam u dwora wierę, co chcesz, rokuj. A wszakoż aby już ta obleżałość tak miała być nikczemna, iżby się też już nie miała ni nacz przygodzić, tedyby też to poczciwemu człowiekowi, chociaj podstarzałemu, zasię nie prawie przystało. Boć też to więc drugiemu z nałogu a ze zwyczaju czasem przypadnie; boć jedno źwirzęta takiego pokoju szukają: natkawszy brzuch, lazą w gęste szeliny, a kryją się, aby im też już nikt onego ich pokoju nie przekaził. A wszakoż pokój od burdy, pokój od prawa, pokój od zbytków, pokój od innych niebezpieczności świata tego, ten nadobnie statecznemu a poważnemu starcowi przystoi. Ale iżby się już nie miał ani rzeczypospolitej, ani przyjacielom przygodzić, tylo tak leżeć jako niedźwiedź, mrucząc a łapę ssąc w barłogu, toby mu też zasię barzo nie przystało. Bo możeć człowiek poważny siła dobrego i bez trudności i sobie, i ludziom czynić, jednym poradą, drugim też pomocami jakimi, to przez listy, to przez posły, a czasem też i samemu na jakim leguchnym wózeczku bez potrzęsów a bez poskoków nie wadzi się przcieździć. A tak gdy tym kształtem będzie starości swej używał, tedy więcej rozkoszy niż kłopotu będzie używał, a nic mu nie zawadzi ono spokojne a nieposkoczne ciało jego. 4. Trzecia przyczyna, przecz się starości boimy Trzecia przyczyna, przecz się ludzie starością brzydzą, jest podobno ta, iż się drugiemu tak zda, iż już ma tak zgrzybieć, iż mu już wszytki rozkoszy i wszytki krotofile świata tego omierzną, a iż ich ni w czym użyć nie będzie mógł. Ale powiedz mi kto, co jest lepszego: samemuli młócić, czyli u młocków stać a doglądać, aby dobrze wymłacali? Także i poczciwemu a statecznemu człowiekowi, nie lepiejże mu na to patrzyć, gdy się szaleńcy trzęsą, skaczą, maszkarują, rozmaite krotofile wymyślają, niżliby się sam trząść miał albo się ślizać miał jako kozioł po lodu, boby też to jednak nadobnie jego miłości przystało, podpirając się owym drugim dziadkiem z głogu albo z przmielu wystruganym. A potym napatrzywszy się onych rozlicznych krotofil, nabęczawszy sobie łeb rozmaitymi muzykami, smaczniej sobie i zjeść może, i potym sobie wdzięcznego pokoiku po swej myśli użyć. Acześmy się już też dosyć o tym nasłuchali, co ty skoczki umieją i do czego ludzi przywodzą, to już jemu mało do tego, niech sobie maże boki albo goleni, jako kto chce, albo też mieszka spowiedzi słucha, jeśli jutro będzie mógł skakać, czyli jeśli się utrzasnął, bo zawżdy po krotofilach dobrej biesiady trzeba, a ta jako się z mieszkiem nie zrozumie, trudno więc dobra być ma. A wszakoż poważny człowiek ma tego przestrzegać, aby takie krotofile nie były szkodliwe, nieobraźne, niekrwawe, jako to bywa w turniroch, w gonitwach, w szymirstwach, iż niejeden czasem z zawiązaną głową albo nogą chodzi, albo rękę długo na kitajce nosi, a psim sadłem naciera. Ale mająli być krotofile, mają być poczciwe, pomierne, bez szkody a bez urazu jeden drugiego. Abowiem ciało nasze jest sobie czasem wielkim przyjacielem, a czasem też wielkim nieprzyjacielem. Bo sobie jest przyjacielem, gdy sobie nadobnych, spokojnych, a pomiernych czasów używa, nie nazbyt się też pieści, a nie nazbyt się też pracuje. Ale gdy się też na swą wolą rozpuści, tedy mu się zda, aby wielkiej krotofile używało, ano wielkiej nędze, gdy się po ścianach tłucze, gdy rozmaite koziełki przewraca, gdy się we zbroi ukołace, gdy je ze wszech stron tłuką, i mnima, aby krotofil używał, a on się uda na rozmaite guzy, na rany, a czasem i na śmierć, jako się tego wiele przytrefuje. Abowiem w takich krotofilach czasem silna symulacyja bywa. Tobieć się zda wesół, a tam nie wiesz dalej, co pod pokrywką wre. Bo jednego guzy a bliska franca frasuje, drugiego też długi a cyrografy, a tak też i inne przypadki. Bo i szkapać się będzie cudna zdała pod cudnym pokrowcem, a gdy go odkryjesz, alić kłapouchy albo jaki prześlągły. A tak stateczny człowiek nierówno lepszych i poczciwszych krotofilek sobie użyć może, siedząc a dziwując się dziwnym zwrotom świata tego, niżli ten, tłukąc się, poskoczny kuropłoch. A mądrzy, starzy ludzie barzo się radzi tymto rzeczam nikczemnym pirwej dziwowali, na ty teatra, to jest na majestaty, które na to sprawowano, aby się z nich stateczni ludzie krotofilami dziwowali, barzo radzi się schodzili, nadobnie się jeden z drugim o dziwnych obłędnościach i obłudnościach świata tego i namówili, i naśmiali, i myśli swe ucieszyli, i ćwiczenia sobie namnożyli, i potym do domu przyszedszy, dziatkam albo też służkam to nadobnie rozwodzili, co jest szkodliwego, a co jest przystojnego komu wedle biegu świata tego. Kapitulum IX 1. A czwarta przyczyna, przecz się ludzie przed starością wzdrygają. A tu będzie, jako się śmierci nie lękać Czwarta przyczyna, przecz się ludzie przed starością wzdrygają, to jest, iż się już po niej bliskiej śmierci nadziewają. Bo z gromu pospolicie albo dżdżu jakiego nawalnego trzeba się gradu nadziewać. Ale mądry a rozważny człowiek, nie wiem, czemu się tego lękać ma, co jest powinien, a pewnie powinien, kiedy tedy uczynić jako dłużnik, który się bliskich god lęka. Ale lękaj się ty, jako chcesz, bo jeśli nie na gody, tedy pewnie na śrzodopoście albo wiosce puknąć, abo się workowi wytrząsnąć. Abowiem, pomyśliwszy sobie, iż nas tak natura w tę niewolą zaprzedała, a nikt się z tego ani wykupić, ani wyprosić, ani żadną mocą wybawić nie może, a o cóż się tu już troskać? Owszem, pilniejsza o to się starać, aby to kiedykolwiek przydzie, co powinnie przyść ma, przyszło z dobrym rozmysłem, z roztropnym postanowieniem, z uspokojonym sumnieniem a z bojaźnią bożą. A gdy się w to nadobnie poczciwy człowiek ubierze, już jako w pewnej zbroi może się onego ostateczniejszego nieprzyjaciela swego, śmierci, nic nie lękać. Boć się jedno taki każdy trwogi boi, który o niej nigdy nie myśli, ani się jej przypatruje, ani żadnej przyprawy nie ma, coby na się czasu onej nienadzieżnej potrzeby na się włożyć miał. A to prawie nienadzieżna potrzeba, z której nas i Pan nasz nadobnie upominać raczy, abychmy ustawicznie zawżdy ku tej potrzebie gotowi byli, gdyż niewierny nie tylko dnia, ale i godziny, kiedy na nas z nieobaczka jako złodziej przypaść ma. Też zasię gdy się na to poczciwy a rozważny człowiek rozmyśli, iż nie był nigdy żaden mocarz, aby się tej burdzie obronić miał, ani żadne tak twarde miejsce na świecie, aby z czasem odmienić, spadać, a w niwecz się obrócić nie miało. A czemuż się on lepszym nad insze rozumieć ma? A oczże się tak barzo frasować ma? Gdyż to jest każdy powinien, a żaden mocarz nigdy się temu obronić nie mógł. Posiadał ci Aleksander Wielki wszytek świat, że mu się żaden naród nigdy oprzeć nie mógł, i w dziwnych a w srogich przygodach bywał, a gdzież się podział? Bijał ci też Herkules dziwne ludzi, dziwne narody, a na koniec z smoki i ze lwy się łamał, a gdzież jest? Albo on Samson, co wieże, mury obalał albo lwom paszczeki rozdzierał, czeluścią osłową kilka tysięcy ludzi pobił, patrzże, jeśli się śmierci obronił albo mógł obronić? Nuż oni Hektorowie, Achillesowie albo on Lizymach, co ji był Aleksander Wielki lwowi okrutnemu kazał wyrzucić, jako się obronił i jako lwa srogiego udawił, kto czyta, to już wie, a gdzież się podział? 2. Czemu się tego lękać, co powinnie być musi? A gdyżechmy wszyscy tym prawem osądzeni, a pod ten dekret poddani, a widzimy, iż ani żaden król, ani żaden potentat, ani żadny święty od tego dekretu nigdy do wysszego prawa ani do siedmiu miast apelować nie mógł, jedno iż ji skromnie każdy przyjąć, a na sobie ji nosić musiał, a czegóż my się też nędzni robaczkowie nadziewać mamy? A czymżebychmy się lepszymi sobie zdać mieli, niż oni dziwni ludzie? Owszem uważywszy to sobie, iż to powinnie znosić mamy, a czemuż się przed tym wzdrygać albo się tego lękać mamy? Bo acz ci to jest przyrodzeniu naszemu straszna rzecz rozłączyć się z światem i z onymi nałogi jego, którymechmy tu już przywykli a w nich się rozkochali, ale uciekszy się do rozumu, iż to już inaczej być nie może, a iż to już jest rzecz powinna, a k'temu do obietnic Pańskich, iż wierny żadny nie umiera, jedno iż idzie do lepszego żywota, a czemużbychmy się tego lękać albo się przed tym wzdrygać mieli? Owszem, się zawżdy o to starać, aby nas czas tymi wiernymi tak zastał, jakobychmy wedle obietnic Pańskich zawżdy żywi byli, gdyż złościwy, wedle dekretów Pańskich, każdy w złości swej obumrzeć musi. A tak owszem, człowiek, który już ku swym poczciwym a szedziwszym latom przyszedł, a iż już jest niejako imi ociążon, a czegóż się już inszego ma nadziewać? Owszem, czasu tego z radością czekać a kniemu się zawżdy, wedle nauk i obietnic Pańskich co napiękniej gotować i sprawować, a nędze długo nie cierpieć. Bo chciałbych kogo spytać, gdyby kogo chociaj żartem za nogi powieszono i pytano go: „A już się każesz uciąć?”, powiedziałby: „Ale się boję, bych się nie słukł”. Pytano by go: „A cóż wolisz, albo się mało przytłuc, abo tak długo wisieć?”, o, pewnie by się każdy wolał kazać uciąć, chociajby się przytłuc, niż tak długo wisieć. A także zeszłemu w leciech a szedziwemu, a prawie jako za nogi obieszonemu, mało mu się nie lepiej zarazem już ochynąć, niżli tak długo za nogi wisieć a czekać, a jednakże tam przedsię być, a przedsię się ochynąć. Abowiem jaśnie to wszyscy znamy, że się tu jako po cienkim lodu ślizamy, ani żaden z nas nie wie, gdzie ma w przerębl wpaść albo gdzie się załomić ma. A cóż inszego czynić? Przedsię się tego nie lękać, czego się ustrzec nie możemy. Boć strach jest na nas jako na dzieci maszkara, co twarzy odmienia: tylko jedno straszy, a nic nie uczyni. A wszak widamy dzieci, kiedy więc z kim igrają, to mu rady, to się w nim kochają, a skoro na się szpetną maszkarę włoży, to wnet przed nim uciekają, a skoro ją zasię zejmie, to wnet zasię do niego z radością bieżą. Takżeć też człowiek mądry a rozumny, który nie jest jako dziecię, gdy się rozmyśli, iż pod tą szpetną maszkarą, pod strachem, nie masz się czego bać, widzi, iż tam, czym straszy, szkodliwego nie masz nic. A czemuż się tego lękać ma, co obrazić nie może, a co jest rzecz powinna? A wziąwszy myśl stateczną przed się, nigdy mu żaden postrach ani śmierć sroga ani straszna nie będzie. 3. Poczciwemu przecz ma być śmierć straszna Bowiem poczciwemu a rozumem ozdobionemu człowiekowi a czemu być ma śmierć straszna? Gdy nic na swym sumnieniu nie czuje, co by mu do łaski Pańskiej, do żywota wiecznego przekazić miało. Gdyż ozdobił staniczek swój takim żywotem i takimi sprawami, że i po śmierci sława jego nigdy umrzeć nie będzie mogła. Gdy też będzie pewien, iż dusza ona miła jego w rozkoszy a w radości zachowana być ma aż do zawołania swego, a ciało też jako smacznym snem, iż też uspokojone będzie. Gdyż wie, iż to pewna a nieomylna rzecz jest, a z czasem na każdego przypaść musi. Gdyż wie, iż żadnego tak pewnego ani mocnego miejsca nie masz na świecie, gdzie by się przed tym zakryć miał, ani żadnego mocarza nie masz, co by go od tego obronić miał. A co ma być po niewoli, a czemu tego z dobrą wolą czekać nie ma? Gdyż i gość wdzięczniejszy, co sam z chuci a z miłości przydzie do kogo, niżli ów, co go wloką, a on się wydziera, a prawie gwałtem ukazuje onę niechuć swoję. Prawdać jest, iż kto się nazbyt zabawił światem tym mizernym a tymi doczesnymi nędznymi obłudami jego, który się uzłocił, upstrzył, gmachy pomarmurował, poalabastrował, pozłocił, piska, huczy, trąbi a dziwymi kształty rozkoszy swoich używa, że temu śmierć musi być straszna i żałosna. Ale jeszcze będzie żałośniejsza, gdy z guzów albo z francuzów, albo z dziwnych wrzodów nań nieobacznie przypadnie. Ano strach, ano żałość od onych nałogów swoich, ano sumnienie drży, nie czując nic dobrego w sobie, ano ni wiary, ni sprawy, ni nadzieje, ani żadnej stałości nie masz, ano jeszcze diabeł poddyma, aby w rozpacz przyszedł, a świat łudzi, a ciało drży przed strachem. Ale człowiek w statecznej myśli swej postanowiony, który poczciwie a pomiernie a pobożnie używał zawżdy cnotliwych czasów swoich, który się rozmyśla, iż to, co oczyma widzi, nigdy jego nie było, tak tego jako pożyczanego używał, a zawżdy to powinien był wrócić albo innemu oddać, kiedy mu jedno rozkazują. A czegóż się ma lękać? A czegóż ma żałować? I owszem, to wszytko z dobrą wolą woli oddać, z czego by potym srogą liczbę czynić miał. Abowiem dobry dłużnik, który się zadłuży, a wie, iż onym zadłużeniem wiele sobie zarobić może, a zasię onymże urobkiem wie pewnie, iż style troje ugonić może, a barzo rad dług on zapłaci. Także człowiek pobożny zadłużył się Panu, wielki dług wziął od Niego, dobrodziejstwa Jego, a jeśliże się w tym dobrodziejstwie Pańskim pobożnie a poczciwie zachował, o, wiele sobie urobił, a tym urobkiem wielkich sobie skarbów dostać może, a już tego pewien a ist o wiecznych a niedoczesnych skarbiech swoich. A czemuż się ma wzdrygać, aby ten dług Panu zaś wrócił, gdyż już im wiele urobił, i jeszcze się wiele skarbów po nim nadziewa? Ale ów nędzny dłużnik, co jako szwiec, kiedy się na skóry zadłuży, tedy podeszwami wypłaca, który już żadnej nadzieje w wielkim zarobku nie ma, tylko się lichmaniną żywi, a lichwy płaci, a barzo mu ciężko wrócić, co się komu zadłużył, a przedsię, rad nierad, przydzie święty Marcin: „Daj czynsz”. A co się go nasadzają albo namęczą, to wniwecz. A wiele poczciwych ludzi było i pogańskich, i krześcijańskich, co dobrowolnie śmierci szukali a sobie jej życzyli. Ano i Dawid na wielu miejscach Pana Boga prosił, aby mu dał oglądać skarby w ziemi żywiących. Ano i prorok Jonas, leżąc przed Niniwen miastem na onej górze pod słońcem, prosił Pana o śmierć. Ano i on starzec Symeon święty, gdy poznał zbawiciela swego na ręku swoich, tedy prosił Pana, aby go już opuścił, a wziął go do chwały swojej, powiedając, iż: „mi tego już nic nie żal, gdy oglądały oczy moje zbawiciela swego”. Nuż zasię ludzie pogańscy, tylko dla sławy swej na wielkie niebezpieczeństwa a prawie na śmierć ciała swe wydawali, na działa nabiegali, przez wojska się przebijali, na mury i w ognie wskakowali. A co rozumiesz o onych, co się byli w onym trojańskim koniu zawarli, jeśli się ci byli dobrowolnie na śmierć nie wydali? Bo Grekowie, gdy już Trojej dobyć nie mogli, uczynili postawę i ten kształt okazali, podziękowawszy bogom swoim, iż już precz od onego miasta odciągnęli, a na pamiątkę tam bycia swego a na chwałę bogom swoim, zbudowali konia wielkiego z drzewa i pięknie ji umalowali, w którym zawarli kilkaset ludzi rycerskich. Ubodzy Trojanowie, rozradowawszy się onemu pokojowi swojemu, zbiegli się na dziw do onego konia i uradzili sobie, aby ji na wieczną pamiątkę do miasta wciągnęli. Potym sztukę muru niemałą obalili oną bestią, z wielką trudnością w miasto wtoczyli, potym sobie już wesołych czasów używali. A gdy jeszcze około onej szkapy stali, przybieżał Laokoon królewic, który był duchowny, i uderzył w onę szkapę szefelinem, mowiąc do nich: „Nonne haec in nostros structa est machina muros?” („A co wiedzieć, panowie, jeśliże ta szkapa na nasze mury nie jest zbudowana?”). Cóż rozumiesz, byli ci w strachu, co tam w szkapie siedzieli? Potym w nocy z onej szkapy wyskoczywszy w kilku miejscach miasto zapalili, na bezpiecznie śpiące uderzyli, bo strach wielkie oczy ma, Grekowie też wnetki przyskoczyli, tak że nędzne miasto wzięli i rozszarpali. A tak wiedząc to uważny człowiek, iż w śmierci żadnego strachu nie masz, wiedząc, iż i ludzie święci, i ludzie pogańscy nic się przed nią nie trwożyli, owszem, się w nię dobrowolnie wdawali, a k'temu jeszcze i w złym drudzy sumnieniu, i żadnej sprawy około siebie postanowionej nie mając, a czemuż ten poczciwy, mając sumnienie bezpieczne, czyste, a od wszego wolne, postanowiwszy nadobnie swe sprawy wszytki, z rozważnym umysłem na wszem postanowiony będąc, a czemużby się tej bestyjej a tej niemej twarzy lękać miał, która tylko iż ciało uśpić może, ale dusza miła nigdy od niej dotkniona być nie może, tak jako nas w tym Salomon bezpiecznie uiścił? 4. I pogani, i czarci śmierci nie ganili Wiele pisma i przykładów takich bychmy znaleźli, gdzie i pogani, i czarci śmierci nigdy nie ganili, i owszem, ją chwalili. Ano Sylenus, też mędrzec jeden, gdy do Adriana cesarza był za więźnia przywiedzion, gdy z nim wiele rozmawiał, po rozmowach onych prosił cesarza, aby go wolno puścił. Cesarz go spytał: „A co mi za to dasz?”. Powiedział mu Sylenus: „A coć mam dać, kiedy sam nie mam nic? Ale cię nauczę takiej rzeczy, coć za wielki skarb stanie”. Pytał go cesarz, co by to takiego było. Powiedział mędrzec: „A to napirwej żałuj, żeś się urodził, a potym proś Boga, abyś co narychlej umarł. Boś się urodził, chociaś cesarz, na wielką nędzę, na wielki kłopot, a na wielkie niebezpieczeństwo żywota swego, abowiem nie jedna śmierć za tobą chodzi, a rozmaici ludzie o tobie i rozmaitymi kształty radzą, jakoby cię z świata zgładzili. A przedsię co w tym kłopotów, frasunków a niebezpieczeństwa używiesz, a zwłaszcza w tych zamieszkach swoich, to będziesz miał w zysku. A skoro umrzesz, już sobie do każdego pokoju, do każdego bezpieczeństwa i do każdej rozkoszy fortkę otworzysz”. Cesarz rozśmiawszy się onym skarbom, a przyznawszy, iż prawdę powieda, kazał go wolno puścić. Także i Diogenes, gdy go między innymi rozmowami tenże Adrian pytał, co by też o śmierci rozumiał, tedy mu także powiedział: „Śmierć jest pewne pielgrzymstwo, koniec każdej pracej, strach złym a rozkosz dobrym”. A pewnie, że prawdę powiedał. Bo swowolnikom a łakomcom musi być barzo straszna. Bo się jednym od nałogów barzo nie chce a drugim też od onych dosypanych skrzynek, a od wyciosanych marmurów, których nędznie użyli i niegdy by byli nie użyli. A człowiek roztropnością mądrą ozdobiony, wspomniawszy sobie, jako Pismo powiada, iż tu nie mamy miasta mieszkającego na świecie, wspomniawszy, iż to wszytko, cokolwiek mamy, nie nasze jest, jedno jakoby k'wiernej ręce nam do żywota pożyczono; wspomniawszy, iż mu tam Pan wieczne skarby obiecał i nagotował, których ani mol, ani rdza nie gryzie; uważywszy swą bezpieczną myśl i sumnienie swoje, nic mu to nie straszno, iż to uczyni, co zawżdy uczynić powinien. 5. Czarci za skarb ludziom śmierć dawali A patrz, jako i czart śmierć zawżdy za wysokie dobrodziejstwo a za zacny upominek być pokładał. Jeśli kto czytał, gdy Trofon a Agamedes kościół byli Apollinowi wielkim kosztem zbudowali, w którym potym czarci mówili i ludziom odpowiedzi dawali? Przyszli potym do onego kościoła i prosili Apollina, aby je też wżdy za onę ich pracą i za on kosztowny nakład czym opatrzył. Apollin im powiedział, iż „wam takie upominki dam, których na świecie żadnych lepszych nie masz”. Ci się barzo w tym kochali i z radością tego czekali, i przyjacielom tę swą pociechę opowiedzieli. Naleźli je trzeciego dnia, a oni obadwa umarli. I obaczyli to potym oni, co się im byli tego zwierzyli, iż oni ich bogowie na on czas śmierć sobie za nawiętsze dobro i za nakosztowniejsze klenoty poczytali. Także też oni dwa bracia Kleobis a Biton, których matka wedle onego starego zwyczaju pogańskiego była kapłanem, którą zwano Argia, gdy na jakiś fest miała iść przed miasto do kościoła sprawować ony cerymonije swoje, synowie jej prosili, aby dla zacności swej pieszo nie szła, ale wsadziwszy ją na wózek, pięknie przystroiwszy, sami ją dwa wieźli do kościoła onego. Gdy ofiary czyniła onym bogom swoim, także ich prosiła, aby to onym synom za onę poczciwość, co jej uczynili czym dobrym oddali, i pewnie jej to obiecali. Była z nimi już na ony obietnice wesoła, a po onej krotofili spać się pokładli. Rano wstała, a synowie jeszcze śpią, nie kazała ich budzić aż ku południu było, powiedziała, iż to już długo śpią, kazała je potym obudzić. Ci, co je szli budzić, naleźli je, a oni obadwa umarli. Matce powiedzieli, ona się nic nie zatroskawszy, powiedziała, iż: „widzę, iż u bogów nie masz nic lepszego ani kosztowniejszego jedno śmierć, gdyż to mym synom dali, co im byli z wielkiej łaski dać obiecali”. 6. Nierozmyślnym śmierć strach, rozmyślnym krotofila A tak jako się pirwej wspominało, bogaczom a łakomcom a rozkosznikom straszna jest śmierć, ale ludziom mądrym a słusznie rozmyślnym nic to straszno być nie może. Bo nie darmo ono Salomon w swej prośbie, którą czynił do Pana, dokładał: „Bogactwa zbytniego nie daj mi, mój miły Panie, tylko mi daj słuszne potrzeby do żywności mojej. Abowiem w bogactwie będąc nasycony boję się, bych cię nie zapomniał, a nie pytał się potym, co to jest za Bóg i które jest imię Jego”. A tak nie dziw bogaczowi strach śmierci. Antygon, król macedoński, gdy był barzo niemocen, a iż baczył, iż go panowie i inni przyjaciele żałowali, tedy im powiedział, iż: „mię żałując, zaźrzycie mi mego dobrego. Abowiem ta niemoc jest do mnie prawie posłem, upominając mię, iżem jest człowiek, a iżbych pamiętał potym na śmiertelność swoję, będęli żyw, a nie wznosił się ku górze z omylnymi myślami swymi. A jeśli umrę, tedy dług zapłacę, a pokój sobie uczynię”. Niedawno zeszły on cesarz sławny Maksymilian, gdy mu w Tyrolu pałac jakiś budowano, tedy tam coś murarze a cieśle pomylili; gdy przyszedł oględować, tedy starszy ten mistrz jakąś zafrasowaną twarz ukazał. Cesarz mu przyszedszy poszeptał: „Nie frasuj się, boć ja ten dom nie wiem komu ji jeszcze buduje, ale przydziesz do mnie po obiedzie, tedy mi mój własny domek zbudujesz”. Cieśla się zadziwowawszy, co by to miał być za domek, co by ji za kilka godzin zbudować miał, szedł potym na czas naznaczony do cesarza. Cesarz, zawarszy się z nim, po cichu kazał mu wnet trunę zbudować, a iżby tego nikomu nie powiedał. A gdy już truny dokonał, powiedział mu cesarz, iż: „To dopirko jest własny domek mój, tam tego już dobudujcie jako chcecie, bo nie wiem, komu ji budujecie”. Potym cnotliwy cesarz, onę trunę zawinąwszy, pięć lat z sobą wszędzie woził i w każdej potrzebie z nim bywała, a powiedział, iż „to też mam swój tajemny skarb”. A gdy umarł, rzucili się do skarbu, aliści truna, a w trunie nic nie masz. Obaczyli to potym, iż to jego był tajemny skarb: pomnieć zawżdy na śmiertelność swoję. Także go potym w niej z wielką poczciwością jako cesarza schowali. Tenże sławny cesarz, gdy już miał umrzeć, prosił panów swoich, aby ciało jego przez kilko dni niezakryte leżało. A gdy go panowie pytali, co by było po tym, powiedział, iż: „niech się każdy dziwuje a przypatruje się mocy śmiertelnej, iż ani cesarz, ani żadny potentat jej się nigdy obronić nie może. A niech też sobie każdy wspomni śmiertelność swoję, a iż to dług jest pewny a nieomylny, a każdy ji z czasem swym pewnie zapłacić musi”. W onym sławnym Egipcie ten był obyczaj, iż gdy panowie jaki sobie fest czynili, tedy gdy byli naweselszy przyszedł muzyk jaki albo skrzypiec jaki, a przyniósł na sobie obraz drzewiany jakoby człowieka umarłego, tamże ji podle siebie postawiwszy, napirwej, poglądając na on obraz, żałosne wiersze śpiewał, aby każdy czasu nabezpieczniejszego a naweselszego na to sobie wspominał, iż też taki ma być, a iż się temu nikt żadnym bogactwem ani żadną mocą obronić nie może, aby tego długu płacić nie miał. Potym też zasię inne biesiedne a wesołe wirsze śpiewał. Abowiem i my, co po tym świecie do tego krysu obiecanego wędrujemy, jestechmy podobni ku onym, co w drogę idą i potkają gdzie jakie piękne drzewo z szyrokim liściem, a cień rozkoszny pod nim, to się tu pokładą, to się tu rozuwają, to się ocierają, drugim się przespać chce. A przedsię kochaj się ty, jako chcesz, dalej w drogę wędrować, a tam być, gdzie potrzeba a gdzie każdy być musi. Także my też pod tym drzewem a pod tym cieniem świata tego to się oskubamy, to się przewracamy, to się chłodzimy, to się nam nie chce z cieniu tego, a przedsię wędrować, a przedsię tam być, gdzie każdego powinność niesie, by się nabardziej ociągał z cieniu tego. Prosto jestechmy jako on dziad, co o nim Ezop bajał, który niósł w gorący dzień brzemię drzew z lasa na sobie i stanąwszy także pod drzewem w cieniu, zrzucił z siebie ono brzemię drew, i powiedział: „Ej, już bych snać wolał śmierć, niżli się z tymi drwy dźwigać”. A śmierć wnet podle niego stanęła: „A czego chcesz, bracie? Owom ja gotowa”. Dziad, wejrzawszy jej w oczy, ubznął się i powiedział stojąc pokornie: „Nic, moja miła siostro, chciałem cię prosić, byś mi tych drew pomogła na ramię założyć, ale już nie trzeba, bom sobie już odpoczynął, założę sam”. Tak ci nas świat łudzi, iż gdy sobie czasów a przypadków powinnych nie rozważymy, tedy nam ta nieszlachetnica straszna, która zaprawdę, kto się obaczy, nie ma przecz straszna być. Ano i oni pogani, co je zwano Traces, ten obyczaj mieli, iż kiedy się człowiek urodził, tedy na krzcinach płakali, żałosne pieśni śpiewali, wysławiając, iż się ten człowiek na nędze a na wielkie niebezpieczeństwo narodził i nie darmo płacze, bo to czuje rozumna dusza jego. A kiedy zasię kto umarł, tedy trąbili, bębnali, śpiewali, radując się z tego, iż już dokonał wszytkich prac, trudności, niebezpieczeństwa swego, a iż już będzie innego a rozkosznego używał żywota swego. Także ono i Kserkses, on wielki a możny król, gdy był wielką wielkość ludzi na wojnę wywiódł, tak iż i morza, i ziemie nieprzeźrzaną część zakryli, wszedszy na górę, patrząc na ony wojska, począł płakać. Artabanus, pan jeden, pytał go, przeczby płakał, mając takie wojska, przypominając mu to: „Jeśli się nieprzyjaciela boisz, a kto taki jest, aby to zwyciężyć miał?”. Powiedział mu król, iż: „się ja nieprzyjaciela nic nie boję, ale wpadła mi na myśl śmiertelność moja, iż teraz patrzam na tę okrutną moc i bogactwo swoje, a po małej chwili w proch się nikczemny obrócić muszą. Abowiem to wiem pewnie, iż po piącidziesiąt lat z tych, co ich tu widzę, ledwie że dziesiąty zostanie”. Ale gdybychmy i my też, dzisiejszy Kserksesowie, weszli na wysoką górę, a pomyślili sobie, weźrzawszy nie na wojsko, ale na wszytek świat, jako marnie ludzie schodzą a często giną, że ich ledwe trzecia część w małych czasiech zostanie, by na to miejsce inszy nie następowali, moglibychmy też zapłakać a pomyślić sobie, iż tu czas nasz krótki a omylny jest, a nic się w nim nie kochać, a z wesołą myślą czekać dokończenia a uspokojenia swego. A iż nie wiemy, w którym czesie, a na którym miejscu ma nas śmierć zastać a czas dokończenia naszego, tedy mu jej i na każdy czas i na każdym miejscu czekamy, gdyż to widzimy, iż skoro się urodzimy tedy już mrzeć poczynamy, bo co dalej, to bliżej ku śmierci idziemy, a o niej ani wiemy, ani myślimy, gdzie nas zdybać a zaskoczyć ma i na którym miejscu, i w którą godzinę, której żadny człek nie wie. I dlatego nam to zatajono, abychmy zawżdy gotowi byli, bo bychmy pewnie wiedzieli czas dokończenia swego, nie chciałoby się nam nigdy dobrymi być, aż maluczko przed czasem onym. 7. Mądry co sobie o śmierci rozważać ma A tak stateczny a poważny a rozumem ozdobiony człowiek miałby zawżdy on egipski obraz w każdej krotofili swej przed oczyma swoimi stawiać i z tej góry z Kserksesem ustawicznie odmieność świata tego upatrować, a nic się przed tym nie trwożyć, co powinnie być musi, owszem, się na to ustawicznie rozmyślać, a z ochotą tego czekać, abyś wdzięczniejszym gościem był u Pana swego, dobrowolnym niż poniewolnym, aby cię między opłotki a po ulicach nie szukano a gwałtem nie przymuszano do tych god Pańskich, tak jako w Ewanielijej słychasz; a bądź zawżdy gotów, a miej zapaloną lampę w ręku swoich, jako ony pięć mądre panny, które z ochotą puszczono do pałaców pańskich, a miej zawżdy swadziebne odzienie gotowe z cnoty, z wiary a z dobrych spraw twoich uhaftowane, abyć nie rzeczono: „Przyjacielu, jakoś tu śmiał przyść, tak się szpetnie ubrawszy? Idź precz, bo się tu nie zejdziesz między tymi, co się pięknie przystroili do tego wesela Pańskiego a do tego wezwania swego”. Abowiem i do wojny, i do każdej sprawy, wszak to widamy, iż jest gotowość zawżdy barzo potrzebna. A szczęśliwe to miasto, tak powiadają, które czasu pokoju boi się burdy, a wczas do tego gotuje potrzeby sobie. I rycerski człowiek, chociaj jeszcze nie wie o żadnej pewnej burdzie swojej, zawżdy sobie gotuje potrzeby do tego, a często przypatruje zbroiczki swoje. A ty już o pewnej a nieomylnej burdzie wiesz, a nie wiesz, kiedy na cię przypaść ma, a wżdy lezisz, a wżdy nic nie dbasz, czego byś iście nie uczynił, byś tu wiedział na się o jakiej pewnej burdzie świeckiej swojej”. Abowiem Pismo święte powieda: „Szczęśliwy to człowiek, który czujno stoi u fortki swojej, aby nie przyszedł możniejszy a nie pobrał dobra jego”. Nie rozumiejże, abyć to srebra abo pieniędzy, boć jeszcze nie to jest dobro twoje, które jest doczesne, ale ono wieczne, którego wiecznie, a nie do czasu, a z wielkimi radościami używać masz. Gdzie dalej Pan także o tym dokładać raczy, mowiąc tak: „Abowiem by gospodarz wiedział, której godziny złodziej ma przyść na złupienie domu jego, o, pewnie by pilnie czuł a strzegł, iżby mu się nie dał podkopać do domu swego. A tak i wy ustawicznie czujcie, bo czas wasz dybie na was jako złodziej, ani wzwiecie, której godziny ma przypaść na was”. Abowiem każda rzecz uważona przed tym już nigdy tak straszna być nie może, jako ta, która gwałtem a nieobacznie przypadnie. Bo i strzała, kto ją wczas obaczy, nie może tak wiele szkodzić jako ta, kto jej nie obaczy. Kapitulum X 1. Gdy już poczciwy człowiek rozważy powinność śmierci, jako jej ma czekać i jakiego żywota do czasu swego przyszłego używać ma Bywają też więc ludzie starzy, co niecirpliwie a nierozmyślnie przypadki czasów swych znoszą. A drudzy więc i czasy swoje, i starość swoję przeklinają; co wszytko bezrozumnie czynią, gdyż przyrodzenia żadny zgwałcić ani zwyciężyć nie może. Abowiem widzisz, jako niebo, miesiąc, słońce, ony szlachetne stworzenia, ustawicznie biegać, pracować, a w koło około ziemie toczyć się muszą. Widzisz, jako czasy idą każdego roku, wiosna nastawszy, ziemię ogrzawszy, zioła i drzewa rozliczne zazieleniwszy i kwiatki rozlicznie umalowawszy, lato za sobą przywodzi, w którym też w gorącości jego, gdy już wszytkich rzeczy, co wiosna zaczęła, dokona, ludzie niemałej pracy z owymi krzywymi żelazy używają; za latem zasię błotna jesień przychodzi, a za jesienią zaziębła a niewdzięczna zima. Widzisz też, iż się miesiąc ustawicznie odmieniać a odnawiać musi. Widzisz, że dzień w noc, a noc w dzień ustawicznie się tak mienić a zawżdy się mieszać muszą. Rzeki bystre nigdy ciec nie przestaną. Także i ziemia wedle czasu każdą powinność swą okazać musi, z czasem się zazielenić, z czasem zażółcić, z czasem nazbyt zagorzeć, z czasem nazbyt rozmoknąć musi, także i zmarznąć a stwardzieć jako kość musi. A cóż, gdy przyrodzenie wszystkich rzeczy swą powinność niesie, a Pan Bóg jeszcze od wieków tak postanowić raczył, a któż tego Pana i jego postanowienie kiedy zgwałcić albo zwyciężyć może? A któż kiedy przyrodzeniu od niego postanowionemu jaki gwałt albo jaką moc uczynić może? A czemużbyś też ty miał być dziwniejszy, mój miły bracie, gdyż widzisz, iż niebo, ziemia, rozliczne planety, czasy i wszytki przypadki swym porządkiem już aż do skończenia świata tak się toczyć muszą, a ty byś tylko miał narzekać na przygodzenie swoje? Azażeś już nie przetrwał wiosny onej nadobnej, zazieleniałej młodości swojej? Azażeś już nie przetrwał onego rozkosznego lata i jesieni, z którymi wszytki żywności przypadają, onych wesołych a wdzięcznych średnich czasów swoich? A gdyś już przyszedł do zimy a do chłodniejszych czasów swoich, a czemużbyś też nie miał już też użyć wdzięcznego pokoju swego? Jako on dobry gospodarz, który nanosiwszy lecie a w jesieni wszytkiego pełne kąty swoje, już też sobie rozkosznie wszytkiego używa w ciepłej izbie albo przy kominku swoim? Abowiem nie może być dom żaden tak pięknie fundowany albo upstrzony, aby z czasem swym poczyrnić, prochem a pajęczyną przypaść nie miał, a więc by go już zarazem rozwalić albo się im obrzydzić. Azaż go nie lepiej omywać albo znowu pomalować, oblepiać, pobijać, aby przedsię stał w onej mocności swej, póki może być? Także też ty starość swą, gdy na cię przypadnie, a już byś ją sobie obrzydzić miał jako zły gospodarz stary dom dla zabrukania jego, sam się osądź, iżby to nie był prawy rozum twój. Ale jako on rzymski hetman, gdy Rzymianie świat posiadali, tedy między hetmany miasta, zamki i krainy rozdawali, dostała się też jednemu Sparta, miasto nie barzo ozdobne przeciwko innym miastom, chciał onę Spartę porzucić, drugi mu powiedział, iż: „źle uczynisz, bo widzisz, iż zawżdy lepiej każdą rzecz starą sobie scelować a nowej czekać, niżli ani nowej, ani starej nie mieć. A tak ja tobie radzę Spartam, quam nactus es, adorna (to jest: gdyć się Sparta dostała, już jej sobie nie mierź), a jako możesz, radszej ją sobie przychędażaj, będzieć się potym podobała”. Także też ty, gdyś przyszedł ku swym szedziwym latom swoim, a iż ci się już działem ta Sparta dostała, już jej sobie nie mierź, już ją sobie przychędażaj nadzieją a uważną stałością swoją, już ją sobie jako dobry gospodarz on stary dom swój ochędażaj, pobijaj, ocieraj, boć i dłużej potrwać może, i lepszej rozkoszy, gdy ji sobie chędożyć a zdobić będziesz, w nim użyć możesz, niżlibyś ji przez swą niedbałość zaplugawił a omierził sobie. 2. Starego rozliczne pociechy Azaż ty nie masz czym tego przyczerniałego domku swego, tej starości swojej, zachędożyć a nadobnie zafarbować? Pociechami rozlicznymi swymi, gdy będąc w pokoiczku swoim, opuściwszy rozliczne burdy, frasunki, kłopoty świata tego, będziesz używał rozkoszy swojej, patrząc na ony sprawy swoje, któreś sobie sprawił i postanowił za czasów dużości swojej. Ano sobie siedzisz w nadobnym domku, któryś sobie zbudował wedle myśli swojej, ano łóżeczko nadobnie usłane stoi dla odpoczynienia twego, anoć synowie służą, jeślić je Pan Bóg dał, i z żonkami swymi, wymyślając ci potrawki wedle czasów swoich, anoć jeden przyniesie ptaszków, drugi zajączków, białe głowy kurek, owoców rozlicznych, że bezpiecznie możesz rzec w onym wdzięcznym pokoju swoim: „Używaj, moja miła duszo, bo masz wszytkiego dosyć”. Przechodzisz się zasię do sadków swoich, do rybniczków twoich, którycheś sobie namnożył za możniejszych lat swoich, ano rozliczne owoce wiszą przed oczyma twymi, ano rybki skaczą, ano jagniątka, koźlątka igrają, ano wnuczątka za nimi przed oczyma twymi jako wdzięczne kurczątka skacząc biegają, anoć gruszeczki, jagódki zbierając przynoszą, jako mogą, się przysługują, ano stada bydła rozliczne jako od Jopa z wrót twoich pędzą, ano się pola ony zielenią, coś sobie rozkopał za możniejszych czasów swoich. A przeczże ty sobie masz mierzić starość swoję? A przeczże jej sobie, owszem, nie masz poczytać za rozkoszne a uspokojone czasy swoje? A owszem, Panu Boguś powinien dziękować, iż ci się dał przebić przez ony srogie burdy, rozterki a kłopoty świata tego, a dał ci doczekać wdzięcznego pokoja twego i czasów twoich. 3. Czytanie wielka rozkosz Azaż nie rozkosz, jeśliże czytać umiesz, układszy się pod nadobnym drzewkiem między rozlicznymi, pięknymi a woniającymi kwiateczki albo także zimie na nadobnym a rozkosznym łóżeczku swoim, iż się rozmówisz z onymi rozlicznymi filozofy, z których najdziesz wielkie pociechy starości swojej, w których najdziesz wielką naukę ku każdej rozważnej sprawie swojej. A chceszli się też czym ochłodzić albo pocieszyć, azaż nie najdziesz onych rozkosznych historyj o dziwnych sprawach onych ludzi rycerskich a ludzi poważnych, którym się i podziwować, i z ich dziwnych spraw ucieszyć się możesz. A chceszli się też pośmiać, azaż nie znajdziesz onych krotofilnych fabułek, onych mądrych ludzi, z których się i nacieszyć, i nauczyć się zawżdy czego możesz? A czasem się też udasz do proroków, do apostołów, do ewanijelistów, abyś też wiedział powinność swoję, a nie dał się unosić w powinności swojej od plotek rozlicznie wymyślonych świata tego, gdyż Pan nie chce cię za własną owcę sobie poczyść, nie bedzieszli też słuchał własnego głosu Jego, a udasz się za głosem sprośnego najemnika, któryć tylko będzie bęczał i ryczał jako wół dla pożytku swego. A toć snać będzie napilniejsza już na tej drodze tego wędrowania twego, abyś się pytał co naprościej drogi do Pana swego a do onego wdzięcznego miejsca swego, dokąd cię już pewnie wiedzie powinność twoja, a prawie już masz jako pewną obietnicę od niego. Bo to wdzięczna rzecz jest każdemu, kto w drogę jedzie albo idzie, iż nie przydzie na błędne a na omylne drogi, jedno iż prosto a bezpiecznie sobie jedzie albo idzie wiadomym a torowanym gościńcem swoim. A jeśliże sam czytać nie umiesz, więc komu inszemu kazać, co by i nadobnie przeczedł i rozwiódł, a stąd już pociecha twoja rozmnażać ci się może w każdym zamyśleniu twoim, i powinność twoja tak być postanowiona może, iż będziesz zawżdy stał jako mur, w którym jeszcze żadnej rysy nie masz, przed oblicznością Pana swego. A jeśli też masz ten dostatek, więc też każesz sobie czasem abo na jakim symfonaliku nadobnie zagrać, a pocieszyć zafrasowaną myśl swoję i serce swoje. Przydzie do ciebie przyjaciel, azaż nie rozkosz, gdy się z nim namówisz, naśmiejesz, a on ci będzie powiedał przygody a przypadki ludzkie, co się komu przygodziło, a ty sobie jedno będziesz rozważał a wspominał, iż się też to wszytko działo za czasów onych młodszych lat twoich. 4. Stary wiek w dziwnej obronie Pańskiej A czemuż ty sobie masz mierzić starość swoję albo się ją brzydzić? A owszem by się w niej kochać, iż cię opuściły burdy a rozliczne kłopoty świata tego, a tyś je też opuścił, a owszem o nie nic nie dbasz. A będąc postanowiony w nadobnym a spokojnym żywocie swoim, jużeś tego pewien, iż nie tak często możesz obrazić Pana swego. A jeśli go obrażać nie będziesz, a czegóż się innego masz nadziewać, jedno wielkiej łaski a dobrodziejstwa a błogosławieństwa Jego, gdyż nad takim każdym jest pilne oko święte Jego, a nad każdym takim podniosł możną rękę swoję, strzegąc go, aby i włos nie spadł z głowy jego. Także i aniołom swym rozkazał, aby była na wszem pilność ich a straż pewna od każdego niebezpieczeństwa jego. A nie rozkoszże to, bracie miły, być w pokoju od burd, od kłopotów świata tego, być w pokoju a w obronie Pana swego, od każdego niewidomego nieprzyjaciela swego? Już czart z daleka, dysząc a dziwując się, zaglądać musi, a pomyślając sobie, co to jest za pan, iż go tak pilnie strzegą, a iż nie mogą mieć ani przystępu, ani żadnej przyczyny do niego. Już cię też ciało trwożyć nie może, gdyż przyszło do uspokojenia swego. Już też świat tobą nazbyt kołysać nie może, gdyżeś porzucił wszytki obrzydłe burzki a sprawy jego. A czegóż już czekać masz? Tylko jeszcze onej ostatniej rozprawy, abyś się rozprawił a rozsądził z onym ostateczniejszym nieprzyjacielem swoim, z śmiercią swoją, wedle wolej Pańskiej, której się nic nie będziesz lękał, gdy tak będziesz nadobnie postanowionym we wszytkich sprawach swoich. 5. Przypadki świata tego nic wiernemu nie straszne Bo jeśliby też co czasem nie po myśli na cię przypadło, abo choroba, abo frasunk jaki, już masz wysszej napisane wszytki pociechy i wszytki obrony, jako się wierny cieszyć ma w przygodach swoich. Abowiem nie rozumiej temu, abyć to przyszło z gniewu albo z jakiej niełaski Pańskiej, gdy będziesz zawżdy chodził, tak jakoś słyszał, w tym pobożnym, pomiernym a poczciwym postanowieniu twoim. Bo albo cię będzie próbował jako Jopa, jeśliżeś Mu stały w swojej wierze, a iż o Nim nie zmienisz nadzieje swojej, a jeśli nie będziesz gdzie indziej szukał oprócz niego rady a nadzieje o wspomożeniu swoim. A pewnie, iż gdy cię tak zastanie, iż tak jako Jopowi nagrodzi sowito pociechy twoje. Bo też Pan czasem i dla sławy a chwały swej karze wierne swoje, aby nad nimi, gdy je skarze, a potym zasię pocieszy, okazał możną hojność Bóstwa swego, aby się niewiernicy dziwowali, jako ten Pan ze złego dobre, a z smętku pociechę zawżdy jako raczy uczynić może nad wiernymi swymi. Ano masz tego pewny przykład nad onym ślepo narodzonym, którego Pan jaśnie oświecić a hojnie pocieszyć przed onymi niewiernymi jerozolimskimi tłuszczami jawnie raczył, gdy pytali: „Panie wiemy za grzech pomstę, przecz ten tak był skaran tą ślepotą, jeśli on zgrzeszył, jeśli rodzicowie jego?”. Pan powiedzieć raczył, iż ani on, ani rodzicowie jego, ale tak był na to sprawion a zgotowan, aby się nad nim okazała możność a chwała Boga żywego. Także też tego patrz i na Tobiaszu w onym srogim zaślepieniu jego. Także też tego patrz i na Danielu w onym dole między srogie lwy wsadzonym. Także tego patrz na Dawidzie, na Jonaszu, na Hesterze, na Zuzannie, na Judycie, jako Pan dziwnie wierne swe upatrować a cieszyć je raczył. Ale kto by się tego naliczył, jako dziwnie Pan moc bóstwa swego zawżdy okazował nad wiernymi swymi? Także też ty o sobie to rozumiej, a nic w tym nie wątp, iż jeśliby co na cię przypadło nie po myśli twojej w tej starości twojej, albo choroba jaka, albo przygoda jaka, pewnie się tym ciesz a tego bądź ist, iż albo cię Pan probuje, albo chce nad tobą okazać możność bóstwa swego, iż on to wszytko umie odmienić, a każdy smętek w prędką pociechę obrócić kiedy jedno raczy. 6. Złym czemu Pan dobrze czyni Acz też czasem widasz, że się i złym zdarza po myśli, ale różna pociecha ich od pociechy wiernych a cnotliwych, bo tym Pan jedno do czasu płaci ony też doczesne powinności ich, bo się wżdy w imię Jego krzcili, wżdy też kiedy czasem co dobrego udziałają. Ale ty ich doczesne dobrodziejstwa rychło się im zasię w smutek a w wieczny upadek obrócą. Abowiem i sprośne bywa dokończenie ich, i srogie a żałosne roztarganie onego nabytego dobrodziejstwa ich, i plugawe zeście potomstwa ich, i wieczne potym zatracenie ich. A nie trzeba żadnego pisma ani żadnej inszej próby na to, kto pojrzy we wszytki stany świata tego, jeśli tego jaśnie nie najdzie, co prorok powiedział, iż: „byłem młod, a zstarzałem się i wielem świata schodził, a nie widziałem tego nigdziej, aby był kiedy sprawiedliwy opuszczon albo potomstwo jego aby nabywało chleba swego. A złościwegom zawżdy widział, ano go samaż złość jego pobiła”. Ano była stara przypowieść, a pewnie, iż pewna, iż byli w jednej wsi dwa szlachcicy, jeden był dobry, cnotliwy a wierny i na wszem pobożny, drugi był łakomca, łupieżca a na wszem złościwy a niepobożny. Temu cnotliwemu potym urodził się syn, i już był dla onego syna odmienił onę stateczność i onę pobożność swoję, i począł był jakoś przyłakomszym nabywać a przyczyniać onej majętności swojej, i już i ony jałmużny, i inne miłosierne uczynki jakoś były ustawać poczęły u niego. A byli niedaleko onej wsi dwa pustelnicy w lesie, jeden był święty a doskonały człowiek, który był ode trzydzieści lat na puszczy, nigdy z niej nie uchodząc, drugi był nowo nastały. Ten nowo nastały, czytając Pismo święte, i napadł na ono miejsce u Pawła św., gdzie tam mówi: „O dziwneż są sądy Twoje, mój miły Panie, a nigdy są żadnym obyczajem niepoścignione rozliczne drogi Twoje”. Także czytając ono miejsce, wszytko sobie rozmyślał, co to są za dziwy w tych sądziech Pańskich i w tych niepoścignionych nigdy drogach Jego. Pan, kto się o Nim pyta, iście żadnego w żadnej wątpliwości nigdy opuścić nie raczył, posłał do niego anioła swego, aby mu ono miejsce rozważył a wyłożył. A gdy anioł do niego przyszedł, też pod figurą pustelnika, pytał go: „Co to czytasz?”. Powiedział mu, „iżem napadł na miejsce u Pawła św., gdzie powieda, iż »dziwne są sądy Twoje mój miły Panie, a żadnym obyczajem niepoścignione są dziwne drogi Twoje«. I myślę sobie, co to za sądy a co to za drogi, iżby ich nikt żadnym obyczajem rozumem dosiąc nie mógł”. Anioł mu powiedział: „Podziż za mną, ukażę ja tobie dziwne sądy Pańskie, nigdy niepoścignione sprawy Jego”. A gdy szli pospołu, wiedział dobrze anioł o onym drugim, starym a świętym pustelniku niedaleko i prosto szedł do niego, i ujrzał go, a on na okrutnej wysokiej skale siedzi, zwiesiwszy sobie na dół nogi swoje, a patrzył sobie na ono miasto, w którym się był urodził, i pomyślał sobie, aby tam był szedł a pożegnał nieprzyjacioły swoje już w starości swojej. Anioł spytał onego pustelnika, co by to był za człowiek, acz o nim dobrze wiedział. Powiedział mu pustelnik, iż „To jest tak święty człowiek, iż ten żadnego grzechu za żywota swego nie winien, a już tu ode trzydzieści lat mieszka na tej puszczy”. Rzekł mu anioł: „Postójże ty tu mało, pójdę ja też z nim sobie co pomówię”. A potym anioł cichuchno przydybawszy do onego człowieka świętego, pchnął go nogą, że z onej srogiej skały spadł na dół, tak iż się w nim wszytki kości popadły. On drugi począł uciekać, anioł nań zawołał: „A czemuż uciekasz? Wszakeś chciał wiedzieć sądy Pańskie? Podziż jedno dalej, ujrzysz tego więcej”. Pustelnik potym ostraszywszy się doczekał go i szedł z nim tam, gdzie on chciał. Przyszli potym do onej wsi, tam gdzie oni dwa sąsiedzi byli, jeden dobry a cnotliwy, a drugi barzo zły a wszeteczny. I przyszli pirwej do onego dobrego, który je z wielką poczciwością i z wielką wdzięcznością przyjął, tu i z żonką, i z onym synem, który już był podrósł, im służył, karmił, poił i wielką wdzięczność, tak jako pielgrzymom bożym, na wszem ukazował. I miał kubeczek srebrny w skrzynce, po który bieżawszy, wina im weń albo co miał nalewał. Potym po onej biesiedzie anioł się wezbrał precz dalej iść, podziękowawszy gospodarzowi, wstał zza stoła, a on kubeczek, gdy nikt nie widział, jedno on pustelnik, w zanadra włożył. A potym wyszedszy przed dom, prosił onego dobrego człowieka, aby onemu synowi swemu kazał je przez wieś przeprowadzić, a była w pośrzodku wsi rzeka, na której były ławki, co przez nie na drugą stronę ku onemu złemu przechodzono. Gdy było pośrzod ławek, ono dziecię z ochotą naprzód przed nimi idzie, a anioł upatrzywszy, gdzie nawiętsza głębia, także ono dziecię pchnął nogą, tak iż spadło i utonęło, a pustelnik zasię w nogę, tak iż go ledwe anioł okrócił, powiedając, iż „to sądy Pańskie”, iż dalej z nim szedł, bo mu się już barzo ony sądy nie podobały i oprzykrzyły. Przyszli potym do onego złego a wszetecznego łakomca, chciał anioł rzkomo do niego w dom iść, a on wyrwawszy się, począł im szpetnie łajać: „A już, włóczęgowie się włóczycie! Mam ja teraz co inszego czynić, niż się wami bawić!”. I począł już był psów wołać, aby je był poszczwał z domu swego. Szli precz. Odszedszy mało dalej, potkali pastuchę, a on bydło pędzi; pytał go anioł, czyje by to było bydło; powiedział, iż: „Tu, z tego dwora bliższego”. A wyjąwszy on kubeczek, co był dobremu wziął, dał onemu pastuchowi, powiedając: „Daj to, miły bracie, panu swemu, bochmy to przede wroty znaleźli, musiały podobno dzieci igrając tam tego odejść”. Nowy zasię dziw i nowe sądy przypadły na pustelnika onego. Anioł go potym już nie chciał długo na słowie dzierżeć, odwiódszy go sobie na stronę, a siadszy sobie pod drzewem, pytał go, jeżliby się był co przypatrzył sądom Pańskim a dziwnym drogam Jego. Powiedział pustelnik: „Ba, przypatrzyłem się, ale mi się barzo nie pododają”. Anioł mu potym powiedał: „Otóż tak wiedz, mój miły bracie, iż Pan Bóg nigdy nic bez przyczyny nie czyni, a wiele jest rzeczy, co się barzo dobrze ludziom podobają, a przed majestatem Jego barzo za złe bywają osądzone. Otóż tak wiedz, iżem ja jest anioł Jego do ciebie na urząd posłany, abych ci to rozwiódł, czemuś się dziwował, i w czymeś wątpił”. Ten się znowu barziej zlękł i począł sobą trwożyć. Anioł rzekł: „Nie lękaj się nic a słuchaj sądów bożych. Otóż tak wiedz, ten pustelnik, któregom ja z skały zepchnął, był to wzięty człowiek przed oczyma Pańskimi, a pilnie nań zawżdy patrzyło święte oko Jego, ale widziałeś, iż siedząc na owej skale poglądał na miasto ono, gdzie się był urodził, i miał pewnie wolą tam iść a pożegnać przed śmiercią swoją przyjacioły swoje. Pan, obawiając się, aby się był tam nie wzgorszył, a iżby nie musiał był rozciągnąć jakiego sądu swego nad nim, kazał go zjąć w niewinności jego z świata tego, nasyciwszy go dosyć laty jego, a teraz już używa przed oblicznością Pańską wielkiej rozkoszy swojej”. Także wżdy był on zafrasowany pustelnik po części pocieszon. Powiedział mu zasię anioł: „Podobnoć też to będzie dziwno, żem owemu dobremu człowiekowi, co nas wdzięcznie przyjął, i kubeczek wziął, i syna utopił”. Powiedział pustelnik: „Ba, barzo dziwno i barzom się bał”. Powiedział mu anioł: „Nic się, nieboże, żadnej takiej rzeczy nie dziwuj na świecie, bo to wszytko są sprawiedliwe sądy Pańskie. Bo tak wiedz, że owo był tak święty a pobożny człowiek, póki mu się był ten syn nie urodził, a pilnie nań patrzyło oko Pańskie. A gdy mu się syn urodził, już był począł lichwić i innymi kształty łakomymi nabywać dobrego mienia swego, rozmyślając się na onego syna swego. Pan mu go kazał wziąć w onej niewinności jego, który też już i z onym pustelnikiem teraz stoi w niewinności swojej a w wielkiej radości swojej przed majestatem Pańskim. A ojciec, jeśli się uzna a przydzie zasię znowu ku onej niewinności swojej, pewnie go Pan Bóg pocieszy i inszego mu syna da, i rozmnoży szyroko dobro jego. A iżem mu kubeczek ów wziął, tak wiedz, iż gdy był albo na modlitwach swoich, albo na inszych pobożnych sprawach swoich, tedy zawżdy o nim myślił, aby go kto nie ukradł, albo iżby mu jako nie zginął. A tak Pan kazał mu ji wziąć, aby nie trwożył myśli swojej, a nie myślił o tym, czego mało potrzeba, a owszem, aby strzegł powinności swojej, a wierz mi, iż już oko Pańskie teraz pilniej nań będzie poglądało”. „Będzieć też podobno przydziwniejszym, żem ten kubeczek owemu złemu posłał, co nas psy mało nie poszczował. To pewnie wiedz, iż ten Pan darmo nic ni od kogo nie chce. Ten, chociajś go widział złym, wżdy bez tego nie może być, aby też kiedy imienia Pańskiego nie wspomionął albo też paciorka nie zmówił, albo czego dobrego nie uczynił, a też wżdy jest okrzczon w imię święte Jego, a tak Pan tym doczesnym ludziom za ich dobre uczynki też doczesnymi rzeczami płacić raczy. A tak nic się temu nie dziwuj, iż się czasem szczęści złościwemu, a iż frasunki przypadają na dobrego. Bo już Pan temu złemu nic winien zostać nie chce, ani sprawy żadnej z nim mieć chce na sądzie swoim. A owemu zasię dobremu, jeśli mu statecznie wytrwa w stałości swojej, szuka zawżdy takich dróg, jakoby mu było sowicie wszytko nagrodzono, a k'temu iż go ustawicznie czeka z rozmaitymi pociechami jego jako wdzięcznego gościa swego. A tak toć są dziwnie sądy Pańskie a dziwne drogi Jego, a już się o nich więcej nie pytaj”. Potym anioł zniknął od niego, a pustelnik się też zumiawszy, szedł do miejsca swego. I był potym święty człowiek i wielki kaznodzieja z niego, że się wiele ludzi do niego gromadziło, dziwując się i onemu świętemu żywotowi jego, i onej nauce jego, którą Pan Bóg był dziwnie w nim objaśnić a oświecić raczył. 7. Niedziwne sprawy Pańskie, kto się im przypatrzy A także też i ty, mój miły krześciański bracie, nic się nie dziwuy tym dziwnym sprawam Pańskim, które, jako słyszysz, iż acz się złemu co poszczęści, ku jakiemu to końcowi przychodzi. A iż się też co około dobrego zatrwoży, jakie mu też z tego pociechy i rostą, i rozmnażać się będą, a w każdym niebezpieczeństwie swoim stoi mocno przy Panu swoim, wspomniawszy to sobie, iż to nieomylnie ma przyść na wielkie pociechy twoje. Nie unośże nic statecznej myśli od Pana swojego, a zwłaszcza iżeś już na poły w tę łódkę wsiadł, w której się bierzesz dopłynąć do Niego, a bądź jej pilen, abyć gdzie na stronę nie upłynęła. Abowiem jeśliś nie widał, tedyś wżdy słychał, gdy okręt gdzie nabłądziwszy się przybije się do brzegu jakiego, tedy oni, co z niego wysiadają, z radością po ziemi biegają, kamyczki, bursztynki zbierają. Ale gdy obaczą, iżby się zasię miał odepchnąć od brzegu, o, wierz mi, iż się każdy pilnie pokwapi do niego. Także też i ty, póki tu po tej suszy chodzisz, póki ty kamyczki rozliczne zbierasz świata tego, roztropnie je zbieraj, abyć okręt nie upłynął, abyś do niego wsieść nie omieszkał, który nabłądziwszy się z tobą po tych srogich burzliwościach świata tego, ma cię doprowadzić do wdzięcznego portu swojego. Abowiem widzisz, iż i marynarz każdy, i bojowy człowiek, przepławiwszy się z każdego niebezpieczeństwa swego, wdzięczna to jest rzecz każdemu z nich, gdy się przyprowadzi do domku swojego a do innych rozkoszek swoich. Bo już on rycerski człowiek nie pociąga wędzonki, nie potrząsa próżnego bokłaga, nie wala się jako pies po trawie, nie gryzie mu już barnasz grzbietu i już go nie tak często szoruje. Także też i marynarz już się nie boi onych strasznych wiatrów i onego wątpliwego kołysania swego, ani onej Scille, ani zawrotów onych, co okręty zatapiają, ani onych syren, co o nich bają, które pięknymi głosy śpiewając, marynarze usypiają, a potym je z okręty przewracają; tylko już sobie rozkoszuje z miłymi przyjacioły swymi, którzy mu się radują, którzy mu koszule, szaty rozlicznym szyciem przynoszą, aby się ochędożył z onych brudów swoich, a odpoczynął sobie z onych zatrudnionych prac a trudności swoich. A przeczżebyś się też ty tego lękać albo się przed tym trwożyć miał, iż płyniesz do tego wdzięcznego portu swojego, a do tego nie do czasu, ale wiecznie uspokojonego miejsca swojego, widząc, w jakim się tu niebezpieczeństwie kołyszesz po tym burzliwym morzu świata tego i jakie skały, i jakie zawroty wszędy stoją około ciebie, abyś się wywrócił z okrętu swego, to jest z wiary a stateczności swojej, i jakie głosy rozmaitych syren świata tego do tego cię przywodzą, abyś usnął a zapomniał powinności swojej, a wywrócił się z tego bezpiecznego okrętu swojego. A tak nic się trwóż, nic się nie rozmyślaj, a puszczaj żagle bezpiecznie po wiatru, który cię ciągnie do portu obiecanego twego, a nie oglądaj się nic na młodość a sprawy ludzkie świata tego, bo ci dopiro tego nabywają a szukają, czegoś ty pirwej użył, a naradowawszy się z tego, po woliś ji porzucił. A bądź jako on Krysztofor, co go starzy ludzie malowali, chociaj go nigdy nie było, tylko tym figurując dobrego, stałego a cnotliwego człowieka: wielki a stały we wszytkich sprawach swoich. Podpirajże się mocnym drzewem stałości swojej, a noś Kristusa nie tylko na ramionach swoich, ale ustawicznie i w sercu swoim. A niech ci świeci ustawicznie pustelnik u brzegu twojego oną wdzięczną laterniczką, to jest prawdziwym słowem Pańskim, które ma być zawżdy jako jasna pochodnia przed oczyma twoimi, abyś nie zbłądził od brzegu swego. A brni bezpiecznie, a płyń bezpiecznie do tego portu obiecanego swojego. Abowiem cię już tam oni wdzięczni przyjaciele twoi, oni anieli święci, tak jako o nich pewną wiadomość mamy, nie tylko z szatami albo z wyszywanymi koszulami, ale z dziwnymi a rozlicznymi radościami a rozkoszami ustawicznie czekają, których żadne pismo nigdy wypisać nie może. A dla czegóż się ociągać masz z tego spróchniałego świata a z tego nikczemnego a nigdy niebezpiecznego mieszkania swego, gdyż tam wiesz o pewnych wdzięcznych przynosinach swoich. Ano i on Gorgiasz, mędrzec pogański, gdy to wielekroć głośno powiadał: „iżbych ja zawżdy wolał umrzeć, niżli się tak w tej zatrwożonej nędzy ustawicznie kołysać”. Tedy kiedy mu to przyjaciele ganili, iż się to niepotrzebnej rzeczy napierał, tedy im to dawał na przykład, pytając ich: „Powiedzcie mi, kiedy kto siedzi w starym, w złym a w spróchniałym domku jakim, który się leda kiedy zachwiawszy, obalić może i onego, co w nim siedzi, utłuc może, zaż mu nie lepiej przeprowadzić się do nowego, do mocnego i do pięknego domu, który się nigdy ani obalić, ani zepsować nie może?”. Tedy wszyscy, nie lza, jedno mu tego pozwolić musieli. Także też i ty, widzisz, w jakim tu spróchniałym a niebezpiecznym domku siedzisz, tego niebezpiecznego i świata, i już zeszłego ciała swojego, azaż nie lepiej za radą tego to Gorgiasza wyprowadzić się po woli do nowego, do wdzięcznego, do nadobnego, a do wiecznego, a rozlicznymi krotofilami i weselem napełnionego domku swojego, a nic się przed tym ani trwóż, ani się tego lękaj, a ciesz się onymi słowy Pawła świętego, który się też barzo kwapił z tego domku spróchniałego świata tego do tego tam wiecznego domu swego, który powiedał: „Panie Boże daj, abych się co narychlej rozdzielił z mizernym światem tym, a był co narychlej z Krystusem Panem swoim”. Tu już rozumiesz, gdyć był Ducha Świętego pełen, a był naczyniem Pańskim wybranym, jako o nim sam Pan świadectwo dawać raczył, iż ci ten pewnie wiedział o tych tam rozlicznych rozkoszach tego tam domu przyszłego, gdyż się tak do niego z taką ochotą kwapił. 8. Są rzeczy dobre, co się złymi zdadzą Abowiem sąć niektóre rzeczy, które się złymi a strasznymi z pirwotku zdadzą, a potym rozmyśliwszy, w co się na potym obrócić mają, nic strasznymi nie będą. Strasznać jest nastąpić na działa, leść na mury, przebijać się przez wojska, ale gdy się rozmyśli człowiek poczciwy, nacz mu to na potym wyniść ma, nic mu to straszno nie będzie. Acz tam już też po części i nędze pocierpić musi, nie dojeść, nie dopić, nie dospać, pod kotarą na trawie się ukłaść, ano barnasz kąsa, ano czasem za szyję kapie, ale przetrwawszy mało tej nędze, jakiej zasię z tego z miłymi przyjacioły rozkoszy używa, ano wdzięczna sława o nim wszędy lata, ano go zacni ludzie między sobą pociągają, czcią, ważą, darują. A on, co się tam działo, rozpowieda, blizny swe poczciwe ukazuje, zapłaty i innego opatrzenia, którego się pewnie nadziewa, z radością oczekawa. Także i ty, mój namilszy bracie, gdyżeś się przebił przez ty rozmaite burdy świata tego, jako przez srogie wojska przeciwko sobie nasadzone, już się nic nie lękaj przypuścić ku szturmu na tego ostateczniejszego nieprzyjaciela swego, na tę obłudną śmierć, którać nic żadnymi strzelbami uczynić nie może, boć barzo zemdlona a osłabiona jest. Poraził ci ją dawno Pan twój i leży jako obumarła pod nogami Jego. Nie darmoć się z niej prorok naśmiewa, tak mówiąc do niej: „A gdzież jest, pani miła śmierci, ona moc twoja, a gdzież jest ono sprośne żądło twoje, którymeś kąsała nędzne przodki nasze?”. A tak jednoć nas straszy ta obłuda jako dzieci maszkarą, a jako koza wielka potrząsając rogami, aleć nam nic nie uczyni, gdyż Krystus, Pan nasz a głowa nasza, żyw jest, przed którym ona nic nie umie, a barzo przytępiła kosy swojej. Bo acz trochę do małego czasu nad ciałem posrożyć się może, ale dusza już jej ni w czym nie jest poddana, która za czasów pirwszych pospołu i z ciałem wiecznie obumierała, ale już teraz wiecznie żywa być ma, i to ciało na głos Pański pospołu z nią zasię ożywiono być ma. A czemuż się jej lękać masz, a bezpiecznie się z nią potkać nie masz, gdyż wiesz, iż ci nic szkodliwego a żałosnego czynić nie może? Abowiem przebiwszy się z tej ustawicznej burdy, a odprawiwszy już z nią tę ostateczną przygodę, tam dopirko poznasz, jako oni niebiescy przyjaciele twoi radować ci się będą, jako cię między sobą czcić a ważyć będą i jako im będziesz ukazował blizny cnoty a stałości swojej, i jakie będziesz brał wdzięczne upominki wiecznej zapłaty swojej za ty nieodmienne burdy twoje, a za stałości twoje. 9. Stały niczego się nie boi A tak już stój w tym boju mocno, a nie odnoś nic w tej stałości swej umysłu swego od Pana swego, acz cię będzie świat a fortuna po części odciągała od tego łudarstwy a kuglarstwy swymi, żeć się jakoś myśl będzie odciągała od bezpieczeństwa twego a wodziła cię w niepotrzebne rozmysły świata tego, ale ty nic nie dbaj na to, wszakeś się już dosyć napatrzył tego wszytkiego, i hojnieś używał tego. A słuchaj Apostoła świętego, który na cię woła: Dum tempus habemus operemur bonum, to jest: póki czas mamy starajmy się o to, co nam przystoi, abychmy dobrze wszytko czynili. Bo to wiedz pewnie, z jakimi się tam sprawami postawisz, z takimi też osądzon będziesz. Abowiem jeślibyś się światu przeciwił albo fortunie, łudarce a jako zwodnicy jego, patrz na ojca a na matkę tu na świecie, którzy dziatki mają między sobą, jako je różno miłują, matka kąpie, pieści, miłuje, karmi, upstrzy, ubryżuje jako marcowe prosię, a swej wolej mu na wszem dopuszcza, a ociec już nie tak się z nim pieści, a czasem mu i prątkiem podsiecze, ale się pilnie stara o dobre mienie jego a wychowanie jego, aby potym z niego co dobrego urosło. Takżeć też nasz Ociec Niebieski, acz się z nami nie barzo pieści, acz nam czasem i prątkiem podsieka, ale się pilnie stara o dobre mienie wieczne nasze i o wychowanie nasze, tak jakobychmy się mu wiecznie na potym przygodzili. Ale ta nieszlachetna macocha, ta omylna fortuna świata tego, która się nam matką być ozywa, ale pewnie fałeczną, a nie życzliwą, bo się nie stara ni ocz wiecej, jedno aby nas tylko omylnie pstrzyła jako prosięta, a jako miejskie dzieci, które we pstrych kożuszkoch z młodu chodzą, a potym się jako węglarze, poddymając kominy, poczerniają. Ale wierzmi, iż się ta nic nie stara o wychowanie nasze, abychmy się potym z czasem swym na co dobrego przygodzili. A tak nic się ty nie przeciw tej obłudnej obłudzie, tej nędznej fortunie, a cięgni się za Ojcem swym Niebieskim, który się stara o wychowanie twoje i o wieczne dobre mienie twoje, a nic się nie trwóż przeminęłymi czasy młodości swojej, jeśliś go kiedy gniewał, aby cię miał kiedy opuścić, kiedy się z wierną a serdeczną myślą obrócisz do niego, obiecał On nigdy nie wspominać młodości twojej ani przestępków twoich. A masz pewny dekret Jego pociechy swojej o onym marnotratnym synu uczyniony, który się był wydzielił od ojca swego, który potym tak marnie wszytko utracił, iż świnie paść musiał, a młóto jadać musiał z koryta plugawego pospołu z nimi. A jako gdy się uznał a nawrócił się do niego, jako go zasię ubrał, ubogacił i przyjął go za wdzięcznego synaczka swego. Tamże tego wnet Pan po tej przypowieści dołożyć raczył, iż takżeć też z wami uczyni Ojciec wasz Niebieski, gdy się uznacie a nawrócicie się do Niego. A wszakoż ja nie radzę nikomu ubezpieczać się na lata swoje a rozkładać czasy tego uznania swego. Na każdego tam Pan woła, aby zawżdy gotów był w każdym stanie swoim, gdyż czas a śmierć dybie ustawicznie jako złodziej, a nie patrzy ani młodości, ani stanu człowieka żadnego. A tak, mój miły krześciański bracie, a zwłaszcza ty, który już jako na drabinie stoisz u szturmu swego z tą marną śmiercią swoją, nie dajże się nic trwożyć ani się odłudzać tej marnej fortunie od przystojności swojej, a patrz zawżdy jako w cel w krześciańską powinność swoję, a postanów już stateczną a uważną myśl swoję, nie daj się jako słabe drzewo kołysać leda wiatrowi, które snadnie może być z korzenia wywrócono, a nigdy się już potym zielenić nie może. Bo acz ci to bez rozerwanej myśli być nie może, weźrzawszy na nałogi swoje albo na potomstwo swoje, ale przecz tego żałować masz, czego pewnie kiedy tedy odbieżeć musisz, albo jeszcze za żywota twego to zgorzeć albo w niwecz obrócić się może. Albo takież lepiej, iż ty tu potomstwa swego odbieżysz, niżliby ciebie tu przed twymi oczyma odbieżeć mieli a zdychać marnie, i jeszcze nie wiedzieć jakimi śmierciami, przed oczyma twymi mieli, z czego byś wszytkiego więtszey żałości użyć musiał. A postanowiwszy tak stateczną myśl swoją, potkasz się bezpieczniej z tą marną obłudą a z tą śmiercią swoją, którać nic szkodliwego uczynić nie może, jedno iż do czasu zemdlić może to ciało twoje, które samo z przyrodzenia laty twymi już dawno zemdlone jest. Ale duszy twojej, tak jako członkowi bożemu, która zawżdy w opiece Pańskiej jest, nic zaszkodzić ani się jej dotknąć nie może. A k'temu gdy sobie wspomieniesz, iż w on czas, gdy się ozwać masz na zawołanie Pańskie, iż przy Nim będziesz latał jako orzeł po obłokach w radościach swoich, będziesz się świecił między niewiernymi jako iskra między trzcinami, wedle obietnic Jego. Będziesz sądził króle, książęta i wielkie mocarze przy Panu swoim, a oni się tobie będą dziwować, mówiąc tak, jako Salomon o tym pisze: „I gdzież się ten nędznik teraz wziął, iż go widzimy w takiej zacności, któregochmy niedawno nikczemnego a wzgardzonego na ziemi widzieli?”. A oni się sami będą tułać, wołać, narzekać, biegając między górami, a szukając jaskiń a dziur, gdzie by się mieli zakryć przed srogością oną, która się w ten czas nad złośniki okazować będzie. A to ja tu twemu rozumowi poruczam, co sobie obrać masz, jeśli się tak tułać z tymi tułającymi w srogim strachu a obłędnościach twoich, czyli być w takiej wielmożności i w takiej zacności, i w takim majestacie, i w tej rozkoszy z wiernymi Pańskimi i z anioły świętymi, tak jakoś się już o tym dosyć nasłuchał. A tak, mój miły bracie, tu już masz wypisane wszytki wieki swoje, jako się w nich masz poczciwie zachować a jako masz uważać wszytki czasy swoje, tak jakobyś ich użył z poczciwością a z poważną sławą swoją, i tu za żywota swego, i po śmierci swojej. I jako masz uważnie stać w każdych sprawach swoich, i jako się nie masz lękać ani śmierci, ani żadnych przygód swoich, i jako masz na wszem miarkować i skromić wszytki afekty swoje i przyrodzenia swego; i jako masz zawżdy ist być opieki swojej i rozszyrzonego królestwa nad sobą Pańskiego, także jako masz być ist wdzięcznego zbawienia swojego i wiecznych a nieskończonych radości swoich. Przyjmiż to ode mnie, proszę cię, miasto rejestru poczciwych spraw swoich, jako od prostaka. A gdy się tu jako z rejestru obaczysz w sprawach swoich, snadnie potym znajdziesz między mędrszymi, czego dalej w sobie poprawować i jako się sprawować będziesz miał. Jedno nie leż darmo, czytaj, szukaj, biegaj, a dowieduj się o powinności swojej. Bo i Pan na nas woła, abychmy się dowiedowali o piśmiech, na których zależy i sława, i poczciwość, i zbawienie nasze. A zatym cię Panu Bogu poruczam trojakiemu w staniech a jednemu w Bóstwie, który króluje bez początku i będzie bez końca na wiek wieków Amen. Koniec tomu VIII Żywota poczciwego człowieka Do człowieka poćciwego, już w ostatnim wieku postanowionego wierszyki Cóż wżdy sobie myślisz, mój staruszku miły, Gdy tak słyszysz o sobie rozliczne nowiny? Zowę cię marynarzem, co po wodzie pływasz, Zowę cię też rycerzem, co w przygodach bywasz, Chwalę twój stan poćciwy, iżeś k'latom przyszedł, A z srogiego okrętu na susząś już wyszedł. Doczekałeś poćciwie swoich lat szedziwych, W których by czasów użyć już trzeba poćciwych, Byś do końca dopłynął do portu onego, Gdzie masz wdzięcznie używać wesela wiecznego, A myśl swą postanowił w nadobnej stałości, Aby cię nie uwiodła w ciemne omylności. Patrz, iż do krysu bieżysz o zakład Między gęste kamienie, między twarde skały. Bo to, słyszę, trudny krys, co do cnoty wiedzie: Snadnie się tam pośliznąć, chociaj nie na ledzie; Bo jeśli z drogi zbieżysz, stracisz na zawodzie, A pewnie się zapocisz i w najwiętszym chłodzie. A gdzieżbyś chciał na radę, mój staruszku miły, By cię żadne przypadki z drogi nie zwodziły? Chcesz li do przyrodzenia? Tam zda mi się próżno, Boć i to myśl rozerwie, i poradzić różno, Przywiecie cię w rozmysły dziwne świata tego, Kładąc ci strach przed oczy i rozkoszy jego. A tak strzeż, abyś myśli nie rozdwoił sobie, Boćby wierę, nieboże, źle było o tobie. Lecz radzęć do rozumu; tam się nie omylisz, A razem z przyrodzenia i z światem nachylisz; Ten ci te wszytki sprawy nadobnie rozwiedzie, A ku wdzięcznej stałości snadnie cię przywiedzie, Że ni strach, ani radość nic się nie uniesie, Że używiesz rozkoszy i w szedziwym czesie, A ten krys snadnie zbieżysz, któryć będzie zdrowy. Jedno cnotą daj przybić na ocel podkowy, Że z wesołą pociechą wszytko znosić będziesz, A tej siwej kądziele z radością doprzędziesz. A paś na swym, boć tam i z ugoru zajmą. ------------------------------------------------ Żywot i sprawy poczciwego *Szlachcica polskiego Mikołaja Reja z Nagłowic, który był za sławnych królów polskich Zygmunta Wielkiego Pirwszego tym imieniem króla polskiego, a potym za Zygmunta Augusta, syna jego, także wielkiego a sławnego króla polskiego, który napisał Andrzej Trzecieski jego dobry towarzysz, który wiedział wszytki sprawy jego.* Ten to Mikołaj Rej wyszedł był z staradawnego a poczciwego domu, które zawżdy Rejmi zwano, którzy się zawżdy pisali z Nagłowic, ze wsi ziemie krakowskiej, powiatu księskiego, niedaleko rzeki Nidy. A ci to Rejowie byli z staradawna herbu Okszej, który to herb zaniósł był do Polski niejaki Nankerus Ślężak, który tu jeździł w poselstwiech do królów polskich, i potym mu się w Polszcze spodobało, i tu był osiadł, i był biskupem krakowskim, i ten kościół wielki, jako teraz sam w sobie jest na zamku krakowskim, on z gruntu zbudował. I wiele potym tu tych Okszejców do Polski się za nim było przyniosło, których i po ty czasy dosyć jest. A był to naród tych Rejów zawżdy cichy, skromny, poczciwy, nie bawią się nigdy żadnymi świeckimi sprawami, tylko zawżdy spokojnego a poczciwego żywota swego szlacheckiego używali. Acz był jeden starostą na Rowie, gdzie dziś Barem zową, rycerskiego stanu tam używając, i tamże go potym wielką mocą Tatarowie dobyli i zabili. A ten to Mikołaj Rej miał ojca Stanisława z tychże Nagłowic, a stryja rodzonego Piotra, który żony nigdy nie miał, tamże w tych Nagłowicach leży, bo mu się były działem dostały, które przypadły na brata Stanisława. A ten Stanisław, ociec tego to Mikołaja, udał się był na rycerski chleb do ziem ruskich, tamże się z młodości parał, bo tam miał stryja herbownego tejże Okszej, niejakiego Wątróbkę arcybiskupa lwowskiego, który go około siebie bawił, i tamże się był pirwszą żoną ożenił z narodu buczackiego. Która gdy mu umarła, pojął był drugą żonę tamże w Rusi z imieniem niemałym Barbarę Herburtównę, z domu z dawna sławnego Fulsztyńskiego, siostrę rodzoną Herburta Odnowskiego kasztelana bieckiego i starosty sądeckiego, herbu trzech mieczów w jabłku, która była została wdową po zacnym człowieku, po Żurawińskim, którego byli pojmali Turcy na Bukowinie za Aleksandra króla, który potym tamże w tym więzieniu w kilka lat umarł. Tamże w Rusi potym mieszkał, tamże się mu z tej Herbrurtówny urodził syn ten to Mikołaj w miasteczku w Żurawnie, które dzierżał, nad Niestrem, niedaleko Żydaczowa, w mięsopustny wtorek, roku bożego 1515. Tamże w tym Żurawnie ten Stanisław Rej umarł i tamże leży. A tu dzierżał w krakowskiej ziemi Topolą, Słanowice, Bobin, ale tu barzo rzadko bywał. A iż był człowiek pobożny, poczciwy a spokojny, a nie parał się żadnymi sprawami ziemskimi, takeż też i o wychowanie tego syna mało dbał, bo jednego miał, także ji przy sobie chował aż do niemałych lat, że go byli potym ledwe namówili, iż go był dał do Skalbmierza do szkoły, iż tam było blisko jego wsi Topolej. Tamże był dwie lecie, i nic się nie nauczywszy, wziął go był zasię do domu, i potym go był dał do Lwowa, i tam się też nic nie nauczył, bawiąc się między przyjacioły, bo już był podrosły, a był tam dwie lecie. Potym go dał do Krakowa i był rok w bursie Jeruzalem, też mu mało albo nic pomogło, bo już rozumiał, co to jest dobre towarzystwo. I zdało się ojcu, iż już był nauczony człowiek, a on przedsię jako dawno nic nie umiał; wziął go zasię do domu do onego Żurawna. Tamże z rusznicą a z wędką biegając około Niestru aż do ośmnaście się lat ćwiczył, bąki strzelając. A gdy przyniósł pełne zanadra płocic, laskowych i wodnych orzechów, a kaczora albo płócija abo wiewiórkę za pasem, to go z onej koszule z płoskonek roztrząsali rozpasowawszy, ano wszytkiego dobrego dosyć. To się tu w nim kochali, mówiąc: „Nic, nasz Mikołaj, nic, ba, nie zależyć ten na starość gruszki w popiele”. Ano prawdę mówili, bo było prawie ze wszytkiego nic. Po tym go posłali do Topolej do stryja, aby go był wyprawił gdzie na służbę, i kupili mu kitajki na kabat na wyprawę. A on się jął brogiem wron łowić, a nim mu uszyto suknie i tym onę kitajkę wykrajał na proporczyki, a czyniąc drzewca z onymi proporczyki, przywięzował wronom do szyje, a do ogona, pod skrzydło, a żywo je puszczał. Także z onymi proporczyki latając, wygnały inne wrony i kawki precz, że szkody w gumniech nie czyniły. A ten dla kabata rok przy urzędniku musiał mieszkać, aż ociec przyjechawszy toż mu inny sprawił, a pan młody się ćwiczy około brogów z wronami. I dał go potym już we dwudziestu lat do pana Andrzeja Tęczyńskiego, który natenczas był wojewodą sędomierskim, a był to człowiek zacny i mądry, acz był wzrostem mały, ale głowę wielką miał. Tam potym będąc, począł go pan w listy polskie wprawować, bo łacińskiego języka barzo mało abo nic nie umiał. Tamże potym z listów, z rozmów między pisarmi, z czytania, a snać więcej z natury, jął się już był przegryzować po trosze i łacińskiego pisma czytać, a czego nie rozumiał, tedy się pytał. Także potym z onego zwyczaju począł po trosze rozumieć, co czytał, a Bóg a natura ostatka dodał, iż był przyszedł potym ad indicium, iż wżdy już rozumiał, co czarno, a co biało. Jedno iż mu to wiele przekazało, iż był zawżdy zabawion towarzystwem a muzyką tak z natury, że rzadkiej której nie umiał. Teksty dziwne a wiersze rozmaite, tak nic się nie rozmyślając, czynił. A był pan barzo ciekawy z młodu, że nigdy na jednym miejscu długo posiedzieć nie mógł, a myślistwo mu też wiele przekazało. Potym zasię, odstawszy od onego pana, parał się znowu między przyjacioły w Rusi, ale nigdy nie służył, a wszakoż był zawżdy pilen hetmana, który był natenczas zacny człowiek, Mikołaj Sieniawski, wojewoda bełski, potym ruski. Rad by też był widział, co ludzie zacni czynią, ale mu się tego nigdy pozdarzyć nie mogło, bo był tak fortunny albo też niefortunny, że powiadał, iż nigdy za żywota jego taka nań potrzeba nie przyszła, aby był powinien korda swego dobyć, chyba w rozwadzaniu; a to był pan barzo ciekawy, jedno iż był wielkiego zachowania a dworski. A nigdy żadnej przyczyny z siebie nikomu do złego nie dał, tak tego około siebie przestrzegał. Potym się był ożenił, pojął był z imieniem niejaką Różównę z Sędziszowa, tu z krakowskiej ziemie, siestrzenicę arcybiskupa Różego, który był powinowatym swym niemało imienia nakupił, także się też jemu było dostało w chełmskiej ziemi Kobylskie imienie i Siennica. Tamże to w tym imieniu, więcej go potym dostawszy, przemieszkawał i tamże był założył miasteczko niedaleko Chełma, przezwiskiem Rejowiec. A wszakoż tu do krakowskiej ziemie barzo go zawżdy przyrodzenie ciągnęło dla dworu, bo bez tego być nie mógł, a żadnego sejmu, zjazdu, ani żadnej koronnej sprawy nie zamieszkał. I był nań stary król barzo łaskaw, także i królowa Bona, i dał mu był jurgelt i stacyją skalbmierską, i wieś, także i wszyscy panowie barzo ji radzi widzieli i wiele mu dawali. Także potym od arcybiskupa Gamrata dzierżał Kurzelów i Biskupice. A urzędem żadnym ziemskim nigdy się nie chciał parać, powiedał, iż w zatrudnionym żywocie dwa co naszlachetniejsze klenoty ociążone być muszą: wolność a sumnienie, które, powiadał, iż w zabawionym żywocie nigdy bezpiecznie być nie może. A wszakoż kiedy rozumiał, iż tego była potrzeba, bywał posłem i barzo rad służył Rzeczypospolitej, bo już ze zwyczaju rozumiał i sprawy koronne, i prawo pospolite. Ale się nie chciał żadną rzeczą bawić, tylko wolny a spokojny żywot sobie obierał. A z Polski też jako żyw za żadną granicę nie wyjechał, chyba w Księstwie Litewskim bywał, i to barzo mało. Potym się parał około króla onego sławnego Zygmunta Augusta, który mu też był iście miłościwym panem, i dał mu był jurgelt na chełmskim mycie, i wieś mu był dał, która była dziedziczna Mikołaja Odnowskiego, jedno iż była miała przypaść na króla iure donatorio, którą zwano Dziwiaciele. A ten to Mikołaj Odnowski był mu bratem bliskim, i dał mu był swe prawo jeszcze za żywota swego, a był kasztelanem przemyskim i starostą lwowskim. Potym tu w krakowskiej ziemi nad Nidą założył był miasto przy Nagłowicach przezwiskiem herbu swego Oksą i niemało był imienia tam potym przykupił. Potym mu był dał Paweł Bystram, brat jego bliski, bezpłodnym będąc, dwie wsi w lubelskiej ziemi, Popkowice i Skorczyce, i spuścił mu je był jeszcze za żywota swego. Potym gdy przyszła prawda święta Ewanjelijej Pańskiej do Polski, która acz była też i przed tym, ale barzo zawikłana, i pisał Postyllę polskim jezykiem, bo acz był nieuczony, ale z czytania a ze zwyczaju tedy mu to już snadnie przychodziło, w której niczym nie allegował dla lepszej pewności i jedno Starym a Nowym Zakonem, i wiele ludzi się było tą Postyllą w prawdzie obaczyło z onych dawnych zwykłych a zawikłanych nałogów starych. Pisał też przedtym Katechizm dialogiem, ludziom młodym potrzebny. Przełożeł też Psałterz Dawidowy z modlitwami, który też barzo radzi ludzie i czytali, i śpiewali. Pisał też żywot i sprawy onego Józefa, żydowskiego patriarchy, cudnymi i ozdobnymi słowy, który też ludzie barzo radzi widzieli. Pisał też Spectrum albo nowy czyściec, aby się ludzie z starych błędów obaczali. Pisał też pod figurą Kupca nadobną sprawę człowieka krześcijańskiego. Pisał też Apokalipsim Jana świętego cudnym polskim jezykiem z wykładem zacnego a uczonego doktora w Piśmie świętym Henryka Bolingera. Pisał też książki nadobne o potopie Noego dzisiejszym czasom barzo potrzebne a pożyteczne. Napisał też dla dworskich ludzi nadobne księgi Wizerunek, z którego wiele każdy i nauczyć i obaczyć się mógł. Pisał też potym Zwierzyniec stanów szlacheckich, którzy na ten czas żywi byli, poczciwie krótkimi słowy, które tylko w ośmi wirszach zależały, ozdabiając. Pisał też dla białych głów Zatargnienie fortuny z cnotą, z których snadnie mogły swym powinnościam zrozumieć. Pisał też dla dobrych towarzyszów dialogi rozliczne, Kozerę z pijanicą, Warwasa z Dikasem, Lwa z kotem, Gęś z kurem. Pisał też zasię do kmiotków, wojta z panem a z plebanem, jako się też o swych doległościach rozmawiają. I wiele innych rzeczy pisał, co ich poginęło, i księgi niemałe De neutralibus w Brześciu Litewskim i z impressorem utonęły. A na ostatek już we wszytko się ochynąwszy pisał księgi Żywota człowieka poczciwego, rozdzielony na trzy wieki jego, to jest: młody, średni i stary, jako się ma poczciwy człowiek, na każdym stanie będąc, w swej powinności zachować. Napisał też Narzekanie na nierząd Polski, przytym Apoftegmata rozmaite, Przemowę do poczciwego Polaka stanu rycerskiego, przytym też Zbroję rycerza krześcijańskiego, na ostatek Żegnanie z światem. A wszakoż na żadnym piśmie swym ani się podpisać, ani swego imienia wspomnieć nie chciał, powiedał, iż się tego wstydał, iż był nieuczony, a miotał się prawie jako z motyką na słońce. A co tych pieśni i nabożnych, i świeckich, wirszów rozlicznych, epitafia ludziom poczciwym, także też i na herby ich, to temu i liczby nie było, bo mu to ze zwyczaju a z natury tak snadnie przychodziło, że tego przez jednę noc napisał, co chciał, bo we dnie nie mógł, bo był barzo ludźmi zabawiony, panięta a ludzie młodzie zawżdy się około niego bawili, bo był człowiek poczciwy, zachowały, dworski, znajomy wszem, a byli nań ludzie zacni barzo łaskawi. A żadnego stanu mieć nie chciał, tylko był sobie żywot wolny a spokojny obrał, będąc nemini molestus; także się nigdy nikt nie ozwał, kto by był nań kiedy o co poskarżyć miał, sam się każdemu osądził i usprawiedliwił. Także sobie wszytko tuszył, iż się już w żadny inszy stan, ani w żadne zawikłane sprawy nigdy wdać nie miał, jedno iż tak spokojnego a wolnego żywota swego używać miał. Bo acz to był pan z młodu barzo ciekawy a bezpieczny, a barzo mu światek smakował, ale już był potym skromny, trzeźwy, spokojny, tylko się już był na wszem na wolny żywot udał, a wszakoż co czas przyniosły, Rzeczypospolitej i przyjacielskiej posługi nigdy nie omieszkał. Tamże w tej Okszy, którą sobie fundował i kościół zbudował, powiadał, iż miał wolą swe kości położyć, Panu Bogu wszytko poruczywszy, tak jako o tym nadobnie w onych wirszoch rozmawiając się z światem napisał. A toć była wszytka sprawa żywota, postępków i spraw tego poczciwego szlachcica polskiego. [Andrzej Trzecieski] ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rej-zywot-czlowieka-poczciwego/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Żywot człowieka poczciwego przez Mikołaja Reja, Zbiór pisarzów polskich, Drukarnia A. Gałęzowskiego, Warszawa 1828. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-6370-5