Justyna Radczyńska-Misiurewicz Kometa zawraca ISBN 978-83-288-5832-9 Legenda kolorów — wszystkie teksty autorskie zostały zapisane atramentem koloru marengo; pozostałe, do których bibliografia znajduje się na końcu książki — kolorem pruskiego błękitu, zaś sama bibliografia zielenią Paola Veronese'a, zwaną także emerald green. Legumina magia Kim jest ta, która wydaje się chmurą Rzeczywiście magia oponuje wywołując wrażenia i okazuje się ze zdumieniem, że kieszonkowa kuleczka imituje wejście do naszego snu. Och, to, że się można tam znaleźć wymaga w istocie tylko prześwietlenia. Dlatego JA poznaje kulę i ją wydrąża, ale który cykl jest akurat grany, ma szczególne znaczenie. Duch moralny przesuwa demony po liniach prostych. Okrążają wszystko, co zaokrąglone i połączone z portem schronienia. Sam diabeł zaś przesiaduje w kątach, dlatego nie może sobie znaleźć miejsca w okrągłych pomieszczeniach. Tak więc widok jest pozytywnym zjawiskiem gdyż lustra rozważają postać. I kostka naraz zwija się w kulę, przypominając sobie o przyjemnościach gry. Zwija się w doskonałość cyfr, z całych sił w symbol kolistego miejsca i zgodnie z filozofią kształtów pozostaje tylko dusza w związku kulistym. Na drodze indywiduacji i samourzeczywistnienia wiele z jej wymiarów przenika. A co zostaje na wybrzeżu trudności: tajny środek albo mały list, czasem motyw braku lustra i niemożność odzwierciedlenia emocjonalnej litery albo drobny liść z drzewa wiadomości dobrego i zdrewniały pęd drzewa złego. Tak długo oblicza się, żeby pisać, bo pobudza, co wreszcie miało wystarczać. I budzi się następny wieczór w późną noc, zanim się sen zamarzy. Ale zupełnie inne kule śniły się Hildegardzie z Bingen. Zapewne nie jest strategią pozostania przy życiu, ani sposobem na hałas. Wytrwałość jest śmieszna, kiedy wspomina się oczarowane jeziora, głuche kampanie i brzęczące bory, w których głos podąża za echem przez całe stulecia. Ząb czarownicy? Ważne są kwiatki i jeszcze rym „czas — las”, bo gdy lasy płoną, czas poświęca też kwiaty na zmarnowanie. Spróbuj je chronić! Tylko spróbuj je ukryć, nim gumowe podeszwy przyprą je do ziemi, możesz latać jak płaski księgowy do kierownictwa wiele razy. Pięć, a nawet dwanaście. Tren wierszy i odmian (wyksięgować tren z kwiatów), jedwab wzniosły jak szron i biały kamień niech występują w niepamiętnym porządku, obliczają kolor figur i cyfrę Saturna w samodzielnym pokoju. Ale ta miotełka!? Widzisz, jak zdmuchuje płatki w niebo jak ranne confetti, to wiatr, gdy otwierasz drzwi na niepogodę, posyła swe najlepsze kwiaty na świat w podskokach. Nie zbieraj ich potem z ziemi smutnymi rękami. Patronka wilków i rosomak obrońca wywróżą ci jeszcze słowny zapał. Nie odpisuj listom, może maj zaśpiewa. Maj bez uprzedzenia? Powie nagle, jaka jest rada na pokój i wojnę, na uciążliwość lotu, na stałość stajennej drabiny, i jak rozdanie kart, a jak handel rzeczy? Wyśmienita, śpiewana gra do rana Wieczory z keksem i mandoliną przy dźwiękach ballady spadającej wody. Czy pamiętasz, towarzyszyła nam wtedy poezja śpiewana? (Liryki dużych fiatów, o małych nie mówi się tak) Zbiera się dziś na pączki, kwiatowy poranku, zasypiałeś z tajemnicą zmian pogodowych i napadło nas nagle masowe zmęczenie i docisnęło powietrze, jak nie lubimy. Takie życie na orbicie. (A atmosfera na orbicie nie do wytrzymania od pięciu lat!) Już późna dziesięciolatka w kraterze. Jak kosmonauci nie stronią od dobrej pobudki, tak my od przepalenia. Słoneczko odgrzewa drugą stronę mapy. Miło. Lecz naigrawa się krzepkie życie z piękna materiału, (którego kosmici używają od lat) Więc zbieraczku, wycieczko, podążaj cieniem! W papę kretynkom, niech mają dość na siedem lat. Ho, ho, kręcą się tutaj lody, bije pianka w uszach. Trzeba to uczcić i wiać. Bo inaczej znów uczczą tu nas. Nieopanowany Spróbujmy sporządzić rysunek wiersza jak na robótkach odręcznych w psychiatryku. Czytało się układem krążenia i płakało zawsze na tej stronie, która była niezmienna. Wtedy świetlica zmieniała się w czeluść. Po jednej stronie gwiezdny odwyk, po drugiej apokalipsa i winylowe kwiatuszki na tapecie. Nic nie było na dnie — żadnej pieśni pod pieśniami, szukało się wszędzie, lecz nie znalazło. A wyobrażenie koturnów płomienia niezmiennie przerażało. I te rzeki iskier, które płynęły za nami, wypalając ślad jak grawerunek na śniegu. Nie podpływały zbyt blisko, wystarczyło tupnąć, a ich języki ustępowały jak liście spłoszonej mimozy. Pełzały korzystając z faktu, że oczy nie otwierają się z tyłu głowy. Pseudomim kręcił na świat te różne, smukłe ognie, biegające po śladach wczorajszej komety — w poziomie, by uniknąć kolizji z taflą jeziora albo nawet z hosanną przeszklonego nieba. I żeby nie skonać w zenicie, bo kto by tak chciał? Więc spadały gładko za serdeczny horyzont. Wyszłam na ten boski pokaz w cienkiej sukience bez rękawów. Drżałam trochę z zimnego strachu. Więc wymówiłam: dobranoc. A pomyślałam: to już koniuszek rewii, nie związanej z życiopisaniem. Teraz czas na megahistorię i jej wysokie standardy. Kupiłam czteropak tiktaków z różowym goździkiem diody. Kasuje się telefony, których nie chce się zastosować, ale ktoś zawsze podaje ci je do wiadomości w szkicu, eseju albo szczerym dzienniku. Bo wiadomość to coś, co ktoś wie i z czasem rozpowszechni. Jakaś głupia ryba gapiła się na mnie, więc to z pewnością nie był tuńczyk. One tak się nie zachowują. Ziewała przy mnie. Tuńczyk jest nieopanowany. Ja postępuję tak dalej — do wiosny, do jej pierwszego ceremoniału. Potem będę budować śnieżne podstępy w ogrodzie różanym. Różnie się mówi, że jest nieopanowany. To regain strength, energy or vitality. Duże krasnale z lampą to marzenie niejednego ogrodnika, ale niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Bowiem źli ludzie obmawiają ogródki wielbicieli krasnali, natrząsają się z nich. Tacy ludzie zdarzają się w każdej narodowości. Nie wolno oczywiście generalizować i oceniać po małym procencie ludności kraju, ale wiadomo, że źli ludzie nigdy nie śpiewają. A kaczątko i dewiza firmy? Nie występuje w praktyce inne niż brzydkie, zaś dewizą firmy jest wieloletnia współpraca z usatysfakcjonowaną klientką, realizowana poprzez indywidualne traktowanie jej problemów oraz zasada, że klientka zasługuje tylko na to, co najlepsze. Żyjemy w czasach trudnych miłości i ciężkich, stężonych uczuć. Żyjemy w czasach niewyrażonych uczuć i ciężkich, stężonych nerwic. Gdzieś pomiędzy nami rozciąga się oko kamery, pryzmat, przez który patrzymy. Na książki przez pryzmat recenzji, na filmy przez pryzmat nagród, na ludzi przez pryzmat mediów. Na rzeczywistość przez pryzmat fotografii. Mówi się: spełnij oczekiwania klientów, a staną się lojalni i mniej podatni na działanie konkurencji, ale uznanie zdobyte poprzez spełnienie oczekiwań ludzi nie jest prawdziwą miłością, a jedynie relacją służącą do zaspokojenia własnych pragnień kosztem drugiej osoby. Spełnienie oczekiwań klienta osiągamy poprzez podstawową zasadę — kompromis z klientem, ale dopiero spełnienie oczekiwań, z których klient w danej chwili nie zdaje sobie sprawy, może wywołać jego zachwyt. Bezgraniczny zachwyt? Częste sięganie po książkę dostarcza rusztowania chroniącego przed wpadaniem właśnie w bezgraniczny zachwyt nad każdym świeżym odkryciem rusztowania umożliwiającego jego trzeźwą ocenę. Proust pisał o młodych mężczyznach, którzy pozbawieni wpływu kochanki, „zostaliby nieokrzesani, gruboskórni w uczuciach, pozbawieni dobroci i smaku”, powtarzał myśli autora Gilgamesza sprzed tysiącleci — wieczysty zachwyt Kobietą i Pięknem. Dlatego poranny, szybki seks rodem znad Sekwany świetnie „ładuje akumulatory” na cały dzień. Naładować akumulatory, czyli odzyskać siłę, energię, witalność. To regain strength, energy or vitality. A urlop? Bierzemy go, by naładować akumulatory. Dlatego zebrałem informacje o kilku wyjątkowo atrakcyjnych gatunkach, które spotykamy nad wodą. Także Profesor zachwycał się pięknem przyrody, kochał jeziora, rzeki, lasy i wszystko, co daje spokój, ukojenie skotłowanej duszy człowieczej, co pozwala po trudach pracy dydaktycznej — nabrać sił i naładować akumulatory. Ideał, który byłby spełnieniem oczekiwań większości Polaków. A jednak braw nie będzie! Po określonym czasie bowiem ładowarka przechodzi w tryb doładowywania, który utrzymuje pozostawione w ładowarce akumulatory w stanie maksymalnego naładowania. Funkcja rozładowywania zabezpiecza przed „przeładowaniem” akumulatorów nie do końca rozładowanych. Więc teraz pozostaje mi tylko odliczać dni do chwili, kiedy to znów dane mi będzie naładować akumulatory w towarzystwie Twoim, a także całej reszty Was, ześwirowanych fetyszystów. Mieszkanie Niebieski Klub Wspaniała riwiera i kąpanie cieszy swym niedotykalnym pięknem, wprowadza w egzotyczny krajobraz: parki, palmy i sosny. Uwidocznić siebie na złotym piasku i niebieskim brzegu, gdzie wspaniały żaglowiec wzdłuż wybrzeży ofiarowuje ziemi różne trasy, pełne odkryć małych krajobrazów. A jeśli nie małych, to można żądać zwrotu pieniędzy. Wieże i zamki. Piękny wiew, który wywołuje ciszę. Bogata rezerwa uprawia tu tradycję i śmiech w swych Niebieskich Mieszkaniach Klubu z balkonem na morzu i w solarium, z którego można podziwiać wspaniały świt, niezapomniany zachód i świecenie kolorów, sącząc nieustannie oszałamiający alkohol w charakterystycznej, poufnej atmosferze, rezydencjonalnej, ale nieco złożonej, spokojnej, lecz pobudzającej do myślenia. Gdzie ten gospodarz, co uspołeczni i ubawi? Pilnuje miejsca ułożenia, gdy artyści estradowi rozkładają instrumenty. Odróżnia nas od ciebie, zawsze w położeniu panoramy na Niebieskim Klifie, skąd uwidacznia bilokale i trilokale, widoki nowoczesne i niezawisłe, dobrze zaopatrzone, wyposażone kąty w pieczenie, usługi, telefon, bierną linię. Z zewnątrz oni mają wszystko: balkony, ziemię, wzrok, morze i wzgórza, ale ich mieszkania są jak metalowe puszki. Hydromasaż w ogrodzie pod kątem dorosłych, wideo gry, wydział obsługi, rozrywki pod kątem salw, piłka nożna albo tenis, sporządzanie filmów rysunkowych, świst pong pod kątem dzieci, które trzeba dosłownie wyrzucać na brzeg. A samemu wmieszać się w żwir i piasek i być piechotą na krętej drodze. Tylko po co? Gdy zamiast tego można na skraju wybrzeża sentymentalnie rozkoszować się falą w zabawnym i pewnym swego wyboru czółnie. Najstarszy zalotnik Najstarszy zalotnik nie ma możliwości emocjonalnych, a najmłodszemu brak na ogół warunków umysłowych. Ale gdy bezwzględna, stara zrzęda tępieje przez sześćdziesiąt plaż, a jej nieograniczona pretensjonalność nie słabnie w wysiłkach posuwając jedną za drugą zabójczą nowinę, wtedy kochanków przepełnia nowy, świeższy zapał. Pasjonują ich odtąd nieme widoczki ogrodów, lista obecności roślin na rabatach oraz spisy ze stanu szarego nieba. I choć małostkowość kobiet, uczestniczek magla, tych małodusznych czyścicielek podłogi wydaje się wyznaczać dno miałkości i ciasnoty, to tym razem są one zawstydzone. Noszą się z godnością westalek, które mają dość serca w miejscu rozumu i dlatego potrafią również zamilczeć. Mocz i zagadnienia jego wydalania są udokumentowane ze skrupulatnością pacjentów cierpiących na choroby nerek w przeciwieństwie do tych autorów, których tak dręczyły problemy dermatologiczne. Puentą może być nawet przedszkolna trauma. Seks jako wytrysk radości nie jest reprezentowany, raczej jego cierpiętnicze wspomnienie. Inaczej kotka, pod pazurami gwałcącego ją kota wyje i miauczy z bólu, dopiero gdy on odchodzi, oddaje się nieokiełznanemu zadowoleniu tej wynikłej ze stosunku satysfakcji (i ulgi), że on był w niej i z niej poszedł, przeciąga się i zaspokojona pręży. To jest jej pijany taniec na cześć przyjemności z tego, że miał ją i skończył. Kotka zachowuje pamięć czułości pazurów wczepionego w nią kota i mapę dotkliwej penetracji, którą jej zmysły przeżywają po fakcie. * Na ulicy mojego miasta ludzka reklama przestrzega przed zagrożeniami zdrowia. Człowiek-kufel w sezonie piwnym wprawdzie zachęca do wejścia do pubu, ale nie dzisiaj. Oto bowiem nadchodzi wróg-papieros, a za nim podąża ohydna marskość wątroby. Ale kim jest ten facet w białym, brudnym futrze. Pytam: — A pan za co jest przebrany? Nieco smętnie mi odpowiada: — Za cukier. * Gdy nie chcę się już obudzić, otrzymuję zdjęcie do popatrzenia na ratunek. Obcowanie z przyrodą przy dobrej zabawie dla przeciętnie wysportowanego turysty Jednak nie tylko obcowanie z przyrodą i szacunek dla jej praw znamionowały pobyt w puszczy. Czy zostawiliśmy trasę, tak jakbyśmy chcieli ją zastać? Czy wykorzystaliśmy w pełni czas na obcowanie z przyrodą? Przez obcowanie z przyrodą harcerz (harcerka) zbliża się więcej do Boga, który jest Stwórcą tej przyrody i wszystkiego, co istnieje. Siedząc w siodle, wszystko wydaje się nam inne, a obcowanie z przyrodą na grzbietach naszych czworonożnych przyjaciół nabiera innego wymiaru. Także u podstaw zjeżdżania na nartach leży obcowanie z przyrodą, a jazda psim zaprzęgiem to niezapomniane przeżycie dla każdej osoby lubiącej czuć wolność i obcowanie z przyrodą. Bo obcowanie z przyrodą wymaga wiedzy — wówczas staje się świadome i pełne. Wędkarstwo to codzienne obcowanie z przyrodą. Plener jest to obcowanie z przyrodą, jest to zieleń dookoła, jest to woda z tutejszego jeziora, która każdego dnia zmienia swoją formę, swoją strukturę. Albowiem obcowanie z przyrodą w bezpośrednim kontakcie i w wydłużonym czasie człowieka ubogaca i otwiera na nową rzeczywistość, jaką niesie ze sobą życie. Nawet jeśli konieczności handlowe zmuszają do solidności wykonania, to obcowanie z przyrodą wyrabia też poczucie estetyki, wrażliwość na piękno. Brak zasięgu Plus GSM i obcowanie z przyrodą — to wymarzone warunki do odpoczynku. A najcenniejszą korzyścią myśliwego jest obcowanie z przyrodą oraz doznawanie przeżyć łowieckich i radości w gronie braci myśliwskiej. Gdyby nawet „polowanie” się nie powiodło, wystarczającą nagrodą za nieprzespaną noc jest obcowanie z przyrodą o wschodzie słońca i wysłuchany koncert na setki ptasich głosów. Zaś stałe przebywanie w pasiece, spożywanie produktów pszczelich i obcowanie z przyrodą sprawia, że pszczelarze żyją dłużej i rzadziej chorują w porównaniu z ludźmi wykonującymi inne prace. Natura, obcowanie z przyrodą stało się dla pokolenia Młodej Polski ucieczką od odczuć zwątpienia, znużenia i melancholii, choć Tetmajer patrząc ze szczytu w dół, by sparafrazować zakończenie wiersza „Widok ze Świnicy…”, dostrzegł ciemną przepaść, mimo że obcowanie z przyrodą dostarczało mu podniosłych i pięknych przeżyć. Albowiem obcowanie z przyrodą w bezpośrednim kontakcie i w wydłużonym czasie człowieka ubogaca i otwiera na nową rzeczywistość, jaką niesie ze sobą życie. — Jak rozumieć pojęcie „wycieczka przyrodnicza”? — Wycieczka przyrodnicza to obcowanie z przyrodą, ale niestety według regulaminu to zwiedzanie parków itp., a nie np. odwiedzenie Puszczy Białowieskiej podczas rykowiska jeleni albo bagien biebrzańskich w czasie ptasich godów. — Wycieczka przyrodnicza to świadome obcowanie z przyrodą, tzn. nie oglądanie kwiatków z westchnieniem, że jest malowniczo, ale szukanie konkretnych miejsc, roślin i zwierząt w okresie, kiedy są najbardziej atrakcyjne, np. kiedy rośliny kwitną lub dojrzewają. — Dlaczego uważasz, że regulamin ma premiować coś, co jest mało uchwytne? Albowiem obcowanie z przyrodą w bezpośrednim kontakcie i w wydłużonym czasie człowieka ubogaca i otwiera na nową rzeczywistość, jaką niesie ze sobą życie. Pantum zwierzęcy .:'‚'`'`';.___? <–}——-}—~~~ ``>>{'-'}<<`` <‚^-^-^^_^-^‚‚>——// ~~~—{——-{–> ~''===////^^\\////<<— <‚^-^-^^_^-^‚‚>——// `;-]]‚|‚|‚|‚|‚/‚/‚/‚/‚‚\‚\‚\‚\\_‚ ~”===////^^\\////<<— ”\‚‚>>>>>>‚‚! `;-]]‚|‚|‚|‚|‚/‚/‚/‚/‚‚\‚\‚\‚\\_‚ _–/\^‚‚(' ')‚‚^/\–_ ”\‚‚>>>>>>‚‚! ~~^(”-”)^~~ _–/\^‚‚(' ')‚‚^/\–_ ~<,^-^///^\\‚\\—-?~ ~~^(”-”)^~~ !—-‚;'`'`'‚`:. ~<‚^-^///^\\‚\\—-!~ ``>>{'-'}<<`` Polowanie pod pieśnią Znaczący rozkaz naziemnej kancelarii: wabić kuropatwy w poszukiwaniu żeru, zadawać im karmę, a będą się dalej pierzyć wracając z nocnego żerowiska. Bo nim dojdzie do pielęgnacji lęgu, łania, czujna przewodniczka chmary, zobaczy w zaroślach człowieka nieuzbrojonego. I ruszy oczniak — pierwsza licząc od róży odnoga i opierak trzecia licząc od róży odnoga, odnoga bojowa w czas cichego rykowiska w obawie przed wilkami i wielkim upałem. Poranny zlot zmartwi się obciętą przez kulę sierścią a na głos wydry pociągną za rzemień psy. Zwietrzą trop odzieży niedźwiedzia. Ogół norm moralnych zaostrzy szable na chmarę pustorożców, za którą niezmiennie podąży odpędzany towarzysz. Ale zamiłowani w polowaniu nie uczczą należycie na rogach i trąbkach padania w ogniu, ustaloną melodią. Umilkną na dźwięk czterech części pieśni tokującego głuszca w swobodnym wykonaniu, gdy ten europejski przedstawiciel grzebiących, głuchy na wszystko prócz dzikiej miłości swego ciemnego gatunku, zejdzie spokojnie z drzewa noclegowego. Wtedy też karawan pełen martwych zajęcy przewróci się w miejscu grząskim, gdzie leżą nielotne kaczki i stare, wyliniałe cietrzewie, jagnięta muflonów i młode daniele. I nim wypełni się huczka i parkotnia skończą się nieludzkie toki — dobrym trofeum. Wtedy król polowania, lękający się ukąszenia, na własne oczy zobaczy, jak wędrowny jeleń i towarzyszący mu jarząbek niosą w ciemnościach cierń iglicy. Książka i błąd jak sakrament Nieziemski widok wiosennego nieba obejmuje podwórko, morze i wysypisko. Kometa zawraca. Krzywo przysięgasz i giniesz pod Hastings. Pył Pył drogi wzbija się i przykleja, wiruje i spada na świat razem z pyłkami roślin prerii i zapachem zwierząt. Czasem jest samym westchnieniem, rzewną pozostałością wielkiego kamienia, z którego powstał, nim obrócił się w proch. Zupełnie jak ktoś, kto odszedł w nieznane i nie pamięta już drogi ani ramienia, które wspierał, a które dawało mu poczucie istnienia wobec drugiego, identycznego człowieka. Z nim i innymi zwykł wędrować i trudzić się do wieczora. Teraz żyje w rozproszeniu. Pył klei się od łez porannej rosy, szemrzą trawy. Samotny bizon żywi się przy drodze, aż nadjeżdżają samochody i stają przed nim na baczność. Bizon łypie krwawym okiem i majestatycznie przekracza szosę, nie zważając na wzruszonych ludzi, którzy gapią się w jego kark i zad, aż znika za linią lasu. Wtedy samochody ruszają po nowe wrażenia. Jednak beznamiętnie przemierzają Wielkie Równiny — ziemię Indian Lakota. Grunt oddycha tu równo, spokojnym tonem, aż do Badlandów, gdzie nie ma już wytchnienia, tylko susza, kaniony i skalne fortece. I sen o najgorszym oblężeniu. Samochody zatrzymują się przy szklanych gablotach, które kryją szczątki hienodona i innych równie śmiertelnych dinozaurów w miejscach ekshumacji, czyli ich miejscach na ziemi, która stała się dla nich kryptą aż po nasze muzealne czasy. Ale tysiącletnie wykopaliska bywały potem witane ze łzami, każda czaszka z zębami, kośćcem kręgosłupa i pęcinami. Za złymi ziemiami pył nabiera koloru — różu ziem rzadkich, samochody zatrzymują się pod motelami, żeby ochłonąć. Pasażerów, którzy przywieźli ze sobą bażanty, spotyka nieprzyjemna niespodzianka — wyraźny zakaz mycia bażantów w wannie. Niektórzy są więc niezadowoleni. Ich bażanty będą musiały poczekać na bardziej liberalną łazienkę. Samochody pędzą dalej w stadach, z których jedno szuka patriotycznych wrażeń. Na Mount Rushmore flaga jest spuszczona do połowy masztu. W tym dniu składają do grobu żołnierza zamordowanego w Iraku, który mieszkał w stanie Południowa Dakota, a może stamtąd także pochodził. I czuje się jakiś ból w powietrzu, jakby kłucie. Aleja flag stanowych prowadzi do punktu widokowego, z którego można podziwiać kamienne spojrzenia wielkich prezydentów. Na kolumnach, pod każdą flagą, widnieje rok i numer kolejności przystąpienia stanu do Unii. Pierwszy Delaware, co dziwi niedokształconych, którzy nigdy nie lubili historii, nie doceniali jej nauki ani mądrości tylko co najwyżej jej skutki, ale te najbardziej aktualne i obowiązkowe. Jednak w Rushmore można doznać wewnętrznej, obywatelskiej przemiany, tak głoszą dumne transparenty. Chyba, że kogoś interesuje głównie shopping to może zapaść na dłużej w sklepie z pamiątkami z Rushmore, wśród których najmocniej zachwyca szklana choinka. Geometryczny design, artystyczne przeniesienie obrazu igieł w cięte kwadraty szklane, zielonomorskiego koloru, poprzetykane wzdłuż pnia małymi kostkami, największe na dole, zmniejszające się ku górze, aż do gwiazdy kryształu czubka, ale co najważniejsze skręcone względem siebie, o niewielki kąt, tak że boki sąsiednich płytek, będące kolejnymi piętrami gałęzi nie są nigdy równoległymi. Choinka nie ma związku z prezydentami, ale z ziemią Rushmore wysadzaną sosnami. Za to uczy i bawi kieliszek do prawdziwej wódki ze złoconymi brzegami, różową metalicznokrzemową zewnętrzną powierzchnią lustrzaną i wnętrzem takim samym, tylko niebieskim, na którym widnieją złotą farbą namalowane głowy amerykańskich prezydentów: Waszyngtona, Jeffersona, Lincolna i T. Roosvelta, który powiedział, że sekret życia polega na tym, by robić to, co się da, za pomocą tego, co się ma, i tam, gdzie się jest. Więc jest ten kieliszek z sekretem dla zuchwałych miłośników pamiątek i niespodzianek. Jednak to nie koniec wyprawy do ciekawych sklepów. W Wyoming czekają jeszcze ozdobne miniatury gipsowe kapeluszy kowbojskich i plastikowe bizony. Samochody pędzą dalej na dzikszy jeszcze zachód, przez szybkie Rapid City, Big Horny i kanion Tensleep. Gdzieś po drodze kelnereczka z fioletowymi, obdrapanymi paznokciami podaje wino w czerwonych plastikowych kubkach do wody. I jest nielegalne spożycie przy legalnym stoliku, stojącym na chodniku. Stróże prawa mogą się przyczepić i ukarać grzywną szefa kuchni, który wygląda jak Big Mario, za zewnętrzną sprzedaż za murami i za zepsucie wizytówki miasta, jaką jest skrzyżowanie. W tym samym mieście, czy to może być przypadek (?), dwa śmiałe jelenie patrzą kontrolnie turystom w oczy, czy na nie doniosą, czy może jednak nie. Oszacowawszy zdolność do donosicielstwa jako niewielką, beztrosko włażą do prywatnego ogródka, żeby pożywić się warzywami i kwieciem rosnącym solidnie w równych grządkach. Jest doza nieuczciwości w przyrodzie, z którą turysta się godzi, kolaboruje, a nawet z niej korzysta, choć lepiej by było, gdyby np. posłuchał wykładu o „Historii wspinaczki na Devil's Tower w opowiadaniach i piosence” ale on nie, on woli podziwiać spacerkiem żebrowania szatańskiej skały, wiekową nieścieralność magmy, karmić zdemoralizowane pieski preriowe i jechać dalej. Zabiera tylko swój samochód. Nie brak po drodze wygód i atrakcji: przyjaznych moteli z pokojami dla niepalących i dostępem do sieci, a także niezliczonych baz śniadaniowych z wyśmienitym stekiem, zasmażanymi ziemniaczkami i jajkami w optymistycznej formule: sunny side up i oczywiście kelnerkami — tymi hożymi, przemiłymi dziewczętami, które mają dla Ciebie mnóstwo serdeczności i zainteresowania przebiegiem Twojego posiłku i czasem nawet któraś nazwie Cię: sweetie. Aż chce się żyć i nie odjeżdżać. Ale trzeba dać się wyjeździć samochodom. Niech brną przez parne leśne tunele, przez matową prerię przetykaną zielonoszarą szałwią, wśród prekambryjskich gnejsów, omijając nierozpoznawalną padlinę, drogami poprowadzonymi w szpalerach sosen, obok ciekawskich, obojętnych saren, poprzez rezerwaty Indian i góry Shoshoni, doliną Wind River i przez tereny pustyni. Samochód musi jechać, aż dotrze do płaskich pól i ściany Grand Teton i Mount Moran z czarną inkrustacją i śnieżną kotliną. Tam turysta traci oddech i kłania się z wrażenia wielkim górom, które podchodzą pod same domy jak wielkie zwierzęta do zadbanych ogródków. A propos: w okolicach Jackson pan Henderson miał fatalny wypadek. Został tej wiosny poturbowany przez niedźwiedzia grizzly, na własnym terenie. Po prostu wyszedł na spacer ze swoim psem. Grizzly normalny i dobrze w okolicy znany, pożywiał się padliną łosia, który musiał zdechnąć na terenie pana Hendersona. Zachował się jak prawdziwy niedźwiedź, bronił jedynie swojego pożywienia. A Pan Henderson trafił od razu do szpitala i teraz wraca po ciężkich ranach do zdrowia. Grizzly jednak został odstrzelony. Takie są zasady. Wszyscy współczują Panu Hendersonowi i jego rodzinie, ale nie wiadomo dokładnie, ile leżała na jego prywatnym terenie padlina, którą Pan Henderson powinien był natychmiast zgłosić lub własnoręcznie usunąć. Historia ta przestrzega turystów przed padliną, która może być pożywieniem zwierząt i ceną ich życia. Jeśli ktoś jest bojaźliwy, powinien raczej jechać do Yellowstone przez łąki rozświetlone zielem ognistym, astrami, koronką królowej Anny, lnem i dziką pelargonią aż do wulkanicznej ziemi bulgoczącej błotem, dymiącej siarką i parą wodną, z wzdychającymi gejzerami. Jakby ktoś zakopał pod ziemią piece i czajniki, jakby życie miało wulkaniczną wersję podskórną i mocarną, a na wierzchu kwitnącą w gorącej wodzie kolorowymi algami albo trawą wyrastającą z wapiennego mleka. Pożar, który trawił Yellowstone przed laty, wydaje się mieć magiczny związek z podziemnym ogniem. Pozostawił kilometry spalonych pni sterczących jak pale wbite w dno coraz głębszego, zielonego jeziora, złożonego z młodych, ambitnych drzew. Podobno jest jakaś przedsiębiorcza sosna, która w ogniu zamyka szyszki i po pożarze pierwsza się wysiewa i szybko rośnie. Ale jakże niezłomne są te martwe pnie, setki stoją jak z kamienia, a przewrócone tworzą rozległe, zapałczane złoża, jakby niesforne olbrzymie dziecko rozsypało bierki albo patyczki do liczenia. Za to gejzery nie są tak stałe jak drzewa, tylko ten jedyny Old Faithfull, dający pokaz co półtorej godziny. Można jeść i patrzeć. O czasie wybuchnie całkiem wysoko. Ale w Norris głupi turyści zepsuli naprawdę fajny, punktualny gejzer wrzucając do niego kamienie. I był koniec, już się nie podniósł. Albo inny Vixen działał i przestał działać. Tak mówią strażnicy. Niech mówią, gejzer MOŻE zaniechać wybuchania, ale najgorsze jest to, że oni nie wiedzą dlaczego. To denerwuje. Niewiedza. Ale naprawdę możesz się wkurzyć dopiero wtedy, gdy na drodze trzy razy w ciągu kwadransa przekroczysz granicę zlewisk Atlantyku i Pacyfiku. Wtedy naprawdę nie wiesz, gdzie jesteś, dokąd płyną rzeki i chociaż naczynia oceanów są połączone, to Ty jesteś tak daleko, że chciałoby się wiedzieć, którędy płyną krople deszczu od Ciebie. I jakie mogłoby być ich szczęśliwe przeznaczenie, gdyby przypadkiem nie były jak pył. Pantum roślinny @}—*`–**,–,``~~~—- +}}}}}}})—————— ——~~~~`'`/'`//'/``//`'`` ——`\,—–,/,–`~–{C< ——————{{{{{{{{(~ —`-,-'—-'/—–,~~~((@ ——`/,—–,\,–`-~{C< +D}—-`,–`–,–~~~~~- —`-,-'—-'/—–„~~~((@ –~**~```~~„—~{{{{((@ >D—–`,–`–,–~~~~~– `'`/'`//'/``//`'`}}~~~——-. Jaki korbowód zmienia muśnięcia w rotacje? Dostałam dziś dowód miłości, a więc jednak ktoś mnie kocha. Mogę mieć tę pewność, że tak, i nieważne, kto mi go przysłał. Niech to pozostanie naszą tajemnicą, małym misterium. Bo przecież gdyby nawet to była, powiedzmy — perfumeria — to miłość jest już dziś udowodniona. Rzadko spotyka się w życiu dowody miłości, brak na ogół twierdzeń o niej, brak dobrych założeń i definicji. Miłość właściwie nigdy nie jest stwierdzona, określona i zasadna, nawet w sentencjach stanu cywilnego. Podobnie jest z łaską i niełaską losu. Czasem trafia się jej kuriozalny znak niezwykłe znalezisko w kieszeni, w trawie lub na chodniku. Coś tak tandetnego jak niebieskie oczko z rumieniem opalu — różowawość perląca się w błękicie albo jeszcze gorzej: irytujący napis na śniegu z czułym błędem ortograficznym, przywodzącym na myśl najgorsze dyktanda, lęki szkolne i stres tablicy. Ale gdy dostrzega się taki okaz — człowiek przyklęka, bo czyta pewne ślady, a gdy wkłada zdziwioną dłoń do kieszeni — w palcach odgaduje podrzuconą niespodziankę. Wtedy w jego oku skrzy się legendarna łza, bo opale i perły przynoszą nieszczęście, okala tęczówkę brokatowym halo, płynnie zmienia ogniskową. I naraz znalazca, któremu nigdy nie przytrafiło się nieoczekiwane, hojne szczęście, staje się zabawką wiecznej tęsknoty, która gryzie jak czekoladowy mus albo gorzka mysz. O, myszy słodka na ciepłym dywaniku, jesteś w przeciwieństwie. Jaki korbowód zmienia muśnięcia w rotacje? Krążenie nad ranem, nad czułym snem i historią kotów. Bo we śnie, tej nocy lub może poza czasem, w nieznajomości rzeczy uruchomiłam zdalne karmienie kotów. Karmazynowa wskazówka poszła w górę osiągając maksimum karmy, co oznaczało śmierć kotów z przejedzenia. Woda w poidle zagotowała się. Przerażona, widziałam na ekranie koty podchodzące do wrzącego strumienia buchającego parą i nie mogłam nic zrobić. Nie wiem, co było dalej. Czy koty dotknęły się ukropu? Koty z mojej głowy: Samodzielność, Rozkosz, Upór i Wola. Może uciekły jak nie poparzone. Ale wtedy pojawił się w pamięci miły dowód miłości i nagły pocałunek znad morza. (Jaki ty masz związek z prądem morza wokół?) Absolutnie histrioniczny lazur na ulicy dzicz astralna i imieniny w życiu nie widzieliście takich kolorów w windzie wydrapane: siostro przyłóż granat do mojego ciała będziemy trwonić róże pomarańczy ranna miłość zmieni nas w powoik który wokół marnej twarzy tańczy i jeszcze: nasze Herkulanum nigdy nie przeminie kiedyś była tu przeprawa, nie wymagająca luksusowych westchnień tylko gorliwości teraz w uwielbieniu można wzdychać i iść w pośpiechu na lody w rożku bo zenit, bierny finisz słońca oko wykol śnieżycy Kwietyzm, błogostan Kwietyzm to kierunek w katolicyzmie uznający za podstawę życia religijnego bierną kontemplację. Chcesz wiedzieć więcej — zamów Leksykon Papieży na CD. Witamy na stronie o kwietyzm. Dziękujemy, że odwiedziłeś naszą stronę testową, na której badamy popularność słowa kwietyzm. Zastanawiamy się, w jaki sposób tu trafiłeś i dlaczego akurat poszukiwałeś informacji na temat kwietyzm. Będziemy wdzięczni, jeśli nam o tym napiszesz. Najciekawsze historie zamieścimy na naszej stronie. Siedemnastowieczna duchowość katolicka była oskrzydlona przez dwie skrajności: jansenizm oraz kwietyzm, czyli prądy złożone i dość łatwo zdobywające zwolenników. Ich przedstawicielom czy sympatykom nie można odmawiać dobrych intencji czy gorliwości. Jednak tak czy inaczej stały się one bardzo poważnym zagrożeniem. Tak w przypadku jansenizmu, jak i kwietyzmu niebezpieczeństwo wiązało się, (co jest tym ciekawsze, że mamy do czynienia z poważnymi różnicami między tymi prądami) z rozumieniem Boga i Jego zamiarów wobec ludzi, a w konsekwencji z rozumieniem sytuacji człowieka. Jansenizm przedstawia status quo potrzebujących zbawienia ludzi w ponurych barwach. W przypadku kwietyzmu rozminięcie się z rzeczywistością polega na jej zbyt naiwnym, zbyt optymistycznym rozumieniu. Kwietyzm to właściwie bierność religijna, błędnie rozumiana jako wyraz zaufania Bogu, jako właściwa postawa wobec Niego. Bóg jest miłością bezinteresowną, a miłości przecież nie utożsamia się ani z lekceważeniem, ani z zupełną pasywnością. Ascetyzm panował na prawicy, kwietyzm na lewicy. Spór między Fénelonem a Bossuetem otrzymuje z tego punktu widzenia ogromnie ludzkie znaczenie. Bossuet dostrzegł w kwietyzmie pierwszą, wciąż jeszcze nieśmiałą i skrytą zapowiedź katastroficznego pomieszania Boga z człowiekiem, które miało napiętnować erę nowożytną. Zepsucie kwietystyczne na polu religijnym równało się zepsuciu demokratycznemu w dziedzinie polityki: jedno i drugie jest owocem gorączkowego pośpiechu bezsilnego bytu, który, nie mając już sił do walki ani zapasów, by czekać, spieszył się z realizacją swojego marzenia pełni i szczęścia bez zwłoki i wysiłku zmieszania go z czymkolwiek. Kwietyzm i mistyka demokratyczna polegały na pomijaniu etapów w marzeniach! Zapyta mnie ktoś może, dlaczego wobec tego środkami chemicznymi można osiągnąć podobny błogostan, do jakiego dochodzą mistycy. Na to odpowiem, że nie na błogostanie zasadza się doświadczenie mistyczne, ale na tym, że człowiek naprawdę spotyka się z Bogiem — niezależnie od tego, co odczuwa i czy w ogóle coś wówczas odczuwa. W nocy ducha spotkanie z Bogiem może — nie musi — być głębsze niż w momentach najżarliwiej odczuwanej radości. Błogostan osiągany przez mistyków (nie zawsze zresztą i nie przez wszystkich) jest prawdopodobnie zjawiskiem ubocznym, uwarunkowanym fizjologicznie, a towarzyszącym poszukiwaniu Boga możliwie całym sobą i z całym samozaparciem. Nie po to szukamy Boga, żeby przeżywać błogostany, szukamy Go dla Niego samego. Natomiast tam, gdzie się używa środków chemicznych, błogostan jest celem samym w sobie. Pomimo tak ogromnego i autentycznego zaangażowania artystki, jej utwory nie niosą zbyt wielkiej nadziei na przełamanie impasu pomiędzy przyrodą i człowiekiem — a szkoda. Choć jej krzyk jest w całości zasadny i nie wymaga usprawiedliwienia, to jednak stwarza szansę, by ruszyć sumienie, by przezwyciężyć panujący błogostan bezduszności ludzi względem natury własnego pochodzenia. Nie można bowiem przejść obojętnie obok ballady, w której słyszy się taką deklarację: Ziemia moim ciałem, woda moją krwią, powietrze oddechem, ogień siłą mą. (…) Błogostan? Często mnie to ogarnia. Jak już pewnie zauważyłeś nasz serwis na temat kwietyzm nie zawiera zbyt istotnej treści, jednak informacje, których szukasz, powinieneś znaleźć na stronach naszych partnerów lub w reklamach google. Linki znajdziesz poniżej. Strony zawierające informacje o kwietyzm — Wikipedia kwietyzm — Google kwietyzm O ironio głównego nurtu *Światowy antychryst czy heretyk dzisiejszej doby?* Chodzi o tzw. koncentrację, hołdowanie szkole rozpieszczania, nadejście królewskiej przewagi, gdzie każda deklaracja jest zorientowana i zmierza do tego, by utrzymać stan pełnego odurzenia lub przynajmniej oczarowania miłosnego uwieńczonego laurem. Szczęśliwy, intonujący mantrę, gdy problem podobieństwa staje na osi. Ma on zawsze rację. Nieomal zawsze. Jest konserwatywny, ale długa jest liczba początkowo wzgardzonych, a w konsekwencji odnoszących sukcesy, które świadczą o bezwładności. Patrząc w przyszłość jak w pryzmat, to, czego właśnie oni chcą, jest groźną receptą na kopiowanie. Jakby psy gończe pytały lisy, jak je upolować. Jakby początkowo wzgardzeni mówili prawdę, czego zwykle nie robią, więc nie możesz na nich polegać. Operują schematami, wykorzystując najniższe uczucia, które powinno się ignorować. Nie mam nic przeciwko nim. Niektórzy są moimi przyjaciółmi, a przyjaźń to generalnie dobra rzecz, tylko jak ją pozyskać? Adwokaci tradycyjnego podejścia zalecają służalczość, poniżenie, niewolnicze poddanie się dyktatowi — pełzanie w cierpieniu. Pełzamy więc wciąż z wiarą, że im bardziej będziemy zorientowani, tym lepiej. A cel, jakim do niedawna była satysfakcja, zostaje zastąpiony zachwycaniem. Tuż za rogiem czeka oczarowanie, więc zachwyt nie może być daleko. Czyżby zbliżanie się było czymś złym? To niedorzeczne! Więcej jednak nie znaczy lepiej. Jedna porcja lodów ok., dwie, trzy, ale jak przyjaźń zareaguje na więcej? Zdumiona antynastawieniem? Więc jak ją przyciągnąć i sprawić, by wracała? Czy doceni świeży powiew? Przyjaźń nie wierzy w każde słowo, jeżeli kiedykolwiek wierzyła. Odłóżmy więc na bok nasze oczekiwania co do miejsca w jej sercu. Jest sceptyczna w stosunku do obietnic miłości, szacunku, respektu. Żadna dawka uroczystej skruchy ani pokuty nie zmieni tego stanu. Konieczna jest decydująca zmiana wielu „tulących do serca”. A są odporni na postępy, znają chwyty i doskonale wiedzą, kto jest „królem”. Co więc pozostaje? Kończyć z aspirowaniem do roli przyjaciela, nie bazować więcej na złudzeniu, że jeśli będziesz mocno kochał, to zyskasz wzajemność. To kompletny nonsens. Lepiej sytuowani porzucą cię i twoje nabożne, rozpieszczające praktyki, uznają twój cel za prosty. To żaden wstyd. Tak jesteśmy postrzegani przez większość. Nie obraża to naszej inteligencji, podczas gdy typowe relacje „I-will-allways-love-you” to działanie poniżej krytyki. Bądźmy więc dalecy od żartów, w sferach najnudniejszych jak sztuka i literatura popularna walczmy o zmienną uwagę. Bo każdego, kto nie potrafi zaistnieć i utrzymać się możemy traktować niepoważnie. Dziś każdy biznes to show biznes. Wszyscy jesteśmy w reality TV lub działamy tak, jakbyśmy byli. To nie margines, czy domena unikających poważnego zajęcia. Jesteśmy liderami wśród generatorów oblicza naszych czasów, kluczowymi wśród tych, którzy wpływają na ożywienie miast. Nienasycone ambicje posiadania marki to antyteza głównego nurtu. Pozostaje jednak w zgodzie z duchem naszych czasów. Oryginalny koncept, wyartykułowany przez Newtona i Einsteina oraz ich niezliczone klony, stopniowo nabrał uniwersalnego wymiaru. O ironio głównego nurtu, która stale deklamujesz z patosem idee „zróżnicowania”, a nic się nie zmienia, nie odchodzi od swej centryczności! Jednak już czas na zmiany. Piękne — czas na zmiany, jakaś alternatywa dla klasycznego modelu rozpieszczania. Drażnienie dręczycieli, zamęczanie ich zamiast swatania, jak to robią tradycjonaliści. Jak dawniej piękne dziewice ostre, by dostać co chciały rozumieć i dręczyć, stworzyć nieosiągalne i nieprzemijające, nieśmiertelne najwyższej próby — to najlepsza kombinacja z najwyższej półki i trudno dostępnej. Pożądana atrakcja w jednym./ Spis i skrót operacyjny w drugim, bo zawsze muszą być skróty operacyjne. Trudno je komentować jak prezent, który odmawia poszukiwaczom dostępu. Potrzeba do nich wyczucia, przebłysku losu inspirującego natchnieniem. Spis nie jest dla każdego, a jeśli oczekujesz, to szukaj gdzie indziej. (Jego dodatkowa strona odradza czytelnikom lekturę). (_- | |^ |_ /-\ |\| |) /-\ \/\/ | |) [- () |< () ( |-| /-\ |\/| |\/| /-\( |-| () ! |\/| /-\ | |_ () \/\/ /-\ |< |^ (') |_ () \/\/ /-\ Prestige Tapczan Prestige i kanapa rozkładana typu wersalka. Posiadająca funkcję spania i ruchome boczki. Wybarwienie dowolne. System Warszawa. Wypoczynki. Zestaw Szopen i Zestaw June. Są to meble bardzo modne aktualnie. Są to zestawy bardzo ciekawe i nierozkładane. Świetnie się sprzedawające. Zestaw June jedyny w swoim rodzaju. Narożniki typu Romuald i Czesław. W narożniku Czesław może być przedłużany i kanapa, i róg. Bez opcji spania, za to w bardzo ciekawej cenie. Komplety Inka i Beata. Do wersalki Inka oferujemy fotel Inka, a do wersalki Beata jest również sofa Beata i fotel Beata. Wersalka Beata wygląda prawie identycznie jak wersalka Inka. W wersalce Beata skrzynia jest wykończona jak przy fotelu Beata. Prestige — głównie wykonujemy go w skórze, ale może być wykonany w ekoskórze. Na specjalne życzenie dostępne dodatkowo pufy nerki. Czy może być coś lepszego niż własnoręcznie wykonany prezent? Taki prezent ma niezwykłe znaczenie. Sprawia, iż czujemy się jak prawdziwi artyści. Walentynki to doskonała okazja, aby sprawić ukochanej osobie niepowtarzalny, własnoręcznie wykonany prezent. Aby samemu go zbudować, nie potrzeba wiele. Najważniejsza jest fantazja i chęci. Pamiętając o kilku podstawowych zasadach, z pomocą elektronarzędzi Boscha bez trudu można wykonać prezent walentynkowy. A bez tych narzędzi i pięciolatki sobie poradziły dla swoich gości, policjantów, wykonały obrazek samochodu policyjnego. Natomiast dzieci ze szkoły podstawowej nie tylko przygotowały wiersze i piosenki dla księdza Biskupa, ale i wręczyły mu kwiatki oraz własnoręcznie wykonane figurki z masy solnej. Ksiądz Biskup wygłosił katechezę o Miłosierdziu Bożym. Z pewnością miłą odmianą będzie podarowanie własnoręcznie wykonanej niespodzianki. Dostarczy ona obustronnej satysfakcji, a obdarowana osoba poczuje, że podarek przygotowywany był specjalnie z myślą o niej. A oto kilka prostych pomysłów na własnoręcznie wykonane prezenty. Pachnące drzewko lub wykonany według własnego pomysłu bukiet może stanowić oryginalną ozdobę. Przymocowujemy do gałązek świeczki i mamy dodatkowy efekt. Albo wystarczy obręcz wykonana ze słomy, siana lub zwinięte w pętlę pędy leszczyny, dzikiego wina — po prostu czegoś, co uda Ci się pozginać w kształt serca. Do tego przywiązuje się za pomocą drutu lub cienkiego sznurka: kawałki mchu, gałązki świerku, sosny, małe kokardki, mikro-serduszka i pęczki kwiatów z bibułki. Ładnie opakowane cukierki też się nadają. Można też ukochanej uszyć sukienkę. Hiob podszedł do manekinu i zaprezentował go dumnie Lizzie. — Pięknie będzie wyglądał na Evie… — Z pewnością jej się spodoba… Własnoręcznie wykonany prezent na Walentynki… Lizzie z zachwytem przyglądała się koronkowej sukience w kolorze jadeitu. A tradycyjną kartkę walentynkową można łatwo wykonać własnoręcznie z kartonu i papieru kolorowego i co najważniejsze nie przyozdobić jej badziewnymi serduszkami. Bo własnoręcznie wykonane prezenty mają większą siłę i bardziej cieszą niż te „kupione w Tesco”. Walentynki to święto jak święto, komercja taka sama jak podczas Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Tam ozdoby choinkowe od Chińczyków, tutaj kiczowate serduszka. Jeżeli nie podoba Ci się to święto, to po prostu go nie obchodź, nie kupuj pierdoł, raz zamiast radia zapuść sobie jakąś płytę i przeżyjesz… Nie przepada się za walentynkami, gdy nie ma się zbytniego powodu do świętowania. Ale nikt nie ma zamiaru narzucać swojego sposobu myślenia i jeżeli komuś podobają się Walentynki — to niech je świętuje i się cieszy! Nie ma co wyzywać kogoś takiego od pustaka czy konsumenta komerchy. Bo tak naprawdę to wszyscy jesteśmy konsumentami, nie tylko w święta, ale i na co dzień. W święta możemy jednak od czasu do czasu od komercji konsumpcji odpocząć i na takie Walentynki podarować ukochanej osobie własnoręcznie wykonany prezent. Kto się nie lęka, sam jest przerażający Kolonizować lilie, gdy kwiecień rośnie wysoki, Gdy oczy rozrzucone wokół, wibrując zbladły? Więc mąż! Więc miernik! Do zanim już, do zanim Iść w spust! Ach, pójdźka z piekła w niezniszczalną noc! Lecz kto weźmie? Kto stracony? Komfort się marudzi Jeśli jest bez męża. Niezależna jakże wyleczona, niezależna już od zamęścia! Boża igła pokutna, ledwo oprzeć oczy: skrzypce, skrzypce i już łóżko, Krwawy siennik, szorstka plama. I ach! Spory, spory strach. Co, co? Jak, jak ten rąbać lód? Twarz się słania, wtórują refrakcje. Z grobu wystają dwa kłosy trupa i udokumentowany nóż. Zabiwszy jak wokalistka, zsiniała na wylot. To jej styl drżenia: Jak iwa, jak tęcza, a pod nią się kiwa martwe ciało męża. Więc kto weźmie? I kto straci? Żywy nie zrozumie trupa. Rzeczenica jest w obłędzie, pan i władca jej się zepsuł w rok. Och, Samico, Rzeczenico — nie twój smutek tylko zbój. Różnorodność się zmitręża, głowa śnięta, głowa męża! Zły sposób żono, nieszczęsna we wnętrzu bagna herbata, Twarde żądło wieczności, a kaloryfer zabójczy z żelaza. Gotowość: grób posiać, wegetować kwiatki? Ha! Zsiniał blady Jak opakowanie, podczas gdy ona oznacza kurtyny krochmalem. Dlaczego smutek przyszedł jak złodziej? Bóg drobiazgu od niej żądał W tę noc adiutant spał i nie powstał. Klamka, rykoszet i grzechu rząd! Ale widz słyszał zakład teatralny. Diabeł posłał kwity krwawe. Skarbiec wzorów, Rzeczenico. Ach, to bankier, bank i wstrząs! Ale skoro wyobrażenie złoczyńcy i znajomość z nim skryta, To są miłej rzeczy zawiadomienia, to nie majak dobrobyty. Kto się nie lęka, sam jest przerażający i jako żywy nie wejdzie Na parkiet twardawej wieczności ani w port, który zawiał wiatr. Rzeczenica ma rysy człowieka, pan jej — typ siebie Skrycie trzymał łup wojenny. Za miłą kiedyś tęsknił rok, A siebie wciąż wskrzeszał. Został pokonany winem Teraz w gaju flora kwiatów kryje jego potłuczone binokle. Co skryte w zgiełku poronionego życia, kto weźmie? Jak poraniony? Kto upada w dół nagły, a służący bagna przecinają go żelazem wpół, by uwolnić od kary i wypuścić w lesistej okolicy śniadość? Łup mój miła żono, grzech twój niedostatek. Wzdryga się kurtyna. Ha! Tutaj krew, tutaj nóż pomoże! Rzeczenico grzywnę płać! Lecz kto weźmie, czyja grzywna? Requiem ducha, żagiel krwawy, Zakład i rykoszet. Nie masz popełnienia bez przykładnej kary. Tam gdzie urna lilii rozrzucona leży pan i wieczysta jego nocy marynarka. A ona, Rzeczenica, dlaczego samotna za nieszczęście się chwyta w chwili odwetu? Rzuć bojaźń, ośmiel lica, wieczna twa ukradkowość, którą weźmie chwila. Czyją grzywnę? Chwila głodna jak samotność. Przymkną hazard, Rzucą wszystko słysząc trupa. Co, co? Jaka wina jest odwetu warta? Skrwawione plamą pieniądze nie pomogą dokonać odpłaty, Ale złoczyńcę Bóg obserwuje. Zna on ukradkowość bogactwa. Trzeba ssać krwi karawan — westchnął bogaty ze łzami. Nie lękaj się zostawić jałmużnę, bezduszny zastaw do Niedzieli. Mistrz — wiatr wzniosły i podobny do osoby najbliższej bieli Ma już wieniec dla ciebie ma, z kwiatów, które grób mój zszyły. Zły sposób żono zawiesić szkarłat po walce. Naprzód na tamten świat! Ze zrębu się szkielet wytęża — trzeszczą bagna szeroko w górze. A tam świat, tam głowa włada, nad nią drzewo, żaba, lilia… Bo jak pan leżał w grobie bogaty, to go wyniosłe pokryły kwiaty. Skorpionom możesz zaufać Jeżeli chcecie zaufać mężczyźnie, lepiej od razu podetnijcie sobie żyły, to moja rada dla was, młode istoty. Pomińmy sytuację, w której wiedźma zakochuje się w mężczyźnie. Zaufać ponownie mężczyźnie pachnącemu w ten sposób, że nie jest możliwa pełna recenzja ani ocena, to jak skazać się na dożywotnią i powtarzającą się śmierć. Zaufać jednak na tyle, żeby zaryzykować? Chociaż w drobnym procencie. Spoczywa na nas jarzmo prowadzenia domu, to czy możemy powierzyć mężczyźnie dokładne wysprzątanie mieszkania? Na stan dzisiejszy nie. Nie można ufać mężczyźnie, którego inni nazywają łotrem. Jedyna szansa, to zaufać obcemu, którego intencje wydają się nieodgadnione. Ale czy obcy będzie w stanie zaufać kobiecie i uwierzyć jej, że nie jest wiedźmą i nie ukształtuje uczuć wbrew jego woli? Czy uda mu się pokonać duchy przeszłości i zaufać tej, którą pokocha? Nawet, jeśli porzuci ona dla niego wszystkie skrupuły i zaufa, choć nigdy zaufać nie chciała, gdyż zawsze bała się uwierzyć mężczyźnie, który wyznaje miłość po tygodniu. Zagubiona pyta na łamach: „Czy jeszcze mogę zaufać urodziwemu mężczyźnie?” Lęka się jednak wyjść poza skorupę. Bez przyczyny bym się nie martwiła. Każdy spacer daje nadzieję na iskierkę poznania wartościowego mężczyzny. A najważniejsza jest dusza i charakter człowieka. Ale jak znów zaufać kobiecie? Zostaw jej prezent, który dostanie za 9 miechów. Wartościowym mężczyzną jest ten, który chce poznać twe wnętrze. Mówię tu o charakterze. Ale bardzo trudno jest budować związek wartościowej dziewczyny z wartościowym chłopakiem. Spotykam się z naprawdę wartościowym i mimo że chcę i staram się, żeby nam się udało — nie wychodzi. Skorpionom możesz zaufać zawsze, jeśli pozwolą na zbliżenie — powiedziała wartościowa dziewczyna o niesamowicie seksownym głosie. Banicja podwodna Co zostaje za rogiem, nie powiewa chusteczką, nie wywiesza białych ani czarnych flag. Co nabrzmiewało tłuszczem, rosło w trawach, stężało w padliną i ciemno jest jak przed burzą. Dziewczyny kołysały biodrami w takt czytania poezji, a wiara marnowała się od niedzieli. Namówiona do głupoty lespedeza straciła wszystkie najlepsze trójlistki i wyczerpały się stare korowody. Ktoś miał zawał w wyjściu awaryjnym, ktoś wołał na pomoc przeznaczenie. Zostało mi pięć minut na ucieczkę, ale wykorzystałam cztery. Rytm opuszcza zapomniane jednostki, pływające wśród ogłupiałych słupów, gdzie prędzej można usnąć niż położyć kamień. Miałam zestaw oczu szklanych i raz wygrałam w „małego sadystę”, choć starożytny żeglarz doradzał mi w sprawach mapy i deszczu. Potem bity amen pakowały się manatki, żeby nie zapomnieć niczego, co może się przydarzyć przed nowiem. Położyłam cyrkiel na szali. Ważny język ani drgnął. Radosne, podwodne komunikaty urywały się w połowie. Bo nim zdołał się zrozumieć koniec z początkiem, na brzegu wyłączano urządzenie. Sportowa propozycja Sportowa propozycja w nocnym liście i czuła odpowiedź: sio do łóżka! I dalej milczenie — w domu, jako poeta. Nienawykła do twardej ręki wygląda ładnie na rozkładanym krzesełku, w przejściu widziana czułym kątem oka, gdy na scenie patroszą się same primadonny. 30 lat czarnej dziury w poezji polskiej i rodzi się kolejna. Banalne jak drobnolistna mgła zmienia się w szadź igielną. Ten wieczór nie był dobry, tylko chłodny. Miałeś brokat na ustach, który śmiesznie lśnił. Podobno zostało nam pięć lat w ciemnej energii, w podejrzanym, skalarnym polu, i zaraz klasycznie odezwie się puenta urodzonym w niedzielę i tym, którzy lubią pisać w łóżku. Namierzam czas i buduję trzy razy to samo zdanie. W faktach mam krach równoczesności i miłość, która obraca się w posępną stałość. Będzie wypalona do końca, zanim zakwitną mroźne mgły. Obojętnie jak zawirują blotki. Użyj więc jeszcze tego cudownego wołacza, a będę Cię wspominać w małej zaspie, w drodze do ciepłych źródeł, na której znów zepsuł się autobus. Myśl o mężczyznach, poszukujących partnerek rzetelnych, nie daje mi w spokoju wytrwać w rzetelności. Za życia nikt Za życia nikt nie wyruszyłby w wyboistą drogę z kobietą, która przez ubranie sprawdza jednym muśnięciem palca sztywność kręgosłupa, choć jest on najpewniejszą linią ludzkiego ciała. Nikt za nią by nie pożądał, nie śledził jej posunięć nawet do najbardziej zaawansowanych pozycji. Samo życie dałoby jej radę i prelekcję na temat przeżycia, czyli samotnego doświadczenia i przetrwania. Radosne komunikaty nietrafiające do celu, ale błogosławione ich lotki znaczone uczuciem, które grzęzły w trawie, choć ich nie znalazł tam ani jeden uśmiech. Widoczne były jednak kątem oka jak spadające gwiazdy, wśród sennych pyłków i baniek mydlanych, które wypadały z wysokich pięter, wydmuchiwane przez dziecko, badające z przejęciem długości ich życia i krótkiej przygody. Mimo obojętności liczbowej i niedoceniania na co dzień skarbów sztuki całkowania, z pomocą nadeszła niezawodna ekspertyza — statystyczny rozdział na trafione i niezatopione, których nikt jednak nie obserwował dalej. A te, które nie chciały tonąć, żeglowały niezbicie w stronę chóru i nikomu nie chciały się tłumaczyć, jak człowiek śpieszący na próbę generalną, który po drodze nie chce nawet słyszeć przechodniów, bo oszczędzał głos już w windzie i przedpokoju, żeby go wydać z siebie w ostatecznym, foremnym wykonaniu, w splendorze i blasku sceny. Bo czyż scena nie jest miejscem wiadomości dobrego i złego, sercem i rozumem zaistnienia, niebędącego przeżyciem, lecz samodzielnym wyczynem — tą mityczną, wyniosłą woltą, której w ramach aktualnie panującego DNA zazdroszczą zaocznie nawet nienarodzone dzieci, w tym także te nie poczęte? Gdyż ten rodzaj istnienia okazuje się najważniejszym z ostatnio proponowanych wyników płodnej ewolucji, bo ludność myśli nawet, iż jest to rodzaj wiedzy: że warto poćwiczyć lotki, w wątpliwym celu, żeby następnie z brawurą godną obłąkanego, w ostatniej chwili pozdrawiając fale, spaść z uśmiechem ze skraju granatowego klifu. Odlecieć w poczucie niechybnego awansu, pozwalając sobie na chwilową nieobecność, zużytą całkowicie na twórczą cyrkulację, w wyniku której znów zakwitną na targach książki i róże, i bzy. A tam już prawdziwe, czytelne dziewczyny z krwi i ciała spojrzą na kwiaty z nieskrywanym zachwytem. I stanie się światło, bo odwieczny cel rozbłyśnie im w dłoni. Magiczne odcienie połysku Namiętny fiolet i czar purpury, nasycony tajemnicą, niepojętą jak sztuka równowagi między słodyczą a ogniem. Tchnienie aksamitu w fioletach tysiąca i jednej nocy. Fetysze przeznaczone są dla osób dorosłych. Kto za życia określany był beztalenciem, musiał rzeźbić figurki z masy solnej — nigdy nie widział promienia. Teraz rozumie i cała jego wiedza staje się aktualna. Uprawiał okultyzm i, jak wiadomo, lubił duchowość. Odszedł do pentagramu, choć pasjanse wychodziły mu albo nie. Podłoga w kuchni nie ma łatwego życia — narażona jest na plamy, a także na wszelkie uszkodzenia np. przez spadające widelce. Duże koszty wynikają z natury. Na encyklopedii trzeba trzymać porządek. 5 minut Jednak najgorzej, gdy wpadnie się w oko światła, gdy nagle snop wygarnie człowieka z przyjemnie przykurzonej nory i każe grać całe pięć minut tzw. jego pięć minut. Z chrypką i tremą kłania się człowiek wpół i wykonuje. Potem przychodzi czas na podsumowania, nadchodzą komplementy będące wyrazem pozytywnego rozczarowania, pytania-zagadki, pojawiające się na wprost równie zagadkowych odpowiedzi. Można się przemknąć z powrotem do legowiska i odfajkować, a jednak uczucie niesprawdzenia się w rzeczywistości lekko niepokoi. Bo martwi to, że chyba się zapomniało, jak działa jeden uśmiech albo proste słowo połączone z serdecznym gestem, nie mówiąc już o komplikacjach, które napotyka się, gdy tylko śmierć zaświta nam w głowie albo poetyczna kruchość i inne słabości, warte dla nas najśmielszych pieśni. Wiotkie witki łączące nas ze światem, a zwłaszcza te nici i przewody, które napawały dumą w czasach, gdy było się jednością z jakąś grupą formującą karawanę, teraz mają sens symbolicznych kresek, nienaostrzonych nawet strzałkami. Jakby to były jakieś zamierzchłe genealogie, a tamci, niezapomniani przecież ludzie, dalekimi antenatami, pomieszanymi w zbiorowym grobie i niebudzącymi żywszych wspomnień ani sentymentów. I nie jest to problem samotności ani zobojętnienia, raczej braków połączeń prywatnej, witalnej historii z zewnętrzną telenowelą, bo to słowo najlepiej przybliża scenariusz rzeczywistości, tej, której udaje się dotknąć, gdy wynurzy się na krótko głowę z wielkiej wanny, gdy ktoś nas wywoła z sali i sytuacja nakaże nam zachowywać się odpowiednio. A prywatna historia ma swój pociągający, pogodny i piękny trakt, który wiedzie przez ulubione krajobrazy, zaznaczone okazami słodkich niespodzianek, gdzie spokojna miłość jest tkanką światła i nocą nie gaśnie, tylko milczy z czułością i uwagą. Udział bliskich istot jest w nim większy, niż miłych duchów zmarłych, do ich historii się przylega i wie się o nich najwięcej. Od nich też płyną ciepłe przypływy i stałe komunikaty świadomości. Nie trzeba przed nimi występować nawet pięciu minut. Gdyż odkąd się odeszło do odległej, niedostępnej jaskini, żeby wypisać na jej ścianie wiersz do nieznanych bogów lub siebie samego, nie można znaleźć drogi powrotu, ale wiersz zostaje bezpiecznie w sekretnym miejscu, na zawsze zapisany i na zawsze nieodczytany, mimo to skończony i pełny jak życie, które trwało na przekór związkom i motywacjom, a nawet z wątpliwym dla społecznego ogółu pożytkiem. Praktyczność bowiem jest tajemnicą, zarówno jej mapa, jak i wytyczne. Dystrakcja oceaniczna, ten precyzyjny chód w nieznane, zrzucenie uczuć z niekochliwego języka na światło dzienne w jakąś jedyną konfigurację zdań rzutkich i lekkich jak rześkie rozkazy, romantyzm kawy, jej wyczuwalny napar w wersie aromat niezmarnowany, bo każe się uśmiechnąć na myśl o tropikalnej bryzie w zodiakalny poranek, gdy gwiazdy nikną w słonecznej gali, a ciało ciepłe i namiętne zbiera się do steru nie mogąc niczego już napisać we mgle na kamieniu, ani na stronie piasku, ani w kręgach wody Obwieszczenie Człowiek rozbija się o półki z girlandami, tonie w zaułkach po to, żeby w końcu w uroczystej głuszy odnaleźć obwieszczenie, które być może wisiało w tym miejscu od dawna, na tak zwanym widoku, a które w procederze wytrwałych eliminacji i koncentracji na migotliwych obserwablach, co mila potykając się na drodze o kamienie węgielne, przeoczył chcący albo i nie, ze ślepą premedytacją lub dlatego, że był gapą od urodzenia. Może nawet gdyby wyrżnął głową w obwieszczenie, nie dostałby przedwczesnego oświecenia. I teraz u kresu wykorzystanych możliwości stoi i czyta jak ktoś, kto zdawał egzamin na studia dzienne. I okazuje się, że wszystko się zdawało i było na nic, a w gruncie powszechnym rzeczy każdy czarny szlak albo choćby na niego pomysł nie nazywał się inaczej niż bolesny powróz do nierozwiązania. Więc cóż mu pozostaje w tej malkontentnej klaustrofobii, w tej nadętej sferze notorycznego przesądzenia, w napuszonym inflacją kosmosie, który udawał tylko klasyczny niedeterminizm i skomplikowanie. Jakaś kwiecista beletrystyka, bukiet poezji kobiecej czy może rozpaczliwie zapoznawczy wieczorek? Żaden projekt mu nie wystarczy, tylko czysta radość — różanopalcy uśmiech niebios. Radość, która trwa i jest prawdziwym bohaterstwem, słodycz zaś i rozkosz bezcennymi darami niezrozumienia. I tu lekceważymy wszystkich posępnych belfrów chorych na rozmaite formy przymusu, racjonalizm i prężne nerwice. Wszystkich za jednym hurtowym zamachem. Nie szkodzi, że byli naszymi wychowawcami, że starali się nam wpoić prawidłowe zasady życia i współżycia oraz pojęcia świata w zarysie i że dotąd należycie okazywaliśmy im na pozór wielki szacunek. Ich nauki nadają się na podpałkę zdarzeń, a my nie jesteśmy piromanami. To oni zresztą oduczyli nas zabaw z ogniem, dusząc w nas każdą iskrę zainteresowania płomieniem, choć niektórzy z nas chcieli w przyszłości zostać prawdziwymi strażakami. Więc starliśmy się i staliśmy się jak dzieci od wielu pokoleń, ale zdecydowaliśmy jak ludzie dorośli nazwać to miejsce od nowa niekońcem wbrew kwaśnym sugestiom, że trzeba się ze sobą szczerze rozprawić i przyznać do globalnego błędu, a następnie zaakceptować. Pokochać siebie w najtrudniejsze dni. Zatem niekońcem, tylko miejscem własnym, ponieważ mieliśmy władzę w oczach i dar zapomnienia. I to my wywoływaliśmy najbardziej spektakularne i skandaliczne rezonanse, nie jakieś podziemne maszyny i dlatego po wszystkim nazywaliśmy się już całkiem inaczej, więc cóż mogło nam zrobić to albo inne miejsce lub czas. Proszę bardzo o więcej zagubionego czasu. Oto ewolucja w czasie — potężna operacja na obrazie natury w walce z jej niezłomnością. Oto też postępujący akompaniament i krąg światła na naszej scenie, a na niej nasz ulubiony bohater: w zaślepieniu ewolucji w czasie — legendarny romantyk, beztrosko zakochany w muzyce i w tym stanie niezdolny do najmniejszego smutku, do żadnej przedżałobnej refleksji, choć czujący na twarzy żar za grzechy. Oto on w obliczu obwieszczenia staje na palcach pod kolorową banderą najświeższych, zbuntowanych orchidei i rzuca w świat flagę z promienia jak oszczep, finałową flarę wielkiego koncertu. I podpisuje się pod nim jakby miał na wszystko pieczątki urzędowe, grzecznie w prawym dolnym rogu, mrówkowatym charakterem pisma jako Ja — Twój mały niezmiennik. diOda do miłości Złotko, ma się na końcu języka tę noc drżącą, przerywaną snem i pierwszym ochłodzeniem. I jakże bezładna jest w niej radość z wątłego istnienia, jak dotkliwie cierpka tęsknota. Powiew i ostatnia pieczęć lata, czuła jak pocałunek w trzech osobliwych częściach, rozpływają się po wierzchu w tętniącej pamięci. Śliczności, siły zbierają się na nieznane przejścia, podobno są nowe bariery w nowiu miłości. Gdzieś jednak przebywa się z pewnością, w nieruchomym wzruszeniu i wyczekiwaniu na starcie albo na zupełny rozpad. Czucie jest mocne i wyraziste niczym samotność w najtkliwszej rozkoszy, w którą tylko bezwzględny kochanek posyła bez wahania. Czy to należy jednak traktować jak zamach? A jeśli czeka na dnie? I nagle coś lub ktoś wybiega zza zakrętu. Jakaś obleśna gra wstępna ma miejsce na scenie, jakieś cudze amory. Brzydko pleść warkocze. Bił ją po dupie i tak nagle zasnęli. Matryca Oriona, prosty gwiezdny wzorzec nie był źródłem najmocniejszych wspomnień. Bardziej przyroda — liście starannie układane warstwami, zrzucane żakardy gałęzi i klisza miłości, jej wczesny semikontynent, odkryty samotnie, cały w kolorystycznych gardeniach, wiciokrzewie i zawiniętych hortensjach. I jeszcze te natarczywe dźwięki z mętnego gramofonu, stres dnia, w którym koszt zabił transakcję z największą aglomeracją i pierwsze, niezawodne oznaki płonicy. Twarda w każdym języku tratwa z niekruszonych kości jawiła się jako jedyny, lakoniczny ratunek przed żarłoczną przepaścią, która sama chciałaby przywitać gości wygodnym, krótkim lotem i twardością dna. Ale może pod jej wiekiem jest jakaś kolonia? Och, tak. I rozbrajający dwukropek świata i nienapisana jeszcze dioda do miłości. Przyjacielskość tego mężczyzny nie ma nic wspólnego z braterstwem rany, odniesionej w boju. Och, zabawmy się z patosem! (Koturn poturlamy). Dość podpierania ściany, która stoi krzepko. Będę się metaforyzować (serio) i fosforyzować na wyżynach skali, głosić będę też parafrazy biblijne, a jak sobie sięgnę, zadam się z materią. Z losem (przeznaczeniem) będę tylko spółkować (Piękne plany!) pośrednio. Na aforyzmy nadejdzie też moja godzina. Najpierw będzie je ćwiczyć najbliższa rodzina, a potem już czytelnicy, co masowo łakną wiedzy, którą wypowiada się łatwo. I skrótowo. W skrócie myślowym. Bo myśl owym czytelnikom jest na co dzień potrzebna jak bułki i masło, także świetlna moc poezji (i słowa poety), gdyby słońce zgasło. Więc moje zapytania: dlaczego, jak, komu, po co? Przydadzą się wszystkim jak nie wiadomo co. Zeszyt do ćwiczeń z botaniki ogólnej wrębiasto ziemnozwrotny kochanek i jej szklannoguziczkowa sukienka w zefirowoliliowym cieniu jak pięknobarwna głownia skłania się w dotyku obłączastych palców, dęta, żółta forma krucha turkaweczka ametystowostronna w szerokim ujęciu ostrygowaty potwór bez skazy na sumieniu, wielkolubny, wypaleniskoworozciekliwy gromadzi w sekrecie bezsprzączkowe koronki płaskie, mokre kamienie i trutki gruszkowonne na liściolubne, gorzko pachnące pelargonie Marathon de Paris, 15 kwietnia 2007 P. Maratończyku, który znasz wszystkie typy lotnisk i wiesz, gdzie są na nich ukryte gniazdka, z których można doładować komórkę, wygrałeś dziś mękę różowych balonów. Czas stoi przygotowany na wszystko. My już nie, żadne tu schronienie, żaden list. Tylko śmiertelna czułość. Tak to się przędzie, gorzka dokumentacjo, słodka marcepanno. Arcynędza: nagi ślimak wikła się na lodzie i po wierzchu. Miękko wypełniam formularz, żadnych uchyleń. Zdrowiej, uważaj na czułość. A jeśli zobaczysz dziś Kair w egipskich ciemnościach, wypatrz dla mnie na południowym niebie srebro gołębia i kruka. I jeszcze kil, rylec i żagiel. Moment słabości Moment słabości wydaje się najodpowiedniejszy do napisania testamentu albo choćby spisu posiadanych rzeczy, rozsądnego zagospodarowania reszty dna i zestawienia najbliższych przyjaciół. Jest też dobrym momentem zapomnienia, zaniedbania, jak to się robiło zawsze z nieznaczącymi wartościami. Ale także szczególnej wymowy, nie wobec skromnych dokonań życia, lecz wobec śmiertelnego zadania, które zawsze kusiło migotliwym światłem, mrugającym nawet czasem na człowieka z wyrazem bezpośredniego porozumienia. I choć nie każdemu jest dany ten moment zdziwienia, że to już teraz, że kończy się krótki pobyt, po którym nie będzie już wakacji nad ciepłym morzem, o ile w ogóle wakacje będą miały znaczenie, to można wykorzystać któreś piętnaście minut na niezobowiązujące wyobrażenie sobie tej niewątpliwie ciekawej przygody. Każda marność zyskuje na czułości, która ją ocala, która ją składa w harmoniczną jakość. Przecież wierzchołek góry lodowej nigdy nie opowiadał podwodnej historii góry, choć uważał się za koronkę trwałości — za szczyt istnienia, bo mocował się z pogodą, z wiatrem, śniegiem i gradem, a także z rzewnie rozmywającym deszczem i permanentnie natarczywą falą. Więc obraz całości ma moc redefinicji. Słabość, ta przerażająca wątłość, bezwład powiek obolałych od płaczu i zanik głosu w krtani wydają się mieć związki głębsze i potężniejsze, od których zależy pomyślna inwersja, jednak nie losu, lecz natury. Los w rękach przykrych, chropowatych nie toczy się gładko, lecz po piekących szczelinach. Ale gdy pojawi się zakaz współpracy, banicja, systematyczna trudność w wyrażeniu paru prostych rzeczy, należy się zdać na czynną niemożność okoliczności. Bo to jest najprawdopodobniej stan przygotowania do zmartwychwstania czegoś, czego istnienia, nie mówiąc o nieżywotności, nawet się nie podejrzewało, chociaż miało się niekiedy jaśniejsze wizje i intuicję śmieszną do granic radości. Ale nigdy bym nie pomyślała, że kwestia śmierci może być wmieszana z flanki w sprawę cudów, których przesadnie się nie obserwuje. Mówi się, że cudów nie ma, to znaczy są, ale wyraźnie ma ich nie być — jakby miało biednemu człowiekowi wystarczać posiadanie pewnej fizyczności i poznawanie najprawdziwszych jej równań, a dostatecznie umilać czas wynajdywanie rozmaitości związków znaczeniowych. Choć to z nich może on sobie w odpowiednim czasie ułożyć ważny spis lub krótki testament (mniej niż 60 stron), albo po prostu zwyczajną, najcichszą opowieść. Tylko raczej bez poematów. Bo życie nie jest poezją, jest nowelą. Dramat Vanessy Żegnaj miłości. Moje szczęście — pa! Witaj samotności. Myślę, że będę dziś łkać. Żegnaj miłości. Słodka pieszczoto, bye. Och, Pustko?! — Cześć! Czuję, że mogę dziś zejść! Diadorius Boudleaux Bryant & Matilda Genevieve Scaduto (Felice) Bryant dla Everly Brothers Heteroseksualna Vanessa ze łzami w oczach deklaruje wobec kelnerów dramat bycia porzuconą, a do tego wpędzoną w koszty, gdy jej równie heteroseksualna przyjaciółka Nola, wezwana niezwłocznie przez despotycznego szefa, pośpiesznie wychodzi z restauracji, w ostatniej chwili beztrosko obwieszczając Vanessie niemożliwość powrotu, podczas gdy od dobrych 25 minut jej szeroko zakrojone zamówienie jest realizowane przez kuchnię, gotującą zawsze dania od zera. Koszt pełnego lunchu złożonego z: sałaty inkrustowanej gésiers, dania głównego z młodych kałamarnic i gotowanych topinamburów oraz klasycznie karmelowego deseru sufletopodobnego — unowocześnionego cytrynowym akcentem (zeste du citron) spada nieubłaganie na portfel Vanessy, jednak w porę ujęci skargą kelnerzy okazują jej empatyczne wsparcie i zwykłą, ludzką solidarność: po naradzie z kuchnią wspaniałomyślnie zwalniają skrzywdzoną przez krewką kochankę Vanessę, z zapłacenia rachunku Noli, czemu kibicuje i z czego gremialnie cieszy się personel zmywaka, któremu dania niezapłacone przypadają do natychmiastowego podziału (wyżerki — na ciepło). Spryciara jest do przodu o niezłą kwotkę. Szef-intendent, pedantycznie oddany idei kontroli i oszczędności, podejmuje z nią nierówną walkę i bohatersko wygrywa — z rozrzewnieniem odnotowuje stratę w rubryce „Zmarnowane”. Miłość czasem kończy się gwałtownie, w takiej sytuacji nie można karać porzuconych, powinno się raczej pomagać im w imieniu sprzyjającego uciśnionym Kosmosu. Włącza sobie najznakomitszy przebój Everly Brothers i delikatnie nuci. Drobny wpływ Ciszy chciałeś i maku, synogarlicy rozważającej amfibrach? Agi Miszol Drobny wpływ skutkuje anihilacją kurtyny i w sekundowym blasku rozgrywa się całość na ufnych, rozpalonych oczach. Spektakl jak z mordowni: tektonika tępieje, na tronie światłocieni wznoszą się żyły, a niedołężny żar bije z faszystowskiej spalenizny. Jest to jak nagły wgląd w przyszłość, która ma nadejść i już jej się nudzi za zasłoną. Żadne apokalipsy. Raczej równość, dolny szlif w tumanie i w znieczuleniu. W takim stanie idzie się na bezdyskusyjną potańcówkę, na rytmiczną przyjemność i na coś mocniejszego. Nie, nie na seks. Seks zmienił się w kochanie. Jest nieprzystosowany, ale odważnie nie kryje swej natury, tylko ją dyskretnie uświetnia. Ciao. Regulamin Mieliśmy zamiar zorganizować imprezę studencką, która nie budzi zastrzeżeń Opiekuna Sali Bankietowej ani Administracji DS. Udałam się więc do osoby wyznaczonej przez RM do opieki nad Salą Bankietową czyli do Opiekuna Sali P-3 w celu wynajęcia Sprzętu. Byłam mieszkanką DS i RM nie miało do mnie zastrzeżeń natury dyscyplinarnej, dlatego mogłam to zrobić bez wahania. Sprzęt były to urządzenia i gry znajdujące się w Sali Bankietowej, z których jako wynajmujący mogliśmy korzystać w przedziale czasowym — telewizor, bilard, rzutki elektroniczne i piłkarzyki. Zgłosiłam rezerwację Sprzętu Opiekunowi ustalając czas korzystania. Odebrałam klucz i Sprzęt na kwadrans przed czasem rezerwacji. Opiekunowi Sali zostawiłam dowód tożsamości. Ponieważ jako wynajmujący odpowiadałam za zniszczenia poczynione przez Gości i stan Sprzętu to ja w czasie korzystania mogłam zezwolić innym mieszkańcom DS na jednoczesne korzystanie ze Sprzętu znajdującego się w Sali Bankietowej, jeśli wyraziliby taką chęć. Dopuszczając osoby spoza grona Gości pobrałam od nich dowody tożsamości w zastaw, a one dołączając się do towarzystwa sprawdziły stan Sprzętu, z którego korzystały. Gdy opuszczały Salę przed upływem rezerwacji, zgłosiły się do mnie w celu odzyskania dowodów tożsamości i przekazały mi użytkowany Sprzęt, który sprawdziłam. W Sali Bankietowej mogą przebywać tylko wynajmujący i jego Goście, a jednak zdarzyło się w czasie rezerwacji wtargnięcie osób nieproszonych. Natychmiast zgodnie z Regulaminem zawiadomiłam Komisję Dyscyplinarną, Straż Akademicką, a w dalszej kolejności Opiekuna Sali. Osoby nieproszone nie chciały się wylegitymować ani po upływie czasu rezerwacji opuścić Sali. Nie mogliśmy więc po zakończeniu korzystania posprzątać ani zwrócić Sprzętu i klucza Opiekunowi po to żeby odzyskać mój dowód tożsamości gdyż osoby nieproszone w dalszym ciągu korzystały ze Sprzętu i utrudniały sprzątanie. Jak się okazało potem osoby te także nie pozostawiły swoich dokumentów tożsamości na portierni. Jako organizator byłam odpowiedzialna za wszystkie uszkodzenia poczynione przez uczestników imprezy zarówno w Sali jak i w budynku (łazienka, windy, korytarz itp.). Okazało się, że osoby nieproszone użyły gaśnicy do zabawy, za którą też byłam odpowiedzialna. Wezwałam Straż Akademicką, która jednak nie przybywała, więc musiałam się liczyć ze stratą kaucji w wysokości 150 zł, którą pozostawiłam Opiekunowi Sali gdyż kaucja nie jest zwracana, jeśli po imprezie stwierdzi się naruszenie Regulaminu Sali Bankietowej. Wprawdzie złożyłam w Administracji załącznik nr 1 i wpłaciłam 20 zł + VAT, a także dostarczyłam pracownikom portierni i Opiekunowi Sali dwie identyczne listy Gości, to nie było na nich osób nieproszonych, które używały gaśnicy na terenie Sali Bankietowej i korytarza, wskutek czego trudno było doprowadzić najbliższe otoczenie Sali do godziny 7:00 do takiego stanu, w jakim zastaliśmy go przed imprezą. A do godziny 12:00 musieliśmy zwrócić klucz do Sali Bankietowej Opiekunowi Sali bądź osobie wyznaczonej przez Opiekuna, która miała sprawdzić stan Sali i Sprzętu po imprezie. Na szczęście o godzinie 12:00 osoby nieproszone były już poza terenem budynku, ale lista Sprzętu, w jaki wyposażona jest Sala Bankietowa, nie zgadzała się ze stanem po imprezie. Okazało się, że osoby te wyniosły w ramach zabawy piłeczki od piłkarzyków i czarną bilę, a ponieważ Opiekun Sali ma obowiązek dbać o porządek w Sali Bankietowej i prowadzić listę wynajmujących uprawnionych do korzystania z Sali Bankietowej, dlatego zakazał mi po zakończeniu imprezy rezerwacji i zgłosił zaginięcie Sprzętu, a także użycie gaśnicy do Rady Mieszkańców oraz Komisji Dyscyplinarnej. Wskutek tych działań odebrano mi prawo do korzystania ze Sprzętu, gdyż stwierdzono złamanie Regulaminu Sali Bankietowej przez moich niby Gości na czas do wyjaśnienia. Salę Bankietową zapieczętowano plombą wprawdzie z plasteliny, ale zawsze. Tłumaczyłam, że nie przybyła Straż Akademicka, a członek Komisji Dyscyplinarnej miał telefon poza zasięgiem. Bezskutecznie. W tej sytuacji, ponieważ w Sali Bankietowej i poza nią — na terenie akademika, obowiązuje bezwzględnie wszystkich, także osoby nieproszone Regulamin DS, więc jedyną moją nadzieją pozostawał Kierownik Domu Studenckiego, który w sprawach spornych ma decydujący głos. Udałam się do Kierownika, który stwierdził, że Regulamin Sali Bankietowej obowiązuje także jego i nie może go łamać, a ze Sprzętu znajdującego się w spisie dla mieszkańców DS wolno korzystać jedynie na terenie Sali Bankietowej i po dokonaniu zapisu na listę osób korzystających ze Sprzętu. Nie pomogła argumentacja, że osoby nieproszone wtargnęły na imprezę zorganizowaną nie pozostawiając dowodów tożsamości na portierni. Portiernia bowiem nie potwierdziła tego faktu. Padło więc podejrzenie, iż to ja złamałam Regulamin Sali Bankietowej i przywłaszczyłam sobie Sprzęt, a także zabawiałam się z gaśnicą. Kierownik zakończył ze mną rozmowę ostrzeżeniem, że jeśli nie zaprzestanę mówienia, to Komisja Dyscyplinarna i Straż Akademicka w porozumieniu z Administracją DS i Radą Mieszkańców dokona przeszukania mojego pokoju pod kątem piłeczek i czarnej bili, za co i tak będę musiała ponieść koszty. Na terenie DS imprezy studenckie mogą być organizowane w każdym dniu tygodnia, a liczba gości zaproszonych nie może przekroczyć 40, zaś Salę Bankietową można zarezerwować najwcześniej na 2 miesiące przed planowanym terminem imprezy. Nie polecam, gdyż nawet jeśli zastosuje się Regulamin Sali Bankietowej w całości, to można go nie wypełnić, na skutek czego DS i RM mogą mieć do organizatora zastrzeżenia natury dyscyplinarnej. Jest to nieopłacalne, chyba, że ktoś ma naprawdę dobre układy na portierni. Bibliografia maj 2008 (chyba, że podano inaczej) 1, 2, 3 numer zdania; Ak. — akapit Czy może być coś lepszego niż własnoręcznie wykonany prezent? Tytuł: http://www.dzikie.net/index.php?news=5459 | 3b-5 — http://www.bosch-prasa.pl/informacja.asp?idinformacji=584; EW8 — 04. 06 | Ak. 7 http://forumrpg.nazwa.pl/index.php?s=dbcdod9a730afoa2b7d6ea4be46bb40b&showtopic=1131; Izmael | Ak. 9 — http://monweg.blog.onet.pl/2,D57038440,index.html; Martha | Ak. 10 — http://www.nastolatek.pl/pokaz.php?a=art&ida=3330; 6502 Kwietyzm, błogostan Ak 1.1 — http://portalwiedzy.onet.pl/6126„„kwietyzm,haslo.html; | Ak 1. 2 — http://www.papieze.pl/slowniczek.php?what=slownik&id=20 | Ak. 3, 4 — http://duchowosc.scj.pl/sympozjum38.html; „Nabożeństwo do Bożego Serca i uczestnictwo w misterium uświęcenia”; ks. dr hab. Wojciech Misztal; | Ak. 5, 6 — http://christianitas.pl/x/modules/articles/article.php?id=13; Gustave Thibon — Duch lewicy i duch prawicy (1940); tłum. Piotr Kaznowski | Ak. 7 http://ww.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/pytania_nieobojetne/025.php; „Pytania nieobojętne”. O. Jacek Salij; 7/03/2006 | Ak. 8 — http://www.zb.eco.pl/zb/58/recenz.htm; „Ballady duszy i lasu”; Ignacy S. Fiut; Zielone Brygady, Pismo Ekologów nr 4 (58)/94, kwiecień '94 | Ak. 9 — http://figamaga.blogomania.pl/?a=pokaz_bloga&id=8969; cyryl O ironio głównego nurtu na podstawie rozmowy ze Stephenem Brownem http://www.modemmarketing.pl/print.php?pg=arta&magnr=200401&artnr=06; 8/05/2008 Obcowanie z przyrodą przy dobrej zabawie dla przeciętnie wysportowanego turysty Tytuł: http://www.wojsko-polskie.pl/wortal/document„id,347.html; MON 1 — http://www.zb.eco.pl/zb/154/recenzje.htm; Remigiusz Okraska; „W krainie leśnych ludzi” | 2, 3 — http://www.nadbugiem.com.pl/tips.php?tip=4&tip2=22; „Uroczysko Sterdyń” | 4 — http://dziewietn astakldh.republika.pl/sedlacz.htm; Komentarz do Prawa harcerskiego — hm RP Stanisław Sedlaczek | 5 — http://www.ranczo4x4.pl/oferta.htm | 6a — http://www.narty.pl/index.php?id=301&tx_ttnews%5Btt_news%5D=54&cHash=53854bb9b5; Jacek Tomkiewicz; „Podstawy carvingu” | 6b — http://www.ultimate.pl/show/4,15_impreza.html | 6c — http://www.wcwi.pl/index.php?option=com_content&task=section&id=5&Itemid=49 | 7 — http://www.wcwi.pl/index.php?option=com_content&task=category§ionid=5&id=74&Itemid=52 | 8 — http://www.ndk.pl/newndk/latozmuzami2001.htm; Igor Marcin Wójcik | 9 — http://www.glosgorecki.msf.opoka.org.pl/ggo9_03.htm; 2/01/2006 | 10 — http://www.naszlaku.pl/dane/prezent/_prez_po/ostrolek/ostrol6.htm | 12 — http://www.sianow.pl/kola_lowieckie/kolalowieckie_wstep.htm; ze Zbioru Zasad Etyki, wydanego przez Naczelną Radę Łowiecką, 1992 | 13 — http://www.varsovia-tours.pl/index.php?page=761 | 14 — http://www.karpaty.pl/kamianna/apiterapia.htm; 2/01/2006 | 15a — http://www.sciagawa.pl/a/611.html; 2/01/2006 | 15b — http://www.zgapa.pl/data_files/referat_2364.html; „Tematy i idee liryki młodopolskiej” | 16 — http://forum.pttk.pl/index.php?co=watek&w=4539; Misiek [62. 233. 138. 50]; | 17a — lisek [212.160.35.2]; | 17b — Rentgen [62. 233. 138. 50]; 18–19 — Piotr Rościszewski [195.82.160.150] Magiczne odcienie połysku 1, 2 — http://uroda.onet.pl/l30049l„„,safira_magiczne_fiolety,kosmetyki.html | 3 — http://www.tanisexshop.pl/budżet_min_Al.html | 6 — http://newsgroups.derkeiler.com/Archive/Soc/soc.culture.polish/2005–08/msgol327.html | 7a — http://www.quake.t.pl/?page=article&kat=2&artid=835 | 8 — http://kuchnie.host.pl/podloga.html | 10 — http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:Kawiarenka_pod_Weso%C5%82ym_Encyklopedyst%C4%85/Nieaktywni_administratorzy Mieszkanie Niebieski Klub na podstawie http://www.centro-vacanze.it/polska/azzurro.html; 21/03/2006 Prestige na podstawie http://www.meble.pl/pl/26,26/26/strona2,0,0/meblel403.html; 2/01/2006 (opublikowane bez oznaczenia autora) Regulamin na podstawie 8/05/2008 download_file.php?fileId=3621; http://www.polibuda.info/art1298 Skorpionom możesz zaufać Tytuł: http://www.polki.pl/?page=magia_horoskopy_artykul&cmn_id=10000190; 21/06/2006 | 1 — http://demonique.blog.pl/archiwum/index.php?nid=10209382,demonique; 2005–09–22 | 2 — http://7thsea.polter.pl/Czy-Stregi-potrafia-kochac-c6453; Fairhaven, „Czy Stregi potrafią kochać?” | 3 — http://www.miastoplusa.pl/photoblogs/DisplayPhotoBlog.do?id=740146; 21/06/2006 | 5 — http://notatkinamarginesie.blox.pl/html/1310721,2621446,169.html?6; odwodnik; 21/06/2006 | 6 — http://bezsenna.blox.pl/html/l310721,262146,14,15.html?5,2004; bezsenna | 9b http://www.proszynski.pl/asp/fiszka.asp?ksiazka_id=1193; 21/06/2006 | 13 — http://zakupy.wp.pl/Kristina-Ingulstad-Frid-2571–55383.html; | 15 — http://www.mediweb.pl/forums/viewtopic.php/t=7120/postdays=0/postorder=asc/start=5.html; gostik | 19 — http://rozrywka.onet.pl/l,47,8,6786751,20158172,1102305,0,forum.html; PaBaDa | 25b http://barpolsat3.interia.pl/forum?tid=448072&t=TWFnZGEgU211bWluc2tp&c=940; dorota To regain strength, energy or vitality 14/05/2008 chyba, że podano inaczej 1, 2 — http://ogrody.agrosan.pl/krasnale.html Polski Ogród Internetowy; | 3, 4a — http://wiadomosci.onet.pl/1,15,11,17659407,49636376,2030032,0,forum.html Forum Onetu; Myszka4321; | 4c — http://www.kns.us.edu.pl/slawia/filmy/zliludzienigdyniespiewaja.html; 7/03/ 20 06 | 6b — http://www.kemipol.com.pl/firma.php; | 6c — http://www.biust.pl/info/historia_welle.htm | 7–11 — http://free.art.pl/artmix/archiw_4/1102ak.html; archiwalny nr 4, sierpień–listopad 2002, PRZEMOC, Agnieszka Kłos, Narcyz — m | 12a — http://www.programylojalnosciowe.pl/oferta,relacje,konsumenci.html; 7/03/2006 | 12b — http://www.nowaksvd.opoka.net.pl/center/02rozwoj.htm | 13a — http://centrogaz.pl/jakosc.html | 13b — http://www.hci.pl/badanie_satysfakcji.pdf; Zbigniew S. Wąsik, Barbara Dorożko, Zbigniew A. Kotulski; „Pomiar satysfakcji pracowników w praktyce przedsiębiorstwa”; W „Zarządzenie przedsiębiorstwem w warunkach konkurencji”, Olsztyn 2002, str. 429–438; praca zbiorowa pod redakcją Lecha Nieżurawskiego | 15 — http://igf.waw.pl/index.php?artykuly_akcja=tresc&artykuly_id=41; 7/03/2006 | 16 — http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=24837; „Impresja wyobraźni”; Krzysztof | 17 — http://syntax-error.blog.pl/archiwum/?rok=2003&miesiac=5;syntax-error | 20–21 — http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/l,66919,2166941.html; Irena Stanisławska, „Stres mój powszedni”; Poradnik domowy | 22 — http://www.wcwi.pl/modules.php?name=News&file=print&sid=3071; 7/03/2006 | 23 — http://www.us.szc.pl/przeglad_4_6_2005/7xml=load_page&st=9264&op=l&id=3128&gs=&pid=11084 „Prawda i rzetelność naukowa”; Józef Perenc; Przegląd Uniwersytecki (Pismo Uniwersytetu Szczecińskiego), nr 4–6 2005 | 24–25 — http://www.trybuna.com.pl/index.php?sel=arch&date=20050413; „Sto słów”; Wiesław S. Dębski | 26–27 — http://nurkomania.pl/ao822.htm | 28 — http://czame-ptashysko.blog.pl/;czame-ptashysko; wildhoney 2005–12–12; ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/radczynska-kometa-zawraca. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/. Tekst opracowany na podstawie: Justyna Radczyńska, Kometa zawraca, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Ilustracje autorstwa Agaty Cygańskiej udostępnione w ramach Licencji Wolnej Sztuki 1.3. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Wojciech Kotwica. ISBN 978-83-288-5832-9