Plaut Żołnierz samochwał tłum. Gustaw Przychocki ISBN 978-83-288-5480-2 Wstęp I. Treść i charakterystyka komedii „Żołnierz samochwał”, imieniem Pyrgopolinices, wielce nadęty i wielce zarozumiały, zabrał młodzieńcowi ateńskiemu Pleusiklesowi podstępem jego przyjaciółkę, Filokomazjum, w czasie jego chwilowej nieobecności i uwiózł ją do Efezu. Tymczasem niewolnik Pleusiklesa, Palestrio, który po zniknięciu dziewczyny wybrał się z wieścią do swego pana, do Naupaktos, dostał się w ręce piratów, a od nich właśnie do owego żołnierza, Pyrgopolinicesa, mieszkającego obecnie razem z Filokomazjum w Efezie. Palestrio sprowadził natychmiast swego młodego pana do Efezu, gdzie umieścił go u starego znajomego, jowialnego Periplektomenusa, mieszkającego zaraz w sąsiednim domu obok żołnierza. Ażeby jednak Pleusikles mógł się spotykać z Filokomazjum, Palestrio przebił potajemnie ścianę dzielącą oba domy i urządził ukryte przejście z pokoju Filokomazjum do mieszkania Pleusiklesa w domu owego Periplektomenusa, sprzyjającego amorom młodych. Wynalazek działa bez zarzutu, gdy nagle pewnego dnia — i tu się rozpoczyna nasza sztuka — współtowarzysz Palestriona, ale wierny niewolnik Pyrgopolinicesa, Sceledrus, zobaczył z dachu domu, przez górny otwór atrium w domu Periplektomenusa, całujących się Pleusiklesa i Filokomazjum. Spieszy zatem, by donieść o wszystkim żołnierzowi; ale Palestrio, chcąc temu za wszelką cenę przeszkodzić, w porozumieniu z Periplektomenusem chwyta się znakomitego planu; opowiada, a raczej każe sprytnej Filokomazjum, by opowiedziała Sceledrusowi — który oczywiście nic nie wie o owym tajnym przejściu — że właśnie do Periplektomenusa przyjechała w gościnę z Aten jej rodzona i bliźnia siostra, łudząco do niej podobna, i że ją zapewne widział ze swym kochankiem, a nie niewinną Filokomazjum. Sceledrus nie bardzo chce wierzyć, a nawet, ujrzawszy tę umyślnie mu przedstawioną i z domu Periplektomenusa wychodzącą rzekomą siostrę Filokomazjum, łapie ją i chce przemocą do domu żołnierza odprowadzić — ale kiedy widzi Filokomazjum raz w domu swego pana, a potem zaraz u Periplektomenusa, to znów u siebie w domu, spokojnie śpiącą — (zręczna dziewczyna przebiega tak prędko z domu do domu przez ukryte drzwi) — jest najzupełniej przekonany o rzeczywistym istnieniu dwóch sióstr, o niesłuszności swych podejrzeń i przeprasza nawet gorąco Periplektomenusa, że śmiał targnąć się na kobietę będącą u niego w gościnie. Niebezpieczeństwo ze Sceledrusem zażegnane, ale Palestrio obmyśla dalszy plan, by żołnierzowi dziewczynę zupełnie odebrać. W tym celu opowiada żołnierzowi, zarozumiałemu szczególnie na punkcie swej urody i wzięcia u kobiet, że młoda żona Periplektomenusa umiera z tęsknoty za nim, pragnąc mu ofiarować swą miłość, i że nawet w tym celu wypędziła swego męża z domu (będącego jej osobistą własnością). Periplektomenus nie ma wprawdzie żony, ale sprytny Palestrio przebiera za jego małżonkę specjalnie w tym celu sprowadzoną heterę Akroteleutium i przedstawia ją żołnierzowi jako zakochaną w nim żonę starego Periplektomenusa, oczekującą tylko na przybycie ubóstwianego wojownika. Żołnierz jest na tyle głupi i zarozumiały, że wszystkiemu wierzy, aby zaś dla tej nowej miłości pozbyć się Filokomazjum, za mądrą radą Palestriona odprawia ją ze wszystkimi podarunkami i każe jej wracać do Aten razem z siostrą i matką, która tu rzekomo miała przyjechać po nią. Zabiera ją sam właściciel statku, a Pyrgopolinices, zadowolony, że się tak łatwo pozbywa nieporęcznej mu teraz konkubiny, dodaje jej nadto niewolnika Palestriona i nie może nawet przypuszczać, że owym retmanem, który zabiera Filokomazjum i Palestriona jest — przebrany Pleusikles. Ale żołnierza spotyka jeszcze zasłużona kara za jego bezgraniczną zarozumiałość: w chwili, gdy pełen miłości wchodzi do domu Periplektomenusa, by spotkać się z jego rzekomą żoną, rzucają się na niego nastawieni pachołkowie, łapią jako naruszającego niby cudze ognisko domowe, okładają niemiłosiernie kijami i grożą nawet najdotkliwszą karą, jaka go może spotkać jako mężczyznę; zbity i śmiertelnie przerażony, przyrzeka żołnierz wszystko, czego od niego żądają, prosząc, by mu tylko resztę kary darowano; wypuszczony wreszcie na wolność, wraca do domu, gdzie się dowiaduje, że Filokomazjum wraz z kosztownościami i z Pleusiklesem, jako też i niewolnik Palestrio, sprawca wszystkiego, znajdują się już daleko na pełnym morzu. Jest to najsławniejsza i niewątpliwie jedna z najlepszych sztuk Plauta, a sławę swoją zawdzięcza głównie postaci *żołnierza-samochwała*, tej postaci, której charakterystyka zadecydowała o typie sztuki. Nie jest to oczywiście komedia charakteru w tym sensie, jak np. Molierowski Mizantrop lub Świętoszek, gdzie każdy istotny szczegół akcji wynika organicznie z cech charakterystycznych bohatera, ale widoczną jest przecież rzeczą, że druga i to decydująca część intrygi Żołnierza, tj. zwabienie go na rzekomą schadzkę, wiąże się ściśle z jego zarozumiałością i donżuanerią, tj. z głównymi cechami jego charakteru, bez których nie byłoby sztuki. Ale że obok tego cała sztuka opiera się na sprytnie przeprowadzonych pomysłach intrygującego niewolnika, przeto najtrafniej będzie chyba nazwać tę sztukę *komedią intrygi i charakteru*, jako że właściwie żadna ze sztuk Plautowskich nie da się bez reszty zamknąć w jakiejkolwiek szufladzie klasyfikacyjnej starożytnej czy nowożytnej teorii. *Pyrgopolinices* jest kondotierem króla Syrii Seleukosa, dla którego werbuje żołnierzy, i to oficerem kawalerii, wyrażającym się z pogardą o „marnych piechociarkach”, peditastelli. Mieczem swoim, który przejęty szaloną odwagą swego pana „sam z pochwy się wyrywa do walki”, zdobył sobie sławę we wszystkich możliwych, a zwłaszcza niemożliwych krajach Europy i Azji, gdzie omalże nie zabijał za jednym zamachem po pięciuset, a dziennie przeciętnie po siedem tysięcy ludzi; jednym dmuchnięciem zabijał całe pułki, a raz nawet w Indiach strzaskał pięścią biodro słoniowi, i to tylko trąciwszy go „od niechcenia” (at indiligenter ieceram). Lubi, żeby go nazywać Achillesem lub jego bratem, i odznacza się nie tylko tarczą tak błyszczącą, że sam jej blask przeraża nieprzyjaciół, lecz także niezwykle pięknymi kędziorami (cincinnatus), utrefionymi w kunsztowne loki, kapiące od wonnych maści. Równie jak odwagą, zabłysnął i urodą, bo jest (jak twierdzi) „wnukiem samej Wenery”, i tym tłumaczy się jego nieprzezwyciężony urok, biorący w jasyr wszystkie bez wyjątku serca niewieście — jak sam w to przynajmniej silnie wierzy. Ba, nawet skarży się raz z głębokim westchnieniem na to zbytnie powodzenie u kobiet, które rzekomo szaleją za nim i gonią po prostu tak, że nawet swym zajęciom spokojnie oddać się nie może. Niesłychana jego zarozumiałość i buta cechuje każdy jego ruch i każde jego słowo, ale w ciągu sztuki okazuje się, że sławny ten „zdobywca miast i pogromca królów” (urbicapus, occisor regum) jest porządnie tchórzem podszyty i w ostatniej scenie, złapany przez Periplektomenusa, już tylko bardzo pokornie prosi i żebrze o łaskę. Stałym jego towarzyszem — bo tylko chwilowo nie ma go w ciągu sztuki (p. w. 1076), jest *Artotrogus-Łuszczybochenek*, zawodowy *pieczeniarz*, który żołnierzowi zawsze nadskakuje, umie zręcznie wyzyskać jego zarozumiałość i głupotę najdzikszymi pochlebstwami i stale ma na zawołanie całą litanię jego przewag — których zresztą nigdy nie było. Wszystko tylko po to, by nie stracić dobrego jadła, bo gdzie może, naigrawa się najbezczelniej i naśmiewa ze swojego pana za jego plecami, zwłaszcza gdy podbija jego dumę z boskiej rzekomo urody. Ta wiara żołnierza w ów nieprzezwyciężony i bezwzględny urok, jaki wywiera na wszystkie kobiety, jest przyczyną jego katastrofy, którą sprowadza na niego chytry *niewolnik Palestrio*. Wierny, całą duszą swemu młodemu panu oddany, wytężył wszystkie swoje siły, by Pleusiklesowi odszukać i odzyskać kochankę. Jest też sprężyną całej akcji i aranżerem wszystkich podstępów, prawdziwy „architekt pomysłów”, które go nigdy nie zawodzą, ku największej radości… widzów. W pożegnalnej scenie z żołnierzem, kiedy ma już odjeżdżać razem z Filokomazjum, okpiwszy głupiego oficera na całej linii, tak znakomicie udaje swój żal z powodu odjazdu, że aż za dobrze, bo żołnierz, wzruszony jego przywiązaniem, chce go w końcu zatrzymać, przeciw czemu Palestrio musi znów bronić się energicznie, apelując do obowiązku dotrzymania raz danego słowa i zapewniając z westchnieniem, że on już „ścierpi, cokolwiek wypadnie”. Dla kontrastu dodał mu autor znakomicie skreśloną postać poczciwego, ale nie bardzo mądrego sługi, *Sceledrusa*, który pomimo zaciętej obrony i wszelkich (jakże naiwnych!) wysiłków staje się komiczną ofiarą przebiegłego kolegi. Palestrio występuje jakby imperator, naczelny dowódca sił zbrojnych, oblegających i atakujących znienawidzonego wroga, Pyrgopolinicesa, a wszystkie inne postaci stojące po jego stronie są tylko szeregowcami, których ćwiczy i z którymi odbywa nawet dwukrotnie taktyczne repetycje, by zapewnić powodzenie swojemu stratagème'owi. Spośród tych „szeregowców” walnie dopomagają mu, przechodząc nawet jego oczekiwania, wszystkie trzy *niewiasty*, które autor wyposażył w samą kwintesencję najwyszukańszego kobiecego sprytu i przebiegłości, nie odbierając im jednak przez to zupełnie sympatyczności, nie roniąc ani krzty z tego dziwnego wdzięku, jaki mają zawsze i wszędzie młodość, szczera radość życia i uroda. Zawiązawszy kobiecą „spółkę chytrości” (conlatio malitiarum), rozkoszują się one — wraz z publicznością — wszystkimi swoimi podejściami, kpinami, złośliwościami, którymi zarzynają po prostu bezlitośnie znienawidzonego żołnierza: „samochwała ze łbem w lokach, gacha z pachnidłami”. Przy tym wszystkim *Filokomazjum* ma wybitne cechy znanych ze sztuk Plautowskich tzw. „dobrych *heter*”, które szczerze i prawdziwie kochają jednego; *Akroteleutium*, zwana „fregatką”, jest raczej heterą swawolną i złośliwą, ale nie mniej sympatyczną niż Filokomazjum, a *Milfidippa* to typowa *sprytna pokojówka*, która znakomicie „pośredniczy” między żołnierzem a swą panią. Najmniej zaufania ma „generał” Palestrio do „szeregowca” *Pleusiklesa*, którego, jako ciężko zakochanego, uważa za niespełna rozumu. I słusznie. Stęskniony młodzieniec gra wprawdzie niezgorzej swą rolę „retmana”, ale w chwili, gdy ujrzał swą tak dawno nie widzianą kochankę, traci zupełnie głowę i zachowuje się tak nieostrożnie, iż budzi podejrzenia nawet u przegłupiego żołnierza i omalże nie niweczy całego planu. Podstawą operacyjną tej strategicznej grupy atakującej zrobił Palestrio dom Periplektomenusa, sympatycznego obywatela, który ze wszystkim oddał się na usługi „imperatora” i jego „armii”. Periplektomenus to rzeczywiście „miły półstaruszek” (lepidus semisenex), jak go nazywa Palestrio, stary wprawdzie kawaler, ale zawsze wesoły i jowialny, który znajduje szczerą satysfakcję w tym, że może młodych, kochających się, wspierać, bo też i sam ma w tym względzie miłe a obfite wspomnienia ze swej młodości, jako „wychowany na chlebie Wenery” (plane educatus in nutricatu Venerio), i wyraźnie oświadcza: Bo kto kiedyś sam nie kochał, ten pojąć nie zdoła, co ma w głowie zakochany. Kiedy mu Pleusikles dziękuje za wszystkie przysługi, staruszek się rozgaduje i dużo o sobie opowiada, może nawet za dużo, aż mu Palestrio musi zwracać uwagę, że czas wrócić do rzeczy. Lubi on młodych i ich wesołe towarzystwo i sam jest niezgorszym towarzyszem zabawy, bo czuje jeszcze wigor w kościach, choć już ma przeszło pięćdziesiątkę na karku. Za nic w świecie by się nie ożenił, pomimo łatwych okazji, bo woli mieć swobodę i spokój w swym domu, do którego wpuścić nie chce stworzenia „ciągle ujadającego” (obiltratricem). Takie niezbyt pochlebne dla kobiet zdanie rozpoczyna jego polemikę przeciw małżeństwu, w której odnajdujemy typowe dla „komedii nowej”narzekanie na liczne przywary kobiece: danina multa mulierum. Jest to zarazem człowiek prawdziwie wytworny, z humorem piętnujący objawy banalnej elegancji, przez którą przebija istotny brak dobrego wychowania (proletarius sermo, mali mores). Kiedy Pleusikles, zażenowany ogromną szczodrobliwością Periplektomenusa, usiłuje protestować przeciw zbyt wielkim wydatkom na ucztę, z jego okazji urządzaną, stary obrusza się dobrotliwie i krytykuje dosadnie małomiasteczkowe „ceremonie” przy jedzeniu, które jednak nie przeszkadzają tym ceremoniantom sprzątać ze stołu wszystkiego, co się tam pokaże. Ta krytyka złych manier pochodzi bez wątpienia z eleganckiej Grecji i z greckiej sztuki — podobnym, ale młodym wytwornisiem był zapewne w greckim oryginale pierwowzór Terencjuszowskiego młodzieńca Cherei (z Eunucha), który sam siebie nazywa „wytwornym znawcą urody” (elegans formarum spectator) — ale jeśli Plautus to przejął, wiedząc zapewne dobrze, że będzie zrozumiany przez swą publiczność, jest to dla nas dowodem, że nie brak było w Rzymie już wówczas ludzi z wytworniejszym wychowaniem. Obrazu dopełniają nieźle *obaj chłopcy do posług*, wyszczekani i obrotni, tudzież *kucharz Kario*, który znakomicie gra swą rolę niedoszłego operatora w zakończeniu sztuki. Jest to typ, który ma za sobą całą historię w zakresie greckiej i rzymskiej komedii, a często występuje z wybitną cechą złośliwego i uszczypliwego dowcipu, który i tutaj cały jego występ znamionuje. *Orientację widzów* o wypadkach poprzedzających samą sztukę i do jej zrozumienia potrzebnych daje autor w osobnym występie Palestriona (a więc jednej z osób sztuki), który wypadając właściwie z roli i łamiąc iluzję sceniczną — podobnie jak to zrobił w Kupcu (p. Wstęp, s. XIV i n.) Charinus, gdy opowiadał „o treści sztuki i o swej miłości” — podaje wyjaśnienie sytuacji, poprzedzone nazwiskiem greckiej i rzymskiej sztuki. To jednak zasługuje na uwagę, że tutaj ten prolog — bo jest to prolog właściwie — umieszczono nie na samym początku sztuki, ale dopiero po pierwszej scenie między żołnierzem a jego pieczeniarzem. Scena ta, jakby przygrywka, służy tylko do zapoznania widzów z główną osobą sztuki i jej charakterem; pieczeniarz występujący tutaj nie ukazuje się już później zupełnie, „wysłany do króla Seleukosa” (w. 1066 i n.), jest więc tak zwaną „osobą wstępową” (πρόσωπον προτατικόν) wprowadzoną tylko po to, by żołnierz miał z kim rozmawiać, okazując przez to swe cechy charakterystyczne. Zresztą tylko dzięki jego nieobecności udaje się cała intryga. Niektórzy uczeni stawiają *kompozycji* tej sztuki szereg zarzutów, z których najważniejszym jest ten, że są to niejako, zupełnie bez połączenia organicznego, mechanicznie tylko zestawione dwa pomysły: w pierwszej części sztuki motyw przebicia ściany, a w drugiej motyw podstawionej „żony” Periplektomenusa, przy czym rzekomo motyw pierwszy nie gra żadnej roli w drugiej części sztuki. Na podstawie tych zarzutów wnioskują, że komedię swą złożył Plautus z dwóch sztuk greckich o różnych motywach i nie dość sprytnie akcję całą powiązał, czyli że mielibyśmy tu typowy przykład tzw. „kontaminacji”. Zarzuty te nie są słuszne, bo oba główne motywy intrygi nie przeszkadzają sobie bynajmniej. Przebicie ściany wraz z pomysłem sobowtórów służy tylko do ułatwienia kochankom spotykania się, a gdy ich Sceledrus zobaczył, do obałamucenia go, że tylko siostrę bliźnią widział; do faktycznego *odebrania* żołnierzowi dziewczyny trzeba było *innego* pomysłu, i do tego celu służy motyw podstawionej, zakochanej „żony” sąsiada. Pomimo to sprawa przebitej ściany i owych rzekomych sióstr bliźnich nie idzie bynajmniej w zapomnienie: owszem i w drugiej części sztuki wybitną gra rolę (np. w. 1243; 915 i n.; 1097 i n.; 1259; 1307; 1510; 1514), tak że całą akcję od początku do końca można uważać na ogół za należycie związaną. Następnie, jeśli są w kompozycji tej sztuki jeszcze innego rodzaju usterki, to nie muszą być one bynajmniej dowodem „kontaminacji” u Plauta, jako że i greckie oryginały nie zawsze były bez zarzutu. Zresztą Plautus pisał swoje sztuki nie dla krytyków literatury i filologów, ale dla swej swojskiej publiczności, która patrząc na scenę, porwana komizmem danej chwili, nie widziała w ogóle żadnych „usterek kompozycyjnych”. A było na co patrzeć, bo sztuka obfituje w *świetne sytuacje*, które zapewne, że są „przeszarżowane”, ale nie mniej przez to komiczne. Należy tu m.in. scena wywiedzenia w pole biednego Sceledrusa, który w końcu traci zaufanie do własnych oczu i wierzy, że wcale nie widział tego… co widział, dalej rozmowa żołnierza z Palestrionem i Milfidippą, gdy ci dwoje w wirtuozowski sposób wciągają go w sidła, na wyścigi kpiąc sobie z tego niby-Donżuana i sami przy tym, rozbawieni, pokładają się ze śmiechu za jego plecami, „audiencja” udzielona przez Pyrgopolinicesa nieszczęśliwie zakochanej „żonie” sąsiada, która na widok wielkiego, a tak urodziwego rycerza niby aż drży i mdleje z wrażenia, słowa przemówić nie mogąc, pożegnanie się „bohatera” z Filokomazjum, gdy ta jakoby aż zanosi się od płaczu, iż musi go opuścić — wszystko to momenty, w których ta zdrowa, czysto italska Lust am Trug, radość z wszelkiego imbroglio w stosunku do ukochanego bliźniego, prawdziwe święci tryumfy. Przy tym nie zapomniał Plautus także i o tej mniej wybrednej plebecula, publiczności „z galerii” (summa cavea), dodając dla niej soczystą scenę sromotnego obicia nieszczęsnego Donżuana, którą to sceną, wśród efektów niemal czysto cyrkowych, kończy się sztuka. Bo oklaski rozbawionych widzów głuszyły zapewne te kilka wierszy *epilogu*, w których Plautus, bez przekonania, ale dla zadośćuczynienia oficjalnej moralności, w sposób zgoła nieprawdopodobny każe obitemu żołnierzowi wygłaszać budujące uwagi. Żołnierz ma bardzo mało miar czysto lirycznych, bo jest w nim (w oryginale), podobnie jak w Komedii oślej, jedna tylko wybitniejsza partia śpiewana, a mianowicie anapestyczne canticum, w które ujął Plautus ową, wspomnianą wyżej, kapitalną i niezmiernie ożywioną scenę drwin z Żołnierza przez Palestriona i Milfidippę (w. 1139–1250). Ten uderzający brak liryki, której Plautus na ogół tak chętnie hołdował, ale w której niewątpliwie dopiero z czasem dochodził do wprawy, wskazuje najwidoczniej, że jest to jedna z *wczesnych* sztuk jego. Zgodnie z tym pewną wskazówkę chronologiczną zyskujemy dzięki wyraźnej aluzji do „ukarania poety rzymskiego” (w. 231 i n.), którym był niewątpliwie *Newiusz*, tak że na czas jego katastrofy, tj. na rok 204 p.n.e. przypada zapewne pierwsze przedstawienie Żołnierza. O *oryginale greckim* nic pewnego nie wiemy, pomimo że z prologu znamy jego tytuł: Άλαζών, tj. Samochwał: Alazon się po grecku zowie ta komedia, My na to po łacinie Samochwał mówimy. w. 86 i n. Przez porównanie Plautowskiego samochwała Pyrgopolinicesa z Terencjuszowskim Thrasonem (w Eunuchu), okazuje się, że Plautowski żołnierz posiada rysy znacznie jaskrawsze i przechodzi po prostu w karykaturę. Ponieważ Thraso pochodzi od Menandra, co sam Terencjusz wyraźnie zaznacza, przeto wnioskują uczeni, że typ Plautowskiego żołnierza stworzył jakiś naśladowca i następca Menandra, chcący w nakładaniu śmiesznych barw Menandra niejako przelicytować. W takim razie pierwowzór Plautowskiego Żołnierza samochwała pochodziłby od jakiegoś pisarza greckiej „komedii nowej” z epoki pomenandrowskiej, co godziłoby się z przyjmowanym na ogół oznaczeniem daty greckiego Alazona na czas około r. 300 p.n.e., opartym głównie na wzmiankach Pyrgopolinicesa o syryjskim królu Seleukosie (w. 75, 1067, 1069). Nie trzeba jednak pomijać możliwości, że te przesadnie komiczne rysy pochodzą od samego Plauta, który może tak na swój sposób przerobił i ożywił spokojny typ Menandrowski, podczas gdy Terencjusz zachował wiernie charakterystykę oryginału. W każdym razie sztuka Terencjuszowska, z postacią samochwała Thrasona i nieodstępnego pieczeniarza Gnathona, tudzież znane już nieco dokładniej z nowo znalezionych fragmentów greckie źródło Terencjusza: Κόλαξ (Pochlebca) Menandra, gdzie również tę parę: żołnierza (Biasa) i pieczeniarza (Struthiasa) znajdujemy, każą przypuszczać (wobec braku dawniejszych przykładów), że połączenie tych dwóch postaci, samochwała i pochlebcy, widoczne również i w Plautowskiej sztuce, datuje się od Menandra. Ktokolwiek jednak był pierwowzorem Plauta, to wysoki stopień oryginalności, jakim odznacza się w swych przeróbkach rzymski poeta, pozwala na przypuszczenie, że grecki autor może nawet nie poznałby swej sztuki w jej łacińskiej szacie. II. Postaci sztuki Wszystkie *postaci* tej sztuki mają za sobą już całą historię w rozwoju komedii grecko-rzymskiej i europejskiej; wystarczy wspomnieć o najważniejszych. *Żołnierz-samochwał* jest jedną z bardzo częstych, par excellence rozweselających postaci w rzymskiej komedii, ale poza Terencjuszowskim, wspomnianym już Thrasonem, najlepiej jest nam znany z Plauta, u którego aż w sześciu sztukach występuje. Naczelnym tej postaci rysem jest głupota, krzykliwa głupota, przebijająca się w najrozmaitszy sposób we wszystkich jego wystąpieniach i stanowiąca z reguły nader obfite źródło najpocieszniejszych efektów. Żołnierz Plautowski wchodzi na scenę zawsze z ogromnym wrzaskiem, który już z daleka słychać, i z potężnym rozmachem, „płaszcz jak falę wzdymając”, stale „nadęty”, jak przystało na zdobywcę grodów i zabójcę królów, za jakiego się uważa, zawsze przywykły tylko do rozkazujących wystąpień. Ma on zwykle buńczuczne i wojownicze imię, bo zwie się np. „Bitwosławski” (Cleomachus), „Gęstomieczobójca” (Polymachaeroplagides), „Basztomiastoburz” (Pyrgopolinices), albo też ma nazwisko dziwnie długie w swej wytworności dostojnej, np.: „Therapontigonus-Platagidorus”, lub „Bombomachides-Clutomestorides-Archides”, tak że wypisane „wypełnia aż cztery tabliczki”, przy czym w herbie miewa on tak imponujące symbole jak np. „rycerz rozcinający szablą słonia na dwoje”. Głupota jego występuje na jaw zwłaszcza w zamiłowaniu do samochwalstwa, co zjednało temu typowi nazwę gatunkową miles gloriosus lub miles gloriator. Opowiada on — sam lub ktoś w jego imieniu, znakomicie go wyręczający — niestworzone rzeczy o niezwykłych przewagach wojennych, ba nawet o zwycięskiej walce z ludźmi latającymi w powietrzu (homines volatici), jak w Punijczyku: ANTAMENIDES (żołnierz) …Więc tak, jak zacząłem, Lykusie, o tej bitwie mówić pentetrońskiej, Gdziem to zabił w dniu jednym, własnymi rękami Skrzydlatych ludzi całe — sześćdziesiąt tysięcy… LYKUS Ludzi, mówisz, skrzydlatych? ANTAMENIDES Tak jest, najwyraźniej. LYKUS Ale czyż są — na bogów — gdzieś ludzie skrzydlaci? ANTAMENIDES Byli — lecz ich wybiłem. LYKUS Jakeś to potrafił? ANTAMENIDES Zaraz powiem: wydałem legionowi proce I lep; pod nim zaś kładli liście podbiałowe. LYKUS A to po co? ANTAMENIDES By lep się do proc nie przylepiał. Lepu do proc wkładali dosyć duże gałki, I nimim strzelać kazał do tychże latawców. Krótko mówiąc: gdy tylko lep kogo uderzył, Nuże padać na ziemię — tak gęsto jak gruszki. A gdy tylko padł który, wraz go zabijałem Własnym piórem, skróś mózgu, niby jak jarząbka! (w. 471 i n.) Opowiadań tych zwykle nikt słuchać nie chce, co takiego rycerza niesłychanie irytuje; nic dziwnego, że ma tych bajań już dosyć własny niewolnik (jak w Żołnierzu), ale nawet stręczyciel, sowicie przez żołnierza opłacany i zapraszający go nawet do siebie na ucztę, od tych bredni się odrzeka: ANTAMENIDES A więc ty mi nie wierzysz? LYKUS Wierzę — tak jak trzeba. Wejdźmy tutaj. ANTAMENIDES Lecz zanim ofiary wyniosą, Ja ci tutaj opowiem jeszcze jedną bitwę. LYKUS Dziękuję. ANTAMENIDES Ależ słuchaj — LYKUS Za nic! ANTAMENIDES Co to? Jak to? Ja ci pałkę, dalibóg, pięściami rozłupię, Jeśli słuchać nie zechcesz albo — iść do kata! LYKUS To już wolę do kata! (w. 496 i n.) Być może, że czasem i publiczności było tych przechwałek za dużo, i dlatego raz wprowadza Plautus żołnierza, któremu nie pozwalają rozpuszczać języka, a drugi raz taki rycerz przy pierwszym wejściu zapowiada widzom, „by nie czekali, aż zacznie opowiadać o swych bitwach, bo to (wyjątkowo) nie jest jego zwyczajem”. Żołnierz jest zarozumiały nie tylko ze swych rzekomych czynów wojennych i pieniędzy, które mierzy na „tysiące korcy”, ale również i z urody, gdyż uważa się po prostu za „brata Achillesa i wnuka samej Wenery”. Bywa on też stale rywalem młodzieńca zakochanego, rywalem niebezpiecznym, nie tyle ze względu na swą urodę, ile na pieniądze (których zwykle brak młodzieńcowi), ale nigdy nie zwycięża, bo dzięki swej głupocie bywa stale w takich wypadkach wywiedziony w pole albo sromotnie skompromitowany. Przy okazji tych zatargów o kochankę okazuje się on zwykle niesłychanie rozindyczony, szarpie się, rzuca i wygraża, skacze po scenie jak kogut rozzłoszczony — ale z reguły nikt sobie z tego wszystkiego nic nie robi. Ta jego „szalona odwaga i zaciekłość” w rezultacie okazuje się tylko zwykłą fanfaronadą, spod której zawsze najpodlejsze tchórzostwo wychodzi. Tak np. w Punijczyku dziki i straszne pogróżki na swego rywala miotający Antamenides, pod którego stopami scena się trzęsie — usłyszawszy wzmiankę o służbie, cichnie od razu: ANTAMENIDES / wrzeszczy / Tyś, widzę, nie mężczyzna, lecz niewieściuch jakiś! AGORASTOKLES Ja niewieściuch? Chcesz wiedzieć? Hola, niewolnicy, Przynieście no tu kije! ANTAMENIDES / zmieniając ton / No, no — jeśli w żarcie Coś tutaj powiedziałem, nie bierzże na serio… (w. 1319 i n.) Taki typ zarozumialca i śmiesznego samochwała w ogóle (άλαζών) jest *wytworem greckim*, a najdawniejsze określenie tej właściwości charakteru spotykamy w Cyropedii Ksenofonta, gdzie czytamy następujące słowa, włożone w usta samego Cyrusa: „Zdaje mi się, że nazwa alazon oznacza ludzi, którzy udają bogatszych i dzielniejszych, niż są w rzeczywistości, którzy przyrzekają zrobić to, czego dokonać nie potrafią, i co do których nie ma wątpliwości, iż wszystko to robią dla zdobycia czegoś czy dla zysku”. Pojęcie to ulega pewnym zmianom i zabarwieniom, ale jego istota pozostaje zawsze ta sama: *typ człowieka, który w natrętny, krzykliwy sposób i za wszelką cenę chce się okazać czymś znacznie lepszym, niż jest w rzeczywistości*. Takich alazonów spotkać można w greckiej literaturze przede wszystkim w zakresie przedstawianych czy omawianych zawodów i stanów, a więc na to miano zasługują sobie np. retorowie i demagogowie, obiecujący to, czego dotrzymać nie mogą i nie myślą, kiepscy filozofowie i sofiści, za dużo albo za mało natchnieni poeci, wreszcie wróżbiarze, cudotwórcy i cudowni lekarze. Tę nazwę otrzymują wreszcie i kucharze, zbyt zarozumiali na swą „boską” sztukę psucia ludziom żołądków — ale najwięcej nadawała się ona chyba do określenia przechwalającego się swymi czynami wojownika. Wielce charakterystyczną jest tutaj skłonność Greków, choć tak zamiłowanych w ćwiczeniach fizycznych, by przewagę mięśni i na niej jedynie opartą wyższość danego osobnika nad innymi łączyć w swych obserwacjach z pewnym upośledzeniem władz umysłowych; dlatego np. Herakles bardzo często występuje w greckiej literaturze jako niezbyt mądry, ale za to bardzo żarłoczny siłacz, dlatego Eurypides z taką pogardą odnosi się do atletów (frg. 282 N.), a postać pewnego siebie i do rozkazywania przywykłego wodza bardzo często okazuje rysy komiczne. Przecież już charakterystyka boga wojny u Homera nie jest wolna od pewnego cichego komizmu, który później głośno wystąpi u potomków Aresa w samej Grecji i… nie tylko w Grecji. Wystarczy przypomnieć ten ustęp z Iliady (V, 859 i n.), gdzie czytamy, że nieśmiertelny ten wojownik, zraniony w bitwie, narobił tyle wrzasku, „co dziewięć albo dziesięć tysięcy mężów zrywających się do bitwy”, lub jeden opis z Odysei (VIII, 266 i n.) z „kroniki skandalów” dworu olimpijskiego, gdzie to Ares złapany na gorącym uczynku staje się pośmiewiskiem wszystkich niebian za to, że dał się złapać — jako że erotyczne przygody należą przecież do głównych rysów charakterystyki zarozumiałych wojowników. Później typ ośmieszonego wojownika znajdujemy w farsie megarejskiej i tzw. komedii sycylijskiej, tudzież w „starej komedii” attyckiej. Jest nim np. u Arystofanesa Lamachos, ów „dziko odważny generał z groźnym obliczem Gorgony na tarczy i aż z trzema potężnymi kitami na hełmie” (Acharn. w. 964 i n.), czy Kleonymos, tylokrotnie przez tegoż poetę wyszydzany (Acharn., Chmury, Rycerze, Osy, Pokój, Ptaki), a u komika Platona Pizander, wyśmiany w sztuce pt. Peisandros. Najznakomitszym jednak podłożem, na którym szczególnie bujnie wyrastały postaci tych alazonów wojskowych, była służba najemna za granicą, która od czasów Ksenofonta przybiera coraz większe rozmiary i wytwarza typ starożytnych kondotierów, z racji swego zawodu i chęci uzyskania stanowiska zmuszonych do przedstawiania swych przewag wojskowych w możliwie efektowny, najczęściej mocno przesadny lub zgoła fantastyczny sposób. Same niemal o to prosiły się te wielkie wyprawy w nieznane kraje Wschodu, te olbrzymie bitwy i zwycięstwa, te niezwykłe oblężenia i zdobywania miast o nieprawdopodobnych wprost skarbach i bogactwach. Nic dziwnego zatem, że postać takiego zarozumiałego, a niezbyt mądrego wojownika, cuda o sobie opowiadającego, znalazła się w „komedii nowej”, oddającej wiernie życie epoki aleksandryjskiej, i że spotykamy ją tutaj bardzo często, tym więcej że istniała ona przecież, choć w innej inkarnacji — jak to wyżej wspomniano — już w „komedii starej”. Oprócz rzymskiej komedii, gdzie gra on w ogóle bardzo ważną rolę, występuje ten typ również w rzymskiej farsie atellańskiej, jako tzw. wojowniczy kogut, Kikirros, a później, na scenach europejskich, potomstwo jego jest Legion, jak to niżej zobaczymy. Również i *pasożyt-pieczeniarz*, najczęściej nieodstępny towarzysz żołnierza-samochwała, jest zwykle u Plauta rozweselającą postacią, zawodowym niemal wesołkiem sztuki, tak jak to jeden z Plautowskich pieczeniarzy, imieniem „Śmieszek” (Gelasimus ze Stichusa) sam o sobie mówi: Ojciec nazwał mnie „Śmieszkiem”, gdym był jeszcze mały, Bom ja już od małego chłopaczka był śmieszny, Gdyż ubóstwo zmuszało, bym śmiech umiał wzbudzać. (w. 174 i n.) Zawodem pieczeniarza jest to, że nie ma on żadnego zawodu; główną jego cechę charakterystyczną stanowi wieczny, nigdy nie nasycony apetyt, gdyż nie tylko „ojcem jego jest Głód, ale on sam jest głodem brzemienny”; w każdym razie najistotniejszym dla niego jest pytanie, które w razie wezwania go w jakiejś sprawie stawia zaraz na samym początku: „gdzie się będzie jadło?” (ubi essuri sumus?). Toteż cała jego dusza jest w brzuchu i dla brzucha (ventris causa) gotów jest wszystko zrobić: nie tylko znosić wszelkie upokorzenia, ale nawet córkę własną sprzedać, jak Saturio w Persie, w którego modlitwie nawet brzuch jego należne znalazł miejsce obok córki: Niech się szczęści mnie, tobie i memu brzuchowi itd. (w. 329 i n.) Inny pieczeniarz znów (Penikulus w Braciach) wyraża przekonanie, że żadne więzy ani nawet łańcuchy nie mogą człowieka tak przywiązać jak dobre jedzenie, i takie też „więzy jedzeniowe” (vincla escaria) zaleca tym, co kogoś chcą na zawsze przy sobie utrzymać. Za jedzeniem bowiem pójdzie pieczeniarz „nawet na krzyż”. Nic dziwnego zatem, że taki wielbiciel brzucha przy danej okazji, np. zaproszony na obiad, „je za ośmiu”, a wpuszczony do spiżarni (jak w Jeńcach), robi we wszystkich zapasach niesłychane spustoszenie, niby „wilk głodny” (lupus esuriens) — i tę żarłoczność jego podkreśla starożytna, klasyczna terminologia, nazywając tę postać: parasitus edax. Dla zaspokojenia wiecznego głodu wprasza się zawsze i wszędzie — bo pieczeniarz żywi się z reguły „cudzym chlebem, jak mysz” — i wie o każdej szykującej się uczcie, gdzie zjawia się zwykle nawet nieproszony, a zwłaszcza przyczepia się na stałe do jakiejś ofiary, której już nigdy jak cień nieodstępny nie opuszcza, uważając tego człowieka za swego „króla” i „geniusza opiekuńczego”. I tak z ośmiu pieczeniarzy Plautowskich tylko jeden Saturio w Persie jest „wolno praktykującym”, inni zaś są totumfackimi już to paniczów (najczęściej zakochanych), już to hulających małżonków, już to żołnierzy. To przyczepianie się jego polega na tym, że narzuca się zwykle natrętnie z wszystkimi, nawet najwięcej poniżającymi przysługami, które powoli czynią go niezbędnym, zawsze pełen jest najrozmaitszych żartów, przy czym każde, choćby mimowolne reagowanie, umie wyzyskać na swą korzyść, przytakuje zawsze i przy każdej okazji (id enim quod tu vis, id aio atque id nego), a zwłaszcza pełen jest najbezczelniejszych pochlebstw. To przychlebianie się właśnie (κολακεύειν) stanowi drugą jego wybitną cechę, uchwyconą w określeniu κόλαξ, parasitus colax (określenie Terencjuszowskie). Pochlebstwo znajduje przyjęcie tym lepsze, im większą napotyka głupotę, toteż najidealniejszym i najefektowniejszym staje się połączenie pieczeniarza-pochlebcy z głupim żołnierzem, jak właśnie w Samochwale, gdzie pieczeniarz Artotrogus jest jakby drugą duszą i znakomitym rezonansem dla zdumiewającej głupoty Pyrgopolinicesa, lub w Siostrach, gdzie pieczeniarz nazywa się „nieodstępną szatą” (integumentum corporis) swego pana. Złączenie tych dwóch typów jest tym zabawniejsze, że pieczeniarz, świadom głupoty swego pana, drwi z niego w żywe oczy, i to w porozumieniu z publicznością. Pieczeniarz raz tylko wpływa w decydujący sposób na akcję, tj. w Braciach, i raz tylko gra rolę główną, tj. w Kurkulionie, gdzie sam pieczeniarz młodego pana, Kurkulio, prowadzi całą akcję i intrygę, tak samo jak gdzie indziej zwykle niewolnik; jest to zresztą o tyle ciekawa odmiana pieczeniarza, że mając jedno oko wybite, podaje się jak gdyby za weterana wojennego i z równym prawdopodobieństwem, jak Zagłoba o herbie Wczele, opowiada, że „oko wybiła mu katapulta pod Sikionem”, chociaż słuchający go stręczyciel zauważa, że był to raczej garnek, który mu na łbie rozbito. — Zresztą gra pieczeniarz tylko rolę podrzędną, jak np. w Persie, gdzie „pożycza” swej córki celem podejścia stręczyciela, lub w Jeńcach czy Komedii oślej, gdzie przynosi pewną wiadomość, co mógł równie dobrze zrobić każdy niewolnik. Czasem wreszcie rola jego w akcji sztuki jest wprost bez znaczenia dla przebiegu sprawy — jak w Siostrach, gdzie spełnia tylko mało ważne poselstwo, w Żołnierzu, gdzie występuje tylko raz jeden, w scenie wstępnej, jako interlokutor Pyrgopolinicesa, lub w Stichusie, gdzie dla przeprowadzenia akcji jako takiej absolutnie nie jest potrzebny. Zawsze jednak jest *postacią rozweselającą* i tę atmosferę wesołości wnosi już od pierwszego pojawienia się na scenie (podobnie jak żołnierz), zwłaszcza gdy w typowy widocznie dla tej postaci sposób rozpoczyna od przedstawienia się publiczności w dłuższym przemówieniu, podającym jego stałe, zwykle dużo mówiące przezwisko i charakteryzującym dowcipnie jego „dostojny, po przodkach odziedziczony zawód pieczeniarski” jako „sztukę pasożytnictwa” (ars parasitica), której zasady szczegółowo wyłuszcza. Humoru pełne są również wszystkie jego występy, czy to kiedy z językiem wywieszonym pędzi z dobrą wieścią, za którą z góry już zamawia sobie suty obiad, czy to gdy narzeka na „złe interesy” i „bierny opór” ze strony obiadodawców, czy to wreszcie gdy z rozpaczy i biedy ogłasza publiczności licytację całego swego mienia, tj. wszystkich dowcipów, jakie posiada: logos ridiculos vendo, age licemini… Pomimo stałych zadań rozbawiania widzów pieczeniarz nie jest u Plauta tak szablonowy, jak np. żołnierz. Czasem lubi on udawać *uczonego*, czerpiącego swe dowcipy z mądrych ksiąg, których ma „całą skrzynię w domu” — a raz nawet powołuje się na tragedię, wtedy właśnie, gdy cytuje z pompą dobrze znane przysłowie… *komiczne*, że „dwie kobiety gorsze są niż jedna”. Innym razem, pędząc z wiadomością niespodziewaną, okazuje wszystkie cechy tzw. „niewolnika rozpędzonego” (servus currens p. niżej), np. w Jeńcach, gdzie też rola jego stoi najprawdopodobniej na miejscu roli niewolnika, a raz znów, dając szczegółowe wskazówki co do urządzenia uczty, zdradza się z nadzwyczaj wyszukanym *smakoszostwem*. Plautus najwidoczniej upodobał sobie bardzo tę postać, gdyż jak wskazują fragmenty, napisał on — poza istniejącymi dziś sztukami — aż pięć, dziś zaginionych, komedii z pasożytem, zdaje się, jako główną postacią, a nadto figurę tę umieścił epizodycznie jeszcze w kilku innych (dziś również zaginionych) sztukach. Typ ten, znany u Greków jako παράσιτος, „pasożyt” lub κόλαξ, „pochlebca”, występuje już w farsie megarejskiej i tzw. komedii sycylijskiej Epicharmosa, a w „starej komedii” attyckiej przybiera już to imię indywidualne Kleona, pochlebcy i pieczeniarza starego Demosa, już to jako istotny, bezimienny typ pojawia się w chórze „pochlebców” u Eupolisa (κόλακες). Lukian pisał nawet dialog „o sztuce pasożytniczej”. Wielce rozpowszechniona w całej greckiej „komedii nowej” i w *rzymskiej komedii*, pojawia się ta postać również później w komicznej *literaturze europejskiej*. Dalszymi bowiem inkarnacjami tego typu są figury takie, jak np. włoscy pieczeniarze-żarłocy: Pasifilo Ariosta (I Suppositi), który ma sempre nello stomaco dieci lupi affamati, dalej Mastica, Fagone (della Porta), Edace (Borghini), Don Cicchio (Goldoni), francuski Fripesauce (Tristan l'Hermite), angielski Merygreek (Nicholas Udall), czy wreszcie nasze Chleburady, Dybidzbany, Liżyczopy z intermediów, misteriów i komedii rybałtowskiej, po części Umizgalski-Natręt Rzewuskiego, Figlacki Bohomolca, Kwarcicki Wieniawskiego, Fredrowscy pieczeniarze Hilary i Zefiryn w Wychowance, podobny trochę Smakosz z Przyjaciół, Lisiewicz z Geldhaba i Szwarc z Co tu kłopotu. Szczególnie upodobał sobie u nas pasożytów Lubowski, który ma szereg wyjadaczów — takich, jak np. Migdalski z Przesądów, Morowicz z Jacusia, Koszyrski z Osaczonego. Nawet najnowsza francuska komedia posiada znakomitego pasożyta Paginota w Dzwonku alarmowym M. Hennequina i R. Coolusa. Być może nareszcie, że w związku z tym typem powstały takie postaci żarłoków fars ludowych staro- i nowożytnych, jak Maccus, Bucco z rzymskiej farsy atellańskiej, a później Maccaroni, Hanswurst, Jack Pudding, Pickelhäring i nawet Khatziavatis z marionetkowego teatru cieniów Karagöza. Typem równie jak pieczeniarz przez Plauta ulubionym jest *niewolnik*, który u Plauta jest z reguły organizatorem i wykonawcą całej intrygi — sprytny i bezczelny służący, niewyczerpanie pełen podstępów i pomysłów, zdążających stale, w myśl pragnień młodego pana, do wywiedzenia kogoś w pole, czy to „starego”, czy to stręczyciela, czy to żołnierza (fallax servus, servulus callidus, agilis per omnia servus). Taki niewolnik niewiele sobie robi z kary, jaka mu grozi ewentualnie z ręki starego pana w razie wykrycia wszystkiego; rozumie on zwykle w swój właściwy sposób, że ma pewną wyższość nad swym panem, bo „pan musi dopiero szukać batów czy rózeg — a on ma swój grzbiet zawsze przy sobie”. Spotykamy jednak czasem u Plauta — może dla przeciwstawienia wprowadzony — typ wzorowego sługi, który mając wielki respekt dla batów, sądzi, że jego zadaniem jest np. hamować panicza (retinere ad salutem) i „nie pozwalać mu zatonąć w burzliwych falach miłości”. Wychodząc przede wszystkim z tego założenia, że lepiej jest zachować „skórę czystą” (corium sincerum) niż plagami splamioną, wygłaszają tacy niewolnicy zwykle tyrady na temat sumiennego pełnienia służby. Wyglądają na tle ogółu służących Plautowskich jak gdyby moralna odtrutka dla rzymskich widzów wobec przeważającego typu niewolnika-łobuza. Takim porządnym, surowym pod względem moralności sługą jest zwykle niewolnik wiejski (często przeciwstawiany niewolnikowi miejskiemu), a raz, właśnie w Żołnierzu, z widoczną satysfakcją maluje nam Plautus postać sługi-gamonia, Sceledrusa, którego tak bezczelnie za nos wodzi szelma Palestrio. Bo też tylko sługa-krętacz (fallax servus), taki jak np. Palestrio z Żołnierza, jest duszą (spiritus movens) całej komedii intryg, ogniskiem zainteresowania, jako par excellence typ służącego z komedii. Jest to „architekt podstępów”, niby artysta rozkochany w swej sztuce i z niej niesłychanie dumny; sprawca „wielkich czynów, które daleko i szeroko imię jego rozniosą”; niby „drugi Ulixes” lub drugi Aleksander Wielki czy Agathokles: Mówią, że największych czynów ci dwaj dokonali: Jeden — Aleksander Wielki, drugi — Agathokles… Co powiedzą o mnie, trzecim, który dokonywam Samych czynów nieśmiertelnych? (Most. w. 775 i n.) Plautus bowiem bardzo często całą intrygę niewolnika określa jako wielką *akcję wojenną* z wszystkimi niemal szczegółami, jak np. w Pseudolusie, a zwłaszcza w Siostrach, gdzie Chryzalus występuje ze sławną „arią trojańską”: Sławią braci dwóch, Atrydów, za ich wielkie czyny, Że Priama, gród ojczysty, ów Pergam, przez bogów Budowany, po dziesięciu wreszcie wzięli latach, Mając konie, bronie, wojska, słynnych wojowników I okrętów cały tysiąc. Ja nóg nie schodziłem, A fortecę mego pana z łatwością zdobędę Bez okrętów i bez wojska, bez tylu żołnierzy. (w. 976 i n.) Toteż po szczęśliwie przeprowadzonym oszustwie niewolnik występuje po prostu jako triumfator. Niewolnik działa nie tyle dla osiągnięcia jakiegoś celu, ile dla własnej szelmowskiej satysfakcji i z czystej miłości „sztuki dla sztuki”; dla takiego bowiem wirtuoza chytrości przedstawia jego łobuzerska pomysłowość tę samą wartość, co… inwencja poety, jak to raz wyraźnie oświadcza jeden z niewolników Plautowych. Jest to zresztą zawsze wesoły, sympatyczny szelma, bezczelnie pewny siebie, bawiący się con amore najniebezpieczniejszymi pomysłami jak żongler nożami i mający stale szczęście, bo z najtrudniejszej sytuacji, nieraz wprost beznadziejnej, ratuje go zawsze, ku zadowoleniu widzów, los życzliwy — la providence des canailles, jak mówią Francuzi. Wnosi on też zwykle wiele ruchu i żywości, bo bardzo często się śpieszy, wpadając gwałtownie na scenę, z płaszczem zarzuconym na karku dla wygody (ut comici servi solent), pędząc i rozbijając ludzi po drodze, jako tzw. u Plauta i Terencjusza „niewolnik rozpędzony” (servus currens). Rysem, który zjednywa mu stale sympatię widzów, jest jego zawsze pełen szczerej, bezgranicznej życzliwości stosunek do młodego pana, którego nigdy nie oszukuje i nie zdradza i za którego często nadstawia nie tylko grzbietu, ale i głowy, pomimo że panicz bynajmniej nie zawsze pięknym za nadobne mu odpłaca i czasem niewolnik musi płaczliwie konstatować, że „panicz przeważnie mieszka na jego gębie”. Ta pomoc młodemu jest jednakże zawsze spokojnie obmyślana, gdyż niewolnik reprezentuje zwykle wobec niepoczytalnego w swej miłości panicza trzeźwy pierwiastek, i walne Plautowi oddaje usługi w rozpędzaniu błazeństwami swymi ponurych i płaczliwych nastrojów, wynikających z nieszczęść miłosnych, a przez to stanowi również *postać wybitnie rozweselającą*. Postać niewolnika przeszła olbrzymią ewolucję już na terenie *greckiej literatury* od „starej komedii” attyckiej do „komedii nowej”. Z bezbarwnej i bezdusznej osoby, nie mającej właściwie żadnego znaczenia w fabule sztuki, jakimi są np. wszyscy niewolnicy Arystofanesa (z wyjątkiem zuchwałego niewolnika Ksantiasza z Żab oraz Kariona w Plutosie, powstałego najwidoczniej już pod wpływem „komedii nowej”, choć nie jest wcale „typem”), niewolnik staje się bardzo ważną osobistością całej sztuki. Niewolnik staje się zwłaszcza nieodzowny w każdej sztuce *Plautowskiej*, gdzie gra prawie zawsze główną rolę, a Plautus koncentruje w jego rękach zwykle wszystkie sprężyny akcji, przede wszystkim w komediach intryg, przy czym jego rolę nieraz kosztem innych postaci gwałtownie wyolbrzymia, byle tylko stworzyć postać przez najlepszych aktorów najchętniej graną i przez rzymską publiczność najchętniej widzianą. Zdając sobie jednak z drugiej strony sprawę z tego, że panoszenie się służby razić mogło jego rzymskich widzów, do tego nieprzywykłych, często wkłada w usta niewolników usprawiedliwienia i wyjaśnienia, że są to greckie zwyczaje: licet haec Athenis nobis itp. — i jakby dla pewnej przeciwwagi dookoła swych niewolników roztacza często rzymską a soczystą atmosferę gróźb, wyzwisk, przekleństw, rzemieni i batów, w rezultacie, co prawda, nieszkodliwą. Plautus odnosi się z wyjątkową sympatią do tego typu, który stał się praojcem wszystkich sprytnych służących, zanni, valets buffons, clownish servants sceny *europejskiej* — czy to będzie Arlecchino z komedii dell'arte, czy Molierowski Skapen, Strzałka, Maskaril, układający również prawie wojskowe „stratagemy”, czy Figaro Beaumarchais'go czy Szekspirowski Speed, Gobbo, czy David Sheridana, czy Truffa Dolcego i Truffaldino Goldoniego, czy też Pustak i Fiutyniec Rzewuskiego, Filutowicz i Fintak Zabłockiego lub Fredrowski lokaj Filip z Dożywocia. Do tej kategorii typów należy wreszcie i sławny Karagöz z marionetkowego teatru cieniów u Turków i Greków nowoczesnych. III. Wpływ Żołnierza samochwała Olbrzymi wpływ tej sztuki, która w literaturze europejskiej bodajże najwięcej spośród komedii Plautowskich jest znana, zaznaczył się nie tyle w zależności całych utworów, ile w niezliczonych wprost odbiciach *samej postaci żołnierza-samochwała*, tak że, jak słusznie rzec można, nie ma dziś narodu kulturalnego, który by nie miał swojej inkarnacji tego wspaniałego typu. Ale nie brak też sztuk, które *w całości* powstanie swe Plautowskiej sztuce zawdzięczają, a to zwłaszcza od czasów *Odrodzenia*. Tak np. na słynnym dworze w Ferrarze książę Alfonso I (1486–1534) każe przetłumaczyć i wystawić Plautowską sztukę pt. Soldato Millantatore, a pierwsza połowa wieku XVI (r. 1545) przynosi już sztukę Ludwika *Dolcego* (1508–1568) pt. Il Capitano, która poza pewnymi drobnymi zmianami i dodatkami poszczególnych scen, tudzież rozszerzeniami (zwłaszcza pikantnej natury) jest często zupełnie dosłowną i na ogół wcale udatną przeróbką Plautowskiego Żołnierza. W tymże samym okresie pojawia się również *hiszpański* prozaiczny przekład Żołnierza (w r. 1555) i pierwsze *francuskie* opracowanie tej sztuki przez Antoine'a de *Baïf* (1532–1589) pt. Le Brave, w którym również samochwał nosi mówiące imię Capitaine Taillebras. W opracowaniu oryginału chwyta się Baïf tej samej metody czy maniery, której używał Dolce i której prawie równocześnie z nim używa w Polsce (choć w innej sztuce) Piotr *Ciekliński* (Potrójny z Plauta), polegającej na unarodowieniu sztuki, czyli na przeniesieniu całej akcji do kraju rodzinnego tłumacza, tudzież na odpowiedniej zmianie wszystkich nazwisk i zlokalizowaniu szczegółów. Sztuka Baïfa pomimo to jednak zachowała sporą dozę wierności wobec oryginału rzymskiego. Nawet wielki *Corneille* spłaca swój dług wobec sztuki Plauta i daje w swej L'illusion comique z r. 1636 postać (epizodyczną co prawda) żołnierza-samochwała: „Capitaine Matamore”, który, chociaż daleki od efektowności oryginału rzymskiego, w bardzo znacznej mierze podtrzymuje słabą zresztą sztukę. Pod wpływem Baïfa i Corneille'a pozostawał A. *Mareschal*, który dał naprzód postać „kapitana Taillebras” w swej sztuce Le Railleur (z r. 1638), a potem (w r. 1640) „kapitana Matamore” w tej najlepszej, jaką Francuzi posiadają, parafrazie sztuki Plautowskiej pt. Le veritable Capitan Matamore, ou le Fanfaron, comédie représentée sur le théâtre Royal du Maraiz, imitée de Plaute par A. Mareschal. Niezaprzeczoną zależność od Plauta okazuje też wreszcie i komedia La tuteur dupé (z r. 1765), której autorem jest *Cailhava*. Co prawda sztuka różni się znacznie od Żołnierza Plautowskiego, z którego Cailhava — jak sam zapewnia — postanowił usunąć „wszystkie błędy”. Również i narody *germańskie* okazują wpływy rzymskiego Żołnierza. I tak „*duński* Plautus”, L. *Holberg* (1684–1754), sam przyznaje, że swą sztukę Jucob von Tyboe, eller den stortalende Soldat oparł głównie na komedii Plautowskiej. Sztukę tę kilkakrotnie przekładają *Niemcy* (Bramarbas oder der grosssprecherische Offizier), chociaż już wcześniej mają własne opracowania, jako to Comoedia HIDBELEPIHAL: Von Vincentio Ladislao, Sacrapa von Mantua Kempffern zu Ross und Fuess weilandt des edlen vnd ehrnvesten, auch mannhafften und streitbaren Barbarossä Bellicosi von Mantua itd., dzieło księcia Henryka Juliusza Brunszwickiego (z r. 1594) i zwłaszcza wspaniały, osnuty na tle wojny trzydziestoletniej utwór A. *Gryphiusa* (1616–1664) pt. Horribilicribrifax, w którym występują aż dwie postaci dzikich kapitanów: „Don Daradiridatumtarides Windbrecher von Tausend Mord auff N. N. N. Erbherr in und zu Windloch” i „Don Horribilicribrifax von Donnerkeil auf Wusthausen”. Wreszcie i *Reinhold Lenz* pisze w r. 1772 zależną ściśle od Plauta sztukę Der grossprahlerische Offizier, którą później przerabia pt. Die Entführungen, modernizując w niej za radą Goethego całą fabułę, podobnie jak to robili już dawniej i Baïf, i Ciekliński. Poza tymi sztukami, których *całe fabuły* przeważnie opierają się na Żołnierzu Plautowskim, niezliczona jest w literaturach europejskich liczba „*żołnierzy*”, stanowiących potomstwo nieodrodne Plautowskiego Pyrgopolinicesa i nieodzowną zwykle figurę każdej prawie sztuki w pewnym okresie, i to nieraz nawet bez względu na treść danej komedii. Tak np. sztuki *włoskie*, czy to z zakresu tzw. commedia dell'arte (od samych jej początków), czy to tzw. commedia erudita (aż do *Goldoniego* i jego „kapitanów”: Don Garcia, Giacinto, Lelio) pełne są tych wojowników-samochwałów czy „hiszpańskich kapitanów”, takich jak: Capitan Cordone, Bizzarro, Cacciadiavolo, Rodomonte, Fracassa, Dragoleone, Trasilogo, Spezzaferro, Spezzamonti, Tagliacantoni, Scaramuccio, Malagamba, Cocodrillo, Rinoceronte, Spavento della Valle Infernale, Escobombardon della Papitonda i wielu innych, którzy wszyscy wraz ze swymi „mówiącymi” i buńczucznymi imionami są przeważnie tylko przejaskrawionymi odbiciami postaci Plautowskiej, nieraz już w dość odległych refleksach. Te figury przeszły rychło do współczesnej i późniejszej komedii *hiszpańskiej*, *portugalskiej* i *francuskiej*, w której występują pod imionami takimi jak: Gargullo, Annibal de Rhodes, Montalvão, Matamoros, Sangre y Fuego, Captaine Rodomonte, Bourbouffle, Fanfaron, Chasteaufort i in. Świetne inkarnacje Pyrgopolinicesa ma literatura *angielska*, i to od bardzo dawna, gdyż już tzw. pierwsza angielska komedia, Ralph Roister Doister (z r. 1566) Mikołaja *Udalla* okazuje wyraźną zależność od Plauta tak w stylu, jak i w swych głównych typach: żołnierza (Ralph Roister Doister) i pieczeniarza (Merygreek). Jeśli zaś Abraham *Fraunce* w łacińskiej swej komedii pt. Victoria, tłumaczonej z włoskiego, do postaci żołnierza Frangipetry dodaje jeszcze Pyrgopolinicesa i Terrepontogonusa, to są to niewątpliwie Plautowskie figury z Kurkuliona (Therapontigonus) i z Żołnierza. Z późniejszej epoki wystarczy wspomnieć *Falstaffa Szekspirowskiego*, którego najnowsza nauka angielska uważa przecież za typowego żołnierza-samochwała w stylu plautowskim, dalej dwie charakterystyczne figury z obu bliźniaczych komedii *Ben Jonsona*: Captain Bobadyll (z Every Man in his humour) i Puntarvolo („a vain glorious knight” z Every Man out his humour) i wreszcie postaci takie jak „Captain Bessus” *Beaumota* i *Fletchera* lub „Captain Bluffe” Williama *Congreve*. I w najnowszych zresztą europejskich komediach i farsach żyje po dziś dzień jeszcze postać pewnego siebie, a niezbyt mądrego oficera, wielkiego zdobywcy, jeśli nie miast i grodów warownych, to… serc niewieścich, względnie, pokrewna, a równie zwykle „przeszarżowana” figura „donżuana-samochwała”, np. wspaniały hr. Zakuskin w Świętym gaju G. de *Caillaveta* i R. de *Flersa*. W literaturze polskiej — o ile to stwierdzić można na podstawie dotychczasowych badań — nie ma sztuki, która by *w całości* opierała się na Samochwale Plautowskim, ale już w *intermediach* naszych znajdują się postaci tchórzów-samochwałów, takich jak np. Nażyński i Odrzycki w zbadanym przez Potemkowską dialogu Pro Bacchanalibus (w niewydanym rękopisie Bibl. Jag. 3526). Z tejże samej sławnej rodziny Alazonów, co Plautowski Pyrgopolinices, pochodzi i nasz *Albertus*. Przedstawiają go, oprócz Komedii rybałtowskiej (1615), sztuki takie, jak np. Wyprawa Albertusa na wojnę (z r. 1590), Albertus z wojny (1596), Albertus rotmistrz (1640) i in. Śmieszność Albertusa, typowego rybałta czy sprytnego półchłopa polega głównie na kontraście między przesadnym jego rynsztunkiem wojennym, a ciągłym wykręcaniem się od walki. Stały teatr na dworze Władysława IV, istniejący od r. 1637, wystawiał prócz oper i baletów także jakieś komedie, zwane commedie zannesche, czyli po prostu sztuki z repertuaru komedii dell'arte, która, jak wiadomo, okazuje wielką zależność od motywów komedii rzymskiej i Plautowskiej. Najczęstsze zaś na scenie Władysławowskiej były typy: głupiego a kochliwego staruszka Pantalone i samochwałów takich jak kapitan Fracassa, Spavento, Scaramuccio. Toteż i współcześni zestawiali te typy z Plautowskimi, jak to wskazuje w jednej ze swych satyr *Opaliński*, obeznany najwidoczniej nieźle z Plautem i Terencjuszem: *Na pełnych próżnej chwały i o sobie rozumienia:* Mym zdaniem nie masz większych nad takowych błaznów, Co się to wszystko chwalą z swych doskonałości I co o sobie siła trzymają, a w rzeczy Nie masz kim brząknąć, jako stara powieść niesie. Regiment będzie w ręku trzciniany, chód prawy Bociani, a *nie pytaj, aby miał gdzie w wojskach* *Nie rzkąc regimentować, ale ani postać.* Czy nie godni tacy być reprezentowani *Na komedyjach jako Miles Gloriosus* *U Plauta albo dawny Thraso, albo tym to* *Podobny, jakich włoskie sceny wystawiają.* Kiedy zechcesz wysmażyć z ichże postawy, Nie wydostaniesz nic, choćbyś był z przedniejszych Chemików polityckich. Postawy w nich siła, A wątku nic. Słów wiele, a rzeczy o kość. (Sat. IV. 4) I w *komedii jezuickiej* nie brak „bohaterów”, przechwalających się zupełnie tak, jak Plautowscy żołnierze, np. w sztuce Leve opum pondus, granej w r. 1722/3 w kolegium kaliskim: MILES IV Mości panie bracie, jam po pas brodził w posoce bisurmańskiej. Vivat kawaleria! MILES V Ja jednego mego pałasza zamachem 160 głów i pół położyłem na placu! MILES VI U mnie, mości panowie, 50 karawanów demeszami tureckimi napakowanych dyszy! U Bohomolca mamy dwóch samochwałów, którymi są: „Markiz de Kuraż” z Chełpliwca (pochodzący, zdaje się, poprzez Goldoniego od Thrasona Terencjuszowskiego) i „Robert” z Junaka. W innych komediach tego okresu zaliczyć tu należy takie postaci, jak „Burzywoj, burda zajazdowiec, lecz niemężny” z Sarmatyzmu Zabłockiego, „Bitnicki” i „Oblężnicki” z Rycerza zakochanego Gurskiego, „Kłótnicki” ze sługą „Burdeckim” z Junaka Mycielskiego, które to postaci przeważnie obok tradycyjnych, klasycznych cech samochwałów, okazują rysy rodzime, narodowe. Wszędzie tu oczywiście wzory pośrednie są możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne. Do potomków rodziny Pyrgopolinicesa należy wreszcie Hektor Kasper Morderski z Wychowanki Fredry, a zwłaszcza Papkin z Zemsty. Nie jest rzeczą pewną, czy istotnie cała intryga Zemsty opiera się na fabule Żołnierza Plautowskiego, ale śmiało rzec można, że intryga ta (jakkolwiek oparta na zdarzeniu rzeczywistym) w ujęciu sztuki ma nadzwyczaj mało prawdopodobieństwa, a ze względu na swą treść, raczej poważną, miejscami nawet wzniosłą, czy sentymentalną, dałaby raczej sztukę typu nudnej comédie larmoyante, gdyby nie postać Papkina, którego Fredro wprowadził zupełnie świadomie jako postać rozweselającą, jako urzędowego śmieszka czy błazna, na wzór rozmaitych maschere w włoskich komediach. Ale też ten nie byle jaki błazen, ten „lew północy, rotmistrz sławny i kawaler” opanował po prostu całą sztukę, która stała się właściwie jak gdyby tłem dla jego występów. Z marnej „figurki”, jak go pierwotnie określał sam Fredro, stał się w ostatecznej redakcji najefektowniejszą postacią całej komedii, i nadając po prostu ton, styl i nastrój większości wszystkich scen, zadecydował — on właśnie — o głównych wartościach komicznych Zemsty. Prawda, że na postać tę złożyły się oprócz rysów żołnierza także pewne rysy „i Arlekina z komedii włoskiej, i błazna z dramatu hiszpańskiego, i totumfackiego pieczeniarza z dawnych pańskich dworów”, ale „na czoło wysuwa się” właśnie ów „zakrój i ton żołnierza-samochwała”, i tu są szczególnie wyraźne te cechy, które żywcem przypominają nam Plauta. Wystarczy przypomnieć to natrętne przechwalanie się zmyślonymi przewagami wojennymi, czyli cały ten „zapał zgrozo-krwawy” — by użyć słów Fredrowskich — którym tak jaskrawo charakteryzuje się również Plautowski Pyrgopolinices (choćby zaraz w pierwszej scenie), gdy w istocie jeden i drugi bohater jest mocno tchórzem podszyty — lub tę pewność rzekomego powodzenia u płci pięknej, przy czym powtarzają się te same niemal przechwałki i „narzekania”: PAPKIN Giną za mną te kobiety… Bo ja szczęście mam szalone: Tylko spojrzę, każda moja… (I. 2. 111, 185–186) A to plaga, Boska kara: Do mnie młoda, do mnie stara. Jeszcze zerka… czy szalona! (I. 4. 268 i n.) A u Plauta: CHŁOPIEC / (o Pyrgopolinicesie) / …gacha, butnego z „urody”, Co myśli, że się wszystkie w nim durzą kobiety, Która tylko go ujrzy! (w. 1607 i n.) PYRGOPOLINICES / wzdycha / Zbytnie to nieszczęście, Gdy człek jest zbytnio piękny — ARTOTROGUS / wzdycha jeszcze głębiej / Ach tak, rzeczywiście. Natrętne są ci one: proszą, dręczą, jęczą, Byś pozwolił się widzieć, proszą cię do siebie, Że ty nawet nie możesz swym sprawom się oddać! (w. 69 i n., por. w. 1239 i n.) Nawet i niektóre cechy zewnętrzne są wspólne między Papkinem a Pyrgopolinicesem. Jeśli Papkin mówi: Mina tęga, włos w pierścienie, Głowa w górę — a wejrzenie! Niech truchleje płeć zdradziecka! (II. 2. w. 105 i n.) to brzmi to, jak gdyby parafraza Plautowskich słów: ARTOTROGUS / do Pyrgopolinicesa / Toteż wszystkie się w tobie kochają kobiety — I to nie bez słuszności, jako żeś tak piękny — Jak i te, co mnie wczoraj za płaszcz mój łapały — PYRGOPOLINICES / z ożywieniem / No? No? Cóż ci mówiły? ARTOTROGUS Ano tak pytały: „Czy to”, mówi, „Achilles?” — „Nie, brat” — odpowiadam. A wtedy tamta druga: „Ależ on jest piękny”, Powiada, „i szykowny, patrz, jak śliczne loki!” (w. 58 i n.) Papkinowska wreszcie „Artemiza”, o której pan jej mówi: Bo jak zwącha moje ramię, Czart ją chyba zdzierży w mierze! (IV. 2. w. 68 i n.) jest tak samo uosobiona jak szabla Pyrgopolinicesa: Chciałbym bowiem pocieszyć tę moją szablicę, By mi tu nie sklamrzyła ani się nie gryzła, Że ją noszę ze sobą tak dawno bezczynną, Gdy się ona aż pali do siekanki z wroga! (w. 5 i n.) Jest jednak wielce prawdopodobne, że te (i inne jeszcze) cechy doszły do Fredry od Plauta nie drogą bezpośrednią, ale przez lekturę komedii włoskich i francuskich, w których te rysy, wraz z całą postacią żołnierza-samochwała niewątpliwie od Plauta pochodzące, stały się konwencjonalnymi i prawie nieodzownymi. Dlatego to możliwe są zestawienia postaci Papkina z analogicznymi włoskimi lub francuskimi kreacjami, takimi jak kapitanowie Goldoniego lub Markiz z Gracza Regnarda. Ale Papkin ma jeszcze inne rysy, których nie ma ani Pyrgopolinices, ani żaden inny żołnierz-samochwał z grecko-rzymskiej komedii, jako to stale niezaspokojony apetyt, zachłanność na pieniądze i wysługiwanie się panom, które to cechy stanowią mniej więcej charakterystykę innych typów, a mianowicie pieczeniarzy klasycznych, choćby takich jak Artotrogus z Żołnierza. Złączenie tych dwojakich cech w jednej postaci Papkina tłumaczyłoby się najlepiej w ten sposób, że Fredro zespolił w jedną osobę dwie, w komediach najczęściej razem występujące postaci: żołnierza-samochwała i jego nieodstępnego towarzysza, pieczeniarza, do czego mógł wziąć asumpt właśnie z pierwszej sceny Żołnierza samochwała. Taką samą zresztą kombinacją rysów samochwała i pieczeniarza jest wspomniany wyżej „Burzywoj” Zabłockiego. Wspomnieć nareszcie wypada, że i *poza Europą* odnajdują się pewne analogie do sztuki Plautowskiej, bo zupełnie podobny motyw jak w pierwszej zwłaszcza części Żołnierza znajduje się w jednej noweli z Tysiąca i jednej nocy, a mianowicie w opowiadaniu „o garbarzu (inna wersja: o złotniku), jego żonie i żołnierzu”; spotykamy tu ten sam pomysł przebicia ściany, potajemnego przejścia, którym schodzi się żona garbarza z żołnierzem, jako też ten sam, co u Plauta, motyw rzekomej bliźniej siostry, w którą silnie wierzy poczciwy garbarz, chociaż na własne oczy widzi swą żonę u owego żołnierza. Tak samo bowiem jak Plautowska Filokomazjum i ona umie szybko przebiegać z jednego mieszkania do drugiego. O ile chodzi o wyjaśnienie zachodzących tutaj związków, to może tu być mowa oczywiście tylko o greckim pierwowzorze Plauta i są tu dwie możliwości: albo mamy do czynienia z jakąś starszą nowelą grecką, która dostała się na Wschód razem z armią Aleksandra Wielkiego, albo — co może prawdopodobniejsze — jest to opowiadanie wyrosłe na tle awanturniczego życia żołnierzy i oficerów z wojennej epoki hellenistycznej, które dostało się do komedii wraz z całym typem Alazona-żołnierza i, wraz z komedią roznoszone po całym świecie przez wędrowne trupy aktorskie, dotarło aż na Wschód do nowel arabskich, stanowiących zbiór Tysiąca i jednej nocy. * Pierwsze (i jedyne dotychczas) wydanie Żołnierza w Polsce pochodzi dopiero z początku wieku XIX, z okresu mickiewiczowskiego, a to dzięki opracowaniu Jana Stanisława *Hryniewicza*, ucznia i następcy słynnego *Groddecka*, pt.: Miles Gloriosus e rec. Ben. Fr. Schmiederi, Vilnae (Zawadzki) 1823. Pierwszy zaś znany polski *przekład* sztuki Plautowskiej pt. Żołnierz-Samochwał zawdzięczamy wybitnemu profesorowi filologii klasycznej w b. Szkole Głównej, a później w Uniw. Warsz., Janowi *Wolframowi* (1824–1870), wydany przez P. Chmielowskiego w Warszawie w r. 1891 wraz z Bliźniętami. Te same dwie sztuki przełożył również Zygmunt *Węclewski* pod tytułami Junak i Bliźniacy, ale pozostały one w rękopisie. Przekład niniejszy opiera się na tych samych zasadach, co wydane poprzednio, tj. Bracia (Bibl. Nar. wyd. 2, Ser. II, Nr 33, Wstęp, s. 46) i Kupiec (tamże, Nr 46, Wstęp, s. 23). Bibliografia *Wydania* T. M. Plauti Comoediae, ed. *Goetz-Schoell*, Lipsiae (Teubrier), I–VII, 1892–1896; ed. Friedr. *Leo*, Berolini (Weidmann), I–II, 1895–1896; ed. W. M. *Lindsay*, Oxonii (Oxford), I–II, 1903–1910 [=Li.]. — Z komentarzem: ed. I. L. *Ussing*, I–V, Hauniae (Kopenhaga) 1875–1887 (Miles Gloriosus w tomie IV, 1, z r. 1882); komentarz łaciński Ussinga stanowi podstawę wszystkich późniejszych [= Uss.]; Ausgewãhlte Komödien des T. Maccius Plautus, für den Schulgebrauch erklãrt von Julius Brix, Viertes Baãndchen: Miles Gloriosus, Dritte Auflage bearbeitet von Max Niemeyer, Leipzig–Berlin 1901 [=Niem.]. Plaute, Tome IV… par A. *Ernout*, Paris 1936, Les Belles Lettres. *Prace pomocnicze* K. *Morawski*, Historia literatury rzymskiej za Rzeczypospolitej, Kraków 1909. K. *Morawski*, Zarys literatury rzymskiej, Kraków 1922. W. Y. *Sellar*, The Roman Poets of the Republic, wyd. III, Oxford 1905. F. *Leo*, Geschichte der römischen Literatur, I, Berlin 1913. M. *Schanz*, Geschichte der römischen Literatur, I, wyd. IV, *Hosius*, München 1927. W. S. *Teuffels*, Geschichte der römischen Literatur, wyd. VI, *Kroll und Skutsch*, Leipzig–Berlin 1916. F. *Leo*, Plautinische Forachungen, wyd. II, Berlin 1912. G. *Michaut*, Histoire de la Comédie Romaine, Sur les tréteaux latins, Paris 1912. G. *Michaut*, Histoire de la Comédie Romaine, Plaute I–II, Paris 1920. E. *Frãnkel*, Plautinisches im Plautus („Philologische Untersuchungen” 28), Berlin 1922. G. *Przychocki*, Plautus, Kraków 1925 („Z historii i literatury”, nr 26, Krak. Sp. Wyd.). T. M. *Plautus*, Bracia, tł. i oprac. G. Przychocki, Kraków (Bibl. Nar. Ser. II, Nr 33). T. M. *Plautus*, Kupiec, tł. i oprac. G. Przychocki, Kraków (Bibl. Nar. Ser. II, Nr 46). K. von Reinhardtstoettner, Plautus, Spãtere Bearbeitungen plautinischer Lustspiele, Leipzig 1886. G. A. *Galzigna*, Fino a che punto i commediografi del Rinascimento abbiano imitato Plauto e Terenzio I–II, Capodistria 1899–1900. C. C. *Coulter*, The Plautine Tradition in Shakespeare, „The Journal of English and Germanic Philology”, XVIII (1919), s. 66–83. T. *Sinko*, Genealogia kilku typów i figur A. Fredry, Kraków 1918. W. *Folkierski*, Fredro a Francja, Kraków 1925. G. *Przychocki*, Papkin i Pyrgopolinices, „Pamiętnik Literacki”, XXV (1918), s. 276–280. E. *Kucharski*, Fredro a komedia obca, stosunek do komedii włoskiej, Kraków 1921 („Z historii i literatury”, nr 5, Krak. Sp. Wyd.). A. *Fredro*, Zemsta, oprac. E. Kucharski, Kraków (Bibl. Nar. Ser. I, Nr 32). ------------------------------------------------ Przekład opiera się na tekście wydania *Lindsay'a*. Odstępstwa zaznaczone są w uwagach, z podaniem źródła. Żołnierz samochwał OSOBY * Pyrgopolinices, wzbogacony na wojnie żołnierz * Artotrogus, jego pieczeniarz * Palestrio, Sceledrus, jego niewolnicy * Periplektomenus, obywatel efeski * Pleusikles, młodzieniec ateński * Filokomazjum, jego kochanka * Lurcjo, chłopiec do posług z domu Pyrgopolinicesa * Chłopiec bez imienia z domu Pyrgopolinicesa * Akroteleutium, hetera * Milfidippa, jej służąca * Kario, kucharz Periplektomenusa * Giermkowie żołnierza, Niewolnicy, Niewolnice, Pachołkowie. Rzecz dzieje się w Efezie, na ulicy przed dwoma przytykającymi do siebie domami Pyrgopolinicesa i Periplektomenusa. Dom Periplektomenusa po prawej stronie (od widza). Po bokach sceny prowadzą szersze ulice, z lewej strony ku portowi, z prawej ku rynkowi. Przed domem Periplektomenusa ołtarz Diany Efeskiej. AKT PIERWSZY / Pyrgopolinices, Artotrogus. / / Pyrgopolinices wychodzi z domu swego z giermkami, dźwigającymi tarczę, zbroję itd., za nimi idzie Artotrogus. / PYRGOPOLINICES Patrzcie, by mi mój puklerz był jeszcze jaśniejszy, Niżli bywa blask słońca przy jasnej pogodzie, Żeby w razie potrzeby, gdy przyjdzie do walki, Zaćmił wrogom ich oczy, kiedy staną w szyku! Chciałbym bowiem pocieszyć tę moją szablicę, By mi tu nie sklamrzyła, ani się nie gryzła, Że ją noszę ze sobą tak dawno bezczynną, Gdy się ona aż pali do siekanki z wroga! Ale gdzie ten Artotrog? ARTOTROGUS / podbiega w ukłonach / Stoi obok męża Dzielnego i szczęsnego — królewskiej urody, A przy tym wojownika: Mars by nie śmiał pisnąć, Co dopiero porównać swych przewag z twoimi! PYRGOPOLINICES A ten — — com go ocalił na / namyślając się / polach — — Wołkowych, Gdzie sam Bombomachides-Klutomestorides- Archides, wnuk Neptuna, był wodzem najwyższym? ARTOTROGUS Pamiętam. Mówisz o tym, co był w złotej zbroi, Coś to jego legiony rozprószył dmuchnięciem, Jak wiatr liści gromadę lub słomę na strzesze! PYRGOPOLINICES To dalibóg nic jeszcze. ARTOTROGUS Nic jeszcze, dalibóg, Wobec tego, co powiem — / odchodząc na stronę, do widzów / — a czegoś ty wcale Nie zrobił. — Jeśli kto z was widział kiedykolwiek Większego niż on kłamcę albo samochwała, Niech mnie bierze: ja będę jak prosty niewolnik; Tylko jedno — — ser w sosie szalenie smakuje. PYRGOPOLINICES Gdzieś jest? ARTOTROGUS / podbiega / Tutaj. — Dalibóg, albo ten słoń w Indiach Jakeś mu to kułakiem strzaskał ramię? PYRGOPOLINICES Ramię? ARTOTROGUS / poprawia się / To jest, chciałem powiedzieć, biodro! PYRGOPOLINICES Jednak tylko Od niechcenia trąciłem. ARTOTROGUS Ba, gdyby z wysiłkiem, Przez skórę, przez wnętrzności, przez pysk by słoniowi Było ramię przelazło! PYRGOPOLINICES No, już dosyć tego. ARTOTROGUS / w strachu, że Pyrgopolinices zacznie sam opowiadać / Bo naprawdę, że nawet już i nie ma po co, Byś ty mnie rozpowiadał: ja znam twe przewagi! / na stronie do widzów / Wszystkich nieszczęść przyczyną jest ten brzuch: słuchami Słuchać trzeba, by zębom nie przyszło ząbkować — I zawsze przytakiwać, cokolwiek on skłamie. PYRGOPOLINICES Co to chciałem powiedzieć — — ARTOTROGUS Już wiem, co chcesz mówić: Tak to było, pamiętam. PYRGOPOLINICES Co? ARTOTROGUS Cokolwiek było. PYRGOPOLINICES Masz — ARTOTROGUS Chcesz pewnie tabliczek? Mam je, rylec także. PYRGOPOLINICES Świetnie zwracasz uwagę na to, co ja myślę. ARTOTROGUS Znać winienem dokładnie twe przyzwyczajenia. I dbać, żeby przewąchać, czegokolwiek zechcesz. PYRGOPOLINICES A pamiętasz? ARTOTROGUS Pamiętam, było sto w Cylicji I pięćdziesiąt — a potem sto w Scytolatronii, Sześćdziesiąt Macedonów, a trzydziestu Sardów, To są ludzie, coś ich to — zabił dnia jednego. PYRGOPOLINICES A wiele ich jest razem? ARTOTROGUS Co? Siedem tysięcy. PYRGOPOLINICES Tak, tyle być powinno. Ty nieźle rachujesz. ARTOTROGUS A nic nie notowałem, ja i tak pamiętam. PYRGOPOLINICES Świetna pamięć, dalibóg! ARTOTROGUS To dzięki wyżerce! PYRGOPOLINICES Jeśli będzie tak dalej, to stale jeść będziesz I dopuszczę cię zawsze do mojego stołu. ARTOTROGUS A co w tej Kapadocji, gdziebyś jednym cięciem — Gdyby nie był miecz tępy — ściął był pięćset ludzi? PYRGOPOLINICES At — marne piechociarki — życiem im darował. ARTOTROGUS A cóż ci mówić o tym, o czym wszyscy wiedzą, Żeś ty jeden na ziemi Pyrgopolinices W urodzie, w męstwie, w czynach najniezwyciężeńszy? Toteż wszystkie się w tobie kochają kobiety — I to nie bez słuszności, jako żeś tak piękny — Jak i te, co mnie wczoraj za płaszcz mój łapały — PYRGOPOLINICES / z ożywieniem / No? no? Cóż ci mówiły? ARTOTROGUS Ano tak pytały: „Czy to”, mówi, „Achilles?” — „Nie, brat” — odpowiadam. A wtedy tamta druga: „Ależ on jest piękny” Powiada, „i szykowny, patrz, jak śliczne loki, Ach, jakież są szczęśliwe, te, co z nim sypiają!” PYRGOPOLINICES Naprawdę tak mówiły? ARTOTROGUS Jak to, toż mnie obie Na wszystko zaklinały, bym cię przeprowadził Przed nimi jak w paradzie? PYRGOPOLINICES / wzdycha / Zbytnie to nieszczęście, Gdy człek jest zbytnio piękny — ARTOTROGUS / wzdycha jeszcze głębiej / Ach tak, rzeczywiście. Natrętne są ci one: proszą, dręczą, jęczą, Byś pozwolił się widzieć, proszą cię do siebie, Że ty nawet nie możesz swym sprawom się oddać. PYRGOPOLINICES Zdaje się, że to czas już udać się na rynek, By, com ich tutaj wczoraj wpisał do tabliczek, Żołdakom, żołd wypłacić. Bo mnie król Seleukos Ogromnie o to prosił, by mu zebrać ludzi I zaciągnąć. Dziś tedy rzecz sprawię królowi. ARTOTROGUS Więc bierzmy się do tego. PYRGOPOLINICES Chodźcie, towarzysze. / Odchodzą wszyscy w stronę rynku. / AKT DRUGI PALESTRIO / do widzów / Ja jestem tak łaskawy, że treść sztuki podam, Jeżeli wasza łaska, żeby jej wysłuchać — Kto jednak słuchać nie chce, niech wstaje i — za drzwi, By miał gdzie usiąść taki, który słuchać zechce! Teraz sztuki, dla której wy tutaj siedzicie W tym miejscu krotochwilnym, sztuki, którą mamy Zagrać tutaj przed wami, treść podam i tytuł: Alazon się po grecku zowie ta komedia, My na to po łacinie Samochwał mówimy. To miasto to jest Efez. Mój pan to ten żołnierz, Co stąd poszedł na rynek, samochwał, bezczelny, Świntuch, pełen kłamstw różnych i gach pierwszej klasy Wszystkie, mówi, kobiety wprost lecą na niego. Lecz gdzie pójdzie, dla wszystkich jest czczym pośmiewiskiem, Tak, że tutaj hetery, mizdrząc się do niego, Przeważnie łażą potem z krzywymi gębami. Bo ja tutaj niedawno jestem jego sługą I chcę, byście wiedzieli, jak się tu dostałem Do niego w służbę, stamtąd, gdzie pierwej służyłem. Uważajcie, bo teraz przystąpię do treści: Miałem pana w Atenach, młodego, zacnego; On tam kochał heterę, czystej krwi Atenkę, A ona jego również: to miłość najlepsza. Jego raz do Naupaktu wysłano z urzędu W jakiejś sprawie Dostojnej Rzeczypospolitej. Trafem wtedy ten żołnierz przyjeżdża do Aten I przyczepia się do tej przyjaciółki pana. Zaczął się podlizywać nasamprzód jej matce Podarkami i winem, i sutym jedzeniem: Zrobił się zaufanym u tej stręczycielki, A skoro mu się tylko zdarzyła sposobność, Wywiódł w pole rajfurkę (matkę tej kobiety, W której pan mój się kochał) i bez wiedzy matki Córkę w okręt wpakował, i chociaż nie chciała, Przemocą ją tu z sobą przywiózł do Efezu. Ja, skoro tylko słyszę, że pańską kochankę Gdzieś z Aten przewieziono — w mig, na łeb, na szyję Okręt sobie szykuję, siadam, do Naupaktu, Chcąc o tym donieść panu. Lecz skorośmy tylko Na pełne morze wyszli — tego chciały bogi — Statek, którym jechałem, zbóje porywają. Pierwej diabli mnie wzięli, zanim tam przybyłem, Gdziem się wybrał do pana. Ten, który mnie zajął, Dał mnie tu w podarunku temu żołnierzowi; A skoro mnie sprowadził do swojego domu, Patrzę: pańska kochanka, co była w Atenach! Ta, gdy mnie zobaczyła, daje mi znak okiem, Bym do niej nic nie mówił; potem, przy okazji Skarży mi się kobieta na swoje nieszczęścia: Do Aten pragnie uciec, mówi, z tego domu; Że kocha mego pana — niby tego z Aten — I że nie ma człowieka, który by jej gorzej Był wstrętny niż ten żołnierz. Ja, skorom jej myśli Poznał, wziąłem tabliczki, napisałem, skrycie Kupcowim dał pewnemu, ażeby je oddał Panu memu w Atenach, temu co ją kochał, Ażeby tutaj przybył. Ten listu posłuchał, Bo i przybył, i tutaj w sąsiedztwie zamieszkał U miłego staruszka, który z jego ojcem Był w zażyłej przyjaźni. Ten zakochanemu Gościowi swemu sprzyja, czynem nas i radą Zachęca i wspomaga. Toteż ja w tym domu Ogromne machinacje po to wyczyniłem, Żeby para kochanków mogła się spotykać. Bo niby jeden pokój, co go żołnierz oddał Kobiecie na jej własny, wyłączny użytek, To ja tu w tym pokoju ścianę przewierciłem, By ona mogła tutaj od siebie przechodzić, I to z wiedzą starego: on sam dał ten pomysł. Bo ten mój współniewolnik, co go żołnierz przydał Na stróża tej kobiecie, nie jest bardzo mądry: My mu sprytnym podstępem, sztucznymi sztuczkami Bielmo rzucim na oczy i tak go sprawimy, Że nawet gdy coś ujrzy, to tego nie ujrzy! Lecz wy się nie pomylcie: ta bowiem kobieta Pod dwiema postaciami będzie tu wychodzić I z tych drzwi, i z tych tutaj. To będzie ta sama, Lecz będzie tak udawać, że jest całkiem inna. W ten sposób się wystrychnie na dudka jej stróża. Lecz drzwi skrzypły w sąsiedztwie u tego staruszka. Sam wychodzi: to właśnie ten miły staruszek. / Periplektomenus, Palestrio. / PERIPLEKTOMENUS / wychodzi, krzycząc we drzwiach na służbę / No! Jeżeli wy od dziś dnia każdemu obcemu, Kogo tylko tu ujrzycie na dachu, w mym domu, Nie strzaskacie kości w nogach, to wam wasze boki Tak wyprawię, że już będą same jak rzemienie! A więc ja już nawet przy tym mam świadków w sąsiadach, Co się u mnie w domu dzieje? By mi zaglądali Tu do środka, przez impluvium? Otóż teraz wszystkim Uroczyście zapowiadam: jeżeli ujrzycie Kogokolwiek od żołnierza w mym domu, na dachu, Prócz jednego Palestriona — strącić tu na drogę! Choćby gadał, że tu ściga kurę czy gołębia, Albo małpę — to wam mówię: już po was, jeżeli Na śmierć go nie zatłuczecie! A nawet, ażeby Już nie mogli potem łamać „prawa o grze w kostki”, Patrzcie, by mi już bez kostek u siebie hulali! PALESTRIO Coś tu od nas nabroili, o ile ja słyszę, Tak ten stary kości łamać każe mym kolegom. Ale mnie wyłączył z tego — co mi tam o innych! Więc zagadam. PERIPLEKTOMENUS To Palestrio, co tutaj nadchodzi? PALESTRIO Cóż tam, Periplektomenie? PERIPLEKTOMENUS Niewielu jest ludzi, Których — gdybym miał ten wybór — wolałbym w tej chwili Więcej niżli ciebie ujrzeć i spotkać! PALESTRIO Co słychać? Co się kłócisz z naszą służbą? PERIPLEKTOMENUS Przepadliśmy całkiem. PALESTRIO Co się stało? PERIPLEKTOMENUS Wszystko wyszło. PALESTRIO Co wyszło? PERIPLEKTOMENUS W tej chwili Ktoś tam z waszych ludzi, z dachu, przez nasze impluvium Widział, jak się całowali, tu u nas, ten przybysz I Filokomazjum. PALESTRIO Któż to, kto ich widział? PERIPLEKTOMENUS Ano — — Twój kolega. PALESTRIO Ale który? PERIPLEKTOMENUS Nie wiem, bo tak szybko, Tak gwałtownie stąd się porwał. PALESTRIO Zdaje się, już po mnie. PERIPLEKTOMENUS Krzyczę za nim: „Co tu robisz — mówię — na tym dachu?”, A on na to na odchodnym: „Małpę naszą ścigam”. PALESTRIO A ja biedny ginąć muszę przez to podłe zwierzę! A czy ona jest tu jeszcze? PERIPLEKTOMENUS Gdym wychodził, była. PALESTRIO Idźże, powiedz, niech tu przejdzie czym prędzej — by w domu Ją tu u nas zobaczyli. Chyba że chce tego, Byśmy wszyscy niewolnicy przez to jej kochanie Za najbliższych towarzyszy krzyże otrzymali! PERIPLEKTOMENUS Już mówiłem. Chcesz co więcej? PALESTRIO Chcę. To jej zapowiedz, Niechże na krok nie odstąpi natury kobiecej I niech stale ich naukom i sztukom hołduje! PERIPLEKTOMENUS W jaki sposób? PALESTRIO Aby tego, który ją zobaczy, Przekonała swym gadaniem, że jej nie zobaczył. Choćby ją sto razy widział, to jednak niech przeczy. Toć ma na to usta, język, zdradliwość, przewrotność. Gdy ją kto do muru przyprze — to niech go odeprze Swą przysięgą na swój sposób: ma przecież pod ręką Fałsz w swej mowie, fałsz w swych czynach, fałsz nawet w przysiędze. Ma pod ręką swe podstępy, pieszczoty, podejścia. Bo kobieta, co jest chytra, ta nigdy nie prosi Ogrodnika o przyprawy: ma przecież pod ręką Ogród cały z przyprawami — do wszystkich swych szelmostw! PERIPLEKTOMENUS Jeśli jest tu, to jej powiem. Lecz nad czym, Palestrio, Tak głębokoś się zamyślił? PALESTRIO Bądźże chwilę cicho, Aż me plany w głowie zbiorę i aż się namyślę, Co tu zrobić, jaki podstęp na złego kolegę, Który widział ją w uściskach. — By to, co on widział, Stało się czymś niewidzianym. PERIPLEKTOMENUS Namyślaj się tedy, A ja tu odstąpię na bok. / Usuwa się na bok, ciągle obserwując Palestriona i jego mimikę / Popatrzcie no tylko, Jaką pozę on tu przybrał: czoło zmarszczył, myśli, W piersi puka się palcami, jakby chciał wywołać Z środka na wierzch swoje serce. Teraz się odwraca: Lewą ręką się podpiera od lewego boku, Prawą liczy coś na palcach. W bok prawy się palnął! Tak gwałtownie! Najwidoczniej plan mu się nie składa. Teraz znów palcami trzasnął: myślami pracuje; Raz wraz pozę swą odmienia — patrz, znów głową kręci: I to mu się nie podoba, co teraz wynalazł. Choć cokolwiek nam tu poda, nie poda surowo, Lecz przegotowane świetnie. Teraz znów „buduje”: Brodę podparł jak kolumnę. — Precz, precz z tym widokiem! Nie, dalibóg, ta budowa mnie się nie podoba. Bo poecie tak rzymskiemu, słyszę, pysk podparto, I dwaj stróże go pilnują cięgiem, dniem i nocą! — Brawo! Co za szyk w tej pozie: „Niewolnik z Komedii”! On tu dziś nie spocznie pierwej, zanim nie dokona Swych zamierzeń. — Już ma, myślę! / Gdy Palestrio zakamieniał w ostatniej pozie, głęboko zamyślony, Periplektomenus zaniepokojony woła do niego: / Nuże! Pracuj dzielnie, Czuwaj, nie zasypiaj w pracy — albo może wolisz, By cię rózgi rozbudziły, różując razami? / szarpie go / Hej ty! Czyś się wczoraj upił? Słuchajże, Palestrio! Słuchaj, mówię. Toż się ocknij! Już świta! PALESTRIO / jakby półsenny, tak głęboko zamyślony / Już słucham. PERIPLEKTOMENUS / jeszcze więcej podniecony / Czyż nie widzisz: wróg na karku, grzbiet twój zagrożony! Chwyć się mocy, by tu pomóc, spiesz nieopieszale! Gdzieś ich obejdź, gdzieś przez wąwóz przeprowadź twe wojsko, Otocz zewsząd wraże wojska, naszym przyjdź z odsieczą. Przetnij wrogom wszelki dowóz, sobie zaś zabezpiecz, By spokojnie dojść cię mogło i twoich legionów I jedzenie, i wożenie, o to dbaj, to pilne! Znajdź coś, wymyśl, podaj prędko jakiś plan poradny, Żeby to, co tu ktoś ujrzał, było nie ujrzane, Ale to, co tu się stało, by się nie odstało. / na stronie / Wielką rzecz ten człek poczyna, mocny mur muruje. / do Palestriona / Jeśli weźmiesz rzecz na siebie — ty jeden — tom pewien Że my wrogów rozbijemy. PALESTRIO Tak, biorę na siebie. PERIPLEKTOMENUS To ja teraz cię zapewniam, że tego dokonasz, Co zamierzasz! PALESTRIO Niech cię za to Jowisz błogosławi! PERIPLEKTOMENUS Powiedzże mi, coś wymyślił. PALESTRIO Język za zębami, Gdy cię w wiodę w kraj podstępów; byś wiedział, że u mnie Jest skład cały tych podstępów. PERIPLEKTOMENUS Ja ci ich nie ruszę. PALESTRIO Mój pan ma na sobie skórę — ze słonia, nie swoją, I nie więcej ma rozumu niż — kamień. PERIPLEKTOMENUS Wiem o tym. PALESTRIO Teraz więc tak rzecz zaczynam, taki knuję podstęp, By powiedzieć, że tu z Aten do Filokomazjum Siostra bliźnia i rodzona z kochankiem przybyła, Tak podobna, jak podobne jest mleko do mleka, I u ciebie jest w gościnie. PERIPLEKTOMENUS Brawo, brawo, świetnie! Tylko chwalić ten twój pomysł! PALESTRIO Gdyby zaś niewolnik, Mój kolega, miał naskarżyć przed panem, żołnierzem, Że ją widział, jak się tutaj z innym całowała, To wykażę, że on widział u ciebie tę drugą, Jak ją ściskał i całował jej kochanek. PERIPLEKTOMENUS Świetnie! Ja to samo mu odpowiem, gdy mnie żołnierz spyta. PALESTRIO Lecz mów, że są przepodobne; I Filokomazjum Też to trzeba poobjaśniać, by się nie wsypała, Gdy ją o to żołnierz spyta! PERIPLEKTOMENUS Strasznie sprytny podstęp. Ale… gdy on zechce widzieć… obie razem? Wtedy Co zrobimy? PALESTRIO Nic trudnego, toż trzysta powodów Da się znaleźć: „Nie jest w domu”, „Wyszła gdzieś na spacer”, „Śpi” lub „Jeszcze nie ubrana” — „W kąpieli”, „Coś pije”, „Je śniadanie”, „Jest zajęta” lub: „Teraz nie może”, „Nie ma teraz na to czasu” — wiele chcesz wymówek, Byle odwlec, byle tylko, tak na pierwszy ogień Skłonić go, by w to uwierzył, co mu się nakłamie. PERIPLEKTOMENUS Dobrze mówisz. PALESTRIO Idźże tedy, a gdy ją zastaniesz, Każ jej, niechaj szybko wraca; i o tym jej powiedz, Wskaż jej, poucz, niech pamięta dobrze nasze plany, Cośmy tutaj ułożyli o tej bliźniej siostrze. PERIPLEKTOMENUS Ja ci świetnie ją wykształcę. Masz co jeszcze do mnie? PALESTRIO Tak, byś obszedł. PERIPLEKTOMENUS Więc już idę. / Wchodzi do domu. / PALESTRIO Ja też tutaj pójdę, By się zająć wyśledzeniem — lecz w sposób oględny — Kto to był dziś tym kolegą, co gonił za małpą. Bo on musiał bez wątpienia komuś z domowników Mówić o kochance pana, że ją tutaj widział, U sąsiada, jak się z jakimś obcym młodzieniaszkiem Całowała. — Znam tych ludzi: „Zamilczeć nie mogę, Kiedy sam wiem tylko o czym”. A jeśli go znajdę, Tego, co to wszystko widział, szturm w niego przypuszczę. Wszystko jest przygotowane, a walka zacięta. Wnet pogrążę tego człeka — jestem całkiem pewny. A jeśli go tak nie znajdę, to pójdę za węchem, Jak pies gończy, póki lisa nie dojdę za śladem! Ale nasze drzwi skrzypnęły, muszę głos miarkować, Bo wychodzi mój kolega: stróż Filokomazjum. / Sceledrus, Palestrio. / SCELEDRUS / wychodzi z domu, mówiąc / Jeślim dziś, dalibóg, przez sen nie chodził po dachu, To naprawdę wiem, żem widział, jak Filokomazjum, Mego pana przyjaciółka, tutaj do sąsiada Po nieszczęście swoje przyszła. PALESTRIO / na stronie / Ten zatem ją widział, Jak się tutaj całowała — jeśli dobrze słyszę. SCELEDRUS Któż to jest? PALESTRIO Ja, twój kolega. Cóż tam, Sceledrusie? SCELEDRUS Cieszę się, mój Palestrionie, żem cię spotkał. PALESTRIO Cóż tam? Co nowego? Powiedz przecież! SCELEDRUS Boję się — PALESTRIO A o co? SCELEDRUS Byśmy dziś, dalibóg, wszyscy, ilu nas jest tutaj, W przeokropną jakąś biedę i cięgi nie wpadli. PALESTRIO / spluwa, odpędzając urok / Wpadnij sam, bo to nie dla mnie te wpadki, wypadki! SCELEDRUS To ty nie wiesz, co tu u nas stało się nowego? PALESTRIO Cóż tam? SCELEDRUS A, coś bezwstydnego. PALESTRIO Sam sobie wiedz o tym. Mnie nic nie mów, wiedzieć nie chcę. SCELEDRUS Nie, ty musisz wiedzieć! Małpę naszą dziś ścigałem tu u nich po dachu — PALESTRIO O Sceledrze! Człowiek nicpoń ścigał podłe zwierzę! SCELEDRUS A żebyś tak — PALESTRIO Nie, ty raczej — kończ, skoroś już zaczął. SCELEDRUS Przez impluvium tu w sąsiedztwo spojrzałem przypadkiem: widzę, jak się tam całuje — kto? — Filokomazjum Z innym jakimś młodym chłopcem. PALESTRIO Co słyszę, Sceledrze! SCELEDRUS Lecz naprawdę, żem to widział. PALESTRIO Ty? SCELEDRUS Ja, sam, na własne, Te tu moje oba oczy. PALESTRIO Idź, pleciesz od rzeczy I niczego nie widziałeś. SCELEDRUS Czy myślisz, żem ślepy? PALESTRIO O to spytaj się lekarza. Lecz całej tej bajki, Jeśli bogi są ci miłe, głupio nie poruszaj: Ściągniesz przez to ciężką biedę na swój łeb i gnaty — Bo cię czeka smutny koniec — podwójnie — jeżeli Twoich paplań nie ukrócisz! SCELEDRUS Podwójnie? PALESTRIO Posłuchaj: Naprzód jeśli ją pomawiasz niesłusznie, toś przepadł; A znów, jeśli to jest prawda — tyś jej stróż: toś przepadł. SCELEDRUS Nie wiem, co się ze mną stanie — lecz wiem, żem to widział. PALESTRIO Nie przestaniesz, nieszczęśniku? SCELEDRUS Cóż ci mam powiedzieć, Jeśli nie to, com zobaczył? Toć teraz jest jeszcze Tutaj obok u sąsiada. PALESTRIO Co? Nie ma jej w domu? SCELEDRUS Idź, sam zobacz. Ja już teraz niczego nie żądam, By na słowo mi ktoś wierzył. PALESTRIO No, więc dobrze, idę. / Wchodzi do domu żołnierza. / SCELEDRUS Ja na ciebie tu zaczekam; zaczaję się przy tym Na nią, gdy ta jałóweczka stąd będzie powracać Jak z pastwiska do swej stajni. — Lecz co teraz począć? Żołnierz mi ją pod straż oddał — jeśli o tym powiem, To już po mnie — — — Lecz też po mnie, jeżeli zamilczę, A rzecz sama wyjdzie na jaw. Czyż jest coś gorszego, Zuchwalszego od kobiety? Kiedym ja na dachu, Ona hyc! Z pokoju na dwór! Bezczelność, dalibóg! Gdyby o tym on posłyszał, żołnierz, to dalibóg, Cały dom ten by postawił do góry nogami, A mnie na krzyż! Więc, dalibóg, cokolwiek jest na tym, Wolę raczej gębę stulić niżli marnie zginąć. Nie ustrzegę przecież takiej, co się sama daje. PALESTRIO / wychodzi z domu żołnierza / Sceledrusie, Sceledrusie, czyż jest ktoś od ciebie Bezczelniejszy na tej ziemi? I kto na świat przyszedł Z większym niż ty gniewem bogów, z większą ich niechęcią? SCELEDRUS Co się stało? PALESTRIO Każże sobie wyłupić te ślepia, Które widzą, czego nie ma! SCELEDRUS Jak to „czego nie ma”? PALESTRIO Ja bym nie dał za twe życie zgniłego orzecha! SCELEDRUS Co takiego? PALESTRIO Co takiego, pytasz? SCELEDRUS Czy nie wolno? PALESTRIO Czego sobie nie dasz uciąć twojego jęzora Gadulskiego? SCELEDRUS A to czemu? PALESTRIO Patrz, Filokomazjum Jest tu w domu, a tyś gadał, żeś widział w sąsiedztwie, Jak z kimś drugim się ściskała, jak się całowała? SCELEDRUS Dziw, że żywisz się kąkolem: pszenica tak tania! PALESTRIO Co takiego? SCELEDRUS Boś krótkowidz. PALESTRIO Tyś za to, gałganie, Nie krótkowidz, ale ślepiec: toż ona tu w domu! SCELEDRUS Jak to w domu? PALESTRIO W domu, mówię. SCELEDRUS Idź, ty się mną bawisz! PALESTRIO To mam ręce powalane. SCELEDRUS Czemu? PALESTRIO Bo się bawię — — Gnojem! SCELEDRUS / zamierza się / Bo ci łeb rozwalę! PALESTRIO Ja ci to, Sceledrze, Obiecuję, gdy nie zmienisz twych ślepiów i pyska! Lecz drzwi nasze zaskrzypiały. SCELEDRUS / obserwuje drzwi domu Periplektomenusa / A ja w te drzwi patrzę; Bo nie mogła przejść stąd tutaj, tylko wprost przez bramę. PALESTRIO Toż jest w domu! Co cię nosi, Sceledrze, za licho? SCELEDRUS Ja sam patrzę, sam mam rozum, sobie tylko wierzę: Nikt mnie strachem nie przekona, że jej tutaj nie ma. Tu zastąpię, by mi chyłkiem w tę stronę nie drapła. PALESTRIO / na stronie / Już go mam! Już ja go tutaj strącę z stanowiska. / do Sceledrusa / Chcesz — pokażę ci, a przyznasz, że głupie masz ślepie? SCELEDRUS No, pokazuj. PALESTRIO I że nie masz ni głowy w porządku, Ni twych oczu? SCELEDRUS Dobrze. PALESTRIO Zatem — twierdzisz, że kochanka Pańska jest tu u sąsiada? SCELEDRUS Nawet ją oskarżam, Żem ją widział tu w uściskach z kimś obcym. PALESTRIO Wiesz o tym, Że tu nie ma od nas przejścia, ża-dne-go? SCELEDRUS Wiem o tym. PALESTRIO Ni przez balkon, ni przez ogród — chyba przez impluvium. SCELEDRUS Wiem. PALESTRIO Więc tedy, jeśli ona jest w domu i jeśli Ja to sprawię, że ją ujrzysz, jak wyjdzie tu z domu, Jesteś wart obfitych kijów? SCELEDRUS Jestem. PALESTRIO Patrzże dobrze Na te drzwi, by się nie wymkła i stąd tu nie przeszła! SCELEDRUS Tak też zrobię. PALESTRIO A ja ci ją tu w mig przed dom wypchnę. / Wchodzi do domu żołnierza. / SCELEDRUS Zrób to tylko. / zwraca się do widzów / — Ja chcę wiedzieć, czym widział, com widział, Czy też on dokaże tego, co mi zapowiada, Że ona tu jest w tym domu. — Przecież ja mam oczy Swoje własne i nie myślę znikąd ich pożyczać! Lecz on wciąż się przy niej kręci, jej się przylizuje, Jego naprzód do jedzenia wołają — i jemu Naprzód dają zupkę mięsną; jest u nas zaledwie Ze trzy lata, a nikt inny nie ma u nas lepiej. Lecz rzecz moja to, co zrobię: tej bramy pilnować. Tu zastąpię; O, w ten sposób już mnie nikt nie okpi! / Staje przed drzwiami Periplektomenusa bacznie w nie wpatrzony. / / Palestrio, Filokomazjum, Sceledrus. / PALESTRIO / wychodząc z domu żołnierza razem z Filokomazjum, rozmawia z nią na stronie / Lecz pamiętaj, com ci kazał! FILOKOMAZJUM Tyle razy mówisz! PALESTRIO Boję się, czyś jest dość chytra. FILOKOMAZJUM Daj mi dziesięć kobiet, A choćby najgłupsze były, chytrymi je zrobię Tylko z tego, co mnie zbywa. — Dalej do podstępów! A ja tu odstąpię na bok. PALESTRIO Więc cóż tam, Sceledrze? SCELEDRUS / nie odwracając oczu od drzwi Periplektomenusa / Robię swoje. Lecz mam uszy, więc gadaj, co zechcesz. PALESTRIO / rozciąga ręce / Myślę, że cię taki koniec gdzieś czeka za bramą, Gdy krzyż w rozciągniętych rękach przyjdzie ci potrzymać. SCELEDRUS / zerka ku Palestrionowi / Czemu? PALESTRIO Spojrzyj no na lewo! Cóż to za kobieta? SCELEDRUS / zerka jeszcze raz i spostrzega Filokomazjum / O bogowie nieśmiertelni! Toż pańska kochanka! PALESTRIO No i mnie się też tak zdaje! / do Filokomazjum, udając, że to zwrot do Sceledrusa / A więc dalej, proszę. SCELEDRUS Jak to dalej? PALESTRIO Teraz możesz… szybko się powiesić! FILOKOMAZJUM / rozpoczyna swą oszukańczą rolę / Gdzież więc jest ten zacny sługa, który mnie oczernił Tak okropnie, najniewinniej? PALESTRIO / wskazuje Sceledrusa / Ot tu! On mi mówił, Com ci mówił. FILOKOMAZJUM / wpada na Sceledrusa / Więc ty twierdzisz, przeklęty, żeś widział, Żem się tutaj całowała w sąsiedztwie? PALESTRIO I mówił, Że z młodzieńcem jakimś obcym. SCELEDRUS Tak, prawda, mówiłem. FILOKOMAZJUM Tyś mnie widział? SCELEDRUS Tak, dalibóg! Toż te moje oczy — PALESTRIO / wpada na niego / Trza ci wykłuć, skoro widzą — więcej, niżli widzą! SCELEDRUS Nie, ja nie dam się odstraszyć, jakobym nie widział, Com sam widział! FILOKOMAZJUM / krzyczy / A ja głupia, nawet bardzo głupia. Żeby gadać z tym wariatem: ja mu łeb ukręcę! SCELEDRUS / stawia się / Przestań grozić. Wiem, krzyż będzie mym grobem; Tam leżą: Ojciec, dziadek i pradziadek, nawet prapradziadek, Wszyscy moi cni przodkowie. A więc groźby twoje Nie wykłują mi tych oczu. — Ale, mój Palestrio, Jedno słówko: zlitujże się, skąd ona tu wyszła? PALESTRIO Skądby? Z domu. SCELEDRUS Z domu, mówisz? PALESTRIO Nie wierzysz? SCELEDRUS / nie bardzo wierząc / No — wierzę — / do siebie / Strasznie dziwne, w jaki sposób stąd tam przejść zdołała. Bo na pewno nie ma u nas ogrodu żadnego Ni balkonu; — okna z kratą? / do Filokomazjum / Nie, ja cię na pewno Tu widziałem! PALESTRIO Więc ty dalej, przeklęty, uparcie Ciągle na nią? FILOKOMAZJUM Więc doprawdy, sen ten mi się sprawdził, Com go miała dzisiaj w nocy. PALESTRIO A cóż ci się śniło? FILOKOMAZJUM Powiem. Tylko uważajcie. Dzisiaj w nocy, we śnie Zdało mi się, że ma siostra rodzona i bliźnia Przyjechała do Efezu z Aten z swym kochankiem I oboje tu w sąsiedztwie w gości zajechali. PALESTRIO / do widzów / Mówi o śnie Palestriona! / do Filokomazjum / No, więc proszę dalej! FILOKOMAZJUM Ja się cieszę (wszystko we śnie), że siostra przybyła, Ale przez nią spadły na mnie ciężkie podejrzenia. Bo mój sługa (tak śni mi się) nuże mnie oskarżać. / do Sceledrusa / Jak ty teraz — żem się z jakimś obcym młodzieniaszkiem Całowała!! Gdy to siostra, ta bliźnia, swojego Przyjaciela całowała. I o to mnie we śnie Najniewinniej oskarżano. PALESTRIO A że też to samo, Co o swoim śnie nam mówisz, dzieje się na jawie! Jak się ściśle sen ten spełnia! Idź i zmów modlitwę. Może byś tak żołnierzowi o tym powiedziała? FILOKOMAZJUM A zapewne. I nie ścierpię, żeby mnie bezkarnie Oczerniano. / Wchodzi do domu żołnierza. / SCELEDRUS / na stronie / Co tu robić? Cały grzbiet mnie swędzi! PALESTRIO Czujesz teraz, żeś już przepadł? SCELEDRUS / nie słucha, mówiąc do siebie / No, teraz przynajmniej To na pewno jest tu w domu. Teraz znowu muszę Strzec drzwi naszych, tu jest chyba. PALESTRIO Sam powiesz, Sceledrze, Jak podobny — i jak bardzo — był jej sen do tego Coś ty myślał, żeś ją widział, jak się całowała!! SCELEDRUS Ja już nie wiem, co mam wierzyć sam sobie: tak teraz Zdaje mi się, żem nie widział, choć wierzę, żem widział! PALESTRIO Oj, za późno, moim zdaniem, rozum odzyskujesz. Gdy to wpierw do pana dojdzie — toś przepadł prześlicznie! SCELEDRUS Teraz wreszcie to pojmuję. Mgła mi wzrok zaćmiła! PALESTRIO Tak, to dawno było jasne, wszak stale tu była. SCELEDRUS Nic pewnego rzec nie mogę, więc jej nie widziałem, Choć widziałem! PALESTRIO Wiesz, doprawdy, ty swoją głupotą Mało coś nas nie pogrążył: chcąc panu być wierny, Małoś karku sam nie skręcił. — Lecz tu u sąsiada Słyszę, że drzwi zaskrzypiały, więc trzeba zamilknąć. / Filokomazjum, Sceledrus, Palestrio. / FILOKOMAZJUM / wychodzi ze służącą, niosącą przybory ofiarne, i udając „siostrę” przybyłą z Aten, zbliża się do ołtarza Diany, by złożyć ofiarę dziękczynną za szczęśliwą podróż / Rozpal ogień na ołtarzu, Dianie Efeskiej Chcę na chwałę zanieść modły, w radości dziękować I zakadzić jej rozkosznie pachnidłem arabskim, Za to, że mnie ocaliła w krainie Neptuna, W tych przestworach burzy pełnych, gdzie srogie bałwany Tak okropnie mną miotały. SCELEDRUS / zdumiony, szarpie Palestriona / Palestrio, Palestrio! PALESTRIO Co, Sceledrze? Co, Sceledrze? SCELEDRUS / mówi urywanymi słowami / Patrz, czy ta kobieta, Co stąd wyszła, teraz właśnie, to Filokomazjum, Owa pańska przyjaciółka? Ona, czy nie ona? PALESTRIO / udając również zdumienie / Ona, zdaje się, dalibóg, tak myślę, lecz dziwne, Jak stąd mogła tutaj przebiec — jeżeli to ona? SCELEDRUS A czy wątpisz, że to ona? PALESTRIO Nie — ona się zdaje. SCELEDRUS Więc podejdźmy, zagadnijmy. / Zbliża się do Filokomazjum / Hej, Filokomazjum, Cóż to, co ci się tu patrzy, co robisz w tym domu? Cóż ty milczysz? Z tobą mówię! PALESTRIO / do Sceledrusa / Nie, raczej sam z sobą, Bo ta nic nie odpowiada. SCELEDRUS / jeszcze głośniej do Filokomazjum / Ja do ciebie mówię, Ty przewrotna, nieuczciwa, co się tutaj włóczysz Po sąsiadach! FILOKOMAZJUM Z kim ty gadasz? SCELEDRUS Z kim, jeśli nie z tobą? FILOKOMAZJUM A ty, człeku, coś za jeden? I co ty masz do mnie? SCELEDRUS / drwiąco / Mnie się pytasz — hę? — kto jestem? FILOKOMAZJUM Czemu nie mam pytać, Jeśli nie wiem? PALESTRIO / zbliża się / To wiesz może, ktom ja jest, jeżeli Jego nie znasz? FILOKOMAZJUM Wiem, żeś natręt — ty i on. SCELEDRUS Nas nie znasz? FILOKOMAZJUM Nie, żadnego. SCELEDRUS / zdumiony, na stronie do Palestriona / Strach mnie bierze — PALESTRIO O co? SCELEDRUS Czyśmy obaj Gdzieś nas samych nie zgubili, skoro ona mówi, Że mnie nie zna ani ciebie? PALESTRIO Zaraz muszę zbadać, Czy jesteśmy, Sceledrusie, ci sami, czy inni, Czy też chyłkiem ktoś z sąsiadów nas nie pozamieniał. / Dotykają się obaj twarzy, całego ciała. / SCELEDRUS Ja naprawdę ten sam jestem. PALESTRIO I ja też! Kobieto! Ty się biedy chcesz dopytać! Hej, Filokomazjum, Słuchaj, ja do ciebie mówię! FILOKOMAZJUM A ty czyś oszalał, Że mnie dziwnym tym imieniem fałszywie nazywasz? PALESTRIO Co? Więc jakże się nazywasz? FILOKOMAZJUM Ja? Zwę się Dikea. SCELEDRUS O, niesłusznie! I fałszywie chcesz przybrać to imię: Tyś Adikos, nie Dikea, i krzywdzisz mi pana! FILOKOMAZJUM Ja? SCELEDRUS Ty. FILOKOMAZJUM Ja? Com wczoraj wieczór tu z Aten przybyła, Z mym kochankiem, Ateńczykiem? PALESTRIO A powiedz mi, po co Tu przybywasz do Efezu? FILOKOMAZJUM Słyszałam, że siostra Moja bliźnia i rodzona tu jest — i jej szukam. SCELEDRUS Aleś chytra! FILOKOMAZJUM Raczej głupia — i bardzo, dalibóg, Że rozprawiam tutaj z wami. Odchodzę. / Zabiera się do odejścia, ale Sceledrus łapie ją za rękę. / SCELEDRUS Nie puszczę. FILOKOMAZJUM / szarpie się z nim / Puszczaj! SCELEDRUS Wreszcie cię złapałem! Nie puszczę! FILOKOMAZJUM / jak wyżej / Bo zaczną Trzeszczeć, mówię, moje ręce, a tobie twe szczęki. Gdy nie puścisz! SCELEDRUS / do Palestriona / Cóż, chorobo, stoisz, a nie chwytasz Z drugiej strony? PALESTRIO / spokojnie / Ja nie pragnę mieć w ruchu mych pleców. Kto wie, może to naprawdę nie Filokomazjum, Ale inna tak podobna? FILOKOMAZJUM / szamocąc się ze Sceledrusem / Puścisz, czy nie puścisz? SCELEDRUS Raczej gwałtem i przemocą, i wbrew twojej woli, Jeśli sama pójść nie zechcesz, porwę cię do domu! FILOKOMAZJUM Ten dom jest mi całkiem obcy, a mój dom i pan mój Są w Atenach. Ten dom tutaj nic mnie nie obchodzi. Ni was nie znam, ani nie wiem, co wyście za jedni! SCELEDRUS Skarż mnie. — Za nic cię nie puszczę; chyba — że przyrzekniesz Najsolenniej, że tu wejdziesz, / wskazuje dom żołnierza / skoro cię wypuszczę. FILOKOMAZJUM Wszakże zmuszasz mnie przemocą, ktokolwiek ty jesteś. Lecz przyrzekam, gdy mnie puścisz, wejść tam, gdzie mi każesz. SCELEDRUS Więc cię puszczam. FILOKOMAZJUM A ja zmykam. / Wpada do domu Periplektomenusa. / SCELEDRUS To jest babskie słowo! PALESTRIO Wypuściłeś łup, Sceledrze! Bo — jak tylko można — Tak to jest kochanka pańska. — Wiesz — zróbmy to prędko. SCELEDRUS Co? PALESTRIO Miecz mi tu z domu przynieś. SCELEDRUS A co z nim chcesz zrobić? PALESTRIO / wskazuje dom Periplektomenusa / Wtargnę wprost do tego domu, a kogo tam ujrzę, Że Filokomazjum ściska, zgładzę go na miejscu! SCELEDRUS A więc sądzisz, że to ona? PALESTRIO Pewnie, oczywiście! SCELEDRUS Lecz jak świetnie udawała! PALESTRIO Idź, miecz przynieś! SCELEDRUS Zaraz. / Wchodzi do domu żołnierza. / PALESTRIO / sam / Nie, doprawdy, żaden jeździec, ani żaden piechur Nie ma takiej zuchwałości, by sobie poczynać Tak bezczelnie jak kobieta! Jak sprytnie umiała Porozdzielać swoje słowa, tu i tam! Jak wodzi Za nos stróża tak czujnego, jak ten mój kolega! Doskonale, że tu mamy to przejście przez ścianę! SCELEDRUS / wychodzi z domu żołnierza / Ty, Palestrio, nie trza miecza. PALESTRIO Jak to? Co się stało? SCELEDRUS W domu jest kochanka pańska. PALESTRIO W domu? SCELEDRUS Leży w łóżku. PALESTRIO Jeśli tak, toś się, dalibóg, nieszczęścia dopytał. SCELEDRUS Jak to? PALESTRIO Boś tę tu śmiał dotknąć, kobietę z sąsiedztwa. SCELEDRUS Tak, strach zbiera mnie doprawdy. PALESTRIO Lecz to tak być musi, Że to jest jej bliźnia siostra. I ty ją zapewne Tu widziałeś w tych uściskach. SCELEDRUS Tak, to oczywiste, Że to ona, tak jak mówisz. Jak niewiele brakło, Żebym się z kretesem wsypał, gdybym panu mówił. PALESTRIO Więc jeżeli chcesz mieć rozum: język za zębami! Więcej winien sługa wiedzieć niżli opowiadać. Ja odchodzę, bo nic nie chcę mieć z tobą wspólnego, I tu będę u sąsiada. Mnie się nie uśmiecha Całe to twe zamieszanie. Jeżeli pan przyjdzie I zapyta, ja tu będę i stąd mnie zawołaj. / Wchodzi do domu Periplektomenusa. / / Sceledrus, Periplektomenus. / SCELEDRUS / sam / Odszedł sobie. Nic nie dba o swojego pana, Tak jakby nie niewolnik. — Teraz to na pewno Ona tutaj jest w domu, bo właśnie przed chwilą Sam ją w domu widziałem, w łóżku. — Teraz trzeba Wziąć się do pilnowania. PERIPLEKTOMENUS / wypada z domu z krzykiem / Ci ludzie, dalibóg, Mnie tu mają za babę, a nie za mężczyznę, Niewolnicy sąsiada, żołnierza! Tak sobie Kpić ze mnie! By w ten sposób tutaj na ulicy I szarpać, i znieważać kobietę będącą W mej gościnie, co wczoraj tu z Aten przybyła Z mym znajomym, osobę wolno urodzoną! SCELEDRUS / na stronie, usiłuje ukryć się za węgieł domu / Już po mnie! Wszak on idzie tu na mnie prościutko! Strach myśleć, w jakie licho mnie wpląta ta sprawa, O ile sądzić z tego, co gada ten stary! PERIPLEKTOMENUS A więc nuże na niego: Ty tutaj, Sceledrze, Herszcie łotrów, ty śmiałeś, przed chwilą, przed domem Znieważyć mego gościa? SCELEDRUS / składa się / Sąsiedzie, ja błagam, Posłuchaj! PERIPLEKTOMENUS Ja cię słuchać? SCELEDRUS Chcę się uniewinnić. PERIPLEKTOMENUS Ty się chcesz uniewinnić? Ty, coś taką zbrodnię, Tak niegodną popełnił? A więc, żeście zbóje, Myślicie, że wam wolno, gałganie, już wszystko? SCELEDRUS / jeszcze próbuje mówić / Nie pozwolisz? PERIPLEKTOMENUS / udając wściekłą złość / A niech mnie bogi i boginie Wszystkie — jeśli nie ujrzę twego rózgobicia Długiego i trwałego, od rana po wieczór, Za to, żeś mi potrzaskał dachówki i rynny, Gdyś tam ścigał tę małpę — w sam raz ciebie godną — I żeś stamtąd się gapił tu na mego gościa, Jak ściskał i całował swoją przyjaciółkę, I żeś śmiał swego pana kochankę oczerniać Niewinną o łajdactwo, a mnie o szczyt zbrodni, I za to, żeś śmiał szarpać gościa przed mym domem. Jeśli za to nie ujrzę twego knutobicia, To więcej hańby ściągnę na twojego pana, Niżli fal jest na morzu w czasie wielkich wichrów! SCELEDRUS / jąka się / Tak mnie ciśniesz do muru, Periplektomenie, Że nie wiem, czy mam raczej z tobą się wykłócić, Czy też może — jeżeli — ta tu nie jest tamtą, A tamta nie tą tutaj, ciebie nie przeprosić — Bo i teraz sam nie wiem, com widział właściwie, Tak jest strasznie podobna ta twoja do naszej, Chociaż nie jest ta sama. PERIPLEKTOMENUS Zaglądnij tu do mnie, To się wreszcie przekonasz. SCELEDRUS Czy wolno? PERIPLEKTOMENUS Sam każę! I spokojnie rozpoznaj. SCELEDRUS Tak też myślę zrobić. / Wchodzi do domu Periplektomenusa. / PERIPLEKTOMENUS / podbiega pod dom żołnierza i woła do Filokomazjum, która stała tuż za drzwiami / Słuchaj, Filokomazjum, przeleć biegiem do nas Szybko, bo tak potrzeba — potem, gdy Sceledrus Wyjdzie od nas, ty znowu, szybko biegiem przeleć Do was nazad! Dalibóg, że teraz się boję, Żebyś coś nie pokpiła. Jeśli on nie ujrzy Tu u nas tej kobiety — o, drzwi się otwarły. / Sceledrus wychodzi od Periplektomenusa. / SCELEDRUS Na bogów nieśmiertelnych! Myślę, że bogowie Kobiety podobniejszej i więcej tej samej — Bo to nie jest ta sama — stworzyć by nie mogli! PERIPLEKTOMENUS Cóż teraz? SCELEDRUS Winien jestem. PERIPLEKTOMENUS Cóż więc? Czyż to ona? SCELEDRUS Choć ona, lecz nie ona. PERIPLEKTOMENUS Więc czyżeś ją widział? SCELEDRUS Widziałem ją i gościa, jak się całowali, Ściskali. PERIPLEKTOMENUS Więc to ona? SCELEDRUS Nie wiem. PERIPLEKTOMENUS A chcesz wiedzieć Na pewno? SCELEDRUS Chciałbym bardzo. PERIPLEKTOMENUS Idźże teraz zaraz Tu do was i tam zobacz, czy *wasza* jest w domu. SCELEDRUS Dobrze, świetnie mi radzisz. Ja tu zaraz wyjdę. / Wchodzi do domu żołnierza. / PERIPLEKTOMENUS / do widzów / Nie widziałem, dalibóg, nigdy, żeby kogo Więcej śmiesznie i dziwnie mógł ktoś za nos wodzić! Ale otóż wychodzi. SCELEDRUS / wybiega i pada do stóp Periplektomenusa / Periplektomenie, Zaklinam cię na bogów i na wszystkich ludzi, Na moją głupią głowę i na twe kolana — PERIPLEKTOMENUS Czegóż mnie tak zaklinasz? SCELEDRUS Mej nieświadomości Wybacz i mej głupocie. Teraz wiem dopiero, Żem był głupi i ślepy, i niepoczytalny, Bo ona jest tu w domu. PERIPLEKTOMENUS No więc cóż, gałganie, Więc widziałeś je obie? SCELEDRUS Tak. PERIPLEKTOMENUS Więc dawaj pana! SCELEDRUS Przyznaję, żem zasłużył na największe licho I żem twemu gościowi zrobił krzywdę. — Prawda, Lecz myślałem, że to jest ta pańska kochanka, Którą żołnierz, a pan mój, oddał pod mój nadzór; Wszak nigdy woda wodzie nie jest podobniejsza Z jednej studni dobyta jak ta i ta druga, Co jest w twojej gościnie! A także przyznaję, Żem zaglądał do ciebie, z góry, przez impluvium. PERIPLEKTOMENUS Jakże się masz nie przyznać, skorom cię sam widział? I widziałeś, jak gość mój tam się z nią całował, Z tą, co jest u mnie gościem? SCELEDRUS Widziałem — bo czemuż Mam przeczyć, skorom widział. Ale byłem pewny, Że to Filokomazjum. PERIPLEKTOMENUS A więc ty myślałeś, Że ja byłem w tej sprawie najpodlejszy z ludzi — Jeślim na to świadomie pozwolił, by mego Sąsiada tak krzywdziła u mnie ta kobieta? SCELEDRUS Teraz wreszcie pojmuję, żem głupio postąpił, Kiedy sprawę poznaję. Lecz nie ze złej woli Tom zrobił. PERIPLEKTOMENUS Lecz niegodnie. Bo niewolnik winien Trzymać krótko i oczy, i ręce, i język! SCELEDRUS Jeśli ja już od dziś dnia choć parę wypuszczę, Nawet gdybym coś wiedział na pewno, to wtedy Katu możesz mnie oddać — ja ci się sam oddam; Teraz wybacz mi, proszę. PERIPLEKTOMENUS Więc, chociaż niechętnie, Uwierzę, żeś to zrobił bez twojej złej woli, I wybaczę ci teraz. SCELEDRUS Niech ci bogi darzą! PERIPLEKTOMENUS / grożąc mu / Jeśli bogi ci miłe, chyba już utrzymasz Twój język za zębami! Odtąd nawet tego, Co byś wiedział naprawdę, nie będziesz mi wiedział, Ani widzieć, coś widział! SCELEDRUS Słuszna twoja rada. Tak już zrobię na pewno. — Czyś już skończył? PERIPLEKTOMENUS Odejdź. SCELEDRUS Chcesz coś jeszcze ode mnie? PERIPLEKTOMENUS Tak jest, znać cię nie chcę. / Odwraca się, udaje, że odchodzi, ale zatrzymuje się w drzwiach, by podpatrzeć, co robi Sceledrus. / SCELEDRUS / do siebie / Ej, on mnie chyba nabrał! Jakże to łaskawie Dał się niby przebłagać! Ja wiem, co on myśli: By mnie zaraz spętali, skoro tylko żołnierz Wróci z rynku do domu! I on, i Palestrio Razem mnie chcą tak sprzedać. Ale ja zwąchałem I dawno już wiem o tym. O, nie, już ja nigdy Nie tknę się tej przynęty! Już ja tu gdzieś drapnę. Na dni kilka się skryję, aże się uciszy Całe to zamieszanie i gniewy przeminą. Bom już dosyć przeskrobał, jak na lud występny. Lecz — / z nagłą decyzją / niech się co chce dzieje, ja wracam do domu. / Wchodzi do domu żołnierza. / PERIPLEKTOMENUS Więc poszedł. — No — wiem teraz na pewno, że często Świnia, co jest zabita, ma więcej rozumu: By sobie dać to wydrzeć, że widział, co widział! Bo jego oczy, uszy, jego przekonania Tutaj do nas uciekły! Jak dotąd — jest świetnie; Kobieta przedowcipnie nam się przysłużyła. Teraz wracam „na senat”, albowiem Palestrio Jest teraz u mnie w domu — Sceledrusa nie ma — Więc da się obradować „w najpełniejszej liczbie”. Już idę — bo beze mnie zrobią losowanie! AKT TRZECI / Palestrio, Periplektomenus, Pleusikles. / PALESTRIO / wychodzi pierwszy z domu Periplektomenusa; mówi do wnętrza domu / Poczekajcie jeszcze trochę w progu, Pleusiklesie, Wprzód wyglądnąć mi pozwólcie, czy nie ma zasadzki, Jako że tu radzić chcemy. — Trza miejsca pewnego, By wróg jakiś nam nie ściągnął łupów z tej narady. Dobra rada jest złą radą, gdy wróg z niej korzysta, A gdy już wróg z niej korzysta — tobie musi szkodzić, Bo najczęściej ktoś ci ściągnie, co dobrze uradzisz, Gdy bez troski o ostrożność miejsce narad znajdziesz. A wrogowie, skoro tylko plan twój wymyszkują, Twoim planem, twoim własnym, gębę ci zatkają, Ręce twoje ci skrępują — i coś im chciał zrobić, Tobie zrobią! Więc podglądnę, czy też tu z tej strony, Albo z lewej, albo z prawej, jakiś się myśliwy Nie podkrada z siecią słuchu. — / rozgląda się / Nie, tu widok wolny, Aż do końca tej ulicy. Świetnie. A więc wołam: Pleusiklesie! Hej! Wychodźcie! Periplektomenie! / Wychodzą Periplektomenus i Pleusikles. / PERIPLEKTOMENUS Otośmy na twe rozkazy. PALESTRIO Łatwo rozkazywać, Gdy są ludzie tak porządni. — Ale chciałbym wiedzieć, Czy rzecz mamy tak prowadzić, jakeśmy tu w domu Uradzili? PERIPLEKTOMENUS Toż nic lepiej sprawie nie pomoże! PALESTRIO To najlepsze! — Pleusiklesie, cóż ty na to? PLEUSIKLES Jakże Mógłbym tego nie uznawać, co wyście uznali? / do Palestriona / Któż mi więcej jest oddany niżli ty? PALESTRIO / kłaniając się / Prześlicznie! PERIPLEKTOMENUS / klepiąc po ramieniu Pleusiklesa / O, on już jest zawsze taki! PLEUSIKLES Ale to mnie męczy Nieszczęsnego. Tak mnie dręczy — i ciało, i duszę — — PERIPLEKTOMENUS Co cię dręczy? Nuże, gadaj! PLEUSIKLES Że tobie, w tym wieku Ja narzucam takie sprawy, co godne młokosa, Lecz nie ciebie i cnót twoich; ty się o to starasz Z wszystkich sił — i wszystko dla mnie. I mnie chcesz dopomóc W mej miłości; przy tym musisz takie rzeczy robić, Których raczej w twoim wieku unikać się godzi, A nie szukać! Wstyd mi tedy, że tobie w starości Tyle tych kłopotów sprawiam. PALESTRIO / wtrąca się / To ty się, człowieku, Kochasz w całkiem nowy sposób, jeżeli się wstydzisz Czegokolwiek z twoich czynów! Nie kochasz się wcale, Pleusiklesie! Tyś nie amant, ale cień amanta! PERIPLEKTOMENUS / urażony / Jak to? Więc ja w twoich oczach jestem taki stary? Całkiem już z tamtego świata? Z trumny? Więc ty myślisz, Że ja żyję już tak dawno? A przecież ja nie mam Więcej niż pięćdziesiąt cztery, wzrok mam całkiem bystry, Nogi chyże, ręce zwinne! PALESTRIO Choć ma białe włosy, Jednak w swym usposobieniu wcale nie jest starcem. Jest w nim jakiś doskonały, wrodzony zmysł życia! PLEUSIKLES / poprawia się / Tak jest! Przecież ja to widzę, że tak jest, jak mówisz. Wszakże ta życzliwość jego jest już — — wprost młodzieńcza! PERIPLEKTOMENUS / udobruchany / Nawet, gościu, w miarę tego, jak mnie lepiej poznasz, Lepiej poznasz mą życzliwość dla twojej miłości. PLEUSIKLES / z grzecznym wyrzutem / Aż „poznawać” rzecz tak znaną! PERIPLEKTOMENUS [A trzeba samemu Poznać miłość, gdy chcesz pomóc drugiemu w miłości.] By mieć przykład sam na sobie, nie szukać gdzie indziej. Bo kto kiedyś sam nie kochał, ten pojąć nie zdoła, Co ma w głowie zakochany. I ja też mam w sobie Jeszcze coś z miłosnych soków i jeszczem nie oschły Na to, co rozkoszne, miłe. A potrafię także Dowcipnisiem być wytwornym, miłym biesiadnikiem I nikomu się przy uczcie nie zwykłem sprzeciwiać. Umiem wstrzymać się przy uczcie od rzeczy niemiłych, Tyle mówić, co wypada — i tyle zamilczeć, Gdy ktoś inny głos zabiera. A przy tym nie spluwam I nie charkam, i nie siąkam: w Efeziem się rodził, Nie w Apulii — i nie jestem — jakiś animulczyk! PALESTRIO / pół do publiczności, pół do Periplektomenusa / Co za miły „pół-staruszek”, jeśli rzeczywiście Nie brak mu tych wszystkich zalet, o których wspomina, Toż go widać własną piersią Wenus wykarmiła! PERIPLEKTOMENUS Więcej ci mej uprzejmości wykażę, niż powiem. / ale i tak chwali się w dalszym ciągu / Nigdy się do cudzej dziewki przy uczcie nie biorę, Nie wyciągam rąk po pieczeń, kubków nie wywracam, Ni też nigdy z mej okazji — że niby przy winie — Kłótnia uczty nie zakłóci. Gdy mi ktoś niemiły, idę sobie, nic nie gadam. Gdy leżę przy stole, To dbam tylko o Wenerę, o miłość, wesołość! PALESTRIO Całe twe usposobienie to szczyt uprzejmości! Dajcie mi trzech takich ludzi: złotem czystym płacę! PLEUSIKLES Lecz nie znajdzie nikt drugiego, co by był w tym wieku Więcej miły w każdej sprawie, więcej druh druhowi! PERIPLEKTOMENUS Będziesz widział, że młodzieńczą znajdziesz we mnie duszę: Tyle doznasz w wszystkich sprawach usług z mojej strony. Będziesz chciał mieć pomocnika twardego, szorstkiego, Ja nim jestem! Będziesz chciał mieć kogoś łagodnego, Powiesz, żem jest łagodniejszy niżli morze w ciszy. Będę jeszcze przytulniejszy niż wietrzyk Favonius! Albo ci wyczynię z siebie jak najweselszego Gościa czy też pieczeniarza, lecz pierwszorzędnego, Lub smakosza najlepszego; a w tańcu, nareszcie, Wprost niewieściuch żaden nie jest taki jak ja gibki! PALESTRIO / do Pleusiklesa / Czegóż byś chciał jeszcze więcej — gdyby było można? PLEUSIKLES By się jeszcze móc odwdzięczyć za wszystko, jak trzeba, No i tobie, bo wam sprawiam — widzę — moc kłopotów. / zwraca się do Periplektomenusa / Przykro mi, że ciebie zmuszam do takich wydatków. PERIPLEKTOMENUS Głupiś! To się zwie wydatek, co dasz na złą żonę Lub na wroga — lecz co wydasz czy na przyjaciela, Czy na gościa, co ci miły — to jest czysty dochód! A i to za zysk uważa każdy człek rozsądny, Co się wyda w boskich sprawach. Toteż dzięki bogom Mam cię za co u mnie przyjąć, i to całą duszą: Jedz, pij, baw się razem ze mną, oddaj się uciechom! Wolnym jest i dom mam wolny; sam żyję dla siebie. Wszakże mogłem, dzięki bogom, dzięki mym bogactwom — Pojąć żonę i posażną, i z rodu świetnego — Ale po co mam w dom wpuszczać — bydlę, co wciąż szczeka? PALESTRIO Nie chcesz więc? Lecz dzieci płodzić to przecież rzecz miła. PERIPLEKTOMENUS Ale milsza rzecz, dalibóg, być człekiem swobodnym. PALESTRIO Ty doradzić umiesz mądrze — drugiemu i sobie. PERIPLEKTOMENUS Dobra rzecz jest pojąć żonę — dobrą, jeśli dobrą W ogóle gdzieś znaleźć można; bo czyż mam wziąć taką, Która nigdy mi nie powie: „Kup, mój mężu, wełny, A ja ci płaszcz miękki zrobię, ciepły, tunik kilka, Dobrych na ten czas chłodniejszy, byś nie marzł tej zimy —” (Nie, takiego słowa nigdy żona ci nie powie), Lecz nim zaczną piać koguty, ze snu mnie obudzi, Mówiąc: „Daj mi coś, mój mężu, matce na podarek, Na pierwszego; daj na kuchnię, trzeba na smażenie; Daj mi na zapłatę w święto, wróżce takiej, siakiej, A wstyd, gdybym tej nie dała, co wróży z drgnień oka; Muszę piękny dać podarek mej garderobianej, Już się dawno na mnie boczy moja prasowaczka, Że nic dotąd nie dostała. To znów akuszerka Burdę wielką mi zrobiła, żem dała za mało; A tej nic, co się zajmuje dziećmi naszej służby? Te i inne tym podobne, liczne wady kobiet Mnie wstrzymują od ożenku — z taką, co w ten sposób Wiecznie by mi trajkotała! PALESTRIO Bogi ci łaskawe, Bo gdy raz, dalibóg, stracisz tę twoją swobodę, To niełatwo ją odzyskasz! PLEUSIKLES Lecz to przecież chlubnie W wielkim rodzie i bogactwie, by człek chował dzieci, Żeby pamięć nie wygasła osoby i rodu. PERIPLEKTOMENUS Jeśli ja mam wielu krewnych, to po co mi dzieci? Teraz sobie żyję dobrze, szczęśliwie — i całkiem Tak, jak chcę i jak zapragnę; a gdy śmierć nadejdzie, Mienie moje rozdam krewnym, między nich podzielę. Oni będą wtedy przy mnie i o mnie dbać będą, Będą troszczyć się, co robię i czy czego nie chcę. Toć już teraz, nim zaświta, już są, by zapytać, Czym spał dobrze! — Ja tych przyjmę jako moje dzieci, Co dziś o mnie pamiętają: choćby przy ofierze Mnie oddają większe części niżli sobie samym, I na ucztę potem proszą, na obiad, śniadanie, A ten się najgorzej czuje, co mi najmniej posłał. Na wyścigi ślą swe dary — a ja sobie mówię: Mienie moje pragną połknąć — i dlatego tylko Tak się wszyscy prześcigają w przysmakach, podarkach! PALESTRIO Znakomicie, doskonale umiesz dbać o siebie, O swe życie. Bo w ten sposób — gdy ci się powodzi — Możesz sądzić, że masz dzieci: bliźniaki, trojaki! PERIPLEKTOMENUS A gdybym je miał naprawdę, miałbym moc udręki. Ciągle bym się tylko martwił: Jeśliby miał febrę, Już bym myślał, że umiera; jeśliby gdzieś upadł, Czy pijany, czy też z konia, już bym drżał o niego, Czy nie skręcił sobie karku lub nóg nie połamał. PLEUSIKLES Taki człowiek jest wart bogactw i długiego życia, Bo majątku nie marnuje, o siebie dbać umie I przyjaciół swych wspomaga. PALESTRIO Co za miły człowiek! Niech mnie bogi i boginie — powinny by bóstwa Tak zarządzić, żeby życie nie było jednakie Dla każdego śmiertelnika. Lecz jak przy towarach, Ten, co ma na targu nadzór — jeśli jest porządny — Dla towaru porządnego taką stawia cenę, Jak wymaga jego dobroć; a znów dla podłego Taką, by pan nie miał zysku z podłości towaru. Tak powinni by bogowie życie porozdzielać: Kto jest miły, niechby temu długie dali życie, A kto podły czy też zbrodniarz — niechby szybko umarł. Gdyby byli tak zrobili, mniej by było łotrów I mniej byliby bezczelni w swych czynach — a wreszcie Ludzie, co by byli zacni, taniej by żyć mogli. PERIPLEKTOMENUS Głupi ten i nierozsądny, kto by bogów winił Albo ganił. — Lecz na teraz, dajmy temu spokój. Teraz pójdę na zakupy, żeby ciebie, gościu, Przyjąć suto w moim domu — tak jak to przystoi Twej godności (a i mojej) — dobrze, dobrym jadłem. PLEUSIKLES Dość już na mnie tych wydatków! Bo przecież gość każdy, Gdy zajedzie gdzie w gościnę, choć do przyjaciela, Jeśli trzy dni z rzędu siedzi, musi się naprzykrzyć, Lecz gdy dziesięć — to już cała Iliada niechęci! Choćby pan to chętnie znosił, to służba wnet szemra! PERIPLEKTOMENUS Służbęm moją tak wyszkolił, żeby mi służyła, Nie by mnie rozkazywała lub żebym ich słuchał! Choć im może nie na rękę, co mnie się podoba, Muszą tańczyć, jak ja zagram, i to, co im nie w smak, Muszą robić, choć niechętnie, pod karą! — A teraz Pójdę tam, gdziem się już wybrał: na zakupy. PLEUSIKLES Jeśli Już być musi, kup skromniutko, byle nie rozrzutnie; Mnie cokolwiek zadowoli. PERIPLEKTOMENUS Ależ, mój ty gościu, Dajże spokój z tym gadaniem, starym, oklepanym! Toż tak mówisz, teraz właśnie, jakby ktoś z pospólstwa; Bo ci mówią tak przy stole, gdy obiad podano: „Ależ po co te wydatki, tak wielkie — i dla nas! To szaleństwo! Tego przecież jest na dziesięć osób!”. Ganią te zakupy dla nich — a przecież zjadają! PALESTRIO / na stronie, do widzów / Tak to bywa! Zna się na tym, świetnie, znakomicie! PERIPLEKTOMENUS Nigdy jednak nie powiedzą, choć suto się poda: „Każ to zabrać! Weź tę misę! Sprzątnij szynkę, nie chcę! Zabierz stąd tę wieprzowinę! Ten węgorz jest dobry I na zimno! Sprzątnij, zabierz!” — Tego nie usłyszysz Od żadnego, lecz się na stół w pół walą, sięgając! PALESTRIO / jak wyżej / Zacny — zacnie nam opisał kiepskie obyczaje! PERIPLEKTOMENUS Toż ja nawet setnej części tegom nie powiedział, Co bym — gdyby był czas na to — potrafił przytoczyć! PALESTRIO Więc się raczej tym zajmijmy, co mamy na głowie. Teraz obaj posłuchajcie: Mnie trzeba pomocy Twojej, Periplektomenie, bo ja wynalazłem Świetny podstęp, żeby przystrzyc temu rycerzowi Jego loczki — i by temu, co jest zakochany, I tej tu Filokomazjum tak sprawę ułatwić, By ją wykradł i wziął z sobą. PERIPLEKTOMENUS Chcę wiedzieć ten sposób. PALESTRIO A ja chcę mieć ten twój pierścień. PERIPLEKTOMENUS Na co ci potrzebny? PALESTRIO Daj wprzód pierścień, to ci powiem plan moich pomysłów. PERIPLEKTOMENUS / rzuca mu pierścień / Niech ci służy, masz! PALESTRIO / chwyta pierścień i przybiera minę dumnego wynalazcy / A teraz — ty słuchaj o planie Mej podrywki. PERIPLEKTOMENUS Dobrze. — Obaj uszy nastawiamy! PALESTRIO Mój pan taki jest kobieciarz, jakiego, mym zdaniem, I nie było, i nie będzie. PERIPLEKTOMENUS I ja też tak myślę. PALESTRIO Toż on twierdzi, że urodą przeszedł — Aleksandra. I że wszystkie za nim gonią w Efezie kobiety. PERIPLEKTOMENUS / wskazując widzów / Wielu by tu pewnie chciało, byś o nim nazmyślał. Lecz ja wiem, że prawdę mówisz. A zatem, Palestrio, Zbierz twe słowa krótko, zwięźle, najkrócej jak zdołasz. PALESTRIO Czybyś nie mógł znaleźć jakiejś przystojnej niewiasty, Co by była pełna sprytu i wielkiej chytrości? PERIPLEKTOMENUS Wolna czy wyzwolenica? PALESTRIO Wszystko jedno. — Tylko Żeby chciała coś zarobić, ciesząc ciało ciałem, No — i żeby miała rozum (serca żadna nie ma). PERIPLEKTOMENUS / uśmiechając się / Już kąpaną czy nie jeszcze? PALESTRIO Taką ot, soczystą, Ale jak najurodziwszą, no i jak najmłodszą. PERIPLEKTOMENUS Mam tu taką mą klientkę, młodziutką heterę. Ale na co ci potrzebna? PALESTRIO Bym ją wziął do siebie I tu przywiódł tak ubraną, jak chodzą matrony, Z głową gładko uczesaną, w pasemka, z przepaską. Niech udaje twoją żonę. Tak ją trza pouczyć. PLEUSIKLES Nie pojmuję, co zamyślasz. PALESTRIO Zaraz się dowiecie. A czy ona ma służącą? PERIPLEKTOMENUS Ma — i wściekle chytrą. PALESTRIO Ona także jest potrzebna. — Więc poucz niewiastę Wraz z służącą, niech udaje, że jest twoją żoną I że kocha się w żołnierzu; że niby ten pierścień Dała przez swą pokojówkę mnie, żebym go podał Żołnierzowi, że to niby — ja mam pośredniczyć. PERIPLEKTOMENUS Aha, słyszę. [Nie myśl, proszę, żem głuchy! Mam uszy Doskonałe. PALESTRIO Gdy jej powiesz, ja pójdę do niego, Pierścień] oddam mu i powiem, że to twoja żona Mi go dała i posłała, bym mu ją postręczył: On już taki. Zaraz na to szelma się rozpali; Jest on zresztą do niczego, tylko do miłostek! PERIPLEKTOMENUS Lepszych do tej sprawy kobiet jak te dwie, com znalazł, Nie znalazłby sam bóg Słońca! Bądź najlepszej myśli! PALESTRIO Więc do rzeczy, ale skoro! / Periplektomenus wchodzi do swego domu. / Teraz ty, Pleusikles. PLEUSIKLES Słucham. PALESTRIO Wiedzże, jeśli żołnierz tu przyjdzie do domu, To pamiętaj, nie nazywaj jej Filokomazjum! PLEUSIKLES Tylko jak? PALESTRIO Dikea. PLEUSIKLES Wiem już — tak, jak to już było. PALESTRIO Tak! Idź teraz. PLEUSIKLES / odchodzi, ale jeszcze zatrzymuje się / Zapamiętam. Lecz co z pamiętania? Powiedz przecież. PALESTRIO Ja ci powiem, gdy będzie potrzeba, Milcz tymczasem. Jak ten teraz swoją rzecz odrabia, Tak pamiętaj być gotowym twą rolę odegrać. PLEUSIKLES Więc tu wejdę. / Wchodzi do domu Periplektomenusa. / PALESTRIO / woła za nim / A com kazał, patrz, byś dobrze spełnił! / Palestrio, Lurcjo. / PALESTRIO / sam / Ależ ja tu zamieszki, podstępy wyprawiam! Wydrę ja dziś kochankę temu żołnierzowi, Jeśli dobrze wprawieni moi szeregowcy. — Lecz tamtego wywołam. / woła przez drzwi do domu żołnierza / Hej. Masz czas, Sceledrze? To wyjdź no tutaj przed dom, woła cię Palestrio!! LURCJO / wypada, podchmielony / Sceledrus jest zajęty. PALESTRIO Jak to? LURCJO Śpi i siorbie. PALESTRIO Niby jak to? Co „siorbie”? LURCJO / poprawia się / A, miałem rzec „chrapie”, Lecz ponieważ podobne jest „chrapać” i „siorbać” — PALESTRIO Co? Sceledrus śpi w domu? LURCJO Nie nosem przynajmniej, Bo nosem strasznie wrzeszczy. PALESTRIO / na stronie / Zajrzał do kielicha, Chyłkiem, kiedy piwniczny nard wpuszczał w amfory. / do Lurcjona / Posłuchaj no, ty szelmo, coś mu był podczaszym — LURCJO Co chcesz? PALESTRIO Jakże to — niby — tak mu na sen przyszło? LURCJO Jak? Oczy, myślę, zamknął — — PALESTRIO Nie o to, ty łotrze, / łapie go za rękę / Chodź no tutaj. / grozi mu / Pamiętaj — jeżeli mi skłamiesz! Tyś mu wina utoczył? LURCJO Nie. PALESTRIO A więc zaprzeczasz? LURCJO No pewnie! — On mi przecież nie pozwolił mówić. Anim ośmiu kwaterek w dzban mu nie utoczył, Ani ich na śniadanie zagrzanych nie wypił. PALESTRIO A tyś sam wcale nie pił? LURCJO Niechże mnie tak bogi, Jeślim pił lub pić mogłem. PALESTRIO Jak to? LURCJO Tylkom siorbał, Bo zbyt było gorące, aż w gardle paliło. PALESTRIO / z westchnieniem / Jedni się upijają, drudzy ocet piją! Ale dobrym podczaszym piwnica oddana! LURCJO To samo ty byś robił, gdybyś nią zarządzał. Nie możesz razem z nami, a więc nam zazdrościsz. PALESTRIO / łapie go znów / A może on już przedtem — — odpowiedz no, łotrze. A to ci zapowiadam, żebyś sobie wiedział: Jeśli prawdy nie powiesz, to cię zakatrupię! LURCJO Tak? Żebyś mnie sam wydał, żem ja ci to mówił? By mnie potem wylali z tej świetnej piwnicy, A ty, wino ściągając, wziął sobie innego! PALESTRIO Nie, ja tego nie zrobię. Możesz gadać śmiało. LURCJO A więc nigdy — naprawdę — tego nie widziałem, By on wino wytaczał. Właściwie tak było: On mnie zwykle kazywał — i ja wytaczałem. PALESTRIO Stąd tak często amfory na głowie stawały! LURCJO Właściwie nie tak łatwo one się ruszały, Lecz był kącik w piwnicy strasznie niebezpieczny I tam stał, ot tak przy nich, dzban, co miał dwie kwarty I on to się napełniał nieraz z dziesięć razy, Sam widziałem: raz pełny i zaraz znów próżny, Gdy dzban szalał — amfory wściekle się rzucały! PALESTRIO No już idź, idź do domu. Wy tam w tej piwnicy Bakchanalie robicie. Ściągnę ja go z rynku! LURCJO / na stronie / O biada! Gdy pan wróci, to mnie zakatrupi, Gdy się dowie o wszystkim, żem mu nie powiedział. Drapnę gdzieś tu, dalibóg, i tak choć dzień zyskam! / do widzów / Lecz wy mu nie powiedzcie, błagam was na wszystko! / Zwraca się ku miastu. / PALESTRIO Gdzież ty idziesz? LURCJO W lot wracam. Gdzieś tam mnie posłali. PALESTRIO A kto? LURCJO Filokomazjum. PALESTRIO Idź, lecz zaraz wracaj. LURCJO / odchodzi, ale się wraca / Proszę cię, byś część moją — gdy tu będą dzielić — Te baty — w mym zastępstwie zechciał już sam przyjąć! / Palestrio zamierza się, Lurcjo ucieka. / PALESTRIO / sam / W tej chwili zrozumiałem, o co jej tu chodzi: Śpi Sceledrus; więc tego swojego podstróża Wyprawia, by tymczasem przejść do nas. To dobrze. / Spostrzega nadchodzących. / Lecz Periplektomenus prowadzi kobietę, Tak jakem mu polecił, nawet bardzo ładną. Dalibóg, że bogowie nam tu pomagają! Jak dostojnie ubrana — całkiem nie hetera! Doskonale się wszystko w tej sprawie układa! / Periplektomenus, Akroteleutium, Milfidippa, Palestrio. / / Periplektomenus wychodzi z swego domu, prowadząc Akroteleutium przebraną za matronę, w długich powłóczystych szatach, z włosami ułożonymi gładko w pasemka przewiązane przepaską na czole, kroczącą bardzo dostojnie. Za nią idzie, również bardzo skromnie, jej służąca, Milfidippa. / PERIPLEKTOMENUS / do obu kobiet / Wszystkom wam, Akroteleutium i ty, Milfidippo, w domu jasno już powiedział. Jeśli te chytrości Już dość jasno rozumiecie, mówmy o czym innym. AKROTELEUTIUM Byłabym ja, mój patronie, głupia, nierozważna, Gdybym brała się do rzeczy nie swoich i tobie Przyrzekała, że to zrobię, gdybym nie umiała Być w tych sprawkach dosyć chytra i dosyć przebiegła. PERIPLEKTOMENUS Jednak lepiej jest przypomnieć. AKROTELEUTIUM / śmieje się ironicznie / Przypomnieć? Heterze? Każdy wie, jak to potrzebne! Przecież to ja sama, Skorom tylko zmiarkowała, co mi opowiadasz, Powiedziałam ci, jak można żołnierza wykiwać! PERIPLEKTOMENUS Lecz nikt nie jest sam dość mądry. Nieraz widywałem Wielu, że się zabłąkali, nim drogę znaleźli. AKROTELEUTIUM Lecz kobieta, jeśli trzeba uknuć chytry podstęp, To ma pamięć nieśmiertelną i na wieczne czasy. Za to, gdy rzecz o czyn dobry, sprawę zaufania, One w mig: zapominalskie, ani rusz pamiętać. PERIPLEKTOMENUS Otóż tego ja się boję, że wam przyjdzie czynić I to, i to. Bo to właśnie dla mnie będzie dobre, Co wy obie żołnierzowi złego wyczynicie. AKROTELEUTIUM / śmiejąc się / Już się nie bój — gdy rzecz dobrą robimy niechcący! PERIPLEKTOMENUS Ej, nawarzysz sobie piwa! AKROTELEUTIUM Nic się o to nie bój! Gorszy gałgan je wypije! PERIPLEKTOMENUS Tak, to na was patrzy! Chodźcież za mną. PALESTRIO / który stał cały czas na boku / A ja zwlekam, nie idę naprzeciw. / podchodzi do nich / Witaj! świetnie, że już wracasz. Co za pyszny orszak! PERIPLEKTOMENUS Doskonale, żem cię spotkał, Palestrio. / wskazuje kobiety / Są tedy W myśl rozkazu sprowadzone, ubrane. PALESTRIO / klepie go po ramieniu / To świetnie, Takich ludzi nam potrzeba. — A, Akroteleutium, Pozdrowienie śle Palestrio! / Kłania się w pas. / AKROTELEUTIUM / żartuje, udając dostojną matronę / A coż to za człowiek, Co mnie wita jak znajomą? PERIPLEKTOMENUS To jest nasz architekt. AKROTELEUTIUM / oddając ukłon / Witaj, architekcie. PALESTRIO Witaj — lecz powiedz, czy on cię Naładował wskazówkami? PERIPLEKTOMENUS Obie ci prowadzę, Doskonale wyuczone. PALESTRIO Lecz jak? Chciałbym słyszeć, Bo się boję, byście wy tam gdzieś coś nie pokpiły. PERIPLEKTOMENUS Nic od siebie nie dodałem do twoich wskazówek. AKROTELEUTIUM / do Palestriona / Chcesz, by okpić twego pana, żołnierza? PALESTRIO Tak właśnie. AKROTELEUTIUM Pięknie, mądrze, zręcznie, zdatnie rzecz przygotowana. PALESTRIO Jego żonę masz udawać — AKROTELEUTIUM Owszem, tak się zrobi. PALESTRIO Że rzecz niby się załatwia dla niego przeze mnie I przez tę służącą twoją. AKROTELEUTIUM Byłbyś dobry wróżbiarz: Przepowiadasz, co się stanie. PALESTRIO Że niby ten pierścień Twa służąca mi przyniosła, bym go dał od ciebie Żołnierzowi. AKROTELEUTIUM Prawdę mówisz. PERIPLEKTOMENUS Po co to gadanie, Skoro one wszystko wiedzą. AKROTELEUTIUM Tak lepiej. Bo pomyśl, Mój patronie, gdy architekt jest zręczny i dobrze Raz trzon statku i wykreśli, i dobrze ustawi, Łatwo potem statek zrobić, gdy ma grunt, podstawę. Teraz ten nasz trzon ma właśnie i dobrą podstawę, I grunt pewny. Są też cieśle, są i architekci Doświadczeni w tej robocie. Gdy nas nie opóźni Nasz dostawca budulcowy, z tym co ma dostarczyć, To — wiem przecież, co umiemy — w mig okręt sklecimy. PALESTRIO A czy znasz mojego pana, żołnierza? AKROTELEUTIUM Ty pytasz? Jakżebym go znać nie miała, tej zakały miasta, Samochwała, z tym łbem w lokach, gacha z pachnidłami? PALESTRIO To on może cię zna także? AKROTELEUTIUM Nigdy mnie nie widział, Jakżeby mnie mógł znać tedy? PALESTRIO No to ładnie mówisz, I tym ładniej rzecz się uda. AKROTELEUTIUM Tylko mi go dostarcz, A o resztę bądź spokojny. Jeśli ja go ślicznie Nie wykiwam — całą winę możesz na mnie zwalić! PALESTRIO No więc idźcie już do domu, weźcie się do rzeczy, Ale mądrze! AKROTELEUTIUM Nic się nie troszcz! PALESTRIO Periplektomenie, Weźże teraz je ze sobą. — A ja znów na rynek, Do żołnierza, pierścień oddam, powiem, że twa żona Mnie oddała go dla niego i że za nim ginie. Skoro tylko my wrócimy, poślijcie tę / wskazuje służącą / do nas, Niby, że to jest posłana cichcem do żołnierza. PERIPLEKTOMENUS To się zrobi. Nic się nie troszcz. PALESTRIO Tylko wy się troszczcie, Już ja go tu przyprowadzę ze świetnym ładunkiem! / Odchodzi ku miastu. / PERIPLEKTOMENUS / woła za nim / Dobrej drogi i spraw dobrze! / do Akroteleutium / Jeżeli mi dzisiaj Rzecz się uda tak dokonać, żeby gość mój wyrwał Tę kochankę żołnierzowi i wywiózł do Aten, Jeśli zatem ten nasz podstęp uda się wykonać, Nawet nie wiesz, co dostaniesz! AKROTELEUTIUM A tamta niewiasta, Czy się także coś przyczyni? PERIPLEKTOMENUS Najpiękniej, najsprytniej — AKROTELEUTIUM No, tom pewna, że się uda. Gdy z naszych chytrości Jedną spółkę tu zrobimy, to nie mam obawy, By nas mógł ktoś przezwyciężyć w przebiegłym podstępie. PERIPLEKTOMENUS Chodźmyż teraz tu do domu, rzecz mądrze przećwiczyć, Żeby sprytnie i dokładnie, co trzeba, wykonać, Nic nie pokpić, gdy on przyjdzie. AKROTELEUTIUM Więc czemu czas tracisz? / Wszyscy troje wchodzą do domu Periplektomenusa. / AKT CZWARTY / Pyrgopolinices, Palestrio / / wchodzą od strony miasta, żywo rozmawiając. / PYRGOPOLINICES Jak to miło, jeśli sprawa uda się po myśli. Właśniem mego pieczeniarza dziś wysłał do króla Seleukosa — z żołdakami, których tu nająłem, By królestwa mu bronili: będę miał wywczasy! PALESTRIO Wiesz, dbaj raczej o rzecz swoją, nie o Seleukosa, Zwłaszcza że ci nową gratkę — świetną — dziś szykuję. PYRGOPOLINICES Owszem, wszystko poodkładam, a ciebie posłucham. Mów — mój słuch ci wprost poddaję pod twoje rozkazy. PALESTRIO / z tajemniczą miną / Tylko się oglądnij wkoło, żeby ktoś nie złapał, Niby ptaszków, tych słów naszych. Bo mi rozkazano W tajemnicy rzecz załatwić. PYRGOPOLINICES / obejrzał się dookoła / Nie, nie ma nikogo. PALESTRIO / daje mu pierścień / A więc masz tu przede wszystkim zadatek miłości. PYRGOPOLINICES / bierze pierścień / Cóż to? Skąd to? PALESTRIO Od kobiety — wspaniałej, rozkosznej, Co cię kocha, pragnąc twojej uroczej urody! Jej służąca mi przyniosła ten pierścień dla ciebie. PYRGOPOLINICES Jakże ona? Pani z rodu czy też wyzwolona, Z niewolnicy? PALESTRIO Też pytanie! Ja bym śmiał posłować Od wyzwolenicy jakiejś, do ciebie, co nawet Odpowiedzi już nastarczyć nie możesz tym paniom Z rodu — co cię pożądają? PYRGOPOLINICES Zamężna czy wdowa? PALESTRIO I zamężna jest, i wdowa. PYRGOPOLINICES Jakże ona może Być zamężną — a i wdową? PALESTRIO A bo ją wydano W młodym wieku za starego. PYRGOPOLINICES A to doskonale! PALESTRIO Piękna i wytworna przy tym. PYRGOPOLINICES Ej, strzeż mi się kłamać! PALESTRIO Ona jedna tylko godna twych wdzięków. PYRGOPOLINICES Dalibóg, To być musi strasznie piękna! A co to za jedna? PALESTRIO / na ucho / Żona tego tu z sąsiedztwa, Periplektomena, Mrze za tobą, chce go rzucić, nie cierpi starego. Każe więc cię teraz prosić i zakląć na wszystko, Byś jej zechciał rzecz ułatwić. PYRGOPOLINICES Owszem, oczywiście — Jeśli ona tego pragnie. PALESTRIO Jak pragnie! Pożąda! PYRGOPOLINICES Tak — a z tą kochanką w domu co wtedy zrobimy? PALESTRIO Każ, niech idzie, gdzie chce sama — zwłaszcza że jej siostra Bliźnia tu przybyła z matką, żeby ją wziąć z sobą. PYRGOPOLINICES Co? Jej matka tu przybyła? PALESTRIO Ci, co wiedzą, mówią. PYRGOPOLINICES / zaciera ręce / Ależ to sposobność świetna, by dziewki się pozbyć! PALESTRIO Wiesz, jak to najlepiej zrobić? PYRGOPOLINICES No mów, dawaj radę! PALESTRIO Chcesz ją migiem stąd usunąć, by poszła bez krzyku? PYRGOPOLINICES Właśnie. PALESTRIO Więc tak musisz zrobić. Masz dosyć bogactwa, Każ więc dziewce, niech zatrzyma to złoto, klejnoty, Coś ją stroił, niech z tym idzie, gdzie jej się spodoba. PYRGOPOLINICES Świetnie mówisz. Lecz co wtedy, jeśli tę tu stracę, A ta nagle plan swój zmieni? PALESTRIO Trudna z tobą sprawa! Toż cię kocha, jak swe oczy! PYRGOPOLINICES Bo Wenus mnie kocha! PALESTRIO Pst! Bo drzwi się otwierają. Usuń się tu chyłkiem. Ta fregata, co wypływa, to jej pośredniczka. / Wychodzi Milfidippa. / PYRGOPOLINICES Co? Fregata? PALESTRIO Jej służąca, co przed dom wychodzi, Ta, co pierścień ten przyniosła, com ci dał. PYRGOPOLINICES Dalibóg, Ale śliczna! PALESTRIO Ba, przy tamtej — to małpa lub sowa! Widzisz, jak oczyma strzela i strzyże uszami? / Milfidippa, Pyrgopolinices, Palestrio. / MILFIDIPPA / na stronie / Aha, już jest cyrk przed domem, tu mam grać tę szopę. Udam, żem ich nie dojrzała i że jeszcze nie wiem, Że tu są. PYRGOPOLINICES Pst! Podsłuchajmy, czy co o mnie powie. MILFIDIPPA Może tu jest ktoś w bliskości, co się więcej troszczy O drugiego niż o siebie, nie ma innych zajęć, Tylko mnie tu podpatruje? Takich to się boję, Żeby w drogę mi nie weszli i nie przeszkodzili, Gdy tu wyjdzie i tam przejdzie, ta, co go pożąda, Pani moja, której teraz z miłości, nieszczęsnej, Serce skacze! Która kocha tego przepięknego, Przeurodziwego wodza — Pyrgopolinika! PYRGOPOLINICES / na stronie / Więc i ta się we mnie kocha: chwali mą urodę. Nic tu czyścić nie potrzeba. PALESTRIO / na stronie / Jak to mam rozumieć? PYRGOPOLINICES / jak wyżej / Jak? Wszak mówi czystą prawdę i wcale nie brudną. PALESTRIO / jak wyżej, ironicznie, zerkając ku widzom / Nic brudnego nie dotyka, wszak mówi o tobie. PYRGOPOLINICES / jak wyżej / Ależ z niej jest strasznie ładna i gładka niewiasta! Dalibóg, że już mnie troszkę — — — rozbiera, Palestrio. PALESTRIO / jak wyżej / Boś na oczy jeszcze tamtej — PYRGOPOLINICES / jak wyżej — przerywa / Tak, kiedyż ją ujrzę? A tymczasem — tak mnie ciągnie do tej tu fregatki! PALESTRIO / jak wyżej / Nie, nie, tej daj spokój. To jest — — moja narzeczona, Gdy ty z tamtą się ożenisz, ja tę zaraz pojmę. PYRGOPOLINICES / jak wyżej / Czemuż się nie ozwiesz do niej? PALESTRIO / jak wyżej / Chodź więc tutaj za mną. PYRGOPOLINICES / jak wyżej / Idę, idę, jak twój sługa. MILFIDIPPA Oby mi się dało Z tym człowiekiem się rozmówić, do któregom wyszła! PALESTRIO / staje przed nią / Da się, będzie tak, jak pragniesz! Bądź więc dobrej myśli! Nic się nie bój! Jest tu człowiek, który wie, gdzie szukać Tego, czego poszukujesz! MILFIDIPPA Kogoż ja to słyszę? PALESTRIO Towarzysza twych zamysłów, wspólnika twych planów! MILFIDIPPA A więc już nie taję tego, co — taję! PALESTRIO A właśnie, Owszem — taisz i nie taisz. MILFIDIPPA Jak to mam rozumieć? PALESTRIO Przed niewtajemniczonymi — to taisz. Ja jednak Jestem wiernym powiernikiem. MILFIDIPPA A więc daj znak na to, Żeś jest z tych — — wtajemniczonych! PALESTRIO / robi dziwne znaki rękami i jeszcze dziwniejszą tajemniczą minę / Więc — — pewna niewiasta W pewnym się mężczyźnie kocha. MILFIDIPPA No, takich jest wiele! PALESTRIO Lecz niewiele z nich posyła podarunki z palca! MILFIDIPPA No tak, teraz cię poznaję — ciemność wyjaśniłeś, A może tu jest ktoś jeszcze? PALESTRIO Jest albo go nie ma. MILFIDIPPA Chciałabym cię w cztery oczy. PALESTRIO Na długo czy krótko? MILFIDIPPA Na trzy słowa. PALESTRIO / odchodząc, mówi do żołnierza / Zaraz wrócę. PYRGOPOLINICES A cóż ja? Tak długo Mam stać tutaj z tą urodą i z tą moją sławą Tak na próżno? PALESTRIO Toż wytrzymaj, postójże tu trochę, Przecież to dla ciebie robię. PYRGOPOLINICES Mrę z niecierpliwości! PALESTRIO Z tym towarem — sam wiesz o tym — trza tu ostrożniutko! PYRGOPOLINICES Rób więc, rób, jak sam uważasz. PALESTRIO / do widzów / Kamień nie jest głupszy! / do żołnierza / Zaraz wrócę. / Przechodzi do Milfidippy i mówi z nią na stronie / Coś ty chciała? MILFIDIPPA Rady, jak uderzyć. Na tę Troję. PALESTRIO Że go kocha — MILFIDIPPA / przerywa / Wiem już o tym. PALESTRIO Chwal więc Jego piękność i urodę, mów o jego czynach — MILFIDIPPA Na to baczę przede wszystkim — jak ci już mówiłam. PALESTRIO Dbaj o resztę, śledź uważnie i trop moje słowa. PYRGOPOLINICES / niecierpliwi się / Może wreszcie trochę czasu i dla mnie dziś znajdziesz? Chodźże raz, ty ciuro! PALESTRIO Jestem. — Rozkazuj, co zechcesz. PYRGOPOLINICES Cóż ci ona opowiada? PALESTRIO / na stronie / A mówi, że tamta Biedna, dręczy się, rozpacza, cała we łzach tonie, Bo cię pragnie, bo wciąż tęskni. Dlatego też właśnie Ją posyła tu do ciebie. PYRGOPOLINICES / na stronie / Każ, niech się tu zbliży. PALESTRIO / jak wyżej / Wiesz, co tobie radzę zrobić? Udaj wielki przesyt, Jakbyś nic ochoty nie miał; wpadnij na mnie z krzykiem, Że cię tak pospolituję. PYRGOPOLINICES / jak wyżej / Pamiętam, posłucham. PALESTRIO / na głos / Ciebie szuka. Mam ją wołać? PYRGOPOLINICES Czego chce? Niech przyjdzie. PALESTRIO / do Milfidippy / Czy chcesz czego? Chodźże tutaj. MILFIDIPPA / podchodzi i z przesadnie czołobitnym ukłonem mówi / Ach, witaj, ty piękny! PYRGOPOLINICES / do siebie / Mój przydomek wymieniła. / do Milfidippy / Niech ci bogi darzą! MILFIDIPPA / niby tak zakłopotana, że słów znaleźć nie może / Ach, żyć z tobą — PYRGOPOLINICES Chcesz zbyt wiele. MILFIDIPPA Lecz nie o mnie mówię, O mej pani — mrze za tobą. PYRGOPOLINICES Ach, więcej jest takich, Ale nic nie mają z tego. MILFIDIPPA Wcale się nie dziwię, Że się tak wysoko cenisz; człowiek taki piękny, Taki sławny z swej dzielności, z urody i czynów! Jakiż człowiek mógłby godniej kiedyś bogiem zostać? PALESTRIO Tak, tak, to już nie jest człowiek — / na stronie, do widzów / Sęp nawet ma, myślę, Więcej w sobie człowieczeństwa niżli on! PYRGOPOLINICES Więc skoro Ona mnie tu tak wychwala, ja — głowę do góry. / Chodzi wielkimi krokami z wysoko zadartym nosem. / PALESTRIO / do Milfidippy, na stronie / Widzisz, jak się dmie ten nicpoń? / do Pyrgopolinicesa / Odpowiedz jej wreszcie, Ona przecież jest od tamtej, com ci właśnie mówił. PYRGOPOLINICES Lecz od której? Tak ich wiele wciąż mi się narzuca, Że nie mogę ich spamiętać. MILFIDIPPA Od tej, co ograbia Swoje palce, by twe ubrać. / wskazuje pierścień na jego palcu / Bo ten pierścień właśnie Od tej, co się w tobie kocha, do niegom przyniosła, By ci oddał. PYRGOPOLINICES Więc, kobieto, o cóż ci to chodzi? MILFIDIPPA Byś nie wzgardził tą kobietą, co się w tobie kocha, W tobie swoje widzi życie. Od ciebie jedynie To zależy, czy żyć będzie, czy też nie — PYRGOPOLINICES / przerywa / Więc — co — chce? MILFIDIPPA Mówić z tobą, ściskać, pieścić — bo jeśli nie zechcesz Jej dopomóc — no — to ona — na śmierć się zamartwi. / przymila się / No więc, mój ty Achillesie, zrób to, co cię proszę, I uratuj piękną — pięknie, pokaż, żeś łaskawy, O ty, wielki miast zdobywco, ty pogromco królów! / Pada na kolana. / PYRGOPOLINICES / do Palestriona / Jakież to nieznośne rzeczy! Wieleżem ci razy, Ty gałganie, zakazywał, żebyś mą osobą Nie szafował tak dla wszystkich. PALESTRIO / do Milfidippy / No, słyszysz, kobieto? Jużem ci to raz powiedział i teraz ci mówię: Jeśli się knurowi temu dobrze nie zapłaci, On nasienia nie użyczy pierwszej lepszej świni. MILFIDIPPA Więc dostanie, wiele zechce. PALESTRIO Talent musi dostać Czystym złotem filippejskim, bo mniej nie przyjmuje Od nikogo. MILFIDIPPA To dalibóg, jeszcze strasznie tanio. PYRGOPOLINICES Ja bom nigdy nie miał w sobie ni śladu chciwości; Dość mam bogactw; wszak posiadam przeszło tysiąc korcy Czystym złotem filippejskim — PALESTRIO / wtrąca się / Nie mówiąc o skarbcach! Nadto srebra całe góry — nie sztaby — tak wielkie, Że im Etna nie dorówna. MILFIDIPPA / nie mogąc się wstrzymać od śmiechu, na stronie do Palestriona / To ci łgarz, doprawdy! PALESTRIO / na stronie do Milfidippy / Co? Kpię dobrze? MILFIDIPPA / jak wyżej / A ja gorzej? Czy źle go podpuszczam? PALESTRIO / jak wyżej / Doskonale. MILFIDIPPA / jak wyżej / Lecz mój drogi, już bym chciała odejść. PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa / Toż jej przecież coś odpowiedz. Tak lub nie! MILFIDIPPA Dlaczegóż Tę nieszczęsną tak zamęczasz, co nic ci nie winna? PYRGOPOLINICES No więc niech tu wyjdzie do nas. Powiedz jej, że zrobię Wszystko, co chce. MILFIDIPPA To rozumiem, teraz dobrze robisz, Gdy chcesz tej, co ciebie pragnie — PALESTRIO / na stronie / Wcale sprytna główka. MILFIDIPPA I gdy próśb mych nie odtrącasz, dajesz się ubłagać. / na stronie do Palestriona / Co? Kpię dobrze? PALESTRIO / jak wyżej, dusząc się ze śmiechu / Już nie mogę od śmiechu się wstrzymać. MILFIDIPPA / jak wyżej / Więc odwracam się od ciebie. PYRGOPOLINICES Ty nie wiesz, kobieto, Co za zaszczyt ja jej robię. MILFIDIPPA Wiem i to jej powiem. PALESTRIO Wszak mógł innej wprost za złoto sprzedać tę przysługę! MILFIDIPPA O, z pewnością, ja ci wierzę. PALESTRIO Sławnych wojowników Rodzą zawsze te kobiety, które on zapłodni; Chłopcy żyją lat osiemset. MILFIDIPPA / na stronie / Ej, ty sowizdrzale! PYRGOPOLINICES Ba, po tysiąc nawet żyją, od wieku do wieku. PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa / Powiedziałem mniej, dlatego, żeby nie myślała, Że ją w oczy chcę okłamać. MILFIDIPPA / udaje szalony podziw / Oj! Wieleż lat tedy Ten żyć będzie, czyje dzieci tak długo żyć mają? PYRGOPOLINICES Urodziłem się, kobieto, na drugi dzień potem, Jak zrodziła Ops Jowisza. PALESTRIO / do Milfidippy / Bo gdyby się wcześniej Był urodził — on by rządził, nie Jowisz, na niebie. MILFIDIPPA / do Palestriona na stronie, pokładając się od śmiechu / Już, już dosyć, ja cię proszę! Pozwólcież mi odejść Z życiem, jeśli to możliwe! PALESTRIO / urzędowo do Milfidippy / Masz odpowiedź, odejdź! MILFIDIPPA Idę, by tu przyprowadzić tę, co mam jej sprawę. / do Pyrgopolinicesa / Chcesz coś jeszcze? PYRGOPOLINICES Tak — bym nie był jeszcze więcej piękny, Niżli jestem — taki kłopot mam z moją urodą! PALESTRIO / do Milfidippy / Co tu stoisz — idźże wreszcie! MILFIDIPPA Idę. PALESTRIO / biegnie za nią i mówi tak, że Pyrgopolinices nie słyszy / Słuchaj jeszcze, Powiedzże jej to na rozum i sprytnie, tak, żeby Aże serce w niej skakało! A Filokomazjum, Jeśli jest tam, to jej powiedz, by przeszła do domu, Że on tu jest. MILFIDIPPA / do niego, na stronie / Ona tu jest — razem z moją panią, Obie naszą tę rozmowę skrycie podsłuchały. PALESTRIO / na stronie / Świetnie! Według tej rozmowy sprytniej rzecz urządzą. MILFIDIPPA / jak wyżej / Idę — już mnie nie zatrzymuj! PALESTRIO Ani cię nie trzymam, Ni cię tykam, ni cię — — dosyć. PYRGOPOLINICES / woła za nią / Każ jej, niech tu wyjdzie Jak najprędzej! Już my tutaj rzecz tę załatwimy! / Pyrgopolinices, Palestrio. / PYRGOPOLINICES Cóż mi teraz, Palestrio, radzisz z nią uczynić, Z kochanką? Wszak nie mogę — w żaden sposób — pierwej, Zanimbym się jej pozbył, tej przyjąć do domu. PALESTRIO Co mnie pytasz, co robić? Przecieżem ci mówił, W jaki sposób to zrobić bez żadnych przykrości. Niech trzyma wszystko złoto i szatki kobiece, Coś ją stroił. Niech bierze, trzyma i zabiera. Powiedz, że czas najwyższy już na nią do domu, Powiedz, że tu jest matka i jej bliźnia siostra I że z nimi najlepiej do domu zajedzie. PYRGOPOLINICES A skąd wiesz, że są tutaj? PALESTRIO Bom na własne oczy Widział tutaj jej siostrę. PYRGOPOLINICES Więc się z nią spotkała? PALESTRIO Spotkała. PYRGOPOLINICES A czy ona, myślisz — też do rzeczy? PALESTRIO Na wszystkie masz ochotę. PYRGOPOLINICES A cóż o tej matce Mówiła, że gdzie ona? PALESTRIO Retman mi powiedział, Ten, co je tutaj przywiózł, że matka na statku Leży chora na oczy, oczy zapuchnięte. A retman tu w sąsiedztwie zajechał w gościnę. PYRGOPOLINICES A on — myślisz — do rzeczy? PALESTRIO Idź! Byłbyś doprawdy, Świetny ogier do klaczy — tak ci się chce gonić Za samcem czy samicą. — A teraz do rzeczy. PYRGOPOLINICES A co do twojej rady, to chciałbym, byś z tamtą Pomówił o tej sprawie. Ty z nią jakoś lepiej Rozmówić się potrafisz. PALESTRIO Cóż ja, zamiast ciebie? Toż sam byś z nią pomówił, sam swą rzecz załatwił? Powiedz, że się koniecznie już musisz ożenić, Że ci to krewni radzą, zmuszają znajomi — PYRGOPOLINICES Tak sądzisz? PALESTRIO A dlaczegóż nie miałbym tak sądzić? PYRGOPOLINICES No to więc tutaj wejdę. A ty tu przed domem Pilnuj, byś mnie wywołał, skoro ona wyjdzie. PALESTRIO Załatw tylko twą sprawę. PYRGOPOLINICES Co? Już załatwiłem: Nie zechce dobrowolnie, gwałtem ją wyrzucę! PALESTRIO O, tego strzeż się robić. Raczej dobrowolnie Niech od ciebie odejdzie. A daj jej to także, Com mówił. I niech złoto, klejnoty zabierze, Te, coś jej podarował. PYRGOPOLINICES Właśnie tak chcę zrobić. PALESTRIO Łatwo, myślę, rzecz sprawisz. Lecz wejdźże do domu, Nie stój tutaj. PYRGOPOLINICES Już idę. Jestem ci posłuszny. / Wchodzi do swego domu. / PALESTRIO / sam do widzów / No więc, czy ten gach-żołnierz nie jest całkiem taki, Jakem to wam powiedział? — Teraz mi potrzeba, Żeby Akroteleutium tutaj do mnie wyszła, Służąca lub Pleusikles. O, na Jupitera, Toż mnie sama Pomyślność ze wszech stron wspomaga! Bo ci, których najwięcej teraz ujrzeć chciałem, Razem tutaj wychodzą, widzę, od sąsiada! / Akroteleutium, Milfidippa, Palestrio, Pleusikles. / AKROTELEUTIUM / do wychodzących ostrożnie z domu Periplektomenusa Milfidippy i Pleusiklesa / Chodźcie, lecz się oglądnijcie, czy tu kogoś nie ma. MILFIDIPPA Nie, nie widzę tu nikogo, prócz tego jednego, Kogo właśnie chcemy spotkać. PALESTRIO A ja was! MILFIDIPPA Co słychać, Architekcie nasz? PALESTRIO Co mówisz? Ja jestem architekt? MILFIDIPPA Może nie? PALESTRIO Toż wobec ciebie ja nie jestem godzien Nawet kołka wbić do ściany! MILFIDIPPA / protestując / Doprawdy! PALESTRIO Przesprytnie, Przeobrotnie jesteś chytra! Jak ona to ślicznie Bakę ćmiła żołnierzowi! MILFIDIPPA To wszystko za mało! PALESTRIO Wszystko dobrze! Cała sprawa idzie nam jak z płatka, Tylko wy mi tak jak dotąd dzielnie pomagajcie. Żołnierz poszedł sam do domu, prosić swą kochankę, Żeby z matką i ze siostrą do Aten wróciła. PLEUSIKLES Doskonale. PALESTRIO Lecz co więcej, złoto i klejnoty, Co ją stroił, teraz wszystko w darze jej oddaje, Żeby tylko szła od niego: tak mu poradziłem! PLEUSIKLES Łatwo pójdzie — gdy on pragnie, a ona chce tego. PALESTRIO Nie wiesz, gdy z głębokiej studni do góry się wspinasz, Że najniebezpieczniej wtedy, gdyś jest już u szczytu, Byś nie runął w dół z powrotem? Otóż nasza sprawa Właśnie tu u szczytu studni teraz się rozgrywa. Jeśli żołnierz coś przewącha, to z tego wszystkiego Nic mu zabrać nie zdołamy: w tej chwili najwięcej Trza podstępów! PLEUSIKLES Lecz, jak widzę, jest na czym budować. Trzy kobiety, tyś jest czwarty, ja: pięć, stary szósty, Z tej chytrości, co w nas siedzi, jak nas jest sześcioro, To na pewno da się dobyć na tyle podstępu, By gród zdobyć, nie wiem jaki. PALESTRIO Tylko — do roboty! AKROTELEUTIUM / do Palestriona / Otóż po to tu jesteśmy, po twoje rozkazy. PALESTRIO / przybiera postawę wodza / Doskonale. Teraz tobie / do Akroteleutium / tę daję prowincję. AKROTELEUTIUM / kłaniając się / Wszystko — wodzu — co zażądasz i co w moich siłach. PALESTRIO Chcę, byś pięknie, sprytnie, sprawnie żołnierza nabrała. AKROTELEUTIUM Wszak to rozkosz, co mi każesz. PALESTRIO A wiesz, w jaki sposób? AKROTELEUTIUM Wiem, mam udać, że mnie miłość do niego roznosi. PALESTRIO Tak. AKROTELEUTIUM Że niby z tej miłości rzucam to małżeństwo, Bo z nim pragnę się połączyć. PALESTRIO Tak, wszystko w porządku. Tylko jedno: ten dom, powiedz, że to jest twój posag I że stary już się wyniósł, gdyś z nim rozwód wzięła, Żeby on się znów wejść nie bał do cudzego domu. AKROTELEUTIUM Tak, to słusznie. PALESTRIO A gdy wyjdzie, powinnaś udawać — Już z daleka — że swą piękność, przy jego urodzie Za nic masz — i że się korzysz przed jego bogactwem; Przy tym chwal i jego piękność, urok, wdzięk, urodę — Dość wskazówek? AKROTELEUTIUM Już wiem wszystko. A możesz być pewien Że me dzieło tak wygładzę, iż nic w nim nie zganisz. PALESTRIO Dobrze — / do Pleusiklesa / Teraz ty się dowiedz, co ja ci rozkażę: Zaraz, gdy się to odbędzie, gdy ona tu wejdzie Ty patrz, byś tu do nas przyszedł w ubraniu retmańskim. Weź kapelusz rdzawociemny, na oczy weź szmatkę, Taką z wełny — weź też płaszczyk także rdzawociemny, Bo to kolor jest żeglarski — zapnij go na barku, Tu, na lewym; obnaż ramię i przepasz się jakoś. Masz udawać, żeś jest sternik. A tu u starego Wszystko znajdziesz, co ci trzeba, bo on ma rybaków. PLEUSIKLES Dobrze, więc się tak ubiorę. Ale co mam robić? PALESTRIO Przyjdź tu po Filokomazjum w imieniu jej matki, Jeśli jechać ma do Aten, by szybko do portu Szła wraz z tobą i niech każe zanieść do okrętu, Jeśli chce coś tam umieścić. A jeśli nie pójdzie, Że ty sam odpłynąć musisz, bo wiatr jest pomyślny. PLEUSIKLES Dobry obraz. A cóż dalej? PALESTRIO On ją zaraz wezwie, Żeby szła, by się śpieszyła, że matka ją czeka. PLEUSIKLES Strasznieś mądry. PALESTRIO Ja jej powiem, by o mnie prosiła Do pomocy: rzeczy zanieść za nią do przystani. On mi każe iść z nią razem. Ja wtedy — wiedz o tym — Wprost do Aten jadę z tobą. PLEUSIKLES A tam gdy przyjedziesz, Ja ci trzech dni nie pozwolę zostać niewolnikiem! PALESTRIO Idź więc szybko, by się ubrać. PLEUSIKLES Masz coś jeszcze dla mnie? PALESTRIO Tak, byś dobrze to spamiętał. PLEUSIKLES A zatem odchodzę. / Wchodzi do domu Periplektomenusa. / PALESTRIO / do kobiet / I wy też tam zaraz idźcie — bo on tu z pewnością Lada chwila z domu wyjdzie. AKROTELEUTIUM / kłaniając się głęboko razem z Milfidippą / Święte twe rozkazy! PALESTRIO / wpychając je do domu Periplektomenusa / Więc marsz, szybko. — Otóż właśnie, drzwi się otwierają. On wychodzi. A wesoły: dobrze rzecz załatwił. Leci biedak na to wszystko, co całkiem zmyślone! / Pyrgopolinices, Palestrio. / PYRGOPOLINICES / mówi z radością do siebie, zacierając ręce / Wszyściuteńko załatwiłem z tą Filokomazjum, Tak jak chciałem, po przyjaźni i w najlepszej zgodzie. PALESTRIO Coś tak długo robił w domu? PYRGOPOLINICES Nigdym jeszcze nie czuł, By mnie ktoś tak strasznie kochał, jak dziś ta kobieta. PALESTRIO Jak to? PYRGOPOLINICES Wielem musiał mówić! Jak ciężko szła sprawa! Ażem wreszcie to osiągnął, com chciał. — Darowałem, Dałem wszystko, czego chciała. — I ciebie jej także Darowałem. PALESTRIO / udaje przerażenie / I mnie także? Ja mam żyć bez ciebie? PYRGOPOLINICES / klepie go po ramieniu / No, no, bądź najlepszej myśli; będziesz wyzwolony. Wszystkom robił, by ją skłonić, żeby szła bez ciebie, Ona jednak napierała. PALESTRIO / obłudnie / Ha, w bogach nadzieja, No i w tobie. — Wreszcie jednak — choć mi to bolesne Tracić w tobie mego pana, pana najlepszego, To przynajmniej mnie pociesza, że z moją pomocą (Ale dzięki twej urodzie) to ci się udało Z tą sąsiadką, co ci stręczę. PYRGOPOLINICES Co tu dużo gadać: Dam ci wolność i bogactwa, jeśli mi to sprawisz. PALESTRIO Ja ci sprawię. PYRGOPOLINICES Aż się palę! PALESTRIO Powoli, powoli. Panuj przecież nad swą żądzą! — O, sama wychodzi. / Milfidippa, Akroteleutium, Pyrgopolinices, Palestrio. / MILFIDIPPA / wychodzi wraz z Akroteleutium, stają na boku i rozmawiają półgłosem / Oto, pani, jest ten żołnierz. AKROTELEUTIUM Gdzie? MILFIDIPPA Po lewej. AKROTELEUTIUM Widzę. MILFIDIPPA Zerknij boczkiem, niech on nie wie, że my go widzimy. AKROTELEUTIUM / obserwując dłużej / Ach, to on. — No już czas na nas, chociażeśmy chytre, Przejść chytrością siebie samych. MILFIDIPPA A więc ty zaczynaj. AKROTELEUTIUM / na głos do Milfidippy / A więc to naprawdę — powiedz — z nim samym mówiłaś? / na ucho do Milfidippy / Nie szczędź głosu, niech usłyszy. MILFIDIPPA / z udaną dumą / Z nim samym mówiłam Najspokojniej, bez pośpiechu, tak długo, jak chciałam. PYRGOPOLINICES / do Palestriona na stronie / Słyszysz? PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa na stronie / Słyszę. Jak się cieszy, że z tobą mówiła! AKROTELEUTIUM / do Milfidippy / Ach, szczęśliwaś ty kobieta! PYRGOPOLINICES / do Palestriona / Widzisz, jak mnie kocha! PALESTRIO Boś wart tego. AKROTELEUTIUM / do Milfidippy / Dziw, co mówisz, żeś ty z nim mówiła I żeś go uprosić mogła. Bo, mówią, do niego Przystęp tylko jak do króla: przez list lub przez posła. MILFIDIPPA Bo też tylko z wielkim trudem mogłam z nim się spotkać I uzyskać, com prosiła. PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa / Sławnyś jest wśród kobiet! PYRGOPOLINICES Trudno, skoro tak chce Wenus. AKROTELEUTIUM Wenerzem jest wdzięczna, Do niej modły ślę i prośby, by mi zdobyć dała Tego, kogo ja tak kocham i za kim tak tęsknię, By mych pragnień nie odtrącił i był łaskaw dla mnie. MILFIDIPPA Mam nadzieję, że tak będzie, chociaż wiele kobiet Tęskni za nim. Lecz on gardzi wszystkimi i wszystkie Wręcz odtrąca, oprócz ciebie! AKROTELEUTIUM Otóż to mnie dręczy, Ten strach, skoro on tak dumny, żeby jego oczy Nie zmieniły jego planu, skoro mnie zobaczy, I by jego wyszukana uroda — od razu Nie wzgardziła mym wyglądem. MILFIDIPPA Nie, tego nie zrobi, Bądźże tylko dobrej myśli. PYRGOPOLINICES Jaka ona skromna! AKROTELEUTIUM Boję się, czy twe pochwały teraz nie przewyższą Mej urody. MILFIDIPPA Dbałam o to — byś była piękniejsza, Niż on sobie wyobraża. AKROTELEUTIUM Jeśli mnie za żonę Wziąć nie zechce, to — dalibóg — do kolan mu padnę, Błagać będę. A jeżeli nie zdołam uzyskać, Targnę się na moje życie — bo wiem, że bez niego Żyć nie mogę. PYRGOPOLINICES / do Palestriona / Trza kobietę od śmierci ratować, Więc podejdę — PALESTRIO / wstrzymuje go / Nie, bynajmniej! Straciłbyś swą wartość. Gdybyś się tak sam narzucał. Niech sama tu przyjdzie, Niech cię szuka, niechaj tęskni, niech cię wyczekuje. Czy chcesz stracić całą sławę, co ją masz? Przenigdy Nie rób tego! A wiem dobrze, że żaden śmiertelnik, Prócz was dwóch, to jest prócz ciebie i Faona z Lesbos, Tego jeszcze nie doświadczył, żeby go kobieta Tak kochała! AKROTELEUTIUM Milfidippo, czy mam wejść, czy może Ty go tu wywołasz przed dom? MILFIDIPPA Lepiej poczekajmy, Aż kto wyjdzie. AKROTELEUTIUM Nie wytrzymam! Muszę się tu dostać! MILFIDIPPA Toż drzwi przecież są zamknięte. AKROTELEUTIUM Wyłamię! MILFIDIPPA Masz rozum? AKROTELEUTIUM Jeśli kochał kiedykolwiek albo jest tak mądry, Jak jest piękny — to jeżeli coś zrobię z miłości, Dobrotliwie mi wybaczy. PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa / Patrz, jak ona, biedna, Na śmierć w tobie zakochana! PYRGOPOLINICES O — to tak wzajemnie. PALESTRIO / zatyka mu usta / Cicho, cicho, bo usłyszy! MILFIDIPPA / do Akroteleutium, która robi wniebowziętą minę / Cóż stoisz jak głupia? Cóż nie pukasz? AKROTELEUTIUM / mówi tonem podniosłym / Tam go nie ma — tego, co go szukam. MILFIDIPPA Skąd to wiesz? AKROTELEUTIUM / jak wyżej, zamyka oczy i nos wznosi wysoko / Skąd? Wiem po węchu. Bo gdyby był w domu, Nos mój czułby po zapachu. PYRGOPOLINICES / do Palestriona / Ona jest w natchnieniu! Bo mnie kocha, toteż Wenus daje jej dar wieszczy. AKROTELEUTIUM / jak wyżej / Nie wiem, czy on tu jest blisko, co go pragną ujrzeć, Lecz nos wietrzy go po prostu. PYRGOPOLINICES Patrz, ona swym nosem Więcej widzi niżli wzrokiem! PALESTRIO Bo ślepa z miłości. AKROTELEUTIUM / do Milfidippy, słaniając się / Ach, ach, trzymaj mnie! MILFIDIPPA A po co? AKROTELEUTIUM Bo padnę! MILFIDIPPA A czemu? AKROTELEUTIUM Stać nie mogę — tak mi dusza przez oczy ucieka! MILFIDIPPA / trzymając Akroteleutium w ramionach / Pewnieś jego tu dojrzała? AKROTELEUTIUM Tak. MILFIDIPPA Lecz ja nie widzę — Gdzież on jest? AKROTELEUTIUM Widziałabyś go — gdybyś go kochała! MILFIDIPPA Pewnie więcej go ode mnie — moja ty — nie kochasz, Jeśli mi to wolno mówić. PALESTRIO / do Pyrgopolinicesa / Patrz, wszystkie kobiety, Jeżeli cię która ujrzy, zaraz cię kochają! PYRGOPOLINICES Nie wiem, czym ci to już mówił: wnuk jestem Wenery. AKROTELEUTIUM Błagam, moja Milfidippo, podejdźże i przystąp! PYRGOPOLINICES Ależ ona mnie się boi! / Milfidippa zbliża się do Pyrgopolinicesa i Palestriona. / PALESTRIO O — ta idzie ku nam. MILFIDIPPA / kłaniając się głęboko / Ja was szukam. PYRGOPOLINICES A my ciebie. MILFIDIPPA Tak jak rozkazałeś, Wiodę tu mą panią. PYRGOPOLINICES Widzę. MILFIDIPPA A więc każ się zbliżyć. PYRGOPOLINICES / z dostojeństwem / Więc — — raczyłem postanowić, by jej nie odpychać, Tak jak inne, skoro prosisz. MILFIDIPPA / popycha Akroteleutium, ale ta, drżąc ze strachu, milczy / Lecz ona doprawdy Ani słówka nie jest w stanie, tu w twojej bliskości; Oczy, gdy na ciebie patrzy, język jej podcięły. PYRGOPOLINICES Trzeba, widzę, tej kobiecie pomóc w jej chorobie. MILFIDIPPA Jak drży! Tak się przeraziła, gdy ciebie ujrzała. PYRGOPOLINICES Ba — tak samo drżą mężowie w pełnym uzbrojeniu, Więc cóż dziwić się kobiecie! Więc co chce ode mnie? MILFIDIPPA Ażebyś się przeniósł do niej: ona chce żyć z tobą, Z tobą swoje życie pędzić. PYRGOPOLINICES Lecz jakże ja do niej, Przecież ona jest zamężna? Mąż by mnie przyłapał. MILFIDIPPA Ależ ona z twej przyczyny męża wypędziła! PYRGOPOLINICES Co? Lecz jak to mogła zrobić? MILFIDIPPA Ten dom to jej posag. PYRGOPOLINICES Co? Naprawdę? MILFIDIPPA Tak, doprawdy. PYRGOPOLINICES Każ jej iść do domu. Ja tam zaraz do niej przyjdę. MILFIDIPPA Lecz, proszę, nie zwlekaj, By kobiety nie zadręczać. PYRGOPOLINICES Nie, nie będę zwlekał. Idźcie już! MILFIDIPPA Już odchodzimy. / Wchodzą do domu Periplektomenusa. / PYRGOPOLINICES Lecz coż to ja widzę? PALESTRIO Co takiego? PYRGOPOLINICES Ktoś tu idzie — w żeglarskim ubraniu — PALESTRIO Do nas. Pewnie coś do ciebie. Toż to jest ten retman! PYRGOPOLINICES On już pewnie po nią idzie. PALESTRIO I ja też tak myślę. / Pleusikles, Palestrio, Pyrgopolinices. / PLEUSIKLES / wchodzi od strony portu w ubraniu opisanym wyżej w. 1342 i nast., z lewym okiem zawiązanym, i mówi do widzów: / Gdybym o tym nie wiedział, że ludzie z miłości Moc łajdactw narobili, każdy w inny sposób, To więcej bym się wzdragał z powodu miłości Przyjść tutaj w tym ubraniu. Ale że słyszałem, Iż wielu dokonało z powodu miłości Wielu rzeczy i niecnych, i całkiem niegodnych, Już pominę Achilla, co na to pozwolił, By współobywatele ginęli — — Lecz oto Spostrzegam Palestriona, o, stoi z żołnierzem. Muszę teraz mą mowę inaczej odwrócić. Doprawdy, że kobietę chyba urodziła *Zwłoka* w własnej osobie. Jakakolwiek *zwłoka*, Co się *zwłoką* nazywa, mniejszą się wydaje Od tej *zwłoki*, co zwykle bywa przez kobietę; To już z przyzwyczajenia, myślę, tak się dzieje. Bo ja tutaj przychodzę po Filokomazjum, Ale do drzwi zapukam. Hola, jest tam który? / Puka do drzwi Pyrgopolinicesa. / PYRGOPOLINICES O co chodzi, młodzieńcze? Co chcesz? Czemu pukasz? PLEUSIKLES Szukam Filokomazjum. Jestem od jej matki, Jeśli ma iść, niech idzie. Wszystkich nas opóźnia, Kotwicę chcemy podnieść. PYRGOPOLINICES Dawno rzecz gotowa. Idź Palestrio, weź z sobą ludzi do pomocy, Niech zaniosą na statek wszystkie kosztowności, Złoto, suknie, klejnoty. Wszystko jest złożone, Com jej tylko darował: niech z sobą zabierze. PALESTRIO Idę. / Wchodzi do domu. / PLEUSIKLES / woła za nim / Tylko się pośpiesz! PYRGOPOLINICES On nie będzie zwłóczył. A cóż ci się to stało? Co jest z twoim okiem? PLEUSIKLES / chcąc zyskać na czasie, udaje, że pytanie odnosi się do niezawiązanego oka / Co? A przecież mam oko? PYRGOPOLINICES Lecz mówię o lewym. PLEUSIKLES Zaraz ci to opowiem: Wiesz, ja na to oko z miłościm zaniewidział. Gdybym się był wstrzymał, Widziałbym na to oko, tak jak i na prawe. — Lecz zbyt mnie opóźniają. PYRGOPOLINICES O, właśnie wychodzą. / Wychodzi Palestrio i Filokomazjum, ubrani do drogi; Filokomazjum aż zanosi się od płaczu. / / Palestrio, Filokomazjum, Pyrgopolinices, Pleusikles. / PALESTRIO / do Filokomazjum / Czy ty dziś nie skończysz płakać? FILOKOMAZJUM Jakże nie mam płakać, Stąd odchodząc, gdzie mi było tak rozkosznie dobrze? PALESTRIO Otóż ten tu przyszedł właśnie od matki i siostry. FILOKOMAZJUM Widzę. PYRGOPOLINICES Słuchaj no, Palestrio! PALESTRIO Czego sobie życzysz? PYRGOPOLINICES Każże przecież wynieść wszystko, com jej podarował. PLEUSIKLES / do Filokomazjum / Witajże, Filokomazjum! FILOKOMAZJUM I ty witaj! PLEUSIKLES Również Matka cię pozdrawia z siostrą. FILOKOMAZJUM Zdrowia im też życzę. PLEUSIKLES Proszą cię, ażebyś przyszła, póki jest wiatr dobry, Żeby móc rozwinąć żagle; matka by tu ze mną Była przyszła, gdyby nie to, że ją oczy bolą. FILOKOMAZJUM Pójdę. Chociaż tak niechętnie — — — / oko do żołnierza / lecz gdybym nie poszła, Byłby to brak posłuszeństwa. PLEUSIKLES Tak, słusznie, masz rozum. PYRGOPOLINICES A gdyby nie żyła ze mną, byłaby dziś głupia! FILOKOMAZJUM / zawodzi / Toteż cierpię, że dziś tracę takiego człowieka! Przecież ty każdego zdołasz tak świetnie wykształcić, Że aż tryska swą bystrością. Więc tym więcej byłam Dumna, że żyć mogłam z tobą. Dziś, widzę, tę sławę Muszę stracić! PYRGOPOLINICES Nie płacz, nie płacz! FILOKOMAZJUM / jak wyżej / Wstrzymać się nie mogę, Gdy cię widzę. PYRGOPOLINICES / uspokaja ją / No, już dobrze. FILOKOMAZJUM / szlochając dalej / Już ja wiem najlepiej, Jak się moje serce kraje! PALESTRIO Wcale się nie dziwię, Żeś ty tu, Filokomazjum, chętnie przebywała, I że serce twe przykuła ta jego uroda, Jego całe zachowanie, męstwo — skoro nawet Ja, niewolnik, gdy nań spojrzę, łzami się zalewam, Że się dzisiaj rozstajemy! O, ja nieszczęśliwy! / Zaczyna też płakać. / FILOKOMAZJUM / na kolanach, do Pyrgopolinicesa / Błagam, pozwól się uściskać, zanim stąd odjadę. PYRGOPOLINICES Proszę. FILOKOMAZJUM / zrywa się i okrywa go pocałunkami / O ty, moje oczko, o ty, moja duszo! / Udaje, że mdleje. / PALESTRIO Podtrzymajcież tę kobietę, żeby nie upadła! / Sam ją podtrzymuje. / PYRGOPOLINICES A cóż to znów jest takiego? PALESTRIO Że cię musi odejść, Nagle się jej, nieszczęśliwej, niedobrze zrobiło. PYRGOPOLINICES Leć do domu, przynieś wody! PALESTRIO / któremu nie na rękę w tej chwili krytycznej odchodzić / E, co jej po wodzie, Lepiej, żeby wypoczęła. / Oddaje ją w ramiona Pleusiklesa / A ty daj jej spokój, Aż do przytomności wróci. PYRGOPOLINICES / zauważywszy, że Pleusikles całuje ukradkiem Filokomazjum / Coś oni zanadto Swoje głowy przytulili. Nie podoba mi się! Ty, żeglarzu, weź swe usta od jej warg — bo jak cię — / Zamierza się na niego. / PLEUSIKLES Próbowałem, czy oddycha. PYRGOPOLINICES To trza było uchem! PLEUSIKLES / udaje, że ją składa na ziemię / Jeśli chcesz, to ją położę. PYRGOPOLINICES Nie — trzymaj. PALESTRIO / do siebie, w obawie, że młodzi kochankowie popsują sprawę / O bieda! PYRGOPOLINICES / woła do wnętrza swego domu / Wyjdźcie, wszystko tu wynieście, com jej podarował. / Wychodzi szereg niewolników i niewolnic niosących toboły. / PALESTRIO / zwraca się ku domowi żołnierza z rękami wzniesionymi do modlitwy / Niechże jeszcze cię pozdrowię, ty Larze domowy, Zanim pójdę — wy, współsłudzy, i wy, współsłużące, Już żegnajcie! Żyjcie w zdrowiu, a miejcie też dla mnie Dobre słowo, nawet chociaż tu z wami nie będę! / Udaje, że zalewa się łzami i głośno zawodzi. / PYRGOPOLINICES / klepie go po ramieniu i pociesza / No już nie martw się, Palestrio. PALESTRIO / aż zawodzi od płaczu / Oj, jakże łzy wstrzymać, Kiedy muszę cię opuścić! PYRGOPOLINICES Znieśże to odważnie! PALESTRIO / płacze dalej / Wiem ja, wiem, jak mnie to boli! FILOKOMAZJUM / odzyskuje przytomność / Lecz cóż to? Co widzę? Co to? Witaj, światło słońca! Ale gdzież ja jestem? PLEUSIKLES I ty witaj! Otrzeźwiałaś? FILOKOMAZJUM / udając przerażenie, wyrywa mu się z rąk / Ach, kogożem ja to Tak objęła? Czym przytomna? PLEUSIKLES / ściskając ją czule / Nie bój się, najdroższa! PYRGOPOLINICES / który przecież zauważył te czułości / Cóż to znów? PALESTRIO / ratując sytuację / To ona właśnie — — była nieprzytomna! / do siebie półgłosem / Drżę że strachu, że to wszystko na koniec się wyda. PYRGOPOLINICES / coś dosłyszał / Co takiego? PALESTRIO / by zdezorientować żołnierza / Że to wszystko tak będą za nami Nieść przez miasto — — by ktoś tego tobie za złe nie wziął. PYRGOPOLINICES Dałem swoje, nie ich własność. Niewiele dbam o nich. Dalej w drogę, z wolą bogów! PALESTRIO / usprawiedliwiając się / Ja przez wzgląd na ciebie To mówiłem. PYRGOPOLINICES Ja ci wierzę. PALESTRIO Więc bądź zdrów! PYRGOPOLINICES Ty również. PALESTRIO / do całego orszaku / Idźcie szybko, ja tam zaraz podążę za wami. Chcę coś z panem porozmawiać. / Orszak odchodzi szybko w stronę portu. / Choć zawsze myślałeś, Że ci inni są wierniejsi niżli ja, to jednak Bardzom ci za wszystko wdzięczny; a gdybyś tak zechciał, Wolałbym być niewolnikiem u ciebie niż nawet Wyzwoleńcem u innego. PYRGOPOLINICES No, bądź dobrej myśli. PALESTRIO / znów zalewa się łzami / Oj, oj, gdy pomyślę o tym, jak trzeba się zmienić: Babskich rzeczy się wyuczać, zapomnieć żołnierki! PYRGOPOLINICES A patrz, żebyś był porządny! PALESTRIO O, już nie potrafię, Cała chęć mnie już odeszła! PYRGOPOLINICES No, już idź za nimi I nie marudź. PALESTRIO A więc bądź zdrów! PYRGOPOLINICES Ty również! PALESTRIO A proszę, Na wypadek, jeśli kiedyś będę wyzwolony, (Ja cię o tym zawiadomię) pamiętajże o tym, Byś mnie przecie nie opuścił. PYRGOPOLINICES To nie jest mój zwyczaj. PALESTRIO / bezczelnie / Rozpamiętuj sobie często, jak wierny ci byłem, A zrozumiesz wtedy wreszcie, kto ci zły, kto dobry. PYRGOPOLINICES / pewny siebie / Wiem — i nieraz to widziałem. PALESTRIO Ale jeśli kiedy, To dziś ujrzysz to najlepiej. Zobaczysz, sam powiesz, Że dziś szczera prawda wyszła! PYRGOPOLINICES Z trudem się wstrzymuję, Żeby ci nie kazać zostać. PALESTRIO / niemile zaskoczony, szybko protestuje / O, tego to nie rób! Powiedzieliby, żeś kłamca, żeś jest nieuczciwy, Że ci nic nie można wierzyć; mogliby powiedzieć, Że prócz mnie nikogo nie masz wiernego wśród służby. Gdybym sądził, że ty możesz to zrobić z honorem, Sam bym radził. Lecz nie można. A więc strzeż się tego! PYRGOPOLINICES No już idź. PALESTRIO / z głębokim westchnieniem / Tak, ścierpieć muszę, cokolwiek wypadnie. PYRGOPOLINICES Bądź więc zdrów! PALESTRIO O, trza iść dzielnie! / Odchodzi chyżo w stronę portu. / PYRGOPOLINICES / woła za nim / Bądź więc zdrów, raz jeszcze! / do widzów / Zawsze przedtem byłem pewny, że on jest najgorszy Spośród moich niewolników, a dzisiaj znajduję, Że on mi jest przecież wierny. I gdy to rozważam, Głupiom zrobił, żem go puścił. — Teraz pójdę sobie Tutaj na miłostki moje. Lecz słyszę — drzwi skrzypły. / Ustępuje na bok. / / Chłopiec, Pyrgopolinices. / CHŁOPIEC / wychodzi z domu Periplektomenusa i mówi do wnętrza / Ależ mnie już nie uczcie, już wiem, co mam zrobić! Już ja go tam odnajdę, gdziekolwiek jest teraz Wytropię, nie oszczędzę wysiłku mojego. PYRGOPOLINICES Mnie on szuka. — Zabiegnę temu chłopcu drogę. / Staje naprzeciw niego. / CHŁOPIEC Hej, ja ciebie tu szukam. / z ukłonem / Witaj mężu śliczny, Dziecko szczęścia — którego dwa bóstwa najwięcej Kochają! PYRGOPOLINICES Które bóstwa? CHŁOPIEC Sam Mars i Wenera! PYRGOPOLINICES / z uśmiechem / Dowcipny z niego chłopczyk! CHŁOPIEC Błaga cię, byś przyszedł, Pragnie ciebie, pożąda, umiera z tęsknoty! Więc ratuj zakochaną! Stoisz? Chodźże! PYRGOPOLINICES Idę. / Wchodzi do domu Periplektomenusa. / CHŁOPIEC / do widzów / On się tam już tymczasem sam zaplątał w sidła. Zasadzka jest gotowa. Stary tylko czeka, By się rzucić na gacha, butnego z „urody”, Co myśli, że się wszystkie w nim durzą kobiety, Która tylko go ujrzy. A jego nie cierpią Tak baby jak mężczyźni. — Teraz zaś popędzę Na tę burdę — bo słyszę już krzyki ze środka. / Wpada do domu Periplektomenusa, skąd słychać ogromny zgiełk. / AKT PIĄTY / Periplektomenus, Pyrgopolinices, Kario, Sceledrus. / PACHOŁKOWIE / Pachołkowie wloką Pyrgopolinicesa w samej koszuli, opierającego się wszelkimi siłami; za nimi kucharz Kario z ogromnym nożem / PERIPLEKTOMENUS Dajcie go tu! Co? Iść nie chce? W górę go i za drzwi! Trzymajcie go tak w powietrzu! Nogi mu rozedrzeć! PYRGOPOLINICES / śmiertelnie przerażony / Błagam, Periplektomenie, na bogów! PERIPLEKTOMENUS Nic z tego! Patrz no, Kario, żeby nóż twój był ostry, porządnie! KARIO / grożąc nożem / Co? Toż on już dawno czyha, ażeby gachowi Popodcinać to podbrzusze, by mu tak wisiało, Jak te cacka, co się dziecku na szyi zawiesza! PYRGOPOLINICES O, źle ze mną! PERIPLEKTOMENUS Co? Nie jeszcze. Nie śpiesz się tak bardzo! KARIO / zakasując rękawy i udając, że zabiera się do operacji / Więc się teraz wziąć do niego? PERIPLEKTOMENUS Nie, przedtem kijami Wysmarować! KARIO Byle dobrze! / Pachołek okłada go, wiele się zmieści, żołnierz wrzeszczy wniebogłosy. / PERIPLEKTOMENUS [Poczekaj no — trochę, Ja go tylko chcę wypytać. Jeśli będzie kłamać, Bij co wlezie!] / do żołnierza / Więc jak śmiałeś, ty bydlę bezczelne, Cudzą żonę napastować? PYRGOPOLINICES / płaczliwie / Niechże mnie tak bogi, Sama przecież przyszła do mnie. PERIPLEKTOMENUS Kłamie! Dalej w niego! / Pachołek okłada go, żołnierz wrzeszczy. / PYRGOPOLINICES Poczekajże, niech coś powiem! PERIPLEKTOMENUS Czemu przestajecie? PYRGOPOLINICES Jakże, więc nie wolno mówić? PERIPLEKTOMENUS Mów! / Przestają go bić na chwilę. / PYRGOPOLINICES Byłem proszony, By pójść do niej! PERIPLEKTOMENUS Jak iść śmiałeś? Masz za to! / Okłada go. / PYRGOPOLINICES Oj! Dosyć, Dosyć jestem już obity! Litości! KARIO Już krajać? PERIPLEKTOMENUS Kiedy zechcesz. / do pachołków / Rozpiąć go tu! Nogi mu rozciągnąć! PYRGOPOLINICES / krzyczy przeraźliwie / Błagam cię, wysłuchaj przecież, nim on zacznie krajać! PERIPLEKTOMENUS Mów! PYRGOPOLINICES / mówi, pojękując / Nie było tak, z niczego: miałem ją za wdowę, Tak mówiła mi służąca, co pośredniczyła. PERIPLEKTOMENUS Więc przysięgnij, że nie będziesz miał nic do nikogo Za to, żeś tu był obity lub że będziesz bity, Jeśli cało cię puścimy — ty wnuczku Wenery! PYRGOPOLINICES Więc przysięgam na Jowisza i Marsa: nie będę Mieć nic nigdy do nikogo, żem tu był obity, Co uznaję za rzecz słuszną. A jeśli stąd wyjdę Bez uszczerbku na mych członkach, to — wobec mej winy — Żadnej krzywdy nie doznaję. PERIPLEKTOMENUS A co będzie wtedy, Jeśli przysiąg nie dotrzymasz? PYRGOPOLINICES Niech mam całe życie Ten uszczerbek na — mej sławie! KARIO Nabijmy go jeszcze, Potem, myślę, już go puśćmy! / Pachołkowie okładają go jeszcze, ale on już uradowany woła do Kariona. / PYRGOPOLINICES Niech cię zawsze bogi Szczęściem darzą, że tak za mną życzliwie się wstawiasz! KARIO No to daj nam minę złota. PYRGOPOLINICES Za co? KARIO Jak to za co? Byśmy cię puścili cało, bez żadnych uszczerbków, Ty, ty, wnuczku Weneryjski! Inaczej nie pójdziesz, Nawet nie myśl! PYRGOPOLINICES To zapłacę. KARIO No tak, to rozsądniej. Ale nie myśl, byś mógł zabrać płaszcz, miecz i tunikę. JEDEN Z PACHOŁKÓW Bić go jeszcze czy już dosyć? PYRGOPOLINICES Oj, dosyć mam kijów, Miejcie litość! PERIPLEKTOMENUS Więc go puśćcie. / Puszczają go na ziemię. / PYRGOPOLINICES / zbiera się bardzo powoli / Bardzo ci dziękuję. PERIPLEKTOMENUS / grożąc mu / Jeśli cię tu jeszcze złapię, to wyjdziesz — — z uszczerbkiem! PYRGOPOLINICES I nie będę się sprzeciwiał. PERIPLEKTOMENUS No, Kario, do domu! / Wszyscy prócz Pyrgopolinicesa wchodzą do domu Periplektomenusa. / PYRGOPOLINICES / rozciera obite członki / O! Mych niewolników widzę! / Zbliżają się ci, co nieśli bagaże Filokomazjum, z nimi Sceledrus. / Czy Filokomazjum Pojechała? — Mówże przecież! SCELEDRUS Już dawno. PYRGOPOLINICES / z westchnieniem / To szkoda. SCELEDRUS Jeszcze więcej wzdychać będziesz, jeżeli się dowiesz To, co ja wiem! Tak, bo tamten, ze szmatą na oku, To — to nie był żaden żeglarz. PYRGOPOLINICES Tylko kto? SCELEDRUS Kochanek Tej Filokomazjum naszej! PYRGOPOLINICES Skąd to wiesz? SCELEDRUS Wiem dobrze, Bo jak tylko z bramy wyszli, to nie zaprzestali Wciąż się ściskać i całować. PYRGOPOLINICES Ale mnie dostało! Widzę, że mnie oszukali. To szelma Palestrio, On mnie zwabił w tę zasadzkę! — Ha — słusznie się stało; Gdyby się i innym gachom też tak przytrafiło, Mniej by było ich zapewne, więcej by się bali I mniej mieliby ochoty. — / do Sceledrusa i reszty służby / No, chodźmy! / do widzów / Klaskajcie! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/plaut-zolnierz-samochwal. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: T. M. Plautus, Żołnierz samochwał, Wydawnictwo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich, Wrocław 1951. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Wojciech Kotwica, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-5480-2