Joanna Papuzińska O zapadłej karczmie (Boguchwalski dzwon) Opracowano na podstawie bajki ludowej O nazwie wsi Boguchwała. Zapadła karczma opowiedzianej przez Stefanię Budę ISBN 978-83-288-5447-5 Przed dawnymi laty ta wieś, co dziś się nazywa Boguchwała, nosiła inną nazwę. Zwano ją Pietraszewice, od imienia jednego z jej właścicieli. I była też w tej wsi karczma, ale jak się nazywała, to nikt nie pamiętał, bo wszyscy nazywali ją przeklętą, albo „Pod Antychrystem”, a to dlatego, że straszne się w niej działy bezeceństwa i zbrodnie. Niejeden podróżny, co do karczmy na nocleg zajechał, żywy już z niej nie wyszedł. A powiadali, że nie tylko podli ludzie, ale też i siły nieczyste tam przebywały, diabły, wiedźmy i demony urządzały tam nieraz swoje hulanki i pikniki. Toteż nieraz dobiegały z karczmy hałasy, krzyki jakieś i wycia potępieńcze. A kiedy odzywał się dzwon z kościoła, co stał niedaleko od karczmy, wcale te straszne odgłosy nie cichły, przeciwnie, jeszcze głośniej coś tam się łomotało i tłukło! Pewnego razu zatrzymał się w tej karczmie wędrowiec jadący z daleka. Tu bowiem, z biegiem Wisłoka, przechodziły szlaki handlowe prowadzące aż na Węgry i dalej na południe. Podróżny nic nie wiedział o złej sławie karczmy, bo przecież z daleka przybył. Toteż izbę na nocleg wynajął, a że był człowiekiem pobożnym, zaraz gdy tylko rękawice ściągnął i miecz odpasał, uklęknął do pacierza, aby za drogę szczęśliwie dotąd przebytą Bogu podziękować. Jednak ledwo modlitwę rozpoczął, ściany się zatrzęsły, huknęło coś wokół, że aż zadrżał podróżny ze strachu. — Ratuj mnie, Panie Boże! — zawołał. I usłyszał głos z wysoka: — Zbieraj się czym prędzej, siadaj na konia i uciekaj stąd! Wybiegł podróżny z karczmy, na swego konia wskoczył i w popłochu na wschód popędził. A od zachodu niebo sczerniało, wielkimi chmurzyskami się zaniosło. Chmury walą o siebie pękatymi brzuchami, grzmi, pioruny tłuką jeden za drugim. Pędzi więc podróżny, konia pogania, żeby przed tą burzą umknąć. Ale nagle, w jednej chwili, wszystko ucichło. Rozgląda się wokół, niebo czyste, żadnych chmur nie ma, nawet słońce świeci. Już po burzy. Odetchnął podróżny z ulgą, uspokoił się i wtedy przypomniał sobie, że w karczmie na stole zostawił swoje rękawice i miecz. Zawrócił więc konia i ruszył z powrotem do Pietraszówki, żeby je zabrać. Dojeżdża do wsi, a tu ani karczmy, ani kościoła nie ma, tylko woda wielka wokół. Rzeka Wisłok wylała potężnie, pędzą wzburzone fale i nagle — cóż widzi? Z prądem niesiony na wodzie płynie stół z karczmy, a na blacie leżą jego rękawice i miecz! Zrozumiał podróżny, że i on sam byłby w kipieli wodnej zginął, gdyby go głos Boga w porę nie uratował. Przeżegnał się więc tylko pobożnie i w dalszą drogę ruszył. Od tego zdarzenia minęły długie lata. Wisłok powrócił z wolna do swego dawnego koryta, rozlewisko trzciną i sitowiem zarosło, kościół ludzie odbudowali niedaleko na wzgórzu. Pewnego dnia świniarka, która pasła świnie na łące, zobaczyła, że jedna z jej podopiecznych odłączyła się od stadka i coś tam wygrzebuje na rozlewisku. Pobiegła więc za nią i patrzy, a tu z błota i sitowia jakiś kształt się odsłonił, coś jakby kociołek jakiś czy rondel? Zaciekawiona, przyniosła wody z Wisłoka, zaczęła ten dziwny kształt polewać, trawą i sitowiem czyścić, patykiem oskrobywać. Kawałek tylko udało jej się odkryć i od razu poznała, że to nie garnek żaden, tylko dzwon w błocie zagrzebany leży! Pobiegła więc do wsi i ludzi zwołała. Przybiegli chłopi, co niedaleko na polu pracowali, i z ciekawością dzwon oglądają, próbują go z błota wydobyć. Ale gdzie tam! Dzwon ani drgnie! — Do kościoła trzeba pobiec, proboszcza zawołać! — radzi jeden. — Oj, obędzie się bez proboszcza, sami poradzimy! — woła inny. A był to spryciarz jakiś, co miał nadzieję dzwon dla siebie wyciągnąć i za dobre pieniądze go sprzedać. Sprowadził więc zaraz wóz i parę mocnych koni, dzwon za ucho liną przywiązał i zabrał się go wyciągać. Ale choć konie ciągnęły z całych sił, zapierając się kopytami, a jeszcze chłop je batem ponaglał, dzwon tkwił dalej w błocie jak zamurowany i nie dał się ruszyć ani odrobinę. — Czekaj no, jak żeś taki uparty, to ja ci też pokażę! — mruknął gospodarz i sprowadził ze wsi jeszcze dwa konie. Teraz już czwórka koni z całą mocą ciągnęła linę, aż ta w końcu — trach! Zerwała się. Konie wyrwały naprzód, przewracając i ciągnąc za sobą woźnicę, a dzwon nawet nie drgnął. No cóż, trzeba było zatem pójść po proboszcza. Przyszedł ksiądz proboszcz z organistą, dzwon przeżegnał, wodą święconą pokropił i mówi do organisty: — Spróbuj teraz, z Bożą pomocą! Chwycił organista dzwon za ucho, a dzwon, jakby sam tego chciał, lekko z ziemi wyskoczył. I tak łatwo organista go podniósł, że nawet drugiej ręki nie musiał użyć. Załadowali dzwon na wózek, powieźli do kościoła i zawiesili na dzwonnicy. Od tej pory złowrogie moce opuściły już Pietraszówkę, a mieszkańcy na pamiątkę tego zdarzenia nazwali swoją wieś Boguchwała i tę nazwę nosi ona po dziś dzień. A kto uważnie słucha głosu kościelnego dzwonu, usłyszeć może takie słowa: Bim-bam-bom, Boguchwalski dzwon! Świnia mnie wyryła, panna mnie umyła, organista wziął! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/o-zapadlej-karczmie. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Dorota Kowalska. ISBN-978-83-288-5447-5