Gotthold Ephraim Lessing Natan mędrzec Poemat dramatyczny w pięciu aktach tłum. Anastazy Kwiryn ISBN 978-83-288-2465-2 OSOBY: * Sułtan Saladyn * Sittah, jego siostra * Natan, bogaty żyd w Jerozolimie * Recha, jego przybrana córka * Daja, chrześcijanka, bawiąca w domu * Natana, jako towarzyszka Rechy * Templariusz * Derwisz * Patriarcha jerozolimski * Braciszek klasztorny * Emir * Mamelucy Saladyna Rzecz dzieje się w Jerozolimie. AKT I / Przedsionek domu Natana. / SCENA I / Natan, Daja. / / Natan powraca z podróży; Daja wychodzi naprzeciw niemu. / DAJA To on! To Natan!… Bóg niech przyjąć raczy Dzięki, że wreszcie powracacie do nas. NATAN Tak, Dajo, dzięki Bogu! Ale czemu Powiadasz: *wreszcie*? Czyż wprzód wrócić chciałem? Czyż wrócić mogłem?… Wszakże z Babilonu Do Jeruzalem, gdy kto zbaczać musi W prawo i w lewo, jest mil najmniej dwieście, A ściągać długi nie jest interesem Tak do zrobienia łatwym. DAJA O Natanie! Do jakiej nędzy moglibyście byli Dojść tutaj!… Dom wasz… NATAN Uległ pogorzeli. o tym słyszałem już… Daj Boże, żebym Słyszał już wszystko, co mam słyszeć jeszcze. DAJA Niewiele brakło, żeby zgorzał cały. NATAN Naówczas, Dajo, wznieślibyśmy nowy I wygodniejszy. DAJA Prawda. Lecz w pożarze O włos, że Recha także nie straciła Życia! NATAN Kto? Recha moja? Ona? Ona? Tegom nie słyszał!… Ha! więc byłbym domu Nie potrzebował!… Więc o włos, powiadasz, Że nie spłonęła?… Ha! Spłonęła może! Może zginęła w tym pożarze?… powiedz! Mówże!… Od razu zabij mnie, a dłużej Nie dręcz… A zatem tak? Spłonęła? DAJA Gdyby Tak było, czyżbym ja wam to mówiła? NATAN Czemuż więc straszysz mnie?… O Recho, Recho! O Recho moja! DAJA Wasza? Wasza Recha? NATAN Czyliż nie było zawsze mym zwyczajem To dziecko moim zwać? DAJA Czy równym prawem Zowiecie swoim wszystko to, co macie? NATAN Nie większym! Wszystko dała mi przyroda I szczęście, tylko własność tę jedyną Zawdzięczam cnocie. DAJA Jakże mi, Natanie, Drogo za dobroć swą każecie płacić! Jeżeli dobroć, co ma takie cele, Dobrocią można nazwać! NATAN Takie cele?… Jakież to, Dajo? DAJA Nie sumienie… NATAN Dajo, Pozwól, że najprzód ci opowiem… DAJA Moje Sumienie, mówię… NATAN Jaką w Babilonie Piękną materię ci kupiłem! Śliczna, I w najpiękniejszym guście! Nie przywożę Dla Rechy nawet nic wyszukańszego! DAJA I cóż to znaczy, gdy sumienie moje — Muszę to wyznać — już się nie da dłużej Zagłuszać! NATAN Pozwól, pilno mi zobaczyć, Czy będą ci się podobały sprzączki, Kolczyki, pierścień, oraz łańcuch, którem Kupił w Damaszku… DAJA Wyście zawsze tacy! Pragniecie tylko darzyć, tylko darzyć! NATAN Więc przyjm tak chętnie dary, jak je daję. I milcz. DAJA I milczeć! Któż by wątpił o tym, Natanie, żeście hojni i uczciwi? A jednak… NATAN Jednak jestem tylko Żydem! Co? Czyś to mówić chciała? DAJA Co chcę mówić, Wiecie wy lepiej. NATAN A więc milcz! DAJA Ja milczę. Co tu na bożą zasługuje karę, Czego nie mogę ani nie dopuścić, Ani odmienić, niechaj na was spadnie. NATAN Niech spadnie na mnie!… Lecz gdzież ona? Dajo! Jeśli mnie łudzisz!… Czyliż wie już o tym, Że przyjechałem? DAJA Was się spytać o to! Dotąd jej nerwy jeszcze drżą z przestrachu I dotąd pożar jej fantazja plącze W obrazy swoje. Duch jej śpi na jawie, A we śnie czuwa: raz mniej niż zwierzęciem Zda się, a czasem więcej niż aniołem. NATAN Biedna! Czymżeśmy, ludzie! DAJA Dzisiaj rano Leżała, oczy zamknąwszy, jak martwa. Nagle się zrywa, woła: „Słuchaj, słuchaj! Przyszły wielbłądy mego ojca… Słyszysz? To jego luby głos!…” I znów zamknęła Oczy, a głowa, którą podpierała Ręką, opadła na poduszki… Biegnę Do drzwi i patrzę: to wy! Wy wracacie!… Cóż w tym dziwnego? Dusza jej bawiła Przy was i przy nim cały czas. NATAN I przy nim? Jak to? i przy kim? DAJA Przy tym, co z pożaru Ją wyratował. NATAN Któż to był? Kto? Gdzie on? Kto mi ocalił moją Rechę? Któż to? DAJA Młody templariusz, przed kilkoma dniami Przyprowadzony tutaj jako jeniec, Którego sułtan ułaskawił. NATAN Jak to? Sułtan Saladyn podarował życie Templariuszowi? A więc mniejszym cudem Nie byłbyś Rechy mej ocalił, Boże? DAJA Gdyby on nie był chciał narazić życia, Które odzyskał tak niespodziewanie, Byłoby po niej. NATAN Gdzież on? Dajo! Powiedz, Gdzie ten szlachetny człowiek? Do nóg jego Prowadź mnie! Skarby, którem wam zostawił, Wszakże mu dałyście? Dałyście wszystkie? I więcej mu przyrzekłyście? Wiele więcej? DAJA Jakżeśmy mogły? NATAN Nic? Nic? DAJA Nie wiadomo, Skąd przyszedł. Dokąd poszedł, nie wiadomo. Nie znając wcale domu, tylko uchem Wiedziony, w swoim rozpostartym płaszczu, Przez dym i płomień śmiało szedł za głosem, Który o pomoc wołał. Już się zdało, Że zginął, kiedy z śród płomieni nagle Wyszedł, unosząc ją ramieniem silnym, I niewzruszony, zimny wobec dzięków, Złożył swą zdobycz, między lud się wcisnął, I znikł. NATAN Spodziewam się, że nie na zawsze. DAJA Ujrzałyśmy go znowu dni następnych, Jak się przechadzał w cieniu palm, którymi Jest otoczony grób Zmartwychwstałego. Ja przystąpiłam doń i dziękowałam, I zaklinałam, by odwiedzić zechciał Biedną istotę, co spoczynku nie ma, Póki dziękczynnych łez swych nie wypłacze U jego kolan. NATAN I cóż? DAJA Nadaremnie! Na prośby głuchym został, i wyszydził Mnie bez litości… NATAN To cię odstraszyło… DAJA Bynajmniej! Co dzień doń przystępywałam On co dzień szydził ze mnie jednakowo. Com wycierpiała odeń już! I czego Z chęcią nie zniosłabym!… Od dawna przecież Już nie przychodzi więcej pod te palmy, Co ocieniają grób naszego Pana… Nikt nie wie, gdzie się podział. Was to dziwi I zastanawia? NATAN Myślę o tym, jaki Wpływ to wywarło na umyśle Rechy. Tak się wzgardzoną widzieć, i przez tego, Którego serce każe cenić drogo; Być odepchniętą tak, i pociąganą Zarazem. Sądzę, że w podobnym razie Serce i głowa długo walczyć muszą, Czy ma zwycięstwo odnieść wstręt do ludzi, Czy cichy smutek? Często nie zwycięża Żadne z nich, tylko w walkę ich się miesza Bujna fantazja, tworząc marzycieli, U których głowa pełni serca rolę, A serce głowy!… Smutna to zamiana! Taki wypadek, jeśli się nie mylę, Musiał zajść z Rechą… Ona marzy… DAJA Marzy, Tak słodko jednak, lubo… NATAN Ale marzy! DAJA Jedna z jej… chimer — jeśli tak je zwiecie — Jest jej szczególniej godną. Ów templariusz Nie ziemską dla niej jest istotą, ale Aniołem owym, pod którego pieczę Oddane było serce jej od dziecka. Spłynął on do niej z chmury, co go zawsze Okrywa, którą nawet wśród płomieni Był otoczony, i wziął templariusza Postać… Nie śmiejcie się z niej!… Kto wie?… Albo, Choć w was to budzi uśmiech, pozostawcie Jej to marzenie, w którym się jednoczą W jedno miłości koło: Żyd, chrześcianin I muzułmanin… Jest to tak przyjemne Marzenie! NATAN Dla mnie także jest przyjemnym! Idź, dobra Dajo, idź i spójrz, co robi, Czy mówić mogę z nią. Poszukam potem Tego dzikiego i tak gniewliwego Anioła stróża, a jeżeli jeszcze Na tym padole bawi, wzniosłe czyny W tak szorstki sposób pełniąc, to go znajdę I przyprowadzę tu! DAJA Zadanie trudne Przedsiębierzecie… NATAN Wówczas obłęd miły Ustąpi miejsca prawdzie milszej jeszcze; Bo wierz mi, Dajo, zawsze człowiekowi Człowiek jest milszym od anioła. Toteż I ty się na mnie nie rozgniewasz pewnie, Jeśli uzdrowię naszą marzycielkę. DAJA Tacy jesteście dobrzy, a zarazem Tacy złośliwi!… Idę!… Ach! lecz patrzcie!… To ona!… SCENA II / Ciż sami, Recha. / RECHA Tyżeś, tyżeś to, mój ojcze? Sądziłam, żeś tu naprzód wysłał tylko Swój głos. Gdzież byłeś? Jakież to pustynie, Góry i rzeki z sobą nas dzieliły? Słyszałam prawie oddech twój, a przecież Nie pośpieszyłeś Rechy twej uściskać; Tej Rechy, która omal nie spłonęła! Omal, o mało, ledwie! Nie drżyj, ojcze! To brzydka bardzo śmierć, w płomieniach zginąć! Och! NATAN Moje dziecię, moje dziecię drogie! RECHA Ty tam musiałeś przez Eufrat, Tygrys, Jordan, i kto wie jakie jeszcze wody Brodzić… Och! Jakże często ja o ciebie Drżałam, dopóki sama się tak blisko Ognia nie tknęłam. Ale odkąd płomień Był mnie tak bliski, śmierć wśród fal zda mi się Ochłodą, czarem, ocaleniem. Jednak Tyś nie utonął, ja zaś nie zginęłam Wśród ognia. Będziem sobą się cieszyli I chwałę Bogu damy! On niósł ciebie I czółno twoje, na niewidzialnego Anioła skrzydłach, przez zdradliwe prądy, On dał znak także aniołowi memu, By mnie widzialny na swych skrzydłach białych Przeniósł przez płomień. NATAN / do siebie / Na swych skrzydłach białych! Tak, tak! To biały płaszcz, co templariusza Okrywał. RECHA On to mnie widzialnie przeniósł Przez płomień, skrzydłem swoim owiewany. Zatem anioła mogłam oko w oko Widzieć, anioła mego. NATAN Byłoby to Godnym mej Rechy, i nie znalazłaby Piękności więcej w nim, niż on w niej samej. RECHA / z uśmiechem / Komuż to schlebiasz, ojcze? Aniołowi Czy sobie? NATAN Jednak, chociażby to tylko Zwyczajny człowiek, człowiek, jakich co dzień Spotykasz, taką oddał ci usługę, Musiałby stać się w oczach twych aniołem, I stałby się nim pewnie… RECHA Nie, nie takim. On był aniołem! Nie! On rzeczywistym, On rzeczywistym był z pewnością!… Czyżeś Mnie sam nie uczył, że są aniołowie? Czyś mnie nie uczył, że Bóg może czynić Cuda dla takich, którzy go kochają? A ja go kocham przecież. NATAN I on ciebie Kocha i cuda czyni w każdej chwili Dla ciebie i dla bliźnich twoich. Tak jest, Przez całą wieczność wciąż je dla was czynił. RECHA Wierzę w to chętnie. NATAN Jak to? Więc dlatego, Że to zwyczajnie brzmi i naturalnie, Iż cię templariusz wyratował, ma to Już nie być cudem? Nie! Największym z cudów, Że powszednimi tak się dla nas mogły Stać rzeczywiste i prawdziwe cuda! I gdyby nie ten cud ogólny, to by Człowiek myślący rzadko uznał cudem To, co zwać cudem mogą tylko dzieci, Które się gapią na to, co niezwykłe, I za nowością tylko gonią. DAJA / do Natana / Chcecież Jej biedny umysł, i tak naprężony, Subtelnościami tymi do ostatka Obłąkać? NATAN Daj mi pokój!… Dla mej Rechy Nie dosyć wielkim zdaje się to cudem, Że ją ocalił z ognia człowiek taki, Który sam musiał wprzód być ocalony Przez cud… niemały cud! Bo czyż słyszano, Żeby Saladyn kiedy podarował Templariuszowi życie? By templariusz Chciał jego łaski? Albo się spodziewał, By mu za wolność swą chciał dać w zamianę Bodaj skórzany pas, na którym nosi Swój miecz lub sztylet? RECHA To przemawia właśnie Za moim zdaniem, ojcze. Z tej przyczyny Nie był on wcale templariuszem, tylko Postać tę przybrał. Czyliż do niewoli Wzięty templariusz przybył kiedykolwiek Po co innego do Jerozolimy, Jak po śmierć pewną? Czyliż chodził wolno Po Jeruzalem? Jakże mógł z nich który Mnie wyratować w nocy? NATAN Ho! Jak zręcznie! Teraz ty, Dajo, przemów. Wszak mówiłaś, Że sprowadzono go tu jako jeńca? Coś więcej musisz wiedzieć bez wątpienia. DAJA No, tak. Tak mówią, lecz zarazem mówią, Że mu Saladyn podarował życie, Bo w jego twarzy znalazł rysy brata, Którego niegdyś kochał bardzo. Brat ten, Jak powiadają, już od lat dwudziestu Nie żyje. Nie wiem, jakie nosił imię, Nie wiem, gdzie podział się… To wszystko razem Zda się tak dziwnym, nieprawdopodobnym, Że w tym zapewne słowa prawdy nie ma… NATAN Dlaczegóż, Dajo, nieprawdopodobnym To ci się zdaje? Czyliż nie dlatego, Że wolisz wierzyć w to, co jest mniej jeszcze Prawdopodobne? Czemużby Saladyn, Który tak kocha swe rodzeństwo całe, Nie miał mieć w młodszych latach swoich brata, Ukochanego bardziej niźli inni? Czyż być nie może dwóch podobnych twarzy? Nie może obraz rysów trwać w pamięci? Czyż przypomnienie nie wywiera wrażeń? Gdzież tu jest, w czym tu jest niepodobieństwo? Co, mądra Dajo? Więc to jest dla ciebie Nie cudem wcale, tylko w twoje cuda Koniecznie trzeba, warto jest uwierzyć? DAJA Szydzicie ze mnie! NATAN Bo ty ze mnie szydzisz. Mimo to jednak, twoje ocalenie, Recho, zostaje cudem, który zdziałać Mógł Ten jedynie, co postanowienia Najstalsze królów i najniezmienniejsze Najsłabszej nici poruszeniem zwala, Są bowiem przed Nim głupstwem i błahością. RECHA Ojcze mój, ojcze, jeśli jestem w błędzie, Wiesz, że niechętnie bym w nim trwała. NATAN Czyli, Że chętnie przyjmiesz prawdę. Zważ więc tylko Wydatność większa albo mniejsza czoła, Inakszy zarys nosa, brwi osada Nieco odmienna na czołowej kości, Jeden rys, zmarszczka, zgięcie, kąt, nic jedno W twarzy jakiegoś Europejczyka, I to wystarcza, by cię tutaj, w Azji, Ocalić z ognia! Czyż to nie jest cudem? Jeśli koniecznie cudu wam potrzeba, Po co anioła trudzić? DAJA Cóż to szkodzi, Natanie? — Jeśli mówić mi jest wolno, Milej jest zawsze mniemać, że ratunek Winniśmy niebu, a nie człowiekowi. Czyż tak mniemając, nie jesteśmy bliżsi Pierwszej przyczyny ocalenia? NATAN Pycha! Nic tylko pycha!… Garnek z prostej gliny Pragnie, ażeby z żaru go wyjęto Srebrnymi cęgi, by mu się zdawało, Że sam jest srebrny. Ba! Co szkodzi, mówisz? Ja spytam, jaką korzyść to przynosi, Bo twoja bliższość pierwszych, boskich przyczyn, To niedorzeczność tylko lub bluźnierstwo. Ale to szkodzi, tak jest, zawsze szkodzi. Słuchajcie tylko. Wszakże tej istocie, Co ocaliła cię, czy to był człowiek, Czy anioł, pragniesz szczerze oddać wzajem Jakieś usługi, jak najwięcej usług? Nieprawdaż? Jakież można aniołowi Oddać usługi? Można mu dziękować, Można doń wzdychać, modlić się, w zachwycie Przed nim upadać, w święto jego pościć, Dawać jałmużny — więcej już nic. Otóż Mnie się wydaje, że na tym wy same Większe korzyści niż on odnosicie. Wasze go posty nie utuczą wcale, Wasze jałmużny jego nie zbogacą, Ani wasz zachwyt go nie uszczęśliwi, Ani go większym zrobi ufność wasza. Czy tak? To wszystko tylko dla człowieka. DAJA Zaprawdę, człowiek więcej sposobności Byłby nam podał, by dlań coś uczynić, A Bóg wie, żeśmy szczerze jej pragnęły! Ale on nie chciał nic, nie potrzebował Nic, tak stanowczo, tak sam starczył sobie, Jak aniołowie tylko starczyć mogą. RECHA Wreszcie, gdy zniknął… NATAN Zniknął? … jak to zniknął? Nie pokazuje się już pod palmami! Czyście szukały go gdzie indziej jeszcze? DAJA Nie szukałyśmy. NATAN Jak to? Nie? Nie, Dajo? To wielka szkoda!… Marzycielstwo wasze Jest okrucieństwem! A jeśli… a jeśli Anioł ten… chory? RECHA Chory! DAJA Chory! Gdzieżby! RECHA Jakiż dreszcz zimny mnie przebiega, Dajo! Skroń rozpaloną miałam, teraz czuję, Że lodowata. NATAN Jest on cudzoziemcem, Nie przywykł jeszcze do klimatu tego, Jest młody, nie mógł jeszcze się wzwyczaić Do obowiązków twardych swego stanu, Do nocnych czuwań, głodu. RECHA Dajo! Dajo! DAJA To jest Natana tylko przypuszczenie. NATAN Więc teraz leży sam, bez przyjaciela I bez pieniędzy, by przyjaciół kupić. RECHA Ach! Ojcze! NATAN Leży bez opieki, rady, Bez przychylnego głosu, przeznaczony Na pastwę cierpień, na łup śmierci! RECHA Gdzie? Gdzie? NATAN On, co dla takiej, której nie znał, ani Nie widział przedtem… cóż stąd? To był człowiek! Rzucił się w ogień! DAJA Litość nad nią miejcie, Natanie! NATAN On, co nie chciał ocalonej Ujrzeć, ażeby dzięków jej oszczędzić! DAJA Natanie! Litość! Litość nad nią miejcie! NATAN On, co zobaczyć nie chciał jej i potem Chyba w tym razie, gdyby mu wypadło Powtórnie wyrwać ją z płomieni… Ale Cóż to jest wszystko? Był to tylko człowiek! DAJA Słuchajcie! Patrzcie! NATAN On! On, bliski zgonu. Jedyny balsam ma we świadomości Swojego czynu! DAJA Dość! Przestańcie! To ją Zabija! Patrzcie! NATAN Tyś jego zabiła!… Mogłaś go zabić!… Recho! Recho moja!… Ja ci lekarstwo, nie truciznę daję!… On żyje, żyje!… Przyjdź do siebie!… Nawet Nie chory! Nawet nie jest chory! RECHA Pewno?… Żyje? Nie chory?… NATAN Żyje niezawodnie! Bo Bóg za dobro, które tu spełniamy, Nagradza tutaj jeszcze. Widzisz teraz, Że nie tak trudno jest pobożnie marzyć, Jak dobrze czynić. Jakże często ludzie Leniwi w święte bawią się marzenia, Ażeby tylko… choć zamiaru tego Nie są świadomi… aby tylko czynów Dobrych nie spełniać! RECHA Ach! Mój ojcze! Nigdy Już nie zostawiaj twojej Rechy samą! Nieprawdaż, może on wyjechał tylko? NATAN Tak… niezawodnie… Patrzcie, tam w oddali Jakiś muzułman wpatrzył się ciekawie W moje wielbłądy objuczone. Czyliż Znacie go? DAJA To jest derwisz wasz. NATAN Kto? DAJA Derwisz, Co z wami w szachy grywa. NATAN To on? Hafi?… To jest Al-Hafi? DAJA Teraz jest sułtana Skarbnikiem. NATAN Jak to? On? Al-Hafi? Znowu Zaczynasz marzyć! Tak… to on w istocie Zbliża się do nas. Idźcie już do domu! Cóż to usłyszę? / Daja i Recha odchodzą. Wchodzi Derwisz. / SCENA III / Ciż sami, Derwisz. / DERWISZ Wytrzeszczajcie oczy I patrzcie na mnie! NATAN Tyżeś to, czy nie ty? W tym świetnym stroju, derwisz? DERWISZ Cóż dziwnego? Czyż się już zrobić nie da nic z derwisza? NATAN To prawda. Ale mnie się wydawało, Że derwisz, prawy derwisz, nie pozwoli Nic robić z siebie. DERWISZ Na proroka! Zatem Chyba nieprawym jestem… Ale skoro Kto musi… NATAN Musi derwisz? Derwisz musi? Nikogo zmusić niepodobna, czyżby Derwisza zmusić można? I do czego? DERWISZ Do tego, o co bardzo jest proszony, A co sam uzna dobrem. To derwisza Jest obowiązkiem spełnić. NATAN Tak, na Boga! Prawdęś powiedział. Chodź, niech cię uściskam, Człowieku! Wszakżeś moim przyjacielem? DERWISZ Więc nie spytacie nawet, czym zostałem? NATAN Pomimo tego, czym zostałeś? DERWISZ Czyliż Stać się nie mogłem w stroju tym hultajem, Z którym wejść w przyjaźń brakłoby wam chęci? NATAN Jeśli derwisza serce ci zostało, To się nie lękam o to. Tym hultajem, Paradnie strojnym, może wtedy tylko Być twoja suknia. DERWISZ Ona też wymaga Poszanowania. No, i jak myślicie, Czym bym na waszym mógł był zostać dworze? NATAN Derwiszem, niczym więcej. Przy tym może Jeszcze kucharzem. DERWISZ Tak jest! Bym mej sztuki Zapomniał u was. Więc kucharzem? Czemu I nie piwniczym? No, nie zaprzeczycie, Że mnie Saladyn poznał lepiej, skoro Dał mi skarbnika urząd. NATAN On? U siebie? DERWISZ Tak, ale tylko przy podręcznym skarbie, Albowiem główny wciąż ma ojciec jego W zawiadywaniu; ja domowy tylko. NATAN Dom jego wielki? DERWISZ Większy niż myślicie, Bo każdy żebrak doń należy… NATAN Jednak Saladyn wrogiem jest żebraków… DERWISZ Takim, Że ich chce całkiem z państwa wykorzenić, Choćby miał przez to sam wyjść na żebraka. NATAN Tom właśnie myślał. DERWISZ Wyszedł też w istocie Już na żebraka, bo skarb jego co dzień, Gdy przyjdzie wieczór, jest do szczętu pusty. Chociażby z rana przypływ był największy, Wszystko odpływa do południa, NATAN Może Do odpływania służą mu kanały, Których nie można zatkać lub napełnić? DERWISZ Zgadliście. NATAN Łatwo było. DERWISZ Źle jest, jeśli Książę lud szarpie, niby sęp padlinę, Ale dziesięćkroć gorzej, jeśli jego, Jako padlinę, rozszarpują sępy! NATAN O nie, derwiszu! Nie! DERWISZ Wam mówić łatwo!… No… ile dacie? a natychmiast moje Miejsce wam oddam. NATAN Ileż ci przynosi To miejsce? DERWISZ Ile? Mnie niewiele, ale Wam może ono przynieść lichwę wielką, Bo kiedy przyjdzie odpływ, który często Zdarza się, śluzy wasze otworzycie, Dacie zaliczkę, i będziecie mogli Wziąć procent, jaki sami chcecie. NATAN Procent I od procentu procent. DERWISZ Tak. NATAN Aż wreszcie Zaliczka cała stanie się procentem. DERWISZ To was nie nęci? No, to piszcie kwita Z naszej przyjaźni, bo w istocie bardzo Na was liczyłem! NATAN Co? W istocie? Jak to? Jakże to?… DERWISZ Że mi pomożecie, abym Mógł pełnić godnie urząd mój, to znaczy, Żebym otwartą miał wciąż waszą kassę. Wstrząsacie głową? NATAN Trzeba się w tym względzie Dobrze zrozumieć… Jest różnica wielka… Ciebie, derwisza Al-Hafiego, chętnie Wesprę we wszystkim, co jest w mocy mojej, Ale Al-Hafi, co jest defterdarem Sułtana… temu… ten… DERWISZ A co? Nie zgadłem? W was zawsze dobroć brata się z rozwagą, Rozwadze mądrość towarzyszy! Ale Bądźcie cierpliwi! To, co rozróżniacie W Al-Hafim, wkrótce samo się rozróżni. Patrzcie, ta szata, którą dał mi sułtan, Zanim się zniszczy, nim się podrze w szmaty, W jakich derwisze chodzą, już na kołku Wisieć tu będzie w Jeruzalem; ja zaś Nad brzegiem świętej rzeki, nad Gangesem, Z mistrzami mymi, po gorących piaskach, Lekki i bosy błądzić będę… NATAN Wiem, żeś Zdolny do tego. DERWISZ I grać z nimi w szachy. NATAN To twe największe szczęście! DERWISZ A czy wiecie, Co mnie skusiło, żebym przestał żebrać, I z żebrakami bawił się w bogacza? Co było zdolnym mnie, najbogatszego Między biednymi, w jednej chwili zmienić W najbiedniejszego wśród bogatych? NATAN Pewno Nie świetna odzież? DERWISZ Coś o wiele jeszcze Gorszego. Oto, po raz pierwszy w życiu Byłem przedmiotem pochlebstw. Tak jest, sułtan, W obłędzie swojej wspaniałomyślności, Schlebiał mi. NATAN Jak to? DERWISZ Rzekł mi: „Żebrak tylko Wie, co żebrakom może być przyjemnym. Żebrak nauczył się żebraków wspierać W sposób właściwy. Twój poprzednik nadto Był zimnym, ostrym. Szorstkim był w dawaniu, I jeśli dawał, to zbyt skrzętnie badał O biorącego. Nie dość mu się zdało, Że niedostatek widział, chciał przyczyny Jego wyśledzić, by wysokość datku Najskąpiej do nich zastosować. Tego Al-Hafi robić mi nie będzie. Takim Niedobroczynnym dobroczyńcą w Hafim Saladyn biednym się nie wyda. Hafi Nie będzie, jako zamulone ścieki, Które przyjmują strumień czystej wody, Aby zmąconą po kropelce sączyć, Bo Hafi myśli, czuje jak Saladyn.” Tak brzmiał ptasznika wabik, i niebaczny Gil wpadł do siatki. Ach! pyszałek ze mnie! I pyszałkowi tak się podejść dałem! NATAN No, no, powoli, mój derwiszu! Pozwól… DERWISZ Co? Nie nazwiecie tego pyszałkostwem, Że ktoś chce wobec stu tysięcy takich, Co ludzi gnębią, dławią i mordują, Sam jeden zdawać się ich przyjacielem? Nie pyszałkostwem, że ktoś chce małpować Wszechmogącego miłosierdzie, które Na złych i dobrych, na uprawną rolę I na pustynię spływa bez różnicy? Nie pyszałkostwem wreszcie, że ktoś mniema, Iż zawsze będzie miał dłoń pełną? Mówcie, Nie pyszałkostwem to jest czystym? NATAN Dosyć! Przestań już! DERWISZ Zaraz, niechże i o moim Zarozumieniu wspomnę! Czyż nie byłem I ja pyszałkiem, gdy w zamiarach takich Szukałem dobrych stron, żem je znajdował, I że w tym udział wziąłem?… Co? Nieprawda? NATAN Al-Hafi, wracaj śpiesznie na pustynię, Bo się obawiam, żebyś pośród ludzi Nie przestał wkrótce być człowiekiem. DERWISZ Słusznie… I ja się tego lękam… bądźcie zdrowi! NATAN Idziesz, Al-Hafi? Wstrzymajże się trochę! Czyż ci ucieknie puszcza? Czekaj chwilę!… Nie chce mnie słuchać… Hej! Al-Hafi, czekaj!… / Derwisz wychodzi. / Poszedł, a jeszcze chciałem go zapytać O templariusza… Wie coś o nim może. / Daja wbiega szybko. / SCENA IV / Natan, Daja. / DAJA Natanie! NATAN Co tam? Co nowego? DAJA Znowu Widzieć go można! Znowu jest widzialny! NATAN Ależ kto, Dajo? DAJA On! On! NATAN On? On?… Wszędzie Jakoś „on” da się spotkać. Czyż dla ciebie On jest „on” tylko? … Tak być nie powinno, Chociażby nawet był aniołem… DAJA Chodzi Znów pod palmami i daktyle zrywa… NATAN Przyjmuje pokarm?… i ma templariusza Postać?… DAJA Nie dręczcie mnie! Poza gęstwiną Wzrok jej dopatrzył go, i wciąż go śledzi… Ona was prosi i zaklina, byście Do niego poszli bez odwłoki! Śpieszcie!… Ona wam z okna wskaże, w którą stronę Poszedł… O! Śpieszcież! NATAN Co? Tak jak z wielbłąda Zsiadłem? Czyż można? Idź! Ty śpiesz do niego, Powiedz mu, żem już wrócił, bo ten dzielny Człowiek jedynie w mej nieobecności W me progi wstąpić nie chciał. Teraz chętnie Przyjdzie, gdy ojciec prosi… Idź i powiedz, Że ja go proszę, że go z serca proszę. DAJA Daremnie! Do was przyjść nie zechce wcale, Nie zechce wstąpić w progi Żyda. NATAN Zatem Wstrzymaj go chwilę, lub przynajmniej wzrokiem Śledź, gdzie się uda; ja natychmiast śpieszę. / Idzie spiesznie do domu, Daja odchodzi / / Zmiana. Miejsce pod palmami. / SCENA V / Templariusz, Braciszek. / / Templariusz przechadza się pod palmami. Braciszek idzie za nim z boku, w pewnym oddaleniu, okazując, że chciałby do niego przemówić. / TEMPLARIUSZ / do siebie / Ten mnie nie z nudów ściga! Och! Jak zerka Na moje ręce! / głośno / Dobry bracie!… Chociaż Może was ojcem zwać winienem. Prawda? BRACISZEK Bratem, laikiem jestem… TEMPLARIUSZ Zatem, bracie, Gdybym miał… ale… Bóg mi świadkiem… nie mam. BRACISZEK I za to dzięki! Niech wam Bóg odpłaci Stokroć, co byście chcieli dać, bo wola, Nie datek dawcę czyni… Nie po datek Zresztą za panem mnie wysłano… TEMPLARIUSZ Zatem Wysłano? BRACISZEK Tak jest, stąd, z klasztoru! TEMPLARIUSZ Z tego, Gdziem się spodziewał znaleźć kawał chleba Pielgrzymi? BRACISZEK Stoły były już zajęte, Lecz niech pan wróci. TEMPLARIUSZ Po co? Wprawdzie mięsa Dawno nie jadłem, ale cóż to szkodzi? Daktyle za to są dojrzałe. BRACISZEK Niech pan Ostrożny będzie z tym pokarmem; w większej Ilości bardzo na śledzionę działa, Melancholiczny temperament sprawia. TEMPLARIUSZ A jeśli lubię być melancholicznym?… No, ale przecież nie z tą tylko radą Was tu przysłano? BRACISZEK O nie! Mam zlecenie Dojść myśli waszych, panie, i wybadać… TEMPLARIUSZ I to mówicie mi tak wprost?… BRACISZEK Dlaczegóż Nie miałbym mówić tego? … TEMPLARIUSZ / do siebie / To przebiegły Braciszek!… / głośno / Pewno jest was tam w klasztorze Więcej podobnych? BRACISZEK Nie wiem. Muszę słuchać, Panie. TEMPLARIUSZ Słuchacie więc, nic nie badając? BRACISZEK Czyżby inaczej było to słuchaniem? TEMPLARIUSZ / na stronie / Prostota zawsze słuszność ma! / głośno / Możecież Wyznać przede mną, kto to tak ciekawy Poznać mnie bliżej? Bo że nie wy sami, Przysiągłbym. BRACISZEK Czyżby mi to wypadało Lub zdać się mogło? TEMPLARIUSZ Komuż więc wypada, I ma się przydać na co ta ciekawość? Komuż? BRACISZEK Jak sądzę, patryjarsze, bowiem On przysłał mnie tu. TEMPLARIUSZ Co? Czyż patryjarcha Na białym płaszczu czerwonego krzyża Nie zna? BRACISZEK Ja także znam go. TEMPLARIUSZ Więc, braciszku, Jestem templariusz, jeniec… jeśli dodam, Żem do niewoli wzięty pod Tebninem, Gdyśmy w ostatniej chwili zawieszenia Broni to miasto chcieli zdobyć, aby Na Sydon prosto pójść… jeżeli dodam, Że nas dwudziestu wzięto, a jednego Mnie tylko sułtan ułaskawił, to już Dość będzie wiedział patryjarcha, może I więcej niż mu trzeba… BRACISZEK Lecz nie więcej Niż wie. On chciałby wiedzieć, z jakich przyczyn, Saladyn panu podarował życie, Panu jednemu. TEMPLARIUSZ Czyż ja sam wiem? Miałem Już obnażoną szyję, już klęczałem Na płaszczu moim, oczekując ciosu, Kiedy Saladyn spojrzał na mnie bystrzej, Przyskoczył, skinął. Wnet mnie podniesiono, Rozcięto pęta… Chciałem mu dziękować; Ujrzałem oczy jego we łzach… nie wyrzekłem Słowa, on milcząc odszedł… ja zostałem. Co w tym być mogło, jak do tego przyszło, Niechaj odgadnie to sam patryjarcha. BRACISZEK Wnosi on z tego, że was Bóg do wielkich, Do bardzo wielkich dzieł zachował. TEMPLARIUSZ Prawda! Żebym żydowskie dziewczę wyniósł z ognia, Żebym pielgrzymom na Synaju górę Był przewodnikiem, i do tym podobnych Dzieł wielkich. BRACISZEK Większe znajdą się. Te zresztą Nie są tak drobne. Może patryjarcha Znajdzie sam dla was sprawy większej wagi. TEMPLARIUSZ Co? Co, braciszku?… Czyli może o tym Wspomniał coś?… BRACISZEK Tak jest! Dał mi polecenie Wymiarkowanie z pana, czyś pan skłonny Do tego… TEMPLARIUSZ Zatem wymiarkujcie. / na stronie / Ciekaw Jestem, jak sobie pocznie. / głośno / Cóż? BRACISZEK Najprościej Będzie, gdy powiem panu bez ogródek Myśl patryjarchy. TEMPLARIUSZ Dobrze. BRACISZEK On by pragnął Przez pana przesłać list… TEMPLARIUSZ Przeze mnie przesłać? Jam nie posłaniec… Czyż to ma być zresztą Owo chlubniejsze dzieło niż wyrwanie Żydówki z ognia? BRACISZEK Tak się zdaje, bowiem Na owym liście — mówi patryjarcha — Chrześciaństwu wiele ma zależeć. Tego, Kto list ten — mówi patryjarcha — wiernie Doręczy, Pan Bóg osobliwszą łaską Niebios obdarzy. A tej łaski — mówi Patriarcha — pan jest najgodniejszy z wszystkich. TEMPLARIUSZ Ja? Ja? Dlaczego? BRACISZEK Bo pan jesteś wolny, Możesz rozpatrzeć się gdzie trzeba, wszędzie, Wiesz, jak się broni miast i szturmem bierze Twierdze, więc mógłbyś — mówi patryjarcha — Wewnętrzny, drugi mur, świeżo wzniesiony, Najlepiej zbadać i najdokładniejszy Rycerzom krzyża — mówi patryjarcha — Dać jego opis. TEMPLARIUSZ Dobry bracie, czyliż Mogę treść tego listu wiedzieć? BRACISZEK Ja sam Nie znam jej dobrze… List ten ma dojść ręki Króla Filipa… Patryjarcha… Często W podziw wpadałem, skąd tak święty człowiek, Żyjący niebem tylko, miewać może O sprawach ziemi tyle wiadomości, I myśleć o nich tyle… Muszą one Męczyć go bardzo… TEMPLARIUSZ Więc cóż? Patryjarcha… BRACISZEK Wie on dokładnie, jak i z której strony, W razie nowego rozpoczęcia wojny, Saladyn swoje zacząć ma działania. TEMPLARIUSZ Wie o tym? BRACISZEK Tak jest, i chce zawiadomić Króla Filipa, aby mógł rozważyć, Czyli tak wielkie jest niebezpieczeństwo? Czy jest konieczność rozejm z Saladynem, Który wasz zakon złamał tak walecznie, Wznawiać, i ofiar na to łożyć tyle? TEMPLARIUSZ To mi patriarcha! Prawda, dzielny człowiek! Nie chce zwykłego ze mnie mieć posłańca, Lecz chce mieć — szpiega! Powiedz patryjarsze, Dobry braciszku, że o ile mogłem Sam siebie zbadać, nie jest to rzemiosło Dla mnie… Za jeńca tutaj się uważam, A templariusza powołanie — mieczem Walczyć z wrogami, nie wywiadom służyć! BRACISZEK I jam tak myślał… Lecz niech to was, panie, Nie gniewa… Teraz jeszcze coś… Patriarcha Powziął wiadomość, jak się zwie warownia, I w którym miejscu leży na Libanie, Gdzie przechowane są te skarby, z których Przezorny ojciec Saladyna płaci Wojsku, i z których koszta uzbrojenia Jego opędza. Często i Saladyn Do tej warowni zwykł przybywać boczną Ścieżką… bez straży prawie… Pan pojmuje? TEMPLARIUSZ Dotąd nie. BRACISZEK Cóż by mogło być łatwiejszym, Jak w tej wycieczce schwytać Saladyna, I raz z nim koniec zrobić?… Pan się wzdryga? Już Maronitów kilku bogobojnych Ofiarowało się do tego czynu, Byleby tylko jaki mąż waleczny Chciał przewodnikiem być… TEMPLARIUSZ I patryjarcha Chce, żebym ja był tym walecznym mężem? BRACISZEK Mniema on przy tym, że z Ptolomaidy Król Filip będzie mógł w tej sprawie pomóc. TEMPLARIUSZ Mnie, mnie więc wybrał, bracie? Czyż nie wiecie, Czyście przed chwilą znowu nie słyszeli, Żem wdzięczność winien sułtanowi? BRACISZEK Tak jest, Lecz — patryjarcha mówi — że to piękne, Ale Bóg… zakon… TEMPLARIUSZ Nic w tym nie odmienią, I nie nakażą mi podłego czynu… BRACISZEK Lecz — patryjarcha mówi — że czyn podły W obliczu ludzi, nie jest podłym czynem W obliczu Boga… TEMPLARIUSZ Ja Saladynowi Zawdzięczam życie, i ja miałbym jemu Wydrzeć je?… BRACISZEK Prawda… Ale — patryjarcha Mówi — że zawsze wrogiem jest Saladyn Chrześciaństwa, zatem nie ma prawa waszym Być przyjacielem. TEMPLARIUSZ Moim przyjacielem? Ja tylko nie chcę łotrem względem niego Stać się! Niewdzięcznym łotrem! BRACISZEK I to prawda! Lecz patryjarcha mówi, że wdzięczności Nikt nie jest winien, tak w obliczu Boga, Jak wobec świata za usługę, której Nie uczyniono wprost dla niego. A że, Jak powiadają — mówi patryjarcha — Sułtan dlatego życie wam darował, Iż mu się zdało w rysach waszej twarzy Coś przypominać jego brata. TEMPLARIUSZ Nawet I o tym wie już patryjarcha?… Cóż stąd?… A gdyby było tak?… O Saladynie! Co? Więc natura dałaby mi tylko Twarz brata twego, a nic w duszy mojej Z rysami jego zgodnym by nie było? Albo, jeżeli coś się z nimi zgadza, Ja bym to stłumić miał dla patryjarchy? Nie! Tak przyroda kłamać nie jest zdolną! Tak Bóg w swych dziełach sam nie przeczy sobie! Idź, bracie! Nie burz żółci mej i odejdź! BRACISZEK Odchodzę, bardziej rad, niż tutaj szedłem. Wybaczcie, panie! My, klasztorni ludzie, Winniśmy słuchać naszych przełożonych. / Odchodzi. Daja, która już od pewnego czasu z daleka patrzyła na Templariusza, zbliża się do niego. / SCENA VI / Templariusz, Daja. / DAJA / do siebie / Coś mi się zdaje, że go ten braciszek Nie bardzo dobrze usposobił… Ale Muszę zlecenie spełnić… TEMPLARIUSZ Otóż macie! Czym się w szatańskie dostał dziś pazury?… Ledwiem uwolnił się od mnicha, zaraz Nadchodzi baba! DAJA / przystępując do niego / Co ja widzę! Zacny Rycerzu! Wyż-to!… Bogu dzięki! Dzięki Tysiączne! Gdzież to przez ten czas byliście? Nie chorowaliście? TEMPLARIUSZ Nie. DAJA Zdrowie służy? TEMPLARIUSZ Tak. DAJA Myśmy bardzo o was zatrwożeni Byli. TEMPLARIUSZ Tak?… DAJA Podróż odbyliście pewno? TEMPLARIUSZ Właśnie. DAJA Dopiero dziś z niej wróciliście? TEMPLARIUSZ Wczoraj. DAJA A dzisiaj ojciec Rechy wrócił, A zatem Recha się spodziewa… TEMPLARIUSZ Czego? DAJA O co tak często prosić was kazała… Ojciec jej także was jak najusilniej Zaprasza. Wraca właśnie z Babilonu, Wraz z dwudziestoma wielbłądami, które Niosą na grzbietach wszystko, czym najlepszym Oraz najdroższym mogą się poszczycić Z drogich kamieni, tkanin i klejnotów, Indie i Persja, Syria, nawet Chiny. TEMPLARIUSZ Nic nie kupuję. DAJA On wśród swego ludu Czczonym jest, jakby książę. Często przecież Mnie to dziwiło, że go zwie lud jego Natanem „mądrym”, nie „bogatym”. TEMPLARIUSZ Może Lud jego mądrość ma za jedno z pełną Kieszenią… DAJA Wprawdzie, chcąc go zwać właściwie, Podobno „dobrym” zwać go trzeba. Nie wiem Jak wam przedstawić, jaki on jest dobry! Gdy się dowiedział, coście uczynili Dla jego Rechy, byłby w tym momencie Uczynił dla was wszystko… TEMPLARIUSZ Eh? DAJA Więc pójdźcie, Zobaczcie sami.. TEMPLARIUSZ Co? Czy to, jak prędko Minie ów moment? DAJA Gdyby Natan nie był Tak dobry, czyżbym chciała pozostawać Przy nim tak długo? Czyliż sądzisz, że ja Nie pomnę o tym, żem chrześcianką, i że, Gdym za małżonkiem mym do Palestyny Dążyła, nie to było mym marzeniem, Że tu żydowskie dziewczę wychowywać Będę? Nieboszczyk mój małżonek służył W wojsku cesarza Fryderyka… TEMPLARIUSZ Z rodu Był on Szwajcarem, i miał zaszczyt w jednej Rzece z cesarzem się utopić… Powiedz, Kobieto, ileś razy mi to plotła? Czyż nie przestaniesz ścigać mnie? DAJA Ja, ścigać? Boże! TEMPLARIUSZ Tak, ścigać. Mówię wam wyraźnie, Że was już więcej widzieć ani słyszeć Nie chcę; że nie chcę, byście nieustannie Przypominali mi o czynie, który-m Spełnił nie myśląc, a gdy myśleć o nim Zacznę, zagadką sam się dla mnie stanie. Wprawdzie żałować go nie będę. Ale, Jeśli wypadek taki się przytrafi Powtórnie, na was ciążyć będzie wina, Jeśli nie będę działał tak pochopnie, I pozostawię w ogniu, co się pali! DAJA Boże uchowaj! TEMPLARIUSZ Więc mi zróbcie grzeczność, Od dzisiaj więcej mnie nie napastujcie! Proszę was o to! Oraz uwolnijcie Mnie od jej ojca! Żyd jest Żydem, ja zaś Jestem Szwab prosty. Obraz tej dziewczyny Z duszy mej dawno znikł już, jeśli kiedy Tam był. DAJA Lecz nie znikł obraz wasz z jej duszy. TEMPLARIUSZ Cóż stąd wynika? Co wynika? DAJA Kto wie? Ludzie nie zawsze są tym, czym się zdają. TEMPLARIUSZ Lecz rzadko lepsi są. / Chce odejść. / DAJA Czekajcież chwilę! Gdzież się śpieszycie tak? TEMPLARIUSZ Kobieto, czyliż Chcesz mi obrzydzić palmy, pod którymi Lubię przechadzkę? / Odchodzi. / DAJA / do siebie / Idź, idź, ty niemiecki Niedźwiedziu! Idź! Idź! Muszę jednak zważać, Żebym zwierzyny tropu nie zgubiła. / Idzie za nim z daleka. / AKT II / W pałacu Sułtana. / SCENA I / Saladyn i Sittah grają w szachy. / SITTAH Co, Saladynie, jak grasz dzisiaj? SALADYN Słabo? Sądziłem jednak… SITTAH Grasz na moją korzyść… To posunięcie trzeba cofnąć… SALADYN Czemu? SITTAH Konik odkryty. SALADYN Prawda, więc tak. SITTAH W takim Razie uciekam. SALADYN Dobrze. Szach! SITTAH Na cóż to Przydało ci się? Dość mi się zastawić, I wszystko jest, jak było. SALADYN Z tej zasadzki Nie uda mi się widać wyjść bezkarnie! Chcesz, to weź konia. SITTAH Nie chcę go. Przechodzę. SALADYN Nie chcesz ustąpić. Na tym stanowisku Więcej zależy ci, niż na koniku. SITTAH Może. SALADYN Lecz nie ciesz się przedwcześnie. Oto Coś, czego pewnie się nie spodziewałaś. SITTAH W istocie, że nie. Jakżem się spodziewać Mogła, że pragniesz pozbyć się królowej? SALADYN Mojej królowej? SITTAH Widzę ja to dobrze, Że wygrać muszę dziś bezwarunkowo Tysiąc denarów. SALADYN Jak to? SITTAH Bo usilnie Starasz się przegrać… Lecz ja tracę na tym Podwójnie. Najprzód, taka gra nie bawi, A przy tym z tobą, gdybym mogła przegrać, To bym wygrała więcej, bo masz zwyczaj W dwójnasób, kiedy przegram, na pociechę Obdarowywać mnie… SALADYN Więc miałbym prawo Myśleć, siostrzyczko, że i ty usilnie Starasz się przegrać? SITTAH Bądź co bądź, mój bracie, Ta szczodrobliwość twoja jest powodem, Że nigdy lepiej grać się nie nauczę. SALADYN No, grajmy tylko dalej! Skończ raz wreszcie! SITTAH Tak posunąłeś? Dobrze! Szach podwójny! SALADYN Prawda! Takiego szachu nie spostrzegłem, Co by zabierał i królową razem. SITTAH Pomyśl, czy nie ma na to rady? SALADYN Nie ma. Zabierz królową! Nie mam nigdy szczęścia Do niej. SITTAH Czy w szachach tylko? SALADYN Precz z nią! Szkoda Niewielka! Jestem znowu zasłonięty. SITTAH / nie biorąc / Brat mój nauczył mnie, że się królowym Grzeczność należy. SALADYN Bierzesz, czy nie bierzesz, Nie mam królowej.. SITTAH Po co brać?… Szach! SALADYN Dalej! SITTAH Jeszcze szach!… jeszcze!… jeszcze!… i raz jeszcze!… SALADYN I mat!… SITTAH Bynajmniej. Możesz się konikiem Zastawić, albo czym chcesz, choć to zresztą Jest wszystko jedno. SALADYN Prawda!… Więc wygrałaś, Hafi zapłaci. Trzeba zaraz posłać Po niego. Miałaś słuszność. Myśli moje Nie przy grze były, byłem roztargniony, Sitto, a przy tym, po cóż wciąż nam dają Te gładkie szachy, które nie przywodzą Na myśl niczego? Czyż z imanem grałem? Ale cóż znowu!… Chciałbym mą porażkę Czymś bądź osłonić.. — Nie bezkształtność figur Spowodowała mą porażkę, Sitto, Ale twa sztuka, wzrok spokojny, bystry… SITTAH Te słowa również mają słodzić przykrość Przegranej… Dosyć… Byłeś roztargniony Bardziej ode mnie… SALADYN Co? Cóż twą uwagę Mogło rozpraszać? SITTAH Nie twe roztargnienie Zapewne. Kiedyż będziem znów, mój bracie, Grali tak pilnie, jak bywało dawniej! SALADYN Tym chętniej wówczas będziem grali!… Myślisz, Że wybuch wojny nam przeszkodzi?… Trudno! Cóż na to począć? Ja jej nie zaczynam! Chętnie na dłuższy rozejm bym pozwolił, I chętnie Sicie mojej dałbym męża, Dobrego męża, który byłby bratem Ryszarda, jego bratem… SITTAH Zawsze chwalisz Twego Ryszarda! SALADYN Gdyby brat nasz, Malek, Siostrę Ryszarda pojąć mógł za żonę, Jakąż rodziną bylibyśmy razem! Najpierwszą z pierwszych! Słyszysz, że i sobie Nie szczędzę pochwał… Mam się za godnego Moich przyjaciół… Takie związki, to by Wydały ludzi!… SITTAH Z pięknych twoich marzeń Śmiałam się tylko!… Nie znasz chrześcian, bracie… Nie chcesz ich poznać… Nie to jest ich dumą, Żeby być ludźmi… oni chrześcianami Pragną być tylko, i to co im podał Twórca ich wiary, pełnią nie dlatego, Że to jest ludzkim, ale że tak uczył I że tak robił Chrystus. Szczęście dla nich, Że to był człowiek dobry… Szczęście dla nich, Że cnoty jego mogą naśladować Na ślepo… Ale czyliż jego cnoty?… Nie! Ich zadaniem głosić jego imię; Ono ma zaćmić i pochłonąć wszystkie Imiona ludzi dobrych. O to tylko, O imię tylko idzie im… SALADYN Inaczej, Czyliż byliby chcieli od was, byście Ty wraz z Melekiem odmienili wiarę, Nim was małżeństwo z chrześcianami złączy? To chcesz powiedzieć? SITTAH Tak jest! Jakby miłość, Którą Stworzyciel łączy męża z żoną, Było wyłącznym chrześcian przywilejem. SALADYN Chrześcianie wierzą w płonnych rzeczy tyle, Że i w to mogliby uwierzyć. Ale Mylisz się, siostro. Templariusze tylko, A nie chrześcianie winni są w tym względzie, I tylko jako templariusze, nie zaś Jako chrześcianie. Tylko z ich przyczyny Rzecz ta nie mogła przyjść do skutku. Oni Nie chcieli za nic puścić z rąk swych Akry, Którą Ryszarda siostra Melekowi, Bratu naszemu, miała wnieść w posagu. Oni to głupich udawali mnichów, Aby zatrzymać gród zdobyty w wojnie; Oni pośpiesznie skorzystali z chwili, Zaledwie rozejm zdążył dojść do kresu… I owszem! Dobrze! Dalej, tylko dalej! Nic przeciw temu nie mam! Wszystko zresztą Stało się, jak się stać musiało. SITTAH Zatem W czymże się mylę? Cóż, jeżeli nie to, Swobodę myśli dzisiaj ci odjęło? SALADYN To, co jedynie odjąć mi ją może. Niedawno byłem na Libanie, siostro, U ojca… walczy z ciągłym brakiem… SITTAH Biada! SALADYN Nie może wybrnąć… potrzeb tyle… wszędzie Brak… SITTAH Czego braknie? SALADYN Czego braknie? Tego, Czemu nie warto nawet dać nazwiska, Co, gdy posiadam, zda mi się zbytecznym, A kiedy nie mam, nieodzownym. Gdzież jest Al-Hafi? Gdzie jest? Czyli już posłano Po niego? Czego braknie? Tych przeklętych Nędznych pieniędzy!… Ach! Al-Hafi, dobrze, Żeś przyszedł! / Wchodzi Al-Hafi. / SCENA II / Ciż sami, Derwisz. / DERWISZ Pewno przyszły już pieniądze Z Egiptu? Czy też jest ich aby dużo? SALADYN Więc masz wiadomość? AL-HAFI Ja? Ja nie. Myślałem, Że tu odebrać je mam. SALADYN Wypłać Sicie Tysiąc denarów! / Przechadza się w zamyśleniu. / AL-HAFI Wypłać, zamiast odbierz! To mniej podobno, niż nic! Mam je Sicie Wypłacić? Znowu Sicie? To przegrana? Znowu przegrana w szachy!… Prawda, stoją Jeszcze… SITTAH Zazdrościsz mego szczęścia? AL-HAFI / patrząc na szachownicę / Czego Zazdrościć, skoro… wiecie dobrze… SITTAH / dając mu znak / Hafi! Pst! Cicho! AL-HAFI / jak wyżej / Sami go zazdrośćcie sobie! SITTAH Pst! Pst! Al-Hafi! AL-HAFI / do Sitty / Graliście białymi? Tu szach daliście? SITTAH Szczęście, że nie słyszy. AL-HAFI Teraz posuwa on? SITTAH / zblizając się do niego / Powiedzże przecież, Że mi pieniądze dasz?… AL-HAFI / ciągle wpatrzony w grę / Tak je weźmiecie, Jak je braliście zawsze! SITTAH Czyś szalony! AL-HAFI Gra nie skończona jeszcze, Saladynie! To nie przegrana partia! SALADYN / nie słuchając uważnie / Dość, dość, zapłać! AL-HAFI Zapłać! Królowa przecież wasza stoi! SALADYN / jak wyżej. / To nic; nie wchodzi do gry. SITTAH / na stronie, do Al-Hafiego / Dajże pokój! Powiedz, że dasz mi zaraz te pieniądze… AL-HAFI / coraz bardziej zapatrzony w szachy. / Tak, jak wam zawsze daję… naturalnie!… Choćby królowej w partii tej nie było, To jeszcze nie mat. SALADYN / zbliża się i przewraca szachy. / Mat. Tak chcę i basta! AL-HAFI Taka wygrana, jaka gra! Zapłaty Tak się dopełni, jak wygrano. SALADYN / do Sitty. / Cóż to? Co on powiada? SITTAH / dając co chwila znaki Hafiemu / Czyż go nie znasz, bracie? Bywa upartym, pragnie być proszonym; Zazdrosny nawet trochę. SALADYN Względem ciebie? Względem mej siostry? Co ja słyszę, Hafi? Jesteś zazdrosny? Ty? AL-HAFI A może! może! Pragnąłbym mieć jej rozum, i jak ona Być dobrym. SITTAH Dotąd zawsze sprawiedliwie Płacił mi, zatem teraz też zapłaci. Przestańmy o tym mówić. Idź, Al-Hafi, Odejdź! Ja wkrótce przyślę po pieniądze. AL-HAFI O nie! Już dłużej łudzić go nie będę, Niech raz wie prawdę. SALADYN Jaką? Kto?… SITTAH Al-Hafi! Przyrzekłeś przecież! Tak mi dotrzymujesz Słowa? AL-HAFI Czyż mogłem myśleć, że to zajdzie Aż tak daleko? SALADYN No! Niech raz się dowiem! SITTAH Al-Hafi, proszę, miej wzgląd… SALADYN Rzecz w istocie Dziwna! I cóż to może być takiego, W czym Sittah woli ufać derwiszowi, Obcemu, niżli bratu?… Rozkazuję Tobie, Al-Hafi! Mów, derwiszu… SITTAH Bracie, Nie chciej w szczegóły wchodzić, bo nie warte Tego zupełnie. Wiesz, że wiele razy Podobną sumę wygrywałam w szachy Od ciebie, a że nie są mi potrzebne Pieniądze, w kasie zaś Al-Hafi nie ma Ich nazbyt wiele, więc te należności Są w zawieszeniu… Nie bój się jednakże; Nie myślę wcale robić z nich podarku Tobie, Hafiemu, ani kssie… AL-HAFI Prawda! Lecz czyż to tylko to?… SITTAH Są jeszcze jakieś W takim rodzaju kwoty. Pensji, którą Mi wyznaczyłeś, od miesięcy kilku Nie pobierałam… AL-HAFI To nie wszystko jeszcze. SALADYN Jeszcze nie wszystko, co ty mówisz?… AL-HAFI Odkąd Czekamy próżno na należne sumy Z Egiptu… ona… SITTAH / do Saladyna. / Po co tego słuchać? AL-HAFI Nie tylko, że nic wziąć nie chciała… SALADYN Dobra Dziewczyna! Ale to, co miała, wniosła Do kasy… Prawda? AL-HAFI Tak, utrzymywała Cały dwór, wszystkie koszta ponosiła! SALADYN Ha! To jest moja siostra! / Ściska ją. / SITTAH Któż uczynił Mnie tak bogatą, żem to zrobić mogła, Jeżeli nie ty, bracie? AL-HAFI Toteż wkrótce Brat ten ją zrobi biedną, jak sam biedny. SALADYN Ja biedny? Brat jej biedny? Kiedyż miałem Mniej albo więcej nad miecz jeden, suknię Jednę, jednego konia i jednego Boga? I czegóż więcej mi potrzeba? I kiedyż tego może mi zabraknąć? Toteż, Al-Hafi, winien bym cię zgromić… SITTAH Nie łaj go, bracie… Gdybym tak i ojcu Naszemu ulżyć mogła w jego troskach… SALADYN Ach! Znów odpędzasz myśl swobodną… Mnie tu Niczego nie brak i nie może braknąć, Lecz braknie jemu, a przez niego braknie Nam wszystkim… Mówcie, co tu począć?… Sumy Z Egiptu może nie nadejdą prędko… Co jest powodem tego, Bóg wie. Przecież Jeszcze tam spokój trwa niezamącony… Uszczuplić, ująć, zaoszczędzić rad bym, Byleby tylko mnie się to tyczyło, A inni na tym nie cierpieli… Ale Cóż począć?… Przecież konia, miecz i szatę Mieć muszę… Trudno także utargować Coś z tej daniny, jaką składam Bogu, Który się zresztą zadawalnia małym, Bo sercem moim… Więc na zapas w kasie Twojej, Al-Hafi, wiele rachowałem. AL-HAFI Na zapas w kasie?… Chciejcie mi powiedzieć, Czy nie kazalibyście mnie zadusić, Albo też zakłuć, gdyby się wydało, Że mam zapasy? Na niedobór prędzej Odważyłbym się! SALADYN Lecz cóż zrobim teraz? Czyż niepodobna było u nikogo Wprzód się zadłużyć, niż u Sitty? SITTAH Czyliż Dałabym sobie wydrzeć to pierwszeństwo, Bracie? I teraz jeszcze o nie stoję! Całkiem ubogą nie zostałam jeszcze… SALADYN Całkiem ubogą? Tego brakowało! Idź zaraz, Hafi, bierz skąd się da, pożycz Skąd będzie można i jak będzie można… Przyrzecz, obiecuj! Tylko nie pożyczaj Od takich, którzy mnie bogactwo swoje Winni… Pożyczka u nich zaciągnięta Mogłaby zdawać się żądaniem zwrotu… Idź do najskąpszych… Tacy mi najchętniej Pożyczą, wiedzą bowiem, jak sowicie Pieniądz się u mnie procentuje. AL-HAFI Takich Nie znam. SITTAH Przychodzi mi na myśl, że właśnie Wrócił przyjaciel twój. AL-HAFI / zdziwiony. / Co? Mój przyjaciel? Któż to? SITTAH Żyd pewien, wielce szanowany. AL-HAFI Żyd szanowany wielce i przeze mnie? SITTAH Któremu Bóg dał… mam jeszcze w pamięci Własne twe słowa… który z ręki Boga Posiadł ze wszystkich ziemskich dóbr najmniejsze, Oraz największe w szczodrobliwym dziale. AL-HAFI Tak powiedziałem? A cóż rozumiałem Przez to? SITTAH Najmniejsze dobro to bogactwo, Największe: mądrość. AL-HAFI Co? o jakimś Żydzie, O Żydzie tak się wyraziłem? SITTAH Czyliż Nie powiedziałeś tego o Natanie? AL-HAFI Ach! Tak! Tak! O tym! O nim! O Natanie! Na myśl nie przyszło mi od razu!… Prawda! Ą więc powrócił!… No, z nim tam zapewne Źle nie jest… Prawda! Ma u swego ludu Nazwisko mędrca i bogacza!… SITTAH Teraz Bardziej niż kiedy może być nazwany Bogaczem. Całe miasto brzmi rozgłosem, Jakie klejnoty, jakie skarby przywiózł. AL-HAFI No, jeśli bogacz wrócił, to i mędrzec Wrócił zapewne. SITTAH Cóż Al-Hafi? Gdybyś Poszedł do niego? AL-HAFI Po cóż mam iść? po co? … Nie po pożyczkę przecież… Nie! Znam ja go Dobrze… Pożyczyć?… On pożyczyć miałby?… Mądrością jego właśnie jest, że nigdy Nic nie pożycza. SITTAH Kiedyś wcale inny Dałeś mi jego obraz… AL-HAFI W konieczności Zakredytuje towar, lecz pieniędzy, Pieniędzy nigdy nie pożyczy. Zresztą Jest to Żyd taki, jakich nie ma wielu: Rozumny, umie żyć, gra dobrze w szachy. Lecz w złym odmienny jest tak, jak i w dobrym Od innych Żydów… Liczyć nań nie można. Ubogim daje, daje na przekorę Saladynowi… może nie tak wiele Jak on, lecz jak on szczerze, bez wglądania W powody nędzy. Żyd czy muzułmanin, Pers czy chrześcianin, to dla niego jedno… SITTAH I taki człowiek… SALADYN Jakże się to stało, Że o nim dotąd nie słyszałem? SITTAH Ten by Nie chciał pożyczki dać Saladynowi, Saladynowi, co jej chce dla drugich, A nie dla siebie?… AL-HAFI W tym się okazuje Znów Żydem, zwykłym Żydem! Wierzcie, jest Kiedy o datek idzie, tak zazdrosny, Że chciałby wszystkie: „Niechaj Bóg zapłaci” Jakie wymawia kto bądź w świecie całym, Zabrać na własność swoją. Nie pożycza Nikomu, żeby mógł obdarzać zawsze. Ponieważ zakon litość mu nakazał, A nie nakazał oddawania usług Tym, co litości nie żądają, przeto Litość nad nędzą sprawia, że ten człowiek Do usług możnym wcale nie jest skłonny. Jestem ja wprawdzie trochę poróżniony Z nim od dość dawna, lecz nie sądźcie, żebym Nie chciał mu przyznać, co należy. Jest on Najlepszy w świecie do wszystkiego, tylko Do tego wcale nie… Gdzie indziej pójdę Szukać pomocy… Przypominam sobie, Że jest tu Murzyn jeden, wielki bogacz, I skąpiec wielki… Idę! SITTAH Po cóż śpieszysz Tak bardzo, Hafi?… SALADYN Pozwól mu, niech idzie. / Al-Hafi wychodzi. / SCENA III / Sittah, Saladyn. / SITTAH Odszedł, jak gdyby wymknąć się chciał tylko. Co to jest? Czyliż on by się tak na nim Oszukał, czy też chciałby nas oszukać? SALADYN Co? O co pytasz? Nie wiem prawie, o kim Mówiliście. Ja słyszę o tym Żydzie, O tym Natanie, dzisiaj po raz pierwszy. SITTAH Czyż to podobna, by ci był nieznanym Człowiek, o którym mówią, że Dawida I Salomona odkrył grób? Że odgadł Potężne słowo, którym ich pieczęcie Otwierać można, i że stamtąd skarby Nieprzeliczone czerpie. SALADYN Jeśli skarby Jego w istocie z grobów są czerpane, To nie Salomon ani Dawid leżą W tych grobach, ale głupcy. SITTAH Albo łotry!… Toteż obfitsze bogactw jego źródło Niż groby pełne złota. SALADYN Jak słyszałem, Jest kupcem. SITTAH Tak jest. Juczne ciężarami Wielbłądy jego są na wszystkich drogach, I przez pustynie ciągną, a okręty Jego do wszystkich zawijają portów. Mówił mi o tym kiedyś sam Al-Hafi, I z zachwyceniem opowiadał, jak on Szlachetnie, zacnie użytkuje z skarbów, Które tak pilnie stara się gromadzić. Dodawał, jak jest wolnym od przesądów Duch jego, jak jest serce jego pełne Cnót wszelkich, które z pięknem chodzą w parze. SALADYN A teraz o nim mówił tak niepewnie, Tak zimno… SITTAH Nie tak zimno! Mówił, jakby Sądził, że chwalić go jest niebezpiecznie, A ganić nie jest sprawiedliwie… Jak to? Więc i najlepszy pośród swego ludu Musiałby takim być, jak ten lud cały, Tak, że Al-Hafi musiałby się wstydzić Jego przyjaźni w pewnym względzie? Zresztą Żyd ten wystarczy nam, choćby był Żydem Mniej albo więcej. SALADYN Nie chciałabyś przecież, Żeby mu gwałtem zabrać jego własność? SITTAH Co zowiesz gwałtem? Ogień? Miecz? Tych środków Nie radzę wcale. Trzebaż innej broni Na słabych, jak ich słabość? Chodź tymczasem Ze mną na chwilę do haremu mego, Posłuchać śpiewu nowej niewolnicy, Którą kupiłam wczoraj. Przez tę chwilę Dojrzeje może w mojej głowie projekt, Który powzięłam względem niego. Chodźmy! / Wychodzą. / / Zmiana. Miejsce przed domem Natana, dotykające ustroni pod palmami. / SCENA IV / Recha i Natan wychodzą z domu; później Daja. / RECHA Bardzoś się spóźnił, ojcze. Już go może Nie będzie można zastać tutaj. NATAN No, no! Jeśli nie znajdę go tu pod palmami, Znajdę gdzie indziej… Bądź spokojną… Widzisz! Daja się zbliża do nas! RECHA Niezawodnie Zgubiła jego ślad. NATAN To być nie może. RECHA W przeciwnym razie szłaby prędzej. NATAN Jeszcze Nas nie spostrzegła pewno. RECHA Teraz widzi, Że tu jesteśmy. NATAN I przyśpiesza kroku; Patrz!… bądź spokojną, bądź spokojną!… RECHA Czyliż Chciałbyś mieć córkę, która by w tej chwili Była spokojną, nie myślała o tym, Któremu winna życie, drogie dla niej Najwięcej przez to, że je ma od ciebie? NATAN Nie chcę, byś inną była, niżli jesteś, Chociażbym wiedział, że się w twojej duszy I co innego jeszcze budzi… RECHA Cóżby, Mój ojcze? NATAN Pytasz? Pytasz tak nieśmiało? Mnie? Wszystko, co się dzieje w twoim łonie, Jest niewinnością i przyrody prawem; Niech cię nie trwoży więc, jak mnie nie trwoży. Ale mi przyrzecz, że gdy się wyraźniej Ozwie twe serce, kryć nie będziesz życzeń Swoich przede mną. RECHA Na myśl, że przed tobą Mogłabym taić… drżę. NATAN Dość teraz o tym! Układ zawarty raz na zawsze… Oto Daja!… Cóż? DAJA Chodzi jeszcze pod palmami, I wkrótce przy tym murze się ukaże… Patrzcie, nadchodzi! RECHA Zdaje się rozważać, Dokąd iść: naprzód? Czy też nazad? W prawo? Czy w lewo? DAJA Nie, nie! On tą właśnie drogą Koło klasztoru chodzi częściej, zatem Będzie przechodził tędy… Zakład!… RECHA Prawda! Więc rozmawiałaś z nim? I cóż? Cóż dzisiaj? DAJA Taki jak zawsze. NATAN Więc ustąpcie, żeby Was tu nie spostrzegł, albo lepiej wróćcie Do domu! RECHA Chwilkę jeszcze!… Ach! Te krzaki! Kradną mi widok jego! … DAJA Chodźmy, Recho! Ojciec ma słuszność; gdyby cię tu spostrzegł, Gotów by wrócić zaraz! RECHA Ach! Te krzaki! NATAN Kryją go, ale, skoro je wyminie, Spostrzec was musi… Idźcie! DAJA Chodź więc, Recho. Przez okno będziesz mogła go zobaczyć. RECHA Doprawdy? / Wchodzą do domu. / SCENA V / Natan, później Templariusz. / Natan / sam. / Prawie że się lękać muszę Tego dziwaka. Wobec tej surowej Zacności czuję, żem zapomnieć gotów Języka. Jest to rzecz szczególna, żeby Mógł się tak mięszać człowiek przed człowiekiem! … Ha! Idzie!… Boże!… Młodzian ten wygląda Na męża… Dobrze wróży ten wzrok śmiały I ten chód pewny. Może to łupina Gorzką jest tylko, a nie ziarno samo!… Gdziem ja mógł widzieć taką twarz?… Wybaczcie, Szlachetny Franku… TEMPLARIUSZ Co? NATAN Wybaczcie! TEMPLARIUSZ Czego?… Czego chcesz, Żydzie? NATAN Że śmiem kilku słowy Do was przemówić. TEMPLARIUSZ Czyż zabronić mogę?… Lecz mówcie krótko. NATAN Raczcie mi wybaczyć… Nie wymijajcie pogardliwie tego, Co wam na wieki winien wdzięczność. TEMPLARIUSZ Jak to? Ach! Odgaduję!… Prawda? Wy jesteście… NATAN Zowię się Natan, jestem tej dziewczyny, Przez was z pożaru ocalonej, ojcem, I chcę… TEMPLARIUSZ Dziękować?… To zbyteczne!… Dosyć, Za wiele nawet dzięków znieść musiałem Za tę drobnostkę. Zresztą, nie jesteście Żadnej wdzięczności winni mi. Czym wiedział, Że ta dziewczyna była córką waszą? Jest obowiązkiem templariuszów śpieszyć Z pomocą wszystkim bez różnicy, których W nieszczęściu widzą. Życie dla mnie było Ciężarem wówczas; chętnie, bardzo chętnie Okoliczności się chwyciłem, w której Za inne dać je mogłem, choćby tylko Za życie jakiejś tam Żydówki. NATAN Wielkie, Ale potworne słowa! Lecz to łatwo Zrozumieć… Skromność każe się wielkości Kryć za potworność, aby uniknęła Podziwu. Jeśli jednak pogardzacie Podziwem, raczcie odpowiedzieć, jaka Dań mniej byłaby dla was wstrętną? Zacny Rycerzu, obcym tu jesteście, oraz Jesteście jeńcem; tylko to jedynie Daje mi śmiałość spytać, czym wam mógłbym Usłużyć? TEMPLARIUSZ Niczym. NATAN Jestem bogacz. TEMPLARIUSZ W moim Pojęciu nie był nigdy Żyd bogaty Lepszym od innych Żydów. NATAN Czemuż jednak Nie mógłby służyć wam, pomimo tego Tym, co lepszego ma — bogactwem swoim? TEMPLARIUSZ I owszem, tego nie chcę się zarzekać, Ze względu na mój płaszcz. Gdy mi się zniszczy, Spruje, rozpadnie w szmaty, przyjdę do was Pożyczyć sobie sukna lub pieniędzy Na nowy! Tylko niech to was nie trwoży, Nie spoglądajcie na mnie tak ponuro! Jeszcze do tego dość daleko, patrzcie! Jeszcze wygląda jako tako, chociaż Róg jeden brzydko ma splamiony. Jest to Przypalenizna, ślad pożaru, w którym Wyratowałem waszą córkę. NATAN Przecież Rzecz to szczególna, że ta brzydka plama Lepsze świadectwo daje człowiekowi Niż jego własne usta. Ucałować Chciałbym tę plamę… Ach! Wybaczcie, panie, To mimo woli… TEMPLARIUSZ Co? NATAN Łza nań kapnęła. TEMPLARIUSZ Nie szkodzi to, nie jest on po raz pierwszy Skropionym. / na stronie / Żyd ten wkrótce mnie zwycięży. NATAN Szlachetny panie! Czy nie pozwolicie Płaszcz ten na chwilę posłać do mej córki? TEMPLARIUSZ Po co? NATAN By mogła usta do tej plamy Przycisnąć, skoro nadaremnie pragnie Kolana wasze oblać łzami… TEMPLARIUSZ Ależ… Żydzie… więc imię wasze Natan… zatem… Natanie… silnych słów umiecie użyć! Mięsza mnie mowa wasza… zresztą… byłbym… NATAN Kryjcie swe myśli, jak wam się podoba, Ja was odgadnę pod wszelaką maską… Jesteście nazbyt prawym, nazbyt zacnym, Abyście mogli być grzeczniejszym, panie. Uczucie tylko mówi przez dziewczynę, A przez służącą posłuszeństwo; ojciec Wyjechał z domu… o jej dobre imię Szło wam, chcieliście uciec od pokusy, Ujść, byle tylko nie zwyciężyć. Dzięki I za to składam wam… TEMPLARIUSZ Przyznaję, wiecie, Jak templariusze myśleć winni. NATAN Jak to? Więc templariusze tylko?… i „powinni”? … Tylko „powinni”, bo im tak kazały Prawa zakonu? Ja wiem tylko, jakie Są myśli ludzi dobrych, wiem też o tym, Że wszystkie kraje dobrych ludzi rodzą. TEMPLARIUSZ Którzy się jednak, sądzę, różnią trochę. NATAN Tak, barwą twarzy, szatą i postacią, I że ich w jednym więcej, mniej zaś bywa W innym narodzie. O! W tej mierze niezbyt Różnica znaczna. Wielkim mężom, prawda, Jak wielkim drzewom, trzeba miejsca wiele, A gdy ich kilka obok siebie stanie, Łamią gałęzie sobie wzajem. Za to Średnio poczciwych znajdziem wszędzie wielu. Niech tylko jeden drugim nie pogardza, Niech tylko zgodnie obok siebie żyją, Niech tylko szczytom drzewa się nie zdaje, Że nie wyrosły, jak pień, z łona ziemi. TEMPLARIUSZ Dobrze mówicie! Znam jednakże naród, Który okazał pierwszy tę pogardę Innym. Czy wiecie, który ród, Natanie, Najpierwszy nazwał się wybranym? Czyliż Nie miałbym prawa za tę jego dumę Odpłacać wzgardą albo nienawiścią? Za ową dumę, co uważa tylko Swojego Boga za prawego Boga? Dumę, przejętą później po tym ludzie W spadku przez chrześcian oraz muzułmanów?… Dziwi was, że tak mówię, ja, templariusz, Ja chrześcijanin? Ale gdzież szkaradniej Niż tu objawia się ten religijny Obłęd, co pragnie mieć lepszego Boga, I tego Boga wszystkim chce narzucić?… Jeżeli komu tu nie spadnie łuszczka Z oczu… Lecz co tam! Kto chce zostać ślepym, Niech będzie ślepym… Zapomnijcie o tym, Co powiedziałem… Idźcie! / Chce odejść. / NATAN Ha! Nie wiecie, Że mnie te wasze słowa pociągają Tym bardziej ku wam… Darmo! My musimy Być przyjaciółmi, tak! Musimy!… Gardźcie Narodem moim, jak wam się podoba!… Czyżeśmy sobie naród wybierali? Czyż my a naród nasz jesteśmy jedno? Cóż to jest naród? Żyd lub chrześcijanin, Czyż wprzód był Żydem lub chrześcijaninem, Niżli człowiekiem? Ach! Gdy w was człowieka Znajduję, dość mi, że się zwę człowiekiem. TEMPLARIUSZ Na Boga, słuszność macie, macie słuszność, Natanie! Dajcie rękę! Wstyd mi teraz, Że się przez chwilę na was nie poznałem. NATAN A mnie to dumnym czyni, bo od razu Poznać się tylko daje pospolitość. TEMPLARIUSZ Za to w pamięci pozostaje wiecznie To, co niezwykłe. Tak, tak, przyjaciółmi Zostać musimy. NATAN Już jesteśmy. Z jakąż Radością Recha przyjmie tę wiadomość!… Ach! Jak urocza przyszłość w oddaleniu Przed moim wzrokiem się rysuje!… Najprzód Musicie poznać Rechę. TEMPLARIUSZ Najgoręcej Chcę tego… Któż to wybiegł od was z domu? Czy Daja? NATAN Tak jest. Przestraszona. TEMPLARIUSZ Czyżby Naszej się Resze stało co? / Daja zbliża się spiesznie. / SCENA VI / Ciż sami, Daja. / DAJA Natanie! Natanie! NATAN Cóż tam? DAJA Chciejcie mi wybaczyć, Zacny rycerzu, że wam przerwać muszę! NATAN Cóż tam? TEMPLARIUSZ Cóż zaszło? DAJA Sułtan przysłał, sułtan Chce z wami mówić. Boże! Sułtan! NATAN Ze mną? Saladyn?… Pewno chce zobaczyć rzeczy, Które przywiozłem. Powiedz, że dotychcżas Wszystko to prawie nierozpakowane. DAJA Nie, nie, nic widzieć nie chce, tylko z wami Chce mówić, prędko, jak najprędzej! NATAN Przyjdę; Idź, powiedz! DAJA Raczcie nam wybaczyć, gniewny Rycerzu! Boże! Myśmy tak strwożone!… Czego chcieć może sułtan?… NATAN Wnet to będzie Wiadome… idź już. / Daja odchodzi. / SCENA VII / Natan, Templariusz. / TEMPLARIUSZ Zatem go nie znacie Dotąd? NATAN Sułtana? Nie, nie unikałem, Lecz nie szukałem jego znajomości. Tyle dobrego wieści o nim głoszą, Żem wolał wierzyć temu, niż się starać Poznać go. Ale dziś niech sobie wieści Jakie chcą będą… Skoro wam darował Życie… TEMPLARIUSZ To prawda… Życie, którym żyję, Jest jego darem. NATAN Przez ten czyn podwójnie, Po trzykroć życiem mnie obdarzył. Przez to Wszystko się między nim a mną zmieniło, Jednym tym czynem przykuł mnie na wieki Do siebie. Czekam tylko, co mi najprzód Spełnić rozkaże; wszystkom spełnić gotów, I wyznać przed nim, że to czynię dla was. TEMPLARIUSZ Sam mu nie mogłem jeszcze podziękować, Choć go na drodze spotykałem często. Widać wrażenie, jakie nań wywarłem, Jak szybkim było, tak też szybko znikło. Kto wie, czy jeszcze mnie pamięta. Jednak Raz jeszcze musi mnie przypomnieć sobie, Aby rozstrzygnąć o mym losie… Nie dość, Że z jego tylko woli jestem, żyję, Lecz czekać muszę, podług czyjej woli Żyć mi rozkaże. NATAN Prawda, tym więc bardziej Pośpieszać muszę. Może padnie słowo Z ust jego, które wspomnieć mi pozwoli O was… pozwólcie i wybaczcie… śpieszę… Lecz kiedyż w domu naszym was ujrzymy?… TEMPLARIUSZ Gdy pozwolicie. NATAN Kiedy chcecie? TEMPLARIUSZ Zatem Dziś jeszcze. NATAN Jakże imię wasze, jeśli Zapytać wolno? TEMPLARIUSZ Zwę się Kurd von Stauffen… Kurd… NATAN Co? Von Stauffen?… Co? Von Stauffen? Stauffen? TEMPLARIUSZ Czy was to dziwi? NATAN Kurd von Stauffen!… Inni Tego nazwiska byli tu… TEMPLARIUSZ Tak, było I legło tutaj z tego rodu kilku… Mój wuj… mój ojciec raczej… ale czemu Wzrok tak wlepiacie we mnie?… coraz bardziej… NATAN Nic! Nic to! Czyżbym mógł się dość napatrzeć Na was?… TEMPLARIUSZ Więc teraz was opuszczę. Oko Badacza często dopatruje więcej Niż pragnął dojrzeć. Niechaj czas powoli, A nie ciekawość z sobą nas zapozna. / Odchodzi. / NATAN / patrząc za nim ze zdziwieniem. / „Oko badacza dopatruje często Więcej niż pragnął dojrzeć”! Jakby czytał W mej duszy… Tak jest… mnie to spotkać może. Nie tylko Wolfa wzrost, chód Wolfa, ale I jego głos. Tak… tak zupełnie… tak jest… Tak samo wstrząsał głową Wolf, tak samo Wolf nosił miecz swój, Wolf tak samo ręką Czoło pocierał, żeby wzroku swego Przyćmić płomienie… Tak głęboko wryte W pamięć obrazy spać w nas mogą, aż je Dźwięk jeden, słowo jedno zbudzi! Stauffen!… Tak niezawodnie… tak jest… Filnek… Stauffen!… Wkrótce dokładniej wiedzieć będę… wkrótce… Lecz do sułtana najprzód… Cóż to? Daja Zagląda tutaj… Chodźże bliżej, Dajo. SCENA VIII / Daja, Natan. / NATAN Cóż tam? Ciekawi was obydwie teraz Zapewne wcale co innego, nie to, Czego ode mnie sułtan żąda? DAJA Czyliż Można jej za złe brać to?… Zaczęliście Właśnie rozmawiać z sobą poufalej, Gdy nas przestraszył w oknie ten sułtański Posłaniec. NATAN Możesz jej powiedzieć tylko, Że w każdej chwili niechaj się spodziewa Jego przybycia. DAJA Pewno? Pewno? NATAN Sądzę, Że się na ciebie mogę spuścić, Dajo… Proszę cię, baczną bądź… nie pożałujesz Tego… sumienie nawet twoje może Dozna w tym ulgi… Tylko mi nie popsuj Mych planów, tylko opowiadaj, pytaj Z wstrzemięźliwością, z oględnością wszelką. DAJA Że też wam przyszło na myśl mnie przestrzegać O tym! Odchodzę. Idźcie też, bo śpieszy Drugi posłaniec od sułtana, Hafi, Wasz Derwisz. / Odchodzi. / SCENA IX / Natan, Al-Hafi. / AL-HAFI Ha! Ha! Znów do was przychodzę! NATAN Czyż to tak pilne? Czego chce ode mnie? AL-HAFI Kto? NATAN Sułtan. Idę, idę. AL-HAFI Do sułtana? NATAN Więc nie Saladyn przysłał cię tu? AL-HAFI Nie on; Zatem przysyłał już? NATAN Przysyłał. AL-HAFI Zgadłem. NATAN Co? Coś zgadł? AL-HAFI Że… że… Jam niewinny temu, Niewinny temu jestem… Ile mogłem, Tylem nagadał, tyle nakłamałem, By to odmienić! NATAN Ależ co odmienić? Coś zgadł? AL-HAFI Że teraz wyście defterdarem Zostali. Bardzo was żałuję, ale Patrzeć się na to nie chcę. Idę zaraz, Zaraz odchodzę… Jeśli macie jakie Dać mi zlecenia, abym je załatwił W drodze, to proszę. Tylko coś takiego, Co człowiek nagi wziąć lub spełnić może… Odchodzę, mówcie prędko. NATAN Lecz, Al-Hafi, Zastanówże się, że o niczym nie wiem… Co pleciesz? AL-HAFI Wszakże worek zabieracie Ze sobą? NATAN Worek? AL-HAFI No, tak jest, pieniądze, Które zaliczyć macie sułtanowi. NATAN Więc o to tylko idzie? AL-HAFI Ja mam na to Patrzeć, jak będzie was dzień w dzień obdzierał Aż do ostatka? Ja mam patrzeć na to, Jak wciąż rozrzutność będzie pożyczała Z pełnego śpichrza mądrej przezorności, Dopóki biedne myszy w tym spichlerzu, Z głodu nie zginą? Czy wam się wydaje, Że kto pieniędzy waszych potrzebuje, Rad waszych słuchać będzie? On, Saladyn, Rad miałby słuchać? Kiedyż on pozwolił, By mu radzono? Wystaw sobie tylko, Natanie, co mnie teraz z nim spotkało! NATAN Co? AL-HAFI Gdy przyszedłem, właśnie ze swą siostrą Przestał grać w szachy… Sittah gra dość dobrze, Lecz partia, którą miał już za przegraną Saladyn, jeszcze była ustawiona… Patrzę i widzę, że daleko bardzo Do mata!… NATAN Toż to tryumf był dla ciebie! AL-HAFI Dość było na jej szach posunąć króla W tył, ku pionkowi… Ja bym wam to zaraz Pokazał… NATAN Wierzę i tak. AL-HAFI Tym sposobem Mógłby wyjść z wieżą… chcę mu to powiedzieć, Wołam go, a on… Wyobraźcie sobie… NATAN Innego zdania był? AL-HAFI Nie słuchał wcale! Rozrzucił całą partię! NATAN Czy podobna!… AL-HAFI I rzekł, że chce mieć mata! Chce mieć mata! Czyż to jest granie?… NATAN Tak, jest to w istocie Tylko bawienie się grą. AL-HAFI Dziurawego Orzecha taka gra nie warta. NATAN Szastać Pieniędzmi, trwonić, to drobnostka, ale Ciebie nie słuchać w jednym tylko razie, W razie tak ważnym ciebie nie wysłuchać, Bystrości twego oka nie podziwiać, To, to jest godne zemsty, czy nie prawda? AL-HAFI Cóż znów? Powiadam wam to, byście mieli Jakieś pojęcie o uporze jego… Słowem, już dłużej wytrwać z nim nie mogę. Teraz się włóczę po Murzynach brudnych, I rozpytuję, czyby mu z nich który Nie chciał pożyczyć. Nigdym u nich żebrać Nie chciał dla siebie, teraz u nich właśnie Szukać pożyczki dla innego muszę! Pożyczać, jest to prawie być żebrakiem, Tak jak na lichwę dawać, jest kraść prawie. Tam wpośród moich dawców, nad Gangesem, Nie będę tego potrzebował, ani Nie będę innym za narzędzie służył. Tam nad Gangesem, tylko tam są ludzie! Tu wy jesteście jednym, który godzien Żyć nad Gangesem… A więc pójdźcie ze mną Na łup mu dajcie wszystkie te marności, O które idzie mu tak bardzo… Troski, Mozoły wasze raz się skończą… chodźcie! NATAN Sądzę, że to nam nie uciecze, Hafi. Namyśleć mi się pozwól… czekaj… AL-HAFI Po co?… Nad czymś podobnym się nie myśli wcale… NATAN Póki nie wrócę od sułtana… póki Się nie pożegnam… AL-HAFI Ten, kto się namyśla, Szuka powodów niezrobienia czegoś… Kto nie ma siły zaraz, bez wahania, Zacząć dla siebie żyć, ten niewolnikiem Zostanie wiecznie. Bądźcie zdrowi. Żyjcie Jak sobie chcecie… Tam jest moja droga, A wasza tutaj… NATAN Lecz, Al-Hafi, musisz Zdać wprzód swój urząd… AL-HAFI Ha! Ha! Żarty!… Tego, Co jest w mej kasie, liczyć nie jest warto… Zresztą porękę za rachunki moje Wy dacie albo Sittah! Bądźcie zdrowi… / Odchodzi. / NATAN Dam ją z ochotą!… Dziki, dobry, zacny… Jak mam go nazwać… Tak, prawdziwy żebrak Jeden na świecie jest prawdziwym królem. / Odchodzi w inną stronę. / AKT III / W domu Natana. / SCENA I / Recha, Daja. / RECHA Jakże się ojciec mój wyraził, Dajo?… Że „w każdej chwili mogę się spodziewać Jego przybycia”?… — Ileż chwil jednakże Już upłynęło!… Ach! i któż by myślał O upłynionych? … Żyję teraz tylko Każdą najbliższą chwilą, bo z nich jedna Ma go sprowadzić tutaj! DAJA O przeklęte To zawezwanie od sułtana! Natan Byłby go zaraz z sobą przyprowadził. RECHA A gdyby teraz przyszedł? Gdyby teraz W tej chwili z życzeń moich najgorętsze Się wypełniło?… Cóż stąd? Cóż stąd?… DAJA Cóż stąd?… Sądzę, że także najgorętsze z moich Życzeń spełniłoby się. RECHA Cóż naówczas W mej piersi zastąpiłoby pragnienie, Która odwykła czuć się próżną takich Najwyższych pragnień?… Nie?… Ach! To okropne!… DAJA Moje życzenie pragnień już spełnionych Miejsce obejmie… me życzenia, abym Mogła cię widzieć w Europie, w rękach, Które są godne ciebie… RECHA Jesteś w błędzie! Z tejże przyczyny, z której ono twoim, Życzenie takie moim być nie może. Ciebie ojczyzna wabi, a mnie moja Czyżby zatrzymać tutaj nie zdołała? Czyliżby obraz twoich, w duszy twojej Przechowywany, miał być potężniejszym Od wpływu, który na mnie wywierają Ci, których widzę, słyszę i dotykam? Moi!… DAJA Daremnie pragniesz się upierać!… Niebo ma swoje niepojęte drogi! Cóż, jeśli właśnie przez twojego zbawcę Bóg jego, Bóg ten, za którego walczy, Powiedzie cię do kraju i do ludu, Dla których jesteś przeznaczoną? RECHA Dajo! Co ty mi mówisz?… Masz pojęcia jakieś Dziwne… „Bóg jego, ten Bóg za którego On walczy”!… Czyliż może Bóg być czyim? Jaki to byłby Bóg, którego człowiek Mógłby zwać swoim własnym? Za którego Trzeba by było walczyć? Skądby człowiek Wiedział, dla której cząstki tego świata Jest urodzony, jeżeli nie dla tej, Na której przyszedł na świat?… Dajo! Dajo! Gdyby mój ojciec słyszał twoje słowa!… Co on ci zrobił, że mi zawsze tylko W dali od niego pokazujesz szczęście?… Co on ci zrobił, że do ziarn mądrości, Które tak czyste zasiał w mojej duszy, Mięszasz tak chętnie chwasty, czy też kwiaty Swojego kraju?… Dajo! Droga Dajo! On nie chce twoich kwiatów różnowzorych Na mojej grządce… A ja wyznać muszę, Że choćby kwiaty te na mojej grzędzie Najpiękniej rosły, wycieńczają one Jej grunt, a czuję się ich słodką wonią Zbyt odurzoną, upojoną prawie. Twój umysł do nich nawykł. Nie chcę ganić Silniejszych nerwów, co ten zapach znoszą, Lecz mnie nie dawaj ich… Już twym aniołem Małoś umysłu mi nie obłąkała… Jeszcze się wstydzę przed mym ojcem tego Głupstwa!… DAJA Tak! Głupstwa!… Jakby rozum zdrowy Tu tylko znaleźć można!… Głupstwa! Głupstwa!… Gdybym ja mogła mówić!… RECHA Czyż nie możesz? … Czyżem cię kiedy nie słuchała pilnie, Gdyś mi o wiary swojej bohaterach Opowiadała?… Czym nie podziwiała Ich czynów?… Czylim nad ich cierpieniami Nie przelewała szczerych łez?… Ta wiara Nie zdała mi się w nich zbyt bohaterską, Ale natomiast stała się tym dla mnie Większą pociechą ta nauka wzniosła, Że miłość Boga nie zależy wcale Od błędnych pojęć, jakie o nim mamy… Kochana Dajo! Ojciec nam tak często Mówił to! Samaś na to się zgadzała! Czemuż chcesz burzyć sama, coś z nim razem Wzniosła?… Nie, Dajo, nie jest to rozmowa Na chwilę, w której mamy go powitać… Chociaż… mnie samej… mnie zależy bardzo Na tym, czy i on… Dajo! Słuchaj! Dajo! Ktoś idzie… słuchaj!… On… on może! / Wchodzi Templariusz, któremu ktoś z zewnątrz drzwi otwiera. / SCENA II / Też same, Templariusz. / GŁOS ZA DRZWIAMI Tutaj! RECHA / przestrasza się, po chwili przychodzi do siebie i chce mu upaść do nóg / To on… mój zbawca! Ach!… TEMPLARIUSZ Dla uniknienia Tego jedynie tu nie przychodziłem Dotąd… więc… RECHA Pragnę tylko u stóp tego Dumnego męża złożyć dzięki Bogu, Nie człowiekowi… Człowiek dzięków nie chce… Nie chce ich tak, jak kubeł wody, który Także był czynny przy gaszeniu ognia… Dał się napełnić, wylać, nic nikomu, Nikt jemu nic nie winien. Tak i człowiek! Coś go wrzuciło w ogień, ja upadłam W jego ramiona, niby na płaszcz jego Iskra, i potem znowu nas oboje Coś wyrzuciło z ognia. Za cóż tutaj Dziękować? Wino czasem w Europie Do jeszcze większych rzeczy jest podnietą, A templariusze muszą postępować W ten sposób, muszą, jak psy tresowane, Dobywać z wody równie jak z płomieni. TEMPLARIUSZ / który podczas tych słów patrzył na nią ze zdziwieniem i niepokojem / O niedobra Dajo! Jeśli w przystępie żółci albo troski Przykrym być mogłem, czyż potrzeba było Wszystkie te głupstwa, co z języka mego Spłynęły, do niej tu przynosić?… Dajo! Była to zemsta zbyt okrutna!… Obyś Na przyszłość nie tak źle mnie przedstawiała Przed nią! DAJA Rycerzu! Zdaje mi się, że te Drobne ukłucia nie są zbyt bolesne Dla was… RECHA Co? Jak to? Więc mieliście troski? I chętniej życie swe składacie innym W ofierze, niżli swoje troski? TEMPLARIUSZ Dziecię! Urocze dziecię! Dusza ma pomiędzy Okiem i uchem zda się podzieloną! Nie! Ro jest nie to dziewczę, nie to, które Wyniosłem z ognia! Któż by tę dziewczynę Mógł znać i w płomień za nią nie poskoczył? Któż byłby czekał na mnie?… Wprawdzie… przestrach… Odmienia w oczach postać… / Chwila milczenia, podczas której wpatruje się w nią w niemym zachwycie. / RECHA Ja jednakże Takim was widzę, jak widziałam wówczas. / Po nowej chwili milczenia, mówi dalej, ażeby przerwać jego wpatrywanie się / Teraz, rycerzu, chciejcie mi powiedzieć, Gdzieście tak długo byli? Może nawet Winnabym spytać, gdzie jesteście teraz… TEMPLARIUSZ Jestem… tam może, gdziem być nie powinien. RECHA A gdzież byliście?… Czy tam także, gdzieście Być nie powinni?… To niedobrze. TEMPLARIUSZ Byłem na… górze… jakże się ta góra Nazywa? Byłem… byłem na Synaju. RECHA Na górze Synaj? … Dobrze! Zatem mogę Was się zapytać, czyli to jest prawdą… TEMPLARIUSZ Co? Co? Czy prawdą jest, że tam dziś jeszcze Oglądać można owo miejsce, w którym Mojżesz przed Bogiem stał, gdy… RECHA Nie, nie o to Chciałam was spytać; wiem, że gdzie bądź stanął, To stał przed Bogiem; ale czy to prawda, Że nie tak trudno wchodzić na tę górę, Jak schodzić. Dotąd, ilem gór zwiedziła, Nie doświadczyłam tego nigdzie jeszcze. Jakże, rycerzu? Cóż to? Odwracacie Twarz swą ode mnie? Widzieć mnie nie chcecie? TEMPLARIUSZ Bo chcę was słuchać. RECHA Bo się ukryć chcecie, Że was porywa pusty śmiech z dziewczyny, Która nie umie o tej świętej górze O coś innego spytać?… Prawdaż?… TEMPLARIUSZ Zatem Znów będę patrzył na was. Co? Lecz teraz Wy spuszczacie wzrok, i wasze lica Uśmiech przebiega? Mamże więc dopiero Z wymowy rysów waszych chcieć to czytać, Co mi mówicie, tak wyraźnie milcząc? O Recho! Recho! Jak on słusznie mówił: „Wprzód ją poznajcie”! RECHA Kto tak mówił? O kim? TEMPLARIUSZ „Wprzód ją poznajcie”. Tak wasz ojciec do mnie Powiedział o was! DAJA A ja nie mówiłam? Ja nie mówiłam tego? TEMPLARIUSZ Ale gdzież on? Gdzie jest wasz ojciec? Jeszcze u sułtana? RECHA Zapewne. TEMPLARIUSZ Jeszcze! Jakąż ja mam pamięć! Nie, tam tak długo być nie może; pewno Już oczekuje na mnie pod klasztorem. Tak się umawiał ze mną przecież… Zatem Wybaczcie, muszę iść po niego. DAJA To już Należy do mnie… Pozostańcie tutaj, Rycerzu… Wkrótce razem z nim powrócę. TEMPLARIUSZ Nie, nie, on na mnie czeka, a nie na was. A przy tym może… Któż wie? … u sułtana Mógłby… Nie znacie Saladyna!… Mógłby… Wpaść w jakie przykre położenie… Wierzcie, Niebezpieczeństwo grozi… śpieszyć muszę… RECHA Niebezpieczeństwo grozi? Jakie? Komu? TEMPLARIUSZ Mnie, wam i jemu, jeśli stąd natychmiast, Zaraz nie pójdę. / Wychodzi. / SCENA III / Recha, Daja. / RECHA Co to znaczy, Dajo? Odszedł tak prędko? Co go wypędziło? DAJA Nie obawiajcie się! Nie sądzę, by to Złym było znakiem. RECHA Jest więc znakiem? Czego? DAJA Tego, co czuje… wre w nim, lecz się lęka Wykipieć… Waszym już jest… RECHA Jak to, moim? Ty, jak on także, jesteś niepojętą Dla mnie. DAJA Niedługo wszystkie niepokoje, Jakich nabawił was, będziecie mogli Mu odwzajemnić; ale nie należy Być zbyt surową, mściwą. RECHA Sama chyba Wiesz, o czym mówisz. DAJA Czyliż wam już teraz Spokój nie wrócił? RECHA Wrócił, prawda, wrócił. DAJA Przyznajcie zatem, że niepokój jego Radość wam sprawia, i że tylko temu Niepokojowi spokój wasz winniście. RECHA Zupełnie o tym nie wiem. Tyle tylko Powiedzieć mogę, że się sama dziwię, Iż po tak strasznej burzy w sercu moim Tak błogi spokój nagle zapanował. Jego wzrok, mowa i obejście jego, Wszystko w nim, tak mnie… DAJA Tak was nasyciło? RECHA Tego nie powiem, lecz… DAJA Lecz głód wasz pierwszy Zaspokoiło… RECHA To już prędzej, jeśli Tak sądzisz. DAJA Sądzić muszę. RECHA Drogim zawsze Będzie on dla mnie i nad życie droższym, Choć już nie będzie na myśl każdą o nim Silniej mi biło serce… Lecz co plotę?… Chodź, droga Dajo, chodź do okna, które Wychodzi na te palmy… DAJA Coś podobno Nie tak zupełnie jest zaspokojony Głód pierwszy. RECHA Teraz patrzeć chcę na palmy, A nie na niego tylko pod palmami. DAJA Ten chłód gorączkę nową zapowiada. RECHA Chłód? Nie ostygłam! Równie chętnie patrzę Się na to, co spokoju mi nie mąci. / Odchodzą. / / Zmiana. Sala posłuchalna w pałacu Saladyna. / SCENA IV / Saladyn, Sittah. / SALADYN / wchodząc, mówi we drzwiach / Tu przyprowadźcie go, gdy przyjdzie. Ale Coś się nie zdaje śpieszyć… SITTAH Może nie był W domu i trudno było go odszukać. SALADYN Oh! Siostro! Siostro! SITTAH Zdajesz się być, jakby Przed rozpoczęciem bitwy. SALADYN Na broń taką, Którą się władać nie uczyłem! Muszę Udawać, zwodzić, obiecywać!… Kiedyż W tym się ćwiczyłem, kiedyż próbowałem Tego?… Dziś muszę czynić to… i po co? Ażeby dostać garść pieniędzy! Żeby Trochę pieniędzy dostać z ręki Żyda! … Pieniędzy!… Takich jestem przymuszony Chwytać się środków, by zapewnić sobie Tę najmarniejszą z rzeczy marnych!… SITTAH Bracie! Marności takie mszczą się, jeśli nimi Zbyt pogardzamy. SALADYN Prawda to, niestety! A jeśli Żyd ten jest w istocie dobrym, Mądrym człowiekiem, jak go nam opisał Derwisz?… SITTAH O! Wtedy czegóż się obawiać? Łapki potrzebne są na chytrych tylko, Na bojaźliwych a przebiegłych Żydów, Nie na dobrego i mądrego. Taki Jest nasz, bez łapki. Będzie to przyjemność, Słuchać takiego słów… czy zechce śmiało Pozrywać sznurki sieci, czy zamierzy Zręcznym wybiegiem z niej ci się wyśliznąć?… Taką przyjemność masz w dodatku. SALADYN Prawda; Rad jestem z takiej sposobności. SITTAH Zatem Nie ma już o co troszczyć się, albowiem, Jeśli to człowiek taki, jacy zwykle Bywają Żydzi, czemużbyś się wstydził Okazać takim, za jakich uważa On wszystkich ludzi?… Taki by lepszego Od innych pewno wziął za głupca. SALADYN A więc Musiałbym czynić źle, by nie myśleli Źle o mnie ludzie źli? SITTAH Ba! Jeśli zowiesz Złem używanie każdej rzeczy w sposób Dla niej właściwy. SALADYN Jak to wy kobiety Ubrać umiecie wszystko, co do głowy Wam przyjdzie! SITTAH Ubrać! SALADYN Ja bo się obchodzić Z tym, co zręczności albo przebiegłości Większej wymaga, nie potrafię wcale… Kruszą się zaraz w mej niezgrabnej dłoni Podobne rzeczy… Coś takiego trzeba Z taką zgrabnością wykonywać, z jaką Jest pomyślane. Ale to już trudno! … Działam jak umiem… tegom tylko pewny, Że raczej gorzej mógłbym, niżli lepiej. SITTAH Tylkoż o sobie nie wątp. Jam gotowa Stanąć za ciebie, jeśli mi pozwolisz… Mężczyzni tacy jak ty, pragną zawsze Nam okazywać, że jedynie miecz ich Wywalcza dla nich wyższe stanowisko. Tak lew się wstydzi walk na podstęp z lisem, Ale się lisa, nie podstępów wstydzi. SALADYN Jak to Wam by się chciało dowieść, że mężczyźni Do was podobni! No, idź, idź już, siostro. Sadzę, że umiem lekcję. SITTAH Co? Mam odejść? SALADYN Nie myślisz przecież zostać? SITTAH Choć nie zostać Tutaj, przy tobie… lecz w przyległej sali… SALADYN Słuchać!… Nie! Nic bym wskórać nie potrafił! Idź już!… Nadchodzi… tylko nie podsłuchuj! Ja zajrzę! / Sittah odchodzi jednymi drzwiami, jednocześnie drugimi wchodzi Natan. Saladyn siada. / SCENA V / Saladyn, Natan. / SALADYN Przystąp bliżej, Żydzie… bliżej… Tu… Bez obawy… NATAN Ta niech twoim wrogom Zostanie. SALADYN Zatem Natan się nazywasz? NATAN Tak. SALADYN Natan mędrzec? NATAN Nie. SALADYN Sam siebie, prawda, Tak nie nazywasz, lecz cię lud tak zowie. NATAN Lud, może. SALADYN Nie sądź, żebym miał w pogardzie Głos ludu. Dawnom pragnął poznać męża, Którego lud zwie mądrym. NATAN A jeżeli Lud przez szyderstwo dał mu to nazwisko? Jeśli mądrością zwie roztropność zwykłą, A za roztropnych ma tych, co się znają Na tym, co korzyść niesie? SALADYN Masz na myśli Korzyść prawdziwą? NATAN Nie, bo w takim razie Najroztropniejszym byłby, kto najchciwszy; Wtedy w istocie mądrość i roztropność Byłyby jednym. SALADYN Składasz dowód tego, Czegoś się zaparł. Wiesz, co jest prawdziwą Korzyścią, której lud zazwyczaj nie zna. Pragniesz ją poznać, myślisz o niej — właśnie To czyni mędrzec. NATAN Takim każdy sądzi Samego siebie. SALADYN Dosyć tej skromności! Nie lubię słuchać jej, gdziem się spodziewał Usłyszeć zimny rozum. / wstaje / Więc do rzeczy! Lecz bądź otwartym, Żydzie, bądź otwartym. NATAN Sułtanie! Tak bym pragnął ci usłużyć, Żebym był godnym nadal twych poleceń. SALADYN Usłużyć? Jak to? NATAN Będziesz miał najlepsze Rzeczy i będziesz miał je za najtańszą Cenę. SALADYN O czymże mówisz? O towarach? Szachrować z tobą będzie moja siostra. / do siebie / To dla tej, co tam podsłuchuje. / głośno / Z kupcem Nic do czynienia nie mam. NATAN Więc zapewne Chcesz się dowiedzieć, com w podróży mojej Mógł zauważyć względem nieprzyjaciół, Którzy się znów ruszają… Mówiąc szczerze… SALADYN I tegom także nie ciekawy teraz. Wiem o tym tyle, ile mi potrzeba… Chcę tylko… NATAN Rozkaż, panie. SALADYN Pragnę spytać O co innego, co innego wcale. Ponieważ jesteś mądrym, więc mi powiedz, Jaka religia, zakon, twoim zdaniem Zawiera prawdę? NATAN Jestem Żydem, panie. SALADYN Ja muzułmanin jestem. Między nami Stoi chrześcianin. Z tych trzech wiar prawdziwą Może być jedna tylko. Taki człowiek, Jak ty, pozostać tam nie może, gdzie go Los przypadkowy urodzenia rzucił, Lub gdy zostaje, czyni to z zasady, Z zastanowienia, z przekonania, z woli Swej wolnej. A więc objaw mi swe zdanie! Wskaż mi powody, których ja sam badać Czasu nie miałem. Wymień mi zasady, Które ten wybór twój spowodowały; Wymień poufnie, bym się przejął nimi… Jak to? Ty milczysz?… mierzysz mnie spojrzeniem?… Zapewne pierwszym muszę być sułtanem, Który objawia tę ciekawość, chociaż Sądzę, że godną ona jest sułtana… Nieprawdaż?… Mów więc!… Powiedz… Może żądasz Chwili namysłu… Chętnie ci ją daję… / do siebie / Czy ona słucha? Muszę ją podpatrzeć… Chce słyszeć, czy się zręcznie biorę… / głośno / Pomyśl, Tak, pomyśl nad tym. Ja powrócę wkrótce. / Wychodzi do pokoju, do którego weszła Sittah. / SCENA VI NATAN / sam / Hm! Hm! To dziwne! Co to znaczyć może?… Czego chce sułtan? żądać miał pieniędzy, A żąda… prawdy! Żąda jej tak zaraz… W gotówce, jakby była to moneta… Tak! Chyba z owych starych monet, które Na wagę brano — taką, to być może, Lecz nie monetą nową, której wartość Stempel nadaje, którą by wyliczyć Można na stole… taką prawda nie jest. Możnaż ją w głowę kłaść, jak pieniądz w worek?… Kto z nas dwóch tutaj, ja czy on, jest Żydem?… Tak… ale czemuż nie miałby istotnie Wymagać prawdy?… Może chce jej użyć Jako zasadzki na mnie?… To byłoby Nazbyt nikczemne; lecz cóż jest dla wielkich Nazbyt nikczemnym?… Tak ni stąd ni zowąd Wystąpił z takim zapytaniem. Prosto, Bez żadnych wstępów.. Muszę być ostrożnym. Lecz jak postąpić?… Żydem się okazać, Wyłącznie Żydem, źle… nie Żydem… gorzej! Mógłby zapytać: czemu, gdy nie jestem Żydem, nie chciałbym być muzułmaninem?… Tak, tylko bajka może mnie ocalić. Bajki nie tylko są dla dzieci… Idzie… Niech przyjdzie!… SCENA VII / Saladyn, Natan. / SALADYN / wchodząc, na stronie / Tam już oczyściłem pole. / głośno / Czym nie za prędko wrócił? Czyś już gotów?… Więc mów… nie słucha nikt nas… NATAN Słuchać może Choćby świat cały… SALADYN Natan swojej sprawy Tak pewny? Dobrze! To jest mądrość właśnie! Nie kryć się z prawdą, dla niej na ofiarę Poświęcać wszystko: życie, byt, krew, mienie! NATAN Tak, jeśli trzeba, i jeżeli może Zdać się to na co. SALADYN Odtąd może będzie Słuszniejszym jeden z mych tytułów, tytuł Ulepszyciela świata i zakonu. NATAN Piękny to tytuł; lecz, sułtanie, pozwól, Że nim zupełnie moją myśl ci zwierzę, Przypowieść pewną wprzód opowiem. SALADYN Zgoda! Lubiłem zawsze przypowieści, dobrze Opowiadane. NATAN Dobrze opowiadać Nie moją rzeczą. SALADYN Znów ta skromność dumna! No, mówże, mów już! Zacznij, opowiadaj! NATAN Niegdyś, przed laty, na dalekim wschodzie Żył mąż, co pierścień cenny z drogiej ręki Otrzymał. Opal igrał w tym pierścieniu Barw tysiącami i miał moc tajemną, Że czynił tego, kto go nosił ufnie, Bogu i ludziom miłym. Nie dziwota, Że mąż ze wschodu nigdy nie zdejmował Pierścienia tego z palca, i zamierzył Wiecznie go w swoim pozostawić rodzie, W ten sposób, że ten pierścień drogi złożył, Ze wszystkich synów najukochańszemu, I że mu zlecił, by po swoim zgonie, Znów dał go temu z synów, dla którego Największą miłość będzie miał, tak, aby Najulubieńszy, bez żadnego względu Na kolej rodu, tylko na podstawie Pierścienia, głową był i księciem domu… Czy mnie rozumiesz, panie?… SALADYN Mów, rozumiem. NATAN Tak pierścień ciągle z syna szedł na syna, Aż go trzech synów ojciec odziedziczył, Który jednako kochał ich, i którzy Jednako wzajem go kochali. Czasem Ten mu się zdawał, czasem znowu inny, W miarę jak z którym bawił, gdy dwaj drudzy Byli od serca jego oddaleni, Godnym pierścienia, i przez słabość, której Źródło w miłości było, przyobiecał Pierścień każdemu. Póki żył, nie było Żadnych stąd skutków, lecz gdy umrzeć przyszło, Ojciec w kłopocie znalazł się niemałym. Przykro mu było zmartwić tych dwóch synów, Którzy na jego polegali słowie… Cóż robić? Posłał skrycie do złotnika, Kazał mu zrobić dwa pierścienie nowe Na wzór pierwszego, kosztów ani trudu Nie szczędząc. Złotnik spełnił polecenie, I gdy robotę odniósł, sam właściciel Nie mógł rozpoznać, który był prawdziwy Wśród trzech pierścieni. Więc zawołał synów, Mówił osobno z każdym, i każdemu Dał pierścień jeden i błogosławieństwo, A potem umarł… Czy słuchacie, panie? SALADYN Słucham cię, słucham. Powieść twoja pewnie Bliską jest końca. NATAN Powieść już skończona, Bo łatwo zgadnąć, co się potem stało… Zaledwie ojciec umarł, każdy przyszedł Ze swym pierścieniem, chcąc być panem domu… Zaczęli badać, skarżyć się i spierać… Daremnie!… Dowieść, który z trzech pierścieni Prawdziwy, było już niepodobieństwem, Prawie zupełnie takim, jakim dla nas Powiedzieć, która wiara jest prawdziwą. SALADYN Co? Więc to miało na pytanie moje Być odpowiedzią? NATAN Miało to mnie tylko Usprawiedliwić, że się nie podejmę Rozpoznawania tych pierścieni, które Ojciec polecił zrobić podobnymi. SALADYN Pierścienie! Żarty na bok! Mnie się zdaje, Że te religie, które wymieniłem, Różnią się wielce wszystkim, aż do jadła, Aż do napoju i odzieży… NATAN Tylko Pod względem zasad nie są tak odmienne… Czyż nie są wszystkie wsparte na podstawie Dziejów pisanych, albo przekazanych Ustnym podaniem?… Otóż można dzieje Przyjmować tylko na podstawie wiary W czyjeś świadectwo… Wszakże tak?… A w czyim Świadectwie większą ufność pokładamy? Wszakże w świadectwie swoich, tych co mają Krew jednę z nami, którzy nam od młodu Okazywali miłość swoję, którzy Tam nas zwodzili tylko, gdzie dla dobra Naszego zwieść nas było koniecznością? Mamże mojemu ojcu mniej dać wiary, Niż ty twojemu? Albo też przeciwnie, Czyż mogę żądać, żebyś ty swym przodkom Zarzucił kłamstwo, byłeś tylko moim Fałszu nie zadał? Co? SALADYN / do siebie / Na Boga! Prawda! On słusznie mówi. Muszę milczeć. NATAN Wróćmy Do tych pierścieni. Jak już powiedziałem, Synowie wnieśli skargę, i przed sędzią Każdy z nich przysiągł, że ma pierścień z własnej Ręki ojcowskiej — jak w istocie było! — I że każdemu z nich przyrzekał ojciec, Iż jemu pierścień odda w posiadanie, — Co także było prawdą!… Każdy twierdził, Że względem niego ojciec nie popełnił Fałszu, że ojca o to podejrzewać Nie może, musi zatem mimowolnie Oskarżać braci, chociaż o nich zawsze Sądził najlepiej. Każdy żądał, żeby Zdrajcy wykryci byli i ponieśli Karę. SALADYN A sędzia?… Bardzo mnie ciekawi, Co odrzekł sędzia. Mów! NATAN A sędzia na to Rzekł: Jeśli ojca tutaj nie stawicie, To was oddalam z waszą sprawą! Cóż to? Czy wam się zdaje, żem ja tutaj po to, Abym zagadki rozwiązywał? Albo Sądzicie może, że prawdziwy pierścień Sam się odezwie? Ale stójcie! Wszakże Mówicie, że ten pierścień miał tajemną Siłę, że czynił swego posiadacza Bogu i ludziom miłym… To rozstrzygnie! Bo tej potęgi mieć nie mogą przecież Fałszywe.. Mówcie! Kto z was jest dwóm innym Najmilszy? Mówcie!… Ha! Milczycie… wszyscy! Wasze pierścienie widać są bezsilne! Każdy samego siebie tylko kocha… Więc widać z tego, że oszukanymi I oszustami wszyscy trzej jesteście! Wszystkie pierścienie wasze są fałszywe! Prawdziwy zginąć musiał, a wasz ojciec, Pragnąc utaić zgubę, zrobić kazał Trzy jednakowe!… SALADYN Świetnie! Znakomicie! NATAN A zatem — mówił sędzia dalej — jeśli Zamiast wyroku nie pragniecie rady, Odejdźcie!… Radziłbym wam jednak przyjąć To, co się stało. Każdy z was ma pierścień Od swego ojca, niech więc każdy wierzy, Że ma prawdziwy. Ojciec nie chciał może, Żeby przywilej, co jednego wznosił Nad innych, dłużej miał trwać w jego domu. Musiał was wszystkich kochać jednakowo, I nie chciał krzywdzić dwóch, aby jednego Obdarzyć… Dobrze!… Niech się współubiega Każdy z innymi, aby rzeczywistą, Nie na przesądzie wspartą zyskać miłość! Niech się ubiega każdy, by w pierścieniu Swym dowieść siły jego tajemniczej! Niech dopomaga tej wewnętrznej sile Przez swą łagodność, słodycz, dobroczynność, Przez miłość Boga i przez ufność w Bogu! A gdy się kiedyś dzieciom dzieci waszych Kamienia tego moc objawi, wówczas, Po lat tysiącach, wzywam was znów przed ten Trybunał… Wtedy będzie tu zasiadał Mądrzejszy człowiek niźli ja, on wyda Wyrok!… Odejdźcie!… Tak powiedział skromny Ów sędzia… SALADYN Boże! Boże! NATAN Saladynie! Jeżeli czujesz, żeś tym przyrzeczonym, Mądrzejszym mężem… SALADYN / zbliża się do niego, chwyta go za rękę, której już następnie nie puszcza / Ja, proch? Ja, nic? Boże!… NATAN Co ci jest, panie?… SALADYN O Natanie! Drogi Natanie! Owe lat tysiące jeszcze Nie upłynęły! Krzesło, w którym sędzia Twój siedział, nie jest moim tronem… Odejdź, Ale bądź moim przyjacielem! NATAN Więcej Saladyn nie ma nic do powiedzenia? SALADYN Nic. NATAN Nic? SALADYN Nic wcale… lecz dlaczego?… NATAN Chciałem Znaleźć sposobność, aby prośbę zanieść. SALADYN Czyliż do prośby sposobności trzeba? Mów!… NATAN Wracam właśnie z drogi… odebrałem Należytości znaczne… Mam gotówki Trochę za wiele… Znowu czas zaczyna Być niespokojnym… Nie wiem, gdzie bezpiecznie Mógłbym ją chować… Więc mi przyszło na myśl, Czyżbyś ty może… skoro bliska wojna Wymaga wielkich kosztów… jakiej części Nie potrzebował? SALADYN / patrząc mu bystro w oczy / Co?… Natanie! Nie chcę Pytać, czy Hafi nie był już u ciebie; Nie chcę dochodzić, czy nie podejrzliwość Skłania cię tylko, że mi dobrowolnie To proponujesz… NATAN Podejrzliwość?… SALADYN Słuszną Byłaby… Wybacz mi!… Na co się zdało?… Muszę się przyznać, żem miał zamiar… NATAN Przecież Nie o pieniądze mówić mi?… SALADYN W istocie O to… NATAN Tym lepiej!… Obu to nam będzie Dogodne… Jednak, nie mógłbym ci całej Gotówki mojej dać, a to ze względu Na templariusza… Znasz go… Muszę wprzódy Spłacić mu wielki dług. SALADYN Templariuszowi? Nie zechcesz przecież mych największych wrogów Wspierać swym złotem? NATAN Mówię o tym jednym, Którego życie oszczędziłeś. SALADYN O tym! Tegoś przypomniał mi! Ten młody człowiek Zupełnie wyszedł mi z pamięci! Znasz go? Gdzież on jest? NATAN Jak to? Nie wiesz więc, sułtanie, Jak skutki łaski twojej względem niego Na mnie spłynęły? On to z narażeniem Owego życia, któreś mu darował, Mą córkę wyniósł z ognia. SALADYN On to zrobił? Wyglądał na to! Brat mój, co podobnym Był tak do niego, zrobiłby toż samo… Więc jest tu jeszcze?… Sprowadź go tu do mnie. Mej siostrze, która wcale tego brata Nie znała, tylem o nim opowiadał, Że jej pokazać jego portret muszę. Sprowadź go! Oto, jak z dobrego czynu, Choć był spełniony tylko pod wrażeniem Uczucia, dalej płyną dobre czyny!… Sprowadź go! NATAN / puszczając rękę Saladyna / Idę. A z tą drugą sprawą Rzecz załatwiona? / Wychodzi. / SALADYN Ach! I czemuż siostrze Broniłem słuchać? Do niej! Do niej śpieszmy! Jak jej to wszystko teraz opowiedzieć? / Wychodzi w inną stronę. / / Zmiana. Miejsce pod palmami, w bliskości klasztoru, gdzie Templariusz oczekuje Natana. / SCENA VIII Templariusz / sam, przechadza się w milczeniu, walcząc sam z sobą; wreszcie wybucha / Tutaj dopiero znów odetchnąć może Ścigana ze wszech stron ofiara! Dosyć! Sam wiedzieć nie chcę co się we mnie dzieje, Ani przypuszczać, co się będzie działo… Dość tego! Próżno uciekałem, próżno! I nic innego też nie byłem w stanie Zrobić! A teraz niech się stanie, co się Ma stać! Za prędko padł, bym ujść go zdołał, Ten cios, pod który tak się uporczywie Wzbraniałem podejść… Ujrzeć ją raz jeszcze, Tę, którą ujrzeć tak się opierałem, I postanowić, że jej nigdy więcej Nie stracę z oczu… Jak to postanowić?… Postanowienie jest to czyn… ja cierpię, Ja cierpię tylko… Ujrzeć ją i uczuć, Że nieodłącznie jestem z nią związany, Było to i jest jedno… Żyć w oddali Od niej, jest dla mnie rzeczą niepojętą, Śmiercią… w tym życiu, które się po zgonie Zacznie, tam nawet śmiercią.. Czy to miłość?… Tak!… Więc templariusz kocha… więc chrześcianin Kocha Żydówkę?… Ha! Tak!… Jestem w ziemi, Którą ludowi swemu Bóg na wieki Oddać ślubował, więc dlatego także I ja ślubuję oddać się na wieki… Wielu przesądów już się tu pozbyłem… Czego ode mnie może chcieć mój zakon?… Jako templariusz już nie żyję… Z chwilą, W której zostałem jeńcem Saladyna, Ustało życie moje. Głowa, którą On mi darował, czyliż jest tą samą? Nie, to jest nowa; nie wie, co wmówiono W tamtę, czym związaną była tamta… Dzisiejsza lepsza i godniejsza nieba, O którym ojciec mój miał kiedyś marzyć. Tak, bo tą nową głową rozpoczynam Myśleć dopiero, jak mój ojciec pewnie Myślał, gdy tutaj bawił, jeśli tylko Baśni mi o nim nie prawiono. Baśni? Lecz wiarygodnych, które mi się teraz Podobniejszymi zdają być do prawdy, Niż przypuszczałem dotąd, gdy mi przyszło Potknąć się tylko, gdzie on upadł… Upadł?… Wolę z mężami upaść, niż stać z dziećmi! Przykład mi jego starczy za uznanie, A oprócz niego, mógłżebym o czyje Dbać jeszcze sądy? O Natana? Przecież Zachęty jego, nie uznania tylko Pewnym być mogę. Co to za Żyd! Chociaż Żydem się tylko okazywać pragnie… Idzie tu… śpieszy… twarz mu szczęściem płonie… Któż by inaczej szedł od Saladyna?… Hej! Hej! Natanie! SCENA IX / Natan, Templariusz. / NATAN Jak to? Wy tu? TEMPLARIUSZ Sułtan Długo was trzymał. NATAN Nie tak znowu długo. Nim tam poszedłem, dość straciłem czasu. Ach! Wierzcie, człowiek ten jest wart swej sławy, Jest ona tylko jego cieniem! Ale Najprzód wam powiem… TEMPLARIUSZ Co?… NATAN Że na was czeka, Chce z wami mówić zaraz. Chodźcie do mnie Na chwilę, jeszcze coś załatwić muszę; Potem pójdziemy razem tam. TEMPLARIUSZ Natanie, W progi waszego domu nie chcę wstąpić Powtórnie, póki… NATAN Więc tam już byliście? Więc z nią mówiliście? Cóż? Mówcie! Jakże Podoba się wam Recha? TEMPLARIUSZ Nad pojęcie!… Ale drugi raz widzieć jej nie będę Nigdy… nie!… nigdy! Chyba, gdybyście mi Przyrzekli tutaj, zaraz, że ją zawsze Będę mógł widzieć! NATAN Jak to mam rozumieć? TEMPLARIUSZ / po krótkim milczeniu, nagle, rzucając mu się na szyję / Ojcze! NATAN Młodzieńcze! TEMPLARIUSZ / puszczając go również nagle / Co? Nie synu? Błagam O to, Natanie! NATAN Och! Młodzieńcze drogi! … TEMPLARIUSZ Nie synu? Błagam was, Natanie, błagam, Zaklinam na Natury pierwsze związki: Nie przekładajcie nad nie pęt późniejszych! Bądźcie człowiekiem i nie odpychajcie Mnie od nóg waszych! NATAN Drogi przyjacielu! TEMPLARIUSZ Nie synu? Więc nie synu? Chociaż wdzięczność Już w sercu córki waszej dla miłości Utorowała drogę? Chociaż tylko Czekaliśmy skinienia waszej dłoni, By się zespolić z sobą? Co? Milczycie?… NATAN Wy zadziwiacie mnie, rycerzu młody. TEMPLARIUSZ Ja was zadziwiam? Własną myślą waszą Ja was zadziwiam?… Czyż nie poznajecie Jej w moich ustach?… Więc was dziwi?… NATAN Zanim Wiem nawet, jaki Stauffen był wasz ojciec. TEMPLARIUSZ Co wy mówicie? Jak to? Wy, Natanie, Wy w takiej chwili nic nie uczuwacie, Prócz ciekawości?… NATAN Bo, widzicie, znałem Kiedyś Stauffena… Konrad miał na imię… TEMPLARIUSZ Więc gdyby ojciec mój to imię nosił?… NATAN Doprawdy?… TEMPLARIUSZ Tak jest. Ja mam imię ojca… Kurd znaczy Konrad… NATAN A więc, w takim razie Mój Konrad nie był waszym ojcem, bowiem Był, czym jesteście wy, był templariuszem… Nie był żonaty. TEMPLARIUSZ Cóż stąd? NATAN Jak to? TEMPLARIUSZ Cóż stąd? Mimo to przecież mógł być ojcem moim. NATAN Wy chyba żartujecie! TEMPLARIUSZ A wy chyba Zbyt skrupulatnie się na rzecz patrzycie… Cóż stąd?… Bękartem mogę być… nieprawym Dzieckiem! Cóż stąd?… Ale mi darujcie Wywód mych przodków, a ja wam daruję Wywody waszych. Nie dlatego, żebym Myślał o waszym wątpić rodowodzie! Boże uchowaj! Wiem, że pokolenie Po pokoleniu, wywieść ród możecie Od Abrahama i od jego ojców, Wiem i sam na to przysiąc jestem gotów. NATAN Gorycz przemawia przez was… Lecz czy słuszna?… Czym już odmówił wam?… Nie… Nie chcę tylko Tak w jednej chwili wiązać się. Nic więcej. TEMPLARIUSZ Pewno? Nic więcej? O! Wybaczcie! NATAN Chodźcie! Pójdziemy! TEMPLARIUSZ Dokąd? Do waszego domu? Nie, nie, nie mogę! Tu was czekać będę! Idźcie! Jeżeli mam ją ujrzeć jeszcze, To dosyć często będę ją w tym życiu Widywał… jeśli nie, to już za wiele Na nią patrzyłem… NATAN Wrócę jak najspieszniej. / Odchodzi. / SCENA X / Templariusz, wkrótce potem Daja. / TEMPLARIUSZ / sam / To już za wiele!… Mózg człowieczy zda się Móc objąć naraz tyle, a jednakże Często drobnostką jedną się przepełnia! Drobnostką!… Bieda! niechby czym nie wiedzieć Był przepełniony!… Ale cierpliwości! Duch prędko zwiąże wzdęte te pierwiastki, Utworzy przestrzeń, światło… ład powróci… Czyż po raz pierwszy kocham? Albo czyliż To, co miłością zwę, miłością nie jest? Czyż to miłością jest, co dzisiaj czuję? DAJA / wchodzi ostrożnie, ukrywając się za drzewami / Rycerzu! TEMPLARIUSZ Kto mnie woła? To wy, Dajo! DAJA Ja przesunęłam się tak koło niego, Że mnie nie spostrzegł. Ale mógłby jeszcze Dojrzeć mnie stamtąd, gdzie jesteście… Chciejcie Zbliżyć się do mnie, pod to drzewo. TEMPLARIUSZ Cóż tam? Tak tajemniczo! Cóż tam? DAJA Tajemnicą Jest rzeczywiście to, co mnie sprowadza, I to podwójną. Jedna mnie jest tylko Znaną, a druga tylko wam. Możemy Zrobić zamianę. Chciejcie mi powierzyć Waszą, a ja wam powiem moją. TEMPLARIUSZ Chętnie, Bylebym wiedział, co zowiecie moją… Ale to z waszej zaraz się wyjaśni. Więc mówcie. DAJA Nie, nie! Wy powiedzcie pierwsi, Ja potem powiem, bo wierzajcie, na nic Wam się nie przyda tajemnica moja, Jeśli ja waszej wiedzieć wprzód nie będę. Więc dalej! Mówcie, bo gdy was wybadam, To znaczyć będzie, żeście mi niczego Nie powierzyli. Moja tajemnica Zostanie wówczas moją, a wy swojej Już nie będziecie panem. Och! rycerzu! I wam mężczyznom zdaje się, że można Oku kobiety ukryć tajemnicę Taką… TEMPLARIUSZ O której często nawet sami Nie wiemy. DAJA Może. Jestem więc zmuszoną Tę tajemnicę waszą wam odsłonić! Cóż to znaczyło, żeście tak pośpiesznie Od nas odeszli, zostawili same? Żeście z Natanem teraz nie wrócili? Czy Recha na was tak wywarła mało Wrażenia? Albo czy tak wiele? Wiele! Tak wiele!… Mówcie, niech zobaczę, jak to Ptaszę na wiotkiej płonce skrzydełkami Trzepocze! Mówcie, chciejcie mi się przyznać, Że ją kochacie do szaleństwa… Ja wam Coś za to powiem. TEMPLARIUSZ Do szaleństwa?… Prawda, Że na szaleństwach wy się znać musicie Wybornie. DAJA Zgódźcie tylko się na miłość, Szaleństwo wam daruję… TEMPLARIUSZ Czy datego, Że o nim nikt nie wątpi? Wszak templariusz Kocha Żydówkę?… DAJA Tak jest, to się zdaje Czemś bezsensownym, lecz w niejednej rzeczy Więcej jest czasem sensu niż myślimy. Nie jest to wreszcie rzecz tak niezwyczajna, Że nas Zbawiciel mimo woli naszej Na takie drogi wiedzie, których rozum Nie byłby wskazał nam. TEMPLARIUSZ Tak uroczyście Mówicie! / na stronie / Jeśli zamiast Zbawiciela Powiem Opatrzność, czyż nieprawdę mówi? / głośno / Zaciekawiacie bardziej mnie, niż zwykłem Bywać ciekawym. DAJA O! Tu jest kraina Cudów. TEMPLARIUSZ / na stronie / To prawda! Cudowności; czyżby Inaczej mogło być? Tu świat się skupia. / głośno / Niech więc tak będzie! Wyznam, że ją kocham, Wyznam, że bez niej nie pojmuję życia, Że… DAJA Rzeczywiście? Więc mi zaprzysiążcie, Panie rycerzu, że ją poślubicie, Uratujecie i docześnie na tym, I wiecznie też na tamtym świecie. TEMPLARIUSZ Jak to? Mam przysiąc na to, co nie w mojej mocy? DAJA Jest w mocy waszej… ja wam jednym słowem Tę moc dać mogę. TEMPLARIUSZ Tak, że nawet ojciec Nic przeciw temu mieć nie będzie?… DAJA Ojciec? Ech! Co tam ojciec!… Ojciec będzie musiał. TEMPLARIUSZ Co musiał, Dajo?… W ręce rozbójników Nie wpadł, ażeby musiał… DAJA Będzie musiał Chętnie się zgodzić! TEMPLARIUSZ Musiał?… chętnie?… Dajo, Powiem wam tylko, że sam próbowałem Dotknąć tej struny… DAJA Jakimże wam dźwiękiem Odpowiedziała? TEMPLARIUSZ Dźwiękiem, który ucho Moje obraził. DAJA Co mówicie? Jak to? Choć cień mu objawiliście tęsknoty Za Rechą i nie uczuł się szczęśliwym? Chłodno wymówił się, albo trudności Robił wam jakie?… TEMPLARIUSZ Tak, mniej więcej… DAJA Zatem Dłużej się wahać nie chcę ani chwili! / Chwila milczenia. / TEMPLARIUSZ Jednak wahacie się. DAJA Jest on tak dobry! Sama mu tyle winnam!… Ale czemuż Nie chce posłuchać mnie! Wiadomo Bogu, Że serce pęka mi, gdy krok ten czynię. TEMPLARIUSZ Proszę was, Dajo, chciejcie wyprowadzić Mnie z niepewności… Albo, jeśli jeszcze Macie niepewność, czyli to, co chcecie Powiedzieć, dobrym lub złym, czy chwalebnym, Czy też nagannym nazwać, to zamilczcie. Zapomnę o tym nawet, że mieliście Do zamilczenia coś… DAJA Dajecie bodźca, Zamiast wstrzymywać… A więc wiedzcie wszystko! Recha Żydówką nie jest, jest chrześcianką! TEMPLARIUSZ / zimno / Czy tak? Winszuję!… Czy to trudne było?… Czyście dość bólów przy tym przecierpieli?… Dalej! gorliwie zaludniajcie niebo, Skoro już ziemi nie możecie!… DAJA Jak to, Rycerzu? Czyliż ta wiadomość godna Tego szyderstwa? Więc to was nie cieszy, Was, chrześcianina, i was, templariusza, Że jest chrześcianką ta, którą kochacie? TEMPLARIUSZ Szczególnie, jeśli z waszej jest nauki Chrześcianką. DAJA Zatem tak zrozumieliście Moje wyrazy! Tak, to wam wybaczam! Chciałabym widzieć tego, co nawrócić Ją by potrafił… Szczęście to jest dla niej, Że jest od dawna tym, czym by inaczej Nie była chyba nigdy… TEMPLARIUSZ Mówcie jaśniej, Albo odejdźcie… DAJA Ona jest chrześcianką, Z rodziców chrześcian urodzoną, chrzczoną. TEMPLARIUSZ / żywo / A Natan? DAJA Nie jest ojcem jej. TEMPLARIUSZ Co? Natan Ojcem jej nie jest?… Wiecież, co mówicie? DAJA Prawdę, która mi często wyciskała Łzy krwawe… Och! Tak! On jej ojcem nie jest. TEMPLARIUSZ Tylko wychował ją za swoją córkę, Tylko chrześciańskie dziecko na Żydówkę Wychował? DAJA Tak jest. TEMPLARIUSZ Ona nie wiedziała O swoim rodzie? Nigdy się od niego Nie dowiedziała, że jest chrześcijanką, A nie Żydówką? DAJA Nigdy. TEMPLARIUSZ Więc nie tylko, Że w tym obłędzie dziecię to wychował, Lecz je zostawił dotąd w tym obłędzie? DAJA Niestety! TEMPLARIUSZ Natan… jak to? Dobry, mądry Natan odważył się fałsz taki zadać Głosom natury? Tak wykrzywić drogę Serca, które by zostawione sobie Zapełnię inną poszło?… Tak, w istocie, Coś mi ważnego zwierzyliście, Dajo, Coś, co mieć może skutki… co mnie w zamęt Wprowadza… Nie wiem, co mam wobec tego Uczynić… zatem czas mi pozostawcie… Odejdźcie! Może będzie szedł tą stroną, Mógłby nas spotkać… Idźcie!… DAJA Chyba bym zginęła! TEMPLARIUSZ Mówić z nim teraz jestem najzupełniej Niezdolny. Jeśli go ujrzycie, to mu Powiedzcie tylko, że się u sułtana Zejdziemy. DAJA Ale nic nie okazujcie Po sobie. Wszystko, com wam powiedziała, Miało na celu popchnąć was, zachęcić… Rozwiać skrupuły wasze względem Rechy… Lecz wówczas, gdy ją wziąć będziecie mogli Do Europy, mnie nie zostawicie Tutaj? … TEMPLARIUSZ To pewna. Teraz idźcie! idźcie! AKT IV / W krużgankach klasztoru. / SCENA I / Braciszek, wkrótce potem Templariusz. / BRACISZEK / sam / Tak, tak! Ma słuszność patriarcha! Prawda, Bardzo niewiele z tego się powiodło, Co mi polecił… Lecz dlaczego na mnie Podobne rzeczy wkłada?… Ja przebiegłym Być nie chcę… nie chcę przekonywać… nie chcę We wszystko nosa wtykać, do wszystkiego Rąk swych przykładać!… Czym się z światem po to Rozstał dla siebie, abym się dla innych Do niego mięszał?… TEMPLARIUSZ / przystępując spiesznie do niego / Wyż-to, dobry bracie? Dość długo już was szukam. BRACISZEK Co? Mnie, panie? TEMPLARIUSZ Nie poznajecie mnie więc? BRACISZEK Tak, tak, ale Sądziłem, że już pana nie zobaczę W mym życiu. Miałem tę nadzieję w Bogu. Bóg wie, jak przykro było mi, żem pana Nakłaniać musiał do podobnych rzeczy; Bóg wie, czym pragnął znaleźć posłuchanie! Bóg wie, jak byłem rad, że tak otwarcie I bez namysłu pan odrzucił wszystko, Co nie przystoi rycerzowi… Ale Wracasz pan, widać… Namysł odniósł skutek. TEMPLARIUSZ Więc wy już wiecie, z czym przychodzę? Ja zaś Prawie sam nie wiem. BRACISZEK Pan rozważył sobie I wytłumaczył, że ma patriarcha Niejaką słuszność, że w tej sprawie można Cześć i pieniądze jednocześnie zyskać, Że wróg jest wrogiem, choćby siedmiokrotnie Aniołem zbawczym dla nas się okazał. Toś pan rozważył i powracasz… Boże! TEMPLARIUSZ Pobożny, dobry człeku! Bądź spokojny! Nie po tom przyszedł; ni edlatego wcale Chcę z patriarchą mówić!… Jeszcze dotąd Myślę o wszystkim, tak jak wprzód myślałem, I za nic w świecie nie chciałbym utracić Dobrej opinii, którą powziął o mnie Tak dobry, prosty i uczciwy człowiek, Jak wy… Przychodzę tu zasięgnąć rady… BRACISZEK Od patriarchy?… Wy od patriarchy?… Rycerz od… mnicha? / Ogląda się bojaźliwie. / TEMPLARIUSZ Tak… rzecz ta jest rzeczą Mnichów… BRACISZEK I cóż stąd? Czyliż mnich się pyta Rycerza w rzeczach jakich, choćby one Były rycerskie? TEMPLARIUSZ Bo mnich ma przywilej Wiedzieć o wszystkim… My nie zazdrościmy Mu tego… Wprawdzie, gdyby tu szło o mnie, Gdybym miał sobie tylko liczbę zdawać, Do patriarchy bym nie poszedł. Ale Są rzeczy, które wolę według cudzej Woli źle zrobić, niż według swej dobrze. A przy tym widzę, że religia jest to Stronnictwo. Każdy, choćby się bezstronnym Mniemał, jednakże mimowolnie stoi Przy jego godłach. Skoro tak jest, widać, Że to jest dobrym. BRACISZEK Na to milczeć wolę, Bo nie rozumiem pana dobrze… TEMPLARIUSZ Jednak… / do siebie / Czegom ja tutaj szukać przyszedł?… Rady Czy też wyroku?… Rady szczerej, czy też Uczonej tylko? … / głośno / Dzięki, bracie, dzięki Wam za wskazówkę! Co mi patriarcha?… Bądźcie patriarchą moim… Pragnę przecież Chrześcianina raczej w patriarsze, Niż patriarchy w chrześcianinie pytać!… Rzecz jest… BRACISZEK Nie kończcie, panie mój, nie kończcie!… Po co?… Mylicie się co do mnie, panie! Ten, kto wie wiele, wiele ma na głowie, Ja zaś o jedno chcę się troszczyć tylko. O, dobrze! Patrzcie! Na me szczęście właśnie On sam… Tu tylko stańcie… Już was spostrzegł. / Patriarcha, w całym przepychu kościelnym wychodzi z jednego z krużganków klasztornych. / SCENA II / Ciż sami, Patriarcha. / TEMPLARIUSZ Wolałbym odejść stąd. Inaczej sobie Wyobrażałem go. Rumiany, tłusty Prałat… A jaki przepych! BRACISZEK Cóż dopiero, Gdy do sułtana idzie! Od chorego Teraz powraca tylko. TEMPLARIUSZ Sam Saladyn Pewno nie może się z nim mierzyć. PATRIARCHA / zbliżając się, daje znak braciszkowi / Zbliż się! To ów templariusz? Czego żąda? BRACISZEK Nie wiem. PATRIARCHA / skinąwszy na braciszka i na swój orszak, żeby się usunęli / Witam, rycerzu!… Ho! Tak młody człowiek! Ba! Z bożą łaską może coś być z tego! TEMPLARIUSZ Więcej niż dziś jest trudno, godny panie, I mniej też trudno. PATRIARCHA Ja bym życzył szczerze, By tak pobożny rycerz jeszcze długo Ku chrześciaństwa chwale i korzyści Bożego dzieła, w czci i pobożności Żył nam i kwitnął! I tak będzie pewno, Jeżeli tylko młoda dzielność zechce Dojrzałej rady starszych słuchać!… Czymże Mam panu służyć?… TEMPLARIUSZ Właśnie tym, co będzie Młodości mojej pożyteczne: radą. PATRIARCHA Chętnie. Lecz radę trzeba przyjąć. TEMPLARIUSZ Ślepo? PATRIARCHA Któż tego żąda?… Każdy niech używa Rozumu, który Bóg mu dał — gdzie trzeba; Czy jednak wszędzie trzeba? Nie!… Jeżeli Bóg przez anioła… że tak powiem… to jest Przez sługę słowa swego, nam wskazuje, Że chrześcijaństwa dobro i Kościoła W jaki szczególny sposób moglibyśmy Podnieść, powiększyć… Któż śmie wówczas badać Rozumem swoim słabym wolę Tego, Co rozum stworzył? Któż śmie wieczne prawa Nieba stosować do prawideł marnych Swego honoru?… Lecz dość o tym!… W czymże Naszej porady dziś pan potrzebuje? TEMPLARIUSZ Przypuśćmy, godny panie, że Żyd pewien Jedyne dziecko ma, na przykład córkę, Którą starannie i w miłości dobra Wychował, którą kocha nad swą duszę, Która mu wzajem okazuje miłość Najczulszą. Otóż doniesiono komuś, Że ta dziewczyna nie jest córką Żyda, Że ją w dzieciństwie znalazł, ukradł, kupił, Lub tym podobnie — doniesiono dalej, Że ta dziewczyna jest chrześciańskim dzieckiem, Że jest ochrzczone, lecz Żyd ją wychował Jako Żydówkę i zostawił w błędzie, Że jest Żydówką oraz jego córką… Powiedźcież, godny ojcze, w takim razie Co trzeba zrobić?… PATRIARCHA Dreszcz mnie przebiegł! Ale Powiedzcie najprzód, panie, czy wypadek Taki jest faktem, czy też hipotezą?… To jest czy panu tylko się myśl taka Nasuwa, czy też to się wydarzyło I jest tak?… TEMPLARIUSZ Sądzę, że to wszystko jedno, Chcę tylko słyszeć waszej dostojności Zdanie… PATRIARCHA To jedno?… Niech się pan przekona, Jak dumny rozum ludzki błądzić może W rzeczach duchownych! Nie! To nie jest jedno! Jeśli przypadek ten jest tylko płodem Dowcipu, nie wart on jest, by się nad nim Namyślać serio i mozolnie. Wtedy Na teatr panu wskażę, gdzie się często Rozbierać zwykły takie pro i contra Z wielkim sukcesem. Lecz w przeciwnym razie, Jeśli to nie jest teatralną bajką, Jeśli to fakt jest, jeśli fakt ten zaszedł W naszej diecezji, w naszym drogim mieście Jerozolimie… wtedy… TEMPLARIUSZ I cóż wtedy? PATRIARCHA Wtedy na Żyda wnet by spadła kara, Jaką papieskie i cesarskie prawa Stanowią na tę straszną niegodziwość. TEMPLARIUSZ Czy tak? PATRIARCHA A prawa, które wzmiankowałem, Żyda, który by przywiódł chrześcianina Do apostazji, na stos przeznaczają. TEMPLARIUSZ Czy tak? PATRIARCHA Tym bardziej zatem Żyda, który Przemocą, gwałtem chrześcijańskie dziecko Ze społeczności chrześcijańskiej wyrwał. Albowiem czyliż nie jest gwałtem wszystko, Co czynim z dziećmi… oprócz tego tylko, Co z nimi Kościół czyni. TEMPLARIUSZ Jeśli jednak Dziecię byłoby w nędzy zaginęło, Gdyby się nad nim Żyd ów nie zlitował? PATRIARCHA Nic to nie znaczy! Żyd spalonym będzie… Gdyż lepiej, żeby zaginęło w nędzy, Niż ocalało ku zagubie wiecznej. Po cóż się zresztą mięszał w sprawę bożą Ów Żyd? Bóg mógłby dziecko to ocalić Bez niego. TEMPLARIUSZ Również mógłby je bez niego Zbawić! PATRIARCHA Nie znaczy i to nic! Żyd będzie Spalony! TEMPLARIUSZ Ależ to okropne! Zwłaszcza Że powiadają, iż nie wychowywał Dziecka w swej wierze, tylko w nie nie wszczepił Żadnej religii. Uczył je o Bogu, Jedynie tego, co sam rozum uczy. PATRIARCHA Nic to nie znaczy! Żyd spalonym będzie!… I nawet właśnie z tej przyczyny wart jest Stosu trzykrotnie!… Jak to? Dać wyrosnąć Dziecku bez żadnej wiary!… Jak to?… W dziecko Nie wlać pojęcia, że jest obowiązkiem Najpierwszym wierzyć! Tego już za wiele! Dziwi mnie, żeście wy, rycerzu, mogli… TEMPLARIUSZ Czcigodny panie, resztę na spowiedzi Powiem, jeżeli Bóg pozwoli. / Chce odejść. / PATRIARCHA Jak to? Nie chcecie wyznać?… tego łotra Żyda Wyjawić?… zaraz stawić go przede mną? … Mam na to radę!… Zaraz do sułtana Pójdę!… Saladyn w moc kapitulacji, Którą zaprzysiągł, jest obowiązany Dawać nam pomoc, musi nas popierać We wszystkich prawach i naukach wszelkich, Które do zasad naszej świętej wiary Liczymy. Mamy na to, Bogu dzięki, Oryginalny akt z podpisem jego, Z jego pieczęcią! Mamy!… Przy tym łatwo Zdołam mu dowieść, jak jest niebezpieczną Niewiara dla państw nawet… Wszystkie węzły Poddańcze wówczas rwą się, rozwiązują, Jeżeli człowiek w nic nie wierzy… Biada! Biada zbrodniarzom takim!… TEMPLARIUSZ Żal mi bardzo, Że nie mam więcej czasu do słuchania Tak trafnych nauk… Jestem zawezwany Do Saladyna… PATRIARCHA Tak?… więc… to jest… bowiem… TEMPLARIUSZ Mogę sułtana przysposobić, jeśli Wasza dostojność sobie tego życzy. PATRIARCHA Wiem, że pan łaskę ma u Saladyna; Proszę nie natchnąć mu złych myśli o mnie, Tylko gorliwość koło służby bożej Jest dla mnie bodźcem. Jeśli więcej czynię, Niż trzeba, czynię tylko z tej przyczyny. Pamiętać, panie, o tym zechciej, proszę. Przy tym, rycerzu, to co mówiliśmy O Żydzie, było tylko problematem Zapewne… to jest.. niby… TEMPLARIUSZ Problematem… PATRIARCHA / na stronie / Który rozważyć muszę zasadniczo Brat Bonafides będzie mógł najlepiej Rozstrzygnąć taką kwestię. / głośno / Zbliż się, synu! / Odchodzi, rozmawiając z Braciszkiem. / / Zmiana. Pokój w pałacu Saladyna. Niewolnicy wnoszą wielką liczbą worków z pieniądzmi i ustawiają jedne przy drugich. / SCENA III / Saladyn, wkrótce potem Sittah. / SALADYN / wchodząc / Doprawdy, że to nie ma końca!… Czy tam Jest tego dużo jeszcze? JEDEN Z NIEWOLNIKÓW Drugie tyle Prawie. SALADYN Więc resztę odnieść do mej siostry… Lecz gdzież Al-Hafi? To, co tu jest, niechaj Zaraz do siebie weźmie… Albo może Byłoby lepiej posłać ojcu?… Tutaj Wszystko to pójdzie w mgnieniu oka. Chociaż Człowiek się w końcu staje twardym. Teraz Dokaże sztuki ten, kto wydobędzie Ode mnie większy datek, nim nadejdzie Haracz z Egiptu… Niechaj chociaż trochę Nędza poczeka… Byle tylko datki Przy grobie trwały wciąż, i byle tylko Nie odchodzili próżno chrześcijańscy Pielgrzymi… byle… SITTAH / wchodząc / Cóż to znaczy? Po co Pieniądze znoszą do mnie? SALADYN Wypłać sobie Swoją należność i na zapas zostaw, Co zbywać będzie. SITTAH Czy nie przyszedł Natan Z tym templariuszem? SALADYN Jeszcze go nie znalazł. SITTAH Patrz, co przypadkiem wpadło mi dziś w ręce, Kiedym klejnoty przeglądała stare. / Pokazuje mu małe malowidło. / SALADYN Mój brat!… to on jest!… to on był niestety! Dzielny młodzieńcze, czemuż cię tak wcześnie Straciłem!… Cóż bym teraz mógł przedsięwziąć, Gdybym przy boku miał cię! Sitto, daj mi Ten portret. Znam go! Dał go starszej siostrze, Swej drogiej Lilii, gdy pewnego razu Z objęć swych puścić go nie chciała wcale. Było to po raz już ostatni; potem Pojechał… ja mu pozwalałem jeździć Samemu!… Lilia zmarła wkrótce z żalu! Nie przebaczyła mi, żem mu samemu Pozwolił jeździć! Nie powrócił więcej. SITTAH Biedny brat! SALADYN Dosyć!… Wszyscy my tak kiedyś Nie powrócimy… Któż wie zresztą?… Czyliż Śmierć tylko jedna młodych zwraca z drogi?… Jest innych wrogów dosyć… Często silny Tak samo pada, jak najsłabszy… Trudno! Stało się! Muszę teraz wizerunek Porównać z młodym templariuszem, sprawdzić, Czy wyobraźnia bardzo mnie złudziła. SITTAH Właśnie też po to tutaj go przyniosłam, Lecz mi go oddaj… Ja porównam sama… Oko kobiety lepiej zna się na tym… SALADYN / do wchodzącego służącego / Kto tam?… Templariusz? Niechaj przyjdzie tutaj… SITTAH Nie chcąc przeszkadzać wam i ciekawością Moją go mięszać… / Siada na boku na sofie i zapuszcza zasłonę. / SALADYN Dobrze. / do siebie / A głos jego? Jakiż ten będzie?… Przecież głos Assada Na dnie mej duszy musi być uśpiony… SCENA IV / Templariusz, Saladyn. / TEMPLARIUSZ Sułtanie, jestem twoim jeńcem. SALADYN Jeńcem? Czyż, komu daję życie, to nie daję Razem wolności? TEMPLARIUSZ Co przystoi tobie Czynić, przystoi mnie z ust twych usłyszeć, A nie zgadywać… Lecz, sułtanie, nie jest Z mym charakterem i z mym stanem zgodne Szczególne dzięki składać ci za życie… Jest ono w każdym razie znów na twoje Rozkazy… SALADYN Nie chciej tylko go używać Przeciw mnie. Chętnie nieprzyjacielowi Zwracam dwie ręce, lecz takiego serca Nie chciałbym zwracać mu. Nie byłem w błędzie, Młodzieńcze, co do ciebie… Duszą, równie Jak ciałem, jesteś mym Assadem. Widzisz, Prawie mnie bierze chęć zapytać, gdzieś się Krył czas tak długi?… Czyś w zaklętej jakiej Pieczarze zasnął? Czyli w Gennistanie Dobre cię duchy uchowały dotąd W świeżej młodości? Widzisz, chęć mnie bierze Przypomnieć, cośmy w rozmaitych miejscach Razem robili! Chciałbym się pogniewać, Żeś miał przede mną jednę tajemnicę, Żeś mi przygody jednej twego życia Nie dał podzielić z sobą… I to wszystko Pewnie bym zrobił, gdybym tylko ciebie Widział, nie siebie także… Lecz daremnie Łudzić się!… Tylko to jest jedno prawdą Z tych słodkich marzeń, że w jesieni mojej, Wiosna Assada mego znów zakwita… A ty, rycerzu, czyś zadowolony Z tego?… TEMPLARIUSZ To wszystko, co mi z twojej ręki Przychodzi… czym bądź będzie… mojej duszy Było życzeniem. SALADYN Zróbmy zaraz próbę… Chcesz zostać przy mnie? U mnie?… Chrześcianinem, Czy muzułmanem, mniejsza!… W białym płaszczu, Czy w jamerlonku, w kapeluszu twoim, Czy też w turbanie, mniejsza!… Nigdym nie chciał, By wszystkie drzewa miały jednę korę. TEMPLARIUSZ Chcąc tego, nie stałbyś się, czym się stałeś, Nie byłbyś stał się bohaterem, godnym Być ogrodnikiem bożym. SALADYN A więc, jeśli Nie myślisz gorzej o mnie, to już z nami Zgoda w połowie! Co? TEMPLARIUSZ Zupełna. SALADYN / podając mu rękę / Słowo?… TEMPLARIUSZ / podając mu rękę / Ręka! Przyjm więcej, niż odebrać mogłeś; Cały twój jestem. SALADYN Zbytek powodzenia Na ten dzień jeden… On czy przyszedł z tobą? TEMPLARIUSZ Kto taki? TEMPLARIUSZ Natan… TEMPLARIUSZ / zimno / Nie… ja sam przyszedłem. SALADYN Jaki szlachetny, dzielny czyn spełniłeś! I jak się dobrze stało, że czyn taki Wypadł na korzyść podobnego męża! TEMPLARIUSZ Tak, tak. SALADYN Tak zimno mówisz? Nie, młodzieńcze, Kiedy Bóg przez nas działa, nie należy Być obojętnym, ani też przez skromność Chcieć obojętność okazywać… TEMPLARIUSZ Prawda! Rzecz każda jednak ma tak różne strony, Że często pojąć nawet niepodobna, By razem jedno stanowiły. SALADYN Trzeba Zawsze najlepszą tylko mieć na oku, I wielbić Boga, bo On sam jedynie Wie, jak się one godzą z sobą… Ale, Gdyś tak surowym, to być muszę bardzo Ostrożnym z tobą, bo ja też, niestety, Mam różne strony, co nie zawsze z sobą Zgadzać się zdają. TEMPLARIUSZ Zarzut to bolesny, Gdyż podejrzliwość nie jest moją wadą. SALADYN A więc mi powiedz, względem kogo jednak Masz podejrzenie… Jeśli się nie mylę, Względem Natana?… Jak to? Względem niego Masz podejrzenie? Ty? Mów jaśniej, powiedz, Ufności we mnie daj mi pierwszy dowód. TEMPLARIUSZ Przeciwko niemu nie mam nic zupełnie, Lecz się nań gniewam. SALADYN O cóż? TEMPLARIUSZ Oto, że mi Mogło się marzyć, iż Żyd może czasem Nie być zupełnie Żydem, że na jawie Mogłem tak marzyć… SALADYN Ten swój sen na jawie Opowiedz-że mi. TEMPLARIUSZ Wiesz, sułtanie, o tym, Że on ma córkę… Com uczynił dla niej, To uczyniłem, bom uczynił. Jestem Zanadto dumny, by tam wdzięczność zbierać, Gdziem jej nie posiał. Widzieć jej raz jeszcze Nie chciałem. Ojciec był w podróży, wraca, Mówią mu, słucha, szuka mnie, znajduje, Składa mi dzięki, pragnie, żeby córka Spodobać mi się mogła, napomyka Coś o widokach, o przyszłości błogiej W oddali… Dałem się namówić, idę, I rzeczywiście napotykam dziewczę… Ach! Muszę wstydzić się, sułtanie!… SALADYN Czego? Przecież nie tego, żeś wrażenia doznał, Widząc żydowskie dziewczę?… TEMPLARIUSZ Że me serce, Pod wpływem mowy ojca ujmującej, Tak się wrażeniu opierało słabo. Ja głupiec! W chwilę byłem znów w płomieniach!… Potem prosiłem o nią i zostałem Wzgardzony!… SALADYN Jak to? TEMPLARIUSZ Mądry ojciec wprawdzie Wprost nie odmówił, ale mądry ojciec Chce wprzód wybadać, chce się wprzód namyślać!… Ma słuszność!… Czyliż ja tak nie robiłem?… Czym nie namyślał się? Nie dowiadywał, Gdym głos jej w ogniu słyszał? Słusznie! Słusznie! Na Boga! Jest to pięknie, tak być mądrym, Tak być przezornym!… SALADYN No, staremu trzeba Ustąpić trochę!… Czyliż długo będą Jego wahania trwały? Czyż zażąda, Byś wprzódy Żydem został? TEMPLARIUSZ Kto wie! … SALADYN Kto wie? … Ten, kto zna lepiej tego Żyda. TEMPLARIUSZ Przesąd, W którym my wzrośli, chociaż go poznamy, Jeszcze nad nami władzy swej nie traci… Nie wszyscy wolni, co z swych kajdan szydzą! SALADYN Trafna uwaga; ale Natan, Natan Zaprawdę… TEMPLARIUSZ Jest to między przesądami Największy przesąd, sądzić, że nasz własny Mniej jest przesądny, niżli inne… SALADYN Prawda! Lecz Natan… TEMPLARIUSZ Pragnąc w tym przesądzie całą Utrzymać ludzkość, nim dzień prawdy dla niej Zaświeci… pragnąć… SALADYN Prawda! Ale Natan…. On tej słabości nie podlega wcale. TEMPLARIUSZ I jam tak sądził. A jeżeli jednak Ten wyborowy mąż jest pospolitym Żydem, co szuka chrześcijańskich dzieci, By je w żydostwie chować, to cóż wtedy? SALADYN Któż go oskarża o to?… TEMPLARIUSZ Ta dziewczyna, Której nadzieją pragnie mi zapłacić To, com był winien darmo dla niej zrobić, Otóż to dziewczę nie jest jego córką, Jest zagubionym chrześcijańskim dzieckiem. SALADYN I dać ci nie chciał jej pomimo tego? TEMPLARIUSZ / żywo / Chce dać, czy nie chce, zdarta z niego maska, I wyjaśnione są przechwałki jego! Za tym żydowskim wilkiem, przyodzianym W baranią skórę mędrca, nie tak trudno Będzie mi puścić sforę psów, co w szmaty Porwą fałszywą odzież! SALADYN / poważnie / Chrześcianinie, Spokojnie! TEMPLARIUSZ Jak to? Co?… spokojnie, Chrześcijaninie?… Gdy Żyd i muzułman Przy swym żydostwie i przy muzułmaństwie Obstają, tylko chrześcijanin winien O swe chrześciaństwo nie dbać?… SALADYN jeszcze poważniej Chrześcianinie, Spokojnie! TEMPLARIUSZ / spokojnie / Czuję całą moc wyrzutu, Jaki Saladyn w tym wyrazie mieści!… Ach! Gdybym wiedział, jak by Assad w moim Postąpił miejscu! SALADYN Nie o wiele lepiej! Zapewne również tak porywczo! Ale Kto cię nauczył tak mnie jednym słowem Rozbrajać, powiedz? Rzeczywiście, jeśli Rzecz się tak miała, to Natana mego Sam nie poznaję wcale. Jest on zresztą Mym przyjacielem. Moi przyjaciele Gniewać się z sobą nie powinni. Słuchaj! Działaj ostrożnie! Nie śpiesz się, Natana Dawać na pastwę fanatykom waszym! Milcz o tym, za co wasze duchowieństwo Karać go zechce, mnie sprawiając boleść… Nie sil się na to, byś na przekór Żydom I muzułmanom był chrześcijaninem. TEMPLARIUSZ Omal wszystkiego już nie wyjawiłem. To mnie wstrzymało, że mi patryjarcha Swoją żądnością krwi zohydził zamiar Wyznania prawdy. SALADYN Jak to? Więc poszedłeś Do patryjarchy wprzód niż do mnie? TEMPLARIUSZ W szale, Pod namiętności wpływem… Przebacz… Teraz Lękam się, czyli nadal zechcesz we mnie Uznawać jeszcze jaki rys Assada. SALADYN Tę twą obawę właśnie. Widzę teraz, Z jakich to błędów rosną nasze cnoty. Bądź tylko takim, jakim jesteś, dalej, Nic nie zaszkodzi ci to w sercu moim. Lecz idź go szukać, jak on szukał ciebie, Sprowadź go tutaj. Chcę cię z nim pojednać. Jeśli ci idzie tak o tę dziewczynę, To się nie lękaj, będzie ona twoją, I Natanowi nie przepuszczę płazem, Że chrześcijańskie dziecko śmiał wychować Bez wieprzowiny!… Idź!… / Templariusz odchodzi, Sittah opuszcza sofę. / SCENA V / Saladyn, Sittah. / SITTAH To rzecz szczególna!… SALADYN Więc prawda, Sitto? Assad mój być nie mógł Ani dzielniejszym, ani też piękniejszym Młodzieńcem?… SITTAH Jeśli takim był, i jeśli Z niego ten portret, a nie z templariusza Jest zdjęty!… Ale jakżeś mógł zapomnieć Zapytać się go o rodziców?… SALADYN Zwłaszcza O matkę?… Czyli kiedy w naszym kraju Nie była?… Prawda?… SITTAH Tak, to jest możebne. SALADYN O! To możebne! Assad był widziany Mile przez piękne chrześcijańskie damy, I tak lgnął do nich, że opowiadano… No, no… niechętnie o tym mówię… Dosyć!… Więc mam go znowu! Z całym charakterem I miękkim sercem! Dziecko swoje Natan Musi mu oddać — prawda?… SITTAH Raczej mu zostawić, Niżeli oddać! SALADYN W każdym razie! Jakie Ma prawo do niej, gdy jej ojcem nie jest?… Ten, kto przedłużył życie jej w ten sposób, Wstępuje w prawa tego, co dał życie. SITTAH Cóż teraz zrobić myślisz, Saladynie? Gdybyś dziewczynę zaraz wziął do siebie, By ją usunąć spod nieprawej władzy? SALADYN Więc sądzisz, że to byłoby koniecznym? SITTAH Koniecznym może nie… ciekawość tylko Nasuwa mi tę radę, bo o pewnych Ludziach chciałabym jak najprędzej wiedzieć, Jaką dziewczynę mogą kochać. SALADYN Zatem Poślij i każ ją przyprowadzić. SITTAH Mogęż, Mój bracie? SALADYN Tylko wzgląd miej na Natana! Niechaj nic nie wie, że ją ma od niego Przemoc oddzielić. SITTAH Nie bój się. SALADYN Tymczasem Pójdę dowiedzieć się, gdzie jest Al-Hafi. / Wychodzą. / / Zmiana. Otwarte podwórze w domu Natana od strony palm, jak w pierwszej scenie pierwszego aktu. Część towarów i kosztowności leży rozpakowana. / SCENA VI / Natan, Daja. / DAJA Wszystko wspaniałe, wszystko wyborowe! Takie, jak tylko wy umiecie dawać! Gdzież to robiona ta materia srebrna W złote gałązki? Co kosztuje?… Śliczna Suknia do ślubu!… Dla królowej nawet Lepszej nie trzeba!… NATAN Suknia ślubna? Czemu Ślubna?… DAJA Być może, żeście nie myśleli O tym, kupując… Lecz, Natanie, tylko Ta, a nie inna, może być do ślubu… Jest jak umyślnie wyrobiona na to… Tło białe jest to godło niewinności, A pasma złote, co widnieją na nim, Godło bogactwa!… Czy widzicie?… Śliczna! NATAN Skąd ci te żarty, i o czyjej sukni Majaczysz w sposób tak uczony?… Czyliż Chcesz panną młodą zostać? DAJA Ja?… NATAN Dlaczegóż! DAJA Ja?… mocny Boże!… NATAN Skąd więc i o czyjej Mówisz mi sukni ślubnej? Ta jest twoja, Więcej niczyja! DAJA Moja? Ma być moja?… Więc nie dla Rechy?… NATAN Com dla Rechy przywiózł, Jest w innych skrzyniach… Zabierz to dla siebie, Zabierz manatki swoje! DAJA Kusicielu! … Nie! Nie! Za wszystkie kosztowności świata, Nie!… Nie tknę się ich, chyba że mi zaraz Zaprzysiężecie użyć tej jedynej Okazji, którą niebo wam nastręcza!… NATAN Okazji? Jakiej? Użyć? Lecz do czego?… DAJA Po co udawać, że nie rozumiecie? Powiem wam krótko: ten templariusz kocha Rechę. Oddajcie mu ją… Tym sposobem Skończy się grzech wasz, grzech, o którym dłużej Milczeć nie mogę. Tak dziewczyna wróci Znów między chrześcian, będzie tym, czym była, A wy za dobro, które nam świadczycie, Ogni piekielnych nie będziecie dłużej Ściągali na swą głowę… NATAN Znowu stara Piosenka! Struny wprawdzie naciągnięte Nowe, lecz jakoś niezbyt strojnie dźwięczą. DAJA Jak to? NATAN Templariusz miłym jest. Jemu Oddałbym Rechę pewno jak najchętniej, Lecz… cierpliwości. DAJA Cierpliwości!… Czyż to Nie wasza stara piosnka?… NATAN Tylko kilka Dni cierpliwości. Patrzaj… ktoś tu idzie.. Braciszek! Spytaj, czego żąda? DAJA Czego Pragnie? / Odchodzi. / NATAN I daj mu, nim poprosi. / na stronie / Gdybym Mógł znaleźć sposób, jak do templariusza Przystąpić, przyczyn mojej ciekawości Nie wyjawiając… Bo jeżeli powiem, A me domysły są bezzasadnymi, To niepotrzebnie wmięszam jego ojca. / głośno do wracającej Daji / Cóż tam?… DAJA Chce mówić z wami. NATAN Więc go wprowadź, A sama odejdź. / Daja wychodzi. / SCENA VII / Natan, Braciszek. / NATAN / na stronie / Tak bym chętnie ojcem Rechy pozostał… Ba! Czyż być przestanę, Chociaż przestanę nosić nazwę?… Dla niej Ojcem się zawsze będę zwał, gdy pozna Jak chętnie byłbym nim. / głośno / Pobożny bracie, Witajcie! Czymże służyć wam? BRACISZEK O! Niczym!… Panie Natanie, cieszę się, że w zdrowiu Znów was oglądam… NATAN Więc mnie znacie? BRACISZEK Czyliż Może kto nie znać was?… Czyż nie wsuwacie Każdemu w rękę, wraz ze szczodrym datkiem, Wspomnienia swego? Ja mam je od wielu Lat… NATAN / sięgając po pieniądze / Dobry bracie, niechże się odświeży… BRACISZEK Dziękuję… Biednych okradłbym, nie mogę Przyjąć… Pozwólcie jednak, że ja wzajem Wspomnienie moje wam odświeżę trochę… Chlubię się bowiem, że i ja wsunąłem Coś w waszą rękę, co swą wartość miało… NATAN Wybaczcie!… wstyd mi… mówcie co… Za karę Zwrócę siedemkroć wartość… BRACISZEK Przede wszystkim Muszę powiedzieć wam, jak się to stało, Że dziś dopiero przypomniałem sobie O tym, com kiedyś wam powierzył. NATAN Mnieście Coś powierzyli? BRACISZEK Do niedawna jeszcze, Jako pustelnik żyłem pod Jerycho, Przy kwarantannie, lecz arabscy zbójcy Obrabowali mi mój domek boży, Złupili celę i uprowadzili Mnie z sobą. Szczęściem w drodze im umknąłem, I tu przybyłem, by od patryjarchy Otrzymać inne miejsce, w którym mógłbym Bogu samotnie przez dni moich resztę Służyć… NATAN Niepokój dręczy mnie, więc, bracie, Mówcie od razu, coście powierzyli Mnie… BRACISZEK Zaraz, panie. Otóż patryjarcha Na górze Tabor przyrzekł mi pustelnię, Jak tylko która będzie opróżnioną; Tymczasem kazał przyjąć mnie w klasztorze, Jako braciszka… Po sto razy dziennie Do mej pustelni wzdycham, bo patriarcha Wciąż mnie używa do spraw, co są dla mnie Wstrętne… Na przykład… NATAN Kończcie, bracie, proszę. BRACISZEK Zaraz. Na przykład teraz ktoś mu mówił, Że jest tu pewien Żyd, co chrześcijańskie Dziecko za córkę sobie wychowuje. NATAN / z niepokojem / Co? BRACISZEK Posłuchajcie tylko!… Zatem na mnie Włożył zlecenie, żebym, jeśli zdołam, Wpadł na trop tego Żyda, i okropnie Gniewał się na to straszne wykroczenie, Które się zbrodnią zwie przeciw Duchowi Świętemu, to jest najstraszniejszym grzechem Ze wszystkich grzechów… chociaż, Bogu dzięki, Nie wiemy dobrze, na czym to właściwie Grzech ten zależy… Wtenczas się zbudziło Nagle sumienie we mnie i w pamięci Mojej stanęło, że to ja sam może Do tego grzechu nieodpuszczonego Przed laty powód dałem… Więc powiedzcie, Czy nie wam konny giermek przed latami Osiemnastoma oddał do rąk dziecko, Dziewczynkę kilkotygodniową? NATAN Jak to?… W istocie… to jest… BRACISZEK Lecz przypatrzcie mi się, Ten konny giermek to ja… NATAN To wy? BRACISZEK Pan ów, Który wam oddać kazał dziecko, zwał się… Jak sądzę… Filneck.. Wolf von Filneck… NATAN Właśnie! BRACISZEK Ponieważ matka krótko przed tym zmarła, A ojciec musiał… jeśli pomnę dobrze… Jechać do Gazza, dokąd nie mógł z sobą Zabrać robaczka, więc go przysłał do was… Czy to nie w Darun wówczas was znalazłem? NATAN Tak jest. BRACISZEK Nie byłoby to wcale dziwnym, Gdyby mnie pamięć zwiodła. Rozmaitych Miewałem panów, a u tego krótko Służyłem… Poległ wnet pod Askalonem… Dobry to zresztą pan był! NATAN Prawda! Prawda! Tyle wdzięczności jemu winien jestem, Tyle mi razy uratował życie! BRACISZEK To bardzo ładnie. A więc tym ochotniej Córeczkę jego przyjęliście? NATAN Łatwo To pojąć! BRACISZEK A więc gdzież jest ona? Przecież Nie zmarła? Śmiało mówcie, że nie zmarła… Jeśli nikt zresztą więcej o tym nie wie, To nie ma strachu… NATAN Nie ma?… BRACISZEK Mnie możecie Ufać, Natanie! Bo ja sobie myślę Tak: jeśli z dobrem, które mam uczynić, Blisko graniczy złe, to tego dobra Czynić nie trzeba, bo choć dość dokładnie Wiemy, co złem jest, ale co jest dobrem, Tego tak ściśle nie możemy wiedzieć. Było to bardzo naturalnym, żeście, Chcąc chrześcijańskie dziecię dobrze chować, Jako swe własne je chowali. Miłość Kazała wam tak zrobić, i miałaby Was za to czekać kara? To byłoby Niesprawiedliwe. Prawda, że przezorniej Zrobilibyście, gdybyście kazali Obcym chrześciańskie wychowywać dziecię W wierze chrześciańskiej, ale w takim razie Czyżby to dziecko przyjaciela było Kochanym przez was? A miłości dziecku, Choćby dzikiego zwierza, jest potrzeba W tych młodych latach bardziej, niż chrześciaństwa. Na chrześciaństwo jeszcze ma dość czasu. Jeśli więc dziewczę zdrowo i pobożnie Pod okiem waszym wzrosło, to zostało Przed okiem bożym tym, czym było. Czyliż Całe chrześciaństwo nie jest zbudowane Na judaizmie? Nieraz mnie bolało, I wiele nad tym łez wylałem, żeśmy Chrześcianie często zapominać zwykli, Iż sam Zbawiciel nasz był także Żydem. NATAN Wy, dobry bracie, za mną przemówicie, Gdy złość, obłuda, przeciw mnie podniosą Głosy… z powodu czynu… czynu, który… Wy tylko sami wiedzieć to będziecie, Ale do grobu weźcie tajemnicę… Nigdy mnie jeszcze nie popchnęła pycha, Bym ją powierzył komukolwiek… wam ją Opowiem tylko… Zacnej ją prostocie Opowiem tylko… Bo wy tylko sami Zdolniście pojąć, jakie czyny może Wymóc na sobie człowiek, co się boi Boga… BRACISZEK Wzruszenie was przejęło… oczy Wasze łez pełne… NATAN W Darun z owym dzieckiem Mnie znaleźliście, lecz nie wiecie o tym, Że na dni kilka przedtem chrześcijanie Wymordowali Żydów w Gath, nie szczędząc Kobiet i dzieci… lecz nie wiecie o tym, Że między nimi była moja żona Z siedmiu synami, co się ukrywała U mego brata, i że wszyscy razem Zginęli w ogniu… BRACISZEK Sprawiedliwy Boże! NATAN Gdym przybył, trzy dni, w prochu i popiele Dzień i noc leżąc, przepędziłem w płaczu Przed Bogiem… W płaczu? Nie! Ja przeciw Bogu Bunt podnosiłem, wrzałem, przeklinałem Siebie, świat, wszystko, a chrześciaństwu wieczną Zaprzysięgałem zemstę… BRACISZEK Ach! Pojmuję! NATAN Powoli jednak rozum mój powrócił I rzekł łagodnie: „Przecież na niebiosach Jest Bóg! To wszystko było jego wolą! Idź, pełń to, co już dawno pojmowałeś, A co trudniejszym nie jest do spełnienia, Niż do pojęcia, byłeś pełnić zechciał. Wstań!” A więc wstałem… Zawołałem: „Boże! Chcę, jeśli ty chcesz, żebym chciał”. W tej chwili Zsiedliście z konia i oddaliście mi Dziecię, co było w płaszcz wasz zawinięte. Coście mówili, co odpowiedziałem, Już nie pamiętam… Tylko wiem, że dziecię Wziąłem do siebie, że je całowałem, Żem na kolana upadł, i żem wołał: „Boże! Z siedmiorga jednoś mi już zwrócił!” BRACISZEK Natanie! Wyście chrześcijanin! Świadkiem Bóg wielki, żeście chrześcijanin! Nie ma Lepszego nad was chrześcianina! NATAN Bracie! Co w waszych oczach mnie chrześcijaninem Czyni, to w moich was przedstawia Żydem… Lecz rozczulenia rzućmy! Trzeba czynu!… I choć mnie wkrótce siedmiokrotna miłość Do tej dziewczyny cudzej przywiązała, Choć mnie zabija sama myśl, że mogę, Tracąc ją, znowu siedmiu moich synów Utracić — jeśli chce Opatrzność z moich Rąk ją odebrać — słucham. BRACISZEK Ja to samo Chciałem wam radzić, co wam duch wasz własny Poradził mądrze. NATAN Ale pierwszy lepszy Nie może mi jej wydrzeć. BRACISZEK O! To pewna! NATAN Większych praw do niej, niż ja, mieć nie może Nikt, więc przynajmniej musi mieć wcześniejsze. BRACISZEK Które natura mu i krew nadała? NATAN Tak właśnie myślę! A więc mi wymieńcie Kogoś, co jako brat, stryj albo krewny, Lub kuzyn zgłasza się… ja się nie wzbronię Oddać jej, pewny, że ją wychowałem Tak, żeby mogła dla każdego domu I każdej wiary być ozdobą. Sądzę, Że o tym waszym panu i o rodzie Jego cokolwiek więcej wiecie? BRACISZEK Dobry Natanie, to już trudno. Powiedziałem, Żem krótko w służbie był u niego. NATAN Wiecież Choć to, z jakiego rodu była matka?… Czy nie z Stauffenów?… BRACISZEK Może… Tak, tak sądzę. NATAN Czy brat jej nie był Konrad ze Stauffenów Rodziny? Czyli nie był templariuszem?… BRACISZEK Jeżeli dobrze pomnę… Ale zaraz! Przyszło mi na myśl, że po nieboszczyku Panu książeczkę jeszcze mam… Wyjąłem Mu ją z zanadrza, gdy pod Askalonem Grzebaliśmy go… NATAN Więc? BRACISZEK Są tam modlitwy. Brewiarzem zwiemy ją… Chrześcianin każdy, Jak sądzę, może jej używać. Wprawdzie Ja nie… nie umiem czytać… NATAN Mniejsza o to! Do rzeczy! BRACISZEK W książce tej jest na okładkach, Jak mi mówiono, własną ręką pana, Pisane o nim i o jego rodzie. NATAN Co za szczęśliwy traf! Biegnijcie! Idźcie! Prędko! przynieście mi tu tę książeczkę… Na wagę złota gotów jestem za nią Zapłacić, stokroć jeszcze będę wdzięczny! Idźcie! Biegnijcie! BRACISZEK Bardzo chętnie! Ale To po arabsku jest, co tam pisane. NATAN To wszystko jedno, tylko ją przynieście. / Braciszek odchodzi. / O Boże! Gdybym zdołał ją zachować, I mógł pozyskać podobnego zięcia! … Trudno przypuścić to!… Lecz niech się stanie, Co się stać musi!… Kto by mógł jednakże Do patryjarchy o tym donieść?… Muszę Pamiętać o to spytać… Może Daja Coś wygadała… / Daja wbiega spiesznie. / SCENA VIII / Natan, Daja. / DAJA / pomięszana / Wyobraźcie sobie, Natanie! … NATAN Cóż tam? DAJA Biedne dziecko, tak się Zlękło!… Przysłano po nią… NATAN Od patriarchy? DAJA Nie, od sułtana siostry, księżny Sitty. NATAN Nie od patriarchy? DAJA Nie — od Sitty, przecież Tak powiedziałam… Od księżniczki Sitty… Chce, żeby do niej przyszła… NATAN Kto? Czy Recha?… Chce, żeby Recha przyszła?… No, jeżeli Nie patryjarcha przysłał, ale Sittah… DAJA Skądże wam myśl ta? NATAN Czyś ty nie słyszała O nim w tych czasach?… czyś mu nie szepnęła?… DAJA Ja? Jemu?… NATAN Gdzież jest ten posłaniec? … DAJA Tutaj. NATAN Ostrożność każe, bym z nim sam pomówił. Chodź. Oby tylko w tym nie było ręki Patriarchy! / Wychodzi. / DAJA A ja drżę o co innego!… Tak, jedynaczka, domniemana córka Tak bogatego Żyda, być by mogła Dosyć ponętną i dla muzułmana… Oho! Templariusz przepadł!… Przepadł, jeśli Na jeden jeszcze krok się nie odważę… Jeśli jej samej prawdy nie odkryję… Dobrze! Skorzystam z pierwszej sposobności, Gdy sama będę z nią, by to uczynić. Sposobność taka może wnet się zdarzy, Gdy ją prowadzić będę do pałacu… Przynajmniej szkody tym nie zrobię! Tak jest! Teraz lub nigdy! Trzeba to uczynić! / Idzie za Natanem. / AKT V / Pokój w pałacu Saladyna, ten sam co w czwartym akcie. Worki z pieniędzmi na tym samym miejscu. / SCENA I / Saladyn, wkrótce potem trzej mamelucy. / SALADYN / wchodząc / Pieniądze tu są jeszcze! A derwisza Ani wynaleźć! Musiał się zasiedzieć Nad szachownicą i o sobie samym Zapomniał, czemuż więc nie miałby o mnie Zapomnieć?… Ale cierpliwości… / do wchodzącego mameluka. / Cóż tam? MAMELUK Sułtanie, radość! Pożądane wieści! Właśnie z Kairu przyszła karawana, Przyszła szczęśliwie, i przynosi haracz Znad bogatego Nilu za lat siedem. SALADYN Zuch, Ibrahimie, z ciebie!… Pożądaną Wieść mi przynosisz!… A więc wreszcie!… wreszcie!… Dzięki ci za to!… MAMELUK / czekając, do siebie / No? Co będzie dalej? … SALADYN I na cóż czekasz?… Odejdź. MAMELUK Zwiastunowi Dobrej nowiny więcej nic? SALADYN Cóż więcej? MAMELUK Żadnego daru dla zwiastuna?… Czyliż Ja mam być pierwszy, co od Saladyna Jedynie z dobrym słowem wyszedł? Pierwszy, Względem którego mąż tak sławny, skąpym Chce się okazać?… SALADYN Weźże sobie jeden Z tych worków. MAMELUK Teraz nie chcę, choćbyś nawet Dawał mi wszystkie. / Wychodzi. / SALADYN Cóż znów? Chodź! Dwa zabierz!… Odszedł na serio! Czyż we wspaniałości Mnie chce przewyższyć? Bo mu przykrzej pewno Odmawiać, niż mnie dawać!… Ibrahimie!… Skądże mi przyszło w moich dni ostatku Chcieć być inakszym, niż dotychczas byłem? Czyliż Saladyn nie ma Saladynem Umrzeć!… Musiałby chyba wówczas nie żyć Jako Saladyn. DRUGI MAMELUK / wchodząc / Dobra wieść, sułtanie! SALADYN Jeśli chcesz donieść mi… DRUGI MAMELUK Że karawana Przyszła z Egiptu. SALADYN To już wiem. DRUGI MAMELUK Zbyt późno Przybyłem zatem. SALADYN Czemu późno? Zabierz Za dobrą wolę jeden lub dwa worki. DRUGI MAMELUK Jeden i dwa to trzy. SALADYN Ha! Skoro liczysz Tak, to weź. DRUGI MAMELUK Przyjdzie tutaj jeszcze trzeci, Jeśli tu będzie mógł przyjść. SALADYN Jak to jeśli?… DRUGI MAMELUK Ot, bo kark skręcił… Gdyśmy byli pewni, Że karawana już się zbliża, każdy Rzucił się naprzód, by ci pierwszy donieść. Ten nas wyścignął wszystkich, lecz spadł z konia, Więc wyprzedziłem ja go. Aż do miasta Byłem na przodzie, lecz Ibrahim, hultaj, Lepiej tu w mieście zna ulice. SALADYN Biedak! Spadł!… przyjacielu! Jedź do niego! Wracaj! DRUGI MAMELUK Wracam natychmiast, i jeżeli żyje, Połowa tego złota doń należy. / Wychodzi. / SALADYN I to poczciwy chłopiec! Kto się może Poszczycić, że ma takich mameluków?… Gdyby mi wolno było, to bym myślał, Że im mój przykład pomógł, by się stali Takimi, jacy są… Precz zatem z myślą Przyzwyczajenia ich do inakszego Postępowania na dni moich schyłku. TRZECI MAMELUK / wchodząc / Sułtanie! SALADYN Tyś spadł z konia? TRZECI MAMELUK Nie. Donoszę Tylko, Emir Mansor, dowodzący Transportem zsiada z konia.. SALADYN Niech przychodzi Co prędzej! Otóż i on!… SCENA II / Saladyn, emir Mansor. / SALADYN Pozdrowiony Bądź nam, emirze! Jakże poszła droga?… Mansorze! Długo czekać nam kazałeś Na siebie. MANSOR List ten powie ci, sułtanie, Jakie w Tebajdzie musiał Abdulkassem Stłumić zamieszki, nim mogliśmy ruszyć. Ja przyśpieszałem transport, ile było W mej mocy. SALADYN Wierzę ci. Bez zwłoki teraz Weź nowy konwój… musisz zaraz jechać Dalej, odstawić większą część pieniędzy Na Liban, ojcu memu… Czy to chętnie Uczynisz? MANSOR Chętnie, bardzo chętnie. SALADYN Tylko Niech konwój będzie silny… Na Libanie Nie tak bezpiecznie teraz. Nie słyszałeś? Znów się ruszają templariusze… Miej się Na ostrożności. Idź!… Gdzież karawana?… Pójdę zobaczyć ją i sam zarządzę Wszystko. A potem muszę iść do Sitty. / Wychodzą. / / Zmiana. Miejsce pod palmami, przed domem Natana. / SCENA III TEMPLARIUSZ / sam, przechadza się / Do domu jego wejść nie mogę… Przecież Musi się wreszcie tu pokazać. Przedtem Tak przed tym domem chętnie mnie widziano! Mamże doczekać tego, że się stanie Przykrym dla niego, iż tak uporczywie Tu się przechadzam?… Hm! Tak wielka gorycz Mówi przeze mnie!… Cóż mnie nań zgniewało Tak bardzo?… Nic mi jeszcze nie odmówił, Jak sam powiada, a Saladyn przyrzekł Wziąć to na siebie, przyrzekł go nakłonić… Czyżby chrześcianin we mnie jeszcze bardziej Był wkorzeniony, niż w nim Żyd?… Ha! Może!… Któż się zna dobrze?... Jakże mogłem zresztą Przeczyć mu tego łupu, który sobie Na chrześcijaństwie zdobył?… Jest to, prawda, Łup niezwyczajny!… tak urocze dziecko!… Dziecko, lecz czyje?… Czy tamtego, który Nieurobioną bryłę na pustynię Żywota rzucił, a sam poszedł dalej? Czyli też tego, co tę bryłę podniósł, I boskie dla niej obmyśliwszy kształty, W nie ją przyoblókł? Niechaj chrześcijanie Mówią co zechcą, ojcem Rechy, ojcem Prawdziwym, mimo tego chrześcianina Co jej dał życie, zawsze Żyd zostanie!… Gdy myślę o niej, jako o chrześciance, Gdy wyobrażam sobie, że jej braknie Tego wszystkiego, co jedynie mogła Od podobnego nabyć Żyda, wtedy… Mów serce moje, co by ciebie do niej Wabiło?… Prawie nic! Jej uśmiech nawet, Gdyby był tylko kurczem jej muskułów, Pięknym i miłym, ale gdyby to, co Uśmiech ten budzi, czaru, co przystraja Usta jej lube miało nie być godnym, — Nie! Taki uśmiech mnie by nie porywał!… Tyle uśmiechów takich już widziałem, Którymi hojnie obdarzano głupców, Frantów, szyderców, zalotników, albo Pochlebców — przecież mnie nie czarowały… Czyżbym i wtedy uczuł jakąś żądzę, Bujać motylem w jej słonecznym blasku? — Nie wiem!… I oto jestem zagniewany Na tego, co jej taką wartość nadał!… O co? Dlaczego?… Bom zasłużył na to Szyderstwo, jakim żegnał mnie Saladyn!… Źle ze mną bardzo, gdy Saladyn mógł w to Uwierzyć!.. Jakże małym ja się muszę Wydawać w jego oczach, jakże nędznym!… I to z powodu tej dziewczyny!… Kurdzie! Kurdzie!… Inaczej być powinno! Zwróć się Z tej błędnej drogi! Jeśli zresztą Daja Mówiła rzeczy, których dowieść trudno? A! On nareszcie!… Wyszedł z domu… mówi… Aa! Lecz z kim mówi?… Z kim?… Z braciszkiem! Wie już o wszystkim… może już wydany Przed patryjarchą!… Ha! W mej zaciekłości Co ja zrobiłem?… Jak to jedna iskra Namiętnych ogni łatwo mózg wypala! … Prędko! Pomyślmy, co uczynić trzeba!… Będę nań czekał tutaj, aż odejdzie Braciszek. / Odchodzi na stronę. / SCENA IV / Natan, Braciszek. / NATAN Dzięki! Jeszcze dzięki, dobry Bracie! BRACISZEK Ja także wam winienem dzięki! NATAN Wy? Mnie? I za co?… żem wam uporczywie Narzucił to, co nie jest wam potrzebne?… Gdybyście tylko uporowi swemu Ulec nie chcieli; gdybyście wy gwałtem Bogatszym się ode mnie stać nie chcieli. BRACISZEK Wszakże i tak ta książka nie jest moją, Lecz jest własnością córki, jest jedynym Spadkiem po ojcu jej… Daj tylko, Boże, Abyście kiedyś nie pożałowali, Żeście tak wiele dla niej uczynili. NATAN Czyżbym mógł?… Nigdy nie mógłbym żałować… BRACISZEK Tak, lecz patriarcha oraz templariusze… NATAN Niezdolni tyle złego mi wyrządzić, Bym czegokolwiek kiedy mógł żałować, Tym bardziej tego. Czy jesteście pewni, Że to templariusz podał myśl patriarsze?… BRACISZEK Niepodobieństwo prawie, żeby to był Kto inny! Tyle wiem, że niezbyt dawno Pewien templariusz mówił z nim, a z tego, Co uszu moich doszło, wnosić mogę… NATAN Ale w tej chwili w całym Jeruzalem Jeden jest tylko. Tego znam. Ten moim Jest przyjacielem. Zacny, szczery człowiek. BRACISZEK Ten sam… Lecz często to, czym rzeczywiście Jesteśmy w świecie i czym być musimy, Nie bywa w zgodzie… NATAN Tak niestety! Kto bądź Mógł to być zresztą, niechaj co chce czyni, Ja z waszą książką, na nic nie zważając, Zaraz stąd prosto pójdę do sułtana. BRACISZEK Życzę wam szczęścia; żegnam was… NATAN A nawet Jej nie widzieliście… Wróćcież się jeszcze… Byleby tylko dziś się patriarcha Nic nie dowiedział… Bah! I dziś możecie Powiedzieć wszystko, co wam się podoba. BRACISZEK Nic mu nie powiem. Bądźcie zdrowi. NATAN Bracie, Chciejcie pamiętać o nas! / Braciszek odchodzi. / Boże wielki! Czemuż nie mogę upaść na kolana Tu, zaraz! Jakże łatwo się rozplata Ten węzeł, który często mnie przerażał! Boże! Jak lekkim czyni mnie nadzieja, Że już nie będę nic kryć potrzebował, Że tak swobodnie będę mógł wśród ludzi Stawać, jak staję przed Twym tronem, Boże, Który nie sądzisz ludzi podług czynów, Bo wiesz, że czyny te rzadko własnymi Są ich czynami! SCENA V / Natan, Templariusz. / TEMPLARIUSZ / zbliżając się / Zaczekajcie na mnie, Natanie, pójdę z wami! NATAN Kto mnie woła? To wy, rycerzu? Gdzieżeście bawili, Żem u sułtana z wami się nie spotkał! TEMPLARIUSZ Zminęliśmy się… za złe mi nie bierzcie. NATAN Ja nie, lecz sułtan. TEMPLARIUSZ Wnet po wyjściu waszym… NATAN Mówiliście z nim, to już dobrze. TEMPLARIUSZ Ale Chce mówić z nami obydwoma. NATAN Owszem, Tym lepiej. Chodźmy. Ja tam szedłem właśnie. TEMPLARIUSZ Czy mogę spytać was, Natanie, z kim to Rozstaliście się?… NATAN Czyliż go nie znacie? TEMPLARIUSZ Jeśli się nie mylę, był to ten poczciwy Braciszek, który patryjarsze musi Służyć za wyżła. NATAN Może u patriarchy Jest rzeczywiście. TEMPLARIUSZ Fortel to jest zręczny Użyć prostoty, żeby torowała Drogi matactwu… NATAN Tak, prostoty głupiej, Lecz nie poczciwej. TEMPLARIUSZ Czyż w poczciwą wierzyć Może patriarcha? NATAN Ja za tego ręczę, Że patryjarsze swemu nie pomoże Do żadnych czynów złych. TEMPLARIUSZ Tak się wydaje Przynajmniej. Czy wam nic nie mówił o mnie? NATAN O was?… Właściwie o was nic. Być może, Że mu nieznane nawet wasze imię. TEMPLARIUSZ Zapewne. NATAN Ale mi o templariuszu Mówił. TEMPLARIUSZ Co mówił? NATAN Coś takiego, co się Was niezawodnie nie tyczyło. TEMPLARIUSZ Kto wie!… Powiedzcie. NATAN Że mnie jeden z templariuszów Przed patryjarchą miał oskarżyć… TEMPLARIUSZ Że was Oskarżył, jest to, chciejcie wierzyć, kłamstwo! Chciejcie posłuchać mnie, Natanie. Jestem Nie z takich ludzi, którzy się umieją Zapierać czynów swoich. Com uczynił, To uczyniłem! I nie jestem z takich, Którzy o wszystkim, co uczynią, twierdzą, Że było dobrem. Czemużbym się wstydził Błędu? Czyż nie mam chęci go naprawić?… I czyliż nie wiem, ile z taką chęcią Dokonać może człowiek?… Posłuchajcie… Jam ten templariusz, który miał was niby Oskarżyć. Wiecie, co mnie rozdrażniło, Co krew w mych żyłach wprowadziło w wrzenie!… Zarozumialec jestem!… Tak od razu Ciałem i duszą padłem wam w objęcia!… Jak mnie przyjęliście, jak zimno… chłodno… A chłodno, wierzcie, to jest gorzej jeszcze, Niżeli zimno… jak się staraliście Wymówkę znaleźć, i zapytaniami Obojętnymi, jakeście mi chcieli Do zrozumienia dać odmowę waszą, Otem i teraz jeszcze nie potrafię Myśleć spokojnie!… A więc, posłuchajcie… Byłem wzburzony strasznie, kiedy Daja Cichaczem przyszła do mnie i wyznała Mi tajemnicę waszą. Zdało mi się, Że w niej znajduję wyjaśnienie, co was Skłoniło, byście tak zrobili. NATAN Jak to?… TEMPLARIUSZ Chciejcie wysłuchać mnie. Zdawało mi się, Żeście nie chcieli w ręce chrześcianina Powrócić tego, co wam się udało Wydrzeć chrześcianom. Więc mi przyszło na myśl Po prostu zmusić was… nóż wam do gardła Przyłożyć… NATAN Czyż to tak po prostu? czyż to Jest proste? TEMPLARIUSZ Chciejcie mnie posłuchać. Prawda! Źlem zrobił!… Może nie jesteście winni, I głupia Daja plecie bez podstawy; Może ma do was złość i chce w ten sposób Szkodzić wam… może, może!… Jestem młokos, Z ostateczności jednej wpadam w drugą, I raz za wiele czynię, a za mało Drugi raz! Sam to widzę! Więc wybaczcie, Natanie! NATAN Jeśli tak mnie uważacie… TEMPLARIUSZ U patryjarchy byłem, lecz imienia Waszego przed nim nie zdradziłem. Jest to Kłamstwo, powtarzam. Tylkom mu ogólnie Opisał zajście i żądałem zdania… I tego czynić nie potrzeba było, Prawda, bom wiedział wprzód, że patryjarcha Jest niegodziwcem… Czyż nie mogłem z wami Mówić otwarcie?… Czyż mi wolno było Narażać dziewczę na utratę ojca Takiego, jakim wy jesteście? … Trudno!… Sam patryjarcha swą niegodziwością, Której utaić nie potrafi, prędko Zwrócić mnie umiał na właściwą drogę.. Bo posłuchajcie mnie, Natanie!… Dajmy, Że jest mu znanym wasze imię!.. Cóż stąd? Może dziewczynę wam odebrać wtedy, Jeżeli tylko waszą jest, niczyją Więcej. Z waszego domu do klasztoru Zabrać ją może, a więc mnie ją dajcie!… Mojej mi żony nie zabierze!… Dajcie, Mnie ją oddajcie! Prędko!… Czy jest waszą Córką, czy nie jest, czy jest chrześcijanką, Czy też Żydówką, czy bez żadnej wiary… To wszystko jedno!… Ja was ani teraz, Ani też nigdy o to w moim życiu Pytać nie będę… Jak jest, tak niech będzie. NATAN Więc wam się zdaje, że mi tak zależy Na ukrywaniu prawdy? TEMPLARIUSZ Niech tak będzie, Jak jest. NATAN Ja przecież ani do was, ani Do kogokolwiek, co ma do niej prawo, Nie zaprzeczyłem, że jest chrześcijanką, I że jest tylko mą wychowanką… Żem zaś nie odkrył tego, z tego liczbę Jej jestem winien tylko. TEMPLARIUSZ Nawet przed nią Wyjawiać tego nie potrzebujecie! Pozwólcie, żeby nic jej nie zmuszało Inaczej na was patrzeć, jak na ojca! Służy wam jeszcze nad nią cała władza, Więc mnie ją dajcie!… Błagam was, Natanie, Mnie ją oddajcie!… Ja ją tylko mogę I pragnę po raz drugi uratować!… NATAN Tak jest, wy byście byli mogli, ale Już nie w tej chwili… Teraz już za późno! TEMPLARIUSZ Jak to? Za późno?… NATAN Dzięki patryjarsze… TEMPLARIUSZ Co? Patryjarsze? Dzięki?… Dzięki? Za co? On by zasłużyć mógł na wasze dzięki?… Jakim sposobem?… NATAN Bo przez niego wiemy, Czyją jest krewną, wiemy, w czyje ręce Z całą pewnością może być wydaną. TEMPLARIUSZ Niech mu dziękuje za to ten, kto będzie Mógł mu dziękować za coś więcej. NATAN Teraz Z tych rąk możecie dostać ją, nie z moich. TEMPLARIUSZ O biedna Recho! Jakiż los cię ściga!… Co by dla innych sierot szczęściem było, Nieszczęściem staje się dla ciebie… Gdzie są, Natanie, gdzie są owi krewni? NATAN Gdzie są? TEMPLARIUSZ I kim są oni?… NATAN Jest brat, od którego Zależeć będzie ręka jej… TEMPLARIUSZ Brat? Kto jest Tym bratem?… Żołnierz? Kapłan? Niech się dowiem, Czego się mam spodziewać!… NATAN Jak ja sądzę, Nie jest tym ani owym, albo może Jest tym i owym… Ja go zresztą jeszcze Nie znam tak dobrze… TEMPLARIUSZ I cóż więcej? NATAN Człowiek Zacny, i Recha pod opieką jego Szczęśliwą pewnie będzie. TEMPLARIUSZ To chrześcianin!… Ja czasem nie wiem, co mam o was myśleć… Nie chciejcie tego za złe brać, Natanie!… Czyż w pośród chrześcian żyjąc, nie zostanie Zmuszoną także grać chrześcianki rolę?.. Czyż się nie przejmie nią, gdy ją odgrywać Będzie zbyt długo?… Czy zdrowego ziarna, Któreście sieli, kąkol nie zagłuszy?… I o to wy się tak troszczycie mało?… I nie zważając na to, powiadacie, Że jej u brata będzie dobrze? NATAN Tak jest, Tak myślę; zresztą gdyby jej u niego Czego zabrakło, czyż mnie i was nie ma? TEMPLARIUSZ O! Czegóż może braknąć jej u brata?… Czyż jej braciszek nie nakarmi, czyż jej Nie zaopatrzy w stroje i łakocie?… A czegóż więcej dla siostrzyczki trzeba?… Ach! Prawda! Jeszcze męża!… No, i tego, Znajdzie brat dla niej w końcu, a im będzie Bardziej chrześciańskim, tym się lepszym wyda!… Natanie! Z waszych rąk aniołem wyszła, A tam jej duszę szpecić będą inni!… NATAN Ja nie obawiam się!… Miłości naszej Zawsze zostanie godną!… TEMPLARIUSZ Tak nie mówcie! O mej miłości tak nie mówcie! Ja jej Udać nie umiem, nie, ani na chwilę… Ale czekajcie!… Czy się ona może Domyślać, co się ma z nią stać?… NATAN Ha! Kto wie, Choć nie wiem, skąd by… TEMPLARIUSZ A więc wie, czy nie wie O tym, co losom jej zagraża, musi Z ust moich także to usłyszeć!… Zamiar Niezobaczenia jej, aż kiedy będę Mógł ją zwać moją, zmieniam, cofam!… Śpieszę… NATAN Czekajcie! Dokąd? TEMPLARIUSZ Do niej! Tam się dowiem, Czy ta dziewczęca dusza dość jest męską, Aby się mogła na krok godny siebie Odważyć? NATAN Na krok jaki?… TEMPLARIUSZ Żeby o was, Ani o swego brata nie pytała, Nie dbała więcej… NATAN I?… TEMPLARIUSZ I poszła za mną, Chociażby miała przez to zostać żoną Muzułmanina! NATAN Stójcie! Nie znajdziecie Jej w domu, jest u Sitty, u sułtana Siostry… TEMPLARIUSZ Dlaczego? Odkąd? NATAN Jeśli chcecie. Zastać tam z nią jej brata, chodźcie ze mną… TEMPLARIUSZ Brata czyjego? Sitty czy też Rechy? NATAN Ich obu może!… Chodźcie, chodźcie, proszę! / Wychodzi, wyprowadzając go. / / Zmiana. Harem Sitty. / SCENA VI / Sittah, Recha. / SITTAH / w dalszym ciągu rozmowy / Jakże się cieszę tobą, dziewczę lube! … Lecz tak spłoszona nie bądź, tak trwożliwa!… Rozpogódź czoło, bądź rozmowną, ufną… RECHA Księżniczko! SITTAH Nie! Nie! Nie zwij mnie księżniczką! Nazwij mnie Sittą, przyjaciółką, siostrą, Mateczką twoją. Mogłabym, jak sądzę, Być nią!… Tak młoda jesteś, tak rozsądna, Ile ty rzeczy umiesz! Coś ty pewno Już przeczytała!… RECHA Ja?… Żartujesz, Sitto, Z swej młodej siostry… Ja zaledwie umiem Czytać!… SITTAH Zaledwie umiesz! O! Kłamczyni! RECHA Cokolwiek pismo ojca mego… Ale Myślałam, że o książkach mówisz… SITTAH Tak jest, O książkach. RECHA Książki trudno mi jest czytać. SITTAH Doprawdy? RECHA Tak jest. Ojciec mój nie lubi Mądrości z książek zaczerpniętej, która Martwymi znaki zbyt się słabo wpaja W umysł. SITTAH Co mówisz?… Ha! Ma słuszność może, Lecz wiadomości twe… RECHA Te zaczerpnęłam Z ust jego własnych, i przy każdej prawie Mogę wymienić, z jakich przyczyn, kiedy, Gdzie, w jaki sposób on mi jej udzielił. SITTAH W ten sposób wiedza łatwo się udziela, A nauczyciel uczy duszą całą. RECHA Pewno i Sittah nie czytała dużo, Lub wcale? SITTAH Jak to?… Wprawdzie się nie chlubię, Że nie tak było, ale powiedz, czemu Tak sądzisz?… RECHA Jesteś taka szczera, taka Otwarta, taka naturalna… SITTAH Cóż stąd?… RECHA Ojciec powiada, że takimi rzadko Nas zostawiają książki… tak powiada Ojciec. SITTAH Och! Ten twój ojciec, jakiż to jest Człowiek! RECHA Nieprawdaż? … SITTAH Jak on zawsze bliskim Jest prawdy! RECHA Prawda?… I takiego ojca… SITTAH Co ci jest, Recho droga? RECHA I takiego Ojca… SITTAH O Boże! Płaczesz! RECHA I takiego Ojca… Ach! Muszę to powiedzieć! Muszę!… Serce me pragnie wylać boleść swoją… / Zalana łzami pada do nóg Sitty. / SITTAH Co ci jest, Recho? RECHA I takiego ojca Ja mam… mam… stracić!… SITTAH Ty? Masz stracić ojca?… Jak to?… Spokojną bądź!… Nie, nigdy!… Powstań… RECHA Och! Ty daremnie moją przyjaciółką I moją siostrą być nie chciałaś!… SITTAH Jestem, Jestem twą siostrą, przyjaciółką, ale Powstań, bo zwołam ludzi! RECHA / odzyskuje moc nad sobą i wstaje / Przebacz! Przebacz! W boleści mojej zapomniałam o tym, Kim jesteś… Wobec Sitty nie przystoją Jęki i rozpacz!… Zimny tylko rozum, Spokojny, może zrobić wszystko! Czyjej On sprawy broni, ten zwycięża… SITTAH Cóż więc? RECHA Nie! Przyjaciółko moja, moja siostro, Ty nie pozwalaj na to, nie pozwalaj, By mi innego narzucano ojca! SITTAH Ojca innego ci narzucić? Tobie? Któż by mógł? Któż by pragnął tego, dziecię? RECHA Kto?… moja dobra… niepoczciwa Daja… I chce… i może… Tak… ale ty nie znasz Tej niepoczciwej… dobrej Dai… Boże! Przebacz jej! Ty ją nagródź za to!… Tyle Dobrego, tyle złego mi zrobiła! SITTAH Tyle zrobiła złego? O! To pewnie Dobrego w niej niewiele… RECHA Wiele, bardzo Wiele!… SITTAH Któż ona jest? RECHA Chrześcianka, która W dzieciństwie moim mnie pielęgnowała, Pielęgnowała tak troskliwie!… Nie chcesz Mi wierzyć?… Dzięki jej, nie czułam braku Matki. Nagrodzić racz ją za to, Boże!… Lecz tak straszyła mnie, tak mnie męczyła!… SITTAH Jak? Czym? RECHA Ach! Biedna Daja!… już mówiłam, Że jest chrześcianką, więc z miłości musi Dręczyć… należy do tych marzycieli, Którym się zdaje, że poznali jednę, Jedyną drogę, co do Boga wiedzie. SITTAH Teraz pojmuję!… RECHA I dlatego sądzą, Że obowiązkiem ich każdego zwracać Na ową drogę. Jest to naturalne, Bo jeśli wierzą, że to jest jedyna, Prawdziwa droga, jakże pozostawiać Mogą na innej swych przyjaciół, którzy Dążą do zguby i do potępienia?… Chyba musieliby tych samych ludzi Kochać, a razem nienawidzić. Toteż Nie o to się dziś skarżyć na nią głośno Jestem zmuszona… Łkania jej, przestrogi, Groźby, modlitwy, chętnie bym znosiła I nadal jeszcze, bo gdym ich słuchała, Dobre się myśli po mej głowie snuły… I komuż wreszcie by to nie schlebiało, Że dla istoty innej jest tak drogim, Iż ta istota drży z obawy, aby W wieczności odeń nie być odłączoną. SITTAH To prawda… RECHA Ale… tego już za wiele, Tego odeprzeć niczym już nie mogę, Ani słowami, ani cierpliwością. SITTAH Co? Czego?… RECHA Tego, co mi, jak powiada, Teraz dopiero wyjawiła. SITTAH Teraz?… RECHA Tak, właśnie teraz, kiedyśmy z nią tutaj… Koło opuszczonej przechodziły Świątyni chrześcian. Ona nagle staje, Zdaje się walczyć z sobą, wilgotnymi Oczyma patrzy w niebo, to znów na mnie… Chodź — mówi wreszcie — tędy, przez ten kościół Pójdziemy prosto… Idę, z dreszczem patrzę Na rozpadnięte ściany… Ona staje… Widzę, że jestem na zwalonych stopniach Ołtarza, który mchem już porósł. Co się Działo tam ze mną, kiedy ona nagle, Łzy rzewne lejąc, załamując ręce, Do stóp mych padła… SITTAH Biedne dziecię! RECHA Kiedy Na Boga, co tam tylu modłów słuchał, I tyle cudów czynił, zaklinała Mnie… ze współczuciem zaklinała, abym Miała nad sobą litość, lub przynajmniej Jej przebaczyła to, że jest zmuszoną Odkryć przede mną, jakie prawa do mnie Ma jej religia… Kościół… SITTAH / do siebie / Nieszczęśliwa! … Jam to przeczuła! RECHA Żem ja z krwi chrześciańskiej… Że jestem chrzczona… że nie jestem córką Natana!… że on nie jest moim ojcem!… O Boże! Boże!… on mym ojcem nie jest!… Sitto! Ach! Sitto! Jam u nóg twych znowu… SITTAH Recho! Nie! Powstań! Mój brat! Powstań, Recho!… SCENA VII / Też same, Saladyn. / SALADYN Cóż to się stało, Sitto? SITTAH Jest w rozpaczy, O Boże!… SALADYN Któż to? SITTAH Przecież wiesz… SALADYN To córka Natana! Co jej?… SITTAH Przyjdź do siebie, dziecię! Sułtan! RECHA / czołgając się na kolanach, ze spuszczoną głową, do stóp Saladyna / Nie wstanę! Nie! Nie wstanę wprzódy! Nie spojrzę wprzódy w to oblicze, które Sprawiedliwości i dobroci bożej Jest nam odblaskiem… SITTAH Wstań!… wstań!… RECHA Aż przyrzecze… SALADYN Wstań! Wstań, przyrzekam wszystko, co chcesz… RECHA Że mi Zostawią ojca mego, a mnie jemu!… Nie wiem dotychczas, kto chce być mym ojcem, I kto chcieć może… Nie chcę tego wiedzieć!… Bo czyż krew tylko czyni ojcem?… Czyliż Krew tylko?… SALADYN / podnosząc ją / Teraz zrozumiałem! Któż to Był tak okrutny, że mógł tobie samej, Mógł tobie samej mówić takie rzeczy?… Czyż to sprawdzone?… dowiedzione?… RECHA Tak się Zdaje, bo Daja mówi, że od mamki Mojej wie o tym. SALADYN Od twej mamki? RECHA Która Konając, wyznać miała jej… SALADYN Konając! … I bezprzytomna może!… Choćby wreszcie Prawdą to było, to krew, krew jedynie Nie czyni jeszcze ojcem… Co najwięcej Zwierzęcia ojcem czyni, co najwięcej Nadaje pierwsze prawo do nabycia Tego imienia… Więc się nie bój, dziecię!… Skoro dwóch ojców spiera się o ciebie, Porzuć ich obu, weź trzeciego… mnie weź Za swego ojca! SITTAH Uczyń tak, ach! Uczyń! SALADYN Ja będę dobrym ojcem, bardzo dobrym… Ale poczekaj! Mam myśl jeszcze lepszą!… Co ci po ojcach?… Oni umierają! Lepiej obejrzyj się za takim, kto by Mógł żyć tak długo, jak ty… Czy takiego Nie znasz? SITTAH Rumienić się ją zmuszasz! SALADYN Tego Właśnie pragnąłem. Bo rumieniec nawet Brzydką twarz piękną czyni, czyżby pięknej Nie miał piękniejszą jeszcze zrobić?… Właśnie Natana, ojca twego, czekam tutaj, I kogoś jeszcze… Czy zgadujesz, kogo?… Tutaj… wszak na to mi pozwolisz, Sitto? SITTAH Bracie!… SALADYN Przed tamtym, lube dziewczę, pewno Jeszcze się bardziej zarumienisz… RECHA Przed kim? SALADYN Oh! Obłudnico!… No, no, zblednij, zblednij, Jeśli potrafisz i chcesz. / Wchodzi niewolnica i zbliża się do Sitty. / Czy to oni? SITTAH Dobrze, niech przyjdą. Tak, to oni, bracie. SCENA VIII / Ciż sami, Natan, Templariusz. / SALADYN Ach! Moi drodzy przyjaciele! Tobie Tobie, Natanie, muszę przede wszystkim Powiedzieć, że już kiedy tylko zechcesz, Możesz odebrać, coś mi dał… NATAN Sułtanie! SALADYN Ja teraz nawet mógłbym ci sam służyć… NATAN Sułtanie!… SALADYN Przyszła karawana. Jestem Taki bogaty, jak nie byłem dawno. Powiedz mi, może ci potrzeba złota Na jakie wielkie przedsięwzięcie? Wiem ja, Że i wy kupcy czasem nie miewacie Gotówki nazbyt wiele. NATAN I dlaczegóż Otej drobnostce mówisz najprzód? Mam tu Oko złzawione, które mi jest pilno Osuszyć! / Zbliża się do Rechy. / Recho! Tyś płakała!… Co ci? Przecieżeś jeszcze moją córką! RECHA Ojcze!… Mój ojcze!… NATAN Dosyć!… Wzajem pojmujemy Siebie. Wesołą bądź, spokojną!… Jeśli Twe serce twoim jeszcze jest, jeżeli Nic mu innego nie zagraża, ojciec Twój jeszcze twym jest ojcem. RECHA Nikt! Nikt inny!… TEMPLARIUSZ Nikt inny! Zatem byłem w błędzie! Czego Nie obawiamy się utracić, tego Nie posiadaliśmy i nie pragniemy!… Dobrze! Tak! Dobrze!… To rzecz całą zmienia, Natanie, to rzecz zmienia!… Saladynie! Przybyliśmy na twe wezwanie, ale W błąd wprowadziłem cię. Już nie potrzeba, Żebyś się trudził. SALADYN Jak porywczo znowu Działasz, młodzieńcze! Czyliż ma ci wszystko Iść w ręce samo? Chęci twe zgadywać? TEMPLARIUSZ Widziałeś przecież sam, sułtanie, przecież Słyszałeś!… SALADYN Tak jest. Ale to niedobrze, Żeś tak niepewny był swej sprawy. TEMPLARIUSZ Teraz Jestem jej pewny! SALADYN Kto zbyteczne prawa Rości z powodu najlepszego czynu, Ten czyn ów cofa… To, coś wyratował, Nie jest własnością twoją, bo inaczej Zbójca, którego chciwość w płomień rzuca, Byłby podobnym tobie bohaterem. / Zbliża się do Rechy. / Chodź, moje dziecię, chodź!… Nie bądź zbyt srogą!… Gdyby on mniej był dumnym, zapalonym, Byłby cię pewno nie ratował… Niechże Jedno za drugie mu się liczy… Chodź więc, Zawstydź go! Uczyń to, co należało Uczynić jemu… Wyznaj mu swą miłość, Oddaj się jemu, a jeżeli tobą Pogardzi, albo jeśli kiedykolwiek Zapomni o tym, że już przez to samo Więcej dla niego czynisz, niż on zrobił Dla ciebie… Bo cóż zrobił on dla ciebie?… Trochę okopcił się?… i cóż to znaczy?… Jeśli zapomni o tym, to w nim nie ma Duszy Assada… Jego tylko maskę Ma, a nie serce! Chodź więc! SITTAH Idź, idź, dziecię! Dla twej wdzięczności i to poświęcenie Niczym się wyda! NATAN Wstrzymaj się, sułtanie!… Wstrzymaj się, Sitto!… SALADYN Czemuż? NATAN Ktoś tu jeszcze Ma prawo mówić! SALADYN Któż zaprzecza temu?… Tak… przybranemu ojcu służy prawo Mówić, najpierwsze nawet, jeśli zechcesz… Słyszysz?… o wszystkim wiem już! NATAN Nie o wszystkim! … Ja nie o sobie mówię. Jest kto inny, Wcale kto inny. Temu, Saladynie, Głos przede wszystkim udziel. SALADYN Któż to? NATAN Brat jej! SALADYN Brat Rechy? NATAN Tak jest! RECHA Brat mój? Więc mam brata?… TEMPLARIUSZ / budząc się z zadumy / Gdzie? Gdzie on? Gdzie ten brat? Więc jeszcze nie tu? Mieliśmy go tu zastać!… NATAN Cierpliwości! TEMPLARIUSZ / z największą goryczą / Potrafił ojca jej narzucić!… Miałby Brata nie znaleźć?… SALADYN Znowu cios chybiony!… Chrześcijaninie! Takie podejrzenie Nędzne, Assada ust by nie splamiło!… Dobrze! Bądź takim dalej! … NATAN Przebacz mu to, Sułtanie! Ja mu chętnie to przebaczam… Któż wie, jak w miejscu jego, w jego wieku Postępowalibyśmy? … / zbliżając się do niego, przyjaźnie / Naturalna To rzecz, rycerzu… gdybyście mi byli Od razu chcieli wyznać swe prawdziwe Nazwisko… TEMPLARIUSZ Jak to?… NATAN Nie jesteście Stauffen. TEMPLARIUSZ Któż zatem jestem? NATAN Nie jesteście Kurdem Von Stauffen. TEMPLARIUSZ Kimże jestem? NATAN Imię wasze Leon von Filneck. TEMPLARIUSZ Jak to?… NATAN Was to dziwi?… TEMPLARIUSZ Zapewne! Któż tak twierdzi?… NATAN Ja tak twierdzę, I wiele jeszcze rzeczy twierdzić mogę, Choć nie oskarżam was o kłamstwo… TEMPLARIUSZ Jak to? NATAN Być może także, że i tamto imię Nosicie prawnie… TEMPLARIUSZ Tak i mnie się zdaje… / na stronie / To Bóg mu natchnął te wyrazy. NATAN Wasza Matka z Stauffenów pochodziła rodu. Jej brat, a wuj wasz, który was wychował, I u którego was pozostawili Wasi rodzice w Niemczech, gdy ich ostry Klimat wypędził stamtąd, ten w istocie Zwał się von Stauffen, ten miał Kurd na imię, I jako syna mógł was adoptować… Czyście od dawna z nim się rozłączyli? Czy żyje jeszcze? TEMPLARIUSZ Cóż wam powiem na to? Natanie! Prawda, co mówicie! Tak jest! Lecz on nie żyje. Ja przybyłem tutaj Wraz z ostatnimi posiłkami, które Nasz zakon ściągnął z Europy… Ale Jakiż to związek mieć by mogło z bratem Rechy?… NATAN Wasz ojciec… TEMPLARIUSZ Jak to? Więc i jego Znaliście?… NATAN Był on moim przyjacielem. TEMPLARIUSZ Był przyjacielem waszym? Czy podobna, Natanie?… NATAN Zwał się Wolf von Filneck, Niemcem Jednakże nie był. TEMPLARIUSZ Więc i o tym wiecie? NATAN Tylko żonaty z Niemką, matką waszą, Krótki czas tylko w Niemczech z nią przebywał… Następnie… TEMPLARIUSZ Ani słowa więcej? Błagam Was o to!… Ale mówcież, gdzież ten Brat Rechy?… NATAN Bratem Rechy wy jesteście! TEMPLARIUSZ Ja?… RECHA On mym bratem?… SITTAH To rodzeństwo? SALADYN Oni Rodzeństwo?… RECHA / zbliżając się do Templariusza / Ah! mój bracie!… TEMPLARIUSZ / cofając się / Ja jej bratem! RECHA / wstrzymując się i zwracając do Natana / To być nie może! Nie! Bo jego serce Nic o tym nie wie!… Boże! My jesteśmy Oszuści!… SALADYN / do Templariusza / Jak to? To oszuści?… Czyliż Możesz tak myśleć?… Ty tak myślisz?… Chyba Tyś sam oszustem, bo jest kłamstwem w tobie Wszystko: postawa, głos i twarz!… Nie uznać Podobnej siostry! Idź!.. TEMPLARIUSZ / zbliżając się do niego z pokorą / O! Źle nie tłumacz Mego zdziwienia, Saladynie! W chwili Takiej zapewne nigdy nie widziałeś Swego Assada, a więc nie potępiaj Mnie, ani jego! / śpiesząc do Natana / Coście mi zabrali, To oddajecie pełną dłonią!… Więcej Dajecie nawet, niżeście mi wzięli! Tak! Nieskończenie więcej!.. / ściskając Rechę / Siostro moja! O siostro! Siostro moja! Recho! NATAN Blanda Von Filneck!… TEMPLARIUSZ Blanda! Blanda! Więc nie Recka? Nie wasza Recha? Więc ją odpychacie?… Więc jej dajecie znów chrześciańskie imię?… Czyż to z przyczyny mojej?… O Natanie!… Czemuż ma za to cierpieć ona? Ona?… NATAN Co znów?… O dzieci moje! Moje dzieci!… Czyż brat mej córki nie jest także moim Synem… jeżeli chce… SALADYN / pozostawiając ich we wzajemnych uściskach, zbliża się ze zdumieniem i niepokojem do Sitty / Co powiesz, siostro?… SITTAH Jestem wzruszona! SALADYN Mnie przejmuje drżeniem Myśl, że doznamy większych jeszcze wzruszeń. Przygotuj umysł do nich, jeśli możesz. SITTAH Jak to? SALADYN Natanie! Jeszcze słowo! Słowo! / Przystępuje do Natana i rozmawia z nim po cichu; tymczasem Sittah zbliża się do rodzeństwa z oznakami współczucia / Słuchaj, Natanie, czyliż nie mówiłeś… NATAN Czego? SALADYN Że ojciec Rechy nie był z rodu Niemcem… Któż zatem był i skąd pochodził? NATAN Tej tajemnicy nigdy mi nie zwierzył, Z ust jego nie wiem o tym… SALADYN Ale nie był Z Zachodu? Frankiem? NATAN Z tym się nie ukrywał! Najchętniej mówił mową perską. SALADYN Perską? Perską? I czegóż więcej jeszcze trzeba?… To on! NATAN Kto? SALADYN Brat mój! Tak jest! On! Mój Assad Z pewnością. NATAN Skoro sam na domysł wpadasz, To w tej książeczce znajdziesz potwierdzenie. / Oddaje mu książeczkę. / SALADYN / otwierając ją szybko / A! Jego pismo! Także je poznaję!… NATAN Nic jeszcze nie wiesz! Od twej woli tylko Zawisło, czego chcesz się stąd dowiedzieć! SALADYN / przejrzawszy książeczkę / Co? Ja bym nie chciał dzieci mego brata Uznać za moją krew, za moje dzieci? Ich bym nie uznał? Tobie je zostawił? To one, Sitto, tak, to one! One! Tak! To są moje… mego brata dzieci! / Rzuca się w ich objęcia. / SITTAH / podobnież / Co słyszę?… Ale mogłoż być inaczej? SALADYN / do Templariusza / Teraz, uparty chłopcze, musisz, musisz Mnie kochać! / do Rechy / Chcesz, czy nie chcesz, czym być chciałem, Jestem dla ciebie… SITTAH Tak! I ja, me dzieci! SALADYN / do Templariusza / Synu! Mój synu! Mój Assadzie! Synu Mego Assada! TEMPLARIUSZ Ja z twej krwi pochodzę! A więc te bajki, które mi prawiono W dzieciństwie moim, nie snem tylko były! / Pada mu do nóg. / SALADYN / podnosząc go / Patrzcie! Niedobry! Więc coś słyszał o tym, I swym mordercą chciał mnie zrobić! Czekaj! / Ściskają się w milczeniu. Zasłona spada. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/natan-medrzec. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Gotthold Ephraim Lessing, Natan mędrzec, tłum. Anastazy Kwiryn, nakł. i druk S. Lewentala, Warszawa 1877. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana z egzemplarza pochodzacego ze strony: http://polona.pl. Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Eine Publikation im Rahmen des Projektes Wolne Lektury. Herausgegeben mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł. ISBN-978-83-288-2465-2