William Shakespeare Król Ryszard III Tragedia w 5 aktach tłum. Józef Paszkowski ISBN 978-83-288-2898-8 OSOBY: * KRÓL EDWARD IV * EDWARD, książę Walii, później król Edward V, syn króla * RYSZARD, książę Yorku, syn króla * GRZEGORZ, książę KLARENS, brat króla * RYSZARD, książę GLOSTER, później król Ryszard III, brat króla * Młody syn księcia Klarensa * HENRYK, hrabia RYSZMOND, później król Henryk VII * Kardynał BOURCHIER, arcybiskup kenterbryjski * ARCYBISKUP Yorku * Biskup ELY * Książę BUCKINGHAM * Książę NORFOLK * Hrabia SURREY, jego syn * Hrabia RIVERS, brat małżonki króla Edwarda * Markiz DORSET, syn tejże * Lord GREY, syn tejże * Hrabia OXFORD * Lord HASTINGS * Lord STANLEY * Lord LOVEL * Sir TOMASZ WOGAN * Sir RYSZARD RATKLIF * Sir WILIAM KETSBY * Sir JAKUB TYRREL * Sir JAKUB BLUNT * Sir WALTER HERBERT * Sir ROBERT BRAKENBERY, komendant Towru * KRZYSZTOFOR URSWIK, ksiądz * Drugi ksiądz * LORD MAJOR Londynu * SZERYF z Wiltszajr * PODHEROLD — PISARZ * ELŻBIETA, małżonka króla Edwarda IV * MAŁGORZATA, wdowa po królu Henryku VI * Księżna YORKU, matka króla Edwarda IV, książąt Klarensa i Glostera * Lady ANNA, wdowa po Edwardzie, księciu Walii, synu króla Henryka VI, później żona księcia Glostera * Córka księcia Klarensa, dziecko * Lordowie i inne osoby z orszaków, obywatele, mordercy, gońcy, żołnierze, duchy itd. Rzecz dzieje się w Anglii. AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA / Londyn. Ulica. / / Wchodzi Gloster. / GLOSTER Tak więc nam słońce Yorku zamieniło Zimę niesnasek w promieniste lato I chmury zwisłe ponad naszym domem Legły w głębokim łonie oceanu. Teraz nam zdobią skroń zwycięskie wieńce; Oręże nasze wyszczerbione wiszą Na kształt trofeów; z obozowej wrzawy Do uroczystych przeszliśmy festynów, Z forsownych marszów do wesołych pląsów. Wojownik chmurne rozpogodził czoło, I zsiadłszy z krytego stalą rumaka, Którym przerażał strasznych nieprzyjaciół, Podryga teraz po dworskich komnatach, W lubieżnych skokach przy odgłosie lutni. Lecz do igraszek jam nie jest stworzony, Ni do palenia kadzideł miłosnych, Ja z gruba kuty, za ciężki, za sztywny Do czupurzenia się przed lekką nimfą, Prostak pod względem wszelkich dwornych manier, Upośledzony z natury, niekształtny, Nieokrzesany, zesłany przed czasem W ten świat oddechu, i to tak koślawo I nieudatnie, że psy ujadają, Gdy sztykutając mimo nich przechodzę; Ja w ten piskliwy czas pokoju nie mam Innej uciechy, którą bym czas zabił, Jak chyba śledzić własny cień na słońcu I rozpatrywać szpetność mej postaci. Nie mogąc przeto zostać adonisem, By godnie spędzić ten ciąg dni różanych, Postanowiłem zostać infamisem I do tych marnych pustot się nie mieszać. Osnułem sieci intryg za pomocą Zdradnych poszeptów, snów i przepowiedni, By w moim bracie, Klarensie i w królu Zażec wzajemną nienawiść ku sobie. Jestli król Edward szczery i rzetelny, Tak jak ja chytry jestem i obłudny, Dziś jeszcze Klarens będzie w ciupie siedział, A to na mocy wróżby, która mówi: Że ktoś, co miano swe od G zaczyna, Zabójcą będzie Edwardowych dzieci. Myśli me, dajcie nurka! Oto Klarens. wchodzi Klarens pod strażą, za nim Brakenbery Dzień dobry, bracie! Co znaczy ta zbrojna Straż przy osobie Waszej Wysokości? KLARENS Jego Królewska Mość w dbałości swojej O moją całość raczyła mi dodać Taką eskortę na drogę do Towru. GLOSTER Z przyczyny? KLARENS Tej, że Jerzy mi na imię. GLOSTER Ależ, milordzie, to nie twoja wina: Niechajby za to do więzienia wsadził Tych, co ci na chrzcie dali takie imię. Może ma Jego Królewska Mość zamiar Kazać cię w Towrze ochrzcić po raz drugi? Ależ na serio, co to jest, Klarensie? Nie mogęż wiedzieć? KLARENS Czemu nie, Ryszardzie, Bylebym tylko sam wiedział: bo dotąd, Na honor, nie wiem. Mówią, że król Edward Bierze do serca sny i przepowiednie, Że z alfabetu głoskę G wykreśla; Bo mu jasnowidz jakiś miał powiedzieć, Że G potomstwo jego wydziedziczy; Że zaś me imię od G się zaczyna, Wnosi więc, że się to ma stać przeze mnie. Te oraz inne podobne androny Skłoniły Jego Wysokość, jak słyszę, Do uwięzienia mnie. GLOSTER Otóż to skutki, Kiedy nad nami kobiety przewodzą! Nie król to Edward wtrąca cię do Towru, Lecz jego żona, lady Grey, Klarensie, Do tej przywodzi go ostateczności. Czyliż nie ona, wespół z tym poczciwym Antonim Wudwil, swym bratem, sprawiła, Że lorda Hastings zataszczył do Towru? Źle z nami, bracie Klarensie, źle z nami. KLARENS Dalibóg, nikt tu nie jest pewnym siebie Prócz parenteli królowej i owych Czynnych heroldów, co o nocnej porze Pomiędzy królem a panią Szor łażą. Czy też słyszałeś, z jak korną submisją Błagał ją Hastings o swe uwolnienie? GLOSTER Chyląc się kornie przed nią jak przed bóstwem, Wymodlił sobie lord szambelan wolność, Wiesz co? ja myślę, że jeżeli chcemy Cieszyć się nadal królewskimi względy, To nic innego nam nie pozostaje, Jak pójść jej służyć i wdziać jej liberię. Owa zużyta wdowa zazdrośnica I ona, odkąd je nasz brat uszlachcił, Najsamowładniej trzęsą naszym państwem. BRAKENBERY / przystępując / Wasze miłoście raczą mi wybaczyć; Jego Królewska Mość surowo zlecił, By, niezależnie od stopnia, nikt nie miał Z księciem Klarensem potajemnych rozmów. GLOSTER Czy tak? Toć możesz, mości Brakenbury, Słyszeć, jeżeli chcesz, wszystko, co mówim. Nie knujem spisków, panie, mówiliśmy, Że Król Jegomość jest mądry, cnotliwy; Że Jej Królewska Mość jest już cokolwiek W latach podeszłą, piękną, nie zazdrosną; Że żona Szora ma prześliczną nóżkę, Milutkie oczy, koralowe usta, Dźwięczny głos; wreszcie, że krewni królowej Wyszli na wielce znakomitych ludzi. Cóż waćpan na to? Sądziszli przeciwnie? BRAKENBERY Milordzie, jestem w tym punkcie jak w rogu. GLOSTER Jak w rogu, w punkcie pani Szor? Wiedz aspan, Że prócz jednego nie wolno nikomu Bywać w tym punkcie, chyba po kryjomu. BRAKENBERY Cóż to za jeden, panie, co mu wolno? GLOSTER Jej mąż, obwiesiu; chciałżebyś mnie podejść? BRAKENBERY Racz mi przebaczyć, a, milordzie, przy tym Zaniechać dalszej z książęciem rozmowy. KLARENS Znamy powinność twoją, Brakenbery, Będziemy przeto posłuszni. GLOSTER Jesteśmy Poniżonymi sługami królowej. Być więc posłuszni musim. Bądź zdrów, bracie: Pójdę do króla i do czegokolwiek Zechcesz mnie użyć, chociażby mi przyszło Nazwać Edwarda połowicę siostrą, Wszystko uczynię, aby cię uwolnić. Bądź jak bądź twardy ten postępek brata Dotknął mnie bardziej, niż sobie wystawiasz. KLARENS Wiem, że to obu nam się nie podoba. GLOSTER Niedługo zresztą potrwa twa klauzura; Wyrwęć z niej lub się sam do niej dostanę: Bądź więc cierpliwy. KLARENS Muszęć być rad nie rad. Bądź zdrów. / Wychodzi z Brakenberym i strażą. / GLOSTER Idź w drogę, z której już nie wrócisz, O, dobroduszny Klarensie! miłujęć Do tego stopnia, że wkrótce twą duszę Do nieba poślę, jeśli tylko niebo Zechce z rąk moich ten dar przyjąć. Któż to? Wszak to świeżo uwolniony Hastings. / Wchodzi Hastings. / HASTINGS Miłościwego witam księcia pana. GLOSTER Witaj, kochany lordzie szambelanie! Rad cię oglądam na wolnym powietrzu. Jakżeś zniósł, powiedz, swoje uwięzienie? HASTINGS Cierpliwie, panie, jak przystoi więźniom, I mam nadzieję wywdzięczyć się kiedyś Tym, z których łaski w sztuce cierpliwości Nabyłem wprawy. GLOSTER Ani wątpić o tym; Tak się wywdzięczy i Klarens, bo twoi Nieprzyjaciele są także i jego Nieprzyjaciółmi i tak samo jemu Uszyli buty jak tobie. HASTINGS Niestety! Orła zamknięto w klatce, by jastrzębie I kanie mogły samopas bonować. GLOSTER Cóż tam nowego słychać? HASTINGS Nic tak złego, Tam jak tu: król jest niedomagający, Cierpiący, smutny; bardzo się o niego Boją lekarze. GLOSTER Na świętego Pawła! Zła to nowina, w istocie za długo Ścisłej się trzymał diety; tym sposobem Wycieńczył swoją królewską osobę. Boleśnie myśleć o tym. Czy on w łóżku? HASTINGS W łóżku. GLOSTER Idź przodem, pośpieszę za tobą wychodzi Hastings On żyć nie może długo, a nie może Umrzeć, dopóki Klarens ekstrapocztą Do bram niebieskich nie będzie wyprawion. Muszę natychmiast udać się do niego I podżec jego niechęć do Klarensa Kłamstwami w racje niezbite kutymi. Jeśli głęboki plan mój mi się uda, Klarens drugiego dnia już nie dożyje. Niech wtedy Pan Bóg wezwie do swej chwały Króla Edwarda i mnie świat zostawi, Bym się swobodnie w nim rozpostarł. Wtedy Najmłodszą córkę Warwika zaślubię, Chociażem zabił jej męża i ojca. Najlepszym środkiem do udobruchania Tej hardej dziewki ten mi się wydaje, Abym sam został jej mężem i ojcem; Tak też uczynię, nie tyle z miłości, Co gwoli innych tajnych celów, których Przez ocenienie to będę mógł dopiąć Ale ja łowię ryby przed niewodem: Edward panuje, Klarens jeszcze żyje; Gdy ich grób skryje, zysk mój się wykryje. / Wychodzi. / SCENA DRUGA / Tamże. Inna ulica. / / W otwartej trumnie niosą przez scenę ciało Henryka VI: obok postępują dworzanie z halabardami jako straż i lady Anna jako płaczka. / ANNA Stawcie tu, stawcie to cne wasze brzemię. Możeli zacność w trumnie lec na wieki, Bym uroczystym żalem uświęciła Wczesne drogiego Lankastra zgaśnięcie. Zimny świętego króla wizerunku! Domu Lankastrów pobladły popiele! Bezkrwawy szczątku czystej krwi królewskiej! Niech mi się godzi duch twój tu przywołać, Dla wysłuchania żalu biednej Anny, Żony Edwarda, syna twego, który Zgładzony został przez tę samą rękę, Co ci zabójczo rany te zadała! Z tych okien, dotąd otwartych, którymi Wyszło twe życie, ja, niestety, czerpię Dla moich oczu balsam bezskuteczny. Przeklęta dłoń, co przejścia te otwarła! Przeklęte serce, co do tego wiodło! Przeklęta krew, co krew tę wytoczyła! Oby ten nędznik, co nas śmiercią twoją Przywiódł do nędzy, gorszej doli doznał Od tej, jakiej bym mogła życzyć żmijom, Padalcom, wszelkim jadowitym płazom; Niech jego dzieci, jeśli je mieć będzie, Przychodzą na świat przedwcześnie, potwornie, Odrażającym, szpetnym swym widokiem Straszą w nadziejach zawiedzioną matkę I wszelką po nim niedolę dziedziczą! Jeśli mieć będzie kiedykolwiek żonę, Niech ją śmierć jego nieszczęśliwszą zrobi, Niż mnie zrobiła śmierć męża i twoja! Podejmcie teraz i do Czertsej nieście Ten święty ciężar, wyniesiony z sklepień Świętego Pawła, by tam był złożonym; A ile razy przystaniecie znowu, Celem wytchnienia, ja wtedy rozpaczne Żale me znowu rozpościerać zacznę. / Tragarze podejmują trumnę i postępują dalej. Wchodzi Gloster. / GLOSTER Stójcie i trupa postawcie na ziemi. ANNA Przez jakież czary ten zły duch tu przyszedł, Wstrzymywać nasze pobożne obrzędy? GLOSTER Postawcie trupa, hultaje, lub w trupa Zamienię tego, co mnie nie posłucha. PIERWSZY DWORZANIN Odstąp, milordzie, i pozwól przejść z trumną. GLOSTER Krnąbrny warchole, stój, kiedy ci każę; Nie właź mi pod nos z swoją halabardą! Bo, na świętego Pawła, w proch cię zgniotę I zdepczę, gburze, za twoją zuchwałość. / Tragarze stawiają trumnę. / ANNA Cóż to jest? drżycie? struchleliście wszyscy! Ach, ja wam tego za złe mieć nie mogę; Wyście śmiertelni, a śmiertelne oko Znieść nie potrafi widoku szatana. — Precz stąd, ty straszny posłanniku piekieł! Ty miałeś tylko moc nad jego ciałem, Duszy mieć jego nie możesz; precz zatem! GLOSTER Kochana, święta, przez miłość bliźniego, Nie klnij tak. ANNA Odstąp, diable, w imię Boga! I nie przeszkadzaj nam: tyś to obrócił Szczęśliwą ziemię naszą w istne piekło, W ojczyznę przekleństw i jęków. Jeżeli Żądno ci widzieć twe czyny ohydne, To spojrzyj na tę próbę swoich rzezi. — Patrzcie, panowie, patrzcie: czy widzicie, Jak się zastygłe zmarłego Henryka Otwarły rany i świeżą krew sączą? Wzdrygnij się, bryło obmierzłej szpetności! Twoja to bowiem obecność dobywa Tę krew z tych zimnych żył, w których krwi nie ma; Twój czyn nieludzki i nienaturalny Nienaturalny potok ten sprowadza. Boże, tyś stworzył tę krew, Ty ją pomścij! Ziemio, ty pijesz tę krew, ty ją pomścij! Powalcie, nieba, gromem tego zbójcę. Albo ty ziemio otwórz się i schłoń go, Jakeś schłonęła tę krew wytoczoną Jego ramieniem zaprzedanym piekłu. GLOSTER Nie znasz prawideł miłości bliźniego, Milady, która za złe każe dobrem, Błogosławieństwem za przekleństwa płacić. ANNA A ty, poczwaro, ty żadnych praw nie znasz, Boskich ni ludzkich; najdzikszy zwierz nawet Zna przecie jakieś uczucia litości. GLOSTER Ja nie znam żadnych, przetom też nie zwierzę. ANNA Co za dziw, kiedy szatan mówi prawdę! GLOSTER Większy dziw, kiedy anioł tak jest gniewny. — Pozwól, niewiasty boski arcywzorze, Bym się z zakału tej mniemanej winy Przy sposobności oczyścił przed tobą. ANNA Pozwól, zarazo w postaci człowieka, Bym cię z powodu tej winy uznanej Przy sposobności przekleństwem okryła. GLOSTER Piękności, wyższa nad wszystkie wyrazy! Ścierp, bym z zarzutów się usprawiedliwił. ANNA Szkarado, niższa nad wszelkie pojęcie, Stryczkiem najlepiej się usprawiedliwisz. GLOSTER Taką rozpaczą obwiniłbym siebie. ANNA Rozpacz by ciebie usprawiedliwiła, Skorobyś wywarł zasłużoną zemstę Na sobie samym, za niezasłużone Zabójstwo drugich. GLOSTER Przypuśćmy, milady, Żem nie ja śmierć im zadał. ANNA Więc przypuszczasz, Że nie zginęli: zginęli jednakże I to z twej ręki, piekielny siepaczu. GLOSTER Nie ja zabiłem twego, pani, męża. ANNA Więc jeszcze żyje? GLOSTER Nie, zaiste: padł on Z ręki Edwarda. ANNA Kłamiesz! Małgorzata Widziała nóż twój jego krwią dymiący, Tenże sam, coś go niegdyś na nią podniósł, Tylko go twoi bracia odtrącili. GLOSTER Uniósł mnie jej zły język, co potwarczo Ich winę zwalał na mój kark niewinny. ANNA Uniósł cię twój zły umysł, który nigdy O niczym innym nie śnił jak o rzeziach. Nie tyżeś tego zamordował króla? GLOSTER Dajmy na to. ANNA Dajmy na to, zbójco! Daj Boże także, abyś za bezbożny Ten czyn na wieki został potępiony! — On był tak dobry, łagodny, cnotliwy! GLOSTER Tym ci godniejszy być u króla niebios. ANNA W niebie on, dokąd ty nigdy nie dojdziesz. GLOSTER Wdzięczność mi winien za to, żem mu pomógł Dostać się ówdzie; tam odpowiedniejsze Miejsce dla niego niżeli na ziemi. ANNA Dla ciebie tylko jedno odpowiednie: A tym jest piekło. GLOSTER Tak, i jeszcze jedno; Chceszli, milady, abym je wymienił? ANNA Chyba więzienie. GLOSTER Sypialnia, milady. ANNA Zatruty spokój niech będzie w pokoju, Gdzie ty spoczywasz! GLOSTER Będzie nim, o pani. Tak długo, póki nie spocznę przy tobie. ANNA Tak się spodziewam. GLOSTER Ani wątpię o tym. Tymczasem, pełna wdzięków lady Anno, Aby sprowadzić w poważniejsze szranki To ostre starcie się naszych dowcipów, Powiedz mi, czyli ktoś, co spowodował Przedwczesną śmierć tych dwóch Plantagenetów: Henryka i Edwarda, czy ktoś taki Nie zasługuje na równą naganę, Jak ten, co przywiódł ją do skutku? ANNA Tyś to Był doń powodem i niecnym jej sprawcą. GLOSTER Twój to wdzięk do tej sprawy był powodem, Twój wdzięk, co we śnie mię drażni i bodzie Do przelewania krwi całego świata, W nadziei słodkich godzin w twym objęciu. ANNA Gdybym tę pewność miała, te paznokcie Zdarłyby, zbójco, ten wdzięk z mego lica. GLOSTER Oczy me nigdy nie ścierpią tej krzywdy; Nigdy byś, pani, jej nie wyrządziła, Gdybym był przy tym. Jak słońcem świat cały, Tak ja się twoim rozkoszuję wdziękiem: On jest mym dniem, mym życiem. ANNA Niech noc czarna Dzień twój zamroczy, a śmierć życie twoje! GLOSTER Piękna istoto, nie klnij sobie samej: Tyś tym obojgiem. ANNA Z serca bym być rada Obojgiem, aby zemścić się na tobie. GLOSTER Takie życzenie jest nienaturalne: Chcieć się mścić na kimś, co cię czule kocha. ANNA Jest to życzenie słuszne i właściwe: Chcieć się mścić na kimś, co mi zabił męża. GLOSTER Ten, co cię męża pozbawił, milady, Zrobił to, by ci dać lepszego w zamian. ANNA Lepszego niż on nie ma na tej ziemi. GLOSTER Jest ktoś, co lepiej cię od niego kocha. ANNA Wymień go. GLOSTER Miano jego Plantagenet. ANNA To miano mego męża. GLOSTER Takież same Ma i ten, tylko przy lepszych warunkach. ANNA Gdzie on? GLOSTER Tu. Anna pluje na niego Za co pani na mnie plujesz? ANNA Rada bym, aby to był jad śmiertelny. GLOSTER Nigdy jad nie trysł z piękniejszego źródła. ANNA Nigdy jad nie zwisł na brzydszej gadzinie. Precz z moich oczu! zarażasz je. GLOSTER Pani, Twoje to oko zaraziło moje. ANNA Oby to oko było bazyliszkiem, Co by cię na śmierć olśnił! GLOSTER Oby było! Bo tym sposobem umarłbym od razu, Zamiast powolnie konać. Twoje oko Słone łzy nieraz wycisnęło z moich; Zdrojem dziecinnych kropel zsromociło Ten wzrok, którego nigdy do tej pory Wilgoć czułości nie zamgliła jeszcze; Który pozostał jasnym nawet wtedy, Kiedy mój ojciec York i Edward płakał, Słysząc żałosny jęk Rutlanda w chwili, Gdy go czarnego Klifforda miecz przeszył; I wtedy, kiedy twój waleczny ojciec Rzewnie, jak małe dziecko opisywał Śmierć mego ojca i kilkakroć razy Przerywał opis, aby łkać i szlochać, Tak, że ktokolwiek był przy tym obecny, Mokre miał lica, jak liście po deszczu. W smutnych tych czasach męskie moje oko Wzgardziło łzami niegodnymi męża. I czego wtedy żałość nie zdołała Wydobyć z niego, to wydobył teraz Twój wdzięk; oślepił je prawie od płaczu. Nigdy o żadną łaskę nie błagałem Ani przyjaciół, ani nieprzyjaciół; Nigdy mój język nie mógł się nauczyć Słodko pochlebnej mowy; ale teraz, Gdy wdzięk twój celem, dumne moje serce Błaga i znagla język do mówienia. Anna spogląda nań z pogardą Nie szpeć, o pani, ust swych tym wyrazem Odpychającym, one są stworzone Do pocałunków, a nie do pogardy. Jeśli twe mściwe serce nie przebacza, Oto dowodny miecz z spiczastym ostrzem; Utop go, jeśli chcesz, w tej wiernej piersi I wygnaj duszę, która cię uwielbia, Gołoć go daję, oczekując śmierci; I na kolanach kornie o nią proszę. odsłania pierś, Anna mierzy w nią mieczem Nie ociągaj się: jam to zamordował Króla Henryka, ale twoja piękność Spowodowała mnie do tego. Uderz! Ja to zgładziłem młodego Edwarda; Anna zamierza się znowu Ale mnie k'temu wiódł twój boski powab. Anna upuszcza miecz Podnieś, aniele, miecz albo mnie podnieś. ANNA Wstań, obłudniku! choć śmierci twej pragnę, Nie chcę jednakże być jej wykonawcą. GLOSTER To mi każ z własnej lec dłoni, a legnę. ANNA Jużem kazała. GLOSTER Wtedy byłaś w gniewie. Powtórz ten rozkaz, a zaraz ta ręka, Co przedmiot twojej miłości zabiła Z żywej miłości ku tobie, zabije Przedmiot twej wzgardy dla miłości twojej. Będziesz więc winną obydwu tych śmierci. ANNA Gdybym twe serce znać mogła! GLOSTER Me serce Jest w moich ustach. ANNA Boję się, czy tylko W jednym i drugim fałsz się nie ukrywa. GLOSTER Nie ma więc prawdy w ludziach. ANNA Dobrze, dobrze; Włóż miecz do pochwy. GLOSTER Czy już zgoda z nami? ANNA Później się dowiesz. GLOSTER Mogęż mieć nadzieję? ANNA Nadzieję każdy ma. GLOSTER Przyjmij ten pierścień. ANNA / wkłada pierścień na palec / Przyjęcie nie jest daniem. GLOSTER Jak ten pierścień Objął ten palec, tak niech twoje serce Obejmie moją miłość: dzierż oboje, Oboje bowiem do ciebie należą. Jeśli zaś wierny twój niewolnik zdoła Wyprosić sobie jeszcze coś u ciebie. To szczęście jego zapewnisz na wieki. ANNA Czego chcesz? GLOSTER Abyś tę żałobną czynność Pozostawiła temu, co ma więcej Niż ty powodów do żałoby; tudzież Abyś się zaraz do Krosby udała, Gdzie ja złożywszy uroczyście tego Zacnego króla w czortsejskim klasztorze, I łzami żalu oblawszy grób jego, Z całą czcią winną przybędę do ciebie; Dla wielu względów, których nie wymieniam, Błagam cię, pani, wyświadcz mi tę łaskę. ANNA Chętnie uczynięć w tym zadość, milordzie, I wielce cieszy mnie ta twoja skrucha. Tresser i Berkley, pójdźcie. GLOSTER Nie usłyszęż Pożegnawczego słowa z twych ust, pani? ANNA Żądasz, milordzie, więcej, niżeś godzien; Ponieważ jednak dzięki twej nauce Muszę ci schlebiać, wyobraź więc sobie, Żem pożegnawcze słowo już wyrzekła. / Wychodzi z Tresslem i Berkleyem. / GLOSTER Ponieście zwłoki, panowie. JEDEN Z DWORZAN Do Czertsej, Szlachetny lordzie? GLOSTER Nie, do karmelitów; I tam czekajcie na moje przybycie. orszak wychodzi, niosąc ciało Czy się kto kiedy zalecał w ten sposób? Czy sobie ujął w ten sposób kobietę? Chcę ją posiadać, ale nie na długo. Jak to? Jam zabił jej męża i ojca I ja zdołałem ją sobie zniewolić? Mimo najgłębszej odrazy jej serca, Jej łez i przekleństw; wobec tych zwłok niemo Podżegających jej nienawiść; mając Przeciwko sobie Boga, jej sumienie, Wszystko; nie mając ni jednej istoty, Co by przyjaźnie za mną przemówiła, Oprócz szatana i obłudnych spojrzeń! I mimo tego pozyskać ją, niczym Wszystko zwyciężyć! Ha! to nie do wiary! Także się prędko zatarł w jej pamięci Ów walny książę Edward, jej małżonek, Co go niespełna trzy miesiące temu W przystępie gniewu zabiłem w Tiuksbury? Równie godnego miłości człowieka, Równego dzieła rozrzutnej natury, Pełnego męstwa i mądrości razem, W tak młodym wieku posiadającego Wszelkie przymioty zdobiące monarchę Nie ma drugiego na obszarze świata. I ona zniża swoje oczy ku mnie, Com zerwał złoty kwiat takiego księcia I puste łoże wdowy jej zgotował? Ku mnie, którego zsumowana wartość Nie dorównywa połowie Edwarda? Ku mnie, szpetnemu kuternodze? W zamian Za skarb książęcy brać dziadowski szeląg! Nie wiem doprawdy, co myśleć o sobie: Bo gdy sam sądzę się wzorem brzydoty, Ona znajduje mnie dziwnie przystojnym. Muszę wydatek zrobić na zwierciadło I utrzymywać jaki tuzin krawców Ku ozdobieniu kształtów mego ciała. Skoro się lepiej podobam sam sobie, Słuszna, bym pewnym kosztem to opłacił. Świeć, jasne słońce, nim zwierciadło sprawię, Bym się na cieniu przyjrzał mej postawie! / Wychodzi. / SCENA TRZECIA / Tamże. Pokój w pałacu. / / Wchodzą: Królowa Elżbieta, lord Rivers i lord Grey. / LORD RIVERS Nie trap się, pani: ani wątpić o tym, Że wkrótce Jego Królewska Mość wróci Do pierwotnego stanu zdrowia. LORD GREY Przez to, Że je wystawiasz sobie w tak złym świetle, Przez to je właśnie pogarszasz, królowo. Bądź dobrej myśli, dla Boga, i pokrzep Jego Królewską Mość wesołym słowem. KRÓLOWA ELŻBIETA Gdyby on umarł, cóż by mnie spotkało! GREY Nic, krom boleści z tak dotkliwej straty. KRÓLOWA ELŻBIETA Tak wielka boleść włącza wszelką inną. GREY Niebo cię, pani, obdarzyło synem, Co cię pocieszy w razie jego śmierci. KRÓLOWA ELŻBIETA On jest tak młody, nim zaś do lat dojdzie, Opiekę nad nim ma mieć Ryszard Gloster, Człowiek niechętny i mnie, i nam wszystkim. GREY Onże stanowczo ma być protektorem? KRÓLOWA ELŻBIETA Na teraz jeszcze nie, będzie nim jednak Stanowczo, jeśli król zstąpi do grobu. / Wchodzą Buckingham i Stanley. / GREY Oto lordowie Buckingham i Stanley. BUCKINGHAM Waszej Królewskiej Mości korni słudzy. STANLEY Bogdajby nasza miłościwa pani Mogła odzyskać swą wesołość dawną! KRÓLOWA ELŻBIETA Wątpię, kochany milordzie Stanley'u, Czy by hrabina Ryszmond była skorą Przyłączyć amen do waszej modlitwy, Choć ona jednak jest małżonką waszą I mnie nie lubi, bądź pewien, milordzie, Że niezależnie od jej wyniosłości Życzliwość moja ku wam jest niezmienną. STANLEY Nie dawaj Wasza Królewska Mość wiary Niecnym potwarzom tych, co ją śmią czernić; Gdyby zaś była słusznie oskarżoną, Racz wyrozumieć jej ułomność, która Z chorobliwego raczej widzimisię, Nie z złego serca, jak mniemam, pochodzi. KRÓLOWA ELŻBIETA Lordzie Stanley'u, widział żeś dziś króla? STANLEY Właśnie w tej chwili z lordem Buckinghamem Idę od niego. KRÓLOWA ELŻBIETA Jaka jest nadzieja Jego powrotu do zdrowia? BUCKINGHAM Najlepsza: Jego Królewska Mość raźnie rozmawiał. KRÓLOWA ELŻBIETA Oby tak było! Więc z nim mówiliście? BUCKINGHAM Tak, miłościwa pani: Król Jegomość Pragnie pojednać księcia Gloster z braćmi Waszej Królewskiej Mości, tych zaś skłonić Do pojednania z lordem szambelanem; I w tym ich celu zawezwał do siebie. KRÓLOWA ELŻBIETA Dałby Bóg, aby mu się to udało! Ale nic z tego; mam jakieś przeczucie, Że szczęście nasze jest na przesileniu. / Wchodzą Gloster, Hastings i Dorset. / GLOSTER Oni mnie krzywdzą, nie zniosę ja tego. Któż są ci, co się skarżyli przed królem, Że ja mam serce kamienne i jestem Im nieprzyjazny? Na świętego Pawła! Jego to raczej jest nieprzyjacielem, Kto mu do ucha tka takie powieści. Przeto że schlebiać nie umiem i głaskać, Słów cedzić, mizdrzyć się i durzyć ludzi, Dwornie się zginać jak Francuz lub małpa: Przeto zawziętym mianują mnie wrogiem! Nie możeż prawy człowiek żyć spokojnie? Zawszeż otwartą jego prostoduszność Na złe tłumaczyć i przekręcać będą Chytre, układne półgłówki w jedwabiach? GREY Do kogoż Wasza Cześć mówi w tym kole? GLOSTER Do ciebie, który czci nie masz i cnoty. Kiedy żem jaką krzywdę ci wyrządził? W czym ci uchybił? — lub tobie? — lub tobie? Lub komukolwiek z waszej archandryi? Żeby was wszystkich!… Nasz pan miłościwy (Którego bogdaj uchowały nieba Dłużej, niż tego wy sobie życzycie!) Ledwie odetchnąć może pod skargami, Którymi jego mieszacie spokojność. KRÓLOWA ELŻBIETA Bracie Glosterze, błędnie rzeczy bierzesz. Król, mój małżonek, z własnego natchnienia, Nie pobudzony czyją bądź namową, Zgadując pewnie twą skrytą nienawiść Do moich dzieci i braci, i do mnie, Która na zewnątrz jawiła się w czynach, Posłał do ciebie, aby dojść powodu Niechęci twojej i kres jej położyć. GLOSTER Powodu? czyż ja wiem? świat się tak popsuł! Mysikróliki sadowią się teraz W siedzibie orłów. Odkąd lada Maciek Patentowym szlachcicem się staje, Odtąd niejeden szlachcic stał się Maćkiem. KRÓLOWA ELŻBIETA Dość, dość, Glosterze; wiemy już, co myślisz: Zazdrościsz mnie i moim powodzenia, Nie daj nam, Boże, kiedykolwiek od was Być zależnymi! GLOSTER Bóg daje tymczasem, Że my jesteśmy zależnymi od was; Bo przez was został nasz brat uwięziony, Ja sam popadłem w niełaskę, a szlachta W niesławę, skoro najwyższe urzędy Przechodzą co dzień w ręce takich figur, Które na dwa dni wprzód w ręce chuchały. KRÓLOWA ELŻBIETA Na tego, który mię z błogiej mierności Do tej nieszczęsnej wysokości wyniósł! Nigdym przeciwko księciu Klarensowi Nie podbudzała króla; nieraz owszem Jak najżarliwiej przemawiałam za nim. Milordzie, ciężką czynisz mi obelgę, Zwracając do mnie tak nikczemny zarzut. GLOSTER Możesz, milady, zaprzeczyć i temu, Że z twojej winy lord Hastings był więzion? RIVERS Może, milordzie, bo w istocie — GLOSTER Może, Lordzie Riversie? O, któż wątpi? może I więcej zrobić, niż zaprzeczyć temu: Może waćpanu wyjednać znów jaką Piękną posadę, a potem zaprzeczyć, Że miała czynny w tym udział, i wszystko Wysokim waszym przypisać zasługom. Czegoż nie może? Ba, ba, może ona. RIVERS Ba! ba! cóż może? co? GLOSTER Co baba może? Może pójść jeszcze za jakiego króla, Gładkiego chłopca; i cóż w tym zdrożnego! KRÓLOWA ELŻBIETA Milordzie Gloster, za długo już znoszę Twoje brutalstwa i gorzkie szyderstwa. Na Boga! pójdę natychmiast wyjawić Jego Królewskiej Mości te zniewagi, Które tak często w milczeniu cierpiałam. Lepiej być wiejską dziewką niż królową Wielkiego państwa, mogącą być celem Takich napaści, wzgardy i urągań, Skąpo mam uciech na angielskim tronie. / Królowa Małgorzata ukazuje się w głębi. / KRÓLOWA MAŁGORZATA Obyś ich miała jeszcze skąpiej! modły Oto zasyłam, bo mnie przynależy Twe stanowisko, dostojność i stopień. GLOSTER / do Elżbiety / Grozisz mi pani, że pójdziesz do króla Powtórzyć moje wyrazy; idź, powtórz, Nie taj niczego. To, co powiedziałem, I wobec króla utrzymywać będę, Chociażbym się miał narazić na Tower. Czas mówić teraz, o usługach moich Zapamiętano całkiem. KRÓLOWA MAŁGORZATA Precz, szatanie! Dobrze ja o nich pamiętam. Tyś zabił Mojego męża w Towrze, a biednego Mojego syna Edwarda w Tiuksbury. GLOSTER / jak wprzódy / Nim pani przyszłaś do tronu i mąż jej, Ja byłem jucznym koniem jego sprawy, Wypleńcą jego butnych przeciwników I hojnym jego przyjaciół płatnikiem. Aby krew jego ukrólewszczyć, chętnie Przelałem moją. KRÓLOWA MAŁGORZATA Tak, i inną jeszcze, Stokroć cenniejszą niż jego i twoja. GLOSTER / jak wprzódy / Pani podówczas i jej mąż Grey, domu Lankastrowego trzymaliście stronę; I waćpan także, mości Rivers. Czyliż Mąż pani nie padł w bitwie pod Saint-Albans, Dla Małgorzaty? Muszę wam odświeżać Pamięć tych dziejów, gdy zapominacie, Czymeście byli wprzódy, a czym jesteście; Jak niemniej, czym ja byłem, a czym jestem. KRÓLOWA MAŁGORZATA Byłeś morderczym niecnotą i jesteś. GLOSTER Nieszczęsny Klarens odstąpił Warwika, Ojca swego i przysięgę złamał — Przebacz mu, Chryste! KRÓLOWA MAŁGORZATA Skarz go, Boże! GLOSTER Aby Obok Edwarda o koronę walczyć, I za to wzięto pod klucz nieboraka. Obym miał serce tak twarde jak Edward Lub on tak czułe jak ja i litosne! Za miękki jestem, za dziecinnie głupi Dla tego świata. KRÓLOWA MAŁGORZATA Znijdź więc zeń do piekła, Kakodemonie! tam twoje królestwo. RIVERS Milordzie Gloster, w owych dniach burzliwych, Które przytaczasz, celem wykazania nieżyczliwości naszej, służyliśmy Naszemu panu, prawemu królowi; Tak samo byśmy ponieśli usługi I tobie, gdybyś nim był. GLOSTER Gdybym był nim? Wolałbym być kramarzem wędrującym: Samą myśl o tym serce me odpycha. KRÓLOWA ELŻBIETA Równego braku radości, milordzie, Jak ten, którego, myślisz, że byś doznał, Gdybyś był królem w tym kraju, równego Braku radości, pomyśl, ja doznaję, Odkąd w nim jestem królową. KRÓLOWA MAŁGORZATA Zaprawdę Małą ma radość królowa w tym kraju: Jam tu królową i jam z niej wyzuta, Nie mogę dłużej znieść tego cierpliwie. postępuje naprzód O wy, rabusie! co się drzecie z sobą O podział tego, coście mi wydarli, Kogóż z was dreszczem nie przejmie mój widok? Uchylcie jako poddani kolana Przed tą, co prawo ma wam rozkazywać, Lub drżyjcie jako buntownicy przed tą, Którąście tego prawa pozbawili. do Glostera, który chce wyjść Stój, wdzięczny łotrze; nie kwap się do wyjścia. GLOSTER Czego ode mnie chcesz, wywiędła wiedźmo? KRÓLOWA MAŁGORZATA Stawić ci obraz tego, coś zniweczył: To tylko zrobić chcę, nim cię stąd puszczę. GLOSTER Czyż cię pod karą śmierci nie wygnano? KRÓLOWA MAŁGORZATA Wygnano, ale wygnanie dotkliwszym Byłoby dla mnie niżeli śmierć, która Grozi mi za to, że tu pozostałam. Męża i syna ty mi jesteś winien, Ty tron — wy wszyscy poddańczą uległość. Cierpienie moje wam słusznie przypada, A wszelka wasza błogość mnie wyłącznie. GLOSTER Przekleństwo, które mój czcigodny ojciec Rzucił na ciebie, kiedyś mu papierem Koronowała bohaterskie czoło I szydząc, rzeki z ócz mu dobywała, A potem, gwoli osuszenia tychże, Kładła mu do rąk chustkę umaczaną We krwi niewinnej zacnego Rutlanda — Owo przekleństwo jego przepełnionej Goryczą duszy spadło na twą głowę; Bóg to, a nie my, pomścił czyn twój krwawy. KRÓLOWA ELŻBIETA Tak to Bóg sprawę niewinnych popiera. HASTINGS Zabójstwo tego dziecka było dziełem Najokrutniejszym, najnielitościwszym, O jakiem w dziejach ludzkości słyszano. RIVERS Tyrani nawet płakali, gdy o tym Opowiadano. DORSET Nie było człowieka, Który by nie był zemsty przepowiadał. BUCKINGHAM Obecny temu Northumberland ronił Łzy rzewne. KRÓLOWA MAŁGORZATA Jak to? gryźliście się z sobą, Gdym tu wchodziła, gotowi się pożreć, A teraz wszyscy zwracacie się na mnie? Czyż straszne Yorka przekleństwo tak wiele Ważyło w niebie, żeby zgon Henryka, Śmierć najmilszego mojego Edwarda, Strata ich berła, moje stąd wygnanie, Tyle niedoli miało czynić zadość Za owo marne niedorosłe chłopię? Czyliż przekleństwa mogą się przez chmury Przedrzeć do nieba? Jeśli tak jest, dajcież Przejście i moim, o, wy ciężkie chmury! Niech przesyt, jeśli nie wojna, zabije Waszego króla, tak jak go na króla Wyniosło było zabicie naszego! Niech Edward, syn twój, teraz książę Walii, W miejsce Edwarda, mego syna, niegdyś Książęcia Walii, umrze w kwiecie wieku, Równie przedwczesną i gwałtowną śmiercią! Ty, dziś królowa, w moje miejsce, która Byłam królową, przeżyj swoją świetność, Jak ja przeżyłam moją! w długie lata Żyj, opłakując stratę swoich dzieci, I patrz na inną, jak ja dziś na ciebie, Przybraną w twoje prawa, jak ty w moje! Niechaj na długi czas przed twoją śmiercią Zgasną dni twego szczęścia i po ciągu Mnogich pasm cierpień umrzyj, ni to żoną, Ni to królową Anglii, ni to matką! Riversie i ty, Dorsecie, i waćpan, Milordzie Hastings, wyście przy tym byli, Gdy mój syn konał pod nożem; daj Boże, Aby z was żaden zwykłych lat nie dożył, Lecz każdy nagłą śmiercią zszedł ze świata! GLOSTER Dość już tych zaklęć, wyschła czarownico! KRÓLOWA MAŁGORZATA Ciebie pominąć? Nie, psie, weź część twoją! Mająli nieba jaką ciężką plagę, Przewyższającą to, coć mogę życzyć, O, niech ją póty chowają w zapasie, Póki występki twoje nie dojrzeją: Wtedy dopiero niech ich oburzenie Nawałem runie na ciebie, na ciebie, Zawzięty wrogu spokojności świata! Niech cię sumienia robak wiecznie toczy! Miej, póki życia, przyjaciół za zdrajców, A szczwanych zdrajców za braci od serca! Niech ci sen nigdy zbójczych ócz nie zawrze, Chybaby jakie dręczące marzenia Miały cię straszyć widm piekielnych rojem! Ty, zlewku szpetnych cech, ryjący wieprzu! Ty, coś w kolebce już był piętnowany Na syna piekła i zakał natury! Ty, hańbo łona matki! ty, wyrodku Ojcowskich lędźwi! łachmanie honoru! Wieczne przekleństwo tobie — GLOSTER Małgorzato! KRÓLOWA MAŁGORZATA Ryszardzie! GLOSTER Czego? KRÓLOWA MAŁGORZATA Jam ciebie nie zwała. GLOSTER Wybacz mi przeto, rozumiałem bowiem, Żeś mnie tak cierpko zwała tym i owym. KRÓLOWA MAŁGORZATA Ciebie w istocie, ale nie żądałam, Abyś mi na to odpowiadał. Czekaj, Póki przekleństwa mego nie dokończę. GLOSTER Jam to już zrobił, Małgorzata była Ostatnim słowem. KRÓLOWA ELŻBIETA Tak więc twe przekleństwo Przeciwko tobie samej się zwróciło. KRÓLOWA MAŁGORZATA Biedna królowo malowana! maro Przeszłości mojej! po co sypiesz cukier Na tę pękatą pajęczą poczwarę, Co cię zabójczą przędzą swą obwija? Niebaczna! sama nóż na siebie ostrzysz; Przyjdzie czas, w którym mię przyzywać będziesz, Ażebym razem z tobą przeklinała Tę jadowitą garbatą ropuchę. HASTINGS Fałszywa prorokini, połóż koniec Szalonej swojej klątwie; nie wyczerpuj Na swoją szkodę naszej cierpliwości. KRÓLOWA MAŁGORZATA Hańba wam! boście wyczerpali moją. RIVERS Lepiej się naucz swego obowiązku. KRÓLOWA MAŁGORZATA Wy to się lepiej nauczcie swojego, Jako poddani względem mnie, królowej. O, zobowążcie mnie lepszą nauką! DORSET Dajcie jej pokój, ona obłąkana. KRÓLOWA MAŁGORZATA Niedowarzony panku, poskrom język; Godność twa tylko co wyszła spod stempla, Jeszcze w obiegu nie jest. O, bogdajby Młode szlachectwo wasze mogło pojąć, Co to jest stracić je i przyjść do nędzy! Kto w górze stoi, wichrów jest igrzyskiem. A kto z niej spadnie, w niwecz się druzgoce. GLOSTER Dobra przestroga, kochany markizie, Weź ją do serca. DORSET Zarówno się ona Ściąga do ciebie, milordzie, jak do mnie. GLOSTER I bardziej; alem ja wysoko zrodzon. Ród nasz się lęże na wierzchołkach cedrów, Igra z wiatrami i urąga słońcu. KRÓLOWA MAŁGORZATA I sprawia słońca zaćmienie: niestety! Dowodem tego mój syn, dziś będący W ciemnicach śmierci, którego promienie Pochmurny duch twój pokrył wiecznym mrokiem. Ród się wasz lęże w gnieździe naszych piskląt. O Boże, ty to widzisz, nie ścierp tego! Co krwią zyskane, to niech krew odpłaci! BUCKINGHAM Dość już, dość tego: przez sam wstyd, milady, Jeżeli nie przez miłość chrześcijańską. KRÓLOWA MAŁGORZATA O chrześcijańskiej nie mówcie miłości, Ani o wstydzie: nie po chrześcijańsku Postąpiliście ze mną i bezwstydnie Zniweczyliście wszystkie me nadzieje. Gniew jest miłością moją, życie wstydem I tym żyć będzie wiecznie żal mój wściekły. BUCKINGHAM Skończ już, milady; skończ. KRÓLOWA MAŁGORZATA O, Buckinghamie! Gotowam twoją rękę ucałować Na znak przymierza i przyjaźni z tobą. Szczęść Boże tobie i domowi twemu! Twe szaty nie są krwią naszą splamione, Ni ciebie moje dotyka przekleństwo. BUCKINGHAM Jak i nikogo z tych, co tu obecni: Przekleństwa bowiem nigdy nie przechodzą Za obręb tych ust, co je na wiatr zioną. KRÓLOWA MAŁGORZATA I owszem, sądzę, że idą do nieba I tam drzemiącą budzą pomstę Bożą. Strzeż się brytana tego, Buckinghamie! On kąsa łasząc się, a gdy ukąsi, Zjadliwy jego ząb na śmierć rozrania. Strzeż się go, nie miej z nim żadnej styczności! Grzech, śmierć i piekło położyły na nim Swoje pieczęcie i oddały wszelkie Narzędzia swoje na jego usługi. GLOSTER Co ona mówi, lordzie Buckinghamie? BUCKINGHAM Nie zważam na to, mój łaskawy panie. KRÓLOWA MAŁGORZATA Jak to? pogardzasz mą życzliwą radą, I głaszczesz tego szatana, którego Strzec ci się radzę? O, wspomnisz to kiedyś, Gdy on ci serce rozedrze, i powiesz: Że Małgorzata była dobrą wróżką. Niechże na każdym z was z osobna cięży Nienawiść tego piekielnego wroga, A na nim wasza, na was wszystkich — Boga! / Wychodzi. / HASTINGS Włos mi się jeży, słysząc jej przekleństwa. RIVERS I mnie też; dziwna, że jest na wolności. GLOSTER Ja jej nie winię, na królową niebios! Za wiele ona krzywd zniosła i żal mi, Żem się poniekąd przyczynił do tego. KRÓLOWA ELŻBIETA Jam jej świadomie nie skrzywdziła nigdy. GLOSTER Ale posiadasz pani z krzywd jej korzyść. Co się mnie tyczy, za żarliwy byłem W czynieniu dobrze ludziom, którzy teraz Tak są oziębli, że o tym nie pomną. I Klarens także dobrą ma zapłatę! W nagrodę trudów w karmniku go tuczą. Niech Bóg przebaczy tym, co temu winni! RIVERS Piękna to cnota, godna chrześcijanina, Modlić się za tych, którzy nam źle czynią. GLOSTER Zawsze tak czynię, po zdrowym namyśle. do siebie Bo gdybym teraz klął, kląłbym sam sobie. / Wchodzi Ketsby. / KETSBY Jego Królewska Mość wzywa cię, pani, I Waszą Miłość — i was, cni lordowie. KRÓLOWA ELŻBIETA Idę natychmiast. — A wy, milordowie, Idziecież ze mną? RIVERS Służymy ci, pani. / Wychodzą wszyscy prócz Glostera. / GLOSTER Siejąc złe, pierwszy krzyczeć o to będę; Własne bezprawia zwalę na kark drugim. Klarensa, który w istocie z mej łaski W ciemnicy siedzi, opłakiwać będę Przed cymbałami takimi jak Stanley, Hastings, Buckingham i wtykać im w ucho, Że to królowa jejmość i jej klika Podburza króla przeciw memu bratu. Oni uwierzą i z swojej mię strony Podżegać będą, ażebym się za to Zemścił na Grey'u, Riversie, Woganie. Wtedy głębokie westchnienie wydając, Powiem im wedle słów Pisma Świętego: Że Bóg nam każe dobrem za złe płacić; Tak ubarwiwszy nagą mą niecnotę Zbutwiałym pierzem z Biblii wyskubanem, Świętym się wydam, gdym w gruncie szatanem. wchodzą dwaj mordercy Lecz oto moich planów wykonawcy. No i cóż, moje dziarskie, walne chłopcy? Gotowi żeście tę rzecz spełnić zaraz? PIERWSZY MORDERCA Tak jest, łaskawy panie, i przychodzim Po list, za którym by nas tam wpuszczono. GLOSTER Dobra przezorność, mam go tu przy sobie. oddaje im pismo Stawcie się w Krosby, jak będzie po wszystkim, Tylko się śpieszcie, bądźcie niezmiękczeni I nie słuchajcie go: bo on wymowny, Mógłby was wzruszyć i wzbudzić w was litość, Gdybyście ucho mu podali. PIERWSZY MORDERCA Spuść się Na nas, milordzie; my nie lubim rozpraw, Kto wiele gada, mało czyni: wierzaj, Że użyjemy rąk, nie gąb. GLOSTER Wam z oczu Młyńskie kamienie kapią, moje zuchy, Tam, gdzie łzy ciekną z oczu niedołęgom; Lubię was za to. — Dalejże do dzieła! Śpieszcie się! PIERWSZY MORDERCA Śpieszym, miłościwy książę. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Więzienie w Towrze. / / Wchodzi Klarens i Brakenbery. / BRAKENBERY Co dziś tak smutno Wasza Cześć wygląda? KLARENS Miałem noc zeszłą bardzo niespokojną, Pełną okropnych snów, straszliwych widzeń. Jakem chrześcijanin i uczciwy człowiek, Nie chciałbym spędzić drugiej takiej nocy Za nieprzerwany ciąg dni najszczęśliwszych; Tak pełne zgrozy były te marzenia. BRAKENBERY Jakież to były marzenia, milordzie? KLARENS Zdawało mi się, żem się stąd wyłamał I na okręcie płynął do Burgundii; Będący ze mną tamże brat mój, Gloster, Z wnętrza kajuty wywiódł mnie na pokład; Spoglądaliśmy stamtąd w stronę Anglii, Mówiąc o smutnych kolejach tych wojen, Między domami Yorków i Lankasterów, Któreśmy przeszli. Gdyśmy tak chodzili Po kołyszących się deskach pokładu, Zdawało mi się, że się Gloster potknął, I upadając, mnie, com go chciał wstrzymać, Zrzucił przez burtę w odmęt morskich wałów. O, jakąż męką zdało mi się tonąć! Jak przeraźliwy szum wód miałem w uszach! Jak szpetny widok śmierci przed oczyma! Zdawało mi się, jakobym był świadkiem Tysiąca rozbić, jakobym tysiące Widział ciał ludzkich, które ryby jadły; Kotwice, bryły złota, stosy pereł, Drogie kamienie, kosztowne klejnoty, Porozrzucane zewsząd na dnie morza: Niektóre tkwiły w czaszkach; w wydrążeniach, Gdzie niegdyś oczy mieszkały, widziałem Jakby na pośmiech błyszczące brylanty, Co się wdzięczyły do podwodnych szlamów I natrząsały z kości w krąg rozpierzłych. — BRAKENBERY Jakieś mógł, mości książę, w chwili śmierci Te tajemnice otchłani uważać? KLARENS Nie wiem, jak się to działo, ale mogłem. Nie razem ducha oddać usiłował, Ale zawzięta fala wciąż go we mnie Zatrzymywała i nie chciała puścić Na wolne, pełne, otwarte powietrze; Dusiła mi go w zaciśniętej piersi, Która pękała prawie, chcąc go z siebie W morze wyzionąć. BRAKENBERY Czyli żeś się, panie, W tym pasowaniu z śmiercią nie przebudził? KLARENS Nie: sen mój ciągnął się dalej po śmierci, Wtedy, o, wtedy zwaliła się burza Na duszę moją. Ów groźny przewodnik, O którym tyle pisali poeci, Przez smętną powódź przewiózł mnie do krain Wiecznego mroku. Tam błędną mą duszę Spotkał nasamprzód mój dostojny ojczym, Sławnej pamięci Warwik, który gromkim Rzekł głosem: «Jakąż kaźń za wiarołomstwo Znajdzie w tym ciemnym państwie zdrajca Klarens?» I zniknął. Potem zjawił się przede mną Inny duch, istny anioł, z jasnym włosem Krwią obryzganym i krzyknął: «To Klarens, Fałszywy, zmienny, wiarołomny Klarens, Co mię na polach pod Tiuksbury zabił. Chwyćcie go, furie, weźcie go na męki!». Wtedy otoczył mię zastęp złych duchów I wył mi w uszy tak przerażająco, Tak strasznie, żem się aż zbudził, drżąc cały, I długo jeszcze potem rozumiałem, Że jestem w piekle: tak okropne sen ów Na mym umyśle uczynił wrażenie. BRAKENBERY Nie dziw, milordzie, żeś się tym przeraził; Mnie sam ten opis dreszczem już przejmuje. KLARENS O, Brakenbery, jam zrobił to wszystko, Co teraz świadczy przeciw duszy mojej; Jam dla Edwarda to zrobił i patrzże, Jak on mi teraz za to się wywdzięcza. O, Boże! jeśli me gorące modły Gniewu Twojego nie mogą przebłagać, Jeśli ukarać chcesz moje występki, To wywrzyj swoją zemstę na mnie tylko! Oszczędź niewinną żonę mą i dzieci! — Nie odchodź, proszę, kochany dozorco: Głowa mi cięży, na sen mi się zbiera — Zostań tu przy mnie. BRAKENBERY Zostanę, milordzie. Oby Bóg waszą książęcą mość skrzepił Błogim spoczynkiem! Klarens siada w krześle i wkrótce potem zasypia Zmartwienia mieszają Porządek czasu i wytchnienia chwile, Z nocy poranek, z południa noc czynią. Tylko tytuły są korzyścią książąt; Blask ich zewnętrzny opłacany bywa Wewnętrzną nędzą, za marne złudzenia Znoszą częstokroć nawał trosk niezbytych; Tak, że ich doli od nędzarza losu Nic nie odróżnia, krom czczego rozgłosu. / Dwaj mordercy wchodzą. / PIERWSZY MORDERCA Hola! jest tu kto? BRAKENBERY Czego chcesz, wasze? jakeś się tu dostał? PIERWSZY MORDERCA Chcę mówić z Klarensem, a dostałem się tu na nogach. BRAKENBERY Tak węzłowato? DRUGI MORDERCA Lepiej węzłowato niż rozwlekle. — Pokaż mu papier; nie traćmy czasu na gadanie. / Oddaje papier, Brakenbery czyta. / BRAKENBERY Odbieram rozkaz, abym szlachetnego Księcia Klarensa oddał w wasze ręce. Nie chcę dociekać, jaki jest cel tego, Bo chcę w tej mierze wolnym być od winy. Oto są klucze; tam książę spoczywa. Idę niezwłocznie oznajmić królowi, Że tym sposobem wam zdałem mój urząd. PIERWSZY MORDERCA Możesz to waćpan uczynić; roztropność tak radzi. Bądź waćpan zdrów. / Brakenbery wychodzi. / DRUGI MORDERCA Jak to? mamyż go zabić śpiącego? PIERWSZY MORDERCA Nie; gotów przebudziwszy się powiedzieć, żeśmy tchórzliwie sobie postąpili. DRUGI MORDERCA Przebudziwszy się! Głupiś; on się nie przebudzi prędzej, aż na Sąd Ostateczny. PIERWSZY MORDERCA No, to na Sądzie Ostatecznym gotów powiedzieć, żeśmy go we śnie zabili. DRUGI MORDERCA Ten wyraz: sąd obudził we mnie pewien rodzaj zgryzoty sumienia. PIERWSZY MORDERCA Jak to? lękasz się? DRUGI MORDERCA Nie tego, żeby go zabić, bo przecie mamy list upoważniający do tego, ale żeby nie być za zabicie go potępionym: bo od potępienia nie mógłby mnie żaden list ochronić. PIERWSZY MORDERCA Myślałem, że masz stałe przedsięwzięcie. DRUGI MORDERCA Mam je, w istocie, do pozostawienia go przy życiu. PIERWSZY MORDERCA Idę donieść o tym księciu Glosterowi. DRUGI MORDERCA Nie czyń tego, bracie, zaczekaj chwilkę. Spodziewam się, że ten paroksyzm skrupułów wkrótce minie: nie trwa on u mnie zwykle dłużej jak przez czas potrzebny do zliczenia dwudziestu. PIERWSZY MORDERCA Jakże ci teraz? DRUGI MORDERCA Dalipan, czuję, że jeszcze jest we mnie trochę lagru sumienia. PIERWSZY MORDERCA Pomnij o wynagrodzeniu, jakie nas czeka, gdy dzieło będzie spełnione. DRUGI MORDERCA Prawda, musi umrzeć: zapomniałem o wynagrodzeniu. PIERWSZY MORDERCA Gdzież teraz twoje sumienie? DRUGI MORDERCA W worku księcia Glostera. PIERWSZY MORDERCA To więc kiedy on otwiera worek, aby nas wynagrodzić, sumienie twoje precz ulata? DRUGI MORDERCA Mniejsza o to, niech idzie z Bogiem! mało kto je żywi, nikt prawie. PIERWSZY MORDERCA A jak wróci do ciebie, cóż wtedy? DRUGI MORDERCA Nie chcę z nim mieć nic do czynienia; to niebezpieczne licho, tchórza robi z człowieka. Nie może człowiek ukraść, żeby go nie oskarżyło; nie może kląć, żeby go nie ofuknęło; nie może się brać do cudzej żony, żeby go nie zdradziło. To wstydliwa, rumieniąca się istota, co zamieszki szerzy w sercu ludzkim; usposabia człowieka do wynajdywania tysiącznych trudności. Raz mi kazało zwrócić mieszek pełen dukatów, który przypadkiem znalazłem. Ono przyprawia człowieka o żebractwo. Wygnano je z miast i miasteczek jako niebezpieczną istotę; kto chce żyć dobrze, stara się polegać na sobie samym i obywa się bez niego. PIERWSZY MORDERCA Tam do diabła! właśnie mi na kark wlazło i szepcze mi do ucha, żebym nie popełniał tego mordu. DRUGI MORDERCA Otrząś się z niego, nie wierz mu; niebawem zechce wyłudzić z twej piersi westchnienie. PIERWSZY MORDERCA Mam ja mocną naturę, nic ono ze mną nie wskóra. DRUGI MORDERCA Mówisz jak człowiek z sercem, któremu idzie o reputację. Dalej do dzieła! PIERWSZY MORDERCA Palnij go w łeb gifesem i wrzuć go potem do naczynia z małmazją, co stoi w przyległej izbie. DRUGI MORDERCA Wyborny pomysł: tym sposobem zrobimy z niego rodzaj biszkoptu. PIERWSZY MORDERCA Cicho! budzi się. DRUGI MORDERCA Palże go! PIERWSZY MORDERCA Nie, pogadajmy z nim trochę. KLARENS Dozorco, daj mi, proszę, kubek wina. PIERWSZY MORDERCA Będziesz miał wina wkrótce huk, milordzie. KLARENS Olaboga! kto ty jesteś? PIERWSZY MORDERCA Człowiek, panie, Tak jak wy. KLARENS Ale nie równy mi stanem. PIERWSZY MORDERCA Tak, bom nie zbrodzień stanu. KLARENS W głosie twoim Jest jakby piorun, lecz w wzroku pokora. PIERWSZY MORDERCA Głos mój jest głosem króla: wzrok mym własnym. KLARENS Jak ciemno i jak zabójczo przemawiasz! Postać twa groźna, dlaczegóż twarz blada? Kto was tu przysłał? po coście tu przyszli? OBYDWAJ Po to — KLARENS Żeby mię zamordować? OBYDWAJ Tak jest. KLARENS Zaledwie śmiecie przyznać się do tego, A mieliżbyście śmieć tego dokonać? W czym żem was skrzywdził, moi przyjaciele? PIERWSZY MORDERCA Nie nas skrzywdziłeś, panie, ale króla. KLARENS Jeszcze się z królem potrafię pojednać. DRUGI MORDERCA Nigdy, milordzie; gotuj się więc na śmierć. KLARENS Wasże wybrano z milijonów ludzi Do odebrania życia niewinnemu? Cóżem wykroczył? co przeciw mnie świadczy? Jacyż przysięgli, w skutku jakich badań Potępiające o mnie dali zdanie? Kto srogi wyrok śmierci na mnie wyrzekł? Zanim wiek prawa winę mą wyświeci, Grozić mi śmiercią jest szczytem bezprawia. O, jeśli chcecie mieć udział w tej łasce, Jaką najświętsza krew Chrystusa Pana Zlała na ludzkość, to się stąd oddalcie, I nie podnoście zbójczej na mnie dłoni! Czyn ten wołałby o pomstę do nieba. PIERWSZY MORDERCA Dokonać tego czynu mamy rozkaz. DRUGI MORDERCA A rozkaz prosto od króla pochodzi. KLARENS Ślepo uległy wasalu! Król królów W księdze praw swoich mówi: nie zabijaj! Chciałżebyś wzgardzić jego przykazaniem I być posłusznym człowieczemu? Strzeż się! On dzierży zemstę w Swym wszechmocnym ręku I nią przestępcę ustaw swych dosięga. DRUGI MORDERCA Tąż samą zemstą dosięga on ciebie Za wiarołomstwo i morderstwo razem. Przysiągłeś niegdyś przyjmując sakrament, Że walczyć będziesz za sprawę Lankastrów. PIERWSZY MORDERCA Tymczasem lekceważąc imię Boga, Ślub ten złamałeś i zdradzieckim mieczem Przeszyłeś łono syna twego władcy. DRUGI MORDERCA Któremuś przysiągł wiarę i opiekę. PIERWSZY MORDERCA Jakże śmiesz boży przytaczać nam zakaz, Gdyś go sam zdeptał w tak niegodny sposób? KLARENS Dla kogoż zdrożny ten czyn popełniłem? Ach, dla Edwarda to, dla mego brata; Dla niego właśnie. On was nie mógł przysłać, Abyście za to mnie zamordowali; Bo ten grzech cięży na nim, tak jak na mnie. Jeśli Bóg zechce pomścić ten występek, O, to go pomści jawnie, bądźcie pewni. Nie wydzierajcie Mu z rąk prawa gromu: On krzywych, ciemnych dróg nie potrzebuje, Aby się pozbyć tych, co mu źle służą. PIERWSZY MORDERCA Cóż cię więc krwawym uczyniło zbirem, Gdy ów nadziei pełny Plantagenet, Ów zacny, młody książę padł z twej dłoni? KLARENS Miłość ku bratu, szatan i szał. PIERWSZY MORDERCA Miłość Ku twemu bratu, twoje przewinienie I obowiązek nasz sprawiają teraz, Żeśmy tu przyszli zamordować ciebie. KLARENS Jeżeli mego brata miłujecie, O, to nie miejcie do mnie nienawiści: Jam jego bratem i z serca go kocham. Jeżeli dbacie o nagrodę, idźcie Do mego brata Glostera, a on was Lepiej za moje życie wynagrodzi, Niżeli Edward za wieść o mym zgonie. DRUGI MORDERCA Mylisz się, panie, Gloster was nie cierpi. KLARENS O! nie, jesteście w błędzie: on mnie kocha, Jestem mu drogi; udajcie się tylko Wprost stąd do niego. OBYDWAJ Tak też uczynimy. KLARENS Powiedzcie mu, że kiedy York, nasz rodzic Sławnej pamięci, zwycięskim ramieniem Przy śmierci wszystkich trzech nas błogosławił I upominał, byśmy się kochali, Wtedy mu przez myśl nie przeszedł ten rozdział Między rodzeństwem. Wspomnijcie mu o tym, A niezawodnie łzy uroni. PIERWSZY MORDERCA Chyba Młyńskie kamienie, takie on łzy bowiem Ronić nam kazał. KLARENS O nie, nie; to potwarz: On jest łagodny. PIERWSZY MORDERCA Łagodny, w istocie, Jak szron, gdy drzewa kwitną. Wyjdź z obłędu: On to nas wysłał dla zgładzenia ciebie. KLARENS To być nie może: on płakał nade mną, Ściskał mię czule i łkając, przysięgał, Że się postara o me uwolnienie. PIERWSZY MORDERCA Tak też i czyni; wyzwala cię bowiem Z ziemskiej niewoli, aby ci zapewnić Rozkosze nieba. DRUGI MORDERCA Pojednaj się z Bogiem, Milordzie; zguba twa jest nieuchronna. KLARENS Możeszli, świętym uczuciem wiedziony, Radzić mi, abym pojednał się z Bogiem, I tak niedbałym być o duszę własną, Że chcesz wojować z Bogiem, mnie zgładzając? O, ludzie! zważcie, że ten, co was nasłał Na moją zgubę, odtrąci was potem. DRUGI MORDERCA Cóż więc uczynić mamy? KLARENS Dać się zmiękczyć I dusze swoje ocalić. PIERWSZY MORDERCA Zmiękczyć się? To by tchórzliwie było i po babsku. KLARENS Być niezmiękczonym, jest to stać na równi Z dziką, drapieżną bestią lub szatanem. Któż z was, pochodząc jak ja z krwi królewskiej, I jak ja mając zagrodzoną wolność, Sam, wobec takich dwóch jak wy, morderców, Nie błagałby o życie? do drugiego mordercy Przyjacielu, W wejrzeniu twoim widzę ślad litości. O, jeśli oko twe nie jest pochlebcą, To stań w obronie mojej i proś za mną, Tak jakbyś prosił, gdybyś się znajdował Na moim miejscu. Jakiegoż żebraka Nie wzruszy książę żebrzący litości? DRUGI MORDERCA Milordzie, strzeż się! PIERWSZY MORDERCA / przebijając Klarensa / Na! masz! — i to jeszcze; A jeśli jeszcze i tego za mało, To pójdź, umoczę cię w beczce małmazji. / Wynosi ciało. / DRUGI MORDERCA O, krwawy czynie! wściekła gorliwości! Rad bym jak Piłat umyć sobie ręce Od tego srodze zbrodniczego mordu. / Pierwszy morderca wraca. / PIERWSZY MORDERCA Cóż to? Dlaczego mi nie dopomagasz? O twej mitrędze książę wiedzieć będzie. DRUGI MORDERCA Czemuż nie może wiedzieć, żem ocalił Dni jego brata! Idź, weź sam zapłatę; Powtórz mu moje wyrazy i powiedz, Że to zabójstwo cięży mi na sercu. / Wychodzi. / PIERWSZY MORDERCA A mnie bynajmniej. Idź, podły niezdaro. Trzeba mi wścibić trupa w jaką dziurę, Póki go książę nie każe pochować; Wziąwszy zapłatę, wziąć za pas i nogi: To się wnet wyda, lepiej więc zejść z drogi. / Wychodzi. / AKT DRUGI SCENA PIERWSZA / Tamże. Pokój w pałacu. / / Wchodzą: Król Edward, którego wprowadzają jako chorego, Królowa Elżbieta, Dorset, Rivers, Hastings, Buckingham, Grey i inni. / KRÓL EDWARD Tak, tak. — Otóżem dziś dobrze dnia użył, Trwajcie w tej zgodzie, szlachetni panowie! Co dzień spodziewam się posłańca z wieścią, Że mię zbawiciel mój już stąd wybawia: Spokojnie duch mój uleci ku niebu. Teraz, gdym między przyjaciółmi mymi Święty przywrócił pokój tu na ziemi. Lordzie Riversie i ty, lordzie Hastings, Podajcie sobie dłonie, zbądźcie uraz, Przysiążcie sobie wzajem miłość bratnią. RIVERS Niebo mi świadkiem, że się w mojej duszy Nie kryje żadna niechęć i dłoń moja Stwierdza rzetelność uczuć mego serca. HASTINGS Tak niech mi dobrze się wiedzie, jak szczerze Przysięgam na to samo, co lord Rivers! KRÓL EDWARD Strzeżcie się stroić żart z waszego króla! By was najwyższy król królów nie skarał Za pokrywaną nieszczerość i kiedyś Jednym przez drugich nie zgotował zgonu. HASTINGS Tak mi daj Boże szczęście, jak prawdziwą Miłość przysięgam! RIVERS A mnie tak, jak z serca I z duszy lorda Hastingsa miłuję. KRÓL EDWARD Małżonko, to się i do ciebie ściąga; Do was, Dorsecie, Buckinghamie, także, Byliście sobie wzajem nieprzyjaźni. Miłuj Hastingsa, żono, a tymczasem Podaj mu rękę do pocałowania: Co zaś uczynisz, uczyń niezmyślenie. ELŻBIETA Lordzie Hastingsie, oto moja ręka; Nieporozumień naszych pamięć będzie Na zawsze w moim umyśle zatartą: Tak mi dopomóż, Boże, mnie i moim! KRÓL EDWARD Dorset, uściskaj go. — Hastingsie, pomnij Kochać markiza. DORSET Ta zamiana uczuć Nienaruszoną będzie z mojej strony: Upewniam. HASTINGS Z mojej, upewniam, podobnież. / Ściska Dorseta. / KRÓL EDWARD Terazże, zacny Buckinghamie, przyłóż I ty swą pieczęć do tego przemierza: Uściśnij także krewnych mojej żony I uszczęśliwij mię waszą jednością. BUCKINGHAM / do królowej / Jeśli Buckingham zwróci kiedykolwiek Nienawiść swoją przeciw tobie, pani, Jeśli nie będzie powinnie miłował Ciebie i twoich, niech go Bóg ukarze Tych nienawiścią, na których życzliwość Najwięcej liczył! Wtenczas, gdy najbardziej Przyjaznej ręki potrzebować będzie I najpewniejszym będzie jej pomocy, Niech ten, którego miał za przyjaciela, Chytrym, przewrotnym okaże się zdrajcą! Sprawcie to, nieba, jeśli moja miłość Ku tobie, pani, i ku twoim schłodnie! / Ściska Riversa i innych. / KRÓL EDWARD Te twoje słowa, zacny Buckinghamie, Krzepią jak kordiał chore serce moje. Brak tylko brata naszego, Glostera, Do podpisania tego aktu zgody. BUCKINGHAM W porę przybywa nasz szlachetny książę. / Wchodzi Gloster. / GLOSTER Miłościwemu państwu me pokłony! I wam, szlachetni parowie, dzień dobry! KRÓL EDWARD Dobry, zaprawdę, bośmy w nim do skutku Przywiedli, bracie, chrześcijańskie dzieło, Zmieniając wojnę w mir, nienawiść w miłość, Pomiędzy tymi wrzącymi niedawno, Zagniewanymi na siebie lordami. GLOSTER Błogosławiony to trud, cny mój władco. Jeśli ktokolwiek w tym dostojnym gronie Ma mnie za wroga, jeślim nieświadomie Lub w chwili gniewu zrobił coś takiego, Co mogło zranić kogoś z tu obecnych, To pragnę w godny, przyjacielski sposób Z nim się pojednać. Żyć w zatargach dla mnie Równa się śmierci; nienawidzę tego I dbam o miłość wszystkich dobrych ludzi. Ciebie nasamprzód, miłościwa pani, Błagam o szczery pokój, który zyskać Staraniem będzie mojej wiernej służby; Ciebie, szlachetny bracie, Buckinghamie, Jeżeli kiedy istniał jaki rozdział Pomiędzy nami — Ciebie, lordzie Rivers — Markizie Dorset i lordzie Grey, coście Krzywo patrzyli na mnie, nie wiem za co; I was, książęta, hrabiowie, lordowie, Wszystkich was. Nie wiem, czy żyje gdzie Anglik, Z którym by umysł mój był w rozdwojeniu Bardziej niż dziecko zrodzone tej nocy. Dziękuję Bogu, że mi dał pokorę. KRÓLOWA ELŻBIETA Dzień ten świątecznym odtąd będzie dla nas; Daj Boże, aby na tym się skończyły Wszelkie niesnaski! — Miłościwy panie, Racz z pełna dzień ten uświęcić i powróć Naszemu bratu Klarensowi łaskę. GLOSTER Jak to? Czyli żem na to moje serce Przyniósł w ofierze, ażeby się ze mnie Naigrawano, tu, wobec monarchy? Któż o tym nie wie, że cny Klarens umarł? wszyscy cofają się przerażeni Krzywdzisz go pani, szydząc z jego cieniów. KRÓL EDWARD Kto nie wie, że on umarł? kto wie raczej? KRÓLOWA ELŻBIETA O Boże! cóż to za świat! BUCKINGHAM Lordzie Dorset, Czy ja wyglądam tak blado jak drudzy? DORSET Tak, mości książę, i nie ma nikogo W tym zgromadzeniu, z którego by twarzy Rumiana barwa na tę wieść nie znikła. KRÓL EDWARD Klarens nie żyje? Rozkaz był cofnięty. GLOSTER Tak, panie, ale biedak już był nie żył Wskutek pierwszego waszego rozkazu: Rozkaz ten poniósł skrzydlaty Merkury, Kiedy tymczasem z jego odwołaniem Wysłany został jakiś niedołęga, Który w czas przybył na pogrzeb. Daj Boże, Ażeby inni, mniej zacni i prawi, Nie tyle bliscy krwią co krwawą myślą, Na coś takiego nie zasługiwali, Jak biedny Klarens, chociaż mimo tego Swobodnie chodzą, wolni od podejrzeń. / Wchodzi Stanley. / STANLEY Łaski, o panie, w imię moich zasług! KRÓL EDWARD O, daj mi pokój, proszę; dusza moja Jest przepełniona smutkiem. STANLEY Nie wprzód wstanę, Aż mię łaskawy władca mój wysłucha. KRÓL EDWARD Powiedzże w krótkich słowach: czego żądasz? STANLEY Ułaskawienia mego sługi, który Na śmierć zasłużył za to, że dziś zabił Jakiegoś szaławiłę, dworzanina, Co był poprzednio w służbie księcia Norfolk. KRÓL EDWARD Mamże ustami tymi, co wyrzekły Śmierć mego brata, ocalić służalca? Brat mój nie zabił nikogo, on tylko Myślą wykroczył, a jednak za karę Poniósł śmierć gorzką. Któż mię za nim prosił? Kto u nóg moich klękał, gdym był w gniewie, I do namysłu starał się mię skłonić? Kto o braterstwie mówił, o miłości? Kto mi powiedział, jak ten nieszczęśliwy Zerwał był niegdyś z potężnym Warwikiem, By za mnie walczyć? Kto mi to powiedział, Jak on mi przyszedł w pomoc pod Tiuksbury, Kiedy mię Oxford powalił, i rzekł mi: «Kochany bracie, żyj i bądź nam królem!» Kto mi powiedział, jak on, gdyśmy w polu Leżeli marznąc, okrył mię swym płaszczem, A sam, odziany lekko, prawie nagi, Na ostre, nocne zimno się wystawił? Wszystko to grzeszna, zwierzęca zaciekłość Zatarła w mojej pamięci i nikt z was Nie miał sumienia przypomnieć mi tego. Ale gdy wasza czeladź po pjanemu Zabije kogo albo też uszkodzi Drogi naszego Zbawiciela obraz, Wtedy jesteście zaraz na kolanach, Wołając: «łaski! łaski!», a ja muszę Niesprawiedliwie czynić wam zadosyć. Za moim bratem nikt przemówić nie chciał, A ja, okrutny, sam do siebie także Nie przemówiłem za nim. Najdumniejszy Spośród was był mu coś winien w swym życiu, A nikt nie wstawił się za jego życiem. Lękam się, aby Bóg nie pomścił tego Na mnie i na was, na moich i waszych. — Hastings, odprowadź mię. — Biedny Klarensie! / Wychodzą: Król, Królowa, Hastings, Rivers, Dorset i Grey. / GLOSTER Takie to smutne skutki porywczości! Uważaliście, jak krewni królowej Pobledli, słysząc o śmierci Klarensa? O, zawsze oni króla podszczuwali: Bóg to odpłaci. Pójdźcie, milordowie, Współczuciem naszym pocieszyć Edwarda. / Wychodzą wszyscy. / SCENA DRUGA / Tamże. / / Wchodzi Księżna York z synem i córką Klarensa. / SYN Babuniu, powiedz, czy nasz ojciec umarł? KSIĘŻNA YORK Nie, moje dziecię. CÓRKA Dlaczegóż, babuniu, Płaczesz i bijesz się w piersi i wołasz: «O mój Klarensie! o biedny mój synu!». SYN Dlaczego na nas spoglądasz tak smutnie, I kiwasz głową, i zwiesz nas biednymi, Opuszczonymi sierotami, skoro Nasz ojciec żyje? KSIĘŻNA YORK Biedne, lube dzieci, Błędnie mój smutek tłumaczycie sobie. Ja ubolewam nad chorobą króla; Martwi mię jego spodziewana strata, A nie śmierć ojca waszego: stracony Byłby żal nad tym, kogo się straciło. SYN A więc on umarł! przyznajesz, babuniu? Stryj król jest temu winien; Bóg to pomści! Modlić się będę do Niego gorąco, Aby to sprawił: o nic, tylko o to. CÓRKA O, i ja także. KSIĘŻNA YORK Cicho, cicho, dzieci! Król Edward kocha was, niewinne dusze. W prostocie swojej nie możecie dociec, Kto spowodował śmierć waszego ojca. SYN Możem, babuniu, możem, bo stryj Gloster Mówił mi, że król, z namowy królowej, Wymyślił bajki, aby go uwięzić. A gdy to mówił stryj, łzy mu płynęły, Wzdychał nade mną i w twarz mię całował; I mówił, żebym mu ufał jak ojcu, A on mnie będzie kochał jak swe dziecko. KSIĘŻNA YORK Że też fałsz może brać tak wdzięczną postać I złość okrywać taką larwą cnoty! On jest mym synem, ach, na wstyd mój, synem; Ale nie z moich piersi fałsz ten wyssał. SYN Babuniu, myślisz więc, że stryj udaje? KSIĘŻNA YORK Tak, moje dziecko. SYN Nie pojmuję tego. Cóż to za hałas, czy słyszysz, babuniu? / Królowa Elżbieta wpada bez przytomności; za nią Rivers i Dorset. / KRÓLOWA ELŻBIETA Ach! Któż mi wzbroni łkać i jęczeć teraz? Los mój przeklinać i trawić się żalem? Z czarną rozpaczą zostaje mi tylko Sprzysiąc się teraz przeciw mojej duszy I sobie samej być nieprzyjaciółką. KSIĘŻNA YORK Do czego zmierza ta gwałtowna scena? KRÓLOWA ELŻBIETA Do osnowania tragicznego aktu: Król, mój małżonek, syn twój, pani, umarł! Na co gałęziom róść, kiedy pień runął? Czemu nie zwiędną liście, gdy sok uszedł? Chcecie żyć jeszcze? Jęczcie! — Umrzeć? Spieszcie! Ażeby nasze ulotnione dusze Mogły na chyżych skrzydłach dognać króla, Lub jak posłuszne poddanki pójść za nim Do jego nowych państw w przybytku wiecznym. KSIĘŻNA YORK Ach! tyle w smutku twym mam współudziału, Ile praw miałam do twego małżonka. Opłakiwałam śmierć zacnego męża I pocieszałam się widokiem jego Żywych obrazów; aż oto od razu Złośliwa ręka śmierci zdruzgotała Te dwa zwierciadła, w których się wspaniale Królewskie jego rysy odbijały. Teraz za całą pociechę w tym życiu Jedno fałszywe szkło mi pozostaje, W którym z boleścią widzę hańbę moją. Tyś wdową wprawdzie, lecz jesteś i matką: Pozostawiono ci pociechę z dzieci; Mnie naprzód z objęć śmierć wydarła męża, A potem z słabych rąk me dwie podpory: Klarensa i Edwarda. O, zaprawdę, Czując o tyle większy żal, mam powód Do zagłuszenia twych jęków moimi. SYN Ciotko, tyś po mym ojcu nie płakała; Możemyż nasze łzy z twoimi złączyć? CÓRKA Nie użaliłaś się nad sierotami, Toteż twój wdowi płacz nie wzbudzi żalu. KRÓLOWA ELŻBIETA Niech mi do jęków nikt nie dopomaga; Mam do nich w sobie żywiołu aż nadto. Do moich oczu płyną wszelkie zdroje, Tak, że bym mogła przy wpływie miesiąca Wezbraną masą łez zalać świat cały. O, mój małżonku! drogi mój Edwardzie! DZIECI O, drogi ojcze nasz! drogi Klarensie! KSIĘŻNA YORK O, moi drodzy, Klarensie, Edwardzie! KRÓLOWA ELŻBIETA W Edwardzie był mój świat i już go nie ma! DZIECI W Klarensie był nasz świat i już go nie ma! KSIĘŻNA YORK W nich obu był mój świat i już ich nie ma! KRÓLOWA ELŻBIETA Nie było nigdy wdowy tyle stratnej. DZIECI Nie było nigdy sierot tyle stratnych. KSIĘŻNA YORK Nie było nigdy matki tyle stratnej. Niestety! jam jest matką tych boleści: Ich pojedynczy jest żal, mój ogólny, Ona Edwarda płacze, i ja także; Nie płacze ona Klarensa, ja płaczę; Te dzieci płaczą Klarensa, ja także; Nie płaczą one Edwarda, ja płaczę. O! zlejcie na mnie we troje łzy wasze, Na mnie w trójnasób ciosem przygniecioną. Jam jest waszego smutku karmicielką, Ja go utuczę skargami moimi. DORSET Bądź mężną, droga matko: Bóg się gniewa, Że sarkasz przeciw jego dopuszczeniu. W rzeczach światowych zwą to niewdzięcznością, Gdy się z ponurą niechęcią oddaje Z rąk dobroczynnych zaciągnięte długi. O! ileż więcej jest to niewdzięcznością Powstawać w taki sposób przeciw niebu, Za to, że od nas żąda powrócenia Na czas nam danej królewskiej pożyczki. RIVERS Pomnij, o pani, jako dobra matka, O młodym księciu następcy, twym synu; Poślij po niego niezwłocznie i daj go Ukoronować. W nim twoja pociecha. Utop żal w grobie zmarłego Edwarda, A zaszczep radość na tronie żywego. / Wchodzą: Gloster, Buckingham, Stanley, Hastings i inni. / GLOSTER Pociesz się, siostro, wszyscy mamy powód Do utyskiwań nad zgaśnięciem gwiazdy, Co nam świeciła, ale nikt nie może Utyskiwaniem cierpień swych uleczyć. — Przebacz mi, proszę, miłościwa matko, Żem cię nie dostrzegł zaraz: na kolanach Błagam cię kornie o błogosławieństwo. KSIĘŻNA YORK Niech cię Bóg błogosławi i w pierś twoją Wleje łagodność, miłość chrześcijańską, Rzetelną wierność i uległość! GLOSTER Amen! / na stronie / I niech mi umrzeć da kościanym dziadkiem! To ostateczny cel błogosławieństwa Macierzyńskiego: dziwi mię to bardzo, Że Jej Wysokość nie wspomniała o tym. BUCKINGHAM Smutni książęta, strapieni parowie, Wspólnie to brzemię ciosu dźwigający, Szczerą miłością zespólcież się teraz. Gdyśmy stracili żniwo z tego króla, Zbierać będziemy żniwo z jego syna. Spójnię serc waszych, dawniej rozszczepionych, Świeżo sklejoną i ujętą w fugi, Troskliwie teraz pielęgnować trzeba. Mnie by się wielce zdawało stosownym, Sprowadzić zaraz pod małą eskortą Młodego księcia z Ludlow do Londynu, Aby na króla był koronowanym. RIVERS Na co pod małą eskortą, milordzie? BUCKINGHAM Na to, milordzie, by poczet za wielki Nie wzburzył żółci świeżo uśmierzonej, Co by tym bardziej było niebezpieczne Teraz, gdy państwo jeszcze jest bez steru: Gdy każdy rumak jest panem wędzidła I bieg kieruje, gdzie sam chce. Zarówno Obawie złego, jak samemuż złemu, Należy, moim zdaniem, zapobiegać. GLOSTER Król zawarł przecie przymierze pomiędzy Nami wszystkimi; co do mnie, obstaję Przy tym układzie i wierny mu jestem. RIVERS Tak i ja, tak też, spodziewam się, wszyscy: Ponieważ jednak ono jeszcze świeże, Wypada przeto unikać wszystkiego, Co by je mogło zerwać, a to właśnie Mogłaby zrządzić wielka asystencja. Uważam przeto, tak jak lord Buckingham, Za najwłaściwsze, by królewicz przybył Z małym orszakiem. HASTINGS I ja to powiadam. GLOSTER Niechże tak będzie. Idźmyż się naradzić, Kto ma do Ludlow zostać wyprawionym; Królowo i wy, matko, wszak wam wola Głosować także w tym ważnym przedmiocie. / Wychodzą wszyscy, prócz Buckinghama i Glostera. / BUCKINGHAM Kto bądź pojedzie po księcia następcę, Na miłość boską, my nie siedźmy w miejscu, Bo bym utracił wyborną sposobność Do kroku naprzód w wiadomym zamiarze, To jest do usunięcia chciwych władzy Krewnych królowej od osoby księcia. GLOSTER O ty, mój alter ego! ty, mój sejmie! Moja wyrocznio! kochany kuzynku! Jak dziecko daję ci się powodować: Do Ludlow zatem! nie zostaniem z tyłu. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Ulica. / / Wchodzi dwóch Obywateli z przeciwnych stron. / PIERWSZY OBYWATEL Dzień dobry! dokąd tak śpieszno, sąsiedzie? DRUGI OBYWATEL Doprawdy, nie wiem sam. Czy wiesz nowinę? PIERWSZY OBYWATEL Wiem, wiem: król Edward umarł. DRUGI OBYWATEL Na poczciwość, Zła to nowina! rzadko słyszeć lepszą, Będzież to znowu na świecie jak w garnku! Aż strach pomyśleć. / Wchodzi trzeci obywatel. / TRZECI OBYWATEL Bóg z wami, sąsiedzi! PIERWSZY OBYWATEL Dobry dzień! TRZECI OBYWATEL Czy się sprawdza wieść o śmierci Dobrego króla Edwarda? DRUGI OBYWATEL Niestety! Zbyt jest prawdziwa, Boże, bądź miłościw! TRZECI OBYWATEL Burzliwe czasy nas czekają. PIERWSZY OBYWATEL Czemu? Przy łasce bożej syn jego tron zajmie. TRZECI OBYWATEL Biada krajowi, w którym dziecko rządzi. DRUGI OBYWATEL On daje rządów niepłonną nadzieję, Iż póki będzie małoletnim, rada W jego zastępstwie, a gdy do lat dojdzie, On sam naówczas dobrze rządzić będzie. PIERWSZY OBYWATEL Tak było z państwem, kiedy Henryk szósty Koronowany był w Paryżu, mając Dziewięć miesięcy. TRZECI OBYWATEL Czy było tak samo? Nie, przyjaciele; Bóg to wie najlepiej! Państwo naówczas miało siła mężów W sztuce rządzenia biegłych i król Henryk Cnotliwych stryjów miał opiekunami. PIERWSZY OBYWATEL Ten ma nie tylko stryjów, lecz i wujów. TRZECI OBYWATEL Niechajby lepiej miał li tylko stryjów, Albo niechajby stryjów nie miał wcale; Bo żądza, żeby stać najbliżej tronu, Może nam wszystkim z bliska się dać uczuć, Jeżeli temu Bóg nie zapobiegnie. Oj, niebezpieczny jest ten książę Gloster; Królowej bracia i synowie dumni Gdyby rządzeni byli miasto rządzić, Chory kraj mógłby krzepić się jak wprzódy. PIERWSZY OBYWATEL Ejże! dlaczegoż przypuszczać najgorsze? Jeszcze się wszystko na dobre odmieni. TRZECI OBYWATEL Gdy chmury widać, mądrzy płaszcz wdziewają; Gdy liść opada, znać, że zima bliska; Gdy słońce zajdzie, komuż noc jest dziwem? Niewczesne burze zwiastują drożyznę. Wszystko pójść jeszcze może dobrze, prawda; Ale jeżeli Bóg tak pokieruje, To jego łaska będzie iście większa, Niż zasługujem i ja się spodziewam. DRUGI OBYWATEL W istocie, wszystkich serca są w obawie: Z kim bądź się zdybiesz, na każdego twarzy Widzisz niepokój i znamiona trwogi. TRZECI OBYWATEL Tak zawsze bywa, bracie, w dniach przesileń; Człowiek za bożym natchnieniem przeczuwa Niebezpieczeństwo grożące. Wszak woda Wzbiera, widzimy, przed nawalną burzą. Ale zostawmy to Bogu. Gdzież waszmość? PIERWSZY I DRUGI OBYWATEL Idę na sądy. TRZECI OBYWATEL I ja; idźmyż razem. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Pokój w pałacu. / / Wchodzą: arcybiskup York, młody książę York, królowa Elżbieta i księżna York. / ARCYBISKUP Noc tę przepędzić mieli w Stony-Stratford, Dzisiaj w Northampton mają przenocować, A jutro albo pojutrze tu stanąć. KSIĘŻNA YORK Serdecznie pragnę go ujrzeć: od czasu Jak go widziałam, musiał podróść znacznie. KRÓLOWA ELŻBIETA Mało podobno; o ile słyszałam, Mój syn York prawie go przerósł. KSIĄŻĘ YORK Tak, matko; Ale wolałbym, żeby tak nie było. KSIĘŻNA YORK Dlaczego? dobrze to przecie iść w górę. KSIĄŻĘ YORK Razu jednego, gdyśmy wieczerzali, Napomknął o tym wuj Rivers, że szybciej Niż mój brat rosnę. «Tak, tak — rzekł stryj Gloster — Krzew mały wonny szybko rośnie płonny». Odtąd wolałbym róść powolniej, skoro Chwast pędzi, a kwiat krzewi się niesporo. KSIĘŻNA YORK Zaprawdę, owo przysłowie, mój wnuku, Któreć stryj Gloster przytoczył, do niego Wcale nie może być zastosowane. On za lat młodych tak licho wyglądał, Rósł tak leniwie i tak późno dorósł, Że gdyby w owym zdaniu była prawda, To by świat z niego musiał mieć pociechę. ARCYBISKUP Tak też jest, pani, nie ma wątpliwości. KSIĘŻNA YORK Pragnę, i dałby Bóg, aby tak było; Ale pozwólcie o tym matce wątpić. KSIĄŻĘ YORK Na honor, gdybym się był zastanowił, Byłbym był panu stryjowi mógł przyciąć Z powodu jego wzrostu, i to lepiej, Niż on mi przyciął z powodu mojego. KSIĘŻNA YORK Jak to, mój chłopcze? Cóż byś był powiedział? KSIĄŻĘ YORK Mówią, babuniu, że stryj rósł tak prędko, Iż, parę godzin wieku mając, chrupał Skórki od chleba; jam do trzech lat nie miał Jednego zęba — byłbym mu był dogryzł. KSIĘŻNA YORK Proszę cię, luby Yorku, skąd wiesz o tym? KSIĄŻĘ YORK Od jego mamki, kochana babuniu. KSIĘŻNA YORK Ta już nie żyła, gdyś ty się urodził. KSIĄŻĘ YORK Kiedy nie od niej, to nie wiem od kogo. KRÓLOWA ELŻBIETA Niesforny chłopiec! Milcz, za bystry jesteś. ARCYBISKUP Nie gniewaj się nań, miłościwa pani. To jeszcze dziecko. KRÓLOWA ELŻBIETA Mury mają uszy. / Wchodzi Goniec. / ARCYBISKUP Oto posłaniec. — Jakież wieści? GONIEC Takie, Że mi z przykrością przychodzi je podać. KRÓLOWA ELŻBIETA Jak się ma młody książę? GONIEC Zdrów jest, pani, Jak najzupełniej. ARCYBISKUP Cóż się złego stało? GONIEC Lord Rivers i lord Grey, a wespół z nimi Sir Tomasz Wogan zostali wysłani Do Pomfret jako więźnie. KRÓLOWA ELŻBIETA Kto ich wysłał? GONIEC Możni książęta Gloster i Buckingham. KRÓLOWA ELŻBIETA Za jaką winę? GONIEC Wszystko, czegom świadom, Już powiedziałem; dlaczego i za co Ci cni lordowie są aresztowani, To mi jest obcym, miłościwa pani. KRÓLOWA ELŻBIETA Ha! widzę domu mojego upadek: Tygrys pochwycił młodego jelonka! Butna tyrania zaczyna szturmować Do spokojnego, niewinnego tronu. Witaj, zniszczenie, krwi, mordzie i rzezi! Widzę już, jakby na mapie, ten koniec. KSIĘŻNA YORK Przeklęte, zmierzłe dni domowych niezgód! Ileż was oko moje już widziało! Mąż mój położył życie za koronę; Synami mymi los miotał, mnie niosąc Radość lub boleść, im korzyść lub straty. Aż oto kiedy się usadowili, Gdy burza waśni przeszła, oni sami, Samiż zwycięzcy, na zdobytym polu, Wszczynają z sobą wojnę: brat na brata, Krew na krew godzi, jedni i ci sami Na jednych i tych samych. — O, potworna, Zapamiętała zawiści, raz przecie Skończ swe zamachy lub pozwól mi umrzeć, Ażebym więcej na śmierć nie patrzała. KRÓLOWA ELŻBIETA Pójdź, synu, schronim się na święte miejsce. Żegnam cię, pani. KSIĘŻNA YORK I ja pójdę z wami. KRÓLOWA ELŻBIETA Wam nic nie grozi, pani. ARCYBISKUP Idź, królowo; Zabierz ze sobą skarb i wszystko mienie. Co się mnie tyczy, składam w ręce Waszej Królewskiej Mości koronę i pieczęć. Tak niech mi dobrze się dzieje, jak pragnę Wszelkiego dobra dla ciebie i twoich! Idźmy, powiodę was na święte miejsce. / Wychodzą wszyscy. / AKT TRZECI SCENA PIERWSZA / Londyn. Ulica. / / Odgłos trąb. Wchodzą: książę Walii, Gloster, Buckingham, kardynał Bourchier i inni. / BUCKINGHAM Witaj nam, książę, w Londynie, twym domu. GLOSTER Witaj, bratanku, panie myśli moich! Trudy podróży zasępiłyć humor. KSIĄŻĘ WALII Nie, stryju; tylko mi przygody w drodze Przykrą i ciężką uczyniły podróż: Brak tu na moje przyjęcie mych wujów. GLOSTER Kochany książę, nieskażona prawość, Właściwa twemu wiekowi, nie dała Poznać ci jeszcze przewrotności świata; Niczego więcej nie dostrzegasz w ludziach, Jak tylko pozór ich zewnętrzny, który Bogu wiadomo, rzadko albo nigdy Nie chodzi w parze z sercem. Ci wujowie, Których tu braknie, byli niebezpieczni: Wasza Królewska Mość zwracałeś ucho Do ich miodowych słów, a nie zwracałeś Uwagi na ich wewnętrzną truciznę. Niech cię, mój książę, Bóg od nich uchowa I od podobnie fałszywych przyjaciół! KSIĄŻĘ WALII Tak, od fałszywych przyjaciół; lecz oni Wcale takimi nie są. GLOSTER Mości książę, Major Londynu idzie cię powitać. / Wchodzi lord major ze swym orszakiem. / MAJOR Niech Bóg na Waszą Książęcą Mość zleje Błogosławieństwo w zdrowiu i radości! KSIĄŻĘ WALII Dziękujęć mój majorze — i wam wszystkim. wychodzi lord major ze swym orszakiem O wiele prędzej myślałem się spotkać Z matką i z bratem Yorkiem. Co za ślimak Z tego Hastingsa, że też nie przychodzi Powiedzieć nam, czy przyjdą, czy nie przyjdą. / Wchodzi Hastings. / BUCKINGHAM Otóż i zdąża nasz lord cały w potach. KSIAŻĘ WALII I cóż, milordzie? idzie nasza matka? HASTINGS Królowa matka Waszej Księcej Mości I jej syn, Bogu wiadomo dlaczego, A nie mnie, w święte chronili się miejsce. Książę by chętnie był tu ze mną przybył Dla powitania Waszej Wysokości Ale go matka gwałtem zatrzymała. BUCKINGHAM Cóż to za dziki i dziwaczny wybryk Z jej strony? Zechciej, lordzie kardynale, Skłonić królową, aby bez odwłoki Przysłała księcia York miłościwemu Księciu następcy. Na przypadek, gdyby Trwała w odmowie, wy, lordzie Hastingsie, Pójdziecie z jego Eminencją razem, Aby go wyrwać z jej zazdrosnych objęć. KARDYNAŁ Milordzie, jeśli słaba ma wymowa Zdoła rozłączyć księcia z jego matką, Możecie się go zaraz tu spodziewać; Jeżeli jednak na łagodne prośby Będzie nieczułą, niech nas Pan Bóg broni Przywilej świętej naruszać ustroni! Za cały kraj ten, milordzie, nie chciałbym Przyjąć na siebie tak ciężkiego grzechu. BUCKINGHAM Za skrupulatnie rzecz bierzesz, milordzie, Za pedantycznie, za tradycjonalnie; Chciej bez uprzedzeń zważyć, że krok taki W obecnym razie nie byłby zgwałceniem Świętego miejsca, z dobrodziejstw którego Teraz jak zawsze może ten korzystać, Co na nie swymi czynami zasłużył I ma ten dowcip, że się doń ucieka. Książę York ani się uciekał do nich, Ani też na nie zasłużył; dlatego Nie może, moim zdaniem, ich kosztować. Biorąc go przeto stamtąd, gdzie właściwie, Bo własnowolnie nie jest, nie złamiecie Żadnego prawa ani przywileju. Słyszałem nieraz, że się ludzie chronią Do świątyń, ale żeby się do świątyń Dzieci chroniły, jeszcze nie słyszałem. KARDYNAŁ Tym razem, książę, zamknąłeś mi usta. Milordzie Hastings, czy idziesz pan ze mną? HASTINGS Idę, milordzie. KSIĄŻĘ WALII Załatwcie to, proszę, Mili panowie, jak najprędzej. wychodzą kardynał i Hastings Stryju, Racz mi powiedzieć, gdzie, gdy mój brat przyjdzie, Przebywać będziem aż do koronacji? GLOSTER Gdzie Wasza Księca Mość uzna za dobre. Gdyby mi wszakże wolno było radzić, To może by się Waszej Wysokości Przez jaki dzień lub dwa dni podobało Wypocząć w Towrze; po czym byś się, panie, Przeniósł gdzie zechcesz, gdzie by najstosowniej Było dla zdrowia i najodpowiedniej Upodobaniu Waszej Książęcej Mości. KSIĄŻĘ WALII Mam wstręt do Towru; żadne inne miejsce Nie budzi we mnie tak wielkiej odrazy. Wszakże to Juliusz Cezar wzniósł tę wieżę? GLOSTER On był najpierwszym jej założycielem, Ale dzisiejszą swoją postać winna Późniejszym czasom. KSIAŻĘ WALII Czy to jest oparte Na dokumentach, czy tylko podane Koleją czasów, że on ją założył? BUCKINGHAM Na dokumentach to oparte, panie. KSIĄŻĘ WALII Przypuśćmy jednak, milordzie, że o tym Kroniki milczą: mnie by się zdawało, Że prawda żyć by powinna przez wszystkie Koleje czasów, tak, jak gdyby była Rozcząstkowaną pomiędzy potomność Aż do ostatnich dni świata. GLOSTER / na stronie / Kto tyje Przedwcześnie w rozum, ten niedługo żyje. KSIĄŻĘ WALII Co mówisz, stryju? GLOSTER Mówię, mości książę, Że i bez kronik sława długo żyje. KSIĄŻĘ WALII Ten Juliusz Cezar był dawnym człowiekiem: Czym mu odwaga wzbogaciła rozum, To jego rozum spisał, by uwiecznić Jego odwagę. Śmierć nie zwyciężyła Tego zwycięzcy, bo dotychczas żyje W rozgłosie, chociaż nie w rzeczywistości. Wiesz co, milordzie Buckingham? BUCKINGHAM Co, panie? KSIĄŻĘ WALII Jeśli Bóg da mi dożyć lat dojrzałych, To prawa nasze we Francji odzyskam. Lub życie oddam, a zdobędę chwałę. GLOSTER / na stronie / Za wczesnej wiosny ciepło krótkotrwałe. / Wchodzą: York, Hastings i kardynał. / BUCKINGHAM Otóż i w porę książę York nadchodzi. KSIĄŻĘ WALII Ryszardzie York, witaj, kochany bracie! YORK Bądź pozdrowiony, Miłościwy Panie: Bo tak winienem teraz cię nazywać. KSIĄŻĘ WALII Tak, bracie, z równym żalem dla nas obu Zbyt świeżo umarł ten, co go tak zwano, I z jego śmiercią tytuł ten utracił Wiele powagi. GLOSTER Jakże nam się miewa Nasz luby kuzyn York? YORK Dziękujęć, stryju. Patrzaj, milordzie: mówiłeś mi kiedyś, Że nieprzydatny chwast szybko podrasta: A oto brat mój o wiele mnie przerósł. GLOSTER Prawda, milordzie. YORK Czyż on nieprzydatny? GLOSTER O, mój kuzynku, któż by to powiedział? YORK Takim sposobem jest on ci, stryjaszku. Więcej niżeli ja obowiązany. GLOSTER On, jako pan mój, może mną rozrządzać; Książę masz do mnie prawo jako krewny. YORK Proszę cię, stryju, daj mi ten puginał. GLOSTER Puginał ten? najchętniej, kuzyneczku. KSIĄŻĘ WALII Żebrzesz? Fe, bracie. YORK Czemu nie? u stryja, Który w dobroci swej mi nie odmówi, I o drobnostkę taką, której nie żal. GLOSTER Gotówem nawet chętnie coś większego Dać ci, kuzynku. YORK Coś większego nawet? Ten miecz na przykład? GLOSTER I owszem, najchętniej; Jeżeli tylko znajdziesz go dość lekkim. YORK Lekkie więc tylko dary dajesz, stryju, A kiedy idzie o coś ważniejszego, To wtedy z kwitkiem odprawiasz żebraka? GLOSTER Ależ, kuzynku, miecz ten nie jest wcale Do twojej ręki; on ma wagę. YORK Dla mnie Nie ma on żadnej, chociażby był cięższy. GLOSTER Chcesz, bym ci oddał broń, mój mały lordzie? YORK Tak jest, i dank mój za to będzie taki, Jak mię nazwałeś, stryju. GLOSTER Jaki? YORK Mały. KSIĄŻĘ WALII Nasz brat York zwykł się przekomarzać zawsze: Wasza Cześć raczy go cierpliwie znosić. YORK Chciałeś powiedzieć, miłościwy bracie, Nosić, nie: znosić. Zaprawdę, stryjaszku. Brat mój żartuje sobie z Was i ze mnie: Myśli on sobie, że ponieważ jestem, Nie przymierzając, tak mały jak małpa, Powinni byście mię nosić na grzbiecie. BUCKINGHAM / na stronie / Co za subtelny dowcip w jego słowach! Dla złagodzenia swych szyderstw ze stryja Zręcznie i trafnie wyszydza sam siebie: Taka przebiegłość w tym wieku rzecz rzadka! GLOSTER Łaskawy książę, racz się udać dalej! Ja z mym kuzynem Buckinghamem pójdę Do waszej matki, aby ją uprosić, Iżby was w Towrze powitała. YORK Jak to? Chcesz iść do Towru, miłościwy bracie? KSIĄŻĘ WALII Milord protektor życzy sobie tego. YORK Nie będę w Towrze spał spokojnie. GLOSTER Czemu? Czegóż byś mógł się obawiać, kuzynku? YORK Gniewnego ducha stryjaszka Klarensa: Babunia mówi, że go tam zabito. KSIĄŻĘ WALII Ja się nieżywych krewnych nie obawiam. GLOSTER Ani żadnego z tych, sądzę, co żyją. KSIĄŻĘ WALII Sądzę, że nie mam czego się obawiać, Jeżeli żyją. Tak więc z żalem tylko, Zwracając do nich myśl, idę do Towru. / Wychodzą: książę Walii, książę York, Hastings i kardynał z orszakiem. / BUCKINGHAM Myślisz, milordzie, że ten mały krzykacz Nie był podszczuty przez swą chytrą matkę Do przymawiania ci i drwienia z ciebie W tak obelżywy sposób? GLOSTER Ani wątpić. O, zły to chłopiec, zuchwały, gwałtowny, A przy tym sprytny i cięty nad lata: Kochanej mamy wykapany obraz. BUCKINGHAM Na teraz pokój im. — Ketsby! Ketsby zbliża się Przysiągłeś Zarówno ściśle spełnić nasze chęci, Jak w tajemnicy trzymać nasze słowa; Zamysły nasze już ci są wiadome. Jak myślisz? jestli to łatwym zadaniem Wiliama Hastings zjednać naszej sprawie, Gwoli oddania temu cnemu księciu Berła tej naszej sławnej w dziejach wyspy? KETSBY Przez pamięć ojca jest on przywiązany Do księcia Walii tak, że niezawodnie Niczym się nie da od niego odwrócić. BUCKINGHAM Cóż o Stanley'u sądzisz? czy ten giętszy? KETSBY Ten działać będzie we wszystkim jak Hastings. BUCKINGHAM Dobrze więc: teraz idzie tylko o to, Kochany Ketsby, ażebyś z daleka Wybadał lorda Hastingsa, o ile Usposobiony jest nam odpowiednio; Tudzież, ażebyś go na jutro rano Wezwał do Towru dla uczestniczenia W naradach naszych względem koronacji. Jeżeli znajdziesz go powolnym dla nas, Dodaj mu bodźca i zwierz mu nasz zamiar; Jeśli zaś będzie trudny, chłodny, twardy, Bądź i ty takim; utnij z nim rozmowę: Mamy mieć jutro drugą jeszcze radę, W której cię czeka znakomita rola. GLOSTER Pozdrów milorda Wiliama ode mnie, Powiedz mu, Ketsby, że odwiecznej lidze Zawziętych jego nieprzyjaciół jutro W pomfretskim zamku krew będzie puszczona; Niech mój przyjaciel na tę wieść z radości Pani Szor więcej da jednym całusem. BUCKINGHAM Idź, mój kochany Ketsby, zrób to sprawnie. KETSBY Spuśćcie się na mnie, szlachetni lordowie; Jak najoględniej wywiążę się z tego. GLOSTER Daszże o sobie słyszeć, nim spać pójdziem? KETSBY Z pewnością. GLOSTER W Krosby znajdziesz nas obydwóch. / Wychodzi Ketsby. / BUCKINGHAM Cóż uczynimy, milordzie, poznawszy, Że Hastings nie chce z nami się połączyć? GLOSTER Utniem mu głowę, braciszku, i kwita. — Coś w takim razie trzeba będzie zrobić. — A jak zostanę królem, nie zapomnij Zażądać hrabstwa Hereford ode mnie I darowizny wszelkich dóbr ruchomych, Jakie nieboszczyk król, nasz brat, posiadał. BUCKINGHAM Będę miał zaszczyt upomnieć się o to. GLOSTER I z serca będzie ci to udzielone. Idźmy zjeść teraz wieczerzę, a potem Trawiąc ją, lepiej zamiar nasz przetrawim. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Przed domem Hastingsa. / / Wchodzi Posłaniec i puka do drzwi. / POSŁANIEC Milordzie! HASTINGS / wewnątrz / Kto tam? POSŁANIEC Ktoś od lorda Stanley. HASTINGS / wewnątrz / Która godzina? POSŁANIEC Zaraz będzie czwarta. / Wchodzi Hastings. / HASTINGS Czy twój pan sypiać po nocach nie może? POSŁANIEC Tak by się z tego, co powiem, zdawało. Naprzód, pozdrawia on Waszą Wielmożność. HASTINGS A potem? POSŁANIEC Potem oznajmia Wam, panie, Iż mu się nocy dzisiejszej przyśniło, Że dzik mu zerwał szyszak. Mówi przy tym, Że się dziś odbyć mają aż dwie rady, I łatwo może na jednej z nich wypaść Coś, co by mogło Wam, panie, i jemu Być nie po myśli na drugiej; dlatego Przysyła do Was, panie, z zapytaniem, Azaliby się Waszej Wielmożności Nie podobało wsiąść z nim na koń zaraz I co tchu pognać w kierunku północy? Dla uniknięcia niebezpiecznych następstw, Jakie przeczucie jego odgaduje. HASTINGS Idź Wasze z Bogiem! powiedz swemu panu, Niech się nie boi tej podwójnej rady: Jego cześć i ja będziemy na jednej; Na drugiej Ketsby, mój dobry przyjaciel: Gdyby tam miało co zajść z naszą szkodą, Naprzód bym o tym był uwiadomiony. Obawy jego są, powiedz mu, płonne I bezzasadne. — Co się zaś dotyczy Jego snu, dziwno mi, jak on być może Tak niedorzeczny, żeby dawać wiarę Błahym złudzeniom niespokojnej drzemki. Pierzchać przed dzikiem, nim dzik na sztych idzie, Jest to pobudzać go, żeby nas ścigał, Gon wywoływać, o którym on nie śni. Idź, przyjacielu, powiedz swemu panu, Żeby wstał z łóżka i przyszedł tu do mnie, A razem pójdziem do Towru, gdy ujrzy, Jak się uprzejmie z nami dzik obejdzie. POSŁANIEC Idę i wiernie — powiem mu to wszystko. / Wychodzi. / / Wchodzi Ketsby. / KETSBY Po trzykroć dobry dzień, zacny milordzie! HASTINGS Dzień dobry, Ketsby; coś wcześnie dziś wstałeś. Cóż tam nowego, co nowego słychać W naszym chwiejącym się państwie? KETSBY W istocie, Świat nasz się tacza, milordzie, i mniemam, Że póty prosto stać nie będzie, póki Ryszard nie włoży na swą głowę wieńca. HASTINGS Wieńca? Czy przez to rozumiesz koronę? KETSBY Tak jest, milordzie. HASTINGS Dam sobie wprzód głowę Zdjąć z tego karku, nim ujrzę koronę Na tak niegodnym miejscu położoną. Jak to! Czyś dostrzegł, że on do niej zmierza? KETSBY Jak żyw tu stoję i waszą, milordzie, Pomoc ku temu tuszy sobie zjednać: Zaczem przesyła wam tę wieść pomyślną, Że wasze wrogi, krewniaki królowej, Dziś jeszcze w zamku Pomfret śmierć poniosą. HASTINGS Nad tą nowiną wprawdzie nie boleję, Bo oni zawsze mi byli przeciwni; Ale głosować za Ryszardem, z ujmą Prawych następców mojego monarchy, Tego nie zrobię, Bóg widzi, do śmierci. KETSBY Zachowaj Boże Waszą Cześć w tych chęciach! HASTINGS Ale ja jeszcze śmiać się z tego będę Kawałek czasu, i przyjdzie mi jeszcze Kiedyś być świadkiem tragicznego końca Tych, co mię przed mym panem oczerniali. Zobaczysz, Ketsby, nim się zestarzeję O dwa tygodnie, sprzątnę z drogi takich, Którzy się tego ani spodziewają. KETSBY Smutna to dola, milordzie, umierać Niespodziewanie, bez przygotowania. HASTINGS O, straszna, straszna! Takiej doświadczają Rivers, Grey, Wogan, takiej też doświadczą I inni, co się bezpiecznymi sądzą, Jak ja i Waszmość; co są, jak wiesz, drodzy, Książęciu Gloster i Buckinghamowi. KETSBY Wysoko stoisz, milordzie, w uznaniu Obu tych książąt. do siebie Wysoko zaiste, Bo cię uznają godnym rusztowania. wchodzi Stanley Bywajże, bywaj! Gdzież twój oszczep, bracie? Lękasz się dzika, a chodzisz bezbronny? STANLEY Dzień dobry Waszej Czci, dzień dobry, Ketsby, Żartujcie zdrowi, ale na krzyż pański, Mnie się ta dwójca narad nie podoba. HASTINGS Cenię me życie równie jak wy wasze I nigdy w życiu, wierzaj mi, milordzie, Nie było ono mi droższe niż teraz. Czy myślisz, że bym miał tak lekki humor, Gdybym przyszłości naszej nie był pewny? STANLEY Owi lordowie z Pomfret wyjeżdżali Raźnie z Londynu, spokojnymi byli O swoją przyszłość; bo i w rzeczy samej Nie mieli żadnej racji do podejrzeń; A jakże prędko dzień ich się zachmurzył! Ten nagły wybuch tłumionej niechęci Skłonnym mię czyni do niedowierzania. Dałby Bóg, żebym tchórzył nadaremnie! I cóż, czy idziem do Towru? Już pora. HASTINGS Idźmy, milordzie, idźmy; bądź spokojny. Czy wiesz? dziś będą mieli głowę ściętą Owi lordowie, o których wspomniałeś. STANLEY Im by za stałą ich wiarę przystało Nosić na karku głowy, lepiej może Niż niejednemu z ich oskarżycieli Kapelusz. Ale idźmy już, milordzie. / Wchodzi Podherold. / HASTINGS Idźcie, panowie, naprzód; muszę pierwej Pomówić jeszcze nieco z tym człowiekiem. wychodzą: Stanley i Ketsby Jakże się waści powodzi? PODHEROLD Tym lepiej, Kiedy się milord raczy o to pytać. HASTINGS Mnie się powodzi teraz lepiej, bracie, Niż ongi, kiedyś to do mnie przyszedł; Wtedy do Towru szedłem jako więzień, Dzięki staraniom stronnictwa królowej; Dziś zaś (zachowaj to, proszę, przy sobie), Dziś przeciwnicy moi są traceni, A moja sprawa lepszą jest niż kiedy. PODHEROLD Daj Boże, aby z niej Wasza Cześć była Zadowoloną zawsze! HASTINGS Bóg ci zapłać! Na, masz tu; napij się za moje zdrowie. / Rzuca mu sakiewkę. / PODHEROLD Kornie dziękuję Waszej Wielmożności. / Wychodzi. / / Wchodzi Ksiądz. / KSIĄDZ Milordzie, cieszę się, że mam sposobność Widzenia Waszej Cześci w dobrym zdrowiu. HASTINGS Z serca dziękujęć, kochany sir Dżonie. Jestem ci jeszcze, zdaje mi się, dłużny Za, twą ostatnią duchowną posługę: Przyjdź w tę niedzielę, to się porachujem. / Wchodzi Buckingham. / BUCKINGHAM Z księżmi rozmawiasz, panie szambelanie? Ksiądz jest potrzebny twoim przyjaciołom, Co w Pomfret siedzą, ale Wasza Miłość Ma co innego przed sobą jak spowiedź. HASTINGS W istocie, to też zaledwie spotkałem Tego świętego męża, aż mi zaraz Owe osoby stanęły na myśli. Idziesz do Towru, mości książę? BUCKINGHAM Idę, Ale nie długo będę mógł tam bawić: Wyjdę przed wami, milordzie. HASTINGS Być może, Bo ja zabawię tam aż do obiadu. BUCKINGHAM / do siebie / I do kolacji, o czym jeszcze nie wiesz. głośno Idziemy? HASTINGS Służę ci, kochany książę. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Pomfret. Przed zamkiem. / / Wchodzi Ratklif, za nim Rivers, Wogan i Grey pod strażą, prowadzeni na stracenie. / RATKLIF Wprowadźcie na plac więźniów. RIVERS Sir Ratklifie, Pozwól powiedzieć sobie tylko tyle, Że będziesz świadkiem dziś śmierci trzech ludzi, Których występkiem całym była wierność, Szczerość i prawość. GREY Oby tylko nieba Księcia następcę raczyły zasłonić Przed waszą ligą, tą bandą pijawek! WOGAN Wy, którym wolno jeszcze świat oglądać, Pożałujecie gorzko tego z czasem. RATKLIF Kończcie! stoicie u kresu żywota. RIVERS O, Pomfret! Pomfret! krwawe ty więzienie Złowrogie, zgubne dla szlachetnych parów! W twoich to murów zabójczym obrębie Był Ryszard drugi na śmierć zarąbany, I na tym większy twój zakał dziś tobie Dają niewinną naszą krew do picia. GREY Spełniła się owa klątwa Małgorzaty, Którą rzuciła na Hastingsa, na was I na mnie za to, żeśmy byli przy tym, Kiedy jej syna zabił Ryszard Gloster. RIVERS Przeklęła ona Hastingsa, przeklęła I Buckinghama; przeklęła Ryszarda: O Boże, ziść jej modły przez wzgląd na nią I przez wzgląd na nas! za moją zaś siostrę I za jej synów niechaj ci, o Panie, Wystarczy nasza krew, co, jak wiesz, teraz Niesprawiedliwie ma zostać przelana. RATKLIF Śpieszcie się, śmierci godzina nadeszła. RIVERS Grey'u, Woganie, zamieńmy uściski. Żegnam was, żegnam; do widzenia w niebie! / Wszyscy wychodzą. / SCENA CZWARTA / Sala posiedzeń w Towerze. / / Buckingham, Stanley, Hastings, biskup Ely, Ketsby, Lovel i inni siedzą u stołu; za nimi stoi służba. / HASTINGS Tak więc, szlachetni panowie, przedmiotem, Który nas znaglił zebrać się obecnie, Jest koronacji obchód. W imię Boże, Mówcież, jak prędko ten akt ma się odbyć? BUCKINGHAM Wszystkoż do niego już przygotowane? STANLEY Tak jest, brak tylko oznaczenia kiedy. ELY Jutro więc; dzień ten zda mi się dogodnym. BUCKINGHAM Któż zna w tej mierze myśli protektora? Kto cnego księcia jest najzaufańszym? ELY Wasza Cześć jego myśli znasz najlepiej. BUCKINGHAM Znamy się z twarzy, ale co do serca, Nie zna on mego lepiej niż ja wasze; Ani ja jego serca nie znam lepiej Jak wy, milordzie, moje. Lordzie Hastings, Wasza Cześć jesteś z nim, mówią, zażyle. HASTINGS Wdzięcznym się czuję Jego Wysokości; Wiem, że mi sprzyja: ale jego myśli O koronacji nie wybadywałem, Ani on także nie raczył mi zwierzyć Swoich łaskawych chęci pod tym względem. Czas, milordowie, możecie oznaczyć, A ja poważę się dać głos za księcia. Czego on, tuszę, za złe mi nie weźmie. / Wchodzi Gloster. / ELY W porę nadchodzi sam dostojny książę. GLOSTER Dzień dobry, mili panowie i bracia! Zaspałem trochę sprawę, ależ przecie To opóźnienie się moje, rozumiem, Nie naraziło na odwłokę żadnej Ważniejszej kwestii, której rozstrzygnienie Mogło wymagać mojej obecności. BUCKINGHAM Gdybyś był książę nie nadszedł zza kulis, Lord Wiliam Hastings gotów był odegrać Twą rolę, to jest, byłby był za ciebie Dał głos w przedmiocie aktu koronacji. GLOSTER Nikt być nie może śmielszym niż lord Hastings, Jego Cześć sprzyja mi i zna mię dobrze. — Milordzie Ely, świeżo będąc w Holborn, Widziałem w sadzie twym piękne truskawki: Każ mi ich przynieść trochę, jeśli łaska. ELY Z całego serca, miłościwy książę. / Wychodzi. / GLOSTER Słówko, milordzie Buckinghamie. na stronie do niego Ketsby Badał Hastingsa w tym, co wiesz, i znalazł Twardego panka tak zapamiętałym, Że prędzej głowę wystawi na hazard, Niż ścierpi, aby dziecko jego pana, Jak się wyraża, było pozbawione Swojej posady na angielskim tronie. BUCKINGHAM Wyjdź stąd na chwilę, książę, i ja wyjdę. / Wychodzą: Gloster i Buckingham. / STANLEY Jeszcześmy o tej świętej ceremonii Nic stanowczego nie wyrzekli. Jutro Byłoby, mniemam, cokolwiek za wcześnie; Ja sam nie jestem tak przygotowany. Jak bym był, gdyby to miało być później. / Biskup Ely powraca. / ELY Gdzie lord protektor? Kazałem pójść przynieść Owych truskawek. HASTINGS Dziś Jego Wysokość Wygląda jakoś słodko i promiennie: Musi mieć w myśli coś, z czego jest kontent, Kiedy tak raźnie dzień dobry powiedział. Nikt w chrześcijaństwie nie umie, mym zdaniem, Mniej niż on taić chęci i niechęci: Z jego lic zaraz poznasz, co ma w sercu. STANLEY Jaką żeś dzisiaj u niego, milordzie, Skazówkę serca wyczytał na licach? HASTINGS Tę, że nic przeciw nikomu z nas nie ma: Bo niechby tylko miał urazę jaką, Byłby to zaraz pokazał po minie. / Gloster i Buckingham powracają. / GLOSTER Wzywam was wszystkich, coście tu zebrani. Powiedzcie, na co zasługują tacy, Co za pomocą szatańskiego środka, Przeklętych czarów, na śmierć moją dybią I piekielnymi urokami swymi Zgubny wywarli wpływ na moje ciało? HASTINGS Przychylność, jaką w sercu moim żywię Ku wam, milordzie, przynagla mię wobec Całego tego cnego zgromadzenia Potępić winnych tak sromotnej zbrodni. Ktokolwiek oni są, głośno oświadczam, Że zasługują na śmierć. GLOSTER Niechże tedy Wzrok wasz bezecnej zbrodni da świadectwo! Patrzcie, jak srodze mię oczarowano; Wyschło mi ramię jak zwiędła latorośl: Edwarda żona to, ta to zła wiedźma, W spółce z bezwstydną tą babą, Szorową, Tak mię czartowskim kunsztem naznaczyły. HASTINGS Jeśli to one uczyniły, panie — GLOSTER Jeśli — nierządnych niewiast protektorze, Ty śmiesz prawić «jeśli»? — ty jesteś zdrajcą. Uciąć mu głowę! Na świętego Pawła, Nie prędzej tknę się jadła, aż ją ujrzę Lovel i Ketsby, bądźcie w tym. — Kto ze mną, Ten niech powstanie i opuści salę. / Cała rada wychodzi z Glosterem i Buckinghamem. / HASTINGS Biada ci, Anglio! biada! mnie bynajmniej. Niebaczny! miałem czas temu zapobiec, Bo Stanley'owi śniło się, że dzik mu Hełm strącił z głowy, ale nie zważałem Na tę przestrogę, wzgardziłem ucieczką. Trzy razy potknął się dzisiaj mój rumak I dęba stanął, gdy zobaczył Tower, Jak gdyby wstręt miał wieźć mię do szlachtuza. O, teraz mi ów ksiądz jest pożądany, Z którym mówiłem dzisiaj; teraz żal mi, Żem tak niewcześnie triumfował, mówiąc Podheroldowi, iż dziś jeszcze moi Nieprzyjaciele w Pomfret śmierć poniosą, A ja sam jestem bezpieczny i w łaskach. O, Małgorzato! już przekleństwo twoje Dosięga głowy biednego Hastingsa. KETSBY Śpiesz się, milordzie, książę chce jeść obiad: Czeka na głowę twoją; módl się prędko. HASTINGS O, krótkotrwała łasko śmiertelników, Za którą gonim bardziej niż za boską! Kto swe nadzieje zakłada na próżni Twoich zwodniczych objawów, ten żyje Jako pijany ów na maszcie majtek, Którego lada chybnięcie jest zdolne Strącić w fatalne wnętrzności otchłani. LOVEL Idźmy! Wykrzyki na nic się nie zdadzą. HASTINGS Krwawy Ryszardzie! — Nieszczęśliwa Anglio! Okropne czasy przepowiadam tobie, Na jakie nigdy jeszcze świat nie patrzał. Pod miecz prowadźcie mnie! — Raduj się, Glostrze, Ale miecz, pomnij, ma podwójne ostrze. / Wychodzi: za nim Ketsby i Lovel. / SCENA PIĄTA / Pod murami Towru. / / Wchodzą śpiesznie: Gloster i Buckingham w zardzewiałych, niekształtnie wyglądających zbrojach. / GLOSTER Brawo, milordzie! umiesz, jak uważam, Drżeć, blednąć, dławić dech w pośrodku słowa; Potem zaczynać znów, i znów ucinać, Jak gdyby przestrach odjął ci przytomność. BUCKINGHAM Ot, naśladuję biegłego tragika: Mówię i patrzę w tył i zerkam na bok; Milknę i wzdrygam się, gdy się źdźbło ruszy, Jak gdybym nie był panem podejrzenia Nurtującego w głębi mojej duszy, Błędne spojrzenia mam na zawołanie I przymuszone uśmiechy: oboje Gotowe zawsze służyć mym podejściom. — Czy Ketsby poszedł już? GLOSTER Poszedł i oto Lorda majora prowadzi już z sobą. / Wchodzą: lord major i Ketsby. / BUCKINGHAM Pozwól, milordzie, bym z nim sam pomówił Lordzie majorze — GLOSTER Bacz na most zwodzony. BUCKINGHAM Słyszycie? bęben. GLOSTER Ketsby, spojrzyj z murów BUCKINGHAM Lordzie majorze, przyczyną, dla której Zawezwaliśmy was — GLOSTER Patrz za się! broń się! Nieprzyjaciele zdążają w tę stronę. BUCKINGHAM Niech was Bóg strzeże i niewinność nasza! / Wchodzą: Lovel i Ratklif, niosąc głowę Hastigsa. / GLOSTER Próżny strach; to są przyjaciele nasi, Ratklif i Lovel. LOVEL Oto głowa tego Niecnego zdrajcy, tego intryganta Niebezpiecznego, chytrego Hastingsa. GLOSTER Takem go kochał, że zapłakać muszę. Miałem go zawsze za wzór rzetelności, Jakiej się chyba równa może zdarzyć Na całej kuli ziemskiej pośród chrześcijan. On mi był księgą, w której moja dusza Zapisywała dzieje wszystkich swoich Najskrytszych myśli. Tak gładko swe wady Pozorem cnoty upoliturował, Że pominąwszy jedną jawną zdrożność, To jest stosunki jego z żoną Szora, Z niskąd nie mogło paść nań podejrzenie. BUCKINGHAM W istocie, jeszcze nie było pod słońcem Układniejszego zdrajcy. — Patrz, majorze, Czy byś wystawił sobie, czy byś wierzył, Gdybyśmy, cudem zostawszy przy życiu, Nie zaświadczyli o tym, że ten nędznik Zamierzył sobie dziś w pośrodku rady, Jego Dostojność i mnie zamordować? MAJOR Doprawdy? Hastings miał ten zamiar? GLOSTER Cóż to? Myślisz pan, żeśmy Turcy lub poganie? Żebyśmy przeciw wszelkim formom prawa Tak się kwapili z zadaniem mu śmierci, Gdyby wiszący spisek, spokój Anglii, Nareszcie własne bezpieczeństwo nasze Nie było tego po nas wymagało? MAJOR Ha, w takim razie zasłużył on na śmierć, I Ekscelencje dobrze uczyniły Dając ten przykład, zdolny innych zdrajców Od tym podobnych zamachów odstręczyć. BUCKINGHAM Odkąd się zadał z miss Szor, ja się po nim Nie spodziewałem niczego lepszego. Nie kazaliśmy wszakże, by go ścięto Wprzód, ażby Wasza Cześć przyszła to widzieć; Ale żarliwy pośpiech tych przyjaciół Zrządził to nieco wbrew naszej intencji. Bardzośmy sobie życzyli, milordzie, Żebyś był słyszał, co mówił ten zbrodzień; Jak się struchlały przyznawał do środków, Które do swego celu przygotował; A pragnęliśmy, żebyś był to słyszał Dlatego, abyś potem był w możności Zdać z tego sprawę przed obywatelstwem, Które się może błędnie zapatrywać Na nasz postępek i żałować zdrajcy. MAJOR Milordzie, słowo Waszej Dostojności Jest dla mnie równie ważnym jak świadectwo Własnych mych oczu i uszu; nie wątpcie, Wasze Książęce Moście, że poczciwe Obywatelstwo dowie się z ust moich O sprawiedliwym waszym postąpieniu. GLOSTER Przetośmy Waszą Cześć tu zaprosili! Dla uniknięcia złośliwych zarzutów. BUCKINGHAM Skoro zaś cel nasz dopięty nie został Skutkiem spóźnienia się twego, milordzie, Zechciej przynajmniej podać to, co słyszysz, Żeśmy na celu mieli; a tymczasem, Czcigodny lordzie majorze, Bóg z wami! / Wychodzi lord major. / GLOSTER On teraz pędzi jak kula na ratusz. Idźże tam za nim, bracie Buckinghamie, I w miarę, jak się zdarzy k'temu zręczność, Wykaż nieprawość Edwardowych dzieci. Powiedz tam, jak to król Edward pewnego Obywatela na śmierć skazał za to, Za to jedynie, że ten się dał słyszeć, Iż syna swego uczyni dziedzicem Korony, mając przez to rzeczywiście Swój dom na myśli, który tak był zwany, Z powodu, że miał koronę na szyldzie. Wytknij też jego szkaradną rozwiązłość, Jego zwierzęcą skłonność do zmienności, Która ich sługom, córkom, żonom nawet Nie przepuszczała, kędy tylko jego Niestałe serce i lubieżne oko Mogło łup sobie upatrzyć. W potrzebie Rzuć plamę na mnie samego i powiedz, Że kiedy moja matka była w ciąży Z nienasyconym tym Edwardem, wtedy Najszlachetniejszy rodzic mój, York, toczył Wojnę we Francji i z rachuby czasu Doszedł, że dziecko to nie było jego; Co się i z rysów tegoż dało poznać, W których nie było cienia podobieństwa Do szlachetnego księcia, mego ojca. Lecz tego dotknij ostrożnie, z daleka. Bo moja matka, jak wiesz, jeszcze żyje. BUCKINGHAM Nie troszcz się o to, milordzie: odegram Tak umiejętnie rolę oratora, Jak gdyby złoty wieniec mej wymowy Mnie się miał dostać. Żegnam cię tymczasem. GLOSTER Jeżeli ci się uda z nimi sprawa, To sprowadź kilku z nich do Bajnard's Kessel, Gdzie mnie znajdziecie w poważnej kompanii Czcigodnych ojców i światłych biskupów. BUCKINGHAM Pomiędzy trzecią a czwartą godziną Będziesz miał, książę, relację z ratusza. / Wychodzi. / GLOSTER Ketsby, idź zaraz do ojca Penkera A ty, Lovelu, do doktora Szau; Poproście obu, aby za godzinę Przybyli do mnie na Bajnarda zamek. wychodzą: Lovel i Ketsby A ja tymczasem pójdę skrycie zlecić, Aby Klarensa bębnów w kąt schowano; I rozporządzić, by odtąd nikt zgoła Do królewiczów nie znalazł przystępu. / Wychodzi. / SCENA SZÓSTA / Ulica. / / Wchodzi Pisarz kancelaryjny. / PISARZ Oto egzemplarz aktu oskarżenia Zacnego lorda Hastings, sporządzony Na czysto, w kopii, która dziś w kościele Świętego Pawła ma być odczytana. Patrzcież, jak jedno z drugim tu się wiąże: Potrzebowałem jedenaście godzin Na przepisanie tylko tego aktu, Bo Ketsby przysłał mi go wczoraj w wieczór; Musiał ci brulion zabrać tyleż czasu, A przed pięcioma godzinami Hastings Żył jeszcze, wolny, nie indagowany I bez zarzutu. Dziwnież się to klei! Któż jest tak głupi, żeby w tym nie widział Dotykalnego szelmostwa? Lecz któż by Tak był odważnym powiedzieć, że widzi? Zły świat i złe go czekają następstwa, Gdy milcząc, takie widzi się przestępstwa. / Wychodzi. / SCENA SIÓDMA / Podwórze w zamku Bajnarda. / / Wchodzą z przeciwnych stron Gloster i Buckigham. / GLOSTER Jakże tam? jakże? Co mówi mieszczaństwo? BUCKINGHAM Na Przenajświętszą krew Chrystusa Pana! Mieszczaństwo milczy, jak gdyby mu gębę Kneblem zabito. GLOSTER Czy im napomknąłeś O nieprawości Edwardowych dzieci? BUCKINGHAM A jakże! i o ślubie z lady Lucy, I tym we Francji przez pełnomocnictwo, I o niesytej chciwości żądz jego, I o gwałceniu żon obywatelskich, I o pastwieniu się jego za fraszki, I o bękarctwie jego własnym, ile Że był spłodzonym w takim czasie, w którym Szanowny jego ojciec był we Francji, I nic był z twarzy do ojca podobnym. Po czym skreśliłem im twe rysy, książę, Będące żywym obrazem ojcowskich, Tak co do kształtów jak i szlachetności Odbijającej szlachetność twej duszy; Przywiodłem wszystkie twe zwycięstwa w Szkocji, Twą dzielność w boju i mądrość w pokoju, Twą dobroć, prawość i pokorę: słowem, Nie pominąłem w ciągu mojej mowy, Ani dotknąłem pobieżnie niczego, Co tylko mogło do celu posłużyć. A gdym orację już wyczerpał, wniosłem, Ażeby każdy, kto ojczyznę kocha, Krzyknął: «Niech żyje Ryszard, król angielski!». GLOSTER I cóż? czy oni to zrobili? BUCKINGHAM Gdzie tam! Boże mi odpuść! nie rzekli i słowa. Jak nieme głazy, jak zimne posągi Stali i z trwogą patrzyli po sobie. Co zobaczywszy, zgromiłem ich ostro I zapytałem majora, co znaczy To uporczywe milczenie. Ten odrzekł: Że to jest rzeczą niezwykłą dla ludu, Aby doń mówił kto inny jak syndyk; Więc go znagliłem powtórzyć me słowa, Co i uczynił, dodając przy każdym: «Tak mówi książę, książę tak podaje». Ale od siebie nie rzekł nic takiego, Co by poparło rzecz. Gdy skończył mówić, Niektórzy z moich własnych zwolenników, Na drugim końcu sali, wpakowali Czapki na głowę; z jakie dziesięć głosów Dało się słyszeć: «Niech żyje król Ryszard», Więc podchwytując to, krzyknąłem: «Dzięki, Cni przyjaciele i obywatele! Ten jednozgodny i radosny okrzyk Świadczy zarówno o mądrości waszej, Jak i o miłości waszej dla Ryszarda». — Na tym uciąłem krótko i wyszedłem. GLOSTER Zakute głąby! nie chcieli nic mówić? Więc major z swoją gawiedzią nie przyjdzie? BUCKINGHAM Major nadejdzie, milordzie, za chwilę. Udaj, jakobyś był zakłopotanym; Każ się usilnie prosić, nim ich przyjmiesz; I pomnij w ręku mieć książkę nabożną, A obok siebie dwóch ojców duchownych; Bo mi to poda tekst do patetycznej Prozopopei. Tylko się droż, panie, Nim prośbie naszej uczynisz zadosyć; Uczyń jak dziewka, mów «nie», a bierz jednak. GLOSTER Dobrze; odchodzę. Jeśli ty, milordzie, Będziesz tak dobrze przemawiał za nimi, Jak ja potrafię mówić «nie» za siebie, To rzecz niechybnie załatwim po myśli. BUCKINGHAM Idź, mości książę; wejdź na ganek; stamtąd Dasz im się widzieć, lord major już idzie. Gloster wychodzi wchodzi lord major i obywatele Witaj, milordzie! Czekam tu i czekam; Książę snać nie chce dać dziś posłuchania. Ketsby nadchodzi z zamku No, i cóż, Ketsby? Cóż twój pan powiedział Na moją prośbę? KETSBY Prosi Waszą Miłość, Iżby go jutro raczyła odwiedzić Albo pojutrze. Zamknięty jest z dwoma Świętobliwymi sługami kościoła I zatopiony w medytacji; żaden Światowy powód nie zdoła go skłonić Do zawieszenia tych duchownych ćwiczeń. BUCKINGHAM Kochany Ketsby, oznajm księciu panu, Że ja, lord major i aldermanowie, W naglącej sprawie, w rzeczach wielkiej wagi, Bo powszechnego dobra dotyczących, Przyszliśmy tutaj i w podwórzu stoim, Pragnąc pomówić z Jego Wysokością. KETSBY Idę niezwłocznie o tym go uprzedzić. / Wychodzi. / BUCKINGHAM A co? ten książę, panie, to nie Edward: Ten się na miękkim łożu nie rozwala, Ale na klęczkach duma świętobliwie; Nie baraszkuje w gronie sprośnych niewiast, Ale rozmyśla w towarzystwie księży, Nie śpi, by gnuśne ciało swe utuczył, Ale się modli, by wzmógł umysł czynny. Zaprawdę, Anglia byłaby szczęśliwą, Gdyby ten książę bogobojny przyjął Ster rządu nad nią; lecz niestety! pewnie Nam się nie uda skłonić go do tego. MAJOR Niechże Bóg broni, aby Jego Miłość Miała powiedzieć «nie»! BUCKINGHAM Boję się bardzo, Czy tak nie zrobi. Oto Ketsby wraca. wchodzi Ketsby No, Ketsby, jaką niesiesz nam odpowiedź? KETSBY Jego Książęcej Wysokości dziwno, W jakimeś celu, milordzie, na zamek Sprowadził taki tłum obywateli, Gdy o tym Jego Książęcą Wysokość Uświadomioną nie była poprzednio Jest on w obawie, ażali to jakich Złych względem niego nie kryje zamiarów. BUCKINGHAM Żywo boleję nad tym, że mój wielce Szanowny kuzyn przypuszcza z mej strony Złe względem niego zamiary. Bóg świadkiem, Żeśmy w najlepszych myślach tu przybyli. Idź, Ketsby, jeszcze raz; zapewnij o tym Jego Wysokość. Ketsby wychodzi Kiedy ludzie pełni Świętej dewocji siedzą nad różańcem, To ich niełatwo od niego odciągnąć: Taką ma w sobie słodycz bogomyślność. / Gloster ukazuje się na górnej galerii, pomiędzy dwoma biskupami. Ketsby powraca. / MAJOR Patrzcie no, wszakże to jego Wysokość Stoi pomiędzy dwoma biskupami? BUCKINGHAM Dwa to filary, na których się cnota Chrześcijańskiego opiera książęcia, Aby w bezdroża próżności nie upadł. I w ręku, patrzcie, ma książkę nabożną, Tę najprawdziwszą ozdobę, po której Świętobliwego znać męża. — Przesławny Plantagenecie, przedostojny książę, Podaj łaskawe ucho naszej prośbie I wybacz, żeśmy przerwali praktykę Twej chrześcijańskiej, żarliwej dewocji. GLOSTER Nie ma potrzeby tych usprawiedliwień, Milordzie; ja to was raczej przepraszam, Że służbą bożą w cichości zajęty, Każę na siebie czekać przyjaciołom. Ale nie mówmy o tym. Cóż sprowadza Wasze Miłoście? BUCKINGHAM To, co się zarówno Podoba, mniemam, Bogu, jak i wszystkim Poczciwym ludziom tej wyspy, na teraz Będącej w smutnym stanie bezkrólewia. GLOSTER Boję się, czylim nie popełnił czego, Co mogło zdrożnym się wydawać w oczach Obywateli, i czyście nie przyszli Zganić mię za ten mimowolny usterk. BUCKINGHAM Tak, zawiniłeś, milordzie: bogdajby Wasza Wysokość chciała wynagrodzić, Na nasze prośby, to swe przewinienie. GLOSTER Gdybym win moich zmywać nie był gotów, Na cóż bym liczył się do wiernych chrześcijan? BUCKINGHAM Dowiedz się przeto, miłościwy książę, Iż w tym jest twoja wina, że skazujesz Majestat tronu, berło twoich przodków, Przywilej szczęścia i należność rodu, Dziedziczną chwałę cnego domu twego Na poniżenie przez niegodne plemię; Ponieważ, skutkiem zbytniej łagodności Uśpionych myśli twoich, które zbudzić, Dla dobra kraju jest zamiarem naszym, Sławnej tej wyspie brak właściwych członków; Piękną jej postać szpecą blizny hańby; W jej pniu królewskim tkwią szczepy nikczemne, A on sam prawie wtrącony jest w ciemnię, Pochłaniającą przepaść zapomnienia. Chcąc to naprawić, postanowiliśmy Waszą Wysokość prosić, iżbyś raczył Przyjąć na siebie rządy tego kraju, Nie jako rejent, protektor, namiestnik, Albo cudzego mienia zawiadowca, Lecz jako istny, z porządku krwi, dziedzic, Wchodzący w swoje prawa, w posiadanie Swojego spadku, swych dóbr, swej własności. Dlatego łącznie z obywatelami, Którzy cię cenią, panie, i miłują, I na usilne tychże naleganie Przychodzę Waszą Książęcą Mość skłonić Do uczynienia zadosyć tej prośbie. GLOSTER Nie wiem, co lepiej by godności mojej I położeniu waszemu przystało: Czy żebym odszedł, nic nie powiedziawszy, Czy też wam gorzkie uczynił wyrzuty. Gdybym nic nie rzekł, moglibyście myśleć, Że krępująca mi język wyniosłość Milcząc przystaje na przyjęcie tego Złotego jarzma monarchicznej władzy, Którą niebacznie chcecie mi narzucić; Gdybym was zgromił za tę waszą prośbę, Tak oczywistym będącą dowodem Prawdziwej waszej dla mnie przychylności, To, z drugiej strony, skrzywdziłbym przyjaciół: By więc uniknąć pierwszego i mówić, A mówiąc nie wpaść w drugą ostateczność, Taką pośrednio daję wam odpowiedź: Życzliwość wasza warta mej podzięki, Ale zasługa moja mało warta Cofa się wobec celu waszych życzeń. Choćby, przypuśćmy, usunięte były Wszelkie przeszkody i choćbym na mocy Praw urodzenia miał utorowaną Drogę do tronu, to winienem wyznać: Tak bardzo jestem ubogi na duchu, Tak wielostronne są me niedostatki, Że bym się wolał ukryć przed wielkością, Jako łódź siły morza nie znosząca, Niż zostać moją wielkością zakrytym, I zaduszonym dymem mojej chwały. Ale, na szczęście, nie ma tej potrzeby, (Gdyby zaś była, byłbym, chcąc wam pomóc, W ciężkiej potrzebie); z królewskiego drzewa Królewski przecie pozostał nam owoc, Który dojrzawszy z czasem, niewątpliwie Majestatowi ujmy nie przyniesie I uszczęśliwi nas rządami swymi. Na niego zdaję to, coście panowie Zdać na mnie chcieli; zostawiam go spełna Przy jego prawach i świetnej przyszłości: Niech mnie Bóg broni wyzuwać go z tego! BUCKINGHAM Świadczy to, panie, o skrupulatności Twego sumienia, ale, jak na teraz, Są to skrupuły niewczesne i błahe, Kiedy się wszystko dokładnie rozważy. Mówiłeś, panie, że królewicz Edward Jest twym bratankiem, i my to mówimy; Ale nie żony Edwarda, bo Edward Był połączony pierwej z lady Lucy; Wie o tych ślubach twa matka, milordzie; A nieco później, przez pełnomocnictwo, Wszedł w związki z Boną, siostrą króla Francji. Gdy zaś te obie dostały odprawę, Naówczas prosta jedna suplikantka, Znękana losem, matka kilku synów, Z pola piękności zeszła biedna wdowa, Na samym schyłku swych dni przedjesiennych, Lubieżne jego zniewoliła oko I dążeń jego wyższy lot zwichnęła, Do sromotnego wiodąc go dwużeństwa. Z tego to łoża nieprawego idzie Edward, przez grzeczność zwany królewiczem. Mógłbym tu jeszcze coś więcej przytoczyć, Ale szacunek dla niektórych osób, Co jeszcze żyją, zamyka mi usta. Przyjm więc, łaskawy panie, ten przywilej Królewskiej władzy, który ci niesiemy, Jeśli nie w celu zlania przez to na nas Błogosławieństwa i na kraj nasz cały, To choć dlatego, ażebyś szlachetny Dom swój uchronił przez to od zakału, Jaki mu grozi, zapewniając temuż Prawy, właściwy porządek następstwa. MAJOR Spełń, panie, prośbę twych obywateli! BUCKINGHAM Nie gardź, o panie, tą ich serc ofiarą! KETSBY Uciesz ich, skłoń się do ich słusznych życzeń! GLOSTER Ach, po cóż na mnie składacie to brzemię? Jam nie do tronu, nie do majestatu. Wybaczcie, proszę; nie miejcie mi za złe, Że chęciom waszym nie mogę dogodzić. BUCKINGHAM Skoro nam tego odmawiasz, milordzie, Nie chcąc przez zbytnią dobroć i sumienność Wywłaszczać tego twojego bratanka, Co i umiemy wyrozumieć, znając Tkliwość twojego serca, twe łagodne, Miękkie współczucie, nie tylko dla krewnych, Ale zarówno dla każdego stanu: To wiedz, że czyli uczynisz nam zadość, Czy nie uczynisz, syn twojego brata Nigdy nad nami panować nie będzie: Osadzim kogo innego na tronie, Z krzywdą twojego domu i upadkiem. To jest ostatnie nasze słowo. — Pójdźcie, Obywatele; nie prośmy już dłużej. / Wychodzi. / KETSBY Każ go przywołać nazad, drogi książę; Przyjm ich ofiarę: jeśli ją odrzucisz, Biedny kraj ciężko to odpokutuje. GLOSTER Koniecznież na mnie ma spaść ten trosk nawał? Dobrze więc, wróć go. Ketsby wychodzi Nie jestem ci z głazu: Tak natarczywe wasze nalegania Pokonywają mój opór, jakkolwiek Trwać mi w nim radzi serce i sumienie. Buckingham wraca Milordzie Buckingham i wy poważni, Światli mężowie, skoro przez życzliwość Chcecie mi na kark wtłoczyć ciężar szczęścia, Abym go dźwigał chętnie czy niechętnie, Muszęć z poddaniem przyjąć go na siebie. Jeśliby jednak kiedy czarna potwarz, Albo złośliwy, niecny jaki zarzut Miał być następstwem mego ustąpienia, Niechże mię wtedy niniejszy wasz przymus Oczyści z wszelkich plam, jakie by na mnie Były rzucone, bo wiadomo Bogu, I wy poniekąd sami to widzicie, Jakem daleki od pragnienia tego. MAJOR Boże błogosław Waszej Wysokości! Widzim to, panie, i możem poświadczyć. GLOSTER Czyniąc to, prawdę tylko poświadczycie. BUCKINGHAM Witam cię tedy, panie, tym okrzykiem: Niech żyje Ryszard, prawy król angielski! WSZYSCY Amen! BUCKINGHAM Pozwolisz, miłościwy panie, By koronacja odbyła się jutro? GLOSTER Kiedy bądź, skoro taka wasza wola. BUCKINGHAM Jutro więc czekać będziem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości, a tymczasem Radosne służby nasze polecamy. GLOSTER / do biskupów / Powróćmyż znowu do świętych spraw naszych. Bądź zdrów, kuzynie; daj ci Boże zdrowie, Lordzie majorze i wam, współziomkowie! / Wychodzą wszyscy. / AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA / Przed Towrem. / / Z jednej strony wchodzą: Królowa Elżbieta, księżna York i markiz Dorset; z drugiej Anna, księżna Gloster, prowadząca za rękę księżniczkę Małgorzatę Plantagenet, córkę Klarensa. / KSIĘŻNA YORK Co widzę? Wnuczka moja, Plantagenet, W tym miejscu, z ciotką swoją, lady Gloster? I ona, widać, chce także, z czystego Popędu serca, dostać się do Towru Dla zobaczenia się z królewiczami. — Witaj nam, córko. ANNA Daj Boże obydwu Waszym miłościom dzień jak najweselszy. KRÓLOWA ELŻBIETA I wam podobnież, siostro! Dokąd zmierzasz? ANNA Nie dalej jak do Towru, i w tym samym, Jak mi się zdaje, celu, co wy, to jest Dla odwiedzenia lubych królewiczów. KRÓLOWA ELŻBIETA Dziękujęć, siostro: pójdźmyż wszystkie razem. wchodzi Brakenbery Otóż i w porę komendant nadchodzi. Za pozwoleniem, panie komendancie, Chciej nam powiedzieć, proszę, jak się miewa Książę następca i York, mój syn młodszy? BRAKENBURY Zdrowi, łaskawa pani, ale wybacz, Nie mogę do nich wpuścić Waszej Cześci: Król najsurowiej zabronił mi tego. KRÓLOWA ELŻBIETA Król? kto? BRAKENBURY Chcę mówić: nasz pan, lord protektor. KRÓLOWA ELŻBIETA Niech go najwyższy Pan w protekcji swojej Od królewskiego zachowa tytułu! Toż on pomiędzy mną a Ich Miłością Stawia zaporę? ja jestem ich matką: Któż mi zagradzać może przystęp do nich? KSIĘŻNA YORK Jam matka ojca ich i chcę ich widzieć. ANNA Jam tylko ciotka, lecz matka ich sercem: Wpuść mnie więc do nich. Przyjmuję na siebie Całą twą winę i odpowiem za nią. BRAKENBURY Nie mogę na to przystać w żadnym razie; Wybacz mi, pani: związanym przysięgą. / Wychodzi. / / Wchodzi Stanley. / STANLEY Gdybym was spotkał, miłościwe panie, Godzinę później, mógłbym już powitać Waszą Wysokość milady York matką I towarzyszką dwóch pięknych królowych. do księżny Gloster Dostojna księżno, racz się do Westminster Udać natychmiast, gdzie masz z swym małżonkiem, Królem Ryszardem, być koronowaną. KRÓLOWA ELŻBIETA Pęknijcie taśmy, pierś mi krępujące! Aby ściśnięte moje serce miało Choć trochę miejsca do bicia; inaczej Padnę pod ciosem tej zabójczej wieści. ANNA O, nieszczęśliwa, nienawistna wieści! DORSET Nie trap się, pani. — Matko, nie trać męstwa. KRÓLOWA ELŻBIETA O! Dorset, Dorset, nie mów do mnie, uchodź! Śmierć i zniszczenie w trop za tobą idą; Imię twej matki zgubne dla jej dzieci. Chceszli uniknąć śmierci, śpiesz za morze, Tam, do Ryszmonda, gdzie cię nie dosięgną Piekielne szpony; o! śpiesz, śpiesz, uciekaj Z tej niebezpiecznej, morderczej jaskini, Ażebyś liczby ofiar nie powiększył, I pomagając klątwie Małgorzaty Mnie żałobnego nie zgotował zgonu, Wyzutej z dzieci i męża, i tronu. STANLEY Mądra to rada, pani, w troskliwości Macierzyńskiego serca zaczerpana. Korzystaj z drogich chwil, markizie Dorset: Napiszę listy do mojego syna, Aby się udał na spotkanie twoje. Nie daj się złowić, ważąc się na dwoje. KSIĘŻNA YORK Rozpraszająca nawałnico nieszczęść! Przeklęta piersi moja, zdroju śmierci! Tyś wykarmiła to monstrum, którego Nieunikniony wzrok niesie zagładę. STANLEY Pójdź, pani; miałem zalecony pośpiech. ANNA Idę, gwałt sobie czyniąc. — O, bogdajby Ten krąg złocisty, co mi skroń ma obwieść, Z rozpalonego raczej był żelaza, I aż do mózgu przepalił mi czoło! Niechbym została pierwej namaszczoną Śmiertelnym jadem i umarła, zanim Kto mi zawoła: «Boże, chroń królową»! KRÓLOWA ELŻBIETA Idź, nieszczęśliwa! nie zajrzęć twej chwały; Ani ci życzę czegokolwiek złego, Przeto, że sama cierpię. ANNA Wartam tego. Gdy ten dzisiejszy mój mąż nadszedł wówczas, Kiedym szła, płacząc za ciałem Henryka, Kiedy na jego rękach jeszcze prawie Dawał się widzieć ślad krwi wytoczonej Z tego ziemskiego anioła, co moim Pierwszym był mężem, i z tego świętego, Którego właśnie zgon opłakiwałam — O, gdym spojrzała wtedy w twarz Ryszarda, Takie życzenie powstało w mej duszy I tak do niego rzekłam: «Bądź przeklęty, Ty, coś w tak młodym wieku mię uczynił Tak starą wdową! niech troski oblegną Twoje małżeńskie łoże! niech twą żonę — Jeśli się znajdzie na świecie kobieta, Tyle szalona, że zaślubi ciebie — Pożycie z tobą nieszczęśliwszą zrobi, Niżeliś ty mnie zrobił przez zabicie Ukochanego mego męża!» — Patrzcież, W krótszym przeciągu czasu, niż go nawet Na wymówienie tej klątwy potrzeba, Miękkie me serce zostało nikczemnie Ujęte jego zwodniczymi słowy; I własnej mojej klątwy niewolnikiem, Która powieki moje od tej pory Ciągle otworem trzyma: jeszcze bowiem Przy jego boku nie zakosztowałam I przez godzinę złotej rosy wczasu, Aby mię jego okropne marzenia I niespokojne sny nie przebudzały. Prócz tego czuje on do mnie nienawiść, Z powodu ojca mojego Warwika, I wkrótce pewnie zechce się mnie pozbyć. KRÓLOWA ELŻBIETA Bądź zdrowa, biedna istoto, boleję Nad twoim losem. ANNA Nie bardziej ni szczerzej, Niż ja boleję nad waszym. DORSET Bądź zdrowa, O! ty, co jękiem witasz twe zaszczyty. ANNA Bądź zdrów, nieszczęsny, co się żegnasz z twymi! KSIĘŻNA YORK / do Dorseta / Idź do Ryszmonda i niech ci los szczęści! do Anny Idź do Ryszarda i niech cię Bóg wesprze! do Elżbiety Idź do świątnicy i znajdź w niej pociechę! Mnie, skołataną, starość tłoczy w ziemię: Osiemdziesięciu lat już dźwigam brzemię, A każdą jasną nić w tej życia przędzy Miałam zasnutą stu pasmami nędzy. KRÓLOWA ELŻBIETA Czekajcie; spójrzmy jeszcze na tę wieżę. O! wy odwieczne głazy, miejcie litość Nad niewinnymi mymi chłopiętami, Które złość w waszym zamknęła obrębie! Twarda kolebko, dla tak wątłych dzieci! Groźna piastunko! szorstka towarzyszko Tak delikatnych książąt! miej staranie O moich małych! Tymi was wyrazy Zbolała matka żegna, martwe głazy. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Sala tronowa w pałacu. / / Odgłos trąb. Ryszard jako król na tronie; Backingham, Ketsby, Paź i inne osoby. / KRÓL RYSZARD Odstąpcie wszyscy na bok. — Buckinghamie! BUCKINGHAM Do usług twoich, miłościwy królu. KRÓL RYSZARD Podaj mi rękę. Tak wysoko teraz, Dzięki poradom twoim i pomocy, Siedzi król Ryszard. Ale czyliż blask ten, Który nas ninie opromienia, trwać ma Tylko dzień jeden czy stale? BUCKINGHAM Bogdajby Trwale się święcił i po wszystkie czasy! KRÓL RYSZARD Ach, Buckinghamie! przemieniam się teraz W probierczy kamień, ażeby doświadczyć, Czy jesteś szczerym złotem w rzeczy samej. — Królewicz Edward żyje — zgadnij resztę. BUCKINGHAM Dokończ, łaskawy panie! KRÓL RYSZARD Buckinghamie! Chciałbym być królem. BUCKINGHAM Nie jestżeś nim, panie? KRÓL RYSZARD Hm! toć nim jestem — ale Edward żyje. BUCKINGHAM Żyje, w istocie. KRÓL RYSZARD Tak mię kuso zbywasz? Kuzynie, dawniej nie byłeś tak tępy. Mamże wręcz mówić? A więc, życzę sobie Mieć tych dwóch malców trupami i pragnę, Aby to było spełnione niezwłocznie. Cóż powiesz teraz? Mów prędko, bądź zwięzły. BUCKINGHAM Waszej Królewskiej Mości wolno czynić, Co jej się tylko podoba. KRÓL RYSZARD Do licha! Zlodowaciałeś coś; zapał twój zamarzł. Mów: czy chcesz, żeby ci chłopcy pomarli? BUCKINGHAM Pozwól mi, proszę, miłościwy panie, Odetchnąć nieco, namyśleć się chwilkę, Zanim stanowczą dam na to odpowiedź: Wnet ją mieć Wasza Królewska Mość będziesz. / Wychodzi. / KETSBY / do siebie / Król rozgniewany, widać; gryzie wargi. KRÓL RYSZARD / zstępując z tronu / Mieć do czynienia z półgłówkami wolę Dobrodusznymi niżeli z kimś takim, Co na mnie patrzy rozważnie spod oka. Milord Buckingham oględny się staje, Odkąd się wyniósł. — Chłopcze! PAŹ Mości królu? KRÓL RYSZARD Czy nie znasz kogo, co by go moc złota Do pokątnego mordu mogła skusić? PAŹ Znam, mości królu, pewnego człowieka, Co w braku środków do widoków dumy, Ze stanu swego jest niezadowolon. Złoto nań wywrze wpływ dwudziestu mówców, I do wszystkiego niechybnie go skłoni. KRÓL RYSZARD Jak on się zowie? PAŹ Tyrrel, panie. KRÓL RYSZARD Znam już Tego człowieka; idź, go tu przyprowadź. Paź wychodzi Rafinujący ten mędrek Buckingham Nie będzie odtąd sąsiedni mej radzie. Mógł mię tak długo wspierać bez znużenia, A teraz musi tchu nabierać? Dobrze; Niechże tak będzie. Stanley wchodzi Cóż tam, lordzie Stanley? STANLEY Dowiedz się, wielce miłościwy królu, Że markiz Dorset, o ile słyszałem, Zbiegł do Ryszmonda, tam, gdzie ten przebywa. KRÓL RYSZARD Chodź no tu, Ketsby, gdy ten się zbliżył, po cichu do niego Rozsiej wieść, że Anna, Moja małżonka, ciężko zaniemogła: Już ja w tym będę, żeby za próg domu Krokiem nie wyszła. Wyszukaj mi także Jakiego chudopachołka, któremu Córkę Klarensa oddałbym za żonę. — Syn głupowaty, tego się nie lękam. — Czegożeś tak się zadumał? Powtarzam: Puść wieść, że Anna, moja żona, chora I nie wykręci się pewnie od śmierci. Idź: wiele bowiem zależy mi na tym, Ażebym wszelkie nadzieje przytłumił, Których wzrost mógłby mi przynieść uszczerbek. wychodzi Ketsby Muszę zaślubić córkę mego brata, Bo by inaczej moje panowanie Na szklannej stało podwalinie. — Najpierw Zabić jej braci, a potem ją pojąć! Śliska to droga! Alem w krwi tak zagrzązł, Że grzeszne czyny nowym grzesznym czynem Wybijać muszę jak klin nowym klinem, Nie w moim oku mieszka łzawa litość — wchodzi Paź z Tyrrelem Miano twe Tyrrel? TYRREL Jakub Tyrrel, panie: Najposłuszniejszy poddany i sługa Waszej Królewskiej Mości. KRÓL RYSZARD Jestżeś takim? TYRREL Staw mię na próbę, miłościwy panie. KRÓL RYSZARD Pchnąłżebyś nożem kogo z mych przyjaciół? TYRREL Jeżeli Wasza Królewska Mość każe: — Wolałbym jednak kogo z nieprzyjaciół. KRÓL RYSZARD Mam właśnie takich dwóch, i to śmiertelnych Wrogów mojego spoczynku i wczasu, Z którymi rad bym, abyś się rozprawił. Tyrrelu, mówię o tych dwóch bękartach, Co siedzą w Towrze. TYRREL Byle byś mi tylko, Łaskawy panie, wstęp do nich ułatwił, Wnet od obawy ich uwolnion będziesz. KRÓL RYSZARD Śpiewasz mi słodką pieśń. Zbliż się, Tyrrelu; Idź, za tym znakiem zostaniesz wpuszczony. — Zaczekaj, słówko jeszcze: nadstaw ucho. szepcze mu Nie trzeba więcej. — Powiedz, żeś to zdziałał, A zyskasz moją łaskę i poparcie. TYRREL Dokonam tego, panie, bez odwłoki. / Wychodzi. / / Buckingham wraca. / BUCKINGHAM Jużem rozważył, miłościwy panie, To, o czym świeżo raczyłeś mi wspomnieć. KRÓL RYSZARD Mniejsza z tym. — Dorset uciekł do Ryszmonda. BUCKINGHAM Słyszałem o tym, panie. KRÓL RYSZARD Lordzie Stanley, Wszak to twój pasierb? Miej się na baczności. BUCKINGHAM Śmiem się upomnieć, Miłościwy Panie, O przyrzeczoną nagrodę, za którą Ręczy mi honor twój i wiara, to jest: O hrabstwo Hereford i o ruchomości, Które mam posiąść, wedle słowa twego. KRÓL RYSZARD Stanley'u, dawaj baczenie na żonę: Jeśli pisywać będzie do Ryszmonda, Ty sam odpowiesz mi za to. BUCKINGHAM Cóż mówi Wasza Królewska Mość na sprawiedliwe Moje żądanie? KRÓL RYSZARD Przypominam sobie, Że Henryk Szósty przepowiadał niegdyś, Iż Ryszmond będzie królem, kiedy Ryszmond Był jeszcze małym, trzpiotowatym chłopcem. Królem! — być może. — BUCKINGHAM Miłościwy Panie! — KRÓL RYSZARD Jak się to mogło zdarzyć, że ów prorok Mnie, com był przy tym, nie powiedział wtedy, Że go zabiję? BUCKINGHAM Miłościwy Panie, To hrabstwo, które mam przyobiecane — KRÓL RYSZARD Ryszmond! — Gdy byłem niedawno w Ekseter, Burmistrz tameczny, wskazując na zamek, Nazwał go Rużmont; drgnąłem na tę wzmiankę, Bo mi bard jeden irlandzki powiedział, Że gdy się Ryszmond przede mną ukaże, Kres mego życia będzie niedaleki. BUCKINGHAM Panie, poważam się — KRÓL RYSZARD Która godzina? BUCKINGHAM Jestem tak śmiały przypomnieć to, co mi Wasza Królewska Mość raczyłeś przyrzec. KRÓL RYSZARD Dobrze, lecz która godzina? BUCKINGHAM Dziesiąta Wybije zaraz. KRÓL RYSZARD Niechże raz wybije. BUCKINGHAM Dlaczego wybić ma, panie? KRÓL RYSZARD Dlatego, Że jako owa lalka na zegarze, Trzymasz upornie podniesiony młotek Między swą prośbą a myślami mymi. Nie jestem dzisiaj w humorze do datków. BUCKINGHAM To mi przynajmniej, panie, daj odpowiedź, Czy chcesz, czy nie chcesz uiścić się z słowa. KRÓL RYSZARD Natręt z waćpana: nie jestem w humorze. / Wychodzi ze swym orszakiem. / BUCKINGHAM Także to? Więc on mi pogardą płaci Za wyświadczone tak ważne przysługi? Na to żem dał mu berło! O! Hastingsie, Twój los jest dla mnie skazówką mentora: Śpieszmy do Breknok póki jeszcze pora. / Wychodzi. / SCENA TRZECIA / Tamże. / / Wchodzi Tyrrel. / TYRREL Krwawe tyranii dzieło dokonane; Spełniony nadmiar zgrozy, jakiej jeszcze W dziejach tej ziemi nie było przykładu. Dajton i Forres, których namówiłem Do tego arcyrzeźniczego czynu, Wcielone łotry, psy na krew łakome, Mięknąc z czułości przy opowiadaniu Tej smutnej sceny, płakali jak dzieci. «Tak — mówił Dajton — leżały przy sobie Te pacholęta.» — «Tak, tak — mówił Forrest — Splecione miały w wzajemnym objęciu Alabastrowe niewinne ramiona. Ich wargi były niby purpurowe Cztery różyczki, na jednym pniu wzrosłe, Co się w poranku swych wdzięków całują; A na wezgłowiu ich leżała książka Do modlitw. Widok ten — tak mówił Forrest, Zbił mię z terminu prawie, ale szatan…» — Tu łzy przerwały mowę nędznikowi; A Dajton mówił dalej: «Zgładziliśmy Najdoskonalsze z dzieł, jakie natura Od pierwszej doby stworzenia wydała». Po czym, miotani zgryzotą sumienia, Poszli w świat obaj, a jam się tu udał Zdać sprawę temu krwawemu królowi. wchodzi Ryszard Otóż on. — Pokłon ci, potężny panie. KRÓL RYSZARD I cóż, kochany Tyrrelu, azali Wieść mi przynosisz uszczęśliwiającą? TYRREL Jeśli wiadomość o spełnieniu tego, Coś mi rozkazał, ma cię uszczęśliwić, Królu, to możesz nazwać się szczęśliwym. Stało się. KRÓL RYSZARD Sam żeś ich widział bez życia? TYRREL Widziałem, panie. KRÓL RYSZARD I pochowanymi? TYRREL Kapelan w Towrze pochował ich zwłoki, Lecz w którym miejscu, prawdę mówiąc, nie wiem. KRÓL RYSZARD Tyrrelu, przyjdziesz do mnie po wieczerzy; Wtedy mi skreślisz szczegóły ich zgonu. Pomyśl, czym twoje trudy mam zawdzięczyć, A wraz otrzyma skutek twe żądanie. Bądź zdrów tymczasem. TYRREL Polecam się Waszej Królewskiej Mości miłościwym względom. / Wychodzi. / KRÓL RYSZARD Syna Klarensa wsadziłem pod rygiel, Córkę wydałem za mąż za charłaka; Dzieci Edwarda i moja małżonka, Anna, dobranoc powiedziała światu. Teraz że wiedząc, że się ten Bretończyk Ryszmond o moją kusi synowicę, Młodą Elżbietę, i dufny w ten związek Zuchwale oczy podnosi do tronu, Strzeliste do niej skieruję zaloty… / Wchodzi Ketsby. / KETSBY Panie. KRÓL RYSZARD Przynosiszli złą wieść czy dobrą, Że tak jak bomba obcesowo wpadasz? KETSBY Złą, panie. Morton uciekł do Ryszmonda, A lord Buckingham, na czele wyboru Mężnych walijskich rot, wyruszył w pole, I siły jego rosną z każdą chwilą. KRÓL RYSZARD Ely i Ryszmond więcej mię obchodzą Niż Buckinghama moc szybko sklecona. Pójdź — nauczono mię, że trwożny rozbiór Jest śpiącej zwłoki ołowianym sługą; A zwłoka wiedzie za sobą najczęściej Ślimaczym krokiem pełznące żebractwo. Niechże ognisty pośpiech chyżopiórym Będzie mi gońcem, Jowisza Merkurym! Idź, wydaj wojskom rozkazy. Gdzie zdrada Głowę podnosi, czyn tarczą, nie rada. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Przed pałacem. / / Wchodzi Królowa Małgorzata. / KRÓLOWA MAŁGORZATA Otóż przeźrały owoc pomyślności Zaczyna butwieć i przechodzić w zgnicie. Tu w pobliskości chytrze czatowałam Na widok schyłku moich nieprzyjaciół. Strasznego wstępu jużem była świadkiem; Teraz do Francji poniosę me kroki, Mając nadzieję, że i koniec będzie Podobnież gorzki, czarny i tragiczny. Precz stąd, nieszczęsna Małgorzato! — Któż to? / Wchodzą: królowa Elżbieta i Księżna York. / KRÓLOWA ELŻBIETA O biedne dzieci! o, moje pociechy! Moje nadobne, nierozkwitłe pączki! Jeżeli jeszcze wasze lube dusze Wioną w powietrzu i nie są na wieki Od tego świata oddzielone, krążcie, Krążcie w koło mnie na leciuchnych skrzydłach I rozpaczliwych skarg matki słuchajcie! KRÓLOWA MAŁGORZATA Krążcie i głoście, że odwetu siła Jasny wasz ranek w ciemną noc zmieniła. KSIĘŻNA YORK Tyle niedoli stłumiło głos we mnie; Znużona jękiem pierś ma oniemiała Trzeba więc było i tobie, Edwardzie Plantagenecie, paść z zabójczej dłoni? KRÓLOWA MAŁGORZATA Sroga, lecz słuszna niebios to wendeta: Padł Plantagenet za Plantageneta, Edward Edwarda dług spłacił. KRÓLOWA ELŻBIETA O! Boże, Mógł żeś opuścić parę takich jagniąt, I pozostawić wilkowi na pastwę? O, Panie, kiedyż ścierpiałeś czyn taki? KRÓLOWA MAŁGORZATA Gdy Henryk święty i syn mój konali. KSIĘŻNA YORK Martwe, bezduszne życie! ślepy wzroku! Marne to widmo ziemskiego istnienia! Ohydo świata! widownio boleści! Grobowa właści w dziennym życia najmie! Krótki wyciągu dni długich i nudnych! Niech twój niepokój spocznie na tej prawej Angielskiej ziemi, która skutkiem bezpraw Takim bezmiarem krwi się napoiła. / Siada. / KRÓLOWA ELŻBIETA O! gdybyś mogła tak rychło grób wskazać, Jak to żałosne miejsce do siedzenia, Kości bym moje wolała tu złożyć Nie na chwilowy, lecz wieczny spoczynek. Ach, któż ma powód, prócz nas dwóch, do jęków? / Siada przy niej. / KRÓLOWA MAŁGORZATA Jeśli cierpienia tym są szanowniejsze, Im starszej daty, to przyznajcie moim Pierwszeństwo wieku i wyższość nad swymi; Jeśli zaś boleść znosi towarzystwo, To wypowiedzcie swoją na wzór mojej. siada przy nich Miałam Edwarda i Ryszard go zabił; Miałam małżonka i Ryszard go zabił; Miałam Edwarda i Ryszard go zabił; Miałam Ryszarda i Ryszard go zabił. KSIĘŻNA YORK Miałam Ryszarda i tyś go zabiła; Miałam Rutlanda także i ten został Za przyczynieniem się twoim zabity. KRÓLOWA MAŁGORZATA Klarensa także i Ryszard go zabił. Z twojego łona wyszedł pies piekielny, Który nas na śmierć szczuje po kolei; Ten pies, co pierwej niż oczy miał zęby, Do rozdzierania jagniąt i chłeptania Ich krwi niewinnej; ten wściekły niszczyciel Pięknych dzieł bożych, arcytyp tyrana, Co ma tron w łzawych oczach wdów i matek. O, sprawiedliwy i opatrzny Boże! Jakże ci jestem wdzięczną, że ten potwór Szarpie owoce łona własnej matki I uczestniczką ją czyni skarg cudzych! KSIĘŻNA YORK Żono Henryka, nie ciesz się z mych cierpień; Jam nad twoimi płakała: Bóg świadkiem. KRÓLOWA MAŁGORZATA Bądź pobłażliwa: jam łaknęła zemsty, I serce moje karmi się nią teraz. Umarł twój Edward, zabójca mojego; Twój drugi Edward za mojego zginął; Dodatkiem tylko był młody York: oba Nie dorównali wysokiej wartości Tamtego, który mnie został wydarty. Zginął i Klarens twój, który mojego Edwarda zgładził, i niemi widzowie Owego mordu, wiarołomny Hastings, Rivers, Grey, Wogan, zstąpili w grób ciemny. Już tylko Ryszard żyje, ten zbir czarny, Ten piekieł sługa, ale wkrótce przyjdzie Kres nań żałosny, niepożałowany. Ziemia drży, piekło wre, szatany ryczą, Modlą się święci, by zmarł jak najprędzej. Przedrzyj, o Boże, kartę jego życia, Błagam Cię o to, abym jeszcze mogła Powiedzieć: «zdechł ten gad» pierwej, nim umrę. KRÓLOWA ELŻBIETA O, Małgorzato! tyś przepowiadała, Że przyjdzie taki czas, w którym zapragnę, Ażebyś ze mną razem przeklinała Tę jadowitą, garbatą ropuchę. KRÓLOWA MAŁGORZATA Wtedy nazwałam ciebie malowaną, Biedną królową, marą mej przeszłości, Cieniem jedynie tego, czym ja byłam. Bo czymże wtedy byłaś rzeczywiście? Szumnym tytułem opłakanej treści, Na to wzniesioną, byś tym niżej spadła; Matką dwóch hożych chłopiąt, na żart tylko; Snem tylko tego, czym byłaś; pstrą flagą, Za cel służącą niebezpiecznym strzałom; Szyldem godności, tchnieniem, pustą bańką; Królową tylko dla zapchania sceny. Gdzież twój mąż teraz? gdzie są bracia twoi? Gdzie dwaj synowie twoi? gdzie twa radość? Któż teraz klęka błagalnie przed tobą, I mówi: «Boże, zachowaj królową»? Gdzie ci parowie, co ci pochlebiali I kark zginali przed tobą? gdzie owe Tłumnie cisnące się za tobą świty? Przejrzyj to wszystko i patrz, czymeś teraz. Z szczęśliwej żony jesteś biedną wdową; Z matki radosnej, jęczącą na wzmiankę Tego imienia; z królowej poddanką. Cierniem niezbytych trosk koronowaną. Błagano ciebie: dziś ty kornie błagasz; Wszyscy się ciebie bali: dziś ty musisz Bać się jednego; wszyscy szli w zawody Na twe rozkazy: dziś nikt cię nie słucha. Taki to wzięła obrót sprawiedliwość I zostawiła cię na łup czasowi. Nie pozostało ci nic krom pamięci Tego, czym byłaś, by ci tym dotkliwsze Męki sprawiała myśl, czym teraz jesteś. Tyś sobie moje przywłaszczała miejsce, Toteż zostałaś jak ja wywłaszczona. Teraz twój dumny kark dźwiga połowę Mojego jarzma; ale ja spod niego Uchylam odtąd mą znużoną głowę I zdaję tobie cały jego ciężar. Żegnam was. Z losu, który was przygniata, Śmiać się we Francji będzie Małgorzata. KRÓLOWA ELŻBIETA O! ty, co jesteś w przekleństwach tak biegła, Naucz mię, jak mam przeklinać mych wrogów. KRÓLOWA MAŁGORZATA Wyrzecz się w nocy snu, a w dzień Porównaj z zmarłym szczęściem żywą boleść; Wyobraź sobie tych, których straciłaś, Dwakroć milszymi, niż byli i dwakroć Szpetniejszym, niż jest, tego, co ich zabił: Skoro nienawiść swoją tym utuczysz, Zionąć przekleństwa sama się nauczysz. KRÓLOWA ELŻBIETA Zaostrz swoimi tępe moje słowa. KRÓLOWA MAŁGORZATA Zaostrzy ci je korona cierniowa. / Wychodzi. / KSIĘŻNA YORK Skąd się w niedoli bierze słów tak wiele? KRÓLOWA ELŻBIETA Wietrzni to cierpień adwokaci, zmarłej Bez testamentu radości dziedzice; Marni rzecznicy nędzy: niech się święcą! Wpływ ich bezsilny wprawdzie nie uzdrawia, Ale przynajmniej ulgę sercu sprawia. KSIĘŻNA YORK Nie krępuj zatem języka; pójdź ze mną: Niech połączony dech złorzeczeń naszych Zabije mego wyrodnego syna, Tak jak on zabił lubych synów twoich. odgłos trąb za sceną Trąby brzmią; idzie: nie szczędźże mu obelg. / Ryszard, z swym orszakiem w marszu, wchodzi na scenę. / KRÓL RYSZARD Kto mnie na drodze mojej zatrzymuje? KSIĘŻNA YORK Ta, co żałuje, że cię w swym przeklętym Nie zatrzymała łonie i nie zgniotła, Nimeś, nieszczęsny, spełnił tyle mordów. KRÓLOWA ELŻBIETA Śmieszli w koronę kryć czoło, na którym, Gdyby na ziemi była sprawiedliwość, Wypiętnowane powinno by płonąć Morderstwo tego, któremuś ją wydarł, I śmierć okrutna mych synów i braci? Nędzny wyrodku, mów, gdzie dzieci moje? KSIĘŻNA YORK Gdzie twój brat Klarens, ropucho, i mały Ned Plantagenet, jego syn. KRÓLOWA ELŻBIETA Gdzie zacny Rivers, Grey, Wogan? KSIĘŻNA YORK Gdzie poczciwy Hastings? KRÓL RYSZARD Uderzcie w bębny! zadmijcie w puzony! Niech niebo głosu nie słyszy tych kobiet, Pomazańcowi Pańskiemu bluźniących! — odgłos trąb i bębnów Ale przemówcie do mnie w dobry sposób, Albo utopię wasze wyrzekania W głuszącym zgiełku wojennych odgłosów. KSIĘŻNA YORK Jestżeś ty moim synem? KRÓL RYSZARD Tak jest, Bogu, Mojemu ojcu i wam to zawdzięczam. KSIĘŻNA YORK Znieśże cierpliwie moją niecierpliwość. KRÓL RYSZARD Mam to w naturze, co wy, pani matko, Że znosić tonu wyrzutów nie mogę. KSIĘŻNA YORK O, daj mi mówić! KRÓL RYSZARD Mów, pani; jam głuchy. KSIĘŻNA YORK Łagodnie mówić będę i uprzejmie. KRÓL RYSZARD A przy tym zwięźle, proszę, bo mi pilno. KSIĘŻNA YORK Także się śpieszysz? Jam na cię czekała, Bóg widzi, w ciężkich bólach i męczarniach. KRÓL RYSZARD Ażem i przyszedł na pociechę waszą. KSIĘŻNA YORK Przeciwnie, piekło na świat cię wywlekło Po to, ażebyś mi świat zmienił w piekło. Bolesnym krzyżem był dla mnie twój poród; Krnąbrnym, niesfornym było twe dzieciństwo; Chłopięcy wiek twój strasznym, dzikim, wściekłym; Młodzieńczość hardą i awanturniczą; Wiek dojrzałości butnym, chytrym, krwawym, Im łagodniejszym, tym niebezpieczniejszym, Powijającym złość w uprzejmą barwę. Jakąż mi chwilę radosną przypomnisz, Którą by przebyt z tobą mię obdarzył? KRÓL RYSZARD Skoro podobać się wam nie mam daru, To mi iść pozwól, pani, i nie żądaj, Bym ci wzrok raził dłuższą obecnością. Uderzcie w bębny! KSIĘŻNA YORK Wysłuchaj mię, proszę. KRÓL RYSZARD Za gorzko mówisz, pani. KSIĘŻNA YORK Jeszcze słowo, Bo nigdy z tobą mówić już nie będę. KRÓL RYSZARD Dobrze więc. KSIĘŻNA YORK Albo Bóg śmierć na cię ześle Wprzód, nim powrócisz zwycięzcą z tej wojny. Albo ja umrę z zmartwień i starości I nigdy więcej nie ujrzę już ciebie. Zabierz więc z sobą najcięższe przekleństwo: Niechaj cię ono w boju gorzej gniecie, Niż ta stalowa zbroja, którą dźwigasz. Modły me walczą za twych przeciwników, A małe dziatek Edwarda duszyczki Szepcą do ucha twoich nieprzyjaciół I przyrzekają im nad tobą triumf. Krwi byłeś chciwy, znajdziesz więc śmierć krwawą; W niesławie żyłeś, umrzesz też z niesławą. / Wychodzi. / KRÓLOWA ELŻBIETA Więcej powodów mam do przeklinania. Ale mniej mocy; dodam tylko: amen. / Chce odejść. / KRÓL RYSZARD Nie odchodź, pani; mam ci coś powiedzieć. KRÓLOWA ELŻBIETA Nie mam już synów dla ciebie, Ryszardzie, Do mordowania; co do moich córek, Te modlącymi się mniszkami będą, Nie królowymi na łzy skazanymi: Zaniechaj przeto godzić na ich życie. KRÓL RYSZARD Masz pani córkę, imieniem Elżbietę, Cnotliwą, piękną, miłą i roztropną. KRÓLOWA ELŻBIETA Przetoż ma umrzeć? O, zostaw jej życie! A obyczaje jej zepsuję sama, Skażę jej piękność, zniesławię się, mówiąc, Żem Edwardowi była wiarołomną. I rzucę przez to na nią piętno hańby. Aby ją ustrzec od zbójczego noża, Powiem, że ona nie z Edwarda łoża. KRÓL RYSZARD Nie krzywdź jej, pani: ona z krwi królewskiej. KRÓLOWA ELŻBIETA Dla ocalenia jej, zaprzeczę temu. KRÓL RYSZARD Ród jej zapewnia jej najlepiej całość. KRÓLOWA ELŻBIETA Tym zapewnieni umarli jej bracia. KRÓL RYSZARD Bo się pod dobrą nie rodzili gwiazdą. KRÓLOWA ELŻBIETA Bo złych przyjaciół mieli, powiedz raczej. KRÓL RYSZARD Nieodwrócone są zrządzenia losu. KRÓLOWA ELŻBIETA Tak, gdy przewrotny duch kieruje losem. Piękniejsza była śmierć im przeznaczona, Gdyby piękniejszy żywot twym był działem. KRÓL RYSZARD Tak pani mówisz, jakbym ja ich zgładził. KRÓLOWA ELŻBIETA Zaprawdę, gładkoś wyzuł ich z wszystkiego: Z pociech, królestwa, wolności i życia. Czyja bądź ręka przeszyła ich serca, Twa głowa kręto wiodła ją do tego. Tępym niechybnie był ów nóż morderczy, Nim naostrzony o twe serce z głazu Zagrzązł w wnętrznościach moich biednych jagniąt, O, gdyby nie to, że przyzwyczajenie Najdzikszą boleść zdolne jest ugłaskać, Nie prędzej usta moje by poniosły Do twoich uszu nazwisko mych chłopiąt, Ażby się moje paznokcie zaryły W jamach twych oczu i ażbym ja sama, W tak rozpaczliwej zatoce zniszczenia, Jak biedna łódka bez lin i bez żagli, O twą skalistą pierś się roztrzaskała. KRÓL RYSZARD Niech mi tak szczęście w przedsięwzięciach służy I w niebezpiecznych przeprawach tej wojny, Jak więcej zrobić dobrego zamierzam Tobie i twoim, pani, niżem złego Tobie i twoim zrobił kiedykolwiek. KRÓLOWA ELŻBIETA Jakież by dobro ukryte na ziemi Mogło wyjść na jaw dla mojego dobra? KRÓL RYSZARD Plemienia twego, pani, wyniesienie. KRÓLOWA ELŻBIETA Na rusztowanie chyba. KRÓL RYSZARD Na szczyt szczęścia, Na najwznioślejszy szczebel ziemskiej chwały. KRÓLOWA ELŻBIETA Pochlebiasz mojej boleści tą wieścią: Jakiż byt, jaką godność, jaki zaszczyt Mógłbyś ty przynieść któremu z mych dzieci? KRÓL RYSZARD Co tylko w mojej jest mocy, sam siebie I wszystko składam jednej z twoich córek, Jeżeli zechcesz w letejskim strumieniu Twej gniewnej duszy utopić wspomnienie Krzywd wyrządzonych, jak myślisz, przeze mnie. KRÓLOWA ELŻBIETA Przystąp do rzeczy krótko, bez ogródek, Bo by zapowiedź twojej życzliwości Mogła trwać dłużej niż życzliwość sama. KRÓL RYSZARD Wiedz więc, że z serca kocham twoją córkę. KRÓLOWA ELŻBIETA Sercem ocenia to matka swej córki. KRÓL RYSZARD Co? KRÓLOWA ELŻBIETA To, że z serca kochasz moją córkę, Tak samo z serca kochałeś jej braci, I ja też z serca ci dziękuję za to. KRÓL RYSZARD O, nie przekręcaj myśli moje, pani; Serdecznie kocham twą córkę, powiadam, I myślę zrobić ją królową Anglii. KRÓLOWA ELŻBIETA Któż by był królem Anglii w takim razie? KRÓL RYSZARD Ten, co ją zrobi królową; któż inny? KRÓLOWA ELŻBIETA Jak to? ty? KRÓL RYSZARD Tak jest, ja: cóż pani na to? KRÓLOWA ELŻBIETA Jakże byś mógł się jej podobać? KRÓL RYSZARD Tego Chciałbym się właśnie dowiedzieć od pani, Jako znającej najlepiej jej serce. KRÓLOWA ELŻBIETA Ode mnie? KRÓL RYSZARD Tak jest, pragnę z duszy całej. KRÓLOWA ELŻBIETA Każ jej przez tego, co zabił jej braci, Zanieść w ofierze parę serc skrwawionych; Wyryj na jednym York, na drugim Edward; Może zapłacze na ten widok: wtedy Podaj jej — jako niegdyś Małgorzata Podała twemu ojcu, skąpanemu We krwi Rutlanda — chustkę, która, powiesz, Z lubego ciała jej braci wypiła Sok purpurowy, i każ jej tą chustką Obetrzeć sobie zapłakane oczy. Jeśli zaś to w niej miłości nie wzbudzi, Poślij jej rejestr swych szlachetnych czynów; Powiedz, żeś sprzątnął jej stryja, Klarensa, Wuja Riversa, i z miłości ku niej Wysłał na tamten świat jej ciotkę Annę. KRÓL RYSZARD Żartujesz sobie, pani; tą bym drogą Nie trafił do jej serca. KRÓLOWA ELŻBIETA Nie masz innej; Chyba byś w inne zmienił się jestestwo I nie był sprawcą tych zbrodni, Ryszardem. KRÓL RYSZARD Jeżelim jakiej dopuścił się zbrodni, Pobudką k'temu była miłość ku niej. KRÓLOWA ELŻBIETA Za tak ohydne objawy miłości Możesz jedynie zyskać jej nienawiść. KRÓL RYSZARD Hm, co się stało, tego już nie zmienisz; Człowiek coś czasem zrobi nierozważnie, Czego nie może potem odżałować. Jeślim tron zabrał twoim synom, pani, Dla kompensaty oddam go twej córce. Jeżelim zgładził owoc twego łona, Rozmnożę z drugiej strony twoje plemię, Płodząc potomstwo w pożyciu z twą córką. Nazwisko babki jest prawie tak lube, Jak słodko brzmiący tytuł matki: wnuki Są jako dzieci, tylko stopniem niżej; Taż sama krew w nich, toż usposobienie; Też same z nimi kłopoty, krom bólów, Które tu cierpi ta, co była niegdyś Powodem twoich. Dzieci twoje, pani, Były młodości twojej utrapieniem; Moje pociechą twej starości będą. Straciłaś, pani, syna, co był królem, Królową za to będzie twoja córka. Nie mogęć, jakbym chciał, nagrodzić straty, Przyjm więc, co moja dobra chęć dać może. Dorset, syn pani, zbiegły i w obczyźnie, Jako malkontent dziś się tułający, Niebawem będzie, skutkiem tego związku, Nazad do wielkich przyzwany dostojeństw; Król, zwący piękną twą córkę małżonką, Mienić go będzie poufale bratem. Na nowo będziesz pani matką króla, I skarby pociech w dwakroć powetująć Wszelakie ujmy niefortunnych czasów. O tak! dożyjem jeszcze dość dni błogich. Przejrzyste krople łez, które wylałaś, Powrócąć nazad zamienione w perły, Wynagradzając swój nakład procentem Dziesięćkroć razy większej miary szczęścia. Idź zatem, matko moja, idź do córki, Ośmiel jej młodość swoim doświadczeniem; Nastrój jej ucho do słów zalotnika; W prostym jej sercu rozżarz rwący płomień Złotej wielkości; uprzedź ją o słodkich, Cichych małżeńskich uciech tajemnicach; A gdy to ramię skarci tego karła Buntowniczego, głupca Buckinghama, Wtedy przybędę w triumfalnym wieńcu Wwieść córkę twoją do łoża zwycięzcy: Jej łup mój oddam, ją wyłącznie uznam Triumfatorką, Cezarem Cezara. KRÓLOWA ELŻBIETA Cóż ja jej powiem? Czy że brat jej ojca Chce być jej mężem? Czy że stryj? Czy wreszcie Ten, co krew przelał jej stryja i braci? Jakiż ci tytuł mam nadać, pod którym Bóg, prawo, moja sława i jej serce Mogłoby do niej przemówić za tobą? KRÓL RYSZARD Przedstaw jej pokój Anglii w tym zamęściu. KRÓLOWA ELŻBIETA Który kupować będzie ciągłą wojną. KRÓL RYSZARD Powiedz jej, że król, mogąc kazać, prosi. KRÓLOWA ELŻBIETA Tak, o to, czego Król królów zabrania. KRÓL RYSZARD Powiedz, że będzie potężną królową. KRÓLOWA ELŻBIETA By, jak ja, tytuł ten opłakiwała. KRÓL RYSZARD Kochać ją będę, powiedz, wiecznotrwale. KRÓLOWA ELŻBIETA Ale jak długo ta wieczność ma potrwać? KRÓL RYSZARD Aż po sam koniec jej życia, co najmniej. KRÓLOWA ELŻBIETA Ale jak długo potrwa to jej życie? KRÓL RYSZARD Póki natura i niebo pozwoli. KRÓLOWA ELŻBIETA Póki je piekło i Ryszard znieść zechce. KRÓL RYSZARD Powiedz, że z pana chcę być jej poddanym. KRÓLOWA ELŻBIETA Ona, poddanka, gardzi takim państwem. KRÓL RYSZARD Wymownie poprzyj, pani, moją sprawę. KRÓLOWA ELŻBIETA Najlepiej słowo prawdy rzec po prostu. KRÓL RYSZARD Orzecz więc miłość moją w prostych słowach. KRÓLOWA ELŻBIETA Prostota dziko brzmiałaby przy fałszu. KRÓL RYSZARD Płytko rzecz bierzesz, pani, i za żywo. KRÓLOWA ELŻBIETA Owszem, głęboko, na głębokość grobu; I tak spokojnie, jak spokojnie teraz Śpią w nim snem wiecznym moje biedne dzieci. KRÓL RYSZARD Nie tykaj już tej struny; to minęło. KRÓLOWA ELŻBIETA O, nie przestanę jej tykać tak długo, Aż pękną wszystkie struny mego serca. KRÓL RYSZARD Na tę ozdobę świętego Grzegorza! Na tę podwiązkę i koronę moją! KRÓLOWA ELŻBIETA Sprofanowaną, skalaną, wydartą. KRÓL RYSZARD Przysięgam — KRÓLOWA ELŻBIETA Czcza to przysięga i żadna. Twój Grzegorz stracił właściwą mu świętość; Twoja podwiązka rycerską zaletę; Twoja korona świetność swą królewską! Chceszli, by dano wiarę twej przysiędze, To przysiąż na coś, coś umiał szanować. KRÓL RYSZARD Na świat więc! KRÓLOWA ELŻBIETA Pełen twoich niecnych bezpraw. KRÓL RYSZARD Na śmierć mojego ojca! — KRÓLOWA ELŻBIETA Życie twoje Cześć jej zatarło. KRÓL RYSZARD To na mnie samego! — KRÓLOWA ELŻBIETA Sameś zbezcześcił siebie. KRÓL RYSZARD Więc na Boga! KRÓLOWA ELŻBIETA Obraza boska gorszą jest nad wszystko. Gdybyś był w imię jego uczynionych Nie lekceważył przysiąg, zaszczepiona Przez mego męża jedność do tej pory Trwałaby i mój brat byłby przy życiu. Gdybyś był w imię jego uczynionych Przysiąg nie złamał, ten wspaniały kruszec Opasujący teraz głowę twoją Przyozdabiałby młodociane skronie Mojego dziecka i przy moim boku Staliby obaj młodzi królewicze, Co teraz leżą obok siebie w prochu, Na łup robactwa skazani przez ciebie. Na cóż byś tedy mógł przysiąc? KRÓL RYSZARD Na przyszłość. KRÓLOWA ELŻBIETA Tę już zdeptałeś w przeszłości i tę ja Gorzkimi łzami dziś oblewać muszę, Pomna przeszłości zdeptanej przez ciebie. Dzieci rodziców, których krew przelałeś, Żyją przedwcześnie pieczy pozbawione. I będą nad tym bolały na starość; Rodzice, których dzieci zarzezałeś, Żyją jak na nic przydatne rośliny, I muszą nad tym boleć już w starości. O, nie przysięgaj na przyszłość, bo ona Przeszłości twojej nosi już znamiona. KRÓL RYSZARD Tak mi daj Boże pomyślnie odeprzeć Zamachy wrogów, jak żal mój jest szczery I chęć poprawy! Niech sam siebie zgładzę! Niech mi odmówi niebo chwil radosnych, Dzień swego światła, noc swego spokoju! Niechaj się wszystkie przyjazne płanety Na mnie sprzysięgną! jeżeli nie z serca, Nie z świętą myślą, nie z pobudką czystą, Proszę o twoją piękną, zacną córkę. Na niej me szczęście polega i twoje; Bez niej zagraża mnie i tobie, pani, Jej i krajowi, i wielu chrześcijanom Śmierć, spustoszenie, zguba i zagłada. Uniknąć tego można li w ten sposób, I li w ten sposób tego się uniknie. Kochana matko (bo tak cię zwać muszę), Bądź więc miłości mej orędowniczką U swojej córki; powiedz jej, czym będę, A nie czym byłem; nie moje zasługi, Ale jej wystaw, na co chcę zasłużyć; Skreśl jej stan rzeczy i potrzeby nagłość I nie bądź, że tak powiem, niepraktycznie Sentymentalną w rzeczach wielkiej wagi. KRÓLOWA ELŻBIETA Mamże się tak dać uwieść szatanowi? KRÓL RYSZARD Tak jest, gdy szatan wiedzie do dobrego. KRÓLOWA ELŻBIETA Mamże do tego stopnia się zapomnieć? KRÓL RYSZARD Tak jest, gdy pamięć o sobie jest zgubną. KRÓLOWA ELŻBIETA Aleś ty moje dzieci zamordował. KRÓL RYSZARD Na łonie twojej córki je pogrzebię, Gdzie się odrodzą same, jako w gnieździe Z drogich korzeni, na pociechę twoją. KRÓLOWA ELŻBIETA Mamże pójść skłonić córkę do twych życzeń? KRÓL RYSZARD O tak, i stać się szczęsną przez to matką. KRÓLOWA ELŻBIETA Idę więc. — Napisz do mnie jak najprędzej, A uwiadomięć o skutku mych kroków. KRÓL RYSZARD Bądź zdrowa! zanieś jej mój pocałunek. całuje ją; Królowa Elżbieta wychodzi O, giętka, głupio uległa niewiasto! wchodzi Ratklif, wkrótce potem Ketsby Cóż mi przynosisz? RATKLIF Miłościwy Panie, Z zachodu groźna zbliżyła się flota: Tłumy wątpliwych popleczników naszych, Z dziurawym sercem, cisną się do brzegu, Bez broni i bez woli do odparcia. Słychać, że Ryszmond dowodzi tą flotą. Już pospuszczali żagle, już kotwice Pozarzucali i czekają tylko Na Buckinghama, aby na ląd wysiąść. KRÓL RYSZARD Niech tam, kto w nogach nieleniwy, skoczy Co tchu do księcia Norfolk: ty na przykład, Ratklifie, albo Ketsby: gdzież on? KETSBY Jestem, Łaskawy Panie. KRÓL RYSZARD Ketsby, śpiesz do księcia. KETSBY Dopełnię tego, jak najspieszniej zdołam. KRÓL RYSZARD Ratklifie, udaj się do Salisbury: Skoro tam staniesz — do Ketsby'ego Za czym czekasz jeszcze, Ciemięgo? czemu nie idziesz do księcia? KETSBY Wprzód mi, potężny władco, racz objawić, Co mu oznajmić mam w imieniu Waszej Królewskiej Mości. KRÓL RYSZARD Masz słuszność, mój Ketsby. Powiedz mu, żeby niezwłocznie zgromadził Tak wielką siłę wojenną, jak może, I spiesznie przybył z nią pod Salisbury. KETSBY Idę. / Wychodzi. / RATKLIF Cóż ja mam czynić w Salisbury? KRÓL RYSZARD Co masz tam czynić, nim przybędę? RATKLIF Tak jest: Wasza Królewska Mość raczyłaś kazać, Abym się naprzód tam wyprawił. KRÓL RYSZARD Prawda — Inną mam teraz myśl. — wchodzi Stanley Cóż tam, Stanley'u? STANLEY Nic tak dobrego, miłościwy Panie, Aby przyjemnie było o tym słyszeć; Ani tak złego, aby się nie śmiało O tym powiedzieć. KRÓL RYSZARD Jakaś łamigłówka! Nic złego ani dobrego? Do licha! Po co ci tyle mil robić naokół, Gdy możesz prostą drogą rzecz wyłuszczyć? Cóż tam? powtarzam. STANLEY Ryszmond jest na morzu. KRÓL RYSZARD Niech morze na nim będzie! Cóż zamierza Ten awanturnik z bladym sercem? STANLEY Nie wiem, Łaskawy Panie, domyślam się tylko. KRÓL RYSZARD Jakiż Waszmości domysł? STANLEY Że z namowy Dorseta, Buckinghama i Mortona Przybywa sięgnąć po koronę Anglii. KRÓL RYSZARD Czy tron wakuje? miecz nie jest dzierżony? Czy król zmarł? państwo zostaje bez steru? Któryż z dziedziców Yorka prócz mnie żyje? I któż jest królem Anglii, jak nie dziedzic Wielkiego Yorka? Po cóż on przybywa? STANLEY Jeśli nie po to, to nie mogę dociec. KRÓL RYSZARD Nie możesz dociec, po co on przybywa, Jeśli nie po to, aby wam panował? Chcesz, widzę, podnieść bunt i przejść do niego? STANLEY Nie, miłościwy Panie, nie wątp o mnie. KRÓL RYSZARD Gdzież jest twe wojsko, co by go odparło? Gdzie są lennicy twoi i wasale? Nie na zachodnimże są teraz brzegu, By buntownikom z okrętów dłoń podać? STANLEY Nie, mości królu: przyjaciele moi W północnej teraz znajdują się stronie. KRÓL RYSZARD Zimna ich przyjaźń dla mnie: co ich trzyma W północnej stronie, kiedy by powinni W zachodniej bronić sprawy swego króla? STANLEY Nie powołano ich do tego, panie. Jeśli Waszego Majestatu wola, To zbiorę moich przyjaciół i ściągnę O takim czasie i na takie miejsce, Gdzie raczysz Wasza Królewska Mość kazać. KRÓL RYSZARD Ejże, ty chciałbyś złączyć się z Ryszmondem; Nie ufam tobie. STANLEY Potężny mój władco, Nie masz powodów wątpić o mej wierze: Nie byłem nigdy i nie będę zdrajcą. KRÓL RYSZARD Idź więc, zbierz swoich ludzi, ale słuchaj: Zostawisz w zakład Jerzego Stanleya, Swojego syna; bacz na stałość w sercu, Lub głowa jego nie będzie bezpieczna. STANLEY Postąp z nim, panie, wedle mej wierności. / Wychodzi. / / Wchodzi goniec. / GONIEC Królu, przynoszęć wieść, że w hrabstwie Dewon, Jak mię życzliwi ludzie zapewnili, Sir Edward Kortnej i jego brat starszy, Ów dumny prałat, biskup Ekseteru, Z wielu innymi w związku, broń podnieśli. / Wchodzi drugi goniec. / DRUGI GONIEC W Kent, Gildorfowie podnieśli broń, królu; Z każdą godziną przybywa powstańcom Nowych posiłków i moc ich się zwiększa. / Wchodzi trzeci goniec. / TRZECI GONIEC Panie, wielkiego Buckinghama wojsko… KRÓL RYSZARD Precz, sowy! samą śmierć będziecie wieścić? uderza gońca Oto zapłata za twoją nowinę. TRZECI GONIEC Nowina, którą mam udzielić Waszej Królewskiej Mości, jest ta, a nie inna, Że Buckinghama wojsko, skutkiem wielkich Dżdżów i wylewu rzek, poszło w rozsypkę. A on sam schronił się, nikt nie wie dokąd. KRÓL RYSZARD Wybacz mi; oto worek, przyjacielu, Co cię uleczy z mego uderzenia. Czy też kto z wiernych mi sług nie obwieścił Nagrody temu, co by ujął zdrajcę? TRZECI GONIEC Wydano, panie, takie obwieszczenie. / Wchodzi czwarty goniec. / CZWARTY GONIEC Sir Tomasz Lowel, miłościwy królu, I Markiz Dorset szerzą w Yorkszajr rokosz; Ale przynoszę przy tym na pociechę Waszej Królewskiej Mości wieść następną: Bretońską flotę rozproszyła burza; Ryszmond łódź wysłał w Dorsetszajr do brzegu, Dla zapytania tych, co na nim byli, Czy z nim trzymają czy nie: powiedzieli, Że ich Buckingham przysłał mu na pomoc; Ale on wiary nie dał, rozpiął żagle I do Bretonii skierował się nazad. KRÓL RYSZARD Dalej! marsz! póki jesteśmy pod bronią, Jeżeli nie dla starcia obcych wrogów, To dla zgniecenia tych rokoszan w domu. / Wchodzi Ketsby. / KETSBY Książę Buckingham, panie, został wzięty, To wieść najlepsza; ta, że hrabia Ryszmond Z ogromną siłą wylądował w Milford, Brzmi gorzej, ale winna być wiadomą. KRÓL RYSZARD Do Salisbury! Podczas gdy tu gwarzym, Mogłaby walna bitwa być stoczoną. Niech z was kto księcia Buckingham powiedzie Do Salisbury; inni pójdą ze mną. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Pokój w domu Stanley'a. / / Wchodzą: Stanley i sir Krzysztofor Urswik. / STANLEY Sir Krzysztoforze, powiedz Ryszmondowi, Że w mateczniku krwiożerczego dzika Siedzi zamknięty mój syn, Jerzy Stanley; Gdy broń podniosę, spadnie chłopcu głowa. Ta to obawa jeszcze mię wstrzymuje. Ale gdzież teraz jest cny Ryszmond? powiedz. URSWIK W Pembrok lub w Harford-West, w Walii. STANLEY Któż z mężów Głośnych imieniem trzyma jego stronę? URSWIK Sir Walter Herbert, znakomity żołnierz; Sir Gilbert Talbot i sir Wiliam Stanley; Oksford, sir Jakub Blunt i mężny Pembrok, I Rajs ap Tomas z walecznymi roty, I wielu innych cnych a sławnych mężów. Na Londyn oni kierują swój pochód, Jeśli nie będą zatrzymani w drodze. STANLEY Idź z Bogiem; poleć mię swojemu panu. Królowa, powiedz mu, z serca by rada Dać mu za żonę swą córkę Elżbietę. Bądź zdrów; o reszcie dowie się z tych listów. / Oddaje mu papiery. Wychodzą. / AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA / Salisbury. Plac publiczny. / / Wchodzi Szeryf, za nim Buckingham pod strażą, prowadzony na stracenie. / BUCKINGHAM Nie mogęż z królem Ryszardem pomówić? SZERYF Nie, mości książę; znieś swój los z poddaniem. BUCKINGHAM Hastingsie, dzieci Edwarda, Riversie, Święty Henryku z twym szlachetnym synem, Woganie, Grey'u, wy wszyscy straceni Pokątnym, niecnym, zdradzieckim bezprawiem. Jeżeli wasze obrażone dusze Na tę godzinę z pośrodka chmur patrzą, Ukójcie zemstę szydząc z mojej zguby! — Czy to zaduszny dziś dzień? SZERYF Tak jest, panie. BUCKINGHAM Dzień więc zaduszny jest dniem potępienia Dla mego ciała; owym dniem, którego Za życia króla Edwarda wzywałem Na moją głowę, jeśli się okażę Fałszywym względem krewnych jego żony I względem jego dzieci; dniem zagłady, Której wzywałem, aby mię spotkała, Nie wiedząc, że mię spotka przez fałsz tego, Któremu w życiu najwięcej ufałem. Ten dzień zaduszny dla mej biednej duszy Jest ostatecznym już terminem grzechów, Wszystko widzący Ten, z którym igrałem, Zwrócił nieszczere me zaklęcie na mnie, I dał naprawdę, o com prosił żartem, Tak to on miecze złych ludzi przymusza Obracać ostrze w własną pierś ich panów. Tak to się spełnia klątwa Małgorzaty: «Kiedy ci serce rozedrze ten szatan — Mówiła ona — wtedy pomyśl sobie, Że Małgorzata była dobrą wróżką». Idźmy; oddaję pod nóż moją szyję: Niech krzywda krzywdę, zakał zakał zmyje! / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Równina pod Tamwort. / / Wchodzą z chorągwiami przy muzyce: Ryszmond, Oxford, sir Jakub Blunt, sir Walter Herbert i inni; a za nimi wojsko. / RYSZMOND Współtowarzysze broni, przyjaciele, Ciężkim tyranii przygnieceni jarzmem, Tak już daleko się posunęliśmy Wgłąb kraju, żadnych nie spotkawszy przeszkód. Ten dzik zuchwały, okrutny, łapczywy, Co porył wasze winnice, zniweczył Wasze zasiewy, co krew waszą chłepce Jakby pomyje i z wnętrzności waszych Koryto sobie robi, ten wieprz nędzny W środkowym punkcie tej wyspy ma teraz Swe legowisko, pod miastem Leicester. Z Tamwort do tego miejsca jest dzień marszu. Naprzód, waleczni bracia, w imię Boga! Abyśmy owoc trwałego pokoju Z tej jednej krwawej zebrali przeprawy. OXFORD Świadomość sprawy, za którą ma walczyć, W sercu każdego stanie za sto mieczów Do potykania się z tym krwawym zbójcą. HERBERT Stronnicy jego przejdą, ręczę, do nas. BLUNT On ma stronników jedynie przez bojaźń, I ci go rzucą w najcięższej potrzebie. RYSZMOND Wszystko nam sprzyja. Marsz więc, w imię Boże! Nadzieja lot ma niczym niewstrzymany: Król przez nią bóstwem, a królem poddany. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Pola pod Boswort. / / Wchodzi król Ryszard z wojskiem; książę Norfolk, hrabia Surrey i inni. / KRÓL RYSZARD Tu się rozłożym na bosfortskich polach. — Milordzie Surrey, smutno coś wyglądasz? SURREY Serce me dwakroć weselsze niż mina. KRÓL RYSZARD Milordzie Norfolk! NORFOLK Najjaśniejszy panie? KRÓL RYSZARD Ciepłoż nam tutaj będzie! co? nieprawdaż? NORFOLK Obydwu stronom, miłościwy królu. KRÓL RYSZARD Rozbijcie mi tu namiot, tu noc spędzę. żołnierze biorą się do rozbicia namiotu Ale gdzie ranek? Hm! nie myślmy o tym. — Czy są wiadome siły buntowników? NORFOLK Sześć ich, najwięcej do siedmiu tysięcy. KRÓL RYSZARD Toż nasza armia w trójnasób liczniejsza: A przy tym imię króla jest warownią, Na której zbywa naszym przeciwnikom. — Rozbijcie namiot. — Pójdźcie, cni panowie; Musim rozpoznać korzyść miejscowości. — Wezwijcie ludzi doświadczonych rady. Baczmy na karność; nie szafujmy czasem, Bo mamy walną robotę za pasem. / Wychodzi z innymi. Wchodzą z drugiej strony pola: Ryszmond, sir Wiliam Brandon, Oxford i inni dowódcy. Kilku żołnierzy rozpina namiot Ryszmonda. / RYSZMOND Złociste zaszło utrudzone słońce; Jasny ślad jego ognistego wozu Dobry na jutro dzień nam zapowiada. — Wy, sir Wiliamie Brandon, poniesiecie Moją chorągiew. — Przygotujcie, proszę, W moim namiocie papier i atrament: Skreślę plan bitwy; każdemu z przywódców Ściśle oznaczę zakres jego działań I rozdział zrobię drobnej naszej siły. — Milordzie Oxford, sir Wiliamie Brandon, I wy podobnież, sir Walterze Herbert, Pozostaniecie przy mnie. Hrabia Pembrok Od swego pułku niech nie odstępuje. Idź mu, rotmistrzu Blunt, zanieś dobranoc I proś go, aby o drugiej nad ranem Przyszedł pomówić ze mną w mym namiocie. — Jeszcze mi jedną zrób rzecz, mój rotmistrzu: Gdzie ma kwaterę lord Stanley, czy nie wiesz? BLUNT Jeślim chorągwie jego dobrze poznał, (A pewny jestem, że nie jestem w błędzie), To jego hufce stoją o pół mili Ku południowi od głównych sił króla. RYSZMOND Jeżeli będziesz mógł, kochany Bluncie, Dokazać tego bez niebezpieczeństwa, To się postaraj z nim widzieć bez zwłoki, I wręcz mu ważny ten świstek ode mnie. BLUNT Dokonam tego, jak mi życie miłe; Tymczasem, życzę wam spokojnej nocy. RYSZMOND Dobranoc wzajem, kochany rotmistrzu. — Pójdźcie, panowie; wejdźmy do namiotu: Tam radzić będziem o jutrzejszej sprawie. Powietrze chłodne jest i przejmujące. / Wchodzą do namiotu. / / Król Ryszard powraca, a z nim Norfolk, Ratklif i Ketsby. / KRÓL RYSZARD Która godzina? KETSBY Czas wieczerzy, panie: Dziewiąta. KRÓL RYSZARD Nic jeść nie będę tej nocy — Papieru dajcie mi i atramentu. — Jakże? czy szyszak mój lżejszy jest teraz I uzbrojenie całe w pogotowiu? KETSBY Tak, panie, wszystko leży w twym namiocie. KRÓL RYSZARD Milordzie Norfolk, idź na swą pozycję. Bądź czujny, rozstaw zaufane straże. NORFOLK Dobrze, łaskawy panie. KRÓL RYSZARD Rusz się z miejsca Równo z skowronkiem, kochany Norfolku. NORFOLK Spuść się w tym, Wasza Królewska Mość, na mnie. / Wychodzi. / KRÓL RYSZARD Ratklifie! RATKLIF Jestem, miłościwy królu. KRÓL RYSZARD Poślij herolda do pułku Stanley'a: Niechaj przed wschodem słońca tu nadciągnie, Inaczej jego syn strącony będzie W bezdenną otchłań wiekuistej nocy. Dajcie mi wina i przynieście świecę. Niechaj mój biały Surrey osiodłany Będzie na jutro — a drzewce mej lancy Będzie hartowne i nie nazbyt ciężkie. Ratklifie! RATKLIF Jestem, panie. KRÓL RYSZARD Czy widziałeś Tego tetryka, lorda Northumberland? RATKLIF Widziałem, jak o zmroku z hrabią Surrey Obchodził wojsko od hufca do hufca I ludzi naszych do męstwa zagrzewał. KRÓL RYSZARD To dobrze. Każ mi podać kubek wina. Nie mam dziś jakoś tej rześkości ducha, Ani swobody umysłu, co zwykle. przynoszą wino Postawcie. Jest tam atrament i papier? RATKLIF Jest, panie. KRÓL RYSZARD Zaleć czujność mojej straży. Bądź zdrów, Ratklifie, około północy Przyjdziesz do mego namiotu i zbroję Wdziać mi pomożesz. Zostaw mię, powiadam. / Oddala się do swego namiotu. Ratklif i Ketsby wychodzą. Namiot Ryszmonda otwiera się: widać go otoczonego oficerami itd. / / Wchodzi Stanley. / STANLEY Szczęście i triumf niech ci hełm uwieńczy. RYSZMOND Ile noc ciemna może przynieść pociech, Tyle ich doznaj, zacny mój ojczymie! Jak się ma, powiedz, droga nasza matka? STANLEY Błogosławieństwo ci przynoszę matki, Która się modli wciąż za twą pomyślność. Dość tego. Ciche godziny uchodzą I mrok strzępiasto łamie się na wschodzie. Czas policzony; krótko ci więc powiem: Równo ze świtem gotuj się do boju I losy swoje powierz rozstrzygnieniu Miecza i krwawym szalom wstępnej bitwy, Ja zaś, jak będę mógł (jak chcę, nie mogę), Użyję zręcznie pierwszej sposobności, By ci przyjść w pomoc w tym wątpliwym starciu Ale się kwapić z pomocą nie mogę; Bo gdyby tego dostrzeżono, Jerzy, Brat twój, zgładzony byłby w moich oczach. Bądź zdrów. Brak czasu i groźny stan rzeczy Tamują wylew serdecznych wynurzeń I dłuższą słodkiej rozmowy zamianę, Której by po tak długim rozłączeniu Potrzebowali użyć przyjaciele. Oby nam nieba dały czas swobodny Do tych radosnych miłości obrzędów! Jeszcze raz, bądź zdrów, mężny i szczęśliwy! RYSZMOND Przeprowadźcie go, kochani lordowie, Przez obóz. Ja się będę starał zasnąć. By ołowiany sen nie gniótł mnie jutro, Gdy będę miał siąść na skrzydła zwycięstwa. Dobranoc jeszcze raz, mili lordowie. lordowie i inni wychodzą za Stanley'em O! Ty, którego sprawy jestem wodzem, Zwróć na żołnierzy Twoich wzrok łaskawy! Włóż im w dłoń straszny oręż Twego gniewu, By ciężkim jego ciosem zdruzgotali Butne szyszaki naszych przeciwników! Uczyń nas chłosty Twej wykonawcami, Byśmy Cię mogli sławić w tym zwycięstwie! Tobie polecam władze duszy mojej. Nim okiennice zawrę moich oczu: Czy śpię, czy czuwam, miej mię w Swej opiece! / Zasypia. / / Duch księcia Edwarda, syna Henryka Szóstego, ukazuje się pomiędzy dwoma namiotami. / DUCH / do Ryszarda / Kamieniem jutro niech ciężę twej duszy! Przypomnij sobie, jakeś mnie w dni kwiecie W Tiuksbury zabił: zwątp przeto i umrzyj. do Ryszmonda Śmiało, Ryszmondzie: pokrzywdzone dusze Zgładzonych książąt walczyć za cię będą: Króla Henryka syn krzepi twe męstwo. / Duch króla Henryka Szóstego ukazuje się. / DUCH / do Ryszarda / Gdym był śmiertelny, śmiertelnymi rany Okryłeś moje namaszczone ciało. Miej w myśli Tower i mnie: zwątp i umrzyj! Król Henryk Szósty woła: zwątp i umrzyj! do Ryszmonda Ty prawy, święty mężu, bądź zwycięzcą! Henryk zwiastując ci, że będziesz królem, Krzepi twe męstwo we śnie. Żyj i kwitnij! / Duch Klarensa ukazuje się. / DUCH / do Ryszarda / Kamieniem jutro niech ciążę twej duszy! Ja, biedny Klarens, zdradzony przez ciebie I utopiony niegdyś w beczce wina. Przypomnij sobie o mnie w czasie bitwy I miecz bezwładnie opuść! Zwątp i umrzyj! do Ryszmonda Potomku domu Lankastrów: skrzywdzeni Dziedzice Yorków modlą się za ciebie; Niech cię Bóg wspiera w boju! żyj i kwitnij! / Duchy Riversa, Grey'a i Wogana ukazują się. / RIVERS / do Ryszarda / Kamieniem jutro niech ciążę twej duszy! Ja, Rivers, zmarły w Pomfret. Zwątp i umrzyj! GREY / do Ryszarda / Pomnij o Grey'u i niech dusza twoja Zwątpi na zawsze! WOGAN / do Ryszarda / Pomnij o Woganie I zdjęty trwogą winowajcy, wypuść Z zdrętwiałej dłoni lancę! Zwątp i umrzyj! WSZYSCY TRZEJ / do Ryszmonda / Zbudź się, Ryszmondzie, i bądź przekonany, Że krzywdy nasze walczyć za cię będą W łonie Ryszarda. Zbudź się i triumfuj! / Duch Hastingsa ukazuje się. / DUCH / do Ryszarda / Krwawy zbrodniarzu, zbudź się zbrodni świadom I skończ dni swoje pośród krwawej bitwy! Pomnij o lordzie Hastings. Zwątp i umrzyj! — do Ryszmonda Spokojnie śniąca duszo, zbudź się błogo! Walcz i z pęt wyrwij naszą Anglię drogą! / Duchy dwóch młodych królewiczów ukazują się. / DUCHY / do Ryszarda / Śnij o synowcach twych zabitych w Towrze! Obyśmy byli w twym sercu ołowiem, Co cię pociągnie w zgubę, śmierć i hańbę! Bratanki twoje mówiąć: zwątp i umrzyj! — do Ryszmonda Śpij zdrów, Ryszmondzie, i zbudź się bez troski! Niech cię od dzika chroni zastęp boski! Żyj i daj życie szczęsnym królom! Cienie Dzieci Edwarda wróżąć powodzenie. / Duch królowej Anny ukazuje się. / DUCH / do Ryszarda / Ryszardzie, żona twa, ta biedna Anna, Co chwili z tobą spokojnej nie miała, Przychodzi teraz niepokoić ciebie, Przypomnij sobie o mnie jutro, w boju, I miecz bezwładnie opuść. Zwątp i umrzyj! do Ryszmonda Spokojna duszo, śpij, śpij snem spokojnym! Śnij o zwycięstwie! Żona twego wroga Za twą pomyślność modli się do Boga. / Duch Buckinghama ukazuje się. / DUCH / do Ryszarda / Jam pierwszy podał ci rękę do tronu I jam ostatni doznał twej tyranii. O, wspomnij w czasie bitwy Buckinghama I bądź pokonan poczuciem twej winy! Śnij o morderczych czynach i zniszczeniu; Zwątp w bezsilności i skonaj w zwątpieniu! — do Ryszmonda Nimem wsparł ciebie, za chęć śmierć poniosłem; Lecz nie trać serca w twym zadaniu wzniosłem; Bóg ci aniołów ześle do obrony, A dumny Ryszard padnie w proch strącony. / Duchy znikają; Ryszard zrywa się ze snu. / KRÓL RYSZARD Innego konia! — Zawiążcie mi rany! — Zmiłuj się, Jezu! — To nic; to sen tylko. — Jakże mię dręczysz, tchórzliwe sumienie! — Świeca błękitno się pali: — to północ. — Drżące me ciało zimny pot okrywa, Siebież się lękam? Tu nie ma nikogo Oprócz mnie: Ryszard nie godzi w Ryszarda; Jam wierny memu ja. Byłżeby tutaj Jaki morderca? Nie — tak: ja tu jestem. A więc uciekaj! — Przed kim mam uciekać? Przed samym sobą? — Jest racja — dlaczego? Abym się zemścił. Jak to? sam na sobie? Wszakże ja siebie kocham. Kocham? za co? Cóżem ja sobie dobrego uczynił? O, nie! ach! ja się raczej nienawidzę Za nienawistne czyny, którem spełnił. Jestem łotr. Kłamię; nie jestem nim. Głupcze, Nie gań się — głupcze, nie pochlebiaj sobie. Sumienie moje ma tysiąc języków, A każdy język czyni inny zarzut, A każdy zarzut lży mi nazwą łotra. Krzywoprzysięski fałsz w najwyższym stopniu; Niemiłosierny mord w najsroższym stopniu; Wszelki grzech w wszelkim stopniu popełniony Dąży przed straszne kratki trybunału, Wołając: winny! winny! — Ha! to rozpacz! Nie ma istoty, co by mię kochała; A gdybym umarł, nikt by się nade mną Nie ulitował — któż się ma zlitować? Gdy sam nie czuję nad sobą litości. Zdawało mi się, że duchy tych, których Pomordowałem, do mego namiotu Zeszły się tłumem i każdy z nich wzywał Na jutro zemsty na głowę Ryszarda. / Wchodzi Ratklif. / RATKLIF Panie — KRÓL RYSZARD Kto tu jest? RATKLIF To ja, Ratklif, panie. Wczesny kur we wsi dwukrotnym już pianiem Powitał ranek; przyjaciele twoi Są już na nogach i wdziewają zbroje. KRÓL RYSZARD O! mój Ratklifie, okropny sen miałem. Jak myślisz? czy nam nasi wierni będą? RATKLIF Nie wątpię o tym, panie. KRÓL RYSZARD O, Ratklifie! Lękam się, lękam. RATKLIF Miłościwy panie, Nie trwóż się cieniem. KRÓL RYSZARD Na świętego Pawła! Cienie tej nocy przeraziły bardziej Duszę Ryszarda, niżby zdołał zastęp Szczerych dziesięciu tysięcy żołnierzy, Kutych w żelazo, pod wodzą Ryszmonda. Jeszcze nie dnieje. Pójdź; pod namiotami Naszych dowódców podsłuchiwać będziem, Czy z nich nie myśli który mię odstąpić. / Wychodzi z Ratklifem. / / Ryszmond budzi się; Oxford i inni wchodzą. / LORDOWIE Ryszmodzie, dobry dzień! RYSZMOND Wybaczcie, proszę, Moi panowie czujni i gorliwi, Że zastajecie tu gnuśnego śpiocha. LORDOWIE Czy dobrze spałeś, milordzie? RYSZMOND Najlepszy, Najprzyjemniejszy sen miałem, panowie; Słodsze marzenia pewnie jeszcze nigdy Nie kołysały ociężałej głowy. Zdawało mi się, że przyjazne dusze Tych, których ciała Ryszard zamordował, Zeszły się razem do mego namiotu I jednozgodnie wołały: zwycięstwo! Zaprawdę, dziwną czuję w sobie rześkość, Rozpamiętując ten sen tak uroczy. Która godzina? LORDOWIE Wkrótce będzie czwarta. RYSZMOND Czas więc uzbroić się i uszykować. postępuje naprzód ku swym wojskom Więcej powiedzieć nad to, co już pierwej Wam powiedziałem, drodzy współrodacy, Brak czasu i stan rzeczy nie pozwala; Zapiszcie sobie wszakże to w pamięci, Że Bóg i dobra walczy z nami sprawa. Modlitwy świętych, duchy pokrzywdzonych Stoją przed nami jak szańce wysokie. Ci, przeciw którym walczym, prócz Ryszarda, Nas by woleli widzieć zwycięzcami Niż tego, komu służą; bo i któż jest Ten, komu służą? zaprawdę, panowie, Krwawy ciemiężca i krwawy morderca, Krwią wyniesiony i krwią utwierdzony; Co kręto przyszedł do tego, co posiadł, I tych, co k'temu dopomogli, zgładził; Nikczemny kamień, który się stał drogim Przez poniżenie angielskiego tronu, Tym, że szalbiersko weń wprawiony został; Zapamiętały nieprzyjaciel Boga. Jeżeli przeto będziecie walczyli Z nieprzyjacielem Boga, Bóg was za to Strzec będzie jako wojowników swoich; Jeżeli szczędzić nie będziecie potu Do powalenia tyrana, będziecie Spokojnie spali, skoro tyran legnie; Jeżeli walczyć będziecie z wrogami Ojczyzny waszej, dobry byt ojczyzny Hojnie wam wasze wynagrodzi trudy; Jeżeli dzieci wasze wyzwolicie Spod noża, to się dzieci waszych dzieci W starości waszej za to wam wywdzięczą. W imię więc Boga i tych praw rozwińcie Wasze sztandary i dobądźcie miecze! W razie przegranej haraczem z mej strony Będzie mój zimny trup na zimnej ziemi; Ale jeżeli nam Pan Bóg poszczęści, Cząstkę korzyści tego przedsięwzięcia Najpośledniejszy z was otrzyma w dziale. Zadmijcie w trąby i uderzcie w bębny! Hasłem niech będzie krzepiącym w was męstwo: Bóg, święty Jerzy, Ryszmond i zwycięstwo! / Wychodzą wszyscy. / / Wchodzą z orszakiem i wojskiem Ryszard i Ratklif. / KRÓL RYSZARD Co Northumberland mówił o Ryszmondzie? RATKLIF Że on w wojennej sztuce niećwiczony. KRÓL RYSZARD Prawdę powiedział. Cóż Surrey rzekł na to? RATKLIF Uśmiechnął się i rzekł: tym lepiej dla nas. KRÓL RYSZARD Miał słuszność, tak też jest w samej istocie zegar bije Która to bije? — Dajcie mi kalendarz. Kto z was dziś widział słońce? RATKLIF Jam nie widział. KRÓL RYSZARD Więc się ukazać nie chce; podług książki Powinno by już od godziny jaśnieć. Zły to dzień będzie dla kogoś. — Ratklifie! RATKLIF Co, panie? KRÓL RYSZARD Słońce nie chce dziś zaświecić, Niebo ponuro sklepi się nad nami. Rad bym usunąć z ziemi te łzy rosy. — Nie świecić dzisiaj właśnie! Ale cóż to Ma mnie obchodzić bardziej niż Ryszmonda? Toż samo niebo, co się tak zasępia Nad moją głową, chmurzy się i nad nim. / Wchodzi Norfolk. / NORFOLK Do broni, panie! wróg już hula w polu. KRÓL RYSZARD Hej! żywo! żywo! — Kulbaczyć mi konia! — Wezwać Stanley'a, by pułk swój sprowadził! — Powiodę moje wojska na równinę I w taki sposób uczynię ich rozdział: Przednia straż będzie rozciągniętą w podłuż, Zarówno z jezdnych jak z pieszych złożona; Łucznicy będą umieszczeni w środku. Jan, książę Norfolk, Tomasz, hrabia Surrey, Dowodzić będą jazdą i piechotą. Skoro pozycje zajmą, my za nimi Staniemy z głównym korpusem, wzmocnionym Dwoma skrzydłami wyborowej jazdy. To i nasz święty Jerzy na dobitkę Rękojmią naszą. — Cóż myślisz, Norfolku? NORFOLK Dobry plan, godny króla wojownika. — Znalazłem to dziś z rana w mym namiocie. / Podaje świstek. / KRÓL RYSZARD / czyta / «Jasiu Norfolk, Ryś, twój pan, Zdradzon jest i zaprzedan». To rzecz zmyślona przez nieprzyjaciela. — Dalej, panowie! na swe miejsce każdy! Niech nas brodzące sny nie zatrważają! Sumienie tchórzów tylko jest wyrazem, Na powściąg możnych wymyślonym zrazu: Naszym sumieniem ramię, a miecz prawem. Naprzód! marsz! idźmy, połączywszy dłonie, W podwoje nieba albo w piekieł tonie! do wojska Cóż wam do tego dodam, com już wyrzekł? Pomnijcie na to, z kim się macie zmierzyć: Łotrów to zgraja, tułaczy, włóczęgów, Śmiecie Bretonów i nikczemnych chłopów, Których wypluwa ich kraj przesycony Na głupi hazard i pewną zagładę. Mieliście spokój, oni go wam wichrzą; Macie dostatnie grunta, piękne żony: Oni chcą tamte obciąć, te znieważyć. Któż im przewodzi? Oto jeden hołysz, Co był w Bretonii przez długi ciąg czasu Utrzymywany kosztem mojej matki; Papinka, który, odkąd żyje, nigdy Nie zalazł głębiej w śnieg jak po trzewiki. Wyżeńcie nazad za morze tę szuję, Zarozumiałą tę hołotę z Francji, Tych głodnych, życiem znudzonych żebraków. Tych biednych szczurów, co by się już byli Dla braku kęsa w gębie, powiesili, Gdyby nie głupie widmo tej wyprawy. Jeżeli mamy zostać pobitymi, To niech przynajmniej pobiją nas ludzie, A nie bretońskie te bękarty, których Ojcowie nasi na ich własnej ziemi Potłukli nieraz i wytuzowali I dokumentnie naznaczyli hańbą. Oniż posiadać mają nasze ziemie, Bezcześcić żony, uwodzić nam córki? — odgłos trąb w dali Słyszycie odgłos ich trąb? Walczcie, mężni Synowie Anglii, walczcie, cni ziemianie! Prężcie, łucznicy, łuki aż do głowy! Bodźcie rumaki wasze, brodźcie we krwi, Trzaskami lanc swych zatrwóżcie firmament! wchodzi posłaniec I cóż lord Stanley? Czy przywiódł swe hufce? POSŁANIEC Lord Stanley nie chce przyjść, łaskawy panie. KRÓL RYSZARD Niech spadnie głowa jego syna! NORFOLK Królu, Już nieprzyjaciel przeszedł bagna; pozwól, By Jerzy Stanley zginął aż po bitwie. KRÓL RYSZARD Tysiąc serc czuję rosnących w mym łonie. Chorągwie naprzód! uderzcie na wroga! Niech stare nasze hasło: święty Jerzy, Ognistych smoków wściekłością nas natchnie! Za mną, synowie Anglii, do ataku! Zwycięstwo siedzi na naszym szyszaku. / Wychodzi. / SCENA CZWARTA / Inna część pola. / / Wojenna wrzawa. Utarczki. Wchodzi Norfolk z wojskiem; ku niemu nadbiega Ketsby. / KETSBY Milordzie Norfolk, na pomoc! na pomoc! Król dokazuje cudów waleczności, I kogo spotka, z tym na śmierć bój stacza. Straciwszy konia, pieszo walczy teraz, Śledząc Ryszmonda w groźnej paszczy śmierci. Na pomoc! albo jesteśmy zgubieni. / Wrzawa. Wchodzi Ryszard. / KRÓL RYSZARD Konia! hej! konia! królestwo za konia! KETSBY Schroń się gdzie, panie, a przywiodęć konia. KRÓL RYSZARD Nędzny! Stawiłem na los moje życie I czekać będę, jaka mi kość padnie. Chyba tu sześciu Ryszmondów jest w polu; Pięcium już zabił zamiast prawdziwego. Konia! hej! konia! królestwo za konia! / Wychodzi ze swymi. / / Wrzawa. Wchodzą: Ryszard i Ryszmond; walcząc przechodzą przez scenę. Odwrót przy odgłosie trąb. Po czym wchodzi Ryszmond, Stanley z koroną w ręku, wielu innych lordów i wojsko. / RYSZMOND Bogu i waszej waleczności chwała! Zwycięscy moi towarzysze broni! Plac boju przy nas i krwawy herszt zginął. STANLEY Mężny Ryszmondzie, dobrześ się wywiązał. Patrz, przywłaszczony ten królewski klejnot Zerwałem z martwej nikczemnika skroni, Aby nim twoje czoło przyozdobić. Noś go, używaj i działaj z nim wiele. RYSZMOND Bóg w niebie na to niech odpowie: amen. Ale czy żyje młody Jerzy, powiedz? STANLEY Żyje, milordzie, bezpieczny i cały, W mieście Leicester, dokąd, jeśli wola Waszej Miłości, możem i my ściągnąć. RYSZMOND Kto ze starszyzny padł po obu stronach? STANLEY Jan książę Norfolk, Robert Brakenbery, Walter lord Ferrers i sir Wiliam Brandon. RYSZMOND Pogrzebcie zwłoki ich wedle ich stopnia, Ogłoście nasze przebaczenie zbiegom, Którzy z poddaniem zechcą do nas wrócić; A potem, zgodnie z uczynionym ślubem, Gwoli którego wzięliśmy sakrament, Zjednoczym białą i czerwoną różę. Niebo od dawna gniewne za ich rozdział, Z uśmiechem patrzeć będzie na ten sojusz. Zdrajca, kto słysząc to, nie powie: amen. Anglia od dawna była w obłąkaniu I własne swoje szarpała wnętrzności; Brat zaślepiony przelewał krew brata; Ojciec w zapędzie przecinał dni syna; Syn, przymuszony, bywał katem ojca; Cały zwaśniony ten York i Lankaster Waśnił się z sobą w zobopólnej waśni. O, niechże teraz Ryszmond i Elżbieta, Prawe odrośle tych królewskich domów, Złączą je, łącząc się za sprawą Boga! Niech ich następcy (jeśli tych Bóg zdarzy), Błogim zbogacą przyszły czas pokojem, Wspaniałym plonem i dniami pięknymi! Stęp ostrze zdrajców, miłosierny Panie, Którzy by chcieli te łzy i krwi strugi Nieszczęsnej Anglii wrócić po raz drugi! Nie daj owoców na tej ziemi zbierać Tym, co by chcieli znów jej pierś rozdzierać! Dziś pokój wraca, zgody świecą zorze: By długo trwały, powiedz amen, Boże! / Wychodzą. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krol-ryszard-iii. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: William Shakespeare, Król Ryszard III. Tragedja w 5 aktach. tłum. J. Paszkowski, nakł. i druk Wilhelma Zukerkandla, Złoczów [1924]. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Sekuła. Publikację wsparli i wsparły: Grzegorz Wojciechowski, Joanna Woźnica, magda321, Anna, Krzysztof Malinowski, A. Lipska, Bez reklamy, Joanna Woźnica, W.Jurek, Mariusz Komorowski, mar_zajac, Marzena, Anonim, sroczka, Filip Pacholczyk, brnina, Angelika Reszczyk, A. Woźniak, Bartłomiej, Michał Delura, Aleksandra. ISBN-978-83-288-2898-8