Zygmunt Krasiński Psalm żalu …mają oczy, aby widzieli, a nie widzą — uszy mają, aby słyszeli, a nie słyszą… Ezechiel, rozdz. XII, 2 Boć nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby sądził świat, ale by świat był zbawion przezeń. Św. Jan, rozdz. III, 17 Psalm następny z następnego powodu: Przeciw trzem poprzedzającym, a szczególniej trzeciemu, zaraz po ich ukazaniu się, zatem na niemały czas jeszcze przed bezbożnej pamięci miesiącem lutym 1846 roku — napisano pieśń w podobnym ich kształtowi kształcie. — Ta pieśń w rękopiśmie, jedna z przedziwności języka polskiego, brzmiąca cudownymi dźwięki, a głębokiego mistycyzmu piętnem naznaczona, wyobrazicielką niektórych dążności i myśli krążących po widnokręgach umysłowych epoki naszej. — Jeden ją wybrzmiał z piersi swych — ale po wielu piersiach drzemią zawarte w niej tchnienia. — Nie sposób jej tu w całości wydać, bo imię wieszcza, który ją wyśpiewał i wola jego o niej — nieznanymi. Pokrótce więc tylko treść w niej leżących zarzutów i pomysłów się opisze. — Teć albowiem nie tylko są jednego wyłączną, rzeczywistą, ale zarazem pewnej liczby drugich wspólną, idealną własnością. — Kształtu się nie przywodzi — ideę tylko się podaje! Pieśń owa w uroczych a ironijnych strofach zaczyna od zarzucenia Psalmowi miłości przeczuć zupełnie fałszywych i bojaźni niczym nieusprawiedliwionej, przed pewnymi wypaść mogącymi klęskami — i zapowiada absolutnym twierdzeniem, że nigdy nic podobnego na ziemi polskiej się nie zdarzy. — Dalej, szydząc, utrzymuje, że chyba upiory snuły się wieczo­rem po drodze zadumanego szlachcica i plemion dawna zmarłych po księżycu mgliły się kurhany — lub też nad zasypiającymi oczyma pobłysk padł od czerwonych kotary firanek — stąd krwi widzenie, stąd strach złowieszczy, bo: „*Któż, gdzie i kiedy nożem zagroził lub stanął ci sporem?*” — Próżne mary — wcale ni mord, ni rzeź — ale z wieńca kwietnianego nadpowietrznych duchów obrywające się postaci, przelatujące w przestrzeniach — „*a ty zląkł się, syn szlachecki*”. — Po takowym wstępie pieśń przechodzi do ocenienia stanowiska całej szlachty polskiej — przyznając, że jej niegdyś było ze sto tysięcy, ma ją teraz za zupełnie już nieistniejącą i oświadcza, że wcale i nigdzie — „*jej nie ma*”. — Że w głębiach czasu gotuje się wichrowy płomień, co wybuchnąwszy, zgasi i zdmuchnie jak świecę wszelkiego szlachty onej przypomniciela. — Przyjdą światła jakieś Boże, widzialne śród burz apokaliptycznych, pałające — i rzucą się na lud i popchną go — a stąd cudowne powstaną strachy i przerażenia, żywe jakoby śmierci przechadzające się po ziemi — a w nich i z nimi będzie Duch! „*Słaby, mówisz, rzeź wybiera; a czy wiesz, co on, ten Duch, wybierze?*” — Po tym zapytaniu pieśń, Jehowicznym wzbierając natchnieniem — głosi, że zapewne Duch on młody wybierze za środek wcielenia się swego — ludów zatracenie — z wichrów, komet i płomieni okropne odmęty, w których króle drżą, matki ronią, ziemia się rozpada i gruzy po gruzach tylko chłonie — a z onych zwalisk wszystkich korzysta Duch, którego definicja, że jest — „*wiecznym rewolucjonistą*”. Nad tak w pył i popiół rozsypanym światem nowa zorza unosi się w górze — a pod jej blaskami, w jakichsiś smętnych przestworach zatracenia, jęczy przeszłość historyczna kraju. — Nieskończone westchnienie słychać z tej otchłani ojczystych dziejów — ale ponad nią wszechwładny Duch — „*uciska, mroczy i błyska*” — aż stopniowymi uciski uzupełni nowego Boga i wiek absolutnie nowy. Po takich przejściach kończy pieśń modlitwą gorącą i uroczystą o rychłe ziszczenie się dopiero co wyżej przytoczonych obrazów, z najmisterniejszą sztuką odmalowanych! Na takiej treści wieszczby — odpowiedzią następny Psalm. I Więc strach, mówisz, mówił ze mnie, Gdym przeczuwał, że się w Ciemnie Zasuwamy, a nie w Zorzę — I że Lud się zhańbi może! Prawdę mówisz — pewnym męstwem Ja się nigdy nie pochlubię — Ja przed bliźnich drżę męczeństwem — W otchłań spychać — ja nie lubię — Gdzie brud ujrzę — wnet mi serce Jakaś bojaźń chwyta Boża — Braćmi nie są mi morderce — Szablę kocham — wstyd mi noża! Jakbym zląkł się — na stolicy Z gwiazd i tęcz Bogarodzicy Widnej w widzeń błyskawicy, A mówiącej sprośne słowa, — Sam by zląkł się i Jehowa! — Tak się lękam i truchleję, Kiedy w polskie spaść ma dzieje Mord i srom!… Lepszy grom! Zmartwychwstaje się spod gromu — Nie zmartwychwstaje spod sromu! Tyś odważny — ja się boję Kazirodczych ran! Bojaźń moją — męstwo twoje Niech osądzi Pan! * Więc gdy padać miały trupy Twych nieszczęsnych braci — Gdy z nich mieli zdzierać łupy Chłopi — Żydzi — Kaci — Kiedy ziarno, siane w śmieci Od wersalskich dzieci, Zdradą miało zejść niemiecką — Więc i ty, jak dziecko, W bańce własnych siedząc marzeń, Nie przeczułeś zdarzeń? Nie wcieliłeś się w to ciało Co tak cierpieć miało! Ach! nie wziąłeś ran — przed ciosem — W pierś twą magnetycznie — Aleś jednym wciąż piał głosem Tylko fantastycznie! Wzrokeś wlepił w twe niebiosa — Ukraińska kosa Na nich krzyżem wybawienia — W koło błyskawice — Z światła cepy i kłonice — I wichry z płomienia! A w otchłaniach, gdzieś ci w dole, Z przekleństwem na czole Polska Szlachta — polskie Pany — Czyściec z świata zwiany, Jak smętne bałwany, Czarne fale — siwe piany, W burzliwą noc! — Tam Zborowskich ścięte głowy, Topór i kloc! Płacz bez końca — zgrzyt echowy — Miłość — chwała — Przeszłość cała, Rozdeptana przez wiek nowy! * O mój wieszczu, stój! Oto jutro rano Na powstański bój Polskie Pany wstaną! Szlachta — której nié ma — Bohaterściej niźli kiedy Wyzwie Trój-Olbrzyma! Lecz z twych niebios spadną wtedy Twoje tajemnice — Cepy i kłonice — Twój, oj! spadnie cud! I tych Polski namiestników Za kilka srebrników Twój rozsieka Lud! I strun twoich granie Zagłuszy wrzask mordu! I nic nie zostanie Z twojego akordu! — * Bodajbyś, wieszczu, był wieszczył prawdziwie! Bodajbym, zdjęty przerażenia dreszczem, Był kłamcą tylko — ty natchnionym wieszczem — I plam nie było na ojczystej niwie! Bodajby Polska nierozdarta — cała — Tak jak się czuła dniem przed rzezią jeszcze, Pieśni twe, wieszczu, uwielbiała wieszcze, A z moich marnych na gardło się śmiała! — Bodajbym nawet zapozwan przed sądem Za potwarz moją na Lud nieskalany, Co żadnej hańby nie owrzodział trądem, Usłyszał wyrok: na śmierć lub kajdany! I ty w tryumfie stał z harfą twą złotą — Urągający — i pytał: „A co to?” — I mnie prowadził aż do rusztowania Śród przekleństw gminu — co tobie się kłania I milionowym dziękuje poklaskiem, Żeś odgadł światła wschód czysty — przed brzaskiem. — Szlibyśmy oba — i szczęśliwsi oba — Ty chwałą własną — ja Polski zbawieniem — Bo i mnie, wieszczu, wciąż śni się ta doba — Lecz wiem, że wściekłość — nie jest zduchownieniem — Lecz wiem, że wszelka zwycięstwa godzina Bić w sercu Boga nad światem zaczyna, Nim tu narodom na świecie uderzy! — Więc przed Nim stanąć narody wprzód muszą Nie z rykiem zwierząt — lecz z anielską duszą — Lud tylko święty — Królestwo odzierży! Przemień go, przemień w Króla i Kapłana — Lecz zanim jeszcze nie przekrólewszczony, Nie klękaj przed nim — nie kładź mu korony — Lecz ufaj w szlachtę polską — i moc Pana! — * Ależ wieszczu — boś ty wiary Dni zaprzeszłych — tyś wieszcz stary! Cóż o Duchu ci się śni? Duch twój wiecznie grzmi w twej pieśni Jak pogański Jowisz jaki — Lub kataklizm śród natury, Co świat chwyta na tortury — To indyjskich bóstw oznaki! Duchże twój — Inkwizytorem? Lub wandalskich dni upiorem, Co powtórzyć ma do joty Historycznych kręgów zwroty I z postępów wynieść tyla Tylko tyle co Atyla? Duch twój tylkoż myślą czystą, A nie życiem istnym szczerem? Tylko rewolucjonistą, Tylko Robespierrem? Filozofią — a bez serca? Kościotrupem — a bez skóry? O! tyś ducha jest oszczerca — Bo go nie znasz — tylko chmury, Co go kryją, widzisz mgliste, A nie światło jego czyste, A nie kształty powietrzniane, A nie ruchy przefaliste — Te ci dotąd są nieznane! * Ciało jest konserwatorem, Dusza — wieczną buntownicą — I do siebie stoją sporem — Im pogody nie zaświécą — Im nie ma pokoju — Odkąd rajski wąż Pchnął je do rozstroju, Dusze z ciałmi nad otchłanią Pasują się i ranią Bratobójczo wciąż! Ach! idee — i zwierzęta — Anielice — i tygrysy! I w tej walce bywa snadnie, Że gdy ludzkie rysy Idea pokładnie, Wnet i w Bogu ta poczęta Oszaleje! I jej dzieje Na tej ziemi Szkaradnemi! Potok krwi czerwony Przez wszystkie Ojczyzny! Gwałty i wścieklizny, Upadki i zgony. Wieńce kwitną dziś wawrzynem Jutro z nich ciernia korony — Każden starzec-wiek strącony Przez wiek drugi, co mu synem; I ojcobójstwami Ciągnie się i plami Płynący Czas! Któż zbawi nas? Kto z żywiołów kłótni Z bitwy miejsc i lat Harmonią wylutni, Rytmu stworzy świat? Ten, w kim głębie życia gorą, Co nie duszą, w lekkość chorą, Ani ciałem, w ciężar chorem — Ten, co trzecim idzie torem — W kim ciał i dusz wspólny ruch, Ten, który — tryumfatorem — Święty Duch!… Lecz on płynie — a nie skacze, Lecz on wschodzi — a nie spada — Ziemia pod nim krwią nie płacze — On nie woła: „Biada!” Arcyświata w nim potęgi — On zapełnia widnokręgi Niewidzialnie — a błękitem — Nad niziną i gór szczytem Równo promienieje. — Rankiem budzi Sennych ludzi Na nadzieję! I do ciemnej zbieży studni, By wysrebrzał cień — Aż się ranek wypołudni W bieluteńki dzień! — * II Moc Jehowy — nie gniew — Zlana z myślą Chrysta W jeden wiew! Iskra wiekuista, Wiew bez końca, Wskroś przez ziemie — słońca — I oddech ten Taki jest sen — I przepływa, I porywa, I ciągnie za sobą Okryte żałobą Wszystkie wieki, Jak kaleki, Jak trupów rząd! Gwar — jęk — i szum — Wlecze się tłum: — Będzie sąd! — * Oto w dole Józafackie pole — Jednej trumny wieko Niebios dach! Łzy wiekom z ócz cieką — Wiekom strach! A wszędzie w krąg Widm krwawych ciąg — Przeszłości wspomnienia, Jak zmory chodzące, Miecz potrząsające — Jak anioły, gońce Zatracenia! * Do kata-anioła Każden z wieków woła: «Zlituj się nade mną! — Gdzież zbawień świat?» A anioł-kat: «Precz w otchłań podziemną, Boś żył nadaremno — Bo z wieki innymi Tyś niezbratan! — Ja cię znam — Jam jest: — Ty sam — A twój Szatan!» * W bezmocy Śród nocy Wiek po wieku stęka — Obalon, przyklęka — Leje się żar Zgryzotnych kar — Duszni i cieleśni W krwi i pleśni — Przepaść tuż! A Anioły w górze Jak burze Strącające już! Nad dołem Drżą potępieni! — By nie paść W tę przepaść, Wspierają się społem! Jak łańcuch pierścieni Łono na łonie — — I zetknięte dłonie — Twarze obok twarzy — Miłość się im marzy Przy zgonie! * Aż z męczań doliny Krzyk jeden, jedyny, Ziemskich wieków wstanie: «W piersiach nam, o Panie, Twoje strzały tkwią! My piekielni, Pókiśmy w rozdzieli — Ale biedni, Gdyśmy w jedni; Twąśmy krwią, Twym obrazem! Miej, o Panie, Zmiłowanie — Już my razem!» — * A gdy tak jęczą, Od ich skruch Niebo spłonie tęczą, Głos im wpadnie w słuch: «Oto idzie Duch» I ujrzą w przestrzeni Zstępujący grom — Świat się przepromieni W diamentowy dom! Potępionych wieków ile, Spada gromów tyle! Wiek każden w piorunie, Na złocistej łunie, Co go niesie w dal! — On się pali, Przepostacia — Jak na morzu z fal. Przepostacieni Idą w mgle z promieni, A wszyscy jak bracia! Oto z gwiazd korona Na czasie niesiona — Ludzkości to wieca! I Przeszłość zbawiona I Przyszłość zaświeca! * Znów po wszem lazurze Stworzenny wiew — Słychać w dole — w górze — Anielski śpiew: «Chwała z wieków w wiek, Bo stał się sąd! Łez krwawych ściek Zmienion w światła prąd! Z pni starych grzech Już zwian jak puch — I wlał w Duchy dech — Wiekuisty Duch — I objął rząd». — * III Stój, o wieszczu, w takiej wierze — Nie mów, że ty nie wiesz jeszcze To, co Duch wybierze! — Tak nie mówią Boży wieszcze! — Ze świętości Duch jednolit — Ni mongolskich biczy Ni czerwonych Rzeczpospolit W swe cuda nie wliczy! Wolna tylko ludzka wola, Gdy zła i nieszczera, Taki tor obiera I nim ziemskie brudzi pola! Bo tak wolna, że aż zdolna Drogi Boże same Przepiekielnić w zguby jamę! Bo tak wolna, że aż zdolna W imieniu braterstwa Rozsiewać morderstwa — W imieniu nadziei Świat wytrącić z swych kolei, By bez wstępnych sił Zśliznął się po wiekach w tył! Wie, że kłamie — a wciąż kłamie — Obłuda — jej znamię! I toć straszna wina, Co ni ojca, ani Syna, Lecz dotyka Ducha! I tej winy nie zmaże Żaden ból ni skrucha, Ni żadne smętarze! Ach! nie tylko wiek przeszłości Faryzejskie rodzi dusze — Za dni naszych i przyszłości Są faryzeusze! * Powtarzacie: «Chryste! Chryste!», A nie macie w sercu Jego — Jakżeż Ducha wam Świętego Przejąć dobro wiekuiste? Z was się każden nad odłogiem Własnej próżni wspina Bogiem Na paluszkach wzdętej pychy! — I tak wy zwierzęciejecie. — Bo kto sam się bóstwi w świecie, Ten na odwrót swego szału Odczłowiecza się pomału — Aż się stanie taki lichy, Że padając — dojdzie chyba Do roślinnej istni grzyba! — Lub też dziki — sępny — chory — Miasto widzeń — widzieć zmory, Miasto natchnień — czuć wściekliznę Będzie — zmąci wiary, dzieje, Człowieczeństwo i ojczyznę, Zwątp rozpaczy i nadzieję! — Wtedy śród błędów swych pędu Wezwie drugich do obłędu — Za każdym się krokiem Przenazwie prorokiem — Zbawicielem — Bożym Bratem: I dusz wielu będzie katem! Aż, nie wątpiąc, że się zbożył, Że, jak Boga stwórcą znał, Tak się stwórcą sam tu stworzył, Coraz pełńszy własnych chwał, Pocznie wierzyć jadowicie, Że mu sługą — ludzkie życie: Stanie się i katem ciał! * Nie tak z Duchem się obcuje — Nie tak w Ducha się wstępuje! — Gdy pochylisz kornie czoło, Zadrży serce — drga szpik kości Z anielskiej żywności — I klęczący, spójrzysz wkoło Na niesprawiedliwości — Klęski — smętki — gromy — Babylony i Sodomy — Ujrzysz Carów w chwale Lub zdąsane ludu fale, Świat zatrącające! I przyćmione w górze słońce, I niebieskie mocy Wstrząśnięte śród nocy — A uczujesz miłość trudu I męki odwagę! Wstaniesz ludzi zbawiać z brudu, Kryć ich wstydy nagie. — A za rany — i za ciernie podziękujesz tkliwie — I dotrzymasz wiernie Na nieszczęścia niwie! Śród podłości — niespodlony — Śród krzywd — nieodmiłośniony. — Wciąż twe usta Pana chwalą — Wciąż pierś twoja — twardą stalą, Co się błyszczy nieskalanie, A twe oko płacze żalnie Ponad każdym cudzym bolem — I tak stąpasz ofiar polem, Nigdy w kłamstwa podziemnice, Cienie i tajnice Nie zstępując — bo do Boga Wiesz, że jedna tylko droga, I jej światłem widny — biały — Nie dbasz o wrogów nawały, Co z lochów piekielnych Czyhają — na dzielnych — Co, czarni i nocni, Tylko zdradą mocni I orężni pychą, Zabijają cicho! A gdy stawiąc tak twe kroki, Ty nie mówisz: «Jam wysoki», Ale czujesz, żeś wciąż niczem Przed Pana obliczem! Wtedyś ty dopiero Duszą czystą, szczerą — I czynów łańcuchem Połączasz się z duchem — A z Boga, co w niebie, Powraca do ciebie Miłości spływ! — I kiedyś po męce W jego pójdziesz ręce, Wszechwiecznie żyw! * I ja patrzę śród zamieci W niebios kir! I ja widzę — kędy leci Zdarzeń wir! Słyszę śród chmur Zmartwychwstałych chór — Ach! znany głos! Lecz nie we krwi, Którą zemsta leje, Cel Polski tkwi. — Zemsty dzieje Zemstą tylko, Chuci chwilką — To nie Polski los! Jej od Pana Pomyślana Cudniejsza cześć! Nie pożogi Ani trwogi Na świat nieść! * Tu Sybiry mroźne I Iwany Groźne — A po drugiej stronie Klubowe tyrany, Kule strute — kwas siarczany — Ludożercze bronie! Boże! zmiłuj się nad wami! Między dwiema szkaradami Wstać ma Polska kojarznicą! Dwóch barbarzyństw ma być spojem — I to zwiecie — *Tajemnicą* — To — wieków pokojem! W jedno zło jedyne Wszetecznym poswatem Siostrę gilotynę Ślubić z knutem bratem! Rozdeptać kościoły, Pomieszać plemiona, Sumienia anioły Wygnać z ludzi łona! I mieć Polskę — tego *dzieła* Czarną spełnicielką? W krew truciznę jej lać wszelką, By *sprawy* się jęła! Trząść przed wzrokiem jej pochodnie Wszechświata pożaru — Obiecywać jej za zbrodnie Nadziemską moc czaru! Kusić dziejów anielicę By pod koniec męki Odrzuciła świętych wdzięki, Upiorowe wdziała lice — I odkląkłszy sprzed ócz Pana, Sczerwieniona — rozczochrana — Zakochała się w szatanie, Świadczyła mu o tej chwili, Jak pierwsi chrześcijanie Niebiosom świadczyli! — To wasz pomysł — to *Rzecz* wasza! Takie świty Duch wasz skryty Nam przynasza! * Wszak nie w takim stroju, O wiekuisty Panie, Do ostatniego boju Polska twoja stanie? — Nie jędza z niej przebrzydła! — W ustach z Twym pacierzem — A nad jej pancerzem Spływające skrzydła. — W jej dłoniach kształt dwóch mieczy Z przedziwnej jasności, Co nie rani — ale leczy! I woła: «Ja się śpieszę, Bo zapraszam w gości Do niebieskich włości Ludzkie rzesze!» * Lecz wprzód jeszcze — sądy Pańskie — Na czas, czasów zwrót! Rzeczpospolite szatańskie I północny knut! I trząść będą każdym krajem, Wytracając się nawzajem! Patrz! świat-kat twój, Polsko! — leży Rozciągnięty w pyle — Ten, co obrał cię z odzieży, Urągał ci tyle; Co, związawszy twe ramiona, Dziki — podły — dumny — Wbijał gwoździe ci do łona, Jak do desek trumny — Patrz! świat-kat twój, Polsko, oto Zapadł w krew i błoto! Od morza do morza Porwał się do noża — Bratobójczo się przewala, Wije na kształt gada, Podnosi — i pada, Aż znękany, czci Moskala! * Zleć, o Polsko — zleć, Aniele W promienistym ciele! Nie bądź katem twego kata! Ach! śmiertelny pył, Gdy raz w śmierci zstąpi kraje, Tylko cnotą znów dostaje Nadśmiertelnych sił! A inaczej — rwie zatrata W głąb tej samej kary Ofiarników i ofiary! Zostaje ruina — I nadgrobek na niej świata! — — Chrystus tylko z grobu wzlata, Lecz nie Katylina! — * Przyjdź, o Polsko — zleć, Aniele W promienistym ciele! — Pragnęli wolności, A Boga nie znali! Po ziemiach — ich kości — Ich prochy — na fali — A żyjących, co zostali, Samo życie boli! Bo w niewoli! Z jednych ojczyzn — puste cisze — Nad gruzami się kołysze Bluszcz wietrzany! A gdzie indziej w pysze Sprośne Pany! Bez koron na głowie Lecz z rózgą ze stali — I służą Jehowie Lub z schizmy powstali! — Duchoborce — roskolniki — I po nocach słychać ryki Rozrzynanych ciał Na cześć Molochowi. — Tak panują ludzie nowi! Jak z Tarpejskich Skał Wzad przez dziejów wschody Zepchnięte narody. — I zlatują do ciemności Coraz głębiej — daléj — Bo chcieli wolności, A Boga nie znali! — * Przyjdź, o Polsko — zleć, Aniele W promienistym ciele! Zwiesz się: Bogumiła — Czerwonym sztandarem I moskiewskim Carem Zarównoś wzgardziła! Od dwóch tych zatracicieli Tak czarno w Europie! Śród nawałnic — na potopie Jedna świecisz w bieli! Ledwo stopa się twa zetrze Z wierzchołkiem bałwanów — I przemijasz przez powietrze I ścigasz szatanów! Przed dwóch mieczy tych jaśnieniem, Przed twych skrzydeł tęczą Obalają się i jęczą Jak przed Boga cieniem! — * Idź, o Polsko — idź, Aniele W promienistym ciele! Świat nie poznał ciebie z lica — Świat cię zabił — aż na mękę Sam jest wzięty — a ty rękę Dasz mu — jego męczennica! Idź, o Polsko — idź, Aniele W promienistym ciele! W tobie Ludzkość przechowana! Ponad złości i nad szały, Ponad hańby i nad kały — Tyś niepokalana! Idź, o Polsko — idź, Aniele W promienistym ciele! W dłoniach twoich nie puginał, Gminnym uwieńczon wawrzynem, Co pierś wroga porozrzynał — — Innego blask oręża! Bożoczłowieczym tu czynem Duch tylko zwycięża! — Nadziemsko ty hożą — Boś boleści tu boleścią A miłością Bożą! I powracasz z dobrą wieścią! Wokół ciebie — Zło się pieni; Ty nie zważasz przecie — Sypniesz z dłoni garść promieni I znów jaśniej w świecie! Aż przelecisz wszystkie kraje I światłością obosieczną Śmierć odegnasz od nich wieczną — — Tak się zmartwychwstaje! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krasinski-poezje-psalmy-przyszlosci-psalm-zalu/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Krasiński, Poezje Zygmunta Krasińskiego, Biblioteka pisarze polskich, t. 3, Lipsk 1873. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Uniwersytecką w Toruniu z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Biblioteki. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła.