Maria Konopnicka Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne Hypatia Hypatia, córka sławnego matematyka Teona, urodziła się w Aleksandrii, przy końcu IV wieku. Obdarzona bystrym i podniosłym umysłem, poświęciwszy się naukom pod kierunkiem ojca swojego, wkrótce przewyższyła go w sławie. Wstąpiwszy do szkoły platońskiej, wykładała słuchaczom wszelkie działy filozofii i matematyki z właściwą sobie poważną swobodą słowa, traktując wielkich mężów godnie i roztropnie. Napisała Kanon astronomiczny i komentarz do Diophanta, jak również do Konika stojcheja Apolloniusza. Piękna i kształtna, była w życiu sprawiedliwą i niepokalaną. Współobywatele czcili ją dla jej szczególnej skromności — i z podziwem o niej mówili. Wykłady swoje rozpoczynała zwykle od matematyki, a oparłszy się o jedną z jej niezbitych podstaw, zstępowała w pełnej siły i trafności dedukcji do różnych działów wiedzy, objętych wówczas wspólną filozofii nazwą. W liczbie uczniów tej młodej poganki, której audytorium stanowiło wszystko, co było świetnym i wykwintnym w Aleksandrii, znajdowało się nawet wielu chrześcijan; między innymi Synesius z Cyreny, późniejszy biskup Ptolemaidy, który w listach swoich złożył hołd wzniosłemu umysłowi Hypatii. Tak świetne powodzenie młodej filozofki, która objęła dziedzictwo dwuwiekowej sławy wielkich aleksandryjskich myślicieli, wzbudziło niechęć w duchowieństwie, pożądającym niepodzielnej nad umysłami władzy. Niechęć ta, wzrastając stopniowo, sprowadziła nareszcie tragiczne rozwiązanie, które tak opisuje Wolf w przytoczonym już dziele swoim, Mulierum graecorum fragmenta (Hamburg 1735 r.): „Zdarzyło się raz, iż Cyryl, biskup kościoła chrześcijańskiego, przechodząc około domu Hypatii, ujrzał był wielki tłum, tak koni, jak ludzi, z których jedni zbliżali się, inni oddalali, inni wreszcie pozostawali na miejscu. I kiedy zapytał, co by to był za tłum i z jakiego powodu takie zbiegowisko, odpowiadali mu przechodnie, że to tak odwiedzają Hypatię filozofkę i że to jest jej dom. O czym dowiedziawszy się Cyryl, powziął taka zawiść, że poprzysiągł jej śmierć — i to śmierć najhaniebniejszą. Gdy tedy Hypatia, według zwyczaju, wydalała się z domu, wielu namiętnych, wyzutych z bojaźni bożej ludzi, prowadzonych przez Piotra lektora, zmówiwszy się, ściągnęli ją z woza w pobliżu kościoła, zwanego Cesareum, a obnażywszy z szat, okrutnie zabili, rozszarpane jej ciało kawałkami rozrzucając po mieście. Stało się to w czwartym roku biskupstwa Cyryla, za konsulów Honoriusza dziesiątego i Teodozjusza szóstego, w miesiącu marcu, podczas wielkiego postu”. I Pobrzeże morskie; na prawo widać biały portyk domu Hypatii; na lewo przystań i rozpaloną latarnię Faros. Burza. Noc. Rzecz dzieje się w Aleksandrii w r. 415. PIOTR LEKTOR Z burzą mi spadasz! Myślałbym, żeś przebył Przestrzeń, dzielącą cię od Aleksandrii, Na chmurze jako na czarnym rumaku… Żeś go popędzał wichrem jako biczem… I żeś błyskawic ostrogi złociste W obadwa boki wbijał mu zdyszane… Cały gościniec od Nitrii aż tutaj Grzmiał pod kopytem twojego rumaka… A nawałnica, rwąc cedry i palmy, Długim ich włosem zmiatała twą drogę… Przybywasz wreszcie jako duch, z rozwianym Na wiatr kapturem… / grzmot wzmaga się / …Grom wita cię salwą! AMONIUSZ / młody mnich z gór Nitrii / Ach, co słów próżnych! co słów!… Cicho!… cicho!… Może ktoś słyszeć… PIOTR Co? przez Boga w niebie! Taki w naturze dzisiaj straszny zamęt, Że ledwo mogę usłyszeć sam siebie… Czyś ty zapomniał, że ja od lat pięciu Krzyczę w obadwa głuche miasta uszy Wyjątki z Pisma?… Głos mi się naciągnął Jak bęben… musi grzmieć, gdy go poruszą AMONIUSZ Cóż tu nowego? Wezwałeś mnie… PIOTR Słuchaj, Wszystko wre w mieście… lub kipi jak wrzątek… Oddechy parą są rozpłomienioną… Myśli — ukropem… słowa — sykiem żaru, Kiedy nań padnie jadu lub krwi kropla… Nie ma dnia tego — i nie ma tej nocy, Żeby morderstwa czerwona kometa Nie przeleciała nad miastem wzburzonym… Od czasu, kiedy padła synagoga Pod toporami chrześcijan, sprośni Żydzi W zemście się swojej złączyli z pogaństwem… Wczoraj w ulicy, dziś w amfiteatrze, A jutro może w pałacu biskupa Znajdziesz nóż krwawy, mordercę i trupa. AMONIUSZ Jak to, na Boga! Czyż braknie wam siły, By zgnieść garść nędznych, rozproszonych pogan, Którym zwalono ołtarze — i bogi — I których szczuje prawo jako zwierza? PIOTR Nie tak są słabi, jak mniemasz; ich siła Tkwi jeszcze w każdym odłamie kamienia Zburzonych świątyń — i zda się przenikać Całe to miasto tchem jakimś subtelnym, Który głów tyle odurzył… Gnostycy Nasi, to duchy zrodzone z ich ducha… Kogóż wydała sławna nasza szkoła Katechetyczna?… Tytusa Klemensa, Którego w rzędzie swoich filozofów Hellenizm może policzyć bez błędu; Orygenesa, który całą siłę Potężnej swojej wymowy obracał Na to, by błahy platonizm zjednoczyć Z wiarą w Chrystusa: Justyna, co mniemał, Że filozofia grecka jest tą drogą, Która prowadzi wprost do objawienia… I innych wielu, których już pomijam. Dziś, gdy ci mówią, że: »nie ma nauki, Której by wiara nie wspierała« — nie wiesz, Czy przytaczają Arystotelesa, Czy też proroka… a z dysput uczonych Widzisz zbyt jasno, że pod wpływem tego Powietrza, którym tak długo oddychał Aleksandryjskich zastęp Ptolomejów, W znacznej się części zatarła różnica Między Chrystusa słowem — a Platona… Czy myślisz, że te ariańskie wywody O Trójcy, albo błędy nestorianów Powstać by mogły w kościele, gdzie pycha Akademickich rozpraw jest nieznaną? Na Boga! Jeśli każdy już w tym mieście Chce filozofem być, na co im biskup? Władza Cyryla nie jestże złudzeniem?… AMONIUSZ Jak to? Czyż biskup rozpuścił zastępy Swojej milicji, swych parabolanów, Swoich lektorów?… Czyż się o edykta Oprzeć nie może? — A oni, co?… Garstka Duchów, żyjących bezpłodną ideą… Hufiec rozbity, pod mglistym sztandarem, W ostatnich szańcach walczący — bez wodza. PIOTR Bez wodza, mówisz? — Oni mają wodza… Silnego nawet wodza, jakem żywy! Widzisz na prawo od amfiteatru Ten portyk biały?… To jest akademia Hypatii, córki sławnego Teona. Tutaj się zbiera wszystko, co hołduje Pogańskich nauk pysze, by rozprawiać O celach życia, o granicach wiedzy, O przedistnieniu dusz, o nieskończonym Trwaniu idei, o wolności duchów, O… Słowem, wszystkie te platońskie brednie, Co w Aleksandrii umysły nurtują, Tu mają główne ognisko, z którego Tym się potężniej i szerzej rozchodzą, Że je tak piękna i młoda kobieta, W płaszcz filozofów owinięta, głosi; Tu tłum młodzieży zuchwale roztrząsa Wielkie pytania o życiu i śmierci, Które do lekcji koniecznych wykładu, Do Euklida i Archimedesa, Przebiegle mieszać umie ta poganka… Zaprawdę, mówię, że dopóki ona, Gronem wykwintnych Greków otoczona, Przemawiać będzie do podstaw rozumu, Dopóty w naszej biskupiej stolicy Kazać nam przyjdzie dla gminu, w ulicy, I ograniczyć wpływ wiary — do tłumu. AMONIUSZ O małoduszny! Czy zarosła droga, Którą poprzednik Cyryla, Teofil, Prowadził zastęp ludu i wyznawców Na Serapejon?… Czy stępiał ten topór, Co blade bogi druzgotał na szczęty? Czy uschły ręce te, które zburzyły Sławną książnicę szatańskiej mądrości? Czy się pustynia z żarami swoimi Od murów miasta cofnęła? Czy nie ma Mnichów tych, którzy ze swoich sandałów Na marmurowe pilony strząsali Prochy z gór Nitrii? PIOTR O to idzie właśnie! Niech w oczach ludu pustynia powstanie W straszliwej, wichrem przepasanej szacie, I rozpłomieni tchnienia swego żarem Rycerzy Boga… Niechaj wyda hasło I lud zgromadzi pod krzyża sztandarem… Niech do bram miasta z palm swoich szelestem Przyjdzie — i krzyczy śpiącym: »Oto jestem!« Ha!… Wtedy — drżyjcie bogi — i poganie, Bo przebaczenia nie będzie dla żywych, Ni dla kamieni… / Słychać w oddaleniu krzyk / GŁOS Na pomoc!… na pomoc!… PIOTR Co to?… Pioruny pobiły się w niebie?… / Chwila ciszy. Krzyk wznawia się. Anafest, jeden z milicji biskupiej, wbiega raniony . Potrąca się w ciemnościach o Amoniusza i pada. / ANAFEST Parabolanów mordują! AMONIUSZ / cofa się / Dzień sądu!… PIOTR Upadł… trzeba mu głowę podnieść… AMONIUSZ Zgroza! PIOTR Jaka krwi struga! ANAFEST / gasnącym głosem / Na pomoc… o!… o!… o!… / Umiera. / PIOTR / puszczając go / Trup już! Morderca zręczny był, na Boga!… AMONIUSZ Ach! jak on krzyknął przeraźliwie!… Jak on »Na pomoc«… przeraźliwie krzyknął! — Chryste!… Myślałem, że mi coś w wnętrznościach woła. I wiem, że ciągle krzyk ten słyszeć będę — I że pustynia bladymi ustami Przez które piaski, jak klepsydra, toczy, Będzie mi odtąd krzyczeć w same uszy, W bezsenne noce: »Na pomoc!… na pomoc!…« PIOTR Cicho, na Boga!… / po chwili / …Ja myślę, że gdyby Na moim miejscu stał ten portyk biały Domu Hypatii, przeklętej poganki, Jutro wszyscy jej podli niewolnicy Jak sprośne kundle warczeliby, jęcząc W ciężkich kajdanach, na plac prowadzeni, Gdzie by musieli ginąć wśród płomieni… Ach! czemu ona nie jest niewolnicą! Ach, czemu nie jest! AMONIUSZ To powiedz kolumnom, Niechaj się ruszą białe — i tu przyjdą… Niechaj tu staną jako blade płaczki — I niechaj tłuką nad tym trupem w żalu Kamienne głowic swoich kapitele… PIOTR Może ty kiedyś, Amoniuszu, będziesz Thaumaturgos — i zdziałasz te cuda… AMONIUSZ Jeżeli będę nim, każę za sobą Całemu miastu chodzić jak pies wierny… I stawać murem tam, gdzie zechcę stanąć… Płynąć łabędziem białym, gdzie popłynę… I ciebie miasta uczynię prefektem, Byś niewolników palił w nim — jurysto! PIOTR / w zamyśleniu / Słuchaj no, bracie… a gdyby też… kiedy Kolumny nie chcą poruszyć się z miejsca, Trup się poruszył?… AMONIUSZ To powiedz mu: Powstań — A idź, czerwony, położyć się cicho Na tym marmurze białym, przed portykiem… I leż tam, z twarzą ku niebu podaną, Chłostany wichrem i burzą po śmierci… Niech grom w dzwon bije… niechaj błyskawice Palą nad tobą śmiertelne gromnice… Niechaj jak matka płacze cię ulewa… I — niechaj piorun „Requiescat” ci śpiewa… A może masz psa, to tutaj krew ciepłą Poczuje z dala — i skomląc, przybiegnie Lizać twarz bladą — i ranę twą skrzepłą — I będzie wył — wył — Na pomoc!… na pomoc!… PIOTR / wstrząsa nim / Czy cię opętał czart?… Milczże na Boga! …Słuchaj, ja myślę… a gdybyśmy sami Trupa podjęli — i dalej ponieśli — I tam, ot widzisz, pod tymi palmami, Co jako straże o sto kroków stoją Od szatańskiego gniazda tej poganki, Cicho na ziemi złożyli?… I czegóż Cofasz się, blady? Czyśmy go zabili?… AMONIUSZ Kto wie? — Myśl czasem wydziera z rąk Bogu Straszliwą pieczęć jakiejś krwawej zbrodni. PIOTR Szały pustyni samotnej cię gonią Aż tutaj… Słuchaj! Korzystać nam trzeba Z nocy tej, która sprzymierza się z nami — I szybko działać… Nie gniewam się wcale, Że nam naradę na czyn przyszło zmienić. Bóg sam chce tego, mój bracie! Dotychczas Nie można było nic o tę gadzinę Zahaczyć w ruchach miasta, ni dosięgnąć Niczym białego i dumnego czoła… Bo jak monolit stała w oczach tłumu Bez skaz i pęknięć — z jednej sztuki cała… I dłoń się po tej obsuwała bieli Jako po gładkiej tafli kryształowej, Nie mając o co zaczepić tej dumnej… Lecz niech raz tylko imię jej się wplecie W jakiś wypadek uliczny i krwawy, Niech lud raz na nią oczy śmiało zwróci Jako na słońce zachodzące w ciszy, Kiedy już blaski zagasi jaskrawe… Niech raz jej imię obiegnie po placach, W ustach pospólstwa — i zmiesza się z błotem, Które tak łatwo podjąć — i w twarz rzucić, A ja przysięgam, że rozdmucham iskrę W pożar, co zajmie ten dom, od różycy Kolumn do podstaw… Cóż? — chcesz mi pomagać? AMONIUSZ Przeciw poganom — tak! — Lecz ja chcę jawnie Iść jako rycerz Chrystusowy, śmiało W błękity nieba o dniu jasnym patrząc, Rychło aniołów posiłki nadlecą… Chcę iść, toporem zdruzgotać te mury — I wywlec bladą tę — i chrzcić ją we krwi — I na obiatę złożyć Panu Bogu Za grzechy własne — i całego miasta… Ja chcę na czele mnichów moich czarnych Jako szarańcza spaść na tę stolicę, O wschodzie słońca różową w swej bieli, Żeby poganin krzyczał: »Klęska!… klęska!…« I mnie tym krzykiem krew popędzał w żyłach… Chcę iść na czele rozognionych twarzy, Co płonącymi źrenicami palą Jako czerwonym żelazem — pierś wroga… Ja chcę chorągwi i hymnów i krzyża — I słońca, coby wkładało na czoło Złocistą glorię… chcę tłumów — i Boga! PIOTR Więc ja sam zrobię… / schyla się i unosi trupa / …O! jak on ociężał… AMONIUSZ Krew mu się z rany rzuciła… o Chryste! PIOTR / wlokąc trupa / Idźże przede mną… AMONIUSZ Co? chcesz ze mnie robić Czarną gromnicę?… Niech ci burza świeci I jako giermek niech idzie przed tobą Z piorunowymi pochodniami… / błyska — uderza piorun / …Ave!… Słuchaj mnie, Piotrze, połóż tego trupa… Bo jakaś siła potężna mnie chwyta Od końca stopy na drżącej tej ziemi Aż do ostatnich strzępków moich włosów, Które powstają jak wichry nad dołem — I zaczepiają się o węże złote Krwawych błyskawic — i drżą — i goreją Jako korona nad świętych obliczem… I wiem, że gdybym powiedział w tej chwili Temu trupowi: Wstań! — on by tu wskrzesnął… I gdybym tylko jednym palcem skinął, Ty padłbyś martwy przed mymi stopami… A trup ten — włosy twoje kędzierzawe Wkoło rąk krwawych owinąłby sobie — I ciągnąłby cię pod próg tej poganki — I tam byś leżał — aż do dnia sądnego! PIOTR / cofa się / Thaumaturgos!… Odejdź, przeraźliwy!… Piorun w przelocie gubił iskry złote — I nimi włosy twoje rozpłomienił… Grzmot w słowa twoje huk zaklął straszliwy… A błyskawica, co leci z twej dłoni, Chwyta mnie żądłem… i warczy… i goni… AMONIUSZ Nędzny, do rzeczy podłych tylko zdolny! Idź! grzesz w ciemnościach! Idź! idź! jesteś wolny! Lecz jutro — jeśli tłum da się rozpalić Jako suchego łuczywa ognisko, Przyjdę z pustyni… chcę sam własną ręką Krzyż lub nóż zatknąć w piersiach tej poganki!… PIOTR Zawołaj burzy!… Niechaj mnie nie ściga Swymi krwawymi źrenicami… AMONIUSZ Odejdź! / Piotr oddala się z wolna. Słychać przyciszone grzmoty. / AMONIUSZ / sam / Ha! więc nareszcie!… Znędzniały przez posty, Od bezsenności wybladły, szalony, Z ciałem zoranym i wyschłym od chłosty, Tysiącem pokus szatańskich dręczony, Walczyłem dotąd — i zawsze daremnie… Czułem cię w piersiach, ty piękna… ty biała, Co gdzieś istniałaś daleko ode mnie, Wabiąc rozkoszą miłości — i ciała… / zasłania rękami oczy / Cicha i lekka, przez skwarne puszcz piaski Szłaś zmrokiem, by mi zarzucić ramiona Na szyję, zgiętą pod mniszym kapturem… Uśmiech twój miewał nagle jakieś blaski, Jakby ust twoich królewska zasłona Skarb zakrywała przed okiem olśnionem… Szłaś — i dziewiczem wabiłaś mnie łonem… A palmy imię twe śpiewały chórem… A wiatr twe tchnienie niósł mi gorejące… Jam padał na twarz w pustyni kurzawę, Jak na ogniste mąk piekielnych łoże — Głuszących hymnów śpiewając tysiące, Które leciały przez gwiazd blaski mgławe, Przez chór zdumionych aniołów do Ciebie, Nieogarniony w ciszy wiecznej Boże! / wznosi głowę / Więc to ty byłaś!… Ty, przed której domem Stoję — i mówię wichrami i gromem I w łzach gorących taję, jak kaskada… Biada ci! pustynia już wstaje!…. / Grzmi. / ODDALONE GŁOSY …Biada!… II / Dom Hypatii. Otwarta z kolumn białych galeria. Na lewo ogrody i nekropolis, na prawo amfiteatr i wodotrysk. W głębi port. Grupa rozmawiających przypatruje się krajobrazowi. Przejrzysty zmierzch. / ATENAGOR Ze wszystkich świata całego uroków Najwięcej kocham ten kawałek ziemi: Błękitną przystań z masztami ciemnymi, Jak las wiszący, pośród mgły — i zmroków — Tłum białych kolumn, co lekkie, wytworne, Portyków strzegą — i niebo wieczorne. HYPATIA Jak to? Grek młody w tak szczupłym przestworze, Nie lecąc dalej ni wzrokiem, ni duchem, Znajduje wszystko, co kocha — i zowie Pięknem na ziemi?… O Atenagorze! Wytęż ty oko jak orzeł do słońca — Przeleć spojrzeniem las masztów przystani… Tam szumi morze, niezgłębione morze, Co jak myśl ludzka wiecznym żyje ruchem — I jak duch rwący się z ciemnej otchłani, Fale swe wiecznie o brzegi roztrąca… Słuchaj ty jego burz, które szaleją, Jak żądzy ślepej niszczące orkany… Słuchaj, jak przypływ, wezbrany nadzieją, Potężną piersią uderza o ściany Skalistych brzegów — a w chwilę ze drżeniem Cofa się w siebie śmiertelnym zwątpieniem — I wody swoje toczy zadumany, Jak człowiek, który szuka w piersi dzielnej Siły do walki duchów nieśmiertelnej… Słuchaj tej ciszy, co spada przejrzysta Na ukojone, wysrebrzone fale — I niech twa dusza w jasnych wód krysztale Tonie, jak perła przeczysta… — Jeśli w świat zjawisk na ziemi i niebie Przedwieczna mądrość idee wcieliła, Mniemam, iż morze, ruch wieczny i siła, Wieczna harmonia życia — i przemiana, Przed którą zawsze w nieskończoność droga, Która wyczerpać nie w stanie jest siebie, Żadną potęgą nieopanowana — Jest formą bytu godną — nawet Boga! ATENAGOR Cicho, Hypatio! Posejdon cię słucha! DEJTEROS A co jest, powiedz, formą godną ducha? HYPATIA Mniemam, że człowiek. DEJTEROS Człowiek? Wielkie bogi! Człowiek, ten, który od swego stworzenia Dotąd się błąka w ciemnościach bez końca, Nie mogąc znaleźć dla swego istnienia Formy społecznej — i wielkiej tej drogi, Co wiedzie duchy do słońca? — Człowiek, co nazwał występki i zbrodnie I w dziejach czyny zapisał najkrwawsze?… Człowiek, co tchem swym zagasza pochodnie Światła — i tłumi je zawsze?… Człowiek, co większe usypał mogiły, Niźli śmierć sama, w morderczych wyprawach?… Człowiek, co trwoni duchowe swe siły W zbytkach, rozkoszach, zabawach?… Człowiek, co chaos w zamęcie wyręcza, Mnożąc ustawy wątpliwe i ciemne, Osnuwające jak siatka pajęcza Nawet wzruszenia tajemne?… Człowiek, co gdyby nie iskry te boże, Które świat pchają po torach przyszłości, Stworzyłby tłumy, gromady, lecz może Nigdy nie zaznał ludzkości?… Człowiek, co z brata swojego, nędzarza, Miecz pomsty ukuł — i krwawego wroga?… Co od ołtarza biega do ołtarza, Szukając dla siebie Boga?… O! cofnij słowo, Hypatio! Ja wierzę W wieczne materii i ducha przymierze, Ale nie widzę, jak świat ten szeroki, Godnej dla niego powłoki. HYPATIA Dejteros! kto tak czuje nędze ziemi, W tych duch zamieszkał — i w bólu się zrywa, By mógł ulecieć skrzydłami jasnemi, Gdzie spokój prawdy przebywa!… ATENAGOR Och! po co rzucać rozprawy gorące W to ciche, greckie, błękitne powietrze?… Niech myśl wypocznie, wszak spoczywa słońce; Niech zmrok wieczorny z czoła lekko zetrze Palące ślady uniesień — i burzy… — Jutro, jeżeli wiatr wschodni posłuży, Popłyniem wszyscy do Faros… / Wbiega Posenia, niewolnica z dziecięciem na ręku, i rzuca się z płaczem do nóg Hypatii. / POSENIA O pani!… Prefekta słudzy… pachołków tłum cały Przybył — i mówią, że wszystkich nas na śmierć Prowadzić mają!… HYPATIA / podnosząc ją / Co to jest?… Posenio! Ucisz się… powstań! Co ty bredzisz?… POSENIA Pani! Zabito kogoś — a nas mają karać… Ja tego dobrze nie rozumiem, pani, Ale zginiemy wszyscy!… o bogowie!… HYPATIA Co to ma znaczyć?… Nie płacz… mówże jasno! POSENIA / łkając / Wielcy bogowie!… / Wchodzi Seton, Rzymianin, zastępca prefekta. W głębi dziedzińca widać spędzonych niewolników Hypatii i straż, która ich otacza. / SETON Niewolnicy twoi, Pani, śmierć ponieść muszą; straż ich wiąże. HYPATIA Cóż zawinili?… SETON Posłuchaj mnie, pani. Jest prawo dawne, które z słusznych przyczyn Sławny nasz senat obostrzył i wznowił, A które, w razie tajnego morderstwa, Na śmierć skazuje wszystkich niewolników, Jacy się znajdą w domach na odległość Głosu od miejsca popełnionej zbrodni. Anafest, jeden z milicji biskupiej, Zamordowanym został dzisiaj w nocy, Między palmami, nieopodal domu Twojego, pani. — Sprawiedliwość prawa Spełnić się musi, wyrok już wydany. HYPATIA Ależ to hańba!… Oni są niewinni!!! SETON / szyderczo / Niewinni, pani? — Kiedyż to niewolnik Bywa niewinnym? — HYPATIA Wtedy, kiedy przemoc Na jego barki zrzuca swoje zbrodnie I upodleniem własnym go piętnuje… Kiedy deptany, z wściekłością rozpaczy Chwyta za kamień, by rozbić łańcuchy, Które mu ręce krępują — i wtedy, Kiedy go sądzi sam Bóg — a nie człowiek! — SETON Takich wypadków niewinności nie zna Prawo krajowe. DEJTEROS O! ja wiem!… Dla ciebie Niewolnik wtedy jest niewinnym, kiedy Do żarn przyrosły, znędzniały, zgarbiony, Tak się z bydlęcym trudem swoim zbrata, Że głowy podnieść nie może od ziemi… Kiedy myśl jego za ruchem kamienia Kręci się w kółko, spodlona, zabita; Gdy wzrok nie widzi prócz pyłu z piaskowca; Ucho nie chwyta nic prócz żarn łoskotu, Głos nic nie wyda prócz cichego jęku… Duch nic nie czuje — nawet udręczenia — A ciało tylko krwawe krople potu… Wtedy niewinnym jestże? SETON Na Jowisza! Nie nam to sądzić! / zwraca się w głąb / Czy wszyscy zebrani? POSENIA / z krzykiem / Jak to! Mam umrzeć z tym dzieckiem na ręku?… SETON Nie, dziecko możesz pozostawić pani. ATENAGOR Wspaniałomyślność wzniosła, godna kata! POSENIA Lecz jam mu matką, panie! Ono małe, Piersią go karmię!… SETON Tym lepiej dla niego; Nie wyssie z ciebie, nędzna niewolnico, Podłych, nikczemnych, przewrotnych instynktów. — POSENIA / z obłąkaniem / Tak… ty masz słuszność!… To lepiej dla niego, Że z głodu zginie jak pisklę bez pierza, Kiedy mu matkę jastrzębie rozszarpią… To lepiej… słusznie… / ogląda się nieprzytomnie / Ha! trzeba przyśpieszyć Ten straszny koniec… niech wiem w śmierci chwili, Że ono zimne, martwe, że nie kwili… / chwyta dziecię za nóżki i chce je roztrzaskać o kolumnę / O bogi!… bogi! Czy wy to widzicie? HYPATIA Stój!… ty nieszczęsna! / Wyrywa jej dziecię i tuli do piersi. Posenia pada ze łkaniem twarzą na ziemię. / POSENIA O!… co ja zrobiłam!… DEJTEROS Ależ to zgroza! ATENAGOR Czyż nie ma ratunku Dla tych nieszczęsnych?… obrony? — okupu? — SETON Zaiste, nie ma. — Prawodawca nie mógł Przewidzieć nawet, by za nędzną zgraję Dawano okup; o tym milczy prawo. DEJTEROS Och! ono milczy o wielu niedolach, O wielu nędzach — i o krzywdach wielu! I łzy nie wszystkie wypłaca w obolach, Nie wszystkie rany w sestercjach oblicza!… Ale pamiętaj, ty, prawa czcicielu, Że jest potęga wyższa, tajemnicza, Co sprawiedliwość w błękitach odważa Dla sług prefekta — i dla łez nędzarza! SETON Cóż jest niewolnik, że go tak bronicie? DEJTEROS Co jest niewolnik?… Kariatyda zgięta Pod całej ziemi ciężarem i pracą, Której ramiona dźwigają od wieków Krwawą budowę świata — i społeczeństw… Aby się tylko te barki znużone Nie wstrzęsły kiedy!… Bo, na wszystkie bogi, Zmierzylibyśmy głowami przepaście! SETON / zwraca się do straży / Wiążcie ich! Dalej! GŁOS KOBIECY Z TŁUMU O!… o!… Mamże umrzeć? INNE GŁOSY Niewinni ginąć będziemy!… niewinni!… / Chwila zamieszania. Seton odwraca się do wyjścia. / HYPATIA / nagle / Słuchaj, Setonie! — A gdyby też oni Wolnymi byli?… Czy straszne to prawo Już z odległości pobytu nie wniesie, Że mordercami są? SETON Wolnych to prawo Nie tycze zgoła! / do straży / Pędzić ich tam… dalej!… HYPATIA / pochyla się do Posenii / Weź dziecię swoje! / wyciąga ramiona i mówi głosem wzruszonym / Bracia! wyście wolni! III / Wielki plac, przecinający dwie główne ulice miasta; w pośrodku wznosi się grobowiec Aleksandra; na prawo gmach sądowy i Cesareum; na lewo giełda i gimnazjum. W głębi akademia Hypatii i zburzona biblioteka, spośród gruzów której wznosi się wysmukła, monolitowa kolumna. Grupy ludu zbierają się tłumnie; Piotr lektor przemawia do nich. Wzburzenie. / GŁOS Z TŁUMU Nie będzie kaźni? PIOTR Nie. — W ostatniej chwili, Kiedy liktorzy dom już otoczyli, Gdy niewolnicy byli skrępowani, Z piekłem zbratana poganka, ich pani, Wyzwoleńcami wszystkich ogłosiła. GŁOS Z TŁUMU Szatański wybieg, żeby obejść prawo. PIOTR Któż wiedzieć może, czy w tajemnej zmowie Sama Hypatia z mordercą nie była? GŁOSY Śmierć — i przekleństwo! INNE GŁOSY Zapłaci nam krwawo! PIOTR Słudzy biskupa giną… GŁOS Niech odpowie Za Anafesta krew! GŁOSY Niechaj odpowie!… PIOTR Świątynie Pańskie pustoszeją oto, A tłumy biegną, by widzieć jej czary, Słyszeć jej wróżby — i sprośne ofiary Czynić bałwanom — i obmyślać zbrodnie Na zgubę chrześcijan!… GŁOS Ha! Wieczna sromota! GŁOSY Dom jej rozburzyć!… Spalić jak pochodnię! / wrzawa wzmaga się; słychać okrzyki / Anafest!… Cyryl!… Przekleństwo mordercy! GŁOS NIEWIEŚCI Przysięgam, że ta pogańska zwodnica Wróży z szafirów i z blasków księżyca, Które rzeszotem kryształowym chwyta. GŁOS STARCA Uwodzi młodzież! INNY GŁOS Z gwiazd nocami czyta… GŁOSY Niech niewolników odda — lub przepada!… Wszystkich wyzwolić to podstęp!… to zdrada!… GŁOS KOBIECY To tak, jak gdyby wspólniczką ich była… INNY GŁOS Od stóp do głowy nieczysta w niej siła… PIOTR Pan pomsty żąda! — Ludu sprawiedliwy, Ty wołaj za mną: Biada! biada! biada!… I bądź jak gniewu piorunowa strzała, Puszczona z Pańskiej cięciwy! Pomsta poganom!… GŁOSY Hypatia!…. Hypatia!… Niech krwią obmyje — a ciałem swym otrze Drogi skalane swą stopą w tym mieście!… Niechaj przepada! niech ginie!… PIOTR Nareszcie!… GŁOSY Śmierć! śmierć poganom! Ty nas prowadź, Piotrze! / Wzburzenie wzrasta. / / Od wschodu nadciąga orszak pogrzebowy; młodzi katecheci idą naprzód z pochodniami; dalej kapłan z krzyżem i dwóch subdiakonów. Parabolanie niosą zakryte mary, na których spoczywają zwłoki Anafesta. Słychać prosty, liturgiczny śpiew na dwa głosy. / GŁOS PIERWSZY Człowiek, z niewiasty zrodzony, Podlega wielu nędz… GŁOS DRUGI Jak kwiat usycha skoszony, Przemija jako cień… CHÓR Kyrie elejson!… GŁOS PIERWSZY Azaliż godnym jest Ciebie, Byś nań obracał wzrok? GŁOS DRUGI Ty, któryś wiecznym jest w niebie, A nie masz liczby lat! CHÓR Chryste elejson!… / Orszak nadciąga znowu. Z przeciwległej strony ukazuje się wóz Hypatii, której Dejteros towarzyszy do akademii. Hypatia owinięta w płaszcz długi i ciemny, trzyma w ręku kilka świeżych róż. / GŁOS Z TŁUMU Precz tam!… Precz z drogi, przeklęci poganie! INNE GŁOSY Wóz!… wóz zatrzymać! Wóz niechaj tam stanie! / Dejteros wstrzymuje wóz; w głębi, w kurzawie ukazuje się Amoniusz z mnichami / HYPATIA Co to, Dejteros, pochód? DEJTEROS Chrześcijanie Grzebią zmarłego. / Hypatia powstaje — patrzy chwilę — a potem rzuca róże przed niosących mary. / HYPATIA Ty byłeś nam wrogiem… Przebacz — i żegnaj! AMONIUSZ To ona… to ona!… To jest Hypatia!… KAPŁAN / posępnie / Zamordowanego Nie stroim w kwiaty! / Orszak przeciąga dalej. Słychać śpiew. / HYPATIA Czego ten człowiek tak krzyknął, Dejteros? DEJTEROS Och! ja się lękam o ciebie! Ta wrzawa Wróży nieszczęście… PIOTR Ha! Świadczę się Bogiem, Że ta przeklęta nawet trupa tego Czarami swymi chce urzec… GŁOSY Precz z nimi! AMONIUSZ Śmierć!… śmierć poganom!… GŁOSY Śmierć córce Teona! Niech ginie, nędzna!… / Wzburzenie wzrasta; garstka pogan otacza wóz Hypatii. Parabolanie, niosący zwłoki, rozdzielają przez chwilę obie grupy. / HYPATIA O, tak! niechaj ginie! I po cóż żyć ma, gdy ojców jej miasto Wkrótce się w dziką zamieni pustynię? Gdzie wielkość nasza? Gdzie są te zdobycze, Które zebrały wieki dla przyszłości? Gdzie księgozbiory sławne? — Gdzie muzea, Na które niegdyś nosili kamienie: Eratostenes, Hipparch, Timochares? Gdzie ustroń cicha, w której Ptolemeusz Samotny, dumał nad układem świata? Gdzie są pomniki nasze narodowe, W których się taił duch wolny Hellady? Ja tylko jeszcze podnoszę dziś głowę — I ten obelisk sierocy — i blady. Wiek — a posępna ciemnoty niewola Padnie na kraj ten skrzydłami mrocznemi… Niechaj więc ginę! Niech spełni się dola Tych, co przeżyli potęgę swej ziemi! / Zakrywa twarz płaszczem. / GŁOS WSPÓŁCZUCIA Z TŁUMU Bogdajbyś była len przędła, niewiasto! DEJTEROS Kto nad wielkimi płacze, bywa mały. / Orszak pogrzebowy przechodzi, obie grupy łączą się w najwyższym zamieszaniu. / AMONIUSZ / wznosi krzyż / Pan walczy!… ludu!… Pan walczy!… Kto ze mną?… DEJTEROS Nie słońce! Ono nie bywa, gdzie ciemno! PIOTR / rzuca się do wozu / Przeklęta! Ciało twe zrąbię w kawały I psy prefekta karmić będę nimi! DEJTEROS / odtrąca go ramieniem / Wpierw je rozłakom szczętami własnymi… / walczą / Przez wszystkie bogi… precz od niej… zuchwały! / Dejteros upada. Tłum ciska klątwy i kamienie. / HYPATIA / z nagłym przerażeniem / Dejteros!… bracie!… PIOTR Ha!… giń, potępieńcze! DEJTEROS / gasnącym głosem / Brońcie jej… / Garstka pogan rzuca się do kamieni z wściekłością. / AMONIUSZ Nędzni!… wybiła godzina!… HYPATIA / z siłą / Umrzeć już muszę!… muszę umrzeć!… Bracia, Dajcie mi zginąć! Ja jestem okupem Spokoju miasta… pozwólcie mi zginąć!… / do stojącego najbliżej / Dalej!… uderzaj!… GŁOS Z TŁUMU Przeklęta odwaga Szatańskiej pychy! PIOTR / przedzierając się przez tłum / O! zginiesz! Za włosy Ciągnąć cię będę po ulicach, nago… Żadnej boleści nie dam cię ominąć I żadnej hańbie… sam piekło wyręczę… Zginiesz! Ja twoim poszarpanym trupem Zamiotę wszystkie w Aleksandrii drogi… HYPATIA Żegnaj mi, świecie!… Widzę jakąś tęczę Niknącą… Życie! Czym jesteś, o życie?… AMONIUSZ Do Cesareum z nią! Niechaj w świątyni Sprawiedliwości zadość się uczyni!… GŁOSY Do Cesareum!… Precz z woza!… Precz z woza!… PIOTR Noża mi dajcie! Tamten spadł… GŁOSY Powroza! Związać ją!… Z rąk się wymknie, czarownica!… HYPATIA / pochyla się do umierającego Dejterosa i mówi z cicha / Dejteros! dusza nigdy nie umiera! Formy są zmienne, lecz idee wieczne — I nad łez ziemią — są światy słoneczne! Żegnaj mi, bracie! / Piotr zrywa z niej płaszcz / …Bogi!… wielkie bogi!… O! nie opuszczaj ty mnie, ojców męstwo… AMONIUSZ / nadbiega i uderza ją w pierś nożem / Ha! masz, przeklęta poganko!… HYPATIA / silnym, dźwięcznym głosem / O Helios!… / Chwieje się chwilę i pada martwa. Piotr zrywa z niej szatę. Tłum wśród okrzyków ciągnie obnażoną do Cesareum. / PIOTR Za wcześnie kona… AMONIUSZ / z nagłym pomieszaniem / Na pomoc!… Na pomoc!… GŁOS Z TŁUMU O! opłakane, pełne klęsk zwycięstwo! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/konopnicka-hypatya. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Maria Konopnicka, Poezye, Tom VII, oprac. Jan Czubek, wyd. zupełne, krytyczne, nakł. Gebethner i Wolff, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Utwór powstał w ramach "Planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku" realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o "Planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.". Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica.