Bożena Keff Nie jest gotowy Opiekun Lejb Goldin, tłumacz i literat piszący w jidysz; trzydzieści pięć lat. Teoretycznie świetny wiek. Jak pierwsze wzniesienie z którego już można ogarniać początki i zmierzchy. Ale praktycznie jest rok 1941, getto w Warszawie; kilkadziesiąt ogrodzonych ulic i kilkaset tysięcy ludzi chorych od tych ścian, bruków, szyldów, podwórek i schodów, od okien za którymi znów to wszystko widać. Na ulicach *zapach potu* *oraz trupi odór.* Niemniej jest piękny dzień późnego lata, bezchmurny, parny. Wieczorem spadnie niebieskawa mgła powietrze nabierze jakby wypukłości postacie ludzi zciągną się zciemnieją. *Lubię jesień* — napisał chory na głód i śmiertelnie głodny autor tej niedługiej historii. (Tak, ja też lubię. Nie dlatego jednak idę za nim — powiedzmy 30 sierpnia 1941 od przedpołudnia prawie do wieczora — lecz dlatego że przepuszczając jego historię przez siebie muszę wreszcie uznać ostateczność, nierozwiązywalność tamtej rzeczywistości. I nie tylko tamtej.) Więc niedługie opowiadanie o wyjściu z domu (jedyne, co — dość słabo — trzyma go przy życiu) i o dalszym snuciu się ulicami. Wszystko tonem opiekuna żywych, półżywych, nieżywych. Nostalgiczny kpiący — możliwe, że jest jednym z Dzieci Życia które od zawsze wiedzą, że rodzice, przodkowie, pokolenia tylko transmitują istnienie. I że samo życie stanowi pierwotną wspólnotę żyjących kiedykolwiek. Do której należał, oczywiście, także mężczyzna, o którego ciało leżące w poprzek chodnika prawie się przewraca gdy handlarz starzyzną robi mu uwagi że chyba trudno nie zauważyć trupa i że dość już brudna i wyłachmaniona ta marynarka, czy musi ją bardziej zadeptać? Nie musi — rzecz jednak w tym, że czasem zapada w boczne rojenia w obrazy przeszłości nie ma tam jednak dróg ani podziemi prowadzących wstecz czasu lub do innej konstelacji faktów; och, wyłonić się na tamtej górskiej ścieżce ze dwa lata temu lub w jakiejś kafejce aż na końcu świata: kawa, lody, gazeta nad głową lekko trzepocze płócienna markiza w zielono-białe pasy — Cóż, trzeba się wynurzyć w tej samej przestrzeni kilkudziesięciu ogrodzonych ulic — * Tęskni do miasta za murem mówi o nim namiętnie: *moja miłość, moja druga matka* w miejscu odcięcia nosi ranę rozłączenia. (Nie wiem, co mam myśleć. Miasto — czyli co? Czy tam jest ktokolwiek?) — Ach, rzeka — woła — zobaczyć jej brzeg, nasycić się! (Mieszkam jakieś półtora kilometra od tego Jordanu, jezdnia, park, kilka murów z rysunkami i napisami w tym „Żydzi do gazu”, znów jezdnia, tereny sportowe i już jest, płynie.) * W garkuchni wisi gorąca para, zapach życia; jedzenie wchodzi pomiędzy rozmowy, okrzyki zciszone i głośniejsze (*kto? kto umarł*) brzęk łyżek, z pomiętej gazety wyłania się chleb (niegrubo ukrojona kromka, ale *zjadłoby się* choćby kawałeczek) ktoś wylizuje talerz, żeby nie przepadło ani jedno ziarno kaszy. Ciut nieuwagi i nieco szalbierstwa i dnia tego stanął przed nim drugi talerz zupy. Szczodry dzień bo jeszcze na ulicy Leszno, w bramie znalazł trochę tylko nadpsuty malutki ogórek. * — ogórki, pomidory, chleb, herbata z cukrem wakacje ledwie zaprzeszłego lata; prawdziwa przestrzeń ściany zielonych drzew z gęstym szumem liści zamaszyste niebo, rzeka po horyzont, trzepoczące w wietrze rękawy — *swobodne, bez Jude* — * Opaskę zdejmie za rok przed komorą gazową (o ile dojechał żywy) potem już nikt nigdy nie będzie wiedział które z tych nagich posplatanych ciał niebieskich od rozpuszczonych kryształków gazu było jego — * Droga powrotna z kuchni jest o wiele dłuższa (do czego ma się spieszyć? Do tej nory z brudną pościelą, do książek których nie sposób czytać, do drzwi do okna?). Snuje się po ulicach, przystaje na chodnikach; powoli zapada zmierzch (z początku jak ledwie widoczna przesłona między dniem a nocą. Czasem, kiedy mnie zastaje w obcej otwartej przestrzeni przyspieszam do domu myśląc: włączyć światło, zasłonić okno, puścić muzykę). Jego nie niepokoi lubi *powagę tej pory* i ciemniejące powietrze. Powietrze ciemnieje gdy stoi w grupie ludzi patrzących w oświetlone okno szpitala: *lampa, spokojny pośpiech*, lekarka i pielęgniarki operują dziecko — Po co, mówi, dlaczego? Ale wie przecież po co i dlaczego — po to żeby w jakiś wieczór móc stać na ulicy patrząc na coś mniej czy podobnie poruszającego przyspieszać przed zmierzchem lub kontemplować ciemniejące niebo płynąć w nurcie przemian raz na jakiś czas popatrzeć z góry czy z boku obejmując innych i siebie okiem bystrym, nostalgicznym, kpiącym: — o, płynę 19 października 1994 Opowiadanie, które tu służy za pierwowzór, prawdopodobnie Lejba Goldina, zwane Kronika jednej doby. znajduje się w książce Rury Sakowskiej Dwa etapy. Hitlerowska polityka eksterminacji Żydów w oczach ofiar, z jidysz tłumaczył Jan Leński. Wrocław 1966 Tam też jedyne dostępne informacje o Lejbie Goldinie, którego do pewnego stopnia utożsamiam z bohaterem opowiadania, choć staram się wybierać to, co mogło być im wspólne. Zdania lub wyrażenia zaznaczone pismem pochyłym są cytatami. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/keff-opiekun. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bożena Keff, Nie jest gotowy, OPEN Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 2000. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.