Jerzy Jarniewicz Z Ksiąg Królewskich posłał tedy posłów i wziął ją 2 Sm 11, 4 1 Piękna jest żona bliźniego mego, choć nie widziałem jej nigdy na dachu, kiedy pośród białych satelitarnych talerzy myje w deszczówce kolana i odsłania swój kark rozwiązłemu słońcu. Siedzi zapewne przy kuchennym stole, w obcojęzycznym mieście Zachodu, i nie odmawia paciorków na skroni mężczyźnie w oficerkach. Wezmę go w kamasze — na front, dam bilet do kina — na Rejs. Nie chcę dziś ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest. Tylko weźmy się wzajem. Ciało wiersza nie grzeszy. Jesteśmy bez winy: które z nas pierwsze rzuci kamieniem? Potłucze tablice? Przykryje drugiego białym, jak niewidzące oko, prześcieradłem? 2 Piękna jest żona bliźniego mego, piękna ławicą ryb wokół kostek, kiedy brodzi w strumieniach, a one płyną rynnami do włazów i ściekowych studzienek śródmieścia. Na wytracenie ciało, ale nie martw się, nie utoniemy. Przychylne nam wody Morza Martwego podtrzymają nas bez wysiłku na powierzchni gładkiej jak witryna rybnego, w której skrycie zmieniamy się miejscami i nakładamy figlarnie na siebie w bezprawnych konfiguracjach, pośród refleksów lamp i sygnalizatorów o rozmytych barwach. Gwiżdżę na deszcz, na sens tej ulewy i na mafię pruszkowską, gdziekolwiek dziś jest. Deszcz, jeśli mnie nozdrza nie zwodzą, zapachniał nagle tobą, jestem tobą mokry. Nadamy mu imię królewskie. 3 Piękna jest żona bliźniego mego, gdy wypatrzona przez kaprawe oko ukrytej pod sufitem kopułkowej kamery przegląda pismo w rozpisanym na wieczorne głosy salonie Empiku. Nie chcę zapisywać tej zwyczajnej chwili, bo niezapisane pozostanie dla nas niczym obietnica dalekiego miasta, bez monitoringu i bez straży miejskiej, z burmistrzem na wiecznym urlopie, i z inną kamienną tablicą, na którą sami naniesiemy prawa ręcznym, rozkołysanym do woli pismem — nie do czytania, a do złożenia jak podpis. Dzień pracy się kończy, choć system pracuje, zadziwia nas spóźniona hojność obrotnego jak kamera sprzedawcy, który dorzuca gratis do dzisiejszej gazety tabliczkę czekolady z kryształkami soli. Skąd wiedział? Że słony jest pępek jej, i słony spód stopy, i słony jak łza osad we wgłębieniu łokcia? ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/jarniewicz-makijaz-z-ksiag-krolewskich/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Jerzy Jarniewicz, Makijaż, Biuro Literackie, Wrocław 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł.