Horacy Satyra I, 9 (Ibam forte Via Sacra…) Gaduła tłum. Józef Birkenmajer Szedłem raz Świętą Ulicą, zwyczaju trzymając się swego, zamyślony głęboko o jakichś niebieskich migdałach: nadbiegł pewien, znany mi tylko z nazwiska, patałach, rękę mi ścisnął i krzyczy: „Jak się masz, kochany kolego?” „Średnio na jeża — odparłem — i życzę ci jak najlepiej!” Widząc, że przypiął się do mnie i ani się nie odczepi, pytam: „A co chcesz?”. On na to: „Ach znasz mnie, wszak jestem literat!”. ”Cenię cię za to” —- bąknąłem… i pragnąc mu umknąć, rad nie rad kroku przyspieszam, to znowu przystanę i w sposób intymny szepce coś niby słudze do ucha… a ciało mi zimny pot oblewa. „O gdybym tak umiał do gniewu być prędki jak Bolanus!”, powtarzam w duchu. On, wziąwszy mnie w dozór, sławił Rzym i przedmieścia, wartko rozpuścił już ozór. Ja wciąż milczę. On wtedy: „Już z dawna zgaduję twe chętki! Zwiać chcesz ode mnie… fe, brzydko! Wszak nie masz co robić… więc pójdę z tobą, gdziekolwiek dążysz”. Ja w nową wdałem się bujdę: „Po co masz drogi nakładać? Do człeka, co złożon chorobą idę… nie znasz go… mieszka daleko za Tybrem… w pobliżu parków Cezara…” „Mam czas, nie jestem leniwy, więc z tobą pójdę wszędzie”. Stuliłem uszy, niepomny prestiżu jak zgłupiały osiołek, gdy wielki przytoczył go bagaż. On znów: „Zważywszy mój talent, już widzę, że się nie wzdragasz z Wiskiem, z Wariusem mnie równać w przyjaźni… Boć przecie któż skrobnie tyle wierszy za jednym zamachem? Kto równie nadobnie tańczy jak ja? Niech się schowa Hermogen! Jam w śpiewie Seireną!”. Tu mi udało się wścibić pytanie: „Masz matkę ubogą lub krewniaków na swojej opiece?” „Nie! Nie mam nikogo! Wszystkich złożyłem do grobu”. „Szczęśliwi!… Jam został ci jeno… Dobij i mnie, boć na mnie okrutny taki los czyha, który w dzieciństwie mi z urny wytrzęsła stara wróżycha: »Jego nie zgładzi trucizna ni wrogów włócznia żelazna, grypa ni starcza podagra, ni ból, co wykręci mu tułów; jego dobije gaduła… więc niech się wystrzega gadułów, kiedy nieco zmądrzeje i lat dojrzalszych już zazna!«”. Ćwierć dnia już zmitrężywszy, przechodzim koło świątyni Westy. On stawić się w sądzie miał w związku z własnym procesem: wiedział, że przegra sprawę, jeżeli inaczej uczyni, rzecze więc: „Chwilkę bądź łaskaw zaczekać!” „Niech zginę z kretesem, znam się jak kura na pieprzu!” „Czy sprawę, czy ciebie opuścić? Jestem w kłopocie!” „Mnie opuść!” „O, nigdy!” I (widać już wściekł się) rusza jak opatrzony przed siebie. Ja za nim, bo juści jak się tu oprzeć zwycięzcy? „A jakże z tobą Mecenas? — on znów pyta. — Ten szczęściarz urządzać się umie roztropnie: z garstką wybrańców przestaje jedynie! Gdybyś zapoznał mnie z nim, o! wielkich względów z mej strony na pewno byś doznał: ja bym ci robił u niego protegę! Niech kaczka mnie kopnie, jeślibyś wszystkich nie zaćmił!”. Ja na to: „Zdaje się, że nas mylnie sądzisz. Boć w żadnym domu nie żyje się czyściej: nie masz tam intryg ni gniewów, ni plotek, ni podłej zawiści, forów nie dają bogatszym ni mędrszym, lecz każdy tam znajdzie miejsce dla siebie”. „Ech, szklisz! Uwierzyć trudno tej bajdzie”. „Ależ to prawda!” „Więc staraj się o nią: mocą swych zalet zdołasz go podbić… On do współczucia łatwo się nagnie, tylko się droży z początku. Nie zaśpię gruszek w popiele: dziś jeszcze służbę przekupię… cóż, trzeba sięgnąć do kalet! Jeśli mnie z kwitkiem odprawią, trudnościm się jeszcze nie przeląkł: chwilę stosowną wypatrzę, na drodze zaczepię go śmiele, odprowadzę… Bez pracy wszak nie ma kołaczy!”. W rozterce odsiecz ujrzałem: szedł Fuscus Aristius! On jako zły szeląg znał mojego kompana. Stajemy… „Ach, skądże to, skądże dążysz, kochany, i dokąd?” — zapytał. Ja w miejscu się wiercę, szczypię go z lekka w ramię i perskie oko doń robię, głową mu kiwam, by chciał mnie ratować. On śmiał się niemądrze, niby nie rozumiejąc… Mnie żółć aż wrzała w wątrobie! „Kiedyś mówiłeś, że chciałbyś poufnie rozmówić się… a bez świadków… ze mną…”. „Pamiętam, pamiętam! Lecz pozwól, że w kropce dziś cię zostawię… Do jutra! Wszak dzisiaj trzydziesty jest szabas, chciałbyś podciętym Żydziaszkom w nos kopcić?” „Przesądy mi obce!” — odmę się na to, lecz on: „A ja za wzorem pospólstwa jestem przesądny… Wybacz! Pomówim później!”. Ostatnie zagasły nadziei promienie! Zbiegł huncwot, w niewolę gadulstwa mnie nieszczęsnego oddając! Lecz nadszedł moment wyzwolin: zabiegł gadule drogę przeciwnik i złowił go w matnię: „Tużeś mi, ptaszku?! — huknął. — To ty się uchylasz od prawa! Nuże go taszczyć przed sąd!”. Ja uszy do góry! Krzyk, wrzawa, rwetes na całej ulicy! I tak mnie wybawił Apollin… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/horacy-satyry-i-9. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Horacy, Wybór poezji, Satyry, wyd. Filomata, Drukarnia Naukowa we Lwowie, Lwów 1935. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu pochodzącego z projektu Wikiźródła (https://pl.wikisource.org/). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć-Gryz, Wojeciech Kotwica.