Mariusz Grzebalski Drugie dotknięcie W I D O K I Widoki Małgorzacie Pniewskiej, Michałowi Staniszewskiemu Mężczyzna na deskorolce próbuje wjechać na szczyt asfaltowego pagórka. Regularna łyżwa, prosta sylwetka, stójka na jednej nodze, jaskółka. Powiedz, mogłabyś w takiej chwili studiować — dajmy na to — heglowskie smutki? A jeśli od tego zależy jego życie? Siedząc w domu, bywa się niekiedy stawianym w głupich sytuacjach. Lecz czas się zbierać, koniecznie. Pięć minut w jednym miejscu to stanowczo za długo, jak na ten stan. Szczypanie, „mrówki” pod skórą, amfiteatr cały w błyskach, jakby marszczyła się w rogach posrebrzana tkanina powietrza. Coś szybkiego przebiega ekran — podglądacz patrzy na nas ze wszystkich stron. Za linią cisów wybite szyby, w środku cennik — czyjaś ręka dopisała na nim „pierdolenie”. Nie miałem pojęcia: tutaj, w Łodzi? Cytadela, park Matejki? A może przyśniło mi się to miejsce? Bar, w którym piłem colę, raz w życiu, piętnaście lat temu, zimą. Dasz wiarę? Tylko, co to ja? Chciałem o coś zapytać, ale twoja odpowiedź była szybsza! Ręce trochę się jednak trzęsą, coś biegnie, kudłate, małe — zając? koziołek! wiewiórka? Już się nie dowiemy. Koniec papierosów, rośnie pragnienie, baton czekoladowy uparcie dopomina się wejścia na wizję (teraz w kolorze czerwonym, zielonym, niebieskim). Tylko, kto zrealizuje zamówienie? Język *out*, od kiedy leżymy na pagórku. Raptem otoczyły nas ptaki i psy wielkie jak nigdy przedtem. „Podejdź do nich, spróbuj pogadać, przekonasz się, będą jaja”. Ale nie, siedzę i patrzę, z sercem nagle pełnym podziwu dla zmyślności mrówek, hipnotyzowany przez liście toczące z wiatrem milczącą wojnę. I zaraz, jak inni, wybieram zbiórkę — wstajemy pod rząd, jak na capstrzyk, każdy zabiera sweterek po młodszej siostrze. I znów kosimy, jedną po drugiej, pustoszejące alejki, jak najszybciej chcąc znaleźć się na moście, skąd do woli patrzeć można na chłopców uprawiających hokej na rolkach. Chmury tak bezceremonialnie brudzą błękit i samolot wciąż ten sam krąży nad nami, jak kundel, który przymila się, choć przed chwilą zarobił kamieniem po żebrach. Och, znaleźć się tam, w górze — nic, tylko świece, beczki, pętle, ślizgi na skrzydło! Nigdy więcej naziemnych żebrów! Słyszysz mnie, Adolfie? Jesteś tam, Richardzie? Ale oto wesoły buldog Happy, zażywszy kąpieli w stawie, łasi się do moich stóp. Czy jest tym, czym jest, czy raczej tym, na co wygląda? „Te i inne pytania” oraz my, dyletanci… Tak, ze słonka zupełne już dziś nici, zamiast deseru — resztówka. Harce po bunkrach, kuksańce w trawie jak lakmus zachodzącej fioletowym światłem. Chłód szantażem zmusza nas do marszu. Jeszcze niewidomy, o lasce — mija nas, nie myląc kroku, bezbłędnie prowadzony przez krótkofalówkę! I już pierwsze bloki, latarnie, tramwaje. Spotykamy Perełkę i Marka. Piątka? Przyda się, jasne, gest się liczy! Ale już „I jak się czujecie? Czy ekstra była jazda?” — nie nazbyt to nachalne? „Czujemy się… zajebiście!” „Znaczy dobrze?” I, spłoszeni, poszli. PIOTR I PAWEŁ wyskoczył na powierzchnię zza ich pleców, jak HMS Treasure. W środku muzeum pop-artu, film dla dzieci, choć pełen zakazów: „Prosimy nie ruszać eksponatów”, „Dotknięcie grozi śmiercią”. 1 gdzie nie spojrzysz, lustra z podobizną twojej twarzy! Więc po wyjściu… ulga. Mijamy mostek, przyspieszając jak legendarna ciuchcia i po chwili znów jesteśmy w brzuchu matki — są fajki, jest poduszka, Dylan nuci tę samą balladkę. Czy chcę herbaty? I owszem, choć bardziej przydałoby się coś poniżej damskiej szyi… Tymczasem dyskusja schodzi do stóp — ładniejsze ma Michał? Moim zdaniem, Małgosia! Potem tramwajem przepływam zaciemnione miasto jak tuńczyk w puszce ocean, bez siły w ramionach, bez tchu w płucach, przestraszony jak dziecko, któremu policja zamknęła matkę, bo „Kurtką dusiła sierżanta na służbie!” Sierżantowi spadła czapka! Strach rośnie w skroniach jak szron na szybach. Boję się drzwi, boję się silnika. Czuję jakby ktoś dywan trzepał w zakamarkach mojego mózgu. Po wbiegnięciu do mieszkania zatrzaskuję drzwi i zaszyty między stołem a lodówką chleb jem łapczywie, używając dużo masła. Wyobrażasz sobie? Nie? No, jasne. Bo jak? Dlaczego? Chciałem inaczej, „Na wskroś”, i żeby słowa były jak łodzie. Cóż, nie wyszło. Za dużo tego proszku. I tylko uparte „Rozumiesz?” ciśnie się na usta, pocę się cały, siadając na stołku, niezdolny nawet do zdjęcia skarpet przystrojonych wieńcem ostów. Potem, spragniony chłodu, kładę się na podłogę, zamykam oczy. Z czego się śmieję? Ze strachu? Być może. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/grzebalski-widoki. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Mariusz Grzebalski, Drugie dotknięcie, Biuro Literackie Port Legnica, Legnica 2001. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.