Bolesław Leśmian Dziejba leśna Dziejba leśna Wnętrze grobowca pogańskiego. Przez otwór z prawej strony — wchodzi święty Makary z wiązką chrustu na plecach. Posuwa się w głąb grobowca, układa chrust na ziemi i roznieca ognisko. Zrazu drobny, a potem coraz większy płomień rozwidnia grotę światłem, które pełga po ścianach grobowca wraz z towarzyszącą mu w bezładnym popłochu gromadą niepohamowanych cieni. Blask pada na leżące tu i ówdzie zwłoki, rozmaicie na ziemi rozpostarte. Święty Makary — odziany w szaty ubogie. Jest krępy — z czarną brodą. Ruchy ma pewne siebie, choć nieco porywcze i niespokojne. Układa płaszcz na ziemi i z chrustu robi jakie takie wezgłowie, aby spocząć. MAKARY Tu spocznę. Tu — mój nocleg — w pobliżu tych twarzy, Z którymi blask ogniska tak źle się kojarzy, — Tak mu obco po martwych bezwyrazach pełgać — Tak się boi w sen wieczny zbyt złociście wełgać! / Rozgląda się po grobowcu. / Prześpię noc. Na noc całą dla świata — przeminę I pomyślę, żem nabył śmierci odrobinę Od tych zmarłych… A z taką odrobiną właśnie Łatwiej mi już do Boga… / Przygląda się kolejno zwłokom. / Leżą tak grymaśnie… Ten — na wznak, ów — na boku, a tamten — na brzuchu. Coś w nich jeszcze się dzieje — pomimo bezruchu. Może milczą — wsłuchani w podziemnych burz łoskot? A może weszli w bezmiar tych pośmiertnych prostot, Gdzie się wszystko tak spełnia, jak chęć szumu w lesie, A cokolwiek się staje — jest tym, czego chce się… / Posuwając się w głąb grobowca, zatrzymuje się nad trupem o kształtach świadczących jeszcze o dobrobycie — tłustych i ordynarnych. / Więc i taki otylec — z mgłą zaświatów sprzeczny — Karkiem śmiesznie rubasznym — pcha się w żywot wieczny? / Przygląda się następnemu. / A ten ma niesprawdzalną obojętność w twarzy Na to, co się zdarzyło — lub jeszcze się zdarzy… / Spostrzega piłkę. / Piłka, którą poganin w swej bezbożnej chuci Rzucił w zaświat i czekał, czy mu kto odrzuci? / Spostrzega trupa dziewczyny. / Trup dziewczyny. Trup świeży. Skóra jeszcze gładka. Ileż to wiosen w kościach? Młodziuchna próchniatka. I dłonie dołyszkami odwróciła blada, Jak gdyby próbowała, czy właśnie deszcz pada?… Można całą jej duszę pomieścić w jaskółce! / Zamyśla się na chwilę. / Na niej, jak na upchanej nicością pościółce, Głowę do snu utrwalę na dowód pogardy Dla tych zgręzów pogańskich! Sen będę miał twardy! / Układa głowę na piersiach dziewczyny i nogi przed się wyciąga. / I przez sen będę chwalił bezmiar Twej wszechmocy — Śnij mi się, Boże wielki, śnij mi się tej nocy! / Szepce modlitwy i zasypia. / / Z głębi mroku — z najdalszych zmierzchów grobowca — wyłaniają się nagle dwie, nieokreślone w swych zarysach postaci, które w miarę zbliżania się do śpiącego określają się coraz wyraźniej i pośpieszniej w swych kształtach. To — Amazarak i Azaradel. Obydwaj przyglądają się Św. Makaremu. / AZARADEL Śpi. AMAZARAK I myśli, że właśnie sam Bóg mu się marzy A śni mu się — nic z Boga — coś z człeka — twarz twarzy, Złuda do powszedniego dla śpiących użytku, Bóg prawdziwy dla świata jest przedmiotem zbytku. AZARADEL Nogi przed się wyciągnął — dość krępe w budowie. Nicość ma za podnóżek, trupa — za wezgłowie. AMAZARAK I co to za karczemny do trupa stosunek! Chrapać na zmarłej piersi, co śni pocałunek! AZARADEL I żywcem wstydliwości urągać trupięcej! Płeć zmarłych jest ta sama! AMAZARAK A może — coś więcej! / Azaradel przyklęka nad trupem dziewczyny. / AZARADEL Boże! Jeśli Twe oczy umarłą postrzegą — Wwódź ją na pokuszenie, nie zbaw ode złego, Nie daj jej spocząć w grobie! Niech zawsze się trwoży O swój proch złotowłosy — o Twój uśmiech boży! Niechaj nawet po śmierci dba o urok trwalszy, Niech się w mroku boryka o szczęścia ciąg dalszy! / Wstaje z klęczków. / AMAZARAK Amen! Szczera modlitwa wzrusza jak żałoba. I ten «szczęścia ciąg dalszy» — dość mi się podoba. Ty — ciał znawca. Zbudź trupa. Daj mu pląs i dreszcze. Niech ciało samo siebie przeżyje raz jeszcze. I niech święty Makary, gdy noc minie pusta, Pokocha w ustach zmarłej nie tylko te usta. / Azaradel zaklinająco wyciąga dłonie nad trupem dziewczyny. / AZARADEL Twarzyczko, zaniedbana w śmiertelnym uboczu, Miej wiarę w siebie samą i w mus moich oczu. Noc mi dała w ciemnościach zatajony urząd, Bym się życia dobudził w zamarciu twych nóżąt. Zbudźcie się, dłonie, zziębłe od lęku i chłodu — Zbudźcie się, piersi, śmiercią zniszczone za młodu. Zbudźcie się, usta, troską zbielałe nieżywą, — By dać innym swych pieszczot ciepłotę i lgniwo. I ty zbudź się, dziewczyno — ty sama, prócz ciała — Prócz ust, dłoni i piersi — byś wszystka istniała! / Dziewczyna otwiera oczy. Amazarak i Azaradel, unosząc się w powietrze, znikają w głębi mroku. W miejscu ich zniknięcia ukazuje się drobna, jak zabawka, łódź ze świetlistego złota i, płynąc gdziekolwiek, gaśnie w punkcie nieokreślonym; jakby dobiła do brzegu, gdzie istota łodzi staje się zbyteczna. Piersi dziewczyny wzdymają się najpierw próbnym, a potem coraz pewniejszym oddechem. Przez otwór grobowca przenika blada smuga świtu. Makary budzi się, nasłuchuje i zrywa się nagle na równe nogi. / MAKARY Żyjesz? DZIEWCZYNA Żyję… wbrew życiu. Coś mi się wspomina… MAKARY A co robisz w grobowcu? DZIEWCZYNA Cierpię. MAKARY Moja wina, Żem się w piersi zawczasu życia nie dosłuchał. DZIEWCZYNA / wstając / Zły byłeś dla mej piersi! Świt cię udobruchał. Gbur jesteś ze zmarłymi! Ze śmiercią — rubacha! Gdyś się porwał na nogi — miałam nawet stracha. MAKARY / zamyślony / Czym byłaś dla mnie w mroku? DZIEWCZYNA Jest w mroku wygoda… MAKARY Czym byłaś?… DZIEWCZYNA Tak mi nagle samej siebie szkoda! Łbem tkwiłeś na mej piersi — żywy nieprzytomnie, Miażdżyłeś bez miłości — spałeś bez snów o mnie, A teraz śmiesz mi patrzeć w zmartwychwstałe lico I pytać, czym ci byłam? — Twoją przespanicą! MAKARY Boże, jeżelim zgrzeszył w niewiedzy godzinę, — Przebacz sen mój przebiegły i noc, i dziewczynę! DZIEWCZYNA Korzysz się modlitewnie, a gardzisz mną z pańska. Nie kochasz? MAKARY W oczach twoich mgła krąży pogańska. DZIEWCZYNA A usta?… MAKARY O, nie myślę o ust twych koralu! Giniesz z nadmiaru grzechów! DZIEWCZYNA Ginę z samożalu! O, weź mnie i w objęciach zanieś biedne ciało Daleko — aż do szczęścia! zamyślona Szczęście mi zmalało… MAKARY Zmalało? DZIEWCZYNA Tak! Nic usta ustom nie pomogą! Nikt nikogo nie kocha! Wiem, że nikt — nikogo! MAKARY Miłość — w Bogu! Z twej duszy uczyń mu ofiarę. DZIEWCZYNA Nie mam czasu na ciągłą w twego boga wiarę. Wierzę w to, co się samo naprędce wywróży, I w przemokłą od rosy — nieskończoność róży… MAKARY Tyle w tobie nicości, co skrzydeł w łabędziu… DZIEWCZYNA Twój bóg nazbyt jest nigdzie, mój — na podorędziu. / Wskazuje otwór, słońcem zalany. / Spójrz — światła już się burzą! W słońcu mi do twarzy! / Osłania z lekka piersi. / Lubię w nim się zazłocić! Niech się pierś pojarzy! I lubię kędziorami niepotrzebnie wstrząsać, Śmiać się i nic nie wiedzieć, i na świat się dąsać. I nim stało się właśnie to, co mnie pokładło Na ziemi… MAKARY Co się stało? DZIEWCZYNA To, że wszystko zbladło! / Robi kilka kroków w głąb grobowca. / Było tak: dajmy na to, że las się kołysze / Uderza stopą w ziemię. / W tym miejscu — nie gdzie indziej… / Rozlega się szum leśny. / Słyszysz szumy? MAKARY Słyszę — Choć brak lasu… DZIEWCZYNA Nic nie brak!… Zresztą brak mi czasu… Z chłopcami szłam do lasu, z całych sił do lasu, Aż zabrnęłam w gęstwinę, gdzie las się odmienił, Wypodziemnił się nagle i wypodzielenił I dział się tak pośpiesznie, że aż zbrakło czasu I nie można już było iść dalej — w głąb lasu — I nikt nie mógł zrozumieć i nie chciał zrozumieć, Czemu trzeba tak istnieć, żeby łkać i szumieć? A sęki i gałęzie, i liście przez liście Działy się zieleniście, bardzo zieleniście — I ja, gdym w dziejbę leśną wbiegła nieostrożnie, Działam się wobec chłopców — bez płaczu a trwożnie! O, chwyć teraz w ramiona dziejbę mego ciała! To ta sama, co w lesie! Ta, co nie płakała… MAKARY O, Boże! DZIEWCZYNA Tak! O, boże! Okropną pomyłkę Los mi zdarzył!… Z chłopcami bawiłam się w piłkę. / Podnosi piłkę. / To ta sama. A dłonie do piłki mam skore. Pokochaj moje dłonie! Lecz serce mam chore! Pamiętaj! Matka radzi, żebym oszczędzała Serca mego staranniej, niźli reszty ciała. Było tak: / Odsuwa go w prawą stronę grobowca i wciska mu w dłonie piłkę. / Tu w tym miejscu — mniej więcej — mniej więcej Stali chłopcy, pieszczoty spragnieni dziewczęcej, / Sama się cofa naprzeciw — w lewą stronę grobowca i uderza stopą o ziemię. / A ja stałam tu właśnie! Tu była snu zaródź. Las dział się. / do Makarego / Dziej się prędzej! Rzuć piłkę! Nie marudź! MAKARY / rzuca piłkę / O, Boże! DZIEWCZYNA / łapiąc piłkę / Jeden z chłopców wpatrzony niezłomnie Zawołał: Jeśli kochasz — rzuć piłkę wprost do mnie! MAKARY I rzuciłaś? DZIEWCZYNA / rzuca weń piłką / Rzuciłam, a on się zasmucił! Nie dowierzał rzutowi i, blednąc, odrzucił. No, odrzuć! Czemu zwlekasz? MAKARY / odrzucając w zadumie piłkę / Coś we mnie się mroczy… DZIEWCZYNA / łapiąc piłkę / Oczy masz takie trudne! Po prostu — nie oczy! Rzekłam chłopcu: Jeżeli tę piłkę dla ciebie Tak wysoko podrzucę, że aż zginie w niebie, Czy uwierzysz, że kocham? Zaszeptał: Uwierzę! / Rzuca piłkę coraz wyżej i wyżej pod strop grobowca w pląsach i podskokach. / Rzuciłam zbyt miłośnie, zbyt mocno, zbyt szczerze I w skok za nią i serce pękło mi na dwoje! / Chwyta się za serce. / Tak samo! O, tak samo! Biedne serce moje! / Pada na ziemię, Makary przyklęka nad nią. / MAKARY I dlaczego ty właśnie?… DZIEWCZYNA Daj dłoń, bym się wsparła. / Makary składa jej głowę na swej dłoni. / Jeżeli spotkasz chłopca — powiedz, żem umarła. / Pociąga go ku sobie. / Usta moje ucałuj — dla ulgi konania… MAKARY Oto krzyżem cię żegnam zamiast całowania. DZIEWCZYNA Więc jeżeli nie w usta, to choć bliżej czoła… MAKARY Już twe czoło — niczyje… DZIEWCZYNA Las szumi dokoła… / Umiera. / / Szum leśny nagle zanika. / MAKARY Szum ustał. Tak bezleśnie teraz i bezziemnie, Jakbym z lasu w nic wyszedł, lub las wyszedł ze mnie — / Patrzy na trupa. / Daj, Boże, tej pogance w otchłani cierpienia Kąt taki, żeby miała choć pozór wytchnienia. / Azaradel i Amazarak zjawiają się tuż poza plecami Św. Makarego, który powierzchnią ciała i domysłem wyczuwa ich obecność. / MAKARY / oglądając się nagle / Kto tam? AZARADEL My… MAKARY Tak — poznaję… AMAZARAK Poznajesz nie wszystko. AZARADEL Jak spędziłeś noc z rudą na wznak wiekuistką?… AMAZARAK Już odtąd będzie tobie śnił się na wyprzódki To Bóg, to znów — dziewczyna, dwie mgły lub dwa smutki, Dwie bliźnięce rozpacze — a może — dwa cienie, Lub jedno w dwu osobach nieporozumienie! MAKARY Sen mój będzie posłuszny wolnej woli nieba, A noc spędziłem z trupem tak właśnie, jak trzeba! AZARADEL Poskąpiłeś umarłej posługi ostatniej — Skromnego pocałunku lub pieszczoty bratniej. AMAZARAK W zamian za to głosiłeś myśli dość rozlazłe… Twój wspólnik to podkreśla i ma ci to za złe. MAKARY Mój wspólnik? Jaki wspólnik? AZARADEL No, Ten, co to w niebie Myśli tylko o tobie i czeka na ciebie. AMAZARAK Wyznaj swoją ciemnawą na tle Boga winę. MAKARY Nic nie skrywam! AMAZARAK Żeś właśnie pokochał dziewczynę. AZARADEL Jej usta… Może w myśli spijałeś ich żale? MAKARY Jej usta… Wyznam Bogu te wszystkie korale, Co z ust jej spadły na mnie, jak dotkliwa próżnia… Kocham? Nie wiem! Bóg pewno już grzech mój wyróżnia… / Azaradel i Amazarak zbliżają się do zwłok dziewczyny. / AMAZARAK Czas już zanieść umarłą do domu — bez domu. AZARADEL A poniesiem ją komu? AMAZARAK Już chyba nikomu… MAKARY Raz ożyła… raz drugi ożyć jeszcze może… Pójdę w ślad, by ku Tobie nawrócić ją, Boże! / Podnosi piłkę. / Piłkę oddam, jeżeli obudzić się zdoła. AMAZARAK Zdarza się w mgle pozgonnej złocistość wesoła. Zabawicie się w piłkę! Gwiazdy wam poświecą… Trzeba tylko tak rzucać, jakby była nieco Inna, niż jest… Bo zresztą nawet śmierci brama Zawsze inna i nigdy nie bywa ta sama. / Azaradel i Amazarak podnoszą trupa — szum leśny rozlega się nagle. / AZARADEL Nieśmy ją w którąkolwiek po drodze współciszę… AMAZARAK Las szumi. MAKARY Nie ma lasu. AZARADEL Słyszysz szumy? MAKARY Słyszę. Jej — nie ma. AMAZARAK Las pozostał… Już ciału spać chce się, A dziewczyna się dzieje w tym lesie… AZARADEL W tym lesie… AMAZARAK Przytul dziejbę pośmiertną dziewczęcego ciała Do piersi — wprost do piersi, póki wie, że pała… MAKARY Ktokolwiek wyjdzie z lasu — ten będzie zbawiony. AZARADEL Nie wyjdziesz. AMAZARAK Pilnuj piłki. AZARADEL Potkniesz się o zgony… AMAZARAK Chcesz umrzeć? MAKARY Chcę… AZARADEL Dla Boga, czy ledwo dla siebie? MAKARY Chcę dla Boga! po namyśle i dla niej… AMAZARAK Kochasz na pogrzebie… Może zmarłą pojmujesz jeszcze zbyt cieleśnie — Zbadaj serce i powiedz: czy czas, czy za wcześnie? / Makary kładzie wolną rękę na sercu. / MAKARY Czas już! Czas… / Azaradel rusza pierwszy — szum się wzmaga. / AZARADEL Dalej w drogę. W głąb lasu, w głąb lasu… I czemu mówisz: Czas już — kiedy nie ma czasu! AMAZARAK Twoja miłość bieżąca nas wiecznych nie zmami. AZARADEL Idziemy w nieskończoność. MAKARY Idę w ślad za wami. / Szum umownego lasu wzmaga się coraz bardziej, urastając jakoby w burzę wiekuistą. Azaradel i Amazarak ze zwłokami dziewczyny postępują przed się — w mrok grobowca. Makary z piłką w ręku posuwa się w ich ślady, aż wszyscy w mroku giną. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dziejba-lesna-dziejba-lesna. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bolesław Leśmian, Dziejba leśna, wyd. J. Mortkowicza, Warszawa 1938 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kosińska, Dorota Kowalska, Justyna Lech, Marta Niedziałkowska, Sylwia Wnorowska.