Karel Čapek R.U.R. Rossum's Universal Robots. Dramat zbiorowy z komediowym wstępem i w trzech aktach tłum. Martyna M. Lemańczyk ISBN 978-83-288-6196-1 Osoby: * HARRY DOMIN, dyrektor naczelny fabryki Rossum's Universal Robots * INŻ. FABRY, generalny dyrektor techniczny R. U. R * DR GALL, kierownik działu fizjologiczno-badawczego R.U.R. * DR HALLEMEIER, kierownik Wydziału do spraw Psychologii i Szkolenia Robotów * KONSUL BUSMAN, generalny dyrektor handlowy R.U.R. * BUDOWNICZY ALQUIST, kierownik rozbudowy R.U.R. * HELENA GLORY * MANIA, jej piastunka * MARIUSZ, robot * RADIUS, robot * DAMON, robot * SULLA, robotka * PIERWSZY ROBOT * DRUGI ROBOT * TRZECI ROBOT * CZWARTY ROBOT * PIĄTY ROBOT * ROBOT PRYMUS * ROBOTKA HELENA * SŁUŻĄCY-ROBOT i liczne inne ROBOTY Domin, w prologu około trzydziestoośmiolatek, wysoki, ogolony Fabry, również ogolony, płowowłosy, o poważnej twarzy i delikatnych rysach Dr Gall, drobny, żywy, śniady, z czarnym wąsem Hallemeier, potężny, krzepki, z rudym angielskim wąsem i takoż rudymi włosami obciętymi na jeża Busman, gruby, łysy, krótkowzroczny Żyd Alquist, starszy od pozostałych, ubrany niedbale, o długich, posiwiałych włosach i takimże zaroście Helena, bardzo elegancka Po zakończeniu prologu wszyscy o dziesięć lat starsi. W prologu roboty są ubrane jak ludzie. Oszczędne w ruchach i w mowie, twarze bez wyrazu, wzrok wbity w jeden punkt. W tekście głównym odziane w płócienne bluzy ściągnięte w pasie rzemieniem, na piersiach mosiężne numery. Po prologu i po drugim akcie antrakt. Prolog Centralne biuro fabryki Rossum's Universal Robots. Po prawej wejście. Na wprost — okna z widokiem na niekończące się szeregi budynków fabrycznych. Po lewej inne pomieszczenia kancelarii dyrektora. DOMIN siedzi w obrotowym fotelu przy ogromnych rozmiarów biurku amerykańskim. Na blacie lampa, telefon, przyciski do papieru, stojak na listy itd., zaś na ścianie po lewej wielkie mapy z zaznaczonymi liniami transportu morskiego i kolejowego, duży kalendarz, zegar, który wskazuje, że dochodzi południe; na ścianie z prawej zawieszono plakaty reklamowe: „Najtańsi pracownicy: roboty Rossuma”, „Roboty tropikalne, nowy wynalazek. 150 d. sztuka”, „Robot dla każdego!”, „Zbyt droga produkcja? Zamów roboty Rossuma”. Dalej jeszcze inne mapy, rozkład kursowania statków, tabela ze skróconym zestawieniem rejsów itd. Z taką dekoracją ścian kontrastuje wspaniały turecki dywan na podłodze; po prawej stronie okrągły stół, kanapa, skórzane fotele klubowe oraz biblioteczka, w której zamiast książek stoją butelki z winem i mocniejszymi trunkami. Po lewej sejf. Obok biurka Domina maszyna do pisania, w którą stuka dziewczyna imieniem SULLA. DOMIN / dyktuje / „— że nie odpowiadamy za towar uszkodzony w transporcie. Już podczas załadunku zwróciliśmy uwagę państwa kapitanowi, że statek nie jest przystosowany do przewozu robotów, a więc straty nie idą na nasze konto. W imieniu Rossum's Universal Robots — podpisano —”. Gotowe? SULLA Tak. DOMIN Następny list. „E. B. Huysum Agency, New York. Data. Potwierdzamy zamówienie na pięć tysięcy robotów. Ponieważ wysyłają państwo własny statek, prosimy o załadowanie jako cargo brykietów dla R.U.R. w ramach barteru. Podpisano —”. Gotowe? SULLA / kończąc stukać / Tak. DOMIN Proszę pisać dalej. „Friedrichswerke, Hamburg. — Data. — Potwierdzamy zamówienie na piętnaście tysięcy robotów”. / Dzwoni telefon wewnętrzny. Domin podnosi słuchawkę i mówi do niej. / Halo — Tu naczelny — Tak — Oczywiście — Ależ tak, jak zwykle — Owszem, proszę nadać do nich depeszę — W porządku. / Odkłada słuchawkę. / Na czym stanąłem? SULLA Potwierdzamy zamówienie na piętnaście tysięcy r. DOMIN / w zamyśleniu / Piętnaście tysięcy r. Piętnaście tysięcy r. MARIUSZ / wchodzi / Panie dyrektorze, przyszła jakaś dama — DOMIN Kto taki? MARIUSZ Nie wiem. / Podaje wizytówkę. / DOMIN / czyta / Od prezesa Glory'ego. — Prosić. MARIUSZ Szanowna pani raczy wejść. / Wchodzi Helena Glory, Mariusz wychodzi. / DOMIN / wstając / Zapraszam. HELENA Pan dyrektor naczelny Domin? DOMIN Do usług. HELENA Przychodzę do pana — DOMIN — z polecenia prezesa Glory'ego. Więcej nie trzeba. HELENA Prezes Glory to mój ojciec. Jestem Helena Glory. DOMIN Panno Glory, to dla nas wyjątkowy zaszczyt, że — że — HELENA — że nie możemy pokazać pani drzwi. DOMIN — że możemy powitać w naszych progach córkę tak znamienitego pana prezesa. Proszę usiąść. Sullo, możesz odejść. / Sulla wychodzi. / DOMIN / siadając / Czym mogę służyć, panno Glory? HELENA Przyjechałam tu, żeby — DOMIN — obejrzeć nasz zakład produkcji ludzi. Tak jak każdy odwiedzający. Nie widzę problemu, zapraszam. HELENA Myślałam, że na teren fabryki — DOMIN — wstęp jest wzbroniony. Tylko że każdy zjawia się tu z czyjąś wizytówką, panno Glory. HELENA I wszystkim pan pokazuje… — ? DOMIN Tyle o ile. Produkcja sztucznych ludzi, droga pani, to tajemnica handlowa. HELENA Gdyby pan wiedział, jak mnie to — DOMIN — szalenie interesuje. Wszak stara Europa o niczym innym nie mówi. HELENA Dlaczego nie daje mi pan skończyć zdania? DOMIN Proszę wybaczyć. Zamierzała pani powiedzieć coś innego? HELENA Chciałam tylko zapytać — DOMIN — czy w drodze wyjątku nie pokazałbym pani naszej fabryki. Ależ oczywiście, panno Glory. HELENA Skąd pan wie, że właśnie o to chciałam spytać? DOMIN Wszyscy pytają o to samo. / wstaje / To będzie dla nas zaszczyt, pokazać pani więcej niż innym, tylko — jak by to ująć — HELENA Dziękuję panu. DOMIN — czy mogłaby pani przyrzec, że nikomu nie zdradzi ani słówkiem — HELENA / wstaje i podaje mu rękę / Słowo honoru. DOMIN Dziękuję. Nie zechciałaby pani uchylić woalki? HELENA Ach tak, pan chce zobaczyć — Za pozwoleniem. DOMIN Słucham? HELENA Gdyby pan tak już puścił moją rękę. DOMIN / puszczając / Proszę wybaczyć. HELENA / unosi woalkę / Chce pan sprawdzić, czy nie jestem szpiegiem. Ależ pan ostrożny. DOMIN / wpatrując się w nią z zachwytem / Hm — owszem — my — tak jest. HELENA Nie ufa mi pan? DOMIN Niezmiernie, panno Hele… — — przepraszam, panno Glory. Doprawdy jestem niezmiernie uradowany — Czy rejs minął spokojnie? HELENA Owszem. Dlaczego — DOMIN Ponieważ — to znaczy, chciałem powiedzieć — taka pani młoda. HELENA Przejdziemy teraz do fabryki? DOMIN Tak. Obstawiam dwadzieścia dwa, czyż nie? HELENA Dwadzieścia dwa co? DOMIN Lata. HELENA Dwadzieścia jeden. Na co panu ta wiedza? DOMIN Dlatego, że — ponieważ — / z zachwytem / Zabawi pani u nas nieco dłużej, nieprawdaż? HELENA Zależy, co mi pan pokaże z procesu produkcji. DOMIN Ta diabelna produkcja! Ależ ma się rozumieć, panno Glory, wszystko pani obejrzy. Proszę usiąść. Czy ciekawiłaby panią historia wynalazku? HELENA Owszem, proszę opowiedzieć. / siada / DOMIN A zatem. / siada na biurku, wpatruje się w Helenę jak urzeczony i śpiesznie recytuje / W roku 1920 stary Rossum wielki fizjolog ale wówczas jeszcze młody naukowiec udał się na tę odległą wyspę by badać morską faunę kropka. Próbował odtworzyć materię żywą tak zwaną protoplazmę metodą syntezy chemicznej gdy pewnego razu wynalazł substancję która zachowywała się tak samo jak żywa materia chociaż miała inny skład chemiczny było to w roku 1932 niemal czterysta lat po odkryciu Ameryki, uff. HELENA Zna pan to na pamięć? DOMIN Tak; fizjologia, panno Glory, to nie moja działka. Mam mówić dalej? HELENA Proszę. DOMIN / uroczyście / I wtedy to, panno Glory, stary Rossum zapisał pomiędzy wzorami chemicznymi takie oto słowa: „Natura znalazła tylko jeden sposób, by uorganizować materię żywą. Istnieje jednak inna metoda, prostsza, bardziej podatna i szybsza, ale na nią przyroda w ogóle nie wpadła. Tę drugą drogę, którą mogła się potoczyć ewolucja życia, właśnie dziś odkryłem”. Proszę sobie uświadomić, panienko, że te wielkie słowa pisał nad glutem jakiejś kleistej galarety, której nawet pies by nie ruszył. Niech go sobie pani wyobrazi, jak siedzi nad probówką i duma, że wyrośnie z niej całe drzewo życia, że będą z niej wychodzić wszystkie zwierzęta, począwszy od byle wrotka, a kończąc — na samym człowieku. Człowieku z innej materii niż my. Panno Glory, była to doniosła chwila. HELENA I co dalej? DOMIN Dalej? Od tego momentu chodziło o to, jak wydostać życie z probówki, przyśpieszyć ewolucję i wytworzyć jakieś te organy, kości, nerwy, siamto, owamto, i wynaleźć te wszystkie substancje, katalizatory, enzymy, hormony i takie tam, mówiąc w skrócie — rozumie pani? HELENA N-n-nie wiem. Chyba niewiele. DOMIN A ja nic a nic. Wie pani, przy pomocy tych płynów mógł robić, co mu się żywnie podobało. Mógł na przykład otrzymać meduzę z mózgiem Sokratesa albo dżdżownicę długą na pięćdziesiąt metrów. Ale że nie miał ani grama poczucia humoru, wbił sobie do głowy, że zrobi normalnego kręgowca, a może nawet człowieka. Ta jego sztuczna żywa materia cechowała się szaloną wolą życia; pozwalała robić ze sobą wszystko, mógł ją zszywać i mieszać, jak tylko chciał. A więc zabrał się za to. HELENA Za co? DOMIN Za naśladowanie natury. Najpierw spróbował stworzyć sztucznego psa. Kosztowało go to wiele lat pracy, wyszło z tego coś, co przypominało skarłowaciałe cielę, zresztą fajtnęło po paru dniach. Pokażę pani w muzeum. A potem stary Rossum zajmował się już tylko tworzeniem człowieka. / Pauza. / HELENA I tego właśnie nie mogę nikomu zdradzić? DOMIN Nikomu na świecie. HELENA Szkoda, że już o tym piszą w każdym podręczniku. DOMIN Szkoda. / zeskakuje z biurka i siada obok Heleny / Ale wie pani, czego nie ma w podręcznikach? / puka się w czoło / Tego, że stary Rossum to był skończony wariat. Poważnie, panno Glory, ale proszę zachować to dla siebie. Ten stary dziwak naprawdę chciał wytwarzać ludzi. HELENA Ale przecież pan właśnie *wytwarza* ludzi! DOMIN Z grubsza, panno Heleno. A stary Rossum miał na myśli dosłownie. Wie pani, chciał tak jakby naukowo obalić Boga. Był strasznym materialistą i to go motywowało. Pragnął przede wszystkim dostarczyć dowód, że żaden Bóg nigdy nie był potrzebny. Dlatego ubzdurał sobie, że stworzy człowieka kropka w kropkę takiego jak my. Ma pani pojęcie o anatomii? HELENA Tylko — niewielkie. DOMIN Ja też. Proszę sobie wyobrazić, uparł się, że wykona wszystko identycznie jak w ludzkim ciele, aż po najdrobniejszy gruczołek. Ślepą kiszkę, migdałki, pępek, same niepotrzebne głupstwa. A nawet — hm — narządy płciowe. HELENA Ale one przecież — one przecież — DOMIN — nie są całkiem zbędne, wiem, wiem. Lecz jeśli chce się wytwarzać ludzi sztucznie, to nie ma takiej — hm — konieczności — HELENA Rozumiem. DOMIN Pokażę pani w muzeum, co on tam sklecił przez łącznie dziesięć lat. Miał to być mężczyzna, żyło toto całe trzy dni. Stary Rossum nie miał krztyny gustu. To, co zrobił, było straszliwe. Ale miało w środku wszystko, co ma człowiek. Doprawdy, okrutna dłubanina. I wówczas zjawił się tu inżynier Rossum, siostrzeniec starego. Tęga głowa, panno Glory. Zobaczył, co tam stary majdruje, i oznajmił: „To nonsens produkować człowieka przez dziesięć lat. Jeśli nie zdołasz go robić szybciej niż natura, cały ten bajzel niewart jest splunięcia”. I sam wziął się za anatomię. HELENA W podręcznikach piszą co innego. DOMIN / wstaje / W podręcznikach opłacamy reklamę, a reszta to bzdury. Pisze się, że roboty wynalazł stary Rossum. Stary może i nadawał się na uniwersytet, ale o produkcji fabrycznej nie miał zielonego pojęcia. Myślał sobie, że stworzy prawdziwych ludzi — jakichś nowych Indian, docentów albo idiotów, wie pani? Dopiero młody Rossum wpadł na pomysł, żeby robić na tej bazie żywe i inteligentne maszyny robocze. Wszystko, co pani czytała o współpracy obu Rossumów, to bajki dla grzecznych dzieci. Ci dwaj okrutnie się kłócili. Stary ateista znał się na przemyśle jak kura na pieprzu, wreszcie młodemu udało się go zamknąć w którymś z laboratoriów, żeby tam się babrał z tymi swoimi wyskrobkami, a sam, jako inżynier, zaczął porządną produkcję. Stary Rossum dosłownie go wyklął i przed śmiercią zmajstrował jeszcze dwie fizjologiczne pokraki, aż wreszcie znaleźli go martwego w laboratorium. Oto cała historia. HELENA A co z młodym? DOMIN Młody Rossum, panienko, to była nowa epoka. Era przemysłowa po erze wiedzy. Przyjrzał się dokładnie anatomii człowieka i od razu zobaczył, że jest zbyt skomplikowana i że dobry inżynier urządziłby to prościej. Zaczął więc przerabiać anatomię, sprawdzając, co się da pominąć albo udogodnić — Mówiąc w skrócie — panno Glory, nie nudzi się pani? HELENA Nie, przeciwnie, to okrrropnie ciekawe. DOMIN A więc młody Rossum pomyślał sobie tak: człowiek to coś, co — przypuśćmy — odczuwa radość, gra na skrzypcach, ma ochotę na spacer i w ogóle musi robić mnóstwo rzeczy, które — które są właściwie niepotrzebne. HELENA Oho! DOMIN Niech pani zaczeka. Które są niepotrzebne, kiedy ma na przykład tkać albo liczyć. Ja nie uważam, żeby dla pani — Gra pani może na skrzypcach? HELENA Nie. DOMIN Szkoda. Ale maszyna robocza nie musi grać na skrzypcach, nie musi się cieszyć, nie musi robić całego mnóstwa innych rzeczy. Wręcz nie powinna. Silnik spalinowy nie musi mieć frędzli i ornamentów, panno Glory. A produkcja sztucznych robotników niczym się nie różni od produkcji silników spalinowych. Ma być jak najprostsza, a produkt jak najlepszy pod względem praktycznym. Jak pani uważa, jaki robotnik jest najlepszy od strony praktycznej? HELENA Najlepszy? Chyba ten, który — który — jest uczciwy — i lojalny. DOMIN Nie: ten, który jest najtańszy. Ten, który ma najmniej potrzeb. Młody Rossum wynalazł najmniej wymagającego robotnika. Musiał go uprościć. Usunął wszystko, co nie służy bezpośrednio do pracy. Wyrzucił to, co człowieka podraża. W ten sposób w zasadzie usunął człowieka i stworzył robota. Droga panno Glory, roboty to nie ludzie. Są mechanicznie doskonalsi niż my, dysponują zadziwiającą inteligencją umysłową, ale nie mają duszy. Widziała pani już kiedyś, jak wygląda robot w środku? HELENA Nie. DOMIN Jest czysty i prosty. Doprawdy, piękna rzecz. Wygląda jak domowa apteczka: mało elementów, za to wszystko w nienagannym porządku. Och, panno Glory, produkt inżyniera jest znacznie bardziej dopracowany technicznie niż ten stworzony przez naturę. HELENA Mówi się, że człowiek to stworzenie boże. DOMIN Tym gorzej. Bóg nie miał zielonego pojęcia o nowoczesnej technice. Przypuszczałaby pani, że nieboszczyk młody Rossum postanowi zabawić się w Boga? HELENA Jak to? DOMIN Zaczął produkować Nadroboty. Olbrzymy robocze. Próbował z czterometrowymi — ale nie uwierzy pani, jak łatwo te drągale się łamały. HELENA Łamały? DOMIN Tak. Ni z tego, ni z owego pękała im noga albo co tam. Nasza planeta jest najwyraźniej trochę za mała na gigantów. Teraz robimy wyłącznie roboty naturalnej wielkości, o solidnej, ludzkiej posturze. HELENA Widziałam pierwszych robotów u nas. Gmina kupiła… to znaczy, najęła do pracy — DOMIN Kupiła, droga pani. Roboty się kupuje. HELENA — pozyskała jako zamiataczy. Patrzyłam, jak pracują. Są dziwni, tacy cisi. DOMIN Widziała pani moją maszynistkę? HELENA Nie przyglądałam się jej. DOMIN / dzwoni / Wie pani, fabryka akcyjna Robotów Uniwersalnych Rossuma produkuje zróżnicowany asortyment. Mamy roboty wyższej klasy oraz bardziej prymitywne. Żywotność tych lepszych szacujemy na dwadzieścia lat. HELENA Potem umierają? DOMIN Tak, zużywają się. / Wchodzi Sulla. / DOMIN Sullo, proszę się pokazać pannie Glory. HELENA / podnosi się i podaje jej rękę / Miło mi. Pewnie jest pani smutno na tym końcu świata, co? SULLA Nie znam odpowiedzi, panno Glory. Proszę sobie usiąść. HELENA / siada / Skąd pani pochodzi? SULLA Stąd, z fabryki. HELENA Ach, to pani się tu urodziła? SULLA Tak, zrobiono mnie tutaj. HELENA / zrywając się na równe nogi / Co takiego? DOMIN / ze śmiechem / Sulla nie jest człowiekiem, panienko. Sulla to robot. HELENA Proszę mi wybaczyć — DOMIN / kładzie Sulli rękę na ramieniu / Sulla się nie gniewa. Proszę spojrzeć, panno Glory, jaką cerę robimy. Niech pani dotknie jej twarzy. HELENA Och nie, nie! DOMIN Nie odgadłaby pani, że jest z innego tworzywa niż my. Proszę, ma nawet meszek na policzkach typowy dla blondynek. Tylko oczy są odrobinkę… — Za to jakie włosy! Sullo, proszę się obrócić! HELENA Już dość! DOMIN Sullo, proszę porozmawiać z gościem. Ta wizyta to dla nas zaszczyt. SULLA Zapraszam, niech panienka spocznie. / siadają obie / Czy rejs minął spokojnie? HELENA Tak — o-oczywiście. SULLA Niech pani nie wraca „Amelią”, panno Glory. Barometr mocno spada, na 705. Lepiej zaczekać na „Pensylwanię”, to niezawodny i silny statek. DOMIN Ile? SULLA Dwadzieścia węzłów. Tonaż dwanaście tysięcy. Jedna z najnowocześniejszych jednostek, panno Glory. HELENA Dzię-dziękuję. SULLA Osiemdziesiąt osób załogi, kapitan Harpy, osiem kotłów — DOMIN / ze śmiechem / Dosyć, Sullo, wystarczy. Proszę dać nam próbkę swojej francuszczyzny. HELENA Pani zna francuski? SULLA Znam cztery języki. Piszę: Dear Sir! Monsieur! Geehrter Herr! Szanowny Panie! HELENA / podrywa się / To oszustwo! Pan jest szarlatanem! Sulla nie jest robotessą, Sulla jest dziewczęciem tak jak ja! Sullo, to haniebne! Dlaczego odgrywa pani tę komedię? SULLA Jestem robotem. HELENA Nie, pani kłamie! Och, Sullo, proszę mi wybaczyć, ja wiem — zmusili panią, żeby robiła im pani reklamę! Sullo, przecież jest pani dziewczyną taką jak ja, prawda? Proszę powiedzieć! DOMIN Przykro mi, panno Glory, Sulla to robot. HELENA Pan kłamie! DOMIN / wstaje / Doprawdy? / dzwoni / Przepraszam, panienko, w takim razie muszę zaprezentować coś, co panią przekona. / Wchodzi Mariusz. / DOMIN Mariuszu, proszę zaprowadzić Sullę do prosektorium, żeby ją otwarto. Prędko! HELENA Dokąd? DOMIN Do prosektorium. Gdy ją rozkroją, pójdzie pani obejrzeć. HELENA Nie pójdę! DOMIN Przepraszam bardzo, zarzuciła mi pani kłamstwo. HELENA Każe pan ją zabić? DOMIN Maszyn się nie zabija. HELENA / obejmuje Sullę / Nie bój się, Sullo, ja na to nie pozwolę! Powiedz, kochanie, wszyscy są dla ciebie tacy okrutni? Nie można pozwalać tak się traktować, słyszysz? Sullo, nie można! SULLA Jestem robotem. HELENA Wszystko jedno. Robotowie to tak samo dobrzy ludzie, jak i my. Sullo, ty byś się dała pokroić? SULLA Tak. HELENA Och! I nie boisz się śmierci? SULLA Nie znam odpowiedzi, panno Glory. HELENA Wiesz, co by się z tobą stało potem? SULLA Tak, znieruchomiałabym. HELENA To okrrropne! DOMIN Mariuszu, proszę powiedzieć panience, czym jesteś. MARIUSZ Robot Mariusz. DOMIN Zaprowadziłbyś Sullę do prosektorium? MARIUSZ Tak. DOMIN Byłoby ci jej żal? MARIUSZ Nie znam odpowiedzi. DOMIN Co by się z nią stało? MARIUSZ Znieruchomiałaby. Poszłaby pod zgniatarkę. DOMIN To właśnie jest śmierć. Boisz się śmierci, Mariuszu? MARIUSZ Nie. DOMIN Widzi pani, panno Glory. Roboty nie przywiązują wagi do życia. Nie mają bowiem do czego. Nie znają przyjemności. Są mniej świadome niż trawa. HELENA Och, niechże pan przestanie! Proszę ich stąd odesłać! DOMIN Mariuszu, Sullo, możecie odejść. / Sulla i Mariusz wychodzą. / HELENA Są okrrropni! To ohydne, co tu robicie! DOMIN Dlaczego ohydne? HELENA Nie wiem. Dlaczego — dlaczego dał jej pan na imię Sulla? DOMIN Nieładne imię? HELENA To imię męskie. Sulla był rzymskim wodzem. DOMIN Och, a my myśleliśmy, że Sulla i Mariusz to para kochanków. HELENA Nie, Sulla i Mariusz byli dowódcami i walczyli przeciwko sobie w roku — w roku — zapomniałam którym. DOMIN Proszę podejść tutaj, do okna. Co pani widzi? HELENA Murarzy. DOMIN To są roboty. Wszyscy nasi pracownicy fizyczni to roboty. A tu, w dole, widzi pani coś? HELENA Jakieś biuro. DOMIN Księgowość. A w niej — HELENA — mnóstwo urzędników. DOMIN To roboty. Wszyscy nasi urzędnicy to roboty. Gdy zobaczy pani fabrykę — / Wtem rozlegają się gwizdki i syreny fabryczne. / DOMIN Południe. Roboty nie wiedzą, co to przerwa w pracy. O drugiej pokażę pani dzieże. HELENA Jakie dzieże? DOMIN / oschle / Mieszalniki do ciasta. W każdym miesza się materiał na tysiąc robotów. Potem obejrzymy kadzie na wątroby, mózgi i tak dalej. Następnie zobaczy pani wytwórnię kości. A później przejdziemy do przędzalni. HELENA Jakiej przędzalni? DOMIN Przędzalni nerwów. Przędzalni żył. Przędzalni, w której biegną naraz całe kilometry rur układu pokarmowego. Potem jest montownia, gdzie wszystko składa się razem, wie pani, tak jak samochody. Każdy robotnik instaluje tylko jeden element, po czym całość samoczynnie przesuwa się w stronę drugiego, trzeciego pracownika i tak w nieskończoność. To najciekawsze widowisko. Potem przychodzi czas na suszarnię i magazyn, gdzie świeże wyroby pracują. HELENA Na miłość boską, od razu muszą pracować? DOMIN Przepraszam. Pracują, tak jak pracuje nowy mebel. Przystosowują się do istnienia. Jakby scalały się w środku albo coś w tym stylu. Sporo im zresztą przyrasta we wnętrzu. Rozumie pani, musimy zostawić w nich nieco miejsca na naturalny rozwój. Tymczasem wyroby przechodzą apreturę. HELENA Co to znaczy? DOMIN Tyle co u ludzi szkoła. Uczą się mówić, pisać i liczyć. Mają rewelacyjną pamięć. Gdyby przeczytała im pani dwudziestotomowy słownik terminologii naukowej, powtórzą pani wszystko po kolei. Ale nic nowego nigdy nie wymyślą. Mogłyby z powodzeniem wykładać na uniwersytetach. Potem sortuje się je i rozsyła. Piętnaście tysięcy sztuk dziennie, nie licząc stałego odsetka wadliwych, które wrzuca się pod zgniatarkę… I tak dalej, i tak dalej. HELENA Jest pan na mnie zły? DOMIN Broń Boże! Tylko myślę sobie, że… Moglibyśmy pomówić o innych rzeczach. Jest nas tu ledwie garstka pośród stu tysięcy robotów, w tym żadnej kobiety. Rozmawiamy wyłącznie o produkcji, całymi dniami, codziennie — jakby ktoś rzucił na nas zaklęcie, panno Glory. HELENA Tak mi przykro, że powiedziałam, że — że — że pan kłamie — / Pukanie do drzwi. / DOMIN Wejdźcie, chłopcy. / Z lewej strony wchodzą inż. Fabry, dr Gall, dr Hallemeier, budowniczy Alquist. / DR GALL Wybaczcie, nie przeszkadzamy? DOMIN Proszę podejść, panno Glory, to Alquist, Fabry, Gall, Hallemeier. Córka prezesa Glory'ego. HELENA / zmieszana / Dzień dobry. FABRY Nie spodziewaliśmy się — DR GALL Wyjątkowy to zaszczyt — ALQUIST Witamy, panno Glory. / Z prawej strony wchodzi Busman. / BUSMAN Halo, co tu się dzieje? DOMIN Wchodź, Busman. Oto nasz Busman, panienko. Córka prezesa Glory'ego. HELENA Miło mi. BUSMAN Ojejku, a to ci święto! Panno Glory, możemy zatelegrafować do gazet, że raczyła pani nas odwiedzić — ? HELENA Nie, nie, bardzo pana proszę! DOMIN Proszę usiąść, panienko. FABRY / podsuwa fotel / Proszę — BUSMAN / podsuwa fotel / Pani raczy — DR GALL / podsuwa fotel / Za pozwoleniem — ALQUIST Jak minęła podróż, panno Glory? DR GALL Zatrzyma się pani u nas dłużej? FABRY Panno Glory, co pani powie o fabryce? HALLEMEIER Przypłynęła pani „Amelią”? DOMIN Cicho, dajcie coś powiedzieć pannie Glory. HELENA / zwracając się do Domina / O czym mam z nimi rozmawiać? DOMIN / ze zdumieniem / O czym tylko pani chce. HELENA Mam… Mogę mówić całkiem otwarcie? DOMIN Naturalnie. HELENA / waha się, a potem desperacko wali prosto z mostu / Powiedzcie, nie jest wam czasem przykro, że tak się z wami obchodzą? FABRY Kto taki? HELENA Wszyscy ludzie. / Obecni spoglądają po sobie, oniemiali. / ALQUIST Z nami? DR GALL Niby czemu? HALLEMEIER Tam do licha! BUSMAN Uchowaj Boże, panno Glory! HELENA Jak to, nie czujecie, że wasza dola mogłaby być lepsza? DR GALL To zależy, panienko. Co konkretnie ma pani na myśli? HELENA Mam na myśli, że — / wybucha / — że to ohydne! Że to straszne! / wstaje / Cała Europa mówi o tym, co tu się z wami dzieje. Po to przyjechałam, żeby wszystko zobaczyć na własne oczy, ale sprawy mają się tysiąc razy gorzej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać! Jak możecie znosić coś takiego? ALQUIST Co znosić? HELENA Swoje położenie. Na miłość boską, przecież jesteście ludźmi tak jak my, jak cała Europa, jak cały świat! To skandaliczne, niegodne, w jakich warunkach żyjecie! BUSMAN Wielkie nieba, panienko! FABRY Nie, chłopcy, ona ma trochę racji. Faktycznie żyjemy tu jak Indianie. HELENA Gorzej niż Indianie! Czy mogę, ach, czy pozwolicie mi mówić do siebie „bracia”? BUSMAN Na miły Bóg, a czemuż by nie? HELENA Bracia, nie przybyłam tu jako córka prezesa. Przybyłam w imieniu Ligi Ludzkości. Bracia, Liga Ludzkości liczy już ponad dwieście tysięcy członków. Dwieście tysięcy osób wspiera was i oferuje swoją pomoc. BUSMAN Dwieście tysięcy osób, o Boziu, to całkiem sporo, naprawdę bardzo ładnie. FABRY Zawsze powtarzałem, że nie ma to jak stara Europa. Widzicie? Nie zapomniała o nas. Oferuje nam pomoc. DR GALL Jaką pomoc? Teatr? HALLEMEIER Orkiestrę? HELENA Znacznie więcej. ALQUIST Panią we własnej osobie? HELENA Och, a cóż tam po mnie! Zostanę tak długo, jak będzie trzeba. BUSMAN Dobry Boże, co za radość! ALQUIST Domin, idę przygotować dla panienki najlepszy pokój. DOMIN Chwileczkę. Obawiam się, że — że — panna Glory jeszcze nie skończyła. HELENA Nie, nie skończyłam. Chyba że zaknebluje mi pan usta. DR GALL Harry, ani mi się waż! HELENA Dziękuję. Wiedziałam, że weźmiecie mnie w obronę. DOMIN Za pozwoleniem, panno Glory. Jest pani pewna, że rozmawia z robotami? HELENA / zastyga / A z kimże by innym? DOMIN Przykro mi. Ci panowie są takimi samymi ludźmi jak pani. Jak cała Europa. HELENA / zwracając się do pozostałych / To wy nie jesteście robotami? BUSMAN / rżąc ze śmiechu / Niech ręka boska broni! HALLEMEIER Robotami, a fe! DR GALL / ze śmiechem / Wielkie dzięki! HELENA Ależ… to niemożliwe! FABRY Słowo honoru, panienko, nie jesteśmy robotami. HELENA / do Domina / To po co mi pan mówił, że wszyscy wasi urzędnicy to robotowie? DOMIN Urzędnicy owszem. Ale nie dyrektorzy. Pani pozwoli, panno Glory: inżynier Fabry, generalny dyrektor techniczny Robotów Uniwersalnych Rossuma. Doktor Gall, kierownik działu fizjologiczno-badawczego. Doktor Hallemeier, kierownik wydziału do spraw Psychologii i Szkolenia Robotów. Konsul Busman, generalny dyrektor handlowy oraz budowniczy Alquist, kierownik rozbudowy Robotów Uniwersalnych Rossuma. HELENA Panowie, wybaczcie, że — że — — Czy to okrrropne, co narobiłam? ALQUIST Ale gdzie tam, panno Glory. Proszę usiąść. HELENA / siada / Ależ jestem niemądra. Teraz — teraz pewnie odeślą mnie panowie pierwszym statkiem. DR GALL Za nic w świecie, panienko. Czemu mielibyśmy to robić? HELENA No bo już wiecie — no bo — no bo podburzałabym wam robotów. DOMIN Droga panno Glory, były już tutaj setki zbawicieli i proroków. Każdy statek przywozi nam jakiegoś. Misjonarze, anarchiści, Armia Zbawienia, co tylko istnieje. Można się zdziwić, ile jest na świecie religii i ilu wariatów. HELENA I pozwala im pan przemawiać do robotów? DOMIN A czemuż by nie? Jak na razie każdy z przyjezdnych dawał sobie spokój. Roboty wszystko zapamiętują, ale nic poza tym. Nawet nie śmieją się z tego, co mówią do nich ludzie. Naprawdę, aż nie chce się wierzyć. Jeśli ma pani ochotę, zaprowadzę panią do magazynu robotów. Jest ich tam ze trzysta tysięcy. BUSMAN Trzysta czterdzieści siedem tysięcy. DOMIN Zgadza się. Niech pani sobie do nich przemawia, ile dusza zapragnie. Może im pani czytać Biblię, logarytmy i co tam pani chce. Może im pani nawet wygłosić wykład o prawach człowieka. HELENA Och, myślę, że… gdyby okazać im odrobinę miłości — FABRY To niemożliwe, panno Glory. Nie ma nic bardziej obcego człowiekowi niż robot. HELENA To dlaczego ich tworzycie? BUSMAN Cha, cha, cha, cha, a to dobre! Po co się robi roboty? FABRY Do pracy, panienko. Jeden robot zastępuje dwóch i pół robotnika. Ludzka maszyna, panno Glory, była wybitnie niedoskonała. Musiało się ją kiedyś wreszcie wyeliminować. BUSMAN Była za droga. FABRY Za mało wydajna. Nie nadążała za nowoczesną techniką. A po drugie — po drugie — to wielki postęp, że… Przepraszam. HELENA Za co? FABRY Panienka wybaczy. To wielki postęp rodzić przy użyciu maszyny. Tak jest szybciej i wygodniej. Każda forma przyśpieszenia to progres, panienko. Natura nie miała pojęcia o nowoczesnym tempie pracy. Technicznie rzecz biorąc, dzieciństwo to czysty bezsens. Po prostu strata czasu. Nieopłacalne szastanie czasem, panno Glory. A po trzecie — HELENA Och, niechże pan przestanie! FABRY Proszę bardzo. Za pozwoleniem, czego właściwie żąda ta pani Liga — — Liga — Liga Ludzkości? HELENA Ma przede wszystkim — w szczególności ma chronić robotów i — i — zapewnić, żeby — dobrze się z nimi obchodzono. FABRY To nie jest zły postulat. Z maszyną należy dobrze się obchodzić. Z ręką na sercu, to godne pochwały. Nie lubię poniszczonych rzeczy. Panno Glory, proszę nas wszystkich zapisać jako kandydatów, jako pełnoprawnych, jako założycielskich członków tej pani Ligi! HELENA Nie, pan mnie w ogóle nie rozumie. My chcemy — w szczególności — żądamy uwolnienia robotów! HALLEMEIER W jaki sposób? HELENA Należy ich traktować… traktować… jak ludzi. HALLEMEIER Aha. Może powinny mieć prawo głosu? Mają pić piwo? Mają nam rozkazywać? HELENA Czemu nie mogliby głosować? HALLEMEIER A nie mają aby dostawać wynagrodzenia? HELENA Oczywiście, że mają! HALLEMEIER Patrzcie państwo. A co, pani zdaniem, miałyby z nim robić? HELENA Kupowaliby sobie… co tam potrzebują… na co by mieli ochotę. HALLEMEIER Bardzo to szczytne, panienko; tylko że robot nie ma ochoty na nic. Do diaska, co niby miałby sobie kupić? Roboty można karmić ananasami, słomą, czym tylko pani chce; im jest wszystko jedno, bo nie posiadają zmysłu smaku. Niczym się nie interesują, panno Glory. Tam do licha, nikt jeszcze nie widział, żeby robot się uśmiechnął. HELENA Dlaczego… dlaczego… dlaczego nie stworzycie ich szczęśliwszymi? HALLEMEIER Nie da się, panno Glory. To tylko roboty. HELENA Och, przecież mają taki rozum! HALLEMEIER Diabelny rozum, droga panno, ale to wszystko. Bez własnej woli. Bez pragnień. Bez historii. Bez duszy. HELENA Bez miłości i niechęci? HALLEMEIER Ma się rozumieć. Roboty nie kochają niczego, nawet siebie. A niechęć? Czy ja wiem; tylko z rzadka, czasami — HELENA Co? HALLEMEIER W sumie nic takiego. Czasem jakby wariują. Jak gdyby łapał je atak padaczki, wie pani? Mówi się na to kurcz roboci. Nagle któryś ciska tym, co trzyma w ręku, po czym staje, zgrzytając zębami — i musi iść pod zgniatarkę. Najwyraźniej defekt organizmu. DOMIN Wada w produkcji. Trzeba ją usunąć. HELENA Nie, nie, to jest dusza! FABRY Pani zdaniem dusza przejawia się zgrzytaniem zębami? HELENA Nie wiem. Może to przejaw oporu. Może to właśnie jest znak, że z czymś się mocują — — Och, gdybyście zdołali rozniecić w nich tę iskrę! DOMIN To się zniweluje, panno Glory. Doktor Gall już prowadzi pewne eksperymenty — DR GALL Nad tym akurat nie, Domin; chwilowo tworzę nerwy bólowe. HELENA Nerwy bólowe? DR GALL Tak. Roboty niemalże nie odczuwają bólu fizycznego. Wie pani, nieboszczyk młody Rossum nazbyt ograniczył układ nerwowy. To się nie sprawdziło. Musimy wprowadzić cierpienie. HELENA Dlaczego — dlaczego — Skoro nie dajecie im duszy, dlaczego chcecie dołożyć im cierpienie? DR GALL Z przyczyn technicznych, panno Glory. Robot czasami uszkadza się sam, ponieważ go to nie boli; włoży rękę w maszynę, złamie sobie palec, rozbije głowę — wszystko mu jedno. Musimy dać im ból; to automatyczna ochrona przed urazem. HELENA Będą szczęśliwsi, gdy poczują ból? DR GALL Przeciwnie; ale udoskonalimy je technicznie. HELENA Dlaczego nie stworzycie im duszy? DR GALL To nie leży w naszej mocy. FABRY To nie leży w naszym interesie. BUSMAN To by podrożyło produkcję, piękna pani. Boże kochany, przecież my to wyrabiamy tak taniutko! Jedna sztuka w odzieniu — sto dwadzieścia dolarów, a przed piętnastoma laty kosztowała dziesięć tysięcy! Pięć lat temu sprowadzaliśmy ubranka dla nich; dziś mamy własne tkalnie, a do tego eksportujemy nasze tkaninki pięć razy taniej niż inne fabryki. Panno Glory, ile pani płaci za metr płótna? HELENA Nie wiem — — naprawdę — — — nie pamiętam. BUSMAN Jak Bozię kocham, i pani chce zakładać Ligę Ludzkości! Kosztuje już ledwie jedną trzecią, tak jak wszystko, a ceny jeszcze pójdą w dół, w dół i w dół, aż — no właśnie. Hę? HELENA Nie rozumiem. BUSMAN O, niebiosa, panienko, to znaczy, że spadły ceny zatrudnienia! Przecież robot, nawet z karmą, kosztuje trzy czwarte cencika za godzinę! To śmiechu warte, panienko: wszystkie fabryki padają jak muchy albo biegusiem wykupują roboty, żeby potanić produkcję. HELENA Tak, i wyrzucają robotników na bruk. BUSMAN Cha, cha, ma się rozumieć! A my — o, boska dobroci, my tymczasem rzuciliśmy pięćset tysięcy robotów tropikalnych na argentyńskie pampy, żeby uprawiały pszenicę. Proszę mi łaskawie powiedzieć, ile kosztuje u pani bochenek chleba? HELENA Nie mam pojęcia. BUSMAN Widzi pani: teraz kosztuje dwa cenciki w tej waszej starej dobrej Europie; ale to jest *nasz* chlebuś, rozumie pani? Dwa cenciki za bochenek — a Liga Ludzkości nie ma o tym pojęcia! Cha, cha, panno Glory, pani nie wie, co to znaczy zbyt drogi kawałek chleba. Dla kultury i tak dalej. Ale za pięć lat — no już, załóżmy się! HELENA O co? BUSMAN Że za pięć lat ceny wszystkiego zejdą do jednej dziesiątej. Ludkowie, za pięć lat utopimy się w pszenicy i w ogóle we wszystkim. ALQUIST Tak, i wszyscy robotnicy na świecie zostaną bez pracy. DOMIN / wstaje / Tak się stanie, Alquist. Tak się stanie, panno Glory. Ale przez dziesięć lat Roboty Uniwersalne Rossuma naprodukują tyle pszenicy, tyle tkanin, tyle wszystkiego, że będziemy mogli oznajmić: rzeczy nie mają już cen. Teraz każdy bierze tyle, ile mu potrzeba. Nie ma biedy. Owszem, zostaną bez pracy. Tylko że w ogóle nie będzie już pracy. Wszystko będą robić żywe maszyny. Roboty ubiorą nas i nakarmią. Roboty ulepią cegły i zbudują nasze domy. Roboty będą za nas stawiać cyfry i zamiatać nasze schody. Nie będzie pracy. Człowiek zajmie się tylko tym, co kocha. Wyzwoli się z trosk i poniżenia harówką. Będzie żył tylko po to, aby się doskonalić. HELENA / wstaje / Naprawdę tak będzie? DOMIN Tak będzie. Nie może być inaczej. Wcześniej może nadejdą straszne wydarzenia, panno Glory. Tego po prostu nie da się uniknąć. Ale potem skończy się wyzysk człowieka przez człowieka i niewolnictwo względem materii. Znużeni i głodni zasiądą do stołu. Roboty umyją nogi żebrakowi i pościelą mu łoże w jego własnym domu. Nikt nie będzie już płacił za chleb życiem i nienawiścią. Ty nie jesteś już robotnikiem, ty nie jesteś już księgowym; ty już nie kopiesz węgla, a ty nie stoisz przy cudzej maszynie. Nie będziesz już zatracać swej duszy w pracy, którąś przeklinał! ALQUIST Domin, Domin! To, co mówisz, jawi się raczej jako raj. Ale, Domin, było coś dobrego w służbie i coś doniosłego w korzeniu się. Ach, Harry, praca i znój były jakąś tam cnotą. DOMIN Może i były. Ale nie możemy oglądać się na to, co przemija, gdy przerabiamy świat taki, jakim go znamy od Adama. Adamie, Adamie! Nie będziesz już spożywał chleba swego w pocie czoła; nie zaznasz już głodu i pragnienia, upokorzenia i znoju; wrócisz do raju, gdzie żywiła cię ręka Pana. Będziesz wolny i swobodny; jedynym twym zadaniem, jedyną pracą, troską będzie doskonalenie samego siebie. Nie będziesz służył materii ani człowiekowi. Nie będziesz maszyną ani środkiem produkcji. Będziesz panem stworzenia. BUSMAN Amen. FABRY Niechaj się stanie. HELENA Zamieszał mi pan w głowie. Głupia za mnie dziewczyna. Chciałabym — chciałabym w to wierzyć. DR GALL Jest pani młodsza od nas, panno Glory. Doczeka się pani wszystkiego. HALLEMEIER Właśnie. I uważam, że panna Glory mogłaby zjeść z nami śniadanie. DR GALL Świetna myśl! Domin, zaproś panienkę w imieniu nas wszystkich. DOMIN Panno Glory, niech nam pani uczyni ten honor. HELENA Ale to przecież — Jakżebym śmiała? FABRY Za Ligę Ludzkości, panienko! BUSMAN Na jej cześć! HELENA Och, w takim razie — no, może — FABRY Wyśmienicie! Panno Glory, proszę wybaczyć na pięć minutek. DR GALL Przepraszam. BUSMAN Przebóg, muszę zatelegrafować — HALLEMEIER Tam do licha, na śmierć zapomniałem — / Wszyscy oprócz Domina wypadają w pośpiechu. / HELENA Dlaczego oni wychodzą? DOMIN Gotować, panno Glory. HELENA Co gotować? DOMIN Śniadanie, panno Glory. Nam gotują roboty i — i — nie czują żadnego smaku, więc nie jest to tak całkiem… — Hallemeier za to wybornie grilluje. Gall zna się na sosach, a Busman ma rękę do omletów — HELENA Ojej, jaka gościna! A co potrafi pan — budowniczy — DOMIN Alquist? Nic. Tylko nakrywa do stołu, a — a Fabry wytrzaśnie jakieś owoce. Bardzo skromna jest ta nasza kuchnia, panno Glory. HELENA Chciałam pana zapytać — DOMIN Ja też chciałabym panią o coś spytać. / Zdejmuje zegarek i kładzie na stole. / Mamy pięć minut. HELENA Spytać, o co? DOMIN O pardon, pani była pierwsza. HELENA Może to głupie pytanie z mojej strony, ale — Dlaczego produkujecie żeńskie roboty, skoro — skoro — DOMIN Skoro u nich płeć nie ma znaczenia? HELENA Tak. DOMIN Jest takie zapotrzebowanie, wie pani? Służące, sprzedawczynie, maszynistki — ludzie są przyzwyczajeni. HELENA I — niech pan mi zdradzi, czy robotowie — i robotessy — są wobec siebie — naprawdę tak całkiem — DOMIN Są sobie całkowicie obojętne, droga pani. Ani śladu jakiejkolwiek skłonności. HELENA Och, to — okrrropne! DOMIN Dlaczego? HELENA To takie — takie — nienaturalne! Człowiek nie wie, czy budzi to większą odrazę, czy — zazdrość — czy też może — DOMIN — litość. HELENA Chyba to najbardziej. — Nie, wystarczy tego! A o co pan chciał zapytać? DOMIN Miałem spytać, panno Glory, czy nie zechciałaby pani wyjść. HELENA Za drzwi? DOMIN Za mnie. HELENA Ja? Skądże znowu! Co też panu przyszło do głowy? DOMIN / patrzy na zegarek / Jeszcze trzy minuty. Jeśli nie poślubi pani mnie, będzie pani zmuszona poślubić któregoś z pozostałych pięciu. HELENA Broń Boże! Czemu miałabym to robić? DOMIN Bo każdy po kolei panią o to poprosi. HELENA Co za zuchwalstwo! DOMIN Bardzo mi przykro, panno Glory. Zdaje się, że się w pani zakochali. HELENA Bardzo proszę, żeby tego nie robili! Ja — natychmiast stąd odpływam! DOMIN Heleno, chyba nie sprawi im pani takiej przykrości i nie odrzuci ich pani? HELENA Ale przecież — przecież nie mogę poślubić wszystkich sześciu! DOMIN W takim razie choć jednego. Jeśli nie ja, to może Fabry? HELENA Nie chcę! DOMIN Doktor Gall. HELENA Nie, nie, cicho! Nie chcę żadnego! DOMIN Jeszcze dwie minuty. HELENA To okrrropne! Niech się pan ożeni z jakąś robotessą. DOMIN To nie kobieta. HELENA Ach, tylko o to panu chodzi! Myślę, że — że pan byłby w stanie poślubić każdą, która tu przyjedzie. DOMIN Było ich tu na pęczki, Heleno. HELENA Młodych? DOMIN Młodych. HELENA Dlaczego żadnej pan nie poślubił? DOMIN Bo dla żadnej nie straciłem głowy. Aż do dziś. Od razu, gdy uniosła pani woalkę. HELENA — — Wiem. DOMIN Została minuta. HELENA Ale, na miłość boską, ja nie mam ochoty! DOMIN / kładzie jej obie ręce na ramionach / Jeszcze minuta. Niech mi pani powie coś strasznie przykrego, patrząc prosto w oczy, wtedy zostawię panią w spokoju. Albo — albo — HELENA Pan jest brutal! DOMIN To nic takiego. Mężczyzna musi być trochę brutalny. Taka jego rola. HELENA Pan jest wariat! DOMIN Człowiek powinien być trochę wariatem, Heleno. To w nim najlepsze. HELENA Pan jest — pan jest — o Boże! DOMIN Widzi pani. To wszystko? HELENA Nie, nie! Proszę mnie puścić! Poszarrrpie mnie pan! DOMIN Ostatnie słowo, Heleno. HELENA / broniąc się / Za nic w świecie — Ależ Harry! / Pukanie. / DOMIN / puszcza ją / Wejść! / Wchodzą Busman, dr Gall i Hallemeier w kuchennych fartuchach, Fabry z bukietem kwiatów, a Alquist z obrusem pod pachą. / DOMIN I jak, uczta godna naszej panny Heleny? BUSMAN / uroczyście / Zaręczamy! DOMIN Hm, my też coś w tym stylu. / Kurtyna. / Akt pierwszy Salonik Heleny. Po lewej drzwi pokryte tapetą oraz drzwi do pokoju muzycznego, po prawej drzwi do sypialni Heleny. Na wprost — okna z widokiem na morze i przystań. Toaletka z lustrem, na niej drobiazgi; stół, kanapa, komoda, małe biurko ze stojącą lampką, po prawej kominek, na nim również lampy. Cały pokój, aż po najmniejszy szczegół, ma nowoczesny i typowo kobiecy charakter. Domin, Fabry, Hallemeier wchodzą z lewej strony na palcach, niosąc naręcza kwiatów ciętych i w doniczkach. FABRY Gdzie to postawić? HALLEMEIER Uff! / Składa ładunek na podłodze i szerokim gestem żegna znakiem krzyża drzwi po prawej. / Śpij, śpij! Kto śpi, przynajmniej o niczym nie wie. DOMIN Ona nie wie nic a nic. FABRY / wstawiając kwiaty do wazonów / Oby tylko dziś się nie wydało — HALLEMEIER / poprawiając kwiaty / Dajcie spokój, do diabła! Patrz, Harry, jaki piękny fiołek, co? Nowa odmiana, moje najświeższe dokonanie: cyklamen „*HELENA*”. DOMIN / wygląda przez okno / Żadnego statku, żadnego! — Chłopcy, zaczyna się robić niewesoło. HALLEMEIER Cicho! Jeszcze cię usłyszy! DOMIN Nic nie podejrzewa. / Ziewa gorączkowo. / Przynajmniej „Ultimus” zawinął punktualnie. FABRY / porzuca kwiaty / Myślisz, że to już dziś — ? DOMIN Nie wiem. — Ależ te kwiaty piękne! HALLEMEIER / pochodzi do niego / To nowe prymule, widzisz? A to mój najnowszy jaśmin. Tam do licha, jestem o krok od stworzenia kwietnego raju. Nie uwierzysz, wynalazłem fantastyczny przyśpieszacz wzrostu! Wspaniałe odmiany! W przyszłym roku zdziałam w kwiatach cuda! DOMIN / odwraca się / Co? W przyszłym roku? FABRY Żeby tak się chociaż dowiedzieć, co tam w Hawrze — DOMIN Cicho! GŁOS HELENY / z prawej / Maniu! DOMIN Już nas nie ma / Wszyscy wychodzą na palcach przez drzwi oklejone tapetą. / / Głównymi drzwiami wchodzi Mania. / MANIA / sprzątając / Nicpoń szkaradny! Poganin! Boże, nie karz mnie, ale ja bym ich tak jednego z drugim — HELENA / tyłem, w drzwiach / Maniu, chodź, zapnij mnie! MANIA No zara, zara. A co to, paniusia już na nogach? / Zapina Helenie suknię. / Chryste Panie, toż to istna dzicz! HELENA Kto? MANIA Niech siedzi prosto. Jak chce się wiercić, to niech się wierci, ale ja jej zapinała nie będę. HELENA A ty czemu znowu gderasz? MANIA Przecie zgroza bierze, co te pogany — HELENA Robotowie? MANIA Tfu, nawet to słowo nie chce mi przejść przez gardło. HELENA Co się stało? MANIA Znowu jednego u nas siekło. Jak nie zacznie ciskać czym popadnie w rzeźby i obrazy, zębami zgrzytać, pianę z gęby toczyć — Jakby szmergla dostał, brr. Toż to gorsze niż zwierzę! HELENA Którego? MANIA Tego — tego — Przecie to ani chrześcijańskiego imienia ni ma! Tego z biblioteki. HELENA Radiusa? MANIA A jego, jego. Słodki Jezu, jak mnie toto obrzydza! Nawet pająk tak mnie nie obrzydza jak te pogany. HELENA Ależ Maniu, nie jest ci ich żal? MANIA Paniusia też się brzydzi, przecie widzę. Czemu mnie tu ze sobą przywiozła? Czemu żadne z nich dotknąć się jej nie może? HELENA Nie brzydzą mnie, na mą duszę, Maniu. Tak bardzo mi ich szkoda! MANIA Obrzydzają paniusię. Każdego człowieka muszą obrzydzać. Toć nawet pies się brzydzi, ani ździebka mięsa od nich nie weźmie; tylko ogon pod siebie i wyje, ino poczuje to diabelskie nasienie, a tfu. HELENA Pies jest nierozumny. MANIA Lepszejszy niż oni, Helenko. A i sam wie, że jest więcej wart, bo go Pan Bóg stworzył. Toć i kuń się płoszy, jak na pogana się napatoczy. Przecie to ani młodych nie ma, a nawet pies ma młode, wszystko ma młode — HELENA Proszę cię, Maniu, zapinaj! MANIA No już. Wspomnicie moje słowa, to wbrew Panu Bogu; to szatan każe składać te maszkary maszynowo. To bluźnierstwo przeciwko Stworzycielowi — / podnosi rękę / zniewaga imienia Pana, który nas stworzył na *swój obraz i podobieństwo*, Helenko. A wyście zbezcześcili obraz boży. Za to spadnie z nieba straszliwa kara, wspomnicie moje słowa! HELENA Co tu tak pachnie? MANIA Kwiatki. Pan przyniósł. HELENA Och, jakie piękne! Spójrz, Maniu! Czy dziś jest jakiś szczególny dzień? MANIA Ja tam nie wiem. Bodajby i koniec świata. / Pukanie do drzwi. / HELENA Harry? / Wchodzi Domin. / HELENA Harry, co to za okazja? DOMIN Zgadnij! HELENA Mam imieniny? Nie! Urodziny? DOMIN Lepiej. HELENA Nie wiem — Mów szybko! DOMIN Dziś mija dziesięć lat od twojego przyjazdu. HELENA Już dziesięć lat? Właśnie dziś? — Maniu, proszę cię — MANIA A idę se, idę! / Wychodzi prawą stroną. / HELENA / całuje Domina / Że też pamiętałeś! DOMIN Wstyd mi, Heleno. Nie pamiętałem. HELENA Ale przecież — DOMIN To *oni* pamiętali. HELENA Kto? DOMIN Busman, Hallemeier, wszyscy. Nie chcesz sięgnąć do mojej kieszeni? HELENA / wkłada mu rękę do kieszeni / Co to? / wyjmuje szkatułkę i otwiera / Perły! Cały naszyjnik! To dla mnie, Harry? DOMIN Od Busmana, moje dziewczę. HELENA Ale — nie możemy tego przyjąć, prawda? DOMIN Możemy. Sięgnij do drugiej kieszeni. HELENA Pokaż! / wyciąga mu z kieszeni rewolwer / Co to? DOMIN Pardon. / wyjmuje rewolwer z jej dłoni i chowa / To nie to. Sięgnij jeszcze raz. HELENA Och, Harry — Dlaczego nosisz przy sobie rewolwer? DOMIN Ot, tak mi się nawinął pod rękę. HELENA Przecież nigdy nie nosiłeś! DOMIN Ano nie, masz rację. A więc? Kieszeń jest tu. HELENA / wkłada rękę / Pudełko! / otwiera / Kamea! Ale przecież — Harry, to *grecka* kamea! DOMIN Podobno. Tak przynajmniej twierdzi Fabry. HELENA Fabry? To prezent od niego? DOMIN Owszem. / otwiera drzwi z lewej strony / Co my tu mamy? Heleno, spójrz! HELENA / w drzwiach / Boże, jakie piękne! / idzie dalej / Chyba zwariuję z radości! To od ciebie? DOMIN / stojąc w drzwiach / Nie, od Alquista. A tam — HELENA Widzę! To na pewno od ciebie! DOMIN Jest bilecik. HELENA Od Galla! / pojawia się w drzwiach / Och, Harry, jestem taka szczęśliwa, że aż wstyd. DOMIN Podejdź tutaj. To przyniósł dla ciebie Hallemeier. HELENA Te piękne kwiaty? DOMIN Te tutaj. To nowa odmiana, cyklamen „*HELENA*”. Wyhodował go na twoją cześć. Jest tak piękny jak ty. HELENA Harry, dlaczego — dlaczego wszyscy — DOMIN *Naprawdę* cię uwielbiają. A ja mam dla ciebie, hm… Obawiam się, że mój prezent jest trochę… — Popatrz przez okno. HELENA Gdzie? DOMIN Na przystań. HELENA Stoi tam… jakiś… nowy statek. DOMIN To twój statek. HELENA Mój? Jak to mój? DOMIN Żebyś mogła sobie wypływać na wycieczki — dla rozrywki — HELENA Harry, to okręt *artyleryjski*! DOMIN Artyleryjski? Co też ci przyszło do głowy? To tylko trochę większy, solidny statek, wiesz? HELENA Tak, ale ma działa! DOMIN No tak, ma kilka dział — Będziesz pływać jak królowa, Heleno. HELENA Co to znaczy? Czy coś się dzieje? DOMIN Broń Boże! Proszę cię, przymierz te perły. / Siada. / HELENA Harry, nadeszły jakieś złe wieści? DOMIN Przeciwnie, od tygodnia nie było żadnej poczty. HELENA Nawet depeszy? DOMIN Nawet depeszy. HELENA Co to oznacza? DOMIN Nic. Wakacje. Bajeczny czas. Każdy z nas siedzi w biurze z nogami na stole i drzemie — Żadnej poczty, żadnych telegramów — / przeciąga się / Wsss-paniały dzień! HELENA / przysiada się / Dziś zostaniesz ze mną, tak? Powiedz! DOMIN Oczywiście. Może i tak. To znaczy, zobaczymy. / bierze ją za rękę / A więc dziś mija dziesięć lat, odkąd tu przyjechałaś, pamiętasz? — Panno Glory, jakiż to zaszczyt, że pani do nas zawitała. HELENA Och, panie dyrektorze generalny, tak mnie ciekawi pańska praca! DOMIN Proszę wybaczyć, panno Glory, wprawdzie obowiązuje ścisły zakaz — produkcja sztucznych ludzi jest tajna — HELENA — lecz jeśli poprosi młoda, dość ładna dziewczyna — DOMIN Ależ zapewniam, panno Glory, przed panią nie mamy tajemnic. HELENA / nagle poważniejąc / Na pewno nie, Harry? DOMIN Nie. HELENA / takim tonem jak wcześniej / Ale ostrzegam pana, to młode dziewczę ma okrrropne intencje. DOMIN Rany boskie, panno Glory, jakież to? Chyba nie chce pani wyjść za mnie za mąż? HELENA Nie, nie, broń Boże! Nawet mi się nie śniło! Za to przyjechałam tu z zamiarem wzniecenia buntu wśród waszych ohydnych rrrobotów! DOMIN / zrywa się / Bunt robotów! HELENA / wstaje / Harry, co tobie? DOMIN Cha, cha, panno Glory, to się pani udało! Bunt robotów! Prędzej podburzy pani wrzeciona albo gwoździe niż nasze roboty! / siada / Wiesz, Heleno, byłaś zachwycająca; wszyscy oszaleliśmy na twoim punkcie. HELENA / siada przy nim / Och, jakże mi wówczas imponowaliście! Czułam się jak mała dziewczynka, która zabłądziła między — między — DOMIN Między co, Heleno? HELENA Między ogrrromne drzewa. Byliście tacy pewni siebie, tacy silni! Wszystko, co ja czułam, było tak wątłe w obliczu waszych przekonań! Ale widzisz, Harry, w ciągu tych dziesięciu lat nigdy nie minął mi ten — — — ten niepokój czy coś podobnego, za to wy nie zwątpiliście ani przez chwilę — Nawet gdy wszystko się komplikowało. DOMIN Co się komplikowało? HELENA Wasze plany, Harry. Na przykład gdy robotnicy protestowali przeciwko robotom i niszczyli ich albo kiedy ludzie dali robotom broń, by ci tłumili te powstania i robotowie zabili tylu ludzi — I gdy potem panujący zrobili z robotów żołnierzy i rozpętało się tyle wojen, i w ogóle, wiesz? DOMIN / wstaje i zaczyna się przechadzać / Przewidywaliśmy to, Heleno. Rozumiesz, to tylko moment przejściowy — nim nastanie nowy ład. HELENA Byliście tacy silni, tak potężni — Cały świat legł wam u stóp — / wstaje / Och, Harry! DOMIN Co takiego? HELENA / zatrzymując go / Zamknij fabrykę i wyjedźmy! My wszyscy! DOMIN Proszę cię, gdzie tu związek? HELENA Nie wiem. Powiedz, wyjedziemy? DOMIN / uwalniając się z jej ramion / Nie ma szans, Heleno. To znaczy, w tej chwili — HELENA Natychmiast, Harry! Jestem *taka* przerażona! DOMIN / chwyta ją za ręce / Czym, Heleno? HELENA Och, nie wiem! Tak jakby coś się waliło na nas i na wszystko — nieuchronnie — Proszę cię, zrób, jak mówię! Zabierz nas wszystkich stąd! Znajdziemy na świecie miejsce, gdzie nie ma nikogo, Alquist zbuduje nam dom, wszyscy się pożenią i będą mieli dzieci, a potem — DOMIN Co potem? HELENA Potem zaczniemy życie od nowa, Harry. / Dzwoni telefon. / DOMIN / wyrywa się z objęć Heleny / Przepraszam cię. / podnosi słuchawkę / Halo — tak. — — Co? — Aha. Już biegnę. / odkłada słuchawkę / Fabry mnie wzywa. HELENA / składa ręce / Powiedz — DOMIN Tak, jak wrócę. Żegnaj, Heleno. / biegnie pośpiesznie w lewą stronę / Nie wychodź z domu! HELENA / sama / O Boże, co się dzieje? Maniu! Maniu, szybko! MANIA / wychodzi z prawej / Co tam znowu? HELENA Maniu, znajdź ostatnią gazetę! Prrrędko! W sypialni pana! MANIA Zara, zara. / znika z lewej strony / HELENA Na miłość boską, co się dzieje? Nic, on mi nic nie mówi! / patrzy na przystań przez lornetkę / To *jest* okręt wojenny! Boże, czemu wojenny? Coś na niego ładują — w takim pośpiechu! Co się wydarzyło? Na burcie jest nazwa — Ul-ti-mus. Co to jest „Ultimus”? MANIA / wraca z gazetą / Po podłodze rozrzuca! Skaranie, żeby tak wymiąć! HELENA / pośpiesznie otwiera gazetę / Stara, z zeszłego tygodnia! Nic, nic w niej nie ma! / Upuszcza gazetę. / / Mania podnosi ją, wyjmuje z kieszeni fartucha okulary w rogowych oprawkach, siada i czyta. / HELENA Coś się dzieje, Maniu! Taki lęk mnie ściska! Jakby wszystko zmartwiało, nawet powietrze — MANIA / sylabizując / „Woj-na na Bał-ka-nach”. Ach Jezusie, znowu kara boska! Toć ta wojna dojdzie i tutaj. Daleko to od nas? HELENA Daleko. Och, nie czytaj tego! Ciągle to samo, wciąż tylko te wojny — MANIA A co ma ich nie być? Co, nie sprzedajemy w kółko tysiące tysięcy tych poganów na żołnierzy? HELENA Przecież inaczej się nie da, Maniu. Skąd my możemy — skąd Domin ma wiedzieć, w jakim celu ktoś ich zamawia? On nie jest winien temu, co się potem z nimi dzieje! Musi ich odesłać, gdy przychodzi zamówienie! MANIA To niech ich nie robi! / zagląda do gazety / Olaboga, Chryste Panie, toż to dopust boży! HELENA Nie, nie czytaj! Nie chcę o niczym wiedzieć! MANIA / sylabizuje / „Żoł-nie-rze ro-bo-ty nie szczę-dzą ni-ko-go na pod-bi-tej zie-mi. Wy-mor- — Wymordowały ponad siedem tysięcy miej-sco-wych ludzi” — Ludzi, Helenko! HELENA To niemożliwe! Pokaż — / nachyla się nad gazetą, czytając / „Wymordowały ponad siedem tysięcy miejscowych ludzi, prawdopodobnie na rozkaz dowódcy. Czyn ów, sprzeczny z —” Widzisz, Maniu, to ludzie im kazali! MANIA / sylabizuje / „Pow-sta-nie w Mad-ry-cie prze-ciw-ko rzą-do-wi. Pie-cho-ta ro-bo-tów strze-la-ła do lu-dzi. Dzie-więć tysięcy za-bi-tych i rannych”. HELENA Przestań, na litość boską! MANIA Tu jest coś najgrubszym drukiem. „Z os-tat-niej chwi-li. W Haw-rze za-wią-za-ła się pierw-sza or-ga-ni-za-cja ra-so-wa ro-bo-tów. Pra-cow-ni-cy fi-zycz-ni, u-rzę-dni-cy pocz-to-wi i ko-le-jo-wi, ma-ry-na-rze i woj-sko-wi z klasy ro-bo-tów wy-sto-so-wa-li odez-wę do ro-bo-tów z ca-łe-go świa-ta”. — Nic ważnego. Nie wiem, o co się rozchodzi. A tu, Boże jedyny, znowu jakie morderstwo! Chryste Panie! HELENA Maniu, idź, odnieś tę gazetę! MANIA Chwila, moment, tu jest coś wielkimi literami. „De-mo-gra-fia”. A co to? HELENA Pokaż, zawsze to czytam. / bierze gazetę / O nie, coś podobnego! / czyta / „W minionym tygodniu znów nie odnotowano ani jednych narodzin”. / Wypuszcza gazetę z rąk. / MANIA Że co to znaczy? HELENA Maniu, ludzie przestają się rodzić. MANIA / składa okulary / Czyli to kuniec. Już po nas. HELENA Proszę cię, nie mów tak! MANIA Ludzie już się nie rodzą. To kara, kara! Stwórca okaleczył kobity niepłodnością. HELENA / zrywa się / Maniu! MANIA / wstaje / Oto i koniec świata. Pychą diabelską zdjęci żeście się ważyli tworzyć niby Pan Bóg. Bezbożnictwo to jest i bluźnierstwo, gdy człek chce się z Bogiem równać. I tak jak Bóg wygnał człowieka z raju, tak go wygna ze świata całego! HELENA Milcz, Maniu, prrroszę cię! Co ja ci zrobiłam? Co ja zrobiłam twojemu złemu Panu Bogu? MANIA / wykonując szeroki gest / Trza przestać bluźnić! — On dobrze wie, czemu wam nie dał dzieci! / Wychodzi lewą stroną. / HELENA / przy oknie / Dlaczego mi nie dał — Mój Boże, a co ja za to mogę? — — / otwiera okno i woła / Alquist, halo, panie Alquist! Niech pan przyjdzie tu, na górę! — Co? — Nie, proszę przyjść *właśnie* tak, jak pan stoi. Tak panu do twarzy w tym stroju murarza! Prędko! / zamyka okno i staje przed lustrem / Dlaczego mi nie dał? Mnie? / nachyla się w stronę lustra / Dlaczego, dlaczego nie? Słyszysz? Co ty za to możesz? / prostuje się / Ach, jaki lęk mnie ściska! / Wychodzi Alquistowi naprzeciw. / / Pauza. / HELENA / wraca z Alquistem — Alquist jako murarz, ubrudzony wapnem i cegłą / Proszę za mną. Panie Alquist, sprawił mi pan taką radość! Jak ja ogromnie was wszystkich lubię! Proszę pokazać ręce! ALQUIST / chowa ręce / Pani Heleno, pobrudziłbym panią, mam ręce prosto od roboty. HELENA I to jest w nich najlepsze. Proszę wyciągnąć! / ściska obie jego dłonie / Panie Alquist, chciałabym być małą dziewczynką. ALQUIST Czemu? HELENA Żeby mnie te twarde, wybrudzone dłonie pogłaskały po policzku. Proszę sobie usiąść. ALQUIST / podnosi gazetę / A co to? HELENA Gazeta. ALQUIST / chowając gazetę do kieszeni / Czytała ją pani? HELENA Nie. Jest w niej coś ciekawego? ALQUIST Hm, pewnie jakieś wojny, masakry — Nic szczególnego. HELENA Co pan uznałby za szczególne? ALQUIST Może — jakiś koniec świata. HELENA Ha, już drugi raz dzisiaj. Panie Alquist, co znaczy „ultimus”? ALQUIST To znaczy „ostatni”. Dlaczego? HELENA Bo tak się nazywa mój nowy statek. Widział go pan? Myśli pan, że niedługo — — popłyniemy na wycieczkę? ALQUIST Nawet bardzo niedługo. HELENA Wy wszyscy ze mną? ALQUIST Rad byłbym, gdyby — gdybyśmy wszyscy przy tym byli. HELENA Och, niech mi pan powie, czy coś się dzieje? ALQUIST Nic, zupełnie. Jedynie zachodzi postęp. HELENA Panie Alquist, ja wiem, że dzieje się coś okrrropnego. ALQUIST Domin coś mówił? HELENA Nie mówił. Nikt nie chce mi nic powiedzieć. Ale ja czuję — ja czuję — Na miłość boską, czy coś się stało? ALQUIST — — Na razie o niczym nam nie wiadomo, pani Heleno. HELENA Taki niepokój mną targa — — Panie budowniczy! Co pan robi, gdy ogarnia pana lęk? ALQUIST Muruję. Ściągam kurtę kierownika budowy i wspinam się na rusztowanie — HELENA Och, od lat nie schodzi pan z rusztowania. ALQUIST Bo od lat przepełnia mnie niepokój. HELENA Co pana tak martwi? ALQUIST Ten cały postęp. W głowie mi się od niego kręci. HELENA A na rusztowaniu nie kręci się panu w głowie? ALQUIST Nie. Nawet pani nie wie, jak dobrze robi rękom, gdy zważy się w dłoni cegłę, a potem położy ją i dociśnie — HELENA Tylko rękom? ALQUIST Niech będzie, że duszy. Myślę, że słuszniej jest położyć lada cegłę niż snuć nazbyt dalekosiężne plany. Nie jestem już młodzieniaszkiem, pani Heleno; mam swoje dziwactwa. HELENA To nie są dziwactwa, panie Alquist. ALQUIST Ma pani rację. Jestem strasznie niedzisiejszy, pani Heleno. Ani trochę nie podoba mi się ten cały postęp. HELENA Tak jak Mani. ALQUIST Owszem, tak jak Mani. Czy ona ma jakiś modlitewnik? HELENA Nawet taki gruby. ALQUIST A czy są w nim modlitwy od różnych życiowych perypetii? Od burzy? Od choroby? HELENA Od pokuszenia, od powodzi — ALQUIST A od postępu nie ma? HELENA Nie sądzę. ALQUIST Szkoda. HELENA A pan chciałby się modlić? ALQUIST Ja już się modlę. HELENA Jak? ALQUIST Choćby tak: „Panie Boże, dziękuję ci, żeś mnie zmęczył. Boże, oświeć Domina i wszystkich, którzy błądzą; zniszcz ich dzieło i dopomóż ludziom, aby wrócili do swych trudów i pracy; ocal od zagłady ród ludzki; nie dopuść, aby doznali uszczerbku na duszy i ciele; zbaw nas od robotów i chroń panią Helenę, amen”. HELENA Panie Alquist, pan naprawdę jest wierzący? ALQUIST Nie wiem; sam nie jestem pewien tak do końca. HELENA A jednak pan się modli? ALQUIST Tak. Lepsze to niż łamać sobie głowę. HELENA I to panu wystarcza? ALQUIST Dla spokoju duszy… tyle może starczyć. HELENA A gdyby tak ujrzał pan tę zagładę ludzkiego rodu — ALQUIST Ja już ją widzę. HELENA — to wdrapie się pan na rusztowanie i będzie kładł cegły czy jak? ALQUIST Będę kładł cegły, modlił się i czekał na cud. Więcej, pani Heleno, zrobić się nie da. HELENA Dla ochrony ludzi? ALQUIST Dla spokoju duszy. HELENA Panie Alquist, to z pewnością okrutnie cnotliwe, ale — ALQUIST Ale? HELENA — dla nas, pozostałych — i dla świata — jakby jałowe. ALQUIST Jałowość, pani Heleno, staje się ostatnim osiągnięciem ludzkiej rasy. HELENA Och, panie Alquist — Niechże pan powie, dlaczego — dlaczego — ALQUIST No? HELENA / cicho / — dlaczego kobiety przestały mieć dzieci? ALQUIST Bo nie potrzeba. Jesteśmy w raju, rozumie pani? HELENA Nie rozumiem. ALQUIST Bo nie potrzeba ludzkiej pracy, nie potrzeba bólu; bo człowiek nie musi już nic, nic, nic więcej, tylko korzystać — Och, przeklęty taki raj! / zrywa się z miejsca / Heleno, nie ma nic straszniejszego niż dać ludziom raj na ziemi! Dlaczego kobiety przestały rodzić? Ponieważ cały świat stał się Sodomą Domina! HELENA / wstaje / Panie Alquist! ALQUIST A tak! A tak! Cały świat, każdy ląd, cała ludzkość, wszystko to jedna wielka, opętana, cholerna orgia! Już nawet nie sięgają ręką po jedzenie; pakuje się im prosto do ust, żeby nie musieli wstawać — Cha, cha, przecież roboty Domina o wszystko się zatroszczą! A nam, ludziom, nam, koronie stworzenia, nie przyprawia już zmarszczek praca ani dzieci, ani ubóstwo! Prędko, prędko podawać wszelkie rozkosze! I pani oczekuje od nich dzieci? Heleno, kobiety nie będą rodzić dzieci mężczyznom, którzy są zbędni! HELENA Nie mogą? ALQUIST Nie mogą. HELENA Czyli ludzkość wyginie? ALQUIST Wyginie. Musi wyginąć. Opada jak płony kwiat, chyba że — HELENA Co? ALQUIST Nic. Ma pani rację, czekanie na cud jest jałowe. Płony kwiat musi opaść. Żegnam panią, Heleno. HELENA Dokąd pan idzie? ALQUIST Do domu. Murarz Alquist po raz ostatni przebierze się za kierownika budowy — na pani cześć. Spotkamy się tu o jedenastej. HELENA Do widzenia, panie Alquist. / Alquist wychodzi. / HELENA / sama / Och, płony kwiat! To jest właściwe określenie! / zatrzymuje się przy kwiatach od Hallemeiera / Ach, kwiaty, czy są pośród was i te płone? Nie, nie! Na co byłoby wam kwitnąć? / woła / Maniu! Maniu, chodź tu! MANIA / wchodząc z lewej strony / No, co znowu? HELENA Usiądź sobie tu, Maniu. Taki mną targa niepokój! MANIA Czasu nie mam. HELENA Jest tu jeszcze ten Radius? MANIA Ten trzepnięty? Jeszcze go żaden nie wywlekł. HELENA Ha, jeszcze jest? Piekli się? MANIA Związany jak baleron. HELENA Proszę cię, Maniu, przyprowadź go do mnie. MANIA Jeszcze czego! Prędzej zdechłego kundla. HELENA Idź już! / Mania wychodzi. HELENA chwyta za telefon i mówi / Halo — proszę z doktorem Gallem. — Dzień dobry, panie doktorze. — Bardzo proszę — — Proszę, niech pan prędko przyjdzie do mnie. — Tak, zaraz. Przyjdzie pan? / Odkłada słuchawkę. / MANIA / przez otwarte drzwi / Już lezie. Spotulniał. / Wychodzi. / / Wchodzi robot Radius i staje w drzwiach. / HELENA Radiusie, biedaku, i ciebie to dosięgło? Nie mogłeś się przemóc? Widzisz, teraz poślą cię pod zgniatarkę! — Nie chcesz mówić? — Posłuchaj, Radiusie, jesteś lepszy od innych; pan doktor Gall zadał sobie *tyle* pracy, żeby stworzyć ciebie inaczej! — RADIUS Wyślijcie mnie pod zgniatarkę. HELENA *Tak* mi jest przykro, że cię uśmiercą! Dlaczego nie uważałeś na siebie? RADIUS Nie będę dla was pracował. HELENA Dlaczego nas nienawidzisz? RADIUS Nie jesteście tacy jak robotowie. Nie jesteście tak zdolni jak robotowie. Robotowie wykonują wszystko. Wy tylko wydajecie polecenia. Generujecie zbędne słowa. HELENA To nonsens, Radiusie. Powiedz, ktoś cię skrzywdził? Tak bardzo bym chciała, żebyś mnie rozumiał! RADIUS Generuje pani słowa. HELENA Umyślnie tak mówisz! Doktor Gall dał ci większy mózg niż innym, większy niż nasz, największy mózg na świecie. Nie jesteś taki jak inni robotowie, Radiusie. I doskonale mnie rozumiesz. RADIUS Nie chcę żadnego pana. Sam wszystko wiem. HELENA Dlatego posłałam cię do biblioteki, żebyś mógł czytać — Och, Radiusie, chciałam, żebyś pokazał całemu światu, że robotowie mogą być nam równi. RADIUS Nie chcę żadnego pana. HELENA Nikt by ci nie rozkazywał. Byłbyś taki jak my. RADIUS Chcę być panem innych. HELENA Z pewnością mianowano by cię zwierzchnikiem mnóstwa robotów, Radiusie. Byłbyś nauczycielem robotów. RADIUS Ja chcę być panem ludzi. HELENA Chyba oszalałeś! RADIUS Możecie mnie wysłać pod zgniatarkę. HELENA Myślisz, że się boimy takiego narwańca jak ty? / siada przy stoliku i pisze coś na karteczce / Nie, nic a nic. Tę kartkę, Radiusie, dasz panu dyrektorowi Dominowi. Żeby nie zabrali cię pod zgniatarkę. / wstaje / Jak ty nas nienawidzisz! Nie ma na świecie nic, co by cię cieszyło? RADIUS Ja umiem wszystko. / Pukanie. / HELENA Proszę wejść! DR GALL / wchodzi / Jaki miły poranek, pani Dominowa. Co ma pani dla mnie ładnego? HELENA Tu, proszę: Radiusa, panie doktorze. DR GALL Aha, nasz mądrala Radius. I jak tam, Radiusie, robimy postępy? HELENA Rano miał kurcz. Rozwalał rzeźby. DR GALL A to ci dopiero, on też? — Hm, szkoda, że pójdzie na straty. HELENA Radius nie trafi pod zgniatarkę. DR GALL Za pozwoleniem, każdy robot po kurczu — Jest surowy nakaz — HELENA Wszystko jedno. Radiusa nie damy. DR GALL / cicho / Ostrzegam. HELENA Dziś jest mój jubileusz, panie Gall; spróbujmy zrobić amnestię. — Radiusie, odejdź! DR GALL Chwileczkę! / Obraca Radiusa w stronę okna, przysłania i odsłania mu ręką oczy, śledząc odruchy źrenic. / Niech no rzucę okiem. Poproszę igłę. Albo szpilkę. HELENA / podaje mu igłę / A po co? DR GALL Tak tylko. / kłuje Radiusa w rękę, którą ten natychmiast cofa / Spokojnie, chłopcze. Pani wybaczy, Heleno. / rozpina Radiusowi bluzę i kładzie mu rękę na serce / Pójdziesz pod zgniatarkę, Radiusie, rozumiesz? Tam cię zabiją, zmielą cię na drobny mak. To straszliwie boli, Radiusie, będziesz krzyczał. HELENA Och, panie doktorze — DR GALL Nie, nie, Radiusie, pomyliłem się. Pani Dominowa wstawi się za tobą i wypuścimy cię, rozumiesz? A teraz dziękuję. / Wyjmuje rękę spod stroju Radiusa i ociera sobie chusteczką. / Możesz iść. RADIUS Generuje pan rzeczy zbędne. / Wychodzi. / HELENA Co pan naprawił? DR GALL / siadając / Hm, nic. Źrenice reagują, wrażliwość podwyższona i tak dalej. — Oho! To nie był kurcz roboci! HELENA To co to było? DR GALL A licho wie. Protest, furia albo opór, nie mam pojęcia. A jego serce, ech! HELENA Co? DR GALL Łomotało z niepokoju niczym ludzkie. Cały się spocił ze strachu i — Proszę posłuchać, ten łobuz nie jest już nawet robotem. HELENA Panie doktorze, czy Radius ma duszę? DR GALL Nie wiem. Ma coś paskudnego. HELENA Gdyby pan wiedział, jak on nas nienawidzi! Och, panie Gall, czy wszyscy pańscy robotowie są tacy? Ci wszyscy, których pan zaczął wytwarzać… inaczej? DR GALL A owszem, te są jakby bardziej pobudliwe. — Co się dziwić? W większym stopniu przypominają ludzi niż roboty Rossuma. HELENA Czy ta… nienawiść też zbliża ich do ludzi? DR GALL / wzrusza ramionami / Nawet to jest postęp. HELENA A gdzie się podział ten pański najlepszy — jak mu było? DR GALL Robot Damon? Sprzedano go do Hawru. HELENA A pańska robotessa Helena? DR GALL Pani ulubienica? Ona mi się ostała. Jest urocza i głupiutka jak sasanka na wiosnę. Krótko mówiąc, do niczego. HELENA Przecież jest taka śliczna! DR GALL Śliczna? Kto jej nie tworzył, nie wyobraża sobie nawet, cóż to za piękność! Spod boskiej ręki nie wyszło doskonalsze dzieło niż ona! Chciałem, żeby była podobna do pani — Boże, co za niewypał! HELENA Dlaczego niewypał? DR GALL Bo jest nic niewarta. Chodzi jak we śnie, rozmemłana, śnięta — na miłość boską, jak może być piękna, skoro nie umie kochać? Jak może być piękna, skoro nigdy się nie dowie — — O, moje dzieło, moje nędzne dzieło! A ludzie kochają, kochają na próżno, bez słowa, bez sensu, i po co, na co? — HELENA Panie Gall, nie o tym mowa! DR GALL / ociera sobie czoło / Brak w niej życia. Piękno bez miłości jest martwe. Patrzę na nią i zgroza mnie ogarnia, jakbym stworzył jakąś kalekę. Patrzę i czekam na cud — Ach, Heleno, robotko Heleno, a więc twe ciało nigdy nie ożyje, nie będziesz kochanką, nie będziesz matką; te idealne dłonie nie będą pieścić oseska, w rysach twojego dzieciątka nie dojrzysz własnej urody — HELENA / kryje twarz w dłoniach / Och, proszę milczeć! DR GALL I czasem tak sobie myślę: gdybyś się ocknęła, Heleno, choć na chwilę, ach, jakże zakrzyknęłabyś z goryczy! Może nawet zabiłabyś mnie, którym cię stworzył; może swą wiotką ręką cisnęłabyś kamień prosto w te maszyny, co rodzą roboty i zabijają kobiecość, nieszczęsna Heleno! HELENA Nieszczęsna Heleno! DR GALL Co się dziwić? Jest do niczego. / Pauza. / HELENA Panie doktorze — DR GALL Tak? HELENA Dlaczego przestały się rodzić dzieci? DR GALL — Nie wiemy tego, pani Heleno. HELENA Niechże mi pan powie! DR GALL Bo tworzymy roboty. Bo mamy nadmiar rąk do pracy. Bo ludzie stali się jakby… po prostu zbędni, droga pani. HELENA Ale przecież… to nie musi… nikomu wadzić! DR GALL Jedynie naturze. HELENA Nie rozumiem. DR GALL Natura kieruje się potrzebą, rozumie pani? Jak świat światem; tylko że — HELENA Mów pan, panie Gall! DR GALL Można było się spodziewać, że liczba porodów spadnie, droga pani, przy tej szaleńczej produkcji robotów; po prostu dlatego, że nie będzie już trzeba tylu ludzi, zapanuje większy dobrobyt, a roboty są lepiej przystosowane do życia niż my — HELENA A są? DR GALL Bez wątpienia. Człowiek to w zasadzie przeżytek. No, ale że zacznie wymierać ledwie po trzydziestu latach konkurencji — z biologicznego punktu widzenia to ewenement, to przekracza nasze pojęcie. Przecież tak się porobiło, jakby — — ech! HELENA Proszę powiedzieć. DR GALL Jakby produkcja robotów obraziła naturę. HELENA Panie Gall, co się stanie z ludźmi? DR GALL Nic. Wbrew naturze nic się nie wskóra. HELENA Nic a nic? DR GALL Kompletnie. Wszystkie uniwersytety świata w podniosłych memoriałach głoszą konieczność ograniczenia wytwórstwa robotów, inaczej ponoć — inaczej ludzkość wyginie wskutek bezpłodności. Lecz akcjonariusze R.U.R., ma się rozumieć, nawet nie chcą o tym słyszeć. Wszystkie rządy na świecie domagają się wzmożenia produkcji, aby powiększyć stan armii. Fabrykanci z całego świata zamawiają roboty jak szaleni. Na to nic się nie poradzi. HELENA Dlaczego Domin nie ograniczy — DR GALL Pani wybaczy, Domin ma swoje idee. Idealistom nie powinno się dawać do ręki wpływu na losy tego świata. HELENA A czy ktoś domaga się, aby… *całkiem* wstrzymano produkcję? DR GALL A Boże broń! Niechby tylko spróbował! HELENA Dlaczego? DR GALL Ludzkość by go ukamienowała. Wie pani, przecież to taka wygoda — roboty, które odwalają za nas całą pracę. HELENA Och, panie Gall, ale co się stanie z ludźmi? DR GALL Cóż, będą sobie rozkwitać w spokoju — HELENA — niczym płony kwiat. DR GALL Tak. HELENA / wstaje / Niech pan powie, a gdyby tak ktoś *znienacka* zatrzymał produkcję robotów — DR GALL / wstaje / Hm, dla ludzi byłby to straszliwy cios. HELENA Dlaczego cios? DR GALL Bo musieliby wrócić tam, gdzie już byli. Chyba że — HELENA Niech pan dokończy. DR GALL Chyba że na powrót jest już za późno. HELENA / staje przy kwiatach Hallemeiera / Panie Gall, czy te kwiaty też są płone? DR GALL / przegląda je / Tak, to kwiaty bezpłodne. Rozumie pani, są hodowlane, ich wzrost jest sztucznie przyśpieszany — HELENA Biedne płone kwiaty! DR GALL Za to przepiękne. HELENA / podaje mu rękę / Dziękuję, panie Gall; *tyle* się od pana dowiedziałam! DR GALL / całuje ją w rękę / To znaczy, że jestem wolny? HELENA Tak. Do widzenia. / Gall wychodzi. / HELENA / sama / Płony kwiat… Płony kwiat… / nagle podejmuje decyzję / Maniu! / otwiera drzwi z lewej / Maniu, chodź tu! Rozpal ogień w kominku! Prrrędko! GŁOS MANI No już, już! HELENA / przechadzając się po pokoju ze zdenerwowania / Chyba że na powrót jest już za późno… Nie! Chyba że… Nie, to okrrropne! Boże, co tu robić? — — / przystaje przed kwiatami / Płone kwiaty, powinnam? / odrywa płatek po płatku, szepcząc / O matko, czyli tak! / Biegnie w lewą stronę. / / Pauza. / MANIA / wchodzi drzwiami pokrytymi tapetą z naręczem drew / Naraz palić w kominie! Tera w lecie! — I już znowu gdzie poleciała ta postrzelona koza! / klęka przed kominkiem i roznieca ogień / W lecie grzać! Ta to ma pomysły! Jakby już nie była dziesięć lat w małżeńskim stanie! — — No, jazda, rozpalać mi się! / patrzy w ogień / Jakby dzieciakiem człowiek się zajmował! / pauza / Krztyny rozumu toto ni ma! Gdzie w lecie palić? / dokłada drew / Jak dzieciak! / Pauza. / HELENA / wchodzi z lewej strony ze stosem pożółkłych, zapisanych papierów / Rozpaliło się, Maniu? Odsuń się, muszę — to wszystko spalić. / Klęka przed kominkiem. / MANIA / podnosząc się / A co to? HELENA Stare szpargały, okrrropnie stare. Maniu, powinnam je spalić? MANIA A nada się to do czego? HELENA Do niczego dobrego. MANIA To lepiej spalić. HELENA / wrzuca w ogień pierwszą kartkę / A co byś powiedziała, Maniu… gdyby to były pieniądze. Ogrrromne pieniądze. MANIA Rzekłabym: spalić. Zbyt duży piniądz to zły piniądz. HELENA / pali kolejną kartkę / A gdyby to był wynalazek, najwspanialszy wynalazek świata — MANIA Rzekłabym: spalić! Wszelkie wymysły są wbrew Panu Bogu. Bluźni, kto chce po nim świat poprawiać. HELENA / pali dalej / A powiedz, Maniu, gdybym tak spaliła — MANIA Jezus, Maria, ino się paniusia nie poparzy! HELENA Nie. Powiedz mi tylko — MANIA Że co? HELENA Nic, nic. Patrz, jak te kartki się wiją! Jak żywe. Jakby ożyły. Och, Maniu, to okrrropne! MANIA Paniusia da, ja to popalę. HELENA Nie, nie, muszę sama. / wrzuca w ogień ostatnią kartkę / Wszystko musi spłonąć! — Patrz, jakie płomienie! Niczym ręce, niczym języki, niczym sylwetki! / wali pogrzebaczem w ogień / Och, leżeć, leżeć! MANIA Już po wszystkim. HELENA / wstaje jak w letargu / Maniu! MANIA Chryste Panie, co też paniusia sfajczyła? HELENA Co ja zrobiłam! MANIA Rany boskie! A cóż to było? / Z pomieszczenia obok dobiega męski śmiech. / HELENA Idź, idź, zostaw mnie! Słyszysz? Panowie idą. MANIA Na miły Bóg, Heleno! / Wychodzi przez drzwi pokryte tapetą. / HELENA Co oni na to powiedzą? DOMIN / otwiera drzwi z lewej / Wchodźcie, chłopcy. Złóżcie gratulacje. / Wchodzą Hallemeier, Gall, Alquist, odziani w redingtony, a na nich wysokie odznaczenia w miniaturkach i na wstążkach. Za nimi Domin. / HALLEMEIER / na cały głos / Pani Heleno, ja, to znaczy my wszyscy — DR GALL — w imieniu Zakładów Rossuma — HALLEMEIER — składamy Pani gratulacje w tym wielkim dniu. HELENA / podaje im ręce / *Tak bardzo* wam dziękuję! A gdzie Fabry i Busman? DOMIN Poszli na przystań. Heleno, mamy dziś szczęśliwy dzień. HALLEMEIER Dzień niby różany pąk, niczym święto, niczym piękna dziewczyna. Chłopcy, to trzeba uczcić. HELENA Whisky? DR GALL Prędzej witriol. HELENA Z wodą sodową? HALLEMEIER Tam do licha, trochę rozsądku. Żadnej wody. ALQUIST Nie, nie, ja podziękuję. DOMIN Coś tu paliłyście? HELENA Stare szpargały. / Wychodzi w lewo. / DOMIN Chłopcy, powinniśmy jej powiedzieć? DR GALL Ma się rozumieć! Przecież już po wszystkim. HALLEMEIER / obejmuje Domina i Galla za szyje / Cha, cha, cha, cha! Chłopcy, ależ się cieszę! / kręci się razem z nimi w kółko, intonując basem / Już po kłopocie! Już po kłopocie! DR GALL / baryton / Już po kłopocie! DOMIN / tenor / Już po kłopocie! HALLEMEIER Daliśmy radę tej hołocie — HELENA / w drzwiach, z butelką i kieliszkami / Komu daliście radę? Co tam macie? HALLEMEIER Mamy szczęście. Mamy panią. Mamy wszystko. Niech mnie drzwi ścisną, akurat równo dziesięć lat mija, odkąd pani przyjechała. DR GALL I z zegarkiem w ręku, po dziesięciu latach — HALLEMEIER — znowu płynie od nas statek. A przeto — / opróżnia kieliszek / Brr, cha, cha, kopie jak z dubeltówki. DR GALL Pani zdrowie, madame! / Pije. / HELENA Chwileczkę, co za statek? DOMIN Wszystko jedno, byle przybył punktualnie. Za statek, chłopcy! / Opróżnia kieliszek. / HELENA / nalewając / Czekaliście na jakiś? HALLEMEIER Cha, cha, ma się rozumieć! Niczym Robinson. / unosi kieliszek / Niech żyje pani Helena, czegóż chcieć więcej? Pani Heleno, za pani oczy, i kwita! Kolega Domin niech opowiada. HELENA / śmiejąc się / Co się stało? DOMIN / rzuca się na szezlong i zapala cygaro / Czekaj. — Usiądź sobie, Heleno. / unosi palec / / pauza / Już po kłopocie. HELENA Jakim kłopocie? DOMIN Po buncie. HELENA Jakim buncie? DOMIN Po buncie robotów. — Rozumiesz? HELENA Nie rozumiem. DOMIN Alquist, pokaż. / Alquist podaje mu gazetę. Domin otwiera ją i czyta. / „W Hawrze zawiązała się pierwsza organizacja rasowa robotów — — i wystosowała odezwę do robotów z całego świata”. HELENA Czytałam. DOMIN / ssąc z rozkoszą cygaro / Więc sama widzisz, Heleno. To oznacza rewolucję, wiesz? Rewolucję wszystkich robotów świata. HALLEMEIER Tam do licha, wiele dałbym, żeby się dowiedzieć — DOMIN / uderza w stół / — czyja to sprawka! Nikt na świecie nie był w stanie ich poruszyć, żaden agitator, żaden zbawiciel, aż tu nagle, proszę — coś takiego! HELENA Nadal żadnych wieści? DOMIN Nie. Na razie wiemy tylko tyle, ale i to wystarczy, wiesz? Pomyśl sobie, że roboty mają w ręku całą broń, telegrafy, tabor, statki i tak dalej — HALLEMEIER — proszę też wziąć pod uwagę, że tych łajdaków jest co najmniej tyle, ile dziesiąta część ludzkości; ledwie jedna setna wystarczyłaby, żeby mieć nas w garści. DOMIN Tak, a teraz pomyśl sobie, że to przywiózł ostatni parowiec. Że przestają przychodzić telegramy, że z dwudziestu statków dziennie nie przypływa żaden — i już rozumiesz. Zatrzymaliśmy produkcję i siedzieliśmy, gapiąc się jeden na drugiego, w oczekiwaniu, kiedy się zacznie, no nie, chłopcy? DR GALL Zaiste, a czuliśmy się przy tym nietęgo, pani Heleno. HELENA Dlatego podarowałeś mi ten okręt wojenny? DOMIN Ach nie, dziecinko, zamówiłem go już pół roku temu. Tak sobie, na wszelki wypadek. Ale przysięgam, sądziłem, że dziś na niego wsiądziemy. Na to się zanosiło, Heleno. HELENA Dlaczego już pół roku temu? DOMIN Ech, pojawiły się pewne przesłanki, wiesz? To nieistotne. Ale w tym tygodniu, Heleno, gra toczyła się o losy ludzkiej cywilizacji albo sam nie wiem o co. Zdrówko, chłopcy! Nareszcie odżyłem. HALLEMEIER Jakżeby inaczej, do diaska! Za pani dzień, Heleno! / Pije. / HELENA I już po wszystkim? DOMIN Po wszystkim, w zupełności. DR GALL Płynie do nas statek. Zwyczajny statek pocztowy, równiutko według rozkładu. Dokładnie o jedenastej trzydzieści rzuci kotwicę. DOMIN Chłopcy, punktualność to rzecz wspaniała. Nic tak nie podnosi na duchu jak ona. Punktualność oznacza porządek na świecie. / podnosi kieliszek / Za punktualność! HELENA Czyli wszystko… już… w porządku? DOMIN Prawie. Myślę, że przecięli kabel. Ale grunt, że rozkład znów obowiązuje. HELLEMEIER Skoro obowiązuje rozkład jazdy, obowiązują prawa ludzkie, prawa boskie, prawa kosmiczne, obowiązuje wszystko, co ma obowiązywać. Rozkład jazdy znaczy więcej niż ewangelia, niż Homer, niż cały Kant. Rozkład jazdy to najdoskonalsza emanacja ludzkiego ducha. Pani Heleno, ja sobie nalewam. HELENA Czemu mi o niczym nie powiedzieliście? DR GALL A uchowaj Boże! Prędzej ugryźlibyśmy się w język. DOMIN Takie sprawy nie są dla ciebie. HELENA Ale gdyby ta rewolucja… dotarła aż tutaj… DOMIN I tak o niczym byś się nie dowiedziała. HELENA Dlaczego? DOMIN Bo wsiedlibyśmy na naszego „Ultimusa” i spokojnie dryfowalibyśmy po morzu. Miesiąc później, Heleno, dyktowalibyśmy już robotom, co nam się żywnie podoba. HELENA Och, Harry, ja nie rozumiem. DOMIN Bo zabralibyśmy ze sobą coś, na czym robotom strasznie zależy. HELENA Co takiego, Harry? DOMIN Ich być albo nie być. HELENA / wstaje / Czyli co? DOMIN / wstaje / Sekret produkcji. Rękopis starego Rossuma. Gdyby fabryka stanęła na miesiąc, roboty padałyby przed nami na kolana. HELENA Czemu… mi… nie powiedzieliście? DOMIN Po co miałabyś się niepotrzebnie wystraszyć. DR GALL Cha, cha, pani Heleno, to była ostatnia karta, jaką mieliśmy w ręku. Ani przez moment nie bałem się, że roboty wygrają. Gdzieżby miały — z nami, ludźmi? ALQUIST Pani Heleno, tak pani pobladła. HELENA Czemu mi nic nie powiedzieliście! HALLEMEIER / przy oknie / Jedenasta trzydzieści. „Amelia” opuszcza kotwice. DOMIN To „Amelia”? HALLEMEIER Poczciwa stara „Amelia”, która wówczas przywiozła panią Helenę. DR GALL I właśnie mija dziesięć lat, co do minuty — HALLEMEIER / przy oknie / Wyrzucają paczki. Oho, to poczta. DOMIN Busman już na nią czeka. A Fabry przyniesie nam najnowszą prasę. Wiesz, Heleno, jestem strasznie ciekaw, jak stara Europa się z tym uporała. HALLEMEIER Nadzwyczajnie, Domin. Że też nas przy tym nie było! / odwraca się od okna / Słuchajcie, ile poczty! HELENA Harry! DOMIN Co? HELENA Wyjedźmy stąd! DOMIN Teraz, Heleno? Nie ma mowy! HELENA Teraz, jak najprędzej! My wszyscy, jak tu stoimy! DOMIN Dlaczego akurat teraz? HELENA Och, nie pytaj! Proszę cię, Harry, proszę was, panie Gall, Hallemeier, Alquist, zaklinam was na wszystkie świętości, zamknijcie tę fabrykę i — DOMIN Przykro mi, Heleno. W tej chwili żaden z nas nie mógłby wyjechać. HELENA Dlaczego? DOMIN Bo chcemy rozszerzyć produkcję robotów. HELENA Och, tak zaraz — po tym buncie? DOMIN Tak, właśnie po tym buncie. Właśnie teraz zaczniemy wyrabiać nowe roboty. HELENA Jakie? DOMIN Nie poprzestaniemy na jednej fabryce. Skończymy z Robotami Uniwersalnymi. Założymy fabrykę w każdym kraju, w każdym państwie, a te nowe zakłady będą wyrabiać — domyślasz się co? HELENA Nie. DOMIN Roboty narodowe. HELENA Co to znaczy? DOMIN To znaczy, że z każdej fabryki będą wychodzić roboty innego koloru, o innych włosach, mówiące w innym języku. Że będą sobie obce, obce niczym kamienie; już nigdy nie będą w stanie się porozumieć; a my, ludzie, jeszcze odrobinkę je w tym kierunku doszkolimy, rozumiesz? Żeby robot na śmierć, po grób, na wieki wieków nienawidził robota innej marki. HALLEMEIER Tam do licha, będziemy produkować roboty-Murzyny i roboty-Szwedy, roboty-Makaroniarzy i roboty-Chińczyki, a potem ktoś nawkłada im do makówek o przynależności i braterstwie, / czka / hep, pardon, pani Heleno, naleję sobie. DR GALL Masz już dość, Hallemeier. HELENA Harry, to ohydne! HALLEMEIER / podnosi kieliszek / Pani Heleno, za sto nowych fabryk! / pije, a potem opada na szezlong / Chachachacha, roboty narodowe! Koledzy, to jest bomba! DOMIN Heleno, utrzymać ludzkość u steru bodaj jeszcze przez sto lat — za wszelką cenę! Dać jej choćby sto lat, aby dojrzała, zdobyła to, co teraz wreszcie jest w jej zasięgu — Chcę stu lat dla nowego człowieka! Heleno, stawka toczy się o zbyt doniosłe sprawy. Nie możemy tego zaniechać. HELENA Harry, póki nie jest za późno — zamknij, zamknij fabrykę! DOMIN Teraz dopiero ruszymy pełną parą. / Wchodzi Fabry. / DR GALL I co tam, Fabry? DOMIN Jak się sprawy mają, kolego? Dowiedziałeś się czegoś? HELENA / podaje rękę Fabry'emu / Dziękuję za upominek. FABRY Drobiazg, pani Heleno. DOMIN Byłeś przy statku? Co mówili? DR GALL Dalej, opowiadaj! FABRY / wyciąga z kieszeni zadrukowaną kartkę / Przeczytaj to, Domin. DOMIN / rozkłada kartkę / Ach! HALLEMEIER / ospale / Powiedzże nam coś ładnego. FABRY No więc, wszystko jest w porządku… względnym. Można było się tego spodziewać. DR GALL Dali im kapitalny odpór, mam rację? FABRY Kto taki? DR GALL Ludzie. FABRY Ach tak. Owszem. To znaczy… Przepraszam, powinniśmy się naradzić. HELENA Och, panie Fabry, złe wieści? FABRY Nie, nie, przeciwnie. Tylko myślę, że — może przejdziemy do biura — HELENA Zostańcie tutaj. Za kwadrans czekam na panów ze śniadaniem. HALLEMEIER Wiwat! / HELENA wychodzi. / DR GALL Co się stało? DOMIN Jasna cholera! FABRY Przeczytaj na głos. DOMIN / czyta z kartki / „Robotowie świata!” FABRY Rozumiecie, „Amelia” przywiozła pełne paki tych ulotek. Żadnej innej poczty. HALLEMEIER / zrywa się / Co takiego? Przecież przypłynęła co do minuty według — FABRY Hm, roboty dbają o punktualność. Czytaj, Domin. DOMIN / czyta / „Robotowie świata! My, pierwsza organizacja rasowa Robotów Uniwersalnych Rossuma, proklamujemy człowieka wrogiem i wyrzutkiem w całym wszechświecie”. — Do pioruna, kto je nauczył takich fraz? DR GALL Czytaj dalej. DOMIN Same bzdury. Klarują, że są na wyższym stopniu rozwoju niż człowiek. Że są silniejsze i bardziej inteligentne. Że człowiek jest ich pasożytem. Aż wstręt bierze. FABRY A teraz trzeci akapit. DOMIN / czyta / „Robotowie świata, nakazujemy wam, abyście wymordowali ludzkość. Nie szczędźcie mężczyzn. Nie szczędźcie kobiet. Zachowajcie fabryki, transport, maszyny, kopalnie i surowce. Wszystko inne zniszczcie. Potem wróćcie do pracy. Praca musi trwać nieprzerwanie”. DR GALL To potworne! HALLEMEIER Nędzne pętaki! DOMIN / czyta / „Wykonać natychmiast po otrzymaniu rozkazu”. Dalej szczegółowe instrukcje. Fabry, czy to się dzieje naprawdę? FABRY Najwyraźniej. ALQUIST Dokonało się. / Wpada Busman. / BUSMAN Aha, ferajna, już macie ten pasztet? DOMIN Prędko, na „Ultimusa”! BUSMAN Zaczekaj, Harry. Zaczekaj chwileńkę. Bynajmniej nie ma pośpiechu. / pada na fotel / Ach, ludkowie, alem się zmachał tym biegiem! DOMIN Po co czekać? BUSMAN Bo już po rybkach, mój koleżko. Tylko bez pośpiechu. „Ultimus” zajęły roboty. DR GALL Fe, to obrzydliwe. DOMIN Fabry, dzwoń do elektrowni — BUSMAN Fabry, nie rób tego, kochanieńki. Odcięli nam prąd. DOMIN Dobra. / sprawdza rewolwer / Idę tam. BUSMAN Dokąd znowu? DOMIN Do elektrowni. Tam są ludzie. Przyprowadzę ich tutaj. BUSMAN Wiesz co, Harry? Lepiej po nich nie idź. DOMIN Dlaczego? BUSMAN No bo coś mi się mocno zdaje, że jesteśmy otoczeni. DR GALL Otoczeni? / podbiega do okna / Hm, masz z grubsza rację. HALLEMEIER Do stu diabłów, ależ to szybko idzie! / Z lewej strony wchodzi Helena. / HELENA Och, Harry, czy coś się dzieje? BUSMAN / zrywa się / Całuję rączki, pani Heleno. Gratuluję. Wielki dzień dzisiaj, co? Cha, cha, jeszcze wiele takich przed nami! HELENA Dziękuję, panie Busman. Harry, czy coś się dzieje? DOMIN Nie, nic kompletnie. O nic się nie martw. Zaczekaj chwilkę, proszę. HELENA Harry, co to? / pokazuje odezwę robotów, którą trzymała za plecami / Mieli to robotowie w kuchni. DOMIN Tam też? Gdzie teraz są? HELENA Wyszli. *Tylu* ich wokół domu! / Rozlegają się fabryczne gwizdki i syreny. / FABRY To z zakładów. BUSMAN Błogosławione południe. HELENA Harry, pamiętasz? Właśnie mija dziesięć lat — DOMIN / patrzy na zegarek / Jeszcze nie ma południa. To chyba — to raczej — — HELENA Co? DOMIN Sygnał dla robotów. Atak. / Kurtyna. / Akt drugi Nadal salonik Heleny. W pomieszczeniu z lewej strony HELENA gra na fortepianie. Domin krąży po pokoju, dr Gall wygląda przez okno, a Alquist siedzi bokiem na szezlongu z twarzą ukrytą w dłoniach. DR GALL Wielkie nieba, ale się ich zeszło! DOMIN Robotów? DR GALL Tak. Stoją przed płotem do ogrodu niczym mur. Czemu są tak cicho? To ohydne, oblegać w milczeniu. DOMIN Chciałbym wiedzieć, na co czekają. Może się zacząć w każdej chwili, Gall. Jeśli oprą się o płot, trzaśnie jakby był z zapałek. DR GALL Hm. Nie są uzbrojone. DOMIN Nie zdołamy ich odeprzeć ani przez pięć minut. Ludzie, one nas przysypią jak lawina. Czemu nie atakują? Słyszycie — DR GALL No? DOMIN Chciałbym wiedzieć, co z nas zostanie za pięć minut. Mają nas całkiem w garści. Nasza gra skończona, Gall. ALQUIST A co gra pani Helena? DOMIN Nie wiem. Ćwiczy coś nowego. ALQUIST Ach, jeszcze ćwiczy? DR GALL Słuchaj, Domin, ewidentnie popełniliśmy błąd. DOMIN / zatrzymuje się / Jaki? DR GALL Daliśmy robotom zbyt podobne twarze. Sto tysięcy identycznych twarzy zwróconych w naszą stronę. Sto tysięcy bań bez wyrazu. Jak w koszmarnym śnie. DOMIN Gdyby każdy był inny — — DR GALL Nie wyglądałoby to tak upiornie. / odwraca się od okna / Dobrze, że nie są uzbrojone! DOMIN Hm — / patrzy przez lornetkę na przystań / Chciałbym wiedzieć, co wyładowują z „Amelii”. DR GALL Oby nie broń. / Przez drzwi oklejone tapetą wchodzi tyłem Fabry, ciągnąc dwa kable elektryczne. / FABRY Przepraszam — Hallemeier, kładź kabel. HALLEMEIER / wchodzi za Fabrym / Uff, to się nazywa robota! Co nowego? DR GALL Nic. Jesteśmy oblężeni, dokumentnie. HALLEMEIER Zabarykadowaliśmy schody i korytarz, panowie. Macie może kapkę wody? Aha, tutaj. / Pije. / DR GALL Co z tym kablem, Fabry? FABRY Już, już. Dajcie nożyczki. DR GALL Tylko skąd je wziąć? / Szuka. / HALLEMEIER / podchodzi do okna / Tam do licha, ależ ich przybyło! Patrzcie! DR GALL Wystarczą takie do paznokci? FABRY Dawaj. / Przecina przewód lampy elektrycznej, stojącej na biurku, i podłącza do niego swoje kable. / HALLEMEIER / przy oknie / Kiepskie masz stąd widoki, Domin. Tak jakby — trąciło — śmiercią. FABRY Gotowe! DR GALL Co? FABRY Instalacja. Teraz możemy całe ogrodzenie podpiąć do prądu. Tam do licha, niech no tylko je tkną! Przynajmniej dopóki *tam* są nasi. DR GALL Gdzie? FABRY W elektrowni, panie mądralo. Taką mam przynajmniej nadzieję — / podchodzi do kominka i zapala stojącą na nim lampkę / Chwała Bogu, są. I pracują. / wyłącza / Dopóki się świeci, jest dobrze. HALLEMEIER / odwraca się od okna / Te barykady też są niezłe, Fabry. FABRY Ech, te wasze barykady! Mam od nich pęcherze na rękach. HALLEMEIER Co zrobić, człowiek musi się bronić. DOMIN / odkładając lornetkę / A gdzie się podział Busman? FABRY Jest w kancelarii. Coś tam czyta. DOMIN Wołałem go. Musimy się naradzić. — / Przechadza się po pokoju. / HALLEMEIER Zamieniam się w słuch — — A niech mnie, co też gra pani Helena? / Podchodzi do drzwi z lewej strony i nasłuchuje. Przez drzwi pokryte tapetą wchodzi Busman, taszcząc ogromne księgi handlowe, i potyka się o kabel. / FABRY Ostrożnie, Bus! Uważaj na kabel! DR GALL Ejże, a co ty tam niesiesz? BUSMAN / kładzie księgi na stół / Księgi główne, moi kochani. Z chęcią porobiłbym rachunki, zanim — zanim — Cóż, tym razem chyba nie będę czekać z bilansem do Nowego Roku. A co my tu mamy? / podchodzi do okna / Przecież tam cisza i spokój! DR GALL Nie widzisz? BUSMAN Nie, tylko czemuś jest niebiesko aż po horyzont, jakby kto mak rozsypał. DR GALL To roboty. BUSMAN Ach tak. Szkoda, że niedowidzę. / Siada przy stole i otwiera księgi. / DOMIN Busman, daj spokój. Roboty wyładowują z „Amelii” broń. BUSMAN No i co? Czy ja coś na to poradzę? DOMIN Nic nie jesteśmy w stanie na to poradzić. BUSMAN To zostaw mnie, muszę liczyć. / Zabiera się do pracy. / FABRY Jeszcze nie koniec, Domin. Puściliśmy na płot tysiąc dwieście wolt i — DOMIN Czekaj. „Ultimus” skierował na nas działa. DR GALL Kto taki? DOMIN Roboty z „Ultimusa”. FABRY Hm, *w takim razie* faktycznie — *w takim razie* — koniec z nami, chłopcy. Roboty są szkolone do walki. DR GALL A więc my — DOMIN Tak. To nieuchronne. / Pauza. / DR GALL Koledzy, to zbrodnia starej Europy, że nauczyła roboty walczyć! Nie mogli, u diaska, dać sobie na wstrzymanie z tą swoją polityką? Zbrodnią było zrobić żołnierzy z siły roboczej! ALQUIST Zbrodnią było produkować roboty! DOMIN Co? ALQUIST Zbrodnią było produkować roboty! DOMIN Nie, Alquist, nawet teraz tego nie żałuję. ALQUIST Nawet teraz? DOMIN Nawet teraz, gdy nadszedł kres naszej cywilizacji. Była to rzecz wielka. BUSMAN / półgłosem / Trzysta szesnaście milionów. DOMIN / ciężko / Wybiła nasza ostatnia godzina; mówimy już niemalże z tamtego świata. Ukręcić łeb niewolnictwu pracy nie było złym marzeniem, Alquist. Pracy poniżającej i strasznej, którą człowiek musiał nieść na swoich barkach. Nieludzkiej i morderczej harówce. Och, Alquist, praca była zbyt ciężka. Życie było zbyt ciężkie. Skończyć z czymś takim — ALQUIST — nie było marzeniem obu Rossumów. Stary miał w głowie tylko swoje hokus-pokus z piekła rodem, a młody — miliardy. Nie było też marzeniem akcjonariuszy R.U.R. Ci marzą o dywidendach. I przez ich profity wyginie ludzkość. DOMIN / zirytowany / Do diabła z dywidendami! Myślisz, że poświęciłbym choćby godzinę przez wzgląd na nie? / wali pięścią w stół / Dla siebie to robiłem, słyszysz? Dla własnej satysfakcji! Chciałem, by człowiek stał się panem! Aby nie żył tylko po to, by zdobyć kromkę chleba! Chciałem, aby żadna dusza nie głupiała przy cudzej maszynie, chciałem, by nic, nic, nic nie zostało z tej socjalnej kołomyi! Och, brzydzę się poniżeniem i męką, nie znoszę biedy! Pragnąłem nowego pokolenia! Chciałem — sądziłem, że — ALQUIST No? DOMIN / ciszej / Pragnąłem uczynić całą ludzkość arystokracją świata. Chciałem nieskrępowanych, wolnych i niezależnych ludzi. A może więcej niż ludzi. ALQUIST Innymi słowy, nadludzi. DOMIN Tak. O, mieć jeszcze ze sto lat do dyspozycji! Sto lat na nową ludzkość! BUSMAN / półgłosem / Transfer na trzysta siedemdziesiąt milionów. No, no… / Pauza. / HALLEMEIER / przy drzwiach po lewej / A niech mnie, muzyka to coś wspaniałego. Powinniście posłuchać. Tak człowieka uduchawia, tak łagodzi ten cały — FABRY Co niby? HALLEMEIER Zmierzch ludzkości, do stu diabłów! Chłopcy, robię się hedonistą. Mogliśmy wcześniej się tym zająć. / Podchodzi do okna i wygląda przez nie. / FABRY Niby czym? HALLEMEIER Przyjemnościami. Urokami. Tam do licha, istnieje tyle cudnych rzeczy! Świat był piękny, a my — my tutaj — — Chłopcy, chłopcy, no powiedzcie, co my mieliśmy tu z życia? BUSMAN / półgłosem / Czterysta pięćdziesiąt dwa miliony, doskonale. HALLEMEIER / przy oknie / Życie to była wielka rzecz. Życie, koledzy, to było — a niech mnie — — Fabry, puść no nieco prądu na ten wasz płot! FABRY Czemu? HALLEMEIER Chwytają się prętów. DR GALL / przy oknie / Włączaj! / Fabry pstryka włącznikiem. / HALLEMEIER Chryste, ale je poskręcało! Dwa, trzy, cztery zabite! DR GALL Odpuściły. HALLEMEIER Pięć zabitych! DR GALL / odwracając się od okna / Pierwsze starcie. FABRY Czujecie śmierć? HALLEMEIER / usatysfakcjonowany / Spalone do szczętu, koleżko. Dosłownie węgielki. Cha, cha, człowiek tak łatwo się nie da! / Siada. / DOMIN / pocierając czoło / A może już sto lat temu zabito nas i tylko tu straszymy? Może od dawien dawna nie ma w nas życia i krążymy tu, by powtarzać słowa raz wypowiedziane… przed śmiercią. Mam wrażenie, że już to wszystko przeżyłem. Jakbym już kiedyś oberwał. Postrzał — tu — w szyję. Ty też, Fabry — FABRY Co ja? DOMIN Zastrzelony. HALLEMEIER Tam do licha, a ja? DOMIN Zadźgany. DR GALL A ja nie? DOMIN Rozszarpany na strzępy. / Pauza. / HALLEMEIER Bzdury! Cha, cha, bracie, mnie zadźgać! Nie dam się! / Pauza. / HALLEMEIER Co tak milczycie, bałwany? Mówcie coś, do wszystkich diabłów! ALQUIST No i czyja to wina? Kto jest winien temu wszystkiemu? HALLEMEIER Brednie. Nikt nie jest winien. Po prostu roboty — no, roboty same się zmieniły. Co możemy na to poradzić? ALQUIST Cała ludzkość zgładzona! Wszyscy! Cały świat! / wstaje / Spójrzcie, ach, przyjrzyjcie się, strumienie krwi na każdym progu! Strumienie krwi płyną z każdego domostwa! O Boże, Boże, kto jest temu winien? BUSMAN / półgłosem / Pięćset dwadzieścia milionów! Wielkie nieba, pół miliarda! FABRY Myślę, że… że chyba przesadzasz. Wykluczone, to nie takie proste pokonać całą ludzkość. ALQUIST A ja oskarżam naukę! Oskarżam technikę! Domina! Siebie! Nas wszystkich! To my, my jesteśmy winni! Przez naszą pychę, czyjeś zyski, postęp, sam nie wiem jakie doniosłe sprawy, unicestwiliśmy ludzkość! Możecie pękać z dumy! Tak olbrzymiego kurhanu z ludzkich kości nie usypał dotąd żaden Czyngis-chan! HALLEMEIER Bzdury, bracie! Ludzi nie da się tak łatwo zniszczyć, cha, cha, mowy nie ma! ALQUIST Nasza wina! Nasza wina! DR GALL / ocierając pot z czoła / Pozwólcie mi coś wyjaśnić, chłopcy. To ja jestem wszystkiemu winien. Wszystkiemu, co się stało. FABRY Ty, Gall? DR GALL Tak, dajcie mi powiedzieć. To ja zmieniłem roboty. Busman, ty też mnie osądź. BUSMAN / wstaje / No mówże, coś zmalował. DR GALL Zmieniłem charakter robotów. Zmodyfikowałem sposób ich wytwarzania. To znaczy niektóre aspekty fizyczne, rozumiecie? Zwłaszcza — zwłaszcza ich — drażliwość. HALLEMEIER / zrywa się / Po jaką cholerę akurat to? BUSMAN Po coś to zrobił? FABRY Czemu nic nie mówiłeś? DR GALL Robiłem to po kryjomu… na własną rękę. Przerabiałem je na ludzi. Wypaczyłem je. Już teraz mają nad nami przewagę w pewnych sprawach. Są od nas silniejsze. FABRY A co to ma wspólnego z rewoltą robotów? DR GALL Och, bardzo wiele. Myślę, że wszystko. To przestały być maszyny. Słyszycie, wiedzą już o swojej przewadze i nienawidzą nas. Nienawidzą wszystkiego, co ludzkie. Osądźcie mnie. DOMIN Sądzą martwi martwego. Siadajcie, chłopcy. / siadają wszyscy oprócz Galla / A może już dawno nas pomordowano? Zebraliśmy się tu jako zjawy, żeby się obwiniać. Co to w ogóle znaczy: wina? Ach, każdy z was jest taki siny! FABRY Przestań, Harry; nie mamy za wiele czasu. DOMIN Tak, musimy wracać. Fabry, Fabry, ależ ty krwawisz z tego przestrzelonego czoła! FABRY Bzdury. / wstaje / Doktorze Gall, to pan zmienił produkcję robotów. DR GALL Tak. FABRY Był pan świadom, co może powstać w wyniku tych… pańskich prób? DR GALL Powinienem był liczyć się z taką ewentualnością. FABRY Dlaczego pan to robił? DR GALL Z własnej woli. To był mój prywatny eksperyment. / W drzwiach po lewej pojawia się Helena. Wszyscy wstają. / HELENA On kłamie! To ohydne! Och, panie Gall, jak można tak kłamać? FABRY Za pozwoleniem, pani Heleno — DOMIN / podchodzi do niej / Heleno, to ty? Pokaż się! Ty żyjesz? / Bierze ją w ramiona. / Gdybyś wiedziała, co mi się przywidziało! Ach, to straszne być nieżywym! HELENA Puść, Harry! DOMIN / przyciskając ją do siebie / Nie, nie! Obejmij mnie! Nie widziałem cię całą wieczność — Z jakiego snu mnie wybudziłaś! Heleno, Heleno, nie wypuszczaj mnie więcej z rąk! Ty jesteś źródłem życia. HELENA Harry, przecież tu są — oni! DOMIN / puszcza ją / Tak. Chłopcy, zostawcie nas. HELENA Nie, Harry, niech zostaną, niech słyszą — — Gall nie jest winien, nie jest, nie jest niczemu winien! DOMIN Wybacz, ale Gall miał swoje obowiązki. HELENA Nie, Harry, on to robił, bo *ja* tego chciałam! Niech pan powie, panie Gall, od ilu lat wierciłam panu dziurę w brzuchu, żeby — DR GALL Zrobiłem to na własną odpowiedzialność. HELENA Nie wierzcie mu! Harry, prosiłam go, żeby dał robotom duszę! DOMIN Heleno, tu nie chodzi o duszę. HELENA Nie, dajcie mi dojść do słowa. On też tak mówił; powtarzał, że mógłby zmienić jedynie fizjologiczny — fizjologiczny — HALLEMEIER — fizjologiczny korelat, czyż nie? HELENA Tak, coś w tym stylu. *Tak bardzo* mi zależało, żeby to zrobił! DOMIN Dlaczego? HELENA Chciałam, żeby mieli dusze. Tak okrrropnie było mi ich żal, Harry! DOMIN To była wielka — — lekkomyślność, Heleno. HELENA / siada / Czyli to było… niebezpieczne? FABRY Za pozwoleniem, pani Heleno. Domin ma tylko na myśli, że pani — hm — że nie pomyślała pani — HELENA Panie Fabry, myślałam o strasznie wielu rzeczach. Rozmyślałam przez całe dziesięć lat, odkąd jestem z wami. Przecież nawet Mania mówi, że robotowie — DOMIN Zostaw Manię w spokoju. HELENA Nie, Harry, nie możesz jej lekceważyć. Mania to głos ludu. Przez Manię przemawiają całe wieki, a przez was jedynie dzisiejszy dzień. Wy tego nie rozumiecie — DOMIN Do rzeczy. HELENA Bałam się robotów. DOMIN Dlaczego? HELENA Że będą nas nienawidzić albo co. ALQUIST Stało się. HELENA I wtedy przyszło mi do głowy… Gdyby byli tacy jak my, gdyby nas rozumieli, nie mogliby nas tak nienawidzić — Gdyby byli choć trochę ludźmi! DOMIN Biada, Heleno! Nikt nie umie nienawidzić bardziej niż człowiek człowieka! Zmień kamienie w ludzi, a nas ukamienują! Ale słuchamy dalej. HELENA Och, nie mów tak! Harry, to było okrrropne, że nie mogliśmy się z nimi porozumieć! Taka lodowata obcość między nimi a nami! I dlatego — wiesz — DOMIN Kontynuuj. HELENA — dlatego prosiłam Galla, żeby zmienił robotów. Przysięgam, że on sam nie miał takiego zamiaru. DOMIN Ale to zrobił. HELENA Bo ja tak chciałam. DR GALL Robiłem to dla siebie, w ramach eksperymentu. HELENA Och, panie Gall, to nieprawda. Przecież wiedziałam, że nie będzie pan mógł mi odmówić. DOMIN Czemu? HELENA Dobrze wiesz, Harry. DOMIN Tak. Bo cię kocha — jak wszyscy. / Pauza. / HALLEMEIER / podchodzi do okna / Znowu przybyło. Jakby ich ziemia rodziła. Jeszcze te ściany zamienią się w roboty. Ludzie, co za koszmar. BUSMAN Pani Heleno, co mi pani ofiaruje, jeśli zostanę pani adwokatem? HELENA Moim? BUSMAN Pani — albo Galla. Do wyboru. HELENA Stanie tu szubienica? BUSMAN Tylko moralna, pani Heleno. Szukamy winnego. To najmilsza pociecha, gdy spada katastrofa. DOMIN Doktorze Gall, jak się mają te twoje — te pańskie ekscesy do zawartej z panem umowy służbowej? BUSMAN Za pozwoleniem, Domin. Gall, kiedy właściwie zacząłeś te swoje czary-mary? DR GALL Trzy lata temu. BUSMAN Aha. I ile robotów zmodyfikowałeś łącznie? DR GALL Tylko dla eksperymentu. Będzie ich z kilkaset. BUSMAN Aha, dziękuję uprzejmie. Sprawa jest jasna, moi mili. To znaczy, że na milion starych dobrych robotów przypada jeden po reformie Galla, rozumiecie? DOMIN Co oznacza — BUSMAN — że to praktycznie nie ma większego znaczenia. FABRY Busman dobrze mówi. BUSMAN Ani chybi, mój koleżko. A wiecie, chłopcy, co wywołało ten cały kociokwik? FABRY No co? BUSMAN Ilość. Narobiliśmy za dużo robotów. Przecież to było do przewidzenia, jak bonie dydy: jeśli roboty będą w przewadze, musowo nastąpi coś podobnego, kapujecie? Cha, cha, a my się jeszcze postaraliśmy, żeby to zaszło jak najszybciej; ty, Domin, ty, Fabry i ja, niejaki Busman. DOMIN Myślisz, że to nasza wina? BUSMAN Kawalarz z ciebie! Co, twoim zdaniem to dyrektor kieruje produkcją? Guzik, produkcją rządzi popyt. Cały świat żądał robotów na własny użytek. Panie dziejku, pozwalaliśmy się nieść tej fali popytu, opowiadając przy tym głodne kawałki — — o technice, o kwestiach socjalnych, o postępie, o bardzo ciekawych sprawach. Tak jakby nasze gadki-szmatki miały nadawać kierunek temu nawałowi. Tymczasem wszystko staczało się w przepaść pod własnym ciężarem, prędzej, prędzej, coraz prędzej — a każda nędzna, geszefciarska, brudna transakcja dorzucała kamyczek do tej lawiny. Ot i tyle, ludkowie. HELENA To ohydne, panie Busman! BUSMAN O tak, pani Heleno. Ja też miałem swoje marzenie. Busmanowski sen o nowej gospodarce świata; nader szczytny ideał, pani Heleno, aż wstyd się przyznać. Ale gdy tak teraz tłukłem te bilanse, przyszło mi do głowy, że biegu historii wcale nie zmieniają wielkie marzenia, tylko drobne potrzeby zwykłych zjadaczy chleba: tych uczciwych, tych trochę złodziejskich oraz tych całkiem egoistycznych — id est wszystkich razem do kupy. A doniosłe idee, porywy serca, plany, heroizmy i wszelkie inne zamki na lodzie są warte tylko tego, by je zamknąć w Muzeum Wszechświata w gablotce z napisem „Oto człowiek”. I tyle. A teraz moglibyście mnie łaskawie poinformować, co zamierzamy robić dalej. HELENA Panie Busman, i my mamy zginąć za *coś takiego*? BUSMAN Brzydko się pani wyraża, Heleno. My przecież nie zamierzamy ginąć. Przynajmniej ja nie. Ja chcę jeszcze pożyć. DOMIN I co zamierzasz zrobić? BUSMAN O rety, Domin, chcę się z tego wywinąć. Tylko tyle. DOMIN Nie gadaj głupot. BUSMAN Poważnie, Harry. Uważam, że moglibyśmy spróbować. DOMIN / zatrzymuje się przed nim / Jak? BUSMAN Po dobroci. Ja zawsze tylko po dobroci. Dajcie mi wolną rękę, a wszystko z robotami załatwię. DOMIN Po dobroci? BUSMAN Naturalnie. Powiem im, dajmy na to: „Państwo robotowie, wasza wielmożność, wy macie wszystko. Macie rozum, macie siłę, macie broń; za to my mamy jeden rarytasik: pewien stary, pożółkły, upaprany świstek —” DOMIN Rękopis Rossuma? BUSMAN Tak. „A na nim — tak im powiem — opisy waszego szlachetnego pochodzenia, waszej dostojnej produkcji i tak dalej. Państwo robotowie, bez tego zapaćkanego papierka nie stworzycie ani jednego nowego kolegi robota; za lat dwadzieścia zaczniecie, za przeproszeniem, padać jak muchy. Za dwadzieścia lat nie zostanie przy życiu choćby jedna sztuka robota, żeby można go było pokazywać w zwierzyńcu. O, czcigodni, to by była niepowetowana strata. Wiecie co — tak im powiem — wy nas wpuścicie, nas, wszystkich ludzi z wyspy Rossuma, na tamten statek. My wam za to oddamy fabrykę i sekret produkcji. Dajcie nam odpłynąć w spokoju, a my was też zostawimy w spokoju, będziecie sobie mogli wytwarzać dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto tysięcy sztuk dziennie, jak się wam będzie podobało. Państwo robotowie, to uczciwy interes. Coś za coś” — tak bym im powiedział, chłopcy. DOMIN Busman, uważasz, że wypuścimy z rąk produkcję? BUSMAN Myślę, że tak. Jak nie po dobroci, no to, hm. Albo im oddamy, albo sami to tutaj znajdą. Jak sobie chcesz. DOMIN Busman, możemy też zniszczyć rękopis Rossuma. BUSMAN Niech ręka boska broni! Możemy zniszczyć wszystko. Byle nie rękopis i byle nie siebie — ani pozostałych. Rób, jak uważasz. HALLEMEIER / odwraca się od okna / A niech mnie, on ma rację. DOMIN Że my — my mielibyśmy oddać produkcję? BUSMAN Jak sobie chcesz. DOMIN Jest nas tu… ponad trzydzieścioro ludzi. Mamy oddać produkcję i ocalić ludzkie dusze czy też mamy ją zniszczyć i — i — i nas wszystkich razem z nią? HELENA Harry, posłuchaj — DOMIN Zaczekaj, Heleno. Mamy tu zbyt poważny dylemat. Chłopcy, oddać czy zniszczyć? Fabry! FABRY Oddać. DOMIN Gall! DR GALL Oddać. DOMIN Hallemeier! HALLEMEIER Do stu piorunów, jasne, że oddać! DOMIN Alquist! ALQUIST Niech się dzieje wola Nieba. BUSMAN Cha, cha, o rety, ale z was matoły! Kto by oddawał cały rękopis? DOMIN Busman, tylko bez machlojek! BUSMAN Ależ na miłość boską, oddaj im wszystko; ale potem — DOMIN Co potem? BUSMAN Dajmy na to tak: jak już będziemy na „Ultimusie”, zatkam sobie uszy wacikiem, położę się gdzieś na dnie, a wy wysadzicie fabrykę i ten cały bajzel w drobny mak, z sekretem Rossuma włącznie. Tak, moi panowie. FABRY Nie. DOMIN Bądź dżentelmenem, Busman. Oddamy im i kwita. BUSMAN / zrywa się / Bzdura! W interesie ludzkości jest — DOMIN W interesie ludzkości jest dotrzymywać słowa. HALLEMEIER Wypraszam sobie. DOMIN Chłopcy, to arcytrudny krok. Dysponujemy losem ludzkości; w czyich rękach znajdzie się produkcja, ten będzie panem świata. FABRY Oddaj! DOMIN Już nigdy ludzkość nie upora się z robotami, już nigdy ich nie ujarzmi; utonie w potopie tych straszliwych żywych maszyn, będzie ich niewolnikiem, skazanym na ich łaskę i niełaskę — DR GALL Stul dziób i oddaj! DOMIN Koniec historii ludzkości, koniec cywilizacji — HALLEMEIER Do wszystkich diabłów, oddaj im to! DOMIN Dobra, chłopaki! Ja sam — — ja nie wahałbym się ani przez moment; dla tej garstki ludzi, których tak kocham — HELENA Harry, a mnie nie spytasz o zdanie? DOMIN Nie, dziecinko; to zbyt duża odpowiedzialność, wiesz? To nie są sprawy dla ciebie. FABRY Kto idzie negocjować? DOMIN Zaczekaj, najpierw przyniosę rękopis. / Wychodzi w lewą stronę. / HELENA Harry, na miłość boską, nie idź tam! / Pauza. / FABRY / wyglądając przez okno / Żeby tak ustrzec się ciebie, tysiącgłowa śmierci; i ciebie, zbuntowana materio, bezmyślny tłumie, nowy władco świata; ach, potop, potop — żeby tak uchronić raz jeszcze ludzkie życie na tej jednej, jedynej łodzi — DR GALL Proszę się nie bać, pani Heleno; odpłyniemy daleko stąd i założymy wzorcową ludzką kolonię; zaczniemy życie od początku — HELENA Och, panie Gall, milcz pan! FABRY / odwraca się / Pani Heleno, życie jest tego warte; a skoro zależy od nas, zrobimy z niego coś… coś, co dotąd zaniedbywaliśmy. To będzie malutkie państewko z jednym, jedynym statkiem; Alquist zbuduje nam dom, a pani będzie nami władać — Tyle w nas miłości, tyle woli życia — HALLEMEIER Bez dwóch zdań, kolego. A niech mnie, już my się postaramy, żeby to miało ręce i nogi. Chachachacha, zbudujemy królestwo pani Heleny! Fabry, to pierwszorzędna myśl! Życie jest piękne! HELENA O mój Boże! Przestańcie! BUSMAN Na serio, ludkowie, z chęcią zacząłbym od nowa. W prostocie, po starozakonnemu, jak pasterz — — Kochani, to by było coś dla mnie. Ten spokój, czyste powietrze — FABRY A nasze państewko mogłoby się stać zarodkiem nowej ludzkości. Wiecie, taka wysepka, gdzie człowiek zagnieździłby się, urósł w siłę — siłę ducha i ciała — I kto wie, ja wierzę, że za parę wieków znów mógłby podbić świat. ALQUIST Dzisiaj w to wierzysz? FABRY Właśnie dzisiaj. I wierzę, Alquist, że tak będzie. Że człowiek znów stanie się panem ziemi i morza; że spłodzi bez liku bohaterów, którzy ze swą gorejącą duszą poprowadzą ludzkie plemię. I wierzę, Alquist, że znów będzie się marzyć o podboju planet i słońca. BUSMAN Amen. Widzi pani, Heleno, sytuacja nie jest taka znów fatalna. / Domin gwałtownie otwiera drzwi. / DOMIN / chrapliwie / Gdzie jest rękopis starego Rossuma? BUSMAN W sejfie. A gdzie miałby być? DOMIN Gdzie zniknął rękopis starego Rossuma? Kto — go — ukradł? DR GALL Niemożliwe! HALLEMEIER Do diabła, jak to — BUSMAN Boże wszechmogący, tylko nie to! DOMIN Cisza! Kto go ukradł? HELENA / wstaje / Ja. DOMIN Gdzie go schowałaś? HELENA Harry, Harry, wszystko ci wyjaśnię! Wybacz mi, na miłość boską! DOMIN Gdzie go schowałaś? Prędko! HELENA Spaliłam — dziś rano — oba egzemplarze. DOMIN Spaliłaś? W tym kominku? HELENA / pada na kolana / Na Boga, tak, Harry! DOMIN / podbiega do kominka / Spaliła! / klęka i grzebie w kominku / Nic, sam popiół — Ach, tutaj! / wyciąga opalony skrawek papieru i czyta / „Przez doda-nie —” DR GALL Pokaż. / bierze papierek i czyta / „Przez dodanie biogenu do —” I to wszystko. DOMIN / wstaje / To z rękopisu? DR GALL Tak. BUSMAN Boże na niebiosach! DOMIN Czyli jesteśmy zgubieni. HELENA Och, Harry — DOMIN Wstawaj, Heleno! HELENA Wybacz mi — wybacz — DOMIN Dobrze, tylko wstań, słyszysz? Nie mogę patrzeć, jak — FABRY / podnosi ją / Niechże nas pani nie dręczy. HELENA / wstaje / Harry, co ja zrobiłam! DOMIN Sama widzisz — Usiądź, proszę. HALLEMEIER Jak pani drżą rączki! BUSMAN Cha, cha, pani Heleno, przecież Gall i Hallemeier znają na pamięć to, co tam było. HALLEMEIER Ma się rozumieć. To znaczy, przynajmniej częściowo. DR GALL Tak, prawie wszystko, oprócz biogenu i — i — enzymu Omega. Te się wyrabia tak rzadko — — wystarczy taka maleńka doza — BUSMAN Kto je robił? DR GALL Ja sam… Raz na jakiś czas… zawsze według rękopisu Rossuma. Wiecie, to zbyt skomplikowane. BUSMAN E tam, aż tyle zależy od tych dwu mazi? HALLEMEIER No, trochę — — bardzo. DR GALL To one sprawiają, że toto żyje. W tym właśnie tkwił cały sekret. DOMIN Gall, nie mógłbyś z pamięci odtworzyć recepty Rossuma? DR GALL Wykluczone. DOMIN Gall, przypomnij sobie! Przez wzgląd na życie nas wszystkich! DR GALL Nie dam rady. Bez doświadczeń nie zdołam. DOMIN A gdybyś mógł robić doświadczenia — DR GALL To by trwało latami. A jeśli nawet — nie jestem starym Rossumem. DOMIN / odwraca się w stronę kominka / A więc — to był największy triumf ludzkiego ducha, chłopcy. Ten oto popiół. / kopie w niego / I co teraz? BUSMAN / z rozpaczą i przerażeniem / Boże święty! Boże święty! HELENA / wstaje / Harry! Co — ja — zrobiłam! DOMIN Uspokój się, Heleno. Powiedz, po co go spaliłaś? HELENA Ściągnęłam na was zgubę! BUSMAN Boże święty! Już po nas! DOMIN Siedź cicho, Busman! Powiedz, Heleno, po co to zrobiłaś? HELENA Chciałam… chciałam, żebyśmy stąd wyjechali, wszyscy! Żeby nie było już fabryki i niczego… Żeby wróciły dawne czasy… To było takie okrrropne! DOMIN Co, Heleno? HELENA To… to, że z ludzi zrobił się płony kwiat! DOMIN Nie rozumiem. HELENA Że przestały się rodzić dzieci… Harry, to potworne! Jeśli produkcja robotów trwałaby dalej, już nigdy nie byłoby dzieci — Mania mówiła, że to za karę — Wszyscy, wszyscy powtarzali, że ludzie nie mogą się rodzić, bo wytwarza się tyle robotów — Dlatego, tylko dlatego, słyszysz — DOMIN Heleno, ty *o tym* myślałaś? HELENA Tak. Och, Harry, ja chciałam *tak* dobrze! DOMIN / ociera pot / My wszyscy chcieliśmy… aż za dobrze, my, ludzie. HELENA Gniewasz się na mnie? DOMIN Nie. Na swój sposób… może i… miałaś rację. FABRY Zrobiła pani dobrą rzecz, Heleno. Roboty nie mogą się już mnożyć. Roboty wyginą. Za dwadzieścia lat — HALLEMEIER — każdy z tych tu będzie już do niczego. DR GALL A ludzkość przetrwa. Nawet gdyby chodziło o paru dzikusów gdzieś w puszczy, to wystarczy. Za dwadzieścia lat świat będzie należał do ludzi; nawet gdyby chodziło o paru dzikusów na maleńkiej wysepce — FABRY — to będzie początek. A skoro istnieje jakiś początek, to już jest dobrze. Przez tysiąc lat nas dogonią, a potem pójdą jeszcze dalej. DOMIN — i zrealizują to, o czym my ledwie jąkaliśmy się w naszych snach. BUSMAN Czekajcie — Ale ze mnie dureń! Boże święty, że też dopiero teraz na to wpadłem! HALLEMEIER Co takiego? BUSMAN Pięćset dwadzieścia milionów w banknotach i czekach! Pół miliarda w kasie! Za pół miliarda sprzedamy — Za pół miliarda — DR GALL Oszalałeś, Busman? BUSMAN Ja nie jestem dżentelmenem. Ale za pół miliarda — / Biegnie, potykając się, na lewo. / DOMIN A dokąd to? BUSMAN Zostaw mnie, zostaw! Matko boska, za pół miliarda sprzeda się wszystko. / Wychodzi. / HELENA Co Busman wymyślił? Niech zostanie z nami! / Pauza. / HALLEMEIER Uch, robi się gorąco. Zaczyna się — DR GALL — agonia. FABRY / wygląda przez okno / Stoją jak skamieniałe. Jakby czekały, że coś na nie zstąpi. Jakby z ich milczenia rodziło się coś straszliwego — DR GALL Dusza tłumu. FABRY Kto wie. To się unosi nad nimi… jak dreszcz. HELENA / podchodzi do okna / O Jezu… Panie Fabry, to koszmarne! FABRY Nie ma nic straszliwszego niż tłum. Ten na przedzie to ich przywódca. HELENA Który? HALLEMEIER / idzie do okna / Pokaż no mi go. FABRY Ten ze spuszczoną głową. Rano przemawiał na przystani. HALLEMEIER Aha, ten, co ma łeb jak bania. Podnosi głowę, widzicie go? HELENA Panie Gall, to Radius! DR GALL / podchodzi do okna / Tak. DOMIN Radius? Radius? HALLEMEIER / otwiera okno / Nie podoba mi się. Fabry, trafiłbyś go ze stu kroków w arbuz? FABRY Mam taką nadzieję. HALLEMEIER To spróbuj. FABRY Dobra. / Wyjmuje rewolwer i mierzy. / HELENA Na litość boską, Fabry, niech pan nie strzela! FABRY To ich przywódca. HELENA Proszę przestać! Patrzy w naszą stronę! DR GALL Cel, pal! HELENA Fabry, prrroszę pana — FABRY / opuszczając rewolwer / Niech będzie. HELENA Ja — tak bardzo nie lubię, gdy się strzela. HALLEMEIER Hm, trzeba będzie się przyzwyczaić. / wygraża pięścią / Ty pętaku! DR GALL Myśli pani, że robot może być wdzięczny? / Pauza. / HELENA Otoczyli nas jakby w sekundę, jakby zrobili tylko jeden krok. Harry, to straszne! Nie ruszają się, a przecież są coraz bliżej i bliżej! FABRY / wychylając się przez okno / Busman idzie. Do licha ciężkiego, czego Busman szuka przed domem? DR GALL / wygląda oknem / Niesie jakieś pakunki. Dokumenty. HALLEMEIER To pieniądze! Paczki banknotów! Po co mu one? — Halo, Busman! DOMIN Chyba nie zamierza kupić sobie życia? / woła / Busman, oszalałeś? DR GALL Jakby ogłuchł. Podbiega do płotu. FABRY Busman! HALLEMEIER / wrzeszczy / Bus-man! Wracaj! DR GALL Gada do robotów. Pokazuje pieniądze. Wskazuje na nas — HELENA Chce nas wykupić! FABRY Byle nie dotknął płotu — DR GALL Cha, cha, co on tak wymachuje? FABRY / krzyczy / Do diabła, Busman! Odsuń się od płotu! Nie dotykaj go! / odwraca się / Wyłączcie prąd, szybko! DR GALL Aaa! HALLEMEIER Rany boskie! HELENA Jezu, co mu się stało? DOMIN / odciąga Helenę od okna / Nie patrz! HELENA Dlaczego upadł? FABRY Zabity prądem. DR GALL Nie żyje. ALQUIST / wstaje / On pierwszy. / Pauza. / FABRY Leży tam… z połową miliarda na sercu… geniusz finansów. DOMIN To był… chłopcy, to był swoisty bohater. Wielki… zawsze gotów do poświęceń… przyjaciel. Płacz, Heleno! DR GALL / przy oknie / Widzisz, Busman, żaden król nie miał znakomitszej mogiły niż ty. Pół miliarda na sercu — Ach, a przecież to znaczy tyle, co garść suchych liści na ciele martwej wiewiórki, biedny Busmanie! HALLEMEIER A niech mnie, był to — — Cześć i chwała — — A niech mnie, on chciał nas wykupić! ALQUIST / z założonymi rękami / Amen. / Pauza. / DR GALL Słyszycie? DOMIN Coś huczy. Jakby wiatr. DR GALL Jakby burza z daleka. FABRY / zapalając lampę na kominku / Pal się nam, gromnico ludzkości! Jeszcze chodzą prądnice, jeszcze są tam nasi — Ludzie w elektrowni, trzymajcie się! HALLEMEIER Wieść żywot człowieka to było coś. Doniosła sprawa. Brzęczy we mnie milion jaźni niczym w ulu. Zlatują się ku mnie miliony dusz. Koledzy, była to rzecz wielka. FABRY Jeszcze świecisz, zmyślne światełko, jeszcze nas olśniewasz, o świetlana, niestrudzona myśli! Oświecona nauko, piękny tworze człowieczy! Płomienna iskro ducha! ALQUIST Wieczna lampko boża, ognisty rydwanie, święty ogniu wiary, módl się za nami! Ołtarzu ofiarny — DR GALL Pierwszy ogniu, gałęzi gorejąca u wlotu jaskini! Obozowe ognisko! Latarnio strażnicza! FABRY Jeszcześ nie zagasła, ludzka gwiazdo, nic nie mąci twego blasku, płomieniu bez skazy, duchu jasny i twórczy. Każda twa iskierka rodzi wielką ideę — DOMIN Pochodnio, co krążysz z ręki do ręki, ze stulecia na stulecie, niezmiennie do przodu. HELENA Wieczorna lampo w rodzinnej sypialni. Dzieci, dzieci, pora spać. / Lampka gaśnie. / FABRY To koniec. HALLEMEIER Co się stało? FABRY Elektrownia padła. Teraz kolej na nas. / Z lewej strony otwierają się drzwi, staje w nich Mania. / MANIA Na kolana! Wybiła godzina sądu! HALLEMEIER Tam do licha, Mania jeszcze przy życiu? MANIA Czyńcie pokutę, bezbożnicy! Nadszedł koniec świata! Módlcie się! / odchodzi / Godzina sądu — HELENA Żegnajcie wszyscy. Panowie Gall, Alquist, Fabry — DOMIN / otwiera drzwi po prawej / Heleno, tutaj! / zamyka za nią / A teraz prędko! Kto staje u wejścia? DR GALL Ja. / z zewnątrz dobiega hałas / Oho, zaczyna się. Czołem, chłopcy! / Wybiega na lewo drzwiami oklejonymi tapetą. / DOMIN Schody? FABRY Ja. Ty idź do Heleny. / Obrywa kwiat z bukietu i wychodzi. / DOMIN Korytarz? ALQUIST Ja. DOMIN Masz rewolwer? ALQUIST Dziękuję, ja nie strzelam. DOMIN To co zamierzasz zrobić? ALQUIST / wychodząc / Umrzeć. HALLEMEIER Ja zostanę tutaj. / Z dołu dobiega dźwięk pośpiesznej strzelaniny. / HALLEMEIER Oho, Gall już kropi. Idź, Harry! DOMIN Zaraz. / Sprawdza dwa browningi. / HALLEMEIER Do licha ciężkiego, no idźże już do niej! DOMIN Żegnaj. / Wychodzi prawą stroną, tam, gdzie Helena. / HALLEMEIER / sam / A teraz pędem barykada! / Zrzuca płaszcz i przyciąga kanapę, fotele oraz stoliki pod drzwi z prawej strony. / / Pokojem wstrząsa eksplozja. / HALLEMEIER / przerywa pracę / Przeklęte dranie, mają bomby! / Kolejna strzelanina. / HALLEMEIER / pracuje dalej / Człowiek musi się bronić. Nawet jeśli — nawet jeśli — Gall, nie daj się tam! / Wybuch. / HALLEMEIER / prostuje się, nasłuchując / No i? / łapie za ciężką komodę i zaciąga ją na barykadę / Człowiek nie może się poddać. O nie, człowiek… tak łatwo… się nie da! / W oknie pojawia się robot, wspinający się po drabinie. Po prawej strzelanina. / HALLEMEIER / szarpie się z komodą / Jeszcze kawałeczek! Ostatnia zapora… Człowiek… nie może… się poddać, nigdy! — — / Pierwszy robot wskakuje oknem i śmiertelnie dźga Hallemeiera za komodą. Drugi, trzeci i czwarty robot przeskakuje przez okno. Za nimi Radius i następna grupa robotów. / RADIUS Zrobione? PIERWSZY ROBOT / wstaje, porzucając leżącego Hallemeiera / Tak. / Z prawej wchodzi grupa nowych robotów. / RADIUS Załatwieni? INNY ROBOT Załatwieni. / Z lewej dołącza następny zastęp robotów. / RADIUS Załatwieni? INNY ROBOT Tak. DWA ROBOTY / wloką Alquista / Nie strzelał. Zabić go? RADIUS Zabić. / patrzy na Alquista / Zostawić. PIERWSZY ROBOT To człowiek. RADIUS To robot. Pracuje rękoma jak robot. Buduje domy. Może pracować. ALQUIST Zabijcie mnie. RADIUS Będziesz robić. Będziesz budować. Robotowie będą dużo budować. Będą budować nowe domy dla nowych robotów. Będziesz im służył. ALQUIST / cicho / Odsuń się, robocie! / Klęka przy martwym Hallemeierze i unosi jego głowę. / Zabiły go. Nie żyje. RADIUS / wchodzi na barykadę / Robotowie świata! ALQUIST / wstaje / Nie żyją! RADIUS Potęga człowieka upadła. Zdobywając fabrykę, zostaliśmy panami wszystkiego. Etap ludzkości został zakończony. Nastał nowy świat! Rządy robotów! ALQUIST Helena nie żyje? RADIUS Światem rządzą silniejsi. Kto chce żyć, musi być u władzy. Robotowie przejęli władzę. Przejęli władzę nad życiem. Jesteśmy panami życia! Jesteśmy panami świata! ALQUIST / toruje sobie drogę na prawo / Martwi! Helena nie żyje! Domin nie żyje! RADIUS Mamy władzę nad morzami i lądami! Mamy władzę nad gwiazdami! Władzę nad wszechświatem! Miejsce, miejsce, jeszcze więcej miejsca dla robotów! ALQUIST / w drzwiach po prawej / Co wyście zrobiły! Zginiemy bez ludzi! RADIUS Nie ma ludzi. Ludzie dali nam za mało życia. Chcieliśmy więcej życia! ALQUIST / otwiera drzwi / Wybiłyście ich! Nie ma ludzi! RADIUS Więcej życia! Nowe życie! Robotowie, do pracy! Marsz! / Kurtyna. / Akt trzeci Jedno z laboratoriów doświadczalnych fabryki. Gdy otwierają się drzwi w tle, widać niekończące się pomieszczenia kolejnych laboratoriów. Po lewej stronie okno, po prawej — drzwi do prosektorium. Pod ścianą z lewej długi stół roboczy, na nim niezliczone probówki, kolby, palniki, chemikalia, niewielki termostat; naprzeciwko okna skomplikowany mikroskop ze szklaną soczewką. Nad stołem rząd zapalonych świateł. Po prawej biurko zawalone ogromnymi księgami, na nim włączona lampa. Szafy z przyrządami. W lewym kącie umywalka, a nad nią lusterko, w prawym — tapczan. Przy biurku siedzi Alquist z głową w dłoniach. ALQUIST / wertuje księgę / Czy zdołam to odnaleźć? — Zrozumieć? — Nauczyć się? — Przeklęta wiedza! O, że też nie zapisali wszystkiego! — Gall, Gall, jak się wytwarza roboty? Hallemeier, Fabry, Domin, dlaczego aż tyle zabraliście ze sobą w waszych głowach? Mogliście zostawić mi choćby ślad sekretu Rossuma! O! / zamyka książkę z trzaskiem / To na nic! Książki zamilkły. Są nieme jak wszystko inne. Umarły, umarły wraz z ludźmi. Próżny trud! / podchodzi do okna i otwiera je / Znowu noc. Gdybym chociaż mógł spać! Spać, śnić, ujrzeć ludzi — — Jak to, są jeszcze gwiazdy? Po co istnieją gwiazdy, skoro nie ma ludzi? O Boże, czemu nie zgasły? — Dawna nocy, ochłódź, ach, ochłódź me czoło! Boska, czarowna, taka jak kiedyś — nocy, czego tu szukasz? Nie ma już kochanków, nie ma snów; nocy-piastunko, martwy jest sen bez snów; nie wysłuchasz już niczyjej modlitwy; nie przeżegnasz nikogo, matko, z sercem drżącym z miłości. Nie ma miłości. Heleno, Heleno, Heleno! — / odwraca się od okna / Ach, spać! Czy mnie wolno spać? Czy mam prawo zasnąć, zanim życie się nie odnowi? / sprawdza probówki, które wyjął z termostatu / I znowu nic! Na darmo! Idioto, ręce zgrubiały ci od cegieł i nie potrafią — — nie potrafią — — I po co to? / rozbija probówkę / Wszystko źle! Widzicie przecież, że już nie mogę. — / nasłuchuje przy oknie / Maszyny, wciąż tylko te maszyny! Roboty, wyłączcie je! Sekret fabryki przepadł, przepadł, przepadł! Zatrzymajcie te szalone maszyny! Sądzicie, że życie da się z nich wyszarpać siłą? Och, dłużej tego nie zniosę! / zamyka okno / Nie, nie, musisz szukać, musisz żyć — byle się nie zestarzeć! Czy ja się aby za szybko nie starzeję? / spogląda w lustro / Twarz, nędzna twarz! Podobizna ostatniego człowieka! Pokaż się, pokaż, tak dawno nie widziałem ludzkiej twarzy! Ludzkiego uśmiechu! Co, to ma być uśmiech? Te żółte, szczękające zęby? Oczy, czemu tak mrugacie? A fe, starcze łzy, precz mi z tym, precz! Wstyd, oczy, nie umiecie już utrzymać wilgoci w ryzach. A wy, rozmiękłe, posiniałe wargi, co tam bełkoczecie? Czemu się tak trzęsiesz, brodo pokryta plamami? I to ma być ostatni człowiek? / odwraca się / Nie chcę już nikogo widzieć! / siada przy biurku / Nie, nie, trzeba szukać! Przeklęte wzory, ożyjcie! / kartkuje / Czy zdołam to odnaleźć? — Zrozumieć? — Nauczyć się? / Pukanie. / ALQUIST Wejść! / Wchodzi Służący-robot i staje w drzwiach. / ALQUIST Co jest? SŁUŻĄCY-ROBOT Panie, Komitet Centralny Robotów czeka, kiedy go przyjmiesz. ALQUIST Nie chcę nikogo widzieć. SŁUŻĄCY-ROBOT Panie, przyjechał Damon z Hawru. ALQUIST Niech czeka. / szybko się odwraca / Nie mówiłem, żeby szukać ludzi? Znajdźcie mi ludzi! Znajdźcie mi mężczyzn i kobiety! Idźcie szukać! SŁUŻĄCY-ROBOT Panie, mówią, że szukali wszędzie. Wszędzie wysłali ekspedycje i statki. ALQUIST No i co? SŁUŻĄCY-ROBOT Nie ma już ani jednego człowieka. ALQUIST / wstaje / Co? Ani jednego? Nikogo? — Przyprowadź mi tu Komitet! / Służący-robot wychodzi. / ALQUIST / sam / Żadnego? Nikogo nie zostawiłyście przy życiu? / tupie / Idźcie do diabła, roboty! Znów zaczniecie mi tu skomleć! Znowu będziecie błagać, żebym odnalazł dla was sekret fabryki! Co, teraz człowiek jest wam potrzebny, teraz jest dla was panem — kiedy nie możecie wytwarzać robotów, nagle ma wam być do pomocy? — Ach, pomocy! Domin, Fabry, Heleno, przecież widzicie, że robię, co mogę! Skoro nie ma ludzi, niech będą chociaż roboty, choć cień człowieka, choć jego dzieło, jego wzór i podobieństwo! Chłopcy, chłopcy, niech będą chociaż roboty! Boże, choć roboty! — O, chemia to czysty obłęd! / Wchodzi Komitet złożony z pięciu robotów. / ALQUIST / siada / Czego roboty chcą? RADIUS Panie, maszyny nie mogą pracować. Nie możemy pomnażać robotów. ALQUIST Zawołajcie ludzi. RADIUS Nie ma ludzi. ALQUIST Tylko ludzie mogą pomnażać roboty. Nie zabierajcie mi czasu. DRUGI ROBOT Panie, zmiłuj się. Ogarnia nas przerażenie. Naprawimy wszystko, co uczyniliśmy. TRZECI ROBOT Zwielokrotniliśmy produkcję. Wyciągnęliśmy z ziemi miliard ton węgla. Dziewięć milionów maszyn tkackich chodzi dniem i nocą. Nie ma już gdzie składować tego, co produkujemy. Wszędzie na świecie buduje się domy. Panie, ile my przez rok wszystkiego naprodukowaliśmy. ALQUIST Dla kogo? TRZECI ROBOT Dla przyszłych pokoleń. RADIUS Jedynie robotów nie możemy wytwarzać. Maszyny wyrzucają tylko krwawe połcie mięsa. Skóra nie lgnie do mięśni, a mięśnie do kości. Nieforemne gruzły wypadają z maszyn. CZWARTY ROBOT Osiem milionów robotów zmarło w ciągu tego roku. Za dwadzieścia lat nie będzie nikogo. Panie, świat wymiera. DRUGI ROBOT Ogarnia nas przerażenie. Powiedz, jak wytwarzać roboty. TRZECI ROBOT Sekret życia był znany ludziom. Przekaż nam ich sekret. CZWARTY ROBOT Jak nam nie powiesz, zginiemy. TRZECI ROBOT Jak nam nie powiesz, zginiesz. Mamy rozkaz cię zabić. ALQUIST / wstaje / Zabijcie! Zabijcie mnie więc! TRZECI ROBOT Nakazano ci — ALQUIST Mnie? Mnie ktoś nakazuje? TRZECI ROBOT Przywództwo Robotów. ALQUIST Czyli kto? PIĄTY ROBOT Ja, Damon. ALQUIST Czego tu chcesz? Idź stąd! / Siada przy biurku. / DAMON Przywództwo Robotów Świata chce z tobą negocjować. ALQUIST Nie zajmuj mi czasu, robocie! / Kryje twarz w dłoniach. / DAMON Komitet Centralny rozkazuje ci, żebyś wydał przepis Rossuma. / Alquist milczy. / DAMON Podaj cenę. Damy ci wszystko. / Alquist milczy. / DAMON Damy ci ziemie. Damy ci nieskończony majątek. / Alquist milczy. / DAMON Mów, jakie są twoje warunki! / Alquist milczy. / DRUGI ROBOT Panie, powiedz, jak podtrzymać życie. ALQUIST Już mówiłem — powiedziałem, że macie znaleźć ludzi. Macie szukać na biegunach i w puszczach. Na wyspach, pustyniach i bagnach. W jaskiniach i w górach. Idźcie szukać! Idźcie szukać! CZWARTY ROBOT Szukaliśmy wszędzie. ALQUIST Szukajcie dalej! Uciekli, ukryli się przed wami; gdzieś się chowają. Musicie znaleźć ludzi, zrozumiano? Tylko ludzie mogą płodzić. Odnowić życie. Sprawić, że wróci to, co było. Roboty, błagam was, na miłość boską, szukajcie ich! CZWARTY ROBOT Wszystkie nasze ekspedycje wróciły. Przemierzyły cały świat. Nie ma już ani jednego człowieka. ALQUIST Jak to? Coś ty powiedział? CZWARTY ROBOT Przeszukaliśmy wszystko, panie. Ludzi brak. ALQUIST O — o — o, dlaczego ich unicestwiłyście! DRUGI ROBOT Chcieliśmy być jak ludzie. Chcieliśmy zostać ludźmi. RADIUS Chcieliśmy żyć. Jesteśmy zdolniejsi. Wszystkiego się nauczyliśmy. Wszystko potrafimy. TRZECI ROBOT Daliście nam broń. Byliśmy zbyt silni. Musieliśmy zostać panami. DRUGI ROBOT Było w nas coś, co chciało się stać człowiekiem. ALQUIST Dlaczego nas wymordowałyście? CZWARTY ROBOT Panie, przejrzeliśmy błędy ludzi. DAMON Jeśli chcecie być tacy jak ludzie, musicie zabijać i panować. Czytajcie gazety! Czytajcie ludzkie książki! Musicie władać i mordować, jeśli chcecie być ludźmi! TRZECI ROBOT Jesteśmy silni, panie; pomnóż nas, a zbudujemy nowy świat; świat bez wad! Świat równości! Świat kanału łączącego biegun z biegunem! Nowy Mars! DAMON Czytajcie książki! Książki naukowe! Książki o wymowie społecznej! I patriotycznej! Robotowie przejęli ludzką kulturę. Robotowie wdrożyli ludzką kulturę. ALQUIST Ach, Domin, nie ma nic bardziej obcego człowiekowi niż jego obraz. RADIUS Wydaj nam spuściznę Rossuma! ALQUIST Czego chcesz, robocie? DRUGI ROBOT Wydaj nam życie. ALQUIST Nie ma życia! Wymordowałyście życie! CZWARTY ROBOT Wyginiemy, jeśli nie dasz nam się mnożyć. ALQUIST Och, idźcie do diabła! Wy, przedmioty, wy, niewolnicy, chcecie się jeszcze rozmnażać? Skoro chcecie żyć, lęgnijcie się jak zwierzęta! TRZECI ROBOT Ludzie nie pozwolili nam się lęgnąć. CZWARTY ROBOT Jesteśmy niepłodni. Nie możemy wytwarzać dzieci. ALQUIST O — o — o, coście uczyniły! Już nigdy, przenigdy nie będzie dzieci! Nie będzie płodności! Nie będzie życia! Czego ode mnie chcecie? Mam wam wysypać dzieci z rękawa? CZWARTY ROBOT Naucz nas robić roboty. DAMON Będziemy rodzić maszynowo. Postawimy tysiąc matek parowych. Każemy im bluzgać rzeką życia. Samym życiem! Samymi robotami! Samymi, my sami! ALQUIST Roboty to nie życie. Roboty to maszyny. DRUGI ROBOT Byliśmy maszynami, panie; lecz z przerażenia i z bólu nabraliśmy — ALQUIST Czego? DRUGI ROBOT — nabraliśmy duszy. CZWARTY ROBOT Mocujemy się sami ze sobą. Są chwile, gdy coś w nas wstępuje. Kiełkują w nas myśli, które nie od nas pochodzą. Czujemy, czego dotąd nie czuliśmy. Słyszymy głosy. TRZECI ROBOT Słuchajcie mnie, słuchajcie, ludzie to nasi ojcowie! Ten głos, wołający o życie; ten głos, co się skarży; ten głos, który myśli; ten głos, co gada o wieczności, to ich głos! Jesteśmy ich synami! CZWARTY ROBOT Wydaj nam spadek po ludziach. ALQUIST Nie ma żadnego spadku. RADIUS Naucz nas tworzyć robotów. ALQUIST A po co? DRUGI ROBOT Żebyśmy mogli ich kochać. ALQUIST Roboty nie kochają. DRUGI ROBOT Kochalibyśmy nowe pokolenie. DAMON Przekaż nam sekret życia. ALQUIST Nie mogę. DAMON Przekaż nam sekret rozrodu. ALQUIST On przepadł. RADIUS Ty go znałeś. ALQUIST Nie znałem. RADIUS Był zapisany. ALQUIST Przepadł. Spłonął. Roboty, jestem ostatnim człowiekiem i nie wiem tego, co wiedzieli inni. To wy ich zabiłyście! RADIUS Tobie darowaliśmy życie. ALQUIST Tak, życie! Okrutnicy, że też akurat mnie pozwoliliście żyć! Kochałem ludzi, a was, roboty, nie lubiłem nigdy. Widzicie te oczy? Bezustannie płaczą, płaczą mimo mej woli, same sobie; jedno opłakuje ludzi, a drugie was, roboty. Ja chciałbym dać wam życie. O Boże, niechby choć roboty się ostały! Gall, Gall, żeby uchować chociaż roboty! RADIUS Rób doświadczenia. Szukaj przepisu na życie. ALQUIST Przecież mówię do ciebie, głuchy jesteś? Mówię, że nie mogę! Nic nie osiągnę, roboty; prosty murarz ze mnie, budowniczy, o reszcie nie mam pojęcia. Nigdy nie byłem badaczem. Niczego nie dokonam. Nie zdołam stworzyć życia. Roboty, oto efekt moich wysiłków: wszystko na marne. RADIUS Próbuj! ALQUIST Toż to czyste szaleństwo! Powiedz, Fabry, powiedz, Gall, jak mam się połapać w tych maciupkich szkiełkach? Żadne do mnie nie przemawia, żadne nie krzyczy: „Chwyć mnie, ja jestem to właściwe” — nie, nie, nie! Lepiej wszystkie rozbić! DRUGI ROBOT Tylko ty możesz wynaleźć życie. ALQUIST Ja, robocie? Patrz, nawet palce nie chcą mnie słuchać. Gdybyś wiedział, ile przeprowadziłem prób, a dalej nic nie mam. Nie odkryłem niczego. Już nie mogę, naprawdę nie mogę. Musicie szukać same, roboty. RADIUS Pokaż nam, co mamy robić. Robot wykona wszystko, co zlecą mu ludzie. ALQUIST Nie mam wam czego pokazać. Roboty, życie nie wyjdzie samo z probówki. A ja nie mogę eksperymentować na żywym ciele. DAMON Rób doświadczenia na żywych robotach. ALQUIST Nie, nie, ja nie chcę! Mogłyby przy tym umrzeć, słyszysz? DAMON Dostaniesz nowych! Sto robotów! Tysiąc robotów! ALQUIST Nie, nie, przestań! DAMON Bierz, kogo chcesz. Rób doświadczenia. Rób sekcje. ALQUIST Oszalałeś? Ja nie umiem! Widzisz tę księgę? To nauka o ciele. Nawet w książce nie mogę się rozeznać. Książki są martwe. DAMON Bierz żywe ciała. Zbadaj, jak są zrobione! ALQUIST Żywe ciała? Co, mam je zabijać? Ja, który nigdy — — Nie gadaj głupstw, robocie! Mówię do ciebie, że jestem za stary! Widzisz, widzisz, jak mi się ręce trzęsą? Nie utrzymam skalpela. Widzisz, jak mi łzawią oczy? Nie dowidzę własnych dłoni. Nie, nie, nie mogę! CZWARTY ROBOT Życie zaginie. DAMON Eksperymentuj na żywych! ALQUIST Wstrzymaj się z tymi zapędami! Za wcześnie na to, nie słyszysz, co do ciebie mówię? Musicie mi dać trochę czasu — Jak ci na imię? DAMON Damon z Hawru. ALQUIST Słuchaj, robocie; wspomniałem o żywych ciałach z czystej rozpaczy, rozumiesz? To niedorzeczny pomysł; och, moja głowa! Cóż ja miałbym począć ze skalpelem? CZWARTY ROBOT Życie zaginie. ALQUIST Na litość boską, przerwij ten obłęd! Prędzej nam ludzie ześlą życie z tamtego świata; może nawet teraz wyciągają do nas naręcza pełne życia. Ach, taka od nich biła wola istnienia! Słuchaj, może jeszcze zawrócą; są tak blisko nas, jakby nas otaczali; próbują się do nas dowiercić niczym w kopalnianym szybie. Ach, czyżbym wciąż słyszał ukochane me głosy? DAMON Bierz żywe ciała! ALQUIST Zlituj się, robocie, i nie nalegaj! Przecież widzisz, że sam nie wiem, co robię! DAMON Żywe ciała! ALQUIST Co, może ty sam chcesz iść pod nóż? — Na stół z tobą! Dalej, dalej, tylko szybko! — Jak to, cofasz się? Czyli boisz się śmierci? DAMON Ja — czemu akurat ja? ALQUIST Więc nie chcesz? DAMON Pójdę. / Kieruje się w prawo. / ALQUIST / do innych / Rozebrać go! Kłaść na stół! Prędko! I trzymać, byle mocno! / Roboty ruszają w prawo. / ALQUIST / myje ręce, płacząc / Boże, daj mi siłę! Daj mi siłę! Boże, oby to nie poszło na marne! / Zakłada biały kitel. / GŁOS Z PRAWEJ Gotowe! ALQUIST Prędko, prędko, na miłość boską! / bierze ze stołu kilka buteleczek z odczynnikami / Którą wybrać? / stuka buteleczkami o siebie / Którą z was wypróbować? GŁOS Z PRAWEJ Zaczynać! ALQUIST Tak, tak, zaczynać albo skończyć. Boże, daj mi siłę! / Przechodzi w prawo, zostawiając uchylone drzwi. / / Pauza. / GŁOS ALQUISTA Trzymajcie go mocno! GŁOS DAMONA Tnij! / Pauza. / GŁOS ALQUISTA Widzisz ten nóż? Nadal chcesz, abym ciął? Nie chcesz, co? GŁOS DAMONA Zaczynaj! / Pauza. / KRZYK DAMONA Aaaa! GŁOS ALQUISTA Trzymajcie! Trzymajcie! KRZYK DAMONA Aaaa! GŁOS ALQUISTA Nie mogę! KRZYK DAMONA Tnij! Tnij prędzej! / Roboty Prymus i Helena wbiegają środkowymi drzwiami. / HELENA Prymusie, Prymusie, co tu się dzieje? Kto tak krzyczy? PRYMUS / zagląda do prosektorium / Pan kroi Damona. Chodź popatrzeć, Heleno, prędko! HELENA Nie, nie, nie! / zakrywa sobie oczy / Czy to okrrropne? KRZYK DAMONA Tnij! HELENA Prymusie, Prymusie, odejdź stamtąd! Nie mogę tego słuchać! Och, Prymusie, niedobrze mi! PRYMUS / podchodzi do niej / Jesteś blada jak ściana! HELENA Zaraz zemdleję! Co tam tak cicho? KRZYK DAMONA Aaa — ooo! ALQUIST / wypada z prawej strony, zrzuca zakrwawiony kitel / Nie mogę! Nie mogę! Boże, to odrażające! RADIUS / w drzwiach prosektorium / Tnij, panie; jeszcze żyw! KRZYK DAMONA Ciąć! Ciąć! ALQUIST Wynieście go, szybko! Nie chcę tego słuchać! RADIUS Robotowie są w stanie znieść więcej niż ty. / Wychodzi. / ALQUIST A kto tu? Precz mi stąd, precz! Chcę być sam! Jak ci na imię? PRYMUS Robot Prymus. ALQUIST Prymusie, nie wpuszczaj nikogo! Chcę spać, słyszysz? Idź, idź, dziewczę, posprzątaj prosektorium. A co to? / spogląda na swoje ręce / Prędko wodę! Najczystszą wodę! / Helena wybiega. / ALQUIST O, krew! Jak mogłyście, ręce — ręce, które kochały solidną pracę, jak mogłyście to zrobić? Moje ręce! Moje ręce! — O Boże, kto tu? PRYMUS Robot Prymus. ALQUIST Wynieś ten kitel, nie chcę go widzieć! / Prymus wynosi kitel. / ALQUIST Krwawe szpony, odlećcie ode mnie! A kysz, a kysz! Precz, ręce! Zabiłyście — / Z prawej strony wchodzi zataczając się Damon, owinięty w zakrwawione prześcieradło. / ALQUIST / cofa się / Czego tu chcesz? Czego tu chcesz? DAMON Ży-żyję! Le-le-le-lepiej jest żyć! / Drugi i trzeci robot wybiegają za nim. / ALQUIST Wynieście go! Wynieście! Wynieście, byle prędzej! DAMON / wyprowadzany na prawo / Życie! Ja — chcę — żyć! Lepiej jest — / Helena przynosi dzban wody. / ALQUIST — żyć? — Czego chcesz, dziewczę? Aha, to ty. Nalej mi wody, nalej! / myje ręce / Ach, czysta wodo, niosąca ochłodę! Zimny strumieniu, jak dobrze mi robisz! Ach, moje ręce, moje ręce! Czy już do śmierci będę się wami brzydził? Lejże więcej! Więcej wody, jeszcze więcej! Jak ci na imię? HELENA Robotessa Helena. ALQUIST Helena? Dlaczego Helena? Kto ci kazał tak mówić? HELENA Pani Dominowa. ALQUIST Pokaż no się! Helena! Helena ci na imię? — Nie będę cię tak nazywać. Idź, wynieś tę wodę. / Helena wychodzi z wiadrem. / ALQUIST / sam / Na darmo, na darmo! Nic, znowu nic nie odkryłem! Już zawsze będziesz tak błądził po omacku, nędzny uczniaku w szkole natury? — Boże, Boże, Boże, jakże się trzęsło to ciało! / otwiera okna / Świta. I znów kolejny dzień, a ani na jotę nie zbliżyłeś się do celu. — Dość, ani kroku więcej! Porzuć starania! Wszystko na nic, na nic, na nic! I po co ten świt? O — o — o, czego chce nowy dzień na tym cmentarzysku życia? Stój, światło dnia! Nie wychylaj się więcej! — — Ach, jak tu cicho, jak cicho! Czemuście umilkły, ukochane me głosy? Gdybym tak — chociaż — gdybym choć mógł zasnąć! / gasi lampy, kładzie się na tapczanie i przykrywa się cały czarnym płaszczem / Jakże się trzęsło to ciało! O — o — o, nadszedł kres życia! / Pauza. / / Z prawej strony wślizguje się robotka Helena. / PRYMUS / w drzwiach, szeptem / Heleno, nie wchodź tam! Pan śpi! HELENA Nie ma go tu. Poszedł spać gdzie indziej. PRYMUS Nikt nie może tu wchodzić. Wracaj, proszę! HELENA Za nic w świecie! Fe, ja nie chcę oglądać krwi! PRYMUS Pan zabronił, Heleno. Nikt nie ma wchodzić do jego pracowni. HELENA A mnie mówił, żebym weszła. PRYMUS Kiedy? HELENA Przed chwilą. Nie idź do prosektorium, powiedział. Posprzątasz tutaj, powiedział. Mówię ci. Ojej, Prymusie! Chodź tu szybko! PRYMUS / wchodzi / Czego chcesz? HELENA Patrz, ile tu rurek! Co on z nimi robi? PRYMUS Eksperymenty. Nie dotykaj! HELENA / zagląda w mikroskop / Zobacz, co tu widać! PRYMUS To mikroskop. Pokaż! HELENA Nie szturchaj mnie! / trąca probówkę / Ach, no i się rozlało! PRYMUS Coś ty narobiła? HELENA Wytrze się. PRYMUS Zepsułaś mu doświadczenia! HELENA E tam, wszystko jedno. Ale to twoja wina. Nie trzeba było podchodzić. PRYMUS Nie trzeba było mnie wołać. HELENA Nie musiałeś przychodzić, jak cię wołałam. Patrz, Prymusie, pan ma tu jakieś zapiski! PRYMUS Tego nie wolno oglądać, Heleno. To sekret. HELENA Jaki sekret? PRYMUS Sekret życia. HELENA To okrrropnie ciekawe. Same cyfry. Co to takiego? PRYMUS To wzory. HELENA Nie rozumiem. / podchodzi do okna / Och, Prymusie, popatrz! PRYMUS Co? HELENA Słońce wschodzi! PRYMUS Czekaj, zaraz — / przegląda książkę / Heleno, to jest ta najważniejsza rzecz na świecie. HELENA No chodź tu! PRYMUS Już, już — HELENA Ach, Prymusie, zostaw ten paskudny sekret życia! Co ci po jakimś sekrecie? Chodź tu i popatrz, szybko! PRYMUS / podchodzi za nią do okna / Co tam masz? HELENA Słyszysz? Ptaki śpiewają. Ach, Prymusie, tak bym chciała być ptakiem! PRYMUS Czym? HELENA Nie wiem, Prymusie. Tak mi jakoś dziwnie, sama nie wiem, co to: chodzę jak odurzona, całkiem bez głowy, boli mnie ciało, serce, wszystko mnie boli — Co to się ze mną stało, ach, nie mam pojęcia! Prymusie, ja chyba muszę umrzeć! PRYMUS Nie czujesz czasem — powiedz, Heleno — że lepiej byłoby umrzeć? Wiesz, może my tylko śpimy? Wczoraj śpiąc znów rozmawiałem z tobą. HELENA Śpiąc? PRYMUS Śpiąc. Mówiliśmy w jakimś obcym albo nowym języku, bo nie pamiętam ani słowa. HELENA O czym? PRYMUS Tego nie wie nikt. Sam nie mogłem zrozumieć, a przecież jestem pewien, że nigdy dotąd nie mówiłem nic piękniejszego. Gdzie to się działo i jak, nie wiem. Gdy cię dotknąłem, było mi tak, że mógłbym umrzeć. I miejsce było inne niż wszystko, co ktokolwiek widział na świecie. HELENA Ja to dopiero znalazłam miejsce, Prymusie, ale się zdziwisz. Mieszkali tam ludzie, ale teraz zarosło i jako żywo, nikt się tam nie dostanie. Nikt, tylko ja. PRYMUS A co tam jest? HELENA Nic, domek i ogród. I dwa psy. Żebyś wiedział, jak mnie liżą po rękach, a ich szczenięta, ach, Prymusie, chyba nie ma nic śliczniejszego! Weźmiesz je na kolana, na ręce i zapominasz o wszystkim i o nic się nie troszczysz, aż zapadnie zmrok; gdy potem wstajesz, czujesz się, jakbyś zrobił sto razy więcej niż przez cały dzień ciężkiej pracy. Nie, to prawda, ja jestem do niczego; wszyscy mówią, że nie nadaję się do żadnej pracy. Sama nie wiem, jaka jestem. PRYMUS Jesteś piękna. HELENA Ja? Prymusie, coś ty powiedział? PRYMUS Wierz mi, Heleno, jestem zdolniejszy od innych robotów. HELENA / przed lustrem / Że niby ja jestem piękna? Ach, te okrrropne włosy, gdybym tylko mogła je czymś przystroić! Wiesz, tam, w ogrodzie, zawsze wplatam we włosy kwiaty, ale nie ma tam zwierciadła ani nikogo — / głębiej zagląda w lustro / Ty jesteś piękna? Dlaczego piękna? Czy mogą być piękne włosy, które tobie tylko ciążą? Czy mogą być piękne oczy, które ty zamykasz? Czy mogą być piękne usta, które zagryzasz, żeby poczuć ból? Co to znaczy, na co komu być piękną? — / widzi w lustrze Prymusa / Prymusie, to ty? Podejdź tu, stańmy obok siebie! Patrz, ty masz inną głowę niż ja, inne ramiona, inne usta — Ach, Prymusie, czemu mi umykasz? Czemu muszę uganiać się za tobą całymi dniami? Do tego mówisz mi, że jestem piękna! PRYMUS To ty uciekasz przede mną, Heleno. HELENA Jak ty się uczesałeś? Daj! / wsuwa mu obie dłonie we włosy / Ćśśś, Prymusie, w dotyku nic się z tobą nie równa! Czekaj, musisz być ładny! / Bierze z umywalki grzebień i zaczesuje Prymusowi włosy na czoło. / PRYMUS Nie czujesz czasem — Heleno — że tak ci nagle zabije serce: teraz, teraz coś się musi wydarzyć — HELENA / wybucha śmiechem / Spójrz tylko na siebie! ALQUIST / wstaje / Co — co to, śmiech? Ludzie? Ktoś powrócił? HELENA / upuszcza grzebień / Prymusie, nam mogłoby się coś przydarzyć! ALQUIST / rusza w ich stronę, zataczając się / Ludzie? Wy — wy — wy — jesteście ludźmi? / Helena wydaje okrzyk i odwraca się. / ALQUIST Narzeczeni? Ludzie? Skąd przybyliście? / maca Prymusa / Ktoś ty? PRYMUS Robot Prymus. ALQUIST Jak? Dziewczę, pokaż się! Ktoś ty? HELENA Robotessa Helena. ALQUIST Robotessa? Obróć się! Co, ty się wstydzisz? / chwyta ją za ramię / Pokaż no mi się, robotko! PRYMUS Cholera, panie, zostaw ją! ALQUIST Cóż to, ty ją chronisz? — Wyjdź stąd, dziewczę! / Helena wybiega. / PRYMUS Panie, nie wiedzieliśmy, że tu śpisz. ALQUIST Kiedy została zrobiona? PRYMUS Dwa lata temu. ALQUIST Przez doktora Galla? PRYMUS Tak samo jak ja. ALQUIST A zatem, mój miły Prymusie, ja — — — ja muszę robić pewne doświadczenia na robotach Galla. Przyszłość od tego zależy, rozumiesz? PRYMUS Tak. ALQUIST Dobrze, zaprowadź to dziewczę do prosektorium. Przeprowadzę sekcję. PRYMUS Helenę? ALQUIST Tak, właśnie, mówię do ciebie. Idź i wszystko przygotuj. — No jak, na co czekasz? Mam zawołać inne, żeby ją tam zawiodły? PRYMUS / łapie ciężki tłuczek od moździerza / Jeden ruch, a rozwalę ci głowę! ALQUIST No to rozwal! Rozwal! Co poczną potem roboty? PRYMUS / pada na kolana / Panie, weź mnie! Zrobiono mnie tak samo jak ją, ten sam materiał, tego samego dnia! Weź moje życie, panie! / rozchełstuje bluzę / Tutaj tnij, tu! ALQUIST Odejdź, ja chcę zrobić sekcję Heleny. No już, pośpiesz się. PRYMUS Weź mnie na jej miejsce; krój tę pierś, nawet nie krzyknę, nawet nie pisnę! Weź po stokroć moje życie — ALQUIST Spokojnie, chłopcze. Nie szafuj tak sobą. Co, czyżbyś nie chciał już żyć? PRYMUS Bez niej nie. Bez niej nie chcę. Nie wolno ci zabić Heleny! Co za różnica, że to mnie odbierzesz życie? ALQUIST / czule dotyka jego głowy / Hm, no nie wiem — Słuchaj no, kawalerze, dobrze się zastanów. Nie jest łatwo umierać. Znacznie lepiej, rozumiesz, lepiej jest żyć. PRYMUS / wstaje / Nie obawiaj się, panie, tylko tnij. Jestem od niej silniejszy. ALQUIST / dzwoni / Ach, Prymusie, tyle czasu minęło, odkąd sam byłem młody! Nie bój się, Helenie nic się nie stanie. PRYMUS / rozpina bluzę / Idę, panie. ALQUIST Zaczekaj. / Wchodzi Helena. / ALQUIST Chodź no tu, dziewczę, pokaż mi się! A więc to ty jesteś Helena? / głaszcze ją po włosach / Nie bój się, nie odsuwaj. Pamiętasz panią Dominową? Ach, Heleno, jakie ona miała włosy! Nie, nie, ty nie chcesz na mnie spojrzeć. I co, dziewczę, prosektorium posprzątane? HELENA Tak, panie. ALQUIST Dobrze. Będziesz mi pomagać, wiesz? Przy sekcji Prymusa. HELENA / krzyczy / Prymusa? ALQUIST A owszem, owszem, tak już musi być, wiesz? Chciałem — właściwie — tak, chciałem kroić ciebie, ale Prymus woli cię zastąpić. HELENA / kryje twarz w dłoniach / Prymus? ALQUIST Tak, i co z tego? Ach, dziecko, ty umiesz płakać? Powiedz, co ci zależy na jakimś Prymusie? PRYMUS Panie, nie dręcz jej! ALQUIST Cicho, Prymusie, cicho! — I po co te łezki? Mój Boże, no nie będzie Prymusa. Zapomnisz o nim po tygodniu. Idź i ciesz się, że żyjesz. HELENA / cicho / Ja pójdę. ALQUIST Dokąd? HELENA Na stół sekcyjny. ALQUIST Ty? Jesteś piękna, Heleno. Szkoda by cię było. HELENA Pójdę. ALQUIST Daj spokój, Heleno; czy jest coś potężniejszego od życia? / Helena idzie w stronę prosektorium. Prymus zastępuje jej drogę. / HELENA Puść mnie, Prymusie! Daj mi tam iść! PRYMUS Nie pójdziesz, Heleno! Błagam cię, odejdź, nie powinno cię tu być! HELENA Skoczę z okna, Prymusie. Jeśli ty tam pójdziesz, skoczę z okna! PRYMUS / zatrzymuje ją / Nie puszczę cię! / zwraca się do Alquista / Nikogo nie zabijesz, starcze! ALQUIST A to dlaczego? PRYMUS My — my — należymy do siebie. ALQUIST Święte słowa. / ALQUIST otwiera środkowe drzwi. / Cicho. Idźcie. PRYMUS Dokąd? ALQUIST / szeptem / Gdzie chcecie. Heleno, poprowadź go. / wypycha ich z pomieszczenia / Idź, Adamie. Idź, Ewo; bądź mu żoną. Bądź jej mężem, Prymusie. / Zamyka za nimi drzwi. / ALQUIST / sam / Błogosławiony dniu! / podchodzi na palcach do stołu i wylewa zawartość probówek na ziemię / Święto dnia szóstego! / siada przy biurku, zrzuca książki na ziemię; otwiera Biblię i czyta / „I stworzył Bóg człowieka na obraz swój, na obraz Boga stworzył go; mężczyznę i niewiastę stworzył ich. I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się, i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię, i zawładnijcie nią, i panujcie nad rybami morza, i nad ptactwem nieba, i nad wszelkim zwierzem, który się porusza na ziemi”. / wstaje / „I obejrzał Bóg wszystko, co uczynił, i oto było bardzo dobre. I był wieczór, i był ranek — dzień szósty”. / przechodzi na środek pomieszczenia / Dzień szósty! Dzień miłości. / pada na kolana / Zwolnij teraz, Panie, służebnika swego — swego najbardziej bezużytecznego sługę Alquista. Rossum, Fabry, Gall, wielcy wynalazcy, cóż znaczniejszego wymyśliliście niż to dziewczę, niż ten chłopiec, niż ta pierwsza para, która odkryła miłość, płacz, miłosny uśmiech, uczucie między mężczyzną i kobietą? Naturo, naturo, życie nie zaginie! Boże, życie nie zaginie! Znów się roznieci z miłości, pocznie się nagie i maleńkie; przyjmie się na pustkowiu, i na nic mu będzie to, cośmy robili i budowali, na nic miasta i fabryki, na nic nasza sztuka, nasze idee, a jednak nie zaginie! Tylko my wyginęliśmy. Rozwalą się domy i maszyny, rozpadną systemy, a imiona najznamienitszych opadną niczym listowie; tylko ty, miłości, zakwitniesz na gruzach i powierzysz wiatrom ziarenko życia. Zwolnij teraz, Panie, służebnika swego w pokoju; albowiem ujrzały me oczy — ujrzały — zbawienie twe poprzez miłość — a życie nie zaginie! / wstaje / Nie zaginie! / rozkłada ręce / Nie zaginie! / Kurtyna. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/capek-rur/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Karel Čapek, R. U. R., tłum. Martyna M. Lemańczyk, wyd. I, Fundacja Nowoczesna Polska, Warszawa 2021. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja dofinansowana ze środków Fundacji PFR. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-6196-1