Juliusz Słowacki Balladyna Tragedia w pięciu aktach ISBN 978-83-288-2852-0 KOCHANY POETO RUIN! Pozwól, że pisząc do ciebie, zacznę od apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką. Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi Morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale, myślał, że szum ów pochodził od zgiełku ludzi, którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać. — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się, że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale, które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn, nie wiedząc, że najpiękniejszy rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego Morza utonął. Kochany Irydionie! Ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców, które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnię Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłosnych i umarłej kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota, jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką, ale skutkiem tej dziwnej władzy, która szepce do ucha nigdy wprzód niesłyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, niewidziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku, który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historii zostanie królową polską — a piorun, który spadł na jej chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości. Uśmiechnij się teraz, Irydionie, bo oto naśladując francuskich poetów: powiem ci, że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedii, czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi niebyłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko, aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy, patrząc na stary zamek koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem, że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne Sofoklesowskie „niestety!” A za to imię moje słyszane będzie w szumie płynącego pod górą potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi, że z dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli, w który je ubierze poeta: — bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniały nam pięknie te gruzy: to jednak jaśniej mi je oświecił ów duch Irydiona, któregoś ty pod krzyżem w Koloseum położył i nakrył złotymi skrzydłami anioła. Tak więc, kiedy ty dawne posągowe Rzymian postacie napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego, ja z Polski dawnej tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowej wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojej czarnej, piorunowej, dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie nie będzie walką, ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem, że twoja chmura, większym wichrem gnana i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie. Doniosły mi sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę, aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie wulkanu, spojrzyj na mórz rozległe błękity i pomyśl, że niedawnymi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój, jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz, czy nie dojrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Księża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszej Panny, a ja stałem z wlepionymi w ogień Etny oczyma, smutny, że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznej, czy echo tego hymnu, który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowej atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twoim i niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiemy myślą latać do siebie w odwiedziny. Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać Autorowi Irydiona na pamiątkę Balladynępoświęca Juliusz Słowacki Paryż, dnia 9 lipca 1839 r. OSOBY: * Pustelnik — Popiel III wygnany * Kirkor — pan zamku * Matka — wdowa * Balladyna, * Alina — jej córki * Filon — pasterz * Grabiec — syn zakrystiana * Fon Kostryn — naczelnik straży w zamku Kirkora * Gralon — rycerz Kirkora * Kanclerz * Wawel — dziejopis * Paź * Poseł ze stolicy Gnezna * Oskarżyciel sądowy * Lekarz koronny * Pany — rycerze — służba zamkowa — wieśniacy — dzieci. OSOBY FANTASTYCZNE: * Goplana — nimfa, królowa Gopła * Chochlik * Skierka Za czasów bajecznych, koło jeziora Gopła. AKT PIERWSZY SCENA I / Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami i bluszczem. — Kirkor wchodzi w karaceńskiej zbroi, bogato ubrany, z orlimi skrzydłami… / KIRKOR / sam / Rady zasięgnąć warto u człowieka, Który się kryje w tej zaciszy leśnej; Pobożny starzec — ma jednak w rozumie Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz O zamkach, królach, o królewskich dworach, To jak szalony od rozumu błądzi, Miota przekleństwa, pieni się, narzeka; Musiał od królów doznać wiele złego, I z owąd został przyjacielem gminu. / stuka do celi / Puk! puk! puk! GŁOS Z CELI Kto tam? KIRKOR Kirkor. PUSTELNIK / wychodząc z celi / Witaj synu… Czego chcesz? KIRKOR Rady. PUSTELNIK Zostań pustelnikiem. KIRKOR Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem, Może bym w smutne schronił się dąbrowy; Ale ja młody, pan czterowieżowy, Przemyślam dzisiaj, jak by się ożenić… Poradź mi, starcze. PUSTELNIK Lat dwadzieścia z górą Jak żyję w puszczy… KIRKOR Cóż stąd? PUSTELNIK Więc ocenić Ludzi nie mogę — ani wskazać, którą Weźmiesz dziewicę. KIRKOR Te, co rozkwitały Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie, Są dziś pannami… czerwony li biały Pączek na róży, taka będzie róża… Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecię, Białą, jak w ręku anielskiego stróża Kwiat lilijowy — niech jej słowik śpiewny Zazdrości głosu, a synogarlica Wiernością zrówna… gdzie taka dziewica, Wskaż mi, o starcze? Mówią, że królewny Słyną wdziękami? PUSTELNIK Nieba! to ród węża. Żona zbrodniami podobna do męża, Córki do ojca, a do matek syny; Jak w jednym gnieździe skłębione gadziny. O bogdaj piorun!… KIRKOR Nie przeklinaj. PUSTELNIK Młody, Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci. Bogdaj doznali, co pomór i głody! Bogdaj piorunem na poły pożarci, Padając w ziemi paszczą rozdziawioną, Proch mieli płaszczem, a węża koroną. Bogdaj! — Klnąc zbójcę potargałem siły, Wściekłem się jako brytan uwiązany. Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany, Stutysiącznemu narodowi miły, Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany; Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje, Nocą do komnat weszli brata zbóje, Różyczki moje trzy z łodygi ścięto! Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto! Aniołki moje!… wszystkie moje dzieci! KIRKOR Któż jesteś, starcze? PUSTELNIK Ja… Król Popiel trzeci… KIRKOR / schyla kolano / Królu mój! PUSTELNIK Któż mię z żebraki rozezna?… KIRKOR Uzbrajam chamy i lecę do Gnezna Mścić się za ciebie… PUSTELNIK Młodzieńcze, rozwagi! KIRKOR Bezprawie gorzej od Mojżesza plagi Kala tę ziemię i prędzej się szerzy; Popiel, skalany dzieci krwią niewinną, Niegodny rządzić tłumowi rycerzy. Niech więc się stanie, co się stać powinno, Pod okiem Boga, na tej biednej ziemi. PUSTELNIK Czy ty skrzydłami anioła złotemi Z nieba zleciałeś? KIRKOR Na barkach orlicy Para tych białych skrzydeł wyrastała; Gdy na rycerskiej są naramiennicy, Będzieżli rycerz mniej niż owa biała Ptaszyna ludziom użyteczny? — mali Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony Orła piórami? PUSTELNIK O mężu ze stali! Ty jesteś z owych, którzy walą trony. KIRKOR Ty wiesz, jak nasza ziemia wszeteczeństwem Króla skalana. Wiesz, jak Popiel krwawy Pastwi się coraz nowym okrucieństwem… Zaczerwienione krwią widziałem stawy: Król żywi karpie ciałem niewolników. Nieraz wybiera dziesiątego z szyków I tnąc w kawały, ulubionym rybom Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata Na dworskie pola i czerwonym skibom Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata Na pośmiewisko zwie Rusią Czerwoną. Dotąd żyjącym pod Lecha koroną Bóg dawał żniwo szczęścia niezasiane, Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane Pomory, głody sypie Boża ręka. Ziemia upałem wysuszona pęka; Wiosenne runa złocą się, nim ziarno Czoła pochyli, a wieśniacy garną Sierpami próżne tylko włosy żyta. Ta sama Polska, niegdyś tak obfita, Staje się co rok szarańczy szpichlerzem; Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem Z głodami walczy i z widmem zarazy. PUSTELNIK Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu. KIRKOR Jako, tyś winien?… PUSTELNIK Z rozlicznego cudu Korona Lecha sławną niegdyś była, W niej szczęścia ludu, w niej krainy siła Cudem zamknięta… oto ja, wygnany, Lud pozbawiłem tej korony. KIRKOR Starcze?… PUSTELNIK Korona brata mego jak liczmany Fałszywa… moja pod spróchniałe karcze Lasu wkopana… miałem ją do grobu Ponieść za sobą. KIRKOR Skądże tej koronie Cudowna władza? PUSTELNIK Ku ojczystej stronie Wracali niegdyś od Betleem żłobu Święci królowie — dwóch Magów i Scyta. Ów król północny zaszedł w nasze żyta, Zabłądził w zbożu jak w lesie — bo zboże Rosło wysokie jak las w kraju Lecha; Więc zabłądziwszy rzekł: «Wyprowadź, Boże!» Aż oto przed nim odkrywa się strzecha Królewskiej chaty — bo Lech mieszkał w chacie. — Wszedł do niej Scyta i rzekł: «Królu! bracie! Idę z Betleem, a gwiazda błękitna Twoich bławatków ciągle szła przede mną, Aż tu zawiodła». — Lech rzekł: «Zostań ze mną. Kraina moja szczęśliwa i bitna, Jeśli chcesz, to się tą ziemicą z tobą Dzielę na poły». — Scyta rzekł: «Zostanę, Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane Rozgraniczają się krwią i żałobą Dzieci i matek». Więc razem zostali; Ale to długa powieść… KIRKOR Mów! mów dalej! PUSTELNIK Więc jako dawniej czynili mocarze, Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki; A pokochawszy mocniej sercem, w darze Dał mu koronę… stąd nasza korona. Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki Szedł do niej z matki zadumanej łona I ku rubinom podawał się cały Jako różyczka z liści wychylona, I wołał: caca! i na brylant biały Różanych ustek perełkami świecił. KIRKOR O biedny kwiatku! na toż ty się kwiecił, By cię na krzyżu ćwiekami przybito? Czemuż nie było mnie tam na Golgocie, Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą! Zbawiłbym Zbawcę — lub wyrąbał krocie Zbójców na zemstę umarłemu. PUSTELNIK Synu! Bóg weźmie twoją pochopność do czynu Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy. Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy Świętą koronę… KIRKOR Wróci ona! wróci! Przysięgam tobie… Lecz… PUSTELNIK Co chcesz powiadać? KIRKOR Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci Szukając zemsty — chcę — chciałbym cię badać, Na jakim pieńku zaszczepić rodowe Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe Plemię rycerzy tronu twego strzegło? Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe Z żony imieniem? PUSTELNIK Tylu ludzi biegło Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości, A prawie wszyscy wzięli kość niezgody Zamiast straconej z żebra swego kości. Postąp inaczej — ty szlachetny, młody; Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże, Pod jaką belką gniazdo ulepiła; Gdzie okienkami błysną dziewic twarze, A dach słomiany, tam jest twoja miła. Ani się wahaj, weź pannę ubogą, Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo I lepiej będzie, niżbyś miał z królewną… KIRKOR Tak radzisz, starcze? PUSTELNIK Idź, synu, na pewno Do biednej chaty — niechaj żona karna, Miła, niewinna… KIRKOR Jaskółeczko czarna! Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz? PUSTELNIK Słuchaj mię, synu… KIRKOR Starcze, dobrze radzisz… Prowadź, jaskółko! / Odchodzi Kirkor. / PUSTELNIK / sam / O! ci młodzi ludzie, Odchodzą od nas i wołają głośno: Idziemy szukać szczęścia. Więc my, starce, Cośmy przebiegli po tej biednej ziemi, A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali; Możeśmy tylko szukać nie umieli… Idź! idź! idź, starcze, do pustelnej celi… / chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu / / Wchodzi Filon, pasterz… zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany. / FILON / z egzaltacją / O! złote słońce! drzewa ukochane! O! ty strumieniu, który po kamykach Z płaczącym szumem toczysz fale śklane! Rozmiłowane w jęczących słowikach Róże wiosenne! z wami Filon skona! Bo Filon marzył los Endymijona, Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca Biała bogini, różami wieńczona, Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca Czoło pochyli, a koralowemi Ustami usta moje rozpłomieni. Ach! tak marzyłem! Ale na tej ziemi Nie ma Dyjanny. Samotny uwiędnę Jako fijołek — albo kwiat jesieni. PUSTELNIK Co znaczą owe narzekania zrzędne? Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek? Wywracasz świata boskiego porządek, A że ty chciwy Akteona wanien, Czekasz na ziemi anielskiego bóstwa: Dlatego tyle zestarzałych panien Dotąd się mężów swych nie doczekały; Szukaj kochanki na ziemi. FILON Świat cały Na próżno zbiegłem przeglądając mnóstwa Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy Śledził spod złotej kapeluszów słomy Żniwiarek twarze, podobne czerwienią Makom zbożowym. Nieraz poglądam Na białe płótna, łąk jasną zielenią Słońcu podane; rojąc serca szałem, Że z bieli płócien jako z morskiej piany Alabastrowa miłości bogini Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany, Żyłem na świecie jako na pustyni; Nienasycony, dumający, rzewny. Byłem na dworach, widziałem królewny Podobne gwiaździe Wenus, co wynika Wieczorem z nieba różowego zorzą, Zaczerwieniona, ale bez promyka. Serca nie mają, a sercem się drożą Więcej niż koron brylantami. PUSTELNIK Głupcze! Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze! Ty, co na dworach szukałeś kochanki: Precz! precz ode mnie, kwiecie beznasienny, Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki, Światowi jako słońca blask jesienny Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę, Zamknę cię w szpital szalonych lub rzucę Na bakalarską ławę między dzieci. FILON Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci! Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie. PUSTELNIK Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie, A wszyscy marzą o królewskich dworach, Myślą o królach, a kryją się w borach, I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy. FILON Wsadź, starcze, głowę w strumień kryształowy, Może ochłonie. PUSTELNIK Woda nie obmyje Na moim czole czerwonego pasu. Widzisz! czy widzisz, jak korona ryje? Dwudziestoletnie życie w głębi lasu Nie zagoiło rany. Pas na czole, A drugi taki pas mi serce płata; Ten od korony, / pokazując na serce / ten od mieczów kata. O! moje dzieci! o! sieroctwa bole! O! moja przeszłość! FILON Nudzi mię ten stary, W głowie ma jakieś bezcielesne mary, Pewnie oszalał samotnością, postem. PUSTELNIK Cierpienie myśli jest kolącym ostem, Lecz rzeczywistość… o! ta jak żelazo Rani, zabija… FILON O tym inną razą Mówić będziemy, a przekonam ciebie, Że smutek serca… PUSTELNIK Niechaj cię pogrzebie, Mdława istoto. Nic niech nic zabije; A twój grobowiec zamknie nic. FILON O luba! Nieznaleziony twój obraz / pokazując na serce / tu żyje! Nieznalezienie gorsze niźli zguba; Jam cię nie znalazł, a widzę przed sobą! Idę do lasu, gdzie będę sam — z tobą… Błogosławiony wyobraźni cudzie, Ty mnie ocalasz! / odchodzi w las / PUSTELNIK Jak szaleją ludzie! / wchodzi do celi / SCENA II / Inna część lasu — widać jezioro Gopło. / / Skierka i Chochlik wchodzą. / SKIERKA Gdzie jest Goplana, nasza królowa? CHOCHLIK Spi jeszcze w Gople. SKIERKA I woń sosnowa, I woń wiosenna nie obudziła Królowej naszej? woń taka miła! Czyliż nie słyszy, jak skrzydełkami Czarne jaskółki biją w jezioro Tak, że się całe zwierciadło plami W tysiące krążków? CHOCHLIK Zanadto skoro Zbudzi się jędza i będzie Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom Budującym stolice i drogi umiatać Do mrównika wiodące… to majowym krówkom Rozwiązywać pancerze, aby mogły latać, To zwiedzać pszczelne ule i z otwartej księgi Czytać prawa ulowe lub rotę przysięgi Na wierność matce pszczelnej od zrodzonej pszczółki; To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki I uczyć budownictwa pierworoczne matki. Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki, Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni, Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij; Albo wróblowi wmawiać, że pięknie świegoce, Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą… Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato, A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem, Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem. SKIERKA Bo też ty jesteś leniwy, Chochliku! / patrzy na jezioro / Ach, patrz! na słońca promyku Wytryska z wody Goplana; Jak powiewny liść ajeru, Lekko wiatrem kołysana; Jak łabędź, kiedy rozwinie Uśnieżony żagiel steru, Kołysze się — waha — płynie. I patrz! patrz! lekka i gibka, Skoczyła z wody jak rybka, Na nezabudek warkoczu Wiesza się za białe rączki, A stopą po fal przezroczu Brylantowe iskry skrzesza. Ach czarowna! któż odgadnie, Czy się trzyma z fal obrączki? Czy się na powietrzu kładnie? Czy dłonią na kwiatach się wiesza? CHOCHLIK Ona ma wianek na głowie… Czy to kwiaty? czy sitowie? SKIERKA O nie… to na włosach wróżki Uśpione leżą jaskółki. Tak powiązane za nóżki Kiedyś, w jesienny poranek, Upadły na dno rzeczułki: Rzeczułka rzuciła wianek, Wianek czarny jak hebany Na złote włosy Goplany. CHOCHLIK Radzę ci, uciekajmy, mój Skierko kochany, Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać. Albo obracać młyny, skąd woda uciekła Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać Leniwego szerszenia, nim pójdzie do piekła Za kradzież słodkich miodów… lub malować pawie SKIERKA Więc uciekaj… ja się bawię… Promienie słońca przenikły Jaskółeczek mokre piórka… Ożyły — pierzchły — i znikły Jak spłoszonych wróbli chmurka Królowa nasza bez ducha. Zadziwiona stoi, słucha; Nie śmie wiązać i zaplatać Kos rozwianych, nie wie, czemu Wianeczkowi uwiędłemu Przyszło ożyć? skąd mu latać? Goplano! Goplano! Goplano! / Wchodzi Goplana. / GOPLANA Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek. CHOCHLIK Już się zaczyna praca. / Chochlik odchodzi mrucząc. / GOPLANA Czy to jeszcze rano? SKIERKA Pierwsza wiosny godzina. GOPLANA Ach! gdzież mój kochanek? SKIERKA Co mi rozkażesz, królowo? Zadaj piękną jaką pracę. Winąć tęczę kolorową, Albo budować pałace, Powojami wiązać dachy. I opierać kwiatów gmachy Na kolumnach malw i dzwonów Lazurowych. GOPLANA / zamyślona / Nie! SKIERKA Chcesz tronów Z wypłakanych nieba chmurek? Czy ci przynieść pereł sznurek? Z owych pereł, które dają Lep na ptaszki; ale mają Takie blaski, takie wody, Jak kałakuckie jagody. Chcesz? lecę na trzęsawice, Dojrzę — dogonię — pochwycę — Błędnego moczar ognika; I zaraz w lilijkę białą Oprawię jak do świecznika, I nakryję białym dzwonkiem, By ci świecił… Czy to mało? Rozkaż, pani! Co pod słonkiem, Co na ziemi, wszystko zniosę: Drzewa, kwiaty, światło, rosę. Co nad ziemią, w ziemi łonie: Dźwięki, echa, barwy, wonie, Wszystko, o czym kiedy śniły Myśli twoje w jezior burzy Kołysane. GOPLANA Skierko miły, Ja się kocham. SKIERKA W czym? czy w róży Bezcierniowej? czy w kalinie? W czterolistnej koniczynie? Może w kwiatku: «niech Bóg świeci», Który posadzi macocha Na grobie mężowskich dzieci? Może w Magdaleny nitce, Co bez wiatru leci płocha? Może w białej margieritce, Co piątym listkiem: «nie kocha» Zabiła młodą pasterkę? W czym się kochasz? poszlij Skierkę, A przyniesie ci kochanka, I wplecie do twego wianka, I będziesz go wiecznie miała, Pieściła i całowała Do przyszłej wiosny poranka, Do drugiego kwiatów wieku. GOPLANA Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku! SKIERKA To ludzkie czary. GOPLANA Tej zimy, gdym usnęła Na skrysztalonym łożu, światło mię jakieś Z głuchego snu gwałtownie ocuciło. Otwieram oczy — patrzę… płomień czerwony Jako pożaru łuna bije przez lody I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali Przełomkę biednym rybkom zdradliwą… Nagle Okropny krzyk — w przełomkę człowiek pada. Na moje upadł łoże; a czy to światło Podobne barwie róż, które świeciło W moim pałacu szklistym? czy też prawdziwe Róże na jego licach śmiercią mdlejące; Ale się piękny wydał — ach! piękny tak, że chciałam Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach, I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć Łańcuchem pocałunków. Wtem zaczął konać… Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić! Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść Z wody na rękach moich, usta z ustami Spoić i życie wlać w ostygłe jego piersi; Ale ty wiesz, co to za męka dla nas, Kiedy, podobne kwiatom, musiemy składać Rumieniec nasz i piękne barwy wiosny, I do kamieni białych podobne leżyć W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam. Musiałam leżeć na dnie, ani się płocho Na światło dnia wyrywać. Na pół martwego Wyniosłam drzącą ręką i przez otwory W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie Wracam na puste łoże, na zimne łoże; A moje serce rozdarł okrzyk rybaków, Którzy witali wtenczas, gdy ja żegnałam. Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie! Z miłością w sercu budzę się… kwiaty To nic przy jego licach — gwiazdy gasną Przy jego jasnych oczach… Ach kocham, kocham! SKIERKA Ktoś idzie tutaj lasem. GOPLANA To on! to on! mój miły. Bądź niewidomym, Skierko. / Skierka odchodzi. / / Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka. / GRABIEC Ach, cóż to za panna? Ma twarz, nogi, żołądek — lecz coś jakby szklanna. Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety. Są ludzie, co smak czują do takiej kobiety; Ja widzę coś rybiego w tej dziwnej osobie. GOPLANA Jak się nazywasz, piękny młodzieńcze? GRABIEC Nic sobie… GOPLANA Miły nic sobie! GRABIEC Jakżeś głupia, mościa pani — Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani Mojej piękności, to jest, żem piękny. A zwę się Grabiec. GOPLANA Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie? GRABIEC Proszę, coż za ciekawość w tym wywiędłym schabku! GOPLANA Proszę cię, panie Grabiec! GRABIEC Wolno mówić: Grabku! Panie Grabku! GOPLANA Któż jesteś? GRABIEC Aśćki panny sługa… A pytasz, kto ja jestem?… to historia długa; W naszym kościółku stały ogromne organy, Mój tata grał na dudach; pięknie grywał pjany, Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił; Do tego był balwierzem i całą wieś golił, Golił i grał na dudach, bo golił w sobotę, Na dudach grał w niedzielę; a miał taką cnotę, Że nie pił, kiedy golił, a pił, kiedy grywał. I wszystko szło jak z płatka. Wtem kogut zaśpiéwał I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił. Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda! Żona grała na dudach, a tatuś był duda; Grała więc po tatusiu i dopóty grała, Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała. Ja zaś, pośmiertne dzieło pana organisty, Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty, Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę, I uciekam od matki… GOPLANA Słowa jego wonne Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha… O luby! ja cię kocham… GRABIEC Coż to za dziewucha? Obcesowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy. Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy Lecą pod moje nogi… wołają dziewczęta: Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta, Że jutro grabim siano — pomóż, Grabku, grabić A to znaczy, że za mnie dałyby się zabić, I to, że się na sienie dadzą pocałować. GOPLANA Czy mię kochasz, mój miły…? GRABIEC Ha!… trzeba skosztować… Na przykład… daj całusa GOPLANA Stój!… pocałowanie To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczym wianie Za każdym pocałunkiem jeden listek spada. Nieraz dziewica czysta i smutkami blada Dlatego, że spadł jeden liść u serca kwiatu, Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu, I do mogiły idzie nigdy niekochana. GRABIEC Coś waćpanna jak mniszka. GOPLANA Raz pocałowana Będę twoją na wieki — i ty mój na wieki… GRABIEC Ha, pocałunek bliski, a ten «mój» daleki. / całuje / GOPLANA O mój luby! GRABIEC Dalibóg… pfu!… pocałowałem Niby w pachnącą różę… pfu… róża jest ciałem, Ciało jest niby różą… niesmaczno!… GOPLANA Mój drogi! Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili, Kiedy księżyc przyświeca, kiedy słowik kwili, Nad falą szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem Będziemy razem marzyć przy księżycu… GRABIEC / do siebie / Nie wiem, Co odpowiedzieć babie… GOPLANA Ty smutny? ty niemy? O! my z tobą będziemy szczęśliwi! GRABIEC Będziemy, Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze… GOPLANA Czemu? GRABIEC Bo ja nie lubię wody jak wściekły. GOPLANA Mojemu Kochankowi rwać będę poziomki, maliny. GRABIEC Lecz ja nie lubię malin… a kiedy dziewczyny Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek, Ale to nie dla malin. GOPLANA Lecz ty mój kochanek… Ty musisz lubić kwiaty… Więc przyjdź co wieczora. GRABIEC A to już tego nadto!… co za nudna zmora! Nie przyjdę w żaden wieczór… GOPLANA Dlaczego? GRABIEC Za borem Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem. GOPLANA Dziewczyna? GRABIEC Tak… dziewczyna… GOPLANA Czy piękna dziewczyna? GRABIEC Ha?… co pannie do tego?… zwie się Balladyna. GOPLANA Siostra Aliny?… córka wdowy?… ale ona Złe ma serce… GRABIEC Waćpanna, widzę, coś szalona… Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki Wszystkie dziewczęta, które mają małe nóżki, To mają piękne usta i serca — a właśnie Ona piękną ma nóżkę… GOPLANA / zapalając się / Niech słońce zagaśnie, Jeśli mi ciebie kto wydrze, kochanku. Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie! Choćbyś miał księżyc za ślubny pierścionek, Choćbyś miał księżyc, to ja go rozłamię, Zagaszę księżyc, który cię prowadzi Do pocałunków, do kochanki domu. Ach bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam! Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam! Bo zginiesz, luby… nie… razem zginiemy, Ale ty zginiesz także, gdy ja zginę… Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął. Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam wieczorem, Przynajmniej dzisiaj nie chodź tam… ja każę… GRABIEC A któż ty jesteś, co każesz? GOPLANA Królowa! Królowa fali, Goplana. GRABIEC Ej!… w nogi! Jezus Maryja! a tom popadł w biedę, Szatana żona chce być moją żoną. / Grabiec ucieka. / GOPLANA / sama / Niech słońce gaśnie! niechaj gwiazdy toną W bezdrożne niebo! niechaj róże więdną! Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach, Wolę je stracić niż kochanka stracić. Co mam potęgi, co nadprzyrodzonej Siły nad światem; to obrócę na to, Aby to serce podbić i mieć moim… Skierko! Chochliku!… SKIERKA / przybiega / Czy słyszałeś, Skierko, Moją rozmowę z kochankiem? aniołem? SKIERKA Nie karz… ciekawość… szczera moja skrucha, Biały powoju kwiatek uszczyknąłem I końcem rożka włożywszy do ucha Słyszałem… przez kwiat… GOPLANA Gdzie Chochlik? SKIERKA Leniwy Ciągnie się z wiankiem… / Wchodzi Chochlik z wiankiem. / GOPLANA A wstydź się, Chochliku! Patrz, coś ty narwał chwastu i pokrzywy, Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku. SKIERKA Pozwól mi, pani, niech ja go wysiekę Za taki wianek… CHOCHLIK Ej!… ja cię urzekę… GOPLANA Słuchajcie mię cicho, diabliki… Oto, Chochlo, polecisz za moim kochankiem; Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki, I błąkaj po murawach tak, by przed porankiem Nie trafił do mieszkania — ani do tej chaty, Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty, Córki wdowy… rozumiesz… a o wschodzie słońca Tu miłego przyprowadź. CHOCHLIK Będę go bez końca Błąkał i sadzał w błocie… cha! cha! cha! cha! cha! cha! / Odchodzi Chochlik. / GOPLANA A ty, mój Skierko, leć na mały mostek Gdzie jest mogiła samobójcy stracha Ukryj się w łozy zarostek. Za godzinę przez ten mostek Będzie jechał pan bogaty, Ustrojony w złote szaty, Jak do ślubu — bez oręży, I kareta złotem błyska, I pięć rumaków w zaprzęży; Cztery karych i klacz biała Przodem lecąc iskry ciska. A na mostku wypróchniała Leży belka drżąca, śliska. Czy rozumiesz? SKIERKA Wywrócić? GOPLANA / skłaniając głową / Lecz nie szkodzić żywym. Ani ludziom, ni koniom. SKIERKA A potem? GOPLANA Tego pana w płaszczu złotem, Hymnem wiatru czułym, tkliwym Zaprowadzić aż do chaty, Gdzie mieszka uboga wdowa I dwie młode córki chowa. Uczyń tak, by pan bogaty Wziął tam żonę i we dwoje Odjechał złotą karetą. Luby Skierko! dziecię moje! SKIERKA Dziewczyna będzie kobietą, Nim dwa razy słońce zaśnie, Nim dwa razy księżyc zgaśnie. / odlatuje / GOPLANA / sama / Więc rozesłałam sylfy; niechaj pracują Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to, Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy; Nie kwiatów strzec mi teraz, nie tęcze winąć, Ani słowiki uczyć piosenek, ani Budzić jaskółki wodne… kocham!… ginę!… A jeśli on mię kochać nie będzie? cała W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami Na jaki polny kwiat, i z nim uwiędnę. / rozpływa się w powietrzu / SCENA III / Chata Wdowy. / / Wdowa i córki jej Balladyna i Alina wchodzą z sierpami. / WDOWA Zakończony dzień pracy. Moja Balladyno, Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano Z Alinką na poletku dożniemy ostatka; A ty, moje dzieciątko, siedź sobie za ścianą… ALINA Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka, A my z siostrzycą idziemy na żniwo. Słoneczko lubi twoję główkę siwą I leci na nią by natrętna osa Do białych kwiatków; ani go od włosa Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła. O! biedna matko! WDOWA Dobre moje córki, Z wami to nawet ubożyzna miła; A kto posieje dla Boga, nie straci. Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci Bogatym mężem… a kto wie? a może Już o was słychać na królewskim dworze? A my tu żniemy, aż tu nagle z boru Jaki królewic — niech i kuchta dworu Albo koniuszy — zajeżdża karetą… I mówi do mnie: «Podściwa kobieto, Daj mi za żonę jedną z córek». — «Panie! Weź Balladynę, piękna jak dziewanna». — Tobie się także, Alino, dostanie Rycerz za męża… ale starsza panna Powinna prędzej zostać panną młodą. W rzeczułkach woda goni się za wodą. Mój królewicu, żeń się z Balladyną. BALLADYNA Gdzie ty mój grzebień podziałaś, Alino? Co ty tam słuchasz, jak się matce marzy. ALINA Wiesz, Balladyno, że to jej do twarzy, Kiedy śni głośno, kiedy się uśmiecha. WDOWA / do Balladyny / Dobrze ty mówisz! Chata taka licha, A mnie się marzy Bóg wie nie co… Ale Bogu się także w wiekuistej chwale Musi coś marzyć… a gdyby też Bogu Chciało się matce dać złotego zięcia… BALLADYNA Ach! słychać jakiś tarkot na rozłogu, Jedzie gościńcem dwór jakiegoś księcia. Pięć koni… złota kareta… ach kto to?… Jedzie aleją… Jak to pięknie złoto Między drzewami błyska!… Ach! mój Boże, Co im się stało?… śród naszego mostu Powóz prrr… stanął… i ruszyć nie może… WDOWA Pewnie chcą konie napoić… BALLADYNA Ot właśnie! Pan poi konie na drodze po prostu… WDOWA Ha! jeśli pić chcą… ALINA Już słoneczko gaśnie, Trzeba zapalić sosnowe łuczywo… BALLADYNA / biegnąc od okna / Ach lampę zaświeć… ach lampę… co żywo… O! gdzie mój grzebień? / Słychać pukanie do drzwi. / WDOWA Cóż to? co?… ktoś puka… Otwórz, Bladyno. BALLADYNA Niech siostra otworzy… WDOWA Prędzej otwórzcie… ktoś do chaty stuka. ALINA Ach ja się boję… WDOWA Niech wszelki duch Boży Boga wychwala… ja odemknę chatę… / patrzy przez dziurkę od klucza / O jakie stroje złocisto-bogate! / otwiera / Czy w imię Boga?… / Kirkor wchodzi. / KIRKOR Tak, z Boga imieniem. Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem Mostek pod moim załamał się kołem, Szukam schronienia… WDOWA Proszę poza stołem, Mój królewicu, siadać — proszę siadać. Chata uboga — raczyłeś powiadać, Że powóz… O! to nieszczęście! — Dziewczęta! To moje córki, jasny królewicu — A to już dawno człowiek nie pamięta Takich przypadków, chyba przy księżycu Młynarz, co jechał przeszłej wiosny. BALLADYNA Matko, Dosyć — daj panu mówić… / Wchodzi Skierka niewidzialny dla aktorów. / KIRKOR Przed tą chatką Słyszałem dźwięki luteń… czy to córki Wasze grywają na lutni? WDOWA Przepraszam — Nie… królewicu… SKIERKA Z niewidzialnej chmurki Sympatycznymi kwiaty poukraszam Obie dziewice, bo moja królowa Nie powiedziała, do której nakłonić Serce Kirkora… Muzyka echowa Zacznie hymnami powietrznymi dzwonić; A wieniec kwiatów taką woń rozleje, Że serce tego człowieka omdleje, Że jednym sercem dwa serca pokocha. / Wkłada wieńce kwiatów na głowy dziewicom — słychać muzykę. / WDOWA Może królewic chce odpocząć trocha?… KIRKOR / z zadziwieniem i niespokojnością / Odpocząć, kiedy dźwięki takie cudne Słyszę… Dziewice, wasze są to pieśni?… Słyszę śpiewanie… ALINA Czy się panu nie śni? Tu w chacie… cicho… KIRKOR Ach! jakże mi nudne Wspomnienie zamku pustego!… SKIERKA / na stronie / Czar działa… KIRKOR Z jakich kadzideł ta woń się rozlała?… To z pewna wasze wieńce, uroszone Łzami wieczora, dają takie wonie? BALLADYNA Lecz my nie mamy wieńców. / Wchodzi Sługa Kirkora bogato ubrany. / SŁUGA Naprawione Koło w powozie… KIRKOR Wyprząc z dyszla konie, Ja tu zostanę… / Sługa odchodzi. / WDOWA Cóż to za zjawienie? Królewic w chacie! Na jakim on sienie Spać będzie?… Jemu listki róży cisną… KIRKOR / do siebie / Prawdę wróżyłeś, pustelniku stary: Gdzie okienkami dwie różyczki błysną, Gdzie dach słomiany… SKIERKA / do siebie / Zakończone czary… KIRKOR / do Wdowy / Słuchajcie, matko! na świat wyjechałem Szukać ubogiej i cnotliwej żony; Dalej nie jadę, bo tu napotkałem Cudowne bóstwa!… O! gdybym dwa trony — Ach! powiem raczej, gdybym miał dwa serca! Lecz zdaje mi się, że dwa serca noszę… Dwoma sercami o dwie córki proszę; Ale Bóg jedną tylko wziąć pozwala I do ślubnego prowadzić kobierca; Więc trzeba wybrać… Czemuż losu fala Rozbiła serce moje o dwie skały? Ach czemuż oczy pierwej nie wybrały I nie powiodły czucia? Dziś nie umiem Wybrać… WDOWA Ja ciebie, panie, nie rozumiem… KIRKOR Proszę o rękę jednej z córek… może Słyszałaś kiedy o hrabi Kirkorze, Co ma ogromny zamek, cztery wieże, Złocisty powóz, konie i rycerze Na swych usługach?… Otóż Kirkor… to ja… Proszę o jedną z córek… WDOWA Córka moja?… Ja dwie mam córki — ale Balladyna… KIRKOR Czy starsza? WDOWA Tak jest… a młodsza Alina Także jak anioł… KIRKOR / do siebie / Jaki wybór trudny! Starsza jak śniegi — u tej warkocz cudny Niby listkami brzoza przyodziana; Ta z alabastrów — a ta zaś różana — Ta ma pod rzęsą węgle — ta fijołki — Ta jako złote na zorzy aniołki, A ta zaś jako noc biała nad rankiem. Więc jednej mężem — drugiej być kochankiem; Więc obie kochać, a jedną zaślubić? Lecz którą kochać? którą tylko lubić?… Niech się przynajmniej z ust różanych dowiem, Która mnie kocha?… / do dziewic / Moje smugłe łanie, Czy mnie kochacie? BALLADYNA Ach! ja ci nie powiem: «Nie»… ale nie śmiem wymówić: «Tak, panie» — Może ty zgadniesz, choć będę milczała; Zgadnij, rycerzu. KIRKOR / do Aliny / A ty, różo biała? ALINA / rzucając się na łono matki / Kocham… KIRKOR Obiedwie kochają. WDOWA Zapewne, że muszą kochać!… tożby to dopiero, Gdyby nie kochać rycerza, co szczerą Mógłby za żonę wziąć sobie królewnę, Piękny i śmiały. KIRKOR Któraż z was, dziewice, Będzie mię więcej kochała po ślubie? Jak będzie kochać? lubić, co ja lubię? Jak mi rozchmurzać gniewu nawałnice? BALLADYNA O panie! jeśli w zamku są czeluście, Z czeluści ogień bucha, a ty każesz Wskoczyć — to wskoczę. Jeśli na odpuście Ksiądz nie rozgrzeszy, to wezmę na siebie Śmiertelne grzechy, którymi się zmażesz. Jeżeli dzida będzie mierzyć w ciebie, Stanę przed tobą i za ciebie zginę… Czegóż chcesz więcej?… WDOWA Weź! weź Balladynę Szczera jak złoto. KIRKOR / do Aliny / A ty, młodsza dziewo, Co mi przyrzekasz? ALINA Kochać i być wierną. KIRKOR Ach nie wiem, której oddać rękę lewą Jako szwagierce — a której z pierścionkiem O! gdybym ujrzał tę gwiazdę przedsterną, Co wiodła króle do Dzieciątka żłobu! Serce mam jedno, a ciągnie do obu. Którą odrzucić? której być małżonkiem? Obie kochają, więc niesprawiedliwość Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą. W obojgu jedna prostota i tkliwość, W obojgu miłość jednaką zasługą… Którą tu wybrać?… ALINA Jeśli mnie wybierzesz, Szlachetny panie, to musisz obiecać, Że mię do zamku twojego zabierzesz Z matką i siostrą… Bo któż będzie matce Gotować garnek? kto ogień rozniecać? Ona nie może zostać w biednej chatce, Kiedy ja będę w pałacach mieszkała. Patrz, ona siwa jak różyczka biała. O! widzisz panie… musisz także ze mną I matkę zabrać… KIRKOR O! jakąż tajemną Rozkoszą serce napełnia… o! miła… WDOWA Lecz Balladyna to samo mówiła W sercu i w myśli… Wierzaj mi, rycerzu, I Balladyna kocha matkę starą. KIRKOR Jużem był wybrał i znów mi w puklerzu Dwa serca biją… BALLADYNA Byłabym poczwarą Niegodną twojej ręki, ale piekła, Żebym się matki kochanej wyrzekła. Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę. KIRKOR Oślepionego chyba losu ręce Wskażą mi żonę… SKIERKA / śpiewa do ucha Wdowy / Matko, w lesie są maliny, Niechaj idą w las dziewczyny. Która więcej malin zbierze, Tę za żonę pan wybierze. WDOWA Coś matce staruszce Przyszło do głowy… Mój ty królewicu, Jeśli pozwolisz twej pokornej służce, To ci poradzi, piękny krasnolicu. Oto niech rankiem idą w las dziewczyny, A każda weźmie dzbanek z czarnej gliny; I niechaj malin szukają po lesie: A która pierwsza dzban pełny przyniesie Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę. KIRKOR Wyborna rada… O! złota prostoto! Ty mi dasz szczęście niczym nieskłócone, Dnie rozkoszami przeplatane z cnotą. Tak, moja matko… niech o słońca wschodzie W las idą córki z dzbankami na głowie. A my w lipowym usiądziemy chłodzie; Która powróci pierwsza, ta się zowie Hrabini Kirkor… Sądź sam, wielki Boże. WDOWA Królewic znajdziesz w tej chateczce łoże, Pachnące siano zakryte bielizną. Wierzaj mi, panie, żabki się nie wślizną Do twego sianka… proszę do alkowy. KIRKOR / klaszcze / / Wchodzi Sługa. / Przynieś z powozu puchar kryształowy, Wino i zimne żubrowe pieczywo… / Sługa odchodzi. / Bądźcie mi zdrowe, piękne narzeczone… / odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę / ALINA Siostrzyco moja… o! jakież to dziwo, O! jakie szczęście! BALLADYNA Jeszcze niezłowione, To szczęście, siostro, może nie dla ciebie… ALINA O! moja siostro… wszakże to na niebie Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową: Jeśli nie będę panią Kirkorową, To będę pani Kirkorowej siostrą. A tobie jutro trzeba wziąć się ostro Do tych malinek, bo wiesz, że ja zawsze Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek. Nie wiem, czy na mnie jagody łaskawsze Same się tłoczą… czy tam… twój kochanek… BALLADYNA Milcz!… ALINA Ha, siostrzyczko? a ja wiem, dlaczego Malin nie zbierasz… BALLADYNA Co tobie do tego? ALINA Nic… tylko mówię, że ja bym nie chciała Rzucić kochanka ani dla rycerza, Ani dla króla… a gdybym kochała, Wzajem kochana, rolnika, pasterza, To już by żaden Kirkor… BALLADYNA Nie chcę rady Od głupiej siostry… / Słychać klaskanie za chatą. — Balladyna zapala świeczkę i ukrywszy ją w dłoni wychodzi. / ALINA Ha!… zaklaskał w borze — Wyszła ze świeczką… O, mój wielki Boże! Co tam pan Grabek powie na te zdrady. Bo też ta siostra chce iść za Kirkora, A jam widziała na kwiatkach ugora, Ba! i pod naszą osiną słyszałam Sto pocałunków… przebacz mi, o! Chryste, Że sądzę miłość, której ach! nie znałam… / klęka / Widzisz, mój Boże! ja mam serce czyste, A przysięgając nie złamię przysięgi… Boże! ptaszęta u Twojej potęgi Mogą uprosić o wiszeńkę czarną, Jaskółkom w dziobek dajesz muszkę marną. Jeśli ty zechcesz, Boże mój jedyny, Gdzie stąpię… wszędzie czerwone maliny… / siada na ławie i usypia / SKIERKA / śpiewa / Niech sen szczęścia pozłacany Zamyka oczy dziewczyny… A ja lecę do Goplany… / odchodzi / ALINA / przez sen / Wszędzie maliny! maliny! maliny… KONIEC AKTU PIERWSZEGO AKT DRUGI SCENA I / Las przy jeziorze Gople. — Wschód słońca. — Chochlik i Grabiec w czerwone błoto trzęsawic uwalany — i dobrze podpiły. / GRABIEC Nie pójdę krokiem dalej. CHOCHLIK Ale tu już blisko Do twojego domostwa. GRABIEC Moje czarne psisko, Nie wierzę tobie… bo mię błąkasz — sadzasz w błocie I wykręcasz ogonem… Nie… mój czarny kocie, Chciałem ciebie pogłaskać, a ogień wytrysnął… Spać chcę. CHOCHLIK Zażyj tabaki… GRABIEC / trzymając się dębu / Patrz, dąb mię uścisnął… I nie dziw, dąb przyjaciel grabiny… Mój dębie. Wierz mi, że cię szacuję; co w sercu, to w gębie. CHOCHLIK Chodźmy dalej… GRABIEC Znalazłem dęba przyjaciela; Choćbyś mi raj pokazał, gdzie Bóg wróble strzela, To nie porzucę dębu, co się cały chwieje I potrzebuje wsparcia. — Patrz, biedaczek mdleje. Tu, psie! tutaj z latarnią! zgubiłem dębinę. Ha! dąb uciekł… nie poznał mnie… obrosłem w trzcinę, Siedząc w błotach noc całą… CHOCHLIK Chodź do karczmy. GRABIEC Na to Masz ze mnie przyjaciela — na to jak na lato… Nie… to już nie przystoi… jeśli karczma dama Kocha mię, jak ja kocham… to nadejdzie sama… Głupstwo chodzić do dziewcząt… Skąd ty masz tabakę? CHOCHLIK Od pana Lucyfera. GRABIEC Ty mi świecisz bakę. Psie mój miły, poszukaj zająca — a strzelę. CHOCHLIK Czym?… GRABIEC Gromem… Cośmy z tobą dobrzy przyjaciele, Przepraszam ciebie bardzo, żem cię zawiódł w błota, Siedzieliśmy w kałuży po uszy jak cnota, I kichali — kichali… mój nos w nos waćpana. CHOCHLIK Pamiętasz, co nam trzcina mówiła? GRABIEC Kochana! Przyszła na pomoc… CHOCHLIK Trzcina ratowała dudę… GRABIEC Ja zawsze obwiniałem trzciny o obłudę… / kładzie się / CHOCHLIK Chodź dalej… GRABIEC Spać chcę… CHOCHLIK Lepiej wleź na dąb… GRABIEC / śpiewa / Na dębie Siedzą gołębie, Na stawku pływają kaczki… Jeżeliś przyjacielem, to zanieś do praczki Moje spodnie… CHOCHLIK Co? jak to? chcesz spać bez szlafmycy? GRABIEC Nie chcesz?… to idź do diabła, kocie czarownicy. CHOCHLIK Dobrej nocy… GRABIEC Dobranoc… dobranoc, psie miły. Szedłbym jeszcze do karczmy, ale nie mam siły. Dobranoc… / zasypia / CHOCHLIK Co za głupie stworzenia ci ludzie! Spił się, cały w czerwonej umazgał się rudzie I śpi; niech sobie teraz nadchodzi Goplana. / Goplana wchodzi ze Skierką. / GOPLANA Gdzie on? ach, zasnął… Niech zorza różana Pierwsze mu blaski na oblicze rzuci: Lecz niech się zorza na poły zasmuci I płaczem rosy słońce tak przesłoni, Aby łagodne powiek nie raziło… A ty, Chochliku, weźmij z hojnej dłoni Twoją nagrodę… CHOCHLIK / biorąc dar / Orzech świstun, zgniłą Pełny tabaką… dzięki ci, królowo, Przez dwa dni będę częstował hiszpanką Chłopstwo pijane… GOPLANA / do Skierki / Któraż jest kochanką Kirkora?… SKIERKA Obie… GOPLANA O szalona głowo! SKIERKA Przyjdą do lasu szukać malin obie, Jak ci mówiłem… GOPLANA Poradź mi, co zrobię? SKIERKA Spuść się na czarne Balladyny serce; Zazdrość widziałem w maleńkiej iskierce, Więcej niż zazdrość… GOPLANA Cóż robiły w nocy? SKIERKA Alina boskiej wzywając pomocy Usnęła cicho, marząc o malinach; A Balladyna zapaliła świecę I wyszła, bo ktoś zaklaskał w osinach. Leciałem za nią śledzić tajemnicę Nocnej przechadzki… Jako mgliste mary Szła po murawach i drżąca, i cicha: A płomyk świecy przez różowe szpary Białych paluszków, jak z róży kielicha, Błyskał i gasnął, to błyskał, to gasnął. Zbudził się ptaszek w osinach i zasnął, Tak cicho przeszła wietrznymi poloty, Tak cicho przeszła… Ćmy wianeczek złoty Zwinął się, leciał nad dziewicy głową. Stanęła… słucham… ona ciche słowo Wmieszała w szmery listeczków osiny… Ktoś odpowiedział… GOPLANA Może Balladyny Drużka?… SKIERKA Nie, pani. GOPLANA Kto? SKIERKA Mamże powiedzieć? GOPLANA / pokazując na śpiącego Grabka / On? SKIERKA Tak… GOPLANA / do Chochlika / Chochliku!… kazałam ci śledzić, Przeszkodzić. CHOCHLIK Diabeł kochankom przeszkodzi. GOPLANA Zamknij Chochlika, Skierko, w muszli żabiéj I na jezioro puść by kota w łodzi. CHOCHLIK O pani! pani! lepiej ty mię zabij… GOPLANA Zabić nie mogę, lecz mogę ukarać… SKIERKA Pójdź, panie Chochlo, o łódkę się starać. / Chochlik, przekrzywiając się jak krnąbrne dziecko, odchodzi ze Skierką. / GOPLANA / sama / Więc on ją widział… on ją widział nocą; Przekleństwo! wczoraj widział ją w osinie. Niechaj te gwiazdy nigdy się nie złocą, Co im świeciły! Niech ten miesiąc ginie! Niechaj anielskiej drogi mleczne stopnie W proch się rozsypią!… On był tam? — okropnie. Żeby ta dziewa jedno mi spojrzenie Przedała dzisiaj za brylanty światów… Jak go ukarać?… ach ja się zamienię W błękitny powój i węzłami kwiatów Na śmierć uścisnę… O nie… z tego wianka Kochanek żywy wyjdzie, a kochanka Rozpłomieniona miłością omdleje. Jak go ukarać?… Niechaj wrośnie wszystek W płaczącą wierzbę, korą się odzieje, Niech się na drzewie skłoni każdy listek, Jakoby smutny przewinieniem spadał I płakał… Luby, gdy cię tak zobaczę, Że będziesz płaczem na płacz odpowiadał, To będę płakać, ach! że wierzba płacze. / Skierka wraca. / SKIERKA Zamknięty w muszli po strumykach skacze I na jezioro wyjeżdża w powozie Nieboszczki żaby. GOPLANA Wytnij rózgę w łozie. / Skierka podaje Goplanie pręcik. / Obudź się teraz! obudź się, kochany! Powiedz, dlaczego?… GRABIEC / senny / Spię… bo jestem pjany. GOPLANA Powiedz, dlaczego? jak miłosny słowik Piosnką wieczora?… GRABIEC / śniąc na pół / Podaj mi borowik I włóż pod głowę za poduszkę… a nie? To idź do stawu, rybo, koczkodanie. GOPLANA Więc poznaj władzę Goplany! Wrośnij w ziemię i z tej ziemi Wyrośnij korą odziany I liściami płaczącemi. / Grabiec tonie w ziemię, wierzba na tym miejscu wyrasta. / Rośnij, wierzbo płacząca: Skarż się, gdy ptaszek trąca, Gdy cię strumyk podrywa; Kiedy wietrzyk rozniesie Twoje listki po lesie. Skierko! przyszlij słowika, niech tej wierzbie śpiewa Słowa miłosne i niech ją nauczy Kochać i płakać; Ale niech żaden dziób kruczy Nie śmie nad nią smutnie krakać Pieśni pogrzebu, Bo ta wierzba nie umarła. SKIERKA O! jakże pięknie listki rozpostarła! Jak się kłania kwiatom, niebu. Wierzba wyrosła z człowieka I piękniejsza, niż był człowiek. GOPLANA Niechaj teraz kochanek Balladyny czeka, Niechaj sękowym okiem spod korzanych powiek Upatruje dziewicy… SKIERKA Widzę dwie dziewczyny. Niosą na głowach czarne dzbanki z gliny, Szukają malin. GOPLANA Skryjmy się w gęstwiny. / Goplana i Skierka kryją się. — Alina wchodzi z dzbankiem na głowie. / ALINA Ach pełno malin — a jakie różowe! A na nich perły rosy kryształowe. Usta Kirkora takie koralowe Jak te maliny… Fijołeczki świeże, Wzdychacie próżno, bo ja nie mam czasu Zrywać fijołków — bo siostrzyczka zbierze Dzban pełny malin i powróci z lasu, I weźmie męża; a ja z fijołkami Zostanę panną… Choćbyście wy były, Fijołki moje, złotymi różami, Wolę maliny. / śpiewa, szukając malin / Mój miły! mój miły! Złoty wielki pan. Mojemu miłemu Niosę malin dzban, Bo on woli, mój kochanek, Taki pełny malin dzbanek Niż zbożowy łan. Oh! Niż zbożowy łan. / odchodzi w prawo / / Wchodzi Balladyna z dzbankiem na głowie. / BALLADYNA Jak mało malin! a jakie czerwone By krew. — Jak mało — w którą pójdę stronę? Nie wiem… A niebo jakie zapalone Jak krew… Czemu ty, słońce, wschodzisz krwawo? Noc wolę ciemną niż taki poranek… Gdzie moja siostra?… musiała na prawo Pójść i napełnić malinami dzbanek; A ja śród jagód chodzę obłąkana Jakąś rozpaczą i łzy gubię w rosie. ALINA / z głębi lasu / Siostrzyczko moja! siostrzyczko kochana! A gdzie ty?… BALLADYNA Jaki śmiech w Aliny głosie! Musi mieć pełny dzbanek… / Alina wchodzi. / ALINA Cóż, siostrzyczko? BALLADYNA Co?… ALINA Czy masz pełny dzbanek? BALLADYNA Nie… ALINA Balladyno, Coż ty robiłaś? BALLADYNA Nic… ALINA To źle, różyczko… Ja mam dzban pełny, mniej jedną maliną. BALLADYNA Weź tę malinę z mego dzbanka. ALINA Miła!… Siostrzyczko moja, powiedz, gdzieżeś była? Wyszłyśmy razem, miałaś dosyć czasu; Wszak ja ci, siostro, nie ukradłam lasu. Dlaczegoż teraz z taką białą twarzą I z przyciętymi ustami?… BALLADYNA Wyłażą Z twojego dzbanka maliny jak węże, Aby mię kąsać żądłami wymówek. Idź i bądź panią! siostra się zaprzęże Jak wół do pługa, będzie tłoczyć olej Z kolących siemion i z brzydkich makówek. ALINA A wstydź się, siostro… proszę cię, nie bolej Nad moim szczęściem. BALLADYNA Cha! cha! cha! ALINA Co znaczy Ten śmiech okropny? siostro! czy ty chora? Jeżeli wielkiej doznajesz rozpaczy, To powiedz… Ale ty kochasz Kirkora? Ty bardzo kochasz? Siostro! powiedz szczerze! Bo widzisz, rybko, są inni rycerze, Jak będę panią, to ci znajdę męża… BALLADYNA Ty będziesz panią? ty! ty! / dobywa noża / ALINA Balladyna!… Co ten nóż znaczy?… BALLADYNA Ten nóż?… to na węża W malinach… ALINA Siostro, jesteś blada, sina. Kalinko moja! co tobie? co tobie? Czemu ty blada? ach! jak to okropnie! Przemów choć słówko! Usiądźmy tu obie I mówmy z sobą otwarcie, roztropnie, Jak dwie siostrzyczki. / Siadają na murawie. / Ja kocham Kirkora. Ach nie dlatego, że Kirkor bogaty, Że wielki rycerz, pan możnego dwora, Że ma karetę złotą, złote szaty; A jednak miło mi, że chodzi w złocie, Że miecz ma jasny, służebników krocie: Bo to jak rycerz w bajce, co się rodzi Z wielkiego króla i w lesie znachodzi Jakąś zaklętą królewnę. BALLADYNA / wstając z pomięszaniem / Och!… ALINA / wstając / Miła!… Co tobie? BALLADYNA / ze wzrastającym pomięszaniem / Gdybym cię, siostro, zabiła… ALINA Co też ty mówisz? BALLADYNA Daj mi te maliny!… ALINA A kto wie, siostro? gdybyś poprosiła, Pocałowała usteczka Aliny, Może bym dała?… spróbuj, Balladynko… BALLADYNA Prosić?… ALINA Inaczej żegnaj się z malinką. BALLADYNA / przystępując / Co?… ALINA Bo też widzisz, siostro, że ten dzbanek To moje szczęście, mój mąż, mój kochanek, Moje sny złote i mój ślubny wianek, I wszystko moje… BALLADYNA / z wściekłością natrętną / Oddaj mi ten dzbanek. ALINA Siostro?… BALLADYNA Oddaj mi… bo!… ALINA / z dziecinnym naigrawaniem się / Bo!… i cóż będzie?.. Bo?… Nie masz malin, więc suche żołędzie Uzbierasz w dzbanek — czy wierzbowe liście?… I tak… ja prędzej biegam i przez miedzę Ubiegnę ciebie… BALLADYNA Ty?… ALINA A oczewiście, Że ciebie w locie, siostrzyczko, wyprzedzę… BALLADYNA Ty! ALINA O! nie zbliżaj się do mnie z takiemi Oczyma… Nie wiem… ja się ciebie boję. BALLADYNA / zbliża się i bierze ją za rękę / I ja się boję… połóż się na ziemi… Połóż… ha! / zabija / ALINA Puszczaj!… oh!… konam… / pada / BALLADYNA Co moje Ręce zrobiły?… O!… GŁOS Z WIERZBY Jezus Maryja… BALLADYNA / przerażona / Kto to?… zawołał ktoś?… czy to ja sama Za siebie samą modliłam się?… Żmija, Kobieta, siostra — nie siostra… Krwi plama Tu — i tu — i tu — / pokazując na czoło, plami je palcem / i tu. — Ktoż zabija Za malin dzbanek siostrę?… Jeśli z bora Kto tak zapyta? powiem — ja. — Nie mogę Skłamać i powiem: ja! — Jak to ja?… Wczora Mogłabym przysiąc, że nie… W las!… w las!… w drogę, Wczorajsze serce niechaj się za ciebie Modli. — Ach jam się wczoraj nie modliła. To źle! źle! — dzisiaj już nie czas… Na niebie Jest Bóg… zapomnę, że jest, będę żyła, Jakby nie było Boga. / odbiega w las / / Goplana i Skierka wchodzą. — Alina leży zabita. / GOPLANA Ach okropność, Ludzie tak siebie zarzynają nożem. Nie wiem, jak ludzka poczyna roztropność W takim zdarzeniu?… My duchy nie możem Znać owych ziółek, które rany leczą; A ona ciepła, może jeszcze żywa? Pustelnik nieraz ziółka w lesie zrywa, Więc może, gdyby miał koło niej pieczą, Do życia wróci… Ach Skierko mój drogi, Sprowadź tu pustelnika. / Skierka odbiega. / Wy ciernie i głogi, Jeżeli zabójczyni padnie na kolana, Bądźcie pod jej kolanami. Niech leci wiatrem ścigana, Przerażona strumyka mruczącego łzami Jak siostry płaczem… / patrząc w las / Widzę tego pasterza, co się zwie tułaczem, Wygnanym z kraju szczęścia, i po całym świecie Szukał próżno kochanki… dziś kocha się w kwiecie, W słońcu, w gwiazdach… w jutrzence… niech ujrzy te ciało… / odchodzi w las / / Wchodzi Filon, patrząc w niebo. / FILON / z emfazą / Po co mi świecisz, małżonko Tytana, Twarzą, co przeszła z różowej na białą?… Po co mi świecisz, Febie? Tyś do rana Miłością konał na Tetydy łonie; A teraz puszczasz rozhukane konie, I z szat wilgotnych srebrną trzęsiesz rosę, Szczęśliwy Febie!… Tam blada Dyjanna, Patrząc na twoje czoło złotowłose, Przed Endymionem kryje się w błękicie, Do głębi serca promieniami ranna… Miłość — to światło, to niebo, to życie! A jam nie kochał! o biada mi! biada! / spostrzega ciało Aliny / Cóż to za bóstwo?… Jak marmury blada! Nieżywa?… Boże! a taka podobna Do nieśmiertelnych bogiń — i nieżywa — Jak nad nią płacze ta wierzba żałobna! A moja dusza na marzenia tkliwa Łez dla niej nie ma?… Samotność popsuła Źródło łez moich!… Jaka postać cudna!… Jak ona wczoraj musiała być czuła! Jak do niej wianek przypadał weselny! Jak mogła kochać!… A dziś!… śmierć obłudna Życie wydarła, a wdzięk pośmiertelny Na moją zgubę nieżywej nadała… O! mój aniele! ty śmierci kochanka! O! jak miłośnie twoja ręka biała Ujęła czarny dzbanek… z tego dzbanka Płyną maliny, a z alabastrowej Piersi wytryska drugi taki strumień Piękniejszy barwą od krwi malinowej. Ach! twój zabójca od dwu będzie sumień Ścigany za te dwa strumienie krwawe… Nie… to zwierz leśny musiał zabić ciebie, Człowiek by nie mógł — Boże!… oto rdzawe Leży żelazo — to człowiek!… Ach w niebie Szukać schronienia przed tłumem tych ludzi! Spij, moja luba! ciebie nie obudzi Ten pocałunek… a mnie niech zabije… / Całuje usta umarłej i podnosi nóż… Pustelnik nadbiega. / PUSTELNIK Stój! stój, zabójco. — On żelazo kryje Do swoich piersi… FILON Ojcze! patrzaj na nią! Znalazłem przecie kochankę… nieżywą. PUSTELNIK Czyjeż to miecze takie kwiaty ranią? Któż te pustynie krwią czerwieni żywą? Czy tu król Popiel zawitał i plami Białe lilije naszych lasów?… FILON Łzami Krew tę obmyję… PUSTELNIK Wstydź się łez… FILON Ach ona Umarła… patrzaj… tu! tu! tu… niebieski Kwiatek — znak śmierci śród białego łona.. Gwiazdeczka śmierci… PUSTELNIK Ty młody i rzeźki, Podnieś umarłą i weź na ramiona; Ja ci pomogę dźwigać lekkie ciało. W celi mam ziółka… FILON Ty duszę omdlałą Krzepisz nadzieją; ty podajesz ramię Duszy nieszczęsnej, która się już kładła W mogiłę żalu… pozwól, że ułamię Gałązkę z wierzby, pod którą upadła Kochanka moja okropnie zabita… Tum ją zobaczył — tu pokochał — stracił Wprzód, nim pokochał… Ach w przeszłości świta Szczęście stracone; jam się nie zbogacił, A skarb znalazłem… / urywa gałązkę z wierzby / GŁOS Z WIERZBY Nie trącaj, bom pjany… FILON Ta wierzba gada… PUSTELNIK W lesie są szatany. Ja znam się z nimi; nieraz mi do celi W okna stukają… FILON W lesie są anieli, Ale umarli… PUSTELNIK Chodź z twoim aniołem… / Filon bierze na ramiona ciało Aliny i odchodzi z Pustelnikiem. Goplana i Skierka wychodzą z gęstwin. / GOPLANA / wskazując na wierzbę / Przeklęci ludzie! jakim oni czołem Śmieli ułamać gałąź z tego drzewa? On musi cierpić… SKIERKA Ach! coś się wylewa Gorzkiego z rany… to zapewne woda Z ziarnek pszenicy ogniem wymęczona, Którą ci ludzie piją… GOPLANA Łza stracona… Ach każdej łezki brylantowej szkoda, Kiedy nie dla mnie płynie ze źrennicy. Jutro ty będziesz wolny, mój kochanku; Jutro wymawiać będziesz okrutnicy, Że cię dręczyła z ranka do poranku… Ukryj się, Skierko — patrzaj! Balladyna Zbłąkana w lesie tu nadchodzi, sina, Okropnie blada, z rozpuszczonym włosem. Ja twarz zakryję i pod wierzbą siędę; Będę mówiła do niej siostry głosem I obłąkaną gryźć będę… gryźć będę… / Skierka odchodzi. / BALLADYNA / wbiega na scenę, obłąkana / Wiatr goni za mną i o siostrę pyta, Krzyczę: «Zabita — zabita — zabita!» Drzewa wołają: «Gdzie jest siostra twoja?»… Chciałam krew obmyć… z błękitnego zdroja Patrzała twarz jej blada i milcząca... O… gdzie ja przyszła?… to wierzba płacząca… Ta sama… gdzie ja… — Siostra moja!… żywa!… GOPLANA Siostro… BALLADYNA Okropnym wołasz mię imieniem! Trup… trup… trup na mnie białą dłonią kiwa… Wszystkie mi włosy przesiękły sumnieniem I ciągną nazad, wstając z głowy. — Ale Nogi przykute… GOPLANA Czy ci smutne żale Nie mówią, siostro, żeś ty źle zrobiła? I gdyby siostra twoja żyła?… BALLADYNA Żyła? GOPLANA Mogłażbyś ty ją zabić po raz drugi? BALLADYNA / szukając koło siebie / Zgubiłam mój nóż. GOPLANA Ach nie dosyć długi Nóż twój był, siostro… BALLADYNA To nie moja wina. GOPLANA Siostro! lecz jeśli przebaczy Alina?… Jeśli zapomni… i powie: «Siostrzyczko, Miałam sen taki — do chaty wieczorem… Nim wyszłaś w ciemne osiny ze świeczką, Przyjechał rycerz; rycerz był upiorem, Upiór dwie siostry pokochał szalenie I obie wysłał na maliny; …śniłam, Że gdyśmy zaszły w głuche lasu cienie, Siostra mnie nożem… Wtem się obudziłam… Chodźmy do wróżki, niech sen wytłumaczy»… BALLADYNA / zamyślona / To sen… ach, prawda… i mnie się wydaje, Że to sen, siostro… GOPLANA Ten sen nic nie znaczy… BALLADYNA To sen… GOPLANA I tylko matka nas połaje, Żeśmy się długo zabawiły w borze. BALLADYNA A rycerz… GOPLANA Zniknął… to sen… BALLADYNA Być nie może… Co? ha okropnie, rycerz jak sen zniknął? GOPLANA Ale ja żyję… BALLADYNA Bogdajbyś umarła! To sen… to sen — ha?… rozum już przywyknął Do twojej śmierci. Skoro bym otarła Krew z mojej ręki… byłabym szczęśliwa. GOPLANA / odkrywa twarz / Bądź nią, szatanie! twa siostra nieżywa. BALLADYNA O wielki Boże! a ty co za widmo?… GOPLANA Bańka z kryształu, którą wichry wydmą Z błękitu fali… i barwami kwiatu Malują zorze. — Ale bądź spokojną, Ja nie wyjawię tajemnicy światu, Zostawię ciebie przeznaczeniem spójną Z ręką rycerza i ze zbrodni ręką; A ręka zbrodni dalej zaprowadzi. Usychaj wiecznie tajemnicy męką. Każda malina może ciebie zdradzi, Ta wierzba ciebie widziała, Korą wyśpiewa… Lękaj się drzewa! Lękaj się kwiatu! Każda lilija albo róża biała I na ślubie, i po ślubie Będzie plamami szkarłatu Na wszystkich liściach czerwona. Idź… weź ten dzbanek… ja ciebie nie zgubię. Ale natura zbrodnią pogwałcona Mścić się będzie — idź do chaty. / Balladyna bierze z rąk Goplany dzbanek Aliny i odchodzi milcząca. / Odeszła i splamione krwią obmyje szaty. Ale na czole plama zostanie czerwona; Nie ostrzegłam jej, próżno byłoby ostrzegać, Ta plama nie zejdzie z czoła. — Ja zaś idę po fali kryształowej biegać. Rzucę ten ciemny obraz zbrodni w jasne koła Zwierciadlanego Gopła… O blasku miesiąca Wrócę słuchać, jak szumi ta wierzba płacząca. / odchodzi / SCENA II / Ganek przed chatą Wdowy ocieniony lipą. / / Wdowa i Kirkor siedzą na ławie. / KIRKOR Nie widać córek… WDOWA Wrócą, panie! wrócą Jedna za drugą jak dwie gąski białe, Jedna za drugą. Ach, łzy mi się rzucą Ze starych oczu, na Chrystusa chwałę, Gdy je zobaczę… KIRKOR Któraż pierwszą będzie? Czy Balladyna? WDOWA Pewnie Balladyna. Wszak ona pierwsza w kościele i wszędzie Pierwsza… z organem piosenkę zaczyna. Alina także pierwsza. KIRKOR Więc Alina Może powróci? WDOWA Ha! może Alina; Bogu to wiedzieć… KIRKOR Czy wiesz, moja stara, Żem niespokojny o twoje dziewczęta… WDOWA To i ja właśnie… jakaś niby mara W głowę mi wlazła. Choć nikt nie pamięta, Aby na wiosnę kiedy być nie było Malin… a gdyby się też przytrafiło, Że nie ma malin… tak marzyłam wczora, Nim sen przyleciał… gdyby też śród bora Nie było malin? — potem sama sobie Mówiłam: «Głupiaś… wszakże koń przy żłobie, Gdy nie ma owsa, to zajada siano; Jeśli dziewczęta malin nie dostaną, To nazbierają poziomek». — Wy, króle! Może wam w zamkach nie znać się, co ziomka, A co malina, co siano a słomka, A co są dziuple, a co pszczelne ule. Wam tylko złoto, złoto, zawsze złoto… KIRKOR Ach! nie wierz temu… nieraz my zgryzotą Trapieni w zamkach dnie pędzimy liche. Po stokroć, matko, wolę twoje ciche I wiejskie życie… Miło na tym ganku Czekać wieśniaczej małżonki, jak lubo Kołysze sercem ten powiew poranku; Ty taka dobra, choć masz szatę grubą. WDOWA To mój świąteczny przecie ubiór — proszę! Cycowa suknia!… tylko w święto noszę Takie ornaty… Wraca Balladyna… KIRKOR Gdzie? WDOWA O! nie widać… lecz matce wiadomo. Patrz, panie! oto jaskółeczka sina Zamiast wylecić, kryje się pod słomą, I cicho siedzi… Gdyby zaś Alina Wracała z gaju, tobyś to, mój panie, Usłyszał w belkach szum i świegotanie, Jedna za drugą pyrr… pyrr… lecą z gniazdek Do tej dziewczynki i nad nią się kręcą Niby chmureczka małych, czarnych gwiazdek Nad białą gwiazdką… KIRKOR Dlaczegóż się nęcą Ptaszki do młodszej córki? WDOWA Któż to zgadnie?… Idzie Bladyna, widzisz?… KIRKOR Jak jej ładnie Z tym czarnym dzbankiem na głowie. / Balladyna wchodzi ze spuszczoną głową. / Dziewico! Oddaj mi dzbanek, ja ci zaś nawzajem Daję pierścionek… / bierze dzbanek / / Balladyna odwraca głowę. — Kirkor kładzie na jej palec pierścionek. / WDOWA Brylanciki świecą… KIRKOR Oby nam życie było słodkim rajem. Idź do komnaty, starym obyczajem Niechaj ci warkocz zaplatają swatki, Niechaj świeżymi przetykają kwiatki, A za godzinę, drżącą, uwieńczoną, Wezmę z rąk matki, i będziesz mi żoną. Kareta czeka, po księdza pojadę. / Odchodzi Kirkor. / BALLADYNA Och! WDOWA Czegóż wzdychasz? i coś niby blade Usteczka ściskasz?… BALLADYNA Matko moja droga, Nie wiem, jak wyznać? WDOWA Cóż, córeczko miła? Czy ty już drżąca od łożnicy proga Chciałabyś uciec jak sarneczka?… BALLADYNA Siła Złego mam donieść… WDOWA Co? BALLADYNA Ach! nie dasz wiary. Ale Alina… Ach… ta siostra młoda I tak kochana… Ach jaka jej szkoda! WDOWA Co, córko? BALLADYNA Bo też psułaś ją bez miary. Twoja to wina, że dziś… WDOWA Mów, bo skonam. BALLADYNA Lękam się mówić, może nie przekonam Ślepej miłości, matki przywiązania. Lecz któż by myślał, że ta młoda łania Ucieknie… WDOWA Córko… Alina? BALLADYNA Uciekła… WDOWA Gdzie… jak? z kim? — Boże! Matki się wyrzekła. BALLADYNA Ach przewidziałam dawno, że tak będzie. Jakiś obdarty młokos chodził wszędzie Za tą dziewczyną, szeptał jej do ucha. Napominałam. — Wiesz, jak ona słucha Kazań od siostry… I dziś… z nim uciekła… WDOWA Wyrodne dziecko!… Więc idź aż do piekła! Nie pomyślałaś na te stare oczy, Że będą płakać… dobrze, bo nie będą Płakać po tobie. — Bo matka ma smoczy Płód zamiast serca, można serce krajać, To się kawałki węża znowu sprzeda Jak płótna kawał… Chciałabym ją łajać… Przeklinać… dręczyć… Ot, wiesz… że te oczy Jak noże, ot tak… wlepiłabym w łono Jak noże… tylko bez tej łzy, co mroczy. Może byś ty mnie widziała szaloną, Ale co płakać… Nie! nie! nie! / płacze łkając / BALLADYNA Mój Boże! I tak zasmucić!… WDOWA O! i tak zasmucić! BALLADYNA Zasmucić matkę starą?… WDOWA O! mój Boże! Tak starą… Ale ona może wrócić. Kto wie!… Nieprawdaż, ona wrócić może? Jak sama kiedy siądzie przy oświatce Nocą… pomyśli: «Gdzie matka?», a już by Serca nie miała, żeby też o matce Nie pomyślała nigdy… BALLADYNA Idą drużby… / Słychać weselną muzykę. / WDOWA Jak oni grają smutnie i wesoło… Ty teraz skarbem moim… daj mi czoło, Niech pocałuję… Cóż to! jakaś plama, Jak krew czerwona? BALLADYNA / z przerażeniem / Krew?… WDOWA To od maliny Może… daj… zetrę… BALLADYNA / ścierajcąc / Matko… zetrę sama. WDOWA Jeszcze jest… BALLADYNA / trąc czoło / Teraz?… WDOWA Jeszcze — jak rubiny W twoim pierścionku pięknie sobie świeci. BALLADYNA / na nowo usiłując zetrzeć / A teraz?… WDOWA Jeszcze jest… by na osieci Listek czerwony… BALLADYNA O! o! to okropnie! WDOWA Daj mi tu czoło, a zetrę roztropnie. Może to ranka… / wspina się na palcach / BALLADYNA Matko! nie dotykaj Tej plamy… WDOWA Czy cię boli?… BALLADYNA Nie — nie boli… WDOWA Przyniosę wody spod owej topoli, Gdzie piją wróble… / Wdowa odchodzi. / BALLADYNA Plamo krwawa, znikaj!… / Wchodzą Swaty i Drużki, ustrojeni, z muzyką; zbliżają się do Balladyny, ta odwraca twarz. / SWATY / śpiew / Nie odwracaj czoła, Wstydliwa dziewczyno; Mąż na ciebie woła, Młodziutka kalino. Nie odwracaj czoła… DZIEWICE / śpiewając / Chcą nam ciebie wydrzeć swaty; Niech cię bronią białe kwiaty Twego wianka… SWATY / śpiew / Kwiaty ciebie nie obronią Ni białością, ani wonią, Od kochanka… / Dziewice podają Balladynie kosze z kwiatami. / BALLADYNA Precz! precz. — Odkąd zaczęły kwitnąć białe róże Z czerwonymi plamami?… Wynieście te kosze… / Balladyna ucieka do chaty. / JEDNA Z DZIEWIC Pogardziła kwiatami, które ja przynoszę, Ja, dawna przyjaciółka. JEDEN Z MŁODZIEŃCÓW Patrzcie, w pyłu chmurze Błyska złota kareta, jedzie Kirkor z księdzem. DRUGI Z MŁODZIEŃCÓW Przy tej karecie słońce zdaje się mosiędzem. KONIEC AKTU DRUGIEGO AKT TRZECI SCENA I / Dom Wdowy dopalający się — przed pogorzeliskiem garstka wieśniaczego ludu. / PIERWSZA KOBIETA Oj widzicie, jak diabły ludziom szczęście noszą. Ta nędzarka, ta wdowa ze swoją kokoszą, W złotej karecie błotem na nas biednych bryzga. DRUGA KOBIETA Oj prawda, że to gorzko, nam się to wyślizga, Co się drugim dostało. STARZEC A ja wam powiadam, Że staruszka podczciwa, sam nasz ojciec Adam Mógłby ją wziąć za żonę, lepiej mu przypadła Niż Ewa… PIERWSZA KOBIETA Bo bez zębów, jabłek by nie jadła. STARZEC Pamiętajcie, że ona ubogie leczyła. Ty sama, co tu wrzeszczysz, moja pani miła, Już by cię dawno szatan pojął do swej chwały, Gdyby nie ta staruszka. DRUGA KOBIETA I mój Stasiek mały Także jej winien życie, więc jej nie zazdroszczę, Dalibóg nie zazdroszczę; wóz sianem wymoszczę I pojadę w zamczysku odwiedzić staruszkę… DZIEWCZYNA I Balladynie miło będzie widzieć drużkę. Pojadę z tobą, matko. DRUGA KOBIETA Jak chcesz, moje dziecię, To narwijże róż polnych i bławatków w życie, Na wianek dla tej pani. STARZEC Oj, nie jedź, kobiéto! Widzisz ten pożar? DRUGA KOBIETA Cóż stąd — że słomą podbitą Chatę spalili — cóż stąd? STARZEC Widać, że się wstydzą Chaty, słomy, bławatków i nas… PIERWSZA KOBIETA Na to zgoda, A mówiłam, że oni z biednych chłopków szydzą. STARZEC Dajcie im święty pokój. DZIEWCZYNA A ta panna młoda To zadzierała nosa!… Widzieliście wczora. Wstążkę czarną na czole miała zamiast wianka, Wszystko, by się odróżnić… a w kosach równianka Nie z białych róż, ze złotych… Twarz niby upiora Blada… a uśmiech hardy; a kiedy się śmieje, To ząbków ani widać. DRUGA KOBIETA Nim słońce dogrzeje, Jedźmy, dziewczyno, wozem do zamku Kirkora… DRUGA DZIEWCZYNA Nie jedź! nie jedź!… DZIEWCZYNA Nie jadę. DRUGA KOBIETA Stara wóz wymości I pojedzie… Jak do nich mówić po godności? STARZEC Grzecznie mówić. DRUGA KOBIETA Pojadę. DZIEWCZYNA Tego im i trzeba; Każą ci na dziedziniec wynieść kawał chleba, A ty się kłaniasz nisko jak wieko u skrzyni; A pani z okna plunie. — Ha! mościa grabini, Przyniosłam ci kosz jajek. — Wiecie wy, że ona Była już na grabinię z dawna przeznaczona, Bo miała wziąć za męża Grabka pijanicę. Wiecie o tym? na Boga… to nie tajemnice, Zwąchali się z Grabiczem — to dziw, gdzie on siedział? Nie było go na ślubie. PIERWSZA KOBIETA Może się dowiedział… I poszedł do jeziora z rozpaczy. DZIEWCZYNA Niełatwo Wisusowi utonąć… PIERWSZA KOBIETA Otóż Grabiec pędzi Z lasu, jak zwykle wiejską otoczony dziatwą, Niby kania od wróblów… / Grabiec wpada na scenę, za nim tłum dzieci. / DZIEWCZYNA Niech z wami gawędzi. Jeśli dotąd nic nie wie, nie mówcie o niczem; Narwę grochu na wianek. / odchodzi / DZIECI Z Grabiczem! z Grabiczem! Tańcujmy! tańcuj, Grabku! GRABIEC Precz, bachury! STARZEC Gdzieżeś to bywał? czemu tak ponury? GRABIEC Co? gdziem ja bywał? DZIEWCZĘTA I coś robił? GRABIEC Rosłem. DZIEWCZĘTA Co ty powiadasz? GRABIEC Rosłem. DZIECI On był osłem! Grabiec był osłem… GRABIEC Milcz, przeklęty tłumie, Bo mi się zdaje, że liściami szumię. Gdybym przynajmniej miał tyle gałązek, Co miałem wczora; nie szczędziłbym wiązek Na wasze plecy. DZIECI Co pan Grabek plecie? GRABIEC / do starca / Powiedz mi, starcze! czy to można w lecie?… Czy można to być? — dotąd korą świerzbię! — Być wierzbą?… STARZEC Wierzbą można zostać wierzbie, Ale grabinie to nie… GRABIEC A ja byłem Wierzbą… STARZEC Co mówisz?… GRABIEC Mówię, co mówiłem. Bogdaj was diabeł pozamieniał w łozy, Córki tej wierzby, i piekielne kozy Wypuścił na was… Ale ja w rozpaczy; Ja byłem wierzbą… STARZEC Jednak to coś znaczy… A byłeś w karczmie? GRABIEC Wprzód nim wierzbą byłem, To byłem w karczmie. STARZEC I piłeś?… GRABIEC A piłem… STARZEC / śmiejąc się / Więc to sen, panie Grabku, wierzba owa!… GRABIEC / pokazując na pogorzelisko / A gdzie ta chata? DZIEWCZYNA Jaka?… GRABIEC Ta, gdzie wdowa Żyła z córkami?… DZIEWCZYNA A toż chata stoi… GRABIEC Gdzie? DZIEWCZYNA Ty pijany!… GRABIEC Gdzie? DZIEWCZYNA Tu!… GRABIEC Niech was poi Rosą diablica, jak mnie napoiła, Jeśli tu chata… DZIEWCZYNA Chata się zmieniła W twój nos czerwony, kiedyś ty się zmienił W płaczącą wierzbę. GRABIEC Bogdaj cię ożenił Sztokfisz w habicie z diabłem — a gdzie ona?… DZIEWCZYNA Kto? GRABIEC Balladyna? DRUGA DZIEWCZYNA / wchodzi z grochowym wiankiem / Także przemieniona W ten grochowy wianuszek, w grochowy wianuszek… / rzuca na głowę Grabkowi wianek / DZIECI Cha! cha! cha! groch na wierzbie rośnie zamiast gruszek! Cha! cha! cha! panie Grabku! Grabku, gdzieś ty bywał? A tu słowik kochance mężulka wyśpiéwał… DZIEWCZYNY A pan Grabek był wierzbą! DZIECI Grabek rosnął w lesie! DZIEWCZYNY A żoneczka w złocistej smyknęła kolesie. Cha! cha! cha! DZIECI Żeń się, Grabku, z miotłą czarownicy! Cha! cha! cha! STARZEC / bierze Grabka za rękę / Chodź do karczmy, przy miodu szklanicy Ja ci wszystko opowiem. / wyprowadza Grabka / DZIECI / lecąc za Grabkiem / Gil, wróbel i dzierzba Śpiewały na grabinie — a on rzekł: «Jam wierzba». Nuż z niego kręcić dudy… Smyknęła dziewczyna! Cha! cha! cha! wierzba, wierzbie, wierzbiątko, wierzbina. / Dzieci i cały tłum wychodzą za Grabkiem. / SCENA II / Sala pyszna w zamku Kirkora. / / Balladyna wchodzi zamyślona w bogatej szacie — z wstążką czarną na czole. / BALLADYNA / sama / Więc mam już wszystko… wszystko… teraz trzeba Używać… pańskich uczyć się uśmiechów, I być jak ludzie, którym spadło z nieba Ogromne szczęście… Wszakże tylu ludzi Większych się nad mój dopuścili grzechów I żyją. — Rankiem głos sumnienia nudzi, Nad wieczorami dręczy i przeraża, A nocą ze snu okropnego budzi… O! gdyby nie to!… Cicho. — Mur powtarza: «O! gdyby nie to…» / Wchodzi Kirkor zbrojny z rycerstwem. / KIRKOR Moja młoda żono! Jakże ci w moim zamczysku?… BALLADYNA Spokojnie. / Wchodzi Fon Kostryn. / KOSTRYN Rycerze zbrojni czekają przed broną. BALLADYNA Grabio! dlaczego tak rano i zbrojnie? KIRKOR Kochanie moje, odjeżdżam… BALLADYNA Gdzie? KIRKOR Droga! Przysiągłem święcie taić cel wyprawy. BALLADYNA Odjeżdżasz! ach, ja nieszczęsna! KIRKOR Na Boga! Nie płacz, najmilsza… bo ci będzie łzawy Głos odpowiadał nierycerskim echem… Ani mię trzymaj przymileń uśmiechem, Bo moje oczy olśnione po słońcu Drogi nie znajdą… Niech pierś uniesiona Ciężkim westchnieniem z krągłego robrońcu Czarów nie rzuca, niech twoje ramiona Wiszą ku ziemi jak uwiędłe bluszcze. BALLADYNA / rzucając się na szyję / Gdzie jedziesz? Mężu… ja ciebie nie puszczę! Dlaczego jedziesz? czyś poprzysiągł komu? KIRKOR Sobie przysiągłem. BALLADYNA Bogdaj ogień gromu Bóg rzucał tobie przed konia podkową; Może piorunem twój koń przerażony, Piorunem w bramę powróci zamkową. Więc ty na długo chcesz zaniechać żony? KIRKOR Za trzy dni wrócę… BALLADYNA Czyś ty kiedy liczył, Ile w dniu godzin? ile chwil w godzinach? KIRKOR Niechaj wie człowiek, że mu Bóg pożyczył Życia na krótko, niechaj odda w czynach, Co winien Bogu. BALLADYNA Lecz ty winien żonie Pozostać z żoną… KIRKOR Nic mię nie zatrzyma, Muszę odjechać — daj mi białe skronie! / całuje w czoło / Przed ludzi okiem ty wiesz, że prawdziwe Pocałowania dają się oczyma, A biedne usta, tak jako pierzchliwe Jaskółki, muszą w lot z białego kwiatka Chwytać miodową pocałunku muszkę — Bądź zdrowa, żono… Gdzie jest nasza matka? Może spi jeszcze, pożegnaj staruszkę: Nie mogę czekać. / odprowadzając na stronę / W skarbcu masz pieniążki, Szafuj… i baw się… — daj mi czoło białe, Jeszcze raz… — żono! nie lubię tej wstążki, Czoło należy do mnie, czoło całe, Rozwiąż tę wstążkę… BALLADYNA Mężu, uczyniłam Ślub… KIRKOR Ślub po siostrze… tak… lecz gdy powrócę, To wiedz się z Bogiem, ale mi się wyłam Z takiego ślubu… BALLADYNA Tak… KIRKOR Bo się pokłócę Z tobą, kochanko… i to nie na żarty. — Bądź zdrowa. — Chamy na koń! — niechaj warty Czuwają w zamku… / do Balladyny / Wspominaj mnie… / Odchodzi Kirkor i wszyscy prócz Balladyny. / BALLADYNA / sama / Mężu!… Odjechał. Po co? Gdzie? — Sumnienia wężu, Ty mi powiadasz: «Oto mąż odjechał Szukać Aliny»… ona w grobie — w grobie? Lecz jeśli znajdzie grób? — Tak się uśmiechał, Jakby chciał mówić: «Przywiozę ją tobie, A zdejmiesz wstążkę, jak przywiozę». / Fon Kostryn wchodzi. / KOSTRYN Pani!… Hrabia zaklina, abyś mu przez okno Posłała uśmiech… / Balladyna staje w oknie i uśmiecha się. Kostryn na stronie. / Mężowie, żegnani Żon uśmiechami, sami we łzach mokną. BALLADYNA / odchodząc od okna / Pojechał… / do Kostryna / Ktoś ty, rycerzu?… KOSTRYN Dowodźca Warty zamkowej. — BALLADYNA Nagrodzę ci hojnie Czujność i wierność… KOSTRYN Nie potrzeba bodźca Temu, kto służy rycersko i zbrojnie Tobie, grafini… Otośmy dostali Zamkowi temu obronę tajemną; Ach! my oboje będziemy czuwali, Ja nad aniołem — ty, anioł, nade mną. BALLADYNA Jak się nazywasz? KOSTRYN Fon Kostryn… BALLADYNA Nie z Lachów? KOSTRYN Z niemieckich książąt rodzę się. BALLADYNA Wygnany? KOSTRYN Jak biedny ptaszek spod płonących dachów W lot się puściłem… dziś obcy… nieznany Własnej ojczyźnie, sługa w obcym kraju; Niech to nie będzie moim potępieniem! Ty także obca… BALLADYNA Co? KOSTRYN Ty jesteś z raju. / odchodzi / BALLADYNA / sama / Jak się ja prędko poznałam spojrzeniem Z tym cudzoziemcem. — Ja mu nic nie winna — Szukałam okiem przerażonym w tłumie Kogoś. — Wierzyłam, że tu być powinna Bratnia mi dusza… dusza moja… z moją… Zacząć — jak? Spojrzeć — jeżeli zrozumie, Przemówić. – Dziwnie, że się ludzie boją Ludzi jak Boga i więcej niż Boga. — Będę odważną z ludźmi… / Wchodzi Wdowa ubrana jak w drugim akcie, w świątecznym ubiorze. / WDOWA Córko droga! Co to się stało? Królewic odjechał? BALLADYNA Cóż stąd? WDOWA Nazajutrz po ślubie zaniechał Żoneczki młodej… czyś go zagniewała? To by źle było! Jakże ty dziś spała, Gołąbko moja? wszak mówią, że trzeba Pamiętać zawsze sen na nowym łożu. Otóż ja śniłam, że do mnie aż z nieba Przyszła Alina, ot tak niby w morzu Płynąc w obłoczkach… i rzekła… BALLADYNA Różaniec Mów lepiej, matko. WDOWA Czy ty chcesz kaganiec Włożyć na usta matce? BALLADYNA Matko stara, Zamek nie chata, tu zatrudnień chmara, Tu nie snów słuchać… / Wchodzi Sługa. / SŁUGA Jakaś tam hołota Stoi przed bramą i wykrzyka hardo, Aby ją puścić przez zamkowe wrota. A straż złożoną na krzyż halabardą Zamknęła bramy… Ta chłopianka stara Z drabiniastego woza bez ustanku Krzyczy żołnierzom: «Powiedz, mój kochanku, Matce Kirkora żony, że Barbara, Jej przyjaciółka, zjeżdża w odwiedziny». WDOWA To moja kuma… jakie tam nowiny?… BALLADYNA Odprawić ten wóz. WDOWA Balladyno?… BALLADYNA Matko! Czy ci się sprzykrzył zamek?… dobra droga, Możesz odjechać z tą starą… WDOWA Co?… klatką? Tym drabiniastym wozem? — A! na Boga, Córko, co mówisz? BALLADYNA O! to żarty… żarty… Każ, matko, wóz ten wyprawić… WDOWA / z westchnieniem / Wyprawcie. — Powiedzcie, że śpię. BALLADYNA / do Sługi / A jeśli uparty Wóz nie odjedzie, rozumiecie — warty Czuwają w zamku… WDOWA / do Sługi / Tylko nie nabawcie Biedy… to stara. / Sługa odchodzi. / Prawda, córko moja, Gdyby przyjmować, toby tu jak z roja Sypało chłopstwo. — Niechaj nas kochają Z daleka — prawda? Córki rozum mają, Ty nie głupiutka; kiedy zaczniesz prawić, To księdza nawet nie zrozumie głowa. Moja córuniu! każ ty przecie sprawić Sukienkę matce, bo już ta cycowa Ma blade kwiatki, a jak tu kobiécie W szarak się ubrać? Córko! moje życie! BALLADYNA To jutro, matko, przypomnij. — A tobie, Starej kobiecie, lepiej nie wychodzić Z ciepłej komnaty… WDOWA Ach nudno jak w grobie Tak samej siedzieć… Czy ty chcesz zagrodzić Zamek matuli?… BALLADYNA Nie — nie… WDOWA Balladyna Kocha mię?… prawda, córko? A malina Na twoim czole? ta plama… o! pokaż… Czy boli ciebie? Ty nigdy nie kwokasz, Kurko, choć boli… a to może boli?… BALLADYNA Dosyć już, matko… WDOWA Woda spod topoli Obmyć nie mogła… o! córko kochana… To jakaś dziwna i okropna rana, Bladniesz, by o niej wspomnieć… BALLADYNA Więc dlaczego Wspominasz, matko?… WDOWA To z serca dobrego… Z dobrego serca… BALLADYNA Wierzę! wierzę! wierzę! Matko, idź teraz do siebie na wieżę. WDOWA Do mojej ciupy?… BALLADYNA Tam ci jeść przyniosą… I pić przyniosą… WDOWA I pić jak ptaszkowi?… BALLADYNA Idź, matko! WDOWA To już z moją siwą kosą Będę się bawić… Tylko służalcowi Każ mi jeść przynieść… nie zapomnij… / odchodzi / BALLADYNA / sama / Piekło! Mieszam się — bladnę… Ja się kiedyś zdradzę Przed matką, mężem… Wszystko się urzekło Na moją zgubę. Ludzie jako szpaki Uczone mowy, przez okropną władzę Sprawiedliwości, nie myśląc o mowie, Tak mówią, jakoby tajnymi szlaki Dążyli ciągle w głąb serca. Surowie Kładą sędziego pytanie: czyś winna? Krętymi słowy… Matka, mąż, oboje, I mąż, i matka — ta kobieta gminna… Trzeba ją kochać, to matka. / Kostryn wchodzi na scenę. / KOSTRYN Pokoje Kazałem suto osnuć w złotogłowy. Dziś dzień poślubny… dziś na dwór zamkowy Zjadą się liczne pany i rycerze, Wasale twoi… BALLADYNA Trzeba zamknąć wieżę, Gdzie mieszka moja — mamka — ona chora, Snu potrzebuje. KOSTRYN Jak to — ta potwora Mlekiem poiła twoje usta śliczne? Ach nie!… Ta chyba bogini niebieska, Co na błękity lała drogi mleczne Tak, że się każda białych piersi łezka W gwiazdę mieniła i dziś ludziom płonie; Ta sama chyba na śnieżystym łonie Ukołysała ciebie… BALLADYNA Mój rycerzu, Złote masz usta… KOSTRYN Ty dyjamentowe Serce. — Kazałem na Gopła pobrzeżu Zapalić smolne beczki i ogniowe Słupy; do ognia weselnego lecą Weseli goście. Czy pochwalasz, pani? BALLADYNA Czyń, jak przystoi. KOSTRYN Wieże się oświecą Jasnym kagańcem i tylko wybrani Goście do zamku mają być przyjęci. Właśnie dziś jakiś prostak bez pamięci Wdzierał się tutaj, kazałem go psami Poszczwać za wrota… Śmiałek nad śmiałkami, Psom odszczekiwał ciągle, że znał ciebie, A w takich ustach to bluźnierstwo srogie. BALLADYNA Któż by to mógł być? KOSTRYN Ktoś z tych, co po chlebie Pańskim się włóczą, i szaty ubogie Łatają nitką wyskubaną z płaszcza Panów, gdy nadto blisko przypuszczają Taką hołotę… wyszczekana paszcza. O! ty go nie znasz… twe usta nie mają Zgłosek na takie imię — jakiś gbura — Grabiec… BALLADYNA Co? Grabiec? Tego chłopstwa chmura To jak szarańcza. KOSTRYN Przebacz im, grabini. Królowa kwiatów na próżno obwini Chłopianki ułów, że koło niej brzęczą. Albo się obwiń niewidzialną tęczą Przed ludzi okiem; albo znoś cierpliwie Nasze wejrzenia… BALLADYNA O! ty, syn książęcy, Mieszasz się próżno z tymi, co na niwie Wiejskiej wyrośli… z tysiąca tysięcy Możesz być pierwszym, byleś tajemnicy Umiał dochować. / Kostryn przyklęka i całuje kraj szaty. / Chodźmy do skarbnicy Zaczerpnąć nieco złota, aby godnie Gości przyjmować… KOSTRYN Poniosę pochodnie. / Kostryn poprzedza z pochodniami Balladynę — wychodzą. / SCENA III / Las przed chatą pustelnika. / / Kirkor zbrojny. — Pustelnik z koroną w ręku. / PUSTELNIK Kirkorze, oto złocista korona. Więc może kiedyś za twoją pomocą Wróci na Gnezno i niezakrwawiona Błyśnie ludowi. KIRKOR Widzisz, jak ją złocą Promienie słońca; dobra wróżba. PUSTELNIK Boże, Świeć naszej sprawie… Dam ci jedną radę. Młodziutką żonę pojąłeś, Kirkorze? KIRKOR Pełna prostoty, spokojny odjadę. PUSTELNIK Wtenczas w kobiecie całą ufność kładę, Jeżeli wolna od wad matki Ewy. Doświadcz ją. Poszlij zapieczętowaną Skrzynię małżonce i srogimi gniewy Zagroź, jeżeli znajdziesz rozłamaną Pieczęć małżeńską. / wynosi żelazną skrzynkę / KIRKOR Dobrze, niech tak będzie. To moja pieczęć, dwie złote żołędzie W paszczy dzikowej. Pójdź sam, wierny sługo. / Wchodzi Sługa. / Zanieś to żonie, a jakkolwiek długo Będę się bawił, niechaj nie otwiera, Bo ja tak każę. / Sługa odchodzi. / Ona taka szczera! Ach ty mi szczęścia pokazałeś drogę, Czynami tylko zawdzięczyć ci mogę. Żegnaj mi, starcze… Królem cię powitam. PUSTELNIK Na twoim czole już zwycięstwo czytam. KIRKOR Na koń, rycerze! / Odchodzi Kirkor. — Słychać tętent oddalających się koni. / PUSTELNIK Czemu się ten rycerz Dwudziestą laty pierwej nie urodził?… Byłem na tronie, to kraj cały płodził Same poczwary; jak niezdatny snycerz, Który w kamieniach szuka ludzkiej twarzy I czyni ludziom podobne kamienie, Ale bez duszy… Czyliż przyrodzenie, Nim stworzy, długo o stworzeniu marzy, Długo próbuje, naprzód tworząc karcze, A potem ludzi jak Kirkor. / Wchodzi Filon — fantastycznie ubrany. / FILON O! starcze! Gdzie jest kochanka moja? PUSTELNIK Nie ożyła. FILON Ach to mi pokaż, gdzie leży mogiła Serca mojego?… Niechaj widzę, jakie Kwiaty wyrosły z posianej nadziei. Blade być muszą… PUSTELNIK O! wieczna płacznico! Czemu bezczynny błądzisz w leśnej kniei? Biegnij z Kirkorem, twoje złote włosy Odziej żelazną rycerza przyłbicą; I na tę szalę, która ludzkie losy Waży na ziemi, rzuć ziarko makowe Twojego życia… może los przeważy. FILON Gdzie jej mogiła?… gdzie? PUSTELNIK Gliny surowe Pierś już wyjadły, a po białej twarzy Robactwo łazi… FILON O nie! ona w ziemi Jako rzek nimfa, na glinianym dzbanku Dłonią oparta, dzban malinowemi Leje gwiazdami i w różowym wianku Trzyma zaklętą na malin ruczajek Białą jej postać… zbudzić się nie może; Oczki, aż listkiem niezapominajek Z grobu wyrosną, w rubinowe zorze Mogiły patrzą gwiazdami błękitu. W grobie się błyszczy. PUSTELNIK W grobie tyle świtu, Co nad kołyską marzeń. FILON A cień blady Nieraz tam błądzi, gdzie zwieszone smutnie Nad grobowcami brzozy, jako lutnie Od słowikowej trącane gromady, Płaczą i szumią listkowymi struny. Nieraz ją srebrne uplączą piołuny, Nieraz rozkwitły zatrzyma bławatek; Nieraz jak dziecko staje — i westchnieniem Zdmucha cykorii opuszony kwiatek. Ciało jej leży pod zimnym kamieniem; Duch na promykach księżycowych pływa I nieraz płocho te kwiatki obrywa, Co każdym listkiem liczą szczęścia chwile. Ach powiedz, starcze… więc ludzie w mogile Marzą o szczęściu?… PUSTELNIK Umrzyj, to się dowiesz. A jeśli wrócisz z grobu, to opowiesz O tych marzeniach sumnieniom zbrodniarzy; A może będą spali cicho w łożu… FILON Pójdę… i stanę na leśnym rozdrożu. Jeżeli jaka jaszczurka zielona Pobiegnie w prawo, to w grobie się marzy… Jeśli na lewo… to człowiek — nic — kona I nie śni… / Odchodzi Filon. / PUSTELNIK Ileż rodzajów nędzarzy Na biednym świecie — ziemia, to szalona Matka szalonych — któż to znowu? BALLADYNA / wbiega prędko / Kto ty? BALLADYNA Pani z bliskiego zamku. PUSTELNIK Czego żądasz? BALLADYNA Wiem, że znasz ziółek lekarskie przymioty, Że leczysz rany. PUSTELNIK Zdrowo mi wyglądasz. Pokaż zranione miejsce. BALLADYNA Starcze! PUSTELNIK Lekarz Powinien widzieć… BALLADYNA Czy ty mi przyrzekasz Wyleczyć? PUSTELNIK Pokaż tę ranę! BALLADYNA Na czole. Patrz! ha… co? PUSTELNIK Niby miesiąc w mglistym kole Krwi… twoja rana… czerwona i sina. Powiedz mi, jaka, jaka straszna wina Przyczyną? BALLADYNA Żadna. PUSTELNIK Lekarz musi wiedzieć Wprzód, nim wyleczy. BALLADYNA Czerwona malina Splamiła czoło. PUSTELNIK Musisz mi powiedzieć, Kiedy to było? BALLADYNA Wczora. PUSTELNIK Wczora rano? BALLADYNA Tak. PUSTELNIK Daj mi ręką posłuchać uderzeń Twojego serca. — Czy pod zapłakaną Wierzbą nie rosły maliny? Mów śmiało; Żądam od ciebie spowiedniczych zwierzeń. Czy ta malina była kiedyś białą? A tyś ją może sama sczerwieniła? Przyłóż do serca tę, co cię zraniła, Malinę… / odpycha ją gwałtownie / Biada tobie! serce twoje Wydało… BALLADYNA Starcze! PUSTELNIK Tyś siostrę zabiła! BALLADYNA Nie — nie — masz złoto — jeszcze tyle troje Przyniosę… PUSTELNIK Słuchaj! za co płacisz? BALLADYNA Nie wiem… PUSTELNIK Ta rana ciebie piekielnym zarzewiem Pali… ha?… BALLADYNA Pali… PUSTELNIK I spałaś dziś? BALLADYNA Spałam. PUSTELNIK Z tą raną?… BALLADYNA Starcze, ja nic nie wyznałam. PUSTELNIK Nic! o przeklęta! a za coś płaciła? BALLADYNA Za twoje leki. PUSTELNIK Bogdaj rana gniła, Aż cienie śmierci na całą twarz padną; A moje zioła piekłu nie ukradną i bólu… BALLADYNA Starcze biada tobie! PUSTELNIK / z ironią / Co ty mi grozisz, kiedy ja chorobie Obmyślam leki? czary piekieł trudzę, Aby tę ranę zmazać z twego czoła. Chcesz? siostrę twoją umarłą obudzę. BALLADYNA Obudzisz? PUSTELNIK Siostra niech siostry zawoła! Umarła wstanie i tę ranę zmaże. Chcesz? BALLADYNA Gdybym miała trzy wybladłe twarze, Na każdej twarzy trzy Straszniejsze plamy, Wolę je nosić aż do Boga sądu, Niż… PUSTELNIK Milcz, zbrodniarko! teraz my się znamy Do głębi serca… Niechaj z tego trądu Lęgną się w mózgu gryzące robaki, W sumnieniu węże; niech kąsają wiecznie, Aż umrzesz wewnątrz, a zgniłymi znaki Okryta, chodzić będziesz jako żywe Trupy… precz! precz! precz! ty musisz koniecznie Czekać, co Boga sądy sprawiedliwe Uczynią z tobą… A coś okropnego Bóg już przeznaczył, może jutro spełni. Może odmówi chleba powszednego, Może ci włosy kołtunami zwełni, Potem zabije nie wyspowiadaną Ogniem niebieskim… Biada! jutro rano Na murach zamku ujrzysz Boga palec. Ty jesteś jako zjadliwy padalec, A jeszcze gorszą plamę masz wyrytą Na twoim sercu niż na twoim czole. Co… czyś ty martwa?… Obudź się, kobiéto… Obudź się… słuchaj. BALLADYNA / jak ze snu / Co to? ha! wyrzekłeś, Że siostra moja zbudzi się?… ja wolę Umrzeć. — Dlaczego ty się, starcze, wściekłeś? Biada ci! Biada! / ucieka / PUSTELNIK / sam / W smutnej lasów ciszy Zbrodnia jak dzięcioł w drzewa bije suche; A cięcie noża daje takie głuche; Echo jak topor kata, kiedy rąbie Głowy na pniaku. Bóg to wszystko słyszy, Wszystko zamyka w tej okropnej trąbie, Co kiedyś będzie na sąd wołać ludzi. / Słychać śmiech w lesie. / Wszelki duch! W lesie śmieją się szatani! Wiedźma goplańska z diablików orszakiem Śmieszy ponure dęby, a z płaczących Brzóz się najgrawa. / Słychać odgłos łowów i psów łajanie. / To łowiec umarły Mglistymi psami mgliste pędzi tury Błyskawicowym wichrem oślepione. Pójdę… i łowy przeżegnam, niech giną Na wieki wieków… Lecz to nierozsądek Sąsiedztwo diabłów mienić w nieprzyjaciół. / Słychać dzwony podziemne. / Cóż to? zalane przed wiekami miasta Wołają z Gopła do Boga o litość Płaczem wieżowym… Może jaki krzyżyk Wieży sodomskiej między lilijami Widać na fali?… Pójdę — nie wytrzymam — Pójdę przeżegnać miasto potępione; Może spokojne pod modlitwą starca Snem cichym zaśnie w pogrobowej fali; Jak potępiony człowiek, za którego Dziecię się modli. SCENA IV / Las jak poprzednio. — Skierka i Chochlik. / CHOCHLIK Poleciał… głupi jak wrona. SKIERKA / bierze porzuconą na kamieniu koronę / Patrz, oto starca korona. Niechaj na włosach Goplany Od księżycowych promyków Błyska jak wianek ogników Związany włosem i wlany W gniazdeczko złotych warkoczy. CHOCHLIK Patrz, nasza pani tu kroczy. / Grabiec i Goplana wchodzą na scenę. / GRABIEC Moja najmilsza wiedźmo, deszczowa panienko, Tobie jezioro łożem, a chmura sukienką; Gdy po lesie przechodzisz, każdy kwiat i drzewo Wołać by cię powinien: «Chodź, panno ulewo!» Oraczowi by ciebie mieć nad suchą niwą. A gdybym ja był kwiatkiem, gorczycą, pokrzywą Albo rumiankiem, wtenczas wieczną tobie miłość Przysiągłbym i w małżeńską wstąpiłbym zażyłość. Ale ja na nieszczęście nie kwiat ani ziele; Człowiek mięsny, panienko; a moje piszczele Skórę wychudłą podrą jak ostre nożyce, Jeśli je mgłą napoję, gwiazdami nasycę. Więc kłaniam uniżenie. GOPLANA O! biada mi, biada! Dziś moja róża na pieńku opada, Dziś jakiś rybak otruł złotą stynkę, Pieszczotę moję; dziś miłą ptaszynkę, Co mi śpiewała nocą nad jeziorem, Na srebrnej brzozie, chłop zabił toporem I drzewo zrąbał… GRABIEC Dzisiaj mnie sowito Wierzbami pod zamczyskiem Kirkora obito; To prawdziwe nieszczęście, plecy świerzbią. — Ale Skoro w tym zamku biją, a karmią wspaniale, Gdy z odkręconych dziobków u rynien w rynsztoki Płynie jasna gorzałka; więc każą wyroki, Abym przystał na służbę do kuchni Kirkora. GOPLANA Co? zawsze do niej! do niej!… Jeszcze wczora Widziałeś serce tej kobiety. Miły, Czego zażądasz? władzy, bogactw, siły, Zmienionej twarzy; chociażby kamyka, Co sprawia cudem, że przed ludźmi znika Człowiek, jak widmo rozpłynione we śnie; Wszystko mieć będziesz. Jakże mi boleśnie Czarami twoje zakupować serce! — Chceszli mieć owe skrzydlate kobierce, Co noszą ludzi, gdzie myślą zażądać? O! miły, powiedz?… Czy pragniesz wyglądać Jako ów rycerz zjawiony na chmurze Szykom Lechitów? w złocie i lazurze Od stóp do głowy. GRABIEC Więc od stóp do głowy Miło by mi wyglądać jako król dzwonkowy, W koronie, z jabłkiem w lewej, z berłem na prawicy. / na stronie / Jak się teraz wywikła wiedźma z obietnicy? / głośno / Niech mam berło, koronę, płaszcz, złote trzewiki, Od stopy aż do głowy, jak pan król… GOPLANA Diabliki! Lećcie u zorzy Prosić purpury, Pereł u róży, Szafiru u chmury, U nieba błękitu, A złota u świtu; A może gdzie zawieszona Na niebie tęczowa nić, To tęczę wziąć na wrzeciona, I wić, i wić, i wić! / Odbiegają Skierka i Chochlik. / / do Grabka / O jakiej zamarzysz postaci, Zakreślony w czarów kole, Taką moc Goplany da ci Postać, szaty, rysy, dolę… GRABIEC W mojej myśli dzwonkowe szastają się krole. GOPLANA / zakreśla koło / Stój cicho, nie wychodź z koła. Słyszysz, jak szumi puszcza wesoła, Jak po gałązkach sosen, leszczyny Zlatują na dół śpiewne ptaszyny, Złociste wilgi, gile, słowiki. Z nimi ciekawe słońca promyki Spływają do nas przez listki drżące. Ale się wkrótce niebo zachmurzy, We mgle przelecą złote miesiące I gwiazdy blade, jak tuman burzy Z błyskawicami! / Skierka i Chochlik niosą szaty i koronę. / SKIERKA Wszystko gotowe. GRABIEC / poziewa / A! a! spać chcę… GOPLANA Pochyl głowę, Zaśnij — obudzisz się skoro. We śnie cię duchy ubiorą Na marę twego marzenia. GRABIEC / kładnąc się / Cudy… Dobranoc, panie Grabku… do widzenia Na tronie… dobrej nocy, synu organisty, Polecam się pamięci i afekt strzelisty Łączę… / poziewa / A! a! a! cudy… / zasypia / GOPLANA Czuwajcie nad sennym, Ja czary piekieł zamówię. / Ściemnia się — czerwone chmury przechodzą i widma otaczają Goplanę odwróconą. / SKIERKA Okryj go płaszczem promiennym, Wdziej mu złociste obuwie. / Ściemnia się zupełnie. — Na głowie Goplany pokazuje się półksiężyc. / Perła rosy z płaszcza kapie; Zbierz te perełki po trawie I znów przyszyj na rękawie. CHOCHLIK Król dobrodziej w dobre chrapie, Na drugi bok się przewraca. SKIERKA Goplano, niech światło wraca, Już się twój miły przetwarzył. / Goplana daje znak — księżyc z jej czoła znika — i światło wraca. / GOPLANA / patrząc na śpiącego / Jaką on sobie dziwną postawę wymarzył. / Grabek wstaje z ziemi jak król dzwonkowy. / GRABIEC / poziewając / A — a — a — a — dobry dzień… a — piękna pogoda. Co to? włosy na brodzie? — diabła! — siwa broda, Co to znaczy? w co znowu przewierzgnęły biesy? Jaki płaszcz! — jakie dziwne na piersiach floresy! Śniło mi się… Dalibóg, nie wiem, co się śniło, Karczma podobno, piwo z beczek się toczyło, I był potop, w potopie pływałem jak ryba. Sztuczka diabla! zrobili ze mnie wieloryba, Lewiatana w złocistym płaszczu, z brodą siwą. Ha! chodź tu, moja wiedźmo, moje szklanne dziwo, Powiedz, kto mnie tak złotem i brodą ozdobił? Powiedz, co się zrobiło ze mnie? GOPLANA Król się zrobił. GRABIEC / sięga do głowy i znajduje koronę / Więc niech się nie odrabia to, co już zrobione. Sięgnęła ręka głowy, znalazła koronę. Cudy… GOPLANA Nosisz prawdziwą koronę Popielów… GRABIEC Widzę, że służy ludziom do tych samych celów, Co czapka: kryje uszy. A to? / pokazuje berło drewniane / GOPLANA Berło twoje. GRABIEC Jak chcesz, miły węgorzu, ja sobie uroję, Że to berło; niech oko rozumowi sprzyja I powie, że to berło… Skąd wy tego kija Wzięli, diabliki moje? CHOCHLIK Gdy cię Grabkiem zwano… GRABIEC / ze wzgardą / Nie mów mi o tym Grabku. CHOCHLIK Gdyś był wczora rano Obywatelem lasu, wierzbą: z królo-drzewa Filon ułamał gałąź. GRABIEC I ta ręka lewa Nosi tę samą korę, którąm ja porastał, I ta kora jest berłem… Ha! to będę szastał Tym berłem po grzbiecinach. — Ach wielka mi szkoda, Że się do nieba dostał ojciec golibroda, Wraz by oszastał długie kędziory na brodzie. Moja wiedźmo, co chodzisz jak święta po wodzie, Nie możesz ty mię z łaski swojej brody zbawić? Nie?… basta… jaki balwierz potrafi się wsławić Na tej królewskiej brodzie. — Ha… a jeszcze warto Dać mi jabłko do ręki, a z dzwonkową kartą Będę chodził po świecie jako ze zwierciadłem. SKIERKA Na jabłko królewskie skradłem Chłopakom z bliskiego sioła Bańkę z mydła; a dokoła Tak piekło słońce, że z głową I z nogami w kryształową Siadłem kulkę. — Lecę, lecę… Wtem banieczka moja złota Na błękitnej siadła rzece; I konik polny — niecnota! Kiedy pod tęczowym szkiełkiem Usnąłem spokojnie w łódce: Zbił ją gazowym skrzydełkiem I uciekł… a ja rozespan, Na niebieskiej nezabudce Ocknąłem się… GRABIEC Diabliku, to znaczy, że jespan Głupi jak but… bo jabłko, choć jabłko królewskie, To jabłko, nie zaś żadne migdały niebieskie. / Chochlik daje mu jabłko. / Dzięki składam waszeci — dobre… a czy winne? / kosztuje / Więc mam wszystko, co król ma. Ach! ach! A gdzie gminne Szołdry? poddani moi, którym ja panuję?… GOPLANA Wszystko, co na tej ziemi moją władzę czuje: Ptaszyny, drzewa, rosy, tęcze, każdy kwiatek Jest twoim… GRABIEC Trzeba zaraz nałożyć podatek. Słuchajcie mnie… a kodeks niech będzie wykuty W spróchniałej jakiej wierzbie. Odtąd brać w rekruty I żubry, i zające, i dziki, i łosie. Kwiaty, jeżeli zechcą kąpać listki w rosie, Niech płacą, rosę puszczam w odkupy Żydowi; Niech mi wódką zapłaci. Każdemu szpakowi Kazać nie myśleć wtenczas, kiedy będzie gadał… Zabronić, aby sejmik jaskółczy usiadał Na trzcinach i o sprawie politycznej sądził. Wróblów sejmy rozpędzić; ja sam będę rządził I wieszał, i nagradzał… Jaskółkom na drogę Dawać paszporta, w takich opisywać nogę, Dziób, ogonek i skrzydła, i rodzime znaki. Odtąd nie będą dzieci swych posyłać ptaki Do niemieckich zakładów, gdzie uczą papugi; Wyjęte sroki, które oddają usługi Ważne mowie ojczystej. Z cudzych stron osoby, Jak to: kanarki… śledzić. Na obce wyroby Nakładam cło… od łokcia tęczy wyrobionej W kraju słońca, księżyca, białej lub czerwonej Albo fijoletowej, byleby jedwabnej, Płacić po trzy złotniki… a od sztuki szwabnej Płótna z białych pajęczyn… GOPLANA O czym gadasz, drogi? GRABIEC Co? króluję… króluję — skarb łatam ubogi. Róża płaci od pączka, od kalin kalina, Od każdego orzecha zapłaci leszczyna, Czy to pusty, czy pełny… mak od ziarek maku, Nie od makówek. Głowa na mnie nie dla znaku… GOPLANA Zostawiam ci Chochlika, Skierkę — niechaj służą, Niechaj zrywają kwiaty, a strzęsioną różą Osypią, kiedy zaśniesz. Bądź zdrów — do wieczora. Będę ciebie czekała nad brzegiem jeziora I płacząc, piosnką płaczu wabiła słowika. / Odchodzi Goplana. / GRABIEC Aż mi lżej, że ta rybia galareta znika. Hej, poddani! / do Chochlika / Ty jesteś królewskim ministrem, Boś głupi. / do Skierki / A ty, drugi diable z oczkiem bystrem, Błaznem; śmiesz mię, łajdaku, aż z radości pęknę. Ministrze, gdzie mój powóz? CHOCHLIK Cztery konie piękne, Czarne — księżycowymi wierzgają podkowy; I wóz na ciebie czeka Mefistofelowy; Ale nie mów Goplanie… GRABIEC Dlaczego? CHOCHLIK Bo ona Nie chce pożyczać z piekła. GRABIEC Szalona! szalona! Jeśli diabeł pożycza, bierz, bo takie wozy Oszczędzają ci butów… / do Skierki / Ty będziesz wiózł z kozy. Minister za forysia… teraz jechać pora. SKIERKA Gdzie król jedzie? GRABIEC Na ucztę ślubną do Kirkora. / Odchodzą wszyscy. / SCENA V / Sala w zamku Kirkora. / KOSTRYN / sam / Za pustelnika celą drzewami ukryty Słyszałem tajemniczą spowiedź tej kobiéty O! szczęście! — teraz pan-em złotej tajemnicy; Mógłbym ją z pałacowej rozkrzyczeć wieżycy Albo mojemu panu wiernie opowiedzieć, Albo okropną powieść wyrazami cedzić, Jako piasek klepsydry, w pani trwożne ucho, Aż zobaczę skarbnicę tego zamku suchą Jak czoło Araratu… Wraca Balladyna. Mogę mieć ją i skarby. — Szczęśliwa godzina. / staje na stronie / BALLADYNA / wchodzi głęboko zamyślona / O wszystkim wie ten człowiek stary… powie drzewom, Drzewa będą rozmawiać o tym w głuche noce, Aż straszna wieść urośnie. — O! biedneż wy myśli, Jak dzieci nierozumne cieniów się lękacie. Ten starzec słowa moje łączy, składa, zbiera, I mówi: «Być nie może… ta kobieta młoda Nie zabiła». A jeśli wie? jeżeli pewny? A któż w taką rzecz może uwierzyć jak w pacierz?… Ale jeśli uwierzył — jeśli przechodniowi Zbłąkanemu opowie straszną zbrodnię pani, Nim wymówi nazwisko, zlęknie się jak prostak Zemsty możnego pana. — A może — jeżeli Dobre ma serce starzec; na końcu języka Znajdzie litośną radę: Na co ludziom szkodzić? A może już zapomniał, a ja nierozsądna Myślę, o czym ten starzec myśleć już poprzestał… Bo i czymże ja jestem, aby mną się ludzie Zajmowali, śledzili, chcieli gubić? — Piekło! Tysiącem słów nie mogę zabić tego słowa: «On wie». — Na cóżem poszła do tego człowieka? Straciłam się; szatańska ręka mnie zawiodła. I pomyśleć? że gdyby nie te odwiedziny, Starzec byłby jak owe ludzi milijony, Których nigdy na świecie nie spotkałam. Myśleć, że ta sama godzina trwożnych myśli pełna Byłaby jak wczorajsze godziny, i może Spokojniejsza; bo wszakże wiele by się strachu Przez jeden dzień zatarło tajemniczą ciszą. Teraz wszystko na nowo odradza się z twarzą Okropniejszą. — Zazdroszczę tej, co dzisiaj rano Mną była. / Kostryn zbliża się. / KOSTRYN Pani! od grafa przysłany Z darami goniec — na rozkazy czeka… BALLADYNA Dary od męża? zawołaj człowieka, Niech je tu złoży. Stój… czy tobie znany Ów żebrak, który mieszka w lesie, stary? KOSTRYN Pustelnik? BALLADYNA Nie wiem, czemu się nawinął Na myśl… gdzie goniec z przysłanymi dary? Zapewne drogie? KOSTRYN Graf pan zawsze słynął Szczodrobliwością… i był na kształt słońca, Co wszędy żywne rozsypuje blaski… BALLADYNA Ciekawa jestem nowej męża łaski. Zawołaj zaraz… zawołaj tu gońca. / Kostryn odchodzi. / Gdyby te dary, gdy nie przerażona Myśl… Na co było pytać się Kostryna O tego starca? / Wchodzi Kostryn i Gralon. / GRALON Przeze mnie, Gralona, Kirkor pozdrawia… BALLADYNA Zdrów? GRALON Zdrów jak malina. BALLADYNA Czy mąż ci kazał taką osłodzoną Przynieść odpowiedź?… GRALON Graf dał polecenie, Abym tę skrzynię z pieczęcią czerwoną Przyniósł do zamku, i nakazał żenie, Tobie, grafini, abyś nie ruszała Pieczęci jego ni kłódek u wieka, Aż sam powróci… BALLADYNA Bogdajbym skonała, Jeśli rozumiem głos tego człowieka! Powtórz. GRALON Graf Kirkor… BALLADYNA Wiem. — Ale dlaczego Skrzynię okutą i przysłaną w darze Kazał mi chować aż do dnia sądnego Zamkniętą?… GRALON Mówił pan: «Bo ja tak każę…» Nic więcej… BALLADYNA Głupcze! Twoją głowę ciasną Nosisz na karku w skorupie blaszanej, Aby w niej wróble, jak w dziurawym garku, Gniazda winęły. — Skrzyni okowanej Nie ruszać? Ha! ha! w Kirkora podarku Widzę nieufność, nie zaś wierną miłość. Ty podły chłopie, / do Gralona / choć długa zażyłość Łączy cię z panem, nie miałbyś odwagi Ruszyć tej skrzyni? bo ty chłosty, plagi Czujesz na grzbiecie… Ale ja! małżonka, Jeżeli zechcę… Gdyby mi szepnęła Mucha… ha, gdyby cichego skowronka Głosek podszepnął: «Otwórz», a od dzieła Szatan odpędzał ognistymi skrzydły, To wiesz ty, podły służalcze obrzydły, Że wola moja? KOSTRYN Grafini… BALLADYNA Ty może Chcesz przypominać, że mój mąż ma prawo? Więc niech doświadcza! co mi tam… Mój Boże, Gdybym ja była jak inne ciekawą, To… Ale wy mnie nie znacie, przysięgam! Ja tak trwożliwa, że nawet w ogrodzie Po jabłko z drzewa upadłe nie sięgam. Jeśli mąż zechce, o chlebie i wodzie Żyć będę, zawsze wesoła, jak wrona Na cudzym płocie. Anim teraz w złości. Masz, stary, / do Gralona / oto złotówka czerwona, Weź ją i przepij albo przegraj w kości, I goń za panem; powiedz, że go czekam Z niecierpliwością, że łzy po nim ronię; Że jedwabiami złotymi wywlekam Szarfę dla niego. Gdzieżeś ty, Gralonie, Odjechał pana? GRALON W nadgoplańskim borze. BALLADYNA Nie zatrzymywał się nigdzie po drodze? GRALON U pustelnika stanął w celi. BALLADYNA Boże! U pustelnika… Mów — ja ci nagrodzę Za każde słowo garścią złota — ale Chcę wiedzieć wszystko… rozumiesz? Wspaniale Nagrodzę ciebie, ale mów otwarcie. Choćby co było okropnego — powiedz… GRALON W borze przez głucho zarosły manowiec Pan jechał przodem na koniu lamparcie, A my gęsiora jechali za panem… Wtem nagle pański koń dał w górę słupa, Jakby się spotkał z ognistym szatanem. A pan graf z konia rzekł: «Czuć w lesie trupa…» BALLADYNA / z przerażeniem / I z konia zsiadł… i… GRALON Krzyknął: «Za mną służba!» I pieszo z mieczem pod wierzbę poskoczył. Na mchu trup leżał — a piersi mu toczył Wianek żelaznych gadzin… BALLADYNA O!!! GRALON «To wróżba Naszej wyprawy — rzekł graf. — Oto leży Przed nami ścierwo zabitego tura». BALLADYNA / oddychając / Ach! GRALON «Dobra wróżba dla mężnych rycerzy» — Mówił graf Kirkor… my krzyknęli: «Hurra!» I znowu na koń… KOSTRYN Mówiłeś, Gralonie, Że trup pod wierzbą? a na białym łonie Trupa żelazne leżały gadziny? GRALON Na ścierwie tura. KOSTRYN Nieszczęśliwa łania! GRALON To był tur samiec. KOSTRYN Gdzie wierzba się kłania? Ponad strumieniem? gdzie rosną maliny? Wszak tak?… GRALON Tak, panie. KOSTRYN Blisko starca chaty? GRALON Tak… KOSTRYN I ty mówisz, że tur rosochaty Leżał pod wierzbą? GRALON Tak. KOSTRYN Przysiąż! GRALON Dlaczego? KOSTRYN Bo ja przysięgnę na szatana złego, Że nie tur… ale… Broń kłamstwa żelazem! / do Balladyny, dobywając miecza / Tego człowieka trzeba zabić. BALLADYNA / z pomięszaniem / Trzeba. KOSTRYN / napadając / Broń się! GRALON / broniąc się / Co znaczy? / Biją się — Balladyna zdejmuje miecz ze ściany i zachodząc z tyłu, zabija Gralona. / BALLADYNA Masz! GRALON O jasne nieba! Zbrodnia!!! / kona / KOSTRYN Grafini, napadliśmy razem Na tego starca: czy wiesz, co to znaczy? BALLADYNA Wiem! o mój Boże! KOSTRYN Ja biorę połowę Twojego strachu, tajemnic, rozpaczy. BALLADYNA Co teraz robić, Kostrynie? KOSTRYN Mieć głowę… KONIEC AKTU TRZECIEGO AKT CZWARTY SCENA I / Sala w zamku Kirkora. — Uczta. — Przez okna widać błyskawice. Grabiec ubrany jak król siedzi na pierwszym miejscu. — Balladyna, Kostryn, Szlachta, Służba zamkowa; Chochlik i Skierka stoją za krzesłem Grabka. / JEDEN ZE SZLACHTY Zdrowie jasnego króla! GRABIEC / do Chochlika / Podziękuj, ministrze. CHOCHLIK / ze śmiesznym gestem / Król dziękuje. GRABIEC Mój błaźnie, każ, niech pieczomistrze Przynoszą nowe danie… SKIERKA Już kuchta zamkowy Nie ma nic na półmisek prócz cielęcej głowy, Lecz ta, niedopieczona, na królewskim karku. GRABIEC Widziałem dwa chodzące pawie na folwarku, Upiec je i dać na stół, ja poczekam na nie. KOSTRYN Służba! przed jasnym królem, na ostatnie danie Postawcie złotnikami napełnioną tacę. GRABIEC / biorąc z tacy złotniki, rozdaje Chochlikowi, Skierce — a potem napełnia kieszenię / Ministrze, za rok usług z góry ci zapłacę, A nie drzyj tak poddanych; tobie, miły błaźnie, Za tysiąc żartów, złotnik: spraw nam śmiechu łaźnię! Sobie także za ciężkie płacę panowanie. A to — to mi schowajcie jutro na śniadanie… BALLADYNA Honor to dla mnie, że gość tak dostojny Raczył nawiedzić mój zamek i stoły. Pijcie, panowie! / do Kostryna, który ją za rękę ściska, mówi cicho / Chłopcze! siedź spokojny, Na Boga! patrzą — odgadną — zginiemy. / do innych / Pijcie, panowie! Panie Chrząszcz z Jemioły, Pij waść. — Dlaczego pan Gryf siedzi niemy? Proszę wynaleźć wesołą rozmowę. PIERWSZY ZE SZLACHTY Mówmy o herbach. GRABIEC Ja mam w herbie króla — Złote trzewiki, koronę i głowę. PIERWSZY ZE SZLACHTY Ja mam dwie trzaski. DRUGI ZE SZLACHTY A ja mam pół ula. PIERWSZY ZE SZLACHTY A ty, grafini? BALLADYNA Ja?… KOSTRYN Pani! wszak byłaś Księżniczką możnej Trebizonty. GRABIEC Proszę!!! Najświętsza Panno! co ty narobiłaś Książąt na ziemi! Miałaś aśćka grosze? BALLADYNA Ja? — o! wspomnienie! Wuj nielitościwy Wygnał mię z państwa, zagrabił dzielnicę; Przez niego bracia moi królewice Zamordowani. GRABIEC Proszę! co za dziwy! Kto by uwierzył?… BALLADYNA I mnież odmówicie Wiary? — nie proszę o pożałowanie. Ach ja szczęśliwsza, ja uniosłam życie; Lecz matka moja! — Matkę moją, panie, Zamurowano w pałacu framudze. GRABIEC Biedna starzyzna! BALLADYNA Ale ja was nudzę Opowiadaniem tego, co mię boli. Proszę pić! proszę! Gdzie krajczy? podstoli? Niech daje wina… Wy czar dolewajcie, Bądźcie weseli… GŁOS SŁUGI / za kulisą / Stój, matko! GŁOS WDOWY / za kulisą / Puszczajcie! BALLADYNA Gdzie ja się skryję? WDOWA / wpada przebijając się przez służbę i staje śród sali — dygając pomięszana / Kłaniam pięknie, moi Rycerze. — Córko! ha! to się nie godzi Zapomnieć o mnie. BALLADYNA Co się babie roi? Co to za stara kobieta? WDOWA Wy młodzi Hulacie? dobrze. — Ale też o matce Warto pomyśleć. — A to mnie jak w klatce Zamknięto — stara czeka, czeka, czeka — Ani przysłała kawałeczka chleba. A to głód, córko! A przynajmniej mleka Kropelkę dajcie — wszak tu manna z nieba Padać nie będzie dla biednej staruszki. BALLADYNA Co to się znaczy? to jakaś szalona. WDOWA A daj mi, córko, te złote dzbanuszki, Matce się pić chce. BALLADYNA Czemu tu wpuszczona Ta stara?… KOSTRYN Wziąć ją! idź z Bogiem. — Mój królu, To obłąkana. WDOWA / do Balladyny / A powiedz: matulu Do twojej matki, nie nazywaj: stara — Stara, ta stara — BALLADYNA Wziąć ją! wyprowadzić! GRABIEC Cha! cha! cha! — jaka to chłopska maszkara, Dajcie jej pokój: trzeba ją posadzić Z nami do stołu. WDOWA To mi to pan dobry!… Widzicie! dajcie ławkę, niech usiędę. Tak, tak, tak trzeba, mój rycerzu chrobry, Czcić starą matkę. — Czy to ja uprzędę Piękniejszą sobie suknię z pajęczyny? To wina mojej kwoczki Balladyny, Że ja w łachmanach, rada czy nierada. Niech się nie dziwi żaden z was acanów, Że ot / pokazując na suknie / nie złoto, lecz kilka łachmanów Ze starych kości na proszek opada; Proszę wybaczyć córce mojej… BALLADYNA Piekło! Jak tu wpuszczono tę żebraczkę wściekłą? Powiedz, jak weszłaś do złotych pokoi? Ja ciebie nie znam… WDOWA O! święci anieli! Nie znasz?… ty matki nie znasz? matki twojej? GRABIEC Cha! cha! cha! — uszy królewskie weseli Taki rozhowor… WDOWA Powtórz, córko, śmieléj, Ty matki nie znasz? twojej własnej matki? BALLADYNA Czy wy ją znacie, panowie? powiedzcie, Co to za wiedźma? WDOWA Świećcie mi! ach świećcie, Niebieskie gwiazdy! — Wy mi bądźcie świadki, Jeśli z was który ojcem?… O ty jędzo! Ach okropnico córko! to ja ciebie Nie znam. BALLADYNA / do Kostryna / Każ, niech ją za wrota przepędzą, Szczeka za głośno. WDOWA Urodziłam z siebie Trumnę dla siebie — o Boże! mój Boże!… / Służalce na znak dany przez Kostryna chwytają za ręce. / Puszczajcie! córko! niech pomyśli — córko!… O córko! pomyśl — ale tam na dworze Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką Czeka na siwy mój włos, by uderzył. Patrzaj przez okno — grom nie będzie wierzył, Jak mię zobaczy samą w taką burzę, Że ja nie jestem jaką zabójczynią, Co się po nocy błąka… / Ciągną ją na znak gniewliwy Balladyny. / Powiem chmurze, Niech bije w zamek gromem! Nie targajcie, Ja pójdę sama. — Świat teraz pustynią Dla starej matki… BALLADYNA Chleba kawał dajcie. WDOWA Bodaj cię chleb ten zadławił! zadławił! O! nie targajcie; bo i tak podarta Sukienka moja — wiatr się będzie bawił Z łachmanem starej matki. O! to czarta Córka; nie moja! nie moja! nie moja! / wychodzi — wyprowadzona przez służbę / BALLADYNA / po długim milczeniu / Czemuście smutni? Wszak pod uczty koniec Ludzie szczebiocą, co język przyniesie. A wy milczycie jak w zamczysku zbója? / Słychać tętent. / Co to za tętent? SŁUGA Przybył grafa goniec. BALLADYNA Niech wejdzie… / Goniec wchodzi. / Jakie od męża nowiny? GONIEC Pan graf pozdrawia… BALLADYNA A kiedy z powrotem? GONIEC Burza go w bliskim zaskoczyła lesie. Konie ognistym przerażone grzmotem Grzęzły po bagnach; sosny się jak trzciny Gięły z okropnym hukiem i łoskotem. Nie można było dotrzeć do zamczyska, I pan graf czeka w pustelnika celi, Aż się ta burza wygrzmi i wybłyska. BALLADYNA Cożeście z panem nowego widzieli? GONIEC Pan graf pomyślnej dokonał wyprawy. Zaledwieśmy wjechali w gnezneńskie ulice, Koło czerwonej bramy spotkaliśmy orszak Rycerzy uzbrojonych; na ich czele Popiel Jechał konno. Koń jego dumny piął się nieraz I zawieszał w powietrzu żelazne kopyta Nad głowami pokornie klęczącego ludu. Wtem Kirkor — któż by myślał? Kirkor samotrzeci Chwyta dłonią koniowi królewskiemu cugle Krzycząc: «Srogi tyranie! trzema zabójstwami Doszedłeś aż do tronu: idź w piekło!» To mówiąc Mieczem rozciął przyłbicę ukoronowaną I za szaty chwyciwszy podniósł, wstrząsnął trupa I ludowi pokazał. Lud zrazu oniemiał; Potem w niebo ogromnym uderzył okrzykiem, Nie można było wiedzieć, pochwalał czy ganił. Nagle się cały ku nam rzucił szumną falą, Chwila — a już nas jako trzy maleńkie mrówki Zalał, strzaskał, zdruzgotał. Kirkor jedną ręką Trzymał trupa, a drugą swój miecz zakrwawiony. My zaś, jego rycerze, pełniąc rozkazanie, Mieczów nie dobywali. Wtem tłok ludu, jako Bałwan rzucony wiatrem, zniżył się kolanem Przed olbrzymią postawą Kirkora i wołał: «Niech żyje ludu mściciel! Kirkor król niech żyje!» BALLADYNA Co mówisz? Kirkor królem? GONIEC Racz końca wysłuchać. Gdy lud głosił go panem, Kirkor miecz błękitny W trupiej ocierał szacie; widać, że głęboko Dumał, jakimi słowy myśl wyrazić zdoła. Na koniec rzekł: «O! Lachy, ja nieznany rycerz, Nie mogę przesławnemu władać narodowi; Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia Głowy mojej, czyniłem to dla szczęścia ludu. Jam stworzony do ciszy wiejskiej i prostoty, Dla mnie za ciężką nawet była godność grafa, I zniżyłem ją szczeblem, pojąwszy w małżeństwo Zamiast jakiej królewny ubogą chłopiankę; Ona zamiast herbowych znaków połączyła Z herby moimi dzbanek pełny malin; ona Niepodobna królowej; ani państwa pany Zechcą chłopianki dzieciom na przyszłość podlegać». BALLADYNA Niegodne kłamstwo! kłamstwo! to kłamstwo!… GONIEC I dalej Kirkor tak rzecz prowadził: «Ogłoście po kraju Bezkrólewie; a kto się na zamku pokaże Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów, Koroną, w której znany brylant »żmije-oko« Między dwoma rubiny na trzech perłach leży, Tego królem obierzcie». Lud zgodnym okrzykiem Przyzwolił na tę mowę i osierocony Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony. GRABIEC / na którego wszyscy patrzą / Czemu ci ludzie patrzą na mnie jak gawrony? SZLACHTA Klękajmy wszyscy przed tym ukoronowanym, On królem… GRABIEC Co? ja królem? gdybym nie był pjanym, Upiłbym się z radości. Los głupi jak rura! Wyskoczyłbym ze skóry, gdyby moja skóra Nie była teraz skórą królewską. SZLACHTA Żyj długo… GRABIEC Sto lat! Sto lat żyć będę; wziąłem skórę drugą Jak wąż — jak wąż, panowie, mam oko z brylanta. Puściłbym się po sali z grafinią kuranta, Gdyby nie godność, prawda? która siedzieć każe. Tak się w mój tron złocisty królowaniem wrażę, Że nie oderwą ludzie od tronu człowieka. Proszę! co za dziw! BALLADYNA / do Kostryna / Słyszysz, jak burza się wścieka? Dzwonią deszczowe rynny. W tej okropnej burzy Słyszę głosy płaczące… KOSTRYN To krzyk nocnych stróży. BALLADYNA Nie, to są jakieś głosy inne, jęk ze świata Umarłych. — Lej mi wina. Wszystko tak się splata, Że chyba się powiesić. GRABIEC Teraz po obiedzie Trzeba wymyślić wesołą zabawę. Każcie tu wpuścić kuchenne niedźwiedzie, Co kręcą rożnem; niech tańczą. JEDEN ZE SŁUG Kulawe, Pan graf podstrzelił je… GRABIEC / do Chochlika / Więc ty, ministrze, Weź moje berło wierzbowe i na nim Graj jak na dudzie — a zatykaj bystrze Dziurki palcami, jeśli pomysł nowy, Dążący prosto ku uszczęśliwieniu Przyszłych poddanych, wypsnie ci się z głowy Przez głupie wrota. Słuchajcie w milczeniu… Graj! CHOCHLIK Co grać, panie? GRABIEC Kładź palce na dziury, Te berło z mojej wykręcone skóry Wie, co ja lubię. SKIERKA Graj! ja do wtoru Zawołam echa ciemnego boru, Co rzecz widziały. / Chochlik gra na flecie smutną pieśń wiejską, a zmieszane głosy w powietrzu poczynają śpiewać. / ŚPIEW Obie kocha pan; Obie wzięły dzban: Która więcej malin zbierze, Tę za żonę pan wybierze. Cha!… cha!… / Pieśń niknie jak echo. / BALLADYNA Co to się znaczy? kto śpiewał i taką Pieśń skończył śmiechem? KOSTRYN Cyt… to przywidzenie! BALLADYNA Ktoś śpiewał… / do Chochlika / Proszę, graj — / do Kostryna na stronie / A ty, Kostrynie, Patrz w twarze ludzi, a jeśli dostrzeżesz, Z których ust wyjdzie pieśń, powiedz; obmyślę, Co z tym człowiekiem stanie się… / do Chochlika / Dudarzu, Zagraj mi jeszcze wieśniaczą balladę I obudź echa wiszące nade mną W kopule sali. — Objaśnić pochodnie. / Chochlik gra. / ŚPIEW DUCHÓW Tobie szatan stróż Włożył w rękę nóż; Siostra twoja rwie maliny. A ty? a ty? Nóż twój siny Poczerwieniał krwią… O! / Pieśń kończy się echowymi jękami. / KOSTRYN Przestań, grafini mdleje. BALLADYNA Nie… ja żywa… Śpiewajcie… jeszcze. — Objaśnić pochodnie… / Chochlik gra. / ŚPIEW DUCHÓW Na twej czarnej brwi, Niby kropla krwi. Kto wie, z jakiej to przyczyny? Od maliny? lub kaliny? Może… cha!… / Pieśń kończy się echem. / BALLADYNA / daje znak ręką / Dalej… JEDEN Z PANÓW Co znaczy takie obłąkanie W oczach grafini? Czy prosta piosenka, Którą wieśniacy przy grabionym sianie Nucą na fletniach, tak ją biedną nęka?… BALLADYNA Dalej!… JEDEN Z PANÓW Obudźcie tę kobietę bladą. Ona zasnęła i śpi z otwartymi Oczyma… KOSTRYN / do nieruchomej Balladyny / Pani!… JEDEN Z PANÓW Rozkaż, niech ją kładą W gorące łoże, skościała jak drewno… / Grom bije głośny… Balladyna budzi się. / BALLADYNA Co ze mną było?… Jak ja okropnymi Sny przerażona. / do Kostryna / Słuchaj ty… ja pewno Gadałam we śnie. Czy we śnie gadałam? KOSTRYN Nie… BALLADYNA Bogu dzięki. Ale gdy ja spałam, Wyście musieli rozpowiadać głośno O czym okropnym? / do gości / Proszę, pijcie! — widzę, Że lepiej zrobię usiadłszy za krosno Niż przy pucharach. GRABIEC / budząc się / Przepraszam, panowie. BIESIADNICY Za co? GRABIEC Przepraszam i bardzo się wstydzę, Że byłem zasnął. / pije / Zamku pana zdrowie! BIESIADNICY Zdrowie Kirkora! GRABIEC Podściwy! podściwy! Zamiast panować woli jeść maliny. Każcie, niech jaki leśnik lub myśliwy Pójdzie do boru i malin przyniesie. BALLADYNA Straszne zachcenie… GRABIEC W podzamkowym lesie Muszą być słodkie maliny i duże, I smakowite, skoro Kirkor woli Dzban takich malin niż meszty papuże I płaszcz królewski. — Każ, niech nam podstoli Malin dzban poda na pokosztowanie. BALLADYNA Odwagi!… nic się gorszego nie stanie. Słyszałam echa grobowych rozwalin, Ujrzę, czy więcej prócz słów co wyrzucą Wzruszone groby. — Malin! dajcie malin! / Pokazuje się cień biały Aliny z dzbankiem malin na głowie. / Czułam cię dawno w powietrzu — a teraz Widzę. — Jak błyszczą oczy twoje — biała! Ja się nie lękam — widzisz — ale ty się Nie zbliżaj do mnie… PIERWSZY ZE SZLACHTY O czym ona gada? BALLADYNA Mów ze mną przez stół. — Niech mi jaki człowiek Da rękę — ja się boję — PIERWSZY ZE SZLACHTY Czy słyszycie, Jak ząb jej dzwoni o ząb z przerażenia? BALLADYNA Idź… potępiona — odnieś, skąd przyniosłaś Ten dzbanek pełny czegoś, co się rusza, Jak to, co w grobie. — Czy powieszonego Na zamku wieży przed latami trupa Cień padł do sali i stoi na nogach Nie oddychając… — O! precz… widmo białe Zarżniętej — / Cień znika. / PIERWSZY ZE SZLACHTY Jaka woń malin! czujecie? DRUGI ZE SZLACHTY Powietrze pełne malin… BALLADYNA / padając / O! umieram! KOSTRYN Wody!… hej wody! Ja szaty rozdzieram, Lejcie tu na pierś — niech służebne wnidą. / Wchodzą kobiety. / Wynieście panią… / Wynoszą Balladynę. / Raczcie wstać od stołu, Pochodnie gasną. Napełnia ohydą Ten stół splamiony, resztki chleba, wołu. Czy chcecie rzucać ogryzione koście Wzajem na siebie, jak czynią Duńczycy?… Proszę do komnat. — Wy stoły wynoście; Wy z pochodniami poprzedzajcie króla, Gdzie dlań usłano w pobocznej wieżycy Łoże puchowe. — Jutro się rozhula Zamek i będzie wesoły jak wczora. Lecz na dziś dosyć… Panowie, spać pora. Proszę porzucać puchary i ławy — Jak ciężko Lachy odpędzić od strawy I od napoju; wiszą by pijawki Na uszach dzbanka, przy muzyce czkawki. / Podczas tej mowy wynoszą stoły. Grabiec wyprowadzony przez służbę z pochodniami, za nim wszyscy biesiadnicy i Kostryn wychodzi ostatni. / SCENA II / Las przed celą pustelnika. Burza trwa. / / Pustelnik i Kirkor. / KIRKOR Chroń się, starcze, do celi, burza tobie z głowy Okradnie siwe włosy. Ludzie i zdarzenia Kradną… złodziej płaszcz zedrze, a nędza koszulę. Trzeba wszystkiemu zbrojną ręką się opierać… Lecz smucisz się za wcześnie — bo ja ci przysięgam, Że zginę lub skradzioną koronę odzyskam. Oto choć bliski domu, mógłbym za godzinę Z ust żony pocałunków tysiąc wziąć na drogę I napić się jak ptaszek w różanym kielichu, Dziobiąc rosy perełki: wolę tej rozkoszy Zaniechać, a do Gnezna zaleciawszy nocą, Lud zebrać — i obwieścić wszystkiemu gminowi, Jakoś ty, dziedzic prawy, bezecną kradzieżą Dobra twego postradał. Potem zaś trębaczom Każę głosić po kraju i mieście, że kto się O tron Lachów zgłaszając pojawi na zamek Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów, Temu ja fałsz zarzucam; takiemu na czole Mieczem wypiszę słowo zasłużone: *złodziej*… Módl się więc za mnie, starcze, aby mi Bóg żywy Dał zwyciężyć na szrankach — i czekaj z powrotem. PUSTELNIK Niech cię Bóg błogosławi. KIRKOR / klaszcze / / Wchodzi Żołnierz. / Wsiadać na koń! lotem Trzeba spieszyć do Gnezna. / Rycerz wychodzi. / PUSTELNIK Słuchaj! ja ci radzę Wróć do zamku, odpocznij, po dalszej rozwadze Obaczysz, co przedsięwziąć. KIRKOR Ja, starcze, leniwy, Dzisiaj odrobić chcę całą pańszczyznę; A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy Z drogą małżonką. Całą ci ojczyznę Włożę na barki; a gdy będziesz dźwigał Rzeczy i ludzi, to ja się zakopię W zamku spokojny… Niechby mi dościgał Sad owocowy, niechbym małe chłopię, Dzieciątko moje, na rękach kołysał, O to się modlę… Ty mi zaś co roku Z tronu do chaty listy będziesz pisał. Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku Biały gołąbek i pod skrzydełkami Przyniesie powieść, pełną tych wielkości, Co budzą uśmiech i sen pod lipami Dają smaczniejszy… Król mi pozazdrości Żony i dziecka, i lipy, i chłodu, I snów pod lipą — i złotego miodu. — Żegnaj mi! żegnaj! Nim słońce zaświeci, Będę w stolicy. Hop! hop! na koń, dzieci! / Kirkor wychodzi. Słychać tętent oddalających się. / PUSTELNIK / sam / O Boże! Boże! Wolę, niech do Gnezna wraca, Niżby miał do tych piersi szlachetnych przycisnąć Krwawą swoją małżonkę. Bogdajbyś ty nigdy Nie znał, Kirkorze, z jakiej matki się urodzą Dzieci twoje. Bogdajby za pierwszą nagrodę Bóg uczynił cię wdowcem, nim ojcem uczyni. / Słychać głos Wdowy. / WDOWA / za sceną / Biedna ja! biedna! PUSTELNIK Co to za wołanie Tak pełne płaczu? WDOWA / za sceną / O biedna ja! biedna! / Wdowa wchodzi jak ślepa, szukając drogi ręką. / PUSTELNIK Jakaś kobieta, jak łachman w łachmanie, W noc tak okropną, ślepa, sama jedna! / do Wdowy / Skąd, moja matko? WDOWA Matko? O! na Boga, Tak nie nazywaj, córko niegodziwa! Matka? psia matka! PUSTELNIK Skąd idziesz, uboga? WDOWA Ja nie uboga. — Siwa, siwa, siwa, Jak gołąbeczek. — Nie wiesz, co się stało?! Grafini, moja córka, wielka pani, A ja na wietrze z głową taką białą Mówię piorunom: «Bijcie! bijcie we mnie!» I nie chcą słuchać… A w zamku zebrani Pijaki sobie winszują wzajemnie, Że córka moja pije, wielka pani. — Czy ty rozumiesz? — Ma zamek i wieże — Grafini — PUSTELNIK Jak się córka twoja zowie? WDOWA Zowie się córką. Ale ja nie wierzę, Ażeby ona miała oczy w głowie, Oczy, co płaczą. — W taką zawieruchę, W takie pioruny, na deszcz wygnać matkę! Co ją karmiła, co piersi ma suche, Starością suche — a włos taki biały, Jak co świętego. PUSTELNIK Chodź pod moją chatkę, Ty drżysz od zimna! chodź! WDOWA I zamek cały Do niej należy, wielki jak pół świata… Widzisz!… Grafini?! PUSTELNIK Chodź!… WDOWA Tu będę czekać; Czy córka moja wie, gdzie twoja chata? A kto wie? może, jak pies zacznie szczekać Na jaki łachman, to wspomni o matce I każe szukać po świecie. — Być może! Wszak Bóg ma litość! PUSTELNIK Chodź! przepłaczesz w chatce Tę noc burzliwą, a gdy błysną zorze, Ja cię powiodę do wielkiego króla; Do nóg się rzucisz, błagając o litość I… WDOWA Powiem — jemu:… «Ja biedna matula Do nóg się rzucam. / klęka / Królu! złoty panie! Każ córce, która ma złota obfitość, Niechaj mnie kocha». / wstaje / A król z tronu wstanie I zaprowadzi mnie do serca córki. O! o! o! / płacze / Wiesz ty, za szkaplerza sznurki Wieszałam się na sośnie skrzypiącej, za garło, Drzewo się ułamało… Głupia — ślepa, wybrałaś gałązkę umarłą, Gałązkę — córkę drzewa. — Żelazna gadzino, Nie zlitowałaś się ty matki wdowy? A ja by żyła chleba okruszyną W twoich pałacach! Niechby twoja ręka, Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy Nie odganiała od pszenic ziarenka Zgłodniałej matki. — Wygnać w las! na burze! Wypędzić matkę! — Upadłam w kałużę I grom czerwony wyjadł z powiek oczy, Wyjadł do szczętu… PUSTELNIK Oślepłaś?… WDOWA Mózg toczy Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem Tyle światłości, że mogłam za borem Rozróżnić białe słońce od księżyca; A teraz… / Błyska. / PUSTELNIK Jak to? i ta błyskawica Nie świeci tobie? WDOWA Wzrok ludzi nie strzeże Od Boga ręki — co mi dziś po wzroku. A wiesz ty?… wiesz ty, że ja teraz wierzę, A nie wierzyłam dawniej — że co roku Ptaszki jaskółki, nim pójdą za morze, Stare, zgrzybiałe, biedne matki — duszą. Tak, tak, tak… ludzie prawdę mówić muszą. Żebrząc po świecie, piosenkę ułożę; Groszową piosnkę o jaskółkach czarnych, Co duszą matki — proszę! w ptaszkach marnych Taka nielitość! Wygnać matkę starą, Głodną, na cztery wichry, targające Za siwe włosy. PUSTELNIK Podściwych tysiące Padają na tym świecie złych ofiarą. Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka… WDOWA To i ty matka… i ty także matka? Nie pójdę z tobą, bo się będziem kłócić O piękność imion naszych córek — moja! Ach gdybyś ty mię z grobu chciał occucić, Wołaj: «Bladina». — Pójdę szukać zdroja I pić jak wróble, zadzierając główkę Do Pana Boga — dzięki Mu, dał wody. / śpiewa mrucząc / Stara miała jedną krówkę I chacinę, i ogrody, I dwie córki… / odchodzi w las / PUSTELNIK Po kraju całym szukać każę Tej matki — i okropny sąd wydam na dziecko. / odchodzi do celi / SCENA III / Noc — błyska. — Sala bez światła w zamku Kirkora. / / Skierka i Chochlik wychodzą z drzwi, którymi wyprowadzono po uczcie Grabka. / SKIERKA Nasz pan usnął tam na wieży I śpi głęboko; ja lecę, Nim się ta burza uśmierzy, Kąpać się w błyskawicach. CHOCHLIK Ja wyprawiam hecę W stajni, gdzie nad wrotami nie przybito sroki. Czy wiesz, że na tej wieży puchacz jednooki Zaprosił mnie na ucztę; będzie patrzał krzywo, Jeśli pogardzę udem zadziobanej myszy. SKIERKA Ja matkę bociana siwą Lecę nakarmić; nie słyszy Na prawe ucho i ślepa; Wczora od chłopskiego cepa Uratowałem niebogę… Polecę, czekać nie mogę. W taką burzę biedna stara Może z przestrachu umarła. CHOCHLIK Co to za stuk?… SKIERKA To burza drzwi zawarła. CHOCHLIK Cyt… ktoś idzie… SKIERKA Jakaś mara W bieli… przez okno wylecę… / wylatuje przez okno / CHOCHLIK Za nim! na koniach w zamku wyprawować hecę. / wylatuje / SCENA IV / Sala taż sama. / BALLADYNA / sama wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku / Nie mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam… W koszuli — wstyd! gdyby cię kto zobaczył W koszuli z nożem w ręku? — Jak tu ciemno!… / idzie ku wieży / Cyt!… jakiś szmer? — Wiatr mi zagasił świecę… To przywidzenie — nic nie słychać, zamek cały Głęboko śpi… Lecz jeśli śpi ten człowiek Z otwartą tak powieką?… to co? to co? Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro Żałować będę, wiem, żałować będę. Wiatr zamknął za mną drzwi, a ja myślałam, Że jaki ciemny duch zamykał za mną; I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę, Jakbym się bała spotkać z czym okropnym. / ogląda się / A widzisz, nie ma nic, nic nie ma. Ciemne Powietrze, mgła; żadnych nie widać mar. / Błyska. / Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany Widziałam białe. — Cyt. — Nie słychać nic — Spiesz się! — Lecz jeśli żar błyskawic lunie Na moją twarz, gdy będę z nożem stała Nad nim; to co? — Ogień pokaże tobie Miejsce, gdzie masz uderzyć. — O! błyskawice, Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy, Bądźcie mojego czynu słońcem. — Idę. / wychodzi na wieżę / SCENA V / Sala taż sama. / KOSTRYN / wchodzi zbrojno z dobytym mieczem / Drzwi otworzone. Teraz mię, Fortuno, Prowadź i pomóż ze złotego cielca Jak Jazonowi złote obciąć runo, A ja przysięgam, że choć syn wisielca, Będę na tronie jako syn książęcy; Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy Lepszych ode mnie. — Cyt. — To puchacz huczy Na wieży zamku. — Idźmy na drabinę — Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy Od bram zamkowych, płachtami obwinę Konia podkowy — i z ową koroną W pochmurnej nocy jak duch czarny zginę; A co nad wszystko, z cudzołożną żoną Rozbrat na wieki. O! szatanie, prowadź! / chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną / Kto to? / cofa się z przestrachem / BALLADYNA Ja. KOSTRYN Sama — w ciemnościach — co znaczy? Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować. BALLADYNA Przynieś mi światła; niech światło zobaczy, Jak ja okropnie muszę być czerwona. Skończyłam. — Kogo ty ratować chciałeś? Już zdaje mi się, że ta burza kona, Ustało błyskać. — To i ty słyszałeś Ten jęk okropny?… aż tu było słychać?! To dziwnie! Kiedy przestawał oddychać, Raz westchnął. — Idź ty po światło, Kostrynie, Idź na dół. / Kostryn wychodzi. / Dziwnie krew pachnie ode mnie… Stało się — stało; teraz nadaremnie Żałować rzeczy. Stało się — przeminie. Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy. — Świecy! — mój cały zamek za błysk świecy! / Kostryn wchodzi bez światła. / KOSTRYN Wszystko śpi w naszej ceglanej fortecy, Nawet zagasły latarniowe słupy Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić? BALLADYNA Nie budź nikogo; musiałam zabrudzić Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią. KOSTRYN Wzięłaś koronę? BALLADYNA Nie… stój, pójdę po nią. Ja się nie lękam. Wiem, gdzie stoi łoże. / Wychodzi Balladyna na wieżę. / KOSTRYN Straszna odwaga. Omal tobie, Boże, Nie podziękuję, że mi ona kradnie Czyn ten okropny… Chciałbym na jej czole Zobaczyć, jaką barwą lwica bladnie. / Balladyna wraca bez korony. / BALLADYNA Próżno w ciemnościach macałam po stole, Ten stół miał jakieś rysy zimnej twarzy. Może to nie był stół… KOSTRYN Ty stój na straży, Ja pójdę szukać… BALLADYNA Stój… Nie, idź — wszak ja się Nie lękam siebie. — Nawet nie żałuję… / Kostryn wychodzi na wieżę. / Ja wiem, że zwykle Lachom żal po czasie Zawraca głowy i sen cichy truje. Może się teraz trup czerwony snuje Przed ludzi śpiących oczyma, a oni Przez sen żegnają krzyżem cichą marę. — Schodzi po wschodach; jak te szczeble stare Trzeszczą… / do Kostryna, który wchodzi z koroną / Znalazłeś… ty coś trzymasz w dłoni? KOSTRYN / ponuro / Tak. BALLADYNA Daj. Nie! nie! nie! nie zbliżaj się do mnie, Bo będę wołać ratunku od ludzi… Stój tam. KOSTRYN Co znaczy? mówisz nieprzytomnie. BALLADYNA Stój tam, bo krzyknę, zamek się obudzi, Stój tam z daleka, aż w tobie przeminie Ta myśl… W powietrzu ją czuć… o! Kostrynie, Chciałeś mię zabić, serce twoje biło Głośno, jak moje bije, gdy zarzynam. KOSTRYN Jeślim to myślał, na wieki przeklinam Ów zakąt mózgu, gdzie się urodziło Szalone dziecko. BALLADYNA Chodź tam, do komnaty… A namówiemy się po cichu razem, Co jutro czynić… / Rozwidnia się trochę. / KOSTRYN Doniosły mi czaty, Że Kirkor wrócił do Gnezna, żelazem Grożąc takiemu, co by się z koroną O tron upomniał… BALLADYNA To nic… będę miała Ludzi i miecze; a za moją stroną Będzie ta tłuszcza ludzi, omal cała Karmiona w zamku… Kirkor nie poskromi Złotego deszczu. — Cyt. — KOSTRYN Nic, to na dworze Wróble świegocą. BALLADYNA Jak to? już dzień? Boże! Jak biała światłość… mdło mi! mdło mi! mdło mi KOSTRYN Idź, prześpij szarą godzinę poranku. Ja sam obudzę, gdy słońce zaświeci; Staniesz w rycerzy uzbrojonych wianku. Jakoś to będzie — wojsko nam się skleci. Daj klucz od skarbu, będę mierzył garcem Przekupne złoto. BALLADYNA Skończ także ze starcem, Co mieszka w celi — a nas tylko dwoje Będzie wiedziało. KOSTRYN Ty ciężarna; troje. BALLADYNA Jak to? i dziecko noszone w żywocie Będzie wiedziało? — Idź! — W biednej istocie Nieurodzonej taka tajemnica. Ty się najgrawasz? jeśliby tak było, Jak ty powiadasz — czy ja szalenica Porodzić żywe? Lecz nie — będzie żyło, Dziecko nic nie wie… KOSTRYN Niechaj moja lwica Spać się położy — i zbudzi się świeża Do nowych czynów, w przyłbicy rycerza. / Wychodzą. / KONIEC AKTU CZWARTEGO AKT PIĄTY SCENA I / Poranek na leśnej łące. — Skierka i Chochlik. / SKIERKA Jak po burzy ranek świeży! Byłem u matki bociana I nakarmiłem. CHOCHLIK Ja na zamku wieży Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana? SKIERKA Znów polecę po rozłogach, Polecę łąką i borem; Kwiatki postawię na nogach, Rozczeszę żyto na grzędzie, Zatrzymam się nad jeziorem, Zawołam: «Labu, labusie!» I dwa Goplany łabędzie Po wód błękitnym obrusie Przypłyną do mnie z ajeru; Garsteczką złotego żeru Śnieżne ptaszęta przysypię; I znów lecę pod leszczynę, Gdzie łania Goplany szczypie Błyszczącą deszczem krzewinę; I tęczę nad nią zawieszę, I różę nad nią rozwinę; I znowu dalej pospieszę Na skrzydłach babki konika. / Przypływa tuman mgły rannej, oświecony tęczą; spod bramy kolorów wychodzi Goplana. / GOPLANA Chodźcie mnie uścisnąć, aniołki, Bo Goplana na wieki wam znika. O! zapłakane fijołki! Róże moje, bądźcie zdrowe. SKIERKA Co ty śpiewasz?… GOPLANA Niestety! niestety! Piosenkę pożegnania. SKIERKA Jeszcze oczerety Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe. GOPLANA Polecę w okropną krainę, Gdzie sosny i śniegi sine, Gdzie słońce jak gasnący żar; Gdzie księżyc jak twarz tych mar, Co z grobu wychodzą na cmentarz. Anioł kar ze mną popłynie Krzycząc mi w duszy: «Pamiętasz o róż i malin krainie». Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi! Poplątałam ludzkie czyny Tak, że Bogu mścicielowi Trzeba wziąć grom i upuścić Na ludzkie dzieła i winy… SKIERKA My cię nie chcemy opuścić, Goplano! Goplano! Goplano! GOPLANA Puszczajcie biedną wygnaną, Kiedyś wam o mnie zaśpiewa Piosenkę obca ptaszyna Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa. Bądźcie zdrowi! moja wina, Że wygnana w północ lecę. CHOCHLIK Jeszcze ci w drodze poświecę, Jak hajduk biegnąc z ognikiem. GOPLANA Dziś długim związane szykiem Na północ lecą żurawie, Uczepię się tego wianka I w powietrzu się przepławię, Jak biedna dziewic równianka W błękitne rzucona fale. SKIERKA O biada! o biada! o biada! GOPLANA Próżne żale! próżne żale!… / pokazuje w głąb lasu / Tam szarfa żurawi spada Na łąki błyszczące rosą; Gdy się żurawie podniosą, Uchwycę się szarfy końca I w błękit polecę blada, Blada jak miesiąc od słońca, Lekka jak liść, co opada. Lecz nad mury gnezneńskiemi Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi. / Wychodzi — Skierka i Chochlik lecą za nią. / SCENA II / Pod murami Gnezna wał. / / Kirkor z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlimi na barkach, wchodzi na czele wojska. — Chorągwie rozwinięte — trąby grają. / KIRKOR / do Rycerzy / Człowiek, co się o berło Lachów upomina, Nie chciał wystąpić w szranki; jak podła gadzina Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie Mnogich stronników… rycerz z nieznanymi godły, Walką chce tron owładać i na moim grobie Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania. Mnodzy rycerze nasi (niech nas Bóg ochrania Od takiego szaleństwa i takiej ślepoty!), Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba. Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy Posłałem trzech rycerzy, z orlimi hałasy Rzucimy się na złoty obóz samozwańca. / do Rycerzy stojących na murach / Wy zamykajcie bramy… Niech z każdego szańca Na pole walki patrzą mnogie samostrzały! Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały Długo bronić się mogą… Niech wam siwe głowy Przypomną w chwilę strachu, że mur południowy Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi. Ale da Bóg, że miasto jutro się obudzi Wolne od zgrai łotrów. RYCERZE Zwyciężysz, Kirkorze! KIRKOR Jeśli Bóg da… ach! kiedyż ja przyłbicę złożę! Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec Krwawym sprawom królestwa i rozbojom? JEDEN Z RYCERZY Goniec. / Wchodzi Goniec kurzawą okryty. / KIRKOR We trzech wysłani w bory, nie przyprowadzacie Pustelnika Popiela? GONIEC Okropność! KIRKOR Czy w chacie Nie znaleźliście starca? mów… walka nas czeka. GONIEC W celi nie było starego człowieka; Lecz na skrzypiącej gałęzi przed chatą Trup jego wisiał na grubym powrozie. Z białymi włosy i z podartą szatą Wicher się bawił i trupa kołysał Jak stara mamka. KIRKOR Trąbić po obozie Hasło do walki! — Los jemu dopisał, Do śmierci gonił nieszczęściem i zabił Nieznaną ręką. — Serceś mi osłabił Twoją powieścią, spraw się dobrze w boju. — Mówisz, że wisiał? GONIEC W pustelniczym stroju Wisiał przed chatą. Na nieszczęsnym drzewie Wrona krakała… KIRKOR Idźmy! niech w powiewie Tańczą chorągwie… idźmy! ścisnąć szyki! Nadzieja w męstwie. — Niech zaczną łuczniki!… / wychodzi z wojskiem / SCENA III / Namiot Balladyny. / / Kostryn i Balladyna w zbrojach — z hełmami zapuszczonymi wchodzą na scenę. / KOSTRYN Zostań w namiocie, nie wychodź na pole, Bo, jak przeczuwam, wkrótce Kirkorczycy Walkę rozpoczną. Obóz jego w dole, A nasz na górze jak gniazdo orlicy. BALLADYNA Wiele dusz stanie za chwilę przed Bogiem. KOSTRYN Gdzie młócą żyto, tam plewy z omłotku Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem I nie rozplątuj znów na kołowrotku Szczero-sumiennym — zaplątanych pasem Dziwnej przeszłości. / Wchodzi Żołnierz. / ŻOŁNIERZ Z okropnym hałasem Idą do boju szyki Kirkorowe. KOSTRYN Królewiczątko moje, bądź mi zdrowe! BALLADYNA Czy zwyciężymy? KOSTRYN Siedź, pani, w namiocie. Niechaj cię próżność nie prowadzi w złocie Na oczy słońca i na łuków żądła. Bogdaj byś cicho śpiewała i prządła Szatę królewską lub śmierci koszulę; To albo drugie pewnie ci się przyda… Ha! ha! z proc lecą ołowiane kule, Patrz, jak kolczate… hej, giermku, gdzie dzida I tarcza moja? / bierze tarczę i dzidę z rąk giermka i wychodzi / BALLADYNA / sama / Jeżeli zwycięży, Jak mu nagrodzę? w ziemi całej łonie Nie znajdę kruszcu na zalanie gardła Temu Niemcowi. Lecz jeżeli przegra? Jeżeli przegra, to się wszystko skończy Chwilą okropną, wszystko się rozwiąże Jak straszna bajka jakiej czarownicy: Przegrała, w piersi przebiła się nożem, A nóż zatruty był jadem gadziny. Gdzie ta kobieta? Obaczyłam w lesie Babę podobną do roztrzaskanego Piorunem dębu… kazałam potworze Z krukami śmierci gonić za obozem I przynieść jadu czerpanego z węży. / Stara kobieta w łachmanach wchodzi, podnosząc zasłonę namiotu. / Jesteś? STARA Przyniosłam rożek ludomoru. BALLADYNA Daj… i uciekaj do ciemnego boru, Uciekaj, mówię, stara czarownico; A spróbowawszy na kim tego jadu, Zapłacę tobie… precz, bo cię pochwycą Rycerze moi i na rzece spławią. / Ucieka Stara kobieta. / Okropna jędza… Włos by gniazdo gadu Wisi w postronkach, a oczy się krwawią Jak zęby wilcze obroczone w ścierwie. Nóż ten zatruty piersi mi rozerwie, Jeżeli w ręce męża wpadnę żywa, I serce moje bijące ukąsi Jak żądło osy. Już po jednej stronie Jadem zmazany okropnie poczerniał I zarumienił się rdzą, pozieleniał; A druga strona, jeszcze niedotknięta Śliną wężową, czysta jak tasaki Świeżo na krętym brusie pociągnione. / Wchodzi Żołnierz. / Co słychać? ŻOŁNIERZ Panie! wszystko zawichrzone Na polu walki jak w burzliwej chmurze. BALLADYNA Czy przegrywamy? ŻOŁNIERZ Na szańcowej górze, Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem Grafa Kirkora; otoczony wałem Zabitych ludzi, trzyma się i siecze Jasną siekierą. BALLADYNA Z czymżeś ty, człowiecze, Do mnie przysłany? ŻOŁNIERZ Donoszę ci, książę, Że dwiestu ludzi przekupionych wczora Przeszło na polu z szeregów Kirkora Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże Na lewym skrzydle łuczników gromada Kupiona złotem, pole będzie nasze. BALLADYNA Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada Gorsza niż wierność… Idź w bojową kaszę Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie Głowa jakiego wodza, będziesz panem… Rozumiesz? można spoza góry snadnie Podejść… zaskoczyć na plecy — czakanem Ciąć w łeb stalowy. — Idź — bić — i zabijać. / Wchodzi drugi Goniec. / GONIEC Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać I pierzchać w Gnezno… wkrótce walki koniec. Przy nas zwycięstwo… BALLADYNA Dobrej wieści goniec Niech ma zapłatę… / daje pieniądze / Czy wódz wrogów wzięty? GONIEC Widziałem sztandar Kirkora zatknięty Na małym wzgórku, gdzie rosną trzy brzozy; A trupów szaniec urósł tak wysoko Około niego, że my pełni zgrozy, Ani wziąć wodza mogliśmy na oko, Ani przestąpić umarłego wału. BALLADYNA Jeżeliś pełny męstwa i zapału, Jeśli chcesz kiesy po wierzch pełnej srebra; Idź na ten wzgórek, niech ci trupie żebra Będą drabiną, postronkami włosy. Idź i zabijaj… / Słychać okrzyki. / Co to są za głosy? / Kostryn wchodzi zbrojny i krwią pomazany. / A Kirkor? KOSTRYN Zginął… BALLADYNA / chowając nóż zatruty po jednej stronie / Miałam nóż gotowy… Winnam ci życie. Naczelników głowy Niech kat pościna — idź, wydaj rozkazy… / Kostryn wychodzi. / GŁOSY ZA NAMIOTEM Niech żyje wódz nasz, Fon Kostryn! BALLADYNA Niech żyje Wódz wasz, Fon Kostryn… powtarzam wyrazy Jak głupia sroka… rzucę się na szyję Niemca i węzłem pocałunków zduszę. / Kostryn wprowadza poselstwo ze stolicy — jeden z obywateli niesie na tacy złotej chleb i sól. / KOSTRYN Oto poselstwo z poddanej stolicy. BALLADYNA Kazałeś wieszać? KOSTRYN Pierwsi buntownicy Już zgromadzeni pod maćkową gruszę; A ta się cieszy, że do siego roku Dwa razy będzie nosiła owoce. BALLADYNA / do poselstwa miejskiego / Czego wy chcecie? / Posłowie klękają. / POSEŁ MIEJSKI Aniele z obłoku! Do ciebie serca narodu sieroce Wznoszą się wszystkie, ty bądź kraju panem. Stolica całym zniżona kolanem Czeka na ciebie z otwartymi bramy. Witaj więc! witaj, miły hospodynie! Serca i skarby, i wszystko, co mamy, Pod nogi twoje strumieniem popłynie, Boś już zasłużył na wdzięczność narodu Skaraniem hersztów, którzy nas uwiedli. Ci nas mękami, karą miecza, głodu, W mieście trzymali; a nasze zaś serca Ciebie szukały. Obyśmy dowiedli, Że między nami żaden przeniewierca Na gniew twój, wielki panie, nie zasłużył, Obyś żył długo, obyś skarbów użył, Obyś nieszczęsną przyciśnionych dolą I tu przed tobą klęczących na prochu Przyjął łaskawie. Chlebem cię i solą Witamy, panie. BALLADYNA / do Kostryna / Czy z tego motłochu Żaden przeciwko mnie nie nosił broni? KOSTRYN Dwóch językami walczyło po mieście, Lud namawiając do boju. BALLADYNA Gdzie oni? KOSTRYN / wskazując / Pan burmistrz Kurier i Pismo. BALLADYNA Powieście Obu rycerzy burmistrzów na dzwonie Wieży zamkowej. PIERWSZY Z POSŁÓW Panie! w twoim łonie Kamienne serce. BALLADYNA To wreście, to wreście Na wasze prośby ułaskawiam obu. Wybić im zęby i wyłamać szczęki, Niechaj nie walczą. PIERWSZY Z POSŁÓW Więc nie ma sposobu Ubłagać ciebie przez łzy ani jęki, Żelazny panie nasz? BALLADYNA Jestem kobiétą. / widząc, że się cofają z przerażeniem / Cóż to? Cofnęli się jak od zarazy, I znów jak wiatrem kołysane żyto Biją głowami? PIERWSZY Z POSŁÓW Na twoje rozkazy Czekamy, pani, panuj z ludu wolą. BALLADYNA Bez ludu woli… Dajcie mi chleb z solą. Posłowie, ufam drożdżom tego ciasta. Chodź tu, Kostrynie. Winnam ci tak wiele, Że ci połowa zdobytego miasta, Połowa kraju i chleba połowa Słusznie należy… / wyjmuje nóż zatruty po jednej stronie i rozcina na dwoje chleb / Wszystkim się podzielę, A serce weźmiesz całe. KOSTRYN / klękając / O! królowa! BALLADYNA / kosztując chleb, widzi, że Kostryn także je podaną sobie połowę / Czyń, co ja czynię. Nie lękam się jadu W chlebie poddanych. Choćby miasto żyta Użyli łusek żelaznego gadu, Smaczną ci będzie żelazem zdobyta Bułka… Jedz, proszę… trzeba ludziom wierzyć. A teraz każcie z tryjumfem uderzyć W trąby zwycięskie. Idźmy, wojownicy, Do otworzonej żelazem stolicy. / wychodzi oparta na Kostrynie, za nią posłowie i lud / SCENA IV / Sala królewska w Gneznie — tron w głębi — Kanclerz u stóp tronu. Panowie państwa. Wawel dziejopis. — Paź. — Dwór. — Sędziowie. / KANCLERZ Wszystko gotowe na przyjęcie pana. Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie, Przy samym tronie wodzowie i sędzie, Szafarze zboża, dolewacze dzbana. Niech wszystkich razem nowy król powita. / Wchodzi Goniec. / GONIEC Świetny urzędzie, wieść przynoszę ważną, Nasz król, pan nowy — kobiéta. KANCLERZ Kobiéta! WSZYSCY Królem kobiéta! KANCLERZ Niech będzie odważną, Jak była Wanda… niech tak dobrą będzie, Ale szczęśliwszą. / Goniec drugi wchodzi. / GONIEC Prześwietny urzędzie! Królowa weszła już do bram stolicy. KANCLERZ Każcie, niech wszystkie serca na dzwonicy Biją dzień cały, tak jak serca ludu. PIERWSZY Z PANÓW Wieszczbiarz nie może wytłumaczyć cudu, Co się ukazał dzisiaj narodowi. Lud niespokojny. KANCLERZ Co za cud? PIERWSZY Z PANÓW Nad opis. Jeżeli chcecie, to go wam opowié I w księgi wpisze szlachetny dziejopis Królów na Gneznie. KANCLERZ Przemądry Wawelu, Czy sam widziałeś? WAWEL Co widziało wielu, Mogę poświadczyć jak świadek naoczny. Dnia tego ranek był po stronach mroczny, Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca — Więc jak widziałem prawie sam… od końca Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oryjona, Wyleciał lecąc sznur żurawi biały, A na nim wisząc za śnieżne ramiona Mglista niewiasta. KANCLERZ I wszystko widziały Twe własne oczy, przemądry Wawelu? WAWEL Nie ja widziałem, lecz widziało wielu; Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu. PAŹ Ja sam widziałem z goplańskiego lasu Za żurawiami lecącą dziewczynę. Ta na ostatnią orszaku ptaszynę Padając, białe zawiązała rączki Za szyję ptaka; a głową do ziemi Sypała włosów rozwite obrączki Jasne jak słońce, i tak na warkoczu, Gdy promieniami rozwiał się złotemi, Leżała płynąc. KANCLERZ Trzeba dziecka oczu, Aby na szmatach niebieskiego płótna Obraz widziały. / Ściemnia się jak przed burzą. / JEDEN Z PANÓW Co to? ciemność smutna Na tron upadła i nam na oblicza: Jak zaćmionego słońca tajemnicza Zieloność — bladzi staniemy przed panią. KILKU Okropna ciemność. / Wchodzi Strażnik wieży. / STRAŻNIK Nad blaszaną banią Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska Igła złocona, okropne chmurzyska Wkoło się czarnym owinęły wiankiem I coraz grubsze już wiszą nad gankiem, Gdzie ustawiona muzyka króleska. A cała nieba równina niebieska, Jakby się z jednej urągała chmury. KANCLERZ Bijcie we dzwony. STRAŻNIK Łono ma z purpury Ognistej… KANCLERZ Deszczu potrzeba, niech pada. STRAŻNIK Na czarnym wozie jakaś jędza blada, Stu żurawiami wywieziona z piekła, Wężami stado wędrujące siekła I kierowała nad zamek do chmury. Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa. Słyszycie? / Słychać jęk z wieży. / KANCLERZ Prawda, jakiś jęk nieznany! PANOWIE / zrywając się z ław / Okropność!… KANCLERZ Niech się żaden z ław nie zrywa. A ty, strażniku, musiałeś być pjany I sam stworzyłeś wieść o czarownicy. STRAŻNIK Ja sam widziałem i lud z okolicy, I lud gnezneński… OKRZYKI / za sceną / Niech żyje królowa! / Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie Kostryn w zbroi — Lud. / KANCLERZ Pani! niech będzie poświęconą głowa, Co nam przynosi koronę Popielów. Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze, Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze Szatą czystości, czoło wznieś do nieba. Daj łaskę winnym — daj łaknącym chleba, A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość. BALLADYNA / z tronu / Cóż mam uczynić? KANCLERZ Praw naszych gorliwość O dobro ludu stanowi od dawna, Że król, nim siądzie do pierwszego stołu, Nim da spoczynek strudzonemu czołu, Które uciska w dzień korona sławna: Wprzódy na ławie sądowniczej siada, I rozwiązuje kryminalne sprawy. BALLADYNA Niech się tak stanie, jak wasze ustawy Każą… / Kostryn chwieje się i pada. / JEDEN Z PANÓW Co to jest? wódz blednie i pada? / Balladyna przystępując do leżącego Kostryna. / Co to się znaczy… słabo ci? KOSTRYN Umieram. BALLADYNA Panie mój! drogi! KOSTRYN Precz! jędzo trująca! Zrzućcie ją z tronu — ja pierwszy otwieram Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca, Co będą żyli pod nią… BALLADYNA On w malignie… Wynieść go! wynieść!… ciało jego stygnie… Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to Połową kraju zapłacę. LEKARZ Już skonał. / Wynoszą ciało Kostryna. Lekarz idzie za nim. / KANCLERZ Pani, okropną zasmucona stratą, Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał, Na samym wstępie u złotego tronu, Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu I czeka na nas. BALLADYNA / do siebie / Już przeszłość zamknięta W grobach… Ja sama panią tajemnicy. / głośno / Każcie wojennym brańcom rozkuć pęta, Zastawić stoły na rynkach stolicy I dawać co dnia dla żebraków strawę. KANCLERZ Wdzięczność i sława tobie. BALLADYNA Ja o sławę Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu, Będę, czym dawno byłabym, zrodzona Pod inną gwiazdą. Życie pełne trudu Na dwie połowy przecięła korona. Przeszłość odpadła jak od płytkiej stali, Którą po stronie jednej ośliniła Żmija — połowa jabłka leci zgniła I czarna jadem. Wyście mnie nie znali Taką, jak byłam — niech więc lud nie śledzi Przeszłości mojej. Wiecie, com wyznała, A resztę wyznam księdzu na spowiedzi. Ha! jeszcze jedno — poszukajcie ciała Grafa Kirkora między gęste trupy. I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy Brzóz obrąbanych mieczami się bielą, Zanieście mary z jedwabną pościelą, Na tej pościeli przyniesiecie śpiące Zwłoki Kirkora… Niech ludu tysiące Płacze przy marach tego, co z orężem Poległ mym wrogiem… a był moim mężem. — Zaprawdę mówię, ja — po grafie wdowa. Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi; Co miała wyznać, wyznała królowa, A resztę powie księdzu na spowiedzi. Teraz, kanclerzu, wywołaj przede mnie Zbrodniów — na pierwszym siedzę trybunale. Jeśli fałsz wydam, niechaj będzie ze mnie Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę! Ani mię ujmie dobroć, ani trwoga, Ani odwiodą ludzie, ani czarty. Przysięgam sobie samej, w oczach Boga, Być sprawiedliwą. KANCLERZ Woźni! WOŹNI Sąd otwarty. KANCLERZ Oto jest księga praw. — Oto Zbawiciel Na suchym drewnie krzyża rozpostarty. Ucałuj księgę i krzyż! WOŹNY Oskarżyciel. / Staje Lekarz zamkowy. / KANCLERZ Ktoś jest?… LEKARZ Królewski lekarz. KANCLERZ O co sprawa? LEKARZ O jadotrucie. KANCLERZ Na kim? LEKARZ Na Kostrynie. Twój wódz, o pani można i łaskawa, Otruty skonał; wielki rycerz ginie Od jadu, co się zowie ludomorem. Na jego ciele żelaznym kolorem Wyszło tysiące plam; skonał otruty. KANCLERZ Kogóż posądzasz? LEKARZ Niech sąd szuka winnych. BALLADYNA Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty. KANCLERZ Zwyczajem kraju jest, mościa królowo, Wydawać wyrok choćby nad nieznanym I zawieszony miecz trzymać nad głową Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym I da nam gardło. BALLADYNA Są jednak zbrodniarze Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze, Niedosiągnieni… KANCLERZ Takich Bóg ukarze. Do ciebie ziemski wyrok dać należy Szczero-sumienny. BALLADYNA Cóż wyrzekły prawa? KANCLERZ Jeżeli który z szlachty i z rycerzy Trucizną gorzką na życie nastawa Równego sobie i dopełni czynu, To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu Otrucie spełni… BALLADYNA Dosyć!… KANCLERZ Sądź, królowo. Niechaj u ciebie mniej waży praw słowo Niż głos sumnienia. BALLADYNA Skończmy! Otrawiciel Winien jest śmierci. KANCLERZ Na zamkowym progu Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu! / Słychać trąby. / Niech teraz stanie drugi oskarżyciel. / Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, ubrany w kwiaty. / Ktoś jest? FILON Cień tego, czym byłem. O! smutki! Wyście mi pamięć odjęły na wieki, Dręcząc pamięcią. Jako nezabudki, Trącane ciągle od płynącej rzeki, Znajdują radość w ciągłym kołysaniu Błękitnej fali: tak ja, bity falą Płynących smutków, we łzach i w niespaniu Ulgę znajduję. KANCLERZ Prawodawczą szalą Nie można ważyć tego człeka mowy. Tłumacz się jaśniej. FILON Oto malinowy Dzbanek, a oto nóż. A te maliny Były pod głową zabitej dziewczyny, Nóż był w jej piersiach. Niechaj z tego dzbanka Wypłynie nowy Eurotas płaczu, Niech zaprowadzi smutnego kochanka Falą przejrzystą do kochanki grobu, A ja mu powiem: «Strumyku tułaczu, Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu Będzie spoczynek i cichości morze. Przebacz, Apollo! promienisty Boże! Że łzy przyszedłem przed ludźmi wylewać I smutek z nimi łamać jako chleby. Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać, Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby Prosić Plutona, by mi wrócił żonę». Słuchajcie! ona żoną moją była, Żoną mej duszy; dziś jedna mogiła Zamyka białe ciało, zakrwawione Tym nożem… patrzcie! Oto na tym dzbanku Znalazłem martwą, o wiosny poranku, Zabitą nożem. KANCLERZ W tej zawiłej skardze Czuć zbrodni zapach… BALLADYNA Kanclerzu, ja gardzę Szalonych ludzi zaskarżeniem. KANCLERZ Pani! Sąd winien śledzić do ostatka, ani Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem. Więcże, pasterzu, rozstała się z życiem Twoja małżonka? i znalazłeś ciało Nożem przebite. Kiedy się to stało? FILON Trzy razy księżyc i gwiazdy pobladły Przed Apollinem. KANCLERZ Mów, na kogo padły Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe? FILON Ach! Parki! Parki! Parki niełaskawe Przecięły srebrną nitkę jej żywota; Może też z nieba jaka gwiazda złota Pozazdrościła mej kochance blasku W oczach, i oczom zawrzeć się kazała. KANCLERZ Gdzież ją znalazłeś? FILON W dumającym lasku, Pod cieniem wierzby rozpłakanej, spała Snem nieprzespanym. KANCLERZ Zawikłana sprawa. Wydaj, królowo, wyrok na nieznanych, Radź się sumnienia. BALLADYNA A jak sądzą prawa? KANCLERZ Za śmierć chcą śmierci. BALLADYNA Z tych pozabijanych Nie będziem mieli prochu ani ćwierci. KANCLERZ Wydaj sumienny sąd. BALLADYNA Winna jest śmierci. KANCLERZ Winna… Więc sądzisz, że zbrodniarz niewiasta? BALLADYNA Sądzę, jak sądzę… KANCLERZ Niech ludowi miasta Otrąbią wyrok na zamkowym progu. Katowi zemsta należy lub — Bogu. / Trąby. / Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci. / Wchodzi ślepa Wdowa, matka Balladyny. / Ktoś ty jest? WDOWA Wdowa. KANCLERZ Na kogo? WDOWA Na dzieci Skargę zanoszę… Mówią, że królowa Piękna jak anioł, niechaj ona sądzi… Miałam dwie córki, stara, biedna wdowa, Żywiłam obie. — Jak to często błądzi Człowiek na ziemi, czekając pociechy — Młodsza uciekła spod matczynej strzechy, Niedobre dziecko. Lecz druga… o Boże! Królowo moja, ty jak anioł biała, Sądźże ty sama! — Druga poszła w łoże Wielkiego grafa; bogdajbym skonała, Jeśli ja kłamię; graf ją wziął za żonę. Królowo moja, bogdaj ci koronę Bóg wiecznie trzymał na tej mądrej główce, Osądź! — W tej drugiej córce jak w makówce Było rozumu. Graf ją kochał bardzo, Ale ja matka kochałam jak matka! Aż tu w jej zamku już służalce gardzą Biedną staruszką — cierpię do ostatka Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko — Aż tu mnie jednej nocy te córczysko W obliczu ludzi zaprzało się głośno… «A! córko», mówię, «bądźże ty litośną Dla starej matki, co już bliska truny». Była noc straszna i deszcz, i pioruny, Pioruny i deszcz, i ciemno, i burza. Córka kazała wypędzić z podwórza Mnie, starą matkę, na wichry i deszcze, W noc i w pioruny, i w burzę, i jeszcze Głodną kazała — niech jej Pan Bóg Stwórca Przebaczy! — Głodną wypędzić z podwórca, Do lasu… Wiatr mię poniósł za łachmany, Piorun wypalił oczy. O! różany Mój królu! złoty mój panie! litości! KANCLERZ Pani, ty milczysz? Takiej nieprawości Mszczą się okropnie nasze mądre prawa. BALLADYNA Przecież nie śmiercią? KANCLERZ Lechitów ustawa Śmierć przepisuje na niewdzięczne dzieci. Niechaj cię księga naszych praw oświeci, Czytaj… i czytaj we własnym sumnieniu. A ty, staruszko, nazwij po imieniu Wyrodną córkę, a kat ją ukarze, Chociażby z pierwszym grafem państwa w parze Los ją powiązał… Powiedz grafa miano I córki imię, a prawa dostaną Przez mury zamku jej serca i głowy. WDOWA Co? śmierć na córkę?… Panie, bądź mi zdrowy. Żegnaj, królowo, ja wracam do boru, Będę żyć rosą… KANCLERZ Podług ustaw toru, Kto zaniósł skargę, odstąpić nie może. Wyznaj… WDOWA Nie! nie! nie! KANCLERZ Wziąć na tortur łoże, I wszystkie stawy jej w żelazne kleszcze. Cóż? wyznaj, stara… WDOWA Nie, panie. KANCLERZ Raz jeszcze Pytam się ciebie o imię złej córy. WDOWA Ona niewinna. KANCLERZ Wziąć ją na tortury. WDOWA / wydzierając się straży / Królowo moja, zlituj się! ja stara! Ja bym być mogła matką twoją… Boże! Ty nic nie mówisz? Nic?… To jakaś mara Straszna na tronie. Więc ja się położę Na tych żelazach i skonam, a w niebie Bóg wam odpuści. KANCLERZ Wygadasz w boleści. WDOWA Panie mój! jasny panie! i u ciebie Żelazne serce… / odchodzi ze strażą / KANCLERZ Praw się trzymam treści. A za to niech mię wielki Bóg obwini, Lub uniewinni… A ty, monarchini, Wiedz, że mam serce pełne łez, goryczy I przerażenia. / Słychać jęk. / Co to jest? ŻOŁNIERZ To krzyczy Stara kobieta… KANCLERZ I nic nie wydała? ŻOŁNIERZ Nic… KANCLERZ Poczekajmy. BALLADYNA Z mego teraz ciała Kat zrobił sercu torturę… rozciąga… Wody! / Podają pić. / ŻOŁNIERZ Już zdjęta z żelaznego drąga. BALLADYNA Już!… Powiedziała co w bolach? ŻOŁNIERZ Umarła. BALLADYNA Umarła, mówisz? ŻOŁNIERZ Jak ją kat położył Na tortur kleszczach, to oczy zawarła; A patrząc na nią, kto by się pobożył, Że to kościany Chrystus był bez ducha. Każda kosteczka wywiędła i sucha Przez rozciągniętą skórę wyglądała Prosząc o litość… KANCLERZ I nic nie wydała? ŻOŁNIERZ Umarła cicho… A na suchej twarzy Dwa wykopała dołki śmierć kościana I w obu dołkach stoją łzy. BALLADYNA Od rana Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy Tak nie pracuje długo i tak znojnie. Już noc, panowie. KANCLERZ Nie… to czarna chmura Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie Twego sumnienia, czego wartą córa, Dla której matka taką śmiercią kona? BALLADYNA Wy ją osądźcie. KANCLERZ Niech twoja korona Przybierze blasku sądem sprawiedliwym. Ona zaprawdę winna ogniem żywym Być obrócona na węgiel piekielny. Osądź ją… WSZYSCY Osądź! KANCLERZ Jak Bóg nieśmiertelny, Winna jest sądu. WSZYSCY Pociąć ją na ćwierci. KANCLERZ Radź się sumnienia i sądź. BALLADYNA / po długim milczeniu / Winna śmierci! / Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni. / KANCLERZ Król-kobieta piorunem boskim zastrzelony; Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony! KONIEC EPILOG PUBLICZNOŚĆ / wywołując / Dziejopis Wawel! Wawel, narodu dziejopis! / Wawel wychodzi, kłaniając się. / WAWEL Prześwietna publiczności, oto mój skoropis Zaczął rzecz wydarzoną wpisywać do kronik. Przerwaliście mi pracę. PUBLICZNOŚĆ Czyjże jesteś stronnik? WAWEL Jestem sędzia bezstronny i naoczny świadek. PUBLICZNOŚĆ Jakżeś ty piorunowy opisał przypadek? Powiedz! myśmy widzieli rzecz całą do końca. WAWEL Z ziarnka piasku dojść można do obrotu słońca, Zaciekając się w rzeczy wydarzonej jądrze. Królowa jak Salomon panowała mądrze, Więc musiała być mądrą, przy mądrości cnota. PUBLICZNOŚĆ Panie Wawel, za prędka twych sądów szczodrota. Było za kulisami stać od pierwszej sceny. WAWEL Komponowałem wtenczas nad Popielem treny. PUBLICZNOŚĆ Cóż o rodzie królowej? WAWEL Z historycznych szczytów Patrząc, ród jej prowadzę z kraju Obotrytów, Którzy mięsa nie jedzą. Choć jeden uczonek Mieni, że pochodziła z kraju Amazonek; Ale ja mu zarzucam fałsz w kroniki nocie I dowodzę dowodem, i topię go w błocie. Obaczycie go piórem zabitego w trunie. PUBLICZNOŚĆ Cóż powiadasz na piorun? WAWEL Sądzę o piorunie, Że kiedy burza bije, trzeba bić we dzwony, Że gałązka laurowa lepsza od korony, Bo w laur piorun nie bije ani głowie szkodzi. PUBLICZNOŚĆ Czy jesteś tego pewny? WAWEL Ten, co w laurach chodzi, Autor niniejszej sztuki, słusznie wam opowie, Że odkąd nosi wieniec laurowy na głowie, Piorun weń nie uderzył. PUBLICZNOŚĆ Pochlebiasz, mój łysy, I królom, i poetom… Idź precz za kulisy! KONIEC EPILOGU ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/balladyna. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Dramaty: Maria Stuart; Kordian; Horsztyński; Balladyna, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1974 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Eugeniusz Sawrymowicz, Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska. ISBN-978-83-288-2852-0