Krzysztof Kamil Baczyński Serce jak obłok Poemat Matce I W takich nocach się lęgną same mary tylko i skrzydła nawałnic. Takie noce się karmi przez wiatr oderwaną ręką. Takie noce dymią padliną — gnijącym runem obłoków; błądzący po nich giną w lęku i mroku. Takie noce rodzą tylko zwierzęta: konie bez głów i koty ziejące płomieniem, i płynie w nich ziemia przeklęta głuchym strumieniem. Jakże te noce przemógł, które rosną jak trupi obrzęk i jak ryby duszą się niemo? Jakże w nich zrodził się olbrzym? II A miał Tytan ramion dwoje — gałęzi, jak mosiądz, co się w słońcu wygina, i oczy, jakby w nich niebo uwięził albo jakby mu błękit spojrzeniem przez głowę na wylot płynął. A nad głową koronkę włosów do ptaków podobną, koloru róży czy rtęci, spadającą na wysmukły pomnik twarzy, kiedy w drogach złocistych brodził, w płomieniami płynącym zachodzie, i tętniące cyklony marzył. Kiedy świt jak owoc mleka dojrzewał w kolorowych szybkach jaskiń, ruszał Tytan przez dzwoniące jaskry jak przez gwiazdy wdeptane w trawę, i melodie echem śpiewał, a przed sobą pędził jak korabie zamyślone, koczujące jak owce w szczerym srebrze wykute lodowce. A spod stóp się sypały lawiny jak odłamki kroków wędrujących przez pustynie planet innych, przez kotliny zatopione słońcem, poprzez ziemię jak wielką przyczynę zgasłych studni i źródeł bijących. Parły trąby miedziane wichury w kolorowy codzienny zachód, pędził Tytan bezimienne góry nad koralowy wodopój, gdzie jak senne zwierzęta — łapą przecierały znużone oczy, zanurzały pyski w spokój — w aksamitne fale nocy. Czegóż więcej potrzeba, gdy głos twój budził gór żelazny obryw? Czegóż więcej trzeba oczom modrym, że tak w smutek patrzyły prosto, że aż śmiercią lodowatą wiało od nich? Nosił Tytan w piersiach mocnych wyrojone w groźną noc narodzin smutne serce wykarmione na wyjących wichrów głodzie, smutne serce wybujałe na lamentach ptaków nocnych, na modlitwach psów — rzucanych w tarczę snów okrągłą — — dziwne serce — zamiast serca — obłok. III Dojrzewały w sadach śliwy, śliwy złociste, jakby kto krople słońca w powietrzu ostudził nagle jak wosk. Tańczyły siostry kołem, od tej wesołej jazdy migało pod powiekami, drażniło nozdrza jak kłos. Dudniły warkocze, tak lśniące, że prawie w słońcu białe, jak ulew jasne sploty rzucane z nieba ukosem. Dudniły deszcze owoców poprzez rozwiane włosy, żeś już nie wiedział na pewno, czy włosy, czy śliwy dojrzały. Tańczyły siostry kołem, a Tytan przystanął; od żaru oczy ręką ogarniał jak od lśniącego bąka: «Weźcie mnie, siostry, będziemy po kolorowych łąkach tańczyć pośród jesieni zielonożółtych pożarów». Śmiały się siostry, śpiewały głosami jak zielonymi wilg owocami: «Jakże będziesz tańczył z nami pod jesieni namiotami, kiedy ręce masz jak stal i mosiądz? Strącisz z gór sokoły lawin, huk lodowców słońce zdławi, kiedy pieśń zaśpiewasz mocnym głosem. Jakże bratem naszym jesteś, kiedy my jak płomień lekkie, który biegnie po płonącej słomce, a ty wiatrem noc zalewasz, piorunami płoniesz w drzewach, rozdmuchujesz w kolorowy zachód słońce? Jakże mamy tańczyć z tobą, kiedy zamiast serca obłok w piersi burzą wypełnionej nosisz?» I wesoło się siostry śmiały, w świergot ptaków coraz bardziej zanikały, aż pozostał po nich lot pajęczyn rozwieszony w powietrzu dźwięcznym. Został Tytan sam na brzegu żalu jak na brzegu najsmutniejszej wyspy, gdzie na drzewach nawet ptaki wszystkie są z zimnego złocistego metalu. IV Kąpali się chłopcy w rzekach, których prąd podobny dłoniom żylastym, gdzie czekała ich polana niedaleka i mijały ich wyśnione obce miasta napełnione kopułami z kolorowych szkiełek, które w słońcu się wzdymały i gięły. I widzieli w lasach ciemnych, wilgotnych wirujące tęcze z purpurowych kamieni. Wśród zielonych kołysek cieni migotały im dziewcząt loki. Ale jakże je było uchwycić, kiedy były z snów przejrzystych nici? Stanął Tytan nad rzeką i zawołał, aż się kręgi kręciły po wierzchu, jakbyś kamień w wodę rzucił — coraz dalsze koła «Chodźcie, chłopcy, popłyniemy o zmierzchu i zamkniemy w rąk brązowych kleszczach kraj błękitny, gdzie gwiazda mieszka». Ale śmieli się chłopcy białemi — jak orzechy wyłuskane — zębami: «Jakże płynąć chcesz, Tytanie, z nami do tych bujnych jak burze ziemi, kiedy my szukamy w nich dziewcząt — jedwabnego jeziora pieszczot, kiedy chcemy wydrzeć drogie kamienie tęczom barwnym i zazdrosnym ziemiom? A ty nie masz soczystego serca, w którym dudni krew chciwa klejnotów. Czy w lodowcach swych ukryjesz złoto? Czy w cyklonach swych poszukasz mu miejsca?» I płynęli, przepływali obok: «Przecież ty masz zamiast serca obłok». Poszedł Tytan od chłopców wesołych, wielkie stopy ostrożnie stawiając wśród drzew. Jeszcze za nim, pogłos rzeczny wołał i płynących daleki śpiew. V Czesała Światłołuna włosy ciemne przed zwierciadełkiem strzaskanym potoku, zanurzała wąskie ręce głęboko, ku swym oczom zielonych tajemnic, które w wodzie się tliły i gasły jakby z mroku utkane, a jasne. Zeszły sarny do strumienia, wodę tuląc miękko do wilgotnych twarzyczek, przybliżały kosmaty policzek do jej dłoni błękitnych od chłodu i wznosiły nozdrza mokre i czarne, jakby w piersiach jej przeczuły sarnę. Widział Tytan Swiatłołunę i pokochał, rzucił stada gór lodowych i gromów i co rano przed płynącym lasu domem dzwonił pieśni na wydętych wiatru konchach, aż z przestrzeni taki żal wywabił, że na liściach osiadało łzami. Tylko z dali ryczały porzucone lodowce przystanąwszy w zasłuchane stada i skręcone orkany jak owce pobekując zawisły w powietrzu, nawet ostre pociski deszczów zwisły z nieba — stanęły nad ziemią, w kręgi pieśni zasłuchane niemo. Tytan grając śpiew smutny w ciszę długo snuł, jakby ciemną nicią żalu niebo rozciął wpół: «Szybują bąki wiecznych burz chmurami w dół, chmurami w głąb. Spadają deszcze szklanych róż pośród mosiężnych wiatru trąb. Widziałem w twoich oczach las wiodący sarnim rytmem w świat, gdzie zamyślone ryby gwiazd nad nawałnicą lat. Uchroń mnie lotem swoich rąk jak białych ptaków snu od wędrujących za mną łąk, od wędrujących gór. Szybują burze, w burzach drży mój własny groźny krok. O, schroń mnie w namiot swoich snów przed stalą moich rąk». Wyszła wtedy Światłołuna na brzeg światła, pół się śmiejąc, pół po wietrze ręką wodząc jak po grzbiecie zbudzonego pieśnią bawoła, i uniosła smutne oczy jak lecących chmur zwierciadła, jak jaskółki zabłąkane późną nocą w wirujących planet kołach. Pół się śmiejąc, pół śpiewając zawołała, jakby strumień ciepłym altem w niebo lała: «Jakże ty mnie chcesz, Tytanie, kochać, zadumaną w moich białych potokach? Jakże chcesz mnie w mocne dłonie uchwycić, kiedy nie wiesz, czy to ja, czy moje odbicie? Bo ja jestem na wpół prawdą, na wpół ciszą, jakby liście, co w powietrzu — zanim spadną — wiszą. Boję ja się twoich gór tętentu, twoich wichrów jak lecące zwierzęta. Kiedy rykną twe lodowce lawiną, moje oczy znikną w liściach, w kwiaty się rozpłyną. Za wysoka będzie miłość z tobą, kiedy ty masz zamiast serca obłok». Za wysoko było podjąć płacz z tej nuty, gdzie go piersi wyrzuciły ponad przestrzeń, gdzie go taki lodowaty wylał smutek, aż zamarzły nieruchomo wszystkie ptaki na wietrze. Tylko z powiek Tytanowi łabędź spłynął zamiast łzy — i w chmurach zginął. VI Dudniły rzeki po zboczach. Pełzały żółtym płomieniem ogniska ludzi w dolinach, kiedy się do snu kładli nic nie widzący powyżej, niż biegły z ognisk cienie, nie szukający ponad to, co już od dawna odgadli. Ryczały krowy mleczne i rogi nurzały w senność, a ptaki spały mocno jak wyrzeźbione w gałęziach. Piersi zwierzęce i ludzkie wznosiły, zniżały ciężar ogromnej kuli nocy, którą zamknęła ciemność. Wtedy z pieczar głos się piętrzył i tak urósł, jakby nie był lotem ptasim, ale czarną górą. Wołał Tytan w puste studnie nocy, aż mu oczy wypalone troską zgasły, a od głosu ziemia stała w gromach jasnych, złote kule na doliny tocząc. A lawiny lały się jak srebrne rzeki, jakby starte kołem czasu — wieki. Właśnie świt nad nocą przysiadł; jakby ptak skrzydłem mlecznym gwiazdy z wolna ścierał, kiedy drogą bladą jak we snach Matka szła o twarzy wyrzeźbionej w smugi smutku, jakby się nią przelał czarny płomień zamknięty we łzach. A łzy były za Tytanem tęsknione i nie gorzkie już, a tylko czerwone. Wtedy w piersi Tytana obłok tak się dźwięcznie w białą chmurę skłębił, że po halach posypał się pogłos cekinami mieniących gołębi. I w ramionach Matki zamilkły jego oczy jak zamarzłe wilki. Tylko skrzydła jej srebrnych włosów długo wiały na porannym wietrze i sypały się w błękitną przestrzeń, zastygając w konstelacje i znaki, nie wiadomo, czy łzy, czy ptaki? ukończone 30 sierpnia 1941 r. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baczynski-serce-jak-oblok. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Krzysztof Kamil Baczyński, Poezje, wybór K. Wyka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paweł Kozioł, Maciej Rajski. Publikację wsparli i wsparły: Katarzyna Walichnowska, Tomasz Kolinko, zby, sroczka, Piotr Skirski, animal, Jan Marcinkiewicz, Sławomir Czarnecki, Joanna Stępień, Alkina, Daga, Justyna Sławik, 10, Beata i Gabrysia Wcisło, Agnieszka Bielawska.