Szła dziecinka, biedna wynędzniała,Oczki rączką zasłaniała,Spostrzega to przez okno dobroczynna pani,I chleba posyła dla niej.Cieszy się już zawczasu myślą pięknej cnoty,Bo cóż milej, jak ulżyć cierpieniom sieroty?Wkrótce powraca z chlebem służąca zdyszana,„Ach — rzecze — pani kochana!To żydziak, a któż widział wspomagać żydziaka?”Dobrą panią uwaga oburzyła taka.„Ale biedny — odpowie wesprzeć go potrzeba;Idź, natychmiast mu zanieść ten kawałek chlebaOn bliźni, nic nie znaczy w wyznaniu różnica,Wszak jednakowo słońce wszystkim nam przyświeca.”