literatureJerzyŻuławskiEros i Psyche1975polAleksandraSekułaWojciechKotwicaPaulinaChoromańskaWojciechKotwicaAleksandraKopećbook2fb22018-12-12http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zulawski-eros-i-psyche0Fundacja Nowoczesna PolskaDramat Jerzego Żuławskiego Eros i Psyche stanowi metaforyczną wizję dziejów świata jako odkupieńczej wędrówki Duszy (Psyche) dążącej do zjednoczenia ze stwórczą Miłością (Eros). Winą Psyche jest namiętna chęć poznania prawdziwego oblicza Erosa, w czym, zgoła innymi niż miłosna tęsknota powodowany, dopomógł jej mimowolnie żywioł ziemski, ociężały i materialny, uosobiony w postaci o imieniu Blaks (por. gr. βλαχις: wstyd). Poszukując swej miłości, gnana tęsknotą Psyche, wyrusza z arkadyjskiej krainy, wcielając się kolejno w wędrowną śpiewaczkę w czasach upadku Grecji pod jarzmem Rzymu, mniszki w średniowiecznym klasztorze, zamiłowaną w sztuce księżnę w renesansowych Włoszech, karczmarkę-przewodniczkę ludu oddaną walce w imię wolności w czasach rewolucji francuskiej, wreszcie kochankę potężnego bankiera z przełomu wieków XIX i XX.Ta niezwykła baśń sceniczna, choć przez krytyków oceniona jako płytka, cieszyła się przychylnością publiczności od momentu pierwszej inscenizacji w 1904 r. na scenie krakowskiej i lwowskiej. Treść jej nawiązuje nie tylko do gnostyckiej opowieści o Sofii (gr. σοφία: mądrość, dusza świata), ale również do mitów kultury europejskiej o Erosie i Tanatosie oraz odnawia mit o początkach świata i jego eschatologii: wina Psyche została zreinterpretowana i oczyszczona w stosunku do biblijnej wersji opowieści o upadku w grzech (m.in. poprzez zmianę postrzegania samej istoty żądzy poznania), zaś finalne przeznaczenie świata obywa się bez sądu ostatecznego i stanowi miłosne pojednanie i zmazanie cierpień oraz błędów.Uwspółcześniono interpunkcję, m.in. poprzez usunięcie zbiegu przecinka i pauzy oraz zastąpienie w didaskaliach przecinkami pauz występujących w roli przecinków.Pozostałe uwspółcześnienia dotyczą fleksji (oprócz pozycji rymowych), np.: tym > tym; czem > czym; czemże > czymże; którem > którym; któremi > którymi; niem > nim; niemi > nimi; twojem > twoim; łagodnem > łagodnym; trawiastem > trawiastym itp.; pisowni łącznej/rozdzielnej, np. poczem > po czym; z za > zza; zdala > z dala; zwolna > zwolna; zdaleka > zdaleka; oddawna > od dawna; odemnie > ode mnie; przezemnie > przeze mnie; gdzieindziej > gdzie indziej; śnieżno biały > śnieżnobiały; jakież-to > jakież to;
prawda-li > prawdali itp.; pisowni joty, np. lilji > lilii; Aleksandrji > Aleksandrii; Charmjon > Charmion; warjatka > wariatka; wikarja > wikaria; furtjanka > furtianka; oraz ortografii, np. pomięszana > pomieszana; puhar > puchar; przewódca > przywódca; nieokreślny > nieokreślony; jest napisano > jest napisane.Poprawiono błędy źródła: stare dzielnicy > starej dzielnicy; nieco brudnej > nieco brudne; wiatrz > wiatr; Co mówisz > Co mówisz?; masza > masz.Jerzy ŻuławskiEros i PsychePowieść sceniczna w siedmiu rozdziałachὁδὸς ἄνω κάτω μίαὁδὸς ἄνω κάτω μία (gr.) --- urwane zdanie przypisywane Heraklitowi, pełna sentencja brzmi ὁδὸς ἄνω κάτω μία καὶ ὡυτή i można ją tłumaczyć jako: ,,droga w górę i droga w dół są tą samą drogą".HeraklitTuum fac nec respicias finemTuum fac nec respicias finem (łac.) --- czyń swoje, nie myśl o końcu; rób swoje, nie patrz końca.I. W ArkadiiPsyche, arkadyjska królewnaAreteHedone, Kallone, Melike, Hagne, służebne dziewki PsychyBlaks, parobekEros, bógHermes, poseł bogówArkadiaRzecz działa się w kraju szczęśliwym, w czasie, kiedy bogowie chodzili po ziemi.Łąka przerzniętaprzerznięty --- dziś raczej: przerżnięty; przecięty. strumieniem, płynącym pośród traw i kwiatów. Za strumieniem drzewa, a za nimi w głębi skały ogromne, strome i czarne, wyglądające jak mur, który kwiecistą i cichą łąkę oddziela od świata. Po skałach tu i ówdzie pną się bujne bluszcze. Na lewo w dali, na łagodnym trawiastym wzgórzu widnowidno --- tu: widać. zamek królewski, do greckiej świątyni podobny. --- Nad strumieniem rozłożyste drzewo i wielki kamień pod nim. Widać też głazy, z rzadka po łące porozrzucane. W głębi wiedzie przez strumień kładka z obalonego pnia. Krajobraz pełen zachodniego słońca, ciszy i wesela.SCENA IArete rozwiesza na głazach i gałęziach nad strumieniem świeżo wyprane białe szaty.Blaks leży na wznak z rękoma pod głową i śpi.DZIEWKI SŁUŻEBNEtrzymając się za ręce, pląsają dokoła stojącej w pośrodku Psychy i śpiewają:Razem z wiatrem, co rozwiewanasze śnieżnobiałe szaty,między strojne, wonne drzewa,z których w słońcu kapią kwiaty,po równinie,co tak płynie,--- od skał płynietraw puszystych słodką falą:dalej w pląsy! w pląsy! W pląsy!stopy się nam palą! --- O hej!BLAKSbudzi się i wstajeZmierżonezmierżony --- uprzykrzony; por. mierzić (kogoś): budzić wstręt, odrazę. dziewki! drą się, jakby sojki! ani się człowiek zdrzemnąć nie może!Idzie w głąb i kładzie się znowu, zatykając uszy.DZIEWKI SŁUŻEBNEtańcząc, znów śpiewają:Wiatr się z włosem naszym pieścii tak śpiewa,--- jak ptak śpiewa;ptasząt śpiewu pełne drzewa ---a złocisty liść szeleści,a do wtórudzwoni strumień, gęśl z lazuru --- o hej!Dalej w pląsy! W pląsy! W pląsy --- o hej!ARETEod pracy:A sam, dziewczęta!sam, dziewczęta (daw.) --- chodźcie, dziewczęta; przykład wykorzystania daw. konstrukcji zdania przyzywającego, por. np. sam tu: chodź tu itp. W główkach wam pustoty, a tu jest jeszcze tyle do roboty!Dziewki służebne rozwiązują taneczne koło i biegną do Arety.Psyche zbliża się z wolna ku strumieniowi.KALLONEdo Arety tonem usprawiedliwienia:Prałyśmy matko, od samego świtu w strumyku pełnym srebra i błękitu dziane odzieże i bieluchną wełnę...HEDONEWieczórCzyż nie czas teraz, gdy karoca chyża słońca ku ziemi pod wieczór się zniża a fale złota i purpury pełne,potańczyć, ciesząc się słońcu i wiośnie, i tak dzień pracy zakończyć radośnie?ARETEPraca nie wszystka jeszcze ukończona, choć słońce długą już przebyło drogę.Zwińcie się, dziewki!HAGNEJa ci dopomogę!ARETEPomóżcie wszystkie! SłońceZ szat wilgłego łonaniech wszystkie pary wyssie i wypije wiatr i słoneczny boski żar, co bije z niebios, spragniony woni i wilgoci --- i wełnę bieli, a twarz dziewcząt złoci.
Służebne wraz z Aretą krzątają się, rozwieszając wyprane szaty na głazach i gałęziach.Psyche siada na przodzie nad strumieniem i zapatrzona w nurt, igra palcami po wodzie.SŁUŻEBNEśpiewają przy pracy:Suszcie się rychło, białośnieżne szaty, bo was przywdzieje pan nasz, król bogaty, co mieszka w dworcu o smukłych kolumnach,stad ma bez liku i mocmoc (daw., gw.) --- tu: mnóstwo, bardzo dużo. zboża w gumnach,zbroje i złoto, i drogą purpurę, a przenajdroższą bogolicą córę, --- a przenajdroższą bogolicą córę.HAGNEodłączywszy się od dziewcząt, podchodzi ku królewnie i z wolna osuwa się przed nią na kolanaCóż bogolica, nie pląsałaś z nami ani nie śpiewasz? Czy ci co dolega? Czy tak twe oczy równe gwiazdom mami lic twych odbitych obraz, co tak biega z fali na falę po szybie strumyka w błyszczących kropel świetlistej koronie?Na białej dłoni białe wsparłaś skroniei zapatrzona w nurt, jak w dal pomyka, nie spojrzysz nawet na twoje służebne, co wiodą pląsy i śpiewy gędziebne dla ciebie --- jeno na serca kądzieli przędziesz zadumę...Psyche z tęsknym uśmiechem kładzie dłoń na głowie Hagny i z wolna głaszcze jej włosy.MELIKEktóra się była odłączyłaktóra się była odłączyła (daw.) --- konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: ,,która się uprzednio odłączyła". od pracujących w głębi dziewcząt i zbliżyła się do Psychy podczas ostatnich słów Hagny, mówi:Otośmy radosne,że bogi słońce dały, młodość, wiosnę; wszystko się w okrąg cieszy i weseli --- ty jedna --- cicha --- patrzysz na te skały, na dworzec ojca twego okazałyi na wawrzynów gaj kwieciem różowy, na ciemne, liściem szumiące dąbrowy, na łąki, strumyk i to białe płótno --- i łzy masz w oczach, pani?PSYCHEpo chwili:Tak mi smutno...MELIKESmutno? I o co?HAGNEWszakżeśmywszakżeśmy --- skrócone od: wszakże jesteśmy. przy tobie!PSYCHETęsknota, PokusaPójdźcie tu do mnie, pójdźcie bliżej, obie... Czyście wy nigdy o tym nie myślały, aby się wyrwać za te czarne skały --- tam! I zobaczyć, co tam jest za niemi?Czy, jako tutaj, szmat zielonej ziemi, czy też kraina jaka dziwna, złota, wyśniona...?Nigdy o tym nie myślicie?MELIKENigdy!HAGNEJa --- nigdy!MELIKETu --- tak słodkie życie, cóż cię tam ciągnie, królewno?PSYCHETęsknota...HAGNECo to?MELIKEKrólewno, cóż to jest? Nie wiemy...PSYCHEWiemże ja samawiemże ja sama --- konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy ja sama wiem.?...ARETEw głębi:Schną już w słońcu szatki na białe głazy rzucone i kwiatki;teraz już pora przynieść kosze z łozyłoza --- gałązki wierzbowe.i piękną, w wodzie wybieloną wełnęznieść na wysokie, na koleśnekoleśny --- poruszający się na kołach. wozy,aby do domu powróciły pełne,jako tu pełne przyjechały z rana,ciążąc leniwym mułom.HEDONEklaszcze w ręceHejże, dana!Teraz już mogę oddać się zabawie,pląsać, ach, pląsać po puszystej trawiei echu rzucać pieśni, jako pragnę!Zawołam tamte, Melikę i Hagnę.ARETEZawołaj wprzódy jeszcze na parobka, by przyniósł żwawo kosze wyplecione...HEDONEspostrzega Blaksa i biegnie ku niemuŚpi tam! Dalibóg! Wstawajże, mazgaju, rusz się nareszcie, szkaradny leniuchu!BLAKSprzeciera oczyCo tam?ARETEA wstawaj!BLAKSJest co do roboty?HEDONEI on się pyta! Biegaj jenojeno (daw., gw.) --- tylko. żwawo i przynieś kosze, które tam za ławą ponad strumykiem zostały od rana. ---Bielizna schnie już, od dawna wyprana!Blaks podnosi się z wolna, przeciąga i ziewa.KALLONEwybucha śmiechemJeszcze po drodze drzemkę sobie utnie!HEDONErzuca na Blaksa zerwane liścieNużenuże --- okrzyk oznaczający poganianie: dalej, szybciej.!BLAKSA idźcieżidźcież --- konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż., uprzykrzone dziewki,bo pókim dobry, tom dobry okrutnie, lecz jak się zgniewam --- mówię --- nie przelewki!Odchodzi poza strumyk w stronę zarośli i szuka koszów wśród krzewin. Po chwili wraca, wlokąc kosze za ucha.HEDONETeraz do tańca! Hejże! Pójdźcie do mnie!KALLONEAlbo --- dziewczęta --- naprzód do kąpieli,potem oliwą namaścim się złotą i tak w wspaniałej, nieskażonej bieli ciał naszych młodych staniemy tu wieńcem, aż pląsy łona ubarwią rumieńcem!HEDONEWięc dalej, dziewy! Niechaj zabrzmią echa zbudzone głosem pieśni i ochoty naszej --- niech złota zadzwoni uciecha --- dalej!...ARETEHej, Blaksie, chodź tu do roboty!BLAKSidzie, mrucząc:Tamte sroki mogą sobie skakać do woli, ale ty Blaksie, chodź do roboty!Zbiera wraz z Aretą bieliznę do koszów i wychodzi z nią razem.MELIKEJa pieśń zawiodęzawieść pieśń (daw.) --- zanucić, zaintonować pieśń. --- taneczną, rozlewną!HEDONEKrólewna z nami! Królewno, królewno!PSYCHETańczcie wy same...HAGNEO, nigdy bez ciebie!PSYCHETańczcie... To słońce gasnące na niebie, ta woń na ziemi dziwnie mnie rozmarza...Z ziemi woń bije, jak gdyby z ołtarza,na którym leży słońce, żertważertwa (daw.) --- ofiara; u daw. Słowian ofiara całopalna składana na cześć bóstwa. krwawa...Cóż to? Siadłyście wszystkie wkoło, ciche?Tańczcie, dziewczęta, pozwala wam Psyche ---bawcie się, proszę!KALLONEBez ciebie zabawajest dla nas niczym!HEDONESłuchaj, bogolica,czymże rozchmurzyć twoje jasne czoło?MELIKEChcesz pieśni może? --- Zaśpiewam --- wesołą! Lub... o potędze twojego rodzica, tajemniczego pana mnogich włości, albo... o wiośnie lub o twej piękności? --- Rozkazuj, pani!PSYCHECzy słyszysz te drzewa?Każdy liść na nich pieśń przedziwną śpiewa, hymn uroczysty jakiś na przybycie wieczornych, świętych, tajemniczych godzin...MELIKEnadsłuchujePonopono (daw., gw.) --- ponoć, podobno. szum taki w dniu twoich narodzinniósł się po świecie... Stara wieść tak prawi...PSYCHEWieść...?MELIKECzy jej nie znasz? Może cię zabawi...Ta pieśń odwieczna, dziwna, która baje,jak raz w wiosenne i słoneczne ranodziki Człek, idąc przez rosiste gaje,zobaczył zorzę na niebie świetlaną,której nie widział do onejże pory,po nocy jeno goniąc łup przez bory --- i nagle tknięty jakąś wielką mocą, ten pan potężny, co dotąd żył nocą, padł na kolana i podniósł ramiona:--- O zorzo, zorzo! O zorzo złocona!...I wtedy pono wystrzelił mu z łona kwiat tajemniczy, ukochanie świata, motyl złocisty, co ku słońcu wzlata i światłem żyje... W pieśni owej rymie królewno, twoje powtarza się imię...PSYCHEI co pieśń mówi?MELIKEMówi, że w tej porześpiewać poczęły drzewa i strumienie --- i hymn ogromny szedł przez wszechstworzenie: śpiewały góry, śpiewał las i morze...PSYCHEA dalej? Dalej?MELIKEPrawi... o tęsknocie,o jakimś wielkim, niebosiężnym locie, któremu skrzydło motyle nie sprosta ---i o kimś, co ma przyjść po latach wielu...PSYCHEMa przyjść?MELIKE...o bogu i poświęcicielujakimś, co zbawia i wznosi, choć chłosta... Więcej nie pomnę...PSYCHEO moja tęsknoto!HAGNETo pieśń o tobie, o tobie, królewno!Gdy wieczór słońcu twarz zakryje złotą, na czole twoim widno jasność zwiewną, a u twych ramion, jak dwie nikłe tęcze, coś jakby barwne dwie błonki pajęcze lub listki róży: skrzydełka motyle z świateł utkane, co błysną na chwilę i nikną znowu... i znów widne, rosąranną się mienią...ARETEzbliża się do grupy dziewczątWstawajcie! Dziewczęta!Oto zachodu już godzina świętaspływa na ziemię. Pokłon --- po zwyczaju --- oddajmy bóstwom strumienia i gaju, który nam w żarach dnia dał słodkie cienie --- i pójdźmy. Czas nam zejść z tej wonnej łąki, gdzie pośród trawy skryte kwiatów pąkiczekają w ciszy na ożywcze tchnienie tajnego bóstwa, co okrąża światy i błogosławi nocą drzewa, kwiaty i wszystko żywe a łaknące płodu.Nam się nie godzi przeszkadzać mu w dziele, które tu pocznie już za chwil niewiele; do królewskiego zatem spieszmy grodu, by do zamczystej poznosić komnaty pracą dnia czysto wybielone szaty.Dziewki służebne, powstawszy, odchodzą za idącą naprzód Aretą. Tuż za nią postępuje Hedone, potem Kallone, za nią Melike, a Hagne na końcu.HEDONEodwraca sięA ty czy z nami nie idziesz, królewno?PSYCHEIdźcie! Za chwilę podążę za wami!MELIKEMy biegniem szybko! Możesz nie dogonić...HAGNEprzypada do stóp PsychyZostanę z tobą!Arete wychodzi wraz z trzema służebnymi.PSYCHEdo Hagny:Zostaniesz! --- Czy długo?HAGNEJak sama zechcesz, jestem twoją sługą...PSYCHETamte już poszły... Arete czcigodna tak je odwiodła ode mnie do domu rodzica mego, potężnego króla...Hedone, w której złota radość płonie, i bogom równa pięknością Kallone poszła --- i słodka Melike, ptak śpiewny...Kiedyż je ujrzę? --- Kiedy ujrzę znowu?HAGNEMożemy jeszcze podążyć za nimi...PSYCHENie, już za późno, już ich nie dognamy!Patrz! Oto weszły na zielone wzgórze i --- białe --- kroczą po schodach w marmurze kutych, co wiodą do złocistej bramy --- zamku mojego ojca... Patrz! Przez wrota rozwarte jasność wybuchnęła złota --- już je zamknięto...HAGNECo tobie, królewno?PSYCHETa powieść stara tak mnie poruszyła, powieść Meliki... Tęsknota, MarzenieTak śni mi się czasem,żem to istotnie ja była, przed wiekiem, zrodzona z człeczej ogromnej tęsknoty za słońcem, pięknem, niebem i zaświatem...Zda się, pamiętam jakieś złote gaje i zawieszone na głazach ruczaje, morza ogromne, niebosiężne szczyty i w zórz uśmiechach rozlśnione błękity, w które mię kiedyś szczęśliwą uniesieOn...HAGNEKto?PSYCHEJa nie wiem... On! mój nienazwany,którego łąki czekają i łany,uśpione ptaki po lasach i kwiaty i ja --- stęskniona, pragnąca, a pewna,że przyjdzie w jakąś najsłodszą godzinę,kiedy dokoła wszystko będzie ciche,i po imieniu zawoła mnie: Psyche! ---i zbudzi we mnie coś, co jest mną samą...Wtedy te skały otworzą się bramąi ja na skrzydłach jego --- bo skrzydlatybędzie! --- polecę na te jasne światy,na czarodziejskie te ziemie i niwy,na łąki, kędy lśni w brylantach rosa,w kraj jakiś dziwny, szeroki, szczęśliwy,w chmury --- nad chmury --- i w błękit, w niebiosa!BLAKSukazuje się na ścieżce w głębiCienie Hadesu na tę głupią zorzę czerwoną, rozmazaną po niebie, jak rumieniec na pyzatej gębie! W ślepia mnie razi, a gdy się od niej odwrócę --- wszystko czarne dokoła!HAGNETo Blaks się wlecze... Idzie w tę stronę...BLAKSHo, hop! Królewno!HAGNECzego tam, parobku!BLAKSdo Psychy:A! jesteście, dostojna panno! I ta dzierlatka z wami...HAGNEPo co tu przyszedłeś?BLAKSNie z własnej ochoty, to pewna! Wysłała mnie Arete, zaniepokojona waszą nieobecnością. To jest --- nieobecnością królewny. Mam was zaprowadzić do domu...PSYCHEMożesz odejść, sługo. Nie jesteś mi potrzebny...BLAKSodchodzi w stronę zarośli, mrucząc:Możesz odejść!... A Arete wygarbuje mi skórę, żem nie przyprowadził królewny... Wolę tu w krzaku zaczekać, aż skończą swoje pogwarki. Prześpię się chociaż tymczasem.Układa się w głębi na ziemi pod krzakiem, niespostrzeżony przez kobiety, które sądzą, że odszedł do domu.HAGNEA jednak może czas i nam, królewno, iść już do domu?... Rosa już opada i twarz miesiąca wypłynęła blada z niknącej zorzy... Czekają nas pewno w złotym pałacu twojego rodzica...PSYCHEWięc pójdziem w blaskach srebrzystych księżyca... Patrz, ten ostatni rąbek krwawej zorzy lśni pośród drzewin, jakby uśmiech boży, przed nadchodzącym snem rzucony światu...Tam, gdzie przed chwilą był namiot z szkarłatu, teraz się błękit bezdenny rozpina i mży gwiazdami... O, słodka godzina! O, przenajświętsza godzina przemiany!Czy słyszysz, jak się szmer strumienia szklany zmienia w głęboki, cichy szept zachwytu?Wiatr wstrząsnął szczytem drzew i z drzew tych szczytu strącił pieśń jakąś... Czy słyszysz, jak liście dźwięczą i szemrzą, szeleszczą srebrzyście i wieszczą chwile przedziwne, jedyne?HAGNEPójdźmy do domu...PSYCHEWidzisz, jak się krzewygną wawrzynowe? Rozkoszne powiewy przeszły przez senną ciemnych krzów gęstwinę... Nie! To krok jakiś! Słyszysz, jak się skrada cicho, cichutko...HAGNETo Noc idzie blada...PSYCHENocNoc bez szelestu płynie --- czarna po dniu wdowa...Czy słyszysz? --- skrzydeł jakichś wielkich wianie --- i ten szept kwiatów, taki niesłychanie słodki, jak jakieś w sercu śnione słowa...Czy czujesz dziwną powietrza omdlałość i tę gwiazd białych nadzwyczajną białość...? Dreszcz przeszedł wszystkie drzewa, wszystkie kwiaty...HAGNETo Sen nad światem waży się skrzydlaty ---pójdźmy, królewno!PSYCHEO, Hagne! O, Hagne!Wszak On jest tutaj! On jest tu gdzieś blisko, On! Wszechpotężny, święty, nienazwany!Wszak to pod jego stopą drży to kwieciei z jego skrzydeł wiew ten idzie lasem, co daje drzewom zachwycone głosy i do rozkosznych łkań przymusza strumień...O, przybądź! Przybądź! Czekam cię! Przybywaj!HAGNEKrólewno! Kogo ty wołasz? Mnie straszno!PSYCHEJestem jak strumień, jak te drżące drzewa: harfą jedynie, co pieśń wieczną śpiewa, kiedy ją palcem tknie twa ręka święta!Czekam posłuszna, pod twą dłoń ugięta: przybywaj, panie! I połóż swe dłonie na strunach, które napięte w mym łonie z dawien czekają, byś je zmienił w dźwięki jednym dotknięciem czarodziejskiej ręki: niczym bez ciebie jestem, cichym listkiem na drzewie świata --- z tobą będę wszystkiem, wichrze! Wioń!HAGNEPani! Ja się ciebie boję!Królewno moja!...Wybiega.PSYCHEOto jestem sama,oto tęsknota moja cię przyzywa: przybądź na skrzydłach, jako wichr szerokich, o, ty potężny, ty nieznany boże, któryś jest --- czuję! --- jak otchłań, jak morze,jak niezgłębione powietrzne przestworze! ---Weź mię i pochłoń, jako morze sine: niechaj utonę w tobie, niechaj zginę,boże! Niech będę jeno ust twych tchnieniem,echem twej piersi, twoich skrzydeł cieniem,o, wielki! Święty! O, boże nieznany!Od wieków śniony i oczekiwany!po chwili:Przez tę tęsknotę zaklinam cię moją i przez te kwiaty, których woń się wzmaga i ciężkie, słodkie kadzidła rozlewa między rozkosznym szeptem drżące drzewa --- przez strumień, co mi twoją bliskość wieści, od łkań serdecznych zanosząc się w ciszy --- przez rozmodlonych wiatrów szept namiętny --- i przez te gwiazdy, błogością pijane co sennie patrzą z głębiny błękitu --- przez serce moje, które drży i pęka z nadmiaru szczęścia --- Panie! Łaknę płodu, jak kwiat! Chcę skrzydeł! --- przybądź --- niech się stanie!PocałunekNa ciemnym tle drzew, poza plecymaplecyma (daw. forma) --- dziś popr. forma N.: plecami.Psychy ukazuje się w księżycowym obrzasku młodzieńcza, smukła, olbrzymimi opuszczonymi skrzydłami obarczona, boska i promienna postać Erosa i zbliża się z wolna do królewny.PSYCHEktóra nie widzi zbliżającego się boga:Głos mi zamiera i lękiem drży łono: jakież to wonie niewymowne wioną?...Przedziwna jakaś rozkoszna muzykadźwięcznych mgieł srebrnych dreszczem mnie przenika...wszystko mi w oczach ćmi się, drży, wiruje,--- jesteś tu blisko! Jesteś tutaj! Czuję... --- gwiazdy dokoła mnie krążą i dźwięczą i skrzą się w oczach przesłoniętych tęczą --- mdleję ze szczęścia, z rozkosznego bólu: panie mój! Panie! Mój panie i królu!Osuwa się w tył i pada w ramiona stojącego już za nią Erosa.Eros nachyla się nad nią i całuje w usta. Biała, gęsta mgła wstaje z łąki, spowija Erosa i zwieszoną w jego ramionach Psychę i zasłania cały krajobraz.SCENA IIMgła opada, niebo szarzeje świtem. Pod drzewami ściele się jeszcze gęsty cień, rozświetlony tylko nieco jaśnieniem, które bije od boskiego ciała Erosa.Blaks w krzakach ukryty śpi. --- Psyche leży uśpiona na darniowym wzniesieniu. --- Eros klęczy pochylony nad nią.PSYCHEprzez sen:Tonią błękitu niesiesz mnie, skrzydlaty!Na jakieś we snach widywane światy --- a wkoło gwiazdy --- wonne, złote kwiaty... o, nieś mnie! Nieś mnie...EROSŚnij, kochanko moja!Całuje śpiącą i powstaje, aby odejść.PSYCHEbudząc się:Gdzieś ty?EROSPrzy tobie...PSYCHECzy to mi się śniło,żeś chciał ode mnie odlecieć, kochany?EROSDzień się już robi --- moje skrzydła chyże muszą doścignąć noc, która ucieka.PSYCHENie odchodź! --- Pragnę widzieć twoje lica, które mi teraz kryje cień niedobry: muszą być jasne, jako twarz księżyca; twe oczy muszą być jak ta krynica, w której się niebo zwierciedlizwierciedlić się --- odbijać się. bezbrzeżne; czuję twych skrzydeł wiew --- pewno są śnieżne jak te obłoki, co się kąpią z rana w toni błękitu...EROSCicho, ukochana!czy czujesz uścisk ramion mych miłosny?PSYCHETak mi jest dobrze --- i już pragnę tylko ujrzeć cię jeszcze, kochanku mój złoty!Chociaż tak bliski, jesteś mi nieznany, jakoś mi wczoraj był --- oczekiwany.Mam cię w ramionach, a mrę od tęsknoty...Kto jesteś, panie?Bóg, Stworzenie, Miłość, KochanekEROSNie pytaj! Ja schodzę,jak złodziej nocny i jak sen ulatam, aby znów wrócić... Moja twarz zakryta: zna mnie ten tylko, kto mnie nie poznaje --- chociaż mnie zaznał. Tyś moja wybrana ---o tobiem marzył, zanim świat ten jeszcze dźwignąłem z głębin mętnego chaosu!Dla ciebiem ziemię zbudował zieloną --- gdyś jeszcze spała, jam na twe przybycie w kwiaty ją stroił i pobudził ptaki, aby ci o mnie śpiewały! I oto mojaś jest, moja! Moja, moja --- Psyche! Na wieki moja!Kochanek, Tajemnica, Rozstanie, Bóg, Wzrok, WiedzaBLAKSktóry przed chwilą zbudził się byłzbudził się był (daw.) --- konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: ,,zbudził się uprzednio"., stoi teraz za krzakiem i poglądapoglądać (daw.) --- spoglądać. ze zdumieniem na Erosa, mrucząc:Czyżbym spał jeszcze? --- Nie! Śniła mi się kasza ze słoniną, a tu widzę... Tfy! Jakiś chłystek gładki o cienkich łydkach i jak gęś skrzydlaty grucha sobie z królewną!PSYCHEChcę być wiecznie twoja!EROSWięc nie otwieraj oczu na me lica!PSYCHEDlaczego? --- ktoś jest?EROSJam jest Tajemnica!PSYCHEI czyż ja nigdy poznać cię nie mogę?EROSOwszem, lecz długą wpierw przejść musisz drogę, zanim posiędziesz mnie już ostatecznie.Będę przy tobie --- niewidzialny --- wiecznie! Przeze mnie będziesz czuć radość i trwogę,przeze mnie wzrastać w moc, przeze mnie wzlatać, i błogosławić przeze mnie, i bratać w sobie żywioły w wielkim, świętym hymnie, ty, niewidząca mnie, a żywa przy mnie: aż dzień nadejdzie, kiedy w blaskach słońca twarz swą odkryję na szczęście bez końca --- kochanko moja, zorzy jasne dziecię, gwiazdo zaranna, wonny świata kwiecie, motylu złoty!BLAKSdo siebie:Dowcipny śmiałek! Chciałby się --- widnowidno --- tu: widać. --- ożenić z królewną i wziąć bogate wiano!PSYCHEOto świt się zbliżai ptak się ze snu budzi na gałęzi...Włosami mymi cię zwiążę, w uwięzi włosów zatrzymam, aż ta zorza chyża lekkimi stopy wzejdzie i --- rumiana --- ozłoci blaskiem twarz mojego pana, bym ją ujrzała...EROSStój! --- gdy w nią przedwcześniespojrzysz --- to szczęście zemrze i nie wskrześniewskrzesnąć --- zmartwychwstać.!Bądź zdrowa, słodka moja!Pochyla się nad Psychą i całuje ją w usta, po czym zarzuca na twarz rąbek zawieszonej na ramieniu szaty.BLAKSmówi tymczasem do siebie:Hola! Ptaszek chce odlecieć! Zakrywa gębę, aby go nie poznano! Zdaje się, że Arete mnie pochwali, jeśli go schwycę za te gęsie skrzydła i przywiodę do pałacu, aby mu dano chłostę!Skrada się ku Erosowi.PSYCHEJeszcze chwilę!Dzień jest tak długi! I godzin w nim tyle, które przepędzę w tęsknocie za tobą!O, zostań! Zostań! Czekałam tak długo,nim --- król --- stanąłeś przede mną, swą sługą!...EROSuchyla nieco zasłony z twarzy i jeszcze raz całuje PsychęGdy gwiazdy błysną, przyjdę znów, jak wczora... całować usta twoje... Czas mi w drogę --- żegnaj! --- Świt bliski...Niebo rozwidnia się zorzą.BLAKSchwyta pochylonego Erosa za skrzydłaA tuś mi, urwiszuurwisz --- urwis, hultaj., nocny włóczęgo!Eros odwraca się szybko. Zasłona opada mu z czoła. Widno twarz boską, promienną, straszną.BLAKSz krzykiem:Bóg! Jakiś bóg straszliwy!Pada na twarz, kilka kroków w tył uskoczywszy, jakby go piorun powalił na ziemię.PSYCHErzuca się przed Erosem na kolana i jedną ręką obejmuje jego nogi, zaś drugą czepia się zasłony, nie pozwalając mu zakryć twarzy na nowoWidzę cię, mój królu!widzę, straszliwy, jasny, boski panie!O! Jak płomienna włosów twoich grzywa! Jakże twe oczy w błyskawicach płoną! --- Jak pożar usta twe! Jak burza wioną twe skrzydła, panie!EROSCóżeś, nieszczęśliwa,zrobiła! Nie patrz!Usiłuje twarz zasłonić.PSYCHEpowstrzymuje mu rękęNie zasłaniaj lica!Niech zginę, patrząc w nie, straszliwy boże, któryś wszedł dzisiaj w me dziewicze łoże, jak mąż --- kochanku!EROSNie zginiesz! --- Lecz nigdyjuż mię nie zoczysz! --- Odchodzę --- na wieki!Ja jestem... Eros!Uwalnia się z objęć Psychy i znika w leśnej gęstwinie.PSYCHEEros! Ha! Eros!Zakrywa oczy.BLAKSpowstaje z wolna z ziemiA to mnie powalił! Jakby mnie kto pięścią między oczy zajechał!... Bóg to był jakiś potężny, widocznie bóg! Gotów jestem ofiarować mu parę wróbli za to, że odszedł, ale niechże nie wraca!Słońce wschodzi.ŚPIEW SŁUŻEBNYCHdaleki:O, witaj, witaj nam, zaranna jutrznio, witajcie złote, promieniste zorze, o, witaj słońce, niepojęty boże, który przeszywasz noc płomienną włócznią!O, witaj w blaskach i tęczach poranku --- o, witaj, słońce!PSYCHEz krzykiem:Panie mój! kochanku!Blaks ogląda się szybko, jakby w obawie, czy Eros nie wraca.ŚPIEW SŁUŻEBNYCHBłogosławiony bądź nam, dniu promienny! Radości oczu naszych, dawco łaski, co życie siejesz w krąg i złote blaski!O, święty, święty, święty blasku dzienny,napoju życia w nieb przeczystej czarze, bądź błogosławion!PSYCHECo to? Czy ja marzę?Wszakże on był tu? --- Odszedł już --- na wieki?Już go nie ujrzą nigdy oczy moje,już nie obejmą ramiona --- już nigdy...?O, dniu! O, złoty dniu! O, bądź przeklęty! O, nocy! nocy! Powróć mi się, nocy!BLAKSpostępuje naprzódKrólewno...PSYCHEO, patrzcie na mnie, nieszczęsną, bogowie! Patrzcie, czy sroższy los padł komu w dziale! Zaledwie wargi moje, jako ptaki spragnione rosy, przyszły pić z krynicy żywej ust jego --- już im zdrój zamknięto; a są pragnące jeszcze wargi moje! Ledwom w uścisku jego ramion drżącado boskiej piersi przytuliła głowę:już go straciłam! Nim dość miałam czasu,aby ukoić nim tęsknotę żrącąmojej miłości!... I znowu tęsknota,gorsza niż wprzódy, serce mi rozdziera!...Oto błagalną dłoń podnoszę do was, o, dobrzy, święci, potężni bogowie: dajcie mi pomoc, nieszczęśliwej wdowie --- w szacie weselnej!BLAKSdo siebie:Gotowa znowu jakiego boga wywołać, a ja mam już dosyć tego! --- Królewno!PSYCHEPrecz idź! Precz ode mnie!BLAKSNie masz się o co gniewać na mnie, królewno. Chciałem ci tylko powiedzieć, abyś nie płakała. Co ci tam po jakimś skrzydlatym bożku, którego nigdy nie można być pewnym... Wszak tylu bogatych młodzieńców ubiega się o twoją rękę...PSYCHEŚwięci niebianie! Czyż i to szyderstwo z waszej mnie woli, nieszczęsną, spotyka!do Blaksa:Bądź mi przeklęty! Bądź przeklęty! Obyś nigdy się nie był znalazł na mej drodze!Ty, coś me szczęście spłoszył! Nienawistny!Nie sługą moim jesteś, ale wrogiem!BLAKSNiechże i tak będzie! Pamiętaj tylko, żeś mnie ty sama przeklęła!...PSYCHEObym dnia raczej nie znała jasnego! Oby mię czarna ziemia pochłonęła! ...Litości, bogi, litości! Litości!Oto tęsknota pożre mnie i strawi, jako kierz suchy, rzucony w ognisko tego strasznego słowa: już na wieki!Na ciężkie próby skażcie mnie, najcięższe: ja zniosę wszystko, sławiąc was, bogowie, ale nadzieję dajcie mi! Nadzieję,że go odzyskam, albo --- śmierć mi dajcie!BLAKSdo siebie:Wywoła znów boga jakiego --- ani chybi!Słychać grzmot przeciągły.Otóż macie! --- wolę się ukryć zawczasu!Ustępuje między zarośla.PSYCHEDzięki, niebiescy! --- Oto znak dajecie, iżeście jęki moje usłyszeli!O, dzięki! --- Klęczę w szat swych ślubnych bieli, zgięta przed wami jak to lilii kwiecie,którym w burzliwy czas wicher pomiata: o, dajcie pomoc! --- Mówcie, władcy świata!Ponowny grzmot i błyskawica; ukazuje się Hermes w skrzydlatych sandałach i z posochemposoch --- laska z zakrzywioną rękojeścią; pastorał; tu: kaduceusz, atrybut Hermesa, posłańca bogów w mit. gr. w ręku.HERMESBóg, Wzrok, NieśmiertelnośćGłos twój przeniknął na Olimpu szczyty, o, słodka Psyche, i litosne serca bogów poruszył. Powiedz, czego żądasz?PSYCHEKochanka mego wróć mi --- lub daj umrzeć!HERMESUmrzeć nie możesz! Kto w twarz boga spojrzał, jest nieśmiertelny! --- Musi żyć na wieki!BLAKSdo siebie, na uboczu:Patrzcie! To i ja będę nieśmiertelny! Dobrze wiedzieć!PSYCHELecz ty wiesz, panie! Że ja żyć nie mogę, odkąd straciłam jego! Wiesz, że płaczem każde me słowo będzie, że myśl każda, moja rozpaczą będzie i przekleństwem, jeśli mi nie dasz nadziei, że winę mogę odkupić i znów go odzyskać!HERMESBogowie, którzy cię na to stworzyli,ażebyś była jasną świata gwiazdą,nie chcą rozpaczy twojej --- i dlatego przez usta moje ślą ci pełen łaskiwyrok: On wróci i znów będzie twoim!PSYCHEOn wróci, panie? Ty powiadasz: wróci?HERMESTo wola niebian. Ale żeś spojrzaław twarz największego z bogów, który stworzyłwszystko i wszystkim bez wyjątku włada ---a tajemnicą jest niedocieczoną:musisz za karę, zanim go odzyszczeszodzyszczesz (daw. forma) --- dziś popr. forma 2 os. lp: odzyskasz.,jako wygnanka przejść ten świat szeroki,goniąc za szumem jego boskich skrzydeł;musisz go szukać, wznosić się i padać,i ręce łamać, i lać łzy, i biadać,łudzić się, błądzić wśród burz i mamideł,o ciernie stopy ranić i opoki --- aż się dopełnią odwieczne wyroki: aż cię przepali ta święta pożoga,którą on w łono twoje tchnął ustami,i wyżre winę, co cię dzisiaj plami!Bo kto śmiał spojrzeć w twarz zakrytą boga, musi go poznać przez ból i męczarnie, zanim go znajdzie --- w szczęściu --- i ogarnie!PSYCHEJestem posłuszna...HERMESwznosi rękę; grzmot --- wśród skał otwiera się szeroki wąwóz, przez który widnowidno --- dalekie kraje i morza.Rozwarła się brama!Powstań, wygnanko --- oto twoja droga!Stoi z wyciągniętą rozkazująco ręką, wskazując królewnie widny z daleka świat.PSYCHEcofa się strwożonaO, panie! Lęk mię ogarnia i trwoga...Ja mam przez świat ten wielki iść... i sama?HERMESPójdziesz z nadzieją! I z tym człekiem razem, co winę twoją dzieli i wygnanie ma dzielić także!Wskazuje posochem Blaksa, kryjącego się wśród zarośli.PSYCHEO, litości, panie!Byle nie z nim iść! Byle nie z tym płazem!HERMESTo twój towarzysz! --- Własną winą ciężką tyś swoją rękę z jego dłonią skuła!Nie wpierw się odeń uwolnisz, aż czynem własnym, już czysta, zbawisz razem siebie!BLAKSupada strwożony na kolana przed HermesemDaruj, jasny boże, który nieustannie grzmisz bez potrzeby! Moja wina nie jest tak ciężka, jak ci się wydaje. Jeśliś jest wszechwiedny, to wiesz sam, że nie miałem zamiaru tamtemu czcigodnemu bogu skrzydeł połamać! Bardzo lekko je ująłem...HERMESdo Psychy:Wahasz się?PSYCHEIdę.HERMESdo Blaksa:Ruszaj za jej śladem!BLAKSpowstajeRuszaj, to ruszaj! Ja i tak nie zginę!PSYCHEodwraca się jeszczeŻegnajcie łąki arkadyjskie, ciche!Żegnajcie kwiaty i przeczyste zdroje, ty, ojcze, żegnaj! I wy, dziewy moje! wygnanka --- idę.GŁOS ARETYdaleki:Psyche! Gdzieś ty, Psyche!Chmurzy się, przeciągły świst wichru.Psyche zatrzymuje się na chwilę i ogląda, ale przynaglona rozkazująco wyciągniętą ręką Hermesową, z cichym jękiem idzie w stronę rozwartego wąwozu.Blaks postępuje za nią.II. Zmierzch bogówBlaks, prefekt rzymski w AleksandriiArystosCharmionFilozofStary GrekRycerz rzymskiJeden z biesiadnikówLaidaJedna z kobietPsyche, wędrowna śpiewaczkaStary niewolnikBiesiadnicy, Kobiety, Niewolnicy, HarfiarzeRzecz działa się w Aleksandrii, z początkiem naszej ery.Portyk przed domem rzymskiego prefekta w Aleksandrii. W głąb kolumnada, za nią ściana z szerokim otworem drzwi, zasłoniętym do połowy sznurem podwiązaną, purpurową kotarą. Drzwi te wiodą do sali, z której dolatuje wybuchający co chwila gwar ucztujących biesiadników. --- Po lewej stronie ciemna ściana drzew, z prawej kamienna balustrada i schody, wiodące do ogrodów nad brzegiem morza, widnego z dala. Portyk spada również ku przodowi trzema czy czterema szerokimi stopniami.Pod kolumnami kilku nieruchomych Niewolników, przez uniesioną do połowy kotarę widno Biesiadujących.Arystos stoi oparty o balustradę.W sali pośród Biesiadników wybuch gwaru, słychać śmiechy i okrzyki:Evohe, evohe! Vivat!CHARMIONwchodzi ze sali i spostrzega ArystosaTy tutaj?ARYSTOSWidzisz.CHARMIONCzemu nie na sali?ARYSTOSA ty?CHARMIONWyszedłem odpocząć, dać piersiomtrochę świeżego powietrza, a duszy chwilę spokoju. --- Nad czym dumasz, starcze?ARYSTOSHa! Myślę, jak was spodliła niewola, was, co przy stole rzymskiego prefekta wznosicie okrzyk...CHARMIONMyśmy ludzie wolni!ARYSTOSZnać, żeś pijany już, gdy bez rumieńca śmiesz to powiedzieć! Ciężka ręka Romy na karkach greckich wsparła się i gniecie, lecz srożej jeszcze ciśnie --- upodlenie!W dzisiejszych czasach ten wolnym jedynie może być, komu jest to obojętne, zapatrzonemu w głąb własnego ducha, że tam ktoś włada na świecie, ktoś słucha! Trzeba być mędrcem, jak dawniej mawiano, lub, jakby dzisiaj powiedzieć wypadło, człekiem, co poznał marność tego życia i marność wszystkich zabiegów jałowych około tego, co jest do cna marne!Dziś jedna mądrość i moc już jedyna,na którą wy się zdobyć nie zdołacie, to w własnym duchu znaleźć wielki spokój: wolność --- ginących!CHARMIONGorzka to jest mądrość!ARYSTOSJeśli ci gorzka, idź do Lizychosa, który ma słodką dla uczniów i --- podłą! Ja znam tę jedną! Schodzimy ze świata, próżno się łudzić! Nasza dawna dusza błąka się kędyś --- wygnana --- a my już jesteśmy trupem, co tylko niekiedy, budząc się, tęskni jeszcze za swą duszą --- lecz gdyby dzisiaj pośród nas stanęła, już byśmy duszy własnej nie poznali!Konamy długo, bośmy bujnie żyli,lecz niemniej przeto śmierć jest nieuchronna...Już tylko czasem, kiedy wiatr powiejeod morza, śnią się nam przepadłe dzieje --- śnią się nam jeszcze Maratonu błonia i głuchy tętent tesalskiego konia --- i Kserksesowe zapalone promy --- i ponad Azją wielka łuna --- krwawa ---pieśń naszych wieszczów, mędrców naszych sławai tłum posągów... zwleczonych do Romy!świątynie nasze, nasze bogi młodei okrzyk jakiś: za piękno! swobodę!... Zabawa, Śmierć, Siła, Naród, Historia, CzynLecz to sny tylko! Tą resztą rupieci bawim się czasem, jak nieletnie dzieci, i wrogom naszym --- za oddechu prawo płacimy dawną grecką naszą sławą!Na własność mamy już tylko --- tęsknotę, która nam porze pierś, ubraną w złote łańcuchy albo w winogradu liście,i która po nas zostanie --- wieczyście, kiedy już, smutni, zstąpimy w mogiłę, świat zostawiając tym, co mają siłę ---i żyć potrafią! --- --- Jestem gadatliwy starzec... Ty śmiej się!CHARMIONCo czynić? Przez żywybóg!...ARYSTOSCzynić? Nam już żaden nie pozostałczyn --- wszystkie za nas spełnili --- ojcowie! Nam --- patrzeć w wieńcu uwiędłym na głowie, jak za nas inni zdobywają kraje, a dla rozrywki... liczyć owe zgłoski,w których grzmiał chwałę naszą Homer boski.CHARMIONI nic ponad to?ARYSTOSOwszem --- wino, usta,śpiew, rozkosz, marna jak wszystko i pusta ---i ta ostatnia jeszcze dzielność nasza:z dobrą trucizną złota w ręku czasza...Co do mnie --- czas mi odejść.CHARMIONDokąd?ARYSTOSW nicość,albo w to wielkie Coś, którego nie znam.Zbyt długo żyłem...CHARMIONAleż --- powód?ARYSTOSMówię:zbyt długo żyłem --- umrę bez powodu...Wielkiej przeszłości smutek na mnie woła, co spał na białym księgi pergaminie, ażem go zbudził, starzec --- który zginie, że zbudził smutek ...Nowy wybuch gwaru i śmiechu wśród biesiadników.CHARMIONStraszno mi przy tobie!ARYSTOSwskazując na salę:Więc idź tam --- śmiać się!CHARMIONNiepotrzebnie budzisztęsknoty dziwne i tę resztkę woli, która się we mnie do życia wytęża, łamiesz...ARYSTOSMówiłem już: odejdź ode mnie!Wiesz, żem w niełasce... Słyszysz, jak tam gwarno? Idź tam i ciesz się!CHARMIONI stamtąd uciekłem!ARYSTOSPowrócisz --- wkrótce!CHARMIONNie wiem... może wrócę...Strach, Niewola, Bunt, SłowoDusi mnie w gardle powietrze i wściekłość pierś moją dławi, gdy patrzę, jak gruby ten barbarzyńca, ten chłop o łbie byka, przez Rzym nasłany tutaj z namiestnika władzą --- pomiata ludźmi; co są lepsi od niego...ARYSTOSCiszej!CHARMIONMuszę ulżyć sercu!...ARYSTOSCiszej! Powiadam. Tu są niewolnicy, którzy prefekta powiadomić mogąo twoich słowach!CHARMIONz lękiem:Myślisz, że słyszeli?ARYSTOSszyderczo:Oto jest nasza sławna dzielność grecka!CHARMIONpo chwili:Tak, miałeś słuszność! Jesteśmy zdeptani, --- gorzej: bezsilni --- gorzej jeszcze: podli!ARYSTOSCzynZnam was, dziedzice zwiędłego wawrzynu!Kajać się radzi, niezdolni do czynu!--- O miecz się dłoniom serce we mnie modli!BLAKSktóry podczas ostatnich słów Arystosa stanął był we drzwiach pod kotarą:A cóż to, mili przyjaciele moi? czyż wina nasze nie są dość wybredne, żeście wzgardzili pucharem? Z achajskich winnic są, wierzcie! z Cypru, gdzie rodacy wasi winograd dla nas sadzą złoty!CHARMIONz głębokim ukłonem:Racz nam wybaczyć, panie, lecz gościnność twoja przeciąga ucztę tak nad miarę, że już znużenie owłada twych gości.Wyszedłem tutaj odpocząć, by znowumóc na cześć twoją wychylać puchary...BLAKSWy Grecy słabe macie głowy! --- Szkoda, że wam bogowie takie wina dali...CHARMIONPrzyznaję panie...BLAKSWam przy ucztach naszychbyć za śpiewaków, grajków i tancerzy, ale czasz w rękę nie brać, ni puklerzy, te naszym dłoniom przystają!ARYSTOSgłucho:A jednakz Grekami, panie, ucztujesz i walczysz!BLAKSdo niewolników:Hej! Przygotować mi statek w przystani!Dziś z gośćmi mymi chcę zakończyć ucztę na modrych falach morza! Niech purpurą pokład okryją i ustawią stoły w cieniu śnieżystych żagli!zwraca się w głąb:A tymczasemprzejdźcie, dostojni przyjaciele moi,tu pod kolumny! Ustał żar południai wiatr od morza zawiewa łagodny...Mężczyźni i Kobiety cisną się na taras, Niewolnicy wnoszą za nimi stoły i łoża.BLAKSNalać puchary! Niech uczta, przerwana na chwilę, znowu radosnym wybuchagwarem! Zajmijcie miejsca, moi mili!JEDEN Z BIESIADNIKÓWZdrowie prefekta!STARY GREKZdrowie Rzymianina!Niech żyje Roma, światowładna pani, helleńskiej stawy przesławna dziedziczka!BLAKSMiecz nasz wyrąbał nam już sławę --- własną!FILOZOFMarsową sławę, która stokroć lepsza od naszej kruchej sławy filozofów.RYCERZ RZYMSKINa cześć Marsowi strząsam krople złote!LAIDANie Marsa wielbim dzisiaj, lecz Erosa! czyż nie wiesz o tym, żelazny bałwanie? I ty uczony człowiecze, co pijesz bardzo uczenie? Wielbim dziś Erosa!JEDNA Z KOBIETTak, tak! Niech żyje nam Eros! figlarne bóstwo rozkoszy!STARY GREKRzymski pokój władaokręgiem świata! Pod skrzydłami Romy dobrze pić wino i rwać wonne róże!Pochyla głowę na piersi Laidy.LAIDAPrecz mi od łona! Cuchniesz winem, starcze!STARY GREKAle mam złoto...LAIDAWięc czekaj do jutra,aż potrzebować będę twego złota, dziś --- Eros włada!Zwraca się do Charmiona.BLAKSGrajcie nam, harfiarze!Muzyka.KOBIETAdo Starego Greka:Ja od Laidy nie mniej jestem piękna...Siada obok niego na łożu.LAIDAdo Charmiona, siedzącego pośród biesiadników:Czemuś ty smutny, mów? Podobasz mi się...CHARMIONChciałbym zapomnieć o własnym istnieniu...LAIDAWięc skroń tu oprzyj... Czy czujesz, jak serce bije mi w piersi? Daj mi jeszcze wina, a potem...CHARMIONPotem tobą się upiję,o ty przepiękna, słodka, czarnooka...BIESIADNIKWieńców, róż dajcie! Kędykędy (daw., gw.) --- gdzie. są śpiewacy?BLAKSI wina jeszcze! Wina! --- Niewolnicy!FILOZOFWina! Filozof woła: wina! --- Lejcie tę mądrość życia w czary nasze złote!CHARMIONdo Laidy:Ust daj...RYCERZCi Grecy jednak dobrzy ludzie!Pije się z nimi przyjemnie i gładko!FILOZOFMasz słuszność, panie! Grecy dobrzy ludzie, umieją cenić waszą łaskę...ARYSTOSPodły! ...KOBIETAdo Arystosa, stojącego wciąż na uboczu:A cóż ty, starcze? Stoisz na uboczu i nie chcesz z nami dzielić wesołości, jeno mlesz w zębach jakieś gorzkie słowa?BIESIADNIKDajże mu pokój --- wszak to jest filozof!FILOZOFNie nadużywać proszę tego miana!KOBIETAFilozof, Zabawa, Wino, Starość, PijaństwoCzyż filozofia zabrania uciechy?FILOZOFOwszem, prawdziwa --- nawet ją zaleca! Dlatego właśnie godność filozofa mnie nie pozwala zgodzić się, by człeka tak mianowano, co uciechą gardzi!Stary Sokrates tęgo pijał, wiecie.BLAKSHejże, Arystos! Pójdź tu do nas, proszę! Pójdź spełnić puchar za me zdrowie... Dalej! niech się Lizychos przekona, że łeb twój jest równie mocny, jak łeb Sokratesa --- co jest zaletą w moich oczach!ARYSTOSDarujprefekcie, ale mnie już odejść pora...Życzę wam dobrej zabawy!BLAKSWięc... każę,abyś pozostał! Patrz! --- Są tu poeci, tancerki, błazny --- brak nam filozofa, aby nas bawił!Śmiech.LAIDAWszak jest tu Lizychos!BLAKSOn? --- Tylko błaznem był, jest i zostanie! Baw nas, Arystos! Błaznów mamy dosyć; ciebie nam trzeba!ARYSTOSJa mam siwe włosy...STARY GREKWłóż na nie wieniec! --- I łysi szaleją!ARYSTOSWidzę. Wszak twoja czaszka jak kolano...BLAKSśmieje się:Dzielnyś jest w pysku! Pójdź tu, zasiądź z nami.ARYSTOSOdchodzę, rzekłem. Lizychos zostanie --- dość go dla ciebie!FILOZOFdo prefekta:Czy ty słyszysz, panie?On mną pomiata!BLAKSWszak to jest obraza!obraza Romy, która w mej osobie włada nad wami!CHARMIONdo Arystosa:Zamilcz! Prefekt gniewny!ARYSTOSNie! Ty, prefekcie, nie władasz nade mną!Rządź ty żelazną pięścią swą nad ciemną tłuszczą, przestraszaj te spodlone Greki i barbarzyńców, co na imię Romybledną: dla sług swych zachowaj swe gromy! Wolnym był, wolny odejdę --- na wieki!Wychodzi.CHARMIONpółszeptem:Poszedł się zabić...LAIDAI co ci o niego!FILOZOFMasz słuszność, piękna! Żywych nie powinni obchodzić tacy, którzy już odchodzą.Ich wina, jeśli zostać nie umieli...RYCERZpółgłosem do prefekta:Pono Arystos ma znaczny majątek ---Mógłbyś go, panie, skazać na banicję...BIESIADNIKdo Filozofa:Patrz na prefekta... Zmarszczył brwi, lecz ustama do uśmiechu złożone...BLAKSA cóż to?Dlaczegóż nagle takeście zamilkli?Czy win już brakło w złotych stągwiach? Czyli humor wam popsuł ten stary szaleniec?Na skroń mi świeży z róż podajcie wieniec! --- Jestem dziś łaskaw! Pijcie, moi mili!Kto zelżył Romę, jeszcze dzisiaj zginie!Pijcie! Czas o nim zapomnieć przy winie!GŁOSYNiech żyje Roma! Niech żyje i włada!W tej chwili grający harfiści nagle urywają.BLAKSCo to?LAIDAMuzyka...?BLAKSNiech grają!NIEWOLNIKO biada,panie, ty wybacz... lecz harfiarzom w ręku prysnęły struny...BLAKSNiech nawiążą nowe!W tej chwili na szerokich stopniach tarasu pojawia się Psyche, wędrowna śpiewaczka, i wstępuje z wolna ku górze, trzymając małą lutnię w ręku.Za nią postępuje nieśmiało Stary niewolnik.BIESIADNIKspostrzegłszy Psychę:Kto to?BLAKSSkąd tutaj?!STARY GREKTo jakaś żebraczka!CHARMIONCóż to za postać jasna! Złotowłosa!STARY GREKMasz grosz i ruszaj!LAIDAObtargana, bosa!...STARY NIEWOLNIKByła w ogrodzie... wędrowna śpiewaczka... Wpuściłem, myśląc, że gości zabawi...do Psychy:No, idź już! Widzisz, państwo niełaskawi...BLAKSPo coś tu przyszła! Tu ciebie nie trzeba!tutaj ja władam!PSYCHENie drżyj, zbiegły sługo...Ja ci nie zajrzęzajrzyć a. zaźrzyć (daw.) --- zazdrościć. władzy ani chleba. ---Wędrówką jestem umęczona długą, spocznę i znowu pójdę dalej, dalej...KOBIETACo ona mówi?CHARMIONCzy to z morskiej faliKyprydaKypryda (mit. gr.) --- przydomek Afrodyty. wstała?STARY GREKTo jest obłąkana!RYCERZ--- Sługo! --- powiada do naszego pana! Precz stąd! Do licha...KOBIETACzekaj! Widzisz przecie,że to szalona... No, nie bój się, dziecię --- skąd idziesz, powiedz?PSYCHEZ dala idę, z dala!Wiodą mnie lądy, morska niesie fala,idę...LAIDAMuzyka, Artysta, Żebrak, PieniądzNa lutni --- widzę --- trzymasz rękę;jesteś śpiewaczką? Zaśpiewaj piosenkę!BIESIADNIKDobra myśl! Śpiewaj, śpiewaj, dziewczę hoże!Grosz ci rzucimy, nawet złoty może!Miłość, Erotyzm, Bóg, Obraz świata, Tęsknota, Zbawienie, Miłość niespełniona, Dusza, Upadek, Życie jako wędrówkaPSYCHEzaczyna mówić, przechodząc z wolna w śpiewny ton:Mnie nie potrzeba srebra ani złota, --- sławna ja byłam z bogactw i piękności, miałam ja kwietne i rozległe włości, a dziś mnie nędzną gna przez świat tęsknota, i oto idę ja, wygnanka bosa: nieukojona gna mnie w świat tęsknota ---szukam Erosa!Idę przez góry, przez ziemie i rzeki, przez miasta złote, przez szumiące morza, gdzie słońce gaśnie i skąd wstaje zorza; przez ludy idę, wypadki i wieki, królewna niegdyś, dziś wygnanka bosa --- przez wieki idę i przez długie wiekiszukam Erosa!Walą się w oczach moich złote trony i złote w proch się rozsypują krużekruż (daw.) --- puchar, waza., więdną wawrzyny i czerwone róże i ludy giną, jako sen prześniony --- lecz ja wciąż idę, ja, wygnanka bosa,gdzieżeś, gdzieżeś, gdzie! Mój śnie! Prześniony! Szukam Erosa!Zginął mi niegdyś w błękitów topieli ---na żadnej odtąd nie mogę go drodze spotkać --- i darmo w okrąg świata chodzę:O! Czyście wy go kędy nie widzieli, powiedzcie, proszę! --- Ja, wygnanka bosa, błagam was! --- Czyście wy go nie widzieli?...Szukam Erosa!KOBIETAze śmiechem:Znamy go! Dobrześ trafiła, dziewczyno! My wszyscy tutaj u niego na służbie!STARY GREKNiektórzy nawet u niego na... żołdzie!BIESIADNIKDaj pokój zatem nierozsądnej tużbietużba --- tęsknota; por. tużyć a. tążyć (stp.): tęsknić.i pij wraz z nami na cześć jego wino;wieczór --- o lepszym pomyślimy hołdzie!Śmiech.LAIDAobejmując Charmiona, mówi do Psychy:Widzisz! Nie trzeba błąkać się po świecie! tu Eros włada, to figlarne dziecię, co na przymknięte oczy sypie kwiecie!PSYCHEOn nie jest dzieckiem! On jest bóg straszliwy, najstarszy z wszystkich bogów, wiecznie żywy, z promienną twarzą śród płomiennej grzywy!On jest jak burza, jak wichr i pożoga, wichrowe skrzydła w świat go niosą --- boga; za nim tęsknota leci, przed nim trwoga!On pod swą władzę cały wszechświat garnie, on uszczęśliwia i zsyła męczarnie --- a w twarz mu spojrzeć nie wolno bezkarnie!LAIDAPleciesz, szalona!FILOZOFW orfickim sposobiejest to pojęcie Erosa! --- W tej dobie już przestarzałe!STARY GREKDoskonała sobie!PSYCHEjakby tych uwag nie słyszała:On --- jeśli zechce --- przepali i strawi, lecz --- jeśli zechce --- ciszą się objawi, i --- jeśli zechce --- podniesie i zbawi!W nim ja --- wygnanka --- jestem zakochana, przez niego w sercu mym się krwawi rana, jego ja szukam, wszechwładnego pana!Wierzę, iż przyjdzie... Chwytam głuche wieści, słucham, czy skrzydło jego nie szeleści, czy już nie zstąpił, by z mojej boleści rozpalić słońce ogromnej miłości, która przeniknie nawet zmarłych kości!Przyjdzie on mocny --- święty...BIESIADNIKHej, wariatko,gdy tak rozprawiasz o Erosie gładko,powiedz, skąd znasz go tak dobrze?PSYCHEJam w licejego spojrzała, gdy mię brał, dziewicę; dziś noszę w sobie jego tajemnicę...Szukam go...STARY GREKPatrzcie! Odżył znów świat bajek!Oto dziewczyna, co z boga brzemienna ojca dziecięciu szuka wciąż....LAIDAPromienna!A nie był bogiem tym... wędrowny grajek?Śmiech.FILOZOFDajcie jej pokój! --- To nie jest tak głupie, co ona mówi... To jest odkupienia nauka, szkoda tylko, że fałszywa jak wszystkie inne...BIESIADNIKWięc i twoja także?FILOZOFA naturalnie! Prawdy z dawien nie ma!Dla mnie do prawdy zbliżone najwięcej to, co pozwala żyć w weselu złotym!STARY GREKWeź na naukę tę dziewkę szaloną!LAIDAdo Psychy:Pomysł cudowny! Chcesz do Lizychosa iść na naukę? On w sprawach Erosa jest mistrz nie lada! On cię wnet objaśni, jakiej miłości trzeba, niebożątko, by żyć rozkosznie! --- Wtenczas może zdołasz zająć nas pieśnią trochę mniej płaczliwą!PSYCHEJedną pieśń tylko śpiewam wiecznie: żywą!LAIDAI dodaj: nudną! Kury tak śpiewają, gdy bez koguta jaja znosić mają!CHARMIONdo Laidy:Nie szydź z niej! Widzisz, jak jej czoło płonie!LAIDAWolisz ją może niźli mnie, Charmionie?skacze i odtrąca PsychęPrecz stąd! Ja śpiewam piosnkę o Erosie!zrzuca z ramion zasłonę i do połowy ciała naga, wykonując lekkie ruchy taneczne, poczyna śpiewać:Bóg skrzydlaty, Eros-dziecko,luby łotrzyk złoty,naciągnąwszy łuk --- z pustotypuścił mi w łono strzałę zdradziecką: rannam w serce, mrę z tęsknoty ---o luby!...Ach! Mdlejąca padam w łoże,ranna z boskiej procy ---we dnie tęsknię, wzdycham w nocy;i cóżeś zrobił, ty psotny boże? Któż uleczy mnie z niemocy? ---O luby!...Pójdź! I wargi złóż gorącetu, gdzie w piersi rana,przez Erosa mi zadana,kiedym samotna rwała na łące kwiat dla ciebie, mego pana ---o luby!...O, dziecino boska, pusta!przyjm za grot swój dzięki!Słodki lek był na me męki.O! Jakże słodkie są twoje ustajak rozkoszny dreszcz twej ręki,o luby! ...Zrywa się burza oklasków wśród biesiadników.STARY GREKBosko! Cudownie! Pieśń warta nagrody!Zdejmuje złotą przepaskę z ramienia i rzuca ją Laidzie. Za jego przykładem inni dają jej podarunki.LAIDArzuca się rozpromieniona na łożeDajcie mi puchar wina dla ochłody!STARY GREKpodaje jej wino, a odebrawszy puchar, pryska niedopitą resztą na Psychę.A ty --- za nudne piosnki masz zapłatę!BIESIADNIKGdy niepotrzebne ci dary bogate, weź, co dać możem!Rzuca na nią ogryzkami.KOBIETAI opuść nas wreszcie!PSYCHEOdejdę od was już na wieki! --- Wierzcie!Przyklęka u stóp kolumny, zasłaniając się rękoma przed pociskami.LAIDAz szyderczym śmiechem:Idź za Erosem!NIEWOLNIKwszedłszy od strony ogrodu, mówi do Blaksa:Panie! Statek jest już gotowy, jakoś rozkazał, i czeka, kołysząc się lekko na modrych falach przystani. Purpurą okryto pokład i w cieniu śnieżystych żagli ustawiono stoły i łoża, na które z góry kapią róże, zwieszające się wieńcami z masztów i rejów...LAIDANa morze! Na morze ---STARY GREKPrefekcie! Statek! ...BIESIADNIKPatrzcie na prefekta!Co mu się stało? Siedzi niemy, blady, z błędną źrenicą...RYCERZHej! Przez wszystkie piekła!Co to ma znaczyć? Czyżby go urzekła ta czarownica?!STARY GREKPrecz z nią! Niewolnicy!Wziąć ją pod rózgi!RYCERZdo Blaksa:Panie mój!BLAKSobłędnie:Nie wierzcie!Jam nie był nigdy jej parobkiem! Kłamstwo!KOBIETACo mówisz, panie?BLAKSJa nie znam jej boga ---i jej też nie znam! Idź stąd, idź --- królewno!...CHARMIONAleż dostojny panie! Zbierz swe myśli!To jest wędrowna śpiewaczka!...LAIDASzalona!RYCERZJeśli rzuciła na cię urok --- zginie!FILOZOFpowstrzymuje goDajcie jej pokój! Mogą w niej być moce, których zaczepiać nie warto! My raczej stąd się oddalmy... Tak mi mądrość radzi...BIESIADNIKdo prefekta:Na morze, panie! Statek już gotowy!Tam cię orzeźwi wnet słone powietrze i te uroki z twoich oczu zetrze!BLAKSprzychodząc do siebie:Tak, tak... na morze... Jakiś dur niezdrowy myśl nam opętał... Nazbyt mocne wino...Tak, tak... dur jakiś... Odejdź stąd, dziewczyno jeżeli nie chcesz dać pod topór głowy! --- Darujcie, mili, tę chwilę słabości, ale przysięgam na me twarde kości,że się już nigdy więcej nie powtórzy! Nigdy --- za życia! A teraz na morze! Dokończyć uczty!OKRZYKINa morze! Na morze!Biesiadnicy i Kobiety cisną się ku schodom, wiodącym do ogrodów.CHARMIONzbliża się szybko w przechodzie do PsychyChcę znać twe imię...LAIDAPójdź ze mną, Charmionie!Wychodzą.STARY NIEWOLNIKzbliża się do Psychy, która klęczy wciąż z twarzą ukrytą w dłoniachDziewczyno, słuchaj... Nie bój się, tamci już odeszli. Przebacz mi, że cię tu przywiodłem... Chciałbym ci wynagrodzić tę mimowolną krzywdę...po chwili:Niewiele rozumiałem z tego, coś śpiewała, ale jedno utkwiło mi w pamięci... Ty szukasz jakiejś wielkiej, ogromnej miłości, która cały świat ogarnie, jak pożar... Czy dobrze słyszałem?Psyche wznosi głowę.STARY NIEWOLNIKMam dobrą wieść dla ciebie. Przynieśli ją tutaj feniccy żeglarze, którzy zawijali do portów Judei...PSYCHEKtoś ty?STARY NIEWOLNIKJa --- mający nadzieję... Lecz słuchaj teraz, co ci powiem... W Judei objawił się podobno nowy bóg czy prorok. Tak mi opowiadano...PSYCHENowy bóg?...STARY NIEWOLNIKZjawił się prorok tej wielkiej miłości, której ty szukasz. Idzie przez doliny, idzie przez góry --- tam --- nad Jordan siny, i błogosławiąc światu i ludzkości, odpuszcza wszystkie grzechy, gładzi winy --- a idą za nim maluczcy i prości...Pono mu boża jasność bije z czoła, pono lilie, kędykędy (daw.) --- gdzie. stąpi, rosną,pono on smutnym niesie wieść radosną, pono umarli wstają, gdy zawoła, i wszystko nową w krąg zakwita wiosną: on --- błogosławi wszystkiemu dokoła!Kobiety idą za nim, idą dzieci --- i stada za nim biegną białorune, a on je wiedzie z sobą w złotą łunę, co tam jak uśmiech na błękitach świeci ---i tak ma serca w ręku, jakby strunę, z której, gdy zechce, budzi pieśń, co leci...PSYCHEpowstajeChrystus, MiłośćZjawił się! Zjawił się nareszcie! I w takiej postaci? I miłość niesie, powiadasz? Koi ból?...STARY NIEWOLNIKNie ma już bólu, ani zła, ni pychy!Dzieją się pono niepojęte dziwy: nikt nie jest smutny ani nieszczęśliwy,nikt nie jest mały i nikt nie jest lichy,odkąd na łąki, na wzgórza i niwy z dobrą nowiną zszedł on! Jasny, cichy...Młodość on niesie na światy, jak zorzę;w imię miłości przebacza, pociesza --- a kiedy mówi, to słucha go rzesza, i wiatr go słucha, i szumiące morze, pasterz od stada, rolnik od lemiesza --- a kędykędy (daw.) --- gdzie. wnijdziewnijść (daw.) --- wejść., witają go: boże!Bo on tam pono niebiosa otwiera, pokój i życie daje wiekuiste; a które serce przeżegna --- jest czyste, a którą duszę wezwie --- nie umiera!...Chrystus --- go zowią...PSYCHEwyciąga ręce i rzuca się naprzód z okrzykiem:O Chryste! O Chryste!III. Pod krzyżemKsieniSiostra wikariaSiostra furtiankaPsyche, zakonnicaHanna, wiejska dziewczynaKapelan klasztornyO. Blaks, opatBłędny Rycerz SłońcaMniszki i dworzanie opataRzecz działa się na Południu w średnich wiekach.Wirydarzwirydarz (z łac. viridarium: ogród, park) --- ogród wewnątrz murów klasztornych, zwykle z fontanną a. sadzawką pośrodku. w średniowiecznym klasztorze mniszek. W głębi krużganekkrużganek (łac. claustrum) --- ciągnący się pod murami wewnętrzny, zadaszony korytarz (ganek) wokół dziedzińca a. wirydarza klasztornego, zamkowego itp. pod arkadami, przerwany wielką bramą okutą, z małym, zakratowanym okienkiem u góry. Na prawo mury kościoła, na lewo zabudowania klasztorne, ciężkie i ponure. W pośrodku nieco zieleni, ku przodowi z lewej stoi kamienny krzyż z postacią Chrystusa, zwróconą w głąb ku wielkiej bramie. Pod krzyżem kamienny stopień, jakby ławka.Jest noc, tylko z okien kościoła blask bije. Sygnaturka dźwięczy, zwołując mniszki na jutrznię.Na odgłos dzwonka pojawiają się Mniszki w białych habitach i przechodzą długim szeregiem przez krużganek, spiesząc do kościoła. Każda z nich niesie w ręku kaganek. Przechodząc koło wielkiej bramy, przyspieszają kroku, niektóre z nich żegnają się. Furtianka, mała, zwiędła staruszka w zakonnym habicie, stoi pod krzyżem z pękiem kluczy w ręku i przypatruje się przechodzącym mniszkom. Tymczasem otwierają się bez szelestu drzwi w klasztornych zabudowaniach i pojawia się w nich Ksieni, wsparta na ramieniu Wikarii, wysoka, do widma podobna, w powłóczystych szatach, w wysokim sobolim kołpaku na głowie i w fioletowych rękawiczkach. W ręku trzyma pastorał, na piersiach ma złoty krzyż biskupi. Postępuje parę kroków i staje niepostrzeżenie za Furtianką.Po przejściu mniszek sygnaturka milknie; z kościoła zalatuje przytłumiony dźwięk organów.Ksieni dotyka dłonią ramienia Furtianki.FURTIANKAogląda się z lękiem, a spostrzegłszy Ksienią, klęka pospiesznie i całuje rąbek jej habitu, po czym wstając, mówi:Wasza Przewielebność... o tak wczesnej porze... już na nogach... i sama...KSIENIPilnuj bramy, siostro! Pilnuj wielkiej bramy!FURTIANKAAleż... Wasza Przewielebność... ja dniem i nocą...KSIENIdo Wikarii:Czy uważałaś, z jakim niepokojem przechodziły około tych drzwi siostry nasze? Ten krużganek w naszym klasztorze nie jest dobrze urządzony...WIKARIATędy najbliższe przejście do kościoła...KSIENITak... i codziennie te młode, Bogu poślubione dusze idą się modlić, mijając wielką bramę, która nas łączy ze światem. A szatan nie śpi, a pokusa czyha...FURTIANKABrama jest mocna, dębowa i okuta żelaznymi sztabami. Jedyne zakratowane okienko zbyt jest wysoko, aby można przez nie wyjrzeć... Zresztą ja klucze zawsze mam przy sobie --- i czuwam...KSIENISą rzeczy, którym ty, siostro, wejścia wzbronić nie zdołasz, których nie powstrzymają żelazne sztaby, ani zamczyste okucia. Wschodzące słońce wpada tutaj przez zakratowane okienko, wiosną zalatuje woń kwiatów i wiatr... i wiatr, który wieje tam, na świecie.FURTIANKAMożna by zamknąć okno szkłem, oprawnym w ołów albo zabić deskami...KSIENII to nie wystarczy, siostro. Tuż za wielką bramą ciągnie się droga. Tędy przechodzą żeńcy z pól i śpiewają... Głos przez szkło i przez deski przeniknie. Wozy jadą tędy i przeciągają rycerze na parskających koniach, z szumiącymi proporcami w ręku. Hałas tutaj wpada i gwar świata przez tę wielką bramę, a to źle... U nas powinno być cicho, bardzo, bardzo cicho...WIKARIAWięc czemu Wasza Przewielebność nie rozkaże zamurować bramy? Zrobiliby to robotnicy z dóbr klasztornych w ciągu jednej doby... Jest przecież drugie, boczne wejście w murze od strony ogrodów.KSIENINiestety, niepodobna zamurować wielkiej bramy. Tędy wchodzą uroczyście do klasztoru dziewice, chcące się poświęcić Chrystusowi, a nade wszystko tędy zajeżdża do nas opat, prawowity władca tych ziem dokoła. Dla niego wielka brama musi stać otworem.WIKARIAA prawda, prawda... I dzisiaj właśnie ma przybyć.FURTIANKADzisiaj? Opat!...KSIENITak jest.WIKARIAJego Przewielebność opat nasz i pan dał znać przez posły, że objeżdżając swe dziedziny, wstąpi dziś tutaj, aby siostry pobłogosławić...FURTIANKAprawie szeptem:Ostatni raz był tutaj, gdy siostrę Placydę na stosie palono...Żegna się.KSIENIjakby słów tych nie słyszała:Rozwidnia się już. Trzeba będzie przyrządzić wszystko na przyjęcie godne dostojnego gościa.do Furtianki:Ty, siostro, każ zamieść ścieżkę przed bramą. W szarym obrzasku świtania widzę na zawiasach rdzę i zwieszające się pajęczyny... Trzeba oczyścić wielką bramę.do Wikarii:A ty daj znać, niech ojciec kapelan przyjdzie do mnie po nabożeństwie. Będę go oczekiwała... Jedna ze sióstr służebnych pójdzie na dzwonnicę i uderzy w wielki dzwon, gdy zobaczy z dala zbliżający się orszak opata.WIKARIAStanie się wszystko, jak Wasza Przewielebność każe. A na wieżę --- czy mogę posłać siostrę Psychę? Miała przez ten tydzień spełniać prace służebne...KSIENINie, nie! Poślij którąkolwiek inną. Siostra Psyche jest zbyt młoda... Wyszedłszy na wieżę, patrzyłaby stamtąd na świat, co się rozciąga dokoła klasztoru, na bory, które przerąbali pracowici rolnicy, i na zamek, wznoszący się na sąsiednim wzgórzu.WIKARIAJak każe Wasza Przewielebność...KSIENIDobrze jednak, żeś mi o niej przypomniała.do Furtianki:Siostra Psyche przebywa często samotnie w tym wirydarzu?FURTIANKATak, przewielebna matko...KSIENII nie spostrzegłaś u niej jakiego... niepokoju?FURTIANKANie, matko. Cicha jest zawsze. Opiera tylko czoło o podnóże krzyża i duma...KSIENIModli się?FURTIANKANie wiem. Duma. Raz tylko widziałam, że płakała. Było to w ten dzień, kiedy opat, odbywając sądy, skazał byłą siostrę naszą Placydę na stos za czarnoksięskie praktyki.KSIENIZakazałam o tym wspominać. A co do siostry Psychy: trzeba nad nią czuwać, trzeba czuwać! Zbyt młoda jest i serce w niej jeszcze nieuspokojone... A teraz odejdź, siostro, i czyń, co ci nakazałam. Słońce wnet wzejdzie ---Śpiew i przytłumiony dźwięk organów, który słychać było dotąd, urywa się.i nabożeństwo w kościele widnowidno --- tu: widać, widocznie. już skończone...Furtianka przyklęka i całuje znowu rąbek szaty Ksieni, po czym odchodzi.Ksieni stoi jeszcze chwilę, patrząc na wielką bramę, a wreszcie odchodzi drzwiami, którymi była weszła, stukając pastorałem po schodach, oparta wciąż na ramieniu postępującej obok niej Wikarii.Świtanie. Mniszki przechodzą, powracając tą samą drogą z kościoła.PSYCHEidąca na ostatku, ociąga się i pozostaje sama w wirydarzu. Staje przed wielką bramą i dotyka jej palcami wyciągniętej ręki, potem odwraca się szybko i idzie pod krzyż. Tutaj siada na kamiennym stopniu i opiera czoło o podnóże... Tymczasem na świecie robi się ranek. Słońce wschodzi i snopem promieni pada przez okienko w wielkiej bramie wprost na Chrystusowe stopy. Psyche podnosi głowę, jakby ze snu zbudzona, i patrzy w zdumieniu na płat jasnego światła.Słońce!Szybkim, prawie mimowolnym ruchem przypada ustami do kamiennych stóp, słońcem oświetlonych. Trwa to tylko chwilę, gdyż natychmiast odrywa usta i chyląc się z cichym jękiem, ukrywa twarz w dłoniach.KAPELANsiwy staruszek w zakonnym ubraniu, wchodzi, powracając z kościoła, a spostrzegłszy Psychę, zatrzymuje się i pyta:Co tutaj robisz, moja córko? Codziennie, wracając z kościoła, spotykam cię... Czy masz może osobliwe nabożeństwo do tego wizerunku Chrystusa, pod którym cię zastaję?PSYCHETak, ojcze...KAPELANCzyś łask znacznych od niego tu dostąpiła?PSYCHENie, ojcze, ale tu rośnie koło krzyża nieco zieleni, której gdzie indziej nie widuję nigdy. Nawet okno mej celi wychodzi na brukowany dziedziniec klasztorny...KAPELANTo grzech. Powinnaś być w celi i modlić się tam!PSYCHEByłam w celi przez cały dzień i całą noc. Biczowałam się i leżałam krzyżem na kamiennej posadzce, własną krwią zbroczona, i prosiłam Chrystusa, aby mi pozwolił nie grzeszyć, a jednak... Mój ojcze, ja nowy, ciężki grzech mam na sumieniu...KAPELANSłucham cię, córko...PSYCHEPadłam tu twarzą przed stopy Chrystusa --- i tu mnie naszła, pod krzyżem, pokusa...Słońce tam jasne gdzieś na świecie wstało i weszło tutaj przez żelazne kraty, to samo słońce, co tam pieści kwiaty! --- i ozłociło stopę Chrysta białą, i jam grzesznymi ustami przypadła do złocistego na krzyżu widziadła!KAPELANPocałowałaś nogi Chrystusowe, córko...PSYCHENie, ojcze! Słońce na nich całowałam!KAPELANAle gdyś przylgnęła ustami do krzyża, uczułaś snadnie, że słońce jest ułudą, marą tylko złocistą i nieistotną: dotknęłaś usty stóp Chrystusowych, córko... mistycznych Lilij Łaski...PSYCHEWargi me, ojcze, dotknęły... kamienia!KAPELANTy mi się z wielkiego grzechu spowiadasz, moje dziecię! --- Powinnaś się starać o rozpalenie w sobie miłości ogromnej, która sprawia, że rzeczy nie wydają nam się tym, czym są zwyczajnie dla oka i palców, ale tym raczej, czym dla ducha być powinny... Kamień ten nie jest kamieniem, bo mistrz nadał mu wdzięczne kształty boskiego Ciała Chrystusa, we śnie mu snadźsnadź (daw.) --- widocznie, najwyraźniej. ukazane --- nie jest kamieniem, bo przez modlitwę i wodę święconą posiadł wartość wyższą, duchową... Zrozumiesz to i odczujesz, jeśli będziesz doskonale kochać Chrystusa, moja córko.PSYCHEKocham Go, ojcze --- lecz Go widzę we śnie innym niż tutaj... Tu ma twarz boleśnie skrzywioną kurczem, pełną grozy, męki --- a ja Go jasnym widzę, pośród dzieci,jak błogosławi pasterzy i kmieci i smutnych cieszy, i skinieniem ręki odpuszcza winnym... Widzę Go na łące, w słońcu! --- U nóg ma morze głów szumiące...KAPELANPamiętaj córko, że Syn Boży zbawił świat nie błogosławieństwem cichym, ale straszną i krwawą męką swoją. Krzyż zatknął w pośrodku tarczy ziemskiej, jak sztandar zwycięski --- i w cieniu krzyża jest tylko zbawienie!PSYCHEOjcze! Dlaczego nie w promieniach krzyża?KAPELANZa wiele rozumujesz, córko, za wiele! Pamiętaj, że szatan pozbawił człowieka raju, podszepnąwszy mu pierwsze: dlaczego... Bądź pokorna i cicha i módl się, módl się! Módl się!PSYCHEOjcze! Ja grzeszna --- modlić się nie mogę!Dla Chrysta przeszłam te okute wrota --- dlaczego, ojcze, w sercu mym tęsknota? czemu odczuwam, miastmiast (daw.) --- skrócone od: zamiast. pokoju, trwogę?KAPELANNie jesteś jeszcze doskonała. Pracuj nad sobą: to jedno rzec ci mogę...PSYCHEOjcze...KAPELANZamilcz! Zbyt już długo rozmawiam z tobą! Nie powinnaś pytać, bo każde pytanie jest grzechem. Ja, odpowiadając, pomagam ci tylko do grzechu. Współwinnym twoim jestem --- módl się za mnie i za siebie!Wychodzi.Wkrótce po odejściu Kapelana wbiega Hanna, młoda wiejska dziewczyna, prawie dziecię jeszcze. Wnosi wiadro wody, zydel i szmat grubego płótna i zabiera się do oczyszczenia wielkiej bramy. W ciągu roboty staje na zydlu i wygląda na świat przez zakratowane okienko.PSYCHEktóra, schylona pod krzyżem, nie zauważyła jej wejścia:O Boże! O Boże...HANNAogląda się z lękiemA! To wy, siostro Psyche! Przestraszyliście mnie...PSYCHEpodnosi głowę; dopiero teraz spostrzegła HannęCo tu robisz, dziecko?HANNAKazano mi oczyścić i umyć wielką bramę. Jego Przewielebność opat dzisiaj przyjeżdża!Powraca do roboty.PSYCHEjakby do siebie:Opat... który skazał na śmierć siostrę Placydę za to, że tęskniła, że szukała...Wstrząsa się.Grzech! Grzech!HANNAwyglądając znów okienkiem:Siostro... a jak tam pięknie na świecie!PSYCHEdrgnęła, powtarza jak echo:Na świecie!...HANNATak. Stąd nie widuje się świata prawie nigdy. Wszystkie okna wychodzą na podwórze, zamknięte ze wszech stron wysokimi murami... O! Tu nie jest wcale pięknie! --- Ale przez to okienko w wielkiej bramie widnowidno --- tu: widać. łąki, takie szerokie, wielkie łąki pełne kwiatów! Jeszcze niedawno temu biegałam po nich. Siostro Psyche, czy wyście kiedy widzieli te szerokie łąki?PSYCHENam nie wolno patrzeć na świat, dziecię.HANNAA prawda! --- Szkoda.PSYCHEpo chwili, patrząc na Hannę:Skąd się ty wzięła tutaj, ptaszyno? --- Wśród czarnych murów klasztoru?...HANNAAch! Ja... Mnie tu matka oddała do posług; za wiele nas było w domu... Ale wy!... Patrzę na was i zdaje mi się, że wy powinniście byli zamieszkać, jak ta złotowłosa kasztelanka --- w tym zamku naprzeciw, który widać przez to okienko!.. O! Stąd dużo, dużo pięknych rzeczy widnowidno --- tu: widać; można zobaczyć.!Zagląda.Teraz jacyś ludzie przejeżdżają drogą, pewno kupcy, bo ciągną za nimi ładowne wozy... Skąd oni też mogą jechać, siostro Psyche, i dokąd?PSYCHEW świat! --- I ze świata...HANNAŚwiat jest bardzo, bardzo wielki! --- Aż straszno pomyśleć! I tylu na nim ludzi... Widziałam już pasterzy i rolników, i księży, i panów w złocistych szatach, którzy przejeżdżali tą drogą w towarzystwie pięknych pań, w pozłacanych kolasach... Ojciec kapelan mówi, że świat jest potępiony; czy ci wszyscy ludzie będą potępieni, siostro Psyche?PSYCHENie wiem.HANNATo któż mi to powie?... Ale raz... Nie, nie! Już parę razy! --- W ostatnich dniach --- widziałam tu jakiegoś rycerza na wielkim koniu, okrytego pyłem, jak gdyby jechał z daleka... Złote promienie miał na hełmie i złote słońce wymalowane na paiżypaiż a. paiża --- mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii. i wielkie, szumiące skrzydła u ramion. Myślałam, że jedzie na turniej do zamku, ale on, wjechawszy w dolinę rozdzielającą oba wzgórza, skręcił tutaj pod klasztorną bramę i stał, na białym koniu, złoty cały od słońca, taki podobny do świętego Jerzego w ołtarzu --- i patrzył tu długo, długo...PSYCHEZamilcz!HANNAZamilczę, jeśli każecie, ale ciekawa jestem bardzo, co to za rycerz i czego szuka tutaj...Wygląda okienkiem.O, o! --- Właśnie widzę go znowu! Tam w dole na drodze wiodącej do klasztoru...PSYCHEdo siebie:Więc naprawdę?... O Boże! zlituj się... --- W snach go widziałam...HANNAPodobny jest z dala do orła z rozwiniętymi skrzydłami, który upatruje zdobyczy... Błyskają w słońcu jego blachy złote i świeci grot na długim drzewcu. O, siostro Psyche! --- Ten rycerz może tutaj zajedzie?PSYCHENie! --- Tutaj nikt nie zajedzie. Są mury grube i bramy okute, i jest ten krzyż przed bramą, wielki krzyż, broniący wstępu rozłożonymi ramionami. Widziałam go raz, przed laty, gdym tutaj wchodziła, i dotąd pamiętam. Wielki, wielki krzyż!...HANNAI ja go widzę, ten krzyż. Stoi tuż przed bramą i słońce mi zasłania grubym, drewnianym ramieniem...GŁOS FURTIANKIHanno!HANNAMatka furtianka mnie woła!zabiera sprzęty i wybiega, mówiąc jeszcze:A nie mówcie, żem wyglądała przez okienko!Znika wśród klasztornych zabudowań.PSYCHEO! Gdybym ja to --- jak ty --- wyjrzeć mogła, zobaczyć łąki i zobaczyć niwy...rzuca się przed krzyżem na kolanaO Panie! Ukój tę wielką tęsknotę, która mi piersi rozrywa, na złote słońce wołając, na rosą perliste łąki, na szumiące gaje, gdzie się ptaszęta po zaroślach niosąi srebrne płaczą ruczaje --- o Panie! Ukój tęsknotę...Otom Ci miłość przyniosła moją, młodość i sny me białe --- otom Ci życie oddała całe, wierząc, że w burzy będzie mi ostoją Twój krzyż ---a oto serce me niepokój troska:o gdzież jest, gdzie Twa miłość boska?Oczy ku Tobie podnoszę wzwyż --- o Chryste! Słysz!We snach dziecięcych widziałam Cię, Panie, jak błogosławisz na kwiecistym łanie pośród pasterzy i dzieci, i owiec rozkołysaną falę mórz --- i zbóż...Ach! Za takim, zda się,ja szłam w zamierzchłym jakimś dawnym czasie w słońca blask i w nieb lazury...O Chryste! Odpowiedz,czemu dokoła mnie dziś cień ponury?...Błogosławieni pokorni i cisi, błogosławieni...O Panie! Panie! Broń mnie Ty przede mną, bo mi tak trupio i ciemno...W otęczy złocistych promieniw celi mojej krzyż Twój wisi:--- pójdźcie pragnący! Ja was napoję... --- wisi czarny krzyż...O serce, serce, o serce moje!O Chryste! Słysz!Grzesznam jest, Panie, kajam się przed Tobą,--- Ty słońce stworzyłeś na niebie --- grzesznam jest! --- Łąki stworzyłeś kwieciste... ---grzesznam! --- I morze rozlewne a sine...O Chryste!Gdy nie otrzymam pomocy od Ciebie, któż mi dopomoże?...Z weselem na świat szedłeś, nie z żałobą...--- grzesznam jest! Ginę! --- śnią mi się łąki i słońce, i morze,--- kajam się, grzeszna ---o Boże! O Boże, o Boże!Grzechem jest wszystko! Grzechem radość, śmiech,grzechem jest życie ---grzeszę, gdy słucham tych dalekich ech,co tu wpadają z Twych wiatrów szelestem,grzeszę, gdy patrzę na słońce w błękicie:grzech! Grzech! I wszystko grzech!? --- ---Zgubiona jestem...Pada twarzą na ziemię. --- Naraz wśród ciszy rozlega się za bramąPIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZAPrzez dziewięć gór i rzek, przez dziewięć latdo ciebie dążę, jasna!Z dalekich krajów tam! Znad sinych mórz: ------ o pójdź! Pójdź ze mną w świat!Już nadto długi czas cię cela ciasna więzi --- zza kratpójdź w słońca blask i w uśmiech zórz,na łąki, lasy, na zielone smugi,gdzie wiosną okrył kwiatprzewonny sad i kędy dzwonią pługi,gdzie jasnatoń błękitu szumne srebrzy strugi ---na świat!PSYCHEzrywa się, pomieszanaCo to za głos? --- Wyśniony... O Boże! Boże,
ratuj mnie! Chryste!Obejmuje krzyż rękoma.PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZAOd czarodziejów mam o tobie wieść, ja Błędny Rycerz Słońca,żeś jest więziona ty! Mój śniony cud: więc wolność idę nieść ---orzeł skrzydlaty lecę, twój obrońca,za twoją cześćrycerski krwawy ponieść trud ---rozkruszyć mury i rozłamać kratyi wieniec z róż ci spleśćna skroń i mieśćmieść --- tu: miotać, rzucić. pod stopy twoje kwiaty!Do słońcawołam ciebie! Do życia! --- na światychcę nieść!PSYCHEprawie nieprzytomna:Miłosierdzia, litości --- Boże! Ukryj mnie, ochroń! --- O, jak strasznie patrzysz na mnie, Chryste! --- Potępiona jestem, przeklęta! Przeklęta!PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZAO pójdź ze słodkich czar zdrój życia pić, coś jest jak dzień, jak zorze! ---Korona czeka tam na twoją skroń:pójdź władać, jaśnieć, żyć!Ja tobie wrota więzienia otworzę --- już płonie wići rży, i rży mój rączy koń:tam rozkosz, życie, pieśń, tam radość złota, tam snów się przędzie nić,by srebrem lśnić wśród barwnych tęcz żywota! Pójdź w zorze!Tutaj cienie, głusza, tu martwota ---pójdź żyć!Furtianka pojawia się z wielkim pękiem kluczy podczas ostatnich słów pieśni Błędnego Rycerza.PSYCHErzuca się ku bramieO, żyć! O, żyć! --- Na świat!Weź mię, rycerzu, weź!I nieśzza krat ---gdzie jasne słońce w błękicie! ---Tu śmierć! --- Ja kocham życie!FURTIANKAwydaje okropny krzyk zgrozy:Och!PSYCHEogląda się i spostrzega przybyłąDawaj klucze! Klucze!FURTIANKAO zgrozo! O zgrozo!PSYCHEDaj klucze! Prędko! Klucze!FURTIANKAuderza ją pękiem kluczyMasz! Masz! Ty nikczemna! Wiarołomna! Niegodna świętej sukienki! Masz! Ty zakało! Ohydo szatańska, masz klucze, masz! Masz!Bije ją.Na dzwonnicy odzywa się dzwon, zwiastujący przybycie Opata. Wirydarz zapełnia się naraz, wchodzi Ksieni w uroczystym stroju w otoczeniu Mniszek z Kapelanem.KSIENISiostro furtianko! Otwieraj wielką bramę!KAPELANJego Przewielebność książę opat nasz przybywa!FURTIANKApada do nóg KsieniO matko! Matko!KSIENICo tu się stało?FURTIANKAwskazuje PsychęTa nędzna! --- Złapałam --- przy wielkiej bramie --- słuchała bezbożnego śpiewu, porozumiewała się! Wyjść stąd chciała, uciekać! Moja wina! --- Odeszłam na chwilę...WIKARIAO zgrozo! Nieszczęsna!KAPELANdo Psychy:Prawdali toprawdali to --- konstrukcja z partykułą pytającą -li; znaczenie: czy to prawda.? Prawda?PSYCHETak...FURTIANKA,,Na świat, na świat!" --- wołała... Do słońca!Szmer grozy pośród Mniszek, cofają się wszystkie, pozostawiając Psychę samą na uboczu.KSIENIpowtarza głucho:Do słońca!...Słychać trzykrotne uderzenie w bramę.KSIENIdo Furtianki:Otwórz, siostro, wielką bramę!Furtianka spełnia rozkaz. Przez otwarte wrota wchodzi O. Blaks, opat, w fioletowym płaszczu, przepasany mieczem. Za nim liczny orszak Dworzan, Księży i Pachołków.KSIENIWitam cię w progu, ojcze nasz łaskawy!O. BLAKSBądź pozdrowiona, matko, w imię Boga. Znużony jestem daleką podróżą. Rozkaż, aby mi wskazano izbę, gdzie bym mógł odpocząć.KSIENIW żałobie, ojcze mój, przed tobą stoję ---i nie wpierw ci klasztorne otworzę podwoje, aż sąd tu sprawisz.O. BLAKSA cóż tam nowego? Kto jest winny?KSIENISzatan! Oskarżam przed tobą szatana,iże się zakradł do stadai białe owce moje bierze, panie!O. BLAKSSzatana mogę przekląć, ale na stos go nie poślę! Matko, mów, kogo oskarżasz?KSIENINa wiatr się skarżę, który tu zawiewai dusze kusi,na słońce jasne, które promieniami grzeszne rozbudza tęsknoty, na krew tę młodą, która tętni w żyłach dzieci oddanych Bogu,i na tę bramę okutą, co kłamie, że za nią życie jest nie u stóp krzyża!Skarżę się, panie, ja --- matka tych dzieci!--- sądź ty!O. BLAKSChcę znać przestępstwo i wiedzieć, kto jest winny! Wiatru, słońca ani bramy sądzić nie mogę!KSIENIWięc sądź me dziecię, które za pokusą wiatru i słońca, i tej wielkiej bramy wniosło zgorszenie w ten Chrystusowy dom!zwraca się do mniszek:Przywieść nieszczęsną!FURTIANKAwlecze przed opata PsychęOto tu jest! Tu jest ta niegodna!O. BLAKSCo uczyniła?FURTIANKAUciekać chciała! Opuścić święte klasztorne mury! Na świat uchodzić --- z gachem!MNISZKIUkarz ją, ojcze, ukarz ją! O zgrozo!KAPELANOjcze! Bądź dla niej miłościw! Młoda jest jeszcze...O. BLAKSPrawo nie zna miłosierdzia, a jam tu jest prawem!zbliża się do Psychy; patrzy:Tyżeś to jest... ty! Znam cię... Uciekać chciałaś?FURTIANKANie może zaprzeczyć! Nie może! Sama widziałam!O. BLAKSdo Psychy:Dlaczego? --- Pytam się: dlaczego!PSYCHEpodnosi głowęTy wiesz!Do słońca chciałam iść! Do życia!Tu cień! Tu śmierć! Tu grób!Ja pragnę żyć!KAPELANZgubiona!KSIENIgłucho:Dziecię, biedne dziecię moje...O. BLAKSA tak... żyć pragniesz! Musimy cię na przyszłość uchronić od podobnych pokus szatańskich! Czas już najwyższy... Resztę dni, które ci jeszcze pozostają, przepędzisz w najgłębszym lochu klasztornym, nie widząc światła ani ludzkiej twarzy, nie słysząc innego głosu, prócz zastygającego tętna twej krwi i szelestu kropel wilgoci, spadających ze sklepienia. --- Będziemy się modlić za ciebie.KSIENIdo mniszek:Wiedźcie skazaną! Dzisiaj dzień żałoby...Mniszki wyprowadzają słaniającą się Psychę. Tymczasem wśród ponurej głuszy rozlega się jeszcze zza bramyPIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZANa świat, na słońce pójdź! W ogrody tam,gdzie lśnią czerwone róże,czekając twoich rąk, gdzie dla twych stóp pod tęczą złotych bramwykuto schody w różowym marmurze,co wiodą w chramchram (daw.) --- świątynia.Życia i Światła...IV. Na przełomiePsyche, udzielna księżna włoskaBlaks, dowódca jej zaciężnych wojsk niemieckichPietro, zaufany księżnej, historykLorenzo, dworzaninGiani, kapitan straży pałacowejArminio, rzeźbiarz i architektGirolamo, poeta i malarzLeta, Bella, Carmen, damy dworskiePosełŻołnierze, SłużbaRzecz działa się we Włoszech z początkiem XVI wieku.Sala renesansowa, przedzielona kolumnadą na dwie połowy. Druga połowa, w głębi, wzniesiona jest ponad przednią o parę stopni. Drzwi w głębi, z lewej strony dwoje drzwi: w górnej i dolnej połowie; z prawej w górnej połowie okno, w dolnej drzwi.ARMINIObiegnie za odchodzącą w głąb PsychąSrogaś jest, pani!PSYCHEktóra wstępowała po schodach, zatrzymuje się i odwracaNie! Nie jestem sroga...Pięknam jest tylko...Podaje mu rękę.ARMINIOcałując jej dłoń:Bądź mi więc łaskawa!Kocham cię, księżno!PSYCHEKocham twoją sztukę,mistrzu Arminio...ARMINIOCo mi sztuka znaczy!Co marmurowy tłum posągów biały, co sławę moją poszedł nieść na światy, gdy moja miłość...PSYCHECzy gotowy, mistrzu,plan tej lodżettylodżetta --- zdrobn. od: lodżia (wł. loggia), nazwa elementu architektonicznego stanowiącego wnękę w zewn. płaszczyźnie budynku, zwykle otwartą na zewnątrz (a. od zewn. strony przeszklona), oddzielona drzwiami i oknami od pomieszczeń wewnętrznych, używana jako miejsce widokowe, oranżeria itp.; w renesansie jedno- a. wielokondygnacyjne loggie stanowiły element architektury pałacowej; niekiedy wznoszono je jako osobne budowle.?ARMINIODzieckiem jesteś, dzieckiemokrutnym, które igra z ludzkim sercemi zmiany pragnie wciąż! Ty nic nie kochasz!PSYCHEOwszem, ja kocham sztukę, piękno --- życie, które jak ogni fontanna wytryskai gdzieś pod niebem wysoko się spalai --- deszczem żużli opada na ziemię...ARMINIOGorzko to mówisz!PSYCHECóż ja temu winna,że nie jest takie to życie, jak pragnę? że tej drapieżnej pustki w moim sercu, tej głodnej pustki zapełnić nie mogą krwawe triumfy mego kondotiera,przepych, ni sztuka...ARMINIOA miłość!?PSYCHETak... pragnęmiłości, jednak ta, którą mi dajesz, nie zdoła mojej tęsknoty ukoić...ARMINIOŻyciem dać gotówżyciem dać gotów --- przykład konstrukcji eliptycznej z przestawną końcówką czasownika; znaczenie: ,,życie [jeste]m dać gotów" a. ,,jestem gotów dać życie".! Możnażmożnaż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. kochać więcej?PSYCHEChoćby to prawdą było --- mnie nie starczy!... Chciałabym kochać jakąś rzecz ogromną, straszliwą, wieczną! W oczach mi czerwono,i wśród posągów, i przy lutni dźwięku jakaś się czasem krew mym rękom marzyi nowe życie --- przez płomień i burzę...Cóż to? Zadrżałeś? Kuj marmur, Arminio! --- jeśli wykujesz posąg burzy, wtedy...ARMINIOBędziesz mnie kochać?PSYCHEDzieło twoje --- kupię!Odwraca się i wstępuje w głąb sali.PIETROwchodzi drzwiami z lewej strony, w głębiDostojna pani...PSYCHECo tam?PIETROPoseł czeka...PSYCHEJeszcze? --- Niech wejdzie.ARMINIOBywaj zdrowa, księżno!Skłania się i wychodzi na lewo.Pietro wpuszcza posła. --- Poseł, w stroju oficera najemnych wojsk niemieckich, wchodzi.PSYCHEWy jeszcze tutaj?POSEŁCzekam odpowiedzi...PSYCHEO cóż to idzie?POSEŁKsiężna zapomniała?Powtórzę zatem, chociaż wódz mój kazał słowa poselstwa --- raz tylko wygłosić!PSYCHEO cóż więc... prosi wódz moich żołnierzy?POSEŁWódz tych żołnierzy, którzy zza Alp przyszli tutaj z nim razem i w stu krwawych bitwach, miecz jego mając za drogowskaz chwały, bogate łupy wzięli z jego łaski:Niemiec Blaks, wódz mój, powrócił z wyprawy --- trzy miasta zdobył i --- żąda nagrody!PSYCHEŻołd wypłaciłam!POSEŁŻąda twojej ręki,a z nią wraz --- tronu książęcego, pani!PSYCHEzwraca się do Pietra:Słuchaj, szlachetny Pietro, jeśli kiedy będziesz doradcą jakiego książęcia, daj mu tę radę moją: niechaj wodzów swych wojsk najemnych trzyma jak ogary: puścić na zwierza ze smyczy, a potem rychło na łańcuch wziąć i skuć paszczękę, by rozjuszone nie pożarły pana!PIETRODostojna pani...POSEŁCzy to, jak odpowiedź,mam nieść wodzowi?PSYCHEPowiedz mu, co zechcesz.POSEŁPowiem, com słyszał!Wychodzi.Psyche zbliża się ku oknu.PIETROpostępuje za niąNierozważne słowaz ust twoich, księżno, padły --- nierozważne!PSYCHECzyż zuchwalcowi mogłam dać odpowiedźinną?PIETROZapewne --- ale mądrość książątna tym polega, aby tylko wtedy obrażać, kiedy można ubiec zemstę obrażonego, to jest... zabić! Zatem... jeśli masz kogo wiernego...PSYCHEAch! Zabić,zabić... Czyż mało zabijam? --- Mój Pietro, piszesz historię tych obecnych czasów, napisz więc o mnie... Nie! Raczej nic nie pisz!Albo... żem igrać lubiła z tym życiem,niebezpieczeństwo wyzywać i patrzeć z uśmiechem bogów na dnie i wypadki...PIETRONapiszę, pani...PSYCHE...żem z wodzów najdzikszychco najdzikszego miała, by mnie słuchał --- że z wstrętem patrząc na jego zwycięstwai na łeb jego straszny... skądś mi znany... z dawna --- niepewna życia wobec niego, drżałam z rozkoszy, że mnie słuchać musi ten nienawistny! Żem się otoczyła artystów kołem w całej ziemi włoskiej co najprzedniejszych, żem pobudowała pałace złote --- a jedną uciechąw tym to mi było, żem widziała marność wszystkiego wokół... I jeszcze... to jedno: że tęsknię, Pietro.PIETROTak, i to napiszę,że tęsknisz, pani, wśród przepychu życia, pełna młodości, świetności i krasy, pośród artystów, co głoszą twą sławę, w pośrodku ludzi, którzy cię kochają ---i nie wiesz, czemu tęsknisz...PSYCHENie wiem, Pietro,dlaczego tęsknię... Odzyskać bym chciała coś, com straciła --- jeno co? Nie pomnę...Może sen jakiś? A może... ogromneszczęście... przepadłe? Zresztą --- to jest nuda;nudzę się, Pietro. To wszystko!Wychodzi drzwiami w głębi.PIETROpogląda za niąHa! Może...Zstępuje po schodach ku przodowi.GIROLAMOwchodzi z lewej od przoduJak się masz, Pietro!PIETROWitaj, Girolamo...GIROLAMOKsiężna tu była?PIETROOdeszła w tej chwili...GIROLAMONie wiesz, czy będzie dzisiaj przy obiedziesłuchała...PIETROCzego?GIROLAMOMego poematu,Pieśń trzecią wzięła do przejrzenia; dzisiaj przynoszę czwartą...PIETROCzy jest równie długa?GIROLAMODłuższa jest jeszcze! Dłuższa --- o dwadzieścia oktaw! Dziś w nocy dopisałem. --- Pietro!Jeśli ją pieśń ta nie poruszy...PIETROMoże,może ją wzruszy...GIROLAMOSłuchaj, czy to prawda,com słyszał w mieście, że pono kondotier w nagrodę zwycięstw żąda ręki księżnej?PIETROPodobno...GIROLAMOWięc to stać się może? Piekła!Co będzie wtedy?PIETRONic! --- Nowego panatu dostaniemy, który będzie brudnyjak każdy Niemiec i jako kondotiergłupi...GIROLAMOLecz ja ją kocham, kocham! Słyszysz?Umrę u nóg jej!PIETROCzy nie lepiej, mistrzu,ażebyś o tym napisał poemat lub wymalował tylko taki obraz?Śmierć jest piękniejsza w sztuce niźli w życiu, które nie znosi śmierci...GIROLAMOObraz, mówisz?Tak, to myśl dobra --- obraz... lub poemat...Zamyśla się.Wpadają Giani i Lorenzo.GIANIKędykędy (daw.) --- gdzie. jest księżna?PIETROSzlachetni panowie!Cóż to za sprawa tak nagła?LORENZOGdzie księżna?Chcę mówić z księżną --- i to zaraz, zaraz!Biegnie ku drzwiom w głębi i uderza w nie rękojeścią szpady.GIROLAMOTo nie przystoi!...BELLAstaje na proguCo za gwałt się dzieje!LORENZOPani! Gdzie księżna? Muszę z nią natychmiast mówić...BELLAZajęta miłościwa pani.Czyta poemat.GIROLAMOPietro, mój poemat...GIANIWięc raczcie pani oznajmić, że sprawy nadzwyczaj ważne tutaj nas przywodzą...GIROLAMOAleż panowie...BELLANie można przeszkadzać!LORENZOPer Bacchoper Baccho (wł.) --- na Bachusa!! Muszę ją natychmiast widzieć!Usuwa Bellę i chce wejść. --- W tej chwili na progu pojawia się Psyche z manuskryptem w ręku.PSYCHECóż to za rozgwar?LORENZOMiłościwa pani...PSYCHEA! Girolamo! Witaj mi, poeto!Od wczoraj ciebie nie widziałam jeszcze,a jednak dzwonią mi twe słowa, mistrzu!Wskazuje na trzymany w ręku papier. --- Girolamo skłania się głęboko.GIANIRacz słuchać, pani...PSYCHEWitaj, kapitanie ---zechcesz dziś z nami zasiąść do obiadu?LORENZOSą ważne sprawy...PSYCHEMówcie, mówcie --- słucham...zwraca się do Girolama:Płyną twe strofy, jak strumień rozbity w perły i tęcze na głazach z kryształu...Poeto! Wieniec twym skroniom przystoi!GIANIPosłuchaj, księżno...PSYCHEz roztargnieniem:Mówcie!LORENZORzecz zbyt ważna.Ogląda się na obecnych.PSYCHETo przyjaciele...PIETROMamyżmamyż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy mamy. się oddalić?PSYCHEAleż...LORENZONa Boga! --- Tak! I prędko! Prędko!Pietro i Girolamo wychodzą drzwiami na prawo. Bella cofa się w głąb.PSYCHECóż to za sprawa?Pogląda w rękopis.GIANIWłaśnie przychodzimy...PSYCHEAch, słuchaj, Giani, słuchaj, co za strofa!czyta:,,Jeśli chcesz życia --- oddam! --- Jeśli sławy, pod stopy twoje rzucę ją, jak złotywieniec --- a ty ją zdeptaj dla zabawy,a jeśli..."LORENZOz wybuchem:Pani! O twe życie idzie!Rzuć te papiery i słuchaj!PSYCHEO życie?GIANITak jest! Niestety! --- Wódz twoich żołnierzy...PSYCHEAch! Blaks... Przysłał dzisiaj posły do mnie;chciał mojej ręki!LORENZOTeraz żąda księstwa!PSYCHEwyniośle:Czyście w poselstwie od niego przybyli?GIANIgwałtownym ruchem odsłania zranioną pierśPatrz! Oto pismo, które ci przynoszę, jego sztyletem ryte!PSYCHECo to znaczy?LORENZOBlaks obiegł miasto i głośno ci grozi, że nie dożyjesz do wieczora, księżno!PSYCHEA wojsko moje?GIANIWszyscy za nim poszlii ryczą: ,,Książę! Książę Blaks niech żyje!" --- Wszyscy! Z wyjątkiem tej garstki jedynie,którą ja sprawiam... My na śmierć gotowi.PSYCHENa śmierć? A lud mój? A moi poddani?LORENZOKsiężno! I czymże ty swój lud kupiłaś, by cię miał bronić? Daruj, że to mówię... Poddani twoi płacili daniny, patrząc z daleka na cudne pałace, które twój kaprys wznosił --- i jedynie gadki wśród ludu twojego chodziły, że jest tam przepych, że są tam obrazy i marmurowy biały tłum wśród gajów oliwnych, bogom pogańskim podobny --- a lud był głodny! --- Tyś wojny toczyła zwycięskie: lud twój oddał grosz ostatni, by twoje włości rosły, twoja sława!Teraz Blaks, srogi pies na twym łańcuchu, którym świat szczułaś, urwał się i szczerzyzęby przeciwko tobie, zaś ludowi pieniądz przyrzeka! --- I owe hołyszehołysz (z ukr., pogard.) --- biedak....PSYCHEWięc lud z nim razem? On lud wezwał, mówisz?GIANITak jest --- i lud z nim idzie...PSYCHELud... Doprawdy,teraz dopiero przypomniałam sobie, że jest pode mną lud...LORENZOCzemuż nie wcześniej!Póki był kornykorny (daw.) --- skrócone: pokorny; por. korzyć się przed kim....PSYCHEA dziś wstał, jak fala?I jest potężny? Burzy i obala? I ze mną walczy? Przejdzie po mym tronie, po księstwie moim przejdzie i koronie i pójdzie... dokąd? Ja tam już nie zdążę... chociażbym może chciała...LORENZONowy książęlud twój powiedzie!PSYCHEzrywa sięNie! Wspaniałość mojaoprze się jeszcze!LORENZONie łudź się, dostojna!Lud chce swobody! Ty mu jej już nie dasz --- da ją... kto inny!...PSYCHEpo chwili:Więc nie ma ratunku?LORENZOOwszem --- jeżeli to nazwać ratunkiem...PSYCHESłucham cię.LORENZOGłos mi uwiązgłuwiązgł --- dziś popr.: uwiązł. w gardle...PSYCHEPowiedz!LORENZOZdać się na łaskę i niełaskę Blaksa, albo... uciekać.PSYCHEodwraca się z niechęciąCo ty powiesz, Giani?GIANIMój obowiązek --- z setką moich dzielnych umrzeć przed bramą twojego pałacu.Spełnię go, księżno.PSYCHEWięc --- zostanę tutaj.LORENZONa śmierć twą patrzeć nie będę, bo póki...PSYCHEprzerywa:Dobrze, już dobrze, przyjaciele moi,nie mówmy o tym! Jak wiele, myślicie, upłynie czasu, zanim Blaks tu stanie?LORENZOMoże godzina...GIANIDwie! Ja za dwie ręczę!Żyć mam ochotę jeszcze dwie godziny...PSYCHEWięc wy jedynie --- wy dwaj jeszcze tylko... Czemuście przy mnie zostaliczemuście (...) zostali --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: czemu zostaliście.? Powiedzcie!Lorenzo i Giani skłaniają głowy w milczeniu.PSYCHEWy mnie kochacie?LORENZO i GIANIKsiężno!PSYCHEDajcie ręce ---pogańska byłam nad wami władczyni, tak zakochana w pięknie, blasku, życiu --- ale to przeszło. Pustka w moim sercu --- i do miłości innych już tęsknota nowe przed stopą mą otwiera wrota, i jeno uśmiech ten i liść ten z czoła...Bez łez go rzucam. Przyszłość mnie już woła... Tak rada jestem!LORENZOCo ty mówisz, księżno?Twe słowa dziwne...PSYCHENic. Chcę być wesołaprzez dwie godziny. --- Na ucztę was proszę, mili...LORENZOTam wróg twój już wywala bramy!PSYCHETutaj nie słychać! Odgłos walk w oliwnychgałęziach moich ogrodów uwięzgnieuwięzgnie --- dziś popr.: uwięźnie.:zdawać się będzie, że cyprysy szumią... Gdy krzyk straszniejszy zabrzmi --- to go stłumiąbluszcze na ścianach mojego pałacui te makaty... A więc --- póki można ---nie chcę nic słyszeć. Wezwę swych przyjaciół ---wy im nie mówcie, że się księstwo mojeliczy na chwile... Chcę, aby tak zaszło,jak dzień pogodny...GIANIUcztuj! Zaręczyłemza dwie godziny --- oznacz na zegarze!Czas trzymam w garści!Zwraca się ku wyjściu.PSYCHEIdziesz?GIANISprawić straże...Idzie ku drzwiom, jednak przed progiem zatrzymuje się.Psyche!...Psyche podaje mu dłoń. --- Giani przyklęka i w długim pocałunku ciśnie rękę Psychy do ust, po czym wstaje szybko i nie oglądając się za siebie, wychodzi.PSYCHEdo Lorenza:A ty?LORENZOJa? --- Zostanę przy tobie,dopóki...PSYCHEDość już!Arminio wchodzi.PSYCHEW poręś przyszedł, mistrzu!Właśnie posyłać chciałam moje sługi, aby cię prosić...ARMINIOKsiężno, ja przychodzę,by cię pożegnać!podaje jej papierTu jest plan lodżetty,którą wystawić chciałaś w swym ogrodzie.Plan jest dokładny, wykonać go zdoła każdy architekt.PSYCHECóż to? Więc mnie, panie,chcecie opuścić?ARMINIOJadę w świat!PSYCHELodżettęnie wiem, czy będę stawiać, lecz was, mistrzu,zatrzymam...ARMINIOPani! Ja stąd odejść muszę! ---nazbyt cię... kocham.PSYCHEPrzeto odejść chcecie?Więc na dzień tylko, tylko do wieczora --- nie! --- Dwie godziny pozostańcie jeszcze, a potem idźcie, panie, za swą sławą, gdzie los was woła...ARMINIOpo chwili wahania:Zostanę, gdy każesz...PSYCHEO tak! Dziękuję! --- Dzisiaj was dotknęłam; darujcie! Nigdy to się nie powtórzy...do Lorenza:Bądź gospodarzem, Lorenzo, tymczasemi sproś przyjaciół moich. Ja na chwilę odejdę, wydać rozkazy i szatyprzywdziać godowe.Wychodzi.ARMINIOCóż to?LORENZOUczta!ARMINIOWcześnie!LORENZOJuż czas ostatni, wierzaj, sławny mistrzu!Wyciąga miecz i ogląda klingę.ARMINIOCóż to, szlachetny panie, miecz w twych ręku?LORENZOOglądam brzeszczot...Wsuwa miecz do pochwy.Służba wnosi stół i zastawę.LORENZOidzie ku drzwiom z prawej i otwiera je na ościeżProszę was, panowie --- księżna kazała was bawić, dopóki nie zejdzie sama.Wchodzą Pietro i Girolamo.PIETRODługie były rady...LORENZODrobna rzecz, ale pilna!GIROLAMOHo! Arminio!O łaski księżnej ubiegasz się ciągle?ARMINIOJak ty...GIROLAMOGdzież Giani?LORENZOWyszedł, przygotować...popis rycerski, którym księżna panichce swych przyjaciół po uczcie zabawić.GIROLAMOCóż to za święto dzisiaj?LORENZOWielkie święto!ARMINIOZapewne ku czci zwycięskiego wodza,który dziś wrócił. Widziałem na mieścieruch nadzwyczajny. Do bram wszyscy biegąbiegą (daw.) --- dziś popr. forma 3.os.lm: biegną....LORENZOPrzyjdą i tutaj.PIETROdo Lorenza:Jestem niespokojny;byłem obecny, gdy księżna mówiła z posłem...LORENZOAch! Głupstwo --- rzecz już załatwiona!PIETROTak? --- Czy pomyślnie?LORENZONajpomyślniej w świecie!PIETROdo siebie:A więc wesele ponopono (daw., gw.) --- podobno; zapewne. będziembędziem --- skrócona forma 1.os.lm: będziemy. mieli!Wchodzi Psyche; na sukni, w którą była poprzednio ubrana, ma narzucony bogaty płaszcz, na głowie jej błyszczy diadem książęcy. Obok niej postępują jej damy: Leta, Bella i Carmen. Służba wnosi potrawy, owoce i wina.PSYCHEZasiądźcie, mili przyjaciele moi;chcę być wesoła dzisiaj w waszym gronie!GIROLAMOWyglądasz pani dziś jak dzień, jak słońce!PSYCHEJeślim jest słońce --- weselcież się słońcu!Cóż to, Arminio! Ty jeszcze posępny? Czyś nie zapomniał dotąd swej urazy?ARMINIOJuż zapomniałem, gdyś mi błysła twarzą!PSYCHEzasiadaAch! Tak to pięknie! --- Lorenzo! Chcę śpiewu; nad czymże dumasz? Chcę śpiewu! --- Tam wisi, patrz, mandolina --- weź i graj... Lub raczej --- nie! Teraz będziem słuchać Girolama.Poeto! Miałeś nam pieśń czwartą czytać...GIROLAMOMam ją przy sobie, księżno.PSYCHEA więc proszę...O czymże pieśń ta?GIROLAMOO czym? --- O miłości!Ta jedna, pani, struna teraz we mniedrży...PSYCHEO miłości!... Wszak wy mnie kochacie?Powiedzcie --- bardzo? Kochacie mnie wszyscy?PIETROJa stary, księżno, a jeszcze cię kocham!PSYCHEWierzę, mój Pietro. No a wy, artyści?ARMINIOPani! Czyż słów mych dopiero ci trzeba? Chciałem stąd uciec, lecz przyznam, że lżejsza śmierć by mi była. Może ty byś wtedy wierzyła wreszcie...PSYCHEA ty, Girolamo?GIROLAMOI cóż ci powiem, ja --- poeta, który żyję, by głosić twą sławę! Ja --- malarz, co twoją piękność uwieczniam jedynie!Chciałbym, ażebym mógł kiedy okazać, jak ja cię kocham! Aby los nadarzył jaką sposobność...LORENZONie wyzywaj losu!PSYCHEAch! Jak to dobrze, że wy mnie kochacie!A więc beze mnie pusto by wam było?GIROLAMOŻyć bym nie zdołał!ARMINIOŚmierć bez ciebie, pani!PSYCHEzwraca się do Lorenza, z lekką ironią:I cóż, Lorenzo? --- Słyszysz, jak kochają ci przyjaciele? I czy się nie wstydzisz swego milczenia wobec onych przysiąg?Ty mnie nie kochasz! Ty byś nie dał za mnie życia! --- Gdzież Giani? --- On mnie też nie kocha, kiedy nie przyszedł na ucztę...GIROLAMOlekceważąco:Ach! Żołnierz...LORENZO
Pewno...
PSYCHEI słusznie! --- Czymże byłam dla was? ---Władczyni tylko! --- Podczas gdy artystomdawałam złoto, łaski i natchnienie, uśmiechy jasne, słoneczną pogodę! --- Lecz cóż to, mili? Czary jeszcze pełne?Pijcie! Ja proszę, pijcie za me zdrowie!PIETROwznosi kielichŻyj nam i władaj, księżno, długie lata!ARMINIO i GIROLAMOŻyj nam! Dopóki...Trącają się z Psychą, której kielich pęka.LETAOch! Puchar...BELLAZła wróżba!PSYCHEMarne szkło! --- Złoty mi dajcie! --- Panowie, złotym pucharem za toast dziękuję!...Pije.Lecz patrzcie! --- nudzą się tu moje damy: bawcież je, proszę! Wszak jam tu nie jedna. Śmiejże się, Leto! --- Lubię śmiech twój srebrny, co brzmi jak jasna gdzieś w górach kaskada Bello! Wznieś czoło! Niech twe oczy błyszczą! Kocham urodę twoją, najpiękniejsza! ---Carmen! Zaśpiewaj! Lorenzo ci zagra...CARMENJak każesz, pani!LETAPodam instrumenty...Przynosi mandolinę i daje Lorenzowi.CARMENO czym mam śpiewać?PSYCHEO szczęściu! O szczęściu!CARMENśpiewa przy wtórze gry Lorenza:Szukałam szczęścia, o siostry moje!goniąc przez lądy i morze ---a szczęście pono, o siostry moje!kryło się w cichym klasztorze!...Szukałam szczęścia, o siostry moje!w cichym wśród borów klasztorze ---a szczęście pono, o siostry moje! było u księcia na dworze!Szukałam szczęścia, o siostry moje!Na świetnym książęcym dworze ---a szczęście pono...PSYCHEprzerywa:Dosyć tej pieśni! --- to jest pieśń tęsknoty, a tu dokoła nas jest radość, życie...Życie! --- Wszak prawda?GIROLAMOŻycie jest i --- miłość!ARMINIOWierna do grobu miłość!...PSYCHEWierzę, mili!Możnażmożnaż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. nie wierzyć, gdy się zaklinacie, mistrzowie sławni po wszej ziemi włoskiej?Ale dość tego! --- Teraz posłuchamy poety. Mistrzu Girolamo, proszę, czytajcie pieśń swą! Służba! Nalać czary! Pietro! Uważaj! --- Będziesz sędzią, jeśli nazbyt wzruszona sądzić nie potrafię! Arminio! Usiądź tu przy mnie, tak... blisko... Słuchamy, mistrzu!PIETROI ja słucham, słucham...GIROLAMOwystępuje i wsparty o kolumnę, rozpoczyna czytać:,,Dziś los Arnolda zajmuje mnie, przetorzucam Rodryga w jamie czarownika i dążę za nim. Wielką to zaletąrycerza mego było, że nie tykaświętości; gdy więc spostrzegł, że z kobietąwalczyć mu padło: wnet zajadłość dzikazgasła mu w sercu --- rzuca miecz, przyklęka...cios nad niezbrojnym żeńska wzniosła ręka.On poznał Dorę... O święta miłości, która zbroicezbroica --- zgrubienie od: zbroja. łamiesz i paiżepaiż a. paiża --- mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii.,przez pancerz w serce..."Na dworze przed domem wybucha zmieszany gwar: coś jakby krzyki, jakby odgłosy bitwy... --- Lorenzo biegnie ku oknu.ARMINIOzrywa sięCo to?PSYCHENic --- moi poddani się cieszą!Przyszli pod okna me wznosić okrzyki.Czyście się zlękli?PIETROTo nie głos wiwatów!Strzały!PSH CZ moździerzy biją na cześć wodza,który dziś wrócił. Lorenzo, wszak prawda?LORENZOwraca do stołuTak jest, tak, pani.PSYCHECzytaj, Girolamo!GIROLAMOczyta:,,...przez pancerz w serce ugadzasz i kości przenikasz --- gwiazdo na niebios szafirze! Twój promień duszom mleczną drogę mości, jeśli wzwyż zechcą iść, a ziemskie niże rzucić: szczęśliwy, kto cię w życiu spotka, miłości! --- Nawet śmierć dla ciebie słodka!Niechaj pieśń moja..."Wołania i szczęk na schodach.PIETROpowstajeTu się coś dzieje! Szczęk u bram pałacu! Księżno!PSYCHESiadajcie. Mustrują się straże.Giani je sprawia... O, mój wierny Giani!...ARMINIOCo to ma znaczyć? Tyś pobladła, pani!PSYCHEPieśń Girolama tak mię wzrusza. Czytaj, czytaj, mój mistrzu...Ukrywa twarz w dłoniach.GIROLAMOczyta głosem cokolwiek niepewnym:,,Niechaj pieśń moja, która sławi ciebie,trafi do serca mojej jasnej pani,niech ją do marzeń złotych ukolebie..."Urywa. --- Lorenzo wstaje i zbliża się do drzwi.PSYCHESłuchajżesłuchajże --- konstrukcja z partykułą -że, tu: w funkcji wzmacniającej., Lorenzo!LORENZOwyciąga niepostrzeżenie szpadęSłucham! Ja słucham --- cały w słuch się zmieniam!Nadsłuchując odgłosów z zewnątrz, opiera się lewym ramieniem o uszakuszak --- architektoniczny element dekoracyjny, występ z linii obramienia w górnych narożach okien i drzwi; poszerzenie obramienia okiennego. drzwi, szpadę trzyma na pogotowiu w prawej ręce.PSYCHEdo Girolama:Cudna pieśń wasza!GIROLAMOczyta z rosnącym niepokojem:,,... niech ją do marzeń złotych ukolebie i niech jej powie, tej --- która mię rani,że bez niej nie chcę być zbawionym w niebie,a z nią radosny pójdę do otchłani,z nią, co jest wróżką dobrą moich wzlotów; niechaj jej powie pieśń, żem umrzeć gotówdla niej..."Od jednego gwałtownego ciosu z zewnątrz rozlatują się drzwi: wpada Blaks, w zbroi. Wszyscy obecni Mężczyźni zrywają się z przerażeniem --- Kobiety cisną się z krzykiem około Psychy, która stoi --- dumna, nieruchoma, spokojna.Lorenzo w chwili, gdy drzwi się rozwarły, rzuca się na Blaksa z dobytą szpadą.BLAKSGadzino!Powala go jednym ciosem ciężkiego dwuręcznego miecza i przeskoczywszy przez trupa, wpada na środek sali.Gdzie księżna?!PSYCHEJa jestem tutaj!KOBIETYO, pani! O, pani!ARMINIOZdrada!PIETRODo broni!BLAKSNiech się nikt nie rusza!Kto miecz wyciągnął --- zginie!GIROLAMODaruj, panie...myśmy...PSYCHEA cóż to, przyjaciele moi?Ha, ha! Wszakżeście chcieli dla mnie --- ginąć! Arminio! Pietro! Mistrzu Girolamo!--- Wszak mię kochacie!PIETROTak... lecz życie więcej...I przeto radzę...PSYCHEA! Kochacie życie!Więc jeden tylko był --- i tutaj leży martwy --- i drugi --- tam, przed bramą, świeży, piękny, młodzieńczy trup! --- A ja, widzicie, suche mam oczy...do Blaksa:Czego chcesz?BLAKSKsiążęcejwładzy --- z twą ręką, albo twego życia!Do mnie, żołnierze!ŻOŁNIERZEwpadają tłumnie z gromkim okrzykiem:Książę Blaks niech żyje!TŁUM LUDUza oknem powtarza:Niech żyje książę!BLAKSdo obecnych:A wy? Kto nie wzniesieokrzyku: wróg mój!PIETROpo chwili wahania:Niechaj żyje książę!ARMINIO i GIROLAMOpowtarzają niepewnie:Niech żyje...BLAKSdo Psychy:Słyszysz?Władza, Klęska, Klejnot, TruciznaPSYCHEHa! Poddać się muszę.Dajcie mi puchar, niech i ja wypiję zdrowie nowego księcia!Z pierścienia, który ma na palcu, wsypuje do złotej czary truciznę.Niechaj żyjeksiążę Blaks, Psychy następca! --- I włada!...Pije.PIETROTak, to rozumnie!do służącego:Księciu czarę nalej,niechaj wraz z nami...Psyche zachwiała się, blednie...KOBIETYz krzykiem:Otruła się! Biada!Księżno! --- Umiera!PSYCHEwalcząc z ogarniającą ją śmiercią, zrywa się jeszcze raz i mówi, patrząc Blaksowi w oczy:Nie! --- Ja idę... dalej...Słania się i opada na ręce podtrzymujących ją dam.V. Przez krewGospodarzPsyche, dziewczyna usługująca w kawiarniDe La Roche, żołnierz Gwardii NarodowejI Gość, II Gość w kawiarniMłodyDowódca patrolu, Danton, za scenąBlaks, rzeźnik, przywódca tłumuGoniecGłosy z LuduTłum: mężczyźni i kobietyRzecz działa się w Paryżu, o świcie dnia 2 września 1792.Kawiarnia, otwierająca się w głębi szeroką werandą na plac w starej dzielnicy Paryża. Wnętrze, urządzone po prostu i nieco brudne, oświetlają dwie lampy oliwne, zwieszające się na drutach z pułapu. Po lewej stronie szafa z napitkami i długi stół bufetowy; na prawo drzwi. Kilka stolików drewnianych, w części tylko przykrytych kolorowymi serwetami, obok nich ławy i stołki, słomą wyplatane. Późna noc. Plac przed kawiarnią jest zupełnie ciemny, kładą się po nim tylko żółte smugi słabego światła lamp kawiarnianych.Niespokojna, pełna oczekiwania cisza.Gospodarz stoi oparty plecami o bufet, za każdym szelestem pogląda ku placowi.Jeden z gości siedzi z łokciami opartymi na stole i brodą na złożonych pięściach, mając przed sobą próżną szklankę, i patrzy tępo a uporczywie przed siebie.Drugi gość zaklął z cicha, wstaje, przechodzi przez kawiarnię i siada na innym miejscu.Młody, wtulony w kąt, szarpie nerwowymi ruchami porzuconą na stole gazetę, ogląda się, jakby chciał rozpocząć rozmowę, ale gdy wszyscy milczą, mruczy tylko coś niewyraźnego, po czym chwyta szklankę i wypija z niej resztę absyntu.Psyche stoi oparta o słup werandy, zapatrzona w głąb.Zegar wydzwania godzinę trzecią.GOSPODARZJuż trzecia...I GOŚĆDo pioruna!...II GOŚĆI nic jeszcze...MŁODYpo chwili, nerwowo, podniesionym głosem:Absynt!Psyche zwraca się, idzie ku bufetowi, bierze flaszkę i nalewa mu kieliszek, po czym w milczeniu siada w kącie na prawo. Jedna z lamp zawieszonych u sufitu poczyna ćmić się i gasnąć.II GOŚĆLampy gasną...GOSPODARZzdejmuje lampę i gasi zupełnieBrakło już oliwy... Świeci się całą noc...MŁODYzrywa się gwałtownie, uderza pięścią o stół i mówi, chodząc niespokojnie po izbie:To już można doprawdy oszaleć! Całą noc... i nic... i nic... i nic!...Wchodzi De La Roche, w mundurze gwardzisty narodowego do pośrodka.DE LA ROCHEWitam.GOSPODARZDzień dobry...MŁODYodwraca się żywo:A! To tyś jest, bracie!Co słychać?DE LA ROCHEGłucho. Od przedmieścia idę;lud nie śpi, czeka...do Gospodarza:Hej, obywatelu,szklaneczkę grogu... Zimno jest diabelnie...Spostrzega Psychę, która idzie mu grog przyrządzić.Ty nie śpisz jeszcze?PSYCHECzuwam. Czyż spać możnaw taką noc?I GOŚĆPrawda...II GOŚĆNie ma dotąd wieści?DE LA ROCHEpatrząc na Psychę, mówi z roztargnieniem:Jeszcze nie... Winny jednak przyjść nad ranem...GOSPODARZŚwit niedaleki...I GOŚĆOby jeno przyniósłdobrą nowinę...II GOŚĆA to co? Obawy?MŁODYporywczo:Kto tu śmie wątpić?I GOŚĆW głuchych cieniach nocymyśli się ważą... Sześćdziesiąt tysięcy Prusaków, z nimi pono drugie tyle cesarskich ludzi...GOSPODARZA dodaj: szesnaścietysięcy szlachty naszej, królewszczyków, co się z wrogami przeciw nam sprzysięgli...PSYCHEA nasze armie? Wolne armie ludu!DE LA ROCHESedańska armia bez wodza; północna nie obroniła Longwy, które wzięto...PSYCHEWięc jeśli armie nie starczą, to pójdą ludzie z tych ulic, z zaułków, z przedmieścia, bosi, z kijami, z nagą piersią --- ruszą kamienie z bruku na bój...DE LA ROCHECzy zwyciężą --- !MŁODYMilcz! To jest zdrada! Tu wątpić nie wolno! Na sąd zasłużył, kto nie wierzy silnie w potęgę ludu...PSYCHE--- i w tę wielką prawdę,że wolni muszą zwyciężyć!I GOŚĆDaj Boże!GOSPODARZBóg nam nic nie da, jeśli nie weźmiemysami! Ja mówię: dopóki tu żyjekról i dopóki te mydłki tam w Radzie...II GOŚĆprzerywa:Obywatelu! Ty ich nie obrażaj!W Radzie są ludzie, przed którymi głowę schylić należy!MŁODYPrzed nikim nie schylagłowy człek wolny!GOSPODARZA ja wam powtarzam,że to są mydłki, którzy ciepłą wodę mają w swych żyłach. Do dziś dnia w Paryżu wszystko już winno było być zmienione: król --- na szafocie! Szlachta bez głów! Wszystka!Lud --- i nikt więcej! --- Lud powinien władać! Dość my cierpieli! Dość we krwi i trudzie czekali wielkiej chwili wyzwolenia! Równość prawdziwa...Na placu przed werandą słychać głosy i ciężkie kroki.II GOŚĆCo to?MŁODYwyglądaPatrol idzie!Biegną wszyscy do drzwi werandy.GOSPODARZwoła:Obywatelu! A co tam się dzieje?GŁOS DOWÓDCY PATROLUz zewnątrz:Łapiemy ptaszków, ojcze Vaubas --- w nocy łapiemy!DE LA ROCHEKogo?GŁOS DOWÓDCYSzlachtę! Są rozkazy,aby uwięzić wszystkich podejrzanych...GOSPODARZ
Nareszcie!
MŁODYPójdźmy!GOSPODARZPsyche! Ty tu zostańi pilnuj...PSYCHEDobrze...Wychodzą wszyscy oprócz De La Roche'a i Psychy. --- Zegar wydzwania godzinę czwartą.De La Roche siedzi zamyślony ze schyloną głową.PSYCHEpostępuje ku werandzie i oparłszy się o słup, patrzy w ciemną głąb. Po chwili mówić zaczyna dziwnie zmienionym głosem:Tętni krew... Noc ciemna, a tam pod brukiem żyła krwie podziemna tętni i rwie...O, krwi! O, krwi! Wybłyśnij zorzą!O! Wzejdź nam, słońce!...DE LA ROCHEżywo:Psyche!PSYCHEdrgnęła, jakby nagle zbudzonaTu jestem.DE LA ROCHEGłucho dookoła...a tak się zdało, że krzyczy coś, woła...PSYCHEpółgłosem do siebie:Powiał wiatr wschodni...Brzask się zatrzepał szarymi skrzydłami pomiędzy rzędem kamienic nad twardym brukiem ulicy...O, słońce, wzejdź nam! Słońce!DE LA ROCHECo mówisz?PSYCHEzmienionym tonem:Nic. Matkę moją zasiekli batami; ojca zabito, kiedy krzyczał na ulicy: ,,Niech żyje wolność!"... Upadł twarzą na bruk i ciężkie buty żołdackie przeszły po jego ciele. Ale ja nic nie mówię. Wołam tylko słońca, ażeby wzeszło...Patrzy znów w głąb.DE LA ROCHEpo chwili:Psyche!PSYCHESłucham. Czy potrzebujesz czego?DE LA ROCHENie! Ty mnie nie słuchasz, nie widzisz mnie nawet! Spojrzałaś na mnie, ale myśl twoja jest gdzie indziej! Widziałem, jak dusza twoich oczu poszła tam --- w ciemną głąb tej ulicy... ku gmachowi Komuny!PSYCHEOwszem. Widzę cię i słucham, obywatelu.DE LA ROCHEObywatelu! --- Nie maszżenie maszże --- konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy nie masz. dla mnie innego miana?PSYCHETym imieniem pozdrawiają się wszyscy wolni. Ale jeśli chcesz, mogę także nazywać cię inaczej...DE LA ROCHEChciałbym...PSYCHEMogę ci mówić: paniczu! Ładny jesteś --- masz rumiane policzki i białe, wypieszczone dłonie --- paniczu.DE LA ROCHEDlaczego szydzisz ze mnie?PSYCHENie szydzę. To jest prawda.DE LA ROCHEUnikasz mnie, odpychasz... A wszakże ja dla ciebie, dla ciebie jedynie...PSYCHEDla mnie?DE LA ROCHETak jest. Ty wiesz, że jestem potomkiem starej, szlacheckiej rodziny, wiesz, że wszyscy krewni moi są w więzieniach albo na wygnaniu...PSYCHEAlbo w szeregach nieprzyjacielskiej armii, która idzie walczyć z nami...DE LA ROCHEporywczo:A więc --- tak jest! Nie przeczę! A ja --- patrz! --- Tutaj, z trójkolorową szarfą, w mundurze Gwardii Narodowej, na służbie... wolności! Na służbie ludu, tego ludu, który...PSYCHEMilcz! Jam z tego ludu wyszła! I kocham ten lud!DE LA ROCHEA ja ciebie kocham! --- Słyszysz! --- Ciebie jedną na świecie! Kocham ten błysk twoich oczu i głos twój płomienny, kocham cię całą! O! Czemu z rąk mi się wyrywasz? Powiedz, co mam jeszcze uczynić, co zrobić, ażebyś ty była moja?PSYCHEŻyję Wolnością...DE LA ROCHEPrzeklęta! --- Ona mi ciebie zabiera!PSYCHENie tak! --- Wolność ukochaj, a zbliżysz się do mnie!DE LA ROCHEHa! Wolność!... Rzuciłem się w ten wir --- dla ciebie! Porywa mnie czasem i unosi, jak pożar snop słomy wydarty ze strzechy płonącego domu... Ale czyż można kochać ogień, który pożera?PSYCHETylko taki ogień wart ukochania! --- Bo taki tylko oczyszcza i zbawia! --- Czy to rozumiesz?DE LA ROCHEpo chwili:Dziwne są czasem twoje słowa... Niepodobna mi uwierzyć, abyś ty na tych ulicach i wśród tego ludu całe życie spędziła...PSYCHEzamyśla się:Życie? --- I kto wie, jakie ono długie naprawdę? Gdzie się zaczyna i gdzie kończy...DE LA ROCHECoś niepojętego dla mnie jest w tobie...po chwili, żywo:Słuchaj! --- Idę na oślep za tobą, służę twej sprawie, słucham twych rozkazów, opuszczam wszystko, wszystko poświęcam dla ciebie --- a nie wiem nawet, kto ty jesteś?PSYCHEwzrusza ramionami:Jak widzisz: prosta dziewczyna!DE LA ROCHENie! Ty jesteś czymś więcej!PSYCHEA więc tak! --- Jestem obywatelką wolnego narodu!DE LA ROCHECzymś więcej jeszcze! --- Po raz pierwszy, pomnę, jam cię zobaczył, kiedy lud Bastylię brał. Tyś na czele ludu szła, płynęła --- nie! Tyś leciała wzniesiona rękamitłumu, płomiennym zdając się aniołem: z płomieniem krwawej chorągwi nad czołem, z płomieniem w oku, w ustach, w wyciągniętej ręce... --- ze światła, z piorunu, czy z ciała, nie wiem...PSYCHETo Wolność ci się ukazała!DE LA ROCHE
Dusza!
PSYCHEJa!DE LA ROCHEPsyche! Odtąd żyję tobą!PSYCHENieprawda! Łudzisz się tylko. W istocie tobie obce jest to wszystko, czym ja oddycham... Odejdź!DE LA ROCHENie, nie! Tak mi się zdaje, że już raz minąłem cię kiedyś, może we śnie... tym razem...PSYCHE--- miniesz znowu.DE LA ROCHEJa nie chcę! --- Psyche... Ja cię wezmę z sobą! Porwę, uniosę!Gdzieś w głębi zrywa się nagle zmieszany gwar dalekiego tłumu, który milknie za chwilę.PSYCHEżywo:Słyszysz gwar? Okrzyki!DE LA ROCHEdrgnąłMiasto się rusza...PSYCHETo moja godzina!DE LA ROCHEnadsłuchujePrzeszło, jak fala. Cicho znów i głucho...PSYCHEdo siebie:Sił! Sił! --- Dziś tylko, tylko dziś zwyciężyć...DE LA ROCHEpo chwili:Twarz ci się mieni... Coś jak ból przemknęło po niej... Psyche!Psyche zwraca się w milczeniu ku niemu.DE LA ROCHEOczy ci błysnęły twardo połyskiem stali --- usta masz zacięte... Jaka ty piękna jesteś! --- O! Gdybyś ty wiedziała, jak ja cię kocham! Moja bądź!PSYCHEwybucha śmiechemHa, ha, ha! Ha, ha!DE LA ROCHEŚmiejesz się? --- Ty się śmiejesz!PSYCHEpoważnie:Czy ty nie czujesz, obywatelu, jak fałszywie zazgrzytały twoje słowa o miłości w tej nocy oczekiwania, w tej dziwnej chwili, kiedy może tam się ważą losy wolnego narodu? Kiedy się z serca żywa leje krew? Gdy ma uderzyć wyzwolenia dzwon?DE LA ROCHEDzwon uderzy, ale nie wiadomo jeszcze, na co wezwie lud! --- Lęk mnie dziwny ogarnia. A i ty sama --- widzę --- że się boisz...PSYCHENie!DE LA ROCHENie zaprzeczaj!po chwili:Miłość, Dusza, Wolność, RewolucjaCzy wiesz, jak słodka jest miłość? Jakim głosem przejmującym woła? Jaki pokój daje bezbrzeżny?PSYCHENie chcę pokoju! --- Na mnie jest klątwa łez, wieków ból --- i pot --- i krew, we mnie się pali straszny ludu gniew --- a wyzwolenie --- to jest mój kres!DE LA ROCHEMiłość jedna wyzwolenie daje! --- Ona odkupia i zbawia! --- Posłuchaj, posłuchaj mnie tylko! --- Ramiona stęsknione wyciągam ku tobie! Kocham cię, żyję tobą! --- Psyche! Czyż nie drga nic w twoim sercu?PSYCHEpo chwili:A choćby drgało... choćby tam gdzieś na dnie jaka tęsknota spała za... kochaniem,za głupim cichym szczęściem --- to cóż z tego? Czy się ty łudzisz, że moje ramiona, co krwawy sztandar wznieść chcą ponad ludem, mogłyby pieścić? Że te usta moje, drżące od krzyku płomiennej Wolności, mogłyby kiedy --- pokorne --- całować!?DE LA ROCHEJa cię nauczę! --- Kochasz mnie! Pójdź ze mną!PSYCHENigdy! ---DE LA ROCHEPójdź! ---PSYCHENigdy! --- Pierwej bym musiała przekląć ten cud, to ukochanie moje, moje życie, co się tu rodzi z krwi: Wolność i Lud! ---DE LA ROCHEWięc przeklnij! ---PSYCHEPrecz! ---DE LA ROCHETo przecież jest nieuniknione, to przecież stać się musi! --- Patrz tylko na ten tłum dokoła ciebie! Tobie się zdaje, że masz nad nim władzę, ale poczekaj, lada dzień obudzi się w nim podłe, złe, drapieżne zwierzę, a wtenczas... Słuchaj mnie, Psyche, tam na południu, pod Pirenejami, jest zamek mój rodzinny, wzniesiony ongi przez jednego z mych przodków, który pod imieniem Błędnego Rycerza Słońca objeżdżał ziemie z pieśnią na ustach a krzepkim mieczem w dłoni, za słuszność walcząc, nim upadł. Ale zamek stoi do dziś dnia. Słuchaj mnie, tam się można ukryć przed światem.PSYCHENie kuś!DE LA ROCHETam można --- w zielonych wąwozach nad szumiącymi ruczajami --- być wolnym naprawdę i szczęśliwym, z dala od tej zgiełkliwej a gorzkiej i krwawej komedii, która się tutaj rozgrywa! Co cię to wszystko obchodzi! O! Wysłuchaj mnie! Pójdź ze mną! --- Zbytkiem cię otoczę, miłością, rozkoszą, przepychem!...PSYCHEmówi z wolna, patrząc mu w oczy:Mnie się zdaje, że ty naprawdę nie wiesz, kto ja jestem!DE LA ROCHEJesteś kobieta, którą ja kocham!PSYCHENie... Ja jestem krzywda --- i trud,i żar --- i moc --- i ruch, wstający z więzów duch! Ja jestem --- lud! ---Słychać nagle bicie dzwonów.DE LA ROCHEDzwon!PSYCHENa alarm biją!DE LA ROCHENa trwogę! ---PSYCHENa bój!!Kawiarnia wypełnia się zbiegającym zewsząd Ludem. --- Niebo szarzeje świtaniem.GŁOSY z LUDUCo to?Dzwonią!Radakazała w dzwony uderzyć! ---Na alarm!GONIECwpadaWieść z pola bitwy! Ludu!GŁOSYWieści! Wieści!Co? Mów, co słychać!Mów! Obywatelu!...GONIECNiechaj tchu złapię... pędzę...GŁOSYCo się stało?GONIECVerdun...DE LA ROCHEZwycięstwo?GONIECVerdun się poddało!Prusak wziął miasto!Wśród obecnych zalega nagle straszne, grobowe, pełne bezbrzeżnego zdumienia milczenie. Zaledwie ten i ów poruszy się, zagada z cicha do towarzysza. Wreszcie niepokój wzrasta --- brak już tylko jakiegoś słowa, hasła...PSYCHEwystępuje na środekCzyście słyszeli?GŁOSYwybuchają nagle, jak zrywająca się burza:Na wroga! Na wroga!Do broni, ludu!PSYCHETam! Przed gmach Komuny!Wolności płomień przekuć na pioruny!Wybiega na czele tłumu w głąb. W opustoszałej izbie pozostaje tylko De La Roche i rozgląda się wokoło zdumiony, jakby nie pojmował jeszcze, co się stało. Po chwili wbiega od ulicy Gospodarz.GOSPODARZJuż wiesz?DE LA ROCHENiestety!GOSPODARZObłęd porwał ludzi!Wszystko się wali...DE LA ROCHEOna lud porwała...GOSPODARZKto taki?DE LA ROCHEPsyche.GOSPODARZTo nie dziewek sprawa,tu trzeba męża...Głosy zbierającego się na ulicy Ludu:Rada temu winna!To niedołęstwo!Niech złożą urzędy!Zmusić ich! --- Łotry!GOSPODARZMęża! Męża! Męża!BLAKSwbiega na czele tłumuHej, obywatele! --- A wiecie już, co mówią po całym mieście, że wojska nasze w sposób łotrowski i zgoła niepatriotyczny dały się pokonać tym najemnikom królów?GOSPODARZTak jest, uległy podobno przewadze...BLAKSAch, co to znaczy: uległy przewadze! To jest zdrada, kiedy pozwolili się pobić, podczas gdyśmy ich wysłali po to, aby zwyciężyli! Zdrada!GŁOSYzrazu nieliczne:Tak jest! Zdrada, zdrada!BLAKSKto tam dowodził? Rochambeau! --- Powinien być oddany pod sąd ludu, za zdradę! Wszyscy powinni być sądzeni! --- Od generała aż do szeregowca!GŁOSYcoraz liczniejsze:Dobrze mówi! Pod sąd! Za zdradę!Niech żyje obywatel Blaks!BLAKSDziękuję, obywatele. --- Ale... cóż my teraz poczniemy? Ojcze Vaubas, co poczniemy? Nieprzyjaciel ma drogę otwartą, oblegnie Paryż... Zguba nam grozi!GOSPODARZMiędzy Verdun a Paryżem leży jeszcze ziemia Francuzów i wolni Francuzi mieszkają na niej, obywatelu!GŁOSYWojska zawiodły!Królom nas wydano!To Rada winna! --- ---Wywieszać ich wszystkich!Poruszenie.OKRZYK LUDUwybucha nagle przed kawiarnią:Niech żyje Danton!Wszyscy cisną się naraz w głąb przez werandę; De La Roche i Gospodarz pozostają tylko wewnątrz przy drzwiach.GOSPODARZpogląda w głąbDanton... w sam czas się jawi! Czy widzisz?DE LA ROCHEpatrzy równieżCiemno jest jeszcze --- zaledwie mogę go dojrzeć... Zapalili teraz pochodnie... Tłum go obstąpił, ciśnie się dokoła niego, wznosi go...GOSPODARZI co? I co?DE LA ROCHEDaje znak dłonią, będzie przemawiał...GOSPODARZCzy słyszysz, co mówi?DE LA ROCHETłum burzy się i faluje; nie mogę słów pochwycić...GOSPODARZCicho!Rewolucja, Lud, Przywódca, Wolność, WalkaGŁOS DANTONAprzemawiającego nieopodal na placu, dochodzi wśród chwilowego uciszenia się w pełnych, do uderzeń młota podobnych dźwiękach:Króle na nas idą?Tym lepiej, bracia! Nie trzeba ich szukać; przychodzą sami! --- Niechajże ta ziemia, na którą stąpić śmieli i zbezcześcić zbrojnych poddańców zgrają, ta kraina wolności --- niech się grobem dla nich stanie...Dalsze słowa zagłuszają okrzyki tłumu.DE LA ROCHEJak gdyby wicher przyniósł nad morze odgłosy dalekiej burzy --- i utopił je znowu w łoskocie zwichrzonych bałwanów...GOSPODARZSłuchaj tylko, słuchaj!GŁOS DANTONAbrzmi znowu wśród chwilowej ciszy:...dłonie wasze utrudzone,te same dłonie, co Bastylii mury w piarg miałki rwały --- na ulicach miasta tłukły spiżowe wizerunki królów, które pod ludu oskardem jęczały, jak dzwon! --- Dziś, bracia, nie martwe posągi macie obalać, ale kruszyć żywych tyranów, którzy...GŁOSYŚmierć tyranom! Śmierć i zagłada!...GŁOS DANTONAOdwagi tylko...Słychać wystrzał armatni, zwołujący pospolite ruszenie.Słyszycie grom działa,które was woła do broni? Hej, bracia! To nie na trwogę strzał! --- To grzmot pierwszego kroku Wolności na drodze Zwycięstwa: my zwyciężamy już!... bo myśmy wolni!...Powstańcie wszyscy...GŁOSYzrywające się nagle ze wszech stron, jak burza:Do broni, ludu! Za wolność! Na wroga!GŁOS DANTONAwybija się jeszcze raz z siłą grzmotu:Niech drżą tyrany! Niechaj zadrżą króle!I czekający ich przybycia zdrajcy!Niech królewszczyki drżą! Niech drżą! --- Słyszycie?!Bo lud powstaje...GŁOSYW bój na śmierć i życie!Niech żyje Danton!Wolność niech nam żyje!Tłum na placu rozprasza się wśród okrzyków; wielu ciśnie się do kawiarni, między innymi Blaks. --- Rozwidnia się coraz więcej; słońce ma wzejść niebawem. --- Fioletowy obrzask świtu, wpadając przez otwartą werandę, kłóci się z żółtym blaskiem lampy oliwnej.BLAKSwchodząc, mówi do cisnących się wokoło:Czyście słyszeli? ,,Niech drżą królewszczyki!" mówił...GOSPODARZDo broni wzywał lud...BLAKSDo broni ---tak... Lecz kto na nas przywiódł wroga? Mówcie!GOSPODARZKról --- i ci zdrajcy...BLAKSDość ich między namijeszcze się plącze.GŁOSYRodzina, Zdrada, Szlachcic, LudZdrajcy! Królewszczyki!Śmierć zdrajcom! Wieszać!BLAKSŚmierć! Dobrze mówicie!DE LA ROCHEJezu!GOSPODARZCo tobie?DE LA ROCHETam moja rodzina!GOSPODARZNie ma rodziny, kto ludowi służy!Zdrajcom śmierć!Poskakuje naprzód.BLAKSDalej! Szlachtę rznąćrznąć --- dziś raczej: rżnąć. jak byki!DE LA ROCHEwysuwa się naprzódObywatele! Myślcie o obronieprzed owym wrogiem, co od granic idzie!Szlachtę zostawcie! Oni są pod strażą...Dziś w nocy wszystkich podejrzanych księży,arystokratów i przyjaciół królazamknięto --- wszystkich! Więzienia są pełne!BLAKSTym lepiej, bratku! Nie trzeba ich łapać!Są ptaszki w klatce, jeno łby ukręcać!Naprzód! Ja was powiodę! ---GŁOSYHej! naprzód!Tłum, z Blaksem na czele, rusza się ku otwartym drzwiom, gdy naraz odzywają się na ulicy dźwięki Marsylianki; wśród okrzyków pojawia się na progu Psyche z trójbarwnym sztandarem w dłoni, wiodąc za sobą oddział Zbrojnych ochotników.OKRZYKINiech żyje Wolność! Niech żyje Ojczyzna!BLAKSPatrzcie! To nowe ofiary! To młodzież nasza, które Rada pcha znowu w ogień, na łup wrogowi, by marnie ginęli! --- Czyż pozwolicie na to, obywatele?PSYCHEPrecz stąd, ty tchórzu! Ja ich w ogień wiodę, ze mną --- zwyciężą!GŁOSYZwyciężą! Niech żyjePsyche!BLAKS.A zdrajcy tymczasem nam ujdą!Hej! Za mną!PSYCHEzagradza drogę tłumowiDokąd?BLAKSLać krew zdrajców idziem!PSYCHENie tak! Wy nieście własną krew w ofierze za wolność ludu! Własne nieście głowy--- na pole bitwy! ---BLAKSCo za obłęd nowy?My mamy ginąć? --- A kto plony zbierze?PSYCHEI cóż wam o to, czyje będzie żniwo, jeśli wam --- szczęsnym --- dano czynić siew? Dla przyszłych wieków lać czerwoną krew, serdeczną, płodną krew i żywą?Za wolność, równość, za braterstwa cud, za kraj, za lud! Na krwawy oraczów znój, kapłański siewców trudja wzywam was!--- Na bój!!Niech bagnetów laszieleniejący łan wolności osłoni --- o ludu mój!--- Do broni, do broni, do broni!GŁOSY
Do broni!
Cisną się w głąb.BLAKSObywatele! Wróg jeszcze daleko!Wpierw trza porządek zrobić w własnym domu... Jest król i u nas, są jego wspólnicy, zdrajcy, co na nas sprowadzili wroga!GŁOSYŚmierć królewszczykom!DE LA ROCHEbłagalnie:Bracia! Nie plamcie rąk swych krwią bezbronnych!BLAKSodtrąca goPrecz stąd! Ty, widnowidno --- tu: widać, widocznie., sam zdrajca! Precz! Mówię... Wieszać! Łby ścinać! Wymordować wszystkich! Niech ci królowie, którzy do nas idą, usłyszą, jakie gotujem przyjęcie dla królów oraz królewskich przyjaciół!GŁOSYDalej do więzień! ---PSYCHEStójcie!BLAKSKto nam każe,gdy idziem spełniać krwawą zemstę ludu!PSYCHEJa wam rozkażę! Ja --- w imię Wolnościstojąca tutaj jak płomień nad wami!DE LA ROCHEdo Psychy:Rewolucja, Konflikt, Konflikt wewnętrzny, Idealista, Zemsta, Walka, Krew, Sprawiedliwość, DuszaWstrzymaj ich! Wstrzymaj! Straszna rzecz się stanie!PSYCHEJa nie wstrzymuję! --- Ja jeno podżegam! --- Ale chcę święte płomienie rozpalić!Nie wolno brukać wam dłoni!Rozlana przez was krewniech zżera wieków zaśniedziałą rdzę,której już dzisiaj nie zmyją łzy,--- ale niech rąk wam nie plami!BLAKSCo się tu wtrącasz! --- Wiemy dobrze sami, co mamy czynić!...PSYCHEOjczyzna was woła!Więc idźcie służyć Ojczyźnie!W wawrzyn przystroić słoneczne czoła,--- a jeśli cierń się między wawrzyn wśliźnie,to w cierń!Zorza jest, zorza nad wami, chce wzejść ---lecz ciężką pracą trza jej drzwi otwierać!...Idźcie za miasto, umacniać okopy, idźcie formować szeregi! Za Wolność umierać!Na wroga idźcie! Na wroga! Wiekom służycie!BLAKSWszystko po kolei! Pierwej musimy się uporać ze zdrajcami! Ja na pięknych słowach się nie znam, lecz jedno wiem: rzezać!GŁOSYŚmierć zdrajcom!Poruszenie wśród tłumu.PSYCHEBracia! Słuchajcie...BLAKSzagłusza jej słowa krzykiem:Hej! Obywatele! Będziecież słuchać głosu szalonej dziewki, która chce wam zaprzeczyć wielkiego prawa ludu: prawa zemsty i wyroku? Dalej za mną! Na sąd!PSYCHEStójcie! Bo ta krew zohydzi niepokalany wieków płód! Zohydzi lud!Oni... są może... niewinni!BLAKSSłyszycie! Ona śmie urągać ludowi! Ohydę rzuca na was, którzyście cierpieliktórzyście cierpieli --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: którzy cierpieliście., padali od pracy, znoju i niewoli, a niewinnymi nazywa tych panków przeklętych, co się z naszymi wrogami sprzysięgli! Precz z nią!GŁOSYPrecz! Precz!BLAKSdo Psychy:Widzisz! Tyś tu niepotrzebna! Ja powiodę lud!PSYCHEzastępuje mu drogęNie waż się! Stój!BLAKSZ drogi! Ten lud jest mój!Powala Psychę uderzeniem pięści.Hej! Za mną, ludu! Do więzień! Na sąd!GŁOSYNa sąd! Na sąd!Wyjąc i rycząc, przewalają się wszyscy za Blaksem, idącym na przedzie.W opustoszałej izbie pozostaje tylko Psyche zemdlona na zdeptanym sztandarze i De La Roche. --- Wschodzące słońce ozłaca ich pełnym blaskiem.De La Roche postępuje kilka kroków w głąb, patrzy --- następnie z rozpaczliwym ruchem wraca. --- Spostrzegłszy Psychę leżącą na ziemi, bierze wody i cuci ją.PSYCHEbudząc się z omdlenia:Co to? Ranek --- i słońce, i sen jakiś... straszny...milknie, potem zrywając się nagle:Gdzie oni?!DE LA ROCHEPoszli w imię wolności... bez ciebie!W głębi wybucha zmieszany, wściekły ryk motłochu.Słyszysz!PSYCHEnadsłuchuje, jakby jeszcze nie rozumiała --- i nagle z jękiem kryje twarz w dłoniachAch!DE LA ROCHEszarpie ją za rękęNie zakrywaj oczu! Patrz! Oto jest wolność! Oto jest ten wieków siew!Oto zbawienie przez krew!Widzisz, wywlekli --- kilku mężczyzn --- i dwie kobiety --- i starca... Słyszysz ten ryk? Ha, ha, ha! Sąd się odbywa! Sąd! Widzisz wzniesione kije, pałki, noże? Ha, ha, ha! Ha, ha, ha! Szybka sprawiedliwość --- nawet kata nie potrzeba! Ha, ha, ha, patrz! Patrz! Wolność!...Zrywa kokardę i czapkę i rzuca na ziemię.Precz znaki służalstwa nowemu tyraństwu!PSYCHEz odrazą:Krew!!DE LA ROCHEWzdrygasz się przed nią? Wszak to twoje żniwo! Twój bujny plon!PSYCHEbłędnie:Co mnie się śniło?... Gdzież ten dzień? Zbawienie? Gdzie miłość moja? Wszystko mi się w oczach zaćmiło... Krew! Ohyda! Brud! Przeklęty dzień! Przeklęty lud! I ja przeklęta...DE LA ROCHEKlniesz? --- A więc teraz już jesteśmy równi! Oboje zdradą skalani jednako: ---Słyszysz! Tam giną moi przyjaciele i towarzysze, których opuściłem--- dla ciebie!I tyś przeklęła to, coć było życiemcoć było życiem --- inaczej: co ci było życiem; co było dla ciebie życiem.! Teraz ty --- moja!Pójdź ze mną!PSYCHEzrywa sięNie, nie! --- to jeszcze nie koniec! Ja znów ich porwę! Na słońce zwrócę ich na nowo! Zwyciężę jeszcze... Precz! --- Idę...Chwyta porzucony sztandar.GŁOSYrozżarte brzmią z dala:Na śmierć! --- Na śmierć!DE LA ROCHEIdź!...Psyche stanęła, waha się --- trójbarwna chorągiew Wolności wypada jej z dłoni.DE LA ROCHEHa, ha, ha! Złudzenia!Czyż ty nie widzisz, że to już --- za późno? Że się już dziki zwierz rozżarł w tym tłumie i ty już mocy nie masz? --- Krew na tobie!PSYCHEI na mnie?...Patrzy błędnie wokół, a wreszcie osuwa się na ziemię.Krew!DE LA ROCHEpo chwili milczenia kładzie jej dłoń na ramieniuPsyche...PSYCHEnieporuszona --- z cichym jękiem:Zapomnieć! Nie widzieć!DE LA ROCHEschyla się nad niąTam na południu pod Pirenejami jest zamek mój rodzinny...Psyche wznosi głowę.DE LA ROCHEPójdź ze mną. Niechaj się stanie. Tyś moja.PSYCHEDasz zapomnienie?DE LA ROCHEMiłość ci dam...Psyche wstaje.DE LA ROCHEKwiaty nam wszystko zasnują... Modre i białe kwiaty kwitnąć nam będą... Chcesz?PSYCHETak.DE LA ROCHEA usta twoje będą całować?PSYCHETak, tak.DE LA ROCHETwoje ręce pieścić mnie będą?PSYCHETak.DE LA ROCHEobejmuje ją ramieniemPójdź!GŁOSY TŁUMUw oddali:Na śmierć! Na śmierć! ---VI. Dzień dzisiejszyVon Blaks, radca dworu, bankierPaweł, członek parlamentuHr. Alfred, młody światowiecHugo, porucznikTolo, chłopak dwudziestoletniStefanPsyche, kochanka Von BlaksaLokajRzecz dzieje się w jednej ze stolic europejskich, zawsze w chwili obecnej.Salonik zbytkownie, nieco buduarowo urządzony. Na środku okrągły stolik, w kącie na prawo pianino, na którym pełno fotografii, album itp. Na lewo ku przodowi znowu stolik, obok fotele. W głębi drzwi z podniesionymi portierami, nieco uchylone. Meble, kwiaty, posążki, obrazy, dywany...Pokój jest pusty; z drugiego pokoju, w głębi, dolatuje głośny śmiech kobiecy, jakieś głosy męskie i brzęk szkła. Nagle drzwi się otwierają: wpada Psyche w czarnej, jedwabnej, mocno wyciętej sukni, za nią Czterech mężczyzn z kieliszkami w ręku; Tolo ma oprócz tego dwie butelki szampana, jedną otwartą w ręku, drugą pod pachą.PSYCHEzaciskając rękoma około kolan suknię, ucieka przed goniącymi ją mężczyznami i śmiejąc się, woła:Nie można, panowie! Nie można! Nie można!HUGOAleż królowo!...Mężczyźni dopadają uciekającą przed nimi Psychę, chwytają i wśród śmiechów unoszą na rękach w górę. Teraz Paweł, Hugo i Hr. Alfred, trzymając Psychę na ramionach, maszerują dokoła stołu; Tolo, który podał jej był kieliszek szampana, idzie na przodzie, dzwoniąc z powagą w butelkę.MĘŻCZYŹNIidąc, śpiewają:Hura bracia, na tarczy w górę nasza królowa!Póki... wina nam starczy, kielich zdzierży dłoń zdrowa,ona nami władnie!PSYCHEśmiejąc się:Ależ wariaci! Fałszujecie starą i piękną piosenkę! ,,Póki życia nam starczy" --- śpiewa się --- ,,oręż zdzierży dłoń zdrowa..."HR. ALFREDTak się niegdyś śpiewało, ale to już bardzo dawno temu! Dzisiaj inaczej...Na progu pojawia się Stefan w zarzutce i z kapeluszem w ręku.STEFANA cóż to za nowe błazeństwo?HUGONie błazeństwo, jeno uczczenie nowo obranej pijackiej królowej naszej! Wiwat!PSYCHEna ramionach mężczyzn:Spóźniłeś się, Stefku, a my tu... ha, ha, ha! Pijemy tymczasem...PAWEŁNiech ucałuje za karę pantofelek królowej!WSZYSCYTak! Tak!STEFANAleż chętnie...Całuje stopę Psychy, którą ona wysuwa spod sukni ku niemu.PSYCHEbroniąc się od przydługiego pocałunku:No, już dosyć! Dosyć!HUGODosyć!!!Psyche zsuwa się z ramion mężczyzn i rozbawiona rzuca się na fotel.HR. ALFREDAle patrzcie! Ten młodzieniec wszedł sobie tutaj z kapeluszem i w płaszczu...STEFANPrzepraszam, ale posłyszawszy w przedpokoju...PSYCHETu nie ma usprawiedliwienia! Niech pije za karę!PAWEŁNiech pije! Tolo! Kieliszek szampana!TOLOpodaje Stefanowi nalany kieliszekJuż jest!Stefan pije.PSYCHEA teraz za to, że się spóźnił --- duszkiem!HUGOTak! Jeszcze jeden kieliszek!TOLOspostrzegłszy, że butelka, którą trzymał, jest już próżna, rzuca ją w kąt i utrąciwszy drugiej szyjkę o poręcz krzesła, nalewa kieliszek.Jest i drugi!STEFANpijeTo już dość będzie chyba...PAWEŁNigdy dość! My tu od południa pijemy!PSYCHEśmieje sięOj, pijaki! Pijaki!TOLOTak swych poddanych obrażasz, królowo?PSYCHEEch, co tam! Pijmy, przyjaciele drodzy!WSZYSCYPijmy! Pijmy!Stuk kieliszków, śmiechy --- piją.PSYCHETak mi wśród was dobrze, ha, ha, ha! --- Tak mi wesoło...PAWEŁAleż to cudownie! --- Niczego więcej nie pragniemy!PSYCHESkromne macie wymagania, ha, ha, ha!HUGOPrzepraszam. --- Paweł mówił tylko za siebie...TOLONaturalnie! --- Bo co do nas...PSYCHEIdź, malcze! --- A wiecie wy, że ja w tym cudownym człowieku, co dziś tak mało wymaga, kochałam się niegdyś na zabój?HR. ALFREDKrólowo! Jak możesz zakrwawiać nam serca takim wyznaniem!PSYCHEAle to już dawno... Ty, Pawełku, nawet o tym nie wiedziałeś...PAWEŁŻałuję mocno, zwłaszcza, że musiałem być wówczas nieco młodszy --- bo dzisiaj...PSYCHEHa, ha! I ja byłam młodsza! --- Ale to przeszło, przeszło, przeszło! --- Jak tyle innych rzeczy...zwraca się do Stefana:IdealistaA czemuż ty, Stefku, milczysz tak uporczywie? Czemu nie pijesz wraz z nami? Czemu się nie śmiejesz?HR. ALFREDDaj mu pokój, królowo! Wszak wiesz, że on jest idealista! Zasępia go twoja wesołość!PSYCHEAch! Zapomniałam! --- Więc w imię ideałów patrzysz na nas z pogardą? Ha, ha, ha! Śmiej się z tego! I ja niegdyś miałam ideały --- uwierzycie?TOLOIdeały? --- To doskonałe! Pijmy!PAWEŁNieszkodliwa odra dziecięca --- szybko przechodzi i bez śladu!PSYCHETak! --- Szaleństwa! Szaleństwa! --- Dajcie mi wina jeszcze! Stefku! Pij i kpij razem z nami z wszystkich ideałów! To gorycz jeno a zawód.STEFANz ironią:Ma pani słuszność: gorycz i zawód!HUGOwstępuje na krzesłoPanowie! Kiedy mowa o ideałach...HR. ALFREDCicho! Hugo mówkę palnie!HUGOTak jest. Otóż, panowie, to mi przypomniało, że piliśmy różne zdrowia, a zapomnieliśmy jeszcze o jednym, iż tak rzekęrzekę (daw.) --- przestarz. forma 1.os.lp od: rzec; powiem. --- najważniejszym!TOLOMasz słuszność! --- Nie wiem wprawdzie o jakim, ale z pewnością zapomnieliśmy!Biegnie do drugiego pokoju i przynosi butelki.HUGOProszę o uwagę! --- Wznoszę zdrowie naszego nieocenionego, a tu nieobecnego radcy, właściciela tych win cudownych, które spijamy, kochanego i złotego --- dosłownie! --- złotego bankiera von Blaksa, barona! Zdrowie pochwalne i dziękczynne...WSZYSCYWiwat!HUGOciągnie dalej:...jako że miał ten nadzwyczajny rozum i za przyjaciółkę wziął sobie --- a raczej: nam --- tę oto miłościwie nam panującą pijacką królowę naszą, uroczą Psychę!WSZYSCYNiech żyje!Piją.PSYCHEzrywa się i rzuca kieliszek na ziemięNie macie mnie prawa obrażać!HUGOzmieszany:Co to?TOLOAleż królowo...PAWEŁpo chwili milczenia:Obawiam się, czyśmy nie wypili dzisiaj za wiele szampana --- wszyscy! Stajesz się, pani, niewytłumaczenie drażliwą...PSYCHENiewytłumaczenie!...HR. ALFREDVoilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manièresVoilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manières (fr.) --- Ot co, moja droga! To nie należy do dobrych manier., rzucać kieliszkami. Nikt cię nie miał zamiaru obrażać.HUGOOczywista...STEFANA jednak obraziłeś ją --- ty!HUGOHola! --- Kto ci dał prawo?...PSYCHEProszę się nie ujmować za mną! ---po chwili:Ci panowie mieli słuszność, pijąc to zdrowie, bo przecież w rzeczywistości... ha, ha, ha! --- Tak jest, to był najwłaściwszy toast ze względu na mnie --- i na was, na was! Moi panowie...HR. ALFREDTego nie pojmuję...PSYCHEA jednak --- to takie proste, hrabio! Czyż nie znajdujesz się wraz ze mną w domu Blaksa? Nie jestżeśnie jestżeś --- konstrukcja z partykułą -że pomiędzy tematem a końcówką, tu: w funkcji wzmacniającej i wprowadzającej pytanie retoryczne; znaczenie: czy nie jesteś; czyż nie jesteś. jego... przyjacielem w tym --- dzisiejszym tego słowa znaczeniu? Ha, ha! Zależysz od niego w sprawach majątkowych, niemalże i rodzinnych! Twoje hrabstwo wiekowe korzy się przed jego wczorajszym, ale złotym baroństwem! --- Hrabio!HR. ALFREDdotknięty i zmieszany:Pani...PSYCHEAlbo ty, Pawle! Jesteś członkiem parlamentu, człowiekiem zasad, posłem i rzecznikiem ludu! A przecież za Blaksa pieniądze i z jego woli tam się dostałeś! Czynisz, co on ci każe, jego spraw bronisz, ty nieskazitelny człowiecze, któryś mi się niegdyś wydawał... ha, ha! I cóż wy lepszego jesteście ode mnie, któram jestktóram jest --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: która jestem. jego...STEFANprzerywa jej:Psyche! Milcz...PSYCHETak jest, moi panowie! --- I dlatego... przepraszam was, żem się mimo woli uniosła. Teraz ja sama z kolei wzniosę toast --- pijcie go wraz ze mną! Niech żyje Blaks, wasz pan i...Podnosi kielich, w tej chwili na progu pojawia się Von Blaks.Psyche, zobaczywszy go, opuszcza wzniesioną rękę z kieliszkiem i opiera się tyłem o stół, schylając głowę.VON BLAKSpo chwili, z uśmiechem:Słyszałem moje nazwisko w twych ustach, najpiękniejsza... Nie dokończyłaś jeno...HUGORzeczywiście, piliśmy twoje zdrowie, baronie...VON BLAKSwita się z obecnymiWdzięczny jestem niesłychanie. Jak widzę, dobrze się panowie bawicie? Witam, panie Pawle! Rad jestem, że pana tu spotykam. Właśnie idę z parlamentu i chciałem parę słów... Czy mogę pana prosić, hrabio? I pan mi może być w tej sprawie pomocnym... Przepraszam cię, moja piękna.HR. ALFREDSłużę panu, baronie.HUGOA ja --- czy nie mógłbym być panu również użytecznym?VON BLAKSnieco lekceważąco:Dziękuję ci, poruczniku. Chyba innym razem.Odchodzi z Pawłem i Hr. Alfredem w głąb.PSYCHEpogląda po obecnych --- krótki, półgłośny, pogardliwy śmiechHa, ha!VON BLAKSrozmawia w głębi żywo przyciszonym głosem z Pawłem i hr. Alfredem. --- Hugo i Tolo, podszedłszy ku pianinu, przeglądają leżące tam fotografie. Na przodzie pozostaje tylko Psyche i stojący obok niej Stefan.STEFANpo chwili wahania, szybko:Żegnam panią...PSYCHEniskim i przyciszonym głosem:Przebacz mi...STEFANpochyla się nad niąPsyche! Dlaczego ty... dlaczego?PSYCHENie wiem. Może dla przekory... Tak mi strasznie... Ty jeden...STEFANPowiedz!HR. ALFREDdo Blaksa:Zadziwiające! To trzeba zaraz...VON BLAKSWłaśnie też mówię...Dalej po cichu.STEFANstłumionym głosem do Psychy:Więc... więc?...PSYCHETęsknię za tobą...STEFANKocham cię... Kiedy?PSYCHEpo krótkim wahaniu:Dziś. Gdy odejdzie. --- Cicho!PAWEŁdo Blaksa, który skończył był swą rzecz:No, nigdy bym nie był przypuścił...VON BLAKSA jednak tak jest, moi panowie! I to się nazywa rozum polityczny! Gdybym ja tak nieoględnie postępował, nie miałbym tych milionów, które mam.HR. ALFREDTak, ale też właśnie dlatego jesteś pan potężniejszy dzisiaj niż prezydent ministrów...VON BLAKSTak... gabinet cały jest poniekąd ode mnie zawisły --- myślę więc, że ta sprawa da się ostatecznie załatwić...PAWEŁNiewątpliwie, panie baronie. Moją to już rzeczą będzie.STEFANpodchodzi do BlaksaŻegnam pana, panie radco...VON BLAKSCóż to, odchodzi pan?zwraca się do obecnych z nieco złośliwym uśmiechemTeraz dopiero spostrzegam, że popsułem państwu zabawę... Przepraszam, jeślim przeszkodził...HUGOAleż, panie baronie, to myśmy raczej winni...HR. ALFREDI tak mieliśmy właśnie odchodzić...VON BLAKSNie mam prawa zatrzymywać panów, chociaż doprawdy przykro mi... A raczcie, panowie, pamiętać, o co prosiłem...Żegna się z Mężczyznami, którzy wychodzą. --- Von Blaks bierze krzesło, stawia i siada na nim naprzeciw Psychy, wpatrując się w nią w milczeniu. Upływa długa chwila.PSYCHEzdenerwowana uporczywym wzrokiem Blaksa, porusza się niespokojnie, a wreszcie powstaje i pyta:Masz mi co do powiedzenia?VON BLAKSNic.PSYCHEpo chwili:Chcesz mi robić wyrzuty?VON BLAKSNie.PSYCHEA więc czego chcesz ode mnie?VON BLAKSNie chcę niczego. Póki ich wszystkich razem spotykam u ciebie... możesz się bawić.PSYCHEA gdybyś spotkał... jednego? To co?VON BLAKSWtedy...PSYCHEWtedy?VON BLAKSuśmiecha sięNie mówmy o tym.PSYCHEOwszem! Mówmy --- ja chcę...VON BLAKSA więc --- podarowałbym cię temu, kogo bym tu zastał...PSYCHETy śmiesz... do mnie? Ha, ha, ha! Straszysz mnie! Mam się tego lękać? --- Czyż nie wiesz o tym, że ja ciebie nienawidzę, że nie ma we mnie jednego nerwu, który by nie drgał na myśl o tobie wstrętem, obrzydzeniem, odrazą? --- Że niczego nie pragnę więcej jak --- wyzwolenia się od ciebie?VON BLAKSpo chwili, spokojnie:Wiem o tym, ale... cóż mi to szkodzi? Wszakże i ja nie z miłości trzymam cię tutaj. Nie! --- Lubię tylko moją potęgę, nieodpartą potęgę złota, i dlatego... Byłaś najniedostępniejsza, więc cię zdobyłem; jesteś najkosztowniejsza, więc cię posiadam. Stać mnie na to. A co do wyzwolenia...urywa, zapala cygaro i nalewa sobie kieliszek wina, po czym ciągnie z cynicznym spokojem dalej:Nie wyzwolisz się, póki ja cię sam nie puszczę. Kupiłem cię --- gruntownie!PSYCHEzrywa sięOch!VON BLAKSCzekaj. Mówmy spokojnie. I jakież mogłoby dzisiaj być wyzwolenie dla ciebie? Chcesz powrócić do dawnego życia? --- Ależ ty wiesz dobrze, że to, co się stało, jest nieodwołalne... A zresztą --- to dawne życie twoje! Znam je aż nadto dobrze! I czegóż sobie życzysz? Czy sielanki swego dzieciństwa? Nieokreślonych tęsknot i poszukiwań wieku dziewczęcego? Czy może późniejszych mistycznych uniesień albo nieopatrznego, ślepego zakochania się w tak zwanym pięknie, które zrujnowało twój majątek --- boś ty przecie była bogata! --- Lub też nierozumnego zapału dla ideałów ludzkości, które są --- he, he --- pustymi frazesami jeno? Czego chcesz? --- Wszakże to wszystko --- już było! I przywiodło cię tutaj, gdzie jesteś: do mojego domu i mojego złota. I przyznać musisz, że to najpewniejsza ostoja. Nie, nie! Moja kochana! Nie wyzwolisz się ode mnie --- sama nie zechcesz! I cóż byś ty robiła? --- Zbankrutowałaś na ideałach, zbankrutowałaś na miłości --- ha, ha! Bo i tym pono chciałaś się bawić! A pozostało w tobie tylko to oszalałe pragnienie, głód, nie wiadomo ku czemu skierowany, z którego płyną wszystkie twoje nieobliczalne kaprysy. I przeto jesteś zbytkiem, na który ja jeden mogę sobie pozwolić. Tego, co ja ci daję --- a wiesz, że potrzebujesz wiele, bardzo wiele! --- nikt ci dać nie zdoła. Odszedłszy ode mnie, żyć byś musiała, jeśli nie w nędzy, to przynajmniej w ograniczeniu. Ha, ha! Nie obawiam się, abyś zapragnęła tego! Zanadto przywykłaś do wygodnego życia, do zbytku, rozrzutności i przepychu...zatrzymuje sięA może ty się w kim... kochasz? Uczuciowo?PSYCHEMilcz!VON BLAKSHa, ha! To by już było naprawdę zabawne! Trudno mi nawet przypuścić podobne... zaślepienie z twej strony. Zbyt mądra jesteś. Ha, ha! Ów szczęśliwy kochanek, otrzymujący za miłość te same pocałunki, które ja złotem płacę! I to by się może nazywało twoim wyzwoleniem się ode mnie? Mrzonki, moja pani, mrzonki! Kupiłem cię --- gruntownie!PSYCHETak... kupiłeś mnie nieodwołalnie, ale nie złotem swoim, tylko tą hańbą moją, tym pokalaniem się...VON BLAKSwstajeNazwij sobie to, jak chcesz. Mnie dość, gdy widzę, że cię przekonałem.PSYCHEO, gdyby zginąć! Zapaść się w jaką otchłań razem z tym domem twoim przeklętym! Zapaść się lub... spłonąć?...VON BLAKSTylko bez romantyzmów! Dom mój przetrwa wieki. Silny jest i na dobrych postawiony fundamentach. --- A póki on stoi, i ty w nim żyć będziesz! No tak! --- Mogę zatem odejść spokojnie. Darujesz, że cię nie bawię dłużej, ależ mnóstwo mam zajęć... A pamiętaj, że dzisiaj masz być ze mną w teatrze...PSYCHEZ tobą?...VON BLAKSTak jest. Nie jestem przecież zazdrosnym kochankiem, który by cię przed światem zamykał. Owszem chcę, aby cię ze mną widziano i wiedziano, że Blaksa stać na to, aby miał Psychę u siebie. Przebierz się tedy; wieczorem przyślę powóz po ciebie. Do widzenia!Wychodzi.PSYCHEpo odejściu Blaksa siedzi jakiś czas na fotelu niema i bez ruchu. Oczy zapatrzone w jakiś punkt nieokreślony, usta ściągnięte boleśnie; znać, że gnębią ją myśli gorzkie i przypomnienia, czy wyrzuty... Nareszcie zrywa się; ogarnia ją nerwowy niepokój, poczyna chodzić szybko po pokoju, powtarzając z uporem:Nie, nie, tak dłużej być nie może! --- ---Nagle staje --- krótki, nerwowy śmiech:Ha, ha! --- Nie może!...Zwiesza głowę, opiera się dłonią o stół, a po chwili, prawie nieświadomie, osuwa się znów we fotel. Milczenie. Potem westchnienie, głębokie, spazmatyczne, jakby przemocą z piersi się wydzierające --- i nagle wybuch płaczu. Płacze zrazu głośno, namiętnie, potem coraz ciszej --- ostatnie łkania, do westchnień podobne, wstrząsają nią już bez głosu. --- Długa chwila milczenia. --- Stefan pojawia się na progu prawie bez szelestu.Zmrok wieczorny poczyna padać.STEFANstoi przez chwilę we drzwiach, potem postępuje parę kroków i pochyla się nad PsychąPsyche!...PSYCHEpodnosi z wolna głowę i patrzy przez chwilę na Stefana, jakby go nie poznawała.STEFANosuwa się przed nią na kolanaPsyche! --- to ja...PSYCHEpowstajeWiem, wiem --- to ty. Sama przyjść ci kazałam...Odchodzi nieco w głąb.STEFANpodnosi się zmieszanyCo tobie się stało?PSYCHENic, nic... Zamyśliłam się...zmieniając ton, z uśmiechem, nieco drwiącym:Ale ty masz minę zupełnie zdziwioną --- i zakłopotaną? Uważam, że popsułam ci nastrój. Ukląkłeś przede mną i chciałeś mi powiedzieć zapewne, że mię kochasz? Przerwałam ci --- powiedz to więc teraz...STEFANgorąco:Tak jest, to chciałem powiedzieć, i mimo wszystko --- powiem! Kocham cię, kocham do szaleństwa...PSYCHEz nienaturalnym śmiechem:Ależ to cudownie! Lubię nadzwyczajnie takie wyznania! Pójdź, siadaj. Będziemy mówić o miłości. Może chcesz jeszcze wina? Piłeś dzisiaj tak niewiele...STEFANzbity z tropu tonem słów PsychyDziękuję ci...PSYCHENo, zaczynaj --- słucham! Opowiedz co wesołego. Albo chcesz może, abym ja opowiedziała? Właśnie słyszałam dzisiaj pyszną powiastkę od hrabiego --- powiastkę, co prawda, nie dla małych dzieci... O szlachcicu i córce jego karczmarza... Nie wiem tylko, jakby ci to powtórzyć, bo rzecz jest trochę...STEFANżywo:Nie potrzeba. Znam.PSYCHEdrwiąco:O! Cóż to? Syknąłeś, jakby ci kto...STEFANprzerywa:Słuchaj, Psyche, ja może nie rozróżniam rzeczy złych i dobrych, ale znam piękne i... Psyche! Po co ty mówisz... takie rzeczy?PSYCHEAch! Więc to ci przykrość sprawiło? I za cóż mnie ty masz, mój kochany?STEFANAle po co? Po co!...PSYCHEHa, chcę wywołać między nami właściwy nastrój. Nie jestem przecież panienką na wydaniu --- jestem tylko... płatną przyjaciółką starego i bogatego bankiera, który... Och!STEFANAleż to jest ohydne, co mówisz!PSYCHEAle prawdziwe --- trudno! Nie chcę uchodzić za lepszą niż jestem!STEFANPozwól mi zapomnieć na godzinę bodaj, na chwilę, czym jesteś, a raczej --- czym ciebie życie zrobiło... Nie wiem już sam, jak mam mówić... Słuchaj mnie,w tobie jest jakieś piękno niepojęte i dostojeństwo niesłychane, święte,zadziwiające, które --- dobrowolnie ---poniżasz w sobie i z takim bolesnym uporem depcesz! Włosy twoje pachną, jakby łąk jakichś arkadyjskich kwiecie --- twe stopy, zda się, chodziły po świecieśladami boga jakiegoś --- twe oczy szukały w barwnych witrażów przeźroczy zjawisk anielskich --- lub diadem twe skronie snadź wieńczył kiedyś... Coś się śni, żem pono wtedy za ciebie miecz wziął w krwawe łono i padł u stóp twych...PSYCHEjakby do siebie:Myśl w przeszłości tonie --- jakiś sen... błyski --- krew i wyzwolenie --- bóstwa jaw... Kwiaty miały kwitnąć... --- Cienie!STEFANKlejnotBóstwo najświętsze jest schowane w tobie,jak czarnoksięski pierścień w wschodnim grobie...I dlatego to, dlatego właśnie taki ból niezgłębiony mnie targa, gdy patrzę na ciebie pośród twych przyjaciół, gdy słyszę w twych ustach słowa... ach! ---Bo za to piękno, co przebłyska z ciebiepomimo woli przez ohydę życia,za tę królewskość twą sponiewieraną,za zbezczeszczoną boską świętość twoją,za to Coś, czego nazwać nawet nie umiem, a co jajeden może w twojej obecności odczuwam,jak nutę hymnu, która się zbłąkaław powszednim gwarze ulicy --- jak lśnieniemonstrancji, którą świętokradzka rękagdzieś na śmietnisko porzuciła --- Psyche!ja ciebie kocham za to, kocham! Kocham...PSYCHEpowtarza w zamyśleniu:Kochasz...STEFANTak! I w imię tej miłości mojej zanoszę do ciebie prośbę za tobą samą; bądź dla mnie, chociaż dla mnie jednego, tym, czym jesteś w istocie, w głębi swej duszy --- odrzuć ten pozór dręczący!...W zapadającym tym wieczornym mroku, tak mi się świętą wydajesz, tak czystą ---o! Bądź mi taką, bądź mi taką, Duszo!--- A jeśli się łudzę, to pozwól mi bodaj łudzić się dalej!...PSYCHEz wolna, prawie nieświadomie, chyli się ku niemuŁudź się...nagle drgnęła, prostuje się znowuTak! --- Łudzić się... tylko się łudzić!Wstaje, podchodzi sennie ku pianinu i w zamyśleniu poczyna grać melodię piosnki ,,Szukałam szczęścia, o siostry moje". Naraz urywa i wybuchając gorzkim śmiechem, pada rękoma i czołem na klawisze.STEFANPsyche! Co się z tobą dzieje!PSYCHEwznosi głowę, znowu spokojnaNic. --- Złudzenia!STEFANpo chwili milczenia:Nie pojmuję już tego... Przyszedłem tu do ciebie z taką niewypowiedzianą miłosną tęsknotą, z takim bezmiernym pragnieniem... Wszak sama mnie przyzwałaś! Słuchaj! Przyniosłem usta pełne pocałunków... gorących, namiętnych.PSYCHEgorzko:Ach, tak! --- Więc pójdź i całuj. Masz ramiona moje odkryte, włosy i szyję... Masz usta i pierś --- całuj! Czegóż chcesz więcej? Inni płacą za to, a ty... za miłość... ha, ha!STEFANcofa sięStraszna, mrozem przejmująca gorycz drży w twoich słowach. Nigdy taka nie byłaś... Jeszcze wczoraj, jeszcze przed godziną... przed chwilą...PSYCHECzas, PrzemijanieAch! Gdzież jest ta chwila, która była przed chwilą! Cóż chcesz... wszystko się z czasem musi przełamać...STEFANklęka przed niąTy chora jesteś --- o! Jakie ręce twoje gorące! Uspokój się, zapomnij o wszystkim, Psyche! Bądź moja, moja... niepodzielnie moja.PSYCHEOwszem --- i czemużby nie? Wszakże należałam już do tylu... jeden mniej lub więcej --- i cóż to znaczy? Dziś twoja, jutro znowu kogo innego, Freda lub Pawła --- który przyjdzie...STEFANzrywa sięAch!po chwili, głęboko:Biednaś ty...PSYCHEO nie! Tylko nie żałuj! Nie proszę o to ciebie ani nikogo... Zresztą --- dobrze mi z tym, co jest --- lepiej niż wtedy, gdym się rwała... ku różnym... nieuchwytnym... Ha, ha, ha! Dobrze mi! Wesoło!...STEFANznowu po chwili milczenia:Nie dręcz mnie i siebie --- i nie kłam! Źle ci jest, tak źle!... Ale ja cię kocham --- i wyrwę cię, odkupię, wybawię...PSYCHETo znaczy, zrobisz mię --- dla odmiany --- swoją kochanką! Ha, ha, ha! Dość mam tych wybawień! Dość!śmieje się gorzko, obłędnie i długo, aż nagle urywaTak. --- Czas już światło zapalić.Przyciska guzik na ścianie, gęsty mrok zapadającego wieczoru rozświetla się naraz jarkimjarki --- jaskrawy, żarki, jarzący się. światłem lamp elektrycznych.STEFANstoi przez długi czas w milczeniu, jakby ze snu wyrwany i jeszcze oszołomiony nagłym rozbłyśnięciem światła. Wreszcie podnosi głowę i oczy na Psychę; gorzki uśmiech.Zdaje się jednak, że się istotnie... omyliłem. Zapomniałem na chwilę, gdzie jestem. Byłem śmieszny. --- Żegnam panią --- i... przepraszam.Głęboki ukłon, wychodzi szybko.PSYCHEstoi przez pewien czas w milczeniu, aż nagle wydaje straszny, ostatecznej rozpaczy pełen jęk:O, wyzwolenia! Wyzwolenia!!Rzuca się na fotel, padając twarzą na oparcie. --- Długie milczenie.LOKAJw liberii, wchodzi z trójramiennym, zapalonym świecznikiem w ręku, którym sobie rozświetlał drogę, idąc przez ciemne pokojeWielmożna pani, powóz jaśnie pana barona czeka przed bramą.PSYCHEwznosi głowę, wstajePowiedz, że zejdę za chwilę...Zwraca się na lewo.LOKAJSłucham wielmożnej pani.Idzie ku drzwiom.PSYCHEstaje, odwraca sięCzekaj! ---Zbliża się do lokaja, znać, że waży jakąś myśl, wyciąga z wolna rękę i odbiera świecznik od niego.Możesz już odejść.Lokaj pogląda na nią ze zdziwieniem, rusza nieznacznie ramionami i wychodzi.Psyche stoi znowu jakiś czas w milczeniu, ze świecznikiem w ręku, ze spuszczoną głową, jakby się namyślała. Nagle żywy ruch: powzięła ostatecznie postanowienie. Biegnie do drugiego pokoju, w głąb, za chwilę wraca, już bez świecznika. Stoi teraz na środku, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i patrzy. Z drugiego pokoju dolatuje jakiś syk, trzask --- nagle przez otwarte drzwi bucha łuna pożaru. Psyche niewzruszona --- patrzy w ogień, śmiejąc się tylko z cicha. Pożar tymczasem wzrasta szybko, przeżarł już snadź przewodniki elektryczne, gdyż światła naraz gasną. Łuna jeno, coraz krwawsza, bijąc przez drzwi, oświetla nieruchomą wciąż Psychę.GŁOSYodzywają się za oknami:Gore! gore!VII. WYZWOLENIEBlaks, król świataPrzemówicielMądry człowiek miejscowyDwóch mądrych ludzi zagranicznychDozorca więzieniaPsyche, więziona buntownica --- królewnaEros, bógHedone, Kallone, Melike, Hagne, dziewki służebne arkadyjskiej królewnyOrszak króla BlaksaLudRzecz dziać się będzie w czasie, który przyjdzie --- gdziekolwiek.Ponury, ciemny korytarz więzienny, bez okien, biegnący na poprzek sceny. Na lewo w końcu korytarza duża okuta brama. W głębi, w pośrodku muru szarego bez drzwi i okien, przykuta łańcuchami Psyche. Szata na niej ciemna, więzienna, na zsuniętym w tył kapturze lśnią włosy złote.SCENA IMądrzy ludzie, jeden miejscowy i dwóch zagranicznych, w czarnych togach i w beretach na głowie, wchodzą z lewej strony. Prowadzi ich Dozorca z pękiem kluczy i małą latarką w ręku.I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYCzy daleko jeszcze?DOZORCAstawia latarkę na ziemiTo tutaj. Jest to najgłębszy loch w całym gmachu.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYDziękuję ci, dobry człowiecze. A czy można mówić z uwięzioną?DOZORCAwyjmuje z kieszeni jakieś kartki i przeglądaMacie panowie formalne pozwolenie zwiedzenia tych kazamat --- ale o tym, byście mogli rozmawiać z więzioną, ani słowa! --- Nie wolno mi dopuścić niczego więcej nad to, co tu jest napisane.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYPowinieneś mieć dla nas osobne względy; wiesz, że jesteśmy Mądrymi Ludźmi...DOZORCAPoznaję to po waszym stroju, ale ja znów jestem człowiekiem, co słucha tych, których jedynie słuchać powinien.II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYPrzyjacielu! Wszakże w twoich papierach nie ma wyrażonego zakazu, że mówić nam z uwięzioną nie wolno?DOZORCApatrzy znów w papieryTo prawda...MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYA co nie jest zakazane, to wolno.DOZORCAMnie się zdaje, owszem, że co nie jest dozwolone wyraźnie, tego nie wolno. Ale jeśli wy, Mądrzy Ludzie, tak mówicie...MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYNiewątpliwie. Przynajmniej w odniesieniu do patentowanych królewskim dekretem Mądrych Ludzi. Wobec innych --- twoje zdanie jest słuszne.DOZORCAHa, próbujcie z nią rozmawiać tedy, jeśli wam odpowie. Bo odpowiadać nie chce nikomu. Patrzcie, ma wyraz dumy, zgoła niewłaściwej w jej położeniu. Przykuta jest, a nie chce się ukorzyć. Gdyby to nie było obrazą dla królewskości, powiedziałbym wprost, że jest w niej coś królewskiego. Ale ja tego nie mówię --- powiadam raczej, że oszalała w samotności...MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYByć może. Zwłaszcza, że szalona była zawsze.DOZORCATak. Kto jest szalony, temu bardzo łatwo oszaleć. Mówcie z nią. Ja jednak muszę odejść na swoje stanowisko. Pamiętajcie jenojeno (daw., gw.) --- tylko, jedynie., panowie, abyście nie przedsiębrali niczego, co by nie było zgodne z porządkiem, którego ja tu jestem przedstawicielem i stróżem. Będę stał zewnątrz tej bramy, na załomie schodów wiodących do górnych korytarzy, obok najbliższego posterunku żandarmów. Innego wyjścia stąd nie masz... ostrzegam!MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYBądź spokojny.Dozorca wychodzi na lewo.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYPrzemówię do niej.I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYOwszem, mówcie, panie.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYzwracając się do Psychy:Mądrość, Głupota, Dusza, Lud, Mędrzec, Dusza, Obraz świataSłuchaj, dziewczyno, zaszczyt cię spotyka.Dwóch Mądrych Ludzi przyszło z zagranicy,ażeby widzieć lichą twą osobę --- i za łaskawym króla pozwoleniem ciekawi ciebie...II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYprzerywa:Nie tak, nie tak, panie!Wszak Mądrzy Ludzie nigdy nie ciekawi,to wada tłumu! Myśmy przyszli oto, aby się wielkiej głupocie podziwić...I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYprzerywa:Źle mówisz, panie... My się nie dziwimy! Ludzi niemądrych cechą jest zdziwienie.To rzecz nie nasza.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYW każdym razie chcemyzobaczyć ciebie i jasno ci dowieść, że choć wzburzony tłum w szaleństwie dzikim chce cię uwolnić, sądząc, żeś jest zdolna świat obumarły ożywić na nowo: my --- mądrzy --- króla Blaksa wierne sługi, twierdzim stanowczo, żeś jest niepotrzebna i że bez ciebie wszystko da się zrobić...Czy zechcesz, ceniąc zaszczyt nader wielki, wdać się w dysputę z nami?I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYTym się nie martw,iż pokonaną musisz być. Jesteśmy Mądrymi Ludźmi, a ty tylko --- Duszą, wyrazem, który z dawna nic nie znaczy.II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYMógłbym ci nawet udowodnić łatwo, iż nie istniejesz wcale...MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYpo chwili:Nie chce mówić...I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYOzwij się przecie! Jesteśmy łaskawi i niekoniecznie z słów twych śmiać się będziem!Psyche, wciąż milcząca i nieporuszona, jakby obecności ich zgoła nie spostrzegała.Z zewnątrz dochodzi odgłos jakby wzburzonego morza.II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYPróżnośmy tutaj przyszlipróżnośmy (...) przyszli --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: próżno przyszliśmy....MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYOwszem; zawszećrzecz to ciekawa, widzieć kazamaty, gdzie jest więziona ta, co pono światy ma od zagłady zratować. A zresztą wkrótce tu zejdzie król. W jego orszaku może by dla nas miejsca już nie było --- a więc przyszedłszy wcześniej, to zyskamy, że obaczymy ową rzecz niezwykłą...I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYJa nie rozumiem onej całej sprawy, mimo że jestem mądry.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYSnadźsnadź (daw.) --- widocznie. jest głupia.I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYKtóż jest właściwie ta cudotwórczyni i za co tutaj zamknięta?MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYBunt, Dusza, Obraz świata, Robotnik, Lud, Maszyna, WięzieńKto ona?Nie wiem i pono nie wie nikt z tych czasów. Z jakichś się dawnych przybłąkała wieków, rzec by się chciało, z zapomnianych światów,ażeby w państwa wszechwładnego króla wnosić niepokój! To jej główna zbrodnia!I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYDlaczegóż król więc ściąć jej nie rozkaże?MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYTo nie pomaga. Stracona --- na nowo kędyś się rodzi, wieczna wichrzycielka, i znowu mąci ład, przez króla Blaksa tu ustanowion. Stąd też jest podanie pomiędzy ludem, głupim jako zwykle, że nieśmiertelna jest i moc ma przeto odrodzić światy już zamierające,póki pokłonu nie odda królowidobrowolnego i tym moc swą zniszczy.Słyszycie, panie? Jako fale morzatłum o więzienne grube ściany bije, jej uwolnienia wołając!I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYZaiste!Tłum należało od dawna wytracić.Jużem to w książce mojej był napisał.Słychać coraz silniej głosy szturmującego ludu.Psyche wciąż nieporuszona.MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYZgoda. Robotnik nie jest nam już dzisiaj potrzebny --- wszystko zań sztuczne maszyny robią. A jednak łatwiejszym się zdało (nie wiem, czy słusznie?) zmusić oną wiedźmę,by dobrowolnie pokłon dać zechciała królowi. Wtedy byłby spokój. Ale dotąd daremnie król tu co dnia schodzi i przez sług swoich usta ją namawia do uległości... Dziś jest źle --- prawdziwie! Więzienne mury, lubolubo (daw.) --- choć, chociaż. nader grube, mogą naporu ludu nie wstrzymywać...II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYJa nie rozumiem, czemu tłum się burzy? Czego mu trzeba? Wszakże jest dobrobyt i jest porządek...DOZORCAwbiegaIdzie król! --- Już idzie...Pada na środku korytarza na kolana i twarzą zwrócony ku wejściu zaczyna czołem wybijać na ziemi pokłony, mimo że nie widnonie widno --- tu: nie widać. jeszcze nikogo.I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYMajestat króla schodzi w te piwnice!II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYSerce drży we mnie...MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYUstąpmy na boki...Cofają się, tymczasem przez roztwarte drzwi wchodzi Orszak królewski. Na przodzie postępuje Dwóch ludzi niosących pochodnie, za nimi niesiony jest na tronie Król Blaks, ubrany w ciemnopurpurową szatę, od której odcina się długa, czarna broda. Na ramionach ma narzucony czarny płaszcz. Na głowie wysoka złota tiara asyryjskiej formy, na piersiach złote łańcuchy, u pasa głownia sztyletu. Siedzi bez ruchu, jak posąg, z głową nieco ku przodowi pochyloną, jakby pod ciężarem ogromnej tiary; ręce z mnóstwem pierścieni na palcach wsparł o poręcze tronu. --- Niosący stawiają tron tuż przy wejściu, zwracając króla twarzą ku miejscu, gdzie Psyche jest przykuta. Po lewej ręce króla obok tronu staje Przemówiciel, w tyle gromadzi się reszta Orszaku, wszyscy ciemno ubrani.Blaks, po chwili grobowego milczenia, daje ręką znak Przemówicielowi, po czym wraca do poprzedniej nieruchomości.PRZEMÓWICIELskłoniwszy się nisko przed królem, zwraca się do klęczącego wciąż z czołem przy ziemi dozorcy:Jego Wszechmożność, ziemi król i władca, Pan samowładny, Mocarz ostateczny ---raczy rozkazać, aby sprowadzono tutaj więzioną przed jego oblicze.Dozorca, wybiwszy jeszcze jeden pokłon, zrywa się, biegnie w głąb --- i odpiąwszy żelaza, którymi Psyche jest do ściany przykuta, prowadzi ją przed króla, ciągnąc jak zwierza za koniec łańcucha. Na dany znak Przemówiciela usuwa się, rzucając z brzękiem na kamienną posadzkę łańcuch, od kajdan na rękach Psychy zwisający.PRZEMÓWICIELdo Psychy:Na twarz upadnij!Psyche stoi bez ruchu.PRZEMÓWICIELNa twarz padnij, mówię!Psyche wciąż nieporuszona, wśród obecnych przytłumiony szmer zgrozy.Blaks porusza z lekka głową i daje znów ręką krótki znak Przemówicielowi.PRZEMÓWICIELŁaska królewska, iście niepojęta,raczy cię wezwać jeszcze po raz trzeci,byś dobrowolnie pokłon jej oddała...po chwili:Wiesz, że więziona jesteś gwoligwoli (daw.) --- dla, z powodu czegoś. temu, iżeśiżeś (...) była --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż byłaś, że byłaś. rozruchów wiecznych była żagwią i ustawiczne niepokoje siała! Uwodzicielką jesteś i kłamczynią, praw gwałcicielką, buntowniczką zgoła i morderczynią, podżegaczką ludui gorszycielką oraz podpalaczką! To są twe winy --- ale król łaskawy gotów ci wszystko przebaczyć... gdy padniesz na twarz przed jego świętym majestatem.po chwili ciągnie dalej:Czarownica, Bunt, Dusza, Obraz świata, Koniec świata, Rośliny, Słońce, Maszyna, Cud, WładzaWieść doszła króla, że przez jakieś czary, które w zasadzie są zgubne lub śmieszne, jednak w ostatniej potrzebie godziwe być gwoli dobru swego celu mogą: zdolnaś ginący świat ożywić z nowa...Król w to nie wierzy (wszakże to jest śmieszne)i nie uznaje, by było potrzebawskrzeszać znów słońce gasnące na niebielub zieleń z ziemi wywodzić na powrótgusłami dziewki jakiejś, kiedy mamyciepło i światło sztucznie wytworzoneprzez elektryczne maszyny i dosyćśrodków żywności, chemicznie dobytych. Lecz król jest łaskaw, łaskaw jest nad miarę i jeśli pokłon dasz mu dobrowolny, on ci pozwoli dla uciechy tłumu tak się zabawić próbowaniem cudu...Psyche milczy.PRZEMÓWICIELodzywa się znowu:Na twarz upadnij! --- Masz królewskie słowo, że będziesz wolna i we czci na nowo!Znowu zmieszane, głuche odgłosy szturmujących. Psyche wzniosła głowę, nadsłuchuje.PRZEMÓWICIELPróżno tam słuchasz! Mocne są więzienia twojego mury i bez woli króla nikt tu nie wejdzie, ani ty wyjść możesz... Raczej weź łaskę króla, na oblicze padłszy...po chwili milczenia:Co znaczy twoja niewzruszoność?PSYCHENiech sam król mówi, jeżeli chce czego... Jemu odpowiem.GŁOSYKról?! --- Co ona rzekła?Szalona! Crimen laesae maiestatiscrimen laesae maiestatis (łac.) --- zbrodnia obrazy majestatu; termin z kodeksu prawa rzym.!...PRZEMÓWICIELdo Króla:Iście szalona! --- Lecz... o świat tu idzie...BLAKSodzywa się po długim milczeniu:Mów, czego żądasz?PSYCHETy mów, o co prosisz?Szmer grozy i przerażenia wśród obecnych.Dusza, Obraz świata, Władza, Niewola, Koniec świataBLAKSpo chwili:Pokłon mi oddaj... przynależny panu.PSYCHEHa, ha! Więc tyle jeno żądasz, królu, od tej nędzarki w więzach, która stoi przed tobą, z twardych wywleczona żelaz! Ty, król potężny, świata pan wszechwładny, jedyny dziedzic starej ziemskiej kuli --- a ja? Wszak nie ma w świecie takiej krzywdy, której od ciebie znieść bym nie musiała! Tyś sen mój spłoszył dziecinny, wyszydził tęsknoty moje, zdławił lot ku niebu, tyś moją świetność zdeptał, moc mą złamał, tyś mnie pohańbił i do zbrodni pchnąwszy, zamknął, jak zwierza, a teraz przychodzisz, abym ci pokłon oddała, mocarzu ginący świata, który trupieszeje pod twoją władzą! --- Jakże ja ci pokłon dam dobrowolny, kiedym jest zakuta? Gdym jest w łańcuchach?Potrząsa kajdanami. --- Na znak Blaksa kilku ludzi, między nimi Dozorca więzienny, przystępują do Psychy i usiłują zdjąć krępujące jej ręce żelaza.DOZORCADarmo się silimy!stal wrosła w ciało; zamki zardzewiałe nie chcą się poddać...PSYCHEPrecz mi więc od dłoni!Zwolnić się mogę snadźsnadź (daw.) --- widocznie. ja sama tylko!Jednym szarpnięciem rąk rozrywa żelaza i rzuca z brzękiem na obie strony.I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNYJak nić zerwała stalowe ogniwa!MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWYTo czarodziejstwo! --- Ona będzie zdolna świat z martwych wskrzesić!GŁOSYZbaw nas! Zbaw nas! Pani!Błagamy ciebie!PSYCHEWas --- czyż zbawić można?wznosi rękęLecz tamtych, tamtych, którzy tam --- wołają...!BLAKSBacz, bym cię w grubsze nie dał zakuć pęta!Na twarz!Dusza, Obraz świata, Władza, Śmierć, Niewola, Wolność, Życie jako wędrówkaPSYCHEMoc twoja już się przesiliła,cesarzu trupów! Zakuj mnie --- i czekaj swojej godziny! Słuchaj wycia głodnych, których już złoto twoje nie nasyci!Ciesz się mądrością, która nie jest zdolna jednego listka wywieść z chłodnej ziemi!Ciesz się spokojem, który wnet się stanie już ostateczną i śmiertelną głuszą!Ciesz się przewagą swoją, lecz pamiętaj, że we mnie jednej jest pierwiastek życia,iże mnie można zgnieść, lecz nigdy --- zabić! Każ mi na nowo okuć ręce, królu --- lecz to ci mówię: słabe twe żelaza w wyrocznej chwili rąk mych nie wstrzymają!GLOSYpo chwili głuchego milczenia, wybuchają nagle:Władza, NaturaZmiłuj się, panie! Przemów do niej, przemów! Niech nas ratuje! Dobrze pod twą władzą, lecz chcemy słońca, chcemy życia, kwiatów! zmiłuj się, panie!Słychać coraz gwałtowniejszą walkę za murami.PRZEMÓWICIELnachyla się do królewskiego ucha:Boję się rozruchów...Gdyby ci jeszcze w tym okropnym czasie wierności stałej nie chcieli dochować, wtedy...PSYCHEGrzmi fala! Słyszycie? Grzmi fala!Pójdźcie wy, którzy wołacie mnie, Duszy! Sercem w te mury biję i toruję drogę przez kamień dla was! Pójdźcie do mnie! Oto nadeszła godzina dosytu! Otom ostatnią kaźnią odkupiona zebrała moce: wołacie mnie wszyscy, wszyscy mnie znacie, kiedy mnie zabrakło wśród was! --- O, pójdźcie! Dam wam wyzwolenie!I wam, i sobie! Pójdźcie! Pójdźcie! Pójdźcie!Nagle jakoby morze wdarło się do kazamat. Słychać łoskot na schodach i grzmot wyłamywanych żelaznych drzwi --- jeszcze chwila i wpada do kaźni Lud. --- Wpadli z okrzykiem gromkim, z młotami i oskardami w dłoniach, walką utrudzeni. Zoczyli króla --- mimo woli głucha i nagła wśród nich zalega cisza; stoją i patrzą.BLAKSpo chwili milczenia daje znak: dwóch ludzi z orszaku biorą go pod ręce i podnoszą. Powstawszy, postępuje kilka kroków, wlokąc długi płaszcz czarny za sobą, i staje przed Psychą. Naraz grzmiącym głosem woła:Na twarz upadnij! ---PSYCHEgroźnie:Ty upadaj, sługo!GŁOSY Z ORSZAKUpełne przestrachu i zgrozy:Co to? Nieszczęsna! ---GŁOSY Z LUDUO, Psyche! O, Psyche!PSYCHErzuca się ku BlaksowiNa twarz! --- Mówiłam...Szybkim ruchem wyrywa mu sztylet zza pasa i wzniósłszy, zatrzymuje na mgnienie oka nad głową.GŁOSYO zgrozo!PSYCHEuderzaGiń zwierzu!Blaks, rażony w serce, wali się w tył, martwy.Lud wybucha szerokim, radosnym okrzykiem i naraz milknie...SCENA IIW tejże chwili dzieje się rzecz dziwna: Mur korytarza w głębi rozsuwa się i opada, jak szara mgła, otwierając widok na krajobraz tenże sam, który był na początku, w Arkadii. W pośrodku na opuszczającym się obłoku zstępuje Eros, bóg, tak jako był widny na początku, jeno że teraz ma wieniec z jodłowych gałązek na płomiennych kędziorach i skrzydła szeroko rozpostarte z obojego boku. Otaczają go, stojąc na łące, służebne dziewy arkadyjskiej królewny, po dwie z każdej strony: Hedone, Kallone, Melike i Hagne.Lud patrzy w osłupieniu, cichy, zachwycony...Psyche stoi w pośrodku, ze złotą falą swych włosów na więziennej szacie, twarzą do zjawiska, przedzielona od zstępującego ku niej boga leżącym na poprzek trupem Blaksa. Cały dawny Orszak królewski, w ciemnych swych płaszczach, stoi w milczeniu, cisnąc się do dwóch pozostałych bocznych ścian więziennego korytarza, jak skamieniały, zapatrzony w cudowną zjawę. --- Krajobraz zalany jest jasnym światłem słonecznym, mrok jeno spowija ludzi tulących się pod resztkami murów więziennych i na przodzie sceny w milczeniu klęczących.EROSPsyche!...PSYCHEO, Eros! Eros!Idzie ku Erosowi, zapatrzona w boskie jego zjawienie. --- W chwili, gdy przestępuje przez trupa, który ją od niego dzielił, z ramion jej zsuwa się szara szata więzienna --- i jasna już, w białym odzieniu, jako była na początku, klęka u nóg boga, obejmując rękoma jego kolana.CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCHWitaj, Psyche!Eros pochyla się nad klęczącą i kładzie dłonie na jej włosach.PSYCHEOtoś znów przy mnie, pan, kochanek, król!HEDONEOtarte łzy twe, zapomniany ból!PSYCHEO! Niech mię sprzęgnie z tobą wieczny ślub!KALLONEJuż zakończony czas twych gorzkich prób!PSYCHEDaruj mi pokój! Daj zmazanie win!MELIKEZbawiona jesteś przez spełniony Czyn!PSYCHETwoją chcę stać się już na wieków wiek!HAGNEMorze za tobą --- tu szczęśliwy brzeg!PSYCHECiebie szukałam wiecznie i jedynie przez życia piargi dążąc i bagniska: jeśli to we śnie twe lico mi błyska --- niechajże nigdy sen mój nie przeminie!CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCHSzczęsną i piękną, niewinną i śpiewną ze snu się budzisz ciężkiego, królewno!HEDONEWitaj przez słońce, na niebie płonące!KALLONEWitaj przez kwiaty wonne na tej łące!MELIKEWitaj przez chóry ptasząt w złotym gaju!HAGNEWitaj przez nurty srebrzyste ruczaju!Miłość, Dusza, Obraz świata, Stworzenie, Koniec świata, Życie jako wędrówkaEROSCzy słyszysz głosy one modlitewne,które cię znowu witają, królewnę,na złotych błoniach twej wiecznej ojczyzny?Zamknięte rany twe, zgojone blizny,które w twych białych stopach ryły ciernie,kiedyś, za cieniem mym zdążając wiernie,wygnanka bosa, przez życia bezdrożeszła w uciśnieniu, przez kał ziemi --- w zorzę!A iżeśiżeś (...) zniosła --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż zniosłaś, że zniosłaś. wszystek zniosła ból i trud,a iż cię ziemi nie pokalał brud,chociaż się czepiał twych pielgrzymich szat,z których wykwitłaś oto --- lilii kwiat,biały, jak ongiongi --- kiedyś, dawniej., i jeno schylonyrosą łez, którą w przelocie Eonypłaczą nad nędzą bezdenną żywota:prawdą się iściiścić się --- ziszczać się, realizować się. twa wieczna tęsknota,i coć snem byłocoć snem było --- inaczej: co ci było snem; co było dla ciebie snem. jenojeno (daw., gw.) --- tylko. w pierwszej dobie,za czym łamałaś ręce swe w żałobie--- kiedy sen pierzchnął --- błądząca śród cienia,dziś ci się jawą złotą rozpromienia:oto ja schodzę w jasnych blaskach słońcana szczęście wielkie, ostatnie, bez końca!PSYCHEO Eros! Eros! Królu mój i panie!EROSTak! --- Jam jest EROS, iżemiżem (...) wywiódł --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż wywiodłem, że wywiodłem. nad otchłanie Chaosu rękę ściągnąwszy, z bezruchu wywołał Drgnienie i zakląwszy w duchu, wywiódł zeń wszechświat stubarwny i złoty, iżemiżem jest --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż jestem, że jestem. jest rodzic żądzy i tęsknoty, która w głąb bije lub w strop niebios modry, ofiarnik życia, bólu dawca szczodry --- --- lecz iż jest we mnie, jako był początek,i koniec wszystkim rzeczom, których wątek w pierścień się splata, zapomnienie wiecznei ukojenie tęsknot ostateczne,i szczęście wielkie, nieprześnione, ciche: zowią mnie także THANATOS, o, Psyche!Pochyla się i składa pocałunek na ustach Oblubienicy.Wszyscy obecni przyklękają, niektórzy padają na twarz.Jest cisza ostateczna.Pisałem w Podchybiu, w jesieni, 1903.ὁδὸς ἄνω κάτω μία (gr.) — urwane zdanie przypisywane Heraklitowi, pełna sentencja brzmi ὁδὸς ἄνω κάτω μία καὶ ὡυτή i można ją tłumaczyć jako: „droga w górę i droga w dół są tą samą drogą”. [przypis edytorski]
Tuum fac nec respicias finem (łac.) — czyń swoje, nie myśl o końcu; rób swoje, nie patrz końca. [przypis edytorski]
przerznięty — dziś raczej: przerżnięty; przecięty. [przypis edytorski]
widno — tu: widać. [przypis edytorski]
zmierżony — uprzykrzony; por. mierzić (kogoś): budzić wstręt, odrazę. [przypis edytorski]
sam, dziewczęta (daw.) — chodźcie, dziewczęta; przykład wykorzystania daw. konstrukcji zdania przyzywającego, por. np. sam tu: chodź tu itp. [przypis edytorski]
moc (daw., gw.) — tu: mnóstwo, bardzo dużo. [przypis edytorski]
która się była odłączyła (daw.) — konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: „która się uprzednio odłączyła”. [przypis edytorski]
wszakżeśmy — skrócone od: wszakże jesteśmy. [przypis edytorski]
wiemże ja sama — konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy ja sama wiem. [przypis edytorski]
łoza — gałązki wierzbowe. [przypis edytorski]
koleśny — poruszający się na kołach. [przypis edytorski]
jeno (daw., gw.) — tylko. [przypis edytorski]
nuże — okrzyk oznaczający poganianie: dalej, szybciej. [przypis edytorski]
idźcież — konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż. [przypis edytorski]
zawieść pieśń (daw.) — zanucić, zaintonować pieśń. [przypis edytorski]
żertwa (daw.) — ofiara; u daw. Słowian ofiara całopalna składana na cześć bóstwa. [przypis edytorski]
pono (daw., gw.) — ponoć, podobno. [przypis edytorski]
plecyma (daw. forma) — dziś popr. forma N.: plecami. [przypis edytorski]
zwierciedlić się — odbijać się. [przypis edytorski]
zbudził się był (daw.) — konstrukcja czasu zaprzeszłego stosowana dla wyrażenia czynności wcześniejszej, poprzedzającej inną, o której mowa dalej; znaczenie: „zbudził się uprzednio”. [przypis edytorski]
poglądać (daw.) — spoglądać. [przypis edytorski]
widno — tu: widać. [przypis edytorski]
wskrzesnąć — zmartwychwstać. [przypis edytorski]
urwisz — urwis, hultaj. [przypis edytorski]
posoch — laska z zakrzywioną rękojeścią; pastorał; tu: kaduceusz, atrybut Hermesa, posłańca bogów w mit. gr. [przypis edytorski]
odzyszczesz (daw. forma) — dziś popr. forma 2 os. lp: odzyskasz. [przypis edytorski]
widno — [przypis edytorski]
kędy (daw., gw.) — gdzie. [przypis edytorski]
zajrzyć a. zaźrzyć (daw.) — zazdrościć. [przypis edytorski]
Kypryda (mit. gr.) — przydomek Afrodyty. [przypis edytorski]
kruż (daw.) — puchar, waza. [przypis edytorski]
tużba — tęsknota; por. tużyć a. tążyć (stp.): tęsknić. [przypis edytorski]
kędy (daw.) — gdzie. [przypis edytorski]
kędy (daw.) — gdzie. [przypis edytorski]
wnijść (daw.) — wejść. [przypis edytorski]
wirydarz (z łac. viridarium: ogród, park) — ogród wewnątrz murów klasztornych, zwykle z fontanną a. sadzawką pośrodku. [przypis edytorski]
krużganek (łac. claustrum) — ciągnący się pod murami wewnętrzny, zadaszony korytarz (ganek) wokół dziedzińca a. wirydarza klasztornego, zamkowego itp. [przypis edytorski]
widno — tu: widać, widocznie. [przypis edytorski]
snadź (daw.) — widocznie, najwyraźniej. [przypis edytorski]
miast (daw.) — skrócone od: zamiast. [przypis edytorski]
widno — tu: widać. [przypis edytorski]
widno — tu: widać; można zobaczyć. [przypis edytorski]
paiż a. paiża — mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii. [przypis edytorski]
mieść — tu: miotać, rzucić. [przypis edytorski]
prawdali to — konstrukcja z partykułą pytającą -li; znaczenie: czy to prawda. [przypis edytorski]
chram (daw.) — świątynia. [przypis edytorski]
lodżetta — zdrobn. od: lodżia (wł. loggia), nazwa elementu architektonicznego stanowiącego wnękę w zewn. płaszczyźnie budynku, zwykle otwartą na zewnątrz (a. od zewn. strony przeszklona), oddzielona drzwiami i oknami od pomieszczeń wewnętrznych, używana jako miejsce widokowe, oranżeria itp.; w renesansie jedno- a. wielokondygnacyjne loggie stanowiły element architektury pałacowej; niekiedy wznoszono je jako osobne budowle. [przypis edytorski]
życiem dać gotów — przykład konstrukcji eliptycznej z przestawną końcówką czasownika; znaczenie: „życie [jeste]m dać gotów” a. „jestem gotów dać życie”. [przypis edytorski]
możnaż — konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. [przypis edytorski]
kędy (daw.) — gdzie. [przypis edytorski]
per Baccho (wł.) — na Bachusa! [przypis edytorski]
mamyż — konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy mamy. [przypis edytorski]
hołysz (z ukr., pogard.) — biedak. [przypis edytorski]
korny (daw.) — skrócone: pokorny; por. korzyć się przed kim. [przypis edytorski]
uwiązgł — dziś popr.: uwiązł. [przypis edytorski]
czemuście (…) zostali — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: czemu zostaliście. [przypis edytorski]
uwięzgnie — dziś popr.: uwięźnie. [przypis edytorski]
biegą (daw.) — dziś popr. forma 3.os.lm: biegną. [przypis edytorski]
pono (daw., gw.) — podobno; zapewne. [przypis edytorski]
będziem — skrócona forma 1.os.lm: będziemy. [przypis edytorski]
możnaż — konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy można. [przypis edytorski]
zbroica — zgrubienie od: zbroja. [przypis edytorski]
paiż a. paiża — mała tarcza używana przez konnicę, u dołu prostokątna a. zaokrąglona, u góry skośnie ścięta, czasem z wykrojem na oparcie kopii. [przypis edytorski]
słuchajże — konstrukcja z partykułą -że, tu: w funkcji wzmacniającej. [przypis edytorski]
uszak — architektoniczny element dekoracyjny, występ z linii obramienia w górnych narożach okien i drzwi; poszerzenie obramienia okiennego. [przypis edytorski]
nie maszże — konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy nie masz. [przypis edytorski]
rznąć — dziś raczej: rżnąć. [przypis edytorski]
widno — tu: widać, widocznie. [przypis edytorski]
którzyście cierpieli — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: którzy cierpieliście. [przypis edytorski]
coć było życiem — inaczej: co ci było życiem; co było dla ciebie życiem. [przypis edytorski]
rzekę (daw.) — przestarz. forma 1.os.lp od: rzec; powiem. [przypis edytorski]
Voilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manières (fr.) — Ot co, moja droga! To nie należy do dobrych manier. [przypis edytorski]
nie jestżeś — konstrukcja z partykułą -że pomiędzy tematem a końcówką, tu: w funkcji wzmacniającej i wprowadzającej pytanie retoryczne; znaczenie: czy nie jesteś; czyż nie jesteś. [przypis edytorski]
któram jest — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: która jestem. [przypis edytorski]
jarki — jaskrawy, żarki, jarzący się. [przypis edytorski]
jeno (daw., gw.) — tylko, jedynie. [przypis edytorski]
próżnośmy (…) przyszli — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: próżno przyszliśmy. [przypis edytorski]
snadź (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]
lubo (daw.) — choć, chociaż. [przypis edytorski]
nie widno — tu: nie widać. [przypis edytorski]
gwoli (daw.) — dla, z powodu czegoś. [przypis edytorski]
iżeś (…) była — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż byłaś, że byłaś. [przypis edytorski]
crimen laesae maiestatis (łac.) — zbrodnia obrazy majestatu; termin z kodeksu prawa rzym. [przypis edytorski]
snadź (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]
iżeś (…) zniosła — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż zniosłaś, że zniosłaś. [przypis edytorski]
ongi — kiedyś, dawniej. [przypis edytorski]
iścić się — ziszczać się, realizować się. [przypis edytorski]
coć snem było — inaczej: co ci było snem; co było dla ciebie snem. [przypis edytorski]
jeno (daw., gw.) — tylko. [przypis edytorski]
iżem (…) wywiódł — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż wywiodłem, że wywiodłem. [przypis edytorski]
iżem jest — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: iż jestem, że jestem. [przypis edytorski]