Zofia Wydro
Sobótka. O nocy świętojańskiej
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
Była dziewcyna tako bidno, Marysia, pracowito bardzo, no ale, no chłopoki no nie bardzo jo tam [lubili czy zauważali]. Ona kochała sie w takim Jontku i chciała bardzo, żeby na tego świntego Jana[1], jak bedo polić te [u]ogniska, bedo te noc świętego Kupały[2], żeby tyż [u]ona sie tam załapała […] do tego [u]ogniska, żeby te życzenia ji sie spełniły, […] żeby ten święty Jon ji dopomóg […]. Ale nie chciały jo te dziewczyny. No jak poszły na łąke, bo to musiały iść na łąke pozbirać ziela, żeby wionków uwiły, no to musiały śpiwać przy tym tak
No ji śpiwajo przy tym wijo te wionki. Aniela mówi:
— O miały baby przyść, nie widać jich.
A drugo mówi:
— Przydo, przydo jak [u]obiecały, to przydo. O! Już jesteśta!
Przyszły te baby, trzy takie kobity ze wsi. No ji najstarszo, oczywiście babka Hanka, znachorka, któro sie tam zajmowała tymi zielami, doradzaniem, i mówi:
— No przysły, jak żeśwa[4] ji [u]obiecały, więc żeśwa przysły, żeby wom ten uogieniosek rozpolić.
No ji zacena tam chuchać-dmuchać, z drasko tam zaczęła tam kamień o kamień pocirać. No ji zapoliła i mówi:
— A wy, dziewcyny, tańcujta, śpiwojta i bowta sie.
No ji uwiły se te wionki, no chłopoki przyleciały. Przyleciały te chłopoki no ji każdy swojo tam pod poche bierze, nie, ido szukać kwiotka paproci, bo to już sie północek zbiżoł. Każdy za swojo [dziewczyną] tam idzie w te krzoki, a Marysia została sama. No ji tako zrozpaczono, patrzy: tutaj sie coś czyrni, tutaj coś bieli, coś loto, coś straszy, coś huko. No ji mówi:
— A póde tam nad Wisłe, tam mnij krzoków, zarośli, może tam nie bedzie mie straszyło.
No jidzie nad to Wisłe, patrzy: stoi święty Jan Nepamucym. No ji rzuciła sie na kolana i mówi do tego Jana:
— Świnty Janie, Marysia jestem, bidno i brzydko, i żadyn kawaler me nie chce. A tego, co go miłuje, zabrała my go ładna i bogato Aniela. A jo bym tak chciała, żeby [u]un sie bawił ze mno na sobótkach. Ale zázdrosno Aniela nie pozwolo. Pedali[6] my matuś o ty nocy świętojańskij, że sceńście przynosi kwiotek paproci, ale zeby go zdybać, to trze[b]a chodzić szukać. Jo cie proszę, świnty Janie, dopomóż mi w te nocke, żeby mie Jasiek miłowoł.
I słyszy z figury głos:
— Nie lękaj sie, dzieweczko, nie lękaj sie. Idź do Wisły, która tu obok płynie, i umyj sie w ty wodzie.
Ona sie tak przestraszyła i mówi:
— Kto słyszy, ratuj! Kamień godo! Rzecy, dziwi niesłychane! Słuchać figury ludzki głos!
No ji ten głos mówi:
— Ale nie lękoj sie, idź zrób to, co ci mówe, umyj sie w ty wodzie.
No ji ona tako przestraszóno:
— Chyba tak zrobie!
I wstała z kolan, leci do Wisły, umyła sie w ty wodzie i patrzy: no tak, dzieś wyładniała. I tako zadowolono, już na duszy uspokojono, leci do tych ognisk, a tam śpiwajo dziewczyny:
I stanęła między tymi dziewczynami, chodzi, śpiwa, śpiwa […], chłopoki z nimi. I w końcu ta jedna Aniela, któro tak nie lubiała ji tego Jantka ji odbiła, mówi:
— O, patrzajta, jako ładna dziewucha! Kto to jest? To Maryna?
A dziewczyny mówio:
— Nie, to jakoś jinná dziewucha. Pedoj, kto ty jesteś!
— No jestem Marysia.
— To ty jesteś?
— No jo jestem.
— Pedoj, coś zrobiła.
A Janiela[7] mówi:
— Wynocha stąd, coś tu chcia[ł]a! Jidź stąd!
A dziewczyny mówio:
— Nie, niech powi, co [u]ona zrobiła, że toko ładno, że tak sie rozjaśniła, że tako zadowolono. Pedoj, coś zrobiła.
— A uumyłam sie w ty wodzie, bo my kozoł tak święty Jon.
— Eeeee! — Janiela dogo. — Nie wierzta ji, [u]una cygani[8], nie wierzta ji.
Ale dziewczyny już nabrały [u]ochoty:
— Chodźta, chodźta, umyjemy sie ji my w ty świnty wodzie wiślany. Bedziemy takie piekne jak Marysia — i poleciały.
A Janiela mówi:
— A jidźta, jidźta. Jo tam nikaj[9] nie póde. Idźta, głupie te…
Ale jo tak niespokoiło, poszła do ty wody, zaceła sie myć, a tam żaba skrzekiem jo zarzuciła i chrosty takie dostała, bąbelki takie jakieś na gębie. Patrzy w wode:
— Oloboga! Alem śkaradno! Ale mom sobótki! Ale mom sobótki…
A to tak było, że za to figuro schowoł sie taki stary chłop, co tak dobrze radził ty Marysi, co tak mu było żol i tak ty Marysi doradził. A Janieli tak chcioł troche na złość zrobić, że tako było prymuśnica, zawsze pirszo. Bo to chciały nawet i kloca ji powiesić, […] bo tak było tako najwożniejszo we wsi.
I tak, Marysia i tak [u]ożyniła sie z tym Jankiem — Jaśkiem, ji wesele trwało trzy dni.
Komentarz
Opowieść
Bajka ta wyróżnia się odwołaniami do polskich zwyczajów i wierzeń. Pojawia się na przykład bylica jako zioło, które służy ochronie przed siłami demonicznymi, zwłaszcza gdy dziewczyny się nim przepasają. Rytualna wyprawa do rzeki po bieżącą wodę i mycie się w niej w innych porach przesilenia, tj. na Wielkanoc i Boże Narodzenie, w celu przydania młodym urody, pamiętane są w całej Polsce i Słowiańszczyźnie. Skojarzenia żaby z krostami lud wiejski opierał na przekonaniu, że na człowieka może przejść — na zasadzie magii przez podobieństwo — cecha żaby, jaką jest jej skóra pokryta brodawkami. Kloca z kolei — czyli kawałek drewna lub inny drobny ośmieszający przedmiot — zawieszano ukradkiem nielubianym starym pannom na koniec zapustów lub w Środę Popielcową. Służyło to ich piętnowaniu, ale też stawało się okazją do wspólnej zabawy w karczmie. Nieprzypadkowo też Marysia nad rzeką modli się do figury św. Jana Nepomucena — święty ten jest czczony w Polsce jako patron płynących wód, zabezpieczający ludzkie osiedla przed powodziami.
Tekst przekazała Zofia Wydro, urodzona w 1950 roku, zamieszkała w Baranowie Sandomierskim, gm. Baranów Sand., pow. Tarnobrzeg, woj. podkarpackie. Posługuje się gwarą lasowiacką, która łączy cechy dialektu małopolskiego i mazowieckiego.
Spisała i skomentowała Katarzyna Smyk.