Przyjemny fijołeczku, piękne Flory dziecię!Powiedz, czemuś tak skromne obrał sobie życie?Milczysz, i przed mym wzrokiem ukrywasz się w trawie,Więc ja twą tajemnicę przed światem wyjawię.Kiedy nadobne kwiatki wyszły z Bóstwa ręki,Cudne każdy odebrał, lecz nierówne wdzięki:Tego barwa zdobiła, tego wzrost wspaniały,Tego przyjemne wonie zmysły zachwycały.Inny się z ujmującej podobał prostoty;Fijołek wszystkie w sobie jednoczył przymioty.Jednaby może róża wdziękiem go przyćmiła,Gdyby nieco skromniejszą i bez cierni była.Tak rósł między innemi w przyjaźni i zgodzie,Wszędzie go było pełno, po łąkach, w ogrodzie,Żył spokojnie, dopóki nie znał co pochwały.Ale gdy uwielbienia ze wszech stron zabrzmiały,Obudziła się zazdrość w gronie towarzyszy;Już nieznośne szemranie wkoło siebie słyszy,Już nie takiem, jak dawniej patrzą się nań okiem,Każdyby nienawistnym rad go pożreć wzrokiem:Stracił miłość, spokojność, szczęście, przyjacieli,Natrętni wielbiciele nudzić go zaczęli,Zalety zasłużone już mu spowszedniały,Wszystko, wszystko utracił, prócz cnoty i chwały.Chwałą gardzi, rozliczne porzuca siedliska,Uchodzi z miejsc otwartych i w trawkę się wciska,Tam, daleki od świata, swe zaszczyty kryje.Sam w sobie szuka szczęścia i spokojnie żyje.Jakaż ztąd dla nas wypłynie nauka?Kto pragnie szczęścia, niech go w sobie szuka,Niech za znikomą próżnością nie goni,I cnotę pełni w ustroniu.