literature
Adam
Mickiewicz
Dziady, część III
1926
pol
Aleksandra
Sekuła
Stanisław
Pigoń
Olga
Sutkowska
book2fb2
2009-01-12
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/dziady-dziady-poema-dziady-czesc-iii
0
Fundacja Nowoczesna Polska
Adam Mickiewicz
Dziady. Poema
Dziadów część III
Utwór opracowany został w ramach projektu
Wolne Lektury
przez fundację
Wolne Lektury.
Świętej pamięci
JANOWI SOBOLEWSKIEMU[1]
CYPRIANOWI DASZKIEWICZOWI[2]
FELIKSOWI KOŁAKOWSKIEMU[3]
spółuczniom, spółwięźniom, spółwygnańcom
za miłość ku ojczyźnie prześladowanym,
z tęsknoty ku ojczyźnie zmarłym
w Archangielsku, na Moskwie, w Petersburgu —
narodowej sprawy męczennikom
poświęca Autor
[PRZEDMOWA]
Polska od pół wieku przedstawia widok z jednej strony tak ciągłego, niezmordowanego i niezbłaganego okrucieństwa tyranów, z drugiej tak nieograniczonego poświęcenia się ludu i tak uporczywej wytrwałości, jakich nie było przykładu od czasu prześladowania chrześcijaństwa. Zdaje się, że królowie mają przeczucie Herodowe o zjawieniu się nowego światła na ziemi i o bliskim swoim upadku, a lud coraz mocniej wierzy w swoje odrodzenie się i zmartwychwstanie.
Dzieje męczeńskiej Polski obejmują wiele pokoleń i niezliczone mnóstwo ofiar; krwawe sceny toczą się po wszystkich stronach ziemi naszej i po obcych krajach. — Poema, które dziś ogłaszamy, zawiera kilka drobnych rysów tego ogromnego obrazu, kilka wypadków z czasu prześladowania podniesionego przez Imperatora Aleksandra[4].
Około roku 1822 polityka Imperatora Aleksandra, przeciwna wszelkiej wolności, zaczęła się wyjaśniać, gruntować i pewny brać kierunek. W ten czas podniesiono na cały ród polski prześladowanie powszechne, które coraz stawało się gwałtowniejsze i krwawsze. Wystąpił na scenę pamiętny w naszych dziejach senator Nowosilcow[5]. On pierwszy instynktową i zwierzęcą nienawiść rządu rosyjskiego ku Polakom wyrozumował jak zbawienną i polityczną, wziął ją za podstawę swoich działań, a za cel położył zniszczenie polskiej narodowości. W ten czas całą przestrzeń ziemi od Prosny aż do Dniepru i od Galicji do Bałtyckiego morza zamknięto i urządzono jako ogromne więzienie. Całą administracją[6] nakręcono jako jedną wielką Polaków torturę, której koło obracali carewicz Konstanty[7] i senator Nowosilcow.
Systematyczny Nowosilcow wziął naprzód na męki dzieci i młodzież, aby nadzieje przyszłych pokoleń w zarodzie samym wytępić. Założył główną kwaterę katowstwa w Wilnie, w stolicy naukowej prowincji litewsko-ruskich. Były wówczas między młodzieżą uniwersytetu różne towarzystwa literackie[8], mające na celu utrzymanie języka i narodowości polskiej, Kongresem Wiedeńskim[9] i przywilejami Imperatora zostawionej Polakom. Towarzystwa te, widząc wzmagające się podejrzenia rządu, rozwiązały się wprzód jeszcze, nim ukaz zabronił ich bytu. Ale Nowosilcow, chociaż w rok po rozwiązaniu się towarzystw przybył do Wilna, udał przed Imperatorem, że je znalazł działające; ich literackie zatrudnienia wystawił jako wyraźny bunt przeciwko rządowi, uwięził kilkaset młodzieży i ustanowił pod swoim wpływem trybunały wojenne na sądzenie studentów. W tajemnej procedurze rosyjskiej oskarżeni nie mają sposobu bronienia się, bo często nie wiedzą, o co ich powołano[10]: bez zeznania nawet komisja według woli swojej jedne przyjmuje i w raporcie umieszcza, drugie uchyla. Nowosilcow, z władzą nieograniczoną od carewicza Konstantego zesłany, był oskarżycielem, sędzią i katem.
Skasował kilka szkół w Litwie, z nakazem, aby młodzież do nich uczęszczającą uważano za cywilnie umarłą, aby jej do żadnych posług obywatelskich, na żadne urzędy nie przyjmowano i aby jej nie dozwolono ani w publicznych, ani w prywatnych zakładach kończyć nauk. Taki ukaz, zabraniający uczyć się, nie ma przykładu w dziejach i jest oryginalnym rosyjskim wymysłem. Obok zamknienia szkół, skazano kilkudziesięciu studentów do min[11] sybirskich, do taczek, do garnizonów azjatyckich. W liczbie ich byli małoletni, należący do znakomitych rodzin litewskich. Dwudziestu kilku, już[12] nauczycieli, już uczniów uniwersytetu, wysłano na wieczne wygnanie w głąb Rosji jako podejrzanych o polską narodowość. Z tylu wygnańców jednemu tylko dotąd udało się wydobyć się z Rosji[13].
Wszyscy pisarze, którzy uczynili wzmiankę o prześladowaniu ówczesnym Litwy, zgadzają się na to, że w sprawie uczniów wileńskich było coś mistycznego i tajemniczego[14]. Charakter mistyczny, łagodny, ale niezachwiany Tomasza Zana[15], naczelnika młodzieży, religijna rezygnacja, braterska zgoda i miłość młodych więźniów, kara boża, sięgająca widomie prześladowców, zostawiły głębokie wrażenie na umyśle tych, którzy byli świadkami lub uczestnikami zdarzeń; a opisane zdają się przenosić czytelników w czasy dawne, czasy wiary i cudów.
Kto zna dobrze ówczesne wypadki, da świadectwo autorowi, że sceny historyczne i charaktery osób działających skryślił sumiennie, nic nie dodając i nigdzie nie przesadzając. I po cóż by miał dodawać albo przesadzać; czy dla ożywienia w sercu rodaków nienawiści ku wrogom? czy dla obudzenia litości w Europie? — Czymże są wszystkie ówczesne okrucieństwa w porównaniu tego, co naród polski teraz cierpi[16] i na co Europa teraz obojętnie patrzy! Autor chciał tylko zachować narodowi wierną pamiątkę z historii litewskiej lat kilkunastu: nie potrzebował ohydzać rodakom wrogów, których znają od wieków; a do litościwych narodów europejskich, które płakały nad Polską jak niedołężne niewiasty Jeruzalemu nad Chrystusem, naród nasz przemawiać tylko będzie słowami Zbawiciela: „Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade mną, ale nad samymi sobą”.
PROLOG
W Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej, w klasztorze ks. ks. Bazylianów, przerobionym na więzienie stanu — cela więźnia.
A strzeżcie się ludzi, albowiem was będą wydawać do siedzącej rady i w bożnicach swoich was biczować będą.
Mat. R. X w. 17[17]
I do Starostów i do Królów będziecie wodzeni na świadectwo im i poganom.
w. 18[18]
I będziecie w nienawiści u wszystkich dla imienia mego. Ale kto wytrwa aż do końca, ten będzie zbawion.
w. 22[19]
Więzień wsparty na oknie; śpi
ANIOŁ STRÓŻ
Niedobre, nieczułe dziecię!
Ziemskie matki twej zasługi,
Prośby jej na tamtym świecie
Strzegły długo wiek twój młody
Od pokusy i przygody:
Jako róża, anioł sadów,
We dnie kwitnie, w noc jej wonie
Bronią senne dziecka skronie
Od zarazy i owadów.
Nieraz ja na prośbę matki
I za pozwoleniem bożem
Zstępowałem do twej chatki,
Cichy, w cichej nocy cieniu:
Zstępowałem na promieniu
I stawałem nad twym łożem.
Gdy cię noc ukołysała,
Ja nad marzeniem namiętnym
Stałem jak lilija biała,
Schylona nad źródłem mętnym.
Nieraz dusza mnie twa zbrzydła,
Alem w złych myśli nacisku
Szukał dobrej, jak w mrowisku
Szukają ziarnek kadzidła.
Ledwie dobra myśl zaświeci,
Brałem duszę twą za rękę,
Wiodłem w kraj, gdzie wieczność świeci,
I śpiewałem jej piosenkę,
Którą rzadko ziemskie dzieci
Słyszą, rzadko i w uśpieniu,
A zapomną w odecknieniu.
Jam ci przyszłe szczęście głosił,
Na mych rękach w niebo nosił,
A tyś słyszał niebios dźwięki
Jako pjanych uczt piosenki.
Ja, syn chwały nieśmiertelnej,
Przybierałem wtenczas postać
Obrzydłej larwy piekielnej,
By cię straszyć, by cię chłostać;
Tyś przyjmował chłostę Boga
Jak dziki męczarnie wroga.
I dusza twa w niepokoju,
Ale z dumą się budziła,
Jakby w niepamięci zdroju
Przez noc całą męty piła.
I pamiątki wyższych światów
W głąb ciągnąłeś, jak kaskada,
Gdy w podziemną przepaść wpada,
Ciągnie liście drzew i kwiatów.
Natenczas gorzko płakałem,
Oblicze tuląc w me dłonie;
Chciałem i długo nie śmiałem
Ku niebieskiej wracać stronie,
Bym nie spotkał twojej matki;
Spyta się: «Jaka nowina
Z kuli ziemskiej, z mojej chatki,
Jaki sen był mego syna?»
WIĘZIEŃ
budzi się strudzony i patrzy w okno — ranek
Nocy cicha, gdy wschodzisz, kto ciebie zapyta,
Skąd przychodzisz; gdy gwiazdy przed sobą rozsiejesz,
Kto z tych gwiazd tajnie przyszłej drogi twej wyczyta!
«Zaszło słońce», wołają astronomy z wieży,
Ale dlaczego zaszło, nikt nie odpowiada;
Ciemności kryją ziemię i lud we śnie leży,
Lecz dlaczego śpią ludzie, żaden z nich nie bada.
Przebudzą się bez czucia, jak bez czucia spali —
Nie dziwi słońca dziwna, lecz codzienna głowa;
Zmienia się blask i ciemność jako straż pułkowa;
Ale gdzież są wodzowie, co jej rozkazali?
A sen? — ach, ten świat cichy, głuchy, tajemniczy,
Życie duszy, czyż nie jest warte badań ludzi!
Któż jego miejsce zmierzy, kto jego czas zliczy!
Trwoży się człowiek śpiący — śmieje się, gdy zbudzi.
Mędrcy mówią, że sen jest tylko przypomnienie —
Mędrcy przeklęci!
Czyż nie umiem rozróżnić marzeń od pamięci?
Chyba mnie wmówią, że moje więzienie
Jest tylko wspomnienie.
Mówią, że senne czucie rozkoszy i kaźni
Jest tylko grą wyobraźni; —
Głupi! zaledwie z wieści wyobraźnią[20] znają
I nam wieszczom o niej bają!
Bywałem w niej, zmierzyłem lepiej jej przestrzenie
I wiem, że leży za jej granicą — marzenie.
Prędzej dzień będzie nocą, rozkosz będzie kaźnią,
Niż sen będzie pamięcią, mara wyobraźnią.
kładzie się i wstaje znowu — idzie do okna
Nie mogę spocząć, te sny, to straszą, to łudzą:
Jak te sny mię trudzą!
drzemie
DUCHY NOCNE
Puch czarny, puch miękki pod głowę podłóżmy,
Śpiewajmy, a cicho — nie trwóżmy, nie trwóżmy.
DUCH Z LEWEJ STRONY
Noc smutna w więzieniu, tam w mieście wesele,
U stołów tam muzyki huczą;
Przy pełnych kielichach śpiewają minstrele[21],
Tam nocą komety się włóczą:
Komety z oczkami i z jasnym warkoczem.
Więzień usypia
Kto po nich kieruje łódź w biegu,
Ten zaśnie na fali, w marzeniu uroczem,
Na naszym przebudzi się brzegu.
ANIOŁ
My uprosiliśmy Boga,
By cię oddał w ręce wroga.
Samotność mędrców mistrzyni.
I ty w samotnym więzieniu,
Jako prorok na pustyni,
Dumaj o twym przeznaczeniu;
CHÓR DUCHÓW NOCNYCH
W dzień Bóg nam dokucza, lecz w nocy wesele,
W noc późną próżniaki się tuczą,
I w nocy swobodniej śpiewają minstrele,
Szatany piosenek ich uczą.
Kto ranną myśl świętą przyniesie z kościoła,
Kto rozmów poczciwych smak czuje,
Noc-pjawka wyciągnie pobożną myśl z czoła,
Noc-wąż w ustach smaki zatruje.
Śpiewajmy nad sennym, my, nocy synowie,
Usłużmy, aż będzie nam sługą.
Wpadnijmy mu w serce, biegajmy po głowie,
Nasz będzie — ach, gdyby spał długo!
ANIOŁ
Modlono się za tobą na ziemi i w niebie,
Wkrótce muszą tyrani na świat puścić ciebie.
WIĘZIEŃ
budzi się i myśli
Ty, co bliźnich katujesz, więzisz i wyrzynasz,
I uśmiechasz się we dnie, i w wieczór ucztujesz;
Czy ty z rana choć jeden sen twój przypominasz,
A jeśliś go przypomniał, czy ty go pojmujesz?
drzemie
ANIOŁ
Ty będziesz znowu wolny, my oznajmić przyszli.
WIĘZIEŃ
budzi się
Będę wolny? — pamiętam, ktoś mi wczora prawił;
Nie, skądże to, czy we śnie? czy Bóg mi objawił?
zasypia
ANIOŁOWIE
Pilnujmy tylko, ach, pilnujmy myśli,
Między myślami bitwa już stoczona.
DUCHY Z LEWEJ STRONY
Podwójmy napaść.
DUCHY Z PRAWEJ
My podwójmy straże.
Czy zła myśl wygra, czy dobra pokona,
Jutro się w mowach i w dziełach pokaże;
I jedna chwila tej bitwy wyrzeka
Na całe życie o losach człowieka.
WIĘZIEŃ
Mam być wolny — tak! nie wiem, skąd przyszła nowina,
Lecz ja znam, co być wolnym z łaski Moskwicina.
Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg kajdany,
Ale wtłoczą na duszę — ja będę wygnany!
Błąkać się w cudzoziemców, w nieprzyjaciół tłumie,
Ja śpiewak — i nikt z mojej pieśni nie zrozumie
Nic — oprócz niekształtnego i marnego dźwięku.
Łotry, tej jednej broni z rąk mi nie wydarły,
Ale mi ją zepsuto, przełamano w ręku;
Żywy, zostanę dla mej ojczyzny umarły,
I myśl legnie zamknięta w duszy mojej cieniu,
Jako dyjament w brudnym zawarty kamieniu.
wstaje i pisze węglem z jednej strony:
D. O. M.[22]
GUSTAVUS
OBIIT M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS[23]
z drugiej strony:
HIC NATUS EST
CONRADUS M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS[24]
wspiera się na oknie — usypia
DUCH
Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza!
Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze,
Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza,
I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze;
Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz,
Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,
Tak czekają twej myśli — szatan i anioły:
Czy ty w piekło uderzysz, czy w niebo zaświecisz;
A ty jak obłok górny, ale błędny, pałasz
I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz, co zdziałasz.
Ludzie! każdy z was mógłby, samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony.
SCENA I
Korytarz — straż z karabinami stoi opodal — kilku więźniów młodych ze świecami wychodzą z cel swoich — północ
JAKUB
Czy można? — obaczym się?
ADOLF
Straż gorzałkę pije:
Kapral nasz.
JAKUB
Która biła?
ADOLF
Północ niedaleko.
JAKUB
Ale jak nas runt[25] złowi, kaprala zasieka.
ADOLF
Tylko zgaś świecę; — widzisz — ogień w okna bije.
gaszą świecę
Runt dzieciństwo[26]! runt musi do wrót długo pukać,
Dać hasło i odebrać, musi kluczów szukać: —
Potem — długi korytarz, — nim nas runt zacapi[27],
Rozbieżym się, drzwi zamkną, każdy padł i chrapi.
Inni więźniowie, wywołani z celi, wychodzą
ŻEGOTA
Dobry wieczór.
KONRAD
I ty tu!
KS. LWOWICZ
I wy tu?
SOBOLEWSKI
I ja tu.
FREJEND
A wiecie co, Żegoto, idziem do twej celi,
Świeży więzień dziś wstąpił do nowicyjatu[28],
I ma komin; tam dobry ogień będziem mieli,
A przy tym nowość, — dobrze widzieć nowe ściany.
SOBOLEWSKI
Żegoto! a, jak się masz; — i ty tu, kochany!
ŻEGOTA
U mnie cela trzy kroki; was taka gromada.
FREJEND
Wiecie co, pójdźmy lepiej do celi Konrada.
Najdalsza jest, przytyka do muru kościoła;
Nie słychać stamtąd, choć kto śpiewa albo woła.
Myślę dziś głośno gadać i chcę śpiewać wiele;
W mieście pomyślą, że to śpiewają w kościele.
Jutro jest Narodzenie Boże. — Eh — koledzy,
Mam i kilka butelek.
JAKUB
Bez kaprala wiedzy?
FREJEND
Kapral poczciwy, i sam z butelek skorzysta,
Przy tym jest Polak, dawny nasz legijonista,
Którego car przerobił gwałtem na Moskala.
Kapral dobry katolik, i więźniom pozwala
Przepędzić wieczór świętej Wigiliji razem.
JAKUB
Gdyby się dowiedzieli, nie uszłoby płazem.
Wchodzą do celi Konrada, nakładają ogień w kominie i zapalają świecę. — Cela Konrada jak w Prologu
KS. LWOWICZ
I skądże się tu wziąłeś, Żegoto kochany?
Kiedy?
ŻEGOTA
Dziś mię porwali z domu, ze stodoły.
KS. LWOWICZ
I ty byłeś gospodarz?
ŻEGOTA
Jaki! zawołany.
Żebyś ty widział moje merynosy[29], woły!
Ja, co pierwej nie znałem, co owies, co słoma,
Mam sławę najlepszego w Litwie ekonoma.
JAKUB
Wzięto cię niespodzianie?
ŻEGOTA
Od dawna słyszałem
O jakimś w Wilnie śledztwie; dom mój blisko drogi.
Widać było kibitki latające czwałem
I co noc nas przerażał poczty dźwięk złowrogi.
Nieraz gdyśmy wieczorem do stołu zasiedli
I ktoś żartem uderzył w szklankę noża trzonkiem,
Drżały kobiety nasze, staruszkowie bledli,
Myśląc, że już zajeżdża feldjeger ze dzwonkiem.[30]
Lecz nie wiedziałem, kogo szukają i za co,
Nie należałem dotąd do żadnego spisku.
Sądzę, że rząd to śledztwo wynalazł dla zysku,
Że się więźniowie nasi porządnie opłacą
I powrócą do domu.
TOMASZ
Taką masz nadzieję?
ŻEGOTA
Jużci przecież bez winy w Sybir nas nie wyślą;
A jakąż winę naszą znajdą lub wymyślą?
Milczycie, — wytłumaczcież, co się tutaj dzieje,
O co nas oskarżono, jaki powód sprawy?
TOMASZ
Powód — że Nowosilcow przybył tu z Warszawy.
Znasz zapewne charakter pana Senatora.
Wiesz, że już był w niełasce u imperatora,
Że zysk dawniejszych łupiestw przepił i roztrwonił,
Stracił u kupców kredyt i ostatkiem gonił.
Bo pomimo największych starań i zabiegów
Nie może w Polsce spisku żadnego wyśledzić;
Więc postanowił świeży kraj, Litwę, nawiedzić,
I tu przeniósł się z całym głównym sztabem szpiegów.
Żeby zaś mógł bezkarnie po Litwie plądrować
I na nowo się w łaskę samodzierżcy wkręcić,
Musi z towarzystw naszych wielką rzecz wysnuwać
I nowych wiele ofiar carowi poświęcić.
ŻEGOTA
Lecz my się uniewinnim —
TOMASZ
Bronić się daremnie —
I śledztwo, i sąd cały toczy się tajemnie;
Nikomu nie powiedzą, za co oskarżony,
Ten, co nas skarży, naszej ma słuchać obrony;
On gwałtem chce nas karać — nie unikniem kary.
Został nam jeszcze środek smutny — lecz jedyny:
Kilku z nas poświęcimy wrogom na ofiary,
I ci na siebie muszą przyjąć wszystkich winy.
Ja stałem na waszego towarzystwa czele,
Mam obowiązek cierpieć za was, przyjaciele;
Dodajcie mi wybranych jeszcze kilku braci,
Z takich, co są sieroty, starsi, nieżonaci,
Których zguba niewiele serc w Litwie zakrwawi,
A młodszych, potrzebniejszych z rąk wroga wybawi.
ŻEGOTA
Więc aż do tego przyszło?
JAKUB
Patrz, jak się zasmucił.
Nie wiedział, że dom może na zawsze porzucił.
FREJEND
Nasz Jacek musiał żonę zostawić w połogu,
A nie płacze —
FELIKS KOŁAKOWSKI
Ma płakać? owszem — chwała Bogu.
Jeśli powije syna, przyszłość mu wywieszczę —
Daj mi no rękę — jestem trochę chiromanta[31],
Wywróżę tobie przyszłość twojego infanta[32].
patrząc na rękę
Jeśli będzie poczciwy, pod moskiewskim rządem
Spotka się niezawodnie z kibitką i sądem;
A kto wie, może wszystkich nas znajdzie tu jeszcze —
Lubię synów, to nasi przyszli towarzysze.
ŻEGOTA
Wy tu długo siedzicie?
FREJEND
Skądże datę wiedzieć?
Kalendarza nie mamy, nikt listów nie pisze;
To gorsza, że nie wiemy, póki mamy siedzieć.
SUZIN
Ja mam u okna parę drewnianych firanek
I nie wiem nawet, kiedy mrok, a kiedy ranek.
FREJEND
Ale pytaj Tomasza, patryjarchę biedy;
Największy szczupak, on też pierwszy wpadł do matni;
On nas tu wszystkich przyjął i wyjdzie ostatni,
Wie o wszystkich, kto przybył, skąd przybył i kiedy.
SUZIN
To pan Tomasz! ja poznać nie mogłem Tomasza;
Daj mi rękę, znałeś mię krótko i niewiele:
Wtenczas tak była droga wszystkim przyjaźń wasza
Otaczali was liczni, bliżsi przyjaciele;
Nie dojrzałeś mię w tłumie, lecz ja ciebie znałem,
Wiem, coś zrobił, coś cierpiał, żebyś nas ocalił; —
Odtąd będę się z twojej znajomości chwalił,
I w dzień zgonu przypomnę — z Tomaszem płakałem.
FREJEND
Ale dla Boga, po co te łzy, płacze, zgroza.
Patrz — Tomasz, gdy był wolny, miał na swoim czole
Wypisano wielkimi literami: «koza».
Dziś w więzieniu jak w domu, jak w swoim żywiole.
On był na świecie jako grzyby kryptogamy,
Więdniał i schnął od słońca; — wsadzony do lochu,
Kiedy my, słoneczniki, bledniejem, zdychamy,
On rozwija się, kwitnie i tyje po trochu.
Ale też wziął pan Tomasz kuracyją modną,
Sławną teraz na świecie kuracyją głodną.
ŻEGOTA
do Tomasza
Głodem ciebie morzono?
FREJEND
Dodawano strawy;
Ale gdybyś ją widział, — widok to ciekawy!
Dość było taką strawą w pokoju zakadzić,
Ażeby myszy wytruć i świerszcze wygładzić.
ŻEGOTA
I jakże ty jeść mogłeś!
TOMASZ
Tydzień nic nie jadłem,
Potem jeść próbowałem, potem z sił opadłem;
Potem jak po truciźnie czułem bole, kłucia,
Potem kilka tygodni leżałem bez czucia.
Nie wiem, ile i jakiem choroby przebywał,
Bo nie było doktora, co by je nazywał.
Wreszcie jam wstał jadł znowu i do sił przychodził,
I zdaje mi się, żem się do tej strawy zrodził.
FREJEND
z wymuszoną wesołością
Wierzcie mi, tam za kozą[33] same urojenia;
Kto tu był, sekret kuchni i mieszkań przeniknął:
Jeść, mieszkać, źle czy dobrze — skutek przywyknienia.
Pytał raz Litwin, nie wiem, diabła czy Pińczuka[34]:
«Dlaczego siedzisz w błocie?» — «Siedzę, bom przywyknął».
JAKUB
Ależ przywyknąć, bracie!
FREJEND
Na tym cała sztuka.
JAKUB
Ja tu siedzę podobno od ośmiu miesięcy,
A tak tęsknię jak pierwej, nie mniej —
FREJEND
I nie więcéj?
Pan Tomasz tak przywyknął, że mu powiew zdrowy
Zaraz piersi obciąża, robi zawrót głowy.
On odwyknął oddychać, nie wychodzi z celi —
Jeśli go stąd wypędzą, koza się opłaci:
Bo on potem ni grosza na wino nie straci,
Tylko łyknie powietrza i wnet się podchmieli[35].
TOMASZ
Wolałbym być pod ziemią, w głodzie i chorobie,
Znosić kije i gorsze niźli kije — śledztwo,
Niż tu, w lepszym więzieniu, mieć was za sąsiedztwo. —
Łotry! wszystkich nas w jednym chcą zakopać grobie.
FREJEND
Jak to? więc płaczesz po nas — masz kogo żałować.
Czy nie mnie? pytam, jaka korzyść z mego życia?
Jeszcze w wojnie — mam jakiś talencik do bicia,
I mógłbym kilku dońcom[36] grzbiety naszpikować.
Ale w pokoju — cóż stąd, że lat sto przeżyję
I będę klął Moskalów, i umrę — i zgniję.
Na wolności wiek cały byłbym mizerakiem,
Jak proch, albo jak wino miernego gatunku; —
Dziś, gdy wino zatknięto, proch przybito kłakiem,
W kozie mam całą wartość butli i ładunku.
Wytchnąłbym się jak wino z otwartej konewki;
Spaliłbym jak proch lekko z otwartej panewki.
Lecz jeśli mię w łańcuchach stąd na Sybir wyślą,
Obaczą mię Litwini bracia i pomyślą:
Wszakci to krew szlachecka, to młódź nasza ginie,
Poczekaj, zbójco caru[37], czekaj, Moskwicinie! —
Taki jak ja, Tomaszu, dałby się powiesić,
Żebyś ty jednę chwilę żył na świecie dłużéj:
Taki jak ja — ojczyźnie tylko śmiercią służy;
Umarłbym dziesięć razy, byle cię raz wskrzesić, —
Ciebie, lub ponurego poetę Konrada,
Który nam o przyszłości, jak Cygan, powiada. —
do Konrada
Wierzę, bo Tomasz mówił, żeś ty śpiewak wielki,
Kocham cię, boś podobny także do butelki:
Rozlewasz pieśń, uczuciem, zapałem oddychasz,
Pijem, czujem, a ciebie ubywa — usychasz.
bierze za rękę Konrada i łzy sobie ociera
do Tomasza i Konrada
Wy wiecie, że was kocham, ale można kochać,
Nie płakać. Otóż, bracia, osuszcie łzy wasze; —
Bo jak się raz rozczulę i jak zacznę szlochać,
I herbaty nie zrobię, i ogień zagaszę.
robi herbatę
Chwila milczenia
KS. LWOWICZ
Prawda, źle przyjmujemy nowego przybysza;
pokazując Żegotę
W Litwie zły to znak płakać we dniu inkrutowin[38] —
Czy nie dosyć w dzień milczym! — he? — jak długa cisza.
JAKUB
Czy nie ma nowin z miasta?
WSZYSCY
Nowin?
KS. LWOWICZ
Żadnych nowin?
ADOLF
Jan dziś chodził na śledztwo, był godzinę w mieście,
Ale milczy i smutny; — i jak widać z miny,
Nie ma ochoty gadać.
KILKU Z WIĘŹNIÓW
No, Janie! Nowiny?
JAN SOBOLEWSKI
ponuro
Niedobre — dziś — na Sybir — kibitek dwadzieście
Wywieźli.
ŻEGOTA
Kogo? — naszych?
JAN
Studentów ze Żmudzi.
WSZYSCY
Na Sybir?
JAN
I paradnie! — było mnóstwo ludzi.
KILKU
Wywieźli!
JAN
Sam widziałem.
JACEK
Widziałeś! — i mego
Brata wywieźli? — wszystkich?
JAN
Wszystkich, — do jednego
Sam widziałem. — Wracając, prosiłem kaprala
Zatrzymać się; pozwolił chwilkę. Stałem z dala,
Skryłem się za słupami kościoła. W kościele
Właśnie msza była; — ludu zebrało się wiele.
Nagle lud cały runął przeze drzwi nawałem,
Z kościoła ku więzieniu. Stałem pod przysionkiem,
I kościół tak był pusty, że w głębi widziałem
Księdza z kielichem w ręku i chłopca ze dzwonkiem.
Lud otoczył więzienie nieruchomym wałem;
Od bram więzienia na plac, jak w wielkie obrzędy,
Wojsko z bronią, z bębnami stało we dwa rzędy;
W pośrodku nich kibitki. — Patrzę, z placu sadzi
Policmejster na koniu; — z miny zgadłbyś łatwo,
Że wielki człowiek, wielki tryumf poprowadzi:
Tryumf Cara północy, zwycięzcy — nad dziatwą. —
Wkrótce znak dano bębnem i ratusz otwarty —
Widziałem ich: — za każdym z bagnetem szły warty,
Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci
Z golonymi głowami; — na nogach okuci.
Biedne chłopcy — najmłodszy, dziesięć lat, niebożę,
Skarżył się, że łańcucha podźwignąć nie może;
I pokazywał nogę skrwawioną i nagą.
Policmejster przejeżdża, pyta, czego żądał;
Policmejster człek ludzki, sam łańcuch oglądał:
«Dziesięć funtów, zgadza się z przepisaną wagą». —
Wywiedli Janczewskiego; — poznałem, oszpetniał,
Sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał.
Ten przed rokiem swawolny, ładny chłopczyk mały,
Dziś poglądał z kibitki, jak z odludnej skały
Ów Cesarz! — okiem dumnym, suchym i pogodnym;
To zdawał się pocieszać spólników niewoli,
To lud żegnał uśmiechem, gorzkim, lecz łagodnym,
Jak gdyby im chciał mówić: nie bardzo mię boli.
Wtem zdało mi się, że mnie napotkał oczyma,
I nie widząc, że kapral za suknią mię trzyma,
Myślił, żem uwolniony; — dłoń swą ucałował,
I skinął ku mnie, jakby żegnał i winszował; —
I wszystkich oczy nagle zwróciły się ku mnie,
A kapral ciągnął gwałtem, ażebym się schował;
Nie chciałem, tylkom stanął bliżej przy kolumnie.
Uważałem na więźnia postawę i ruchy: —
On postrzegł, że lud płacze patrząc na łańcuchy,
Wstrząsł nogą łańcuch, na znak, że mu niezbyt ciężył. —
A wtem zacięto konia, — kibitka runęła —
On zdjął z głowy kapelusz, wstał i głos natężył,
I trzykroć krzyknął: «Jeszcze Polska nie zginęła». —
Wpadli w tłum; — ale długo ta ręka ku niebu,
Kapelusz czarny jako chorągiew pogrzebu,
Głowa, z której włos przemoc odarła bezwstydna,
Głowa niezawstydzona, dumna, z dala widna,
Co wszystkim swą niewinność i hańbę obwieszcza
I wystaje z czarnego tylu głów natłoku,
Jak z morza łeb delfina, nawałnicy wieszcza,
Ta ręka i ta głowa zostały mi w oku,
I zostaną w mej myśli, — i w drodze żywota
Jak kompas pokażą mi, powiodą, gdzie cnota:
Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,
Zapomnij o mnie. —
KS. LWOWICZ
Amen za was.
KAŻDY Z WIĘŹNIÓW
I za siebie.
JAN SOBOLEWSKI
Tymczasem zajeżdżały inne rzędem długim
Kibitki; — ich wsadzano jednego po drugim.
Rzuciłem wzrok po ludu ściśnionego kupie,
Po wojsku, — wszystkie twarze pobladły jak trupie;
A w takim tłumie taka była cichość głucha,
Żem słyszał każdy krok ich, każdy dźwięk łańcucha.
Dziwna rzecz! wszyscy czuli, jak nieludzka kara:
Lud, wojsko czuje, — milczy, — tak boją się cara.
Wywiedli ostatniego; — zdało się, że wzbraniał,
Lecz on biedny iść nie mógł, co chwila się słaniał,
Z wolna schodził ze schodów i ledwie na drugi
Szczebel stąpił, stoczył się i upadł jak długi;
To Wasilewski, siedział tu w naszym sąsiedztwie;
Dano mu tyle kijów onegdaj na śledztwie,
Że mu odtąd krwi kropli w twarzy nie zostało.
Żołnierz przyszedł i podjął z ziemi jego ciało,
Niósł w kibitkę na ręku, ale ręką drugą
Tajemnie łzy ocierał; — niósł powoli, długo
Wasilewski nie zemdlał, nie zwisnął, nie ciężał,
Ale jak padł na ziemię prosto, tak otężał.
Niesiony, jak słup sterczał i jak z krzyża zdjęte
Ręce miał nad barkami żołnierza rozpięte;
Oczy straszne, zbielałe, szeroko rozwarte; —
I lud oczy i usta otworzył; — i razem
Jedno westchnienie z piersi tysiąca wydarte,
Głębokie i podziemne jęknęło dokoła,
Jak gdyby jękły wszystkie groby spod kościoła.
Komenda je zgłuszyła bębnem i rozkazem:
«Do broni — marsz!» — ruszono, a środkiem ulicy
Puściła się kibitka lotem błyskawicy.
Jedna pusta; — był więzień, ale niewidomy[39];
Rękę tylko do ludu wyciągnął spod słomy,
Siną, rozwartą, trupią; trząsł nią, jakby żegnał;
Kibitka w tłum wjechała; — nim bicz tłumy przegnał,
Stanęli przed kościołem; i właśnie w tej chwili
Słyszałem dzwonek, kiedy trupa przewozili.
Spojrzałem w kościół pusty i rękę kapłańską
Widziałem, podnoszącą ciało i krew Pańską,
I rzekłem: Panie! Ty, co sądami Piłata
Przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata,
Przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną,
Nie tak świętą ni wielką, lecz równie niewinną.
Długie milczenie
JÓZEF
Czytałem ja o wojnach; — w dawnych, dzikich czasach,
Piszą, że tak okropne wojny prowadzono,
Że nieprzyjaciel drzewom nie przepuszczał w lasach
I że z drzewami na pniu zasiewy palono.
Ale car mędrszy, srożej, głębiej Polskę krwawi,
On nawet ziarna zboża zabiera i dławi;
Sam szatan mu metodę zniszczenia tłumaczy.
KOŁAKOWSKI
I uczniowi najlepszą nagrodę wyznaczy.
Chwila milczenia
KS. LWOWICZ
Bracia, kto wie, ów więzień może jeszcze żyje;
Pan Bóg to sam wie tylko i kiedyś odkryje.
Ja, jak ksiądz, pomodlę się, i wam radzę szczerze
Zmówić za męczennika spoczynek pacierze. —
Kto wie, jaka nas wszystkich czeka jutro dola.
ADOLF
Zmówże i po Ksawerym pacierz, jeśli wola;
Wiesz, że on, nim go wzięli, w łeb sobie wystrzelił.
FREJEND
Łebski! — To z nami uczty wesołe on dzielił,
Jak przyszło dzielić biedę, on w nogi ze świata.
KS. LWOWICZ
Nieźle by i za tego pomodlić się brata.
JANKOWSKI
Wiesz, księże: dalibógże, drwię ja z twojej wiary:
Cóż stąd, choćbym był gorszym niż Turki, Tatary,
Choćbym został złodziejem, szpiegiem, rozbójnikiem,
Austryjakiem, Prusakiem, carskim urzędnikiem;
Jeszcze tak prędko bożej nie lękam się kary; —
Wasilewski zabity, my tu — a są cary.
FREJEND
Toż chciałem mówić, dobrze, żeś ty za mnie zgrzeszył; —
Ale pozwól odetchnąć, bom całkiem osłupiał
Słuchając tych powieści — człek spłakał się, zgłupiał.
Ej, Feliksie, żebyś ty nas trochę pocieszył!
Ty, jeśli zechcesz, w piekle diabła byś rozśmieszył.
KILKU WIĘŹNIÓW
Zgoda, zgoda, Feliksie, musisz gadać, śpiewać,
Feliks ma głos, hej, Frejend, hej, wina nalewać.
ŻEGOTA
Stójcie na chwilę — ja też szlachcic sejmikowy,
Choć ostatni przybyłem, nie chcę cicho siedzieć;
Józef nam coś o ziarnkach mówił, — na te mowy
Gospodarz winien z miejsca swego odpowiedzieć.
Lubo car wszystkie ziarna naszego ogrodu
Chce zabrać i zakopać w ziemię w swoim carstwie,
Będzie drożyzna, ale nie bójcie się głodu;
Pan Antoni już pisał o tym gospodarstwie.
JEDEN Z WIĘŹNIÓW
Jaki Antoni?
ŻEGOTA
Znacie bajkę Goreckiego[40]?
A raczej prawdę?
KILKU
Jaką? Powiedz nam, kolego.
ŻEGOTA
Gdy Bóg wygnał grzesznika z rajskiego ogrodu,
Nie chciał przecie, ażeby człowiek umarł z głodu;
I rozkazał aniołom zboże przysposobić
I rozsypać ziarnami po drodze człowieka.
Przyszedł Adam, znalazł je, obejrzał z daleka
I odszedł; bo nie wiedział, co ze zbożem robić.
Aż w nocy przyszedł diabeł mądry i tak rzecze:
«Niedaremnie tu Pan Bóg rozsypał garść żyta,
Musi tu być w tych ziarnach jakaś moc ukryta;
Schowajmy je, nim człowiek ich wartość dociecze».
Zrobił rogiem rów w ziemi i nasypał żytem,
Naplwał i ziemią nakrył, i przybił kopytem; —
Dumny i rad, że boże zamiary przeniknął,
Całym gardłem rozśmiał się i ryknął, i zniknął.
Aż tu wiosną, na wielkie diabła zadziwienie,
Wyrasta trawa, kwiecie, kłosy i nasienie.
O wy! co tylko na świat idziecie z północą[41],
Chytrość rozumem, a złość nazywacie mocą;
Kto z was wiarę i wolność znajdzie i zagrzebie,
Myśli Boga oszukać — oszuka sam siebie.
JAKUB
Brawo, Antoni! pewnie Warszawę nawiedzi
I za tę bajkę znowu z rok w kozie posiedzi.
FREJEND
Dobre to — lecz ja znowu do Feliksa wracam.
Wasze bajki — i co mi to za poezyje,
Gdzie muszę głowę trudnić, niźli sens namacam;
Nasz Feliks z piosenkami niech żyje i pije!
nalewa mu wino
JANKOWSKI
A Lwowicz co? — on pacierz po umarłych mówi!
Posłuchajcie, zaśpiewam piosnkę Lwowiczowi.
śpiewa
Mówcie, jeśli wola czyja,
Jezus Maryja.
Nim uwierzę że nam sprzyja
Jezus Maryja:
Niech wprzód łotrów powybija
Jezus Maryja.
Tam car jak dzika bestyja,
Jezus Maryja!
Tu Nowosilcow jak żmija,
Jezus Maryja!
Póki cała carska szyja,
Jezus Maryja,
Póki Nowosilcow pija,
Jezus Maryja,
Nie uwierzę, że nam sprzyja
Jezus Maryja.
KONRAD
Słuchaj, ty! — tych mnie imion przy kielichach wara.
Dawno nie wiem, gdzie moja podziała się wiara,
Nie mieszam się do wszystkich świętych z litaniji,
Lecz nie dozwolę bluźnić imienia Maryi.
KAPRAL
podchodząc do Konrada
Dobrze, że Panu jedno to zostało imię —
Choć szuler zgrany wszystko wyrzuci z kalety,
Nie zgrał się, póki jedną ma sztukę monety.
Znajdzie ją w dzień szczęśliwy, więc z kalety wyjmie,
Więc da w handel na procent, Bóg pobłogosławi,
I większy skarb przed śmiercią, niźli miał, zostawi.
To imię, Panie, nie żart — więc mnie się zdarzyło
W Hiszpaniji, lat temu — o, to dawno było,
Nim car mię tym oszpecił mundurem szelmowskim —
Więc byłem w legijonach, naprzód pod Dąbrowskim,
A potem wszedłem w sławny pułk Sobolewskiego.
SOBOLEWSKI
To mój brat!
KAPRAL
O mój Boże! pokój duszy jego!
Walny żołnierz — tak — zginął od pięciu kul razem;
Nawet podobny Panu. — Otóż — więc z rozkazem
Brata Pana jechałem w miasteczko Lamego —
Jak dziś pamiętam — więc tam byli Francuziska:
Ten gra w kości, ten w karty, ten dziewczęta ściska —
Nuż beczeć; — Każdy Francuz, jak podpije, beczy.
Jak zaczną tedy śpiewać wszyscy nic do rzeczy,
Siwobrode wąsale takie pieśni tłuste!
Aż był wstyd mnie młodemu. — Z rozpusty w rozpustę,
Dalej bredzić na świętych; — otóż z większych w większe
Grzechy laząc, nuż bluźnić na Pannę Najświętszę —
A trzeba wiedzieć, że mam patent sodalisa[42]
I z powinności bronię Maryi imienia —
Więc ja im perswadować: — Stulcie pysk, do bisa!
Więc umilkli, nie chcąc mieć ze mną do czynienia. —
Konrad zamyśla się, inni zaczynają, rozmowę
Ale no Pan posłuchaj, co się stąd wyświęci.
Po zwadzie poszliśmy spać, wszyscy dobrze cięci —
Aż w nocy trąbią na koń — zaczną obóz trwożyć —
Francuzi nuż do czapek, i nie mogą włożyć: —
Bo nie było na co wdziać, — bo każdego główka
Była ślicznie odcięta nożem jak makówka.
Szelma gospodarz porznął jak kury w folwarku; —
Patrzę, więc moja głowa została na karku;
W czapce kartka łacińska, pismo nie wiem czyje:
«Vivat Polonus, unus defonsor Mariae»[43].
Otóż widzisz Pan, że ja tym imieniem żyję.
JEDEN Z WIĘŹNIÓW
Feliksie, musisz śpiewać; nalać mu herbaty
Czy wina. —
FELIKS
Jednogłośnie decydują braty,
Że muszę być wesoły. Chociaż serce pęka,
Feliks będzie wesoły i będzie piosenka.
śpiewa
Nie dbam, jaka spadnie kara,
Mina[44], Sybir czy kajdany.
Zawsze ja wierny poddany
Pracować będę dla cara;
W minach kruszec kując młotem,
Pomyślę: ta mina szara
To żelazo, — z niego potem
Zrobi ktoś topór na cara.
Gdy będę na zaludnieniu,
Pojmę córeczkę Tatara;
Może w moim pokoleniu
Zrodzi się Paleń[45] dla cara.
Gdy w kolonijach osiędę,
Ogród zorzę, grzędy skopię,
A na nich co rok siać będę
Same lny, same konopie.
Z konopi ktoś zrobi nici —
Srebrem obwita nić szara
Może się kiedyś poszczyci,
Że będzie szarfą dla cara[46].
CHÓR
śpiewa
Zrodzi się Paleń dla cara
ra — ra — ra — ra — ra — ra —
SUZIN
Lecz cóż to Konrad cicho zasępiony siedzi,
Jakby obliczał swoje grzechy do spowiedzi?
Feliksie, on nie słyszał zgoła twoich pieni;
Konradzie! — patrzcie — zbladnął, znowu się czerwieni.
Czy on słaby?
FELIKS
Stój, cicho — zgadłem, że tak będzie —
O, my znamy Konrada, co to znaczy, wiemy.
Północ jego godzina. — Teraz Feliks niemy,
Teraz, bracia, piosenkę lepszą posłyszemy.
Ale muzyki trzeba; — ty masz flet, Frejendzie,
Graj dawną jego nutę, a my cicho stójmy
I kiedy trzeba, głosy do chóru nastrójmy.
JÓZEF
patrząc na Konrada
Bracia! duch jego uszedł i błądzi daleko:
Jeszcze nie wrócił — może przyszłość w gwiazdach czyta,
Może się tam z duchami znajomymi wita,
I one mu powiedzą, czego z gwiazd docieką.
Jak dziwne oczy — błyszczy ogień pod powieką,
A oko nic nie mówi i o nic nie pyta;
Duszy teraz w nich nie ma; błyszczą jak ogniska
Zostawione od wojska, które w nocy cieniu
Na daleką wyprawę ruszyło w milczeniu —
Nim zgasną, wojsko wróci na swe stanowiska.
Frejend próbuje różnych nut
KONRAD
śpiewa
Pieśń ma była już w grobie, już chłodna, —
Krew poczuła — spod ziemi wygląda —
I jak upiór powstaje krwi głodna:
I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z Bogiem i choćby mimo Boga!
Chór powtarza
I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem,
Naprzód braci rodaków gryźć muszę,
Komu tylko zapuszczę kły w duszę,
Ten jak ja musi zostać upiorem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Ciało jego rozrąbiem toporem:
Ręce, nogi goździami przybijem,
By nie powstał i nie był upiorem.
Z duszą jego do piekła iść musim,
Wszyscy razem na duszy usiędziem,
Póki z niej nieśmiertelność wydusim,
Póki ona czuć będzie, gryźć będziem.
Tak! zemsta, zemsta, etc. etc.
KS. LWOWICZ
Konradzie, stój, dla Boga, to jest pieśń pogańska.
KAPRAL
Jak on okropnie patrzy, — to jest pieśń szatańska.
przestają śpiewać
KONRAD
z towarzyszeniem fletu
Wznoszę się! lecę! tam, na szczyt opoki —
Już nad plemieniem człowieczem,
Między proroki.
Stąd ja przyszłości brudne obłoki
Rozcinam moją źrenicą jak mieczem;
Rękami jak wichrami mgły jej rozdzieram —
Już widno — jasno — z góry na ludy spozieram —
Tam księga sybilińska[47] przyszłych losów świata —
Tam, na dole!
Patrz, patrz, przyszłe wypadki i następne lata,
Jak drobne ptaki, gdy orła postrzegą,
Mnie, orła na niebie!
Patrz, jak do ziemi przypadają, biegą,
Jak się stado w piasek grzebie —
Za nimi, hej, za nimi oczy me sokole,
Oczy błyskawice,
Za nimi szpony moje! — dostrzegę je, schwycę.
Cóż to? jaki ptak powstał i roztacza pióra,
Zasłania wszystkich, okiem mię wyzywa;
Skrzydła ma czarne jak burzliwa chmura,
A szerokie i długie na kształt tęczy łuku.
I niebo całe zakrywa —
To kruk olbrzymi — ktoś ty? — ktoś ty, kruku?
Ktoś ty? — jam orzeł! — patrzy kruk — myśl moję plącze!
Ktoś ty? — jam gromowłady! —
Spojrzał na mnie — w oczy mię jak dymem uderzył,
Myśli moje miesza — plącze —
KILKU WIĘŹNIÓW
Co on mówi! — co — co to — patrz, patrz, jaki blady!
porywają Konrada
Uspokój się…
KONRAD
Stój! stójcie! — jam się z krukiem zmierzył —
Stójcie — myśli rozplączę —
Pieśń skończę — skończę —
słania się
KS. LWOWICZ
Dosyć tych pieśni.
INNI
Dosyć.
KAPRAL
Dosyć — Pan Bóg z nami —
Dzwonek! — słyszycie dzwonek? — runt, runt pod bramami!
Gaście ogień — do siebie!
JEDEN Z WIĘŹNIÓW
patrząc w okno
Bramę odemknęli —
Konrad osłabł — zostawcie — sam, sam jeden w celi!
Uciekają wszyscy
SCENA II. IMPROWIZACJA
KONRAD
po długim milczeniu
Samotność — cóż po ludziach, czy-m śpiewak dla ludzi?
Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką.
Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką.
Gdzie pędzi, czy się domyślą? —
Uczucie krąży w duszy, rozpala się, żarzy,
Jak krew po swych głębokich, niewidomych cieśniach;
Ile krwi tylko ludzie widzą w mojej twarzy,
Tyle tylko z mych uczuć dostrzegą w mych pieśniach.
Pieśni ma, tyś jest gwiazdą za granicą świata!
I wzrok ziemski, do ciebie wysłany za gońca,
Choć szklanne weźmie skrzydła[48], ciebie nie dolata,
Tylko o twoję mleczną drogę się uderzy;
Domyśla się, że to słońca,
Lecz ich nie zliczy, nie zmierzy.
Wam, pieśni, ludzkie oczy, uszy, niepotrzebne; —
Płyńcie w duszy mej wnętrznościach,
Świećcie na jej wysokościach,
Jak strumienie podziemne, jak gwiazdy nadniebne.
Ty Boże, ty naturo! dajcie posłuchanie. —
Godna to was muzyka i godne śpiewanie. —
Ja mistrz!
Ja mistrz wyciągam dłonie!
Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie
Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach.
To nagłym, to wolnym ruchem,
Kręcę gwiazdy moim duchem.
Milijon tonów płynie; w tonów milijonie
Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie;
Zgadzam je, dzielę i łączę,
I w tęcze, i w akordy, i we strofy plączę,
Rozlewam je we dźwiękach i w błyskawic wstęgach. —
Odjąłem ręce, wzniosłem nad świata krawędzie,
I kręgi harmoniki wstrzymały się w pędzie.
Sam śpiewam, słyszę me śpiewy —
Długie, przeciągłe jak wichru powiewy,
Przewiewają ludzkiego rodu całe tonie,
Jęczą żalem, ryczą burzą,
I wieki im głucho wtórzą;
A każdy dźwięk ten razem gra i płonie,
Mam go w uchu, mam go w oku,
Jak wiatr, gdy fale kołysze,
Po świstach lot jego słyszę,
Widzę go w szacie obłoku.
Boga, natury godne takie pienie!
Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie.
Taka pieśń jest siła, dzielność,
Taka pieśń jest nieśmiertelność!
Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,
Cóż Ty większego mogłeś zrobić — Boże?
Patrz, jak te myśli dobywam sam z siebie,
Wcielam w słowa, one lecą,
Rozsypują się po niebie,
Toczą się, grają i świecą;
Już dalekie, czuję jeszcze,
Ich wdziękami się lubuję,
Ich okrągłość dłonią czuję,
Ich ruch myślą odgaduję:
Kocham was, me dzieci wieszcze!
Myśli moje! gwiazdy moje!
Czucia moje! wichry moje!
W pośrodku was jak ojciec wśród rodziny stoję,
Wy wszystkie moje!
Depcę was, wszyscy poeci,
Wszyscy mędrce i proroki,
Których wielbił świat szeroki.
Gdyby chodzili dotąd śród swych dusznych[49] dzieci,
Gdyby wszystkie pochwały i wszystkie oklaski
Słyszeli, czuli i za słuszne znali,
I wszystkie sławy każdodziennej blaski
Promieniami na wieńcach swoich zapalali;
Z całą pochwał muzyką i wieńców ozdobą,
Zebraną z wieków tyla i z pokoleń tyla,
Nie czuliby własnego szczęścia, własnej mocy
Jak ja dziś czuję w tej samotnej nocy:
Kiedy sam śpiewam w sobie,
Śpiewam samemu sobie.
Tak! — czuły jestem, silny jestem i rozumny. —
Nigdym nie czuł, jak w tej chwili —
Dziś mój zenit, moc moja dzisiaj się przesili,
Dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny;
Dziś jest chwila przeznaczona,
Dziś najsilniej wytężę duszy mej ramiona —
To jest chwila Samsona,
Kiedy więzień i ślepy dumał u kolumny.
Zrzucę ciało i tylko jak duch wezmę pióra —
Potrzeba mi lotu,
Wylecę z planet i gwiazd kołowrotu,
Tam dojdę, gdzie graniczą Stwórca i natura.
I mam je, mam je, mam — tych skrzydeł dwoje;
Wystarczą: — od zachodu na wschód je rozszerzę,
Lewym o przeszłość, prawym o przyszłość uderzę.
I dojdę po promieniach uczucia — do Ciebie!
I zajrzę w uczucia Twoje,
O Ty! o którym mówią, że czujesz na niebie!
Jam tu, jam przybył, widzisz, jaka ma potęga!
Aż tu moje skrzydło sięga.
Lecz jestem człowiek, i tam, na ziemi me ciało;
Kochałem tam, w ojczyźnie serce me zostało —
Ale ta miłość moja na świecie,
Ta miłość nie na jednym spoczęła człowieku
Jak owad na róży kwiecie:
Nie na jednej rodzinie, nie na jednym wieku.
Ja kocham cały naród! — objąłem w ramiona
Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia,
Przycisnąłem tu do łona,
Jak przyjaciel, kochanek, małżonek, jak ojciec:
Chcę go dźwignąć, uszczęśliwić,
Chcę nim cały świat zadziwić,
Nie mam sposobu i tu przyszedłem go dociec.
Przyszedłem zbrojny całą myśli władzą,
Tej myśli, co niebiosom Twe gromy wydarła,
Śledziła chód Twych planet, głąb morza rozwarła —
Mam więcej, tę Moc, której ludzie nie nadadzą,
Mam to uczucie, co się samo w sobie chowa
Jak wulkan, tylko dymi niekiedy przez słowa.
I Mocy tej nie wziąłem z drzewa edeńskiego,
Z owocu wiadomości złego i dobrego;
Nie z ksiąg ani z opowiadań,
Ani z rozwiązania zadań,
Ani z czarodziejskich badań.
Jam się twórcą urodził:
Stamtąd przyszły siły moje,
Skąd do Ciebie przyszły Twoje,
Boś i Ty po nie nie chodził:
Masz, nie boisz się stracić; i ja się nie boję.
Czyś Ty mi dał, czy wziąłem, skąd i Ty masz — oko
Bystre, potężne: w chwilach mej siły — wysoko
Kiedy na chmur spojrzę szlaki
I wędrowne słyszę ptaki,
Żeglujące na ledwie dostrzeżonym skrzydle;
Zechcę i wnet je okiem zatrzymam jak w sidle —
Stado pieśń żałosną dzwoni,
Lecz póki ich nie puszczę, Twój wiatr ich nie zgoni.
Kiedy spojrzę w kometę z całą mocą duszy,
Dopóki na nią patrzę, z miejsca się nie ruszy.
Tylko ludzie skazitelni,
Marni, ale nieśmiertelni,
Nie służą mi, nie znają — nie znają nas obu,
Mnie i Ciebie.
Ja na nich szukam sposobu
Tu, w niebie.
Tę władzę, którą mam nad przyrodzeniem,
Chcę wywrzeć na ludzkie dusze,
Jak ptaki i jak gwiazdy rządzę mym skinieniem,
Tak bliźnich rozrządzać muszę.
Nie bronią — broń broń odbije,
Nie pieśniami — długo rosną,
Nie nauką — prędko gnije,
Nie cudami — to zbyt głośno.
Chcę czuciem rządzić, które jest we mnie;
Rządzić jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie: —
Co ja zechcę, niech wnet zgadną,
Spełnią, tym się uszczęśliwią,
A jeżeli się sprzeciwią,
Niechaj cierpią i przepadną.
Niech ludzie będą dla mnie jak myśli i słowa,
Z których, gdy zechcę, pieśni wiąże się budowa; —
Mówią, że Ty tak władasz!
Wiesz, żem myśli nie popsuł, mowy nie umorzył;
Jeśli mnie nad duszami równą władzę nadasz,
Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył,
I większe niżli Ty zrobiłbym dziwo,
Zanuciłbym pieśń szczęśliwą!
Daj mi rząd dusz! — Tak gardzę tą martwą budową,
Która gmin światem zowie i przywykł ją chwalić,
Żem nie próbował dotąd, czyli moje słowo
Nie mogłoby jej wnet zwalić.
Lecz czuję w sobie, że gdybym mą wolę
Ścisnął, natężył i razem wyświecił,
Może bym sto gwiazd zgasił, a drugie sto wzniecił —
Bo jestem nieśmiertelny! i w stworzenia kole
Są inni nieśmiertelni; — wyższych nie spotkałem —
Najwyższy na niebiosach! — Ciebie tu szukałem,
Ja najwyższy z czujących na ziemnym padole.
Nie spotkałem Cię dotąd — żeś Ty jest, zgaduję;
Niech Cię spotkam i niechaj Twą wyższość uczuję —
Ja chcę władzy, daj mi ją, lub wskaż do niej drogę!
O prorokach, dusz władcach, że byli, słyszałem,
I wierzę; lecz co oni mogli, to ja mogę,
Ja chcę mieć władzę, jaką Ty posiadasz,
Ja chcę duszami władać, jak Ty nimi władasz.
Długie milczenie
z ironią
Milczysz, milczysz! wiem teraz, jam Cię teraz zbadał,
Zrozumiałem, coś Ty jest i jakeś Ty władał. —
Kłamca, kto Ciebie nazywał miłością,
Ty jesteś tylko mądrością.
Ludzie myślą, nie sercem, Twych dróg się dowiedzą;
Myślą, nie sercem, składy broni Twej wyśledzą —
Ten tylko, kto się wrył w księgi,
W metal, w liczbę, w trupie ciało,
Temu się tylko udało
Przywłaszczyć część Twej potęgi.
Znajdzie truciznę, proch, parę,
Znajdzie blaski, dymy, huki,
Znajdzie prawność, i złą wiarę
Na mędrki i na nieuki.
Myślom oddałeś świata użycie,
Serca zostawiasz na wiecznej pokucie,
Dałeś mnie najkrótsze życie
I najmocniejsze uczucie. —
Milczenie
Czym jest me czucie?
Ach, iskrą tylko!
Czym jest me życie?
Ach, jedną chwilką!
Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?
Iskrą tylko.
Czym jest wieków ciąg cały, mnie z dziejów wiadomy?
Jedną chwilką.
Z czego wychodzi cały człowiek, mały światek?
Z iskry tylko.
Czym jest śmierć, co rozprószy myśli mych dostatek?
Jedną chwilką.
Czym był On, póki światy trzymał w swoim łonie?
Iskrą tylko.
Czym będzie wieczność świata, gdy On go pochłonie?
Jedną chwilką.
GŁOS Z LEWEJ STRONY[50][51]
Wsiąść muszę
Na duszę
Jak na koń.
Goń! goń
W cwał, w cwał!
GŁOS Z PRAWEJ
Co za szał!
Brońmy go, brońmy,
Skrzydłem osłońmy
Chwila i iskra, gdy się przedłuża, rozpala —
Stwarza i zwala.
Śmiało, śmiało! tę chwilę rozdłużmy, rozdalmy,
Śmiało, śmiało! tę iskrę rozniećmy, rozpalmy —
Teraz — dobrze — tak. Jeszcze raz Ciebie wyzywam,
Jeszcze po przyjacielsku duszę Ci odkrywam.
Milczysz, — wszakżeś z Szatanem walczył osobiście?
Wyzywam Cię uroczyście.
Nie gardź mną, ja nie jeden, choć sam tu wzniesiony.
Jestem na ziemi sercem z wielkim ludem zbratan,
Mam ja za sobą wojska, i mocy, i trony;
Jeśli ja będę bluźnierca,
Ja wydam Tobie krwawszą bitwę niźli Szatan:
On walczył na rozumy, ja wyzwę na serca.
Jam cierpiał, kochał, w mękach i miłości wzrosłem;
Kiedyś mnie wydarł osobiste szczęście,
Na własnej piersi ja skrwawiłem pięście,
Przeciw Niebu ich nie wzniosłem.
GŁOS[52]
Rumaka
Przedzierzgnę w ptaka.
Orlimi pióry
Do góry!
W lot!
GŁOS
Gwiazdo spadająca!
Jaki szał
W otchłań cię strąca!
Teraz duszą jam w moję ojczyznę wcielony;
Ciałem połknąłem jej duszę,
Ja i ojczyzna to jedno.
Nazywam się Milijon — bo za milijony
Kocham i cierpię katusze.
Patrzę na ojczyznę biedną,
Jak syn na ojca wplecionego w koło;
Czuję całego cierpienia narodu,
Jak matka czuje w łonie bole swego płodu.
Cierpię, szaleję — a Ty mądrze i wesoło
Zawsze rządzisz,
Zawsze sądzisz,
I mówią, że Ty nie błądzisz!
Słuchaj, jeśli to prawda, com z wiarą synowską
Słyszał, na ten świat przychodząc,
Że Ty kochasz; — jeżeliś Ty kochał świat rodząc,
Jeśli ku zrodzonemu masz miłość ojcowską; —
Jeżeli serce czułe było w liczbie zwierząt,
Któreś Ty w arce zamknął i wyrwał z powodzi; —
Jeśli to serce nie jest potwór, co się rodzi
Przypadkiem, ale nigdy lat swych nie dochodzi; —
Jeśli pod rządem Twoim czułość nie jest bezrząd,
Jeśli w milijon ludzi krzyczących «ratunku!”»
Nie patrzysz jak w zawiłe zrównanie rachunku; —
Jeśli miłość jest na co w świecie Twym potrzebną
I nie jest tylko Twoją omyłką liczebną…
GŁOS[53]
Orła w hydrę!
Oczy mu wydrę.
Do szturmu dalej
Dymi! pali!
Ryk! grzmot!
GŁOS
Z jasnego słońca
Kometo błędu!
Gdzie koniec twego pędu?
Bez końca, bez końca!
Milczysz! — Jam Ci do głębi serce me otworzył,
Zaklinam, daj mi władzę: — jedna część jej licha,
Część tego, co na ziemi osiągnęła pycha,
Z tą jedną cząstką ileż ja bym szczęścia stworzył!
Milczysz! — nie dasz dla serca, dajże dla rozumu. —
Widzisz, żem pierwszy z ludzi i z aniołów tłumu,
Że Cię znam lepiej niźli Twoje archanioły,
Wart, żebyś ze mną władzą dzielił się na poły —
Jeślim nie zgadł, odpowiedz — milczysz! ja nie kłamię.
Milczysz i ufasz, że masz silne ramię —
Wiedz, że uczucie spali, czego myśl nie złamie —
Widzisz to moje ognisko: — uczucie,
Zbieram je, ściskam, by mocniej pałało,
Wbijam w żelazne woli mej okucie,
Jak nabój w burzące działo.
GŁOS[54]
Ognia! pal!
GŁOS
Litość! żal!
Odezwij się, — bo strzelę przeciw Twej naturze;
Jeśli jej w gruzy nie zburzę,
To wstrząsnę całym państw Twoich obszarem;
Bo wystrzelę głos w całe obręby stworzenia:
Ten głos, który z pokoleń pójdzie w pokolenia:
Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale…
GŁOS DIABŁA
Carem!
Konrad staje chwilę, słania się i pada
DUCHY Z LEWEJ STRONY
PIERWSZY
Depc, chwytaj!
DRUGI
Jeszcze dysze.
PIERWSZY
Omdlał, omdlał, a nim
Przebudzi się, dodusim.
DUCH Z PRAWEJ STRONY
Precz — modlą się za nim.
DUCH Z LEWEJ
Widzisz, odpędzają nas.
PIERWSZY Z LEWEJ
Ty bestyjo głupia!
Nie pomogłeś mu słowo ostatnie wyrzygnąć,
Jeszcze o jeden stopień w dumę go podźwignąć!
Chwila dumy — ta czaszka już byłaby trupia.
Być tak blisko tej czaszki! i nie można deptać!
Widzieć krew w jego ustach, i nie można chłeptać!
Najgłupszy z diabłów, tyś go wypuścił w pół drogi.
DRUGI
Wróci się, wróci —
PIERWSZY
Precz stąd — bo wezmę na rogi
I będę cię lat tysiąc niósł, i w paszczę samą
Szatana wbiję.
DRUGI
Cha! cha! straszysz, ciociu! mamo!
Ja dziecko będę płakać —
płacze
Masz —
uderza rogiem
A co, nie chybił?
Leć i nie wyłaź z piekła — aha, do dna przybił —
Rogi me, brawo, rogi —
PIERWSZY
Sacrédieu!
[55]
DRUGI
uderza
Masz.
PIERWSZY
W nogi.
Słychać stukanie i klucz we drzwiach
DRUGI DUCH
Pop, klecha, przyczajmy się i schowajmy rogi.
SCENA III
Wchodzą Kapral, braciszek bernardyn Piotr, jeden Więzień
KS. PIOTR
W imię Ojca i Syna i Świętego Ducha.
WIĘZIEŃ
On zapewne osłabiał. — Konradzie! — nie słucha.
KS. PIOTR
Pokój temu domowi, pokój grzesznikowi!
WIĘZIEŃ
Dla Boga, on osłabiał, patrz — miota się, dąsa,
To jest wielka choroba[56], patrz, on usta kąsa.
Ks. Piotr modli się
KAPRAL
do Więźnia
Mój Panie, idźcie sobie, a nas tu zostawcie.
WIĘZIEŃ
Ale dla Boga! próżnych modlitew nie prawcie;
Podejmijcie go z ziemi, połóżmy do łóżka;
Księże Pietrze.
KS. PIOTR
Tu zostaw.
WIĘZIEŃ
Oto jest poduszka.
kładzie Konrada
E, ja wiem, co to znaczy. — Czasem nań napada
Takie szaleństwo: długo śpiewa, potem gada,
A jutro zdrów jak ryba. Lecz kto wam powiedział,
Że on osłabiał?
KAPRAL
Panie, ot byś cicho siedział.
Niech brat Piotr pomodli się nad waszym kolegą;
Bo ja wiem, że tu było — coś — tu — niedobrego.
Gdy runt odszedł, w tej celi hałas posłyszałem,
Spojrzę dziurką od klucza, a co tu widziałem,
To mnie wiedzieć. Pobiegłem do mojego kmotra,
Bo on człowiek pobożny, do braciszka Piotra —
Patrz na tego chorego: niedobrze się dzieje —
WIĘZIEŃ
Dalibóg nie pojmuję — nic, i oszaleję.
KAPRAL
Oszaleć? — Ej, Panowie, strzeżcie się, Panowie!
U was usta wymowne, wiele nauk w głowie,
A patrzcie, głowa mądra w prochu się taczała,
I z tych ust, tak wymownych, patrzaj — piana biała.
Słyszałem, co on śpiewał, ja słów nie pojąłem,
Lecz było coś u niego w oczach i nad czołem.
Wierz mi, że z tym człowiekiem niedobrze się dzieje —
Byłem ja w legijonach, nim wzięto w rekruty,
Brałem szturmem fortece, klasztory, reduty;
Więcej dusz wychodzących z ciała ja widziałem,
Niźli Waćpan przeczytał książek w życiu całem.
A to jest rzecz niemała widzieć, jak człek kona.
Widziałem ja na Pradze księży zarzynanych,
I w Hiszpaniji żywcem z wieży wyrzucanych;
Widziałem matek szablą rozrywane łona,
I dzieci konające na kozackich pikach,
I Francuzów na śniegu, i Turków na palu;
I wiem, co w konających widać męczennikach,
A co w złodzieju, zbójcy, Turku lub Moskalu.
Widziałem rozstrzelanych, co patrzyli śmiele
W rurę broni, nie chcieli na oczy zasłony;
A jak padli na ziemię, widziałem w ich ciele
Strach, co za życia wstydem i pychą więziony,
Wyszedł z trupa jak owad i pełzał wokoło:
Gorszy strach niż ten, który tchórza w bitwie nęka.
Taki strach, że dość spojrzeć na zamarłe czoło,
Aby widzieć, że dusza dąsa się i lęka,
Gardzi bólem i cierpi, i wieczna jej męka.
A więc, mój Panie, myślę, że twarz umarłego
Jest jak patent wojskowy do świata przyszłego,
I poznasz zaraz, jak on tam będzie przyjęty,
W jakiej randze i stopniu: święty czy przeklęty. —
A więc tego człowieka i pieśń, i choroba.
I czoło, i wzrok wcale mi się nie podoba.
Otóż Waćpan spokojnie idź do swojej celi,
My z bratem Piotrem będziem przy chorym siedzieli.
Więzień odchodzi
KONRAD
Przepaść — tysiąc lat — pusto — dobrze — jeszcze więcéj!
Ja wytrzymam i dziesięć tysiąców tysięcy —
Modlić się? — tu modlitwa nie przyda się na nic —
I byłaż taka przepaść bez dna i bez granic? —
Nie wiedziałem — a była.
KAPRAL
Słyszysz, jak on szlocha:
KS. PIOTR
Synu mój, tyś na sercu, które ciebie kocha.
do Kaprala
Wyjdź stąd i patrz, ażeby nikt tędy nie chodził
I póki stąd nie wyjdę, nikt mi nie przeszkodził.
Kapral odchodzi
KONRAD
zrywa się
Nie! — oka mi nie wydarł! mam to silne oko,
Widzę stąd, i stąd nawet, choć ciemno — głęboko,
Widzę ciebie, Rollison, — bracie, cóż to znaczy?
I tyś w więzieniu, zbity, krwią cały zbryzgany,
I ciebie Bóg nie słuchał, i tyś już w rozpaczy;
Szukasz noża, próbujesz głowę tłuc o ściany: —
«Ratunku!» — Bóg nie daje, ja ci dać nie mogę,
Oko mam silne, spojrzę, może cię zabiję —
Nie — ale ci pokażę okiem — śmierci drogę.
Patrz, tam masz okno, wybij, skocz, zleć i złam szyję,
I ze mną tu leć w głębie, w ciemność — lećmy na dół —
Otchłań — otchłań ta lepsza niźli ziemi padół;
Tu nie ma braci, matek, narodów, — tyranów —
Pójdź tu.
KS. PIOTR
Duchu nieczysty, znam cię po twym jadzie,
Znowuś tu, najchytrzejszy ze wszystkich szatanów,
Znowu w dom opuszczony leziesz, brzydki gadzie.
Tyś wpełznął w jego usta, na zgubęś tu wpełznął,
W imię Pańskie jam ciebie pojmał i ochełznął[57].
Exorciso[58]…
DUCH
Stój, nie klnij — stój, odstąp od progu,
Wyjdę —
KS. PIOTR
Nie wyjdziesz, aż się upodoba Bogu.
Lew z pokolenia Judy tu Pan — on zwycięża:
Sieć na lwa zastawiłeś i w twym własnym wniku[59]
Złowiłeś się — Bóg ciebie złowił w tym grzeszniku.
W jego ustach chcę tobie najsroższy cios zadać:
Kłamco, ja tobie każę, musisz prawdę gadać.
DUCH
Parle-moi donc français, mon pauvre capucin,
J'ai pu dans le grand monde oublier mon latin.
Mais étant saint, tu dois avoir le don des langues —
Vielleicht sprechen Sie deutsch, was murmeln Sie so bang —
What it is, — Cavalleros, rispondero Io.
[60]
KS. PIOTR
Ty to z ust jego wrzeszczysz, stujęzyczna żmijo,
DUCH
Cest juste, dans ce jeu, nous sommes de moitié,
Il est savant, et moi, diable de mon métier.
J'étais son précepteur et je m'en glorifie,
En sais-tu plus que nous? parle — je te défie.
[61]
KS. PIOTR
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
DUCH
Ale stój, stój, mój księże, stój, już dosyć tego;
Tylko, księżuniu, nie męcz na próżno: — czyś szatan,
Żeby tak męczyć!
KS. PIOTR
Ktoś ty?
DUCH
Lukrecy, Lewiatan,
Voltaire, Alter Fritz, Legio sum.
KS. PIOTR
Coś widział?
DUCH
Zwierza.
KS. PIOTR
Gdzie?
DUCH
W Rzymie.
KS. PIOTR
Nie słucha mię — wróćmy do pacierza.
modli się
DUCH
Ale słucham.
KS. PIOTR
Gdzieś widział więźnia?
DUCH
Mówię, w Rzymie —
KS. PIOTR
Kłamiesz.
DUCH
Księże, na honor, na kochanki imię,
Mej kochanki czarniutkiej, co tak do mnie wzdycha —
A wiesz ty, jak się zowie moja luba? — Pycha.
Jakiś ty nieciekawy! —
KS. PIOTR
do siebie
Przeciwią się duchy;
Upokórzmy się Panu i zróbmy akt skruchy.
modli się
DUCH
Ale co tam masz robić, ja sam stąd wyruszę,
Przyznaję się, że wlazłem niezgrabnie w tę duszę.
Tu mnie kole — ta dusza jest jak skóra jeża,
Włożyłem ją na wywrót, kolcami do kiszek.
Ksiądz modli się
Aleś bo i ty majster, choć prosty braciszek; —
Osły, powinni ciebie obrać za papieża.
Głupstwo stawią w kościele na przód, jak kolumny,
A ciebie kryją w kątku: świecznik, gwiazdę blasku!
KS. PIOTR
Tyranie i pochlebco, i podły, i dumny,
Żebyś pierś ugryzł, u nóg wleczesz się po piasku.
DUCH
śmiejąc się
Aha! gniewasz się, pacierz przerwałeś — da capo[62];
Żebyś sam widział, jak ty śmiesznie kręcisz łapą —
Istny niedźwiadek, gdy się broni od komarów! —
On trzepie swoje, — no więc — dosyć już tych swarów;
Znam twoję moc i chcę się tobie wyspowiadać,
Będę ci o przeszłości i przyszłości gadać. —
A wiesz ty, co o tobie mówią w całym mieście? —
Ksiądz modli się
A wiesz ty, co to będzie z Polską za lat dwieście? —
A wiesz, dlaczego tobie przeor tak nie sprzyja? —
A wiesz, w Apokalipsie co znaczy bestyja? —
Milczy i trzepie — oczy aż strach we mnie wlepił.
Powiedz, księżuniu, czegoś do mnie się uczepił?
Co ja winien, że takie mam odbierać chłosty.
Czy ja jestem król diabłów, — wszak ja diabeł prosty.
Zważ, czy to prawnie sługę ukarać za pana,
Wszakże ja tu przyszedłem z rozkazu Szatana;
Trudno mu się tłumaczyć, bo z nim nie brat za brat,
Jestem jako Kreishauptmann[63], Gubernator, Landrat[64]: —
Każą duszę brać w areszt, biorę, sadzę w ciemność;
Zdarza się przy tym duszy jaka nieprzyjemność,
Ale czyż z mojej winy? — jam ślepe narzędzie;
Tyran szelma da ukaz, pisze: «Niech tak będzie» —
Czyż to mnie miło męczyć, — mnie samemu męka. —
Ach —
wzdycha
jak to źle być czułym. — Ach, serce mi pęka.
Wierz mi: gdy pazurami grzesznika odzieram,
Nieraz ogonem, ah! ah! — łzy sobie ocieram.
Ksiądz modli się
A wiesz, że jutro będziesz bity jako Haman?
KS. PIOTR
In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti, Amen.
Ego te exorciso, spiritus immunde[65] —
DUCH
Księże, stój — słucham — gadam — stój — jedną sekundę!
KS. PIOTR
Gdzie jest nieszczęsny więzień, co chce zgubić duszę? —
Milczysz — Exorciso te —
DUCH
Gadam, gadam — muszę.
KS. PIOTR
Kogo widziałeś?
DUCH
Więźnia.
KS. PIOTR
Jakiego?
DUCH
Grzesznika.
KS. PIOTR
Gdzie? —
DUCH
Tam, w drugim klasztorze.
KS. PIOTR
W jakim?
DUCH
Dominika.
Ten grzesznik już przeklęty, prawem mnie należy.
KS. PIOTR
Kłamiesz.
DUCH
On już umarły.
KS. PIOTR
Kłamiesz.
DUCH
Chory leży.
KS. PIOTR
Exorciso te —
DUCH
Gadam, gadam, skaczę — śpiewam —
Tylko nie klnij — jak gadać? — dusisz — ledwie ziewam.
KS. PIOTR
Mów prawdę.
DUCH
Grzesznik chory, lata bez pamięci
I jutro rano szyję niezawodnie skręci.
KS. PIOTR
Kłamiesz.
DUCH
Poświadczy godny świadek, kmotr Belzebub.
Pytaj go, męcz — niewinnej duszy mojej nie gub.
KS. PIOTR
Jak ratować grzesznika?
DUCH
Bodajeś zdechł, klecho,
Nie powiem.
KS. PIOTR
Exorciso —
DUCH
Ratować pociechą.
KS. PIOTR
Dobrze, gadaj wyraźnie — czego mu potrzeba?
DUCH
Mam chrypkę, nie wymówię.
KS. PIOTR
Mów!
DUCH
Mój panie! królu!
Daj odpocząć
KS. PIOTR
Mów, czego potrzeba —
DUCH
Księżulu,
Ja tego nie wymówię.
KS. PIOTR
Mów!
DUCH
He — Wina — Chleba —
KS. PIOTR
Rozumiem, Chleba Twego i Krwi Twojej, Panie —
Pójdę, i daj mi spełnić Twoje rozkazanie.
do Ducha
A teraz zabierz z sobą twe złości i błędy,
Skąd wszedłeś i jak wszedłeś, idź tam i tamtędy.
Duch uchodzi
KONRAD
Dźwigasz mię! — ktoś ty? — strzeż się, sam spadniesz w te doły.
Podaje rękę — lećmy — w górę jak ptak lecę —
Mile oddycham wonią — promieniami świecę.
Któż mi dał rękę? — dobrzy ludzie i anioły;
Skądże litość, wam do mnie schodzić do tych dołów?
Ludzie? — Ludźmi gardziłem, nie znałem aniołów.
KS. PIOTR
Módl się, bo strasznie Pańska dotknęła cię ręka:
Usta, którymiś wieczny Majestat obraził,
Te usta zły duch słowy szkaradnymi skaził;
Słowa głupstwa, najsroższa dla mądrych ust męka,
Oby ci policzone były za pokutę.
Obyś o nich zapomniał —
KONRAD
Już są tam — wykute.
KS. PIOTR
Obyś, grzeszniku, nigdy sam ich nie wyczytał,
Oby cię o znaczenie ich Bóg nie zapytał —
Módl się; myśl twoja w brudne obleczona słowa,
Jak grzeszna, z tronu swego strącona królowa,
Gdy w żebraczej odzieży, okryta popiołem,
Odstoi czas pokuty swojej przed kościołem,
Znowu na tron powróci, strój królewski wdzieje
I większym niżli pierwej blaskiem zajaśnieje.
Usnął —
klęka
— Twe miłosierdzie, Panie, jest bez granic.
pada krzyżem
Panie, otom ja sługa dawny, grzesznik stary,
Sługa już spracowany i niezgodny na nic.
Ten młody, zrób go za mnie sługą Twojej wiary,
A ja za jego winy przyjmę wszystkie kary.
On poprawi się jeszcze, on wsławi Twe Imię.
Módlmy się, Pan nasz dobry! Pan ofiarę przyjmie.
modli się
W bliskim kościele, za ścianą, zaczynają śpiewać pieśń Bożego Narodzenia. Nad Księdzem Piotrem Chór aniołów na nutę: «Anioł pasterzom mówił»
CHÓR ANIOŁÓW
głosy dziecinne
Pokój temu domowi,
Spoczynek grzesznikowi.
Sługo! sługo pokorny, cichy,
Wniosłeś pokój w dom pychy.
Pokój temu domowi.
ARCHANIOŁ PIERWSZY
na nutę: «Bóg nasz ucieczką»
Panie, on zgrzeszył, przeciwko Tobie zgrzeszył on bardzo.
ARCHANIOŁ DRUGI
Lecz płaczą nad nim, modlą się za nim Twoi Anieli.
ARCHANIOŁ PIERWSZY
Tych zdepc, o Panie, tych złam, o Panie, którzy Twe święte sądy pogardzą,
ARCHANIOŁ DRUGI
Ale tym daruj, co świętych sądów Twych nie pojęli.
ANIOŁ
Kiedym z gwiazdą nadziei
Leciał świecąc Judei,
Hymn Narodzenia śpiewali Anieli:
Mędrcy nas nie widzieli,
Królowie nie słyszeli.
Pastuszkowie spostrzegli
I do Betlejem biegli:
Pierwsi wieczną mądrość witali,
Wieczną władzę uznali:
Biedni, prości i mali.
ARCHANIOŁ PIERWSZY
Pan, gdy ciekawość, dumę i chytrość w sercu Aniołów, sług swych, obaczył,
Duchom wieczystym, Aniołom czystym, Pan nie przebaczył.
Runęły z niebios, jak deszcz gwiaździsty, Aniołów tłumy,
I deszczem lecą za nimi co dzień mędrców rozumy.
CHÓR ANIOŁÓW
Pan maluczkim objawia,
Czego wielkim odmawia.
Litość! litość! nad synem ziemi,
On był między wielkiemi,
Litość nad synem ziemi.
ARCHANIOŁ DRUGI
On sądów Twoich nie chodził badać jako ciekawy,
Nie dla mądrości ludzkiej on badał, ani dla sławy.
ARCHANIOŁ PIERWSZY
On Cię nie poznał, on Cię nie uczcił, Panie nasz wielki!
On Cię nie kochał, on Cię nie wezwał, nasz Zbawicielu!
ARCHANIOŁ DRUGI
Lecz on szanował imię Najświętszej Twej Rodzicielki.
On kochał naród, on kochał wiele, on kochał wielu.
ANIOŁ
Krzyż w złoto oprawiony
Zdobi królów korony.
Na piersi mędrców błyszczy jak zorze,
A w duszę wniść nie może:
Oświeć, oświeć ich, Boże!
CHÓR ANIOŁÓW
My tak ludzi kochamy,
Tak z nimi być żądamy
Wygnani od mędrków i króli,
Prostaczek nas przytuli,
Nad nim dzień, noc śpiewamy.
CHÓR ARCHANIOŁÓW
Podnieś tę głowę, a wstanie z prochu, niebios dosięże,
I dobrowolnie padnie, i uczci krzyża podnóże;
Wedle niej cały świat u stóp krzyża niechaj polęże
I niech Cię wsławi, żeś sprawiedliwy i litościwy Pan nasz, o Boże!
OBADWA CHÓRY
Pokój, pokój prostocie,
Pokornej, cichej cnocie!
Sługo, sługo pokorny, cichy,
Wniosłeś pokój w dom pychy,
Pokój grzesznemu sierocie.
SCENA IV. DOM WIEJSKI PODE LWOWEM
Pokój sypialny — Ewa[66], młoda panienka, wbiega, poprawia kwiaty przed obrazem Najświętszej Panny, klęka i modli się. Wchodzi Marcelina[67]
MARCELINA
Modlisz się jeszcze dotąd! — czas spać, północ biła.
EWA
Jużem się za ojczyznę moję pomodliła,
Jak nauczono, i za ojca, i za mamę;
Zmówmy jeszcze i za nich[68] pacierze też same.
Choć oni tak daleko, ale to są dziatki
Jednej ojczyzny naszej, Polski, jednej matki.
Litwin, co dziś tu przybył, uciekł od Moskali;
Strach słyszeć, co tam oni z nimi wyrabiali.
Zły car kazał ich wszystkich do ciemnicy wsadzić
I jak Herod chce całe pokolenie zgładzić.
Litwin ten bardzo ojca naszego zasmucił,
Poszedł w pole i dotąd z przechadzki nie wrócił.
Mama na mszę posłała i obchód żałobny,
Bo wielu z nich umarło. — Ja pacierz osobny
Zmówię za tego, co te piosenki ogłosił;
pokazując książkę
I on także w więzieniu, jak nam gość donosił.
Te piosenki[69] czytałam; niektóre są piękne —
Jeszcze pójdę, przed Matką Najświętszą uklęknę,
Pomodlę się za niego; kto wie, czy w tej chwili
Ma rodziców, żeby się za nim pomodlili.
Marcelina odchodzi
Ewa modli się i usypia
ANIOŁ
Lekko i cicho, jak lekkie sny zlećmy.
CHÓR ANIOŁÓW
Braciszka miłego sen rozweselmy,
Sennemu pod głowę skrzydło podścielmy,
Oczami, gwiazdami, twarz mu oświećmy,
Śpiewając i grając latajmy wiankiem,
Nad czystym, nad cichym naszym kochankiem.
Rączęta liliowe za liście splećmy,
Za róże kwitnące czoła rozniećmy[70],
Spod wstążek gwiaździstych włos nasz rozwiążmy.
Rozpuśćmy w promienie, rozlejmy w wonie;
Kwitnącym, pachnącym, żyjącym wiankiem
Kochanka naszego piersi okrążmy,
Kochanka naszego otulmy skronie.
Śpiewając i grając latajmy wiankiem,
Nad czystym, nad cichym naszym kochankiem.
EWA
WIDZENIE
Deszczyk tak świeży, miły, cichy jak rosa,
I skąd ten deszczyk — tak czyste niebiosa,
Jasne niebiosa! —
Krople zielone, kraśne — trawki, równianki[71],
Róże, lilije, wianki
Obwijają mię wkoło. — Ach, jaki sen wonny,
Sen lekki, słodki, — oby był dozgonny.
Różo błyszcząca, słoneczna,
Lilijo przeczysta, mleczna!
Ty nie z ziemi: — tam rosłaś, nad białym obłokiem.
Narcyzie, jakim śnieżnym patrzysz na mnie okiem;
A te błękitne kwiaty pamiątek[72],
Jak źrenice niewiniątek —
Poznałam — kwiatki moje — sama polewałam,
W moim ogródku wczora nazbierałam,
I uwieńczyłam Matki Boskiej skronie,
Tam nad łóżkiem na obrazku.
Widzę — to Matka Boska — cudowny blasku!
Pogląda na mnie, bierze wianek w dłonie,
Podaje Jezusowi, a Jezus dziecię
Z uśmiechem rzuca na mnie kwiecie —
Jak wypiękniały kwiatki — jak ich wiele — krocie,
A wszystkie w przelocie
Szukają na powietrzu siebie,
Moje kochanki!
I same plotą się w wianki.
Jak tu mnie miło, jak w niebie;
Jak tu mnie dobrze, mój Boże; —
Niech mię na zawsze ten wianek otoczy,
Niech zasnę, umrę, patrząc w te róże,
W te białe narcyzu oczy.
Róża, ta róża żyje
Wstąpiła w nią dusza,
Główką lekko rusza,
Jaki ogień z niej bije.
To rumieniec żyjący — jak zorzy wniście[73].
Śmieje się, jak na uśmiech rozwija liście,
Roztula między liściem dwoje ust z koralu,
Mówi, coś mówi — jak cicho, jak skromnie.
Co ty, różo, szepcesz do mnie?
Zbyt cicho, smutnie — czy to głos żalu?
Skarżysz się, żeś wyjęta z rodzinnej trawki?
Nie wzięłam ciebie dla mojej zabawki,
Jam tobą skronie Matki Najświętszej wieńczyła,
Jam po spowiedzi wczora łzami cię poiła;
A z twoich ust koralu
Wylatują promieniem
Iskierka po iskierce —
Czy taka światłość jest twoim pieniem?
Czego chcesz, różo miła?
RÓŻA
Weź mnie na serce.
ANIOŁOWIE
Rozwiążmy, rozplećmy anielski wianek.
RÓŻA
Odwijam me skrzydła, wyplatam czoło.
ANIOŁOWIE
My w niebo do domu lećmy wesoło.
RÓŻA
Ja będę ją bawił, nim błyśnie ranek,
Na sennym jej sercu złożę me skronie:
Jak święty apostoł, Pański kochanek,
Na boskim Chrystusa spoczywał łonie.
SCENA V. CELA KSIĘDZA PIOTRA
KS. PIOTR
modli się leżąc krzyżem
Panie! czymże ja jestem przed Twoim obliczem? —
Prochem i niczem;
Ale gdym Tobie moję nicość wyspowiadał,
Ja, proch, będę z Panem gadał.
WIDZENIE
Tyran wstał — Herod! — Panie, cała Polska młoda
Wydana w ręce Heroda.
Co widzę — długie, białe, dróg krzyżowych biegi,
Drogi długie — nie dojrzeć — przez puszcze[74], przez śniegi
Wszystkie na północ! — tam, tam w kraj daleki,
Płyną jak rzeki.
Płyną: — ta droga prosto do żelaznej bramy[75],
Tamta jak strumień wpadła pod skałę, w te jamy[76],
A tamtej ujście w morzu. — Patrz! po drogach leci
Tłum wozów — jako chmury wiatrami pędzone,
Wszystkie tam w jedną stronę.
Ach, Panie! to nasze dzieci,
Tam na północ — Panie, Panie!
Takiż to los ich — wygnanie!
I dasz ich wszystkich wygubić za młodu,
I pokolenie nasze zatracisz do końca? —
Patrz! — ha! — to dziecię uszło — rośnie — to obrońca!
Wskrzesiciel narodu, —
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.
Panie! czy przyjścia jego nie raczysz przyśpieszyć?
Lud mój pocieszyć? —
Nie! lud wycierpi. — Widzę ten motłoch — tyrany,
Zbójce — biegą — porwali — mój Naród związany
Cała Europa wlecze, nad nim się urąga —
«Na trybunał!» — Tam zgraja niewinnego wciąga.
Na trybunale gęby, bez serc, bez rąk; sędzie —
To jego sędzie!
Krzyczą: «Gal, Gal sądzić będzie»
Gal w nim winy nie znalazł i — umywa ręce,
A króle krzyczą: «Potęp i wydaj go męce;
Krew jego spadnie na nas i na syny nasze;
Krzyżuj syna Maryi, wypuść Barabasze:
Ukrzyżuj, — on cesarza koronę znieważa,
Ukrzyżuj, — bo powiemy, żeś ty wróg cesarza».
Gal wydał — już porwali — już niewinne skronie
Zakrwawione, w szyderskiej, cierniowej koronie,
Podnieśli przed świat cały; — i ludy się zbiegły —
Gal krzyczy: «Oto naród wolny, niepodległy!»
Ach, Panie, już widzę krzyż — ach, jak długo, długo
Musi go nosić — Panie, zlituj się nad sługą.
Daj mu siły, bo w drodze upadnie i skona —
Krzyż ma długie, na całą Europę ramiona,
Z trzech wyschłych ludów, jak z trzech twardych drzew ukuty. —
Już wleką; już mój Naród na tronie pokuty —
Rzekł: «Pragnę» — Rakus[77] octem, Borus[78] żółcią poi,
A matka Wolność u nóg zapłakana stoi.
Patrz — oto żołdak Moskal z kopiją przyskoczył
I krew niewinną mego narodu wytoczył.
Cóżeś zrobił, najgłupszy, najsroższy z siepaczy!
On jeden poprawi się, i Bóg mu przebaczy.
Mój kochanek już głowę konającą spuścił,
Wołając: «Panie, Panie, za coś mię opuścił!»
On skonał!
Słychać Chóry aniołów — daleki śpiew wielkanocnej pieśni — na koniec słychać: «alleluja! alleluja!»
Ku niebu, on ku niebu, ku niebu ulata!
I od stóp jego wionęła
Biała jak śnieg szata —
Spadła, — szeroko — cały świat się w nią obwinął.
Mój kochanek na niebie, sprzed oczu nie zginął.
Jako trzy słońca błyszczą jego trzy źrenice,
I ludom pokazuje przebitą prawicę.
Któż ten mąż? — To namiestnik na ziemskim padole.
Znałem go, — był dzieckiem — znałem,
Jak urósł duszą i ciałem!
On ślepy, lecz go wiedzie anioł pacholę.
Mąż straszny — ma trzy oblicza,
On ma trzy czoła.
Jak baldakim rozpięta księga tajemnicza
Nad jego głową, osłania lice.
Podnóżem jego są trzy stolice.
Trzy końce świata drżą, gdy on woła;
I słyszę z nieba głosy jak gromy:
To namiestnik wolności na ziemi widomy!
On to na sławie zbuduje ogromy
Swego kościoła!
Nad ludy i nad króle podniesiony;
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony:
A życie jego — trud trudów,
A tytuł jego — lud ludów;
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imię jego czterdzieści i cztery.
Sława! sława! sława!
zasypia
ANIOŁOWIE
schodzą widomie
Usnął — Wyjmijmy z ciała duszę, jak dziecinę
Senną z kolebki złotej, i zmysłów sukienkę
Lekko zwleczmy; ubierzmy w światło jak jutrzenkę
I lećmy. Jasną duszę nieśmy w niebo trzecie,
Ojcu naszemu złożyć na kolanach dziecię;
Niech uświęci sennego ojcowską pieszczotą,
A przed ranną modlitwą duszę wrócim życiu,
I znowu w czystych zmysłów otulim powiciu,
I znowu złożym w ciało, jak w kolebkę złotą.
SCENA VI
Pokój sypialny wspaniały — Senator obraca się na łożu i wzdycha — Dwóch Diabłów nad głową
DIABEŁ I
Spił się, a nie chce spać,
Muszę tak długo stać,
Łajdaku, cicho leż!
Czy go tam kole jeż?
DIABEŁ II
Syp mu na oczy mak.
DIABEŁ I
Zasnął, wpadnę jak zwierz.
DIABEŁ II
Jako na wróbla ptak.
OBADWAJ
Duszę do piekła wlec,
Wężami smagać, piec.
BELZEBUB
Wara!
DWAJ DIABŁY
Coś ty za kmotr?
BELZEBUB
Belzebub.
DWAJ DIABŁY
No, i cóż?
BELZEBUB
Zwierzyny mi nie płosz.
DIABEŁ I
Ale gdy zaśnie łotr,
Do mnie należy sen?
BELZEBUB
Jak ujrzy noc i żar,
Srogość i mnogość kar,
Zlęknie się naszych scen;
Przypomni jutro sen,
Może poprawić się,
Jeszcze daleko zgon.
DIABEŁ II
wyciągając szpony
Pozwól zabawić się —
Co ty o niego drżysz,
Gdy poprawi się on,
Ja każę święcić się
I wezmę w ręce krzyż.
BELZEBUB
Jak zbyt nastraszysz raz,
Gotów przypomnieć sen,
Gotów oszukać nas,
Wypuścisz ptaka z rąk.
DIABEŁ I
pokazując sennego
Ależ braciszek ten,
Ten mój najmilszy syn,
Będzież on spał bez mąk?
Nie chcesz? — ja męczę sam.
BELZEBUB
Łotrze, a znasz mój czyn[79]?
Od cara zwierzchność mam!
DIABEŁ I
Pardon — cóż każesz Waść?
BELZEBUB
Możesz na duszę wpaść,
Możesz ją w pychę wzdąć,
A potem w hańbę pchnąć,
Możesz w pogardzie wlec
I szyderstwami siec,
Ale o piekle cyt!
My lećmy — fit, fit, fit.
odlatuje
DIABEŁ I
Więc ja za duszę cap;
Aha, łajdaku, drżysz!
DIABEŁ II
Tylko ją bierz do łap
Lekko, jak kotek mysz.
WIDZENIE SENATORA
SENATOR
przez sen
Pismo! — to dla mnie — reskrypt Jego Carskiej Mości!
Własnoręczny, — ha! ha! ha! — rubli sto tysięcy.
Order! — gdzie — lokaj, przypnij — tu. Tytuł książęcy!
A! — a! — Wielki Marszałku; a! — pękną z zazdrości:
przewraca się
Do Cesarza! — przedpokój — oni wszyscy stoją;
Nienawidzą mnie wszyscy, kłaniają się, boją.
Marszałek — Grand Contrôleur[80] — ledwie poznasz, w masce.
Ach, jakie lube szemrania,
Dokoła lube szemrania:
Senator w łasce, w łasce, w łasce, w łasce, w łasce.
Ach, niech umrę, niech umrę śród tego szemrania,
Jak śród nałożnic moich łaskotania!
Każdy się kłania,
Jestem duszą zebrania.
Patrzą na mnie, zazdroszczą — nos w górę zadzieram:
O rozkoszy! umieram, z rozkoszy umieram!
przewraca się
Cesarz! — Jego Imperatorska Mość — a! Cesarz wchodzi,
A! — co? — nie patrzy! zmarszczył brwi — spojrzał ukosem?
Ach! — Najjaśniejszy Panie — ach! — nie mogę głosem —
Głos mi zamarł — ach, dreszcz, pot, — ach! dreszcz ziębi, chłodzi. —
Ach, Marszałek! — co? do mnie odwraca się tyłem.
Tyłem, a! senatory, dworskie urzędniki!
Ach, umieram, umarłem, pochowany, zgniłem,
I toczą mię robaki, szyderstwa, żarciki.
Uciekają ode mnie. Ha! jak pusto! głucho.
Szambelan szelma, szelma! patrz, wyszczyrza zęby —
Dbrum — ten uśmiech jak pająk wleciał mi do gęby.
spluwa
Jaki dźwięk! — to kalambur — o brzydka mucho;
opędza koło nosa
Lata mi koło nosa
Jak osa,
I epigramy, żarciki, przytyki,
Te szmery, — ach, to świerszcze wlazły mi w ucho:
Moje ucho, moje ucho!
wytrząsa palcem ucho
Jaki szmer — kamerjunkry świszczą jak puszczyki,
Damy ogonem skrzeczą jak grzechotniki,
Jaki okropny szmer! śmiechy! wrzaski:
Senator wypadł z łaski, z łaski! z łaski, z łaski.
pada z łóżka na ziemią
DIABŁY
zstępują widomie
Teraz duszę ze zmysłów wydrzem, jak z okucia
Psa złego; lecz nie całkiem, nałożym kaganiec,
Na wpół zostawim w ciele, by nie tracił czucia;
Drugą połowę wleczmy aż na świata kraniec,
Gdzie się doczesność kończy, a wieczność zaczyna,
Gdzie z sumnieniem graniczy piekielna kraina;
I złe psisko uwiążem tam, na pograniczu:
Tam pracuj, ręko moja, tam świstaj, mój biczu.
Nim trzeci kur zapieje, musim z tej męczarni
Wrócić zmordowanego, skalanego ducha;
Znowu przykuć do zmysłów jako do łańcucha,
I znowu w ciele zamknąć jako w brudnej psiarni.
SCENA VII. SALON WARSZAWSKI
Kilku wielkich Urzędników, kilku wielkich Literatów, kilka Dam wielkiego tonu, kilku Jenerałów i Sztabsoficerow; wszyscy incognito piją herbatę przy stoliku — bliżej drzwi kilku Młodych ludzi i dwóch Starych Polaków. Stojący rozmawiają z żywością — towarzystwo stolikowe mówi po francusku, przy drzwiach po polsku
PRZY DRZWIACH
ZENON NIEMOJEWSKI
do Adolfa
To i u was na Litwie toż samo się dzieje?
ADOLF
Ach, u nas gorzej jeszcze, u nas krew się leje!
NIEMOJEWSKI
Krew?
ADOLF
Nie na polu bitwy, lecz pod ręką kata,
Nie od miecza, lecz tylko od pałki i bata.
Rozmawiają ciszej
PRZY STOLIKU
HRABIA
To bal był taki świetny, i wojskowych wiele?
FRANCUZ
Ja słyszałem, że było pusto jak w kościele.
DAMA
Owszem, pełno —
HRABIA
I świetny?
DAMA
O tym mówić długo.
KAMERJUNKIER
Służono najniezgrabniej, choć z liczną usługą;
Nie miałem szklanki wina, ułamku pasztetu,
Tak zawalono całe wniście do bufetu.
DAMA I
W sali tańców zgoła nic nie ugrupowano,
Jak na raucie angielskim po nogach deptano.
DAMA II
Bo to był tylko jeden z prywatnych wieczorów.
SZAMBELAN
Przepraszam, bal proszony — mam dotąd bilety.
wyjmuje inwitacje[81] i pokazuje, wszyscy przekonywają się
DAMA I
Tym gorzej; pomieszano grupy, toalety,
Nie można było zgoła ocenić ubiorów.
DAMA II
Odtąd jak Nowosilcow wyjechał z Warszawy,
Nikt nie umie gustownie urządzić zabawy:
Nie widziałam pięknego balu ani razu.
On umiał ugrupować bal na kształt obrazu;
Słychać między mężczyznami śmiech
DAMA I
Śmiejcie się, Państwo, mówcie, co się wam podoba,
A była to potrzebna w Warszawie osoba.
PRZY DRZWIACH
JEDEN Z MŁODYCH
Cichowski uwolniony?
ADOLF
Ja znam Cichowskiego.
Właśnie byłem, chciałem się dowiedzieć od niego,
Żeby między naszymi na Litwie rozgłosić.
ZENON NIEMOJEWSKI
My powinniśmy z sobą łączyć się i znosić;
Inaczej, rozdzieleni, wszyscy zginiem marnie.
gadają ciszej
MŁODA DAMA
przy nich stojąca
A jakie on okropne wytrzymał męczarnie!
rozmawiają
PRZY STOLIKU
JENERAŁ
do Literata
Ale przeczytaj wreszcie — dajże się uprosić.
LITERAT
Ja nie umiem na pamięć.
JENERAŁ
Zwykłeś z sobą nosić.
Masz przy sobie pod frakiem — a — widzę okładki:
Damy chcą słyszeć.
LITERAT
Damy? — a! — to literatki.
Więcej wierszy francuskich na pamięć umieją
Niźli ja.
JENERAŁ
idzie mówiąc z Damami
Tylko niechaj Panie się nie śmieją.
DAMA
Macie robić lekturę? — przepraszam — choć umiem
Po polsku, ale polskich wierszy nie rozumiem.
JENERAŁ
do Oficera
Ma racyję po części, bo nudne po trochu.
pokazuje na Literata
Opiewa tysiąc wierszy o sadzeniu grochu.
do Literata
Czytajże, jeśli ciebie nie będziem słuchali —
To patrz —
pokazując na drugiego Literata
ten nam gazeciarz swe rymy wypali.
Śliczna byłaby wszystkim słuchaczom przysługa.
Patrz, jak się on zaprasza, jak śmieje się, mruga;
I usta już otworzył jak zdechłą ostrygę,
I oko zwrócił wielkie i słodkie jak figę.
LITERAT
do siebie
Wychodzą —
do Jenerała
Długie wiersze, ja bym piersi strudził.
JENERAŁ
do Oficera
Dobrze, że nie chce czytać, boby nas zanudził.
MŁODA DAMA
oddzielając się od grupy młodszej, ode drzwi, do stolika
A to jest rzecz okropna — słuchajcie, Panowie!
do Adolfa
Niechaj Pan tym Ichmościom o Cichowskim powie.
OFICER WYŻSZY
Cichowski wypuszczony?
HRABIA
Przesiedział lat tyle
W więzieniu —
SZAMBELAN
Ja myśliłem, że leżał w mogile.
do siebie
O takich rzeczach słuchać nie bardzo bezpiecznie,
A wyjść w środku powieści byłoby niegrzecznie.
wychodzi
HRABIA
Wypuszczony? — to dziwna.
ADOLF
Nie znaleźli winy.
MISTRZ CEREMONII
Któż tu mówi o winach; — są inne przyczyny —
Kto długo był w więzieniu, widział, słyszał wiele —
A rząd ma swe widoki, ma głębokie cele,
Które musi ukrywać. — To jest rzecz rządowa —
Tajniki polityczne — myśl gabinetowa.
To się tak wszędzie dzieje — są tajniki stanu —
Ale Pan z Litwy, — a! a! — to jest dziwno Panu.
Panowie na wsi, to tak chcecie o cesarstwie
Wiedzieć wszystko, jak gdyby o swym gospodarstwie.
uśmiecha się
KAMERJUNKIER
Pan z Litwy, i po polsku? nie pojmuję wcale —
Ja myśliłem, że w Litwie to wszystko Moskale.
O Litwie, dalibógże! mniej wiem niż o Chinach —
Constitutionnel coś raz pisał o Litwinach,
Ale w innych gazetach francuskich ni słowa.
PANNA
do Adolfa
Niech Pan opowie, — to rzecz ważna, narodowa.
STARY POLAK
Znałem starych Cichowskich, uczciwa rodzina;
Oni są z Galicyi. Słyszałem, że syna
Wzięli i zamorzyli: — mój krewny daleki!
Nie widziałem go dawno, — o ludzie! o wieki!
Trzy pokolenia przeszły, jak nas przemoc dręczy;
Męczyła ojców naszych, — dzieci, wnuków męczy!
ADOLF
Wszyscy zbliżają się i słuchają
Znałem go będąc dzieckiem; — był on wtenczas młody,
Żywy, dowcipny, wesół i sławny z urody;
Był duszą towarzystwa; gdzie się tylko zjawił.
Wszystkich opowiadaniem i żartami bawił;
Lubił dzieci, i często brał mię na kolana,
U dzieci miał on tytuł «wesołego pana».
Pamiętam włosy jego, — nieraz ręce moje
Plątałem w jasnych włosów kędzierzawe zwoje.
Wzrok pamiętam, — musiał być wesoły, niewinny,
Bo kiedy patrzył na nas, zdawał się dziecinny;
I patrząc na nas, wabił nas do swej źrenicy,
Patrząc nań, myśleliśmy, żeśmy rówiennicy.
On wtenczas miał się żenić; — pomnę, że przynosił
Dzieciom dary swej przyszłej i na ślub nas prosił.
Potem długo nie przyszedł, i mówiono w domu,
Że nie wiedzieć gdzie zniknął, umknął po kryjomu,
Szuka rząd, ale śladu dotąd nie wytropił, —
Na koniec powiedziano: zabił się, utopił.
Policyja dowodem stwierdziła domysły,
Znaleziono płaszcz jego nad brzegami Wisły;
Przyniesiono płaszcz żonie — poznała — on zginął;
Trupa nie znaleziono — i tak rok przeminął.
Dlaczegóż on się zabił? — pytano, badano,
Żałowano, płakano; wreszcie — zapomniano.
I minęło dwa lata. Jednego wieczora
Więźniów do Belwederu wiedziono z klasztora.
Wieczór ciemny i dżdżysty; — nie wiem, czy przypadkiem,
Czy umyślnie ktoś był tej procesyi świadkiem;
Może jeden z odważnych warszawskich młodzieńców,
Którzy śledzą pobytu i nazwiska jeńców:
Warty stały w ulicach, głucho było w mieście —
Wtem ktoś zza muru krzyknął: «Więźnie, kto jesteście?»
Sto ozwało się imion; — śród nich dosłyszano
Jego imię, i żonie nazajutrz znać dano.
Pisała i latała, prosiła, błagała,
Lecz prócz tego imienia — nic nie posłyszała.
I znowu lat trzy przeszło bez śladu, bez wieści.
Lecz nie wiedzieć kto szerzył w Warszawie powieści,
Że on żyje, że męczą, że przyznać się wzbrania
I że dotąd nie złożył żadnego wyznania;
Że mu przez wiele nocy spać nie dozwolano,
Że karmiono śledziami i pić nie dawano;
Że pojono opijum, nasyłano strachy,
Larwy; że łaskotano w podeszwy, pod pachy —
Lecz wkrótce innych wzięto, o innych zaczęli
Mówić; żona płakała, wszyscy zapomnieli.
Aż niedawno przed domem żony w nocy dzwonią —
Otworzono: Oficer i żandarm pod bronią,
I więzień. — On — każą dać pióra i papieru;
Podpisać, że wrócony żywy z Belwederu.
Wzięli podpis, i palcem pogroziwszy: «Jeśli
Wydasz…» — i nie skończyli; jak weszli, odeszli.
To on był. — Biegę widzieć, przyjaciel ostrzega:
«Nie idź dzisiaj, bo spotkasz pod wrotami szpiega».
Idę nazajutrz, w progu policejskie draby;
Idę w tydzień, on sam mię nie przyjmuje, słaby.
Aż niedawno za miastem w pojeździe spotkałem —
Powiedziano, że to on, bo go nie poznałem.
Utył, ale to była okropna otyłość:
Wydęła go zła strawa i powietrza zgniłość;
Policzki mu nabrzmiały, pożółkły i zbladły,
W czole zmarszczki pół wieku, włosy wszystkie spadły.
Witam, on mię nie poznał, nie chciał mówić do mnie,
Mówię, kto jestem, patrzy na mnie bezprzytomnie.
Gdym dawnej znajomości szczegóły powiadał,
Wtenczas on oczy we mnie utopił i badał.
Ach! wszystko, co przecierpiał w swych męczarniach dziennych,
I wszystko, co przemyślił w swych nocach bezsennych,
Wszystko poznałem w jednej chwili z jego oka;
Bo na tym oku była straszliwa powłoka.
Źrenice miał podobne do kawałków szklanych,
Które zostają w oknach więzień kratowanych,
Których barwa jest szara jak tkanka pajęcza,
A które, patrząc z boku, świecą się jak tęcza:
I widać w nich rdzę krwawą, iskry, ciemne plamy,
Ale ich okiem na wskroś przebić nie zdołamy:
Straciły przezroczystość, lecz widać po wierzchu,
Że leżały w wilgoci, w pustkach, w ziemi, w zmierzchu.
W miesiąc poszedłem znowu, myśliłem, że zdoła
Rozpatrzyć się na świecie i pamięć przywoła.
Lecz tyle tysięcy dni był pod śledztwa próbą,
Tyle tysięcy nocy rozmawiał sam z sobą,
Tyle lat go badały mękami tyrany,
Tyle lat otaczały słuch mające ściany;
A całą jego było obroną — milczenie,
A całym jego były towarzystwem — cienie;
Że już się nie udało wesołemu miastu
Zgładzić w miesiąc naukę tych lat kilkunastu.
Słońce zda mu się szpiegiem, dzień donosicielem,
Domowi[82] jego strażą, gość nieprzyjacielem.
Jeśli do jego domu przyjdzie kto nawiedzić,
Na klamki trzask on myśli zaraz: idą śledzić;
Odwraca się i głowę na ręku opiera,
Zdaje się, że przytomność, moc umysłu zbiera:
Ścina usta, by słowa same nie wypadły,
Oczy spuszcza, by szpiegi z oczu co nie zgadły.
Pytany, myśląc zawsze, że jest w swym więzieniu,
Ucieka w głąb pokoju i tam pada w cieniu,
Krzycząc zawsze dwa słowa: «Nic nie wiem, nie powiem!»
I te dwa słowa — jego stały się przysłowiem;
I długo przed nim płacze na kolanach żona
I dziecko, nim on bojaźń i wstręt swój pokona.
Przeszłą niewolę lubią opiewać więźniowie;
Myśliłem, że on ją nam najlepiej opowie,
Wyda na jaw spod ziemi i spod straży zbirów
Dzieje swe, dzieje wszystkich Polski bohatyrów: —
Bo teraz Polska żyje, kwitnie w ziemi cieniach,
Jej dzieje na Sybirze, w twierdzach i więzieniach.
I cóż on na pytania moje odpowiedział?
Że o swoich cierpieniach sam już nic nie wiedział,
Nie pomniał. — Jego pamięć zapisana cała
Jak księga herkulańska pod ziemią spróchniała:
Sam autor zmartwychwstały nie umie w niej czytać,
Rzekł tylko: «Będą o to Pana Boga pytać,
On to wszystko zapisał, wszystko mnie opowie».
Adolf łzy ociera
Długie milczenie
DAMA MŁODA
do Literata
Czemu to o tym pisać nie chcecie, Panowie?
HRABIA
Niech to stary Niemcewicz w pamiętniki wsadzi:
On tam, słyszałem, różne szpargały gromadzi.
LITERAT I
To historyja!
LITERAT II
Straszna.
KAMERJUNKIER
Dalbóg, wyśmienita.
LITERAT I
Takich dziejów słuchają, lecz kto je przeczyta?
I proszę, jak opiewać spółczesne wypadki;
Zamiast mitologiji są naoczne świadki.
Potem, jest to wyraźny, święty przepis sztuki,
Że należy poetom czekać — aż — aż —
JEDEN Z MŁODZIEŻY
Póki? —
Wieleż lat czekać trzeba, nim się przedmiot świeży
Jak figa ucukruje, jak tytuń uleży?
LITERAT I
Nie ma wyraźnych reguł.
LITERAT II
Ze sto lat.
LITERAT I
To mało!
LITERAT III
Tysiąc, parę tysięcy —
LITERAT IV
A mnie by się zdało,
Że to wcale nie szkodzi, że przedmiot jest nowy,
Szkoda tylko, że nie jest polski, narodowy.
Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi; —
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki.
Trzody, cienie — Sławianie, my lubim sielanki.
LITERAT I
Spodziewam się, że Panu przez myśl nie przejedzie,
Aby napisać wierszem, że ktoś jadał śledzie.
Ja mówię, że poezji nie ma bez poloru,
A polor być nie może tam, gdzie nie ma dworu:
Dwór to sądzi o smaku, piękności i sławie;
Ach, ginie Polska! dworu nie mamy w Warszawie.
MISTRZ CEREMONII
Nie ma dworu! — a to mię dziwi niepomału,
Przecież ja jestem mistrzem ceremonijału.
HRABIA
cicho do Mistrza
Gdybyś Namiestnikowi wyrzekł za mną słówko,
Moja żona byłaby pierwszą pokojówką.
głośno
Ale próżno, nie dla nas wysokie urzędy!
Arystokracja tylko ma u dworu względy.
DRUGI HRABIA
niedawno kreowany[83] z mieszczan
Arystokracja zawsze swobód jest podporą,
Niech państwo przykład z Wielkiej Brytaniji biorą.
Zaczyna się kłótnia polityczna — młodzież wychodzi
PIERWSZY Z MŁODYCH
A łotry! — o, to kija!
A *** G ***
O, to stryczka, haku!
Ja bym im dwór pokazał, nauczyłbym smaku.
N***
Patrzcie, cóż my tu poczniem, patrzcie, przyjaciele,
Otóż to jacy stoją na narodu czele.
WYSOCKI
Powiedz raczej: na wierzchu. Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.
odchodzą
SCENA VIII. PAN SENATOR
W Wilnie — sala przedpokojowa; na prawo drzwi do sali komisji śledczej, gdzie prowadzą więźniów i widać ogromne pliki papierów — w głębi drzwi do pokojów Senatora, gdzie słychać muzykę — czas po obiedzie — u okna siedzi Sekretarz nad papierami; dalej nieco na lewo stolik, gdzie grają w wiska — Nowosilcow pije kawę; koło niego szambelan Bajkow, Pelikan i jeden Doktor — u drzwi warta i kilku Lokajów nieruchomych
SENATOR
do Szambelana
Diable! quelle corvée![84] — przecież po obiedzie.
La princesse[85] nas z[a]wiodła i dziś nie przyjedzie.
Zresztą, en fait des dames[86], stare, albo głupie: —
Gadać, imaginez-vous[87], o sprawach przy supie[88]!
Je jure[89], tych patryjotków nie mieć à ma table,
Avec leur franc parler et leur ton détestable.
Figurez-vous[90] — ja gadam o strojach, kasynie,
A moja kompanija o ojcu, o synie: —
«On stary, on zbyt młody, Panie Senatorze,
On kozy znieść nie może, Panie Senatorze,
On prosi spowiednika, on chce widzieć żonę,
On…» — Que sais-je![91] — piękny dyskurs[92] w obiady proszone.
Il y a de quoi[93] oszaleć, muszę skończyć sprawę
I uciec z tego Wilna w kochaną Warszawę[94].
Monseigneur[95] mnie napisał de revenir bientôt[96],
On się beze mnie nudzi, a ja z tą hołotą —
Je n'en puis plus[97] —
DOKTOR
podchodząc
Mówiłem właśnie, Jaśnie Panie,
Że ledwie rzecz zaczęta, i sprawa w tym stanie,
W jakim jest chory, kiedy lekarz go nawiedzi
I zrobi anagnosin[98]. Mnóstwo uczniów siedzi,
Tyle było śledzenia, żadnego dowodu;
Jeszcześmy nie trafili w samo jądro wrzodu.
Cóż odkryto? wierszyki! ce sont de maux légers,
Ce sont, można powiedzieć, accidents passagers[99];
Ale osnowa spisku dotąd jest tajemną,
I…
SENATOR
z urazą
Tajemną? — to, widzę, Panu w oczach ciemno!
I nie dziw, po obiedzie — więc, signor Dottore,
Adio, bona notte[100] — dzięki za perorę!
Tajemną! sam śledziłem i ma być tajemną?
I vous osez[101], Docteur, mówić tak przede mną?
Któż kiedy widział formalniejsze śledztwa?
pokazując papiery
Wyznania dobrowolne, skargi i świadectwa,
Wszystko jest, i tu cały spisek świętokradzki
Stoi spisany jasno jak ukaz senacki[102]. —
Tajemną! — za te nudy, owóż co mam w zysku.
DOKTOR
Jaśnie Panie, excusez[103], któż wątpi o spisku!
Właśnie mówią — że…
LOKAJ
Człowiek kupca Kanissyna
Czeka i jakiś Panu rejestr[104] przypomina.
SENATOR
Rejestr? jaki tam rejestr? — kto?
LOKAJ
Kupiec Kanissyn,
Co mu Pan przyjść rozkazał…
SENATOR
Idźże precz, sukisyn!
Widzisz, że ja zajęty.
DOKTOR
do Lokajów
A głupie bestyje!
Przychodzić — Pan Senator, widzisz, kawę pije.
SEKRETARZ
wstając od stolika
On powiada, że jeśli Pan zapłatę zwleka,
On zrobi proces.
SENATOR
Napisz grzecznie, niechaj czeka.
zamyśla się
A propos — ten Kanissyn — trzeba mu wziąć syna
Pod śledztwo — Oj, to ptaszek!
SEKRETARZ
To mały chłopczyna.
SENATOR
Oni wszyscy mali, ale patrz w ich serce; —
Najlepiej ogień zgasić, dopóki w iskierce.
SEKRETARZ
Syn Kanissyna w Moskwie.
SENATOR
W Moskwie? — a, voyez-vous[105],
Emisaryjusz klubów[106]. — Czas zabieżeć temu,
Wielki czas.
SEKRETARZ
On podobno u kadetów służy.
SENATOR
U kadetów? — voyez-vous, on tam wojsko burzy.
SEKRETARZ
Dzieckiem z Wilna wyjechał.
SENATOR
Oh! cet incendiaire[107],
Ma tu korespondentów.
do Sekretarza
Ce n'est pas ton affaire[108];
Rozumiesz! — Hej, dyżurny! — We dwadzieście cztery
Godzin wysłać kibitkę i zabrać papiery.
Zresztą ojciec lękać się nas nie ma przyczyny,
Jeśli syn dobrowolnie przyzna się do winy.
DOKTOR
Właśnie jak miałem honor mówić Jaśnie Panu,
Są tam ludzie różnego i wieku, i stanu; —
To najniebezpieczniejsze jest spisku symptoma,
A wszystkim rusza pewna sprężyna kryjoma,
Którą…
SENATOR
z urazą
Kryjoma?
DOKTOR
Mówię, tajemnie skrywana,
Odkryta dzięki przezorności Jaśnie Pana.
Senator odwraca się
do siebie
To szatan niecierpliwy, — z tym człowiekiem bieda!
Mam tyle ważnych rzeczy; wymówić mi nie da.
PELIKAN
do Senatora
Co Pan Senator każe z Rollisonem robić?
SENATOR
Jakim?
PELIKAN
Co to na śledztwie musiano go obić.
SENATOR
Eh bien?
[109]
PELIKAN
On zachorował.
SENATOR
Wieleż kijów dano?
PELIKAN
Byłem przy śledztwie, ale tam nie rachowano —
Pan Botwinko śledził go.
BAJKOW
Pan Botwinko; cha, cha —
O! nieprędko on kończy, gdy się raz rozmacha.
Ja zaręczam, że on go opatrzył nieszpetnie —
Parions[110], że mu wyliczył najmniej ze trzy setnie.
SENATOR
zadziwiony
Trois cents coups et vivant? trois cents coups, le coquin,
Trois cents coups sans mourir, — quel dos de jacobin!
[111]
Myśliłem, że w Rosyi la vertu cutanée
Surpasse tout — ten łotr ma une peau mieux tannée!
Je n'y conçois rien! — ha, ha, ha, ha, mon ami!
[112]
do grającego w wiska, który czeka na swego kompana
Polaki nam odbiorą nasz handel skórami.
Un honnête soldat en serait mort dix fois!
Quel rebelle![113] —
podchodzi do stolika
Dla Pana mam un homme de bois[114] —
Chłopiec drewniany; dał mu sam Botwinko kije.
Trzysta kijów dziecięciu — figurez-vous?[115] żyje!
do Pelikana
Nic nie wyznał?
PELIKAN
Prawie nic; — zęby tylko zaciął,
Krzyczy, że nie chce skarżyć niewinnych przyjaciół.
Ale z tych kilku słówek odkrywa się wiele —
Widać, że ci uczniowie — jego przyjaciele.
SENATOR
C'est juste[116]: jaki upór!
DOKTOR
Właśnie powiadałem
Jaśnie Panu, że młodzież zarażają szałem,
Ucząc ich głupstw: na przykład, starożytne dzieje!
Któż nie widzi, że młodzież od tego szaleje.
SENATOR
wesoło
Vous n'aimez pas l'histoire, — ha, ha, un satirique
Aurait dit, że boisz się devenir historique[117].
DOKTOR
I owszem, uczyć dziejów, niech się młodzież dowie,
Co robili królowie, wielcy ministrowie…
SENATOR
C'est juste.
DOKTOR
ucieszony
Właśnie mówię, widzi Pan Dobrodziéj,
Że jest sposób wykładać dzieje i dla młodzi.
Lecz po co zawsze prawić o republikanach.
Zawsze o Ateńczykach, Spartanach, Rzymianach.
PELIKAN
do jednego ze swoich towarzyszów, pokazując Doktora
Patrz, patrz, jak za nim łazi pochlebca przeklęty,
I wścibi się mu w łaskę — co to za wykręty!
podchodzi do Doktora
Ale cóż o tym mówić, czy to teraz pora;
Zważ no, czy można nudzić pana Senatora.
LOKAJ
do Senatora
Czy Pan rozkaże wpuścić te panie — kobiety —
Pan wie — co wysiadają tu co dzień z karety —
Jedna ślepa, a druga —
SENATOR
Ślepa? któż to ona?
LOKAJ
Pani Rollison
PELIKAN
Matka tego Rollisona.
LOKAJ
Co dzień tu są.
SENATOR
Odprawić było —
DOKTOR
Z Panem Bogiem!
LOKAJ
Odprawiamy, lecz siada i skwierczy pod progiem.
Kazaliśmy brać w areszt, — ze ślepą kobiétą
Trudno iść, lud się skupił, żołnierza wybito.
Czy mam wpuścić?
SENATOR
E! rady sobie dać nie umiesz —
Wpuścić, tylko aż do pół schodów — czy rozumiesz?
A potem ją sprowadzić — aż w dół — o tak tęgo;
z gestem
Żeby nas nie nudziła więcej swą włóczęgą.
Drugi Lokaj wchodzi i oddaje list Bajkowowi
No, czegóż stoisz, pójdźże —
BAJKOW
Elle porte une lettre[118].
oddaje list
SENATOR
Któż by to za nią pisał[119]?
BAJKOW
La princesse peut-être[120].
SENATOR
czyta
Księżna! skąd jej to przyszło? na kark mi ją wpycha.
Avec quelle chaleur![121] — Wpuścić ją, do licha.
Wchodzą dwie Damy i Ksiądz Piotr
PELIKAN
do Bajkowa
To stara czarownica, mère de ce fripon[122].
SENATOR
grzecznie
Witam, witam, któraż z pań jest pani Rollison?
P. ROLLISON
z płaczem
— Ja — mój syn! Panie Dobrodzieju…
SENATOR
Proszę — chwilę,
Pani masz list, a po cóż przyszło tu Pań tyle?
DRUGA DAMA
Nas dwie.
SENATOR
do Drugiej
I po cóż Panią mam tu honor witać?
DRUGA
Pani Rollison trudno drogi się dopytać,
Nie widzi. —
SENATOR
Ha! nie widzi — a to wącha może?
Bo co dzień do mnie trafia.
DRUGA
Ja tu ją przywożę,
Ona sama i stara, i nie bardzo zdrowa.
P. ROLLISONOWA
Na Boga…!
SENATOR
Cicho.
do Drugiej
Pani któż jesteś?
DRUGA
Kmitowa.
SENATOR
Lepiej siedź w domu i miej o synach staranie,
Jest na nich podejrzenie.
KMITOWA
bladnąc
Jak to, jak to? Panie!
Senator śmieje się
P. ROLLISONOWA
Panie! litość — ja wdowa! Panie Senatorze!
Słyszałam, że zabili — czyż można, mój Boże!
Moje dziecko! — Ksiądz mówi, że on jeszcze żyje;
Ale go biją, Panie! któż dzieci tak bije! —
Jego zbito — zlituj się — po katowsku zbito.
płacze
SENATOR
Gdzie? kogo? — gadaj przecie po ludzku, kobiéto.
P. ROLLISONOWA
Kogo? ach, dziecko moje! Mój Panie — ja wdowa —
Ach, wieleż to lat, póki człek dziecko wychowa!
Mój Jaś już drugich uczył; niech Pan wszystkich spyta,
Jak on uczył się dobrze. — Ja biedna kobiéta!
On mnie żywił ze swego szczupłego dochodu —
Ślepa, on był mnie okiem — Panie, umrę z głodu.
SENATOR
Kto poplótł, że go bili, nie wyjdzie na sucho.
Kto mówił?
P. ROLLISONOWA
Kto mnie mówił? ja mam matki ucho.
Ja ślepa; teraz w uchu cała moja dusza,
Dusza matki. — Wiedli go wczora do ratusza;
Słyszałam —
SENATOR
Wpuszczono ją?
P. ROLLISONOWA
Wypchnęli mię z progu
I z bramy, i z dziedzińca. Siadłam tam na rogu,
Pod murem; — mury grube, — przyłożyłam ucho —
Tam siedziałam od rana. — W północ, w mieście głucho,
Słucham — w północ, tam z muru — nie, nie zwodzę siebie;
Słyszałam go, słyszałam, jak Pan Bóg na niebie;
Ja głos jego słyszałam uszami własnemi —
Cichy, jakby spod ziemi, jak ze środka ziemi. —
I mój słuch wszedł w głąb muru, daleko, głęboko;
Słyszałam, męczono go —
SENATOR
Jak w gorączce bredzi!
Ale tam, moja Pani, wielu innych siedzi?
P. ROLLISONOWA
Jak to? — czyż to nie był głos mojego dziecięcia?
Niema owca pozna głos swojego jagnięcia
Śród najliczniejszej trzody — ach, to był głos taki! —
Ach, dobry Panie, żebyś słyszał raz głos taki,
Ty byś już nigdy w życiu spokojnie nie zasnął!
SENATOR
Syn Pani zdrów być musi, gdy tak głośno wrzasnął.
P. ROLLISONOWA
pada na kolana
Jeśli masz ludzkie serce…
Otwierają się drzwi od sali — słychać muzykę, — wbiega Panna ubrana jak na bal
PANNA
Monsieur le Sénateur —
Oh! je vous interromps, on va chanter le choeur
De «Don Juan»; et puis le concerto de Herz…
[123]
SENATOR
Herz! choeur! tu także była mowa około serc[124].
Vous venez à propos, vous belle comme un coeur.
Moment sentimental! il pleut ici des coeurs[125].
do Bajkowa
Żeby le grand-duc Michel[126] ten kalambur wiedział,
Ma foi[127], to już bym dawno w radzie państwa siedział.
do Panny
J'y suis — dans un moment[128].
P. ROLLISONOWA
Panie, nie rzucaj nas
W rozpaczy, ja nie puszczę —
chwyta za suknię
PANNA
Faites-lui donc grâce!
[129]
SENATOR
Diable m'emporte[130], jeśli wiem, czego chce ta jędza.
P. ROLLISONOWA
Chcę widzieć syna.
SENATOR
z przyciskiem
Cesarz nie pozwala.
KS. PIOTR
Księdza!
P. ROLLISONOWA
Księdza przynajmniej poszlij, syn mój prosi księdza.
Może kona; — gdy ciebie płacz matki nie wzruszy,
Bój się Boga, dręcz ciało, ale nie gub duszy.
SENATOR
C'est drôle[131]; — kto te po mieście wszystkie plotki nosi,
Kto WaćPani powiedział, że on księdza prosi?
P. ROLLISONOWA
pokazując Księdza Piotra
Ten ksiądz poczciwy mówił; on tygodni tyle
Biega, błaga, lecz nie chcą wpuścić i na chwilę.
Spytaj księdza, on powie…
SENATOR
patrząc bystro na Księdza
To on wie? — poczciwy! —
No zgoda, zgoda, — dobrze, — Cesarz sprawiedliwy;
Cesarz księży nie wzbrania, owszem sam posyła,
Aby do moralności młodzież powróciła.
Nikt jak ja religiji nie ceni, nie lubi —
wzdycha
Ach, ach, brak moralności, to, to młodzież gubi.
Eh bien[132], żegnam więc Panie.
P. ROLLISONOWA
do Panny
Ach, Panienko droga!
Wstaw się ty jeszcze za mną, ach, na rany Boga!
Mój syn mały; — rok siedzi o chlebie i wodzie,
W zimnym, ciemnym więzieniu, bez odzieży, w chłodzie.
PANNA
Est-il possible?
[133]
SENATOR
w ambarasie[134]
Jak to, jak to? on rok siedział?
Jak to, imaginez-vous[135] — jam o tym nie wiedział!
do Pelikana
Słuchaj, trzeba tę sprawę najpierwej rozpatrzyć,
Jeśli to prawda, uszy komisarzom natrzyć.
do Rollisonowej
Soyez tranquille[136], przyjdź tu o siódmej godzinie.
P. KMITOWA
Nie płacz tak, pan Senator nie wie o twym synie,
Jak się dowie, obaczysz, może oswobodzi.
P. ROLLISONOWA
uradowana
Nie wie? — chce wiedzieć? o, niech mu Pan Bóg nagrodzi.
Ja to zawsze mówiłam ludziom: — być nie może
Tak okrutny, jak mówią, on stworzenie boże,
On człowiek, jego matka mlekiem wykarmiła —
Ludzie śmieli się; widzisz, jam prawdę mówiła.
do Senatora
Tyś nie wiedział! — te łotry wszystko tobie tają.
Wierz mi, Panie, tyś łotrów otoczony zgrają;
Nie ich pytaj, nas pytaj, my wszystko powiemy,
Całą prawdę —
SENATOR
śmiejąc się
No dobrze, o tym pomówiemy,
Dziś nie mam czasu, adieu[137]. — Księżnej powiedz, Pani,
Że co można, to wszystko każę zrobić dla niej.
grzecznie
Adieu, Madame Kmit, adieu — co mogę, to zrobię.
do Księdza Piotra
Waść, księże, zostań, parę słów mam szepnąć tobie.
do Panny
J'y suis dans un moment[138].
Wszyscy odchodzą prócz dawnych osób
SENATOR
po pauzie do Lokajów
A szelmy, łajdaki!
Łotry, stoicie przy drzwiach i porządek taki?
Skórę wam zedrę, szelmy, służby was nauczę:
do jednego Lokaja
Słuchaj — ty idź za babą —
do Pelikana
Nie, Panu poruczę.
Skoro wyjdzie od Księżnej, daj jej pozwolenie
Widzieć syna i prowadź aż tam — tam, w więzienie,
Potem osobno zamknij, — tak, na cztery klucze.
C'en est trop[139] — a łajdaki, służby was nauczę!
rzuca się na krzesło
LOKAJ
ze drżeniem
Pan kazał wpuścić —
SENATOR
schwytując się
Co? co? — ty śmiesz, ty! mnie gadać?
Toś wyuczył się w Polsce panu odpowiadać.
Stój, stój, ja cię oduczę. — Wieść go do kwatery
Policmejstra — sto kijów i tygodnie cztery
Na chleb i wodę —
PELIKAN
Niech Pan Senator uważy,
Iż mimo tajemnicy i czujności straży
O biciu Rollisona niechętne osoby
Wieść roznoszą, i może wynajdą sposoby
Oczernić przed Cesarzem nasze czyste chęci,
Jeśli się temu śledztwu prędko łeb nie skręci.
DOKTOR
Właśnie ja rozmyślałem nad tym, Jaśnie Panie.
Rollison od dni wielu cierpi pomieszanie;
Chce sobie życie odjąć, do okien się rzuca,
A okna są zamknięte…
PELIKAN
On chory na płuca;
Nie należy w zamknionym powietrzu go morzyć;
Rozkażę mu więc okna natychmiast otworzyć.
Mieszka na trzecim piętrze — powietrza użyje[140]…
SENATOR
roztargniony
Wpuszczać mi na kark babę, gdy ja kawę piję;
Nie dadzą chwili —
DOKTOR
Właśnie mówię, Jaśnie Panie,
Że potrzeba mieć większe o zdrowiu staranie.
Po obiedzie, mówiłem zawsze, niechaj Pan te
Sprawy odłoży na czas: — ça mine la santé[141].
SENATOR
spokojnie
Eh, mon Docteur[142], przed wszystkim służba i porządek
Potem, to owszem dobrze na słaby żołądek;
To żółć porusza, a żółć fait la digestion[143].
Po obiedzie, ja mógłbym voir donner la question[144],
Kiedy tak każe służba: — en prenant son café[145],
Wiesz co, to chwila właśnie widzieć auto-da-fé[146].
PELIKAN
odpychając Doktora
Jakże Pan z Rollisonem każe decydować?
Jeżeli on dziś jeszcze… umrze, to?…
SENATOR
Pochować;
I pozwalam, jeżeli zechcesz, balsamować.
A propos balsam, Bajkow! — tobie by się zdało
Trochę balsamu, bo masz takie trupie ciało,
A żenisz się. Czy wiecie, on ma narzeczoną;
Drzwi z lewej strony odmykają się — Lokaj wchodzi — Senator pokazując drzwi
Tę panienkę, tam patrzaj, białą i czerwoną.
Fi, pan młody, avec un teint si délabré[147],
Powinien byś brać ślub twój jak Tyber à Capré,
Nie pojmuję, jak oni mogli pannę zmusić
Pięknymi usteczkami słowo tak wykrztusić.
BAJKOW
Zmusić? — Parions, że ja z nią za rok się rozwiodę
I potem co rok będę brał żoneczki młode;
Bez przymusu; dość spojrzeć na tę lub na ową:
C'est beau[148] małej szlachciance być jenerałową.
Spytaj księdza, jeżeli zapłacze przy ślubie.
SENATOR
A propos księdza
do Księdza
pódź no, mój czarny cherubie!
Patrzcie, quelle figure! on ma l'air d'un poète[149] —
Czy ty widziałeś kiedy un regard aussi bête[150]?
Potrzeba go ożywić. — Masz rumu kieliszek.
KS. PIOTR
Nie piję.
SENATOR
No, kapłanie, pij!
KS. PIOTR
Jestem braciszek.
SENATOR
Braciszek czy stryjaszek, skądże to Waszeci
Wiedzieć, co po więzieniach robią cudze dzieci?
Czy to Waszeć chodziłeś z wieściami do matki?
KS. PIOTR
Ja.
SENATOR
do Sekretarza
Zapisz to wyznanie — a oto są świadki.
do Księdza
A skądżeś o tym wiedział? he? ptaszek nie lada!
Spostrzegł się, że notują, i nie odpowiada.
W jakim klasztorze bractwo twe?
KS. PIOTR
U bernardynów.
SENATOR
A u dominikanów pewnie masz kuzynów?
Bo u dominikanów ten Rollison siedział.
No gadajże, skąd ty wiesz, kto ci to powiedział?
Słyszysz! — ja tobie każę — nie szepc mi po cichu.
Ja w imieniu Cesarza każę; słyszysz, mnichu?
Mnichu! czy ty słyszałeś o ruskim batogu?
do Sekretarza
Zapisz, że milczał.
do Księdza
Wszak ty służysz Panu Bogu —
Znasz ty teologiją — słuchaj, teologu.
Wiesz ty, że wszelka władza od Boga pochodzi,
Gdy władza każe mówić, milczeć się nie godzi.
Ksiądz milczy
A czy wiesz, mnichu, że ja mógłbym cię powiesić,
I obaczym, czy przeor potrafi cię wskrzesić.
KS. PIOTR
Jeśli kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha;
Bóg czasem daje władzę w ręce złego ducha.
SENATOR
Jeżeli cię powieszę, a Cesarz się dowie,
Żem zrobił nieformalnie, a wiesz, co on powie?
«Ej, Senatorze, widzę, że się już ty bisisz».
A ty, mnichu, tymczasem jak wisisz, tak wisisz.
Pódź no bliżej, ostatni raz cię będę badał:
Wyznaj, kto tobie o tym biciu rozpowiadał?
He? — milczysz — już od Boga ty się nie dowiedział —
Kto mówił? — co? — Bóg? — anioł? — diabeł?
KS. PIOTR
Tyś powiedział.
SENATOR
obruszony
«Tyś?» — mnie mówić: tyś? — tyś, — ha, mnich!
DOKTOR
Ha, kapcanie!
Mówi się Panu: Jaśnie Oświecony Panie.
do Pelikana
Naucz go tam, jak mówić; ten mnich widzę z chlewa;
Daj mu tak —
pokazuje ręką
PELIKAN
daje Księdzu policzek
Widzisz, ośle, Senator się gniewa.
KSIĄDZ
do Doktora
Panie, odpuść mu, Panie; on nie wie, co zrobił!
Ach, bracie, tą złą radą tyś sam się już dobił.
Dziś ty staniesz przed Bogiem.
SENATOR
Co to?
BAJKOW
On błaznuje.
Daj mu jeszcze raz w papę, niech nam prorokuje.
daje mu szczutkę[151]
KS. PIOTR
Bracie, i ty poszedłeś za jego przykładem!
Policzone dni twoje, pójdziesz jego śladem.
SENATOR
Hej, posłać po Botwinkę! zatrzymać tu klechę —
Ja sam będę przy śledztwie, będziem mieć uciechę.
Obaczym, czy on będzie milczał tak upornie.
Ktoś go namówił.
DOKTOR
Właśnie przedstawiam pokornie,
To jest rzecz umówiona, i te wszystkie spiski
Kieruje, jak wiem pewnie, Książę Czartoryski;
SENATOR
schwytuje się za krzesła
Que me dites-vous là, mon cher, o Książęciu?
Impossible[152] —
do siebie
kto wie? — eh! — śledztwo lat dziesięciu,
Nim się Książę wyplącze, jeśli ja go splątam.
do Doktora
Skądże wiesz?
DOKTOR
Dawno, czynnie, sprawą się zaprzątam.
SENATOR
I Pan mnie nie mówiłeś?
DOKTOR
Jaśnie Pan nie słuchał;
Ja mówiłem, że ktoś to ten pożar rozdmuchał.
SENATOR
Ktoś! ktoś! ale czy Książę?
DOKTOR
Mam ślad oczywisty,
Mam doniesienia, skargi i przejęte listy.
SENATOR
Listy Księcia?
DOKTOR
Przynajmniej jest mowa o Księciu
W tych listach i o całym jego przedsięwzięciu,
I wielu profesorów — a głównym ogniskiem
Jest Lelewel. On tajnie kieruje tym spiskiem.
SENATOR
do siebie
Ach, gdyby jaki dowód! choćby podejrzenie,
Ślad dowodu, cień śladu, choćby cieniów cienie!
Nieraz już mi o uszy obiła się mowa:
«To Czartoryski wyniósł tak Nowosilcowa».
Obaczym teraz, kto z nas będzie mógł się chwalić,
Czy ten, co umiał wynieść, czy ten, co obalić.
do Doktora
Pójdź — que je vous embrasse[153] — a! a! to rzecz inna,
Ja wraz zgadnąłem, że to sprawa nie dziecinna:
Ja wraz zgadnąłem, że to jest Książęcia sztuka.
DOKTOR
poufale
I Pan zgadnął? — zje diabła, kto Pana oszuka.
SENATOR
poważnie
Choć ja wiem o tym wszystkim, Panie Radco Stanu,
Jeśli odkryć dowody udało się Panu,
Ecoutez[154], daję Panu senatorskie słowo,
Naprzód pensyję roczną powiększę połową
I tę skargę za dziesięć lat służby policzę,
Potem może starostwo, dobra kanonicze,
Order — kto wie, nasz Cesarz wspaniale opłaca,
Ja go sam będę prosił, — już to moja praca.
DOKTOR
Mnie też to kosztowało niemało zabiegów;
Ze szczupłej mojej płacy opłacałem szpiegów;
A wszystko z gorliwości o dobro Cesarza.
SENATOR
biorąc go pod rękę
Mon cher, idź zaraz, weźmij mego sekretarza.
Wziąć te wszystkie papiery i opieczętować;
do Doktora
Wieczorem będziem wszystko razem trutynować[155].
do siebie
Ja pracowałem, śledztwo prowadziłem całe,
A on z tego odkrycia miałby zysk i chwałę!
zamyśla się
do Sekretarza w ucho
Przyaresztuj Doktora razem z papierami.
do Bajkowa, który wchodzi
To ważna sprawa, musim zatrudnić się sami.
Doktor wymknął się z pewnym słówkiem nieumyślnie,
Zbadałem go, a śledztwo ostatek wyciśnie.
Pelikan, widząc względy Senatora, odprowadza Doktora i kłania mu się nisko
DOKTOR
do siebie
Niedawno mię odpychał — ho, ho, Pelikanie!
I ja go zepchnę, i tak, że już nie powstanie.
do Senatora
Zaraz wracam.
SENATOR
niedbale
O ósmej ja wyjeżdżam z miasta.
DOKTOR
patrząc na zegarek
Co to? na mym zegarku godzina dwunasta?
SENATOR
Już piąta.
DOKTOR
Co, już piąta? — ledwie oczom wierzę.
Mój indeks[156] na dwunastej, na samym numerze
Stanął i na dwunastej sam indeksu nosek;
Żeby choć o sekundę ruszył, choć o włosek!
KS. PIOTR
Bracie, i twój już zegar stanął i nie ruszy
Do drugiego południa. — Bracie, myśl o duszy.
DOKTOR
Czego ty chcesz?
PELIKAN
Proroctwo tobie jakieś burczy.
Patrz, jak mu oczy błyszczą, istny wzrok jaszczurczy!
KS. PIOTR
Bracie, Pan Bóg różnymi znakami ostrzega.
PELIKAN
Ten braciszek coś bardzo wygląda na szpiega —
Otwierają się drzwi z lewej strony, wchodzi mnóstwo dam wystrojonych, urzędników, gości, — za nimi muzyka
P. GUBERNATOROWA
Czy można?
P. SOWIETNIKOWA
C'est indigne!
[157]
P. JENERAŁOWA
Ah! mon cher Sénateur,
Czekamy, posyłamy!
P. SOWIETNIKOWA
Vraiment, c'est un malheur[158].
WSZYSTKIE
razem
Wreszcie przyszłyśmy szukać.
SENATOR
Cóż to? — jaka gala!
DAMA
I tu możemy tańczyć, dość obszerna sala.
stają i szykują się do tańca
SENATOR
Pardon, mille pardons, j'étais très occupé:
Que vois-je, un menuet? parfaitement groupé!
Cela m'a rappelé les jours de ma jeunesse!
[159]
KSIĘŻNA
Ce n'est qu'une surprise[160].
SENATOR
Est-ce vous, ma déesse!
Que j'aime cette danse, une surprise? ah! dieux!
[161]
KSIĘŻNA
Vous danserez, j'espère[162].
SENATOR
Certes, et de mon mieux[163].
Muzyka gra menueta z «Don Juana» — z lewej strony stoją czynownicy, czyli urzędnicy i urzędniczki — z prawej kilku z młodzieży, kilku młodych oficerów rosyjskich, kilku starych ubranych po polsku i kilka młodych dam. — Na środku menuet. Senator tańczy z narzeczoną Bajkowa; Bajkow z Księżną
BAL
SCENA ŚPIEWANA
Z PRAWEJ STRONY
DAMA
Patrz, patrz starego, jak się wije,
Jak sapie, oby skręcił szyję.
do Senatora
Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan!
na stronę
Il crévera dans l'instant[164].
MŁODY CZŁOWIEK
Patrz, jak on łasi się i liże,
Wczora mordował, tańczy dziś;
Patrz, patrz, jak on oczyma strzyże,
Skacze jak w klatce ryś.
DAMA
Wczora mordował i katował,
I tyle krwi niewinnej wylał;
Patrz, dzisiaj on pazury schował
I będzie się przymilał.
Z LEWEJ STRONY
KOLLESKI REGESTRATOR
do Sowietnika[165]
Tańczy Senator, czy widzicie,
Ej, Sowietniku, pódźmy w tan.
SOWIETNIK
Uważaj, czy to przyzwoicie,
Byś ze mną tańczył Pan.
REGESTRATOR
Ale tu znajdziem kilka dam.
SOWIETNIK
A nie o to idzie rzecz;
Ja sobie wolę tańczyć sam
Niż z tobą — pódźże precz.
REGESTRATOR
Skądże to?
SOWIETNIK
Jestem sowietnikiem.
REGESTRATOR
Ja jestem oficerski syn.
SOWIETNIK
Mój Panie, ja nie tańczę z nikim,
Kto ma tak niski czyn.
do Pułkownika
Pódź, Pułkowniku, pódźże w taniec,
Widzisz, że tańczy sam Senator.
PUŁKOWNIK
Jaki tam gadał oszarpaniec?
pokazując Regestratora
SOWIETNIK
Kolleski Regestrator!
PUŁKOWNIK
Ta szuja[166], istne jakubiny!
DAMA
do Senatora
Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan.
SOWIETNIK
z gniewem
Jak tu pomieszały się czyny!
DAMA
Il crévera dans l'instant.
LEWA STRONA
chórem
DAMY
Ah! quelle beauté, quelle grâce!
[167]
MĘŻCZYŹNI
Jaka to świetność, przepych jaki!
PRAWA STRONA
chórem
MĘŻCZYŹNI
Ach, łotry, szelmy, ach, łajdaki!
Żeby ich piorun trzasł.
SENATOR
tańcząc, do Gubernatorowej
Chcę zrobić znajomość Starosty,
On piękną żonę, córkę ma;
Ale zazdrosny —
GUBERNATOR
biegąc za Senatorem
To człek prosty;
Niech Pan to na nas zda.
podchodzi do Starosty
A żona Pańska?
STAROSTA
W domu siedzi.
GUBERNATOR
A córki?
STAROSTA
Jedną tylko mam.
GUBERNATOROWA
I córka balu nie odwiedzi?
STAROSTA
Nie!
GUBERNATOROWA
Pan tu sam?
STAROSTA
Ja sam.
GUBERNATOR
I żona nie zna Senatora?
STAROSTA
Dla siebie tylko żonę mam.
GUBERNATOROWA
Chciałam wziąć córkę Pańską wczora.
STAROSTA
Usłużność Pani znam.
GUBERNATOR
Tu w menuecie para zbywa,
Senator potrzebuje dam.
STAROSTA
Moja córka w parach nie bywa,
Jej parę znajdę sam.
GUBERNATOROWA
Mówiono, że tańczy i grywa,
Senator chciał zaprosić sam.
STAROSTA
Widzę, że pan Senator wzywa
Na raz po kilka dam.
LEWA STRONA
chórem
Jaka muzyka, jaki śpiew.
Jak pięknie meblowany dom.
PRAWA STRONA
chórem
Te szelmy z rana piją krew,
A po obiedzie rom.
SOWIETNIK
pokazując Senatora
Drze ich, to prawda, lecz zaprasza,
Takiemu dać się drzeć nie żal.
STAROSTA
Po turmach[168] siedzi młodzież nasza,
Nam każą iść na bal[169].
OFICER ROSYJSKI
do Bestużewa
Nie dziw, że nas tu przeklinają,
Wszak to już mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
Samych łajdaków stek.
STUDENT
do Oficera
Patrz, jak się Bajkow, Bajkow rucha,
Co to za mina, co za ruch!
Skacze jak po śmieciach ropucha,
Patrz, patrz, jak nadął brzuch.
Wyszczerzył zęby, nazbyt łyknął,
Patrz, jak otwiera gębę on,
Słuchaj, ach, słuchaj, Bajkow ryknął.
Bajkow nuci
do Bajkowa
Mon Général, quelle chanson[170]!
BAJKOW
śpiewa pieśń Beranżera[171]
Quel honneur, quel bonheur!
Ah! monsieur le sénateur!
Je suis votre humble serviteur[172], etc. etc.
STUDENT
Général, ce sont vos paroles?
BAJKOW
Oui.
STUDENT
Je vous en fais compliment.
JEDEN Z OFICERÓW
śmiejąc się
Ces couplets sont vraiment fort drôles,
Quel ton satirique et plaisant!
MŁODY CZŁOWIEK
Pour votre muse sans rivale
Je vous ferais académicien[173].
BAJKOW
w ucho, — pokazując Księżną
Senator dziś będzie rogal.
SENATOR
w ucho, — pokazując narzeczoną Bajkowa
Va, va, je te coifferai bien[174].
PANNA
tańcząc, do Matki
Nazbyt ohydni, nazbyt starzy.
MATKA
z prawej strony
Jeśli ci zbrzydnął, to go rzuć.
SOWIETNIKOWA
z prawej strony
Jak mojej córeczce do twarzy.
STAROSTA
Jak od nich rumem czuć.
SOWIETNIKOWA DRUGA
do córki stojącej obok
Tylko, Zosieńku, podnieś wzrok.
Może Senator cię obaczy.
STAROSTA
Jeżeli o mnie się zahaczy,
Dam rękojeścią
biorąc za karabelą
— w bok
LEWA STRONA
chórem
Ach, jaka świetność, przepych jaki!
Ah, quelle beauté, quelle grâce!
PRAWA STRONA
Ach, szelmy, łotry, ach, łajdaki!
Żeby ich piorun trzasł.
Z PRAWEJ STRONY MIĘDZY MŁODZIEŻĄ
JUSTYN POL
do Bestużewa, pokazując na Senatora
Chcę mu scyzoryk mój w brzuch wsadzić
Lub zamalować w pysk.
BESTUŻEW
Cóż stąd, jednego łotra zgładzić
Lub obić, co za zysk?
Oni wyszukają przyczyny,
By uniwersytety znieść,
Krzyknąć, że ucznie jakubiny,
I waszą młodzież zjeść.
JUSTYN POL
Lecz on zapłaci za męczarnie,
Za tyle krwi i łez.
BESTUŻEW
Cesarz ma u nas liczne psiarnie,
Cóż, że ten zdechnie pies.
POL
Nóż świerzbi w ręku, pozwól ubić.
BESTUŻEW
Ostrzegam jeszcze raz!
POL
Pozwól przynajmniej go wyczubić.
BESTUŻEW
A zgubić wszystkich was.
POL
Ach, szelmy, łotry, ach, zbrodniarze!
BESTUŻEW
Muszę ciebie wywieść za próg.
POL
Czyż go to za nas nikt nie skarze?
Nikt się nie pomści?
odchodzą ku drzwiom
KS. PIOTR
— Bóg!
Nagle muzyka się zmienia i gra arią Komandora
TAŃCZĄCY
Co to jest? — co to?
GOŚCIE
Jaka muzyka ponura!
JEDEN
patrząc w okna
Jak ciemno, patrz no, jaka zebrała się chmura.
zamyka okno — słychać z dala grzmot
SENATOR
Cóż to? Czemu nie grają?
DYREKTOR MUZYKI
Zmylili się.
SENATOR
Pałki!
DYREKTOR
Bo to miano grać różne z opery kawałki,
Oni nie zrozumieli, i stąd zamieszanie.
SENATOR
No, no, no — arrangez donc[175] — no, panowie — panie.
Słychać krzyk wielki za drzwiami
PANI ROLLISON
za drzwiami, okropnym głosem
Puszczaj mię! Puszczaj.
SEKRETARZ
Ślepa!
LOKAJ
strwożony
Widzi — patrz, jak sadzi
Po schodach, zatrzymajcie!
DRUDZY LOKAJE
Kto jej co poradzi!
PANI ROLLISON
Ja go znajdę tu, tego pijaka, tyrana!
LOKAJ
chce zatrzymać — ona obala jednego z nich
A! patrz, jak obaliła — a! a! opętana.
uciekają
PANI ROLLISON
Gdzie ty! — znajdę cię, mozgi[176] na bruku rozbiję —
Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie żyje!
Wyrzucili go oknem — czy ty masz sumnienie?
Syna mego tam z góry, na bruk, na kamienie.
Ha, ty pijaku stary, zbryzgany krwią tylu
Niewiniątek, pódź! — gdzie ty, gdzie ty, krokodylu?
Ja ciebie tu rozedrę, jak mój Jaś, na sztuki. —
Syn! wyrzucili z okna, z klasztoru, na bruki.
Me dziecię, mój jedynak! mój ojciec-żywiciel —
A ten żyje, i Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel!
KS. PIOTR
Nie bluźń, kobieto; syn twój zraniony, lecz żyje.
PANI ROLLISON
Żyje? syn żyje? czyje to są słowa, czyje?
Czy to prawda, mój księże? — Ja zaraz pobiegłam —
«Spadł» krzyczą, — biegę — wzięli — i zwłok nie dostrzegłam:
Zwłok mego jedynaka. — Ja biedna sierota!
Zwłok syna nie widziałam. Widzisz — ta ślepota!
Lecz krew na bruku czułam — przez Boga żywego
Tu czuję — krew tę samą, tu krew syna mego,
Tu jest ktoś krwią zbryzgany — tu, tu jest kat jego!
Idzie prosto do Senatora — Senator umyka się — Pani Rollison pada zemdlona na ziemię — Ks. Piotr podchodzi do niej ze Starostą — słychać uderzenie piorunu
WSZYSCY
zlęknieni
Słowo stało się ciałem! — To tu!
INNI
Tu! Tu!
KS. PIOTR
Nie tu.
JEDEN
patrząc w okno
Jak blisko — w sam róg domu uniwersytetu.
SENATOR
podchodzi do okna
Okna Doktora!
KTOŚ Z WIDZÓW
Słyszysz w domu krzyk kobiéty?
KTOŚ NA ULICY
śmiejąc się
Cha — cha — cha — diabli wzięli.
Pelikan wbiega zmieszany
SENATOR
Nasz Doktor?
PELIKAN
Zabity
Od piorunu. Fenomen ten godzien rozbiorów:
Około domu stało dziesięć konduktorów[177],
A piorun go w ostatnim pokoju wytropił,
Nic nie zepsuł i tylko ruble srebrne stopił,
Srebro leżało w biurku, tuż u głów Doktora,
I zapewne służyło dziś za konduktora.
STAROSTA
Ruble rosyjskie, widzę, bardzo niebezpieczne.
SENATOR
do Dam
Panie zmieszały taniec — jak Panie niegrzeczne.
widząc, te ratują Panią Rollison
Wynieście ją, wynieście — pomóc tej kobiecie.
Wynieście ją.
KS. PIOTR
Do syna?
SENATOR
Wynieście, gdzie chcecie.
KS. PIOTR
Syn jej jeszcze nie umarł, on jeszcze oddycha,
Pozwól mnie iść do niego.
SENATOR
Idź, gdzie chcesz, do licha!
do siebie
Doktor zabity, ach! ach! ach! c'est inconcevable![178]
Ten ksiądz mu przepowiedział — ah! ah! ah! c'est diable![179]
do kompanii
No i cóż w tym strasznego? — wiosną idą chmury,
Z chmury piorun wypada: — taki bieg natury.
SOWIETNIKOWA
do męża
Już gadajcie, co chcecie, a strach zawsze strachem.
Ja nie chcę dłużej z wami być pod jednym dachem;
Mówiłam: mężu, nie leź do tych spraw dziecinnych —
Pókiś knutował Żydów, chociaż i niewinnych,
Milczałam — ale dzieci; — a widzisz Doktora?
SOWIETNIK
Głupia jesteś.
SOWIETNIKOWA
Do domu wracam, jestem chora.
Słychać znowu grzmot — wszyscy uciekają; naprzód lewa, potem prawa strona. — Zostaje Senator, Pelikan, Ks. Piotr
SENATOR
patrząc za uciekającymi
Przeklęty Doktor! żyjąc nudził mię do mdłości,
A jak zdechł, patrzaj, jeszcze rozpędza mi gości.
do Pelikana
Voyez, jak ten ksiądz patrzy — voyez, quel oeil hagard[180];
To jest dziwny przypadek, un singulier hasard[181].
Powiedz no, mój księżuniu, czy znasz jakie czary,
Skąd przewidziałeś piorun? — może boskie kary?
Ksiądz milczy
Prawdę mówiąc, ten Doktor troszeczkę przewinił,
Prawdę mówiąc, ten Doktor nad powinność czynił.
On aurait fort à dire[182] — kto wie, są przestrogi —
Mój Boże, czemu prostej nie trzymać się drogi!
No i cóż, księże? — milczy!… milczy i zwiesił nos.
Ale go puszczę wolno: — on dirait bien des choses[183]!…
zamyśla się
PELIKAN
Cha! cha! cha! jeśli śledztwo jest niebezpieczeństwem,
Toć by nas przecie piorun zaszczycił pierwszeństwem.
KS. PIOTR
Opowiem wam dwie dawne, ale pełne treści…
SENATOR
ciekawy
O piorunie? — Doktorze? — mów!
KS. PIOTR
— dwie przypowieści.
Onego czasu w upał przyszli ludzie różni
Zasnąć pod cieniem muru; byli to podróżni.
Między nimi był zbójca, a gdy inni spali,
Anioł Pański zbudził go: «Wstań, bo mur się wali».
On zbójca był ze wszystkich innych najzłośliwszy:
Wstał, a mur inne pobił. On ręce złożywszy
Bogu dziękował, że mu ocalono zdrowie.
A Pański anioł stanął przed nim i tak powie:
«Ty najwięcej zgrzeszyłeś! kary nie wyminiesz,
Lecz ostatni najgłośniej, najhaniebniej zginiesz».
A druga powieść taka. — Za czasu dawnego,
Pewny wódz rzymski pobił króla potężnego;
I kazał na śmierć zabić wszystkie niewolniki,
Wszystkie rotmistrze pułków i wszystkie setniki.
Ale króla samego przy życiu zostawił,
Tudzież starosty, tudzież pułkowniki zbawił. —
I mówili do siebie głupi więźnie owi:
«Będziem żyć, podziękujmy za życie wodzowi».
Aż jeden żołnierz rzymski, co im posługował,
Rzekł im: «Zaprawdę wódz was przy życiu zachował;
Bo was przykuje przy swym tryumfalnym wozie
I będzie oprowadzał po całym obozie,
I do miasta powiedzie; bo wy z tych jesteście,
Których wodzą po Rzymie, onym sławnym mieście,
Aby lud rzymski krzyknął: Patrzcie, co wódz zrobił,
On takie króle, takie pułkowniki pobił.
Potem, gdy was w łańcuchach złotych oprowadzi,
Odda was w ręce kata, a kat was osadzi
Na głębokie, podziemne i ciemne wygnanie,
Kędy będzie płacz wieczny i zębów zgrzytanie».
Tak mówił żołnierz rzymski; — do żołnierza tego
Król gromiąc rzekł: «Twe słowa są słowa głupiego,
Czyś ty kiedy na ucztach z twoim wodzem siedział,
Ażebyś jego rady, jego myśli wiedział?»
Zgromiwszy, pił i śmiał się z swymi współwięźniami,
Ze swymi hetmanami i pułkownikami.
SENATOR
znudzony
Il bat la campagne[184]… Księże, gdzie chcesz, ruszaj sobie.
Jeśli cię jeszcze złowię, tak skórę oskrobię,
Że cię potem nie pozna twa matka rodzona
I będziesz mi wyglądał jak syn Rollisona.
Senator odchodzi do swoich pokojów z Pelikanem. Ks. Piotr idzie ku drzwiom i spotyka Konrada, który, prowadzony na śledztwo od dwóch żołnierzy, ujrzawszy Księdza wstrzymuje się i patrzy nań długo
KONRAD
Dziwna rzecz, nie widziałem nigdy tej postaci,
A znam go, jak jednego z mych rodzonych braci.
Czy to we śnie! — tak, we śnie, teraz przypomniałem,
Taż sama twarz, te oczy, we śnie go widziałem.
On to, zdało się, że mię wyrywał z otchłani.
do Księdza
Mój księże, choć jesteśmy mało sobie znani,
Przynajmniej ksiądz mię nie znasz: przyjmij dziękczynienie
Za łaskę, którą tylko zna moje sumienie.
Drodzy są i widziani we śnie przyjaciele,
Gdy prawdziwych na jawie widzim tak niewiele.
Weź, proszę, ten pierścionek, przedaj; daj połowę
Ubogim, drugą na mszę za dusze czyscowe;
Wiem, co cierpią, jeżeli czyściec jest niewolą;
Mnie, kto wie, czy już kiedy słuchać mszy pozwolą.
KS. PIOTR
Pozwolą — Za pierścionek ja ci dam przestrogę.
Ty pojedziesz w daleką, nieznajomą drogę;
Będziesz w wielkich, bogatych i rozumnych tłumie,
Szukaj męża, co więcej niźli oni umie;
Poznasz, bo cię powita pierwszy w Imię Boże.
Słuchaj, co powie…
KONRAD
wpatrując się
Cóż to? tyżeś?… czy być może?
Stój na chwilę… dla Boga…
KS. PIOTR
Bywaj zdrów! nie mogę.
KONRAD
Jedno słowo…
ŻOŁNIERZ
Nie wolno! każdy w swoję drogę. —
SCENA IX. NOC DZIADÓW
Opodal widać kaplicę — smętarz — Guślarz i Kobieta w żałobie
GUŚLARZ
Już idą w cerkiew gromady
I wkrótce zaczną się Dziady,
Iść nam pora, już noc głucha.
KOBIETA
Ja tam nie pójdę, guślarzu,
Ja chcę zostać na smętarzu,
Chcę jednego widzieć ducha:
Tego, co przed laty wielu
Zjawił się po mym weselu,
Co pośród duchów gromady
Stanął nagle krwawy, blady,
I mnie dzikim okiem łowił,
I ani słowa nie mówił.
GUŚLARZ
On żył może, gdym go badał,
Dlatego nie odpowiadał.
Bo na duchów zgromadzenie,
W tajemniczą noc na Dziady,
Można wzywać żywych cienie.
Ciała będą u biesiady
Albo u gry, albo w boju,
I zostaną tam w pokoju;
Dusza zwana po imieniu
Objawia się w lekkim cieniu;
Lecz póki żyje, ust nie ma,
Stoi biała, głucha, niema.
KOBIETA
Cóż znaczyła w piersiach rana?
GUŚLARZ
Widać, że w duszę zadana.
KOBIETA
Ja tu sama zgubię drogę.
GUŚLARZ
Ja tu z tobą zostać mogę.
Tam beze mnie zrobią czary,
Jest tam inny guślarz stary. —
Czy słyszysz te śpiewy w dali?
Już się tam ludzie zebrali.
Pierwszą klątwę już zaklęli,
Klątwę wianka i kądzieli,
Wezwali powietrznych duchów.
Widzisz tych świateł tysiące,
Jakby gwiazdy spadające?
Ten ognistych ciąg łańcuchów?
To powietrznych roje duchów.
Patrz, już nad kaplicą świecą
Pod czarnym niebios obszarem,
Jak gołębie, kiedy lecą
W nocy nad miasta pożarem,
Gdy białymi skrzydeł puchy
Odbijając żar ogniska,
Ptastwo jak stado gwiazd błyska.
KOBIETA
On nie będzie z tymi duchy!
GUŚLARZ
Widzisz, blask z kaplicy bucha,
Teraz klęli ognia władzą;
Ciała w nocy złego ducha
Z pustyń, z mogił wyprowadzą.
Tędy będą ciągnąć duchy.
Poznasz go, jeśli pamiętasz,
Ukryj się ze mną w dąb suchy,
W ten dąb suchy i wygniły,
Tu się niegdyś wróżki kryły.
Już rusza się cały smętarz,
Rozwierają się mogiły,
Wybuchnął płomyk niebieski;
Podskakują w górę deski,
Wysuwają potępieńce
Blade głowy, długie ręce;
Widzisz oczy jak zarzewie,
Schowaj oczy, skryj się w drzewie.
Upiór z dala wzrokiem piecze,
Lecz guślarza nie urzecze.
Ha!
KOBIETA
Co widzisz?
GUŚLARZ
Trup to świeży!
W nie zgniłej jeszcze odzieży.
Dymem siarki trąci wkoło,
Czarne ma jak węgiel czoło.
Zamiast oczu — w jamach czaszki
Żarzą się dwie złote blaszki,
A w środku każdego kółka
Siedzi diablik, jak w źrenicy,
I wywraca wciąż koziołka,
Miga lotem błyskawicy.
Trup tu bieży, zębem zgrzyta,
Z ręki przelewa do ręki,
Jak gdyby z sita do sita,
Wrzące srebro — słyszysz jęki?
WIDMO
Gdzie kościół? — gdzie kościół — gdzie Boga lud chwali?
Gdzie kościół, ach, pokaż, człowiecze.
Ach, widzisz, jak we łbie ten dukat mię pali,
Jak srebro stopione dłoń piecze.
Ach, wylej, człowieku, dla biednej sieroty,
Dla więźnia jakiego, dla wdowy,
Ach, wylej mi z ręki żar srebrny i złoty,
I dukat ten wyłup mi z głowy.
Ty nie chcesz! ha, kruszec przelewać ja muszę
Aż kiedyś ten dzieci pożerca
Wyzionie łakomą, bezdenną swą duszę,
Ten kruszec mu wleję do serca.
A potem przez oczy, przez uszy wyleję
I znowu tym wleję korytem,
I będę tym trupem obracać jak sitem,
Naleję, wyleję, przesieję!
Ach, kiedyż przez niego ten kruszec przesieję!
Ach, czekać tak długo! — goreję! goreję!
ucieka
GUŚLARZ
Ha!
KOBIETA
Co widzisz?
GUŚLARZ
Ha, jak blisko!
Drugi wylazł, ku nam bieży,
Jakie obrzydłe trupisko!
Blade, tłuste, trup to świeży,
I strój świeży ma na ciele,
Ubrany jak na wesele;
I gad niedawno go toczy,
Ledwie mu wpół wygryzł oczy.
Od kaplicy w stronę skoczył,
Czart go uwiódł, czart zamroczył,
Nie puści go do kaplicy.
Czart przybrał postać dziewicy;
I na trupa rączką kiwa,
Okiem mruga, śmiechem wzywa;
Skacze ku niej trup zwiedziony,
Z grobu na grób, jak szalony.
I rękami, i nogami
Wije, jak wiatrak skrzydłami —
Już pada do jej uścisków;
Wtem spod nóg jego wytryska
Dziesięć długich, czarnych pysków;
Wyskakują czarne psiska,
Od nóg lubej go porwały
I targają na kawały,
Członki krwawym pyskiem trzęsą,
Po polu roznoszą mięso.
Psy zniknęły. — Nowe dziwo,
Każda część trupa jest żywą:
Wszystkie jak oddzielne trupy
Biegą zebrać się do kupy.
Głowa skacze jak ropucha
I nozdrzami ogień bucha;
Czołgają się piersi trupa
Jak wielka żółwia skorupa —
Już zrosła się głowa z ciałem,
Jak krokodyl bieży cwałem.
Oderwanej ręki palce
Drżą, wiją się jak padalce;
Dłoń za piasek chwyta, grzebie,
I ciągnie rękę do siebie,
I nogi się przyczołgały,
I znowu trup wstaje cały.
Znowu wabi ulubiona,
Znowu pada w jej ramiona,
Znowu go porwały czarty,
I znowu w sztuki rozdarty —
Ha! niech go więcej nie widzę!
KOBIETA
Tak się boisz?
GUŚLARZ
Tak się brzydzę!
Żółwie, padalce, ropuchy:
W jednym trupie tyle gadów!
KOBIETA
On nie będzie z tymi duchy!
GUŚLARZ
Wkrótce, wkrótce koniec Dziadów.
Słyszysz — trzeci kur już pieje;
Tam śpiewają ojców dzieje,
I rozchodzą się gromady.
KOBIETA
I nie przyszedł on na Dziady!
GUŚLARZ
Jeśli duch ten jeszcze w ciele,
Wymów teraz jego imię,
Ja na czarodziejskie ziele
W tajemniczym zaklnę rymie;
I duch ciało swe zostawi,
I przed tobą się objawi.
KOBIETA
Wymówiłam —
GUŚLARZ
On nie słucha —
Ja zakląłem.
KOBIETA
Nie ma ducha!
GUŚLARZ
O kobieto! twój kochanek
Albo zmienił ojców wiarę,
Albo zmienił imię stare.
Widzisz, już zbliża się ranek,
Gusła nasze moc straciły,
Nie pokaże się twój miły.
wychodzą z drzewa
Cóż to? cóż to! — patrz: z zachodu,
Tam od Giedymina grodu,
Śród gęstych kłębów zamieci
Kilkadziesiąt wozów leci,
Wszystkie lecą ku północy,
Lecą ile w koniach mocy.
Widzisz, jeden tam na przedzie.
W czarnym stroju —
KOBIETA
On!
GUŚLARZ
Tu jedzie.
KOBIETA
I znowu nazad zawrócił,
I tylko raz okiem rzucił,
Ach, raz tylko, — jakie oko!
GUŚLARZ
Pierś miał zbroczoną posoką,
Bo w tej piersi jest ran wiele:
Straszne cierpi on katusze,
Tysiąc mieczów miał on w ciele,
A wszystkie przeszły — aż w duszę.
Śmierć go chyba z ran uleczy.
KOBIETA
Któż weń wraził tyle mieczy?
GUŚLARZ
Narodu nieprzyjaciele.
KOBIETA
Jedną ranę miał na czole,
Jedną tylko i niewielką,
Zda się być czarną kropelką.
GUŚLARZ
Ta największe sprawia bole;
Jam ją widział, jam ją zbadał;
Tę ranę sam sobie zadał,
Śmierć z niej uleczyć nie może.
KOBIETA
Ach, ulecz go, wielki Boże!
Jan Sobolewski — rodem z Białegostoku, po ukończeniu Uniwersytetu Wileńskiego był nauczycielem w Krożach na Żmudzi. Wyrokiem carskim wcielony w r. 1824 do korpusu inżynierów, w jesieni 1829 r. zmarł w Archangielsku.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Cyprian Daszkiewicz — rodem z Podlasia (ur. 1803), uczeń szkół białostockich i Uniwersytetu Wileńskiego, prawnik i historyk, należał do filaretów: skazany na zesłanie do Rosji, przebywał od r. 1826 w Moskwie; tam zaprzyjaźnił się blisko z Mickiewiczem. Zmarł w Moskwie w grudniu 1829 r.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Feliks Kołakowski — rodem z Mozyrza, studiował filologię w Uniwersytecie Wileńskim, należał do filaretów, a zdaje się, i do filomatów. Obdarzony talentem poetyckim i lubiany przez kolegów. Zesłany do Rosji, oddał się studiom orientalistycznym w Kazaniu; zmarł w Petersburgu 1831 r.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Aleksander I (1777–1825) — od 1801 r. cesarz (car) Rosji z dynastii Romanowów, syn Pawła I, starszy brat księcia Konstantego (który zrzekł się praw dziedzicznych do tronu) oraz Mikołaja; po kongresie wiedeńskim (1815) król Polski; jego następcą był Mikołaj I. [przypis edytorski]
Nowosilcow, Nikołaj Nikołajewicz (1761–1838) — rosyjski hrabia (1833), polityk i urzędnik państwowy; w początkowych latach panowania cara Aleksandra I jego bliski współpracownik. Zastępca przewodniczącego Rady Najwyższej Tymczasowej Księstwa Warszawskiego, sprawujący nadzór nad policją w l. 1813–1815, i kontrolę nad skarbem od 1814 roku, przewodniczący Komitetu Wyższego Nadzoru Policyjnego, w 1815 roku członek Rządu Tymczasowego Królestwa Polskiego; l. 1832–1838 przewodniczący Rady Państwa i Komitetu Ministrów Imperium Rosyjskiego. Od 1824 pełnił funkcję kuratora wileńskiego okręgu szkolnego. Dla zaskarbienia sobie uznania cara i uzyskania nań wpływu, zainscenizował śledztwo do wykrycia (nieprawdziwych) spisków Filomatów i Filaretów w prowincjach zabranych. [przypis edytorski]
administracją (daw. forma) — dziś B.lp: administrację. [przypis edytorski]
Romanow, Konstanty Pawłowicz (ros. Константин Павлович Романов 1779–1831) — właśc. Konstantin Pawłowicz Holstein-Gottorp-Romanow, wielki książę rosyjski z dynastii Romanowów, drugi syn cesarza (cara) Pawła I i cesarzowej Marii Fiodorowny, brat cara Aleksandra I i cara Mikołaja I, następca tronu rosyjskiego w latach 1801–1823. W 1814 r. był naczelnym dowódcą wojsk polskich i faktycznym namiestnikiem cara w Polsce. W 1818 r. był deputowanym z cyrkułu VIII Warszawy na Sejm Królestwa Polskiego. Został naczelnym wodzem armii Królestwa Polskiego, pełniącym obowiązki gubernatora wojskowego Królestwa Polskiego, generał-inspektorem kawalerii rosyjskiej. Od 1819 r. sprawował funkcję głównodowodzącego armii czynnej nad guberniami: wileńską, grodzieńską, mińską, wołyńską, podolską i w obwodzie białostockim. W 1820 r. zostało unieważnione jego pierwsze małżeństwo, z księżną Juliane Henriette Ulrike von Sachsen-Coburg-Saalfeld (poślubioną w 1796 r. na żądanie Katarzyny II, jego babki), aby mógł poślubić polską hrabiankę Joannę Grudzińską. Z powodu małżeństwa z Grudzińską wielki książę Konstanty zrezygnował w 1823 r. z praw do tronu rosyjskiego, przysługujących mu po śmierci starszego brata; akt rezygnacji utrzymywany był w tajemnicy. Gdy po śmierci Aleksandra I w 1825 r. Mikołaj wysłał do brat wezwanie do wstąpienia na tron, tytułując go cesarzem Konstantym I, ten ponownie odmówił objęcia władzy w Rosji i pozostał w Warszawie. Formalnie od 27 listopada do 14 grudnia 1825 był cesarzem Rosji, o czym nie wiedzieli dekabryści, którzy wywołali w grudniu 1825 r. powstanie przeciwko Mikołajowi w obronie praw Konstantego do tronu. Następnie, w l. 1815–1830 Wielki Książę Konstanty był wodzem naczelnym Wojska Polskiego i faktycznym wielkorządcą Królestwa Polskiego; podlegały mu także garnizony wojsk rosyjskich w zachodnich guberniach Rosji. Zwalczał polskie ruchy wolnościowe, rozbudował siatkę tajnej policji rosyjskiej w Polsce. Choć był wielkim miłośnikiem polskiej armii, wprowadzony przez niego rygor i niepraktykowany w Polsce brak szacunku do oficerów budziły silny sprzeciw. W noc wybuchu powstania, 29 listopada 1830 r. jego osoba była głównym celem ataku spiskowców. Udało mu się uciec z Belwederu w kobiecym przebraniu, a następnie na czele korpusu rosyjskiego przedostać się do Rosji, gdzie wkrótce zmarł na cholerę (lub też wskutek otrucia). [przypis edytorski]
między młodzieżą uniwersytetu różne towarzystwa literackie — wśród wspomnianych towarzystw znajdowało się Towarzystwo Filomatyczne (pot. filomaci, tj. z gr.: miłośnicy nauki), tajne stowarzyszenie studentów i absolwentów Uniwersytetu Wileńskiego działające w l. 1817–1821, nast. bez nazwy do 1823 r., założone w celu samokształcenia i wzajemnej pomocy w nauce oraz ćwiczenia się w pisaniu; wokół Towarzystwa Filomatycznego utworzyła się sieć związków zależnych. kres istnieniu związku filomatów położyło śledztwo prowadzone przez kuratora Nikołaja Nowosilcowa w l. 1823–1824. Członkami założycielami Towarzystwa Filomatycznego byli: Józef Jeżowski (prezes), Erazm Poluszyński (wiceprezes i skarbnik), Tomasz Zan (sekretarz), Adam Mickiewicz, Onufry Pietraszkiewicz i Brunon Suchecki; całe towarzystwo liczyło ok. 20 członków (wśród nich m.in. Aleksander Chodźko, Jan Czeczot, Ignacy Domeyko, Józef Kowalewski, Franciszek Malewski, Jan Sobolewski). [przypis edytorski]
Kongres Wiedeński (1814–1815) — międzynarodowa konferencja dyplomatyczna, zwołana w celu odtworzenia europejskiego porządku politycznego po upadku cesarza Francuzów, Napoleona I Bonaparte. [przypis edytorski]
o co ich powołano — o co są oskarżeni. [przypis edytorski]
mina (daw.) — kopalnia. [przypis edytorski]
już (daw.) — czy to. [przypis edytorski]
Dwudziestu kilku, już nauczycieli, już uczniów uniwersytetu, wysłano na wieczne wygnanie w głąb Rosji (…) jednemu tylko dotąd udało się wydobyć się z Rosji — spośród skazanych w procesie filomatów jedyną osobą, której udało się wydostać z Rosji do roku 1832 (kiedy powstały Dziady zw. drezdeńskimi) był Adam Mickiewicz. W 1823 Mickiewicz, pracujący wówczas jako nauczyciel literatury, historii i prawa w Kownie, został aresztowany i uwięziony w klasztorze bazylianów w Wilnie (od jesieni 1823 do marca 1824), a następnie skazany za udział w tajnych młodzieżowych organizacjach na zesłanie w głąb Rosji na posadę nauczyciela z prawem wyboru miejsca pobytu. W latach 1824–1827 przebywał w Petersburgu, Odessie, Moskwie oraz na Krymie. W Moskwie został przypisany jako urzędnik generał-gubernatora Dmitrija Golicyna. Nauczał polskiego u kilku moskiewskich rodzin, wśród jego uczniów była poetka Karolina Jaenisch (zaręczył się z nią nawet w 1827 roku, lecz dwa lata później zerwał zaręczyny). W 1829 r. opuścił Rosję i udał się do Niemiec; podróżował później po Europie: Szwajcarii i Włoszech; podczas pobytu w Rzymie w 1831 r. dowiedział się o wybuchu powstania listopadowego, ruszył przez Genuę i Genewę do Paryża, następnie do Drezna, a stamtąd przyjechał do Wielkopolski, gdzie pozostał aż do upadku powstania, a następnie wrócił do Drezna, gdzie pozostał do 1832 roku i gdzie napisał Dziadów część III. [przypis edytorski]
w sprawie uczniów wileńskich było coś mistycznego i tajemniczego — obacz dzieło Leonarda Chodźki: Tableau de la Pologne ancienne et moderne. Małe pisemko drukowane w czasie rewolucji w Warszawie pod tytułem Nowosilcow w Wilnie, tudzież biografia Tomasza Zana w dykcjonarzach biograficznych i w dziele Józefa Straszewicza Les Polonais et les Polonaises. [przypis autorski]
Zan, Tomasz (1796–1855) — poeta, badacz minerałów i przyrodnik; od 1815 r. studiował na Cesarskim Uniwersytecie Wileńskim. Podczas egzaminów wstępnych poznał Adama Mickiewicza. Był współzałożycielem Towarzystwa Filomatów (1817 r.) i jego przewodniczącym na wydziale matematyczno-fizycznym, gdzie studiował, założycielem Związku Promienistych (1820 r.), prezesem Zgromadzenia Filaretów (1820–1823), członkiem Towarzystwa Szubrawców. W maju 1821 r. na zaproszenie Jana Chodźki został przyjęty do wileńskiej loży masońskiej „Szkoła Sokratesa”. Za działalność w tajnych stowarzyszeniach został skazany na rok ciężkiego więzienia w Orenburgu, a następnie na zesłanie, na którym przebywał od 1824 do 1837 r. W 1829 r. został asystentem Aleksandra von Humboldta, pod którego kierunkiem prowadził badania meteorologiczne. W Orenburgu wraz z Aleksandrem Chodźką założył muzeum historyczno-przyrodnicze z kolekcją eksponatów geologicznych. Odbywał podróże po Uralu i Kazachstanie, badając roślinność, klimat i geografię tych obszarów; odkrył pola złotonośne na wsch. stronie gór Uralu. W l. 1837–1841 pracował jako bibliotekarz w Instytucie Geologicznym w Petersburgu. W 1841 r. powrócił do Wilna, gdzie otrzymał posadę w Głównym Urzędzie Korpusu Inżynierów Górniczych. W roku 1847 kupił od Adolfa Dobrowolskiego majątek Kakowczyn, który przemianował na Kochaczyn; tam zmarł na zapalenie opon mózgowych w 1855 r., został pochowany w Smolanach k. Orszy. [przypis edytorski]
co naród polski teraz cierpi — Dziadów cz. III, tzw. Dziady drezdeńskie powstały 1832 r., po upadku powstania listopadowego; autor nadmienia tu o represjach popowstaniowych w zaborze rosyjskim. Akcja dramatu rozgrywa się natomiast w l. 1823–1824. [przypis edytorski]
Mat. R. X w. 17 — Mt 10, 17. [przypis edytorski]
w. 18 — Mt 10, 18. [przypis edytorski]
w. 22 — Mt 10, 22. [przypis edytorski]
wyobraźnią (daw. forma) — dziś B.lp: wyobraźnię. [przypis edytorski]
minstrel — wędrowny śpiewak. [przypis edytorski]
D. O. M. (łac. Deo Optimo Maximo) — Bogu Najlepszemu, Największemu; napis umieszczany na nagrobkach. [przypis edytorski]
Gustavus obiit M D CCC XXIII calendis novembris (łac.) — Gustaw zmarł 1 listopada 1823 r. [przypis edytorski]
hic natus est Conradus M D CCC XXIII calendis novembris (łac.) — tu narodził się Konrad 1 listopada 1823 r. [przypis edytorski]
runt — nocna inspekcja wart.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
dzieciństwo — tu: nic poważnego, głupstwo; nic, czym należy się przejmować. [przypis edytorski]
zacapić a. ucapić (daw.) — złapać. [przypis edytorski]
nowicjat — okres przygotowania do życia zakonnego; tu przen., iron.: o nowo przybyłym do więzienia. [przypis edytorski]
merynosy — rasa owiec. [przypis edytorski]
Myśląc, że już zajeżdża feldjeger ze dzwonkiem — Feldjegry, czyli strzelcy polni cesarscy, są rodzajem żandarmów: polują szczególnie na osoby rządowi podejrzane, jeżdżą pospolicie w kibitkach, to jest wózkach drewnianych bez resorów i żelaza, wąskich, płaskich i z przodu wyższych niż z tyłu. Byron wspomina o tych wozach w swoim Don Juanie. Feldjeger przybywa pospolicie w nocy, porywa podejrzaną osobę, nie mówiąc nigdy, gdzie ją powiezie. Kibitka opatrzona jest dzwonkiem pocztowym. Kto nie był w Litwie, z trudnością wystawi sobie przestrach, jaki panuje w każdym domie, u którego wrót odezwie się dzwonek pocztowy. [przypis autorski]
chiromanta — osoba potrafiąca wróżyć z linii papilarnych dłoni. [przypis edytorski]
infant (z fr.) — dziecko; najczęściej w ten sposób określano dziecko królewskie, następcę tronu, dlatego też słowo to użyte na określenie mającego się narodzić potomka jednego z więźniów, nadaje całej wypowiedzi charakter ironiczny. [przypis edytorski]
koza — więzienie. [przypis edytorski]
Pytał raz Litwin, nie wiem, diabła czy Pińczuka — Nazywa lud w Litwie Pińczukami obywateli błotnistych okolic Pińska. [przypis autorski]
Tylko łyknie powietrza i wnet się podchmieli — Więźniowie, którzy długo byli w zamknięciu, wychodząc na świeże powietrze doświadczają pewnego rodzaju upojenia. [przypis autorski]
dońcom — chodzi o kozaków zw. dońskimi (tereny ich osiedlenia w Imperium Rosyjskim leżały nad Donem na Ukrainie), którzy tworzyli doborową kawalerię wojska ros. [przypis edytorski]
caru — gwarowa (z ros.) forma wołacza: carze.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
W Litwie zły to znak płakać we dniu inkrutowin — Nazywają inkrutowinami uroczystość, którą gospodarz obchodzi, wnosząc się do nowego mieszkania. [przypis autorski]
niewidomy — niewidoczny.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
bajkę Goreckiego — poniżej Żegota przytacza treść bajki Diabeł i zboże Antoniego Goreckiego (1787–1861), poety i bajkopisarza, uczestnika kampanii napoleońskich, a następnie powstania listopadowego; z Mickiewiczem zaprzyjaźnił się już na emigracji, później jeszcze połączyły ich również więzy rodzinne (syn Goreckiego, Tadeusz, poślubił Marię Mickiewiczównę). [przypis edytorski]
z północą — z zasadami, którymi kieruje się mocarstwo północne, carat rosyjski.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
patent sodalisa — dokument członkostwa w sodalicji mariańskiej (por. łac. sodalicium, towarzystwo, bractwo, związek), tj. bractwa, którego członkowie oddają szczególną cześć Najświętszej Marii Pannie (pierwsze takie związki zaczęły powstawać w XVI w.). [przypis edytorski]
Vivat Polonus, unus defensor Mariae (łac.) — Niech żyje Polak, jedyny obrońca Marii. [przypis edytorski]
mina — (z fr.) kopalnia.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Paleń — hr. Piotr Pahlen (1746–1826) minister rosyjski, organizator spisku, który doprowadził do zamordowania cara Pawła I (1801).DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
szarfa dla cara — szarfą, stanowiącą dekorację munduru carskiego, udusili spiskowcy cara Pawła.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
księga sybillińska — wg legendy zawierała przepowiednie wieszczki Sybilli. [przypis edytorski]
szklanne… skrzydła — obrazowo w znaczeniu: teleskop.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
dusznych — duchowych. [przypis edytorski]
Głos z lewej strony — ducha złego, z prawej — anioła.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Partia obu głosów wykonywana jest jednocześnie. [przypis edytorski]
Partia obu głosów wykonywana jest jednocześnie (jak w poprzednim analogicznym przypadku). [przypis edytorski]
Partia obu głosów wykonywana jest jednocześnie (jak w poprzednim analogicznym przypadku). [przypis edytorski]
Partia obu głosów wykonywana jest jednocześnie (jak w poprzednim analogicznym przypadku). [przypis edytorski]
Sacrédieu! — przekleństwo francuskie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
To jest wielka choroba — wielką chorobą nazywano epilepsję. [przypis edytorski]
ochełznąć — okiełznać, poskromić. [przypis edytorski]
Exorciso (łac.) — zaklinam.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
wnik — wnyk, sidło, pułapka.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Parle-moi (…) rispondero Io — zły duch mówi różnymi językami: po francusku, niemiecku, angielsku i hiszpańsku. W przekładzie: Mów do mnie po francusku, biedny kapucynie! ja mogłem zapomnieć łaciny na wielkim świecie, ale ty jako święty powinieneś mieć dar języków. Może mówisz po niemiecku? Co tam mruczysz tak trwożnie? Co to jest? Panowie, ja odpowiem…DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Cest juste (…) te défie (fr.) — Słusznie, w tej grze gramy do spółki: on [Konrad] jest mędrzec, a ja z zawodu diabeł. Byłem jego nauczycielem i tym się chlubię. Umiesz może więcej niż my? Mów, wyzywam cię.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
da capo (włosk.) — od początku, na nowo.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Kreishauptmann — starosta. [przypis edytorski]
Landrat — naczelnik powiatu. [przypis edytorski]
In nomine (…) immunde (łac.) — w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Zaklinam cię, duchu nieczysty… — kościelna formuła egzorcyzmu.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Ewa — pierwowzorem postaci jest Henrietta Ewa Ankwiczówna, poznana przez Mickiewicza w Rzymie w 1829 r.; poświęcił jej wiele wierszy (Do H***, Do mego Cziczerona). Scena dzieje się w okolicach Lwowa, tj. w Galicji, w zaborze austriackim, skąd pochodziła rodzina Ankwiczów (ściśle z Machowej koło Tarnowa). [przypis edytorski]
Marcelina — pierwowzorem postaci jest Marcelina Łempicka, towarzyszka Henrietty Ankwiczówny w Rzymie w 1829 r.; poświęcił jej wiersz Do M. Ł.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
za nich — za ofiary procesu filareckiego.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Te piosenki — i ten szczegół biograficzny Konrada zaczerpnął poeta z własnego życia; możemy się domyślać, że dziewczęta rozmawiają o pierwszym tomiku Poezji Mickiewicza.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
za liście splećmy… za róże… — (prowinc.) jak liście… jak róże.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
równianki — w jednym ze znaczeń prowinc: bukieciki kwiatków lub: wianki.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
kwiaty pamiątek — niezapominajki.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
wniście — wejście, wzejście. [przypis edytorski]
puszcze — tu: pustynie. [przypis edytorski]
do żelaznej bramy — więzienia fortecznego.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
w te jamy — w podziemia kopalń.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Rakus — Austriak.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Borus — Prusak.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
a znasz mój czyn — Wyrazy czyn, czynownik, często są tu użyte w znaczeniu rosyjskim, dla Litwinów tylko zrozumiałe. W Rosji, ażeby nie być chłopem albo kupcem, słowem, aby mieć przywilej uwalniający od kary knuta, trzeba wejść w służbę rządową i pozyskać tak nazwaną klasę albo czyn. Służba dzieli się na czternaście klas; potrzeba kilka lat służby dla przejścia z jednej klasy w drugą. Są przepisane czynownikom różne egzamina, podobne do formalności zachowujących się w hierarchii mandaryńskiej w Chinach, skąd, zdaje się, że ten wyraz Mogołowie do Rosji przenieśli, a Piotr Pierwszy znaczenie tego wyrazu odgadnął i całą instytucją w duchu prawdziwie chińskim rozwinął. Czynownik często nie jest urzędnikiem, czeka tylko urzędu i starać się oń ma prawo. Każda klasa albo czyn odpowiada pewnej randze wojskowej, i tak: doktor filozofii albo medycyny liczy się w klasie ósmej i ma stopień majora, czyli asesora kolleskiego; stopień kapitański ma frejlina, czyli panna dworu cesarskiego; biskup lub archirej jest jenerałem. Między czynownikami wyższymi i niższymi stosunki uległości i posłuszeństwa przestrzegają się z równą prawie ścisłością jak w wojsku. [przypis autorski]
Grand Contrôleur (fr.) — Wielki Kontroler, kontroler państwowy, jedna z najwyższych godności w dawnej rosyjskiej hierarchii rządowej.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
inwitacje — zaproszenia.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
domowi — domownicy. [przypis edytorski]
kreowany — mianowany.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Diable! quelle corvée! (fr.) — do diabła! co za pańszczyzna! (w znaczeniu: ciężki obowiązek).DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
la princesse — księżna. Chodzi o księżnę Zubow, kochankę Nowosilcowa. Z domu Walentynowiczówna, Polka, gorszyła Wilno swym życiem rozwiązłym i uchodziła powszechnie za kochankę Nowosilcowa i Bajkowa.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
en fait des dames (fr.) — co do dam.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
imaginez-vous (fr.) — wyobraź pan sobie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
przy supie — przy zupie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Je jure (fr.) — przysięgam.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
à ma table (…) Figurez-vous (fr.) — u stołu, z ich obcesową mową i tonem nieznośnym. Wyobraź Pan sobie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Que sais-je! (fr.) — Czy ja wiem!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
dyskurs — rozmowa.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Il y a de quoi (fr.) — jest z czego.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
w (…) Warszawę — rusycyzm.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Monseigneur (fr.) — Jaśnie Oświecony; mowa o w. ks. Konstantym.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
de revenir bientôt (fr.) — abym powracał rychło.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
je n'en puis plus (fr.) — nie mogę już dłużej; nie mogę już tego znieść.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
anagnosin (z gr. ἀνάγνωσις, anagnosis: czytanie, odczytanie) — tu: rozpoznanie, diagnoza. {anagnosin: ἀνάγνωσιν - to forma odmiany?} [przypis edytorski]
ce sont (…) accidents passagers — to są choroby lekkie, to są… przemijające przypadłości.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
signor Dottore (…) bona notte (wł.) — panie Doktorze! do widzenia, dobranoc.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
vous osez — pan się ośmiela.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Stoi spisany jasno jak ukaz senacki — Przysłowiem stała się w Rosji ciemność ukazów senackich. Szczególnie ukazy sądowe, czyli wyroki, umyślnie tak bywają układane, aby je różnie tłumaczyć i stąd nową sprawę toczyć można było. Jest to interesem kancelarii senackich, ciągnących niezmierne zyski z procesów. [przypis autorski]
excusez — proszę wybaczyć.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
rejestr — tu: wykaz towarów pobranych na kredyt.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
voyez-vous — patrz pan.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
emisaryjusz klubów — wysłannik tajnych związków politycznych.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Oh! cet incendiaire — O! ten podpalacz.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Ce n'est pas ton affaire — To nie twoja sprawa.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Eh bien? — A więc?DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Parions — Załóżmy się.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Trois cents coups (…) de jacobin! — Trzysta kijów i żyje? Trzysta kijów! a to szelma! trzysta kijów i nie skonał! co za grzbiet jakobiński.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
la vertu cutanee (…) mon ami! — wytrzymałość skóry przewyższa wszystko… ma skórę jeszcze lepiej wygarbowaną. Nie pojmuję tego! ha!… mój przyjacielu!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Un honnête soldat (…) Quel rebelle! — porządny żołnierz byłby od tego skonał dziesięć razy! Co za buntownik!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
un homme de bois — człowiek drewniany, niewrażliwy na ból.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
figurez-vous? — czy Pan może sobie wyobrazić?DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
c'est juste — słusznie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Vous n'aimez pas (…) historique — Pan nie lubisz historii? ha, ha, satyryk powiedziałby, że boisz się stać historycznym (tzn. przejść do historii).DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Elle porte une lettre — Ona przynosi list.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
za nią pisał — pisał w jej sprawie, popierał ją pisemnie. [przypis edytorski]
La princesse peut-être — być może księżna.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
avec quelle chaleur (fr.) — z jakim entuzjazmem, z jakim zapałem. [przypis edytorski]
mère de ce fripon — matka tego hultaja.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Monsieur le Sénateur (…) de Herz… — Panie Senatorze! och! przeszkadzam Panu. Mają śpiewać chór z Don Juana, a potem koncert Herza…DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Herz! choeur! (…) mowa około serc — gra słów oparta na tym, że Herz po niem. znaczy serce, a fr. choeur (chór) wymawia się tak samo jak coeur — serce.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Vous venez (…) des coeurs — Przychodzi Pani w sam raz, Pani tak piękna jak serce. Chwila czułości! istna ulewa serc!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
le grand-duc Michel — wielki książę Michał Pawłowicz, najmłodszy brat Aleksandra i Konstantego, nie odegrał roli historycznej. Znany raczej jako hulaka. Był wtedy z gwardią na Litwie; rzeczywiście lubił kalambury.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
ma foi — jako żywo.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
j'y suis — dans un moment — przyjdę tam — za chwilę.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Faites-lui donc grâce! — Uczyńże jej Pan łaskę!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Diable m'emporte — Niech mię diabeł porwie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
c'est drôle — to zabawne.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Eh bien — A więc.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Est-il possible? — Czy to możliwe?DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
w ambarasie — w zakłopotaniu.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
imaginez-vous — wyobraź Pani sobie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
soyez tranquille (fr.) — niech pani będzie spokojna.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
adieu (fr.) — żegnam. [przypis edytorski]
J'ysuis dans un moment (fr.) — Za chwilę przyjdę.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
C'en est trop (fr.) — To za wiele.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
powietrza użyje — Doktor i Pelikan doradzają, by Roliisonowi umożliwić samobójstwo; tę samą myśl poddawał mu szatan przez usta Konrada.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
ça mine la sante — to podkopuje zdrowie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Eh, mon Docteur (fr.) — Eh, mój doktorze. [przypis edytorski]
fait la digestion (fr.) — ułatwia trawienie; pomaga na trawienie. [przypis edytorski]
voir donner la question (fr.) — przyglądać się przesłuchaniu. [przypis edytorski]
en prenant son café (fr.) — pijąc kawę. [przypis edytorski]
auto-da-fé (port.) — dosł. akt wiary; w praktyce inkwizycji po tym akcie następowało spalenie skazańca żywcem na stosie. [przypis edytorski]
avec un teint si délabré — z cerą tak zniszczoną.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
c'est beau — to pięknie. [przypis edytorski]
quelle figure! (…) l'air d'un poète — co za mina (…) [on ma] wygląd poety. [przypis edytorski]
un regard aussi bête — tak głupie spojrzenie. [przypis edytorski]
szczutka — prztyczek; lekkie uderzenie przez pstryknięcie z dwóch palców. [przypis edytorski]
Que me (…) impossible — Co mi Pan mówisz, mój drogi…? niemożliwe!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
que je vous embrasse — niech cię uścisnę.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
écoutez — proszę posłuchać.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
trutynować — rozpatrywać, omawiać.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
indeks — tu: wskazówka zegarka.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
C'est indigne! — To się nie godzi!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Vraiment, c'est un malheur — Naprawdę, to nieszczęście.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Pardon (…) ma jeunesse! — Przepraszam, stokrotnie przepraszam, byłem bardzo zajęty. Co widzę, menuet? Doskonale ugrupowany! To mi przypomniało dni mojej młodości!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Ce n'est qu'une surprise — To tylko niespodzianka.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Est-ce vous (…) dieux! — Czy to Pani, moje bóstwo! Jakże lubię ten taniec, niespodzianka? Ach! bogowie!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Vous danserez, j'espère — Pan zatańczy, spodziewam się.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Certes, et de mon mieux — Oczywiście, najlepiej jak potrafię.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Il crévera dans l'instant — On pęknie za chwilę.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Kolleski Regestrator (do Sowietnika) — Kolleski regestrator jest to jeden z najniższych czynów. Sowietników, czyli radców, różne są rodzaje i gatunki, jako to: radcy honorowi, kollescy, tajni, rzeczywiści. — Pewny dowcipny Rosjanin mawiał, iż Rzeczywisty Tajny Radca jest trojakim kłamstwem; bo nie radzi, nie wie o żadnej tajemnicy i często jest najniedorzeczniejszym stworzeniem. Mówiono raz o jakimś czynowniku i nazywano go dobrym człowiekiem. «Nazwij raczej dobrym chłopcem», odezwał się ów żartowniś. «Jak czynownik może być człowiekiem, póki jest tylko regestratorem? W Rosji, ażeby być człowiekiem, trzeba być przynajmniej radcą stanu». [przypis autorski]
Ta szuja — w staropolszczyźnie rzeczownik zbiorowy: motłoch.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Ah! quelle beauté, quelle grâce! — Ach, co za piękno, co za gracja. [przypis edytorski]
turma (z niem.) — wieża, tu w znaczeniu: więzienie.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Nam każą iść na bal — Zaproszenie urzędowe na bal jest w Rosji rozkazem; szczególniej jeśli bal daje się z okoliczności urodzin, imienin, zaślubin itd. cesarza lub osób familii panującej, albo też jakiego wielkiego urzędnika. W takich razach osoba podejrzana lub źle widziana od rządu, nie idąc na bal, naraża się na niemałe niebezpieczeństwo. Były przykłady w Rosji, że rodzina osób uwięzionych i wskazanych na szubienicę znajdowała się na balach u dworu. W Litwie Dybicz ciągnąc przeciwko Polakom, a Chrapowicki więżąc i tępiąc powstańców, zapraszali publiczność polską na bale i uroczystości zwycięskie. Takowe bale opisują się potem w gazetach jako dobrowolne wynurzenia się nieograniczonej miłości poddanych ku najlepszemu i najłaskawszemu z monarchów. [przypis autorski]
Mon Général, quelle chanson — Panie Generale, co za piosenka!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Beranżer — Piotr Jan Béranger (1780–1857), postępowy poeta francuski, najbardziej wówczas popularny autor piosenek, w tym wielu satyrycznych, zwróconych przeciwko panującym i wyższej hierachii rządowej.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Quel honneur (…) serviteur — Co za zaszczyt, co za szczęście! Ach, Panie Senatorze, jestem Pańskim uniżonym sługą. — Jest to refren satyrycznej piosenki Bérangera Le Sénateur. Jej treścią zachwyty głupiego męża, zadowolonego, że senator nadskakuje jego żonie, a jemu okazuje łaskawość.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Général, ce sont (…) académicien — Panie Generale, czy to Pańskie słowa? — Tak jest. — Winszuję ich Panu. — Te kuplety są naprawdę bardzo ucieszne, co za ton satyryczny i zabawny! — Za pański niezrównany talent zrobiłbym Pana członkiem akademii.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Va, va, je te coifferai bien — No, no, już ja ci przyprawię rogi.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
arrangez donc (fr.) — uporządkuj więc pan. [przypis edytorski]
mozgi — mózg; używanie tego wyrazu w l. mn. w znaczeniu l. poj. jest prowincjonalizmem.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
konduktor — piorunochron.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
c'est inconcevable! — to nie do pojęcia!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
c'est diable! — to sprawa diabelska!DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Voyez… voyez, quel oeil hagard — Patrz no… patrz, jaki błędny wzrok.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
un singulier hasard — szczególny przypadek.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
On aurait fort à dire — Wiele dałoby się powiedzieć.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
on dirait bien des choses — gadano by za wiele.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]
Il bat la campagne — On bredzi.DO WERYFIKACJI [przypis edytorski]