literatureMieczysławBraunO rodzeniu chleba, czyli o pisaniu wiersza2013polbook2fb22014-07-17http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/braun-przemysly-o-rodzeniu-chleba-czyli-o-pisaniu-wiersza/0Fundacja Nowoczesna Polska
Przy stodołach zasobnych wiatr wysoki śpiewaI od plew ziarna gęste powiewem przesiewa. W cepami bite garnce dyszą wiatru usta, Nim na chustę powietrzną sfrunie próżna łuska. Oraczu! już ci pracy twój wiatr nie przysparza: Wór pękaty na wozie ciągnie koń młynarzaNad brzeg rzeki, rozpiętej wstęgą srebrnokrętą, Modre wiadra lejącą młyńskich kół okrętom. Rodziła tłusta gleba chlebami ciężarnaWory ziaren, rzucane między twarde żarna, By turkotem turbiny przetarły najprościejZboże ciemne na mąkę przedziwnej białości. Huczy w młynie i dudni, pluszcze woda drzewna, Śpiew dźwigni, jazgot głazów, jak pieśń dzwoni rzewna. Muzo zboża! o, muzo zbiorów urodzajnych! Ciał dojrzałych, słów gęstych, snów i przemian tajnych! Opar ziemny, słoneczny, plon orki dorocznejTu przerabiasz na pełnię jasności obłocznej! Tu żarna toczysz pracą w ruchu ustawicznym, Mieszając żyto życia z zapachem pszenicznym… Na zakosach wyrosłe, żółte i oliwne, Zboże żniwne rozcierasz w tłustości pożywne, Wytłaczasz miazgę miodną, dla której pożętoŁan zboża kołyszący w skwarne lipca święto! Wymodlony rąk trudem, wyczekany żmudnie, Dojrzewał kłos na polu, stopionem w południe, Cichnął ciepłym wieczorem, szeptał nocą senną, Wiośnianym rankiem dymił wiatru falą pienną… Już zmielony żarnami mlecz ukryty w ziarnieWozy białe kolejno zwożą przed piekarnię, Tam ciasto się zakwasi, narośnie i streści, Ubite pracą, która żywy kształt wypieści, I w rozmachu rąk serce obudzi człowiecze, Choć nie wie jeszcze, jaki chleb z mąki wypiecze… Długie, długie czekanie od siejby do zwózki! Głucha troska, lęk tajny przed powiewem pustki, I modły, które chronią, śpiewane gromadą, Od moru, głodu, ognia, od suszy i gradu! Długie czekanie! długie! nim, zaklęte słowem, Słowo chlebem się stanie zupełnie gotowym! O, głodni! o, łaknący ziemi wonnych płodów! Bierzcie chleb i owoce z jesiennych ogrodów, Przełamcie kromkę drobną, niech starczy na więcej, Z pięciu chlebów nakarmcie ludzi pięć tysięcy! Poto ziemię wywracał na zagonie długimOracz, kiedy, śpiewając, szedł zwolna za pługiem; Poto siał w skiby ziarna i wróżył pogodę, Deszcz zamawiał, lub słońce, żeby nie szło w szkodę; W czas siejby, w czas zbierania pełnym urodzajemCieszył serce, jak wiosna cieszy zieleń majem; Poto z ziemią rozmawiał i wadził się z niebem, By łaknących mógł dzisiaj sycić gęstym chlebem. Muzo chlebna, pożywna, świeżym wonna wdziękiem! Głodnego karmisz mocnym bronzowym bochenkiem, Zęby żują miąższ mączny, pachnący wypiekiem, Ziarnem… siejbą… żniwami… i polem dalekiem…
Przypisek
Poeto! i ty w swojem orzesz gospodarstwie, I musisz wryć się w życie, nurzać w głębszej warstwie, Wywracać skiby rodne, podglebne, korzenne, I ziarna siać jęczmienne, żytnie, albo pszenne; I tobie powiew — sitem ciągle gęstniejącemCedzi ziarna spęczniałe i nasiąkłe słońcem. Siewco słów urodzajnych, znasz podobne sprawy. Gdy czuwasz, pełen szczęścia, smutku i obawy, Znasz ziemię i znasz niebo, kiedy czekasz przed niemNa dżdżu kroplę w zwyczajnym suchym dniu powszednim. Przychodzą w końcu żniwa, dojrzałe jak lipiec, Sam ziarna musisz przemleć i sam w ogniu wypiec, Żeby wiersz pachniał chlebem i słońca odbiciem, Sycąc słowem, jak ziarnem, i ziemią, jak życiem!