Mój przyjacielu, natura kobiet wyobrażona nam jest przez Księżyc, tak co do innych rzeczy, jak co do tego, że się mizdrzą, przymuszają i maskują w przytomności i obecności mężów. Zasię w ich nieobecności nagradzają to sobie, zażywają wczasu, folgują sobie, wałęsają się, uganiają, zbywają się obłudy i ukazują jawne oblicze, tak jak Księżyc, który w obecności Słońca nie świeci na niebie ani na ziemi; ale gdy ono zajdzie, wówczas, będąc najbardziej oddalony od Słońca, lśni się w całej pełni i obnaża się cały, a zwłaszcza w porze nocnej. Takie są wszystkie białe głowy.
Kiedy mówię biała głowa, oznaczam tym słowem płeć tak ułomną, tak odmienną, tak niestałą, tak kapryśną i niedoskonałą, iż zda mi się, że natura (z pełną dla niej czcią i uszanowaniem), budując kobietę, zbłąkała się z drogi zdrowego rozumu, za pomocą którego stworzyła i poczęła wszystkie rzeczy na świecie. I chociaż myślałem nad tym po sto i pięćset razy, nie wiem, co mam otym mniemać, chyba jeno to, iż, tworząc kobietę, miała ona na myśli jakoweś umilenie żywota mężczyźnie i utrwalenie rodzaju ludzkiego, o wiele bardziej niźli doskonałość niewieścią jako indywiduum. Jakoż Platon waha się, w jakim rzędzie ma je umieścić, czy między istoty obdarzone rozumem, czy między grube bydlęta. Bowiem natura pomieściła im w ciele, w miejscu tajemnym i wewnętrznym, pewne zwierzątko, członek, którego nie mają mężczyźni, w którym od czasu do czasu wzbierają się niejakie humory słone, saletrzane, przyostre, gryzące, kłujące i łechcące nader dotkliwie: owo od tego ich ukłucia i dotkliwego świerzbienia (bowiem ten członek jest silnie unerwiony i żywy w odczuwaniu) spokój całego ciała jest zakłócony, wszystkie zmysły odurzone, wszystkie uczucia zmącone, wszystkie myśli poplątane. Tak iż gdyby natura nie była im czoła nieco namaściła wstydem, widzielibyście je, niby opętane, uganiające po błoniach i ulicach, bardziej zapamiętałe niżeli owe starożytne Proetydy, Mimalonidy, albo Tyjady Bachusa w dzień swoich bachanalii. Bowiem to straszliwe zwierzę ma porozumienie ze wszystkimi głównymi częściami ciała, jak to dokładnie zbadano w anatomii.
Nazywam ową ukrytą cząsteczkę zwierzęciem, idąc w tym za doktryną tak akademików, jak perypatetyków. Bowiem, jeżeli własny ruch jest pewną oznaką rzeczy ożywionej, jako pisze Arystoteles, i jeśli wszystko, co rusza się samo z siebie, przynależy do świata zwierzęcego, słusznie Platon nazywa je zwierzęciem, rozpoznając w nim swoiste ruchy suffokacji, precypitacji, korugacji, indygnacji: ba, zgoła tak gwałtowne, iż bardzo często odejmują niewieście wszelkie inne czucia i ruchy, tak jak gdyby była dotknięta omdleniem, synkopą, epilepsją, apopleksją lub wręcz letargiczną śmiercią. Co więcej, widzimy w nim wyraźne rozróżnianie zapachów i same białe głowy powiadają o nim, iż umyka się przed cuchnącymi, a dąży ku aromatycznym. Wiadomo mi jest, iż Cl. Galenus stara się udowodnić, iż nie są to ruchy własne i swoiste, lecz przypadkowe; nie jest mi również tajnym, że inni z tejże sekty pracują nad wykazaniem, iż nie ma w nim rozróżnienia sensytywnego zapachów, lecz jedynie rozmaite oddziaływanie, wynikające z różnorodności pachnących substancyj. Ale jeżeli zbadamy troskliwie i zważymy na wadze Krytolausowej ich twierdzenia i samą słuszność, uznamy, iż w tym przedmiocie (tak jak w wielu innych) tak sobie bajdurzyli, raczej z dobrego humoru i na przekór swoim nauczycielom niż dla szczerego poszukiwania prawdy.
Nie będę dłużej zapuszczał się w tę dysputę. Jeno ci powiem, iż niemała jest chluba tych cnotliwych kobiet, które żyły wstydliwie i bez zarzutu i miały siłę poddać to rozszalałe zwierzątko przestrogom rozumu i statku. I dodam na koniec, że, skoro to zwierzę jest nasycone (jeżeli w ogóle może być nasycone) pożywieniem, które natura przygotowała mu w mężczyźnie, wówczas wszystkie jego osobliwe drgawki ustają, wszystkie jego apetyty cichną, wszystkie furie uśmierzają się. Dlatego nie dziw się, że jesteśmy w nieustannym niebezpieczeństwie rogalstwa, wobec tego iż nie jest w naszej mocy codziennie zaspokoić to zwierzątko i wygodzić mu do syta.