«Jaśnie wielmożny koronny hetmanie,
Czy jenerale, mniejsza o tytułowanie,
Jam jest Rębajło, staję na twe zawołanie
Z tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawy
Ani z napisów, ale z hartu nabył sławy,
Że nawet o nim jaśnie wielmożny pan wiedział.
Gdyby on gadać umiał, może by powiedział
Cokolwiek na pochwałę i tej starej ręki,
Która służyła długo, wiernie, Bogu dzięki,
Ojczyźnie, tudzież panów Horeszków rodzinie,
Czego pamięć dotychczas między ludźmi słynie.
Mopanku! rzadko który pisarz prowentowy
Tak zręcznie temperuje pióra, jak on głowy.
Długo liczyć! A nosów i uszu bez liku!
A nie ma żadnej szczerby na tym Scyzoryku
I żaden go nie splamił zbojecki uczynek:
Tylko otwarta wojna albo pojedynek.
Raz tylko! Panie daj mu wieczny odpoczynek!
Bezbronnego człowieka, niestety, sprzątniono…
A i to, Bóg mi świadkiem, pro publico bono».
«Pokaż no — rzekł śmiejąc się jenerał Dąbrowski —
A to piękny scyzoryk, istny miecz katowski!»
I z zadziwieniem wielki rapier opatrywał
I innym oficerom w kolej pokazywał.
Próbowali go wszyscy, ale ledwie który
Z oficerów mógł podnieść ten rapier do góry.
Mówiono, że Dembiński, sławny ręki siłą,
Podźwignąłby szablicę, lecz go tam nie było.
Z obecnych zaś tylko szef szwadronu Dwernicki
I dowódca plutonu, porucznik Różycki
Potrafili obracać tym żelaznym drągiem:
I tak rapier na próbę szedł z rak do rąk ciągiem.
Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy
Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy:
Ująwszy rapier lekko, jakby szpadę dźwignął
I nad głowami gości błyskawicą mignął,
Przypominając polskie fechtarskie wykręty:
Krzyżową sztukę, młyńca, cios krzywy, raz cięty,
Cios kradziony i tempy kontrpunktów, tercetów,
Które też umiał, bo był ze szkoły kadetów.
Gdy śmiejąc się fechtował, Rębajło już klęczał,
Objął go za kolana i ze łzami jęczał;
Za każdym zwrotem miecza: «Pięknie! jenerale,
Czyś był konfederatem? pięknie, doskonale!
To sztych Puławskich! tak się Dzierżanowski składał.
To sztych Sawy! Któż panu tak rękę układał?
Chyba Maciej Dobrzyński! A to? Jenerale,
Mój wynalazek, dalbóg mój; ja się nie chwalę:
To cięcie znane tylko w Rębajłów zaścianku,
Od mojego imienia zwane cios mopanku;
Któż to pana nauczył? to jest moje cięcie,
Moje!» Wstał, jenerała porwawszy w objęcie:
«Teraz umrę spokojny! Jest przecie na świecie
Człowiek, który przytuli moje drogie dziecię;
Bo wszak nad tym od dawna dzień i noc boleję,
Czy po śmierci ten rapier mój nie zerdzewieje!
Otóż nie zerdzewieje! Mój jaśnie wielmożny
Jenerale, wybacz mi, porzućcie te rożny,
Niemieckie szpadki; to wstyd szlacheckiemu dziecku
Nosić ten kijek: weźmij szablę po szlachecku!
Oto ten mój Scyzoryk u nóg twoich składam,
To jest co najdroższego na świecie posiadam;
Nie miałem nigdy żony, nie miałem dziecięcia,
On był żoną i dzieckiem; z mojego objęcia
Nigdy on nie wychodził; od rana do mroku
Pieściłem go, on w nocy sypiał przy mym boku;
A kiedym się zestarzał, nad łóżkiem na ścianie
Wisiał, jako nad Żydem Boże przykazanie!
Myśliłem zakopać go razem z ręką w grobie,
Lecz znalazłem dziedzica — Niechaj służy tobie!»