IV

Przed samym wieczorem pan Rosochacki wracał do hotelu. Sprawy, jakie miał załatwić, zatrzymały go na jeden dzień jeszcze w Poznaniu. Dopiero nazajutrz wieczorem miał wyjechać do Warszawy.

Przechodząc przez Wały usiadł na ławce.

Po chwili na tej samej ławce usiadł jakiś chłopczyna. Wyjął on z kieszeni kawałek chleba i nóż. Krajał chleb na kromki. Wyjadał miękisz, a skórkę drobił na małe kawałeczki. Składał je do torby, którą trzymał na kolanach.

— Dla kogo chowasz te skórki? — spytał chłopca ojciec Dzidzi, zaciekawiony tym, co robił jego sąsiad.

— Dla Plotuchy — odpowiedział chłopiec. — Rozmoczy się to we wrzątku, dosypie soli. A gdy wystygnie, podje sobie psina! Ona teraz musi więcej jeść, bo ma małe.

— Tak? A czy to duży pies ta twoja Plotucha?

— Tyciusia, maluchna, ot taka! — pokazał chłopiec. — Ale stróż! No, no! A mądra jak człowiek. Wszystko rozumie, co się do niej mówi.

— I dużo ma szczeniąt?

— Miała sześć, ale zostały tylko dwa.

— Ładne?

— Phi, czy ładne! Chyba nawet od Ploty ładniejsze.

— Macie je na sprzedaż? — zapytał pan Rosochacki.

— Trzeba je będzie sprzedać! — odpowiedział markotnie chłopiec. — Aż mi się nie chce o tym myśleć! Takie zmartwienie dla Ploty!

— Kupiłbym może jedno. Rozumie się, jeżeli szczenięta są naprawdę ładne! — powiedział pan Rosochacki.

— Pan? — zdziwił się chłopiec i zaczął się bacznie przyglądać ojcu Dzidzi. — A czy pan psu krzywdy nie zrobi? — spytał i ciągnął dalej: — Bo pies to jak człowiek, proszę pana. Jak z nim dobrze, to pies dobry. Ale broń Boże bić albo się znęcać! Zaraz robi się zły! I głupi! I już taki pies nic niewart!

— No, no, nie bój się! — uspokoił go pan Rosochacki. — Nikt u mnie psa nie ukrzywdzi. Przyjdź jutro w południe na tę samą ławkę. Przynieś pieska ze sobą. A wybierz tego, który jest według ciebie lepszy i ładniejszy. Przyjdziesz?

— Przyjdę, proszę pana, przyjdę — przyrzekł chłopiec. — Ale, panie...

— Co?

— Proszę pana, pan Plotczynych dzieci nie ukrzywdzi? Prawda? Ręka?

I wyciągnął rączynę. Pan Rosochacki uścisnął serdecznie dłoń malca.

— Bądź pewien, chłopcze — powiedział poważnie — że twojej psinie w moim domu nic złego się nie stanie!