XIX

Tego dnia po obiedzie Katarzyna wybierała się do ciotki. Staruszka przyjechała do Warszawy i wezwała ją do siebie.

Katarzyna postanowiła wystąpić strojnie i okazale. Do okazałości stroju należała właśnie owa jedwabna chusteczka.

Zajrzała więc pod poduszkę. Pusto. Przetrząsnęła całą pościel. Ani śladu! Szukała na podłodze! Jak kamień w wodę!

Zrzuciła całą pościel na ziemię. Przejrzała Wszystko. Nie ma!

— Przeciem nie zgubiła — medytowała. — Kiedym to ją miała ostatni raz? Aha! Wczoraj rano! A może wsadziłam ją przez zapomnienie do kuferka?

Dopadła do kuferka. Otworzyła wieko i wyrzuciła wszystkie rzeczy na podłogę.

Ani widu, ani słychu!

Katarzyna siadła na sienniku. Myśli, przypomina sobie, rozważa. Gdzie by też jeszcze mogła być ta prześliczna chusteczka.

— Co się stało? — spytała zaniepokojona pani Rosochacka wchodząc do kuchni.

Katarzyna bąknęła coś niewyraźnego w odpowiedzi. I zabrała się z ciężkim sercem do sprzątania kuchni.

A Finek dojrzał tak niezwykły, a tak miły jego oku porządek na podłodze. Odsadził się. I jednym susem znalazł się w samym środku kuchni!

Schwycił w zęby odświętny kapelusz Katarzyny. Warknął. Odskoczył w prawo. Szczeknął. Odskoczył w lewo. I jak śmignie do pokoju!

Kapeluszem wykonał dokoła jadalnego stołu najpiękniejszą ósemkę! Wskoczył pod kanapę! Zawadził przy tym kapeluszem o nogę od stołu! Więc szarpał, warczał, obskakiwał nogę ze wszystkich stron!

— Pójdziesz! Pójdziesz! Puść! Puść! Oddaj! — wołała Katarzyna i biegła co sił za Finkiem.

Dopadła go aż w przedpokoju. Tam wydarła mu kapelusz! Odświętny kapelusz! Z piórem!

No i znów boki Finka zawarły bliską, a przykrą znajomość z płaskimi dłońmi zirytowanej do żywego Katarzyny!

„Zrozum tu ludzi! Zachęcają do zabawy! Rozkładają zabawki. Proszą, żeby się bawić! I co? Eh, psie życie! Prawdziwie psie!” — rozmyślał Finek.

I wsunął się pod łóżko Dzidzi! Byle jak najgłębiej! Chciał się znaleźć jak najdalej od ludzi!