Katastrofa
Trudno sobie wyobrazić
coś milszego od tej sali,
w której malcy z „Pod Pieroga”
obiad co dzień zajadali.
Okno było tam weneckie,
co na ogród się odmyka,
książek pełno, a na ścianie
portret męża nieboszczyka.
W pośrodku stół ogromny,
osiem nakryć na nim leży,
przy nim stoi wielki fotel
i krzesełka dla młodzieży.
Dobra pani Matusowa
na fotelu zwykle siada
w białym czepcu, w okularach,
i paniątkom jeść nakłada.
A ze ściany mąż nieboszczyk
na siedzących patrzy z dala
i wąsami, zda się, rusza,
zda się, grozi lub pochwala.
O, niejeden już tam przeszedł
obiad smaczny i wesoły,
kiedy Pimpuś, nasz bohater,
„Pod Pierogiem” wszedł do szkoły.
Serce mocno mu zabiło,
gdy zobaczył wielką salę;
a miał właśnie żółtą kurtkę
i wyglądał doskonale.
„No, siadajcie, drogie dzieci! —
rzecze pani Matusowa.
— Tylko cicho się sprawiajcie,
bo mnie dzisiaj boli głowa”.
Siadły kotki, milcząc, jedzą,
ten, to ów języczkiem chłepcze.
a tak cicho, że dosłyszy,
co tam w kątku myszka szepcze.
Ale Pimpuś ten miał zwyczaj,
że kołysał się na stołku.
Raz i drugi rzecze pani:
„Przestań, proszę, mój aniołku!”
Pimpuś zerka na nią z boku,
potem chwilkę siedzi cicho,
aż znów bujać się zaczyna,
tak go kusi jakieś licho.
Trącają go łokciem kotki,
że to brzydko, że nieładnie...
„A przestańże! — woła pani —
Bo ci jeszcze stołek padnie!”
Ledwie słów tych domówiła,
rrrrrym!... jak długi Pimpuś leży,
za nim obrus, za obrusem
grad miseczek i talerzy...
Korzystają z chwili koty,
gwałt się robi niesłychany...
groźnie patrzy mąż nieboszczyk
i wąsami rusza z ściany...
Pimpuś, w obrus owinięty,
z miejsca ruszyć się nie może,
co się dźwignie, to ze stołu
lecą za nim łyżki, noże...
Lizuś chwyta kubek z miodem,
Łupiskórka mu wydziera,
Filuś cały na stół włazi
i łapkami sosy zbiera.
Pani iskry lecą z oczu,
nie wie, co w tym robić piekle...
Kizia drze się wniebogłosy,
a Trojaczek miauczy wściekle.
Jedna tylko Sofinetka
z śmiechem rzecze: „Już powiadam,
że najgorsze te chłopaki
z całej szkoły, proszę Madam!”
I spokojnie, jak przystało
dla uczącej się panienki,
siedzi sobie, tylko ogon
jej wygląda spod sukienki.
Jedno drapie, drugie bije,
pełno krzyku, pisku, wrzasku,
trudno nawet opowiedzieć
i przedstawić na obrazku.