Przerwa-Tetmajer, Kazimierz
Życie
Kozioł, Paweł
Niedziałkowska, Marta
Trzeciak, Weronika
Fundacja Nowoczesna Polska
Modernizm
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Śląską z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BŚ.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zycie
Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Wybór poezji, nakł. Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Kraków 1897
Domena publiczna - Kazimierz Przerwa-Tetmajer zm. 1940
1940
xml
text
text
2010-10-12
L
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/1430.jpg
Antonis Lamnatos@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/1430
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Życie
PięknoWszedłem --- --- świat mi się zdał jak jeden cud,/
Czarowna wizja, w ekstazie zrodzona.../
Od gór do lasów, od nieba do wód,
Biegła ma dusza zachwytem szalona.../
Jakbym ku sobie wszechświat garnąć chciał,/
Młodem ku niemu wyciągnął ramiona...
Z lasów i łanów, z wód, z wysokich skał,/
Z niebiosów, zewsząd na moje zachwyty/
Bóg szczęścia uśmiech mi w odpowiedź słał.
Biec chciałem, cudem i czarem niesyty,/
Dalej i dalej!... Wtem owiał mnie chłód/
I w przerażeniu stanąłem, jak wryty.
UpiórKrew mi się wszystka ścięła w żyłach w lód:/
Straszna przede mną stała upiorzyca,/
Z piekielnych kędyś wyzionięta wrót.
Trąd jej okrywał trupio-żółte lica,/
A oczy miała żarłoczne, jak sęp,/
Którego nigdy i nic nie zasyca.
W zmierzwionych włosach gadów wił się kłębkłęb --- dziś popr.: kłąb.,/
Ohydna, straszna weszła mi na drogę,/
Odziana w łachman gnijący i strzęp.
Śmiertelną czując odrazę i trwogę/
Chciałem uciekać, ale woli wbrew/
Czułem, że nóg mych poruszyć nie mogę.
WalkaRozpacz mnie wówczas porwała i gniew,/
Chciałem poczwarę usunąć przebojem/
Z drogi mej, w głowie huczała mi krew;
Chciałem biec dalej za tym szczęściem mojem,/
Którym mi świata uśmiechał się bóg,/
Za pięknem, światłem, weselem, pokojem.
Lecz próżno! Ruszyć nie mogłem mych nóg,/
A wiedźma ku mnie zbliżała się ona,/
Pełnemu wstrętu i śmiertelnych trwóg.
I zrozumiałem, że próżna obrona,/
że nie potrafię ujść tych strasznych rąk,/
że mnie przyciśnie poczwara do łona
I wśród piekielnych obrzydzeń i mąk/
Zapładniać będę musiał tę ohydną/
I w jej uściskach pędzić dni mych ciąg.
A ona, dłonią bezczelnie bezwstydną/
Jęłająć (daw.) --- zacząć. obnażać swój okropny kształt/
I w swej nagości stanęła mi widnąwidny (daw.) --- widoczny..
Każdy łachmanów odsłoniła fałd,/
A oczy moje spod powiek skostnienia/
Patrzyły, woli mej zadając gwałt.
PożądanieI pochwyciła mnie w swe uściśnienia --- ---/
O dziwna, straszna ironio! Jam czuł/
żądzę wśród wstrętu, rozkosz wśród cierpienia.
Jej wzrok podniecał, choć jej oddech truł,/
I pot mi czoło zlewał już obficie,/
A jeszczem nie rwał węzła, co nas skuł.
Ktoś jest? --- spytałem. Odrzekła mi: «Życie».