Stanisław Wyspiański Akropolis Dramat w czterech aktach ISBN 978-83-288-2944-2 Rzecz dzieje się na Wawelu w Noc Wielką Zmartwychwstania AKT I Poszli i na kościele ostawili dymu powłoczną chmurę; — oplotła kolumny. Pieśniarze, co śpiewali pieśni Rzymu, pokłony bijąc u ołtarza-trumny. Wonne obłoki rozpletły się w mroku, pajęczą chustą wiążąc w sieć filary. Przychodzą tutaj na ten dzień Ofiary raz tylko jeden do roku. Przychodzą jeden raz tylko do roku, Ofiarę pełniąc świętą, tajemnicę, i płoną wszystkie na menzach gromnice. Czytane są Słowa wyroku. Jako rzeczono przed tysiącem laty, tej nocy ma się duch przetworzyć; przybyć ma Ten, co zbawiać wyrzekł światy i powstać z martwych i ożyć. Poszli, — i dymu snują się obręcze i mrok coraz gęsty pada i ciemność padła na głazów przełęcze, aż pełna noc już włada. Cichość się stała i weszło milczenie i objęło owe mroki i cienie. I stał się moment wielki czaru, gdy zadrgały młoty zegaru i północ ozwała się z wieży. Wtedy ci, co w srebrnej odzieży, na rąk wzniesionych podporze, dźwigali straszydło-boże, trumnę, — jarzmo z bark zdjęli i unieśli nieco i dźwignęli i umocnili samą na ołtarzu. Słychać było: — opadł ciężar święty, umocnion menzą kamienną a oni się chwycili rączęty, by odgonić precz larwę trumienną. Ocknęli się ze snu i patrzą: ciemno. — Wtedy jeden młody śrebrzysty ucałował stułę, którą związan, podjął ręką strój szerokofałdzisty i zestąpił. SCENA 1 ANIOŁ 1 Czyli sam jestem? O gdzież to bracia moi? Ugięły się i drgają kamienie u mych stóp. Cyt. Czyjeś łzy? Ktoś płacze. — Tam ktoś stoi? O ręce! — Kędy stąpię grób. Cyt! — Bracie, czy to ty? — To ty! ANIOŁ 2 / wszedł / O! Jakże ręce, ręce bolą, dźwigać we wiecznej męce trumnisko straszne. Dolo!! ANIOŁ 1 O ręce, ach, jak bolą. Ach, a, swobodo! Siłę poznaję młodą. Siła we mnie wstępuje. Ach, a, ramiona! — — Trumna? ANIOŁ 2 Tam porzucona, na ołtarzu ostała cicha. ANIOŁ 1 Cyt! — Słyszysz? — Szemrze…. ANIOŁ 2 Wzdycha. ANIOŁ 1 To tam wiatr biegł u wrót i zaświsnął u progów bramy. ANIOŁ 2 O bracie, jako my się kochamy. Wiesz luby bracie? Myśl mą znasz. Jak męka twoją zżarła twarz. Wielki ten ciężar, wielki głaz. ANIOŁ 1 Ramiona rozprzeć! — Jeszcze raz! Ach, a, swobodo! — Idzie. Cyt. To on? ANIOŁ 2 Nasz brat. ANIOŁ 3 / wszedł / Pójdziem na spyt? ANIOŁ 1 Pójdziemy. ANIOŁ 2 Czy przyjdzie jeszcze nasz inny brat? ANIOŁ 3 Dążcie słuchem ot tam, za szelestem… Pod kolumną przyklęknął. — Stąpił. ANIOŁ 2 O! Jak strudzony! ANIOŁ 4 / wszedł / Jestem. ANIOŁ 1 Oto my czterej wieszcze. Ach, a, swobodo! Postać my mamy młodą! Ręce rozprzężcie się! Rozpostrzeć skrzydła!! — O! Jakże mi ta trumna obrzydła. CHÓR Ach! A! Swobodo! ANIOŁ 4 Trudu nam nie poskąpił nasz PAN. ANIOŁ 3 Stwórca i kat. ANIOŁ 2 Ach ileż bo to lat! Dźwigamy całe dnie, wstrzymując dech, by nie poznał kto z ludzi i tylko ledwo nocą, co możem spocząć chwilę. ANIOŁ 1 Lat tych ile? ANIOŁ 4 Nie pomnę. Przeznaczenie to nasze i wyroki te nasze niezłomne. ANIOŁ 3 O bracie! Ty, jak ptaszę znękane, bólem drgasz. ANIOŁ 4 O bracie! Męką zżarta twarz. ANIOŁ 1 — Pójdziemy je budzić śpiące? ANIOŁ 2 Pójdziemy. ANIOŁ 1 Podajcie dłonie! / powiódł ich ku kropielnicy / Wodą zmyjemy świętą skronie. ANIOŁ 2 W Imię Ojca i Syna i Ducha. Godzina nasza. Świat słucha! ANIOŁ 3 Wodą zmyjemy świętą skronie. ANIOŁ 1 Podawajcie wzajemnie dłonie. ANIOŁ 4 W Imię Ojca i Syna i Ducha. / przystanęli / / przeżegnali się / / milczą / ANIOŁ 1 Widziałeś Go w ciernistej koronie, jak głowę pochylił, głowę w lokach czarnych, gdzie zasłona. ANIOŁ 2 Nie śmiem tam pójść, — On kona. Straszliwe Jego westchnienia i krew ciecze z rąk i stóp i twarzy na ołtarz, — gdzie zwisło strzemię. ANIOŁ 3 Kiedyż się Jego męka skończy? Jak piersią smutnie dyszy… Czy On słyszy, — jak my mówimy, czy On swoje tylko jęki słyszy? ANIOŁ 4 Czujesz? — — jeszcze kadzideł dymy ostały woniącą mgłą, i snują się, jak pajęcza sieć — ? Ach, świece! Sądziłem, że zaduszą. Płonąłem w tym ogniu łuny, słabnący pod ciężarem truny; w twarz mi świecono. ANIOŁ 2 Oczy ich twoje nie zmuszą drgnąć? ANIOŁ 4 Ha! Gdyby byli z duszą! — — O słysz, — znów Ten z koroną jęczy. — — Te mgły ku Niemu idą… ANIOŁ 2 Nie chodźmy. ANIOŁ 4 Czemu? ANIOŁ 3 Nie, nie, nie mogę. Pierś Jego czarna, sina, twarz czarna, posiniała i krew!, o we krwi cała. Za czarną tą zasłoną okrutnie dyszący, — — Nie! Na śmierć Jego patrzeć co dnia. O ta nad zbrodnie zbrodnia, co dnia tu męką święcona! Nie pójdę!! — On tam kona, z koroną, mrze z koroną! — ANIOŁ 4 Trwożysz się? ANIOŁ 3 Wstręt mnie zrywa. ANIOŁ 4 Drżysz. — — Zapomnij!!! ANIOŁ 3 Ha. ANIOŁ 4 To nasza jedyna żywa godzina!! ANIOŁ 2 Godzina nasza żywa!!!! / przystanęli / / milczą / ANIOŁ 3 Cóż myśli nasze struło? ANIOŁ 1 Żegnaliśmy się wodą święconą. — — Znaczmy się raz drugi i trzeci a złe i trwoga odleci. / stąpił ku kropielnicy / Jedna nasza żywa godzina. W Imię Ojca i Syna… ANIOŁ 2 Noc głucha. ANIOŁ 3 W Imię Ojca i Syna i Ducha. / przeżegnali się / / przystanęli / / milczą / ANIOŁ 1 Czujesz już w rękach moc — — ? Że w srebro ciała płynie krew — ? ANIOŁ 2 Czuję, jak płynie — — ANIOŁ 1 Mam wolę; — rosnę jako lew. ANIOŁ 3 Wskrzeszę ducha w godzinie. Krew płynie. — Siła, — siła! ANIOŁ 4 Noc przyszła, — wyzwoliła. Jestem jako spiż i żywy; na lot, przez jednę noc szczęśliwy. ANIOŁ 1 Zbyliśmy jarzma, bracie, ach, o swobodo, — — — Wiecie, co czynić macie!? Wyciągają wedłuż ramion skrzydła, których pióra dźwięczą i szeleszczą; w ruchach rosną brzęczące straszydła a pióra głaszczą i pieszczą. Co ku sobie oczy jasne zwrócą, jako gwiazdy mają te oczy, to ku dawnym ruchom zwolna wrócą, w skrzydeł kryjąc się dźwięcznej otoczy. I znów naraz ku sobie stąpili, strzęśli włosów uloczone grzywy, znów się jeden przed drugim pochyli. Złomy pomruk wydały straszliwy. Przystanęli. — Słuchają. — Już idą, kędy, skryty za złomów filarem, grób przygasłej Ankwicza pamięci: Amor ze zgaszonym ogarem u stóp stupa, — w sen głazu ujęci. — Przystanęli. — I rąk wzniesień czarem napierśnic zatrzęśli egidą. Kamień naraz oto stał się żywy. SCENA 2 NIEWIASTA Z POMNIKA ANKWICZA O strato! O strzaskana kolumno! O trumno, czyliżeś wszystko szczęście skryła? O lato! O skoszone zboże; któż to cię wiąże w snopy i rzuca snopy na wicher? Skąd ten wicher dmie — co porywa? O burzo — zawiejo straszliwa, zabijasz; Na śmiertelne łoże rzuciłaś pełń młodzieńczych lat! O śmierci, — gdzieżeśkolwiek przeszła, pustość ostawiasz chat O łzy wy moje — ukropy. O żalu, żalu,… ANIOŁ 1 Cicho — — … Czego ty płaczesz? / do Aniołów / Cyt. / ku niewieście / Zbudź się, — ty śnisz — NIEWIASTA Kto wy? ANIOŁ 1 Idziem na spyt. — Czego ty płaczesz? — Kogo? NIEWIASTA Płacz ten we mnie zaklęto i uznano mnie świętą w płaczu i moim żalu. ANIOŁ 1 Rozdziej się z tego szalu. Odchyl włosów, rozpogódź lico. NIEWIASTA Oczy twoje się świecą. ANIOŁ 1 Oczy me błyskawicą. Poznaj we mnie zwiastuna: Wstań! NIEWIASTA Tu pode mną truna. ANIOŁ 1 Zejdź, zestąp, — zapominaj. NIEWIASTA Co? — Skąd ten głos? — Ta mowa? ANIOŁ 1 Nie płacz i nie przeklinaj. NIEWIASTA O słyszę, sierpy dźwięczą. To koszą pszeniczny łan? ANIOŁ 1 Nie, to włosy me brzęczą srebrzystych splotów zwojem, z moim się plącząc strojem, co naszyty srebrną liliją, mieniącą połysku tęczą. NIEWIASTA Ja mam zapomnieć trun? ANIOŁ 1 Zapomnieć. — NIEWIASTA Zapominać?! — — ANIOŁ 1 Nie łkać i nie przeklinać. NIEWIASTA Nie płakać? Nie narzekać? ANIOŁ 1 Nie wyrzekać, — nie szlochać. NIEWIASTA Nie wspominać nic — ? ANIOŁ 1 Kochać! NIEWIASTA Kochać? — Kochać — ANIOŁ 1 Miłować. NIEWIASTA Miłować — ANIOŁ 1 Sercem rość. Na przyjęcie się Jego gotować. NIEWIASTA On przyjdzie? ANIOŁ 1 Świątyni gość. NIEWIASTA Przyjdzie?! On miły, luby!! ANIOŁ 1 Przybędzie oblubieniec. NIEWIASTA Dla Niego miłość serca, dla Niego młodość, wieniec. ANIOŁ 1 Młoda, w krasie rumieńca, ty Jemu podasz wieniec. NIEWIASTA Przybędzie Oblubieniec!!! ANIOŁ 1 O jak ty piękna, zrumieniona, ty się uśmiechasz, czulisz. NIEWIASTA Raduję się. — ANIOŁ 1 Stęskniona ty za wesołością. NIEWIASTA Miłością, będę żyć miłością. ANIOŁ 1 Kochaj, — daj ust. NIEWIASTA Bierz usta. Przytul, — osłoni nas chusta, całun osłoni biały; Ty mój, ty mój, mój cały. Daj ust. ANIOŁ 1 Kochanko, dziewo. NIEWIASTA Promienny! ANIOŁ 1 Białobrewo! Czujesz ty płynącą krew? NIEWIASTA Czy to noc — ? ANIOŁ 1 Noc! NIEWIASTA Noc. — — Mój oddechu śpiew — oddecham — żyję, żyję. Kocham — ….. niech całun skryje. ANIOŁ 1 Pójdź — za mną, ze mną, w blask. NIEWIASTA To światło — — ANIOŁ 1 Gwiazdy świecą! NIEWIASTA Upadają i lecą, ANIOŁ 1 Potok łask. NIEWIASTA Strumienie na mnie biją? Czyją żem to jest? — Czyją?! Kto ty — ? ANIOŁ 1 Nie pytaj nic. NIEWIASTA Nie — ? ANIOŁ 1 Żyję jednę noc i ty na jedną chwilę ockniona, — masz tej chwili moc. NIEWIASTA Ja żyję!! ANIOŁ 1 Pójdź w ramiona! NIEWIASTA Ktoś szepce — — ? ANIOŁ 1 Inne duchy. NIEWIASTA Duchy? — ANIOŁ 1 To inni żywi. NIEWIASTA Szczęśliwi. — Czy szczęśliwi? Cóżem to przepomniała? Ktoś był ze mną. ANIOŁ 1 Ja z tobą. NIEWIASTA Był ktoś, co przed moją żałobą, gdym jeszcze była smutna, pochylił pochodnię gasnącą i dłoń podnosił z pociechą. Ktoś mówi — ? Kto to mówi — ? ANIOŁ 1 Echo. NIEWIASTA Zapomnieć? — Zapomniałam. — A przecie byłam z kimś, gdy stałam na onym piedestale i teraz nie pomnę wcale. Drasnąłeś mnie miłości grotem. ANIOŁ 1 / przesuwa jej rękę po czole / Nie myśl o tem. / przechodzą po za kolumny / SCENA 3 ANIOŁ 2 / do Amora na pomniku Ankwicza / Rzuć ten gasnący żar. Wstań — powstań. AMOR Z POMNIKA ANKWICZA Czar? ANIOŁ 2 Wstaj. Czar! Pochodnię rzuć — młodzieńcze. Chłopcze! Zeskocz, a żywo. AMOR Ktoś ty? — Kim jesteś ty? ANIOŁ 2 Jestem duszą szczęśliwą! Szczęśliwą jestem duszą, duszą szczęśliwą, wolną. AMOR Wolną? ANIOŁ 2 I ty stań się wyzwolon! AMOR Wolny! — Zaklął mnie tu Apollon. Czyli Apollon każe? ANIOŁ 2 Powstań, chwila szczęśliwa. AMOR Czyjże rozkaz mnie wzywa? ANIOŁ 2 To nie rozkaz. AMOR Wołanie! Słyszę. ANIOŁ 2 Kto słyszy, wstanie. AMOR / wstaje / ANIOŁ 2 Zestąp. AMOR / zstępuje / Dotknąłem ziemi. Ach. — Co to jest? ANIOŁ 2 Ocknienie. AMOR Chcę lotami orlemi latać, biedz — polatywać. Czem ten dreszcz? ANIOŁ 2 To jest życie. AMOR Czy to noc — ? ANIOŁ 2 Noc. — O świcie swobodzie naszej koniec. AMOR Żyję!! ANIOŁ 2 Teraz ty goniec! AMOR Żyję!!! — Czuję, napływa siła! / ogląda się na pomnik / Gdzie ta, co ze mną była? ANIOŁ 2 Zapomnij, — pięknolicy. Mnie się przypatrz, orlicy. Widzisz, widzisz mnie żywą? Serce bije, — a twoje? AMOR Larwę miałem straszliwą. Tak, — tak, — serce mi bije; bije serce, pierś dycha, o żyję!! — Tyżeś piękną! ANIOŁ 2 Zbliż się, przytul — AMOR Zadźwiękną… Zabrząkłeś twoją szatą. ANIOŁ 2 Strojną jestem, bogatą! Obejmij ty mnie w pół. Chcę, bym twe ręce czuł około mojej piersi i lice przy mej twarzy. AMOR Ogień w oczach się twoich pali. Żar w oczach twych się żarzy. ANIOŁ 2 Kocham. — AMOR Piękna, lilijo! Cóż te szaty cię kryją? Szaty srebrne te płachty brzęczące. ANIOŁ 2 Pierś twoja obnażona; przytulasz mnie do łona; o radości, w oczach twoich słońce. AMOR Promień, dar Apollina. Łaską uznał mnie syna i udzielił mi dam promienia. Ty mię budzisz z kamienia. ANIOŁ 2 Ty uczynisz, że rajem godzina. AMOR Kto są tamci — ? ANIOŁ 2 Za tamtą kolumną? AMOR Ci, co idą, — kto ona? ANIOŁ 2 Kochanka wywiedziona. AMOR Znałem. ANIOŁ 2 Znałeś? Zapomnij! AMOR Idą, jak nieprzytomni. ANIOŁ 2 Kochanka, oblubieniec; jako my zakochani. AMOR Jako my?! — Jego pani?! ANIOŁ 2 Jako ty mój młodzieniec. O pójdź, — nie patrz, — pójdź ze mną. AMOR Kochasz. — ANIOŁ 2 Kocham, w noc ciemną dam ci miłość tajemną. Ty mój. AMOR Ja twój, ty moja. Odchyl tych szat. ANIOŁ 2 To zbroja. Luby, jestem dziewicą. AMOR Zapłoniło się lico. ANIOŁ 2 Kochaj. AMOR Kocham. ANIOŁ 2 Ja twoja. / przechodzą za kolumnami / SCENA 4 PANI Z POMNIKA SKOTNICKIEGO / do aniołów, którzy ją wiodą / Gdzie mnie wiedziesz? ANIOŁ 3 W blask. PANI Gdzie mnie wiedziecie? ANIOŁ 3 W świt. PANI Kto wy? ANIOŁ 4 Idziem na spyt. ANIOŁ 3 Idziem budzić. PANI Nie warto. Grób przede mną zawarto i kamieniem ten grób przyłożono. ANIOŁ 3 Byłaś mu żoną? PANI Nie pomnę. Nie, nie byłam. ANIOŁ 4 Czy znałaś? PANI Nie wiem. — Ja się modliłam i lutnię ze sobą wzięłam i lutnią się bawiłam i miałam ręce załamane, jak teraz. ANIOŁ 3 Rozplącz ręce. PANI Rozplątać…. ANIOŁ 4 Rozpleć dłonie. PANI A ból, który mam w łonie — ? ANIOŁ 3 Zapomnij, — potrzej czoło. Czy jeszcze co pamiętasz? ANIOŁ 4 Byłaś kiedy wesołą? PANI Czy ja byłam kiedy wesołą? Nie wiem. — Ja się smuciłam. ANIOŁ 3 Czego? PANI Stałam na grobie. ANIOŁ 4 Zeszłaś z grobu. PANI Na chwilę? Czyli tylko na chwilę jedyną? ANIOŁ 3 Tak, tą jedną godziną budzisz się, — PANI Czuję, płyną strumienie krwi do rąk. Byłam w męce, — ty budzisz — ? ANIOŁ 4 Budzę, zapomnij mąk. PANI Czyli ty mnie nie łudzisz? ANIOŁ 3 Nie łudzę, — żyjesz. PANI Żyję!! ANIOŁ 4 Zasłonę odrzuć z głowy a ujrzysz w koło siebie nas żywych i świątynię, — bo dotąd ją dla ciebie zasłony rąbek kryje. Podnieś rękę do czoła. PANI Ty masz postać Anioła. ANIOŁ 3 Mocen jestem, młodzieniec. Pójdziesz ze mną! PANI Pójść z tobą! ANIOŁ 3 Rozbrat weźmiesz z żałobą. PANI Gdzie wiedziesz? ANIOŁ 3 Na wesele! PANI Ty gwiazdy masz na czele. ANIOŁ 3 Gwiazdy. — Mam światło ducha! PANI Słyszę. — ANIOŁ 3 Pójdzie, kto słucha! Kto słucha, pójdzie za mną! We świt, w blaski, het w łuny. My jesteśmy zwiastuny. PANI Czyli słowa twe nie złudą kłamną? Czyli słowa twe prawdą? ANIOŁ 3 Są siłą! Słowa moje niezłomne. Spiż i krew moje ciało; na tę noc żywe wstało, jako ty wstałaś żywa. Zapomnij, — bądź szczęśliwa. Zapomnij!! PANI Ja szczęśliwa?!! — Gdzie lutnia moja, co śpiewa? ANIOŁ 3 Nie trzeba lutni już. Gdy chcesz, — echo wyśpiewa, co chcesz. Tylko się wsłuchaj. Słyszysz, tam, ptak trzepoce. Słyszysz, — łopocą drzewa we wichrze tam od pola — ? PANI Ach ten blask, — tam migoce…. Kto są tamci? — ANIOŁ 3 Są żywi… PANI Kochankowie? — ANIOŁ 3 Szczęśliwi. PANI / wskazuje sarkofag króla Władysława Jagiełły / A kto jest ten? ANIOŁ 3 Monarcha. Głazem legł, mnie nie znany. PANI Jakiś legł patryarcha, tu ze czcią pochowany. Znałam. ANIOŁ 3 Znałaś? PANI Nimeś ty, pięknolicy, serce me przeszył grotem miłości, pożądania. Znałam jego, — z podania….. ANIOŁ 3 Znałaś go? — Nie myśl o tem. / przechodzą za kolumnami / SCENA 5 ANIOŁ 1 Idź pobudź te, co w tamtej są kaplicy, zadumane. ANIOŁ 4 Ty sam? ANIOŁ 1 Ja sam. — ANIOŁ 4 Czyli twe ciało czyste? ANIOŁ 1 Czyste. — Spojrzyj mi w oczy. Patrzaj po moim stroju, poznaj, lilje przejrzyste. ANIOŁ 4 Daj rękę. ANIOŁ 1 Idź w pokoju! SCENA 6 ANIOŁ 1 Jakoż się wyrzec tej miłości? Uciekłem z objęć krasnolicy. Przysiągłem. — Jak dochować śluby, gdy żądza ciągnie do zguby — ? Kocham, — uciekłem, — kocham, żądam, daremno ogień w piersi tłumię; żądam a żądzy nie rozumiem i ze wstydem po niej poglądam. Idzie. — SCENA 7 AMOR i NIEWIASTA / wchodzą / NIEWIASTA Gdzie mój kochanek? AMOR Odbiegł od cię kochanek? Cóż szukasz za nim smętna? Czemuż jesteś na niego i na miłość jego pamiętna? Czy pamiętasz jego całunek? NIEWIASTA Całunku nie pamiętam. Całował. AMOR Jak całował? Czy tak? — / całuje / Ot pochyl usta. NIEWIASTA Tak całował. AMOR Pocałuj. NIEWIASTA O tak, o tak, — o dłużej, ty ze mną, — pójdź ty ze mną. Miłość zakryje chusta. W ustroń pójdziemy ciemną. Kochaj. AMOR Kocham. ANIOŁ 1 / patrzy z poza kolumny / Zwodnica! AMOR Czy pamiętasz? NIEWIASTA Nie pomnę. AMOR Gdzie spoczniem ulubiona? NIEWIASTA Jesteśmy, jako te bezdomne istoty. — AMOR Weź w ramiona. O przytul, przytul, pieść. NIEWIASTA Daj ust. — AMOR Nad nami dom. NIEWIASTA Pamiętaj na mój srom. AMOR Ty moja. NIEWIASTA Ty mój luby Chłopczyku, — ulubieńcze. AMOR Kochaj, — ja cię w róże uwieńczę; oderwę róże z trumny zdejmę róże z ołtarza i tobie dam uplot różany. Pani moja. NIEWIASTA Mój chłopcze ukochany. / przechodzą / SCENA 8 ANIOŁ 4 / z kaplicy Jagiellonów wiedzie Czas / Cóż stary? Oddaj kosę. ANIOŁ 1 / który wystąpił / Niech trzyma. TEMPUS Jest kto? ANIOŁ 4 Nikogo nie ma. Przeszli podal w świątynię. TEMPUS Cóż mam czynić? ANIOŁ 4 Rzuć kosę! TEMPUS Jakoż ja to uczynię? Dzierżyć mi ją kazano. Dzierżyć muszę. ANIOŁ 4 Złóż chwilę. TEMPUS Bieg się rzeczy zatrzyma. ANIOŁ 4 Zatrzyma się. TEMPUS Co słyszę? ANIOŁ 4 Zatrzyma się bieg rzeczy. TEMPUS Będzie chwila spokoju. ANIOŁ 4 Chwila wiele uleczy. Noc jedna, — noc jedyna. Pierwsza płynie godzina. Wstań i żyj. — Kosę złóż. Zatrzymaj rzeczy bieg. Spokojność — lek. TEMPUS / kładzie kosę / Upływa wiek, przelata wiek, tysiące lat, tysiące lat Patrz, zatrzymałem świat. ANIOŁ 4 Żyj. — TEMPUS Zbyłem trwogi, trudu. Och, zbyłem z głowy lęku; tak nuży, kosę dzierżyć w ręku, wieczyście, wiecznie w dłoni, — a krew bije do skroni. Ach, — spokój w myśl wstępuje. Ach lubość, lubość czuję. Jeszczem rzeźki, — pogonię! Pogonię, jeszczem jary; zmogę starość, — żem stary. Krew do ciała napływa, żyw jestem, — krew porywa! Słysz! — siądziemy na konie i pogonim lotami na błonie ku górom, — ponad rzeki. ANIOŁ 4 Przed świtem trza tu być. TEMPUS Czas jest i świt daleki. Noc jasna, jasna noc. Polecim het, — het — w lot. ANIOŁ 4 Jak wyjdziesz stąd? TEMPUS Jak? — Kto ma klucze wrot? ANIOŁ 4 Żaden z nas. TEMPUS Więc gdzie są!? ANIOŁ 4 Zewnątrz zamknięte bramy a my kluczów nie mamy. Pozostaniesz tu — TEMPUS Nie chcę! Przełamię wrót tych siłę. ANIOŁ 4 Czemże? TEMPUS Kosą. ANIOŁ 4 Nie ruszaj! TEMPUS Ostać mnie nie przymuszaj. ANIOŁ 1 Idę. TEMPUS Na świat. ANIOŁ 1 Na koń. Ja z tobą. TEMPUS Pierwszy goń! Noc jasna, jasna noc O patrz, rozwieram wrota. / rozciął wrota kosą / / wpływa światło księżyca / Na świat! w mem ręku moc. Teraz tę kosę rzucę. — Żegnajcie mury! Wrócę!!! / rzuca kosę / / wybiega z Aniołem 1. / ANIOŁ 4 / ustępuje za kolumny / SCENA 9 KLIO Z MONUMENTU SOŁTYKA Nad księgą czuwam lat dziesiątki. PANNA Z MONUMENTU SOŁTYKA I cóż ci księga daje? Czy daje księga wiarę? KLIO Wspomina biegi dziejów stare, pamiątki i coraz starsze, dalsze dzieje. PANNA A wiara? KLIO Ta się raczej chwieje. PANNA Rzuć księgę. KLIO Księgę rzucić? PANNA To się przestaniesz smucić! Rzuć księgę, ujmij mnie w pół, uściskiem weź siostrzanym. Bądź ty duchem kochanym, z którym ja noc tę żyję! Cóż tobie trudy cudze? I cóż tobie łzy czyje? Cóż tobie, ta co była, męka? Próżno się dusza nęka. Nie siostro, nie myśl o tem. Ja sama, zadumana byłam nade mną i nad tobą; i myślę: po cóż my żałobą kajamy się, zadumą — ? Pójdź siostro, kumo, rzuć księgę, księgę rzuć; zobaczysz, — co będziem same czuć za siebie, przez się, — żywe, nie pamiętne, szczęśliwe! — KLIO Mogęż ja być szczęśliwą? PANNA Będziesz, tę jedną noc Rzuć księgę, zyskasz moc, moc świętą zapomnienia. KLIO Siostro, jesteś z kamienia. PANNA Krew płynie, będę żywa!! Ty ze mną chodź — w świątynię; jako druchny, boginie oddychać, chwilę żyć, Nie smucić się! — być!!! być!!!! KLIO Precz księgo, — myśli katownio, zabijałaś moje porywy, trułaś serca — PANNA Zapomnij! KLIO Obłok się nad widownią unosi, — oczy mgleją, znikają myśli z oczu Światło w źrenic przeźroczu! Oczy mam nieprzytomne. Zapominam — PANNA Nie pomnę. / chwilę milczą / / patrzące ku kaplicy na grobowiec Sołtyka / KLIO A ona? PANNA Ani drgnęła. Wieko oburącz dzierży, skrzydlata, odwrócona od nas i od świata; w świat inny patrzy: w oczy orła, z tych oczu orlich oczyma czyta i orła duchem trzyma w zaklętym ruchu. Dłoń ptaka z mieczem wzniesiona. — Trzeba ją zbudzić. — KLIO Nie trzeba. Wieko by nad ptakiem zapadło. PANNA Cóż ty smutna! Do lic znów się zakradło coś jakby cień dawnej tęsknoty. Ty znów dumasz? KLIO Dumać będę poty, dopóki mojego życia. PANNA Zgoń myśli. KLIO Ty sama w zadumie. Jeno przede mną się pogodzisz. Ty mnie zwodzisz. PANNA Nie zwodzę. Smutkom, żalom przeszkodzę. Śmiej się, uśmiechnij ino. Słuchaj, jestem dziewczyną! Chcę się kochać. KLIO Pustoto! PANNA Miłość jest szczerozłotą. Czy to prawda? KLIO Jak dusza, prawda inna każdemu. Są, co kłamią. PANNA Są? — Czemu? KLIO Opętani przez żądze. PANNA / pochyla głowę w zadumie / KLIO Patrz, rozwarli wrzeciądze. PANNA Powietrza świeży wiew, gdy wionie na grobowce, na trupy, czyli wstaną? KLIO Nie powstają umarli. Gdy ginie jedno życie, już drugie nowe zakwita; upada, ziarna sieje; tak z życiem ich się dzieje. Umarli, — nie powstaną. Ciała się skruszą w prochy. Pełne tych ciał te lochy. Dziś z ciał tych mnogich pył, żadnych już nie ma sił, by wstał i znowu był. My jedno nieśmiertelne duchem. — PANNA Ich dusze żyją? KLIO Żyją. PANNA Gdzież są? KLIO Te z win się myją, zanim wstąpią do Raju, PANNA Cóż dla nich Rajem jest? KLIO Rajem powrót do kraju, gdy na wyższe się duchy przetworzą. Inne wśród żywych idą odrodzone, ród mnożą, skazane w powrót służby i te są, jako drużby, które naród prowadzą człowieczy. Dusza taka się leczy. PANNA A te które zwolone? KLIO Te świecą wywyższone tam, hen na innych światach. PANNA Wrócą kiedy? KLIO Po latach. Po mnogich, mnogich latach. Gdy się wszystko odmieni i z tych silnych kamieni będą gruzy. PANNA My w gruzach! KLIO Wtedy, siostro, nad gruzy straszne przyjdą Meduzy. PANNA Drżę. Nie mów o Meduzach. KLIO Upłyną jeszcze wieki, jeszcze czas ten daleki, wrócą duchy z powrotem. PANNA Wiem. — Nie mów więcej o tem. KLIO Wiesz?! — Złączmy dłoń w uścisku i idźmy w blasku przypatrzyć się zjawisku. PANNA Jakiemuż to zjawieniu? KLIO Gdy Bóg przyjdzie w odzieniu króla. Złota Jego koszula, chorągiew w Jego dłoni Ten dusze w odkupieniu przez swą koronę u skroni sprowadzi wybawione w tę świątynię! PANNA Wskrzeszone!?! KLIO Duchy wskrzeszone! PANNA Wiem. — Duchy pośle żywe! Między żywe; — KLIO Wskrzeszenie! On pośle je na walkę! Podejmie złotą szalkę i każdemu odważy osobne przeznaczenie. U tych stanie ołtarzy. PANNA Cyt, siostro, — kto to? KLIO Cienie! To wiatr pędzi obłoki, poza któremi gwiazda. Wstąp ze mną na promienie ukąpiemy się w blasku. PANNA Któż to ten piękny w kasku? KLIO Rycerz — PANNA Zbudź mi rycerza! Pokocham — zakochana. KLIO Zastukaj do pancerza. Żegnaj, siostro, — odchodzę. PANNA Ja ostanę z rycerzem. Tak tem powietrzem świeżem jestem oprzytomniona, że czuję, jak mi bije krew i serce u łona i kocham, — kocham jego. Któż oni? KLIO Oni strzegą skarbów wielkiego ducha. PANNA Siostro, widzisz, — on słucha! KLIO Zastukaj do pancerza, aż się ocknie, — poruszy. PANNA Kocham, o kocham z duszy. KLIO / odchodzi poza wrota / SCENA 10 PANNA / puka w pancerz, złożony u stóp posągu / Kochanku. POSĄG WŁODZIMIERZA POTOCKIEGO Sławo! PANNA Ja nie sława. Ja rozkosz, lubość, ja zabawa. Ku tobiem przyszła rycerzu, jak dziewka, — i staję przy żołnierzu krewka. — Kochanku chodź. / puka / WŁODZIMIERZ Na bój!?! PANNA Miecz ten odpaszesz twój ciężki i złóż przy zbroi. Zestąp. WŁODZIMIERZ Gdzie moi? Gdzie są moi!!? PANNA Jacy twoi? — Ja k'tobie zeszłam, bom zakochana. A ty? — WŁODZIMIERZ Mam odeprzeć tyrana!! PANNA Jakiego? Kogo? — Nie ma. Nikogo nie ma. — Ty się mylisz. Pochyl się, — gdy się pochylisz, ujrzysz, żem jest tu sama przy tobie, w ciebie patrząca. Zestąp. WŁODZIMIERZ Ty miłująca? PANNA Zestąp. WŁODZIMIERZ / zeskakuje / Otom przy tobie. PANNA Co, — Widzisz to, żem ładna? WŁODZIMIERZ Tulisz się, — w pochyleniu słaniasz się lubo-składna. PANNA Bo cię kocham, — rycerzu. WŁODZIMIERZ Przypomniałaś — ! PANNA Miecz odejm. WŁODZIMIERZ Bitwa tutaj być miała?! PANNA / z uśmiechem / O nie, — teraz jest rozejm. WŁODZIMIERZ Ty śmiejąca, — w uśmiechu? PANNA Ja pragnę, — ja bez grzechu Ty piękny. WŁODZIMIERZ A ty ładna. PANNA To miłość nami władna. Pocałuj. — Ujmij ramieniem. Krew we mnie jest; — pragnieniem przejęta, — k'tobie się garnę. Kochaj, — a wszystko inne marne. Kochaj. WŁODZIMIERZ Muszę zapomnieć. PANNA Zapominaj. WŁODZIMIERZ Kochanko! Cyt, — muszę oprzytomnieć. PANNA Miecz ten złóż pod pancerzem. WŁODZIMIERZ Miecza pozbyć? PANNA W kochaniu, my ślub miłośny bierzem. Czy mnie żądasz? WŁODZIMIERZ Całuję. PANNA Kocham! — WŁODZIMIERZ Krew żywą czuję! Ze mną! ze mną dziewczyno. PANNA Tą jedyną godziną żyjemy. — Krew w nas krąży. WŁODZIMIERZ Jestem w armii chorąży. PANNA O ty mój bohatyrze! WŁODZIMIERZ Czyli grają na lirze? Skąd te dźwięki? PANNA Patrz we mnie. Cicho. — — Kochaj tajemnie. Zejdźmy w cienie, — w ubocze. Ramieniem cię otoczę, — o luby, — o kochany. WŁODZIMIERZ Cyt, — to szemrzą organy. Ktoś pośrodkiem hal krąży. PANNA Zakryję twoje oczy rękoma, — uchodź ze mną. WŁODZIMIERZ Tam? PANNA Tam, — w kaplicę ciemną…. / przechodzą / AKT II DRAMATIS PERSONAE: * PRIAMUS * HEKUBA * PARYS abo ALEKSANDER * HELENA * HEKTOR * ANDROMAKA * KASSANDRA * POLIKSENA * HALEBARDNICY * PAŹ Pod skejskim donżonem, na blankach, na murach pancerni przysiedli stróżowie; łby wsparli na szpadach, na srogich kosturach, na czatach na zamku w Krakowie. Śpią króle i dziewy i córy królewny, posnęli wojewodowie; wąsale swój odzew wołają wyśpiewny, na czatach na zamku w Krakowie. Noc w mieście głęboka; Skamander połyska, wiślaną świetląc się falą a stróże wąsale ściskają mieczyska i hasłem zawodnem się żalą. To pojrzą ku stołpom, to patrzą do dwora, czy nuta dobiegnie wołana czekają wielkiego witezia Hektora, czekają swojego hetmana. SCENA 1 STRAŻNIK 1 Czuwajcie. STRAŻNIK 2 Czuwajcie. GŁOS Hola. PAŹ Echo płynie od pola, od Skamandru echo przybiega i ginie w murach miasta. STRAŻNIK 1 Czy wiecie, że chwycono szpiega, gdy u wielkiego dzwona uwadził skrzydłem i ułowił się w sieć zastawioną. STRAŻNIK 2 Któż się ułowił? PAŹ Wrona. STRAŻNIK 2 Z daleka biegł? PAŹ Ptak szary, przybiegł słuchać, co szepce nasza dusza i wpadł w sieć — STRAŻNIK 1 Martwy leży, w piór przemokłej odzieży, bo, gdy chciał zrywać pęta, krwią spłynęły skrzydlęta. STRAŻNIK 2 Niech nas nie podsłuchuje. PAŹ Widziałeś, — pająk snuje od zegarowej wieży ku dzwonnicy, od dzwonnicy do szczytu świątyni. STRAŻNIK 1 Patrzę, co noc tak czyni. STRAŻNIK 2 Niestrudzony — PAŹ Fijołki, pierwsze dwa, co zakwitły na stoku po przed zamkiem. STRAŻNIK 1 Zerwałeś. STRAŻNIK 2 Dla kochanków. PAŹ Ona przyjdzie tu ze swoim kochankiem, to ich ucieszę kwiatkiem, gdy zejdą z leża. STRAŻNIK 1 Kry spłynęły dziś rano ostatkiem ku tamtej stronie. STRAŻNIK 2 Ku stronie Sandomierza. STRAŻNIK 1 Czyli tylko Rhezus z końmi przybędzie? wiele na jego przyjściu zależy; Otucha wstąpi w żołnierzy. PAŹ Czy wiecie, jakie król królów orędzie wydał? STRAŻNIK 2 Atryda? STRAŻNIK Ryś niesyty. PAŹ Pozazdrościł Pelidzie kobiety i mówią, że ją odbierze. STRAŻNIK 2 Cóż Achill? PAŹ Achill, jak zwierze, Rzekł, że nie będzie się bił. STRAŻNIK 1 To królewski najstarszy zły? PAŹ Zły. Kpił. STRAŻNIK 2 Cyt. — Panicz idzie ze swoją. STRAŻNIK 1 Tfy! Ci ino wiecznie broją. Dwa pieścidła. PAŹ Myślisz, że zbrzydła? Ona jeszcze ponęty większe przybrała; gesty i słowa miększe i calutka go oczarowała; i taka jest, co każdego zwycięża i budzi w nim chuć męża. Patrzcie…. PARYS i HELENA / przechodzą w uścisku / PAŹ / daje im fijołki / Fijołki świeże… PARYS i HELENA / uśmiechają się / / biorą fijołki / / przechodzą / PAŹ Z leża idą na inne leże. SCENA 2 STRAŻNIK 1 Co to jest człowiek? myślę a nie wiem nic. STRAŻNIK 2 Chciałbyś mieć onę gładkość lic, co ma panicz? STRAŻNIK 1 Chciałbym mieć tę gładką kobietę. Co mi tam lice. Zazdrośne mi się zdają te błyskawice Hektora, — jak on to tak ogromnie szeroko broni naszego dwora i wie, że nie ujdzie zgonu… STRAŻNIK 2 Idzie, to jego pora. STRAŻNIK 1 Hasło. HEKTOR / wchodzi / Sława Iljonu! STRAŻNIK 2 Sława Iljonu hasło. / Stado wron się zrywa ze szczytu wieży zegarowej i lecą ku miastu wrzaskliwe / HEKTOR Ptactwo wróżbą odwrzasło. Cóż mówią? Kiedy zginę? STRAŻNIK 1 Nigdy! STRAŻNIK 2 Nigdy! HEKTOR Kto wstrzyma bieg przeznaczeń i losy? Jestem i będę walczyć. — Zginę. — Gdzie ta dziewka, co wróży? STRAŻNIK 1 Chcesz ją widzieć? HEKTOR Nie żądam. Wiem już. — STRAŻNIK 2 Zamkniona w wieży. HEKTOR A gdzie para kochanków? STRAŻNIK 2 Szukają leży. STRAŻNIK 1 Zeszli ze swoich ganków i przeszli. HEKTOR Gdzie? STRAŻNIK 2 Do zamku. HEKTOR Snać miłość ich nie nuży, jak mnie nie nuży walka. PAŹ / wchodzi / Król powstał już i Kralka i rozścielić przykazał dywany, bo przybędą sieść u skejskiej bramy. HEKTOR Idź, powiedz, że czekamy. SŁUDZY / przynieśli kobierce i rozścielili / / poczem odeszli / SCENA 3 PRIAMUS Synu, radośną ci nowinę powiem, że Achilles nie walczy. HEKTOR Czemu? PRIAMUS Ciesz się więc, bo nic złego nie może stać się tobie. Żyć będziesz. HEKTOR Nie chcę tego. PRIAMUS O ty jedyna moja chlubo, o ty jedyna obrono, rozstać chciałbyś się z żoną kochającą i odbiec dziatek i nas u kresu latek ostawić samych? — Zgubo! Iljonu zguba twoja myśl! HEKTOR Moja wola! Walczyć! PRIAMUS Za nas? Za miasto? HEKTOR A czemże wy jesteście? Ten podły gach z niewiastą, co się stroi w robrony fircynela, — wam miły; — to ja mam moje siły dla was ważyć? PRIAMUS Masz żonę. HEKTOR I ostawiam wam syna. Pójdę, gdzie mnie godzina zawezwie. PRIAMUS Co cię zmusza? Jaka to myśl przeklęta? HEKTOR Dusza! PRIAMUS Na ojca się porywa i chce zatrwożyć we mnie starca. — O synu, synu. Sam już ostanę ze starością. Ciebie sława i wielkość uwodzi. HEKTOR Sława mnie rodzi. Tu stoję jej na straży. Wyście ojciec, — poważam, — nie bierzcie mi to źle, — że się odważam rzec, co moim jest bólem. PRIAMUS Chciałem, byś ty był królem. HEKTOR Chcę, byście wy ostali. PRIAMUS Mówisz nam, żeśmy mali; za mali, by sięgnąć ku tobie. Duch cię niesie. HEKTOR Ojcze, — to, co ja robię czynię dla się i przez się. Jestem na to postawion walką, ustawną walką we świętości obronie. Wytrwam i będę zbawion. PRIAMUS Cóż jest ta świętość? HEKTOR Oto tem, co w mem łonie na samo wspomnienie żywiej porywa krew i sumienie ostawia wiecznie czyste: Ojczyzna, — Ilijon — żywe i wiekuiste. PRIAMUS Matka przysnęła. HEKTOR Senne powietrze mgliste uśpiło — PRIAMUS Spiło starą. HEKTOR Zejdę chwilę ku żonie. Bywajcie. PRIAMUS Idź ku dziecku. Gdzie Parys? HEKTOR Aleksander? Ze swoją przeszli pono tędy i tamtą stroną wrócą. — Żegnajcie. / poszedł ku pałacowi / SCENA 4 PRIAMUS O jak pięknie nucą zegary wież od miasta, Hej, posłuchaj niewiasta. Lubisz słuchać tych godzin. Ocknij się. HEKUBA Spominam dzień urodzin naszego pierworodnego, — jak go wzięłam raz pierwszy na ręce a dzisiaj on rycerzem! PRIAMUS W męce, we wiecznej męce ducha. Jakowejś władzy górnej słucha i ognie ma w sobie i żądze i serce zamknął na wrzeciądze, do których się nikt nie dobierze. HEKUBA Więc on jest nad wszystkie rycerze? PRIAMUS Jedyny. HEKUBA Widzę, jak był maleńki i u swojej mateńki bawił długie godziny, śmiejący i gwarliwy; dziecko małe. PRIAMUS Wyrósł w męża, — straszliwy; lata jego dostałe; duchem pierwszy nad twoje syny; wyrósł w męża. HEKUBA Jak się cieszę, że on zwycięża. Nie prawdaż, że on zawdy pokona, że on pola każdemu dostanie, że bój jego wołanie, że masz chlubę w tym synie? PRIAMUS Mieczem walczy, od miecza zginie. HEKUBA On to wie? PRIAMUS On wie o tem. HEKUBA Czy przygnębion? PRIAMUS Wspomniał tu coś przelotem; już nie pomnę, — zabyłem. Ja co inne myśliłem, gdy on mówił. HEKUBA A gdzie on się oddalił? Czy ku żonie? PRIAMUS Ku żonie. HEKUBA Zgadłam, — serce ma w łonie. Wiem, on ma w łonie serce. PARYS i HELENA / wchodzą / PAŹ / przed nimi / Ot tam siedzą i gwarzą. HELENA Co mówią? O mnie? PAŹ Marzą. Zdaje mi się, że mówią o Hektorze. HELENA Nie o mnie? PAŹ Myślą może. Może o tobie myślą a o Hektorze bają. PARYS Idź i każ, niech zagrają, to się starzy pocieszą z nami. HELENA Będziem słuchać. PARYS Przybędą z luteńkami. HELENA Niech wezmą te, co perłą sadzone, — ze złotą struną. MUZYKANTY / wchodzą / PARYS Widziałaś? — Mam dziś runo. HELENA Złote runo! — A kiedy weźmiesz berło? PARYS Muszę czekać. HELENA Hektorowego zgonu. Nie masz-że to prawa do tronu? PARYS Nie mam. HELENA Boś leniwy. Mów z ojcami, niech berło oddadzą. PARYS I cóż ja zrobię z władzą? Cóż mi po niej? Mam ciebie. HELENA Będziesz pierwszy. PARYS Nie żądam. Kiedy na cię poglądam, nie chcę nic, prócz kochania. HELENA Czyliżem tylko łania? A byłam już królową!! PARYS No wyrzecz, mów to słowo: Kocham. HELENA Kocham, może. PARYS No rzecz mi: pójdźmy w łoże. HELENA Pójdźmy. PARYS Rzecz mi jeszcze: że nie chcesz nic, nad kochanie. HELENA Kochania chcę. — PARYS Czy słyszysz granie? HELENA Słyszę. — — PARYS Luteńka nas kołysze. / muzyka / ŚPIEWKA PAŹ 1. Hej panienko, róże krasne da we twoim wianeczku. POLIKSENA / siedząca u stóp Hekuby / 2. Hej paziku, piórka jasne da na twoim staneczku, rom tanà, rom dynà. PAŹ 3. Hej panienko, krasne róże da na twojej czapeńce. POLIKSENA 4. Hej paziku, grywasz w chórze, Klechać wodzi za ręce, rom tanà, rom dynà. PAŹ 5. Hej panienko, u matusie tulisz się przy robronie. POLIKSENA 6. Chciałeś ty mojej gębusie; czym ci rada czyli nie, rom tanà, rom dynà. PAŹ 7. Tyś mi rada i panienki da te twoje siostrusie. POLIKSENA 8. Rade my twojej luteńki, da siedzim przy mamusie, rom tanà, rom dynà. / muzyka / HELENA Starzy zdrzemnęli. PARYS Drzemią. HELENA Gwiazdy świecą nad ziemią. My świecim drugie gwiazdy. PARYS Czas przystanął. HELENA Noc cicha. PARYS Słyszysz? — Starzec oddycha. Starcem być się nie zgodzę. Chcę mrzeć młody. HELENA Ja chcę moją zachować urodę. PARYS Ujmij, jeszcześ urodna. HELENA Ja twych uścisków głodna; dla nich rzuciłam Spartę okryłam dom żałobą; żądze te nieprzeparte porwały mnie ku tobie; wiem że nieprawość czynię, wiem że źle, że źle robię; ale kocham, — pożądam. PARYS W ciebie jeno poglądam. Pójdź w łoże. HELENA Idę z tobą. PRIAMUS / ocknął się / HEKUBA / ocknęła się / PARYS i HELENA / przystanęli przed ojcami / PARYS Ona powiedziała, że żaden z tych półbogów Achajów nie ma takich jasnych włosów, jak ja. HEKUBA Sokole mój. PARYS Ona powiedziała, że żaden z tych myślących Achajów nie ma tak myślących oczu, jak ja. PRIAMUS Czy ty sądzisz, chłopcze, że ona w ogóle co myśli? PARYS / do Heleny / Czy ty co myślisz? HELENA Właśnie myślę, jakbyś ty wyglądał, gdybyś włos zczesał jak tenejski Apollo. PARYS A widzisz ojcze, myśli o mnie. PRIAMUS Myśli o peruce. PARYS A właśnie porównała mnie z Apollinem i sądzę, że bardzo trafnie i gdyby Apollo wyglądał tak, jak ja, to nawet by mi się bardzo podobał. HEKUBA Ja też tak myślę. PRIAMUS / do Parysa / Sądzisz więc, że wygląda inaczej? PARYS Nie myślałem o tem. PRIAM A właśnie nad tem pomyśleć było warto. — A gdzieżeś ty siebie widział? PARYS Siebie? W studni. HELENA We zwierciadełko moje wciąż pogląda. PARYS Na niem Izys wyobrażona. PRIAMUS Więc Izys całą trzyma w dłoni. HELENA I pieści. PRIAMUS A Izys się nie płoni. PARYS / wskazując Helenę / A ona to się jeszcze rumieni, w swem oddaniu rumieńsza niż róże, których wieniec nosi u skroni. PRIAMUS No a czy wy wiecie, że wasza głupota to jest nasze nieszczęście? PARYS A czy to nie jest właśnie wasza cnota, że my możem być głupi dowoli pod osłoną waszego majestatu woli i majestatu siły. HEKUBA I ja tak myślę. PARYS Tacy, co na roli pracują, są, — są i wojenni są w rzemiośle, we wszelkiem najemnicy dzienni. Wszystkich masz ojcze, wszelakich, byś wzrok cieszył, — stać cię i na takich, jak my: — zupełnie boskich, spokojnych i beztroskich. HEKUBA I ja tak myślę. PARYS Gdybym walczył, to mógłby mnie kto zranić, mimo mojej biegłości, ot przypadek. Niech więc Hektor, gdy zechce mnie ganić, pamięta, — żem zrównoważony więcej, niż on. — HELENA Chodźmy już. PRIAMUS Idźcie już dzieci. HEKUBA Niech was strzegą Bogi, pieścidła moje. PARYS / do Heleny / Czy pójdziesz na pokoje? HELENA Nie, wprost do łóżka. PARYS Myślę to samo. HELENA Pa — a! PARYS Pa — a mamo! PRIAMUS Ostań zdrów. HELENA Służka. SCENA 5 PRIAMUS Ty, która żyjesz wspomnieniami, powiedz mi, jakże ci się lepiej wydaję; czyli ten, co jestem dziś, czyli ten, jaki byłem ongi? HEKUBA Jest-żeś to dzisiaj czem innem? PRIAMUS Wiek zmiany swoje przynosi a te drudzy widzą wyraźniej; więc i ty widzieć możesz. HEKUBA Nie dbam nic na to, co widzę. PRIAMUS Patrzysz ino w przeszłość; ja ino ku temu patrzę, co przyjdzie, im dalej, im dalsze, tem mnie milsze i duszy mojej. I jakoż zbliżymy się k'sobie, we dwie rozbieżne myślą idąc strony? HEKUBA Podaj mi rękę. PRIAMUS Był to most ku naszemu zrozumieniu wzajemnemu. HEKUBA Cieszą cię dzieci moje? PRIAMUS Nie, — to już minęło. HEKUBA Radują cię dzieci dzieci moich? PRIAMUS Nie, — to już minęło. Świat ich się zamknął, mój stoi otworem. Ja widzę dalej, het poza ich żywot, który się zdaje krótki. Tej nocy żyjem, ocknieni, marzący i wieczność ciągnie nas oboje; ciebie ku wiekom, co były, — mnie ku wiekom, wiekom, które będą. A oni, ci żyjący oni swoje moce i siły tej jednej zużyją nocy i w naszych oczach poginą. HEKUBA Rzekłeś. — Czas znaczy się godziną. Na wieży, — słyszysz — — — biją. / Biją zegary wież z różnych epok / / na dalekich kościołach Krakowa: / / I. Od strony Wisły: / Dzwoń dzwoneczku dzwoń srebrem w srebrny głos, niesiesz się nad toń nad wiślany wrzos. Graj dzwoneczku graj. Fiołeczku woń, niesiesz się nad toń, we wiślany maj. Toń dzwoneczku toń we wiślaną toń; fijołeczku woń. Idzie maj nad błoń. / II. Z wieży zegarowej; Kowale: / Czas już czas: Młotem bijem cztery razy metalowy dzban. Bierz za trzon, młotem ogniem bij w zarzewie. Wołaj imię, wal! / Z wieży zygmuntowskiej: dzwon mniejszy / Zbigniewie! / Z wieży zegarowej; Kowale: / Wali młot, hej na lot, bieżaj głosie huraganie, rota wstanie, zatętnią kopyta, aż się ozwie tętno w gruncie. Wołaj miano, wal! / Z wieży zygmuntowskiej; dzwon wielki: / Zygmuncie! / III. Od wieży wyższej maryjackiej: / CHÓR Przejasną świecisz gloryją, promienna gwiazdolica, w łunach twoja wieżyca. / Od wieży niższej maryjackiej; dzwon: / / Od wieży wyższej maryjackiej: / CHÓR Gwiazdy Cię wieńcem kryją; stajesz promienna w świetle na gwiazd iskrzącej mietle. / Od wieży niższej maryjackiej; dzwon: / Maryjo! / Od wieży wyższej maryjackiej: / CHÓR Tęcze Ciebie owiją zanim zapłoną jutrznie. Ty weźmiesz w piersi włócznie. / Od wieży niższej maryjackiej; dzwon: / Maryjo! / Od wieży wyższej maryjackiej: / CHÓR Biała czysta lilijo, o przenajświętsza Panno, zaświeć gwiazdę poranną. / (Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:) / Maryjo! / (IV. Z wieży wyższej maryjackiej, hejnał:) / Hej aż po skłon nad kwietną ruń, na pole skrzydlaty leć sokole, skrzydła zatocz w półkole, nad śpiące bramy polatuj. Pani z gwiazdą na czole, w błękitów drogiem odzieniu, na złocistym wieży pierścieniu, na złocistej u wieży koronie przystanęła gdzie grają. Chorągwie na przestrzeni iskrzą łuną promieni. Pani tuli gołębie przy łonie; Anioły ma w orszaku. Hej polatuj, złocisty ptaku, hej polatuj, za tobą śpiewają. Hej ponad las, na pole, błonie, na błoń, na kwietną, kwiecistą darń ptaku przemocny fruń na strojną ruń i wołaj zagrodnikowi i wołaj zagrodnice niech sierpy ostrzą na świt. Pani cała w promieniach nastąpiła na rogi-księżyce. / V. Od strony klasztoru Bernardynów: / Wstańcie mnichy na pacierze, bierzcie włosiennice, mówcie Ave, mówcie Wierzę. Jutrznia dzwoni, ptak świergoce, zapalcie gromnice. Zejdą noce, przejdą noce, mówcie litanije. Ogród pełen świergotania we świtaniu żyje. Wisła płynie, woda bieży pod klasztorne wieże; hej pod górą panna leży, na górze rycerze. W Sandomierzu posłyszeli, usłyszą w Warszawie; hej z wichrami pobieżeli w porannej wyprawie. Wrócą zbrojni na galarze, Wisła się nie wróci. Stawcie świece na ołtarze, Ave świt zanuci. / VI. Od labiryntu domostw na podegrodziu: / Z OKIENKA Samam se ostała, sama w pokoiku; kogóżbym czekała, powiedz mi paziku? LUTNIŚCI Nie sama ty, sama, sypia z tobą ktosi, otwiera się brama, konik ci go nosi. Z OKIENKA Ktoś-ci do mnie chodzi, koniczek go nosi, koniczek go wodzi, u bramy się prosi. Prosi się u bramy, prosi u okienka, od roku się znamy, jeszczem-jest panienka. LUTNIŚCI Do roku, do lata, do lata, do maja, przyśleć tobie swata, jużci go ustraja. Z OKIENKA Nie wpuszczę swacika, czekać będzie samy, nie wpuszczę konika, ostanę u mamy. Dziewuszeczka będę, co mi tam o kogo, płócienka uprzędę, matusia pomogą. Śpiewam cieniusieńko, jako ten ptaszeczek, nicią złociusieńką naszywam staneczek. LUTNIŚCI Ostań se u mamy, cieniusieńko śpiewaj, złociusieńką nicią staneczek naszywaj. Naszywaj staneczek, staneczka przymierzaj, przyjdzie kochaneczek, otwieraj mu ścieżaj. HEKTOR i ANDROMAKA / od strony pałacu zamkowego / / idą w uścisku / ANDROMAKA Czyli mi wrócisz o poranku? HEKTOR Na miecze idę w wielki bój. ANDROMAKA Żegnaj mi mężu i kochanku, olbrzymie w złocie dźwięcznych zbrój. Powrócisz mi ty o poranku? HEKTOR Iść muszę, kędy sztandar mój, kędy proporzec załopoce; przeznaczeń wicher go podrywa; tam wiem, że Bóg Hektora wzywa, bym szedł i walcząc przetrwał noce. Żegnaj kochanko, żono miła. Wiem, jaka moja moc i siła wiem, jaka wola, ostań doma. ANDROMAKA Godzina żadna niewiadoma. HEKTOR Wracałem zawdy, jutro wrócę o szarym, bladym pierwszym świcie, ciało na pastwę sępom rzucę, na pastwę krukom moje życie a duchem k'tobie lgnę jedyna. Pozostań — ty, — wychowaj syna. ANDROMAKA Gdy syn dojrzeje, cóż mu powiem? HEKTOR By szedł, jak ojciec, moim śladem. Nie zginę, nie, — rozpogódź lice, z pierwszem świtaniem wrócę bladem. Iść muszę. Znasz mą tajemnicę. ANDROMAKA Jedno wiem tylko, że mię rzucasz, samotną w opuszczeniu wdowiem. HEKTOR Na drogę próżną skargę wołasz. Wróg się raduje smętkiem twoim. Ani mię łzami strzymać zdołasz. Jakoż tajemne słowo powiem? ANDROMAKA Idź i powracaj mężem moim! HEKTOR Gdy mnie pochłonie walka krwawa, każ iść synowi za mną! ANDROMAKA Sława! HEKTOR / zstępuje po schodach w niższe zatocze barbakanu, zamkowego / PRIAMUS / pogląda ku niemu, chyląc się przez krenelaże muru / Synu miły, złóż oręż siekący. Pojrzy ku mnie, synu, w górę chwilę. Wiesz, jako mam cię mile, wszem sercem ku tobie pragnący. HEKTOR Ojcze, męże tam mnodzy stoją, nawołują a patrzą na Troją; wszyscy społem w kole się zebrali. Nie trza ojcze, by na mnie czekali. PRIAMUS Synu, zejmij przyciężkiej tarcze. Pojrzy ku mnie chwilę w górę twarzą. Nie wiem, jakieć się losy przydarzą? Nie wiem, czyli tej wojnie wystarczę? HEKTOR Ojcze, wiesz, jakoś mi jest miły, jakoć kocham przy dzieciach i żenie; ale głos twój odbiera mi siły. Siłę jeno mój naród ma w cenie. PRIAMUS Synu miły, jeszcze czasu siła, starczy walce, orężnej szermierce. Troska serce moje dziś pożyła i tęsknotą wielką bije serce. HEKTOR Ojcze drogi, ojcze mój stareńki, idź do dworca, ku mojej rodzinie, gdzie syn został u piersi maleńki; mnie musieć ostać przy czynie. PRIAMUS Synu, żalę się twojej stałości, już z dala oszczepy mi widne, i ramiona co łamią twe kości i wydzierców bezprawia ohydne. HEKTOR Widzieć, ojcze, ten tasak, co siecze, co ku mojej chyli się zbroi. Ostań, patrzaj, żałosny człowiecze, jak za ciebie męże giną twoi. Za ojczyznę, za dworzec i żonę, za me dzieci i bratów i syny. Bądźcie zdrowe miłoście stracone, wstańcie w oczach waszych moje czyny. Bądźcie zdrowi za murów ostoją, bądźcie zdrowi ukryci w komnatach. Wasz ja rycerz ostałem przed Troją waszym bogiem powrócę po latach. PRIAMUS Bywaj zdrowy mój synu przemiły, w tobie całą pokładam nadzieję, wszystkie losy złożyłem w twe siły, wielkie serce w twej piersi goreje. HEKTOR Ojcze, głos twój, idący z wysoka, siły mi tęgie odbiera. Ojcze, patrzaj, oto noc głęboka. Ojcze, patrzaj, jak Hektor umiera. KASSANDRA / zstępuje i przystaje przed ojcami / HEKUBA O urodziwa płaczko, dziewo Apollinowa, urągliwa biadaczko, szczęśliwa, nieszczęśliwa. Padnij przy mem kolenie, utul się przy mem łonie, o mym szepnij mi zgonie, co rzekło przeznaczenie? KASSANDRA Apollo, matko moja, mateńko moja stara, pytać mi jego wara; patrz, jeszcze stoi Troja, jeszcze mocne jej mury, jeszcze męże we zbroi, jeszcze tańczą twe córy, przez dwadzieścia pokoi. Jeszcze grają lutnisty, jeszcze gędzą harfiarze, jeszcze płoną ołtarze, a dym się wije czysty. HEKUBA Córko, masz mi powiadać, o mym stosie, o doli; skoro będę w niewoli, nade mną będziesz biadać. KASSANDRA Matko, budzisz mię w słowie, w niewoli byłam w wieży w tej starganej odzieży, gdzie mnie więżą królowie. Królów złamię niewolę, pęta moje rozkuję, matko, ogień mam w czole, Apollina moc czuję. Hej, Apollu, grot pali, grot w mej piersi wrażony, krucy będą krakali ponad zamek zburzony. / wstała / Nie będzie już dla was dnia, ani słońca, ni zorzy; ni tej zorzy rumiennej promieniem, ni tego słońca z ramieniem złotem. / do Andromaki / Nie wyglądaj męża z powrotem! / w zapamiętaniu / Hej krucy! lećcie wielkim zawrotem, rozwińcie mroczne skrzydła, posiadajcie na blanki, na fosy; widzowie zaciekawieni, jak tam w ogniowej czerwieni Ilijonu ważą się losy; jak rycerze z pancernem odzieniem kruszą na tarczach młoty! / goni Andromakę / Chwytajcie tę szaloną, co wyszła patrzeć na obroty walczących. — Komuś ty żoną? Nie wróci mąż twój z pola. Hej stróże, strażnice, hola! Zagnajcie onę do dwora! Wiedźma! Żona Hektora! STRAŻNICY / ukazują się w głębi / KASSANDRA / przegania Andromakę / ANDROMAKA / ucieka / KASSANDRA Do mnie zlatujcie krucy! Krukowie, lećcie do mnie!! KRUCY / zlatują się / KASSANDRA Czarny mój, czarnoskrzydły, ulubiony nocy powierniku, przysiądź i patrz i płakaj. A gdy ujrzysz rycerzy, to zakrakaj. Pancerz pod mieczem gra… KRUK Kra-a, kra-a, kra-a. KASSANDRA Dziób twój czarny, przyostry, przytul się do mnie, siostry, osłoń mnie piórem. Tam walczą moi bratowie a bracia twoi chórem posiedli, jak czarne mrowie przypory zamczyska. Na księżycowej mietle roją się w świetle. A ty, kochanku, krakaj a gdy ujrzysz rycerzy, to zapłakaj. Pancerz pod mieczom gra. KRUK Kra-a, kra-a, kra-a. HEKTOR i AJAS / występują na dolnem okołu / / cali srebrni, złociści w księżycu / / łyskają mieczem i tarczą / / sieczą / KASSANDRA Hej, Wisłą płynie kra. Kochanku patrzaj, krakaj. KRUK Kra-a, kra-a, kra-a. KASSANDRA Hej spływa wodą kra. Wiosna, — kto jej doczeka — ? Drzewa a kierz się w liście postroją na jej przyście… KRUK Kra-a, kra-a, kra-a. AKT III DRAMATIS PERSONAE: * IZAAK * REBEKA * EZAW * JAKÓB * LABAN * RACHELA * LIA * PASTERZE To pamiętacie, jak ściany kościoła, w dalekiej Flandryi wydziergana zdobi gobelinowa „HISTORIA JACOBI”. Nasampierw scena, jako ojciec woła syna starszego i rzekł: niech sposobi koźlę, — a zanim ten z powrotem zdoła, już brat go ubiegł. Więc indziej sen sługi bożego w Bethel i orszak ów długi aniołów, jako idą po drabinie. Jak Bóg mu kazał na śnie, tak on w czynie to spełnił, wstawszy. Zaś ówdzie spotkanie z Rachelą, gdy się owce u źródeł poją. Jak ją objął uściskiem i nazywał swoją siostrą. Więc Laban go do dom przyjmuje i starszą córkę dać mu obiecuje. Ta się historya rozegra przed wami, w wyblakłych, sutych strojach gobelinów, na wielkich stopniach między kaplicami, kędy bram dwoje. — Izaak się wlecze, na długich kijach oparty barkami. Wiedzie ze sobą starszego ze synów Ezawa. — Oto teraz tak doń rzecze: SCENA 1 IZAAK Synu mój. EZAW Owom ja. IZAAK Widzisz, żem się zestarzał, a nie wiem dnia śmierci mojej. Weźmi broń twoją, sajdak i łuk a wynijdź na pole: a gdy polując co ugodzisz, uczyń mi stąd potrawę, jako wiesz wolę moją i przynieś, abym jadł i aby błogosławiła tobie dusza moja, niż umrę. EZAW / odchodzi / IZAAK / oddala się / REBEKA / wchodzi / JAKÓB / idzie za matką / SCENA 2 REBEKA Słyszałam ojca twego gadającego z Ezawem bratem twoim i mówiącego mu: przynieś mi z łowu twego a uczyń potrawę, abym jadł i błogosławił ci przed Panem, pierwej niźli umrę. Teraz tedy, synu mój, przestań na radzie mojej: a szedłszy do trzody, przynieś mi dwoje koźląt, co lepszych, abym z nich uczyniła potrawy ojcu twemu, których rad pożywa. Które, gdy mu przyniesiesz a naje się, abyć błogosławił pierwej niźli umrze. JAKÓB Wiesz, iż Ezaw brat mój jest człowiek kosmaty a ja goły. Jeśli się mnie dotknie ojciec mój, a poczuje, boję się, aby nie mniemał, żem chciał z niego szydzić, i przywiodę na się przekleństwo miasto błogosławieństwa. REBEKA Na mnie niech będzie to przekleństwo, synu mój, i tylko słuchaj głosu mego a szedłszy przynieś, com rzekła. JAKÓB / oddala się / EZAW / wchodzi / / ze sajdakiem i łukiem / / zatrzymuje Jakóba / REBEKA / oddala się / SCENA 3 EZAW Gdzie spieszysz bracie? JAKÓB Mać kazali. Kędyż ty spieszysz? EZAW Ojciec każe. Cóż się frasujesz? JAKÓB Wstyd mnie pali. Czyli ty bracie mnie zgadujesz? EZAW Wiem, że cię mać nade mnie chwali, lecz ciebie za to nie winuję. Żyjemy zgodnie, jako druhy i miłość k'tobie we mnie trwałą. JAKÓB Toż i to pamiętanie trwale, żeście za chleb i soczewicę mnie pierworodztwo swe przedali. EZAW Cóż wam się wstydem łuni lice i wspominacie, co się stało a czemu wszelkiej przeczę siły — ? JAKÓB Głód i pragnienie cię zmusiły a niebo siłę słowu dało. EZAW A teraz oto idę w pole, bym upolował, co się zdarzy a co ułowić łukiem zdolę, z tego się ojcu karm uwarzy. JAKÓB Ojciec chce ciebie wyznać panem? EZAW Błogosławieństwo ma być danem mnie przez rąk położenie. JAKÓB Idź, goń i spełniaj przeznaczenie. / oddala się / SCENA 4 EZAW W pole, hej w pole, — w lot — na łów! Obłoki gońcie, — wichrze wiej, do borów gnam, do kniej. Rzeźki się czuję, silny, zdrów. Ojcze, ułowię zwierza! Hej! Gnaj wichrze, hej, obłoku leć! Szczęśliwa gwiazdo, świeć mi, świeć. Będę panem! Hej, słudzy moi, ze mną w lot na łów, na łów, na bór. Zadmijcie w róg! / zadął w róg / / słychać granie rogów zewsząd / / oddala się / / za nim służba i domownicy / / prowadzą psy gończe / / zbrojni w łuki i oszczepy / / przechodzą. / SCENA 5 JAKÓB / wchodzi / / patrzy za bratem i jego sługami / REBEKA / zbliża się ku niemu, niosąca stroje / Oto szaty dla ciebie niosę. Co najprzedniejsze wybierałam. Nadziej to na się. JAKÓB Płonę, pałam. Chcesz matko, abym kłamał? REBEKA Dawno już brat twój cześć swą złamał, gdy tobie przedał swoją miarę. JAKÓB Jeno czy ojciec da nam wiarę? Jeno czy ojciec nam uwierzy? REBEKA Te skórki przydam do odzieży, wtedy nie pozna. JAKÓB Kłamać każesz? REBEKA Czy myślisz, że się winą zmażesz? Rób, co ci każę; zyskasz zasię to, co na zawsze możesz stracić. JAKÓB Przekleństwo brata biorę na się; jegoż się krzywdą mam bogacić? REBEKA Chwyć, co los daje ci do ręki. JAKÓB Matko, za wieczną pamięć męki? REBEKA Z przekleństwa ciebie Bóg rozwiąże. Przebłagasz Boga twym żywotem. JAKÓB Czynię, co każesz. REBEKA Czyń, co każę. Zejdziesz ku ojcu — z twemi dary, nim brat twój zdąży z powrotem. Oto twój ojciec idzie stary. IZAAK / wchodzi / / usiada / SCENA 6 REBEKA / do syna / Uklęknij. JAKÓB / zbliża się ku ojcu i uklęka / Ojcze! IZAAK Głos Jakóbów. — Ezaw-eś jest, mój pierworodny? JAKÓB Jam jest i czuję się niegodny. IZAAK Te ręce godnym ciebie czynią. Będziesz nad inne wszystkie stawion. JAKÓB Ojcze mój! REBEKA / do syna / Milcz! IZAAK Bądź błogosławion. / kładzie dłonie na głowę Jakóba / A teraz idźmy strawy pożyć. / obejmując syna / / dźwiga się / / wiedzie ku głębi syna / / na którym się opiera / Jakoś tak szybko złowić zdążył? REBEKA Bóg mu poszczęścił. JAKÓB Bóg zaciążył straszliwą dłonią nad mym bratem. IZAAK Będziesz rozrastać się i mnożyć. Będziesz wywyższon i postawion nad wszystkie inne panem. JAKÓB Katem! IZAAK Bądź ręką starca błogosławion na żywot długi. JAKÓB W kłamstwa wstydzie. REBEKA / do syna / Oddal się! JAKÓB Matko! Ezaw idzie! EZAW / wchodzi / REBEKA / oddala się / JAKÓB / idzie za matką / SCENA 7 EZAW Wstań ojcze, a raduj się z łowu syna twojego, aby mi błogosławiła dusza twoja. IZAAK Któżeś ty jest? EZAW Jam jest syn twój pierworodny Ezaw. IZAAK Któż tedy ono jest, który mi dawno łów ugoniony przyniósł i cieszyłem się ze wszystkiego pierwej, niźliś ty przyszedł i błogosławiłem mu i będzie błogosławionym. EZAW Mój brat oszustem, was okłamał? IZAAK Przyszedł rodzony twój zdradliwie i sprawił, żem twą prawdę złamał, gdy on w błogosławieństwie żywie. EZAW Błogosław i mnie ojcze mój. IZAAK Przyszedł rodzony twój zdradliwie i wziął błogosławieństwo twoje. EZAW Podszedł mię już oto drugi raz; pierworodztwo moje przedtem wziął a teraz powtóre podchwycił błogosławieństwo moje. Izali nie zostawiłeś i mnie błogosławieństwa? IZAAK Panem-em go twoim postanowił, i wszystkę bracią jego poddałem mu w niewolę; zbożem i winem umocniłem go a tobie potem, synu mój, co dalej czynić mam? EZAW Izali jedno tylko masz błogosławieństwo ojcze? IZAAK W tłustości ziemie a w rosie niebieskiej z wierzchu będzie błogosławieństwo twoje. Z miecza żyć będziesz a będziesz służył bratu twemu. Ale przyjdzie czas, kiedy zrzucisz i rozwiążesz jarzmo jego z szyje twojej. / odchodzi / / wyprowadzony przez sługi / EZAW Przyjdąć dni żałoby ojca mego i zabiję Jakóba brata mego. / odchodzi / SCENA 8 REBEKA / wchodzi / JAKÓB / wchodzi za matką / REBEKA Oto Ezaw, brat twój, grozi, aby cię zabił. JAKÓB / opuścił głowę / REBEKA Przeto teraz, synu mój, słuchaj głosu mego a wstawszy uciecz do Labana brata mego, do Haran. I pomieszkasz z nim przez mały czas, aż się uspokoi zapalczywość brata twego i przestanie rozgniewanie jego i zapomni tego, coś mu uczynił. Potym poślę i przyprowadzę cię tu stamtąd. Przecz obydwu synów dnia jednego mam postradać? IZAAK / wchodzi — wprowadzony przez sługi / JAKÓB / usuwa się w bok / REBEKA Tęskno mnie żyć dla córek Hetejskich; jeśliże nie pojmie Jakób żonę z narodu tej ziemie, żyć nie chcę. IZAAK / każe przywołać Jakóba / JAKÓB / podchodzi i staje przed ojcami / SCENA 9 IZAAK / do syna / Nie pojmuj żony z narodu Chananejskiego, ale idź i udaj się do Mezopotamii Syryjskiej, do domu Bathuela, ojca matki twojej i weźmij sobie stamtąd żonę z córek Labana wuja twego. A Bóg wszechmogący niech ci błogosławi i niech cię rozrodzi i rozmnoży, abyś był na mnóstwo ludzi. A niech ci da błogosławieństwa Abrahamowe i nasieniu twemu po tobie, abyś osiadł ziemię pielgrzymowania twego, którą obiecał dziadowi twemu. / oddala się / / wyprowadzony przez sługi / REBEKA / uściskała syna / / oddaliła się za domownikami / JAKÓB / został sam / / zstępuje ze schodów. / / U najpierwszego stopnia przysiadł / / i głowę złożył wspartą o węgar pierwszej bramy / / zasnął / Na zegarze wybija godzina, na zegarze godzina uderza, czas się świętych przejawów poczyna, czas Niebios i Ziemi przymierza. Rozwierajcie się podwoje Syonu! Na ścieżaj stają wrota. Idą posły od Boga, od Tronu. Idzie wieszczów bożych długa rota. i przystają na stopniach i idą, dalmatyk wstrząsając egidą. I przystają i zstępują ku bronie, w szat długich strojnym robronie. I przystają i zstępują ku bramie i nad śpiącym każdy wznosi ramię. SCENA 10 ANIOŁOWIE SNU JAKÓBOWEGO 1. Witaj promieniu życia. 2. Żegnaj mi słońce dnia. 1. Zawitaj jutrznio, zorzo. 2. Zanika krasa twa. 3. Promieniu żywy wschodzisz. 4. Zamierasz świetny dniu. 3. Po świateł morzu brodzisz. 4. Głowę kładziesz na pniu. Skazańcze, śmierć cię goni. 3. Ku życiu wnijdź nowemu. Tysiąc cię potęg broni. 5. Przed tobą sława, mienie, przed tobą żywot boży. 6. Za tobą pokolenie zamarłych, klątwę trwoży. 5. Przed tobą złości, żądze; nasycisz twoje usta. 6. Za tobą zawarto wrzeciądze i noc przed tobą pusta. 5. Łask źródło dla cię spłynie; ty łaską żyjesz chwili. 6. Szczęście twe mrze w godzinie. Proch są ci, co wierzyli. 5. Co zechcesz, zyskasz prośbą i wnijdziesz w chwałę siły. 6. Zagrodzęć Raju groźbą, by węże cię strwożyły. 7. Przemożesz siły wrogie, ramieniem męża złamiesz. 8. Twe władze za ubogie; potęgę twoją skłamiesz. 7. Gdy k'tobie twarzy schylę, niebo ukażę z proga. 8. Pod stopy rzucę dyle, goździem zakrwawi noga; byś znał, że idąc w trudzie, nie sięgniesz drogi szczytu. 7. Uczynięć pierwszym w ludzie; dam poznać sytość bytu. 2. Szczodrą Twą łaską Panie przywrócisz mnie do łona i dasz Twe królowanie, gdy ciało w trwodze skona. 1. A gdy już mnie wyżeniesz ze szczytów Twego domu, choć pozwól kęs mi przysiąść u bram Twych, tu u złomu. 4. Gdy zechcesz, wszystko może żywototwórcza władza. Porzucam nędzy łoże, gdy moc mię Twa odradza. 3. Gdy moc mię Twoja strąca, za przeznaczeniem muszę, w przepaść dusza idąca Ulituj mojej dusze. 6. Tak nowe co dnia budzisz. 5. Tak co dnia męką trudzisz. 6. Tak z nocy Twe wywodzisz. 5. Tak szczęściem zwodnem łudzisz. 8. Tak czynisz mnie potęgą, którym był marnym pyłem. 7. Tak wijesz żywot wstęgą, żem pył, gdy siłą byłem; na nicość obrócony, ku szczytom gdy dążyłem. 8. Świetność mi wracasz znowu, na Twe zwołujesz trony, bym z Tobą w królowaniu zapomniał, co przebyłem. I znów świątyni wrota zwarte na żelaznych wrzeciądzów zapory. Jakób powstał i oczy otwarte dłońmi przetarł i podniósł się skory i dzban, gdzie oliwy zawarte, ujął w dłonie, napełnił zeń czarę. Na wezgłowie wylał na ofiarę, na ów kamień, gdzie czas prześnił spory, owo miejsce Bethel, gdzie miał leże. A już przyszli ku miejscu pasterze. PASTERZE / się gromadzą / / wsparli głowy na kijach, wyczekujący / JAKÓB Owóż co pod kamieniem tym wielkim? PASTERZE Źródło czyste. JAKÓB Bracia, a skąd-eście? PASTERZE Z Haran. JAKÓB Znacieli Labana, syna Nachorowego? PASTERZE Znamy. JAKÓB Zdrówli? PASTERZE Zdrów. A oto Rachel, córka jego, idzie ze stadem swojem. JAKÓB Jeszcze nie czas gnać stada do owczarniej; napójcie pierwej owce a tak je zasię na paszą żeńcie. PASTERZE Nie możemy, aż się wszystkie stada zgromadzą. I odwalimy kamień z wierzchu studnie, abyśmy napoili stada. RACHEL / wchodzi / JAKÓB / odwala kamień / / ukazuje się źródło czyste / RACHEL / się płoni / JAKÓB / całuje ją / SCENA 11 JAKÓB Dziewczę, twe usta. RACHEL Usta twoje. JAKÓB Chylisz się ku mnie pełny kwiecie. RACHEL Pij słodycz kwiatu, mężu miły. Z daleka ku nam snać idziecie? JAKÓB Skrzepiłem źródłem moje siły. Przyszłaś ku źródłu, kędy stoję. RACHEL Ramieniem dajesz mi osłonę. JAKÓB Już wędrowanie me skończone. RACHEL Tęsknotę sycisz serca mego i słowem pieścisz uszy miłem. JAKÓB Słowem mi dźwięczysz rajski ptaku. Z rozkazu idę tu Bożego. RACHEL Wyrozumiałam twe wołanie. Ze mną do ojca pójdź mojego. JAKÓB Wola się twoja niechaj stanie. Długom Bożego czekał znaku; w wołaniu twojem go zgaduję. RACHEL Rzec chciałam: ino was miłuję. JAKÓB Rachelo. RACHEL Miłośny panie. Bywało śniłam przybysza, że wichry go przygonią, że jego przyniosą wołanie. JAKÓB Rachelo! RACHEL Gdy gnałam stada, w wodę krynic patrzę ustaloną, czyli ujrzę krasej mojej twarzy i człowiek, co za mną się schyli, z głębin wody pojrzy ku mnie zjawion, mój będzie mąż. JAKÓB Od ojców jestem wyprawion, bym szedł przed dom Bathuela, macierzy ojca i pana. RACHEL Gdy dzisiaj nadeszłam z rana, oto studnię zakryli kamienia ciężką przywałą, a moje tam skryte obilcze pod głazem żywe ostało. Tyś kamień odwalił strumienia, tyś mnie zawołał z imienia; patrz, jako obraz mój znika pod wody szklącą topielą, jak kręgi się farbią i dzielą od świateł mdłego promyka. JAKÓB Rachelo, — Rachelo, — Rachelo. RACHEL Gdy patrzyłam ku polom i skałom, ku słońcu przez kierz topoli, gdzie ptacy trzęśli śpiewem gałęzie, cale rannym oddani chorałom, — a pasterze stada wodzą po roli, flety wiążąc w rzemienne uwięzie, pieśń wodzą ku bożym chwałom, upatrywałam, czyli przybysz się zjawi z tej strony i wołaniem zawoła mnie żony, gdy się słońcu gałązki rozdzielą. JAKÓB Rachelo! RACHEL Panie mój z woli. JAKÓB Rachelo, — Rachelo, — Rachelo. LABAN / w otoczeniu niewiast i mężów wyszedł z podwojów katedry i przystanął na progu. / JAKÓB / podchodzi i chyta jego bioder / LABAN / ujmuje jego bioder / JAKÓB / powstaje / SCENA 12 LABAN Jesteś kość moja i ciało moje. Służ mnie. JAKÓB Rzekłeś. Pójdę na służbę twoją. LABAN Izaż, żeś mi brat, darmo mi służyć będziesz? Powiedz, co za wysługę chcesz wziąć? JAKÓB Będęć służył za Rachelę córkę twoją młodszą. LABAN Lepiejci żeć ją tobie dam, niż inszemu mężowi. Mieszkaj u mnie. Wtem sługowie otoczą ich kołem i do bram gontyny wewodzą a wtórują im śpiewem wesołem i choroły weselne wywodzą. Taneczne wodzą się pary a śpiewy zawodzą weselne; już płoną kadzidła ofiary; organy wtórują kościelne. Taneczne pary przechodzą i milkną w kościoła głębi: śpiewy chóralne zawodzą a organ im dziewośłębi. Z weselnych godów gospody naprzód oto idzie mąż młody i wiedzie swą poślubioną, owitą ślubną zasłoną. SCENA 13 JAKÓB Któż to w ujęciu mojem nocy tej spoczął? LIA / rozchyla się ze ślubnych osłon / Mnie oto pieściłeś z daru ojca mojego. JAKÓB Nie twoje były weselne gody, które mi ojciec twój sprawiał, ani miłowanie twoje dla mnie miłe. LIA Odpychasz mię, nasyciwszy żądzę twoję; jakbym już w niwczem miłowania twego godną być nie miała. Krzywdę mnie czynisz. JAKÓB Dla siostry twojej służę i onej tylko miłości pragnę. Oszukałaś mnie, wiedząc, iż li z ojcowej woli weszłaś ku mnie a nie z pożądania mego. LIA Krzywdę mnie czynisz i siostrze mojej; bowiem nienawiść rzucasz pomiędzy mnie i siostrę moję. LABAN / wchodzi / SCENA 14 JAKÓB Cóż jest, coś chciał uczynić? Izali nie za Rachelę tobie służę? Czemuś mnie oszukał? LABAN Nie jest to we zwyczaju u nas, abyśmy pierwej młodsze za mąż wydawali. Wypełni twego złączenia; a dam ci drugą za pracą, którą mi będziesz służył. RACHEL / wchodzi / JAKÓB / się oddala / LABAN / się oddala / SCENA 15 RACHEL Tobie mąż, mnie kochanek, bom ja jego wybrana, gdy u źródła usta me całował, u przeczystej krynice a to wyrzekł, jako umiłował mnie niewiastę jedyną. LIA Dzieci mu dałam. Chocia byłam kochana nierównie cześć ci zachował dla mnie samej, bom mać jego narodu. RACHEL Równie, jak ty, go miałam i nie stanie się, by mnie poniechał dla dzieci płodu twojego. Koral na ustach moich i gwiazda z ócz mi zaświeci a mąż do ulubionej powróci dla miłosnego głodu i ja go napoję i nasycę, bom jest jego. Wesele w dom mój wnidzie, radość zagości ubłagana, jestem umiłowana, dzieci mu dam w miłości, z łaski i wolej Pana. Dom mój w naród urośnie w kwiatów wiosennej pysze, w słońca promiennem lecie, w żywotów słonecznej wiośnie. Ja mać pierwsza w narodzie. LIA Słowo nad tobą Pana. Skoroś umiłowana, siostro przysięgnij zgodzie. JAKÓB / wchodzi / / niewiastom dał znak, by odeszły / LABAN / podąża za Jakóbem / SCENA 16 JAKÓB Puść mię, abym się wrócił do ojczyzny i do ziemie mojej. Daj mi żony i dzieci moje za którem ci służył, że pójdę; ty wiesz posługę moję, którąm ci służył. LABAN Niechaj najdę łaskę przed obliczem twojem. Skutkiemem doznał tego, iż mi błogosławił Bóg dla ciebie. Postanów zapłatę twoję, którą dać mam. JAKÓB To wiesz, jakomci służył, a jako wielka była w rękach moich majętność twoja. Małoś miał pierwej, niżem przyszedł do ciebie, a teraz stałeś się bogatym i błogosławił ci Pan na przyjście moje. Słuszna tedy rzecz jest, abym też kiedy swój dom opatrzył. LABAN Cóż ci mam dać? JAKÓB Nie chcę nic! Ale jeśli uczynisz, czego żądam, będę jeszcze pasł bydła twego; A cokolwiek płowego, blachowanego i pstrego będzie, tak między owcami jako i między kozami, będzie zapłata moja. I odpowie mi jutro sprawiedliwość moja, kiedy umowy czas przyjdzie przed tobą. A wszystko, co nie będzie pstre, ani blachowane, ani płowe, tak między owcami jako i kozami, złodziejstwo mi zadadzą. LABAN Wdzięcznie przyjmuję czego żądasz. / oddala się / LIA i RACHELA / wchodzą / SCENA 17 JAKÓB / do obu niewiast mówi: / Widzę twarz ojca waszego, że nie jest przeciw mnie, jako wczora i dziś trzeci dzień; lecz Bóg ojca mego był ze mną. I same wiecie, iżem ze wszystkich sił moich służył ojcu waszemu. Ale i ojciec wasz oszukał mnie i odmienił zapłatę moję po dziesięćkroć; a przedsię niedopuścił mu Bóg, aby mi szkodził. I odjął Bóg wszystek dobytek ojca waszego, a dał mnie. I rzekł Anioł Boży we śnie do mnie: Jakóbie! A jam odpowiedział: owom ja. Który rzekł: Jamci jest Bóg Bethel, gdzieś namazał kamień i ślubiłeś mi ślub. Teraz tedy wstań a wynijdŹ z tej ziemie, wracając się do ziemie narodzenia twego. RACHEL Izaż jeszcze mamy jaką cząstkę w majętności i w dziedzictwie domu ojca naszego? LIA Izaż nas za obce nie poczytał i przedał i zjadł zapłatę naszę. Ale Bóg odjął majętności ojca naszego i podał je nam i synom naszym. A tak wszystko uczyń, coć Bóg przykazał. / Słudzy i domownicy Jakóbowi niosą skrzynie ładowne i toboły, i przechodzą w kierunku od strony kaplicy królowej Zofii ku stronie kaplicy Jagiellońskiej. / / Za nimi podąża Jakób i dzieci Jakóbowe. / / W ślad za niemi pojawia się Laban. Z przeciwnej strony biegnie ku niemu sługa. / SCENA 18 SŁUGA Człowiek, któremu zawierzyłeś mienie twoje i dobytek twój i córki twoje za żony dałeś, opuścił twój dom kryjomie, pobrawszy z majętności twej i oto ucieka przed tobą, jako zbrodzień i winowajca. LABAN Co mówisz, jest-że tym człowiekiem Jakób, któremu najbardziej zawierzyłem, i którego za syna przyjąłem, córki moje jemu ustawując? SŁUGA Ten ci jest Jakób. Przez rzekę się przeprawił i ku górze podąża. LABAN W pościg za nimi! / zwraca się ku głębi / / stuka do wrót / SCENA 19 JAKÓB / przed wrota wychodzi i wrota za sobą zawiera / LABAN Czemuś tak uczynił, żeś krom wiedzenia mego zabrał córki moje, jakoby mieczem poimane? Przecześ bez wiadomości mojej chciał uciec, ani dać mi znać, żebym cię był odprowadził z weselem i z pieśniami i z bębny i z cytrami? Nie dopuściłeś, abym pocałował syny moje i córki. Głupieś uczynił. A teraz wprawdzie możeć ręka moja złem oddać; ale Bóg ojca waszego wczora mi rzekł: Strzeż, abyś nie mówił przeciw Jakóbowi nic przykrego. Niech tak będzie. Chciałoć się jechać do swoich i pragnąłeś domu ojca twego. Czemużeś pokradł Bogi moje? JAKÓB Żem odjechał bez wiadomości twojej, bałem się, byś mi mocą nie pobrał córek twoich. A co mię w złodziejstwie pomawiasz: u kogokolwiek najdziesz Bogi twoje, szukaj; cokolwiek twego u mnie najdziesz, to weźmi. LABAN / staje przed wrotami katedry / / wrota się otwierają / SCENA 20 RACHEL / poza wrotami, siedząca na ziemi, / / skrzynie ze skarbami przykryła skórami zwierząt, na tych tobołach przysiadłszy / Niech się nie gniewa pan mój, żeć przed tobą powstać nie mogę, bo według obyczaju niewieściego teraz na mię przypadło. JAKÓB / staje za Rachelą / Prze którą winę moję i który grzech mój takieś się zapalił za mną i wymacałeś wszystek sprzęt mój? Cóżeś nalazł ze wszystkiej majętności domu twego? Połóż tu przed bracią moją i przed bracią twoją a niech rozsądzą między mną a tobą. I potożem przez dwadzieścia lat był z tobą? Owce twoje i kozy twoje były niepłodne; nie jadłem baranów trzody twojej. Anim ci porwanego od zwierza pokazował, jam wszytkę szkodę nagradzał. Cokolwiek kradzieżą ginęło, na mnieś ścigał. We dnie i w nocy cierpiałem gorąco i zimno i nie postawał sen na oczach moich. I takem ci przez dwadzieścia lat w domu twym służył; czternaście za córki a sześć za trzody twoje. Odmieniałeś też po dziesięćkroć zapłatę moję. By był Bóg ojca mego Abrahama a bojaźń Izaaka nie była przyszła, snać byś mię był teraz puścił nagiego. Na utrapienie moje i na pracę rąk moich wejrzał Bóg i strofował cię wczora. LABAN Córki moje i synowie i trzody twoje i wszystko to, co widzisz, moje jest. Cóż mam czynić synom i wnukom moim? Pójdź-że tedy a uczyńmy przymierze, aby było na świadectwo między mną a tobą. JAKÓB / do sług / Nanoście kamienie. SŁUDZY / znoszą kamienie / LABAN Niechaj widzi i sądzi Pan między nami, gdy odejdziemy od siebie. Jeźli będziesz trapił córki moje i jeśli pojmiesz insze żony nad nie, nie masz tu inszego świadka mowy naszej oprócz Boga, który obecnie patrzy. Kamień niech będzie na świadectwo, jeślibym abo ja przeszedł ten idąc do ciebie, abo ty przeszedłbyś, myśląc mi co złego. Bóg Abrahamów i Bóg Nachorów niech rozsądzi między nami. / wstąpił kędy leżą i śpią syny i córki Jakóbowe / Nie zajrzę szczęściu waszemu, niech rośnie; jak wielkie drzewo niech się rozrasta, jako kwiat niech się w pełni rozwija i słonecznym cieszy się pokojem. A ty bądź onemu żona i niewiasta, stróżka wierna i wierniejsza służebna, niźli ojcu twemu byłaś kiedy. Żyj z nim społu przyjęta miłośnie a mnie wspomnij, którym we starości gonił cię, twojej spragniony wierności. Bóg Abrahamów niechaj nas rozsądzi, czy dziecko, czyli ojciec twój starzec tu błądzi. Nie masz cię w sercu mojem. Przyjm me ostatnie dziś pocałowanie. Ty łzy te moje jeden widzisz, Panie! / pocałował syny i córki / / błogosławił im / / odszedł / SCENA 21 JAKÓB / wychodzi na przeciw sług swoich / Tak rzeczecie panu memu Ezawowi. To mówi brat twój Jakób: U Labana byłem gościem i mieszkałem aż do dnia dzisiejszego. Mam woły i osły i owce i sługi i służebnice i ślę teraz poselstwo do pana mego, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem. SŁUGA Rozdzielcie lud we dwa hufce, który ze mną jest. Takie trzody i owce i woły i wielbłądy na dwa hufca. Jeźli przyjdzie Ezaw do jednego hufca a porazi, — tedy hufiec drugi, który zostanie, będzie zachowany. SŁUDZY / odeszli / SCENA 22 JAKÓB / uklęka / Boże ojca mego Abrahama i Boże ojca mego Izaaka. Panie, któryś mi rzekł: wróć się do ziemie twojej i na miejsce narodzenia twego, a uczynięć dobrze. Mniejszy jestem, niż wszytki zmiłowania Twoje i prawda Twoja, którąś wypełnił słudze Twemu. O lasce mojej przeszedłem ten Jordan, a teraz ze dwiema hufcami się wracam. Wyrwi mię z ręki brata mego Ezawa, bo się go bardzo boję, by snać przyszedszy nie pobił matki ze synami. Tyś rzekł, żeś mi miał dobrze czynić i rozmnożyć nasienie moje jako piasek morski, który przez mnóstwo zliczon być nie może. SCENA 23 SŁUDZY / zewsząd zeszli się i otoczyli Jakóba / JAKÓB Oddzielcie z tego, co mam, dary Ezawowi bratu memu. Kóz dwieście, kozłów dwadzieścia, i owiec dwieście i baranów dwadzieścia; wielbłądzic źrebnych ze źrebięty ich trzydzieści, krów czterdzieści i byków dwadzieścia i ośląt ich dziesięć. Idźcie przede mną. A niech będzie plac między stadem i stadem. / do jednego ze sług / Jeźli potkasz brata mego Ezawa a zapyta cię: Czyjeś ty? albo gdzie idziesz? abo czyje to, co żeniesz?, odpowiesz: sługi twego Jakóba, dary te posłał panu memu Ezawowi. Sam też za nimi idzie. / do innego sługi / Temi słowy mówcie do Ezawa, gdy go znajdziecie. / do innego sługi / I przydacie: Sam też sługa twój Jakób idzie za nami, mówił bowiem: Ubłagam go darami, które uprzedzają, a potem go ujrzę, owo się zmiłuje nade mną. SŁUDZY / odeszli / ANIOŁ / stanął we drzwiach katedry / Stąpił, — — gną mu się płyty, w głazy się wrył koturnem. Krok każdy śladem wyryty. Czoło rysem pochmurnym zasępił. Ręką skinął, żegnaniem wypisał krzyż na powietrznym szlaku. I w gwiazdy krzyżowym znaku drogi za sobą przebyte potępił. Skrzydeł czarnych dwoje rozszerzył, szat czarnych ramieniem ujął, — postąpił. Idzie naprzód ku bronie, gdy mąż mu drogę zastąpił. Spojrzeniem z mężem się zmierzył, zaćmił go ócz błyskawicą. Mąż ułapił onego prawicą i z dłońmi sprzęgł jego dłonie, siłą się wsparł i uderzył. W zapasach z onym się wije. Tegoż czasu na zegaru dzwonie młot bije. SCENA 24 ANIOŁ Puszczaj, ustąp z przedemnie. JAKÓB Przystań, — wołasz daremnie. ANIOŁ Puszczaj, mnie nie wyzywaj. Niech idę w bród znaczony. JAKÓB Rzekłem: tu się zatrzymaj. I rzecz: błogosławiony. ANIOŁ Nie rzekę słów zbawienia, ty kłamca, ty przeklinany. JAKÓB Siłą cię pojmę ramienia, otrokiem będziesz spętany. ANIOŁ Moc moja nad siły twoje; Boża znaczyła mię ręka. JAKÓB Bogu przemocą dostoję, chociażby wieczysta męka. ANIOŁ / pod naporem dłoni Jakóbowych / / klęka / W męce wieczystej upadam, gdy słabych gnę w ucisku. Gną się pod memi stopami na plemion cmentarzysku. JAKÓB Władczą człowieka potęgą, pan nad stworzeniem żywem, z tobą się zmierzę straszliwym, twego uroku potłumię. Ty co nie znasz litości i chadzasz w anielskiej dumie lotów wielkiemi skrzydłami…. ANIOŁ Gdy skrzydeł loty mych sięgą twej żywej u bioder kości, zapoznasz, ślepiec w rozumie, mej mocy; w żywe kamienie zaryjesz się kolanami. Świadom się staniesz mądrości: kto panem nad stworzeniami. JAKÓB Wyznałeś gończe skrzydlaty, że idziesz z Bożemi dary. Nie zwolnię choć zorze płyną, i farbią niebiosa różami, aż twemi uświęcisz mię czary i ręce złożysz modlące nad moich ziem plemionami. ANIOŁ Puszczaj, — za różą słońce skrzydła me pali purpurą. JAKÓB Przewalczę godzinę wtórą. ANIOŁ Puszczaj, zmażę cię karą, Poczujesz dłoń twoją schnącą. JAKÓB Nie igraj z człowieka wiarą; w bólu ją znaj żyjącą. Chociaż powalisz i zmożesz, zaryjesz do ziemi kolanem, z gleby powstanie kwitnącą i poznasz kto ziemi panem: na czyjem najemstwie stoję. ANIOŁ Weźmij część twoję. / dotknął bioder Jakóba / JAKÓB / uklęknął / Ktoś jest, żeś mię wziął poły ramieniem nad mężów ramię. ANIOŁ Łamię. JAKÓB Skąd idziesz, żeś mnie poimał. Czyli ty zjawisko boże, żeś mnie na drodze zatrzymał? ANIOŁ Trwożę. JAKÓB Silisz przeokrutną dłonią, darmo w ujęciu się zwijam, twe słowa piorunem dzwonią, — słabi próżno się bronią. ANIOŁ Zabijam. JAKÓB Sąd ten wyrzekasz. Za jakie karzesz mnie winy? ANIOŁ Godzinę twoją odwlekasz na zbrodnie, na nowe czyny. Przez wieki pójdziesz walczący, jakoś się zmagał ze mną w bolu na byt nieśmiertelny, w pracy i rąk ciągłym trudzie i w twoim rozpoznasz ludzie twój trud i oręż daremny. JAKÓB Błogosławieństwo to twoje? ANIOŁ Pan stoję. JAKÓB Zabijasz duszy słoneczność Kędy idziesz, odchodzisz — — ? ANIOŁ We wieczność. JAKÓB Za tobą gnie się fundament; ostawiasz za sobą runy. Stóp ślady ryte w kamieniu, krwią zaszłe płynącą…. ANIOŁ Lament. JAKÓB Krew płynie szeroką rzeką, nad bożym zlituj się sługą, rzec słowo, — idziesz daleko — ? Skrzydła za tobą się wleką… we wieczność — idziesz we wieczność… Rzec słowo, — ktoś jest — ? ANIOŁ Konieczność. / Od strony prawej wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Jakóbowi. / / Od strony lewej teatru wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Ezawowi. / / Przoduje rycerzom swoim: / SCENA 25 EZAW / do Jakóba / A ci, co zacz są? A jeśli do ciebie należą? JAKÓB Drobióżdżek jest, który darował Bóg mnie, słudze twemu. SŁUŻEBNICE i SYNOWIE JAKÓBOWI / skłaniają się przed Ezawem / LIA / z dziećmi / / przystępuje i skłania się przed Ezawem / RACHEL / z dziećmi / / przystępuje i skłania się przed Ezawem / EZAW Cóż za hufy, którem potkał? JAKÓB Abym znalazł łaskę przed panem moim. EZAW Mam dosyć bracie mój, miej ty swoje. JAKÓB Nie chciej tak, proszę. Ale jeślim znalazł łaskę w oczach twoich, przyjmij mały dar z ręku moich. Bom tak widział oblicze twoje, jakobym widział Boże. A przyjmi błogosławieństwo, którem-ci przyniósł i które mi darował Bóg, dający wszystko. EZAW Jedźmy pospołu, a będę towarzyszem drogi twojej. JAKÓB Wiem, panie mój, że drobióżdżek młodziusieńki, owce też i krowy cielne mam ze sobą i którym, jeśli gwałt uczynię w chodzeniu, odejdą mi jednego dnia wszystkie stada. Niech wprzód jedzie pan mój przed sługą swoim; a ja pójdę z lekka za nim w tropy jego, jako obaczę, że należy mój drobióżdżek, aż przyjdę do pana mego do Seir. EZAW Proszę cię, niechaj wżdy z ludu, który jest ze mną, zostaną towarzysze drogi twojej. JAKÓB Nie trzeba tego; tylko mi tego trzeba, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem, panie mój. EZAW Tak, widzę bracie, wiodłeś bronie i dary wiodłeś mi zdradliwe; z rycerzmi memi szedłem po nie, bym je uczynił nieszkodliwe i bym przebaczył, miasto karać, bo mi za tobą bracie tęskno, bo widzieć chciałem to przed zgonem, jako się wielkim cieszysz plonem lat twojej pracy i wysługi, jako jest poczet juczny, długi. Chciałem nasycić me wejrzenie i rzec ci bracie przebaczenie. JAKÓB / klęka / EZAW Bracie, ku duszy twojej pragnę. JAKÓB Bracie, jakie nędzna jest dusza moja. EZAW Poznaję błogosławieństwa dłoń i władzę nad tobą. Wyznaniem czyści się dusza twoja. JAKÓB Bierz ją bracie i ukój. Podejmę cię i ukoję. / obłapia Jakóba, ściskając szyję jego i całując płacze / JAKÓB Tylam przemyślał na cię złego, nienawiść w sercu żywiąc; bojaźń to gnała mnie do tego, trwogą mnie nieszczęśliwiąc. Postrachem byłeś dla mnie, biczem, co smagał mnie w snach lękiem. Klękam przed twojem dziś obliczem z błagalnej prośby jękiem. Ulituj duszy mojej trwożnej, ulituj lat przeżytych; dla jednej chwili życia zbożnej i dziatek nierozwitych. Nie sięgaj na mnie, na nich, miecza, nie karaj, jakom godny; niech zadrga sercem pierś człowiecza, choć byłem brat wyrodny. Ty nie bądź, jakom ja był dla cię, gdym skradł błogosławieństwo i nie bierz siłą dzisiaj, bracie, mnie i mych dziatek w jeństwo. Niech żywiem spolnie pobok ojca, byś był błogosławiony; do twego lud mój zawiedź grojca i mnie i moje żony. Niech żywiem spolnie po bożemu, gdy dasz twe przyzwolenie i jedno słowo wyrzec k'temu; rzec bracie: EZAW Przebaczenie. JAKÓB O bracie, grzech to Kaina, co z ojca idzie na syna i pokolenia niewinne w tej jednej zbrodni przeklina. EZAW W niepamięć zbrodnia się grąży, uściskiem zmaże się wina. Będę ja owo zgody chorąży, co wielkich krzywd zapomina. / obejmuje brata i całuje / AKT IV Z organów śpiewnego szczytu Król spływa w szat pozłocie na dolę ziemskiego bytu i harfę dzierży na locie. Na posadzkę katedry spłynął, padł twarzą na pawimencie, trzykrotne wyrzekł zaklęcie, złociste peplum odwinął, ustawił harfę na podium, by począł śpiewne psalmodium. Na zamku dziejowym zegarze godzina uderza trzecia. Królewscy śpią gospodarze; czuwają nad nimi stulecia. Stulecia nad nimi płyną przedranną wczesną godziną. Jeszcze za chóru różycą mdlejące gwiazdy im świecą. Drga jeszcze zegar na wieży, nim trzecim młotem uderzy. Uderzył. — Król harfę stroi i postąpił krokiem od podwoi. Ustawił harfę na podium i począł śpiewne psalmodium. SCENA 1 HARFIARZ I. Król jestem i monarcha ludu mojego a pastuch li byłem prostaczy. Szkarłat mi nadziać na się przyszło a co najkosztowniejszy wziąść ubiór w narodzie moim, którym przódy pacholę skromne li wiązał skór, brzegami strumienia biegnący, gdym pierwszej chwalby k'Tobie się uczył. II. 1. O święte wody, świętej rzeki z waszych to piłem źródeł żar święty, którym żyłem wieki. 2. O święte wody, święta rzeko, z twoich to piłem krynic tę pamięć czasów, co się wleką. 3. O źródło czyste, jasne wody, u twojej żywię strugi wieczyście jary, wiecznie młody na trudów żywot długi. III. 1. Skargi przede mną głośne płaczą w wichrowych burz poszumach; dumam nad niemi, co zaś znaczą w jękliwych słów zadumach? 2. Hej popod stropy płyną skargi a wichry het je niosą. O czyjeż je to szepcą wargi, czyjem przydane głosom? 3. Głosy to czyje skargę głoszą, proszalny jęk modlitew? Słyszę w nim jarzmo, które noszą i łoskot dawnych bitew. 4. Bitew szczękanie słyszę dawne, płynące z pobojowisk; rzesze proszalne, jak się garną do zdrojów, do uzdrowisk. IV. 1. Hej, jakieś miasto palą rycerze jacyś mnodzy. Hej słupce dworców walą zwycięzcę miecza srodzy. 2. Wieże za łun ogniami, płomienne przodownice. Deszcz siecze piorunami, szaleją błyskawice. 3. Szaleją wodze w łunach, w krew się nurzają jarą; mrą starce lwy na trunach, grzebią się ojców wiarą. V. 1. Brat łup wydziera bratu, brat brata oszukuje; niegodzien syn złej maci, mać go na brata szczuje. 2. Gdy rodzic zaszedł w lata, braterstwo odkupuje; błogosławieństwo kradnie i podbiera je zdradnie i wydziera starszemu niegodny. 3. Gdy brat zmęczon i głodny, gdy brat siły swej prawdy nie czuje; o zdradliwe rodzeństwo: wziął ci błogosławieństwo i kradzieżą się zbrodnią raduje. VI. 1. Błąkałem się nad brzegiem Jordanu, płaczący, czyli naród mnie godny; czylim ja mocen wzróść do stanu, czyli dostatków stanu głodny? 2. Czyli majętność mię dostojna nie przybarczy zbytnio brzemieniem, czy dusza wytrwa byt spokojna, czy spokojnem zawładam sumieniem? 3. Tak się za naród mój biedziłem, chowając trwożny czystość myśli i z wód Jordanu czystych piłem, modląc się błędny k'Tobie słońce. Sędzio, anioły swoje wyślij, niech zejdą ku mnie w skrzydłach gońce. 4. Umocnij ducha, wesprzej ramię, gdy boskie dałeś znamie. Oto się naród zszedł na Gody. Jordanu płyną ciche wody. VII. 1. Gdy Golijath w szyderstwie drwił ze Saulowych chłopów orężnych, jam oto ten z Twej woli był nad innych stawion mężnych. 2. Gdy Golijath drwił, ja w oczach ludu li jeno z procą w dłoni, byłem ten, co zwycięzki goni, aż krwawego dokonałem cudu. 3. I krwiący łeb Golijatowy rzuciłem pod nogi króla. Skrwawiła się moja koszula a król kazał dać mnie strój godowy. 4. I na czele stanąłem sotni harfiarzy i Pańskich śpiewaków, gdy, jako chóry ptaków, śpiew się nasz wielokrotni. VIII. 1. Już wtedy Ciebie poznałem Pana mego, jedynego Boga; wiedzący, że tam moja droga, gdzie koronę Saulową widziałem. 2. I odwrócił Saul twarz ode mnie i moich unikał oczu i poczęła się ta tajemnicza nienawiść w nim i we mnie. 3. Czemużeś wtedy dał mnie pychę i dumę już królewską, żem ja pastusze wonczas liche wziął na się wolę niebieską. 4. I w łasce twojej wesoły, we śpiewach moich chóralnych Boże widziałem anioły na złomach pustyni skalnych. 5. Widziałem je uskrzydlone, jak wieńcem szły, uwieńczone różami wonnemi z ogrodów i chciałem być królem narodów, Saulową pobrawszy koronę! IX. 1. Koronę złotą na mą skroń włożyłeś w Izraelu i rzekłeś: śpiewem ptaku dzwoń na godach, na weselu. 2. I rzekłeś: skrzydła orle weź i goń, gdzie śpiew cię woła; w plemieniu godny władny kneź, w znamieniu Archanioła. 3. W koronie przed mym ludem stój, jak mój zbrojony wój, przez strony dźwięcz pobrzękiem zbrój, jak sęp szponami rwij. 4. Czuwaj a czuj a graj. Oraczu patrz, by lemiesz czyj w skraj ziemi się nie worał. 5. Bogu się ciesz, w narodzie żyj żywota rzeźki chorał. Przy harfie stój, za śpiewem śpiesz, Bogu się ciesz a graj! X. 1. I ocaliłeś mnie przed Saula mściwym wzrokiem i uchyliłeś włócznię, którą mierzył. Ty nad młodzieńca mym czuwałeś krokiem. Kazałeś, bym w Ciebie wierzył. 2. Wierzyłem, że mnie strzeżesz, abym wyrósł z młodzieńca w męża prorokiem; abyś mnie ponad Saula królem wyniósł Tyś postanowił niezmiennym wyrokiem. 3. Wyroczni Twojej słuchałem od młodu, gdy Samuel mnie powołał, bym był śpiewakiem na służbie narodu, bym Boży śpiewywał chorał. 4. Chóralne tobie nucę granie w świątyni twojej progu. Słysz moją harfę, słysz śpiewanie, król-pieśniarz śpiewam Bogu. XI. 1. Przeszedłem bolów i zawodów koło, wszystkiegom się musiał wyrzekać; troską o gwiazdę mą sępiłem czoło a ty kazałeś mi czekać. 2. Byłem pod pręgierz szyderstwa wystawion i stawion w bezczelnych gronie. Drżałem ku myśli tej, czy będę zbawion, gdy żar nieprawość schłonie — ? 3. Kazałeś czekać i wytrwać w mocy, choć giąłeś mię ciężarem, w trudach i walce długiej nocy, nim jutrznia błyśnie pożarem. 4. Jutrzni czekałem, Zorzym wyglądał i świateł tych różanych, oblicza Twego Słońca pożądał, Twych Słów zapowiedzianych. 5. Rzekłeś, że przyjdziesz, Słowem zbawisz, że stąpisz nad grodzisko, że nas niewolne ułaskawisz, i zejmiesz pośmiewisko. 6. Bliska już chwila, — idziesz Boże, o Słońce ty złociste; ślesz twe promienie het w przestworze, Twe głosy wiekuiste. 7. Słyszę Twe głosy, Słowo słyszę nad stropem tym sklepionym. Rys Twój słoneczny się kołysze na wozie uprzężonym. XII 1. Pamiętam, jako byłem mały, gdym świętość duszy kalał, gdym żył pogrążon w grzechu cały, Tyś chciał, abym ocalał. 2. Przed emną poniżałeś króle, zdzierałeś im korony i mnieś złocistą dał koszulę, bym ja był wywyższony. 3. Porwałem żonę słudze memu, wodzowi mych rycerzy; na bój kazałem iść samemu, gdzie śmigła strzała bieży. 4. Gdzie grot śmiertelny go ugodził, że padł, z mej ginął woli; gdym ja niewiastę mu uwodził, w miłośnej mej niewoli. XIII. 1. Tyś syna mego na mnie zburzył, oszczep mu w ręce dałeś. Gdym ja przed synem wstydny stchórzył, zabijać go kazałeś. 2. Więc wieść tą straszną do mnie niosą, że syn na drzewach zwisnął, że Joab, moich wódz siepaczy, grot weń śmiertelny cisnął. 3. Synu cieszyłeś się twym włosom, królewskiej twojej grzywie; na mnie sprzysiągłeś się niebiosom; dosięgłem cię straszliwie 4. Gdym przy tych zwłokach zwalon leżał, płacząc nad syna zgonem, Tyś chciał, bym w żalu był ocalon i powstał znów przed tronem. XIV. 1. I rzekłeś, Panie: Powstań w czynie, powstań we wspaniałości, nad miasta górą wznieś świątynię, niech Duch mój w niej zagości. 2. I otom Tobie wzniósł gontynę ze wszystkich kruszców ziemie; by, jako rzekłeś, gdy ja zginę, rozmnożył moje plemię. 3. Byś je rozmnażał w pokolenia, aż wzrośnie naród mnogi, co Ciebie będzie czcił z Imienia, Boga nad inne Bogi. 4. Co będzie Tobie służył wiernie, na Twoją służbę wzięty, gdy Ty nań pojrzysz miłosiernie, o Święty, Święty, Święty. / uklęka / / W głębi, pod arkadami nawy bocznej pojawiła się ze swym orszakiem: / SCENA 2 NOC Ptaki lecą i przystanęły na wodach. Szumią liście w ogrodach, drzewa w ogrodach szemrają. Ptacy polatują, — przystają. Do okien biją skrzydłem, szybami okna zachwieją… Okna zorzą goreją. Zorza skryta ciemnemi piórami, ptacy lecą chórami czarni, polatują nad domem, krakają, krukowie to szemrają cmentarni. Zamczysko obsiadło ich mrowie; polatują, przystają krukowie, ponad drzewa, na wielkich ogrodach. Przystanęły nad Wisłą na wodach. / przesunęła się pod arkady, popod słupami, na których wsparty chorus, i wstąpiła na proscenium / ORSZAK / podążał za nią / NOC Cyt, uciekajmy, cyt synkowie, cyt, córy, zwleczcie zwoje szat, pogaście gwiazdy na płaszczach, przepadniem w norach, zginiem w paszczach, hej w groby, cyt — już świt. Słyszycie? — Biegną już za wami, już gonią, już ścigają. Cyt, gwiazdy mdleją, gwiazdy gasną, nie patrzcie ku wierzejom drzwi; ktoś klingą rozciął je jasną. / milczenie / Cyt, oto tu przystanek dusz, tu oto wieczny cień, tu nas nie spłoszy dzień; zstąpim do głusz. Zestąpcie w mrok, zasuniem wieko; w podziemny idziem byt; razi nas świt. — Już świt nad rzeką. Nad Wisłą prysnął świt. CHORUS EUMENID 1. Matko, matuchno, róże wonią, zwól chwilę dobrotliwa. 2. Przywiała ku mnie woń różana; róża pachnie, jak żywa. NOC Odwróćcie, córy, precz oblicze, to kwiaty zdrady, złości; zestąpmy, kędy wieczne znicze, gdzie trupów płoną kości. CHORUS EUMENID Człowiek, co klęczy, w harfę dzwoni; daj chwilę strun posłuchać. NOC Pomnijcie, że nas Słońce goni, że ognie zaczną buchać. CHORUS EUMENID Matko, matuchno, ptaszę w dłoni; człowiecze bije serce. NOC Nie patrzcie córki, świt się płoni i ściele róż kobierce. Hej w otchłań, w głębie, za mną chyże! W zawiasach jękły dźwirze. CHORUS EUMENID 1. Nad Wisłą prysnął szary świt. 2. Nad miastem świt daleki. 3. O matko, przystań, patrzaj — cyt…. 4. Człowiek przemknął powieki. 1. Przemknął oczy, patrzy dokoła. 2. Matko, ma koronę u czoła. 4. Harfa jest szczerem złotem. 1. Patrzy znów, przemknął oczy. 2. Matko, stąpił w pomroczy. NOC Harfiarzu — piewco Boży. / zapadają się pod ziemią / SCENA 3 AURORA / nadbiega od strony kościoła / / za nią orszak / Kochanku, złoty Febie, wstawaj na niebie, ścigaj promieniem, grotem. Hej gachy, pełńcie kruże, nektarem pełńcie kruże za moim szybkim lotem. Hej, jużem wbiegła w pole, hej za mną moi gońce, hej za mną, za mną Słońce zaryje rydwan w rolę. Nad rolę, ponad sady ścigaj grotem promieniem; biegnę przed tobą włady, owita róż odzieniem / nachyla się ku Harfiarzowi / Starcze, królu, lud zebrał się mnogi i czeka na twoją harfę; w róż krasych oplotę was szarfę, bo mrok was zatulił ubogi. HARFIARZ Lud mnogi czeka pod bramą? AURORA Lud mnogi u strug Jordanu przed świtem zebrał się rzeszny, byś mu śpiewał ty, co śpiewasz Panu pieśni Godów. HARFIARZ W grzechach ja grzeszny. Lud czeka u strug Jordanu? Mnogie zebrały się rzesze? AURORA U Jordanu rzesze zgromadzone, twojej harfy czekają pragnące, daleką drogą strudzone, z rozstajów dalekich idące. HARFIARZ O Zorzo, jakoż uczynię? Jakie tym śpiewom wydolę? Mrok jeszcze tuli świątynię. AURORA W róż krasych splot cię okolę. / oddała się w stronę kaplicy Sołtyka / ORSZAK / podąża za nią / SCENA 4 HARFIARZ XV. 1. Rzesze się mnogie gromadzą, naród u wielkich podwoi; zeszły się rzesze i radzą, czy Pieśń je moja napoi? 2. Zeszły się rzesze gromadą, u wielkich radzą podwoi, czy pieśń je moja napoi, czy pieśń je moja posili? 3. Na złomach strudzone kładą swe czoła, do głazów cisną, czyli Twe promienie zabłysną, czy pieśniasz harfę już stroi? 4. O śpiewam, śpiewam narodzie! O rzeszo, głosów mych słuchaj! Promieniu światły wybuchaj w słonecznych grotów pochodzie! 5. O Boże, słuchaj, jak gwarzą, jak szemrzą, u wrót szemrają, czy harfy moje już grają, do złomów przyparci twarzą? 6. Do wrót już sięgli, zatrzęśli; już wrota ledwo dostoją. O Panie, siłę sil moją i mocy przydawaj gęśli! CHÓR Harfiarzu! HARFIARZ Słyszysz ich Panie. CHÓR Harfiarzu! HARFIARZ Spiesz zmartwychwstanie! O spiesz wybawco narodu! CHÓR Harfiarzu! HARFIARZ Pragnący z głodu, u złomów się Twoich przyparli, o Panie, wstaną umarli! Umarli na Twoje Słowo powstaną, gdy ręką skiniesz. O Panie, powietrzem płyniesz, gwiazd niebios dosięgasz głową. Ulituj się doli narodu, wołają na mnie….. CHÓR Harfiarzu! HARFIARZ Staniesz na szczytnym ołtarzu! Wołają na mnie…. CHÓR Harfiarzu! HARFIARZ Moc Pieśniom wskrzesisz Mocarzu! CHÓR Harfiarzu! Harfiarzu! — Harfiarzu! SCENA 5 HARFIARZ XVI. 1. Nie będzie już bólów ni łez. Przybywasz oto Boży Lwie. Położysz klęsce, kłamstwu kres przez Twojej mękę krwie. 2. Przybywasz oto włady Lew, na wozie Bóg ognisty; ognisty deszcz, gdy zmarszczysz brew, o Wielki, Wiekuisty! 3. O Nieśmiertelny, ponad świat, nad światy władny mnogie; położysz kres niewoli lat i pęta zejmiesz wrogie. 4. Pokruszysz pęta, w skrzydeł lot na nieśmiertelne trwanie. Niechaj na dzwonach bije młot Twe Wielkie Zmartwychwstanie! XVII. 1. Przez Twe Wielkie Zmartwychwstanie żywioł wszelki budzisz Panie. Budzisz ze snu, żywot dajesz, w wszelkim bycie zmartwychwstajesz. 2. Bądź pochwalon chwalbą pieśni, bądź pochwalon w gromie burz. Duch się twój niechaj cieleśni, ponad groby żywot twórz. 3. Ostań z nami na dniu wielkim Zmartwychwstały Boży Lew. Bądź pochwalon w bycie wszelkim, chwalbę twoją głosi śpiew. 4. Biją dzwony, trąby grają, huczą gromy, wicher rwie. Chwalbę Twoję dziś śpiewają. Zmartwychwstały Boży Lwie! XVIII. 1.Ranną rosą rzeźwisz kwiaty, orzeźwionym dajesz woń. K'Tobie nędzarz i bogaty w modłach wznosi dłoń. 2. Upodlone dźwigasz z chaty, równasz możne w jeden huf. Uskrzydlone Twoje swaty zsyłasz w sile słów. 3. Lecą oto ponad chaty, ponad dzwony, ponad gród; ranną rosą krzepią kwiaty, rosę piją z wód. 4. Ponad wody idą rzeszą, Ciebie chwalą w pieśni słów. K'Tobie w jednym hufie spieszą: błogosławisz huf. XIX. 1. Nie po tom przed Twe zszedł gromnice, bym mą nieprawość gadał. Byś mię wyznawcę wyspowiadał z moj duszy tajemnice. 2. Na wrogów mych nie będę biadał, nie będę ścigał winnych. W Tobiem ufności me poskładał; modlitew chcę dziś innych. 3. Chcę dzisiaj modlić się do Ciebie na dobie tej jutrznianej, bym opowiedział Słońcu siebie, jakom jest powołany. 4. Żem powołany jest tu zostać przy harfie mej na straży, Twoję widzący złotą postać na szczytach u ołtarzy, 5. Że jestem mocen Twoją wolą i wolą Twoją silny; że wszystkim trudom ręce zdolą, gdy głos Twój nieomylny. 6. Gdy zstąpisz Jasny nad mym ludem, mój naród Cię obwoła; wstań z nocy, jakoś wskrzesnął cudem, rozewrzej strop kościoła. 7. Kościół przed Tobą padnie gruzem na ludu mego głowy. We trzech dniach wielkiem tem wołaniem w Twem Słowie wstanie nowy. 8. Przewinień dawnych, grzechów czysty, niepomny lat niewoli, w byt nieśmiertelny, wiekuisty Twych Słów i Twojej woli. 9. Rozewrzej strop, rozeprzej ściany, w rum zwal ołtarze trony. Przybywaj Zbawco, wywołany, w różanej blaskach łuny. 10. Już słyszę rum rumaków. Świta! Już Zorze krasne palą. Centaurów Twoich to kopyta kamienie kolumn walą. 11. Pękają mury, ciosy suną, Z posad się sypie ściana. W rydwanie złotym Ty nad truną, chorągiew nieskalana. 12. Złotem się runi Twoje lice, złotem się szata wlecze. Spełniłeś nocy tajemnice, iskrami wzrok Twój siecze. 13. O srebro trumny bij kołami. O Zbawco krusz kajdany. To rzec, Słoneczny: jestem z wami, Świątyni Pan zjednany. 14. To rzec: Przybyłem, Bóg przybyłem, przede mną innych nie masz i nie masz nic nad moce moje, w te skały się zaryłem. 15. Ze skier, co płoną pod stopami świątynię zamknę nową i będę Bóg sam mieszkał z wami, gdy rzekłem moje Słowo. / gromy / / na chórze orkiestra / SCENA 6 HARFIARZ / od posadzki wznosi się w górę / / głowa jego i harfa płonie zorzą. / / Piorun / / Słychać ze szczytu ołtarza wielkiego: / GŁOS SALWATORA Jam jest! HARFIARZ Przybywaj. SALWATOR Siła, Moc! HARFIARZ Przybywaj, przewalczona Noc. / gromy / / na chórze orkiestra / SALWATOR Jam jest! / Piorun / HARFIARZ Przybywaj! SALWATOR Siła, Moc! HARFIARZ / uniesiony na szczyt chóru / / nad organami / / gromy / / orkiestra i harfa od stropu. / / Słychać: / / jęczący brzęk druzgotanych blach / / trumny srebrnej / / od strony ołtarza Świętego Stanisława. / / Od tejże strony / APOLLO / wjeżdża na rydwanie złocistym / / we cztery zaprzężonym rumaki / / białe. / / Piorun / / Jasność / 1. Grajkowie gwarem złotych strun w płomiennych strug powodzi, grają orkiestrą w ogniach łun, bo dzień, bo dzień już wschodzi. 2. Zmartwychwstał Ten, zmartwychwstał On, co nosi cierń u skroni. Na ołtarz wszedł, na złoty tron; poza nim dzień, dzień wschodzi. 3. Skrzypkowie grajcie, harfo brzęcz w płomiennych zornych falach; nad domem oto obręcz tęcz. Hej Jego pierś w koralach. 4. Organy huczą, bije grom, huragan dmie piorunem. W pożarach stoi Boży Dom, nad Swoim, nad Zwiastunem. 5. Harfiarzu, brzęczy lira twa w orkiestrze spolnych dzieci i het pod stropy białe gna i het pod stropy leci. 6. Skrzypkowie twoi wtórzą Pieśń, pieśń ponad inne pieśni. Posłyszą ją, za murów cieśń, hej, aż Bogowie leśni. 7. Już leci już, już goni, hej, Apollo Bóg świetlany. Już za nim idą z halnych kniej i dziewy i dziewany. 8. Hej śmiej się dniu, hej harfo graj, nieś wichrze w pola granie. Apollu wnijdź, Apollu wstań na Pańskie Zmartwychwstanie. 9. Zabrzęczał Zygmuntowski dzwon i bije jako młotem a trąby huczą po przestworzu, hej Zygmuntowskim lotem! 10. A trąby huczą jako działa, jak ongi na tych polach; jakby już Polska wszystka wstała, kej w dawnych swoich dolach. 11. Jakby już szczęście swoje miała po wiekach, hej po latach i klęsk i krzywdy zapomniała przy dzwonach swoich swatach. 12. I pieśń nad ludem szła nad ziemią, nad Polską ziemią krwawą, nad Akropolis, kędy drzemią królowie i ich prawo. 13. Zbudzę stulecia jednej doby; w obliczu Boga wstałem. Bóg: Żywe Słowo zszedł nad groby; uczciłem go chorałem. 14. Hej, pieśń skończona, pieśń Wawelu, gdzie nieśmiertelna Sława. Na zdruzgotany głaz kastelu Bóg wpisał swoje prawa. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wyspianski-akropolis. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Stanisław Wyspiański, Akropolis. Dramat w 4-ech aktach, druk. Uniw. Jag., nakł. autora, skład w Księgarni Gebethnera, Kraków 1904. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł, Magdalena Sroka. Publikację wsparli i wsparły: Piotr Lemieszko, NN. ISBN-978-83-288-2944-2