Anton Czechow Wykrzyknik tłum. A. W. ISBN 978-83-288-2189-7 W wigilię Bożego Narodzenia urzędnik Pierekładin położył się spać, obrażony i przygnębiony. — Odczep się, zły duchu! — krzyknął na żonę, gdy go spytała, czemu jest taki pochmurny. Pochodziło to zaś stąd, że właśnie wrócił z towarzystwa, gdzie usłyszał wiele dla siebie nieprzyjemnych i krzywdzących rzeczy. Początkowo mówiono o pożytku oświaty w ogóle, potem niepostrzeżenie rozmowa przeszła na stopień wykształcenia urzędników, przy czym wypowiedziano wiele uwag i nawet drwinek z powodu niskiego stanu tego wykształcenia. I tu, jak to zwykle bywa w rosyjskich kompaniach, od kwestii ogólnych zwrócono się wkrótce do osobistych. — Weźmy, na przykład, pana — zwrócił się do Pierekładina pewien młodzieniec. — Pan zajmuje porządne stanowisko, a jakie pan otrzymał wykształcenie? — Żadnego. Od nas nawet nie wymaga się wykształcenia — krótko odpowiedział Pierekładin. — Wystarczy pisać poprawnie — oto wszystko! — A gdzie się pan nauczył pisać poprawnie? — Przyzwyczaiłem się… Przez czterdzieści lat pracy można nabrać wprawy. Naturalnie z początku było trudno, robiłem błędy, ale potem przyzwyczaiłem się… i nic. — A znaki przestankowe? — I znaki przestankowe… prawidłowo stawiam. — Hm… — zmieszał się młodzieniec. — Ale przyzwyczajenie, to niezupełnie to samo, co wykształcenie. Nie dość, że pan stawia prawidłowo znaki przestankowe… nie dość! Trzeba je stawiać świadomie! stawia pan przecinek — i musi pan wiedzieć, po co go pan stawia. A ta wasza nieświadoma ortografia — grosza niewarta. Jest to robota mechaniczna — i nic więcej. Pierekładin zamilkł i nawet uśmiechnął się łagodnie (młodzieniec był synem radcy stanu), ale teraz, kładąc się spać, pełen był oburzenia i gniewu. …Czterdzieści lat służyłem — myślał — i nikt mnie głupcem nie nazywał, a teraz, patrzcie, jacy się krytycy znaleźli!… Nieświadomie… odruchowo… Robota mechaniczna… Ach, pal cię diabli, ja może jeszcze lepiej od ciebie rozumiem, chociaż w twoich uniwersytetach nie byłem… Wylawszy w myśli na swego krytyka cały zapas znanych mu wymysłów i ogrzawszy się pod kołdrą, Pierekładin zaczął się powoli uspokajać. …Wiem, rozumiem… — myślał, zasypiając. — Nie postawię dwukropka, gdzie potrzebny jest przecinek, więc rozumiem. Tak… Tak, młodzieńcze! — Trzeba przedtem pożyć na świecie, pourzędować, a potem dopiero sądzić starszych… Przed zamkniętymi oczyma zasypiającego Pierekładina przez tłum ciemnych uśmiechających się obłoków, jak meteor, przeleciał ognisty przecinek… Za nim — drugi, trzeci i wkrótce całe bezgraniczne tło, rozpostarte przed jego wyobraźnią, pokryło się gęstymi tłumami latających przecinków… …Wziąć chociażby przecinek — myślał Pierekładin, czując słodkie odrętwienie we wszystkich członkach przy zasypianiu. — Ja je doskonale rozumiem… Dla każdego mogę miejsce znaleźć, jeżeli chcesz… i… świadomie, a nie tak na chybił, trafił. Egzaminuj, a zobaczysz… Przecinki stawia się w różnych miejscach, gdzie trzeba i gdzie nie trzeba. Im bardziej zawikłany papier — tym więcej wymaga przecinków. Stawia je się przed „który” i przed „że”. Jeżeli w papierze są wyliczeni urzędnicy, to każdego z nich należy oddzielić przecinkiem… Wiem! Złote przecinki zakręciły się i znikły… … A kropkę stawia się w końcu papieru… Gdzie trzeba zrobić dużą przerwę i spojrzeć na słuchacza — tam również kropkę. Po wszystkich długich ustępach trzeba postawić kropkę, by się sekretarz nie zaślinił, gdy będzie czytał. Więcej nigdzie się kropki nie stawia… Znowu nadciągają przecinki. Mieszają się z kropkami, kręcą się… i Pierekładin widzi całe tłumy średników i dwukropków… …I te znam… — myślał. — Gdzie przecinek jest za mało, a kropka — za dużo, tam się stawia średnik. Przed „ale” i „więc” stawia się średnik… A dwukropek? Dwukropek stawia się po słowach — „postanowiono”, „zdecydowano”… Średniki i dwukropki zgasły. Przyszła kolej na znaki zapytania. Wyskoczyły z obłoków i zaczęły tańczyć… …Wielka rzecz — znak zapytania. Nawet dla tysiąca miejsce znajdę. Stawia się je wtedy, gdy się o coś zapytuje… „Na co zostały przeznaczone pozostałe sumy z zeszłego roku?” albo: „Czy urząd policyjny nie uzna za właściwe ową Iwanową itd… Znaki zapytania potakująco poruszyły swymi haczykami i nagle, jakby na komendę, wyciągnęły się w wykrzykniki… …Hm… Ten znak przestankowy używany jest często w listach. „Szanowny Panie!” albo: „Wasza Ekscelencjo, ojcze i dobroczyńco!”. A w papierach kiedy? — Wykrzykniki jeszcze się więcej wyciągnęły i stanęły w oczekiwaniu. — W papierach stawia się je… kiedy… tego… hm. Rzeczywiście, kiedy się je stawia w papierach? Poczekaj… muszę sobie przypomnieć… Hm!… Pierekładin otworzył oczy i przewrócił się na drugi bok. Ale nie zdążył jeszcze ponownie zamknąć oczu, kiedy na ciemnym tle znowu zjawiły się wykrzykniki. …Niech je diabli porwą… Kiedy należy stawiać wykrzykniki? — pomyślał, starając się usunąć ze swej wyobraźni nieproszonych gości. — Czyżbym zapomniał? Albo zapomniałem, albo ich nigdy nie stawiałem… Pierekładin zaczął sobie przypominać treść wszystkich papierów, które napisał w przeciągu czterdziestu lat służby, ale mimo wysiłków myśli i pomarszczeń na czole, nie znalazł w swej przeszłości ani jednego wykrzyknika. …Co za historia! Czterdzieści lat pisałem i ani razu wykrzyknika nie postawiłem… Hm… Ale do diabła, kiedyż go się stawia? Spoza szeregu ognistych wykrzykników ukazała się ironicznie uśmiechnięta twarz młodzieńca-krytyka. Same wykrzykniki uśmiechnęły się i zlały się w jeden wielki wykrzyknik. Pierekładin potrząsnął głową i otworzył oczy… Licho wie co… — pomyślał. — Jutro trzeba wstać na mszę, a mnie to diabelstwo z głowy nie wychodzi… Pfuj! Ale… kiedy go się stawia? Oto masz przyzwyczajenie! Oto masz wprawę! Przez czterdzieści lat ani jednego wykrzyknika! Pierekładin przeżegnał się i zamknął oczy, ale zaraz je otworzył, na ciemnem tle bowiem wciąż jeszcze widniał wielki wykrzyknik… — Tfu! Chyba całą noc nie zasnę! Marfusza — zwrócił się do żony, która się całe życie chełpiła tym, że skończyła pensję, — Czy ty nie wiesz, kiedy się w papierach stawia wykrzyknik? — Naturalnie, że wiem. Siedem lat na pensji byłam. Na pamięć całą gramatykę umiem. Ten znak stawia się przy zwracaniu się do kogoś, przy okrzykach i przy wyrażaniu zachwytu, oburzenia, radości, gniewu i innych uczuć. …Ta-ak… — pomyślał Pierekładin… — zachwyt, oburzenie, radość, gniew i inne uczucia”… Zamyślił się… Czterdzieści lat pisał papiery, napisał ich tysiące, dziesiątki tysięcy, ale nie pamięta ani jednego wiersza, który by wyrażał zachwyt, oburzenie albo coś w tym rodzaju… …I inne uczucia… — myślał. — Ale czyż w papierach potrzebne są uczucia? Pisać je może i człowiek bez uczuć… Twarz młodzieńca-krytyka znowu wyjrzała spoza wykrzyknika i uśmiechnęła się ironicznie. Pierekładin podniósł się i usiadł na łóżku… Głowa go bolała, na czoło wystąpił mu zimny pot… W kącie łagodnie świeciła się lampka przed ikoną, meble wyglądały świątecznie. Od wszystkiego rozchodziło się jakieś ciepło, wszystko świadczyło o obecności kobiecej ręki, ale biednemu urzędniczynie było zimno, nieswojo, jakby zachorował na tyfus. Wykrzyknik stał już nie przed zamkniętymi oczyma, ale przed nim, w pokoju, koło toalety żony i drwił z niego! — Maszyna do pisania! Maszyna! — szeptała mara, ziejąc na urzędnika zimnym chłodem. — Drewno bez czucia! Urzędnik nakrył się kołdrą, ale i pod kołdrą ujrzał widziadło; przylgnął twarzą do ramienia żony, ale i spoza ramienia sterczało to samo… Całą noc przemęczył się biedny Pierekładin, ale i we dnie nie opuszczała go mara. Widział ją wszędzie: w butach, w spodku, w orderze… …I inne uczucia… — myślał. — To prawda, że żadnych uczuć nie było… Pójdę zaraz do naczelników złożyć podpis… Czyż to się robi z uczuciem? Tak sobie… Maszyna do gratulacji. Kiedy Pierekładin wyszedł na ulicę i zawołał dorożkę, to zamiast szwajcara, ujrzał wykrzyknik. I wszystko mówiło mu o zachwycie, oburzeniu, gniewie… Pióro ze stalówką też wyglądało, jak wykrzyknik. Pierekładin wziął je, umoczył w atramencie i podpisał się: „Sekretarz kolegialny Jefim Pierekładin!!!”. I stawiając te trzy wykrzykniki był zachwycony, oburzony, uradowany, kipiał gniewem. — Masz! Masz! — mruczał, naciskając pióro. Ognisty znak otrzymał zadośćuczynienie — i zniknął… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wykrzyknik. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Anton Czechow, Śmierć urzędnika, tłum. A. W., "Bibljoteka Groszowa", Warszawa, 1926 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekuła, Aleksandra Żurek. ISBN-978-83-288-2189-7