Juliusz Słowacki Sen srebrny Salomei Romans dramatyczny w pięciu aktach ISBN 978-83-288-2865-0 AKT I / Komnata w regimentarskim dworze. — Pan Regimentarz STEMPOWSKI i Pan LEON, syn Regimentarza, przy stoliku z papierami. — SEMENKO, kozak dworski, siedzi przy progu na ławce, otulony burką. / REGIMENTARZ Mój Leonie, już po Ave Marii, Siadaj waćpan do tych ekspedycji. Cóż tam piszą z króla kancelarii? LEON Rozkazują, byś rozesłał wici Po Podolu jako regimentarz, I z Grzyłowem się łączył Moskalem Przeciw chłopstwu. REGIMENTARZ Odpiszę im z żalem, Żem nie Moskal; pierwej pójdę na cmentarz, Niżbym moję moc regimentarską Miał połączyć z kozacką i carską, Z którą król mię żąda zaprzyjaźnić. Chcąc, jak widzisz mocanie, mnie zbłaźnić Za to, żem był królowi posłuszny. Cóż tam daléj? LEON Raport Gruszczyńskiego. REGIMENTARZ Czytaj wacan, bo to człowiek jest słuszny I był dawniej moim szkolnym kolegą. A dziś w mojej chorągwi mi służy. Człowiek silnej ręki, człowiek duży! Takich nie ma już dzisiaj na ziemi! A są, to ich karty i kieliszek, Już nie szabla z ogniami złotymi, Nie koń bawi, harcujący przed szykiem. Jak mi drogi ten święty Franciszek Całuje sygnet. Na pierścieniu dziadowskim z krwawnikiem, Tak mi drogie serduszko w tym starcu! Biały starzec — biały — jak kot w marcu, A tak jeszcze ognisty…! Cóż pisze? LEON / czytając list. / «Ja i moi towarzysze, Stanąwszy u Czarnego Kurhana, Stopy Jaśnie Wielmożnego Pana Całujemy. Wszystko dobrze nam idzie. A na wielkiej piramidzie Nie spisać słowo po słowie, Co jeszcze zamiarów w głowie I projektów, i zasadzek. Naszliśmy na kilka schadzek W lesie hajdamackiej czerni, I tak się moi pancerni Popisali jak zazwyczaj. W jednej sotnik pewien, Nyczaj, Zarąbany; w drugiej sprawie, Gdzie nam rzecz poszła na rękę, Przydybaliśmy Tymenkę. I tak uszedł nam ciekawie, Że jeszcześmy w zadziwieniu, Na Salamandry w płomieniu, Na Pliniuszowe bajeczki Myśl i mentes obracamy. Widziałem go sam przy kordzie, W żupanku ze złotej lamy, W kontuszu, ze krwią po mordzie Kapającą jak berberys; Lecz bestia w żar się rzuciła Tanquam drago. De caeteris Nie piszę. Chłopstwo jest czarne, Krwawe, wściekłe i niekarne; Wódką i miodem zalane, Przez popy oszukiwane, Karmione w cerkwiach proskurą Śród krwi, mordów, których pióro Dotknąć się boi w pisaniu. Powiem też, że dzisiaj rano, Będąc sam na harcowaniu, Razem z jutrzenką różaną, Z ogniem płonącej aurory Do sławnego Wernyhory Dotarłem. — Lecz żal się, Boże! — Stary w samotnym futorze, Nad którym dęby kołyszą Swoje złote sybillińskie Listeczki, nie wart tej famy, Którą pieśni ukraińskie Rozniosły, i z czem się słyszą W kraju — i futor augura Do Trofoniuszowej jamy Nie umył się — choć i to dziura W pobliżu dawnych kurhanów, Pełna starych lir i dzbanów, Mogłaby wiatrem przeszyta Wydawać sybilne jęki. Widziałem miecz Doroszenki I złote końskie kopyta; Sądzę, że są tylko z miedzi W ogniu dobrze pozłocone. Sam zaś starzec… w jamie siedzi Spokojnie i rzeczy śnione, Pełne szumu i zamętu Rozpowiada bez talentu Mieszanym chłopskim językiem. Żeby zaś był czarownikiem, Nie wierzę… Gdy na pytanie De propriis, Wielmożny Panie, Plótł mi, zwyczajnie gaduła, Że mi żonka moja spruła Kaftanik dawno zaczęty… Że co do mnie, będę wzięty Przez dwie chorągiewki w stepie, Jak szczygieł i gil na lepie W przerażeniu odrętwiały, Że prócz głowy, będę cały W grobie. — Na te przepowiednie Spoglądam jako na brednie, Nic z nich nie rokując złego, A do krzyża się krwawego W każdej niedoli uciekam. Teraz na rozkazy czekam Dalsze i jestem ostrożny. A gdy Pan Jaśnie Wielmożny Rozkażesz, to krew się zbudzi, I będę ryzykował ludzi I siebie…». REGIMENTARZ Poczciwy szlaga! LEON / czytając list. / «Kończąc list w zwykłym afekcie, Który mi się z wiekiem wzmaga, Jaśnie Wielmożnego Pana Sługa, ściskam za kolana I córce, co na respekcie W jego domu kornie służy, Z tej krwawej mojej podróży Posyłam błogosławieństwo, Zupełnie o jej panieństwo I dalsze losy spokojny». REGIMENTARZ Poślę mu huf jeden zbrojny. A ty, Lwie, napisz, niech czeka I niech unika rozprawy, Aż przybędzie z niedaleka Chorągiew Kozaka Sawy, To pójdziemy na pewnika. Teraz niech boju unika, W lasach lega, nie na stepie, Ani na wietrznym wertepie Harcuje… Dodaj dwa słowa: Że Salusia jego zdrowa, Że my go wszyscy kochamy, Z tej Trofoniuszowej jamy Złego nie rokując sobie, Wszakże omenu ciekawi… A jeśliby już był w grobie, Proś go, niech głowę wystawi I nie straci polskiej duszy, A ja go wyciągnę za uszy. Cha! Cha! bajkarz Wernyhora Staremu naplótł powiastek…! Pójdę do naszych niewiastek Powiedzieć o tej potyczce Z duchami… A ty… czy wczora Oświadczyłeś się księżniczce? LEON Nie śmiałem, ojcze kochany! REGIMENTARZ Głupiś! Więc ja cię wyręczę. LEON Ojcze! REGIMENTARZ Aniś do kieliszka, Ani do… Serce zajęcze! Na sygnet świętego Franciszka Przysięgam! Że cię zaręczę Dziś jeszcze tym oto krwawnikiem. / Całuje pierścień i wychodzi. / LEON Semenko, siądź za stolikiem I do Gruszczyńskiego napisz Ekspedycją. / Wychodzi. / SEMENKO Dobrze, panie! Zrzuca burkę i siadając przy stoliku, pisze. *Złotyj Lach*… Ot czart i papież Na moje edukowanie Musieli łożyć pieniądze. Oj, staremu ja szlachciurze Taką wannę przyporządzę, Takim pismem się przysłużę, Taki bodiak mu przyczepię, Że, oj wspomni on w purpurze, Toj dziad, cały w krwawych ranach, Jak mię kiedyś bił na stepie, Szukając skarbów w kurhanach. Stary dziad! Żałosny sknera! Bywało chłopy odziera I plecy nahajem porze A złoto w szkatule dusi… Każdy dzień, mówi, wyorze Perełeczkę dla Salusi I turkusik da błękitny, Albo pasek aksamitny; Aż, powiada, moja córka Cała w perłach i brylantach, Będzie grzebała jak kurka W księciach i grafach amantach. Ot i wybrała szczyglica, Nim szesnastu latek doszła, Gacha, przy blasku księżyca, Z którym sobie za mąż poszła Bez barwinku i bez księdza… Tam stary w stepach się pędza Za wiatrem i rzezuniami, A tu młokos dziecko plami Na respekcie w ojca domu. A ja… a ja… a ja ginę Z miłości! Nalewa szklankę romu i pije. Hej! Szklankę romu! Ot za tę jednę dziewczynę, Gdyby słowo miłe rzekła, Skoczywby jak czart do piekła, Wyrezałby dwór i pany. Był ja niegdyś wychowany Na hetmana, nie na chłopa; Choć syn Gruszczyńskiego popa, To, bywało, na kurhanie, Kiedy koń nade mną stanie A miesiąc w oczy uderzy, To ja sobie śnił z rycerzy Wielkie hufce, błyskawice, Rusałeczki i księżyce; Hej, i zamek na Ostrowie, I hetmański miecz w alkowie; A ja, wtenczas pan mieczowy, Wyśnił sobie, snem widuna, Od miecza jak od pioruna Wyzłocone dno alkowy; I w tej wielkiej ognistości, W tym oblasku i rubinie, Śnił ja siebie przy dziewczynie Pełnej wiary i miłości; A to była jakaś nowa, Blaskiem miecza koralowa, Jakaś wielka hetmanowa, Jakieś serce bohaterne, Zapalone, na śmierć wierne, Na atłasach, na kobiercu Bijące mi tuż przy sercu. A dziś, co ja? Kozak dworny, Rześki, śmiały i przezorny, I do korda, i do czaszy, Lecz niedługo sługa laszy! Hej! Kozaczek was nastraszy, Pany Lachy! Taj w godzinę Ruszy całą Ukrainę I z królem ją rozgraniczy. / Wbiega panna Salomea Gruszczyńska / SALOMEA Semenko! SEMENKO Od jej słodyczy Serce mi pęka… Szczo panna…? SALOMEA Troska jakaś nieustanna Dręczy mię. Ciągłe sny miewam, Chociaż przed każdem uśnięciem Głośno Anioł Pański śpiewam. Ciągłe sny, których pojęciem Wytłumaczyć i pojąć nie mogę… Ojciec mię także niebogę Przestraszył tym Wernyhorą I sen znowu spędził z powiek. Powiedz mi, co to za człowiek? Czy go znasz? Skąd mu się biorą Te wróżby? SEMENKO Z ducha, panienko. SALOMEA Kiedy ja byłam maleńką, To o nim słyszałam wiele… Powiedz mi, czy on bywa w kościele? Czy się modli do Najświętszej Panny? SEMENKO Czart wie… SALOMEA Czart wie? Ach! Jaki ty blady! Lękam się go… Czy ty chory, czy ranny? Ach! / Semenko nagle gasi świece, Salomea zlękniona ucieka. / SEMENKO Ptaszynę maleńką ja spłoszył… Taj nie da z tą Laszką rady Człowiek, póki się krwią nie spanoszył. / Siada znów na ławie i udaje drzemiącego. Wchodzą REGIMENTARZ i KSIĘŻNICZKA będąca u niego na opiece. / REGIMENTARZ Dosyć tu srebrnych blasków od księżyca, Moja księżniczko, bo na to, co powiem, Płoni się każda dostojna dziewica; Mój syn przepłaci tej miłości zdrowiem, Jeżeli serca dla niego nie ruszysz; Chłopca mi, moja piękna panno, suszysz. KSIĘŻNICZKA Syn mię acana nazywa księżycem, A księżyc ani suszy, ani grzeje. REGIMENTARZ Więc mi chłopczyna biedny oszaleje, Ciągle pod twojem rozwidnionem licem, Na białe, srebrne strzały wystawiony. KSIĘŻNICZKA Lecz mówi, żem ja księżyc jest czerwony. REGIMENTARZ Być może, moja dowcipna dziewczynko! Czerwony, bo ty jesteś Ukrainką, A ukraińskie miesiące w czerwieni, Zresztą… Nie mogę w dowcip iść zapaśnie… Jak się syn z białym miesiącem ożeni… KSIĘŻNICZKA / przerywając / Będzie zaćmienie wielkie… Miesiąc zgaśnie. REGIMENTARZ Dobrze…! Po ciemku kochać się będziecie. Weź ten pierścionek… KSIĘŻNICZKA Zarzucę go w śmiecie. REGIMENTARZ Nie rób, acanna, sobie z tego śmieszek, Bo to jest krwawnik mój święty Franciszek, Sygnet cudowny przez dziada mi dany A tak przez usta już wycałowany, Że świętych rysów na nim ani śladu. Usteczek twoich pierścionek, uwity Z róż i perełek, będzie tak zużyty. KSIĘŻNICZKA Więc go drugiemu oddam. REGIMENTARZ Daj cię gadu! Jakaś dowcipna…! Tego nie chcę wcale. Powiedz mi, kiedyż wam hymen zapalę? I wniosę pierwszy za zdrowie kieliszek? KSIĘŻNICZKA Jak się pokaże ten święty Franciszek, Zejdzie z pierścionka i ślub da w kościele. REGIMENTARZ Czasu ci nie dam, dziewczyno, tak wiele, Jutro mi staniesz przed wielkim ołtarzem, Nie darmo jestem tu regimentarzem; Zregimentuję was do posłuszeństwa… Dziwno, że wszystkie waćpanny błazeństwa Tak mi są miłe jakby głos słowika. KSIĘŻNICZKA Więc jako wdowiec oświadcz mi się z ręką, A ja ci wrócę twojego krwawnika. REGIMENTARZ Co za szalona i głupia dziewczyna! Jak to? Więc wolisz mnie niż mego syna? KSIĘŻNICZKA Nie wiem, co wolę, namyśleć się muszę. Skowronków pełną wiosennych mam duszę. Kapryśną jestem i trudną dziewicą. REGIMENTARZ Więc się namyślaj, moja kapryśnico, Ale nad suknią, nie zaś nad małżonkiem. / Wychodzi. / KSIĘŻNICZKA Otóż zostałam z szlacheckim pierścionkiem I sprawdzają się widzenia I świat jest z duchami zgodny, Bo krwawość tego pierścienia Świadczy o tem, że to pierścień rozwodny. Bo ta kropla z Dejaniry Koszuli na mnie skapana Dawno mi przez srebrne liry Była już zapowiedziana. Widzę na palcu człowieka Ten pierścień; w ciało się wjada. I do kości dłoń wypieka I z węglem, z ręką upada. Ach! i widzę, ach! i słyszę Jeszcze głos lirnego dziada, Co jak dumka na sen mię kołysze. Ach! i wiosczaną ulicą Leci rycerz — tak że chaty Miecza jego błyskawicą Oświecone świecą w sadach Jak złoto-różane kwiaty… Ach! i śpieszy po lewadach Dziad do wesela potrzebny, Podarunek niosąc srebrny, A za nim co…? Drużka trupia… O! Boże, jaka ja głupia, Że o snach marzę ogniście. Jak gdybym z duchami żyła, Gdym na świecie rzeczywiście Takie głupstwo popełniła, Że choćby się teraz dręczyć I być braną przez miłość lub trwogę, To już ani się zaręczyć, Ani żoną być nie mogę. Spostrzegając Semenkę. Jezu! Kozak się rozczuchał, Zginionam… jeśli podsłuchał, Jeśli mi stanie za świadka, Że gdy słońce zejdzie z czoła, To ja nie zawsze wesoła, Ale czasem jestem smętna wariatka. Semenko. SEMENKO / udając, że się budzi. / Czego potrzeba księżniczce? KSIĘŻNICZKA Świętojańskiego robaczka w różyczce, Gwiazdy i kwiatu, rybki i motyla, Feniksa, myszki białej, krokodyla, Sługi i pana, smutku i zabawy… Czy ty służyłeś pod chorągwią Sawy? SEMENKO Nie, ale znam go. KSIĘŻNICZKA Jakże on wygląda? Czy na barana, czyli na wielbłąda? Czy na kozaka, czyli na szlachcica? Czy jest jak chmura? Czy jak błyskawica? Czy z oczu jemu patrzy chłop czy książę? SEMENKO To patrzy, co mnie… KSIĘŻNICZKA Ach! To być nie może, Bo tobie z oczu popowicz wyziera. SEMENKO / na stronie. / Ach! Ty proklata! KSIĘŻNICZKA Przebacz mi, ja szczera… Z tobą się o ten pierścionek założę, Że ty syn popa. SEMENKO A jak syn czarta? KSIĘŻNICZKA Jezu! Ten człowiek gotów mnie zadławić. / Ucieka. / SEMENKO Budesz ty sto hroszy warta, Jak pozwolę się pobawić Moim chłopom po zamczysku… Jak z kosami potańcujem Po nocy, na cmentarzysku, Taj w sobie czarta poczujem… / Wychodzi. / ZMIANA I / Las dębowy oświecony księżycem, między drzewami palą się ognie, i żołnierze polscy gotują strawę… albo czyszczą konie. Wchodzą na scenę STARY GRUSZCZYŃSKI i pewien wojak PAFNUCY. / GRUSZCZYŃSKI / do obozujących. / Na tej się leśnej lewadzie Rozłóżmy, mości panowie, Miesiąc do snu ludzi kładzie… Trzeba dbać o koni zdrowie I od rosy strzec pałaszy; Zgotujcie jaglanej kaszy, Zaśpiewajcie hymn powstański; A śpiewem na Anioł Pański Zakończyć tę wieczernicę… I sza! noc przepędzić cicho, Bo po lasach nie śpi licho I można bez ostrożności Zobaczyć swój łeb na tyce… Bo to wojna bez litości, Z orłami biją się krucy. Wchodzi na scenę. Mości wojaku Pafnucy, Siądźmy tu na osobności, Muszę pomówić z waćpanem. / Siadają. / PAFNUCY Słucham, stary mój kolego. GRUSZCZYŃSKI Więc bez eksordu żadnego, Jak gdybyś był kapelanem, (Co być bardzo może… bo się Dominus vobiscum niby Przebija w acana głosie) Powiem ci, że jakieś grzyby Smutku na sercu mi rosną. Oto, panie, z przeszłą wiosną, Gdy biły trąby wojackie, Na hasło konfederackie Nie poszedłem… Tak to bywa, Że starość radzi leniwa A potem żal człowiekowi. Bar upadł! Bar upadł, mocanie! Zaufali Chrystusowi A upadli…! PAFNUCY Na kolanie Pokutuj waść za te słowa. GRUSZCZYŃSKI Świątynia to purpurowa Pokuty — pierś moja stara, W której się serce rozpara Na wszystkich szwach, krwią lejące: Bo serce było gorące, Jak zwyczajnie w starym Lachu, Ufne… A teraz w przestrachu Do chmur wygląda nieśmiało, Pod bicz ofiaruje ciało A jednak, ptaszyna licha W piersi mojej ledwo żywa O odwrócenie kielicha Modli się. Bo kto używa Żywota obok potoku, Którym sprawy boże płyną, Kto chce spokojny z rodziną Swoją kość gdzieś gryźć na boku, Wiejskich kosztować słodyczy, Choć się nie policzą ludzie, To się Bóg z takim policzy… A już wspomniałem podobne Aści o posępnym cudzie, Który mi rodzinę drobną Nastraszył… Rzecz niesłychana! PAFNUCY Chrystus do domku waćpana Zapukał…? GRUSZCZYŃSKI Trzy razy! Trzy razy! PAFNUCY Mocanie, to są rozkazy, Którym oprzeć się nie można. GRUSZCZYŃSKI Toż widzisz mię waść na koniu, Choć rodzina o mnie trwożna, Żona w ciąży — na ustroniu Dom obok czarnego lasu. A kiedym siadał na bryczkę A dzieci aż pod kapliczkę Biegły za mną, to się z pasu Irysowego widomie Odkryła jasność na domie, Na którą dziatki łakomie Patrzały, aż zdjęte strachem Krzyknęły, że widzą nad dachem Jakąś nową tajemnicę, Jakąś gorejącą świécę, Co je bardzo niespokoi, Bo nad samym domem stoi, Jak krwawe serce z płomyków. Na co ja patrząc, zmaluchlał I z dziatkami razem struchlał Bo nad domem nieboszczyków I nad chatą ludzi chorą Często takie światła gorą. PAFNUCY Pan Bóg litośniejszy bywa. GRUSZCZYŃSKI Toć ja ufam, i leniwa Dusza się krzepi nadzieją. Wszakże gdybym tu ja zginął, A duchy świecy nie zwieją Z dworku, gdzie mi wiek przeminął Tak słodko przy mej rodzinie, Gdziem ja miał ojcowskie graty Jeszcze wzięte na Turczynie, A pod dąb mój rosochaty Wodził gości… i pił kawę W dawnych, starych roztruchanach, Pacierz mówił na kolanach, Córkom gotował wyprawę; Jeśli to wszystko pójść musi Z wiatrem… pomnij o Salusi, Bądź dla niej jak ojciec szczery I groźny jak ojciec drugi. Bo to skrzydlate chimery Gotowe złotymi cugi Przybyć po nią z pieśnią słodką I dzieciątko moje ciche, Jakby jaką drugą Psyche, Zrobić maleńką szczebiotką, Którą za skrzydełka złote Strzepotane Kupid chwyci. A potem, gdy się nasyci, To wypędzi na ciemnotę, Rzuci gdzie jak dzban rozbity. Pamiętaj! To dziecko krwiste, Oczęta ma przezroczyste, Zielone, jak selenity; A zdają się na zuchwałość Podwodzić szatańskie wzroki… A taka płci wielka białość! A takie gorsu uroki! Że się boję o nią — boję! Bardzo boję! PAFNUCY Bądź spokojny. GRUSZCZYŃSKI Powiedz, że ja przy niej stoję Zawsze… choćbym pozbył ciała; To w anielską palmę zbrojny Stanę… I będzie słyszała, Jeśli się złego dopuści, Mój głos z piekielnej czeluści Wołający. PAFNUCY Nie wróż smutnie. GRUSZCZYŃSKI Bo to widzisz, po tych dworach Są Włochy dzwoniące w lutnie, Ubrane w różnych kolorach, Niby diabli w opalowych Zbrojach… a wewnątrz zepsuci; Ci dziewczątek świeżych, zdrowych Szukają… żądłem je wabią, Aż ptaszeczek im w gardło się rzuci. A są jeszcze sztuką babią Zajęte stare matrony, Co porzuciły robrony I kornety… A te dziecku, Już ubrane po niemiecku, Straszne czasem dają rady. Gdy je widzę w strusich kitach, Chodzące prawdziwe gady, To bym się na tych kobiétach Pastwił! Szelmy niegodziwe! Prawdziwie są diablą milicją. Wchodzi KOZAK regimentarski. Skąd ty, Kozak? KOZAK Z ekspedycją Od dworu. GRUSZCZYŃSKI Czemu twe ślipie Takie jasne? Takie krzywe? Czy się spił na jakiej stypie? KOZAK Witrom spity. / Odchodzi. Gruszczyński obraca się ku ogniowi i list czyta. / PAFNUCY Co się zdarza Waćpanu? Bledniesz, czytając. GRUSZCZYŃSKI Pieczęć jest regimentarza, Lecz list…? Czy on urągając Pisał? Czy był śmierci blisko? Hej, rozpalić tam ognisko! Niech lepiej te charaktery Wyczytam… PAFNUCY Nie zmieniaj cery. GRUSZCZYŃSKI Mocanie! Pies pod podwórzem Nieraz lepiej traktowany! Patrzaj! Nazywa mię tchórzem! Na czyste Chrystusa rany, Którym ja się krwią zadłużył, Klnę się… Powiada, żem stchórzył, Żem zleniwiał, że… sto beczek Krwi mojej na ludzi tych głowie! Piszą, żem z chłopami w zmowie. Że… Będę mały człowieczek Nie człowiek, jeśli przebaczę! PAFNUCY Daj aść — niech ja list zobaczę. Bierze list. To ręka i styl jest sługi. GRUSZCZYŃSKI Na pieczęć patrz! Krwawe strugi Acherontu z ognia i krwi! Na te słowa marszczę brwi I trzęsę światem… Ja tchórz! Otóż to tak, ludziom służ. Nocuj w lesie pod namiotem, To cię obrzucają błotem! Otóż to tak z ludźmi tymi Nowego serca i wiary! Kazali ciągnąć w te jary, Ciemny komin, loch na ziemi; Gdzie wiem, że pewna zasadzka I cała czerń hajdamacka Zasadzona. PAFNUCY Więc im szczerze Odpisz… Ja z listem pojadę. GRUSZCZYŃSKI Ja mazałbym po papierze? Ja…! Oskarżony o zdradę Nie krwią, życia fundamentem Bronił się…? Lecz atramentem I piórem z gęsi ogona? Nie, mocanie! Krew czerwona! Ten mózg pod chłopów obuszkiem! Mózg i krew ta na ich głowy. A potem duch purpurowy Z rozdartą piersią nad łóżkiem! I niech im Pan Bóg da zdrowie. Ja tchórz… Na koń! Do szabel, panowie. / Wybiega i widać go ruszającego obóz. / PAFNUCY / sam. / O! Wielki Boże! Sprawdzać się zaczyna Domowi temu wróżona ruina, I Chrystusowe do drzwi zapukanie Karcące, późne krwi ofiarowanie, Spełni się jako straszliwa nauka Dla czekających, aż Pan Bóg zapuka. Leniwy starzec był, teraz ognisty. Więc choć to pewno zmyślone są listy, Teraz go w małej mogile położą Za to, że wzgardził wielką sprawą bożą. Lecz sądy boże są nieprzewidziane! Cokolwiek będzie, piersią przy nim stanę. / Wychodzi. / ZMIANA II / Noc. Ogród nad stawem, księżyc świeci. Wchodzi LEON w głębokiem dumaniu. / LEON To już ostatnia będzie schadzka nasza. Ostatni raz czekam na nią. Człowiek skarb serca rozprasza. Każda chce mu zostać panią Wieczną… a tego nie zgadnie, Że gdy raz łatwo upadnie, To później chyba pod kłódkę Człowiek zamknie taką żonę. Na to dzieciątko stracone, Jak na małą nezabudkę Księżniczka patrzy z wysoka I ze mnie nie spuszcza oka. A kiedy uczyni wzmiankę, To mię tak śmiechem uderza, Jak gdybym kochał sielankę I sam wyszedł na pasterza. Sali prosta jest i wierna. Ale w najprościejszej leży Taka obłuda misterna, Tyle głębokiej odzieży, Taki kałkuł na dnie duszy. Taki instynkt oszukaństwa, Taka chciwość blasku, państwa. Taka głęboka nauka Zadawania ci katuszy, Że wierność ich jest to sztuka, W którą czart oczy pochował. One wiedzą, że to ołów, Co by samych archaniołów, Wisząc u skrzydeł, zmordował… One z tem na świat przychodzą. Wiernością nudzą lub zwodzą, Obdzierają nas z odwagi, Liczą na litość! — od matek Nauczone, że ten statek I łzy, to są ich posagi. Nim się ze światem obezna, Każda wie, że woń w narcyzach Jest drogą, że mąż ją zezna I zapisze w intercyzach, Ewikcjonując wyprawę. Najprzód je widzisz ciekawe Twego serca, słów niebacznych; A do przyrzeczeń dwuznacznych Podchwytywania umiętne; Potem widzisz nagle smętne, Ze łzą, co się w oczach kręci. A pewne dziwnej pamięci, Książki, gdzie w papier różany Sam przez siebieś jest wpisany Wszystkimi giesty i słowy; Wkuty jak w kamień grobowy W ich pamięć, już nie gorący, Ale przez ten papier ssący Z ognia, z kolorów wypity; Kwiat zwiędły w sercu kobiéty. I ty, co z gwiazdy pochodzisz, One dowiodą, żeś marny, Głupi, żeś jak szatan czarny, Że dla nich tylko się rodzisz. / Wchodzi SALOMEA. / SALOMEA Jakże dzisiaj twoje zdrowie? LEON Tak jak zawsze — ogień w głowie! SALOMEA Ty wczoraj już byłeś dziki. Już na miłość niepamiętny, Bardzo dla mnie obojętny. LEON Wczoraj to były ogniki, Dziś ogień… Dziś gorszy jeszcze. SALOMEA Daj rękę — ja cię popieszczę. Zamówię i uspokoję. LEON Nie, nie, słodkie dziecię moje, Ot byś lepiej szła nabożna… Do stu diabłów! tak nie można Żyć dłużej! Czy my Cyganie? SALOMEA Powiedz, cóż się ze mną stanie? Cóż ja nieszczęsna uczynię? LEON Co…? Miłość twoja przeminie. Dasz sobie na świecie radę, Pójdziesz za mąż, ja przyjadę, Jeśli na wojnie nie zginę, Przyjadę kiedyś w gościnę; A ty wtenczas, moja miła, Przyjmiesz mnie, będziesz za siostrę. SALOMEA Słowa twoje bardzo ostre… Jam się dziś szczerze modliła Za ciebie. LEON / na stronie. / Baran do rznięcia! SALOMEA Ty nie masz ani pojęcia, Co to jest modlić się za tych, Co nas gubią? LEON Rozkosz czysta! Rozkosz aniołów skrzydlatych. Dla drugich zaś krzyż i ognista Męka, jeśli są modlitw niewarci… Gdyby to wiedzieli czarci, Mówiliby zawsze różańce. SALOMEA Ach! Piekielni obłąkańce Więcej by litości mieli! LEON My nie jesteśmy anieli, Ani ja… ani ty… mała! SALOMEA Jeśli ja tej gwiaździe widna, To pewnie się rozpłakała, Widząc mnie… jaka ja biédna! LEON Doskonała! doskonała! Gwiazd wzywa! z kwiatami gada! SALOMEA Wiesz ty, dlaczego ja blada…? Ja chora. LEON Cóż ci dolega? SALOMEA Nic… LEON Spuściłaś na dół oczy? I łza ci po rzęsach zbiega? SALOMEA Ach! niechaj się ta łza stoczy… Niechaj obmyje sumienie… O Panie! Choć oburzenie Czuję dla twojej srogości, Jeszcze o trochę litości Proszę, a to ci wynurzę O czem dotąd same róże I gwiazdy tylko wiedziały. Otóż słuchaj… Na kawały Serce się biedne rozpęta, A jeżeli moja męka Ciebie nie skruszy? to będzie Cud… alboś ty jest narzędzie, Którem Pan Bóg mnie ukarze. Dwa temu tygodnie… śnię ja, Że matka moja mi każe, Abym ja u dobrodzieja Gruszczyniec, twojego taty, Prosiła dla niej o konie, Bo ją człek jakiś brodaty Ściga, straszy, chwyta w dłonie I… (rzekła to najwyraźniéj, Jakby przestrachem wzdrygnięta…) Jeśli się Salusia zbłaźni A prośby tej nie spamięta, To będę z dziećmi zarżnięta… To rzekła i we mgłę wsiękła. A ja zbudzona, przelękła Myślałam, czy prosić, czy nie; A najprzód wstyd był dziewczynie Mówić o snach i o marze, A potem: — (jak ja się ważę Stać tu na takiej spowiedzi?)… Myślę, jak tu nas odwiedzi Matka — a spojrzy mi w oczy, To mi rumieniec wyskoczy; A ona słowo po słowie Wyspowiada, drżąca trwogą, I zapewne nic nie powie, Ale na mnie spojrzy srogo, Wzrok jak nóż w sercu obróci; Zada mi boleści krocie; Zacznie coś gadać o cnocie, Z gorsu mi różę wyrzuci, Każe włosy pleść inaczej, Robotę na dzień naznaczy I będzie patrzała z boku Na łzy kręcące się w oku: A ja… o Jezu kochany! Nie będę już do altany Mogła biegać nocną dobą, Ani się widywać z tobą Co wieczora pod tą brzozą, Pod tą czarną altaneczką; I może mię gdzie wywiozą, Albo z jakim siejo-hreczką Ożenią. To o tych rzeczach Gadałam ja sobie w nocy I spałam jakby na mieczach; A budziłam się bez mocy, Jak ukraińscy widuni, Którzy ciągle widzą trupy. A wstydziłam się też kupy Dziatek… i ślepej babuni… Tu, gdzie takie toalety I woskowane parkiety; A ona, co po jaskółkach Świegotaniu deszcze wróży, Albo się w krześle na kółkach Każe wozić po ogrodzie… Tu ja… w atłasie, przy róży U boku, ja, panna w modzie, Ze złoconym wachlarzykiem, Musiałabym (myślę sobie) Wozić ją i ach… przy tobie Mówić z nią chłopskim językiem, Bo ona po polsku nie umie… To bywało w sercu tłumię Przestrachy moje tajemne, Zgryzoty, przeczucia ciemne, I te sny nazywam marą: Lecz w noc i w godzinę szarą Myślę i myślę o domu Pełna niepojętej troski, Ach… i do Matki się Boskiéj Modlę we łzach i nikomu Nie mówię, lecz drżę i płaczę. Otóż ja tej matki, panie, Może nigdy nie zobaczę! Bo dziś pod samo zaranie Śniła mi się gdzieś, w pustkowiu; Potem tu, cała z ołowiu I w ołowianej spódnicy, Niby z perłowej macicy, Z jednej perły była cała. A twarz zwiędła i schorzała Także koloru ołówka Była już jak trupia główka Na krzyżu wyrysowana. Tu szła, panie… tu… tą stecką… A ja w tej róży schowana, Drżąca jak maleńkie dziecko, Które się przestraszy dziada, Co główkę z liści wysadzę A ujrzę, że ona blada Idzie, to chowam się w ciernie, Oczyma za nią prowadzę, Zziębła i blada niezmiernie, Cierniami cała pokłuta, Bijąc się jak słowik w nocy, Gdy w klateczce spadnie z druta, Chce latać i nie ma mocy, Tylko się trzepoce w klatce… Tak ja, panie, mojej matce Dziwiąca się, strzepotana, Chowałam się w krzaku skryta, Cała zziębła i rumiana, Jak czerwona włóczka zwita W kłębuszek… I cóż ty na to? LEON Sałynka, będziesz bogatą. Srebrny sen bogactwo wróży; A że się chowałaś w róży, To dobrze; pisano w górze, Że w twem życiu będą róże. SALOMEA I ciernie? LEON I ciernie będą. SALOMEA Otóż ty mię złotą wędą, Panie, ułowiłeś sobie I porzucić chcesz, jak widzę? Ale póki ja nie w grobie, To się ty nie możesz żenić. LEON Jak to? SALOMEA Bo ja cię zawstydzę: Sama się będę rumienić, Sama się wstydem ukarzę, A ciebie publicznie oskarżę. LEON / na stronie. / Co słyszę! Wejdźmy z nią w targi. SALOMEA Słuchaj, i będą dwie skargi Z jednych ust przeciwko tobie… LEON / na stronie. / Co ja z tą dziewczyną zrobię? SALOMEA Z jednych ust wyjdą dwa głosy. LEON / na stronie. / Ach, wyrywać teraz włosy! I z boleści kąsać ręce…! SALOMEA I zaręczyny książęce Ja zerwę… zerwę szalona! Bom jest na to podmówiona I udarowana mocą Przez duchy… co tu w altanę Weszły i tam się trzepocą Jak gołębie krwią zwalane, O ten liść otarte suchy, Jakieś białe, krwawe duchy! / Odchodzi. / LEON / sam. / Co? Czy w obłąkanie wpadła? Czy widzi krwawe widziadła? Albo li też chce udaniem I aktorskiem obłąkaniem Sumienie ciężej przywalić? Na Boga! to nowa sztuka Niewieścia! Serce rozżalić, Potem jeść je dziobem kruka I rozdzierać, aż zaboli, Aż własnej pozbędzie się woli. / Wchodzi SEMENKO. / SEMENKO / na stronie. / Podsłuchałem ich w altanie. LEON Ach! Semenko. SEMENKO Jasny panie! LEON Chodź tu, Semenko kochany, Bóg mi cię pewno przysyła. SEMENKO / na stronie. / Skaży: czort. LEON Ot, z tej altany Tylko co tu wyskoczyła Tego Gruszczyńskiego córka, Z którą ty nieraz mazurka Tańczył… i tej młodej pani Zasługiwał się, figlował. Ja wiem, że ty nieraz dla niéj Twoje dumki komponował I pod oknem w torban dzwonił… Ot, i teraz się zapłonił Jak dziewczyna. SEMENKO Ta, czy druga! Ja nie szlachcic, ale sługa, Kozak pański, król na stepie, Szukam, gdzie serce przyczepię, A nie można? jeśli Laszka Wyżej sobie okiem mruga I złotego łowi ptaszka: Tfu! to dla mnie ta czy druga! LEON Ja wiem… ale ta dziewczyna Nie wyszła spod adamaszków; To równa tobie chudzina, A ty chwat do takich ptaszków. Gdyby ty chciał, to by miał ją, Spróbuj tylko. SEMENKO Czart by chciał ją! Na co mi się piąć do państwa! Z asawulstwa i poddaństwa Kontent jestem… i ze służby U panycza. LEON A mi już by Ty szlachcianki tej odmówił! Cóż, naprawdę, mój Semenko, Jam z nią w tej altanie mówił I serduszko miał pod ręką. Kiedy wspomniałem o tobie, Rzekła: «nie», ale tak cicho, Że mnie aż porwało licho, Bom ją kiedyś ja sam lubił… Lecz takiej biednej chudobie Nie mogłem (bobym się zgubił U ludzi) oświadczyć z ręką. Ot ja sobie z tą maleńką Igrał, póki było można; Lecz to dziewczyna pobożna, Święcie w domu wychowana, Gdyby ty miał ognia w kości, To wyszedłby z nią na pana, I przyszedłby do miłości. SEMENKO Zróbcież mnie, panyczu, panem… Jeśli chcesz. LEON A chcesz, to zrobię: Osadzę gdzie nad limanem, Dam ci futor na początek, A wam, jak biednej chudobie, Bóg pomoże i dzieciątek Wam naśle, które z zapału Gniewnego ojca ostudzą. SEMENKO / padając do nóg z udanym płaczem / Nech tobi Boh! LEON Stój… pomału…! Trzeba z tą perełką cudzą Ostrożnie… chociaż to cuda, Jeżeli nam się nie uda, Jak się dobrze weźmiem oba… Ona ciebie upodoba. Ja wiem, znam ją, z iskier cała… Gdyby teraz nie kochała, To cóż, że trochę zaszlocha? Jak przywyknie, to pokocha… Jak z tobą w stepach zagości, To step… ach! step, raj w miłości Z taką szlachecką panienką! Cóż, głupcze…? Cóż ty, Semenko? Czy nie myślisz o kochaniu? SEMENKO Ach! ja, panie, w obłąkaniu! LEON Nie bądź głupi… SEMENKO / znów rzucając się do nóg / Ja twój sługa… LEON / podnosząc go i biorąc pod rękę / A co? a co…? Ta czy druga? / Wychodzą. / AKT II / Noc miesięczna w ogrodzie. — Wchodzi KSIĘŻNICZKA i służąca ANUSIA. / KSIĘŻNICZKA Moja Anusiu, siądźmy w tej altanie… Sama się boję chodzić po ogrodzie. ANUSIA Czy strach panience? KSIĘŻNICZKA Powiedz mi, czy w modzie Teraz u ludzi słowików śpiewanie? ANUSIA Nie, panno, teraz w modzie klawikordy. KSIĘŻNICZKA Głupiaś! W zapachu kwiatów są akordy I różne wielkie na świecie muzyki… Powiedz mi, czy dziś w modzie są krwawniki? ANUSIA Tfu! To horrendum, małej szlachty kamień. KSIĘŻNICZKA / dając jej pierścień Regimentarza. / Więc mi ten pierścień krwawnikowy zamień Za pierścioneczek chłopski, srebrny, gładki… A choćby z kilku szkiełek były kwiatki, Weź go i przynieś mi, proszę, do parku. ANUSIA Jak to? Prostego pierścionka z jarmarku? Skądże księżniczce to dziwne zachcenie? KSIĘŻNICZKA Nie wiem; nie powiem, że miałam widzenie, Bo widzeń żadnych ani snów nie miewam, Choć często bardzo drzemię i poziewam, Łowiąc ustami, jak mówią, skowronka… Dlaczego ja chcę srebrnego pierścionka…? Może mię jaki Kozak ze snu budzi, Może ten kamień krwawnikowy nudzi, Może na palcu krwi kolorem straszy… Ach, zgub ten sygnet albo zjedz go w kaszy, Albo gdzie zamień za pierścień najprostszy. ANUSIA Panienka moją ciekawość zaostrzy. KSIĘŻNICZKA Więc zrób z niej sobie do krosien nożyczki. Anusia wychodzi z pierścieniem. Róże i nieśmiertelniczki To są moje lube kwiaty; Adonisy i granaty Lubię i z malw piramidy; Lecz gdybym mogła z opalów, Z pereł, brylantów, z koralów Pleść jako Oceanidy Wieniec na zielonej fali, Albo z siarki, co się pali, Robić powój pasożytny, I włos długi, rozczesany Owijać w ten kwiat błękitny, Palący się, kwiat siarczany, I pokazać się tej szlachcie Taką, jaką w myślach jestem; Nazwaliby mnie azbestem I w moim ślubnym kontrakcie Zawarowaliby sobie, Że w domu ognia nie zrobię, Wioski nie spalę zarzewiem. Skąd mi ten duch? Sama nie wiem. To wiem tylko, że mię nie to Bawi, co tych ludzi krwistych I że myśli mych ognistych Mój dowcip jest zdawkową monetą. / Wchodzi ANUSIA bez pierścionka. / ANUSIA Ach! Panno, na nasz dziedziniec Wjechał jakiś Ukrainiec, Który oczy, serce grzeje Swą rześkością, oka blaskiem. Widziałam, jak przez aleje Leciał z piorunowym trzaskiem, A za nim jacyś pohańce Nieśli czerwone kagańce, Podobno jego lirnicy, Dziady, w ognia błyskawicy Świecące się jak upiory. A śród lip, z jego żupana Różne lały się kolory, Niby od świętego Jana, O którym panienka czyta Widzenie. KSIĘŻNICZKA A mój pierścionek? ANUSIA O pierścionek panna pyta? Zgubiłam. KSIĘŻNICZKA Zmów trzy koronek A odniosą ci go duchy. ANUSIA A temu, co przybył, panu, Jak dać imię? KSIĘŻNICZKA Zawieruchy Imię, nazwisko kurhanu A przydomek: ludu sława. Ten pan, Anusiu, to Sawa. ANUSIA Sawa? Ten syn hajdamaki? To on wyrznie nas, panienko. KSIĘŻNICZKA Chowaj się, Anusiu, w krzaki, Bo już ciebie ma pod ręką. Patrz, z regimentarzem idą I mówią oba o rżnięciu. / Wchodzi REGIMENTARZ i SAWA. / REGIMENTARZ Przedstawię ciebie panięciu Ładnemu… Do Księżniczki. Ty zaś, Cyprydo, Lub Hebe, zaraz nam musisz Nalać ze srebrzystej stągwi… Jest to wódz lekkiej chorągwi, Pan Sawa. Do Sawy. Tobie zaś powiem, Że jej łatwo nie ukusisz, Bo ją Bóg obdarzył zdrowiem I dowcipem, więc jest harda, Jako alabastry twarda. Nie proś o nic, bo się słowy Jak wężyk mały wymyka; I nie wdawaj się w rozmowy, Bo zapomnisz z nią języka; I nie mów z nią o miłości, Bo doświadczysz z nią trudności, Bolu głowy, snów gorących I takich feber trzęsących, Że świat przeklniesz… Dodam i to, Że jest z mym Lwem zaręczona. KSIĘŻNICZKA To fałsz. REGIMENTARZ Jak to! fałsz? kobiéto! Zastanów się… Ty szalona! Podstępna znowu jak liszka! Na sygnet świętego Franciszka Przysięgam, żeś mi przyrzekła. KSIĘŻNICZKA Sygnet rzuciłam do piekła. Kto mi go wyrwie z płomieni I odda, ten się ożeni. / Odchodzi z Anusią. / REGIMENTARZ Widzisz, fantastka dziewczyna! Idzie za mojego syna, Ale się jeszcze z tem chowa. Cóż ty na to? Ani słowa? Cóż? SAWA Jaśnie wielmożny panie, Winszuję. REGIMENTARZ Chodź! Chodź, przy dzbanie… Tak nie można… Nie można na sucho. SAWA W sercu mi teraz tak głucho I tak ciemno, żem nie do kieliszka… REGIMENTARZ Na świętego przysięgam Franciszka, Że ci serce to wnet rozweselę. SAWA Krwi dziś widziałem tak wiele! Takie straszne nieboszczyki! Taki mord i takie zbrodnie, Że przez całe dwa tygodnie Z obrzydzeniem na jadło popatrzę; Pomnąc na te sine chłopczyki, Na jakim one teatrze Zakrwawionym czyniły horrory… REGIMENTARZ Co? widziałeś wyrżnięte gdzie dwory? SAWA Gruszczyniecki. REGIMENTARZ Ach! co mówisz mi wasan? SAWA Gruszczyńskiego chłop na wszystko rozpasan, Przez jakiegoś obcego człowieka Podżegnięty, wyrżnął całą rodzinę I przed mieczem w step ciemny ucieka. REGIMENTARZ Ja tu mam na respekcie dziewczynę. SAWA Więc z rodzeństwa ta jedna została. REGIMENTARZ Jak to? Cały dom…? SAWA Rodzina cała Bez litości w pień wymordowana. REGIMENTARZ Proszę! proszę wielmożnego pana… Mam panienkę tu jego dorosłą; Trzeba, aby się to nie doniosło Do jej uszu. SAWA Nikt o tem nie powie, Bom chorągwi zakazał surowie Szerzyć strachu. REGIMENTARZ I widziałeś dom cały…? Biedny ojciec…! SAWA O słońca zachodzie, Widząc, że mi koń mój biały Utyka, a Ukraińce Zmęczeni, kazałem w chłodzie Na górze, skąd widać Gruszczyńce, Rozłożyć się obozowi; Sam zaś ku temu domowi Obrócony, na te ściany Patrząc podupadłe, stare, Choć dom był zorzą różany, Choć lipy i pola jare W słonecznem błyszczały złocie, Choć… Ach! Dotąd jeszcze śledzę, Czemu ja w takiej tęsknocie Patrzałem na kwietną miedzę, Idącą przez żyta i wzgórki, Na te łany, i służebne I pańskie, gdzie wróblów chmurki Niby harfy szare, srebrne, Ważąc się przez błękit blady, Ulatywały na sady, W korony śliw i czerechów, Niby harfy pełne śmiechów, Szmerów, świegotań i głosów; Patrząc na te morza kłosów, Drzewa, miedzę, wyznać muszę, Że snów miałem pełną duszę, Widzeń miałem pełne oczy. Zdało mi się, że ów dworek Powietrze błękitne broczy, Że wróble jakiś paciorek Nad tą kalwaryjską stacją, Jakiś smętny Anioł Pański, Jakąś smętną suplikacją Śpiewają do Panny Marii. Zostawiwszy więc powstański Huf, pasący stepów trawę, Sam wziąłem kilku z rajtarii I uczyniłem wyprawę, Rekonesans na dwór Lacha. A jeśli przyznam się kiedy, Żem w głąb serca wpuścił stracha… Ja, co na czele czeredy Rzucał się na działa, smoki I na spisach brał pod boki Żywe ruskie kanoniery, I z ich bladej strasznej cery Chorągwie robił straszliwe, Okiem łyskające, żywe, Z śmiertelnych ludzi zrobione, To wyznam, że strach miał oczy Większe i bardziej czerwone, Że mój włos, jak wicher smoczy, Wchodzącemu w to pustkowie Wyżej podniósł się na głowie. Niechaj pan jaśnie wielmożny Wystawi sobie ów domek Taki cichy i pobożny, Od nimf laszych, ekonomek Ubrany w cebuli wianki, W malowane na papierze Obrazki, miedziane dzbanki, Cynowe misy, talerze, Na policach tak błyszczące Około ścian jak miesiące Czarodziejskie, rusałczane; Teraz wszystko krwią zbryzgane, Co uniknęło grabieży. Trupy ludzkie bez odzieży I na ziemi, i na łóżkach. Na krwią ociekłych poduszkach; Dziatki porąbane srodze I na ceglanej podłodze Porzucone, i z puchówek Pierze śnieżące podłogi. Sama pani… Widok srogi…! Dziateczki swoje bez główek Za nóżki zimne, zielone Trzymała… ach! jedną raną Zabita, bo otworzone Miała żywota świątnice I straszną płodu zamianą… (Jasne stepowe księżyce! Biorę was za krwawe świadki!) Że łono tej polskiej matki Od strasznego nożów cięcia Wyszło na łono szczenięcia I stało się psią mogiłą; Bo i szczenię martwe było Na dnie martwego żywota! Ojczyzno moja! o złota Ojczyzno moja kochana! W matkach twoich zarzynana! I gubiona w matek płodzie! Jeśli mój żywot na wschodzie Czego wart, to Bóg to widzi, Że go składam na ofiarę I wszelką żywota marę Składam, aż to, co mię wstydzi We mnie, krew moja kozacza Wypłynie sotkiem strumieni I na węże się przemieni, I ślady swe powytłacza Mordem, ogniami i jadem; A ja wtenczas wpadnę na nią I zewrę się jak gad z gadem, Aż się stepy rozkurhanią, Zniknie czar, co łby podchmiela, Prawosławna wiara zgaśnie; A we mnie, jak w niszczyciela Na jakim starym kurhanie Stojącego piorun trzaśnie. Straszne to ofiarowanie I ciała mego, i ducha… Bo i we mnie zawierucha I krwi strasznej słychać granie, Bo miesiąców pozłacanie Ja znam także w myśli ciemnej. Bo ja także duch tajemnej Pełny myśli o przeszłości; Lecz to votum, nie śród gości, Nie przed szlachtą przy kielichu Zrobił ja, ale po cichu Tam w jednej wielkiej komnacie. Przed babką rodu, co biała Za firankami siedziała W alkowie, w ponocnej szacie, Jakoby furia tajemna, Dawno już głucha i ciemna; A teraz, na ten mord smoczy I krwotok z ciemnej alkowy, Wytrzeszczająca te oczy Tak, jak gdyby przed nią głowy Dziateczek z włoski złotémi Krwawe, biegały po ziemi, Strasząc ją razem i bawiąc; Jak gdyby im błogosławiąc, Oczyma się podziwiała, Że one gadzinek ciała Są biegające i zręczne; Przed nią i przed tym zegarem, Który tam jak koło miesięczne Zatrzymany strachem, czarem, Poznawszy, że czas nie płynie, Stał na północnej godzinie, Do srebrnego ducha głowy Podobny, w głębi alkowy; Przed wskazówkami, co sine, Groźnie podniesione w górę, Pokazywały godzinę, Na którą Bóg przywiódł naturę, Łańcuchem trwogi pojmał, Krwią przeraził i zatrzymał; Przed tym zegarem, co łóżko Sczerwienione opłomieniał I przed tą martwą staruszką, Której trup suchy skamieniał I czarny jak zmyta chusta Otworzone trzymał usta, Krzyczące: gwałt i morderstwo! Przysiągłem, że kawalerstwo Polskie wygna krew kozaczą! Że Ukrainki zapłaczą, Na mój miecz, na mego konia Rzucając klątwy i czary. Bo ja będę jak miecz kary, Kosa ścinająca błonia, Orlica na pół rozdarta, Mająca dwa serca i dzioby; Człowiek z troistej osoby, Z Lacha, z Kozaka i z czarta. REGIMENTARZ Hamuj się waćpan w zapale, Bo się takie słowa ważą Srogo w bożym trybunale; A te twoje — aniołów przerażą. SAWA Jak to? więc ten mord…? REGIMENTARZ Mocanie! Mam siłę i prawo miecza. SAWA Tam, gdzie krwi ohydna ciecza, Znalazłem torban kozaczy, A na tym były torbanie Twoje herby. REGIMENTARZ Co to znaczy? Śmiałżebyś na mój dom stary Rzucać jakie podejrzenie? SAWA Nie, ale twoje kotary I tych lip wiekowych cienie Może dają cień jakiemu Zdrajcy słudze. REGIMENTARZ Biada jemu…! Bo jeśli go znajdę we dworze, To mu na karku położę Regimentarską rózeczkę. Dotknę się go zimną ręką. SAWA Jest posłuch, że sam Tymenko Kryje się w szlacheckich dworach, Jak wilk nakryty owieczką, I w różnych staje kolorach Przed oczyma swego ludu, Siłą rządzący fatalną. A bunt, podobny do cudu Ręką jakąś niewidzialną Sprawionego, niby owe Straszne napisy ogniowe U Babilonii mocarza, Napisane bez pisarza, Tem okropniej szlachtę straszy. REGIMENTARZ Zmażemy ostrzem pałaszy Te ogniowe dokumenta, Które lud z czartem jurystą Piszą ręką ciemną, krwistą… A tak zmażem, że lud popamięta I przelęknie się naszego pióra. Gdzież jest, Sawo, ta krwawa bandura? SAWA Lirnik ci ją mój Bajda pokaże. REGIMENTARZ Pozazdroszczą mi koronni pisarze Mego oka w sądzeniu tej sprawy. Znajdź tu sobie co dziś do zabawy, Bo się trudnić waćpanem nie mogę. / Odchodzi. / SAWA / sam. / Jako trąba uderzyłem na trwogę I podniosłem serce w tym szlachcicu. / Wychodzi spoza altany KSIĘŻNICZKA. / KSIĘŻNICZKA Ach! Dwie gwiazd… Ach! Dwie gwiazdek po licu Mi zleciało, gdyś mówił o rzezi. SAWA A do jakiej je przypiąć ferezji? KSIĘŻNICZKA Co, mój chłopku? SAWA Co, mój biały księżycu? KSIĘŻNICZKA Kiedyż nasze ogłosim wesele? SAWA Dziś, kochanko… KSIĘŻNICZKA Jak sobie podchmielę Ukraińską wonią, tom gotowa Przysiąc na to, żem twoją jest żoną. SAWA Sam czart na to jeszcze nie da słowa. KSIĘŻNICZKA Ach! Jak głupią byłam i szaloną, Kiedym poszła za ciebie sekretnie. SAWA Kiedyś poszła, uczyniłaś szlachetnie; Że się przyznać nie chcesz… jesteś Ewą. KSIĘŻNICZKA A rad by ty potrząść drzewo? Co? Bo cierpisz na to srodze, Że nie wiesz, jakie ja rodzę Owoce? SAWA Jabłuszka winne. KSIĘŻNICZKA Drzewko jestem bardzo czynne, Co dzień w kwiatach jak pochodnia; Kwiatek nowy rodzę co dnia. Róże, astry i narcysy. Ale co raz w myślach minie, To już jak napój zakisy W listeczki się nie rozwinie. Ach! Jaka ja byłam głupia, Sekretnie idąc za ciebie! SAWA / na stronie. / Gniew się srogi we mnie skupia Jak piorun. KSIĘŻNICZKA Pisano w niebie, Że zawsze krzywo osądzę, Zabłąkam się w zawierusze, Wpadnę w dół, w lesie zabłądzę I wybłąkiwać się muszę. SAWA Hej! Księżniczko na Ostrogu, Czy panno, czy moja żono, Pókiś tu na obcym progu, Możesz sobie być szaloną, Zimną, wzgardliwą, zalotną, W tęczach od stóp aż do głowy. Bo wiesz, żem człek honorowy, Wprzód mię na kawałki potną, Wprzód mi serce w piersiach zjedzą, Nim się szlachcice dowiedzą O naszem małżeństwie. Ale, Choć nie mogę w trybunale (Boś ty akt ślubny podarła) Przez adwokackie się gardła Upomnieć o moje prawa; Chociaż wiem, że pierwej muszę Chłopską z siebie wygnać duszę I wysypać ci z rękawa Me szlacheckie dokumenta, Proszę cię, ach! nie bądź święta! Nie bądź dla mnie tylko śmiechem, Małżonki mojej zarysem, Różą, bławatkiem, narcysem I pożądliwości grzechem… Lecz pamiętaj na mój statek, Na cierpliwość pełną dumy; I na rzecz miłosnej sumy Wylicz mi dzisiaj zadatek. KSIĘŻNICZKA Co? Mój panie kredytorze? SAWA Posiadam ogniste morze, Pełne pereł i korali, Które widzę na dnie fali. Jednej perły chcę, kochana! KSIĘŻNICZKA Nie, nic, tylko sama piana Dla ciebie, małżonka cieniu. SAWA W diabelskiem ja odurzeniu. Ach! raz, ach! raz tylko z ciebie Trysnął płomień iskry boskiej… Kiedy w rycerskiej potrzebie, Puławskich broniąc odwrotu, Ranny, w kołysce żydowskiej, W chmurze świszczącego śrutu Śród dwóch rumaków wiszący, Kazałem się jako krwawy Sztandar w ogień gorejący Nieść… I krzyczał hasło Sawy, Gdym jak bachur z tej wyprawy, Gdziem niejeden dostał siniec, Przyjechał na wasz dziedziniec, Zawsze w tej kołysce siedząc, W pokrwawionych na łbie chustach; Blady, bo przez dwa dni nie jedząc; Żółty, głód miałem na ustach; Straszny, bom był cały w ranach; Brudny, bom spał na kurhanach; Głupi, bom o świecie nie wiedział I kręciło mi się w głowie; Śmieszny, bom w kołysce siedział; Hardy, bom nie dbał o zdrowie, Ni o piękność kawalera; To wtenczas, ty byłaś szczera, Potulna jak małe kotki. W zamku u staruszki ciotki Sama, bywało, w garnuszku Warzysz mi kaszę jaglaną; I widziałem cię co rano W zorzach różanych przy łóżku; Ach! i byłbym na kolano Upadł jak przed bohomazem. KSIĘŻNICZKA Pięknym skończyłeś obrazem! SAWA Oszukałem się na tobie. KSIĘŻNICZKA Oszukaliśmy się razem. SAWA Kiedyż tej okropnej próbie Koniec położysz? KSIĘŻNICZKA Pomyślę I wynajdę coś w umyśle… Odpowiedź wariatki godną. Słuchaj… póty będę chłodną, Jak wąż ci uciekać śliski, Póty na męża utyski, Na twe skargi będę głucha I będę czysta jak mniszka, Aż z ręki ognistej ducha Pierścień świętego Franciszka, Pierścień z krwawej kornaliny Zerwiesz… Na koniu tu wjedziesz I przez drugie zaręczyny Mnie zaręczoną rozwiedziesz… Słowiki na ranek kwilą. Bądź zdrów. / Odchodzi. / SAWA / sam. / Bądź zdrowa, Sybillo. Wymyśla różne przyczyny, Ucieka się do wykrętów. Ale serce tej dziewczyny Chłopstwa się mojego boi. A utrata dokumentów, Które mieli ojce moi, Co ród od Calińskich wiodą, Jedyną mi jest przeszkodą. Ach! Ukrainę przewrócę, Kurhany wszystkie rozwalę A z dokumentami wrócę. / Odchodzi. / / Wchodzi LEON. / LEON / sam. / Ojciec mój w wielkim zapale, Zachmurzony, nic nie gada, Tylko w swoim gabinecie Poosobno ludzi bada. A mnie wielki strach napada, Czy to już nie dziewki skarga? Ach! To ona — list mój w ręku. Sam jej widok za serce mię targa. / Kryje się za altanę i przez cały ciąg sceny zostaje na stronie. Wbiega SALOMEA w bieli, w wianku z rozmarynu, ubrana jak do ślubu. / SALOMEA Ach, jak od słowików jęku Kołysze się cały staw… Jaka woń tych róż i traw! Jak leci w usta! na czoło! Ach! ach! jak mi wesoło! Ach! ach! jak mi wesoło…! LEON / na stronie. / Nieszczęśliwa, a szczęściem spojona! SALOMEA Ten listek włożę do łona. Tutaj w białym gorseciku, Tu siedź w tajemnym kąciku, Gdzie jedna róża czerwona, Jako lampa zapalona, Rzuca na mnie takie blaski I tak opłomienia szyję, Jak dno filiżanki saskiéj, Z której mój gołąbek pije I cały się złotem rumieni. Ach! ach! ze mną się Leon dziś żeni! Ze mną żeni się Leon sekretnie! LEON / na stronie. / Niech mi kto łeb teraz zetnie I rzuci Meduzy głowę Na trzewiczki atłasowe. SALOMEA Jeszcze nie czas. Jak ta sina Gwiazda nad topolą stanie, To będzie ślubu godzina. A pod różane zaranie, Sama wracając z cerkiewki, Na tem miejscu sobie stanę I pomnąc na smutek dziewki, Na me serce oszukane, Na wstyd, bom wstydu się bała, Będę z radości płakała. LEON / na stronie. / Szelma ze mnie! SALOMEA Ach, Boże mój! Dlaczego ta noc taka cicha! Dlaczego tych gwiazd taki rój? Dlaczego jedna, zda się, wzdycha? A druga leci gdzieś z daleka? A trzecia krwawa jak pies szczeka I na błękitach mi ujada; A czwarta — ach! a czwarta spada, I nad Gruszczyńcami zgasła. Ledwie żem z trwogi nie wrzasła, Widząc tę gwiazdę przy zgonie Jak główkę ducha z oczami. Ach! jak tam smutno w tej stronie! Jaka mgła nad Gruszczyńcami! LEON / na stronie. / Każde jej słowo rozdziera. SALOMEA Czy tam w domu kto umiera? Czy kto leży konający? A ta gwiazda… Anioł złoty Po duszę przylatujący! Ach! ach! pełnam trwogi i tęsknoty. LEON / na stronie. / O! słowiczku! o! skończ to śpiewanie! SALOMEA Przez głębokie się wsłuchanie W powietrze, wsłuchałam w trwogę. Ach, cóż ja? Ja nic nie mogę! Co się ma stać, to się stanie. Ach, jak smętnie, jak mi parno! Jak mi smętnie, jak mi czarno! O! stróżu, święty aniele, Pamiętaj, że dziś moje wesele. / Wybiega ku wiosce. / LEON / wychodząc spoza altany. / Wesele… Ohydna sprawa! Z Semenką ślub malowany Przez spitego księdza dany, Bez świec, skrycie, potajemnie. I moje miłosne prawa Ten chłop zrodzony nikczemnie Będzie nad nią miał po ślubie. On podejmie, co ja gubię: Nie diament szlifowany, Ale perłę czystej rosy; Nie tęczę, ale jej włosy; Nie rubin w ogniach, różany, Ale usta jej… maliny; Nie strojną w tony gitarę, Ale czysty głos dziewczyny, Który mu przysięże wiarę I dotrzyma, gdy przysięże. A ja co mam…? Włosy… węże! Oczy, jak szatańskie bielma, Głos, co mówi mi, żem szelma, W sercu ranę i nóż w ranie; I twarz, którą krew porzuci, Która na szelmy nazwanie Jak słonecznik się obróci. / Wchodzi REGIMENTARZ. / REGIMENTARZ / z daleka. / Panie Leon! LEON Ojciec woła. REGIMENTARZ Panie Leon! LEON Tu jestem w altanie. Jakie grzmiące i ponure wołanie? Co, mój ojcze? REGIMENTARZ Lud nasz cały dokoła Zbuntowany… Mój pop stanął na czele. Wczoraj noże święcono w kościele. Czy wiedziałeś, że tam takie święto? A Gruszczyńce… LEON Co, mój ojcze? REGIMENTARZ Wyrżnięto. LEON Dom Gruszczyńskich? REGIMENTARZ Naszych starych sąsiadów. A wiesz, synu, kto zgrają tych gadów Rządzi? Wieszli, kto Tymenko się zowie? Zgadnij acan; bo ani ci w głowie Taka myśl… Zgadnij, synu kochany? Oto kozak twój Semenko, poznany Po tej krwawej bandurze. / Wyjmuje spod kontusza bandurę kozacką. / LEON Chrystusie! REGIMENTARZ Wczoraj napadł w ogrodzie Anusię, Która niosła mój pierścień z krwawnikiem, Wyrwał jej z rąk, i chciał palec nożykiem Uciąć dziewce, jeżeli zakrzyczy; Potem kazał nie mówić nikomu I ten pierścień tajemniczy, Święty, uniósł z mego domu I będzie nim łotr wierutny Oszukiwał szlachtę małą. LEON Gdyby zaraz… REGIMENTARZ Łotr obrótny! LEON / na stronie. / Wyjechawszy na noc całą, Jeszcze mógłbym go dogonić: Ale musiałbym odsłonić Moję haniebną intrygę… REGIMENTARZ I cóż myślisz? LEON / z pomięszaniem / Ojcze drogi… Na stronie. Ach, z czartami wszedłem w ligę! Ani cofnąć teraz nogi, Ani wprzód uczynić kroku… REGIMENTARZ Patrzałem na ciebie z boku… Waść mi dziwnie zamyślony…? LEON Ojcze, daj mi dwa szwadrony. REGIMENTARZ Jak to? A twoje wesele? LEON Jutro czekajcie w kościele, Przyjadę na czas z pierścionkiem. REGIMENTARZ Idź Waść. / LEON odchodzi. / Za moim skowronkiem I ja stary ptak polecę. A teraz bożej opiece Polecam mojego ptaka, Syna mego jedynaka! AKT III / W domu Regimentarza. Wchodzą REGIMENTARZ, SAWA i KSIĘŻNICZKA. / REGIMENTARZ Czas teraz, mospanie Sawo, Czynnie zająć się wyprawą I buntowi uciąć głowę. Czas pokazać w ciemnym jarze Wielkie miecze koralowe, Jak dawni regimentarze Ukraińscy i podolscy. Czas pokazać, żeśmy polscy Posiadacze tej krainy, Choć bez hełmów i kirysów; To wszakże nie do pierzyny Tylko i nie do kieliszka; Ale naszych cór, narcysów, Na świętego klnę Franciszka! Nie damy chłopom za żony. Syn mój, wziąwszy dwa szwadrony, Przed nami zamiata pole I pewnie się na rosole Rusałczanym nie rozpieści… A sądzę, że lada chwila Od Gruszczyńskiego nam wieści Nadlecą — pewnie się stary Na erudycją wysila A szablicą przygasza pożary. Do księżniczki. Ty zaś, moja piękna Parko, Wiń nam żywota przędziwo. Gdybyś była sprawiedliwą, To bym cię regimentarką Ogłosił na kraj okolny, Gdy sam jako hetman polny Po rosie w pole wyjadę… Ale panienka ma wadę! Ma wadę; pierścionki gubi… Kto taką stratną poślubi, To kiep… KSIĘŻNICZKA / spozierając spod oka na Sawę. / Czy słyszy pan Sawa? REGIMENTARZ On się jeszcze rozpoznawa, Ale nie zna się na tobie, Boś ty mu ni siostra, ni żona… Cóż? tęskno ci bez Leona? Ślubny wam dzień przyozdobię I wyjaśnię wam świetlicę Łbami Kozaków na tyce. KSIĘŻNICZKA Tateczku… A czy pan Sawa Będzie pochodnią w lichtarzu? REGIMENTARZ / gładząc ją pod brodę / Cóż to, mój regimentarzu? Jaka ty już w myślach krwawa! Ledwo dzisiaj na urzędzie A już rączki masz łabędzie Zajęte głów zdejmowaniem? KSIĘŻNICZKA Owszem, chciałabym rozdawać. REGIMENTARZ Cicho! Bądź z uszanowaniem… Widzisz, Sawo, te ptaszęta Trzeba śmieszkami napawać. Na żartach się nie poznawać; To one swem świegotaniem Przez różne szpaczków talenta Smętny czas, grożący nocą, Żywo po anielsku złocą, I zdaje się, gdy świegocą, Że ta ziemia cała gajem Zielonym, gwiazdą i rajem; Gdzie za teatru kurtyną Ludzie lepsi za kraj giną. Wchodzi PAFNUCY z pałaszem Gruszczyńskiego w ręku. Cóż to znowu za szlachcic obdarty? PAFNUCY Od Gruszczyńskiego przychodzę. REGIMENTARZ A Gruszczyński? PAFNUCY Pozostał na drodze. REGIMENTARZ Powiedz wszystko i bądź z nami otwarty; Tobie z oczu nieszczęście wyziera. Umarł starzec? czy umiera? Czy przez chłopstwo gdzie w sztuki rozdarty? PAFNUCY Jasny panie, posłuchaj cierpliwie A uderzę ci chrapliwie (Tak, że zadrży serce mężne) W nieszczęścia trąby mosiężne. Wczoraj, panie, po twym liście Otrzymanym starzec biały Ruszył się jak lew ogniście, Gotów targać świat w kawały. «Co, ja tchórz?» — krzyczał — «ja, stary Rotmistrz służący za Sasów? Mnie każą wychodzić z lasów? W twarzy i w gestach Regimentarza widać zadziwienie. Ciągnąć przez lochy i jary? Gdzie ledwie węże się toczą Po kwiatach wstążką błękitną? Gdzie rzezunie nas otoczą, Z gór wystrzelają, w pień wytną I głowy nasze na tykach Postawią żonom przed oczy…» Tak krzyczał, a na uboczy Przy gwiazdach, wielkich świecznikach Srebrnych, które ogonami W niebie wisiały nad nami, Zwierzyć się przede mną szukał Z omenów, jak mu do dworku Po trzykroć Chrystus zapukał We drzwi, dwakroć we śnie zastał, A raz zastał na paciorku; Tak, że po stukaniu nastał Wielki strach, i czeladź cała, Matka, nawet dzieci drobne, Owo stuknięcie żałobne, Groźne, po którem nastała Cisza w domu i na dworze, Wzięli za stuknięcie boże. «Jakoż — mówił do mnie stary — Była to dla mnie nauka, Abym poszedł pod sztandary, Bo Pan do drzwi moich puka, Pokazuje w kraju łodzi Tonące ludzie w rozpaczy; I sam w domek zajrzeć raczy, Sam po rycerza przychodzi». «Jakoż» — mówił — «mam ufanie, Że na werbunku nie zginę». To, jaśnie wielmożny panie, Z jego ust słyszałem wczora, Potem swoję mi dziewczynę, Służkę u twojego dwora, Polecił: i wnet z lewady Pod rosę i księżyc blady Ruszyliśmy, czyniąc pilny Marsz, ażebyśmy o wschodzie Przeszli cicho jar mohilny, I o irdynieckim brodzie Zachwycić mogli gdzie wieści… Rano… (Ach, panie! w boleści Mówić nie mogę!) nad rankiem, Pod brzóz już ostatnich wiankiem Jeszcze się zatrzymał stary, Jeszcze mi tam swoje mary, Swoje sny i wizje chore, Oraz starca Wernyhorę Z wróżbą o dwóch chorągiewkach Przypomniał. A w leśnych drzewkach Był dziwny z powieścią związek, Jakieś szeptanie gałązek, Szmery stłumione półgłośne; Jakby śpiewania żałośne Przez duchy tych drzew czynione Na kwietnem lewad wybrzeżu, Jakby po starym rycerzu Jakieś głosy utęsknione, (Które jeszcze w uchu słyszę) Radzące staremu na ciszę I spoczynek… Wtem z rozłogów Podniosło się słońce złote, Na kształt mojżeszowych rogów Ubrane w ogniste słupy; I wiodło nas na robotę Mieczową, którą już kupy Kawek i wron, i szulaków, Zwite koło naszych znaków Czarną koroną piekielną, Okrakały za śmiertelną. Rota za rotą sprawieni, Wszyscy dobrzy przyjaciele, Jechaliśmy — on na czele Z chorągwią… I w jar ów głuchy Pełny deszczowych strumieni, A po ścianach czarny, suchy, Bokami słońcu zakryty Wjechaliśmy, tak że słońce Ozłociło nasze kity I same sztandarów końce: A ciemność jaka w kościołach Panuje, grobowej bliska, Na naszych leżała czołach; Gdyśmy przez te uroczyska Ciągnęli, żując myśli surowe; I tylko kopyt iskrzyska, Gdyśmy podkowa w podkowę Za naszym wodzem lecieli, Albo blask od karabeli, Swoje ognie piorunowe Na ciemne jary te kładły; Jakby tam furie u skały Z ognistymi prześcieradły Na nasze ciała czekały, Tych ludzi mających ginąć Gotowe w płomień owinąć. Około dziewiątej rano Przyjechaliśmy nad duże Serca wód, wielkie kałuże, Stawek, gdzie nam po kolano Woda oraz grząskie błoto Lgnące pętało rumaki… Tam starzec z chorągwią złotą, A za nim pomniejsze znaki Wbrodziły… A wody śpiące W srebrne się wielkie miesiące Rozeszły; jakby, o panie! Niosąc nasze pożegnanie Ojczyźnie gdzieś stojącej na brzegu… Bo wtem, nie strzegąc szeregu Ładu i żadnej komendy, Przyszedłszy nie wiedzieć którędy, Pokazał się lud gruszczyniecki. Ci się wężowymi stecki Zlewali z gór na Polaków; Ci się z jałowcowych krzaków Ukazali, strasznej cery Podpiłej… sinozielonej. Rzekłbyś, że na ziemi onej Jałowców ciemne ogrojce Przeradzają się w siekiery, W noże i w spisy, i w zbójce… Że te straszne jaru ciemnie Całe się krwią zarumienią, I wyreżą się wzajemnie, I w dwie mogiły zamienią… Że ze srebrnego jeziorka Zrobi się teatrum nowe, Na którem śmierć jak aktorka Swe tragedie purpurowe Będzie odgrywać w ciemności; Krwawe sztandary pozwiesza, Ludzką kość do wilczej kości, Ciała ludzkie z psimi ciały Ohydną ręką pomięsza; I temu, co trupy wskrzesza A niebios jest gospodarzem, Takim okropnym cmentarzem Ta ohydna monarchini, Mająca świat w panowaniu, Przy wiekuistem wskrzeszaniu Litość albo strach uczyni I horror… Pierwszy Gruszczyński, Obejrzawszy gór załogę I cały lud ukraiński, Któremu nie mógł podołać, Kazał długo i na trwogę Żałośnie w trąby zawołać; A dotąd nie wiem, na kogo Wołał — trąb serdeczną trwogą I tem tak żałosnem graniem? Bo mu góry z urąganiem Odpowiedziały o męstwie Próżnem, gdzie moc taka wroga…! Więc sądzę, że Pana Boga O swojem niebezpieczeństwie Trąbami on zawiadamiał; Więc sądzę, że pierwej duchy Na powietrzu gdzieś rozgramiał I bił o anielskie słuchy I był w niebie, nim na świat powrócił, Porwał sztandar i na wrogi się rzucił. I z białą głową odkrytą Leciał gnany naszym gwarem I krzykiem… (a nie słowiczy To głos, kiedy szlachta krzyczy, Pędząc zbrojna do ataku!) Już wódz na czele orszaku Dobył się z grząskiego błota, Już koń się wspinał na brzegu, Już chorągiew wielka, złota Burczała, już rąbać zaczynał I powietrze już zarzynał Jęczące od szabli zamachu. Wtem stanął i bladość strachu Twarz mu oblała i rosła, Z ust próżne wypadły dźwięki, Sztandar złoty wypadł z ręki, Miecz na tasiemce zawisnął; A krew, co się wprzód podniosła Tak, że rumieniec wytrysnął, Wróciła trwożna do łona, I bladość straszna, zielona, Bladość, co nigdy na Lachu Nie występuje — ohydna! Bladość, która w nocy widna Na złodzieju, bladość strachu Zielona i ołowiana, Pierwszy raz wtenczas widziana Przeze mnie na polskiej twarzy, Przeraziła nas husarzy I mróz nam przeszedł przez kości. Bośmy się zlękli bladości Takiej czarnej, ołowianej, Na twarzy wodza widzianej. Bo ta przy srebrnym warkoczu Twarz biała jak u komety, Bo w twarzy te węgle oczu, W oczach te wzroku sztylety I krwią, i ogniem czerwone, Gdzieś na powietrzu utkwione, Wylatujące z rozłogu, Gdzieś utkwione… jakby w Bogu, Dziś widzę… Teraz was proszę Jeszcze o chwilę cierpliwą, Bo starca pałasz przynoszę; Więc i mękę jego żywą Mymi słowy wszczepić muszę Jego mścicielowi w duszę. Niech tego ojca obraza Przejdzie w serce, w dłoń człowieka; Niech ten kawałek żelaza, Który rdza wieków powleka, Znajdzie tu ręce gorące. I niech te umierające Stare tureckie turkusy, Gdy je polskie ręce chwycą, Znów swe oczy rozbłękicą. Niech tej klingi kolor rusy, Gdy nią człowiek krzyż uczyni, Znów swoję twarz rozrubini, Jak piorun polskich pałaszy, I świat krzyżem czerwonym przestraszy. REGIMENTARZ Zawiesiłeś nas ciekawych Nad przepaścią pełną strachu I widm jak upiory krwawych. PAFNUCY Mówiłem wam, że w zamachu Szabli, lecąc na gromady, Starzec, stanął… Stał się blady, Głuchy, jakby skamieniony, Wysoko gdzieś zapatrzony, Jak na kruki, jak na wrony, Na słońce i na niebiosa, Na anioły i na Boga. A na niego szedł las wroga, Gromada spis złotowłosa; Las niby jakiś bez liści, Który słońce rozogniści I na wierzchołkach oświeci; Las w środku pełny zamieci Od mgieł zawiany posępnych; Las tajemnic niedostępnych Z girlandą ognia na głowie; A w tej girlandzie, o! Boże! Słuchajcie, mości panowie! I dajcie też Wernyhorze Świadectwo, że widzi, co gada: Pośród spis dwoje główeczek. Jedna i druga tak blada, A tak utkwione na tyce, Że z tych dwojga dzieciąteczek Były dwie płonące świéce I dwa umarłe księżyce Śród straszliwego ogrojca; Dwie główki ścięte po szyje, Szły prosto, prosto na ojca, Jakby wiosenne lilije Na krwawym zabójcy grobie; Zda się, ucieszone obie Tem wielkiem egzaltowaniem, Tym powietrznym mogilnikiem, Tą wolnością i lataniem; Tem żelazem, co w nie tonął, I z główek wyszedł ognikiem I palił się na wietrze i płonął Jako świętych serduszek oferta. Kto wam to lepiej naczerta, Nie wiem? Do ojca szły ręki, Niby żebrać o niebieskie zasiłki; A ja sądzę, że mogiłki Prosiły go i trumienki… Lecz on! Gdy te dziatki ścięte Ujrzał… i te spis wierzchołki! I wprzód pomyślał: aniołki! A potem: że wniebowzięte, A potem: że już zarżnięte, Pomyślał… To, mości panowie, Włos mu biały wstał na głowie; W zupełne wpadł obłąkanie, Pokazał na te świeczniki, Ręką nam pokazał na nie I bełknął: «Moje chłopczyki», I nic nie mógł mówić więcéj, Bo w usta mu sto tysięcy Pereł upadło… A wtedy Jeden z nas krzyknął: «Mospanie! Na potem domowe biedy! Na potem po dziatkach płakanie! Teraz wrogom stawmy czoło, Nim otoczą nas wokoło I wytną na tej moczarze…» To rzekł ów głos, a zaś starzy husarze Pewni byli, że im zemstę poruczy. Ale starzec cały w gniewie Krzyknął: «Któż to mię tu uczy? Czy to wasz komendant nie wie, Skąd mu brać w rozpaczy radę? Oto mój tu pałasz kładę» — Rzekł i rzucił ten miecz goły — «Tu mi stać, bo ja pojadę Po dziatek moich popioły, Po te krwawe jarzębiny I po domowe nowiny. Choćbym miał przed moje chłopy Rzucić się, lizać im stopy, To wyproszę je od krzyża Te główki, które wiatr piecze; Wszakże to resztki człowiecze! Których świętościom ubliża Pogrzeb taki bez szacunku, Takie urąganie z ciałek, Taki mięsiwa kawałek; Ten z boskiego wizerunku Łachman zatknięty na dzidę I na strach pokazywany, Oczom ludzkim na ohydę, Berberysem krwi skąpany, Którego kruk Kozakom zazdrości». To rzekł i pełen żałości Pojechał… I wnet go czernie Oblazły wkoło jak mrówki. Z gestu widać, że niezmiernie, O swoje maleńkie główki Starzec prosząc, spuścił z tonu, Z gestu widać i z pokłonu, Że pokorę wielką kłamał, Że zupełnie się tam złamał Ów szlachcic pod ręką bożą. Podjechałem wtenczas bliżéj I słyszałem, że go trwożą Główek tych niezdjęciem z krzyży I pogrzebem ich nieświętym, O domie mówią wyrżniętym, O krwi, mordach, o płomieniu; Nareszcie o żony zlężeniu I powiciu szczenięcia. Wtenczas rękę jak do cięcia Podniósł z miecza obnażony, I cały wstydem czerwony… Bo i starość ma wstyd swój dziewiczy I pudorem się różanym maluje, Gdy kto świętość jej roztajemniczy, Krzyknął: «Hycle! pomorduję! Wytnę w pień! szelmy! gadziny! I nieba fundament siny Krwią czarną waszą zamażę! Gdzie szabla? Gdzie moi husarze…?» Krzyknął obłąkany cały; Obejrzał się… i stał się biały Jak trup… Łzawić się zaczął i ślinić, I ogłupiał, i nie wiedział, co czynić. Wtenczas jeden sotnik stary Rzekł do niego: «Hej, Lachu i kumie! Wydaj rozkaz, szczob tyje huzary Ze szkap zlazły, taj w jeziorka się szumie Nie kąpały, a na łaskę zdały się…» Słysząc to, oczy tygrysie, Jasne, starzec w chłopy wlepił I oczyma ich oślepił, Jakby słońcami tej ziemi, Słońcami obłąkanymi We krwi, w płomieniach i w grozie, I rzekł: «Więc mię na powrozie Jak psa, pany gospodarze, Wiedźcie przed moje husarze, Gotowe niosąc siekiery. A jako znacie, żem szczery, Tak i przed śmiercią nie zdradzę, A wam szlachtę tu sprowadzę I pod siekierami będę Ostatnią dawał komendę». To rzekł: a jemu pod boki Włożywszy mordercze piki, Tak, że zdawał się wysoki, Jako dawne męczenniki, Jak Chrystusowe sztandary, Zbliżać się ku nam ów stary: Chłopstwo go tak, pewne zdrady, Wiodło przed własne szeregi. Ale oczy, nasze szpiegi, Poznały, że starzec blady Z chłopstwem się czarnem nie kuma, Ale żywota ostatki, Swój dwór wyrżnięty i dziatki Bogu na ofiarę składa I sam też o palmach duma. Lecz męczeńskich… O czem chłopstwa gromada Nie wiedziała, nie znając Jezusa. Jakoż śród tych dzid obrusa, Jak na chuście Magdaleny, Słońce tej okropnej sceny, Słońce jasne, jego głowa Spokojna a purpurowa Od męki cierniów serdecznych, Jakoby w kręgach słonecznych Dziś mi przed oczyma staje. Dał znak, by ucichły zgraje I zamodlił się sam w sobie… Nagle! W tem sercu, w tym grobie Całej nieszczęsnej rodziny Jakieś głosy wielkie, mężne, Jakoby trąby mosiężne Z Jozafatowej doliny Zagrały… I będzie słynąć Ta komenda w okropnym parowie Zatrąbiona: «Mościwi panowie!» — Wrzasnął — «Za ojczyznę ginąć! Ja trup…!» To nam starzec krzyknął, Jakby groźna trąba sądna, I okrwawił się, i z oczu nam zniknął. I zaczęła się walka nierządna, Bośmy z furią szatańską mścicieli We łzach ślepi i na oślep lecieli. REGIMENTARZ Mniejszym stawią u ludów posągi. U nas tylko powiedzą po wiekach: Taki ojciec! Taki rycerz był ongi! A husarze? PAFNUCY Na chłopskich zasiekach Dali gardło; kilku tylko zostało, I ci wstydzić się muszą żywota. REGIMENTARZ Kto tak gada jak ty, ten niemało Musiał czynić? PAFNUCY Późniejsza robota To pokaże, czy ja pański robotnik. REGIMENTARZ Któż ty jesteś…? PAFNUCY Stary dziwak, samotnik, Bez przyjaciół… REGIMENTARZ To nieprawda, mospanie, Bo ja jestem twój przyjaciel i w stanie Dać za ciebie i gardło, i rękę… PAFNUCY O Gruszczyńskiego panienkę Proszę, jako opiekun sieroty… REGIMENTARZ Gdzie Sałynka? KSIĘŻNICZKA Ach! Dębu wywroty Czasem łamią i róże podleśne! REGIMENTARZ Co mi wróżą te słowa boleśne? KSIĘŻNICZKA Kochany mój opiekunie, Utraciliśmy Salunię. Zniknęła dzisiaj ze dworu, Jakby na nią ojciec krwawy Rzucił kontusza rękawy I do anielskiego choru Na srebrne łabędzie stawy, Gdzie przy harfach grają dusze, Zaciągnął. Może toż ona, Jako listek w zawierusze Z ziemi lekko podniesiona Duchową z rodzeństwem współką, Jak w jesieni listek klonu, Co się wydaje jaskółką, Lub jako listek jesionu, Co się zdaje gwiazdą złotą, Widząca się na świecie sierotą, Jak ton zlewa się do tonu, Jako ognik do ogników, Za duszami nieboszczyków Poleciała. REGIMENTARZ Kontrefekcie Szpaka, mów mi bez ogródek. Ta panienka na respekcie Dla wielu mi dziś pobudek Droga — niech prawdy się dowiem. KSIĘŻNICZKA / na stronie. / Cóż ja mu nieszczęsna powiem? Domysłów mu nie wyjawię. REGIMENTARZ W krwawej nas trzymasz obawie. KSIĘŻNICZKA Śniła mi się Dejanirą Porwaną, a potem śniła U dziada ze srebrną lirą, Jakoby brzoza pochyła Dumająca nad dumkarzem; Potem gwiazdą nad cmentarzem. REGIMENTARZ Tu o sny nie chodzi wcale. KSIĘŻNICZKA Więcej nie wiem nic prócz plotek. REGIMENTARZ Mów je. KSIĘŻNICZKA Czy ja kołowrotek? REGIMENTARZ Waćpanna mi za zuchwale Odpowiadasz. Tutaj chodzi O cześć młodziutkiej dziewczyny, O cześć szlacheckiej rodziny, O mój dom, któremu szkodzi Ten rapt, trafiwszy się u mnie. KSIĘŻNICZKA A waćpan mię też za dumnie Pytasz się. REGIMENTARZ Rzecz tego warta. KSIĘŻNICZKA / z gniewem / Dziewczyna twoja rozdarta Przez lwa… Miej to, czegoś pytał… / Odchodzi. / REGIMENTARZ Gdyby to prawda! SAWA / na stronie. / Zazgrzytał. REGIMENTARZ Ha! Gdyby to prawda była, Że mój Lew… To być nie może! / Wchodzi CHŁOP ukraiński. / CHŁOP Panycz mię z listem przysyła. REGIMENTARZ Czy zdrów…? Nim ten list otworzę. Pytam czy zdrów? Słyszysz, chłopie? CHŁOP Tak, panie. REGIMENTARZ Co znaczy: tak, panie? Oczy w tobie groźne topię; Odpowiadaj na pytanie. CHŁOP Panicz ranny. REGIMENTARZ A gdzie leży? CHŁOP W mohiłach. REGIMENTARZ Czy ty pijany? CHŁOP Panicz żywcem pogrzebany. Do Regimentarza, który rękę podnosi do bicia. Tak; niechaj mię pan uderzy… Cóż ja winien…? Chłopstwo męczy panicza. REGIMENTARZ Tego chłopa weźcie z mego oblicza, Bo mię jego twarz czarna przestrasza… Hura, pany! do pałasza! W mojem dziecku ratować skrę duszy. SAWA Tego trzeba, aż szlachcic się ruszy I zupełnie pałasza dobędzie. / Wychodzi. / PAFNUCY / sam / Ach! Ukrainy nie będzie! Bo ją ludzie ci na mieczach rozniosą. Ach! róż polnych z jasną rosą Zabraknie, bo je ludzie ci kochankom rozdadzą. Ach! dumy w grobach ucichną! Bo się pieśni do polskich już rycerzy uśmiechną. Ach! koniec Ukrainie! Bo się sztandar szlachecki na kurhanach rozwinie. / Odchodzi. / ZMIANA I / Przy chałupie popa. Noc oświecona pożarem. Wchodzi SEMENKO z CHŁOPAMI. / SEMENKO Hej, świat smutku trumnica! Pod czerwonym pożarem, Serca nasze pod strachem, Duchy nasze pod czarem. Gonta się nam pokazał Przy pożarnej pochodni; Zabełkotał językiem Taj, wprost piszow do Kodni. Trzeba, pany sotniki, Jeszcze siekier spróbować, Jeszcze raz przeciw czarom I krwią się rozczarować. Jutro ja, gospodarze, Przypnę czapline pióro, A popi błahocześni Niech wystąpią z proskurą, Niech nakarmią jak na śmierć Krwią Chrysta umęczoną. Taj, znów łysną siekiery Na pożarach czerwono… I budem ludźmi — Ojce… CHŁOP A szczo bude z tą szlachtą? SEMENKO Rizat'! Taj że bude strach to Na te pany; dworów blisko Takie czarne cmentarzysko, Kędy żywe trupy stoją Dzidami wsparte pod boki. Niechaj się zaniespokoją I otworzą trakt szeroki, Stumilowy trakt czerwony; Gdzie jak spotkasz gród kamienny, To uderzy w głośne dzwony I rozpuści włos płomienny I żydowskim płaczem wrzaśnie; A jak chluśniem krwią, to zgaśnie I przycichnie by mogiła. Strach, panowie gospodarze, Strach to cała nasza siła. Szczob my mieli czortów twarze, A z płomieni złotych kryła, Hej…! A głos z szatańskich krzyków, Rękawice jak z krwawników, Piersi czarne i czuhunne, Myśli gromkie i piorunne; Tak świat nasz…! Idte sotniki! Zabawcie'ś… jaką igraszką, Bo ja dziś żonaty z Laszką, Chciałby tę noc jak słowiki Przepędzić na miłosnych gruchawkach… Czekać mnie, dolawszy dzbanka. / Chłopi odchodzą. — Semenko stuka do chaty… i wchodzą na scenę dwie POPADIANKI w zielonych sukniach, w złotych kokosznikach. / SEMENKO Hej, siostry! A cóż ta szlachcianka? POPADIANKA Ani usiądzie na ławkach, Ani chce pogadać z nami. SEMENKO Jakże ona rubinami Mogłaby wam co polecić? Ustom takim tylko świecić I palić się, i wyjadać Serce z piersi, oczy z powiek; Lecz nie jęczeć ani gadać, Bo jękną — to skona człowiek! Bo poproszą — w ogień skoczy! Może was o co jej oczy Prosiły? POPADIANKA Na nic nie patrzy. SEMENKO Jakżeby te oczy — ognie Patrzały, duszy nie zjadłszy? Człowiek się, bywało, wzmognie Na moc, na jedno spojrzenie… Taj te oczy, jak kamienie Szmaragdowe, gdy w nich błyśnie! Ona z wami tak umyślnie W słowach i spojrzeniach skąpa; Po spojrzeniach waszych stąpa, A po słowach waszych lata; Aż ta sczarowana chata Mej rusałce, mej dziewczynie, W pałac srebrny się przekinie, W zamek z pawich piór i złota… Czy się ona nie kłopota O co, siostry? POPADIANKA Ciągle wzdycha. SEMENKO Ach! To uschnie od wzdychania, Jak od wonności usycha Kwiat, aż zbędzie malowania I pomięte liście zrzuci… To wzdychaniem się wynuci Z całej pieśni, z serca głębi I serduszko swe zaziębi, I wyszepce słodkie słowa. Dajcież mi ją, bo gotowa, Trwogą zaniespokojona, Westchnąć z serca tak, że skona. / Popadianki wyprowadzają SALOMEĘ z chaty. / SALOMEA Ach! jak straszno! Czy gdzie gore? Czy to ty, panie Semenko? Ach! bez męża mi nieskore Płyną i smętne godziny… Często posunięty ręką Zegareczek u dziewczyny Ukraca długą tęsknotę… Ale choć ja słońce złote Posuwałam serca biciem, Choć księżyc wszedł nad futory, Psy się odezwały wyciem, Choć mruczą gdzieś senne znachory, Nie słyszę mojego pana. Ach! jaka ja jestem biedna! W chacie chłopskiej sama jedna! Wraz po ślubie zapomniana I opuszczona po ślubie… Ja tak tajemnic nie lubię… Zawsze z ludźmi żyłam szczerze…! Powiedz, kiedyż mię zabierze Mój mąż od tych popadianek? SEMENKO Nie wiem, panno. SALOMEA To ty może Której z tych dziewcząt kochanek? SEMENKO Brat. SALOMEA Ach! to ja się założę, Że ci one nie do duszy. SEMENKO Hej! a to czemu, panienko? SALOMEA Bo każda z nich tak się puszy, Humor mają kwaśny, dumny. Gdyby mnie dotknęły ręką, Myślałabym, że już leżę Na marach… Ja tobie szczerze Mówię, gdzie pop, tam i trumna. Ale nie myśl, że ja dumna, Lub z prostoty waszej szydzę, Albo się chłopami brzydzę. Ja, bywało, pieśni wasze I wieczornic słucham lubo; Bywało, świecę zagaszę, Wyjdę nocą na poddasze I tam, jak za serca zgubą Tęsknię, słysząc na torbanie Śpiew i tańców tupotanie; To mi i zapachy leśne I te głosy lecą dźwięczne; Od smętności aż miesięczne, Z wesołości — aż bolesne; A od krzyków, niby wściekłe, A od ech, długie, rozwlekłe, A czasem czyste jak ślozy, Jak szkło, na serce się leją. To czasem się mgły odwieją I odwiną srebrne brzozy, I pokażą mi z kolorów Wstążek girlandę upiorów Lecącą… Czasem z kurhanu, Kiedy się futrem otulę, Patrzę, jak wy na Trzy Króle Święcicie wodę Jordanu. Gdzieś, na srebrnym, rzecznym lodzie, Co błyszczy, by złota blacha, Pop wasz trojgiem świateł macha, Ogniem rzuca po narodzie; Z trzema płomieniami w dłoni To wstanie, to się pokłoni, To się pokłoni, to wstanie, Aż z wody ognia dostanie Zagaszoną wprzódy świécą; I ten ogień mu rozchwycą, Rozniosą wnet na różany Lód, pomiędzy tulipany Z chorągwi, gdzie mi w pamięci Jeszcze dzisiaj widni Święci, Na dnach złotych malowani, I te popy… SEMENKO Jak szatani. SALOMEA Nie, Semenko, każda wiara Prowadzi ludzi do Boga. Tatko mówi: świat to mara! A dobrodziej: śmierci trwoga. Taj my, bywało, we dworze, Kiedy okna śnieg zawali, Przy tatku kolędowali W srebrne Narodzenie Boże. Jak pośród małej stajenki Pastuszkom strzygącym runo Zjawiło się pańskie łuno, Płomień przezroczysty, cienki, Od złota rubinów żywszy; I pastuszki oświeciwszy, Takiem je natchnął weselem, Że wybiegli, o dzieciątku, Co miało być Zbawicielem, Rozpytując się po drodze. A potem, w jakimże kątku, Na jakiej oni podłodze, Na jakich prześcieradełkach, Różach, rubinach, perełkach, Narcyzeczkach i bławatkach, Przy jakichże biednych świadkach, W żłobeczku małym przed matką Znaleźli Pańską Dziecinę! Ach! gdy nam zaśpiewał tatko, Że znaleźli, to mnie, małą dziewczynę, Łzy zalały, dreszcz radosny przechodził, I krzyczałam: «Chrystus Pan się narodził!» I krzyczałam, i klaskałam tak w ręce: «Chrystus Pan się narodził w stajence!». A dziś, Boże! cóż ze mną się dzieje? SEMENKO Co mi ten kur ranny pieje? Ot, nie mogę od łez… Słuchaj panna… SALOMEA Ach! ja, by świeża dziewanna, Obrastałam w kwiatki złote, A dziś porzuciłam cnotę. Bóg wie, co to jeszcze będzie! Co się ze mną jeszcze stanie…! Te wspomnienia, śpiewające łabędzie… Wchodzi LEON z kością trupią w ręku, ścigany przez kilku chłopów. Co to jest? W brudnym żupanie Mój mąż… w błocie cały, bez szabli? SEMENKO Czy go wypuścili diabli? LEON Ty podły zbójco! gałganie! Chłopie! napadłeś mię w lesie, Wyrąbałeś mi szwadrony, Wiozłeś rannego w kolesie, Gdzie jęczał szlachcic czerwony, Gorącą mię krwią oblewał I pode mną jak trup ziewał. Jeńcem jestem, więc nie będę się targał, Lecz ci powiem wprost w oczy, żeś szelma! Żeś liberię moją krwią zaszargał! Że ten szlachcic, co w oczach ma bielma, To twój… Krwią cię on swoją zaleje, Kiedy staniesz przed Boga jasnością. Ot, wy katy! rzezunie! złodzieje! Ot ja wolny… I trupią wam kością Dam ostatnią i krwawą naukę… Łby wam podłe na miazgę potłukę! Tę kość w moim ręku Bóg zapali Jako piorun i będę was gromił, Aż się cmentarz pode mną zawali… SEMENKO Ot się Laszok na krew połakomił. Hej… pokornie ja proszę waszmości. Daj mi z żonką noc przepędzić miodową. LEON Ot ja przy tej trupiej kości, Ty przy szabli — a tam purpurową Błyskawicą pożary nam świecą; Tu się tłuczmy, aż łby nasze polecą W drobne drzazgi do błyskawic — i znikną. SEMENKO / do chłopów. / Hej! parobki… / Chłopi chwytają Leona za ręce. / LEON / mocując się z chłopstwem / Włosy wszystkie mi wstaną, Wszystkie jak gadziny sykną, Wszystkie jako węże świsną, Wszystkie jak pioruny błysną. A choć członki skrępowane W rękach u czarnych rzezuni. To cię włosami dostanę, Bo się mój włos rozpioruni, Powietrzem ciebie doleci I na węgiel czarny spali, A paląc, twarz ci oświeci, Abyśmy się raz spotkali, Nim się napotkamy w niebie, Raz jak trupy spojrzeli na siebie. Bóg to widzi, że nie chcę żywota, Ale śmiercią chcę twej śmierci, gałganie! Chcę do mogilnego błota W robaków i krwi bluzganie Zaciągnąć ciebie za włosy, Zęby tobie wszczepić w gardło, Gryźć się z tobą jak połosy, Aby się na nas podarło Ubranie nasze cielesne, A członki same bolesne Po stepie skakały jak żmije. Ja cię prosto nie zabiję, Za króla złoto i srebro; Ale cię kiedyś za żebro Odwinięte, kościo-pióre, Siekierą tak odwalone, Że ma zawiasami skórę, Powieszę jak żywą wronę! Jak ty, krwawy pastwicielu! Na jednym obywatelu Stawszy się piersi felczerem, Usta mu zrobiłeś zerem I straszną krwawą pustoszą, A ze skór odartych skrzydła, Które go w niebo unoszą I pół ludzkiego straszydła Panu Bogu teraz jawią I pośród aniołów stawią, Strasznym go czyniąc aniołem; Otóż ja pod twojem czołem, Jeśli się żywi spotkamy, Wygryzę takie dwie jamy, Aby w nie mózg wolno ściekał, Jak ty woskiem powypiekał U tych dwóch, co na wznak leżą Kłębiąc się w krwi jak delfiny, I bluzg roztopionej cyny Na piersiach mają odzieżą, Krzyżem i srebrną kałużą, Pod którą ciało się dymi. Więc ja cię, gadzie olbrzymi! Nim cię duchy przenaturzą W psa i obłok z krwawej pary W żebrach ci porobię szpary I te znituję ołowiem; A jeśli kiedy odpowiem Przed Bogiem, to wiem, że nie za to. SEMENKO Ty mój dobrodziej…! Ty chatą Obdarzył mnie i połonką I znitował mnie z tą żonką, Która mi tu pachnie rajem. Taj przyszedł… co? z korowajem Na wesele twego sługi? Gdzie krew, to jak wina strugi, Gdzie mogiły jak wyprawa, Księstwo całe, ziemia krwawa; A pieśń na te zaślubiny To wasze straszne łaciny, To wasz smętny pacierz laszy, Co mi głupie chłopstwo straszy, Wyjąc w nocy po mogiłach. Szczob ty był lwem? przy lwich siłach, To by wczora z twymi pany Bił się niepardonowany I krwią las ojcowski zrosił, A u siekier się nie prosił, Tego był, co dziś, humoru. Gdyby ty był człek honoru, To by swą kochankę cenił I sługi z nią nie ożenił, Wypaliwszy wstydu znamię. SALOMEA Leonie, mów mu, że kłamie. SEMENKO Ja twój mąż… SALOMEA Leonie drogi, Czemu ty patrzysz pod nogi? Podnieś oczy, w oczach siła. LEON Trzeba, abyś uwierzyła W smoki, że na złocie siedzą A pisklęta własne jedzą; W gadziny słońcem rozgrzane, Ciałami własnych rodziców Na stepach powypasane; W upiory, co od księżyców Wziąwszy gust do krwi czerwonej, Częściej spowinowaconej Pragną, niż obcą się mażą. Gdy cię te wszystkie przerażą Monstra, chodzące w purpurze, Czyniące przeciw naturze, By własnej dogodzić strawie, Wierz we mnie… i bądź w obawie, Czy ja nie gorszy niż one… SALOMEA Zdrapał rany… ach! utonę W tej krwi… SEMENKO Weźmijcie ją, siostry. A ciebie, paniczu, ostry Topór albo kosa skosi, Albo miłość jej od śmierci wyprosi. / Popadianki wnoszą do chaty Salomeę. Semenko za Leonem, prowadzonym na cmentarz przez chłopy, wychodzi. / AKT IV / Obóz polski… z dala widać okop czworogranny, oświecony wewnątrz przez chłopskie ogniska… z bukietem lip i cerkwią. — Wchodzi REGIMENTARZ z garstką SZLACHTY zbrojnej. / REGIMENTARZ Przed nami, mości panowie, Serce buntu, gniazdo chłopie. Oto w piaskowym okopie Siedzą dymami nakryci. I gdyby o jeńców zdrowie Nie dbać, że będą zabici, Nim się wedrzemy na wały, Dawno bym polnymi działy Zagrał śmiertelnego marsza. Ale już drużyna starsza Zaczyna z nami układy, I ciągle lirowe dziady Włóczą się niby upiory, Tych kruków negocjatory, Kawałki ludu chodzące. Dawniej to, bywało, dziady Szlachectwu dobrze życzące Nieraz brano do porady I przychodzili zgarbieni, Zasiadali rzędem w sieni, Lub na dziedzińcu pod drzewem; I tam sobie lirnym śpiewem Jak kawki, bywało, gwarzą. Aż pan dziecko wyśle z groszem, Z pełnym obwarzanków koszem; To dziecinie błogosławią, Obrazkiem nieraz obdarzą, Albo coś o przodkach prawią Dziwne i ciemne powieści, Co się potem śnią w nocy dziecięciu. To, bywało, ze czterdzieści Dziadów, o wiosny poczęciu, Schodziło się nam do domu. Mój ojciec, niech mu Bóg świeci! Polecał nie lada komu Karmić te dawnych stuleci Chodzące żywe kroniki, Ale zawsze nas chłopczyki Posyłał. Nie wiem dlaczego, Dziś ten afekt ojca mego Dla dziadów w myślach mi stoi? Czy to, że dusza się boi O syna i przeczuć słucha, I ojca też jako ducha O świętą pomoc uprasza; Czy też, że dziwnie myśl nasza Z wiatrem bożym się odmienia, Raz pełna w sobie płomienia, Pewna szczęśliwego skutku… To znowu, trumnica smutku, Dusza… niespokojna, trwożna, Jako ślimak w skorupie ostrożna. Wchodzi SAWA w sukmanie diaczka ruskiego z wertepem pełnym jasełek na plecach. Cóż tam, Sawo? czy dobrze wertepem Oszukałeś to chłopstwo pijane? Czy im ciągnie jaka pomoc stepem? Czy widziałeś cmentarze rumiane Jeńców krwią? Czy mój Lew jeszcze dycha? SAWA / zrzucając sukmanę. / Dajcie mi pierwej z kielicha Pociągnąć nieco węgrzyna. REGIMENTARZ Widziałżeś mojego syna? SAWA Zdrów. REGIMENTARZ Czy dociągnie do nocy? SAWA Dęby przetrwa… On pełen jest mocy! Cóż za myśli twe, Regimentarzu? REGIMENTARZ Więc byłeś na tym cmentarzu? Ach, opowiedz, na coś patrzał oczyma. SAWA Dawno już, mości panowie, Od Drewiczam się nauczył Podstępów, różnych maskarad. Więc i teraz z tym wertepem Na plecach, udając diaczka, Takem dobrze odgrał rolę, Że jedne tylko sokole Oczy na mnie się poznały. Skoro tylko pociemniały Czarne lipy nad cerkiewką, Wszedłem na wał raźnie, krewko, Na wał, gdzie przy kołowrocie Dawniej żebrak lub Cyganka Siedzieli… A dziś w ciemnocie Straszna krwi hospodarzanka, Rzeź czerwona, stoi w dymie Pędzonym od Zaporożów. Bo te zbrodnie tak olbrzymie, Ta góra węży i nożów, Nożów, które w Boga imię Poświęcone śród rozruchów, Mają zaciętą naturę, I okropną świętość duchów; Bo ten, który mogił górę Olśnia, lecz nie wypogodzi Księżyc… i sam przestrach czuje, Bo z jednego trupa schodzi I na drugiego wstępuje. Bo jedną porzuci głowę I zdejmie z niej białe skrzydło, I znów drugie koralowe Odkrywa we krwi straszydło, Gdzie w ranach jak ślepy brodzi. Wszystko to na myśl nawodzi Tę marę wpół obłąkaną, Niegdyś przed rzezią widzianą, Na cmentarzach i kurhanach, W ludzkich ślinach i psich pianach I zgniliznach i w zamachu I w zgrzytaniach, i w tęsknotach. Bo przy ukraińskim strachu Zawsze w miesięcznych pozłotach Stoi smutek… W sercu boli I myśl puszcza w lot sokoli. Z takim to smutkiem a zręczne Oczy posławszy za szpiegi Na ciemne wzgórze miesięczne I krwią zroszone mogiły, Aby mi tam wypatrzyły Na razie ratunku brzegi, Wszedłem, strachu będąc blisko, Na to ciemne uroczysko Z krzyżami… I tam ujrzałem, Że pomiędzy żywem ciałem Niektóre resztki z krwawników, Ciała smętne nieboszczyków Leżały, a w oczach próżnych Nie tylko że blakło życie, Lecz na miesiąca odbicie Nie było szkieł; więc się blaski Po krwawnikach gdzieś kałużnych Błąkały i szły w roztrzaski, W garście złota, w kwiaty cudu, Które pewnie wzroki ludu, Co na krwi kałużach wiszą Obłąkane strachu snami, Nazwą krwi tulipanami I Rusałkom je przypiszą, Widząc kwitnące śród cieni… Wszedłszy tam, gdzie mgła jesieni Mży, a liść lipowy cięży I na miesiącowych strunach Kładzie swoje czarne plamy; Gdzie gałęzie, jak kłąb węży Lecących z piekielnej bramy, Matki, przy synach ksykunach Zatrzymały się i leżą Na ogniach, jak na piorunach, Panując nad horodyszczą, A patrzą, gdzie żądłem uderzą I na serce trupów świszczą; Spostrzegłem drugi ponury Tłum, co śmierci się spodziewa, A czasami jeniec który Odetchnie śmierci ciężarem, A czasem który zaśpiewa, A czasem jęknie nad żarem; Albo ci nagle spod nogi Zawoła kamień czerwony: «Ratuj, Panie Jezu drogi!» A drugi: «Bądź pochwalony!» I tak to robactwo w próchnie Szepce; aż z krwawych rozcieków Straszniejsza głowa wybuchnie I krzyknie: «Na wieki wieków!» I wszystko na chwilę uciszy. Tam śród pjanych towarzyszy (Miałem go prawie pod ręką) Twój sługa siedział Tymenko, Skarżąc się chrapliwie z gardła, Jak człowiek, co ma suchoty, Że małżonka mu umarła, Że go z tą czernią kłopoty Już do syta udręczyły, Że, ot — wyjdzie na mogiły, Każe rżnąć obywateli, Krwawym się przypatrzy pluchom; A potem na wiwat duchom I diabłom w łeb sobie strzeli I kopnąwszy o płomienie, Jak szatan światem pomiota. Spojrzałem: a odurzenie I niepamięć, i zgryzota, Żył posiniałych napięcie, Owo straszne przedsięwzięcie Pisały na jego twarzy… Wtenczas ja, mając na straży I pieczy jeńców żywoty, Teatr mój łojówką złoty Na srebrnej kurhanów darni Odkryłem, mości panowie. I na ciemnych mogił głowie Zjawiłem w mojej latarni To, o czem, jak wiecie sami, Śni się nam pod mogiłami. I tak to Betlejem złote, Oświecone… gwiazdą było Rozlewającą tęsknotę, Słońcem myśli zakrwawionych; Bo niektórym o domach mówiło, O dzieciąteczkach straconych, O śpiewanych gdzieś kolędach I o tych żywota biedach, Co dopiero przed śmiercią są widne. Wtem, o panie, na ohydne Cmentarze i uroczyska, Pod ciemne lip wężowiska, Od kurhanów na kurhany… Wiodąc świateł złotych roje, Przez miesiąca ołowiany Blask… sunąc chorągwi tęcze Na wieczności gdzieś pokoje Snujący złote obręcze Wąż… pogrzeb wiosczany, lichy, Pachnący czarnym jałowcem Wszedł i rzucił nad grobowcem Trumienkę bez żadnej pychy, Ale ubraną w kielichy Narcysowe i w konwalie; Jasną… bo w niej anielica Ubrana jak na batalie Z piekłem, w słonecznoście lica I w niewinności ubiory, I w te ostatnie kolory Śmiertelnej podobne zorzy, W ostatni rumieniec przedboży, Leżała. A skoro mary Wstąpiły na cmentarzysko, Ruszył się Gruszczyński stary, Prawdziwe dla mnie zjawisko Krwawego spod grobu trupa, Za którym czarna wron kupa Upędza się, goni i wrzeszczy. Przybiegł, obaczył te mary I… jak dąb, co w sobie zatrzeszczy, Powieje liścia sztandary, Pokłoni się światu — i runie, Tak on na tej białej trunie, Gniotąc narcysowe pączki, Leżał, głową powalony Na obrazek umarłej i rączki. Z drugiej strony zaś syn twój szalony, Z równą, zdaje się, żałością Przybliżał się z trupią kością, Białą, w ręku podniesioną, I z taką twarzą szaloną, Że strach nam serca zamroził; Bo zdało się, że obłokom, Gwiazdom, latającym smokom, Chimerom, aniołom groził; Że oczyma niebo ranił I tą kością szatanom hetmanił. Nie wiedziałem, co wszystko to znaczy, Aż twój syn padł na kolana I w piekielnika rozpaczy Zaczął siebie sam przeklinać. «Dajcie» — krzyknął — «nóż starcowi! Jeśli kto tu ma zarzynać? Jeśli wy zarżnąć gotowi I oblać się juchą krwawą? To on większe ma tu prawo Mścić się… bom uwiódł mu dziecko I to dzieciąteczko cudze Darowałem memu słudze, Zrobiłem córką zbójecką; Tak że ją rozpacz rozdarła I oto leży umarła, Jasna jak zwiędłe lilije, Ludowi temu w podziwie. Niechaj starzec mnie zabije A uczyni sprawiedliwie. Puśćcie! Proszę was z litości, Jeśli nie chcecie dać noża, Ja mu pożyczę tej kości; I będzie jak ręka boża, Którą ja zgonem uświęcę, Jak dłoń boża, w ojca ręce Jak grom… »Tu przerwał Gruszczyński, Równie zdając się szalony: «Co to za szatan czerwony» — Krzyknął — «ów człowiek przede mną? Czy jaki duch ukraiński Z szatą gwiaździstą i ciemną, Który mi tu płakać broni? I stoi z piorunem w dłoni? Z włosów swych uczynił gady, Grożąc mojej córce bladéj, Która jest aniołów panią; I nie daje mi iść za nią, Sił ostatecznych pozbawia I krzyżem drogę zastawia; O! bo tam krzyż z wielką gwiazdą» — — Krzyknął, biorąc nas za świadki — «Na nim pelikana gniazdo Karmiącego krwią swe dziatki; A z Chrystusa krew wytryska Coraz jaśniejsza i bledsza. Aniołkowi śród powietrza Lejąca się w puchar złoty. O! Chrystus i różne zjawiska Jawią mi się śród ciemnoty I przejęty jestem trwogą; Ja nie mogę zabijać nikogo…» Tu mu głos twojego syna Przerwał: «Jeśli widzisz Pana, To Pan mię pewno przeklina; Bo dusza zaturbowana W oczach moich teraz stoi I nie widzi, i Boga się boi». Tak ci gadali do siebie Przez trumienkę otworzoną Gdzie z narcysową koroną Będąca na swym pogrzebie Srebrna dusza pewnie onych Mów się przelękła szalonych. I od takiej świata lutni, I od takich męki krzyży Uciekała coraz smutniéj, Uciekała coraz wyżéj… I nie mogłem się obronić, Aby nad nią łez nie ronić. Nie zatrzymać w myśli rysów, Nie żałować tych narcysów… Co się z tymi ludźmi stało Dalej? Panie, nie wiem wcale. Bo mię jeden z brodą białą Dziad w wielkim duchu i szale Uderzył tam po ramieniu I nazwawszy po imieniu, Odwiódł od umarłej dziewki I od obłąkanych ludzi Do jednej pustej cerkiewki, Gdzie… co mówił… to wam uszy utrudzi, Bo wy gadek nie znacie stepowych. REGIMENTARZ Ach, rzeczy piekielnie nowych Powieść twoja pełna, Sawo… Mój syn z tą kością plugawą? Mój syn mówisz, wariatem? A starzec nie chciał być katem, Pomnący na pokrewieństwo Przyjaźni, co nas łączyła; A może też przez szaleństwo, A może wzgarda to była W szatę szaleństwa ubrana, Ach! i tak zamaskowana Zdała się tobie wariacją? Ach! przed tym okopem klęczę klęka Jak przed kalwaryjską stacją I do Pana mego jęczę W ufności i w krwawym żalu. Mogiło! krwawy koralu! Krwią mego dziecka oblana! Patronuj za mną do Pana! Przemów krwi modlitwą ciemną! Niech się zlituje nade mną! Cóż to jest…? Ktoś na okopach? / Pokazuje się na okopie w powietrzu mglistem GRUSZCZYŃSKIEGO DUCH. / DUCH Gońcie! bo na czarnych chłopach Krew nasza…! Powietrze rwiemy! Gońcie! bo poszalejemy! Bo nam na błękitach krwawo! REGIMENTARZ Czy widzisz go? DUCH Sawo! Sawo! / Znika. / REGIMENTARZ Czy go słyszysz? SAWA Wernyhora Prawdę zapowiedział wczora; Ten krzyk, to jest nasze hasło… REGIMENTARZ Powietrze czerwone zgasło I zniknął ten człowiek stary, Skrwawiony. SAWA Czekano tej mary Na Ukrainie u ludu… REGIMENTARZ Nie ma w tem żadnego cudu. Gruszczyński o pośpiech woła… Każ uderzyć do kościoła Z hakownic… Aż srebrne gonty Polecą na dachu zrębie I pierzchną niby gołębie Chmurą białą… niby świstki, Na których nasze afronty Spisane… SAWA Lub jako listki Ruszone z białych narcysów… REGIMENTARZ Hej, Oreł… Burkę z tygrysów… I szablę… Do szturmu, panowie! Kto żyć będzie, ten jutro rozpowie O dzisiejszej godzinie kobiétom… Reszta szablom i końskim kopytom. / Wychodzi za nim Sawa i cała szlachta. / ZMIANA I / We dworze Regimentarza. Wchodzi KSIĘŻNICZKA i za nią ANUSIA. / KSIĘŻNICZKA Ach, Anusiu! Anusiu! ANUSIA Co, panno? KSIĘŻNICZKA Gruszczyńskiego duch mi się pokazał. ANUSIA Być nie może. KSIĘŻNICZKA Z piersią krwawą i ranną Cicho stojąc, na powietrzu namazał Krzyż czerwony i zniknął. ANUSIA Horrory! KSIĘŻNICZKA Przepowiednia się, ach! Wernyhory Sprawdza na mnie… ANUSIA Niech się modli panienka. KSIĘŻNICZKA Jeszcze krwawa i ognista ręka Musi oddać mi ślubny pierścionek. Widziałam już pierwszą marę. ANUSIA Zmów panienka choć kilka koronek; Uczyń z czego serdeczną ofiarę. KSIĘŻNICZKA Ach! z rozumu ja i śmiechu Ofiarę już uczyniłam. Jak płótno jestem na blechu Pokrwawione ducha dłonią; Z oczu się jego napiłam Świateł, co nad świętych skronią. Dowiedziałam się z postaci, Że człowiek nic w grobie nie traci, Widząc go w złoconym pasie, Może z ogni robaczliwych. Każę się pogrześć w atłasie, W kolorach nielitościwych Dla serc, które teraz jęczą: I po śmierci będę tęczą, Jeśli mi Pan Bóg pozwoli, Od topoli do topoli Na cmentarzu pajęczyną Z róż, brylantów i motyli… Przez którą przejdą niemili, A mili tak się owiną, Że wiecznie ze mną zostaną… Ach, Anusiu, jutro rano Los mój się rozwiązać musi Tak jak dumka śpiewana na Rusi. / Wychodzi z Anusią. / ZMIANA II / Przy cerkwi pod lipami… LEON z kością w ręku, obłąkany na twarzy… Wbiega SEMENKO. / SEMENKO Złociste Lachów sztandary Gnają wiatr… i dym, i krew. Leci z szablą pan mój stary, Złoty jak kudłaty lew; Ołowiany ja mu grad Ze szturmaka sypnął w brzuch, Taj nie zadrżał i nie padł I zdjął mię strach. Szczo ty za duch? LEON Przysięgam na blask księżyca, Żem nie człowiek, ale lwica; Żem nie człowiek na cmentarzu, Ale śmierci herb w herbarzu: Na czerwonem polu stoję I złotych się gwiazd nie boję, Nie boję się twojej spisy. SEMENKO Ach, daj paść na jej narcysy I umrzeć. LEON Nikt nie umiera, Ale piekło się otwiera, Gdy w bramy stukam tą kością. Widzisz tam, pod lip ciemnością Postacie widać piekielne, O drzewa poopierane. Powietrze jak ołowiane A deszczem gonty kościelne Lecące jak śniegi białe, Na ogniu i krwi stopniałe, Węży sinych bielą kuszcze… Precz do piekła! bo do cerkwi nie puszczę. Bo tam teraz z wielką ciszą Dusze umęczonych wiszą Na krzyżach i Boga chwalą, A słońca jasne się palą Koło ich głów jak tarcze złote. SEMENKO Miałby ja teraz robotę, Gdyby z wariatami gadał; Puskaj w cerkiew. LEON Na pierś skoczę I będę oczy wyjadał. SEMENKO Strach ty… lecz ja w tobie umoczę Moją spisę aż po dłoń… LEON / Odbija spisę kością… i wlatując na Semenkę, obala go na ziemię i dusi. / W rękach mam twe gardło i skroń, A co? SEMENKO / przyduszonym głosem. / Dusysz mene, panyczu! / Wbiega REGIMENTARZ na czele polskich żołnierzy. / REGIMENTARZ Co za widok? mój synu! mój synu! Patrzcie! na jego obliczu Obłąkanie, jedna ręka Potrząsa palce z rubinu, A w drugiej kość ludzka się pęka W drzazgi, a wzniesione brwie. Mój synu! mój drogi! mój Lwie! Ach, co za okropny los…! LEON / wstając i przychodząc do zmysłów / Co to jest? Ojcowski głos! REGIMENTARZ Poznał mnie… Weźcie go stąd! Tu jeszcze kule świegocą. Wyprowadzają Leona. A jutro rano na sąd Dostawić tego zbrodniarza. Pokazuje na Semenkę. Żyły mu w gardle charchocą, Oczy wyszły z wirydarza Czaszki jak dwa blade króle Pełne przestrachu, w purpurze, Kiedy Pan ludów na chmurze Napisze słowo stracenia. Wziąć go… i w mojej szkatule Znaleźć co do otrzeźwienia, A zdrowego mi dostawić; Bo ja się z nim będę bawić Jak kot z myszką. Wchodzi SAWA. Coż za wieści? SAWA Pałasz mój do rękojeści Czerwony krwią mego ludu. Podobnie się nam do cudu Ta krwawa walka powiodła, Ani jeden z nas nie zginął… REGIMENTARZ Ten dzień wiecznie będzie słynął, Bo mię Pańska nie zawiodła Łaska, syn mi się odrodził. Zmartwychwstał na moje słowo. Co rok to będę obchodził Jak wielką fetę domową I aniwersarz rodzinny. SAWA Do końca muszę być czynny I kopnąć się dziś z wieczora, Bo nam zniknął Wernyhora Z ciałem umarłej dziewczyny. A teraz jasno to widzę, Że on rozhukane gminy Utrzymywał z sobą w lidze, Z duchami wiązał w sojusze; Aż go święte jakieś dusze Wczoraj tak we śnie zmęczyły, Że dziad uciekł na mogiły. REGIMENTARZ Ruszaj w pogoń, bo te trądy Trzeba zupełnie wyleczyć; A choćby ziemię skaleczyć W leczeniu, wrzód wyrżnąć trzeba. Jutro rozpoczynam sądy, Gdzie dom Gruszczyńskiego z nieba Będzie mi adwokatował… Bom go już zastawszy trupem, W martwe czoło ucałował I przyrzekłem, że kruków go łupem Nie zostawię i beze mszy żałobnych, Ale go do dziatek drobnych Przybliżę… i niech uśpiony Położy się obok żony I u nóg staruszki matki… A waść jemu przynieś kwiatki, Ciche kwiatki narcysowe Pod srebrną staruszka głowę… To i wszystko w ciemnym grobie Znajdzie ten człowiek przy sobie… SAWA W tem ci najwierniej usłużę, Kładąc w tok kurenne spisy, Ale ty mi za narcysy Będziesz musiał oddać róże. Do jutra, Regimentarzu! / Odchodzi. / REGIMENTARZ Pokój duchom na tym smętnym cmentarzu. / Wychodzi z rycerstwem. / AKT V / Sala we dworze regimentarskim, przybrana posępnie jak na sądownictwo, oświecona jarzącem światłem. Wchodzi KSIĘŻNICZKA z orszakiem panien respektowych, bogato ustrojona. / KSIĘŻNICZKA Jaki jęk na dziedzińcach! Jak płaczą mołodyce! Klną stepowe księżyce I słońce i rwą włosy. Ile krwi w Ukraińcach, Tyle teraz tu rosy Wyleje się na kwiaty, Astry, gwoździki, róże. Gdym wyszła na podwórze, Zobaczyłam i katy Okropne i czerwone, Nie wiem skąd przywiezione. Ach! a ze mną co będzie? Czy jak srebrne łabędzie Spłynę na krwi czerwieni? Czyli mi się odmieni Ten skrwawiony poranek W wieczór słodkiej tęsknoty, Cichy, księżycem złoty, Tak miły dla kochanek! A dla pijaków panów Tak wesoły po wojnie! Świecący tak spokojnie Dla starych gdzieś kurhanów! A dla dziś osądzonych, Mogił świeżo czerwonych Taki pełny spoczynku! Włos mam w listkach barwinku A chociaż z wróżek szydzę, Taką się dzisiaj widzę, Jakąm się ach! widziała W przyszłych myśli szafirze, Kiedym dziesięć lat miała, A dumkarz grał mi dumki na lirze. / Wchodzi REGIMENTARZ, LEON, SEKRETARZ sądu i orszak SZLACHTY. / REGIMENTARZ Czemuś, moja panno, dziś nie w czerni? W dzień tak straszny, tu, gdzie kryminały Będę sądził… Towarzysze pancerni Zasiadajcie… Żupan wdziałem dziś biały, Gdy go zrzucę, to będzie czerwony… Kazać w cerkwi uderzyć we dzwony I wprowadzić tu herszty rzezunie. / Zasiada na krześle… Polscy wojacy wprowadzają okutego w łańcuchy SEMENKĘ i kilku z naczelników rzezi. / PIERWSZY Z CHŁOPÓW / kłaniając się. / Daruj, pane…! Taj czart niechaj splunie Czarną krew, co my z panów wylały. Taj bądź ty nam jak car biały, Bądź litosny. REGIMENTARZ Bóg to widzi! Nie mogę. Uderzyliście w trąby na trwogę, Zapaliliście wioski i dwory, Świat was widział jak krwawe upiory Tańcujące w pożarach, ohydni! Niech wam Pan Bóg po śmierci rozwidni Piorunami i drogę pokaże… Ja nie mogę… Ja was śmiercią ukarzę, Jako wężom jad czarny odbiorę A na waszę udaną pokorę Nie uważam… Ściąć im łby, i w kawały Poćwiartować… CHŁOPY Taj szczob bisy proklały Twij dom czarny. REGIMENTARZ Egzekwować ich zaraz. Do Semenki. A ty? SEMENKO Ze mną nie będzie ambaras, Cienką szyję mam… REGIMENTARZ Słuchaj, Semenko. Jak ty jeszcze tu niedawno Mój chleb jadł…! SEMENKO Taj mi niestrawno. REGIMENTARZ A dzisiaj pod kata ręką? Pod ręką sprawiedliwości…? SEMENKO Taj proszę ja jegomości O śmierć, a nie o naukę. REGIMENTARZ Znałem cię za śmiałą sztukę; Lecz za takie diable szczenię Nie mógłbym nigdy osądzić. Jak ty mógł tak rozporządzić Buntem? I takie płomienie Zapalić…? SEMENKO Jak…? Sercem, panie… REGIMENTARZ Syna ty mego, gałganie, Jak smok uwiodłeś na zgubę… SEMENKO Oj, dzieciątko twoje lube! Jemuż to i rosa szkodzi…! Nie czart… no, on czarty wodzi. Szczob ja jego miał był oczy, Jego serdeczną przynętę, Byłby ja wiódł życie święte, Uciekł z nią do Pawołoczy. Byłby ja gdzieś o hetmanach Śnił na trawie, na kurhanach, Choćby przyszło pod Kozyrą Zostać w Siczy tabuńczykiem, Albo lud obchodzić z lirą; Byle nie być niewolnikiem, Nie żyć sercem przez połowę, A położyć dumną głowę Na kochanki wierne łono. Że ja nie z tą się koroną Co twój syn urodził, panie, Toż ja za to na majdanie Stał jak czart w pożarach czarny; A dziś ty mi, pan bezkarny, W domu twoim zetniesz głowę. No, zobaczysz ciało zdrowe, Żyły, jak krwią jasną trysną; No, zobaczysz, jak się ścisną Moje zęby, a nie zgrzytną; No, zobaczysz twarz błękitną, A nie strachem śmierci bladą; No, rozporzesz przed gromadą I rozedrzesz na dwie szmaty: Taj poznasz, że ja chłop z chaty, A nie tchórz na dokumentach. REGIMENTARZ Myśl teraz o sakramentach. SEMENKO Pan Bóg bez tego oczyści. REGIMENTARZ Cherubinowie ogniści Najczystsze duchy uwodzą; Lecz kto stoi aż do końca Pod aniołów takich wodzą, Ten zaprawdę nie wart słońca. Semenko, ty Boga bliski, Zamódlże się teraz w duchu… Zakneblować jemu pyski, Nogi zostawić w łańcuchu, Zawiesić mu kir na czoło, Ręce wznieść, słomą okręcić I całego oblać smołą; Potem przez księdza poświęcić I czarną figurę smolną Podparłszy, gdy zechce się walić, Na samym wierzchu — zapalić I przez wieś prowadzić wolno, Jako świecznik zapalony: A ciągle niech biją w dzwony, Póki zgore żywa świéca, Okropna ludu gromnica Świecąca buntu trupowi. / Wyprowadzają Semenkę. / KSIĘŻNICZKA / do Regimentarza. / Ach! Strach mię przeleciał mrowi! Panie! REGIMENTARZ Cicho mi bądź, dziewko, Bo ci żupana podszewką Krwawą zamaluję usta. KSIĘŻNICZKA Ach, blada jestem jak chusta! Jaka to czarna godzina! REGIMENTARZ Sąd się od drugich zaczyna A zakończy się na sobie… Wiedzcie zaś, że to, co robię W imieniu swojem i syna, Z aniołów idzie nakazu: Którym nie tylko wyrazu Wnętrznego trzeba od ludzi, Lecz i kształtu, co żal budzi, Skruchą serce zadawalnia, A przed sądem już aniołów uwalnia. Daje rozkaz, wnoszą ciało Gruszczyńskiego i opierają trupa na krześle, z którego zszedł Regimentarz; ten zaś, wziąwszy syna za rękę, klęka przed umarłym i mówi: Szkolny mój niegdyś kolego, Przyjacielu dziś nieżywy, Tyś był zawsze sprawiedliwy, Sądź mnie i syna mojego. Zaprawdę! obaśmy winni! Ja twojej, człowieku, zguby A on hańby: my istynni Zabójce twojej rodziny. Choć w tobie już żadne szruby Martwej ręki nie poruszą, Weź ten miecz ognisty duszą, Jeśli to uczynić zdolna, I na karki spuść nam z wolna, I każ odnieść na swój cmentarz. Boś ty wielki Regimentarz, Sędzia Pana Boga święty; A my twoje delinkwenty, Leżym w prochu… Zetnij! zetnij…! Lecz co mówię? Przebacz, stary. Ja wiem, żeś ty, pełny wiary, Od nas czyściej żył, szlachetniéj… Czy ja cię nie znam, człowieku? Starego druha i kuma? Czy ja nie wiem, co trup duma? Trup, jednego ze mną wieku, Trup, jednego ze mną serca, Jak ja niegdyś śmiały, butny, Jak ja teraz blady, smutny, Na tym krześle zamyślony. Wstaje i mówi do przytomnych. Panowie! Ja nie morderca… Oto boleścią szalony Rzucam się w okropnej męce Przyjacielowi na ręce… Czy nie widzicie? Że ściska, Że ściska mnie, nie odpycha? Ta twarz jego smętna, cicha, Patrzcie, niby słońcem błyska. Wzywam was wszystkich na świadki, Że to jak twarz smętna matki, Nie twarz, która sądem grozi… JEDEN ZE SZLACHTY Ten trup powietrze zamrozi… Daje znak i wynoszą umarłego. A ty, nasz Regimentarzu, Ze smętnych myśli otrzeźwiej I z żywymi staw się rzeźwiej. REGIMENTARZ Coraz więcej na cmentarzu Mogił, a śmierć ciągle kosi, I tam wszystko się przenosi A tu coraz puściej co dnia; I dla nowego przychodnia Coraz obszerniej przy stole… Sumienie zaś w sercu kole. I to najgorsza z boleści! Najstraszniejsza! Jak widzicie, Gdy człowiek łez w oczach nie zmieści, Smutku nie dożuje skrycie; Ale żal otwarcie głosi, Na zimne kamienie pada I o przebaczenie prosi; A śmierć mu nie odpowiada, Cichą będąc tajemnicą. Więc tak pogodziwszy siebie Z tą jasną duchów różycą, Która pośmiertny na niebie Kościół osłonecznia nieco, By się oczy ducha pasły Blaskiem serc, które tu zgasły, A w anielskiej róży świecą… Wiem i to, że mi koniecznie Z światem się godzić należy I biec razem, jak czas bieży, Bo stanąć jest niebezpiecznie… Jakoż pogrzebowe świeczki Gęstym zagasiwszy płaczem, Afektów będę tłumaczem Mego syna dla księżniczki. KSIĘŻNICZKA / na stronie. / Otóż znów spod rysiej burki Szlacheckie pokazał ucho. REGIMENTARZ Mogęż cię imieniem córki Powitać? Mogęż z otuchą Wnosić, że mi jedynaka Uszczęśliwisz? KSIĘŻNICZKA Ja niezmienna. REGIMENTARZ I cóż? KSIĘŻNICZKA Ja zawsze jednaka. REGIMENTARZ Zgadzasz się? KSIĘŻNICZKA Jestem kamienna, Nieskruszona. REGIMENTARZ Pókiż tego? KSIĘŻNICZKA Aż pierścienia czerwonego Dostanę… REGIMENTARZ Dalejże synu! Pierścień z jasnego rubinu Wypal na bielutkiej dłoni Pocałunkiem, aż się skłoni Być twoją… LEON Mój ojcze drogi, Pozwól, żeć uścisnę nogi I powiem także tej pani Pokornie, żem nie jest dla niéj Dzisiaj nic więcej prócz brata I sługi… bo także muszę Odejść od krwawego świata I za tamtej pani duszę, Przysypany od popiołów, Odpokutować w klasztorze. Bo moje serce nie może, Przeklęte raz przez aniołów, Ofiarować się nikomu. REGIMENTARZ Jakiś czar na moim domu… Lękam się, że runie w gruzy. KSIĘŻNICZKA To jest coś na kształt rekuzy, Na kształt grochowego wieńca. REGIMENTARZ / do syna na boku. / Patrz na nią, w zorzach rumieńca Stoi, na pół zagniewana, Jak księżyc srebrno-różana; W koronie ze złotych szpilek, Na których siadają kwiatki Jak przy motylku motylek, A spodem buk i bławatki Ciemności rzucają silne, Alabastrom lic przychylne, Szmaragdom oczu zazdrosne, Rubinom ust nieszkodzące. Patrz, te piersi, dwa miesiące W staniku ze złotej lamy. Dwa słońca, dwa kręgi głośne, Które, gdy jej ust słuchamy, One do ust niosą głosy, Jak harfy sercem dotknięte. Patrz na jej leciuchne włosy Spod zieleni… Na te wcięte A pełne tajemnych zacisz Gorsy, te łabędzie chody… Patrz i pomyśl, co ty tracisz? Na Boga! Gdybym był młody, Pomyślałbym o tem dwa razy. KSIĘŻNICZKA Ach! senne moje obrazy Biorą kształt. / Wchodzi Wernyhora w płaszczu dziada z lirą. / REGIMENTARZ Czemu tu gwary Ucichły jak wroni skir? Co to za siwy dziad stary? Wygląda jak dawny król lir. Parobku, z jakiej ty chaty? WERNYHORA Z mohił, panie. REGIMENTARZ Bardzo wierzę, Boś podobny do upiora. WERNYHORA Ja stepowy Wernyhora. REGIMENTARZ Szukają ciebie rycerze. WERNYHORA Rycerze błądzą po drodze, Ja sam na słowo przychodzę. REGIMENTARZ Więc jesteś mi w domu święty. Siadaj, staruszku, na ławie. WERNYHORA Za żadne ja dyjamenty Z wami długo nie pobawię, Nie usiądę tu na ławie Jako człowiek z wami bratni, Bo ja lirny król ostatni Pójdę… duchy jak żurawie Odprowadzać do hetmanów. Słyszeli wy, jak z kurhanów Dobył ja stepowej liry? Jakie płacze, jakie skwiry Wron i orłów słychać było, Gdy ta lira, pod mogiłą Ręką Lacha zakopana, Odezwała'ś spod kurhana W blask miesiąca czerwonego: Jak córka do ojca swego, Jak zaklęta upiornica, Jako Lachów niewolnica, Jak duch srebrny do księżyca. A gdy ja rozkopał doły I przytulił ją na ręku, Słyszał jej duch cały w brzęku Jak pierś u brzęczącej pszczoły; A gdy otrząsł z niej popioły I w klawisz ręką zatętnił, To się ja sam aż zasmętnił, Usłyszawszy pierwsze granie I rozpłakał na kurhanie, Jakby w księżycowym raju. Wże ja teraz ne zahraju, Pany…! Idę w sen, na ciszę…! Oj liro! Twoje klawisze, Gdzieś ze srebra dawniej lane, Nogą pieśni wydeptane, Jakby stare sęki drzewne, I kamienie przedcerkiewne I zapadłe w dół mogiły Świadczą, że pieśni chodziły Po klawiszach, pieśni chyże! I siadały na sen w lirze, W krąg siadały pieśni tłumy; Posążnice — stare dumy, Piorunnice — stare krzyki, Szumki lotu — konie kare, Szumki płaczu — dum słowiki, Błyskawice — myśli stare, Rusałczanki — dzwony szklanne, Smętne dumy podkurhanne, Kędyś aż od Zaporoża. Taj dla wszystkich dom uprzejmy… Siądą w lirze, jak na sejmy; A pośrodku duma boża, Krwią Chrystusa purpurowa, Siedzi jakby dum królowa I radzi świat podbić cały… Darujcie, pany, ja biały Dziad… ja trochę szalony, Może co złego powiedział? REGIMENTARZ Zagrałeś nam w dziwne tony, Jakbyś na kurhanie siedział. Czego chcesz? Tłumacz się jaśniéj. WERNYHORA Pane, ot po krwawej waśni, Gdyś ty ludu krwią czerwony, Przyszedł ja ci w moje dzwony Zagrać głucho, tuż nad uchem I pożegnać ciebie duchem Mego ludu. REGIMENTARZ Gdzież idziecie? WERNYHORA Ot ja, panie, miał na świecie Jeden futor gdzieś pod borem: Dom bez złota, adamaszków, I trzy brzozy pełne ptaszków, I trzy źródła pod futorem, Jak ze srebra tarcze lane, Jak kąpiele rusałczane. Taj póki lud był szczęśliwy, Póki duch żył, ja był żywy; Teraz, pane, Boh ze mnoju…! REGIMENTARZ Czegóż ty chcesz? WERNYHORA Ot w pokoju Rozstać się z wami, panicze. Jeszcze spojrzeć wam w oblicze, Aby zapamiętać długo Duchom, szczo was proklinaje… REGIMENTARZ Mój staruszku, czas nastaje, Że nie będąc naszym sługą, Możesz cicho zostać z nami… WERNYHORA Szczo? Ja, bat'ku? Trup z trupami? REGIMENTARZ / do szlachty. / Dumny szelma! WERNYHORA Ja szalony! Może ja głupstwo powiedział… Przez dziedziniec wasz czerwony Jam szedł i drogi nie wiedział, Choć dwór widział odemknięty; Aż mi jeden człowiek ścięty Poswetył łbem aż do sieni. KSIĘŻNICZKA / zbliżając się. / Ojcze! Ach, my przerażeni Twymi słowy, wszyscy smutni. Zagraj nam lepiej na lutni Jaką piosenkę z księżyca. WERNYHORA Szczo heto za Anhełyca? Ach! Ja do niej, idąc w lesie, Szedł jak gdyby w interesie. Panno, nie chodź mi od boku, Bo mi widy jakieś w oku Błyszczą, serce drga jak struna. Ja odzyskał sen widuna, Patrząc w lice tego dziecka. Kto ty? Czy ty Wiśniowiecka? Czy pamiętasz tego dziada, Co, bywało, tobie gada Śród pasieki dumy stare? Co, bywało, ciebie senną Na łóżeczko, pod kotarę Nosi i tam, jak kamienną, Uśpioną dumami kładzie? Czy pamiętasz, co ja w sadzie Wróżył tobie na dzień ślubny? Że to ludu mego zgubny Będzie dzień… jak pożar krwawy… A w pożarach żywa świéca, A koło niej lud ciekawy, A ona aż w twarz księżyca Tryskającą krwią czerwoną, Aż na twoje tryśnie łono. KSIĘŻNICZKA Ach! pamiętam, i cóż daléj? WERNYHORA Taj gromnica gdy się spali Pod szablicą pana Sawy, Przyjdzie i franciszkan krwawy, Pasem się krwi przewiązawszy, Niosąc pierścień jeszcze krwawszy. KSIĘŻNICZKA Ach! pamiętam franciszkana! Widzę nawet jego rysy. WERNYHORA A potem drużka ubrana W srebrne, podśnieżne narcysy, Przyjdzie drużka, trupie ciało… KSIĘŻNICZKA Ach! pamiętam drużkę białą. WERNYHORA A co pierwéj? KSIĘŻNICZKA Ach! nie pomnę. WERNYHORA Przed mężem, księdzem i druhną? KSIĘŻNICZKA Ach! jakieś blaski ogromne, Dary, świecące jak próchno, Ślubne moje podarunki! WERNYHORA Podobna ty do widunki! Wszystko sen i prawda szczéra! Pierwej… moja srebrna lira Rozbita i odemknięta Tłucze lirę o podłogę i wyrzucone z niej papiery oddaje Księżniczce. Wyrzuci te dokumenta, Które ja krył, póki sądził, Że Sawa będzie hetmanem. A teraz ja rozporządził Wszystkiem, nad czem ja był panem: Lirą, pieśnią, wychowanką I hetmanem, i hetmanką; Taj wychodzę z szlachty proga, Jak wszedł — a nie bez łez, pany, Bo ja z wami chleb łamany, Od jednego dany Boga, Długo jadł — aż zęby stracił. Bogdaj Pan Bóg wam zapłacił Za jadło i za gościnę… REGIMENTARZ Gdzież idziesz? WERNYHORA Na Ukrainę. KSIĘŻNICZKA Czy to prawda, że po ciebie Koń jakiś biały przyleci? Koń, co po mogiłach grzebie, Okiem rubinowem świeci; Jakiś dziwny koń piekielny, Mówią, że koń nieśmiertelny? WERNYHORA Ja nie wiem, tak pieśni głoszą. KSIĘŻNICZKA Gdzież takie konie unoszą, Powiedz….? Bo ja będę wiodła Długo za tobą oczami… Bo mi w oczy sypnął skrami, Smutkiem napełnił nieznanym Ten koń z lirą grającą u siodła I z dumkarzem zapomnianym Ulatujący na wieczność. Czy tam jaka półsłoneczność W tych mgłach? Czy tam ciągle strachy? WERNYHORA Każdy kwiat ma swe zapachy, Każdy duch swój wid pół-jasny, Każde serce swój strach własny, Każdy orzeł lot przedlotny; A ja wiem, że ja samotny, Jak ty głoskiem to wywiodła, Przez piekielnego rumaka Porwan… wściekły… bez czapraka, Z lirą grającą u siodła, Umarłe trzaskając kości, Polecę w niespokojności W strachu, w żalu, ale w mocy. Aż kiedyś, gdy na godzinie Stanie miesiąc o północy; To koń znowu z siodła skinie Mego ducha na kurhany. Taj znów zagra dziad z powagą; Taj znów jęknie… A kto zna go, A kto słyszał poza światem Pryde — w łańcuch żurawiany, Pryde — lirą tchnąć jak kwiatem Pryde — z serca pić jak z czary, Pryde — z piersi czerpnąć wiary, Pryde — iskry wziąć z ogniska. Ten dziad, co tu lirę ciska Jak fałszywą sorokówkę, Taj z trupami na wędrówkę Wietrznym koniem teraz pędzi, Naprowadzi wam łabędzi I rycerzy, i hetmanów. Taj słuchajte, gdy z was panów Budut' trupy, budut' hłazy, Taj gdy się wasz trup trzy razy, Pod mogiłą rwąc do sławy, Znów przewróci na bok krwawy; I pomyśli, nędzarz boży, Że i piorun nie otworzy I nie zdejmie wieka z truny, Taj świat przeklnie i pioruny; To jak stanę ja, dziad rzewny, Jak mu ręce łzą uroszę, Po żebracku jak poproszę; Jak ja lirę upokorzę I na sercu mu położę, I do czoła mu przycisnę, I przeszłością w oczy błysnę, Starych dum nasypię w uszy; Klnę się na duch! że się ruszy, Taj swą twarzą księżycową Spojrzy na was jak upiory… Otóż macie moje słowo, Macie dumę Wernyhory. A stepowe gdzieś miesiące Wiedzą, o czem ja nie wiedział; Czemu ja przez usta klnące Wam przekleństwa nie powiedział. KSIĘŻNICZKA Stój… więc Polska? WERNYHORA Ja stepowy Dziad, panienko… Ja nic nie wiem. KSIĘŻNICZKA Mówią, że kopiec grobowy, Gdzie ty zaśniesz pod modrzewiem Zniknie? WERNYHORA Moja panno miła, Mówią, że zniknie mogiła, Ja nic nie wiem. Czas pokaże. KSIĘŻNICZKA Weźże ty ode mnie w darze Tę zauszniczkę z turkusa; Jak twój srebrny koń da kłusa Tu z powrotem, na kurhany, Czy po wiekach, czy po latach, To mi, staruszku kochany, Dasz ten turkus i przypomnisz pasiekę, Gdzie ja, bywało, na kwiatach Pod piastunki się opiekę Uciekałam… gdyś ty gadał o marach. WERNYHORA Ot, panienko… młodość w czarach! A co dziś? Ja człek grobowy! Pany! Wasz dom purpurowy Niech śpi… i ja spaty budu. / Odchodzi / KSIĘŻNICZKA Pierwszy raz duch tego ludu Słyszałam, jak o łzy żebrze. Dotąd na miesięcznem srebrze Malował nic kolorowe. Dajcie mi księżyc na głowę! Dajcie mi tęczę pod nogi! Za tym dumkarzem polecę! Ach, co widzę? Sawa! Z drogi? W jakiej on czerwonej rzece Kąpał się…? Figura krwawa! / Wchodzi SAWA w białym żupanie zbryzganyn krwią, z pałaszem w ręku. / SAWA Nie udała się wyprawa. Przebiegłem stepy, kurhany, Całe mgieł posępnych morze; A nigdzie o Wernyhorze W Ukrainie ani słychu. Co gorsza, że się tu lichu Diabelskiemu dałem skusić, I chcąc jeden ogień zdusić Cały oblałem się krwią; Dlatego z posępną brwią Stoję tu, mości panowie. Jadąc przez wioski ulice, Spotkałem żywą gromnicę, Z płomieniskami na głowie, Ze smołą ogniem kapiącą Na mnie… w oczy wprost idącą. Tak, że pomimo harapa Zlękła, zdębiła się szkapa; A ja rozjuszony złością, A może też i litością Wpół pomieszaną z przestrachem, (Bo nie myślę czynu krasić) Na koniu, szabli zamachem Chciałem to światło jarzęce, Tę straszną marę zagasić I w zamachu uciąłem jej ręce. A to wszystko w smolnym dymie Stało się, niby w ukryciu, Przy żałosnych dzwonów biciu. Tak, że gdym wyleciał z chmury, To za mną… widmo olbrzymie, Ręce podniósłszy do góry, Biegło, zda się, karku blisko Lecące pogorzelisko; Mszczące się samym horrorem Goniło za mną widziadło. I aż tutaj, pode dworem, Na piasek złoty upadło, Wylawszy dwa koralowe Strumienie… co zda się piszą Prześwięte Y Jezusowe. REGIMENTARZ Dość… bo uszy moje słyszą Krzyczącą krew. Niech kto bieży, Do łba mu lufę przymierzy I skończy ciała męczarnie. Wchodzi PAFNUCY przewiązany pasem krwawym mnicha franciszkana. Cóż to? Czy krwawą latarnię Duchy postawiły w sieni? I wpuszczają mi tłum cieni Skrwawionych do mego domu? PAFNUCY W chwilę chłopskiego rozgromu, Szablą Gruszczyńskiego zbrojny, Szukałem zemsty… jak mściciel; Aż mi szabli tej właściciel, Po śmierci, widzę, spokojny, Zemsty nad ludem zabronił. Jakoż, zaraz mię nieznany Strach ujął, siłęm uronił, Miecz się giął jak ołowiany; Chłopstwo mię porwało srogie; I poznawszy po tonsurze Za księdza, ciało ubogie Ustroiło w krwawe róże, W świętego Franciszka pasy. Bo dziś wiek, że polskie lasy Dotąd kwiatkami panieńskie, Od pszczółek by lutnie brzmiące, Widzą nagoście męczeńskie, W czaszkach siekier półmiesiące, Ręce w płomiennych okowach, Wszystkie męczeństwa oznaki, Oprócz złotych słońc na głowach; Bo te płomieniste ptaki Później na czołach usiędą, Gdy się nam duchy podniosą. Takem się ja przed komendą Sawy, krwi okryty rosą, Meldował, cierpiąc katownie. I miałem to już zasługą, Że z ran uleczon cudownie A pomny, żem bożym jest sługą. Widząc tu dwie wielkie głownie Zgaszone Sawy szablicą, Nad tą konającą świécą, Której duch w płomienie spieszył, Tyle dokazałem słowy, Że się ten duch purpurowy Ugiął a jam go rozgrzeszył. Tak mi dopomogły duchy, Że wydobyłem akt skruchy, Jęk spod smolnego płomienia I rozkaz, dany oczyma, Które szukając pierścienia, Na rękę, co jeszcze się zżyma, Krwią leje i w prochu się rusza, Zwróciły moją uwagę. REGIMENTARZ / biorąc pierścień krwawnikowy z rąk Pafnucego, obraca się do Księżniczki. / Pierścień… To wielką ma wagę! Bo to mię, panno, przymusza Ponowić ci prośby moje. KSIĘŻNICZKA A ja zaś przy dumkach stoję. Sawa z ust ognistych węża Jak błędny rycerz szalony Wyrwał ten pierścień dla żony; A ja z ręki mego męża Biorąc, będę go nosiła. REGIMENTARZ Sawa? Czyś głowę straciła? Sawa słuszny kawaler, lecz nowy, Nie wiem nawet, czy szlachcic herbowy? KSIĘŻNICZKA Dla mnie: rycerz ukraiński, A dla was już: pan Caliński. Na co dokumenta składam I te kościelne dowody. A sama do nóg ci padam, Prosząc przyzwolenia i zgody Na ślub, który ci oszczędza, Panie, kościelnych wydatków, Bo dawno już był dany przez księdza. REGIMENTARZ Ty ślubna? KSIĘŻNICZKA Lecz na kształt kwiatków Jeszcze, panie, niedotknięta… SAWA Na co złoży dokumenta. REGIMENTARZ / do Sawy / Pamiętaj, że z twoją szkodą Bierzesz gadzinkę nadobną. Caliński był tu podobno Kiedyś naszym wojewodą? SAWA Tak, panie, dla tych szpargałów Ojca mojego zabito I te dokumenta skryto. REGIMENTARZ Życzę wam długich zapałów! Życzę szczęścia…! Pij nektary Z tej złoconej filiżanki, A z trwogą… Cóż to za mary? / Wchodzą dwie popadianki, niosąc za końce prześcieradło białe. / POPADIANKA My ze stepu popadianki Przyszły z srebrnym darem w ręku, Szczob tebe o brata Semenku Prosyły… REGIMENTARZ Na tom ja skałą. Semenko, wasz brat, nie żyje. POPADIANKI / odkrywając z prześcieradła śpiącą Salomeę. / Witże, daj ciało za ciało. REGIMENTARZ Co widzę…? Białe lilije! Moja szlachcianeczka trusia? W srebrnem prześcieradle Salusia! Patrzaj, Lwie… dzieciątko miłe! Ach! mogiła za mogiłę! Oddać im zwłoki kozacze. LEON Ojcze! Puść… Niech ją zobaczę. REGIMENTARZ Trzymajcie go! Panie Boże! On na to patrzeć nie może. POPADIANKI Bud' szczasływ… że ty nam ciała Nie odmówił… My szczęśliwe… No choć twa ręka wspaniała, To my wspanialej wyrosły, Bo wam dały ciało żywe A od was trupa wyniosły. / Wychodzą. / REGIMENTARZ Co mówicie? Synu! synu! Patrzaj, kolorek rubinu Wystąpił z ust bladziuteńki… Jeden paluszek u ręki Ruszył się… Słońce w nią wpływa… Patrzajcie! ach! żywa, żywa! Żywa w moich rękach… o! widzicie! Podnosi ją w rękach. Moje ukochane dziecię! W rękach moich żyć zaczyna Bijąca sercem ptaszyna. SALOMEA Co się ze mną biedną stało? Czy ja w gorączce, czy chora? Wczora usnęłam z wieczora I śniłam coś biało… biało… Przez te dziewczyny spojona, W krainie jakiejś bez brzegu, Gdzie jedna tylko na śniegu Plama… okropna… czerwona… Ach! strach mówić, com ja śniła! REGIMENTARZ W naszycheś ty rękach była, Ciągleśmy widzieli śpiącą, Duszkę twoję latającą Ciągleśmy, panno, widzieli; Teraz jaśniej nam, weseléj, Że jesteś z nami, dziewczyno! A nim dwie pory przeminą, Na świętego klnę Franciszka. Z weselnego pociągniem kieliszka. LEON / klękając przed Salomeą. / Narcysie mój… REGIMENTARZ Już różowy! Już nie narcyz, ale róża. SALOMEA Dla mego Anioła stróża Ten wianuszek zdejmę z głowy, Bo mię skrzydłami osłonił, Stał ciągle nad mojem łożem I narcysem łoża bronił, Kiedym ja tam spała — z nożem Skrytym pod moją poduszką. REGIMENTARZ Nie myśl o tem, moja duszko… Wszystko dobrze się skończyło. A kto tam już pod mogiłą, Dowiesz się… Jesteś sierotą… Aleś moją gwiazdą złotą, Jesteś moją córką drugą, A syn mój będzie twym sługą, Choćby na lat sto tysięcy; Lecz jeśli zechcesz, czem więcéj Tobie mój chłopczyna będzie. Ot, daj mu rękę, bo prosi. Salomea rzuca się klęczącemu Leonowi na ramiona. O, tak! Jako dwa łabędzie, Jeden na swym grzbiecie nosi Drugiego głowę w upały; Tak mi dziatek tych dwie pary Szczęsne za ręce pobrały, A ja w środku jak dziad stary. LEON Błogosław mi, ojcze, z żoną. REGIMENTARZ Chodźcie tu na moje łono. A za te przestrachy senne, Dziatki, odprawcie nowennę Za dusze w czyścu będące; A potem niechaj wam płyną Słodko miodowe miesiące I raj utracony winą Odkwitnie; a ja odnowię Przez obchody bardzo świetne Te dwa małżeństwa sekretne, Które wczoraj bym surowie Karcił, a dzisiaj pochwalam. SAWA / do Księżniczki. / Więc nie jeszcze? KSIĘŻNICZKA Nie pozwalam, Aż tę nowennę odprawię. SAWA Gołąbku z tęczowym pasem! To ja pójdę ku Warszawie I porwę króla tymczasem? REGIMENTARZ A wy się już tam kłócicie? Sawa czegoś jak dziad żebrze! KSIĘŻNICZKA Chce mu się miesiąca w cebrze, Chce się gwiazdy na błękicie. REGIMENTARZ / do Sawy. / Nie znasz jej — a nie proś ładnie, To sama ci na nos spadnie. Sawo, chodźmy do kielicha, Spłukać z ust proch i krwawiznę. A weźmy i tego mnicha, Który się bił za ojczyznę; Obaczym, czy dobrze pije… Pierwsze zdrowie: Salomea niech żyje! A polećmy kraj i siebie Tej Salomei na niebie, Której święto nam przypada W przedostatnim listopada. 1843. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowacki-sen-srebrny-salomei. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Pisma Juliusza Słowackiego, Tom IV, nakł. ksiegarni Gubrynowicza i Schmidta, Lwów 1880 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Dagmara Deska, Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-2865-0