Juliusz Słowacki Fantazy Dramat w pięciu aktach ISBN 978-83-288-2854-4 OSOBY: * HRABIA RESPEKT, były marszałek powiatowy, * HRABINA RESPEKTOWA, jego żona, * DIANA, STELLA, ich córki * HRABIA FANTAZY DAFNICKI, * RZECZNICKI, marszałek powiatowy, jego przyjaciel, * HRABINA IDALIA, rozwódka, sąsiadka Respektów, * KSIĄDZ LOGA, kapelan, * WOŁDEMAR HAWRYŁOWICZ, rodem Czerkies, stary major rosyjski, * JAN, zesłany na Sybir w sołdaty, * KAJETAN, kamerdyner hr. Respektów, * HELENKA, pokojowa Idalii, * KAŁMUK, sługa majora. Rzecz dzieje się na Podolu, około r. 1841 — w trzech pierwszych aktach w domu hr. Respektów, w obu ostatnich — w majętności hr. Idalii. AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA / W domu hr. Respektów. / / FANTAZY i RZECZNICKI. Później HR. RESPEKT. / FANTAZY Widziałeś Wasan, jakie w przedpokoju Hamadryjady, Laokonty, Psylle W ojca Adama przenajświętszym stroju Stoją, z lokajstwem w zgodzie? — A nie tyle Lokajów, ile posągów! — a wszyscy Postaci większej, niźli chce natura: Bo ci lokaje są sufitów bliscy Głowami, a ich olbrzymia struktura Herkulesowe przypomina członki. Sądzę więc, że i panny tu znajdziemy Jako Dryjady albo Amazonki, Nadludzkie. — Ślepy więc będę lub niemy, A ty, rozsądny, patrz za mnie i gadaj; Co człowieczego znajdziesz pod boskością Kształtu, wydobądź, ojca wyspowiadaj Z politycznego sumienia, z Jejmością Wejdź w jak najbliższe stosunki, aż ci się Przyzna, pod jakie jarzmo zegnie zięcia; — Słowem: jak gdybyś zjechał na komisją. Gadaj, rób i patrz; a ja się w dziecięcia Roli dam wszystkim, gdzie chcą, za nos wodzić. RZECZNICKI Lecz ciebie znają. FANTAZY Cóż? Że kilka listów, Które w gorączce można było spłodzić, Przepisać nawet przez płatnych kopistów, Samemu nawet pisać nie umiejąc — Że kilka listów, które na Podolu Panny czytały wyuczone, mdlejąc I krzycząc: — ach! ten list na Kapitolu Był napisany! a ten z Wezuwiusza Leciał jak gołąb aż na Ukrainę! Że wykrzykniki te; ach co za dusza! Ach! co za ogień!…………………….. Brzmiały tu stokroć razy: — to ja, hrabia Fantazjusz, głupim być już nie mam prawa? A cóż to, powiedz, jest opinia babia? Czy to szacunku godna rzecz? czy strawa, Na której serce tyje? czy poduszka, Na której głowa leży? — Mój Rzecznicki, Ty mój swat, ty mój — raczej moja drużka. Bo się jak panna spłonię, w jezuicki Talerz wlepiwszy me panieńskie wzroki… Ty mnie zachwalaj, wynoś pod lazury, Ponad Wezuwiusz, nad Alby, obłoki! Mów, żem napisał poemat ponury O czterech wiatrach; złoć mnie jak barana! A mnie pozwól się troszeczkę zagapić I z siebie lakier byroński szatana Zrzucić… RZECZNICKI Fantazy, możesz się poszkapić I źle wyjść — FANTAZY Jak to? RZECZNICKI Pierwsze złe wrażenie Trudno się ściera… FANTAZY / przerywając niecierpliwie. / Nie dbaj, nie dbaj o to! Jeśli zakocham się, to się odmienię; Jeśli nie… Widząc wchodzącego HR. RESPEKTA. Hrabia Respekt. HR. RESPEKT Jak to? co to? Sami? nikogo na wasze przyjęcie? Sami?… Przepraszam was za moje baby. Przynajmniej tu was… RZECZNICKI / na stronie do Fantazego. / Nie chodź mi po pięcie! HR. RESPEKT Przynajmniej tu was moje główne sztaby Przedpokojowe… FANTAZY / do Rzecznickiego. / Rekomendujże mnie! RZECZNICKI Hrabia Fantazy, mój przyjaciel. HR. RESPEKT Miły Będzie mi w domu gość: ziemia o ziemię Nasze dwa dwory, a bogdajby były Serce o serce nasze dwa stosunki! Lecz gdzież to moja żona i figlarne Córki? gdzież moje kobiety? Korónki Mówią, czy jakie gdzie romanse czarne Gryzą po kątach i żółć w sobie płodzą? Do lokaja. Kajetan! gości zaanonsuj paniom! Ha! otóż przecie i są — otóż wchodzą. SCENA DRUGA / Wchodzą HRABINA RESPEKTOWA, DIANA i STELLA. / HR. RESPEKT Hrabia Dafnicki — HRABINA Pana opisaniom Rzymu winniśmy bardzo miłe chwile! Znamy go dobrze: taki ogień w piórze I tyle serca, entuzjazmu tyle! Ach! listy Pana… to są na marmurze Pisane lawą! czy prawda Dianno? Te dwie fontanny, co przed Watykanem Jak duchy, tęczą opasane ranną — Ten krzyż drewniany w Cyrku — ach! my z Panem Dawno się znamy, dawno! FANTAZY To być może, Żeśmy się znali przed śmiercią… HRABINA Słyszałam, Że Pan jest mistyk — teraz się założę, Że Pan jest mistyk. — Ach, jak ja się bałam, Że Pana znajdę mistycznym. HR. RESPEKT Marianno, Nie zaczynajże zaraz z gościem kłótni! Proszę was za mną, proszę. Ty Dianno Zagrasz nam; a was ostrzegam, że smutni Ludzie są w mojem sercu podejrzani O brak szczerości! / Wychodzą wszyscy oprócz Hrabiny. / SCENA TRZECIA HRABINA Kajetanie! / Lokaj wchodzi. / LOKAJ Pani, Co Pani każe? HRABINA Każ zapędzić trzody Na małą łąkę w ogrodzie! Niech stary Anton zapuści swoję sieć do wody I sam pod wierzbą siądzie obok pary Chłopiąt plotących koszyki — jak w Tassie. Opodal żeńców postawić gromadę I niech śpiewają! Anna niechaj pasie Kozy na skałach… Ach! puścić kaskadę! Pamiętaj, puścić kaskadę wieczorem, Wprzód nim wstaniemy od stołu… Ach, jeszcze Powiedz Dubynie, niech stanie za dworem I pieśń Padury śpiewa! LOKAJ Ale deszcze Popsuły rurę w kaskadzie — — HRABINA Nowina! No, to nie puszczać wody… LOKAJ Ale, Pani… HRABINA Ale! co ale?! LOKAJ Ale dziś Dubyna Pojechał kupić cukru i araku Do Berdyczowa — HRABINA No, to się bez dumy Obejdzie; ale pomnij o rybaku — Pomnij o trzodach i… LOKAJ Summa do summy: Rybak i trzody. HRABINA I małe chłopięta, Które koszyki plotą. LOKAJ I koszyki. HRABINA I żeńce! LOKAJ Ale pszenica pożęta! HRABINA Mój Kajetanie, rób, co chcesz. Ten dziki Ogród angielski, to kłopot prawdziwy! LOKAJ Zawsze w nim czegoś brak: to się altana Załamie, burza krzyż umyślnie krzywy Zwali — o mało co nie zabił Pana. / Odchodzi. / HRABINA Ach, jaka, jaka z tym ogrodem biada! Stelko! SCENA CZWARTA STELLA / za sceną. / Co? HRABINA Stelko, chodź tutaj! STELLA / wchodzi / Co mamo? HRABINA Czy pan Fantazy już z Dianką gada? STELLA Nie. HRABINA Zostaw, Stelko, ją w salonie samą, A ty idź dziadka odwiedź, potem biało Ubierz się cała, i wiesz — tam nad stawem, Pod brzozą naszą płaczką — stań pod skałą I wab łabędzie; bo my niezabawem Wyjdziemy z gośćmi pod dąb Wernyhory Pić kawę… STELLA Dobrze, mamo; ale potem Pozwolisz mi pójść z Hanką na nieszpory? HRABINA Dobrze… Lecz cóż to widzę? Ach, pod płotem Kibitka jakaś i konne Baszkiry! — Do wchodzącego LOKAJA. Co to? LOKAJ Oficer moskiewski, gwardzista. HRABINA Proś! — ach! drżę cała… Nie wiesz, czy kwatery Żąda? LOKAJ Nic nie wiem. HRABINA Proś!… Matko przeczysta! Jeśli to jaki feldjegier… drżę cała… Idź, ostrzeż ojca, Stelko! / Stella wybiega. / SCENA PIĄTA / Wchodzi MAJOR. / HRABINA Witam Pana… Kogoż mam honor?… MAJOR Pani nie poznała? HRABINA Ach! Pan Woldemar! Ach! cóż za kochana Siurpryza! — Mężu! Steluniu! Dyjanko! / Wbiegają WOŁANI, a z nimi FANTAZY i RZECZNICKI. / HR. RESPEKT Co to jest? HRABINA Patrzcie! nasz dawny znajomy! HR. RESPEKT Ach Major! przyjąć-że go pełną szklanką! Iluminować-że mój dach poziomy! Cukrem wysypać srebrnym mój dziedziniec I zamienić mu w Sybir! — Mój ty drogi! Ściska go. Teraz-że widzisz: ot ja, Ukrainiec, Już nie twój więzień! już tobie bez trwogi Patrzę za mundur, czy zeń nie wyziera Jaki róg biały carskiego ukazu… Panowie! w rękach tego oficera Był mój los; a on — mówię, ani razu Nie dał mi uczuć niewoli! i owszem — Gdym z żoną, z dziećmi, w pobliżu Tobolska Siedział, zasłany tam jakoby w zdrowszem Dla mnie powietrzu, aby dżuma polska Nie zaraziła mej skóry (bo wiecie, Żem takiej rządu pieczołowitości O moje zdrowie, jako tu w powiecie Pierwszy urzędnik, doznał): — on, litości Pełny, widząc mnie z córkami i z żoną W małej wioszczynie, w dziurawej stodole, Był nam pomocą wtenczas i obroną, Tak, że nas wściekłe sybirskie Eole Nie rozdmuchały. MAJOR Szczęsny, żeście w zdrowiu. HRABINA A jak się ma pop Osip? MAJOR Pijany z duszą! STELLA A moje gile czerwone? MAJOR W pustkowiu Świszczą po drzewach i w róże się puszą, Smutne, że nie ma Panny na Sybirze! STELLA A oswojone szczygiełki? MAJOR Jak w raju U kaznaczeja… DIANA A trzy polskie krzyże? MAJOR Stoją. HRABINA A Pani Potopof. MAJOR Przy czaju — W zielonej sukni. HRABINA I zawsze w zielonej? MAJOR I w kokoszniku — STELLA Z którego ja chciałam Zrobić gniazdeczko suczce oszczenionej! Ach, jak tam zimno być musi! zadrżałam Myśląc, jak zimno tam Pani Potopof! Dianko, a nasz?… DIANA Kto nasz? STELLA Kto? — nasz drogi, Nasz biedny Pan Jan, co na czele chłopów Z kosą wzięty był. On taki ubogi, A taki dobry! aresztant — i taki Piękny, jak Michał Anioł na obrazie. MAJOR Ten wasz przyjaciel dał nam się we znaki: Buntował nam lud — a dziś na Kaukazie Bije się, w proste posłany sołdaty. STELLA Patrzaj Dianko! HRABINA Dość, Steluniu! prowadź Pana Majora do polskiej herbaty, Którą przyrzekłaś jego uczęstować Za kwas sybirski. / Wychodzą wszyscy oprócz Fantazego i Rzecznickiego. / SCENA SZÓSTA / FANTAZY i RZECZNICKI, przy końcu STELLA. / FANTAZY O nas zapomnieli! RZECZNICKI Gniewasz się? FANTAZY O! nie. RZECZNICKI Lecz trochę zazdrościsz. FANTAZY Czego? RZECZNICKI Diany spojrzeń i łez Sttelli. FANTAZY Jeszcze nie kocham. RZECZNICKI Ale już się złościsz. FANTAZY Wcale nie! — Ale powiedz mi, Rzecznicki, Kto to jest ów to pan Jan, wzięty z kosą? RZECZNICKI Jakiś kosynier… FANTAZY Jesteś jak delficki Posąg: — wyrocznie twoje prosto niosą W sam cel i w samo serce prawdy; ale Rad bym dowiedzieć się, jaki to smutny Upiór nad srebrne gdzieś sybirskie fale Pierś pokazuje i łańcuch okrutny Wstrząsa, i w panien tych ładnej pamięci Staje z ranioną piersią i z brylantem Tej łzy, co mu się w oczach mglistych kręci, Próżno roniona. Z takim aresztantem Adonis nie mógłby walczyć o miłość Szlachetnej Polki!… RZECZNICKI Przecudna tyrada: Periody długie… FANTAZY Ta dawna zażyłość Sybirska — chmura ta błękitno-blada Szronu złotego, która go obwiewa — Te pod nim jary, pełne wilczych kości — Te nad nim czarne sosny, straszne drzewa, I to nieszczęście czarne… RZECZNICKI I w czarności Kominie białą napisane kredą Imię Diany… FANTAZY Przeklęty człowieku, Któremu jeszcze dziś świątynie w Knido Dostarczą wody kastalskiej! O! ćwieku Z byronowego krzyża! O! baranie, O którym niegdyś w mistycznem widzeniu Śnił Sanczo Pansa, w niebie niespodzianie Ujrzawszy bydło! O! ty, co w płomieniu Wiekowym głupstwa jesteś Salamandrą I w ogniu będąc, tyjesz, o Rzecznicki! RZECZNICKI O nieszczęśliwy wieszczu! FANTAZY O Kasandro Przedkontraktowa! RZECZNICKI O ty, potrzebnicki Zdrowego sensu! FANTAZY O ty, sekaturo! Patrz — poszli wszyscy na ogród, a o nas Ani kto wspomniał! RZECZNICKI Bo ty jesteś pióro, Które sonety pisze… et andronas Scribit — i bawisz ludzi, gdy się nudzą, A nudzisz, gdy się bawią. FANTAZY To być może… RZECZNICKI Abyś się widział sam, weź głowę cudzą I włóż na swój kark. FANTAZY A moją położę Na twoim? RZECZNICKI W karty przegraj twoją głowę. Jeśli na stawkę szulery pozwolą Stawić wiatr, a nie pieniądze gotowe. Lecz pierwej złap ją tak, jak wróbla — solą Na ogon, bo ci z rąk samych wyleci! FANTAZY Prawdę ty mówisz: same jakieś światła Chodzą po mojej głowie — jak u dzieci — Zielone, jasne, czerwone — jak na tła Złote rzucone przez Wenecjanina Świętych postaci; różne jakieś tony, Z których ton każdy mi coś przypomina Smutnego, a ma niewytłómaczony Urok dla ducha. W powietrzu mi dzwonią Różne pamiątki miejsc; koło mnie chodzą, Każda ze swoją twarzą, swoją wonią, Zmieniona w Nimfę, w postać… Ach! jak szkodzą Uczuciom myśli nadto rozwinięte! Zda się, upiory piękniejsze, że smętne — Zdaje się, kwiaty smętniejsze, że ścięte — Zda się, że bóstwa — tak, krwią nie namiętne, Ale grzejące słonecznością lica — W wieńcach, w kameliach z gwiazd, których kolory Niepewne jako półtęcze księżyca Srebrzeją… Myśli me — już pół-upiory, A jeszcze myśli… RZECZNICKI Bądź zdrów, bałaguło, Który handlujesz końmi Apolina! FANTAZY Stój! RZECZNICKI A co? FANTAZY Serce moje coś uczuło. RZECZNICKI Fenomen! FANTAZY Słuchaj: — ta w czerni dziewczyna, Ta wybielona wiatrem na Sybirze Diana, która czarnemi oczyma Widzi tam jakieś mogiły i krzyże, Słyszy tam jakieś łańcuchy, i trzyma Ręce na piersiach, jak posąg słuchania I bolu — słuchaj! — ta Diana dumna, Co pod piorunem tu zatradowania, Pod ruinami gmachu, jak kolumna Ostatnia trzyma wysoko swe czoło — Ta, która patrząc na matki aktorstwo I na twarz ojca — zbladłą, a wesołą Dla ludzi… czuje całe gladiatorstwo Nędzy domowej, ze światem walczącej — Ona, co na mnie jako narzeczona Patrzeć tu musi, a w duszy gorącej Czuje, że będzie majątkiem kupiona, A cierpliwością wypłacić się musi — Ta panna — czuję, że to podłość we mnie! Ale mnie jakiś szatan wnętrzny kusi Popełnić taką podłość i nikczemnie Kupić ją złotych polskich pół-milionem! RZECZNICKI Rzecz ułożona. FANTAZY Tak — lecz jakim tonem Mówić z nią? RZECZNICKI Tonem kupca trzeciej gildy. / Przychodzi STELLA / STELLA Mama przysyła mi zaprosić Panów Pod dąb, na małą wysepkę Matyldy. FANTAZY Z romansu Cottin… STELLA Bo do trzech kurhanów Pójdziemy potem na spacer. FANTAZY Cudownie! / Fantazy i Rzecznicki wychodzą. / SCENA SIÓDMA STELLA / sama. / Smutni dziś wszyscy! Dianka — tak blada, Jakby opłatek, wzdryga się gwałtownie I drży jak w febrze i z nóg, zda się, pada; Papa nie mówi anegdot, a mama — Kiedy spojrzałam na nią: tom się zlękła! Taka przy oczach szafirowa plama I taka wielka łza w jej oczach pękła I taka twarz się wydaje stroskana!… Wbiega do pokoju JAN. Ach! jakiś Baszkir! Baszkir! ach! w drzwi wpada! Baszkir!… Czego Pan chce! Ach! proszę Pana, Ja jestem sama… JAN Stelka mi nie rada? STELLA Ach! Pan Jan?! JAN Cyt! cyt! STELLA Ach! Pan Jan przebrany? JAN Moja Steluniu, cicho!… Jak urosła! Jaki z niej kwiatek biały i różany! STELLA Puść mnie, ażebym Diance doniosła, Że tutaj jesteś… JAN Moja dobrodziejko, Mój aniołeczku, o tem ani słowa! Pamiętaj, że mnie prosiłaś na mleko I miód z pasieki twojej, jak królowa Rusałek, kwiatów podolskich caryna. Bądźże mi teraz wierną i zaklętą, Jak czar — bo dla mnie ta cała kraina Musi być tylko snem i wizją świętą, Na którą muszę patrzeć tak jak we śnie — Z uśmiechem, ale w milczeniu… O! biada Tym, co stracili Ojczyznę!… STELLA Boleśnie Gadasz — i słyszę, jak za ciebie gada Głuchy sybirski wiatr, co tak okropnie Wył, w szyby bijąc brzęczące… JAN Milutka! Proszę cię — teraz postępuj roztropnie, Widząc mnie tutaj: jedna bowiem krótka Radość mogłaby mnie i dom wasz cały Strącić w nieszczęście… STELLA Pan zawsze w niewoli? JAN Zawsze — STELLA I wraca znów na Sybir biały? JAN Wracam. STELLA I Pan mi mówić nie pozwoli, Że Pan przyjechał? JAN Zgubiłabyś obu Mnie i Majora! STELLA Cóż mam robić? JAM Oto Ja, Stello, szukam jakiego sposobu, Abym Dianie tę obrączkę złotą, Zgubioną… dawno w śniegu, dziś wieczorem Oddał. — O wschodzie słońca wyjeżdżamy! STELLA Jakże to zrobić? — Ach! oto za dworem Jest staw i łódka, którą my pływamy — Niekiedy same nawet tylko panny — Na drugą stronę do ładnej pasieki. Lasek należy cały do Dianny; Lecz teraz, jak nam tutaj mnichy Greki Wzięli kościółek i parafią, w dworku Pasiecznym mieszka nasz ksiądz, ojciec Loga. — Otóż w tym — jak dziś zwiemy go — klasztorku Często z Dianką prosiłyśmy Boga Za ciebie, biedny Panie Janie; często Wieczorem, kiedy w łąkach derkacz krzyczy, A staw nakryty mgłą srebrną i gęstą, Pełny różowych smug, a głos słowiczy Po czarnym lasku girlandami spada Z dębów aż na staw, i za stawem jęczy: Często Dianka księdzu Lodze gada O tobie, o tej śnieżno złotej tęczy, Która świeciła, gdyście wy cyganki Na Sybirze się o wasz los pytali. — Nie wiem, czy równie ty nas, dwie wygnanki, Pamiętał? — Jak ty westchnąłeś! — Cóż dalej?… Cóż ja mówiłam? Ha!… więc do tej chaty, Jeśli chcesz, siostrę moją zaprowadzę. JAN Ale nic nie mów! STELLA Nic… JAN Ptaszku skrzydlaty! Zawsze jak widzę, masz rusałki władzę Nad twoją siostrą. STELLA O! zawsze mnie słucha! JAN Więc dobrze: będę wieczorem w pasiece. / Wychodzi. / STELLA Powiem Diance, że zobaczy ducha. Żywo. Ducha zobaczy! ach! zaraz polecę I powiem Diani, że ducha zobaczy. / Chce wychodzić — wchodzi hrabina Idalia. / SCENA ÓSMA / STELLA i HRABINA IDALIA. / IDALIA Stelko! STELLA Ach! Pani hrabina — IDALIA Gdzie mama? STELLA Niech Pani chwilę tu zaczekać raczy! Pobiegnę, powiem… IDALIA Stój! — ja pójdę sama? Powiedz mi… STELLA Pani jesteś cała drżąca. IDALIA To nic… serce mi bije… jestem chora: Z podróży jestem… z wielkiego gorąca. Prędko jechałam pomimo doktora Rad… mimo własne stokrotne zakazy. Na stronie. O nieszczęśliwa ja!… ach, i szalona! — Głośno. Czy są tu goście? STELLA Jest hrabia Fantazy Z panem Rzecznickim. IDALIA Czy niepostrzeżona Mogłabym, powiedz, podejść tam, gdzie oni Są teraz wszyscy? STELLA Wszyscy są nad wodą… IDALIA Czy mnie tam jakie ukrycie zasłoni? Powiedz — czy jakie drzewa tam dowiodą Aż do nich — blisko — abym niewidziana Mogła dać jaki znak twej mamie? Stello! Patrzaj ty, jak drżą pode mną kolana, Jak moje oczy… Na stronie. Ach! piorunem strzelą Na czoło tego zmiennika! sztyletem Przebiją serce jego! STELLA Chodźmy, Pani! Staniemy za drzew tych oto bukietem W kłąbach georgiń — / Wychodzą. / SCENA DZIEWIĄTA / Pod dębem w ogrodzie. / / HRABIA i HRABINA RESPEKTOWIE, DIANA, MAJOR, FANTAZY i RZECZNICKI. / DIANA / nalewając w filiżanki. / Pan Major herbaty? MAJOR Dawno ja takie widział jasne kwiaty I takie drzewa! HRABINA Bez kultury rosną. MAJOR Wasz kraj ogrodem zdaje się i wiosną Temu, kto stoi w śniegach garnizonem. Nie dziw, że tęskno wam do waszej ziemi, Że wy wzdychali do niej pełnem łonem. Ja to czuł dobrze! HRABINA / do Fantazego będącego w zamyśleniu. / Z uszkami złotemi Ta filiżanka grotesque się należy Panu Hrabiemu. Panie Hrabio, proszę RZECZNICKI Fantazy! FANTAZY Niechaj piorun mię uderzy! Chociaż amulet koralowy noszę Od złego oka, słyszałem za sobą Szelest… i znany krok… czyśćcowej duszy! HRABINA Ta dusza miłą być musi osobą, Że tak w Hrabiego sercu wszystko głuszy I tak daleko od nas odprowadza Myśli… i w taką nieprzytomność wtrąca! FANTAZY Przepraszam Panią — to mi nie przeszkadza Być tu — jak światło bladego miesiąca Nie szkodzi lampom. HRABINA Więc Pan Hrabia z nami? FANTAZY Duszą i ciałem, sercem i oczyma! HRABINA I nie zostało nic teraz z duchami? FANTAZY Ani włos jeden! DIANA / podając filiżankę nieprzytomnemu Fantazemu. / Ale czy Pan trzyma? Niechże Pan trzyma! Ach! Pan puszcza z ręki! / Filiżanka pada i tłucze się. / HRABINA To nic! Dyjanko, nalej Panu drugą! FANTAZY Na Chrystusowe zaklinam się męki, Że nie umyślnie! — Jestem Pani sługą Najpokorniejszym — przepraszam Ją za to; Ale w tej chwili… gdybyś była Pani W oczy mi lała gorącą herbatą: Byłbym nie poczuł. Na stronie. Sami tu szatani Grają komedię ze mną najsmutniejszą. HRABINA Dianko, nalejże Panu Hrabiemu, Ale herbatę daj mu jak najlżejszą. Daj cień herbaty. FANTAZY Cień jej? a to czemu? HRABINA Szanuję nerwy Pana… Widać za plecami Fantazego stojącą śród zarośli Idalię. Co ja widzę? FANTAZY Co to jest? komuż ukłon ten, Hrabino? / Kłania głową. / HRABINA Nic… Stelka widząc na jednej łodydze Kwiat rzadki — za tą w gwiazdach georginią — Gestem pytała, czy zerwać pozwolę, A jam jej na to odkłoniła głową… Dawno Pan z Rzymu przybył na Podole? FANTAZY Pół roku — HRABINA Któż tam z naszych? FANTAZY Daję słowo, Że oprócz kilku wielkich dziwolągów Suchych, co jeden za drugim się wleką, Powysychani na kształt wodociągów I wydają się ruinom opieką, Jak mech i chwasty: nie ma w całym Rzymie, Kogo bym wspomniał. HRABINA Przecież dla nas sielan Wszystko ciekawe. FANTAZY Przy ruinach drzemie Jeden katolik Polak — i szambelan Cesarskiej Mości, wielki filharmonik: Rogaty złotą lirą Apolina, Śpiewa, ale tak, jak Egerii ponik Mrucząc: niteczka głosu tylko sina Z ust mu wypływa, młynów nie obróci, A jednak ciurka wciąż włoską ruladą; Milczenia anioł w nim siedzi i nuci; Pitagor z całą swych uczni gromadą Milczącą siedzi w nim; a rzec by można, Że swojej szkolnej zasady nie łamie. — HRABINA Któż więcej? FANTAZY Jedna hrabina pobożna, Której spadają loki aż na ramię, A w każdym włosa pierścieniu ukryty Albo kanonik, albo Monsignore. HRABINA Dewotka. — Jakież są więcej kobiety? FANTAZY Najwięcej blade są i bardzo chore, Ruiny kobiet, resztki Karlisbadu, Wód stalaktyty, zgasłe Wezuwiusze. HRABINA Zacytuj mi Pan jedną dla przykładu! FANTAZY Ach! jest tam, chora do głębi na duszę, Znajoma Pani — Hrabina Idalia, Rodzaj Pani Staël — machina parowa pisząca listy… HRABINA Czy ładna? FANTAZY Jej talia Jest do połowy z mgły, druga połowa Bez kości, sprężyn, samą siłą skrętu Idąca naprzód — zresztą w oczach cała… HRABINA Piękne? FANTAZY Dwie czarne plamy atramentu Na prześcieradle białem… HRABINA Taka biała?! FANTAZY Jak prześcieradło. HRABINA I takie ma oczy? FANTAZY Jakby atrament. HRABINA Widzę ją przed sobą! FANTAZY Kto prześcieradło to sztyletem zbroczy: Popełni — wielką poezję… z osobą, Która by dała dziś dziesięć lat życia Za jaką scenę głodną i tragiczną. — Jej trzeba rany, usta ma do picia Trucizny; — byłaby osobą śliczną, Mając rozdarte serce lub sumienie, Do miesięcznego modląca się blasku. Nieszczęściem — takie biednej przeznaczenie — Że jako okręt rozbity na piasku Siedzi i czeka; lecz żądane burze Nigdy ją z ziemi zabrać nie przychodzą. Gdym przybył, chciała mnie poznać: ja służę Chętnie kobietom, ale się nie godzę Być Danaidy beczką, w którą leją Wszystkie serc swoich rdzawych niedokwasy. — Przychodzę: — była zajęta ideą, Że miłość wszędy i po wszystkie czasy Była święconą, bo w treści jest wiarą I jedynie się zasadza na wierze. — Na to krzyknąłem bardzo wielkie „haro!” I powiedziałem mojej Pani szczerze, Że miłość nie jest taką narkotyczną, Niedowiedzioną istotą; — że trzeba, Aby tę gwiazdę zobaczyła śliczną Przez alabastry płci jakiego Feba Świecącą, w oczu sterze i na koralu Ust gorączkowych… Gdym to rzekł, westchnienie Z burnusowego wyrwało się szalu, A ten szal — amiant — owinął płomienie I przepalony, srebrniał w moich oczach, Amiant prawdziwy! — Tu rzekłem, że widzę Na jej błękitno kruczanych warkoczach Gwiazdę nieszczęścia. — Myślała, że szydzę, Z początku; ale widząc, że ja na tem Stanąłem, jako okręt na kotwicy, Rzekła: — Ach! Pan mi będziesz duszą bratem! Pan jeden — w jednej czucia błyskawicy Pojąłeś, co ja cierpię, co ja czuję, Na jaką jestem samotność wskazana… Rzekłem, że sercem się nad nią lituję, Że mi potrzebna jest dusza siostrzana, Jak rękawiczce nieparzystej druga Z tej samej pary i z tego numeru. HRABINA Przepraszam Pana — Stelka na mnie mruga. / Wychodzi ku Idalii i odchodzi z nią razem. Respekt bierze Majora pod ramię i odchodzą w inną stronę ogrodu. / RZECZNICKI / na stronie do Fantazego. / Teraz, Fantazy, z drugiego krateru Sypnij Dianie w oczy! FANTAZY Idź do diabła!… RZECZNICKI / do Diany. / Zapewne Mamie Pani co się stało — Może tam w domu Stelunia zasłabła: Pójdę zobaczę. Do Fantazego. Przypuść szturm, a śmiało! / Odchodzi. / SCENA DZIESIĄTA / FANTAZY i DIANA sami. / DIANA Chce Pan herbaty? FANTAZY Nie. DIANA Chce Pan odwiedzić Moją ptaszkarnię? FANTAZY Nie — pozwól mi Pani Przy samowarze tym, co zaczął cedzić Ukrop — pozwól mi z Plutona otchłani Wydobyć słowo, które na cmentarzu Żywych jest, jako trupia głowa w kwiatach. DIANA Pan mówi? FANTAZY Prosto mówię — o mariażu. DIANA Ha! FANTAZY Czy mam klęknąć? DIANA W tych namiętnych światach, W których Pan żyjesz, klękanie nie w modzie. FANTAZY Zaprawdę — trochę już się zestarzało. DIANA Więc… FANTAZY Więc, hrabianko?… DIANA W słowach tych na spodzie Jest oświadczenie… FANTAZY Cukier… DIANA To za śmiało, Mój Panie Hrabio! Wcale po kupiecku Zbliżyłeś się Pan po towar. Gdzież łokieć? I gdzie są szalki? — Szlacheckiemu dziecku Bóg dał — patrz, hrabio — nawet ten paznokieć U palca, jako rubin gdzieś obmyty Krwią przodków, a gdzieś wzięty na Wezyrze! Me łzy — patrz, są jak perły Amfitryty, Bom obrażona we łzach. — W tym szafirze Oka mojego znajdziesz niby mętne Łzami rodowych myśli zdrojowisko. Wszystko, co mogło w spadku dziecko smętne Wziąć po umarłych: całe serc ognisko, Z szlachetnościami wszystkimi — i całą Myśli ich piękność — ja mam po nich w spadku; A ten mój posag ich — to moje ciało! Gdybym więc nawet kładła na ostatku Duszę, i o niej nie mówiła wcale, Traktując z tobą o siebie na funty: — To jeszcze by mi ust jasne korale, To jeszcze oczy te, co straszne bunty Podnoszą, ogniem i łzami ciskając, Kazały dumną być w targu i trudną. — Jak to? — więc chciałeś, hrabio, nie klękając Jak przed Madonną na stepie odludną Rafaelową, zrumienić jej lice I grubijaństwem cud otrzymać święty, Że się łzami jej napełnią źrenice Lub z płótna tryśnie krew? — Więc żeś ty wzięty, Żeś w okolicy sławny, że się ludzka Miłość za tobą goni, żeś pomięty Jak dziwna jaka perła kałakucka, Tem droższa, że ma kształt nieodgadnięty I do perły jest niepodobna wcale, Ale jest jako monstrum dziwne, drogie: To już myślałeś, że ja się zapalę Do tego dziwu, jak dziecko ubogie Pierwszy raz brylant słoneczny widzące Na twej koszuli? — Bo wyznasz mi, Hrabio, Że Endymiona mirty i miesiące Niepotrzebne ci były tu, gdzie grabią Siano tak podłych, jak ja, pełne kwiatków!… Dobrze więc! oto odpowiem ci szczerze, Tem szczerzej, że tu jesteśmy bez świadków; Ojciec mój daje mnie tobie, a bierze Twoje pieniądze. Przebacz, że wyraźnie Mówię… Mój ojciec ma ojcowskie długi, A sam jest winien pół miliona w kaźnie, A jutro wszystkim chłopom biorą pługi I w każdej chacie stawiają żołnierza. Więc jeśli chaty te jutro posłyszę, Że krzyczą: Boże: a Bóg nie uderza Piorunem; jeśli duch, co we mnie dysze, Modlitwą o! tej wioski nie obroni; Jeśli mnie chłopki okrążą i padną Do nóg, jak gdybym z gwiazdami na skroni Stała w niebiosach, a ja męką żadną Nie będę mogła wyratować ludu; Jeśli Bóg z mego jedynie nieszczęścia Chce siły, która, podobna do cudu, Ten lud obroni: — to się do zamęścia Z Panem… przychylę. / Wychodzi. / FANTAZY Co za duch! o Jezu! RZECZNICKI / wychodząc z za drzew. / A cóż? — za drzewem stałem… FANTAZY Wichry! burze! Jestem szalony! RZECZNICKI Napij się Xeresu. FANTAZY Rzecznicki! w mojej duchowej naturze Wielka się stała, ogromna przemiana! RZECZNICKI Wiwat! — A cóż rzecz czy do skutku doszła? Czy panna w tobie szczerze zakochana? FANTAZY Duchowi memu dała w pysk i poszła! RZECZNICKI Wiwat!… FANTAZY Lecz partia ta nierozegrana! / Wybiega. / RZECZNICKI Poleciał; — dziwnie ten Fantazjusz żyje: Z babami się jak na pałasze bije. AKT DRUGI SCENA PIERWSZA / Z jednej strony widać domek księdza Logi, z drugiej sztuczną grotę otwartą; środek sceny zajmuje ogród, pełny w głębi skał połamanych, mostków wiszących i kwiatów. / IDALIA / sama. / Nie! nie! Ja w domu tym, gdzie oni żyją, Nie będę… tylko wytchnę sobie z drogi I tu, gdzie różne powoje się wiją Około sosen, w domku Księdza Logi Pomieszkam. — Niech te źródła, gdzie Dianna Widziała swą twarz, widzą me oblicze; Niech widzą, że ja chociaż w serce ranna, Bez trucizn jestem… Nie! — ja jej nie życzę Żadnej tortury! Ja egzaltowana, Mówią: — dlatego właśnie przebaczyłam I w osty moje kolące ubrana — W osty, które ja łzami uiskrzyłam — Podobna jestem… do jakiej Rzymianki Lub Florentynki, co poety słucha I ma kolczate na warkoczach wianki, Jak gdyby burza, powstająca z ducha, Tłómaczyła się wieńca rozczochraniem I kolcem liści zjeżonych na głowie. — Poetą moim jest przeszłość: śpiewaniem Mego poety, jestem tu w połowie Smutna i razem na poły radosna Jestem, że mnie ta pieśń nad nich podnosi. — Widzę, że trzeba mi będzie wziąć krosna, Jak dawnej Polsce; i ten duch, co prosi O piękność, a chciał niegdyś miesiąc złoty Uczynić swoim zwykłym domownikiem — Trzeba go, widzę, pięknością prostoty Upoić; i mieć nad moim stolikiem Zamiast miesiąca twarz prababki białą, Groźną — świętości lampę, twarz umarłą… Tak, tak! — wrzeciono będzie mi burczało I tańcząc złote me dywany darło, A ja pomyślę patrząc: tak się kręci Świat — tak tańcuje każdy modniś młody! Taką niteczkę z jedwabnej pamięci Snuje za sobą! tak się w jedwab mody Obwija, i tak — ot z rąk mi wylata I już… ode mnie wziął ruch, a mnie nie zna!… Zaprawdę, że tak będę drwić ze świata, Przędąc jedwabie — SCENA DRUGA / STELLA i JAN wchodzą z przeciwnych stron, nie widząc Idalii. / JAN Stelleczko lubieżna! A cóż?.. IDALIA Ktoś idzie! — skryjmy się do groty. / Wchodzi do groty. / STELLA Niech Pan Jan do mnie po rusku nie gada. JAN Słuchaj — to język jest mojej tęsknoty, Język, który mi z piersi tak wypada, Jak pies, i wyje — wyje, jak przy trumnie, A czasem w ustach jak karabin szczęknie… STELLA Dobrze — lecz Pan tu na gościnie u mnie, W mojej pasiece: ………… ………… JAN Gdzież jest Diana? STELLA Z bardzo wielkim żalem Nie mogła tu przyjść. JAN Ha! STELLA Humla wariacją Na fortepianie gra… JAN I tu nie przyjdzie? STELLA Nie wiem; jak skończy, to może spacerem… Bo wiesz, że ona jutro za mąż idzie. JAN Jutro?!… STELLA Cóż ci to? JAN Prawda! — to jest zerem W moim rachunku… Jutro więc — drżę cały — Dyjana za mąż idzie… a za kogo? STELLA Ach, jak szczęknęły dziwnie twoje strzały W kołczanie! — Słuchaj — teraz z wielką trwogą Patrzę na ciebie — teraz ty zupełny Baszkir — ach, czarny teraz Baszkir z ciebie! Czemu ty patrzysz tak na księżyc pełny! JAN To nic, Steluniu; szukałem na niebie Tych gwiazd — tych siedmiu gwiazd, związanych razem, Które ty niegdyś, astronomka złota, Pokazałaś mi nad strasznym obrazem Zmrożonej nędzy, zgasłego żywota, Śnieżnego piekła. — Tutaj być powinny, W tej stronie niebios — te skrzypce z gwiazd — skrzypce, Po których ty jak aniołek niewinny Wodziłaś smyczkiem. Twej pasieki lipce Nie są tak słodkie, jako ta muzyka, Która na gwiazdach po tobie została; I kiedym siadał pośród mogilnika, To na Sybirze mi tam grała — grała — Grała — jak wasz głos, panny… Na stronie. Czy w łeb strzelę Sobie? Czy pójdę po żołniersku spić się? — STELLA Skrzypeczka ta z gwiazd? JAN Na siostry wesele Sprowadź ją z nieba! STELLA Więc ty musisz kryć się? Więc ty nie przyjdziesz jutro do kościoła? Więc ty… JAN O! biedny! biedny! biedny! biedny, Który ojczyznę straci! STELLA Nie kryj czoła! My z Dianią pacierz kończyły powszedny Twojem imieniem; ty byłeś tu z nami Każdej niedzieli i każdego piątku; Dianka twojemi gadała słowami, Na chrzcinach chłopskich każdemu dzieciątku Dawała imię Jan… Dianka dzisiaj szlocha, Dianka dziś blada, Dianka dzisiaj chora: O! ty wiesz, ty wiesz, że cię Dianka kocha! JAN Ha! STELLA Ale mama z papą przyszli wczora, Na łóżku siedli, mnie kazali iść precz, Zamknęli na klucz drzwi — i coś tam siostrze Gadali. Ona krzyczała: To miecz! Trucizny dajcie! Sama nóż wyostrzę I sobie gardło poderżnę po ślubie! — A mama z papę do niej: Jesteś głupia! Gadasz, jak gdybyś żyła w jakiej grubie Albo w romansach! — A tu nędza trupia! A tu rodziny naszej honor trzeba Ratować! — A ty, głupia fircynelo, Myślisz co? — i torbą po kawałek chleba Naprzód, a starych nas dwoje ze Stellą Za tobą, grać po kawiarniach w Kijowie Na starych harfach? — Tu zaczęła mama Mdleć — i mój papa załamał na głowie Ręce — i nie wiem, co… Ale ja sama Pod drzwiami płakać zaczęłam i ryczeć, Aż po mnie biedna Dyjanka wybiegła, Wzięła na ręce i zaczęła krzyczeć: — Wezmę krzyż! wezmę krzyż! — i prześcieradła Wlokąc, na ręku mnie w ogród wyniosła, Jak obłąkana krzycząc; — Wezmę krzyża, Bo widzę, żem tu w domu na to rosła! JAN To tak?… Więc niechaj do mnie się nie zbliża Ta męczennica!… — Stelko, daj mi rączkę — Proszę cię… teraz… na wszystko zaklinam, Weź — oto widzisz tę złotą obrączkę! Czekaj — bo jeszcze czegoś zapominam — Weź… i ten suchy pierwiosnek, urwany W dalekiej ziemi łez, do której wrócę Kończyć mój straszny czas… dźwigać kajdany. Cóż mi więc z tego, że tu w piersi rzucę Więcej boleści i otworzę rany, Zamiast… o! Stelko, dokończ tych wyrazów!… I te — oto masz — drogie dla mnie dary Schowaj!… I kiedyś, później — gdy z obrazów Przeszłości żołdak, wasz przyjaciel stary, Na umilenie jakiego wieczora Wtrąci się nagle do waszej rozmowy; Gdy ten dom czarny z postacią upiora, Cały sybirską zorzą purpurowy, W oczach wam stanie; gdy to wszystko dawno, Co kiedyś serca biedne dręczyło, Stanie się marą: — ty wtenczas te jawne Ślady przeszłości — z twarzą taką miłą, Jak anioł, który w niebie przypomina Boleści nasze, już dawno przebyte — Rzucisz przed siostrą twoją do komina I w skrach pokażesz — czarne — łez już syte I obrócone w popiół… STELLA Więc już z tobą — — JAN Więcej już ze mną nic… STELLA Lecz cię zobaczę? JAN W tym domu żadną nie jestem osobą, Ale mundurem! Mniej niż człowiek znaczę, A więcej żądałbym, niż król niebieski! Więc wolę nie mieć nic — niż mieć pod miarą. Nawet już, Stelko, te perłowe łezki, Które ty, co mi serduszkiem i wiarą Dotrwałaś, sączysz odwrócona bokiem — Że są z litości, to mi są obrazą! — Idź, Stelko — ja tu sobie nad potokiem Legnę i strzałek mych będę żelazo Ostrzył, bo w biedzie przywykłem do pracy — Jest mi kochanką! — mam także piosenki, Które śpiewamy sobie my żołdacy, A w których jest — brud śmiechu i są jęki… Bądź zdrowa! — / Stella odchodzi. / SCENA TRZECIA / JAN, IDALIA. / IDALIA Poszła!… O! cudowna scena! JAN / kładzie się i śpiewa, Idalia słucha, postępując zwolna i cicho naprzód. / Hej! hej! — Kaukaz nasz! Hej! hej — kopalnia cyn! Hej! matka gorzałka! Hej! kochanka mi pałka! Hej ojczyzny ja syn! Kto idiot? — Swoj! — Ty mój? ja nie wasz! — — Dobrze ta straszna pieśń tu z echem wyje. — Jeszcze raz niechaj mi jaka Kamena Da głos i schwyci mnie razem za szyję, Abym zacharkał i wył jak hyjena. — Hej! hej! trzymaj straż! Hej! hej! zabębnił grzmot! Hej! hej! siostra gorzałka! A śmierć generałka! Hej na konia, taj wlot! Kto idiot? — Swoj! — Ty mój? ja nie wasz! Jaka cudowna pieśń! — szczekają skały, Jakby stu wilków otworzyło paszcze I razem z głosem czarną krwią rzygały. Po pieśni jęczy powietrze i klaszcze, Jak czarownica… IDALIA / niepostrzeżona przez Jana. / A on u strumienia Niby cudowny rycerz z Ariosta: Głowę mu srebrny kołczan opromienia, I zda się, ciepłe to powietrze chłosta Energią głosu. Sylaby ostatnie Jeszcze grzmią. — Ach! to jedna z dusz ranionych, Jedna z dusz, które są mi dawno bratnie… Znam go — ach! i tych wyłogów czerwonych Dotknę się — nie tak, jak ten świat francuski, Ale się dotknę, jak relikwi świętych… / Podchodzi ku niemu. / JAK Kto takoj? IDALIA Polka! JAN Nu tak szto?! ja Ruskij! IDALIA Czy wielu takich jest na Sybir wziętych, Jak ty? — Przebacz mi, że cię prosto *tykam*, A nie obrzucam cię światowym „Panem”. W tem „ty” ja wiele — ja wiele zamykam! I więcej daję ci nad ludzi stanem Wyższości, niż świat da Jaśnie Wielmożnym. JAN Nu — ja nie znaju szto!… ja z moim Chanem Z majorem… tak my tu za podorożnem Zjechali pocztą. IDALIA. Biedny ty, człowieku, Że się wystrzegać musisz własnej mowy! I ciągle być za serce — na tym ćwieku Twojego krzyża! Jam mniejszej połowy Historii twojej wysłuchała, w grocie Ukrytą będąc: — domyślam się reszty. JAN Jeśli tak, powiem Pani, że w istocie Śpiewałem z bolu i z męki. IDALIA A wiesz ty, Że ja słuchając przysięgłam na ciernie Chrystusa, że tej boleści pół biorę, I będę tobie tutaj służyć wiernie Sercem, co we mnie także bolem gore, Także ranione. — Nie pytaj o więcej, Ale wiedz, że tu jedne mamy cele: Ty ustępujesz — bo kochasz goręcej, Boś jest mężczyzną, bo masz mocy wiele I szlachetność ci męska nie pozwala Za prawo serca przeciw prawom ziemi Bunt podnieść. Lecz ja — ja — mnie tu krwi fala Na brzeg rzuciła, żaglami złotymi Płynącą; tu ja próchnieję — ja, dawniej Różanym gwiazdom i kwiatom kochanka, Ja, rozgłoszona już miłością sławniej, Niźli niejedna Neapolitanka Sztyletem romans kończąca — a przecie Tak porzucona, jak Basia lub Rózia, W której się cała palestra w powiecie Kocha i wierszem dzwoni, że jej buzia Jest pełna cukru!… Horor! mówię tobie. Bo że ojczyzna ta mrze, to się zdaje, Że wszystkie kwiaty więdną na tym grobie I wszystko państwo ginie — a lokaje W panów ubrawszy się, wiodą romanse, Serca zdobyte czepiąc u zegarka; Potem poezje piszą i bilanse Handlowe… Taka wielka gospodarka W głowie tych ludzi teraz, że na wszystko Jest czas i miejsce: to też wszystko blade; Każdy jest panem, paniczem i chłystką, Każdy od kuchty swego bierze radę, A gdy co czyni, to siebie się pyta, Czy kamerdyner się tam gdzie na boku Nie śmieje. — Słuchaj! ja jestem kobieta: To co mam w sercu, to widzisz i w oku — Wzgardę, ogromną wzgardę, błyskawicę! Otóż tą wzgardą… z tą wzgardą, o Boże! Z tą wzgardą ja to wpadłam w nawałnicę Nieszczęścia — i coś rzucam w mgłę — coś tworzę — Coś — sama nie wiem; ale jestem pewna, Że przyjdzie jaki wypadek, zdarzenie, Które tonącej mi jak kawał drewna Pomoże. A nie? — ha! to mam schronienie Nie między ludźmi!… JAN Darujesz mi Pani, Lecz jeśli tutaj jest jaka kobieca Zemsta… IDALIA / z śmiechem szydersko-bolesnym. / To ona się nie ukołczani! — Co? — to ty, rycerz, nie spadniesz z księżyca Na Ariostowym koniu, i kochanki Jak sokół sobie nie weźmiesz z dziedzińca? To za mnie bić się ty nie pójdziesz w szranki? Cha! cha! cha! — ludzie myślą, że prócz sińca Nic ofiarować nie można kobiecie! Jeżeli nie dasz ręki — daj modlitwę, Daj serce, sercem mi pomagaj skrycie! Myśl twoją zawieś tak jako rybitwę Nade mną — sercem bijącą, krzykliwą! Niechaj mnie broni, niech wiem, że nade mną Jest kto mój — z parą skrzydeł sprawiedliwą, Z szalą, która tu przez rękę nikczemną Pofałszowaną nie była. I więcej, Więcej żądałabym jeszcze od ciebie — Ale to ledwo za kilka tysięcy Lat człowiek będzie mógł dać zaraz z siebie Na pierwszą prośbę, anielską a szczerą… JAN Cóż to za taka prośba? IDALIA O pokorę… JAN A! to jest dla mnie, Pani, wielkie zero! Ja, który teraz z kazny co rok biorę Na żołd pół rubla, a resztę u chłopa Muszę wyżebrać, mam pokory tyle… IDALIA Nie masz jej dosyć! JAN Patrzaj: moja stopa Wygląda z buta… IDALIA Słuchaj: ja się schylę I pocałuję tę krzyczącą ranę Twojego buta — jeśli mi dasz słowo… JAN Że…? IDALIA Słuchaj! — wioski te są zrujnowane, Połową jedną szlachcie, a połową Skarbowi dłużne; — słuchaj! ślub Diany Jest oto takiem buta załataniem. JAN A więc jest święty! IDALIA Towar z niej nie tanny Zrobiono długiem bardzo targowaniem! Na pól miliona zbito panny cenę I teraz idzie z domu w pół-milionie! JAN Niedrogo! IDALIA Prosto idź na targu scenę I mów, że siostra ci jedna po zgonie Na zagranicznym banku zostawiła Tyle, ile ci ludzie chcą za córkę… Ja jestem twoją siostrą! JAN Pani miła! To przypomina mi „Z gorki na gorkę”, Piosenkę ruską… IDALIA Oko moje śledzi Twe czoło — i twarz zda się nieczłowiecza. JAN Nie, nie! — Coś w sercu to polskiego siedzi, Coś w sercu siedzi tutaj i zaprzecza Takiego czynu — jakieś straszne „veto”, Przeciw któremu nic — świat cały! — Nawet Gdybyś nie była, o Pani, kobietą; Czuję, że musiałbym zaraz wet-za-wet Na twoją złotą kulę odpowiedzieć Ciężką, żebracką kulą — ołowianą… Co to los! — Można nad strumieniem siedzieć I kwiatów wonią oddychać różaną I mieć w boleści ulgę od natury, Co wszystkie, zda się, części zna bolące I wie, gdzie dotknąć kości, a gdzie skóry. Lecz człowiek, choćby wyższy nad tysiące Ludzi, choć z chęcią najlepszą się zbliży, Choć, jak ty, Pani, od róż weźmie woni W słowach: — to zaraz czemś albo poniży, Albo łzę taką nad człekiem uroni, Że ona jemu pali na wskróś czoło I czerni wstydem. IDALIA Ha! widzisz, jak trudno Wejść w czarodziejskie tych aniołów koło, Dla których taki czyn nie byłby trudną Pokorą brata… JAN Na Boga! na Boga! Opuść mnie, Pani — to jest dar szalonej!… IDALIA Bo ja szaloną jestem; bo złowroga Gwiazda świeciła wcześnie urodzonej Pomiędzy ludźmi, którzy jeszcze rosną, Nie śmiejąc kroku zstąpić z bitej drogi. Tak! — twa szlachetność jest cudowną wiosną Dojrzalszych twych lat: każdy dziś ubogi — Nie lokaj, ani piszczyk, wierz mi, Panie — Tak jak ty, rzuciłby mi złotem w oczy!… Nie idzie za tem, by to odrzucanie Było boskością: ono tak się toczy Po bitej drodze ludzkiego zwyczaju, Juk stara Państwa Rzecznickich kareta… JAN Tego już, Pani, ja nie panimaju I śmiech mnie bierze — IDALIA Śmiech? że ja, kobieta, Moim majątkiem rzucam tak jak błotem, A sama choćbym poszła za klucznicę?… JAN Kto Pani jesteś?! IDALIA Jestem tu przelotem Przelatujący anioł: błyskawicę Rzuciłam w oczy tobie — i znikniona Jestem dla oczu twych, jak błysk na niebie… JAN Stój! IDALIA Nie idź za mną!… / Odchodzi. / JAN To jakaś szalona! Ale oddałaby, widzę, w potrzebie Duszę — choć diabłu! Co do mnie, to może Złoto więc rzucić swoje — — i do stawu, Bo mnie jak więźnia karmią ręce boże… Jednak — ja nie wiem — ona mi wszczepiła W to serce jakiś gniew na tego człeka, Który tu… który, jak pieniężna siła, Jak wódz od swych wojsk dukatowych czeka Zwycięstwa, a sam spokojnie i cicho — Nic wytężywszy żadnej serca władzy — Weźmie ją… Pójdę — bo jakieś mi licho Ubrązowane, jak ja, trochą sadzy, Wściekle, jak Baszkir gdzieś odzwierciedlony — Pokazuje swe zęby zgrzytające. O! co bym nie dał za plac rozmierzony W dziesiątek kroków, a w ręku gorące Dwa pistolety! — O! gdyby nie słowo, Które ode mnie Major wziął, że będę Jako baranek i nic własną głową Nie przedsięwezmę, ale na komendę Jako machina będę się obracał I wszystko czynił, co mi on rozkaże; — O! jakżebym dziś te lalki wywracał I tym światowym ludziom zajrzał w twarze Spokojnie — ale marmurowo, krwawo, Jak niegdyś w gardło harmat pod Warszawą… / Siada i czyści broń. / SCENA CZWARTA / Wchodzi KSIĄDZ LOGA. / KSIĄDZ LOGA Pobiegła… Męka to jakaś okrutna, Która tę panią tak po lasach goni! Chciałem przyjść z radą — a ona fiut za dom I poleciała nad staw jak cyranka. A byłbym tu dał miejsce kilku radom Dobrym, pokazał jej śmierć i kochanka W świetle właściwym… Czego chce ode mnie Ten ruski żołdak? JAN Pomówić z Waćpanem. KSIĄDZ LOGA Polak? JAN Tak, Polak. KSIĄDZ LOGA I Waćpan nikczemnie — Po polsku czysto mówiący, więc stanem Zapewne nie chłop rekrutowy, ale Szlachcic — w moskiewskiej służbie, z dobrej woli?… Czego Waćpan chcesz? JAN W tym twoim zapale Czuć, że na twojej, mój staruszku, roli Nie rośnie zdrada. Więc się tobie zwierzę Pod tajemnicą jakoby spowiedzi, Żem szlachcic, w proste posłany żołnierze Za rewolucją, że tu we mnie siedzi Polska; że tutaj przybyłem sekretnie, Abym się pozbył jednego ciężaru, Który przez czasy mnie dziesięcioletnie Dręczył i na kształt straszliwego czaru Myśl moją ciągle wypijał z płomienia, Serce mi z ognia mojego wyniszczał… Proszę cię, księże, byś z tego pierścienia… / Zdejmuje pierścień z palca i daje go Ks. Lodze. / KSIĄDZ LOGA / opatrując. / Złoty pierścionek — JAN Który mi tak błyszczał, Jak gwiazda niegdyś świecąca na kucją W domu rodzinnym… KSIĄDZ LOGA Cóż z pierścionka tego… JAN Proszę, ażebyś zrobił restytucją, Bo go ukradłem. KSIĄDZ LOGA Nie! JAN Na Boga mego! Bo go ukradłem… KSIĄDZ LOGA Z męką ty straszliwą Mówisz! — a ja ci mówię, ojciec stary: Przede mną oto nie przysięgaj krzywo, Bo ja ten pierścień znam, bom go u fary Dawniej poświęcił. JAN Więc wiesz, że jest wzięty? Że dziś do niego nie mam, Ojcze, prawa! KSIĄDZ LOGA Dobrze: wypełnisz obowiązek święty. Niechaj ci, synu mój, wiara i sława I patria będą pomyślne i dadzą Swoje trzy wieńce, wieńce te zwyczajne, Które na grobie wielkich ludzi sadzą Te trzy kochanki. Bo ci to nie tajne, Że ludzie wprzód do trumny odprowadzą — Potem kochają. Cierp więc podłóg stanu, A znoś cierpienia podług wielkiej duszy; A ja pamiętać będę o Waćpanu W moich pacierzach… JAN I perłami prószy Ze źrenic, jak król jaki ze skarbnicy… Bądź zdrów, staruszku! — Dobrzy w Polsce ludzie! / Odchodzi. / KSIĄDZ LOGA Otóż sumienie tej młodej dziewicy, Która zrobiła ślub w sybirskiej budzie, Wolne jest. — Pójdę i pierścionek zwrócę. AKT TRZECI SCENA PIERWSZA / Salon, jak w Akcie pierwszym. / / FANTAZY i RZECZNICKI. / FANTAZY Rzecznicki! Dasia tu jest, albo była. RZECZNICKI A ba! FANTAZY Czułem ją po zapachu. RZECZNICKI A ba! FANTAZY Mówię ci, że się już nad emną mściła Przez tego czarta golijata, draba, Baszkira: — już jej wenecki sztylecik Uczułem — i wiatr z jej ust pełny szpilek Już mnie obleciał — już miałem pasztecik Z jej kuchni — już, już ten zemsty motylek Zrzucił poczwarkę swoję i tu lata, Zrobiwszy traktak z ludźmi na mą zgubę. RZECZNICKI Mści się nad tobą? FANTAZY Tak jako harmata, Nabita puszką ćwieków. RZECZNICKI Daj mi próbę, Bo nie uwierzę. FANTAZY Ten Baszkir najęty, Dziś właśnie połknąć mnie chce jak Jonasza. Dziś właśnie, kiedy ranne dyjamenty, Stały na kwiatach… RZECZNICKI Słuchaj: niech ta kasza Z gwiazd, z dyjamentów, z kwiatów… FANTAZY Jesteś gapem! Otóż ci powiem prosto: dziś stoimy Na ganku — Baszkir z ogromnym harapem, W futrach, jak bożek gdzieś sybirskiej zimy, Ujeżdża konie — panny z ganku patrzą, Starosta swoje anegdoty plecie… RZECZNICKI Ty stoisz z twarzą od księżyca bladszą, Jak Manfred… FANTAZY A ty, mój swat, przy bukiecie Jak Gaweł… RZECZNICKI No! kończ — FANTAZY Wtem Baszkir niecnota Naprzód mi konia prawie na pierś wsadza Ogonem — zmykać przymusza, od błota Spędza jak wróbla, pałaszem zawadza I moje złote na piersiach binokle O ciągnie — RZECZNICKI No! to wszystko jest przypadek. Takie zdarzenie mieli Temistokle Na olimpijskich grach. — Ustępuj z kładek, Kiedy przez błoto konie idą kłusa. Baszkir nie winien nic. FANTAZY Ale mi potem Bestia mojego zabił Spartakusa! RZECZNICKI Jak to? FANTAZY Kiedy mnie już obrzucił błotem, Diabeł podszepnął jakiś pannie Stelli, Że do Majora przybiegła i prosi: „Niechaj, Majorze, Baszkir z łuku strzeli!” Ojciec tę prośbę natychmiast podnosi, Prawi uczoną wielką dysertacją O sławnem z łuku strzelaniu Baszkirów, Dowodząc, że zna strzał przez elewacją. Schodzą się panny, do niebios szafirów Odprowadzają tę strzałę oczyma; Ja sam aż w gwiazdy okiem idę za nią, Widzę, jak srebrna się na niebie trzyma, Maleńka — komar pod niebieską banią — Potem przechyla — skręca — w ziemię mierzy Główeczką srebrną, daje świdra, młyńca — Spadła: patrzże, gdzie? — Mój Spartakus leży, Mój wyżeł leży na środku dziedzińca, Drgając łapami! — Czy ty byś uwierzył Albo spodziewał się? — W niebiosa godził, A szelma w mego Spartaka wymierzył! RZECZNICKI Rzecz prosta; Spartak po dziedzińcu chodził — To los… FANTAZY Lecz psów tam — — RZECZNICKI / przerywa. / Więc Baszkir miał racją, Że najpiękniejszy wybrał cel — Fantazy, Strzelając, widzisz, tak przez elewacją, Trzeba mieć piękność celem… FANTAZY Po sto razy Mówię ci, że w tem czuć rękę Idasi. RZECZNICKI Strzeliła z łuku? FANTAZY No! zgryzłem to w sobie. Wtem Stelka, co się do każdego łasi, A coś z diabełka on w swojej osobie, Pyta Baszkira, jak się to przez barki Ów kołczan wkłada? czy ciężki? czy z blachy? RZECZNICKI No? I ten Baszkir…? FANTAZY Syn jakiejś tatarki! Zdjął kołczan i mnie — co jemu pod pachy, Byłem, a właśnie wylazłem był z kąta I stałem przy nim z maleńką dziewczynką — Przez głowę rzuci nagle jak chomąta Ten kołczan, pasy te żółtawą glinką Pomalowane: i nagle przed okiem Panien zniknąłem, jakby syn Latony, Okryty białej kurzawy obłokiem — RZECZNICKI I obryzgany i ochomącony Jak koń — FANTAZY I straszny wstał na ganku klamor, A gdy opadł kurz, tom się przy łajdaku Baszkirze — — RZECZNICKI Pannom pokazał, jak Amor W kusym tużurku, w sążnistym sajdaku I ożółcony pasem ładownicy! A ba! FANTAZY Idalka więc w zmowie z tym chłopem! Przysięgnę, że gdzieś stała w okolicy Na wieży lub na dębie z teleskopem. RZECZNICKI A ba! FANTAZY Ty zawsze a! ba! SCENA DRUGA / Wchodzi HRABIA RESPEKT. / HR. RESPEKT Cóż, Panowie?! Major nadzwyczaj smutny z tych wypadków Z żołdakiem się tym obejdzie surowie. Kochałeś może tego psa? bez świadków Może i parę łez nad nim zroniłeś? Niech cię pocieszy to, że moja żona, Której ty dawno głowę zawróciłeś Twymi listami, już jest zatrudniona Obraniem miejsca pięknego w ogrodzie Na grób dla twego psa i monumenta. Gdybyście byli z moją córką w zgodzie Lepszej: to może by jakie mementa Znalazła w książce angielskiej i napis Godny. — Lecz z moją córką coś ty, Hrabio Chciałbym was widzieć jak lazuli-lapis Błękitnych! chciałbym to, pod czwartą schabią Zobaczyć, czy ty masz serce?… Masz serce — Ale zobaczyć chciałbym, czy się wreszcie…? Wiesz, Hrabio, ojcem jestem… a kobierce Nagotowane… FANTAZY A my tu po kweście Waszych serc… HR. RESPEKT Niechże pan Fantazy gada, Jeżeli można, bez żadnych floresów Choć chwilę! FANTAZY / na Rzecznickiego wskazując. / Ten Pan mój podpis posiada. HR. RESPEKT Cha! cha! nie lubisz, widzę, interesów — Dobrze — idź, same róże zrywaj, a my Weźmiemy ciebie w siatkę — weźmiem w siatkę I myśli twoje ładne pochwytamy W piękne więzienie. — Masz ojca i matkę: We mnie masz ojca, matkę — w mojej żonie; Do Rzecznickiego. A my, jak ludzie ziemi, chodźmy pisać. / Wychodzi z Rzecznickim. / FANTAZY Czoło mi jeszcze całe wstydem płonie Za tego starca. — Jak on się kołysać Musiał — uśmiechać i na pół dowcipnie A na pół serio rzucać mi na szyję Tę córkę! — Krew tak czerwona nie lipnie Do rąk zabójcy, ani modre żmije Nie okręcają takimi uściski Laokontowych ramion, jak on zięcia! — To dziwna! — Jak on żebraka był bliski — Jak cały drżący porwał mnie w objęcia — Jak od psa zaczął, a skończył na sobie: Niby wyraźnie mówiąc: nad psem płaczę — Więc płacz nade mną! — Kiedy te łzy obie, Co w oczach jego błysnęły, tłómaczę: To mu odpuszczam uśmiech ów fałszywy, Którym się zakrył przede mną jak maską. SCENA TRZECIA / HRABINA RESPEKTOWA wchodzi. / HRABINA Hrabio! FANTAZY Jej sługa! HRABINA Mąż mój… dzień szczęśliwy! Sądzę, że pan Bóg nam swą świętą łaską Pomoże… Hrabio! we łzach jestem cała, Widzisz mnie drżącą: nie dziw się — ja matka!… FANTAZY Pani mnie mocno tem zobowiązała, Żeś mnie tu wzięła pierwszego za świadka Tych łez. Umiem je cenić. HRABINA Niech Pan będzie Pewny, że moja Diana zrozumie To serce jego; i chociaż nie wszędzie — Bo ona latać po gwiazdach nie umie — Poleci za nim: to przecież Go w żadnym Złym losie córka moja nie opuści. Ona ci będzie, Hrabio, kwiatem ładnym W domu; przed twoją błyskawicą spuści Oczy, i będzie płakała — nie wiedząc, Skąd te łzy, czemu się po licach toczą. Nigdy cię ona nie obrazi, śledząc Twoich czynności; ani z twą proroczą Przyszłości myślą będzie się kłóciła — Ani z przeszłością twych złotych pamiątek W bój wstąpi. Dla nas ona wszystkich była Jak w domu jaki czarodziejski kątek, Gdzie jest najlepiej — smutnym!… Ale, Panie, Ja, matka… muszę przewidywać za nią I muszę matki to przewidywanie Powierzyć tobie… FANTAZY Od tej chwili z Panią Nie powinienem mieć ładnych tajemnic. HRABINA O tak! — nieprawdaż? — otwarci oboje Wpuścimy oczy do najskrytszych ciemnic Naszego czucia. — Hrabio, ja się boję, Że tu… pod lawą tą — jakaś Westalka Rzymska ma ogień jeszcze nie zagasły… FANTAZY / do siebie. / Jak widzę, była tu moja Idalka. Głośne. Pani, tym ogniem się serdecznym pasły Różne… cóż powiem? różne salamandry I w ogniu żyły… HRABINA I są jeszcze żywe? FANTAZY Nie wiem. — Nimfy się takie w oleandry Zmieniały dawniej — albo nieszczęśliwe W źródła płaczące, lecz w ręku poety Dafne zmieniała się zazwyczaj w laury. Powinny by dziś to polskie kobiety Dobrze rozważyć… HRABINA Wy jesteście Giaury, Wy wszyscy Giaury! wy zawsze wracacie Do pierwszych waszych snów — na śmierci łożu… FANTAZY Czy tu przybyła? HRABINA Jest. FANTAZY Gdzie? HRABINA W małej chacie U księdza Logi. FANTAZY Chora? HRABINA Jak na morzu! FANTAZY Co?… ma chorobę morską? HRABINA Ciągle mdleje. FANTAZY Pójdę — to moje fatum ta kobieta! / Wybiega. / HRABINA Mężu! Diano! Stelko! SCENA CZWARTA / Wchodzą wołani wszyscy — z nimi MAJOR i RZECZNICKI. / HR. RESPEKT Co się dzieje? HRABINA Poleciał do niej! HR. RESPEKT Wojna więc odkryta! — Jak się to skończy? HRABINA Ach! jak się to skończy? Nieszczęście jakieś wyniknie. MAJOR Paniska! Czart złączył — Moskal tę parę rozłączy. Bo ja zrozumiał z mego stanowiska, O co tu chodzi; tak dziś ja z Baszkirem Moim niewiele sobie pogadawszy, Zrozumiał, że tu mariaż — a tam wirem Jakaś kobieta kręci… Tak ja krwawszy Był żalem, niż wy, że mój Baszkir w zmowie Z tamtą kobietą drwił z waszego zięcia. Więc ja rozwidnił Baszkirowi w głowie, Że on zobaczył waszego dziecięcia Nieszczęście, i sam zapłakał nad wami I przyrzekł pomóc wam przeciw tej furii. Tak jeśli wam to nic, tak my to sami Zrobimy sztukę. Tak ja na dyżuryi Przy sobie teraz zatrzymał Kałmuka, A Baszkirowi kazał jechać w pole. Tak od tej pani hrabiny poszuka I odprowadzi przez całe Podole Babę do domu. HR. RESPEKT To gwałt! MAJOR Nasza sztuka! Co wam do tego? HRABINA Lecz, Panie Majorze!… MAJOR No! ja mam dekret na nią, że w jej domu Jest Włoch, Franmason! HR. RESPEKT Ale w moim domu Taki rapt… MAJOR Co? ja źle zrobił? RZECZNICKI Nikomu Do głowy ani przyszło, byś Pan sobie Tak śmiał postąpić. MAJOR Tak ja źle się sprawił? HRABINA Majorze, lepiej abyś był nas obie Zaaresztował! HR. RESPEKT Mnie przed sądem stawił! STELLA Nas kazał odwieźć wszystkich do Kijowa… HR. RESPEKT Mnie starca kazał chwycić na kibitkę… MAJOR Nu! cóż ja zrobił?! HRABINA Nic już! ani słowa! Mężu, każ zaprząc! — Dianko, włóż świtkę Czarną, podszytą łabędziami! — Stelko, Przynieś mi boa! — sama włóż szlafroczek! Tak jak kompanią tu jesteśmy wielką, Jedźmy! / Hrabia idzie do drzwi; służba się krząta; panny wychodzą i wchodzą przebrane. / MAJOR Ot piwa nawarzył!… RZECZNICKI W tłómoczek Włóżcie czem trzeźwić! HRABINA Prawda! — Kajetanie! Włóż do powozu — o! te dwa flakony. Jedźmy! MAJOR Ja zaraz tam dopędzę Panie Z moim Baszkirem. LOKAJ Powóz zaprzężony! — HRABINA Jedźmy kompanią całą w przeprosiny! Pan Major konno niechaj przodem rusza! MAJOR Nu tak! ja przodem! — HR. RESPEKT Przez lasek brzeziny! / Wszyscy oprócz Rzecznickiego wychodzą z pospiechem. / RZECZNICKI A ja na mego czekam Fantazjusza. SCENA PIĄTA / Wpada FANTAZY. / FANTAZY Rzecznicki! RZECZNICKI Co to? FANTAZY Konia! RZECZNICKI Intercyza Już podpisana… FANTAZY Słuchaj: w moich oczach Porwał ją przez pół! chwycił jak narcyza! Róże, co były w jej czarnych warkoczach, Wytrząsał! uniósł jak wicher! — Rumaka I pistoletów!!… RZECZNICKI Stój! FANTAZY Póki na siodle Dosiedzi jedna kosteczka Polaka, To będzie rąbać! RZECZNICKI Bah! FANTAZY Jeśli ją podle Opuszczę, to mi w twarz pluń! — Do widzenia! RZECZNICKI Poczekaj! jakże to było? FANTAZY Podchodzę — Widzę ją z dala — nad brzegiem strumienia Smętnie idącą: — już się na pół godzę Z tą dawną myśli moich Pelejadą — Wtem — patrzę: jakiś Kałmuk przed nią staje — Pokorny zda się z razu — czy z doradą Czy z prośbą?… Słucham, co? — wtem klasły gaje: Dała mu ręką w twarz — do oczu skacze — On ją porywa wpół, jak zwierz unosi… Horor!! puść — konia sam, biegnę, kulbaczę — Lecę… Jeżeli ten Major się zgłosi O swego człego do sądu, daj parol Za mnie, że człowiek ten wymazan z pułku Znajdzie się w piekle!… / Wybiega. / RZECZNICKI Widzę, że wziął rzecz z poetycznej strony! A więc ja szłapię także — dla trzeźwienia Różnych mdlejących; a zaś dla obrony Od diabła, z którym już walczyć nie mogę, Wezmę na bryczkę moją księdza Logę. / Chce wychodzić, wchodzi IDALIA. / SCENA SZÓSTA IDALIA Ha! Pan Rzecznicki? RZECZNICKI / zdziwiony. / Co widzę?! IDALIA Dlaczego Oczy Pan sobie przecierasz? — Zapewne Cieniem się, marą wydaję dla niego!… Obadwa macie serca bardzo rzewne: Płaczecie trupów, nim umrą; a żywych Macie za mary, gdy wam stają w oczy… Cóż więc? natrętna jestem dla szczęśliwych? RZECZNICKI Czy ja śnię? IDALIA Cóż to? RZECZNICKI Róże z jej warkoczy Mówił Fantazy — powylatywały! Baszkir uchwycił ją w pół, jak narcyza!… IDALIA Gdzież są ci państwo? — i gdzie jest dwór cały? Słyszałam, że już młodych intercyza Jest podpisana: — wszystkie serca mocy Zebrałam — świadkiem szczęścia być przychodzę. RZECZNICKI / z szyderstwem. / To więc ten Kałmuk…? IDALIA Co za Kałmuk? RZECZNICKI Nocy Szecherazady! IDALIA / wzgardliwie. / Czy tu Panu szkodzę W jakich intrygach? RZECZNICKI Bynajmniej! nie widzę, Abyś mi Pani teraz w czem szkodziła. Sam jestem tylko w ogromnej intrydze: Przed chwilą Pani Hrabina tu była Porwaną… IDALIA Jakto? ja?! — przez kogo, proszę? RZECZNICKI Przez.. przez… przez… Do siebie. W zmowie jest baba z Kałmukiem — Głośno. Pani, jak widzę, masz wielkie rozkosze Jak dawniej, rządzić amorowym łukiem, Wszystko zamieniać jak pędzel Albana W obrazek pełny róż i Kupidynów — IDALIA Co to za Sfinx jest nowy? — Proszę Pana Mówić tu prozą! RZECZNICKI Śród róż i jaśminów Stojąc, jak słońce, co oku doskwiera — Z oczu olśnionych kochankowi zniknąć — Zniknąć z Centaurem, tak jak Dejanira — IDALIA Jak Dejanira?… Pan musiał nawyknąć Lub do poezji, albo też do wódki I spirytusu — żałuję Go mocno! RZECZNICKI Widać, że Pani czas wystarczył krótki Na tę przejażdżkę, zdrowiu tak pomocną I fantastyczną — IDALIA Czy Pan do mnie gada? RZECZNICKI Pytam się Pani, czy koń dobrze niesie? IDALIA Jaki koń? RZECZNICKI Centaur. IDALIA Jestem bardzo rada, Że Pan tak mocny mitolog — w zakresie Swojego głupstwa. RZECZNICKI Jam także szczęśliwy, Że Pani wracasz bez żadnego szwanku. IDALIA Dziękuję, że Pan dla mnie taki tkliwy. RZECZNICKI A gdzie jest Nessus? IDALIA Czy pan?… Mój kochanku, Zawsześ lokajski spełniał obowiązek: Gdy Fanio w Rzymie był, toś od służącej Mojej dostawał dla niego podwiązek, Róż, co na balu na piersi gorącej Uwiędły; stałeś jako szpieg, przy bramie Czekając, abyś doniósł, gdzie wyjadę… A ja mówiłam: oto psie ma znamię Ten człowiek — wierny jest! i nad gromadę Ludzi wiernością wyższy jest ten człowiek; A więc ma dobre serce, myśli świetne. Choć więc spod twoich szarych, wężych powiek Odrażająca szła skra; nieszlachetne Choć z ciebie jakieś pary wychodziły I odrażały mnie instynktem ducha: — Tylem zdobyła, że mi stał się miły Twój widok i głos dla mojego ucha Umiłowany. — Miej więc dziś torturę Z tej jednej męki, która żre głęboko Tą myślą: żeś był podniesiony w górę, Że w jednej stałeś opinii wysoko, Że w jednej myśli ty byłeś istotą Wyższą nad ludzi, żem była gotowa Klęknąć przed tobą: — a ty byłeś błoto, Jednego nie wart spojrzenia i słowa, Chodzący dowód, że mój sąd o świecie Był sądem młodej kobiety — pomyłką! Teraz tu jesteś marszałkiem w powiecie: Jego pieniądze wzniosły cię! Z posyłką Już cię nie pośle po mego trzewika Albo po zwiędły kwiat — pan teraz z ciebie! Lecz to, co ludziom serce tu odmyka, Szczęście… to ciebie tak, jak kreta grzebie W intrygi — w lochy idące podziemnie — W pochlebstwa, które ci u niego służą. — Cóż? — czemu teraz Pan już nie drwisz ze mnie? Jakąż to mnie Pan po stepach podróżą Prześladowałeś?… Mów! — uwieńczę laurem Komiczny talent Pana. Cóż? — ciekawa, Z jakim mnie tu Pan wyprawiasz Centaurem?!… Milczysz? RZECZNICKI Więc to jest ta koszula krwawa, Którą dał Nessus? IDALIA Cóż, ciągle te żarty?! RZECZNICKI Wybacz mi Pani! — Cha! cha! cha! — nie mogę — dozwól mi Pani, że będę otwarty I spytam; dobrą Pani miałaś drogę? Czy trakt byt bity i gładki i suchy? Czy zdala widać było Kapitole? Ach!… jak to się te nazywają muchy Świecące, proszę Pani… czy lucziole Za konia grzywą leciały jak grzywa Z gwiazd? — Wszak podobno tak bywa w Italii — Słowem, czy Centaur ten, który porywa Z konia chwytając dziewicę w pół talii — Czy nie obraził? IDALIA Więc Panu się zdaje, Ze ja porwaną byłam? RZECZNICKI Tak wieść niesie. Zresztą patrz Pani — państwo i lokaje Wszystko rozbiegło się oto po lesie… IDALIA Gdzie? RZECZNICKI Całe nasze poszło towarzystwo W pogoń za Panią — sprzyja pora ranna — Fantazy nawet tak jak na myśliwstwo Wziął trąbkę. IDALIA I on?! RZECZNICKI A panna Diana Wzięła lornetkę. IDALIA Ha! RZECZNICKI I Pani Fanio Wziął pistolety. IDALIA Zrozumieć nie mogę. RZECZNICKI Ja także, wierny sługa, chciałem za Nią Pędzić się jak wiatr, wziąwszy księdza Logę, Nie wiedząc, czy ślub, czy pogrzeb wypadnie Z natury rzeczy. IDALIA I Pan sam we dworze? RZECZNICKI Samiutki! IDALIA I dwór wyjechał gromadnie? RZECZNICKI Wszyscy! i Baszkir nawet przy Majorze Poczwałowali. IDALIA Więc i Pańska żona? RZECZNICKI Jak to!? IDALIA I żona Pańska z nimi razem? RZECZNICKI Ja tutaj jest na kształt Korydona, Tęskniący za jej dalekim obrazem. Szczęście to dla niej, bo z tą katolicką Duszą, o Pani słysząca przygodzie… IDALIA Jak to? — ja z panią Omfalią Rzecznicką Tu przed godziną gadałam w ogrodzie. RZECZNICKI / zmięszany. / Pani żartuje… IDALIA Nie żartuję wcale! Owszem mówiła, że ci chce siurpryzę Zrobić: — ubrała się w błękitne szale I w blondynową wielką moją kryzę — RZECZNICKI I w Pani kryzę?! — IDALIA Nawet wyznać muszę, Że Pana chciała podejść w moim stroju I pomieniała się na kapelusze Ze mną. RZECZNICKI I pieszo szła? IDALIA Jak dla podboju Serca Pańskiego! RZECZNICKI Szła pieszo?… ogrodem?… IDALIA Przez parkan do mnie skoczyła z powozu. RZECZNICKI Prru! prru! prru! IDALIA Że mnie naśladuje chodem, To wiesz… RZECZNICKI / do siebie. / Czuję dreszcz — prru! ściętym od mrozu! IDALIA Czy Panu słabo? RZECZNICKI To nic… Do siebie. Z mego łona Wychodzą mrówki, za serce mnie chwyta Głośno Czy Pani pewna, że to moja żona! IDALIA Jak to? RZECZNICKI Może to kto?… jaka wizyta?… Ktoś wzrostem do niej podobny?… jej talia Nie jest znacząca… IDALIA Ja panu powiadam Wyraźnie: Pani Rzecznicka Omfalia, Z którą ja… RZECZNICKI Więc — więc — więc do nóg upadam! / Chce wychodzić. / IDALIA Gdzież Pan? RZECZNICKI Niech Pani Hrabina przebaczy! — Droga mi każda chwila i minuta. Do siebie. Ten Kałmuk… moja żona… sto kartaczy!!… IDALIA Ha! więc tu jakaś intryga popsuta — — RZECZNICKI Tak, tak! intryga jakaś — Krzyczy przez okno. Wyprząc z bryczki, A włożyć siodło! IDALIA Pan jest niespokojny? RZECZNICKI Ale czy Pani pewna? IDALIA Przez uliczki Te jaśminowe szła… RZECZNICKI I Kałmuk zbrojny?… IDALIA Co? RZECZNICKI Kałmuk zbrojny podjechał? IDALIA / śmieje się. / Cha! cha! cha! Teraz rozumiem!… RZECZNICKI Tak, Pani rozumie, Że taki afront… IDALIA Przejażdżka!.. Gdzieś macha Z Kałmukiem, jak wiatr — RZECZNICKI / przez okno. / Ten szelma nie umie Położyć siodła!… podepnij strzemiona! Ale jeszcze raz błagam na kolanach, Czy Pani pewna, że to moja żona, Którą — — IDALIA Tak — którą — RZECZNICKI Niesie po kurhanach. Nie! nie, nie! — bo to przechodzi granice Wszelkiej na świecie znanej… tak nie było!… Ale — IDALIA Być mogło! RZECZNICKI / krzyczy w okno. / Wkładaj-że terlicę! Na Boga! Czy ty masz serce, Hawryło?! Cóż ty tam myślisz?! IDALIA Więc Pan także kłusa Jako Kupidyn w obrazku Albana?… RZECZNICKI Pani widziałaś ją?… IDALIA Nim przez Nessusa Była porwaną… RZECZNICKI Pani dzisiaj z rana Widziałaś? IDALIA Dzisiaj. RZECZNICKI Czy spytać pozwoli, Jak to być może dawno? IDALIA Niezbyt dawno! RZECZNICKI Karczmy dwie! — jeśli jechali powoli, To przy tych karczmach… To jest bardzo jawno, Że jeszcze nie są w lesie… Tak, być muszą Przy karczmach… Gdyby tam jaki znajomy Był taki dobry!… IDALIA Nim do lasu ruszą… RZECZNICKI Ha! Pani ze mnie drwisz?… Niech trzasną gromy We mnie i w moją hańbę!! / Wybiega. / IDALIA Przecież — człowiek! Gdy ból mu wszystkie zęby powyrywał, Zacierpiał sercem, krwią — i trysnął z powiek Iskrą człowieka. — Lecz jak długo pływał W błocie i patrzeć nie pozwolił z góry Na konwulsyjne swoje śmieszne męki! Ja, nawykniona śród każdej tortury Nadziei z serca, a trucizny z ręki, Za wszem gotowa powitać wypadek Uśmiechem — albo śmiertelną bladością. Lecz ten rozsądny i kościany dziadek Za swą porwaną poleciał Jejmością Już bez rozumu — na wychudłej szkapie, Butów cholewy pokazując szare. — I to się zowie świat zimny, co chrapie! Kiedy mu serce, miłość albo wiarę Wspomnisz — wszystko to romansem nazywa! A gdy sam w romans wpadnie — kawał błota — Jak żyd na koniu wychudłym się kiwa! Gdyby na drodze stały, podruzgota Apolinowe posągi! i wróci Z małżonką w ręku, jako Hesperyda Z jabłkiem. — O ten świat — że anioły smuci, Nie dziw! — Mnie samą wzgarda i ohyda Bierze, gdy widzę, że takie gadziny Rozsądkiem przeciw egzaltacji świszczą? A jakież to w tym domu były czyny Ludzi, co sercem i rozumem błyszczą? Przedali córkę — mnie, natrętną marę, Chcieli oddalić — jak? — afrontowaną! Tak że mi chyba wziąć habity szare I za klasztorną trzeba było ścianą Przeżyć ostatek… Precz, serca przedajne! — Za was rumienię się, jak róża sromu. — Szczęście, że blisko konie mam rozstajne. Powrócę — sama — do smętnego domu Z moją niedolą i z mojem cierpieniem Dawnem, lecz mędrsza stokroć doświadczeniem. AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA / Mieszkanie hrabiny Idalii. / / RZECZNICKI i HELENKA, która uprząta pokój. / RZECZNICKI Helusiu, widzisz — do waszego domu Musiałem z moją żoną — była chora. Proszę, nie mów też Panienka nikomu, Że ja tu konno z nią. Tego wieczora Miałem przypadek — powóz mi się złamał; Musiałem na koń wziąć — żona mi słabła… Czy doktór już był? HELENKA / do siebie. / O! to się wykłamał! Żona w malignie mówi, że przez diabła Była porwaną… RZECZNICKI Co mówisz Acanna? HELENKA Mówię, że Pani Marszałkowa chora. RZECZNICKI Tak, chora trochę. Ta przejażdżka ranna… Ona ma nerwy słabe… do wieczora Na koniu… aura zła… więc nieco słaba… To to kobieta delikatna, święta! HELENKA / na stronie. / O! delikatna ta czerwona baba! — Prawda, że teraz tak jak z krzyża zdjęta I rozczochrana… RZECZNICKI Patrzaj no Acanna, Czyj to jest powóz? HELENKA Jedzie Pani nasza! RZECZNICKI Idź, proszę, czy tam mojej żonie wanna Przygotowana? Niech się nie rozgłasza Ta awantura między służącymi… Idź — ja tu Panią przyjmę i powitam. / Helenka odchodzi — wchodzi IDALIA. / SCENA DRUGA / IDALIA — RZECZNICKI. / IDALIA / nie spostrzegając Rzecznickiego. / O! jak tu miło! drzewami ciemnymi Pozasłaniane okna — piersią chwytam Powietrze pełne kwiatów… Zobaczywszy Rzecznickiego. Co?! Pan u mnie? RZECZNICKI Pani, pod samym jej domem… wypadło Do Niej zajechać… IDALIA I żona? RZECZNICKI Jak w trumnie, Jako grobowe, okropne widziadło. IDALIA Tak?… RZECZNICKI Tak, Wielmożna Mościa Dobrodziejko, Tutaj, na moich przyniesiona rękach. IDALIA Gdzież ją Pan?… lecz nie! nie jestem tak dziką, Ażebym w Pana wycierpianych mękach Szukała zemsty. Czyś Pan mógł zasłonić Przed ciekawością sług? RZECZNICKI Pani, ja sądzę… IDALIA Że? RZECZNICKI Że nie wiedzą… IDALIA Chciałabym obronić Pana, więc muszę… Nessus? RZECZNICKI Wziął pieniądze. IDALIA To słuchaj mnie Pan! — Awantura taka Dla was, którzy ta jesteście na świecie Nakrochmaleni — każdy pół Polaka, A pół aktora we własnym powiecie, Jak na aptecznych pułkach różne flaszki Z etykietami: ten polityk dzielny — Ten sensat — a ten dowcipny na fraszki . Wam by, powiadam, niosła cios śmiertelny Śmieszność, zabiłaby was na wiek wieków, Na dzieci wasze spadła i na wnuki! Bo z was można drwić, lecz tak jak z kaleków — Nie potrącając nigdy krzywej sztuki Waszego ciała. — Twoje więc kalectwo W dowcipkowaniu było: — a tyś ranny W ten garb rozumu na całe sąsiedztwo Sławny!… Rogaty miesiącem Dianny, Zgubiony człowiek! jeśli ja na siebie Nie wezmę garbu twego, i niosąca Ciężar, ciężaru tak nie upotrzebię, Że skrzydlatością i blaskiem miesiąca Moje ramiona dumne u wachlarzy I upiękni mnie, zamiast ciebie zabić. — Pozbądź więc, proszę, Pan tej smętnej twarzy, Ja Mu przyrzekam przynajmniej osłabić Pierwsze wrażenie — oczu mych szafiry I postać moję ułożywszy zgodnie Ze smutną rolą nowej Dejaniry… RZECZNICKI Nie! To nie może być! — ja udowodnię, Że jestem człowiek! IDALIA Lecz, szanowny Panie, Tu przyjechałeś z żoną, twoją bryczką. Kałmuk pieniądze dostał — i dostanie Rozkaz milczenia. — Ja stoję z pożyczką Mego honoru — ty szlachcic, bierz sumę, Ani się pytaj! — bierz ją bez procentu! RZECZNICKI Ja także, Pani, mam tu swoję dumę I tę rzecz biorę także z fundamentu… IDALIA Lecz patrz! Hrabiostwo Respektowie jadą: — A więc ty powiesz im, że twoja żona…? RZECZNICKI Ja nie wymówię tego. IDALIA Więc tą radą, Którą ci dałam, nie gardź! — Rzecz skończona! Ja byłam w stepie przez ciebie odbitą — Ja jestem teraz w łóżku mojem chora… Mów — żartuj ze mnie — baw ich — bądź kobietą, Baw ich plotkami… RZECZNICKI Lecz tego wieczora Ja moję zrobię rzecz… IDALIA Dobrze, pozwalam, Lecz do wieczora ja rzecz moję zrobię I te małżeństwa wasze porozwalam — Albo… odejdę was, a wy na grobie Grajcie komedją. / Odchodzi. / RZECZNICKI Zda się dobra rada: Na czas niech ona będzie tu na celu Żartom. Ja potem zrobię rzecz nie lada; Bo trzeba, żeby na obywatelu Nie było plamy — SCENA TRZECIA / Państwo RESPEKTOWIE wchodzą z DIANĄ i STELLĄ. / HR. RESPEKT Witaj mi, Rzecznicki! — A cóż tu? mówią — chora! RZECZNICKI Tak, tą jazdą — HR. RESPEKT Cyt! cyt!… to jej dom — to kościół delficki! Widzisz — przywiozłem całe moje gniazdo. I Major z nami, ale go ukryłem Poza kulisy; w sam czas wyprowadzę Na perypecją… Ja z nim długo żyłem; To prosty człowiek, dobry — — HRABINA Czy ma władzę We wszystkich członkach? RZECZNICKI Co? HRABINA Czy ją oszczędzał? RZECZNICKI Tak, dosyć — — HR. RESPEKT Czy gdzie nie zawadził w lesie? RZECZNICKI Nie. STELLA Więc nie bardzo rumaka rozpędzał? HR. RESPEKT Dosyć — widzicie, iż stanął przy kresie. To dosyć… lecz nas nabawił kłopotu: Wszyscy w cierniowej jesteśmy koronie! — Widzisz, Rzecznicki, takiego powrotu Nikt by nie życzył swojej własnej żonie. W głębi — taka rzecz jest niemałej wagi!… Co to jest?!… krew się na to każda burzy. RZECZNICKI Gdzie jest Fantazy? HR. RESPEKT Brakło mu odwagi! W ogrodzie chodzi — wena mu tam służy — Coś komponuje… Do żony. Wypraw do ogrodu Dianę, niech ze Stelką idą obie… HRABINA Czy położyli jej na głowę lodu? RZECZNICKI Tak, położyli. HR. RESPEKT Przywieźliśmy tobie Kapelusz — RZECZNICKI Jak to? HR. RESPEKT Przestrzelony z łuka, Strzałą rogaty — tak, strzałą rogaty! Widzisz — był rozkaz dany dla Kałmuka, Ażeby leciał jak Amor skrzydlaty, A nie dał tobie odbić tej hrabiny — Major mu to sam wyraźnie powielił. Otóż on widząc twe rycerskie czyny, Gdyś go dopadał: przymierzył i strzelił — Jak gdyby na twój rycerski kartelusz Odpowiadając — prosto tobie z łuka. Szczęście, że trafił cię tylko w kapelusz! Stelusiu, niech go Kajetan poszuka, Niech tu przyniesie. Stella wychodzi. Pokazać ci chcemy, Że twój rycerski czyn nie uszedł oka; I ubierzemy ciebie, ubierzemy W strzały — — RZECZNICKI Rzecz to jest zanadto wysoka, Aby żartować… HR. RESPEKT No — ty jesteś skromny, Ja wiem; ty skromny jesteś. Cały w locie — Możeś był nawet sobie nieprzytomny, Gdy cię ten Kałmuk — — RZECZNICKI / przerywa. / Tak, Hrabio, w istocie!… HR. RESPEKT Gdy cię ten Kałmuk ubrał, ubrał w strzały — Numida jakiś — — RZECZNICKI Więc Pan wie? HR. RESPEKT Numida, Mówię ci, jeździec jesteś doskonały! Widzisz — talent się taki zaraz wyda, Mój ty kochany Rzecznicki! RZECZNICKI Co, Hrabio? HR. RESPEKT Daj, niech cię z serca uściskam!… Szałaput! Jeżeli w tobie lata nie osłabią Tej żyłki, to gdzieś zrobisz verte-caput. Orlando! — gonił się jak za podradem! Orlando! RZECZNICKI Hrabia się powtarza… HR. RESPEKT Drogi! RZECZNICKI / do siebie. / Zemszczę się! Głośno. Czy Hrabia jadąc moim śladem Nie znalazł… czy gdzie nie postawił nogi Na tym papierze..? Otóż to przypadek! Intercyza mi wypadła z kieszeni. HR. RESPEKT Cóż! ty sam stoisz jak układów świadek — Rzecz małej wagi — papier się odmieni — Lekka odmiana! Nową intercyzę Przypieczętujesz litewską Pogonią. Tak! Pogoń teraz weźmiesz za dewizę, Pogoń ognistą — z uwieńczoną skronią.. Lecz widzę, że zły jesteś… a to zwykła Rzecz w ludziach, co się heroizmu wstydzą — Wstydzą i tak się czerwienią jak ćwikła, Kiedy się nagle w laurach jasnych widzą, A niby niemi gardzą… Moja żono, Pójdźmy na ogród z dziećmi, nim Hrabina Zgodzi się naszą postać zasmuconą Oglądać. / Wychodzą. / RZECZNICKI Piekło! piekło!… Starowina Pod paznogcie mi w nogi wbija drzazgi! Na mękach jestem!… / Wbiega FANTAZY. / SCENA CZWARTA / RZECZNICKI — FANTAZY. / FANTAZY Rzecznicki, jestem trup! RZECZNICKI Co to się znaczy?! FANTAZY / rzuca się w fotel. / Okropny, mówię, miałem pojedynek! RZECZNICKI! Z kim? FANTAZY Z tym Moskalem… RZECZNICKI Tysiąc sto kartaczy!! Bez sekundantów?! FANTAZY Wieczny odpoczynek Mów za mnie… jestem trup! RZECZNICKI Na Pana Boga! Gdzieżeś raniony? jesteś żywy, cały! FANTAZY Mówię ci, że już moja prawa noga W grobie… i moje złote ideały Biorą twarz czaszki. W myślach moich zamęt Wskazując na biurko. Masz papier? siadaj, proszę i bierz pióro: Chciałbym… w trzech słowach tutaj mój testament Napisać… RZECZNICKI Słuchaj… FANTAZY Pisz! — Rzecznicki siada i bierze pióro do ręki. Milijon z górą Mego majątku, kiedy się spienięży — Zamienić w złoto, w jeden zlać pierścionek Spleciony kształtem saturnowych węży — Poświęcić — wyryć na nim: *trup małżonek* *Swej narzeczonej* — I Pannie Dyjannie Wtoczyć go. Jeśli nie weźmie — w staw rzucić! RZECZNICKI / wstając. / Czyś ty oszalał?! FANTAZY Ja tej młodej pannie Winienem wiele, — Gdybym mógł powrócić Z grobu, to życie zacząłbym inaczej, Prościej — i młody starałbym się o nią. Jutro — jak ona w trumnie mię zobaczy: To pewny jestem, że mnie siostry dłonią Uściśnie… Ale ostatnia godzina Moja… innym się tu duchom należy. RZECZNICKI Panie Fantazy! w imię Ojca, Syna… Gdybym cię nie znał… FANTAZY Dość! czas szybko bieży.. Do grobu spieszno — a strach!… Nie idź za mną! Bo gdybyś i szedł: to nie trafisz wcale; śmierć ma tebańską stolicę stubramną: Jedne są bramy jak krwawe korale Czerwone — inne są jak perły białe; I białe, bez ran, duchy przez nie wchodzą. Bądź zdrów!… Królestwo mego ducha całe Niezbuntowane, ale z ciała już się płodzą Robaki… i te w ustach słowa zimne Są robakami… RZECZNICKI Niech cię sto piorunów!!… FANTAZY Ha! ha! ha! teraz pod laurami drzemnę I Plutonowych dosiędę biegunów We śnie… Rzymianin jestem… / Wychodzi. / RZECZNICKI Co to znaczy?! Na Boga! muszę widzieć się z Majorem Twarz w twarz: on mi to wszystko wytłómaczy I pod właściwym te rzeczy kolorem Musi obaczyć ze mną, i traktować Jak ze człowiekiem… / Wchodzi IDALIA. / SCENA PIĄTA / RZECZNICKI — IDALIA. / IDALIA A cóż? RZECZNICKI Niechaj Pani Leci! Fantazy coś zaczął wariować… Wszyscy w tym domu jak powariowani! Ja także myślę po wariacku skończyć. Do nóg upadam!.. / Wychodzi. / IDALIA Co mówił? — Fantazy Wariuje? — Cóż to? — Ach, jak łatwo złączyć Miłość z szaleństwem! Są to dwa wyrazy Nierozłączone. — Wariacja więc wraca Do tych różanych uczuć, owiniętych Girlandą kwiatów i gwiazd, i zbogaca Krainę duchów, moc pieśni natchniętych Rzucając wiatrom… Ach! gdyby godzina Tego żywota, gdy mnie ciągle poił Z serca, jak z czary! — Gdy na kształt murzyna Otellowego — w sztylet się uzbroił I przyłożywszy mi do piersi — czekał, Czy w oczach moich strach, czy uśmiech będzie? A uśmiech z oczu moich nie uciekał, Ale jak pająk, który z blasku przędzie Swe pajęczyny złote na szafirze Jakiego kwiatu: podobnie mi radość, Że się przez jego śmierć do nieba zbliżę, Opromieniała oczy. — O! jak bladość Śmierci daleka była od tej bieli, Którą on wtenczas zwał alabastrową! O! jak mi dobrze było, na pościeli Granitów rzymskich — z pochyloną głową Nad nim, oddychać różami Cezarów I widzieć, jak się w tym człowieku rodzi Nowy ideał wieków, pełny czarów, Który mu całą przyszłość rozpogodzi, Jeśli nie skala się tem ludzi błotem I nie zapragnie spić się moszczem wina. SCENA SZÓSTA / HELENKA wchodzi. / HELENKA Pani nie przyjmie więc Hrabiny? IDALIA Potem. HELENKA Koniecznie Panią chce widzieć Hrabina, Ze łzami prosi. IDALIA Więc wpuść ją, Helenko; A gdyby chciał tu wejść i pan Fantazy, To… to mnie ostrzeż wprzód jaką piosenką, Albo przed drzwiami kaszlnij kilka razy. A teraz wpuść tę Walterskotkę… / Helenka wychodzi. / / Wchodzi HRABINA RESPEKTOWA. / HRABINA Droga! Moimi łzami zlana — krew bym dała! Bogdaj by tutaj nigdy moja noga Nigdy, ach! nigdy więcej nie postała: Jeśli ja winna co, że tobie, duszo Anielska, taki sztylet!… Ja to czuję… Wszystkie się żółci we mnie tem poruszą, Bo ja kobieta, bo mnie także truje Ten świat, przeciwko nam ciągle i wszędy Na wspak idący… Ja tego Majora — Gdyby nie mój mąż — to bym do komendy W łańcuszkach była odesłała wczora Z mojego domu! — O! kraj nieszczęśliwy, Gdzie Moskal, widzisz, pijany robi burdy, A my musimy cierpieć!… Jak Bóg żywy, Polacy dawniej byli haraburdy, Lecz teraz… są mniej, niż… IDALIA Nie płacz, Hrabino, I nie utyskuj: moja reputacja Jest taką dzisiaj odzłoconą cyną I woskiem… HRABINA Ja wiem, że ci aprobacja Ludzi niczem jest; bo ty — w sobie złota, W sobie zamknięta, jak brylant bez ceny — Pogardzasz każdą garścią tego błota, Którem świat… Lecz ten z nad Oki czy Leny Major — prawdziwy jakiś barbarzyniec — Wstyd mi, że w moim domu — wstyd mi wielki! To ja zelżona! Wyjdę na gościniec I siędę w karczmie, bo obywatelki Dom stał się karczmą… IDALIA Odmieńmy rozmowę, Proszę… Powiedz mi, gdzie wyprawę szyto Dla twej Dyjanki? HRABINA Ach! ja tracę głowę! Ten mariaż!… Głowę mi, Pani, nakryto Jak kuropatwie… jam ani wiedziała, Że pan Fantazy… nie jest sercem wolny. IDALIA On wolny. HRABINA I tyż to mówisz, Idalko?! — On! co powinien był, a był niezdolny, Uznać, że tobie będąca rywalką Moja Diana — bez pochlebstwa gadam — Gaśnie, jak świeca gaśnie w słońca blasku… O nie! Ja jemu teraz w oczy zadam Fałsz! — Nie myśl, proszę, że my go w zatrzasku Trzymamy, jako złowionego szczygła; On wolny — IDALIA Wolny?… wszakże już kontrakta Pomiędzy wami — HRABINA O nie! tyś prześcigła Za rzeczywistość. Czyżby jakieś akta Mogły poprzedzić czyn, gdzie miłość sama… Ty to rozumiesz — mariaż jest osnuty Na sercu — IDALIA O tak, na sercu. SCENA SIÓDMA / Wpada STELLA na scenę. HRABINA RESPEKTOWA — IDALIA. / STELLA Niech Mama Leci!… HRABINA Co?! STELLA Dianka — — HRABINA Co?… / Wybiega ze Stelką. / IDALIA Mariaż popsuty Sercem! — Zeszła się Dianka z panem Janem — Sztambuch przejrzała i zeszła się w sieni Twarz w twarz z tym pięknym brązowym ułanem, Co teraz nosi koszulę z pierścieni I burkę — straszny na miłości scenie Aktor… Wbiega HELENKA. Helenko, cóż? HELENKA Panna omdlała I padła głową swoją na kamienie. Gdy ją podjęto, z czoła krew się lała, Zbladła jak kreda, a łkała jak dziecko. IDALIA Ale nie mocno ranna? HELENKA Nie! przytomna… IDALIA / do siebie. / Czuję, że scena ta była zdradziecką; Ten sztambuch — potem on — taka ogromna Nagłość — i takie przejście… Głośno. Daj mi burnus! Lecz nie — ja się tam teraz nie pokażę; Tu będę, jak ten brązowy Saturnus, Co nieruchomy siedzi na zegarze I pod nogami swymi ma godziny Obracające się… SCENA OSMA / Wchodzi LOKAJ i niesie karteczki i sztylet. / LOKAJ Pani, ten bilet… IDALIA Co widzę?! — Boże! Boże mój jedyny! Czyta. Daj burnus!… Ha! ha! ten wenecki sztylet Tu?! Jezus! Maria! / Wybiega ze sztyletem, a bilet zostawia. / HELENKA Co to? LOKAJ Pan Fantazy Dał mi i kazał pani oddać w ręce. / Helenka bierze bilet i czyta go. / HELENKA Niezrozumiale są dla mnie wyrazy! Próżno ten papier w rękach gnę i kręcę. Muszę biec za nią. LOKAJ Daj, niech ja przeczytam! „Schadzka ostatnia dusz naszych na ziemi Dziś o północy…” HELENKA Pana Boga pytam, Czy jest tutaj sens? LOKAJ „Czarami złotymi Ostatni toast dziś — lub z tobą razem Piję aniołom — albo też samotny…” — Święty Józefie! za każdym wyrazem Wykrzyknik, a list taki był wilgotny, Że na nim moje palce znać wyraźnie Wydrukowane. — Diabli jacyś wodzą Pióra tym panom: piszą niepokaźnie W gzygzaki. Czyta. „Tam, gdzie na świecie się schodzą Wszyscy i wiecznie zostają — gdzie Juliet Obudziła się i zasnęła — czekam”. HELENKA Muszę wziąć pani ten łabędzi duliet I zanieść, bo to rosa. Psy powściekam, Ażeby panią odstraszyć na zawsze Od tych przechadzek nocnych po pustyni. Bo to stworzenie dla ludzi łaskawsze, Niż zwykle bywa taka monarchini Zła, jak diablica! — U państwa Rzecznickich Nie można służyć dla zimna a głodu. A gdzie jest też dom w rękach jezuickich, To także trzeba płakać bez powodu Co piątek, albo oczy trzeć cebulą, Gdy człowiek idzie na mszę za hrabiną. — A tu się ludzie w domu jakoś tulą I… / Wpada HRABIA RESPEKT — za nim MAJOR. / SCENA DZIEWIĄTA HR. RESPEKT Gdzie jest Pani? HELENKA Nie wiem. HR. RESPEKT Nad dziewczyną Moją śmierć wisi!… Proszę was, doktora! Helenka i Lokaj wychodzą. Majorze! — z naszą ty, widzisz, krainą Nie jesteś w tonie: jednego wieczora, A tyleś mi tu napsuł! — Po co było Tego człowieka przywozić?! — Że dzieci Poznawszy się tam, sentymentu siłą Były porwane środ śniegów, zamieci I strasznych, białych sybirskich hororów… Że sobie tęczę usnuli z sympatii: To trzebaż było tu do naszych dworów Z tej Antologii czy tam Chrestomatii Wyrwaną kartkę?!… Jednem słowem, mówię, Żeś Major mi tu — może z serca — aleś Ćwieków nasypał strasznych pod obuwie! Ten Sybir — to to straszna jakaś zaleś I kraj przeklęty!! MAJOR Nu! Hrabia bogaty — Tak puskaj, niechaj córka sercem bierze! HR. RESPEKT Co mi tam gadasz? Dobryś do harmaty, Ale nie do serc! — Mówię tobie szczerze, Że… niech cię wszyscy diabli, mój Majorze! Zięć mi się gotów ten zerwać z kontraktu! MAJOR Który zięć? HR. RESPEKT Wszak wiesz, że mam zięcia… MAJOR Może? HR. RESPEKT Jak to? — przytomny podpisowi aktu Ślubnego, wątpisz, że ja wkrótce będę Kołysał wnuki?… Co? wątpisz? MAJOR Jej Bogu, Ja wątpię. HR. RESPEKT Cha! cha! cha! zięcia pozbędę?… A to jak? MAJOR Nu! jak? — Tak karta na rogu Kiedy zagięta przegra: tak prepały Diengi. — Nu wot tak zięć Panu Hrabiemu Może się ze mną grając, przegrał cały. HR. RESPEKT Co to jest?! — jak to?! — po co?! — jak i czemu?! Zięć mój z Majorem grał? i o co chodzi? MAJOR Nu tak, o zięcia chodzi. HR. RESPEKT Zgrał się w karty?! Głową mi tylko kiwasz Pan Dobrodziej; Mów proszę… proszę, bądź ze mną otwarty! Nie wiesz, ile w tem mego interesu, I jaki kamień na mem sercu leży! MAJOR Nu, tak weź hrabia tu z pugilaresu Ten kontrakt: mój pysk do niego należy, A do mnie jego łeb — wygrany w karty. Nu! tak Hrabiemu ja ten łeb daruję, A z pyska mego ręką honor zdarty Znajdę u Boga! Oddaje mu papier. Niech Pan Hrabia czuje, Że ja nie człowiek zły; — głupstwem zaszkodził, A swoim własnym honorem zapłacił. HR. RESPEKT / przeczytawszy dany mu papier. / Piorun szaleństwa w tych ludzi ugodził — Mózgi pomięszał. — Zięć mój głowę stracił! Marianno! zięć nasz truje się! Marianno, Zięć nasz zabija się! / Wybiega. / MAJOR Wot i teatry! / Wchodzi JAN / SCENA DZIESTĄTA / JAN i MAJOR. / JAN Majorze! MAJOR A szto? obaczył się z panną? JAN Jedźmy w sybirskie nasze mgły i wiatry! Major mi będziesz ojcem — tak jak dawniej — I przyjacielem. — Ten świat to zagadka! Gdybyś ty widział, jak tam najzabawniej, Najwścieklej na mnie wrzeszczała ta matka: — „Dzieckoś mi zabił! — idź precz! nie stój blisko, Podły!… bo śmierdzisz tu prostym żołdakiem, Bo cuchniesz, cuchniesz tak, jak lokaisko! Bo cię czuć wódką prostą i tombakiem Spleśniałym! precz mi z oczu!” — Tyle brudu, Tyle znalazła przekleństw ta kobieta, Że ja, com słyszał niegdyś wycie ludu Wieszającego, ludu, co w jelita Drgające ręce kładł… Na takie krzyki Córka omdlała podniosła powieki I wzrok rzuciła na nią taki dziki, A na mnie taki anielski, że wieki Będę pamiętał, jakie są balsamy W rozmiłowanych oczach u dziewczyny! MAJOR Nu, my w Sybirze tobie dziewcząt damy Piękniejszych… JAN Jedźmy, jedźmy z tej krainy, Która mi we snach była szczęścia rajem — Matką! — a teraz jest taką macochą! — Słuchaj: nazwała wygnańca lokajem I w to bolesne me serce tak płocho Wrzuciła ziarno gniewu… MAJOR Tak duj babu! A ja pomogę… Wot, wot! — polskie grafy! A kazał ty już Kałmukowi drabu, Żeby zaprzęgał? JAN Już. MAJOR Nu, tak waksztafy Zakurym w trubkach, taj na pożegnanie Temu szlachectwu dym! JAN Jedźmy, Majorze! Temu, kto wpadnie raz w nieszczęścia morze, Trzeba iść na dno i dać falom głowę. — Oczęta sine we łzach — bądźcie zdrowe!… AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA / Cmentarz — w głębi kaplica zamknięta. Miesięczna noc. / / Wchodzą FANTAZY i IDALIA. / FANTAZY Oto są Idy marcowe Cezara Śmiertelne — bo ty jesteś moją Idą. Cóż? dotrzymałem słowa… Godzin para Ostatnich — z tobą! Gwiazdy nasze przyjdą, Miesiąc nasz złoty już jest i dotrzymał Słowa — na ucztę śmierci przyszedł pierwszy. Świat mnie był w takie łańcuchy poimał, Że teraz pewnie mój sen będzie szerszy, Gdy oddam ducha. Tony moje drżące Były boleścią ducha ostateczną. — Siądź tu. W twych oczach widzę dwa miesiące Błękitne: — będziesz mi harmonią wieczną, A oczy wiecznem źródłem światła będą: Wypiję wszystkie złote z nieb promienie. IDALIA Ten cmentarz zawsze był najmilszą grzędą Mego ogrodu. — Patrz, jakie tam cienie Czarne pod gęstwą lip! i głazów twarze I na czarności krzyżów niewidzialnych Głowice trupie.. FANTAZY Ja ci tam pokażę Tęczowe duchy, twarze bóstw fatalnych, Które mi zawsze w nocy były blisko I to zrobiły, żem tak głupio — marnie Życie me rzucił. IDALIA Co tam za zjawisko? FANTAZY Nic! to są we mgle chodzące latarnie; Pewnie szukają nas. IDALIA Daruj mi, Fanio, Jeszcze raz spytam ciebie… spytam ciebie — Bo wszakże życia nie można tak tanio Oddawać ludziom! bo wszakże na niebie My zapisani jesteśmy u Boga I tu aż — przezeń tu przyprowadzeni. — Słuchaj — zdejmuje mnie tu jakaś trwoga — Tyś drgnął: jesteśmy oboje ruszeni Skrzydłami śmierci… Przyszłość ta bez kształtu Okropność swoję ma. Słuchaj mnie, Panie: Ja nie doznałam tu żadnego gwałtu. I ta przyczyna śmierci, to porwanie — Tak los uczynił, że obelga cała Spadła na inną zupełnie osobę. Jam więc jest winna — winna, żem skłamała; Jam winna, żem tu całą jedną dobę Chciała aktorką być i podług świata Fałszem dopomóc sobie na tej ziemi… Owszem posłuchaj: ta śmierć, która lata Jak nocny motyl, skrzydły kościanymi Gruchocąc, marną jest — i nam urąga Jak dzieciom głupim; — boś nie za mnie mścił się, Ale za jakąś furią — dziwoląga — Za Rzecznickiego, który podły krył się Ze swą obelgą, ze swoją kuchcianą Żoną, z łachmanem swoim przewietrzonym, Który ja w domu dziś znalazłam rano W wannie z rumianku, z fontaziem czerwonym Na czepcu, z krzykiem i z twarzą koguta, Na cały cichy dom krzyczącą: gwałtu! FANTAZY Cha! cha! cha! Pani Rzecznicka popsuta! Cha! cha! cha! — Gdyby sam Rzecznicki stał tu I o truciznę prosił, to nie dałbym Łezki opiatu! — Cha! cha! żyj, Brutusie! Cha! cha! cha! jeszcze raz z Rzecznickim chciałbym Zejść się na ziemi i w tym famulusie Mego Faustyzmu niewydrwioną stronę Wydrwić, ażeby drwin posągiem stanął Na moim grobie. Cha! cha! cha! utonę We łzach serdecznych! — Cha! Kałmuk archanioł, Porywający z ręku Jezuitom Panią Rzecznicką — i w galop — i w galop!… Cha! cha! cha! śmiech mój gwiazdom i błękitom. Wiwat typ wszystkich dewotek i salop, Pani Rzecznicka która była duchem, W pielgrzymce!! Diabli! diabli! cha! cha! cha! cha! IDALIA Ten śmiech — — FANTAZY Uderzył po głowie obuchem W posąg piękności — i w szarego stracha Zamienił tę śmierć, która przy nas stała Niby cudowna postać z alabastrów, W gwiazdach, motylach i w miesiącach cała, Z kobiercem maków, dziewanny i astrów Pod cichą stopą. — Patrz, jakich komików Wydaje Polska: aż do grobu śmieszą! O! o koncercie śmiechu i słowików, Graj!… Otoczona dziwolągów rzeszą, Straszliwa, w czepcu — nowa Dejanira Poprzedza orszak nasz, dwie nasze trumny, I krzyczy: za mnie ginie syn Zefira Z córką Aurory!! IDALIA O! szał nierozumny!… FANTAZY Co? wybijam cię ze snu? — Masz! w tej lasce, W tej złotej gałce jest snu na lat tysiąc… IDALIA Więc to trucizna? FANTAZY Tak! w cukrowej masce Zamaskowana złość! można by przysiąc, Że rzecz uczciwa. IDALIA I nie ma ratunku? FANTAZY Jest!.. IDALIA A więc użyj go, żyj dla Ojczyzny!! FANTAZY Na to — o! na to trzeba by trafunku Wielkiego. IDALIA Aby…? FANTAZY Aby na siwizny Majora głowy, która jak Eolid Harfa pod mojem policzkiem odjękła, Spadł albo piorun albo aerolit Przed… przed kwadransem! IDALIA Jak to? FANTAZY Aby pękła Harfa, na której ja honoru strunę Urwałem… Kontrakt — widzisz — jest wyraźny, Że północ jednę dziś zapełni trunę — Na stemplowanem papierze; do kaźny Weszło pół rubla za ten papier, który Poważnym kiedyś będzie dokumentem… Daj laskę! IDALIA Wieszczu! do góry! do góry! Śmierć jest okropnym, słuchaj, sakramentem. Nie jedz trucizny z taką twarzą. FANTAZY Co to? IDALIA Po szatańsku się tobie twarz skrzywiła. FANTAZY Nieprawda… śmierć jest tą kolumną złotą Powietrza. O! w tem powietrzu jest siła!… O! to powietrze i ciepłe, i wonne, O! to ramiony mymi ogarnięte, Ma w sobie duchy piękne i niezgonne, Jak ja, wyrwane z ciał, dawno poczęte, Pełne miłości jak ja, niewidziane, A kształtem swoim świat rozpierające. Czekaj, przy tobie tak za chwilę stanę Powietrzem… IDALIA Widzisz me piersi dyszące?!… O! znajdź, znajdź jakie słowo większej mocy, Aby mnie w ciemnej śmierci rozmiłować! FANTAZY Patrz — ta kaplica z krzyżem złotym, w nocy Stojąca jak duch, zacznie tu panować Ducha naszego siłą… i z kamieni Miłością świata lać sakramentalnie! Jutro ten kościół tak się w nas wpromieni, Jak w smętne światło, i będzie fatalnie Działał na smutne duchy, serca młode — Jak pieśń, która nam dzieciom w piersiach dzwoni. Chodź! do kaplicy cię tej ciemnej wiodę. Astarte!… o ty, bez lauru na skroni Nieznanego tu ducha Beatricze, Którą porwałem i aniołom niosę, Chodź, chodź! i w Madonn się wpatruj oblicze I w zachwyceniu świętem daj pod kosę Miesięczną śmierci cichej twoję głowę! Co mówię? — na niej stań, jak na miesiącu, A on skrzydlaty z nami w światy nowe Uleci — i w słońc ognistych gorącu Postawi czoła nasze na granicy Ostatniej, kędy ludzki duch dolata… Chodź! chodź! chodź do tej, o siostro, kaplicy! Chodź ze mną! stamtąd nie wyjdziesz bez brata, Ani bez siostry ja — chociaż oboje Bez ciał wyjdziemy… IDALIA Duchu! w ręce twoje, W twe usta ducha mego! — FANTAZY Z błyskawicy Twe usta, duchu mój! IDALIA Chodź do kaplicy, Niech świat za nami pędzi! / Słychać bliski strzał. / FANTAZY Stój! co słyszę? Strzelono… IDALIA Słuchaj! jęk — GŁOS MAJORA Pomiłuj Boże! FANTAZY Co to jest? kto śmie tę miesięczną ciszę… GŁOS RZECZNICKIEGO Ratunku! IDALIA Nie idź! GŁOS RZECZNICKIEGO Ohe! FANTAZY Na ugorze — Blisko cmentarza… GŁOS RZECZNICKIEGO Kto tu w Boga wierzy, Niech mi pomoże! — ho!… FANTAZY Rzecznicki krzyczy. GŁOS HR. RESPEKTA / za sceną. / Strzelono!.. niechaj kto na cmentarz bieży! Stamtąd strzał — FANTAZY Hrabia! — Zegarek mi liczy Pięć minut życia… Miałyżby te chwile Z gadułą starcem tym przeminąć marnie? SCENA DRUGA / Wpada HR. RESPEKT i służba z pochodniami — rozwidnia się głąb sceny. / HR. RESPEKT Tu był strzał — tu są!… tu! tu! na mogile Widzę białego coś… tu! tu latarnie! Tu Pan Fantazy jest z Panią Hrabiną. Tu! tu! — oboje żywi, Bogu chwała! Co robisz? dziecko, stój… Młodzieńce giną, Idąc na wały, reduty i działa, A nie tak, jak ty! — Daje mu skrypt Majora. Struj się tym papierem I tajemnicę połknij — i żyj z nami! Spostrzega Majora leżącego we krwi. Cóż to znów?… RZECZNICKI Niechaj kto pójdzie z giwerem Po wodę!… MAJOR Nu? ja trup… pod chorągwiami Boharodycy… jak człowiek honoru Dał satysfakcją… i za honor ginę… Do Fantazego. Nu, tak nie będzie teraz z nami sporu O trumnę. Panie Hrabio… Na godzinę Dwunastą ja się zamelduję Bogu, A ty zmów za mnie pacierz — ściśnij ruku, Praszczaj! — ha, szkoda, że ja się nie mogu Tłómaczyć jaśniej. — Ja twojego stuku Po twarzy nie czuł już… Czuł? — to zapomniał: A nie zapomniał — to odpustył z duszy. IDALIA Ach! jak ten człowiek cudownie zogromniał W śmierci godzinie — prosty… MAJOR / do Idalii. / Łzami pruszy Duszeczka moja… daj ruku!… nie płacz ty! Ja stary człowiek — czas do grobu dawno… FANTAZY Sprowadzić powóz!… MAJOR Nu! nu! nu! a zacz ty Do Chrysta myślisz wozom?… Sławno! sławno! Wot i żart!… trupa sadzą do karety. Do Respekta. Hrabio! na ucho proszę coś… HR. RESPEKT / po chwili rozmowy. / Rzecznicki, Sprowadź, tu, sprowadź tu moje kobiety. Pan Major, jako człowiek katolicki — — MAJOR Grecki!… HR. RESPEKT Chce z moją widzieć się rodziną I niektóre swej myśli testamenta Objawić… MAJOR Nu tak! Niech matka z dziewczyną Przyjdzie i niechaj to sobie pamięta, Że ja, człek prosty — na śmiertelnym progu Tak będę prosić o śmiertelną łaskę… / Rzecznicki odchodzi. / SCENA TRZECIA / Wpada JAN i KAŁMUK. / JAN Gdzie Major? HR. RESPEKT Tutaj na grobie — MAJOR Przy Bogu. JAN Co to jest?! Pustą znalazłem kolaskę W karczmie. Wyprawił mnie Major z posyłką. Sam wyprawiony przodem, byłbym gonił Aż do Tobolska, gdyby nie przeczucie I strach… Co to jest? Głowę tak pokłonił, Jak… jak… jak… MAJOR Ruku daj. FANTAZY / do Idalii. / Nasze otrucie Było błazeństwem! Patrz, patrz! jak bez jęku Przez ręce, oni gadają do siebie… Patrz, patrz: dziesięć lat sybirskich w tych ręku Ściśniętych jak wosk… SCENA CZWARTA / Wpada HRABINA z córkami — RZECZNICKI z dala za niemi. / HRABINA O święci na niebie! Co to jest? HR. RESPEKT Cicho! okropny wypadek: W pojedynku nasz Major zastrzelony! HRABINA Patrzaj, list! HR. RESPEKT Co to jest? HRABINA Umarł nasz dziadek… HR. RESPEKT Co?! HRABINA Dzisiaj w nocy. HR. RESPEKT Ha! RZECZNICKI Jesteś czerwony, Jak upiór. HR. RESPEKT Krew mi uderzyła w głowę Jakby siekierą. HRABINA Pokryj to wrażenie! HR. RESPEKT To jest odmiana wielka! i domowe Rzeczy — — HRABINA Schowajże, mówię, list w kieszenie I nie pokazuj twarzy, bo ci z oczu Ta śmierć wygląda i pójdzie pod wnioski. HR. RESPEKT Czy wiedzą dzieci? HRABINA Nie. — Głośno. Może go w koczu Można położyć?… FANTAZY Cyt! Ten sen przedboski, Który mu igra uśmiechem na twarzy, Gdy anioł śmierci siwym włosem rusza, Szanuj! On teraz o czemś takiem marzy, Że pewnie, pewnie cała jego dusza Jest jako słońce. — Cyt! oczy otwiera. Majorze! oto jest z dziećmi Hrabina… MAJOR Dajcie mi wody potiahnut' z giwera! Pije. Nu tak — jeszcze świat… W imię Ojca, Syna I Ducha!… Proszę Hrabiny tu bliżej I dzieci proszę tu — koło mogiły… Nie mógł ja ludzi kochać ani szczerzej, Ani otwarciej, jak was. Syn Hawryły Wołdemar Major, wasz dawny znajomy, Serdecznie wasze serca umiłował. Ot i odwiedził wasze dobre domy Przyjaciel — i tu u was zanocował Aż do prysudnych dni — Kałmuk! szkatuła! — Kałmuk odchodzi. Słuchaj Hrabina. Ja czerkieski plennik, Porwany kiedyś dzieciątkiem z auła, Taj zmoskalony — Grek, łotr i moszennik (Odpusti mnie Boh!) Byłby i generał Już, tak jak drudzy, by nie Murawiewy, Z którymi ja był — człowiek i liberał, Dopóki żyli… Dziś pod tymi drzewy Ranny, ot wspomniał ja ich sobie czule, Na własną patrząc krew. Ach! pod senatem Gdyby ja był miał w sercu tutaj kulę, Byłoby lepiej — ufff! ze mną i z światem… Ufff! Apostołów! ufff! ufff! Apostolczyk… HRABINA Majorze!… FANTAZY Cicho, Pani!… MAJOR Ot ten kolczyk Od Apostoła ja miał starej matki, Której kawałek przyniósł wtenczas drzewa Od szubienicy, ufff! ufff! ufff! staruszka — Nu, tak ja potem przez Arakczejewa Wyrobił sobie, że był bez łańcuszka Posłan w sybirskie komendy w degradzie, W upokorzeniu… Jak wy mnie poznali, To ja w domeczku tam małym i w sadzie Cały dzień trubku kurzył, a wy stali, Patrząc na smutek mój, że ja milczący Nie odpowiadał wam, gdzie serce boli. — Wot liberalność tu, jak żar gorący — Wot czarny smutek był, wot mej niedoli Była przyczyna! — Tak gdy panna śpiewa Piosenki smutne, to ja stojąc w kącie Wspomniał, bywało, sobie Bestużewa, Taj potem wspomniał, że ja stał przy loncie I nie wypalił… Taka boleść była Na sercu mojem wężem i kamieniem! Kiedyście znali wy już mnie Hawryła, Ja tam przed wami stał z upokorzeniem I z trwogą, że wy mną biednym gardzicie Jak starym, siwym, durnym liberałem. ………………………………….. …………………………………. ………………………………….. ………………………………….. ………………………………….. ………………………………….. …………………. IDALIA Na Boga, Majorze! Krew ci się rzuca z rany — mów spokojnie! MAJOR Tu, tak to wszystko wielkie sądy Boże! Bo ja był kiedyś na tureckiej wojnie, Z Persami się bił, w kwarantanach służył, I śmierci palcem dotykał — nie blady! ………………… ………………… ………. / Kałmuk wraca na scenę ze szkatułą. / HR. RESPEKT Cóż to? chory gada? Zabronić jemu… cóż? zabronić mowy! MAJOR Nu, niech Pan Hrabia tu poważnie siada I słucha, bo ja człowiek już grobowy Mówię ostatkiem duszy. — Na Sybirze Ja miał jednego sercem przyjaciela. Tak my z nim często chodzili pod krzyże, Na których imię Rumina, Pestela I drugich — z tyłu jednego kościoła Postawili my — na cichą pamiątkę… Tak tam mojego pamięć Apostoła, Którego kochał ja i lat dziesiątkę Bez niego musiał żyć!… i byłby skonał, Gdyby żył dziesięć lat bez przyjaciela! Nu, on zmocował mnie, sercem pokonał! Apostoła ja stracił, a Chrzciciela Dostał, katoryj mnie ochrestił łzami… Tak cóż ja jemu dam, jak mnie nie stanie?… Do Diany. Dziewoczka, siuda! nu tak ty, z różami Na ustach, stań tu ot przy tym ułanie I tu rodzicom pokińcieś oboje, A ja, ja z wami trzeci — Kałmuk, siuda! Wstając. Nu ot ja, chociaż ranny, ot ja stoję I wam do kolan ot… Klęka. Na boskie cuda! Nie odmawiajcie!… przez krew moją proszę, Nie odmawiajcie! HR. RESPEKT Lecz tu związki rodu — — MAJOR Słuchaj! — Ja zebrał wielkie, wielkie grosze, A sam żył z gaży, z mojego ogrodu, Z domu… No — niegdyś w kwarantanach, srogi Dla kupców, nu tak przyjął podwieczorek I okręt sobie przepuścił przez nogi Z żaglami, z masztem, a chwycił za worek, Jak za kotwicę — Nu tak i basetla I skrzypce na to wesele u żyda Leżą w Hamburgu. — Graf! wot bankocetla — Do Kałmuka. Stupaj, stupaj procz! Niech Graf córkę wyda! My milionery… pfu!!… HR. RESPEKT Panie Majorze! Tu pieniądz, chociaż w dosyć znacznej sumie, Jest niczem — — MAJOR Nu ja znaju. HRABINA Ach mój Boże! Pan Major może myśli i rozumie — — MAJOR Nu ja nie myślę nic… HR. RESPEKT Bo nasze słowo Ma pan Fantazy — MAJOR Nu tak! pan Fantazy — Ja przed nim pójdę moją siwą głową W proch… FANTAZY Stój na Boga! — W proch?… Twoje rozkazy Są jak aniołów. Do Diany. Ręka ta szlachetna Nie była jeszcze moją — dotąd wolna! Oczarowałaś mnie, jak gwiazda świetna, Sądzę, że Pani będziesz sercem zdolna Ocenić powód, dla którego muszę Tę rękę z mych rąk wypuścić na zawsze! — Do Idalii. Brat twój, Hrabino — dziś do Rzymu ruszę I sądzę, że twe serce, najłaskawsze Z serc, po królewsku obejdzie się ze mną, Mniej biorąc, niż dać mogę. IDALIA Chcę szacunku. FANTAZY Pani! przez tę śmierć, tak krwawą i ciemną, Jestem człowiekiem ochrzczon!… Pocałunku W serce ten człowiek wart… Żegnaj, Majorze! Przyślę doktora mego… miej nadzieję! MAJOR Nu tak już teraz Pan Hrabia nie może Odmówić córki. Krew ze mnie się leje — Ot, z boku mego krew strumieniem leci I prosi — prosi łaski, zmiłowania! HR. RESPEKT Majorze! — no to weź sobie te dzieci… MAJOR Ha! ot i z Janem moim moja Dania Na wieki! — Więcej nie mogę!… W pigułce Tej pistoletniej sto ognistych mieczy.. Dania — Jan — Dania — poszukaj w szkatułce… Mnie się do niebios już… / Umiera. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowacki-fantazy. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Pisma Juliusza Słowackiego, Tom III, nakł. Gebethnera i Wolffa, Warszawa 1909. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Katarzyna Czech, Paweł Kozioł. Publikację wsparli i wsparły: Tomasz Trzmiel, Justice. ISBN-978-83-288-2854-4