Fryderyk Schiller Oblubienica z Messyny Tragedia z chórami tłum. Michał Budzyński ISBN 978-83-288-2784-4 OSOBY: * Donna Izabella, księżna Messyny. * Don Manuel, jej syn. * Don Cezar, jej syn. * Beatrixa. * Diego. * Posłańce. * Chór złożony z przybocznej świty dwóch braci. * Najstarsi Messyny. Osoby nieme. Scena przedstawia salę z kolumnami. Po obu stronach drzwi — a wielkie środkowe podwoje prowadzą do kaplicy / Donna Izabella w grubej żałobie. Najstarsi Messyny otaczają ją. / IZABELLA Mężowie starzy mądrością i laty Nie z własnej woli, lecz dla spraw ojczyzny Opuszczam niewiast milczące komnaty I twarz odsłaniam przed wzrokiem męczyzny. Bo wdowie smutnej po małżonka stracie Co był jej życia i światłem, i chwałą, Posępne lice w pogrzebowej szacie I w cichych marach ukrywać przystało. Ale tej chwili stanowczej głos tajny Niepowstrzymanie, potężnie mnie woła Od niewiast domu samotnego koła, Na świat wzrokowi memu niezwyczajny. Księżyc dwa razy zmienił się od chwili Jakeśmy męża popioły książęce Do ostatniego spoczynku złożyli. On rządy miasta trzymał w silnej ręce, W jego obronie stawiał mężne czoło Przeciwko światu grożącemu wkoło. Król wasz i władca leży w przodków grobie, Ale duch jego żyje okazały W dwóch synach pełnych bohaterskiej chwały, Waszego miasta dumie i ozdobie. Wyście widzieli, jak dzieci wzrastały, Lecz razem z nimi, z tajemniczej woli, Niezrozumienie wzrastało powoli, Węzłów braterskich rozrywając zgodę, Trując igraszek dziecinnych swobodę, Aż się w nienawiść zamieniło z wiekiem. Obydwóch pierś ta wykarmiła mlekiem, Tkliwość matczyna jednakową była, Jednako matkę obydwa kochali I gdy we wszystkim walka ich dzieliła, W tym jednym czuciu razem się spotkali. Wprawdzie gdy ojciec dzierżył kraju rządy,/ Jego straszliwe, ale słuszne sądy Trzymały w karbach surowych zarówno Obydwóch braci porywczość gwałtowną. On jarzmem silnym w milczenie pokorne Naginał synów umysły niesforne. Zbrojni nie mogli zbliżać się ku sobie Ani pod jednym noc przepędzać dachem. Tak surowością mądrą w każdej próbie Straszliwy wybuch opóźnił w nich strachem. Ale nienawiść, tak dawno poczęta W dzikim ich łonie, została nietknięta. Potężny siłą nie uczyni kroku Żeby odwrócić cichy bieg strumienia, Kiedy on mocą swojego ramienia Może zatrzymać groźny pęd potoku. Co miało wypaść, wypadło niebawem: Gdy głowa ojca w grobie się układła I dłoń potężna bezsilnie opadła, Dawny gniew braci ożył w boju krwawym, Tak jak zarzewie chwilę przytłumione Wybucha w ogniu wiatrem rozniecone. Powtarzam, czego nikt z was nie ukrywa; Niezgoda braci Messynę rozdziela, Najświętsze związki natury rozrywa, Do krwawej walki mieszkańców ośmiela. Miecz na miecz pada, miasto placem bojów, Krew zlała nawet ściany tych pokojów. Wy prawa kraju zgwałcone widzicie, Mnie męki serca zatruwają życie. Wy tylko ludu czujecie niedolę, A nie zważacie na matczyne bole — Oto jest mowa, z jaką przychodzicie: „Widzisz, że długo twoich synów zwada Walkę domową śle do naszych progów. Kraj zagrożony od złego sąsiada Jednością tylko może wyprzeć wrogów. Ty jesteś matką, więc tobie przystoi Wynaleźć sposób przywrócenia zgody. Po co nas, cichych mieszkańców zagrody, Długa nienawiść panów niepokoi? Czyliż my zgubne mamy znosić szkody, Że twoje dzieci nie ustają w sporze? — My sami bez nich radę sobie damy; Innemu panu otworzymy bramy, Który nas zbawić i zechce, i może”. Takąście mową, ludzie skamieniali, Troskliwi tylko o wasz byt i całość Trudy krajowe na to serce zdali — Jak gdyby długie cierpienia i żałość, Jak gdyby matki tęskne niepokoje Nie dosyć łono obciążały moje! — W zamiarach moich bez wielkiej nadziei Rzucam się z matki piersią zakrwawioną W walkę pomiędzy synami wznieconą Zgody wołając — błagam po kolei Niepowstrzymana bez trudu i strachu Aż uprosiłam matczynym wołaniem: Że tu, w Messynie, ojcowskim ich gmachu Witać się będą przyjaznym spotkaniem. Tego nie było od śmierci książęcia. Dzisiaj co chwila czekam, by mi posły O wjeździe synów obydwóch doniosły; Bądźcie gotowi do panów przyjęcia Ze czcią należną dla synów książęcia. Miejcie powinność tylko na pamięci, Waszymi sprawy my będziem zajęci. Zgubne krajowi i wam, Messeńczykom, Niszczące walki moich synów były — Dziś zgodni znajdą w sobie dosyć siły Przeciw całego świata najezdnikom W obronie kraju waszego uderzyć I słuszność sobie z was samych wymierzyć. / Starce odchodzą w milczeniu z ręką na piersiach. Izabella daje znak staremu słudze. / / Izabella, Diego. / IZABELLA Diego! DIEGO Co księżna rozkaże? IZABELLA Mój sługo, Przybliż się do mnie, sługo mój poczciwy, Ty ból mój, cierpienia podzielałeś długo, Podzielże dzisiaj i szczęście szczęśliwy. — Jam twojej wiernej piersi powierzyła Bolesną, słodką tajemnicę świętą; Dzisiaj szczęśliwa chwila się zbliżyła, Że z niej zasłona może być odjętą. Długom ja silne natury wzruszenie We wnętrzu łona mojego tłumiła, Bo mi groziło straszne przeznaczenie. Dziś wolnym głosem odezwać się mogę I uspokoić serce bolejące; Pokoje długo pustkowiem stojące Obejmą dzisiaj wszystko, co mi drogie. Obróć więc prędzej krok twój ciężki laty Do ścian klasztoru znajomego tobie, Gdzie przechowany był skarb mój bogaty. Tyś go sam ukrył ku szczęśliwej dobie, Smutną przysługę oddając stroskanej. Pospiesz więc teraz i powróć bez zwłoki Zakład od serca tak długo czekany. / Słychać głos trąby. / Spiesz; niechaj radość odmłodni twe kroki — Słyszę już brzmienie wojennego rogu, Co mi oznajmia powrót moich dzieci. / Diego odchodzi. Słychać z przeciwnej strony coraz głośniejszą muzykę. / Messyna w ruchu — słuchaj, od bram progu Zmieszanych głosów dziki szmer tu leci. To oni — piersi macierzyńskiej bicia W krew swą przyjmują bliskość ich przybycia. To oni sami! Dzieci moje, dzieci! / Wychodzi spiesznie. / CHÓR / Składa się z dwóch półchórów, które w tej samej chwili wchodzą z dwóch przeciwnych stron, okrążają scenę, a potem szykują się w szereg po tych stronach, skąd weszli. Jeden półchór złożony jest ze starszych, drugi z młodszych — obaj znakami i odzieniem się różnią. Skoro dwa chóry ustanowią się na przeciwko siebie. — Muzyka ustaje a naczelnicy chórów mówią. (Chór ten podług nadesłanej uwagi autora do dyrekcji teatralnej złożony jest z Kajetana, Manfreda, Tristana i ośmiu rycerzy Don Manuela. Drugi z Bohemunda, Rogera, Hippolita i dziewięciu rycerzy Don Cezara. — W nawiasach oznaczone, kiedy każda z tych osób ma mówić). / 1. CHÓR (KAJETAN) Bądź nam pozdrowiona Budowo gościnna, Naszych możnych panów Kolebko rodzinna Na licznych kolumnach wspaniale wzniesiona! W pochwie schowany Niech się oręż skrywa; Przed bramą spętany Niechaj odpoczywa Wężowłosego boju skrwawiony mord srogi; Bo sal tych gościnnych Święte dla nas progi Strzeże przysięga, syn Eryniona, Bóg najstraszniejszy piekielnego łona. 2. CHÓR (BOHEMUND) Gniewne się w piersiach serce moje wzdyma, Pięście bez walki nie mogą się ostać; Bo łeb Meduzy widzę przed oczyma, Mojego wroga nienawistną postać. Zaledwie w żyłach krew się wrząca trzyma; Mamże przyjaznym uczcić jego słowem, Czy pójść za moim popędem bojowym? Ale mnie tylko bojaźliwym czyni Tych gmachów świętych potężna władczyni, Straszna Eumenida, pokoju bogini. 1. CHÓR KAJETAN Mędrszy stan duszy przystoi wiekowi; Najrozumniejszy najpierwej pozdrowi. / Do drugiego Chóru. / Wam więc pozdrowienie Co dzielicie razem Braterskim obrazem Jednakie wzruszenie. Wam, co tego gmachu Bogom opiekuńczym Kłaniacie się w strachu. Gdy się przyjaźnie witają książęta, Niech i nam słowa zamienić pokoju Pozwoli zgoda dla obu stron święta, Słowa przyjazne słodkie są po znoju; Lecz gdy na wolnym spotkamy się razem Niech krwawa zawiść odnowi się w boju, Naszą odwagę probujmy żelazem. CAŁY CHÓR Lecz gdy na wolnym spotkamy się razem Niech krwawa zawiść odnowi się w boju, Naszą odwagę probujmy żelazem. 1. CHÓR (BERENGAR) Nie tobie gniew mój, tyś nie moim wrogiem; Jedno nam miasto jest rodzinnym progiem, Oni skądinąd wiodą imię swoje. Lecz gdy ród książąt na siebie nastawa, Słudzy iść muszą na mordercze boje — Tak chce porządek, tak chcą ludów prawa. 2. CHÓR (BOHEMUND) Niechaj brat bratu przyczynę wywodzi, Czemu na siebie wiodą szyki zbrojne Do krwawej walki — mnie to nie obchodzi; Ale my za nich prowadzimy wojnę — Bo ten nie mężny, ten się hańbą kala Kto pana swego znieważać pozwala. CAŁY CHÓR Ale my za nich prowadzimy wojnę — Bo ten nie mężny, ten się hańbą kala Kto pana swego znieważać pozwala. JEDEN Z CHÓRU (BERENGAR) Słuchajcie, jakie miałem myśli nowe, Kiedym przeciągał, w wolnej od prac chwili, Między szumiące ulice zbożowe. Gdy bez ustanku grał w nas boju gniew, My między sobą nigdy nie radzili; Bo nas głuszyła wrząca w żyłach krew. Czyż to nie nasze te zboża zasiane? Te wiązy winnym liściem oplatane Nie sąż naszego słońca dzieci drogie? Czemuż radosne spokoju użycie Nie ma nam uprząść dnie ciche i błogie, Wolne od trosków śmiejące się życie? Czemuż szalonych dzieli walka krwawa Za plemię obce, nieznanego rodu? Oni nie mają do tej ziemi prawa; Gdzieś od czerwonych obłoków zachodu Morska ich do nas przypłynęła nawa Przodkowie nasi, bo temu czas długi, Wzięli przybyszów w gościnne schronienia; A dziś my z wolnych najemnicze sługi, Poddani nędzni obcego plemienia! DRUGI (MANFRED) Prawda — mieszkamy na szczęśliwej ziemi Gdzie słońce, nieba przebiegając kraje, Złoci jej niwy promieńmi jasnemi I nam bogactwa do użycia daje. Ale wał żaden brzegów nie zamyka — A wzdęte morza sęsiedniego fale Dają nas często na łup rozbójnika, Co wyspę naszą pustoszy zuchwale. Domowa kosa co roku uderza O zgubny oręż obcego żołnierza. My niewolniczą nosimy obrożę, A kraj swych synów zasłonić nie może. Nie stąd, gdzie złota Ceres się uśmiecha I Pan dostrzega bujną w kwiaty ziemię, Lecz skąd żelazo warstwy gór napycha, Wychodzi groźne panujących plemię. 1. CHÓR (KAJETAN) Nierówno skarby rozdzielone w dani Pomiędzy ludzi gromadą przechodną; Ale natura, sprawiedliwa pani, Nam dała w dziale pełność zawsze płodną, Im moc potężną i wolę wszechrodną. Zbrojni w potęgę straszną majestatu Namiętnej duszy nasycają szały I grzmotem władzy zagrażają światu. Ale z wierzchołka olbrzymiego chwały W przepaść głęboką upada zuchwały — Dlatego lepiej, że na tym padole Mogę się ukryć w moją cichą dolę. Te groźne, burzą zrodzone potoki Wylęgłe z gradu ziarek niezliczonych, Z czarnych obłoków w deszcze rozpuszczonych Posępnym szumem grzmią z góry wysokiej. Woda ich w groźne wały się nadyma, Mosty i groble razem z nimi płyną; Nic tych potężnych władców nie zatrzyma. Lecz jedna chwila zawiodła ich w życie; Ślady potoku straszne przed godziną Po drobnych piaskach karłowato giną, Ruiny tylko świadczą o ich bycie. Zdobywce wchodzą, potem idą dalej — My, ich poddani, będziem w miejscu stali. / Tylne drzwi otwierają się, pomiędzy Don Manuelem a Don Cezarem ukazuje się Izabella. / OBYDWA CHÓRY (KAJETAN) Pokłon ci i chwała: Żeś nam zajaśniała Jak słońce wschodowe. Na kolanach czcimy pysznę twoją głowę. 1. CHÓR Piękna jest księżyca Jasność łagodniejsza Między gwiazd gromadą co nocy przyświeca. Lecz matka piękniejsza Miłością przeczystą Między dwóch synów potęgą ognistą. Takiego obrazu Na kuli ziemskiej nie znajdziesz i razu. Na żywota szczycie Wznosząc jasne czoło Ona piękności zamyka koło. Bo matka tkliwa i ród jej młodzieńczy Doskonałości koroną świat wieńczy. Kościół nie mówi w przedwiecznym zakonie O nic piękniejszym na niebieskim tronie: A taż sztuka płodna, Od nieba pochodna, Czy coś wyższego ma w swojej krainie Jak matkę przy synie. 2. CHÓR (BOHEMUND) Patrzy szczęśliwa, jak rośnie z jej łona Kwitnące drzewo, na którego szczycie Jaśnieje wiecznej płodności korona; Bo pokoleniu ona dała życie, Co z słońcem razem czasom się ostoi I wiek bieżący w imię swe ustroi. (ROGER) Przejdą pokolenia, Przebrzmią imiona; Noc zapomnienia Skrzydła roztoczy Na ludzkie plemiona. — Królów tylko głowy Przybiorą blask nowy, Uderzy w nie słońce Złotym swym promieniem Jakby w wierzchołki świata sterczące. IZABELLA / wychodząc naprzód z synami. / Pojrzyj, królowo w niebieskiej koronie, Do tego serca przyłóż twoje dłonie — Nie, to nie duma tak w nim bić zaczyna; Matka o szczęściu własnym zapomina, Gdy się przegląda w świetnym blasku syna. Pierwszy raz, odkąd zawiodłam was w życie, Mogę się całym sercem rozweselić; Bo dotąd każdej radości użycie Musiałam z żalem na dwie części dzielić I zapominać jedno moje dziecię, Gdy mi się przyszło przy drugim weselić. O! miłość moja była zawsze jedna, Choć się synowie niezgodą dwoili! Mówcie, czy dzisiaj mogę, matka biedna, Oddać się sercem upojenia chwili? / Do Don Manuela. / Gdy brata twego ściskam dłoń przyjaźnie Czy tym zazdrości twojej nie rozdrażnię? / Do Don Cezara. / Na nim gdy spocznie tęskne oko moje, Czyż to nie kradzież wyrządzona tobie? Moją miłością, ja się nawet boję, Czy nienawiści większej nie sposobię. / Po krótkiej chwili patrząc na obu. / Mówcie: co wasze oznajmia przybycie? W jakich uczuciach przyszliście w te progi? Czy z nienawiścią, tak jak dawniej wrogi, Do ojcowskiego domu przychodzicie? Miałażby wojna u miasta podwojów, Na krótką chwilę wstrzymana przysięgą, Zgrzytać zębami do dawnych rozbojów, Żeby wybuchnąć z straszniejszą potęgą, Skoro z matczynych wyjdziecie pokojów? CHÓR (BOHEMUND) Wojna czy pokój? — nikt się nie dowie, Co kryją ciemne przyszłych zdarzeń fale! Lecz nim wyjdziemy, przeważą się szale, My na oboje zbrojni i gotowi. IZABELLA / oglądając się naokoło. / Wkoło mnie widok przedstawia się strachu; Co ma oznaczać ta gromada zbrojna? Czy na tym miejscu, w macierzyńskim gmachu Za waszą sprawą wytoczy się wojna? Po co zuchwale obcy tłum się zbiera, Gdzie matka serce przed dziećmi otwiera? Czy i tu nawet, przy matczynym łonie, Śmiecie się lękać podejścia i zdrady, Że plecy wasze stawiacie w obronie? Te się za wami snujące gromady, Waszego gniewu skorzy wichrzyciele, Nie są, o wierzcie, wasi przyjaciele. Oni zbawiennej nie podadzą rady; Bo jak by mogli serce swe darować Obcych przychodniów natrętnej rodzinie, Co dom obrała w ich ojców dziedzinie I nad synami zaczęła panować? Wierzcie mi, wolnym chce być każdy z ludzi I pod własnymi prawami się chować; Rząd cudzoziemca zazdrość w sercu budzi. W waszej potędze, w poddanych bojaźni Leży rękojmia wątłej ich przyjaźni. Znajcie to plemię chytre i okrutne: Gdy nas przygody dotykają smutne, Oni radości mszczą się śmiechem skrytym Nad naszym szczęściem i potężnym bytem. Upadek władców, zgon wysokiej głowy Treścią ich piosnek, przedmiotem rozmowy Która od synów wnukom przekazana, Zimowe noce zajmuje do rana. Synowie moi! Ziemia ta fałszywa Nie ma przyjaźni — każdy sobie sprzyja, A kruche, wiotkie są wszystkie ogniwa Które przelotna chwila szczęścia zbija. Kaprys rozplata, co sam kaprys zwija, Natura tylko jedna jest prawdziwa; Ona się trzyma na wieczystej osi Gdy resztę burza żywota unosi. Uczucie serca daje przyjaciela, Jeżeli przyjaźń korzyści udziela. Szczęśliwy, komu wśród samotni świata Traf urodzenia dał czułego brata. Dar ten od chimer szczęścia nie pochodzi; Jemu przyjaciel z kolebki się rodzi I przeciw ziemi pełnej kłamstw i wojny, Staje dwoistym pośrednictwem zbrojny. CHÓR (KAJETAN) Szlachetne słowa! Ja uwielbiać muszę Duch, co napełnia jej królewską duszę. Zamiar człowieczy i człowiecza sprawa Przed jej myślami w jasnym świetle stawa. — Nas tylko pędzi dzikie przeznaczenie Na życia puste, bezcelne przestrzenie. IZABELLA / do Don Cezara. / Ty, co na brata dobywasz oręża, Patrzaj: czy jeden pomiędzy tą zgrają Ma tak szlachetną, jak on, postać męża? / Do Don Manuela. / Któryż z przyjaciół, co cię otaczają, Z twoim się bratem porównać odważy? Każdy jest lat swych wzorowym obliczem, Jeden drugiemu niepodobny z twarzy, Jeden drugiemu nie ustąpi w niczem A żaden z wami nie zechce się spierać. — O dumo próżna, zazdrości szalona! Gdyby z tysiąca przyszło ci wybierać, Jego byś tylko wziął za przyjaciela, Jego jednego przycisnął do łona — Dziś, gdy go tobie natura udziela, Za towarzysza przeznacza od młodu, Ty, świętokradca krwi własnego rodu, Dar nieba dumną odpychasz odmową I gorszych ludzi otaczasz się zgrają, Ludzi, co ciebie za obcego mają. DON MANUEL Słuchaj mnie, matko! DON CEZAR Ja ci powiem słowo. IZABELLA Smutna się zwada nigdy nie oddali Wołając zawsze: to moje, to twoje; Winę i zemstę kładąc w jednej szali. Kto wie, skąd przyszły siarkowate zdroje W strumień ognisty wylane obficie? Ogniów podziemnych wszędzie znajdziesz życie, Lawa na zdrowej ziemi się układa, Kto po niej chodzi, zniszczeniu podpada. Jeszcze wam jedno do serca przełożę: Złe, które człowiek dojrzałego wieku Rozważnie zrządza na drugim człowieku, Ciężko się zatrzeć i przebaczyć może; Bo on chce zemstę swoją uspokoić — I chęć tę, dzieło rozważonej rady, Czas długoletni nie potrafi zgoić. Lecz pierwsze źródło waszej ciężkiej zwady Zasięga pory igraszek dziecinnych, I to was właśnie powinno rozbroić. Pytajcie tylko, co was poróżniło? — Nie wiecie pewnie — a choćby tak było, Wstydzić się uraz wypadnie niewinnych. Lecz pierwsza zwada, gdyście dziećmi byli, Mnożąc się ciągle w łańcuchu zwad innych Niezrozumienie sprowadza tej chwili — Bo dotąd wszystkie sprawy między wami Są podejrzenia i zemsty synami. Dziś, gdy jesteście w dojrzałych lat porze, Czyż kłótnia dzieci przeciągać się może? / biorąc obydwóch za ręce. / Moi synowie! niechaj ta godzina Ukończy spory w źródle swoim ciemne; Bo jednakowa z obu stron jest wina. W wspaniałomyślnej i szlachetnej dumie Puśćcie w niepamięć urazy wzajemne; Ten jest zwycięzca, kto przebaczać umie. W grobie ojcowskim schowajcie od świata Starą nienawiść dziecinnego lata; Niech życie wasze, zgodą odnowione, Będzie miłości pięknej poświęcone. / Ustępuje o jeden krok, jakby dać im sposobność zbliżenia się do siebie — ale bracia ze spuszczonymi oczyma nie śmią pojrzeć na siebie. / CHÓR (KAJETAN) Zdrowej od matki posłuchajcie rady; Z jej ust wychodzi dobroczynne słowo. Dosyć już, dosyć, skończcie długie zwady, Albo gdy chcecie, wiedźcie bój na nowo. Co wam przyjemne, mnie się słusznym zdaje; Bo wy panami, ja sługą zostaję. IZABELLA / Długo czekając zbliżenia się braci, w milczeniu stała, na koniec odzywa się z bolesnym uczuciem. / Już nie wiem — próżne słowa mowy mojej I siła błagań moich wyczerpnięta; W grobie ten leży, co na was kładł pęta Matka bezwładnie między dziećmi stoi. Idźcie — otwarta chęciom waszym droga Zły duch was woła do zgubnej topieli — Kalajcie ołtarz domowego Boga! Niech te sklepienia, gdzieście życie wzięli, Morderczych mieczów odbijają szczęki. Tu, przed moimi, przed matki oczyma Gińcie nie z cudzej, ale z własnej ręki. Ciało o ciało, ramię pod ramieniem, Sprężystość w ruchach, zajadłość w źrenicy Jako Tebańscy dawni zapaśnicy Ściskajcie siebie zawziętym ściśnieniem. Życie za życie wydzierając sobie, Piersi nawzajem przeszyjcie żelazem, Żeby niezgoda trwała jeszcze w grobie: Niech płomień krwawy, gdy będziecie razem Na jednym stosie pogrzebnym leżeli, Na dwa oddzielne słupy się rozdzieli I płonie życia waszego obrazem. / Odchodzi — Bracia w jednakim zawsze stoją oddaleniu. / / Dwaj bracia — i dwa Chóry. / CHÓR (KAJETAN) Te słowa tylko z ust jej wyleciały; One jednakże w piersi moje z lodu Brzmieniem swym raźne uczucie wstrzymały. Ja nie przelałem krwi własnego rodu, Nic nie przelałem, ręce na krzyż kładę — Ale wy, bracia, skończcie krwawą zwadę. DON CEZAR / nie patrząc na Don Manuela. / Ty jesteś starszy — zacznij mówić do mnie, Pierw rodzonemu ustąpię bez wstydu. DON MANUEL / w podobnej postawie. / Daj dobre słowo — pójdę za przykładem Szlachetnym, który poda mi brat młodszy. DON CEZAR Nie dla przyczyny, żebym się winniejszym, Lub słabszym sądził w przekonaniu moim. DON MANUEL Kto zna Cezara, podłym go nie nazwie, Gdyby był słabszym, przemawiałby dumniej. DON CEZAR Czy tak istotnie sądzisz o twym bracie? DON MANUEL Ty się uniżyć, ja kłamać nie umiem. DON CEZAR Pogardy serce moje nie wytrzyma; Lecz w walek naszych najżywszym zapędzie Umiałeś godnie pamiętać o bracie. DON MANUEL Mam dowód jawny, żeś nie chciał mej śmierci; Mnich się najmował zabić mnie kryjomo, Tyś go odepchnął i ukarał zdrajcę. DON CEZAR / przystępując bliżej. / Gdybym cię wprzódy znał tak doskonale Wiele by złego nie przyszło do skutku. DON MANUEL Gdybym był zgłębił twoje serce zgodne, Niejedną boleść oszczędziłbym matce. DON CEZAR Mnie przedstawiano ciebie dumnym wielce. DON MANUEL To jest przekleństwo wysoko stojących: Że słuch ich niższym łatwo się otwiera. DON CEZAR / żywo. / Tak jest, na sługi pada zawsze wina. DON MANUEL Oni to serca oddalili nasze. DON CEZAR Słowa jednego szeptali drugiemu. DON MANUEL Truli czyn każdy fałszywym wykładem. DON CEZAR Żywili rany, miasto je zagoić. DON MANUEL Wzniecali płomień, miasto go ugasić. DON CEZAR Nas oszukano, uwiedziono obu. DON MANUEL Ich namiętności byliśmy narzędziem. DON CEZAR Jestże to prawda, że oni niewierni? DON MANUEL I fałszu pełni — zawierz słowom matki. DON CEZAR Niechaj więc ścisnę tę braterską rękę. / Podaje rękę. / DON MANUEL / żywo ją obejmując. / Ona najbliższą będzie mi na święcie. DON CEZAR Patrzę na ciebie i w zdziwieniu cały Odkrywam rysy naszej drogiej matki. DON MANUEL I ja w twym licu widzę podobieństwo, Które mnie jeszcze cudowniej uderza. DON CEZAR Jestże to prawda, żeś przyjaznym słowem Do mnie, młodszego brata, chciał przemówić? DON MANUEL W tobież ja, cichym, łagodnym młodzieńcu, Nienawistnego uważałem brata? / Krótkie milczenie. / DON CEZAR Arabskie konie po ojcu zostałe Chciałeś zatrzymać — ja ci odmówiłem. DON MANUEL Jeśli je lubisz, nie chcę o nich myśleć. DON CEZAR O nie! weź konie, weź powóz ojcowski — Zabierz je — błagam, zaklinam cię bracie. DON MANUEL Chętnie je wezmę, jeśli zechcesz przyjąć Zamek na morzu — przedmiot naszych sporów. DON CEZAR Dla siebie nie chcę — lecz obadwa razem Wspólnie, bratersko mieszkajmy w tym miejscu. DON MANUEL Niechaj tak będzie, po co nam oddzielne Trzymać własności, gdy serca są zgodne. DON CEZAR Po co osobno mamy żyć od siebie, Kiedy w jedności każdy jest bogatszy. DON MANUEL Już nic osobno, lecz razem żyjemy. / Spieszy w jego objęcie. / 1. CHÓR (KAJETAN) / do Drugiego / Czego się okiem mierzymy złowrogim, Gdy już książęta przyjaźń sobie dali? Idźmy co prędzej za przykładem błogim, Niech między nami pokój się ustali. Będziemyż z sobą wiecznie się ścierali? Oni są braćmi, związani krwią rodu, A my synowie jednego narodu! / Obadwa Chóry ściskają się. / GONIEC / zbliża się. / 2. CHÓR (BOHEMUND) / do Don Cezara / Goniec się zbliża do drzwi pałacowych, Ciesz się Cezarze, bo z jasnego lica Wieść pożądana dla ciebie przyświeca. GONIEC Bądź pozdrowiony — i niech pozdrowione Będzie to miasto z przekleństw uwolnione. Radością moje oko się weseli, Że książąt, których jak nieprzyjacieli Widziałem wprzódy w morderczej pogoni, Dziś przyjaźń święta wiąże dłoń do dłoni. DON CEZAR Miłość powstała z zażartej niezgody Jak z płomienistych ogniów Feniks młody. GONIEC Do tego szczęścia nowe ci przynoszę; Kij mój poselski rozpuścił liść wiosny. DON CEZAR / biorąc go na stronę. / Mów — co przynosisz? GONIEC Jeden dzień radosny Wszystkie dla ciebie zgromadził rozkosze. Ta, którąś stracił, którąś szukał długo, Wynaleziona w bliskości przebywa. DON CEZAR Wynaleziona? — gdzie? Mów, wierny sługo? GONIEC W Messynie — w środku miasta się ukrywa. DON MANUEL / pół obrócony do pierwszego Chóru. / Żywym rumieńcem lice czerwienieje I oko jego płomieniem jaśnieje — Nie wiem przyczyny — lecz ten znak wesela I mojej duszy radości udziela. DON CEZAR / do Gońca. / Chodź ze mną — prowadź — bądź zdrów, Manuelu, W objęciach matki znowu się znajdziemy; Mnie droga wiedzie do ważnego celu. / Chce odchodzić. / DON MANUEL Idź — nie odwlekaj; szczęścia ci na drogę. DON CEZAR / po namyśle wraca jeszcze. / Don Manuelu! Ta radosna chwila Więcej mnie, cieszy niż wymówić mogę. Z drżącego serca słodka wróżba strzela, Że po bratersku kochać się będziemy. Popęd przyjaźni, tak długi czas niemy, Nowego słońca nowe światło zrodzi I utracone dnie życia nagrodzi. DON MANUEL Piękny kwiat piękne owoce wyrodzi. DON CEZAR To nie jest dobrze, uznaję mą winę, Że się tak prędko z objęć twych wyrywam — Lecz nie mniej czuję, chociaż tę godzinę Wzniosłą i piękną gwałtownie przerywam. DON MANUEL Idź za tą chwilą, która ciebie czeka; Bo takie chwile, co miłości płyną, Na całe życie wpływają człowieka. DON CEZAR Opowiem tobie, co mnie z tych miejsc woła. DON MANUEL Zostaw mi serce, zabierz tajemnicę. DON CEZAR Nas tajemnica rozdzielić nie zdoła, Wkrótce ci ciemność ostatnią wyświecę. / Do Chóru. / Wam oznajmuję, żebyście wiedzieli, Na wieki zwada nasza pojednana. Uważać będę za nieprzyjacieli I nienawidzić jak piekieł szatana Tych, co zarzewie przygaszone zgodą W nowego sporu płomienie rozwiodą. Mojej wdzięczności pewnie nie pozyska Kto mi złe słowo przyniesie od brata. Źle zrozumiana usłużność od świata Do serca gorycz słów przelotnych ciska. Słowo porywcze wyrzeczone w gniewie Jadu zgubnego w duszę nie wkorzenia; Ale złowione uchem podejrzenia Czołga się długo jak powoju krzewie, Póki tysiącem zrodzonych gałęzi W ramiona swoje serca nie uwięzi. Takim sposobem zamieszanie dzieli Najlepszych ludzi, czułych przyjacieli. / Ściska brata i odchodzi w towarzystwie drugiego Chóru. / / Don Manuel i Chór pierwszy / CHÓR (KAJETAN) Widząc cię, Panie, zdziwionym być muszę I ledwie poznać mogę twoją duszę. Twojego brata miłość taka szczera Zaledwie skąpą nagrodzona mową, On ci swe serce przyjaźnie otwiera Ty stoisz niemy, otwierasz powieki Jako lunatyk z pochyloną głową, Obecny ciałem, a duszą daleki. Kto cię obaczy, serce twe oskarży O obojętność i chęci złowrogie; Lecz ja nieczułym nazwać cię nie mogę, Bo uśmiech wdzięczny gra na twojej twarzy I oko szczęściem niezwyczajnym żarzy. DON MANUEL Co odpowiedzieć mam na twoją mowę? Brat mój przyjazne mógł znaleźć wyrazy; W nim nienawiści zniknęły obrazy I serce uczuć zmieniło osnowę. Ale ja gniewu nie czułem i chwili, Ledwie wiem, o co walkęśmy toczyli, Ponad znikome poziomości świata Skrzydłem wesela dusza moja wzlata; W otaczającym mnie blasku swobody Zniknęły chmury minionego lata, Zniknęły życia ponure przygody. Patrzę na gmach ten, na pyszne sklepienie I w myślach moich wystawiam zdziwienie I miły przestrach narzeczonej mojej, Gdy ją do zamku wprowadzę podwoi, W najpierwszą panię i księżnę zamienię. Dziś jeszcze we mnie uwielbia kochanka, Obcego w swoje przyjęła objęcia I nie czekała weselnego wianka Od Manuela, Messyny książęcia. Jak słodko duszy, swoją ulubioną Uwieńczyć jasną wielkości koroną. Dawno pragnąłem tego zachwycenia, A choć jej urok nigdy się nie zmienia, Niech jednak piękność wielkością się zdobi — Złota oprawa droższym brylant robi. CHÓR (KAJETAN) Pierwszy raz twoje wyznanie słyszałem; Bo już od dawna badawcze źrenice Pragnęły poznać twoje tajemnice; Lecz co ty kryłeś, ja pytać nie śmiałem. Ciebie nie nęcą ani żwawe łowy, Ani bieg konia, ani lot sokoła. Skoro przygaśnie promień zachodowy Ty się wymykasz od dworzanów koła I żaden z Chóru, co był z tobą zbrojny W niebezpieczeństwach i łowów, i wojny, Nie śmie ci w skrytej drodze towarzyszyć. Czemuż nie mamy o twym szczęściu słyszeć? Co potężnego do tajemnic zmusza? Wszak od bojaźni wolna twoja dusza. DON MANUEL Szczęście ma skrzydła i prędko ulata, Skoro przed okiem nie zamkniesz go świata. Milczenie stanąć powinno na straży; Bo szczęście długo zatrzymać nie można Jeśli przed czasem szczebiotliwość próżna Jego zasłonę podnieść się odważy. Lecz dzisiaj, celu mego niedaleki Nie chcę was dłuższym udręczać milczeniem. Z najpierwszym słońca rannego promieniem Już ona moją zostanie na wieki. Zazdrość szatana czoło swe uchyli — Nie będę do niej ukradkiem przybywać, Owoc miłości tajemniczo zrywać, W ucieczce szukać szczęścia mego chwili. Odtąd w mem życiu dzień jutra nadobny Będzie do *dzisiaj* pięknego podobny. Nie tak mi szybko dzień słodki upłynie Jak błyskawica, co w ciemności ginie, Ale powolnie, jako piasek drobny W czystej klepsydrze lub strumyk w dolinie. CHÓR (KAJETAN) Niech nasze ucho nazwisko usłyszy Tej, co twe serce uszczęśliwia w ciszy, Byśmy zazdroszcząc, los twój uwielbiali I narzeczonej księcia cześć oddali. Powiedz nam, w jakiej kryjesz ją ustroni? Myśmy w wesołej, myśliwskiej pogoni Wzdłuż i wszerz wyspę całą przebiegali, A nigdzie słychu nie powzięli o niej, Tak że mi wkrótce mogło przyjść do głowy, Że ją skrył obłok czarownej osnowy. DON MANUEL Co było skrytym, dziś przyjdzie do wieści. Słuchajcie tylko przygód moich treści: Było to w czasie, temu pięć miesięcy, Gdy jeszcze ojciec w tym kraju panował I mocą groźnej potęgi książęcej Młodzież uporną niewolą krępował. Innej na świecie nie znałem zabawy Jak szczękać bronią, zarzucać obławy. Jużeśmy podłuż górzystego lasu Do wieczornego polowali czasu, Gdy mnie gonitwa jednej łani białej Z dala od świty odłączyła całej. Trwożne zwierzątko ucieka przez jary, Bezdrożne krzaki i długie obszary; Na jeden pocisk bieży wciąż przede mną — Ale gdy strzała celu nie dotyka Rumak go dobiec kusi się daremno, Łania u bramy ogrodowej znika. Skaczę na ziemię, nie żałuję kroku, Już ręka moja ostrą dzidę mierzy Gdy oto dziwny cud się zjawia oku: Zwierzątko u nóg zakonnicy leży, A ona dłonią białą i pieszczoną Tuli do siebie łanię przelęknioną. Niemy, poglądam na widok uroczy Bezwładnie ostrej dobywając strzały; Ale dziewica wznosi wielkie oczy, Żebrząc litości dla swej łani białej. W tej chwili sobą staliśmy zajęci — Jak długo? Nie wiem — czas wypadł z pamięci. Ale jej oczy głęboko utkwione Na serce moje rzuciły zasłonę. Com ja jej mówił, co ona odrzekła, Darmo ode mnie opisu czekacie; Bo ta rozmowa w czas przeszły uciekła, Jak snów dziecinnych szarawe postacie. Gdy przytomności odzyskałem siły Drżące jej piersi przy piersiach mych biły. Wtem dzwonek głosu uroczystym brzmieniem Do wieczornego pacierza przyzywa, Dziewica niknie przed moim spojrzeniem Jak duch, co w lekkich wiatrach się rozpływa, Daremnie gonię za jej błędnym cieniem. CHÓR (KAJETAN) Bojaźnią, panie, bije nasze łono: Rabunkiem grzesznym ręce masz dotknięte; Chciałeś posiadać Boga narzeczoną, A śluby mniszek straszne są i święte. DON MANUEL Odtąd przed sobą miałem jedną drogę; Żądze niestałe weszły w ciasne koło I życie było w treści nieubogie. Jak pielgrzym na wschód zwraca swoje czoło Gdzie mu ma błysnąć słońce wybawienia, Tak ja zwracałem chęci i spojrzenia W jeden punkt jasny górnego sklepienia. Słońce nie weszło, nie zapadło w morze Żeby kochanki nie widział kochanek: Cicho spleciony był serc naszych wianek, I tylko wszystko widzące przestworze Nasze tajniki wypowiedzieć może. To były chwile szczęściem malowane! Grzeszny rabunek ode mnie daleki, Serce jej żadnym ślubem niezwiązane, Mnie się pierwszemu oddała na wieki. CHÓR (KAJETAN) Więc klasztor miejscem był tylko ukrycia Cichej młodości — a nie grobem życia? DON MANUEL Jak zakład święty przyjął ją dom Boży I kiedyś znowu w prawe ręce złoży. CHÓR (KAJETAN) Z jakiego rodu krew swoją wywodzi? Bo od szlachetnych szlachetne pochodzi. DON MANUEL Zakryta sobie samej w tajemnice, Rosła nie znając, gdzie dom i rodzice. CHÓR (KAJETAN) Czyli wskazówka jaka nie zawiodła Do jej początku nieznanego źródła? DON MANUEL Jedyny człowiek, powiernik rodzinie, Zaświadcza, że w niej szlachetna krew płynie. CHÓR (KAJETAN) Kto jest ten człowiek? — nie taj nic przede mną, Inaczej rada zostanie daremną. DON MANUEL To sługa stary, czasem wysyłany Skrycie do córki od matki nieznanej. CHÓR (KAJETAN) Nic że od starca wybadać nie można? Starość lękliwa, w mowie nieostrożna. DON MANUEL Nie śmiałem mojej wiedzy zaspokoić, Żeby harmonii szczęścia nie rozbroić. CHÓR (KAJETAN) Gdy on dziewicę nawiedza w klasztorze, Jego rozmowy jaka treść być może? DON MANUEL Rok w rok zanosi pocieszenie do niej, Że przyjdzie chwila, co ciemność odsłoni. CHÓR (KAJETAN) Tej chwili, co ma wszystko wytłomaczyć, Czy nie mógł starzec wyraźnie oznaczyć? DON MANUEL Od kilku czasów zagraża dziewicy, Że już jest bliski koniec tajemnicy. CHÓR (KAJETAN) Jak to zagraża? — czy rozumiesz, panie, Że niepomyślne przyjdzie rozwiązanie. DON MANUEL Zmiana szczęśliwych nigdy nie zbogaci, Gdzie zysku nie ma, tam się często traci. CHÓR (KAJETAN) Odkrycie może być zbawienne tobie. DON MANUEL Może pogrążyć szczęście moje w grobie, Dlatego prędko zaszedłem mu drogę. CHÓR (KAJETAN) Jak to, o panie, w piersi rzuczasz trwogę — Prędkiego kroku przypuścić nie mogę. DON MANUEL W przyszłym miesiącu wymówił się sługa Słówkiem mówiącym jasno do pojęcia, Że czas się zbliża i chwila niedługa Wróci ją znowu w rodziny objęcia; Ale z wyraźnej wczorajszej rozmowy Wiem, że ze wschodem dzisiejszego słońca Los jej tajemny miał stanąć u końca. Dlatego prędko zamiar był gotowy, Wpadłem do bramy o nocnej godzinie I uwiezioną ukryłem w Messynie. CHÓR (KAJETAN) Straszna, zuchwała, zabójcza godzina! Przebacz mi, panie, naganę surową, Lecz starość mądra musi karać mową, Gdy się gwałtowna młodość zapomina. DON MANUEL Blisko klasztoru panien miłosiernych, W ciszy ogrodu zakrytej przed światem, Właśnie z jej objęć wyrwałem się wiernych, Żeby przyspieszyć zgodę z moim bratem. W tęsknocie pędząc samotne godziny, Nigdy lękliwej nie przyjdzie do głowy Wyjść z tego miejsca księżniczką Messyny, I na wspaniałej podstawie tronowej Ukazać się wśród zebranej drużyny. Ale inaczej nie ujrzy mnie ona, Jak w pysznych szatach, z wielkością na czole I w waszym, chóru rycerskiego, kole. Nie chcę, ażeby moja narzeczona Z wstydem sieroty, z pokorą klasztoru Do matki mojej przychodziła dworu. Więc ją jak córę książęcego rodu Do ojców moich zaprowadzę grodu. CHÓR (KAJETAN) Powiedz, czekamy twojego rozkazu. DON MANUEL Gdy mnie te chwile z objęć jej wyrwały, Nią tylko jedną chcę się zająć cały. Spieszcie więc ze mną do miasta bazarów. Gdzie Maurytanin na sprzedaż wyścieła Zbiór najbogatszy ze wschodu towarów Drogie materie i sztuk arcydzieła. Wybierzcie naprzód trzewiki złocone, Ozdobę stroju i nogi ochronę; Na suknią, żeby odbijała świetnie, Weźcie tkaninę indyjskiego kraju Jasno błyszczącą jak śniegi na Etnie, Jak światło dzienne pogodnego maju — Niech ona członków dziewiczych budowę Owiewa lekko jak wiatry rankowe. Pasek co ciało w samym stanie ściska I skromnym piersiom daje kształt powabny, Uszyty gładko z purpury jedwabnej Deseniem złotych niteczek niech błyska. U szyi droga zatrzyma cykada Płaszcz, który z ramion w gęstych fałdach pada: Niech i on blaskiem świeci się purpury! O bransoletkach pomnijcie gustownych, Wybierzcie pereł i koralów sznury Najpierwsze z morza podarków cudownych. Niech się we włosach promieni korona Z drogich kamieni sztucznie wyrobiona, Gdzie by harmonii składając budowę Szmaragd krzyżował rubiny ogniowe. Mglista zasłona, spadając od czoła, Niech na kształt jasnej chmurki porankowej Lekką jej postać owionie dokoła. Do ukończenia weselnego stroju Włóżcie jej wianek mirtowego zwoju. CHÓR (KAJETAN) Wszystko się stanie, jak książę rozkaże, Bo strój gotowy znajdziemy w bazarze. DON MANUEL Najpiękniejszego co żywo rumaka Ze stajni mojej wyprowadzić trzeba, Niech się maść biała łyszczy na nim taka, Jak na dwóch koniach słonecznego Feba. Czaprak pąsowy niech pod siodłem będzie A drogi kamień na cuglach i rzędzie, Bo na nim moja królowa usiędzie. Wy, obleczeni w rycerskie ubranie, Bądźcie gotowi, przy odgłosie rogów, Księżnę wprowadzić do zamkowych progów. Spieszmy urządzić wszystko na spotkanie Dwóch pójdzie za mną — reszta tu zostanie Pomnijcie jeszcze: o naszej rozmowie, Bez mojej woli niech się nikt nie dowie. / Odchodzi, a za nim dwóch z Chóru. / CHÓR (KAJETAN) Gdy już książęta skończyli wojnę Powiedz: co teraz stanie się z nas? Trzeba zapełnić chwilę spokojne I zabić długi bez końca czas. Każdego ranku człek się kłopota, Marzy w nadziei, lub w strachu drży, Żeby znieść łatwiej ciężar żywota, Męczącą duszę jednakość dni I co dzień innym wiatru powiewem Kołysać życia nietrwałym drzewem. JEDEN Z CHÓRU (MANFRED) Piękny jest pokój — jak chłopczyk młody Leży nad strugiem spokojnej wody, Przy nim owieczki raźnie skaczące Szczypią od słońca trawki błyszczące. Słodka melodia jego flecika Przerywa echem samotną ciszę; Przy zachodzącym blasku promyka Jego szmer wody do snu kołysze. Ale i wojna, co los człowieka Na tę i ową stronę porusza, Winnego hołdu od ludzi czeka; Bo lubi czynny ruch moja dusza — Lubi to wieczne chwianie, drżenie, chybotanie Na drzemiącym, huczącym szczęścia oceanie. Człowiek w pokoju troski podziela, Bezczynne życie jest męstwa grobem.— Prawo w lękliwym ma przyjaciela, I jakim można szuka sposobem Na niewieściuchów pozamieniać ludzi. Dopiero wojna śpiącą siłę budzi, Z jej łona czyny niezwyczajne stają I moc odwagi bojaźliwym dają. DRUGI Z CHÓRU (BERENGAR) Czyliż nie mamy Wenery kościoła? Piękność świat cały do piersi swej wola. W niej się nadzieja, w niej strach rodzi skryty, Król ten, kto umie wpaść w oko kobiety! Miłość porusza, napawa rozkoszą, Tak że się żywe rumieńce podnoszą. Upodobana córa upojenia Zwodzi powabnie młodociane lata, I snuje złote obrazy marzenia W zwyczajne życie i w byt smutny świata. TRZECI Z CHÓRU (KAJETAN) Niech kwiat zielonej rozwija się wiośnie, Niech piękność wieńce wesołe uplata Takim, u których włos młodzieńczy rośnie. Ale z siwizną my, ludzie wiekowi Poważniejszemu dajmy cześć Bogowi. PIERWSZY Z CHÓRU (MANFRED) Niech nas Dyjana, przyjaciółka łowów, W bory i gąszcze zawiedzie zdziczałe, Szukajmy w lasach cienistych parowów Skaczmy ochotnie ze skały na skałę. Bo polowanie podobne do bojów, Jest smutnej wojny wesołym kochankiem; Budzi cię ze snu szarawym porankiem, A gdy grzmot huknie z myśliwskich obojów, Lecisz co żywo w doliny mgliste, W góry, przepaście, lasy cieniste, I wywleczone członki z pościeli Nurzasz w świeżego wiatru kąpieli. DRUGI (BERENGAR) Niechaj się dola powierzy nasza Wiecznie szumiącej błękitów Pani, Co zwierciadłami wody zaprasza Do nieskończonej swojej otchłani. Na oceanie fali tańczącej Budujmy żywo zamek płynący. Kto kryształowe zielone pole Uprawia wartkim okrętu spodem, Poślubił sobie szczęśliwą dolę, Świat zrobił swojej własności grodem. On bez zasiewu zbiera plon obfity; Bo sine morze jest nadziei domem, Królestwem trafów z chimerą kobiety. Żebrak się spotka z bogactwa ogromem, Bogacz siermięgą powróci okryty. Jak groźna burza szybkim myśli lotem Kompas wiatrowy przebiega w około, Tak się przemiennym los kręci obrotem I chmurzy szczęścia rozjaśnione czoło. Na falach wszystko podobne do fali, Kto dzisiaj zyskał, jutro strat się żali. TRZECI Z CHÓRU (KAJETAN) Ale nie tylko na fal krainie, Nie tylko w morzu szumnej dziedzinie, Na ziemi nawet, co mocno stoi Na dawnych, starych słupach wieczności, Niestałe szczęście długo nie gości. Ta zgoda braci mnie niepokoi, Ani jej wierzyć serce się ośmiela. Na lawie, która szczyty gór rozdziela Budować chatę uchowaj mnie Boże! Dawna nienawiść zagłębiła szpony I czyn niejeden został popełniony, O którym serce zapomnieć nie może. Końca wypadków nie widziałem jeszcze, A już mnie trapią przeczucia sny wieszcze. Nie chcę zgadywać, ale mnie przeraża Ta tajemnica, ten związek złowrogi, Miłości kręte, nieznajome drogi, Grzeszny rabunek świętego ołtarza. Człek sprawiedliwy prostą drogą chodzi; Zły tylko zasiew złe owoce rodzi. (BERENGAR) Wszystkim wiadomo, że nasz książę stary, Podejściem związek zawarł z swoją żoną, Bo ona ojcu była przeznaczoną. Toteż zwiedziony wołał bożej kary, W gniewie na łoże grzesznego małżeństwa Rzucił okropne nasienie przekleństwa. Zbrodnie nieznane, przejmujące strachem Pod tego domu skrywają się dachem. CHÓR (KAJETAN) Źle się zaczęły dzieje tej rodziny, I ze złym, wierzcie, spotkają się końcem, Bo namiętności zaślepionej czyny Krwawo skarane zostaną pod słońcem. To nie przypadek, ani ślepy los Że bracia ręce podnosili zbrojne: Na matki łono spadł przekleństwa cios, Musiała zrodzić nienawiść i wojnę. Ale niech wszystko noc pokryje głucha, Bo bożek zemsty rozmowy podsłucha. Płakać nieszczęścia będzie dosyć pory, Gdy je na scenę wywiedzie czas skory. / Chór odchodzi. / / Scena zmienia się w ogród, z którego widok wychodzi na morze — z przylegającej ogrodowej sali ukazuje się Beatrixa. / BEATRIXA / przebiega na jedną i na drugą stronę sceny jakby szukając kogo — nagle staje i przysłuchuje się. / To nie on idzie — wiatr tylko swawolny Szeleszcząc jodły po wierzchołkach bodzie; Słońce przechyla głowę na zachodzie; Leniwym krokiem bieży czas powolny — I mnie przejmuje straszliwe wzruszenie Bezfarbne nawet przeraża milczenie. W całej przestrzeni wzrok nic nie obaczy — Ach! 0n mnie samą zostawił w rozpaczy. W bliskości słyszę jakby szczęk oręża, Miasto szumiące mieszkańców natłokiem; Tam dalej wielkie morze się wytęża I w brzegi bije fali swoich skokiem. W sercu mym burza strachów się rozlewa — Wirem rzucona jako listek drzewa Gubię się drobna w niezmiernej przestrzeni. Czemu z klasztorną rozstałam się chatą? — Tam niestęskniona w objęciach swobody, Miałam pierś cichą jak łąk jasne wody. W życzenia próżną, lecz w radość bogatą, Teraz na fale żywota porwana Biegnę w olbrzymim uściśnieniu świata. Zerwałam węzły dziecinnego lata, Ufając lekkim przysięgom młodziana. Ach! com ja poczęła? Czym zmysły zajęła? Czy napad szalony Wziął mnie w swoje szpony? Rozdarłam zasłonę Skromności dziewiczej; Wybiłam bramy klasztoru święcone! Czy mnie oślepił piekła czar zwodniczy? W grzesznej ucieczce od klasztornych krat Za zwodzicielem śmiałym poszłam w świat. O przyjdź, mój kochanku! Nieś ulgę sumieniu; Pierś drży bez ustanku W bólu i cierpieniu. Gdzie tak długo bawisz? O chodź, mój kochanku Pokój sercu sprawisz! Czyż nie pokładać ufności w człowieku, Co jeden w świecie przytulił mnie biedną? Bo jeszcze w dziecka chwiejącym się wieku Los mnie surowy wyrwał samą jedną Od matki mojej tkliwego objęcia. Pamiętam tylko w igraszkach dziecięcia Tę, co mi dała ujrzeć światło dzienne; Ale jej obraz znikł jak mary senne. Wzrastałam pośród głuchego zacisza W samotnych ścianach mając towarzysza; Aż oto stanął u bramy kościelnej Jak bożek piękny, jak bohater dzielny! O, moich uczuć nie oddadzą słowa — Z obcego świata przyszedł mi nieznany I węzeł stanął niczym niezerwany, Jakby znajomość była już wiekowa. Przebacz ty, przebacz, coś mi życie dała, Że nie czekając przeznaczonej doli Samam bez ciebie los mój obierała; Lecz on mnie znalazł, nie miałam swej woli. Bóg się przeciśnie w zamknięte podwoje; On znalazł drogę Perseusza wieży, Zły duch ofiarę umiał dostać swoję. Niechaj na pustych skałach ona leży, Niech się przywiąże do kolumn Atlasu, Rumak skrzydlaty i tam ją dobieży. Nie chcę wspominać ubiegłego czasu, Nie mam ojczyzny, żeby tęsknić do niej; A więc kochając chcę w kochanej dłoni Złożyć me szczęście — bo gdzież szczęście gości Czystsze, piękniejsze, jeśli nie w miłości? Nie znam i nie chcę nigdy się weselić Z tymi, przez których życie we mnie bije, Jeśli mnie mają z kochankiem rozdzielić — Niechaj mnie wieczna zagadka pokryje, Wiem tylko o tym: że dla ciebie żyję. / Przysłuchując się. / Ot lubego głosu dźwięk — Nie, to echa smutny jęk Co powtarza szumy morza, Bijącego w skał podnóża, Nie lubego to jest dźwięk. Biada, biada, gdzie on bawi, Mnie dreszcz zimny piersi trawi! Coraz głębiej słońce tonie, Coraz pustsze to ustronie, Coraz ciężej serce bije — Gdzie on bawi, gdzie się kryje? / Z niespokojnością przechodzi się. / Za ogrodu tego mury Nic mnie więcej nie powoła. Mnie przenika żal ponury Żem wejść śmiała do kościoła; Lecz na jutrznię gdy wołali, Z głębi piersi mej głębokiej Jakaś siła wiodła kroki Do przybytku świętej sali, Tam upadłam na kolana Cześć oddała matce pana. Gdyby odkrył mnie ciekawy? Świat ten pełny tajnych wrogów, Chytrość czyha u drzwi progów I zastawia swoje sprawy, Młode dziewczę żeby zdradzić, W sidła zguby zaprowadzić. Wiem jak w ten czas strach się budzi, Jeszcze pomnę owe chwile Gdym śmiałości miała tyle Wejść pomiędzy tłumy ludzi. Tam w kościele w dniu parady Gdy grzebali księcia ciało: Od niechybnej mej zagłady Niebo tylko zachowało. Młodzian stanął przy mym boku Z płomienistym żarem w oku, Spojrzeniami, co wraziły Strach we wszystkie ciała żyły Pojrzał w serca głąb najskrytszą. Dziś gdy wspomnę, strach przeszywa Piersi moje bez ustanka; Cichej winy bojaźliwa Nie śmiem pojrzeć w twarz kochanka. / Przysłuchując się. / Głosy się rozchodzą; Teraz mnie nie zwodzą Błędne marzenia, To jego tchnienia, Kochanka mojego. Coraz bliżej biegą, Lecę stęskniona W jego ramiona, Do piersi jego. / Z wyciągniętymi rękami bieży w głąb ogrodu i spotyka wchodzącego Don Cezara. / / Chór, Don Cezar, Beatrixa. / BEATRIXA / Cofając się ze strachem. / Biada, o biada, co mi się przedstawia? / W tej chwili wchodzi Chór. / DON CEZAR Nie bój się, piękna! / Do Chóru. / Brzęk wojennej stali Tkliwą dziewicę bojaźnią nabawia — Ustąpcie zaraz i czekajcie w dali! / Do Beatrixy. / Nie bój się — piękność i wstyd dla mnie święty. / Chór się oddalił — Don Cezar zbliża się do niej i porywa za rękę. / Gdzie byłaś? jaki bożek niepojęty Tak ciebie długo ukrywał przede mną? Ja cię szukałem, śledziłem daremno. Odkąd raz pierwszy na księcia pogrzebie Stanęłaś przy mnie w anioła postawie, W głębi mej duszy miałem tylko ciebie Czym marzył we śnie, czym czuwał na jawie. Ty wiesz, jak straszną dotknęłaś mnie męką — Zdradziłem miłość niemym ust szeptaniem, Oka mojego płomienistym graniem I w twojej ręce drżącą moją ręką. Dnia uroczystość zatrzymała mowę, W cichej modlitwie pochyliłem głowę — Ale gdy kapłan skończył mszę pobożną, Jam szukał ciebie i szukał na próżno. Twojego czaru siła niepojęta Na serce moje nałożyła pęta. Odtąd za tobą biegłem, moja droga, Wszędzie, gdzie wolno wejść skromnej dziewicy; Do bram pałaców, do świątyni Boga, Do miasta cichej i hucznej ulicy. Daremna praca, daremny trud długi! Aż oto dzisiaj Bóg mi dał wesele; Stokroć szczęśliwsza czujność mego sługi Odkryła ciebie w sąsiednim kościele. / Beatrixa, która przez cały czas drżąca i z odwróconą twarzą słucha Don Cezara, daje w tej chwili znak zadziwienia. / Mam ciebie znowu — i niech życie skończę Wprzód niźli kiedy z tobą się rozłączę. Żebym z szczęśliwych korzystał wypadków, Zniszczył od piekła zazdrość nastawioną, Oto w obliczu tych rycerskich świadków Ogłaszam ciebie prawą moją żoną. / Przedstawia ją Chórowi. / Nie chcę wyśledzać twego urodzenia — Skoro cię wolnym wyborem posiędę O ród i miano pytać się nie będę. Mnie przekonały oczów twych spojrzenia Ze ród twój świetny i dusza twa taka — A choćbyś wyszła z lepianki żebraka, Jesteś władczynią życia mego doli Bo odkąd ciebie widzę — nie mam woli. Losami mymi mogę rozporządzić — Żebyś o władzy mojej mogła sądzić, Żebyś wiedziała, że wysoko stoję I mam potęgę w olbrzymim ramieniu Aż do mnie podnieść ulubioną moję: Dość, gdy usłyszysz o moim imieniu. Jestem Don Cezar i wśród tego grodu Nikogo nie ma świetniejszego rodu. / Beatrixa daje znak przestrachu — Don Cezar postrzega i mówi po krótkicm milczeniu. / Chwalę cię widząc, jak drżysz przestraszona: W cichej skromności jest wdzięków korona — Bo piękność sama przed sobą ukryta W własnej potędze zgubę swoją czyta. Ja stąd odchodzę — zostawiam cię, żeby Z bojaźni twoja ocknęła się dusza: Nowość, choć błoga, zawsze strachem wzrusza. / Do Chóru. / Wy zaś pospieszcie pokłon złożyć w dani Mojej małżonce i was wszystkich pani. Głoście jej przyszłą wielkość i swobodę — Ja wkrótce wracam i w kole rycerzy Żonę do domu ojców mych powiodę, Jak mnie przystoi i jak jej należy. / Odchodzi. / / Beatrixa i Chór. / CHÓR (BOHEMUND) Cześć ci dziewico Księżniczek perło, Tobie się świecą, Tryumf i berło. Pokłon należy Kwitnącej matronie Która pocznie w łonie Ród przyszłych rycerzy! (ROGER) Cześć ci troista! Z gwiazdą wróżby błogiej Wchodzisz promienista W domu tego progi Gdzie gości Boga dłoń błogosławiona, Gdzie wieńce sławy wiją się na ścianie; Gdzie berło złote i państwa korona Z ojca na syna idą nieprzerwanie. (BOHEMUND) Twoje przybycie Da szczęścia życie Bogom domowym, Ludziom wiekowym Szanowanym w kraju. U drzwi cię powita Hebe okryta Zielenią maju — I władczyni świata Wiktoria skrzydlata, Co na ojcowskiej dłoni wisząca Trzepocze skrzydłem do zwycięstw słońca. (ROGER) W książąt naszych rodzie W niezmiennej pogodzie Błyszczy rozjaśniona Piękności korona. Idąc do wieczności Stara daje młodej Zasłonę skromności, Przepaskę urody. Ale cud natury Dziś nawiedził nas: Widzim kwiatek córy, Nim kwiat matki zgasł. BEATRIXA / ocucając się z przestrachu. / O biada mi, biada! Do jakiego domu Beatrixa wpada? Między wszystkimi, Co żyją na ziemi Tego najwięcej lękam się rodu! Teraz pojąć muszę To straszne wzruszenie, Tajemnicze drżenie Trapiące duszę Skorom usłyszała Imię tej rodziny, Co jadem gadziny Przeciw swoim pała Niszczy własną krew. Gdy o braciach mi mówiono, Strach przeszywał drżące łono — A dziś losu mego gniew Rzuca biedną, opuszczoną W nienawiści wiecznej wir Pod nieszczęścia zgubny styr. / Wybiega do ogrodowej sali. / CHÓR (BOHEMUND) Zadroszczę tobie, Bogom miły synie, Władco szczęśliwy w potęgi dziedzinie! Najcudowniejsze jest twoim udziałem — Wszystko, co ziemia nazywa wspaniałem, Musi ci kwiatek przynieść w daninie. (ROGER) Z pereł, co nurek w morzu wygrzebie, On najpiękniejszą niesie dla siebie. Zysk odniesiony za wspólną pracą Władcy największą przynosi płacę! Gdy los na sługi zdobycz rozdaje, Największy udział jemu zostaje. (BOHEMUND) Najdroższy klejnot dziś mu daje świat — Niech do wszystkiego prawo sobie rości, W tym tylko jednym serce mu zazdrości: On w dom swój wiedzie kobiet naszych kwiat, I tę, co wszystkich zachwycała oczy, On sam ramieniem miłości otoczy. (ROGER) Zuchwały korsarz na brzegi wysiada Wyspę spokojną żelazem napada, Zabiera z sobą i męże, i żony; Lecz w namiętności dzikiej nasycony Nie śmie dotykać najpiękniejszej twarzy, Bo ona tylko królowi się żarzy. (BOHEMUND) Chodźmy przy wejściu stanąć na straży, Pilnować świętych progów tego domu Do tajemnicy nie dać wejść nikomu — Żeby pan sługę swego pochwalił, Że mu najdroższe dobro ocalił. / Chór oddala się w głąb sceny. / / Pokój w pałacu. / / Donna Izabella pomiędzy Don Manuelem i Don Cezarem. / IZABELLA Cieszmy się długo pożądaną dobą, Co dziś nam blaskiem uroczystym świeci: Jak ja te ręce łączę razem z sobą, Tak połączone serca moich dzieci. Pierwszy raz w kole prawdziwej przyjaźni Matka przemówić może bez bojaźni. Tłum obcych świadków już nas nie podsłucha, Szczęk zbroi mego nie uderzy ucha. Jak sowy nocne, smutnej wróżby gońce, Z pogorzeliska długiej ich siedziby Wzlatują gwarnie, chmurząc jasne słońce, Skoro do pustej przez czas długi skiby Wraca wesołych mieszkańców gromada I nowych domów posadę zakłada: Tak z tego grodu do strasznego piekła Stara nienawiść dwóch braci uciekła, I prędkim za nim popędziły krokiem Trup podejrzenia z wydrążonym okiem, Złość zezowata i zazdrość zaciekła. W ich miejsce pokój z ufnością i zgodą Radosny uśmiech w progi nasze wiodą. / Wstrzymuje się. / Dzień ten nie tylko szczęście nam uplata, Że z was każdemu wraca znowu brata, Ale i siostra przybędzie do domu. Zwracacie na mnie oczy zadziwione? Tak z tajemnicy nieznanej nikomu Czas jest, ażebym odjęła zasłonę. Siostra wam żyje — ja memu mężowi Najmłodsze jeszcze urodziłam dziecię — Nim się przybliży dzień ten ku końcowi, Do braterskiego serca ją przyjmiecie. DON CEZAR Co mówisz, matko? Siostra nasza żyje I dotąd jeszcze przed nami się kryje? DON MANUEL Wprawdzie mówiono, gdyśmy dziećmi byli, O siostrze, która umarła w powiciu. IZABELLA Źle wam mówiono, ona jest przy życiu. DON CEZAR Czemuż ją do tej ukrywałaś chwili? IZABELLA Powiem przyczynę mojego milczenia; Słuchajcie tylko przeszłych lat zdarzenia: Byliście dziećmi, a już was dzieliła Niezgoda, która bogdaj nie wróciła. Rodzice, patrząc na zwady codzienne, Strapionym sercem nad wami boleli. W tym ojciec dziwne miał zjawisko senne, Jemu się zdało, że z ślubnej pościeli Rosły dwa laury, a pomiędzy nimi Lilia schylała listki swe do ziemi. Dziwnym sposobem kwiatek się zapalił, Płomień ogarnął i drzewa, i ściany, I rosnąc w pożar wichrem podniecany Wszystko pod domu gruzami zawalił. Przejęty strachem książę się zapytał Araba, który biegle w gwiazdach czytał, Jakie znaczenie to zjawisko kryje? Arab wyłożył: jeśli moje brzemię Urodzi córkę, ona mu zabije Synów i zniszczy rodu jego plemię. Gdy córka przyszła, ojciec wasz niedługo Rozkazał w morze rzucić biedne dziecię. Zamiar był krwawy, lecz ja z wiernym sługą Mojej dziewczynie zachowałam życie. DON CEZAR Cześć mu, że wstrzymał dziecięcia zagładę — Miłość matczyna znajdzie zawsze radę! IZABELLA Nie tylko w sercu miałam powód silny Zachować córkę od zguby niemylnej, I mnie, skorom ją na świat urodziła, Dziwna wyrocznia w śnie się objawiła: Na łące pośród pogodnego czasu Igrało dziecię anielskiej postawy, Lew groźny wybiegł z sąsiedniego lasu W wściekłej paszczęce niosąc połów krwawy. Ułaskawiony dziecięcia widokiem, Łaszcząc się, zdobycz kładzie mu na łonie; W tej samej chwili orzeł pod obłokiem Wzlatywał z sarną uwięzioną w szponie — Ledwie na łąkę pojrzał bystrym okiem Sarna leżała na dziecięcia łonie — I lew, i orzeł, niegdyś tak zajadli W nogach dzieciny cicho się układli. Pobożny kapłan, ulubieniec nieba, Przy którym serce miało pocieszenie Skoro go ziemska dotknęła potrzeba, Tak wytłumaczył senne objawienie: Urodzę córkę, której przeznaczenie Będzie wojenny szał braci złagodzić I ich niesnaski miłością pogodzić. Zamknęłam w sercu słowa przepowiedni I wierząc więcej objawieniu Boga Niźli kłamliwej zabobonów bredni, Sprawiłam tyle, że mi córka droga, Zakład nadziei i niebieskiej łaski, Została wasze pogodzić niesnaski. DON MANUEL Myśmy bez siostry serca pogodzili; Lecz przez nią miłość nasza się usili. IZABELLA Biedną sierotę, od matki daleko, Cudza dłoń i cudze wykarmiło mleko. Bojąc się gniewu waszego rodzica Nie mogłam nawet obaczyć jej lica; Bo on, dręczony podejrzenia snami, Wszystkie me drogi zastawiał szpiegami. DON CEZAR Ale już trzeci miesiąc nam upływa, Jak ojciec w cichym grobie odpoczywa, Jakaż ci, matko, stawała przeszkoda Wydobyć córkę z cichego ukrycia, Pociechę rozlać w tęskne chwile życia? IZABELLA I cóż, jeżeli nie wasza niezgoda? Zaledwie ojca zanieśli do grobu, Ona zaczęła wasze serca trawić I pojednania nie dała sposobu. Czyż mogłam siostrę między wami stawić? Wśród waszych sporów burzliwej godziny Was nie dochodził głos mowy matczynej. I jakbym śmiała spokojną dziewicę, Mojej nadziei ostatnią kotwicę, Rzucać na wściekłość niezgodnej rodziny? Wprzód chciałam widzieć pojednanych braci, A potem, szczęście uwieńczając błogie, Przywieść im siostrę w anioła postaci. Dzisiaj wy zgodni, dziś ją wrócić mogę. Sługa, któremu znajome ukrycie, Przyjdzie oznajmić radosne przybycie. Dzisiaj ją matka przytuli do łona, Dziś ją braterskie uścisną ramiona. DON MANUEL Ale nie tylko naszej siostry samej Przyjdzie się cieszyć matczynym uściskiem — Szczęście przez wszystkie wejdzie do nas bramy, I opuszczone tak długo pokoje Będą wesela kwitnącem siedliskiem. Usłyszysz matko tajemnice moje. Dałaś mi siostrę, a ja dziś w zamianę U twego progu z drugą córką stanę. O matko moja! Pobłogosław syna, Bo serce jego znalazło nagrodę: Zanim wieczorna zbliży się godzina Małżonkę moją do nóg ci przywiodę. IZABELLA Do matczynego przycisnę objęcia Wybór mojego starszego dziecięcia. Niech na jej ścieżkach złota radość wschodzi, Niech kwiatem szczęścia życie uwieńczone Przywiązanemu synowi nagrodzi Za najpiękniejszą dla matki koronę. DON CEZAR Nie zlewaj matko, łask twoich szczodrotę Tylko na syna najstarszego głowę; Bo jeśli miłość w serce wlewa cnotę, To i ja w twoje progi pałacowe Przywiodę córkę, co mnie nauczyła Znać, jak potężna miłości jest siła. Nim więc wieczorna zbliży się godzina, Powitasz matko żonę twego syna. DON MANUEL Miłości, mocą uzbrojona bożą! Słusznie cię zowią królową przyrody. Przed tobą groźne żywioły się korzą, Ty nieprzyjaznych łączysz węzłem zgody. Któż twej wielkości nie ujrzał wśród świata? Niepokonany przez nikogo wprzódy Wzięłaś w okowy dziki umysł brata. / ściskając Don Cezara. / Dziś wierzę sobie — i z nadzieją całą Do braterskiego przyciskam cię łona. Niechaj wątpliwość w duszy mojej skona, Bo twoje serce miłość już poznało. IZABELLA Błogosławiona ta chwila szczęśliwa, Co piersi mojej, brzemiennej cierpieniem, Pozwala zagrać wolnym odetchnieniem — Ród mój na silnych kolumnach spoczywa I ducha mego jaśniejące oko Patrzy spokojnie na przyszłość szeroką. Ja wczoraj w wdowy pogrzebowej szacie Jak pustelnica samotna, bez dzieci, Po głuchej, tęsknej chodziłam komnacie — A dzisiaj dla mnie blask młodzieńczy świeci, W rozkwitającym piękności uroku Trzy córki staną przy matczynym boku. Ze wszystkich niewiast na świata obszarze Niechaj choć jedna matka się pokaże Jak ja szczęśliwa z przeznaczeń wyroku. Lecz jakich książąt królewskie dziewice Jaśnieją w kraju tego okolice, O których matce waszej nie mówiono? Bo wiem, że moich dwóch synów wyborem Świetność krwi naszej nie będzie splamioną. DON MANUEL Dziś tylko nie chciej domysłem za skorym Rozdzierać szczęścia mego tajemnicy; Później ci wszystko wiadomym zostanie. Najlepiej, matko, od oblubienicy Usłyszeć możesz o rodzie i mianie; Lecz wierz, że skoro przybędzie do dworu, Uznasz ją godną mojego wyboru. IZABELLA Widzę, że ojca umysłem i duchem Syn mój najstarszy został obdarzony — I tamten w swoich myślach zagłębiony Krył się przed ludzi spojrzeniem i słuchem; Lubił tajemne wysnuć przedsięwzięcie I w głębi duszy zachować go święcie. Żądana zwłoka w niczym nie zawadzi; Lecz syn mój Cezar w matczyne objęcie Zapewne córkę królów przyprowadzi? DON CEZAR Nie mam zwyczaju kryć się w tajemnicy, Jak oko moje swobodnie spoziera, Tak dusza moja otwarta i szczera. Chcesz matko wiedzieć nazwisko dziewicy? Wyznam ci z całą duszy mej szczerotą, Żem jeszcze siebie nie zapytał o to. Kto pyta słońca, skąd blask jego lica? Co wszystkim świeci i siebie oświeca. Z jasności, którą oko jej rozwodzi, Widać, że ona od światła pochodzi. Na wzrok dziewicy pojrzałem mroczy W serce jej serca utopiłem oczy — Z czystego blasku ja perłę ocenię, Lecz jej nazwiska nigdy nie wymienię. IZABELLA Jak to, mój synu? — wyświeć to zdarzenie; Pierwszemu silnych uczuć popędowi Posłuszny byłeś jak Boga głosowi. Przebaczę żywość młodzieńczego wieku, Lecz nie szaleństwo w dojrzałym człowieku. Mów, co twój wybór wytłumaczyć może? DON CEZAR Mówisz mi, matko, o moim wyborze? Jestże to wybór, kiedy gwiazd opieka W chwili przeznaczeń wyprzedza człowieka? Nie za kochanką wyszedłem tej doby, W domu umarłych, w świątyni żałoby Taka poziomość od myśli ucieka. Jednak gdy w modłach pogrążony stałem Już ona była, choć jej nie szukałem. Mnie obojętne, bez żadnej zasługi Było białogłów szczebiotliwe koło; Bo oprócz ciebie nie znalazłem drugiej Która by moje pochyliła czoło. W dniu tym, gdy zwłoki ojcowskie grzebali, Idąc za twojej mądrości wyrokiem My, między ludu ukryci natłokiem, W nieznanych szatach na uboczy stali — Żeby gwałtowność swarnego zapędu Nie śmiała przerwać świetności obrzędu. Czarną krepą obito przybytek kościoła; Dwadzieścia geniuszów świecąc pochodniami Przy środkowym ołtarzu stanęło do koła. Trumna na katafalku wspartym kolumnami Pokryta była kirem krzyżowanym biało — Na niej złożyli berło piastowane z chwałą, Naszych książąt koronę, rycerskie ostrogi I miecz ojca z temblakiem sutym w kamień drogi. Gdy wszyscy w cichych modłach szukali pociechy, Niewidzianych organów zahuczały miechy Echo budząc sklepienia — z wysokiego chóru Śpiew dobranych stu głosów ozwał się do wtóru. Tymczasem pośród dźwięków pogrzebnej żałoby Trumna z ciałem w podziemne zapadła się groby: Na ziemi tylko ziemskie zostały oznaki I kir czarny w szerokie rozciągnięty szlaki. Ale duch uwolniony od świata poziomu, Leciał na białych skrzydłach anielskiego brzmienia, Chcąc się dostać co prędzej do wieczności domu, Do łaski zbawienia. To wszystko, matko, zbieram do pamięci: Żebyś uznała, czy w tej chwili świętej Mogły światowe zajmować mnie chęci. A jednak życia władca niepojęty W owej godzinie pobożnie zaczętej Promień miłości chciał zapalić we mnie — Jakim sposobem — pytać się daremnie. IZABELLA Dokończ, mój synu! niech wszystko usłyszę. DON CEZAR Skąd ona przyszła, z jakiego wyroku Przerwała mojej pobożności ciszę, Tego ci matko, nigdy nie opiszę — Lecz ledwiem postrzegł ją przy moim boku, Już jej bliskości nieznajoma siła Do głębi duszę moją poruszyła. Nie ust różowych uśmiech czarowniczy, Nie cudne wdzięki na twarzy grające, Nie postać w kształty ulana wabiące; To byt jej matko, mroczny, tajemniczy Skrytych wyroków rozkładając księgę, I myśl, i serce wziął w swoją potęgę. Gdym dech mój wmieszał w jej tchnienia czarowne Dusze się nasze dotknęły bezmowne; Obcą mi była, a jednakże znana! W piersiach mych jasność błysła dobroczynna: Ach! Rzekłem wtenczas padłszy na kolana, Ona jest dla mnie albo żadna inna. DON MANUEL W mowie twej boski miłości jest promień Co wpada w duszę, wznieca żar i płomień. Gdy zgodne serca łączą się do siebie Próżny tam opór i wybór daremny, Człek nie rozwiąże, co Bóg związał w niebie. Zgadzam się z bratem — jego los tajemny Mojego losu opowiedział dzieje. Z tego uczucia zdjąłeś obłok ciemny, Co duszy mojej ożywia nadzieje. IZABELLA Tak chcą wyroki, żeby moje dzieci Odrębną drogą przeszli życia morze. Wezbrany potok gdy z gór szczytnych leci Sam bieg wybiera, sam uścieła łoże I w wściekłym pędzie nie uważa drogi Którą roztropne udeptały nogi. Gdy więc tak każe niezmienna potrzeba, Z pokorą serca poddaję się woli Niepowstrzymanej, silnej władzy nieba Co snuje ciemną przędzę naszej doli. W uczuciach synów nadzieję mieć muszę — Jak ród ich świetny, tak wielkie ich dusze. / Ciż i Diego. / IZABELLA Patrzaj — ot sługę postrzegam wiernego — Bliżej tu, bliżej poczciwy Diego! Gdzie córka moja? Oni już słyszeli! Milczenie twoje na nic nie posłuży, Powiedz, gdzie ona, nie ukrywaj dłużej; Niech nas największe szczęście rozweseli. / Chce wyjść z nim. / Jak to? Wstrzymujesz? Nie masz w ustach mowy? Wzrok twój zbłąkany nieszczęście ogłasza! Co tobie? — mnie dreszcz ziębi gorączkowy. Gdzie ona? — gdzie jest Beatrixa nasza? DON MANUEL / uderzony nazwiskiem na stronie. / Co? Beatrix! DIEGO / wstrzymując chcącą wychodzić Izabellę. / Zostań! IZABELLA Och! Mnie trwoga W ściśnionych piersiach dech zaparty trzyma. DIEGO Nie ma jej ze mną — córki twojej nie ma. IZABELLA Mów, co się stało? Mów, na imię Boga! DON CEZAR Mów? Nieszczęśliwy, gdzie siostra przebywa? DIEGO Korsarze siostrę waszą pochwycili! Bogdaj bym nigdy nie dożył tej chwili! DON MANUEL Ucisz się, matko! DON CEZAR Matko, bądź cierpliwa Aż on ci wszystko do końca opowie! DIEGO Szedłem posłuszny na twoje rozkazy, Ku znajomemu dobrze klasztorowi Po ścieżce, którąm chodził tyle razy. Po raz ostatni wyprawiony w posły Skrzydła radości szybko mnie uniosły. DON MANUEL Do rzeczy! DON CEZAR Prędzej! DIEGO Gdym klasztor powitał I o księżniczkę co żywo zapytał, W oczach przytomnych widzę przerażenie I słyszę z dreszczem straszne wydarzenie. / Izabella blada i drżąca upada na krzesło — Don Manuel bieży ją cucić i ciągle przy matce zostaje. / DON CEZAR Maury porwali, powiadasz Diego? Kto widział Maurów, kto był świadkiem tego? DIEGO Okręt zbójecki zarzucił kotwicę Tam, gdzie klasztoru leżą okolice. DON CEZAR Wiele się statków w nasze porty chroni, Żeby ujść wichrów burzliwych pogoni. Gdzie jest ten okręt? DIEGO Skoro błysła zorza, Już go widziano w dalekości morza. DON CEZAR Czy mówią jeszcze o jakiej łupieży? Maurom nie dosyć na jednej kradzieży. DIEGO Zabrali woły trzodą się pasące Na niedalekiej od tej strony łące. DON CEZAR Jak mogli zbójce wziąć ją bez oporu Z opasanego murami klasztoru? DIEGO Mury klasztorne łatwo przebyć można Po gęstych szczeblach sznurowej drabiny. DON CEZAR Jakże do celi weszli bez przyczyny? Surowe prawa ma mniszka pobożna. DIEGO Nie wdziawszy jeszcze zakonniczej szaty, Mogła na wolne wychodzić zza kraty. DON CEZAR Czy siostra nasza, powiedz mi Diego, Zwykła używać często prawa tego? DIEGO Często ją w ciszy widziano ogrodu — Dzisiaj raz pierwszy znikła bez powodu. DON CEZAR / po namyśle. / Gdy zbójca do niej tak się zbliżył wolno, To ona była do ucieczki zdolną. IZABELLA / powstając. / Nie — to rabunek, to przemoc zuchwała, Znane jej były obowiązki ostre, Żeby się uwieść dobrowolnie dała. Synowie moi! chciałam wam dać siostrę A teraz od was wyglądam nadziei — Pod siłą waszą niech się wszystko zgina; Wy nie ścierpicie, żeby ta dziewczyna Miała być łupem zuchwałych złodziei. Chwyćcie za bronie, żagle rozwijajcie, Na całą wyspę baczność waszą rzućcie; Za rozbójnikiem morza przebiegajcie, Wywalczcie siostrę, a mnie córkę wróćcie! DON CEZAR Dalej do zemsty, dalej do dzieła. / Odchodzi — Don Manuel zaś budząc się z głębkiego roztargnienia zwraca się niespokojny do Diega. / DON MANUEL Od kiedy, mówisz, z klasztoru zniknęła? DIEGO Już jej nie mogli wyszukać dziś rano. DON MANUEL / do matki / I Beatrixą córkę twoją zwano? IZABELLA Tak — to jej imię — nie pytaj o więcj. DON MANUEL O matko! Jeszcze jedno wiedzieć muszę. IZABELLA Spiesz się za brata przykładem co prędzej. DON MANUEL Gdzie ona była? Zaklinam na Boga! IZABELLA / zmuszając go do odejścia. / Patrz na łzy moje, na moje katusze! DON MANUEL Mów, jaka do niej prowadziła droga? IZABELLA Przecież nie w ziemi była pochowana. DIEGO O! Teraz straszna przejmuje mnie trwoga. DON MANUEL Trwoga? Skądże trwoga niespodziana? DIEGO Tego porwania ja przyczyną całą. IZABELLA O nieszczęśliwy! Odkryj, co się stało? DIEGO Jam nic nie mówił — bo nie chciałem ciebie Może zbytecznym troszczyć niepokojem; Ale na księcia naszego pogrzebie, Gdy lud ciekawy gromadził się rojem, Księżniczka ze łzą błagała mnie w oku Żeby być świadkiem smutnego widoku — Ja, nieszczęśliwy, uprosić się dałem I żałobnymi przyodziawszy szaty Zaprowadziłem na obchód bogaty. Tam między ludu tłumnym zgromadzeniem, Chociaż ją suknia skrywała żałobna, Może ją zbójca wyśledził spojrzeniem — Bo jej piękności ukryć niepodobna. DON MANUEL / na stronie. / Teraz pierś moja z bólu uwolniona; Z tego, co mówi, to nie była ona. IZABELLA Starcze, tyś twoją oszukał władczynię. DIEGO Pani! Jam myślał, że dobrze uczynię. Głos ja natury, potęgę krwi rodu Ujrzałem w chęci widzenia obchodu. Mnie się zdawało, że nieba wyroki Chciały tym dziwnym, tajemnym sposobem Córkę postawić nad ojcowskim grobem. A tak pobożne wypełniając dzieło Szlachetne czucie zły skutek poczęło. DON MANUEL / na stronie. / Czego tu stoję w udręczeniu krwawem? — Wnet ja rozproszę tę niepewność ciemną. DON CEZAR / który powrócił. / Przebacz mi bracie, pospieszę niebawem. DON MANUEL Ze mną nie pójdziesz, nikt nie pójdzie ze mną. / Odchodzi. / DON CEZAR / z zadziwieniem patrząc na odchodzącego / Powiedz mi, matko, co się bratu stało? IZABELLA Takim go nigdy serce me nie znało. DON CEZAR Powracam znowu, bo w żarliwej chęci, Może daleką wybierając drogę, Zapytać ciebie wyszło mi z pamięci O znak, po którym siostrę poznać mogę, Jak dojdę śladu, gdy mi nikt nie powie Skąd rozbójnicy porwali niebogę? Naucz mnie, matko, jak się klasztor zowie. IZABELLA Klasztor ma świętej Cecylii nazwisko — On jak milczących dusz ciche siedlisko Stoi za borem, którego gęstwina Po grzbietach Etny powoli się wspina. DON CEZAR Ufaj nam, matko, weź uśmiech pogodny, Córka powróci w objęcia matczyne, Choćbym jej szukał przez ziemie i wody. Tylko się, matko, troszczę o jedyne: U obcych moją zostawiam dziewczynę, W twojej opieki bezpiecznym siedlisku Niechaj się zakład mego szczęścia mieści — W jej troskliwości, w jej serca uścisku Zapomnisz smutku, zapomnisz boleści. / Odchodzi. / IZABELLA Kiedyż przekleństwo rozwiąże się stare, Co nad tym domem ma wypełnić karę? Zły duch z nadziei mojej się naśmiewa, W zazdrości wściekłej nigdy nie spoczywa. Tak bliską byłam bezpiecznego brzegu, Tak zaufaną w szczęścia słodkim biegu! Wiatr do cichego układł się noclegu, Blaskiem wieczora zachodowe słońce Pokryło lądy w dali migające, Aż oto wicher z obłoków wysłany Porwał mnie znowu na morza bałwany. / Odchodzi. / / Scena przedstawia ogród jak wprzódy. / / Obadwa Chóry, potem Beatrixa. / / Chór Don Manuela wchodzi w szatach uroczystych z przypiętemi wiankami — chłopcy wnoszą podarki ślubu opisane wyżej. Chór Don Cezara chce wstępu zabronić. / PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Dobrze uczynisz, gdy stąd pójdziesz precz. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Jak mi kto lepszy przełoży tę rzecz. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Widzisz, żeś przyszedł w niepotrzebny czas. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Właśnie zostanę, żeby dogryźć was. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Tu moje miejsce — kto mnie wyprze stąd? DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Ja to uczynię, mnie tu dano rząd. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Jeśli tu jestem, Don Manuel tak chciał. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) A mnie Don Cezar ten sam rozkaz dał. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Starszemu młodszy ustępuje brat. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Kto pierwszy wchodzi, ten zabiera świat. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Obrzydły wrogu! Oddal się stąd precz. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Nie wprzód, aż z mieczem spróbuje się miecz. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Mamże u wszystkich spotykać cię dróg? DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Zajdę ci w oczy, skoro będę mógł. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Co tu masz słuchać, co pilnować masz? DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Czego tu szukasz, czego pana grasz? PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Moja odpowiedź nie dla ciebie, nie — DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Ja jednym słówkiem nie zaszczycę cię. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Hardy młodzieńcze! Stary szanuj wiek. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) W męstwie ja równie doświadczony człek. BEATRIXA / wpadając. / Biada mi! Czego chcą te dzikie tłumy? PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) / do drugiego. / Pogardzam tobą, szydzę z twojej dumy. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Ten pan mężniejszy, który nami włada. BEATRIXA Jeśli on przyjdzie, o biada mi, biada! PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Kłamiesz — Don Manuel wszędzie go zwycięża. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Don Cezar zawsze miał chwałę oręża. BEATRIXA Teraz on przyjdzie, to jest jego czas. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Gdyby nie pokój, pognębiłbym was. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Bojaźń, nie pokój zatrzymuje bój. BEATRIXA Bogdaj by on był tysiąc mil daleko. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Prawo mnie lęka, nie groźny wzrok twój. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Prawo jest zawsze lękliwych opieką. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Zacznij, ja gotów. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Nagie miecze nasze. BEATRIXA Stoją do boju, dobyte pałasze. Wstrzymajcie jego, wy potęgi nieba! Niechaj przeszkody zajdą mu u drogi, Nałożą sidła, łańcuchy na nogi Żeby zapomniał, że mu przyjść tu trzeba. Wy, aniołowie których jam prosiła Przywieść go prędzej pod waszą opiekę — Nie pamiętajcie, o com się modliła, Weźcie go raczej daleko, daleko! / Wybiega do sali ogrodowej — gdy Chóry napadają na siebie, ukazuje się Don Manuel. / / Don Manuel, Chór. / DON MANUEL Co widzę? Stójcie! PIERWSZY CHÓR (KAJETAN, BERENGAR, MANFRED) / do drugiego. / Chodźcie do mnie, do mnie. DRUGI CHÓR (BOHEMUND, ROGER, HIPOLIT) Niechaj ich na śmierć pałasze zasieką. DON MANUEL / Staje pomiędzy nimi z dobytym orężem. / Stójcie! PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Książę! DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Brat, trzymajcie się skromnie! DON MANUEL Kto pierwszy mrugnie zajadłą powieką, Lub zechce groźbą wzywać przeciwnika, Ten trupem padnie wśród tego trawnika. Jaki duch wściekły, jaka myśl szalona Każe wam dawne wzniecać niepokoje? Pomiędzy nami wojna ukończona; Mówcie: kto pierwszy śmiał rozpocząć boje? PIERWSZY CHÓR (KAJETAN, BERENGAR) Oni tu stali… DRUGI CHÓR (ROGER, BOHEMUND) / przerywając. / Oni się zbliżyli… DON MANUEL / do pierwszego Chóru. / Ty mów! PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Mój książę! Właśnieśmy tej chwili Przynieśli twoje podarki weselne, Jak widzisz, w szaty ubrani weselne, Ufni świętości przymierza, spokojnie Wiedliśmy drogę, nie myśląc o wojnie — Aż oto oni stanęli u wchodu, Chcąc nam zabronić wejścia do ogrodu. DON MANUEL Wściekli! Od waszej rozbójniczej broni Nie ma bezpiecznej i wolnej ustroni — Tu, w niewinności zacisze spokojne, Chcieliście nawet zanieść spór i wojnę. / Do drugiego Chóru / Wyjdzie stąd zaraz — mam tu tajemnice Których niegodne są wasze źrenice. / Gdy ten się ociąga. / Wyjdź rozkazuję w miejscu twego pana; Bo my jak bracia — jesteśmy od rana — Myślą i sercem połączeni razem, Rozkaz ode mnie jest jego rozkazem.. / Do pierwszego Chóru. / Tv masz tu zostać i pilnować bramy. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Co my począć mamy? Prawda, że nasi książęta są w zgodzie — A chciej się tylko w wielkich panów rodzie Do sporów mieszać, do niezgody wciskać, Zamiast wdzięczności karę możesz zyskać. Gdy możnym walka naprzykrzy się długa, Płaszcz winowajcy nosi zawsze sługa; Na nich nie spadnie ni wina, ni zdrada — Niech się więc skończy przez nich samych zwada, Wy posłuchajcie, taka moja rada! / Drugi Chór oddala się, pierwszy odchodzi w głąb sceny. — W tej chwili wpada Beatrixa i rzuca się w objęcia Don Manuela. / / Beatrixa, Don Manuel. / BEATRIXA Wracasz na koniec, okrutny kochanku, Tak długo bawisz — a ja bez ustanku Ku tobie moje wyciągając ręce Oddaną byłam bojaźni i męce. Lecz nic już o tym — u twojego łona Moja opieka i moja obrona. Oni już poszli, możemy uciekać. Chodź, już nie można jednej chwili zwlekać. / Chcąc go pociągnąć za sobą, przypatruje się bliżej jego twarzy. / Co twemu sercu? — cichy, zadumany, Tak mnie przyjmujesz poważnie, tajemnie. Gdy ja cię ściskam, uciekasz ode mnie — Czyż to Don Manuel, mój mąż, mój kochany? DON MANUEL Beatrixo! BEATRIXA Nie — teraz nie mów słowa, Nie w porę nasza przyszłaby rozmowa. Spieszmy się, spieszmy — każda chwila drogą. DON MANUEL Stój i odpowiadaj. BEATRIXA Do ucieczki, dalej, Zanim nadejdą ci ludzie zuchwali. DON MANUEL Czekaj, ci ludzie szkodzić ci nie mogą. BEATRIXA O! Ty ich nie znasz — uciekaj daleko. DON MANUEL Nie miej bojaźni pod moją opieką. BEATRIXA Wierz mi, tu możni ludzie się mieszają. DON MANUEL Kochanko! Nie ma możniejszych ode mnie. BEATRIXA Cóż ty sam poczniesz z taką zbrojnych zgrają? DON MANUEL Sam! Ludzie, co cię trwożą nadaremnie… BEATRIXA Nie znasz ich, nie wiesz, komu oni służą. DON MANUEL Mnie oni służą, ja jestem ich panem. BEATRIXA Ty? Serce moje drży przestrachu burzą. DON MANUEL Z kochanka twego obeznaj się stanem: Ja tym nie jestem, czym ci byłem rano, Biednym rycerzem z nieznajomą zbroją Który przez miłość zyskał miłość twoją. Ród mój wysoki — potęgę i miano Kryłem dotychczas przed moją kochaną. BEATRIXA Ty nie Don Manuel? Któż ty jesteś taki? DON MANUEL Jestem Don Manuel; ale nikt w tym mieście Wyższych dostojeństw nie nosi oznaki — Księcia Messyny znaj we mnie nareszcie. BEATRIXA Jak to, ty byłbyś Don Cezara bratem? DON MANUEL Jam brat Cezara. BEATRIXA Cezar tobie bratem? DON MANUEL I w tym znajdujesz bojaźni przyczynę? Czy znasz Cezara, znasz moją rodzinę? BEATRIXA Toż Don Manuela widzą moje oczy, Brata, co z bratem długą walkę toczy? DON MANUEL Od dzisiaj zgodą połączeni razem Jesteśmy braćmi sercem i wyrazem. BEATRIXA Od dzisiaj braćmi! DON MANUEL Powiedz, co to znaczy, Co te na licu wzruszenie tłomaczy? O moim rodzie czy wiesz jeszcze więcej Niżeli imię i tytuł książęcy? Jam ci się odkrył, bądźże mi wzajemną, Czy nic tajnego nie miałeś przede mną? BEATRIXA Co myślisz? — jakież ja mam tajemnice? DON MANUEL O matce twojej nic jeszcze nie słyszę — Powiedz, kto ona? — czy poznasz jej lice Gdy go pokażę lub słowem opiszę? BEATRIXA Zna moją matkę i nic nie powiada? DON MANUEL Jeśli znam, biada tobie i mnie biada! BEATRIXA W tej chwili pamięć moja ożywiona Woła jej postać z głębokości łona. Widzę ją, widzę jak bóstwo nadobną, W dobroci słońca jasności podobną. Włos hebanowy spadając w pierścienie Na śnieżną szyję rzuca lekkie cienie, Oko jej wielką zamknięte oprawą Pod kształtnym czołem czerni się jaskrawo, A głos harmonią duszy napełniony Trąca o śpiące serca mego strony I budzi we mnie… DON MANUEL O biada mi, biada! Poznaję matkę z tego co powiada. BEATRIXA Uciekłam od niej, gdy tego poranku Los mnie na wieki miał do matki wrócić. Wszystko dla ciebie mogłam, mój kochanku, Wszystko ja mogłam, nawet matkę rzucić. DON MANUEL W księżnie Messyny znajdziesz matkę twoją, Pójdziemy do niej, ona czeka ciebie. BEATRIXA Do matki twojej, do Cezara matki? O nigdy, nigdy — przez Boga na niebie! DON MANUEL Drżysz Beatrixo? Mów, z jakiej przyczyny, Co ten strach znaczy; znasz księżnę Messyny? BEATRIXA O nieszczęśliwe, o straszne odkrycie; Bogdaj bym wprzódy utraciła życie! DON MANUEL Skąd w ciebie biją te przestrachu gromy? Wprzód nieznanego, dziś mnie witasz księciem. BEATRIXA O! Bądź mi znowu, jak wprzód, nieznajomy, Na puszczę, pójdę za twoim objęciem. DON CEZAR / za sceną. / Skąd tu te tłumy ludu zgromadzone? BEATRIXA Ten głos! Mój Boże, w jaką skryć się stronę? DON MANUEL Znasz, Beatrixo, głos tego rycerza? Nie — on raz pierwszy ucho ci uderza. BEATRIXA O, prędzej uciekaj — chwili tu nie czekaj. DON MANUEL Jak to? uciekać? — to głos mego brata! Szukając za mną w tę ustroń przylata. Dziwi mnie tylko, jak mógł wiedzieć o niej. BEATRIXA Uciekaj prędzej od jego pogoni, Przez wszystkich świętych, przez Boga na niebie, Niech on w tym miejscu nie zastanie ciebie. DON MANUEL Moja kochanko! Szalejesz z bojaźni; Mówię, że węzeł złączył nas przyjaźni. BEATRIXA Od tej godziny zbaw mnie, dobry Boże! DON MANUEL Czy to podobna? Jaka myśl straszliwa W tej chwili drżącą pierś moją przeszywa! Głos mego brata znajomy ci może? O Beatrixo! nie śmiem pytać ciebie, Powiedz: ty byłaś na ojca pogrzebie? BEATRIXA Biada mi, biada! DON MANUEL Byłaś tam przytomna? BEATRIXA Nie swarz się na mnie. DON MANUEL Byłaś, nieszczęśliwa? BEATRIXA Byłam. DON MANUEL Okropność. BEATRIXA Przebacz mi, mój miły, Zgłuszyć ciekawość nie miałam dość siły. Tyś słyszał moje gorące błagania! Lecz twoja cichość, posępność dumania Przerwały mowę, usta oniemiły, Odtąd złe gwiazdy ciągle mi w pamięci Stawiały serca niezgłuszone chęci. Sługa mi swojej udzielił pomocy — A tak, mój miły, nie słuchając ciebie, Mimo twej woli byłam na pogrzebie. / Wiesza mu się na szyi — a wtem wchodzi Don Cezar od całego Chóru towarzyszony. / / Dwaj Bracia, Dwa Chóry i Beatrixa. / DRUGI CHÓR (BOHEMUND) / do Don Cezara. / Nie chcesz nam wierzyć — patrz na własne oczy! DON CEZAR / wchodzi szybkim krokiem i na widok brata cofa się z przerażeniem. / Złudo piekielna! Ściska go za szyję. / Przystępując bliżej, do Don Manuela. / Wężu! Czy taka w tobie miłość bije? Na to ci zgody braterskiej potrzeba? O! Ta nienawiść była głosem nieba! Idź w piekło, duszo jadowitej żmije! / Przebija go. / DON MANUEL Umieram — moja Beatrixo! — bracie! / Pada — Beatrixa omdlewa. / PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Zabójstwo! Spieszcie, porwijcie za bronie! We krwi niech zemsta za czyn krwawy tonie! / Dobywają mieczów. / DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Chwała nam, chwała, zakończona zwada. W Messynie jeden tylko książę włada. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN, BERENGAR, MANFRED) Zemsta! Zabójca niech poniesie karę! Niech zabitemu idzie na ofiarę! DRUGI CHÓR (BOHEMUND, ROGER, HIPOLIT) My z tobą, panie, nie bój się niczego. DON CEZAR / dumnie między nich wchodząc. / Precz stąd, ja wroga zabiłem mojego. On szczerość serca oszustwem zakrwawił, Sidła z braterskiej miłości nastawił. Okropne czynu mojego spojrzenie; Ale tak chciało niebios przeznaczenie. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Biada ci, biada, o moja Messyno! W murach twych strugi krwi niewinnej płyną. Biada wam starce, młodzieńce i matki, Biada wam, jeszcze niezrodzone dziatki. DON CEZAR Skarga za późna — tu bieżcie z pomocą / wskazując na Beatrixę. / Ocućcie biedną z głuchego omdlenia. Do zamku matki zanieście co prędzej, Niechaj nie patrzy na miejsce zniszczenia. Ja biegnę siostrę wynaleźć straconą. Powiedźcie matce, że ja ją przysyłam. / Odchodzi. Drugi Chór wynosi omdlałą Beatrixę na krześle. Pierwszy Chór zostaje przy zwłokach, które w półkole otoczone są przez chłopców przybyłych z podarkami ślubnymi. / CHÓR (KAJETAN) Ja wytłomaczyć i pojąć nie mogę Jak się tak prędko spełniły wyroki. Widziałem w myślach podwojone kroki Mary zniszczenia, co usłała drogę Czynowi strachu i krwawej posoki. Bojaźń po ciele rozlewa się całem, Gdy widzę jak się bieg przeznaczeń toczy, Jak na spełnienie patrzą moje oczy Tego, co tylko w przeczuciu widziałem. Pomnąc na straszne obecności dzieje Trętwieją członki, krew lodowacieje. Drzewo, co niosło ofiarę zbroczoną, Niech nigdy życia nie błyszczy koroną, Niech nie rozwija wiosennej zieleni Ani użycza podróżnemu cieni, Bo to, co pokarm bierze z krwawej strugi Martwym powinno oddawać posługi. PIERWSZY Z CHÓRU (KAJETAN) Biada, o biada zbrodniarzowi będzie Co się dał uwieść w szalonym zapędzie. Za chwilę w ziemskie czeluście i szpary Wsięknie bez znaku krew twojej ofiary; Ale pod ziemią w głębinie grobowej, Bez blasku słońca, bez śpiewu, bez mowy Córki Temidy zasiadły wspaniale W ręku trzymając nieomylną szalę, A w czarnych kotłach pracowicie żwawo Za zbrodnię zemstę przyrządzają krwawą. DRUGI (BERENGAR) Z tej ziemi, blaskiem oświeconej słońca, Prędko przepada każdy czyn zbrodniarzy Jak gest przelotny rozlany na twarzy; Ale w wyrokach rządzących bez końca Ciemno i skrycie czynem śmiertelnika, Bez śladu nic się nie gubi, nie znika. Czas jest kwitnącą wiecznie doliną, Natura wielką życia krainą, A wszystko, co się w ich łonie znachodzi Zasiewa ziarno albo owoc rodzi. TRZECI (KAJETAN) Biada zabójcy, co na tym padole Morderczym ziarnem zasiał swoje pole! Czyn rozbójniczy inne ma w marzeniu A inne oczy po swoim spełnieniu. Gdy w piersiach zemsty uczucia się warzą On śmiało mężnie przychodzi do łona — Ale gdy padnie ofiara zbroczona Zachodzi drogę z pobielałą twarzą. Te same furie, co zjadliwe żmije Pozawieszały na Oresta szyję, Kusiły syna do zabójstwa matki. Przez słodkie słowa, przez śmiech w ustach gładki Tak jego serce umiały otoczyć, Że poszedł ręce w krwi matczynej broczyć. Ale jak tylko uderzać przestała Pierś, co mu życie, co pokarm dawała, Te same dziewice Do jego zagłady Zawołały gady. Syn poznał ich lice, Poznał uśmiech gładki Co go zachęcał do zabójstwa matki I co na wieki od owej godziny Szczypie mu ciało żądłami gadziny; Pędzi przez morza, w pogoni nie spocznie Aż do kościoła delfickiej wyroczni. / Chór odchodzi, na marach niosąc ciało Don Manuela. / / Sala w zamku. / / Noc — Scena oświecona wiszącą pośrodku lampą. / / Izabella i Diego. / IZABELLA Od synów moich czy nie przyszły posły, Co by o córce straconej doniosły? DIEGO Nie jeszcze, pani, lecz miej zaufanie, Że śmiałość braci siostrę wydostanie. IZABELLA O, jak się serce moje niepokoi! Cios ten odwrócić stało w mocy mojej. DIEGO Niechaj ten wyrzut serca ci nie rani — Czyliż co uszło twej baczności, pani? IZABELLA Bogdaj bym wcześniej wzięła ją do siebie Jak mi tajemna doradzała trwoga. DIEGO Tyś pani, mądrej uległa potrzebie, Skutek był w ręku potężnego Boga. IZABELLA Mnie każdą radość cierpienie pokrywa — Gdyby nie zbójcy, byłabym szczęśliwa! DIEGO Spoźnione szczęście jaśniej ci zaświeci — Tymczasem, pani, ciesz się zgodą dzieci. IZABELLA Przed moim okiem brat brata uścisnął — Jeszcze mi widok taki nie zabłysnął. DIEGO Z serca pochodzi ta braterska zgoda, Bo sztuki fałszu nie zna pierś ich młoda. IZABELLA Z radością widzę, że ich tkliwa dusza Łagodnych uczuć przyjmuje wrażenia I że ten przedmiot, co w nich miłość wzrusza Jest razem celem czci i uwielbienia. Ustawy prawa mając na pamięci, Umieją w karbach trzymać dzikie chęci, Namiętność nawet młodzieńczego łona Świeci skromnością cichą osłoniona. Diego, szczerą prawdę ci wynurzę, Gdy serc ich pączek rozkwitać zaczynał Strach nieraz bólem piersi moje ścinał; Bo miłość w serca gwałtownej naturze Często grożące nagromadza burze. Gdyby w niezgody żary niebezpieczne Płomień zazdrości miał jeszcze ugodzić, Gdyby ich czucia zawsze z sobą sprzeczne W jednej miłości miały się znachodzić… Myśl sama budzi w sercu bole wieczne! Szczęściem tę nawet chmurę piorunową Czarnym obłokiem wiszącą nad głową Anioł dobroci przeprowadził z cicha, I dał, że wolno pierś moja oddycha. DIEGO Ciesz się twym dziełem. Ty uczuciem tkliwem, Cichym rozsądkiem dokazałaś więcej Niż ojciec władzą potęgi książęcej. Tobie i razem cześć gwiazdom szczęśliwym. IZABELLA Wiele ja, więcej szczęście dokazało. Niełatwo było taką tajemnicę Tak długo chować przed Messyną całą, Niełatwo było oszukać źrenice Podejrzliwego małżonka i księcia I tłumić w sercu ten popęd matczyny, Co jak zamknięty ogień, co godziny Chciał wzlecieć wolno z niewoli objęcia. DIEGO Ta łaska szczęścia robi ci nadzieje Że wszystko podług życzeń zajaśnieje. IZABELLA Nie chcę wychwalać gwiazdy przeznaczenia, Aż ujrzę koniec całego zdarzenia. Bo córki mojej ucieczka ostrzega Że mnie zły geniusz jeszcze nie odbiega. Zgań mnie lub pochwal — lecz dla ciebie, sługo Znany z wierności, nie mam tajemnicy — Gdy oni służą straconej dziewicy, Bezczynnie czekać nie mogłam tak długo. Gdzie sztuka ludzi nie jest dostateczna, Często nam radzi potęga przedwieczna. — DIEGO Powiedz mi pani, co mi wiedzieć wolno. IZABELLA Na Etnie mieszka pustelnik pobożny Z dawna u ludu zwany Starcem góry — On od plemienia człowieczego różny, Mieszkając bliżej nieba i natury Umysł swój ziemski z poziomego grzechu Oczyścił w lekszym powietrza oddechu, I patrzał długo z górnego ukrycia Na niepojętą grę ludzkiego życia. Znane mu domu naszego zdarzenia, Jego gorące i pobożne modły Niejedne niebios przekleństwo odwiodły. Do samotnego na górach schronienia Wyszedł posłannik młodym wiekiem hoży, Żeby o córce dowiedział się skorzej. Jego powrotu wyglądam co chwili. DIEGO Jeśli mnie, pani, stary wzrok nie myli, Wraca już spiesznie twój wysłannik młody. Jego usłużność godna jest nagrody. / Goniec i Poprzedzający. / IZABELLA Czy złe, czy dobre przynosisz mi wieści, Niechaj się wszystko na ustach twych wieści. Jaką odpowiedź dał ci Starzec góry? GONIEC Kazał oznajmić powrót waszej córy. IZABELLA Szczęśliwe usta! Pociechy aniele, Ty zawsze radość niosłeś mi do łona. Przez kogóż córka była znaleziona? GONIEC Syn twój najstarszy dostał los ten w dziele. IZABELLA Don Man'el matce taką radość sprawił! Bóg mi to dziecię zawsze błogosławił. Starzec czy raczył wziąć gromnicę w darze, Żeby świętego przystroić ołtarze? — Bo darów, które cieszą umysł próżny, Nie chce przyjmować pustelnik pobożny. GONIEC W milczeniu przyjął przysłaną gromnicę, Lecz na ołtarzu ledwie ją zapalił, Płomień gwałtowny ogarnął kaplicę, Gdzie starzec Boga blisko sto lat chwalił. IZABELLA Co mówisz? — jakie okropne zjawisko! GONIEC Pustelnik, biada, wołając trzy razy Ustąpił z góry — a mnie dał rozkazy: Nie iść za śladem samotnego kroku I poza siebie nie obracać wzroku. Posłuszny jemu, gnany widmem strachów, Przybyłem spiesznie do zamkowych gmachów. IZABELLA Śpieszność tak wielka rzuca moją duszę W nową wątpliwość i w nowe katusze. Pustelnik mówił, że córka stracona Przez Don Man'ela była znaleziona: Jakąż mi radość ta wieść przynieść może, Gdy wspomnę straszny wypadek na górze? GONIEC Obróć się, pani — obaczysz tej chwili, Że słowo Starca sprawdzać się zaczyna, Ot twoja córka, lub mnie oko myli Wraca z rycerską świtą twego syna. / Chór drugi wchodzi i stawia na przodzie sceny krzesło, na którym Beatrixa bez życia i ruchu złożona. / / Izabella, Diego, Goniec, Beatrixa, Chór. (Bohemund, Roger, Hipolit i innych dziewięciu rycerzy Don Cezara). / CHÓR (BOHEMUND) Pana naszego spełniając rozkazy, Do nóg twych, pani, dziewica przybyła, Tak nam polecił i te rzekł wyrazy: Powiedzcie, że ją Don Cezar przysyła. IZABELLA / z wyciągniętymi rękami spieszy do córki i cofa się z przestrachu. / O Boże! Ona blada i bez tchnienia! CHÓR (BOHEMUND) Nie — ona żyje, zbudzi się powoli — Czekajmy, aż się ocknie z przerażenia Trzymającego zmysły jej w niewoli. IZABELLA Znowuż cię widzieć mogę, dziecię moje, Trosków matczynych i boleści dziecię! Tak że powracasz w rodzinne podwoje? — Ja moim życiem przywołam ci życie, Do matczynego cisnąć będę łona, Aż krew od zimna śmierci uwolniona Sercu twojemu da gorętsze bicie. / Do Chóru. / Opowiedz! Powiedz, co to wszystko znaczy? Gdzie ją znalazłeś, jaki strach ją trzyma W tym stanie cierpień i niemej rozpaczy? CHÓR (BOHEMUND) Mnie nie zapytuj — u mnie mowy nie ma. Syn twój Don Cezar lepiej będzie wiedzieć, Bo on ją przysłał w matczyne podwoje. IZABELLA Syn mój Don Man'el, tak chciałeś powiedzieć. CHÓR (BOHEMUND) Syn twój Don Cezar przysłał dziecię twoje. IZABELLA / do Gońca. / Wszak Don Man'ela wymienił wieszcz stary? GONIEC Tak — o nim wspomniał w przepowiedni swojej. IZABELLA Który bądź z synów miał córkę wybawić On moje serce ucieszył bez miary, Serce go za to będzie błogosławić. Czyż i tę jeszcze chwilę radującą Której czekałam, błagałam gorąco Zazdrosny geniusz chce jadem zaprawić? Ja muszę szczęście tłumić pośród trwogi: Córka wróciła w rodzicielskie progi, Ale w grobowej i bezwładnej ciszy Nie widzi matki, głosu jej nie słyszy, Na radość moją trzyma nieme lice. Popatrzcie na mnie, wy lube źrenice! Nabierzcie ciepła, drobniuchne rączęta; Ty, martwa piersi, ocuć w sobie życie, Zagraj radością w dniu wielkiego święta. Patrzaj, Diego, to jest moje dziecię, Dziecię stracone, dziecię wybawione: Przyznać go mogę w oczach wszystkich ludzi. CHÓR (BOHEMUND) Dziwny i nowy strach się we mnie budzi; Czekam ciekawie, jaki koniec będzie Gdy się pokaże, że wszyscy są w błędzie. IZABELLA / do Chóru, na którego twarzach widać niespokojność i przestrach. / Serca nieczułe, serca nieprzebite! Pierś wasza miedzi otoczona zbroją, Ciało morskimi skałami pokryte, Wy zniszczyć chcecie cichą radość moją. Daremnie szukam w licznym waszym gronie Oka, na którym łza litości płonie. Gdzie moje dzieci, gdzie moi synowie? Ich serce matce współczuciem odpowie; Bo na tym miejscu, tak mi się wydaje Jakby mnie pustyń otoczyły zgraje, Jakby straszydła morskie przyszły w zmowie. DIEGO Otwiera oczy, podnosi się — żyje! IZABELLA Niechże najpierwej ujrzy matki lice. DIEGO Ze strachem znowu zamyka źrzenice. IZABELLA / do Chóru. / Idźcie, wzrok obcych znowu ją zabije. CHÓR (BOHEMUND) / ustępując / Przed jej oczyma chętnie się ukryję. DIEGO Wzrok swój zdziwiony po licu twym wodzi. BEATRIXA Gdzie jestem? — twarz ta zdaje mi się znana. IZABELLA Powoli — cicho — do zmysłów przychodzi. DIEGO Co ona czyni? — pada na kolana. BEATRIXA / na kolanach. / Piękna, anielska matki mojej twarz! IZABELLA Chodź, moje dziecię, w matczyne ramiona. BEATRIXA Do nóg twych padam, winną córkę skarz. IZABELLA Gdy ty powracasz, wina przebaczona. DIEGO Patrz pani na mnie, znasz ten siwy włos? BEATRIXA Wiernego sługi znajomy mi głos! IZABELLA Lat twych dziecinnych obrońca jedyny. BEATRIXA Więc znowu jestem na łonie rodziny! IZABELLA Nic cię nie wyrwie od niej, chyba zgon. BEATRIXA Czy mnie do obcych nie zapędzisz stron? IZABELLA Nigdy — spełniona już wola wyroku. BEATRIXA Więc ja istotnie jestem przy twym boku I wszystko we śnie jawiło się oku? O matko moja! Straszny sen mną władał, Widziałam jego, jak bez życia padał! — Jakie mnie tutaj przyniosły wypadki? Nic nie pamiętam, chwała Ci, jedyny! Że się spokojnie znachodzę przy tobie, Że wybawiona powracam do matki. Chcieli mnie zawieść do księżny Messyny, O! Wolę raczej znajdować się w grobie. IZABELLA Ocknij się, córko! — wszak księżna Messyny… BEATRIXA O! Nie chciej tego wspominać nazwiska; To imię śmiercią członki moje ściska. IZABELLA Słuchaj mnie córko… ta księżna Messyny… BEATRIXA Do niej należą niezgodni synowie, Jeden się Man'el, drugi Cezar zowie. IZABELLA Jestem ta sama, poznaj we mnie matkę. BEATRIXA Co mówisz? Jakie wymówiłaś słowo? IZABELLA Jestem twą matką i księżną Messyny. BEATRIXA Matka Man'ela i matka Cezara? IZABELLA I twoja razem — mówisz o twych braciach. BEATRIXA Biada mi, biada — straszliwe odkrycie! IZABELLA Co ci się stało? Co cię straszyć może? BEATRIXA / patrząc w około postrzega Chór. / Teraz poznaję — tak, to oni sami! Teraz mnie senne złudzenie nie mami. Ja ich widziałam w tej okropnej chwili! Mówcie, nieszczęśni! Gdzieście go ukryli? CHÓR O biada, biada! IZABELLA Kogo ukryli? — bezmowni stoicie? Twarz wasza mówi, że ją rozumiecie. O, z oczów waszych, z urwanego głosu Czytam wyrocznię okropnego losu. Mówcie — chcę zaraz wiedzieć, co mnie czeka; Czego zwracacie wzrok wasz na podwoje? Co to za śpiewy biją w ucho moje? CHÓR (BOHEMUND) Dowiesz się pani — chwila niedaleka! Na serce twoje przywdziej zbroję dzielną, Przenieś po męsku tę boleść śmiertelną. IZABELLA Co się przybliża? — jaki cios mnie czeka? Po zamku śpiewy żałobne rozwodzą — Gdzie są synowie? — czemu nie przychodzą? / Pierwsze pół Chóru wnosi na marach trup Manuela pokryty czarnym kirem i stawia go na wolnej stronie sceny. / / Izabella, Beatrixa, Diego i Dwa Chóry. / PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Po miasta ulicy Przy boku tęsknicy Nieszczęście bieży. Obchodzi z daleka Mieszkania człowieka. Dzisiaj uderzy O jedne podwoje, Jutro ciosy swoje Do drugich wymierzy — A nie opuści żadnego domu, A nie przebaczy nigdy nikomu. Nieszczęście swym grotem Pierwej albo potem Każdy próg nawiedzi, Gdzie żywego widzi. (BERENGAR) Gdy listki opadną W późnej jesieni, Gdy w grób się pokładną Starce schyleni, Natura łaskawa Natenczas uznaje Dawne swoje prawa, Odwieczne zwyczaje, I nic się nie dzieje, Przed czym człek truchleje. Ale tu człowieka I okropność czeka: Zabójstwo rozrywa Najświętsze ogniwa, Do stygowej lodzi Kwiat wiosennej młodzi Straszna śmierć porywa. (KAJETAN) Gdy chmury zaciemnią nieba błękity Gdy głucho zagrzmi piorun ukryty, Natenczas człowiek śmiertelny czuje, Że nim przeznaczeń ręka kieruje. Ale w pogodnej nawet naturze Uderza piorun, powstają burze. Pośród żywota szczęśliwej doby Możesz nieszczęścia doznać żałoby! Niechaj więc serce twoje nie lata Za krótką, zwodną próżnością świata! Kto dziś ma własność, jutro ją utraci — Kto szczęścia doznał, bólem go upłaci. IZABELLA Co ja usłyszę? — co ten kir okrywa? / Zbliża się do mar i cofa się znowu. / Strach niewidomy zbliża moje kroki I znów oddala lodowatą dłonią. / Do Beatrixy, która pomiędzy nią a marami stanęła. / O pozwól! co jest niechaj mi odsłonią. / Podnosi kir. / Boże wszechmocny! Syna mego zwłoki. CHÓR (KAJETAN, BERENGAR, MANFRED) Matko nieszczęsna! Syna twego ciało! Samaś straszliwe słowo wymówiła, Ono z ust moich wypełzać nie śmiało. IZABELLA Mój syn! Mój Man'el! Boże litościwy Także ja moje mam oglądać dziecię! Musiałeś wracać do matki nieżywy, Żeby zachować siostry twojej życie. Gdzie był Don Cezar, gdzie twój brat pogonił, Że cię od ciosów zabójczych nie bronił? Przekleństwo ręce, co go uderzyła, Przekleństwo matce, co zbójcę powiła, Przekleństwo czarne niech skrzydła rozpina Nad rodem całym zbójcy mego syna. CHÓR Biada, o biada! Biada, o biada! IZABELLA Wy, duchy nieba, takeście wróżyli, Także wyrocznia prawdę nam wykłada? Biada tym, biada, co jej zawierzyli. Po co uprzednio lękać się i marzyć, Gdy takim końcem Bóg nas chciał obdarzyć? Wy, których do mnie sprowadziła trwoga, Co w bólu moim nakarmiacie wzroki Patrzcie, jak kłamią i sny, i proroki, Patrzcie, jak ufać można słowom Boga: Gdy czułam łono córką tą brzemienne Ojciec jej dziwne miał zjawisko senne: Jemu się zdało, że z ślubnej pościeli Rosły dwa laury, przy nich lilia w bieli. Liliję ogień cudowny zapalił I rosnąc w płomień, dom w gruzach obalił. Przejęty strachem mąż się wypytywał Araba, który lot ptaków zgadywał, Jakie znaczenie to zjawisko kryje? Czarownik odrzekł: jeśli moje brzemię Urodzi córkę — ona mu zabije Synów i zniszczy całe domu plemię. CHÓR Co mówisz, pani? Biada, biada, biada! IZABELLA Ojciec dlatego kazał zabić dziecię; Lecz ja biednemu zachowałam życie. W dziecinnym wieku córka urodzona Wyrwaną była z matczynego łona, Żeby jej bracia przez nią nie pomarli. A teraz zbójce życie mu wydarli, Krew wytoczona na nią nie upada. CHÓR Biada, o biada! Biada, o biada! IZABELLA Nieufne słowom pogańskiego sługi Słodszą nadzieję serce przeczuwało; Bo przepowiedział w on czas człowiek drugi Co mi się szczerą prawdą wydawało. Mówił, że córka, która się narodzi, Kiedyś mi synów miłością pogodzi. Dwie więc wyrocznie między sobą sprzeczne Zlały zarazem na głowę dziecinną Słodką nadzieję i przekleństwo wieczne. Przekleństwo biednej dotknąć nie powinno, Nadziei spełnić nie miała sposobu. Kłamstwo więc, kłamstwo wyszło od nich obu! Prorok swą sztuką nigdy nie zgaduje; Jest oszukanym, albo oszukuje. Prawdziwa przyszłość zakryta dla ciebie, Czy dłoń twa w mętach piekielnych nurkuje, Czy szuka w światłach łyszczących na niebie. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Biada, o biada, co wyrzekłaś pani! Umiarkuj, wstrzymaj słowa twe zuchwałe, Wyrocznia widzi w przyszłych lat otchłani; Koniec zanuci prawdomównym chwalę. IZABELLA Nie wstrzymam mowy — tak jak serce każe Na głos o mojej będę mówić męce. Po co my święte zwiedzamy ołtarze, Po co do nieba podnosimy ręce? Bogów wysoko siedzących złagodzić Jedno co księżyc chcieć strzałą ugodzić. Przyszłości tajnej zasłon nie odkryjesz, Modlitwą twardych niebios nie przebijesz. Czy w tę, czy w tamtą stronę lecą ptaki, Tam czy gdzie indziej gwiazd gromada sięga, Zamknięta dla nas jest natury księga; Sny nasze kłamią, oszukują znaki. DRUGI CHÓR (BOHEMUND) Stój nieszczęśliwa, o biada ci, biada! Nie widzisz słońca, blask jego nie wpada Do ciemnych oczów. Bogowie są w niebie, Oni straszliwie otoczyli ciebie. (WSZYSCY RYCERZE) Bogowie są w niebie Oni straszliwie otoczyli ciebie. BEATRIXA Po coś, o matko! wybawiła dziecię? Czemuś go przekleństw nie oddała zgubie Grożącej zanim odebrałam życie? Czemuś sądziła być mędrszą w rachubie Od tych proroków, co bliskość spajają Z odległym czasem, w przyszłości czytają? Ty Bogom śmierci wydarłaś ofiarę, I mnie, i tobie, nam wszystkim na szkodę; Dziś oni wchodzą odebrać, za karę Większą w dwójnasób, w trójnasób nagrodę. Ja ci nie mogę dziękować za życie Bólami, łzami zalane obficie. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) / w żywym poruszeniu patrząc na podwoje. / Otwórzcie się rany! Niech ze krwi wylanej Tryskają w obłoki Czarnych wód potoki! (BERENGAR) Słyszę nóg miedzianych Po podłodze brzęk, Wężów z piekła gnanych Sykający dźwięk. Ach! to furiów jęk. (KAJETAN) Ściany tego domu, Walcie się od gromu; Zapadaj, podłogo, Pod straszliwą nogą; Czarnych dymów pary Wychodźcie z pieczary I obwińcie w chmury, Jasny blask natury! A wy, domu Bogi, Ustępujcie z drogi; Bo staną w rodzinie Tej zemsty Boginie! / Ciż i Don Cezar. / / Za wejściem jego — Chór spiesznie rozdziela się i on sam pośrodku sceny zostaje. / BEATRIXA O biada, to on! IZABELLA zbliża się do niego. Synu mój Cezary! Także cię widzę — pojrzyj na te mary; Patrz na cios ręką zbrodniczą zadany. / Prowadzi go do trumny. / DON CEZAR / cofa się ze strachem, twarz zasłaniając. / PIERWSZY CHÓR (KAJETAN, BERENGAR) Otwórzcie się, rany! Niech ze krwi wylanej Tryskają w obłoki Czarnych wód potoki! IZABELLA Strach w twoich oczach — lice pobielało! Ach! To jest wszystko, co tobie zostało Po twoim bracie — i moje nadzieje Razem z tym prochem wiatr grobów rozwieje. Waszej miłości, waszej świętej zgody W samym nasieniu kwiat piękny więdnieje, Choć owocowej nie zrodził jagody. DON CEZAR Pociesz się matko — nas związek połączył Szczerego serca — Bóg go krwią zakończył. IZABELLA Ja wiem, żeś kochał całą duszą brata — Z radością wasze widziałam przymierze, Chciałeś go kochać w szczerej serca wierze, Hojnie nagrodzić utracone lata — Zbójca miłości waszej cios zadaje, Teraz ci tylko zemsta pozostaje. DON CEZAR Chodź, chodź! To miejsce nie dla twojej duszy; Wyrwij się z tego widoku katuszy. / Chce ją wyprowadzić. / IZABELLA / wiesza mu się na szyi. / Ty jeszcze żyjesz, mój jedyny synie! BEATRIXA Co robisz, matko! DON CEZAR Niechaj łza ta płynie Na moje piersi — o matko jedyna! Jeszcze śmierć tobie nie wydarła syna, Bo jego miłość będzie wiecznym żarem Palić się w twoim dziecięciu Cezarym. PIERWSZY CHÓR (KAJETAN, BERENGAR, MANFRED) Otwórzcie się, rany Wznieście głosy swoje! Niech w czarnym potoku Tryskają krwi zdroje! IZABELLA / biorąc za rękę Beatrixę i Cezara / O, moje dzieci! DON CEZAR Jakże się raduję Że ją przyciskasz matczynym objęciem. Niech ona odtąd będzie twym dziecięciem Siostra… IZABELLA Tobie ja za córkę dziękuję. Wiernie danego słowa dotrzymałeś I siostrę twoją do matki przysłałeś. DON CEZAR / zdziwiony. / Kogo przysłałem? IZABELLA Ją przysłałeś, synu! Tę, którą widzisz przed twymi oczyma. DON CEZAR Ta siostra moja! IZABELLA Żadnej innej nie ma. DON CEZAR Ta siostra moja? IZABELLA Którąś przysłał, synu! DON CEZAR I siostra jego? CHÓR Biada, biada, biada! BEATRIXA O matko moja! IZABELLA Drżącą mnie widzicie! DON CEZAR Przeklęty ten dzień, w którym wziąłem życie! IZABELLA Co ci jest? Boże! DON CEZAR Przeklęte to brzemię, Co mnie grzesznego wydało na ziemię! Przeklęta skrytość, za której przyczyną Zmazałam ręce taką krwawą winą! Niech pada piorun, co ci pierś rozbije, Dłużej straszliwej zbrodni nie ukryję: Dowiedz się, matko, że widząc ich razem Brata mojego przebiłem żelazem. Jeżeli nie znasz narzeczonej mojej, Patrz na nią — ona przed tobą tu stoi! — Ją przydybałem w jego uściśnieniu — Teraz wiesz, matko, o całym zdarzeniu. Jeżeli ona siostrą jest dwóch braci, To straszną zbrodnię na moim sumieniu Długa pokuta i żal nie odpłaci. CHÓR (BOHEMUND) O najsmutniejszej słyszałaś żałobie — Nic już tajnego nie zostało tobie. Tak się spełniło, jak głosili wieszcze, Bo nikt przeznaczeń nie uniknął jeszcze, A kto odwrócić chce losów koleje, Musi sam kończyć, co niebo zasieje. IZABELLA Co mnie obchodzi, czy wasi Bogowie Byli kłamliwi, czy rzetelni w słowie? Ja wiem, że przez nich ta pierś nieszczęśliwa Najboleśniejszą raną się okrywa. Chociaż ich na mnie pioruny uderzą, Tej blizny serca więcej nie rozszerzą. Kto się na świecie niczego nie lęka, Temu niestraszna groźna Bogów ręka. Syn mój najdroższy leży martwy w grobie, Żywego nie chcę więcej mieć przy sobie. Niechaj przepada! — to nie moje dziecię, Bazyliszkowi dałam kiedyś życie; Własnego łona wykarmiłam mlekiem Żeby był potem brata rozbójnikiem. Chodź, moja córko! Pójdziem w kraj daleki, Niechaj tu zemsty zamieszkują Bogi — Zbrodnia mnie niegdyś zawiodła w te progi Zbrodnia mnie dzisiaj wygania na wieki. Z niechęcią weszłam, przebywałam w trwodze, Z rozpaczą matki na zawsze odchodzę. Niewinnie zniosłam ból i żale krwawe — Lecz wieszcz ma prawdę, bogi mają sławę. / Odchodzi. Za nią Diego. / / Beatrixa, Don Cezar, Chór. / DON CEZAR / zatrzymując Beatrixę. / Wstrzymaj się siostro, nie opuszczaj brata! Niech serca matki uciska mnie strata, Niech krew ta woła o pomstę do Boga, Niech potępiony zostanę od świata! Ty tylko jedna, siostro moja droga, Ty nie przeklinaj! Bo twego przekleństwa Znieść moja dusza nie ma dosyć męstwa. BEATRIXA / odwraca twarz i wskazuje na mary. / DON CEZAR Kochanka twego nie jestem morderca! Brata ja sobie i tobie wydarłem. Dzisiaj żyjący, tak ci bliski serca Jak ten, którego oglądasz umarłym. BEATRIXA / głośno płacze. / DON CEZAR Płacz, płacz nad bratem; i ja po tej stracie, Ja razem z tobą łzą zapłaczę rzewną! Tylko kochanka nie śmiej płakać w bracie, Tego pierwszeństwa nie przeniosę pewno. Zostaw mi jedną pociechę, ostatnią, Ostatnią w żalu nieprzebranej mierze: Że ja do serca twego tak należę, Jak on zabity moją ręką bratnią. Spełniona na nas ta wyrocznia krwawa Równe nam daje nieszczęście i prawa. Troje rodzeństwa w zgubny los wplątane Muszą być jednym żalem opłakane. Gdy więc pomyślę, że łza twoja szczera Nie na grób brata, lecz kochanka pada, Natenczas czuję, że mi zazdrość blada W boleściach ulgę ostatnią wydziera. Nie tak radośnie, jakbym życzył sobie, Złożę ofiarę na braterskim grobie; Ale się zgonem moim nie zastraszę. Duch mój spokojnie wzniesie się do Boga, Bylebym wiedział, że ty, siostra droga, W jeden popielnik złożysz prochy nasze. / Obejmując ją ramieniem, mówi z żywą namiętnością. / Ciebie pierś moja ukochała wrząca, Choć jeszcze tajne było pokrewieństwo — Za moją miłość bez granic, bez końca Noszę okropne zabójcy przekleństwo. Żem ciebie kochał, zgrzeszyłem u świata; Lecz dziś, gdy we mnie widzisz tylko brata, Dzisiaj od ciebie wymagam litości Jako świętego długu powinności. / Poziera na nią śledzącym wzrokiem i z bolesnym oczekiwaniem — a widząc ją płaczącą odwraca się gwałtownie. / Nie — na łzy twoje ja patrzeć nie mogę, Przy tym umarłym w sercu czuję trwogę, Wątpliwość straszna rozdziera mi życie. Zostaw mnie w błędzie — płacz cicho i skrycie. Nie wracaj do mnie — uciekam co prędzej — Ciebie i matki nie chcę widzieć więcej, Ona mnie nigdy, nigdy nie kochała! W bólu jej dusza otwarła się cała: Jego nazwała lepszym swoim synem, Kłamstwo więc było codziennym jej czynem! I ty fałszywą jesteś tak, jak ona! Do udawania nie muś twego łona; Pokaż nienawiść chowaną tajemnie — Mnie już nie ujrzysz. Idź, o idź ode mnie! / Oddala się. Beatrixa zostaje jakiś czas w niepewności i walce sprzecznych uczuć — potem oddala się. / CHÓR (KAJETAN) Stokroć szczęśliwe mijają godziny, Temu, co pośród spokojnej doliny, W dali od życia niebezpiecznej chmury Leży jak dziecko na łonie natury! Bo mnie w pałacach smutek serce ciśnie Patrząc, jak pany spadają z wysoka, Jak ich pomyślność ledwie chwilą błyśnie, Już wiedzie boleść w jednym mgnieniu oka. — I ten szczęśliwe usłał sobie łoże, Kto od burzliwej życia tego fali W czas przestrzeżony duszę swą ocali I w cichym, głuchym zamieszka klasztorze; Kto odrzuciwszy wszystkie ziemskie sprawy, Umie zagłuszyć bodzącą chęć sławy, Uciszy w łonie rozkosze szalone I żądze zawsze głodne i spragnione. Jego natenczas namiętność burzliwa Na dzikie wichry życia nie porywa; Nigdy on w swojej spokojnej zaciszy Smutnego głosu ludzi nie usłyszy. Do miernych tylko wysokości świata, Pomiędzy grodów zadymione głazy Wchodzi cierpienie i zbrodnia przylata — Lecz miecz wyniosłych stroni jak zarazy. (BERENGAR, BOHEMUND, MANFRED) Wolność jest w górach — tam dołów wyziewy Nie dojdą czyste zatruwać powiewy. Świat ten jest piękny, doskonały wszędzie, Gdzie człek z cierpieniem swoim nie zasiędzie. (CAŁY CHÓR) Wolność jest w górach itd. itd. / Don Cezar, Chór. / DON CEZAR / spokojniejszym głosem. / Po raz ostatni woli mej słuchajcie: Ciało to drogie grobowi oddajcie — To cześć ostatnia dla umarłych ludzi. W waszej pamięci zapewne się budzi Obrzęd żałobny, gdyż niedawnej chwili Ciało książęcia ziemiąście pokryli. Zaledwie przebrzmiał głos żałobnej trąby, Już inne ciało tamte w głąb przywala, Jedna się świeca przy drugiej zapala I na grobowych schodach katakomby Schodzą się z sobą pogrzebne orszaki. Niechaj więc obchód przygotują taki, W tym samym miejscu, gdzie ojciec spoczywa — Niechaj jak wprzódy wszystko się odbywa Cicho, spokojnie i przy drzwiach zamkniętych. CHÓR (BOHEMUND) Prędko się stanie zadość woli twojej; Jeszcze katafalk przy ołtarzu stoi Jako pamiątka tych obrzędów świętych — I wzniesionego strasznej śmierci dzieła Dotąd się żadna ręka nie dotknęła. DON CEZAR Zła była wróżba, że umarłych lochy W domu żyjących zaraz nie zamknięto, Ale gdy ojca pochowano prochy Czemu nieszczęsny katafalk nie zdjęto? CHÓR (BOHEMUND) Burzliwe czasy, między wami wojna, W której Messyna wystąpiła zbrojna Gdzie indziej naszą uwagę zwróciły, Pustej świątyni drzwi zamknięte były. DON CEZAR Spiesznie do dzieła, nim północ uderzy, Ukończcie całą pracę jak należy. Niech jutro słońce porankowym wschodem Zastanie dom ten ze krwi oczyszczony I świeci jasno nad szczęśliwym rodem. / Drugi Chór oddala się ze zwłokami Don Manuela. / PIERWSZY CHÓR (KAJETAN) Czy mam pobożne sprowadzić zakony Podług dawnego kościoła zwyczaju, Żeby z ich piersi hymn błogosławiony Duszę zmarłego wprowadził do raju? DON CEZAR Na naszym grobie niech ich pieśni święte Brzmią po czas wieczny przy blaskach pochodni — Dziś im nie wchodzić w te progi przeklęte, Bo świętość czysta nie przystała zbrodni. CHÓR (KAJETAN) O krwawym czynie nie chciej myśleć, panie, Nie wznoś na siebie żelaza rozpaczy! Między żywymi sędzia twój nie stanie, A żałującym Bóg winę przebaczy. DON CEZAR Między żywymi sądu na mnie nie ma, Wiem, i dlatego sam siebie ukarzę — Niebo pokutę za żal szczery trzyma, Ale czyn krwawy krwią się tylko maże. CHÓR (KAJETAN) Rozpacz w tym domu winieneś złagodzić, A nie cierpienia do cierpień przywodzić. DON CEZAR Przez śmierć upadnie klątwa nieszczęśliwa, Bo samobójstwo rwie losów ogniwa. CHÓR (KAJETAN) Musisz żyć, panie, dla kraju posługi Gdy z twojej ręki poległ władca drugi. DON CEZAR Ja bogom śmierci dług zapłacę winny; Niech o żyjących troszczy się kto inny. CHÓR (KAJETAN) Póty nadzieja, póki słońce błyska— Od śmierci tylko nic człowiek nie zyska. DON CEZAR Przed powinnością sługi uchyl czoła — Ja idę z duchem, który na mnie woła. Dla kogo szczęście dary swe otwiera, Niech w głębie duszy mojej nie spoziera. Jeśli cię władca pana nie zatrważa, To przeklętego lękaj się zbrodniarza I szanuj głowę nieszczęściem dotkniętą, Bo ona nawet dla Bogów jest świętą. Kto tyle doznał, ile ja doznaję Przed śmiertelnymi rachunku nie zdaje. / Donna Izabella, Don Cezar, Chór. / IZABELLA / wchodzi powolnym krokiem, niepewny wzrok rzuca na Don Cezara — zbliża się na koniec do niego i spokojnym mówi głosem. / Już moje oczy ujrzeć cię nie miały, Tak w duszy mojej przyrzekłam zbolałej; Lecz zamiar matki, z naturą niezgodny Przechodzi prędko jak wiatr niepogodny. Synu! Z pustego mieszkania boleści Mnie tu przywiodły nieszczęśliwe wieści. Mamże im wierzyć? — czyż to prawda szczera, Że mi dzień jeden dwóch synów zabiera? CHÓR (KAJETAN) Widzisz w nim serce niezgiętej odwagi, Gotowe wstąpić do zmarłych mogiły. Użyj ty, pani, matczynej powagi I próśb matczynych wzruszającej siły, Bo moje słowa daremnie dzwoniły. IZABELLA Synu! Ja cofam potępienia mowę Którą z rozpaczy ślepa i szalona, Na twoją drogą zawołałam głowę. Matka nie może dziecię swego łona Zrodzone bólem i cierpieniem mnogiem Potępić wiecznie przed ludźmi i Bogiem. Niebo tych grzesznych modłów nie wykona, One, brzemienne łzami przebaczenia, Odbić się muszą od jego sklepienia. O żyj, mój synu! Wolę ja zapewne Widzieć jednego dziecięcia mordercę Niźli nad dwojgiem łzy wylewać rzewne. DON CEZAR Nie myślisz, matko, co chce twoje serce; I mnie, i sobie gotujesz męczarnie. Ja żyć na ziemi nie mogę bezkarnie — Gdybyś ty nawet miała dosyć męstwa Patrzeć na moje oblicze przekleństwa, To ja nie zniosę na bezmownej twarzy Wyrzutu, którym rozpacz mnie obdarzy. IZABELLA Nigdy cię wyrzut nie zrani żałosny, Skargi nie będzie ni cichej, ni głośnej. W smutku się boleść rozleje łagodnie, Będziemy wspólnym cierpieniem i łzami Płakać nieszczęścia i ukrywać zbrodnię. DON CEZAR / biorąc jej rękę łagodnym głosem. / I tak się stanie! — zapłaczesz nad nami; W smutku się boleść rozleje łagodnie Wtenczas, gdy będą pod tym samym głazem Spoczywać zbójca i zabity razem. Na naszym grobie gdy kamień pamiątki Uczci obydwóch pochowane szczątki, Z głowy mej klątwa bezbronna uleci I ty jednako wspomnisz twoje dzieci. Łza, co z pięknego oka ci popłynie Będzie po jednym i po drugim synie — Bo śmierć jest mocnym pośrednikiem ludzi, Ona płonący ogień gniewu studzi, Gasi nienawiść — tam litość w żałobie, Jak obraz siostry płaczącej na grobie, Do urny smutnej łagodnie się schyla I cichym prochom łzami się przymila. Dlatego nie broń, żebym obmył zgonem Klątwę wiszącą nad zbrodniczym łonem. IZABELLA Łaska religii otworem ci stoi, Ona strapione serce uspokoi. Niejedną winę miłosierdzie maże Gdy grzesznik zwiedzi Loretty ołtarze. Błogosławieństwo nieba odpoczywa Na grobie świętym, co grzech wszelki zmywa. Modły pobożnych ludzi są skuteczne, Bo ich zasługi mają łaski wieczne — W miejscu, gdzie ręce zbrodnią się zmazały, Można zbudować kościół okazały. DON CEZAR Morderczą strzałę wyjmiesz z głębi łona, Lecz rana przez to nie będzie zgojona. Niech kto chce pędzi żywot pognieciony Ostrą pokutą oczyszczając grzechy, Ja w sercu czując pozrywane strony Na ziemi, matko, nie znajdę pociechy. Ja muszę wolnym duchem ożywiony Brać w siebie czyste powietrza oddechy, I między ludzi gromadą wesołą Podnosić dumne i pogodne czoło. Mnie jeszcze wtenczas zazdrość życie truła, Gdyś ty dla obu równą miłość czuła. Czyż dziś nie doznam męki udręczenia, Gdy w twoim żalu jedna łza na twarzy Zmarłego brata pierwszeństwem obdarzy? Śmierć ma potężną siłę oczyszczenia, Ona u wiecznych pałaców swych bramy Śmiertelność w cnoty dyjament zamienia, Z słabej ludzkości ściera brudne plamy. On teraz stoi nade mną wysoko Jak gwiazdy złote nad ziemską powłoką. Jeżeli zazdrość dzieliła dwóch braci, Gdy w ziemskiej obaj byliśmy postaci, To dzisiaj ona serce mi roztoczy; Dzisiaj, gdy wieczność zagrała mu w oczy, Gdy go bez sporu religia człowieka, Jak Boga, świętą pamięcią obleka. IZABELLA To żeście na to ujrzeli Messynę, Żeby ostatnią obaczyć godzinę? Jam was zwołała do zgody przymierza, A los złowrogi słodkie sny matczyne W przeciwną stronę nadziei uderza. DON CEZAR O, nie bluźń, matko! spełnione wyroki. Z nadzieją zgody biegliśmy ku tobie, I oto cicho spoczną nasze zwłoki Zgodą złączone, w wiecznym śmierci grobie. IZABELLA O żyj, mój synu! W tej cudzej krainie, Gdzie dla mnie twarze obce i nieznane, Ja twardym ludzi szyderstwem zostanę, Gdy mnie opieka synów moich minie. DON CEZAR Gdy świat bez serca cześć wypowie tobie, Chroń się od niego i na naszym grobie Zawołaj, matko, synów twoich cieni: My wtenczas, w duchy Boże zamienieni, Przyjdziemy pomoc nieść twojej żałobie. Jak gwiazdy bliźnie na nieba obłoku Wśród burzy świecą żeglarzom zbłąkanym, Tak my do twego przylecimy boku Pociechą siłę dać piersiom stroskanym. IZABELLA O żyj, mój synu! Żyj dla matki twojej! Stracie tak wielkiej pierś się nie ostoi! / z namiętnym wzruszeniem obejmuje go za szyję — Don Cezar łagodnie wyrywa się z jej uścisku i z odwróconą twarzą podaje jej rękę. / DON CEZAR Bądź zdrowa, matko! IZABELLA Widzę z bolesnym uczuciem rozpaczy, Ze nic głos matki u ciebie nie znaczy. Może kto inny prośbą swą wyjedna Więcej od ciebie niźli matka biedna. / idzie ku drzwiom. / Chodź, moja córko! Gdy zimny trup brata Tak go potężnie przyciąga do grobu, To może siostra, kochanka ich obu, W blask czarujący piękności bogata Nadzieją złotą zwabi go do świata. / Beatrixa ukazuje się we drzwiach. Donna Izabella, Don Cezar, Chór. / DON CEZAR / na widok siostry wzruszony twarz sobie zakrywa. / O matko, matko! Coś ty wymyśliła? IZABELLA / przyprowadzając Beatrixę. / Jam go prosiła, daremnie prosiła; Ty teraz błagaj, zaklinaj, niech żyje. DON CEZAR Strasznie próbujesz chęci moje czyste! Do nowej walki wiedziesz moją duszę Tak, że na drodze do nocy wieczystej Za blaskiem słońca więcej tęsknić muszę. Tu anioł życia strojny w raju wdzięki Staje przede mną i z bogatej ręki Sypie mi tysiąc kwiatów oko ćmiących, Tysiąc owoców życiem woniejących. W promieniach słońca serce się ocuca, Martwa pierś moja w życie się zamienia Woła nadzieję i żądzę istnienia. IZABELLA Błagaj go, błagaj: niech nas nie porzuca, Podpory naszej z sobą nie unosi — Gdy ty nie możesz, nikt go nie uprosi. BEATRIXA Jeśli umarły chce od nas ofiary, To pozwól, matko, niech ja się poświęcę. Nim w sobie życia mogłam uczuć żary, Już mnie w zabójcze przeznaczono ręce. Klątwa wisząca nad rodzinnym domem Czeka, by swoim ugodzić mnie gromem: Bożej własności kradzież popełnicie To, którym żyję, zachowując życie. Ja sama matko, jam brata zabiła — Uśpione furie niezgody zbudziła — Mnie więc za sądem i Bogów, i świata Poświęćcie cieniom umarłego brata. CHÓR (KAJETAN) O biedna matko! Każde z twoich dzieci Do domu zmarłych na wyścigi leci — A ciebie samą zostawia wśród świata Bez rad przyjaciół, bez miłości dzieci. BEATRIXA Dla matki naszej zachowaj się, bracie! Dla niej synowska potrzebniejsza siła — Jam dziś dopiero do domu przybyła, Łatwiej po mojej ukoi się stracie. DON CEZAR / z tkliwością głęboko dotkniętą. / My żyć możemy, czy życie zakończyć Byle jej tylko z kochankiem się złączyć. BEATRIXA Zazdrością nawet prochy brata gonisz? DON CEZAR On życiem błogiem żyje w twej żałobie, Ja martwym będę na ziemi i w grobie. BEATRIXA O bracie! DON CEZAR / z wyrazem najżywszej namiętności. / Siostro! Czy dla mnie łzy ronisz? BEATRIXA Żyj i broń matkę. DON CEZAR / upuszcza jej rękę i cofa się. / Matkę tylko jedną? BEATRIX / schylając się na pierś jego. / Żyj, bracie, dla niej — i ciesz siostrę biedną. CHÓR (BOHEMUND) Zwycięstwo przy niej; prośbom siostry tkliwej Nie mógł się oprzeć umysł jego żywy. Matko! Nadzieja błyska w twej żałobie: On wybrał życie — syna wrócił tobie. / W tej chwili słychać śpiew chóralny — środkowe podwoje otwierają się i widać w kościele katafalk z trumną licznymi kandelabrami otoczony. / DON CEZAR / obrócony do trumny. / Nie, bracie! Twojej nie stracisz ofiary, Prochy twe święte wzniesione na mary Wołają na mnie silniej, głosem groźby, Niż płacze matki, niż kochanki prośby. Trzymam w objęciu mojego ramienia Co los człowieka w los Bogów zamienia — Ale czyż zbójca ma szczęśliwe chwile Pędzić na ziemi — a ty bez pomszczenia Trupieć niewinny w głębokiej mogile? Niech nas przedwieczna zachowa opieka, Żeby los taki był działem człowieka. Jam widział — łzy jej płynęły nam obu, Spokojny idę za tobą do grobu. / Przebija się sztyletem i zatacza się pod nogi siostry, która pada w objęcia matki. / CHÓR (KAJETAN) / po krótkim milczeniu. / Stoję strachem przejęty bez tchnienia, bez głosu; Nie wiem, czy go żałować, czy zazdrościć losu? Jedna mi tylko prawda błyszczy wśród chaosu: Życie nie jest największym bogactwem człowieka, Ale w zbrodni największe nieszczęście go czeka. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/schiller-oblubienica-z-messyny. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Fryderyk Schiller, Dzieła dramatyczne Fryderyka Szyllera, tom I, tłum. Michał Budzyński, nakł. Księgarni Zagranicznej, Lipsk 1850. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska. Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Eine Publikation im Rahmen des Projektes Wolne Lektury. Herausgegeben mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł. ISBN-978-83-288-2784-4