Jan Kasprowicz Hymny Hymn Św. Franciszka z Asyżu Bądź pochwalony, Rozdawco cierpienia! Ręceś mi przekłuł i nogi i krew mi cieknie z głowy, a oto z Krzyża zstępuje ku mnie w przechwalebnych ogniach biały Serafin i radość w serce mi leje i z duszy śpiewne wytwarza narzędzie, ażebym śpiewał i grał, ażebym sławił i wielbił Rozdawcę bolesnych stygmatów, z których się rodzi Wesele i Miłość… I śpiewam i gram do wtóru anielskich Zastępów, mogących patrzeć w oblicze Twórcy… I śpiewam: bądź pochwalony! A wy, stworzenia boże, słuchajcie mej pieśni i chwalcie razem ze mną Tego, co was kocha. Ty, słońce, przede wszystkim, zestrój swoje blaski w hymn płomienisty, albowiem przezeń nam świecisz i przezeń siewców rozbudzasz, ażeby ziarno siewali na sytny chleb Ducha… Długom–ci czekał na przedwieczne Słowo, jakkolwiek we mnie było i poza mną, we wszystkich drzewach i we wszystkich trawach, w wszystkich jasnościach i wszystkich ciemnościach, w róży i lilii, w robaku i płazie, w głębinach wody i w górach pustynnych, w płaczu, nadziei, w uciesze i trwodze. Długom—ci czekał, albowiem me plecy okrywał jedwab i pasem błyszczącym były ściągnięte me biodra i drogocenne trzewiki chroniły stopy me, aby ich piasek nie zbrudził, po którym stąpa — człowiek. Długom–ci czekał, o Panie, żądny się oprzeć na Twojej światłości, albowiem w ręku moim była laska, w kosztowny metal okuta, a zaś w marzeniach sięgałem po berło, by rozkazywać wszystkiemu, co żyje. A oto dzisiaj spłynął na mnie zdrój Łaski, iż mogę z wyciągniętemi rękoma patrzeć w Krzyż i z ran rozkosznych przelewać krew. I widzę twarz Serafina, całą w ognistych rozbłyskach, i słucham wiewu, któryś dał nam, Panie, abyśmy przezeń rozumieli tchnienie Twojej Istoty!… I słucham szeptów, któreś dał nam, Panie, w eukaliptowych koronach, w cichych gałęziach oliwek i pinii, byśmy w nich mieli oddźwięk tajemnicy Twojego Bytu! I słucham dzwonu, jak dzwoni w sferach powietrznych, pełnych Twego Ducha, wzywając ludzi i głazy i ryby w rzece i ptactwo, nim jeszcze zaśnie po gniazdach, i mchy na dachach i zielsko w szczelinach zwalonych bramic i schodów, i te różowe cyprysy na świętym miejscu umarłych, i kości, złożone w ziemi: aby ci bracia moi i me siostry zmówili pacierz wieczorny, aby na jego rozbrzmieniach, na śpiewnych rozlewach dzwonu, płynęli duchem ku Tobie… Raduj się, serce, weselem twojego Zbawcy! Dzwoń, szumiej i szeptaj poszumem, szeptem i dźwiękiem okręgów, boś oto cząstką ich serca, bo oto przyszło ku tobie Ocknienie! O miasto, z zimnych zbudowane głazów, na których zorza przygasa! Ciepło jest w tobie i ogień, albowiem w twojem ubóstwie kryje się Miłość!… O moi bracia i siostry z jarzmem na plecach, z ciężarem konwi na głowie! Już ja w rzemiennym przepasaniu swoim nie mam–ci złota ni srebra, już ja rzuciłem laski i trzewiki i śpieszę ku wam ubogi, tylko bogaty tym Słowem, co mnie przy słońca zachodzie, przy dźwięku dzwonów i przy szepcie traw wyrwało z obierzy Zła. Już ja się nie gnę przed Blichtrem i Próżnią, lecz idę ku wam, aby jarzmo wasze wziąć na swe barki i, konwie wasze dźwigając na głowie, nierozerwalny zawrzeć ślub z wyzwalającą Miłością! Zbliżam się ku wam, pragnąc razem z wami i razem z wszystkim rodzeństwem, co kwitnie, pełza i świeci i gaśnie, mężnie anielską oślepiwszy bronią Centaura Pychy, zaśpiewać pieśń tę jedyną: Bądź pozdrowione Cierpienie, gdyż z ciebie rodzi się Miłość! O bracie mój, księżycu! o siostry me, gwiazdy! Świecicie nad mrokami mojej siostry ziemi, co, mając Jutro przed sobą, nie umie zasnąć w łasce i spokoju, a tylko w myślach się wije, jakby, powstawszy rano, rozpuścić wszystkie swe żądze… I Zazdrość się zerwie i będzie zazierała pod okna sąsiada, zali nie bielszy chleb na jego stole… A potem, przeklinając dzień, który ją zrodził, pod fartuch schowa garnek z rozżarzonym węglem i pójdzie go podłożyć między snopy zboża… O bracie mój, księżycu! o siostry me, gwiazdy! Chwalcie wraz ze mną Miłość, ażeby Chciwość nie wyciągała pokurczonych palców po kruszec drogi, schowany w piwnicach zamków, ujętych w parów i ostrokół… Albowiem wszystko jest marność, blichtrem i próżnią potęga możnych, a błogosławion li ten, który w rzemiennem przepasaniu swoim nie nosi złota ni srebra, lecz bosy, z odkrytą głową idzie pomiędzy swą brać… O bracie mój, księżycu! o siostry me, gwiazdy! Na lśnistych waszych drogach, w tęczach waszych blasków rząd apostołów i świętych, proroków i pustelników i zachwyconych dziewic, oczy utkwiwszy w Krzyż, wyrzeczeń nuci psalm. I słodkość mają w oczach, na głowach kwiaty lilii, krew z nich strumieniem ciecze, a ręce ich oparte na przewiązanych słupach, na rozżarzonych rożnach, na kołach żelazistych, na mieczach i toporach, a z warg im uśmiechniętych wypływa zbożny psalm. A tutaj, w mrokach ziemi, śród pałacu Zbytku, na stopniach bazaltowych, pod urną z porfiru, ciężki zasypia Przesyt… O zwisłe piersi oparł obrzękłą twarz i śpi… Dłoń jego ściska puchar, z niego się wino leje na róże, pozrywane w wirydarzu wiosny! O róże, siostry moje, o najmilsze dzieci kochającego Twórcy, co posiał was, by upleść niebiańską koronę dla Przenajświętszej Panny: przebaczcie, że was ręce dotknęły nieczyste! O zbudź się, Grzechu grzechów, i patrzaj: tam Szatan na barki wziął Rozpustę, zbiegłą z uścisków twych, i, skrzydła rozpostarłszy, wzniósł ją nad twój gmach i rzuca z wysokości, sięgającej niebios, na wieków wiek zamkniętych, w straszne widmo Sądu. Słyszę: anielskie huczą trąby — widzę: umarli wstają z grobów, kłąb ciał w śmiertelnych kurczach przeklina, ryczy, wzdycha westchnieniem, od którego ślepnie przerażenie… Potworne sznury wężów wpiły się w potępieńców, a czarny Szatan–zwierz rozrywa ich widłami i strąca w piekielny ogień. A nad ostatnim szczeblem drabiny Jakubowej, na chmurze spłomienionej siadł sprawiedliwy Sędzia i sądzi złych i dobrych, i sądzi tak przez wieki, długie, straszne wieki. Zasię Bóg–Człowiek, Krzyż dźwigający w jednej, a drugą na swe blizny wskazując otwarte, Cierpienia wzywa głosem, aby ukochać Miłość, gdyż ona li odwlecze dzień Sądu… A na maleńkiem ziarnku, dokąd dotychczas nie dotarły jeszcze grzmoty anielskich surm, wykwita kwiat ostatniej, najhaniebniejszej zbrodni: tam Chciwość, Pycha, Zazdrość do walki bratobójczej pogania plemiona. Widzę: leje się krew człowieka. Wilk, szakal i hiena rzucają legowiska. Łuna za łuną bije, sieroty płaczą głodne i matka pierś rozrywa! Widzę: kalekom z rąk wyschniętych na ziemię lecą krokwie, a starce, bez podpory, daremnie oczyma szukają oślepłymi, gdzie znaleźć kęs chleba. A Dżuma, owinięta w szary, długi całun, przebiega z kosą w ręku zagon za zagonem i kosi resztę kłosów, których nie stratował szalony, Miłosierdziu wrogi tabun wojny. O biedni staruszkowie! o słabe sieroty! O matki zrozpaczone! do was–ci ja idę! O ziemio, siostro moja, rodzicielko Winy, do ciebie ja przychodzę bez złota w rzemieniu, pokorny i ubogi, tylko bogaty tym Słowem, co dziś przy słońca zachodzie, przy dźwięku dzwonów i przy szepcie traw, stało się dla nas orędziem pokoju! O ziemio, siostro moja, żądna krwi i hańby, do ciebie ja przychodzę, bosy, z odkrytą głową, i jarzmo twe i grzech twój i wszystką twą grozę chcę dźwigać razem z tobą i razem z tobą śpiewać przedziwny hymn Miłości, boć ona li odwlecze dzień Sądu… O bracie mój, księżycu, o siostry me, gwiazdy! O róże, które dłonie zrywają nieczyste — chwalcie wraz ze mną i z wszystkim stworzeniem, z mym drogim bratem ogniem i z siostrą moją wodą, z wszystkim, co rośnie i pełza i kwitnie, z wszystkim, co szumi i szepce i dźwięczy, z wszystkim, co płonie i gaśnie chwalcie, chwalcie, chwalcie sprawiedliwego Sędzię, który odwlecze dzień Sądu przez Miłość… Ręceś mi przekłuł i nogi i w bok mi włócznię wbiłeś, a biały twój Serafin zstępuje ku mnie z Krzyża, zaś na promiennym obłoku ptaszęta wiją gniazda i nucą… Uciszcie się, ptaszkowie! Brat wasz pieśń chce śpiewać, albowiem serce mu rośnie, że może cierpieć Cierpieniem, z którego rodzi się Miłość… Że wyciągnąwszy ramiona i zapatrzony w tę jasność, opływającą ciernie, zwite na Krzyża wiązaniu, może dziś słuchać wiewów, któreś mu dał, abyśmy przez nie rozumieli tchnienie Twojej Istoty — że może słuchać tych szeptów, któreś nam dał w eukaliptowych koronach, w cichych gałęziach oliwek i pinii, byśmy w nich mieli oddźwięk tajemnicy Twojego Bytu!… Lub nie! śpiewajcie wraz ze mną hymn jaśniejący, jak słońce, gdy pada na tę łąkę, na te złomy stare, na moje miasto rodzinne, na grzbiety tych mgławych gór! Chwalcie Go razem ze mną, boć On wam dał skrzydła, abyście mogły kąpać się w błękitach! On to wam krągłe dał oczy, abyście mogły patrzeć na ten Krzyż, na Serafina twarz! On wam dał bruzdy i miedze, krzewinę głogu i wierzchołki drzew, abyście miały gdzie spocząć! On–ci tak swoim każe świecić żarom, iżby się ziarna kruszyły na zapas dla waszych spichlerzy! Śpiewajcie, braciszkowie, i ty, siostro pszczółko, i ty, mój świerszczu polny, i ty, moja muszko, i ty, mój kwiecie rumianku, i ty, daleki a głęboki szumie mojego brata wiatru, i ty, jedwabny promieniu, który oprzędzasz ten stok! I ty, siostro Klaro, którą wybrałem między niewiastami, albowiem wdzięczna jesteś i zachodna, a zasię dusza twa jest jak przedziwne zwierciadło, odbijające świętą wolę Twórcy! W wysokiej, białej wieży zamknęłaś swe Dziewictwo, a święci aniołowie znoszą mu kwiaty hołdu. Strzeże go Czystość i Męstwo, wszystko się przed nim kłoni, i jam cię nie obraził choćby najmniejszym drgnięciem przyczajonego Grzechu. Zaś patrząc w twoje oczy, w ciche, głębokie oczy, w których się zamknął Raj, nim jeszcze zdradny wąż owinął w swoje kręgi drzewo Zła i Dobra, Miłości czuję prawdę, jeżeli jest jaki oddech, którym poranna zorza owiewa tron niebieski w dzień Wniebowstąpienia. A oto wczoraj w nocy, gdym legł na garści słomy, Kusiciel, wszedłszy do mnie, celę mą zmienił w kościół. O Sędzio, przebacz grzech! Księża, siedzący w stallach, śpiewali Miserere, a każdy dźwięk się stawał czerwoną lub białą różą i padał na marmury. O Sędzio, przebacz grzech! W kosztownych kadzielnicach paliły się kadzidła, a na opalach dymu słały się chóry świętych, pomiędzy nimi Szatan. O Sędzio, przebacz grzech! A kiedy zaśpiewali: „Wieczysty spokój, Panie, racz dać tej grzesznej duszy!” z pomiędzy grona świętych na drodze róż i blasków, tyś zeszła ku mnie naga — O Sędzio, przebacz grzech! I kościół się przemienił w kosztowny pałac Zbytku; świat wszystek się rozszalał, jak tabun dzikich koni bez uzdy i wędzidła. Wino się strugą lało, gięły się srebrne stoły od pozłocistych zastaw. Śpiew, harfy, chutne krzyki i nagie ciała w pląsach: świat wszystek się rozszalał, jak tabun dzikich koni bez uzdy i wędzidła. Sam Szatan mu przygrywał i suknie zdzierał z kobiet i warkocz im rozplatał i rzucał je pijane w szalony tłum pijanych. Śpiew, harfy, chutne krzyki i nagie ciała w pląsach: świat wszystek się rozszalał, jak tabun dzikich koni — sam Szatan mu przygrywał… A ja, zluźniwszy rzemieńca, pełnego srebra i złota, ległem pod urną z porfiru, na stopniach bazaltowych. I twarz skłoniwszy obrzękłą na tłustą pierś Satyra, z jedwabiów odsłoniętą, ledwiem udzierżył puchar. Z niego się wino lało na róże podeptane, a z objęć mych uciekła — wyrwała się Rozpusta, mająca twoje oczy… I Raj się w nich zamykał z oślizgłym wężem Zdrady, kiedy już w swoje kręgi owinął Zło i Dobro. Uciekła przesycona — Szatan ją wziął na skrzydła i uniósł nad mój gmach, w którym się świat rozszalał jak tabun dzikich koni… Do wysokości niebios, na wieków wiek zamkniętych, wzniósł ją na swoich barkach i rzucił w widmo Sądu. Anielskie grały trąby, świat wszystek jęczał, płakał, klął, wił się, ryczał, wzdychał, że od tych westchnień strasznych oślepło Przerażenie… Zaś na maleńkiem ziarnku, leżącym u mych stóp, wykwitał kwiat ostatniej, najhaniebniejszej zbrodni: to Pycha, Chciwość, Zazdrość do walki bratobójczej popchnęła plemiona… Ale nad srogi Twój rozgniew możniejszą, Sędzio, Twa litość, co z straszliwego zbudziwszy mnie snu, kazała iść między ciernie i żądze wytarzać w ich kolcach… I popłynęła ma krew, i ciernie zakwitły różami, ażebym razem z nimi i razem z tobą, o siostro ma, Klaro, mógł sławić i wielbić Twórcę! Ażebym razem z wonnym kwiatem róż i razem z duszą twą mógł dziś zaśpiewać hymn, że Miłość idzie przez ciebie, Miłość niewinna i czysta, która zwycięży nas! O nućcie razem ze mną, braciszkowie moi, ptaszęta, na promiennym siedzące obłoku!… Serafin stoi przy mnie, i patrzy jej oczyma, i rodzi się Miłość — i świat się obsypuje kwiatem i zielenią! O nućcie, braciszkowie i ty, siostro pszczółko, albowiem rodzi się Miłość i dźwięk płynie po ziemi, nigdyć niesłyszany, gdy Życie było li Ciałem! O nućcie, me ptaszęta i ty, siostro muszko, i ty, mój świerszczu polny, i ty, mój bracie wietrze, i ty, mój ogniu, wiekuisty ogniu, albowiem Miłość się rodzi i pokolenia idą w imię Ducha do walki z przemocą i Zdradą! A w bohaterstwo okuta ich pierś — we wielkiej idą procesji, w śmiałym szeregu, a Czystość wieńczy im skroń, a hasło: Zbawienie przez Miłość!… Raduje się moje serce, raduje się wielką radością, żeś ręce mi przekłuł i nogi, że krew mi z boku ciecze, że mogę patrzeć w Krzyż, że mogę cierpieć Cierpieniem, z którego rodzi się Miłość… Raduje się moje serce, raduje się wielką radością, że Twój Serafin biały Śmierć już prowadzi ku mnie: bądź pochwalony przez mą siostrę Śmierć! Nie na to ją stworzyłeś, aby nam była zniszczeniem, tylko w łagodnych jej oczach, patrzących na mnie błękitną światłością źrenic mej siostry Klary, potęgę–ś zamknął zbawczą, przez którą człowiek się staje szczęśliwym uczestnikiem nieśmiertelnego Żywota! Ręce–ś mi przekłuł i nogi i w bok mi włócznię wbiłeś, i biały Twój Serafin zstępuje z Twego Krzyża i w blaskach promienistych Śmierć już prowadzi ku mnie — bądź pochwalony przez mą siostrę Śmierć! Nie szukam–ci ja ulgi, bom na to jest, by cierpieć, a tylko–m wielce spragnion wiekuistego Żywota, którego bramy, pełne chwały Twej, otwiera mi w tej chwili siostrzyca ukochana, przednia wśród Twoich córek — Śmierć! Bądź pochwalony przez jej wybawczą Moc! Bądź uwielbiony przez ukochanie Śmierci! Oto spogląda na mnie głębią łagodnych źrenic Twojej wybranki Klary, a świeżych ust dziewiczość szepce mi słodkie słowa, że już się zbliżył utęskniony czas tych moich z nią zaślubin… Krew sączy mi kroplami z przekłutych rąk i nóg, strumieniem krew mi cieknie ze zranionego boku, a ciało przebiega dreszcz… Kleją się ciężkie powieki, bezwładnie opadają ponad gasnącą jaśnią moich ócz, które za chwilę, za chwilę blask ujrzą przewspaniały Twojego Majestatu. O wschodzie nowego bytu! Płonie już moja góra, pali się ogród róż, anieli na skrzypcach grają u wejścia Porcjunkuli, ptaszęta wyśpiewują, oliwek liście szepcą poranny cichy pacierz, a korni braciszkowie na prostych niosą marach to grzeszne ciało moje, owite w czarny habit… Serafin schodzi z Krzyża i Śmierć spogląda ku mnie łagodną głębią źrenic Twojej wybranki Klary — bądź pochwalony przez mą siostrę Śmierć… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/hymny-hymn-sw-franciszka-z-asyzu. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Jan Kasprowicz, Hymny, Instytut Wyd. ,,Bibljoteka Polska", Warszawa, 1922 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska.