William Shakespeare Hamlet Królewicz duński tłum. Józef Paszkowski ISBN 978-83-288-2892-6 OSOBY: * KLAUDIUSZ — król duński * HAMLET — syn poprzedniego, a synowiec teraźniejszego króla * POLONIUSZ — szambelan * HORACY — przyjaciel Hamleta * LAERTES — syn Poloniusza * WOLTYMAND, KORNELIUSZ, ROZENKRANC, GILDENSTERN, OZRYK — dworzanie * KSIĄDZ * MARCELLUS, BERNARDO — oficerowie * FRANCISKO — żołnierz * RAJNOLD — sługa Poloniusza * ROTMISTRZ * POSEŁ * DUCH ojca Hamleta * FORTYNBRAS — książę norweski * GERTRUDA — królowa duńska, matka Hamleta * OFELIA — córka Poloniusza * Panowie, damy, oficerowie, żołnierze, aktorowie, grabarze, majtkowie, posłowie i inne osoby. Rzecz się odbywa w Elsynorze. AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA / Taras przed zamkiem. / / Francisko na warcie. Bernardo zbliża się ku niemu. / BERNARDO Kto tu? FRANCISKO Nie, pierwej ty sam mi odpowiedz; Stój, wymień hasło! BERNARDO «Niech Bóg chroni króla». FRANCISKO Bernardo? BERNARDO Ten sam. FRANCISKO Bardzo akuratnie Stawiacie się na czas, panie Bernardo. BERNARDO Tylko co biła dwunasta. Idź, spocznij, Francisko. FRANCISKO Wdzięcznym wam za zluzowanie, Bom zziąbł i głupio mi na sercu. BERNARDO Miałżeś Spokojną wartę? FRANCISKO Ani mysz nie przeszła. BERNARDO Dobranoc. Jeśli napotkasz Marcella I Horacego, z którymi tej nocy Straż mam odbywać, powiedz, niech się śpieszą. / Horacy i Marcellus wchodzą. / FRANCISKO Zda mi się, że ich słyszę. — Stój! Kto idzie? MARCELLUS «Lennicy króla». HORACY «Przyjaciele kraju». FRANCISKO A zatem dobrej nocy. MARCELLUS Bądź zdrów, stary. Kto cię zluzował? FRANCISKO Bernardo. Dobranoc. / odchodzi / MARCELLUS Hola! Bernardo! BERNARDO Ho! Czy to Horacy Z tobą, Marcellu? HORACY Niby on. BERNARDO Witajcie. HORACY I cóż? Czy owa postać i tej nocy Dała się widzieć? BERNARDO Ja nic nie widziałem. MARCELLUS Horacy mówi, że to przywidzenie. I nie chce wierzyć wieści o tym strasznym, Dwa razy przez nas widzianym zjawisku; Uprosiłem go przeto, aby z nami Przepędził część tej nocy dla sprawdzenia Świadectwa naszych oczu i zbadania Tego widziadła, jeżeli znów przyjdzie. HORACY Nic z tego; ręczę, że nie przyjdzie. BERNARDO Usiądź I ścierp, że jeszcze raz zaszturmujemy Do twego ucha, które tak jest mocno Obwarowane przeciw opisowi Tego, czegośmy przez dwie noce byli Świadkami. HORACY Dobrze, usiądźmy; Bernardo! Opowiedz, jak to było. BERNARDO Przeszłej nocy, Gdy owa jasna gwiazda na zachodzie Tę samą stronę nieba oświecała, Gdzie teraz błyszczy, i zamkowy zegar Bił pierwszą, Marcel i ja ujrzeliśmy… MARCELLUS Przestań; spojrzyjcie tam: nadchodzi znowu. / Duch się ukazuje. / BERNARDO Zupełnie postać nieboszczyka króla. MARCELLUS Horacy, przemów doń, uczony jesteś. BERNARDO Możeż być większe podobieństwo? Powiedz. HORACY Prawda; słupieję z trwogi i zdumienia. BERNARDO Zdawałoby się, że chce, aby który Z nas doń przemówił. MARCELLUS Przemów doń, Horacy. HORACY Ktoś ty, co nocnej pory nadużywasz I śmiesz przywłaszczać sobie tę wspaniałą Wojenną postać, którą pogrzebiony Duński monarcha za życia przybierał? Zaklinam cię na Boga: odpowiadaj. MARCELLUS To mu się nie podoba. BERNARDO Patrz, odchodzi. HORACY Stój! Mów; zaklinam cię: mów. / Duch znika. / MARCELLUS Już go nie ma. BERNARDO I cóż, Horacy? Pobladłeś, drżysz cały. Powieszże jeszcze, że to urojenie? Co myślisz o tym? HORACY Bóg świadkiem, że nigdy Nie byłbym temu wierzył, gdyby nie to Tak jawne, dotykalne przeświadczenie Własnych mych oczu. MARCELLUS Nie jestże to widmo Podobne, powiedz, do zmarłego króla? HORACY Jak ty do siebie. Taką właśnie zbroję Miał wtedy, kiedy Norweżczyka pobił: Tak samo, pomnę, marszczył czoło wtedy, Kiedy po bitwie zaciętej na lodach Rozbił tabory Polaków. Rzecz dziwna! MARCELLUS Tak to dwa razy punkt o tejże samej Godzinie przeszło marsowymi kroki To widmo mimo naszych posterunków. HORACY Co by to w gruncie mogło znaczyć, nie wiem; Atoli wedle kalibru i skali Mojego sądu, jest to prognostykiem Jakichś szczególnych wstrząśnień w naszym kraju. MARCELLUS Siądźcie i niech mi powie, kto świadomy, Na co te ciągłe i tak ścisłe warty Poddanych w kraju noc w noc niepokoją? Na co to lanie dział i skupowanie Po obcych targach narzędzi wojennych? Ten ruch w warsztatach okrętowych, kędy Trud robotnika nie zna odróżnienia Między niedzielą a resztą tygodnia? Co powoduje ten gwałtowny pośpiech, Dający dniowi noc za towarzyszkę? Objaśniż mi to kto? HORACY Ja ci objaśnię. Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób: Ostatni duński monarcha, którego Obraz dopiero co nam się ukazał, Był, jak wiadomo, zmuszony do boju Przez norweskiego króla, Fortynbrasa, Zazdroszczącego mu jego potęgi. Mężny nasz Hamlet (jako taki bowiem Słynie w tej stronie znajomego świata) Położył trupem tego Fortynbrasa, Który na mocy aktu, pieczęciami Zatwierdzonego i uświęconego Wojennym prawem, był obowiązany Części swych krajów ustąpić zwycięzcy, Tak jak nawzajem nasz król, na zasadzie Klauzuli tegoż samego układu, Byłby był musiał odpowiednią porcję Swych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwo Fortynbrasowi, gdyby ten był przemógł. Owóż syn tego, panie, Fortynbrasa, Awanturniczym pobudzony szałem, Zgromadził teraz zebraną po różnych Kątach Norwegii, za strawę i jurgielt, Tłuszczę bezdomnych wagabundów w celu, Który bynajmniej nie trąci tchórzostwem, A który, jak to nasz rząd odgaduje, Nie na czym innym się zasadza, jeno Na odebraniu nam siłą oręża W drodze przemocy wyż rzeczonych krain, Które utracił był jego poprzednik; I to, jak mi się zdaje, jest przyczyną Owych uzbrojeń, powodem czat naszych I źródłem tego wrzenia w całym kraju. BERNARDO I ja tak samo sądzę; tym ci bardziej, Że to zjawisko w wojennym przyborze Odwiedza nasze czaty i przybiera Na siebie postać nieboszczyka króla, Który tych wojen był i jest sprężyną. HORACY Znak to dla oczu ducha płodny w groźbę. Gdy Rzym na szczycie stał swojej potęgi, Krótko przed śmiercią wielkiego Juliusza Otworzyły się groby i umarli Błądzili, jęcząc, po ulicach Rzymu; Widziane były różne dziwowiska: Jako to gwiazdy z ogonem, deszcz krwawy, Plamy na słońcu i owa wilgotna Gwiazda, rządząca państwami Neptuna, Zmierzchła, jak gdyby na sąd ostateczny. I otóż takie same poprzedniki Smutnych wypadków, które jako gońce Biegną przed losem albo są prologiem Wróżb przyjść mających, nieba i podziemia Zsyłają teraz i naszemu państwu. / Duch powraca. / Patrzcie! znów idzie. Zastąpię mu drogę, Choćbym miał zdrowiem przypłacić. Stój, maro! Możeszli wydać głos albo przynajmniej Dźwięk jakikolwiek przystępny dla ucha: To mów! Jestli czyn jaki do spełnienia, zdolny Dopomóc tobie, a mnie przynieść zaszczyt: To mów! Maszli świadomość losów tego kraju, Które, wprzód znając, można by odwrócić: To mów! Alboli może za życia pogrzebłeś W nieprawy sposób zgromadzone skarby, Za co wy, duchy, bywacie, jak mówią, Skazane nieraz tułać się po śmierci. / Kur pieje. / Mów! Stój! Mów! — Zabież mu drogę, Marcellu! MARCELLUS Mamże nań natrzeć halabardą? HORACY Natrzyj. Jeśli nie stanie. BERNARDO Tu jest! HORACY Tu jest! / Duch znika. / MARCELLUS Zniknął. Krzywdzim tę postać tak majestatyczną, Chcąc ją przemocą zatrzymać; powietrze Tylko chwytamy i czcza nasza groźba Złośliwym tylko jest urągowiskiem. BERNARDO Chciał coś podobno mówić, gdy kur zapiał. HORACY Wtem nagle wzdrygnął się jak winowajca Na głos strasznego apelu. Słyszałem, Że kur, ten trębacz zwiastujący ranek, Swoim donośnym, przeraźliwym głosem Przebudza bóstwo dnia, i na to hasło Wszelki duch, czy to błądzący na ziemi, Czy w wodzie, w ogniu czy w powietrzu, śpiesznie Wraca, skąd wyszedł; a że to jest prawdą, Dowodem właśnie to, cośmy widzieli. MARCELLUS Zadrżał i rozwiał się, skoro kur zapiał, Mówią, że ranny ten ptak w owej porze, Kiedy święcimy narodzenie Pana, Po całych nocach zwykł śpiewać i wtedy Żaden duch nie śmie wyjść z swego siedliska: Noce są zdrowe, gwiazdy nieszkodliwe, Złe śpi, ustają czarodziejskie wpływy, Tak święty jest ten czas i dobroczynny. HORACY Słyszałem i ja o tym i po części Sam daję temu wiarę. Ale patrzcie, Już dzień w różanym płaszczu strząsa rosę Na owym wzgórku wschodnim. Zejdźmy z warty. Moja zaś rada, abyśmy niezwłocznie O tym, czegośmy tu świadkami byli, Uwiadomili młodego Hamleta; Bo prawie pewien jestem, że to widmo, Milczące dla nas, przemówi do niego. Czy się zgadzacie na to, co nam zrobić Zarówno serce, jak powinność każe? MARCELLUS Jak najzupełniej, i wiem nawet, gdzie go Na osobności zdybiemy dziś z rana. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Sala audiencjonalna w zamku. / / Król, Królowa, Hamlet, Poloniusz, Laertes, Woltymand, Korneliusz, panowie i orszak. / KRÓL Jakkolwiek świeżo tkwi w naszej pamięci Zgon kochanego, drogiego naszego Brata Hamleta, jakkolwiek by przeto Sercu naszemu godziło się w ciężkim Żalu pogrążyć, a całemu państwu Zawrzeć się w jeden fałd kiru, o tyle Jednak rozwaga czyni gwałt naturze, Że pomnąc o nim, nie zapominamy O sobie samych. Dlatego — z zatrutą, Że tak powiemy, od smutku radością, Z pogodą w jednym, a łzą w drugim oku, Z bukietem w ręku, a jękiem na ustach, Na równi ważąc wesele i boleść — Połączyliśmy się małżeńskim węzłem Z tą niegdyś siostrą naszą, a następnie Dziedziczką tego wojennego państwa. Co wszakże czyniąc, nie postąpiliśmy Wbrew światlejszemu waszemu uznaniu, Które swobodnie objawione dało Temu krokowi sankcje. Dzięki za to. — A teraz wiedzcie, że młody Fortynbras, Czyli to naszą lekceważąc wartość, Czyli to sądząc, że z śmiercią drogiego Brata naszego w królestwie tym znajdzie Nieład i bezrząd, i na tym jedynie Budując płonną nadzieję korzyści, Nie zaniedbuje naglić nas przez posłów O zwrot tych krain, które prawomocnie, Za sprawą świętej pamięci Hamleta, Brata naszego, z rąk jego rodzica Przeszły na własność Danii. Tyle o nim. Terazże o nas i o celu, w jakim Tu się zeszliśmy. Wzywamy tym pismem Stryja młodego Fortynbrasa, dzisiaj Króla Norwegii, który, z sił opadły, Obłożnie chory, może i nie słyszał O tych zabiegach swojego synowca, Aby powstrzymał go od dalszych kroków W tej sprawie, aby mu wzbronił zbierania Wojsk i zaciągów złożonych wszak z jego Wiernych poddanych. Wam zaś, Korneliuszu I Woltymandzie, poruczamy zanieść To pismo, łącznie z pozdrowieniem naszym, Władcy Norwegii, nie upoważniając Was do wchodzenia z nim w nic więcej nad to, Co treść powyższych słów naszych zakreśla. Bywajcie nam więc zdrowi i niech pośpiech Chwali gorliwość waszą. KORNELIUSZ I WOLTYMAND Jak we wszystkim, Tak i w tym starać się będziem jej dowieść. KRÓL Nie wątpię o tym. Bywajcież nam zdrowi. / Korneliusz i Woltymand wychodzą. / Miałeś nas o coś prosić, Laertesie; Jakiż jest przedmiot tej prośby? Mów śmiało. Nie traci próżno słów, kto się udaje Ze słusznym żądaniem do monarchy Danii. Czegóż byś pragnął, czego bym nie gotów Spełnić wprzód jeszcze, niżeliś zapragnął? Głowa nie bliżej jest pokrewna sercu, Ręka nie skorsza ku przysłudze ustom Jak tron nasz ojcu twemu, Laertesie, Czegóż więc żądasz? LAERTES Pozwolenia waszej Królewskiej mości na powrót do Francji, Skąd chętnie wprawdzie tu przybyłem, aby Złożyć powinny hołd przy koronacji Waszej królewskiej mości, ale teraz, Gdym już dopełnił tego obowiązku, Życzenia moje i myśli, wyznaję, Ciągną mię znowu do Francji; ku czemu O przychylenie się i przebaczenie Kornie śmiem waszą królewską mość błagać. KRÓL Cóż na to ojciec waszmości? Przystajeż Na to, Poloniuszu? POLONIUSZ Usilnymi prośby Póty kołatał do mojego serca, Ażem do życzeń jego mimochętnie Przyłożył pieczęć zezwolenia. Racz mu Wasza królewska mość nie bronić jechać. KRÓL Jedź więc, rozrządzaj według woli czasem I łaską naszą. Do ciebie się teraz Zwracam, kochany synowcze Hamlecie, Synu mój. HAMLET / na stronie / Trochę więcej niż synowcze, A mniej niż synu. KRÓL Jakiż tego powód, Że czarne chmury wciąż cię otaczają? HAMLET I owszem, panie, jestem wystawiony Bardzo na słońce. KRÓLOWA Kochany Hamlecie, Zrzuć tę ponurą barwę i przyjaźnie Wypogodzonym okiem spójrz na Danię; Przestań powieki ustawicznie spuszczać W ziemię, o drogim ojcu rozmyślając. Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości, A jutro w progi przechodzi wieczności; To pospolita rzecz. HAMLET W istocie, pani, Zbyt pospolita. KRÓLOWA Gdy wszystkim jest wspólna, Czemuż się tobie zdaje tak szczególna? HAMLET Zdaje się, pani! bynajmniej, *jest* raczej; U mnie nic żadne «zdaje się» nie znaczy, Niczym sam przez się ten oczom widzialny Czarnej żałoby strój konwencjonalny; Wietrzne z trudnością wydawane tchnienie, Obficie z oczu ciekące strumienie, Żałość na widok stawiana obliczem, Miną, gestami — to wszystko jest niczem. To tylko zdaje się, bo potajemnie Można być obcym temu; ale we mnie Jest coś, co w ramę oznak się nie mieści, W tę larwę żalu, liberię boleści. KRÓL Godzien pochwały, Hamlecie, ten smutek, Którym oddajesz cześć pamięci ojca; Lecz wiedz, że ojciec twój miał także ojca I że go także utracił tak samo Jak tamten swego. Dobry syn powinien Jakiś czas boleć po śmierci rodzica; Lecz uporczywie trwać w utyskiwaniach Jest to bezbożny okazywać upór, Sprzeciwiający się wyrokom niebios; Jest to niemęskie okazywać serce, Niesforny umysł i płochą rozwagę. Bo skoro wiemy, że coś jest zwyczajnym, Jak każda inna rzecz najpowszedniejsza, Na cóż, stawiając opór konieczności, Brać to do serca? Wstydź się, jest to grzechem Przeciw naturze, przeciw niebu, przeciw Zmarłemu nawet; jest to na ostatek Wbrew rozumowi, który od skonania Pierwszego z ludzi aż do śmierci tego, Którego świeżą opłakujem stratę, Ciągle i ciągle woła: Tak być musi! Rzuć więc, prosimy cię, te płonne żale I pomnij, że masz w nas drugiego ojca, Niechaj się dowie świat, żeś ty najbliższym Naszego tronu i naszego serca; Co się zaś tyczy twojego zamiaru Wrócenia nazad do szkół wittenberskich Jest on życzeniom naszym wręcz przeciwny; Przeto wzywamy cię, abyś się zgodził Na pozostanie tu pod czułą pieczą Naszego oka, jako nasz najmilszy Dworzanin, krewny i syn. KRÓLOWA O, Hamlecie, Nie daj się matce prosić nadaremnie; Pozostań z nami, porzuć myśl jechania Do Wittenbergi. HAMLET Ze wszystkich sił moich Będęć posłusznym, pani. KRÓL To mi piękna, Co się nazywa, synowska odpowiedź! Pójdź, ukochana żono, ta uprzejma, Nieprzymuszona powolność Hamleta Rozpromieniła mi serce; dlatego Każdy wzniesiony dziś na zamku toast Moździerze wzbiją w obłoki i niebo, Wtórząc radosnym królewskim wiwatom, Odpowie ziemi równym grzmotem. Idźmy. / Król, Królowa i wszyscy prócz Hamleta wychodzą. / HAMLET Bogdaj to trwałe, zbyt wytrwałe ciało Stopniało, w lotną parę się rozwiało! Lub bogdaj Ten, tam w niebie, nie był karą Zagroził samobójcy! Boże! Boże! Jak nudnym, nędznym, lichym i jałowym Zda mi się cały obrót tego świata! To niepielony ogród, samym tylko Bujnie krzewiącym się chwastem porosły. O wstydzie! że też mogło przyjść do tego! Parę miesięcy dopiero, jak umarł! Nie, nie, i tego nie ma — taki dobry, Taki anielski król, naprzeciw tego — Istny Hyperion naprzeciw satyra; A tak do matki mojej przywiązany, Że nie mógł ścierpieć nawet, aby lada Przyostry powiew dotknął się jej twarzy. Ona zaś — trzebaż, abym to pamiętał! — Wieszała mu się u szyi tak chciwie, Jakby w niej rosła żądza pieszczot w miarę Zaspokajania jej. I w miesiąc potem… O, precz z tą myślą!… Słabości, nazwisko Twoje: kobieta. — W jeden marny miesiąc, Nim jeszcze zdarła te trzewiki, w których Szła za biednego mego ojca ciałem, Zalana łzami jako Niobe — patrzcie! — Boże mój! zwierzę, bezrozumne zwierzę Dłużej by czuło żal — zostaje żoną Mojego stryja, brata mego ojca, Lecz który tak jest do brata podobny Jak ja do Herkulesa. W jeden miesiąc, Nim jeszcze słony osad łez nieszczerych Z zaczerwienionych powiek jej ustąpił, Została żoną innego! Tak prędko, Tak lekko skoczyć w kazirodne łoże! Nie jest to dobrym ani wyjść nie może Na dobre. Ale pękaj, serce moje, Bo usta milczeć muszą. / Horacy, Bernardo i Marcellus wchodzą. / HORACY Przyjm pozdrowienie nasze, drogi książę. HAMLET Miło mi widzieć panów w dobrym zdrowiu. Wszak to Horacy! albo zapomniałem, Jak się sam zowię. HORACY Ten sam i jak zawsze Królewiczowskiej mości biedny sługa. HAMLET Dobry przyjaciel raczej; weź to miano, A mnie daj tamto. Cóż cię z Wittenbergi Sprowadza? — Wszak to Marcellus? MARCELLUS Tak, panie. HAMLET Bardzom rad widzieć pana. Dobry wieczór. Ale na serio, powiedz mi, Horacy, Co cię przywiodło z Wittenbergi? HORACY Skłonność Do próżniackiego życia, mości książę. HAMLET Tego by nie śmiał mi powiedzieć nawet Twój nieprzyjaciel i sam też źle czynisz, Chcąc ucho moje przymusić do wiary W własne zeznanie twoje przeciw tobie. Wiem, żeś nie próżniak; jakiż więc być może Cel przebywania twego w Elsynorze? Nauczysz się tu pić tęgo. HORACY Przybyłem Na pogrzeb ojca twego, mości książę. HAMLET Nie żartuj ze mnie, szkolny towarzyszu; Przybyłeś raczej na ślub matki mojej. HORACY W istocie, prędko nastąpił po tamtym. HAMLET Oszczędność, bracie, oszczędność! Przygrzane Resztki przysmaków z pogrzebowej stypy Dały traktament na ucztę weselną. O mój Horacy, wolałbym był ujrzeć Najzawziętszego mego wroga w niebie Niż dożyć tego dnia. Mój biedny ojciec!… Zda mi się, że go widzę. HORACY Gdzie?! HAMLET Przed duszy Mojej oczyma. HORACY Widziałem go niegdyś; Był to król, jakich mało. HAMLET Człowiek, powiedz; Chociażby wszystko w tym fałszywym świecie Było tym, czym się na pozór wydaje, Jeszcze by drugi taki się nie znalazł. HORACY Zda mi się, że go widziałem tej nocy. HAMLET Widziałeś? kogo? HORACY Króla, ojca waszej Książęcej mości. HAMLET Króla? mego ojca?! HORACY Zawieś na chwilę zdumienie, o panie, I bacznym uchem racz wysłuchać tego Nadzwyczajnego doniesienia, które, Zgodnie z świadectwem tych dwóch zacnych ludzi, Mam ci uczynić. HAMLET Mów, na miłość boską! HORACY Przez dwie już noce po sobie idące, Wśród głuchej ciszy północnej, ciż sami Oficerowie, Marcel i Bernardo, Straż odbywając przy zamku, miewają Następujące widzenie: Postać podobna do świętej pamięci Ojca twojego, panie, uzbrojona Jak najkompletniej od stóp aż do głowy, Staje przed nimi, uroczystym krokiem Przechodzi mimo, z wolna i poważnie; Trzykroć przeciąga przed ich zdumiałymi I struchlałymi oczyma tak blisko, Że ich nieledwie buławą dotyka; Oni zaś stoją jak wryci i, jakby Zgalareceni przerażeniem, nie śmią Przemówić do niej ani słowa. Mając Wieść o tym sobie przez nich udzieloną Jak najtajemniej, udałem się z nimi Następnej nocy samotrzeć na wartę; I rzeczywiście o tym samym czasie, W taki sam sposób, co do joty zgodnie Z przywiedzionymi szczegółami, przyszło Widziadło. Znałem ojca twego, panie: Te ręce mniej są do siebie podobne. HAMLET Gdzie się to działo? HORACY Na tarasie, panie. HAMLET Nie przemówiłżeś do tego zjawiska? HORACY I owszem, ale żadnej odpowiedzi Nie otrzymałem. Raz tylko podniosło Głowę i zdało się chcieć coś powiedzieć; Ale w tej chwili zapiał kur poranny, Na głos którego zerwało się nagle I znikło nam sprzed oczu. HAMLET Osobliwe! HORACY Jak żyw tu stoję, mości książę, jest to Rzetelna prawda i mieliśmy sobie Za obowiązek donieść o tym waszej Książęcej mości. HAMLET Zaprawdę, to widmo Niespokojności mię nabawia. Macież Tej nocy wartę? WSZYSCY TRZEJ Mamy, mości książę. HAMLET Było więc uzbrojone? WSZYSCY TRZEJ Tak jest, panie. HAMLET Od stóp do głowy? WSZYSCY TRZEJ Od czaszki do kostek. HAMLET Nie widzieliście więc jego oblicza? HORACY I owszem: miało przyłbicę wzniesioną. HAMLET Groźnież na twarzy wyglądało? HORACY Smutno Bardziej niż gniewnie. HAMLET Blado czy rumiano? HORACY O, bardzo blado. HAMLET I wzrok w was wlepiało? HORACY Nieporuszenie. HAMLET Szkoda, żem tam nie był. HORACY Byłbyś był, panie, osłupiał. HAMLET Być może, Być może. Długoż bawiło? HORACY Tak długo, Jak długo by ktoś przy średnim pośpiechu Sto musiał liczyć. MARCELLUS I BERNARDO O, dłużej. HORACY Nie wtedy, Kiedy ja byłem. HAMLET Siwąż miało brodę? HORACY Zupełnie taką, jaką u zmarłego Króla widziałem: czarną, posrebrzoną. HAMLET Będę dziś z wami na warcie: być może, Iż przyjdzie znowu. HORACY Przyjdzie niezawodnie. HAMLET Skoro przybiera postać mego ojca, Muszę z nim mówić, choćby całe piekło, Rozwarłszy paszczę, milczeć mi kazało. Co do was, moi panowie, jeśliście Tę okoliczność dotąd zataili, Trzymajcież ją i nadal pod zamknięciem, I co bądź zdarzy się tej nocy, bierzcie Wszystko na rozum, ale nie na język; Nagrodzę wam tę dobroć. Bądźcie zdrowi. Pomiędzy jedenastą a dwunastą Zejdziem się na tarasie. WSZYSCY TRZEJ Słudzy waszej Książęcej mości. HAMLET Bądźcie przyjaciółmi, Tak jak ja jestem waszym. Do widzenia. / Horacy, Marcellus, Bernardo wychodzą. / Duch mego ojca! uzbrojony! Coś tu Złego się święci, coś tu krzywo idzie, Oby już była noc! tymczasem jednak Milcz, serce moje! Zbrodnie i spod ziemi Wychodzą, aby stać się widomemi. / wychodzi / SCENA TRZECIA / Pokój w domu Poloniusza. / / Laertes i Ofelia. / LAERTES Już rzeczy moje zniesione na pokład; Bądź zdrowa, siostro; a gdy wiatr przyjaźnie Zadmie od brzegu i który z okrętów Zdejmie kotwicę, nie zasypiaj wtedy, Lecz donoś mi o sobie. OFELIA Wątpisz o tym? LAERTES Co się zaś tyczy Hamleta i pustych Jego zalotów, uważaj je jako Mamiący pozór, kaprys krwi gorącej; Jako fiołek młodocianej wiosny, Wczesny, lecz wątły, luby, lecz nietrwały, Woń, kilka tylko chwil upajającą, Nic więcej. OFELIA Więcej nic? LAERTES Nie myśl inaczej. Natura ludzka, kiedy się rozwija, Nie tylko rośnie co do form zewnętrznych; Jak w budującej się świątyni — służba Duszy i ducha zwiększa się w niej także. Być może, iż on ciebie teraz kocha, Że czystość jego chęci jest bez plamy; Ale zważywszy jego stopień, pomnij, Że jego wola nie jest jego własną. On sam jest rodu swego niewolnikiem; Nie może, jako podrzędni, wybierać Dla siebie tylko, od jego wyboru Zależy bowiem bezpieczeństwo, dobro Całego państwa; przeto też i jego Wybór koniecznie musi być zależny Od życzeń i od przyzwolenia tego Wielkiego ciała, którego jest głową. Jeżeli zatem mówi, że cię kocha, Rozwadze twojej przystoi mu wierzyć O tyle tylko, o ile on zgodnie Ze stanowiskiem przez się zajmowanym Będzie mógł słowa swojego dotrzymać, To jest, o ile powszechny głos Danii Przystanie na to. Uważ, jaka hańba Grozi twej sławie, jeśli łatwowiernie Poszeptom jego podasz ucho, serce Sobie uwięzisz i skarb niewinności Otworzysz jego zapędom bez wodzy. Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro; I stój w odwodzie twej skłonności, z dala Od niebezpieczeństw i napaści pokus. Wstydliwe dziewczę za wiele już waży, Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania; Na samą cnotę pada rdza obmowy; Robak zbyt często toczy dzieci wiosny, Nim jeszcze pączki zdążyły otworzyć; I kiedy rosa wilży młodość hożą, Wpływy złośliwych miazm najbardziej grożą. Strzeż się więc; tarczą najlepszą w tej próbie Niedowierzanie — nawet samej sobie. OFELIA Treść tej nauki postawię na straży Mojego serca. Nie idź jednak, bracie, Za śladem owych fałszywych doradców, Którzy nam stromą i ciernistą ścieżkę Cnoty wskazują, a sami tymczasem Kroczą kwiecistym szlakiem błędów, własnych Rad niepamiętni. LAERTES Bądź o mnie spokojna I bądź mi zdrowa. Lecz oto nasz ojciec. / Poloniusz wchodzi. / Podwójne błogosławieństwo, podwójne Szczęście przynosi: szczęśliwe spotkanie, Które mi zdarza sposobność ku temu. POLONIUSZ Laertes jeszcze tu? Dalej na okręt! Wiatr wzdyma żagle, czekają na ciebie, Raz jeszcze daję ci błogosławieństwo Na drogę. / kładzie rękę na głowę synowi / Weź je i wraź sobie w pamięć Tych kilka przestróg: Nie bądź skorym myśli Wprowadzać w słowa, a zamiarów w czyny. Bądź popularnym, ale nigdy gminnym. Przyjaciół, których doświadczysz, a których Wybór okaże się być ciebie godnym, Przykuj do siebie żelaznymi klamry, Ale nie plugaw sobie rąk uściskiem Dłoni pierwszego lepszego socjusza. Strzeż się zatargów, jeśli zaś w nie zajdziesz, Tak się w nich znajduj, aby twój przeciwnik Nadal się ciebie strzec musiał. Miej zawżdy Ucho otworem, ale rzadko kiedy Otwieraj usta. Chwytaj zdania drugich, Ale sąd własny zatrzymuj przy sobie. Noś się kosztownie, o ile ci na to Mieszek pozwoli, ale bez przesady; Wytwornie, ale nie wybrednie; często Bowiem ubranie zdradza grunt człowieka I pod tym względem Francuzi szczególniej Są pełni taktu. Nie pożyczaj drugim Ani od drugich; bo pożyczkę daną Tracim najczęściej razem z przyjacielem, A braną psujem rząd potrzebny w domu. Słowem, rzetelnym bądź sam względem siebie, A jako po dniu noc z porządku idzie, Tak za tym pójdzie, że i względem drugich Będziesz rzetelnym. Bądź zdrów, niech cię moje Błogosławieństwo utwierdzi w tej mierze. LAERTES Z pokorą żegnam cię, ojcze i panie. POLONIUSZ Idź już; czas nagli, wszystko w pogotowiu. LAERTES Bądź zdrowa, siostro, i pamiętaj na to, Com ci powiedział. OFELIA Zamknęłam to w sercu, A ty masz klucz do niego. LAERTES Bądź mi zdrowa. / wychodzi / POLONIUSZ Cóż to on tobie powiedział, Ofelio? OFELIA Coś, co tyczyło się księcia Hamleta. POLONIUSZ W porę mi o tym wspominasz. Słyszałem, Że on cię często nawiedzał w tych czasach I że znajdował z twojej strony przystęp Łatwy i chętny. Jeżeli tak było (A udzielono mi o tym wiadomość Jako przestrogę), muszę ci powiedzieć, Że się nie cenisz tak, jakby przystało Dbałej o sławę córce Poloniusza. Jakież wy macie stosunki? Mów prawdę. OFELIA Oświadczył mi się, ojcze, z swą skłonnością. POLONIUSZ Z skłonnością? Hm, hm! Mówisz jak dzierlatka Niedoświadczona w rzeczach niebezpiecznych. Wierzyszli tym tak zwanym oświadczeniom? OFELIA Nie wiem, co myśleć mam, mój ojcze. POLONIUSZ Nie wiesz? To ja ci powiem: Masz myśleć, żeś dziecko, Gdy oświadczenia te bez poświadczenia Rozsądku bierzesz za dobrą monetę. Nie radzę ci się z nim świadczyć, inaczej (Że tej igraszki słów jeszcze użyję) Doświadczysz następstw niedobrych. OFELIA Wynurzał Mi swoją miłość bardzo obyczajnie. POLONIUSZ Tak, tak, bo czynić to jest obyczajem. OFELIA I słowa swoje stwierdził najświętszymi, Jakie być mogą, przysięgami. POLONIUSZ Plewy Na młode wróble! Wiem ja, gdy krew kipi, Jak wtedy dusza hojną jest w kładzeniu Przysiąg na usta. Nie bierz tych wybuchów Za ogień, więcej z nich światła niż ciepła, A i to światło gaśnie w oka mgnieniu. Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępności I więcej sobie waż rozmowę swoją Niż wyzywanie drugich do rozmowy. Co się zaś księcia Hamleta dotyczy, Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszek I że mu więcej jest wolno, niż tobie Może być wolno kiedykolwiek. Słowem, Nie ufaj jego przysięgom, bo one Są jak kuglarze, czym innym, niż szaty Ich pokazują: orędownicami Bezbożnych chuci, biorącymi pozór Świętości, aby tym łacniej usidlić Naiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę, Abyś od dziś dnia czas swój marnowała Na zadawanie się z księciem Hamletem. Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść. OFELIA Będęć posłuszną, panie. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Taras zamkowy. / / Wchodzą Hamlet, Horacy i Marcellus. / HAMLET Ostry wiatr wieje; przejmujące zimno. HORACY W istocie: bardzo szczypiące powietrze. HAMLET Która godzina? HORACY Dwunasta dochodzi. MARCELLUS Dwunasta biła już. HORACY Już? Nie słyszałem. Zbliża się zatem czas, o którym widmo Zwykło się jawić. / Odgłos trąb i wystrzałów za sceną. / Co to znaczy, panie? HAMLET To znaczy, że król czuwa z czarą w ręku, Zgraję opilców dworskich przepijając; Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłów Jest triumfalnym hasłem nowej miary Przezeń spełnionej. HORACY Czy to taki zwyczaj? HAMLET Zwyczaj zaiste; moim jednak zdaniem, Lubom tu zrodzon i z tym oswojony, Chlubniej byłoby taki zwyczaj łamać Niż zachowywać. Te biby na zabój W pośmiech i wzgardę tylko nas podają U innych ludów: beczkami nas mienią I trzodzie chlewnej właściwy przydomek Hańbi nazwisko nasze. W rzeczy samej, Choćbyśmy zresztą byli bez zarzutu, To jedno już by starło z naszych czynów Zaszczytną cechę ich wnętrznej wartości. I pojedynczym ludziom się to zdarza: Niejeden skutkiem naturalnych przywar — Czyli to rodu (czemu nic nie winien, Bo któż obiera sobie pochodzenie), Czy to jakiegoś krwi usposobienia, Które częstokroć rwie tamy rozumu, Czy to nałogu przeciwnego formom Przyzwoitości — niejeden, powiadam, Upośledzony w taki sposób jaką Szczególną wadą, bądź to organicznie, Bądź przypadkowo — choćby jego cnoty Były skądinąd jako kryształ czyste I mnogie, jako być mogą w człowieku — Tą jedną skazą zarażony będzie W opinii ludzi. Jedna drachma złego Niweczy wszelkie szlachetne pierwiastki. / Duch wchodzi. / HORACY Widzisz go, panie? HAMLET Aniołowie Pana Zastępów, miejcie mię w swojej opiece! Błogosławionyś ty czy potępiony, Tchnieszli tchem niebios czy wyziewem piekieł, Maszli zamiary zgubne czy przyjazne, Przychodzisz w takiej postaci, że muszę Wydobyć z ciebie głos. Hamlecie, królu, Ojcze mój, władco Danii, odpowiadaj! Nie pozostawiaj mię w nieświadomości; Powiedz, dlaczego święte kości twoje, Na wieki w trumnie złożone, przebiły Śmiertelny całun; dlaczego grobowiec, W który widzielim cię zstępującego, Podniósł swe ciężkie marmurowe wieko, Żeby cię zwrócić ziemi? Co to znaczy? Że ty, trup, znowu w kompletnym rynsztunku Podksiężycowy ten padół odwiedzasz, Czyniąc noc straszną i nas, niedołężnych Synów tej ziemi, wstrząsając myślami, Przechodzącymi metę naszych pojęć? O, powiedz, co to jest! Co za cel tego? Czego chcesz od nas? HORACY Daje ci znak, panie, Abyś z nim poszedł, jakby chciał sam na sam Pomówić z tobą. MARCELLUS Jak uprzejmym gestem Wzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce. Nie idź z nim jednak. HORACY Nie chodź, mości książę. HAMLET Chce ze mną mówić: pójdę. HORACY Nie czyń tego, Łaskawy panie. HAMLET Czegóż bym się lękał? To życie szpilki złamanej niewarte, A dusza moja, jak on, nieśmiertelna. Patrz, znowu na mnie kiwa… Pójdę za nim. HORACY A gdyby on cię zaprowadził, panie, Nad przepaść, na brzeg owej groźnej skały, Która się stromo spuszcza w morską otchłań, I tam przedzierzgnął się w inne postacie, Jeszcze straszniejsze, które by ci mogły Odjąć, o panie, przytomność umysłu I w obłąkanie cię wprawić? Zważ tylko! Już samo tamto miejsce bez żadnego Innego wpływu budzi rozpaczliwe Usposobienie w każdym, kto spostrzeże Morze na tyle sążni tuż pod sobą I słyszy jego huk. HAMLET Wciąż na mnie kiwa. Idź już, idź; pójdę z tobą. MARCELLUS Zostań, panie. HAMLET Puśćcie mnie! HORACY Wstrzymaj się, panie, pozostań! HAMLET Los mój mnie woła i najmniejszą żyłkę Mojego ciała czyni tak potężną Jak najsilniejszy nerw lwa nemejskiego. / Duch nie przestaje kiwać. / Ciągle mnie wzywa! Puśćcie mnie! / wyrywając się / Na Boga! W upiora zmienię tego, co mnie dłużej Wstrzymywać będzie. — Idź, śpieszę za tobą. / Duch i Hamlet wychodzą. / HORACY Imaginacja w szał go wprawia. MARCELLUS Idźmy W trop za nim; tu nie w porę posłuszeństwo. HORACY Idźmy. Na czymże się to skończy? MARCELLUS Widno Jest coś chorobliwego w państwie duńskim. HORACY Niebo zaradzi temu. MARCELLUS Spieszmy za nim. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Oddalona część tarasu. / / Wchodzą Duch i Hamlet. / HAMLET Gdzie mnie prowadzisz? Mów; nie pójdę dalej. DUCH Słuchaj mnie. HAMLET Słucham. DUCH Zbliża się godzina, O której w srogie, siarczyste płomienie Muszę powrócić znowu. HAMLET Biedny duchu! DUCH Nie lituj się nade mną, ale bacznym Uchem ogarnij to, co ci mam odkryć. HAMLET Mów, powinnością moją słuchać ciebie. DUCH Jak niemniej zemścić się, gdy mnie wysłuchasz. HAMLET Zemścić się? DUCH Jestem duchem twego ojca, Skazanym tułać się nocą po świecie, A przez dzień jęczeć w ogniu, póki wszystek Kał popełnionych za żywota grzechów Nie wypali się we mnie. Gdybym miejsca Mojej pokuty sekret mógł wyjawić, Takie bym rzeczy ci opisał, których Najmniejszy szczegół rozdarłby ci duszę, Młodą krew twoją zmroził, oczy twoje Jak gwiazdy z posad wydobył, zwinięte, Gładkie kędziory twoje wyprostował Tak, że ich każdy włos stanąłby dębem Jako na jeżu kolce; ale takich Podań nie znosi ludzkie ucho. Słuchaj, O, słuchaj, słuchaj, jeśli choć cokolwiek Kochałeś twego ojca. HAMLET Przebóg! DUCH Pomścij Śmierć jego, dzieło ohydnego mordu! HAMLET Mordu? DUCH Tak, mordu; wszelki mord ohydny, Lecz ten był nadzwyczajny, niesłychany. HAMLET Dlaboga, wymień go, wymień czym prędzej, Abym na skrzydłach chyżych jak modlitwa Lub myśl kochanka podążył ku zemście. DUCH Zdajesz się pełen dobrych chęci, byłbyś Też nikczemniejszy niż najlichsze ziele, Wegetujące nad brzegami Lety, Gdybyś pozostał na to obojętny. Słuchaj więc, słuchaj, Hamlecie. Puszczono Rozgłos, że podczas mego snu w ogrodzie Wąż mnie ukąsił; takim to skłamanym Powodem śmierci mej zwiedziono Danię; Dowiedz się bowiem, szlachetny młodzieńcze, Że ów wąż, który zabił twego ojca, Nosi dziś jego koronę. HAMLET O nieba! Stryj! Nie zawiodły mnie przeczucia moje. DUCH Ten to bezwstydny, cudzołożny potwór Zdradnymi dary, czarami wymowy (Przeklęte dary, przeklęta wymowa, Która tak może złudzić!) ku sromocie Potrafił skłonić wolę mojej niby Cnotliwej żony. O Hamlecie! cóż to Był za upadek! Ode mnie, którego Miłość statecznie chodziła dłoń w dłoni Z ślubną przysięgą, w objęcia nędznika, Którego dary przyrodzone były Naprzeciw moich tak liche! Lecz jako cnota pozostaje czystą, Choćby ją sprośność w postaci niebianki Usiłowała skusić, tak zła żądza, Choćby ją łączył ślub z aniołem nawet, Prędko uprzykrzy sobie święte łoże I rzuci się na barłóg. Ale dość tego! Już powietrze ranne Czuć mi się daje; muszę kończyć: kiedym Raz po południu jak zwykle w ogrodzie Bezpiecznie zasnął, wkradł się stryj twój z flaszką Zawierającą blekotowe krople I wlał mi w ucho ten zabójczy rozczyn, Którego siła tak jest nieprzyjazna Ludzkiej naturze, że jak żywe srebro Przebiega nagle wszystkie drogi, wszystkie Kanały ciała i jako sok kwaśny Wlany do mleka ścina wnet i zgęszcza Wszystką krew zdrową. Tak było i z moją; I wraz plugawy trąd, jak u Łazarza, Wystąpił na mnie i brzydką skorupą Pokrył mi całe ciało. Tak to śpiąc, ręką brata pozbawiony Zostałem życia, berła i małżonki, Skoszony w samym kwiecie moich grzechów: Bez namaszczenia, bez przygotowania, Bez porachunku z sobą wyprawiony Zdać porachunek z win jeszcze nie zmytych. O, to okropne! okropne! okropne! Maszli iskierkę czucia, nie ścierp tego; Nie pozwól, aby łoże władców Danii Było ohydnym gniazdem wszeteczeństwa. Jakkolwiek jednak czyn ten pomścić zechcesz, Nie kalaj swojej duszy, nie czyń przeciw Matce zamachów; pozostaw ją niebu I owym cierniom, które w głębi łona Występnych siedzą; zrobią one swoje. Bądź zdrów, świecący robaczek oznajmia, Że ranek już jest bliski; wątłe bowiem Światełko jego znacznie już pobladło; Żegnam cię, żegnam cię; pamiętaj o mnie. / znika / HAMLET O wy niebieskie potęgi! O ziemio! Cóż więcej? Mamże piekło jeszcze wezwać? Nie, o nie! Krzep się, krzep się, serce moje! Prężcie się nerwy! Pamiętać o tobie? O biedny duchu, stanie ci się zadość. Dopóki tylko w tej znękanej głowie Pamięć żyć będzie. Pamiętać o tobie? Wraz pamięć moja z tablic swych wykreśli Wszelkie powszednie, tuzinkowe myśli; Książkową mądrość, obrazy, wrażenia, Płody młodości lub zastanowienia, Wszystko, co związek ma z przyszłym mym bytem; To, coś mi zlecił, to tylko wyrytem W księdze mojego mózgu pozostanie; Tak mi dopomóż, wiekuisty Panie! O wiarołomna niewiasto! O łotrze, Uśmiechający się, bezczelny łotrze! Muszę to sobie zapisać, że można Nosić na ustach uśmiech i być łotrem — W Danii przynajmniej / wyjmuje pugilares i zapisuje / Tak; siedź tu, stryjaszku, Terazże, duszo moja, pilnuj hasła, A tym jest: Żegnam cię, pamiętaj o mnie! Przysiągłem mu być wiernym. HORACY / za sceną / Królewiczu! MARCELLUS / podobnież / Książę Hamlecie! HORACY Chroń go, Panie! HAMLET Amen! MARCELLUS Hop, hop, hop, mości książę! HAMLET Hop, hop, chłopcze! Tu, tu, mój ptaszku! / Horacy i Marcellus wchodzą. / HORACY I cóż? MARCELLUS I cóż, panie? HAMLET Dziwy! HORACY Opowiedz nam to, panie. HAMLET Właśnie! Żebyście potem roztrąbili. HORACY Jaż bym Mógł to uczynić? MARCELLUS O, ani ja pewnie! HAMLET Cóż wy powiecie na to? Któż by sądził? Ale będziecie milczeć? HORACY I MARCELLUS Jak Bóg w niebie! HAMLET Nie ma na całą Danię nikczemnika, Który by nie był kompletnym ladaco. HORACY Do objawienia nam tego nie trzeba, Żeby aż duchy wychodziły z grobów. HAMLET W istocie, macie słuszność. Owóż tedy Nie pozostaje nam teraz nic więcej, Jeno bez żadnych dalszych korowodów Uścisnąć sobie dłonie i pójść z Bogiem. Wy idźcie, gdzie wam każe iść interes Lub skłonność — każdy bowiem na tym świecie Ma jakąś skłonność lub interes; ja zaś W prostocie mojej pójdę się pomodlić. HORACY To są czcze tylko słowa, mości książę. HAMLET Przykro mi, żeście obrażeni; z serca W istocie, z serca przykro. HORACY Mości książę, Nie ma tu żadnej obrazy. HAMLET I owszem. Zaprawdę mówię wam, jest tu obraza, I wielka. Co się tyczy tego ducha, Jest to duch dobry; poprzestańcie na tym; Co zaś pomiędzy nim a mną tu zaszło, Ciekawość swoją w tej mierze przytłumcie Całą możliwą dozą rezygnacji. A teraz, moi mili przyjaciele, W imię przyjaźni, w imię koleżeństwa, Zróbcie mi jedną grzeczność. HORACY Jaką, panie? HAMLET Nie mówcie, coście widzieli tej nocy. HORACY I MARCELLUS Nie powiem, panie. HAMLET Przysiążcie mi na to. HORACY Na honor, nic nie powiem. MARCELLUS I ja także, Na honor. HAMLET Na ten miecz raczej przysiążcie. MARCELLUS Jużeśmy, panie, przysięgli. HAMLET Przysiążcie Na ten miecz, na ten miecz, mówię. DUCH / spod ziemi / Przysiążcie! HAMLET Ha, to ty! Stamtąd odzywasz się, stary? Słyszycie tego kipra tam w piwnicy? Przysiążcież! HORACY Na cóż mamy przysiąc, panie? HAMLET Że o tym, coście widzieli, nikomu Nigdy a nigdy nie powiecie słowa. Przysiążcież na ten miecz! DUCH / spod ziemi / Przysiążcie! HAMLET Znowu? Hic et ubique? Odmieńmy więc miejsce. Pójdźcie tu, moi panowie, połóżcie Na moim mieczu palce i przysiążcie, Że o tym, coście słyszeli, nikomu Nic nie powiecie. DUCH / spod ziemi / Przysiążcie! HAMLET Ha, krecie! Tak prędko umiesz szybować pod ziemią? Wyborny z ciebie minier! No, panowie. HORACY Na Boga, to są rzeczy niepojęte! HAMLET Chciałżebyś wszystko pojąć? O Horacy, Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, Niż się ich śniło waszym filozofom. Pójdźcie tu, i jak pierwej w imię Boga, Przysiążcie, że jakkolwiek bym się kiedy Wydawał dzikim, dziwacznym w obejściu — Być bowiem może, że mi się na przyszłość Wyda stosownym przybrać taką postać — Że, mówię, widząc mnie takim, Żaden z was ani potrząsaniem głowy, Ani wzruszeniem ramion, ani wreszcie Jakimikolwiek wątpliwymi słowy, Jako to: «Hm, hm, wiem ja»; albo: «Mógłbym, Gdybym chciał»; albo: «Gdybym był gadułą»; Albo: «Są tacy, co by mogli» — zgoła, Niczym dwuznacznym nie da się domyślić, Że wie coś o mnie. Poprzysiążcież na to, Jeśli pragniecie, aby się nad wami W nieszczęściu Pan Bóg zmiłował. DUCH / spod ziemi / Przysiążcie! HAMLET Ukój się, ukój, rozdrażniony duchu! Pomnijcież na wasz ślub, mili panowie, A przez co tylko taki biedny człowiek Jak Hamlet, będzie wam zdolny okazać Swoją życzliwość, to was nie ominie. Teraz rozejdźmy się. — Świat wyszedł z formy I mnież to trzeba wracać go do normy! / Wychodzą. / AKT DRUGI SCENA PIERWSZA / Pokój w domu Poloniusza. / / Poloniusz i Rajnold. / POLONIUSZ Rajnoldzie, oddasz mu waszmość to pismo I te pieniądze. RAJNOLD Nie omieszkam, panie. POLONIUSZ Zanim się jednak doń udasz, Rajnoldzie, Mądrze byś zrobił, ażebyś poprzednio O jego sprawowaniu się wywiedział. RAJNOLD Tak też myślałem, panie. POLONIUSZ Dobrześ myślał, Bardzoś roztropnie myślał. Przede wszystkim Wypytasz mi się najdokładniej, jacy Są Duńczykowie w Paryżu; jak który I z czego żyje: gdzie bywa i jakie Z kim ma stosunki; gdy zaś skutkiem takich Krętobadawczych, manowcowych pytań Dojdziesz, że oni znają mego syna, Wtedy przystąpisz do materii o nim Bliżej niżeli w poprzednich pytaniach. Powiesz na przykład, udając, jakobyś Znał go z daleka: «Znam jego familię, Jego przyjaciół, a w części i jego»; Rozumiesz mnie, Rajnoldzie? RAJNOLD Najzupełniej. POLONIUSZ «I jego w części, wprawdzie — dodać możesz — Niewiele, jestli on wszakże tym samym, O którym myślę, wietrznik to, rozpustnik, Skłonny do tego i tego». Zwal wtedy, Co ci się żywnie podoba, na niego; Jednakże nic takiego, co by mogło Szwank przynieść jego sławie; tego strzeż się. Takie jedynie przypisz mu wybryki, Jakie z młodością i krewkością w parze Zazwyczaj chodzą. RAJNOLD Więc, na przykład, hazard? POLONIUSZ Tak, albo pochop do zwad, klątw, pijatyk, Gachostwa wreszcie: tak daleko możesz Posunąć swoje kłamstwa. RAJNOLD Ależ, panie, To by już jego sławie szwank przyniosło. POLONIUSZ Bynajmniej, jeśli tylko będziesz umiał Wziąć się do rzeczy. Nie trzeba ci dawać Do zrozumienia, że on w żądzach swoich Jest rozpasany, tego nie chcę; wytknij Jego usterki tak subtelnie, żeby One się zdały tylko nadużyciem Wolności, duszy ognistej wybuchem, Obłędem wrzącej krwi, słowem, pustotą Właściwą wszystkim młodym. RAJNOLD Rad bym wiedzieć, Łaskawy panie… POLONIUSZ Do czego to wszystko? RAJNOLD Tak, panie. POLONIUSZ Zaraz ci powiem: mój zamiar Uzasadniony i, jak się spodziewam, Niepłonną skutku dający rękojmię. Skoro na mego syna złożysz waszmość Te drobne chyby, niby skazy, którym Ulega każda rzecz, gdy się wyrabia, Wtedy, jeżeli tylko ten, którego Za język ciągnąć będziesz, kiedykolwiek Młodzieńca w mowie będącego widział Jednej z powyższych praktyk oddanego, Ten ktoś, bądź pewien, przywtórzy ci zaraz W ten sposób: «Mości dobrodzieju» albo: «Mój miły panie», albo: «Widzisz, waćpan» — Stosownie do zwyczaju miejscowego Lub w miarę swojej atencji. RAJNOLD Rozumiem. POLONIUSZ Skoro zaś to ci powie, powie potem… Cóżem to dalej miał mówić? Do licha, Miałem powiedzieć coś, na czymżem stanął? RAJNOLD Na tym podobno, że ktoś mi przywtórzy. POLONIUSZ Że ci przywtórzy, aha! tak więc tedy Ten ktoś przywtórzy ci pewnie w ten sposób: «Znam tego pana, widziałem go wczoraj», Albo: «Owego dnia, wtedy a wtedy, Z tym a z tym, i w istocie grał wysoko»; Albo: «Pokłócił się», albo: «Miał w czubku», Albo: «Widziałem, jak wchodził do domu Podejrzanego» i tak dalej. Tak to Na wędę fałszu złowisz karpia prawdy. Tak to rozumni, zręczni ludzie, boczkiem, Rzemiennym dyszlem zachodząc, umieją Trafić do celu: i tak samo waszmość, Według wskazówki i instrukcji, jaką Ci udzieliłem, poweźmiesz języka O moim synu. Wiesz już, o co idzie? RAJNOLD Wiem, panie. POLONIUSZ Jedź więc, niech cię Bóg prowadzi! RAJNOLD Dziękuję… POLONIUSZ Zresztą sam śledź jego kroki. RAJNOLD Dopełnię tego. POLONIUSZ A niech mi się ćwiczy W muzyce. RAJNOLD Dobrze, panie. / wychodzi / / Wchodzi Ofelia. / POLONIUSZ Bądź zdrów, waszmość. Co ci to jest, Ofelio? Co się stało? OFELIA Ach, panie, takem strasznie się przelękła. POLONIUSZ Czego? dlaboga? OFELIA Siedziałam przy krosnach W moim pokoju, gdy wtem książę Hamlet, Z odkrytą głową, rozpięty, w obwisłych, Brudnych pończochach, blady jak koszula, Chwiejący się na nogach, z tak okropnym Wyrazem twarzy, jakby się wydostał Z piekła i jego zgrozę chciał obwieścić, Stanął przede mną. POLONIUSZ Czyliżby z miłości Oszalał? OFELIA Nie wiem, ale się obawiam. POLONIUSZ Cóż ci powiedział? OFELIA Ujął mnie za rękę, Nie mówiąc słowa, i silnie ją trzymał; Cofnął się potem na długość ramienia I, drugą rękę przytknąwszy do czoła, W twarz moją wlepił oczy tak badawczo, Jak gdyby ją chciał narysować. Długo Tak stał, nareszcie, lekko potrząsając Moim ramieniem i kiwając głową, Wydał tak ciężkie, żałosne westchnienie, Że się zdawało, iż mu piersi pękną I życie z niego uleci. Odstąpił Wtedy ode mnie i powolnym krokiem Szedł z odwróconą głową poza siebie, Kierując się ku drzwiom. Przeszedł w ten sposób Przez cały pokój, bez pomocy oczu, I wyszedł, ciągle wpatrując się we mnie. POLONIUSZ Muszę natychmiast udać się do króla; Są to objawy gwałtowne miłości, Która się trawi w sobie i prowadzi Do rozpaczliwych kroków, tak jak każda Inna namiętność trapiąca ród ludzki; Boleję nad tym. Możeś tymi czasy Przykre mu jakie słowo powiedziała? OFELIA Nie, panie; tylko, tak jak rozkazałeś, Odesłałam mu listy i wzbroniłam Dalszych odwiedzin. POLONIUSZ To go w szał wprawiło. Boleję nad tym, żem jego skłonności Dokładniej, pilniej nie zbadał. Myślałem, Że on cię durzy, przywieść chce o zgubę. Przeklinam teraz moją podejrzliwość. Zdaje się, że nam, starym, jest właściwe Przebierać miarę w przezorności, tak jak Nawzajem młodym mało jej posiadać. Biegnę do króla; zatajenie tego Więcej niż rozgłos zrządzić może złego. Pójdź. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Sala w zamku. / / Król, Królowa, Rozenkranc, Gildenstern i orszak. / KRÓL Witaj, Rozenkranc, witaj, Gildensternie! Pośpiechu, z jakim was tu wezwaliśmy, Nie sama tylko chęć widzenia panów Była przyczyną, ale i potrzeba Waszej pomocy. Wiecie już o dziwnym Przeistoczeniu się Hamleta, mówię Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz, Jak i na zewnątrz nie jest tym, czym było. Co by innego jak śmierć ojca mogło Do tego stopnia wywieść go za obręb Jego natury, nie pojmuję wcale. Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośli I z bliska z jego wiekiem i myślami Sąsiadujecie, abyście czas jakiś Raczyli u nas zostać, by Hamleta Trochę rozerwać, a przy tej okazji Zbadać powody obcego nam smutku, Na który, gdyby stał się nam wiadomym, Znaleźlibyśmy może jakiś środek. KRÓLOWA Często on o was wspominał, panowie, I wiem, że nie ma na świecie dwóch ludzi Bardziej mu niż wy miłych. Jeśli w dowód Życzliwych chęci i uczuć uprzejmych Zechcecie trochę czasu tu przepędzić I wesprzeć nasze nadzieje, możecie Liczyć na taką wdzięczność z naszej strony, Jaka przystoi monarchom. ROZENKRANC Obojgu Waszym królewskim mościom służy prawo, Z mocy najwyższej ich władzy nad nami, Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczej Niż w prośbę. GILDENSTERN Będziem jednakże posłuszni I dobrowolnie na rozkazy waszych Królewskich mości u stóp ich składamy Nasze usługi. KRÓL Dzięki ci za to, Rozenkranc, i tobie, Kochany Gildensternie. KRÓLOWA Dzięki ci za to, Gildenstern, i tobie, Kochany Rozenkranc. Idźcie natychmiast Do mego syna. / do dworzan / Niech tam który wskaże Tym panom, gdzie jest Hamlet. GILDENSTERN Oby nieba Nie uczyniły naszych usiłowań Bezowocnymi! KRÓLOWA Daj to, dobry Boże! / Rozenkranc, Gildenstern i jeden z dworzan wychodzą. / / Wchodzi Poloniusz. / POLONIUSZ Panie! Wysłane do Norwegii posły Szczęśliwie są już w tej chwili z powrotem. KRÓL Zawsześ był waćpan ojcem dobrych nowin. POLONIUSZ Bądź przekonany, miłościwy panie, Że obowiązki moje względem Boga I mego władcy, tak samo jak duszę, Trzymam w porządku. Jako, zdaje mi się (Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bok Z drogi trafności, którą zwykł był kroczyć), Że ostatecznie nie jest mi już obcym, Skąd bierze źródło szaleństwa Hamleta. KRÓL Mów; o tym chcemy wiedzieć przede wszystkim. POLONIUSZ Daj, panie, pierwej posłuchanie posłom; Wieść moja będzie na wety po uczcie. KRÓL Zróbże im zaszczyt i sam ich tu wprowadź. / Wychodzi Poloniusz. / On utrzymuje, kochana Gertrudo, Że odkrył powód tej zmiany Hamleta. KRÓLOWA Nie jest nim, moim zdaniem, nic innego, Tylko śmierć ojca i nasz rychły związek. / Poloniusz wraca, a wraz z nim wchodzą Korneliusz i Woltymand. / KRÓL Dojdziemy tego. Witajcie, panowie. Cóż nam śle przez was nasz brat, król norweski? WOLTYMAND Najuprzejmiejszych pozdrowień zamianę. Na przełożenie nasze kazał zaraz Wstrzymać zaciągi swojego synowca, Które mu zdały się być wymierzone Przeciw Polakom, które jednak, bliżej Poznawszy, znalazł zwróconymi przeciw Waszej królewskiej mości. Rozjątrzony Takim niegodnym korzystaniem z jego Późnego wieku i niemocy, kazał Zatrzymać gońcom Fortynbrasa, który Z pokorą stawił się i, wysłuchawszy Napomnień stryja, przysiągł wobec niego, Że póki życia nigdy przeciw waszej Królewskiej mości nie wzniesie oręża: Czym ucieszony starzec trzy tysiące Koron intraty rocznej mu przeznaczył I owe wojska, przezeń zwerbowane, Użyć pozwolił mu przeciw Polakom. Nam zaś doręczył ten list, którym prosi / podaje papier / Waszą królewską mość o pozwolenie Przejścia tym wojskom przez duńskie dzierżawy, Przy zapewnieniu im bezpieczeństw, w liście Tym wymienionych. KRÓL Poprzestajem na tym. W wolniejszym czasie przejrzymy to pismo, Pomyślim nad nim, odpowiemy na nie. Tymczasem waszmość panom dziękujemy Za ich skuteczne trudy. Idźcie spocząć. Będziemy dzisiaj wieczerzali razem; Miło nam widzieć was z powrotem. / Woltymand i Korneliusz wychodzą. / POLONIUSZ To się Dobrze powiodło. Miłościwy panie I miłościwa pani, chcieć określić, Czym jest majestat, czym powinność sługi, Dlaczego dzień jest dniem, a noc jest nocą, A czas jest czasem, byłoby to jedno, Co chcieć zmarnować dzień, noc i czas drogi. Z tego powodu, ile że treściwość Jest duszą mowy, a rozwlekłość ciałem I powierzchownym tylko bawidełkiem, Chcę być treściwym. Cny wasz syn oszalał, Oszalał, mówię; ściśle bowiem biorąc, Szaleństwo czymże jest, jeśli nie stanem Człowieka szalonego? KRÓLOWA Więcej treści W mniej sztucznych frazach. POLONIUSZ Przysięgam, o pani, Że się bynajmniej o sztukę nie silę. Syn wasz oszalał, jest to prawda; prawda, Że to nieszczęście, i nieszczęście wzajem, Że to jest prawda. Otóż się skleiła Dziwna figura jakaś retoryczna. Bodaj to! Licho zabierz sztuczne frazy! Stanąłem tedy na tym, że dostojny Syn wasz sfiksował; dobrze; idzie teraz O wyśledzenie przyczyn tej fiksacji, Która, nie będąc fikcją, już tym samym Nie może nie mieć przyczyn; to rzecz pewna; W jaki zaś sposób pewna i o ile, Rozważcie państwo sami. Mam córkę; mam ją, ponieważ jest moja. Ta tedy dziewka, pomna obowiązku I rozkazowi mojemu powolna, Oddała mi ten świstek. Posłuchajcie I konkludujcie państwo. / czyta / «Do niebiańskiego bóstwa mojej duszy, tysiącem wdzięków okraszonej Ofelii». To niestosowne wyrażenie, trywialne wyrażenie. Okraszonej — nie jestże wyrażeniem trywialnym? Ale idźmy dalej. (czyta) «Twojemu cudnie białemu łonu powierzam tych kilka wyrazów». KRÓLOWA Czy to Hamlet do niej pisał? POLONIUSZ Cierpliwości, miłościwa pani; niczego nie zataję. / czyta / «Wątp, czy gwiazdy lśnią na niebie; Wątp o tym, czy słońce wschodzi; Wątp, czy prawdy blask nie zwodzi; Lecz nie wątp, że kocham ciebie. O najmilsza Ofelio, nie biegłym w rymowaniu; nie umiem skandować westchnień moich, ale że cię bardzo, a bardzo kocham, temu wierz. Bądź zdrową. Twój na zawsze, dopóki ta machina pozostanie jego własnością, Hamlet». To mi posłuszna pokazała córka I uszom moim odkryła zarazem, Tak co do czasu, miejsca, jak sposobu, Wszystkie zaloty jego. KRÓL Ale jakże Ona przyjęła te jego zaloty? POLONIUSZ Cóż o mnie myślisz, mości królu? KRÓL Myślę, Żeś waćpan prawy, honorowy człowiek. POLONIUSZ Takim starałem się zawsze okazać. Cóż byś mógł sobie o mnie myśleć, panie, Gdybym tę miłość tak namiętną widział Był w jej zarodzie (a mówiąc nawiasem, Dostrzegłem ją był pierwej, nim mi o niej Doniosła moja córka); cóż by sobie Królowa pani mogła o mnie myśleć, Gdybym był wtedy spokojnie odegrał Rolę koperty lub pugilaresu Lub serce moje zrobił głuchoniemym I gnuśnym okiem patrzał na tę miłość? Cóż byście państwo mogli byli sobie O mnie pomyśleć? Jam sprawy nie zaspał I wnet dziewczynie mojej powiedziałem: «Hamlet jest księciem nad waściną sferę; Nie będzie z tego nic». Dałem jej przy tym Surowe upomnienia, aby odtąd Nie przyjmowała ani jego wizyt, Ani biletów, ani podarunków. Takem uczynił; ona usłuchała, A on, on, krótko mówiąc, zawiedziony W swoich nadziejach, popadł najprzód w smutek, Potem w bezsenność, potem w wstręt do jadła, Następnie w niemoc, następnie w gorączkę, I tak stopniami aż w szaleństwo, które Trawi go teraz z wielkim naszym żalem. KRÓL Cóż mówisz na to? KRÓLOWA Hm! to by być mogło. POLONIUSZ Czyż się zdarzyło kiedy, rad bym wiedzieć, Aby tam, gdzie ja powiedziałem: tak jest, W istocie było inaczej? KRÓL Nie pomnę. POLONIUSZ / wskazuje na kark i głowę / Zdejmcie to z tego, jeżeli tak nie jest. Skoro sposobność posłuży, wykryję, Gdzie siedzi prawda, chociażby się skryła W wnętrznościach ziemi. KRÓL Jakże byśmy mogli Sprawdzić to? POLONIUSZ Wiecie państwo, że on czasem Przez kilka godzin zwykł się w tej galerii Przechadzać. KRÓLOWA W rzeczy samej zwykł to czynić. POLONIUSZ Taką więc porę upatrzywszy kiedy, Wprowadzę tutaj moją córkę: wasze Królewskie moście będą mogły wtedy Ukryć się ze mną ówdzie za obiciem I być świadkami ich spotkania. Jeśli On jej nie kocha i nie skutkiem tego Utracił zmysły, to niech z szambelana Zostanę prostym chłopem albo klechą. / Wchodzi Hamlet czytając. / KRÓLOWA Patrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książką Zbliża się tutaj. POLONIUSZ Oddalcie się, państwo, Błagam was; ja z nim pomówię, pozwólcie. / Król i Królowa wychodzą ze swym orszakiem. / Jakże się miewa mój łaskawy książę Hamlet? HAMLET Dobrze, dzięki Bogu. POLONIUSZ Wieszli, kto jestem, panie? HAMLET Wiem doskonale: jesteś rybak. POLONIUSZ Zaprawdę, nie jestem nim. HAMLET Tym ci gorzej, rad bym, żebyś był tak uczciwym człowiekiem. POLONIUSZ Uczciwym, mości książę? HAMLET Tak jest, mości panie. Być uczciwym w dziejach tego świata na jedno wychodzi, co być wybranym między tysiącami. POLONIUSZ Masz wielką słuszność, mości książę. HAMLET Jeżeli bowiem słońce płodzi w zdechłym psie robaki, promienie bóstwa ścierwo całują. Czy masz waćpan córkę? POLONIUSZ Mam, panie. HAMLET Nie pozwalaj jej chodzić po słońcu. Wprawdzie poczęcie jest błogosławieństwem, ale gdyby twoja córka poczęła, na pewno byś jej nie błogosławił. Miej to na względzie, mój przyjacielu. POLONIUSZ Co przez to rozumiesz, mości książę? / do siebie / Zawsze mu się marzy moja córka. A jednak nie poznał mnie zrazu, wziął mnie za rybaka. Daleko z nim już zaszło, daleko zaszło. I mnie, prawdę mówiąc, za młodu miłość przyprowadziła do ostateczności podobnych prawie. Muszę go jeszcze raz zagabnąć. / głośno / Cóż to czytasz, mości książę? HAMLET Słowa, słowa, słowa. POLONIUSZ A o treść czy mogę spytać? HAMLET Czyją? POLONIUSZ Tej książki, którą książę czytasz. HAMLET Potwarze, mój panie, same potwarze. Ten łotr satyryk utrzymuje, że starzy ludzie mają siwe brody i zmarszczki na twarzy; że im ambra i kalafonia ciecze z oczu; że mają zupełny brak dowcipu obok wielkiego wycieńczenia łydek. Lubo ja temu wszystkiemu najsilniej i najpotężniej daję wiarę, przecież nie sądzę, aby o tym pisać przystało; bo waszmość sam stałbyś się pewnie jak ja starym, gdybyś mógł jak rak w tył kroczyć. POLONIUSZ Chociaż to wariacja, nie jest jednakże bez metody. Może byś chciał zejść, mości książę? HAMLET Z tego świata? POLONIUSZ W rzeczy samej, byłoby to zejściem. / do siebie / Jak trafne ma czasem odpowiedzi! Dar ten często bywa udziałem szalonych, gdy tymczasem przytomni i rozumni nie zawsze są zarówno szczęśliwi. Muszę go już opuścić i niezwłocznie pomyśleć o sposobach, jakby się on i moja córka zejść mogli. / głośno / Miłościwy książę, zmuszony jestem pozbawić waszą mość dłuższej mojej obecności. HAMLET Nie możesz mnie, mój panie, pozbawić niczego, czego bym chętniej się nie wyrzekł: wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia. POLONIUSZ Żegnam cię, mój łaskawy książę. HAMLET Nudni starzy głupcy. / Rozenkranc i Gildenstern wchodzą. / POLONIUSZ Szukacie, panowie, księcia Hamleta? Oto jest. / wychodzi / ROZENKRANC / do Poloniusza / Bogu cię polecamy. GILDENSTERN Miłościwy książę! ROZENKRANC Drogi nasz książę! HAMLET Kochani, dobrzy przyjaciele! Jak się masz, Gildensternie? A, Rozenkranc! Jak się macie, moi chłopcy? ROZENKRANC Zwyczajnie, jak nic nieznaczący ludzie. GILDENSTERN Szczęśliwi przez to, że niezbyt szczęśliwi. Czepca Fortuny nie jesteśmy guzem. HAMLET Ale i nie podeszwą jej trzewików? ROZENKRANC Nie, mości książę. HAMLET A więc mieszkacie u jej pasa albo raczej w centrum jej łask? GILDENSTERN Niby tak, w jej prywatnych apartamentach. HAMLET Czyli w apartamentach wstydliwych. Słusznie, Fortuna to nie lada dziewka. I cóż tam nowego? ROZENKRANC Nic, panie, wyjąwszy, że świat spoczciwiał. HAMLET Więc bliski jest dzień sądu. Ale wiadomość wasza nieprawdziwa. A teraz pytanie bardziej szczegółowe. Powiedzcie mi, w czymeście tak przeskrobali Fortunie, że was tu do więzienia wtrąciła? GILDENSTERN Do więzienia? HAMLET Dania jest więzieniem. ROZENKRANC Więc nim i świat jest także. HAMLET O, i wielkim! pełnym turm, lochów i ciemnic. Dania jest jednym z najgorszych. ROZENKRANC Nie myślimy tak, mości książę. HAMLET Więc dla was nie jest taką. W rzeczy samej, nic nie jest złe ani dobre samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim. Dla mnie Dania jest więzieniem. ROZENKRANC Skutek to chyba, panie, twojej ambicji. Dania jest dla niej za ciasna. HAMLET O Boże! ja bym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszcze bym się sądził panem niezmierzonej przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał. GILDENSTERN A te sny są właśnie wytworem ambicji; istota bowiem ambicji nie jest czym innym, tylko snów cieniem. HAMLET Same już sny nie są czym innym, tylko cieniem. ROZENKRANC Zapewne, ambicja zaś w moich oczach jest tak powietrznej i znikomej natury, że można ją nazwać cieniem cienia. HAMLET Takim sposobem żebracy są ciałami, a nasi monarchowie i nadęci bohaterowie cieniami żebraków. Nie poszlibyśmyż do dworu? bo doprawdy nie umiem rozumować. ROZENKRANC I GILDENSTERN Służymy waszej książęcej mości. HAMLET Dajmy pokój temu; nie chcę was liczyć do rzędu sług moich, bo, zaprawdę, przysługują mi się okropnie. Ale powiedzcie mi, tak po przyjacielsku, co porabiacie w Elsynorze? ROZENKRANC Chcieliśmy cię odwiedzić, mości książę; innego celu nie mamy. HAMLET Taki ze mnie nędzarz, żem nawet w podzięki ubogi; dziękuję wam jednak, chociaż to podziękowanie, wierzcie mi, kochani przyjaciele, niewarte i pół szeląga. Czy nie posyłano po was? Przybyliścież mnie odwiedzić z własnego popędu, z dobrej woli? Powiedzcie mi, powiedzcie; bądźcie szczerzy. I cóż? GILDENSTERN Cóż mamy powiedzieć, mości książę? HAMLET Co bądź, byle się stosowało do rzeczy. Posyłano po was: widzę w waszych oczach pewien rodzaj wyznania, które skromność wasza na próżno usiłuje pokryć. Wiem, że miłościwy król i miłościwa królowa posyłali po was. ROZENKRANC W jakimże by celu, mości książę? HAMLET Tegoć się od was chcę dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa naszego koleżeństwa, na współdźwięk młodych lat naszych, na obowiązki naszej statecznej przyjaźni, na wszystko, co jest najświętsze i na co lepszy mówca lepiej by was niż ja mógł zakląć, powiedzcie mi rzetelnie, otwarcie: posyłanoż po was czy nie posyłano? ROZENKRANC / do Gildensterna / Cóż ty na to? HAMLET / na stronie / Aha, przyszliście mnie więc wymacać. / głośno / Jeżeli mi dobrze życzycie, powiedzcie prawdę. GILDENSTERN W istocie, posyłano po nas. HAMLET Powiem wam, w jakim celu; tym sposobem domyślność moja uprzedzi waszą gadatliwość i dyskretność wasza nie będzie dyskredytowana. Od niejakiego czasu, nie wiem skąd, ze szczętem humor straciłem; zarzuciłem dawne przywyknienia i w tak ponure popadłem usposobienie, że ten piękny obszar ziemski pustynią mi się wydaje; to wspaniałe sklepienie tam w górze, ten cudnie wiszący firmament, ta majestatyczna przestrzeń złotymi obsypana iskrami niczym innym nie jest w moich oczach, jak tylko marnym, zaraźliwym zbiorem wyziewów. Jak doskonałym tworem jest człowiek! Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym w swych zdolnościach! Jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! Czynami podobnym do anioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata. Arcytypem wszech jestestw! A przecież czymże jest dla mnie ta kwintesencja prochu? Synowie ziemi nie pociągają mnie ani jej córki, jakkolwiek, sądząc po waszym uśmiechu, zdajecie się to przypuszczać. ROZENKRANC Myśl taka, panie, nie przeszła mi przez głowę. HAMLET Dlaczegóż się waćpan roześmiałeś, kiedym powiedział, że mnie synowie ziemi nie pociągają? ROZENKRANC Bom sobie pomyślał, jakie w takim razie przyjęcie znajdą aktorowie, którycheśmy w drodze spotkali, a którzy tu dążą celem ofiarowania waszej książęcej mości usług swoich. HAMLET Ten, co gra króla, godnie będzie przyjęty: jego królewska mość otrzyma ode mnie pamiątkę; awanturniczy rycerz będzie mógł do woli użyć tarczy i miecza; kochanek nie będzie darmo wzdychał; melancholik spokojnie odegra swoją rolę; błazen pobudzi do śmiechu tych, co mają łechczywe płuca; a piękna dama swobodnie wywnętrzy swe uczucia, jeśli nie będzie miała wstrętu do wiersza bez rymu. Cóż to za aktorowie? ROZENKRANC Ciż sami, którzy cię zwykli byli zadowalać, mości książę; aktorowie tragiczni ze stolicy. HAMLET Skądże im przyszło teraz po świecie wędrować? Na miejscu siedząc lepiej by wyszli tak pod względem sławy, jak korzyści. ROZENKRANC Przyczyną ich wędrowania były, jak się zdaje, świeżo zaszłe innowacje. HAMLET Sąż oni jeszcze tak samo lubiani jak wtedy, kiedym był w stolicy? Zawszeż liczne mają publicum? ROZENKRANC Zaiste, teraz nie bardzo. HAMLET Skądże to pochodzi? Czy się opuścili w sztuce? ROZENKRANC Bynajmniej: usiłowania ich postępują zawsze równym krokiem; ale wylęgło się tam stado dzieci, małych indycząt, które piszczą jak opętane i gwałtowne za to odbierają oklaski. Te są teraz w modzie i tak dalece oczerniają teatr niższej klasy (tak nazywają tamten), że niejeden z rapierem przy boku, bojąc się piór gęsich, nie śmie się już tam pokazać. HAMLET Sąli to dzieci naprawdę? Któż ich utrzymuje? Jak są płatni? Myśląż oni tylko dopóty sztukę uprawiać, dopóki nie stracą dyszkantu? Nie powiedząż wtedy, gdy sami spadną między niższą klasę (co jest bardzo prawdopodobne, jeśli ich sytuacja się nie poprawi), że piszący dla nich krzywdę im wyrządzili, każąc im wykrzykiwać na ich własną przyszłość? ROZENKRANC Bądź co bądź, z obu stron niemało było hałasu i publiczność nie miała sobie za grzech podżegać ich nawzajem do kłótni. Przez czas jakiś nie można było grosza na żadnej sztuce zarobić, jeżeli autorzy i aktorzy za łby się w niej nie powiedli. HAMLET Czy być może? GILDENSTERN Niemało też łbów porozbijano. HAMLET I smarkacze wzięli górę? ROZENKRANC Nie inaczej. Herkules zmuszony był kapitulować przed Pigmejczykami. HAMLET Nie ma w tym nic dziwnego, boć mój stryj jest królem duńskim; i ciż sami, którzy mu za życia mego ojca wykrzywiali gęby, dają teraz dwadzieścia, czterdzieści, pięćdziesiąt i sto dukatów za jego portret w miniaturze. Do licha! musi w tym być coś nadnaturalnego. Gdyby to filozofia mogła wytłumaczyć? / Odgłos trąb za sceną. / GILDENSTERN Zapewne to aktorowie. HAMLET Koledzy, miłymiście gośćmi w Elsynorze. Podajcie mi dłonie. Do orszaku gościnności należy etykieta i ceremonie; winienem was przeto podjąć tym trybem: inaczej, moje obejście się z aktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejme, wydałoby się gościnniejsze niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartymi rękoma, ale mój stryj-ojciec i moja matka-stryjenka zostali oszukani. GILDENSTERN Jakim sposobem, drogi książę? HAMLET Szalony jestem tylko przy wietrze północno-zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem odróżnić jastrzębie od czapli. / Wchodzi Poloniusz. / POLONIUSZ Dobre nowiny, panowie, wesołe nowiny! HAMLET Słuchaj go, Gildensternie, i ty także. Słuchajcie z całą uwagą. Ten wielki dzieciuch nie wyszedł jeszcze z pieluch. ROZENKRANC Chyba wszedł w nie powtórnie, bo mówią, że starzy ludzie na nowo stają się dziećmi. HAMLET Prorokuję wam, że przychodzi nam zwiastować aktorów; uważcie tylko. — Masz waćpan słuszność: było to w poniedziałek z rana, w rzeczy samej. POLONIUSZ Mości książę, mam ci oznajmić coś nowego. HAMLET Mości panie, mam ci oznajmić coś nowego. Gdy Roscjusz w Rzymie był aktorem… POLONIUSZ Aktorowie przybyli, mości książę. HAMLET Ejże? Ejże? POLONIUSZ Na honor, mości książę. HAMLET / śpiewając / Każdy więc aktor przyjechał na ośle. POLONIUSZ Są to aktorowie najlepsi w świecie, zdatni do wszelkiego rodzaju przedstawień: tragicznych, komicznych, historyczno-sielankowych, tragiczno-historycznych, tragiczno-komiczno-historyczno-sielankowych: czy to w scenach ciągłych, czy to w luźnym poemacie. Seneka nie jest dla nich za ciężki ani Plaut za lekki. Tak w recytowaniu, jak w improwizowaniu nie mają sobie równych. HAMLET O Jefte, sędzio Izraela, jakiż to skarb posiadłeś! POLONIUSZ Jakiż on skarb posiadał, mości książę? HAMLET Ba! Córkę gładką, nic więcej, Którą wielce miłował. POLONIUSZ / na stronie / Zawsze mu się marzy moja córka. HAMLET Nieprawdaż, stary Jefte? POLONIUSZ Jeżeli mnie nazywasz Jeftem, mości książę, to nie przeczę, iż posiadam córkę, którą wielce miłuję. HAMLET Ależ nie to idzie za tym. POLONIUSZ Cóż za tym idzie, mości książę? HAMLET Ba! To, co rzekomo Bogu wiadomo. A potem, jak wiesz waćpan, Stać się musiało, Co snadź się stało. Pierwszy dwuwiersz tej pobożnej pieśni więcej objaśni waćpana, niż ja mogę; bo oto nadchodzi moja rozrywka. / Wchodzi czterech lub pięciu aktorów. / Witam was, mości panowie, witam. Cieszę się, że cię oglądam w dobrym zdrowiu. Witajcie, przyjaciele. O stary, jaką żeś sobie brodę wyhodował, odkąd cię ostatni raz widziałem! Przyszedłeś mię tu nią straszyć? A, to ty, piękna damo! Szlachetna dziewico, dalipan, od czasu jak cię ostatni raz widziałem, zbliżyłaś się ku niebu na całą wysokość korka. Nie daj Boże, aby głos twój, jak dukat oberżnięty, wyszedł z obiegu! Witajcie nam, wszyscy bez wyjątku! Będziemy jak francuscy łowcy rzucać się na wszystko, co ujrzymy. Nie moglibyśmyż usłyszeć czego zaraz? Dajcie nam próbkę swego talentu: przedeklamujcie co patetycznego. PIERWSZY AKTOR Co na przykład, panie? HAMLET Słyszałem cię raz deklamującego jeden ustęp, ustęp sztuki, która nigdy grana nie była, albo co najwięcej raz tylko, bo, ile pamiętam, nie podobała się publiczności; był to kawior dla jej podniebień: moim jednak zdaniem i tych, których sąd o takich rzeczach równego z moim był wzrostu, była to sztuka wyborna, dobrze podzielona na sceny, ułożona z równą zręcznością, jak naturalnością. Przypominam sobie kogoś, co mówił, że braknie tym wierszom sosu dla dodania smaku osnowie, i osnowy, która by pozwalała posądzić autora o uczucie; przyznawał jej wszakże dobrą manierę, jędrność w obrobieniu i piękność, lubo bez wdzięku. W sztuce tej szczególnie lubiłem jeden ustęp, to jest opowiadanie Eneasza: mianowicie owo miejsce, w którym ten bohater opisuje Dydonie śmierć Priama. Jeżeli je pamiętasz, to zacznij od tego wiersza: Zaraz, zaraz… «Okrutny Pirrus, jak ów zwierz hirkański…» Nie, nie tak się zaczyna, ale zawsze od Pirrusa. «Okrutny Pirrus, którego zbroica, Czarna jak jego myśl, podobna była Do owej nocy, gdy w złowrogim koniu Chytrze ukryty leżał, powlókł teraz Straszną swą postać dzikszą jeszcze barwą: Od stóp do głowy czerwienią się odział, Zbroczon krwią ojców, matek, córek, synów, Spiekły od żaru płonącego miasta, Które przeklętym blaskiem przeświecało Mordercy swego pana; rozpalony Gniewem i ogniem i skrzepły zarazem Od stęgłej na nim posoki, oczyma Jak karbunkuły płomieniejącymi Szuka piekielny Pirrus sędziwego Starca Priama». POLONIUSZ Jako żywo, ślicznie deklamujesz, mości książę, z doskonałym akcentem i spadkiem głosu. PIERWSZY AKTOR «Znajduje go wreszcie Słabo na Greków nacierającego. Rdzawy miecz jego, zbuntowany przeciw Jego ramieniu, nieposłuszny woli, Płazem uderza, kędy spadnie. Z całą Przewagą siły rzuca się na niego Pirrus; z wściekłością próżny cios wymierza: Lecz sam już zamach, sam świst jego stali Obala starca: wtedy oto Ilium, Jak gdyby chciało nowy cios odwrócić, Koronowaną płomieniami głowę Chyli ku ziemi i trzaskiem okropnym W niewolę ima Pirrusowe ucho; Bo patrzcie! oto zabójczy miecz jego Nad mleczną głową czcigodnego starca Już, już wzniesiony, zda się, jakby nagle Ugrzązł w powietrzu. Jak kamienny posąg Bóstwa zagłady, ważąc się pomiędzy Czynem i wolą, stał czas jakiś Pirrus I nie przedsiębrał niczego. Lecz jako nieraz widzimy przed burzą Ciszę na niebie, spokojność w obłokach, Wichry uśpione, a na dole ziemię Jak grób milczącą, wtem przerażający Piorun rozdziera chmurę: tak po chwili Zbudzona zemsta podżega na nowo Zastałe ramię Pirrusa i nigdy Niemiłosierniej ciężki młot cyklopów Nie spadł na Marsa wiecznotrwałą zbroję, Jak teraz krwawy miecz Pirrusa spada Na sędziwego Priama. Hańba ci, zmienna Fortuno! Bogowie, Wy wszyscy, którzy zasiadacie ówdzie, W radzie Olimpu, odejmcie jej władzę! Połamcie szprychy i dzwona jej koła I stoczcie krągłą piastę z szczytu niebios W bezdenną otchłań piekieł!» POLONIUSZ To za długie. HAMLET Więc razem z twoją brodą pójdzie do balwierza. Mów dalej, bracie. Jemu by trzeba jasełek lub fars plugawych, inaczej zaśnie. Dalej, przejdź teraz do Hekuby. PIERWSZY AKTOR «Ale kto widział nieszczęsną królowę, Jak rozczochrana…» HAMLET Jak to, rozczochrana? POLONIUSZ To dobre wyrażenie; rozczochrana królowa jest dobrym wyrażeniem. PIERWSZY AKTOR «Jak rozczochrana, grożąca płomieniom Łez potokami, biegła tu i ówdzie, Boso, z łachmanem na tej samej głowie, Którą niedawno jeszcze diadem stroił; Odziana, miasto sukni, prześcieradłem, W chwili popłochu schwyconym naprędce; O, kto by to był widział, ten zmaczanym W żółci językiem byłby był wyzionął Przeciw Fortunie ostatnie bluźnierstwa; A gdyby były ją widziały nieba W tej chwili, kiedy ujrzała Pirrusa Z dziką radością siekącego mieczem Ciało jej męża, wybuch jej boleści Byłby był z oczu ich promieniejących (Jeżeli tylko rzeczy tego świata Mogą je wzruszyć) zdrój rosy wycisnął I współjęk z piersi bogów». POLONIUSZ Patrzcie, jak mu się twarz zmieniła i łzy mu w oczach stanęły. Skończ już, waćpan. HAMLET Dosyć tego, dopowiesz mi resztę niebawem. Mości panie, zechciej dojrzeć, aby ci ichmoście dobrze byli ugoszczeni. Słyszysz, waćpan? Niech znajdą dobre przyjęcie; bo oni są streszczoną, żywą kroniką czasu. Byłoby lepiej dla waćpana zyskać po śmierci niepochlebny napis na nagrobku niż za życia niekorzystne ich świadectwo na scenie. POLONIUSZ Mości książę, obejdę się z nimi stosownie do ich zasługi. HAMLET Do paralusza! znacznie lepiej. Gdybyśmy się obchodzili z każdym wedle jego zasług, któż by uniknął chłosty! Obchodź się z nimi waćpan odpowiednio do własnej twej zacności i godności. Im mniej kto zasługuje na względy, tym więcej ma zasługi nasza względem niego uprzejmość. Odprowadź ich. POLONIUSZ Pójdźcie, panowie. / wychodzi z kilkoma aktorami / HAMLET Idźcie z nim, moi przyjaciele; dacie nam jutro jakie przedstawienie. Słuchaj no, stary, możecie grać Zabójstwo Gonzagi? PIERWSZY AKTOR Możemy, panie. HAMLET To grajcie je jutro. Nie mógłżebyś w potrzebie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy, które bym napisał i wtrącił do twojej roli? PIERWSZY AKTOR Czemu nie, łaskawy panie. HAMLET To dobrze. Udaj się za tamtym jegomościem, tylko nie drwij z niego, proszę cię. / Wychodzi Aktor. / Kochani przyjaciele, / do Rozenkranca i Gildensterna / pozwólcie was pożegnać. Do zobaczenia wieczorem. ROZENKRANC I GILDENSTERN Żegnamy cię, drogi książę. / wychodzą / HAMLET Bóg z wami! Otóż nareszcie sam jestem. O, jakiż ze mnie głąb, jaki ciemięga! Czyliż to nie jest zgrozą, że ten aktor, Niby w wzruszeniu, w parodii uczucia, Do tego stopnia mógł nagiąć swą duszę Do swoich pojęć, że za jej zrządzeniem Twarz mu pobladła, z oczu łzy pociekły, Oblicze jego, głos, ruch, cała postać Zastosowała się do jego myśli? I gwoli komuż to? gwoli Hekubie! Cóż z nim Hekuba, on z nią ma wspólnego, Żeby aż płakał nad jej losem? Cóż by Ten człowiek czynił, gdyby miał podobny Mojemu powód i bodziec do wrzenia? Zalałby łzami całą scenę, rozdarł Uszy słuchaczy rażącymi słowy, W występnych rozpacz wzbudził, dreszcz w niewinnych. Zmieszał prostaczków i sparaliżował Ich wzrok pospołu ze słuchem. A ja, ospały niedołęga, drzemię Jak Maciek, świętej niepamiętny sprawy, I ani usty ująć się nie umiem Za tego króla, na którego włości I drogim życiu dokonany został Najohydniejszy rozbój. Jestżem tchórzem? Któż mi zarzuci podłość? Któż mnie może Wziąć za kark, za nos powieść, w twarz mi plunąć, Wyrzucić w oczy kłamstwo? Któż to może? A jednak Zasługiwałbym na to, bo w istocie Muszę mieć chyba wnętrzności gołębia I brak zupełny żółci, nadającej Gorycz poczucia krzywdy, kiedym jeszcze Nie napasał dotąd stada sępów ścierwem Tego nędznika. O bezwstydny łotrze! Zakamieniały, krwawy, sprośny łotrze! Bodaj żem! Mnież to przystoi, synowi, Jedynakowi zamordowanego Drogiego ojca, od nieba i piekła Powołanemu do zemsty, jak baba Marnymi słowy dawać folgę sercu I na przekleństwach czas trawić jak prosta, Karczemna dziewka?! Fuj! fuj! Gdzież moja głowa? Powiadają, Że zatwardziali złoczyńcy, obecni Na przedstawieniu okropnych widowisk, Tak silnym zdjęci bywali wrażeniem, Że sami swoje wyznawali zbrodnie: Mord bowiem, choćby ust nie miał, cudowny Ma organ mowy. Każę tym aktorom Coś podobnego do sceny zabójstwa Ojca mojego odegrać przed stryjem; Patrzeć mu będę w oczy, śledzić będę Najmniejszy jego ruch: jeżeli zadrgnie, Wiem, co mam czynić. Ten duch, com go widział, Mógł być szatanem (bo szatan przybiera, Jaką chce postać) i nadużywając Mojej słabości i smętności (taki Bowiem stan duszy bardzo mu dogodny), Ciągnie mnie może w przepaść? Chcę pewniejszej Niż ta rękojmi. Zamierzona sztuka Będzie probierzem, którym, jak na wędę, Sumienie króla na wierzch wydobędę. / wychodzi / AKT TRZECI SCENA PIERWSZA / Pokój w zamku. / / Król, Królowa, Poloniusz, Ofelia, Rozenkranc i Gildenstern / KRÓL I nie mogliście wyrozumieć żadnym Zwrotem rozmowy, skąd to rozprzężenie, Które mu pokój zakłóca tak dzikim I niebezpiecznym rodzajem maniactwa? ROZENKRANC Przyznaje, że się czuje rozstrojony; Lecz przez co, w żaden sposób wyznać nie chce. GILDENSTERN Nie znaleźliśmy go bynajmniej skłonnym Do wywnętrzania się; zręcznym dziwactwem Trzymał nas, owszem, z daleka od siebie, Kiedyśmy chcieli z niego coś wyciągnąć. KRÓLOWA Jakże was przyjął? ROZENKRANC Bardzo grzecznie. GILDENSTERN Ale Nie bez przymusu. ROZENKRANC Skąpy był w pytaniach, A w odpowiedziach odbiegał od rzeczy. KRÓLOWA Nasunęliścież mu jaką rozrywkę? ROZENKRANC Traf zrządził, żeśmy spotkali na drodze Trupę aktorów: wspomnieliśmy o tym Księciu i to go trochę ucieszyło. Ci aktorowie już się tu znajdują I, jak słyszałem, otrzymali rozkaz Grania mu dzisiaj. POLONIUSZ Tak jest w rzeczy samej I mnie on zlecił prosić najpokorniej Wasze królewskie moście, by raczyły Być obecnymi na tym widowisku. KRÓL Z największą chęcią. Serdeczniem rad, że się Do tego skłania. Wciąż go utrzymujcie, Moi panowie, w tym usposobieniu I podniecajcie w nim gust do takiego Rodzaju zabaw. ROZENKRANC I GILDENSTERN Uczynim to, panie. / wychodzą / KRÓL Oddal się także, kochana Gertrudo. Ułożyliśmy rzecz tak, aby Hamlet, Niby przypadkiem, zszedł się tu z Ofelią. Ja i jej ojciec (będzie to szpiegostwo Godziwe) tak się tu ulokujemy, Abyśmy widząc, niewidzialni sami, O tym spotkaniu z bliska mogli sądzić I z zachowania się jego wnioskować, Czy to miłości wpływ, czy nie miłości Tak go udręcza. KRÓLOWA Jestem ci posłuszna, Mój mężu. Dałby Bóg, luba Ofelio, Aby potęga twoich wdzięków była Błogim powodem tej zmiany Hamleta: Wtedy szlachetność twoja, mam nadzieję, Na dawną by go sprowadziła drogę, Ku zaszczytowi was obojga. OFELIA Pragnę, Aby tak było, miłościwa pani. / Królowa wychodzi. / POLONIUSZ Ofelio, chodź tu sobie. Najjaśniejszy, My się umieścim tam. / do Ofelii / Czytaj tę książkę, Aby ten pozór zajęcia ubarwił Twoją samotność. Tak to my, grzesznicy, Rzekomo świętą miną, uczynkami Budującymi pocukrzamy nieraz Samego diabła. KRÓL / na stronie / Prawda! Jakże srodze Bicz tych wyrazów chłoszcze mi sumienie! Twarz nierządnicy, różem upiększona, Nie tak jest szpetna obok tej powłoki Jak czyn mój obok pokostu słów moich. O, ciężkież moje brzemię! POLONIUSZ Już nadchodzi. Śpieszmy na miejsce, miłościwy panie. / Król i Poloniusz wychodzą. Hamlet wchodzi. / HAMLET Być albo nie być to wielkie pytanie. Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą Znosić pociski zawistnego losu Czy też stawiwszy czoło morzu nędzy, Przez opór wybrnąć z niego? — Umrzeć — zasnąć — I na tym koniec. — Gdybyśmy wiedzieli, Że raz zasnąwszy, zakończym na zawsze Boleści serca i owe tysiączne Właściwe naszej naturze wstrząśnienia, Kres taki byłby celem na tej ziemi Najpożądańszym. Umrzeć — zasnąć. — Zasnąć! Może śnić? — w tym sęk cały, jakie bowiem W tym śnie śmiertelnym marzenia przyjść mogą, Kiedy zrzucimy z siebie więzy ciała, To zastanawia nas: i toć to czyni Tak długowieczną niedolę; bo któż by Ścierpiał pogardę i zniewagi świata, Krzywdy ciemiężcy, obelgi dumnego, Lekceważonej miłości męczarnie, Odwłokę prawa, butę władz i owe Upokorzenia, które nieustannie Cichej zasługi stają się udziałem, Gdyby od tego kawałkiem żelaza Mógł się uwolnić? Któż by dźwigał ciężar Nudnego życia i pocił się pod nim, Gdyby obawa czegoś poza grobem, Obawa tego obcego nam kraju, Skąd nikt nie wraca, nie wątliła woli I nie kazała nam pędzić dni raczej W złu już wiadomym niż uchodząc przed nim, Popadać w inne, którego nie znamy. Tak to rozwaga czyni nas tchórzami; Przedsiębiorczości hoża cera blednie Pod wpływem wahań i zamiary pełne Jędrności, zbite z wytkniętej kolei, Tracą nazwisko czynu. — Ha! co widzę? Piękna Ofelia! — Nimfo, w modłach swoich Pomnij o moich grzechach. OFELIA Jakże zdrowie Waszej książęcej mości od dni tylu? HAMLET Dobre; pokornie dziękuję waćpannie. OFELIA Mam jeszcze od was, panie, kilka drobnych Pamiątek, dawno zwrócić je pragnęłam: Odbierzcie je dziś, proszę. HAMLET Jako żywo! Jam nigdy w życiu nic nie dał waćpannie. OFELIA Wiesz dobrze, mości książę, żeś to czynił, I upominki swoje ubarwiałeś Takimi słowy, które wszelkiej rzeczy Wartość podnoszą. Woń ich uleciała: Weź je na powrót, panie, w oczach bowiem Każdej szlachetnie myślącej osoby Najdroższe dary lichymi się stają, Gdy dawca martwi. Oto są. HAMLET Ha-ha-ha! Jestżeś uczciwa? OFELIA Mości książę! HAMLET Jestżeś piękna? OFELIA Co znaczą te pytania? HAMLET To, że jeżeli jesteś uczciwa i piękna, uczciwość twoja nie powinna mieć nic do czynienia z pięknością. OFELIA Jak to, panie? Możeż piękność z czym lepszym chodzić w parze niż z uczciwością? HAMLET Zapewne, tylko że potęga piękności prędzej obróci uczciwość w rajfurkę, niż wpływ uczciwości potrafi piękność na swoje kopyto przerobić. Było to niegdyś paradoksem, ale w nowszych czasach okazuje się pewnikiem. Kochałem dawniej waćpannę. OFELIA W rzeczy samej, dawałeś mi to książę do zrozumienia. HAMLET Nie trzeba ci było tak rozumieć; bo cnota nie daje się w stary nasz pień wszczepić tak, żebyśmy trącić nim przestali. Nie kochałem cię wcale. OFELIA Tym bardziej więc zostałam zawiedziona. HAMLET Idź waćpanna do klasztoru; na co ci mnożyć grzeszników? Ja sam jako tako jestem uczciwy, a przecież mógłbym sobie zarzucić takie rzeczy, że lepiej by było, gdyby mnie była matka na świat nie wydała. Jestem nadzwyczajnie dumny, mściwy, chciwy władzy; więcej mam przywar niż władz umysłowych do ich poznania, niż wyobraźni do dania o nich wyobrażenia i czasu do okazania ich w postępkach. Czego się takie figury tłuc mają pomiędzy ziemią i niebem? Jesteśmy arcyhultaje, wszyscy bez wyjątku; żadnemu z nas nie ufaj. Idź prosto do klasztoru. Gdzież waćpanny ojciec? OFELIA W domu, mości książę. HAMLET Zamknijże go na klucz, aby nigdzie indziej nie grał roli błazna, tylko we własnym domu. Bądź zdrowa. OFELIA / na stronie / Panie, zmiłuj się nad nim! HAMLET Jeżeli za mąż pójść chcesz, dam ci w posagu tę przestrogę: Chociażbyś jak śnieg była czysta, jak lód nieskalana, przecież nie ujdziesz obmowy. Wstąp do klasztoru. Adieu. Albo jeżeli koniecznie potrzebować będziesz wyjść za mąż, to wyjdź za głupca, bo rozsądni ludzie wiedzą bardzo dobrze, jakie z nich czynicie potwory. Idź czym prędzej do klasztoru. Adieu. OFELIA / na stronie / O nieba, wesprzyjcie go swą łaską! HAMLET Słyszałem też o malowaniu się waszym: nie dość wam jednej twarzy otrzymanej od Boga, dorabiacie sobie drugą; sztafirujecie się, krygujecie, cedzicie słowa, przedrzeźniacie boskie stworzenia i swawolę pokrywacie płaszczykiem naiwności. Precz, precz! nie chcę już patrzeć na to: to mnie we wściekłość wprawia. Wara odtąd mężczyznom żenić się; ci, co się już pożenili, jednego wyjąwszy, niech żyją zdrowi, reszta pozostać winna tak, jak jest. Do klasztoru! Do klasztoru! / wychodzi / OFELIA O, jak szlachetny duch zwichnięty został! Dworaka, wodza, mędrca ton, miecz, umysł; Kwiat oczekiwań potężnego państwa, Wzór ukształcenia, zwierciadło poloru, Cel zwracającej się uwagi świata: Wszystko to, wszystko wniwecz obrócone! I ja, ze wszystkich kobiet najnędzniejsza, Com ssała nektar słodkich jego ślubów, Skazanam teraz widzieć tę wspaniałą, Wybraną duszę, jak spękany dzwonek, Chrapliwe tylko wydającą dźwięki; To czyste źródło bogatej młodości Zmącone szałem. O, czemuż musiałam Ujrzeć, co widzę, widzieć, co widziałam! / Wchodzą Król i Poloniusz. / KRÓL Miłość! Nie takie są jej symptomata. To, co on mówił, choć trochę bez związku, Cechy szaleństwa nie nosiło wcale. Ponura jego smętność wysiaduje Coś złowrogiego, co wylęgłe z jajka Mogłoby stać się zgubne. Pragnąc przeto Zapobiec złemu, po świeżym namyśle, Postanowiłem wysłać go niezwłocznie Do Anglii celem niby zażądania Przynależnego mu haraczu. Może Ta podróż, widok różnych miejsc i rzeczy, Potrafi z jego serca wyrugować To coś, wokoło czego jego myśli, Bijąc się ciągle i skrycie nurtując, Tak go z właściwych wyrywają karbów. Cóż waćpan na to? POLONIUSZ Może to być dobre; Rozumiem jednak zawsze, że prawdziwym Jądrem i źródłem tej jego choroby Jest bezwzajemna miłość. No, Ofelio, Nie potrzebujesz nam objawiać tego, Coć mówił książę Hamlet, bośmy sami Wszystko słyszeli. Uczyń, co chcesz, panie; Jeżeli jednak uznasz to stosownym, Niech po skończonym dzisiaj widowisku Królowa matka w poufnej rozmowie Prosi go, aby jej zwierzył swój smutek. Niechaj z nim mówi bez ogródki; ja zaś, Jeśli się na to zgodzi wasza wielkość, Przyłożę ucho do tego sam na sam. Nie wydobędzieli nic z niego, wtedy Ślij go do Anglii, panie, albo zamknij, Gdzie mądrość twoja wskaże. KRÓL Dobra rada: Szalonych możnych pilnie strzec wypada. / wychodzą / SCENA DRUGA / Wielka sala tamże. / / Wchodzi Hamlet z kilkoma aktorami. / HAMLET Proszę cię, wyrecytuj ten kawałek tak, jak ja ci go przepowiedziałem, gładko, bez wysilenia. Ale jeżeli masz wrzeszczeć, tak jak to czynią niektórzy nasi aktorowie, to niech lepiej moje wiersze deklamuje miejski pachołek. Nie siecz też za bardzo ręką powietrza w taki sposób: bądź raczej ruchów swoich panem; wśród największego bowiem potoku i, że tak powiem, wiru namiętności, trzeba ci zachować umiarkowanie, zdolne nadać wewnętrznej twojej burzy pozór spokoju. Nie posiadam się z oburzenia, słysząc, jak siaki taki barczysty gbur w peruce w gałgany obraca uczucie, prawdziwy z niego łach robi, by zadowolić uszy narodku, który po największej części kocha się tylko w niezrozumiałych gestach i wrzawie. Oćwiczyć bym rad kazał takiego chama, by się bardziej hamował, gdy gra Heroda albo Termaganta. Proszę cię, chroń się tego. PIERWSZY AKTOR Zapewniam waszą wysokość. HAMLET Nie bądź też z drugiej strony za miękki; niech własna twoja rozwaga przewodnikiem ci będzie. Zastosuj akcję do słów, a słowa do akcji, mając przede wszystkim to na względzie, abyś nie przekroczył granic natury; wszystko bowiem, co przesadzone, przeciwne jest intencjom teatru, którego przeznaczeniem, jak dawniej, tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku postać ich i piętno. Owóż przeholowanie tego celu lub niedosięgnięcie może wprawdzie rozśmieszyć prostaczków, ale znającym się na rzeczy musi pójść w niesmak, nagana zaś jednego z tych ostatnich, na szali waszych zasług przeważyć musi poklask całego tłumu pierwszych. Widziałem ja aktorów i znaleźli się tacy, co ich chwalili, głośno nawet, aktorów, którzy (bogobojnie mówiąc) ani z mowy, ani z ruchów nie byli podobni do chrześcijan ani do pogan, ani do ludzi, a rzucali się i ryczeli tak, iż pomyślałem sobie, że chyba jaki najemnik natury sfabrykował ludzkość; tak bezecnie ją naśladowali. PIERWSZY AKTOR Pochlebiamy sobie, żeśmy się tego pozbyli cokolwiek. HAMLET O, pozbądźcie się tego ze szczętem. Tym zaś, co u was grają błaznów, zakażcie jak najsurowiej prawić co bądź więcej nad to, co stoi w ich roli; są bowiem między nimi tacy, co się namawiają do śmiechu, aby w pewnej liczbie jałowych spektatorów także śmiech wzbudzić, i to właśnie w chwili, kiedy przypada jaki szczegół sztuki zasługujący na uwagę. To niegodziwość dowodząca politowania godnej próżności w błaźnie, który tak czyni. Idźcie i bądźcie w pogotowiu. / Aktorowie wychodzą. / / Wchodzą Poloniusz, Rozenkranc i Gildenstern. / No i cóż, mości panie? Czy król chce spożyć ten kęs widowiska? POLONIUSZ Jego królewska mość przybędzie, królowa jejmość także, i to zaraz. HAMLET Powiedzże, waćpan, aktorom, niech się śpieszą. / Poloniusz wychodzi. / A panowież to nie dopomożecie ich znaglić do pośpiechu? ROZENKRANC I GILDENSTERN I owszem, mości książę. / wychodzą / HAMLET Hola, Horacy! / Horacy wchodzi. / HORACY Co rozkażesz, panie? HAMLET Horacy, tyś najsprawiedliwszy z ludzi, Z którymi kiedykolwiek przestawałem. HORACY O panie! HAMLET Nie myśl, że ci chcę pochlebić. Czegóż bym mógł się spodziewać od ciebie, Który nic nie masz, krom rześkości ducha, Ku wyżywieniu się i ku okryciu? Któż by pochlebiał biednym! Niechaj w cukrze Smażony język liże głupią pychę, Niech się zawiasy kolan uginają Tam, gdzie łaszenie się zdobywa korzyść. Słuchaj: od chwili kiedy dusza moja Mogła być panią swojego wyboru I ludzi jednych przenosić nad drugich, Od owej chwili już cię ona sobie Upodobała; boś ty, wiele cierpiąc, Takim był zawsze, jakbyś nic nie cierpiał; Boś ty Fortunie zarówno był wdzięczny Za jej umizgi i prześladowania; A błogosławion, w kim krew z przekonaniem Tak są zmieszane, iż on palcom losu Nie służy za flet do wydania dźwięków Wedle kaprysu. O, daj mi człowieka, Niebędącego żądz swych niewolnikiem, A w głębi mego serca go umieszczę, W sercu samegoż serca, tak jak ciebie. Za wiele tego już podobno. W sztuce, Która niebawem ma być przedstawiona, Jest jedna scena zbliżona do tego, Com ci o śmierci mego ojca zwierzył. Gdy się ta scena pertraktować będzie, Zwróć, proszę, całą potęgę uwagi Na mego stryja. Jeśli jego wina Podczas tej sceny sama się nie zdradzi, Ów niby zacny duch był potępieńcem, A moje myśli tak czarne jak sadza W kuźni Wulkana. Nie spuszczaj go z oczu, Ja mój wzrok także pilnie w twarz mu wryję, A potem zlejem nasze spostrzeżenia W stanowczą formę wniosku. HORACY Dobrze, panie; Jeżeli skradnie co mojej baczności I ujdzie cały, zapłacę tę kradzież. HAMLET Już idą; muszę znowu zostać głupcem. Dalej na miejsce! / Marsz. Odgłos trąb. / / Król, Królowa, Poloniusz, Ofelia, Rozenkranc, Gildenstern i inne osoby wchodzą. / KRÓL Jakże się miewa nasz syn, Hamlet? HAMLET Wybornie, żyję jak kameleon powietrzem nadzianym obietnicami; kapłonów nie moglibyście lepiej tuczyć. KRÓL Nie mam co zrobić z tą odpowiedzią. Te słowa nie do mnie należą. HAMLET Ani do mnie już teraz. / do Poloniusza / Waćpan grywałeś kiedyś na uniwersytecie, jeżeli się nie mylę? POLONIUSZ Tak jest, mości książę, i miałem sławę dobrego aktora. HAMLET A cóżeś pan przedstawiał? POLONIUSZ Przedstawiałem Juliusza Cezara i zostałem zabity na Kapitolu. Brutus mnie zabił. HAMLET Cóż to za brutalstwo było z jego strony, żeby tak kapitalne cielę tam zabijać! — Czy aktorowie już w pogotowiu? ROZENKRANC Czekają, panie, na twe rozkazy. KRÓLOWA Pójdź tu, kochany Hamlecie, siądź przy mnie. HAMLET Wybacz, kochana matko, tu jest metal silniej pociągający. POLONIUSZ / do Króla / Słyszałeś, panie? HAMLET / do Ofelii / Mogęż, o pani, lec na twoim łonie? OFELIA Nie, mości książę. HAMLET To jest na twoim łonie głowę wsparłszy? OFELIA Możesz, książę. HAMLET / kładąc się u jej nóg / Sądziszli, żem miał w myśli co innego? OFELIA Ja nic nie sądzę. HAMLET To by był pomysł nie lada położyć się między nogami dziewczyny. OFELIA Co takiego? HAMLET Nic. OFELIA Książę dziś jesteś wesół. HAMLET Kto? ja? OFELIA Nie inaczej. HAMLET O, jestem tylko twoim wesołkiem. Cóż zresztą człowiek ma czynić, jeżeli nie weselić się? Oto na przykład moja matka, patrz, pani, jak promieniejąco wygląda, chociaż mój ojciec zmarł przed dwiema godzinami. OFELIA Przed dwa razy dwoma miesiącami, mości książę. HAMLET Tak to już dawno? Niechże się diabeł czarno nosi, ja przywdzieję sobole. Dlaboga? Od dwóch miesięcy zmarły i jeszcze nie zapomniany? Jest więc nadzieja, że pamięć wielkich ludzi zdoła przetrwać ich żywot przez pół roku; notabene, jeżeli ufundują kościoły; w przeciwnym razie niech się nie skarżą, jeżeli ich spotka los tego konika, któremu na nagrobku napisano: «Konik zdechł, więc go w miech». / Odgłos trąb. Po czym następuje pantomima. Para królewskich małżonków w czułej komitywie wchodzi na scenę. Królowa ściska króla i on ją nawzajem, klęka przed nim z wyrazem najtkliwszego przywiązania; on ją podnosi i głowę na jej piersi skłania; kładzie się potem na kwiecistej darni i zasypia. Ona, widząc go uśpionego, odchodzi. Po niejakiej chwili ukazuje się jakiś człowiek, zbliża się do śpiącego, zdejmuje mu z głowy koronę, całuje ją, wlewa potem w ucho królowi truciznę i wychodzi. Królowa powraca, znajduje króla nieżywego i bardzo rozpacza. Zabójca w towarzystwie dwóch czy trzech niemych osób wchodzi znowu i niby także lamentuje. Wynoszą trupa. Zabójca składa przed królową dary i oświadcza jej swoją miłość. Ona okazuje zrazu wstręt i niechęć, w końcu jednak podaje mu rękę. Wychodzą. / OFELIA Co to było, mości książę? HAMLET To był hultajski bigos, a oznacza zbrodnię. OFELIA Zapewne ta pantomima zawierała w sobie treść sztuki? / Wchodzi Prolog. / HAMLET Dowiemy się od tego jegomościa. Aktorowie nie umieją trzymać języka za zębami; muszą wszystko wypaplać. OFELIA Czy on nam odkryje znaczenie tego? HAMLET Niezawodnie, tak jak wszystko, co byś mu pani odkryła. Nie wstydź się tylko pokazać mu, co masz do pokazania, a on się nie powstydzi powiedzieć ci, co to znaczy. OFELIA Ladaco z waści, ladaco. Będę patrzeć na sztukę. PROLOG Cni panowie i cne damy, Dla was i dla naszej dramy Kornie was o wzgląd błagamy. HAMLET Prologli to czy dewiza na sygnet? OFELIA To było krótkie. HAMLET Jak miłość kobiety. / Wchodzą Król aktor i Królowa aktorka. / KRÓL AKTOR «Trzydzieści razy Feba rumaki obiegły Krąg Tellury i przestwór Neptuna rozległy I trzydzieści kroć razy dwanaście na przemian Zapłonął i zbladł miesiąc nad głowami ziemian, Odkąd nam Amor serca, Hymen złączył dłonie Węzłem, który się chyba rozwiąże po zgonie». KRÓLOWA AKTORKA «Obyśmy drugie tyle zmian luny i słońca Zliczyli, nim miłości dożyjemy końca! Lecz ach! już od pewnego czasu niezbadana W zdrowiu, w humorze twoim, panie, zaszła zmiana. Lękam się… niechaj jednak te niewieście trwogi Nie przyczyniająć cierpień, o mężu mój drogi. Obawy u płci naszej z miłości się rodzą Jak ta lub nie istnieją, lub miarę przechodzą. Czym moja miłość, tego liczneś miał objawy; W jakim zaś stopniu miłość, w takim i obawy. Gdzie wielka miłość, lada wątpliwość przeraża, I z zwiększeniem się obaw miłość się pomnaża». KRÓL AKTOR «Tak, najmilsza, opuszczę cię, i to niedługo, Coraz już siły skąpszą darzą mię posługą; Ty zostaniesz; żyć będziesz na tym pięknym świecie Szanowana, kochana, i może ci splecie Wieniec drugi małżonek». KRÓLOWA AKTORKA «O, wstrzymaj te słowa! Zbrodnią by w moim łonie była myśl takowa. Obym przy drugim mężu była potępioną! Taka tylko drugiego może zostać żoną, Co zabiła pierwszego». HAMLET To piołun. KRÓLOWA AKTORKA «Podłe tylko chucie Kleją powtórne związki, lecz nigdy uczucie. Zabójczyni pierwszego powtórnie go zgładza, Gdy nowego małżonka w łoże swe wprowadza». KRÓL AKTOR «Że myślisz tak, jak mówisz, najzupełniej wierzę; Nieraz jednak człek łamie to, co przedsiębierze. Zamiar jest niewolnikiem wyłącznym pamięci. Nagle zrodzony, ale słabej konsystencji; Krzepko wisi, jak owoc nieźrzały u drzewa. Lecz gdy zmięknie, przed czasem lada wiatr go zwiewa Nie dziw, że nie pomnimy wypłacać na dobie Długu, któryśmy winni tylko samym sobie. To, co postanawiamy w chwili uniesienia, Z uniesieniem minionym w parę się zamienia; Zbytnia gwałtowność, czy to radości czy smutku, Sama własne swe chęci wydziedzicza z skutku, Gdzie radość pusta, smutek przechodzi w rozpacze, Tam po chwili cieszy się smutek, radość płacze. Świat ten nie wiekuisty ni się kto zdumiewa, Że z przesileniem szczęścia i miłość omdlewa; Kwestia to bowiem jeszcze mieszcząca zawiłość, Czy miłość jedna szczęście, czy też szczęście miłość? Możny runął, pierzchają wraz czcicieli zgraje; Biedny wzniósł się, aliści wróg dłoń mu podaje. Zdaje się więc, że miłość szczęściu jest służebna, Ma przyjaciół, komu ich miłość niepotrzebna, A kto w potrzebie niby przyjaciela wzywa, Gotowego w nim sobie wroga wychowywa. Słowem, skończyłbym na tym, od czego zacząłem, Chęć i moc nasza tak są odrębnym żywiołem, Że najczęściej upada to, co człek zamierzy, Myśl nasza do nas, cel jej nie do nas należy. Tak i ta myśl, że z drugim nie będziesz złączona, Skona w tobie, gdy pierwszy twój małżonek skona». KRÓLOWA AKTORKA «Niech mi niebo odmówi światła, ziemia wody, Noc nie da odpoczynku, dzień nie da swobody! W rozpacz niech wszelka moja zmieni się pociecha, Los tylko więźnia w lochu niech mi się uśmiecha: Wszystko to, co rumieniec przeistacza w bladość, Niech będzie mym udziałem, gdy uczuję radość. Tu i tam niech ponoszę kaźń co chwila nową, Jeśli żoną zostanę, raz zostawszy wdową!» HAMLET / do Ofelii / Gdyby tę przysięgę miała złamać… KRÓL AKTOR «Ślub to straszliwy. — Luba, opuść mię na chwilę: Myśli mi się mieszają; może snem zasilę Znękane ciało». / zasypia / KRÓLOWA AKTORKA «Niech cię kołysze sen błogi I wszelkie zło omija z dala nasze progi!» / wychodzi / HAMLET / do Królowej / Jak ci się, pani, podoba ta sztuka? KRÓLOWA Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele. HAMLET O, ale dotrzyma słowa. KRÓL Czy znasz waćpan treść tej sztuki? Nie mieściż ona w sobie nic zdrożnego? HAMLET Nic zgoła; oni tylko żartują, trują żartem; nic zdrożnego w świecie. KRÓL Jakiż ta sztuka ma tytuł? HAMLET „Łapka na myszy”. Skąd zaś taki? Przez przenośnię. Przedstawia ona morderstwo dokonane w Wiedniu. Zamordowany książę nazywał się Gonzago, a jego żona Baptysta. Arcyszelmowska to sprawka, jak zaraz obaczymy. Ale co nam do tego? Wasza królewska mość i my wszyscy mamy spokojne sumienie, nie może nas to dotknąć. Niech się drapie, kto ma liszaj; nasza skóra zdrowa. / Wchodzi Lucjan. / To jest niejaki Lucjan, synowiec króla. OFELIA Objaśniasz, mości książę, tak dobrze jak chór starożytny. HAMLET Mógłbym być pośrednikiem między panią a jej kochankiem, gdybym tylko był świadkiem waszych igraszek. OFELIA Kolący masz dowcip, mości książę. HAMLET Odpokutowałabyś, pani, niejednym jękiem stępienie mi kolca. OFELIA Coraz to lepiej i zarazem gorzej. HAMLET Tak właśnie traktujecie swych mężów. Dalej, morderco; Zrzuć twą przeklętą larwę i zaczynaj: Już kruk krakaniem Do zemsty daje hasło. LUCJAN «Myśl czarna, ręka pewna, płyn dzielny, czas sprzyja. Nie tamuje zamiaru obecność niczyja. Szary wyskoku, w północ z zbójczych ziół zebrany, Po trzykroć pod Hekaty klątwą gotowany, Władzę twą czarodziejską, straszną w swym rozwiciu Okaż niezwłocznie na tym zdrowym jeszcze życiu». / wlewa truciznę w ucho śpiącemu / HAMLET Truje go w jego własnym ogrodzie dla zagrabienia jego państwa. Nazwisko tamtego jest Gonzago; rzecz autentyczna i we włoskim tekście wybornie opisana. Teraz zobaczymy, jakim sposobem morderca pozyskuje miłość żony Gonzagi. OFELIA Król powstaje. HAMLET Jak to? Strwożony fałszywym alarmem? KRÓLOWA Co ci jest, panie? POLONIUSZ Niech skończą widowisko! KRÓL Światła! Wychodźmy. POLONIUSZ Światła! światła! światła! / Wszyscy wychodzą prócz Hamleta i Horacego. / HAMLET Niech ryczy z bólu ranny łoś, Zwierz zdrów przebiega knieje, Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. To są zwyczajne dzieje. Powiedz mi, waćpan, czy ta komedia, z dodatkiem lasu piór na głowie i pary prowansalskich róż u dziurawych trzewików, nie powinna by (jeśli resztka mojego szczęścia mnie zawiedzie) zapewnić mi udziału w jakiej trupie aktorów? Hę? HORACY Połowę udziału. HAMLET Ależ cały. Wiedz bowiem, miły mój Damonie, Że z raju dziś tu step; Gdzie wczora Jowisz był na tronie, Tam dziś panuje — pustka. HORACY Mogłeś dorymować, mości książę. HAMLET O Horacy! Słowa tego ducha złota warte. Czy widziałeś? HORACY Najwyraźniej. HAMLET Kiedy była mowa o otruciu?… HORACY Uważałem dobrze. HAMLET Ha! ha! — Nie ma tam gdzie jakiego grajka? Hej! Bo skoro król komedii nie lubi, pewnikiem Król jegomość komedii nie jest lubownikiem. A co, są grajkowie? / Wchodzą Rozenkranc i Gildenstern. / GILDENSTERN Mości książę, niech nam wolno będzie powiedzieć jedno słowo. HAMLET Ile ich jest w słowniku. GILDENSTERN Mości książę, król… HAMLET Cóż król porabia, mości panie? GILDENSTERN Od wyjścia stąd bardzo zaniemógł. HAMLET Z przepicia? GILDENSTERN Z wzburzenia żółci. HAMLET Troskliwość pańska byłaby się była okazała trafniejsza, udając się w takim razie do doktora. Bo gdybym ja mu zapisał na przeczyszczenie, mogłoby mu to jeszcze bardziej żółć wzburzyć. GILDENSTERN Racz, łaskawy panie, zamknąć swą mowę w pewne szranki i nie odskakiwać tak dziko od celu, w jakim przychodzim. HAMLET Jestem już potulny: mów, waćpan. GILDENSTERN Królowa, matka waszej książęcej mości, w najgłębszym rozżaleniu przysyła nas do ciebie, panie. HAMLET Miło mi panów powitać. GILDENSTERN Nie, mości książę, te grzeczności nie w porę. Jeśli się waszej książęcej mości podoba dać nam zdrową odpowiedź, wypełnimy polecenie jego matki; w przeciwnym razie, przebaczenie waszej książęcej mości i oddalenie się nasze będzie jedynym owocem naszego tu przybycia. HAMLET Nie mogę, doprawdy. GILDENSTERN Czego, mości książę? HAMLET Dać panom zdrowej odpowiedzi, bom chory na głowę: na jaką wszakże będę się mógł zdobyć, taką im służyć będę albo raczej matce mojej. Dlatego przystąpmy wprost do rzeczy, bez korowodów. Mówicie więc, panowie, że moja matka… ROZENKRANC Nie tai tego, że postępowanie waszej książęcej mości w podziw ją i zdumienie wprawia. HAMLET O dziwny synu, który tak możesz zdumiewać matkę twoją! A czy nie ma tam czasem jakiego postscriptum pod tym macierzyńskim podziwem? Powiedzcie no, panowie. ROZENKRANC Życzeniem jej jest, abyś się książę z nią widział w jej gabinecie, nim się udasz na spoczynek. HAMLET Będę jej posłuszny, choćby była dziesięć razy moją matką. Czy macie, panowie, co więcej do powiedzenia? ROZENKRANC Mości książę, był czas, żeś mię lubił. HAMLET Na Bakcha i Merkurego! i teraz jeszcze. ROZENKRANC Łaskawy książę, co cię udręcza? Dobrowolnie zamykasz drzwi swobodzie, ukrywając troski swoje przed przyjacielem. HAMLET Nie mam widoków, mój panie. ROZENKRANC Jak to? kiedy sam król zapewnia waszej książęcej mości następstwo duńskiego tronu! HAMLET Tak, ale znasz pan przysłowie: dostał koń owsa… koniec trochę niesmaczny / Muzykanci wchodzą. / Otóż i gędźba. Pozwól no mi, bracie, swego fletu. / biorąc Gildensterna na stronę / Dlaczego tak tropisz wokoło mnie, jak gdybyś mię chciał w lisią jamę zapędzić? GILDENSTERN O panie! Jeśli mię żarliwość uczyniła za śmiałym, przywiązanie moje słusznie możesz nazwać nieokrzesanym. HAMLET Nie rozumiem tego dobrze. Zagraj no, proszę, na tym flecie. GILDENSTERN Nie umiem, mości książę. HAMLET Proszę cię. GILDENSTERN Nie umiem doprawdy. HAMLET Jak mnie kochasz. GILDENSTERN Nie potrafię z niego wydobyć głosu, mości książę. HAMLET To tak łatwo przecie jak kłamać. Przebieraj po tych dziurkach palcami, włóż ten koniec w usta i zadmij, a wydobędziesz ton najdźwięczniejszy. Patrz, tu są klapy. GILDENSTERN Ale ja ich użyć nie umiem do wydania jakiej bądź melodii, nie znam się na tym. HAMLET Patrzże teraz, za jakiego mnie masz bajbardzo. Chciałbyś grać na mnie, wmawiasz w siebie, że znasz mój mechanizm? Chciałbyś wyrwać ze mnie rdzeń mej tajemnicy, wycisnąć ze mnie całą skalę tonów, od najniższej nuty aż do dyszkantu; a w tym tu marnym instrumencie tyle jest głosu, tyle harmonii, jednakże nie możesz go skłonić do przemówienia. Cóż u kata! I czy sądzisz, że na mnie łatwiej zagrać niż na flecie? Miej mię, za jaki chcesz, instrument: przedąć, rozstroić mię potrafisz, ale zagrać na mnie — nigdy. / Wchodzi Poloniusz. / Witam waćpana dobrodzieja. POLONIUSZ Mości książę, królowa jejmość życzy sobie z waszą książęcą mością pomówić, i to zaraz. HAMLET Czy widzisz tam waćpan tę chmurę z kształtu podobną do wielbłąda? POLONIUSZ W rzeczy samej, istny wielbłąd. HAMLET Zdaje mi się, że jest podobniejsza do łasicy. POLONIUSZ Prawda, z boku podobniejsza do łasicy. HAMLET Albo raczej do wieloryba. POLONIUSZ Bardzo podobna do wieloryba. HAMLET No, to dobrze; zaraz pójdę do matki. Z tymi głupcami trzeba by zgłupieć naprawdę. Zaraz idę. POLONIUSZ Śpieszę to powiedzieć. HAMLET «Zaraz», łatwo da się powiedzieć. Zostawcie mnie, przyjaciele. / Wychodzą Rozenkranc, Gildenstern i Horacy. / Teraz jest właśnie czarodziejska, straszna Godzina nocy, w której się podnoszą Groby i same piekła wyziewają Na świat zarazę. O, teraz bym gotów Pić krew i takie rzeczy wykonywać, Na których widok dzień by zbladł; lecz teraz Mam iść do matki. O serce, nie zaprzecz Naturze mojej! Niech nigdy w to łono Nie znajdzie wstępu neronowa dusza! Niech będę srogim, ale nie wyrodnym! Sztylety w ustach mam, ale nie w dłoni! Niechaj mój język będzie w tym spotkaniu Obłudny względem serca i jakkolwiek Słowa nie będą miotać się i srożyć, Pieczęci, duszo, nie daj doń przyłożyć! / wychodzi / SCENA TRZECIA / Pokój tamże. / / Król, Rozenkranc i Gildenstern. / KRÓL Nie można mu dowierzać, nie byłoby Nawet roztropnie, gdybyśmy mu dłużej Wodze szaleństwa puszczać dali. Bądźcie Więc w pogotowiu, skoro odbierzecie Zlecenia już się przygotowujące, Natychmiast jedźcie z nim do Anglii. Dobro Naszego państwa nie pozwala cierpieć Takiej bliskości hazardu, na który Jego wybryki z każdą chwilą bardziej Nas wystawiają. GILDENSTERN Będziem w pogotowiu. Święta i bogobojna to troskliwość Waszej królewskiej mości, bo tu idzie O zachowanie bezpieczeństwa tylu Tysięcy ludzi, które pod jej berłem Żyją szczęśliwie. ROZENKRANC Każdy pojedynczy, Prywatny żywot już jest w obowiązku Wszelkimi siły i z całą dzielnością Chronić i bronić siebie od uszczerbku: O ileż więcej taki byt, na którym Polega życie milionów! Nie kończy Nigdy majestat sam jeden dni swoich; Jak spadający potok chłonie z sobą Wszystko, co było w pobliskości. Jest on Niby potężnym kołem przytwierdzonym Do szczytu góry, przy którego dzwonach Olbrzymich wiszą krocie przyczepionych Drobiazgów; jeśli to koło się stoczy, Wraz każda z owych podrzędnych jednostek Chyżo mknie w przepaść. Nigdy bez współdźwięku Jęków ogólnych król nie wydał jęku. KRÓL Śpiesznie gotujcie się do tej podróży. Trzeba nam spętać ten postrach, co teraz Za bardzo hula. GILDENSTERN I ROZENKRANC Będziem się śpieszyli. / wychodzą / / Wchodzi Poloniusz. / POLONIUSZ Ma przyjść niebawem do pokoju matki; Ja za obiciem stanę i wysłucham, Co się tam będzie działo. Pewny jestem, Że mu królowa jejmość zmyje głowę; Trzeba atoli, jak to bardzo mądrze Wasza królewska mość zauważyła, Aby krom matki, bo matki z natury Są stronne, jeszcze drugi jaki świadek Był tam obecny. Idę więc i zanim Wasza królewska mość pójdzie do łóżka, Będę z powrotem, by zdać sprawę z tego, Czego się dowiem. KRÓL Dziękujęć, mój drogi. / Wychodzi Poloniusz. / O, kał mej zbrodni cuchnie aż w niebiosa! Najstarsza klątwa na niej cięży, stygmat Bratniego mordu! Nie mogę się modlić, Chociaż pragnienie dorównywa chęci; Moc winy mojej kruszy moc mej woli, I jako człowiek rozdwojon w działaniu, Stoję wahając się, co mam wprzódy zacząć, I nic nie czynię. Jak to? choćby nawet Ta dłoń przeklęta była od krwi bratniej Dwakroć tak brudna, czyliż miłosierne Nieba nie mają dżdżu do jej obmycia, Aby zbielała jak śnieg? Na cóż łaska, Jeśli nie na to, by przebaczać winnym? Czymże są modły, jeżeli nie ową Podwójną siłą, zdolną nas podeprzeć, Gdy mamy upaść lub podnieść na nowo, Kiedy upadniem? Wzniosę przeto oczy; Błąd mój już minął. Lecz, ach! jaki rodzaj Modlitwy może być dla mnie pomocny? Przebacz mi moje ohydne morderstwo! To być nie może; boć jeszcze posiadam To wszystko, co mię wiodło do morderstwa: Koronę, władzę, żonę brata. Możeż Być rozgrzeszonym, kto dzierży plon grzechu? W praktykach tego zepsutego świata Zdarza się zbrodni pozłoconą ręką Usuwać na bok sprawiedliwość; nieraz Widziano nawet prawo przekupione Owocem gwałtu; ale tam tak nie jest: Tam nie popłaca szalbierstwo; tam czyny Nago się jawią i człowiek, stawiony Naprzeciw swoich przestępstw oko w oko, Musi je wyznać. Cóż mi więc zostaje? Spróbować, czego żal dokaże? Czegóż On nie dokaże? Lecz czegóż dokaże, Gdy winowajca nie może żałować? O straszna dolo! serce jak śmierć czarne! Spętana duszo, która, usiłując Być wolna, coraz okropniej się wikłasz! Przyjdźcie mi w pomoc, o wy aniołowie! Zegnijcie się, kolana! i ty, stalą Okute serce, zmięknij jako nerwy Nowo narodzonego niemowlęcia! Jeszcze się wszystko da naprawić. / klęka / / Wchodzi Hamlet. / HAMLET Modli się; teraz mógłbym to uczynić; Teraz uczynię. Ale tym sposobem Pójdzie do nieba; i toż będzie zemstą? Trzeba się nad tym zastanowić. Nędznik Zabija mego ojca i ja za to, Ja, syn jedyny zamordowanego, Posyłam tegoż nędznika do nieba. To by nagrodą było, a nie zemstą. On go tyrańsko zgładził, w sennej dobie, W stanie sytości, w maju jego grzechów; Jak tam rachunek jego stoi, Bogu Wiadomo; sądząc atoli po ludzku, Źle z nim być musi. I jaż bym się zemścił, Gdybym go zabił teraz, kiedy skruchą Oczyszcza duszę, przygotowanego, Opatrzonego w podróż z tego świata? Nie. Czekaj, mieczu, sposobniejszej pory. Kiedy pijany będzie, we śnie, w gniewie Albo wśród uciech kazirodnych: kiedy Grać lub kląć będzie, lub co bądź innego Czynić, co wcale nie pachnie zbawieniem; Wtedy go ugodź tak, żeby aż nogi Zadarł ku niebu, aby jego dusza Tak wtedy była przeklęta i czarna Jak piekło, w które pójdzie. Matka czeka, Ten tylko kordiał śmierć twoją odwleka. / wychodzi / KRÓL / powstając / Słowa wzlatują, myśl w prochu się grzebie; Ach! słów bez myśli nie przyjmują w niebie. / wychodzi / SCENA CZWARTA / Inny pokój tamże. / / Królowa i Poloniusz. / POLONIUSZ Przyjdzie wnet. Mów z nim, pani, bez ogródki, Powiedz mu, że się już przebrała miarka Jego wybryków, że wasza dostojność Za długo stoisz już jako parawan Pomiędzy nim a ogniem. Tu się skryję; Tylko z nim ostro. HAMLET / za sceną / Matko, o Matko!… KRÓLOWA Nie turbuj się, waćpan; Zgromię go należycie. Wyjdź, już idzie. / Poloniusz kryje się. Hamlet wchodzi. / HAMLET Jestem więc, matko, czego żądasz? KRÓLOWA Hamlecie, bardzoś zmartwił twego ojca. HAMLET Matko, zmartwiłaś bardzo mego ojca. KRÓLOWA Przestań, odpowiedź twoja bezrozumna. HAMLET Przestań; pytanie twe bezbożne. KRÓLOWA Cóż to Znaczy, Hamlecie? HAMLET Czego żądasz, matko? KRÓLOWA Czy mnie już nie znasz? HAMLET O, znam, na krucyfiks! Jesteś królową, żoną twego szwagra, Obyś nie była nią. Jesteś mą matką. KRÓLOWA Muszę więc kogo innego przywołać, Co się rozmówi z tobą. HAMLET Siadaj, pani; Nie wyjdziesz stąd, na krok się stąd nie ruszysz, Póki nie stawię przed tobą zwierciadła, W którym się przejrzysz z gruntu. KRÓLOWA Co chcesz czynić? Nie chcesz mię zabić przecie. Hej! ratunku! POLONIUSZ / za obiciem / Ratunku! HAMLET / dobywając szpady / Cóż to? szczur? Bij, zabij szczura! Ten sztych dukata wart. / zadaje pchnięcie przez obicie / POLONIUSZ / za obiciem / Zabity jestem! / pada i umiera / KRÓLOWA Nieszczęsny, cóżeś uczynił? HAMLET Sam nie wiem. Czy to król? / podnosi obicie i wyciąga Poloniusza / KRÓLOWA Co za czyn zapamiętały! HAMLET Zapamiętały czyn! W istocie, matko; Tak samo prawie, jak zgładzać ze świata Króla, a potem iść za jego brata. KRÓLOWA Jak zgładzać króla? HAMLET Takem wyrzekł, pani. / do Poloniusza / Bądź zdrów, usłużno-wścibski, biedny głupcze! Wziąłem cię za lepszego; znieś twą dolę; Widzisz, że czasem źle być zbyt gorliwym. — Nie łam rąk, pani; siądź i ścierp, że raczej Ja serce twoje teraz łamać będę; I skruszę je, na Boga, jeśli nie jest Z nieprzełomnego metalu i jeśli Przeklęty nałóg nie zrobił go wałem Przeciw wszelkiemu wpływowi uczucia. KRÓLOWA Cóżem ja popełniła, że się ważysz Tak obelżywą mową na mnie targać? HAMLET Czyn, który kazi wdzięk i kwiat skromności, Cnotę w obłudę zmienia; zdziera różę Z hożego czoła niewinnej miłości I sadza na nim wrzody; który święte Małżeńskie śluby czyni fałszywymi, Jako zaklęcia gracza, a religię Czczą grą wyrazów. Płoni się twarz nieba I wiecznie trwały ten gmach chorobliwą Przybiera postać wobec tego czynu Jak gdyby w wilię dnia sądnego. KRÓLOWA Przebóg! Jakiż to czyn tak grzmiący zarzut ściąga? HAMLET Spójrz, pani, na ten portret i na tamten, Na ten konterfekt dwóch rodzonych braci. Patrz, ile wdzięku mieści to oblicze: Czoło Jowisza, Hyperiona włosy; Wzrok Marsa groźny i rozkazujący; Postawa godna Merkurego, kiedy Na niebotyczny szczyt góry zstępuje. Wszystko tu tak jest pełne, tak skończone, Jakby dla dania pierwowzoru męża Każdy bóg swoją pieczęć był przyłożył Na tym człowieku: to był twój małżonek. Patrz teraz ówdzie, to twój mąż dzisiejszy; Jak zaśniedziały kłos, zarażający Zdrowego brata. Maszli, pani, oczy, Żeś mogła rzucić to górne pastwisko Dla paszy na tym bagnie? Gdzie masz oczy? Nie możesz tego tłumaczyć miłością, Bo w twoim wieku krew nie war, pokornie Słucha rozwagi, a jakaż rozwaga Mogłaby kazać przenieść to nad tamto? Masz, pani, zmysły, to pewna, boć przecie Nie jesteś martwa; ale i to pewna, Że zmysły te są zwichnięte; bo tu by Nawet szalony nie zbłądził w wyborze; Bo nigdy jeszcze żadne obłąkanie Do tego stopnia nie stępiło zmysłów, Aby im jakiś organ nie pozostał Do namacania tak wielkiej różnicy. Jakiż, u licha, bies przy ciuciubabce Tak cię zaślepił? Wzrok bez dotykania, Czucie bez wzroku, słuch bez rąk i oczu, Węch bez wszystkiego innego, ba, nawet Najułomniejsza część zdrowego zmysłu Tak by nie mogła się zmylić. O wstydzie! Gdzie twój rumieniec? Piekielny rokoszu, Jeśli ty możesz płomień twój rozniecać W łonie matrony, to zaiste cnocie Wrzącej młodości stać się trzeba woskiem I stopnieć w własnym ogniu. Niech się przeciw Atakom pokus odtąd srom nie zbroi, Skoro ląd płonie tak żywo i rozum Żądz jest faktorem. KRÓLOWA O, przestań, Hamlecie! Ty oczy moje zwracasz w głąb mej duszy; Widzę w niej czarne, szpetne plamy, których Zmyć nie potrafię. HAMLET Ha! tak żyć w barłogu Kazirodnego łoża, gnić w sprośności, Z śmietnika rozkosz chłeptać!… KRÓLOWA Przestań, przestań! Każde twe słowo razi mnie jak sztylet Przestań, Hamlecie luby! HAMLET Zbój i podlec; Nikczemnik niewart setnej części setki Twego pierwszego męża; rzezimieszek, Który z wystawy ściągnął drogi diadem I w kieszeń schował… KRÓLOWA Przestań. / Duch wchodzi. / HAMLET Król z postawy, Z szmat i okrawek… Osłońcie mię opiekuńczymi skrzydły, Święte zastępy niebios! Czego żądasz, Szanowna maro? KRÓLOWA Niestety! Oszalał. HAMLET Co cię sprowadza? Przychodziszli zgromić Opieszałego syna, że tak gnuśnie Czas marnotrawi, w odwłokę puszczając Spełnienie twego strasznego rozkazu? O, mów! DUCH Pamiętaj na twe przyrzeczenie, Przychodzę po to tylko, żebym wzmocnił Zwątlone nieco przedsięwzięcie twoje, Ale patrz, w jakim stanie twoja matka! O, stań pomiędzy nią a jej sumieniem Odbywającym walkę; wyobraźnia Najsilniej działa w słabym ciele. Przemów Do niej, Hamlecie. HAMLET Co ci jest, o pani? KRÓLOWA Niestety, raczej ty powiedz, co tobie, Że tak upornie oczy w próżnię wlepiasz I z bezcielesnym rozmawiasz powietrzem? Dziko z twych oczu strzela wnętrzny płomień; I gładkie włosy twoje, jak żołnierze Zbudzeni ze snu alarmem, powstają I wyprężone stoją. O mój synu, Skrop tę trawiącą cię gorączkę chłodem Zastanowienia. W co się tak wpatrujesz? HAMLET W niego! tam! w niego! Patrz, jaki on blady! Ach! jego postać, jego sprawa zdolna Byłaby wzruszyć głazy. Nie patrz na mnie! Bo od żałosnych tych spojrzeń rozmięknie Tęgość mej woli i wbrew zamiarowi Nie krew pocieknie, ale łzy. KRÓLOWA Do kogo Zwracasz te słowa? HAMLET Czy nic tam nie widzisz? KRÓLOWA Nic zgoła, chociaż wszystko, co jest, widzę. HAMLET I nic nie słyszysz? KRÓLOWA Nic oprócz nas dwojga. HAMLET Patrz! tam! Nie widzisz go? Już się oddala! Mój ojciec! On to, w tejże samej szacie, W którą za życia lubił się przybierać. Patrz, już jest blisko drzwi; już jest za progiem. / Duch wychodzi. / KRÓLOWA Płód to chorobliwego mózgu twego. W tworzeniu tego rodzaju widziadeł Gorączka bardzo jest biegła. HAMLET Gorączka! Puls mój spokojnie bije i do taktu, Tak jak twój, pani. W tym, co powiedziałem, Nie było nic od rzeczy. Chcesz dowodu, To ci powtórzę każde moje słowo, A tego przecie wariat nie potrafi. O matko, matko! przez miłość zbawienia, Nie kładź pochlebnej maści na twą duszę Tą myślą, że to nie sumienie twoje, Ale szaleństwo moje przemawiało. Ona by tylko zaciągnęła błoną I zabliźniła miejsca owrzodzone, Ale zepsuta materia dlatego Nie przestawałaby wewnątrz nurtować. Wyspowiadaj się niebu, żałuj tego, Co przeszło, chroń się tego, co przyjść może, I nie pokrywaj chwastu mierzwą, aby Rósł bujniej. Przebacz mi tę moją cnotę: Bo w dychawicznym biegu tego świata Przychodzi cnocie przepraszać występek, Korzyć się przed nim i nieledwie żebrać O pozwolenie zrobienia mu dobrze. KRÓLOWA Hamlecie, na pół rozdarłeś mi serce. HAMLET O, rzuć precz, pani, część jego poślednią I zacznij z drugą tym czyściejsze życie. Dobranoc… tylko nie wespół z mym stryjem, Pożycz choć cnoty, jeżeli jej nie masz. Nałóg, ten potwór, imający zmysły W szatańskie pęta, jest jednak aniołem Przez to, że prawym, szlachetnym popędom Użycza także szat, które wciągnąwszy Nietrudno nosić. Wstrzymaj się dziś, pani, A umartwienie to uczynić łatwym Jutrzejsze, dalsze jeszcze łatwiejszymi! Bo przywyknienie zdolne jest nieledwie Odmienić stempel natury i albo Wciela szatana, albo go cudowną Siłą wypędza. Jeszcze raz dobranoc. A gdy zapragniesz być błogosławiona, I ja poproszęć o błogosławieństwo. — Co się dotyczy tego jegomościa, / wskazując na Poloniusza / W istocie, żal mi go; lecz widno nieba Dla ukarania nas zobopólnego Chłosty mię swojej zrobiły narzędziem. Pogrzeb mu sprawię i odpłacę godnie Śmierć mu zadaną. — Dobranoc tymczasem. Miłość to moją tak zatwardza duszę; Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę. A! jeszcze parę słów. KRÓLOWA Cóż mam uczynić? HAMLET Nic, pani, wcale; owszem, nie masz czynić Tego, coć powiem, abyś uczyniła; Gdy cię pijany król wezwie do łoża, Nazwie swą kotką, z pieszczot w twarz uszczypnie, Wtedy za parę ckliwych pocałunków Albo łaskotek niecnych jego palców Odkryj mu wszystko, coś tu usłyszała; Powiedz mu, żem ja w gruncie nie szalony, Tylko szalony przez podstęp. To byłby Czyn budujący; bo któraż królowa, Piękna, roztropna, dobrych obyczajów, Coś podobnego mogłaby zataić Przed nietoperzem, wygą, koczkodanem? Pytam się, która? Nie, wbrew rozumowi I wbrew dyskrecji otwórz kosz na dachu, Wypuść zeń ptaki, jako małpa w bajce, A potem sama w kosz wlazłszy, dla próby, Ruń na złamanie karku. KRÓLOWA Bądź przekonany, że jeżeli słowa Są tchnień, a tchnienia życia wynikłością, Nie mam dość życia do wydania w słowach Tego wszystkiego, co mi powiedziałeś. HAMLET Muszę do Anglii jechać, czy wiesz, pani? KRÓLOWA Niestety! zapomniałam; tak, podobno. HAMLET Już są gotowe listy i dwóch moich Koleżków — którym ufam tak jak żmijom — Ma je wziąć. Misja ich polega na tym, Żeby mi wskazać, gdzie raki zimują. Życzę im szczęścia; idzie tu albowiem O to, ażeby inżyniera własną Jego petardą wysadzić w powietrze; A to sęk będzie właśnie, bo ja głębiej O parę sążni podkopię ich minę I puszczę ich aż pod księżyc. Bodaj to, kiedy się przy jednym dziele Z dwóch stron przeciwnych zejdą dwa fortele. — Dobranoc, matko. Trzeba mi stąd sprzątnąć Tę bryłę mięsa. Coś teraz pan radca Cichy, poważny, on, co był przed chwilą Uosobioną, głośną krotofilą. Pójdź, waszmość, musim skończyć z sobą sprawę. Dobranoc, matko. / wychodzi wlokąc ciało Poloniusza / AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA / Ten sam pokój, co w końcu aktu poprzedniego. / / Królowa, Rozenkranc i Gildenstern, po chwili wchodzi Król. / KRÓL Tych głuchych jęków, tych przeciągłych westchnień Musi być powód; winniśmy go dociec. Gdzie syn twój, pani? KRÓLOWA / do Rozenkranca i Gildensterna / Odstąpcie na chwilę. / Tamci odchodzą. / Ach, panie, cóżem widziała tej nocy! KRÓL Cóżeś widziała, Gertrudo? Mów: co się Dzieje z Hamletem? KRÓLOWA Szaleje jak morze I wicher, kiedy w zawody spór wiodą, Kto z nich silniejszy. Usłyszawszy szelest Poza obiciem, w niepohamowanym Zapędzie dobył szpady i wołając: «Szczur!», przebił szpadą ówdzie ukrytego Nieszczęśliwego starca. KRÓL Co za wściekłość! Tak samo by się było stało ze mną, Gdybym był tam się znalazł. Wolność jego Zagraża wszystkim, mnie i tobie samej. Niestety! jakież zadośćuczynienie Wymazać zdoła ten krwawy postępek? Moja to, moja wina, bo przezorność Nakazywała mi wcześnie wziąć w kluby, Poskromić tego młodego szaleńca; Ale kochałem go, tak go kochałem, Żem nie chciał wejrzeć w tę smutną konieczność; I jak ktoś brzydką dotknięty chorobą, Chcąc ją zataić, pozwoliłem złemu Dojść aż do rdzenia życia. Gdzież on poszedł? KRÓLOWA Złożyć w ustroniu ciało zabitego, Przy czym szaleństwo jego, jako ruda Drogiego kruszcu zmieszanego z podłym, Szlachetną stronę ukazało: płakał Nad tym, co zrobił. KRÓL Wyjdźmy stąd, Gertrudo, Prędzej niż słońce szczyty gór ozłoci, Musi on wsiąść na okręt: nam zaś trzeba Całej powagi i zręczności użyć Na ubarwienie i uniewinnienie Tego niecnego czynu. — Gildensternie! / Wchodzą Rozenkranc i Gildenstern. / Idźcie i weźcie z sobą jeszcze kogo. Hamlet w szaleństwie zabił Poloniusza I gdzieś go powlókł z tego tu pokoju. Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznie I każcie ciało zanieść do kaplicy. Spieszcie się, proszę was. / Wychodzą Rozenkranc i Gildenstern. / Pójdźmy, Gertrudo, Zgromadzim naszych najlepszych przyjaciół I odkryjemy im tak to, co zaszło, Jak to, co czynić zamierzamy. Może Takim sposobem potwarz, której poszept Z jednego krańca świata do drugiego Szparko jak działo do tarczy przenosi Zatruty pocisk, minie nas i tylko Nieczułe zrani powietrze. Pójdź, luba! Trapi i trwoży mnie ta ciężka próba. SCENA DRUGA / Inny pokój tamże. / / Wchodzi Hamlet. / HAMLET Bezpiecznie schowany. ROZENKRANC / za sceną / Hamlecie! Książę Hamlecie! HAMLET Ale cicho; cóż to za hałas? ktoś wołał Hamleta; a! oni. / Wchodzą Rozenkranc i Gildenstern. / ROZENKRANC Przychodzim cię zapytać, mości książę, Gdzieś podział trupa? HAMLET Złączyłem go z prochem, Z którym najbliższe miał powinowactwo. ROZENKRANC Racz nam powiedzieć, panie, gdzie on leży, Byśmy go mogli przenieść do kaplicy. HAMLET Nie sądźcie tego. ROZENKRANC Czego, mości książę? HAMLET Ażebym umiał być panem waszej tajemnicy, a swojej własnej nie umiał. Poza tym kiedy pytanie czyni gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski? ROZENKRANC Maszli mnie, książę, za gąbkę? HAMLET Nie inaczej; za gąbkę, która wciąga w siebie królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takie istoty wyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę. Trzyma on je w gębie jak małpa i cmoka, aby je połknął potem. Skoro zapotrzebuje tego, co waść zbierzesz, dość mu cię będzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie sucha. ROZENKRANC Nie rozumiem tego, mości książę. HAMLET Tym lepiej. Gdy o łajdactwie mowa, na dobie tępa głowa. ROZENKRANC Mości książę, trzeba, żebyś nam powiedział koniecznie, gdzie jest ciało, i poszedł z nami do króla. HAMLET Ciało jest w posiadaniu króla, ale król nie jest w posiadaniu ciała; król jest czymś. GILDENSTERN Jak to czymś? HAMLET Niczym. Prowadźcie mnie do niego. Lis do nory wszyscy za nim. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Inny pokój tamże. / / Król w towarzystwie kilku panów. / KRÓL Kazałem szukać go i znaleźć ciało. Jak niebezpieczne jest pozostawienie Tego młodzieńca na wolności, sami Widzimy teraz, niestety, zbyt jasno. Nie nam tu jednak wypada surowe Stosować środki. On ma zachowanie U ludu, który nie bierze na rozum, Ale na oko; gdzie zaś to ma miejsce, Tam zwykle bywa ważona na szali Nie wina, ale kara winowajcy. Trzeba dlatego, ażeby to nagłe Jego wysłanie wydało się krokiem Od dawna ułożonym! Zło gwałtowne Gwałtownym tylko leczy się lekarstwem Lub żadnym. / Wchodzi Rozenkranc. / I cóż? ROZENKRANC Gdzie złożone ciało, Wydobyć z niego nie mogliśmy, panie. KRÓL Gdzież on jest? ROZENKRANC Czeka na rozkazy waszej Królewskiej mości w przyległym pokoju. Pod strażą. KRÓL Niechaj wejdzie. ROZENKRANC Gildensternie, Wprowadź tu księcia. / Wchodzą Hamlet i Gildenstern. / KRÓL Hamlecie, gdzie Poloniusz? HAMLET Na kolacji. KRÓL Na kolacji? gdzie? HAMLET Nie tam, gdzie on je, ale tam, gdzie jego jedzą. Zebrał się właśnie koło niego kongres politycznych robaków. W gastronomii nie ma, panie, większego potentata jak robak. Tuczymy wszelkie istoty dla karmienia siebie, siebie zaś tuczymy dla robaków. Tłusty król i chudy pachołek są to tylko różne potrawy, dwa dania na jeden stół, i basta. KRÓL Niestety! HAMLET Rybak może wsadzić na wędę robaka, który jego królewską mość pożywał, i spożyć rybę, która tego robaka zjadła. KRÓL Co przez to rozumiesz? HAMLET Nic; to tylko pokazuje, jakim sposobem król może odbyć podróż przez wnętrzności charłaka. KRÓL Gdzie Poloniusz? HAMLET W niebie. Każ go tam szukać; a jeżeli go posłowie twoi tam nie znajdą, poszukaj go sam w innym miejscu. To pewna jednak, że jeżeli go nie znajdziecie w tym miesiącu, poczujecie go w następnym na schodach prowadzących do galerii. KRÓL / do kilku osób z orszaku / Idźcie go tam poszukać. HAMLET Będzie czekał, aż przyjdziecie. / Wychodzi kilka osób z orszaku. / KRÓL Hamlecie, własne twoje bezpieczeństwo, Którego pragniem, tak jak opłakujem To, coś uczynił, wymaga, ażebyś Czyn ten niezwłocznym opłacił wyjazdem. Gotuj się przeto; okręt już pod żaglem, Wiatr sprzyja; orszak twój czeka i wszystko Wskazujeć drogę do Anglii. HAMLET Do Anglii? KRÓL Tak jest, Hamlecie. HAMLET Dobrze. KRÓL Będzie dobrze, Hamlecie; gdybyś widział moje chęci! HAMLET Widzę cherubina, który je widzi. Do Anglii zatem! Idźmy, panowie. Bądź zdrowa, kochana matko. KRÓL Jam przywiązany twój ojciec, Hamlecie. HAMLET Matko! Ojciec i matka tyle znaczą co mąż i żona, a mąż i żona są jednym ciałem; a więc, matko! Dalej, do Anglii! / wychodzi / KRÓL Idźcie w trop za nim. Zwabcie go czym prędzej Na okręt; niechaj odpłynie dziś jeszcze, Przygotowane już i przewidziane Wszystko, co będzie wam potrzebne. Spieszcie, Spieszcie, nie tracąc czasu. / Wychodzą Rozenkranc i Gildenstern. / A ty, Anglio, Jeśli ci przyjaźń moja pożądana (O czym nie wątpię, boś świeżo uczuła Moją potęgę, i gojąc dotychczas Blizny zadane duńskim mieczem, trwożne Niesiesz nam hołdy), Anglio, nie waż lekce Wszechwładnej woli mojej, która w listach, Zaklinających cię o tę przysługę, Wyraźnie żąda od ciebie niezwłocznej Śmierci Hamleta. Wypełnij to, Anglio, Bo on mi trawi krew jak zaród suchot, Z którego ty mnie masz uleczyć. Póki To się nie stanie, póty w żadnej doli Nic mnie nie znęci i nie zadowoli. / wychodzi / SCENA CZWARTA / Równina w Danii. / / Wchodzi Fortynbras z wojskiem. / FORTYNBRAS Mości rotmistrzu, idź, pozdrów ode mnie Duńskiego króla; powiedz mu, że wskutek Przyrzeczeń, jakie od niego otrzymał, Fortynbras prosi go o glejt do przejścia Przez duńskie kraje. Wiesz, gdzie się zejść mamy. Jeżeli jego królewska mość będzie Miała co do nas, to mu przyjdziem oddać Należną czołobitność. Tak mu powiedz. ROTMISTRZ Oznajmię mu to, panie. FORTYNBRAS Naprzód! z wolna! / wychodzi z wojskiem / / Wchodzą Hamlet, Rozenkranc i Gildenstern. / HAMLET Czyje to wojska, rotmistrzu? ROTMISTRZ Norweskie. HAMLET Gdzie one idą? ROTMISTRZ Ku granicom Polski. HAMLET Kto ma nad nimi dowództwo? ROTMISTRZ Synowiec Starego króla, Fortynbras. HAMLET Czy pochód Ich ma na celu podbój całej Polski Lub pewnej części tylko? ROTMISTRZ Prawdę mówiąc I bez dodatków, idziemy zagarnąć Marny kęs ziemi, z którego krom sławy Żaden nam inny nie przyjdzie pożytek. Za parę mendli dukatów nie chciałbym Wziąć go w dzierżawę, i pewnie by więcej Nie przyniósł ani nam, ani Polakom, Gdyby był w czynsz puszczony. HAMLET W takim razie Polacy pewnie bronić go nie będą. ROTMISTRZ Już tam są ze swym wojskiem. HAMLET Wartoż tracić Parę tysięcy dusz i dziesięć razy Tyle dukatów za taki psi ogon? Jest to, zaprawdę, ślepy wrzód pokoju I pomyślności, który wewnątrz pęka I ani znaku nie daje na zewnątrz, Dlaczego człowiek umiera. Dziękujęć, Mości rotmistrzu. ROTMISTRZ Bóg z wami, panowie. / wychodzi / ROZENKRANC Pójdziemyż dalej, mości książę? HAMLET Zaraz Służyć wam będę. Idźcie trochę naprzód. / Wychodzą Rozenkranc i Gildenstern. / Jakże mnie wszystko oskarża i wszystko Leniwej zemście mej bodźca dodaje! Czymże jest człowiek, jeżeli najwyższym Jego zadaniem i dobrem na ziemi Jest tylko spanie i jadło? Bydlęciem, Szczerym bydlęciem. Ten, co nas obdarzył Tak dzielną władzą myślenia, że może I wstecz, i naprzód poglądać, nie na to Dał nam tę zdolność, ten udział boskości Rozumem zwany, aby w nas jałowo Leżał i butwiał. Jestli to więc skutkiem Zwierzęcej, bydła godnej niepamięci, Czy trwożliwego i drobiazgowego Przewidywania, które ściśle biorąc, Zawsze ma w sobie trzy części tchórzostwa, A tylko jedną mądrości. Doprawdy, Nie mogę tego pojąć, że aż dotąd Mówię do siebie: trzeba to uczynić, I kończę na tym, kiedy mi do czynu Nie brak powodów, woli, sił i środków. Przykłady, wielkie jak świat, stoją przecie Przede mną; choćby to wojsko tak liczne I tak zasobne, pod wodzą takiego Młodego księcia, który, zapalony Szlachetną żądzą sławy, lekceważy Ukrytą szalę wypadków i chętnie, Co jest doczesne i przemijające, Na sztych wystawia hazardom, zagładzie, Za co? za marną łupinę orzecha. Prawdziwie wielkim być to nie wojować O byle głupstwo bez wielkiej przyczyny, Lecz wielkomyślnie o źdźbło nawet walczyć, Gdzie honor każe. I cóż ja wart jestem, Ja, który ojca zgon, zhańbienie matki Śpiąco przepuszczam? gdy oto ze wstydem Widzę przed sobą bliską śmierć dwudziestu Tysięcy ludzi, którzy dla chimery, Dla widma sławy, w grób idą jak w łóżko, Aby wywalczyć nikczemną piędź ziemi, Na której nie ma dość miejsca do walki Ani dość darni, by skryła mogiły Tych, co polegną. Bądź odtąd zażartą, O wolo moja, albo wzgardy wartą! / wychodzi / SCENA PIĄTA / Elsynor. Pokój w zamku. / / Wchodzą Królowa i Horacy. / KRÓLOWA Nie chcę jej widzieć. HORACY Natarczywie prosi O możność wnijścia; stan jej budzi litość. KRÓLOWA Cóż jej jest? HORACY Ciągle wspomina o ojcu; Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie; Wzdycha i chwyta się za serce; lada Fraszka ją drażni; słowa jej bez związku Nie określają niczego, jednakże Zastanawiają; podnosi je słuchacz I zszywa podług kroju własnych myśli; Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazu Jej twarzy, ruchów i postawy, takie Czyni wrażenie, że można by myśleć, Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiła I bardzo smutna. KRÓLOWA Muszę z nią pomówić; Mogłaby bowiem złym ludziom dać powód Do niebezpiecznych przypuszczeń. Niech wnijdzie. / Horacy wychodzi. / Chora ma dusza każdą rzecz powszednią Złowrogich następstw sądzi przepowiednią, Jak głupio w trwodze występek przesadza, Że drżąc przed zdradą sam się prawie zdradza. / Horacy wprowadza Ofelię. / OFELIA Gdzie jest ozdoba majestatu Danii? KRÓLOWA Czego chcesz, luba Ofelio? OFELIA / śpiewa / Po czym ja cię poznam teraz, O kochanku mój? Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały, Twójże to jest strój? KRÓLOWA Niestety, kochane dziewczę, co znaczy ten śpiew? OFELIA Czy tak? nie, pani; posłuchaj tylko: / śpiewa / On zmarł, znikł z naszego grona; Zmarł, opuścił nas; U nóg jego darń zielona, W głowach zimny głaz. Och! Och! KRÓLOWA Ależ, Ofelio. OFELIA Proszę cię, pani, słuchaj, / śpiewa / / Król wchodzi. / KRÓLOWA Ach, patrz, mój mężu. OFELIA / śpiewa / Na całunie kwiat; Choć go łzy nie opłakały, Na mogiłę padł. KRÓL Jak się masz, śliczna panienko? OFELIA Dobrze; Bóg wam zapłać. Mówią, że sowa była córką piekarza. Ach, panie! Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg pomaga przy wieczerzy! KRÓL Marzy jej się o ojcu. OFELIA Nie mówmy już o tym, proszę; ale jak się was pytać będą, co to znaczy, to powiedzcie: Dzień dobry, dziś święty Walenty. Dopiero co świtać poczyna; Młodzieniec snem leży ujęty, A hoża doń puka dziewczyna. Podskoczył kochanek, wdział szaty, Drzwi rozwarł przed swoją jedyną I weszła dziewczyna do chaty, Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną. KRÓL Nadobna Ofelio! OFELIA Dajmy pokój przysięgom; zaraz skończę: Bezbożność to wielka; Bóg widzi, Jak wielka w mężczyznach bezbożność! Cny młodzian się tego nie wstydzi, Gdy tylko nastręczy się możność. Wszak nimeś cel życzeń otrzymał, Przysiągłeś się ze mną ożenić! To ona mu tak mówi, a on jej odpowiada: I byłbym był słowa dotrzymał, Lecz trzeba ci było się cenić. KRÓL Jak dawno ona w tym stanie? OFELIA Jeszcze się wszystko naprawi, mam nadzieję. Tylko cierpliwości! Ale nie mogę nie zapłakać, pomyślawszy, że go mają złożyć w zimną ziemię. Mój brat dowie się o tym, a zatem dziękuję państwu za dobrą radę. Niech powóz zajeżdża! Dobranoc, panie; dobranoc, śliczne panie, dobranoc, dobranoc. / wychodzi / KRÓL Idź waćpan za nią, niech jej pilnie strzegą. / Horacy wychodzi. / Jest to trucizna głębokiej boleści, Której śmierć ojca źródłem. O Gertrudo! Gertrudo! ziszcza się na nas ta prawda, Że kiedy kogo nawiedzają smutki, To nigdy luzem, a zawżdy gromadnie. Naprzód zabójstwo jej ojca, następnie Wyjazd twojego syna, nieszczęsnego Sprawcy własnego swojego wygnania; Głuche szemranie ludu, uprzedzone I złem brzemienne żywiącego myśli Z powodu śmierci cnego Poloniusza, Którego skore pochowanie było Niedorzecznością z naszej strony; teraz To biedne dziewczę, wyzute z szlachetnej Władzy rozumu, bez której jesteśmy Lalkami tylko albo zwierzętami; Nareszcie, i to jedno tyle waży Co tamto wszystko, brat jej potajemnie Powraca z Francji, karmi się zdumieniem, Kryje się w chmurach i nadstawia ucho Donosicielom, którzy jadowite O śmierci ojca wdmuchują mu wieści — Wieści z uszczerbkiem naszym, przeciw którym Zastanowienie, ubogie w dowody, Nic nie podoła. O Gertrudo, zbieg ten Wypadków, na kształt kilkuramiennego Narzędzia śmierci, z wielu stron od razu Zabójczą ranę mi zadaje. / Zgiełk zewnątrz. / KRÓLOWA Przebóg! Cóż to za hałas? / Wchodzi jeden z Dworzan. / KRÓL Hola! Szwajcarowie! Gdzie oni? Niechaj drzwi pilnie obsadzą. Skąd ten zgiełk? DWORZANIN Chroń się, miłościwy królu, Ocean, z łoża swojego wybiegły, Nie chłonie z większą gwałtownością nizin, Jako Laertes na czele powstańców Straż twą powala. Lud go głosi panem; I jakby świat był dopiero w zawiązku, Przeszłość zatarta, zapomniany zwyczaj, Te słów hamulce i wszelkiej swawoli, Słychać wołanie: «Wybierajmy króla! Laertes królem!» Czapki, dłonie, usta Ze wszech stron wtórzą temu okrzykowi: «Laertes królem! Wiwat król Laertes!» KRÓLOWA Jak ujadają za fałszywym wiatrem! O, pod trop gonisz, podła duńska psiarnio! KRÓL Drzwi wyłamano. / Laertes wchodzi uzbrojony, za nim Duńczycy. / LAERTES Gdzie ten król? — Stańcie ówdzie, przyjaciele. DUŃCZYCY Pozwól nam także wejść. LAERTES Nie wchodźcie, proszę. DUŃCZYCY Będziem posłuszni. / cofają się za drzwi / LAERTES Dziękuję wam; stójcie Przy drzwiach na straży. — Nienawistny królu, Oddaj mi ojca! KRÓLOWA Z wolna, Laertesie, Zbierz trochę zimnej krwi. LAERTES Kropla krwi zimnej Byłaby we mnie świadectwem bękarctwa, Urągowiskiem przeciw memu ojcu, Zakałem, który by piętno bezwstydu Wyrył na czystym czole matki mojej. KRÓL Jakiż cię powód skłania, Laertesie, Tak buntowniczo przeciw nam powstawać? Odstąp, Gertrudo, nie lękaj się o nas; Taka jest bowiem boskość majestatu, Że zdrada, choćby nie wiedzieć co chciała, Tępi o niego swój pocisk. — Powiedz mi, Laertesie, co to znaczy? — Gertrudo, daj mu pokój. — Mów młodzieńcze. LAERTES Ty sam mów raczej: gdzie mój ojciec? KRÓL Umarł. KRÓLOWA Ale nie z jego winy. KRÓL Daj mu pokój. Niech się wypyta do sytości. LAERTES Jakim Sposobem umarł? Nie dam się omamić. Do czarta z uległością! Niechaj w piekło Pójdą przysięgi! Sumienie, powinność Niech w najczarniejszej przepadną otchłani! Urągam potępieniu. Na to przyszło, Że oba światy niczym są w mych oczach: Wszystko mi obojętne, bylem tylko Sowicie pomścił ojca. KRÓL Któż ci broni? LAERTES Nikt w świecie, jeno własna moja wola; Możność zaś moją k'temu tak urządzę, Że z małą garścią środków wiele wskóra. KRÓL Chceszli się czegoś pewnego dowiedzieć O śmierci ojca twego, Laertesie? Jestże w twej zemście zapisana zguba Zarówno jego przyjaciół i wrogów? Tych, co zyskali, i tych, co stracili? LAERTES Niczyja, tylko jego nieprzyjaciół. KRÓL Chceszże ich poznać? LAERTES Przyjaciołom jego Szeroko moje otworzę ramiona I, jak pelikan dzielący się życiem, Obdzielę ich krwią moją. KRÓL Teraz mówisz Jak nieodrodny syn i prawy szlachcic. Żem ja nie winien śmierci twego ojca, Owszem, najmocniej nią jestem dotknięty, To się okaże wnet rozwadze twojej Tak jasne jak dzień oczom. DUŃCZYCY / za sceną / Puśćcie ją! LAERTES Co to jest? Skąd ten hałas? / Ofelia wchodzi, fantastycznie ubrana w kłosy i kwiaty. / O wściekłości! Spal mi mózg! Soli łez, straw mi zmysł wzroku! Na Boga! Za to twoje obłąkanie Ciężką zapłatę ściągnę z jego sprawców, Tak, że aż szala od jej wagi całkiem Na dół opadnie. O majowa różo! Kochane dziewczę, luba siostro, wdzięczna Moja Ofelio! Boże! czy podobna, Aby dziewczęcy umysł był tak wątły Jak życie starca? Miłość uszlachetnia Naturę ludzką, gdy zaś ta szlachetna, Wtedy zamyka najlepszą swą cząstkę W grobie tych, których kochała. OFELIA / śpiewa / Pochłonęła go zimna mogiła, Pieszczoty moje, nie ma was już! I na grób jego ściekło łez siła. Bądź zdrów, mój gołąbku! LAERTES Gdybyś przy zdrowych zmysłach chciała kogo Zagrzać do zemsty, wymowniej byś tego Dopiąć nie mogła. OFELIA Trzeba wam mówić pacierz po nim, skoro mówicie, że już po nim. Nieprawdaż, jak się to ładnie składa? Fałszywy to sługa, który uwiódł córkę swego pana. LAERTES Ten nonsens więcej wart niż sensowność. OFELIA / do Laertesa / Oto rozmaryn na pamiątkę; proszę cię, luby, pamiętaj; a to bratki, żebyś o mnie myślał. LAERTES Przezorny obłędzie! Niezapomnienie łączysz do pamięci. OFELIA / do Króla / Oto koper dla was i orliki. / do Królowej / Oto ruta; część jej wam daję, a część sobie zachowam; w niedzielę możemy ją nazywać zielem łaski, ale ty swoją rutkę musisz nosić trochę inaczej niż ja. Oto stokrotki. Rada bym wam dać i fiołków, ale mi wszystkie ze śmiercią ojca powiędły. Mówią, że szczęśliwie skończył. / śpiewa / Bo luby mój Jasio to skarb mój jedyny. LAERTES Tęsknotę, smutek, boleść, piekło samo Zamienia ona w wdzięk i lubość. OFELIA / śpiewa / Czyliż on już nie powróci? Czyliż on już nie powróci? Nie, nie, on śpi w grobie: Zaśnij i ty sobie. Już on nigdy nie powróci. Śnieżną była jego broda, Włos na głowie cały mleczny; Już po nim, już po nim Na próżno łzy ronim. Boże, daj mu pokój wieczny! i wszystkim dobrym chrześcijanom! Będę się za was modliła. Bóg z wami! / wychodzi / LAERTES Boże! Ty patrzysz na to? KRÓL Laertesie, Muszę podzielić z tobą to cierpienie, Chyba mi prawa do tego zaprzeczysz, Ustąp tymczasem. Wybierz, kogo zechcesz, Spośród przyjaciół swych najzaufańszych, Niech ten rozsądzi nas, jeśli mię uzna Winnym w tej sprawie bądź wprost, bądź pośrednio, Natychmiast oddam ci na satysfakcję Tron, państwo, życie, wszystko, co posiadam; W przeciwnym razie ty twoją zranioną Duszę cierpliwie porucz naszej pieczy, A wtedy razem pomyślimy nad tym, Jakby ją spełna zaspokoić. LAERTES Zgoda, Ta jego nagła śmierć, ten cichy pogrzeb, Bez żadnych oznak, szpady ani herbów, Bez ceremonii, bez pompy pogrzebu. Wszystko to woła na mnie wniebogłosy O ścisłe śledztwo. KRÓL Sprostasz temu snadnie; Gdzie zaś jest wina, tam niech kara spadnie. Chodź ze mną. / Wychodzą. / SCENA SZÓSTA / Inny pokój w zamku. / / Horacy i jego Sługa. / HORACY Co to za ludzie, co chcą mówić ze mną? SŁUGA Są to majtkowie, panie; mają, mówią, Listy do pana. HORACY Wpuść ich. / Sługa wychodzi. / Nie wiem, kto by Spomiędzy całej rzeszy tego świata, Mógł pisać do mnie, jeżeli nie Hamlet. / Majtkowie wchodzą. / PIERWSZY MAJTEK Bóg wam pomagaj, panie. HORACY I wam wzajem. PIERWSZY MAJTEK Pomoże, jeżeli mu się podoba. Oto list do was, jeżeli tylko miano wasze Horacy, jak nas o tym zapewniono. Oddał nam go jakiś poseł wyprawiony do Anglii. HORACY / czyta / «Horacy, jak tylko ten list przeczytasz, dopomóż oddawcom jego dostać się do króla, mają oni pismo i do niego. Zaledwieśmy przebyli dwa dni na morzu, gdy silnie uzbrojony statek korsarski wyprawił na nas łowy. Ponieważ miał nad nami w żaglach przewagę, zmuszeni byliśmy stawić mu czoło i przyjąć bitwę, wśród której wrzenia wskoczyłem na ów statek. W tejże chwili piraci oddalili się od naszego okrętu i tym sposobem sam jeden zostałem ich jeńcem. Obeszli się ze mną, jak poczciwym łotrom przystoi; ale wiedzieli, co czynią; muszę się im za to dobrze wywdzięczyć. Postaraj się, aby król odebrał to, co doń piszę, i śpiesz do mnie tak chyżo, jak gdybyś uciekał przed śmiercią. Mam ci coś do powiedzenia na ucho, co cię w oniemienie wprawi, a przecież słowa będą tu tylko cieniem rzeczy samej. Ci dobrzy ludziska doprowadzą cię do miejsca, gdzie się znajduję. Rozenkranc i Gildenstern peregrynują do Anglii; o nich także mam ci wiele do powiedzenia. Bądź zdrów. Twój, jak go znasz, Hamlet» Chodźcie, ułatwię drogę tamtym listom, O ile tylko będę mógł najprędzej, Byście tym prędzej mnie zaprowadzili Do tego, co je wam oddał. / Wychodzą. / SCENA SIÓDMA / Inny pokój tamże. / / Król i Laertes. / KRÓL Teraz mię musisz w sądzie swym rozgrzeszyć I w sercu swoim umieścić przyjaźnie, Skoroś jawnego nabrał przekonania, Że ten, co zabił twego ojca, godził Na własne moje życie. LAERTES Rzecz widoczna; Nie mogę sobie tylko wytłumaczyć, Dlaczego przeciw tym jego knowaniom, Tak karygodnym i wyrodnym razem, Nie przedsięwziąłeś, panie, żadnych środków, Jak ci to własne twoje bezpieczeństwo, Monarsza godność, mądrość, wszystko zgoła Powinno było radzić? KRÓL O, z dwóch przyczyn, Które ci może wydadzą się błahe, Dla mnie są jednak bardzo ważne. Najprzód Królowa, matka jego, żyje prawie Jego widokiem, a ja, niech to będzie Słabość lub cnota, tak dalece jestem Ciałem i duszą do niej przywiązany, Że jako gwiazda w jednej tylko sferze Krążąca, przez nią się tylko poruszam. Drugą przyczyną, dla której go jawnie Skarcić nie mogłem, była miłość ludu, Która usterki jego topi w sobie. I, jako owo źródło drzewo w kamień, Zmienia naganę w chwalbę. Strzały moje Za tępe przeciw takiemu wiatrowi, Byłyby w łuk mój powróciły nazad, Zamiast dosięgnąć, gdzie bym je był posłał. LAERTES Tak więc straciłem najlepszego ojca; Siostrę znajduję pchniętą w głąb rozpaczy. Siostrę, ach! której szanowne przymioty (Jeżeli można chwalić, co minione) Wyzywająco jaśniały na szczycie Widowni wieku. Ależ przyjdzie chwila Mej zemsty. KRÓL Możesz być o to spokojny, Nie sądź, ażebym był z tak miękkiej gliny, Iżbym pozwolił się niebezpieczeństwu Targać za brodę i miał to za fraszkę. Wkrótce ci powiem coś więcej. Kochałem Twojego ojca, kocham też i ciebie: To ci powinno dać do zrozumienia! / Wchodzi Pokojowiec. / Co tam masz? POKOJOWIEC Listy od księcia Hamleta: Ten do was, panie, a ten do królowej. KRÓL Od kogo? Od Hamleta? Któż je przyniósł? POKOJOWIEC Jacyś majtkowie, panie; tak przynajmniej Mówił mi Klaudio, który je odebrał I mnie doręczył. Ja ich nie widziałem. KRÓL Zostaw nas; słuchaj listu, Laertesie. / Wychodzi Pokojowiec, Król czyta. / «Pośpieszam waszą królewską wielkość uwiadomić, żem nago na jej ziemię wysadzony został. Jutro prosić będę o pozwolenie ujrzenia jego królewskiego oblicza i wtedy, wybłagawszy sobie najprzód waszej wielkości przebaczenie, będę miał honor zdać jej sprawę z wypadku, który spowodował mój nagły i osobliwszy powrót. Hamlet» KRÓL Co się to znaczy? Wróciliż i tamci? Czyli też to jest tylko jakiś podstęp? LAERTES Nie poznajeszli, panie, kto to pisał? KRÓL Ręka Hamleta. Nago — i w przypisku Stoi: «Sam jeden». Rozumiesz to waćpan? LAERTES Bynajmniej. Ale niech wraca! Raźnieje Chore me serce na myśl, że niebawem Będę mu w ucho mógł wtłoczyć te słowa: «Tyś to jest tego sprawcą». KRÓL Skoro tak jest — A czyżby mogło być inaczej? — chceszże Posłuchać mojej rady, Laertesie? LAERTES I owszem, panie; pod warunkiem jednak, Aby tej rady celem nie był pokój. KRÓL Twój własny tylko. Jeśli on, wstręt czując Do tej podróży i niełatwo skłonny Znów ją przedsiębrać, istotnie powrócił, Mam ja nań inny środek w pogotowiu, Który nie może chybić; śmierć zaś jego Nie ściągnie ani cienia podejrzenia, I sama nawet matka jego nazwie To dzieło skutkiem trafu. LAERTES Radź więc, panie. Chętnieć posłusznym będę, i tym chętniej, Jeżeli będę mógł być wykonawcą Tego pomysłu. KRÓL O toć właśnie idzie. Od czasu twego wyjazdu szeroko Wobec Hamleta mówiono o pewnym Talencie, w którym masz być celujący. Wszystkie zdolności twoje razem wzięte Nie obudzały w nim tyle zazdrości Ile ta jedna, najmniej w moich oczach Ceny mająca. LAERTES Jakaż to jest zdolność? KRÓL Błaha jak wstążka, którą sobie młodzież Zdobi kapelusz, jednakże potrzebna; Lekki, swobodny strój przystoi bowiem Rześkiej młodzieży, tak jak ciepłe futro I długa suknia późnemu wiekowi, Bo mu przyczynia zdrowia i powagi. Był tu przed paru miesiącami pewien Normandzki rycerz; widziałem Francuzów, Służyłem nawet kiedyś między nimi; Mistrze to w konnej jeździe; ale ten był Diabłem wcielonym; przyrastał do siodła I tak cudownie zażywał rumaka, Że koń i jeździec zdawali się w jednej Formie ulani. Co bądź o tym kunszcie Pomyśleć mogłem, wszystko niższym było Od tego, czego ów zuch dokazywał. LAERTES Normandczyk, mówisz, panie? KRÓL Tak. Normandczyk. LAERTES Lamond! jak żyw tu stoję! KRÓL Ten sam. LAERTES Lamond. Od razu go poznałem. On jest chlubą, Istnym klejnotem swojego narodu. KRÓL Ten tedy Lamond szeroko i długo Rozwodził się nad tobą, Laertesie. I tak wynosił twą biegłość i zręczność W robieniu bronią, zwłaszcza też rapierem, Że, wnosząc z jego opisu, ciekawy Byłby to widok, gdyby ci kto sprostał. Spomiędzy jego współziomków najpierwsi, Mówił, fechmistrze stracili przytomność, Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą. Opowiadanie to wzbudziło taką Zawiść w Hamlecie, że niczego odtąd Nie pragnął, jeno twojego powrotu I spróbowania się z tobą na ostrze. Otóż więc… LAERTES Cóż więc, panie? KRÓL Laertesie, Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylko Pokrowcem żalu, postacią bez serca? LAERTES Dlaczego się mnie, panie, o to pytasz? KRÓL Nie przeto, abym w wątpliwość podawał Twoją ku niemu miłość, lecz dlatego, Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu; A doświadczenie uczy mnie codziennie, Że czas miarkuje jej siłę i zapał. Płomień miłości zawżdy mieści w sobie Coś na kształt knota, co moc jego tłumi, I w jednostajnym nic nie trwa wigorze; Bo wigor, z zbytku krwi dostając pleury, Własnym nadmiarem zabity zostaje. Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić; Bo to «chce» zmienne tyle napotyka Tam i szkopułów, ile jest na świecie Ramion, języków i przygód, a później Owo «powinien» staje się niewczesnym Westchnieniem, które, niosąc ulgę, szkodzi. Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca, Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazać Nie w słowach, ale w czynie dobrym synem? LAERTES Podciąć mu gardło na środku kościoła. KRÓL Zemsta, zaiste, nie może znać granic I żadne miejsce uświęcać mordercy; Chceszli się jednak zemścić, Laertesie, Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju. Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił. Głosić będziemy przed nim twoją zręczność I sławę, którą ci zrobił ów Francuz, W dubelt powleczem werniksem. Wyjdź wtedy I przyjm spotkanie się z nim, do którego Znajdziesz sposobność. Jego lekkomyślność, Niepodejrzliwość i szlachetność sprawią, Że nie obejrzy kling, z łatwością zatem, Chociażby trochę używszy podstępu, Będziesz mógł wybrać rapier niestępiony I umiejętnym pchnięciem odwetować śmierć ojca. LAERTES Zrobię tak i dla pewności Nabalsamuję ostrze mego miecza. Nabyłem od pewnego szarlatana Taką maść, że gdy nóż w niej umaczany Najmniej zadraśnie żyjącą istotę, Nie ma pomiędzy najzbawienniejszymi Ziołami środka, który by potrafił Uchronić ją od śmierci. Tym to jadem Miecz mój omaszczę; niech go drasnę tylko, Już będzie po nim. KRÓL Rozważmy to głębiej baczmy, jakie nam okoliczności I czas w tej mierze mogą dać poparcie; Bo gdyby to nas miało zawieść, gdyby Plan nasz chybiony miał wypłynąć na wierzch, Lepiej by go zaniechać. Trzeba zatem, Aby ten projekt miał w odwodzie drugi, Który w potrzebie przyszedłby mu w pomoc. Czekaj — pomyślmy trochę. Uroczysty Postawię zakład na kartę twej sztuki; A potem — potem… Ha! wiem już, co robić. Gdy was bój znuży, tak że się aż obu Czuć da pragnienie (ostro żgaj dlatego), I gdy on zechce czego do ochłody, Wtedy podadzą mu puchar, z którego Jeden łyk, w razie gdyby jakim trafem Uszedł twojego zatrutego ciosu, Da nam skuteczny sukurs! Skąd ta wrzawa? / Wchodzi Królowa. / Co to jest, droga małżonko? KRÓLOWA Nieszczęścia Nawałem biegną jedne za drugimi. Laertes, siostra twoja utonęła. LAERTES Przebóg! Gdzie? KRÓLOWA Ówdzie nad potokiem stoi Pochyła wierzba, której siwe liście W lustrze się czystej przeglądają wody. Tam ona wiła fantastyczne wieńce Z pokrzyw, stokrotek, jaskrów i podłużnych, Karmazynowych kwiatów, którym nasi Sprośni pasterze szpetną dają nazwę, A zaś dziewice w skromności je zowią Palcami zmarłych. Otóż chcąc zawiesić Jeden z tych wianków na zwisłej gałęzi, Nie dość ostrożnie wspięła się na drzewo. Złośliwa gałąź złamała się pod nią. I z kwiecistymi trofeami swymi Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu Jak nimfę wodną i wtedy, nieboga, Jakby nie znając swego położenia Lub jakby czuła się w swoim żywiole, Śpiewała starych piosenek urywki, Ale niedługo to trwało, bo wkrótce Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych W zimny muł śmierci. LAERTES A więc utonęła? KRÓLOWA Niestety! LAERTES Biedna Ofelio, za wiele Masz już wilgoci, wstrzymam więc łzy moje, A jednak jest to rzecz ludzka, natura Żąda praw swoich na przekór wstydowi; Gdy te strumienie ściekną, zniewieściałość Wyjdzie wraz z nimi z serca, Żegnam cię, panie, mam w ustach wyrazy, Które płomieniem rade by wybuchnąć; Ale je gasi to dzieciństwo. / wychodzi / KRÓL Idźmy Za nim, Gertrudo. Ten wypadek może Na nowo zażec jego wściekłość, którą Z takim mozołem ledwie uśmierzyłem. Idźmy więc za nim. / Wychodzą. / AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA / Cmentarz. / / Dwóch Grabarzy z rydlami itd. wchodzi na scenę. / PIERWSZY GRABARZ Godziż się po chrześcijańsku grzebać kogoś, co samowolnie szuka zbawienia? DRUGI GRABARZ Co się tam o to pytasz; bierz się lepiej żywo do kopania. Fizyk był przy niej i zakwalifikował ją do chrześcijańskiego pogrzebu. PIERWSZY GRABARZ Jak to być może? Nie utopiła się przecie bez przyczynienia się własnego. DRUGI GRABARZ Powiadam ci, że tak zeznano. PIERWSZY GRABARZ Musiało być przyczynienie się, a to punkt właśnie stanowi. Kiedy się topię, w takim razie popełniam czyn, a czyn się popełnia trojako: działając, wykonywając i uskuteczniając. Tak więc widzisz, że się ona utopiła z umysłu. DRUGI GRABARZ Ależ, pozwól… PIERWSZY GRABARZ Gadaj zdrów. Tu płynie woda, dajmy na to, a tu stoi człowiek, dajmy na to: jeżeli człowiek pójdzie do wody i utopi się, rad nierad, to już ci nie zaprzeczy temu, że poszedł; ale jeżeli woda przyjdzie do niego i zatopi go, to co innego; wtedy nie można powiedzieć, że on się utopił. Wierzaj mi, kumie, że kto sam nie jest winien swojej śmierci, ten sam sobie życia nie skraca. DRUGI GRABARZ Czy prawo tak mówi? PIERWSZY GRABARZ Ma się rozumieć prawo fizyczne. DRUGI GRABARZ Chcesz wiedzieć prawdę? Gdyby to nie była dygnitarska córka, nie byłaby po chrześcijańsku chowana. PIERWSZY GRABARZ Trafiłeś w sedno. Czy to sprawiedliwie, że panowie dygnitarze większą na tym świecie mają zachętę do topienia się i wieszania niż ich współbracia w Chrystusie? Podaj mi rydel. Nie ma dawniejszych dygnitarzy niż ogrodnicy, górnicy i grabarze, bo oni idą w prostej linii od ojca Adama. DRUGI GRABARZ Czy Adam był dygnitarzem? PIERWSZY GRABARZ A jakże? on pierwszy przecie krzyż nosił. DRUGI GRABARZ Ejże, ejże! nie nosił żadnego. PIERWSZY GRABARZ Czyś waść poganin? Także Pismo rozumiesz? Pismo powiada, że Adam ziemię kopał: kopiąc, musiał ci się schylać, a jakże by się mógł schylić nie mając krzyża? Zadam ci jeszcze jedno pytanie, a jeżeli mi sprytnie nie odpowiesz, to cię nazwę… DRUGI GRABARZ No, no. PIERWSZY GRABARZ Co to za rzemieślnik, co trwalej buduje niż murarz, cieśla i majster okrętowy? DRUGI GRABARZ Szubienicznik, bo jego budowla przetrzyma tysiąc lokatorów. PIERWSZY GRABARZ Podoba mi się twój dowcip. W istocie, szubienica wyświadcza przysługi, ale komu? oto tym, co się źle zasługują; a ponieważ ty się źle zasługujesz Bogu, twierdząc, że szubienica jest trwalsza niż kościół, powinna ci więc szubienica wyświadczyć swoją przysługę. Ale wróćmy do rzeczy. DRUGI GRABARZ Któż buduje trwalej niż murarz, cieśla i majster okrętowy? PIERWSZY GRABARZ O to właśnie idzie. DRUGI GRABARZ Zaraz ci powiem. PIERWSZY GRABARZ Słucham. DRUGI GRABARZ Do licha, nie mogę jakoś. / Hamlet i Horacy ukazują się w pewnej odległości. / PIERWSZY GRABARZ Nie łam sobie już nad tym mózgownicy; osła batem nie popędzisz; a kiedy cię kto o to jeszcze raz zapyta, to mu powiedz: grabarz. Domy jego roboty przetrwają do dnia sądu. Idź do szynku i przynieś mi półkwaterek gorzałki. / Drugi grabarz wychodzi. / / Pierwszy grabarz kopie i śpiewa. / Za młodu — o, gdyby ten wiek mógł powrócić! Miłostki mym były żywiołem; Pokochać, odkochać, uścisnąć, porzucić To u mnie zwyczajnym szło kołem. HAMLET Czy ten człowiek nie zna natury swego rzemiosła? Śpiewa przy kopaniu grobu. HORACY Przyzwyczajenie wyrobiło w nim ten rodzaj swobody. HAMLET Tak to bywa we wszystkim; im mniej się do czego rękę przykłada, tym delikatniejsze jej czucie. PIERWSZY GRABARZ / śpiewa / Lecz starość nie radość napadłszy znienacka Zwaliła mię swoim obuchem; Znikł kuraż i rezon, i mina junacka: Ni śladu, żem kiedyś był zuchem. / wyrzuca czaszkę / HAMLET Ta czaszka miała także język i mogła śpiewać. Patrz, jak nią poniewiera ten hultaj; pomiata nią, jak gdyby była szczęką Kaina, pierwszego mordercy. Może to czaszka jakiego dyplomaty, co to chciał podejść Pana Boga, a teraz ją podszedł ten osioł. No nie? HORACY Być może. HAMLET Albo jakiego dworaka, który mógł mówić: dzień dobry, jaśnie wielmożny panie; jakże zdrowie waszej ekscelencji? Albo jakiego zausznika, który chwalił konia swego mecenasa, aby go od niego wyłudzić? Jak myślisz? HORACY Mogłoby to być, mości książę. HAMLET Taka to kolej rzeczy. A teraz, gdy stracił szczękę, musi służyć pani Gliście i cierpieć szturchańce zakrystiańskiej łopaty. Co za radykalna przemiana! Szkoda, że jej nie możemy oglądać. Czyliż utrzymanie tych kości na to tylko tyle kosztowało, aby z czasem grano w nie jak w kręgle? Ból czuję w moich na tę myśl. PIERWSZY GRABARZ / śpiewa / Łoże w ziemi i wór zgrzebny Na pokrycie kości; Oto cały sprzęt potrzebny Dla tutejszych gości. / wyrzuca czaszkę / HAMLET Masz i drugą. Nie jestże to czasem czerep adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wykręty, jego ewentualności, jego kazualności i matactwa? Jak może znieść, aby go ten grubianin bił w ciemię swoją plugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcją o czynną obelgę? Hm! hm! A może też to był swojego czasu jaki wielki posesjonat, który skupował dobra drogą licytacji, subhastacji, komplanacji, transakcji i cesji? Na toż mu się zdała czysta masa nieruchomości, aby sam, stawszy się nieruchomością, obróci się w masę błota? Nie zdołaliż ci, co mu pisali ewicje, ewinkować mu większej przestrzeni, tylko taką jaką wzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów? Kontrakty kupna jego majątków zaledwie by się w takim obrębie zmieściły; a samże ich dziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę? HORACY Ani o włos więcej, mości książę. HAMLET Nie jestże pergamin ze skór baranich? HORACY Nie inaczej, i z cielęcych także. HAMLET Barany i cielęta z tych, co w nim bezpieczeństwa szukają! Muszę pomówić z tym człowiekiem. Czyj to grób, przyjacielu? PIERWSZY GRABARZ Mój. / śpiewa / Oto cały sprzęt potrzebny Dla tutejszych gości. HAMLET Twój, nie przeczę, bo w nim siedzisz. PIERWSZY GRABARZ Waspan w nim nie siedzisz, toteż on nie waspana; co do mnie, nie siedzę w nim, a jednak jest moim. HAMLET Twoim więc jest, bo w nim stoisz. PIERWSZY GRABARZ Nie stoję w nim; stoję tam pod kościołem. HAMLET Cóż to za jegomość ma leżeć w tym grobie? PIERWSZY GRABARZ Żaden jegomość. HAMLET A więc kobieta. PIERWSZY GRABARZ Kobieta też nie. HAMLET Więc któż tu będzie pochowany? PIERWSZY GRABARZ Ktoś, kto był kobietą, ale wieczne jej odpoczywanie, bo umarła. HAMLET Cięty hultaj! Trzeba nam ważyć słowa, inaczej igraszka ich wystrychnie nas na dudków. Zaprawdę, mój Horacy, świat się stał tak dowcipny, od trzech lat to uważam, że chłop swoim wielkim palcem u nogi nagniotków nabawia dworaka następując mu na pięty. O jak dawna jesteś grabarzem? PIERWSZY GRABARZ Dniem, w którym zacząłem tę profesję, był właśnie ten dzień roku spomiędzy wszystkich innych, w którym nieboszczyk nasz król Hamlet pobił Fortynbrasa. HAMLET Jakże to dawno? PIERWSZY GRABARZ Nie wiesz, waspan? Każdy smyk u nas wie o tym. Było to tego dnia, kiedy młody Hamlet przyszedł na świat; ten sam, co to zwariował i został wysłany do Anglii. HAMLET Czy tak? A dlaczegóż on został wysłany do Anglii? PIERWSZY GRABARZ Dlatego właśnie, że zwariował. Ma on tam rozum odzyskać; ale chociażby go nie odzyskał, nie będzie tam o to kłopotu. HAMLET Dlaczego? PIERWSZY GRABARZ Bo tam tego nie dostrzegą nawet; tam wszyscy wariaci, tak jak on. HAMLET Skutkiem czego on zwariował? PIERWSZY GRABARZ Skutkiem pewnej przyczyny. HAMLET Jakiej przyczyny? PIERWSZY GRABARZ Skutkiem utraty rozumu. HAMLET Gdzieżby to być mogło? PIERWSZY GRABARZ Gdzie? Tu w Danii, której ziemię kopię od lat trzydziestu. HAMLET Jak długo może kto leżeć w ziemi, nim zgnije? PIERWSZY GRABARZ Jeżeli nie zgnił przed śmiercią (co się w tych czasach zdarza, mamy bowiem ciała, które pod tym względem nie czekają, aż się je w ziemię włoży), to może przeleżeć jakie osiem albo dziewięć lat. Grabarz przeleży lat dziesięć. HAMLET Dlaczego ten jeden więcej niż drudzy? PIERWSZY GRABARZ Bo mu jego rzemiosło tak wygarbowało skórę, że kawał czasu może wodę wstrzymać: a woda, panie, jest straszliwą naszych grzesznych ciał niszczycielką. Oto czaszka, która od dwudziestu trzech lat leży w ziemi. HAMLET Czyjąż ona była? PIERWSZY GRABARZ Sławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie? HAMLET Nie domyślam się wcale. PIERWSZY GRABARZ Zaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego. Ta czaszka, proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna. HAMLET / podnosząc czaszkę / Jego? PIERWSZY GRABARZ Jego samego. HAMLET Pozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek niewyczerpany w żartach, niezrównanej fantazji, mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz — jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska! Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jak często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepty, przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydzenie swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz. HORACY Co, mój książę? HAMLET Czy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wygląda? HORACY Zupełnie tak. HAMLET I tak samo pachniał? Brr! / odrzuca czaszkę / HORACY Zupełnie tak, mości książę. HAMLET Jak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop za szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce? HORACY Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle. HAMLET Bynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopodobieństwem, przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony, Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tym kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa? Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę, Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę. Zatrząsłszy światem, pójść na polep chaty, Toż kres wielkości, toż los potentaty?! Lecz cicho — patrz: król tu nadchodzi. / Księża procesjonalnie wchodzą, za nimi niosą zwłoki Ofelii, tuż za zwłokami postępuje Laertes i żałobnicy, następnie Król, Królowa i orszak. / Królowa, cały dwór. Czyjże to pogrzeb? I ceremonia skrócona! To znaczy, Że ten, którego zwłoki tak prowadzą, Sam sobie musiał rozpaczliwą dłonią Odebrać życie. Ktoś to z wyższej klasy. Odstąpmy na bok i patrzmy. / usuwa się z Horacym na stronę / LAERTES Jakiż obrządek pozostaje? HAMLET Jest to Laertes, zacny młodzian. Uważajmy. LAERTES Jakiż obrządek jeszcze pozostaje? KSIĄDZ Posunęliśmy ten akt tak daleko, Jak tylko mandat nam pozwala. Śmierć jej Była wątpliwa i gdyby był wyższy Nakaz nie przemógł rygoru przepisów, W niepoświęconej musiałaby ziemi Przeleżeć do dnia sądu. Miasto modłów Spadłyby na nią gruzy i kamienie; Tak zaś zachowa swój dziewiczy wieniec I towarzyszyć jej będzie do grobu Kwiat i dźwięk dzwonów. LAERTES Więcej nic? KSIĄDZ Nic więcej. Skazilibyśmy obrządek za zmarłych, Gdybyśmy nad nią requiem śpiewali, Tak jak to czynim tym, co bogobojnie Oddali ducha. LAERTES Spuśćcie ją do grobu, Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczątków Fiołki wykwitną! A ty, twardy księże, Wiedz, że pomiędzy chórami aniołów Wznosić się będzie moja siostra wtedy, Gdy ty się w prochu wić będziesz. HAMLET Ofelia! KRÓLOWA / sypiąc kwiaty / Najmilsza z dziewic, bądź zdrowa! Myślałam Widzieć cię żoną mojego Hamleta; Prędzej się w kwiaty spodziewałam stroić Twoje małżeńskie łoże niż mogiłę. LAERTES Trzykroć trzydzieści razy ciężkie «biada» Niech na przeklętą głowę tego spada, Kto podłym czynem zmącił twoje zmysły! Nie sypcie jeszcze ziemi, niech się jeszcze Raz jej kochanym widokiem napieszczę! / wskakując w grób / Walcie proch teraz na dwojakie zwłoki, Aż usypiecie kurhan tak wysoki Jak Pelion albo prujący obłoki Podniebny Olimp. HAMLET / ukazując się / Co to jest za człowiek, Którego boleść brzmi z taką przesadą? Którego objaw żalu zatrzymuje Gwiazdy w ich biegu i obraca one W słuchaczy osłupiałych? To ja jestem Hamlet, syn Danii. / wskakuje w grób / LAERTES Poleć duszę czartu! HAMLET Źle się waść modlisz. Puść mi gardło, proszę; Bo choć nie jestem prędki i drażliwy, Ale mam w sobie coś niebezpiecznego, Czego ci radzę strzec się. Odejm rękę. KRÓL Hola! Rozdzielcie ich. KRÓLOWA Hamlecie, synu! DWORZANIE Panowie! HORACY Hamuj się, łaskawy książę. / Dworzanie rozdzielają ich i obydwaj wychodzą z grobu / HAMLET Walczyć z nim będę o lepszą dopóty, Dopóki powiek na wieki nie zawrę. KRÓLOWA O co, mój synu? HAMLET Kochałem Ofelię — Tysiąc by braci z całą swą miłością Nie mogło memu wyrównać uczuciu. Cóż byś ty dla niej uczynił? KRÓL / do Laertesa / To nowy Wyskok szaleństwa. KRÓLOWA / podobnież / O, miej wzgląd na niego! HAMLET Mów, do pioruna! Mów, co byś uczynił? Jesteśli gotów płakać, bić się, pościć? Dać się rozedrzeć? rzekę wypić do dna? Jeść krokodyle? I jam także gotów. Przyszedłeś tutaj jęczeć, w grób jej skakać Dla urągania mi? Daj się z nią razem Żywcem pogrzebać, i ja to uczynię; A jeśli prawisz o górach, niech na nas Runą miliony włók ziemi, aż kopiec, Co z niej powstanie, stercząc w głąb eteru Ossę w brodawkę zmieni. Jeśli umiesz szermować gębą, i ja to potrafię. KRÓLOWA Szał to, któremu chwilowo ulega; Gdy go ominie, wraz jak gołębica, Po wylężeniu swoich złotych piskląt, Potulnie zwiesi głowę i zamilknie. HAMLET Powiedz mi, waćpan, co się to ma znaczyć, Że się obchodzisz ze mną tak niegodnie? Jam ci tak sprzyjał! Ale mniejsza o to; Choćby Herkules dał się i posiekać, Zawsze kot miauczeć będzie, a pies szczekać. / wychodzi / KRÓL Horacy, proszę cię, miej go na oku. / Horacy wychodzi. / / do Laertesa / Uzbrój cierpliwość tym, co ułożone Pomiędzy nami; rzecz się sama składa. Gertrudo, każ tam komu nad nim czuwać. Grób ten mieć będzie wkrótce żywy pomnik, A my spokojność; lecz nim to się stanie, Cierpliwie nasze prowadźmy zadanie. / Wszyscy wychodzą. / SCENA DRUGA / Sala w zamku. / / Hamlet i Horacy. / HAMLET Dosyć już o tym; słuchaj teraz dalej. Pamiętasz dobrze całą okoliczność? HORACY Pamiętam, mości książę. HAMLET W duszy mojej Wrzał jakiś rodzaj walki, skutkiem której Ani na chwilę nie zmrużyłem oka. Zdawało mi się, żem był w położeniu Gorszym niż więzień przykuty do galer. Nagle, i niech się święci owa nagłość! Trzeba ci bowiem wiedzieć, że nie wszystko Bywa po diable, co czynimy nagle. Że, owszem, czasem niezastanowienie Lepiej nam służy niż najumiejętniej Skombinowane plany; co dowodzi, Że jakieś dobre bóstwo kształt nadaje Naszym działaniom z gruba obciosanym. HORACY To pewna. HAMLET Nagle przywdziałem kapotę I wyskoczywszy z kajuty, po macku Szukałem miejsca, gdzie spali; znalazłem Wreszcie mych śpiochów, wyjąłem im pakiet I powróciłem z nim do mego kąta. Strach tak dalece zrobił mię niepomnym Na delikatność, żem rozpieczętował Dokument, w którym odkryłem, cóż na to Powiesz, Horacy! królewskie szelmostwo: Jawne wezwanie, mnóstwem różnych racji Naszpikowane, w imię dobra Danii, Anglii dobra, z którym się istnienie Takiego jak ja upiora nie zgadza, Aby za odebraniem niniejszego, Bez ceremonii i bez zwłoki, nawet Na wyostrzenie miecza nie czekając, Głowa mi była zdjęta. HORACY Czy podobna? HAMLET Oto dokument; przejrz go w wolnej chwili. A teraz, chceszli wiedzieć, com ja zrobił? HORACY Błagam cię, panie, powiedz. HAMLET Tak wplątany W hultajskie sidła, nie zdołałem jeszcze Do mego mózgu z prologiem wystąpić, Gdy on już zaczął swoją rolę. Siadłem I napisałem inny list, jak tylko Mogłem najpiękniej. Dawniej, naśladując Przykład uczonych naszych i statystów, Za ujmę miałem sobie pięknie pisać I zadawałem sobie wielką pracę Nad zapomnieniem tego kunsztu; teraz Wyświadczył mi on kapitalnie ważną Przysługę. Chceszli usłyszeć, co w sobie Mój list zawierał? HORACY Pragnę, mości książę. HAMLET Oto zaklęcia jak najuroczystsze Ze strony króla: jeśli Anglia szczerze Chce mu dać dowód hołdowniczej wiary; Jeśli stosunki między nami mają Kwitnąć jak palma; jeśli pokój stale Ma nam zaplatać swą girlandę z kłosów I stać jak koma między okresami Naszej przyjaźni (takich szumnych «jeśli» Było tam więcej), aby w takim razie Angielski władca wraz po odczytaniu I rozpoznaniu treści tego pisma, Nie namyślając się i ćwierć sekundy, Oddawców jego, bez spowiedzi nawet, Ze świata sprzątnąć kazał. HORACY Jak żeś, panie, Zapieczętował to pismo? HAMLET Tu właśnie Najwidoczniejszy był wpływ Opatrzności; Miałem przy sobie sygnet mego ojca, Rżnięty zupełnie tak jak pieczęć Danii. Złożywszy tedy list na wzór tamtego I opatrzywszy stemplem i adresem, Niepostrzeżenie wsadziłem podrzutka W miejsce prawego pomiotu. Nazajutrz Mieliśmy bitwę morską; wiesz już resztę. HORACY Tak więc Rozenkranc i Gildenstern poszli Na śmierć niechybną. HAMLET Samić jej szukali; Sumienie moje spokojne w tej mierze: Własne to wścibstwo wtrąciło ich w przepaść. Biada podrzędnym istotom, gdy wchodzą Pomiędzy ostrza potężnych szermierzy. HORACY Cóż to za człowiek z tego króla! HAMLET Mamże Jeszcze się wahać? On mi zabił ojca, Zhańbił mi matkę i niecnie się wcisnął Między elekcję a moje nadzieje. Na życie moje tak podstępnie godził. Nie będzież to czyn najzupełniej zgodny Z słusznością dać mu odwet tym ramieniem? I nie byłożby to krzyczącą rzeczą Pozwolić, aby się taki rak dłużej Wpośród nas szerzył? HORACY Wkrótce mu zapewne Doniosą z Anglii o skutku poselstwa. HAMLET Zapewne, trzeba mi przeto się śpieszyć. Życie człowieka zdmuchnąć jest to tyle Co zliczyć jeden. Przykro mi jednakże, Żem się zapomniał względem Laertesa; W obrazie bowiem jego losu widzę Wierne odbicie mojej własnej doli. Cenię go bardzo; słysząc wszakże owe Przechwałki jego boleści, nie mogłem Być panem siebie. HORACY Cicho, ktoś nadchodzi. / Wchodzi Ozryk. / OZRYK Stokroć szczęśliwa chwila, która nam pozwoliła waszą książęcą mość ujrzeć znowu. HAMLET Pokornie dziękuję waćpanu. / na stronie do Horacego / Czy znasz tę muchę wodną? HORACY Nie, mości książę. HAMLET Tym lepiej dla zbawienia duszy twojej, bo znać go jest występkiem. Ma on pod dostatkiem ziemi, i żyznej. Niech bydlę będzie panem między bydlętami, wraz będzie miało swój żłób przy królewskim stole. To istny gawron, ale, jak powiadam, hojnie uposażony błotem. OZRYK Łaskawy książę, jeżeli wasza książęca mość masz czas wolny, miałbym szczęście zakomunikować mu coś z polecenia jego królewskiej mości. HAMLET Z całym natężeniem ducha gotów jestem to coś odebrać. Zrób pan właściwy użytek ze swojej czapki: czapka stworzona na głowę. OZRYK Dziękuję waszej książęcej mości; bardzo dziś gorąco. HAMLET Gdzież tam! raczej bardzo zimno; wiatr z północy. OZRYK W istocie, mości książę, zimno jakoś. HAMLET Podobno jednak masz waćpan słuszność; parno jest i gorąco jak na moje usposobienie. OZRYK Nadzwyczajnie, mości książę; tak jest parno, że wypowiedzieć tego nie umiem. Łaskawy książę, król jegomość kazał mi waszej książęcej mości oznajmić, że wielki na waszą książęcą mość zakład stawił. Rzecz się tak ma… HAMLET Nie zapominajże, waćpan, bardzo proszę. / pokazuje mu, aby włożył kapelusz / OZRYK Nie, mości książę; doprawdy, dla własnej mojej wygody. Od niejakiego czasu jest tu na dworze Laertes, nieporównany młodzian, pełen najwytworniejszych przymiotów, nadzwyczaj miły w towarzystwie i dystyngowany w obejściu. Na honor, jest to, że użyję poetycznego wyrażenia, istny inwentarz albo kalendarz ukształcenia, bo znajdziesz w nim, mości książę, kwintesencję tego wszystkiego, co prawdziwie ukształcony człowiek znaleźć pragnie. HAMLET Mości panie, zalety jego nie cierpią upośledzenia w ustach waćpana; jakkolwiek wyliczenie ich inwentarzowe nabawiłoby arytmetykę pamięciową zawrotu głowy i jeszcze by mogło rzecz oddać tylko in crudo ze względu na wysoki stopień jego ogłady. Co do mnie, sprowadzając pochwały do najprostszych wyrazów mam go za młodego człowieka wielkich nadziei; za zlewek cnót tak rzadkich i szacownych, że bez przesady mówiąc, podobne do niego jest zwierciadło, w którym się przegląda; kto zaś idzie w jego ślady, jest jego cieniem, niczym więcej. OZRYK Opis waszej książęcej mości ze wszech miar trafny. HAMLET Do czegóż to zmierza, mój panie? W jakimże celu chuchamy na tę doskonałość naszym ułomnym oddechem? OZRYK Jak to, mości książę? HORACY Czyż można nie rozumieć ojczystego języka? Ale myślę, że się porozumiecie. HAMLET Co znaczy wyjechanie na harc z tym panem? OZRYK Wasza książęca mość mówi o Laertesie? HORACY Worek jego już próżny; wyszyplił całą gotówkę dowcipu. HAMLET Nie inaczej, o Laertesie. OZRYK Widzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny. HAMLET Cieszę się, że pan to widzisz, lubo zaprawdę, niewiele mogę na tym zyskać. Cóż dalej? OZRYK Widzę, że książę pan nie jesteś nieumiejętny w ocenianiu znakomitej wyższości Laertesa. HAMLET Nie mogę tego przyznać, nie porównawszy się z nim poprzednio; znać bowiem drugich dokładnie jest to znać samego siebie. OZRYK Mówię o jego wyższości w władaniu bronią, powszechna bowiem opinia uważa go za nieporównanego w tym kunszcie. HAMLET W jakimże on rodzaju broni tak jest mocny? OZRYK Na rapiery i florety. HAMLET W dwóch aż rodzajach broni tak odrębnych! Cóż dalej? OZRYK Król jegomość stawił w zakład sześć berberyjskich koni; on zaś, ile wiem, sześć francuskich szpad i puginałów, z należącymi do nich przyborami, jako to: pendentami, pasami i tak dalej. Spomiędzy tych rynsztunków trzy są w istocie bardzo ozdobne, pasujące do rękojeści, nader misternie wyrobione i świeżego pomysłu. HAMLET Co pan nazywasz rynsztunkami? HORACY Wiedziałem, książę, że będą ci potrzebne komentarze, zanim dowiesz się końca. OZRYK Rynsztunki, mości książę, to pendenty. HAMLET Wyrażenie to byłoby bardziej z rzeczą spokrewnione, gdybyśmy armaty mogli nosić u boku; tymczasem jednak przyjmijmy je za pendenty. Tak więc sześć berberyjskich koni z jednej strony, a z drugiej sześć francuskich rożnów z ich przyborami i trzy świeżego pomysłu rynsztunki. To prawdziwie francuski zakład przeciw duńskiemu. O cóż on stawiony? OZRYK Król jegomość założył się, że w spotkaniu z waszą książęcą mością w dwunastu pchnięciach z obojej strony Laertes nie osiągnie przewagi trzech trafień. Szansa więc jego do szansy Laertesa ma się jak dwanaście do dziewięciu; i zaraz by się to rozstrzygnęło, gdybyś książę pan raczył przychylnie odpowiedzieć. HAMLET A gdybym odpowiedział: nie? OZRYK Chciałem powiedzieć, gdybyś książę pan raczył osobą swoją odpowiedzieć temu zadaniu. HAMLET Będę się tu przechadzał w tej sali; jest to czas, w którym używam wytchnienia. Jeśli ten pan ma ochotę, królowi jegomości to dogadza, mogę im służyć zaraz. Niech przyniosą florety. Rozegram ten zakład na rzecz króla; jeżeli zaś mi się nie powiedzie, zyskam tylko na własny mój rachunek trochę konfuzji i kontuzji. OZRYK Mamże to odnieść w tym sposobie? HAMLET W tym duchu; z przyozdobieniami, jakie się panu stosowne wydadzą. OZRYK Polecam waszej książęcej mości moje usługi. / wychodzi / HAMLET Uniżony, uniżony. Dobrze czyni, że się sam poleca, żaden ludzki język nie czyniłby tego. HORACY Ta czajka lata z skorupą od jaja na głowie. HAMLET On komplementy stroił już do cycka, nim go ssać zaczął. Jest to jedna z baniek tego wietrznego świata, wydęta tchnieniem mody i przybrana w konwencyjną szatę; rodzaj szumowiny różnorodnych pierwiastków, łudzącej oczy zarówno najciemniejszej, jak najświatlejszej opinii; ale dmuchnij tylko, natychmiast pryśnie bąbel. / Wchodzi Dworzanin. / DWORZANIN Mości książę, jego królewska mość przesłał waszej książęcej wysokości pozdrowienie przez Ozryka, który wróciwszy oznajmił mu, że książę czekasz na niego w tej sali. Przysyła on mnie teraz z zapytaniem, czy wasza książęca mość trwasz w chęci fechtowania się z Laertesem, czyli też żądasz zwłoki. HAMLET Stały jestem w mych postanowieniach, a te są zgodne z życzeniami króla. Jeśli on gotów, moja gotowość nie zostanie w tyle, tak teraz, jak kiedykolwiek, pod warunkiem, że zawsze będę do tego równie sposobny jak teraz. DWORZANIN Król i królowa, i wszyscy inni nadejdą tu niebawem. HAMLET W stosowną porę. DWORZANIN Królowa życzy sobie, abyś, książę, przemówił kilka uprzejmych słów do Laertesa, nim się z nim spotkasz. HAMLET Dobrze mi radzi. / Dworzanin wychodzi. / HORACY Przegrasz ten zakład, książę. HAMLET Nie sądzę; od czasu jego wyjazdu do Francji nie przestawałem się ćwiczyć; wygram przy korzystnych warunkach. Nie uwierzysz jednak, jak mi coś ciężko na sercu; ale to nic. HORACY Drogi książę. HAMLET To dzieciństwo; jakiś rodzaj przeczucia, które by mogło zastraszyć kobietę. HORACY Jeżeli dusza twoja, panie, czuje wstręt jakowy, bądź jej posłuszny. Pójdę ich wstrzymać od przybycia tu; powiem, że się, książę, nie czujesz usposobiony. HAMLET Daj pokój; drwię z wróżb. Lichy nawet wróbel nie padnie bez szczególnego dopuszczenia Opatrzności. Jeżeli się to stanie teraz, nie stanie się później, jeżeli się później nie stanie, stanie się teraz; jeżeli nie teraz, to musi się stać później; wszystko polega na tym, żeby być w pogotowiu, ponieważ nikt nie wie, co ma utracić, cóż szkodzi, że coś wcześniej utraci? / Król, Królowa, Laertes, dworzanie i słudzy z floretami, i inne osoby wchodzą na scenę. / KRÓL Synu Hamlecie, weź tę dłoń z rąk moich. / łączy rękę Laertesa z ręką Hamleta / HAMLET Przebacz mi, waćpan, krzywdęm ci wyrządził; Lecz przebacz jako honorowy człowiek. Wszyscy tu wiedzą i pan sam wiesz pewnie, Jak ciężka trapi mię niemoc umysłu, Oświadczam przeto, iż to, com uczynił W grubiański sposób ubliżającego Twojemu sercu, czci twej lub stopniowi, Nie było niczym innym jak szaleństwem. Czyliż to Hamlet skrzywdził Laertesa? Nie; Hamlet bowiem nie był samym sobą. Skoro więc Hamlet nie sam był krzywdzącym, Więc Hamlet temu nic nie winien; Hamlet Zaprzecza temu. Któż więc temu winien? Jego szaleństwo. W takim razie Hamlet Sam raczej także został pokrzywdzony; Szaleństwo jego było jego wrogiem. Oby to moje wyparcie się jawne Wszelkiej złej względem waćpana intencji Mogło mię w jego szlachetnym uznaniu Tak uniewinnić, jak gdybym był na wiatr Wypuścił strzałę, która poza domem Trafiła brata mojego. LAERTES Dość na tym Mojemu sercu, które by mię było W tym razie głównie skłaniało do zemsty; Wszakże stosując się do praw honoru, Muszę się z dala mieć od pojednania, Dopóki starsi mężowie, uznanej W rzeczach honoru powagi, Nie upoważnią mię do tego kroku I nie wyrzekną, że sławy mej żadna Nie kazi plama. Tymczasem atoli Przyjmuję, panie, ofiarę twych uczuć Jako prawdziwą i uwłaczać onej Nie myślę. HAMLET Z serca dziękuję waćpanu. Swobodnie mogę teraz ten braterski Zakład rozegrać. Podajcie mi floret. LAERTES Podajcie i mnie także. HAMLET Laertesie, Biegłość twa wobec mojego fuszerstwa Jak gwiazda błyszczeć będzie wpośród nocy. LAERTES Żartujesz ze mnie, książę. HAMLET Nie, na honor. KRÓL Podaj im, Ozryk, florety. Hamlecie, Znasz już warunki zakładu? HAMLET Znam, panie. Wasza królewska mość zawarowałeś For słabszej stronie. KRÓL Nie skutkiem obawy: Widziałem dawniej was obu. Laertes Postąpił odtąd, dlatego for daję. LAERTES Ten jest za ciężki dla mnie, dajcie inny. HAMLET Ten mi do ręki. Sąli to florety Równej długości? OZRYK Równej, mości książę. KRÓL Postawcie kubki z winem tu na stole. Gdy Hamlet zada pierwszy cios lub drugi, Lub gdy zwycięsko odparuje trzeci, Niech wtedy działa zagrzmią z wszystkich wałów; Król spełni toast za zdrowie Hamleta I w puchar jego wrzuci perłę droższą Niż te, co czterech z rzędu duńskich królów Diadem zdobiły. Przynieście puchary. Niech trąby kotłom, a kotły armatom, Armaty niebu, a niebiosa ziemi Oznajmią grzmiącym echem, że król pije Na cześć Hamleta. Zaczynajcie teraz; A wy, sędziowie, baczcie pilnym okiem. HAMLET Dalej więc! LAERTES Jestem w pogotowiu, panie. / Składają się. / HAMLET To raz. LAERTES Nie. HAMLET Niechaj sędziowie rozstrzygną. OZRYK Dotknięcie było jawne. LAERTES Dobrze; dalej! KRÓL Stójcie! Hej! wina! Ta perła do ciebie Należy, synu; piję za twe zdrowie. Oddajcie puchar księciu. / Odgłos trąb i huk dział. / HAMLET Poczekajcie: Niech się załatwię pierwej z drugim pchnięciem. Dalej! / Składają się. / To drugi raz; cóż waćpan na to? LAERTES Dotknąłeś, mości książę; nie zaprzeczam. KRÓL Nasz syn wygrywa. KRÓLOWA On tłustej kompleksji I tchu krótkiego. Hamlecie, masz chustkę. Obetrzyj sobie czoło; matka pije Za powodzenie twoje. HAMLET Dobra matko. KRÓL Gertrudo, nie pij. KRÓLOWA Chcę pić. Wybacz, panie. KRÓL / na stronie / Zatruty był ten kielich; już za późno. HAMLET Nie mogę teraz pić, pani, za chwilę. KRÓLOWA Czekaj, obetrę ci twarz. LAERTES / do Króla / Teraz, panie, Ja go ugodzę. KRÓL Powątpiewam o tym. LAERTES / na stronie / Lecz jest to niemal wbrew memu sumieniu. HAMLET No, Laertesie; żarty ze mnie stroisz. Proszę cię, natrzyj z całą gwałtownością. Bo mógłbym myśleć, że mię masz za fryca. LAERTES Sam tego żądasz, książę; dobrze zatem. / Składają się. / OZRYK Chybione z obu stron. LAERTES Pilnuj się teraz. / Laertes rani Hamleta; po czym w zapale przemieniają florety i Hamlet rani Laertesa. / KRÓL Hola, rozdzielcie ich, zbyt się zaparli. HAMLET Nie; jeszcze, jeszcze. / Królowa pada. / OZRYK Patrzcie, co się dzieje Z królową. HORACY Z obu krew ciecze. O! panie, Tyś ranny. OZRYK Jestżeś ranny, Laertesie? LAERTES Jak bekas w własne złowiłem się sidło; Słusznie ofiarą padam własnej zdrady. HAMLET Cóż to królowej? KRÓL Omdlała z przestrachu, Widząc cię rannym. KRÓLOWA Nie, nie, ten to napój. Ten napój, drogi Hamlecie! ten napój… Jestem otruta. / umiera / HAMLET O podłości! Hola! Pozamykajcie drzwi! Szukajcie zdrajcy! / Laertes pada. / LAERTES Oto tu leży. Zgubionyś, Hamlecie. Nie uratująć żadne leki świata; I pół godziny życia nie ma w tobie. Narzędzie zdrajcy sam trzymasz w swym ręku. Nie przytępione i zatrute. Wpadłem W ten sam dół, którym wykopał pod tobą. Już nie powstanę, królowa otruta; Nie mogę więcej mówić, król, król winien. HAMLET Więc i to ostrze zatrute? Trucizno, Dokończ swojego dzieła. / przebija Króla / OZRYK I INNI Zdrada! Zdrada! KRÓL Ratujcie! to nic, nic, draśniętym tylko. HAMLET Wszeteczny, zbójczy, przeklęty Duńczyku, Wysącz ten kielich. A co? jest w nim perła? Idź w ślad za moją matką. / Król umiera. / LAERTES Sprawiedliwą Śmierć poniósł; on to sam jad ten przyrządzał. Przebaczmy sobie wzajem, cny Hamlecie, Niech duszy twojej nie cięży śmierć moja I mego ojca — ani twoja mojej! / umiera / HAMLET Niechaj ci nieba jej nie pamiętają! Zaraz za tobą pójdę. O Horacy! Umieram. Żegnam cię, matko nieszczęsna! Wam, co stoicie tu bladzi i drżący, Tylko jak niemi widzowie tragedii, Mógłbym ja, gdybym miał czas, wiele rzeczy Powiedzieć, ale śmierć, ten srogi kapral, Stoi nade mną. Umieram, Horacy. Ty pozostajesz. Wytłumacz mą sprawę Tym, co jej z bliska nie znają. HORACY Nic z tego, Więcej mam w sobie krwi rzymskiej niż duńskiej. Jeszcze tam trochę jest wina! HAMLET Człowieku, Jeśli masz serce, oddaj mi ten kielich! Oddaj, na Boga! Jak upośledzone Imię by po mnie pozostało, gdyby Ta tajemnica nie miała wyjść na jaw! O, mój Horacy! Jeśli kiedykolwiek W poczciwym sercu twoim miałem miejsce, Wyrzecz się jeszcze na chwilę zbawienia I ponieś trudy oddychania dłużej W zepsutej atmosferze tego świata Dla objaśnienia moich dziejów. / Marsz w odległości i wystrzały. / Cóż to Za zgiełk wojenny? OZRYK To młody Fortynbras, Wracając z polskiej wojny, daje salwy Angielskim posłom. HAMLET Żegnam cię, Horacy; Potęga jadu mroczy zmysły moje. Już się angielskich posłów nie doczekam! Lecz przepowiadam ci, że wybór padnie Na Fortynbrasa. Za nim, konający, Głos daję; powiedz mu to i opowiedz, Co poprzedziło. Reszta jest milczeniem. / umiera / HORACY Pękło cne serce. Dobranoc, mój książę; Niechaj ci do snu nucą chóry niebian! / Marsz za sceną. / Po co ten odgłos aż tu? / Fortynbras i posłowie angielscy z orszakiem swoim wchodzą. / FORTYNBRAS Niech zobaczę Na własne oczy! HORACY Cóż to chcecie widzieć? Chcecieli ujrzeć coś nadzwyczajnego Lub żałosnego nad wszelkie wyrazy, Przestańcie szukać dalej. FORTYNBRAS Czy zniszczenie Tron tu obrało sobie? Dumna śmierci, Jakież dziś święto w twym ciemnym królestwie. Żeś tak morderczo za jednym zamachem, Tyle książęcych głów ścięła! PIERWSZY POSEŁ Ten widok Zbyt jest okropny. Spóźniony nasz przyjazd. Głuche są uszy tego, który miał nam Dać posłuchanie, aby się dowiedzieć, Że zadość stało się jego żądaniu I że Rozenkranc wespół z Gildensternem Straceni; któż nam podziękuje za to? HORACY Nie on zapewne, chociażby ku temu Miał odpowiednie warunki żywota; Nigdy on bowiem ich śmierci nie pragnął. Lecz skoro po tych fatalnych wypadkach Wy z polskiej wojny, a wy z granic Anglii Tak bezpośrednio przybywacie, każcież, Aby te zwłoki wysoko na marach Na widok były wystawione; mnie zaś Pozwólcie i wszem wobec, i każdemu Nieświadomemu prawdy opowiedzieć, Jak się to stało. Przyjdzie wam usłyszeć O czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych, O chłostach trafu, przypadkowych mordach, O śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy, O mężobójczych planach, które spadły Na wynalazcy głowę. O tym wszystkim Ja wam dać mogę wieść dokładną. FORTYNBRAS Pilno Nam to usłyszeć. Niechaj się w tym celu Niezwłocznie zbierze czoło waszych mężów. Co się mnie tyczy, z boleścią przyjmuję, Co mi przyjazny los zdarza; mam bowiem Do tego kraju z dawien dawna prawa, Które obecnie muszę poprzeć. HORACY O tym Będę miał także coś do powiedzenia, Zgodnie z życzeniem tego, co już nigdy Nie wyda głosu, ale pierwej muszę Wypełnić tamto, aby obłęd ludzki Więcej tymczasem klęsk i niefortunnych Przygód nie zrządził. FORTYNBRAS Niech czterech dowódców Złoży Hamleta, jako bohatera, Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem Byłby był wzorem królów się okazał, Dożywszy berła; a gdy orszak ciało Jego niosący postępować będzie, Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie, Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki. Bo nie to miejsce, lecz pobojowisko Godne oglądać takie widowisko. Każcie dać ognia z dział. / Marsz pogrzebowy. Wychodzą unosząc zwłoki, po czym huk dział słyszeć się daje. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/hamlet. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: William Shakespeare, Hamlet, królewicz duński, tłum. Józef Paszkowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 11, Warszawa 1973 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska. ISBN-978-83-288-2892-6