Aleksander Fredro Śluby panieńskie, czyli Magnetyzm serca komedia w 5 aktach wierszem ISBN 978-83-288-2234-4 Rozum mężczyzną, białogłową afekt tylko rządzi; oraz kocha, oraz nienawidzi; nie gdzie rozum, nie gdzie afekt, tam wszystko. Andrzej Maksymilian Fredro OSOBY: * Pani Dobrójska * Aniela * Klara * Radost * Gustaw * Albin * Jan Na wsi w domu pani Dobrójskiej. AKT 1 / Duży pokój — dwoje drzwi w głębi — trzecie drzwi po prawej stronie sceny do pokojów pani Dobrójskiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa, okno. / SCENA I JAN / sam — w płaszczu zarzuconym na ramiona — chodzi — patrzy w okno, potem mówi, ziewając: / Czekaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciej. Piękna mi trzecia: słońce jak w dzień świeci, A mój pan drogi gnie sobie parole, Albo z butelką… albo… No! już milczeć wolę. SCENA II / Jan, Radost. / RADOST / idąc ku drzwiom Gustawa / Śpi Gucio? JAN Czy śpi? — Jak zabity, panie. RADOST Lubi spać hultaj. JAN / zastępując od drzwi / Niechże pan nie chodzi. RADOST A to dlaczego? JAN Bo śpi. RADOST Nic nie szkodzi. JAN / zastępując / Będzie się gniewał. RADOST Nic mi się nie stanie. JAN Dopiero zasnął — ledwie pół godziny. RADOST Cóż w nocy robił? JAN Nie spał! RADOST A z przyczyny? JAN Z przyczyny? — Zasłabł. RADOST / troskliwie / Zasłabł? JAN / z westchnieniem / Niespodzianie. RADOST Cóż mu jest? JAN Co jest? — jakiś zawrót głowy… RADOST Hm! JAN Wstręt do wody… RADOST Hm! JAN Pragnienie wina… RADOST Hm! proszę, proszę, wieczór jeszcze zdrowy! JAN / wzruszając ramionami / Ha! słabość, panie, piorunem zaczyna. RADOST / do siebie / Hm! wstręt, pragnienie! hm… hm… zawrót głowy. JAN Niech no się wyśpi, po południu wstanie. RADOST Chciałem być w domu i dziś tu z powrotem; Lecz taką rzeczą ani myśleć o tem. JAN Owszem, jedź pan, jedź; ręczę, że za chwilę… RADOST A sen spokojny? JAN / zastępując drogę / Lada co obudzi. Cicho, dla Boga. RADOST Drzwi tylko uchylę. JAN Ale drzwi skrzypią. RADOST Własnemi oczyma… JAN / odstępując / Ha, kiedy już tak! Niech się pan nie trudzi: Darmo tam patrzeć — mego pana nié ma. RADOST Nie ma? JAN A nie ma. RADOST Gdzie jest? JAN Stąd o milę. RADOST Jak? Co? JAN Pojechał. RADOST Dokąd? JAN Do Lublina. RADOST Do Lu… Lu… JAN / z ukłonem kończąc słowo / …blina. RADOST Kiedy? JAN Wczoraj. RADOST Po co? JAN Nie wiem. RADOST Macież go! Już szaleć zaczyna, Już, Bogu dzięki. — Jeździć, latać nocą… I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy? Hm! wstręt do wody! Co — wina pragnienie? JAN Stoję na warcie, muszę być gotowy Otworzyć okno na pierwsze skinienie. RADOST Na co otworzyć? JAN Dla mojego pana: Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi. RADOST / załamując ręce / Przez okna łazić śród jasnego rana! To waryjata prawdziwie dowodzi, ironicznie I kiedyż wróci na swoje wesele? JAN Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić. RADOST / do siebie / O, muszę, muszę cugli mu przykrócić! O, czego nadto, tego i za wiele! / Słychać pukanie do okna. / JAN / idąc do okna / Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie. / Otwiera okno. / SCENA III / Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi. / GUSTAW / włażąc przez okno / To czas! — niech go piorun trzaśnie! JAN Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął! GUSTAW A co? Śpią jeszcze? JAN Byłby sen nie lada! GUSTAW Trochem się spóźnił. JAN Mnie to pan powiada. GUSTAW Pewnieś nie dospał. JAN Gdybym był choć zasnął. GUSTAW / oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz / No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie, Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił: Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił. RADOST A ciebie wygonił przecie. SCENA IV / Radost, Gustaw. / GUSTAW A stryjaszek! całując w rękę Dzień dobry! RADOST / ozięble / Witamy z podróży! GUSTAW Już wstałeś? RADOST Jeszcześ nie spał? GUSTAW Dość czasu. RADOST Dzień duży. GUSTAW Dopiero świta. RADOST Świta, ale w twojej głowie. GUSTAW Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie. Byle mnie kochał stryjaszek kochany, Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany. Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha! zaglądając w oczy No… proszę… troszkę. — Niknie wyraz srogi. Czoło się równa, oko się uśmiecha. Otóż tak lubię, ściskając go mój stryjaszku drogi! RADOST / płaczliwie, zawsze dając przestrogi / Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony? GUSTAW Chcę, chcę, stryjaszku. RADOST Pewnie? GUSTAW Jestem jej spragniony — RADOST Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie? GUSTAW Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie. RADOST Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy. GUSTAW I cóż! RADOST / zniecierpliwiony / Cóż! Panna! GUSTAW A, bardzom ciekawy. Co moją pannę to obchodzić może, Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę? Nie śpię — tem lepiej dla niej, bo na jawie Nią tylko jedną myśli moje bawię, I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy; Ale jak zasnę — jestże to w mej mocy? RADOST / płaczliwie / Mój Gustawie! — Dla Boga, porzuć myśli płoche, I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę. Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny, I nie ma dnia jednego… gdzie tam dnia!… godziny, Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje. Pani Dobrójska sama opiekę ci daje; Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą, Kiedy w duszy o zięcia wszystkich świętych proszą — Pamiętna twych rodziców i mojej przyjaźni, Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni. Ale wszystko na próżno, daremnie się trudzi: Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi; Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili, I chce dać uczuć wartość każdej swojej chwili. Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma, Ale co w twojej głowie już i wróbla nie ma. GUSTAW / ze szczerem zastanowieniem / Prawda, prawda, stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi; Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma, ściskając go O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi, Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi. RADOST / z rozczuleniem ściskając go / Mój ty poczciwy, mój luby Gustawie! GUSTAW Mój przyjacielu, mój ojcze kochany! Zobaczysz, jak się ogromnie poprawię, Bylem miał tylko powód do odmiany. A teraz zgadnij, jaką dziś zabawę… RADOST O dla Boga! on swoje! Otóż masz poprawę. Ach zmiłuj się, uważaj, powiedz, czy to ładnie, Że z domu pan zalotnik oknem się wykradnie, Aby noc całą Bóg nie wie gdzie trawić! GUSTAW Ależ stryjaszku, ja się muszę bawić. RADOST Bawić! GUSTAW A wprawdzie, w tym szanownym domu. Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy, Gdzie nie ubliżam w niczem i nikomu, Żadnej dotychczas nie widzę zabawy. RADOST Idzież tu o zabawę, wrzawę nieustanną? GUSTAW Ależ o nudy idzie. RADOST Nudy z piękną panną! GUSTAW Nie będą nudy, jak się kochać będę. RADOST I kiedyż to nastąpi? GUSTAW Jak się z nią ożenię. RADOST Albo inaczej: jak na koszu siędę. GUSTAW Ba, ba, ba! jeszcze czego. RADOST I skąd pewność, że nie? Jestże to napisano, wyryto na niebie, Że Aniela koniecznie musi pójść za ciebie? GUSTAW Pójdzie, pójdzie, stryjaszku. RADOST Tylko bardzo proszę, Niech samochwalstwa od ciebie nie znoszę. GUSTAW Do samochwałów któż tego policzy, Który rozsądnie zważa i powiada, Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy, Związku się w końcu spodziewać wypada? RADOST Prawda, jeśli Aniela choć trochę polubi. GUSTAW Bądź z łaski swojej spokojny w tym względzie. Już ja ci ręczę, wszystko dobrze będzie. RADOST Nadto pewności, a ta pewność zgubi. GUSTAW Już spuść się na mnie… Ale dość tych fraszek. Teraz niech zgadnie kochany stryjaszek… RADOST Pewnie, gdzie byłeś? GUSTAW Gdziem bawił tak długo. RADOST Wymów już, wymów, bo cię diable dusi. GUSTAW Na miejskim balu byliśmy przebrani. RADOST Na jakim balu? GUSTAW Pod Złotą Papugą. RADOST W karczmie! GUSTAW Przebrani. RADOST O Boże! o Boże! GUSTAW Tego młodemu nikt pewnie nie zgani. RADOST / ironicznie / Pewnie pochwali? GUSTAW Bo pochwalić musi. RADOST Piękna mi szkoła! GUSTAW Lepsza być nie może. Na małym świecie, co się wielkim mieni, Gdzie każdy trwożnie po śliskiej przestrzeni, Jakby na szczudłach i w przyłbicy chodzi; Tam, czem są ludzie, niechaj nikt nie bada. Ale gdzie człowiek mało pozór ceni, Przybranym kształtem nie chce i nie zwodzi, Gdzie więcej wola, niż rozum nim włada, Tam schwytaj pędzel, wzór stoi gotowy. RADOST Otóż go macie! Jest La Bruyère nowy. / płaczliwie / Gucio! dopieroś dziękował za radę. GUSTAW / nie słuchając / I co mi teraz przychodzi do głowy. RADOST Na przykład? GUSTAW Jedźmy tam dziś. RADOST Ja z tobą? GUSTAW Ty ze mną. RADOST Oszalał! GUSTAW Wcześniej wrócisz. RADOST / ironicznie / Tą drogą tajemną. GUSTAW Jedziesz? RADOST Dajże mi pokój. GUSTAW No, to sam pojadę. RADOST Guciu! dopieroś dziękował za radę. GUSTAW / żałośnie / Luby stryjaszku! wkrótce się ożenię. RADOST / do siebie z zadziwieniem / No! i dlatego takie figle stroi. GUSTAW / jak wyżej, prosząc / Już raz ostatni. RADOST Ja go nie odmienię, To rzecz daremna. GUSTAW Na kasztana wsiędę!… RADOST / przestraszony / O! na kasztana! GUSTAW Przede dniem tu będę. RADOST Weź już moją dorożkę, a kasztan niech stoi. do siebie: Jeszcze kark skręci z tego waryjata. GUSTAW Dobrze, stryjaszku. RADOST I deliję moją. GUSTAW Dobrze, stryjaszku. RADOST W tej kurteczce lata. Jeszcze kataru u diaska dostanie. GUSTAW Dobrze, stryjaszku, jak chcesz, tak się stanie. Ja zawsze mówię, święte rady twoje. RADOST Otóż masz, teraz powie, że to z mojej rady Przez okna łazi na nocne biesiady. GUSTAW Zatem radzisz wchodzić drzwiami? RADOST Gadajże z waryjatami! Ja ci radzę pójść spać. GUSTAW Spać? RADOST Bladyś, aż niemiło. GUSTAW Blady? To dobrze, to nic nie zaszkodzi: Bladość niepokój miłosny dowodzi, Bladości prędzej niż słowom się wierzy. Pamiętasz przecie, jak to dobrze było Rano, nazajutrz, po twojej wieczerzy? RADOST Mojej wieczerzy? GUSTAW To jest, mówiąc szczerze, Ja sam dawałem tę sławną wieczerzę, Ale stryjaszek potem długi płacił. RADOST Niestety! GUSTAW Wcalem na cerze nie stracił. „Teraz to kocha — rzecz niezaprzeczona — Jak blady, słaby! — on z miłości skona” — Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono. I gdybym nie był zanadto… RADOST No, no, no, Nie dość szaleje, jeszcze mnie powiada! Teraz idź i śpij, taka moja rada. Ale mój Guciu, Guciuniu serdeczny, Staraj się zbliżyć, podobać Anieli. GUSTAW Dobrze, stryjaszku. RADOST Dla matki bądź grzeczny. GUSTAW Dobrze, stryjaszku. RADOST I na miłość Boga, Jeśli ci jeszcze moja przyjaźń droga, Nim się odezwiesz, pomyśl pierwej nieco. Bo często słowa jakby z worka lecą, Ale sensu w nich — no! — tego tam nie ma. — A teraz idź spać, już mrugasz oczyma. GUSTAW Pójdę się przebrać. / Całuje go w rękę. / RADOST / całując go / Pamiętaj, Gustawie… GUSTAW Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię. / Odchodzi w lewe drzwi boczne. / RADOST / patrząc za nim, serio / Poprawię! Zawsze jedno co godzina, Zadziwisz się! tak! przechodząc nagle w uczucia Kochany chłopczyna! SCENA V / Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem). / RADOST Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie? ALBIN Niestety! RADOST Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie. ALBIN Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę; Kiedy nocne minuty łzami przeliczone! RADOST A ja ci radzę, wypogódź twe czoło, Nie bądź Gustawem — lecz kochaj wesoło: Te elegije i miłosne żale Młodej dziewczyny nie podbiją wcale; A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa, Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa; Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła, Sprzeczna z układu, z natury wesoła, Lęka się smutku, któregoś obrazem. ALBIN Ach! możnaż kochać i nie płakać razem? po krótkiem milczeniu Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary. Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem; Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem; Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę: I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę. RADOST Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy. ALBIN Ach! RADOST Cóż dalej chcesz robić? ALBIN Co? — Umrę z rozpaczy. RADOST Może cię kocha. ALBIN Kocha? — Umarłbym z radości. RADOST Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności. ALBIN Ja płaczę, ty się śmiejesz. RADOST Śmiej się i ty razem. ALBIN Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem. Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni, Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby, Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby. Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje! Jej serce coraz stygnie, a moje goreje! RADOST / tymże tonem / Bywaj zdrów! ALBIN Ach, gdzie idziesz? RADOST / jak wprzódy / Ach, idę do siebie. ALBIN Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie. RADOST Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę. dobywając zegarka Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę… Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem: U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem. ALBIN / chwytając go za rękę / Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę. RADOST / przestraszony / Dla Boga, co to będzie! ALBIN Rzecz całą oświécę. RADOST Albinie; ja truchleję! ALBIN Zachowasz ją święcie? RADOST Mów! ALBIN Klara i Aniela mają przedsięwzięcie… Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść za mąż. RADOST / zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu / Szczerze? / Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem. / Albin. Co? — Ty się śmiejesz z tego? RADOST Śmieję, bo nie wierzę. ALBIN Ja ci ręczę. RADOST I skąd wiesz? ALBIN Wiem pewnie. RADOST Daj Boże! do siebie: Taki bodziec Gustawa obudziłby może. Byle mu wierzył. do Albina: Dzięki za dobrą nowinę. ALBIN Jak to, Radoście, dobrą? — Dobrą, a ja ginę. RADOST Nie zginiesz, będziem żyli. ALBIN Ty się śmiejesz zawsze. RADOST Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze. / Odchodzi w lewe drzwi środkowe. / ALBIN O miłości, miłości! ty żalów przyczyno! Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną. Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą? Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro! SCENA VI / Albin. Aniela, Klara / / wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych. / KLARA / cicho stanąwszy przy Albinie / Po raz pierwszy, drugi, trzeci! Na wezwanie takie dzielne, Powtórzone po trzy razy, Nawet duchy nieśmiertelne, Jak posłuszne ojcu dzieci, Porzucając ciemne cele, Stają władcy brać rozkazy. Mogęż spóźnić przyjście moje? Otóż jestem, otóż stoję. ALBIN / całując w rękę / Ach! KLARA Nic więcej? ALBIN To tak wiele. Klara śmieje się — po krótkiem milczeniu: Ach, urągasz miłości. KLARA / śmiejąc się / Urągam? — broń Boże! ALBIN Twoje serce bez czucia. KLARA Lwie, tygrysie może? ALBIN Nikt go zmiękczyć nie zdoła. KLARA Nie każdy, to pewnie. ALBIN Ja tak kocham. KLARA A ja nie. ALBIN Ja płaczę tak rzewnie. KLARA Ja się śmieję. ALBIN Okrutna! Poznasz mnie po stracie. KLARA Okrutna! sroga! niestety! o nieba! do Anieli: Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie, Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba. / Śpiewa: / Tak babunia nam śpiewała, Ja uciekam, pókim cała. ALBIN Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy. Cieszy cię moja męka? — Ciesz się więc do woli: Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli. Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje, Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję. ANIELA Panie Albinie! któż tak ściśle bierze? Zostań się z nami, wszak ci to są żarty. KLARA Com powiedziała, powiedziałam szczerze. ALBIN A ja wszystkiemu co do słowa wierzę. KLARA Godzien pochwały, kto nie jest uparty. ALBIN Godzien litości, kto pokochał Klarę, Bo razem w litość stracił wszelką wiarę. / Odchodzi w prawe drzwi boczne. / SCENA VII / Aniela, Klara. / ANIELA Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi. KLARA Cóż? Pójść za niego? ANIELA Ja tego nie mówię; Lecz gorycz losu niech litość osłodzi, Niech mu przynajmniej o przyczynie powie. KLARA Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona. ANIELA Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga. KLARA Gardzę miłością, jestem niewzruszona. ANIELA Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga: I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku. KLARA Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy, Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku, Prosić lękliwie, aby bez urazy Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą, Ale ogólną dla całej płci jego? — ANIELA O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było, Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego, Że jego miłość, równie jak osoba, Ani cię bawi, ani się podoba. KLARA Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało. Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny, Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny, Blizny, co potem stają mu się chwałą. Nic ich próżności nie zbije, nie skarci, Im więcej przeszkód, tem więcej uparci. Łaj, gardź, nienawidź — oni w nienawiści, Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści, Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna, Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna, Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta, Musi pokochać, by pozbyć natręta. ANIELA Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie? Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli, Co się tak czai, tak układa snadnie, By zyskać ufność i zdradzić po chwili. Lecz że źli oni, mamyż być takiemi? KLARA O, były, były kobiety dobremi, I jakiż tego zwyczajny był skutek? Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki smutek, Wspomnij tę książkę. ANIELA Nigdy nie zapomnę: Męża Kloryndy życie wiarołomne. KLARA / ze wzrastającym zapałem / I żal jednego twą zemstę zwycięża? Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie? I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża» Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie? Wszystkim do razu odebrać nadzieję? I miłość własną każdego ocalić? O nic, nic z tego, moi dobrodzieje! Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić, U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy, Każdy z osobna dozna naszej wzgardy. ANIELA / z zapałem / Wzdychaj więc każdy! KLARA / z zapałem / I kochaj się we mnie. ANIELA Dlaczegóż w tobie? KLARA By jęczał daremnie. ANIELA I moje serce nie więcej im sprzyja. KLARA Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby. / Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli. / Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną, Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną. ANIELA Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja. KLARA I mego ojca. ANIELA I stryjecznych braci. KLARA I pana Jana… ANIELA I pana Karola. KLARA I Józia… ANIELA Kazia, Stasia… KLARA Hola! hola! ANIELA Na ostrożności nikt nigdy nie straci. / po krótkiem milczeniu / Zatem już kochać nie wolno nam będzie? KLARA Jedna dla drugiej kochankiem się stanie. ANIELA / zamyślona / Jedna dla drugiej — a tak — to przykładnie… Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie: Czy oni nigdy nie kochają szczerze? KLARA / po krótkiem milczeniu / Nigdy? — hm? — Pewnie. ANIELA Na cóż to udanie? KLARA Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze. Lecz com czytała, pamiętam dokładnie: «Że miłość gorsza nad wszelką przygodę, Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę». ANIELA Klaro! zmiłuj się, w wodę! — to za wiele! KLARA Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele. ANIELA Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna, Że każda kocha, nie topi się żadna. KLARA Bo do przyszłości duch każdy przykuty, Żyje dla nieba, kocha dla pokuty. ANIELA O, wy mężczyźni! KLARA Piekło was zrodziło! ANIELA Że nie ma kraju, gdzie by was nie było! KLARA / prędka rozmowa / A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska. ANIELA O, ten się nawet udawać nie trudzi. KLARA Jeśli przemówi, to już wielka łaska. ANIELA Chce się ożenić, bo się czasem nudzi. Przynajmniej uszy od jęków ocalę. KLARA Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale; Niech każdy kocha i w tem ma swą karę. ANIELA Ach, gdyby można miłości dać wiarę, Byłoby szczęście większe na tym świecie? KLARA Było przed laty, wszak pamiętasz przecie, Cośmy czytały? ANIELA Czy ja mam w pamięci? Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci. SCENA VIII / Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin. / / Albin, wszedłszy, opiera się o ścianę blisko stolika i z założonemi rękami, często wzdychając, oka nie spuszcza z Klary. / PANI DOBRÓJSKA / wchodząc, do Albina: / Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie. KLARA / całując ją w rękę / Czy się ciocia kłóciła? PANI DOBRÓJSKA / do Klary: / Oj, zielono w głowie. KLARA O, nie! PANI DOBRÓJSKA O, tak. KLARA Dlaczego? ANIELA Klara, moja mamo, Bywa bardzo rozsądna. KLARA Aniela toż samo. ANIELA Zgadzamy się we wszystkiem. KLARA Radzimy wzajemnie. PANI DOBRÓJSKA Kiedy dwie głowy radzą daremnie, Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli Zapewne jej uwagi rozsądnej udzieli, Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu, Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu; A nawzajem Aniela poradziła Klarze, Że obojętność szydzić niekoniecznie każe. KLARA / kłaniając się nisko Albinowi / Panie Albinie, bardzo dziękujemy. ANIELA / do Dobrójskiej / Trzebaż się starać o pana Gustawa? PANIE DOBRÓJSKA Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze. / Siadają przy okrągłym stoliku i robótki biorą, prócz Klary. / ANIELA / szybka rozmowa / On nas nie widzi. KLARA I ślepy, i niemy. ANIELA Mamże go błagać o względy łaskawsze? KLARA Mówić, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać? ANIELA / ironicznie / I jakaż na wsi może być zabawa! KLARA / podobnie, coraz prędzej / I z wieśniaczkami o czemże rozmawiać! ANIELA O pięknym czasie, albo słotnej porze. KLARA Miejskim rozumem zaćmiłby nas może. ANIELA Przez litość, gęstą daje mu zasłonę. KLARA Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę. PANI DOBRÓJSKA Już to mnie przegadacie, moje piękne damy. ANIELA Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy? KLARA Kiedy na sofie rozparty szeroko, Półgębkiem gada, śpi na jedno oko, Mamyż mu śpiewać arietkę wesołą? Albo z girlandą tańcować wokoło? / Klara, mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z chustką w ręku. Albin rzuca się i odrzuca krzesło za nią stojące. / ALBIN Przebóg! KLARA Cóż? ALBIN Krzesło. KLARA / rozgniewana / Ach! Z panem… prawdziwie… Nawet potknąć się nie można! ALBIN Niestety. ANIELA / do Dobrójskiej / Bardzo rozsądnie. PANI DOBRÓJSKA / śmiejąc się / Ja sama się dziwię. Nie arietki, nie, ani też balety, Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety. KLARA / ironicznie / Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw… Trzech mężczyzn! to sąd podług męskich ustaw; Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba? Cóż rozum kobiet, ten słaby twór nieba, Co się im zbliżyć nawet praw nie rości, Dałby za korzyść tym sędziom honoru, Wszechwładcom świata, skarbonom mądrości? Nasze uczucia, nie sięgając wzoru, Na męskiej duszy twór zawsze wyniosły Pęta by tylko albo skazę niosły. PANI DOBRÓJSKA Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza. Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza; Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa Co swoje błędy karci, a cudzym pobłaża. SCENA IX / P. Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw. / / Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy nim siedzi przy stole pierwsza Klara, druga Aniela, trzecia Dobrójska, robótkami zajęte. — Gustaw wchodzi i, skłoniwszy się, stawia krzesło na środku — siada obrócony do parteru trochę na przodzie sceny — Gustaw w tej scenie mówi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty. / GUSTAW Przecie deszcz ustał — pogodniej na niebie. KLARA Arcyprzyjemna aura, w samej rzeczy. Do Anieli: Że grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy. A teraz kolej, Anielo, na ciebie. PANI DOBRÓJSKA / do Klary z nieukontentowaniem / Klaro, czy znowu? do Gustawa: Albin mówił właśnie, Że z nowej chmury nowa grozi słota. ALBIN Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota. Bo i nadzieja powoli już gaśnie, Kiedy mym smutkiem Klara ucieszona. KLARA / zniecierpliwiona / Ach nie, wcale nie, smuci się, i bardzo. GUSTAW / zawsze z roztargnieniem, byle co mówić / Panie pracują. KLARA Mężczyźni tem gardzą Lubo w tej pracy najprędsza obrona Przeciw tym nudom, w które wieś obfita. PANI DOBRÓJSKA / do Klary z nieukontentowaniem / Czy ty się nudzisz? KLARA Mnie się ciocia pyta? GUSTAW / jak wprzódy / Słabym się czuje, kto szuka obrony. KLARA O sobież tylko myśleć nam wypada? GUSTAW / pozierając na Albina / Tak, i o bliskich — to pięknie i hojnie. KLARA / ze wzrastającym zapałem / Bliski, niebliski może być znudzony. ANIELA / do Klary na stronie / Klaro, daj pokój. GUSTAW / zawsze obojętnie / Ogólna więc rada… KLARA Rady dość nigdy…. GUSTAW / sens kończąc / Dla popsutych dzieci. KLARA Wiem zatem, gdzie się zwracać. GUSTAW / obojętnie / Do zwierciadła. PANI DOBRÓJSKA Klara nie może rozmawiać spokojnie. Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci. GUSTAW / wyciągając się na krześle / O, proszę pani, mnie to dosyć bawi. KLARA / urażona, ironicznie / Czy tak? Doprawdy? Nie byłabym zgadła, Że moja mowa takie cuda sprawi. Do Albina: Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma. ALBIN / z westchnieniem / I tego wzbraniasz? KLARA Ach, bo miary nié ma. do Anieli na stronie: Żeby choć mrugnął, mogłabym się skrzywić. PANI DOBRÓJSKA / po krótkiem milczeniu / Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić, Że wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze, Dla kogokolwiek przyjemną być może. GUSTAW / mówi coraz wolniej / I owszem, owszem… wcale się nie dziwię… Wieś jest przyjemna, Ziewa skrycie. przyjemna prawdziwie. KLARA / do Anieli na stronie: / Widzisz? ANIELA Co? KLARA Ziewa. ANIELA Grzeczny…! KLARA / (sens kończąc) / Ciocia powie. głośno Otóż to grzeczność… na wejrzenie Dobrójskiej sens zmieniając Chwalić wbrew gustowi. GUSTAW / coraz wolniej / Nie, wieś ma swoje wdzięki… mówię szczerze. Ziewa skrycie. Na wiosnę kwiatki… listki… trawki świeże, A w lecie, w lecie!… są te… piękne żniwa; No i w jesieni… ziewając także… tam coś bywa; W zimie wieczory… tak… w zimie… wieczory; Są, są zabawy… o, są każdej pory. / Ziewa i wkrótce zaczyna drzemać. / PANI DOBRÓJSKA W nas to samych zabawy i nudów przyczyna. Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina, Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu, Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwaru, hałasu, Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi, Wtedy jak wieś, tak miasto, koniec końców — znudzi. Dlatego nas zapewne nadzieja nie mami, Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami. KLARA / po krótkiem milczeniu, cicho / Pst! Ciociu! pokazując śpiącego Gustawa: Już się bawi. PANI DOBRÓJSKA A! co tego… KLARA Chodźmy stąd wszyscy. ANIELA Zostawmy samego. ALBIN Ja i w nocy tak nie śpię. PANI DOBRÓJSKA To za wiele. KLARA Chodźmy. PANI DOBRÓJSKA Ale nie… ANIELA / ciągnąc za rękę / Moja mamo, proszę. KLARA / biorąc za drugą rękę / Ja także za nim suplikę zanoszę: Wszakże się wyśpi, jak sobie pościele, Tak sobie posłał, niechże śpi do woli. do Albina z niecierpliwością: No, chodźże waćpan — prędzej! — pst! — powoli. / Wszyscy wychodzą — Gustaw śpi — wkrótce wbiega Radost — przypatruje się z żalem Gustawowi — zakłada ręce i siada na krześle, na którem siedziała pani Dobrójska. / SCENA X / Gustaw, Radost. / RADOST / żałośnie, zaledwie nie z płaczem, coraz głośniej / Gustawie! mój Gustawie! okrutny Gustawie! GUSTAW / otwiera oczy i patrząc przed siebie, odpowiada jakby pani Dobrójskiej: / Tak, mościa dobrodziejsko, ja się na wsi bawię. RADOST / parskając śmiechem / I śmiać się muszę, kiedy łajać chciałem. GUSTAW / zadziwiony, po krótkiem milczeniu, wstając / Zasnąłem trochę. RADOST / ironicznie / Gdzie tam. GUSTAW / z nieukontentowaniem / Spałem, spałem, Nie ma co mówić. RADOST / udając Gustawa / „Jak się dziś poprawię, Zadziwisz się, stryjaszku” — Otóż się i dziwię, Żeś dobrze zasnął i chrapał szczęśliwie. GUSTAW / z nieukontentowaniem / No, spałem, prawda; ale z drugiej strony, Trudno kochanka uśpi huk moździerzy, z udanem uczuciem Łacno głos fletów, głos kobiet pieszczony. RADOST O! o… głos fletów! Niby kto uwierzy! Dla Boga, chłopcze! Boska na mnie plago! Próżnoż cię ścigam prośbą i uwagą, Powiedz, czy serce zastygło w twem łonie, Spać przy kochance, jakby już przy żonie? GUSTAW / niekontent z siebie, odtrącając krzesło / Hm! Diabeł nadał krzesło tak wygodne! Tak mnie znienacka jakoś… rozmarzyło. RADOST I chce się żenić! — To zaloty modne! Chcesz spać, no, to śpij, kiedy ci spać miło. GUSTAW Ale stryjaszku, to niechcący było. RADOST A cóż, u diaska! miałżeś jeszcze może Dobranoc wszystkim powiedzieć dokoła? GUSTAW No, no, stryjaszku, nie zachmurzaj czoła: Wszystkim nieszczęściom zaraz kres położę. RADOST / zatrzymując go / Jak? co? gdzie? GUSTAW Wszystko chcę naprawić godnie. RADOST / prosząc najpokorniej / Guciu, Guciuńciu, nie czyń mi zakały, Bądź też rozsądny, tydzień, tydzień mały! GUSTAW Będę, stryjaszku, będę… dwa tygodnie. RADOST Dla ciebie błagam. GUSTAW Stryjaszku kochany! Wart twego gniewu, wart jestem nagany, Umiem czuć, cenić ojcowskie przestrogi, Dzięki ci, dzięki, stryjaszku mój drogi. Ściskają się. RADOST / rozczulony / Guciu kochany! po krótkiem milczeniu Ale ja się boję, Że ty dziękujesz i znów robisz swoje. GUSTAW Nie, teraz jestem, będę zakochany, Z samym Albinem na wyścigi idę. RADOST / wstrzymując go / Ach, czekaj! Nową naprowadzisz biedę. Za drwinki wezmą nagłość tej odmiany. GUSTAW Nie, westchnę tylko — raz na pół godziny. Lecz patrzeć będę, tego mi nie zganią Ale jak patrzeć! — Już wiem. — Wzrok jedyny! biorąc go pod rękę i ciszej Jak niegdyś patrzał stryjaszek na panią… RADOST / zatykając mu usta / Cicho, bądź cicho! oglądając się Ty, widzę, szalony… GUSTAW Ale co gorzej, co mnie trochę smuci, Że panna na mnie i okiem nie rzuci. RADOST Ach, mój Gustawku, wszak ty szukasz żony; Chciałżebyś takiej, co ściga oczyma, Jakby wołała: «Kto kogo przetrzyma», Lub tej, co spojrzy i westchnie przed siebie Jakby szeptała: «Poszłabym za ciebie»? GUSTAW Nie — ja chcę, chociaż niby jestem trzpiotem… RADOST / z westchnieniem / Niby. GUSTAW Dobrą mieć żonę. RADOST A któż wątpi o tem? GUSTAW I gdybym nie czuł przymiotów Anieli, Radost w niemem zachwyceniu wyciąga ręce ku niemu. Jużbyście mnie tu dotąd nie widzieli. RADOST / ściskając go / Ach, jakiż anioł przemówił przez ciebie? GUSTAW Prawda? — Rozsądnym umiem być w potrzebie? RADOST Ach, strasznie, strasznie, byle tylko trwale. GUSTAW Idę więc biegać, śpiewać… RADOST / żałośnie, zatrzymując go / Tego wcale… / Gustaw przerywa mowę Radosta gwałtownem uściśnieniem, w którem mówi wiersz następujący: / GUSTAW Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię! / Wytrąca niechcący tabakierkę z rąk Radosta, a wybiegając, wywraca krzesło — Radost, goniąc za tabakierką i raz na nią, raz na Gustawa patrząc, gdy zasłona spada: / RADOST Czekaj! Zmiłuj się! o Boże! Gustawie! AKT II SCENA I / P. Dobrójska, Radost. / PANI DOBRÓJSKA Tak, tak, panie Radoście, podzielam twe żale. Ale mnie się pan Gustaw nie podobał wcale! Miłość własną, przeczącą, co drugim należy Najtrudniej mi przychodzi przebaczyć młodzieży. RADOST Tej wady Gustaw nie ma. PANI DOBRÓJSKA Ma tylko zalety, A żadnej wady? — prawda? RADOST Ach, ma, ma, niestety! PANI DOBRÓJSKA A tą jest? RADOST Roztargnienie, wesołość, pustota… No, co mam obwijać — trzpiot! PANI DOBRÓJSKA Nie widzę w nim trzpiota. RADOST Ach, mościa dobrodziejko, któż to już zaprzeczy? Ale ma serce dobre, głowę nie od rzeczy; To nie minie jak płochość, z czasem nie uleci, To jest szczęścia rękojmią dla żony i dzieci. PANI DOBRÓJSKA Wszystko dobre w nim widzisz. RADOST Kocham go jak syna. żałośnie Ale tylko ja jeden. PANI DOBRÓJSKA To nie moja wina. RADOST I Aniela się krzywi. PANI DOBRÓJSKA I wprawdzie ma czego. RADOST Biedny Gustawek! Wszyscy bij zabij na niego. PANI DOBRÓJSKA A ten sen? jest trzpiotostwo? — nie: lekceważenie. RADOST Ach! wszakcim go obudził! PANI DOBRÓJSKA A to jak ocenię, Gdy potem wleciał do nas, jakby jęty szałem? Co robił? — Byłeś. RADOST Wszakci na niego mrugałem. PANI DOBRÓJSKA Lubię w młodym wesołość; i wesołość szczera, Choć czasem w zbytek przejdzie, jednak wzgląd odbiera. Lecz udana już nie ma do tych względów prawa, I taka dziś wzbudziła szaleństwa Gustawa. RADOST Szaleństwa; — był szalony — to nie ma gadania, Lecz czasem i nieśmiałość do tego nas skłania: Drży, stoi, a potem huż, jak ów koń z narowu, Co raz z miejsca, już nie zna ni płotu, ni rowu. PANI DOBRÓJSKA / wstrzymując się od śmiechu / Co? On? RADOST / sens kończąc / Nieśmiały. PANI DOBRÓJSKA Gustaw? RADOST Gustaw. Ręczę pani. PANI DOBRÓJSKA A, wybornie! Śmieje się. O, biedny! biedny Gucio mały. Trzech nie zliczy! Śmieje się. RADOST / zmieszany / No… prawda, że jest nadto śmiały. żałośnie Ale cóż ja mam robić? PANI DOBRÓJSKA Wziąć go lepiej w kluby. Bo mówiąc między nami, ten Gustawek luby Wyrabia ze stryjaszkiem, co mu się podoba. RADOST Oho, ho, ho! — I jedna nie przeminie doba, Żeby mu paternoster nie wleciał do ucha. PANI DOBRÓJSKA O, tak, wiem dobrze: waćpan zrzędzisz, on nie słucha. RADOST Ach, jak on mi dziękuje za każdą przestrogę. Ale chcesz pani prawdy, ja nią służyć mogę: Pani to dobrodziejka psujesz panny swoje. PANI DOBRÓJSKA Ja psuję! RADOST Pani. PANI DOBRÓJSKA Bój się Boga! RADOST Ja się boję. Lecz tak jest. PANI DOBRÓJSKA Drżą przede mną. RADOST / ironicznie / Zapewne! PANI DOBRÓJSKA I pewnie. Szkoda, żeś tu dziś nie był, jak płakały rzewnie. RADOST Ale chociaż ja zero, Gustaw pełen winy, Jednak nic mi nie kryje. PANI DOBRÓJSKA Cóż znaczą te miny? Ściągasz je do Anieli, albo też do Klary? RADOST Hm! Hm! PANI DOBRÓJSKA Cóż? RADOST Jakieś śluby! PANI DOBRÓJSKA Dziecinne zamiary, O których nie chcę wiedzieć, domyślam się ledwie. Długo przy matce Klary bawiły obiedwie, Wiesz, jakie przed oczyma miały tam pożycie; Przy tem kilka złych książek przeczytanych skrycie, Równie jak mego szwagra gorszące rozmowy Wpoiły, nie w ich dusze, ale w młode głowy, Ową nienawiść mężczyzn, którą ciągle puszą. Na cóż więc zbijać myśli, co się zmienić muszą? RADOST Zmienić się, zmienią, pewnie, lecz kłopot dla Gucia. PANI DOBRÓJSKA Zresztą lepiej za mało, niż za wiele czucia. RADOST / z uczuciem całując ją w rękę / Ach, mościa dobrodziejko! PANI DOBRÓJSKA Zawsze Radost jeszcze… RADOST / jak wprzódy / Zawsze. PANI DOBRÓJSKA Idź, popieść Gucia. / Odchodzi. / RADOST Już ja go popieszczę. SCENA II / Radost sam. / RADOST Co ja pocznę z tym chłopcem! To rzecz niesłychana! Żebym go mógł, u czarta, związać jak barana, Przywieść gwałtem przed ołtarz, narzucić mu żonę, Szczęście by dla obojga było zapewnione. Ale trzpiot w sprawie — piskórz w stawie — jeden diasek! Tu go trzymasz, tu nié masz — w oczach pewny piasek. SCENA III / Radost, Gustaw. / GUSTAW A co, stryjaszku? — Wszak poprawa wielka? RADOST Gdybym nie widział, nie dałbym był wiary. GUSTAW Tylko coś trochę bruździ mi Anielka. RADOST Już tak za pan brat! — Jakby z jednej pary? GUSTAW Dąsa się na mnie. RADOST / do siebie / Anielka! No proszę! GUSTAW Ale im rzadsze, tem większe rozkosze. Niech mało mówi, a kocha bez miary, Bo coraz więcej za serce mnie chwyta. RADOST / rozgniewany / A ty coraz mniej. GUSTAW Mniej? RADOST Mniej. GUSTAW Czy żart? RADOST / ironicznie / Żart, żart. GUSTAW To źle. RADOST / ze wzrastającym gniewem / To dobrze. GUSTAW Czemu? RADOST Boś tego wart. GUSTAW Cóżem ja zrobił? RADOST I jeszcze się pyta! Zmiłuj się, powiedz, czyś duszy chciał ze mnie? Czy tarantula pogryzła ci pięty, Że kiedym mrugał i chrząkał daremnie, Ty w susach, skokach, na wszystko zawzięty, Tłukłeś, łamałeś — nawet biedną suczkę… GUSTAW Cóż złego? — chciałem pokazać im sztuczkę. RADOST O, ty do sztuczek! Mistrz! Jakby spadł z nieba — Lecz nie do takich, gdzie zgrabności trzeba. Kto z wesołości do głupstwa przechodzi, Może rozśmieszyć, sobie tylko szkodzi; Lecz kiedy głupstwem chce zabawić kogo, Krzywdzi go wtenczas i złą idzie drogą. GUSTAW Prawda, stryjaszku, prawda co do joty; Co to za szczęście, że cię mam przy sobie, Że zawsze radzisz w tak jasnym sposobie, Bo nie raz głupstwo byłbym zrobić w stanie. RADOST / wnosząc oczy ku niebu / Byłby? GUSTAW / ściskając go / Dziękuję, mój stryjaszku złoty, Za twoją radę, za twoje kazanie, Wszystko już teraz, jak każesz, tak zrobię. RADOST / prosząc / Więc te rozmowy… GUSTAW Ej tam u kaduka! Już w gardle stoi to wiejskie gdakanie! RADOST O… o… już zły, już. GUSTAW Nazbyt wielka sztuka, Z miasta przybywszy wiejskie bawić panie. Wspomnij świat wielki: ho, ho! górne tony. Mów o rolnictwie: — za cóż to nas trzyma? Czy nad młot, omłot, innej treści nié ma? O literaturze: fiu! jaki uczony! Żartuj: trzpiot z ciebie. Nie żartuj: rozumny. Bądź wesół: szydzisz. Bądź smutny: pan dumny. Dosyć, że na wsi nim będziesz poznany Mów i rób co chcesz, zawsześ wart nagany. RADOST Ale Aniela czy jej także warta? GUSTAW Cóż mam z nią mówić? — Mówiłem o łanach, Łąkach, strumykach, owcach i baranach, O czemże jeszcze mam mówić, u czarta? RADOST Kiedy się gniewasz i sadzisz czartami… Ale cóż w mieście? GUSTAW Nie gadam z pannami. RADOST Panna, niepanna, któż wgląda tak ściśle! GUSTAW Ach, mój stryjaszku, jakżeś się zestarzał. Gdy nie śmiem wyrzec, co z zapałem myślę, Sto słów na jedno, będę giął, powtarzał, Nim mnie powoli do celu przybliży; Bo myśl jak woda; im ciaśniej, tem wyżéj. RADOST Argument jasny, porównanie piękne. GUSTAW Z panną, sam powiedz, kiedy raz już jęknę: «Kocham waćpannę», a ona odpowie: «Kocham waćpana» — jużci po rozmowie. RADOST A jak: «Nie kocham»? GUSTAW Także koniec będzie. RADOST Lecz z tobą końca i diabeł nie dojdzie. Ale stój, czekaj! Zatrzymaj w pędzie! Wiesz, jaki zamiar Anieli i Klary? GUSTAW Nie. RADOST Żadna za mąż nie chce i nie pójdzie. GUSTAW / z udanym przestrachem, odprowadzając go na stronę / Jak to, stryjaszku? — A, to nie do wiary! Chcą mężczyzn zgubić, trwać w panieńskiej cnocie? Może tak wszystkie? RADOST / głaszcząc go pod brodę / Oj ty, ty mój trzpiocie! / Odchodzi. / GUSTAW / sam po krótkiem milczeniu / Ten wzrok oziębły, a miłosne oko, Westchnienie w piersiach zamknięte głęboko, Czoło pochmurne, kiedy twarz się śmieje — Na honor, lubię, kocham się, szaleję! SCENA IV / Aniela, Klara, Gustaw. / / Aniela wkrótce siada i haftuje — Gustaw do niej zawsze obraca mowę, znaczna różnica i nagły przechód w jego rozmowie: do Anieli z przymileniem, do Klary uszczypliwie albo z gardzącą obojętnością — Klara mówi szybko i z zapałem często za Anielę — Aniela powoli i łagodnie, jak i w następujących scenach. / GUSTAW Po długiej wojnie zawieszenie broni. ANIELA Pokoju proszę. GUSTAW Któż od niego stroni? KLARA / między niemi / Nie każdy godzien. GUSTAW / nie zważając na Klarę / Pierwszy więc warunek? KLARA O, nie tak bystro… GUSTAW Wzajemny szacunek. ANIELA I neutralność moja. GUSTAW Być nie może. Zróbmy zaczepno-odporne przymierze. KLARA Co za wspaniałość! GUSTAW Punkta więc ułożę. ANIELA Żarty! GUSTAW Ja proszę. KLARA Bardzo temu wierzę. GUSTAW Cóż? KLARA Radzę… GUSTAW Błagam. KLARA / na stronie / Czy on mnie nie widzi? GUSTAW Wiernie dotrzymam. KLARA / na stronie / Czy on ze mnie szydzi? GUSTAW Dwakroć przysięgnę. KLARA Przysięga bez miary, Kto żebrze wiary. GUSTAW / nie patrząc na nią, obojętnie / I żebrak ubogi Skarb znaleźć może. KLARA Dużo na to drogi. GUSTAW / jak pierwiej / Odległość celu nadziei nie zmniejsza. KLARA Trudna to zdobycz. GUSTAW / patrząc jej w oczy z flegmą / Lecz skromność trudniejsza. KLARA / z zapałem / Wojna więc. GUSTAW Przeciw pani jestem zbrojny. ANIELA Ja trzymam z Klarą. GUSTAW Zazdrościć jej muszę. KLARA A ja z Anielą. GUSTAW Zatem nie ma wojny. KLARA / ze wzrastającym zapałem / A to dlaczego? GUSTAW / obojętnie / Bo jestem spokojny, Nie jak mężczyźnie, lecz pannie przystoi. KLARA / z zapałem / Nie — otwartości mężczyzna się boi, Chciałby mgłą zawsze okryć swoją duszę, By mieć dwa światła i stać między dwiema. GUSTAW Skąd o mężczyznach takie złe mniemanie? KLARA Owszem, pochlebne. GUSTAW / ironicznie / Głębokie problema; Nie mój to rozum rozwiązać go w stanie. KLARA Zwodzić i zdradzać wszak najmilsza sztuka? Każdy z niej chluby, w niej nagrody szuka: Im więcej ofiar naliczy, nakłamie, W tem chwalebniejsze uwieńczy się znamię. GUSTAW Hm: bardzo panią żałuję. KLARA A, bardzo panu dziękuję. Lecz jeśli łaska, z jakiegoż powodu? GUSTAW / z flegmą / Że z tak niewinną duszą, tak za młodu, Już doświadczyłaś, co jest męska zdrada. KLARA Już doświadczyłam? I któż to powiada? GUSTAW Zdrowy choroby, bogacz nie zna nędzy, Tak równie zdrady, kto nie był zdradzany. Z kilku zaś książek czytanych czem prędzej Rozsądek wzbrania ogólnej nagany. ANIELA Ależ i przykład zostaje w pamięci. GUSTAW / ściągając do Klary / O, przykład, przykład dobre i złe mieści, Ale najczęściej złem nas tylko nęci. do Klary: Mszcząc zatem krzywdy całej płci niewieściej, Nadobna Klara poprzysięgła sobie Nie uszczęśliwić żadnego z czcicieli. KLARA / porywczo / Któż to mówił? GUSTAW / z flegmą / Kto? Albin. KLARA / jak wyżej / W tym sposobie Pan Gustaw pewnie ze strony Anieli Podobne śluby wkrótce nam ogłosi: Każdy się chętnie własną dzieli klęską. GUSTAW / ukrywając urazę z uśmiechem / Hm! panna Klara walczy duszą męską, I zapał, który jej rumieniec wznosi, Czas amazonek przed oczy nam stawia. KLARA / z zapałem / Zapał — jest zapał — ja wiem, co objawia… I powiem, powiem, sto razy powtórzę: Iż moja dusza znieść mężczyzn nie może! Nienawidzić ich moje przedsięwzięcie — Dwakroć przysięgłam i dochowam święcie. / Odchodzi. / SCENA V / Aniela, Gustaw. / GUSTAW / jakby do Klary / Dochowam, tak, tak, będziemy widzieli. Nienawiść! wszystkim i święcie przyrzeka. do Anieli: O, nie, tych myśli Aniela nie dzieli. Bóg to karzący za ciężkie przewiny, Nienawiść w sercu zaszczepił człowieka; A twoja dusza z jakiejże przyczyny Mogłaby ściągnąć cząstkę takiej kary? Powiedz mi raczej, iż nie dajesz wiary, Że miłość istnie, że może być szczera, Dosyć w tym złego już na ciebie czeka. Ach, niedowiarstwo są to ostre ciernie; Z wolna je w bukiet doświadczenie zbiera, By go starości w końcu oddać wiernie! Lecz czysta ufność, to młodości kwiecie! ANIELA Co wcześniej, później, wiatr postrąca przecie. GUSTAW Tak, później trochę wietrzyk kwiat pozgania, A owoc wzrośnie — koniec porównania. Zbliżając krzesło i siadając, po krótkiem milczeniu: Nie zasłużyłem na nienawiść wcale, Lecz na gniew bardzo. ANIELA / bardzo obojętnie przez całą scenę, robotą zajęta / Nie na mój. GUSTAW Twój, pani. ANIELA Nic nie wiem. GUSTAW O, wiesz — lecz przebacz wspaniale Temu co szczerze własną płochość gani. ANIELA Czemuż z tem do mnie? GUSTAW Ach, jakież pytanie! O czyjeż więcej mogę ja dbać zdanie? Zbłądziłem. ANIELA Czy tak? GUSTAW Wyznaję. ANIELA / zawsze obojętnie / Więc wierzę. GUSTAW / zbliżając się / Przebacz. ANIELA Niech i tak będzie. GUSTAW / całując w rękę / Szczerze. ANIELA Szczerze. GUSTAW W nowej więc odtąd postąpię kolei, Ale tymczasem niech dobroć Anieli Za gwiazdę szczęścia nadzieję udzieli. ANIELA Żadnej nie czynię. GUSTAW / prosząc / Nadzieję nadziei. ANIELA Nie czynię żadnej. GUSTAW / odsuwając się z krzesłem / To za ostro było; po krótkiem milczeniu Jestże wiadomy zamiar mego stryja? ANIELA Jest. GUSTAW I że temu matka pani sprzyja? ANIELA Wiem. GUSTAW I to wszystkim najdroższe życzenie Piękna Aniela nie spełni? ANIELA Nie. GUSTAW / zrywając się / Nie? ANIELA / obojętnie / Nie. GUSTAW / ironicznie / Dość krótko. ANIELA Ale otwarcie. GUSTAW Aż miło. Przeszedłszy się, opiera się o poręcz krzesła, na którem siedział. Czy w rzeczy śluby?… ANIELA Ja nic nie wiem o tem. GUSTAW Nie chcesz iść za mąż? ANIELA Teraz nie. GUSTAW Lecz potem? ANIELA Któż przyszłość zgadnie? GUSTAW / chodząc, z zapałem / Czemuż zgadnąć nie ma? O, zgadnie, zgadnie, bardzo łatwo zgadnie, Że wkrótce z trzaskiem, turkotem, łoskotem, Jaki konkurent na dziedziniec wpadnie, I com dziś nie mógł — on jutro otrzyma; Wszakże tak będzie? ANIELA Wszystko to być może. GUSTAW / przeszedłszy się — siada i łagodnie mówi / Jednak ja małą uwagę przełożę: Nie chcesz — nie czyń więc nadziei wbrew zdania, Ale porywczość niech mi jej nie wzbrania. Ja o to proszę. ANIELA Tego nie rozumiem. GUSTAW / zniecierpliwiony / Cóż nie rozumiem? Jak to nie rozumiem? — Nie chcę rozumieć. — ANIELA A, i to być może. GUSTAW / zrywa się i chodząc / «I to być może»? Ha, ha, ha! to śmiesznie! Wszystko «być może», na honor, uciesznie! Ja to się, o! ja podobać nie umiem, Lecz jaki sąsiad, jaki Albin wtóry, Smętny kochanek, aspirant ponury, Tysiącznych westchnień nagrodę odbierze. Po krótkiem milczeniu, siadając uspokojony: Jestżem tak przykrym i Anieli także? ANIELA / zawsze obojętnie, nie patrząc na niego / Przykrym? Dlaczego? GUSTAW / przysuwając się z krzesłem / Nie? ANIELA Nie. GUSTAW Szczerze? ANIELA Szczerze. GUSTAW / przysuwając się z krzesłem / Ani się spojrzysz? ANIELA / wznosząc oczy na niego i zaraz spuszczając na robotę / I owszem. GUSTAW Tak? ANIELA Jakże? GUSTAW Ach, tak ozięble. ANIELA I jakże inaczej? GUSTAW / z zapałem / Gniewaj się na mnie, ach, gniewaj się raczej. ANIELA Gniewać? I za co? GUSTAW / zrywa się i mówi do siebie / To nie do zniesienia, chodzi, potem staje przed nią Czy to tak bawi, czy to tak przyjemnie, Że cierpię tyle? ANIELA Oho! już cierpienia! GUSTAW Alboż nie wierzysz miłości ku tobie? ANIELA Nie wierzę. GUSTAW / siada / Żądaj dowodów ode mnie; Powiedz, co czynić? W jakim bądź sposobie — Wszystko wypełnię. ANIELA Nie mówić mi o tem. GUSTAW / chce się zerwać, ale się wstrzymuje i przytłumionym ogniem dalej mówi / Tak? ANIELA Tak. GUSTAW Mam milczeć? ANIELA Proszę. GUSTAW Długo? ANIELA Zawsze. GUSTAW / zrywając się, ironicznie / Nie, nie mogą być rozkazy łaskawsze, I przyjemniejszym udzielone zwrotem. chodząc Kochać i milczeć — przednio! wyśmienicie! Milczeć i kochać! — I tak całe życie! po krótkiem milczeniu, stając przed nią Skądże wstręt taki? skąd wstrętu przyczyna? Może go zmniejszę, jeśli moja wina, Ale ją wyjaw, niechże ją wiem przecie. ANIELA Ja wstrętu nie mam do nikogo w świecie. GUSTAW Trudna jest miłość zaraz w pierwszej dobie, Ale nienawiść niepodobna prawie; Ja dziś jej celem smutną próbę robię I nowy przykład oczom twoim stawię. ANIELA Puśćmy w niepamięć ten przedmiot niemiły. GUSTAW Łatwo ci kazać, mnie spełnić nad siły. ze wzrastającym zapałem Słuchaj Anielo, słuchaj tego głosu, Co ufnie zwierza całą przyszłość losu: Aniela wstaje. Z otwartą duszą, jak przed bóstwem stoję, W twem ręku szczęście i nieszczęście moje; Wznieś je na szali, ale wznoś pomału… zatrzymując odchodzącą Słuchaj, nie żądam mych uczuć podziału, Prośba nie zjedna, co jest serca darem, Lecz nie gardź moim, mnie chlubnym zamiarem, A wszelkich starań, wszelkich sił dołożę, Których być zdolną szczera miłość może, Abym to zyskał, czego dziś nie mogę; Lecz wskaż, Anielo, wskaż zbawienną drogę!.. zatrzymując ją Jak to? Bez słowa odchodzisz ode mnie? zatrzymując i z zapałem Tej więc, do której zawsze nadaremnie Każdy w nieszczęściu słuszne prawo rości, klękając Patrz, u nóg twoich błagam twej… litości! / Aniela odchodzi w prawe drzwi w głębi, Gustaw zostaje w tem położeniu, obrócony ku parterowi kiwa głową, jakby mówił: „proszę ja kogo!” — wstaje za pierwszem słowem Klary. / SCENA VI / Gustaw, Klara z lewych drzwi. / KLARA A to co znaczy? Czy dziękczynne modły? Czy też pokuta za śmiałe nadzieje? GUSTAW Bystre domysły tym razem zawiodły: Sprzykrzyło mi się ciągle chodzić, siedzieć, I kląkłem. KLARA Nie, nie, ja wiem, co się dzieje I będę mogła dokładnie powiedzieć. Melancholicznych wejrzeń nie widziano. Sentymentalnych westchnień nie zważano, Słów nie słuchano — cóż więc pozostało? — Do nóg — miłość lub śmierć! — Lecz wypadało Mieć w ręku szpadę, sztylet, nóż stołowy, Albo nareszcie mordercze nożyczki! śmieje się I cóż? stoimy — bez czucia, bez mowy? Jak to, i wszystko od pierwszej potyczki? Ach, to zwycięstwo tak łatwe prawdziwie, Że się nie cieszę, lecz łatwości dziwię. GUSTAW Kołczan już próżny, zatem żart na stronę, Ach! panno Klaro, widzisz mnie w rozpaczy! KLARA O, znajdę jeszcze pocisk na obronę. Ale bez żartu, cóż ta zmiana znaczy? Jestże to może snu rannego skutek, Albo dowcipu nagłe przesilenie? GUSTAW Nadto głęboki czuję w sercu smutek, Nadto bezstronnie moje błędy cenię, Abym mógł zwracać dowcipne pociski. Cel moich życzeń, któregom był bliski, Teraz, niestety, prawie z oczu tracę, A najboleśniej to rozdrażnia duszę, Że własną winę własnem szczęściem płacę, I że zbyt słusznie, jeszcze przyznać muszę. Zatem czy zganisz lekkomyślność moją, Z którąm nadziei zaufał bez miary; Czy nazwiesz głupstwem, co przez płochość broję. Czy brak grzeczności uznasz godnym kary, Jak chcesz mnie skarcisz, w jakim bądź sposobie, Zawsze mniej powiesz, niźli ja sam sobie! KLARA / z udaną pokorą / Wyższości mężczyzn nad zdanie kobiety Nadto przed chwilą doznałam, niestety! Bym teraz śmiała sprzeczać się zuchwale. Zwłaszcza gdzie skromnie na rozsądku szalę Męska wspaniałość własne błędy składa, Tam mnie powtarzać lub milczeć wypada. Lecz szczera skrucha i te chlubne żale Z jakiejże wielkiej pochodzą przewiny? GUSTAW Ach, panno Klaro, poznałem Anielę. KLARA Dotąd rozpaczy nie widzę przyczyny. GUSTAW Poznawszy, widzę, jak błądziłem wiele. KLARA / domyślając się / Aha! pan Gustaw zapewne ją kocha? GUSTAW Ubóstwia, powiedz, a powiesz za mało. KLARA / z zastanowieniem / Hm! nie jestże to skłonność płocha? GUSTAW Miłość najczystsza, jaką niebo dało! KLARA Ależ ta miłość, będzież ona stała? GUSTAW Z życiem trwać będzie, z życiem tylko zgaśnie. KLARA I pewnie wierzyć Anielka nie chciała? GUSTAW Nie chce i słuchać — stąd to rozpacz właśnie. KLARA / po krótkiem milczeniu / To źle — ale mnie słuchałaby może? GUSTAW Co miłość nie śmie, to przyjaźń określi. KLARA Gdy jej poprawę i ten żal przełożę… GUSTAW Ach, panno Klaro, zgadłaś moje myśli. KLARA Powiem jej, jakim pan Gustaw był wprzódy. GUSTAW Mocnych farb użyj, nie szczędź mi nagany. KLARA Że był wesoły, jak to zwykle młody… GUSTAW / sens kończąc / Trzpiot, lekkomyślny, płochy, roztrzepany… KLARA / sens kończąc i jeszcze prędzej / Próżny, zły, dumny, zakochany w sobie… GUSTAW / reflektuje / To trochę nadto — to będzie za wiele. KLARA / mimo siebie w coraz większy zapał wpadając / Że wiejskie dziecię widział w jej osobie… GUSTAW / jak wprzódy / To trochę dużo… KLARA Że mniemał w swej dumie, Iż grzeczność na wsi godna pośmiewiska… GUSTAW To bardzo dużo…. KLARA Że brak na rozumie… GUSTAW Hola! to nadto; obraz zakazany! KLARA / z zapału nagle w łagodność przechodząc z uśmiechem / Mocnych farb biorę, nie szczędzę nagany. — Ale jej powiem zaraz z drugiej strony: Że się poprawił, kto się uznał w błędzie, Że miłość szczera, którą uniesiony, Im wolniej wzrosła, tem wytrwalszą będzie; Że jeśli jeszcze nie jest jej wzajemną, Winna przynajmniej wynagradzać wiarą. GUSTAW Ach, tak, tak wszystko, moja panno Klaro! Czytasz w mem sercu, myślisz razem ze mną. KLARA / parskając śmiechem / Ha, ha, ha! dłużej wytrzymać nie mogę! Ha, ha, ha! moja panno Klaro! Moja! Ha, ha, ha! przednio! Znalazłam więc drogę, Oręż wypada, pęka twarda zbroja. — serio I czegoż męska przebiegłość zastrasza? Niech straszy raczej własna słabość nasza, Bo, kto nie zechce, ten tylko nie przyzna, stosując do Gustawa Że do zwalczenia nietrudny mężczyzna. Ufaj mu szczerze, a w postaci męża Ujrzysz zwinnego, zjadliwego węża. Uprzyj się woli, chciej mieć własne zdanie — Lwem rozdrażnionym, tygrysem się stanie. Ale znaleź wtór do jego piosneczki, Jak zwyciężona wychodź z każdej sprzeczki; W jego rozumu kręć się zawsze kole, A na jedwabiu wywiedziesz go w pole — Jeśli się mylę, to próbka dzisiejsza Mego mniemania zupełnie nie zmniejsza. Co wyraziwszy szeroko i długo, z niskim ukłonem Mam honor zostać uniżoną sługą! / Odchodzi we drzwi prawe boczne. / SCENA VII / Gustaw sam. / / Od czasu, jak Klara się roześmiała, stał jak wryty, teraz po krótkiem milczeniu: / Hm, hm, hm! czy tak, tak? — Że kocham szczerze, Idę otwarcie, otwartości wierzę, Takżem spadł nisko? — Hola, jaszczureczko! Ostry rozumek, ostre twe słóweczko, Ale mnie w parę z Albinem nie poda. Uczysz mnie zwodzić? Chcesz wybiegów? — zgoda. Chodzi zamyślony; po krótkiem milczeniu: Aniela dobra, ale uprzedzona — Co ufność nie chce, niech dobroć dokona. Romans ułożę — jej zrobię zwierzenie — Na czas kochankę w przyjaciółkę zmienię, Zyszczę jej litość i wezmę obrony. po krótkiem milczeniu Łączy dwa serca sekret podzielony, — Tak wzbudzę czucie miłości obrazem, Zwrócę ku sobie i ustalę razem. — / Chodzi w głębokiem zamyśleniu — scena niema, w której widać, że roztrząsa plan jakiś — siada, zrywa się, chodzi, staje, — nareszcie stojąc czas jakiś w miejscu zamyślony, z nadzwyczajną szybkością daje bieg jakby dotąd zatrzymanym słowom, ledwie ujrzał Albina — który, zdziwiony, czas jakiś zostaje we drzwiach, dopiero później zbliża się powoli. / SCENA VIII / Gustaw, Albin. / GUSTAW Otóż to, to jest przyczyna, To powód wszystkiego złego! Chodzi, łazi cień Albina, Płacze diabli wiedzą czego! Pięćdziesiąt lat jęczy, szlocha. Teraz każda myśleć będzie, Że to tak się miłość przędzie, Niby wiekiem życie człeka, Aby wzdychać mógł pół wieka! Już łzy lejąc w dzień i w nocy, Sam się zmienisz we fontannę, A tymczasem bez pomocy Ja mam znosić twoją pannę? Nie kochaj ją tak poddanie, A wzajemną ci się stanie; Nie daj władać, rządzić sobą, A rząd tobie sama przyzna; Nie nudź płaczem i żałobą, A zwyciężysz jak mężczyzna. Inaczej myślą wariaci. — Bądź zdrów! odchodząc, ciszej Niech cię wszyscy kaci… wracając Gdzie poszła? ALBIN Ach, kto? GUSTAW / wzruszając ramionami / Tego nawet nie wie! / Odchodzi za Anielą. / ALBIN / sam / I jemu teraz szkodzę — w srogim gniewie, Gdzież mam wylać łzy moje, gdzie podziać westchnienie? Pałam lat dwa, lat dziesięć — jeszcze się nie zmienię. Niechaj, tylko na chwilę, na cząsteczkę chwili, Klara patrząc się na mnie, choć trochę zakwili. SCENA IX / Albin, Klara. / ALBIN Nigdyż, Klaro, nie przyjdzie chwila wypłakana, Kiedy balsam otrzyma sroga serca rana? KLARA Otrzymać może, ale nie ode mnie. ALBIN Ja kocham. KLARA Ja wiem. ALBIN Zaczekam. KLARA Daremnie. ALBIN Błagam. KLARA Dość tego. ALBIN Okrutna! KLARA Być może. ALBIN Obym mógł przestać kochać! KLARA / Kłębek upada; Albin goni i podnosi. / Daj to Boże, Żeby raz jeden wypadł kłębek z dłoni, A waćpan za nim byłeś w pogoni; Żeby raz chustka padła ze stolika, A waćpan za nią nie leżał na ziemi; Żebym raz chciała nożyczek, nożyka, Waćpan nie szukał, nie latał za niemi; Żebym raz mogła jeden kichnąć skrycie, Nie słysząc wróżby na stoletnie życie! Nie, to prawdziwie już nie do zniesienia! ALBIN Jeśli pragnę uprzedzać wszystkie twe życzenia, Jeślibym całe życie chciał poświęcić tobie, Przypisz to mej miłości i swojej osobie. Ale żem nie mógł zmiękczyć serce nazbyt harde, Powiedz, Klaro, czym przeto zasłużył na wzgardę? KLARA Nie, na wzgardę nie, ja tego nie mówię. ALBIN Ach, jeżeli nie wzgarda, jakże się to zowie? KLARA Przykre mi często są jego cierpienia. Że szczere, wierzę, lecz to nic nie zmienia. Na głos mężczyzny Klara ucha nié ma, Nienawiść wszystkim przyrzekła, dotrzyma. ALBIN Ach, a w tej nienawiści moja część niemała. KLARA Nie największa. ALBIN Ach, Klaro, gdybyś pojąć chciała, Co się na twe wejrzenie w mojej duszy dzieje, Pewnie byś serca mego ziściła nadzieje. KLARA Pewnie bym nie ziściła. ALBIN Nigdy? KLARA Dość już, proszę. ALBIN Okrutna! Tem słowem śmierć… KLARA / śmiejąc się / Ach, śmierć, śmierć przynoszę! ALBIN Wkrótce tej nowej chluby świat ci pozazdrości. KLARA Żaden mężczyzna dotąd nie umarł z miłości. ALBIN Bo żaden nie mógł, ale niejeden chciał szczerze. KLARA Chęć więc za skutek trzeba wziąć w tej mierze. Obchodząc zatem śmierć pana Albina, Moja żałoba od dziś się zaczyna. ALBIN Ach, dobrześ, widzę, radził, szczęśliwy Gustawie! KLARA / ironicznie / Cóż radca stanu poradził łaskawie? ALBIN / Albin powoli, Klara mówi prędko. / Nie kochaj, rzekł, tak czule, a będziesz kochany. KLARA Nie kochaj! Proszę, już mu na zawadzie, Że ktoś jest wierny i w tem szczęście kładzie; Już go to korci, już by chciał odmiany. ALBIN Dwa lata wzdychasz, płaczesz, a sam nie wiesz czego. KLARA A sam, sam nie wiesz!… słyszał kto co podobnego? ALBIN Każda już zechce zadać tak długą pokutę. — KLARA A on chce dobę, godzinę, minutę? ALBIN Nie daj jej sobą rządzić… KLARA Nie daj rządzić! brawo! Nie daj! no proszę, to mi piękne prawo! ALBIN A ty nią rządzić będziesz… KLARA Co, co? Będziesz rządzić? A zaraz rządzić, zaraz rządzić chcecie; Jakże tu ma być porządek na świecie? Jak? — Kiedy jeden stu nauczy błądzić, A pierwsze słowo: «Nie daj sobą rządzić»! ALBIN Jednak słuchać go nie chcę — co każesz, to zrobię. KLARA / do siebie / To radca! To profesor! ALBIN / zbliżając się czule / Cóż zrobić? KLARA Pójść sobie. / Albin ukłoniwszy się, wzdycha ciężko i odchodzi. / KLARA / sama / Gadaj — gada, milcz — milczy, idź — idzie, stój — stoi; A niechże się sprzeciwi, niech się Boga boi! Bo ta uległość mimo woli, zdania, I nienawidzić, i kochać go wzbrania. AKT III SCENA I / Aniela, Gustaw. / GUSTAW / wchodząc za Anielą ze drzwi prawych / Anielo! jedno, już ostatnie słowo. ANIELA Ach, tym ostatnim dzisiaj końca nie ma. Lecz, by ich nadal nie wszczynać na nowo, Chcę raz ostatni teraz wyznać szczerze: Że kiedykolwiek, i każdy w tej mierze, Taką odpowiedź niemylnie otrzyma, Jaką pan Gustaw dziś ode mnie bierze. Przedsięwzięciu więc, nie swojej osobie Przypisać całą nieprzyjemność proszę. Lecz gdy działając w otwartym sposobie, Niejaką może osłodę przynoszę, Chcę się spodziewać, że moje wyznanie Ściśle tajemnem dla wszystkich zostanie, Ponieważ czynię wbrew rozkazu matki, Która rozumie, że choć znaczne siatki, Jednak usidlić kiedyś z czasem mogą. Słowem, mój zamiar zakazała głosić, Muszę cierpliwie oświadczenie znosić, Muszę wprzód poznać, nim odprawię kogo. GUSTAW Równie więc prostą i ja pójdę drogą! I ja pomimo Radosta rozkazu, Serce ci moje odsłonię do razu: Kocham… ANIELA Ach, jużem tylekroć słyszała!… GUSTAW Ależ mi pozwól: — nie ciebie, Anielo. po krótkiem milczeniu Gdy nas chęci przeciwne nie dzielą, W tobie nadzieja teraz moja cała. Dziwisz się? — wierzę — lecz tak jest w istocie. Stryj, który ojca zastąpił sierocie, Który mym losem od kolebki prawie Ciągle się dotąd zajmował łaskawie, Żądał na koniec nagrody ode mnie, Lecz jakiej, przebóg! — Prośby, łzy, błagania, Co tylko serce do litości skłania, Wszystkiegom użył, wszystko nadaremnie; I w końcu przyrzec stryjowi musiałem, Wszelkiem staraniem zyskać rękę twoję. Lecz kiedy dzisiaj z upornym zapałem Miłość głosiły drżące usta moje, Ach, mamże wyznać, czy ciebie nie wzruszy, Bałem się skrycie i truchlałem w duszy. ANIELA Jak to? Ze strachu? GUSTAW Ach, tak jest, niestety! I wdzięki twoje i twoje zalety, Których ukrywam krocie w każdej dobie, Których nie widzieć wolno tylko tobie, Co jak powabem, tak szczęściem być mogą, Mnie, mnie jednego napełniały trwogą. Zyskać twój uśmiech, przyjazne wejrzenie, Obudzić w sercu najpierwsze westchnienie, Nie chlubą, szczęściem — niebem nazwać muszę, Jednak trwożyło nie moją już duszę. ANIELA Miłość to zatem ku innej osobie? GUSTAW A cóżby mogło bronić przeciw tobie? Kochałem wtedy, kiedym ciebie poznał! Stąd to dwuznaczne me postępowanie Podpadło waszej tajemnej naganie. Czułem jej słuszność i boleśniem doznał, Że choć bez winy, jestem jednak winny! Lecz sama powiedz, byłże środek inny? ANIELA Ja tylko śmiało to powiedzieć mogę, Że w tym zamęcie jedną widzę drogę: Wyznać stryjowi… GUSTAW Ach, ileż to razy Do nóg rzucony i ze łzami w oku, Wszystko wyznając, błagałem wyroku! ANIELA Cóż mówi na to? GUSTAW Powtarza rozkazy: Ty masz, niestety, zostać moją żoną. Którą mniej zamiar, więcej wstręt oddala, A zaś kochankę sercem poślubioną Nawet przed sobą wspomnieć nie dozwala. ANIELA Dlaczego? GUSTAW Długiej trzeba by rozprawy, Lecz krotko mówiąc, dla odwiecznej sprawy I pojedynku co ze sobą mieli Mój stryj i ojciec Anieli. ANIELA Anieli? GUSTAW Imię stosowne jedno macie obie, Którego odgłos bijąc w serce moje, Budzi swym wdziękiem lube niepokoje. Stąd jakiś pociąg zaraz w pierwszej dobie, Jakby ku siostrze, uczułem ku tobie. ANIELA Dziwnie! GUSTAW O, gdyby ja tylko kochałem, A męki moim tylko były działem! Ale czuć zawsze, że każde szarpnięcie Echem bolesnem powtarza się skrycie W drugiej istocie, droższej nam nad życie, To wszelkich cierpień przechodzi pojęcie! To przeciw sobie zwraca własną rękę, By zgasić czucie i wzajemną mękę! ANIELA / przestraszona prawie aż do płaczu / Panie Gustawie!… co to jest… o Boże! Zabić się, zabić!… to bardzo nieładnie, To grzech, wielki grzech; kto w niego popadnie, Na tamtym świecie wiecznie cierpieć może. GUSTAW / szybka rozmowa / Ratuj mnie. ANIELA / z pośpiechem / Będę, będę, lecz czy mogę? GUSTAW Możesz. ANIELA / jak wyżej / O śmierci nie będę słyszała? GUSTAW Nie. ANIELA Ja się jeszcze dotąd trzęsę cała. GUSTAW Chcesz więc? ANIELA Ale jak? GUSTAW Ja ci wskażę drogę: Wstaw się do matki… ANIELA Dobrze, ja się wstawię. GUSTAW Niech mi przebaczy. ANIELA O, przebaczy pewnie. GUSTAW Proś! ANIELA Będę prosić, błagać, płakać rzewnie, Aż mi przyrzeknie pomagać w tej sprawie. Lecz nie rozpaczaj, mój panie Gustawie. GUSTAW W twojem więc ręku szczęście, życie moje. ANIELA W mojem? — Dla Boga! GUSTAW Matka uproszona… ANIELA Ach będzie, będzie, tego się nie boję. Lecz koniec końców, cóż potrafi ona? GUSTAW Stryja przebłaga. ANIELA / radośnie / Prawda! Wyśmienicie! Biegnę bez zwłoki, tu idzie o życie. GUSTAW Przebóg! Nie teraz — miałaby przyczynę Oskarżać stryja o zbyt wielką winę, Że twą spokojność, nawet przyszłość całą, Chcąc mnie powierzyć, narażał zbyt śmiało. To by ich przyjaźń niemylnie zerwało, A ja nieszczęsny, cel gniewu stron obu, Cóż bym mógł zrobić, jak wstąpić do grobu! ANIELA Ach, cóż więc czynić? GUSTAW Chcesz mi pomóc? ANIELA Chętnie. GUSTAW Zostańmy zatem tak jak do tej chwili: Ja niby zawsze zakochany w tobie, Ty na tę miłość patrząc obojętnie! A później, gdy nas już będą naglili, Głośne, wyraźne oświadczenie zrobię. Ty mi odmówisz w podobnym sposobie; Tym zwrotem twoją matkę to nie zdziwi, A mój stryjaszek choć się nieco skrzywi, Brak posłuszeństwa zarzucać nie będzie. Wtedy dopiero wzywam twej obrony, Przebłagasz matkę, oświecisz w tym względzie. ANIELA Rozumiem, dobrze. GUSTAW / całuje w rękę / Więc bez nienawiści? ANIELA Będę się cieszyć, jak się nasz plan ziści. GUSTAW Pamiętaj zawsze, postępując śmiele, Ile ci ufam, jak zwierzyłem wiele; Jeśli opuścisz w tej smutnej potrzebie, Ja w świecie nie mam nikogo prócz ciebie. W tobie jedyna opieka, obrona. Bez ciebie szczęścia nadzieja stracona. O, niech z twej ręki Anielę otrzymam, A dosyć czucia, dosyć życia nié mam, Bym mógł odwdzięczyć dobro mi nadane, Com go niegodny, lecz godnym się stanę. / Całuje ją w rękę z uczuciem — przy ostatnim wierszu wszedłszy Radost, niewidziany, daje brawo, klaszcząc w ręce. / SCENA II / Aniela, Gustaw, Radost. / ANIELA Słyszał. GUSTAW Co? Słyszał? RADOST Brawo, dzieci, brawo! GUSTAW / rzucając się na kolana przed Radostem / Przebacz mi, stryju! RADOST / cofając się zadziwiony / A! A to co znaczy? GUSTAW / posuwając się za nim, cicho / Kiedyś już słyszał, łajże mnie, a żwawo. RADOST Guciu! GUSTAW / cicho / Gniewaj się. głośno Lituj się rozpaczy! w tył się skłaniając, jakby odtrącony Niech mnie twa ręka srodze nie odpycha! cicho A gniewajże się, stryjaszku, do licha! RADOST Słuchaj no, trzpiocie. GUSTAW / cicho / Lepiej, to za mało. RADOST Czyś ty oszalał? GUSTAW / cicho / Dobrze. głośno Już się stało! RADOST Tego już nadto! GUSTAW / głośno / Wszystko jej wyznałem, cicho A nuże teraz! Z największym zapałem. RADOST A do stu katów! GUSTAW / cicho / To, to, to! RADOST Drwisz sobie! GUSTAW / głośno, tragicznie / Stryju mój, stryju! Chcesz mnie widzieć w grobie. RADOST / rozgniewany / Dosyć tych żartów, dosyć już, mój panie; Rób sobie, co chcesz, niech się co chce stanie, Ja szalonemu nie chcę szukać żony. odchodząc A to waryjat, wyraźnie szalony! SCENA III / Aniela, Gustaw. / ANIELA / niespokojnie / Cóż teraz będzie? GUSTAW / do siebie / Ścierpły mi kolana. ANIELA Nie dał się zmiękczyć. GUSTAW To rzecz niesłychana. ANIELA Może nie słyszał. GUSTAW Jak to, może? ANIELA Może. GUSTAW Samaś mówiła. ANIELA Nie, jam się pytała. GUSTAW Więc bez potrzeby ta utarczka cała, I w najmniej dobrej wyprawiona porze, Bo że nie słyszał, jestem pewny prawie, Lecz o co idzie, łatwo teraz zgadnie. ANIELA Wszystko zerwane niewczesnym zapałem. GUSTAW Tak mnie znienacka i tak podszedł zdradnie! ANIELA / chodząc niespokojnie / Cóż ja nieszczęsna pomogę w tej sprawie! GUSTAW / na stronie / Mojego planu powierzyć nie chciałem. ANIELA / jak wyżej / Jakże też można w porywczym zapędzie Zniszczyć od razu, cośmy przedsięwzięli! Biedna Aniela ileż cierpieć będzie! GUSTAW / biorąc ją za rękę / Jakże nie kochać tej lubej Anieli? ANIELA Kochać ją trzeba. GUSTAW Poprzysięgłem sobie. ANIELA Ach! chętnie wierzę. GUSTAW W tem moje życzenie. Sama więc widzisz: w tobie, tylko w tobie Pomoc mam jedną, a wszystkie nadzieje. ANIELA Cóż ja pomogę i cóż ja odmienię? Radost, tak dobry, dziś zemstą goreje. GUSTAW Jeśli nie słyszał, wszystko ja naprawię. ANIELA Nie trać więc czasu, idź, panie Gustawie. GUSTAW Ty zaś unikaj wszelkiej z nim rozmowy. Ale się staraj, abyśmy po chwili, Dla dalszej jeszcze w tym względzie umowy, Znowu sam na sam tu ze sobą byli. biorąc za rękę I obyś zawsze, ciągle pamiętała, Że w twojem ręku moja przyszłość cała, A nawet więcej: i szczęście Anieli, Z którą już w świecie nic mnie nie rozdzieli. / Całuje ją kilka razy w rękę, idzie ku drzwiom swojego pokoju, a obejrzawszy się, w inne drzwi odchodzi. / SCENA IV / Aniela sama. / / Chodzi zamyślona, potem siada, opierając głowę na ręku. / Dziwnie — i dziwnie! Brzmią mi jeszcze uszy Słowami, dotąd nieznanemi duszy. Jak on ją kocha! I pewnie nie zwodzi: Wszystko, co powie, wzrok jasny dowodzi. On z nią szczęśliwy, ona z nim szczęśliwa, I na czemże im, na czem jeszcze zbywa? Jednego słowa do szczęścia im trzeba, A do jakiego, do jakiego nieba! Ufają sobie, kochają się szczerze; Jestżem szczęśliwa, że w miłość nie wierzę? Jednak ta miłość jest, trwa dowiedziona… O Boże, serca nie czuję śród łona. SCENA V / Aniela, Klara. / KLARA Czegóż tak dumasz? Piszesz dzieło może? ANIELA Ach, Klaro, Klaro, żebyś ty wiedziała!… Lecz twoja przyjaźń zdradzić nas nie może, Wszystko ci powiem — krótko więc — rzecz cała: Gustaw już nie mnie, lecz kocha Anielę. KLARA Kogo? ANIELA Anielę; ale Radost broni; To wielki sekret, nie wydaj, dla Boga. KLARA Ależ nic nie wiem. ANIELA Bo to już za wiele. KLARA Co? ANIELA Ta zawziętość, nienawiść zbyt sroga. KLARA / ze wzrastającą niecierpliwością / Czyja? ANIELA Radosta. KLARA I do kogo? ANIELA Do niej. KLARA Ależ… ANIELA Nie dręcz się obawą daremną; Gustaw się wcale nie chce żenić ze mną. KLARA To źle, mężczyzna powinien chcieć zawsze, Ażeby poznał, jak kobiety gardzą, Zwłaszcza ten Gustaw, co to uczy rządzić. ANIELA On i tak biedny! KLARA / ironicznie / Biedny? ANIELA Musiał błądzić. KLARA Wzbudził więc, widzę, uczucia łaskawsze. ANIELA Ja wszystkich mężczyzn nienawidzę bardzo, Ależ on swój los w moje ręce składa: Bronić go muszę. KLARA Tak? I bronić rada. ANIELA Rada nie rada, zdradzić go nie mogę. KLARA Zdradź go, zdradź, moja duszko! Zdradź sułtana. ANIELA Nigdy, przenigdy! KLARA Ja tobie pomogę. ANIELA A taż Aniela tak szczerze kochana? KLARA Znowu nic nie wiem. ANIELA Wszystko ci wyjaśnię. KLARA / ciekawie / Mówże. ANIELA Gdzie mama? KLARA Wołała cię właśnie. ANIELA Ona tak dobra, i jej wszystko zwierzę. Jej tylko jeszcze, a więcej nikomu. KLARA Moja Anielko, niech cię Pan Bóg strzeże, Byś z męskich sideł nie poniosła sromu; Ja twą nienawiść już słabnącą widzę. ANIELA O, jak cię kocham, ja ich nienawidzę. RADOST / wchodząc, do odchodzących / Panno Anielo! Aniela chwyta za rękę Klarę i pociągając z sobą, prędko wybiega we drzwi prawe boczne. Ależ… panno… proszę… wracając Hm, hm! spłoszone — coś tu znać Gustawa Gotówbym przysiąc, że to jego sprawa. Oj Guciu, Guciu! Kiedyś ja przepłoszę! / Gustaw wchodzi jednemi w głębi będącemi drzwiami, a zobaczywszy Radosta, nucąc w drugie odchodzi. / RADOST / goniąc za nim / Czekaj no, czekaj! / Wybiega za drzwi. / SCENA VI / Radost, Gustaw. / RADOST / prowadząc Gustawa / Chodź, chodź, mam cię ptaszku. patrząc mu w oczy, po krótkiem milczeniu Co to znaczyło to: przebacz, stryjaszku? GUSTAW To tak. RADOST Jak to, tak? GUSTAW Ot tak! RADOST Co to znaczy: Ot tak? GUSTAW Niby — nic. RADOST Nic? GUSTAW Nic. RADOST To nic nie było: Przebacz, stryjaszku, zlituj się rozpaczy. GUSTAW / szybko / Ach, to rzecz jasna: w miłości niemiło, Kiedy się czasem (bo któż to zaprzeczy?) Kłótnia lub sprzeczka, albo z innej rzeczy, W potęgę czucia moc niby mająca, Sama od siebie walczy lub portąca, Stąd koniec końców, kres wszystkich igraszek — No, to rzecz jasna — rozumie stryjaszek? / Chce odejść. / RADOST / zatrzymując go / Ale czekaj no — ja nic nie rozumiem. GUSTAW A ja wyraźniej powiedzieć nie umiem. RADOST Czegożeś klęczał jakby do pacierzy? GUSTAW / z udanym zapałem chodząc / To mi stryjaszek nie wierzy? Nie wierzy? Kiedy tak — dobrze — dobrze — wiem co zrobię — Każę zajechać i pojadę sobie. Janie! hej! RADOST / chodząc za nim i głaszcząc po ramieniu / No, no, Guciu, Guciuniu mój! GUSTAW / zawsze chodząc w udanym gniewie / Kiedy ja mówię!… RADOST / jak wyżej / Już, już, już stój no, stój. GUSTAW Ja się tłumaczę dobrze, jasno, szczerze. RADOST Już, już rozumiem, już wszystkiemu wierzę, do siebie A to saletra! Skra, ogień, płomienie! GUSTAW / rzucając mu się na szyję / Luby stryjaszku! RADOST / ściskając go / Ach, Guciu mój luby, płaczliwie Nie słuchasz rady. GUSTAW I słucham, i cenię A co wykonam, godne będzie chluby. RADOST Lecz czemu Klara… GUSTAW Ach, Klara, ta Klara, To jest prawdziwie boska na mnie kara. Wszędzie jej pełno, we wszystkiem zawadzi: Przy tem zawzięte, jak kogucik młody, Kikiki zawsze, pokazując a tak w górę sadzi! I wiesz, stryjaszku, dla powszechnej zgody, Wiesz co? RADOST Na przyklad? GUSTAW Żeń się z nią. RADOST Szalony! GUSTAW Zrób mi tę grzeczność. RADOST Pomysł godny głowy. GUSTAW Bardzo mi bruździ. RADOST / wzruszając ramionami / Dlatego ja stary?… Bruździć nie będzie, nie bruźdź ty z twej strony. Na cóż Albina przez jakieś namowy Chcesz jej zbuntować? GUSTAW On już zbuntowany. RADOST Jak to? GUSTAW W Anieli jak kot zakochany. RADOST Kto? Albin? GUSTAW Albin. RADOST A to nie do wiary. GUSTAW Tak, tak ją kocha, ledwie że nie skona; Nie ma gadania, to rzecz dowiedziona. RADOST Albin, ten Albin! GUSTAW O, nie wszystko złoto, Co się nam świeci — o, to sztuczka płocha: Jednej przysięga, a w drugiej się kocha. RADOST Ale z Anielą jakże idzie tobie? GUSTAW / po długiem milczeniu — zakładając ręce / Co to magnetyzm? RADOST / zdziwiony / Ma… magnetyzm? GUSTAW Co to? Co? Powiedz! RADOST Ale skąd o tem w tej dobie? GUSTAW / po krótkiem milczeniu / Magnetyzm, mówią, jest to wolna władza, Co z ciała w ciało zdrój życia wprowadza. Jeżeli zatem mam zarodne siły, Ogień swój własny w obce przelać żyły, Dlaczegóż miałbym w pięknej, młodej duszy, Czystej jak śnieżek, co świeżo przyprószy, Przez silną wolę, pałające tętna, Własnego czucia nie wycisnąć piętna? RADOST Jeśli rozumiem, niech mnie piorun trzaśnie! GUSTAW Kocham i będę kochany; to jaśnie? RADOST Jaśnie, wyraźnie, lecz trochę za śmiało. GUSTAW Śmiałość przed szczęściem, jak szczęście przed chwałą! RADOST Będziesz kochany, ale nie bądź trzpiotem. GUSTAW O, mój stryjaszku! Tobie myśleć o tem. RADOST Ach, czyż nie myślę i nie smażę głowy? GUSTAW Ja też ci zawsze dziękować gotowy. RADOST Dziękuj, kiedy chcesz, lecz się popraw razem. GUSTAW Co się już stało za twoim rozkazem. I dobrze skończyć mam wszelką nadzieję, Byleś nie zważał, co się z nami dzieje; W zgodzie czy kłótni, we wrzawie czy ciszy, Niech oko drzemie, a ucho nie słyszy. RADOST Cóż z tego będzie? GUSTAW Co będzie? ściskając go Wesele. Wybiega. RADOST / idąc za nim / Rozsądku mało, pewności za wiele. AKT IV SCENA I / Gustaw, Jan. / / Gustaw chodzi zamyślony, Jan krok w krok za nim z czarną chustką w ręku. / GUSTAW / podając lewą ręką, nie stając / Zawiąż! do siebie Stało się — kocham ją szalenie — Lecz ona? — JAN / chodząc za nim i opatrując rękę / Wcale nic… GUSTAW / stając / Jak to nic? JAN / jak wprzódy / Nie ma Tu nic. GUSTAW Na ręku! — Wiąż tylko — Chodzi; do siebie: Hm, sprzyja, Ale jak będzie, gdy rolę odmienię? — Jak? Kiedy zacząć? JAN / nie mogąc w chodzie zawiązać ręki dla różnych gestów Gustawa / Niech się pan zatrzyma. / Gustaw wyrywa rękę, którą Jan chwyta i dalej, chodząc, wiąże. / GUSTAW / do siebie / Zatrzymać — pewnie — węzeł jest — JAN / puszczając / Jest, panie. GUSTAW / do siebie / Lecz jak rozwiązać? JAN Za koniuszek. GUSTAW / stając w gniewie / Janie! JAN Słucham. GUSTAW Głupiś. JAN Tak? GUSTAW / zrzucając chustkę / I nie tę zawija! Lewą nie piszę. JAN Któraż ręka boli? GUSTAW Co ci do tego — na, masz: zawiąż prawą. Podaje lewą rękę i zaczyna chodzić. — Do siebie: Pierwszy raz kocham. JAN Ależ panie… GUSTAW / wciąż chodząc / No, a żwawo! do siebie Inna to miłość. JAN To ta sama. GUSTAW Kłamiesz. JAN Lewa. GUSTAW / podając prawą rękę / A, ręka — no — jakże powoli. Zaczyna chodzić i ciągnie za sobą opierającego się gwałtem Jana. — Do siebie: Będę kochany… Aj, rękę mi złamiesz! JAN A którą, panie? GUSTAW Puść już, do kaduka! JAN Wiązać nie sztuka. GUSTAW Ale milczeć sztuka. SCENA II / Gustaw, Albin. / / Jan na znak Gustawa odchodzi. / GUSTAW / na stronie / Już czuję wilgoć, zbliża się fontanna; do Albina: Albinie smętny! jak rosa poranna, Tak mgła z łez twoich napełnia dom cały. ALBIN A jednak mojej nie zmiękczyły skały! GUSTAW Nim się więc staną saletrzanym kwasem, Inny ci sposób poradzę tymczasem. ALBIN Poradź mi, poradź, a lepiej niż rano. GUSTAW Źle żem poradził? ALBIN Bóg to będzie sądzić. GUSTAW Cóż ci się stało? ALBIN Drzwi mi pokazano. Radź mi więc, radź, tylko mi nie kaź rządzić. GUSTAW Pierwej pocieszę. ALBIN Mnie? Pocieszyć?! Nieba! GUSTAW Klara cię kocha. ALBIN Zbyt bolesne żarty. GUSTAW Ręczę. ALBIN Nie wierzę. GUSTAW Przysięgać ci trzeba. ALBIN Jak wiesz? GUSTAW / udając urażonego / Cóż to jest? Chcesz, nie wierz, uparty, Ale nie żądaj, bym zdradził zwierzenie. ALBIN / rzucając mu się na szyję / Ach, ach! Gustawie! słów nie mam… łzy moje… GUSTAW / głaszcząc / Cyt, cyt, Albinie. ALBIN Kocha mnie. GUSTAW Szalenie! ALBIN Cóż teraz będzie? GUSTAW Albina ożenię. ALBIN Mnie? Mnie? Z nią? — z Klarą? GUSTAW Ale jak nastroję, Tak ty grać będziesz — przyrzekasz mi święcie? ALBIN Dobrze, cóż zrobić? GUSTAW Zwalić przedsięwzięcie, Które twych nieszczęść przyczyną się stało, A potem zmusić, by prawdę wyrzekła. ALBIN Szczęścia za wiele! GUSTAW Trzebaż ci tak mało? ALBIN Z nią?! Wielkie nieba! GUSTAW Nudnyś, wielkie piekła! ALBIN Cóż chcesz? GUSTAW Słuchaj mnie. ALBIN Słucham… GUSTAW Daj jej uczuć, Że inną kochasz. ALBIN Przebóg! Nie kończ, ginę. GUSTAW / namawiając / Czas jakiś! ALBIN Nigdy! GUSTAW Dzień. ALBIN Nie chcę. GUSTAW Godzinę. ALBIN Wprzód umrę. GUSTAW / zniecierpliwiony / Mrzyj więc. ALBIN Nie zmienię mych uczuć. GUSTAW No, to udawaj, żeś je zgasił w sobie. ALBIN Nie mogę. GUSTAW Nareszcie, że kochasz nie tyle. ALBIN Udawać? GUSTAW / prosząc / Trochę. ALBIN / po krótkiem milczeniu / Nie ufam mej sile. GUSTAW / na stronie / A bogdajżeś pękł! do Albina: No, to milcz. ALBIN Jak długo? GUSTAW Dzień jeden. ALBIN Milczeć? GUSTAW Nie mdleć. ALBIN Dzień? GUSTAW Nie wzdychać. ALBIN Nie wzdychać? po krótkiem milczeniu Ciężko na mnie. GUSTAW / z zapałem / Razą drugą Wszystko odzyskasz; i po całej dobie Będziesz mógł jęczeć, płakać, wzdychać, kichać. Tylko nie teraz, nie teraz, u licha! ALBIN A gdy nareszcie, jak ty każesz, zrobię, Gdy pozna Klara, że Albin nie wzdycha? GUSTAW / zniecierpliwiony / Wtedy Albina ożenię, ożenię — ALBIN / po krótkiem milczeniu / Do jutra? GUSTAW Daj słowo. ALBIN Ale… GUSTAW Dajesz? ALBIN Daję. GUSTAW A teraz bądź zdrów, ściskając go kochaj mnie… obracając się ku drzwiom Idź sobie. Albin odchodzi. Sam. Tak zatrudnienie dla Klary sposobię, Kocha go, czy nie — pewnie jest ciekawa: Zajmie ją zatem ta odmienna sprawa, A nim jej dojdzie po zakrętach wielu, Ja krok po kroku zbliżę się do celu. Scena III / Gustaw, Aniela. / ANIELA / wchodząc ostrożnie / Słyszał Radost? GUSTAW Nie słyszał. ANIELA Ach, oddycham przecie! GUSTAW Wszystkom naprawił. ANIELA Ginęłam z bojaźni. GUSTAW / biorąc za rękę / Tyle dobroci tak rzadkiej w tym świecie. Tyle dowodów troskliwej przyjaźni, Ileż wdzięczności nie obudzą we mnie? ANIELA Cóż uczyniłam wdzięczości godnego? GUSTAW Chcesz dobrze czynić. ANIELA Wszak to tak przyjemnie. GUSTAW Masz dziś sposobność. ANIELA Proszę wskazać drogę. GUSTAW Rękęm skaleczył. ANIELA I bardzo? GUSTAW Nic złego. Lecz pióra całkiem utrzymać nie mogę. nieśmiało Gdybyś w tym razie zastąpić mnie chciała. ANIELA Pisać? I co? GUSTAW List. ANIELA List! Ach nie! GUSTAW Dwa słowa. ANIELA Dwa — a kogo? GUSTAW Do mojej Anieli. ANIELA Co? Takie listy ja bym pisać miała? GUSTAW I cóż w tem złego? ANIELA Daremna namowa. GUSTAW / żałośnie / Rękęm skaleczył. ANIELA To może kto drugi… GUSTAW Ach, któż na świecie moje troski dzieli? Komu się zwierzyć, gdzie błagać usługi, Kiedy przed tobą daremnie się żalę? ANIELA / chodząc i pół z płaczem / Cóż ja mam robić? po krótkiem milczeniu To nie pisać wcale. GUSTAW Jeszcze, Anielo, w kwiat życia bogata, Znasz tylko rozkosz, a nie znasz cierpienia; Jeszcze, szczęśliwa, nie znasz oddalenia! Nie wiesz, że wtedy cały ogrom świata Jeden punkt tylko dla nas w sobie mieści, A tym jest chwila spodziewanej wieści. Nie wiesz, jak wtedy śledcze oko płonie, Jak każdy szelest dech zapiera w łonie, I jaka boleść, gdy mija godzina — Z nią wprzód spłacona pociecha jedyna. ANIELA Otóż to miłość! — kochajże tu, proszę! GUSTAW Ach, kochaj, kochaj! Boskie to rozkosze! ANIELA Ach nie! GUSTAW Dlaczego? ANIELA Nie wiem, lecz się trwożę. GUSTAW Trwożysz? ANIELA Lękam się… GUSTAW Jak dziecię lekarza, Który mu jednak życie zwrócić może. — Ach, obojętność naturę znieważa: Dusza niezdolna wybrać, kochać inną, Zimną rachubą każde czucie zaćmi; Dla niej jest niczem dla drugich być czynną, Dla niej łza niemą — ludzie nie są braćmi. — Lecz gdy miłością serce moje bije, Gdy powiem: kocham — wtenczas tylko żyję, Żyję szczęśliwy i w lubym zamęcie Świat do podziału pociągam w objęcie. ANIELA Tak, gdyby miłość mogła być prawdziwa… GUSTAW Miłość jest jedna… ANIELA Udawań tysiące. GUSTAW Wyrzec się światła, bo i ciemność bywa? ANIELA Wyrzec się każą pozory mylące. GUSTAW / z uczuciem, biorąc ją za ręką / Ach, nie wierz zresztą tej pieszczocie wzroku, Gdy z wolna sunąc, spocznie w twojem oku. Tej drżącej dłoni, kiedy ciebie bliska; Nie wierz głosowi, co się w serce wciska. Lecz własne czucie niech się wiarą stanie: Ta czułość tęskna, to błędne żądanie, A zwłaszcza pociąg nieodmienny losem Równego czucia jest tylko odgłosem. — na znak niedowierzający Anieli Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone: Niech je w przeciwną los potrąci stronę, One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie, Znajdą, przyciągną i złączą się przecie. Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie. Aniela zamyślona; Gustaw po krótkiem milczeniu mówi dalej: I cóż to, powiedz, zaraz w pierwszej chwili Wzbudziło we mnie tę ufność ku tobie? Co ośmieliło, że zwierzenie robię, Jeśli nie serce, co nigdy nie myli? ANIELA Ach, czyliż zdradzić jest kiedy kto w stanie? GUSTAW Klara najpierwsza. ANIELA Zbyt błędne mniemanie. GUSTAW Ile mnie złego, tyle jej korzyści. ANIELA Komu? Co? Klarze? GUSTAW Radost ją zaślubi. ANIELA Radost? — GUSTAW Jak tylko zamiaru nie ziści, Przez zemstę ku mnie z Klarą się ożeni, Mnie wydziedziczy i na zawsze zgubi. ANIELA To być nie może. GUSTAW To się nie odmieni. ANIELA Ona nie zechce. GUSTAW To już ułożono. ANIELA I wstręt jej szczery… GUSTAW Szczery czy nieszczery, Radost majętny, ojciec Klary chciwy, Nie ma co gadać — jak dwa a dwa cztery — Nie dziś, to jutro będzie jego żoną. ANIELA Ale jej śluby? GUSTAW Śluby? — sen prawdziwy! I ty, Anielo, rzuć tę ciemną drogę, Póki czas tobie, a ja przestrzec mogę. Lecz powiedz szczerze: kiedy polot myśli Obraz nam szczęścia czasami zakréśli I zdobi błahe, lecz lube utwory W kwiatów marzenia najczystsze kolory; Cóż ściąga światło, w całym blasku stawa, Jeśli nie miłość i stała, i prawa: Miłość szlachetnej przewodząca parze Z łona rodziców przed ślubów ołtarze! — Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą, Mem zdaniem kochać jest większą rozkoszą. Los kilku istot zrobić swoim losem, Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem, Dla dobra innych cenić własne życie, Dla nich poświęcić każde serca bicie, Światem uczynić najmniejszą zagrodę, Tam mieć cel życia i życia nagrodę, I kończąc cicho wytknięte koleje, Za grób swój jeszcze przeciągnąć nadzieje: Otóż to szczęścia rzetelne zalety. I ty, ty wyrzec chcesz się ich, niestety!? ANIELA / z uniesieniem / Nigdy, przenigdy… miarkując się — z czułością Ach, ja nie wiem jeszcze… znowu z zapałem Ale chcę pisać, niech się moje zdanie Jednej łzy w świecie przyczyną nie stanie; ocierając łzę Niech w szczęściu drugich własne dziś umieszczę. GUSTAW Chcesz pisać? Będziesz? O, drogi aniele! Jak wiele czynisz, jakżem wdzięczen wiele! Całuje ją w rękę. O, gdybyś mogła w mojem sercu czytać! ANIELA Ależ Gustawie! GUSTAW Lecz nie chciej się pytać: Więcej bym wyrzekł, niż wyrzec potrzeba… Pióro i papier… z zachwyceniem patrząc na nią — i trzymając rękę Dlaczegoż, o nieba! Takim sposobem?… Lecz ty mnie zrozumiesz: Umiałaś pojąć i przebaczyć umiesz. Całuje w rękę i nagle odchodzi. ANIELA / sama, po krótkiem milczeniu / Nienawidzieć! Tak! — każda plecie, baje, — Ale nie tak to łatwo, jak się zdaje. — Z gniewu w nienawiść droga bardzo bliska, Kiedy dotknęła jaka czynność zdradna, Lecz kiedy czule kto nam rękę ściska, Jak mamę kocham, nie potrafi żadna. SCENA IV / Aniela, Klara. / KLARA Kto tu był? ANIELA / unikając odpowiedzi / Jak to — kto? KLARA Kto tu był z tobą? ANIELA Gustaw przechodził. KLARA Rozwodził swe żale? ANIELA Trochę. KLARA Tak długo mówiliście z sobą. ANIELA O, jak cię kocham, tak nie długo wcale. KLARA I cóż nowego? ANIELA Nie dasz temu wiary: Wszak, jednem słowem, chce się żenić z tobą. KLARA Ze mną? skacząc i klaszcząc w ręce Oto to, oto to mi radość! Toż będę dręczyć i męczyć bez miary. O, panie Guciu, będziesz ty miał zadość! ANIELA / urażona / Ale nie Gustaw — Radost. KLARA Radost stary? ANIELA / jak wyżej / Radost — Hm! Gustaw! KLARA Ja nie chcę. ANIELA Ja wierzę. KLARA Ja nienawidzę. ANIELA Wbrew twej nienawiści, Jak Gustaw jego zamiarów nie ziści, Przez zemstę tylko z tobą się ożeni. KLARA I któż mnie może przymusić w tej mierze? ANIELA Ojciec twój, ojciec, co tak złoto ceni; A Radost bogacz — rzeczą dowiedzioną: Nie ma co mówić — będziesz jego żoną. KLARA / ukrywając pomieszanie coraz wzrastające / Otóż nie będę! — Otóż się nie boję — Ma ojciec wolę, ja mam także moję — Nie boję się… nie… w płacz Cóż ja teraz zrobię! Jak raz mój ojciec co ułoży sobie, To wszystko za nic, — to ratunku nie ma. ANIELA Jakoś to będzie. KLARA / po długiem milczeniu / Idź ty za Gustawa. ANIELA A nasze śluby? KLARA Niechże je dotrzyma Jedna przynajmniej, gdy nie możem obie. ANIELA Lecz Gustaw kocha. KLARA O, nieszczęsna sprawa! Pójdę do cioci. ANIELA / oglądając się niespokojnie / Powiedz, a w sekrecie; Idź, nie trać czasu. KLARA Poradzi mi przecie; Nie da mi umrzeć przy tym starym gracie. ANIELA / oglądając się / Idź, idź, zbyt droga każda nam godzina. KLARA Wolę już klasztor, albo i Albina. / Odchodzi. / ANIELA / wołając cicho / Słuchaj no, Klaro! — otóż macie! Odeszła. — Chciałam zasięgnąć jej zdania Względem owego dziwnego pisania; Krzyczałam, — ale kiedy nie słyszała, To cóż mam robić; — już będę pisała. SCENA V / Aniela, Gustaw / GUSTAW / kałamarz, pióro, papier itd. w ręku / Otóż jest wszystko, bierzmy się do dzieła. ANIELA Przestrzegłam Klarę. GUSTAW / na stronie / Przednio! głośno A jak powie? ANIELA Komu, i na co? GUSTAW Mojemu stryjowi. ANIELA Ja ręczę za nią. GUSTAW Jakże to przyjęła? ANIELA Rzewnie płakała. GUSTAW Ja tym łzom nie wierzę. I któż jej winien? Albin kochał szczerze. ANIELA I dotąd kocha. GUSTAW O, nie kocha wcale. ANIELA Ja to wiem lepiej. GUSTAW Kocha, lecz nie Klarę. ANIELA Kogo? GUSTAW Hm! kogo? po krótkiem milczeniu Zamilczę w tej mierze. ANIELA Bajkę ktoś zrobił, proszę mi dać wiarę. Albin nasz sąsiad, bawi tutaj stale, Wiemy gdzie bywa, jego związki znamy. GUSTAW / zmuszony / Kiedy więc szczerze z sobą mówić mamy: Albin się kocha — lecz się kocha w tobie. ANIELA We mnie? GUSTAW Tak, w tobie; — ledwie że nie skona, Nie ma co gadać, — to rzecz dowiedziona. ANIELA Ależ dla Boga, tak nagle w tej dobie… GUSTAW Zmienił się z wolna, bo możnaż lat tyle Wzgardę odbierać w tak przykrym sposobie, A miłość w jednej zachowywać sile? Możnaż przy tobie lube spędzać chwile, Twą dobroć, wdzięki… a jednym wyrazem, Możnaż cię poznać i nie kochać razem? Powiedzże sama. ANIELA Zabawne pytanie! po krótkiem milczeniu Mnie zatem kocha? GUSTAW / z pośpiechem / Ale ja ci radzę, Nie wierz mu wcale — zmienne to kochanie, Które w odporze czerpa swoją władzę. ANIELA Klarze przysięga. GUSTAW Ze snu jeszcze drzemie. ANIELA Wzdycha. GUSTAW Przez grzeczność. ANIELA Płacze. GUSTAW Nałóg. ANIELA Ale… GUSTAW Pewnie. ANIELA / biorąc pióro / Piszmy więc. GUSTAW / z uczuciem / Anielo kochana! po krótkiem milczeniu, gdy Aniela okazuje zdziwienie Pisz z łaski swojej. ANIELA Myli mnie to imię. napisawszy, do siebie Mnie? kocha? GUSTAW / z zazdrością / Czyliż Albinowskie żale, Dary wzgardzone, niegodna odmiana, Zająć potrafią, pochlebiać ci mogą? ANIELA Czym zasłużyła na takie pytanie? GUSTAW Przebacz, zbłądziłem uniesiony trwogą, Bo ja wiem, jakiej duszy twojej trzeba; Ukocha więcej, niż wyrazić zdoła, Choć każdy wyraz miłością się stanie. ANIELA Piszmy więc. GUSTAW Piszmy — „Dobroci anioła W naszem nieszczęściu zsyłają nam nieba: Wziął pióro w rękę nieść ulgę tęsknocie…” ANIELA Ależ mnie tego pisać nie wypada. GUSTAW Wszak to ja piszę — a potem, w istocie, Jakież ci imię moje serce nada, Za twoją dobroć, za dobrodziejstw krocie? ANIELA Piszmy więc. GUSTAW Piszmy — „Nie bądź już w obawie; Osoba, z którą stryj chciał mnie ożenić, Nienawidzi mnie…” ANIELA Nie, panie Gustawie. GUSTAW Jakże napisać? ANIELA Potrzeba odmienić. GUSTAW Popraw, jeśli chcesz. ANIELA O, chętnie poprawię. GUSTAW / czyta przez ramię / „Sprzyja”. biorąc za rękę Czy pewnie? ANIELA / wyciągając rękę z wolna / Trzebaż słów koniecznie? GUSTAW Znasz mnie więc teraz. ANIELA I jak! GUSTAW To poznanie Czy kiedyś, z czasem, przyjaźnią zostanie? ANIELA Jest i zostanie. GUSTAW / ze wzrastającym zapałem / Zawsze? Wiecznie? ANIELA Wiecznie. GUSTAW Dosyć już tego, precz wszelkie ukrycie! Kocham, Anielo, kocham cię nad życie. ANIELA / odsuwając się zdziwiona / Jak to? GUSTAW / pomiarkowawszy się, spokojnie / Pisz z łaski swojej. ANIELA / nachylona nad papier — po krótkiem milczeniu przypominając sobie / Jak tam było? Kocham… GUSTAW Ach, powtórz! ANIELA Kocham cię nad życie; Wszak tak? A dalej? GUSTAW Dalej? — Wierzyć miło. ANIELA Piszmy więc. GUSTAW Piszmy — lecz błądzisz w wymowie. Niech głos czuć daje myśl zamkniętą w słowie, A wyraz: kocham — obowiązki człeka Ku sobie, ludziom i Stwórcy wyrzeka: Możnaż ozięble wymówić go kiedy? Ty kochasz matkę, brata, przyjaciela. Ja ciebie, ty mnie; dla próby więc tedy Całą mu wartość niech twój głos udziela I ku mnie zwróci. ANIELA / patrząc na niego / Kocham. GUSTAW Czucia mało; ucząc ją, z uczuciem Ja ciebie kocham. ANIELA / czulej / Kocham. GUSTAW Zbyt nieśmiało. ANIELA Ach kocham, kocham. GUSTAW Coraz lepiej, brawo! Powtarzaj często, douczysz się wprawą. ANIELA Piszmy więc. GUSTAW Piszmy. ANIELA Ktoś idzie. GUSTAW Nie. ANIELA / wstając / Słyszę. GUSTAW / całując w rękę / Na potem. / Odbiega. / ANIELA / za nim / List! list! wracając Jak on dobrze pisze! SCENA VI / Pani Dobrójska, Aniela. / ANIELA / kryjąc list za siebie, na stronie / Cudzy sekret rzecz święta! PANI DOBRÓJSKA Nie, nie, mówcie sobie Co chcecie, moje panny, ja najlepiej zrobię, Jak się spytam Radosta; to najkrótsza droga, I on nam wszystko wyjaśni. ANIELA A Gustaw? Dla Boga! PANI DOBRÓJSKA Gustaw bajek narobił — że się kocha, wierzę, Lecz żeby Radost miał być wiadomym w tej mierze, I wiedząc, tu wprowadzał, temu nie dam wiary. Gustaw pewnie, jak każdy, ma swoje przywary, Ale młody, przystojny! ANIELA / naiwnie / Myślałam toż samo. PANI DOBRÓJSKA I podobać się może. ANIELA Może, moja mamo. PANI DOBRÓJSKA I wiem, że jego serce lepsze niźli głowa. ANIELA Ach, lepsze, moja mamo. PANI DOBRÓJSKA I przykrość gotowa. Gdyby ci się był Gustaw podobał choć trochę? Aniela wzdycha. Nie i nie; na Radosta sprawki to za płoche. ANIELA Ale ja u nóg jego widziałam Gustawa. PANI DOBRÓJSKA I to prawda. ANIELA Ich słowa. PANI DOBRÓJSKA Ich sprzeczka… ANIELA Dość żwawa. PANI DOBRÓJSKA Kto by się był spodziewał po takim człowieku! No proszę! — mścić się jemu! — żenić się w tym wieku! ANIELA Moja mamo kochana! Nie dawaj mu Klary. PANI DOBRÓJSKA Wprzód widzieć muszę, jakie są ojca zamiary, I ojcu, a nie córce radzić mi wypada. ANIELA Niech ją teraz przynajmniej wesprze twoja rada. / Podczas pierwszych słów Klary z panią Dobrójską, Aniela zbiera skrycie kałamarz i pióro i cicho wychodzi. / SCENA VII / Pani Dobrójska, Klara. / KLARA Ach, cóż ja teraz pocznę w tej ciężkiej niedoli? PANI DOBRÓJSKA Może ojciec nie zechce iść wbrew twojej woli. KLARA A jak zechce, jak zechce? PANI DOBRÓJSKA Słuchać trzeba będzie. KLARA To pociecha! To ojciec! PANI DOBRÓJSKA Nie gań go w tym względzie; Chce twego szczęścia. KLARA Piękne szczęście, proszę cioci, Stary mąż. PANI DOBRÓJSKA Ale dobry. KLARA Co mi z tej dobroci! PANI DOBRÓJSKA Zapomniałaś, żeś jeszcze pod ojcowską władzą, Że nie wszyscy jak Albin uwodzić się dadzą: A znając twego ojca, łatwo zgadnąć było, Że ta wzgarda Albina nie będzie mu miłą! I chociaż od zamężcia uwolni tym razem, Wkrótce może przykrzejszym zmusi cię rozkazem. KLARA Ten Radost tak się zdawał niepragnący żony! Młody Albin przynajmniej miłością wiedziony; I mam iść za mąż gwałtem, to wolę Albina. / Radosta słychać chrząkanie za drzwiami. / PANI DOBRÓJSKA Otóż i Radost właśnie. KLARA Już wzdychać zaczyna. PANI DOBRÓJSKA / na stronie / Nie mogę z nim rozmawiać po takiej usłudze. do Radosta: Zaraz mu służyć będę. / Odchodzi. / RADOST / do Klary się zbliżając / Ja się tu nie znudzę. SCENA VIII / Klara, Radost. / RADOST / po krótkiem milczeniu / Cóż tam tak myślisz? O mężczyzn zagubie? KLARA Myślałam właśnie, co wyjawić lubię: Że, gdybym kiedy była przymuszoną, Mimo mej woli zostać czyją żoną, Świat biedniejszego nie miałby człowieka! RADOST Ej, do kaduka! I cóż to go czeka? KLARA Same zabawy, gry, uczty i bale. RADOST No, to nic złego, będziesz się bawiła; Owszem, wesołość ja sam zawsze chwalę. KLARA To nie chcę zabaw. RADOST I spokojność miła. KLARA Strwonię majątek. RADOST Jak mąż nim obdarzy. KLARA Wydrę, a stracę. RADOST Zwycięży mocniejszy. KLARA Stroić się będę. RADOST Strój zawsze do twarzy. KLARA To nie chcę strojów. RADOST To wydatek mniejszy. KLARA / z zapałem szybko / Ależ ja zawsze na przekór mu zrobię; On tak, a ja tak — on sobie, ja sobie — Mąż śpi, ja gadam — mąż gada, ja ziewam — Wzdycham, gdy wesół, kiedy smutny, śpiewam, Trącam, gdy piszę, a krzyczę, gdy czyta; Mąż tak, a ja siak — ząb za ząb — i kwita! przypominając sobie A ma podagrę, depcę mu po nodze. RADOST / usuwając nogę / Ej, do kaduka! Nie stanę na drodze. Lecz taką rzeczą grzesznik to nie lada, Co dla pokuty zechce cię za żonę. Chyba by znowu, jak tamten powiada, To szczęście dla mnie było przeznaczone. / Śmieje się. / KLARA Otóż go macie. RADOST Gdyż ja się nie boję; Słowom nie wierzę, a znam serce twoje. / Chce wziąć ją za rękę, którą Klara wyrywa. / KLARA Ja nie chcę, nie chcę. w płacz Cóż będę robiła! RADOST Nie bądźże dzieckiem. KLARA Obym jeszcze była! RADOST Patrz na mnie… KLARA / odwracając się / Znam, znam… RADOST / obracając się wkoło / Na pana młodego Czy się przydaję? Co? podskakując hulać po ślubie! Śmieje się. — Serio: Wszak ci to żarty. KLARA Ja żartów nie lubię. RADOST No, nie płacz, nie płacz, nic nie będzie z tego, Nic, a na dowód przyślę ci Albina. odchodząc, ze śmiechem To śmieszna sprawa i dziwna dziewczyna! KLARA / sama / Tak, żarty, żarty, nie ma ich w tym względzie; Jak się ożeni, to żartów nie będzie. SCENA IX / Klara, Aniela. / ANIELA / zamyślona / Klaro! KLARA / po krótkiem milczeniu / Anielo! ANIELA Wiesz ty? KLARA Co? ANIELA Ja mniemam, Że ta Aniela jest bardzo szczęśliwa. KLARA Daj mi tam pokój! Teraz czasu nie mam. Niech sobie szczęścia ile chce, używa. ANIELA Tak być kochaną! KLARA / ironicznie / Jak Gustaw powiada. ANIELA Cóż by mu z kłamstwa? KLARA Co? Pochlebia dumie. ANIELA Ach, kto być wdzięcznym, ten i kochać umie! KLARA Ty go nie słuchaj, taka moja rada. ANIELA Nie wiesz, jak miło, gdy czucia pieszczące Z godnym zapałem męska pierś wygłosi: To w uszach łechce, to coś w oczach parzy, To biegnie, biegnie, jakby dreszcz po twarzy, To z twarzy w serce, to jak krople wrzące, Z serca się w górę, w górę, w górę wznosi, pokazując na piersi I tak tu ściśnie, tak w gardle zadusi, Że koniec końców westchnąć cię przymusi. KLARA Jakie ty dziecko! Tobie to nowina, Lecz nie mnie, duszko — wszakci mam Albina. ANIELA Oho! już po nim. KLARA Co? ANIELA Ciesz się. KLARA Czem? ANIELA Zmianą. KLARA Jego? ANIELA Nie kocha. KLARA Mnie? ANIELA Ciebie. KLARA Skąd to wiesz? ANIELA Wiem od Gustawa. KLARA Wszak jeszcze dziś rano Wzdychał. ANIELA Przez grzeczność. KLARA Błagał. ANIELA Nałóg. KLARA Pewnie? ANIELA Nawet ci powiem…. KLARA / zniecierpliwiona / Cóż mi jeszcze powiesz? ANIELA Że mnie nieszczęsnej ten ciężar przypada. KLARA Tobie? ANIELA Mnie. KLARA Ciebie kocha? ANIELA Tak powiada. KLARA Wierz tu mężczyźnie! — Jak bóbr płakał rzewnie, Błagał, przysięgał, od miłości ginął, A koniec końców, chorągiewkę zwinął. Widzisz, jak dobrze, że my nie kochamy — Prawda, Anielo? ANIELA Chodźmy już do mamy. KLARA Prawda, Anielo? ANIELA / odchodząc / Dali do obiadu. KLARA / sama / Nie kocha. Śmieje się z przymusu, potem w gniewie: To wąż, i wąż pełen jadu. AKT V SCENA I / Radost, Gustaw. / RADOST Guciu! na miłość Boga! jedynego Boga! Przyznaj się, tyś coś zbroił? GUSTAW Skądże ta trwoga? Ja się teraz już kocham, szaleństwa nie zrobię, Ja, widząc mój rozsądek, dziwię się sam sobie. RADOST Obym ja się mógł dziwić choć na pół godziny! Cóż więc znaczą te wszystkich powarzone miny, Zacząwszy od Dobrójskiej? — na ciebie ladaco, Że się krzywi, to dobrze; ale na mnie za co? Siedzieliśmy u stołu jakby w trzynaścioro, I wszystkim czas dość krótki szedł diable niesporo. Aniela jakaś drżąca, to blednie, to płonie; Matka oka nie spuszcza, wzrok jej w córce tonie; Klara śmieje się, trzepie, lecz w ciągłym przymusie; Albin wszystkie już kwiatki przeliczył w obrusie; Ty także nieswój, piłeś tylko po swojemu; Ja zaś nic nie pojmując, dziwiąc się wszystkiemu, Jeden ponoś rozsądny przy całym obiedzie, Siedziałem między wami jakby Piłat w kredzie. GUSTAW / ciszej / Miłość, stryjaszku, miłość, to cała zagadka. RADOST Aniela, Klara, dobrze; ale matka, matka! GUSTAW Matka kochać nie może? RADOST / kiwając ręką / Szalał i szaleje! GUSTAW / odprowadzając na stronę / Jak to mówią, stryjaszku? Coś to nie rdzewieje… RADOST Ej, Guciu, tyś coś zbroił — ja czuję przez skórę. GUSTAW Ja bym zbroił! RADOST Najłacniej rozpędzę tę chmurę, Gdy pójdę do Dobrójskiej i pogadam o tem. GUSTAW Ona nie wie. RADOST Co nie wie? GUSTAW Nic nie wie. RADOST Trzpiot trzpiotem! Proś, głaszcz, błagaj, zaklinaj; on jak wilk do lasu. odchodząc I co mam z nim rozmawiać! Szkoda tylko czasu. / Odchodzi w prawe drzwi boczne. / GUSTAW / sam / Dobrze stryjaszku, radość ciebie czeka, Lecz mego planu jeszcze ci nie zwierzę, Bo kto się kocha, rozsądnego człeka Za powiernika niech nigdy nie bierze. Radzi się — przyzna, że najświętsza rada, Ale tak zrobi, jak jemu wypada. SCENA II / Gustaw, Albin. / GUSTAW Co? dobrym radca i przyjaciel szczery? ALBIN Dzięki Gustawie, za twoje rozkazy, Spojrzała na mnie już dwanaście razy. GUSTAW A westchnęła sześć. ALBIN O nie, tylko cztery. GUSTAW I to dość na tę, co nigdy nie wzdycha. ALBIN / z westchnieniem / Prawda, nie wzdycha — ale któż bez skazy! GUSTAW A ty westchnąłeś? ALBIN Raz tylko z daleka, I to przypadkiem, ale bardzo z cicha. GUSTAW Jak cię przynagli, wyjdź za drzwi, u licha! ALBIN Co to za szczęście! za niebios opieka! Tak rozsądnego że mam przyjaciela, Że mi tak dobrych, świętych rad udziela. / Ściska go. / GUSTAW Tylko ich słuchaj. ALBIN Co każesz, to zrobię. GUSTAW I słowa do niej — to pamiętaj sobie, Choćby płakała… ALBIN / boleśnie / Ach! choćby płakała! GUSTAW Ach? — no, kiedy ach! za nic czynność cała. ALBIN / heroicznie / Choć wielem cierpiał, choć z potem na czole, Wszakże widziałeś, jakim był przy stole: Spojrzała na mnie? — mój wzrok na suficie; Zwróciła oko? — ja zerk na nią skrycie. GUSTAW W tem cała sztuka. ALBIN Prosiła mnie wody — Ja nic. Prosiła soli — ja nic. — Chleba — Ja nic. — GUSTAW W tem sztuka. — Nalała ci wina — ALBIN / z pośpiechem / A ja… ciszej wypiłem. GUSTAW Bo pić zawsze trzeba. Lecz ja ci ręczę, zmiękczać się zaczyna. Wszakże tysiączne daje ci dowody: Patrzy za tobą, sama ciebie szuka. Tylko wytrzymaj — na tem cała sztuka. Choćby tu przyszła, chciała szczerej zgody, Choćby najczulsza była jej rozmowa, Ty: tak, albo: nie, — więcej ani słowa. ALBIN Choćbym miał zginąć, wszystko jak chcesz zrobię, Boś już przekonał o dobrym sposobie. Ach, twoje rady szczerem dla mnie złotem. / Ściska go. / GUSTAW / udając płaczliwy ton stryja / Tylko zmiłuj się, przestań być trzpiotem, Bądź raz rozsądny — patrz, bierz przykład ze mnie. ALBIN Ach, tobie zrównać chciałbym nadaremnie! / Klara wbiega, a zobaczywszy Gustawa nagle się wstrzymuje. / SCENA III / Klara, Gustaw, Albin. / KLARA Nie ma Anieli? GUSTAW / oglądając się / W samej rzeczy, nie ma. do Albina na stronie: A co — jest; myślisz, że Anieli szuka? Ale się trzymaj. ALBIN / na stronie do Gustawa / Ba! w tem cała sztuka. GUSTAW / na stronie do Albina, rozkazując / Siądź sobie w kącie, nie strzelaj oczyma; Ja wprzód nastroję, rzecz całą ułożę. Albin siada w głębi, tak że nie słyszy dalszej rozmowy. Do Klary: Czy mam winszować? KLARA / ironicznie / Właśnie w dobrej porze; I czego? — proszę. GUSTAW Nowego kochanka. KLARA Nie wiem o żadnym. GUSTAW Żartuje stryjanka. KLARA Panie Gustawie! GUSTAW Cóż to gniewać może? KLARA Żart zbyt bolesny. / Zaczyna płakać. / GUSTAW Jak to? Łzy? A zatem Moją stryjanką szczerze nie chcesz zostać? KLARA Wolę sto razy rozstać się z tym światem. GUSTAW Hm! hm! kiedy tak, inna rzeczy postać. KLARA Inna? GUSTAW Los w jednym grozi nam sposobie; Trzeba więc stłumić wszelkie dawne waśnie, Radzić wzajemnie i pomagać sobie. KLARA Lecz jak? GUSTAW Jak? po długim namyśle Otóż tego nie wiem właśnie. KLARA Gdyby pan Gustaw chciał słuchać mej rady I niby stryja chciał ziścić układy; Zwłoki nam trzeba. GUSTAW Ach, wszakże tak chciałem, Ale Aniela z niewczesnym zapałem, Widzę przed matką była u spowiedzi; Matka się krzywi; stryj się dziwi, śledzi, Dochodzi, pyta, i oto w tej chwili Może już sobie wszystko wyjawili. KLARA Toż teraz będzie! Ach, panie Gustawie, Czyby to jakoś nie można odmienić? Nie bierz mi za złe natrętność w tej sprawie, Ale czas nagli — Radost chce się żenić; Powiedz mi: — tamtę czy kochasz tak bardzo? GUSTAW Kocham, nie kocham, ale tu mną gardzą. KLARA Ach, nie wierz temu. GUSTAW Choćbym słuchał stryja, Aniela nie chce. KLARA Aniela ci sprzyja. GUSTAW Sprzyja! — i komuż nie sprzyja jej dusza? Ależ to tylko do wdzięczności zmusza. KLARA / zniecierpliwiona / Domyśl się reszty. GUSTAW Chyba się domyślę; Bo nadto świeżo mam jeszcze w pamięci, Jak panna Klara wypleniała ściśle Te, które teraz chce obudzić chęci. KLARA Okoliczności niechaj mnie tłumaczą. GUSTAW Okoliczności naglą pannę Klarę, Lecz dla Anieli czyż to samo znaczą? Z jakichże względów mam dać teraz wiarę Temu, co może pociąga mnie skrycie? KLARA / coraz porywczej / Zatem Aniela?… GUSTAW / sens kończąc / Godna przywiązania. KLARA I chciałbyś szczerze? GUSTAW / jak wyżej / Poświęcić jej życie. KLARA Czegóż się wahasz, cóż ci jeszcze wzbrania? GUSTAW Niepewność… KLARA Znikła. GUSTAW A wzajemność… KLARA Czeka. GUSTAW I to Aniela… KLARA / kończąc sens, porywczo / Mym głosem wyrzeka! GUSTAW / na stronie / Ha! tegom czekał — mam więc pewność przecie; Jestem u celu, wy róbcie, co chcecie! Chce odejść i wraca. Nie bierz mi za złe, że spytam zbyt śmiele, Ale czas nagli, ale Radost czynny, z przyciskiem A jeszcze mógłby ubiec go kto inny; Powiedz mi zatem, słów nie tracąc wiele: ciszej, pokazując przez ramię na Albina: I w tamtę stronę lękasz się zamęścia? Milczysz — mam zgadnąć? — życzę zatem szczęścia. Ale Albin… — wiesz? KLARA / z coraz większą niecierpliwością / Wiem, wiem. GUSTAW Lecz jest droga… KLARA Rozumiem. GUSTAW Daj mu pewność… KLARA Ach, dla Boga. Wiem już, wiem. GUSTAW Odejść? po krótkiem milczeniu Z nim? KLARA / wstrzymując się / Któż to powiada? GUSTAW Więc zostać? KLARA Męki! GUSTAW A więc moja rada Będzie przyjętą? KLARA Będzie, będzie. GUSTAW Szczerze? KLARA Ach, szczerze, szczerze. GUSTAW / zmieniając ton / A ja bardzo wierzę — Brać przedsięwzięcie, co wiecznem nazwano, A zmieniać w dobie — nienawidzieć rano, A kochać w wieczór — szkodzić niewinnemu, A za godzinę chcieć pomagać temu; Że to jest płochość, kto nie chce, to przyzna — I któż jej zdolny? — pewnie nie mężczyzna. — Co wyraziwszy szeroko i długo, Mam zaszczyt zostać uniżonym sługą. / Kłania się bardzo nisko i odchodzi do swego pokoju. / SCENA IV / Klara, Albin. / KLARA / po krótkiem milczeniu / Jak to? — co to jest? — wszystko na raz ginie! To żarty — zemsta! ALBIN / na stronie / Trzymaj się, Albinie! KLARA Jam mu wierzyła! Zdradziłam Anielę! ALBIN / na stronie / Aj, płacze. KLARA Winnam, winnam z każdej strony. ALBIN / na stronie / W tem sztuka. KLARA Ależ… O, jak cierpię wiele! ALBIN / na stronie / Aj, strach! KLARA Albinie! Już jesteś zemszczony. ALBIN / zrywa się i siada znowu — na stronie / W tem sztuka! KLARA Jak to! Więc prawa już nié mam I do litości? ALBIN / zrywając się / A, już nie wytrzymam! do Klary: Wzywasz litości prośbą nadaremną? KLARA Możnaż się pytać, wiedząc, co się dzieje. ALBIN Cóż? KLARA Radost, Radost chce się żenić ze mną. ALBIN A ty? KLARA Wprzód umrę. ALBIN I on ma nadzieję Ciebie przymusić? KLARA Za ojca rozkazem. ALBIN Co? Radost? Z tobą? Tego nie dożyje! Idę, uwolnię i pomszczę cię razem. / Odchodzi prędko we drzwi środkowe. / KLARA / biegnąc za nim / Ach, Albinie! Stój — we drzwiach Stój! — on go zabije! SCENA V / Pani Dobrójska, Radost, Aniela. / / Radost prędko wchodzi, za nią P. Dobrójska, za nią Aniela. / RADOST Gdzież jest? Gdzież on jest? PANI DOBRÓJSKA Bez gniewu, bez złości. ANIELA / na stronie / Trzymaj go, mamo! RADOST Miałbym wiedzieć o tem? PANI DOBRÓJSKA Ja nie wierzyłam. RADOST Ściągać takich gości? PANI DOBRÓJSKA Nic się nie stało. RADOST Przestał już być trzpiotem, A został kłamcą. PANI DOBRÓJSKA Przebacz… RADOST O to, właśnie! ANIELA / na stronie / Trzymaj go, mamo! RADOST / chcąc iść ku drzwiom Gustawa / Zaraz rzecz wyjaśnię. PANI DOBRÓJSKA Czekaj. RADOST Puść pani! ANIELA / na stronie / Nie puszczaj. RADOST / ku drzwiom / Gustawie! wyciągając rękę — do p. Dobrójskiej Za pozwoleniem! Idzie do drzwi. ANIELA Dla Boga! RADOST No proszę! Jeszcze gdzieś poszedł. / Patrzy przez dziurkę. / PANI DOBRÓJSKA Słuchaj mnie łaskawie, Trzeba się trochę porozumieć wprzódy. RADOST Co porozumieć? — tu jasne dowody. PANI DOBRÓJSKA Zbyt się unosisz. RADOST Ja się nie unoszę. ANIELA / na stronie / Nie wierz mu, mamo. PANI DOBRÓJSKA Któż jest ta Aniela? RADOST Ach, żadnej w świecie nie znam i nie znałem, Oprócz tej jednej. PANI DOBRÓJSKA Któż ojciec Anieli? RADOST Mogęż ja wiedzieć, czy w życiu mem całem Widziałem kogo, co tak córkę zowie? PANI DOBRÓJSKA Z którym cię sprawa odwieczna rozdziela. RADOST Ja nie mam sprawy, z nikim mnie nie dzieli. ANIELA / na stronie do matki / Nie chce się przyznać. RADOST Co to w tamtej głowie! PANI DOBRÓJSKA Swój pojedynek wspomnisz sobie przecie? RADOST Mój poje… biorąc się za głowę Gwałtu! Co ten hultaj plecie! PANI DOBRÓJSKA Tylko spokojnie. RADOST Moja mościa pani! Z oczu widziałem, przeczułem przez skórę, Że coś napłatał, nabroił bez miary, żałośnie I co najbardziej serce moje rani, Iż nikt zapewne nie da temu wiarę, Że mu dziś burę sypałem za burę. płaczliwie I cóż mam robić?… ale wiem, co zrobię: Jeszcze ostatnią chcę mu dać przestrogę. / Wychodzi prędko. / ANIELA Ach, biegaj, mamo, trzymaj go przy sobie. PANI DOBRÓJSKA Biegnę. ANIELA Ach, prędzej. PANI DOBRÓJSKA / biegnąc / Już prędzej nie mogę. SCENA VI / Aniela, Gustaw w głębi / ANIELA / nie widząc Gustawa / Radost porywczy, ale dobry w duszy, Prośbami, łzami na końcu się wzruszy — Przebaczy — Gustaw odjedzie — a dalej? Ja płakać będę, on się nie użali, Zapomni. GUSTAW Nigdy. ANIELA Ach! GUSTAW Nie, nie zapomnę; Naszego związku ogniwa niezłomne. ANIELA Uchodź. GUSTAW Uchodzić? ANIELA Stryj grozi, złorzeczy. GUSTAW Da się przeprosić. ANIELA Lecz wszystkiemu przeczy. GUSTAW Bo trzpiot. ANIELA Trzpiot? GUSTAW / kiwając głową / Oho! ANIELA / z westchnieniem / Jam mu już wierzyła! GUSTAW Ze strachem pewnie. ANIELA / naiwnie / Owszem. GUSTAW Pomyśl o tem, Jakim dla ciebie byłoby kłopotem, Gdyby wróciła dawna postać rzeczy, po krótkiem milczeniu A z nią i miłość, tobie tak niemiła. po krótkiem milczeniu Matka by może także za mną była. ANIELA Ach, tak mnie kocha! GUSTAW Cóż wtedy się stanie? ANIELA / prosząc się / Cóż ja mam mówić? — na cóż to pytanie? GUSTAW / biorąc ją za ręką / Nie wierz, Anielo, tej pieszczocie wzroku, Gdy z wolna sunąc spocznie w twojem oku, Tej drżącej dłoni, kiedy ciebie bliska, Nie wierz głosowi, co się w duszę wciska, Lecz własne serce niechaj cię oświeci; Ach, tylko miłość równą miłość nieci! Serce — milczy? ANIELA / spojrzawszy mu w oczy / Nie. GUSTAW / pociągając w objęcia / Anielo! ANIELA / w jego objęciu / Gustawie! wyrywając się z objęcia A tamta? GUSTAW Tyś jest, tyś nią była zawsze. ANIELA Jak to, Aniela? GUSTAW Żadnej nie znam innej. ANIELA Ale nie zwodzisz? GUSTAW O, nie bądź w obawie: Użyłem zdrady, lecz zdrady niewinnej. Byłżebym wzniecił uczucia łaskawsze, Gdy się przybliżyć starałem daremnie, Gdy uprzedzona stroniłaś ode mnie? ANIELA Więc nie kochałeś? — To nie jest odmianą? I jedna jestem…. GUSTAW / sens kończąc / Jedynie kochaną. ANIELA Zatem i Klarze… GUSTAW / sens kończąc / Odpuszczona wina, Albin ją kocha, a ona Albina. Scena VII / Ciż sami, Radost, Pani Dobrójska / / Radost spiesznie wchodzi, za nim Dobrójska — Radost staje tuż przed Gustawem, zadychany równie jak Dobrójska, mówić nie może. Po krótkiej chwili milczenia, Gustaw parska śmiechem. / RADOST / obracając się do stojącej za nim Dobrójskiej / Śmieje się — widzi pani? PANI DOBRÓJSKA / ocierając czoło / Widzę. RADOST / biorąc się pod boki, do Gustawa / Mości panie. GUSTAW Oho! RADOST / zbity z mowy / Oho! — słyszy pani? — Oho, jeszcze. Powiedz, więc słuszne były moje troski wieszcze? Nabroiłeś, naplotłeś!… Lecz zrób tu wyznanie: W jakiej, gdzie, kiedy, w której kochasz się Anieli? GUSTAW / biorąc za rękę Anielę / W której? — w tej. RADOST A! obracając się do Dobrójskiej A! GUSTAW / do Anieli / Wszak tak? ANIELA O, tak. RADOST Otóż macie! I któż go tu zrozumie? Wszakżeście słyszeli? A! A ów pojedynek? Mów no, panie bracie. GUSTAW / odprowadzając na stronę / Wszak wiesz, stryjaszku?… RADOST / głośniej / Co? Jak? GUSTAW / jeszcze głośniej / Na reducie. RADOST Pst, pst! GUSTAW Poszło wam… RADOST / chce mu usta zamknąć / Milczże, bałamucie… GUSTAW / usuwając głowę / Podobno… RADOST / jak wyżej / Cicho! GUSTAW / jak wyżej / O to… RADOST / jak wyżej / Ale cicho! Miejże też rozum! SCENA VIII / Ciż sami, Albin, wbiega za nim Klara. / / Albin, zachodząc z przeciwnej strony, kiedy jeszcze Radost stara się zamknąć usta Gustawowi, krzyczy mu w ucho. / ALBIN Nim zaślubisz Klarę, Mnie zabić musisz. RADOST / przestraszony cofając się / A to co za licho! KLARA / odciągając / Albinie! RADOST / przecierając ucho / Ja chcę Klarę? PANI DOBRÓJSKA Co się dzieje? RADOST Wszak tu zaraza! Ten znowu szaleje! do Albina: Któż mówił? ALBIN Ty sam. RADOST Żartom dałeś wiarę? KLARA Ojca prosiłeś. RADOST Ja? Kiedy? Kto mówi? KLARA Gustaw. RADOST Gustawie, skąd ta nowa łaska? GUSTAW Chciałem ją straszyć. RADOST A cóż u diaska! Czy ja straszydło na młode dziewczęta! do Albina: Ale skąd twoja zemsta tak zawzięta? Kochasz Anielę. ALBIN Ja? Kto mi to powie? RADOST Gustaw. KLARA Tak, Gustaw. GUSTAW Gustaw, Gustaw trzpiotem. Naplótł, nabroił — ale czy szczęśliwie, biorąc za ręką Anielę i klękając przed Dobrójską Tu się, Anielo, przekonamy o tem. PANI DOBRÓJSKA / podnosząc ich, do Gustawa / Ja cię rozumiem. RADOST Ja się tylko dziwię. PANI DOBRÓJSKA / łącząc ich / I szczęście córki powierzam ci śmiało. GUSTAW A teraz drugą zajmijmy się parą: rozkazując Albinie! zbliż się. PANI DOBRÓJSKA Cóż ty na to, Klaro? GUSTAW Chce, chce, ja ręczę. KLARA Ale… GUSTAW Już się stało. KLARA Ach, gdybym mogła, na złość bym nie chciała. ALBIN Ale nie możesz? KLARA I kochać cię muszę. GUSTAW Niech was ten złączy, komu za to chwała. łącząc ich, poważnie Bądźcie szczęśliwi tak, jak się kochacie! do Klary, ciszej: Cóż śluby? poszły! podobnie do Albina, na stronie: Każ się podkuć, bracie. głośno Wszystko więc dobrze. RADOST Ale, na mą duszę. Nic nie rozumiem, — powiedz, Guciu drogi. GUSTAW / ściskając go / Dzięki, stryjaszku, za twoje przestrogi! Przypisek autora Komedia moja „Śluby panieńskie” czyli „Magnetyzm serca” była przedstawioną w teatrze lwowskim w r. 1832, a drukiem ogłoszoną w IV tomie moich komedii w r. 1834. W kilka lat później została bardzo źle przetłumaczoną prozą na język francuski. 17 sierpnia 1840 r. przedstawiono po raz pierwszy w teatrze „du Gymnase Dramatique” w Paryżu sztukę: „Bocquet père et fils, ou le chemin le plus long, comédie vaudeville en deux actes par M. M. Laurencin, Marc Michel et E. Labiche”. W tej sztuce główny węzeł i kilka scen ledwie nie co do słowa są wzięte z mojej komedii „Śluby panieńskie”. Piszę tę notę dla tych, którzy mnie oskarżają o naśladowanie powyższej sztuki francuskiej. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/fredro-sluby-panienskie. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Nowoczesna Polska zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Aleksander hr. Fredro, Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca: komedja w 5 aktach wierszem, Spółka wydawnicza ,,Vita", Lwów 1929 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Dorota Kowalska, Marta Niedziałkowska, Wojciech Szczęsny. ISBN-978-83-288-2234-4