Arystofanes Gromiwoja tłum. Edmund Cięglewicz ISBN 978-83-288-2079-1 Przedmowa I Τάδ᾽ οὐχὶ Πελοπόννησος, ἀλλ᾽ Ἰωνία „Nie ma zapewne w dziejach starożytnego świata epoki drugiej, oświeconej taką pełnią historycznego światła, jak schyłek piątego stulecia przed Chrystusem w dziejach Grecji, epoka bratobójczych zapasów między Atenami a Spartą. Z jednej strony mamy tu posąg ze spiżu ulany, w który wielki historyk Tucydydes włożył wszystkie swoje miłości i wszystkie boleści, a przede wszystkim nadzwyczajną miłość dla prawdy; z drugiej strony okalają ten posąg piękne, zwinne, uśmiechnięte postacie Arystofanesowskiej muzy, wplatające w poważne i zimne na pozór linie Tucydydesowskiej historii komentarz pełen powszedniości, życia i śmiechu. *Uwijają się po wielkim torsie dzieła wiekopomnego, jak owe dzieci, igrające na słynnej postaci Nilu w watykańskim muzeum*: a jeżeli prawda przez usta dzieci najczęściej się objawia, to tym dzieciom swywolnym Arystofanesa w zupełności zasługę tę przyznamy i wdzięczni za nią będziemy”. To trafne porównanie, jakim Kazimierz Morawski scharakteryzował wielką poezję Arystofanesa, podnosi nie tylko piękno, lecz podkreśla wymownie niezmierną jej wartość historyczną. Tragiczna kultura Hellady piątego wieku wyłoniła nad sobą słońce, któremu światło dał Tukidydes, a ciepło Arystofanes: dopiero te dwa czynniki, razem działające, tworzą vim vitalem, siłę życiodajną, która zdolna jest wydać roślinę zdrową i piękną, a imię jej jest prawda dziejowa, czyli historia w pojęciu najbardziej nowożytnym. Jak z olbrzymiego reflektoru, rzuca z historii swej Tukidydes snopy światła na ówczesnych wielkich ludzi i wielkie wypadki dziejowe, ale dopiero Muza Arystofanesa oblewa tych ludzi rumieńcem krwi i barwy, ukazując nam ówczesnego Ateńczyka jakby w kinematografie. Wprowadza nas do domu i do świątyni, na agorę i na Pnyks, ukazuje zajęcia, troski, radości i obyczaj grecki: widzimy najdokładniej wszystkie warstwy i stany: rycerza, arystokratę, kapłana, kupca, uczonego, poetę, żołnierza, majtka, rzemieślnika, chłopa, niewolnika i dzikiego barbarzyńcę; wchodzimy w zażyłość familijną, poznając kobietę ateńską, jej zajęcia, obowiązki wady i rozmaite grzeszki: jej aspiracje sufrażystki i dążenia *emancypacyjne*; idziemy wraz z ateńskimi chłopcami do szkoły śpiewu, muzyki i gimnastyki, poznajemy ich wychowanie, zabawy, przymioty i zdrożności. Bierzemy żywy udział w obrzędach religijnych, w klubach, w literackich prądach i starciach, w zagadnieniach i kwestiach naukowych, społecznych i politycznych. Poznajemy gwarne życie ulicy, rynku, targu; przesuwają się przed nami dygnitarze, sędziowie, pieniacze, skąpcy, viveury, gogi, pieczeniarze, hetery, sportsmeni, wróże, lichwiarze, celnicy, woźni, przekupki, policjanci, niemowlęta, nawet psy ateńskie, wreszcie typy niemal wszystkich szczepów helleńskich wraz z ich odrębną gwarą; słowem historia helleńska wtedy dopiero przed oczyma naszymi wstaje i żyje, kiedy zacznie w niej krążyć ciepła, czerwona, serdeczna krew poezji Arystofanesa. II Wieść o klęsce sycylijskiej uderzyła w Ateny jak piorun: nie było domu, nie było rodziny, nie było człowieka, który by nie opłakiwał najdroższych. Jęk, płacz i bezbrzeżna rozpacz przysiadły „wieńcem fijołków zdobne, przesławne Ateny”; tak w ciągu dwu pokoleń odwróciła się szala losu i powtórzyła się na opak scena z Persów Ajschylosa: Gdzie spojrzeć, wszędzie drobne ręce Zasłony z głowy drą; Loda goreją w ciągłej męce I wzrok zachodzi łzą! Persa żona nieszczęśliwa Serce tęskny żal przeszywa Za tym, z którym żyła krótko, Za sypialnią ich milutką, Pełną młodych uciech woni, Za którymi dziś jej cicha Boleść wzdycha I łzy roni! Tylko tym razem nieszczęście nie spadło na perskie niewiasty, lecz na matki ateńskie, żony i dzieci tego miasta, które utraciły ojców, mężów, synów. Ach, okręty ich zabrały, Na okrętach zastęp cały: Idą na śmierć… Idą męże, ziemi naszej kwiat, Idą w Hadesowy świat! Tak zawodzi w Atenach już nie chór starców perskich i nie Kserkses na teatrze, ale cały naród ateński na jawie rzeczywistej i ponurej, jak śmierć! Ares, Ares, Jonów bóg, Statki nasze na proch stłukł! Od wykosił lud nasz dzielny Na równinie tej śmiertelnej! ------------------------------------------------ Zaczął się dla Aten istny sąd ostateczny. Miasto, ogołocone z obrońców, opuszczają i zdradzają sprzymierzeńcy na wyścigi; śmiertelny wróg, Sparta, stoi przed bramami; jeszcze na wiosnę tego fatalnego roku (413) zajął król Agis, jak wspomniano, Dekeleję, idąc za radą mściwego Alkibiadesa, a był to punkt strategicznie ważny, trzy mile od Aten leżący — i zamienił to miasteczko na silną fortecę, osadziwszy się w nim na stałe; stamtąd rozpuszczał zagony po całej Attyce. Przerażone chłopstwo zbiegło do miasta, nie próbując nawet zasiać roli, inwentarz zmarniał, niewolnicy zbiegali całymi hordami do Sparty. Tukidydes szacuje liczbę zbiegłych na 20 000, w tym większość zdolnych rzemieślników, stąd upadek rzemiosł, przemysłu i handlu, tych źródeł dobrobytu attyckiego. Skarb państwa poniósł nieobliczalne straty, gdyż stanęły kopalnie srebra w Laurion dla braku robotnika; sprzymierzeńcy nie płacili daniny tak, że z olbrzymich zapasów złota pozostało w kasie związkowej na Akropoli zaledwie 1000 talentów (5 milionów koron) żelaznego, nienaruszalnego, funduszu. Klęska sycylijska pociągnęła nadto inne i to dotkliwe straty: najbogatsza wyspa związku, Chios, zbuntowała się i przyjęła za radą Alkibiadesa flotę spartańską, tak samo potężny Milet i Efez, stolice Jonii i Eolii azjatyckiej, wreszcie wyspy Lesbos i zasobny Rodos — przyjęły persko-spartańskie załogi. Ironia dziejowa: Tyssafernes, satrapa perski, i król Agis, potomek Heraklidy Leonidasa, biją razem Ateńczyków i to za radą Ateńczyka Alkibiadesa; wkrótce oba naczelne szczepy helleńskie łasić się zaczną przed barbarem i na wyścigi skamlać o perskie złoto na bratobójczą wojnę! Lecz *duch tragiczny* tkwił jeszcze w ludzie ateńskim. Nie upadli Ateńczycy pod nawałem tylu nieszczęść: z podziwienia godną energią jęli się obrony. Pomimo że warsztaty okrętowe opustoszały, pomimo, że brakło żołnierza, brakło pieniędzy, brakło niemal rąk, *duch ofiarny* sprawił, że rychło wystawili nową flotę i w kilku utarczkach odniósłszy przewagę, obronili przed peloponeską flotą wyspę Samos. Ponieważ zwykłe ustawy w tej groźnej chwili nie wystarczały, przeto wybrano dziesięciu nadzwyczajnych urzędników, *probuloi*, których nazywam *senatorami*, i oddano im władzę w ręce. Oni mieli teraz rozstrzygać *samoistnie* o polityce, oni kierowali finansami państwa; Rada z roku 413/12, mówiąc właściwie, abdykowała na ich korzyść, lud mógł tylko zatwierdzać ich działanie, jeżeli go zwołano. Był to zatem niejako komitet bezpieczeństwa publicznego, jak podczas wielkiej rewolucji comité de salut public, a składał się z ludzi bardzo poważnych: między nimi był wielce szanowany Hagnon, sędziwy ojciec Teramenesa i poeta Sofokles, liczący wtedy ponad osiemdziesiątkę, osobistość niesłychanie popularna w Atenach, kapłan świątyni boga Amynosa, były wielki podskarbi i były strategos-hetman. Z góry upoważniono ich do użycia pieniędzy skarbowych z owego funduszu żelaznego. Wkrótce też zaczęła się szala pomyślności z wolna chylić ku Ateńczykom. Ten sam Alkibiades, który ojczyznę pogrążył w toń upadku, zaczął myśleć nad sposobem pojednania się z nią. Pod Samos leżała właśnie flota ateńska: z jej admirałami wszedł w tajemne rokowania, po czym wybadawszy grunt ostrożnie, oświadczył wyraźnie, że skłoni króla perskiego do przymierza z Ateńczykami, jeżeli u siebie zgniotą demokrację i zaprowadzą ład oligarchiczny; dla siebie żądał zupełnej amnestii. Pejsandros, jeden z dowódców floty, wyprawiony został z tą radosną wieścią do Aten; w tej chwili okazały wszystkie kluby oligarchiczne gotowość do czynu, potajemnie knując zamach stanu. Na wiosnę r. 411 wyprawiono Pejsandra i dziesięciu pełnomocników do Azji, aby zawarli formalny, choć tajemny, układ z Alkibiadesem i Tyssafernesem, a nawet przymierze zaczepno-odporne z Persami. ------------------------------------------------ Takie jest tło historyczne naszej komedii, wystawionej właśnie w tym momencie powikłań, niepewności i ogólnego niepokoju. III Otóż na wiosnę tego roku, pełnego zamętu, gwałtów, tajemnych lub zuchwałych mordów politycznych, gdy nieszczęsne miasto zaledwie łzy osuszyło po klęsce sycylijskiej, wśród powszechnego przesilenia ekonomicznego, niesłychanej drożyzny, wywołanej przeludnieniem i przymusowym, już od lat dwu, zaniechaniem uprawy roli w znacznej części ziemi attyckiej, wystawia poeta, w lutym, podczas świąt Lenajskich, Lysistratę-Gromiwoję, komedię, w której szalony, śmiechem i dowcipem pieniący się pomysł idzie o lepsze z głębią myśli polityczno-społecznej. Rozumiał to poeta doskonale, że jeżeli kiedy, to teraz właśnie nadszedł czas, aby wystąpić z mądrą i zbawczą radą zaniechania bratobójczej walki. Tliła w nim jakaś iskra nadziei, że, jak przed lat dziesiątkiem, w r. 421, swoją komedią, pt. Pokój przygotował i przepowiedział pokój Nikiasa, tok i w tej opłakanej chwili rada jego nie przebrzmi bez echa, byle tę radę podać w formie przekonywującej, a ponętnej, wesołej, krzepiącej ducha i serce. Chciał udowodnić rodakom, że mają we własnej mocy ratunek jedyny, tj. zawarcie pokoju; tych, którzy szukali ratunku w skarbcu króla perskiego, uważał za szaleńców i zbrodniarzy; τοὺς προσδοκῶντας χρυσίον ἐκ τῶν βαρβάρων — tych, co się łasili do złota, „barbarzyńców”, nienawidził poeta, wiedząc, że przez nich przepadnie błogosławione dzieło Leonidasów i Temistoklesów i że tylko w powszechnej zgodzie zabliźnią się rany Hellady. Przez usta Gromiwoi podał rodakom genialną radę, która jedynie mogła państwo uratować, radę równouprawnienia wszystkich Hellenów, wchodzących w skład związku ateńskiego: był to zaprawdę jedyny środek odrodzenia ojczyzny i upewnienia jej trwałej potęgi i rozkwitu. Oto, co mówi Gromiwoja do Senatora (Probulosa), przyrównując obywateli i politykę do wełny: Naprzód tedy, jak się z brudu Myje wełnę na potoku, Tak kołtuństwo trzeba z ludu Zmyć i z miasta, jako wióry Gnać, a kłęby powikłane Polujących na godności I na tłuste synekury — Zgrzebłem międlić bez litości — I urywać łby skalane! Potem czesać czystą wełnę, W jeden kosz swobody wspólnej Wszystkich kładąc: więc wmieszkanych Pobratymców i związkowych Nawet i dłużników owych, Co stracili prawa ludzkie, Trzeba mieszać w ten kosz wspólny. Przebóg, wszystkie miasta one, Zakładane, jak osady Naszej macierzystej ziemi, Wiedz, że jako rozrzucone Pasma leżą, zatem słabe. Więc te pasma Zebrać wszystkie w ten kosz pełny, Potem zbić na jeden wełny Zwał, chociażby nie bez trudu I tkać nowy płaszcz dla ludu! ------------------------------------------------ Tą odezwą wystawił sobie Arystofanes największy pomnik, jako myśliciel, jako polityk, jako obywatel. Jeden z największych historyków dzisiejszej doby, Edward Meyer, autor wielkiego dzieła: Geschichte Alterthums (nawiasem mówiąc, najlepsza historia Grecji), dociekając, jakie przyczyny zgubiły tak świetnie rozwijające się państwo ateńskie, dowodzi bardzo trafnie, że przyczyną była okoliczność, iż Ateńczycy nadali wprawdzie związkowym równouprawnienie prywatne, ale z niesłychaną zazdrością odmówili im równouprawnienia politycznego. „Potężne sukcesy Rzymu polegają w pierwszej linii na wspaniałomyślnej polityce równouprawnienia obywatelskiego; Rzym nigdy nie wahał się obcym gminom, a nawet dopiero co zawojowanym wrogom nadawać praw obywatelstwa, tak samo jak i wyzwolonym niewolnikom, i przez to właśnie rzucił podwaliny do zdobycia trwałego panowania nad Italią i całym światem. Gdyby teraz Ateny w ten sam sposób działały, tj. gdyby przypuściły *metojków* (osiedleńców attyckich „wmieszkanych”) do praw obywatelskich, a związkowe gminy krok za krokiem, zaczynając od najbardziej zaufania godnych i najbliższych, przyjęły do attyckiego ścisłego sojuszu, dając ich mieszkańcom pełne prawa obywatela ateńskiego, to można było przezwyciężyć *partykularyzm* i przemienić cały obszar związkowy naprawdę w jedno potężne państwo, które mogło było stawić czoło wszystkim huraganom: byłaby w takim razie powstała na obszarze Morza Śródziemnego szczelnie zwarta helleńska potęga, dla której żadne zadanie nie byłoby za wielkie (nawet zdobycie Sycylii, o którą rozbiła się tak tragicznie nawa zaborczego rządu Aten). *Tego rodzaju pomysły nie były obce Ateńczykom; w strasznej sytuacji po klęsce sycylijskiej wyraża je tak Arystofanes*: „Włóżcie do tej wełny (tj. do wspólności praw obywatelskich) metojków i każdego obcego, który jest wam przyjazny, nawet dłużnika państwa: a dalej zrozumiejcież, że te miasta, które są koloniami naszego kraju (tj. Jonia i wyspy) leżą teraz izolowane, jako pojedyńcze pasma wełny: pozbierajcie je, znieście tutaj wszystkie na jeden wielki wańtuch, zróbcie z tego jeden wielki kłąb i utkajcie dla Demosu płaszcz” (Aristoph. Lys. 571–586). Ale dopiero wtedy, gdy już było za późno, zrobiły Ateny krok w tym kierunku…” itd. (Geschichte Alterthums IV, Band 3. Buch str. 11, 12, 13. Stuttgart 1901). A dalej na str. 559 i 560 w tymże tomie pisze znakomity historyk, kreśląc niedole 411 roku, co przytaczam w oryginale: „Jetzt rächte sich die engherzige Politik der attischen Demokratie gegen die Bündner: wie ganz andere Leistungen wären möglich gewesen, wenn das Reich wirklich eine politische Einheit gebildet hätte und die athenische Regierung über seine militarischen Kräfte frei hätte verfügen können. Der Gedanke, *die Schranken zwischen Herrschern und Unterthanen aufzuheben und aus Athen und den Bündnern einen einzigen Staat und ein Volk zu bilden*, ist in den Nöthen der Zeit allerdings ventilirt worden (Aristoph. Lysistr. 571, ff.) aber jetzt war es zu spät…” itd. Zwracamy uwagę czytelnika, że tu również ten wielki historyk cytuje tylko Arystofanesa, bo nikt inny ze współczesnych tej genialnej rady nie podał, przynajmniej śladu lub dowodu na to nie mamy. Niestety głos natchnionego wieszcza był głosem wołającego na puszczy; przezornej myśli, *najdonioślejszej*, jaką kiedykolwiek wypowiedział Ateńczyk, którą należało przyjąć jako program dyplomatyczny, współczesność nie zrozumiała, a gdy zrozumiała, było już… za późno. Nie chwycono się na czas tego środka, który stał się cementem i nierozerwalnym spoidłem imperium rzymskiego: tylko to równouprawnienie, czyli nadanie rzymskiego obywatelstwa wszystkim ludom i narodom sprawiło, że choć się waliły formy rządu w Rzymie, choć buchały płomieniem wojny domowe, choć mordowano jednych i wynoszono na tron drugich Cezarów, budowa państwa trwała niewzruszona siłą swej spoistości i poczucia jedności, a gdy część zachodnia padła w IV w. po Chrystusie, to wschodnia połowa na mocy tejże spoistości równouprawnienia trzymała się aż do XV wieku naszej ery! Jeżeli z tej głębi, a raczej wysokości wieków, spojrzymy na dzisiejsze mocarstwa, widzimy, że tę sztukę władania przyswoili sobie jedynie Anglicy, którzy z lekcji, danej im przez Waszyngtona, wyciągnęli bardzo pojętnie tę naukę, iż jedynie przez owo „rzymskie” równouprawnienie wszechstronne można ludy i ziemie, najbardziej nawet odlegle, utrzymać stale i wcielić w organizm niepożyty: zabawka w panów i poddanych, w nadludzi i minderwärthige Nationen jest zawsze i wszędzie niebezpieczna. Jeszcze pobojowiska krwawych zapasów z Boerami bielą się kośćmi „i tych, co się bronili i tych, co się wdarli”, a już podbity, niewątpliwie dzielny i szlachetny naród pogodził się ze zwycięzcami *na zawsze*, bo dostał to wszystko, co ma wolny Anglik. IV Mądra, wyższa, patriotyczna kobieta postanowiła zmusić Hellenów do zawarcia pokoju. Gromiwoja obmyśliła sposób, aby pogromić wojujące strony: widząc, że zwykłymi środkami nie zaradzi się temu, już dwadzieścia lat trwającemu obłędowi, użyła sposobu wyjątkowego, na który mamy dziś wyraz zanadto dobrze znany, aby go nie użyć: białogłowski *strajk*. Poeta wyprowadza na scenę niewiasty, walczące doskonale tą bronią, jaką im dała natura, a celem tej walki jest powszechny pokój. Pomysł poety świadczy, że kobieta w Atenach miała swoje aspiracje, dążące do emancypacji; dążenia te, nawet dziś tu i owdzie ironicznie pojmowane, niekiedy namiętnie zwalczane, przedstawia poeta w sposób, zapewne, wielce komiczny, lecz niezmiernie sympatyczny: jego Gromiwoja nie jest śmieszną, lecz owszem dzielną i wielką obywatelką, której się słusznie wszystkie należą prawa. Jak wykonał poeta ten pomysł? „W naszym ręku leży zbawienie Hellady”, woła bohaterka komedii, piękna i mądra Gromiwoja, do zwołanych z całej Grecji przedstawicielek płci pięknej. „Czy wam się nie przykrzy bez mężów? Czy wam nie tęskno do ojców waszych dzieci?” Tak, odpowiadają na wyścigi, a najpiękniejsza, Lampito, obywatelka z Lakedajmonu, reprezentantka Sparty (dawne to imię w Sparcie i częste: Lampito, nazywała się np. matka króla Agisa, leżącego obozem w Dekelei, skarży się, że mąż jej stracił się gdzieś na tej wojnie, jak ptak, bez śladu, widu i słychu. „Więc zmusimy ich zaprzestać tej obmierzłej wojny, jeżeli zgodzimy się na jedno… Od dziś kwita z wszelkich czułości”. I godzą się na jedno. Z rozkazu Gromiwoi zajmują abstynentki Akropolę i skarb związkowy, by nie dać ani grosza na wojnę: równocześnie tak samo czynią kobiety w innych państwach. Na zamku, w obronnym grodzie, pod opieką dziewiczej Pallas Ateny, przebywają tak długo, aż wreszcie mężowie, zrazu oburzeni, potem „prywacją kobiet”, jak powiadał o sobie w więzieniu petersburskim sławetny Imci Pan Jan Kiliński, srodze znękani, składają broń przed tym pospolitym kobiet ruszeniem, zawierając pokój panhelleński, oczywiście tylko na scenie. Może nie od rzeczy będzie zaznaczyć pewną właściwość tej komedii, która stanowi dowód, że już Arystofanes nie bardzo ściśle zachowywał tak zwaną jedność czasu: akcja zaczyna się, jak zwykle o tego poety, o wschodzie słońca i biegnie, na pozór nieprzerwanie, aż do końca dnia. Tymczasem, z wiersza 725 i 880 wynika, że pomiędzy zajęciem Akropoli a przybyciem poselstwa ze Sparty upływa co najmniej sześć dni. Scena przedstawia na tle Akropoli wejście do Propylejów: od wewnątrz zatarasowały się białogłowy, od zewnątrz usiłuje zdobyć bramę chór Starców, stojąc na placu przed Propylejami: tu się odbywa cała główna akcja. Z miasta przychodzą tylko mężczyźni, z zamku wypadają przywołane na pomoc „bojowe” niewiasty i stąd próbują uciec piękne buntownice, powstrzymane energiczną ręką jeszcze piękniejszego hetmana w spódnicy. Arystofanes, wprowadzając na scenę przedstawicieli innych szczepów helleńskich, używa zawsze właściwego im dialektu, co sprawia, że figury te występują niezmiernie plastycznie i charakterystycznie, zwłaszcza na tle boskiego attycyzmu, w którym poeta jest niedościgłym wzorem dla wszystkich czasów i ludzi. Lampito i poselstwo spartańskie mówią wyłącznie dialektem doryckim, którego ton męski, zwięzły, trochę twardy, śmiało obrazujący, należało w tłumaczeniu polskim zaznaczyć. Dla doryku nadaje się nasze przepiękne, górnopolskie, podtatrzańskie narzecze, niezmiernie składnią zbliżone do starej polszczyzny, która tam, w Tatrach, ostała się do naszych czasów. O tym, co z życia przeniesione być może żywcem na scenę, miała starożytność inne, aniżeli my, pojęcie. Śmiałym słowem przemawia Grek w życiu i na scenie; wyobrażenia helleńskie o przyzwoitości, zwłaszcza scenicznej, różnią się od dzisiejszych, o zewnętrzną tylko przyzwoitość dbających. Nasza scena przemyca częstokroć prawdziwą i potworną zgniliznę, ale ten jeden warunek musi być zachowany: o wszystkim wolno mówić, byle parafrazą, przyzwoicie i mniejsza o to, że pod tą osłoną wypranych, wyprasowanych i ublanszowanych wyrazów, siedzi treść płytka i niemoralna, zgniła. Tłumacz, chcący oddać poetę, jakim był, nie może trzymać się tej recepty: zbyt wielki to umysł, aby go przykrawać do pojęć cnotliwego emeryta lub zwagneryzowanego pajaca. Niech więc nikogo, jak pisze wielki znawca Arystofanesa, K. Morawski, …nie razi, że tu greckie panie Mówią dość śmiałą mową, a panienki, Niepowstrzymane swym greckim sumieniem, Zwą często rzeczy… właściwym imieniem… bo myśli i cele każdej komedii Arystofanesa, a tej przede wszystkim, są, w całym tego słowa znaczeniu, na wskróś etyczne. ------------------------------------------------ Jednak należałoby się zastanowić, aby dojść do zrozumienia, czym jest ta okrzyczana, osławiona rozwiązłość Arystofanesa. Otóż, niewątpliwie jest w jego poezji swawola, ale nie ma wyuzdania: opiewa zmysłowość, ale nie drażni zmysłów. Jego bezwzględna nagość nie jest nigdy rozpustna: odsłania się w pełnym blasku słońca z niewinnością leśnej łani i prostotą gołębia. Żądza cielesna jest u Hellena rzeczą tak naturalną, jak głód lub pragnienie i nie ukrywa on zarówno łoża, jak stołu w jadalni. Często porównywano Arystofanesa z Rabelaisem: w jednym punkcie stykają się w istocie ich dusze: obaj są, pomimo swojej rozwiązłości, duchowo zdrowi, to też obaj nie mogą zarazić nikogo uwiądem serca, lub suchotami ducha. Nawet owe brudy, rozsypane w poezji Arystofanesa, ukrywają, podobnie jak nawóz na roli, całe skarby siły żywotnej i odrodczej. (Przeciwnie poezje Marcjalisa; tam jest rzeczywiście pieszczenie się błotkiem i zachwalanie gnojóweczki moralnej). Arystofanes ma jednak i to, czego nie dostaje Rabelais'mu, ma młodzieńcze piękno rasy i skrzydła geniusza u ramion, a ducha wolnego od wszelkich przeszkód i pęt, który urodził się w blaskach południowego słońca i żył w promieniach najpiękniejszego z światów. Nie ciąży na tym Charyt kochanku żadna średniowieczna zmora, żaden strach nocny nie mroczy mu ducha. Służbie zmysłów oddaje się zgodnie ze swoim krajem, ludem i religią. Rabelais żyje w krańcowo odmiennych warunkach; Arystofanes nie wykracza przeciw przykazaniom swego stulecia; Rabelais musi te przykazania deptać. Arystofanes — to tragicznym poglądem, tragiczną filozofią patrzący na świat umysł, to Satyr, który widzi i przeczuwa koniec pięknego helleńskiego świata, lecz Satyr, parskający właśnie, wskutek poglądu tragicznego, weselem i śmiechem, śmiało szydzący i gromiący własny lud i jego kapłany. Rabelais — to mnich, który zrzucił habit (i to nie raz), złamał śluby i akta wiary, i drży, aby go zbyt dobrze nie zrozumiano, bo wtedy czeka go stos lub dożywotne więzienie: stąd różnice w poezji. Arystofanes może i potrafi *wszystko* powiedzieć, gdyż ma pewność, że ludzi i bogów do śmiechu pobudzi, Rabelais musi się ustawicznie krępować, nie wypowiada się nigdy cały, jest tylko połową strun organu swej duszy. ------------------------------------------------ Jest w mitologii helleńskiej postać bożka Pana, co stąpa na koźlich kopytkach, a nóżki ma obrosłe siercią, jak zwierzątko leśne: od pasa jest młodzieńcem pięknym, a pierś jego tak nieskalanie biała, że się w niej odbijają gwiazdy niebios. Takim jest anioł poezji Arystofanesa. Jest między Salaminą a brzegiem attyckim maleńka, płaska wysepka, okrągła, szara tafla skalna, na smaragdach Salamińskiej Cieśniny: to Psyttaleja, sławna pogromem Persów, ulubiona siedziba Pana: tam on zwykle przebywa i jak Ajschylos powiada: „Po niej rad krzesa Kozionóżka zwyrtny, Tanecznym skokiem wieńczący jej brzeg”. Byłem tam w noc jasną, miesięczną i chłonąłem w siebie to czarowne piękno Cieśniny Salamińskiej, oświeconej pełnią księżyca, buchającego światłem jasnozielonym na szarą skrzyżal Psyttalei. Jasno rysowały się wysokie brzegi górzystej Salaminy. Cisza i spokój: tylko przy brzegu chlupie drobno-skoczna fala polyphloisboio thalattēs. Psyttaleja była pustą i cichą, i nie splatał jej wieńca tańcem swoim Pan, bożyc koźlołapy. Ale wydało mi się, że tam, na tej okrągławej płycie, jakby na olbrzymiej orchestrze, tańczy i tańczyć będzie nieśmiertelna Muza Arystofanesa. Gromiwoja OSOBY: * Gromiwoja (Lysistrata), pani w Atenach znaczna * Kalonike, młoda mężatka ateńska * Myrinne, młoda mężatka ateńska * Lampito, Spartanka znamienitego rodu * Senator (probulos), jeden z dziewięciu ówczesnych zarządców państwa ateńskiego * Kinesjas, małżonek Myrriny * Synek Kinesjasa i Myrriny, chłopczyk dwuletni * Herold spartański * Pełnomocnicy spartańscy * Pełnomocnicy ateńscy * Mężatka I * Mężatka II * Beotka, wysłannica swego kraju * Koryntka, wysłannica swego kraju CHÓRY: * Półchór dwunastu starców ateńskich, z przodownikiem Strymodorosem * Półchór dwunastu białogłów ateńskich, z przodownicą Stratyllidą STATYŚCI: * Scytka, niewolnica, giermek Gromiwoi * Czterej scytyjscy łucznicy, miejskie pachołki * Manes, niewolnik Kinesjasa * Oddział kobiecej bojówki * Gawiedź * Dwaj fletniści spartańscy * Wysłannice krajów helleńskich * Pani Zgoda, bóstwo pokoju * Orszak Ateńczyków i Atenek; służba, niewolnicy Rzecz dzieje się w Atenach na Akropolis, przed Propylejami, roku 411 przed Chr. PROLOG (1–253) / Scena przedstawia stok Akropolis, wiodący ku Propylejom. W głębi widoczny jest portyk Propylejów i pięciobramne wejście po marmurowych schodach. Bardzo wczesny poranek, po czym, w miarę rozwoju akcji, pełny dzień i wieczór. / / Gromiwoja, dostojna mężatka ateńska, przechadza się i niecierpliwie wypatruje przed siebie. / SCENA PIERWSZA GROMIWOJA / z wzrastającą niecierpliwością / Na igry Bakcha, Afrodyty tańce, Na orgie Pana, Koliady łamańce, Na pląs, na skoki — zaprosić kobiety.. Byłby ich legion — z bębny, z kastaniety! Dzisiaj ni jedna nie przyszła mężatka! / pauza — patrzy w dal… / Ach! Idzie któraś… / z radością / …to moja kamratka! / Wchodzi Kalonike. / SCENA DRUGA / Gromiwoja i Kalonike, młoda mężatka ateńska. / GROMIWOJA Ach! Kalonike! KALONIKE / dygając i wstając / Pokłon Gromiwoi! Czemu się chmurzysz? Cóż to, dąsy, fochy? Brwi w kabłąk marszczyć… tobie nie przystoi! GROMIWOJA Lecz, Kalonike, porzuć ten ton płochy..! Mnie gniew unosi na nas, na niewiasty. Twierdzą mężczyźni i tak… bez pochyby, Iżeśmy szelmy… KALONIKE / mrugając oczkiem / Skończone — tak — niby… GROMIWOJA Gdy się orzekło, że mają przyjść tutaj, By obradować nad rzeczą olbrzymią, Z obojętnością gęsi doma drzémią… Śpi gnuśne ciało! KALONIKE Ależ, Aten chwało, Przyjdą! Wszak trudno wyjść z domu kobiecie: Ta się nad mężem trzęsie czule z rana, Ta budzi czeladź, ta świeże pieluszki Ściele, ta kąpie, owa karmi dziecię… GROMIWOJA / ironicznie / Tak… wszystko dla nich… to nie faramuszki — Prócz mego dzieła —! KALONIKE Cóż to jest za dzieło? Czy to przypadkiem nie jest kawał gruby? GROMIWOJA Mniej… więcej… gruby. KALONIKE Mężny? GROMIWOJA / z rosnącym zapałem / Przepotężny! KALONIKE Ach — przepotężny, mówisz, a *nas* nie ma?! GROMIWOJA A właśnie — gdyby szło o taki kawał, To byśmy wpadły tu, jakoby z procy…! Lecz to rzecz inna — to myśli mej owoc, Owoc bezsennie przepędzonych nocy! KALONIKE / filuternie, niby na ucho / Mów prawdę, piękny jest twój owoc nocny? GROMIWOJA / patetycznie / Tak piękny, taki potężny i mocny, Że przezeń całą zbawimy Helladę — My, płeć bezbronna! KALONIKE / skeptycznie / My? Jak? Na Palladę, Mów, choć nie wierzę w naszą płeć bezbronną! GROMIWOJA Wiedz, że zbawienie państw od nas zawiśnie, Albo ze świata zniknie Peloponez… KALONIKE I owszem — Wojo, niech go dunder świśnie! GROMIWOJA I zginie cała Beocja, nieboże! KALONIKE Brawo, niech tylko zostaną węgorze! GROMIWOJA Ateny… nie, nie! Zmilknę, ziemi słowy Nie będę Aten szarpała! Lecz słuchaj! Kiedy się zejdą na wiec białogłowy Z Peloponezu, z Beocji, z Attyki, Zbawim Helladę społem — my — „podwiki”! KALONIKE Cóż my, „podwiki” mądrego zdziałamy, Co zbawiennego? My, siedzące w kwiatach, W szafrannych szatach, malowane damy, Szumne jedwabiem — w złocistych sandałach, My mamy zbawiać ojczyznę?? Czym, czymże? GROMIWOJA / porywczo / Zaprawdę — właśnie to ojczyznę zbawi! Strój szafranowy, pachnidła i meszty, Róż i przeźrocze giezłeczka, co wdzięki Wpół obnażają… no, domyśl się reszty! KALONIKE / zaczyna się orientować / Być-że to może? GROMIWOJA Tak, że ani jeden Z mężczyzn nie porwie na drugiego piki… KALONIKE / z ferworem / O, na boginki, dam farbić płaszczyki! GROMIWOJA Ni tknie pawęży… KALONIKE W jedwab się wystroję! GROMIWOJA Ni sięgnie miecza… KALONIKE Kupię, na Bóstw dwoje, Buciki perskie, najdroższe w Atenach! GROMIWOJA Czyliż nie mogła przyjść na wiec płeć biała? KALONIKE O — na Erosa — każda, jakby strzała, Puszczona z łuku, lecieć tu powinna! GROMIWOJA Widzisz więc, kumciu, jaka ta rzecz inna… A tu te nasze attyckie kobiety Wszystko wpierw robią, czego nie potrzeba. Lecz i z Pomorza — ni jednej — o nieba — Ni z Salaminy — nie ma! KALONIKE Te, wiem, przyjdą. Każda o świcie już jedzie na szkucie… GROMIWOJA Ni te, o których mówiło przeczucie, Że przyjdą pierwsze, Acharnów małżonki! KALONIKE Przyjdą! Lecz co do Teogena żonki, Ta wprzód się musi poradzić Hekaty. / pokazując w dół / Ależ, patrzaj no — nadchodzi ich kilka, A tam znów inne; przyjdą — jeszcze chwilka… / patrząc w inną stronę / Skądże te znowu? GROMIWOJA / spostrzegła i poznała / Z Ryczywoła. KALONIKE Przebóg, Toż się tu cały cielętnik rozbryka! SCENA TRZECIA / Gromiwoja i Kalonike podchodzą, witając wchodzące panie i wieśniaczki. / / Wchodzi Atenka, młoda i piękna Myrrine; potem inne w różnych strojach, właściwych miejscowościom, z których pochodzą; szczególnie bogato a swawolnie wystrojona jest Koryntka. Spartanka Lampito, posągowo zbudowana, pierś i szyja odkryte; peplos, rozcięty od ramienia przez cały bok wzdłuż biodra, pozwala widzieć całą krasę lakońskiej lwicy. Myrrine, przepasana bogatym pasem. / / Wchodzi Myrrine i kilka kobiet. / / GROMIWOJA, KALONIKE, MYRRINE. / / Zgiełk powitania, całusy, okrzyki, podziwy dla strojów, każda gada równocześnie, tempo bardzo szybkie. / MYRRINE / podchodzi do Gromiwoi / / która stoi z boku, zadąsana / Czyż nie za późno już, o Gromiwojo? Cóż powiesz? — milczysz? GROMIWOJA A, ślicznie, Myrrino, Że się tak spóźniasz, gdy sprawa poważna! MYRRINE / poprawiając pasek / Nie mogłam znaleźć, tak, po ciemku, paska: Gdy rzecz twa nagła, mów, jeżeli łaska…! KALONIKE No — nie! możemy zaczekać chwileczkę, Aż przyjdą panie z Beocji i Sparty… GROMIWOJA / patrząc w dal / Wyborna rada! Lecz właśnie w tej chwili Przybywa do nas Lampito ze Sparty! / Wchodzi Lampito z Beotką i Koryntką, a za nimi cały tłum kobiet. / SCENA CZWARTA / Gromiwoja, Kalonike, Myrrine, Lampito, Beotka, Koryntka oraz cały tłum kobiet. / GROMIWOJA / podchodzi z uprzedzającą grzecznością i wita / / wszystkie otaczają Lampitę / Witaj nam, droga Lakonko, Lampito! Jakieś ty piękna Sparty nadobnica, Cóż to za krasa, ciało siłą tryska! Ty żubra zdusisz! LAMPITO Haj, na dwa bożyca, Dyć goła hipkam i piętą w rzyć biję! GROMIWOJA / gładząc jej piersi / Jakby z marmuru masz piersi i szyję. LAMPITO / śmiejąc się, odsuwa ją lekko / Macacie, nikiej ofiarną jałówkę! GROMIWOJA / wskazując Beotkę / A skąd przywiodłaś tu tę śliczną główkę? LAMPITO Wej — jedna hruba szlachcianka z Beocjej: Jest wysłannicą tamstela. MYRRINE Na Zeusa, Cóż to za biodra! KALONIKE Co za wdzięk w jej ruchu, A ten dołeczek… brzoskwinia bez puchu! / wszystkie witają Beotkę / GROMIWOJA / wskazuje Koryntkę / Któż jest to dziecię? LAMPITO Szumna — prze-bożyca, Dziewka z Koryntu. GROMIWOJA / podziwiając jej strój / Szumna! Ej! Na Zeusa, Szumi też na niej ta strojna dzianica! LAMPITO Któż to obesłał wici między baby? GROMIWOJA Jam pospolite ruszenie płci słabej Zwołała. LAMPITO Po co? MYRRINE / z niecierpliwością / Błagam, mów raz przecie! GROMIWOJA / koło której zbiegły się wszystkie, podniecone ciekawością / A zatem… powiem… lecz pierwej… zechcecie Odrzec na jedno pytańko… MYRRINE Słuchamy. / wszystkie powtarzają to samo / GROMIWOJA Czyliż ku mężom dusza wam nie rwie się, Ku naszych synów ojcom, co na wojnie Marnieją? Wszakże każdej mąż w obozie? KALONIKE / płaczliwie / Szósty już miesiąc… mój… przy… Eukratesie W Tracji waruje… gdzieś na słocie, mrozie! GROMIWOJA / chlipając łzy / Mój siedm krągłych… miesięcy… na Pylos! LAMPITO / gniewnie / Mój chłop się ledwie wydarł spod chorągwie, Już tarcz na ramię i fyrgnął, jak ptaszek! GROMIWOJA / filuternie, chcąc rozweselić posmutniałe towarzystwo / Nie został nawet ani jeden gaszek! Odkąd zaś chłopcy z Miletu zdradzili, Odtąd nie widzę już… ośmiocalowca, Co nas ochraniał od flirtów bykowca! Chcecież wy, gdybym sposób obmyśliła, Wraz ze mną wojnę stłumić? MYRRINE / z zapałem, pokazując pasek / Moja miła, Zgoda! Chociażbym zastawić ten pasek Dziś miała jeszcze i tu przepić razem! KALONIKE Niech mnie, jak rybę, przetną tym żelazem, Oddam pół siebie na cel bogobojny! LAMPITO Żebych ja miała ujrzeć koniec wojny, Na wierch Tajgeta wybiegłabym śpiewać! GROMIWOJA Więc powiem, myśli nie będę ukrywać: Nam, o niewiasty, jeśli mamy zmusić Mężów, by z sobą raz pokój zawarli, Trzeba się wyrzec… MYRRINE / z niecierpliwością / Czego? Mów! GROMIWOJA Będziecie Posłuszne? MYRRINE Choćby nam łamano kości! GROMIWOJA Więc… trzeba będzie… wyrzec się… miłości! / wszystkie odskakują zawiedzione: gesty niechęci i odrazy / Już uciekacie? Dokądże iść chcecie? Cóż to za dąsy, miny, mruki, fochy? Liczka pobladły, w oczach łzy, jak grochy! Więc chcecie słuchać, czy nie? Cóż powiecie? MYRRINE Ja nie usłucham. Niech się sroży wojna! KALONIKE Przebóg, i ja, nie! Niech się sroży wojna! GROMIWOJA / do Kaloniki / I ty tak mówisz, *rybko*, ty, co właśnie Mówiłaś, że się dasz przeciąć żelazem? KALONIKE Już raczej wszystko! Za twoim rozkazem Przez ogień przejdę…! Tylko nie broń tego… / z hipokryzją / To grzech! O Febie, broń nas ode złego! GROMIWOJA / do Beotki / A ty? BEOTKA I ja bym przez ogień wolała! / Wszystkie krzyczą: „raczej przez ogień”, tylko Lampito stoi chmurna. / GROMIWOJA O, jak lubieżną jest płeć nasza cała! Czy nas niesłusznie na tragediach szarpią? Każda z bab chciwą jest rozkoszy harpią! / zwraca się do Lampity / Lecz, jeśli wesprzesz mnie, droga Lakonko, My same zbawim — samowtór — Helladę, Więc stawaj ze mną! LAMPITO / z westchnieniem rezygnacji / Chociaż na Palladę, Smętna małżeńska… bez męża komnata, Tu o mir sprawa, mir i pokój świata! GROMIWOJA / ściska ją i całuje / O, ty, najdroższa, tyś jedna z nich wszystkich Kobieta ista i obywatelka! KALONIKE / pojednawczo / Przypuśćmy, że się od tego figielka Jakoś wstrzymamy, co niech Bóg odwróci, Czyż jednak przez to pokój zdobędziemy? GROMIWOJA Tak! — na boginki! Bo gdy zasiądziemy Doma w chitonkach przeźroczo-pajęczych, Wpółobnażone pokazując wdzięki, Zsztywnieją nasi panowie i zechcą Garnąć się do nas: więc ich odpalimy: — Że wtedy pokój zawrą, daję rękę! LAMPITO Haj! Wżdy Menelas, skoro swą Helenkę Uwidział z bliska i tę jej pierś gołą, Miecz pomsty rzucił, ugiął przed nią czoło… KALONIKE Lecz cóż, gdy przyjmą tę odprawę z góry? GROMIWOJA Rzekł Ferekrates: „noś pytkę ze skóry”. KALONIKE Eh-lary-fary, niech się głupie łechcą! Jeśli zaś gwałtu zażyją, wlec zechcą Przemocą w alkierz? GROMIWOJA Zaprzej się na progu! KALONIKE No — to już wtedy będą bić na pewno… GROMIWOJA To w takim razie — wiesz… bądź, jako drewno, A w swoich gwałtach nie zażyją smaku. Dokuczaj, ile zdołasz! Wnet broń złożą. Bo mąż przenigdy nie zazna rozkoszy, Kiedy ją żona naumyślnie płoszy! KALONIKE / niby zdecydowana / Ha — gdy tak sądzisz… no to… ostatecznie… LAMPITO / porozumiawszy się z Beotką, Koryntką i Peloponezjankami / Za naszych chłopów my ręczym bezpiecznie, Że muszą miru dotrzymać i zgody, Lecz któż przysili zmienników ateńskich, By raz już przecie nie mącili wody? GROMIWOJA My ich przysilim: klnę się w bogi złote! LAMPITO Nie będą słuchać, pokiela tam w chramie Bogini — mają skarb, a w portach flotę! GROMIWOJA Ależ i na to wymyśliłam radę. Dziś w naszym ręku będzie Akropolis I skarb związkowy. Wysłałam gromadę Najstarszych kobiet, by zajęty Grojec Cichcem, niby to składając ofiary, Gdy my te spiski knujem. LAMPITO Nie do wiary, Jak wszystko robisz i chwacko i gracko! GROMIWOJA Dalejże! Niech was przysięga tak splecie, Mężne niewiasty, że jej nie złamiecie! LAMPITO Głoś więc przysięgę, my się kląć będziemy! GROMIWOJA Ślicznie! Hej, Scytka! / klaszcze / Bywaj! Gdzież ta branka? / wbiega branka Scytyjska, na plecach łuk i kołczan, przez ramię ma puklerzyk, na głowie misiurka / Odwróć puklerzyk i dzierż go przed nami! Dać tu bydlątko! / Wbiega służba; niosą przybory do ofiary, wieńce róż i jaśminów, kadzidło w puszce i czekają na rozkazy Gromiwoi. / KALONIKE Jakie, o mistrzyni? Jakąż przysięgą chcesz nas wiązać? GROMIWOJA / patetycznie / Jaką? …Na tarczy, jak to siedmiu wojów czyni U Ajschylosa — zarzniemy baranka. KALONIKE Nie wolno, Woja, przysiąg, ku przymierzu Dążących, składać na wojny puklerzu! GROMIWOJA / zła, że się jej przeciwi / Więc jak przysięgać? KALONIKE / namyśla się głęboko — po czym z ferworem / Siwego ogiera Rznijmy w ofierze przysiężnej, *siwego*… GROMIWOJA / szydersko / Ogierka chce się waćpani? KALONIKE / obrażona / Więc jako Przysięgać? GROMIWOJA Powiem, gdy tak chce acanka: / emfatycznie / Nad wielką czarną czarą, miast baranka, Zarzniemy gąsior wina czerwonego I przysięgniemy w puchar… nie lać wody! LAMPITO Chwalę przysięgę wedle nowej mody! GROMIWOJA / do służby / Podaj tam która w mig czarę i gąsior! / Służba wnosi ogromny czarny puchar i gąsior wina, zapieczętowany woskiem, z plombami na taśmie. / KALONIKE Najmilsze damy! Ten puchar mnie wzrusza! MYRRINE / dotykając czule czary / Dotknąć go tylko, a cieszy się dusza! GROMIWOJA Podstawić puchar, w górze trzymać zwierza! / Służba wykona rozkazy. Wszystkie rokoszanki wkładają wieńce na głowy, sypiąc kadzidło na ołtarz. Gromiwoja modląc się, przecina wstęgę i plombę, wyjmuje szpunt i nalewa. / O własto Pejtho i przysiężny święty Kielichu, przyjmcie od kobiet ślub klęty! KALONIKE Krew purpurowa trysnęła z gąsiora! LAMPITO / wciągając woń / Haj, zawoniało słodko, na Kastora! MYRRINE / pcha się / Ja, moje drogie, przysięgnę najpierwsza. KALONIKE Nie, na Afrodis! Losujmy, kto pierwsza. / Losują, ciągnąc z urny kamyczki: los pada na Kalonikę. / GROMIWOJA Wszystkie dotknijcie puchara, w krąg stojąc; Jedna niech głośno powtarza me słowa, Każda niech święcie przysięgi dochowa! / Rota przysięgi / „Ani kochanek, ani mój mąż prawy…” KALONIKE / powtarza głośno — inne półszeptem / Ani kochanek, ani mój mąż prawy… GROMIWOJA „Nie wnijdzie na mnie miłośnie”. / Kalonike milczy. Gromiwoja ostro / No — gadaj! KALONIKE / głosem trwożnym, drżącym / „Nie wnijdzie… na mnie… miłośnie…” Och, mdleję, Kolanka gną się pode mną… Gromwoja! GROMIWOJA „W swym domu będę żyć w dziewiczym stanie…” KALONIKE / przytomniej / W swym domu będę żyć w dziewiczym stanie… GROMIWOJA „Szumiąc szafrańcem, ubarwiona różem…” KALONIKE Szumiąc szafrańcem, ubarwiona różem… GROMIWOJA „By mąż się trawił pożądań płomieniem…” KALONIKE By mąż się trawił pożądań płomieniem… GROMIWOJA „Nie oddam się mu dobrowolnie nigdy…” KALONIKE Nie oddam się mu dobrowolnie nigdy… GROMIWOJA „A gdy mnie zmusi wbrew woli, przemocą…” KALONIKE A gdy mnie zmusi wbrew woli, przemocą… GROMIWOJA „Źle się nadstawię i wypadnę z rytmu…” KALONIKE Źle się nadstawię i wypadnę z rytmu… GROMIWOJA „Wcale nie dźwignę mesztów ku powale…” KALONIKE Wcale nie dźwignę mesztów ku powale… GROMIWOJA „Nie stanę nigdy jak lwica na tarle” KALONIKE Nie stanę nigdy jak lwica na tarle… GROMIWOJA „Na to się klnę tą przysięgą i piję…” KALONIKE Na to się klnę tą przysięgą i piję… GROMIWOJA „Gdy zdradzę, wino, zamień się we wodę…” KALONIKE Gdy zdradzę, wino, zamień się we wodę!… GROMIWOJA Czy wszystkie razem zaklęły się klątwą? WSZYSTKIE BIAŁOGŁOWY Żywie Zeus, wszystkie! GROMIWOJA / podnosi czarę, pryska libację trzy razy na ołtarz / Święć się więc, pucharze! / pije i po kolei piją wszystkie. Ostatnia Myrrine, pryska libację i mówi / MYRRINE Ronię te krople na święte ołtarze Wspólnej przyjaźni i służby i drużby! / Dają się słyszeć gromkie okrzyki i wesołe dźwięki tamburynów i kastanietów. / LAMPITO Cóż hań zgiełczało? GROMIWOJA Ten zgiełk? Rzekłam ci to: Starsze niewiasty Bogini grodzisko W tej chwili wzięły. Lecz, droga Lampito, Wróć i służ doma mężnie dobrej sprawie! Na zakładnika zaś sobie zostawię Twe druhny. / Krótkie pożegnanie z Lampitą, która spiesznie odchodzi do Sparty / Za mną, na gród, białogłowy, Zamkniemy wrota na mocne okowy! / Szykują się w uroczysty orszak. / KALONIKE Myślisz, że zaraz huf mężów napadnie Na nas? GROMIWOJA Drwię sobie: no — wyszliby ładnie! Tu nie pomogą ni prośby, ni groźby, Ni ognia żary, by te zwalić wrota, Chyba… poddać się… przyjdzie im… ochota! KALONIKE Strzeż Afrodyto, by nas nie wyśmiano, By nie przylgnęło do nas tchórzyc miano! / Z wolna, orszakiem w takt marsza tamburynowego idą na Akropolis — i zamykają wrota. / PARODOS. WEJŚCIE CHÓRU (254–387) / Na scenę wkracza powoli zadyszany chór Starców siwobrodych, złożony z 12 choreutów, śpiewaków-tancerzy, ubranych w białe chitony i chlajny. Dziady owe dźwigają pęki chrustu, wleką polana i konary; dwaj dzierżą sagan miedziany z żarzącym węglem i dmuchają, raz po raz kaszląc od gryzącego dymu. Za nimi czeladzie, również obładowani. Idąc z miasta, przeciągają z wolna przez Orchestrę, ku marmurowym schodom Podsienia (Propylejów). Na końcu wlecze się przodownik chóru, koryfajos, imieniem Strymodoros; stary wyga, nie dźwiga nic, tylko dowodzi. Przed zawartymi wrotami stają, krztusząc się, kaszląc i ocierając pot. / SCENA PIĄTA / Choros Starców. / STRYMODOROS / przodownik Chóru / Z wolna, lecz naprzód, Drakesie, Choć twój grzbiet diablo jest krzywy, Bo też niemałe brzemiono Zielonej dźwigasz oliwy! Strofa I (Śpiew I) DRAKES Zaprawdę, nim wejdziemy w sędziwych lat progi, Liczne ujrzym niespodzianki: Ach, czyżby kto pomyślał, Strydomorze drogi, Że nasze kobietki, kochanki, / kaszle / Doma, pieszczone przez nas… FILURGOS / przerywa gniewnie / babskie, złe nasienie! DRAKES / ciągnąc dalej swe treny / Zawładną cudownym posągiem Orędowniczki grodu, a wejście w Podsienie Zawalą zaworą i drągiem?! STRYMODOROS Dalej, Filurgu mój drogi, Wyciągaj żywo swe nogi, Byśmy dokoła te kłody, Zwalili pod owe progi. I wszystkie te rokoszanki, Które gród wzięły tak zdradnie, Żywcem spalili za karę, Samosąd czyniąc przykładnie Na buntownicach, a najpierw Na herszcie, żonie Lykona! Antystrofa I (Odśpiew I) PILURGOS Na Demetrę, przenigdy, jakom żyw, nie zwolę, Aby drwiły ze mnie baby! Wszak ani Kleomenes, co pierwszy w niewolę Wziął gród lakońskimi draby, Nie uszedł stąd bez pomsty: zdał oręż, a zmykał Parskając swą lakońską blagą, W kusej, podartej płaszczynie, Niemyty od lat sześciu, z głodu łzy połykał, Kapiące po brudnej szczecinie! STRYMODOROS Tak w oblężeniu ja srogim witezia tego dzierżyłem: Tu, w siedemnastu szeregach, obozowalim przed bramą, A tych tam, przez Eurypida i wszystkie bóstwa przeklętych Bab — ja nie miałbym zadzierżyć w bezczelnym babskim rokoszu? Inak mojego poboju pamiątkę strzaska Czworogród! Strofa II (Śpiew II) PÓŁCHÓR STARCÓW FILURGOS Lecz przed nami kęs drogi DRAKES Trzeba piąć się, choć ślisko! FAJDRYJAS Oj, mnie bolą już nogi, Gród wysoko, nie nisko! CHÓR Oj — nie nisko! PILURGOS A tu trzeba wlec kłody I polana pod górę! DRAKES Oj, zdałby się muł młody, Bo mi sznury żrą skórę! CHÓR Oj — żrą skórę! FAJDRYJAS Trza iść w górę, trza słuchać! I STARZEC / od saganka / A na ogień trza dmuchać, Żeby nie zgasł w pół drogi! / dmuchając, zachłysnął się dymem / Phy! — phy! Oj, dym gryzie, przebogi! Antystrofa II (Odśpiew II) DRUGI PÓŁCHÓR II STARZEC Heraklesie mocarny, Ogarek mi wpadł w ślepie! Oj, gryzie mnie dym czarny, Jak wściekły pies, tak siepie. Oj! — jak siepie! III STARZEC / biegnie na pomoc, potyka się i wpada łbem do saganka, parząc sobie gębę / Aj! jak ogień ten piecze, Chyba z piekieł być musi, Z oczu ropa mi ciecze, A dym gryzie i dusi! CHÓR Oj, dym dusi, aż krztusi. STRYMODOROS / wypada i gromi / Trza iść w górę, trza gonić, By Boginią obronić, Przed babskimi dziś pęty.. / zakrztusił się / Phy! — phy! Oj, dym gryzie przeklęty! CHÓR CAŁY Phy! — phy! Oj, dym gryzie przeklęty! STRYMODOROS Nareszcie z bożą pomocą zatlił się ogień i płonie! Może by teraz nosidła położyć tutaj na stronie, A smolne szczapy oliwy zapalić ponad saganem, Następnie bronę podkurzyć i walić w nią jak taranem? Rozkażem więc białogłowom odsunąć zaraz zawory: Oprą się… brony podpalim, wykurzym dymem te zmory. Więc walmy na ziem te kłody! / Starcy otaczają sagan i zażegają gałęzie oliwki i jedliny / / Gęsty dym wzbija się znowu, gryząc w oczy / Phu, phu, dym gryzie z tej jedli! DRAKES Ach, gdyby który z hetmanów, Co na bój w Samos nas wiedli, Pomógł nam teraz tłuc brony i z grzbietów ulżył ciężaru? STRYMODOROS No — twoim dziełem, saganie, rozniecić łunę pożaru! / ręce jak w modlitwie podnosi ku świątyni Ateny Nike, stojącej tuż obok, wszyscy starcy tak samo / Ty, Nike, własto pogromów, pomagaj prażyć podwiki, Daj zdobyć pomnik zwycięstwa, poskromić babskie wybryki! / Ponad murami Propylejów staje przodownica chóru Białogłów, Stratyllida, i zobaczywszy, co starcy dokazują, uderza larum. / STRATYLLIDA Hej, zda mi się, że swąd czuję, Spaleniznę i dym ostry, Jakby pożar gdzie wybuchnął! Czuj duch! Gore! Do mnie, siostry! / Wypadają z głębi Propylejów Białogłowy, na ramionach niosąc dzbany i wiadra wody, i stają ponad murem Przedsionka, w posturze obronnej. / PIERWSZY PÓŁCHÓR Strofa (Śpiew) RODIPPE Nikodike, goń jak strzała, By Kalinka nie zgorzała I Krytylla w ognia łunie! O, bo zakon jest surowy, O, bo mściwe starców głowy! Więc się lękam, czy odsiecz nie spóźni się moja? Wody ja świtem, w mroku, Zaczerpłam u zdroja, Wśród ciżby i natłoku. Brzęku konwi, krużów, Popychana przez gawiedź niewolnic i stróżów I zbieginie piętnowane: Wraz dźwigłam konew na ramię I druhnom, płonącym w bramie, Niosę wodę i śpieszę i lecę z odsieczą! DRUGI PÓŁCHÓR BIAŁOGŁÓW Antystrofa (Odśpiew) NIKODIKE Słychać, jak się starcy wleką, Dysząc zemstą niedaleką, Niosąc kłody i polana. O, czy łaźnie nam zgotują, O, jak grożą, spiski knują, Że przeklęte niewiasty żywcem ogień stoczy! Och, Ateno, nie dopuść, Aby moje oczy Ujrzały te niszczeje! Daj nam więc władę, Od szału wojny zbawić ludy i Helladę! Wzdy, o złotohełma Własto, Ksieni grodu! Twoje miasto Zdobyłyśmy li gwoli miru i pokoju! Więc gdyby nas podpalić Zechcieli ci zbrodnie — Noś z nami zgodnie Wodę ze zdroju! SCENA SZÓSTA / Chór Starców i Chór Białogłów. / STRATYLLIDA / przodownica chóru białogłowskiego / / do starców, podkładających ogień pod bramy / Hej, a zasię, o przewrotni, To tak czynią kawalery? Nie tak działa rycerz prawy: Patrzcie, to mi bohatery! / Starcy odskakują / STRYMODOROS A to czysta niespodzianka, Czegośmy się doczekali! Toż tam hufiec białogłowski Eu odsieczy bronom wali! STRATYLLIDA Ha, zwiesiliście już nosy? Dosyć nas tu, prawda, lenie? A widzicie setną cząstkę: Pospolite to ruszenie! STRYMODOROS / cofa się pomału i przezornie / Mamy słuchać, o Fajdriasie, Co podwika jakaś plecie? Hejże, niech połamie który Kół sękaty na jej grzbiecie! STRATYLLIDA Opuśćmy na ziemię konwie, Aby, jeśli który palce Poważy się na nas podnieść, Nic nie przeszkadzało walce! / Niewiasty składają z ramion dzbany i konwie. / STRYMODOROS Ej, przez Zeusa, niech tam który Dwa, trzy razy, w pysk ją trzaśnie, Jak Hipponaks Bupalosa, To jej ten animusz zgaśnie! STRATYLLIDA / wychylając się ponad mur / Spróbuj który, uderz tylko! No — nadstawiam ci mej gęby, Lecz już potem twego mieszka Żaden pies nie chwyci w zęby! STRYMODOROS / podnosi kij i grozi / Milcz, bo płatnę tak, że poznasz Jakom stary, ale jary! RODIPPE / wysuwa się przed Stratyllidę / Dotknij Stratyllidy palcem, A nie ujdziesz, tchórzu, kary! STRYMODOROS / odskakuje szybko w tył / Właśnie że ją grzmotnę pięścią; Cóż mi zrobi ta starucha?! RODIPPE Wydrapię ci oba płuca I wypruję kiszki z brzucha! STRYMODOROS / znalazł się już na samym dole, poza starcami / Gdzież jest nad Eurypidesa Mędrzec większy i poeta, Co rzekł: „Żadne zwierzę nie jest Tak bezczelne, jak kobieta”?? STRATYLLIDA Śmiało — na nich, o Rodippe, Ano — w górę konwie z wodą! / niewiasty wznoszą nagle dzbany w górę / STRYMODOROS Po coś z wodą na nas przyszła? Ty bezbożna, ty wyrodo! STRATYLLIDA / słodko / Po coś, trupie, z ogniem przylazł? Siebie upiec chcesz w tej łunie? STRYMODOROS / jeszcze słodziej / Chcę tu właśnie stos wypiętrzyć, Na nim smażyć twe siostrunie! STRATYLLIDA O wa! zalejemy wodą Twoje ognie i pochodnie! STRYMODOROS Ty śmiesz moją watrę gasić? STRATYLLIDA Zaraz ci to udowodnię! STRYMODOROS / zawsze z bezpiecznej odległości / Ej, tą żagwią, widzi mi się, Łeb ci zaraz nacechuję! STRATYLLIDA / z piekielną grzecznością / Maszli mydło i wiechetki, To ci kąpiel nagotuję! STRYMODOROS / wściekły / Ty mnie kąpiel, ty padlino?! STRATYLLIDA / zalotnie / Kąpiel ślubną, mój chłopczyno! STRYMODOROS / grozi kijem / Na tę śmiałość kij protestem! STRATYLLIDA / podpiera się pod boki / Cóż to? Niewolnica jestem? STRYMODOROS Jejmość wrzeszczy zbyt zuchwale! STRATYLLIDA / drwiąco / Myśli, że jest w trybunale! STRYMODOROS Dalej, z ogniem do warkoczy! STRATYLLIDA Dalej, woda niech ich moczy! / Poczyna się starcie: Chór starców ślamazarnych, z żagwiami, posuwa się nie bardzo walecznie ku niewiastom, które szybkim ruchem wspólnym oblały ich od razu wodą. / STRYMODOROS Gwałtu, woda! STRATYLLIDA A czy ciepła? STRYMODOROS Aj, skąd ciepła? Byś oślepła! Stój, co robisz, dość tych mąk! STRATYLLIDA / lejąc wodą / Podlewam, byś puścił pąk! STRYMODOROS / otrząsając się / Skostniałem już, jak ten kij! STRATYLLIDA Wżdy masz ogień, to się grzéj! / Cały Chór Starców cofa się na bok: ten i ów wykręca swe szaty z wody. Kobiety biją radośnie na murze w tamburyny i kastaniety. / SCENA SIÓDMA / Z dołu, od miasta, wchodzi Senator (probulos, jeden z dziewięciu dyktatorów), w białej dzianicy, na głowie wian oliwny najwyższego urzędnika, w ręku klucze od skarbca. Za nim i przed nim kroczy po dwu łuczników scytyjskich, czyli pachołków miejskich. / / Senator i poprzedni. Chór Starców stoi na boku. / SENATOR / mówiąc do swego otoczenia / Czyż bab szaleństwo tryumfu nie święci? Czyż nie mówiłem, że dobrze nie wróżą Te bębny, Bakcha pląsy bez pamięci I Adonisa po dachach nieszpory, Które aż w Pnyksie słyszałem w te pory, Kiedy Demostrat w złej, nieszczęsnej chwili Podawał wniosek, by przeciw Sycylii Wyprawić hufce, a tu roztańczona Baba zawyła: „Och, Adonis kona!” Demostrat swoje: „Hoplitów trzeba by Ściągnąć z Zakintu”, a podpite baby Na dachach: „Płaczcie Adonisa, siostry!” Wżdy on rzecz przeparł, luter, furiat ostry! Takie tu znowu, snać, białogłów orgie! STRYMODOROS / do senatora, kręcąc z wody szatki / Nową spełniły zbrodnię nasze samki — I to niejednę: oto z tych konewek Zlały nas tak, że musim przyodziewek Kręcić, jak tacy, co mają… złe zamki…! SENATOR Na Posejdona, wód boga, wybornie, Bo nie trzymamy ich krótko a swornie! Folgując nadto, psujemy niewiasty. *Jako kto ściele, tako i spać będzie*, Wszak my to mówim tak do majstrów wszędzie: „Mości złotniku! W pasku, któryś okuł, Urwał się kutas i wyskoczył z piasty, Gdy wieczór żonka tańczyła przede mną. Ja muszę jechać dziś u Salaminę: Znajdź chwilkę czasu, choćby i w noc ciemną Przyjdź i dokładnie włóż jej tę drobinę…!” A drugi zasie rzecze do szewczyka, Co ma łokciowy, ale nie fartuszek: „Słuchaj majsterku! Malutki paluszek Mojej żoneczki, tańczącej tak cudnie, Rzemień sandała gniecie: przyjdź w południe I rozbij dziurkę, zwolniwszy rzemyka!” *Zbytnia swoboda, to strata i szkoda*, Tak, że ja oto, senator, mym głosem Uznawszy kupić wioseł — po pieniądze Idąc na zamek — mam teraz przed nosem Brony zawarte od bab na wrzeciądze! Lecz stać nie pora! Podawać tu dyle, Już ja tu skarcę babskie krotochwile! / do łuczników scytyjskich, którzy się gapią, dwaj zaś usiedli / / do pierwszego / Coś pysk rozdziawił?! / do drugiego / Gdzie pozierasz, gapo! / do trzeciego, siedzącego / Ty byś gdzie w szynku zasiadł! / do czwartego / Wstawaj, ciapo! Dalej, podkładać drągi popod brony, Ci z tej, a tamci ze mną z tamtej strony Wyważać z zawias! / Pachoły chwytają drągi i wyważają: wtem niewiasty odmykają same i występuje Gromiwoja z orszakiem i Chórem białogłowskim. / SCENA ÓSMA / Ciż sami i Gromiwoja z orszakiem. / GROMIWOJA Nie trzeba wyważać: Same wychodzim! Po cóż wyważanie? Nie drąg tu płuży, lecz rozum, mój panie! SENATOR Tuś prawdę rzekła, szelmo! A gdzie łucznik?! Bierz ją, wykręcaj ręce w tył i w pęta! GROMIWOJA Jeśli mnie palcem dotknie, na Artemis, Ten twój urzędnik, wnet się zapamięta! / Łucznik, jak przyskoczył nagle, tak odskoczył przed groźną postawą Gromiwoi. / SENATOR Boisz się, chłopie? Zaraz ją wpół chwytaj! / do drugiego Scyty / Wy obaj! Słuszaj! Wiązać, brać ją w troki! STRATYLLIDA / wyskakując przed Gromiwoję / O na Pandrosę! Jeśli rękę ściągniesz, Tak cię pokopię, że tu puścisz soki! / Obaj łucznicy uciekli. / SENATOR Sama popuścisz! Gdzie jest łucznik trzeci? Tę paplę wiązać, pierwszą z tej hałastry! / Łucznik rzuca się na Stratyllidę. / KRYTYLLA / wyskakuje przed Stratyllidę / Spróbuj ją ruszyć, a — przez Bóstwo Zorzy, Będziesz przykładał wnet bańki i plastry! / Łucznik trzeci ucieka. / SENATOR A tam ki kaduk? Gdzie łucznik? Tę wiązać! …Już ja tu ździerżę to babskie powstanie! / Łucznik czwarty rzuca się na Krytyllę. / RODIPPE / zasłaniając Krytyllę / Zbliż się tu do niej! Klnę się Tauru Panią, Tak wydrę włosy, że nic nie zostanie! / Ostatni łucznik ucieka. / SENATOR / rozgląda się za łucznikami / A, do pioruna! To już po łucznikach? / Łucznicy wyłażą spoza kulis i stają przy Senatorze / Ależ przenigdy nie damy się babom! / ustawia Scytów do boju dwójkami / Dalej, w ordynku, jak do boju, w szykach Na owe baby! / Scytowie, popychani przez Senatora, posuwają się ku kobietom, z oszczepami w ręku. / GROMIWOJA Na wszystkie dajmony Klnę się, ujrzycie wnet cztery szwadrony Bojowych kobiet, zbrojnych w miecze, piki! SENATOR Dalej, Scytowie, wiązać te podwiki! GROMIWOJA / odwracając się ku Przedsieniom / Hej, sojusznice, hej wierna drużyno, Wy, co kupczycie mąką, lnem, jarzyną, Przekupki czosnku, ryb, chleba, szynkarki, Hejże bić, szarpać, rozbić, wsiąść na karki, Pędzić klątwami, szydem poniewierać! / Wypada z głębi oddział kobiecej bojówki, rozbija Scytów w krótkiej utarczce i bierze w niewolę. Jedna ze sojusznic obdziera Scytę do naga. Gromiwoja powstrzymuje te wybryki zwyciężycielek. / Stać! Do szeregów! Nie lza ich obdzierać! / Bojówka usuwa się. / SCENA DZIEWIĄTA / Ciż sami. / SENATOR / skonfundowany / Ładnie się spisał łuczników huf cały! GROMIWOJA Azaś ty myślał, że baby nie… biją, Że my niewolne? Że może kobiety Nie mają ducha? SENATOR Oj mają, niestety, I to za wiele, zwłaszcza gdy podpiją! STRYMODOROS Niepotrzebnie tracisz słowa, Senatorze tej ziemicy! Po cóż tutaj ta przemowa Do takiego oto bydła? Czyli nie wiesz, jak zdrajczynie Urządziły nam tu kąpiel, Nam i naszym sukniom ninie, Choć bez ługu i bez mydła? STRATYLLIDA / bardzo słodko i bardzo świętoszkowato / Ależ, dudku, nie godzi się Po próżnicy rąk podnosić Na twe bliźnie! Kto tak czyni, Może łatwo łzami rosić. Toć ja tutaj chcę niezłomnie Strzec pokoju cicho, skromnie, Jak dziewica u świątyni, Co nikomu krzywd nie czyni, Chyba że kto, jak w ul dmuchnie… To mu wtedy buzia spuchnie! AGON. TURNIEJ (475–608) CHÓR STARCÓW Strofa (Śpiew) O, Zeusie, cóż poczniem z takimi smokami? Wszak nie lza nam znosić niedolę! Natychmiast zbadajmy występek ten sami: Dlaczego gród skalny zajęty? Dlaczego niewiasty wzięły Akropolę Niezwładną i dzierżą Bogini chram święty? STRYMODOROS / do Senatora / A więc pytaj, lecz nie ufaj, Stosuj wszelkie śledztwa kruczki, Gdyż byłoby wieczną hańbą Płazem puścić takie sztuczki! SCENA DZIESIĄTA / Ciż sami. / SENATOR / ostro, do Gromiwoi / Przebóg! Najpierw pragnę wiedzieć, A wiesz, iż *ja* tutaj rządzę; W jakim celu zamykacie Gród przed nami na wrzeciądze? GROMIWOJA By ocalić te pieniądze, Które wojnę podżegają. SENATOR Więc to pieniądz zażegł wojnę? GROMIWOJA / z przekonaniem / Tak! On szczuje ludy zbrojne. By Pejsandros mógł kraść przecie, Oraz wojny apostoły. Zawsze burdę wynajdziecie. Niech więc sobie te warchoły Łamią głowy, mózgi suszą, *Z tego skarbu* nic nie ruszą! SENATOR Cóż więc zrobisz? GROMIWOJA Mam ci gadać? My będziemy skarbem władać. SENATOR / aż podskoczył ze zdumienia / Wy będziecie skarb dzierżyły? GROMIWOJA Cóż w tym złego, panie miły? Czyż nie *my* szafujem godnie Całym waszym mieniem doma? SENATOR To rzecz inna i wiadoma. GROMIWOJA Jak to inna? SENATOR Wszak, o nieba! Pieniędzy na wojnę trzeba! GROMIWOJA *Ale wojny nie potrzeba!* SENATOR Jakże więc nasz kraj zratować? GROMIWOJA My zratujem. SENATOR / ostro / Śmie żartować! GROMIWOJA Tak! Zaiste! SENATOR / ironicznie / Dobra sobie! GROMIWOJA Chcesz, czy nie chcesz, *ja* to zrobię! SENATOR Eh, koszałki! GROMIWOJA Eh, opałki…! Lecz my spełnim to bezkrwawo! SENATOR Na Demetrę, a gdzież prawo? GROMIWOJA Musim was ocalić, luby! SENATOR Choć nie chcemy? GROMIWOJA Spróbujemy. SENATOR A wam skąd do głowy wpadło Nos do wojny kłaść tak naraz? GROMIWOJA I to wyznam. SENATOR / ostro / Mów tu zaraz, Lub cię batem.. GROMIWOJA Słuchaj zatem, Ale radzę — wstrzymaj łapę! SENATOR / przyskakując / Niepodobna! Aż mnie świerzbi, Taką mam na ciebie chrapę! RODIPPE / zasłaniając Gromiwoję / Więc na pewno weźmiesz w papę! SENATOR / do Rodippy / Sobie wróżysz, ty hijeno! / do Gromiwoi / Więc mów dalej! GROMIWOJA Słuchaj jeno! Czasu wojny długotrwałej Myśmy siła złego… siła, Od was, mężczyzn, znieść musiały, A cierpliwość… z nami była! Nie lza było słówkiem pisnąć, Choć burzyła się krew na was. Więc śledziłyśmy was ładnie I, bywało, siedząc w domu, Słyszym nieraz, jak zapadnie Straszny wyrok złej uchwały W sprawie ważnej! Więc ból dusząc, Uśmiech kłamiąc… pełne sromu, Takeśmy się was pytały: „Jakaż jest dziś treść układów? Cóż tam uchwaliła Rada Na kolumnach wyryć miejskich?” „Rzecz nie twoja — mąż powiada. Milcz, nie pytaj!…” — Więc milczałam! KRYTYLLA Ja bym nigdy! jak świat światem! SENATOR To byś oberwała batem! GROMIWOJA Więc milczałam w takiej chwili. I znów słychać, żeście głupstwo Jeszcze gorsze uradzili. Więc pytamy: „Mój kochany, Czyście znowu oszaleli?” On się koso wejrzy na mnie: „Bierz się, krzyknie, do kądzieli, Bo w łeb trzasnę, że zawyjesz! *Mąż niechaj się wojną para!*” SENATOR Żywie Zeus, toć słuszna kara! GROMIWOJA / oburzona / Jak to słuszna? Ten to chwali! Czyż nam nie lza było radzić, Nawet gdyście wariowali? Gdy już jawnie — po zwyczaju — Wrzeszczeliście na ulicach: „Nie ma męża w całym kraju, Nie ma zbawcy naród cały!” Więc my wtedy obwołały Sejm niewieści, by Helladę Wyrwać z toni wspólną mocą. Czekać jeszcze? Na co, po co? Więc gdy zbawczą kobiet radę Przyjąć chcecie sercem wdzięcznym, I, jak my wpierw, milczeć, luby, Ocalimy was od zguby! SENATOR Wy — nas? Bredzi ta kobiéta: Nie ma zgody! GROMIWOJA Milcz… i kwita! SENATOR Milczeć?! Patrzcie tę gadzinę! — Wobec ciebie, co na głowie Czepiec nosisz? Raczej zginę! GROMIWOJA / śpiew / A? Jeżeli to ci wadzi, Masz ten czepek z moich rąk: Niech go waść na główkę wsadzi / ubiera go w czepek / I niech… milczy tu z pokorą! KRYTYLLA / dając mu wrzeciono i wełnę / Naści, panie, wełny krąg, Naści i wrzeciono! RODIPPE / daje mu koszyczek i len / Naści koszyk i lnu sporo! GROMIWOJA / opasuje go zapaską / Tą zapaską opasz łono, Żuj bób miękki, snuj przędziono, Jak ta stara! Lecz tymczasem: „*Baba niech się wojną para!*” / Powszechny śmiech, uciecha, taniec. / STRATYLLIDA Pozostawmy, o niewiasty, konwie z wodą i te dzbany, Połączmy się, aby razem wodzić taniec rozśpiewany! / Przy tych słowach cały chór rusza na orchestrę w pląsie i śpiewie. / CHÓR BIAŁOGŁÓW Antystrofa (Odśpiew) Przenigdy ja w tańcu znużenia nie czuję, Mych kolan nie zegnie omdlenie: Z druhnami iść na bój śmiertelny ślubuję, Bo ducha mężnego w nich cenię! Na czole im świeci męstwo, wdzięk, ochota, I miłość ojczyzny i mędrców promienie I młodość, uroda i cnota! STRATYLLIDA / do Gromiwoi / Opiekunko nasza mężna, Palisz słowem, jak pokrzywa: Idź, jak burza, nie ustępuj! Los cię do zwycięstwa wzywa! SCENA JEDENASTA / Ciż sami. / GROMIWOJA Lecz gdy Eros, chłopię złote I Afrodis, Cypru Ksieni W łona i kolana męży Rzucą pełny pęk promieni I czar słodki i tęsknotę I tę lubość, która pręży, I rozkosznych skurczów drgania… …Wiem, że kiedyś… nam Hellada Jedno wielkie miano nada, *Patronek pokoju miano…!* SENATOR Jak to, za co? GROMIWOJA Najpierw — ano Zakażemy wam, po rynkach W zbrojach chodząc, zbijać bąki. RODIPPE Tak, przez bóstwo — i po szynkach! GROMIWOJA Toć na targi wy się pchacie Do mis, garnków, grochu, mąki, Z piką, szłomem i w pancerzu, Jakby jakie korybanty!! SENATOR / podpiera się pod boki, dumnie / To rycerskie są zwyczaje! GROMIWOJA Tak — zwyczaje — lecz niemądre: To się nawet śmiesznym staje, Gdy z Gorgoną na puklerzu Taki pan… targuje flądrę! KRYTYLLA Toż widziałam, jak sam rotmistrz Ten, co na łbie ma fryzurę, Z konia bobu sobie kupił I nasypał go w misiurę. Inny zasię, żołdak tracki, Jakby jakiś Tereus drugi, W ręku tarcz i oszczep długi, Z babą, niby to na migi, Targował się, a tymczasem Wyżarł jej najźralsze figi! SENATOR Jak zdołacie wy okiełznąć Pogmatwany bieg wypadków W tylu krajach, jak rozplątać? GROMIWOJA Całkiem gładko. SENATOR Udowodnij! GROMIWOJA Jak gdy nam się kiedy splącze Kłębek nici, wtedy biorę Motowidło i nić łączę Jednę tutaj, tam zaś inną… Tak i wojnę tę powszechną Rozplączemy i *tak będzie!* Nawiązując przez poselstwa Nici zgody tu, tam, wszędzie! SENATOR / ironicznie / Więc sądzicie, że jak wełna Nici kłębek, motowidła, Tak i wojna da się zładzić, Wy niemądre?! GROMIWOJA Gdyby mądrość Z wami była, snulibyście Politykę, jak ja przędzę. SENATOR Ciekaw jestem — patrzcie jędzę! GROMIWOJA Naprzód tedy, jak się z brudu Myje wełnę na potoku, Tak kołtuństwo trzeba z ludu Zmyć i z miasta, jako wióry Gnać, a kłęby powikłane Polujących na godności I na tłuste synekury — Zgrzebłem międlić bez litości — I urywać łby skalane! *Potem czesać czystą wełnę,* *W jeden kosz swobody wspólnej* *Wszystkich kładąc: więc wmieszkanych* *Pobratymców i związkowych* *Nawet i dłużników owych,* *Co stracili prawa ludzkie,* *Trzeba mieszać w ten kosz wspólny.* *Przebóg, wszystkie miasta one,* *Zakładane, jak osady* *Naszej macierzystej ziemi,* *Wiedz, że jako rozrzucone* *Pasma leżą, zatem słabe.* *Więc te pasma* *Zebrać wszystkie w ten kosz pełny,* *Potem zbić na jeden wełny* *Zwał, chociażby nie bez trudu* *I tkać nowy płaszcz dla ludu!* SENATOR / żartując / Czyż to nie szał, że podwika Wojnę międli i grępluje, Chociaż w niej udziału nie ma? GROMIWOJA / z oburzeniem i boleścią w głosie / Och, na wieki bądź przeklęty! Och, podwójny udział mój, Więcej nawet! Wszak rodzimy I na krwawy ślemy bój Syny nasze… SENATOR Zamilcz, wasze! Zło spoczywa — nie budź licha! GROMIWOJA Dalej, kiedy pora użyć Wiosny, szczęścia, pląsów, gry, My przez wojnę… same w łożach, Ale mniejsza nasze łzy! Boli serce me, że dziewki W pustych izbach starość żre! SENATOR Aza mężczyzn starość nie żre? GROMIWOJA Przebóg, tak; lecz to nie jedno. Wróci li chłop, choć dziad siwy, Wnetże pannę młodą zmówi. Wszako pora dziewki krótka! Gdy jej młodość, krasa minie, Już zamknięte dla niej wrótka I już siedzi duszą całą… Nad kabałą… SENATOR / posuwa się zalotnie ku Gromiwoi / Lecz, kto w sobie siłę męską czuje… GROMIWOJA / przerywając ten wybuch tężyzny / Stój, staruszku, na co czekasz, czemu nie umierasz? Czas już na cię kupić trumnę, A ja ci placuszek z miodem sama przygotuję. Ten zaś wian pogrzebny daję na twe czoło dumne! / Rzuca nań kosmykami wełny i daje mu „placek”, klapsa dłonią. / STRATYLLIDA / czyniąc tak samo / Ty tu takich placków dużo i wieńców nazbierasz! RODIPPE / tak samo / Naści wieniec i ode mnie! / Wszystkie białogłowy wśród powszechnego śmiechu dekorują Senatora. / GROMIWOJA Cóż chcesz, czego wiercisz się daremnie? Idź już, idź na ową łódź! Charon woła: chodźże, chódź! A ty wzbraniasz się precz jechać? SENATOR / wzburzony, staje frontem do publiczności, jakby ją wzywał na świadka / Czyż to nie zbrodnia, co mnie tu spotyka? Lecz przed senatem w tej posturze stanę, Jaką mi dała ta zacna podwika! / Wychodzi taki udekorowany. / GROMIWOJA Wnieś skargę na nas, żeśmy cię na marach Nie wystawiły, ale w trzecie rano Będziesz miał wszystko, cały strój gotowy, Jak trup mieć winien na dzień pogrzebowy! / Gromiwoja odchodzi z orszakiem w głąb Przedsieni. Oba Chóry, starców i białychgłów podchodzą w pląsach i stają naprzeciw siebie. / PARABASIS. ZWROT DO WIDZÓW (614–705) SCENA DWUNASTA / Chór starców, Chór białogłów. / STRYMODOROS / przodownik Chóru / Hej, nie pora spać w tej chwili, Kto się wolnym mieni Lecz do walki zwleczmy szaty, Towarzysze mili! / zdejmują chlajny / CHÓR / śpiew i taniec / W powietrzu czuć, obawiam się, Jakąś złowrogą sprawę, Szlakuję tu Hippiasa grę I samowładztwo krwawe. A może to lakońskie draby, W domu Kleistena zebrani skrycie, Podszczuli bogom obmierzłe baby Zdradą wziąć skarbiec, co żołd i życie Dawał nam zawsze? EPIRRHEMA I. POBUDKA I STRYMODOROS Zło już straszne, że podwiki Śmią udzielać mężom rad, Że tu o „spiżowej tarczy” Paple białogłowski świat Że chcą, iżbym z Lakonami Zawarł zgodę, kornie zmilkł, Których wiara taka sama, Jaką ma zgłodniały wilk! W rzeczy, chcą tu króla obrać, *Króla* u tych świętych bram… Lecz nie będą królowały, Bo na straży stanę sam: Jak Harmodios ten kord skryję W zielonego mirtu krzak, Jak Aristogejton stanę Posągowo — w rynku — tak: Zyskam obok niego pomnik! Za czyn równy, równy zysk, Gdy tej wiedmie boguwstrętnej Szczękę złamię, zbiję pysk! STRATYLLIDA / przodownica / Ej, gdy wrócisz w dom, a z guzem, Nie pozna cię mać rodzona. Ninie — miłe białogłowy Odsłońmy ramiona! / zdejmują chlajny / CHÓR BIAŁOGŁÓW / śpiew i taniec / Kobiecy świat głosi wam cud, Wszechmęże tego miasta, Że nowy ład niesie w ten gród, Jako swój dank, niewiasta. Słuszny to dank za chleb, pieszczoty, Wśród których rosłam tutaj bez troski! Siedem lat mając, sąd niosłam złoty I mąkę męłłam na kołacz boski, Właście Atenie w dziesiąte lato. Potem, szafranną odziana szatą, Niedźwiadką byłam w Braurońskie Świątka Jako dziewica, kraśne paniątko, Niosłam kosz święty, dzierżąc na ręce Figowe wieńce! ANTEPIRRHEMA I. OD-ZEW I STRATYLLIDA Aza nie powinnam służyć Miastu służbą dobrych rad? Acz niewiastą się rodziłam, Nie szukajcie we mnie zdrad, Za to, że wam lepsza dola Świta teraz z łaski pań! Toć i ja daninę płacę, Chłopców rodzę… to — ma dań. A wy, stare darmojady, Co dajecie państwu?… Gnój! Wyście świętą dań pradziadów, By z Medami toczyć bój, Zjedli! Czyliż w skarb dajecie Teraz choćby grosza pół? Na dobitek, z waszej łaski, Grozi nam powszechny dół! Jeszcze tutaj śmiecie warczeć? Ano — palcem uraź mię! To cię tym koturnem oto, Z byczej skóry, w pysek rznę! STRYMODOROS A to czelność niesłychana, te babskie perory! Zło się wzmaga: mnie przynajmniej nie zmylą pozory! Więc do broni, towarzysze, kto chłop jędrny, prawy, Zrzućmy szaty, jako męże, gotowi do sprawy! CHÓR STARCÓW / zrzucają szaty i koturny i, nagle odmłodniawszy, tańczą nago / Niech zapachnie nagie ciało, precz te powijaki! Hejże, w bosostopy pląs, Jako drzewiej na Leipsydrę, Gdy się młody puszczał wąs, Hej, niech młodość wróci nam, Hej na skrzydła, jako ptaki, Hej, otrząśnijmy z ciał starości hydrę! EPIRRHEMA II. POBUDKA II STRYMODOROS Jeśli gdzie podwiki znajdą W nas usterkę lub mdły duch, Tam się rzucą natarczywie, Zabiegliwie, jak rój much… Wnet korabie pobudują I popłyną w morską dal Przeciw nam, jak Artemizja, Nas zwojować pośród fal. Gdy się do konnicy wezmą, Rycerz kłopot będzie mieć, Bo na koniu, jak przyrosła, Oklep siedzi babska pleć I nie spadnie nawet w cwale! Na te Amazonki bacz, Co malował Mikon: każda Z konia czyni, jako gracz! Ano, wszystkie trzeba schwytać I kolejno każdej łeb W dyby głobić bez litości, Dziura w dziurę, przy kpie kiep! STRATYLLIDA Na obie boginie klnę się, niech mnie nikt nie droczy! Jak samura wpadnę, stłukę, że ci spuchną oczy! Będziesz wzywał swe sąsiady! Zrzućmy chusty owe, By i w nas kobiety znano, co kąsać gotowe! / odrzucają szaty i tańczą nago / CHÓR BIAŁOGŁÓW Ninie zbliż się który do mnie, a wybiję zęby! Czosnku ten nie będzie gryźć, Grochu, bobu, ni ziarenka: Jednym słówkiem spróbuj lżyć, Wściekła jestem, będę bić, Że polecą z was otręby, I wspomnisz bajkę, jak żuk orła nęka! ANTEPIRRHEMA II. OD-ZEW II STRATYLLIDA Nie dbam o was, póki żyje Ma Lampito, wierna straż, I tebańska krasawica, Ismenija — zaszczyt nasz! Wy bezsilni, nie pomoże Na to nawet uchwał sto, Zwłaszcza, że wam wszyscy wkoło Źli sąsiedzi zemstą klną. Oto wczoraj, jam Hekaty Pląsy święcąc, chciała dać Mojej dziatwie tanecznika, Co w sąsiedztwie ma swój ród. Chciałam przywieźć tu… węgorzu, Przysmak on beockich wód, Straż go na cle nie wpuściła, Wskutek waszych uchwał złych! Takich uchwał zaniechacie Wtedy, arcymężne lwy! Gdy wam kości kto połamie I ukręci głupie łby! / Wypędzają poza scenę Chór starców. / SCENA TRZYNASTA / Chór białogłów, Gromiwoja. / / Gromiwoja wybiega z Przedsieni wzburzona. / STRATYLLIDA „Mistrzyni, własto ogromnego dzieła, Skąd się ta chmura na twym czole wzięła?” GROMIWOJA Postępki kobiet złych, o duszach samic, Chmurzą me czoło: weszłam w błędne koło. STRATYLLIDA Ach, cóż ty mówisz? GROMIWOJA Prawdę, prawdę nagą. STRATYLLIDA Cóż to, nieszczęście grozi? Mów z odwagą! GROMIWOJA „I wstyd powiedzieć, i zamilczeć trudno”. STRATYLLIDA Nie kryj się z niczym, nie jestem obłudną! GROMIWOJA Ruja, chcą mężów — wprost mówię do ciebie! CAŁY CHÓR Zeusie na niebie! O Zeusie na niebie! GROMIWOJA Co Zeus pomoże? I na cóż tu czekać? Już nie mam władzy, by je dzierżyć dłużej. Do mężów swoich wszystkie chcą uciekać. Pierwszą schwyciłam, jak pchała się w szparę, By się przedostać nią w Pana pieczarę, Drogą, jak puszcza się w dół kołowrotem, Tę tu, na bramie; tamtą, zaraz potem Za warkocz łapię, gdy za swoim gaszkiem W dom Orsilocha chciała lecieć ptaszkiem. Każde im łgarstwo, każdy wykręt płuży, By wrócić do dom. / chyłkiem wymyka się I mężatka / Już któraś wyrywa! / zastępując jej drogę / Hola, gdzie biegniesz? SCENA CZTERNASTA / Te same. Mężatka I. / MĘŻATKA I Konieczność mnie wzywa. Mam doma wełnę mileską w tobole, Boję się… mole… GROMIWOJA / energicznie / Ehe! Znam te mole! Ni kroku dalej! MĘŻATKA. I Toć wrócę, mój Boże, Zaraz… tylko ją… na łóżku rozłożę! GROMIWOJA Nic nie rozłożysz…! Precz z wymówką szpetną! MĘŻATKA I Więc mole wełnę zetną? GROMIWOJA Tak — niech zetną! / Mężatka I cofa się zawstydzona i staje na boku, wybiega Mężatka II. / SCENA PIĘTNASTA / Te same. Mężatka II. / MĘŻATKA II / uciekając, spostrzega Gromiwoję i woła / Len niełupiony! Oj, cóżem zrobiła… W domu zmarnieje! GROMIWOJA Patrzcie ją; ta miła Len niełupiony wybrała się łupić! Wracaj natychmiast! MĘŻATKA II Lecz na światło Zorzy, Wracam w tej chwili, tylko, że go zmiędlę… GROMIWOJA Nie będziesz międlić: znam ja tę robotę. Na to międlenie każda ma ochotę! / Mężatka II cofa się zaperzona do poprzedniej, która się z tego cieszy. / / Wychodzi powoli mężatka III. / SCENA SZESNASTA Te same. Mężatka III. MĘŻATKA III O Ejlityjo, powstrzymaj godziny, Póki nie wyjdę z obrębu gontyny! GROMIWOJA A ty, co bredzisz? MĘŻATKA IIL Rodzę, już mam dreszcze… GROMIWOJA Wszak wczoraj byłaś tak powiewna jeszcze A dziś odmiana? MĘŻATKA III A tak, dziś odmiana. Pozwól… do domu… odejść, o Gromwoja, Poślę po babkę… GROMIWOJA Pleciesz, duszko moja! Tu, coś twardego masz? / dotyka szat mężatki / MĘŻATKA III W łonie chłopczyka. GROMIWOJA Łżesz, na Afrodis! To coś do kotlika Podobne raczej. Zbadam te wykręty… / odkrywa chiton i wyciąga spod niego miedziany hełm, który owa mężatka porwała ze świątyni / O ty błaźnico, przypiąwszy szłom święty, Udajesz dreszcze? MĘŻATKA III A tak — mam wciąż jeszcze. GROMIWOJA To co szłom znaczy? MĘŻATKA III Gdyby mnie schwytała Chwila u Zamku, jak gołąbka biała, Chcę w szłom się schować i tam, jak gołąbka… GROMIWOJA „Wlazła na gruszkę i rwała pietruszkę?” Więc urodziny tego synka, szłomu, Tu, na tym miejscu wyprawisz, nie w domu! / Mężatka III cofa się bardzo szybko i gibko. / MĘŻATKA I Lecz ja nie mogę sypiać odtąd wcale, Gdym Smoka-Stróża ujrzała na skale! MĘŻATKA II A ja, nieszczęsna, z bezsenności ginę: Mnie tu puchacze budzą co godzinę! GROMIWOJA Zbytnice, dajcie pokój zabobonom! Wy się tak rwiecie ku mężowskim łonom! Myślicie, że się oni nie rwą do nas? Wiem, że tam nocy przepędzają smętne. Więc poskramiajcie swe serca namiętne, Pocierpcie jeszcze jakiś czas samotne! Wróżba nam głosi zwycięstwo stukrotne, Gdy ten bunt zniknie. Chcecie, to ogłoszę? / pokazuje im zwój pergaminowy / WSZYSTKIE KOBIETY Głoś wróżbę, Wojo! GROMIWOJA A więc, milczcie, proszę! / czyta ze zwoju proroctwo / Kiedy jaskółki przycupną na jednym pagórze gromadnie, Uciekające od samców i wyrzekające się dudków, Zbliży się koniec niedoli i Zeus, piorunu Władyka, Sprawi, że będzie na wierzchu, co było na dole… MĘŻATKA I / przerywając, z uciechą / My będziem Leżeć na wierzchu? GROMIWOJA Gdy jednak zbuntują się, chcące ulecieć Z chramu świętego, jaskółki, nie będzie gatunku ptasiego, Który by chucią lubieżną przewyższył — naród jaskółczy… MĘŻATKA II Dla Boga, wróżba jasna, jak na dłoni! GROMIWOJA / z mocą / Mimo udręczeń więc, przez wszystkie bogi, Drużyno wierna, nie cofaj się z drogi! Na Zamek, za mną! Niech na tę srom spadnie, Co by proroctwo podeptała zdradnie! SCENA SIEDEMNASTA / Chór Starców. Chór Białogłów. / STRYMODOROS Strofa (Śpiew) Bajkę opowiem ci jednę, a bajkę tę ongi słyszałem, Gdym pacholęciem był małem: Był raz jeden junosza, Co zwał się Melanio, A za nic na świecie Do ślubu iść nie chciał: więc uciekł na puszcze szumiące I zaszył się w bór: I mieszkał wśród gór, I splatał tam siecie, I łowił zające. I tylko miał wyżła wiernego u nogi, A nigdy nie wracał w rodzicieli progi: Tak sobie obrzydził kobiety, *Mędrzec* Melanio! My zaś nie gorsi od tego Melania. / robi dyg i przysuwa się zalotnie / Strymodoros ci się kłania, Całusa chce od babuli! STRATYLLIDA / grozi / Ej, zapłaczesz bez cebuli! STRYMODOROS / odskoczył zły i podniósł nogę za wysoko / Tak? To cię tu nogą kopnę! STRATYLLIDA Ej, bo po tych kudłach kropnę! STRYMODOROS Myronides był też kudłacz, Czarnotyłec, strach na wrogi, Tudzież Formion; tak, przebogi! STRATYLLIDA Antystrofa (Odśpiew) Chciałabym także ci bajkę powiedzieć zupełnie na odwrót Do tego twojego Melania. Żył raz jeden odludek, Tymonem go zwano. Ciernistą on ścianą Dokoła się zamknął i cały kolcami najeżył: Eryni to siew. Prawdziwa jej krew! Nie ufał, nie wierzył Wśród mężczyzn nikomu! Przed waszym łotrostwem uciekł w puszczę z domu, Klął i bił was, draby, i zadawał klęski, Tymon, wróg męski: Lecz kochał kobiety niezmiernie I wiernie! RODIPPE A chcesz, to ci kurtę skroję! STRYMODOROS / ironicznie / Daruj, nie bij, serce moje! RODIPPE Drwisz, ja ci tu wnet pokażę! STRYMODOROS Ano, pokaż tę gęstwinkę! RODIPPE Nie ujrzysz nic, jak łysinkę, Bo choć młódką się nie czuję — Jestci, komu las karczuję! SCENA OSIEMNASTA Gromiwoja, Mężatka I, Myrrine. GROMIWOJA / wypada gwałtownie z bramy Przedsieni / Hejże na pomoc, do mnie białogłowy, Hej, do mnie! / Przybiega co tchu Mężatka I. / MĘŻATKA I Cóż tam, jakiś kłopot nowy? / wbiegają inne kobiety / GROMIWOJA / pokazując w dół Akropoli / Patrzaj, mąż jakiś bieży w dzikim pędzie, Rażony ślepym szałem Afrodyty! / modląc się, podnosi dłonie / Obojga Kyter, Pafu, Kypru, Włosto, Spraw, niech precz od nas idzie drogą prostą! MĘŻATKA II / wypatrując / Któż to i gdzież jest? GROMIWOJA Teraz Chloę mija! MĘŻATKA I / dostrzegła kogoś w dole / Boże, tam postać jakaś, ale czyja? GROMIWOJA Tężcie wzrok! Może która pozna… MYRRINE Przebóg, Kinesjas, mąż mój, o losu zrządzenie! GROMIWOJA / do Myrriny / Twym dziełem zmienić go teraz w płomienie: Drażń, rozpal zmysły, całuj, a nie całuj, Pozwól na wszystko, niczego nie żałuj, Krom tego, czego wzbrania kielich święty! MYRRINE Nie bój się, będzie tu na ogień wzięty…! GROMIWOJA Więc tu go razem wystrychniem na dudka, Razem go schrupiem! / do reszty kobiet / A wy, marsz za wrótka! / Wszystkie kobiety chowają się w Przedsieniach. Gromiwoja odbiera od Stratyllidy tarczę i oszczep, przypina złocisty szłom i staje w postawie warty przed bramą. Stratyllida chowa się za mur. Wpada Kinesjas, aż siny, za nim niewolnik Manes niesie jego synka. / SCENA DZIEWIĘTNASTA / Kinesjas, Gromiwoja. / KINESJAS Do kroćset, jaki skurcz mnie pręży, męczy, Jakbyś mnie rozpiął na tortur obręczy! GROMIWOJA Hej, kto w obrębie czat stoi? KINESJAS Swój stoi! GROMIWOJA Czy mąż? KINESJAS Niestety! GROMIWOJA Precz od tych podwoi! KINESJAS Kto mi precz każe? Ktoś ty? GROMIWOJA Straż zamkowa! KINESJAS Na bogi klnę cię, wołaj tu Myrriny! GROMIWOJA Dobryś, Myrriny — a z jakiej przyczyny? KINESJAS Jam jej małżonek, Kinesjas z Pyjoni. GROMIWOJA / z nagłą, uprzedzającą grzecznością / Witaj nam, gościu, ciebie sława goni! Imię twe dobrze znane w naszym kole: Ciebie twa żona przy biesiadnym stole Wspomina czule przy każdym ust kąsku, Czy to jest jajko, jabłuszko, brzoskwinia, Mówi: „To dla mnie, cóż dla mego Kinia?” KINESJAS Boże — gdzież ona…? GROMIWOJA Gdy mowa o mężach Naszych, w tej chwili chełpi się twa żona: „Z Kineczkiem moim równać ich nie mogę!” KINESJAS Idź ją zawołać! GROMIWOJA A dasz co za drogę? KINESJAS Gdy zechcesz, dam ci ten gwoździk, tu, oto: Co mam, to daję z najszczerszą ochotą! GROMIWOJA Więc zgoda, idę. KINESJAS Spiesz się, leć, mój kwiecie! Wżdy mnie nie cieszy nic a nic na świecie, Odkąd odeszła *ona* z mego domu! Już w progu żre mnie smutek i ciemięży, Gdzie spojrzę, pustki, nuda: jeść nie mogę, Apetyt tracę, bo mnie krzepa pręży! SCENA DWUDZIESTA / Z Przedsieni wychodzą Gromiwoja i Myrrine, żywo ze sobą namawiając. / MYRRINE Kocham go, kocham, lecz mojej pieszczoty Nie chce, więc po co mnie ciągniesz, niebogę? KINESJAS / wyrywając się naprzód / Co ty wyrabiasz, Miro, skarbie zloty? Zejdź do mnie, słodka! MYRRINE Żywie Zeus, nie mogę! KINESJAS Jak to, Mireczko, *do mnie* zejdź, o nieba! MYRRINE Po co mnie wołasz, wszak ci nic nie trzeba! KINESJAS Mnie nic nie trzeba, mnie, wcieleniu nędzy? MYRRINE Bądź zdrów! / chce odejść / KINESJAS Stój, słuchaj! Może ciebie prędzej Wzruszy to dziecię! Synku, proś mamusi! / Niewolnik Manes podnosi chłopczyka, Myrrine śmieje się do dziecka. / CHŁOPCZYK Mama — mamusia — do mamy — mamusi! KINESJAS / oburzony / Więc nawet dziecko zejść cię nie przymusi?! Sześć dni nie myte, nie ssało — biedota! Ulitujże się! / pauza / MYRRINE Toć się lituję, lecz ojciec niecnota Nie ma litości nad nim… KINESJAS / ostro / Zejdź do dziecka! MYRRINE / bardzo poważnie / O serce matki, ty mi tu zejść każesz! / schodzi po stopniach, odbiera i pieści malca / KINESJAS / do siebie — stojąc obok / Wydaje mi się, jakby znacznie młodsza I jakiś wabik i wdzięk od niej bije, A że się dąsa i zadziera noska, To tylko przez to będzie… jeszcze słodsza! MYRRINE / całuje dziecię / Synku mój złoty, złego tatki dziecię! Daj pysia mamie, twój całus — najmilszy! KINESJAS / zaczyna ją ściskać / Porzuć, złośnico, grymasy raz przecie! Nie słuchaj innych kobiet! Nie truj życia I mnie, i sobie! MYRRINE / daje mu klapsa / No — ręce przy sobie! KINESJAS A w domu nieład, wspólne nasze miano Tak zaniedbane! MYRRINE / oschle / Mało mnie obchodzi. KINESJAS Mało, że twoją wełnę ukochaną Kury rozwłóczą? MYRRINE Tak, mój panie, mało. KINESJAS Lecz Afrodycie nic się nie dostało, Mireczko, od nas tak dawno w ofierze! To grzech; wróć do dom! MYRRINE Nigdy, aż przymierze Zawrzecie oraz wojnę skasujecie! KINESJAS Owszem, precz z wojną, jeśli tak wypadnie… MYRRINE Owszem, w dom wrócę, jeżeli tak padnie — Teraz pamiętaj, żem się zaprzysięgła! KINESJAS Jednak raz przecie pójdź w moje ramiona! MYRRINE O nie, choć kocha, ubóstwia cię żona! KINESJAS Kochasz, więc kładź się tu, mirtowy kwiecie! MYRRINE Jakiś ty śmieszny: patrzy na nas dziecię! KINESJAS / ogląda się za Manesem / A prawda: Manes, wynieś mi je zaraz! / Manes odbiera od Myrriny dziecię i odchodzi: malec się drze przeraźliwie / Oto już znikli: znikł i twój ambaras, Więc kładź się zaraz! MYRRINE Ależ gdzie, mój kocie, Gdzież by to zrobić? KINESJAS Gdzie? W tej ślicznej grocie! MYRRINE Nie chcę nieczysta wracać w Gród, osiełku! KINESJAS Możesz się obmyć tu, w Tajnym Źródełku! MYRRINE Daną przysięgę mam złamać, pokuso? KINESJAS Ja winę biorę: co ci tam przysięga! MYRRINE Przyniosę… leżak… KINESJAS Po cóż ta mitręga? Dobrze nam będzie na ziemi. MYRRINE Erosie! Luboś ty hultaj, nie chcę… tak… na rosie! / wybiega / KINESJAS / zacierając ręce, biega żywo — podryga / Strasznie mnie, widać, kocha moja żonka! MYRRINE / wbiega ze składanym leżakiem, rozkładają go oboje / No kładź się, nim się rozbiorę z chitonka, Lecz zapomniałam czegoś… Ach… rogoże! KINESJAS / kładąc się na leżak / Jakie rogoże? Nie chcę… MYRRINE Lecz, mój Boże, Niedobrze, brzydko, tak na samych paskach… KINESJAS Daj choć ust, luba! MYRRINE / chyląc usta / Masz… / wybiega / KINESJAS / smakując / Mnia, mnia… jestem w łaskach! MYRRINE / wnosząc rogóżkę / Mam już rogóżkę! Teraz cię popieszczę. W mig zdejmę szatki… czegoś nie ma jeszcze… Poduszki! KINESJAS Nie chcę, po jakiego licha? MYRRINE / wybiegając / *Ja chcę*, rozumiesz? KINESJAS / do siebie — spocony i zmęczony — rozciąga się na łożu / Już człek ledwie dycha… MYRRINE / wnosząc poduszkę / Wstań, podnieś główkę! Masz wszystko, niecnoto! KINESJAS Tak — to już wszystko. Pójdź tu, moje złoto! MYRRINE Odpinam pasek — lecz pomnij łaskawie, Byś żonie nie zawiódł w tej przymierza sprawie! KINESJAS Wpierw trupem padnę! MYRRINE Ach, nie ma wojłoka! KINESJAS / zniecierpliwiony / Po co wojłoka? chcę d…; znów zwłoka! MYRRINE / wybiegając / Nie bój się; dam ci… wrócę, nie ucieknę! KINESJAS / z pasją / Kobieto, ja się przez ten wojłok wścieknę! MYRRINE / wnosząc wojłok / Powstań! KINESJAS / wstaje / Już dawno czeka ten powstaniec… MYRRINE / nakrywając go wojłokiem / Chcesz, dam wonności? KINESJAS / ocierając pot / Miro — skończ katusze! MYRRINE O Afrodyto, chcesz, czy nie chcesz, muszę! KINESJAS / zrezygnowany / Wszechmocny Zeusie, lejcie się wonności! MYRRINE / odtykając flakon / Wystaw tu dłonie i namaszczaj skronie! KINESJAS / z gestem odrazy / Pfe, twój olejek — nabawił mnie mdłości, Ależ to zapach — wcale nie godowy… MYRRINE Daruj pomyłkę… to balsam pieprzowy… / wybiega po inny olejek / KINESJAS Wyborny, zostaw, stój, szalona! MYRRINE / wybiegając / Bredzi! KINESJAS / sam / By zdechł ten łajdak, co olejki cedzi! MYRRINE / wraca z alabastrowym słoikiem / Masz tu ten słojek. KINESJAS / z rozpaczą / Mam i ja…. dla ciebie… Wżdy raz się połóż; przez bóstwa na niebie — Nie noś nic, nie męcz! MYRRINE Zgoda, na Artemis! Właśnie sandały zdejmę. Lecz mój drogi, Daj za przymierzem głos! KINESJAS Tak, prze-bogi, Na radzie… podam… wniosek!… / Myrrine robi przesadny — szyderski dyg i ucieka w Przedsienie. / SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA / Kinesjas, Chór Starców. / KINESJAS / gapi się przez chwilę — osłupiały / Zabiła mnie na śmierć żona, Na proch i na sieczkę starła, Żywcem odarła I poszła sobie na Zamek! Och, kogóż teraz obłapię w ramiona, Gdy najpiękniejsza ze wszystkich stracona? Jakże ten drobiazg nakarmię, napoję? Hej, Lisipiesek, przyjdź na prośby moje, Sprzedaj mi jednę z twych mamek! STRYMODOROS Och, jaka boleść targa twą duszę, Podle zdradzony biedaku! Tak mi cię żal, nieboraku! Ajaj, kto strzyma takie katusze? Mieć takie lędźwie potężne, Tylą urodę i takie człony I biodra jędrne, półkule prężne, A nie móc ściskać co rano żony? KINESJAS O Zeusie, ratuj! Ten skurcz szalony! DRAKES Zaprawdę, tobie zadała te męki Ta szelma, potwór wcielony! KINESJAS Nie mów tak! Kocham i wielbię jej wdzięki! STRYMODOROS Jakie tam wdzięki! Ot, szelma podła! / wznosi ręce do modlitwy, za nim cały Chór Starców / Zeusie, nasz Panie! Obyś ją porwał, jak drzewo suche, Uniósł wichurą, skręcił w orkanie, Gnał w podniebną zawieruchę, A potem puścił! Niech leci na ziemskie padoły I niespodzianie Niech się nabije na czyj… kulas goły! SCENA DWUDZIESTA DRUGA / Herold lakoński, Senator, Chóry. / HEROLD / mąż wspaniale zbudowany, kontrast smukłych i zgrabnych Ateńczyków. Na głowie wieniec oliwny, na ramionach powłoka purpurowa, sandały zakurzone z drogi, pod chlamidą sterczy fallos / Ka tu rajcuje starszyzna Ateńców? Ka są Prytany? Chcę wam rzec nowinę! SENATOR A tyś kto, człowiek, czy Konisal sprośny? HEROLD Ja tu, koniądzu, herold, na dwa bogi: Skróś miru idę ze Sparty kęs drogi! SENATOR Tak? A pod pachą masz nadziak schowany! HEROLD Nic nie mam. SENATOR Patrzysz, jako wilk złapany, Co pchasz pod delię? Czyś zochwaciał w drodze? HEROLD Hej, wiera Boże, to człek głupi srodze! SENATOR / pokazując fallos / Co ci to, łotrze, tak furkło do góry? HEROLD Nic, na Kastora! Przestańcie pleść bzdury! SENATOR / dotyka fallosa / A to co znaczy? HEROLD Lakońska buława. SENATOR Patrz, u mnie także lakońska buława! Mów prawdę: wiem już, jaka to jest sprawa! Ha, jak tam stoją interesy w Sparcie? HEROLD Okropnie stoją; mam ci rzec otwarcie — Sparta i wszyscy związkowi otęgli! SENATOR Skąd na was spadło to zło niepożyte, Od bożka Pana? HEROLD Nie — to przez Lampitę, Za nią zaś wszystkie spartańskie kobiety Razem, jak klacze wypuszczone z mety, Hejże na chłopów, hej gnać precz od łoży! SENATOR / drwiąco / Jakże wam teraz? HEROLD Eh, psom nie jest gorzej! Łazim po mieście w kuczki, jak z świecznikiem Pod wiatr: lecz baby nie wdają się z nikim Nie dają nawet dotknąć się mirteczków, Aż przódziej wszyscy jednowolną radą Mir uchwalimy i zładzim z Helladą. SENATOR / bijąc się w czoło — do widzów / Widać, ze wszystkich stron świata płeć biała W tym się sprzysięgła; to rzecz zrozumiała… / do Herolda / Ty wróć natychmiast, daj wniosek, by w sprawie Miru przybyli tu pełnomocnicy, Ja zaś to samo wniosę na wietnicy, Rzecz popierając tym kulasem oto! HEROLD Na skrzydłach lecę, wżdy słowa twe… złoto. / Wychodzą — równocześnie jeden na lewo — drugi na prawo. / SCENA DWUDZIESTA TRZECIA / Chóry oba. / STRYMODOROS Łatwiej zwalczyć bohatera, Łatwiej ognia stłumić żary, Niż kobietę… Wżdy pantera Nie jest gorsza od tej starej! / pokazuje palcem Stratyllidę / STRATYLLIDA Tak? Więc jawnie to przyznajesz, A przede mną chcesz grać zucha Lubo mógłbyś, ty nicponiu, We mnie mieć wiernego druha? STRYMODOROS Nie — przenigdy! Ja od młodu Nienawidzę kobiet rodu! STRATYLLIDA Owszem, jak chcesz, ty pokuso! Lecz nie mogę patrzeć na to, Żeś tak zaodziany kuso… Pozwól, zbliżę się do ciebie I okryję twoje ziobra! / odziewa go opończą, wszystkie robią to samo innym starcom / STRYMODOROS / z podzięką / Żywie Zeus, ty jesteś dobra! STRATYLLIDA Teraz poznać, żeś mężczyzna, Śmieszna znikła już golizna. Gdy nie będziesz mi dokuczał, To ci wyjmę zgrabnie z oka Lekką ręką tego… smoka, Który wlazł tam, no… i pląsa. STRYMODOROS Ach, od dawna już mnie kąsa Ten *kąsy*liarz zatracony: A pochwyć go w swoje szpony, Potem pokaż tu acana! Przecież on mnie gryzie w oko, Przebóg, od samego rana! STRATYLLIDA Więc wyświadczę ci tę łaskę, Chociaż jesteś szaławiła. / majstruje mu koło oka / Zeusie, jakaż pod powiekę Twoją bestia się zaryła! / wyciągła i pokazuje / Widzisz twego tu komara? Z Trykorytu ta poczwara! STRYMODOROS Wydobyłaś go tak cudnie, Choć się wkopał jako w studnie, Lecz gdy teraz, na Demetrę, Wyjęt został, łzy mkną ciurkiem! STRATYLLIDA Więc ci jeszcze łzy obetrę, A choć jesteś znanym gburkiem Pocałuję! STRYMODOROS Nie — nie całuj! STRATYLLIDA / całuje go, a za nią każda innego / Chcesz, czy nie chcesz, pocałuję! STRYMODOROS / odmłodzony / A niechże was gęś podepce, Wy łasice, wy przychlebce! Prawdę ano mówi stare, Niezrównane porzekadło, „*Źle na świecie z łotrzycami*, *Ale gorzej, gdyśmy sami!*” STRATYLLIDA Więc ci teraz tu ślubuję, Krzywdy wam po życia kres Nie wyrządzać: również czuję, Że nie chcecie moich łez! Razem teraz będziem stać, Zgodnie gromkie pieśni piać! CHÓR STARCÓW Strofa (Śpiew) Nie szykujem się psotnie Światu gorzkich prawd prawić, Ani szydzić zeń; Wszystko zrobim odwrotnie: Będziem czynić i jawić Samo tylko wesele, Mamy bowiem za wiele Tych bolesnych udręczeń, Które niesie dzień! Niechaj więc męże, kobiety, wdówki, Szczerze wyjawią, czy im nie trzeba Gotówki, Może tak dwie, trzy stówki? Gdyż mamy tego huk, Trzos koło trzosa! A gdy tam kiedyś pokój powróci, Co kto pożyczył, to wtedy… figa, Niechaj nie płaci nic, Ani pół grosza! CHÓR BIAŁOGŁÓW Antystrofa (Odśpiew) W goście do nas przyjadą Urodziwe junaki, Karystyjska młódź Więc przyjmę ich z paradą, Groch, pieczone prosiaki, Że aż zapach czuć! Prawda? Same przysmaki Na biesiadę dam, Bo to śliczne chłopaki! Ślinka idzie wam? I wy też przyjdźcie do nas w gościnę, Ale się z dziatwą wykąpcie doma, Z godzinę Przedtem, a dziarską minę Przybrawszy, walcie w dom! Nie pytający O nic nikogo pchajcie się żwawo, Jakbyście mieli ku temu prawo, Jakoże u nas Zawarte drzwi Na spusty trzy! SCENA DWUDZIESTA CZWARTA / Wchodzą posłowie spartańscy, ubrani śmiesznie: na biodrach ochronne „półkoszki”, jakby krótkie krynoliny na fallosy; na ramionach chlajny-dzianice zakasane wysoko. / / Chór Starców, Pełnomocnik Spartański. / CHÓR Baczność! Idą już ze Sparty, Wykręciwszy w górę wąsa, Ichmość posły, a na biodrach Coś im, jakby w kojcach, pląsa! STRYMODOROS / do Spartan / Witamy, czołem, Mości Lakonowie! Jakże się macie — mówcie, goście moi! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Co bych ta siła gwarzył, Waszmościowie, Dyć sami widzą, jako nam rzecz stoi. STRYMODOROS Ba! Ta zaraza okrutnie was spręża, Gorączka, zda się, jeszcze się natęża? PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Luto. Cóż prawić wiela? Niech kto skoczy, Ka chce po kogo, niech mir nam zjednoczy. / Ukazuje się orszak poselstwa ateńskiego również ze sterczącymi fallosami. / STRYMODOROS Patrz, oto idą nasi pramieścice! Jak na boisku podgięli dzianice; Folgując łonom, odsłonili brzuchy, A mają strasznie zapaśnicze ruchy! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Kto wie, niech gada, gdzie jest Gromiwoja!? Patrzcie, co może spotkać biednych ludzi! STRYMODOROS Oj, ten wasz pomór, to brat owej dżumy! Czy was tak świtem jakiś skurcz nie budzi? PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Byleby świtem… lecz zawsze i wszędzie, I jeśli zaraz przymierza nie będzie, To nie ma rady, li zad Klejstenesa! STRYMODOROS Macie wy klepki, skryjcież interesa! Niechże was który z wyrwikusiów zoczy, Utnie, co uciął posągom Hermesa! / Spartanie i Ateńczycy zakrywają fallosy skwapliwie. / PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Na Zeusa, prawda! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI / do swoich rodaków / Haj, przez dwa bożyce, To nie przelewki; naciągać dzianice! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI / teraz dopiero zobaczył Spartan / A, czołem, waszmość Lakońcy, źle z nami! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Już po nas, bratku, gdy te łamibożki Uwidzą, jako sterczą nasze rożki! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI No, Lakonowie, powiedzcie tak szczerze, Po coście przyszli do nas? PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Po przymierze, Jako poselstwo. PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Ach, wierzę wam, wierzę. Więc trzeba tutaj wezwać Gromiwoi, Niech rokowaniem ludy uspokoi! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI A niech Gromwoja będzie, czy Gromiwój! STRYMODOROS Lecz jej nie trzeba wzywać, jak się zdaje, Bo słysząc o was, tutaj sama staje. / Występuje Gromiwoja z orszakiem. / SCENA DWUDZIESTA PIĄTA STRYMODOROS Chwała tobie, bohaterko! Pora się pokazać ninie Groźną, miękką i pobożną, Kutą, chytrą, dzielną w czynie, Wzdy prymasy wszech Hellenów, Czarem twoim wzięci w jeństwo, Przyszli tu i na cię zdali Wspólnej nawy bezpieczeństwo! GROMIWOJA Nie trudna to rzecz, kiedy obie strony Bez fałszu zadmą już w jednakie tony: Zaraz to ujrzym. Gdzie jest Jejmość Zgoda? / Występuje boginka Zgoda (Diallage) / Przywiedź tu naprzód przede mnie Lakony! Nie bierz ich ręką szorstką, ni zbyt hardą, Jak czynią nasi mężowie… z pogardą… Lecz bierz się do nich tkliwie, jak żonusia: Kto ręki umknie, chwytaj go za… kusia! / Boginka przedstawia pełnomocników Sparty / Z tej strony masz tu Ateńców szykować: Za co się dadzą, za to łap i prowadź! / Pełnomocnicy ateńscy stają przed nią / Mości Lakońcy, stańcie tuż koło mnie, A wy tu, blisko! Słuchajcież przytomnie! Wprawdzie niewiastą jestem z płci i lica, Lecz rozum bystry dala mi natura, Doma zaś rozmów słuchając rodzica Z ludźmi starszymi, wzrastałam w mądrości. Mając was razem, chcę wam ostre słowa Prawdy rzec, wam, co z jednego w jedności Świętego wiadra na wspólne ołtarze Lejecie wodę, czy to w Termopilach, Czy też w Olimpii, czy w Delfickim jarze, I wszędzie, mówiąc krótko: lecz wy, mimo Wspólnego wroga barbarzyńskie ordy, Niszczycie siebie, lud, Hellenów grody! Uf… Już połowa oracji skończona! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI / strojąc koperczaki do boginki Zgody / Gada, a człek tu na stojączkę skona! GROMIWOJA Teraz się do was zwracam, Lakonowie: Czyście zabyli, jak tu — Periklejdes Ze Sparty — przypadł rękoma drżącemi Do tych ołtarzy, blady trup w purpurze Gońca, błagając Ateńców o pomoc? Bo wtedy na was runęły dwie burze, Rokosz Messeny i trzęsienie ziemi! Hoplitów zebrał huf czterech tysięcy Kimon i całą Lakonię zratował, Więc gdy z tej toni wydrą was Ateńcy, Wy krwią ich teraz szafujecie szczodro? PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI / oburzony / Bogów i ludzi krzywdzą te złodzieje! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI / nie słucha i nie wie o czym mówią, tylko manipuluje koło boginki Zgody: naraz usłyszał ostatni wyraz i przytakuje / O tak, złodzieje! Ale też to biodro! Śliczne, co śliczne, ino byś całował! GROMIWOJA / zwracając się w tej chwili do niego / Myślisz, że może Ateńców rozgrzeszę? / do Ateńczyków / Zapomnieliście, jak znów Spartan rzesze, Do was, odzianych w niewolne kubraki, Przybyli, gromiąc tessalskie żołdaki, Rażąc Hippiasa siepaczy włóczniami, W dzień ów, gdy w boju krwawym oni sami Wam pomagali i — miast kurt niewolnych — Lud nasz ubrali znowu w strój wolności! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Nikam nie widział wraz tylu śliczności! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Aj! cacko z dziurką, aż mnie mgli do kości! GROMIWOJA Więc gdy was łączy krew, przelana razem, Wy bój toczycie, godząc w się żelazem Pomsty? Pokoju czemu nie zawrzecie? PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Chcieć, chcemy miru, ale niech nam przecie Nasz gród oddadzą… GROMIWOJA Jaki, druhu? PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Pylos, O który ciągle ból czujemy srogi. PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Na Posejdona, nic z tego — na bogi! GROMIWOJA Daj, drogi! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Ale?… Cóż będziem tarmosić? GROMIWOJA W odwet o inny kraj możesz go prosić… PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Więc nam oddajcie naprzód… ten… jak zwie się… Aha — Echinunt, Melijską ostoję, Za nim leżącą i łydki Megary! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Nie wszystko, na dwa bogi, lisie stary! GROMIWOJA O łydki bić się? Ustąp, czyliś smykiem? PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Zgoda: chcę nago orać już konikiem! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Haj, na dwa bogi, nawoziłbych rolę! GROMIWOJA Gdy mir zawrzecie, na orkę… pozwolę. / krzyk wszystkich mężów, potakujący / Więc gdy już zgoda na jedno orędzie, Gońcie i głoście mir związkowym wszędzie! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Łatwo to gadać: patrz, luba, stojączka! Więc jakże gonić? Wżdy nasi druhowie Chcą, jak my czubić… PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Na dwa bogi, czubić Chcą wszyscy! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Nawet skromni Karystowie! GROMIWOJA To prawda: teraz róbcie wodozlanie, Bo was na Zamku ugościć chcą panie Tym wszystkim, co w tych puzderkach zamknięto. Tam też przysięgę zobowspólną, świętą, Złożycie. Każdy potem weźmie żonę I w dom odejdzie… PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Och, już cały płonę! PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI Prowadź nas, ka chcesz; niech się to raz skończy! PEŁNOMOCNIK ATEŃSKI Prowadź natychmiast, ziaję, jak pies gończy! / Wszyscy wchodzą przez Propyleje w głąb, pozostaje tylko Chór. / CHÓR BIAŁOGŁÓW Strofa (Śpiew) Mamy kraśne kilimy, Płaszcze, suknie na święto I złotości rój! Tym się z wami dzielimy; Wszak niemałą przynętą Cały ten skarb mój! Kto ma dzieci, niech leci I te panny, co noszą Na procesji kosz, Niech się tu do nas poufnie zgłoszą I biorą, co chcą, bo owe skrzynie Choć mają niby jakieś zamknięcie, To jednak łatwo… zerwać pieczęcie I brać to, co się nawinie… Lecz nie wiem, aza w skrzyni co znajdziecie… Chyba widzicie lepiej ode mnie: Ja sama patrzę daremnie, I widzę na dnie li… śmiecie! Antystrofa (Odśpiew) A kto w domu hoduje Głodujące czeladzie, Drobnych dzieci lik, Niech się do mnie skieruje: Mam bułeczki na składzie Z pszenicy i fig: Są kołacze gotowe, Chleby z pieca garcowe! Zapraszamy was! Więc gdzie jest jaka głodna biedota, Wszyscy niech zniosą przed moje wrota Worki i mieszki: Manes, niecnota, Ten mój parobas, hojnie namierzy, Co się tam komu należy. Tylko dam jedną maleńką przestrogę: Lepiej się trzymać od drzwi z daleka… Bo ugryźć może bryś w nogę Mniej ostrożnego człowieka! EXODOS. WYJŚCIE CHÓRU (1216–1321) SCENA DWUDZIESTA SZÓSTA / Tłum gapiów otacza bramy Propylejów, pilnowane przez strażniczki; z uczty wychodzi nieco chwiejnym krokiem jeden z Ateńczyków, z pochodnią w ręku, bo już jest wieczór, i rozpędza gawiedź. / / Chór i Ateńczyk I. / ATEŃCZYK I Hej, wrotna, otwórz! / do gawiedzi / Wynoś się, warchole! Tuście usiedli? Chcesz, to ci przysmolę Tą żagwią kudły? Precz mi stąd, hołoto! JEDEN Z TŁUMU / usuwając się / Nie ruszyłbym się, gdyby nie chęć oto, By ci dogodzić; robię więc ofiarę! DRUGI Z TŁUMU My wszyscy robim dla ciebie ofiarę! / niby się usuwają ze stopni / ATEŃCZYK II Precz, bo za kudły chwycę, dziady stare! Wen, jazdo, aby mości Lakonowie Mogli wyjść godnie po sutym bankiecie! SCENA DWUDZIESTA SIÓDMA / Z Przedsieni wychodzi drugi z pełnomocników ateńskich, również w różowym humorze. / / Ci sami i Ateńczyk II. / ATEŃCZYK II / do pierwszego / To uczta; lepszej nie było na świecie! Nawet Lakońcy stali się *rozmowni*, My zaś przy winku mamy humor byczy! ATEŃCZYK I Prawda, na trzeźwo żaden trzech nie zliczy! Gdybym współziomków mógł przekonać słowem, Tobyśmy w posły chadzali pijani! Bo kiedy idziem po trzeźwu do Sparty, Mącimy wszystko; jakby opętani, Kręcimy; tego, co prawią, nie słyszym, Węsząc w ich słowach to, czego nie mówią, W tych samych paktach zmieniając warunki! Dziś wszystko dla nas różowo i gdyby O Telamonie piał kto pieśń, a drugi Do Kleitagory grał mu wtór na flecie, Klaskalibyśmy na takim duecie! / do hołoty, która znowu obsiadła schody / Te gapie znowu drogę zawaliły! Precz stąd, do kata, precz stąd, szaławiły! / Z Akropoli wytacza się przy świetle pochodni cały orszak męski. / ATEŃCZYK II Żywie Zeus! Oto wali pochód cały! SCENA DWUDZIESTA ÓSMA / Ci sami, oba Chóry i oba orszaki pełnomocników Aten i Sparty. / PEŁNOMOCNIK SPARTAŃSKI / do fletnisty / Hej kochaneczku, duj raźno w piszczały: Hej, koło ziemi będę krzesać setnie I w cześć Ateńcom i naszym zapieję! / Fletnista występuje i szykuje się grać / ATEŃCZYK I Dmij, a od ucha — na bogi — we fletnie! Jakże się cieszę, że ujrzę ich reje! Monodia I PEŁNOMOCNIK SPARTY / śpiewa pod wtór fletni: inni Spartanie tańczą tę pieśń równocześnie / Do śpiewu zwij W cześć witeziom, o Mnamojno, Matko Muz, Jednę z twych cór! Co nasze i wasze zna czyny, Co widziała śród głębiny Pod Artemizjon Jako się rzucali Ateńcy na wroga korabie I jak bożyce na Medach jechali! A zaś z Leonidą my, Jak odyńce, ostrząc kły, Wraz skoczyli w boju tan, Kwiat toczący krwawych pian Z wściekłych warg na gołą pierś! A było tam ludu perskiego nie mniej, Jak na brzegu piaskowych jest ziarn! Dzikich pól Pani, Łowczyni sarn, O Artemido, Przyjdź, boska dziewko, Przymierza broń! Byśmy długo w nim żyli, by z wieku na wiek Przyjaźni niezłomnej mir chronił i strzegł! A fałsz i lisie podrywy Wyrzućmy z tego przymierza! Więc bywaj na świadka, o Pani cięciwy, Psy w smyczy wiodąca na źwierza! SCENA DWUDZIESTA DZIEWIĄTA / Gromiwoja wchodzi z całym orszakiem kobiet attyckich i panhelleńskich: pokazują się te same stroje, co w I akcie. / / Ci sami i Gromiwoja z orszakiem. / GROMIWOJA Oto gdy wszystko żądzą miru płonie, Bierzcie swe żonki, Mości Lakonowie, Takoż wy swoje! Mąż niech przy swej żonie, Żona przy mężu stanie! Więc na zdrowie Nasze i na cześć bogom — ninie w tany, Ślubując nigdy nie popaść w szał znany! CHORUS / śpiew i taniec / Prowadź twój chór w radosny pląs, Charyty swobodne zwij, Wzywaj Artemis i brata jej, Apolla, boga wesela! Przybywaj do nas, Nysy gospodnie, Co w Menad gronie palisz pochodnie, I ty, Dyjosie, piorunem grzmiący, I ty, dostojna jego małżonko, Wiecznie szczęśliwa! Zwij wszelkie bóstwa, aby nam były Świadkami w życiu, aż do mogiły, Że nam stworzyła Serca kojący Mir Boska Kyprido! Halalaj, ije, pajon W górę serca, w górę głos! Iai, Jakby dał zwycięstwo los! Iai! Euoj, euoj, iaj, Euoj, euoj, euaj, euaj! GROMIWOJA / do Spartan / I ty, Lakonie, zagrzmij na nowo Swą pieśń godową! Monodia II PEŁNOMOCNIK SPARTY / śpiewa, tańcząc, a z nim tańczy tę pieśń cały orszak Spartan / Tajgetu turnie porzucaj, O złotostruna Muzo Lakońska i zejdzi k'nam, Piać bożyca, w Amyklach zwiastuna, I Atanę, co dzierży spiżolity chram I dorodnych synów Tyndara, Co hań nad wodą Eurotasa pląs wiodą, Hej, dorodnych bratów para! Hej — ha — raźniej! Lekką stopą Heja — ha — w zawrotny pląs. Wielbmy Spartę, gdzie nam chór Bogów gędzie, a pod gędź Tupią nogi naszych cór. Jako źrebic kiedy w tan Zwyrtny idzie śliczny wian! Kręgiem, kręgiem ponad brzeg, Gdzie Eurotas toczy bieg, Krzesa szumnych dziewek wian, Aż pod niebo leci pył! W górę wiatr warkocze wzbił, Jak u Bakchantki, która w dłoni Tyrsu kiść dzierżąc, kołem goni, Hej! Hej, szumna córo Ledy, prowadź nam rej, Hej, śliczna tanecznico! Włos rozwiany ręką wij, A nóżkami drobno bij, Jako leśna łań! I zaklaskaj dłonią w dłoń I zawrotnym kołem goń I rozhulaj pląs! I boginię niebosiężną, Spiżowego chrama Księżną, Wojów Włastę, piej! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/arystofanes-gromiwoja. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Arystofanes, Gromiwoja. Komedya, tłum., wstęp i objaśnienia Edmund Żegota Cięglewicz, wyd. G. Gebethner i Sp., Kraków 1910. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Utwór powstał w ramach "Planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku" realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o "Planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.". Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł. ISBN-978-83-288-2079-1