Antoni Lange
Powieści fantastyczne
Przedmowa
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
Do najmniej uprawianych u nas w literaturze dziedzin należy fantastyczność.
Henryk Rewuski w pewnej serii traktuje
historie o duchach, ale po prostu jako bajki dla starych dzieci; Jan Potocki swą
bardzo bujną opowieść
Stworzyć świat nowy, barwniejszy od rzeczywistości, a jednak rzeczywisty jako marzenie, jako wizja, jako opętanie duszy — oto jest motyw istotny literatury fantastycznej. Nie jest ona ani dydaktyczna, ani symboliczna, ani alegoryczna: to kraina odmienna, choć styczna do czystej fantasmagorii[1]. W świecie wyobraźni jest pewna prawda o kolorycie specjalnym — prawda psychologiczna. Czasami, jak u Edgara Allana Poe, fantastyczność przybiera cechy, rzekłbyś, matematyki; czasami kaprys nieskończony, bezustanne poszukiwanie rozmaitości, samoironia, wreszcie wprost igraszka — kieruje fantastą; rzeczywistość go nie zadowala, na tle rzeczywistości codziennej tworzy on inną, niekoniecznie doskonalszą i wyższą, ale odmienną, szczególną, barwniejszą; w tragiczności — tragiczniejszą, w radości — radośniejszą; prawa natury są przestawione albo raczej ulegają jakimś wyższym, poza naturą bytującym, prawom: bezład pozorny zdarzeń, które się ukazują oku fantastyka, ma w sobie utajoną logikę, że tak powiemy, innej płaszczyzny.
Takim fantastykiem był Ernest Teodor Amadeusz[2] Hoffmann (1776–1822), pisarz niemiecki, największy fantasta z fantastów; nawet w owym okresie romantycznym, kiedy to w Niemczech żyli i pisali: Jean Paul, Tieck, Novalis i inni tego typu autorzy — odznaczał się najbujniejszą pomysłowością i kolorowością fantazji.
E. T. A. Hoffmann urodził się w Królewcu
w roku 1776 dnia 24 stycznia. Ojciec jego był
sądownikiem i niezbyt dobrze żył ze swą
żoną, córką Doerfera, kobietą chorą, choć
nader zacną. Rodzice rychło się rozeszli,
zwłaszcza gdy ojciec otrzymał stanowisko w Insterburgu (Instruciu) i przeniósł
się do tego miasta. Matka z dzieckiem pozostała w Królewcu. Brat jej, również sądownik, mieszkał z nią razem i pierwszy zajmował się wychowaniem dziecka.
Był to pedantyczny dziwak, który niemało tyranizował chłopca, ale za to uczył go
początków muzyki, co bardzo wpłynęło
na rozwój jego talentu. Pociechą dość
smutnych pierwszych lat życia Hoffmanna
była jego ciotka, osoba stosunkowo
młoda, pełna dobrego humoru — oraz brat
jego babki, stary justycjariusz[3] Vötöry,
którego Hoffmann później odmalował
w powieści
W ósmym roku życia zaczął chodzić do szkoły, której rektorem był Wannowski, mąż uczony, a którego Immanuel Kant zaszczycał swą przyjaźnią. Hoffmann początkowo nie należał do najlepszych uczniów, zwłaszcza łacina i greka szły mu nieszczególnie; chętnie natomiast oddawał się muzyce, której go uczył organista Podbielski oraz malarstwu, w czym mistrzował mu niezgorszy malarz królewiecki Seeman. Tu w szkole znalazł również przyjaciela: był to nieco starszy młodzieniec, Teodor Hippel, który później został towarzyszem ministra von Hardenberga i nieraz w ciężkich okazjach ratował Hoffmanna. Jeszcze w szkole będąc, dopomagał Ernestowi w nauce języków klasycznych. Z innych kolegów godni uwagi: Faber — muzyk oraz malarz, Matuszewski, później emigrant w Paryżu.
W roku 1793 wstąpił Hoffmann za poradą
rodziny na fakultet prawny, co go straszliwie nudziło; słuchał też Kanta, ale
wyznawał, że nic go nie rozumie. Próbował pisać powieści, romanse awanturnicze, jak
Te wspomnienia rodzinnego miasta znajdujemy później w jego opowieściach, na przykład
miłość do Kory w
W czasie swego pobytu w Głogowie
młody jurysta odbył podróż do Drezna
i do Pyrmont, gdzie w domu gry stracił
znaczną sumę; w opowiadaniu
Na balu maskowym w roku 1803 Hoffmann wypuścił cały szereg bardzo zabawnych karykatur, ośmieszających różne osobistości miasta Poznania, między innymi zaś ówczesnego gubernatora, generała von Zastrow. Ponieważ tajemnica autorstwa tych karykatur rychło się wydała — rząd miejscowy postanowił ukarać Hoffmanna i przeniósł go na gorsze stanowisko, do Płocka. Brak towarzystwa całkiem dobrze oddziałał na młodego artystę, który jeszcze nie wybrał sobie zawodu.
W Płocku Hoffmann głównie uprawiał muzykę; mianowicie dla sąsiedniego opactwa (w Czerwińsku?) komponował msze, oratoria, sonaty. Dzieła te są dziś nieznane; ponieważ jednak archiwum opactwa Czerwińskiego znajduje się w bibliotece Zamoyskich w Warszawie, możliwym jest, że te dzieła muzyczne spoczywają tam pośród innych pamiątek i byłoby to wdzięczne zadanie dla którego z naszych artystów–muzyków wydobyć te utwory z pyłu zapomnienia.
W roku 1804, z tytułem radcy Hoffmann
z żoną i małą córeczką oraz dwunastoletnią kuzynką z Poznania (później żoną Łęczyckiego?) przybył do Warszawy,
przydzielony do komisji rządowej. Warszawa uczyniła na Hoffmannie kolosalne
wrażenie, jako pełne ruchu i ożywienia,
piękne i bogate miasto stołeczne. Referendarz komisji rządowej, zwierzchnik
Hoffmanna, Hitzig, okazał się dla niego
bardzo życzliwy: otworzył mu swoją bibliotekę i popierał różne jego dążenia, głównie zaś zamiar stworzenia w Warszawie
Towarzystwa Muzycznego. Początkowo mieściło się w pałacu Ogińskich, później jednakże przeniesiono je do
pałacu Mniszków, gdzie Hoffmann sam
ornamentował sale
Niedługo jednakże trwało panowanie pruskie w Warszawie. Wkrótce po bitwie pod Jeną wkroczyła do Warszawy armia francuska, z księciem Józefem i Wybickim na czele. Imieniem cesarza Napoleona rząd pruski został rozwiązany. Założono Księstwo Warszawskie. Sądy oddane zostały w ręce polskie. Urzędnicy pruscy musieli kraj opuścić. Hoffmann jednakże tak polubił Warszawę, że jeszcze w niej pozostał; póki miał pieniądze (z indemnizacji[6] francuskiej), siedział w stolicy: oglądał rewie napoleońskie, śpiewał u Bernardynów, dalej pracował nad Towarzystwem Muzycznym.
W końcu jednak doszedł do ostatecznej nędzy — skorzystał więc z okazji, że Francuzi wysyłali pod eskortą swego wojska pruski skarb i wraz z tą ekspedycją udał się do Poznania, a potem do Berlina.
Rodzina jego przedtem już była w Poznaniu, ale zwolniony z etatu Hoffmann nie miał środków utrzymania. Okres berliński z roku 1807 był najbardziej nieszczęśliwy w jego życiu.
Raz nawet zmuszony był przyjąć pięć
talarów zapomogi w towarzystwie „dla
królewskich urzędników rządowych w Poznaniu i Warszawie”. Nadto ówczesny
Ostatecznie Hoffmann znalazł posadę
dyrektora orkiestry w teatrze w Bydgoszczy. Pensji miał 30 florenów miesięcznie,
ale i tę wypłacano mu nieregularnie. Wówczas jednak po raz pierwszy zaczął drukować swoje utwory muzyczne; nadto wydał album kolorowy pod tytułem
Odtąd, ciągle jeszcze pracując jako dyrektor muzyki i kompozytor[7], przeważnie jednak poświęcał się literaturze. Do
dzieł muzycznych bardzo ważnych Hoffmanna należy opera
Tu były napisane
Opuściwszy Saksonię, Hoffmann przeniósł się do Berlina (1814), gdzie Hitzig
otworzył księgarnię. Tu — na przemiany
już to zamożny, już w nędzy — Hoffmann
zaczął się oddawać pijaństwu; alkohol
z wolna go przeżerał. Otrzymał zresztą posadę rządową, jednakże wieczory i noce
przepędzał głównie po szynkowniach i winiarniach. W Berlinie stworzył sobie
Hoffmann kółko przyjaciół, do którego należał księgarz Hitzig, de la Motte Fouque,
Chamisso, Contessa, Tieck, aktor Devrient i inni. Tu powstawały różne projekty
literackie, jak na przykład wydanie zbiorowej książki dla dzieci, którą ułożyli razem de la
Motte Fouque, Contessa i Hoffmann. Ten
ostatni dał tu śliczną powiastkę pod tytułem
Zaznaczę tu mimochodem, że Hoffmann,
jak w ogóle romantycy niemieccy, był zupełnie obojętny w rzeczach politycznych.
Mimo to w roku 1815 wypuścił broszurę bezimienną pod tytułem
W winiarni Luttera i Wegenera powstał
cały szereg opowiadań, znanych pod ogólnym tytułem:
W roku 1821 Hoffmann był pełny najlepszych nadziei, ale w 1822 rozchorował się śmiertelnie; skutkiem życia bezładnego i nadużyć alkoholicznych nastąpiło wycieńczenie organizmu i paraliż niemal całkowity.
Jakiś czas jeszcze humor i fantazja mu
dopisywały: dyktując, ułożył kilka ostatnich fragmentów, jak
Umarł w Berlinie dnia 25 czerwca 1822 roku.
Na grobowcu jego, który mu wystawili przyjaciele, zaznaczono, że był znakomity jako pisarz, jako muzyk, jako malarz.
Istotnie we wszystkich tych trzech kierunkach wykazał Hoffman talent niepospolity, ale najświetniejszy był w opowiadaniu fantastycznym; chociaż miał w tym rodzaju poprzedników, to jednak sam w tym typie stworzył własny odcień fantasmagorii, która słusznie zowie się hoffmannowską.
Francuzi, bardzo wrażliwi na piękno literackie, pierwsi wcześniej niż sami Niemcy ocenili wartość Hoffmanna, który należy do tak zwanych auteurs francisés, to jest choć
cudzoziemców, zaliczonych jednak do literatury francuskiej. — Zachwycał się nim
Alfred de Musset, G. de Nerval, Teofil
Gautier, Honoré Balzac, George Sand,
Baudelaire i inni. Tłumaczyli go różni,
a między innymi Aleksander Dumas (ojciec)
przerobił jego
Po polsku Hoffmann mało jest znany
dotychczas; brak zmysłu fantastyczności
sprawił, że pierwszy zbiór tłumaczeń tego
autora, wydany pod tytułem Powieści E. T. A.
Hoffmanna, tłum. z oryg. M Er. Wereszczyński, Warszawa, nakład H. Natansona, 1859 — zawiera właśnie te utwory, w których, mimo piękność, istota
hoffmannowskiego talentu — fantastyczność — występuje słabiej. (
W niniejszym zbiorku korzystamy z niektórych dawnych tłumaczeń; pozostałe są naszego pióra.
Antoni Lange