Lis stary już był bliskim ostatecznej chwili,Wszyscy go przyjaciele wierni odstąpili,Okropność tylko śmierci przed oczyma stała;Paszcza drżąca, bezbronna już smak postradała,Oczy, co niegdyś bystro zdobycz wyśledzały,W słup mu stawały.Widząc, iż się już wkrótce z tym światem rozstanie,Ród luby na ostatnie zwołał pożegnanie,I kiedy iskra życia dogorywa,Tak się odzywa:«Jużeście nadto długo w zbrodniach wiek trawili,Słuchajcie rady ojca w tej stanowczej chwili.Teraz, teraz on czuje ciężar przewinienia,Teraz to go dopiero dręczy głos sumienia.Patrzcie, zduszone gęsi — które chciwie żarłem,Stawają mi przed oczy z krwią zbroczonem gardłem,Oto indyk… czegóż chce ta mara nadęta?Tu kwoka się o swoje domaga pisklęta!»Łakome dzieci wokoło spojrzały,«Ach ojcze, wrzasną, gdzie te specjały?Gdzież te gąski wyborne, gdzież ta smaczna kurka?My nigdzie nie widzimy i jednego piórka!Może to tylko mary wyobraźnia nieci,A ślinkę łykać muszą twoje biedne dzieci.»«Poskromcie chciwość, me pociechy lube,Za nią to człowiek poprzysiągł nam zgubę:Tu nas chartami nagania lekkiemi,Co w rączym biegu ledwie dotkną ziemi;Tu gończe sfory puszcza na nas w knieje,Z ognistej paszczy zgubne gromy sieje,Pracy, przemysłu i sił nie oszczędza;Stawia żelaza i w sieci nas wpędza.Zbrodnia się nigdy nie wymknie z pod kary,Patrzcie, jak strasznie kona ojciec stary,Przyjmcie ostatnie jego napomnienia,Zagładźcie skazę waszego plemienia;Bądźcie cnotliwi, wiedźcie życie prawe,A utraconą odzyskacie sławę.»«Dobrze to wszystko, starszy z nich odpowie,Lecz wspomnij tylko, czem byli przodkowie?Jeden w drugiego był łotrem nielada,A ich niesława i na wnuków spada.Choćbyśmy żyli jak niewinne jagnie,Człowiek, co zawsze potępiać nas pragnie,Ilekroć w kojcu zje mu co kurczęta,Na nas to biedne spędzi niebożęta.»Lis przerwał: «Te wymówki rozkosz cnoty niszczy.Ale co słyszę… pono kurczę piszczy?Biegnijcie dzieci… tylko jedzcie skromnie,I z resztką jeszcze powracajcie do mnie.»