Wesprzyj Wolne Lektury 1,5% podatku — to nic nie kosztuje! Wpisz KRS 00000 70056 i nazwę fundacji Wolne Lektury do deklaracji podatkowej. Masz czas tylko do końca kwietnia :)

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Józef Birkenmajer, Wycieczka (tomik), Podzamcze
Rozmowa z cieniem → ← W dzień zaduszny

Spis treści

      Józef BirkenmajerWycieczkaPodzamcze

      Pamięci ojca mego

      1
      Jakże dziwna jest myśli siła czarodziejska!
      Bo gdy nią dawne moje wspomnienia ogarnę,
      to życiem dla mnie tętni nie śródmieście gwarne,
      lecz ta — jedna z najcichszych — ulica przedmiejska.
      5
      Nie wiem, co ją tak rojną i tak ważną czyni,
      że nad wszystkie ulice inne ją przeniosłem.
      Bo czyż to rzecz tak wielka, że mieszkałem przy niej —
      i to w czasie, gdy byłem dzieckiem niedorosłem?
      Chodnik na niej był kiepski, a bruku — nie było,
      10
      i często na niej błoto świeciło rozkisłe.
      Od kępy plant zbiegała kręto i pochyło,
      a jakby rzeczny dopływ, wpadała wprost w Wisłę.
      I co się może komu nieco dziwnem wydać,
      na domach miała same numery parzyste,
      15
      a z nieparzystej strony było niebo widać
      i na tle nieba wielkie wieżyce strzeliste.
      Zielone, gęstwą krzaków porośnięte wzgórze
      hardo się zaznaczało stoku swego zrębem,
      dźwigając równie strome zębate przedmurze,
      20
      co ząb za ząb walczyło z czasu srogim zębem.
      Lecz widziało się przecie, że w owych zapasach
      zwycięży i rywala dumnego umniejszy
      Czas-władca, co tu władał — już w zamierzchłych czasach —
      i znał przeszłość i przyszłość tak jak wiek dzisiejszy.
      25
      Niewzruszony skargami ni krzywdą ni buntem,
      szedł w niewiadomą przyszłość z przeszłości najdalszej,
      twardszy od twardych głazów i od spiżu trwalszy,
      choćby ten spiż był dzwonem i zwał się Zygmuntem.
      Przeto z niebem gwarzyły dwie dumne wieżyce,
      30
      czasu i dziejów smętne rozważając szanse:
      z jednej zegar wydzwaniał godziny, kwadranse,
      a z drugiej dzwon ogłaszał święta i rocznice.
      Tyle razy słyszałem serc spiżowych bicie — —
      i wiedziałem, że już dnia minęła połowa,
      35
      kiedy, jako wskazówka, wieża zegarowa
      wskazywała na słońce, stojące w zenicie.
      A gdy noc owładała wielkim niebios stropem,
      gdy jak wielka soczewka tkwił na niebie księżyc,
      gdy migały gwiazd punkty, wówczas każda z wieżyc
      40
      stawała się jak gdyby wielkim teleskopem.
      W chwile te, gdy sen zwodny uśmierza i zwalnia
      szalone myśli ludzkie, od kół gwiezdnych prędsze,
      nasze małe mieszkanie — tam na pierwszem piętrze —
      patrzyło w gwiazdy, niby cicha dostrzegalnia.
      45
      W ojca mego pokoju nieraz w nocy owe
      lampa długo, jak gwiazda promienna,
      płonęła — i widać było jasną i natchnioną głowę,
      pochyloną nad kartą olbrzymiego dzieła.
      Jasne gwiazdy świeciły tym poczętym dziełom;
      50
      patronował im wiernie, jak druh i powiernik,
      ten co w niebiańskich sferach wielki zdziałał przełom
      i ziemię z posad ruszył, a zwał się — Kopernik.
      Nigdy on tobie, ojcze, nie skąpił odwiedzin;
      a za nim przychodzili też inni, co sami
      55
      byli iście jasnemi ludzkości gwiazdami,
      jako odkrywcy nowych promienistych dziedzin.
      Wsparci na niebie — jakby na wielkiej opoce —
      wieńczyli czoło gwiazdą przejasną: ideą.
      I rozmawiali z tobą w te gwiaździste noce
      60
      Leonardo da Vinci, Kepler, Galileo…
      Umysł twój, jak ognisko we zwierciadle wklęsłem,
      skupiał w sobie odległe wzajemnie promienie
      i poprzez gwiazd pomosty snuł — przęsło za przęsłem —
      drogę w niedostrzeżone czasy i przestrzenie.
      65
      Ten glob ziemski, niejasny, nikczemny i mały,
      tobie złotych dróg gwiezdnych przesłaniała warstwa,
      Wobec ogromu niebios śmieszne ci się zdały
      wszelkie ludzkie potęgi, państwa i mocarstwa.
      Wśród gwiazd (mawiałeś) niema podłości i zbrodni,
      70
      nienawiści i złości, przemocy i wroga.
      Tam świat jasny, otwarty — tam się najswobodniej
      żyje i najszczęśliwiej — bo najbliżej Boga!
      Dzisiaj w świat ten odszedłeś, złocisty promieniu,
      75
      pitagorejska cudna muzyko mej duszy…
      Czas, który zręby murów i wieżyce kruszy,
      kres położył twojemu ziemskiemu istnieniu.
      Choć z wieży bije zegar, ty ulicą znaną
      nie podążasz na wykład do starej uczelni,
      80
      boś nawiedził tę szkołę gwiezdną i świetlaną,
      gdzie się wiecznych prawd Bożych uczą — nieśmiertelni!
      A gdy cię przywołuję mem tęsknem wspomnieniem,
      spraw, byśmy sobie nigdy nie byli dalecy!
      Bądź moją jasną gwiazdą i mojem natchnieniem, —
      85
      Głowo, kochana Głowo, jak mawiali Grecy…

      1929

      x