Bożena Keff
Dom spania
Śpię,
mieszkam w sobie. Trzoda pilnuje się sama, nie zapomina o mnie.
Gdzieś, na zanikającej krawędzi jakaś idea schodzi szlakiem trawionej kromki chleba, przebija jeszcze rytm niedawnej rozmowy, topnieje resztka strachu w przykurczonym mięśniu.
I cokolwiek jest, jest oddzielone, ale przenika mnie.
Świat się usunął, ja się usunęłam;
w tej rozrzedzonej, odradzającej przestrzeni
próbuje głosu kiełkujący chór.
Nie słyszę go. Śpię, żyję swobodnie.