Tadeusz Boy-Żeleński Piosenki „Zielonego Balonika” Dzień p. Esika w Ostendzie (na podstawie korespondencji do «Kuriera Warszawskiego» i na wszelką odpowiedzialność autora tychże korespondencji skreślony i pod muzykę podłożony) Des Lebens ungemischte Freude War *doch einem* Irdischen zutheil
Gdy skwar dopieka Biednego człeka, Pot po nim ścieka, Topnieje już, Gdzież Esik będzie, Godniej zasiędzie, Jak nie w Ostendzie, Królowej mórz… Uroczy pobyt, Tłum pięknych kobit, Wkoło dobrobyt, Wszystko aż lśni, Rozkosz przenika Ciało Esika, Nóżkami fika, Ze szczęścia drży. Pierwsze śniadanko: Kawusia z pianką, Przegryza grzanką I pędzi w cwał Prosto na plażę, Gdzie w słońca żarze Błyszczą miraże Kobiecych ciał. Strojna dziewczyna Kibić przegina, *Luxus*-kabina Rozkoszą tchnie, Ruchem pantery Zrzuca jaegery I gdzie hetery, Tam Esik mknie. Barwne półświatki, Pulchne mężatki, Obcisłe gatki Śmieją się doń, Esik się nurza, Szczypie w odnóża, To znów jak burza Wciąga je w toń. Lecz dość na dziś z tym, Na piasku czystym Jeszcze «mój system» Przez minut sześć, Potem swobodnie Nakłada spodnie I nim ochłodnie, Pędzi coś zjeść. Ostryga tłusta Wpada mu w usta, Potem langusta, Potem *chablis*: Otwiera paszczę, Językiem mlaszcze, W brzuszek się głaszcze I dalej ji. Znikł potraw szereg, Mały szlumerek, Potem spacerek Przez pyszną sień, Przybił do portu W cieniach abortu Co tu komfortu: Uroczy dzień! Wychodzi letki Z cichej klozetki, Znów na kobietki Popatrzeć rad, Z tłumem się miesza, Gdzie strojna rzesza Gwarnie pospiesza — Pięknym jest świat! Koncert w kurhausie Esik zdrzymał się, Budzi go w pauzie Oklasków szum, Potem nos wetka, Kędy ruletka, Stara kokietka, Przywabia tłum, Złoto się toczy, Wszystko się tłoczy, Wyłażą oczy, W piersiach brak tchu — Lecz Esik nie gra, Bo niechże przegra, Dałaby świekra Ruletkę mu! Tak niespożycie To szczęścia dzicię Studiuje życie I jego brud, Gdy wtem latarnie Gasną i gwarnie Wszystko się garnie Do tinglu wrót. Włazi i Esik W ten interesik, Figlarny biesik Jakiś go prze, Umoczyć usta Tam, gdzie rozpusta, Najskrrrrrytsze gusta Zgadywać śmie. Sala stłoczona, Dyszące łona, Nagie ramiona Wśród fraków tła; Tańczą skłębieni W ciasnej przestrzeni, Szampan się pieni, Muzyka gra. Dwa biusty śnieżne Trą się lubieżne, To znów rozbieżne Prężą się wstecz — Płoną oblicza, Idzie maczicza, Zabawa bycza, Baeczna — prosz paa — rzecz. Trzęsie się buda, Pęka obłuda: Cóż to za uda! Esik aż drży; Pyta nieśmiele: Ma toute belle, Rajskie wesele, Quel est votre prix? Spojrzy dziewczyna: Zamożna mina, Duża łysina I nóżki w iks, «Bez długich krzyków Dla starych pryków Dziesięć ludwików C'est mon prix fixe». Nie głupi Esik, Swój pularesik Zapina gdziesik, Ochłonął w mig, Płaci co żywo Za małe piwo, Z miną złośliwą Za drzwiami znikł. Wśród nocy chłodnej Po plaży modnej Idzie pogodny, Wolny od burz, Jeszcze dwie gruszki Zjadł do poduszki, Wyciągnął nóżki I chrapie już!…