Bianka Rolando

 

 

 

 

Pieśń dwunasta. Biodro, które się zrosło

 

 

 

 

 

Nie miałam w sobie cynizmu ani złości w trzewiach

nie nosiłam w portmonetce drobnych, przekleństw

Byłam przyjemna dla środowiska naturalnego

Moje osobiste spaliny chronione były katalizatorem

Zestarzałam się w spokoju, narzekając na ślad w krągłym biodrze,

choć już nikt nie pamiętał

Świetność mojego brązowego biodra minęła z czasem

Pokochałam swoją cichą samotność z esencją herbaty

Miałam coraz bardziej niewygodnie spętlone buty

wbijały mi się w moje poskręcane stopy zapomnianej

Coraz bardziej gniotły mi się jedwabne rajstopy

na zmarszczonych kolanach ciągle wyczekujących

Codziennie na targu kupowałam świeże warzywa

Gotowałam, patrząc, jak zanurzają się w gorącej wodzie

to jedyny grzech, który wspominam z niepewnością

Słoneczna staruszka ze zdziwieniem odkrywa siwiznę

Często w sklepach, dla żartu, grałam zapomniane role ku uciesze publiczności,

by się cieszyli jeszcze raz

Umierałam spokojnie wraz z kolejnymi kwitkami

odcinki emerytury i badań na obecność nowotworu

Na ostatnie pół roku bólu zostałam położona

w Umieralni, gdzie zaprzyjaźniłam się z paprotką

z wolontariuszką, którą namówiłam na studia

Kiedy zmieniała mi pieluchę, podawała mi mleko

dla dzieci powyżej 6 miesiąca życia, 6 miesięcy życia

Cicho zasnęłam którejś gwiaździstej nocy teatralnej

oddychając spokojnie i nie oddychając już spokojnie

Słodka ciemność przygarnęła mnie ręką, wyciągniętą tylko do mnie,

zgarniającą mnie jak drobniaki

Teraz tu, na plaży, moje nieciało spoczywa w pokoju

na ręczniku w kolorze ecrú wieczny odpoczynek

Niedługo przyjdzie przypływ, czuję to w biodrze

Jest bardzo wrażliwe na zmiany atmosferyczne

Zabierze mnie do siebie na zawsze, spełni mnie tam gdzie będę tą,

której biodro nareszcie się zrosło

Moja meta nie była więc w ramionach drzewa

Moja meta to ramiona tego brzegu, kochana czarna toń

Nic potrzebuję, to miłość od pierwszego wejrzenia

Wiem, znam doskonale jej słodki smak